Wikiźródła
plwikisource
https://pl.wikisource.org/wiki/Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Strona_g%C5%82%C3%B3wna
MediaWiki 1.39.0-wmf.25
first-letter
Media
Specjalna
Dyskusja
Wikiskryba
Dyskusja wikiskryby
Wikiźródła
Dyskusja Wikiźródeł
Plik
Dyskusja pliku
MediaWiki
Dyskusja MediaWiki
Szablon
Dyskusja szablonu
Pomoc
Dyskusja pomocy
Kategoria
Dyskusja kategorii
Strona
Dyskusja strony
Indeks
Dyskusja indeksu
Autor
Dyskusja autora
Kolekcja
Dyskusja kolekcji
TimedText
TimedText talk
Moduł
Dyskusja modułu
Gadżet
Dyskusja gadżetu
Definicja gadżetu
Dyskusja definicji gadżetu
Wikiźródła:Brudnopis
4
1341
3154594
3153531
2022-08-19T18:19:14Z
83.27.159.95
/* Wczesna cyrylica */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
79dmp8sb776il1adhjdwbdykv0y4mqv
3154596
3154594
2022-08-19T18:22:39Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka polskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
sdv82a1un4d2hz2zav8s3vr5m8r8mso
3154610
3154596
2022-08-19T18:34:22Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
3rbdgjtn0xc77b516andifaki34irpl
3154612
3154610
2022-08-19T18:35:36Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
e4lojyzc956p879ves1ctjn8lvgyemt
3154613
3154612
2022-08-19T18:36:15Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
ivn62nadd1nnjv35nkm9uquuv07uxde
3154616
3154613
2022-08-19T18:38:29Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
shcass0qqv0dv8o4fujcq8enl8mue5h
3154618
3154616
2022-08-19T18:40:06Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
lzvm61yjcsphcixm8m2ium51cdobccm
3154620
3154618
2022-08-19T18:41:27Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
4gb1m3xdhmzutpnuseoc61yud2din9l
3154692
3154620
2022-08-19T19:41:02Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
3nd3fra541jhejqyktjpv1z657a2u2m
3154694
3154692
2022-08-19T19:43:38Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
bsdrfq6gpyj3p7aa7m20u61v58x8rjd
3154696
3154694
2022-08-19T19:44:44Z
83.27.159.95
/* Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 106 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Ґ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Э Ё Ӓ Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ Ꙉ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ә Ь Ѣ Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
== Alfabet chantyjski ==
Alfabet składa się z 57 liter: А Ӓ Ӑ Ә Ӛ Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Қ Ӄ Л Ӆ Ԓ М Н Ң Ӈ Н’ О Ӧ Ŏ Ө Ӫ П Р С Т У Ӱ Ў Ф Х Ҳ Ӽ Ц Ч Ҷ Ш Щ Ъ Ы Ь Э Є Є̈ Ю Ю̆ Я Я̆.
== Alfabet ewe ==
Alfabet składa się z 30 liter: A B D Ɖ E Ɛ F Ƒ G Ɣ H X I K L M N Ŋ O Ɔ P R S T U V Ʋ W Y Z.
== Alfabet prasłowiański ==
Alfabet składa się z 33 liter: A Ą B C Č D E Ę Ě F G H X I Ь J K L M N O P R S Š Ŝ T U Ъ V Y Z Ž.
== Języki urzędowe nieistniejącego państwa, które ja wymyśliłem ==
48 języków: angielski, chiński, malajski, tamilski, rosyjski, słowacki, słoweński, ukraiński, czeski, serbski, chorwacki, bośniacki, czarnogórski, białoruski, bułgarski, rumuński, macedoński, albański, węgierski, nowogrecki, turecki, mołdawski, rusiński, kazachski, uzbecki, turkmeński, kirgiski, tadżycki, gruziński, ormiański, azerbejdżański, litewski, łotewski, estoński, mongolski, polski, niemiecki, francuski, norweski, szwedzki, fiński, islandzki, włoski, arabski, hiszpański, portugalski, perski, baskijski.
== Jus ==
Jus to archaiczna litera cyrylicy. Mały jus (Ѧ), Mały jus jotowany (Ѩ), Mały jus zamknięty (Ꙙ), Mały jus jotowany zamknięty (Ꙝ), Wielki jus (Ѫ), Wielki jus jotowany (Ѭ), Wielki jus zamknięty (Ꙛ).
Mały jus (Ѧ) ma wartość Ę, natomiast wielki jus (Ѫ) ma wartość Ą. Mały jus jotowany (Ѩ) ma wartość dwuznaku ię lub ję, natomiast wielki jus jotowany (Ѭ) ma wartość dwuznaku ią lub ją.
== Dialekt języka polskiego ==
Język sirowlaski (Djesik syrroruski) - odmiana języka polskiego, dialekt używany w nieistniejącym państwie, które ja wymyśliłem. Alfabet składa się z 40 liter: A Á Ą B C Ć D E É Ę F G H I Í J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U Ú Ü Ź Ż V W X Y Z.
== Wikipedia, Wikisłownik, Wikiźródła, Wikinews, Wikipedysta, Wikisłownikarz, Wikiskryba i Wikireporter po sirowlasku ==
Wikipedia - Wikipedija, Wikisłownik - Wikisłowmeniaak, Wikiźródła - Wikiźríoedła, Wikinews - Wikispríjoté, Wikipedysta - Wikipedijiojista, Wikisłownikarz - Wikisłowmeniaakraz, Wikiskryba - Wikiskrebija, Wikireporter - Wikirijepijeoryter.
== Wczesna cyrylica ==
Alfabet składa się z 44 liter: А Б В Г Д Є Ж Ѕ З И І К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ѡ Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Ѣ Я Ѥ Ю Ѧ Ѩ Ѫ Ѭ Ѯ Ѱ Ѳ Ѵ Ҁ.
== Klasyfikacja genetyczna języka polskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki zachodniosłowiańskie
* Języki lechickie
* Język polski
== Klasyfikacja genetyczna języka staroruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
== Klasyfikacja genetyczna języka rosyjskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język rosyjski
== Klasyfikacja genetyczna języka ruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
== Klasyfikacja genetyczna języka białoruskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język białoruski
== Klasyfikacja genetyczna języka ukraińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
== Klasyfikacja genetyczna języka rusińskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
== Klasyfikacja genetyczna języka łemkowskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Języki słowiańskie
* Języki wschodniosłowiańskie
* Język staroruski
* Język ruski
* Język ukraiński
* Język rusiński
* Język łemkowski
== Klasyfikacja genetyczna języka prasłowiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki bałtosłowiańskie
* Język prasłowiański
== Klasyfikacja genetyczna języka albańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki albańskie
* Język albański
== Klasyfikacja genetyczna języka ormiańskiego ==
* Języki indoeuropejskie
* Języki satem
* Języki ormiańskie
* Język ormiański
cci2zlmv0ksuof8mpsi22o6f155ax4k
Autor:Julian Bartoszewicz
104
117098
3154852
2806924
2022-08-20T07:19:01Z
Dzakuza21
10310
+EO
wikitext
text/x-wiki
{{Autorinfo
|Nazwisko=Julian Bartoszewicz herbu Jastrzębiec
|pseudonim=J. B., Jul. B.
|Grafika=Julian Bartoszewicz by Władysław Walkiewicz.jpg
|podpis=Julian Bartoszewicz - signature.png
|opis=Polski historyk. Ojciec [[Autor:Kazimierz Bartoszewicz|Kazimierza Bartoszewicza]]
|miejsce urodzenia=Biała Radziwiłłowska
|back=B
}}
== Teksty ==
* [[Encyklopedyja powszechna (1859)]] – współautor
* [[Historja literatury polskiej/Tom I|Historja literatury polskiej potocznym sposobem opowiedziana]]
* [[Śmierć królowej Bony]] (1864)
== Zobacz też ==
* [[Encyklopedja Kościelna/Bartoszewicz Juljan|Bartoszewicz Juljan]] – artykuł w ''[[Encyklopedja Kościelna|Encyklopedji Kościelnej]]'' (1873)
* [[Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Julian Bartoszewicz|Julian Bartoszewicz]] – biogram w ''[[Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX|Albumie biograficznym zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX]]'' (1901)
{{PD-old-autor|Bartoszewicz, Julian}}
{{DEFAULTSORT:Bartoszewicz, Julian}}
[[Kategoria:Historycy]]
[[Kategoria:Julian Bartoszewicz|*]]
[[Kategoria:Polscy pisarze]]
[[Kategoria:Encyklopedyści]]
ocw2sfpywzscbpc4wo1xkd3jl9z11ab
Szablon:PAGES NOT PROOFREAD
10
292653
3154811
3154138
2022-08-20T04:55:03Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.5.2
wikitext
text/x-wiki
263887
1zt3dumhddv4cm6cgwkrf95pjck9xiz
Szablon:ALL PAGES
10
292654
3154812
3154139
2022-08-20T04:55:13Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.5.2
wikitext
text/x-wiki
774520
cnonb15pu26f86y75sw9x3b3y8e9qcl
Szablon:PR TEXTS
10
292655
3154813
3154140
2022-08-20T04:55:23Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.5.2
wikitext
text/x-wiki
230913
gs5ud1958id711d5pzd9qx9n76ouh7z
Szablon:ALL TEXTS
10
292656
3154814
3154141
2022-08-20T04:55:33Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.5.2
wikitext
text/x-wiki
233509
32kayzu72h0e25tpja3r1ec4befm917
Szablon:IndexPages/Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu
10
552476
3154542
3154142
2022-08-19T17:01:49Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>123</q1><q0>3</q0>
00mhsw73hdom975nd9d3q7aquus429o
3154578
3154542
2022-08-19T18:01:57Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>126</q1><q0>3</q0>
7d7h6caxyuo8cpytu6m4hcinkfziqx9
3154819
3154578
2022-08-20T05:01:45Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>129</q1><q0>3</q0>
dtkj1skmi2hulxya7qi9cboc2y2k5ft
3154830
3154819
2022-08-20T06:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>130</q1><q0>3</q0>
7ahec1pa6agsfmnaznq6d4rpw1vqz7h
Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/56
100
611632
3154286
2052096
2022-08-19T12:17:22Z
81.18.214.18
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anagram16" /></noinclude>{{f|<poem>{{tab}}Nieraz na licach wody promień słońca świeci,
Choć spodem ciemna, zimna fala wre i pieni;
Nieraz uśmiech słoneczny twarz nam opromieni,
Choć już serce zbyt chłodne w przepaść zguby leci
Gdy jedna troska, jedno złowrogie wspomnienie,
Rzuci swój cień na nasze szczęście, jak niedolę,
Dla której, gdy nam duszę długie zdrętwią bole,
Rozkosz nie jest balsamem, ni żartem cierpienie.
O, ta myśl pośród uciech, jak schorzałe zbytnie
Latem bezlistne drzewo, świeci niewesoło.
Próżno promienie słońca nad niem lśnią około:
Uśmiechnie się w ich blasku, lecz już nie odkwitnie.<ref>''MOTTO'' z liryku T. Moore’a ''As a beam over the face''... (2-ga, 3-cia i 4-ta zwrotka); podajemy je w przekładzie J. Korsaka.</ref></poem>|w=85%|po=70px}}
{{c|SAMUELOWI ROGERSOWI<ref>''DEDYKACJA'' — ''Rogers Samuel'' (1743–1845), poeta angielski, przyjaciel Byrona.</ref>|w=110%|po=10px}}
{{f|jako słaby ale bardzo szczery znak podziwu dla jego genjuszu, poważania dla jego charakteru i wdzięczności za przyjaźń z jego strony|prawy=5em|lewy=5em|po=10px}}
{{c|ten utwór poświęca|po=10px}}
{{f|jego wdzięczny i życzliwy sługa|align=right|w=80%|prawy=2em}}
{{f|BYRON|align=right|prawy=5em}}
{{f|Londyn, w maju 1813.|lewy=5em|w=80%|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hp643ofo0jzkafztl4qhxkx21whzw5m
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/123
100
626189
3154858
1617736
2022-08-20T07:55:23Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /><br><br></noinclude>{{c|'''II.'''|w=130%|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}Z wązkiego okienka w niskiej chałupinie podleśnej wychyliła się kosmata, czarna głowa chłopa... Oczy głęboko zapadłe, jak ślepia ziemnego nornika, patrzą ciekawie dookoła z dziwną upartością. Jest jakaś siła tłumiona w tej duszy, która oczami na świat wyziera; jest jakiś wieczny, utajony ból, który zastygł na suchej, pomarszczonej twarzy, a krogulczy i ostro zakrzywiony nos zdradza nieukrywaną drapieżność, łagodzoną przez czoło wysokie i bruzdami zorane. Poznać z wędrownych brwi i ruchliwego czoła pierwotnego myśliciela, którego boli nieświadomość własna, i który, czując małość swoją wobec wielkich potęg, gryzie się tajoną złością i bezsilnym gniewem.<br>
{{tab}}Wschodzące słońce rzuciło ukośnymi promieniami na prawą stronę zwróconej ku północy twarzy chłopa — i wystąpiły ostrzej wyrzeźbione rysy, surowe i kamiennie zastygłe. Maleńkie oczy błyszczą zielonemi światełkami,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ft5v96yj5v6nq0xjbt64gmd391z846h
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/124
100
626214
3154859
1617874
2022-08-20T08:03:55Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>jak pełne tajonego jadu wężowe ślepie w skalnej kępie.<br>
{{tab}}Spokojem muzułmanina, modlącego się rankiem do słońca, stoi w oknie skamieniały chłop. Żaden muskuł nie zadrga, tylko oczy iskrami świecą i myśl pracuje uparcie. On modłów nie wyseła słońcu, (odszeptał je przed obrazem na ścianie), ale myślą po roli lata niezoranej, oddychającej szarą mgłą i lekkimi oparami po długiej leży zimowej.<br>
{{tab}}Cała spokojna wieś dyszy przed nim w kotlinie... Widzi rozrzucone osiedla, gdzieniegdzie samotnie potracone chaty, a dokoła nich klinami rozchodzące się zagony, wązkie, wyciągające długie szyje ku pustym tłokom i ugorom. Widzi zygzakiem wśród pól wijącą się roztokę, spadającą z uboczy leśnej. Niedawno czernił się las na uboczy — dziś pustka, nagi wyrąb i stada zgniłych pniaków, bielejące w słońcu...<br>
{{tab}}— Jak się to wszystko zmienia, a przecie nie na lepsze... — roztrząsa w myślach, idąc uparcie za wzrokiem, który błądzi po zagonach i ślizga się od miedzy do miedzy, jak żywa, zwinna śklenica.<br>
{{tab}}— Nie dawny czas, jak się złociły łany zboża, hań na dole, długie i szerokie. Wyszedłeś na wierch — tobyś rzekł, że się zorza oderwała od słonka i spadła na ziemię, że się błękity zniżyły i siadły, bo tak łąkami {{pp|błęki|tniały}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9wnj5chkarawcwqxdigylj41vs84dec
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/125
100
626215
3154860
1617876
2022-08-20T08:04:23Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|błęki|tniały}} lny w czerwonem okolu koniczyny. Schodziłeś na dół z tych wierchów, to ci ptaki śpiewały po lesie i dzwoniło ci echo nieskończone, a po gałęziach śmigłe wiewiórki wyprawiały ci zabawne psoty. Szedłeś w dolinę koło wody, to cię ogarnęło wysokie żyto i barwne łąki dookoła, gdzieś miedzom niedopatrzył końca, tak się rozbiegały daleko. Tam zaś w uboczy — jak to niedawno! — szły mrowiem owce na paszę, kerdelami szły, białe i czarne, a za każdą dwoje młodziutkich bliźniąt... Hej, Boże! niedawny czas! Gdzie się to wszystko zapodziało!<br>
{{tab}}— Hań z wierchów dojrzysz ino zagony pokrajane w strzępy. Szarość na nie spadła rdzawym płaszczem i okryła doznaku... Z lasu ci dzięciół nie odpowie, ni żadne ptactwo. Idziesz wrębami, ponurem spaleniskiem; białe pniaki sterczą ku tobie, jak jakie piszczele na {{Korekta|cmen tarzu|cmentarzu}}. Wejdziesz w ugory, to pustka cię niezmierzona ogarnie — nikany owcy białej, żywego bydlęcia — nikany nic... Chyba zgłodzone konisko, jak rama rozchwierutane wiatrem, zarży od młaki żałośnie, abo ci żmija syknie pod nogą — to oczy potracisz za miedzami, które ci z pod nóg wylatują na wszystkie strony. Taki czas, taki — taka to niedola...<br>
{{tab}}W ciężką zadumę popadł chłop i długo stał przechylony w oknie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4w9zz0xaqkwhcrfwmupwziqx5cykgml
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/126
100
626221
3154861
1617898
2022-08-20T08:08:19Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Słonko wytoczyło się nad wierchy, idąc nad wyrębami w błękitny strop — a ziemi jasność była wielka, wielka pogoda wiosennego ranka.<br>
{{tab}}W dolinie — życie, ruch. Ludzie, jak krety w ziemię się worali. Jeden i drugi i dziesiąty na wązkich zagonach rusza się w roli wilgotnej. Błyszczą do słońca lemiesze i wchodzą żądłem do ziemi, a za niemi rdzawe ogony zostają — długie skiby. Wyciągają się koniska chude, to kurczą się leniwe woły, ciągnąc z wysiłkiem ociężały pług, za którym włóczy się schylona, nędzna postać: rolny pan... Pracują bez ustanku bydlęta i ludzie; tysiąc razy przejdą po zagonie mozolną, krwawą drogą, tysiące zrobią stóp, a każdą zwilży pot łzawy i bolesny — i to wszystko dla paru suchych stogów, jeśli Pan Bóg i pogoda pozwolą zebrać szczęśliwie.<br>
{{tab}}Widzi te mrówcze wysiłki stojący w oknie chłop. Patrzał na nie drzewiej — patrzy i dziś. Ale mu się zdaje, że olbrzymieją wysiłki, praca rośnie i ciężej przywala, a owoce karleją wciąż na iment i ziemia się gdzieś zapodziewa...<br>
{{tab}}— Orali drzewiej — orzą dziś. Nie inaczej! Aleć jak wjechał w zagon z pługiem o wschodzie, to wyjechał zeń po zachodzie. Było się kany podzieć na łanie szerokim. Nie grodziły płoty, ni miedze — nie grodziły. Drzewiej człek<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0gkk72356u3m0vcp96ueta7wciw0x82
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/127
100
626223
3154862
1617901
2022-08-20T08:11:12Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>ziemię obsiał, ona go żywiła i żyli ze sobą w zgodzie wedle ludzkiego przykazania: «Kochaj ziemię — ona cię przyodzieje i nakarmi...» Dziś dwa razy ją telo pielęgnujesz, a musisz przekląć, bo cię nie obżywi łacno, chyba przyodzieje, skoro se ta już legniesz na smentarzu...<br>
{{tab}}Myśli, pełne niewesołych przeczuć wlatują mu zgrzytem do mózgu i odchodzą, pozostawiając zaraźne jady złych obaw i cichych zastanowień.<br>
{{tab}}A jedna najuparciej, jak osa, brzęczy mu w uszach i umysł draźni wciąż powracającem pytaniem: «Co to będzie? co będzie?» Ten ciągły, niewyraźny szept nie opuszcza go nigdy. Czasem wydaje mu się, jakby w pytaniu tem słyszał ciekawe głosy swoich dzieci. Czasem znów — ile razy oko zwróci na jutro i na dalszy czas — bojaźń dziwna szponami wpija mu się w serce, a skoro go opuści, to jeszcze długo czuje w sercu jad jej ostrych pazurów.<br>
{{tab}}Teraz, stojący w oknie, dziwne ma uczucie. Zdaje mu się, że od północy idzie ku niemu czarna mgła... Czuje, że za chwilę zasłoni mu wszystko: osiedla, łąki, pola... nawet i wieżę na kościele. Lada chwila nie dojrzy na świecie zgoła nic... Broni się temu uczuciu, jak może, całą mocą wytęża wzrok, pot kroplisty spływa mu po czole.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
damaewmyl1kqp0z6shsmzogunm3sm6s
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/128
100
626226
3154863
1617906
2022-08-20T08:17:41Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Co to będzie? co będzie? — szeleszczą osy dookoła.<br>
{{tab}}Naraz z tej nocy czarnej, z poza mgły występują dziwne obrazy zdumionemu oku. Przez mgłę, przez ciemny przetak, przedziera się gęsta, ruchliwa siatka zagonów. Jak wąziuteńkie nitki rozbiegają się miedze na wszystkie strony. Zwolna maleją w oczach szare płaty, zwężają się nieznacznie — miedze zbliżają się ku sobie niepostrzeżenie, jak wskazówki czasu — skibami łączą się i zwierają — nakoniec zwarły się w jedno zbite pasmo. Jak okiem dojrzeć: miedze, miedze i miedze, bez met, bez końc, bez granic...<br>
{{tab}}Chłop drgnął — przypomniał sobie, że te obrazy wracają z każdą wiosną, coraz to silniej i wyraźniej...<br>
{{tab}}Słonko stanęło na południu. Ludzie worali się już daleko w zagony — i nikt nie dojrzał kosmatej głowy w okienku nizkiej chałupiny podleśnej, nikt nie napotkał szklannych oczu, zapatrzonych w przyszłość... Nikt.<br>
{{---|przed=2em|po=2em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s2ohiek9ibrtqlpr2scp0jgh3wekus7
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/135
100
627000
3154871
2692730
2022-08-20T09:01:32Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /><br><br></noinclude>{{c|'''I.'''|w=130%|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}W jednej z górskich parafii wysypała się z rannej mszy przed kościół gromada ludzi. Idę między nich, a znajomi ściskają mi ręce i witają serdecznie.<br>
{{tab}}— Cóż tu u was słychać? — pytam, odwzajemniając pozdrowienia.<br>
{{tab}}— Zawdy jedno panie: bieda i bieda... Inszego nie usłyszycie.<br>
{{tab}}— Ona to — dorzucił drugi — pcha się drzwiami i oknami do chałupy, że się nieporada ognać...<br>
{{tab}}— Nie puszczać! — mówię.<br>
{{tab}}— O panie! Dyć sie człek broni, jak może, ale ręce ustają i rozumu nie starczy... Zatkasz jedną dziurę, to sie druga otworzy — i tak zawdy.<br>
{{tab}}— Hej! — potwierdziła gromada.<br>
{{tab}}Zasępienie w twarzach, w oczach turbacya. Czynią smutne wrażenie zegnanych na rzeź owiec.<br>
{{tab}}— Jezusie drogi! zmiłuj sie nademną... — {{pp|ję|czy}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0oj8ekikb3xyt40ekczuitrlrxf95pn
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/136
100
627001
3154872
2508728
2022-08-20T09:02:07Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|ję|czy}} kobieta jakaś sucha, jak szczypa, i wyciąga ręce do drzwi kościelnych.<br>
{{tab}}— To, wicie, komornica biedna, hań z Koninek — objaśnia stojący obok mnie gazda. — Biedactwo miało ino zagon ze ziemniakami, nic więcy, i przyszły dziki te nocy zwyczajnie z lasu i przewróciły do imentu...<br>
{{tab}}— Bedzie ta kopać biedna! Mocny Boże... — litowały się kobiety, poprawiając na ramionach chustki.<br>
{{tab}}— Żeby też kto te dziki od nas wyprowadził! — gwarzyli między sobą — toby sie mu gromada złożyła...<br>
{{tab}}— Dyć tu był raz jakisi wędrowny. On by je był wywiódł — objaśniał leśny — hale cóż, kie się bał hrabiego na się ozgniewać.<br>
{{tab}}— To niech polują na nie, abo co! — rzuciła gniewnie jakaś gaździna. — Przyjdą zbiórki, to pilnuj noc po nocy, bo by ci wszystko do znaku zjadły. Że też to na świecie nikoguteńko nima, coby sie tem zajął!... Dość nieurośnie, bo kany? to jeszcze dziki zepsują. Kielo bied na świecie, to sie wszystkie do nas zwaliły... Laboga! Cóż sie to dzieje?<br>
{{tab}}— Moiściewy! — tłómaczy jej kumoszka z gorzkim uśmiechem — Już to tak bedzie... Darmo! My świata nie naprawimy...<br>
{{tab}}— Są ludzie, którzy myślą o jego naprawie — wmieszałem się.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r0o9bvkocfb6z11b94tvdjpd24o3346
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/137
100
627002
3154873
1621524
2022-08-20T09:05:36Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Bóg im pomóż! — podniosły w górę oczy — Ale, nim słonko zejdzie, rosa oczy wyje...<br>
{{tab}}— Lepiej zdać sie ze wszystkiem na Pana Boga i czekać końca... — ozwał się z przekonaniem Król, zwany także Munarchą.<br>
{{tab}}— Tak, tak — potwierdził przechodzący obok organista. — Kogo Pan Bóg stworzy, tego nie umorzy...<br>
{{tab}}— Nadzieja w Bogu... w torbie ser! — szepnął za nim złośliwy «kumotr z nad miedze».<br>
{{tab}}— Włóczy sie psiamać ścierwo bieda sobacza... — klął po cichu zdecydowany pesymista od urodzenia i spluwał raz po razu.<br>
{{tab}}Z furtki kościelnej wyszedł ksiądz wikary. Lud cisnął mu się do rąk, całując ze wszystkich stron.<br>
{{tab}}— Czemuż nie idziecie do domu? — spytał.<br>
{{tab}}— Dyć, jegomościu, nima po co, bo tam bieda...<br>
{{tab}}— A cóż tu wystoicie?<br>
{{tab}}— Tak se ta pogwarzemy i poradzimy się...<br>
{{tab}}— Sami?<br>
{{tab}}— Jak nima kota, to i myszy rządzą... — zamruczał z przekąsem stary gazda.<br>
{{tab}}— Dyć pono mają dawać zapomogi... jegomościcku kochany! — woła płaczliwie niska kobiecina.<br>
{{tab}}Ksiądz się zatrzymał.<br>
{{tab}}— To jeno biednym komornikom...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mefvekm0foh8bu1zc4tpq88hedebx5u
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/138
100
627103
3154875
1621521
2022-08-20T09:07:48Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Dyć my wszyscy biedni, jegomościu! — zawołali.<br>
{{tab}}— Niema nic do gęby...<br>
{{tab}}— A na sobie nie urwiesz...<br>
{{tab}}— Hej!...<br>
{{tab}}Ksiądz odszedł, a oni się rozgwarzyli nanowo, podzieleni na mniejsze i większe gromadki. Nie spieszyło im się do domu. Po co? Wiedzieli, że to samo zawdy zastaną: płacz i zgrzyt... Tu przynajmniej ulżą sobie w pogwarce wspólnej, a widmo troski ciągłej na chwilę ich odejdzie.<br>
{{tab}}Słońce potoczyło się wyżej. Kościelny ostatni opuścił kościół i pozamykał drzwi — a oni stali gromadami, rozgwarzeni, na przedkościelnym kamieńcu. Wreszcie, wygadawszy wszystko, co im ciążyło na sercach, a było tego niemało, poczęli się rozchodzić i tracić. Każdy wpadł po drodze na niedużą chwilę do sklepu, do Kółka, by zborgować mąki lub kaszy. Ale najwięcej ludu cisnęło się do Abrama, który handluje «kukurzycą». Niejeden wysunie worek z za pazuchy, by nasuć weń jakiego ziarna, «bo też ta dzieciska czekają, czekają... a przykrzy im się, przykrzy!»...<br>
{{---|przed=2em|po=2em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aelidwtz8tlptqzalrzrq2wzj79j022
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/139
100
627104
3154878
1621528
2022-08-20T09:09:25Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /><br><br></noinclude>{{c|'''II.'''|w=130%|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}Wyszedłem rankiem z chaty mej pod lasem i począłem schodzić na dół wązką ścieżyną wśród zieleniejącego się po ugorach owsa. Bylem już za potokiem, kiedy usłyszałem poza sobą suche, astmiczne chrząkanie i równocześnie dobiegł uszu mych przytłumiony, chrapliwy głos:<br>
{{tab}}— Zaczkajcie panie, to się nam pudzie raźni...<br>
{{tab}}Stanąłem. Nizki, chuderlawy chłopina spuszczał się wolno z uboczy, koło rozsianych gęsto jałowców, podpierając się zakrzywionym kosturem.<br>
{{tab}}— Niech bedzie pochwalony! — zawołał już z blizka.<br>
{{tab}}— Na wieki. Dusi was?<br>
{{tab}}— A dusi, zawzięta psiamoc krzypota...<br>
{{tab}}— I nogi was bolą?<br>
{{tab}}— A bolą — odparł, dysząc ciężko. — Dusznota się na mnie zawzięna i dusi, a tu, wicie, i w nogi wlazło. Bieda to, wicie, jak chyci człeka chorość na oba końce...<br>
{{tab}}— Radzicie co?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g4k8r73l997jea1ka2qn64fc5germyl
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/140
100
627105
3154886
1621529
2022-08-20T09:19:36Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Coby! Nic nie radzę. Najlepsza rada byłaby, żebyś co zjadł tłustego. A tu nima, bo skąd? Je się tę kukurzycę i je z dnia na dzień... Trzeba cosi do tego. Bo, wicie, przy jednej spyrce i kot zdechnie. Przyje się doznaku. A tu nimas nikany, znikąd, nic...<br>
{{tab}}— Taka u was bieda?<br>
{{tab}}— Bieda, biedka nasza kochana! — zaśmiał się smutno. — Idę ta ku kościołu. Mają pono dawać kukurzycę za darmo, to się może i mnie co dostanie.<br>
{{tab}}Uśmiechał się wciąż. Spoglądałem nań, pełen przykrego zdziwienia.<br>
{{tab}}{{Korekta|Mają|— Mają}} dawać biednym, słyszałem, a wy macie grunt.<br>
{{tab}}— Ho! panie! grunt!... Dyć mam te parę morgów, jako i każdy we wsi. Ale niech pan idzie po wsi i pyta, czy jest by jeden, coby powiedział: Mam co jutro do gęby włożyć...<br>
{{tab}}Stanąłem przerażony, jakby nad urwiskiem.<br>
{{tab}}— Tak, tak panie, tak — śmiał się gorzko — nima-s takiego, nima... Z roku na rok grunta upadają... Nie dziwota! Widzi pan, jaki to owiesek? — pokazał ręką. — Kłują się ta zielone ździebełka z glinowarki, ale co na tem bedzie? Jedno ziarko. A i to w polu myszy zjedzą, abo i dzikie świnie. Nima-s co zbierać, nima...<br>
{{tab}}Szliśmy chwilę w milczeniu.<br>
{{tab}}— To widzi pan — począł — dziad we wsi<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hkkpw92oy36d78h3n89qsbmwg25kle9
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/141
100
627107
3154887
1629743
2022-08-20T09:20:19Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>bogatszy od gazdy, bo idzie od chałupy do chałupy i dadzą mu; jak nie tu, to tu... A gazda nie pudzie, nie wyciągnie ręki, bo go wstyd... Ale...<br>
{{tab}}— Dyabli-ć po hunorze, jak pustki w kumorze — szepnął sobie, idąc za mną ścieżyną.<br>
{{tab}}— Straszne! — odganiałem natrętne myśli.<br>
{{tab}}— Co straszne! — podchwycił z cierpkim uśmiechem. — Bedzie jeszcze gorzy... Nadzieja boska... Bedzie! Kto na to poradzi?<br>
{{tab}}A potem, jakby dla uspokojenia myśli, dodał:<br>
{{tab}}— Nie za nas świat nastał, nie za nas się skończy...<br>
{{tab}}I szliśmy ścieżyną wązką, jeden za drugim, mijając odosobnione smreki i stada rozsiadłych po pustych tłokach jałowców.<br>
{{tab}}Męczyło chłopa milczenie, więc mię zagadnął:<br>
{{tab}}— A cóż tam w świecie? Pono była podmucha na żydów...<br>
{{tab}}— Eh, głupstwo — odrzekłem — wobec tego, co się tu dzieje!<br>
{{tab}}— Panocku! Całe życie głupstwo i tyle...<br>
{{tab}}— Bo tu pisały gazety, — zaczął znów po chwili — ale nie jednako pisały... Jedne podają, że na Turbaczu zeszło się tysiąc chłopstwa, a insze podały parę tysięcy... He, he... Dyć my tu bliziutko, a niceśmy nie wiedzieli o tem... Ino, wicie, baby szły z Nowego Targu bez wierchy widziały hań dwóch chłopów, jak se {{pp|odpoczy|wali}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pf81auk5n3meq6ie4g68wrw8nqhl0tl
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/142
100
627110
3154888
1621537
2022-08-20T09:21:34Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|odpoczy|wali}} siedzący przy drodze... Czyby one doniesły?... Babski strach, to wicie ślepia ma niemałe. Dwoi i troi mu się w oczach wszystko... Ale ono ta cosi musiało być, bo i sądy zjechały z Widnia i żołnierzy dali na kwatery... Ono ta nie bez kozery!... Przyszła, wicie, na żydków podmucha, jako ta zaraza na ziemniaki...<br>
{{tab}}Nie odpowiadałem. Czarne myśli migotały mi przed oczyma. Szedłem wśród ugorów, gdzie dla owiec paszy zamało, a tu ludzie żyć muszą, przykuci na wieczność skalną koniecznością...<br>
{{tab}}— Dziw, że im nic nie zrobili, bo to lud, wicie, zawzięty, zbiedzony i uciskany zewsząd... — mówił, dysząc za mną. — A ze żydami, tobych pedział, jak ze wszami na łbie... Gryza cię i gryzą, a ty się drapiesz i drapiesz... Boś niezaradny człeku, jak ostatni dziad. Ha no! Pilniejszy brzuch, niźli głowa, bo od niego rozum idzie...<br>
{{tab}}Zakończył sentencyą, uśmiechając się cierpko i szedł za mną, utykając i dysząc piersiami, jak miechem.<br>
{{tab}}Przeszliśmy tak szeroki dział i schodziliśmy w osiedle, rozłożone czarnemi chałupami nad kościołem.<br>
{{tab}}Wśród zabudowań spotkaliśmy małego chłopczynę. Szedł żwawo, prawie biegł pod górę, boso, w brudnych płócienkach i obstrzępionej koszulinie. Kapelusz trzymał w obu rękach.<br>
{{tab}}— Ty co niesiesz, Jasiu? — spytał go chłop.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
971p7ehzmcoe70gdzm50mgug2706v4p
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/143
100
627112
3154890
1621539
2022-08-20T09:27:13Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Kukurzycę...<br>
{{tab}}— W kapelusie ino?<br>
{{tab}}— Wystarczy. Gazda mię posłali, bo dają za darmo. Ledwo-ch się dopchał. Zetrze się na śniadanie i zjemy. Ostańcie z Bogiem...<br>
{{tab}}— Mizerota! Jak se to umie radzić!... — popatrzał za nim gazda.<br>
{{tab}}— I to wszyscy tak biedzą? Wszyscy?<br>
{{tab}}— Ho! ho! Zobaczycie, jaki bedzie ścisk koło wozu... — śmiał się i dyszał chrapliwie.<br>
{{tab}}Zeszliśmy na kamieniec przez wodę i stanęliśmy przed kościołem. Zdala doleciał mych uszu hałas jarmarczny.<br>
{{tab}}Przed organistówką stał wóz drabiniasty; dokoła cisnęli się ludzie i pchali jedni przez drugich. Na wozie chłop jakiś wymachiwał rękami, z boku wójtowie hamowali pchający się naród. Tłum nie słuchał jednak tłómaczeń wójtowskich, lecz kłębił się i spychał, jakby zajadła, mrówcza czerń. Kto mocniejszy, dostał się prędzej do wozu ponad plecyma innych, brał, ile mógł i wysuwał się z ciżby.<br>
{{tab}}Kobiety, niedorostki i dziady stały na boku, czekając, aż im się co na ostatku dostanie.<br>
{{tab}}Zniemiałem chwilę i stałem długo, zapatrzony w hałaśliwy tłum. Przed oczyma migały mi twarze znajome «porządnych» gospodarzy, kilkumorgowych zagrodników.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bbgh5g9icce0undxvq4ne6xkt93k0sq
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/144
100
627329
3154891
1622988
2022-08-20T09:29:28Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Dla Boga! Cóż się to dzieje? I ci tu przyszli żebrać?!<br>
{{tab}}— A widzi pan!...<br>
{{tab}}Obok mnie stanął mój towarzysz.<br>
{{tab}}— Trza iść — szepnął — bo by mi się nic nie {{Korekta|dostalo|dostało}}...<br>
{{tab}}I, dysząc, powlókł się powoli i wmieszał w tłum. Z hałasu wylatywały urywane zdania.<br>
{{tab}}— Nie pchajcie się!<br>
{{tab}}— Mnie przódy!<br>
{{tab}}— Ty se możesz kupić!<br>
{{tab}}— Edyć zryjcie, bogacze! Biednemu się nie dostanie...<br>
{{tab}}I stał wrogo naprzeciw siebie cały ten nędzny tłum. Jeden drugiego żarł oczyma, a każdy wyciągał rękę po lichą zapomogę: gazda, komornik i najbiedniejszy dziad.<br>
{{---|przed=2em|po=2em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
55eaajf3f2ivq9qbjot54h0gp9mbw47
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/145
100
627333
3154893
1622997
2022-08-20T09:32:04Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /><br><br></noinclude>{{c|'''III.'''|w=130%|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}Słońce spadło nad Babią Górę i toczyło się wielkiem kołem ponad zimne doliny zachodu, kiedy wyszedłem na pierwszą polanę stromego zbocza Gorców.<br>
{{tab}}Siadłem na trawie, przebiegając jednem spojrzeniem kilkunasto-milową przestrzeń. Wschód i południe zastąpiły mi góry, okrwawione zorzą zachodu, niby olbrzymie, rdzawe ogniwa, rozpalone w ogniu i powiązane w jeden łańcuch. Za to na zachód leci wzrok niewstrzymany, opierając się aż o Beskid zachodni.<br>
{{tab}}W kotlinach szarzeją wsi, bielą się kościoły i Raba wije się kręto dolinami, wydzierając się na szerszą przestrzeń ku północy, za którą lecąc, dochodzi wzrok myślą do Wisły i podwawelskiego grodziska.<br>
{{tab}}Tak niedawno, jak je opuściłem... a już tak dawno!<br>
{{tab}}Siedziałem na polance, błądząc spojrzeniem po niezmierzonej mozaice zbóż, gdzie płaty zielone niedojrzałego owsa najdłużej zatrzymują oko.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6ppmjwzcqr9tw5ib4vuh2kkm68ygsr3
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/146
100
627335
3154901
1623006
2022-08-20T09:42:37Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Nagły szelest i trzask gałęzi w przylasku pode mną wyrwały mię z zadumy. Z ciemnego gąszcza wyszły naprzód cisawe woły, a za nimi wysunął się osendziały chłop.<br>
{{tab}}— Co was też tu pod wieczór przyniesło? — zagadnął, zbliżając się ku mnie, z prostodusznym uśmiechem.<br>
{{tab}}— Wyszedłem popatrzyć na dół... Ładny widok! — wskazałem ręką.<br>
{{tab}}— Ładny, bo ładny... ale tu jeszcze ładniejszy.<br>
{{tab}}Pokazał na zbocza i westchnął cicho. Wyręby puste, z rzędami pniaków, zaczerwienionych od zorzy zachodniej, ciągnęły się daleko, otaczając nagą pustacią strome ubocze gór...<br>
{{tab}}Westchnąłem za nim. Pamiętam dobrze te lasy czarne, smrekowe. Małym chłopcem latałem tu na grzyby, wspinałem się po drzewach za cisawemi wiewiórkami lub wyczekiwałem powracających z polan pasterzy. Znajomym był mi cały las na trzy mile w około. Jakie tu smreki były śmigłe! Kamieniem nie przecisnął. I to wszystko gdzieś poszło — za tak niedługi czas!...<br>
{{tab}}— E pudziecie wyżej, hań ku wirchu? — spytał chłop.<br>
{{tab}}Bez odpowiedzi, poszedłem z nim kamienistą drogą, zygzakiem wiodącą do szczytu.<br>
{{tab}}— Były tu lasy, były!... — mówił chłop, {{pp|za|ganiając}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f22vs6jfomyo3rtfjut3cz72m1sykny
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/147
100
627336
3154904
1623015
2022-08-20T09:43:09Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|za|ganiając}} woły — piekne i hrube i wysokie... samiutkie smreki! Hale cóż?.. Zachciało sie hrabiemu (ućciwszy was poćciwych) żydowskiego łajna i posprzedał doznaku. Zleciało sie żydostwo, jak mszyce, pozakładało parowe tartaki i chyciło sie z kraja. Tutejszy naród klął po cichu i powiadał głośno: Niech tną, choćby do sądnego dnia... Bo lasy, wicie, były takie, żeby je bez trzy dni nie przeszedł. Ale oni światowców skądsi dognali i ci dopiero poczęli trzebić bez pardonu, że ostało ino to, co hań widać...<br>
{{tab}}Wskazał ręką na zbocze Obidowca, gdzie potracone buki zieleniły się jasno i sterczały gdzieniegdzie suchymi konarami stare, przegniłe jedle.<br>
{{tab}}— Telo ino ostało... he Cisoń! — popędzał woły, zaśmigując biczem.<br>
{{tab}}— Żal wam tych lasów?<br>
{{tab}}— Ba! komuby nie żal było?<br>
{{tab}}Szliśmy powoli, bo kamienista droga podnosiła się coraz stromiej. Dokoła nas obsiadły stada zbutwiałych pniaków, wśród nich pięły się trawy różnorodną zielenią.<br>
{{tab}}— Dy zelżyjmy! — mówił chłop, przystając. — Wyjdziemy na dość czasu.<br>
{{tab}}Usiedliśmy na pniakach przydrożnych. Woły, nie widząc za sobą poganiacza, zboczyły do wrębu i poczęły łakomie skubać zwaloną trawę.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hwo2gxqigt6m237xiq66xb69rs3sl7i
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/148
100
627337
3154941
1623021
2022-08-20T11:39:51Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>Oczy chłopa spoczęły na bydlętach z prawdziwą miłością.<br>
{{tab}}— Niech sie ta i one zawróżą, bo głodne — szepnął sobie.<br>
{{tab}}— A wolno wam paść po wrębie?<br>
{{tab}}Popatrzał na mnie, zdumiony, z pewnym niepokojem, chcąc odgadnąć, jaką myśl miałem w zapytaniu.<br>
{{tab}}— Jak nikt nie widzi, to i nikt nie broni — odparł.<br>
{{tab}}Kiwnąłem głową na znak, że nie widzę. Chłop dumał chwilę, przypatrywał mi się jakiś czas, wreszcie począł mówić:<br>
{{tab}}— Bo wy nie wiecie, jaka tu drzewiej była gospodarka. Do lasu należeli wszyscy: tak pan, jak i my. Każdy brał la siebie, kielo chciał, ino sprzedawać nie było wolno. Ludzie wypasowali woły po lesie i brali za nie rocznie po trzysta papierków. Na wołach zarabiał ktoten, bo trawy było dość i nikt je nie zazdrościł. Ludzie nie byli też łakomi na drzewo, bo go mieli podostatkiem. I nikt sie nie pytał, czyje to? abo: do kogo to należy?... bo góry stoją od początku świata i lasy na nich rosły same, nikt ich nie wsiewał... Było tak zawdy i jeszcze za moje pamięci tak było. Jaże naraz gruchnęło po wsi, że hrabia lasy przedał. Z początku nie chcieli temu wierzyć; wreszcie, skoro sie już dowiedzieli na pewno, tak sie gromady zawzięny, że<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
avof701ah3qrpn2jhey5kb7qpsc85xy
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/149
100
627338
3154942
1623024
2022-08-20T11:49:19Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>padają: Nie puścimy hrabiego do lasa!... Z tego do tego, uwziątka rosła i nie dali dworskim dojeżdżać po siągi. Ani na biczysko hrabiemu sie nie patrzy z lasa — powiadali. Wtedy to, wicie, hrabia pościągał wójtów i kazał im sie popodpisować na sprzedaj. Juści sie podpisali, ino jeden wójt porębski nie chciał. A bez jednego podpisu ni mógł sprzedać. Toż to, wicie, hrabia napisał do cesarza i ten mu przysłał wojsko na pumoc. Ozkwaterowało sie po wsi i padali, że nie pudzie, dopokąd wójt sie nie podpisze. Porębski uciekł. Doszli go żołnierze na Turbaczu i zastrzelili. Wtedy to wicie, dopiero hrabia przedał las, porobił kopce i poodznaczał, po kiela jego, a pokiela gminne. Dostało sie i gminom po szczypcie lasu, ale cóż z tego, kie one mają walór do całkowite spółki... Bo wicie, i polany poszły do podziału: jedne hrabiemu, drugie chłopom.<br>
{{tab}}Przestał i począł szukać fajki w zanadrzu. Pochylony, słuchałem w milczeniu sto razy słyszanej historyi.<br>
{{tab}}— Tak wicie — kończył, nakładając fajkę — drzewiej było paszy dość i mógłeś przychować na bydlęciu; a dziś mało który gazda posiada woły, bo nima ka paść. Na ugorach ledwo owca zdole co uskuść. Myśleli-my, że jak lasy wytną, to bedziemy paść po wrębach. A tu, wicie, postanowili leśnych i nie puszczają nawet na {{pp|ja|gody}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t9s8vtbl4yl1ize77ekcus80qsobsts
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/150
100
627341
3154943
1623028
2022-08-20T11:49:46Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|ja|gody}}. Była zajadka wielga od chłopstwa, jak i w śterdziestym szóstym za moje pamięci — ale cóż?... Dwory stoją, jak stały, a u nas bieda, coraz większa...<br>
{{tab}}Pykał drobno z fajeczki, spluwał przed siebie i patrzył na mnie prostodusznie. Siedzieliśmy w milczeniu. Wiatr szuściał dokoła nas wysoką gibrzyną i kołysał z szelestem rozłożyste maliniaki. Woły pasły się wrębem ponade drogą.<br>
{{tab}}— E, trza iść — ozwał się chłop — boby jeszcze kto nadszedł niechcęcy...<br>
{{tab}}Wytrzepał fajeczkę o pniak, schował do zanadrza i ruszył za wołmi, zaganiając je ku drodze.<br>
{{tab}}— Żal wam duże trawy, żal... — mówił do nich serdecznie — Dobrze, żeście choć telo urwały... To sie zmarni — wskazał biczyskiem — zeprzeje i zeschnie, a nie dadzą wypaść...<br>
{{tab}}— Za to smreczki podrosną — zauważyłem.<br>
{{tab}}— Kto ta dożyje! Ja, bo nie... he Cisoń, he!<br>
{{tab}}Zbliżaliśmy się do szczytu.<br>
{{tab}}— Za przykładem panów idą chłopy — tłómaczył mi gazda — co ino kto ma, to ścina, niszczy i przedaje... Ale też i nie dziwota, bo bieda szelma dogania... Trudno zdychać z głodu. Nima sie czego chycić na przednowku, to chytają sie lasu. Niejeden zetnie smreka, zawiezie na miejsce żydowi, to go jeszcze musi pieknie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mc0hm4u0igfzdevku8m7gpihs7k464w
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/151
100
627343
3154944
1623032
2022-08-20T11:52:10Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>prosić, po rękach całować, coby raczył kupić. Żyd sie, wicie, ogania i droży, aże kupi za telo, za kielo sam zechce. Wnetki przehandlują i chłopy swoje laski; wnetki nie ostanie na budulec, ani na opał. Zaczkajcie ino rok, dwa...<br>
{{tab}}Stanęliśmy na szczycie. Z polany okrągłej, widnej odsłonił się wspaniały widok na ogołocone z lasu Gorce.<br>
{{tab}}— Te wręby calutkie — objaśniał mię chłop — od Lubomierza jaże do Olszówki, to posiadłości hrabiego z Przysłopia.. Hań, te góry nagie, co stoją przed nami, to hrabiego z Kamienice; a te pustacie na lewo, to pana mszańskiego... Ładne posiadłości! nima co rzec...<br>
{{tab}}Kiwał głową z przekonaniem i wpędzał biczem woły do koszaru.<br>
{{tab}}Czekałem na niego, patrząc na gołe, leżące pustką dokoła mnie góry...<br>
{{tab}}— Ładne posiadłości! Nima co rzec...<br>
{{---|przed=2em|po=2em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gemivh1gfusszxuaf797yk4hbtbwn88
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/107
100
627537
3154756
1673499
2022-08-19T21:14:22Z
Seboloidus
27417
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Seboloidus" /><br><br></noinclude>{{tab}}Smutno i ciężko w kotlinie podkarpackiej. Słota już dwa tygodnie trwa... Zewsząd, z południa i z zachodu, z dalekich lądów i od morza zleciały się mgły i przysiadły tę ziemię nieszczęsną, tę krainę kęp i wiecznej nędzy; rozścieliły się po mokrych ziemniaczyskach, porosłych wcześnie łopuchem i mleczem trującym, i przeganiają się po ugorach i tłokach, gdzie czerwienią się rdzawo rozorane, niczem nie obsiane, zagony.<br>
{{tab}}— Dawno już nie było takie wiesny — mówią strapieni ludzie między sobą. — Ani to ziemniaków okopać, ani to dosiać poczciwie, jak sie patrzy, bo jakże? Deszcze i psoty bez ustanku... O Boże litościwy i drogi, cóż sie to stało, aj co, żeś sie tak uwziął na ten naród nieszczęsny?<br>
{{tab}}— Dejcie-no spokój — powiadają starzy. — Nie bądźcie tacy nagli. I Poniezus sie zlituje, skoro go złość opuści...<br>
{{tab}}— Dyć niejak, ale...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mkwuma4nj3y203s47evxvurfgk19tbs
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/108
100
627865
3154763
1624681
2022-08-19T21:31:54Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Najgorzej pierwszą biedę przeczekać, to się już do następnych człowiek wezwyczai...<br>
{{tab}}— Bo musi!<br>
{{tab}}— Nie bluźnijcie ino, moi mieli, i nic nie gadajcie naprzeciw wyroków boskich, a miejcie se to na uwadze, że Opatrzność boska zawdy wisi nad nami, ino że my je nie widzimy, bo my je niegodni...<br>
{{tab}}Na to już niema nikt nic do powiedzenia, jeden tylko Cyrek, co przy samym kościele siedzi, zdaje się powątpiewać, bo chlipie niezrozumiale oczami... Ale ktoby się ta obzierał na takiego niedowiarka? Nie wierzy — to zmierzy i sam się przekona.<br>
{{tab}}W kościele nabożeństwa się odprawiają na uproszenie pogody u Pana Boga. Falami lud zalewa kościół drewniany. Ciżba w świątyni, duszenie, płacz, przekleństwa i krzyki — po sumie: suplikacye przejmujące, organy i jęki. Wszystek lud płacze zmiłowania Bożego. Z dalekich roztok spłynął do ołtarza i pada krzyżem przed wystawioną monstrancją.<br>
{{tab}}Po nabożeństwie wylewa się potok głów odkrytych z kościelnego cmentarza i rozpływa się po kamienistym rynku. Widać gromadki, powiększające się z każdą chwilą, gwarzące cicho, trwożliwie, bez krzyku i hałasu.<br>
{{tab}}Na długich ławach, przed karczmą-ratuszem, usiedli rzędem gazdowie starzy i wiekowi. {{pp|Sie|dzą}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ocpi601ayb54xoz9vhu2jk82iwucfhf
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/109
100
627869
3154764
1624682
2022-08-19T21:32:11Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|Sie|dzą}} z pochylonemi głowami: strączki białych włosów osłoniły im spalone szyje. W siwych chazukach z owczej wełny, zdają się być rzędem karłowatych jałowców, osendziałych śniegiem.<br>
{{tab}}I u wójta, w urzędzie gminnym, nie tak gwarno i hałaśliwie, jak zwykle. Poschodzili się, co prawda, wszyscy radni; nie brak Jędrka z nad miedzy i Józka od Chlipały i Tomka Nieboraka ze Skalistnego; jest i pan pisarz, «jedna głowa na cztery wsie dookoła, jeden rozum i jedno orendzie».<br>
{{tab}}Siedzą, bo siedzą, bo ławek nie braknie; piją, bo piją, bo co mają robić na te ciężkie czasy — ale u wszystkich widać zasępienie i utrapienie wieczne, co młyńskim kamieniem sparło się na sumieniu i ani rusz.<br>
{{tab}}— Tak moiściewy — począł Tomek, podając szklankę kumotrowi. — Nie dość jednej biedy na świecie, ba zawdy ich musi być więcy. Człek się ogania, wicie, siepie na wszystkie strony, a tu darmo, bo jak cię ścisną zewsząd, to ani dychniesz człeku nieboraczku... w ręce!<br>
{{tab}}— Dej Boże!<br>
{{tab}}— Na tę naszą biedę...<br>
{{tab}}— Biedkę kochaną!<br>
{{tab}}I kolejka przeszła rzędem, nie omijając nikogo. Wójt Okpiśny szynkuje raźno, sprawiedliwie, przymruguje każdemu z osobna, wszystkim<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
co83gc78qlhn3ji9o57w5kajtqr3eoi
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/110
100
627872
3154765
1624683
2022-08-19T21:32:42Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>potakuje i ręce zaciera, rad widocznie sobie i całemu światu.<br>
{{tab}}— Pamiętacie wy kiedy wójcie taką wiesnę?<br>
{{tab}}— Jakże chcecie, cobych nie pamiętał?<br>
{{tab}}— O, o, cóż sie to dzieje moiściewy, kochani, drodzy... — jęczy Tomek. — Ani ziemniaków ogrześć nieporada, ani nic... Do znaku wszystko skapie i zmarnieje... Matko Najświętsza! Dejże też te pogody jakie, uproś przecie u Pana Jezusa, u synaczka swojego najmilszego... Królowo Niebios, Pani moja... w ręce!<br>
{{tab}}— Dej Boże!<br>
{{tab}}— Na tę naszą biedę...<br>
{{tab}}— Biedkę kochaną!<br>
{{tab}}W milczeniu podawali dalej szklankę okopistą, uważając przytem, ażeby nie rozlać, nie sponiewierać daru bożego.<br>
{{tab}}Gdy przyszła kolej na pisarza, ten ujął misternie szklankę dwoma palcami, przejrzał się w niej i wypił; potem nalał drugą i tę już bez namysłu wychylił, podając sturbowanemu sąsiadowi, ktobądź nim był, próżne, zielone szkło. Tak czynił zawdy, odkąd go poznali, więc nikt się temu nie dziwił.<br>
{{tab}}— Musiał się już z tem urodzić — powiadali — abo, kto wie...<br>
{{tab}}— Ho! ho! Nasz pisarz ma głowę i łeb, moiściewy, nie na wszy! Kazanie wam calutkie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
09gpym8ahgj5dc8gzlgxuuk122hf0bq
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/111
100
627875
3154766
1624684
2022-08-19T21:33:15Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>powtórzy, ani słóweczka nie wypuści... Taki pamiętny wicie już od urodzenia.<br>
{{tab}}— Bóg mu dał talant...<br>
{{tab}}— Hej, by miał z czego żyć... Jedni, wicie, żyją z gruntu, a drudzy letko — z talentu. Na jednych Paniezus więcy łaskawy, na drugich mniej.<br>
{{tab}}— Nima to i w niebie sprawiedliwości...<br>
{{tab}}— Nie bluźnijcie! padam wam, bo...<br>
{{tab}}— Kto bluźni?<br>
{{tab}}I wnetby przyszło do bitki, bo kilku ujęło się gorliwie za sprawiedliwością niebieską, gdy powstał pisarz z za stołu i chrząknął wyraźnie trzy razy, co znaczyło, że pragnie zabrać głos... Uciszyli się wszyscy. On zaś, oparłszy pięście o stół, przemówił w te słowa:<br>
{{tab}}— Nie powiem wam nic inszego, jak ino to, co gadał ksiądz pleban na kazaniu.<br>
{{tab}}— Dyć my już słyszeli...<br>
{{tab}}— To usłyszycie drugi raz... Nie zawadzi.<br>
{{tab}}— Słowo Boże — rozpoczął pisarz — jest jako światły chleb, który się nigdy nie przyje...<br>
{{tab}}— Oj, nie przyje, nie!<br>
{{tab}}— Cicho tam!<br>
{{tab}}— Tak samo, jak manna niebieska...<br>
{{tab}}— Nie jak placek owsiany...<br>
{{tab}}— Cit!<br>
{{tab}}— Słuchajcie!<br>
{{tab}}— A kto je będzie słuchał nieśpiący — {{pp|cią|gnął}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
83fdafltt5jescguay6asp71qgz7aoj
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/112
100
627878
3154767
1624686
2022-08-19T21:33:31Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|cią|gnął}} pisarz — tego uszy staną otwarte na wszelkie słowa mówiące i pisane. I stanie mu się we łbie jasno, mówił ksiądz pleban...<br>
{{tab}}— To już wiemy!<br>
{{tab}}— ...i pozna wszelkie arkana wiary naszej przenajświętszej i będzie jako on filozofus, który okiełznał emanacyę...<br>
{{tab}}— O czemże wy gadacie? — szarpnął go Jędrek za rękaw.<br>
{{tab}}Pisarz, zbity z tropu tak niesłychaną uwagą, chrząknął raz, chrząknął drugi raz, wreszcie wychylił duszkiem stojącą przed nim szklankę.<br>
{{tab}}— Bieda jest, bo jest! — począł, ocierając usta.<br>
{{tab}}— Tak mówcie! — wrzasło paru — co tam filozofy!...<br>
{{tab}}— A wiecie, skąd się bierze?<br>
{{tab}}— Ba! Kadukby ta odgadł... Przyszła i jest psiapara.<br>
{{tab}}— A co gadał ksiądz pleban?<br>
{{tab}}Wszyscy się zastanowili.<br>
{{tab}}— No, co gadał? Powiedzcie... — szepnął Tomek.<br>
{{tab}}Pisarz potoczył dokoła okiem filozofa, «który okiełznał emanacyę»...<br>
{{tab}}— Grzech jest w narodzie! — huknął. — Grzech jest i nic więcej...<br>
{{tab}}— A bieda kany się podziała? — wtrącił Jędrek żałośnie z końca stołu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2l13vwdrk2tspk0e7fgpr3f7qxz87bj
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/113
100
627892
3154774
1624687
2022-08-19T21:41:08Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Pisarz ku niemu oczy gniewnie obrócił.<br>
{{tab}}— Bieda jest w grzechu, a grzech w biedzie! Rozumiesz teraz?<br>
{{tab}}A gdy wszyscy milczeli, podniósł głos i tak prawił:<br>
{{tab}}— Ksiądz pleban dokumentnie wyłożył, o co się rozchodzi. Nie idzie — prawi — o tych, co się zabawią w karczmie, abo w Kółku. Bo co biedny człek ma w niedzielę robić?<br>
{{tab}}— Hej! — potaknęli.<br>
{{tab}}— Ino o tych idzie, co pod dzwonnicę nie zajrzą, a dom Boży obchodzą z daleka... Ci to heretycy, niedowiarki — prawił — co niedzielę świętują w chałupie, wymijają ućciwych ludzi, do spowiedzi nie idą, jak rok długi, ba ino grzeszą i grzeszą... Oni to rozumu uczą się z pism dyabelskich i bezbożnych książek, oni to dyabłu zaprzedali swą duszę na wieczne zatracenie.<br>
{{tab}}Tu odsapnął pan pisarz i wychylił szklankę.<br>
{{tab}}Potem otarł pot z czoła, na którem, żyłami wypisane stało kaznodziejstwo.<br>
{{tab}}— Jest tu między wami kto taki, co widział te bezbożne pisma?<br>
{{tab}}Milczenie.<br>
{{tab}}— Chwała Bogu! Sprawiedliwość nie odeszła z narodu... Was to Bóg karze za tych zaprzedanych; cała wieś cierpi za jednego...<br>
{{tab}}— Za Cyrka! — szepnął Tomek.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kkv9p09g2hqolnik14gy7uzvur59xn6
3154777
3154774
2022-08-19T21:46:08Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Pisarz ku niemu oczy gniewnie obrócił.<br>
{{tab}}— Bieda jest w grzechu, a grzech w biedzie! Rozumiesz teraz?<br>
{{tab}}A gdy wszyscy milczeli, podniósł głos i tak prawił:<br>
{{tab}}— Ksiądz pleban dokumentnie wyłożył, o co się rozchodzi. Nie idzie — prawi — o tych, co się ta zabawią w karczmie, abo w Kółku. Bo co biedny człek ma w niedzielę robić?<br>
{{tab}}— Hej! — potaknęli.<br>
{{tab}}— Ino o tych idzie, co pod dzwonnicę nie zajrzą, a dom Boży obchodzą z daleka... Ci to heretycy, niedowiarki — prawił — co niedzielę świętują w chałupie, wymijają ućciwych ludzi, do spowiedzi nie idą, jak rok długi, ba ino grzeszą i grzeszą... Oni to rozumu uczą się z pism dyabelskich i bezbożnych książek, oni to dyabłu zaprzedali swą duszę na wieczne zatracenie.<br>
{{tab}}Tu odsapnął pan pisarz i wychylił szklankę.<br>
{{tab}}Potem otarł pot z czoła, na którem, żyłami wypisane stało kaznodziejstwo.<br>
{{tab}}— Jest tu między wami kto taki, co widział te bezbożne pisma?<br>
{{tab}}Milczenie.<br>
{{tab}}— Chwała Bogu! Sprawiedliwość nie odeszła z narodu... Was to Bóg karze za tych zaprzedanych; cała wieś cierpi za jednego...<br>
{{tab}}— Za Cyrka! — szepnął Tomek.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qtnipx6pd8tkgxcahjcy7ra79ue7do6
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/114
100
627894
3154775
1624689
2022-08-19T21:44:27Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Za Cyrka! — powtórzył pisarz i zaraz dodał: — Dwa tygodnie słonka nie widać. Paniezus zasłonił swoje oblicze przed nami...<br>
{{tab}}— Bo my niegodni...<br>
{{tab}}— Kto niegodny?!<br>
{{tab}}Powstał hałas. Z hałasu nic nie można było zrozumieć, tylko jedno słowo: Cyrek.<br>
{{tab}}— Ta psiakrew! Ta nas gubi...<br>
{{tab}}— Dyabłu duszę zaprzedał!<br>
{{tab}}— Ksiądz pleban... — począł pisarz.<br>
{{tab}}Nie słuchali go. Zajadłość na Cyrka rosła; dopowiadali o nim coraz to nowsze historye.<br>
{{tab}}— Idę se — mówił Tomek — wyjrzeć na pasterzy, a ten, wiecie, co robi w samiutką sumę? wiecie?<br>
{{tab}}— Co?<br>
{{tab}}— Kwiczole chyta... «Zjadłeś ty dyabła, aj-eś ty zjadł» — powiadam mu — «toś tu? A któż za ciebie w kościele?» — «Ja — pada — za siebie najął»... «Kogo?» — pytam się. «Błażeja Szczyptę» — odpowiada. — «Ja mu siekł, a baba mu żęna»... «Poczekaj, hyclu!» — mówię mu — «dyabli Szczypty za ciebie do piekła nie najmą; musisz ty sam odsługować»...<br>
{{tab}}— Siedem roków, jak nie był do spowiedzi...<br>
{{tab}}— A przed kościołem mieszka...<br>
{{tab}}— Luter krotny! heretyk!<br>
{{tab}}Wójt się wmieszał.<br>
{{tab}}— Nie pije, pada, ani do karczmy nie chodzi...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mpdyql0q0kphosqe2o9atmuzy9jq4wk
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/115
100
627895
3154779
1624690
2022-08-19T21:48:50Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— E, bo mu dyabli wódkę noszą do chałupy! Co sie ma fatygować?<br>
{{tab}}— Dyć niejak!<br>
{{tab}}— Powiesić psiąkrew, to sie upamięta...<br>
{{tab}}— Nauczyć hycla rozumu!<br>
{{tab}}Wszyscy porwali się od stołu. W oczach każdego zaiskrzył się groźny, ponury fanatyzm.<br>
{{tab}}Nagle drzwi się otwarły i do izby wszedł Cyrek.<br>
{{tab}}Dwadzieścia nóg raptem posunęło się ku niemu, dwadzieścia pięści ujrzał nad swą głową. I zamiast się przerazić...<br>
{{tab}}— Zaczkajcie — rzekł spokojnie. — O co wam to idzie?<br>
{{tab}}Połowa pięści opadła.<br>
{{tab}}— Ty, niedowiarku, ściągasz na nas pomstę! Bez ciebie deszcz leje!...<br>
{{tab}}— Dejcież mi usiąść! — ozwał się Cyrek i, zwracając się do wójta, szepnął: — Cztery flaszki!<br>
{{tab}}Wszyscy, ździwieni, odstąpili go, patrząc po sobie, a wójt skoczył do szafki i postawił na stole cztery litry.<br>
{{tab}}Cyrek podszedł zwolna i nalał.<br>
{{tab}}— Kto nie pije?<br>
{{tab}}Nikt nie odpowiedział, więc przypił do pierwszego z kraju. Poprzysuwali się w milczeniu i nieśmiało. Żaden nie chciał być ostatnim. Pisarz jeno zapomniał sobie o zwyczaju i wypił tylko jedną szklankę.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
toisupfhj8qq98znxeraqlbtw1225z4
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/116
100
627896
3154780
1624691
2022-08-19T21:52:10Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— To pijecie? — spytał Jędrek.<br>
{{tab}}— A piję... dy widzicie! — odparł Cyrek.<br>
{{tab}}— No... no... ktoby sie to spodziewał?<br>
{{tab}}— Niczemu się, moiściewy, dziwować nie trza... — rzekł ostentacyjnie pisarz.<br>
{{tab}}Rozmowa się powiązała, i z drugą kolejką urosła w hałaśliwą gwarę. Każdy się do Cyrka zwracał, każdy chciał z nim mówić.<br>
{{tab}}— E każ-eście sie zabrali? — pytali go.<br>
{{tab}}— Do folusza...<br>
{{tab}}— We święto?<br>
{{tab}}— Dyć kież pódę? W robotny dzień czasu nima, a tu portczęta ladaco...<br>
{{tab}}Wyciągnął nogę.<br>
{{tab}}— Słusznie macie kumie — ozwał się polowy — ale też uwazujcie na niedzielę, uwazujde, bo to grzech.<br>
{{tab}}Cyrek się roześmiał.<br>
{{tab}}— Jakby wam cielę zdechło w niedzielę... nie ratowalibyście?<br>
{{tab}}— A i pacierzy nie mówicie — dodał Jędrek — a pacierz od Boga nakazany...<br>
{{tab}}— Ba, i ja się bez pacierza nikany nie ruszam, bobych sie ruszyć nie zdołał... Zawdy go noszę na grzbiecie...<br>
{{tab}}Powstał śmiech.<br>
{{tab}}— Oj kumie, kumie! Byście choć do kościoła zajrzeli raz kiela czas... Naród sie modli o pogodę... Dyć i wam potrzebna!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0lxoyvt9hjbyrgbo5cdpqsyi2wkxp9e
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/117
100
627897
3154782
1624692
2022-08-19T21:56:39Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Ja tak uwazuję — począł Cyrek. — Ludzie sie modlą, to chwała Bogu, to sie ta bez jednego obejdzie... Pan Bóg ta nie wie nawet, moiściewy, czy żyje na świecie jaki Cyrek...<br>
{{tab}}— Nie bajcież!<br>
{{tab}}— A do nieba sie ta nie napieram, bo mnie i tam posadzą na pośledniem miejscu... tak moiściewy!<br>
{{tab}}Kolejka przeszła rzędem.<br>
{{tab}}— A potem i tak uwazuję — ciągnął Cyrek — jak sie wszyscy modlą, jak sie modli cała wieś, to honor Panu Bogu większy, niżeli odemnie... Tak, tak.<br>
{{tab}}Zadumał się, wsparty na ręce, i zwolna posępniał, a kumotrowie raczyli się rzetelnie jego winem.<br>
{{tab}}— Do nieba sie nie napiera... no powiedzcie! Co to za...<br>
{{tab}}— Bo i zresztą — mruknął Cyrek — nigdybych sie nie dokołatał... darmo! — podniósł głowę. — To tak naprzykład: Ja wnoszę do starosty suplikacyę i wójt wnosi... To wójta pierwi przyjmą, posadzą na stołku, a ja muszę stać w sieni, burzyć sie i czekać.<br>
{{tab}}— Sprawiedliwie! — kichnął wójt.<br>
{{tab}}— Na zdrowie! — odpowiedzieli.<br>
{{tab}}— Toż to — kończył Cyrek — prędzej wy uprosicie u Pana Jezusa pogodę, niżeli ja mizerny człek...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m78aaoqr2u7qa73hu77hs9ocvf4a9m3
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/118
100
627898
3154785
1624693
2022-08-19T22:00:20Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Sumiennie gada! — rzekło paru.<br>
{{tab}}— A jak wam bedzie słoneczko świeciło, to przecie na mój grunt nie poleje...<br>
{{tab}}— Dyć każ-by!<br>
{{tab}}— I ja sie wtedy, wicie, bedę w polu uwijał.<br>
{{tab}}Nic nie umieli odpowiedzieć.<br>
{{tab}}Wszystkim przypadały do serca rozumne słowa.<br>
{{tab}}— To ci łeb! — mówili między sobą.<br>
{{tab}}— Haraku! — krzyknął pisarz i spojrzał dumnie na obecnych. — W mig pojawiła się flaszka.<br>
{{tab}}— O, tu mnie już nie upytacie — szepnął Cyrek i powstał.<br>
{{tab}}— Każ uciekacie?<br>
{{tab}}— Muszę!<br>
{{tab}}— Kanyż wam tak pilno?<br>
{{tab}}— Czas nie stoi, ba idzie... Zawdy go trza gonić, aby nie uciekł...<br>
{{tab}}— Dyć mądrze gadacie, bo mądrze, ale... napijcie się z nami!<br>
{{tab}}— Darmo!<br>
{{tab}}— E siądźcież!<br>
{{tab}}Rzucili się ku niemu i poczęli go ciągnąć gwałtem; jeden za chazukę, drugi za serdak, inny znów, gdzie zdołał dostać i uchwycić... Ale on zaparł się nogami i ani rusz. Zeszamotali się i pomęczyli przy nim.<br>
{{tab}}— Twarde macie sumienie — mówili, dysząc.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gtrdo1fjt7r4mmxgv6xqse8lc5f784j
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/119
100
627899
3154787
1624694
2022-08-19T22:03:34Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Coby robił na świecie bez niego? Ziemia twarda, jak skała, ani je ugryść, to trza twarde uwziątki coby wyżyć... Kumie! — zwrócił się do wójta — mam do was nieduży interesik... ale to jutro — dodał po namyśle. — Wyciągnijcieno jeszcze flaszczynę!... — szepnął i począł szukać w zanadrzu okrąglaków.<br>
{{tab}}Radni myśleli, że sobie Cyrek flaszkę do rękawa wsadzi, więc niemałe było ich ździwienie i radość, skoro ją Cyrek na stole postawił.<br>
{{tab}}— Ostajecie? — wołali.<br>
{{tab}}— Nie, ino chcę wypić za wasze zdrowie, a potem już do reszty wy moje pokrzepcie... W ręce!<br>
{{tab}}— Dej Boże!<br>
{{tab}}Cyrek się pożegnał ze wszystkimi.<br>
{{tab}}Wójt, bełkocąc coś niezrozumiale, wyprowadził go do sieni, lecz nie dojrzał już złośliwego uśmiechu na ustach Cyrka, bo ten szybko przechybnął próg. Splunął potem przed siebie, poprawił kapelusz i poszedł.<br>
{{tab}}W izbie zawrzało po jego odejściu.<br>
{{tab}}— To mi człek!<br>
{{tab}}— Takich więcy!...<br>
{{tab}}— Wójcie...<br>
{{tab}}— Krześcijan, jak sie patrzy!... Nasze wiary, święte wiary!<br>
{{tab}}— Wójcie! Dejcie-no jeszcze kapkę. Niech już bedzie do równości...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i8weic7cwh5sfa5c3whj8hlwl5peykp
3154788
3154787
2022-08-19T22:03:53Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Cobych robił na świecie bez niego? Ziemia twarda, jak skała, ani je ugryść, to trza twarde uwziątki coby wyżyć... Kumie! — zwrócił się do wójta — mam do was nieduży interesik... ale to jutro — dodał po namyśle. — Wyciągnijcieno jeszcze flaszczynę!... — szepnął i począł szukać w zanadrzu okrąglaków.<br>
{{tab}}Radni myśleli, że sobie Cyrek flaszkę do rękawa wsadzi, więc niemałe było ich ździwienie i radość, skoro ją Cyrek na stole postawił.<br>
{{tab}}— Ostajecie? — wołali.<br>
{{tab}}— Nie, ino chcę wypić za wasze zdrowie, a potem już do reszty wy moje pokrzepcie... W ręce!<br>
{{tab}}— Dej Boże!<br>
{{tab}}Cyrek się pożegnał ze wszystkimi.<br>
{{tab}}Wójt, bełkocąc coś niezrozumiale, wyprowadził go do sieni, lecz nie dojrzał już złośliwego uśmiechu na ustach Cyrka, bo ten szybko przechybnął próg. Splunął potem przed siebie, poprawił kapelusz i poszedł.<br>
{{tab}}W izbie zawrzało po jego odejściu.<br>
{{tab}}— To mi człek!<br>
{{tab}}— Takich więcy!...<br>
{{tab}}— Wójcie...<br>
{{tab}}— Krześcijan, jak sie patrzy!... Nasze wiary, święte wiary!<br>
{{tab}}— Wójcie! Dejcie-no jeszcze kapkę. Niech już bedzie do równości...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5ns7u1n2dazmr8l2jppdt4ecw7fyg0o
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/120
100
627900
3154789
1624679
2022-08-19T22:04:49Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Pamiętasz Jędruś, jak my se razem pasali... w ręce!<br>
{{tab}}— Dej Boże!<br>
{{tab}}— Na tę naszą biedę...<br>
{{tab}}— Biedkę kochaną!<br>
{{---|przed=2em|po=2em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pah269ezw4znkxwbjx9jhvoxjevipzs
Szablon:IndexPages/Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu
10
656079
3154752
3154134
2022-08-19T21:02:21Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>406</pc><q4>129</q4><q3>266</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>11</q0>
flx3nicwu0ajcb1idjj6yfv2euvrzl0
3154786
3154752
2022-08-19T22:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>406</pc><q4>136</q4><q3>259</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>11</q0>
5eu80ess76rjlikvtyb16tnrb07r4kj
Szablon:IndexPages/PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu
10
691990
3154636
3154169
2022-08-19T19:02:00Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>69</pc><q4>5</q4><q3>29</q3><q2>0</q2><q1>21</q1><q0>14</q0>
d4kuggl2omb88nay3x7l571t6a2c19h
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/134
100
698695
3154744
2094200
2022-08-19T20:50:50Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Tego rodzaju korespondencja jest zawsze niebezpieczna.<br>
{{tab}}— W sednoś trafił! Zanim by mościa pani dowiodła, uczyniłoby się, jak pod tym... w roku, panie... „tymtam“... pluton, salwa i to sobie dobre! Trup!<br>
{{tab}}— Przedstawiasz się generale sroższym, niż jesteś.<br>
{{tab}}Sałacki posiniał.<br>
{{tab}}— Rozkaz, stan oblężenia, wojna! Względy, są względy, ale niechby w moje ręce świstek bodaj! — Do kuma czyli do pociotka, do męża czyli do... jakiegoś kirasjerskiego Adonisa — zdrada, a na zdradę ołowianka!<br>
{{tab}}Panna Sałacka pochyliła głowę i wybiegła z altanki. Generał bębnił z pasją po stole. Sikorski z panią Bażanow wysunął się za generałówną, gospodyni domu rzuciła zdawkowe usprawiedliwienie i również podążyła do dworku.<br>
{{tab}}Sałacki łypnął znacząco oczyma ku Bemowi.<br>
{{tab}}— Masz pułkownik z babami! Dogadaj się! Listy sobie pisze do obozu! A tu szpieg na szpiegu.<br>
{{tab}}Bem, któremu otwarta, szczera twarz Sałackiego coraz bardziej do serca przemawiała, odrzekł uspokajająco:<br>
{{tab}}— Od pań nie podobna wymagać znajomości kodeksu wojennego!<br>
{{tab}}— Myślisz, pułkownik! Gdybyś codzień, co godzina miał toż samo! Uf! Desperacja istna! A czyja wina? Krukowieckiego, rządu, Skrzyneckiego! Zamiast, to sobie dobre, w garści, krótko, ostro tak i tak, tego i tego, oni, panie przez szpary. A tu taka chodzi samopas i dziewczynę mi bałamuci.<br>
{{tab}}— Pani Bażanow po swojemu bierze wypadki.<br>
{{tab}}— Rozstrzelać powinni! — wybuchnął generał, przyczem w głosie jego tak głębokie zabrzmiało przekonanie, że Bem nie wiedział, co odpowiedzieć.<br>
{{tab}}Sałacki tymczasem, miast umitygować się, pomstować zaczął na dobre na oficerów korpusu litewskiego, którzy mieli okrutnie wiele złego rodzinom przyczynić na niegodziwość panny Rymbarskiej, na śmieszność opiekowania się jeńcami, na sprzedawczyków, co czają się na każdym<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d3dsvdnvh8w1ij6hfwr6qpaso41j1gu
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/135
100
698696
3154745
2095500
2022-08-19T20:54:19Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>kroku na zgubę rewolucji, na niewdzięczność dzieci i na całego świata przewrotność niezmierną.<br>
{{tab}}Pułkownik słuchał, upatrywał daremnie wątku dla narzekań generała, chciał zmienić przedmiot rozmowy — napróżno. Sałackiego zmora wewnętrzna szarpała, gryzła. Pułkownika ogarnęło uczucie przygnębiającego zmęczenia.<br>
{{tab}}Generał długo jeszcze rozwodził się a wyrzekał, aż, wyściskawszy gorąco ręce Bema, jako jedynego człeka, który go zrozumiał, nacisnął furażerkę i boczną furtką, nie żegnając się z paniami, wysunął się z obejścia dworku pani Marchockiej.<br>
{{tab}}Mrok cichego, pięknego wieczoru czerwcowego zapadał — już fiolety półcieniów wypełniły zakątki altanki a pułkownik trwał jeszcze zamyślony, jakby zasłuchany w echa ostatnich słów generała.<br>
{{tab}}Naraz, krótki, nieśmiały apel słowika rozległ się w pobliżu.<br>
{{tab}}Bem rozejrzał się dokoła, podniósł się i zafrasował, nie wiedząc, czyli mu należy iść za przykładem Sałackiego, czyli wypada czekać na powrót gospodyni.<br>
{{tab}}Jakby w odpowiedzi na pytanie, kamuszczki na ścieżce zachrobotały, niby tchnieniem zefiru ocknione. Na progu altanki ukazała się smagła, biała postać.<br>
{{tab}}— Pan pułkownik! Ach, Boże, Boże, doprawdy nie wiem, jak prosić o przebaczenie...<br>
{{tab}}— Ja raczej winieniem... Nadużyłem łaskawości... Nie chciałem bez hołdu należnego...<br>
{{tab}}— A nie, nie, proszę tak nie mówić! Śmiałość moja wynikła z tego, że wydało mi się, że pan pułkownik jest dobrym, dobrym znajomym. Generał poszedł! Oryginał wielki. Marynia się rozchorowała...<br>
{{tab}}— Panna Sałacka?<br>
{{tab}}— Leży u mnie biedaczka.<br>
{{tab}}— Może to coś ciężkiego? Jestem gotów po lekarza!<br>
{{tab}}— Niestety, pułkowniku, na jej cierpienie nie masz lekarstwa. Tragedja serca! Jedna z wielu dzisiaj tragedyj. Generał nic panu nie wspominał? — Ach, był dzisiaj w swej pasji! Gdybym mogła przewidzieć, {{pp|oszczędziła|bym}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ltuc9xvsx3n1pufmesjvcn7mepssj6j
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/136
100
698698
3154749
2095505
2022-08-19T20:58:05Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|oszczędziła|bym}} pułkownikowi przykrości! — Wiem, wiem! — Sałacki jest bezwzględny. — Marynia kocha... Ojciec dał właściwie swoje przyzwolenie. Kawaler dorodny, adjutant przy sztabie generała Kuruty! — Wybuchła rewolucja! Generał w jednej chwili zmienił zdanie! Ani słuchać nie chce. Panna we łzach tonie! Cóż winna! A tu, co moment, sceny bolesne, uwagi! — Rozumiem, stary żołnierzysko najpoczciwszemi rządzi się intencjami. Wojnę by pragnął mieć na wszystkich punktach! Nie sądź, bym pochwalała Marynię. Lecz nie każdemu daną jest moc spartańska. Ach i nie sądź, pułkowniku, bym ją bronić zamierzała! Stokroć razy nie. W głębi ducha przyznaję nawet słuszność ojcu i boleję, że w Maryni obowiązek, płomień święty miłości ojczyzny nie zwyciężył sentymentu dla adjutanta Kuruty. Ale cóż, widząc jej niedolę, tęsknotę, łzy...<br>
{{tab}}Bem kilku wyrazami akkomodował się do zdania pani Marchockiej i do jej rączki się pochylił.<br>
{{tab}}— Do zbytku nadużyłem gościnności pani dobrodziejki...<br>
{{tab}}— Jakto — jakto? — zdziwił się smętnie harmonijny głosik — a ja akurat wyprawiłam Sikorskiego, by panią Bażanow odprowadził! — Czy może służbowe sprawy?<br>
{{tab}}— Nie służbowe, jeno, jeno... — plątał się Bem, czując, że mała wypieszczona rączka pani Anny garnie się łaskawie do jego twardej, żylastej dłoni.<br>
{{tab}}— Więc niech waćpan zostanie! — naprzykrzyła się ze słodkiem rozkapryszeniem pani Anna.<br>
{{tab}}Pułkownik został.<br>
{{tab}}Noc zapadła, noc szafirami nieba zdobna, mrugająca krociami gwiazd.<br>
{{tab}}Dworek pani Marchockiej poglądał w ciemń parkową otwartemi naścieżaj drzwiami a bił przez nie strumieniem światła między klomby i zarośla, ku niemałemu poruszeniu ich skrzydlatych mieszkańców.<br>
{{tab}}I trzepotały się spłoszone zięby, śmieciuchy i pliszki, świergotały wpółsenne skowronki, jaskółki wychylały swe łebki z gniazd a wróble na alarm niemal uderzyły. Aliści najsędziwszy pośród wróblej gromadki, drzemiący w zaciszu konarów ulęgałki, ocknął się, zaostrzył dzióba<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
65vmtj0f2iidfu2ma6m92bkj7d0kxaa
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/137
100
698699
3154753
2119823
2022-08-19T21:03:12Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>na gałązce, spojrzał bystro ku światłu, i, cierknąwszy surowo na piszczących smarkuli, łepek pod skrzydło zasadził i {{Korekta|chrapnął..|chrapnął.}}<br>
<section begin="r09"/>{{tab}}Na takie wróbla sędziwego orzeczenie, uciszyło się i w koronach drzew i zaroślach i krzach. Słowik podfrunął na wyższą witkę leszczyny i gardło nastroił... Napróżno.<br>
{{tab}}W głębi dworku zabrzmiały ciche akordy a wślad za niemi zadźwięczał melodyjny głosik niewieści. Zadźwięczał z początku niepewnie, głucho, aż, wyrwawszy się do parku, strunami perlącej się na trawnikach rosy spłynął i echo odnalazł.<br>
{{f|w=85%|<poem>Czyli pamiętasz, mówił do żołnierza
Poważny rotmistrz od znaku pancerza — </poem>}}
nucił coraz śmielej głosik melodyjny.<br>
{{tab}}W saloniku pani Marchockiej pułkownik Bem stał zaparty na klawikordzie.<br>
<br><br><section end="r09"/>
<section begin="r10"/>{{c|X.}}
{{tab}}Było już późno po północy, gdy pułkownik opuścił gościnne progi dworku pani Anny. Lecz, żeby nie wozy, które dudniły ulicami, dźwigając już żywność w stronę Pragi, nie wypomniał by nawet późnej godziny! Czuł się pokrzepionym, zadufanym, wniebowziętym. Toć nie śnił nawet, że na świecie spotka istotę tak czarującą, dobrą, a tak mu przyjazną! Łamał się w sobie, utyskiwał, jełczał, błąkał się, poddawał desperacji prawie dla, dla... byle kogo! — A tu przypadek, uśmiech losu może, stawi go oko w oko z kobietą, która już nie wdziękami ciała ale i serca i duszy podniosłej jaśnieje! I nie dość na tem, że widzi ją, ogląda, podziwia, ale znajduje tyle dla się uprzejmości, tyle uwagi, tyle, tyle wyraźnego sentymentu, żeć jeno do wyciągającego doń ramiona szczęścia się skłonić, żeć jeno mu się pozwolić.<br><section end="r10"/>
{{tab}}Bem spojrzał w głąb słabo oświetlonej bramy {{pp|wiel|kiego}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g23ot1d2mo3gh6mt8tg6zklk43ki7ec
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/138
100
698701
3154754
2095503
2022-08-19T21:08:11Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wiel|kiego}} domostwa które mijał, i wzdrygnął się. Był to pałac Chodkiewiczów i wejście do kawiarni Honoratki.<br>
{{tab}}Pułkownika zdjął pusty śmiech. Toć jeszcze wczoraj tu, w tej norze karczemnej, szukał wzajemności, gmachowi rodzinnego życia tu budował świątynię. Opatrzność go ustrzegła, ocaliła. I cóż by go czekało? — Dźwignął by Honoratę, podniósł, ukształcił? Raczej sam by może upadł. Niedość miłować samemu, trzeba być miłowanym i trzeba rozumieć się, trzeba wzajem się dopełniać!<br>
{{tab}}A choćby i dwie tak różne urody zestawić i w tem nie trudny wybór. Honoratka jest jak stary, odurzający napój. Nęci, tumani, grzeje, ale i obrzask sprawuje i pali w gardle i nikczemny swój wypomina rodowód. Pani Marchocka jest jak lilja. Szlachetna, wdzięczna w każdem poruszeniu, w każdem drgnieniu swej pięknej, delikatnej twarzyczki. Tu natrętne, roziskrzone, wyzywające spojrzenie bachantki, a tu lazur nieba. A przy tem, co za postawa, co za pośmigłość kibici! O głowę jest wyższą od niego. Honoratka do ramienia jej nie sięga!<br>
{{tab}}Pułkownik tak był temi myślami rozkołysany, że bynajmniej nie zastanowił go osobliwy o tej porze rozruch, którym go powitała sień, zamieszkiwanej przezeń, kamieniczki. Dopiero, kiedy na piąterku powitał go imć pan Brukalski wykrzyknikiem.<br>
{{tab}}— Chryste Panie! A toż chyba Duch conajświętszy pułkownika dobrodzieja sprowadza! — Bem spostrzegł, że, wraz z właścicielem kamieniczki, coś z dziesiątek pstrokatego luda tłoczy się a rozprawia w otwartych drzwiach, wiodących do jego własnych komnatek.<br>
{{tab}}Pułkownik nie zdołał słowa wymówić, gdyż już nań posypały się ze wszech stron relacje.<br>
{{tab}}— Łotrzyk! — Złodziej! — Zamek wyrwany! — Pani Dzikowska słyszała stąpanie jakby dwojga osób, ale cóż, nie śmiała penetrować. — Pan Marcin także słyszał, lecz myślał, że sam pułkownik! — Nikomu do głowy, że chudobę pułkownika rabują! — Niegodziwiec! — Musi zwyczajny kamieniczki. — Tałałajstwa rozmaitego teraz! — Kara Boska takiego nie minie! Jużci, ale do ratusza też nie zawadzi!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kew4rifobxrt5et553pk819d5c8ldtj
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/139
100
698704
3154755
2095501
2022-08-19T21:12:14Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Aż gdy nareszcie Bem wyrwał się zgiełkliwemu nastręczaniu się sąsiadów a przebiegł zbobrowane swe izdebki, imć pan Brukalski, sztucznie wspomniawszy, jako prawdziwą usługę oddał Bemowi, że właśnie z czynszem się przypomniał, bo niecnota więcej by się obłowił, — do sedna przypadku się dobrał.<br>
{{tab}}— Łomotanie okrutne do drzwi budzi mnie, pułkowniku dobrodzieju. — Co to? — Kto? — Rozkaz Rządu narodowego do pułkownika Bema! — Na pięterko, mówię, i pierwsze drzwi! Ledwie się znów uciszyło, znów łomotanie! — Jeszcze zawziętsze! — Tak ja do pana Marcina. Kołaczę przez ścianę. — Pan Marcin do pani Dzikowskiej i każdy ze swej stancyjki. — Co to? — Kto! — Rozkaz Rządu narodowego! — A pani Dzikowska lamentuje — rety, na pospolite ruszenie chcą brać! — My znów do tego a on znów: pułkownika Bema! — Wodzimy się, że na piętrze albo w obozie! — Mówi, wraca z Pragi a na piętrze drzwi otwarte! A że akuratnie i imć pan Kropiwnicki wyjrzał z oficynki, tak my z panem Marcinem i panią Dzikowską — hurmem — do sieni, i znajdujemy tego oto pana fizyljera i izdebki pułkownika stojące otworem.<br>
{{tab}}Bem, który dotąd, z filozoficzną pogodą człeka ubogiego, znosił zwiastowanie mu hiobowych wieści, zaniepokoił się widokiem strzeleckiego munduru.<br>
{{tab}}— Posyłka ze sztabu? — zagadnął niepewnie.<br>
{{tab}}— Ordynans z kancelarji Rządu narodowego, panie pułkowniku.<br>
{{tab}}Bem odebrał ze zdziwieniem podany mu papier, spojrzał na adres, złamał pieczęć. Rozkaz odręczny księcia Adama Czartoryskiego wzywał go do natychmiastowego stawienia się przed obliczem Rządu.<br>
{{tab}}Pułkownik oczom nie wierzył, bo w pojęciu mu się nie mieściło, co odeń, ledwie od tygodnia mianowanego pułkownika, mógł chcieć aeropag władzy narodowej, że aż wśród nocy go powoływał. A może to pomyłka! — Nie, — nadpis dwukrotny i krom nazwiska, dodatek — „pułkownikowi byłej gwardyjskiej baterji pozycyjnej“...<br>
{{tab}}W niespełna pół godziny Bem znalazł się pod arkadami pałacu Radziwiłłowskiego.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5zkqt2xlhy13wk5i7fqa31hvjo6ytd8
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/140
100
698706
3154757
2095508
2022-08-19T21:15:07Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Dawna rezydencja namiestnika księcia Zajączka, powitała go słabo oświetlonymi mrokami wielkiego, sklepionego przedsionka.<br>
{{tab}}Pułkownik zameldował się do trzymającego wartę oficera.<br>
{{tab}}Oficer stawił się bez mitręgi i z całą służbistością i atencją pospieszył zapewnić Bema, że nie tylko ma rozkaz powitania go, lecz i zawiadomienia natychmiast komendanta pałacu o jego przybyciu, ileże komendant uważa sobie za obowiązek złożenia mu powinnego honoru.<br>
{{tab}}Pułkownik nie zdołał jeszcze wyrozumieć znaczenia tego niezwykłego przyjęcia, gdy już salutował go z uszanowaniem krępy, zamaszysty major, w mundurze czwartego pułku strzelców konnych.<br>
{{tab}}— Borodzicz, do usług pana pułkownika! — zarekomendował się żwawo major.<br>
{{tab}}— Rad wielce, ale daruj, majorze, nie z mojej winy cię trudzę...<br>
{{tab}}— Prawdziwy zaszczyt dla mnie! Niech pan pułkownik raczy pozwolić ze mną... o tu, do tej sali...<br>
{{tab}}— Ależ bo — protestował Bem, coraz bardziej onieśmielony uniżonością majora — ja tu, jak po ogień, dowiedzieć się, kiedy będę mógł stawić się...<br>
{{tab}}— W tej chwili, panie pułkowniku. Dam znać na sesję...<br>
{{tab}}— Jakto, więc Rząd narodowy obraduje, o tej porze?<br>
{{tab}}— W pełnym komplecie. Właśnie pan minister — komisarz wojny, dopiero co nadjechał i już zapytywał o pułkownika. Nie będąc pewnym, czyli pierwsza posyłka dobrze się sprawi, wyprawiłem podporucznika, — minął się w drodze niezawodnie...<br>
{{tab}}Tu major wspomniał coś o sekretarzu generalnym, Plichcie, zawinął się i pozostawił Bema samego.<br>
{{tab}}Pułkownik, oszołomiony tem całem przyjęciem a bardziej myślą, że czeka go stawiennictwo przed najwyższymi dostojnikami władzy, głowił się a bił z myślami, usiłując odgadnąć cel wezwania.<br>
{{tab}}Może powołano go dla jakowej artyleryjskiej sprawy? Może idzie o prowadzenie fabrykacji ogniów? — Może<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7doz8atyzcy6hf2j401345y92zqsupi
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/141
100
698709
3154760
2095498
2022-08-19T21:21:19Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>minister wojny chce odeń rozrachunku armat a może przygotowano dlań misję inspekcyjną?! — A może, może czeka nań dowództwo jakiej wyprawy? Może na Wołyń go wyślą iść w głąb, aby siły Dybicza rozproszyć, zaszachować i porażkę Dwernickiego powetować?<br>
{{tab}}Bemowi od tej myśli aż krew zagrała. Gdyby mu pozwolono... Ośm armatek, dwa szwadrony strzelców i pułk mocnej, starego autoramentu piechoty, ale piechoty na wozach... aby piorunem dążyć mogła! Do tego instruktorów kilkudziesięciu. Runął by, jak strzała, na Starą i Garwolin, zmrużył by chyłkiem w okolicę Kocka i lasami dosiągł do Dubienki! — Cha, i zagrałby dopiero w chowanego! Żadnych parad, muzyk, tobołów, zawalidrogów! — Na szpicy, w rekonesansie, plutonik w rozsypce idący, plutonik w kubraki chłopskie przebrany, by wojska nie zapowiadać, za plutonikiem tuż dwie armatki Orlikowskiego z obsługą conajchytrzejszą na odprzodkowanie i zatoczenie. — Bez pukaniny przedwstępnej, bez machania ułańskiemi chorągiewkami na dwie mile w okrąg, bez festynów, przyjmowania deputacji, mów i wiwatowania! We wsi, w miasteczku, kwateruje nieprzyjaciel, — kartaczami go, wzmocnić ogień, — zawinąć w bok, wygarnąć tuż żelazem i dopiero, kiedy zamęt, puścić szwadroniki, piechotę, nowozaciężnego ochotnika na dokonanie, na zagarnięcie! Rad wojennych, swarów, paplaniny, gadaniny na owinięcie palca. Rozkaz jeden i koniec. Za naczelnika sztabu wystarczy mu w potrzebie Zarzycki, podoficer lub pierwszy z brzega kanonier od wycioru. Gejzamer, Pahlen, pójdą za nim w tropy, będą go oskrzydlali?! Niech spróbują! Nie na siedzenie w kotle pójdzie! Ciasno mu będzie za Bugiem, za Prypecią, więc za Dniestrem przestworu do uwijania się znajdzie.<br>
{{tab}}Pułkownikowi oczy się zaskrzyły. Plan wyprawy całej coraz wyraźniej, coraz pełniej mu się układał, coraz tęższą dla siebie znajdywał w umyśle Bema rację.<br>
{{tab}}Wyprawa na Litwę korpusiku Chłapowskiego była znakomitem posunięciem, — dobrem było i wysłanie Gielguda z Dembińskim, choć mniej, bo wynikłem z przymusu, z bitwy ostrołęckiej, z przegranej bitwy. Dembiński ubiegł<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j76xidjrzbt8ie4xd9kkzfumftnkauf
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/142
100
698710
3154761
2095506
2022-08-19T21:25:55Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>pułkownika, — ha, mniejsza, niechże jego czy Chłapowskiego dowództwo sławę i zasługi weźmie. Ale Wołyń! Dwernicki nie poradził! Hm, bo znów nie z planu, nie z namysłu się wysforował, jeno z konceptu Lelewela. Siedm tysięcy ludzi wywlókł blisko. Więc odrazu o całe pięć zawiele! A potem, ułanami chciał Rydygiera straszyć! — Szarżować myślał na całą armję! Za stoczek przypłacił Boremlem! Co innego pościg, atak na złamanie poszarpanego, zdemoralizowanego skrzydła, a co innego przesadzanie kawalerją. Dwernicki miał armaty! Dwanaście na siedm tysięcy żołnierza! Głupstwo oczywiste. I jakie armaty! Takie, co lizą gorzej marudera, co ledwie bitwie zabasować raczą! A dalej Dwernicki śmiały oficer — ale płochy, fantazja go zawsze rozpierała a tu... tu trzeba zęby zacisnąć i pędzić bez tchu, bez spoczynku...<br>
{{tab}}— Wszak pułkownika Bema mam honor...<br>
{{tab}}Pułkownik zerwał się z krzesła.<br>
{{tab}}Stał przed nim szczupły, chudy jegomość w perłowym surducie o twarzy ściągłej, wygolonej starannie.<br>
{{tab}}— Tak panie.<br>
{{tab}}— Jestem Plichta. Proszę, niech pan pułkownik zajmie miejsce. Utrudziliśmy pana tem wezwaniem...<br>
{{tab}}— Jako wojskowy, panie sekretarzu...<br>
{{tab}}— Rozumiem! Może tabaczki!... To cała moja ratownica! Od wieczora jesteśmy na nogach! Znów taki dzień, że ani sobie dać rady! A wczoraj nieśniło się nikomu!<br>
{{tab}}— Czy pan sekretarz nie mógł by mnie objaśnić...<br>
{{tab}}Plichta ujął pułkownika za rękę i uścisnął gorąco.<br>
{{tab}}— Psyt — pułkowniku — cierpliwości! Dowiesz się za chwilę! Okrutnie się raduję, że go poznaję! Dystyngowałeś się, pułkowniku dobrodzieju, niesłychanie, niesłychanie! Książę-prezes... ale to tajemnica... sam jeździł do sztabu po odpis twego stanu służby! I pięknie się układa, — okrutnie. Powinszować!<br>
{{tab}}— Pan sekretarz doprawdy...<br>
{{tab}}— Tylko ''relata'', pułkowniku dobrodzieju... Jest to okoliczność szczególnie miła Rządowi narodowemu, bo potrzeba, bardzo nam potrzeba dowódców i to, mających<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
spgbb2hdop8n9mfzqn0rojjrafm75m1
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/143
100
698711
3154762
2095502
2022-08-19T21:30:05Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>zaufanie... a tem bardziej, gdy przewidywać trzeba zmiany pewne...<br>
{{tab}}— Nie wiem, o jakich pan sekretarz wspomina zmianach, — lecz z góry mogę mu deklarować, że, jako żołnierz, nawykły do karności, na każdem stanowisku wypełnienie obowiązku mam za najwyższe zadanie.<br>
{{tab}}Plichta aż przyklasnął.<br>
{{tab}}— Okrutnie, znakomicie! To właśnie, pułkowniku dobrodzieju! Otóż czego niedostatek! Tu rząd, tam generalicja. Owdzie minister a ówdzie naczelnik wojskowy. Ten rozkazuje i tamten. Jedno w tą — drugie w tamtą. I, panie, starcia, polityka i bezczynność militarna! A tak! — Aha, czem ja to nawiasem... Aha, pan pułkownik, nie powiem, że się skłania, lecz z ciekawości niewątpliwie zagląda do Honoratki?...<br>
{{tab}}Bem skonfundował się.<br>
{{tab}}— To jest bywam, a raczej bywałem, znam właścicielkę kawiarni z dawnych czasów...<br>
{{tab}}— Pozwól, dobrodzieju. Miałem na myśli klub Honoratki, który, niezawodnie, ma dążności najlepsze...<br>
{{tab}}— Nie powiem.<br>
{{tab}}— A!? — podjął skwapliwie sekretarz.<br>
{{tab}}— Cała jego dążność polegała dla mnie na burzycielstwie, na warcholstwie, na demagogji...<br>
{{tab}}Plichta uderzył palcami w tabakierkę.<br>
{{tab}}— Okrutnie mocno zdefinjowane! Więc ten, bardzo się cieszę, bardzo. Chodziły wieści, że niby pułkownik należysz... Książę-prezes Rządu będzie okrutnie, okrutnie...<br>
{{tab}}We drzwiach komnaty ukazał się major Borodzicz. Plichta porwał się żywo ku niemu.<br>
{{tab}}— Co, to sztafeta?<br>
{{tab}}— Od generała Prądzyńskiego!<br>
{{tab}}— Nareszcie, nareszcie! Daj komendancie! Aha, do księcia-prezesa! wybornie! Sam ją zaniosę!<br>
{{tab}}Sekretarz rzucił okiem na podaną mu przez majora kopertę, zważył ją w ręku i mrugnął znacząco do pułkownika.<br>
{{tab}}— Hh! hm! Jeszcze moment cierpliwości. I kto wie! A więc, dobrodziej-pułkownik raczy pamiętać, że z całą,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jfhj4pnbus8o3ug9is8lxw1pf8wv3eb
Szablon:IndexPages/Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu
10
711737
3154275
3153480
2022-08-19T12:01:46Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>496</pc><q4>6</q4><q3>64</q3><q2>0</q2><q1>410</q1><q0>16</q0>
sg3jndi7zq2zma0lqpsqogqcrmtxrli
3154848
3154275
2022-08-20T07:01:47Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>496</pc><q4>6</q4><q3>67</q3><q2>0</q2><q1>407</q1><q0>16</q0>
q5kst8bo20hk49vjkxihkdb511pswe2
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/66
100
717891
3154837
2134720
2022-08-20T06:14:33Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|60|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude><poem>
:Temu, kto miecz niebieski dzierzy,
:Cnym i surowym być należy,
:Wzór dla się w własnej mieć istocie,
:Jak iść czy stać, posłuszny cnocie.
:Pragniesz wymierzać innym karę,
:Z własnych słabości swych bierz miarę!
:Hańba, gdy kto za winy smaga,
:Których sam spełnić się nie wzdraga!
:Hańba potrójna na Angela,
:Co cudzy grzech, nie swój, wypiela!
:Czegóż to ukryć człek nie zdoła,
:Dla ludzi mając twarz anioła!
:Jak często pozór, zrodzon z winy,
:Omamia czasy! On w tkaniny
:Pajęczych włókien swoich wplecie
:Co najcięższego jest na świecie!
:Na grzech dziś podstęp mój pomoże:
:Angelo w noc tę zajmie łoże
:Obok zdradzonej swej kochanki:
:Z chytrością chytrość pójdzie w szranki,
:Na kłamstwo kłamu dam potęgę,
:A dawną spełni on przysięgę.
</poem>
{{c|w=85%|(Wychodzi).|przed=10px|po=30px}}
[[Plik:Dzieła Wiliama Szekspira T. I - ornament from p.663.jpg|center|120px]]
<br><br>
<section end="Akt trzeci"/><section begin="Akt czwarty"/>
{{c|w=160%|AKT CZWARTY.|po=15px}}
{{---|30|po=15px}}
{{c|'''SCENA PIERWSZA.'''|po=10px}}
{{c|w=85%|Komnata w domu Maryanny.|po=10px}}
{{c|w=85%|MARYANNA siedzi. PACHOLĘ śpiewa.|po=10px}}
{{c|{{Roz*|Śpiew.}}|po=10px}}
<poem>
::Odwróć, odwróć usta swoje,
::Co tak słodko mi kłamały,
</poem><section end="Akt czwarty"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cqkat2z2or7nooy4s2pz1pe3ih7v704
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/65
100
717903
3154836
2134718
2022-08-20T06:12:23Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron||{{u|AKT TRZECI. SCENA DRUGA.}}|59}}}}</noinclude>{{tab}}'''Książę.''' Nic, chyba to, że uczciwość tak na gorączkę zapadła, iż tylko śmierć wyleczyć ją może; poszukiwana sama tylko nowość, a tak niebezpieczną jest rzeczą zestarzeć się w jakimbądź zawodzie, jak cnotliwą stałym być w swoich przedsięwzięciach. Zaledwie jest dosyć szczerości na ziemi, aby społeczność zaręczone miała bezpieczeństwo, tyle jednak zaręczeń, że chciałoby się przekląć całą społeczność. Około tej zagadki kręci się wszystka mądrość świata. Dość to stara nowina, a przecie codzienna to nowina. Proszę was teraz, panie, powiedzcie mi, jaki był charakter księcia?<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Był to mąż, który wszystkiemi siłami starał się przedewszystkiem poznać sam siebie.<br>
{{tab}}'''Książę.''' A jakim oddawał się rozkoszom?<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Cieszył się raczej, widząc wesele innych, niż rozweselał się rzeczami, któremi ucieszyć go chciano: pan wielkiej wstrzemięźliwości. Lecz zostawmy go jego przeznaczeniom, zanosząc modły, aby przeznaczenia te były szczęśliwe; a teraz pozwólcie mi się zapytać, w jakiem usposobieniu znaleźliście Klaudya? Mówiono mi, żeście go odwiedzili.<br>
{{tab}}'''Książę.''' Sam on wyznaje, że mu sędzia nie odmierzył miarą niesprawiedliwą; z dobrowolną też pokorą poddaje się wyrokowi prawa; jednakże, pod wypływem swojej słabości wytwarzał sobie jeszcze zwodne nadzieje życia, których nicość powoli mu wykazałem, teraz gotów jest umrzeć.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Dopełnicie obowiązku swego powołania względem nieba i względem więźnia. Pracowałem w interesie tego szlachcica do ostatnich granic wyrozumiałości; lecz brata mego sprawiedliwość znalazłem teraz tak surową, iż byłem zmuszony w końcu mu powiedzieć, że jest on na prawdę sprawiedliwością.<br>
{{tab}}'''Książę.''' Jeśli własne jego życie odpowiada surowości jego wyroków, przystoi mu ta surowość; jeżeli jednak przypadkiem zbłądzi, sam wydał wyrok na siebie.<br>
<poem>
'''Eskalus.''' Idę odwiedzić więźnia; bywajcie mi zdrowi.
'''Książę.''' Pokój z wami.
</poem>
{{c|w=85%|(Wychodzą Eskalus i profos).|przed=10px|po=10px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fhib5ui0y0o0hteonmwziu4idhu1h8u
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/67
100
717905
3154838
2134721
2022-08-20T06:16:41Z
PG
3367
/* Skorygowana */ drobne redakcyjne, lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron||{{u|AKT CZWARTY. SCENA PIERWSZA.}}|61}}}}</noinclude><poem>
::I te oczy, blasków zdroje,
::Jutrznie, ćmiące dzień wspaniały,
::Me całunki zwróć jedynie,
::::::::Zwróć jedynie,
::Próżno dane w tej godzinie,
::::::::W tej godzinie.
'''Maryanna.''' Przerwij piosenkę i odejdź coprędzej,
:Z pociechą idzie człowiek, co swą radą
:Nieraz ukoił mą boleść szaloną.
</poem>
{{c|w=85%|(Pacholę wychodzi).|przed=10px|po=10px}}
{{c|w=85%|(Wchodzi książę).|po=10px}}
<poem>
:Przebacz mi, panie; wolałabym raczej,
:Byś mnie nie spotkał tak zajętej śpiewem;
:Ale wybaczcie i chciejcie mi wierzyć:
:Bawię się na to, aby ból uśmierzyć.
{{tab}}'''Książę.''' Owszem; lecz pieśni czarodziejska siła
:Nieraz złe w dobre, dobre w złe zmieniła.
:Proszę was, powiedzcie mi, czy ktokolwiek nie
:pytał się dziś o mnie? Przyrzekłem, że właśnie w tej
:porze miałem się tutaj z kimś spotkać.
</poem>
{{tab}}'''Maryanna.''' Nikt się o was nie pytał; a siedziałam tutaj dzień cały.<br>
{{c|w=85%|(Wchodzi Izabella).|przed=10px|po=10px}}
{{tab}}'''Książę.''' Wierzę wam jaknajzupełniej; nadchodzi właśnie w tej chwili. Muszę was prosić, abyście się na chwilę zechcieli oddalić; być może, zawołam was niebawem i to w waszym interesie.<br>
{{tab}}'''Maryanna.''' Zawsze wam jestem zobowiązana.<br>
{{c|w=85%|(Wychodzi).|przed=10px|po=10px}}
<poem>
'''Książę.''' Serdecznie witam i pozdrawiam.
:Cóż tam nowego z zacnym namiestnikiem?
'''Izabella.''' Ma-ci on ogród, otoczony murem,
:Co do winnicy przytyka na zachód;
:Do tej winnicy bram a z tarcic wiedzie,
:Którą ten oto grubszy klucz odmyka,
:A zaś ten drugi drzwi otwiera mniejsze,
:Od tej winnicy prowadzące w ogród.
:Tam to przyrzekłam przybyć dziś do niego
:Około głuchej, północnej godziny.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5k6ko7v19hf6trfy1pnu4dlmdji3548
Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/33
100
727676
3154589
2173883
2022-08-19T18:11:06Z
Szandlerowski
26422
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Szandlerowski" /></noinclude><poem>{{tab}}ELEKTRA:
Ku dzieciom swym najdroższym nie podniesiesz czoła?
{{tab}}ORESTES:
Na pomoc sprawiedliwość ześlij swej rodzinie,
Lub niech od równej broni wróg twój dzisiaj zginie,
Jeżeli chcesz zwycięsko wyjść z tej sromnej matni!
{{tab}}ELEKTRA:
Wysłuchaj, luby ojcze, mej prośby ostatniej!
Przy grobie twym stoimy — schroń-ci to jedyna:
Nad córką swą się zmiłuj, ulituj się syna,
Od nieszczęść ostatecznych ratuj swoje plemię,
Byś żył, chociaż twe ciało zagrzebano w ziemię!
{{tab}}ORESTES:
Wysłuchaj, wszak-ci głos nasz wznosi się dla ciebie!
Te prośby nasze spełnisz ku własnej potrzebie,
Albowiem człek umarły żyje w dzieciach dalej:
Są one, ni to korek, co, płynąc po fali,
Na sieć wskazuje, w morskiej zanurzoną toni.
{{tab}}PRZODOWNICA CHÓRU:
Dość skarg już, choć wam żalu serce me nie broni!
Cześć godną oddaliście zhańbionej mogile,
Lecz, jeśliś postanowił pofolgować sile
I działać, to idź, próbuj, co ci zdarzą bogi!
{{tab}}ORESTES:
Już idę... Tylko jedno jeszcze słowo — z drogi
Nie zwiedzie nas pytanie — pocóż te objaty?
Czyż śle je, by zmyć winę przebolesnej straty,
Co nigdy zmyć się nie da? Czyż oddać zamierza
Spóźniony hołd pamięci zmarłego rycerza?
Nie! Okup to zbyt mały — nie zmaże jej zbrodni
Daremne wszelkie trudy: za krew, najniegodniej
Wylaną, choćbyś wszystko poświęcił — daremnie!..
Odpowiedz, jeśli możesz, zrzuć tę troskę ze mnie!</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5ck9593jkvrf1sc3kvmuo23pww63ukl
Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/34
100
727678
3154591
2173885
2022-08-19T18:13:24Z
Szandlerowski
26422
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Szandlerowski" /></noinclude><poem>{{tab}}PRZODOWNICA CHÓRU:
Odpowiem, byłam przy tem... Senne ją opadły
Majaki; przebudzona groźnemi widziadły,
Posyła dziś te dary niewiasta bezbożna.
{{tab}}ORESTES:
A snu tego osnowa? Czyż posłyszeć można?
{{tab}}PRZODOWNICA CHÓRU:
Powiada, iże smok się narodził z jej łona.
{{tab}}ORESTES:
Cóż dalej? Co poczęła matka przerażona?
{{tab}}PRZODOWNICA CHÓRU:
Jak dziecko, tak potwora złożyła w kolebce.
{{tab}}ORESTES:
A czemże płaz ten żywie? Czyje mleko chłepce?
{{tab}}PRZODOWNICA CHÓRU:
Zdawało się jej we śnie, że karmi go sama.
{{tab}}ORESTES:
Na piersi nie zostałaż jadowita plama?
{{tab}}PRZODOWNICA CHÓRU:
Wraz z mlekiem wytrysnęły czarne krwi potoki.
{{tab}}ORESTES:
Zaprawdę, sen niezwykły, sen to jest głęboki.
{{tab}}PRZODOWNICA CHÓRU:
Zerwała się ze krzykiem, trwoga siadła na niej;
Niejedną zapalono pochodnię dla pani,
Oddawna zgasłą w mrokach. I oto, nadzieję
Żywiącą, iż odwróci nieszczęścia koleje,
Zleciła nam te dary położyć na grobie.
{{tab}}ORESTES:
Na ziemię, na grób ojca zapowiadam tobie,
Że straszne twe widzenie sprawdzi się przeze mnie!
Odgadłem-ci ja sen twój, widne mi są ciemnie:</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8ydi435pxb7sqe84820kkoeqgikut0x
Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/35
100
727679
3154599
2176004
2022-08-19T18:25:00Z
Szandlerowski
26422
/* Skorygowana */ int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Szandlerowski" /></noinclude><poem>Bo, jeślić z tego łona, co mnie dało życie,
Narodził się ów potwór, jeżeli okrycie
W kolebce mojej znalazł, jeżeli ta żmija
To samo mleko z piersi mej matki wypija,
Jeżeli razem z mlekiem czarna krew wycieka,
Aż matka z wielkim krzykiem zrywa się — daleka
Nie może być jej chwila! Ona to zrodziła
Potwora, więc i umrze od niego! Mogiła
Gotowa — ja tym smokiem! Ja mordercą matki!
Tak sen mi ten rozkazał. A was tu na świadki
Przyzywam, snu krwawego moich współtłumaczy.
{{tab}}PRZODOWNICA CHÓRU:
Niech stanie się! A teraz twój rozum wyznaczy,
Co czynić i jak czynić mają przyjaciele.
{{tab}}ORESTES:
To łatwo. Jużem wszystko obliczył w tem dziele.
Ty, siostro, wrócisz do dom. Lecz nasze zamysły
Ukrywaj w tajemnicy, ażeby nie prysły!
Podstępem dostojnego uśmiercili męża,
Więc niechaj sieć podstępu dziś i ich zwycięża!
Tę śmierć im sam Loksyjasz w swej mocy wywróżył,
Apollo, wieszcz, co nigdy kłamowi nie służył.
Wędrownik, w wędrownika odzieniu się zjawię
U bram naszego domu; pomocnym w tej sprawie
Pylades, druh mój wierny od pierwszego czasu.
Używać będziem obaj mowy z pod Parnasu<ref>{{#section:Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/59|p31}}</ref>,
Języka, jakim mówi lud w krainie Foków.
Oddźwierny nie otworzy, wstrzyman naszych kroków
Odgłosem: w domu zbrodni wszak tchórzostwo władnie.
Będziemy więc czekali, aż nas kto zagadnie:
„Ajgistos drzwi zamyka? Jakto? Czy nie słyszy
Przytułku żądających, strudzonych przybyszy?
Czy wyszedł? Czy otworzyć bram już niema komu?“</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7dkobjmywmfdqxsfc6zxukpj9uoxwtw
Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/36
100
727681
3154603
2173892
2022-08-19T18:28:18Z
Szandlerowski
26422
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Szandlerowski" /></noinclude><poem>A skoro już przekroczę progi mego domu,
Na tronie gdy ojcowskim zobaczę Ajgista,
Gdy przyjdzie zawezwany, stanie, oczywista,
Przede mną — przed mem okiem gdy, wstydem okryta,
Pojawi się ta postać, wierzcie, nim zapyta:
„A skądże, mój ty gościu?“ — położę go trupem!
Erynje wraz się zerwą nad mej stali łupem,
Niesyte krwi, napiją się krwi po raz trzeci.
A zatem, bacz mi, siostro, by tych planów sieci
Nie stargał nikt przed czasem! Skrzętną bądź i czujną!
Wy także swym językom nakażcie podwójną
Roztropność: gdzie potrzeba, milczcie, gdzie wypada,
Tam mówcie! Co do reszty, niech mieczem mym włada
Ów władca nieuchronny, który kroki moje
Skierował na te pomsty godziwe przeboje!</poem>
<br>
{{c|(PYLADES ''i'' ORESTES ''ustępują na bok;'' ELEKTRA ''znika w drzwiach ściany tylnej)''}}
<br>
<poem>{{tab}}CHÓR: Ludziom wrogie stada mnogie żywi ziemia;
W głębi wód straszny płód czujnie, bujnie się rozplemia;
Nieb przestwory
Niepokoją meteory,
A o burzy, co się chmurzy,
Co ci w dom ciska grom, co przebiega niebios szlak,
Powie-ć zwierz i lotny ptak.
Ale męża cóż zwycięża? Cóż tu łamie
Jego dłoń, gdy ma w broń hardą, twardą zbrojne ramię,
W wolę duszy,
Której żaden wzgląd nie ruszy?
A niewiasta? Cóż wyrasta
Ponad chuć? Walkę rzuć! Tam, gdzie żądzy płomień biegł,
Padło zwierzę, zginął człek.</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ske8fouzv3g936alhsg03hybmjttr7m
Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/37
100
727683
3154606
2176006
2022-08-19T18:31:05Z
Szandlerowski
26422
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Szandlerowski" /></noinclude><poem>A kto ducha swego skupił, ten posłucha,
Jakie były dziwy,
Z jakiej zdrady Testiady — o krwawiące czyny! —
Syn jej padł<ref>{{#section:Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/59|p32}}</ref>, bujny kwiat, bohater jedyny!
Padł niegodnie przez pochodnię: w narodzin godzinie
Żagwię oną rozpłonioną dały mu boginie —
Matka miła ją zgasiła, zgasł syn nieszczęśliwy!
Gdzież się zmieści tyle wstrętu, co w powieści
O morderczej Scylli?<ref>{{#section:Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/60|p33}}</ref>
Tak się darzy: z ręki wrażej bierze łańcuch złoty —
Córkę zwiódł lśnisty cud kretyjskiej roboty —
Pukiel z głowy przez namowy chytrego Minosa
We śnie zdradnie ojcu kradnie. Pozbawiony włosa,
Nisos kona — duszę z łona wziął Hermes tej chwili.
A gdy sobie tak przypomnę te ogromne
Zbrodnie, winy — jakiemże dziś prawem
Płyną skargi z mojej wargi?
Czyż się brzydzę, czyż się wstydzę, stojąca nad krwawem
Tego ślubu złem, co — boże! —
Rzucił srom na ten dom, nad tą żoną, która śmiała
Męża zmóc? Zginął wódz! Zgasła ziemi chwała —
Ja znoszę to w pokorze.
Teraz język mój opowie, że w przysłowie
Wszedł mord straszny, popełnion na Lemnie<ref>{{#section:Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/60|p34}}</ref>.
I tę zbrodnię nazwać godnie
Niesłychanem owem mianem. Nie ściga daremnie
Klątwa boża. Ród ten zginie,
Hańby on sprzątnie plon! Toć odarty z ludzkiej cześci,
Komu wróg wielki bóg. Nie prawdaż się mieści
W tem, co rzekłem ninie?</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mhnlgil01nscudry9pyoa9egpr3yvvi
Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/38
100
727687
3154611
2176007
2022-08-19T18:34:39Z
Szandlerowski
26422
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Szandlerowski" /></noinclude><poem>Duszę lecz: krwawy ją rani miecz!
Prawo zbaw, kto ma poszanę dla praw!
Jeśli człek z drogi zbiegł, którą nakreślił Zeus swą dłonią,
Jeśli znieść pragnie cześć dla tych, co bożych ustaw bronią,
Przyjdzie wraz cnego wymiaru czas,
Ajza<ref>{{#section:Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/60|p35}}</ref> już ostrzy swój straszny nóż.
Idzie czyn! Posiew win w zhańbionym domu wnet ożyje;
Zbrodnię płać, głowę kładź, wstały już mściwe Erynije!</poem>
{{c|(ORESTES ''z'' PYLADESEM ''wchodzą na scenę w ubraniu podróżnem; Orestes puka do drzwi pałacu)''}}
<poem>{{tab}}ORESTES:
Chłopaczku, hej, chłopaczku! Czy słyszysz pukanie?
Co? Niema tam nikogo? Czy nikt tam nie wstanie
Otworzyć? Hej, chłopaczku! Spełnij swą powinność,
Jeżeli dom Ajgista wie, co jest gościnność.
{{tab}}ODŹWIERNY: ''(otwiera i mówi we drzwiach.)''
Dyć słyszę. Skądże droga? Otworzyć mam? Komu?
{{tab}}ORESTES:
Zapowiedz mnie, chłopaczku, państwu tego domu,
Boć do nich z nowinami ważnemi przychodzę.
Noc swemu zaprzęgowi rozpuściła wodze<ref>{{#section:Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/60|p36}}</ref>,
Już czas, ażeby w porcie strudzony wędrowiec
Zarzucił swą kotwicę! Biegajże i powiedz,</poem>
{{c|''(za odchodzącym odźwiernym)''}}
<poem>Ażeby tu się zjawił ktoś, świadomy sprawy,
Najlepiej pani domu, lub sam pan łaskawy,
Bo juścić nie chcę słów swych owijać w bawełnę
Z oględnej przezorności: otwarte i pełne
Są tylko z mężczyznami wzajemne rozmowy.</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dkd6tvt353mtuh592vgb195p3t8asp8
Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/39
100
727689
3154619
2173919
2022-08-19T18:41:18Z
Szandlerowski
26422
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Szandlerowski" /></noinclude><poem>{{tab}}KLITAJMESTRA: ''(wychodzi przed bramę, otoczona świtą sług i służebnic)''
Witajcie! Na przyjęcie dom nasz jest gotowy,
Wnet wszystko, czego trzeba, z radością wam poda.
I ciepła czeka kąpiel i, trudów nagroda,
Wygodne, miękkie łóżko — gospodarze radzi.
Lecz, jeśli jaka sprawa ważniejsza prowadzi,
Uprzedzę o tem męża — niech się mąż w tem wyzna!
{{tab}}ORESTES:
Z krainy Foków jestem, Daulis ma ojczyzna.
Wybrałem się w te strony, przynaglon własnemi
Potrzeby, kiedy w drodze do argiwskiej ziemi
Nieznany człek się do mnie przyłączył; w rozmowie
Wymienił swe nazwisko: „Jestem Strofjos — powie —
Fokijczyk“ i, poznawszy cel mojej podróży,
Polecił mi rzecz taką: „Niechżeć mi usłuży
Twa dobroć — zauważył — i o Orestesie
Rodzicom jego w Argos wiadomość poniesie,
Że umarł. Dobrze również — tak powiedział dalej —
Zapytać, czyby szczątki jego pochowali
U siebie, czy też w obcej mają lec mogile
Na wieki — o tem wszystkiem dasz mi znać; w tą chwilę
Popioły nieboszczyka, pogrzebane w cześci,
Miedziana kryje urna.“ Takiem słyszał wieści
I takie wam powtarzam. Nie wiem, czyście krewni
I jego przynależni — ojciec mnie upewni.
{{tab}}KLITAJMESTRA:
O biada mi! Z rozpaczy serce moje kona!
O ty, naszego rodu klątwo niezmożona,
Wnikliwą masz źrenicę! Żadna się potęga
Przed tobą nie uchroni! Pocisk twój dosięga
I wali o ziem wszystko! Najdroższe istoty
Zabierasz nam znienacka! Tak dzisiaj mój złoty</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ixqa5tekht4bdpjzb74389nonao3mvz
Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/40
100
727692
3154623
2173923
2022-08-19T18:43:49Z
Szandlerowski
26422
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Szandlerowski" /></noinclude><poem>Orestes! Od krwawego w domu tym bagniska
Szczęśliwą uszedł stopą; mniemałam, że bliska
Jest chwila wyzwolenia, a oto twa strzała
Ostatniej mi nadziei pociechę zabrała!...
{{tab}}ORESTES:
Tak, juścić jabym wolał zawitać tu w gości,
Nie smutne, lecz radosne niosąc wiadomości.
Gościnnąbym-ci przyjaźń szczęsnych gospodarzy
Uzyskał — a ponad to cóż tu więcej waży
Dla gościa? Aleć takie dałem przyrzeczenie:
Za serca idąc głosem, wyznać się nie lenię,
Najdroższym Orestesa kłamać ja nie mogę.
{{tab}}KLITAJMESTRA:
Niemniej nam jesteś miły. Za daleką drogę
Otrzymasz, co-ć się godzi w naszym domu — przecie
Kto inny byłby przyniósł te wieści. Będziecie
Spoczynek mieć po trudach, miłe goście moje!
Czas wytchnąć wam największy.
{{tab|110}}''(do sługi)'' Prowadź na pokoje
Tych panów! Nie odstępuj, bądź im na usługi!
Przygotuj, co potrzeba, iżby po tej długiej
Podróży miały członki ich wszelką wygodę.
Za wszystko mi odpowiesz, jeśli się zawiodę
Na tobie.
''(do Orestesa)'' Teraz pójdę. Me usta zaniosą
Wiadomość panu domu. Przyjacielskim głosom
Powierzyć trzeba sprawę — niechaj, jak wypada,
Pomocną nam dziś będzie ich przeświatła rada!</poem>
{{c|(KLITAJMESTRA ''znika ze służebnicami w drugich drzwiach, sługa z gośćmi wychodzi drzwiami głównemi)''}}
<poem>{{tab}}PRZODOWNICA CHÓRU:
My, wierne dziewki, wznieśmy modły,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sxv8x4l44e0voms2zvw7n6rhy7c3vxw
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/26
100
743821
3154630
2795994
2022-08-19T18:57:58Z
MieszkaniecPodlasia
33745
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="MieszkaniecPodlasia" /></noinclude>{{c|Rozdział v.|kap|w=130%}}
{{---|50|przed=1em|po=1em}}
{{c|{{roz*|Cytadela.|0.5}}|w=120%|przed=1em}}
{{f|w=85%|po=1em|<poem>
„Przezemnie droga w gród łez niezliczonych,
Przezemnie droga w boleść wiekuistą,
Przezemnie droga w naród zatraconych,
Mój budowniczy był wzniosłym artystą,
Sprawiedliwości dna grunt mój dosięga,
Mnie zbudowała wszechmocna potęga,
Przedemną rzeczy nie było stworzonych,
Prócz nieśmiertelnych — i jam nieśmiertelna!
Wchodzący we mnie zostawcie nadzieje!“
W tych słowach napis na bramie czernieje.
„Wchodzący we mnie zostawcie nadzieje!
W tych słowach napis na bramie czernieje“.
</poem>|center|table}}
{{tab}}Te wiersze nieśmiertelnego wieszcza, Danta, wybrałem umyślnie, aby je zastosować najwłaściwiej do owej piekielnej bramy Cytadeli warszawskiej. Kto raz przekroczy ową bramę, to już żywcem pogrzebiony, już się dostał w ów gród łez i mąk niezliczonych!<br>
{{***||50%|16|po=1em|przed=1em}}
{{tab}}Około godziny dziewiątej z rana przybyliśmy do Mokotowskich rogatek pod Warszawę, skąd roztoczył się nam widok cudowny i wspaniały, widok wielkiego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rxhbuxjbc3afh9f5yg0iwg8oaqxfox6
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/27
100
743822
3154633
2218193
2022-08-19T19:01:13Z
MieszkaniecPodlasia
33745
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="MieszkaniecPodlasia" /></noinclude>miasta. Nie wiem dla jakich jednak powodów Moskale w Warszawie nie mieli odwagi popisać się swym sukcesem, bo zamiast przez Warszawę, prowadzili nas poza miasto, poza wały i okopy, aż hen naokoło do cytadeli. Czy się bali, czy wstydzili? może jedno i drugie.<br>
{{tab}}Nad wieczorem otworzono nam ową fatalną i złowrogą bramę, o której na wstępie wspomniałem, i jakkolwiek przedtem nie czytałem „Piekła Dantejskiego“, to teraz takie samo ogarnęło mnie uczucie grozy i strachu na widok owej bramy w cytadeli warszawskiej, jak gdy się czyta o owej bramie piekielnej, gdyż uczucie ubezwładnia duszę tem samem przeczuciem, że kto tu wstępuje — nie powraca! Już samo wejście jest przerażające; droga wiedzie od Wisły pomiędzy wysokie szkarpy, pomiędzy mury, jak w otchłań jaką! Każdy krok w akustyczny sposób odbija się, odbija i dziwnie przejmuje trwogą! Również przygnębiające wrażenie wywierają na ciebie te olbrzymie mury, te brudne kazamaty forteczne, a jeszcze większa ogarnia cię groza na widok owych ogromnych piramid kul armatnich, ułożonych systematycznie od spodu warstwą szeroką, u góry zakończone grzbietem. W tym pawilonie widzisz ustawione armaty jednego kalibru i stos ogromny kul do nich; na innym zaś placu widzisz mnóstwo armat innego kalibru i również olbrzymią stertę kul do nich. Idąc dalej, spostrzegasz to samo i ciągle to samo! a wtedy ci mimo woli przychodzi refleksya: kto tej potędze sprosta?<br>
{{tab}}Dokąd byliśmy poza cytadelą, postępowano z nami oględnie, skoro jednak przekroczyliśmy ową piekielną bramę, traktowano nas nie jak ludzi, lecz jak zbrodniarzy. Tam już przywykli do tego, żeby człowieka nie nazywać po imieniu, tylko numerem! Ulokowano nas w Aleksandrowskim odwachu, t. j. w salach przesyłkowych. Są to kolosalne sale, na sto lub więcej osób;<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m025dx3w8g0i7tsn4tigs1nr50ebike
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/28
100
743823
3154641
2218199
2022-08-19T19:05:05Z
MieszkaniecPodlasia
33745
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="MieszkaniecPodlasia" /></noinclude>środkiem stoją ''nary,'' to jest tapczany do spania, naokoło zaś przejście — korytarz. W sali, do której nas zapędzono, znajdowało się już kilkadziesiąt osób przeróżnej kategoryi: jak na targowicy spotkasz tam ludzi ze wszystkich warstw społeczeństwa i wszelkich przekonań, masz tam filozofów i lichwiarzy, milionerów i żebraków, ascetów i sceptyków, wyrobników i burszów, rycerzy i tchórzów, a nawet i szpiegów!<br>
{{tab}}Wszelkie operacye tak moralne, jak i fizyczne na tych ofiarach Moskwa zwykła wykonywać w nocy. A więc w nocy cię budzą i wloką po różnych korytarzach i otchłaniach, czy to czekają cię ćwiczenia moralne, które się zwą indagacyą, czy cię mają ćwiczyć rózgami, torturami, czy zakuwać w kajdany, czy wreszcie wieszać, to wszystko dzieje się w nocy. Ponieważ w tej sali, w której ja byłem, mieściło się z górą sto osób, przeto nie mieliśmy ani jednej godziny w czasie nocy spokojnej; co chwila bowiem: trrraf, trrraf, odmykają się zamki z łoskotem, wpada oficer z żandarmami i wywołuje tego, lub owego, a biada temu, kto został wywołany w nocy! idzie on albo na tortury, albo na śmierć! To też za każdym razem na sali powstaje przerażenie i trwoga, gdyż nikt nie jest nigdy pewny życia. Taka fatalna chwila przyszła i na mnie! Około północy zamki zgrzytnęły, rygle się odsunęły, a na salę wpada oficer z żandarmami, trzymając złowrogie papiery w ręku i czyta:<br>
{{tab}}„Iwan Siwińskij, ''sabierat' sia!“'' Wstajesz i idziesz struchlały, choć nie wiesz ani gdzie, ani poco. Wywołano nas dwudziestu. Na korytarzu mnóstwo wojska, które przy świetle latarni, błyszcząc bagnetami, złowrogo wygląda. Idziemy najpierw korytarzem, potem podwórzem, jakieś gmachy, jakieś mury mijamy, aż wreszcie stajemy przed drzwiami żelaznemi, schodami kamiennymi, wiodącymi do lochu, lochu oświetlonego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ntixqyxrijehik3n7czng0fliagscmt
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/29
100
743824
3154644
2218200
2022-08-19T19:08:51Z
MieszkaniecPodlasia
33745
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="MieszkaniecPodlasia" /></noinclude>słabem światełkiem lampy, tam nas pchają, tam nas tłoczą! Weszliśmy, raczej wepchnięto nas. „Tortury!“ pomyślałem sobie i zacząłem się modlić mimo woli. Była to nadzwyczaj obszerna piwnica, czyli raczej loch. W tym lochu spostrzegliśmy siedzących na ziemi brodatych szatanów, sadzą zabrukanych, z rękami zakasanemi, byli to kowale. Przed każdym leżała olbrzymia kupa kajdan: ci to oprawcy mieli nas zakuć. Na ten widok serce nam zamarło, odrętwieliśmy z niemocy, strachu i żalu, i staliśmy bezradni i oniemiali. O! słodko jest ojczyźnie się poświęcać, życie nawet utracić, ale cierpieć urągowiska, być wystawionym na szyderstwo niemocy, mieć dyby na nogach jak najpospolitszy zbrodniarz — o! do tego wszystkiego nim się zaprawisz, nim nabierzesz cynizmu i zobojętnienia — to wolałbyś się zapaść w ziemię!<br>
{{tab}}Oficer, dozorujący tę egzekucyę, mówi do mnie: ''sadij sia;'' a że ja tego nie rozumiałem, przeto jakiś sołdat pchnął mnie z tylu tak, żem się potoczył i upadł na owe sterty kajdan, owi zaś oprawcy, szatani-kowale, pochwycili mnie za nogi, obalili i traf, traf, byłem już udekorowany i ozdobiony za waleczność.<br>
{{tab}}Ów oficer-satrapa począł wtedy mówić czysto po polsku:<br>
{{tab}}„No żeby go teraz zobaczyła matka, lub jaka kochanka, toby się dopiero cieszyła, jak on teraz pięknie będzie wyglądał“. Ja jednak tego wszystkiego ani nie słyszałem, ani nie rozumiałem, tylko mi to potem moi współtowarzysze niedoli opowiadali.<br>
{{tab}}Powrót z tych piekielnych lochów był dla nas straszny! Kajdany były krótkie, bo zaledwie na dwanaście cali długie, kroku tedy w nich nie można było zrobić; stąpało się jak kura i co chwila upadało. Ponieważ my byliśmy pierwsi wywołani owej nocy do skucia, przeto jakież deprymujące wrażenie wywarły nasze kajdany<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
27643ff61qhdvr4qqd16lpk6m5ltb08
Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/30
100
743983
3154654
2218549
2022-08-19T19:12:19Z
MieszkaniecPodlasia
33745
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="MieszkaniecPodlasia" /></noinclude>na resztę kolegów! Brzęk, szczęk i łomot kajdanów wywołał głuchą grozę. Atoli nad tem wszystkiem nie było czasu lamentować, bo wypadki szybko następowały po sobie: po nas poszli inni, a po tych znów inni, i tak w krótkim czasie nie było nic słychać, tylko brzęk i szczęk kajdan po całej sali.<br>
{{tab}}Tu jednak wypada mi objaśnić czytającego, że według ustaw moskiewskich, żaden szlachcic nie może być w kajdany zakuty, chyba że jest zasądzony na pozbawienie wszelkich praw, przeto i z nas tylko Galicyan zakuto i tych koroniarzy, którzy się nie mogli wylegitymować szlachectwem. Nie idzie jednak zatem, aby Galicyanie nie byli szlachcicami, bo tak w owej chwili, jak i poprzednio przy protokołach, jedni nie chcieli, a drudzy nie mogli swego szlachectwa udokumentować, gdyż to wymagało wielu korowodów.<br>
{{tab}}Jakoż może w dwie godziny byliśmy już wszyscy zakuci; wtedy znów zjawia się inny oficer i na cały {{Korekta|głoś|głos}} komenderuje: ''wychadij!'' Na olbrzymiem podwórzu stały już zaprzężono kibitki, całe zakute w budy blaszane; siedliśmy w owe kibitki po dwóch w tyle, a zaś na przeciw po dwóch żandarmów w przodzie kibitki, obok kibitek dużo wojska: piechoty i kawaleryi, z tyłu zaś cały ten pochód zamykały armaty.<br>
{{tab}}Z cytadeli wyruszyliśmy około godziny trzeciej po północy i tak jechaliśmy przez całą Warszawę aż na Pragę. Jakkolwiek szczęk broni, turkot kibitek po bruku, hurkot armat, stukot końskich kopyt, wszystko to sprawiało wrzawę nieopisaną, to jednak dochodziły nas szlochania i lamenty niewiast Warszawianek, które tym sposobem żegnały nas w naszą daleką podróż, w podróż piekielną!<br>
{{Separator graficzny|100px|Plik:Jan Siwiński - Katorżnik page 9 extracted image.png|przed=2em|po=2em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fxjfv0wi7j7res5rbncdpb15fzy41bp
Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/008
100
878129
3154699
2553827
2022-08-19T19:46:41Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Szandlerowski" /></noinclude>''naokoło kląbu i znikają wśród drzew. — Chwila milczenia — wreszcie wpada'' {{kap|muszka}}'', rzuca róże na bilard, a sama chroni się za kanapką.''<br>
{{c|SCENA I.|przed=2em}}
{{c|{{kap|muszka — tolo.}}}}
{{c|{{kap|tolo}}<br>''wchodzi, nie widząc jej. Opiera się o futrynę drzwi zmęczony. Oddycha ciężko. Nagle dostrzega'' {{kap|muszkę}}'', wyprostowuje się i biegnie ku niej.''}}
{{c|{{kap|muszka.}}}}
{{tab}}Nie! nie! Tam są róże!<br>
{{c|{{kap|tolo.}}}}
{{tab}}O Muszka różowsza jak wszystkie róże... piękniejszaś nad nie...<br>
{{c|{{kap|muszka}}, ''uciekając przed nim''.}}
{{tab}}Nie... nie... dość...<br>
{{c|{{Kap|tolo.}}}}
{{tab}}Choć rączkę...<br>
{{c|{{Kap|muszka.}}}}
{{tab}}Tam są róże!<br>
{{c|''Ucieka dookoła mebli.''}}
{{c|{{kap|tolo.}}}}
{{tab}}De grâce!... Chwilkę zatrzymaj się ty królowo motyli.<br>
{{c|{{kap|muszka.}}}}
{{tab}}Nie, nie.<br>
{{c|{{kap|tolo.}}}}
{{tab}}Czy się boisz?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
49wdn5nk6khxh30mox0lc5f7wiga2m8
Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/052
100
878722
3154697
2555179
2022-08-19T19:45:14Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Szandlerowski" /></noinclude>{{c|{{kap|lulu.}}}}
{{tab}}Naszych państwa nie widać.<br>
{{c|{{kap|wituś.}}}}
{{tab}}Są gdzieś... w cieniu...<br>
{{c|{{kap|lulu}}'', wracając do kominka.''}}
{{tab}}Czy kuzyn nie jest zazdrosny?<br>
{{c|{{kap|wituś.}}}}
{{tab}}Byłem jak tygrys za moich kawalerskich czasów... No!... i nawet o... Tola... słyszy kuzynka... o Tola...<br>
{{c|{{kap|lulu.}}}}
{{tab}}A!...<br>
{{c|{{kap|wituś}}'', śmiejąc się.''}}
{{tab}}A już wtedy Tolo był, niech się kuzynka nic gniewa, ale Boże się zmiłuj! Tylko byłem głupi...<br>
{{c|{{kap|lulu.}}}}
{{tab}}Może wtedy kuzynie byłeś bardzo mądry.<br>
{{c|{{kap|wituś.}}}}
{{tab}}No daruj kuzynko, ażeby się podobać kobiecie, trzeba żeby mężczyzna był...<br>
{{c|{{kap|lulu.}}}}
{{tab}}Czasem dosyć, żeby był i to wystarcza.<br>
{{c|{{kap|wituś.}}}}
{{tab}}Nierozumiem.<br>
{{c|{{kap|lulu}}'', z westchnieniem.''}}
{{tab}}Szelest kroków.<br>
{{c|''Słucha.''}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6nadjojpjxq2ekaokd8k0qdmb7edvsw
Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/118
100
879965
3154695
2560614
2022-08-19T19:44:15Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Szandlerowski" /></noinclude>{{c|{{kap|tolo.}}}}
{{tab}}Rozmasuję.<br>
{{c|{{kap|lulu}}'', żywo.''}}
{{tab}}Nie — nie.<br>
{{c|{{kap|tolo.}}}}
{{tab}}Zawsze pomaga.<br>
{{c|{{kap|lulu}}'', nerwowo i prawie ze łzami.''}}
{{tab}}Och! to najmniej boli.<br>
{{c|{{kap|tolo.}}}}
{{tab}}Jesteś zmieniona. — Straciłaś twój pióropusz fantazyjny, który miałaś przed chwilą.<br>
{{c|{{kap|lulu}}'', po chwili.''}}
{{tab}}A więc tak! Wylano mi na ten pióropusz szklankę zimnej wody.<br>
{{c|{{kap|tolo.}}}}
{{tab}}Tiens!<br>
{{c|{{kap|lulu.}}}}
{{tab}}A że przeczuwam, iż życie ma dla mnie więcej takich szklanek zimnej wody — straciłam fantazyę. Voilá. Jeżeli mam być jednak szczera, to zdaje mi się, że i ty...<br>
{{c|{{kap|tolo.}}}}
{{tab}}Och ja — wyznaję otwarcie, jestem przemoczony.<br>
{{c|{{kap|lulu.}}}}
{{tab}}Czyżby owa młoda miłość nie miała systemu zdobywania lecz kazała się zdobywać.<br>
{{c|{{kap|tolo}}'', z ciężkiem westchnieniem.''}}
{{tab}}Och!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dvwk6n1n95bhc1fis96x921b1yp9kas
Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/208
100
894996
3154690
2601914
2022-08-19T19:39:45Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{Numeracja stron|{{Korekta|197|198}}|9. {{Roz|LIPCA}}}}</noinclude><ref follow="p1s195">''{{pk|de|scripti}} et in lucem editi. Anno'' 1758. ''Vilnae, Typogr. Schol. Piar.'' 4. ''f.'' 54 ''serie.'' — {{Kapitaliki|O granicach z państwy Cara Tureckiego.}}<br>
{{tab}}Nauka Króla JMci Dzierżawcy Winnickiemu Panu Krzysztofowi Kmityczowi dana, o granicach między Państwy J. Król. Mci, y Ziemią Wołoską, także Białogrodem. (''Ex Archivo M. D L. Lib. XXIX. fol.'' 51.)<br>
{{tab}}W téj Instrukcji przykazano Panu Kmityczowi, aby gdy Sułtan od siebie dla oznaczenia granic, przyszle „ze dworu swego człowieka dobrego“ a Król JMość ze swéj strony naznaczonego Bernarda Maciejowskiego od korony, a P. Kmitycza z Litwy — Pan Kmitycz posłał do Semena Babińskoho, do którego osobno dany list królewski o ukazanie wierne granic tak Korony, jak W. X. Lit.<br>
{{tab}}Rozkazuje Instrukcja dowiadywać się o granice od Kijan, od Czerkassów, od Kanewców i Ziemian Bracławskich i Winnickich. Semen Babiński i Bohusz Słupica wprzódy, wysłani dla obejrzenia granic, potém je wespół z P. Kmityczem wytykać mieli, a jeśliby ten Kmitycz umarł, na jego miejsce wyznaczono kniazia Bohusza Fiedorowicza Koreckiego, Dzierżawcę Żytomirskiego — Tu powiada: „Co zaś należy do granic Oczakowskich, jeśliby ów posłaniec Cara Tureckiego z wami około tego rozmawiał, i o granicach oczakowskich pytał się, wy na to jemu odpowiecie, że my granic oczakowskich tobie ukazywać nie możemy, bo Oczakow jest Króla JMci, i stoi na gruncie własnym X. W. Lit. i z dawnych czasów państwu Jego Miłości należał, i trzymany był.</ref>{{tab}}Tegoż dnia jeszcze, piérwszy raz kąpa-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iseu09ct68ucixzg1ddom73qolme5gb
Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.II.djvu/138
100
898964
3154689
2601811
2022-08-19T19:38:26Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{Numeracja stron|136|19. {{Roz|LIPCA}}}}</noinclude>się odznaczają. Juno, gliniany posążek w Bibliotece, exekucji wcale nie pięknéj, pomysłem tylko draperji zastanawia i układem ich.<br><ref follow="p1s135">Anaglyf podobny z przedmiotu do poprzedzającego. — Autor tłumaczy przedmiot, wnosząc, że to jest Swiątyuia Eskulapa, do któréj przychodzi familja mająca go wzywać. Fragmenta pater, tarczy naczyń glinianych czerwonych, pokrytych poléwą szklanną sinawą.<br>
{{tab}}Marmur z wyspy achillesowéj — Berczan, z napisem uwieczniającym igrzyska na cześć Achillesa odbyte. Autor utrzymuje z napisu, że wyspa Berczan należała do territorium Olbji, które obejmować musiało więcéj niż ''emplacement'' saméj Olbji (Olbją mieści Plinius o 15,000 kroków od ujścia Dniepru w morze.) Mela i Plinius wspominają o grobie Achillesa na wyspie nie daleko ujścia Dniepru. Insula Achillis tumulo ejus viri clara. ''Plin. L. VII. C. XXIX.'' Tęż wyspę ''Leuce'' zowie ''Mela L. II. C. VII. Leuce Borysthenis ostio objecta parva admodum et quia Achilles ibi situs est Achillea cognomine.'' Naruszewicz podobno się myli biorąc za jedno wyspę Berczan z terazniejszą Ficonisa (sic) T. I. pag. 25.<br>
{{tab}}Z podróżnych co zwiedzali Olbję, Castelnau jak i inni żadnego szczegółowego opisu miejsca nie daje, powiada tylko, że smętarz Olbji (wedle pięknego wyrażenia P. Nadeżdina) leży o wiorstę od Ilińskiego nad Bohem.<br>
{{tab}}Fabre w Peryplu Arriana (1836 r. Odessa) oznacza położenie Olbji o 40 werst od Nikołajewa, blizko Ilińska, przy Bałce porutińskiéj.</ref><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2sjb0j1h3q6aobomycs9erfu0sy5pqb
Strona:J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.I.djvu/129
100
900897
3154700
2682912
2022-08-19T19:48:54Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{c|117}}</noinclude>{{tab}}Mając na celu dać poznać charakter pism jego, zaczniemy od pomniejszych, od których przejdziemy do najsławniejszego poematu łacińskiego, wspomnianego już wyżéj.<br>
{{tab}}Najpoetyczniejszym może z jego śpiéwów, jest ''Flis, to jest puszczanie statków Wisłą y inszymi rzékami do niéj przypadającémi''<ref>Sebastyana Fabiana Klonowicza z Sulmierzyc. Juvenalis Satyra XII. 7 ''nunc et ventis animam committo etc.'' Drukował Sebastyan Sternacki. Na dedyk. podpisany Seb: Acernus R. Lub. W. Ps.</ref>.<br>
{{tab}}W nim autor jak przystało na poetę, bardziéj jest malarzem, śpiéwakiem, tłumaczem uczuć i wrażeń swoich, niż moralistą poważnym lub satyrykiem poetycznym, jakim się w większéj liczby innych pism swoich okazuje. Wiadomo, że wyraz ''Flis'' używany był za połajanie i oznaczał człowieka ubogiego, włóczęgę, tułacza, bo najbiédniejsi ludzie chwytali się tego sposobu życia; z tąd téż Klonowicz tłumaczy się zaraz w dedykacij Stan. Gostomskiemu z Lezenic, Wojewodzie Rawskiemu<ref>Dedyk. podpisana z Wólki Jozefowskiéj w dzień nowego lata 1595 r.</ref>, z nadania tytułu i obrania przedmiotu, wywodząc na swą obronę, że dawne poemata jako: Odyssea, Eneida, Orfeuszowe o Argonautach, opiéwały także ''flisów'', żeglarzy. Miara wiérsza we Flisie użyta i samo<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e364k336srfb0a64fee2zf6kukn7ki3
Strona:J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.I.djvu/139
100
900908
3154701
2683548
2022-08-19T19:49:33Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" />{{c|127}}</noinclude>rzemiosłem i niezłém, ogromne hordy dziadów wlokły się z odpustu na odpust, wróżąc, śpiéwając, czasem kradnąc, czasem strasząc, a zawsze obławiając się nieźle po drodze. Następca jaki polski Walter Scotta, wielce by mógł korzystać z tych postaci tak dziwacznych, tak oryginalnych, dziadów i bab, przynajmniéj tyle zajmujących co Szkoccy u sławnego Baroneta, a Irlandscy u Banima, nic nie zmyślając, znalazł by je gotowe w broszurach XVII wieku.<br>
{{tab}}Czytać o nich, ich praktykach, obyczajach, podstępach w ''Nowéj komedij Rybałtowskiéj'' 1615, nadewszystko, ''w peregrinacij dziadowskiéj, zwłaszcza onych jarmarczników trzęsigłowów, w który sposób zwykli bywać na miejscach świętych, nie tykając tych, którzy sprawiedliwém karaniem Bożém nawiedzeni, przy kościołach albo w szpitalech siedzą''<ref>Januarius Sowizralius Annus Dominus 8319 54730 (w {{errata|isto1614)|istocie 1614)}} 4<sup>o</sup> typ. goth.</ref>.<br>
{{tab}}Tu wystawiony jest wszelki rodzaj żebractwa, od pątników-pielgrzymów, co niby do Rzymu idą, do najostatniejszych włóczęgów, pomagających cyganom do złodziejstwa, do tych co małemi niby-handlami i przedażą, to mniemanych leków, to wotów na odpustach utrzymują się. Cały ten obraz nie fantazyjny,<noinclude>
<references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rqu2fmy16u3rak1jtx4xmi1mql0pb6i
Szablon:IndexPages/Anafielas
10
905832
3154576
3154088
2022-08-19T18:01:46Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>765</q4><q3>212</q3><q2>1</q2><q1>3</q1><q0>78</q0>
69ia57ya2uwuasdcgnplryxek06hayl
3154635
3154576
2022-08-19T19:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>791</q4><q3>186</q3><q2>1</q2><q1>3</q1><q0>78</q0>
dq7fogosycd7uwtiufs4tgfbywq3oht
3154714
3154635
2022-08-19T20:01:52Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>814</q4><q3>163</q3><q2>1</q2><q1>3</q1><q0>78</q0>
o29i0yh0cyva6udqixeyb2cfnjrurs6
3154751
3154714
2022-08-19T21:01:51Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>819</q4><q3>158</q3><q2>1</q2><q1>3</q1><q0>78</q0>
eoo9pslt8gf9am3fzw40ohx8cluc6q5
Szablon:IndexPages/S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859)
10
905892
3154278
3154235
2022-08-19T12:02:08Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>4</q2><q1>1064</q1><q0>36</q0>
q2oexohld1ly6i9pwj1pd0xobdn1s96
3154514
3154278
2022-08-19T16:01:47Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>3</q2><q1>1065</q1><q0>36</q0>
g2uqcrr7fqy9uasn72fcaps7zapemvn
3154580
3154514
2022-08-19T18:02:08Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>4</q2><q1>1064</q1><q0>36</q0>
q2oexohld1ly6i9pwj1pd0xobdn1s96
3154637
3154580
2022-08-19T19:02:13Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>3</q2><q1>1065</q1><q0>36</q0>
g2uqcrr7fqy9uasn72fcaps7zapemvn
3154799
3154637
2022-08-19T23:01:45Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>4</q2><q1>1064</q1><q0>36</q0>
q2oexohld1ly6i9pwj1pd0xobdn1s96
3154803
3154799
2022-08-20T00:01:45Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>3</q2><q1>1065</q1><q0>36</q0>
g2uqcrr7fqy9uasn72fcaps7zapemvn
3154925
3154803
2022-08-20T11:01:44Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>4</q2><q1>1064</q1><q0>36</q0>
q2oexohld1ly6i9pwj1pd0xobdn1s96
Szablon:IndexPages/Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu
10
912668
3154276
3154234
2022-08-19T12:01:57Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>184</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>36</q1><q0>12</q0>
dlazjwq1l3s4uy6xjtrwmmlqjafkjvh
3154311
3154276
2022-08-19T13:01:50Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>184</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>48</q1><q0>12</q0>
6t0rvrtp37kjicj7nhj4vyyf3gcs2eu
Strona:PL JI Kraszewski Stara panna.djvu/1
100
938067
3154703
2711161
2022-08-19T19:51:07Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{c|przed=60px|w=320%|'''STARA PANNA.'''}}
{{c|przed=20px|w=160%|NOWELA}}
{{c|przed=20px|w=100%|przez}}
{{c|przed=20px|w=180%|'''J. I. Kraszewskiego.'''}}
{{c|po=60px|w=160%|───}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iy5p79wrm5y17rk4qfpd9v6ptgntc5x
Dyskusja modułu:Sandbox/Draco flavus/substdirtytrick
829
995609
3154314
2874011
2022-08-19T13:23:38Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{#invoke: Sandbox/Draco flavus/substdirtytrick | dirtytrick | PL Zola - Paryż. T. 1.djvu|1|1215|1455}}
q9wu20g6kuaffqovag8j6clbonkzyq9
3154315
3154314
2022-08-19T13:23:59Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{#invoke: Sandbox/Draco flavus/substdirtytrick | dirtytrick | PL Zola - Paryż. T. 1.djvu|1215|1455|1}}
jc4q4xmt38xu6zxunng70aedp6yikn5
3154481
3154315
2022-08-19T14:30:51Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{#invoke: Sandbox/Draco flavus/substdirtytrick | dirtytrick | PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|1215|1455|1}}
dqb20t0tu6zsxqzbublujfrm486xs69
Wikiźródła:Wikiprojekt Zielony Tydzień
4
1000784
3154721
3152204
2022-08-19T20:08:36Z
Fallaner
12005
uwierzytelnione
wikitext
text/x-wiki
[[Plik:Wikisource Green Week logo.png|bezramki|prawo]]
Wikiźródłowy Zielony Tydzień to cykliczna akcja odbywająca się w drugi tydzień każdego miesiąca. Celem projektu jest praca nad uwierzytelnianiem tekstów na Wikiźródłach. Każdego miesiąca będziemy mieli za zadanie zazielenienie kilku indeksów, im starszych i bardziej zapomnianych, tym lepiej.
== Lipcowy Zielony Tydzień ==
=== Główne zadanie do zrealizowania ===
=== Rezerwowa lista ===
Gdyby poszło nam zbyt dobrze i zabrakło stron do zazielenienia;)
== Propozycje indeksów do prac podczas Zielonego Tygodnia ==
Tu możesz dodać propozycję do uwierzytelnienia na kolejne tygodnie, pamiętaj jednak, że Wikiskrybowie pracują nad wieloma, często trudnymi w opracowaniu indeksami, niech Zielony Tydzień będzie dla nas odskocznią a nie kolejnym trudnym zadaniem do zrealizowania.
<div class="mw-collapsible mw-collapsed">
<div class="mw-collapsible-content">
* [[Indeks:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf]]: [[Poezye Gustawa Zielińskiego/Drobne wiersze, w młodości pisane|Drobne wiersze, w młodości pisane]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/225|219]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/226|220]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/227|221]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/228|222]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/229|223]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/230|224]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/231|225]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/232|226]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/233|227]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/234|228]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/235|229]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/236|230]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/237|231]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/238|232]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/239|233]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/240|234]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/241|235]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/242|236]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/243|237]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/244|238]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/245|239]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/246|240]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/247|241]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/248|242]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/249|243]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/250|244]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/251|245]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/252|246]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/253|247]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/254|248]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/255|249]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/256|250]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/257|251]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/258|252]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/259|253]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/260|254]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/261|255]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/262|256]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/263|257]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/264|258]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/265|259]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/266|260]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/267|261]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/268|262]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/269|263]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/270|264]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/271|265]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/272|266]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/273|267]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/274|268]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/275|269]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/276|270]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/277|271]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/278|272]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/279|273]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/280|274]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/281|275]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/282|276]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/283|277]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/284|278]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/285|279]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/286|280]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/287|281]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/288|282]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/289|283]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/290|284]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/291|285]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/292|286]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/293|287]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/294|288]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/295|289]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/296|290]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/297|291]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/298|292]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/299|293]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/300|294]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/301|295]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/302|296]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/303|297]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/304|298]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/305|299]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/306|300]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/307|301]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/308|302]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/309|303]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/310|304]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/311|305]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/312|306]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/313|307]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/314|308]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/315|309]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/316|310]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/317|311]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/318|312]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/319|313]]
::*[[Zamek Kadyow]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/407|407]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/408|408]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/409|409]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/410|410]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/411|411]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/412|412]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/413|413]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/414|414]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/415|415]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/416|416]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/417|417]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/418|418]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/419|419]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/420|420]]
::*[[Wieczór przed Świętym Janem]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/421|421]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/422|422]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/423|423]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/424|424]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/425|425]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/426|426]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/427|427]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/428|428]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/429|429]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/430|430]]
* [[Indeks:Myśli (Blaise Pascal)]]: [[Myśli (Blaise Pascal)/Dział dziewiąty.|Dział dziewiąty.]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 230.jpg|230]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 232.jpg|232]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 233.jpg|233]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 234.jpg|234]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 235.jpg|235]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 235.jpg|236]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 237.jpg|237]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 238.jpg|238]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 239.jpg|239]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 240.jpg|240]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 241.jpg|241]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 242.jpg|241]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 243.jpg|243]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 244.jpg|244]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 245.jpg|245]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 246.jpg|246]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 247.jpg|247]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 248.jpg|248]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 249.jpg|249]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 250.jpg|250]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 251.jpg|251]]
</div>
</div>
== Zrealizowane projekty podczas Zielonego Tygodnia ==
=== 8 – 14 października 2021 ===
#Ukończone 6 indeksów: [[Indeks:Klemens Junosza - Wieszczka z Ypsylonu.djvu|Wieszczka z Ypsylonu]], [[Indeks:Klemens Junosza - Po latach.djvu|Po latach]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Jeden z tysiąca|Jeden z tysiąca]], [[Indeks:PL Lord Lister -05- Uwodziciel w pułapce.pdf|Uwodziciel w pułapce]], [[Indeks:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf|Król puszty węgierskiej]], [[Indeks:Stanisław Ignacy Witkiewicz - Idealizm i realizm.djvu|Idealizm i realizm]] – 121 stron
#Uwierzytelnione: 2 pieśni z [[Indeks:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu|Luzyad]] (20 stron), 11 nowel Konopnickiej z [[Indeks:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu|Na drodze]] (161 stron), 11 rozdziałów z [[Indeks:Syzyfowe prace (Żeromski)|Syzyfowych prac]] (217 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''520'''.
=== 8 – 14 listopada 2021 ===
#Ukończone 7 indeksów: [[Indeks:Klemens Junosza - Stara kamienica.djvu|Stara kamienica]], [[Indeks:PL Negri Sługa.pdf|Sługa]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Rady główne i życzenia na nowy rok.djvu|Rady główne i życzenia na nowy rok]], [[Indeks:PL Lord Lister -02- Złodziej kolejowy.pdf|Złodziej kolejowy]], [[Indeks:PL E Orzeszkowa Cnoty proste.djvu|Cnoty proste]], [[Indeks:Klemens Junosza - W głuszy leśnej.djvu|W głuszy leśnej]], [[Indeks:Syzyfowe prace (Żeromski)|Syzyfowe prace]] – 245 stron
#Uwierzytelnione: 2 pieśni z [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (29 stron), 2 rozdziały z indeksu [[Indeks:Stara Ziemia (Jerzy Żuławski)|Stara Ziemia]] (19 stron), 3 obrazki z indeksu [[Indeks:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu|Stare obrazki]] (37 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''330'''.
=== 8 – 14 grudnia 2021 ===
#Ukończone 4 indeksy: [[Indeks:Leo Belmont - Kukuryku czy kikeriki.djvu|Kukuryku czy kikeriki]], [[Indeks:Artur Gruszecki - Mały bohater.pdf|Mały bohater]], [[Indeks:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu|Stare obrazki]], [[Indeks:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu|Guwernantka z Czortowa]] – 285 strony
#Uwierzytelnione: 6 rozdziałów [[Indeks:Stara Ziemia (Jerzy Żuławski)|Starej Ziemi]] (69 stron), 2 pieśni [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (40 stron), 1 sura [[Indeks:Koran|Koranu]] (30 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''424'''.
=== 8 – 14 stycznia 2022 ===
#Ukończone 5 indeksów: [[Indeks:PL Luksemburg Róża - Kościół a socjalizm.pdf|Kościół a socjalizm]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Listy ze Szwecyi|Listy ze Szwecyi]], [[Indeks:Klemens Junosza - Chłopski honor.djvu|Chłopski honor]], [[Indeks:PL Lord Lister -03- Sobowtór bankiera.pdf|Sobowtór bankiera]], [[Indeks:Stara Ziemia (Jerzy Żuławski)|Stara Ziemia]] – 293 strony
#Uwierzytelnione: 3 pieśni [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (52 strony), 10 [[Indeks:Szkice i obrazki (Prus)|Szkiców]] Prusa (75 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''439'''.
=== 8 – 14 lutego 2022 ===
#Ukończone 5 indeksów: [[Indeks:Pamiętnik Adama w raju.djvu|Pamiętnik Adama w raju]], [[Indeks:Krople czary (Tarnowski)|Krople czary]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Listy z ustronia|Listy z ustronia]], [[Indeks:Klemens Junosza - Na stare lata.djvu|Na stare lata]], [[Indeks:PL Kazimierz Czapiński - Partja wrogów ludu pracującego (endecja).pdf|Partja wrogów ludu pracującego (endecja)]] – 238 stron
#Uwierzytelnione: 3 pieśni [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (57 stron), 6 [[Indeks:Szkice i obrazki (Prus)|Szkiców]] Prusa (132 strony)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''464'''.
=== 8 – 14 marca 2022 ===
#Ukończone 5 indeksów: [[Indeks:PL Teofila Samolińska - James Garfield.djvu|James Garfield]], [[Indeks:PL Helena Staś - Anioł miłosierdzia.pdf|Anioł miłosierdzia]], [[Indeks:Władysław Sterling - Dziecko psychopatyczne.pdf|Dziecko psychopatyczne]], [[Indeks:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf|Kraina ślepców]], [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odysseja]] – 362 strony
#Uwierzytelnione: 6 rozdziałów [[Indeks:Eli Makower (Eliza Orzeszkowa)|Eli Makower]] (90 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''460'''.
=== 8 – 14 kwietnia 2022 ===
#Ukończone 3 indeksy: [[Indeks:Adam Fischer - Gnatki.pdf|Gnatki]], [[Indeks:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu|Spekulacye pana Jana]], [[Indeks:PL Helena Staś - Tajemnica Polskiej Róży.pdf|Tajemnica Polskiej Róży]] – 68 stron
#Uwierzytelnione: 2 rozdziały [[Indeks:Wykolejeniec (Conrad)|Wykolejeniec]] (32 strony), 3 rozdziały [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]] (45 stron), 2 rozdziały [[Indeks:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu|Pierwsza miłość]] (4 strony), 1 nowelę z tomu [[Indeks:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu|Nowele (1897)]] (15 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''190'''.
=== 8 – 14 maja 2022 ===
#Ukończone 2 indeksy: [[Indeks:Tajemnicza misja pana Dumphry.djvu|Tajemnicza misja pana Dumphry]], [[Indeks:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu|Pierwsza miłość]] – 102 strony
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''207'''.
=== 8 – 14 czerwca 2022 ===
#Ukończone 2 indeksy: [[Indeks:Władysław Sterling - Dziecko histeryczne.pdf|Dziecko histeryczne]], [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]] – 32 strony
#Uwierzytelnione: 3 [[Indeks:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu|nowele]] Konopnickiej (122 strony).
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''163'''.
=== 8 – 14 sierpnia 2022 ===
#Uwierzytelnione: Dwa działy drugi i ósmy [[Indeks:Myśli (Blaise Pascal)|Myśli]], [[Wieczór przed Świętym Janem]] (71 stron).
== Uczestnicy ==
Nie musisz deklarować się jako uczestnik. Po prostu dołącz do prac projektu, kiedy będziesz miał ochotę.<br>
Dla każdego uczestnika mamy w dowód uznania ''nagrodę'' (którą przyznaje sobie sam):<br>
* za zazielenienie co najmniej 21 stron podczas jednego Zielonego Tygodnia użytkownik może wstawić sobie na własną stronę szablon {{s|User ZT}} (jako pierwszy parametr podając "z", drugi parametr to data w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|z|1999-06}}</nowiki>
{{User ZT|z|1999-06}}
{{clear}}
* za zazielenienie co najmniej 42 stron w dwóch edycjach Zielonego Tygodnia szablon {{s|User ZT}} z parametrem "b" (jako 2 pozostałe parametry podając daty w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|b|1999-06|1999-07}}</nowiki>
{{User ZT|b|1999-06|1999-07}}
{{clear}}
* za udział w trzech dowolnych edycjach Zielonego Tygodnia i zazielenienie łącznie podczas tych edycji 63 stron szablon {{s|User ZT}} z parametrem "s" (jako 3 pozostałe parametry podając daty w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|s|1999-06|1999-07|1999-08}}</nowiki>
{{User ZT|s|1999-06|1999-07|1999-08}}
{{clear}}
* użytkownik, który brał udział w każdym Zielonym Tygodniu w danym półroczu i w każdym z miesięcy zazielenił minimum 21 stron szablon {{s|User ZT}} (jako parametry podając "g" oraz daty w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|g|1999-02|1999-07}}</nowiki>
{{User ZT|g|1999-02|1999-07}}
{{clear}}
# użytkownik, który podczas Zielonego Tygodnia zmienia status indeksu na ukończony może w sekcji "Uwagi" dodać szablon {{s|IndeksZT}}
{{IndeksZT}}
[[Kategoria:Wikiprojekty]]
50thp0mqpztf3itk0q1t3jrdulnw3m4
3154724
3154721
2022-08-19T20:12:57Z
Fallaner
12005
/* Propozycje indeksów do prac podczas Zielonego Tygodnia */ +[[Lenora (Bürger, 1874)]]
wikitext
text/x-wiki
[[Plik:Wikisource Green Week logo.png|bezramki|prawo]]
Wikiźródłowy Zielony Tydzień to cykliczna akcja odbywająca się w drugi tydzień każdego miesiąca. Celem projektu jest praca nad uwierzytelnianiem tekstów na Wikiźródłach. Każdego miesiąca będziemy mieli za zadanie zazielenienie kilku indeksów, im starszych i bardziej zapomnianych, tym lepiej.
== Lipcowy Zielony Tydzień ==
=== Główne zadanie do zrealizowania ===
=== Rezerwowa lista ===
Gdyby poszło nam zbyt dobrze i zabrakło stron do zazielenienia;)
== Propozycje indeksów do prac podczas Zielonego Tygodnia ==
Tu możesz dodać propozycję do uwierzytelnienia na kolejne tygodnie, pamiętaj jednak, że Wikiskrybowie pracują nad wieloma, często trudnymi w opracowaniu indeksami, niech Zielony Tydzień będzie dla nas odskocznią a nie kolejnym trudnym zadaniem do zrealizowania.
<div class="mw-collapsible mw-collapsed">
<div class="mw-collapsible-content">
* [[Indeks:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf]]: [[Poezye Gustawa Zielińskiego/Drobne wiersze, w młodości pisane|Drobne wiersze, w młodości pisane]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/225|219]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/226|220]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/227|221]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/228|222]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/229|223]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/230|224]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/231|225]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/232|226]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/233|227]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/234|228]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/235|229]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/236|230]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/237|231]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/238|232]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/239|233]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/240|234]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/241|235]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/242|236]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/243|237]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/244|238]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/245|239]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/246|240]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/247|241]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/248|242]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/249|243]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/250|244]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/251|245]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/252|246]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/253|247]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/254|248]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/255|249]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/256|250]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/257|251]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/258|252]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/259|253]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/260|254]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/261|255]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/262|256]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/263|257]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/264|258]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/265|259]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/266|260]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/267|261]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/268|262]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/269|263]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/270|264]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/271|265]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/272|266]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/273|267]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/274|268]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/275|269]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/276|270]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/277|271]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/278|272]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/279|273]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/280|274]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/281|275]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/282|276]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/283|277]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/284|278]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/285|279]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/286|280]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/287|281]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/288|282]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/289|283]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/290|284]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/291|285]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/292|286]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/293|287]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/294|288]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/295|289]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/296|290]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/297|291]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/298|292]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/299|293]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/300|294]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/301|295]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/302|296]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/303|297]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/304|298]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/305|299]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/306|300]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/307|301]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/308|302]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/309|303]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/310|304]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/311|305]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/312|306]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/313|307]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/314|308]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/315|309]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/316|310]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/317|311]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/318|312]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/319|313]]
::*[[Zamek Kadyow]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/407|407]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/408|408]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/409|409]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/410|410]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/411|411]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/412|412]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/413|413]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/414|414]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/415|415]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/416|416]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/417|417]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/418|418]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/419|419]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/420|420]]
::*[[Lenora (Bürger, 1874)]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/431|423]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/432|432]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/433|433]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/434|434]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/435|435]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/436|436]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/437|437]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/438|438]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/439|439]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/440|440]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/442|442]]
* [[Indeks:Myśli (Blaise Pascal)]]: [[Myśli (Blaise Pascal)/Dział dziewiąty.|Dział dziewiąty.]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 230.jpg|230]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 232.jpg|232]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 233.jpg|233]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 234.jpg|234]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 235.jpg|235]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 235.jpg|236]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 237.jpg|237]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 238.jpg|238]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 239.jpg|239]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 240.jpg|240]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 241.jpg|241]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 242.jpg|241]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 243.jpg|243]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 244.jpg|244]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 245.jpg|245]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 246.jpg|246]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 247.jpg|247]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 248.jpg|248]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 249.jpg|249]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 250.jpg|250]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 251.jpg|251]]
</div>
</div>
== Zrealizowane projekty podczas Zielonego Tygodnia ==
=== 8 – 14 października 2021 ===
#Ukończone 6 indeksów: [[Indeks:Klemens Junosza - Wieszczka z Ypsylonu.djvu|Wieszczka z Ypsylonu]], [[Indeks:Klemens Junosza - Po latach.djvu|Po latach]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Jeden z tysiąca|Jeden z tysiąca]], [[Indeks:PL Lord Lister -05- Uwodziciel w pułapce.pdf|Uwodziciel w pułapce]], [[Indeks:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf|Król puszty węgierskiej]], [[Indeks:Stanisław Ignacy Witkiewicz - Idealizm i realizm.djvu|Idealizm i realizm]] – 121 stron
#Uwierzytelnione: 2 pieśni z [[Indeks:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu|Luzyad]] (20 stron), 11 nowel Konopnickiej z [[Indeks:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu|Na drodze]] (161 stron), 11 rozdziałów z [[Indeks:Syzyfowe prace (Żeromski)|Syzyfowych prac]] (217 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''520'''.
=== 8 – 14 listopada 2021 ===
#Ukończone 7 indeksów: [[Indeks:Klemens Junosza - Stara kamienica.djvu|Stara kamienica]], [[Indeks:PL Negri Sługa.pdf|Sługa]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Rady główne i życzenia na nowy rok.djvu|Rady główne i życzenia na nowy rok]], [[Indeks:PL Lord Lister -02- Złodziej kolejowy.pdf|Złodziej kolejowy]], [[Indeks:PL E Orzeszkowa Cnoty proste.djvu|Cnoty proste]], [[Indeks:Klemens Junosza - W głuszy leśnej.djvu|W głuszy leśnej]], [[Indeks:Syzyfowe prace (Żeromski)|Syzyfowe prace]] – 245 stron
#Uwierzytelnione: 2 pieśni z [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (29 stron), 2 rozdziały z indeksu [[Indeks:Stara Ziemia (Jerzy Żuławski)|Stara Ziemia]] (19 stron), 3 obrazki z indeksu [[Indeks:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu|Stare obrazki]] (37 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''330'''.
=== 8 – 14 grudnia 2021 ===
#Ukończone 4 indeksy: [[Indeks:Leo Belmont - Kukuryku czy kikeriki.djvu|Kukuryku czy kikeriki]], [[Indeks:Artur Gruszecki - Mały bohater.pdf|Mały bohater]], [[Indeks:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu|Stare obrazki]], [[Indeks:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu|Guwernantka z Czortowa]] – 285 strony
#Uwierzytelnione: 6 rozdziałów [[Indeks:Stara Ziemia (Jerzy Żuławski)|Starej Ziemi]] (69 stron), 2 pieśni [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (40 stron), 1 sura [[Indeks:Koran|Koranu]] (30 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''424'''.
=== 8 – 14 stycznia 2022 ===
#Ukończone 5 indeksów: [[Indeks:PL Luksemburg Róża - Kościół a socjalizm.pdf|Kościół a socjalizm]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Listy ze Szwecyi|Listy ze Szwecyi]], [[Indeks:Klemens Junosza - Chłopski honor.djvu|Chłopski honor]], [[Indeks:PL Lord Lister -03- Sobowtór bankiera.pdf|Sobowtór bankiera]], [[Indeks:Stara Ziemia (Jerzy Żuławski)|Stara Ziemia]] – 293 strony
#Uwierzytelnione: 3 pieśni [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (52 strony), 10 [[Indeks:Szkice i obrazki (Prus)|Szkiców]] Prusa (75 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''439'''.
=== 8 – 14 lutego 2022 ===
#Ukończone 5 indeksów: [[Indeks:Pamiętnik Adama w raju.djvu|Pamiętnik Adama w raju]], [[Indeks:Krople czary (Tarnowski)|Krople czary]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Listy z ustronia|Listy z ustronia]], [[Indeks:Klemens Junosza - Na stare lata.djvu|Na stare lata]], [[Indeks:PL Kazimierz Czapiński - Partja wrogów ludu pracującego (endecja).pdf|Partja wrogów ludu pracującego (endecja)]] – 238 stron
#Uwierzytelnione: 3 pieśni [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (57 stron), 6 [[Indeks:Szkice i obrazki (Prus)|Szkiców]] Prusa (132 strony)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''464'''.
=== 8 – 14 marca 2022 ===
#Ukończone 5 indeksów: [[Indeks:PL Teofila Samolińska - James Garfield.djvu|James Garfield]], [[Indeks:PL Helena Staś - Anioł miłosierdzia.pdf|Anioł miłosierdzia]], [[Indeks:Władysław Sterling - Dziecko psychopatyczne.pdf|Dziecko psychopatyczne]], [[Indeks:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf|Kraina ślepców]], [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odysseja]] – 362 strony
#Uwierzytelnione: 6 rozdziałów [[Indeks:Eli Makower (Eliza Orzeszkowa)|Eli Makower]] (90 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''460'''.
=== 8 – 14 kwietnia 2022 ===
#Ukończone 3 indeksy: [[Indeks:Adam Fischer - Gnatki.pdf|Gnatki]], [[Indeks:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu|Spekulacye pana Jana]], [[Indeks:PL Helena Staś - Tajemnica Polskiej Róży.pdf|Tajemnica Polskiej Róży]] – 68 stron
#Uwierzytelnione: 2 rozdziały [[Indeks:Wykolejeniec (Conrad)|Wykolejeniec]] (32 strony), 3 rozdziały [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]] (45 stron), 2 rozdziały [[Indeks:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu|Pierwsza miłość]] (4 strony), 1 nowelę z tomu [[Indeks:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu|Nowele (1897)]] (15 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''190'''.
=== 8 – 14 maja 2022 ===
#Ukończone 2 indeksy: [[Indeks:Tajemnicza misja pana Dumphry.djvu|Tajemnicza misja pana Dumphry]], [[Indeks:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu|Pierwsza miłość]] – 102 strony
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''207'''.
=== 8 – 14 czerwca 2022 ===
#Ukończone 2 indeksy: [[Indeks:Władysław Sterling - Dziecko histeryczne.pdf|Dziecko histeryczne]], [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]] – 32 strony
#Uwierzytelnione: 3 [[Indeks:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu|nowele]] Konopnickiej (122 strony).
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''163'''.
=== 8 – 14 sierpnia 2022 ===
#Uwierzytelnione: Dwa działy drugi i ósmy [[Indeks:Myśli (Blaise Pascal)|Myśli]], [[Wieczór przed Świętym Janem]] (71 stron).
== Uczestnicy ==
Nie musisz deklarować się jako uczestnik. Po prostu dołącz do prac projektu, kiedy będziesz miał ochotę.<br>
Dla każdego uczestnika mamy w dowód uznania ''nagrodę'' (którą przyznaje sobie sam):<br>
* za zazielenienie co najmniej 21 stron podczas jednego Zielonego Tygodnia użytkownik może wstawić sobie na własną stronę szablon {{s|User ZT}} (jako pierwszy parametr podając "z", drugi parametr to data w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|z|1999-06}}</nowiki>
{{User ZT|z|1999-06}}
{{clear}}
* za zazielenienie co najmniej 42 stron w dwóch edycjach Zielonego Tygodnia szablon {{s|User ZT}} z parametrem "b" (jako 2 pozostałe parametry podając daty w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|b|1999-06|1999-07}}</nowiki>
{{User ZT|b|1999-06|1999-07}}
{{clear}}
* za udział w trzech dowolnych edycjach Zielonego Tygodnia i zazielenienie łącznie podczas tych edycji 63 stron szablon {{s|User ZT}} z parametrem "s" (jako 3 pozostałe parametry podając daty w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|s|1999-06|1999-07|1999-08}}</nowiki>
{{User ZT|s|1999-06|1999-07|1999-08}}
{{clear}}
* użytkownik, który brał udział w każdym Zielonym Tygodniu w danym półroczu i w każdym z miesięcy zazielenił minimum 21 stron szablon {{s|User ZT}} (jako parametry podając "g" oraz daty w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|g|1999-02|1999-07}}</nowiki>
{{User ZT|g|1999-02|1999-07}}
{{clear}}
# użytkownik, który podczas Zielonego Tygodnia zmienia status indeksu na ukończony może w sekcji "Uwagi" dodać szablon {{s|IndeksZT}}
{{IndeksZT}}
[[Kategoria:Wikiprojekty]]
mjxfvz1dtsszouaiwse1i91i0crzgkf
3154727
3154724
2022-08-19T20:16:52Z
Fallaner
12005
-Zamek Kadyow + Myśliwiec
wikitext
text/x-wiki
[[Plik:Wikisource Green Week logo.png|bezramki|prawo]]
Wikiźródłowy Zielony Tydzień to cykliczna akcja odbywająca się w drugi tydzień każdego miesiąca. Celem projektu jest praca nad uwierzytelnianiem tekstów na Wikiźródłach. Każdego miesiąca będziemy mieli za zadanie zazielenienie kilku indeksów, im starszych i bardziej zapomnianych, tym lepiej.
== Lipcowy Zielony Tydzień ==
=== Główne zadanie do zrealizowania ===
=== Rezerwowa lista ===
Gdyby poszło nam zbyt dobrze i zabrakło stron do zazielenienia;)
== Propozycje indeksów do prac podczas Zielonego Tygodnia ==
Tu możesz dodać propozycję do uwierzytelnienia na kolejne tygodnie, pamiętaj jednak, że Wikiskrybowie pracują nad wieloma, często trudnymi w opracowaniu indeksami, niech Zielony Tydzień będzie dla nas odskocznią a nie kolejnym trudnym zadaniem do zrealizowania.
<div class="mw-collapsible mw-collapsed">
<div class="mw-collapsible-content">
* [[Indeks:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf]]: [[Poezye Gustawa Zielińskiego/Drobne wiersze, w młodości pisane|Drobne wiersze, w młodości pisane]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/225|219]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/226|220]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/227|221]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/228|222]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/229|223]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/230|224]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/231|225]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/232|226]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/233|227]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/234|228]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/235|229]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/236|230]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/237|231]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/238|232]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/239|233]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/240|234]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/241|235]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/242|236]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/243|237]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/244|238]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/245|239]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/246|240]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/247|241]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/248|242]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/249|243]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/250|244]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/251|245]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/252|246]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/253|247]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/254|248]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/255|249]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/256|250]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/257|251]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/258|252]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/259|253]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/260|254]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/261|255]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/262|256]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/263|257]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/264|258]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/265|259]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/266|260]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/267|261]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/268|262]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/269|263]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/270|264]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/271|265]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/272|266]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/273|267]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/274|268]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/275|269]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/276|270]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/277|271]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/278|272]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/279|273]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/280|274]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/281|275]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/282|276]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/283|277]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/284|278]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/285|279]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/286|280]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/287|281]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/288|282]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/289|283]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/290|284]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/291|285]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/292|286]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/293|287]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/294|288]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/295|289]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/296|290]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/297|291]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/298|292]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/299|293]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/300|294]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/301|295]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/302|296]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/303|297]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/304|298]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/305|299]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/306|300]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/307|301]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/308|302]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/309|303]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/310|304]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/311|305]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/312|306]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/313|307]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/314|308]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/315|309]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/316|310]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/317|311]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/318|312]]
[[Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/319|313]]
::*[[Lenora (Bürger, 1874)]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/431|423]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/432|432]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/433|433]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/434|434]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/435|435]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/436|436]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/437|437]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/438|438]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/439|439]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/440|440]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/442|442]]
::*[[Myśliwiec]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/443|443]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/444|444]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/445|445]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/446|446]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/447|447]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/448|448]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/449|449]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/450|450]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/451|451]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/453|453]]
[[Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/454|454]]
* [[Indeks:Myśli (Blaise Pascal)]]: [[Myśli (Blaise Pascal)/Dział dziewiąty.|Dział dziewiąty.]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 230.jpg|230]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 232.jpg|232]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 233.jpg|233]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 234.jpg|234]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 235.jpg|235]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 235.jpg|236]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 237.jpg|237]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 238.jpg|238]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 239.jpg|239]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 240.jpg|240]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 241.jpg|241]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 242.jpg|241]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 243.jpg|243]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 244.jpg|244]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 245.jpg|245]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 246.jpg|246]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 247.jpg|247]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 248.jpg|248]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 249.jpg|249]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 250.jpg|250]]
[[Strona:PL Blaise Pascal-Myśli 251.jpg|251]]
</div>
</div>
== Zrealizowane projekty podczas Zielonego Tygodnia ==
=== 8 – 14 października 2021 ===
#Ukończone 6 indeksów: [[Indeks:Klemens Junosza - Wieszczka z Ypsylonu.djvu|Wieszczka z Ypsylonu]], [[Indeks:Klemens Junosza - Po latach.djvu|Po latach]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Jeden z tysiąca|Jeden z tysiąca]], [[Indeks:PL Lord Lister -05- Uwodziciel w pułapce.pdf|Uwodziciel w pułapce]], [[Indeks:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf|Król puszty węgierskiej]], [[Indeks:Stanisław Ignacy Witkiewicz - Idealizm i realizm.djvu|Idealizm i realizm]] – 121 stron
#Uwierzytelnione: 2 pieśni z [[Indeks:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu|Luzyad]] (20 stron), 11 nowel Konopnickiej z [[Indeks:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu|Na drodze]] (161 stron), 11 rozdziałów z [[Indeks:Syzyfowe prace (Żeromski)|Syzyfowych prac]] (217 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''520'''.
=== 8 – 14 listopada 2021 ===
#Ukończone 7 indeksów: [[Indeks:Klemens Junosza - Stara kamienica.djvu|Stara kamienica]], [[Indeks:PL Negri Sługa.pdf|Sługa]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Rady główne i życzenia na nowy rok.djvu|Rady główne i życzenia na nowy rok]], [[Indeks:PL Lord Lister -02- Złodziej kolejowy.pdf|Złodziej kolejowy]], [[Indeks:PL E Orzeszkowa Cnoty proste.djvu|Cnoty proste]], [[Indeks:Klemens Junosza - W głuszy leśnej.djvu|W głuszy leśnej]], [[Indeks:Syzyfowe prace (Żeromski)|Syzyfowe prace]] – 245 stron
#Uwierzytelnione: 2 pieśni z [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (29 stron), 2 rozdziały z indeksu [[Indeks:Stara Ziemia (Jerzy Żuławski)|Stara Ziemia]] (19 stron), 3 obrazki z indeksu [[Indeks:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu|Stare obrazki]] (37 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''330'''.
=== 8 – 14 grudnia 2021 ===
#Ukończone 4 indeksy: [[Indeks:Leo Belmont - Kukuryku czy kikeriki.djvu|Kukuryku czy kikeriki]], [[Indeks:Artur Gruszecki - Mały bohater.pdf|Mały bohater]], [[Indeks:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu|Stare obrazki]], [[Indeks:Klemens Junosza - Guwernantka z Czortowa.djvu|Guwernantka z Czortowa]] – 285 strony
#Uwierzytelnione: 6 rozdziałów [[Indeks:Stara Ziemia (Jerzy Żuławski)|Starej Ziemi]] (69 stron), 2 pieśni [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (40 stron), 1 sura [[Indeks:Koran|Koranu]] (30 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''424'''.
=== 8 – 14 stycznia 2022 ===
#Ukończone 5 indeksów: [[Indeks:PL Luksemburg Róża - Kościół a socjalizm.pdf|Kościół a socjalizm]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Listy ze Szwecyi|Listy ze Szwecyi]], [[Indeks:Klemens Junosza - Chłopski honor.djvu|Chłopski honor]], [[Indeks:PL Lord Lister -03- Sobowtór bankiera.pdf|Sobowtór bankiera]], [[Indeks:Stara Ziemia (Jerzy Żuławski)|Stara Ziemia]] – 293 strony
#Uwierzytelnione: 3 pieśni [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (52 strony), 10 [[Indeks:Szkice i obrazki (Prus)|Szkiców]] Prusa (75 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''439'''.
=== 8 – 14 lutego 2022 ===
#Ukończone 5 indeksów: [[Indeks:Pamiętnik Adama w raju.djvu|Pamiętnik Adama w raju]], [[Indeks:Krople czary (Tarnowski)|Krople czary]], [[Indeks:PL JI Kraszewski Listy z ustronia|Listy z ustronia]], [[Indeks:Klemens Junosza - Na stare lata.djvu|Na stare lata]], [[Indeks:PL Kazimierz Czapiński - Partja wrogów ludu pracującego (endecja).pdf|Partja wrogów ludu pracującego (endecja)]] – 238 stron
#Uwierzytelnione: 3 pieśni [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odyssei]] (57 stron), 6 [[Indeks:Szkice i obrazki (Prus)|Szkiców]] Prusa (132 strony)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''464'''.
=== 8 – 14 marca 2022 ===
#Ukończone 5 indeksów: [[Indeks:PL Teofila Samolińska - James Garfield.djvu|James Garfield]], [[Indeks:PL Helena Staś - Anioł miłosierdzia.pdf|Anioł miłosierdzia]], [[Indeks:Władysław Sterling - Dziecko psychopatyczne.pdf|Dziecko psychopatyczne]], [[Indeks:PL Wells - Kraina ślepców (zbiór).pdf|Kraina ślepców]], [[Indeks:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu|Odysseja]] – 362 strony
#Uwierzytelnione: 6 rozdziałów [[Indeks:Eli Makower (Eliza Orzeszkowa)|Eli Makower]] (90 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''460'''.
=== 8 – 14 kwietnia 2022 ===
#Ukończone 3 indeksy: [[Indeks:Adam Fischer - Gnatki.pdf|Gnatki]], [[Indeks:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu|Spekulacye pana Jana]], [[Indeks:PL Helena Staś - Tajemnica Polskiej Róży.pdf|Tajemnica Polskiej Róży]] – 68 stron
#Uwierzytelnione: 2 rozdziały [[Indeks:Wykolejeniec (Conrad)|Wykolejeniec]] (32 strony), 3 rozdziały [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]] (45 stron), 2 rozdziały [[Indeks:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu|Pierwsza miłość]] (4 strony), 1 nowelę z tomu [[Indeks:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu|Nowele (1897)]] (15 stron)
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''190'''.
=== 8 – 14 maja 2022 ===
#Ukończone 2 indeksy: [[Indeks:Tajemnicza misja pana Dumphry.djvu|Tajemnicza misja pana Dumphry]], [[Indeks:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu|Pierwsza miłość]] – 102 strony
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''207'''.
=== 8 – 14 czerwca 2022 ===
#Ukończone 2 indeksy: [[Indeks:Władysław Sterling - Dziecko histeryczne.pdf|Dziecko histeryczne]], [[Indeks:Żywe kamienie.djvu|Żywe kamienie]] – 32 strony
#Uwierzytelnione: 3 [[Indeks:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu|nowele]] Konopnickiej (122 strony).
Łącznie uwierzytelnionych stron: '''163'''.
=== 8 – 14 sierpnia 2022 ===
#Uwierzytelnione: Dwa działy drugi i ósmy [[Indeks:Myśli (Blaise Pascal)|Myśli]], [[Wieczór przed Świętym Janem]], [[Zamek Kadyow]] (85 stron).
== Uczestnicy ==
Nie musisz deklarować się jako uczestnik. Po prostu dołącz do prac projektu, kiedy będziesz miał ochotę.<br>
Dla każdego uczestnika mamy w dowód uznania ''nagrodę'' (którą przyznaje sobie sam):<br>
* za zazielenienie co najmniej 21 stron podczas jednego Zielonego Tygodnia użytkownik może wstawić sobie na własną stronę szablon {{s|User ZT}} (jako pierwszy parametr podając "z", drugi parametr to data w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|z|1999-06}}</nowiki>
{{User ZT|z|1999-06}}
{{clear}}
* za zazielenienie co najmniej 42 stron w dwóch edycjach Zielonego Tygodnia szablon {{s|User ZT}} z parametrem "b" (jako 2 pozostałe parametry podając daty w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|b|1999-06|1999-07}}</nowiki>
{{User ZT|b|1999-06|1999-07}}
{{clear}}
* za udział w trzech dowolnych edycjach Zielonego Tygodnia i zazielenienie łącznie podczas tych edycji 63 stron szablon {{s|User ZT}} z parametrem "s" (jako 3 pozostałe parametry podając daty w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|s|1999-06|1999-07|1999-08}}</nowiki>
{{User ZT|s|1999-06|1999-07|1999-08}}
{{clear}}
* użytkownik, który brał udział w każdym Zielonym Tygodniu w danym półroczu i w każdym z miesięcy zazielenił minimum 21 stron szablon {{s|User ZT}} (jako parametry podając "g" oraz daty w formacie YYYY-MM) <nowiki>{{User ZT|g|1999-02|1999-07}}</nowiki>
{{User ZT|g|1999-02|1999-07}}
{{clear}}
# użytkownik, który podczas Zielonego Tygodnia zmienia status indeksu na ukończony może w sekcji "Uwagi" dodać szablon {{s|IndeksZT}}
{{IndeksZT}}
[[Kategoria:Wikiprojekty]]
a9wmyhtuv16zsx62eqshg0wsuv1iosb
Szablon:EO autorinfo
10
1034196
3154608
3113405
2022-08-19T18:32:13Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
<includeonly>{{#switch:{{{widoczny}}}
|nie={{tns||{{f*|style=float:right;display:none|{{tab|30}} {{{1|}}}{{tab|60}}}}}}
|wartykule={{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} {{{1|}}}{{tab|60}}}}}}}}{{clear|right}}
|{{f*|style=float:right|{{tab|30}} {{{1|}}}{{tab|60}}}}{{clear|right}}
}}</includeonly><noinclude>{{Dokumentacja}}</noinclude>
gmwoqdp6efosm9wdgwvrk668ns7sjlq
3154894
3154608
2022-08-20T09:34:13Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
<includeonly>{{#switch:{{{widoczny}}}
|nie={{tns||{{f*|style=float:right;display:none|{{tab|30}} {{{1|}}}{{tab|60}}}}}}
|wartykule={{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} {{{1|}}}{{tab|60}}}}}}}}
|{{f*|style=float:right|{{tab|30}} {{{1|}}}{{tab|60}}}}{{clear|right}}
}}</includeonly><noinclude>{{Dokumentacja}}</noinclude>
0gwn4ek9vw759q5okwacw7ruhd15q6m
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/63
100
1034417
3154572
3021219
2022-08-19T17:55:59Z
Dzakuza21
10310
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Abrahamowicz (Jan)" />jego podpisał, jako mąż wysokiej w nim powagi. Niewiadomo, czy ten sam wojewoda czy inny Abrahamowicz Jan jest autorem dzieła, które Czacki przywodzi: „Zdanie Litwina o kupczy taniej zboża a drogiej przedaży 1595,“ i tak ocenia. „Pisarz rozsądny, wyłożył jasno prawidła, których rząd i obywatele, w przedmiocie kupczy i przedaży zbożowej, trzymać się powinni, a najcelniejszem jest: zupełna wolność handlu, która największe pożytki krajowi zapewnia.“ Uwagi Abrahamowicza niezawstydziłyby Schmidta i Stuarta.”<section end="Abrahamowicz (Jan)" />
<section begin="Abrahamowicz (Mikołaj)" />{{tab}}'''Abrahamowicz''' (Mikołaj) herbu jastrzębiec. W czasie wojny z Gustawem Adolfem w 1621 i 622 walczył w Kurlandyi pod chorągwią hetmana Krysztofa Radziwiłła po odjeździe którego z obozu (1622) miał zdane sobie dowództwo nad wojskiem. W 1637 był pułkownikiem, dworzaninem królewskim i starostą Starodębskim i Miadzielskim. W 1639 został cześnikiem litewskim i ''przełożonym nad armatą'', Wielkiego księztwa litewskiego (metrrk. kor. 187 f. 29). W 1646 z sejmu już jako wojewoda mścisławski delegowany komisarzem do traktowania o pokój z Szwecyą. W owym czasie musiał zostać wojewodą trockim, bo z tym tytułem podpisał się 1648 na sejmie elekcyjnym. W 1649 z sejmu wyznaczony był powtórnie posłem do traktowania z Szwecyą.<section end="Abrahamowicz (Mikołaj)" />
<section begin="Abrahamson" />{{tab}}'''Abrahamson,''' syn lekarza wolnopraktykującego na Podolu. Uczył się w Niemirowie, potem w Berlinie, gdzie otrzymawszy stopień doktora medycyny i chirurgii, praktykował na Ukrainie i w Odessie. Pisał: De Cauteriis. Berolini 1829. O chorobach nerwowych (tamże) po niemiecku 1842.<section end="Abrahamson" />
<section begin="Abrahamson (Werner-Hans-Fryderyk)" />{{tab}}'''Abrahamson''' (Werner-Hans-Fryderyk), literat duński, ur. 1744 zm. 1812 r. piękne zostawił imię w historyi piśmiennictwa swego kraju poszukiwaniami dotyczącemi starożytności skandynawskich i innemi pracami krytycznemi. Abrahamson służył pierwotnie wojskowo, jest też autorem kilku książek specyjalnych ułożonych dla użytku szkół wojskowych; jako poeta pisał pieśni popularne i wojenne. Wraz z Nyerupem i Rahbeckiem wydał bardzo szacowny zbiór p. t.: ''Udvalgte danske Vüser fra Middelalderen'' (Wybór pieśni duńskich z wieków średnich; 5 Tom. 1812—14).<section end="Abrahamson (Werner-Hans-Fryderyk)" /> — <section begin="Abrahamson (Józef Mikołaj Beniamin)" />'''Abrahamson''' (Józef Mikołaj Beniamin), syn poprzedzającego ur. w r. 1789, przybył do Francyi w r. 1815 wraz z armią okkupacyjną, w której był kapitanem głównego sztabu. Wtedy zbadał metodę tak zwaną ''wzajemnego nauczania'' i tę z wielkim pożytkiem w swym kraju rozpowszechnił, tak, iż trudno w nim znaleźć młodzieńca, coby czytać nie umiał, a większa część mieszkańców Danii umie prócz tego pisać i rachować. Abrahamson liczne zostawił pisma o zastosowaniu tej metody. Długi czas zajmował posadę dyrektora szkoły wojskowej w Kopenhadze; w r. 1836 utracił ją, zachowując jednak tytuł honorowy generalnego kommisarza wojny.<section end="Abrahamson (Józef Mikołaj Beniamin)" />
<section begin="Abracadabra" />{{tab}}'''Abracadabra,''' słowo czarodziejskie, któremu przypisywano dawniej własność leczenia najuporczywszej nawet febry, używane było zwykle w guście [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Amulet|amuletów]] (ob.), gdyż spisane na kartce w kształcie trójkąta:<section end="Abracadabra" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p9yarsvpx0h4a63mzl2wm83u2ssjyr9
3154622
3154572
2022-08-19T18:42:55Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude><section begin="Abrahamowicz (Jan)" />jego podpisał, jako mąż wysokiej w nim powagi. Niewiadomo, czy ten sam wojewoda czy inny Abrahamowicz Jan jest autorem dzieła, które Czacki przywodzi: „Zdanie Litwina o kupczy taniej zboża a drogiej przedaży 1595,“ i tak ocenia. „Pisarz rozsądny, wyłożył jasno prawidła, których rząd i obywatele, w przedmiocie kupczy i przedaży zbożowej, trzymać się powinni, a najcelniejszem jest: zupełna wolność handlu, która największe pożytki krajowi zapewnia.“ Uwagi Abrahamowicza niezawstydziłyby Schmidta i Stuarta.”<section end="Abrahamowicz (Jan)" />
<section begin="Abrahamowicz (Mikołaj)" />{{tab}}'''Abrahamowicz''' (Mikołaj) herbu jastrzębiec. W czasie wojny z Gustawem Adolfem w 1621 i 622 walczył w Kurlandyi pod chorągwią hetmana Krysztofa Radziwiłła po odjeździe którego z obozu (1622) miał zdane sobie dowództwo nad wojskiem. W 1637 był pułkownikiem, dworzaninem królewskim i starostą Starodębskim i Miadzielskim. W 1639 został cześnikiem litewskim i ''przełożonym nad armatą'', Wielkiego księztwa litewskiego (metrrk. kor. 187 f. 29). W 1646 z sejmu już jako wojewoda mścisławski delegowany komisarzem do traktowania o pokój z Szwecyą. W owym czasie musiał zostać wojewodą trockim, bo z tym tytułem podpisał się 1648 na sejmie elekcyjnym. W 1649 z sejmu wyznaczony był powtórnie posłem do traktowania z Szwecyą.<section end="Abrahamowicz (Mikołaj)" />
<section begin="Abrahamson" />{{tab}}'''Abrahamson,''' syn lekarza wolnopraktykującego na Podolu. Uczył się w Niemirowie, potem w Berlinie, gdzie otrzymawszy stopień doktora medycyny i chirurgii, praktykował na Ukrainie i w Odessie. Pisał: De Cauteriis. Berolini 1829. O chorobach nerwowych (tamże) po niemiecku 1842.<section end="Abrahamson" />
<section begin="Abrahamson (Werner-Hans-Fryderyk)" />{{tab}}'''Abrahamson''' (Werner-Hans-Fryderyk), literat duński, ur. 1744 zm. 1812 r. piękne zostawił imię w historyi piśmiennictwa swego kraju poszukiwaniami dotyczącemi starożytności skandynawskich i innemi pracami krytycznemi. Abrahamson służył pierwotnie wojskowo, jest też autorem kilku książek specyjalnych ułożonych dla użytku szkół wojskowych; jako poeta pisał pieśni popularne i wojenne. Wraz z Nyerupem i Rahbeckiem wydał bardzo szacowny zbiór p. t.: ''Udvalgte danske Vüser fra Middelalderen'' (Wybór pieśni duńskich z wieków średnich; 5 Tom. 1812—14).<section end="Abrahamson (Werner-Hans-Fryderyk)" /> — <section begin="Abrahamson (Józef Mikołaj Beniamin)" />'''Abrahamson''' (Józef Mikołaj Beniamin), syn poprzedzającego ur. w r. 1789, przybył do Francyi w r. 1815 wraz z armią okkupacyjną, w której był kapitanem głównego sztabu. Wtedy zbadał metodę tak zwaną ''wzajemnego nauczania'' i tę z wielkim pożytkiem w swym kraju rozpowszechnił, tak, iż trudno w nim znaleźć młodzieńca, coby czytać nie umiał, a większa część mieszkańców Danii umie prócz tego pisać i rachować. Abrahamson liczne zostawił pisma o zastosowaniu tej metody. Długi czas zajmował posadę dyrektora szkoły wojskowej w Kopenhadze; w r. 1836 utracił ją, zachowując jednak tytuł honorowy generalnego kommisarza wojny.<section end="Abrahamson (Józef Mikołaj Beniamin)" />
<section begin="Abracadabra" />{{tab}}'''Abracadabra,''' słowo czarodziejskie, któremu przypisywano dawniej własność leczenia najuporczywszej nawet febry, używane było zwykle w guście [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Amulet|amuletów]] (ob.), gdyż spisane na kartce w kształcie trójkąta:{{c|{{roz|Abracadabra<br>Abracadabr<br>Abracadab<br>Abracada<br>Abracad<br>Abraca<br>Abrac<br>Abra<br>Abr<br>Ab<br>A<br>|1.30}}}}<section end="Abracadabra" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4uqte62pxgcutql9byecjng6cz63wt1
Szablon:EO autor
10
1035406
3154516
3149757
2022-08-19T16:03:52Z
Dzakuza21
10310
+1
wikitext
text/x-wiki
<includeonly>{{#switch:{{{1|}}}
|W. L. A.=Władysław Ludwik Anczyc
|M. B.=Michał Baliński
|X. S. B.=Sadok Barącz
|Jul. B.=Julian Bartoszewicz
|J. B.=Julian Bartoszewicz
|Wł. B.=Władysław Bentkowski
|Be.=Berdau
|L. B.=Leopold Berkiewicz
|K. B.=Karol Beyer
|C. B.=Cezary Biernacki
|J. Bł.=Juljan Błeszczyński
|T. C.=Teofil Cichocki
|Dr. C.=Wojciech Cybulski
<!--- Istnieje kolizja w obrębie skrótu W. D. – należy autorów przyporządkować ręcznie. -->
<!--- 1 W. D.=Wincenty Dawid -->
<!---2 tomie II. |W. D.=Walenty Dutkiewicz -->
|H. F.=Henryk Flatau
|A. F.=Antoni Funkenstein
|J. G.=Józef Grajnert
|J. K. G.=Jan Kanty Gregorowicz
|L. H.=Leopold Hubert
|J. J.=Jan Tomasz Seweryn Jasiński
|L. J.=Ludwik Jenike
|A. J.=Adam Jocher
|K. J.=Karol Jurkiewicz
|Dr. K. K.=Karol Kaczkowski
|O. K.=Oskar Kolberg
|K. Kr.=Kajetan Kraszewski
|J. Kr...=Józef Kremer
|J. Kr...r.=Józef Kremer
|J. K.=Jan Kulesza
|Dr. J. K.=Jan Kulesza
|Dr. M. L.=Marceli Langowski
|A. L.=Aleksander Lesser
|F. H. L.=Fryderyk Henryk Lewestam
|K. L.=Karol Lilpop
|X. A. L-cki=Augustyn Lipnicki
|H. Ł.=Hieronim Łabęcki
|Dr. J. M.=Józef Majer
|J. M.=Józef Mączyński
|M.=Adam Mieczyński
|A. M.=Antoni Morzycki
|A. N.=Antoni Jaksa-Marcinkowski
|Sz. M.=Feliks Jan Szczęsny Morawski
|Dr. Lud. N.=Ludwik Neugebauer
|L. O.=Leopold Otto
|X. L. O.=Leopold Otto
|J. P-z.=Jan Pankiewicz
|J. P—z.=Jan Pankiewicz
|J. Papł.=Jan Papłoński
|P. P.=Piotr Perkowski
|N. P.=Nikodem Pęczarski
|L. P.=Ludwik Pietrusiński
|S. P.=Szymon Pisulewski
|J. F. P.=Jan Feliks Piwarski
|E. P...=Edward Pohlens
|A. P.=Aleksander Połujański
|A. Pr.=Adam Prażmowski
|J. Pr.=Józef Pracki
|W. P.=Wincenty Prokopowicz
|St. Prz.=Stanisław Przystański
|A. Pu=Alfons Puchewicz
|X. R.=Ksawery Rakowski
|Xaw. R.=Ksawery Rakowski
|A. R.=Antoni Rogalewicz
|L. R.=Leon Rogalski
|Kaz. R.=Kazimierz Rogiński
|X. P. Rz.=Paweł Rzewuski
|X. P. Rzew.=Paweł Rzewuski
|X. Paw. Rzew.=Paweł Rzewuski
|X. V. S.=Walerian Serwatowski
|Wł. S.=Władysław Skłodowski
|W. S.=Władysław Skłodowski
|Dr F. Sk.=Fryderyk Skobel
|Dr. F. Sk.=Fryderyk Skobel
|J. Ch. S.=Jan Chryzostom Sławianowski
|F. M. S.=Franciszek Maksymilian Sobieszczański
|Dr. L. S.=Leon Sokołowski
|Dr W. Sz.=Wiktor Feliks Szokalski
|Dr. W. Sz.=Wiktor Feliks Szokalski
|M. Sz.=Michał Szymanowski
|M. B. S.=Michał Bohusz-Szyszko
|Wł. T.=Władysław Taczanowski
|A. Wał.=A. Wałecki
|K. Wid.=Karol Widman
|L. W.=Ludwik Wolski
|K. Wł. W.=Kazimierz Władysław Wóycicki
|W. W.=Wincenty Wrześniowski
|X. J. W.=Józef Wyszyński
|G. Z.=Gustaw Zieliński
}}</includeonly><noinclude>{{Dokumentacja}}</noinclude>
kqu95u8yowc5p6wro9802nbjsyfmm9u
Szablon:Hasło z Encyklopedyi powszechnej/opis
10
1036493
3154711
3009008
2022-08-19T19:59:43Z
Draco flavus
2058
/* Użycie */
wikitext
text/x-wiki
{{Podstrona dokumentacji}}
<!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI NA DOLE STRONY -->
== Użycie ==
Szablon przeznaczony do stosowania w przestrzeni głównej haseł Encyklopedyi powszechnej Orgelbranda (1859-1868) [[Indeks:S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859)|Encyklopedyja]]. Z jednej strony daje dostęp użytkownikowi jedynie do bardzo ograniczonej liczby parametrów, z drugiej ukrywa cały proces tworzenia hasła w przestrzeni głównej. W związku z tym polega na pewnych konwencjach przepisywania tekstu w przestrzeni '''Strona'''
#Każde hasło znajduje się w osobnej sekcji
#W całości jest ujęte w sekcję
#Nazwa sekcji jest zgodna z nazwą hasła w przestrzeni głównej
#Ewentualne przypisanie autorstwa (wynikające z podpisu pod hasłem) musi się znaleźć w odpowiednim szablonie ({{s|EO autorinfo}}) w treści hasła
== Opis parametrów ==
* '''|tom=''' – nr tomu pisany cyframi arabskimi (1, 2, ..., 28)
* '''|strona_start=''' – numer strony, na której zaczyna się hasło
* '''|strona_stop=''' – numer strony, na której kończy się hasło
* '''|wikipedia=''' – opcjonalne, umożliwia wskazanie odpowiedniego hasła w Wikipedii
* '''|wikionary=''' – opcjonalne, umożliwia wskazanie odpowiedniego hasła w Wikisłowniku
== Przykład ==
<nowiki>{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej</nowiki><br>
<nowiki>|tom=</nowiki>{{ParametrPomoc|1}}<br>
<nowiki>|strona_start=</nowiki>{{ParametrPomoc|41}}<br>
<nowiki>|strona_stop=</nowiki>{{ParametrPomoc|41}}<br>
<nowiki>|wikipedia=</nowiki>{{ParametrPomoc|Pióro}}<br>
<nowiki>|wiktionary=</nowiki>{{ParametrPomoc|Pióro}}<br>
<nowiki>}}</nowiki>
lub szybciej
<nowiki>{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej</nowiki><br>
<nowiki>|tom=</nowiki>{{ParametrPomoc|1}}<br>
<nowiki>|strona_start={{subst:#invoke: Sandbox/Draco flavus/Znajdź stronę | FindSection_Begin | Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu|1|1500|{{SUBPAGENAME}}}}</nowiki><br>
<nowiki>|strona_stop={{subst:#invoke: Sandbox/Draco flavus/Znajdź stronę | FindSection_End | Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu|1|1500|{{SUBPAGENAME}}}}</nowiki><br>
<nowiki>|wikipedia=</nowiki><br>
<nowiki>|wiktionary=</nowiki><br>
<nowiki>}}</nowiki>
pozostaje wtedy ewentualne uzupełnienie pól '''wikipedia''' i '''wiktionary''' (lub pozostawienie ich pustych).
== Zobacz też ==
{{clear}}
<includeonly>
<!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI PONIŻEJ TEJ LINII -->
</includeonly>
3di9rcbvvvd68622k3jgx9gkv67aaf9
3154718
3154711
2022-08-19T20:05:42Z
Draco flavus
2058
/* Przykład */
wikitext
text/x-wiki
{{Podstrona dokumentacji}}
<!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI NA DOLE STRONY -->
== Użycie ==
Szablon przeznaczony do stosowania w przestrzeni głównej haseł Encyklopedyi powszechnej Orgelbranda (1859-1868) [[Indeks:S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859)|Encyklopedyja]]. Z jednej strony daje dostęp użytkownikowi jedynie do bardzo ograniczonej liczby parametrów, z drugiej ukrywa cały proces tworzenia hasła w przestrzeni głównej. W związku z tym polega na pewnych konwencjach przepisywania tekstu w przestrzeni '''Strona'''
#Każde hasło znajduje się w osobnej sekcji
#W całości jest ujęte w sekcję
#Nazwa sekcji jest zgodna z nazwą hasła w przestrzeni głównej
#Ewentualne przypisanie autorstwa (wynikające z podpisu pod hasłem) musi się znaleźć w odpowiednim szablonie ({{s|EO autorinfo}}) w treści hasła
== Opis parametrów ==
* '''|tom=''' – nr tomu pisany cyframi arabskimi (1, 2, ..., 28)
* '''|strona_start=''' – numer strony, na której zaczyna się hasło
* '''|strona_stop=''' – numer strony, na której kończy się hasło
* '''|wikipedia=''' – opcjonalne, umożliwia wskazanie odpowiedniego hasła w Wikipedii
* '''|wikionary=''' – opcjonalne, umożliwia wskazanie odpowiedniego hasła w Wikisłowniku
== Przykład ==
<nowiki>{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej</nowiki><br>
<nowiki>|tom=</nowiki>{{ParametrPomoc|1}}<br>
<nowiki>|strona_start=</nowiki>{{ParametrPomoc|41}}<br>
<nowiki>|strona_stop=</nowiki>{{ParametrPomoc|41}}<br>
<nowiki>|wikipedia=</nowiki>{{ParametrPomoc|Pióro}}<br>
<nowiki>|wiktionary=</nowiki>{{ParametrPomoc|Pióro}}<br>
<nowiki>}}</nowiki>
lub szybciej
<nowiki>{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej</nowiki><br>
<nowiki>|tom=</nowiki>{{ParametrPomoc|1}}<br>
<nowiki>|strona_start={{subst:#invoke: Znajdź stronę z section | FindSection_Begin | Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu|1|1100|{{safesubst:SUBPAGENAME}}}}</nowiki><br>
<nowiki>|strona_stop={{subst:#invoke: Znajdź stronę z section | FindSection_End | Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu|1|1100|{{safesubst:SUBPAGENAME}}}}</nowiki><br>
<nowiki>|wikipedia=</nowiki><br>
<nowiki>|wiktionary=</nowiki><br>
<nowiki>}}</nowiki>
pozostaje wtedy ewentualne uzupełnienie pól '''wikipedia''' i '''wiktionary''' (lub pozostawienie ich pustych).
== Zobacz też ==
{{clear}}
<includeonly>
<!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI PONIŻEJ TEJ LINII -->
</includeonly>
gmpk8jgpy5sgg56x6omc772esmce1f1
Szablon:EO autorinfo/opis
10
1036498
3154604
3100227
2022-08-19T18:30:19Z
Draco flavus
2058
/* Przykład */
wikitext
text/x-wiki
{{Podstrona dokumentacji}}
<!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI NA DOLE STRONY -->
== Użycie ==
Dotyczy przepisywania haseł Encyklopedyi powszechnej Orgelbranda (1859-1868) [[Indeks:S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859)|Encyklopedyja]].<br>
Służy do wstawiania w przestrzeni '''Strona''' podpisów autorów wskazanych w treści hasła. Formatuje jednolicie (tj. z odstępem i w pobliżu prawego marginesu). Jednocześnie jednak oznacza autora, co jest dalej wykorzystywane przez szablony.
== Opis parametrów ==
* Parametr pozycyjny '''1'''
** inicjały autora (dalej analizowane przez szablon {{s|EO autor}}
** imię i nazwisko autora lub autorów w formacie a1=Jan Kowalski;a2=Jerzy Nowak;a3=Adam Malinowski (używane wraz z '''widoczny=nie''')
* Widoczny
** pominięty lub '''widoczny=tak''' – wyświetla inicjały (przekazane w parametrze '''1'''), przesuwa je do prawego marginesu
** '''widoczny=nie''' – nie wyświetla inicjałów, ani imion i nazwisk autorów
** '''widoczny=wartykule''' – wyświetla inicjały tylko, gdy wyświetlane jest pojedyncze hasło (a więc nie wyświetla w przestrzeni '''Strona''', nie wyświetla na stronach '''.../całość'''
== Przykład ==
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;text-align:center"
!Kod
!widoczny<br>w przestrzeni<br>'''Strona'''
!widoczny<br>w pojedynczym<br>haśle
!widoczny<br>na stronie<br>'''.../całość'''
!widoczne w danych tekstu, kategorii, licencji
|-
|style="text-align:center"|''Brak szablonu'' {{s|EO autorinfo|...}} ''w tekście w danej sekcji''
|{{nie}}
|{{nie}}
|{{nie}}
|''Autor anonimowy''
|-
|style="text-align:left"|<nowiki>{{EO autorinfo|''L. O.''}}</nowiki><br><nowiki>{{EO autorinfo|Dr. ''A. B.''}}</nowiki>
|{{tak}}
|{{tak}}
|{{tak}}
|{{tak}} (po transkrypcji przez {{s|EO autor}})
|-
|style="text-align:left"|<nowiki>{{EO autorinfo|widoczny=nie|''L. O.''}}</nowiki><br><nowiki>{{EO autorinfo|widoczny=nie|Dr. ''A. B.''}}</nowiki>
|{{nie}}
|{{nie}}
|{{nie}}
|{{tak}} (po transkrypcji przez {{s|EO autor}})
|-
|style="text-align:left"|<nowiki>{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Jan Nowak}}</nowiki><br><nowiki>{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Jan Nowak;a2=Józef Malinowski;a3=Adam Kowalski}}</nowiki>
|{{nie}}
|{{nie}}
|{{nie}}
|{{tak}} (bez transkrypcji pośredniej)
|-
|style="text-align:left"|<nowiki>{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|L. O.}}</nowiki><br><nowiki>{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|Dr. ''A. B.''}}</nowiki>
|{{nie}}
|{{tak}}
|{{nie}}
|{{tak}} (po transkrypcji przez {{s|EO autor}})
|-
|style="text-align:left"|<nowiki>{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''L. O.''{{tab|60}}}}</nowiki><br><nowiki>{{tab}} ''L. 0.''{{tab}}</nowiki>
|{{tak}}
|{{tak}}
|{{tak}}
|{{nie}}
|-
|style="text-align:left"|<nowiki>{{tns|{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''L. O.''{{tab|60}}}}}}</nowiki><br><nowiki>{{tns|{{tab}} ''L. 0.''{{tab}}}}</nowiki>
|{{tak}}
|{{nie}}
|{{nie}}
|{{nie}}
|-
|style="text-align:left"|<nowiki>{{tns||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''L. O.''{{tab|60}}}}}}</nowiki><br><nowiki>{{tns||{{tab}} ''L. 0.''{{tab}}}}</nowiki>
|{{nie}}
|{{tak}}
|{{tak}}
|{{nie}}
|-
|style="text-align:left"|<nowiki>{{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''L. O.''{{tab|60}}}}}}}}</nowiki><br><br><nowiki>{{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{tab}} ''L. 0.''{{tab}}}}}}</nowiki>
|{{nie}}
|{{tak}}
|{{nie}}
|{{nie}}
|-
|style="text-align:left"|<nowiki>
{{tns|{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''L. O.''{{tab|60}}}}|{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość|{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''L. O.''{{tab|60}}}}|}}}}</nowiki><br><br><nowiki>
{{tns|{{tab}}''L. O.''{{tab}}|{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość|{{tab}}''L. O.''{{tab}}|}}}}</nowiki>
|{{tak}}
|{{nie}}
|{{tak}}
|{{nie}}
|}
== Uwagi ==
Istnieje kolizja w obrębie skrótu W. D. – należy autorów przyporządkować ręcznie.
== Zobacz też ==
{{clear}}
<includeonly>
<!-- DODAWAJ KATEGORIE I INTERWIKI PONIŻEJ TEJ LINII -->
</includeonly>
ltpykeh5rlgkpjx9z1ag7xhjyr4yzvx
Strona:Hamlet krolewicz dunski.djvu/52
100
1048170
3154656
3044341
2022-08-19T19:15:08Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|— 48 —}}</noinclude>{{tab}}„''Niebieſkie bóſtwo duſzy moiey, wdzięków i naypełniéyſza Ofelio''!
{{c|w=85%|KROLOWA}}
{{tab}}Czy to Hamlet do niéy piſał?
{{c|w=85%|OLDENHOLM}}
{{tab}}Tak ieſt nayłaſkawſza Królowa.
<poem>
„''Wątp że ſłońce świat ogrzéwa,''
„''Wątp że ogień może palić,''
„''Wątp czy prawda ieſt kłamliwa,''
„''Lecz naymilſza! — chciéy oddalić''
„''Twą wątpliwość od tey ſtrony,''
„''Ze cię kocham zwyciężony.''
</poem>
„''O naydrożſza Ofelio bardzo ſię gniewam na te wiérſze; nie umiem ia téy ſztuki, westchnienia moie na palcach odliczać; ale wiérzay, że ia cię tak doſkonale kocham, iak ty kochania godną ieſteś. Byway zdrowa! twóy na wieki, do póki to ciało iego będzie.''<br>
{{f|align=right|prawy=2em|„ ''{{Roz*|Hamlet.}}'' ”}}
{{c|w=85%|KROLOWA}}
{{tab}}Ale iakże ona miłość iego przyięła?
{{c|w=85%|OLDENHOLM.}}
{{tab}}Nayłaſkawſza Pani cóż o mnie trzymaſz?<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iy2hqhwxfup5ucfo372ou3hqeqprxg2
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/147
100
1048549
3154772
3045573
2022-08-19T21:39:07Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Adria" />wę morzu Adryjatyckiemu, z pewnością niewiadomo. Zamiar papieża Klemensa VIII, założenia oddzielnego królestwa adryjatyckiego, ze stolicą Adria, na korzyść Ludwika Andegaweńskiego, nie został wykonanym. Obecnie miasto to zajmować tylko [...] starożytnościami swemi, z czasów etruskich i rzymskich.<section end="Adria" />
<section begin="Adrittura" />{{tab}}'''Adritura''' (po włosku: ''a drittura'', wprost), wyrażenie używane w sprawach wexlowych [na] oznaczenie, że się odebrało należność od dłużnika zamiejscowego, wystawiając [prosto] na niego wexel. Wyraz ten używa się również przy transportach towarowych, [na] oznaczenie wysłania towaru wprost i bezpośrednio z jednego miejsca na drugie, tak [iż] w drodze nie wolno woźnicy odstępować go drugiemu, lecz owszem obowiązanym jest przewieść go „na jednej osi“ aż na miejsce właściwego przeznaczenia.<section end="Adrittura" />
<section begin="Adrogatio" />{{tab}}'''Adrogatio,''' jestto gatunek [adopcyi], czyli przysposobienia, w starem prawie rzymskiém znany i do prawa rzymskiego się odnoszący.<section end="Adrogatio" />
<section begin="Adry" />{{tab}}'''Adry,''' (z niem. ''Ader'' żyła). Żyły ciemniejsze lub jaśniejsze od tła kamienia, albo drzewa. Bywają albo naturalne, albo sztucznie wprawiane.<section end="Adry" />
<section begin="Adryjan cesarz" />{{tab}}'''Adryjan''' (Publius Aelius Adrianus czyli Hadrianus), cesarz rzymski, urodził się w Rzymie 76 r. z ojca Aeliusa Adryjana Afer, znanego już za Trajana, i z matki, Domicyi Pauliny, rodem z Kadyxu. Cesarz Trajan był opiekunem Adryjana, który z takim zapałem oddawał się naukom, że go przezwano Graeculusem t. j. małym Grekiem. Oddany w młodym wieku do wojska, Adryjan był z początku trybunem legii i umiał sobie zaskarbić łaski u Trajana, który mu dał własną siostrzenicę za żonę, a potem przysposobił go za syna i tron mu przekazał. Adryjan był gubernatorem Syryi w chwili, kiedy się dowiedział o śmierci swego dobroczyńcy; ogłosiwszy się przeto cesarzem w Antyjochii, pośpieszył do Rzymu dla objęcia tronu. Zrozumiał on, że nadeszła chwila największego rozwoju sił olbrzyma rzymskiego, że mu tylko zbywa na jedności i że szczęście państwa wymaga pokoju i zgody z sąsiadami. Postanowił przeto odstąpić pewnych zdobyczy, i w tym celu oznaczył Eufrates jako granicę cesarstwa, a nawet kazał zniszczyć wspaniały most na Dunaju, wystawiony przez swego poprzednika, gdyż obawiał się, aby barbarzyńcy nie użyli go na zgubę Rzymu. Adryjan zmuszonym był jednakże wojować z Alanami, Dakami i Sarmatami, napadającymi na państwo rzymskie, również jak i z Żydami, którzy mszcząc się za wystawienie Jowiszowi świątyni w Jerozolimie, powstali pod dowództwem niejakiego Barkokebasa. — Od roku 119 do 132, podróżował wciąż po swém ogromnem państwie, pieszo, z odkrytą głową, zostawiając wszędzie ślady swej dobroci i pieczołowitości. W 60 roku życia Adryjan przybrał za syna Lucyjusza Verusa, ale gdy ten umarł, miejsce jego zajął Antoniusz, z warunkiem przyjęcia za syna Marka Aureliusza, którego ojcem był Aelius Verus. Sam saś odsunął się od rządów i zamieszkał w Tibur, w wspaniałym pałacu, zbudowanym według własnego planu. Cztery są główne cechy rządów cesarza Adryjana: 1) odebrał właścicielom prawo życia i śmierci nad niewolnikami; 2) nie prześladował chrześcijan; 3) wydał „''edykt wieczysty'',“ czyli kodeks praw, który miał moc obowiązującą w całém państwie rzymskiém aż do czasów Justynijana; i 4) ozdobił państwo mnóstwem wspaniałych budowli.<section end="Adryjan cesarz" />
<section begin="Adryjan I, II, III, IV, V, VI" />{{tab}}'''Adryjan.''' Sześciu papieżów nosiło to imię. '''Adryjan I,''' Rzymianin, wybrany r. 772, rządził Kościołem lat 24, był przyjacielem Karola W. Zagrożony potężnie i oblężony w Rzymie przez Dezyderyjusza, króla Longobardów, Adryjan prosił króla Franków Karola o pomoc. Ten r. 773 przyszedł z wojskiem, obalił królestwo Longobardów, potwierdził i powiększył nadania uczynione już przez {{Kor|ojea|ojca}} jego Pepina Papieżowi, i był tym sposobem założycielem państwa Kościelnego (774 r.). We dwa lata później Karol W. odwiedził powtórnie Włochy, broniąc<section end="Adryjan I, II, III, IV, V, VI" />
{{Uszkodzony skan}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kjp51cjjj0tbpvp27j5ld1j4pmtw1c9
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/148
100
1048557
3154795
3050417
2022-08-19T22:17:48Z
Draco flavus
2058
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Draco flavus" /></noinclude><section begin="Adryjan I, II, III, IV, V, VI" />Adryjana od nieprzyjaciół, księcia Benewentu, Leona, arcybiskupa Rawenny i t d. Na prośby Ireny, cesarzowej greckiej, Adryjan wysłał legatów na 2gi sobór nicejski r. 787, przeciw obrazoborcom zwołany i postanowienia jego zatwierdził W tymże roku po raz czwarty odwiedził go Karol W. Umarł Adryjan r. 797 Należy do rzędu papieżów, którzy samobytność Rzymu i blask władzy papiezkiej podnieśli. Listy jego do Karola W. i inne znajdują się w dziele: ''Defenso septiamae Synodi responsio ad Basilium acridenum''. Ofiarował Karolowi Kodex Dyonizyjusza Exiguus, którego treść zebrana niewłaściwie nosi nazwisko Adryjana, także pisał przeciw błędom Felixa, biskupa Urguel (ob. ''Adopcyjanie'') Karol W. ułożył dla niego nagrobek wierszem, znajdujący się w Rzymie. '''Adryjan II,''' Rzymianin, po dwukrotném nieprzyjęciu papiestwa, wybrany mimowoli r. 867, w 75 roku życia. Zdjął klątwę rzuconą przez jego poprzednika Mikołaja I, na Lotaryjusza cesarza, za odprawę żony Tytbergi, a wzięcie Waldrady, gdy ten przysiągł, acz fałszywie, że ostatnią porzuciła. Odbył Adryjan sobór w Rzymie przeciw Focyjuszowi, r. 868; wysyłał legatów na sobór powszechny w Konstantynopolu roku następnego, i uchwały jego potwierdził. Miał różne spory z cesarzem greckim, z patryjarchą Ignacym, następcą Focyjusza, względem Bulgaryi z Karolem łysym. Umarł r. 872, zostawił 37 listów o sprawach kościelnych. — '''Adryjan III,''' Rzymianin, wybrany r. 884, po Marynie albo Marcinie II, panował rok jeden i miesięcy 4. Opierał się mężnie Bazylemu Macedończykowi, cesarzowi wschodniemu, który nalegał o odwołanie wyroków wydanych przez papieżów, jego poprzedników, przeciw Focyjuszowi, patryjarsze carogrodzkiemu. — '''Adryjan IV,''' ubogi chłopak z Anglii, służył w klasztorze ś. Rufa, blisko Awenijonu, został braciszkiem, później opatem tegoż klasztoru. Rozgniewani jego surowością zakonnicy, oskarżyli go przed papieżem Eugenijuszem III, o różne występki: lecz nie tylko się usprawiedliwił, owszem mianowany kardynałem i legatem w Norwegii. W r. 1154 jednomyślnie wybrany papieżem. Wiódł spory z Fryderykiem Barbarossą, cesarzem, z Wilhelmem I, Czechem, królem Sycylii, którą Adryjan uważał za lenność papieską. Gdy Arnold z Brescii wystąpił w Rzymie przeciw władzy świeckiej papieżów, Adryjan rzucił interdykt na miasto, i tém zmusił do wygnania Arnolda, który wpadł w ręce Barbarossy. Adryjan przeniósł był stolicę papieską do Orvietto, a potem do Anagni, gdzie umarł r. 1159. — '''Adryjan V,''' Genueńczyk, syn Teodozego Fiesco, krewny papieża Innocentego IV, który go mianował kardynałem, był legatem w Anglii, chory wybrany papieżem po Innocentym V, r. 1276, umarł we 38 dni. — '''Adryjan VI,''' Hollender, syn rzemieślnika w Utrechcie, professor uniwersytetu w Lowanijum, nauczyciel Karola V, późniejszego cesarza, poseł do Hiszpanii. Po śmierci jej króla Ferdynanda, zarządzał nią spólnie z kardynałem Ximenes, w imieniu Karola V, a w końcu sam jeden. Za staraniem tegoż cesarza wybrany papieżem r. 1522 po Leonie X, który go był mianował kardynałem, przed pięcia laty. Powściągnieniem nadużyć i zbytków w Kościele, usiłował zapobiedz szerzeniu się reformacyi Lutra, ale niedość energii w tém okazał. Umarł r. 1523, po półtoraroczném panowaniu. Uczony, pobożny, cnotliwy, nie był jednak lubiony od Rzymian. Zostawił kilka dzieł teologicznych: ''Epistolae, Quaestiones quodlibeticae'' (Lovanijum 1515, Paryż 1516 i 1531); ''Disputationes in libros'' 4, ''Magistri sententiarum''.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Adryjan I, II, III, IV, V, VI" />
<section begin="Adryjan patryarcha" />{{tab}}'''Adryjan,''' dziesiąty i ostatni patryjarcha rossyjski, ur. 1636, wyniesiony na tę godność r. 1690, po śmierci patryjarchy Joachima; piastował ją pół jedenasta roku, umarł r. 1700. Po jego śmierci Piotr I, zjednoczywszy w osobie monarchy władzę duchowną z cywilną, mianował Stefana Jaworskiego, metropolitę razańskiego, {{pp|ad|ministratorem}}<section end="Adryjan patryarcha" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
92dnt0y1gy6kn3wh2ud5tvlpwt86svm
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/352
100
1049041
3154642
3046874
2022-08-19T19:07:00Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>kałarz, że gdy ktokolwiek gdziekolwiek chudą szkapę zobaczy, zaraz rzecze: „Tam Rossynant pędzi“.<br>
{{tab}}Sława i popularność „Don Kichota“ od czasów bakałarza Karrasco zarówno w Hiszpanji, jak i poza Hiszpanją tak się wzmogła, że dziś dzieło Cervantesa stanęło obok Homera, w rzędzie najwspanialszych dzieł ludzkości. Fakt w historjach wszystkich literatur świata niezwykły! Dzieło, którego zadaniem jest krytyka już zanikłego rodzaju literackiego, dzieło, mające tylko dwóch bohaterów: romantycznego głupca i gminnego prostaka, stało się z książki okolicznościowej, książką nieśmiertelną, należącą już dziś nietylko do Hiszpanji, jako jej „biblja narodowa“, lecz do wszystkich narodów, książką, przemawiającą zarówno do wyobraźni, jak do rozumu i uczucia czytelników.<br>
{{tab}}Ten, który będzie w niej szukał fabuły, znajdzie jaknajszerszą skalę od dziwacznych snów chorej imaginacji poczynając, na trywialnych zdarzeniach życia codziennego kończąc. Tłem awantur i przygód będą cudowne opisy przyrody i galerje świetnie zaobserwowanych typów. Lekcje moralności, polityki, literatury i filozofji można pobierać na każdej prawie stronie, można także śmiać się lub płakać, zależnie od gustu tego, który czyta.<br>
{{tab}}Zewnętrzne dzieje tej nieśmiertelnej książki przedstawiają się w następujący sposób. Pierwsza część „Don Kichota“, napisana prawdopodobnie między 1597 a 1604 rokiem, została ogłoszona drukiem w 1605 roku w Madrycie. Strona tytułowa brzmi: ''El Ingenioso Hidalgo Don Quixote de la Mancha. Compuesto por Miguel de Cervantes Saauedra. Dirigido al Daąue De Beiar, Marąues de Gibraleon, Conde de Banalcazar y Banares, Vizconde de la puebla de Alcocer, Senor de las villas de Capilla, Curiel''<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
in3btlajktddwawlggu0lpkrlnnxqju
Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc
2
1050980
3154747
3143790
2022-08-19T20:55:40Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
Poniższa strona tworzy rodzaj specyficznego spisu treści stron pomocy. Pokazuje z jednej strony etapy naszej pracy, z drugiej zaś wskazuje, gdzie można znaleźć potrzebne informacje.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!colspan="2" | Szukanie źródeł w bibliotekach
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Szukanie w bibliotekach|Poszukiwania w bibliotekach]]
|-
!rowspan="3"{{pkt|style=width:4em|width=4|height=4|bottom=-0.75|left=2.25| Zamieszczanie<br> skanów}}
!Przygotowywanie skanów
|pozyskiwanie skanów uwagi ogólne (BRAK) • fotografowanie (skanowanie) (BRAK) • [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Obróbka plików graficznych pod Linuksem |Obróbka plików graficznych pod Linuksem]] • Obróbka plików graficznych pod Windowsem
|-
!Przesyłanie na Common
|
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Publikacja plików na Commons|Przesyłanie]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Licencje plików na potrzeby Wikiźródeł|Właściwe licencje]]
|-
!Tworzenie indeksu
|
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Indeksy|Tworzenie indeksu]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Tag pagelist|Tag pagelist]]
|-
!rowspan="8"{{pkt|width=4|height=4|bottom=6.00|left=2.25|Przepisywanie}}
!OCR
|BRAK (tekst ew.)
|-
!Formatowanie tekstu
|
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Pierwsze kroki na Wikiźródłach|Jak nie utonąć?]]
*Pierwsze kroki
*[[Wikiskryba:Draco flavus/brudnopisF|Formatowanie F]]
*szablony itp. itd.
|-
!Tabele
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Tabele|Tabele]]
|-
!Ilustracje
|Ilustrowanie - pomoc
|-
!Nuty
|BRAK
|-
!Teksty pisane innym alfabetem
| [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Fraktura|Fraktura]] • [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Alfabet grecki|Alfabet grecki]] • [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Grażdanka|Grażdanka]] • hebrajski (brak) • arabski (brak)
|-
!Sekcje
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Sekcje|Sekcje]]
|-
!Przypisy
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Przypisy|Przypisy]]
|-
!colspan="2"|proofreading
|idea proofreadingu
|-
!colspan="2"|Transkluzja do przestrzeni głównej
|[[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Części tekstu|Części tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Klasyfikacja tekstów ze względu na strukturę|Klasyfikacja tekstów ze względu na strukturę]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Nawigacja w przeglądarce między częściami tekstu|Nawigacja w przeglądarce między częściami tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Samodzielność części tekstu|Samodzielność części tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Mechanizm działania eksportera|Mechanizm działania eksportera]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Odnośniki wewnętrzne w tekście|Odnośniki wewnętrzne w tekście]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Graficzno-wizualne wyróżnienia części tekstu|Graficzno‑wizualne wyróżnienia części tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Budowa strony w przestrzeni głównej|Budowa strony w przestrzeni głównej]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Tytuły tekstów, nazwy stron|Tytuły tekstów, nazwy stron]]
|-
!colspan="2"|Zakończenie prac nad projektem
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Zamknięcie projektu|Zamknięcie projektu]]
|}
Dodatkowo
*Proponujemy ważne, brakujące teksty – [[Wikiźródła:Propozycje nowych tekstów|Propozycje tekstów]]
*Łatamy dziurawe skany
**Ew. przenosimy strony
*Tworzymy strony autorów – [[Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis170|brudnopis]]
**linkujemy z tekstami
**Integrujemy autorów z Wikidata
**Tworzymy kategorie dla autorów
*Porządkujemy nasze teksty przez kategorie
*Integrujemy teksty z Wikidata
*Tworzymy linki i artykuły na Wikipedii
Inne przydatne skróty:
*[[user:Draco flavus/Pomoc/Transkluzja i substytucja a użycie znaczników noinclude, includeonly, onlyinclude]]
*[[user:Draco flavus/Pomoc/Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Podstrony, aspekty techniczne|Podstrony]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Przestrzeń nazw|Przestrzeń nazw]]
mnh4gx664xiky0oqs02g32xnrk8vwcv
3154748
3154747
2022-08-19T20:55:57Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
Poniższa strona tworzy rodzaj specyficznego spisu treści stron pomocy. Pokazuje z jednej strony etapy naszej pracy, z drugiej zaś wskazuje, gdzie można znaleźć potrzebne informacje.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!colspan="2" | Szukanie źródeł w bibliotekach
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Szukanie w bibliotekach|Poszukiwania w bibliotekach]]
|-
!rowspan="3"{{pkt|style=width:4em|width=4|height=4|bottom=-0.75|left=2.25| Zamieszczanie<br> skanów}}
!Przygotowywanie skanów
|pozyskiwanie skanów uwagi ogólne (BRAK) • fotografowanie (skanowanie) (BRAK) • [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Obróbka plików graficznych pod Linuksem |Obróbka plików graficznych pod Linuksem]] • Obróbka plików graficznych pod Windowsem
|-
!Przesyłanie na Common
|
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Publikacja plików na Commons|Przesyłanie]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Licencje plików na potrzeby Wikiźródeł|Właściwe licencje]]
|-
!Tworzenie indeksu
|
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Indeksy|Tworzenie indeksu]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Tag pagelist|Tag pagelist]]
|-
!rowspan="8"{{pkt|width=4|height=4|bottom=6.00|left=2.25|Przepisywanie}}
!OCR
|BRAK (tekst ew.)
|-
!Formatowanie tekstu
|
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Pierwsze kroki na Wikiźródłach|Jak nie utonąć?]]
*Pierwsze kroki
*[[Wikiskryba:Draco flavus/brudnopisF|Formatowanie F]]
*szablony itp. itd.
|-
!Tabele
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Tabele|Tabele]]
|-
!Ilustracje
|Ilustrowanie - pomoc
|-
!Nuty
|BRAK
|-
!Teksty pisane innym alfabetem
| [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Fraktura|Fraktura]] • [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Alfabet grecki|Alfabet grecki]] • [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Grażdanka|Grażdanka]] • hebrajski (brak) • arabski (brak)
|-
!Sekcje
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Sekcje|Sekcje]]
|-
!Przypisy
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Przypisy|Przypisy]]
|-
!colspan="2"|proofreading
|idea proofreadingu
|-
!colspan="2"|Transkluzja do przestrzeni głównej
|[[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Części tekstu|Części tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Klasyfikacja tekstów ze względu na strukturę|Klasyfikacja tekstów ze względu na strukturę]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Nawigacja w przeglądarce między częściami tekstu|Nawigacja w przeglądarce między częściami tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Samodzielność części tekstu|Samodzielność części tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Mechanizm działania eksportera|Mechanizm działania eksportera]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Odnośniki wewnętrzne w tekście|Odnośniki wewnętrzne w tekście]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Graficzno-wizualne wyróżnienia części tekstu|Graficzno‑wizualne wyróżnienia części tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Budowa strony w przestrzeni głównej|Budowa strony w przestrzeni głównej]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Tytuły tekstów, nazwy stron|Tytuły tekstów, nazwy stron]]
|-
!colspan="2"|Zakończenie prac nad projektem
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Zamknięcie projektu|Zamknięcie projektu]]
|}
Dodatkowo
*Proponujemy ważne, brakujące teksty – [[Wikiźródła:Propozycje nowych tekstów|Propozycje tekstów]]
*Łatamy dziurawe skany
**Ew. przenosimy strony
*Tworzymy strony autorów – [[Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis170|brudnopis]]
**linkujemy z tekstami
**Integrujemy autorów z Wikidata
**Tworzymy kategorie dla autorów
*Porządkujemy nasze teksty przez kategorie
*Integrujemy teksty z Wikidata
*Tworzymy linki i artykuły na Wikipedii
Inne przydatne skróty:
*[[user:Draco flavus/Pomoc/Transkluzja i substytucja a użycie znaczników noinclude, includeonly, onlyinclude]]
*[[user:Draco flavus/Pomoc/Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Podstrony, aspekty techniczne|Podstrony]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Przestrzeń nazw|Przestrzeń nazw]]
kfz4oo4f2rldmmu7pxfukryhya5l5it
3154758
3154748
2022-08-19T21:19:23Z
Draco flavus
2058
Draco flavus przeniósł stronę [[Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis153]] do [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc]]: struktura
wikitext
text/x-wiki
Poniższa strona tworzy rodzaj specyficznego spisu treści stron pomocy. Pokazuje z jednej strony etapy naszej pracy, z drugiej zaś wskazuje, gdzie można znaleźć potrzebne informacje.
{| class="wikitable" style="width:75%; margin:0 auto 0 auto;"
!colspan="2" | Szukanie źródeł w bibliotekach
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Szukanie w bibliotekach|Poszukiwania w bibliotekach]]
|-
!rowspan="3"{{pkt|style=width:4em|width=4|height=4|bottom=-0.75|left=2.25| Zamieszczanie<br> skanów}}
!Przygotowywanie skanów
|pozyskiwanie skanów uwagi ogólne (BRAK) • fotografowanie (skanowanie) (BRAK) • [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Obróbka plików graficznych pod Linuksem |Obróbka plików graficznych pod Linuksem]] • Obróbka plików graficznych pod Windowsem
|-
!Przesyłanie na Common
|
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Publikacja plików na Commons|Przesyłanie]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Licencje plików na potrzeby Wikiźródeł|Właściwe licencje]]
|-
!Tworzenie indeksu
|
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Indeksy|Tworzenie indeksu]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Tag pagelist|Tag pagelist]]
|-
!rowspan="8"{{pkt|width=4|height=4|bottom=6.00|left=2.25|Przepisywanie}}
!OCR
|BRAK (tekst ew.)
|-
!Formatowanie tekstu
|
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Pierwsze kroki na Wikiźródłach|Jak nie utonąć?]]
*Pierwsze kroki
*[[Wikiskryba:Draco flavus/brudnopisF|Formatowanie F]]
*szablony itp. itd.
|-
!Tabele
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Tabele|Tabele]]
|-
!Ilustracje
|Ilustrowanie - pomoc
|-
!Nuty
|BRAK
|-
!Teksty pisane innym alfabetem
| [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Fraktura|Fraktura]] • [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Alfabet grecki|Alfabet grecki]] • [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Grażdanka|Grażdanka]] • hebrajski (brak) • arabski (brak)
|-
!Sekcje
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Sekcje|Sekcje]]
|-
!Przypisy
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Przypisy|Przypisy]]
|-
!colspan="2"|proofreading
|idea proofreadingu
|-
!colspan="2"|Transkluzja do przestrzeni głównej
|[[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Części tekstu|Części tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Klasyfikacja tekstów ze względu na strukturę|Klasyfikacja tekstów ze względu na strukturę]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Nawigacja w przeglądarce między częściami tekstu|Nawigacja w przeglądarce między częściami tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Samodzielność części tekstu|Samodzielność części tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Mechanizm działania eksportera|Mechanizm działania eksportera]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Odnośniki wewnętrzne w tekście|Odnośniki wewnętrzne w tekście]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Graficzno-wizualne wyróżnienia części tekstu|Graficzno‑wizualne wyróżnienia części tekstu]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Transkluzja przy pomocy tagu pages|Transkluzja przy pomocy tagu pages]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Budowa strony w przestrzeni głównej|Budowa strony w przestrzeni głównej]] • [[Wikiskryba:Draco_flavus/Pomoc/Tytuły tekstów, nazwy stron|Tytuły tekstów, nazwy stron]]
|-
!colspan="2"|Zakończenie prac nad projektem
|[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Zamknięcie projektu|Zamknięcie projektu]]
|}
Dodatkowo
*Proponujemy ważne, brakujące teksty – [[Wikiźródła:Propozycje nowych tekstów|Propozycje tekstów]]
*Łatamy dziurawe skany
**Ew. przenosimy strony
*Tworzymy strony autorów – [[Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis170|brudnopis]]
**linkujemy z tekstami
**Integrujemy autorów z Wikidata
**Tworzymy kategorie dla autorów
*Porządkujemy nasze teksty przez kategorie
*Integrujemy teksty z Wikidata
*Tworzymy linki i artykuły na Wikipedii
Inne przydatne skróty:
*[[user:Draco flavus/Pomoc/Transkluzja i substytucja a użycie znaczników noinclude, includeonly, onlyinclude]]
*[[user:Draco flavus/Pomoc/Tworzenie stron powyżej limitu transkluzji]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Podstrony, aspekty techniczne|Podstrony]]
*[[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Przestrzeń nazw|Przestrzeń nazw]]
kfz4oo4f2rldmmu7pxfukryhya5l5it
Wikiskryba:AkBot/Strony generowane automatycznie
2
1052144
3154487
3117844
2022-08-19T14:35:02Z
Draco flavus
2058
+1
wikitext
text/x-wiki
<pre>
Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Tom pierwszy/całość
Anioł Pitoux/całość
Biblia Wujka (1923)/Nowy Testament/całość
Bracia Karamazow/całość
Chłopi (Reymont)/całość
Dekameron/całość
Dwadzieścia lat później/całość
Emancypantki/całość
Eurypidesa Tragedye (Kasprowicz)/całość
Faraon/całość
Historya Nowego Sącza/całość
Hrabia Monte Christo/całość
Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/całość
Józef Balsamo/całość
Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/całość
Klub Pickwicka/całość
Kopciuszek (Kraszewski, 1863)/całość
Krzyżacy (Sienkiewicz, 1900)/całość
Kucharka litewska (1913)/całość
Lalka (Prus)/całość
Lekarz obłąkanych/całość
M. Arcta Słownik ilustrowany języka polskiego/P (całość)
M. Arcta Słownik Staropolski/całość
Naszyjnik królowej (1928)/całość
Nowele, Obrazki i Fantazye/całość
Ogniem i mieczem/całość
Old Surehand/całość
Pamiętnik Wacławy/całość
Paryż (Zola)/całość
Potworna matka/całość
Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy/całość
Rękopis znaleziony w Saragossie/całość
Rodzina de Presles/całość
Rodzina Połanieckich/całość
Stach z Konar/całość
Tajemnice stolicy świata/całość
Tajemnicza wyspa (1875)/całość
Targowisko próżności/całość
Trzej muszkieterowie/całość
Upominek/całość
Upominek/Część II/całość
Villette/całość
Winnetou/całość
Zielnik lekarski/całość
Ziemia Obiecana (Reymont, 1899)/całość
Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/całość
</pre>
<nowiki>lista_stron=$(wget -O - "https://pl.wikisource.org/wiki/Wikiskryba:AkBot/Strony_generowane_automatycznie") ; lista_stron=${lista_stron#*"<pre>"} ; lista_stron=${lista_stron%"</pre>"*} ; while IFS= read -r line; do echo "... $line ..." ; done <<<"$lista_stron"</nowiki>
nj76gr1joo7b8nv2204hflnk6ku3lqy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/29
100
1052397
3154645
3059004
2022-08-19T19:08:55Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude><br>
{{c|II.|w=120%|po=20px}}
{{c|'''Panu Edmundowi Suszy w Warszawie,'''|w=120%|po=10px}}
{{c|'''Nowy-Świat, Nr. 1605.'''|w=85%|po=20px}}
{{c|{{tab|200}}Z Turzej-Góry, dnia 25. września.|w=85%|po=20px}}
{{tab}}Zaczynam się nareszcie obeznawać powoli ze światem, który mnie otacza, i przywykać do niego. Mieszkanie, jedzenie, zatrudnienia, nawet śmiertelne nudy przyswoiłem sobie po części. Nieszczęśliwy tylko mój Stanisław w ciągłej jest rozpaczy, i najmniej pięć razy na dzień robi mi sceny niepojęte, wyszarpując sobie włosy z głowy i przeklinając to, co zowie bez ogródki szaleństwem. Pozawczoraj ziewałem właśnie kładąc się w owe obszerne łoże, które ci w krótkości w przeszłym liście opisałem, gdy napadł na mnie znowu z niewypowiedzianą gwałtownością. Poczciwy, nieopłacony Staś! on tu mnie jeden bawi.<br>
{{tab}}— Panie! — zawołał z miną aktora teatru Wielkiego w melodramacie Skarbka — jakie są myśli i zamiary twoje?<br>
{{tab}}— Myślę spać — odpowiedziałem zapalając cygaro.<br>
{{tab}}— Pan mnie nie chcesz rozumieć!<br>
{{tab}}— W istocie nie rozumiem.<br>
{{tab}}— Co to z tego wszystkiego będzie?<br>
{{tab}}— Ja nie wiem.<br>
{{tab}}— A któż będzie wiedział?<br>
{{tab}}Ruszyłem ramionami.<br>
{{tab}}— Długo my tu jeszcze posiedzim?<br>
{{tab}}— Dopóki nas nie wypędzą.<br>
{{tab}}— Niech-że JW. pan — dodał kłaniając się — raczy mnie odprawić, bo ja tu żyć nie mogę.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1a7t48bev0gcq2uh84nf2ea2fmznkxj
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/6
100
1052401
3154640
3058852
2022-08-19T19:04:59Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br><br></noinclude>{{c|{{Kapitaliki|Zbiór powieści}}|w=160%|po=20px}}
{{c|J. I. Kraszewskiego.|font=Arial Narrow|w=280%|po=20px}}
{{---}}<br><br>
{{c|'''Wydanie nowe, przejrzane, poprawione i uporządkowane przez Autora.'''|w=85%|po=20px}}
{{c|'''Ogólnego zbioru tom trzynasty.'''}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7ojscw27gl5sadr91fam5gv7xgvp7uk
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/3
100
1052402
3154646
3060160
2022-08-19T19:09:14Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br><br></noinclude>{{c|{{Kapitaliki|Zbiór powieści}}|w=160%|po=20px}}
{{c|J. I. Kraszewskiego.|font=Arial Narrow|w=280%|po=20px}}
{{---}}<br><br>
{{c|'''Wydanie nowe, przejrzane, poprawione i uporządkowane przez Autora.'''|w=85%|po=20px}}
{{c|'''Ogólnego zbioru tom czternasty.'''}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t8kll4vq8y5985blj9l0gwct29aodjw
Autor:Henryk Ptak
104
1052649
3154661
3086837
2022-08-19T19:20:34Z
Seboloidus
27417
dt
wikitext
text/x-wiki
{{Autorinfo
|Nazwisko=Henryk Ptak
|opis=Polski poeta, porucznik Wojska Polskiego.
|back=P
}}
== Teksty ==
* [[Kraków żyje w legendzie]] (1935)
** {{f*|''[[Wir wieków|WIR WIEKÓW]]:'' [[Powstanie Krakowa]] • [[Pogrzeb Kraka]] • [[Święto Kupały]] • [[Smocza jama]] • [[Święty Florjan Patronem]] • [[Legendy Dominikańskie]] • [[Prośba o Potomka]] • [[Uzdrowienie Chorych módl się za nami|Uzdrowienie Chorych]] • [[Hejnał Marjacki]] • [[Panieńskie Skały]] • [[Pęknięty Dzwon]] • [[Rege Auguste!|Rege Auguste]] • [[Widzenie Zygmunta Augusta]] • [[Emaus]] • [[Marcysia w Krzysztoforach]]|w=85%}}
** {{f*|''[[Z małego świata|Z MAŁEGO ŚWIATA]]:'' [[Portret (Ptak, 1935)|Portret]] • [[Procesja (Ptak, 1935)|Procesja]] • [[Ludzie (Ptak, 1935)|Ludzie]] • [[Oczy Dziecka]] • [[Marzenia Chłopięce]] • [[Dziecko Wyrobnicy]] • [[Ludzie i Kwiaty]] • [[Wróble Zrękowiny]] • [[Modele]] • [[Zdrada Ptasia]] • [[Staruszka]] • [[Madonna Dominikańska]] • [[Wróbelek (Ptak, 1935)|Wróbelek]] • [[Grajki]]|w=85%}}
** {{f*|''[[Dwanaście dni w Zakopanem|DWANAŚCIE DNI W ZAKOPANEM]]:'' [[Śpiący Rycerze w Tatrach]] • [[Gewont]] • [[Preludjum Powodziowe]] • [[Wczoraj i Dziś]] • [[Po Nowe Tchnienie]]|w=85%}}
** {{f*|''[[Dziś i jutro|DZIŚ I JUTRO]]:'' [[Na Dany Znak]] • [[Osąd Masek]] • [[Jutrzenka Wolności]]|w=85%}}
{{PD-old-autor|Ławrynowicz, Antoni}}
{{URAA-autor}}
{{DEFAULTSORT:Ławrynowicz, Antoni}}
[[Kategoria:Henryk Ptak|*]]
[[Kategoria:Polscy poeci]]
[[Kategoria:Wojskowi]]
30k2rk98ky9z4oh4kxfwdemf0px0s4o
Strona:PL Wacława Potockiego Moralia T3.djvu/711
100
1052986
3154632
3057782
2022-08-19T18:59:32Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|'''Omyłki druku.'''|w=120%}}
{{c|TOM I.}}
{|align="center"
|Str.
|3
|w.
|1
|od
|dołu
|czytaj:
|Zwątpionych mocą Bożą, od chorego zbiera
|-
|„
|9
|w.
|6
|„
|„
|„
|Darmoć go tam dostanę bez pieniędzy,
|-
|„
|63
|„
|6
|„
|góry
|„
|Choć wczesna
|-
|„
|77
|„
|10
|„
|dołu
|„
|odesztego
|-
|„
|83
|„
|2
|„
|góry
|„
|przypowieści
|-
|„
|122
|„
|1
|„
|„
|„
|Przydaje się, na rowy trafiwszy, na starki
|-
|„
|122
|w.
|9
|„
|„
|„
|miedziana minnica
|-
|„
|196
|„
|5
|„
|dołu
|„
|Bies
|-
|„
|213
|„
|11
|„
|„
|„
|z lichwy jeżeli jej,
|-
|„
|341
|„
|11
|„
|góry
|„
|w drogę, bez płatu pieniędzy pożyczy
|-
|„
|357
|„
|6
|„
|dołu
|„
|Oratora, musiałem
|-
|„
|376
|„
|6
|„
|góry
|„
|Pojąć
|-
|„
|377
|„
|13
|„
|dołu
|„
|wyłacznieje
|-
|„
|397
|„
|13
|„
|„
|„
|przysięga, z twarzy
|-
|„
|438
|„
|7
|„
|góry
|„
|wyprożni
|-
|„
|442
|„
|6
|„
|„
|„
|siąga.
|-
|„
|442
|„
|7
|„
|„
|„
|drąga:
|-
|„
|496
|„
|11
|„
|dołu
|„
|świętego
|-
|„
|541
|„
|15
|„
|„
|„
|doma
|-
|„
|542
|„
|3
|„
|„
|„
|nam(ac)ać,
|}
{{c|TOM II.}}
{|align="center"
|Str.
|10
|w.
|12
|od
|góry
|czytaj:
|sumnieniem.
|-
|„
|25
|„
|5
|„
|dołu
|„
|zginąć
|-
|„
|74
|„
|3
|„
|góry
|„
|źrodła
|-
|„
|256
|„
|8
|„
|„
|„
|Darmo:
<noinclude>|}</noinclude><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mjiy67pj88fzto0jktbjqdmo203zz44
Strona:Hamlet krolewicz dunski.djvu/125
100
1053134
3154638
3058165
2022-08-19T19:04:13Z
Seboloidus
27417
dt, lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|— {{Korekta|120|121}} —}}</noinclude>{{c|w=130%|SCENA VI.|po=0.5em}}
{{c|w=85%|OFELIA, BERNFILD, DAWNIEYSI.|po=0.5em}}
{{c|w=85%|OFELIA.}}
{{tab}}Gdzież ieſt piękny maieſtat Duńſki?
{{c|w=85%|KRÓLOWA,}}
{{tab}}Jakże się maſz Ofelio?„
{{c|{{f*|w=85%|OFELIA}} (''spiéwa'')}}
<poem>
„''Zefirku leciſz w te ſtrony,''
„''Kędy móy luby zoſtaie,''
„''Weź ten kwiat łzami ſkropiony,''
„''Powiedz, że ia mu go daie.''
</poem>
{{c|w=85%|KROLOWA}}
{{tab}}Biedna dziewczyno! cóż ta pieśń ma znaczyć.
{{c|w=85%|OFELIA,}}
{{tab}}Słuchaycie! słuchaycie! (''ſpiéwa'')
<poem>
„''Ach biedna, biedna dziewczyno,''
„''Naymilſzy iuż umarł tobie,''
„''W białą go ſzatę zawiną,''
„''Kamieniem przyciſną w grobie.''
Oh i oh!
</poem>
{{c|w=85%|KROL}}
{{tab}}Biedna Ofelio!
{{c|w=85%|OFEIIA}}
{{tab}}Twoia koſzula iak śniég świéży biała, utkana dokoła kwiatami; one poydą z nim razem do grobu, zroſzone łzami ſzczerey miłości.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nml7rqah8fihr1myptf7acfx27zlgqd
Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/185
100
1055498
3154663
3064536
2022-08-19T19:21:40Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude>{{c|CHÓR|przed=1em}}<poem>
''QUID SUM MISER TUNC DICTURUS?''
''QUEM PATRONUM ROGATURUS?''
''CUM VIX JUSTUS SIT SECURUS.''
</poem>{{c|ZŁY DUCH|przed=1em}}<poem>
Błogosławieni skrywają lica —
umknie się tobie czysta prawica.
Biada twej doli.
</poem>{{c|CHÓR|przed=1em}}<poem>
''QUID SUM MISER TUNC DICTURUS?''
</poem>{{c|MAŁGORZATA|przed=1em}}<poem>
Podajcie mi trzeźwiących soli!</poem>
{{c|''(omdlewa)''}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pmkukrwn0ozbapc1lp1n0kpmici1nuv
Ufność wynagrodzona
0
1055569
3154653
3081117
2022-08-19T19:11:35Z
Seboloidus
27417
dt
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor=anonimowy
|tytuł=Ufność wynagrodzona
|podtytuł=Zdarzenie prawdziwe
|pochodzenie=''[[Siedem powiastek]]''
|wydawca=Wł. Dyniewicz
|druk=Wł. Dyniewicz
|rok wydania=1893
|miejsce wydania=Chicago
|źródło=[[commons:File:Siedem powiastek.pdf|Skany na Commons]]
|strona indeksu=Siedem powiastek.pdf
|poprzedni=Siedem powiastek
|następny=Tania kapusta i połeć słoniny
|inne={{epub}}
{{całość|Siedem powiastek/całość|epub=i|zbiór}}
}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Siedem powiastek.pdf" from="3" to="8" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|anonimowy}}
[[Kategoria:Siedem powiastek]]
[[Kategoria:Teksty anonimowe i wielu autorów]]
e4cr3f6eyq85bmdlq4n3n46176bydvg
Tania kapusta i połeć słoniny
0
1055570
3154647
3064661
2022-08-19T19:10:16Z
Seboloidus
27417
dt
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor=anonimowy
|tytuł=Tania kapusta i połeć słoniny
|podtytuł=
|pochodzenie=''[[Siedem powiastek]]''
|wydawca=Wł. Dyniewicz
|druk=Wł. Dyniewicz
|rok wydania=1893
|miejsce wydania=Chicago
|źródło=[[commons:File:Siedem powiastek.pdf|Skany na Commons]]
|strona indeksu=Siedem powiastek.pdf
|poprzedni=Ufność wynagrodzona
|następny=Uczeń Rubensa
|inne={{epub}}
{{całość|Siedem powiastek/całość|epub=i|zbiór}}
}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Siedem powiastek.pdf" from="9" to="14" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|anonimowy}}
[[Kategoria:Siedem powiastek]]
[[Kategoria:Teksty anonimowe i wielu autorów]]
12xrwfjslay38tq5mpr6ldyjw30ozdp
Uczeń Rubensa
0
1055571
3154648
3064662
2022-08-19T19:10:38Z
Seboloidus
27417
dt
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor=anonimowy
|tytuł=Uczeń Rubensa
|podtytuł=
|pochodzenie=''[[Siedem powiastek]]''
|wydawca=Wł. Dyniewicz
|druk=Wł. Dyniewicz
|rok wydania=1893
|miejsce wydania=Chicago
|źródło=[[commons:File:Siedem powiastek.pdf|Skany na Commons]]
|strona indeksu=Siedem powiastek.pdf
|poprzedni=Tania kapusta i połeć słoniny
|następny=Gwiazdka biednej sieroty
|inne={{epub}}
{{całość|Siedem powiastek/całość|epub=i|zbiór}}
}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Siedem powiastek.pdf" from="15" to="26" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{MixPD|anonimowy}}
[[Kategoria:Siedem powiastek]]
[[Kategoria:Teksty anonimowe i wielu autorów]]
51rvm866671dahn117ba9y5xv7q8pbb
Jałmużna ubóstwa
0
1055573
3154650
3064664
2022-08-19T19:10:51Z
Seboloidus
27417
dt
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor=anonimowy
|tytuł=Jałmużna ubóstwa
|podtytuł=
|pochodzenie=''[[Siedem powiastek]]''
|wydawca=Wł. Dyniewicz
|druk=Wł. Dyniewicz
|rok wydania=1893
|miejsce wydania=Chicago
|źródło=[[commons:File:Siedem powiastek.pdf|Skany na Commons]]
|strona indeksu=Siedem powiastek.pdf
|poprzedni=Gwiazdka biednej sieroty
|następny=Miłosierny, nie na swojem miejscu
|inne={{epub}}
{{całość|Siedem powiastek/całość|epub=i|zbiór}}
}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Siedem powiastek.pdf" from="35" to="40" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|anonimowy}}
[[Kategoria:Siedem powiastek]]
[[Kategoria:Teksty anonimowe i wielu autorów]]
0g25e76hvipb1euo0yzhljp13o02mxz
Miłosierny, nie na swojem miejscu
0
1055574
3154651
3064665
2022-08-19T19:11:00Z
Seboloidus
27417
dt
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor=anonimowy
|tytuł=Miłosierny, nie na swojem miejscu
|podtytuł=
|pochodzenie=''[[Siedem powiastek]]''
|wydawca=Wł. Dyniewicz
|druk=Wł. Dyniewicz
|rok wydania=1893
|miejsce wydania=Chicago
|źródło=[[commons:File:Siedem powiastek.pdf|Skany na Commons]]
|strona indeksu=Siedem powiastek.pdf
|poprzedni=Jałmużna ubóstwa
|następny=Żydzi proszą Kazimierza Wielkiego o opiekę
|inne={{epub}}
{{całość|Siedem powiastek/całość|epub=i|zbiór}}
}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Siedem powiastek.pdf" from="41" to="44" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|anonimowy}}
[[Kategoria:Siedem powiastek]]
[[Kategoria:Teksty anonimowe i wielu autorów]]
tab7p3u8k4t5f449w6txt20mbi2apdy
Żydzi proszą Kazimierza Wielkiego o opiekę
0
1055575
3154652
3064666
2022-08-19T19:11:11Z
Seboloidus
27417
dt
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor=anonimowy
|tytuł=Żydzi proszą Kazimierza Wielkiego o opiekę
|podtytuł=
|pochodzenie=''[[Siedem powiastek]]''
|wydawca=Wł. Dyniewicz
|druk=Wł. Dyniewicz
|rok wydania=1893
|miejsce wydania=Chicago
|źródło=[[commons:File:Siedem powiastek.pdf|Skany na Commons]]
|strona indeksu=Siedem powiastek.pdf
|poprzedni=Miłosierny, nie na swojem miejscu
|następny=
|inne={{epub}}
{{całość|Siedem powiastek/całość|epub=i|zbiór}}
}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Siedem powiastek.pdf" from="45" to="47" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|anonimowy}}
[[Kategoria:Siedem powiastek]]
[[Kategoria:Teksty anonimowe i wielu autorów]]
k6vc8syaz6eubbkm8k8fy7ewdzkxf9b
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1014
100
1055639
3154538
3100290
2022-08-19T16:50:43Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}}
<section begin="spis"/>
{{EO SpisRzeczy|Agnesa, czyli Adelajda|Agnesa, czyli {{Kor|Adalajda.|Adelajda.}}|195}}
{{EO SpisRzeczy|Agnesi (Maryja-Kajet.)}}
{{EO SpisRzeczy|Agnesi (Maryja Teresa)|{{tab}}–{{tab}}(Maryja Teresa).}}
{{EO SpisRzeczy|Agnetyski}}
{{EO SpisRzeczy|Agnicyja|3=196}}
{{EO SpisRzeczy|Agnidagdy}}
{{EO SpisRzeczy|Agnieszka (święta)}}
{{EO SpisRzeczy|Agnieszka ż. Władysława II|{{tab}}–{{tab}}ż. Władysława II.}}
{{EO SpisRzeczy|Agnieszka c. Henryka II|{{tab}}–{{tab}}c. Henryka II.}}
{{EO SpisRzeczy|Agnieszka c. Bolesł. II k. Zem.|{{tab}}–{{tab}}c. Bolesł. II k. Zem.}}
{{EO SpisRzeczy|Agnieszka c. Bolesł. II Łysego|{{tab}}–{{tab}}c. Bolesł. II Łysego.}}
{{EO SpisRzeczy|Agnieszka zakonnica|{{tab}}–{{tab}}zakonnica.}}
{{EO SpisRzeczy|Agnieszka hrab. Orlamünde|{{tab}}–{{tab}}hrab. Orlamünde}}
{{EO SpisRzeczy|Agnieszka Sorel|3=197}}
{{EO SpisRzeczy|Agnieszki role|3=198}}
{{EO SpisRzeczy|Agniszwatty}}
{{EO SpisRzeczy|Agnoeci}}
{{EO SpisRzeczy|Agnus Dei we mszy świętej|Agnus Dei.|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Agnus Dei|{{kor|Adnus Dei.|Agnus Dei.|}}}}
{{EO SpisRzeczy|Agnusek|3=200}}
{{EO SpisRzeczy|Agobard}}
{{EO SpisRzeczy|Agon}}
{{EO SpisRzeczy|Agonales ludi}}
{{EO SpisRzeczy|Agonarcha|3=201}}
{{EO SpisRzeczy|Agonija}}
{{EO SpisRzeczy|Agoniklici}}
{{EO SpisRzeczy|Agonistycy}}
{{EO SpisRzeczy|Agonoteta}}
{{EO SpisRzeczy|Agosta}}
{{EO SpisRzeczy|Agostini (Mikołaj)}}
{{EO SpisRzeczy|Agostini (Leonard)|{{tab}}–{{tab}}(Leonard).}}
{{EO SpisRzeczy|Agoub}}
{{EO SpisRzeczy|Agoult (Wilhelm d’)|3=202}}
{{EO SpisRzeczy|Agoult (Karol Konstanty)|{{tab}}–{{tab}}(Karol Konstanty.)}}
{{EO SpisRzeczy|Agoult (Antoni Jan d’)|{{tab}}–{{tab}}(Antoni Jan d’).}}
{{EO SpisRzeczy|Agoult (Hektor Filip d’)|{{tab}}–{{tab}}(Hektor Filip d’).}}
{{EO SpisRzeczy|Agoult (Maryja)|{{tab}}–{{tab}}(Maryja).}}
{{EO SpisRzeczy|Agra}}
{{EO SpisRzeczy|Agrachański przylądek}}
{{EO SpisRzeczy|Agrachańska zatoka}}
{{EO SpisRzeczy|Agraffa|3=203}}
{{EO SpisRzeczy|Agram}}
{{EO SpisRzeczy|Agramski komitat}}
{{EO SpisRzeczy|Agramant}}
{{EO SpisRzeczy|Agranie}}
{{EO SpisRzeczy|Agraryjczycy}}
{{EO SpisRzeczy|Agraryjne prawa}}
{{EO SpisRzeczy|Agraula|3=204}}
{{EO SpisRzeczy|Agraulie}}
{{EO SpisRzeczy|Agraviados}}
{{EO SpisRzeczy|Agreda}}
{{EO SpisRzeczy|Agrell|3=205}}
{{EO SpisRzeczy|Agron s. Samuela}}
{{EO SpisRzeczy|Agron ks. illyryjski|{{tab}}–{{tab}}ks. illyryjski.}}
{{EO SpisRzeczy|Agrest}}
{{EO SpisRzeczy|Agrestnik}}
{{EO SpisRzeczy|Agricola}}
{{EO SpisRzeczy|Agrimonti}}
{{EO SpisRzeczy|Agrippa}}
{{EO SpisRzeczy|Agrippina}}
{{EO SpisRzeczy|Agron}}
{{EO SpisRzeczy|Agronomija}}
{{EO SpisRzeczy|Agronomiczny Instytut|3=207}}
{{EO SpisRzeczy|Agrotera|3=207}}
{{EO SpisRzeczy|Agrygent}}
{{EO SpisRzeczy|Agryjonije, Agrijanije, Agranije}}
{{EO SpisRzeczy|Agrykola (Knejus-Julj.)}}
{{EO SpisRzeczy|Agrykola (Rudolf)|{{tab}}–{{tab}}(Rudolf).}}
{{EO SpisRzeczy|Agrykola (Marcin)|{{tab}}–{{tab}}(Marcin).|208}}
{{EO SpisRzeczy|Agrykola z Eisleben|{{tab}}–{{tab}}z Eisleben.}}
{{EO SpisRzeczy|Agrykola (Jerzy)|{{tab}}–{{tab}}(Jerzy).}}
{{EO SpisRzeczy|Agrykola (Rudolphus ju.)|{{tab}}–{{tab}}(Rudolphus ju.).|209}}
{{EO SpisRzeczy|Agrykola (Jan Fryderyk)|{{tab}}–{{tab}}(Jan Fryderyk).}}
{{EO SpisRzeczy|Agrypnija}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppa (Menenius Lan.)}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppa (Marcus Vips.)|{{tab}}–{{tab}}(Marcus Vips.).}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppa I Herod|{{tab}}–{{tab}}I Herod.}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppa II Herod|{{tab}}–{{tab}}II Herod.}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppa Nettesheim|{{tab}}–{{tab}}Nettesheim.|211}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppa dom szlach.|{{tab}}–{{tab}}dom szlach.}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppa (Wacław) autor|{{tab}}–{{tab}}(Wacław) autor.}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppa kaszt. Smoleńsk.|{{tab}}–{{tab}}kaszt. Smoleńsk.}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppina c. M. Vipsanius}}
{{EO SpisRzeczy|Agryppiny poród|3=212}}
{{EO SpisRzeczy|Agtelek}}
{{EO SpisRzeczy|Aguado}}
{{EO SpisRzeczy|Aguesseau}}
{{EO SpisRzeczy|Aguffi|Aguffl|3=213}}
{{EO SpisRzeczy|Aguila}}
{{EO SpisRzeczy|A gui l’an neuf}}
{{EO SpisRzeczy|Aguirre}}
{{EO SpisRzeczy|Agur}}
{{EO SpisRzeczy|Agurczyńskie wyspy}}
{{EO SpisRzeczy|Aguti}}
{{EO SpisRzeczy|Agyleus}}
{{EO SpisRzeczy|Agynijanie|3=214}}
{{EO SpisRzeczy|Agyrta}}
{{EO SpisRzeczy|Ahaswerus albo Asswerus}}
{{EO SpisRzeczy|Ahawa}}
{{EO SpisRzeczy|Ahialon}}
{{EO SpisRzeczy|Ahias}}
{{EO SpisRzeczy|Ahlefeld|3=215}}
{{EO SpisRzeczy|Ahlfeld}}
{{EO SpisRzeczy|Ahmedabad}}
{{EO SpisRzeczy|Ahorn}}
{{EO SpisRzeczy|Ahr}}
{{EO SpisRzeczy|Ahrens|{{Kor|Agrens.|Ahrens.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Ahriman|3=216}}
{{EO SpisRzeczy|Ahumada}}
{{EO SpisRzeczy|Ahyż-ha|3=217}}
{{EO SpisRzeczy|Ai}}
{{EO SpisRzeczy|Ai czyli Ay}}
{{EO SpisRzeczy|Aide toi et le ciel t’aidera}}
{{EO SpisRzeczy|Aidos albo Astos}}
{{EO SpisRzeczy|Aignan}}
{{EO SpisRzeczy|Aigner (Piotr)}}
{{EO SpisRzeczy|Aigner (Karol)|{{tab}}–{{tab}}(Karol).}}
{{EO SpisRzeczy|Aigues Mortes}}
{{EO SpisRzeczy|Aiguillon|3=218}}
{{EO SpisRzeczy|Aikin (Jan)}}
{{EO SpisRzeczy|Aikin (Lucy)|{{tab}}–{{tab}}(Lucy).}}
{{EO SpisRzeczy|Ailant|3=218}}
{{EO SpisRzeczy|Ailhaud (Jan)}}
{{EO SpisRzeczy|Ailhaud (Jan Kasper)|{{tab}}–{{tab}}(Jan Kasper).}}
{{EO SpisRzeczy|Ailly|3=219}}
{{EO SpisRzeczy|Aimoin}}
{{EO SpisRzeczy|Ain, rzeka}}
{{EO SpisRzeczy|Ain, depart.|{{tab}}–{{tab}}depart.}}
{{EO SpisRzeczy|Ain-Madhy}}
{{EO SpisRzeczy|Ainos}}
{{EO SpisRzeczy|Ain, rzeka}}
{{EO SpisRzeczy|Ainsworth (Robert)}}
{{EO SpisRzeczy|Ainsworth (William Ha.)|{{tab}}–{{tab}}(Wiliam Ha.).|220}}
{{EO SpisRzeczy|Ainsworth (William Franc.)|{{tab}}–{{tab}}(Wiliam Franc.).}}
{{EO SpisRzeczy|Airy|3=221}}
{{EO SpisRzeczy|Aisne}}
{{EO SpisRzeczy|Aïssa}}
{{EO SpisRzeczy|Ais-Varika|3=222}}
{{EO SpisRzeczy|Aisze}}
{{EO SpisRzeczy|Aitiuki}}
{{EO SpisRzeczy|Aiton}}
{{EO SpisRzeczy|Aitonija}}
{{EO SpisRzeczy|Aitzema}}
{{EO SpisRzeczy|Aix la Chapelle}}
{{EO SpisRzeczy|Aix en Provence|{{tab}}–{{tab}}en Provence.}}
{{EO SpisRzeczy|Aix en Savoie|{{tab}}–{{tab}}en Savoie.|223}}
{{EO SpisRzeczy|Aix wysepka|{{tab}}–{{tab}}wysepka.}}
{{EO SpisRzeczy|Aj, rzeka|3=224}}
{{EO SpisRzeczy|Ajaccio}}
{{EO SpisRzeczy|Ajaguza}}
{{EO SpisRzeczy|Ajaguzki zarząd|{{Kor|Ajakuzki|Ajaguzki}} zarząd.}}
{{EO SpisRzeczy|Ajalon}}
{{EO SpisRzeczy|Ajan}}
{{EO SpisRzeczy|Ajataja}}
{{EO SpisRzeczy|Ajax, wódz grecki}}
{{EO SpisRzeczy|Ajax s. Telemona|{{tab}}–{{tab}}s. Telemona.}}
{{EO SpisRzeczy|Ajaxtyje|3=225}}
{{EO SpisRzeczy|Ajbaszewo}}
{{EO SpisRzeczy|Ajchler}}
{{EO SpisRzeczy|Ajczuwak}}
{{EO SpisRzeczy|Ajdabuł}}
{{EO SpisRzeczy|Ajdar}}
{{EO SpisRzeczy|Ajer}}
{{EO SpisRzeczy|Ajerówka|3=226}}
{{EO SpisRzeczy|Ajgomancyja}}
{{EO SpisRzeczy|Ajgun}}
{{EO SpisRzeczy|Ajgust}}
{{EO SpisRzeczy|Ajmak}}
{{EO SpisRzeczy|Ajmakuryje}}
{{EO SpisRzeczy|A jour}}
{{EO SpisRzeczy|Ajran}}
{{EO SpisRzeczy|Ajrer (Jakób)}}
{{EO SpisRzeczy|Ajrer (Jerzy, Henryk)|{{tab}}–{{tab}}(Jerzy, Henryk).}}
{{EO SpisRzeczy|Aj-Todor}}
{{EO SpisRzeczy|Ajtwaros}}
{{EO SpisRzeczy|Ajwazowski (Gabryel)|3=227}}
{{EO SpisRzeczy|Ajwazowski (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).}}
{{EO SpisRzeczy|Akaba odnoga m.|Akaba odnoga m.}}
{{EO SpisRzeczy|Akaba forteczka|{{tab}}–{{tab}}forteczka.}}
{{EO SpisRzeczy|Akaba Debut|{{tab}}–{{tab}}Debut.|3=228}}
{{EO SpisRzeczy|Akacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Akacyjanie}}
{{EO SpisRzeczy|Akacyjusz (święty)}}
{{EO SpisRzeczy|Akacyjusz Jednooki|{{tab}}–{{tab}}Jednooki.}}
{{EO SpisRzeczy|Akacyjusz biskup Amidy|{{tab}}–{{tab}}biskup Amidy.}}
{{EO SpisRzeczy|Akacyjusz biskup Beroe|{{tab}}–{{tab}}biskup Beroe.}}
{{EO SpisRzeczy|Akacyjusz patryjarcha|{{tab}}–{{tab}}patryjarcha.}}
<section end="spis"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dyw7792bdlp5c54k1gpcrftvmfwbhya
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/204
100
1055652
3154510
3064824
2022-08-19T15:56:13Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Agnetyski" />ś. Augustyna, przez szlachcica Gerharda Hemsherke, w Dortrechcie, w Hollandyi, który oddał im kościół pod wezwaniem ś. Agnieszki.<section end="Agnetyski" />
<section begin="Agnicyja" />{{tab}}'''Agnicyja,''' (z łacińskiego ''agnitio'', przyznanie), w prawie znaczy uznanie autentyczności dokumentów prywatnych (w dokumentach urzędowych toż samo nazywa się ''rekognicyją''), lub też tożsamości osób, rzeczywistości długu i t. d. — '''Agnicyja''' w sztuce dramatycznej znaczy tyle, co odkrycie, jest to więc scena, w której osobom działającym wyjaśniają się okoliczności dotąd dla nich nieznane, wiadome jednak już oddawna dla widzów.<section end="Agnicyja" />
<section begin="Agnidagdy" />{{tab}}'''Agnidagdy,''' przodkowie braminów, oczyszczeni przez ogień, lecz przezeń nie zniszczeni, do których należą szczególnie [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Agniszwatty|Agniszwatty]] (ob.).<section end="Agnidagdy" />
<section begin="Agnieszka (święta)" />{{tab}}'''Agnieszka''' (święta), panna i męczenniczka, niedługo po chwalebnej swej śmierci, tak powszechną zyskała cześć w calem chrześcijaństwie, że według ś. Hieronima, jej pochwały brzmiały we wszystkich ustach, we wszystkich kościołach i we wszystkich językach, o czém świadczą także śś. Ambroży, Augustyn, Damazy papież, Marcin Turoneński, Grzegorz Wielki, oraz Wenancyjusz Fortunatus. Ale braknie prawdziwych aktów jej męczeństwa, a historyja jej przypisywana ś. Ambrożemu, nie jest dziełem tego Ojca Kościoła, chociaż się zgadza w ogólności z tem, co on mówi o Agnieszce, równie jak z tém co Prudencyjusz opiewa w swych hymnach. Agnieszka, córka znakomitego Rzymianina, piękna, wychowana w wierze chrześcijańskiej, w 13 roku życia wzbudziła namiętną miłość w młodzieńcu, ale ją odrzuciła, poświęciwszy się Chrystusowi. Zaprowadzonej do nierządnego domu, dał opiekę anioł. Cudownie ocalona z ognia, ściętą została, nie-tracąc ani na chwilę odwagi, 304 roku. Kościół święci jej pamiątkę 21 Stycznia. Antyfony i wersety na jej uroczystość w brewijarzu, wzięte są z legendy przypisywanej ś. Ambrożemu. Kościół ś. Agnieszki należy do rzędu najciekawszych zabytków starożytności w Rzymie. Tu corocznie poświęcane są dwa baranki z których wełny wyrabiają się pallijusze (ob.) dla arcybiskupów.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Agnieszka (święta)" />
<section begin="Agnieszka ż. Władysława II" />{{tab}}'''Agnieszka,''' żona Władysława II, najstarszego z synów Bolesława Krzywoustego. Po klęsce na Psiem polu pod Wrocławiem, król Bolesław godził się z cesarzem Henrykiem V w Bambergu, w roku 1110. Stanęło tam podwójne małżeństwo, ojca i syna z księżniczkami niemieckiemu Różni kronikarze różne podają imiona i nazwiska tych księżniczek, ale Naruszewicz rozumnie dowodzi, że Władysławowi w Bambergu obiecaną była Agnieszka, córka Leopolda margrabiego Austryi i Agnieszki siostry przyrodniej Konrada I cesarza. Krytyka Naruszewicza głównie wykazała ród tej księżniczki. Władysław miał wtedy lat sześć, Agnieszka zaś dwa, trzy najwięcej. Dla tego ślub dobrze później bo dopiero w r. 1121 nastąpił. Zostawszy księżną krakowską, Agnieszka poduszczała męża na braci królewiców. Dumna to była pani, niecierpiała imienia, ani rodu polskiego, chwaliła się ciągle swojemi związkami familijnemi w Niemczech, i chciała być królową na całej Polsce. Życia jednakże nieprowadziła nieskazitelnego, pycha jej większą była od moralności, kochała się albowiem w żołnierzu jakimś, niemcu Dobieszu, a kraj zdzierała niezwykłemi daninami, chociaż się dobrze miała z niego. Władysław szedł za natchnieniami żony zawsze, na braci podniósł wojnę, Piotrowi Duninowi, który go uprzedził o niewierności żony, kazał urżnąć język i wyłupić oczy. Młodzi królewice uciekli się pod opiekę papieża Eugenijusza, który wyklął Agnieszkę jako główną sprawczynię wojny domowej w Polsce. Po klęsce poznańskiej, Władysław zbiegł do Czech, zostawiwszy żonę w zamku krakowskim. Królewice oblegli Kraków i po kilkudniowem oblężeniu zamku dostali, wtedy Agnieszkę z jej trzema synami małoletniemi, odesłali do Niemiec do Króla Henryka syna cesarskiego w r. 1148, lękali się albowiem żeby Duninowi {{pp|nieza|chciało}}<section end="Agnieszka ż. Władysława II" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kmnw8armbywmr4xo4qflf883no6deon
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/206
100
1056134
3154512
3065701
2022-08-19T16:01:15Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Agnieszki role" />{{tab}}'''Agnieszki role, ''' czyli role niewiniątek, prostodusznych, głupiutkich, młodych dziewcząt, tak nazwane od Agnieszki, w komedyi Moliera’a: ''L’école des femmes''. Główną cechę i siłę komiczną tych ról stanowi naiwność, wprost przeciwna wszelkiej przesadzie.<section end="Agnieszki role" />
<section begin="Agniszwatty" />{{tab}}'''Agniszwatty, ''' w mytologii indyjskiej dzieci Maryczy (światła), przodkowie Dewów, a zatem i Braminów.<section end="Agniszwatty" />
<section begin="Agnoeci" />{{tab}}'''Agnoeci, ''' to jest „nieświadomi.“ Tak nazywano, przez szyderstwo, sektę, z pomiędzy monofizytów, która twierdziła, że Jezus Chrystus o wielu rzeczach niewiedział (''agnoein'', niewiedzieć, nieznać). Założycielem tej sekty był dyjakon monofizyta Temistyjusz, z Alexandryi, w pierwszej połowie VI wieku. Gdyby Agnoeci twierdzili, że Chrystus, według swojej natury ludzkiej, niewiedział o wielu rzeczach, przestaliby być monofizytami, gdyż tém właśnie uznawaliby dwie natury w Jezusie Chrystusie, i popieraliby zasady prawowiernych Ojców Kościoła, to jest: że Chrystus, według swojej natury ludzkiej, uważanej pojedyńczo i odrębnie od boskiej natury, o wielu rzeczach niewiedział. Agnoeci nie posuwali się tak daleko; zostawali monofizytami, twierdząc, że jedna jest tylko natura w Chrystusie, przez mieszaninę natury boskiej z ludzką, i głosili nieświadomość tej jedynej natury. Ale prawdziwi monofizyci musieli oświadczać się przeciw Agnoetom, równie jak prawowierni, bo przewidywali, że agnoetyzm logicznie prowadzi do rozróżnienia dwojakiej w Chrystusie natury, gdyż nieświadomość przypisywaną być mogła tylko naturze ludzkiej. Ta sekta trwała aż do VIII wieku.<section end="Agnoeci" />
<section begin="Agnus Dei we mszy świętej" />{{tab}}'''Agnus Dei, ''' we mszy świętej. Tkliwe przyrównanie Zbawcy świata do baranka znajduje się w prorokach, przepowiadających jego śmierć; i ś. Jan Chrzciciel wskazując Pana Jezusa Żydom rzekł: oto Baranek Boży który gładzi grzechy świata. W liturgijach greckich ś. Jakóba i ś. Jana Złotoustego kapłan nazywa Pana Jezusa tém imieniem, w chwili łamania ś. Hostyi; dziś zaś w Kościele łacińskim modlitwa Agnus Dei mówi się pomiędzy Ojcze nasz i kommuniją. Niektórzy utrzymują że Sergijusz papież, przy końcu XII wieku, dla naśladowania liturgij wschodnich, wprowadził tę modlitwę do Rzymskiej; z przepisu jednak tego papieża tylko sam chór śpiewał Agnus Dei w czasie łamania Hostyi. Kapłani poczęli ją odmawiać dopiero w trzy wieki później, a dawny zwyczaj zachowywali tylko w Wielką Sobotę i to tłomaczy dla czego dzisiaj w tym dniu Agnus Dei nie mówi się. Podług kardynała Bony, wspomniony papież przepisał żeby Agnus Dei trzykrotnie powtarzano i każdą inwokacyje kończono słowy miserere nobis, „Zmiłuj się nad nami.“ Około XI wieku trzecią inwokacyje zmieniono na: ''Dona nobis pacem''. „Udziel nam pokoju.“ Innocenty III papież wspomina że to nastąpiło z powodu zamieszek Kościół trapiących. Kościół atoli ś. Jana z Lateranu zachował swój pierwotny zwyczaj i mówi wszystkie trzy razy ''Miserere nobis''. Jan Dyjakon pisze, iż to uczynił dla tego, że rzeczony kościół jest obrazem nieba, gdzie bez żadnej przerwy pokój panuje. Podczas odmawiania tej modlitwy kapłan trzykrotnie bije się w piersi, na znak żalu za swoje grzechy. We mszach żałobnych, więcej jak od XII wieku, zwyczajem jest mówić zamiast ''Miserere nobis, dona cis requiem'' i za trzecią razą przydaje się ''sempiternam'', „udziel im pokoju wiekuistego;“ ale we mszach żałobnych nie bije się w piersi jak zwykle, bo to spowodowały słowa ''Miserere nobis'', które się w nich nie mówią.{{EO autorinfo|''X. P. Rz.''}}<section end="Agnus Dei we mszy świętej" />
<section begin="Agnus Dei" />{{tab}}'''Agnus Dei, ''' jestto kawałek wosku rozmaitego kształtu, jak np. gwiazdy, kwadratu, owalu lub baranka, pomieszany z chryzmem i balsamem, na którym znajduje się postać baranka z chorągiewką lub ś. Jana Chrzciciela z barankiem i chorągiewką z krzyżem. Wedle Paskala, na początku ostatniego wieku, zaczęto na nim umieszczać także wyobrażenie Najświętszej Panny, świętych Apostołów i tych świętych, <section end="Agnus Dei" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ohs9tskequ9z4dr7ajlp5zzbrisipy1
Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/46
100
1057745
3154665
3069465
2022-08-19T19:23:35Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>Baba na mnie z gębą — huzia,
coś ty dziadu, wdział za łachy!
plask — plask — spuchła nieco buzia
— co tam strachy — strach na Lachy!
Hulaj dusza bez kontusza!
wgórę szklanki — dobra nasza!
wino wigor w nas porusza,
wino djabła z nas wystrasza.
Więc na szczęście —! I na biedę —!
Socjeta tu widzę krewka —
gospodarzu daj na kredę,
na kredę mi daje dziewka!
Przypij do mnie — ja do ciebie!
Panna — wdowa — każda łasa —
zdrowie twoje tu i — w niebie,
jedz, pij i popuszczaj pasa.
Ululałem się wspaniale —
czas już w drogę! — w jaką drogę?
Ostawcie mnie, gdzie się zwalę —
— ustać — jakoś — tak — nie mogę.
</poem>{{c|CHÓR|przed=1em}}<poem>
Pije Kuba do Jakóba! —
co? nie pije? — bęc po ziobrze!
tęgo się już kurzy z czuba —
kto pod ławą temu dobrze.</poem>
{{c|INTERMEZZO PANTOMIMICZNE|w=1.2em|roz=0.2em|przed=1em}}
{{c|HEROLD ZAPOWIADA PRZYBYCIE POETÓW RÓŻNEGO<br>AUTORAMENTU: POETÓW PRZYRODY, PANEGIRYSTÓW,<br>PIEWCÓW RYCERSTWA, WDZIĘKU I ENTUZJAZMU.<br>PCHAJĄ SIĘ NAWYPRZODKI<br>TRUDNO TEŻ KOMUKOLWIEK DOJŚĆ DO SŁOWA.<br>ZALEDWIE JEDEN DZIWNYM TRAFEM<br>PRZEMYCA CZTEROWIERSZ; TO:|w=0.9em|przed=1em}}
{{c|''SATYRYK''|przed=1em}}
{{c|''Obym bracia tego dożył,''}}
{{c|— ''to jedno mnie kusi i łechce'' —}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a7h2t1wadfikf63p2qw1jyjmnuqkw12
Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/47
100
1057750
3154668
3069471
2022-08-19T19:24:34Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude>{{c|''abym taką pieśń ułożył,''}}
{{c|''której wysłuchać nikt nie zechce.''}}
{{c|POECI NOCY I SMĘTARZY PRZEPRASZAJĄ BARDZO, ŻE TO NIE MOGĄ WZIĄĆ UDZIAŁU W ZEBRANIU WIESZCZÓW<br>LECZ NAZBYT SĄ ZAJĘCI INTERESUJĄCĄ ROZMOWĄ Z NOWO WYLĄGŁYM UPIOREM;<br>KTO WIE, CZY Z TEGO DYSKURSU NIE POWSTANIE NOWA SZKOŁA POETYCKA;<br>HEROLD ACZ NIECHĘTNIE, GODZI SIĘ NA ICH WYWODY I PRZYWOŁUJE POSTACIE MITOLOGJI GRECKIEJ,<br>KTÓRE JAKKOLWIEK W MODNEM PRZEBRANIU NIE UTRACIŁY NIC A NIC Z WDZIĘKU WŁAŚCIWEGO I CHARAKTERU.|align=justify|last=center|w=0.9em|przed=1em}}
{{c|GRACJE|w=1.2em|roz=1.5em|przed=1em}}
{{c|AGLAJA|przed=1em}}<poem>
Wdzięk wnosimy zawsze wszędzie;
dar wasz niechaj wdziękiem będzie.
</poem>{{c|HEGEMONA|przed=1em}}<poem>
I wdziękiem też przyjmowanie,
gdy się chęciom zadość stanie.
</poem>{{c|EUFROZYNA|przed=1em}}<poem>
W dnia cichego zachód mięki
najwdzięczniejsze złóż podzięki.</poem>
{{c|PARKI|w=1.2em|roz=1.7em|przed=1em}}
{{c|ATROPOS|przed=1em}}<poem>
Po starszeństwie tu przychodzę;
nić się snuje, nić żywota —
— i oczami po was wodzę —
nić się snuje jak tęsknota.
Mięka, wiotka nić — bom oto
len wybrała pierwszej próby —</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tetyjcm0n78jtpb2svzikiq6jz0i3ke
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/219
100
1057757
3154522
3070856
2022-08-19T16:21:09Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Agryppa Nettesheim" />1518 widzimy go syndykiem w Metz. Do r. 1521 oddany rozpamiętywaniom, dotknięty boleśnie śmiercią swej żony, przemieszkiwał w Kolonii. Roku 1524 wszedł znów w służbę Francuzką, jako lekarz nadworny królowej matki. Popadłszy w niełaskę, prześladowany, nie upadł jednak na duchu, owszem, roku 1526 napisał: ''De incertitudine, et vanitate scientiarum''. W dziele tém zawarł Agryppa krytykę epoki w której żył, a główną myśl wypowiada w pytaniu: co może człowieka uszczęśliwić? Rozwijając tę myśl powiada: że uszczęśliwić może jedynie religija, ale nie religija oparta na obrządkach tylko, nie pedanteryjna nauka, ale żywe, bezpośrednie poznanie Boga. Przejęty tą myślą, gorzko krytykuje hierarchiję, i wzywa, aby słowo Pisma uznać jako powagę najwyższą w sprawach religii. Zostawszy r. 1530 cesarskim historyjografem w Niderlandach, wydrukował tamże dzieło swe: ''De occulta philosophia''. Zwolennik teozofii platońskiej, uczy, że świat jest trojaki: ziemski, niebieski i intellektualny. Cztery elementa naturalne: ogień, woda, ziemia i powietrze, z których się ziemski świat składa, znajdują się i w świecie niebieskim, jako siły niebieskie; w świecie intellektualnym, jako potęgi intellektualne; w Bogu zaś jako ideje. Świat, powiada Agryppa, ma duszę, która jest źródłem życia. Pośrednikiem działań duszy na ciało, jednej istoty na drugą, jest tak zwana ''quinta essentia'', duch świata. W każdej istocie tego świata, oprócz sił materyjalnych, są jeszcze inne, pochodzące z ducha świata, ''vires occultae''; kto siły te umie badać, ten obznajmia się z magiją naturalną. ''Magia coelestis'', wyższa od poprzedniej, zasadza się na poznaniu znaczenia liczb i wpływu gwiazd. Najwyższym stopniem magii jest magija religijna, która prowadząc człowieka do poznania Boga i wspólności z nim, czyni go panem wszystkich rzeczy. Dzieło to potępili teologowie kolońscy; takiż sam wyrok wydał fakultet w Löwen, o dziele Agryppy: ''De vanitate scientiarum''. Wprawdzie od skutków wyroku teologów ochroniony został Agryppa wpływami kardynała Campegiusa i kurfirszta kolońskiego Hermanna, który mu nawet dał przytułek u siebie; lecz nie mogąc długo pozostać na miejscu, przytém, znękany śmiercią drugiej żony swojej, udał się do miasta Bonn. Podczas podróży przedsięwziętej z tego miasta do Lyjonu, wzięty do niewoli przez Francuzów, wypuszczony na wolność, umarł w Grenobli r. 1535.{{EO autorinfo|''X. L. O.''}}<section end="Agryppa Nettesheim" />
<section begin="Agryppa dom szlach." />{{tab}}'''Agryppa,''' dom staroszlachecki w Litwie.<section end="Agryppa dom szlach." />
<section begin="Agryppa (Wacław) autor" />{{tab}}'''Agryppa''' (Wacław), jest autorem mowy pogrzebowej, o życiu i śmierci Jana Radziwiłła, księcia na Ołyce i Nieświeżu; oraz opowiadania: O tyranach wołoskich, na wiarogodnych źródłach oparte, p. n.: ''Oratio funebris de Ill. Principis Joannis Radzivili Olicae et Nesvisii ducis vita et morte scripta. Addita est narratio scripta a fide digno de Valachorum Tyrannis'' 1553 r. 8. (Janociana t. 3).<section end="Agryppa (Wacław) autor" />
<section begin="Agryppa kaszt. Smoleńsk." />{{tab}}'''Agryppa''' (Wacław), kasztelan smoleński, w r. 1590 przez sejm do lustracyi dóbr królewskich w Inflantach komissarzem delegowany, poprzednio marszałkował izbie poselskiej na sejmie koronacyjnym w Krakowie przy wstąpieniu na tron Henryka Walezyjusza 1574 r. Tenże sam, czy inny Wacław Jędrzej, był posłem na sejmie 1613 r. z województwa wileńskiego, i deputatem na trybunał skarbowy. ''Niesiecki'' pisze, że jeden z tej rodziny, za czasów Zygmunta Augusta, pisał przeciwko Lippomanowi, i wiele ksiąg do druku podał.<section end="Agryppa kaszt. Smoleńsk." />
<section begin="Agryppina c. M. Vipsanius" />{{tab}}'''Agryppina,''' córka M. Vipsaniusza Agryppy i Julii, była żoną cezara Germanika, któremu towarzyszyła we wszystkich wyprawach wojennych. Po śmierci Germanika, zamordowanego z rozkazu Tyberyjusza, Agryppina śmiało wystąpiła przeciwko temu tyranowi. Tyberyjusz skazał ją na wieczne wygnanie na wyspę Pandataria, obok Neapolu, gdzie Agryppina zamorzyła się głodem w 33 r. po Nar. Chr. — '''Agryppina,''' córka poprzedzającej, należy do najohydniejszych kobiet,<section end="Agryppina c. M. Vipsanius" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4tmwcn2n05mwxrxjplhinarst06lx7j
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/227
100
1057789
3154524
3070861
2022-08-19T16:28:59Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ailly" />{{pk|występo|wał}} jako zawzięty przeciwnik Hussa i obrońca zasady o wyższości soboru powszechnego nad papieżem. W ogólności, pod względem dogmatów należał do ściśle prawowiernych; zaś co do organizacyi i karności kościelnej, nakłaniał się ku reformie. Pod pierwszym względem zwano go „niezmordowanym młotem na heretyków.“ Z Konstancyi udał się jako legat Marcina V do Awenijonu i tu umarł 1419, a według innych 1429 r. Znakomite miejsce zajmuje między filozofami, oraz teologami i kanonistami Wieków Średnich. Znaczna liczba jego dzieł ogłoszona jest drukiem, między innemi traktat o Sferze, w Paryżu 1494 roku; o Meteorach Arystotelesa, w Strasburgu 1504 roku.<section end="Ailly" />
<section begin="Aimoin" />{{tab}}'''Aimoin,''' (urodzony 950, umarł 1008 r.), kronikarz francuzki, autor dzieła: Histoire des Francais, w pięciu księgach, z których trzy tylko, obejmujące przeciąg czasu do 16 roku panowania Klodoweusza, niezaprzeczenie są jego pióra; dwie pozostałe zapewne już kto inny napisał.<section end="Aimoin" />
<section begin="Ain, rzeka" />{{tab}}'''Ain,''' rzeka wpadająca do Rodanu we Francyi, wypływa z departamentu Jura i wpada do Rodanu pod Antron.<section end="Ain, rzeka" /> — <section begin="Ain, depart." />'''Ain,''' wschodni departament francuzki, graniczący na północ z departamentami Jura i Saône-et-Loire, na wschód oddzielony Rodanem od Szwajcaryi i Sabaudyi, na południe taż rzeką od departamentu Izery, na zachód Saoną od departamentów Saône-et-Loire i Rodanu. Wschodnia część jego jest górzysta, południowa zaś pokryta niezliczonemi bagnami, z których epidemiczne wywiązują się febry. Najlepsze grunta znajdują się w stronie północnej i te, chociaż stanowią zaledwo trzecią część powierzchni całego departamentu, wystarczają swą produkcyją na jego potrzeby. Artykułami wywozowemi są: konie, bydło, owoc, nierogacizna i ptastwo. Z minerałów napotykają się: żelazo, miedź, galman, drzewo bitumiczne, gips i różne gatunki glinki garncarskiej. Przemysł w ogólności mało jest rozwinięty. Departament ten liczy około 350,000 mieszkańców; stolicą jego jest miasto Bourg.<section end="Ain, depart." />
<section begin="Ain-Madhy" />{{tab}}'''Ain-Madhy,''' miasto pustyni algierskiej, na południe Maskary, zbudowane na skale w pośród piasczystej równiny, otoczone pysznemi ogrodami, liczy około 2,000 mieszkańców, zostaje pod władzą marokańskiej rodziny Tedżinych, posiadającej sławę wielkiej świątobliwości. Miasto to, jedna z rzadkich oaz w tej stronie, jest miejscem wypoczynku dla licznych karawan; mieszkańcy jego żyją tylko handlem i przemysłu nie znają żadnego. Abd-el-Kader, po zawarciu pokoju w Tafnie, wypowiedział wojnę Tedżiniemu i w Czerwcu 1838 roku obiegł Ain-Madhy, ale bezskutecznie; gdy go bowiem po roku nie zdołał zdobyć, zmuszony był porzucić swój zamiar, dla zwrócenia się przeciwko Francuzom.<section end="Ain-Madhy" />
<section begin="Ainos" />{{tab}}'''Ainos,''' nazwa pierwotnych mieszkańców wyspy Jesso, wypartych ztamtąd przez Japończyków. Krusenstern i Langsdorf opisują ich, jako ludzi łagodnego charakteru, drobnego wzrostu i ciemnej skóry.<section end="Ainos" />
<section begin="Ainsworth (Robert)" />{{tab}}'''Ainsworth''' (Robert), urodzony 1660, zmarły 1743 roku, grammatyk angielski, odznaczył się jako wyborny nauczyciel w szkołach londyńskich, oraz jako autor słownika łacińsko-angielskiego, który kilka miał edycyj. — Był jeszcze inny '''Ainswerth,''' uczony teolog angielski, jeden z przywódców sekty Brownistów czyli niezależnych, który wydaliwszy się z ojczyzny, osiadł w Amsterdamie i tamże założył gminę. Umarł 1629 roku, zostawiwszy wielce interesujące komentarze do starego Testamentu.<section end="Ainsworth (Robert)" />
<section begin="Ainsworth (William Ha.)" />{{tab}}'''Ainsworth''' (William Harrison), jeden z najznakomitszych i najpłodniejszych tegoczesnych powieścio-pisarzy angielskich, urodził się 1805 r. w mieście Manchester, gdzie ojciec jego był bardzo wziętym adwokatem, czyli sollicylorem. Wychował się na wsi pod Manchestrem; gdzie udzielał mu początkowych nauk wuj jego, ksiądz Harrison. Ainsworth idąc za wolą ojca, poświęcić się miał {{pp|pra|wnictwu}}<section end="Ainsworth (William Ha.)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
b66gv6tbgu61o5p6zhdoosdcsa696ac
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/229
100
1057832
3154525
3070069
2022-08-19T16:31:30Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ainsworth (William Franc.)" />r. 1840, po wielu trudach udało się Ainsworthowi, z Mossul dostać się do chrześcijan nestoryjańskich. W roku 1841 wróciwszy do kraju, złożył owoc swych podróży w dziełach: ''Researches in Assyria i Travels and researches in Asia minor, Chaldea and Armenia'' (2 tomy, Londyn 1842). Oprócz wielu rozproszonych artykułów Ainswortha, napisał jeszcze: ''The claims of the Christian aborigines in the East'', i ''Travels in the trace of the 10,000 Greeks'' (2 tomy, Londyn 1844). Ainsworth żyje niedaleko Londynu w domowém zaciszu.<section end="Ainsworth (William Franc.)" />
<section begin="Airy" />{{tab}}'''Airy''' (Jerzy Biddell), astronom angielski urodzony we wsi Alenwick w Northumberlandzie 1801 roku. Po ukończeniu nauk w kollegijum w Colchester wszedł, 1819 roku do uniwersytetu w Cambridge, w którym w r. 1827 został wybrany do zajęcia katedry, uświetnionej wykładami niegdyś Barrow’a i Newton’a. Początkowe prace jego były zamieszczane w ''Transactions'' towarzystwa filozoficznego w Cambridge, którego członkiem został już w roku 1823. W tym także czasie, zaczął mieć udział w pracach dawnego biura długości w Londynie. Już roku 1828 Airy takiej używał wziętości w świecie uczonym, że rada uniwersytetu w Cambridge powierzyła mu katedrę astronomii i zarząd nowo wzniesionego obserwatoryjum. Spostrzeżenia swoje porządnie prowadzone zebrał i ogłosił pod tytułem: ''Astronomical observations'', Cambridge 9 tomów 1829—38 roku; one posłużyły za wzór dla prac tego rodzaju we wszystkich obserwatoryjach angielskich. W r. 1835 na zawakowane po Janie Pond miejsce astronoma królewskiego przy obserwatoryjum w Greenwich, powołany został Airy przez ówczesnego prezesa rady admiralicyi lorda Auckland’a. Jakkolwiek Airy nie odznaczył się żadném ważniejszém odkryciem ani przedsięwzięciem, jak Herschell lub Hind, przecież położył znakomite zasługi pracami swemi pożytecznemi i zajmującemi, jak wprowadzenie w użycie narzędzi nowych lub udoskonalonych, uproszczenie metod obliczania, badania nad magnetyzmem, meteorologiją, fotografiją i t. p. W roku 1854 podał sposób oznaczania zboczeń igły magnesowej w budynkach żelaznych, tudzież w kopalniach Hartońskich wykonał szereg bardzo zajmujących doświadczeń z wahadłem dla dokładnego oznaczenia ciężaru ziemi, a następnie względnych mass słońca i główniejszych ciał niebieskich systematu słonecznego. Prócz tego Airy przysłużył się jeszcze pismami, mającemi na celu upowszechnienie nauk, jak dzieła: o ''Ciążeniu'' (1837) dla ''Penny Cyclopoedia'', o ''Astronomii'' (1853), o ''Trygonometryi'' (1855).<section end="Airy" />
<section begin="Aisne" />{{tab}}'''Aisne,''' rzeka hołdownicza Oisy, bierze początek w departamencie francuzkim Meuse i wpada powyżej Compiègne do Oisy, przebiegłszy około 35 mil geograficznych. — Departament tegoż nazwiska, z miastem stołecznem Laon, graniczy na północ z departamentem du Nord, na północowschód z Belgiją, na wschód z departamentami Ardennes i Marne, na południe z departamentem Seine-et-Marne, na zachód z departamentami Oise i Somme. Klimat jego jest umiarkowany i zdrowy, ziemia w ogólności żyzna. Liczba mieszkańców wynosi około 550,000. Przemysł zwrócony jest głównie na fabrykacyją tkanin bawełnianych i cukru. W St. Gobin istnieje sławna odlewalnia zwierciadeł.<section end="Aisne" />
<section begin="Aïssa" />{{tab}}'''Aissa,''' wsławiona pięknością i przygodami Czerkieska, urodzona 1705 roku, w 4 roku życia sprzedaną została hrabiemu Ferriol, ambasadorowi francuzkiemu w Konstantynopolu, który ją na wychowanie zawiózł do Francyi i powierzył siostrze swojej, pani de Tencin. Powziąwszy głęboką miłość dla Henryka d’Aydie, kawalera zakonu Maltańskiego, a nie chcąc go jednak oderwać od rozpoczętej karyjery, z żalu i tęsknoty umarła w Anglii 1733 roku. Listy jej, pełne, wdzięku i uczucia, służyć zarazem mogą za ciekawy materyjał do historyi ówczesnej; pierwszą edycyję Wolter zbogacił swemi przypisami.<section end="Aïssa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
84k4flh9gvh0alkso3t5l1mh7xulh60
3154526
3154525
2022-08-19T16:32:10Z
Dzakuza21
10310
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ainsworth (William Franc.)" />r. 1840, po wielu trudach udało się Ainsworthowi, z Mossul dostać się do chrześcijan nestoryjańskich. W roku 1841 wróciwszy do kraju, złożył owoc swych podróży w dziełach: ''Researches in Assyria i Travels and researches in Asia minor, Chaldea and Armenia'' (2 tomy, Londyn 1842). Oprócz wielu rozproszonych artykułów Ainswortha, napisał jeszcze: ''The claims of the Christian aborigines in the East'', i ''Travels in the trace of the 10,000 Greeks'' (2 tomy, Londyn 1844). Ainsworth żyje niedaleko Londynu w domowém zaciszu.<section end="Ainsworth (William Franc.)" />
<section begin="Airy" />{{tab}}'''Airy''' (Jerzy Biddell), astronom angielski urodzony we wsi Alenwick w Northumberlandzie 1801 roku. Po ukończeniu nauk w kollegijum w Colchester wszedł, 1819 roku do uniwersytetu w Cambridge, w którym w r. 1827 został wybrany do zajęcia katedry, uświetnionej wykładami niegdyś Barrow’a i Newton’a. Początkowe prace jego były zamieszczane w ''Transactions'' towarzystwa filozoficznego w Cambridge, którego członkiem został już w roku 1823. W tym także czasie, zaczął mieć udział w pracach dawnego biura długości w Londynie. Już roku 1828 Airy takiej używał wziętości w świecie uczonym, że rada uniwersytetu w Cambridge powierzyła mu katedrę astronomii i zarząd nowo wzniesionego obserwatoryjum. Spostrzeżenia swoje porządnie prowadzone zebrał i ogłosił pod tytułem: ''Astronomical observations'', Cambridge 9 tomów 1829—38 roku; one posłużyły za wzór dla prac tego rodzaju we wszystkich obserwatoryjach angielskich. W r. 1835 na zawakowane po Janie Pond miejsce astronoma królewskiego przy obserwatoryjum w Greenwich, powołany został Airy przez ówczesnego prezesa rady admiralicyi lorda Auckland’a. Jakkolwiek Airy nie odznaczył się żadném ważniejszém odkryciem ani przedsięwzięciem, jak Herschell lub Hind, przecież położył znakomite zasługi pracami swemi pożytecznemi i zajmującemi, jak wprowadzenie w użycie narzędzi nowych lub udoskonalonych, uproszczenie metod obliczania, badania nad magnetyzmem, meteorologiją, fotografiją i t. p. W roku 1854 podał sposób oznaczania zboczeń igły magnesowej w budynkach żelaznych, tudzież w kopalniach Hartońskich wykonał szereg bardzo zajmujących doświadczeń z wahadłem dla dokładnego oznaczenia ciężaru ziemi, a następnie względnych mass słońca i główniejszych ciał niebieskich systematu słonecznego. Prócz tego Airy przysłużył się jeszcze pismami, mającemi na celu upowszechnienie nauk, jak dzieła: o ''Ciążeniu'' (1837) dla ''Penny Cyclopoedia'', o ''Astronomii'' (1853), o ''Trygonometryi'' (1855).<section end="Airy" />
<section begin="Aisne" />{{tab}}'''Aisne,''' rzeka hołdownicza Oisy, bierze początek w departamencie francuzkim Meuse i wpada powyżej Compiègne do Oisy, przebiegłszy około 35 mil geograficznych. — Departament tegoż nazwiska, z miastem stołecznem Laon, graniczy na północ z departamentem du Nord, na północowschód z Belgiją, na wschód z departamentami Ardennes i Marne, na południe z departamentem Seine-et-Marne, na zachód z departamentami Oise i Somme. Klimat jego jest umiarkowany i zdrowy, ziemia w ogólności żyzna. Liczba mieszkańców wynosi około 550,000. Przemysł zwrócony jest głównie na fabrykacyją tkanin bawełnianych i cukru. W St. Gobin istnieje sławna odlewalnia zwierciadeł.<section end="Aisne" />
<section begin="Aïssa" />{{tab}}'''Aïssa,''' wsławiona pięknością i przygodami Czerkieska, urodzona 1705 roku, w 4 roku życia sprzedaną została hrabiemu Ferriol, ambasadorowi francuzkiemu w Konstantynopolu, który ją na wychowanie zawiózł do Francyi i powierzył siostrze swojej, pani de Tencin. Powziąwszy głęboką miłość dla Henryka d’Aydie, kawalera zakonu Maltańskiego, a nie chcąc go jednak oderwać od rozpoczętej karyjery, z żalu i tęsknoty umarła w Anglii 1733 roku. Listy jej, pełne, wdzięku i uczucia, służyć zarazem mogą za ciekawy materyjał do historyi ówczesnej; pierwszą edycyję Wolter zbogacił swemi przypisami.<section end="Aïssa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a2nbhtkas47ksmes5fv2qmm6y4ou4us
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/230
100
1057846
3154528
3069736
2022-08-19T16:34:59Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ais-Varika" />{{tab}}'''Ais-Varika,''' sekta buddystów, wierząca w Istotę najwyższą (''Is-Vara''), stworzyciela nieba i ziemi, wręcz przeciwna sekcie ''Soab-Havikanów'', którzy początek świata wyprowadzają z koniecznych praw natury (''Soab-Hava''). Ais-Varika znowu dzieli się na dwie sekty podrzędne, z których jedna uznaje wiecznego i nieśmiertelnego Bega, jako jedyną przyczynę i pierwiastek wszystkiego co istnieje, — druga zaś utrzymuje, że ten Bóg połączony jest sam przez się z pierwiastkiem materyi, choć zarówno odwiecznym. Tak samo jak inni buddyści, wierzą oni w dwa światy: czynu i spoczynku; wszakże ci z nich, dla których Bóstwo ogołocone jest z materyi, nie przypuszczają jego ani opatrzności ani władzy. Modlą się wprawdzie do niego, jako do dawcy dóbr na tym świecie czynu; ale cnotę i szczęście uważają jako od niego niezależne, bo cnotliwy według nich dojść może do szczęśliwości abstrakcyja duchową i zaparciem się wszystkich potrzeb zewnętrznych. Kto tak postępuje, ten w nieskończoność podnieść może swoje zalety i już tu na ziemi staje się godnym uwielbienia równego jak sam Budda, po śmierci zaś wstąpienia do niebios, gdzie przyjmie udział w potędze i szczęściu najwyższego ze wszystkich ''Adi-Buddy''.<section end="Ais-Varika" />
<section begin="Aisze" />{{tab}}'''Aisze,''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ayesza|Ayesza]]'').<section end="Aisze" />
<section begin="Aitiuki" />{{tab}}'''Aitiuki,''' naród, mieszkający w różnych miejscach gubernii Astrachańskiej.<section end="Aitiuki" />
<section begin="Aiton" />{{tab}}'''Aiton''' (Wilhelm), urodził się w Hamilton w Szkocyi 1731 r. Umarł 1793 r. Botanik angielski, przez lat 30 był dyrektorem ogrodu botanicznego w Kew i wydał opisanie roślin tegoż ogrodn pod tytułem: ''Hortus Kewensis'', w 3 tomach, (Londyn 1789), w którem pomieścił sześć tysięcy gatunków roślin. Od jego imienia nazwano rodzaj roślin z przylądka Dobrej-Nadziei ''Aitonia''.<section end="Aiton" />
<section begin="Aitonija" />{{tab}}'''Aitonija''' (Aitonia), Linneusz Syn utworzył ten rodzaj na pamiątkę botanika angielskiego Aitona, dyrektora sławnego ogrodu botanicznego w Kew; rodzaj ten należy do rodziny Meliaceae, a cechy jego są: kielich jednolistny, o czterech głębokich wcięciach; korona cztero płatkowa, pręcików ośm; nitki ich zrastają się u dołu w rurkę pod guzikiem osadzoną; szyjka nitkowata, na niej znamię tępe. Znamy tylko jeden gatunek ''Aitonia capensis'', który jest krzewem z przylądka Dobrej-Nadziei.{{EO autorinfo|''S. P.''}}<section end="Aitonija" />
<section begin="Aitzema" />{{tab}}'''Aitzema''' (Lieuwe van), urodzony 1600 w Dokkum, zmarły 1669 roku w Hadze, odznaczył się zrazu jako łaciński poeta; następnie będąc kilkakrotnie ambasadorem hollenderskim i agentem hanzeatyckich miast w Londynie, Kopenhadze i t. d., opisał szczegółowo najważniejsze współczesne sobie wypadki od roku 1621—1668, to jest od czasu zawieszenia broni do Akwisgrańskiego pokoju. W dziele tém nader ważném dla historycznych badaczów, noszącém tytuł: „Saken ran staat en oorlogh, in ende omtrent de vereenigde Nederlanden“ (14 tomów Haga 1657—71), mieści się wiele ciekawych wiadomości o Polsce, mianowicie o stosunkach jej z Hollandyją. Każda ambasada hollenderska w Polsce, każdy jej traktat ze Szwecyja i propozycyje przymierza Hollandyi z Polską, są tam opisane sumiennie i dokładnie. Opierając się na listach i doniesieniach ambasadorów hollenderskich i brandeburgskich, Aitzema podaje nawet ciekawe szczegóły do wojny Polski ze Szwecyją r. 1655 i 1656.{{EO autorinfo|''J. G.''}}<section end="Aitzema" />
<section begin="Aix la Chapelle" />{{tab}}'''Aix la Chapelle,''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Akwizgran|Akwizgran]]'').<section end="Aix la Chapelle" />
<section begin="Aix en Provence" />{{tab}}'''Aix en Provence,''' cieplice prowanckie, dla tego tak nazwane, żeby je odróżnić od zdrojowiska sabaudzkiego, noszącego toż samo nazwisko. Aix jest miasto starożytne, założone od prokonsula rzymskiego Cn. Sextiusa z powodu cieplic tam znalezionych, które nazwano ''aquae Sextiae''. Miasto Aix, mające 24,000 ludności, leży w pięknej i żyzną dolinie, na drodze z Awinjonu do Marsylii, pod niebem bardzo łagodném. Posiada ono dwa źródła, jedno noszące imię ''Sextiusa''<section end="Aix en Provence" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lhqadhcg7oj43ihwmhtajx432no9oag
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/235
100
1057869
3154531
3070843
2022-08-19T16:41:47Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ajtwaros" />{{pk|Aj|twaros}} jest królem Kauków, albo litewskich karłów, zostaje w służbie złego Tyknisa. Ma skrzydła i jawi się jako czarny latawiec czyli smok.<section end="Ajtwaros" />
<section begin="Ajwazowski (Gabryel)" />{{tab}}'''Ajwazowski''' (Gabryel), uczony Ormianin, urodzony w Teodozyi (w Krymie), r. 1812, potomek dawnego rodu Ajwaz, albo Hajwaz, osiadłego od dwóch wieków w Galicyi. Wstąpiwszy w 14 roku życia do klasztoru mechitarystów ś. Łazarza, pod Wenecyą, miał nauczycielem sławnego historyka i teologa Auchera, wydawcę kroniki Euzebijusza, w języku ormiańskim. Ajwazowski wyświęcony na kapłana, pełnił kolejno w rzeczonym klasztorze obowiązki professora języków europejskich i wschodnich, filozofii i teologii, magistra professów i generalnego sekretarza zakonu. W r. 1848 mianowany prefektem studyjów w kollegijum ormiańskiem Samuela Moorat, w Paryżu. Z powodu nieporozumień w zgromadzeniu mechitarystów, opuścił je Ajwazowski, i został jałmużnikiem i nauczycielem domowym u Artin-beja, byłego ministra Mehemeta-Ali, bawiącego podówczas w Paryżu (r. 1854). Wkrótce jego następca i sam dyrektor kollegijum Mo-orata odłączyli się od zgromadzenia mechitarystów, i oddali się pod zwierzchnictwo nie unickiego ormiańskiego katolikosa w Eczmiadzinie i patryarchy konstantynopolskiego. Wtedy Ajwazowski, z dwoma wyżej wzmiankowanemi byłymi towarzyszami, założył nowe kollegijum ormiańskie wGrenelle, pod Paryżem. Członek towarzystwa azyjatyckiego, instytutu historycznego w Paryżu, oraz instytutu języków, wschodnich w Moskwie. Ajwazowski jest autorem, w języku ormiańskim, krótkiej historyi rossyjskiej (Wenecyja 1836) i historyi państwa ottomańskiego (tamże, tomów 2). Założył i wydawał przez lat 6 Pazmaoeb, czyli polyhistora, przegląd literacki i naukowy ormiański, który dotąd wychodzi w klasztorze ormiańsko-katolickim weneckim. Był jednym z głównych współpracowników dawnego swego nauczyciela Auchera, w wydanym przezeń wielkim słowniku języka ormiańskiego (tomów 2); opatrzył przypisami i objaśnieniami dwa pierwsze tomy we włoskim języku, dzieła: ''Collana degli Storici armeni'', obejmującego dziejopisów Mojżesza Choreńskiego i Agatangelosa. Wypracował także Atlas Armenii, na dziesięciu kartach, rytowany w Paryżu nakładem Ohannesa Dadiana. Wydawał przegląd ormiańsko-francuzki ''la Colombe da Massis'', w Paryżu, 1855.<section end="Ajwazowski (Gabryel)" /> — <section begin="Ajwazowski (Jan)" />'''Ajwazowski''' (Jan), malarz rossyjski, brat poprzedzającego, professor cesarskiej akademii sztuk pięknych w Petersburgu, ur. 1816 r. w Teodozyi (Kaffie), w Krymie, kształcił się kosztem rządu w akademii petersburgskiej i w młodym już wieku zasłynął jako najcelniejszy w Rossyi malarz morskich obrazów. Mnóstwo dzieł jego znajduje się po wszystkich galeryjach cesarstwa: są to po większej części obrazy bitew marynarki rossyjskiej, lub też widoki morza, chociaż na wystawach paryzkich zaszczytne przyjęcie, nawet medale, otrzymały także inne jego utwory, jak np.: Zima wielkorossyjska, Stepy, Burza u podnóża góry Atos, Zachód słońca, Kawiarnie tureckie na wyspie Rodus. Akademija sztuk pięknych w Amsterdamie roku 1848 obrała Ajwazowskiego swoim członkiem.<section end="Ajwazowski (Jan)" />
<section begin="Akaba odnoga m." />{{tab}}'''Akaba,''' (po arabsku: ''pięta''), nazwisko odnogi morza Czerwonego, w kierunku północno-wschodnim, zachodzącej o jakie 20 mil geogr. w głąb Arabii, szerokiej na mniej więcej 3 mile, połączonej z morzem Czerwoném bardzo wązkiemi cieśninami, a raczej kanałami po obu bokach wyspy Tiran. Niedaleko od tej odnogi, której brzegi ciągną się spadzisto, wzniesione niekiedy do 2,000 stóp, pośród gór północnej Arabii, wznoszą się dwa kolossy: Sinai i Horeb.<section end="Akaba odnoga m." /> — <section begin="Akaba forteczka" />'''Akaba,''' forteczka na wschodnim brzegu odnogi, odnowiona przez Mehemeda Ali, wicekróla Egiptu, której załoga ma obowiązek udzielać opieki podróżnym, szczególnie karawanom idącym do Mekki i Medyny.<section end="Akaba forteczka" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2edmwn7neivdaz0ieb452folwj5mvzd
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/236
100
1057873
3154537
3070113
2022-08-19T16:50:32Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Akaba Debut" />{{tab}}'''Akaba Debut,''' sławny wąwóz przy dziesiątej katarakcie Nilu, w Nubii.<section end="Akaba Debut" />
<section begin="Akacyja" />{{tab}}'''Akacyja,''' (Acacia). Należy do rodziny ''strączkowych (leguminosae)'' Juss. Kwiaty mięszanopłciowe; kielich 2, 4 lub 5 ząbkowy; korona jednopłatkowa o 5, . a rzadko o 4 działkach równych, pręciki w liczbie nieoznaczonej, nitki wolne lub przy nasadzie zrosłe; guzik owocowy wolny, szyjka jedna. Owoc łupina bez-stawowa, otwierająca się dwiema klapkami i wiele nasion zawierająca. Akacyje są drzewa lub krzewy, często kolcami opatrzone; kwiaty zebrane w kupki, rzadko zaś są kątowate; liście naprzemianległe, najczęściej podwójno-pierzaste; w niektórych gatunkach ogonek liściowy znacznie się rozszerza, i tworzy prawie liść pojedynczy; tę własność mają głównie gatunki nowohollandskie. Akacyi jest wiele gatunków, wszystkie prawie rosną między zwrotnikami. Drzewa te odznaczają się piękną postacią, listkami nadzwyczaj drobnemi i miłym zapachem kwiatów. Niektóre gatunki w Afryce i na wschodzie rosnące, jako to: ''Acacia cera, Acacia arabica'' wydają z pni i gałęzi w obfitości gumę arabską, będącą ważnym przedmiotem handlu i używaną w medycynie. Z gatunku akacyi (''Acacia catechu'') otrzymuje się pierwiastek ekstraktowy, zwany ''Catechu'' lub ''Cahou'', również w medycynie używany. Znaczna liczba gatunków akacyi, hoduje się w ogrodach jako krzewy ozdobne; u nas jednak tylko w cieplarniach się utrzymują; te zaś drzewa, które zwykle akacyjami zowiemy, liczą się do rodziny ''Robinia'' (ob.), również do rodziny ''strączkowych'' należącego.{{EO autorinfo|''S. P.''}}<section end="Akacyja" />
<section begin="Akacyjanie" />{{tab}}'''Akacyjanie,''' stronnicy Akacyjusza, biskupa cezarejskiego, istnieli w IV wieku, i stanowiąc gałąź boczną Aryjanów, głównie występowali na synodach seleucyjskim (r. 359) i konstantynopolitańskim (r. 360), (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Akacyjusz (święty)|Akacyjusz]]'').<section end="Akacyjanie" />
<section begin="Akacyjusz (święty)" />{{tab}}'''Akacyjusz''' albo '''Achacyjusz''' (święty), przezwany ''Agathangelos'' (dobry anioł), biskup antyjocheński, dał owczarni swojej przykład wierności i wytrwałości, podczas prześladowania Decyjusza. Stawiony przed konsulem Marcyjanem, wykazał mu, z równą mądrością jak odwagą, niedorzeczność bałwochwalstwa i jego bóstw nieczystych, świętość religii Chrystusa, tudzież prawdziwą naturę posłuszeństwa winnego monarsze. Rozgniewany konsul wtrącił Akacyjusza do więzienia; ale Decyjusz, przeczytawszy stan sprawy, kazał go uwolnić. Wyznanie jego miało miejsce dnia 29 marca 250 lub 251 roku. Grecy obchodzą jego pamiątkę 31 marca. Akacyjusz zaliczony jest do czternastu Auxylijatorów (ob.), między którymi znajdują się: śś. Bfażej, Jerzy, Erazm, Krzysztof, Wit, Pantaleon i t. d., oraz święte: Katarzyna, Małgorzata, Barbara.<section end="Akacyjusz (święty)" />
<section begin="Akacyjusz Jednooki" />{{tab}}'''Akacyjusz.''' Pomiędzy wielu biskupami, którzy w pierwszych wiekach chrześcijaństwa nosili to imię, sławniejsi byli: '''Akacyjusz''' Jednooki, arcybiskup Cezarei, w Palestynie, od r. 340, uczeń i następca historyka Euzebijusza. Ścisły aryjanin i naczelnik zgromadzenia aryjańskiego, które przybrało jego nazwisko (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Akacyjanie|Akacyjanie]]''), należał on wraz z Walensem, Ursacyjuszem i t. d. do stronnictwa, któremu cesarz Konstancyjusz przewodniczył na synodach w Seleucyi i Rimini r. 359, i był na pierwszym z nich głównym sprawcą odrzucenia Składu wiary nicejskiego. Ale na tymże soborze w Seleucyi, ułożył nowy skład wiary obejmujący zasady jego stronnictwa, trzymając się wyrażeń ogólnych i niejasnych o równości Boga Ojca i Syna. Ustnie zaś dodawał, że tylko pod względem woli, nie zaś pod względem natury Syn równy jest Ojcu. Tą formułą Akacyjusz odstrychał się od stronnictwa Anomejanów, którego dotąd się trzymał. Wreszcie, za cesarza Jowijana r. 363, przystąpił do składu wiary nicejskiego, dodając wykład dwuznaczny. Umarł tegoż roku. Z licznych jego pism, między któremi znajdował się żywot Euzebijusza, pozostał tylko fragment przeciw Marcelemu z Ancyry.<section end="Akacyjusz Jednooki" /> — <section begin="Akacyjusz biskup Amidy" />'''Akacyjusz,''' biskup Amidy, w Mezopotamii, wsławił<section end="Akacyjusz biskup Amidy" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6r6yo5gg97butnxf1zktkiin2ywlwcm
Encyklopedyja powszechna (1859)/Aïssa
0
1058130
3154527
3070802
2022-08-19T16:32:16Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Aissa]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Aïssa]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=229
|strona_stop=229
}}
quk6xga6skhf9fmdnyvk2xrdn3uke6p
Encyklopedyja powszechna (1859)/Akaba odnoga m.
0
1058171
3154532
3070846
2022-08-19T16:41:55Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Akaba odnoga m]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Akaba odnoga m.]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=235
|strona_stop=235
}}
filyxn9hy2nxge53mha8zxix6534t9l
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1015
100
1058184
3154560
3100137
2022-08-19T17:38:59Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}}
<section begin="spis"/>
{{EO SpisRzeczy|Akademija|3=229}}
{{EO SpisRzeczy|Akademije ogólne|3=231}}
{{EO SpisRzeczy|Akademije szczegółowe|{{tab}}–{{tab}}szczegółowe.|235}}
{{EO SpisRzeczy|Akademija Krakowska|3=238}}
{{EO SpisRzeczy|Akademija Lwowska|{{tab}}–{{tab}}Lwowska.}}
{{EO SpisRzeczy|Akademija Wileńska|{{tab}}–{{tab}}Wileńska.|239}}
{{EO SpisRzeczy|Akademija Zamojska|{{tab}}–{{tab}}Zamojska.}}
{{EO SpisRzeczy|Akademija Duchow. Rzymsko-Katolicka w Wilnie|{{tab}}–{{tab}}Duchow. Rzymsko-Katolicka w Wilnie.|242}}
{{EO SpisRzeczy|Akademija Duchow. Rzymsko-Katolicka w Petersburgu}}
{{EO SpisRzeczy|Akademija Duchow. Rzymsko-Katolicka w Warszawie|3=245}}
{{EO SpisRzeczy|Akademija Cesarska Medyczno-Chirurgiczna Wileńska|3=247}}
{{EO SpisRzeczy|Akademija Ces.-Król. Medyko-chirurgiczna w Warszawie|3=250}}
{{EO SpisRzeczy|Akademicy|3=252}}
{{EO SpisRzeczy|Akademije}}
{{EO SpisRzeczy|Akademika}}
{{EO SpisRzeczy|Akademus|3=253}}
{{EO SpisRzeczy|Akadyja}}
{{EO SpisRzeczy|Akafist}}
{{EO SpisRzeczy|Akair albo Benatnasz}}
{{EO SpisRzeczy|Akakia}}
{{EO SpisRzeczy|Akakia (Marcin)|{{tab}}–{{tab}}(Marcin).}}
{{EO SpisRzeczy|Akakia (Roger)|{{tab}}–{{tab}}(Roger).}}
{{EO SpisRzeczy|Akalefy}}
{{EO SpisRzeczy|Akamas s. Tezeusza|3=254}}
{{EO SpisRzeczy|Akamas syn Antanara|{{tab}}–{{tab}}syn Antanara.}}
{{EO SpisRzeczy|Akan-Burłuk}}
{{EO SpisRzeczy|Akar}}
{{EO SpisRzeczy|Akara}}
{{EO SpisRzeczy|Akarnanija}}
{{EO SpisRzeczy|Akastus}}
{{EO SpisRzeczy|Akasz}}
{{EO SpisRzeczy|Akatalektyczny}}
{{EO SpisRzeczy|Akatalepsyja}}
{{EO SpisRzeczy|Akatolik|3=255}}
{{EO SpisRzeczy|Akatoposis}}
{{EO SpisRzeczy|Akbaba}}
{{EO SpisRzeczy|Akbar}}
{{EO SpisRzeczy|Akbarabad}}
{{EO SpisRzeczy|Akbek (Ben Hadżadi)}}
{{EO SpisRzeczy|Akbek (Ben-Nafy)|{{tab}}–{{tab}}(Ben-Nafy).}}
{{EO SpisRzeczy|Akcent}}
{{EO SpisRzeczy|Akcent muzyczny|{{tab}}–{{tab}}muzyczny.}}
{{EO SpisRzeczy|Akcentuacyja|3=256}}
{{EO SpisRzeczy|Akceptacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Akceptacyja wexlowa|{{tab}}–{{tab}}wexlowa.}}
{{EO SpisRzeczy|Akceptant|3=257}}
{{EO SpisRzeczy|Akces}}
{{EO SpisRzeczy|Akcessorium}}
{{EO SpisRzeczy|Akcessyja|3=259}}
{{EO SpisRzeczy|Akcessyt|{{Kor|Accessyt.|Akcessyt.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Akcydens}}
{{EO SpisRzeczy|Akcydens leśny|{{tab}}–{{tab}}leśny.}}
{{EO SpisRzeczy|Akcyja (w sztuce)|{{Kor|Akcjya|Akcyja}} (w sztuce).}}
{{EO SpisRzeczy|Akcyja (w prawnictwie)|3=260}}
{{EO SpisRzeczy|Akcyjackie igrzyska|3=261}}
{{EO SpisRzeczy|Akcyjakatura}}
{{EO SpisRzeczy|Akcyje, handlowe}}
{{EO SpisRzeczy|Akcyjum}}
{{EO SpisRzeczy|Akcyjusz albo Attius}}
{{EO SpisRzeczy|Akcype|3=262}}
{{EO SpisRzeczy|Akcyza}}
{{EO SpisRzeczy|Akczuryno}}
{{EO SpisRzeczy|Akefali}}
{{EO SpisRzeczy|A Kempis}}
{{EO SpisRzeczy|Akenium}}
{{EO SpisRzeczy|Akenside}}
{{EO SpisRzeczy|Akerblad|3=263}}
{{EO SpisRzeczy|Akerman}}
{{EO SpisRzeczy|Akiba}}
{{EO SpisRzeczy|Akielewicz|3=264}}
{{EO SpisRzeczy|Akijurgija}}
{{EO SpisRzeczy|Akimow}}
{{EO SpisRzeczy|Akissar, sandżak turecki}}
{{EO SpisRzeczy|Akissar miasto|{{tab}}–{{tab}}miasto.}}
{{EO SpisRzeczy|Akiwi czyli Akibi}}
{{EO SpisRzeczy|Akka|3=265}}
{{EO SpisRzeczy|Akkaparacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-kent}}
{{EO SpisRzeczy|Akklamacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Akklimatyzacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-kojunli|3=267}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-kolada|{{Kor|Akkolada.|Ak-kolada.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Akkomodacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Akkomodować}}
{{EO SpisRzeczy|Akkord}}
{{EO SpisRzeczy|Akkordyjon|3=269}}
{{EO SpisRzeczy|Akkredytować}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-Kul}}
{{EO SpisRzeczy|Akkumulacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-łan}}
{{EO SpisRzeczy|Akłan, rzeka}}
{{EO SpisRzeczy|Akme}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-Mołły}}
{{EO SpisRzeczy|Akmon}}
{{EO SpisRzeczy|Akne albo Akme}}
{{EO SpisRzeczy|Ako}}
{{EO SpisRzeczy|Akoemeci albo Acemeci}}
{{EO SpisRzeczy|Akolici}}
{{EO SpisRzeczy|Akologija}}
{{EO SpisRzeczy|Akolutos}}
{{EO SpisRzeczy|Akolutus, Acoluthus}}
{{EO SpisRzeczy|Akomat}}
{{EO SpisRzeczy|Akompanijament}}
{{EO SpisRzeczy|Akonityna}}
{{EO SpisRzeczy|Akontyzm}}
{{EO SpisRzeczy|Akr}}
{{EO SpisRzeczy|Akra}}
{{EO SpisRzeczy|Akrabatana}}
{{EO SpisRzeczy|Akrabbim}}
{{EO SpisRzeczy|Akroamatyczny}}
{{EO SpisRzeczy|Akrobata}}
{{EO SpisRzeczy|Akrocearauniskie góry|{{Kor|Akrocerauniskie|Akrocearauniskie}} góry.}}
{{EO SpisRzeczy|Akrokorynt}}
{{EO SpisRzeczy|Akroleina i kwas akrylowy}}
{{EO SpisRzeczy|Akrolit}}
{{EO SpisRzeczy|Akromonogrammatyczny}}
{{EO SpisRzeczy|Akroniczne punkta}}
{{EO SpisRzeczy|Akronyktyczny}}
{{EO SpisRzeczy|Akropolis}}
{{EO SpisRzeczy|Akropolita (Jerzy)}}
{{EO SpisRzeczy|Akropolita (Konstanty)|{{tab}}–{{tab}}(Konstanty).}}
{{EO SpisRzeczy|Akrostychon|3=273}}
{{EO SpisRzeczy|Akrotion|3=274}}
{{EO SpisRzeczy|Akrydofagi}}
{{EO SpisRzeczy|Akrydofagija}}
{{EO SpisRzeczy|Akrylowy kwas}}
{{EO SpisRzeczy|Akryzyjusz}}
{{EO SpisRzeczy|Aksaj, rzeka}}
{{EO SpisRzeczy|Aksaj odnoga r. Donu|{{tab}}–{{tab}}odnoga r. Donu|275}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-sakał-barby}}
{{EO SpisRzeczy|Aksakow}}
{{EO SpisRzeczy|Aksamit}}
{{EO SpisRzeczy|Aksamita pieczary|3=276}}
{{EO SpisRzeczy|Aksamitek|3=278}}
{{EO SpisRzeczy|Aksamitka}}
{{EO SpisRzeczy|Akselbanty}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-su, miasto}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-su, rzeka|{{tab}}–{{tab}}rzeka.|279}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-su (Ach-Su), rzeka|{{tab}}–{{tab}}rzeka.}}
{{EO SpisRzeczy|Akszak}}
{{EO SpisRzeczy|Akszak|{{tab}}–{{tab}}herb polski.}}
{{EO SpisRzeczy|Akszak (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).}}
{{EO SpisRzeczy|Akszemseddyn}}
{{EO SpisRzeczy|Akszer}}
{{EO SpisRzeczy|Akszyńska twierdza}}
{{EO SpisRzeczy|Akt (w dramacie)}}
{{EO SpisRzeczy|Akt (w prawnictwie)|{{tab}}–{{tab}}(w prawnictwie).|280}}
{{EO SpisRzeczy|Akt dodatkowy|{{tab}}–{{tab}}dodatkowy.}}
{{EO SpisRzeczy|Akt nawigacyjny|{{tab}}–{{tab}}nawigacyjny.}}
{{EO SpisRzeczy|Akt uroczysty|{{tab}}–{{tab}}uroczysty.}}
{{EO SpisRzeczy|Akta|3=281}}
{{EO SpisRzeczy|Akta księgi sądowe|{{tab}}–{{tab}}księgi sądowe.}}
{{EO SpisRzeczy|Akta Apostołów|{{tab}}–{{tab}}Apostołów.}}
{{EO SpisRzeczy|Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi|{{tab}}–{{tab}}inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi.}}
{{EO SpisRzeczy|Akta stanu cywilnego|{{tab}}–{{tab}}stanu cywilnego.|282}}
{{EO SpisRzeczy|Ak-tagh|3=284}}
{{EO SpisRzeczy|Akteon}}
{{EO SpisRzeczy|Aktor|3=285}}
{{EO SpisRzeczy|Aktorat}}
{{EO SpisRzeczy|Aktuaryjusz}}
{{EO SpisRzeczy|Aktykować}}
{{EO SpisRzeczy|Aktynije}}
{{EO SpisRzeczy|Aktynometr|3=286}}
{{EO SpisRzeczy|Aktynot}}
{{EO SpisRzeczy|Aktywa}}
{{EO SpisRzeczy|Akukryptofon}}
{{EO SpisRzeczy|Akun}}
{{EO SpisRzeczy|Akupunktura}}
{{EO SpisRzeczy|Akurat|3=287}}
{{EO SpisRzeczy|Akustyczny}}
{{EO SpisRzeczy|Akustyka}}
{{EO SpisRzeczy|Akusza odn. rzeki|3=289}}
{{EO SpisRzeczy|Akusza gmina czerk.|{{tab}}–{{tab}}gmina czerk.}}
{{EO SpisRzeczy|Akuszeryja|3=290}}
<section end="spis"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
st66kg4o53r9k5t8qxeh78xkb0muxwe
Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/162
100
1058186
3154672
3070918
2022-08-19T19:26:47Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wzamian za skinienie głowy, które nie naraża cię w niczym, i ty się wahasz!
Miękka epoka!<br>
{{tab}}Eugeniusz podpisał weksel i wręczył go w zamian za banknoty.<br>
{{tab}}— Więc dobrze, teraz pomówmy rozsądnie, ciągnął Vautrin. Chcę, od dziś za kilka miesięcy, puścić się do Ameryki, uprawiać tytoń. Przyślę ci trochę cygar jako przyjacielski upominek. Jeżeli zrobię majątek, będę ci pomagał. Jeżeli nie będę miał dzieci (rzecz prawdopodobna, nie palę się do tego aby utrwalać rasę), zapiszę ci majątek. Czy to się nazywa przyjaźń? Tak, ja ciebie kocham. Mam namiętność poświęcania się. Już to robiłem. Widzisz chłopcze, ja żyję w sferze wyższej niż inni. Uważam czyny za środki, a widzę jedynie cel. Co jest dla mnie człowiek? Ot, tyle! rzekł, strzelając paznogciem o ząb. Człowiek, to wszystko lub nic. Mniej niż nic, kiedy się nazywa Poiret: można go zdeptać jak pluskwę, jest płaski i cuchnie. Ale człowiek jest bogiem, kiedy jest podobny do ciebie: to już nie okryty skórą automat, to teatr, na którym poruszają się najpiękniejsze uczucia, a ja żyję jedynie uczuciami. Uczucie, czyż to nie jest świat zawarty w myśli? Patrz na ojca Goriot: córki są dlań całym światem, nitką która go porusza. Otóż, dla mnie, który dobrze zgłębiłem życie, istnieje tylko jedno rzeczywiste uczucie: przyjaźń między dwoma mężczyznami. Piotr i Jaffier, oto moja namiętność. Umiem ''Wenecję'' ocaloną na pamięć. Czyś dużo widział ludzi dość tęgich, aby, kiedy kamrat im powie: „Chodźmy pochować człowieka“! poszedł, nie mruknąwszy słowa i nie nudząc go morałami? Ja to zrobiłem. Nie mówiłbym do każdego w ten sposób. Ale ty jesteś człowiek wyższy, można ci wszystko powiedzieć, umiesz zrozumieć. Nie będziesz długo sterczał w tych bajorach, w których żyją płazy jakie nas tu otaczają. A zatem, wszystko ułożone. Ożenisz się. Niech każdy z nas dobędzie swojej klingi! Moja jest z żelaza i nie mięknie nigdy, he, he!<br>
{{tab}}Vautrin wyszedł, nie chcąc słyszeć przeczącej odpowiedzi studenta, aby mu zostawić swobodę. Możnaby rzec, iż zna tajemnicę<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rv8bpt6sxszspa8f9ylu1q38ziff3gh
Strona:PL Zygmunt Gloger-Pieśni ludu.djvu/073
100
1059850
3154670
3076205
2022-08-19T19:25:26Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ashaio" /></noinclude><section begin="71"/>
{{C|71.}}
{{C|''Drużbowie:''}}
<poem>
Hej siwa gołębica
::Przez pole leciała,
Powiedzże moja Maryś,
::Czy mnie będziesz chciała.
</poem>
<section end="71"/>
<section begin="72"/>
{{C|72.}}
{{C|''Druchny z panną młodą:''}}
<poem>
Jużem ci powiedziała,
::Prawą rączkę dała,
Że cię będę mój Jasiu
::Do śmierci kochała.
</poem>
<section end="72"/>
<section begin="73"/>
{{C|73.}}
{{C|''Gdy chorąży czyli marszałek weselny, trzymając rózgę i na niej wieniec, tańczy z panną młodą:''}}
<poem>
Idzie w tanek, idzie w tanek
::Ruciany wianek,
Idzie za nim, idzie za nim,
::Piękny młodzianek.
Idzie w tanek, idzie w tanek
::Zielona ruteczka.
Idzie za nią, idzie za nią
::Piękna panieneczka.
Oj w kółeczku drużebkowie,
::W kółeczku, w kółeczku,
Niechże będzie panna młoda
::W wianeczku, w wianeczku.
A dokoła drużebkowie,
::Dokoła, dokoła,
Niechże będzie panna młoda
::Wesoła, wesoła.
</poem>
<section end="73"/>
<section begin="74"/>
{{C|''Pieśni inne podczas wspólnej zabawy, w „dziewiczy wieczór“.''}}
{{C|74.}}
<poem>
Wyszła na pole, stanęła sobie,
::Hej pod jaworem w chłodzie,
I wyglądała swego Jasieńka,
::Z której strony przyjedzie?
Hej jedzie, jedzie mój kochaneczek,
::Po majowej dąbrowie,
Rozpuścił na wiatr strusie pióreczka,
::Konikowi po głowie.
Oj nie tak mi żal tych strusich piórek,
::Com je na świat rozpuścił,
Jak mi żal ciebie dziewczyno moja,
::Com cię marnie opuścił.
Koniczek lata, koniczek pląsa,
::Na cugle następuje,
Marysia płacze, Marysia krzyczy,
::I rączki załamuje.
Marysiu nie płacz, Marysiu nie krzycz,
::Nie psujże sobie główki,
Weź se chusteczki z mej kieszoneczki,
::I otrzyj sobie oczki,
Teraz chusteczka i ta jedwabna,
::I ta nic nie pomoże.
Mojej urody, mojej swobody,
::Pożal się mocny Boże,
Płyną łabędzie, a z łabędziami
::Hej, hej, płynie wianeczek,
Płynie wianeczek, to na czepeczek,
::Byś siadła z niewiastami.
</poem>
<section end="74"/>
<section begin="75"/>
{{C|75.}}
<poem>
Przeleciał sokół, przez dworski okół,
::Przez gęstą leszczynę,
Pojmuje sobie syn zagrodnicy,
::Ze służby dziewczynę.
Łabędzie lecą, łabędzie krzyczą,
::Po wodzie płynący,
Tak i ty będziesz nadobna Maryś
::Od matusie idący.
</poem>
<section end="75"/>
<section begin="76"/>
{{C|76.}}
<poem>
W Krakowie nam wianeczek wito,
:::::Lelum! Łado!
W Sandomierzu chustkę szyto,
:::::Lelum! Łado!
I wyszli doń Sandomierzanie,
:::::Lelum! Łado!
Co to wieziecie panowie turzanie?
:::::Lelum! Łado!
Oj wieziemy wielkie dary,
:::::Lelum! Łado!
Oj wianeczek to ruciany,
:::::Lelum! Łado!
Od kogo, komu wieziecie?
:::::Lelum! Łado!
Od pana Jezusa, do pana Jędrusia,
:::::Lelum! Łado!
Gadaj dziewosłąb za mym wiankiem śmiele,
:::::Lelum! Łado!
Żeby nie było obmówiska wiele,
:::::Lelum! Łado!
</poem>
<section end="76"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fl1rm1rlpje5fao2h21wxoaho0nldd8
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/265
100
1059945
3154545
3076410
2022-08-19T17:03:03Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Akceptant" />{{tab}}'''Akceptant,''' przyjmujący wypłatę wexlu, wydanego na jego imię, to jest ten, kto akceptuje wexel.<section end="Akceptant" />
<section begin="Akces" />{{tab}}'''Akces,''' (z łacińskiego ''accedere'', przystępować), przystąpienie do czego, np. do konfederacyi, do aktu jakiego, np: Akces króla Stanisława Augusta do konfederacyi Targowickiej. Przystępowanie takie do związków czy to zbawiennych, czy zgubnych dla kraju, częste znajdujemy w naszej historyi. ''Akcesa'' tego rodzaju nietylko były osobiste, ale zbiorowe ziem, powiatów i województw w dawnej Polsce. Znaczył nadto wyraz ten, przystęp, wzięcie do kogo, lub do czego, np.: „''Ma wielki akces do dworu''.“ — '''Akces.''' Przystęp, napad. Tak nazywa się wszelkie zamieszanie w funkcyjach żywotnych organizmu, mniej lub bardziej gwałtowne, dłużej lub krócej trwające, które powraca w dłuższych lub krótszych przedziałach czasu. Rozmaite choroby, jak różne rodzaje neurozy, epilepsyja, histeryja i t. p. objawiają się akcessami, czyli napadami, lub przystępami. W wściekliźnie, szaleństwie, są także akcessa. Toż samo w astmie, pedogrze. Paroxyzmy febry, czyli zimnicy przepuszczającej, nazywają także akcessami, w których dają się dostrzedz trzy peryjody: ziębienia, czyli dreszczów, gorączki i potów; one bywają równe lub nierówne, niekiedy jednego lub dwóch nie dostaje, i w takim razie akces nazywa się niezupełnym. Przedział czasu pomiędzy jednym a drugim akcesem nazywa się ''apyrexiją'' czyli ''przepuszczeniem'', które bywa dłuższe lub krótsze, stosownie do powrotów akcesów.<section end="Akces" />
<section begin="Akcessorium" />{{tab}}'''Akcessorium.''' Nazywała się w dawném prawie polskiém, wszelka wstępna formalność w processie. Jeżeli sprawa była zapisana nie do właściwego regestru, jeżeli pełnomocnictwo processowe było niedostateczne, jeżeli nie został doręczony pozew; wszystko to nazywało się uchybieniem, przeciw akcessorium. Gdy pisarz zaciągał na sesyi komparycyją, sędziowie uważali, czyli akcessoria były dopełnione. Akcessoria były bardzo liczne: ukształciły się one przez wiele wieków, od powstania sejmów; często przeciw nim wołano, iż się stają powodem przewłoki i matactw; z tém wszystkiém niepodobna ich było uniknąć, jest już naturą prawa, że się bez formalności obejść nie może, i bez nich prawem być przestaje. J. Moraczewski pisze, iż w XVIII wieku, liczne akcessoria dzielono na pięć klass, i wylicza je szczegółowo. (Starożytności polskie, Poznań, t. 1, 1842). 1) ''Accessoria exprimenti'', nazywano je także ''experiantur'': do tej klassy liczono excepcyją pozwanego, że sprawa zapisana, nie we właściwym regestrze, czyli ''accessoria regestri''. W takim razie sąd stanowił przez sentencyją: ''Causam non subesse regestra praesenti declarat, sed eandem ad regestrum competens remittit'', i za marnowanie sądowi czasu, skazywał powoda na zapłacenie 14 grzywien. Jeżeli się zdarzyło w trybunale, że pozwany nie zrobił excepcyi regestru i zapadł wyrok, a po wyroku pozwany zaniósł zażalenie i dowiódł, że z regestru niewłaściwego sądzono, natenczas powód za skompromitowanie sądu płacił 500 grzywien kary. Ponieważ zaś w trybunałach dwojaki był podział regestrów, to jest, że wpisywano sprawy podług ich natury, np. do jednych o zabójstwo, do drugich o zastawy, do trzecich o sukcessyję i t. d., albo też, że wpisywano wszelkie sprawy bez różnicy, aby tylko z jednego i tego samego województwa, w jeden regestr wojewódzki, przeto skarżący, bojąc się kary pięciuset grzywien, woleli zapisywać swoje sprawy do regestrów wojewódzkich, w których pobłądzić nie mogli. Z tego wynikała ta korzyść, że sprawom przez swój przedmiot najważniejszym, nie odbierały czasu sprawy drobiazgowe. Do pierwszej klassy należało także ''accessoria inscriptionis'' (wpisu). Był np. w trybunale regestr apelacyi, a w tym regestrze trzy wpisy apelacyi od sądów: 1) Ziemskich, 2) Podkomorskich, 3) Grodzkich; jeżeli kto zapisał do należytego regestru, ale<section end="Akcessorium" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9gijiytxsfc14zg8yyq7hktcauwnaz8
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/267
100
1059948
3154549
3099832
2022-08-19T17:06:05Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Akcessorium" />pozwany udowodnił, że nic mu nie winien. Sąd naturalnie, nie wchodził w tak błahe żądanie i wyrokował wstępnie: ''Negotium pro acquietato et vexatorio declaratum'' (sprawa uznana za ułatwioną i pieniactwo). Czasem pozwany wnosił, że nie ma wprawdzie kwitu, ale wie o tém kwicie; gdzieindziej jest jego żądaniem, aby nie był kondemnowany, ale żeby przesłuchano świadków, że jego kwit znajduje się gdzieindziej, i aby zawyrokowano, że się nie potrzebuje bronić o wypłatę. Tu sąd wyrokował wstępnie: ''Judicium producendam quietationem mandat'' (sąd nakazuje złożyć kwit), albo też: ''Competenti actione adinventa, judicium partibus directe respondere mandat'' (znalazłszy skargę uzasadnioną, nakazuje sąd wprost odpowiadać). Później wprowadzono w postępowanie, że strony zaprzysięgały znoszenie się względem dokumentów, i tych, że kommunikacyję wzajemną, a zatém to akcessorium klassy piątej wyszło z używania. W ogóle wszystkie akcessoryja, czyli żądania wyroku przez pozwanego względem niedochowania formalności prawnych przez powoda, niezmiernie zatrzymywały bieg sprawiedliwości. Z tej przyczyny postanowiono r. 1557, aby kosztów wyroku akcessoryjnego nie płacił powód, choćby sprawę przegrał, ale zawsze pozwany, który akcessorium wtoczył. Ponieważ zdarzało się często, że pozwany bronił sie przez akcessorium, apelował o nie, a potem zrzekł się apelacyi, przez co mógł bardzo wiele czasu zyskać; przeto w roku powyżej wymienionym, uchwalono także, aby od wyroków akcessoryjnych, tyczących się formalności pozwu lub terminu, żaden sędzia niedopuszczał apelacyi. Było także zasadą, iż skoro akcessorium przez apelacyję weszło do trybunału, natenczas rozstrzygano w nim i główną sprawę, a to z tej przyczyny, że trybunał uważano za władzę przeznaczoną do niweczenia wszelkich zatargów.<section end="Akcessorium" />
<section begin="Akcessyja" />{{tab}}'''Akcessyja,''' ''droit d'accession''. Własność rzeczy bądź ruchomej, bądź nieruchomej, daje prawo do wszelkich z niej przychodów, i do wszystkiego co się z nią łączy, bądź naturalnie, bądź sztucznie. Takie prawo, nazywa się podług prawa rzymskiego i kodexu Napoleona (art. 546) ''prawem przybycia'' (ob. ''przybycie'').<section end="Akcessyja" />
<section begin="Akcessyt" />{{tab}}'''Akcessyt''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Accessit|Accessit]]'').<section end="Akcessyt" />
<section begin="Akcydens" />{{tab}}'''Akcydens,''' znaczy przypadkowy, nie zaś konieczny przymiot jakowegoś przedmiotu. Akcydensami zowią u nas dochody parafialne niestałe, jak np. opłaty od chrzcin, ślubów, pogrzebów, i t. d. Niekiedy używają wyrazu tego w znaczeniu ujemnem, oznaczając zyski nieprawe, pobierane od osób w służbie publicznej lub prywatnej zostających, za spełnienie czynności z obowiązku wynikającej, a jednak przez interessanta osobno opłacanej.<section end="Akcydens" />
<section begin="Akcydens leśny" />{{tab}}'''Akcydens leśny.''' Udział w dochodach leśnych przez właściciela lasu służbie leśnej przyznawany, w dodatku do stałej płacy czyli uposażenia, w celu połączenia interesu służby z korzyścią właściciela. Dochód zaś jakiby mogła mieć służba leśna z dobrowolnych ofiar od kupujących drzewo, lub użytkujących z lasu pod jakiemkolwiekbądź nazwaniem, jako to: ''kolendy, tantyemy, kopowego, pniowego, honoraryjum'' i t. p. jest nieprawy i w zarządzie lasów rządowych zakazany.<section end="Akcydens leśny" />
<section begin="Akcyja (w sztuce)" />{{tab}}'''Akcyja,''' oznacza prawidłowe podług zasad sztuki rozwinięcie przedmiotu, stanowiącego treść utworu poetycznego. Akcyja ta we wszystkich podobnych utworach, nietylko, jak mylnie niektórzy mniemają, w poezyi dramatycznej, składa się z trzech części: 1) expozycyi, czyli wstępu, 2) węzła i 3) rozwiązania, czyli katastrofy; powinna zaś być jednolitą, w sobie skończoną i prawdopodobną. Akcyja niemniej znajdować się może, a po części nawet i musi, w płodach sztuki plastycznej; głównie potrzeba jej w obrazach historycznych, w gruppach {{pp|rzeź|biarskich}}<section end="Akcyja (w sztuce)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iwobo81ws92znxxxvh3y7t9rja8i8tl
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/279
100
1059989
3154550
3100173
2022-08-19T17:21:45Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Akoemeci albo Acemeci" />z nich nazywał się Studium, od imienia Studiusa, Rzymianina, który go uposażył 463 roku. W pierwszej połowie VI wieku Akoemeci wpadli w błędy Nestoryjusza co do natury Chrystusa, i ulegli klątwie Jana II papieża, na żądanie cesarza Justynijana. — Były także zakonnice podobnej reguły, które miały klasztor w Konstantynopolu, podczas zdobycia go przez Turków.<section end="Akoemeci albo Acemeci" />
<section begin="Akolici" />{{tab}}'''Akolici,''' (z greckiego ''akolutheo'', towarzyszę), jest to jeden ze czterech stopni mniejszych w duchowieństwie. Ich obowiązkiem jest zapalanie świec na ołtarzu i noszenie ich przy celebrze uroczystej, podawanie wina i wody do ołtarza, towarzyszenie dyjakonowi i subdyjakonowi przy mszy i t. d. Święcąc ich biskup, wylicza te im powinności, i na znak daje świecę z lichtarzem i ampułkę. Dawniej Akolici wszędzie towarzyszyli biskupom w kościele i w podróżach, roznosili ich listy, tudzież Eulogija (ob.) czyli chleb błogosławiony, który oni sobie wzajemnie na znak jedności posyłali. Przez nich także posyłano Eucharystyję nieobecnym. Początek Akolitów sięga III wieku. Przy zubożeniu kościoła, ich obowiązki często zastępują laicy.<section end="Akolici" />
<section begin="Akologija" />{{tab}}'''Akologija''' (z greckiego: ''akos'', lekarstwo, ''logos'', mowa), nauka o lekach czyli materyja lekarska (materia medica). Reit używał tego wyrazu w znaczeniu bardziej ograniczoném, na oznaczenie środków w chirurgii używanych, jako działaczy czysto mechanicznych; późniejsi jednak pisarze nie trzymali się tak ścieśnionego znaczenia.<section end="Akologija" />
<section begin="Akolutos" />{{tab}}'''Akolutos,''' dowódzca straży przybocznej i niewolników pałacowych na dworze cesarzy bizantyńskich. Urząd ten, zwłaszcza w czasie zamieszek wewnętrznych, wielkiego dostąpił znaczenia.<section end="Akolutos" />
<section begin="Akolutus, Acoluthus" />{{tab}}'''Akolutus, Acoluthus''' (Jan), kaznodzieja w Wrocławiu, żył od 1628 do 1689 roku. Wydał polski ''Kancyjonał'', w Brzegu 1673 r.<section end="Akolutus, Acoluthus" />
<section begin="Akomat" />{{tab}}'''Akomat,''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Achmet-Giedik|Achmet-Giedik]]'').<section end="Akomat" />
<section begin="Akompanijament" />{{tab}}'''Akompaniament''' w muzyce, przygrywanie, wtórowanie, towarzyszenie jednego lub wielu narzędzi muzycznych lub głosów do pewnej melodyi, przeważne w kompozycyi znaczenie mającej,, lub śpiewu głównego (solowego). W miarę jak jest stosownym i oględnym lub nim nie jest, akompaniament podnieść lub zniszczyć może wrażenie takiej melodyi. Praktyka uczy, że Włosi najeffektowniejsze dotąd do swych melodyj, z wielkiej liczby nót złożone dorabiali akompanijamenta; prawda, że nieraz stawały się one zbyt ubogie, zdradzając lekceważenie lub nieudolność swych twórców. Za to Niemcy, a bardziej jeszcze Francuzi, przeładowywali nierzadko tę część kompozycyi, biorąc (ci ostatni, a z niemi Spontini i Verdi) za jedno massę tonów z ich wrażeniem i zapominając, że miasto panować nad melodyją, lub co gorsza gnębić ją, należy owszem służyć jej, wspierając i podnosząc właściwą a skromną przygrywkę. Aby dobry napisać akompanjament, potrzeba obok wniknięcia w ducha głównej melodyi, mieć wykształcenie artystyczne wszechstronne, smak wytworny i dokładną znajomość natury towarzyszących narzędzi muzycznych.{{EO autorinfo|''O. K.''}}<section end="Akompanijament" />
<section begin="Akonityna" />{{tab}}'''Akonityna''' C<sub>60</sub>H<sub>47</sub>NO<sub>14</sub> odkryta przez Hessego w liściach ''Tojadu mordownika (Aconitum napellus''), następnie znaleziona w innych częściach tej rośliny, tudzież i w innych gatunkach tej rodziny. Z tych materyjałów otrzymana sposobem podobnym jak inne [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkaloidy|alkaloidy]], (ob.) przedstawia massę białą, ziarnistą, przeświecającą. W wodzie zimnej mało się rozpuszcza, łatwo zaś w alkoholu i eterze, topi, się w + 80°, w wyższej zaś temperaturze brunatnieje i rozkłada się. Smak ma ostry i gorzki, działa bardzo trująco i rozszerza źrenicę. Oddziaływa mocno alkalicznie, i wydaje sole trudno krystalizujące, łatwo rozpuszczalne<section end="Akonityna" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d72r8lkqzrfnrfjasxzox0mnsfeqhku
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/293
100
1060225
3154685
3092483
2022-08-19T19:34:26Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />----
{{Numeracja stron||{{Roz*|JASEŁKA.}}|287}}
----</noinclude>jaciół sprzedających różne napoje, do których miał słabość.<br>
{{tab}}Trzeba bowiem wiedzieć, że professor wódki nie pijał, że się nią nawet brzydził, uważał ją za zgrozę, za rzecz zbydlęcającą, za właściwość chłopską; ale miód, piwo i wino, a nawet likwor słodki miał za trunek szlachetny, uczciwemu człowiekowi nietylko przyzwoity, ale nawet dla zdrowia ''et exhilarationis causa,'' jak powiadał, potrzebny. W tém teorya jego różniła się radykalnie od systematu potajemnie wyznawanego przez Lacynę, który w czystą tylko wódkę i spirytus wierzył, resztę mając za pomyje, lekarstwa i oszustwo, fabrykacye i trucizny. Nawet w wódce ingredyencyj żadnych nie przypuszczał, i znał tylko ''aquavitae'', czyli prostą kotłówkę.<br>
{{tab}}Ale to, między nawiasami — w Horycy szło wszystko jak po maśle. Paweł jednak, który namiętnie pół dnia tarł tabakę i wiązał niewody, jeśli się z panem nie kłócił, w drodze, na obczyźnie pozbawiony był tych rekreacyj; męczył się stary ruchem i pracą, i gderał na wyjazd z domu. Prosił go usilnie Herman, ażeby w Horycy pozostał; ale z tego o mało do kłótni nie przyszło, bo opuścić pana było to abdykować, a Paweł należał do tych, którzy chcą dotrwać do końca na stanowisku.<br>
{{tab}}— A czy to ja już tam panu dojadłem, czy co? zawołał Paweł. Toć ja pana jeszczem wyniańczył, a chcesz żebym na starość dał komu innemu koło ciebie chodzić! O! tak! włóczysz się ty, to i ja się będę włóczył! Po co? tego ja nie wiem; ale ciebie nie porzucę.<br>
{{tab}}I powlókł się Paweł znowu do Zarubieniec, gdy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h8ek6v73fsy9wchtc6n430duocttwt5
Strona:PL Gustaw Daniłowski - Wrażenia więzienne.pdf/11
100
1060410
3154683
3088182
2022-08-19T19:32:09Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /><br><br><br><br></noinclude>{{c|'''{{roz*|RATUSZ.|0.2}}'''|w=150%}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n1q97eeimwhh6mhzc7ctcthzz7g727w
Dyskusja modułu:Sandbox/Draco flavus/Test9
829
1061313
3154312
3087553
2022-08-19T13:14:48Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{#invoke: Sandbox/Draco flavus/Test9 | test2 |whi!te’a dal!ej}}
<br><br>
{{#invoke: Sandbox/Draco flavus/Test9 | test_na_kreske |Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|1215|1455}}
0ffox12zbbtmvhkdfyabuheqkqdb731
Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Szukanie w bibliotekach
2
1061510
3154497
3153554
2022-08-19T15:16:31Z
Draco flavus
2058
/* Jak szukać? */
wikitext
text/x-wiki
==Katalogi==
{|class="wikitable"
!Zasięg
!Rodzaj
!Typ
!Opis
!link
!Uwagi
|-
|rowspan="12" |zbiorcza
|rowspan="2" style="text-align:center"|międzynarodowa<br>[[Plik:World_Flag_(2004).svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|KVK
|[https://kvk.bibliothek.kit.edu/?kataloge=K10PLUS&kataloge=BVB&kataloge=NRW&kataloge=HEBIS&kataloge=HEBIS_RETRO&kataloge=KOBV_SOLR&kataloge=DDB&kataloge=STABI_BERLIN&kataloge=TIB&kataloge=OEVK_GBV&kataloge=VD16&kataloge=VD17&kataloge=VD18&kataloge=VOE&kataloge=ZDB&kataloge=LANDBIB_WLB&kataloge=LANDBIB_BAYERN&kataloge=LANDBIB_BERLIN&kataloge=LANDBIB_BRANDENBURG&kataloge=LANDBIB_HAMBURG&kataloge=LANDBIB_HESSEN&kataloge=LANDBIB_LBMV&kataloge=LANDBIB_NDS&kataloge=LANDBIB_NRW&kataloge=LANDBIB_RLB&kataloge=LANDBIB_SAARLAND&kataloge=LANDBIB_SACHSEN_ANHALT&kataloge=LANDBIB_SACHSEN&kataloge=LANDBIB_SHLB&kataloge=LANDBIB_THUERINGEN&kataloge=VTHK_ADV_E&kataloge=VTHK_AHS_NEUD&kataloge=VTHK_ARCHIV_N&kataloge=VTHK_BIB_EKHN&kataloge=VTHK_BIB_WUERTT&kataloge=VTHK_BIR_MOD&kataloge=VTHK_BIR_S&kataloge=VTHK_BMZ_HH&kataloge=VTHK_CAR_FR&kataloge=VTHK_COME_VERB&kataloge=VTHK_DIA_S&kataloge=VTHK_DIO_A&kataloge=VTHK_DIO_AC&kataloge=VTHK_DIO_BA&kataloge=VTHK_DIO_LM&kataloge=VTHK_DIO_M&kataloge=VTHK_DIO_MS&kataloge=VTHK_DIO_ROTT&kataloge=VTHK_DIO_STPOEL&kataloge=VTHK_EAB_PB&kataloge=VTHK_EDD_K&kataloge=VTHK_EFH_BO&kataloge=VTHK_EFH_FR&kataloge=VTHK_EFH_H&kataloge=VTHK_EFH_N&kataloge=VTHK_EFH_RT&kataloge=VTHK_EHB_VERB&kataloge=VTHK_EKD_H&kataloge=VTHK_EKI_DO&kataloge=VTHK_ERZ_FR&kataloge=VTHK_EZA_B&kataloge=VTHK_FTA_GI&kataloge=VTHK_IHL_LIEBENZELL&kataloge=VTHK_ITHF_HH&kataloge=VTHK_JAL_EMD&kataloge=VTHK_JAMI_PB&kataloge=VTHK_KFH_K&kataloge=VTHK_KHB_BI&kataloge=VTHK_KHS_B&kataloge=VTHK_KHS_W&kataloge=VTHK_KIRCHENKAMPF&kataloge=VTHK_KIVK&kataloge=VTHK_KTU_LINZ&kataloge=VTHK_LKA_BI&kataloge=VTHK_LKA_DD&kataloge=VTHK_LKA_H&kataloge=VTHK_LKA_M&kataloge=VTHK_LKI_HB&kataloge=VTHK_LKI_KA&kataloge=VTHK_LKI_KS&kataloge=VTHK_MARTINUS_MZ&kataloge=VTHK_MIKA_AC&kataloge=VTHK_OKR_OL&kataloge=VTHK_OKR_S&kataloge=VTHK_OKR_SN&kataloge=VTHK_PRE_HOG&kataloge=VTHK_PRI_FD&kataloge=VTHK_PRI_IBRIX&kataloge=VTHK_PRI_TR&kataloge=VTHK_PTH_VALL&kataloge=VTHK_RPA_HB&kataloge=VTHK_THE_DT&kataloge=VTHK_UNIT_HERRNHUT&kataloge=VTHK_ZARCH_SP&kataloge=BIBOPAC&kataloge=LBOE&kataloge=OENB&kataloge=SWISSCOVERY&kataloge=HELVETICAT&kataloge=ALEXANDRIA&kataloge=CHZK_VAUD&kataloge=CHZK_SBT&kataloge=VKCH_RERO&kataloge=NLAU&kataloge=VERBUND_BELGIEN&kataloge=DAENEMARK_REX&kataloge=EROMM&kataloge=ESTER&kataloge=NB_FINNLAND&kataloge=FINNLAND_VERBUND&kataloge=BNF_PARIS&kataloge=ABES&kataloge=COPAC&kataloge=BL&kataloge=NB_ISRAEL&kataloge=VERBUND_ISRAEL&kataloge=EDIT16&kataloge=ITALIEN_VERBUND&kataloge=ITALIEN_SERIALS&kataloge=LETTLAND_VERBUND&kataloge=LUXEMBURG&kataloge=NB_NIEDERLANDE&kataloge=NB_POLEN&kataloge=VERBUND_POLEN&kataloge=PORTUGAL&kataloge=STAATSBIB_RUSSLAND&kataloge=VERBUND_SCHWEDEN&kataloge=BNE&kataloge=REBIUN&kataloge=NB_TSCHECHIEN&kataloge=NB_UNGARN&kataloge=NLM&kataloge=WORLDCAT&kataloge=BASE&kataloge=DART_EUROPE&kataloge=DIGIBIB&kataloge=DFG_EBOOKS&kataloge=DFG_AUFSAETZE&kataloge=DOABOOKS&kataloge=DOAJ&kataloge=EROMM_WEBSEARCH&kataloge=EUROPEANA&kataloge=GOOGLE_BOOKS&kataloge=KUNST_HATHI&kataloge=ARCHIVE_ORG&kataloge=OAPEN&kataloge=ZVDD&kataloge=BHL&digitalOnly=0&embedFulltitle=0&newTab=0 kvk]
|
|-
|OPAC
|worldcat
|[https://www.worldcat.org/ worldcat]
|
|-
|style="text-align:center"|Niemcy/Austria<br>[[Plik:Flag of Germany and Austria.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
| OPAC
| baza danych czasopism
| [https://zeitschriftendatenbank.de//startseite/ ZDB]
| wykazuje czasopisma w niemieckich i austriackich bibliotekach
|-
| style="text-align:center"|Litwa<br>[[Plik:Flag_of_Lithuania.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|Biblioteka Narodowa
|[https://ibiblioteka.lt/metis/publication?q=53paooiz7 Litewska BN]
|{{tab}}advanced search {{f*|w=130%|→}} Język lenkų <br> obejmuje
* Litewską Bibliotekę Narodową
* Bibliotekę Akademii Nauk w Wilnie
* Bibliotekę Uniwersytetu w Wilnie
|-
|rowspan="8" style="text-align:center"|Polska<br>[[Plik:Flag_of_Poland_(normative).svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|KaRo
|[https://karo.umk.pl/Karo/ karo]
|
|-
|OPAC
|nukat
|[http://katalog.nukat.edu.pl/search/query?theme=nukat nukat]
|karo daje również wyniki z nukata, ale w nukacie dużo lepiej uporządkowane
|-
|OPAC
|kościelne biblioteki w Polsce
|[http://fidkar.fides.org.pl/ fidkar fides]
|
|-
|OPAC
|BN Warszawa
|[https://katalogi.bn.org.pl/discovery/search?vid=48OMNIS_NLOP:48OMNIS_NLOP&mode=advanced BN]
|
* zbiorcza (BN, BJ, WBP w Kielcach, WBP w Lublinie)
* tylko BN
|-
|OPAC
|zbiorcza bibliotek publicznych
|[https://w.bibliotece.pl w.bibliotece]
|[https://w.bibliotece.pl/info/search/ instrukcja]
|-
|MAK+
|zbiorcza bibliotek polskich
|[https://szukamksiążki.pl/SkNewWeb/start/#/ szukamksiążki]
|interesująca jest opcja wyboru roku wydania (ustawienia zaawansowane)
|-
|MAK
|Zbiorczy '''czasopism'''
|[http://mak.bn.org.pl/cgi-bin/makwww.exe?BM=7 MAK czasopisma]
|lepiej prosić o pomoc bibliotekarza
|-
|kartkowy off-line
|Biblioteka Narodowa<br>zbiór '''czasopism''' na mikrofilmach
|niedostępny on-line
|lepiej prosić o pomoc bibliotekarza
|-
|rowspan="31" |biblioteka
| style="text-align:center"|Austria<br>[[Plik:Flag_of_Austria.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|Austriacka Biblioteka Narodowa
|
* [https://search.onb.ac.at/primo-explore/search?vid=ONB ÖNB]
* [https://anno.onb.ac.at/alph_list.htm czasopisma]
|dużo '''czasopism''' jest zeskanowanych
|-
|rowspan="2" style="text-align:center"|Litwa<br>[[Plik:Flag_of_Lithuania.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|CIPAC
|Wilno: Narodowa
| [https://www.lnb.lt/en/resources/resources/catalogues katalog]
| obecnie nie działa
|-
|CIPAC
|Wilno Uniwersytet
|[https://korteles.mb.vu.lt/en/ Uniw. Wilno]
|[https://korteles.mb.vu.lt/en/Leidiniai_u%C5%BEsienio_kalbomis zagraniczni autorzy]
|-
| style="text-align:center"|Ukraina<br>[[Plik:Flag_of_Ukraine.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|CIPAC
|Lwów Biblioteka Narodowa<br>im. W. Stefanyka
|[http://image.lsl.lviv.ua/# Lviv]
|
* drukowane alfabetem łacińskim
** ''Книги (A..Z)'' – książki do 1990 r.
** ''Періодика (A..Z)'' – periodyki
** ''Газети (A..Z)'' – gazety
** ''Стародруки (A..Z)'' – starodruki do 1800 r.
|-
| style="text-align:center"|Wielka Brytania<br>[[Plik:Flag_of_the_United_Kingdom.svg|baseline|x14px|link=|alt=]]
|OPAC
|British Library
|[http://explore.bl.uk/primo_library/libweb/action/search.do?vid=BLVU1 BL]
|
|-
|rowspan="2" style="text-align:center"|Rosja<br>[[Plik:Flag_of_Russia.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|Biblioteka Państwowa Moskwa
|[https://search.rsl.ru/ru/search# РГБ]
|
|-
|OPAC
|Biblioteka Narodowa Petersburg
|[http://nlr.ru/ РНБ Petersburg]
|
|-
|style="text-align:center"|Francja<br>[[Plik:Flag_of_France.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|CIPAC
|Biblioteka Polska w Paryżu
| [http://www.bibliotheque-polonaise-paris-shlp.fr/index.php?id_rubrique=21113 linki do katalogów]
|
*[https://katalogkrak.cyfronet.pl/ katalog ogólny]
*[http://62.23.96.204:9000/webconsultation/skins/default_gray/findex.jsp katalog kartkowy ] (użytkownik: CONSULT hasło:consult) – katalog nie działa
*[http://193.0.122.72/cgi-bin//makwww.exe?BM=1 stary zasób biblioteki] – katalog nie działa
|-
|rowspan="23" style="text-align:center"|Polska<br>[[Plik:Flag_of_Poland_(normative).svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|CIPAC
|BUW kartkowy
|[https://zwarte.ckk.buw.uw.edu.pl/ książki]<br>[https://ciagle.ckk.buw.uw.edu.pl/ czasopisma]
|
* książki
* '''czasopisma'''
Więcej informacji [https://ckk.buw.uw.edu.pl/ BUW].
|-
|CIPAC
|ossolineum
|[https://katalogi.ossolineum.pl/ katalogi]
|
* [https://graf.ossolineum.pl/www_root_graf/ wydawnictwa zwarte]
* [https://graf.ossolineum.pl/www_root_graf/czas/ramka.html czasopisma]
* [https://dbs.ossolineum.pl/lwow/ czasopisma polskie we Lwowie]
|-
|CIPAC
|BJ kartkowy
|[http://pka.bj.uj.edu.pl/PKA/ BJ] [http://pka.bj.uj.edu.pl/PKA/index.php?scr=indeksy&t1=kraszewski&offset=41&file=1280-0101.jpg BJ przykład]
|
|-
|CIPAC
|UAM Poznań
|[https://buuam.digital-center.pl/# UAM]
|
|-
|CIPAC
|UMK Toruń
|[http://www.kat.umk.pl/ksiazki/ wyd. zwarte]<br>[http://www.kat.umk.pl/czasopisma/ czasopisma]
|
|-
|CIPAC
|KUL Lublin
|[https://alfabetyczny.buikkar.kul.pl/ KUL]
|
|-
|kartkowy off-line
|Uniwersytet w Lublinie
|off-line
|prosić o pomoc bibliotekarza
|-
|CIPAC
|Uniwerstytet w Łodzi
|[https://katalog.lib.uni.lodz.pl/# Łódź]
|
* książki
* '''czasopisma'''
|-
|CIPAC
|UW Wrocław
|[https://www.bu.uni.wroc.pl/katalogi/zdigitalizowany-alfabetyczny Wrocław]
|
|-
|CIPAC
|Koszykowa Warszawa
|[http://ikar1.koszykowa.pl/ Koszykowa]
|
|-
|CIPAC
|Książnica Podlaska Białystok
|[http://katalog.podlaskiezbiorycyfrowe.pl/Strona/KP_katalogi.htm katalogi]
|
*[http://alfabetyczny.katalog.podlaskiezbiorycyfrowe.pl/ Dawnej Czytelni Książek]
*[http://czasopisma.katalog.podlaskiezbiorycyfrowe.pl/ Czasopism]
|-
|CIPAC
|Biblioteka Zielińskich w Płocku
|[http://www.tnp.org.pl/katalog.htm Biblioteka Zielińskich]
|
|-
|CIPAC
|IBL Warszawa
|[https://ibl.waw.pl/pl/o-instytucie/biblioteka/katalog Instytutu Badań Literackich]
|
|-
|CIPAC
|PAN Gdańsk
|[http://bgpan.digital-center.pl/katalog2/ PAN Gdańsk]
|
|-
|OPAC
|Bibl. Naukowa PAU i PAN Kraków
|[https://katalogkrak.cyfronet.pl/search/query?theme=PAU PAU i PAN]
|
|-
|MAK
|PAN Kórnik
|[http://www.bkpan.poznan.pl/katalogi/ Linki do katalogów]
|
*[http://baza1-bis.man.poznan.pl/cgi-bin/makwww.exe?BZ=Nowe_druki Nowe druki]
*[http://baza1-bis.man.poznan.pl/cgi-bin/makwww.exe?BZ=Druki_XIXw. druki XIX]
|-
|CIPAC<br>OPAC
|PTPN Poznań
|
*[http://katalogkartkowy.ptpn.poznan.pl/ptpn/ kartkowy]
*[https://ptpn-hip.pfsl.poznan.pl/ipac20/ipac.jsp?profile= ogólny]
|
|-
|OPAC
|Biblioteka Raczyńskich
|[http://www.bracz.edu.pl/katalog-online/ katalog]
|
|-
|OPAC
|Biblioteka Czartoryskich
|[https://opac.mnk.pl/?KatID=0 katalog B. Czartoryskich]
|katalogowane przez Muzeum Narodowe w Krakowie (w trakcie prac)
|-
|OPAC
|Muzeum Narodowe w Krakowie
|[https://opac.mnk.pl/sowacgi.php?KatID=1&new=1 katalog MNP]
|
|-
|OPAC
|BP Radom
|[https://mbpradom.pl/katalogi-on-line/ katalogi]
|
*[https://aleph.koszykowa.pl/F?func=find-b&request=&find_code=WRD&adjacent=Y&local_base=RADS&x=40&y=6 książki do 1939]
|-
|OPAC
|BP Bydgoszcz
|[https://integro.ksiaznica.torun.pl/integro/catalog Biblioteka Bydgoszcz]
|
|-
|OPAC
|BP Częstochowa
|[https://katalog.biblioteka.czest.pl/ Biblioteka im. W. Biegańskiego]
|również w zbiorczej w.bibliotece.pl
|-
|}
==Jak szukać?==
Szukać można się nauczyć jedynie szukając... ''Übung macht den Meister.''<br>
Powyższa tabela daje informacje o różnych miejscach, gdzie można znaleźć interesujące teksty.<br>
'''Książki'''<br>
#Warto wejść na [https://fbc.pionier.net.pl/ fbc], [https://polona.pl/ polonę], [https://academica.edu.pl/ academikę] – może są już tam poszukiwane skany
#W następnej kolejności szukamy w bibliotekach – można wejść do [https://katalogi.bn.org.pl/discovery/search?vid=48OMNIS_NLOP:48OMNIS_NLOP&mode=advanced katalogi Biblioteki Narodowej w Warszawie] – mają wygodną dla nas politykę udostępniania skanów i oczywiście spory księgozbiór
#W następnej kolejności szukamy w zbiorczych wyszukiwarkach w Polsce – [https://karo.umk.pl/Karo/ karo], [http://katalog.nukat.edu.pl/search/query?theme=nukat nukat], [http://fidkar.fides.org.pl/ fidkar fides]
#Dalej można spróbować w wyszukiwarkach zbiorczych międzynarodowych – [https://kvk.bibliothek.kit.edu/?kataloge=K10PLUS&kataloge=BVB&kataloge=NRW&kataloge=HEBIS&kataloge=HEBIS_RETRO&kataloge=KOBV_SOLR&kataloge=DDB&kataloge=STABI_BERLIN&kataloge=TIB&kataloge=OEVK_GBV&kataloge=VD16&kataloge=VD17&kataloge=VD18&kataloge=VOE&kataloge=ZDB&kataloge=LANDBIB_WLB&kataloge=LANDBIB_BAYERN&kataloge=LANDBIB_BERLIN&kataloge=LANDBIB_BRANDENBURG&kataloge=LANDBIB_HAMBURG&kataloge=LANDBIB_HESSEN&kataloge=LANDBIB_LBMV&kataloge=LANDBIB_NDS&kataloge=LANDBIB_NRW&kataloge=LANDBIB_RLB&kataloge=LANDBIB_SAARLAND&kataloge=LANDBIB_SACHSEN_ANHALT&kataloge=LANDBIB_SACHSEN&kataloge=LANDBIB_SHLB&kataloge=LANDBIB_THUERINGEN&kataloge=VTHK_ADV_E&kataloge=VTHK_AHS_NEUD&kataloge=VTHK_ARCHIV_N&kataloge=VTHK_BIB_EKHN&kataloge=VTHK_BIB_WUERTT&kataloge=VTHK_BIR_MOD&kataloge=VTHK_BIR_S&kataloge=VTHK_BMZ_HH&kataloge=VTHK_CAR_FR&kataloge=VTHK_COME_VERB&kataloge=VTHK_DIA_S&kataloge=VTHK_DIO_A&kataloge=VTHK_DIO_AC&kataloge=VTHK_DIO_BA&kataloge=VTHK_DIO_LM&kataloge=VTHK_DIO_M&kataloge=VTHK_DIO_MS&kataloge=VTHK_DIO_ROTT&kataloge=VTHK_DIO_STPOEL&kataloge=VTHK_EAB_PB&kataloge=VTHK_EDD_K&kataloge=VTHK_EFH_BO&kataloge=VTHK_EFH_FR&kataloge=VTHK_EFH_H&kataloge=VTHK_EFH_N&kataloge=VTHK_EFH_RT&kataloge=VTHK_EHB_VERB&kataloge=VTHK_EKD_H&kataloge=VTHK_EKI_DO&kataloge=VTHK_ERZ_FR&kataloge=VTHK_EZA_B&kataloge=VTHK_FTA_GI&kataloge=VTHK_IHL_LIEBENZELL&kataloge=VTHK_ITHF_HH&kataloge=VTHK_JAL_EMD&kataloge=VTHK_JAMI_PB&kataloge=VTHK_KFH_K&kataloge=VTHK_KHB_BI&kataloge=VTHK_KHS_B&kataloge=VTHK_KHS_W&kataloge=VTHK_KIRCHENKAMPF&kataloge=VTHK_KIVK&kataloge=VTHK_KTU_LINZ&kataloge=VTHK_LKA_BI&kataloge=VTHK_LKA_DD&kataloge=VTHK_LKA_H&kataloge=VTHK_LKA_M&kataloge=VTHK_LKI_HB&kataloge=VTHK_LKI_KA&kataloge=VTHK_LKI_KS&kataloge=VTHK_MARTINUS_MZ&kataloge=VTHK_MIKA_AC&kataloge=VTHK_OKR_OL&kataloge=VTHK_OKR_S&kataloge=VTHK_OKR_SN&kataloge=VTHK_PRE_HOG&kataloge=VTHK_PRI_FD&kataloge=VTHK_PRI_IBRIX&kataloge=VTHK_PRI_TR&kataloge=VTHK_PTH_VALL&kataloge=VTHK_RPA_HB&kataloge=VTHK_THE_DT&kataloge=VTHK_UNIT_HERRNHUT&kataloge=VTHK_ZARCH_SP&kataloge=BIBOPAC&kataloge=LBOE&kataloge=OENB&kataloge=SWISSCOVERY&kataloge=HELVETICAT&kataloge=ALEXANDRIA&kataloge=CHZK_VAUD&kataloge=CHZK_SBT&kataloge=VKCH_RERO&kataloge=NLAU&kataloge=VERBUND_BELGIEN&kataloge=DAENEMARK_REX&kataloge=EROMM&kataloge=ESTER&kataloge=NB_FINNLAND&kataloge=FINNLAND_VERBUND&kataloge=BNF_PARIS&kataloge=ABES&kataloge=COPAC&kataloge=BL&kataloge=NB_ISRAEL&kataloge=VERBUND_ISRAEL&kataloge=EDIT16&kataloge=ITALIEN_VERBUND&kataloge=ITALIEN_SERIALS&kataloge=LETTLAND_VERBUND&kataloge=LUXEMBURG&kataloge=NB_NIEDERLANDE&kataloge=NB_POLEN&kataloge=VERBUND_POLEN&kataloge=PORTUGAL&kataloge=STAATSBIB_RUSSLAND&kataloge=VERBUND_SCHWEDEN&kataloge=BNE&kataloge=REBIUN&kataloge=NB_TSCHECHIEN&kataloge=NB_UNGARN&kataloge=NLM&kataloge=WORLDCAT&kataloge=BASE&kataloge=DART_EUROPE&kataloge=DIGIBIB&kataloge=DFG_EBOOKS&kataloge=DFG_AUFSAETZE&kataloge=DOABOOKS&kataloge=DOAJ&kataloge=EROMM_WEBSEARCH&kataloge=EUROPEANA&kataloge=GOOGLE_BOOKS&kataloge=KUNST_HATHI&kataloge=ARCHIVE_ORG&kataloge=OAPEN&kataloge=ZVDD&kataloge=BHL&digitalOnly=0&embedFulltitle=0&newTab=0 kvk], [https://www.worldcat.org/ worldcat]
#Najpóźniej tutaj warto wciągnąć w poszukiwania zwykłą wyszukiwarkę internetową, można też szukać w popularnym serwisie aukcyjnym oraz w antykwariatach (np. [http://tezeusz.pl tezeusz])
#Część katalogów bibliotek polskich nie jest dostępna przez wyszukiwarki zbiorcze, dotyczy to przede wszystkim katalogów kartkowych dużych bibliotek uniwersyteckich i wojewódzkich – warto je przewertować
#Warto też poszukać książek w bibliotekach zagranicznych (lwowskie, ukraińska, rosyjskie)
#Dla książek z XIX wieku i starszych dobrym miejscem do poszukiwań jest również [https://www.estreicher.uj.edu.pl/xixwieku/baza/szukaj/ Baza Instytutu Estreichera]
Wielu trików można się nauczyć tak na prawdę przeglądając katalogi. Warto szukać pod wariantami pisowni nazwiska, pod pseudonimem albo dla odmiany pod prawdziwym nazwiskiem autora.<br>
'''Czasopisma'''
#Warto wejść na [https://fbc.pionier.net.pl/ fbc], [https://polona.pl/ polonę], [https://academica.edu.pl/ academikę] – może są już tam poszukiwane skany
#Punktem wyjścia w poszukiwaniu czasopism jest [http://mak.bn.org.pl/cgi-bin/makwww.exe?BM=7 baza MAK czasopisma] – jest ona jednak dla laika mało intuicyjna, ewentualne braki trudno wychwycić
#Można szukać w wyszukiwarce [https://karo.umk.pl/Karo/ karo]
#Austriacka Biblioteka Narodowa ma duży zasób wskanowanych [https://anno.onb.ac.at/alph_list.htm periodyków]
#Można szukać w katalogach (OPAC i CIPAC) dużych bibliotek uniwersyteckich i wojewódzkich (naukowych)
#Najpóźniej tutaj warto wysłać zapytanie do Informatorium Biblioteki Narodowej ( [[Plik:Informatorium_Biblioteki_Narodowej.svg|bottom|x20px]] ), mają doświadczenie w szukaniu a także dostęp do katalogu mikrofilmów. (W latach sześdziesiątych scalano zbiory czasopism polskich w formie mikrofilmów. Są one dostępne w Bibliotece Narodowej; niestety katalog nie jest dostępny on-line. Koszt wskanowania jednej strony to wg cennika BN obecnie 1 zł lub w ramach projektu Patrimonium za darmo [https://www.bn.org.pl/polona-kontakt/zglos-sugestie-digitalizacji formularz sugestii digitalizacji].)
Poszukiwanie czasopism jest z reguły nawet trudniejsze niż książek. Czasopisma często zmieniały nazwę, mogły być zmiany na stanowisku redaktora naczelnego...
==Różne źródła skanów==
* [https://fbc.pionier.net.pl/ fbc] – (stąd dostęp do licznych polskich bibliotek cyfrowych)
* [https://polona.pl/ polona] – (wyszukiwane również przez fbc)
* [https://academica.edu.pl/ academica] – (zazwyczaj to samo co w polonie)
* [http://elibrary.mab.lt/ Akademia Nauk Wilno]
* [https://anno.onb.ac.at/alph_list.htm ÖNB czasopisma]
* [https://search.rsl.ru/ru/search# РГБ]
* [http://nlr.ru/ РНБ Petersburg]
==Użyteczne linki==
[http://lib.amu.edu.pl/katalogi-bibliotek-w-polsce/ różne skróty]
[http://katalog.pan.pl/other_pl.htm linki do bibliotek]
[http://www.staropolska.pl/polonistyka/ linki do katalogów]
BN - sugestia digitalizacji [https://www.bn.org.pl/polona-kontakt/zglos-sugestie-digitalizacji formularz]
==Użyteczny trik==
Gdy chcemy otworzyć link na nowej stronie należy klikając trzymać wciśnięty {{f*|style=padding:.2em .6em; border:1px solid; border-color:#AAA #555 #555 #AAA; border-radius:3px; background-color:#F2F2F2; color: #000; background-image: linear-gradient(to bottom, #FCFCFC, #E0E0E0);|Ctrl}}.
6t74t7t9ozfm2vti26hg86akp20y8m6
3154746
3154497
2022-08-19T20:55:00Z
Draco flavus
2058
Draco flavus przeniósł stronę [[Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis160]] na [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Szukanie w bibliotekach]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: docelowa nazwa
wikitext
text/x-wiki
==Katalogi==
{|class="wikitable"
!Zasięg
!Rodzaj
!Typ
!Opis
!link
!Uwagi
|-
|rowspan="12" |zbiorcza
|rowspan="2" style="text-align:center"|międzynarodowa<br>[[Plik:World_Flag_(2004).svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|KVK
|[https://kvk.bibliothek.kit.edu/?kataloge=K10PLUS&kataloge=BVB&kataloge=NRW&kataloge=HEBIS&kataloge=HEBIS_RETRO&kataloge=KOBV_SOLR&kataloge=DDB&kataloge=STABI_BERLIN&kataloge=TIB&kataloge=OEVK_GBV&kataloge=VD16&kataloge=VD17&kataloge=VD18&kataloge=VOE&kataloge=ZDB&kataloge=LANDBIB_WLB&kataloge=LANDBIB_BAYERN&kataloge=LANDBIB_BERLIN&kataloge=LANDBIB_BRANDENBURG&kataloge=LANDBIB_HAMBURG&kataloge=LANDBIB_HESSEN&kataloge=LANDBIB_LBMV&kataloge=LANDBIB_NDS&kataloge=LANDBIB_NRW&kataloge=LANDBIB_RLB&kataloge=LANDBIB_SAARLAND&kataloge=LANDBIB_SACHSEN_ANHALT&kataloge=LANDBIB_SACHSEN&kataloge=LANDBIB_SHLB&kataloge=LANDBIB_THUERINGEN&kataloge=VTHK_ADV_E&kataloge=VTHK_AHS_NEUD&kataloge=VTHK_ARCHIV_N&kataloge=VTHK_BIB_EKHN&kataloge=VTHK_BIB_WUERTT&kataloge=VTHK_BIR_MOD&kataloge=VTHK_BIR_S&kataloge=VTHK_BMZ_HH&kataloge=VTHK_CAR_FR&kataloge=VTHK_COME_VERB&kataloge=VTHK_DIA_S&kataloge=VTHK_DIO_A&kataloge=VTHK_DIO_AC&kataloge=VTHK_DIO_BA&kataloge=VTHK_DIO_LM&kataloge=VTHK_DIO_M&kataloge=VTHK_DIO_MS&kataloge=VTHK_DIO_ROTT&kataloge=VTHK_DIO_STPOEL&kataloge=VTHK_EAB_PB&kataloge=VTHK_EDD_K&kataloge=VTHK_EFH_BO&kataloge=VTHK_EFH_FR&kataloge=VTHK_EFH_H&kataloge=VTHK_EFH_N&kataloge=VTHK_EFH_RT&kataloge=VTHK_EHB_VERB&kataloge=VTHK_EKD_H&kataloge=VTHK_EKI_DO&kataloge=VTHK_ERZ_FR&kataloge=VTHK_EZA_B&kataloge=VTHK_FTA_GI&kataloge=VTHK_IHL_LIEBENZELL&kataloge=VTHK_ITHF_HH&kataloge=VTHK_JAL_EMD&kataloge=VTHK_JAMI_PB&kataloge=VTHK_KFH_K&kataloge=VTHK_KHB_BI&kataloge=VTHK_KHS_B&kataloge=VTHK_KHS_W&kataloge=VTHK_KIRCHENKAMPF&kataloge=VTHK_KIVK&kataloge=VTHK_KTU_LINZ&kataloge=VTHK_LKA_BI&kataloge=VTHK_LKA_DD&kataloge=VTHK_LKA_H&kataloge=VTHK_LKA_M&kataloge=VTHK_LKI_HB&kataloge=VTHK_LKI_KA&kataloge=VTHK_LKI_KS&kataloge=VTHK_MARTINUS_MZ&kataloge=VTHK_MIKA_AC&kataloge=VTHK_OKR_OL&kataloge=VTHK_OKR_S&kataloge=VTHK_OKR_SN&kataloge=VTHK_PRE_HOG&kataloge=VTHK_PRI_FD&kataloge=VTHK_PRI_IBRIX&kataloge=VTHK_PRI_TR&kataloge=VTHK_PTH_VALL&kataloge=VTHK_RPA_HB&kataloge=VTHK_THE_DT&kataloge=VTHK_UNIT_HERRNHUT&kataloge=VTHK_ZARCH_SP&kataloge=BIBOPAC&kataloge=LBOE&kataloge=OENB&kataloge=SWISSCOVERY&kataloge=HELVETICAT&kataloge=ALEXANDRIA&kataloge=CHZK_VAUD&kataloge=CHZK_SBT&kataloge=VKCH_RERO&kataloge=NLAU&kataloge=VERBUND_BELGIEN&kataloge=DAENEMARK_REX&kataloge=EROMM&kataloge=ESTER&kataloge=NB_FINNLAND&kataloge=FINNLAND_VERBUND&kataloge=BNF_PARIS&kataloge=ABES&kataloge=COPAC&kataloge=BL&kataloge=NB_ISRAEL&kataloge=VERBUND_ISRAEL&kataloge=EDIT16&kataloge=ITALIEN_VERBUND&kataloge=ITALIEN_SERIALS&kataloge=LETTLAND_VERBUND&kataloge=LUXEMBURG&kataloge=NB_NIEDERLANDE&kataloge=NB_POLEN&kataloge=VERBUND_POLEN&kataloge=PORTUGAL&kataloge=STAATSBIB_RUSSLAND&kataloge=VERBUND_SCHWEDEN&kataloge=BNE&kataloge=REBIUN&kataloge=NB_TSCHECHIEN&kataloge=NB_UNGARN&kataloge=NLM&kataloge=WORLDCAT&kataloge=BASE&kataloge=DART_EUROPE&kataloge=DIGIBIB&kataloge=DFG_EBOOKS&kataloge=DFG_AUFSAETZE&kataloge=DOABOOKS&kataloge=DOAJ&kataloge=EROMM_WEBSEARCH&kataloge=EUROPEANA&kataloge=GOOGLE_BOOKS&kataloge=KUNST_HATHI&kataloge=ARCHIVE_ORG&kataloge=OAPEN&kataloge=ZVDD&kataloge=BHL&digitalOnly=0&embedFulltitle=0&newTab=0 kvk]
|
|-
|OPAC
|worldcat
|[https://www.worldcat.org/ worldcat]
|
|-
|style="text-align:center"|Niemcy/Austria<br>[[Plik:Flag of Germany and Austria.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
| OPAC
| baza danych czasopism
| [https://zeitschriftendatenbank.de//startseite/ ZDB]
| wykazuje czasopisma w niemieckich i austriackich bibliotekach
|-
| style="text-align:center"|Litwa<br>[[Plik:Flag_of_Lithuania.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|Biblioteka Narodowa
|[https://ibiblioteka.lt/metis/publication?q=53paooiz7 Litewska BN]
|{{tab}}advanced search {{f*|w=130%|→}} Język lenkų <br> obejmuje
* Litewską Bibliotekę Narodową
* Bibliotekę Akademii Nauk w Wilnie
* Bibliotekę Uniwersytetu w Wilnie
|-
|rowspan="8" style="text-align:center"|Polska<br>[[Plik:Flag_of_Poland_(normative).svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|KaRo
|[https://karo.umk.pl/Karo/ karo]
|
|-
|OPAC
|nukat
|[http://katalog.nukat.edu.pl/search/query?theme=nukat nukat]
|karo daje również wyniki z nukata, ale w nukacie dużo lepiej uporządkowane
|-
|OPAC
|kościelne biblioteki w Polsce
|[http://fidkar.fides.org.pl/ fidkar fides]
|
|-
|OPAC
|BN Warszawa
|[https://katalogi.bn.org.pl/discovery/search?vid=48OMNIS_NLOP:48OMNIS_NLOP&mode=advanced BN]
|
* zbiorcza (BN, BJ, WBP w Kielcach, WBP w Lublinie)
* tylko BN
|-
|OPAC
|zbiorcza bibliotek publicznych
|[https://w.bibliotece.pl w.bibliotece]
|[https://w.bibliotece.pl/info/search/ instrukcja]
|-
|MAK+
|zbiorcza bibliotek polskich
|[https://szukamksiążki.pl/SkNewWeb/start/#/ szukamksiążki]
|interesująca jest opcja wyboru roku wydania (ustawienia zaawansowane)
|-
|MAK
|Zbiorczy '''czasopism'''
|[http://mak.bn.org.pl/cgi-bin/makwww.exe?BM=7 MAK czasopisma]
|lepiej prosić o pomoc bibliotekarza
|-
|kartkowy off-line
|Biblioteka Narodowa<br>zbiór '''czasopism''' na mikrofilmach
|niedostępny on-line
|lepiej prosić o pomoc bibliotekarza
|-
|rowspan="31" |biblioteka
| style="text-align:center"|Austria<br>[[Plik:Flag_of_Austria.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|Austriacka Biblioteka Narodowa
|
* [https://search.onb.ac.at/primo-explore/search?vid=ONB ÖNB]
* [https://anno.onb.ac.at/alph_list.htm czasopisma]
|dużo '''czasopism''' jest zeskanowanych
|-
|rowspan="2" style="text-align:center"|Litwa<br>[[Plik:Flag_of_Lithuania.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|CIPAC
|Wilno: Narodowa
| [https://www.lnb.lt/en/resources/resources/catalogues katalog]
| obecnie nie działa
|-
|CIPAC
|Wilno Uniwersytet
|[https://korteles.mb.vu.lt/en/ Uniw. Wilno]
|[https://korteles.mb.vu.lt/en/Leidiniai_u%C5%BEsienio_kalbomis zagraniczni autorzy]
|-
| style="text-align:center"|Ukraina<br>[[Plik:Flag_of_Ukraine.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|CIPAC
|Lwów Biblioteka Narodowa<br>im. W. Stefanyka
|[http://image.lsl.lviv.ua/# Lviv]
|
* drukowane alfabetem łacińskim
** ''Книги (A..Z)'' – książki do 1990 r.
** ''Періодика (A..Z)'' – periodyki
** ''Газети (A..Z)'' – gazety
** ''Стародруки (A..Z)'' – starodruki do 1800 r.
|-
| style="text-align:center"|Wielka Brytania<br>[[Plik:Flag_of_the_United_Kingdom.svg|baseline|x14px|link=|alt=]]
|OPAC
|British Library
|[http://explore.bl.uk/primo_library/libweb/action/search.do?vid=BLVU1 BL]
|
|-
|rowspan="2" style="text-align:center"|Rosja<br>[[Plik:Flag_of_Russia.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|OPAC
|Biblioteka Państwowa Moskwa
|[https://search.rsl.ru/ru/search# РГБ]
|
|-
|OPAC
|Biblioteka Narodowa Petersburg
|[http://nlr.ru/ РНБ Petersburg]
|
|-
|style="text-align:center"|Francja<br>[[Plik:Flag_of_France.svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|CIPAC
|Biblioteka Polska w Paryżu
| [http://www.bibliotheque-polonaise-paris-shlp.fr/index.php?id_rubrique=21113 linki do katalogów]
|
*[https://katalogkrak.cyfronet.pl/ katalog ogólny]
*[http://62.23.96.204:9000/webconsultation/skins/default_gray/findex.jsp katalog kartkowy ] (użytkownik: CONSULT hasło:consult) – katalog nie działa
*[http://193.0.122.72/cgi-bin//makwww.exe?BM=1 stary zasób biblioteki] – katalog nie działa
|-
|rowspan="23" style="text-align:center"|Polska<br>[[Plik:Flag_of_Poland_(normative).svg|baseline|x18px|link=|alt=]]
|CIPAC
|BUW kartkowy
|[https://zwarte.ckk.buw.uw.edu.pl/ książki]<br>[https://ciagle.ckk.buw.uw.edu.pl/ czasopisma]
|
* książki
* '''czasopisma'''
Więcej informacji [https://ckk.buw.uw.edu.pl/ BUW].
|-
|CIPAC
|ossolineum
|[https://katalogi.ossolineum.pl/ katalogi]
|
* [https://graf.ossolineum.pl/www_root_graf/ wydawnictwa zwarte]
* [https://graf.ossolineum.pl/www_root_graf/czas/ramka.html czasopisma]
* [https://dbs.ossolineum.pl/lwow/ czasopisma polskie we Lwowie]
|-
|CIPAC
|BJ kartkowy
|[http://pka.bj.uj.edu.pl/PKA/ BJ] [http://pka.bj.uj.edu.pl/PKA/index.php?scr=indeksy&t1=kraszewski&offset=41&file=1280-0101.jpg BJ przykład]
|
|-
|CIPAC
|UAM Poznań
|[https://buuam.digital-center.pl/# UAM]
|
|-
|CIPAC
|UMK Toruń
|[http://www.kat.umk.pl/ksiazki/ wyd. zwarte]<br>[http://www.kat.umk.pl/czasopisma/ czasopisma]
|
|-
|CIPAC
|KUL Lublin
|[https://alfabetyczny.buikkar.kul.pl/ KUL]
|
|-
|kartkowy off-line
|Uniwersytet w Lublinie
|off-line
|prosić o pomoc bibliotekarza
|-
|CIPAC
|Uniwerstytet w Łodzi
|[https://katalog.lib.uni.lodz.pl/# Łódź]
|
* książki
* '''czasopisma'''
|-
|CIPAC
|UW Wrocław
|[https://www.bu.uni.wroc.pl/katalogi/zdigitalizowany-alfabetyczny Wrocław]
|
|-
|CIPAC
|Koszykowa Warszawa
|[http://ikar1.koszykowa.pl/ Koszykowa]
|
|-
|CIPAC
|Książnica Podlaska Białystok
|[http://katalog.podlaskiezbiorycyfrowe.pl/Strona/KP_katalogi.htm katalogi]
|
*[http://alfabetyczny.katalog.podlaskiezbiorycyfrowe.pl/ Dawnej Czytelni Książek]
*[http://czasopisma.katalog.podlaskiezbiorycyfrowe.pl/ Czasopism]
|-
|CIPAC
|Biblioteka Zielińskich w Płocku
|[http://www.tnp.org.pl/katalog.htm Biblioteka Zielińskich]
|
|-
|CIPAC
|IBL Warszawa
|[https://ibl.waw.pl/pl/o-instytucie/biblioteka/katalog Instytutu Badań Literackich]
|
|-
|CIPAC
|PAN Gdańsk
|[http://bgpan.digital-center.pl/katalog2/ PAN Gdańsk]
|
|-
|OPAC
|Bibl. Naukowa PAU i PAN Kraków
|[https://katalogkrak.cyfronet.pl/search/query?theme=PAU PAU i PAN]
|
|-
|MAK
|PAN Kórnik
|[http://www.bkpan.poznan.pl/katalogi/ Linki do katalogów]
|
*[http://baza1-bis.man.poznan.pl/cgi-bin/makwww.exe?BZ=Nowe_druki Nowe druki]
*[http://baza1-bis.man.poznan.pl/cgi-bin/makwww.exe?BZ=Druki_XIXw. druki XIX]
|-
|CIPAC<br>OPAC
|PTPN Poznań
|
*[http://katalogkartkowy.ptpn.poznan.pl/ptpn/ kartkowy]
*[https://ptpn-hip.pfsl.poznan.pl/ipac20/ipac.jsp?profile= ogólny]
|
|-
|OPAC
|Biblioteka Raczyńskich
|[http://www.bracz.edu.pl/katalog-online/ katalog]
|
|-
|OPAC
|Biblioteka Czartoryskich
|[https://opac.mnk.pl/?KatID=0 katalog B. Czartoryskich]
|katalogowane przez Muzeum Narodowe w Krakowie (w trakcie prac)
|-
|OPAC
|Muzeum Narodowe w Krakowie
|[https://opac.mnk.pl/sowacgi.php?KatID=1&new=1 katalog MNP]
|
|-
|OPAC
|BP Radom
|[https://mbpradom.pl/katalogi-on-line/ katalogi]
|
*[https://aleph.koszykowa.pl/F?func=find-b&request=&find_code=WRD&adjacent=Y&local_base=RADS&x=40&y=6 książki do 1939]
|-
|OPAC
|BP Bydgoszcz
|[https://integro.ksiaznica.torun.pl/integro/catalog Biblioteka Bydgoszcz]
|
|-
|OPAC
|BP Częstochowa
|[https://katalog.biblioteka.czest.pl/ Biblioteka im. W. Biegańskiego]
|również w zbiorczej w.bibliotece.pl
|-
|}
==Jak szukać?==
Szukać można się nauczyć jedynie szukając... ''Übung macht den Meister.''<br>
Powyższa tabela daje informacje o różnych miejscach, gdzie można znaleźć interesujące teksty.<br>
'''Książki'''<br>
#Warto wejść na [https://fbc.pionier.net.pl/ fbc], [https://polona.pl/ polonę], [https://academica.edu.pl/ academikę] – może są już tam poszukiwane skany
#W następnej kolejności szukamy w bibliotekach – można wejść do [https://katalogi.bn.org.pl/discovery/search?vid=48OMNIS_NLOP:48OMNIS_NLOP&mode=advanced katalogi Biblioteki Narodowej w Warszawie] – mają wygodną dla nas politykę udostępniania skanów i oczywiście spory księgozbiór
#W następnej kolejności szukamy w zbiorczych wyszukiwarkach w Polsce – [https://karo.umk.pl/Karo/ karo], [http://katalog.nukat.edu.pl/search/query?theme=nukat nukat], [http://fidkar.fides.org.pl/ fidkar fides]
#Dalej można spróbować w wyszukiwarkach zbiorczych międzynarodowych – [https://kvk.bibliothek.kit.edu/?kataloge=K10PLUS&kataloge=BVB&kataloge=NRW&kataloge=HEBIS&kataloge=HEBIS_RETRO&kataloge=KOBV_SOLR&kataloge=DDB&kataloge=STABI_BERLIN&kataloge=TIB&kataloge=OEVK_GBV&kataloge=VD16&kataloge=VD17&kataloge=VD18&kataloge=VOE&kataloge=ZDB&kataloge=LANDBIB_WLB&kataloge=LANDBIB_BAYERN&kataloge=LANDBIB_BERLIN&kataloge=LANDBIB_BRANDENBURG&kataloge=LANDBIB_HAMBURG&kataloge=LANDBIB_HESSEN&kataloge=LANDBIB_LBMV&kataloge=LANDBIB_NDS&kataloge=LANDBIB_NRW&kataloge=LANDBIB_RLB&kataloge=LANDBIB_SAARLAND&kataloge=LANDBIB_SACHSEN_ANHALT&kataloge=LANDBIB_SACHSEN&kataloge=LANDBIB_SHLB&kataloge=LANDBIB_THUERINGEN&kataloge=VTHK_ADV_E&kataloge=VTHK_AHS_NEUD&kataloge=VTHK_ARCHIV_N&kataloge=VTHK_BIB_EKHN&kataloge=VTHK_BIB_WUERTT&kataloge=VTHK_BIR_MOD&kataloge=VTHK_BIR_S&kataloge=VTHK_BMZ_HH&kataloge=VTHK_CAR_FR&kataloge=VTHK_COME_VERB&kataloge=VTHK_DIA_S&kataloge=VTHK_DIO_A&kataloge=VTHK_DIO_AC&kataloge=VTHK_DIO_BA&kataloge=VTHK_DIO_LM&kataloge=VTHK_DIO_M&kataloge=VTHK_DIO_MS&kataloge=VTHK_DIO_ROTT&kataloge=VTHK_DIO_STPOEL&kataloge=VTHK_EAB_PB&kataloge=VTHK_EDD_K&kataloge=VTHK_EFH_BO&kataloge=VTHK_EFH_FR&kataloge=VTHK_EFH_H&kataloge=VTHK_EFH_N&kataloge=VTHK_EFH_RT&kataloge=VTHK_EHB_VERB&kataloge=VTHK_EKD_H&kataloge=VTHK_EKI_DO&kataloge=VTHK_ERZ_FR&kataloge=VTHK_EZA_B&kataloge=VTHK_FTA_GI&kataloge=VTHK_IHL_LIEBENZELL&kataloge=VTHK_ITHF_HH&kataloge=VTHK_JAL_EMD&kataloge=VTHK_JAMI_PB&kataloge=VTHK_KFH_K&kataloge=VTHK_KHB_BI&kataloge=VTHK_KHS_B&kataloge=VTHK_KHS_W&kataloge=VTHK_KIRCHENKAMPF&kataloge=VTHK_KIVK&kataloge=VTHK_KTU_LINZ&kataloge=VTHK_LKA_BI&kataloge=VTHK_LKA_DD&kataloge=VTHK_LKA_H&kataloge=VTHK_LKA_M&kataloge=VTHK_LKI_HB&kataloge=VTHK_LKI_KA&kataloge=VTHK_LKI_KS&kataloge=VTHK_MARTINUS_MZ&kataloge=VTHK_MIKA_AC&kataloge=VTHK_OKR_OL&kataloge=VTHK_OKR_S&kataloge=VTHK_OKR_SN&kataloge=VTHK_PRE_HOG&kataloge=VTHK_PRI_FD&kataloge=VTHK_PRI_IBRIX&kataloge=VTHK_PRI_TR&kataloge=VTHK_PTH_VALL&kataloge=VTHK_RPA_HB&kataloge=VTHK_THE_DT&kataloge=VTHK_UNIT_HERRNHUT&kataloge=VTHK_ZARCH_SP&kataloge=BIBOPAC&kataloge=LBOE&kataloge=OENB&kataloge=SWISSCOVERY&kataloge=HELVETICAT&kataloge=ALEXANDRIA&kataloge=CHZK_VAUD&kataloge=CHZK_SBT&kataloge=VKCH_RERO&kataloge=NLAU&kataloge=VERBUND_BELGIEN&kataloge=DAENEMARK_REX&kataloge=EROMM&kataloge=ESTER&kataloge=NB_FINNLAND&kataloge=FINNLAND_VERBUND&kataloge=BNF_PARIS&kataloge=ABES&kataloge=COPAC&kataloge=BL&kataloge=NB_ISRAEL&kataloge=VERBUND_ISRAEL&kataloge=EDIT16&kataloge=ITALIEN_VERBUND&kataloge=ITALIEN_SERIALS&kataloge=LETTLAND_VERBUND&kataloge=LUXEMBURG&kataloge=NB_NIEDERLANDE&kataloge=NB_POLEN&kataloge=VERBUND_POLEN&kataloge=PORTUGAL&kataloge=STAATSBIB_RUSSLAND&kataloge=VERBUND_SCHWEDEN&kataloge=BNE&kataloge=REBIUN&kataloge=NB_TSCHECHIEN&kataloge=NB_UNGARN&kataloge=NLM&kataloge=WORLDCAT&kataloge=BASE&kataloge=DART_EUROPE&kataloge=DIGIBIB&kataloge=DFG_EBOOKS&kataloge=DFG_AUFSAETZE&kataloge=DOABOOKS&kataloge=DOAJ&kataloge=EROMM_WEBSEARCH&kataloge=EUROPEANA&kataloge=GOOGLE_BOOKS&kataloge=KUNST_HATHI&kataloge=ARCHIVE_ORG&kataloge=OAPEN&kataloge=ZVDD&kataloge=BHL&digitalOnly=0&embedFulltitle=0&newTab=0 kvk], [https://www.worldcat.org/ worldcat]
#Najpóźniej tutaj warto wciągnąć w poszukiwania zwykłą wyszukiwarkę internetową, można też szukać w popularnym serwisie aukcyjnym oraz w antykwariatach (np. [http://tezeusz.pl tezeusz])
#Część katalogów bibliotek polskich nie jest dostępna przez wyszukiwarki zbiorcze, dotyczy to przede wszystkim katalogów kartkowych dużych bibliotek uniwersyteckich i wojewódzkich – warto je przewertować
#Warto też poszukać książek w bibliotekach zagranicznych (lwowskie, ukraińska, rosyjskie)
#Dla książek z XIX wieku i starszych dobrym miejscem do poszukiwań jest również [https://www.estreicher.uj.edu.pl/xixwieku/baza/szukaj/ Baza Instytutu Estreichera]
Wielu trików można się nauczyć tak na prawdę przeglądając katalogi. Warto szukać pod wariantami pisowni nazwiska, pod pseudonimem albo dla odmiany pod prawdziwym nazwiskiem autora.<br>
'''Czasopisma'''
#Warto wejść na [https://fbc.pionier.net.pl/ fbc], [https://polona.pl/ polonę], [https://academica.edu.pl/ academikę] – może są już tam poszukiwane skany
#Punktem wyjścia w poszukiwaniu czasopism jest [http://mak.bn.org.pl/cgi-bin/makwww.exe?BM=7 baza MAK czasopisma] – jest ona jednak dla laika mało intuicyjna, ewentualne braki trudno wychwycić
#Można szukać w wyszukiwarce [https://karo.umk.pl/Karo/ karo]
#Austriacka Biblioteka Narodowa ma duży zasób wskanowanych [https://anno.onb.ac.at/alph_list.htm periodyków]
#Można szukać w katalogach (OPAC i CIPAC) dużych bibliotek uniwersyteckich i wojewódzkich (naukowych)
#Najpóźniej tutaj warto wysłać zapytanie do Informatorium Biblioteki Narodowej ( [[Plik:Informatorium_Biblioteki_Narodowej.svg|bottom|x20px]] ), mają doświadczenie w szukaniu a także dostęp do katalogu mikrofilmów. (W latach sześdziesiątych scalano zbiory czasopism polskich w formie mikrofilmów. Są one dostępne w Bibliotece Narodowej; niestety katalog nie jest dostępny on-line. Koszt wskanowania jednej strony to wg cennika BN obecnie 1 zł lub w ramach projektu Patrimonium za darmo [https://www.bn.org.pl/polona-kontakt/zglos-sugestie-digitalizacji formularz sugestii digitalizacji].)
Poszukiwanie czasopism jest z reguły nawet trudniejsze niż książek. Czasopisma często zmieniały nazwę, mogły być zmiany na stanowisku redaktora naczelnego...
==Różne źródła skanów==
* [https://fbc.pionier.net.pl/ fbc] – (stąd dostęp do licznych polskich bibliotek cyfrowych)
* [https://polona.pl/ polona] – (wyszukiwane również przez fbc)
* [https://academica.edu.pl/ academica] – (zazwyczaj to samo co w polonie)
* [http://elibrary.mab.lt/ Akademia Nauk Wilno]
* [https://anno.onb.ac.at/alph_list.htm ÖNB czasopisma]
* [https://search.rsl.ru/ru/search# РГБ]
* [http://nlr.ru/ РНБ Petersburg]
==Użyteczne linki==
[http://lib.amu.edu.pl/katalogi-bibliotek-w-polsce/ różne skróty]
[http://katalog.pan.pl/other_pl.htm linki do bibliotek]
[http://www.staropolska.pl/polonistyka/ linki do katalogów]
BN - sugestia digitalizacji [https://www.bn.org.pl/polona-kontakt/zglos-sugestie-digitalizacji formularz]
==Użyteczny trik==
Gdy chcemy otworzyć link na nowej stronie należy klikając trzymać wciśnięty {{f*|style=padding:.2em .6em; border:1px solid; border-color:#AAA #555 #555 #AAA; border-radius:3px; background-color:#F2F2F2; color: #000; background-image: linear-gradient(to bottom, #FCFCFC, #E0E0E0);|Ctrl}}.
6t74t7t9ozfm2vti26hg86akp20y8m6
Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/74
100
1062859
3154658
3087613
2022-08-19T19:19:00Z
Seboloidus
27417
drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="PG" /></noinclude>Ty, droga Solwejgo! Któż mógł mieć nadzieję,<br>
Ze skarb ten zawita w te odludne knieje!<br>
A teraz już nową zbuduję-ć świetlicę,<br>
Bo mam cię przy sobie, swą oblubienicę!<br>
{{tab}}SOLWEJGA:<br>
Tak, czy owak będzie, dobrze tu nam, Pietrze!<br>
Jak błogo oddychać w tym rzeźwiącym wietrze!<br>
Tam było zbyt duszno, zbyt ciasno dla ciebie —<br>
I ja stamtąd uszłam; tutaj się zagrzebię,<br>
Tu będzie mi dobrze, w tej ciszy radosnej.<br>
Którą przerywają rozszumiałe sosny.<br>
{{tab}}PEER: Jesteś tego pewna? I czy już na wieki?<br>
{{tab}}SOLWEJGA:<br>
Tu kres mojej drogi powrót — zbyt daleki.<br>
{{tab}}PEER:<br>
Więc mam cię! Więc mam cię! Wejdźże mi do chaty,<br>
To ci się przypatrzę, skarbie mój bogaty!<br>
Drew pójdę nazbierać, ognisko rozpalę,<br>
Mroku tu i zimna nie poczujesz wcale.<br>
{{C|przed=5px|''(Otwiera drzwi — '' SOLWEJGA ''wchodzi do izby. On chwilę stoi w miejscu, potem, w podskokach, radosnym wybucha śmiechem)''|po=5px}}
Już, królewno moja, zgoiły się rany!<br>
Królewskiego zamku nowe wzniosę ściany!<br>
{{C|przed=5px|''(Chwyta topór i wychodzi. — W tej samej chwili zwolna wchodzi starsza'' KOBIETA ''w zielonej, podartej spódnicy; brzydki'' CHŁOPAK ''z butelką piwa wlecze się, kulejąc, za nią, trzymając się jej fartucha)''|po=5px}}
{{tab}}KOBIETA: Ejże, dobry wieczór, Pietrze wiatronogi!<br>
{{tab}}PEER: Któż tam?<br>
{{tab}}KOBIETA: {{tab|15|px}}Pietrze Gyncie, my nie żadne wrogi;<br>
Dawni przyjaciele, a teraz sąsiady...<br>
Mój szałas tuż obok...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o4v5si3vrcrwic3pgm7cl096pq5wetp
Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/117
100
1063176
3154678
3088622
2022-08-19T19:30:25Z
Seboloidus
27417
dr
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="PG" /></noinclude>{{C|''{{roz*|Noc księżycowa. — Gaj palmowy przed namiotem Anitry.}}''}}
{{C|przed=5px|PEER GYNT ''z lutnią arabską w ręku, siedzi pod drzewem. — Włosy i broda przycięte, wygląda znacznie młodziej.''|po=5px}}
{{tab}}PEER: ''(mówi i śpiewa naprzemian)''<br>
Zabrałem klucz od rajskich wrót,<br>
Morski mnie porwał prąd;<br>
Północny wiatr mój okręt wiódł —<br>
Gorzko niewieści płakał ród,<br>
Kiedym opuszczał ląd;<br>
Ku południowi statku pług<br>
Ciął chwiejnie płoski fal...<br>
Jam go podpalił, niby wróg,<br>
Gdzie od pobrzeżnych, jasnych smug<br>
Palm wieniec patrzy wdal.<br>
I na pustynny-m okręt siadł,<br>
Na czworonożny gmach!...<br>
Spięty ostrogą ten mój gad,<br>
Jak ptak skrzydlaty, pędzi w świat...<br>
I ja dziś ptakiem, ach,<br>
Anitro, soku palm! To mus<br>
K’twej mnie słodkości pcha!<br>
Ach, nawet ser angorskich kóz,<br>
Czyż on mi taką rozkosz niósł,<br>
Jak ty, Anitro ma!...<br>
{{C|przed=5px|''(przewiesza lutnię przez ramię i podchodzi bliżej)''|po=5px}}
Cicho — czy ma luba słucha?<br>
Czy nadstawia pilnie ucha?<br>
Czy spogląda z za firanki,<br>
Bez spódniczki, bez katanki,<br>
Łowiąc tok mej kołysanki?<br>
Cyt! To jakaś nuta głucha —<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7ceoz93axuarlecf5j9jamb57j6n21j
Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/123
100
1063242
3154675
3089095
2022-08-19T19:28:48Z
Seboloidus
27417
drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="PG" /></noinclude>Stąd też zbytnio się nie boję<br>
O znak pustki na twem czole...<br>
Nie! Przeciwnie! Nawet wolę:<br>
Bo to, widzisz, ludzka dusza<br>
O swem „ja” wciąż myśleć zmusza...<br>
Słuchaj! Właśnie myślę o tem:<br>
Nóżki ci ozłocę złotem —<br>
Nie żadne to przecież zło! —<br>
Bransoletę dam, a wreszcie<br>
Jako duszę dam niewieście<br>
Swojej siebie — ot i co!<br>
Zaś poza tem — status quo!<br>
{{C|przed=5px|''(Anitra chrapie)''|po=5px}}
Jakto? Chrapie? Nie słuchała<br>
Moich wyznań? Na nic cała<br>
Ma wymowa? — Nic! Tu właśnie<br>
Słowa moje, jako pieśnie,<br>
Pogrążyły pannę we śnie...<br>
{{C|przed=5px|''(wstaje i rzuca jej klejnoty na łono)''|po=5px}}
Masz naszyjnik... Przenajsłodsze<br>
Śpij mi, dziewczę, śnij o Piotrze!<br>
Patrzaj, jak twój cesarz płonie<br>
W diademie! Tyś mu skronie<br>
Ozdobiła w śnie! Dziś on,<br>
Peer Gynt, swem „ja” zyskał tron.<br>
{{C|''{{roz*|Droga, którą przechodzą karawany.}}''<br>''W głębi oaza.''}}
{{C|przed=5px|PEER GYNT ''na białym koniu galopuje poprzez pustynię, trzymając przed sobą'' ANITRĘ.|po=5px}}
{{tab}}ANITRA: Puść mnie, bo ukąszę!<br>
{{tab}}PEER: {{tab|180|px}}Nie boję się ząbka!<br>
{{tab}}ANITRA: Czego chcesz?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7awz09cszjxbkytgx1caeij4ky2xxy5
Strona:Franciszek Krček - Pisanki w Galicyi III.pdf/9
100
1063942
3154681
3087774
2022-08-19T19:31:23Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /><br><br></noinclude>{{c|'''{{roz*|Pisanki w Galicyi.}}'''|w=140%|po=20px}}
{{c|Zestawienie materyalu, zebranego w r. 1897. staraniem <br>Towarzystwa ludoznawczego.|w=120%|po=20px}}
{{---|40|po=20px}}
{{tab}}Com w l. 1892. i 1893. mógł przedsiębrać zaledwie na małą stopę, jako jednostka i niezasobna i mało znana, to dzięki staraniom Towarzystwa ludoznawczego udało się w r. z. daleko lepiej. Dwa tysiące z górą kwestyonaryuszy w sprawie pisankowej, rozesłane w obu językach krajowych po Galicyi<ref>Cyfry szczegółowe rozsyłki kwestyonaryuszy w r. z. podano w „''Ludzie''“, t. III. str. 285.</ref>, wywołały 199 odpowiedzi, nieraz bardzo szczegółowych i pouczających, a w każdym razie rozszerzających zakres wiadomości naszych o zwyczaju prastarym malowania jaj w okresie wielkanocnym i Świąt Zielonych. Nie dają one jednak całokształtu i z drugiej strony przy wielu brakach metodycznych mogłyby nasuwać pytanie, czy ma cel zestawianie z nich mozajki takiej, jaką są oba sprawozdania moje z poszukiwań wspomnianych już lat dawniejszych<ref>Pisanki w Galicyi, I. We Lwowie 1893, 8° str. 20 i II. 1894. 8° str. 20. (Odbitki ze ''Szkoły'').</ref>. Uprzedzając te i inne podobne zarzuty, oświadczam, że sam najlepiej odczuwam strony ujemne tych sprawozdań — nie wyłączając niniejszego, a jeżeli mimo to próbuję znów sklecić jaką taką całość z odpowiedzi zeszłorocznych, to czynię tak, by w pierwszym rzędzie dać dowód tym osobom, które pośpieszyły z odpowiedziami na pytania, do nich wystosowane, że nie lekceważymy sobie ich pracy i nie myślimy jej chować pod korcem, a powtóre i dla swej korzyści i innych zdać sobie sprawę z braków, które trzeba jeszcze uzupełnić, i zwrócić uwagę chętnych badaczy, jak należy zajmować się sprawą pisanek i w których kierunkach wytężyć usiłowania w przyszłości.<br>
{{tab}}Przedewszystkiem zestawiam spis szan. korespondentów, względnie korespondentek naszych z r. z., z dołączeniem miejscowości, które poszczególne odpowiedzi obejmują, — w układzie według powiatów, który sam już uwidocznia, w których stronach należy jeszcze dalej badać zwyczaj pisankowy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sm486fuojnlet693vzvnst24c39a5o8
Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis172
2
1066145
3154505
3137911
2022-08-19T15:47:25Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
<pre>
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=&rok_do=1940&szukaj=montepin#' -O - | grep SZCZEGÓŁY |wc -l
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=1902&rok_do=1902&szukaj=doyle+' -O - | grep SZCZEGÓŁY | wc -l
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=&rok_do=1940&szukaj=sztyletem+wotowski' -O - | grep kobieta | wc -l
'https://tezeusz.pl/szukaj?szukaj=Kobieta+ze+sztyletem -O - | grep Wotowski | wc -l
</pre>
<code>
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=1934&rok_do=1935&szukaj=demon+wotowski' | grep SZCZEGÓŁY |wc -l
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=1920&rok_do=1940&szukaj=zjednoczenie+z+bogiem' | grep SZCZEGÓŁY | wc -l
</code>
10235zua2ubx7r2wb7hhrwvmp833cwu
3154529
3154505
2022-08-19T16:37:54Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
<pre>
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=&rok_do=1940&szukaj=montepin#' -O - | grep SZCZEGÓŁY |wc -l
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=1902&rok_do=1902&szukaj=doyle+' -O - | grep SZCZEGÓŁY | wc -l
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=&rok_do=1940&szukaj=sztyletem+wotowski' -O - | grep kobieta | wc -l
'https://tezeusz.pl/szukaj?szukaj=Kobieta+ze+sztyletem -O - | grep Wotowski | wc -l
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=&rok_do=1940&szukaj=sztyletem+wotowski' -O - | grep '"></noscript>\|class="author"\|SZCZEGÓŁY\| Produkt niedostępny$' | grep -B 2 'SZCZEGÓŁY' | grep -o 'alt="[^>]*></noscript>\|class="author">[^<]*<\|SZCZEGÓŁY' | tr '\n' ' ' | sed -e 's/SZCZEGÓŁY/\n/g' | sed -e 's/ *alt=\("[^>]*\)><\/noscript> *class="author">\([^<]*\)</\1 - \2 /g' | grep kobieta | wc -l
</pre>
<code>
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=1934&rok_do=1935&szukaj=demon+wotowski' | grep SZCZEGÓŁY |wc -l
'https://tezeusz.pl/szukaj?cena=0%3B10000&nowa=1&uzywana=1&rok_od=1920&rok_do=1940&szukaj=zjednoczenie+z+bogiem' | grep SZCZEGÓŁY | wc -l
</code>
ownmqqtrkp075s4fguk229og05tn1ew
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/6
100
1067259
3154686
3098964
2022-08-19T19:34:59Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /><br><br></noinclude>{{c|'''''Tekst wg wydania z 1883 roku'''''|w=85%}}
<br>
{{c|''Okładkę projektował Andrzej Heidrich''|w=85%}}
<br><br>{{tns|<br><br><br><br><br><br>}}
{{c|''Drukarnia Nr 2 Spółdzielni Wydawniczo-Oświatowej „Czytelnik“''|w=85%}}
{{c|''Warszawa, Marszałkowska 3/5''|w=85%}}
{{c|''Zamówienie Nr 2786. Papier druk. mat. szer. 61 cm, 70 g, klasa V''|w=85%}}
{{c|''Druk ukończono 7 grudnia 1950 r. Nakład 10 350 egz.''|w=85%}}
{{c|''B-1-122286''|w=85%}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
od528r6jkqgp862rvj1fntg5lcl92ov
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/289
100
1067776
3154557
3100193
2022-08-19T17:33:36Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Akt uroczysty" />{{pk|pochwa|ły}}, oraz patenta opuszczającym gimnazyjum. Na akcie uroczystym w Warszawie, prezyduje zwykle Kurator Okręgu Naukowego Warszawskiego, niekiedy nawet sam Namiestnik Królestwa; na prowincyi najwyższy urzędnik miejscowy. Uroczystość po solennem nabożeństwie zagaja zwierzchnik zakładu, po czém wybrani uczniowie deklamują w różnych językach poezyje i czytają własne rozprawy; na prowincyi czyta także zwykle rozprawę jeden z nauczycieli. Akt uroczysty odbywa się zawsze przy końcu Czerwca; za dawnej organizacyi szkół, kiedy rok szkolny upływał z końcem Lipca, obchód ten nazywano: popisem publicznym.<section end="Akt uroczysty" />
<section begin="Akta" />{{tab}}'''Akta,''' wyraz oznaczający w ogóle zeszyty pism urzędowych, dotyczących pewnego przedmiotu. Ztąd akta są we wszystkich władzach urzędowych, które składają archiwa właściwe. — Obrońcy sądowi, adwokaci, mecenasi, utrzymują akta, dotyczące spraw im powierzanych. W dawnej Polsce takich akt prawie nie znano; były tylko księgi już oprawne mocno, i do nich, wpisywano co wskazywała potrzeba. Jeden urzędnik szedł porządkiem dziennym i wszystko wciągał do jednej księgi, drągi znowu swoje obowiązki rozkładał na wydziały, i dla każdego wydziału miał księgę oddzielną. Sąd każdy miał trzy księgi: ''regestr spraw, sentencyjonarz'', to jest protokół sessyi, i ''dekretarz'', to jest; oryginały wyroków.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|a1=Walenty Dutkiewicz;a2=Kazimierz Władysław Wóycicki}}<section end="Akta" /> — <section begin="Akta księgi sądowe" />'''Akta,''' księgi sądowe, w które się zapisują czynności dobrej woli. Czynność taka w dawném prawie polskiém nazywała się ''zapisem'', (co tu nie znaczy legatu), ''inskrypcyją''. Zeznawana w sądzie osobiście: ''personaliter veniens recognovit'', nazywała się ''rekognicyją'': napisana w domu prywatnie, a osobiście w sądzie przyznana ''roboracyją'': przeniesiona z aktów niewłaściwych do aktów właściwych, nazywała się ''oblatą'', od wyrazu ''offerre obtulit ad activandum''. Przedstawienie do wyciągnięcia, to wciągnienie gotowego aktu, nazywało się ''aktykacyją, acticatio, ingrossatio''. Akta podług różnicy sądów są rozmaite: ''akta ziemskie'', sądu ziemskiego: ''grodzkie'', sądu grodzkiego: ''trybunalskie, kanclerskie'' czyli metryki, koronna i litewska: ''magdeburskie'' czyli ''radzieckie'', to jest miejskie. ''Akta wieczyste'' właściwie są te, które własność nieruchomości lub praw na rzeczy przynoszą, czyli nadają ''jus perpetuum'', własność zwaną wiecznością, ztąd ''acta perpetuitatis''. Takiemi były początkowie akta ziemskie, później i grody zyskały ''vim perpetuitatis''. Akta ziemskie nie zawsze były otwarte, tylko w kadencyjach: otwarcie aktów nazywano leżeniem ksiąg, ''positio actorum'': następowało to nieco przed rozpoczęciem sądów, i przeciągało się dni kilka po skończeniu kadencyi.{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Walenty Dutkiewicz;a2=Kazimierz Władysław Wóycicki}} {{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''W. D.'' i ''K. Wł. W.''{{tab|30}}}}<section end="Akta księgi sądowe" />
<section begin="Akta Apostołów" />{{tab}}'''Akta Apostołów''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Apostolskie Dzieje|Apostolskie dzieje]]'').<section end="Akta Apostołów" />
<section begin="Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi" />{{tab}}'''Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi.''' W processie litewskim, gdy jeszcze Statut litewski był prawem obowiązującém, zgromadzenie dowodów i obron, uzupełniających wywód sprawy toczącej się przed sądem, nazywało się Aktami, według tego jak pociągało wysłuchanie świadków (inkwizycyja), obliczenie stron (kalkulacyja), tudzież sprawdzenie spornych przedstawień (weryfikacyja), tytuł Aktów inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi noszącemi. Sąd albo sam je wyprowadzał; albo zatwierdzał wybranych przez strony; lub wreszcie sam wyznaczał do tego urzędników delegowanych, którzy składali mu sprawę z powierzonych sobie czynności, służącą za podstawę do dalszego wyroku. Urzędnik, któryby wydawszy obwieszczenie (innotescencyja) stronom o aktach, na termin nie zjechał, wyjąwszy przypadek choroby lub dobrowolną na odroczenie zgodę stron, siedzeniem sześciu niedziel wieży cywilnej i zwrotem kosztów stronie zawiedzionej był karany przez Sąd Główny, późniejszą Izbę Sądu<section end="Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jkrj5gb6hsorx237h8c87aa7bczvf3u
3154600
3154557
2022-08-19T18:25:06Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Akt uroczysty" />{{pk|pochwa|ły}}, oraz patenta opuszczającym gimnazyjum. Na akcie uroczystym w Warszawie, prezyduje zwykle Kurator Okręgu Naukowego Warszawskiego, niekiedy nawet sam Namiestnik Królestwa; na prowincyi najwyższy urzędnik miejscowy. Uroczystość po solennem nabożeństwie zagaja zwierzchnik zakładu, po czém wybrani uczniowie deklamują w różnych językach poezyje i czytają własne rozprawy; na prowincyi czyta także zwykle rozprawę jeden z nauczycieli. Akt uroczysty odbywa się zawsze przy końcu Czerwca; za dawnej organizacyi szkół, kiedy rok szkolny upływał z końcem Lipca, obchód ten nazywano: popisem publicznym.<section end="Akt uroczysty" />
<section begin="Akta" />{{tab}}'''Akta,''' wyraz oznaczający w ogóle zeszyty pism urzędowych, dotyczących pewnego przedmiotu. Ztąd akta są we wszystkich władzach urzędowych, które składają archiwa właściwe. — Obrońcy sądowi, adwokaci, mecenasi, utrzymują akta, dotyczące spraw im powierzanych. W dawnej Polsce takich akt prawie nie znano; były tylko księgi już oprawne mocno, i do nich, wpisywano co wskazywała potrzeba. Jeden urzędnik szedł porządkiem dziennym i wszystko wciągał do jednej księgi, drągi znowu swoje obowiązki rozkładał na wydziały, i dla każdego wydziału miał księgę oddzielną. Sąd każdy miał trzy księgi: ''regestr spraw, sentencyjonarz'', to jest protokół sessyi, i ''dekretarz'', to jest; oryginały wyroków.{{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość|{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''W. D.'' i ''K. Wł. W.''{{tab|30}}}}|}}}}{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Walenty Dutkiewicz;a2=Kazimierz Władysław Wóycicki}}<section end="Akta" /> — <section begin="Akta księgi sądowe" />'''Akta,''' księgi sądowe, w które się zapisują czynności dobrej woli. Czynność taka w dawném prawie polskiém nazywała się ''zapisem'', (co tu nie znaczy legatu), ''inskrypcyją''. Zeznawana w sądzie osobiście: ''personaliter veniens recognovit'', nazywała się ''rekognicyją'': napisana w domu prywatnie, a osobiście w sądzie przyznana ''roboracyją'': przeniesiona z aktów niewłaściwych do aktów właściwych, nazywała się ''oblatą'', od wyrazu ''offerre obtulit ad activandum''. Przedstawienie do wyciągnięcia, to wciągnienie gotowego aktu, nazywało się ''aktykacyją, acticatio, ingrossatio''. Akta podług różnicy sądów są rozmaite: ''akta ziemskie'', sądu ziemskiego: ''grodzkie'', sądu grodzkiego: ''trybunalskie, kanclerskie'' czyli metryki, koronna i litewska: ''magdeburskie'' czyli ''radzieckie'', to jest miejskie. ''Akta wieczyste'' właściwie są te, które własność nieruchomości lub praw na rzeczy przynoszą, czyli nadają ''jus perpetuum'', własność zwaną wiecznością, ztąd ''acta perpetuitatis''. Takiemi były początkowie akta ziemskie, później i grody zyskały ''vim perpetuitatis''. Akta ziemskie nie zawsze były otwarte, tylko w kadencyjach: otwarcie aktów nazywano leżeniem ksiąg, ''positio actorum'': następowało to nieco przed rozpoczęciem sądów, i przeciągało się dni kilka po skończeniu kadencyi.{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''W. D.'' i ''K. Wł. W.''{{tab|30}}}}{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Walenty Dutkiewicz;a2=Kazimierz Władysław Wóycicki}}<section end="Akta księgi sądowe" />
<section begin="Akta Apostołów" />{{tab}}'''Akta Apostołów''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Apostolskie Dzieje|Apostolskie dzieje]]'').<section end="Akta Apostołów" />
<section begin="Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi" />{{tab}}'''Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi.''' W processie litewskim, gdy jeszcze Statut litewski był prawem obowiązującém, zgromadzenie dowodów i obron, uzupełniających wywód sprawy toczącej się przed sądem, nazywało się Aktami, według tego jak pociągało wysłuchanie świadków (inkwizycyja), obliczenie stron (kalkulacyja), tudzież sprawdzenie spornych przedstawień (weryfikacyja), tytuł Aktów inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi noszącemi. Sąd albo sam je wyprowadzał; albo zatwierdzał wybranych przez strony; lub wreszcie sam wyznaczał do tego urzędników delegowanych, którzy składali mu sprawę z powierzonych sobie czynności, służącą za podstawę do dalszego wyroku. Urzędnik, któryby wydawszy obwieszczenie (innotescencyja) stronom o aktach, na termin nie zjechał, wyjąwszy przypadek choroby lub dobrowolną na odroczenie zgodę stron, siedzeniem sześciu niedziel wieży cywilnej i zwrotem kosztów stronie zawiedzionej był karany przez Sąd Główny, późniejszą Izbę Sądu<section end="Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
siqeejs6w22xahju24e9z4kozuh9zi3
3154602
3154600
2022-08-19T18:28:18Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Akt uroczysty" />{{pk|pochwa|ły}}, oraz patenta opuszczającym gimnazyjum. Na akcie uroczystym w Warszawie, prezyduje zwykle Kurator Okręgu Naukowego Warszawskiego, niekiedy nawet sam Namiestnik Królestwa; na prowincyi najwyższy urzędnik miejscowy. Uroczystość po solennem nabożeństwie zagaja zwierzchnik zakładu, po czém wybrani uczniowie deklamują w różnych językach poezyje i czytają własne rozprawy; na prowincyi czyta także zwykle rozprawę jeden z nauczycieli. Akt uroczysty odbywa się zawsze przy końcu Czerwca; za dawnej organizacyi szkół, kiedy rok szkolny upływał z końcem Lipca, obchód ten nazywano: popisem publicznym.<section end="Akt uroczysty" />
<section begin="Akta" />{{tab}}'''Akta,''' wyraz oznaczający w ogóle zeszyty pism urzędowych, dotyczących pewnego przedmiotu. Ztąd akta są we wszystkich władzach urzędowych, które składają archiwa właściwe. — Obrońcy sądowi, adwokaci, mecenasi, utrzymują akta, dotyczące spraw im powierzanych. W dawnej Polsce takich akt prawie nie znano; były tylko księgi już oprawne mocno, i do nich, wpisywano co wskazywała potrzeba. Jeden urzędnik szedł porządkiem dziennym i wszystko wciągał do jednej księgi, drągi znowu swoje obowiązki rozkładał na wydziały, i dla każdego wydziału miał księgę oddzielną. Sąd każdy miał trzy księgi: ''regestr spraw, sentencyjonarz'', to jest protokół sessyi, i ''dekretarz'', to jest; oryginały wyroków.{{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''W. D.'' i ''K. Wł. W.''{{tab|30}}}}}}}}{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Walenty Dutkiewicz;a2=Kazimierz Władysław Wóycicki}}<section end="Akta" /> — <section begin="Akta księgi sądowe" />'''Akta,''' księgi sądowe, w które się zapisują czynności dobrej woli. Czynność taka w dawném prawie polskiém nazywała się ''zapisem'', (co tu nie znaczy legatu), ''inskrypcyją''. Zeznawana w sądzie osobiście: ''personaliter veniens recognovit'', nazywała się ''rekognicyją'': napisana w domu prywatnie, a osobiście w sądzie przyznana ''roboracyją'': przeniesiona z aktów niewłaściwych do aktów właściwych, nazywała się ''oblatą'', od wyrazu ''offerre obtulit ad activandum''. Przedstawienie do wyciągnięcia, to wciągnienie gotowego aktu, nazywało się ''aktykacyją, acticatio, ingrossatio''. Akta podług różnicy sądów są rozmaite: ''akta ziemskie'', sądu ziemskiego: ''grodzkie'', sądu grodzkiego: ''trybunalskie, kanclerskie'' czyli metryki, koronna i litewska: ''magdeburskie'' czyli ''radzieckie'', to jest miejskie. ''Akta wieczyste'' właściwie są te, które własność nieruchomości lub praw na rzeczy przynoszą, czyli nadają ''jus perpetuum'', własność zwaną wiecznością, ztąd ''acta perpetuitatis''. Takiemi były początkowie akta ziemskie, później i grody zyskały ''vim perpetuitatis''. Akta ziemskie nie zawsze były otwarte, tylko w kadencyjach: otwarcie aktów nazywano leżeniem ksiąg, ''positio actorum'': następowało to nieco przed rozpoczęciem sądów, i przeciągało się dni kilka po skończeniu kadencyi.{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''W. D.'' i ''K. Wł. W.''{{tab|30}}}}{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Walenty Dutkiewicz;a2=Kazimierz Władysław Wóycicki}}<section end="Akta księgi sądowe" />
<section begin="Akta Apostołów" />{{tab}}'''Akta Apostołów''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Apostolskie Dzieje|Apostolskie dzieje]]'').<section end="Akta Apostołów" />
<section begin="Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi" />{{tab}}'''Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi.''' W processie litewskim, gdy jeszcze Statut litewski był prawem obowiązującém, zgromadzenie dowodów i obron, uzupełniających wywód sprawy toczącej się przed sądem, nazywało się Aktami, według tego jak pociągało wysłuchanie świadków (inkwizycyja), obliczenie stron (kalkulacyja), tudzież sprawdzenie spornych przedstawień (weryfikacyja), tytuł Aktów inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi noszącemi. Sąd albo sam je wyprowadzał; albo zatwierdzał wybranych przez strony; lub wreszcie sam wyznaczał do tego urzędników delegowanych, którzy składali mu sprawę z powierzonych sobie czynności, służącą za podstawę do dalszego wyroku. Urzędnik, któryby wydawszy obwieszczenie (innotescencyja) stronom o aktach, na termin nie zjechał, wyjąwszy przypadek choroby lub dobrowolną na odroczenie zgodę stron, siedzeniem sześciu niedziel wieży cywilnej i zwrotem kosztów stronie zawiedzionej był karany przez Sąd Główny, późniejszą Izbę Sądu<section end="Akta inkwizycyi, kalkulacyi i weryfikacyi" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ngy038wreoz97rmebvrwpzh6gap30lu
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1016
100
1068052
3154827
3106135
2022-08-20T05:24:38Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}}
<section begin="spis"/>
{{EO SpisRzeczy|Akutan|3=294}}
{{EO SpisRzeczy|Akutne choroby}}
{{EO SpisRzeczy|Akwamaryn}}
{{EO SpisRzeczy|Akwarella}}
{{EO SpisRzeczy|Akwaryjanie|3=295}}
{{EO SpisRzeczy|Akwatynta}}
{{EO SpisRzeczy|Akwawita}}
{{EO SpisRzeczy|Akwilas}}
{{EO SpisRzeczy|Akwileja czyli Aglar|3=296}}
{{EO SpisRzeczy|Akwilon}}
{{EO SpisRzeczy|Akwin}}
{{EO SpisRzeczy|Akwizgran}}
{{EO SpisRzeczy|Akwizgrańskie traktaty i Akwizgrański kongres|3=297}}
{{EO SpisRzeczy|Akwizgrańskie cieplice}}
{{EO SpisRzeczy|Akwitanija|3=298}}
{{EO SpisRzeczy|Akyanoblepsyja albo Acyanoblepsyja}}
{{EO SpisRzeczy|Al czyli el}}
{{EO SpisRzeczy|Ala}}
{{EO SpisRzeczy|Alabama}}
{{EO SpisRzeczy|Alabanda, miasto|3=299}}
{{EO SpisRzeczy|Alabanda herb polski}}
{{EO SpisRzeczy|Alabandyn}}
{{EO SpisRzeczy|Alabaster}}
{{EO SpisRzeczy|Alabatis, bogini|3=300}}
{{EO SpisRzeczy|Alabis}}
{{EO SpisRzeczy|Alacci}}
{{EO SpisRzeczy|Alacoque}}
{{EO SpisRzeczy|Aladin}}
{{EO SpisRzeczy|Ala-Eddin, książę Assassynów}}
{{EO SpisRzeczy|Ala-Eddin (Hussein Dżansus)}}
{{EO SpisRzeczy|Ala-Eddin, władca indyjski}}
{{EO SpisRzeczy|Alagoas}}
{{EO SpisRzeczy|A la grecque}}
{{EO SpisRzeczy|Alagrek|3=301}}
{{EO SpisRzeczy|A la guerre}}
{{EO SpisRzeczy|Alahmar}}
{{EO SpisRzeczy|Alaid}}
{{EO SpisRzeczy|Alaix}}
{{EO SpisRzeczy|Alaj}}
{{EO SpisRzeczy|Alaja}}
{{EO SpisRzeczy|Alamak}}
{{EO SpisRzeczy|Alamanni}}
{{EO SpisRzeczy|Alambi|3=302}}
{{EO SpisRzeczy|Alamir}}
{{EO SpisRzeczy|Alamoda}}
{{EO SpisRzeczy|A la mort}}
{{EO SpisRzeczy|Alan}}
{{EO SpisRzeczy|Aland}}
{{EO SpisRzeczy|Alandus}}
{{EO SpisRzeczy|Alandzkie wyspy}}
{{EO SpisRzeczy|Alandża|3=303}}
{{EO SpisRzeczy|Alanowie}}
{{EO SpisRzeczy|Alant|3=304}}
{{EO SpisRzeczy|Alantowicz}}
{{EO SpisRzeczy|Alanus ab insulis}}
{{EO SpisRzeczy|Alańskie góry}}
{{EO SpisRzeczy|A la poule}}
{{EO SpisRzeczy|Alarcon|3=304}}
{{EO SpisRzeczy|Alard (Maryja-Józef)|3=306}}
{{EO SpisRzeczy|Alard (Jan Delfin)|{{tab}}–{{tab}}(Jan Delfin).}}
{{EO SpisRzeczy|Alaresia}}
{{EO SpisRzeczy|Alarm}}
{{EO SpisRzeczy|Alarmiści}}
{{EO SpisRzeczy|Alaryk I|3=307}}
{{EO SpisRzeczy|Alaryk II|{{tab}}–{{tab}}II.}}
{{EO SpisRzeczy|A Lasko}}
{{EO SpisRzeczy|Alaska albo Alaksa}}
{{EO SpisRzeczy|Alastor|3=308}}
{{EO SpisRzeczy|Alaszer}}
{{EO SpisRzeczy|Alaunickie góry}}
{{EO SpisRzeczy|Alava (don Miguel)}}
{{EO SpisRzeczy|Alava prow. hiszp.}}
{{EO SpisRzeczy|Alazonowie}}
{{EO SpisRzeczy|Alb|3=309}}
{{EO SpisRzeczy|Alba}}
{{EO SpisRzeczy|Alba longa}}
{{EO SpisRzeczy|Alba willa radziwiłłow.|{{tab}}–{{tab}}willa radziwiłłow.}}
{{EO SpisRzeczy|Alba (Ferdynand Alvarez de Toledo książe)|{{tab}}–{{tab}}(Ferdynand Alvarez de Toledo książe).}}
{{EO SpisRzeczy|Albach}}
{{EO SpisRzeczy|Albacini Albagini|3=310}}
{{EO SpisRzeczy|Alban (święty)}}
{{EO SpisRzeczy|Albaneńczykowie}}
{{EO SpisRzeczy|Albani}}
{{EO SpisRzeczy|Albani|{{tab}}–{{tab}}(Janfranciszek).}}
{{EO SpisRzeczy|Albani (Annibal)|{{tab}}–{{tab}}(Annibal.)}}
{{EO SpisRzeczy|Albani (Alexander)|{{tab}}–{{tab}}(Alexander.)|311}}
{{EO SpisRzeczy|Albani (Karol)|{{tab}}–{{tab}}(Karol.)}}
{{EO SpisRzeczy|Albani (Jan Franciszek)|{{tab}}–{{tab}}(Jan Franciszek.)|312}}
{{EO SpisRzeczy|Albani (Józef)|{{tab}}–{{tab}}(Józef.)}}
{{EO SpisRzeczy|Albani (Francesco)|{{tab}}–{{tab}}(Francesco.)|313}}
{{EO SpisRzeczy|Albani (Maciej)|{{tab}}–{{tab}}(Maciej.)|314}}
{{EO SpisRzeczy|Albanija}}
{{EO SpisRzeczy|Albano|3=315}}
{{EO SpisRzeczy|Albans}}
{{EO SpisRzeczy|Albany}}
{{EO SpisRzeczy|Albany czyli Albain|{{tab}}–{{tab}}czyli Albain.}}
{{EO SpisRzeczy|Albany (Ludwika Maryja Karolina, hr.)|{{tab}}–{{tab}}(Ludwika Maryja Karolina, hr.).}}
{{EO SpisRzeczy|Albatany, Albatenius, lub Albategnius|3=316}}
{{EO SpisRzeczy|Albatros}}
{{EO SpisRzeczy|Albedyll}}
{{EO SpisRzeczy|Albemarle}}
{{EO SpisRzeczy|Albendorf}}
{{EO SpisRzeczy|Alber|3=317}}
{{EO SpisRzeczy|Albergati (Jan Nep.)}}
{{EO SpisRzeczy|Albergati (Antoni)|{{tab}}–{{tab}}(Antoni).}}
{{EO SpisRzeczy|Albergati Capacelli|{{tab}}–{{tab}}Capacelli.}}
{{EO SpisRzeczy|Alberoni}}
{{EO SpisRzeczy|Albers|3=318}}
{{EO SpisRzeczy|Albert I}}
{{EO SpisRzeczy|Albert kanonik bremeński|{{tab}}–{{tab}}kanonik bremeński.}}
{{EO SpisRzeczy|Albert Saubeer|{{tab}}–{{tab}}Saubeer.|319}}
{{EO SpisRzeczy|Albert biskup kujawski|{{tab}}–{{tab}}biskup kujawski.|320}}
{{EO SpisRzeczy|Albert kaszt. poznański|{{tab}}–{{tab}}kaszt. poznański.|321}}
{{EO SpisRzeczy|Albert kaszt. zbąszyń.|{{tab}}–{{tab}}kaszt. zbąszyń.}}{{EO SpisRzeczy|Albert kaszt. inowłocł.|{{tab}}–{{tab}}kaszt. inowłocł.}}
{{EO SpisRzeczy|Albert kaszt. warszawski|{{tab}}–{{tab}}kaszt. warszawski.}}
{{EO SpisRzeczy|Albert, wójt krakowski|3=321}}
{{EO SpisRzeczy|Albert kanon. raweński|{{tab}}–{{tab}}kanon. raweński.|3=322}}
{{EO SpisRzeczy|Albert (Olbracht)|{{tab}}–{{tab}}(Olbracht).}}
{{EO SpisRzeczy|Albert (Wojciech)|{{tab}}–{{tab}}(Wojciech.|323}}
{{EO SpisRzeczy|Albert Starszy|{{tab}}–{{tab}}Starszy.|324}}
{{EO SpisRzeczy|Albert (Fryderyk)|{{tab}}–{{tab}}(Fryderyk).|328}}
{{EO SpisRzeczy|Albert (Mikołaj)|{{tab}}–{{tab}}(Mikołaj).}}
{{EO SpisRzeczy|Albert (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).}}
{{EO SpisRzeczy|Albert (Kazimierz)|{{tab}}–{{tab}}(Kazimierz).}}
{{EO SpisRzeczy|Albert (Franciszek August Karol Emmanuel)|{{tab}}–{{tab}}(Franciszek August Karol Emmanuel).|330}}
{{EO SpisRzeczy|Albert (Alexander Marcin)|{{tab}}–{{tab}}(Alexander Marcin).}}
{{EO SpisRzeczy|Albert Wielki|{{tab}}–{{tab}}Wielki.}}
{{EO SpisRzeczy|Albertet}}
{{EO SpisRzeczy|Alberti (Leone Battista)}}
{{EO SpisRzeczy|Alberti (Cherubino)|{{tab}}–{{tab}}(Cherubino).|331}}
{{EO SpisRzeczy|Albertin (Franc. jezuita)}}
{{EO SpisRzeczy|Albertini (Franciszek)}}
{{EO SpisRzeczy|Albertini (Jerzy Francis.)|{{tab}}–{{tab}}(Jerzy Francis.).}}
{{EO SpisRzeczy|Albertini (Joachim)|{{tab}}–{{tab}}(Joachim).}}
{{EO SpisRzeczy|Albertrandy (Antoni d’Albertrandy)}}
{{EO SpisRzeczy|Albertrandy (Jan)|3=332}}
{{EO SpisRzeczy|Albertrandy (Antoni)|{{tab}}–{{tab}}(Antoni).}}
{{EO SpisRzeczy|Albertus|3=333}}
{{EO SpisRzeczy|Albertus Magnus|{{tab}}–{{tab}}Magnus.}}
{{EO SpisRzeczy|Albertus (Fontinus)|{{tab}}–{{tab}}(Fontinus).}}
{{EO SpisRzeczy|Albertus (Serpcius)|{{tab}}–{{tab}}(Serpcius).}}
{{EO SpisRzeczy|Albertyn}}
{{EO SpisRzeczy|Albertyńska linija}}
{{EO SpisRzeczy|Alberyk I|3=335}}
{{EO SpisRzeczy|Alberyk II}}
{{EO SpisRzeczy|Alberyk de Rosate|{{tab}}–{{tab}}{{kor|da|de}} Rosate.}}
{{EO SpisRzeczy|Alberyk zakonnik|{{tab}}–{{tab}}zakonnik.}}
{{EO SpisRzeczy|Alberyk zakonnik reguły Cystersów|{{tab}}–{{tab}}zakonnik reguły Cystersów.|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Albi, miasto}}
{{EO SpisRzeczy|Albigensy}}
{{EO SpisRzeczy|Albignac|3=339}}
{{EO SpisRzeczy|Albin (święty)}}
{{EO SpisRzeczy|Albin męczennik|{{tab}}–{{tab}}męczennik.}}
{{EO SpisRzeczy|Albin (Stanisław)|{{tab}}–{{tab}}(Stanisław).}}
{{EO SpisRzeczy|Albin (Adryjan)|{{tab}}–{{tab}}(Adryjan).}}
{{EO SpisRzeczy|Albin (Krzysztof)|{{tab}}–{{tab}}(Krzysztof).}}
{{EO SpisRzeczy|Albinagii jus}}
{{EO SpisRzeczy|Albini}}
{{EO SpisRzeczy|Albinos|3=337}}
{{EO SpisRzeczy|Albinovanus|3=339}}
{{EO SpisRzeczy|Albinowski dom}}
{{EO SpisRzeczy|Albinowski (Jędrzej)|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|(Jędrzéj).|(Jędrzej).}}}}
{{EO SpisRzeczy|Albinus, wódz rzymski}}
{{EO SpisRzeczy|Albinus Rzymianin|{{tab}}–{{tab}}Rzymianin.}}
{{EO SpisRzeczy|Albinus (Jerzy)|{{tab}}–{{tab}}(Jerzy).}}
{{EO SpisRzeczy|Albinus (Piotr)|{{tab}}–{{tab}}(Piotr).|340}}
{{EO SpisRzeczy|Albinus (Bernard)|{{tab}}–{{tab}}(Bernard).}}
{{EO SpisRzeczy|Albinus (Bern. Zygfryd)|{{tab}}–{{tab}}(Bern. Zygfryd).}}
{{EO SpisRzeczy|Albinus (Chrystyj. Ber.)|{{tab}}–{{tab}}(Chrystyj. Ber.).|341}}
{{EO SpisRzeczy|Albion czyli Britannia}}
{{EO SpisRzeczy|Albion wódz saxoński|{{tab}}–{{tab}}wódz saxoński.}}
{{EO SpisRzeczy|Albion nowy|{{tab}}–{{tab}}nowy.}}
{{EO SpisRzeczy|Albis}}
{{EO SpisRzeczy|Albit}}
{{EO SpisRzeczy|Albo}}
<section end="spis"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fn79eldp9a8bwral36n0ixn7n8k3fzs
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/308
100
1068313
3154805
3106087
2022-08-20T04:40:20Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alabaster" />napotyka się po kościołach polskich. Drugi gatunek jest ''alabaster wapienny'', czyli alabaster tak zwany ''starożytny'' (antico); jest to węglan wapna włóknisty, przedstawiający rozmaicie zabarwione pasy, twardszy bez porównania od alabastru zwykłego, a przez to trwalszy, piękniej polerować się dający, staranniej obrabiany w wyrobach i znacznie droższy.{{EO autorinfo|''K. J.''}}<section end="Alabaster" />
<section begin="Alabatis, bogini" />{{tab}}'''Alabatis,''' w mitologii litewskiej, bogini opiekująca się uprawą lnu, podobnie jak bożek Wajżgantos; albo też dusza niewieścia, obrabianiem lnu zajęta.<section end="Alabatis, bogini" />
<section begin="Alabis" />{{tab}}'''Alabis, Alabisz,''' herbu Poraj, dom szlachecki polski osiadły w Województwie Mińskiem.<section end="Alabis" />
<section begin="Alacci" />{{tab}}'''Alacci''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Allatius|Allatius]]'').<section end="Alacci" />
<section begin="Alacoque" />{{tab}}'''Alacoque''' (Małgorzata Maryja), urodzona r. 1647 w Lauthecour, w dyjecezyi Autun, we Francyi, r. 1671 wstąpiła do zakonu Wizytek. Miewała częste widzenia i zachwycenia; nawet przypisują jej dar czynienia cudów. Napisała książkę mistyczną o nabożeństwie do Serca Jezusowego: ''La dévotion au coeur de Jesus''. Umarła r. 1690. Biskup Józef Languet wydał r. 1729, żywot, listy i pisma pomniejsze tej świątobliwej zakonnicy.<section end="Alacoque" />
<section begin="Aladin" />{{tab}}'''Aladin''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ala-Eddin, książę Assassynów|Ala-Eddin]]''). — '''Aladin,''' właściciel cudownej lampy w powiastkach arabskich, znanych pod tytułem: ''Tysiąca i jednej Nocy''. Ta potarciem tej lampy pojawiał się duch dobroczynny, który Aladinowi, synowi biednego krawca, następnie przy pomocy talizmanu najwyższemu sułtanowi, dostarczał przepysznych koni, ubiorów, skarbów, pałaców: pałace te przenosił z Afryki do Chin i napowrót, słowem tak wiele nieocenionych dokazywał rzeczy, że lampa Aladina we wszystkich prawie krajach weszła w przysłowie, prawdziwości którego każdy zapewne pragnąłby doświadczyć.<section end="Aladin" />
<section begin="Ala-Eddin, książę Assassynów" />{{tab}}'''Ala-Eddin,''' z przydomkiem: ''Starzec z Gór'', książę Assassynów, po licznych przygodach utworzył sobie w górach starożytnej Partyi królestwo zupełnie niezależne, w ktorem postrachem panował nad swemi poddanemi, a wraz z niemi znowu podobnyż postrach wywierał na kraje sąsiednie i wszystkich podróżników. Jeden Ludwik święty, król francuzki, w czasie wyprawy krzyżowej do Palestyny, nie-rylko nie chciał opłacać mu haraczu, lecz zmusił jeszcze tyrana do wyprawienia doń uroczystego poselstwa z podarkami (ob. ''Izmaelici''). <section end="Ala-Eddin, książę Assassynów" /> — <section begin="Ala-Eddin (Hussein Dżansus)" />'''Ala Eddin''' (Hussein Dżansus podpalacz świata), założyciel dynastyi Gaurydów w Persyi Wschodniej i Północnych Indyjach, dzisiejszym Kabulu i Afganistanie, panował od roku 1151—1146.<section end="Ala-Eddin (Hussein Dżansus)" /> — <section begin="Ala-Eddin, władca indyjski" />'''Ala-Eddin,''' ostatni władca z dynastyi Kaldżydów w Hindostanie, następca Firuz-Chana, panował od r. 1296—1316, potężny na zewnątrz, troskliwy o dobro swoich poddanych, należał do najznakomitszych monarchów Hindostanu. Po śmierci jego objął tron Tugluk-Chan, założyciel nowej dynastyi (ob. ''Hindostan'').<section end="Ala-Eddin, władca indyjski" />
<section begin="Alagoas" />{{tab}}'''Alagoas,''' nadbrzeżna prowincyja Brazylii, która w XVII stuleciu w wojnach między Portugaliją i Hollandyją ważną odgrywała rolę, liczy nie więcej jak 130,000 mieszkańców, zajmujących się głównie uprawą trzciny cukrowej, bawełny i mandyjoki, oraz ścinaniem drzewa farbierskiego na wywóz. Klimat kraju przerżniętego tylko w stronie północno-zachodniej pasmem gór, w ogólności jest niezdrowy. Od czasu wypędzenia Portugalczyków przemysł i handel zupełnie podupadły, a mieszkańcy zubożeli. Stolica tegoż nazwiska leży niedaleko morza, na południowym brzegu wielkiego jeziora i liczy już tylko 6,000 mieszkańców. Z innych miast wymieniamy: Macejo, porto-Calvo i Villa-Penedo.<section end="Alagoas" />
<section begin="A la grecque" />{{tab}}'''A la grecque,''' rodzaj ozdób architektonicznych i malarskich, używanych na opaski ścian i innych części budynków, tudzież na szlaki w obrazach i tkaninach, składających się z linii spiralnej, przerzynanej poziomemi i prostopadłemi.<section end="A la grecque" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6ahrjdnyijj3z79azeg13ny7a3a2cx7
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/309
100
1068314
3154806
3102368
2022-08-20T04:44:58Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alagrek" />{{tab}}'''Alagrek''' (à la grecque), piękny taniec, którym u nas zwykle wesoło i szumnie bale kończono, w końcu panowania Stanisława Augusta.<section end="Alagrek" />
<section begin="A la guerre" />{{tab}}'''A la guerre''' (wyrażenie francuzkie: ''na wojnie, w wojnę''), nazwa kilku rodzajów gry w karty i w billard, tej ostatniej zbliżonej poniekąd do znanej powszechnie gry billardowej ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/A la poule|à la poule]]'' (ob.).<section end="A la guerre" />
<section begin="Alahmar" />{{tab}}'''Alahmar''' (Mohammed Aben), założyciel królestwa Grenady, był jednym z naczelników arabskich, którzy w XIII wieku w Hiszpanii tyle już tylko mieli potęgi, iż wzajemnie się najeżdżali i niszczyli, przez co chrześcijanom ułatwiali przyszłe panowanie. Alahmar powziąwszy śmiałą myśl zjednoczenia pod swoją władzą wszystkich prowincyj, jeszcze niezajętych przez chrześcijan, zajął Grenadę, a jakkolwiek wkrótce zmuszony odstępstwem syna Aben-Houda, poddał się w lenność don Alfonsowi, królowi Kastylii, przecież władztwo swoje ustalił w Grenadzie, ostatniem już schronieniu ludności muzułmańskiej w Hiszpanii. Przyjazne zawiązawszy stosunki z monarchami chrześcijańskiemi i przez nich wielce szanowany, rządził z umiarkowaniem i sprawiedliwością, sprzyjał rolnictwu, przemysłowi i sztukom pięknym, założył liczne szkoły i zakłady dobroczynne. Jego także jest dziełem sławny pałac [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alhambra|Alhambra]] (ob.) w Grenadzie, w którym urządził swoje rezydencyję królewską. Um. tamże r. 1273.<section end="Alahmar" />
<section begin="Alaid" />{{tab}}'''Alald,''' jedna z gromady wysp Kurylskich, pomiędzy Kamczatką i Japoniją, pochodzenia widocznie wulkanicznego, której szczyty dotychczas wyrzucają słupy dymu.<section end="Alaid" />
<section begin="Alaix" />{{tab}}'''Alaix,''' generał wojsk hiszpańskich, rodem Francuz, był na stronie Ferdynanda VII, a potem partyzantem królowej Krystyny. W wojnie z Karlistami, Alaix dowodził dywizyją i wspólnie z Rodilem i Narvaezem ścigał Gomeza, generała Karlistowskiego, który się cofał od Ebru ku Estremadurze. Wyprawa nie powiodła się, Alaix został nawet rannym w utarczce i dla tego porzucił czynną służbę. Objąwszy zarząd ministeryjum wojny, Alaix trzymał się stronnictwa narodowego, lecz wkrótce utracił tę posadę (ku końcowi 1839 r.), i odtąd żadnego już publicznego urzędu nie piastował.<section end="Alaix" />
<section begin="Alaj" />{{tab}}'''Alaj,''' po turecku processyja, każda uroczystość publiczna, a raczej urzędowa, jak np.: processyja koronacyjna, wyjazd sułtana w święto bejramu, orszak prowadzący ambassadorów zagranicznych i t. d. Urzędnik przestrzegający porządku przy takich pochodach, zowie się ''Alaj-Czausz''.<section end="Alaj" />
<section begin="Alaja" />{{tab}}'''Alaja,''' sandżak turecki w Azyi mniejszej, z miastem główném tegoż nazwiska (starożytnym ''Coracesium''), niegdyś bardzo warownem, z położenia swego podobném do Gibraltaru, dziś znacznie podupadłém. Coracesium, gdy wszystkie już miasta cylicyjskie poddały się Antyjochowi W., ostatnie jeszcze opierało się zdobywcy, a w czasie wojny Pompejusza z rozbójnikami morskiemi, miasto to posłużyło im za niedostępne przed nieprzyjacielem schronienie.<section end="Alaja" />
<section begin="Alamak" />{{tab}}'''Alamak,''' jedna z gwiazd w konstellacyi Andromeda.<section end="Alamak" />
<section begin="Alamanni" />{{tab}}'''Alamanni''' (Luigi), sławny poeta włoski, ur. we Florencyi 1495 r., pochodził z jednej z najznakomitszych rodzin dawnej rzeczypospolitej, syn Francesco. Alamanni, gorliwego stronnika Medyceuszów. Luigi długi czas był w łaskach kardynała Julijusza, który rządził w imieniu papieża Leona X, lecz sądząc się pokrzywdzonym, przyłączył się do spisku na jego życie. Spisek odkryto, Alamanni musiał schronić się do Wenecyi, gdzie w senatorze Carlo Capello znalazł protektora. Później, gdy kardynał wstąpił na stolicę apostolską pod imieniem Klemensa VII, Alamanni uciekł do Francyi; gdy wszakże nieszczęśliwe panowanie tego papieża dało sposobność Florencyi do odzyskania swej niezależności, Alamanni wrócił do kraju 1527 roku. Onto doradzał rzeczypospolitej, aby dobrowolnie oddala się<section end="Alamanni" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i74fbbgksldz35f9yjegzmzmhurf5ge
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1017
100
1068592
3154847
3109985
2022-08-20T06:55:50Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}}
<section begin="spis"/>
{{EO SpisRzeczy|Alboin|3=342}}
{{EO SpisRzeczy|Alboni}}
{{EO SpisRzeczy|Alborak|3=343}}
{{EO SpisRzeczy|Albord}}
{{EO SpisRzeczy|Albornoz}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht, dom szlachecki}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht Niedźwiedź}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht Dumny|{{tab}}–{{tab}}Dumny.}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht kaszt. ostrowski|{{tab}}–{{tab}}kaszt. ostrowski.|344}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht I|{{tab}}–{{tab}}I.}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht II|{{tab}}–{{tab}}II.}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht II. książe austry.|{{tab}}–{{tab}}II. książe austry.}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht Odważny|{{tab}}–{{tab}}Odważny.}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht I. Jagiellończyk|{{tab}}–{{tab}}I. {{Kor|Jagielończyk.|Jagiellończyk.}}|345}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht Alcybijades|{{tab}}–{{tab}}Alcybijades.}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht VII arcyk. austr.|{{tab}}–{{tab}}VII arcyk. austr.}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht (Fryd. Rudolf)|{{tab}}–{{tab}}(Fryd. Rudolf).}}
{{EO SpisRzeczy|Albrecht (Wilh. Edward)|{{tab}}–{{tab}}(Wilh. Edward).}}
{{EO SpisRzeczy|Albrechta order}}
{{EO SpisRzeczy|Albrechtsberger|3=346}}
{{EO SpisRzeczy|Albret}}
{{EO SpisRzeczy|Albucasis}}
{{EO SpisRzeczy|Albufeda}}
{{EO SpisRzeczy|Albufera, wioska}}
{{EO SpisRzeczy|Albufera jezioro|{{tab}}–{{tab}}jezioro.}}
{{EO SpisRzeczy|Albule Tiburtine}}
{{EO SpisRzeczy|Album|3=347}}
{{EO SpisRzeczy|Album graecum}}
{{EO SpisRzeczy|Album Janum|{{tab}}–{{tab}}Janum.}}
{{EO SpisRzeczy|Albumazar}}
{{EO SpisRzeczy|Albumen aluminosum}}
{{EO SpisRzeczy|Albumen spirituosum|{{tab}}–{{tab}}spirituosum.}}
{{EO SpisRzeczy|Albumin}}
{{EO SpisRzeczy|Albuminuryja|3=348}}
{{EO SpisRzeczy|Albunea}}
{{EO SpisRzeczy|Albuquerque, m. w Hiszp.|Albuquerque, m. w Hiszp.}}
{{EO SpisRzeczy|Albuquerque m. w Mexyku|{{tab}}–{{tab}}m. w Mexyku.}}
{{EO SpisRzeczy|Albuquerque (Alfons)|{{tab}}–{{tab}}(Alfons).}}
{{EO SpisRzeczy|Albuquerque (Blasius)|{{tab}}–{{tab}}(Blasius).|349}}
{{EO SpisRzeczy|Albus}}
{{EO SpisRzeczy|Alcabala, Alcavala}}
{{EO SpisRzeczy|Alcala, de Henares, m.|Alcala, de Henares, m.}}
{{EO SpisRzeczy|Alcala de Real, m.|{{tab}}–{{tab}}de Real, m.}}
{{EO SpisRzeczy|Alcala (don Pedro Riv.)|{{tab}}–{{tab}}(don Pedro Riv.).}}
{{EO SpisRzeczy|Alcan}}
{{EO SpisRzeczy|Alcantara|Alcantara, m.|350}}
{{EO SpisRzeczy|Alcantara|{{tab}}–{{tab}}zakon rycerski.}}
{{EO SpisRzeczy|Alcaçar, zamek}}
{{EO SpisRzeczy|Alcaçar Quivir, miasto|{{tab}}–{{tab}}Quivir, miasto.}}
{{EO SpisRzeczy|Alcaçar (Ludwik)|{{tab}}–{{tab}}(Ludwik).}}
{{EO SpisRzeczy|Alcaçar (Baltazar)|{{tab}}–{{tab}}(Baltazar).}}
{{EO SpisRzeczy|Alcejski wiersz}}
{{EO SpisRzeczy|Alcesta}}
{{EO SpisRzeczy|Alceusz, wład. Tyryntu|3=351}}
{{EO SpisRzeczy|Alceusz syn Herkulesa|{{tab}}–{{tab}}syn Herkulesa.}}
{{EO SpisRzeczy|Alceusz poeta|{{tab}}–{{tab}}poeta.}}
{{EO SpisRzeczy|Alchemija}}
{{EO SpisRzeczy|Alciat|3=359}}
{{EO SpisRzeczy|Alciato}}
{{EO SpisRzeczy|Alcimus}}
{{EO SpisRzeczy|Alcis}}
{{EO SpisRzeczy|Alcudia|3=360}}
{{EO SpisRzeczy|Alcyjato (Jan Paweł)|3=360}}
{{EO SpisRzeczy|Alcyjato (Jan)|Alcacyjato (Jan)}}
{{EO SpisRzeczy|Alcybijades}}
{{EO SpisRzeczy|Alcyd|3=361}}
{{EO SpisRzeczy|Alcydamus|3=361}}
{{EO SpisRzeczy|Alcyfron}}
{{EO SpisRzeczy|Alcyjon}}
{{EO SpisRzeczy|Alcyjona}}
{{EO SpisRzeczy|Alcyjony}}
{{EO SpisRzeczy|Alcym}}
{{EO SpisRzeczy|Alcynous}}
{{EO SpisRzeczy|Alcynous filozof|{{tab}}–{{tab}}|363}}
{{EO SpisRzeczy|Aldebaran|{{Kor|Albebaran.|Aldebaran.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Aldegonda}}
{{EO SpisRzeczy|Aldegonde}}
{{EO SpisRzeczy|Aldegrever}}
{{EO SpisRzeczy|Aldehydy}}
{{EO SpisRzeczy|Aldenhoven|3=364}}
{{EO SpisRzeczy|Alderman}}
{{EO SpisRzeczy|Aldini (Antoni hr. d’)}}
{{EO SpisRzeczy|Aldini (Giovanni)|{{tab}}–{{tab}}(Giovanni).}}
{{EO SpisRzeczy|Aldo Manuzzi|3=365}}
{{EO SpisRzeczy|Aldobrandini}}
{{EO SpisRzeczy|Aldobrandini (Sylwester)|{{tab}}–{{tab}}(Sylwester).}}
{{EO SpisRzeczy|Aldobrandini (Hippolit)|{{tab}}–{{tab}}(Hipolit).}}
{{EO SpisRzeczy|Aldobrandini (Piotr)|{{tab}}–{{tab}}(Piotr).}}
{{EO SpisRzeczy|Aldobrandyńskie wesele}}
{{EO SpisRzeczy|Aldoma}}
{{EO SpisRzeczy|Aldona}}
{{EO SpisRzeczy|Aldridge|3=366}}
{{EO SpisRzeczy|Aldringer}}
{{EO SpisRzeczy|Aldrovanda|3=367}}
{{EO SpisRzeczy|Aldrovandi}}
{{EO SpisRzeczy|Aldudes}}
{{EO SpisRzeczy|Aldyńskie litery}}
{{EO SpisRzeczy|Aldyny}}
{{EO SpisRzeczy|Aldżyhed|{{Kor|Aldżyged.|Aldżyhed/}}|368}}
{{EO SpisRzeczy|Ale (el)}}
{{EO SpisRzeczy|Alea}}
{{EO SpisRzeczy|Alea miasto|{{tab}}–{{tab}}miasto.|368}}
{{EO SpisRzeczy|Alea gra w kostki|{{tab}}–{{tab}}gra w kostki.}}
{{EO SpisRzeczy|Aleander (Hieronim star.)}}
{{EO SpisRzeczy|Aleander (Hieronim mł.)}}
{{EO SpisRzeczy|Aleatico|{{Kor|Aleotoco.|Aleatico.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alecsandri}}
{{EO SpisRzeczy|Alecz}}
{{EO SpisRzeczy|Alegam}}
{{EO SpisRzeczy|Alegambe}}
{{EO SpisRzeczy|Aleipty}}
{{EO SpisRzeczy|Alej, r.|Alej, r.}}
{{EO SpisRzeczy|Aleja|3=371}}
{{EO SpisRzeczy|Aleksander}}
{{EO SpisRzeczy|Aleksy}}
{{EO SpisRzeczy|Alekto}}
{{EO SpisRzeczy|Alektryjomancyja, Alektoromancyja}}
{{EO SpisRzeczy|Alektryjonon|{{Kor|Alektryjonon.|Alektryjonom.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Aleman}}
{{EO SpisRzeczy|Alemani}}
{{EO SpisRzeczy|Alemannija|3=372}}
{{EO SpisRzeczy|Alemannowie czyli Alamanni}}
{{EO SpisRzeczy|Alemański dyjalekt|3=373}}
{{EO SpisRzeczy|Alemański kodex|{{tab}}–{{tab}}kodex.}}
{{EO SpisRzeczy|Alembek (Fryderyk)}}
{{EO SpisRzeczy|Alembek (Ludwik Wal.)|{{tab}}–{{tab}}(Ludwik Wal.).}}
{{EO SpisRzeczy|Alembert}}
{{EO SpisRzeczy|Alembik|3=375}}
{{EO SpisRzeczy|Alembroth}}
{{EO SpisRzeczy|Alemontyt}}
{{EO SpisRzeczy|Alemtejo}}
{{EO SpisRzeczy|Alençon|{{Kor|Alenço.|Alençon.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alentejo|3=376}}
{{EO SpisRzeczy|Aleotti (Rafael Argenta)|Aleotti (Rafael {{Kor|Argemta|Argenta}}).}}
{{EO SpisRzeczy|Aleotti (Vittoria)|{{tab}}–{{tab}}(Vittoria).}}
{{EO SpisRzeczy|Alep czyli Haleb}}
{{EO SpisRzeczy|Aleph}}
{{EO SpisRzeczy|Alepin}}
{{EO SpisRzeczy|Aleps}}
{{EO SpisRzeczy|Aler|3=377}}
{{EO SpisRzeczy|Alesia}}
{{EO SpisRzeczy|Alessandri}}
{{EO SpisRzeczy|Alessandria}}
{{EO SpisRzeczy|Alessi|3=378}}
{{EO SpisRzeczy|Aleszki}}
{{EO SpisRzeczy|Aleta}}
{{EO SpisRzeczy|Aletys}}
{{EO SpisRzeczy|Aleuadowie}}
{{EO SpisRzeczy|Aleuckie wyspy|3=379}}
{{EO SpisRzeczy|Aleuromancyja}}
{{EO SpisRzeczy|Aleusskie solne jeziora}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander I}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. męczennik|{{tab}}–{{tab}}ś. męczennik.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. bisk. Koman.|{{tab}}–{{tab}}ś. bisk. Koman.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. węglarz|{{tab}}–{{tab}}ś. węglarz.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander bisk. Kappadn.|{{tab}}–{{tab}}bisk. Kappadn.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. męczennik|{{tab}}–{{tab}}ś. męczennik.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. męczennik w Tessalonice|{{tab}}–{{tab}}ś. męczennik w Tessalonice.|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. męczennik w Brussie|{{tab}}–{{tab}}ś. męczennik w Brussie.|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. cudotwórca|{{tab}}–{{tab}}ś. cudotwórca.|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. żołnierz|{{tab}}–{{tab}}ś. żołnierz.|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. bisk. Alexan.|{{tab}}–{{tab}}ś. bisk. Alexan.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. pustelnik|{{tab}}–{{tab}}ś. pustelnik.|384}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. bisk. Pontu|{{tab}}–{{tab}}ś. bisk. Pontu.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. bisk. Werony|{{tab}}–{{tab}}ś. bisk. Werony.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. bisk. Fesoli|{{tab}}–{{tab}}ś. bisk. Fesoli.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. królewicz szkocki|{{tab}}–{{tab}}ś. królewicz szkocki.|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. Vinciolus|{{tab}}–{{tab}}ś. {{Kor|Vincistus.|Vinciolus.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. Felicyty|{{tab}}–{{tab}}ś. Felicyty.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. męczennik w Lugdunie (Potyn)|{{tab}}–{{tab}}ś. męczennik.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. męczennik w Lugdunie (Epipodyjusz)|{{tab}}–{{tab}}ś. męczennik.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. męczennik w ziemi trydenckiej|{{tab}}–{{tab}}ś. męczennik.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander ś. męczennik w Marsylii|{{tab}}–{{tab}}ś. męczennik.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander I, papież}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander II|{{tab}}–{{tab}}II.|385}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander III|{{tab}}–{{tab}}III.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander IV|{{tab}}–{{tab}}IV.|386}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander V|{{tab}}–{{tab}}V.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander VI|{{tab}}–{{tab}}VI.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander VII|{{tab}}–{{tab}}VII.|388}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander VIII|{{tab}}–{{tab}}VIII.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander z Fere|{{tab}}–{{tab}}z Fere.|389}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Wielki|{{tab}}–{{tab}}Wielki.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander IV Egus|{{tab}}–{{tab}}IV Egus.|394}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander V s. Kassandra|{{tab}}–{{tab}}V s. Kassandra.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander I król Epiru|{{tab}}–{{tab}}I król Epiru.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander II król Epiru|{{tab}}–{{tab}}II król Epiru.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander I Ptolemeusz|{{tab}}–{{tab}}I Ptolemeusz.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander II Ptolemeusz|{{tab}}–{{tab}}II Ptolemeusz.}}
<section end="spis"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aijxws4lzola1pys3o0p29r9u7mbq32
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1018
100
1068802
3154857
3114409
2022-08-20T07:43:52Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}}
<section begin="spis"/>
{{EO SpisRzeczy|Alexander III Ptolemeu.|{{tab}}–{{tab}}Alexander III Ptolemeu.|394}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander I Balas|{{tab}}–{{tab}}I Balas.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Helios|{{tab}}–{{tab}}Helios.|395}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Janneus|{{tab}}–{{tab}}Janneus.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Severus|{{tab}}–{{tab}}Severus.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander I ces. bizantyń.|{{tab}}–{{tab}}I ces. bizantyń.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander II ces. bizantyń.|{{tab}}–{{tab}}II.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander I król Szkocyi|{{tab}}–{{tab}}I król Szkocyi.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander II król Szkocyi|{{tab}}–{{tab}}II.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander III król Szkocyi|{{tab}}–{{tab}}III.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Wszewołodow.|{{tab}}–{{tab}}Wszewołodow.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Newski|{{tab}}–{{tab}}Newski.|396}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Michajłowicz|{{tab}}–{{tab}}Michajłowicz.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Michał|{{tab}}–{{tab}}Michał.|397}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Korjatowicz|{{tab}}–{{tab}}Korjatowicz.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Olelko|{{tab}}–{{tab}}Olelko.|398}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Narymuntow.|{{tab}}–{{tab}}Narymuntow.|398}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander książę Połocki|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|książe|książę}} Połocki.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Wigunt|{{tab}}–{{tab}}Wigunt.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander książę mazow.|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|książe|książę}} mazow.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Janowicz|{{tab}}–{{tab}}Janowicz.|400}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Jagiellończyk|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Jagielończyk.|Jagiellończyk.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander (Karol Waza)|{{tab}}–{{tab}}(Karol Waza).|404}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander (Sobieski)|{{tab}}–{{tab}}(Sobieski).|406}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander k. Anhalt-Ber.|{{tab}}–{{tab}}k. Anhalt-Ber.|408}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Karageorgiew.|{{tab}}–{{tab}}Karageorgiew.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Jan I (Couza)|{{tab}}–{{tab}}Jan I {{Kor|(Cauza).|(Couza).}}|410}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Farnese|{{tab}}–{{tab}}Farnese.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander bisk. Płocki|{{tab}}–{{tab}}bisk. Płocki.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander bisk. kamieniecki|{{tab}}–{{tab}}–{{tab}} {{Kor|kamienicki.|kamieniecki.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander legat|{{tab}}–{{tab}}legat.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Polyhistor|{{tab}}–{{tab}}Polyhistor.|411}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander z Afrodyzyi|{{tab}}–{{tab}}z Afrodyzyi.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander z Trallesu|{{tab}}–{{tab}}z Trallesu.|412}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander z Bernay|{{tab}}–{{tab}}z Bernay.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander z Hales|{{tab}}–{{tab}}z Hales.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Natalis|{{tab}}–{{tab}}Natalis.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander a Jesu|{{tab}}–{{tab}}a Jesu.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Würtemberg.|{{tab}}–{{tab}}Würtemberg.|413}}
{{EO SpisRzeczy|Alexander Pacz|{{tab}}–{{tab}}Pacz.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandersbad}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandra Olgierdówna|Alexandra {{Kor|Olgerdowna|Olgierdówna}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandra c. Pawła I|{{tab}}–{{tab}}c. Pawła I.|414}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandra bitwa|{{tab}}–{{tab}}bitwa.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandra order Newsk.|{{tab}}–{{tab}}order Newsk.|415}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandre}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandresco}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandretta}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandri}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandropol|3=416}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrów, miasteczko}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrów miasto pow.|{{tab}}–{{tab}}miasto pow.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowski powiat|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz, herb|3=417}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz (Stefan)|{{tab}}–{{tab}}(Stefan).}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz (Tomasz)|{{tab}}–{{tab}}(Tomasz).}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz (Jan-Ale.)|{{tab}}–{{tab}}(Jan-Ale.).}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz (Antoni)|{{tab}}–{{tab}}(Antoni).|418}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz (Francis.)|{{tab}}–{{tab}}(Francis.).}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz (Dominik)|{{tab}}–{{tab}}(Dominik).}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz malarz|{{tab}}–{{tab}}malarz.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz (Benedykt)|{{tab}}–{{tab}}(Benedykt).}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz (Jerzy)|{{tab}}–{{tab}}(Jerzy).|419}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowicz (Adolf)|3=419}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrówka}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandrowsk}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryja grecka}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryja miasteczko|{{tab}}–{{tab}}miasteczko.|421}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryja miasto|{{tab}}–{{tab}}miasto.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryja Nowa|{{tab}}–{{tab}}Nowa.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjscy żydzi}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjska biblijot.|Alexandryjska biblijot.|422}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjska epoka|{{tab}}–{{tab}}epoka.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjska kronika|{{tab}}–{{tab}}kronika.|423}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjska szkoła|{{tab}}–{{tab}}szkoła.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjska szk. kate.|{{tab}}–{{tab}}szk. kate.|425}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjska wojna|{{tab}}–{{tab}}wojna.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjski dyjalekt}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjski kodex|{{tab}}–{{tab}}kodex.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjskie tłómaczenie Biblii|3=426}}
{{EO SpisRzeczy|Alexandryjskie wiersze}}
{{EO SpisRzeczy|Alexiejew|3=427}}
{{EO SpisRzeczy|Alexifarmaka}}
{{EO SpisRzeczy|Alexin}}
{{EO SpisRzeczy|Alexis}}
{{EO SpisRzeczy|Alexisbad}}
{{EO SpisRzeczy|Alexiterium}}
{{EO SpisRzeczy|Alexota|3=428}}
{{EO SpisRzeczy|Alexwang}}
{{EO SpisRzeczy|Alexy (święty)}}
{{EO SpisRzeczy|Alexy I Komnemes}}
{{EO SpisRzeczy|Alexy Bulgarzyn|{{tab}}–{{tab}}Bulgarzyn.|429}}
{{EO SpisRzeczy|Alexy (samozwaniec)|{{tab}}–{{tab}}(samozwaniec).}}
{{EO SpisRzeczy|Alexy Michajłowicz|{{tab}}–{{tab}}Michajłowicz.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexy Piotrowicz|{{tab}}–{{tab}}Piotrowicz.|430}}
{{EO SpisRzeczy|Alexy kaszt. łęczycki|{{tab}}–{{tab}}kaszt. łęczycki.}}
{{EO SpisRzeczy|Alexyjanie}}
{{EO SpisRzeczy|Alf}}
{{EO SpisRzeczy|Alf (Alfons Alexander)|3=423}}
{{EO SpisRzeczy|Alfa i Omega}}
{{EO SpisRzeczy|Alfabet|3=432}}
{{EO SpisRzeczy|Alfakini}}
{{EO SpisRzeczy|Alfarabi}}
{{EO SpisRzeczy|Alfaraid}}
{{EO SpisRzeczy|Alfeus}}
{{EO SpisRzeczy|Alfeusz}}
{{EO SpisRzeczy|Alfheim|3=433}}
{{EO SpisRzeczy|Alfieri|{{Kor|Alfierl.|Alfieri.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alfit, mąka|3=434}}
{{EO SpisRzeczy|Alfit taniec|{{tab}}–{{tab}}taniec.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfitomancyja}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons Maryja Liguori}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons I król Lionu|{{tab}}–{{tab}}I król Lionu.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons II Wstydliwy|{{tab}}–{{tab}}II Wstydliwy.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons III Wielki|{{tab}}–{{tab}}III Wielki.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons IV Mnich|{{tab}}–{{tab}}IV Mnich.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons V Mężny|{{tab}}–{{tab}}V Mężny.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons VII|{{tab}}–{{tab}}VII.|435}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons VIII|{{tab}}–{{tab}}VIII.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons IX Szlachetny|{{tab}}–{{tab}}Szlachetny.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons X Astrolog|{{tab}}–{{tab}}X Astrolog.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons XI Mściciel|{{tab}}–{{tab}}XI Mściciel.|436}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons I Bitny król Arrag.|{{tab}}–{{tab}}I Bitny król Arrag.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons II|{{tab}}–{{tab}}II.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons III|{{tab}}–{{tab}}III Mściciel.|436}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons IV|{{tab}}–{{tab}}IV.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons V Wspaniałomyśl.|{{tab}}–{{tab}}V Wspaniałomyśl.|437}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons I król Portg.|{{tab}}–{{tab}}I król Portg.|437}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons II|{{tab}}–{{tab}}II.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons III|{{tab}}–{{tab}}III.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons IV|{{tab}}–{{tab}}IV.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons V Afrykański|{{tab}}–{{tab}}V Afrykański.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons VI|{{tab}}–{{tab}}VI.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons II książę Ferrary|{{tab}}–{{tab}}II książę Ferrary.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfons Tostatus|{{tab}}–{{tab}}Tostatus.|438}}
{{EO SpisRzeczy|Alfonsa tablice astronom.|Alfonsa tablice astronom.}}
{{EO SpisRzeczy|Alfonsija}}
{{EO SpisRzeczy|Alfonsiny}}
{{EO SpisRzeczy|Alfort}}
{{EO SpisRzeczy|Alfraganus}}
{{EO SpisRzeczy|Alfred Wielki|3=439}}
{{EO SpisRzeczy|Alfresco}}
{{EO SpisRzeczy|Alfy}}
{{EO SpisRzeczy|Algae}}
{{EO SpisRzeczy|Algarbija|3=442}}
{{EO SpisRzeczy|Algardi}}
{{EO SpisRzeczy|Algarobilla|3=443}}
{{EO SpisRzeczy|Algarota proszek}}
{{EO SpisRzeczy|Algarotti}}
{{EO SpisRzeczy|Algazali|3=444}}
{{EO SpisRzeczy|Algebra}}
{{EO SpisRzeczy|Algebraiczna summa|3=451}}
{{EO SpisRzeczy|Algenib}}
{{EO SpisRzeczy|Algerit}}
{{EO SpisRzeczy|Algerus}}
{{EO SpisRzeczy|Algesiras}}
{{EO SpisRzeczy|Alghisi (Galeas)}}
{{EO SpisRzeczy|Alghisi (don Paris Fran.)|{{tab}}–{{tab}}(don Paris {{Kor|Gran.).|Fran.).}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alghisi (Tomasz)|{{tab}}–{{tab}}(Tomasz).}}
{{EO SpisRzeczy|Algier}}
{{EO SpisRzeczy|Algierka}}
{{EO SpisRzeczy|Algieryja}}
{{EO SpisRzeczy|Algietka|3=460}}
{{EO SpisRzeczy|Algimunt, książę}}
{{EO SpisRzeczy|Algimunt s. Holszy}}
{{EO SpisRzeczy|Algis}}
{{EO SpisRzeczy|Algol}}
{{EO SpisRzeczy|Algologija}}
{{EO SpisRzeczy|Algomeiza}}
{{EO SpisRzeczy|Algonkwiny}}
{{EO SpisRzeczy|Algorab|3=461}}
{{EO SpisRzeczy|Algorytm}}
{{EO SpisRzeczy|Alguacil}}
{{EO SpisRzeczy|Alhage}}
{{EO SpisRzeczy|Alhakem I}}
{{EO SpisRzeczy|Alhakem II s. Abderram.|{{tab}}–{{tab}}s. Abderram.}}
{{EO SpisRzeczy|Alhambra}}
{{EO SpisRzeczy|Alhazen}}
{{EO SpisRzeczy|Alherunt}}
{{EO SpisRzeczy|Alhoy}}
{{EO SpisRzeczy|Alhoy (Filadelfija Maur.)|{{tab}}–{{tab}}(Filadelfija Maur.).}}
{{EO SpisRzeczy|Ali|3=463}}
{{EO SpisRzeczy|Ali-ben-Abi-Taleb|{{tab}}–{{tab}}ben-Ali-Taleb.}}
{{EO SpisRzeczy|Ali-Bej|{{tab}}–{{tab}}Bej.}}
{{EO SpisRzeczy|Ali-Bej podr. hisz.|{{tab}}–{{tab}}podr. hisz.}}
{{EO SpisRzeczy|Ali-Bek|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Bok.|Bek.}}}}
<section end="spis"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
822ruspl0mejfdlbv8nfkswnyhum54h
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/315
100
1068901
3154808
3106089
2022-08-20T04:52:10Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alaryk I" />{{tab}}'''Alaryk,''' król Wissy-Gotów z pokolenia Bałtów, korzystając z śmierci cesarza Teodozyjusza wpadł w 395 roku do Tracyi, Tessalii, Macedonii i Illyrii, spustoszył te kraje ogniem i mieczem i zagroził nawet Konstantynopolowi. Rufinus, rządca i pomocnik cesarza Arkadyjusza, wydać musiał Grecyję na łup Alaryka, który silną nałożył kontrybucyję na Ateny. Tymczasem wojska rzymskie pod dowództwem Stilichona wtargnęły do Peloponezu i otoczyły Gotów, ale odważny Alaryk przebił się z jeńcami i łupami przez szeregi rzymskie i schronił się do Illyrii. Arkadyjusz mianował Alaryka rządcą tej prowincyi. Wkrótce potem Alaryk wtargnął do górnych Włoch w 402 roku; cesarz Honoryjusz uciekł do Rawenny, a Stilichon zabiegł Alarykowi drogę, poraził go na głowę najprzód przy Pollencyi nad Tanarem, potem pod Weroną i zmusił do odwrotu. Za pośrednictwem Stilichona zawarto pokój, na mocy którego Honoryjusz zobowiązał się wypłacić Gotom 4,000 funtów złota. Gdy jednakże cesarz nie dotrzymał traktatu, Alaryk korzystając z śmierci Stilichona, wkroczył do Włoch, obiegł Rzym i zmusił Honoryjusza do podpisania nowych warunków pokoju. Cesarz obiecał zapłacić 5,000 funtów złota i 30,000 funtów srebra, ale i tego nie wykonał, tak że Alaryk po trzykroć oblegał Rzym; zniecierpliwiony nareszcie, zdobył to miasto i wydał na łup barbarzyńcom. Przez trzy dni grabili Gotowie Rzym zniewieściały, następnie zaś wycojali się ze skarbami i jeńcami, dążąc ku Sycylii. W drodze umarł Alaryk; Gotowie odwróciwszy koryto rzeki Bussento, pochowali w jej łożysku zwłoki swego monarchy, przyczém zamordowali wszystkich jeńców użytych do tej pracy. Po śmierci Alaryka państwo zachodnie odetchnęło swobodniej, ale nie na długo, gdyż droga do Rzymu otwartą już była dla innych barbarzyńców.<section end="Alaryk I" />
<section begin="Alaryk II" />{{tab}}'''Alaryk II,''' król Wissy-Gotów w Hiszpanii i południowej Francyi, syn Euryka, panował od r. 484 do 507, wkrótce po wstąpieniu na tron wydał zbiegłego do Tuluzy namiestnika rzymskiego, Syjagryjusza, królowi Franków Klodoweuszowi; za co jednak tenże odpłacając się niewdzięcznością, najechał go zbrojnie i w bitwie pod Poitiers własną ręką zabił. Państwo Wissy-Gotów utraciło wówczas wszystkie prowincyje od Loary aż do Pireneów, dopóki król Ostrogotów, Teodoryk, krewny Alaryka, synowi jego Almanrykowi nie przyszedł w pomoc i nie objął nad nim opieki. Rządy Alaryka odznaczały się umiarkowaniem i światłem; za jego panowania duchowieństwo katolickie odbyło r. 506 znany sobór w [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Agde|Agde]] (ob.), a jeden z jego urzędników z kodexu Teodozyjańskiego ułożył prawa, które długo jeszcze w południowej Francyi utrzymały się w swej mocy.<section end="Alaryk II" />
<section begin="A Lasko" />{{tab}}'''A Lasko''' (Jan), (ob. ''Laski'').<section end="A Lasko" />
<section begin="Alaska albo Alaksa" />{{tab}}'''Alaska''' albo '''Alaksa,''' wielki półwysep północno-zachodniego pobrzeża Ameryki, rozciągający się od 154° do 163° 45, długości zachodniej. Dzieli od niego wyspę Kadjak zatoka Szelechowa, a pierwszą wyspę aleucką Unimok zatoka Isa-nahska. W starożytności zapewne [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Aleuckie wyspy|wyspy Aleutskie]] (ob.) składały kraniec półwyspu Alaski i przez gwałtowne trzęsienie ziemi od niego oderwane zostały. Półwysep Alaska należy do posiadłości Kompanii Rossyjsko-Amerykańskiej. Na jego brzegach znajdują się dwie wsi rossyjskie Katmaj i Sutchum, mające kommunikacyję lądową z redutą Alexandrowską, nad rzeką Nuszagaką i jeziorem Ilumną. W zachodniej części mieszkają Aleuci, którzy tu przesiedlili się z wysp Sannacha i Ungi, dla dogodniejszego rybołóstwa i myśliwstwa; chowają bydło rogate i drób, zajmują się ogrodnictwem. Pierwotni mieszkańcy Alaski są Aglegmiutowie, lud pochodzący od Eskwimejczyków, językiem zbliżony do mieszkańców Kadjaku. Ludność półwyspu, według popisu, nie przenosi 500, lecz w głąb lądu znacznie się powiększa. Na pobrzeżu południowym są porty dogodne. Najwyższa<section end="Alaska albo Alaksa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ex95nezdl0x833ld7u7a6pdi7308meo
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/317
100
1069011
3154809
3106093
2022-08-20T04:54:53Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alazonowie" />siedziby, obok Kallipidów, ludu scytyjsko-greckiego, między Dnieprem a Bohem, gdzie te rzeki najbardziej ku sobie zbliżają się, znajdować się musiały.<section end="Alazonowie" />
<section begin="Alb" />{{tab}}'''Alb''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alp|Alp]]'').<section end="Alb" />
<section begin="Alba" />{{tab}}'''Alba,''' jest, to długa, biała (po łacinie alba), płócienna szata, okrywająca całego kapłana aż do stóp, służąca w Kościele katolickim przedewszystkiem do ubioru liturgicznego pod ornat, w którym kapłan mszę świętą odprawia. Używają jej nietylko kapłani i biskupi, lecz także dyjakoni i subdyjakoni. Alba przypomina czystość serca i niepokalane sumienie, z jakiemi słudzy Boga do ołtarza przystępować powinni. „Ubiel mnie, Panie,“ mówi kapłan wdziewając albę, „i oczyść serce moje, abym we krwi baranka ubielony, wiecznego wesela używać zasłużył.“ Bywały alby wyszywane bogato, przezroczyste na dnach kolorowych, z szerokiemi pasami albo falbanami u dołu i przy rękawach.<section end="Alba" />
<section begin="Alba longa" />{{tab}}'''Alba longa''' najdawniejsze miasto w Lalium, na południe od Rzymu, zbudowane według podania przez Askanijusza, syna Eneasza, a zburzone przez Tulla Hostylijusza, trzeciego króla rzymskiego. W miejscu jego znajduje się dzisiejsze [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Albano|Albano]] (ob.).<section end="Alba longa" />
<section begin="Alba willa radziwiłłow." />{{tab}}'''Alba,''' willa, folwark, pod Nieświeżem, ulubione miejsce księcia Karola Radziwiłła zwanego od przysłowia: ''Panie Kochanku''. Ztąd to, przyjaciele tego księcia przybrali nazwę ''Albeńczyków'', i nosili szczególny mundur barwy Radziwiłłowskiej dla odznaczeniu się i jawnego świadectwa że należą do stronnictwa księcia Karola. Z jego śmiercią zniknęli także Albeńczykowie.<section end="Alba willa radziwiłłow." />
<section begin="Alba (Ferdynand Alvarez de Toledo książe)" />{{tab}}'''Alba''' (Ferdynand Alvarez de Toledo książę), minister stanu i dowódzcą wojsk Karola V i Filipa II króla hiszpańskiego, urodził się w 1508 r. Wychowany pod okiem dziada swego, Fryderyka de Toledo, w młodzieńczym wieku walczył już pod Pawiją, gdzie mu powierzono straż nad Franciszkiem I, wziętym do niewoli. Szczęśliwe odznaczenie się Alby w wojnie z Algierem, Tunisem i Francyją, zjednało mu tytuł książęcy. Karol V, nie wierząc jednakże w wojskowe talenta Alby, niechętnie mu powierzył dowództwo w kampanii przeciwko Elektorowi Saskiemu i to właśnie najwięcej się przyczyniło do późniejszych zwycięstw młodego wodza, który starał się przedewszystkiem przekonać swego Monarchę, o ile się na nim pomylił. Ale prawdziwy charakter Alby wykazał się dopiero później w Niderlandach. Ta nieszczęśliwa kraina przedstawiała wówczas najsmutniejszy obraz nieładu i zamieszania z powodu sporów i ucisków religijnych, i niemało przyczyniała kłopotów Filipowi II. Alba poradził mu użyć srogości i gwałtów, zgodził się przyjąć obowiązki doradzcy przy księżnie Małgorzacie, Regentce Niderlandów i uwiecznił swe imię okrucieństwem bez granic. Zaprowadzono tak nazwaną „''Radę Krwawą'',“ w której prezydował sam Alba, a potem znany z swej srogości Don Juan de Vargas piastował przez długi czas tę ohydną godność. Rada skazywała na śmierć, bez litości, każdego obywatela podejrzanego o najmniejsze przewinienie w rzeczach wiary, a ponieważ kara śmierci pociągała za sobą konfiskatę majątku, podejrzenie padało zwykle na najbogatszych Niderlandczyków. Hrabiowie Egmont i Hoorn, i tysiące innych najznakomitszych obywateli zginęło na rusztowaniu, 100,000 Niderlandczyków wydaliło się z kraju a reszta rzuciła się do broni, powstając tłumnie przeciwko nienawistnym Hiszpanom. Zapaliła się sroga wojna; Alba przewidując smutny koniec swych rządów wyjechał z Niderlandów w 1573, chwaląc się, że podczas swego pobytu w tym kraju, podpisał własnoręcznie 18,000 wyroków śmierci! Potwór ten umarł w Lizbonie dnia 11 Grudnia 1582 roku.<section end="Alba (Ferdynand Alvarez de Toledo książe)" />
<section begin="Albach" />{{tab}}'''Albach''' (Józef Stanisław), urodził się w Prezburgu, 1795 r. Wstąpił do zakonu Franciszkanów; wyświęcony na kapłana, miewał od r. 1826 w kościele {{pp|fran|ciszkańskim}}<section end="Albach" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k6mshsemhhf9efvsxn28jg3y7hcg5wh
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/318
100
1069012
3154815
3106097
2022-08-20T04:58:36Z
Dzakuza21
10310
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Albach" />{{pk|fran|ciszkańskim}}, w Peszcie, kazania w języku niemieckim, które mu zjednały przezwisko „Lacordair’a austryjackiego.“ Z powodu choroby chronicznej musiał zaniechać obowiązków kaznodziei ku powszechnemu żalowi. Niemniej jak wymową kościelną, zyskał chlubne imię, jako autor wielce szacowanych dotąd dzieł duchownych: Heilige Ankliinge, Gebethe fur katholische Christen (Pesth 1828; do r. 1850 wyszło jedenaście edycyj tej książki do nabożeństwa); Erinnerungen an Gott, Tugend und Eicigkeit in Predigten (Pesth. 1831 r.). Opuściwszy kazalnice, osiadł w węgierskiem mieście Eisenstadt (po węgiersku Kisz Marton), i poświęcał się szczególniej naukom geografii i botaniki. Wydał: Geographie non Ungarn (Pesth, 1834 r.); Mathematisch-physische und politische Geographie (tamże).<section end="Albach" />
<section begin="Albacini Albagini" />{{tab}}'''Albacini Albagini''' (Karol), rzeźbiarz wzięty w Rzymie. Jego roboty są pomniki Czackich i Krasińskich, w Dunajowcach na Podolu z r. 1810.<section end="Albacini Albagini" />
<section begin="Alban (święty)" />{{tab}}'''Alban''' (święty), pierwszy męczennik w Wielkiej Brytanii, żył, jak przypuszczają, za cesarzów Aurelijana i Probusa, aż do czasów Dyoklecyjana. Gdy ściganego od prześladoY/ców księdza przyjął do siebie, i zamieniwszy z nim odzież swoją ocalił go, rządca kazał go srodze chłostać, a potem ściąć: co nastąpiło około r. 287. Pamiątka jego obchodzoną jest dnia 22 Czerwca. Ciało świętego przeniesiono do opactwa Benedyktynów, gdzie później powstało znaczne miasto pod nazwiskiem świętego Albana. Uważają go za pierwszego męczennika w Anglii ponieważ najwięcej się wsławił, tudzież że niewiadome są imiona tych, którzy przed nim ponieść mogli męczeństwo.<section end="Alban (święty)" />
<section begin="Albaneńczykowie" />{{tab}}'''Albaneńczykowie,''' Albanenses, heretycy, którzy powstali około r. 796 i trzymali się po większej części błędów manichejskich. Twierdzili także, że Jezus Chrystus przyniósł ciało z nieba, że zatem nie był prawdziwym człowiekiem, nie cierpiał męki, nie umarł i nie zmartwychwstał; że nie było ani jednego sprawiedliwego przed nim; że dusze przechodzą z ciała jednego do drugiego, i że Bóg nie tworzy dusz nowych. Zaprzeczali grzechu śmiertelnego, potrzeby chrztu, istnienia piekła i utrzymywali że świat istnieje wiecznie.<section end="Albaneńczykowie" />
<section begin="Albani" />{{tab}}'''Albani.''' Jestto nazwisko bogatej i sławnej rodziny rzymskiej, której pierwotną ojczyzną była Albanija. W XVI w. rodzina ta uchodząc przed Turkami, schroniła się do Włoch; tutaj podzieliła się na dwie linije, z których jedna osiadła w Bergamo, druga zaś w Urbino. Szczęśliwem było zdarzeniem, że któryś z Albanich przywiózł papieżowi Urbanowi VIII wiadomość upragnioną o zdobyciu miasta Urbino, ztąd początek znaczenia historycznego rodziny, a wpływ jej już przeważny na sprawy państwa rzymskiego od czasu, kiedy ''Jan Franciszek Albani'' został papieżem pod imieniem Klemensa XI, (1700—1721 r.). Odtąd rodzina ta wydała wielu kardynałów, protektorów sztuki i literatury, nawet ministrów. Kilku z Albanich weszło w stosunki bliższe z Polską, a nawet powiedzieć można że przez cały wiek XVIII sprawy polskie w Rzymie od nich głównie zależały gdyż tak się już trafiało, że jeden po drugim bywali protektorami rzeczypospolitej, u Stolicy Apostolskiej. Wymienimy ich tutaj kolejno: Horacego Alberta, rodzonego brata Klemensa XI, byli trzej synowie to jest:{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Albani" /> — <section begin="Albani (Annibal)" />Annibal urodził się w Urbino 15 Sierpnia 1682. Młodziuchnym jeszcze będąc, wysłany był przez Klemensa XI do Wiednia, w celu pogodzenia cesarza z Rzymem, co mu się szczęśliwie powiodło, w 1709 r. Zostawszy następnie kardynałem, wziął ważny urząd kamerlinga kościoła rzymskiego w r. 1719. Był protektorem Polski jeszcze w r. 1717 i w r. 1733, kiedy sprawił w Rzymie wielkie exekwije, na obchodzie pogrzebowym za duszę Augusta II króla polskiego, w kościele ś. Klemensa (21 Maja): katafalk układano z rysunków Filipa Barrigioniego sławnego artysty, rysunki te potem wyszły<section end="Albani (Annibal)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r18ukukwa7ipmlk4glc9vvod8d3j8zu
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/319
100
1069013
3154817
3106098
2022-08-20T05:00:07Z
Dzakuza21
10310
Jul. B
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Albani (Annibal)" />w Rzymie w piękném dziele w r. 1733 pod tytułem: ''Ragguaglio delle solenni esequie'' i t. d. Opis dzieła znajduje się w Ikonotece Kraszewskiego. Znajdowało się na tej pogrzebowej uroczystości kardynałów 25-ciu, przyjmował ich przy drzwiach kościelnych na czele młodzieży polskiej Puget, ajent rzeczypospoplitej; świateł było gęsto jak na illuminacyi, kościół cały obity suknem czarném ze złotym galonem po brzegach. Kosztowało to wszystko kardynała 2000 szkudów rzymskich, t. j. 20,000 złp. Opis obrzędu podaje ówczesny „Kuryjer polski.“ Kardynał ten zebrał piękną biblijotekę, wspaniałą galeryję obrazów, gabinet numizmatyczny, które-to wszystkie osobliwości opisał Venuti (2 tomy, w Rzymie 1739 r.). Później bogactwa te Albanich przeszły do zbiorów watykańskich i stanowiły jedną z najcelniejszych ozdób biblijoteki. Sam Albani pisał i drukował, przytaczają dzieło jego: „''Memorie concernenti la città di Urbino''“ na dowód znakomitej erudycyi; wyszło w Rzymie w r. 1724. Ze to był wielki przyjaciel Polski, dowód znaleźliśmy w naszych gazetach pisanych z czasów już Augusta III; kilka razy ponawiała się tam wiadomość, że kardynał chce odwiedzić Polskę, że się do niej ciągle wybiera, do czego jednak nie przyszło. Człowiek oddany wyłącznie naukom i sztukom, żeby mógł się więcej pracy ulubionej poświęcić, za Benedykta XIV już opuścił Rzym i przeniósł się na mieszkanie do swojego biskupstwa w Urbino, gdzie zakończył życie 21 Września 1751 r.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Albani (Annibal)" /> — <section begin="Albani (Alexander)" />'''Albani''' (Alexander) brat rodzony Annibala, ur. się 19 Październikika 1692 r. Na wyraźne żądanie Klemensa XI, wziął duchowną sukienkę, ale go już następca tego papieża, Innocenty XIII, mianował kardynałem. W r. 1720 został nuncyjuszem w Wiedniu, gdzie tyle zyskał względów, że go później Maryja Teressa zrobiła pełnomocnym posłem swoim w Rzymie i protektorem Austryi. Zapalony wielbiciel jezuitów, należał do wielu ważnych spraw załatwianych na ówczesnym dworze rzymskim i wpływ wywierał niemały. Szedł też w ślady brata swojego co do zamiłowania sztuk i nauk. Zbudował dla zbiorów rodzinnych wspaniałą willę przed Porta Salara i willę tę jako też pałac Albanich przystroił w arcydzieła, do których uporządkowania czynnie mu dopomagali Winkelmann, Marini, Fea i Zoega, wreszcie Mengs. Zbiory te szczególniej za jego czasów celowały w zabytki starożytności greckich i rzymskich, biblijoteka zaś sławną była w Europie. Ten kardynał Albani był także protektorem polskim, pod koniec panowania Augusta III (1759 r.), ale nie wytrwał na tym urzędzie do śmierci, która nastąpiła 11 Grudnia 1779 r. Człowiek to niezmiernie czynny, chociaż nic nie pisał. Któryś z tych dwóch kardynałów wielki wpływ wywierał na konklawe z r. 1740, w długiem bardzo bezkrólewiu, od Lutego aż do Sierpnia. Był głową tak nazwanych kardynałów zelantów, których miał pod sobą 19-stu, ci rano i wieczorem dwa razy dziennie przysięgali, że słowa sobie nawzajem dotrzymają. Wywołało to powszechne oburzenie, to obalało de facto wolną elekcyją, ale mimo to, jedynie z porozumienia się Albanich z partyją Corsiniego mogła wyniknąć zgoda; kardynał Corsini albowiem chciał mieć papieża przychylnego, gdyż się obawiał losu poprzednika swojego kardynała Gościa. W końcu Lipca utrzymałby się już kardynał Aldrovandi, gdyby nie Albani, który proces jego i Alberoniego dawniejszy, kazał wyjąć z akt i tem popsuł wszystko. Kardynał Quirini, wydał podówczas pismo namiętne z tego powodu, Aldrovandi zas ustnie zrzekł się kandydatury dla tego, żeby usunąć powody do nowej zwłoki. Corsini który otrzymał to zrzeczenie się, proponował wtedy kardynała Colonna-Sonnini, tylko co mianowanego, ale został papieżem Lambertini.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Albani (Alexander)" /> — <section begin="Albani (Karol)" />'''Albani''' (Karol) średni brat, który ur. się w r. 1687, jeden był co poprowadził dalszą liniję Albanich, nie poświęciwszy się stanowi duchownemu. Kupił w r. 1715 małe miasteczko i zamek Soriano w państwie kościelnem leżące od książąt d'Attems. {{pp|In|nocenty}}<section end="Albani (Karol)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r0vlbiy9ulfavtfz1l03djeny0wo8w5
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/320
100
1069014
3154818
3104720
2022-08-20T05:01:03Z
Dzakuza21
10310
Jul. B
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Albani (Karol)" />{{pk|In|nocenty}} XIII ziemie te podniósł na stopień księstwa i przyznał Karolowi godność książęcą w r. 1721. Ten założyciel dynastyi Albanich umarł niedługo polem, w r. 1724 jeszcze młodym, przed braćmi, liniją jego w prostej linii skończyła się na wnukach już w XIX wieku.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Albani (Karol)" /> — <section begin="Albani (Jan Franciszek)" />'''Albani''' (Jan Franciszek), syn Karola, nosił imiona chrzestne takie jak Klemens XI, ur. się zaś tylko co przed jego śmiercią 26 Lutego 1720 r. Młodziuchny został kardynałem tytułu ś. Klemensa, w r. 1747 i później biskupem Sabiny. Miła powierzchowność, rozum i nauka dały go wkrótce poznać. Gorąco obstawał za jezuitami, ztąd wpływ jego w Rzymie. Kiedy przyjechał do Rzymu książę stolnik litewski z obedyjencyją od Stanisława Augusta w r. 1765 kardynał wprowadzał go na pokoje, karetę mu swoją posłał na wjazd i tysiące innych oświadczał grzeczności. To było powodem, że rzeczpospolita wybrała go na protektora swojego, za poparciem mianowicie księcia prymasa i podkanclerzego Młodziejowskiego. Powzięto jeszcze to postanowienie za bytności stolnika w Rzymie, na skutek jego doniesień urzędowych, ale z nominacyją wstrzymano się aż do powrotu księcia, który jeszcze w lecie nastąpił. Wreszcie nominacyję tę król podpisał na dniu 8 Listopada 1765 r. razem z listem do kardynała sekretarza stanu Torregianiego. Następnie mianowany opalem bledzowskim w Polsce zakonu cystersów i pozwolono mu w r. 1783 wziąć za koadjutora do tego opactwa księdza Ghigiottego (ob.). Ostatni to był kardynał protektor polski. Nieprzyjaciel francuzów i nowego porządku rzeczy, który nastawał za czasów rewolucyi, uciekł przed niemi z Rzymu, naprzód do swego opactwa la Grotta, potem do Neapolu, zkąd zawsze przed Francuzami udał się do Wenecyi, gdzie należał do elekcyi nowego papieża i najwięcej się potem do tego przyczynił, że Pius VII powrócił na tron papieski, wtedy i kardynał powrócił do wiecznego miasta, gdzie był sprawiedliwy i wyrozumiały dla stronników systematu francuzkiego. Od r. 1774 był biskupem miast Ostia i Velletri, czyli dziekanem świętego kollegijum. Umarł we Wrześniu 1803 r. Zarzucają mu, że zbyt polegał na zdania swego ulubieńca, Mariano.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Albani (Jan Franciszek)" /> — <section begin="Albani (Józef)" />'''Albani''' (Józef), synowiec ostatniego, książę, urodził się w Rzymie 13 Września 1750 r. Był synem Horacego Franciszka, narodzonego w r. 1717 i Anny Matyldy księżniczki Alderan de Massa i Karrary, która nastąpiła 30 Lipca 1792 r. Po śmierci ojca objął księztwo dziedziczne, w lat pięć potem stracił matkę r. 1797. Kardynałem dyjakonem został za Piusa VII, 23 Lutego 1801 r. Dotąd młodość spędzał na próżnowaniu najwięcej zajmując się muzyką. Ale z potrzeby wziął się do pracy i rozwinął w sobie znakomite zdolności. Jak cała rodzina, tak i Józef byli za Austryją przeciwko Francyi. Kiedy w r. 1796 znajdował się w Wiedniu dla spraw kościoła, Francuzi przejęli przypadkiem jego listy pisane do kardynała Cusca i złożyli je przed dyrektoryjatem; ten wypadek był głównie powodem do tego, że zerwali później zawieszenie broni i zajęli zbrojną ręką państwo papiezkie. Na tej zamianie stracił wiele Albani, bo wszystkie dobra swoje i dochody; pałac jego był splondrowany i zrabowany. Przeniósł się odtąd na stałe mieszkanie do Wiednia i przesiadywał tam ciągle aż przez lat kilkanaście. Dopiero w r. 1814 powrócił do Rzymu, Leon XII mianował go legatem w Bolonii. Przyczynił się potém Albani wiele do wyboru papieża Piusa VIII który przez wdzięczność powołał go w r. 1828 na sekretarza stanu. Na tym urzędzie siedział krótko, to jest do Listopada 1830 r. Gdy w r. 1831 wybuchły niespo-kojności w państwie papiezkiem, wysłany był Albani jako apostolski komissarz z wojskiem do Bolonii, ale nie mógł sobie dać rady. Zażądał więc pomocy od Austryi i powrócił do Rzymu, niechcąc nawet sobie zadać trudu zaprowadzenia nowej organizacji do Bolonii. Był w owym czasie jeszcze sekretarzem brewiów apostolskich, bibliotekarzem świętego kościoła, prefektem kongregacji konsulty<section end="Albani (Józef)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a538mrdrqyt8i5lencfw8vfiy24trhv
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/323
100
1069017
3154820
3104739
2022-08-20T05:05:06Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Albanija" />{{pk|nada|wali}} także miano Albanii krainie azyjatyckiej, położonej między Iberyją i morzem Kaspijskiem, gdzie dziś leży Szirwan i Dagestan.<section end="Albanija" />
<section begin="Albano" />{{tab}}'''Albano,''' miasto w państwie Kościelnem, nad jeziorem tegoż nazwiska, o parę mil od Rzymu i otoczone willami bogatych jego mieszkańców, zbudowane jest w miejscu zburzonej [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alba longa|Albalongi]] (ob.). W pobliżu jego znajdują się szczątki starożytnego amfiteatru i grobowca budowy etruskiej. Ludność wynosi około 5,000 dusz. — Jezioro Albańskie (Lago di Albano) jest okrągłą kotliną wygasłego wulkanu, mającą obwodu przeszło milę i miejscami do 1,000 stóp głębokości. Na wschodnim jego brzegu wznosi się góra Monte-Caro (w staroż. Mons-Albanus), z rozległym i wspaniałym widokiem, na której szczycie stała kiedyś świątynia Jowisza. — Słynne są także łomy albańskiego kamienia, zwanego Poperino.<section end="Albano" />
<section begin="Albans" />{{tab}}'''Albans''' (księżna de St.), aktorka angielska, z domu panna Mellon, talentem i pięknością zjednała sobie miłość bogatego bankiera londyńskiego, nazwiskiem Coutts, po śmierci którego, gdy została jedyną jego spadkobierczynią, zaślubił ją lord William Aubrey de Vere Beauclerk, dziewiąty książę de St. Albans. Umierając roku 1837, zostawił oprócz udziału w domu bankierskim Coutts et Comp., blisko dwa milijony funtów szterlingów (przeszło 80 milijonów złp.), w dobrach i w gotowiznie, które zapisała pannie Angelice Burdett, najmłodszej córce zmarłego w 1841 roku członka parlamentu, sir Franciszka Burdett, która przez to została najbogatszą dziedziczką w Wielkiej Brytanii. Książę St. Albans otrzymał tylko 10,000 funtów szterlingów rocznego dożywocia. Pomiędzy ubiegającymi się o rękę panny Burdett, wymieniano w swoim czasie księcia Norfolk i księcia Ludwika Bonaparte, dzisiejszego cesarza Napoleona III.<section end="Albans" />
<section begin="Albany" />{{tab}}'''Albany,''' stolica i siedlisko władz stanu Nowego-Yorku w Ameryce Północnej, na prawym brzegu rzeki Hudson, położeniem i środkami kommunikacyjnem jedno z najbardziej kwitnących miast Unii, połączone jest z miastem Nowym-Yorkiem koleją żelazną i niezmiernie ożywioną żeglugą parową na Hudsonie, który aż do Albany spławnym jest dla okrętów o 150 beczkach obejmu. Albany liczy przeszło 50,000 mieszkańców, ma akademije lekarską, kilka towarzystw uczonych i sztuk pięknych, banki kupiecki i miejski, muzeum i arsenał. Kapitolijum w Albany, po takimże gmachu w Washingtonie, najpiękniejszym jest budynkiem publicznym w Stanach Zjednoczonych. Miasto to, założone r. 1623 przez Hollendrów pod nazwiskiem: ''Fort Oranien'', po objęciu kraju tego przez Anglików, na cześć księcia Yorku otrzymało dzisiejszą swoją nazwę.<section end="Albany" />
<section begin="Albany czyli Albain" />{{tab}}'''Albany''' czyli '''Albain,''' pierwotna nazwa całej Szkocyi, później księztwa obejmującego okręgi: Athol, Glenurchy i i Breadalbane, które stanowiło apanaż jednego z członków królewskiej rodziny szkockiej. Pierwszym księciem tego nazwiska był Robert Stuart (um. 1420) syn Roberta II, którego linija męzka Wygasła 1460 roku na Henryku Stuart. Alexander Stuart d’Aibany, drugi syn Jakóba II, króla Szkocyi, dał początek nowej linii tych książąt; wygnany następnie przez brata swego, Jakóba III, umarł 1485 we Francyi. Ostatnim księciem z tego domu był Jan Stuart, syn poprzedzającego, ten sam który wstąpiwszy do służby Ludwika XII, towarzyszył mu do Genui, później powrócił do Szkocyi, gdzie został (1516 r.) namiestnikiem królestwa. Następnie z Franciszkiem I królem Francyi odbywszy kampaniję włoską, po nieszczęśliwej bitwie pod Pawiją, wrócił do Francyi i umarł tamże 1536 r. — Pretendent Karol Edward Stuart przybrał również tytuł księcia d Aibany. O małżonce jego ob. [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Albany (Ludwika Maryja Karolina, hr.)|poniżej]].<section end="Albany czyli Albain" />
<section begin="Albany (Ludwika Maryja Karolina, hr.)" />{{tab}}'''Albany''' (Ludwika Maryja Karolina, hrabina), małżonka pretendenta do korony angielskiej, Karola Edwarda, wnuka Jakóba II, urodziła się w 1753 roku. Ojciec jej, książę Gustaw Adolf Stolberg-Gedern, zginął w 1757 roku w bitwie pod<section end="Albany (Ludwika Maryja Karolina, hr.)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ptsw5o0lwqqbb38ktij78499tzq2dkd
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/324
100
1069095
3154822
3105040
2022-08-20T05:08:27Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Albany (Ludwika Maryja Karolina, hr.)" />Leuthen. Księżniczka wyszła za mąż w 1772 r. i otrzymała tytuł hrabiny Albany, a zamężcie to było bezdzietne i tak nieszczęśliwe, iż postanowiła schronić się do pierwszego lepszego klasztoru, aby uwolnić się od męża, który wkrótce umarł z pijaństwa w 1780 roku. Rząd francuzki wypłacał hrabinie Albany po 60,000 liwrów rocznej pensyi, którą pobierała we Florencyi, gdzie stale przemieszkiwała. Ta nieszczęśliwa niewiasta przeżyła całą swą rodzinę i umarła dopiero w roku 1824 (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alfieri|Alfieri]]'').<section end="Albany (Ludwika Maryja Karolina, hr.)" />
<section begin="Albatany, Albatenius, lub Albategnius" />{{tab}}'''Albatany, Albatenius, lub Albategnius''' (Mohamed-Ben-Geber-Ben-Senan-Abu-Abdallah), nazwany od miejsca urodzenia Batan w Mezopotamii; w imieniu kalifów Bagdadu zarządzał Syryją i w Antyjochii lub Raua trudnił się spostrzeżeniami astronomicznemi w końcu IX wieku naszej ery. Słusznie przezwano go Ptolemeuszem Arabów; dzieło albowiem jego obejmuje cały zbiór prac szkoły bagdadzkiej, podobnie jak Almagest przedstawia ostatni wyraz odkryć szkoły alexandryjskiej. Lalande nazywa go jednym z najsławniejszych astronomów. Wszyscy pisarze, od piętnastego do obecnego stulecia, zajmujący się historyją nauk u Arabów, przypisywali Albategniuszowi wszystkie odkrycia tego narodu w astronomii, od lat kilkunastu dopiero przekonano się, że nie wszystko jest jego własnością; niesłusznym się także okazało twierdzenie Delambra, powtórzone przez innych, jakoby Alfraganus, który zasłynął około 830 roku, przepisał dzieła Albataniego, zmarłego 928 roku. Posiadamy tylko przekład łaciński dzieł tego astronoma, oryginału dotąd nie odszukano.<section end="Albatany, Albatenius, lub Albategnius" />
<section begin="Albatros" />{{tab}}'''Albatros''' (Żaglościg, ''Diomedea, Lin''.). Rodzaj ptaków płetwonogich, z petrelami jedne rodzinę stanowiących. Tu należą ptaki największe i najsilniejsze między pływającemi; mają dziób dłuższy od głowy, ściśniony, w końcu haczysto zagięty, z nozdrzami rurkowatemi tak jak petrele; nogi trzypalcowe, płetwowate, ogon krótki, skrzydła bardzo długie, śpiczaste, ważkie. Wszystkie albatrosy żyją na morzach południowej półkuli; obdarzone silnym i wytrzymałym lotem, oddalają się od brzegów, i największe burze i nawałnice na pełnem morzu wytrzymać mogą; najgwałtowniejszy wiatr nie opóźnia ich lotu; lecąc nie machają skrzydłami, lecz zdają się pływać po powietrzu. Pomimo takiej lotności, z trudnością się z wody zrywają i podobnie jak wiele innych ptaków wodnych, długo nad samą powierzchnią, podpierając się o wodę posuwać się muszą, nim się w górę podniosą. Żywią się głównie padliną, mięczakami z rodzaju ''atramentnica'' (Sepia), które z lotu pod powierzchnią wody łapią. Co się tycze ryb, podróżujący naturaliści różne objawiali zdania, większa jednak część zgadza się na to, że albatrosy żywych ryb nie biorą. Często gromadzą się około płynących okrętów i długo im Towarzysząc, łowią chciwie wyrzucane z nich resztki kuchenne, łatwo sięteż na wędy łowić dają. Mięso ich tranem przejęte, do jedzenia prawie niezdatne. Gnieżdżą się na wyspach i pustych pobrzeżach, robią gniazda z błota i składają w nie po jednem jaju; pisklęta długo w gnieździe zostają. Ubarwienie mają zbliżone do mew, po większej części białe; podobnie też jak tamte dwa razy się pierząc przybierają odmienne barwy, i to jest powodem mylnego często utworzenia gatunków, których dziś dobrze odznaczonych 6 znamy.{{EO autorinfo|''Wł. T.''}}<section end="Albatros" />
<section begin="Albedyll" />{{tab}}'''Albedyll.''' Dom szlachecki w Inflantach, przybyły tam i osiadły w XV wieku.<section end="Albedyll" />
<section begin="Albemarle" />{{tab}}'''Albemarle,''' starożytna nazwa miasta normandzkiego (dzisiejszego Aumale), a dotychczasowa jednego z hrabstw nominalnych Anglii.<section end="Albemarle" />
<section begin="Albendorf" />{{tab}}'''Albendorf,''' malownicza wieś w Szlązku pruskim, licząca przeszło 1,000 mieszkańców i słynna jako miejsce pielgrzymki. Tłumy pobożnych zwiedzają corocznie tameczny obraz cudotworny Matki Boskiej. Na okolicznych wzgórzach postawiano mnóstwo kapliczek, z których każda przypomina jedne z chwil męki<section end="Albendorf" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hm2sqvqoz0r8bdszgy1xeu46e482u7r
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/336
100
1069128
3154823
3106110
2022-08-20T05:13:15Z
Dzakuza21
10310
Jul. B
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Albert Starszy" />{{pk|wi|szniowieckiego}} zabito w r. 1552. Człowiek też uczony napisał po niemiecku dzieło: ''Von der Kriegesordnung oder der Kunst Krieg zu fuhren''; w dowód wielkiej czci, dzieło to królowi polskiemu przypisał, jako „wierny i poddany książe“ 10 Sierp. 1555. Dzieło to w oryginale nigdy niedrukowane, lecz nader ozdobnie pisane i upiększone wielą rysowanemi figurami, znajduje się w bibliotece królewskiej w Berlinie. Maciej Strubicz (ob.) bawiący podówczas przy księciu w Królewcu, dzieło to z jego rozkazu przetłumaczył na język polski. Ten przekład przesłał zaraz książę do króla. Po śmierci pierwszej żony swej Doroty duńskiej, ożenił się powtórnie z Anną Maryją księżniczką brunszwicką, z której dopiero doczekał się dzieci. Zniedołęźniał wielce pod starość, tak dalece, że władać już sobą nie mógł, ztąd różne w Prusiech praktyki i kommissarze królewscy wyznaczeni 1566 r., co szeroko dosyć opisuje Bielski. Skończyło się na ścięciu kilku rajców książęcych, którzy zaufanie jego zdradzali. Umarł w roku 1568, jednego dnia z żoną, książę na Tapawie o ranku, a księżna w Królewcu w nocy.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Albert Starszy" /> — <section begin="Albert (Fryderyk)" />'''Albert Fryderyk,''' syn poprzedniego, z Anny brunszwickiej, urodzony roku 1552, od roku 1567 po ojcu książę pruski w lenności polskiej. Praktyki z roku 1566 to miały na celu, żeby księcia meklemburgskiego Jana Albrychta, który miał za sobą córkę starego księcia pruskiego, ustanowić opiekunem nad małoletnim dziedzicem. Opętany przez złych ludzi starzec, dał meklemburgskiemu stosowne pismo, cztery zamki przedniejsze w Prusiech mu zapisał i wreszcie testament swój poprzedni przez króla dawno potwierdzony skaził, a inny napisał. Kommissarze Królewscy usunęli te nieprawne roboty. Na pogrzebie obojga księstwa starego 5 Maja 1568, byli też kommissarze, poczem złożono sejm pruski w Heiligenbeil dla postanowienia opieki i hołdu 19 Lipca 1569 r. młody książę przyjechawszy do Lublina, skfadał hołd publiczny i przysięgę wierności. Upominał się książę później w bezkrólewiu miejsca w radzie i głosu w elekcyi, co oboje mu odmówiono. Wiernie się jednak zachował ciągle względem Polski i przez posłów uznał królem Stefana, który w r. 1576 jechał na wojnę gdańską. Gdy wpadł potem książę w szaleństwo, danym był za opiekuna brat jego stryjeczny Jerzy Fryderyk z Anspachu, który hołd wykonał na sejmie warszawskim w r. 1578. Pod księciem tym tak dalece wzmogło się wyznanie luterskie w Prussiech, źe trzy biskupstwa pomezańskie, sambieńskie i samlandzkie ustały. Przeżył ten książę swojego opiekuna w r. 1604, i wtedy rządy Prus wziął na siebie w r. 1604. Joachim Fryderyk elektor brandeburgski na zasadzie zrękowin małżeńskich Jana Zygmunta syna swego z Anną córką starszą Alberta.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Albert (Fryderyk)" />
<section begin="Albert (Mikołaj)" />{{tab}}'''Albert''' (Mikołaj), współtłómacz i wykładacz Biblii Braci Czeskich zwanej ''Kralicką'', 6 tomów w 4-ce (ob. ''Biblia'').{{EO autorinfo|''Dr. C.''}}<section end="Albert (Mikołaj)" />
<section begin="Albert (Jan)" />{{tab}}'''Albert''' (Jan), brat przyrodni Władysława IV króla polskiego z Konstancyi Austryjaczki, drugiej Zygmunta III małżonki urodzony. Był biskupem krakowskim i kardynałem. Ten, z ochoty własnej odmieniwszy na czas duchowną suknię, pojechał do Padwy, aby ztamtąd wszystkie znakomitsze miasta włoskie obejrzał: gdzie w kilka miesięcy wpadł w śmiertelną chorobę, i życie młodo, bo w 23 roku życia zakończył, dnia 30 Grudnia 1634 r. z żalem króla Władysława IV, co patrzył z boleścią na niknące latorośle królewskiego szczepu. Czuli tę stratę i sami Polacy, narzekając, że podróże do Włoch zniszczyły życie pięknych nadziei, Alberta. Zwłoki jego przewiezione do Krakowa, złożone zostały w grobach królów polskich, w kościele katedralnym.{{EO autorinfo|''K. Wł. W.''}}<section end="Albert (Jan)" />
<section begin="Albert (Kazimierz)" />{{tab}}'''Albert Kazimierz''' (Albrycht), syn Augusta III króla polskiego, i elektora saskiego, oraz Maryi Józefy rakuskiej córki Józefa I cesarza. Urodził się w Morycburgu 11 Lipca 1738 roku. Pomiędzy swoją bracią czwarty z kolei, kawaler<section end="Albert (Kazimierz)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
obh0w9j588cr38a9i3bluy3etejfdr9
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/341
100
1069141
3154824
3106122
2022-08-20T05:18:31Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Albertrandy (Jan)" />peryjodyczne: ''Monitor'', od r. 1764. ''Zabawy przyjemne i pożyteczne'', od 1769 do 1777, które po Naruszewiczu Albertrandy redagował: ''Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk''. Ogromny zbiór rękopismów, własnoręcznych Albertrandego, rozbiegł się w różne strony kraju. Rękopism, do 200 arkuszy ścisłego pisma: „''Historyja polska medalami zaświadczona i określona'',“ wcielony całkowicie został w dzieło Ed. Raczyńskiego, p. n. ''Gabinet medalów polskich'', 4 tomy, W r. 1858, w Warszawie wyszły: ''Kazania i nauki'', z rękopismów pośmiertnych Albertrandego. Wydanie to obejmuje kazania w polskim języku, miewane i spisane, w języku francuzkim pozostały w aurografie.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''K. Wł. W.''}}<section end="Albertrandy (Jan)" /> — <section begin="Albertrandy (Antoni)" />'''Albertrandy''' (Antoni), brat biskupa, malarz nadworny króla Stanisława Augusta. Długo się kształcił za granicą. Za powrotem do kraju, król go przeznaczył na nauczyciela malarstwa poświęcającej się młodzieży. Dla jej użytku napisał i wydał poemat p. n. ''O malarstwie'', wiersz wpięciu pieśniach (w Warszawie u Grölla 1790 w 8) przy końcu zamieścił rozprawę: krótki wykład osteologii, myologii, tudzież proporcyi ciała ludzkiego wraz z przydatkiem powierzchowych odmian twarzy, w każdéj namiętności, samym tylko malarzom i snycerzom służącym.“ Umarł w sędziwym wieku. Malował ze znajomością sztuki obrazy kościelne i portrety. W kościele Św. Krzyża w Warszawie znajduje się jego pędzla obraz przedstawiający Ś. Karola Boromeusza. Z portretów godne wspomnienia portret króla Stanisława Augusta, (podług niego sztychował Jan Malstaller (portret Imperatorowej Katarzyny. 2. S. H. Konarskiego i brata Jana historyka i biskupa.{{EO autorinfo|''K. Wł. W.''}}<section end="Albertrandy (Antoni)" />
<section begin="Albertus" />{{tab}}'''Albertus,''' była nazwa powszechna w Polsce w końcu XVI i XVII wieku, oznaczająca niezgrabnego drągala, tchórza i bojaźliwego żołnierza. Kiedy w początkach panowania Zygmunta III nakazano, aby duchowni i plebani łanowego z posiadanych gruntów dostawili żołnierza, ci uzbrajali swoich klechów czyli posługaczy kościelnych, i wysyłali na wyprawę, czyli jak w one czasy mówiono: „na Podole.“ Wtedy to wyszedł wielce rozgłoszony poemat, a raczej dyalog pod napisem: ''Wyprawa Albertusa na wojnę'', (r. 1595), i drugi, ''Albertus z wojny'' (r. 1596—1613); obadwa poemata, miały liczne wydania, co wskazuje, jak chciwie rozkupywane były. Treścią ich jest, uzbrojenie takiego Albertusa Klechy: wyprawa na wojnę, powrot jego, i opowiadania o swej wojennej wyprawie. Wyborne są to satyry, pełne szczegółów do życia domowego tamtych wieków, zasobne w humor i dowcip staropolski. Wiersz potoczysty i gładki, język czysty, pełen wybornych zwrotów narodowych, poemata te były powodem do przysłów polskich. Kiedy kto przed nieprzyjacielem uciekał, mówiono: „Bieży jak Albertus z wojny.“ a wszystkie wyprawy bez skutku, szczególniej ''z pospolitym ruszeniem'', nazywano: „''Wyprawą plebańską''.“ Używa ich w kazaniach swoich sławny kaznodzieja Fabijan Birkowski. Wspominając o pospolitem ruszeniu, jak cięży szlachcie i duchownym mówi: „A cóż, kiedz o tatarach posłyszy, czy to nie bieży ''jako Albertus z wojny?''“ „Cóż tedy mili panowie mówicie, że przez księży służba rzeczypospolitej ginie? Jaka służba? Jeżeli ta, którą zowiecie ''Wyprawą plebańską'', to mała szkoda.“{{EO autorinfo|''K. Wł. W.''}}<section end="Albertus" />
<section begin="Albertus Magnus" />{{tab}}'''Albertus Magnus,''' zwany także Teutonicus, właściwie: Albert hrabia Bollsliidt, znakomity nauką i wpływem na współczesnych, urodził się r. 1205 w Leiningen, w Szwabii. Ukończywszy kursa w Padwie, r. 1223, wstąpił do zakonu kaznodziejskiego i nauczał w Hildesheim, Ratyzbonie i Kolonii, gdzie między innemi ś. Tomasz z Akwinu był jego uczniem; później przeniósł się do Paryża, gdzie wbrew zakazowi kościoła publicznie wykładał systemat Arystotelesa. Roku 1249 został rektorem akademii kolońskiej, a w r. 1254 prowincyjałem swego<section end="Albertus Magnus" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jp5dnstrll2ilebn5mmwj9hvohjlm4i
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/347
100
1069157
3154825
3106156
2022-08-20T05:22:47Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Albinovanus" />{{tab}}'''Albinovanus''' (C. Pedo), przyjaciel Owidyjusza, autor wielkiej epopei, w której opiewał świetne czyny Germanika. Z poematu tego zaledwie kilkanaście wierszy nas doszło, w wydanych przez Wernsdorfa: ''Poetae latini minores'' (4 t. in 4-to), Elegija jego pod tytułem: ''Consolatio ad Liviam Augustam de morte Drusi'', wiele pięknych miejsc zawiera. Ogłosił ją Beck w swym zbiorze (Lipsk 1773 r.). Owidyjusz, który żył z nim w przyjaźni, będąc na wygnaniu, napisał do Albinovana z Pontu list poetyczny.<section end="Albinovanus" />
<section begin="Albinowski dom" />{{tab}}'''Albinowski,''' dom w ziemi przemyskiej, używający herbu ''Jastrzębiec''.<section end="Albinowski dom" /> — <section begin="Albinowski (Jędrzej)" />'''Albinowski''' (Jędrzej) suflragan kujawski, był w 1687 roku archidyjakonem pomorskim, kantorem przemyskim i proboszczem wolborskim.<section end="Albinowski (Jędrzej)" />
<section begin="Albinus, wódz rzymski" />{{tab}}'''Albinus''' (Decius Clodius Septimus), wódz rzymski pod cesarzami Markiem Aurelijuszem, Kommodem i Pertinaxem. Gdy tego ostatniego zamordowano, Albinus ze swem wojskiem zostawał w Brytanii, pośpieszył więc do Rzymu przeciwko Didiusowi Julijanowi, obranemu przez pretoryjanów cesarzem. Obrażeni również, że ich pominięto, Piscenius Niger, rządca wschodu, i Septimus Severus, Illiryi, zmierzali z wojskiem ku Rzymowi. Severus, jako najbliżej będący, uprzedził dwóch swoich współzawodników, skazał na śmierć Didiusa, ukarał zabójców Pertinaxa i cesarzem się ogłosił. Następnie wystąpił przeciw Pescenniusowi, którego pokonał pod Niceą i przeciw Albinosowi, którego w bitwie pod Lugdunum (197 r. po Chr.) wziąwszy do niewoli, ściąć kazał.<section end="Albinus, wódz rzymski" />
<section begin="Albinus Rzymianin" />{{tab}}'''Albinus,''' Rzymianin, miał być czwartym biskupem płockim i rządził dyjecezyją przez lat 17, to jest od r. 1024 (po Marcinie), aż do r. 1041.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Albinus Rzymianin" />
<section begin="Albinus (Jerzy)" />{{tab}}'''Albinus''' (Jerzy), herbu Trzy kroje, doktor obojga prawa, pewno z akademii krakowskiej, pochodził z rodziny która była osiedloną w Wielko-Polsce i w Krakowie, jednak nazwisko jej polskie musi być urobione na sposób łaciński. Człowiek uczony, wydał w Krakowie mowę Cycerona za poetą Archiaszem u Szarfenberga w 1537 roku. Był dobrze z Bonarami, mowę tę albowiem dedykował jednemu z nich, pisał też wiersze po łacinie na pochwałę Stanisława Borka, zacnego kanonika krakowskiego (1533 r.), o czem ma Jocher. Poświęcił się później stanowi duchownemu, ale nie wiele miał z niego kościół pociechy. W Wilnie znalazł przyszłość, a w Litwie drugą ojczyznę. Był tam albowiem kantorem katedralnym najprzód, potem zaś suffraganem wileńskim i biskupem metońskim, za rządów Holszańskiego i Protaszewicza. Nominał jeszcze w r. 1550—1. — Umysłu niespokojnego i do nowostek skłonny, myślał podobno o kościele narodowym i zaprowadzeniu liturgii polskiej w obrzędach. Podejrzany ztąd o sprzyjanie sektom i popędliwy w domowem pożyciu, narażał się na pociski biskupów i kapituły. Były nawet dowody na niego, które się kazały mieć na ostrożności katolikom. Wprowadzał książki heretyckie do Wilna. Raz nawet doniesiono na niego, że gdzieś w pewnym kościele na prowincyi, umyślnie wyjechawszy z Wilna, publicznie miał odprawiać nabożeństwo, wprawdzie według rytuału rzymskiego, ale w języku polskim. Kapituła nareszcie obwiniała Albina, że starodawny kant kościelny podług swojego widzimisię zmienia w śpiewaniu i wywraca, że wyraźną pogardę pokazuje względem spółbraci swoich w kapitule, i że to wydarzało się nieraz, że w kościele nareszcie często w głos wymyśla bez żadnej winy, nie tylko na sługi, ale i na wikarych. Pokłócił się z Pawłem Wiszeńskim kustoszem wileńskim o pierwszeństwo w chórze kapitulnym, jako biskup albowiem przywłaszczał sobie wyższe miejsce od innych prałatów. Nie miał w Rzymie przyjaciół, bo długo bardzo był nominatem. Biskup Protaszewicz chciał się go pozbyć, ale trudno było, po konsekracji samo dobrowolne zrzeczenie się Albinusa mogło go z kapituły wyzuć. Biskup próbował dokonać tego zgodnym sposobem, namawiał<section end="Albinus (Jerzy)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pa1zrnnqghziyhfht5muj64ibu1z0e2
Encyklopedyja powszechna (1859)/Albinowski (Jędrzej)
0
1069370
3154826
3106157
2022-08-20T05:22:54Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Albinowski (Jędrzéj)]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Albinowski (Jędrzej)]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=347
|strona_stop=347
}}
lqw18e2gge1fncf3af530w8e66k8uo3
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/354
100
1069525
3154834
3109606
2022-08-20T06:06:40Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Albrechta order" />protoplasty linii Albertyńskiej, księcia Alberta Odważnego; udzielany bywa w nagrodę cnót obywatelskich, lub odznaczenia się w naukach i sztukach. Ma 5 klass: wielkiego krzyża, kommandorską większą i mniejszą, kawalerską i małego krzyża. Krzyż jest złoty, biało-emaliowany, z popiersiem księcia Alberta i herbem saskim; wstęga orderowa ciemnozielona z białemi paskami.<section end="Albrechta order" />
<section begin="Albrechtsberger" />{{tab}}'''Albrechtsberger''' (Jan Jerzy), jeden z najzawołańszych kontrapunkcistów muzycznych, ur. 1729 w Kloster-Neuburg pod Wiedniem, uczeń Mana, był organistą przy wielu kościołach, wreszcie od r. 1792 kapelmistrzem katedry ś. Szczepana w Wiedniu, gdzie um. 1809. Seyfried i Beethoven byli jego uczniami. Pozostawił wiele kompozycyi kościelnych (z tych 27 fug tylko ogłoszono drukiem), Naukę kompozycyi muzycznej, Lipsk 1790, 3 edycyja 1821 i Teoretyczne pisma o harmonii, generalbasie i t. d. wydane 1826 r. w Wiedniu przez Seyfrieda, które zawsze będą świadectwem głębokiej znajomości przedmiotu, jakiemu się oddał.<section end="Albrechtsberger" />
<section begin="Albret" />{{tab}}'''Albret,''' księstwo i dom książęcy we Francyi, wyprowadzający pochodzenie swoje od zamku Lebret czyli Labret w Gaskonii. Od r. 1060 nazwisko tego rodu często napotyka się w dziejach Francyi, szczególnie podczas wojen z Anglią w XIV stuleciu. Jan Albret, przez małżeństwo z Katarzyną de Foix pomnożył posiadłości swego domu bogatem dziedzictwem tej rodziny, do której należała także korona Nawarry. Henryk I syn Jana, panował w Nawarze i zaślubił Małgorzatę Valois, siostrę Franciszka I króla francuzkiego, który w r. 1550 dom Albretów podniósł do godności książęcej. Henryk um. 1552 r., a córka jego Joanna wyszła za mąż za Antoniego Bourbon, księcia Vendome, przez co w tę liniję domu królewskiego wniosła koronę Nawarry i podźwignęła ją z upadku, w jakim zostawała od czasów zdrady konnetabla Karola Bourbon. Syn Antoniego i Joanny, Henryk, po śmierci Henryka III Yalois wstąpił na tron francuzki pod imieniem Henryka IV (ob.).<section end="Albret" />
<section begin="Albucasis" />{{tab}}'''Albucasis''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Abul-Kacem|Abul-Kacem]]'').<section end="Albucasis" />
<section begin="Albufeda" />{{tab}}'''Albufeda,''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Abul-Feda|Abul-Feda]]'').<section end="Albufeda" />
<section begin="Albufera, wioska" />{{tab}}'''Albufera,''' wioska w Estramadurze, w Hiszpanii, pamiętna bitwą z d. 16 Maja 1811 r. miedzy generałem Beresfordem, na czele 30,000 Anglików, Hiszpanów i Portugalczyków, a marszałkiem Soultem z armiją 25,000 Francuzów, lecz za to tém liczniejszą artylleryją. Zamierzona tą bitwą przez Soulta odsiecz miasta Badajoz, oblężonego przez Anglików, nie powiodła się; Francuzi cofnęli się ze stratą 9000 ludzi, a w kilka dni potem Badajoz dostał się w ręce sprzymierzeńców.<section end="Albufera, wioska" />
<section begin="Albufera jezioro" />{{tab}}'''Albufera''' jezioro, do 3 mil □ przestrzeni mające, leży w Walencyi prowincyi hiszpańskiej, nad brzegiem morza z którem jest połączone za pomocą kanału. Od nazwy tego jeziora pochodzi tytuł książęcy, udzielony marszałkowi Suchetowi za zdobycie Walencyi i zmuszenie generała hiszpańskiego Blake do kapitulacyi w 1812 roku.<section end="Albufera jezioro" />
<section begin="Albule Tiburtine" />{{tab}}'''Albule Tiburtine''' (Acque), pomiędzy Rzymem a Tivoli znajduje się niewielkie jezioro zwane ''Lago Solfatara'', zawierające w sobie wodę mineralną, nazywającą się ''Acqua Albula Solfurea'' albo ''Acqua Tiburtina''. Zbliżając się do tego jeziora, z daleka jeszcze czuć można zapach siarki, pochodzący od gazu siarko-wodorowego, wydzielającego się obficie z tej wody, który to zapach był powodem nadania źródłom tym nazwania wód siarczannych. Woda ta ma własność taką, że wrzucone do niej drzewo, nasiona, liście i całe rośliny, w krótkim bardzo czasie, pokrywają się powłoką wapienną i siarczaną, która z czasem twardnieje. W starożytności jezioro to miało na sobie dużo wysp pływających, pokrytych roślinami zupełnie zielonemi; wyspy te jak się domyślać należy, powstały z rozmaitych<section end="Albule Tiburtine" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qyel212c3o51nov1ld213838fy7v26s
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/358
100
1069534
3154835
3109643
2022-08-20T06:11:56Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alcan" />l’Eure, należał do komitetu pracy, a głosował zwykle z lewą stroną; po wyborze z dnia 10 Grudnia należał do liczby przeciwników polityki Ludwika Napoleona, a gdy powtórnie nie został wybrany do zgromadzenia prawodawczego, wrócił do zawodu professora, w którym dotąd zostaje; obok tego był współpracownikiem wydawanego w Paryżu Słownika sztuk i rzemiosł (''Dictionnaire des arts et manufactures'').<section end="Alcan" />
<section begin="Alcantara" />{{tab}}'''Alcantara,''' starożytne i warowne miasto w Estremadurze, w Hiszpanii, główne siedlisko zakonu duchowno-rycerskiego, założonego w XII w. przez braci Suareza i Gomeza, z zakonu ś. Julijana del Payrero. Zakon ten w nagrodę męztwa, okazanego w wojnie z Maurami w darze od zakonu Calatrava otrzymał r. 1217 m. Alcantara, którego odtąd przybrał nazwisko: następnie przyłączony został do korony hiszpańskiej. Oprócz innych i zwykłych ślubów zakonnych, z wyjątkiem czystości bezwarunkowej, zamiast czystości w stanie małżeńskim, rycerze Alkantary przyrzekają głównie bronić przeciw każdemu z osobna, Niepokalanego Poczęcia N. Maryi Panny; od r. 1540 wolno im żenić się. Dekoracyja orderu składa się z krzyża złotego, zdobnego w złote lilije; na tarczy jest grusza (''payrero'') i dwie belki. Zakon ten, w czasie zawichrzeń politycznych w Hiszpanii, r. 1835, wraz z innemi zakonami został zniesiony.<section end="Alcantara" />
<section begin="Alcaçar, zamek" />{{tab}}'''Alcaçar''' (po maurytańsku: ''zamek, pałac''), nazwa środkowego przylądka afrykańskiego nad cieśniną Gibraltarską, między Ceutą a Tangerem.<section end="Alcaçar, zamek" /> — <section begin="Alcaçar Quivir, miasto" />'''Alcaçar Quivir''' miasto w królestwie Fezu, niegdyś znakomita stolica rządu, dziś bardzo podupadłe. Tu w d. 4 Sierpnia 1578 r. zaszła pamiętna bitwa między Maurami a królem Portugalskim, don Sebastyjanem, do którego wygnany przez Maurów książę Mulej Mahomed udał się z prośbą o pomoc. Don Sebastyjan wiedziony chęcią sławy, na czele 13 tysięcznej armii wkroczył do Afryki, gdzie stanął naprzeciw niego wódz maurytański Abdel-Melech, który, jakkolwiek przyciśniony chorobą, osobiście pod Alcaçar Quivir objąwszy dowództwo, na samym zaraz początku bitwy zginął. Śmierć jego roznieciła wściekłość Maurów, którzy dzielnie nacierających Portugalczyków odparli, a gdy tam i Sebastyjan poległ, przekładając śmierć nad niewolę, całe wojsko jego w pień zostało wycięte.<section end="Alcaçar Quivir, miasto" />
<section begin="Alcaçar (Ludwik)" />{{tab}}'''Alcaçar''' (Ludwik), uczony jezuita, ur. w Sewilli 1554, um. 1613 r., zostawił kilka ważnych rozpraw o Apokalipsie ś. Jana, dziś jeszcze wielce cenionych przez teologów.<section end="Alcaçar (Ludwik)" /> — <section begin="Alcaçar (Baltazar)" />'''Alcaçar''' (Baltazar), sławny epigramacista hiszpański w XVI wieku, odznaczał się szlachetnością stylu i dowcipem; współcześni mu Cervantes i Cueva wielbią jego zasługi. Próbki jego poezyj znajdują się w zbiorze wydanym przez Espinosa, p. t.: ''Flores de poetas illustres''.<section end="Alcaçar (Baltazar)" />
<section begin="Alcejski wiersz" />{{tab}}'''Alcejski wiersz,''' jedenastozgłoskowy, tak nazwany od greckiego liryka [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alceusz poeta|Alceusza]] (ob.), który go pierwszy miał używać, później z wielkiem szczęściem przez Horacyjusza przeniesiony do poezyi łacińskiej. Alcejska zwrotka złożona jest z dwóch wierszy alcejskich:
{{pętla|2|{{c|{{1|{{f*|h=normal|style=position:relative; bottom:0.6em; left:-0.1em|—}}}}∪ — ∪ — {{1|{{f*|h=normal|style=position:relative; bottom:0.6em; left:-0.1em|—}}}}∪ │ — ∪ ∪ — ∪ {{1|{{f*|h=normal|style=position:relative; bottom:0.6em; left:-0.1em|—}}}}∪}}}}
z dziewięciozgłoskowego wiersza jambicznego:
{{c|{{1|{{f*|h=normal|style=position:relative; bottom:0.6em; left:-0.1em|—}}}}∪ — ∪ — ∪ — ∪ — {{1|{{f*|h=normal|style=position:relative; bottom:0.6em; left:-0.1em|—}}}}∪}}
i z wiersza lagoedycznego, składającego się z dwóch daktylów i dwóch trocheów:
{{c| — ∪ ∪ — ∪ ∪ — ∪ — {{1|{{f*|h=normal|style=position:relative; bottom:0.6em; left:-0.1em|—}}}}∪ .}}<section end="Alcejski wiersz" />
<section begin="Alcesta" />{{tab}}'''Alcesta,''' córka Pelijasza, była żoną [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Admet|Admeta]] (ob.) króla Fery w Tessalii. Nie brała ona udziału w morderstwie przez jej siostry na własnym ojcu dokonaném. (ob. Pelijasz), ofiarą własnego życia okupiła życie małżonka. To jej poświęcenie opisuje Euripides w tragedyi „Alkestis,“ jak niemniej wyzwolenie jej ze świata<section end="Alcesta" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
58food31lds32vw6dmqfl66rrot1dse
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/367
100
1069557
3154839
3106883
2022-08-20T06:20:59Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alchemija" />o czém sporządzano protokóła urzędowe na dworach monarszych, ogłosić za nikczemnych oszustów, zaprzeczajączaś faktom historycznym pod względem alchemii, zaprzeczaćby można wielu innym. Wreszcie kiedy o tajemnych siłach przyrody jest mowa, nie należy przesądzać i zuchwale zaprzeczać, bo nikt nie wie co przechodzi ich możność, a chemija nie doszła jeszcze do stopnia doskonałości i nie może twierdzić ażeby już wszystko zgłębiła.{{EO autorinfo|''W. L. A.''}}<section end="Alchemija" />
<section begin="Alciat" />{{tab}}'''Alciat,''' sławny prawnik szesnastego wieku, urodził się w Medyjolanie 1490 r. W 22 roku życia napisał ''Paradoxa'' prawa cywilnego, rodzaj studyjum filologicznego nad wyrazami znajdującemi się w Dygestach. Wkrótce potém ogłosił ''Praetermisso'' i rozprawę ''De Verborum Significatione''. Alciat był jednym z pierwszych, co pojął znaczenie historyi w nauce prawa. Wykładał on ją najprzód r. 1521 w Avignonie, gdzie ogromną liczbę miał słuchaczy, następnie w Medyjolanie, w Bourges (dokąd go wezwał Franciszek I), w Pawii, Bolonii, Ferrarze. Papież mianował go swoim protonotaryjuszem, a Karol V nadał mu godność hrabiego palatynatu. Um. r. 1548 w Pawii. Zebrane dzieła Alciata liczne miały edycyje, jako to lyjońską, bazylejską, strasburgską i t. d.; drukowano także i oddzielnie niektóre z prac jego, jak np.: ''Traktat o miarach i wagach'' albo ''Historyja Medyjolanu''. — Jeden z jego synowców, ''Alciat Franciszek'', także sławny prawnik, miał za ucznia ś. Karola Boromeusza, został kardynałem i, jak głosi Muret, był ozdobą swego wieku.<section end="Alciat" />
<section begin="Alciato" />{{tab}}'''Alciato''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alcyjato (Jan Paweł)|Alcyjato]]'').<section end="Alciato" />
<section begin="Alcimus" />{{tab}}'''Alcimus''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alcym|Alcym]]'').<section end="Alcimus" />
<section begin="Alcis" />{{tab}}'''Alcis,''' w mitologii litewskiej, pół-bożek, albo olbrzym niezmiernego wzrostu i siły, bohater wędrowny, dopuszczał się wiele rozbojów i czynił wiele dobrego ludziom, wedle ich zasług. Wywracał całe miasta, jak stogi siana, drzewa z korzeniem wyrywał i niemi jakoby laską podpierał się w drodze; ciskał ogromnemi kamieniami, druzgocąc niemi okręty, obalając zastępy zbrojne. Bił się on i ze Staubunem czy Didalisem, smokiem, pod jakąś górą zabrał skarb tam zgromadzony; a pokochawszy córkę jednego pana, oddał za nią skarby zdobyte na owym smoku. Pannica ta oprócz wdzięków siłę miała niepospolitą, bo wołu ująwszy za rogi, przerzucała go przez siebie. Jednakże jak dziecko wydawała się obok Alcisa. Kochał on ją bardzo. Trefiła mu włosy i brodę czesała grzebieniem wielkim, jak skrzydło wiatraku. W podróżach siadywała na jego barkach. Podróżował całe życie i najrozmaitszych doświadczał przygód. Podług J. I. Kraszewskiego (''Litwa'': starożytne dzieje, ustawy, język, wiara, obyczaje, pieśni, przysłowia, podania i t. d. Warszawa, 1847, tom I, str. 425—426), Alcis ten, odrzuciwszy, co w baśni ludu fantazyja jego dołożyła zwyczajem swoim, o ożenieniu i t. p., zdaje się być uosobieniem owych ludów wędrownych, grabieżnych, co nachodziły Litwę tak długo. Charakter jego, wędrówki, siła, zniszczenie jakie wiódł za sobą, owo niepohamowanie przeszkodami materyjalnemi: wszystko wybornie wyobraża ludy dzikie nachodzące Litwę. Zdaje się, że ich to pamięć przeżyła w tej przerobionej później na olbrzyma powieści. Podanie o Alcisie ma związek z klechdami o olbrzymach przodkach narodu. Ożenienie jego na Litwie, może oznacza usadowienie się wędrownego jakiego plemienia. Nazwanie Alcis, niekiedy ''Algis'', pochodzićby mogło od Alga „zapłata,“ oznaczając „najemnika.“ Są w Litwie uroczyska, podobne nazwania noszące; nad rzeką Radunią leży łąka ''Alcie''. U Naharwalów, ludu starożytnych Germanów, były dwa bożyszcza ''Alcisy'', wiecznie młode, którym w gajach cześć oddawano. W germańskiej pieśni Nibelungów, Zygurd zabija smoka Tofnera, zabiera skarb jego, i żeni się z Gudrunarą, która wiesza kochanków na kołku. Alcis imieniem przypomina<section end="Alcis" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
38m8wpo9slxh87zhy5hqz46ymwwgb16
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/371
100
1070100
3154840
3109216
2022-08-20T06:25:14Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alcynous filozof" />{{tab}}'''Alcynous,''' filozof szkoły Platońskiej, żył w drugim wieku po Chryst., znany jest nam tylko ze swego: ''Wstępu do filozofii Platona'', który był kilkakrotnie drukowany, w Lipsku 1787, w Paryżu (z tłómaczeniem francuzkiem p. Combe-Dounon) 1800 r.<section end="Alcynous filozof" />
<section begin="Aldebaran" />{{tab}}'''Aldebaran,''' gwiazda drugiej wielkości znajdująca się w konstellacyi byka, zwana inaczej ''okiem byka''.<section end="Aldebaran" />
<section begin="Aldegonda" />{{tab}}'''Aldegonda''' święta (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Adelgunda|Adelgunda]]'').<section end="Aldegonda" />
<section begin="Aldegonde" />{{tab}}'''Aldegonde''' (Filip de Marnix), jeden z najznakomitszych mężów XVI wieku, urodził się w Bruxelli w 1538 r., należał czynnie do powstania Niderlandczyków i ułożył wraz z księciem Ludwikiem de Nassau i Henrykiem de Brederode, głośny w dziejach akt kompromissowy, zapewniający Niderlandom wolność wiary i sumienia, a obalający inkwizycyje, który odrzucony został przez Małgorzatę, regentkę niderlandzką. Po przybyciu Alby, Aldegonde uciekł do Niemiec, zkąd dopiero w 1572 roku powrócił do kraju i zaciągnął się pod chorągwie Wilhelma księcia Oranii. Wzięty do niewoli w 1573 roku, otrzymał wolność w rok potem i został mianowany ambassadorem rzeczypospolitej hollenderskiej przy dworach londyńskim i paryzkim. Umarł w Leydzie 1598 r.<section end="Aldegonde" />
<section begin="Aldegrever" />{{tab}}'''Aldegrever''' (Henryk), znany także pod imieniem ''Alberta z Westfalii'', urodzony 1502 w Soest, umarł 1565 roku, uczeń sławnego Alberta Durera w Norymberdze, znakomity malarz i rytownik, w obrazach swoich odznaczał się głównie kolorytem, w rycinach delikatnością i siłą. Utwory pędzla jego dziś już są bardzo rzadkie, kilka z nich jednak znajduje się w galeryjach wiedeńskiej i mnichowskiej. Tém większą za to jest liczba znanych jego rycin, bo przeszło 350, po większej części drobnego formatu, za co też policzono go w poczet tak zwanych ''Kleinmeistrów'', czyli starych rytowników niemieckich, którzy z wielkiem wykończeniem odrabiali miedzioryty bardzo małego rozmiaru.<section end="Aldegrever" />
<section begin="Aldehydy" />{{tab}}'''Aldehydy.''' Tak nazywamy całą gruppę związków organicznych, których typem pierwotnym jest ''aldehyd octowy'' (acet-aldehyd). Są to członki pośrednie między [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkohole|alkoholami]] (ob.) i odpowiedniemi tym ostatnim kwasami. Od pierwszych różnią się brakiem 2-ch jedn. wodoru, i ztąd właśnie nazwa aldehyd pochodzi od ''alkohol dehydrogenatus''; a od drugich brakiem 2-ch jedn. tlenu, które przybierając, zamieniają się na kwasy. Aldehydy mają bardzo wiele wspólnych własności; chciwie łączą się z tlenem, pochłaniają go z powietrza i przechodzą w pewien rodzaj żywicy; związkom tlenowym metalów szlachetnych odbierają tlen, wydzielając z nich metale, gdy same przechodzą w odpowiednie kwasy; z amonijakiem i dwusiarczanami alkalicznemi, wydają związki dobrze krystalizujące i t. p. Aldehydy tworzą się bardzo rozmaitemi drogami. Z alkoholów przez utlenienie, kosztem powietrza, lub działaniem silnych środków utleniających; niektóre powstają przy suchej destylacyi kwasów organicznych, przy utlenieniu ciał białkowatych, kleju i t. p. Wielka ich liczba powstaje w organizmach roślin, albo przynajmniej tworzą się w skutek przemian przy destylacyi roślin z wodą, i wraz z parą wodną przechodzą jako olejki lotne. Do takich należą między wielu innemi aldehydy: cynamonowy, salicylowy i t. p., zawarte w odpowiednich olejkach lotnych. Skład racyjonalny aldehydów rozmaicie wystawić się daje, według tego czy przyjmiemy rodnik kwasowy tlen zawierający, czy beztlenowy (ob. [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Acetyl|acetyl]]). W ostatnim razie aldehydy będą wodanami tlenków rodników, tlenu nie zawierających; w pierwszym zaś należeć będą do typu wodoru w którym jedno H zostaje zastąpione rodnikiem tlen zawierającym. Ostatnie pojęcie wprowadzone przez Gerhardta zdaje się nierównie prawdziwszem i stosować się daje nietylko do wszystkich<section end="Aldehydy" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
le36cqe9sevwxgvwoo5t660zpthw58f
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/375
100
1070111
3154841
3109230
2022-08-20T06:30:38Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Aldringer" />{{pk|trzydzie|stoletniej}}, pochodził ze stanu nizkiego, był najprzód lokajem w Paryżu, później sekretarzem biskupa trydenckiego, po czém jako prosty żołnierz wstąpił do wojska. Niezwykłe zdolności szybko przez niższe szczeble oficerskie wyniosły go na stopień pułkownika, w r. 1625 został baronem i hrabią, w cztery lata później kommissarzem generalnym przy armii Wallensteina w Niższej Saxonii, generałem i posłem do zawarcia traktatu pokoju w Lubece. W roku 1630 na czele oddziału 8,000 ludzi wysłany został do Polski przeciw królowi szwedzkiemu Gustawowi Adolfowi, później do Włoch, gdzie na księciu Mantui zdobył Belforte i Gazolo i zabrał ogromne jego skarby. W 1633 roku zostawszy feldmarszałkiem, poszedł do Alzacyi, zkąd wyparł go szwedzki generał Horn, sam zaś wypędził Szwedów z wyższego Palatynatu; zginął r. 1634, broniąc przejścia przez Izarę pod Landshut.<section end="Aldringer" />
<section begin="Aldrovanda" />{{tab}}'''Aldrovanda,''' ''Aldrowanda''. Na pamiątkę botanika włoskiego Ulyssesa Aldrovandiego, Linneusz utworzył ten rodzaj pomieszczony teraz w rodzinie ''rosiczkowatych'' (Droseraceae De Cand.). Roślina ta, której jedyny znany gatunek ''Aldrovanda vesiculosa'' L., z postaci i cech podobna jest do rosiczki (Drosera), rośnie w wodach, na których utrzymuje się za pomocą liści okółkowatych, rzęsowatych, wydętych nakształt pęcherzyków. Kwiaty stoją w kątach liści pojedynczo, są bardzo drobne, mają kielich 5 razy głęboko wcięty, koronę 5-płatkową, pręcików 5, guzik owocowy wolny, na nim 5 szyjek i tyleż znamion. Owoc: torebka jednokomórkowa; wspomniany gatunek rośnie we Włoszech i południowej Francyi.<section end="Aldrovanda" />
<section begin="Aldrovandi" />{{tab}}'''Aldrovandi''' (Ulysses), uczony naturalista włoski, ur. w Bolonii 1522, um. 1605 roku, całe swe życie i majątek poświęcił na podróże i zbieranie materyjałów do wielkiego dzieła, którem postanowił ojczyznę obdarzyć. Za życia jego wyszły tylko cztery tomy: ''Historyi naturalnej'', lubo zebrane miał materyjały do trzydziestu. Senat boloński, jako spadkobierca jego kosztownych zbiorów i rękopisów, zajął się skompletowaniem tej sumiennej pracy. Historyja naturalna Aldrovandiego dziś się już przestarzała, ale cokolwiek o nie mówią Bulion i inni naturaliści, uważający ją za ogromną kompilacyję, nie przestanie ona być skarbem nie dla jednego badacza przyrody, mianowicie pod względem rzadkich i kosztownych sztychów, które się przy niej znajdują, a których próżnoby szukać w innych dziełach.<section end="Aldrovandi" />
<section begin="Aldudes" />{{tab}}'''Aldudes,''' wioska w departamencie niższych Pireneów we Francyi, pamiętna bitwą, stoczoną przez francuzkiego generała Mullera z Hiszpanami w d. 3 Czerwca 1794, gdy Francuzi przez dolinę Bartan usiłowali przedrzeć się na terrytoryjum hiszpańskie. Kilkakrotnie odparci, zdobyli nakoniec pozycyje, zacięcie przez Hiszpanów bronione, do czego głównie przyczyniła się waleczność Basków francuzkich pod dowództwem generała Harispe.<section end="Aldudes" />
<section begin="Aldyńskie litery" />{{tab}}'''Aldyńskie litery''' (łacińskie), tak nazwane od Aida Manucyjusza, sławnego drukarza włoskiego, żyjącego w XV wieku. Tu należą szczególniej litery tak zwane ''italiki'', chociaż Aid, a właściwie jego rytownik Francesco z Bolonii, jest wynalazcą wielu gatunków liter tak greckich, łacińskich, jako też hebrajskich.<section end="Aldyńskie litery" />
<section begin="Aldyny" />{{tab}}'''Aldyny.''' Aldynami nazywają się książki wyszłe z drukarni rodziny Manucyjuszów, a mianowicie założyciela jej Aida (Aldus Manutius um. 1515). Odznaczają się one nietylko wewnętrzną swoją wartością, lecz także nadzwyczaj staranném wydaniem, ztąd poszukują je i uczeni i bibliofile. Jedne z pierwszych edycyj (''editiones principes'') stanowią klassycy greccy i łacińscy, potem wyborowi nowocześni pisarze, jak: Petrarca, Dante, Boccacio i inni, których przedrukowywano z rękopisów krytycznie przejrzanych. Wszystkie te dzieła sławne są dla swej staranności i czystości typograficznej, chociaż greckie nie wyrównają {{pp|ła|cińskim}}<section end="Aldyny" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pwcp9g8e30ogw1lud2w8nkbq7t9kqlh
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/376
100
1070112
3154842
3109701
2022-08-20T06:33:16Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Aldyny" />{{pk|ła|cińskim}} i włoskim. Edycyje ogłaszane przez Aida mają znaczenie swoje w dziejach sztuki drukarskiej, gdyż po raz pierwszy występują w nich druki dawniej nieznane, jak np. ''italiki'' (ob. [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Aldyńskie litery|Aldyńskie litery]]), któremi są odbite edycyje in-8, począwszy od dzieł Wirgilijusza (1501 r.). Drzeworytów w Aldynach in-8 nie postrzegamy, wyjąwszy tylko w wydaniu: Hypnerotomachia Pamphilii. Edycyje na pargaminie odbijane są nadzwyczaj piękne. Aid był jednym z pierwszych drukarzy, którzy oprócz zwyczajnych exemplarzy odbijali kilka na lepszym, mocniejszym papierze, jak to miało miejsce z książką p. t.: ''Epistolae graecae'' (1499). Wydając Filostrata (od r. 1501), odbijać kazał niektóre exemplarze na wielkim papierze; edycyje na niebieskim są z r. 1515. W ten sposób wydrukowaną została szczupła liczba exemplarzy: ''Libri de re rustica'' i Kwintylijan. Nikt przed ani po Aldzie Manucyjuszu nie zajmował się drukowaniem dzieł klassycznych z taką gorliwością, zamiłowaniem i znajomością literatury: nikt też większych nie ponosił ofiar, aby dojść do najwyższej poprawności. Po śmierci Aida zarządzał drukarnią najprzód teść jego Andrzej Asulanus, a potem syn Paweł, który tyle okazał zapału i zamiłowania do klassyków łacińskich, ile ojciec do greckich. Z wnukiem Aida a synem Pawła (um. w Rzymie 1597 r.) kończą się świetne czasy drukarni Manucyjuszów. Po wiekowém prawie istnieniu, w ciągu którego wydrukowała blizko 908 różnych dzieł, utraciła swe przodownictwo między typograficznemi zakładami włoskiemi i została zwiniętą. Dzieła z tej drukarni, mianowicie pierwsze, nadzwyczajnie były poszukiwanie i przepłacane, ztąd drukarze lyjońscy i florenccy począwszy od roku 1502 podrabiali je. Fałszywe te edycyje, pomieszane z oryginalnemi aldyńskiemi, wiele szkody tym ostatnim przyniosły. Aldomania długi czas trwała, dopiero w ostatnich czasach się zmniejszyła. Między najrzadszemi Aldynami wymieniają: ''Horae beatae Mariae Virginis'' (1497), ''Wirgiliusz'' z r. 1501 i ''Rhetores graeci'', nie licząc dziś bardzo rzadkich edycyi z r. 1494 i 1497. Kompletny zbiór Aldynów posiada Renouard, księgarz paryzki i wielki książę toskański. Renouard wydał w r. 1834: ''Annales de l’imprimerie des Aldes'', a Ebert zamieścił wykaz wszystkich autentycznych aldynów w swojém: ''Repertorium bibliographicum'', Sztutgardt i Tübinga t. 4. 1826—1838 r.).<section end="Aldyńskie litery" />
<section begin="Aldżyhed" />{{tab}}'''Aldżyhed,''' wyraz arabski, oznaczający wyprawę, obwoływaną przez Muzułmanów przeciwko niewiernym chrześcijanom, czyli tak zwaną ''wojnę świętą''. Samo już prowadzenie takiej wojny zowie się: ''Algazyja''.<section end="Aldżyhed" />
<section begin="Ale (el)" />{{tab}}'''Ale''' (''el''), piwo angielskie mało chmielne, wiele kwasu węglanego i alkoholu (6—9%) zawierające. Piwo to jasnego koloru, stosunkowo do innych gatunków jest bardzo trwałém i długo (lat kilka), szczególniej w butelkach, bez zepsucia przechowywać się daje. Wyrabia się z samego słodu jęczmiennego słabo suszonego, lub zmieszanego z pszennym; dawniej zaś wyrabiane było tylko ze słodu pszennego. Należy ono do piw mocnych, zbytkowych; posiada właściwy przyjemny zapach, ponieważ jest wyrabianém tylko z najlepszych słodów i najlepszego gatunku chmielu. Niekiedy nawet dla wzmocnienia brzeczki używa się cukru; czasem zaś dla zapachu dodają do niej ciał aromatycznych. Piwo to otrzymuje się zwyczajną angielską metodą, przez nalewanie i spieszną fermentacyję (ob.), lecz na ten cel bierze się tylko pierwszy wyciąg (pierwsza brzeczka, ob. piwo): następne przerabiają się na piwa słabsze, do szybkiego zużycia. Przesyłka ale, które na ogromną skalę w Anglii, a szczególniej w samym Londynie jest wyrabiane, odbywa się w beczkach, lecz nierównie częściej w butelkach dobrze zatkanych, obwiązanych drutem, oblanych żywicą, a nawet pokrytych cynfoliją (ob).<section end="Ale (el)" />
<section begin="Alea" />{{tab}}'''Alea,''' przydomek Ateny czyli Minerwy, od świątyni wystawionej dla niej<section end="Alea" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jr1uhhyhawldhfq1vcgykbppnphms6c
3154844
3154842
2022-08-20T06:34:13Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Aldyny" />{{pk|ła|cińskim}} i włoskim. Edycyje ogłaszane przez Aida mają znaczenie swoje w dziejach sztuki drukarskiej, gdyż po raz pierwszy występują w nich druki dawniej nieznane, jak np. ''italiki'' (ob. [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Aldyńskie litery|Aldyńskie litery]]), któremi są odbite edycyje in-8, począwszy od dzieł Wirgilijusza (1501 r.). Drzeworytów w Aldynach in-8 nie postrzegamy, wyjąwszy tylko w wydaniu: Hypnerotomachia Pamphilii. Edycyje na pargaminie odbijane są nadzwyczaj piękne. Aid był jednym z pierwszych drukarzy, którzy oprócz zwyczajnych exemplarzy odbijali kilka na lepszym, mocniejszym papierze, jak to miało miejsce z książką p. t.: ''Epistolae graecae'' (1499). Wydając Filostrata (od r. 1501), odbijać kazał niektóre exemplarze na wielkim papierze; edycyje na niebieskim są z r. 1515. W ten sposób wydrukowaną została szczupła liczba exemplarzy: ''Libri de re rustica'' i Kwintylijan. Nikt przed ani po Aldzie Manucyjuszu nie zajmował się drukowaniem dzieł klassycznych z taką gorliwością, zamiłowaniem i znajomością literatury: nikt też większych nie ponosił ofiar, aby dojść do najwyższej poprawności. Po śmierci Aida zarządzał drukarnią najprzód teść jego Andrzej Asulanus, a potem syn Paweł, który tyle okazał zapału i zamiłowania do klassyków łacińskich, ile ojciec do greckich. Z wnukiem Aida a synem Pawła (um. w Rzymie 1597 r.) kończą się świetne czasy drukarni Manucyjuszów. Po wiekowém prawie istnieniu, w ciągu którego wydrukowała blizko 908 różnych dzieł, utraciła swe przodownictwo między typograficznemi zakładami włoskiemi i została zwiniętą. Dzieła z tej drukarni, mianowicie pierwsze, nadzwyczajnie były poszukiwanie i przepłacane, ztąd drukarze lyjońscy i florenccy począwszy od roku 1502 podrabiali je. Fałszywe te edycyje, pomieszane z oryginalnemi aldyńskiemi, wiele szkody tym ostatnim przyniosły. Aldomania długi czas trwała, dopiero w ostatnich czasach się zmniejszyła. Między najrzadszemi Aldynami wymieniają: ''Horae beatae Mariae Virginis'' (1497), ''Wirgiliusz'' z r. 1501 i ''Rhetores graeci'', nie licząc dziś bardzo rzadkich edycyi z r. 1494 i 1497. Kompletny zbiór Aldynów posiada Renouard, księgarz paryzki i wielki książę toskański. Renouard wydał w r. 1834: ''Annales de l’imprimerie des Aldes'', a Ebert zamieścił wykaz wszystkich autentycznych aldynów w swojém: ''Repertorium bibliographicum'', Sztutgardt i Tübinga t. 4. 1826—1838 r.).<section end="Aldyny" />
<section begin="Aldżyhed" />{{tab}}'''Aldżyhed,''' wyraz arabski, oznaczający wyprawę, obwoływaną przez Muzułmanów przeciwko niewiernym chrześcijanom, czyli tak zwaną ''wojnę świętą''. Samo już prowadzenie takiej wojny zowie się: ''Algazyja''.<section end="Aldżyhed" />
<section begin="Ale (el)" />{{tab}}'''Ale''' (''el''), piwo angielskie mało chmielne, wiele kwasu węglanego i alkoholu (6—9%) zawierające. Piwo to jasnego koloru, stosunkowo do innych gatunków jest bardzo trwałém i długo (lat kilka), szczególniej w butelkach, bez zepsucia przechowywać się daje. Wyrabia się z samego słodu jęczmiennego słabo suszonego, lub zmieszanego z pszennym; dawniej zaś wyrabiane było tylko ze słodu pszennego. Należy ono do piw mocnych, zbytkowych; posiada właściwy przyjemny zapach, ponieważ jest wyrabianém tylko z najlepszych słodów i najlepszego gatunku chmielu. Niekiedy nawet dla wzmocnienia brzeczki używa się cukru; czasem zaś dla zapachu dodają do niej ciał aromatycznych. Piwo to otrzymuje się zwyczajną angielską metodą, przez nalewanie i spieszną fermentacyję (ob.), lecz na ten cel bierze się tylko pierwszy wyciąg (pierwsza brzeczka, ob. piwo): następne przerabiają się na piwa słabsze, do szybkiego zużycia. Przesyłka ale, które na ogromną skalę w Anglii, a szczególniej w samym Londynie jest wyrabiane, odbywa się w beczkach, lecz nierównie częściej w butelkach dobrze zatkanych, obwiązanych drutem, oblanych żywicą, a nawet pokrytych cynfoliją (ob).<section end="Ale (el)" />
<section begin="Alea" />{{tab}}'''Alea,''' przydomek Ateny czyli Minerwy, od świątyni wystawionej dla niej<section end="Alea" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
svbhdqi9icmz6n7cpanmn5ges5sgmn2
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/379
100
1070116
3154846
3109950
2022-08-20T06:40:51Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alej, r." />Nad brzegami jej rozciągają się obszerne łąki. Na prawym brzegu Aleja, 130 wiorst od źródła, znajduje się kopalnia i huta srebrna Łoktiejewska. Rzeką tą spławia się ruda z bliskich kopalni do miasta Barnaułu.<section end="Alej, r." />
<section begin="Aleja" />{{tab}}'''Aleja,''' droga publiczna lub w ogrodach, wysadzana dwoma lub kilkoma rzędami jednogatunkowych drzew, najczęściej topoli, lip, albo kasztanów, przeznaczona zwykle na przechadzkę.<section end="Aleja" />
<section begin="Aleksander" />{{tab}}'''Aleksander,''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alexander I|Alexander]]'').<section end="Aleksander" />
<section begin="Aleksy" />{{tab}}'''Aleksy,''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alexy (święty)|Alexy]]'').<section end="Aleksy" />
<section begin="Alekto" />{{tab}}'''Alekto,''' (po grecku: nigdy nie odpoczywająca), nazwa jednej z trzech furyj czyli Eumenid (ob.), córka Eteru i Ziemi.<section end="Alekto" />
<section begin="Alektryjomancyja, Alektoromancyja" />{{tab}}'''Alektryjomancyja, Alektoromancyja''' (z greckiego: ''alektor'', kogut i ''manteja'', wróżba), rodzaj wróżbiarstwa, przy którém koguta stawiono w środku koła zakreślonego na piasku i podzielonego na 24 części, z których każda oznaczoną była literą alfabetu i obejmowała ziarnko zboża. Z liter, przy których ziarnka kolejno zjadane były przez koguta, składano wyrazy i te służyły do wypowiedzenia wróżby; w taki sposób np. za panowania cesarza Walensa przepowiedzieć miano wstąpienie na tron Teodozyjusza Wielkiego.<section end="Alektryjomancyja, Alektoromancyja" />
<section begin="Alektryjonon" />{{tab}}'''Alektryjonon''' czyli walka kogutów, rodzaj igrzysk ustanowionych podobno przez Temistoklesa na pamiątkę jego zwycięztwa nad Persami, a obchodzonych uroczyście w teatrze ateńskim na początku jesieni. Zdaje się wszelako, że igrzyska te dawniej już były Grekom znane, lecz dopiero Temistokles przepisaniem modłów i ofiar nadał im pozór uroczystości religijnej.<section end="Alektryjonon" />
<section begin="Aleman" />{{tab}}'''Aleman''' (Mateo), powieściopisarz hiszpański, ur. w pierwszej połowie XVI wieku w Sewilli, um. w Mexyku za panowania Filipa III, w 1568 r. będąc urzędnikiem celnym, wmieszany został do sprawy defraudacyjnej, skutkiem której lat kilka przepędziwszy w więzieniu, opuścił służbę publiczną i odtąd, acz w późniejszym już wieku, poświęcał się literaturze. Oprócz bijografii ś. Antoniego Padewskiego wierszem, i napisanej w czasie podróży do Mexyku Ortografia Castellana, przeznaczonej dla użytku mieszkańców Nowej Hiszpanii, Aleman napisał sławny romans złodziejski, p. t.: ''Guzman de Alfarache'', czyli ''Atalaya de la vida hamana'' (Latarnia życia ludzkiego), którego część pierwsza nietylko natychmiast (r. 1599) trzech doczekała się edycyj w Madrycie, Barcelonie i Saragossie, lecz w następnych także sześciu latach w Hiszpanii i zagranicą 26 kroć była drukowaną, rozpowszechnianą w przeszło 50,000 ex. i tłumaczoną na języki francuzki i włoski. Powodzenie tego romansu spowodowało jednego z licznych już nawet podówczas korsarzy literackich, do wydania drugiej części, pod pseudonymem ''Mateo Lujan de Saavedra'' (Barcelona, 1603): we dwa lata później zaś sam Aleman ogłosił prawdziwą część drugą, w której wymieniając po nazwisku autora samozwańca, niejakiego Juana Marti, adwokata w Walencyi, naznacza mu w swojej powieści niezbyt zaszczytną rolę. Mistrzowski ten utwór, który wraz z genijalną powieścią Mendozy (ob.), p. t.: ''Lazarillo de Tormes'', dał początek nowemu w literaturze hiszpańskiej rodzajowi romansów tak zwanych łotrowskich, obfituje w niepospolite i pełne głębokiej znajomości świata i ludzi postrzeżenia, które bez względu na koloryt miejscowy, stanowią jego wartość we wszystkich krajach i czasach niezmienną. Słynny francuzki autor Lesage przerobił ''Guzmana'' i rozpowszechnił we Francyi; pewien filolog niemiecki, Kasper Ens, przetłómaczył go nawet na język łaciński. Najlepsza edycyja hiszpańska obu prawdziwych, oraz trzeciej podrobionej części Guzmana, znajduje się w ''Biblioteca de autores espannoles''; (Madryt, 1846).<section end="Aleman" />
<section begin="Alemani" />{{tab}}'''Alemani,''' herb włoski przez Dominika Alemani stolnika lubelskiego, {{pp|udaro|wanego}}<section end="Alemani" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j9iqdq0d81588dh91cw50ysaeooq65p
Encyklopedyja powszechna (1859)/Aldyńskie litery
0
1070303
3154843
3109703
2022-08-20T06:33:44Z
Dzakuza21
10310
dr.
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=375
|strona_stop=375
}}
gc0xf6egpkobj2iegfatuh8q1ygqj10
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1019
100
1070423
3154889
3120562
2022-08-20T09:26:10Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}}
<section begin="spis"/>
{{EO SpisRzeczy|Ali-Galib-pasza|{{Kor|Ali Galib-pasza.|Ali-Galib-pasza}}|463}}
{{EO SpisRzeczy|Ali pasza Janiny|{{tab}}–{{tab}}pasza Janiny.|3=464}}
{{EO SpisRzeczy|Ali-Szin|{{tab}}–{{tab}}Szin.|3=465}}
{{EO SpisRzeczy|Alians}}
{{EO SpisRzeczy|Alians Święty}}
{{EO SpisRzeczy|Alians gra}}
{{EO SpisRzeczy|Alias}}
{{EO SpisRzeczy|Alibaud}}
{{EO SpisRzeczy|Alibert}}
{{EO SpisRzeczy|Alibi|3=466}}
{{EO SpisRzeczy|Alidada}}
{{EO SpisRzeczy|Alidowie}}
{{EO SpisRzeczy|Alien-Bill}}
{{EO SpisRzeczy|Alijenacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Alieni juris|3=467}}
{{EO SpisRzeczy|Aligerować}}
{{EO SpisRzeczy|Alighieri|3=467}}
{{EO SpisRzeczy|Alignan}}
{{EO SpisRzeczy|Aligny}}
{{EO SpisRzeczy|Aligre (Stefan)}}
{{EO SpisRzeczy|Aligre (Stefan Franc.)|{{tab}}–{{tab}}(Stefan Franc.).}}
{{EO SpisRzeczy|Aligur}}
{{EO SpisRzeczy|Alikant|3=468}}
{{EO SpisRzeczy|Alikante}}
{{EO SpisRzeczy|Alilat}}
{{EO SpisRzeczy|Alimenta}}
{{EO SpisRzeczy|Alimenta (w prawnictwie)|{{tab}}–{{tab}}(w prawnictwie).}}
{{EO SpisRzeczy|Alimuły}}
{{EO SpisRzeczy|Alimuzyje}}
{{EO SpisRzeczy|Aliot}}
{{EO SpisRzeczy|Alipijusz}}
{{EO SpisRzeczy|Alis-Ben-Isa|3=469}}
{{EO SpisRzeczy|Alischer}}
{{EO SpisRzeczy|Alison (Archibald) prebendaryjusz sarumski|Alison (Archibald).}}
{{EO SpisRzeczy|Alison (Archibald)|{{tab}}–{{tab}}–}}
{{EO SpisRzeczy|Alison (Wiliam Pultnay)|{{tab}}–{{tab}}(Wiliam Pultnay).|470}}
{{EO SpisRzeczy|Alix de Champagne}}
{{EO SpisRzeczy|Alix (Celest)}}
{{EO SpisRzeczy|Alix (Akkursyjusz)|{{tab}}–{{tab}}(Akkursyjusz).}}
{{EO SpisRzeczy|Alizard}}
{{EO SpisRzeczy|Alizari|3=471}}
{{EO SpisRzeczy|Alizaryn}}
{{EO SpisRzeczy|Alizejskie wiatry}}
{{EO SpisRzeczy|Aljubarotta|3=473}}
{{EO SpisRzeczy|Alka}}
{{EO SpisRzeczy|Alkad}}
{{EO SpisRzeczy|Alkaliczny}}
{{EO SpisRzeczy|Alkalija}}
{{EO SpisRzeczy|Alkalija organiczne}}
{{EO SpisRzeczy|Alkalimetryja|3=474}}
{{EO SpisRzeczy|Alkaloidy|3=475}}
{{EO SpisRzeczy|Alkanna}}
{{EO SpisRzeczy|Alkantara}}
{{EO SpisRzeczy|Alkantary zakon}}
{{EO SpisRzeczy|Alkazaras}}
{{EO SpisRzeczy|Alkarsin}}
{{EO SpisRzeczy|Alkatoë|3=476}}
{{EO SpisRzeczy|Alkekingi}}
{{EO SpisRzeczy|Alkendi}}
{{EO SpisRzeczy|Alkiermes}}
{{EO SpisRzeczy|Alkierz|3=477}}
{{EO SpisRzeczy|Alkmaar}}
{{EO SpisRzeczy|Alkmaer|3=477}}
{{EO SpisRzeczy|Alkman}}
{{EO SpisRzeczy|Alkmene}}
{{EO SpisRzeczy|Alkmeon}}
{{EO SpisRzeczy|Alkmeon filoz. grecki|{{tab}}–{{tab}}filoz. grecki.|478}}
{{EO SpisRzeczy|Alkohole}}
{{EO SpisRzeczy|Alkohol etylowy|3=479}}
{{EO SpisRzeczy|Alkohol metylowy|{{tab}}–{{tab}}metylowy.}}
{{EO SpisRzeczy|Alkohol amylowy|{{tab}}–{{tab}}amylowy.}}
{{EO SpisRzeczy|Alkoholany}}
{{EO SpisRzeczy|Alkoholometr}}
{{EO SpisRzeczy|Alkola}}
{{EO SpisRzeczy|Alkor}}
{{EO SpisRzeczy|Al-Koran|{{Kor|Al-koran.|Al-Koran.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alkorno}}
{{EO SpisRzeczy|Alkowa}}
{{EO SpisRzeczy|Alkuin}}
{{EO SpisRzeczy|Alkwifu|3=482}}
{{EO SpisRzeczy|Alla breve}}
{{EO SpisRzeczy|Alla otava|{{tab}}–{{tab}}otava.}}
{{EO SpisRzeczy|Alla polacca|{{tab}}–{{tab}}polacca.}}
{{EO SpisRzeczy|Alla zoppa|{{tab}}–{{tab}}zoppa.}}
{{EO SpisRzeczy|Allagit|{{Kor|Alliagit.|Allagit.}}|483}}
{{EO SpisRzeczy|Allah}}
{{EO SpisRzeczy|Allahabad}}
{{EO SpisRzeczy|Allainval}}
{{EO SpisRzeczy|Allamanda}}
{{EO SpisRzeczy|Allan (Dawid)|3=484}}
{{EO SpisRzeczy|Allan Wilijam}}
{{EO SpisRzeczy|Allanit}}
{{EO SpisRzeczy|Allantoina}}
{{EO SpisRzeczy|Allantois}}
{{EO SpisRzeczy|Allard (Hugo)|{{Kor|Alard (Hugo)|Allard (Hugo).}}}}
{{EO SpisRzeczy|Allard (Carel)|{{tab}}–{{tab}}(Carel.).}}
{{EO SpisRzeczy|Allard generał|{{tab}}–{{tab}}generał.}}
{{EO SpisRzeczy|Allarde (Piotr Gilbert)|3=485}}
{{EO SpisRzeczy|Allarde (Franciszek)|{{tab}}–{{tab}}(Franciszek.).}}
{{EO SpisRzeczy|Allart}}
{{EO SpisRzeczy|Allatius}}
{{EO SpisRzeczy|Alle, rzeka|3=486}}
{{EO SpisRzeczy|Allegacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Allegany}}
{{EO SpisRzeczy|Allegoryja}}
{{EO SpisRzeczy|Allegranza|3=487}}
{{EO SpisRzeczy|Allegri (Antonio)}}
{{EO SpisRzeczy|Allegri (Alexander)|{{tab}}–{{tab}}(Alexander).}}
{{EO SpisRzeczy|Allegri (Gregorio)|{{tab}}–{{tab}}(Gregorio).}}
{{EO SpisRzeczy|Allegrini|3=588}}
{{EO SpisRzeczy|Allegro}}
{{EO SpisRzeczy|Alleluja}}
{{EO SpisRzeczy|Allemanda}}
{{EO SpisRzeczy|Allen (Franciszek)|3=489}}
{{EO SpisRzeczy|Allen (Łukasz)|{{tab}}–{{tab}}(Łukasz).}}
{{EO SpisRzeczy|Allen (Tomasz)|{{tab}}–{{tab}}(Tomasz).}}
{{EO SpisRzeczy|Allen (Wilhelm)|{{tab}}–{{tab}}(Wilhelm).}}
{{EO SpisRzeczy|Allen (Ethan)|{{tab}}–{{tab}}(Ethan).}}
{{EO SpisRzeczy|Allenburg, miasto|3=490}}
{{EO SpisRzeczy|Allensztein}}
{{EO SpisRzeczy|Allent}}
{{EO SpisRzeczy|Allentaken}}
{{EO SpisRzeczy|Alletz}}
{{EO SpisRzeczy|Allevard|3=491}}
{{EO SpisRzeczy|Allewijacyja|3=491}}
{{EO SpisRzeczy|Allfader}}
{{EO SpisRzeczy|Allija}}
{{EO SpisRzeczy|Allijaraeris}}
{{EO SpisRzeczy|Allijaż, stop}}
{{EO SpisRzeczy|Allier, rzeka|3=492}}
{{EO SpisRzeczy|Allier (Ludwik)|{{tab}}–{{tab}}(Ludwik).}}
{{EO SpisRzeczy|Allier (Antoni)|{{tab}}–{{tab}}(Antoni).}}
{{EO SpisRzeczy|Alliey|{{Kor|Alley.|Alliey.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alligacyjny rachunek}}
{{EO SpisRzeczy|Alligator}}
{{EO SpisRzeczy|Allioli|3=494}}
{{EO SpisRzeczy|Allioni}}
{{EO SpisRzeczy|Alliot (Piotr)}}
{{EO SpisRzeczy|Alliot (Piotr) dworzanin|{{tab}}–{{tab}}–{{tab}}dworzanin.}}
{{EO SpisRzeczy|Alliteracyja}}
{{EO SpisRzeczy|Allix|3=495}}
{{EO SpisRzeczy|Allobrogowie|{{Kor|Allobrogowid.|Allobrogowie.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Allochrorit}}
{{EO SpisRzeczy|Allodium}}
{{EO SpisRzeczy|Allodium curia|{{tab}}–{{tab}}|496}}
{{EO SpisRzeczy|Allofan}}
{{EO SpisRzeczy|Allogonit}}
{{EO SpisRzeczy|Allokacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Allokucyja}}
{{EO SpisRzeczy|Allomorfit|3=497}}
{{EO SpisRzeczy|Allonge}}
{{EO SpisRzeczy|Allonville (Armand Fr.)}}
{{EO SpisRzeczy|Allonville (Alexander)|{{tab}}–{{tab}}(Alexander).}}
{{EO SpisRzeczy|Allonym}}
{{EO SpisRzeczy|Allopatyja}}
{{EO SpisRzeczy|Allori (Alexander)|3=498}}
{{EO SpisRzeczy|Allori (Krzysztof)|{{tab}}–{{tab}}(Krzysztof).}}
{{EO SpisRzeczy|Allotryja}}
{{EO SpisRzeczy|Allotryjofagija}}
{{EO SpisRzeczy|Alloury}}
{{EO SpisRzeczy|Alloxan}}
{{EO SpisRzeczy|Alloxanowy kwas}}
{{EO SpisRzeczy|Alloxantyna}}
{{EO SpisRzeczy|Allston|3=499}}
{{EO SpisRzeczy|Alluaudit}}
{{EO SpisRzeczy|Alluvionis jus}}
{{EO SpisRzeczy|Alluvium|3=500}}
{{EO SpisRzeczy|Alluzyja}}
{{EO SpisRzeczy|Allyl}}
{{EO SpisRzeczy|Alma, rzeka}}
{{EO SpisRzeczy|Alma miara|{{tab}}–{{tab}}miara.|502}}
{{EO SpisRzeczy|Alma Mater|{{tab}}–{{tab}}Mater.}}
{{EO SpisRzeczy|Almack}}
{{EO SpisRzeczy|Almaden}}
{{EO SpisRzeczy|Almagest}}
{{EO SpisRzeczy|Almagra}}
{{EO SpisRzeczy|Almagre|{{Kor|A magre.|Almagre.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Almagro}}
{{EO SpisRzeczy|Almakabala|3=503}}
{{EO SpisRzeczy|Almakauda}}
{{EO SpisRzeczy|Almamor}}
{{EO SpisRzeczy|Almamun}}
{{EO SpisRzeczy|Almanach}}
{{EO SpisRzeczy|Almandyn|3=504}}
{{EO SpisRzeczy|Almani}}
{{EO SpisRzeczy|Almanza}}
<section end="spis"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gnun7y5euh82ydyppngfcjbjp38n9q8
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1020
100
1070442
3154909
3123411
2022-08-20T09:56:33Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}}
<section begin="spis"/>
{{EO SpisRzeczy|Almanzi|3=504}}
{{EO SpisRzeczy|Almanzor}}
{{EO SpisRzeczy|Al marco}}
{{EO SpisRzeczy|Almaryja}}
{{EO SpisRzeczy|Almasy (Almaszy)}}
{{EO SpisRzeczy|Almasy (Józef Ignacy)|{{tab}}–{{tab}}(Józef Ignacy).}}
{{EO SpisRzeczy|Almasy (Paweł)|{{tab}}–{{tab}}(Paweł).}}
{{EO SpisRzeczy|Almazan|3=505}}
{{EO SpisRzeczy|Almee}}
{{EO SpisRzeczy|Almeida}}
{{EO SpisRzeczy|Almeida (Antoni d’)|{{tab}}–{{tab}}(Antoni d’).}}
{{EO SpisRzeczy|Almeida (don Francesco)|{{tab}}–{{tab}}(don Francesco).}}
{{EO SpisRzeczy|Almeloveen (Jan)|3=506}}
{{EO SpisRzeczy|Almeloveen (Teodor Ja.)|{{tab}}–{{tab}}(Teodor Ja.).}}
{{EO SpisRzeczy|Almenar}}
{{EO SpisRzeczy|Almenara}}
{{EO SpisRzeczy|Almendingen|3=506}}
{{EO SpisRzeczy|Almeon|3=507}}
{{EO SpisRzeczy|Almeras}}
{{EO SpisRzeczy|Almeria}}
{{EO SpisRzeczy|Almesfea}}
{{EO SpisRzeczy|Almikantarat}}
{{EO SpisRzeczy|Almodor}}
{{EO SpisRzeczy|Almohady|3=508}}
{{EO SpisRzeczy|Almonacid}}
{{EO SpisRzeczy|Almonde}}
{{EO SpisRzeczy|Almorawidy|3=509}}
{{EO SpisRzeczy|Almosnino}}
{{EO SpisRzeczy|Ampelli}}
{{EO SpisRzeczy|Almquist}}
{{EO SpisRzeczy|Almuda|3=510}}
{{EO SpisRzeczy|Almus}}
{{EO SpisRzeczy|Almuzyja}}
{{EO SpisRzeczy|Aln}}
{{EO SpisRzeczy|Alnpech}}
{{EO SpisRzeczy|Alnpecht|3=511}}
{{EO SpisRzeczy|Alpeke Dittlib}}
{{EO SpisRzeczy|Aloch}}
{{EO SpisRzeczy|Alod}}
{{EO SpisRzeczy|Aloeje}}
{{EO SpisRzeczy|Aloes}}
{{EO SpisRzeczy|Aloesowe drzewo|3=512}}
{{EO SpisRzeczy|Alogijanie}}
{{EO SpisRzeczy|Alogotrofija}}
{{EO SpisRzeczy|Aloidy}}
{{EO SpisRzeczy|Aloizy (Gonzaga ś.)}}
{{EO SpisRzeczy|Alompra}}
{{EO SpisRzeczy|Alonzo|3=513}}
{{EO SpisRzeczy|Alopa}}
{{EO SpisRzeczy|Alopecyja}}
{{EO SpisRzeczy|Alopeus|3=514}}
{{EO SpisRzeczy|Alopeus (hr. Dawid)|{{tab}}–{{tab}}(hr. Dawid).|515}}
{{EO SpisRzeczy|Aloup}}
{{EO SpisRzeczy|Alp}}
{{EO SpisRzeczy|Alp-Arslan}}
{{EO SpisRzeczy|Alpaka|3=516}}
{{EO SpisRzeczy|Al-pari|{{Kor|Alpari.|Al-pari.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alpejska kolka}}
{{EO SpisRzeczy|Alpejskie gospodarstwo}}
{{EO SpisRzeczy|Alpejskie rośliny|{{tab}}–{{tab}}rośliny.|517}}
{{EO SpisRzeczy|Al pesso i Al pezzo|3=518}}
{{EO SpisRzeczy|Alphen}}
{{EO SpisRzeczy|Alphos|3=518}}
{{EO SpisRzeczy|Alpini}}
{{EO SpisRzeczy|Alpuhara}}
{{EO SpisRzeczy|Alpy}}
{{EO SpisRzeczy|Alpy depart. franc.|{{tab}}–{{tab}}depart. franc.|3=526}}
{{EO SpisRzeczy|Alpy nadmorskie|{{tab}}–{{tab}}nadmorskie.}}
{{EO SpisRzeczy|Alpy skandynawskie|{{tab}}–{{tab}}skandynawskie.}}
{{EO SpisRzeczy|Alqueire}}
{{EO SpisRzeczy|Alquié|3=527}}
{{EO SpisRzeczy|Alquier}}
{{EO SpisRzeczy|Alruny}}
{{EO SpisRzeczy|Alsen}}
{{EO SpisRzeczy|Alsgrafito}}
{{EO SpisRzeczy|Alsikiecza|3=528}}
{{EO SpisRzeczy|Alsinois}}
{{EO SpisRzeczy|Alster}}
{{EO SpisRzeczy|Alstroemer|3=528}}
{{EO SpisRzeczy|Alstroemeria|{{Kor|Alstroemaria.|Alstroemeria.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Alszbant}}
{{EO SpisRzeczy|Alszewski}}
{{EO SpisRzeczy|Alsztuch, halstuch}}
{{EO SpisRzeczy|Alsztyn|3=529}}
{{EO SpisRzeczy|Alszwangen}}
{{EO SpisRzeczy|Alt}}
{{EO SpisRzeczy|Altair}}
{{EO SpisRzeczy|Altamira}}
{{EO SpisRzeczy|Altamonti}}
{{EO SpisRzeczy|Altamonti (Bartłomiej)|{{tab}}–{{tab}}(Bartłomiej).|530}}
{{EO SpisRzeczy|Altamura}}
{{EO SpisRzeczy|Altana}}
{{EO SpisRzeczy|Altaroche}}
{{EO SpisRzeczy|Altaryja}}
{{EO SpisRzeczy|Altata}}
{{EO SpisRzeczy|Altdorf}}
{{EO SpisRzeczy|Altdorfer}}
{{EO SpisRzeczy|Altea|3=532}}
{{EO SpisRzeczy|Alteca}}
{{EO SpisRzeczy|Altembas}}
{{EO SpisRzeczy|Alten}}
{{EO SpisRzeczy|Altena}}
{{EO SpisRzeczy|Altenberg, miasteczko|3=533}}
{{EO SpisRzeczy|Altenberg opactwo|{{tab}}–{{tab}}opactwo.}}
{{EO SpisRzeczy|Altenburg}}
{{EO SpisRzeczy|Altenburg miasto|{{tab}}–{{tab}}miasto.}}
{{EO SpisRzeczy|Altendorf}}
{{EO SpisRzeczy|Altenheim}}
{{EO SpisRzeczy|Altenstein, ruina}}
{{EO SpisRzeczy|Altenkirchen}}
{{EO SpisRzeczy|Altenstein (Karol von S.)|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Altenkirchen (Karol von S.).|Altenstein (Karol von S.).}}}}
{{EO SpisRzeczy|Altenzelle|3=534}}
{{EO SpisRzeczy|Alter}}
{{EO SpisRzeczy|Alter-Ego}}
{{EO SpisRzeczy|Altera pars Petri}}
{{EO SpisRzeczy|Alteracyja}}
{{EO SpisRzeczy|Alterantia}}
{{EO SpisRzeczy|Alterkacyja|3=535}}
{{EO SpisRzeczy|Alternata}}
{{EO SpisRzeczy|Alternatywa}}
{{EO SpisRzeczy|Alterum tantum}}
{{EO SpisRzeczy|Althaus}}
{{EO SpisRzeczy|Althorp}}
{{EO SpisRzeczy|Altieri}}
{{EO SpisRzeczy|Altea|3=532}}
{{EO SpisRzeczy|Altieri (Ludwik ks.)|3=535}}
{{EO SpisRzeczy|Altieri (fałszywy)|{{tab}}–{{tab}}(fałszywy).}}
{{EO SpisRzeczy|Altimetr}}
{{EO SpisRzeczy|Altimetryja|3=536}}
{{EO SpisRzeczy|Alting}}
{{EO SpisRzeczy|Altipolita}}
{{EO SpisRzeczy|Altmann}}
{{EO SpisRzeczy|Altmark|3=537}}
{{EO SpisRzeczy|Altmeyer}}
{{EO SpisRzeczy|Alto}}
{{EO SpisRzeczy|Altomonte}}
{{EO SpisRzeczy|Alton}}
{{EO SpisRzeczy|Alton (Ryszard, hr.)|{{tab}}–{{tab}}(Ryszard, hr.)}}
{{EO SpisRzeczy|Alton (Edward)|{{tab}}–{{tab}}(Edward).}}
{{EO SpisRzeczy|Alton (Józef Wilh. Ed.)|{{tab}}–{{tab}}(Józef Wilh. Ed.).|538}}
{{EO SpisRzeczy|Alton (Jan Samuel Edw.)|{{tab}}–{{tab}}(Jan Samuel Edw.).}}
{{EO SpisRzeczy|Alton-Shée}}
{{EO SpisRzeczy|Altona|3=539}}
{{EO SpisRzeczy|Altówka}}
{{EO SpisRzeczy|Altranstaet}}
{{EO SpisRzeczy|Altschul|3=540}}
{{EO SpisRzeczy|Altstedt}}
{{EO SpisRzeczy|Altwasser}}
{{EO SpisRzeczy|Aludel|3=542}}
{{EO SpisRzeczy|Alula}}
{{EO SpisRzeczy|Aluminit}}
{{EO SpisRzeczy|Aluminium}}
{{EO SpisRzeczy|Alumnat|{{Kor|Alumnnt.|Alumnat.}}|544}}
{{EO SpisRzeczy|Alumokalcyt}}
{{EO SpisRzeczy|Aluta, Alta albo Olta}}
{{EO SpisRzeczy|Aluta}}
{{EO SpisRzeczy|Aluys|{{Kor|Alius.|Aluys.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Aluzyjan, XXIX|3=545}}
{{EO SpisRzeczy|Alva czyli Alba de Tor.|Alva czyli Alba de Tor.}}
{{EO SpisRzeczy|Alva u Serbów|{{tab}}–{{tab}}u Serbów.}}
{{EO SpisRzeczy|Alvar}}
{{EO SpisRzeczy|Alvarez (Pelayo)|3=546}}
{{EO SpisRzeczy|Alvarez (de Paz.)|{{tab}}–{{tab}}(de Paz.).}}
{{EO SpisRzeczy|Alvarez (Diego)|{{tab}}–{{tab}}(Diego).}}
{{EO SpisRzeczy|Alvarez (Juan)|{{tab}}–{{tab}}(Juan).}}
{{EO SpisRzeczy|Alvarez (don José)|{{tab}}–{{tab}}(don José).|547}}
{{EO SpisRzeczy|Alvarez (don Martin)|{{tab}}–{{tab}}(don Martin).}}
{{EO SpisRzeczy|Alvarez (de Castro Mor.)|{{tab}}–{{tab}}(de Castro Mor.).}}
{{EO SpisRzeczy|Alvensleben}}
{{EO SpisRzeczy|Alverna|3=548}}
{{EO SpisRzeczy|Alvijano}}
{{EO SpisRzeczy|Alvinczy|3=549}}
{{EO SpisRzeczy|Alwa}}
{{EO SpisRzeczy|Alwar}}
{{EO SpisRzeczy|Alwernija}}
{{EO SpisRzeczy|Alxinger}}
{{EO SpisRzeczy|Alyjattes}}
{{EO SpisRzeczy|Alypius}}
{{EO SpisRzeczy|Alzacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Alzog|3=550}}
{{EO SpisRzeczy|Ałacza}}
{{EO SpisRzeczy|Aładjin|{{Kor|Aładin.|Aładjin.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Aładzuchar}}
{{EO SpisRzeczy|Ałaj-bek}}
{{EO SpisRzeczy|Ałaktu-kul}}
{{EO SpisRzeczy|Ała-kul|3=551}}
{{EO SpisRzeczy|Ałapajewsk|3=552}}
<section end="spis"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
exiapbx25p9dgsa84uxuk2tz5rwp9vt
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1021
100
1070528
3154932
3131575
2022-08-20T11:15:40Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}}
<section begin="spis"/>
{{EO SpisRzeczy|Ała-tan|3=552}}
{{EO SpisRzeczy|Ałatyr, rzeka}}
{{EO SpisRzeczy|Ałatyr, miasto|{{tab}}–{{tab}}miasto.}}
{{EO SpisRzeczy|Ałatyrski powiat}}
{{EO SpisRzeczy|Ałazeja}}
{{EO SpisRzeczy|Ałbazin}}
{{EO SpisRzeczy|Ałczyn|3=553}}
{{EO SpisRzeczy|Ałdan}}
{{EO SpisRzeczy|Ałgan-Goli}}
{{EO SpisRzeczy|Ałgan-Taki}}
{{EO SpisRzeczy|Ałta}}
{{EO SpisRzeczy|Ałtait}}
{{EO SpisRzeczy|Ałtaj|3=554}}
{{EO SpisRzeczy|Ałtyn|3=557}}
{{EO SpisRzeczy|Ałtyn-nor}}
{{EO SpisRzeczy|Ałun}}
{{EO SpisRzeczy|Ałun zwyczajny|{{tab}}–{{tab}}zwyczajny.|558}}
{{EO SpisRzeczy|Ałun amonijakalny|{{tab}}–{{tab}}amonijakalny.}}
{{EO SpisRzeczy|Ałun sześcienny|{{tab}}–{{tab}}sześcienny.}}
{{EO SpisRzeczy|Ałun palony|{{tab}}–{{tab}}palony.|561}}
{{EO SpisRzeczy|Ałunarnia}}
{{EO SpisRzeczy|Ałunowanie}}
{{EO SpisRzeczy|Ałusiewicz}}
{{EO SpisRzeczy|Ałuszta}}
{{EO SpisRzeczy|A. M., (anno mundi)}}
{{EO SpisRzeczy|A. M. (artium magister)|{{tab}}–{{tab}}(artum magister)}}
{{EO SpisRzeczy|Am}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeiści}}
{{EO SpisRzeczy|Amadej}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz I}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz II|{{tab}}–{{tab}}II.}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz III|{{tab}}–{{tab}}III.}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz IV|{{tab}}–{{tab}}IV.|562}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz V|{{tab}}–{{tab}}V.}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz VI|{{tab}}–{{tab}}VI.}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz VII|{{tab}}–{{tab}}VII.}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz VIII|{{tab}}–{{tab}}VIII.}}
{{EO SpisRzeczy|Amadeusz IX|{{tab}}–{{tab}}IX.}}
{{EO SpisRzeczy|Amadis}}
{{EO SpisRzeczy|Amadoki|3=562}}
{{EO SpisRzeczy|Amadori}}
{{EO SpisRzeczy|Amaduzzi (Donat)}}
{{EO SpisRzeczy|Amaduzzi (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan).}}
{{EO SpisRzeczy|Amak}}
{{EO SpisRzeczy|Amakuki}}
{{EO SpisRzeczy|Amalaryjusz Fortunatus}}
{{EO SpisRzeczy|Amalaryk|3=563}}
{{EO SpisRzeczy|Amalaryk I i II|{{tab}}–{{tab}}I i II.}}
{{EO SpisRzeczy|Amalazunta}}
{{EO SpisRzeczy|Amalech}}
{{EO SpisRzeczy|Amalecyci}}
{{EO SpisRzeczy|Amalfi|3=564}}
{{EO SpisRzeczy|Amalgam}}
{{EO SpisRzeczy|Amalgam srebra|{{tab}}–{{tab}}srebra.}}
{{EO SpisRzeczy|Amalgam złota|{{tab}}–{{tab}}złota.}}
{{EO SpisRzeczy|Amalgam cyny|{{tab}}–{{tab}}cyny.}}
{{EO SpisRzeczy|Amalgamat}}
{{EO SpisRzeczy|Amalija|3=565}}
{{EO SpisRzeczy|Amalii}}
{{EO SpisRzeczy|Amalname}}
{{EO SpisRzeczy|Amalowie|3=565}}
{{EO SpisRzeczy|Amaltea}}
{{EO SpisRzeczy|Amałajewa}}
{{EO SpisRzeczy|Amama}}
{{EO SpisRzeczy|Aman}}
{{EO SpisRzeczy|Aman albo Haman|{{tab}}–{{tab}}albo Haman.}}
{{EO SpisRzeczy|Aman Karagaj|{{tab}}–{{tab}}Karagaj.|566}}
{{EO SpisRzeczy|Amanat|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Amand miasto}}
{{EO SpisRzeczy|Amand Saint|{{tab}}–{{tab}}Saint.}}
{{EO SpisRzeczy|Amand (święty)|{{tab}}–{{tab}}(święty).|567}}
{{EO SpisRzeczy|Amand kanonik|{{tab}}–{{tab}}kanonik.}}
{{EO SpisRzeczy|Amanityna}}
{{EO SpisRzeczy|Amant|3=568}}
{{EO SpisRzeczy|Amantium Jesu societas|Amantium Jesu {{Kor|sociatas.|societas.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Amanuensis}}
{{EO SpisRzeczy|Amanus, góry}}
{{EO SpisRzeczy|Amanus i Amandatus|{{tab}}–{{tab}}i Amandatus.}}
{{EO SpisRzeczy|Amapala}}
{{EO SpisRzeczy|Amar|3=568}}
{{EO SpisRzeczy|Amar-Dulioier|{{tab}}–{{tab}}Dulioier.}}
{{EO SpisRzeczy|Amarant|3=569}}
{{EO SpisRzeczy|Amarantowate}}
{{EO SpisRzeczy|Amarantowy order}}
{{EO SpisRzeczy|Amarapura}}
{{EO SpisRzeczy|Amardowie cz. Mardowie}}
{{EO SpisRzeczy|Amari (Michał)}}
{{EO SpisRzeczy|Amari (Emeryk)|{{tab}}–{{tab}}(Emeryk).|570}}
{{EO SpisRzeczy|Amaru}}
{{EO SpisRzeczy|Amaryjasz}}
{{EO SpisRzeczy|Amarykować}}
{{EO SpisRzeczy|Amaryllis|3=571}}
{{EO SpisRzeczy|Amaryllisowate|{{Kor|Amarylisowate.|Amaryllisowate.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Amarynt}}
{{EO SpisRzeczy|Amaseno}}
{{EO SpisRzeczy|Amaseo}}
{{EO SpisRzeczy|Amaski}}
{{EO SpisRzeczy|Amassi}}
{{EO SpisRzeczy|Amastrys, miasto}}
{{EO SpisRzeczy|Amastrys córka Oxatresa|{{tab}}–{{tab}}córka Oxatresa.|572}}
{{EO SpisRzeczy|Amata}}
{{EO SpisRzeczy|Amati}}
{{EO SpisRzeczy|Amati Andrzéj|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Andrzéj.|Andrzej.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Amati Antoni|{{tab}}–{{tab}}Antoni.}}
{{EO SpisRzeczy|Amati Antoni|{{tab}}–{{tab}}Hieronim.}}
{{EO SpisRzeczy|Amati Mikołaj|{{tab}}–{{tab}}Mikołaj.}}
{{EO SpisRzeczy|Amati (Karol)|{{tab}}–{{tab}}(Karol).}}
{{EO SpisRzeczy|Amator}}
{{EO SpisRzeczy|Amatunt}}
{{EO SpisRzeczy|Amatus Lusitanus}}
{{EO SpisRzeczy|Amaun|3=573}}
{{EO SpisRzeczy|Amaurosa|3=574}}
{{EO SpisRzeczy|Amaury I}}
{{EO SpisRzeczy|Amaury II|{{tab}}–{{tab}}II.}}
{{EO SpisRzeczy|Amaury De Chartres|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|De Chotres.|De Chartres.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Amaury Duval|{{tab}}–{{tab}}Duval.}}
{{EO SpisRzeczy|Amaza syn Jetra}}
{{EO SpisRzeczy|Amaza syn Adali|{{tab}}–{{tab}}syn Adali.|575}}
{{EO SpisRzeczy|Amazonka, rzeka}}
{{EO SpisRzeczy|Amazonka ubiór|{{tab}}–{{tab}}ubiór.|576}}
{{EO SpisRzeczy|Amazonki azyjatyckie}}
{{EO SpisRzeczy|Amazonki scytyjskie|{{tab}}–{{tab}}scytyjskie.}}
{{EO SpisRzeczy|Amazonki afrykańskie|{{tab}}–{{tab}}afrykańskie.}}
{{EO SpisRzeczy|Amazonki czeskie|3=576}}
{{EO SpisRzeczy|Amazoński kamień}}
{{EO SpisRzeczy|Amazyja}}
{{EO SpisRzeczy|Amazyjasz|3=577}}
{{EO SpisRzeczy|Amazyjasz kapłan|{{tab}}–{{tab}}kapłan.}}
{{EO SpisRzeczy|Amazyjasz wódz|{{tab}}–{{tab}}wódz.}}
{{EO SpisRzeczy|Amazys I}}
{{EO SpisRzeczy|Amazys II|{{tab}}–{{tab}}II.}}
{{EO SpisRzeczy|Ambaje|3=578}}
{{EO SpisRzeczy|Ambalaż}}
{{EO SpisRzeczy|Ambaras}}
{{EO SpisRzeczy|Ambargo}}
{{EO SpisRzeczy|Ambarkacyja}}
{{EO SpisRzeczy|Ambarkader|3=579}}
{{EO SpisRzeczy|Ambarvales}}
{{EO SpisRzeczy|Ambassador}}
{{EO SpisRzeczy|Amberg|3=580}}
{{EO SpisRzeczy|Amberger}}
{{EO SpisRzeczy|Ambert}}
{{EO SpisRzeczy|Ambicyja}}
{{EO SpisRzeczy|Ambigu-Comique|3=581}}
{{EO SpisRzeczy|Ambiorix|{{Kor|Ambiarix.|Ambiorix.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Ambit}}
{{EO SpisRzeczy|Ambitus}}
{{EO SpisRzeczy|Amblygonit}}
{{EO SpisRzeczy|Amblyopia}}
{{EO SpisRzeczy|Amblypterus|3=582}}
{{EO SpisRzeczy|Ambo}}
{{EO SpisRzeczy|Ambodik|{{Kor|Ambolik.|Ambodik.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Amboina}}
{{EO SpisRzeczy|Amboise, miasto|3=583}}
{{EO SpisRzeczy|Amboise (Grzegórz d’)|{{tab}}–{{tab}}(Grzegórz d’).}}
{{EO SpisRzeczy|Amboise (d’)}}
{{EO SpisRzeczy|Ambona}}
{{EO SpisRzeczy|Amboten, zamek|3=584}}
{{EO SpisRzeczy|Amboten dom szlachecki|{{tab}}–{{tab}}dom szlachecki.}}
{{EO SpisRzeczy|Ambotras}}
{{EO SpisRzeczy|Ambra}}
{{EO SpisRzeczy|Ambracyja wn. Apollina|Ambracyja wn. {{Kor|Apolina.|Apollina.}}}}
{{EO SpisRzeczy|Ambracyja stolica Epiru|{{tab}}–{{tab}}stolica Epiru.}}
{{EO SpisRzeczy|Ambracyjska odnoga}}
{{EO SpisRzeczy|Ambraina|3=585}}
{{EO SpisRzeczy|Ambran}}
{{EO SpisRzeczy|Ambras}}
{{EO SpisRzeczy|Ambretta}}
{{EO SpisRzeczy|Ambronowie}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrosch}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrosini (Bartłomiej)|Ambrosini {{Kor|(Bartłomiéj).|(Bartłomiej).}}}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrosini (Hijacynt)|{{tab}}–{{tab}}(Hijacynt).}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrosini (Floryjan)|{{tab}}–{{tab}}(Floryjan).|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrosini (Andrzej)|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|(Andrzéj).|(Andrzej).}}|586}}
{{EO SpisRzeczy|Ambroski}}
{{EO SpisRzeczy|Ambroski (Maciej)|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|(Maciéj).|(Maciej).}}}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrosovszky}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrosy}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrosy (Samuel)|{{tab}}–{{tab}}(Samuel).}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrozyja}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrozyja roślina|{{tab}}–{{tab}}roślina.}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrozyjanie|3=587}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrozyjanki}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrozyjańska biblijot.|Ambrozyjańska biblijot.}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrozyjański obrządek}}
{{EO SpisRzeczy|Ambrozyjaster}}
<section end="spis"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3q8nl5plm1fd1q5x78gr9ryjqr1x2b0
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/425
100
1071323
3154850
3113347
2022-08-20T07:15:08Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alexandrowski powiat" />wystarczają tylko na potrzebę miejscową. Większa część mieszkańców zajmuje się różnemi rzemiosłami, lub w sąsiednich miastach szuka zarobku.<section end="Alexandrowski powiat" />
<section begin="Alexandrowicz, herb" />{{tab}}'''Alexandrowicz''' albo '''Kruki,''' herb rodziny litewskiej Alexandrowiczów używającej przydomku Witold. Pole tarczy czerwone, w nim dwie kosy na krzyż, końcami w górę, ostrzem do środka obrócone; w złączeniu ich schodzą się z góry i z dołu dwa-miecze o złotych rękojeściach, w koronie trzy strusie pióra.<section end="Alexandrowicz, herb" />
<section begin="Alexandrowicz (Stefan)" />{{tab}}'''Alexandrowicz''' (Stefan), herbu Alexandrowicz. Na sejmie w 1674 r. zasiadał jako poseł z powiatu grodzieńskiego, piastował wówczas urząd sędziego ziemskiego grodzieńskiego i wójta miasta Grodna. W 1676 r. był znowu na sejmie, z którego wyznaczony kommissarzem dla dopilnowania odbudowy zamku w Grodnie i do regulacyi pretensyj tegoż miasta. W r. 1683 mianowany podkomorzym grodzieńskim, później już marszałek grodzieński wybrany posłem na sejm 1690 r., z którego delegowany został na Trybunat skarbowy W. X. Litewskiego, około r. 1694 zasiadł na krześle senatorskiem jako kasztelan nowogrodzki.<section end="Alexandrowicz (Stefan)" />
<section begin="Alexandrowicz (Tomasz)" />{{tab}}'''Alexandrowicz''' (Tomasz), wojewoda podlaski. Synem był Marcina chorążego bractawskiego i Heleny z Bachmińskich, jeszcze za Augusta III półkownik wojsk koronnych i szambelan. Zajmował się w młodszych latach literaturą, wytłómaczył albowiem z francuzkiego tragedyje Kornela: ''Heraklijusz'' i drugą tragedyję: ''Kleomira'' albo ''Igrzysko fortuny'', wyszły zdruku obiedwie w r. 1749 i 1154. Bentkowski całe tytuły wylicza. Szczególniej polubił go Stanisław August, który zaraz po wstąpieniu na tron wyprawił go w poselstwie do Turcyi, w czém szedł za poduszczeniami Familii, która już po konwokacyi imieniem prymasa i regimentarza koronnego przeznaczała go do Porty. Było tam wiele trudności do przełamania, gdy Turcyja nie uznawała z początku elekcyi Stanisława. Uzyskawszy ferman w Lutym 1765 r. długo jeszcze nieruszał w kraj turecki dla intryg Francyi, która za rezydenta polskiego w Turcyi uznawała pułkownika Stankiewicza, posłanego tam w bezkrólewiu i swoim kosztem go utrzymywała. Rok przeszło Alexandrowicz przeczekał na pograniczu w Zaleszczykach: w podróż dopiero się puścił w Lutym 1765 r. Wjazd do Carogrodu 14 Czerwca, posłuch u sułtana 22 Lipca. Za pobytu swego w Carogrodzie Alexandrowicz ustanowił szkolę polską oryjentalną dla czterech młodych Polaków, żeby się języków wschodnich uczyli, było to już na samem wyjezdném w Październiku. 8 Stycznia 1767 r. był z powrotem w Warszawie. Za prace poselskie otrzymał 4,000 dukatów. Pensyi miał 2,000 dukatów; zaciągnął zaś długu 3,000 dukatów, co skarb miał mu powrócić. Należąc do stronnictwa dworskiego wierność panu dochował do grobowej deski, ztąd obok stanowiska ważnego w rzeczypospolitej, miał i na dworze wielkie znaczenie. Kasztelan wiski i razem marszałek prywatnego dworu królewskiego po Karasiu, z pensyją 10,000 złp. i emfiteuzą na dobra Koszowatę, w r. 1775 r. Następnie w radzie nieustającej zasiadał przez dwa lata w departamencie sprawiedliwości 1776—1778. Dalej od roku 1779 kasztelan podlaski, od r. 1789 zaś wojewoda podlaski. W czasie drugiego sejmu grodzieńskiego w r. 1793 prezydował w Kommissyi policyi w Warszawie. Ztąd niepopularny, jak i w ogóle dla serdecznych, a ciągłych swoich stosunków z królem. Umarł nareszcie 29 Września 1794 r. w Warszawie, za rewolucyi kościuszkowskiej, pochowany w katakumbach na Powązkach. Za żonę miał Ledóchowską wojewodziankę czernichowską, która go o wiele przeżyła, i umarła dopiero w Baden pod Wiedniem w r. 1826, gdzie przez lat 30 mieszkała. Syn jego Stanisław był senatorem kasztelanem królestwa polskiego 1824—1826.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Alexandrowicz (Tomasz)" /> — <section begin="Alexandrowicz (Jan-Ale.)" />'''Alexandrowicz''' (Jan-Aloizy-Witold), brat rodzony Tomasza wojewody podlaskiego, biskup chełmski,<section end="Alexandrowicz (Jan-Ale.)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dpyajkgp0gsp6ij4tb236tuec1sv6a4
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/426
100
1071324
3154851
3114182
2022-08-20T07:16:01Z
Dzakuza21
10310
Jul. B
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alexandrowicz (Jan-Ale.)" />narodzony w r. 1728. Poświęciwszy się stanowi duchownemu, naprzód kanonik lwowski i deputat na trybunał, aż za deputacyją proboszcz skalski pod Kamieńcem od d. 11 Stycznia 1757 r. Potem proboszcz katedralny kamieniecki i od r. 1769 dziekan przemyślski. Kapłan gorliwy, pracowity, pobożny, często wikarych zastępował w katedrze lwowskiej, chodził do ubogich pod murem leżących i do lochów z jałmużną. W Skale przyjmował brata jadącego do Turcyi (w Marcu 1766 r.). Potem jeszcze kustosz gnieźnieński i proboszcz łęczycki, z tych dwojga beneficijów miał 18,000 rocznego dochodu. Od r. 1773 officiał warszawski przez lat siedm. Popierał go wtenczas Młodziejowski do dziekanii warszawskiej, tej nie dostał, ale za to wziąwszy sobie za koadjutora do Poznania ks. Okęckiego wymógł kanclerz, że Okęcki przybrał Alexandrowicza do koadjutoryi chełmskiej. Biskupem dardańskim wyświęcony w r. 1775. Biskup chełmski w skutku śmierci Młodziejowskiego od 20 Marca 1780 r. złożył wtedy officyjalstwo warszawskie. Zasiadał na jednym sejmie jako senator. Umarł w Krasnymstawie 10 Września 1781 i tam pochowany w swojej katedrze, żył lat 53.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Alexandrowicz (Jan-Ale.)" /> — <section begin="Alexandrowicz (Antoni)" />'''Alexandrowicz''' (Antoni-Felix-Witold). Brat rodzony poprzedzających, narodzony 1773 r. Kanonik lwowski i razem proboszcz w Dolince na Rusi czerwonej, mianowany na obadwa beneficyja jednego dnia. Dalej koadyjutor opat hebdowski Młodziejowskiego, pisarz w. kor. duchowny od Października 1778 r. Ztąd zaraz sekretarz rady nieustającej przez lat 2 t. j. od roku 1780—1782. Pisarstwo wielkie złożył w roku 1786 i zaraz umarł 8 Kwietnia t. r., żył lat 53.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Alexandrowicz (Antoni)" /> — <section begin="Alexandrowicz (Francis.)" />'''Alexandrowicz''' (Franciszek), syn starszy Łukasza Antoniego chorążego lidzkiego i Konstancyi Alexandrowiczownej kasztelanki nowogrodzkiej, z kolei cześnik, pisarz ziemski, chorąży, podkomorzy i marszałek lidzki, posłował na sejmy, marszałkiem raz był trybunału duchownego. Na koronacyi Stanisława Augusta niósł chorągiew litewską, zastępując nieobecnego wiel. chorążego. Od r. 1793 (posłem był wtedy na sejm grodzieński) za uchwałą sejmową, pierwszy i ostatni kasztelan lidzki przez kilka miesięcy aż do drugiego podziału. Powołany był przez konstytucyje grodzieńską do assessoryi litewskiej, w miejsce wojewody Chmary (w Marcu 1793 r.). Żonaty był z Teklą Matuszewiczówną starościanką stokliską, siostrą kasztelana brzeskiego Marcina.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''Jul. B.''}}<section end="Alexandrowicz (Francis.)" /> — <section begin="Alexandrowicz (Dominik)" />'''Alexandrowicz''' (Dominik), brat młodszy Franciszka pisarz ziemski lidzki przez lat 29, był na sejmach posłem, ostatni raz na konwokacyjnym w r. 1764. Marszałek trybunału litewskiego w r. 1770. Służył też wojskowo: porucznik petyhorski u podskarbiego Flemminga i wojewody witebskiego Sołłohuba, za Massalskiego hetmana regimentarz dywizyi litewskiej. Nakładem jego przedrukowano dzieło Modrzewskiego o poprawie rzeczypospolitej r. 1770 w Wilnie. Stanisław August dał mu obadwa ordery polskie, rotmistrzowstwo hussarskie i wreszcie mianował koniuszym w. lit., który to urząd złożył już za czasów sejmu wielkiego.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Alexandrowicz (Dominik)" />
<section begin="Alexandrowicz malarz" />{{tab}}'''Alexandrowicz,''' uczeń Łukasza Smuglewicza, malarz portretów w Warszawie 1777—1782. Umarł w młodym wieku. Znany jego portret olejny Ledóchowskiego marszałka konfederacyi w r. 1705, malowany przez tego malarza w roku 1777.<section end="Alexandrowicz malarz" />
<section begin="Alexandrowicz (Benedykt)" />{{tab}}'''Alexandrowicz''' (Benedykt), urodzony roku 1796 w mieście Biały Radziwiłłowskiej, pobierał nauki tamże, w szkołach niegdyś Departamentowych, następnie poświęcił się zawodowi rolniczemu, trudniąc się rachunkowością gospodarską w różnych stronach kraju. W roku 1829 wszedł do służby Banku Polskiego. W roku 1841 dał się poznać w piśmiennictwie, ogłaszając rozprawy dotyczące rolnictwa, leśnictwa, przemysłu i handlu w rozmaitych pismach czasowych, prócz tego wydał dzieła: ''O drzewie i jego użytkach'', Warszawa 1855 r. ''{{pp|Wyracho|wanie}}{{tns|''}}<section end="Alexandrowicz (Benedykt)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sq1cua4hxrby6bgwxdrbd9hoa0ppa7a
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/435
100
1071340
3154853
3114401
2022-08-20T07:29:48Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alexandryjskie wiersze" />o Alexandrze Wielkim. Monotonność alexandrynów, przez długi czas wyłącznie prawie używanych w naszej poezyi, i po dziś dzień w niej jeszcze, równie jak we Francyi przeważnie górujących, łagodzoną bywa rozmaitością końcówek czyli rymów; w każdym razie jednak utrudnia deklamacyję, która zbyt łatwo popada w wadliwą śpiewność i nuży ustawicznym powrotem jednostajnego, bo w tem samem zawsze miejscu przerwanego średniówką rytmu.<section end="Alexandryjskie wiersze" />
<section begin="Alexiejew" />{{tab}}'''Alexiejew''' (Piotr), protojerej, członek rossyjskiej akademii, urodził się w Moskwie i był uczniem tamtejszej duchownej akademii. Z dzieł jego na szczególną uwagę zasługuje: ''Słownik cerkiewny słowiański'', wydany w Moskwie 1773 r., a po raz czwarty w Petersburgu 1817 r. w 5-ciu częściach. Linde chlubnie wspomina to dziełow liczbie pomocniczych, których używał przy układzie słownika języka polskiego. Opisanie księgi, Apostoł ruski, wydanej z poprawkami przez Dra Franciszka Skorynę, w Wilnie 1525 r., zamieścił Alexiejew w 6 tomie: ''Prac towarzystwa wolnego rossyjskiego.'' Umarł 1801 r.<section end="Alexiejew" />
<section begin="Alexifarmaka" />{{tab}}'''Alexifarmaka''' (z greckiego ''alexo'' odpycham, ''pharmakon'' trucizna). Niegdyś zwano tak leki, służące do oddalenia, przez otwory w skórze, mniemanej trucizny, która według pewnego systemu lekarskiego zmieniała działanie żywotne w chorobach ostrych, a w tém znaczeniu wyraz ten tyle ważył, co pobudzające poty. W czasach jeszcze dawniejszych nazywano tak każdy środek, którego główne działanie polegało na oddaleniu, czyli zniszczeniu szkodliwych wpływów, wywołanych trucizną wewnątrz przyjętą.<section end="Alexifarmaka" />
<section begin="Alexin" />{{tab}}'''Alexin,''' miasto powiatowe gubernii Tulskiej, o 7½ mili na północo-zachód od Tuły, wznosi się na wysokiej górze prawego brzegu Oki i po obu stronach rzeki Mordowki. Założone, wedle podania, przez Wielkiego Księcia Moskiewskiego Daniela Alexandrowicza, o 2 wiorsty od teraźniejszego swego położenia, ku źródłu rzeki Oki; za czasów Dymitra Samozwańca zburzone przez Polaków; potem srodze je wyludniło morowe powietrze. Obecnie liczy 2,400 mieszkańców, 5 cerkwi i 4 fabryki. Kupcy tutejsi prowadzą znaczny handel zbożem, spławianém Oką, oraz drzewem, sprowadzanem w znacznej ilości z Zyzdry i Kaługi, a które idzie do Kołomny, Moskwy i innych miast. — ''Powiat Alexiński'' ma przestrzeni 34 mil Mieszkańców liczy 70,400. Położenie powiatu wyniosłe, po brzegach Oki pagórkowate; skraplają go: Oka, Upa, Woszana i inne rzeki. Z jezior znaczniejsze Lichorewskie. Grunt gliniasty, zmieszany z iłem i piaskiem. Głównem zajęciem mieszkańców jest uprawa roli i żegluga na rzekach Oce i Upie.<section end="Alexin" />
<section begin="Alexis" />{{tab}}'''Alexis''' (Willibald), powieściopisarz niemiecki, (ob. ''Häring'').<section end="Alexis" />
<section begin="Alexisbad" />{{tab}}'''Alexisbad,''' jedna z najobfitszych w żelazo kąpieli niemieckich, położona w zachwycającej równinie Selki, w części Anhalt-benburgskiej Harcu, została w r. 1810 urządzona przez Alexego-Fryderyka-Chrystyjana, księcia Anhalt-bernburgskiego. Okolice powabne podwyższają przyjemność pobytu w tém mieście, dla zdrowia i rozrywki przeznaczoném. W odległości trzech cwierci od Alexisbadu znajduje się Maegdesprung, należący do najznakomitszych zakładów górniczych na Harcu. Okolice bardzo powabne, sławią się jeszcze obeliskiem żelaznym 58 stóp 6 cali wysokim, wystawionym w roku 1812 na pamiątkę księcia Fryderyka Alberta, założyciela hut żelaznych. Woda Alexisbadu głównie zawiera siarczan żelaza, i dla tego rzadko do picia używana, a zwykle do kąpieli, jako środek wzmacniający. Pierwszy rozbiór tej wody podał Graefe w piśmie pod tytułem: ''Ueber die salinische Eisenquelle im Selkethal am Harze'', Lipsk 1809.<section end="Alexisbad" />
<section begin="Alexiterium" />{{tab}}'''Alexiterium,''' (z greckiego ''alexo'' odpycham, ''ther'' zwierze jadowite). Wyrazu<section end="Alexiterium" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t9s322a5ug9f5az3ql2h1fm32y0jacq
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/443
100
1071413
3154854
3114308
2022-08-20T07:35:07Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alfons V Mężny" />{{pk|San|cheza}}, zamordowanego roku 1072, Alfons zaprzysiągłszy, że w morderstwie nie miał udziału, objął królestwo, wkrótce jednak napadł na drugiego brata swego, don Garciasa, króla Galicji, którego strąciwszy z tronu, rozpoczął wojnę z dawnym swym dobroczyńcą, maurytańskim królem Toledu. W tej wojnie odznaczył się sławny w pieśniach hiszpańskich rycerz i bohater Cyd (ob.), z przydomkiem ''El Campeador''. Alfons zdobył to miasto (1085 r.), które od czterech wieków było w posiadaniu Saracenów i załóżył w niem stolicę swego królestwa; później (1086 r.) sam zostaf zwyciężony pod Zalaca w Estremadurze przez połączonych kilku królów maurytańskich, skutkiem czego wezwał na pomoc Filipa I króla francuzkiego. Francuzi pod dowództwem Rajmunda, hrabiego Burgundyi, przybyli do Hiszpanii, po czem królowie Maurów poddali się Alfonsowi, który zaślubił nawet Zaidę, córkę Ben-Abeda, króla Sewilli, i z nim połączył się przeciw afrykańskiej dynastyi Almorawidów. Ben-Abed pomimo to został strącony z tronu, Alfons zaś umarł 1109 r. powróciwszy do Toledo. Od tej epoki Portugalija stała się hołdowniczką Kastylii; — sama zaś Hiszpanija, w skutek bulli papieża Grzegorza VI (1077 r.), zaczęła płacić daninę lenniczą stolicy apostolskiej, co wszakże przez następców Alfonsa VI zostało znowu zniesioném.<section end="Alfons V Mężny" /> — <section begin="Alfons VII" />'''Alfons VII''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alfons I Bitny król Arrag.|Alfons I]]''), król Arragoński.<section end="Alfons VII" /> — <section begin="Alfons VIII" />'''Alfons VIII,''' urodzony 1106 r., ogłoszony królem Galicyi przez stany zebrane w Kompostelli, później przez matkę swoje donę Urrakę przybrany na pomocnika do rządów Kastylii, wkrótce z nią rozpoczął wojnę domową, a po jej śmierci także z Maurami. Doznawszy na tej drodze licznych powodzeń, koronował się w Leonie na cesarza Hiszpanii. Umarł 1157r., odniósłszy jeszcze na kilka dni przed śmiercią pod Jean walne zwycięztwo nad Maurami afrykańskiemi. Alfons VIII wsławił się także mądrem prawodawstwem i dążeniem do dobrego bytu poddanych; r. 1156 ustanowił order świętego Julijana, sławny później pod nazwaniem Alkantary.<section end="Alfons VIII" /> — <section begin="Alfons IX Szlachetny" />'''Alfons IX Szlachetny,''' syn Sancheza II, wnuk poprzedzającego, wstąpił na tron Kastyl i po ojcu roku 1158, prowadził pomyślnie wojnę z innemi chrześcjańskiemi królami Hiszpanii, którzy się połączyli, by go wyzuć z dziedzictwa, później z Maurami, którzy go r. 1195 pod Alarkos na głowę porazili. Królowie Leonu i Nawarry, korzystając z tej klęski, znowu powstali przeciwko niemu; Alfons IX jednak wyrwał się z niebezpieczeństw, nieprzyjaciół upokorzył. a Maurom stanowczy zadał cios w bitwie pod Tolosa, gdzie poledz miało 200,000 muzułmanów, a tylko 25 chrześcijan. Alfons IX lubił nauki i założył uniwersytet w Palencyi; umarł 1214 roku.<section end="Alfons IX Szlachetny" /> — <section begin="Alfons IX" />'''Alfons IX,''' jednocześnie z poprzednim królem Kastylii panował w Leonie; założył uniwersytet w Salamance; umarł 1202 roku po 40-letni panowaniu.<section end="Alfons IX" /> — <section begin="Alfons X Astrolog" />'''Alfons X Astrolog,''' syn Ferdynanda świętego, króla Kastylii, panował od 1252 roku, skutkiem zabiegów i przekupstwa, r. 1257 obrany został cesarzem Niemieckim; później pokonawszy Maurów, do Kastylii przyłączył królestwo Murcyi, a gdy na tron niemiecki powołano Rudolfa Habsburgskiego, przeszedł przez Pireneje, żeby przeciw niemu otrzymać pomoc od papieża. Maurowie, korzystając z okoliczności, znowu rozpoczęli wojnę, zwyciężeni jednak zostali przez Sanc eza, syna Alfonsa, lecz ten na własny zysk użył nabytej sławy i w r. 1282 opanował tron ojcowski. Alfons na wszystkie strony wołał o pomoc przeciw buntownikom, zawarł nawet przymierze z królem marokańskim. To go do reszty zgubiło. Opuszczony od wszystkich, schronił się do Sewilli, gdzie umarł 1284 r. Astronomija winna temu monarsze, przez naukę swą nad wiek ów wyższemu, tablice alfonsinami zwane (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alfonsa tablice astronom.|Alfonsa tablice]]''); równie biegłym był także w astro ogii i alchemii, nawet jemu przypisują zwykle rozprawę wydrukowaną w Theatrunt chemicum (tom V, Nr 157) pod tytułem: Alphonsi Regis Castellae Clavis ''{{pp|Sa|pientiae}}{{tns|''}}<section end="Alfons X Astrolog" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
c1vqbd1a2au7tcdixlrmzeeyzv5kgzx
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/469
100
1071658
3154855
3114405
2022-08-20T07:42:10Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Algonkwiny" />na północo-zachodzie zatoki hudsońskiej. Głownem ich zajęciem jest polowanie i rybołówstwo. Wyznają po większej części religiję katolicką, co głównie ich odróżnia od innych Eskimosów, mających ciemne zaledwo wyobrażenie o istocie najwyższej. Pod innemi względami życie ich i zwyczaje zupełnie są pierwotne.<section end="Algonkwiny" />
<section begin="Algorab" />{{tab}}'''Algorab,''' gwiazda 3—4 wielkości, znajdująca się w konstellacyi kruka, przy osadzie prawego skrzydła jego; należy do czwartej klassy gwiazd podwójnych według Herszla.<section end="Algorab" />
<section begin="Algorytm" />{{tab}}'''Algorytm,''' tym wyrazem oznaczamy zbiór wszystkich znaków używanych w jakimkolwiek rachunku. Tak mamy algorytm funkcyj pochodnych, algorytm rachunku różniczkowego, integralnego i t. d. Niektórzy autorowie, a mianowicie hiszpańscy, praktyczną część algebry oznaczali wyrazem algorytm. Pod tém także nazwiskiem rozumiano rachunki, wykonywane za pomocą czterech działań zasadniczych, to jest: dodawania, odejmowania, mnożenia i dzielenia.<section end="Algorytm" />
<section begin="Alguacil" />{{tab}}'''Alguacil,''' (z arabskiego ''Vasil'', to jest moc, której udziela łaska królewska), zowie się w Hiszpanii urzędnik, delegowany do wymierzania sprawiedliwości. Jako oznakę władzy udzielają mu laskę sądową (''vara''). Jedni noszący nazwę ''Alguaciles mayores'', wymierzają sprawiedliwość w jakiem mieście i piastują tę godność dziedzicznie i familijnie, lub też czasowo przez municypalność wybierani bywają. Podobnież zwano także wykonawców wyroków różnych trybunałów, jako to: inkwizycyi, kruzady, zakonów rycerskich. Inni zowią się ''alguaciles menores'' lub ''ordinarios'', są to woźni, żandarmy, siepacze, zbiry, słowem słudzy sprawiedliwości i policyi. W czasie uroczystych obchodów, jak np. podczas walki byków, występują oni konno w staro-hiszpańskim stroju. Niegdyś nadzorca królewskich sprzętów łowieckich, nazywał się ''Alguacil de la monteria'': on to z rozkazu monarchy wykonywał juryzdykcyję łowiecką (''vara alta de Justicia''). Wiadomość o sprawach, obyczajach i właściwych urządzeniach teraźniejszych Alguacilow, znaleźć można w dziele: ''Los Espannoles pintados por si mismos'' (Madryt 1843 roku).<section end="Alguacil" />
<section begin="Alhage" />{{tab}}'''Alhage''' czyli '''Alhagi,''' rodzaj roślin do rodziny ''strączkowych'' należący, przez Tourneforta dla niektórych gatunków rodzaju Hedysarum (''Sparcetta'') utworzony, a przez De Candolle przyjęty. Główniejsze cechy rodzaju są: kielich dzwonkowaty, pięcioząbkowy; korona motylkowata, u której płatek górny czyli ''żagielek'' nad inne jest dłuższy i przykrywa je zupełnie; płatek dolny, czyli ''łódka'', równa jest bocznym skrzydełkom, pręciki zrosłe we dwie wiązki; owoc, łupina jednokomórkowa, niewieloziarnowa. Główny w tym rodzaju gatunek ''Alhagi mannifera'', zwany u Arabów ''Agoul, Agal'', albo ''Algol'' jest małym krzewem kolczystym, z którego sączy się sok biały, gęstniejący, smaku słodkiego, posiadający wszystkie własności manny używanej w lekarstwach. Podług wszelkiego do prawdy podobieństwa, owa manna, którą Żydzi zbierali na pustyni, mogła pochodzić z tego krzewu, który szeroko się rozrastając, słał się po ziemi: Dzisiejsi Arabowie i Persowie zowią tę mannę ''Trunschibia'' albo ''Trungibiu''. Niehbur w opisie Arabii podaje, że mieszkańcy używają tej manny zamiast cukru, do ciast i innych potraw.{{EO autorinfo|''S. P.''}}<section end="Alhage" />
<section begin="Alhakem I" />{{tab}}'''Alhakem I,''' syn Hixema, trzeci monarcha z dynastyi Ommijadów hiszpańskich, wstąpił na tron r. 796, um. w 52 roku życia, w 822 r. po nar. Chr.<section end="Alhakem I" /> — <section begin="Alhakem II s. Abderram." />'''Alhakem II,''' syn Abderramana III, dziewiąty monarcha z dynastyi Ommijadów hiszpańskich, wstąpił na tron r. 961, umarł 976 r. (ob. ''Ommijadowie hiszpańscy'').<section end="Alhakem II s. Abderram." />
<section begin="Alhambra" />{{tab}}'''Alhambra,''' dzielnica hiszpańskiego miasta Granady (ob.), od którego oddzielona jest murem na 18 stóp grubym. Alhambra, położona na wzgórzu od wschodniej strony miasta i nad niém panująca, była kiedyś mieszkaniem królów {{pp|maury|tańskich}}<section end="Alhambra" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pd3myqav9r5wphntbaremseki9wekux
Encyklopedyja powszechna (1859)/Alguacil
0
1071980
3154856
3114380
2022-08-20T07:42:26Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alguaoil]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alguacil]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=469
|strona_stop=469
}}
dymojrw8vh6zkicfu9dwmgd1mvnawr2
Strona:PL Lindeman-Toksykologja chemicznych środków bojowych.djvu/099
100
1072297
3154687
3115473
2022-08-19T19:36:29Z
Seboloidus
27417
dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Aarienn" /></noinclude>nowy, jad żmij i kantarydyna. Trucizny sercowe wcale nie działają na owady, jak również nie działa na nich czad. Ślimaki dobrze wytrzymują dawki strychniny zabójcze dla człowieka.<br>
{{tab}}Istnieją też różnice jakościowe. Morfina, trucizna narkotyczna dla człowieka, u psów, królików, koni i kotów wywołuje zjawiska podniecenia nerwowego.<br>
{{tab}}Istnieją już pewne dane porównawcze działania środków bojowych na bardziej pospolite zwierzęta.<br>
{{skan zawiera grafikę}}
{{c|Porównanie jadowitości głównych trucizn bojowych dla rozmaitych gatunków zwierząt: a) kwas pruski, b) fosgen, c) chloropikryna, d) akroleina, e) palit, f) chlor. Wysokość białych pasków pokazuje stężenie trucizny w gramach na sześcienny metr, przy których wszystkie zatrute zwierzęta pozostają żywe.}}
{{c|{{roz*|Tablica jadowitości środków bojowych dla różnych gatunków zwierząt.}}}}<br>
{{tab}}1. Fosgen według E. K. Marschall’a zabija w ciągu 3 minut:<br>
{|style="margin-left: auto; margin-right: auto; width:20em;"
|psy
|style=text-align:center;|w stężeniu
|style=text-align:right;|1,5/M<small><sup>3</sup></small>
|-
|koty
|style=text-align:center;|”
|style=text-align:right;|1,5/M<small><sup>3</sup></small>
|}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ryckvq8yiigsgg2g7bpv955mh6kjnbm
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/481
100
1072608
3154877
3116963
2022-08-20T09:08:48Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Aljubarotta" />{{tab}}'''Aljubarotta,''' miasteczko w Estramadurze portugalskiej, z 2000 mieszkańców. Jan I, król portugalski odniósł tu r. 1385 w przymierzu z Anglikami zwycięztwo nad połączoną armiją kastylijsko-francuzką.<section end="Aljubarotta" />
<section begin="Alka" />{{tab}}'''Alka''' (''Alka Lin''), rodzaj ptaków pletwonogich, mających dziób od głowy krótszy, nożowaty, ściśniony, prawie tak wysoki jak długi; koniec szczęki haczysty a żuchwy ścięte. Nogi krótkie, trzypalcowe, pletwowate, w tyle osadzone; ogon krótki klinowaty o 12 sterówkach. Po oddzieleniu kilku gatunków z dawnego Linneuszowskiego rodzaju, pozostało tylko dwa gatunki, żyjące na morzach północnych razem z nurzykami i innemi wodnemi ptakami; pływają i nurzają się doskonale, ryby są ich głównym pokarmem. Gatunek ''Alka północna'' (Alea arctica) jest lotny i dalekie podróże odbywa, lecąc po nad samą wodą, i często przybywa na brzegi Zachodniej Europy; drugi gatunek ''Alka bezlotna'' (Alea impennis), mający tylko szczątki lotek, nie oddalał się nigdy od koła biegunowego; wielkością wyrównywa gęsi, dziś już prawie do zaginionych należy, bo od lat kilkudziesięciu już go niewidziane.{{EO autorinfo|''Wł. T.''}}<section end="Alka" />
<section begin="Alkad" />{{tab}}'''Alkad, Alkald,''' wyraz sięgający jeszcze czasów maurytańskich, oznacza urzędnika, sędziego w Hiszpanii. Przymiotnik dodany określa jego stopień i tak np.: ''Alcalde de aldea'', znaczy sędzię wojskowego; Alcalde de carte znaczy sędzię nadwornego i t. p.<section end="Alkad" />
<section begin="Alkaliczny" />{{tab}}'''Alkaliczny,''' wyraża że ciało ma przymioty alkaljom właściwe, albo że ma smak tak nazywany (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkalija|alkalija]]'').<section end="Alkaliczny" />
<section begin="Alkalija" />{{tab}}'''Alkalija,''' (Ługowce), wyraz ''alkali'' pochodzi z arabskiego ''al kali'', którym oznaczano rośliny nadmorskie, służące do otrzymywania z ich popiołów węglanu sody, uważanego wówczas za jedno z węglanem potażu, wyrabianym z popiołów roślin lądowych. Dzisiaj nazwa alkalija w ścisłem znaczeniu służy na oznaczenie pewnej gruppy ciał mineralnych, odznaczających się szczególnemi przymiotami, a mianowicie tlenków: potasu, sodu, litynu i ammonu, zwanych pospolicie potażem, sodą, lityną i amoniją, które z pomiędzy wszystkich tlenków metalicznych są najsilniejszemi zasadami. Przymioty ich są następujące: 1) wielka rozpuszczalność w wodzie; 2) działanie na ciała roślinne i zwierzęce w sposób gryzący; 3) właściwy smak ostry, gryzący, zwany także ługowym albo alkalicznym; 4) właściwe działanie na kolory roślinne. Ich roztwory, zielenią syrop lijołków, tynkturę z listków georginii purpurowej i inne słabe kolory roślinne; kolor żółty kurkumy (ob. papiery odczynnikowe) zmieniają na brunatny; zczerwienionemu przez kwasy lakmusowi przywracają kolor błękitny i t. p. Nakoniec 5) alkalija odznaczają się wielką rozpuszczalnością w wodzie ich soli, a szczególniej węglanów, których kwas jako słaby nie niszczy w zupełności dopiero wymienionych własności alkalijów, tylko je nieco łagodzi, tak że one i w połączeniu z nim najwidoczniej się okazują. W obszerniejszem zaś znaczeniu liczą do tej gruppy i inne tlenki metaliczne, które dla odróżnienia od poprzednich nazwano alkalijami, albo ziemiami alkalicznemi (ob.); tudzież zasady organiczne naturalne i sztuczne, posiadające nieraz w wysokim stopniu przymioty alkalijów, które dla odróżnienia nazwano [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkaloidy|alkaloidami]] (ob.).{{EO autorinfo|''T. C.''}}<section end="Alkalija" />
<section begin="Alkalija organiczne" />{{tab}}'''Alkalija organiczne, Alkaloidy.''' Są to połączenia organiczne zawierające azot, posiadające charakter zasad t. j. zdolność łączenia się z kwasami. Niektóre z nich, szczególniej sztuczne, okazują w wysokim nawet stopniu własności [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkaliczny|alkaliczne]] (ob.), i dla tego też nazwane zostały wszystkie w ogóle ''alkalijami organicznemi''. Nazwa zaś ''alkaloidy'', służy szczególniej alkalijom zawartym w roślinach, i dla tego zwanym także ''alkalijami róślinnemi''. Obecność azotu jest cechą charakterystyczną, która je odróżnia od innych związków organicznych, {{pp|po|dobnej}}<section end="Alkalija organiczne" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6al8wxpguiqp0lj2ipbbhhqeoitqbnr
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/483
100
1072797
3154882
3117482
2022-08-20T09:13:15Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alkalimetryja" />lit. U. Na rurce szerszej jest podziałka zwykle na cent. sześć. za pomocą której można ocenić ilość zużytego kwasu na zobojętnienie alkali, a ze znalezionej tą drogą, łatwo obliczyć ilość alkali, znajdującego się w ciele badanem. Wiedząc bowiem wiele zobojętnia jeden, 100 lub 1000 cent. sześc., łatwo obliczyć ilość jaka została zobojętnioną w dochodzeniu. Zamiast tego narzędzia teraz używa się powszechnie buretka ''Mohr’a''.{{EO autorinfo|''T. C.''}}<section end="Alkalimetryja" />
<section begin="Alkaloidy" />{{tab}}'''Alkaloidy,''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkalija organiczne|Alkalija roślinne]]'').<section end="Alkaloidy" />
<section begin="Alkanna" />{{tab}}'''Alkanna''' (z arabskiego ''al ehenneh''), tak nazywają korzenie miodunki farbierskiej (''Anchusa tinctoria''), zawierające w sobie farbnik czerwony piękny, lecz nie bardzo trwały, łatwo rozpuszczający się w olejach i w ogólności ciałach tłustych, i dla tego często używany do zabarwienia pachnideł, pomad, mydeł toaletowych i t. p. Alkanna albo alhenna nazywa się także farbnik otrzymywany z liści Lawsonii (''Lavsonia alba''), używany przez kobiety na wschodzie do farbowania paznokci na czerwono.<section end="Alkanna" />
<section begin="Alkantara" />{{tab}}'''Alkantara,''' starożytne i warowne miasto Estramadury hiszpańskiej, nad Tagiem, przez który prowadzi wspaniały most z łukiem tryjumfalnym na cześć Trajana. Liczy około 3,000 mieszkańców.<section end="Alkantara" /> — <section begin="Alkantary Zakon" />'''Zakon Alkantary,''' jeden z trzech starożytnych rycersko-duchownych zakonów Hiszpanii, założony został 1156 r. przez braci don Suero i don Gomez Fernando Barrientos. Papież Celestyn III nadal mu r. 1197 znakomite przywileje i upoważnił go do obrony wiary Chrystusowej przeciw Maurom. Za bohaterską walkę przeciw tym ostatnim, Alfons IX obdarzył zakon r. 1218 wydartą Maurom Alkantara, która odtąd została jego stolicą. Urósłszy w potęgę i bogactwa, szczególniej pod rządami Wielkiego Mistrza don Juana de Zuniga, zakon połączony został r. 1492 przez papieża Alexandra VI z koroną hiszpańską. Rycerze jego, podlegający regule ś. Benedykta, od r. 1540 wolni są od ślubu czystości, i stają przedewszystkiém w obronie Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Panny. Godłem ich jest złoty krzyż lilijowy, na zielonej wstążce w koło szyi, oraz krzyż haftowany jedwabiem na szacie i białym płaszczu.<section end="Alkantary Zakon" />
<section begin="Alkazaras" />{{tab}}'''Alkarazas, cedzeniec.''' W Egipcie, w Indyjach, następnie w Hiszpanii a nawet we Francyi południowej, wyrabiają z gliny nieco piasczystej i wapiennej, lecz ogniotrwałej i urobliwej, naczynia czyli dzbanki do wody, kształtu flasz, czyli bocianek, które po wypaleniu są drobno dziurkowate, i dla tego się pocą. Tym sposobem w czasie upałów woda w dzbanku cedzeńcowym zapoconym trzymana, chłód swój zdrojowy zachowuje dosyć długo; rzecz ważna pod skwarnem niebem. W Hiszpanii nazywają je Alkarazas, z arabskiego, gdyż Arabowie użycie tych naczyń wprowadzili; Francuzi zowią także naczynia wyrobione z glinki, z domieszaniem nieco wapna i naśladujące hiszpańskie cedzeńce ''hydrocérames''.{{EO autorinfo|''H. Ł.''}}<section end="Alkazaras" />
<section begin="Alkarsin" />{{tab}}'''Alkarsin.''' Płyn z pozoru do wody podobny, c. g. 1,642, wrze w + 150° C. Krystalizuje w — 20° C. Ma smak arszeniku i zapach tegoż ciała, bardzo przykry; * w wodzie nierozpuszcza się, rozpuszczalny zaś we wszystkich stosunkach w eterze i alkoholu. W przystępie powietrza wydaje obfity dym, przyczem temperatura jego tak dalece się podnosi, że wkrótce zapala się płomieniem, rozkładając się na kwas arszenowy, wodę i kwas węglany. Był on już oddawna znany pod nazwiskiem płynu dymiącego ''Cadet’a'', lecz dopiero Dumas i Bunsen poznali jego skład i własności chemiczne. Przy otrzymywaniu tego ciała, jako bardzo zapalnego, należy zachować wielką ostrożność, a szczególniej baczyć aby nie było przystępu powietrza. Otrzymuje się przez destyllacyję mieszaniny octanu potażu i kwasu arszenowego; w odbieralniku otrzymuje się dwa płyny, z których, na dole zebrany, jest powiększej części alkarsinem, nad nim zaś znajduje się kwas<section end="Alkarsin" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qyzjoxuhzert7p8lfueidi586o8spog
3154884
3154882
2022-08-20T09:14:26Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alkalimetryja" />lit. U. Na rurce szerszej jest podziałka zwykle na cent. sześć. za pomocą której można ocenić ilość zużytego kwasu na zobojętnienie alkali, a ze znalezionej tą drogą, łatwo obliczyć ilość alkali, znajdującego się w ciele badanem. Wiedząc bowiem wiele zobojętnia jeden, 100 lub 1000 cent. sześc., łatwo obliczyć ilość jaka została zobojętnioną w dochodzeniu. Zamiast tego narzędzia teraz używa się powszechnie buretka ''Mohr’a''.{{EO autorinfo|''T. C.''}}<section end="Alkalimetryja" />
<section begin="Alkaloidy" />{{tab}}'''Alkaloidy,''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkalija organiczne|Alkalija roślinne]]'').<section end="Alkaloidy" />
<section begin="Alkanna" />{{tab}}'''Alkanna''' (z arabskiego ''al ehenneh''), tak nazywają korzenie miodunki farbierskiej (''Anchusa tinctoria''), zawierające w sobie farbnik czerwony piękny, lecz nie bardzo trwały, łatwo rozpuszczający się w olejach i w ogólności ciałach tłustych, i dla tego często używany do zabarwienia pachnideł, pomad, mydeł toaletowych i t. p. Alkanna albo alhenna nazywa się także farbnik otrzymywany z liści Lawsonii (''Lavsonia alba''), używany przez kobiety na wschodzie do farbowania paznokci na czerwono.<section end="Alkanna" />
<section begin="Alkantara" />{{tab}}'''Alkantara,''' starożytne i warowne miasto Estramadury hiszpańskiej, nad Tagiem, przez który prowadzi wspaniały most z łukiem tryjumfalnym na cześć Trajana. Liczy około 3,000 mieszkańców.<section end="Alkantara" /> — <section begin="Alkantary zakon" />'''Zakon Alkantary,''' jeden z trzech starożytnych rycersko-duchownych zakonów Hiszpanii, założony został 1156 r. przez braci don Suero i don Gomez Fernando Barrientos. Papież Celestyn III nadal mu r. 1197 znakomite przywileje i upoważnił go do obrony wiary Chrystusowej przeciw Maurom. Za bohaterską walkę przeciw tym ostatnim, Alfons IX obdarzył zakon r. 1218 wydartą Maurom Alkantara, która odtąd została jego stolicą. Urósłszy w potęgę i bogactwa, szczególniej pod rządami Wielkiego Mistrza don Juana de Zuniga, zakon połączony został r. 1492 przez papieża Alexandra VI z koroną hiszpańską. Rycerze jego, podlegający regule ś. Benedykta, od r. 1540 wolni są od ślubu czystości, i stają przedewszystkiém w obronie Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Panny. Godłem ich jest złoty krzyż lilijowy, na zielonej wstążce w koło szyi, oraz krzyż haftowany jedwabiem na szacie i białym płaszczu.<section end="Alkantary zakon" />
<section begin="Alkazaras" />{{tab}}'''Alkarazas, cedzeniec.''' W Egipcie, w Indyjach, następnie w Hiszpanii a nawet we Francyi południowej, wyrabiają z gliny nieco piasczystej i wapiennej, lecz ogniotrwałej i urobliwej, naczynia czyli dzbanki do wody, kształtu flasz, czyli bocianek, które po wypaleniu są drobno dziurkowate, i dla tego się pocą. Tym sposobem w czasie upałów woda w dzbanku cedzeńcowym zapoconym trzymana, chłód swój zdrojowy zachowuje dosyć długo; rzecz ważna pod skwarnem niebem. W Hiszpanii nazywają je Alkarazas, z arabskiego, gdyż Arabowie użycie tych naczyń wprowadzili; Francuzi zowią także naczynia wyrobione z glinki, z domieszaniem nieco wapna i naśladujące hiszpańskie cedzeńce ''hydrocérames''.{{EO autorinfo|''H. Ł.''}}<section end="Alkazaras" />
<section begin="Alkarsin" />{{tab}}'''Alkarsin.''' Płyn z pozoru do wody podobny, c. g. 1,642, wrze w + 150° C. Krystalizuje w — 20° C. Ma smak arszeniku i zapach tegoż ciała, bardzo przykry; * w wodzie nierozpuszcza się, rozpuszczalny zaś we wszystkich stosunkach w eterze i alkoholu. W przystępie powietrza wydaje obfity dym, przyczem temperatura jego tak dalece się podnosi, że wkrótce zapala się płomieniem, rozkładając się na kwas arszenowy, wodę i kwas węglany. Był on już oddawna znany pod nazwiskiem płynu dymiącego ''Cadet’a'', lecz dopiero Dumas i Bunsen poznali jego skład i własności chemiczne. Przy otrzymywaniu tego ciała, jako bardzo zapalnego, należy zachować wielką ostrożność, a szczególniej baczyć aby nie było przystępu powietrza. Otrzymuje się przez destyllacyję mieszaniny octanu potażu i kwasu arszenowego; w odbieralniku otrzymuje się dwa płyny, z których, na dole zebrany, jest powiększej części alkarsinem, nad nim zaś znajduje się kwas<section end="Alkarsin" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6lopvfsmye7pa69aqrznrpud5welsd4
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/485
100
1072800
3154910
3117488
2022-08-20T10:15:22Z
Dzakuza21
10310
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Alkiermes" />polski należy. Tym wyrazem wszelako, oznaczano głównie lekarstwo, używane powszechnie w całej Europie i w Polsce w XVI wieku. Syreniusz podaje, że do tego lekarstwa wchodzić powinny: surowy jedwab’, w poczwarkach świeżego czerwca farbowany, sok z jabłek, różana woda, cukier, drzewo rajskie, cynamon, ambra, kamień lazurowy, tłuczone perły uryjańskie, złoto bite i piżmo. Według tego zielnikarza alkiermes wielce był skuteczny: lękliwemu sercu, drżeniu jego, mdłości serdecznej, szaleństwu, melancholii. Przypisywał nawet mu moc, wstrzymującą konanie. Alkiermes Lubelski słynął na całą Polskę.<section end="Alkiermes" />
<section begin="Alkierz" />{{tab}}'''Alkierz,''' dwojakie miał znaczenie w języku naszym: w XVI wieku znaczył narożnik w budynku, lub ganek zewnątrz; później wyłącznie alkierzykami zwano boczne, ustronne izdebki, pokoiki. — Gospodarskie domy składały się zwykle z izby, alkierza i komory. Pokoje gościnne z garderobami w czasach Stanisława Augusta zwano po dawnemu, alkierze; później, małe pokoiki, zajmowane zwykle przez kobiety.<section end="Alkierz" />
<section begin="Alkmaar" />{{tab}}'''Alkmaar,''' miasteczko w północnej Hollandyi, liczy 9,500 mieszkańców, przemysłowe i handlowne; pamiętne jako miejsce urodzenia poety Henryka z Alkmaar (ob.), oraz kapitulacyją, zawartą tu w d. 18 Października 1799 r. przez księcia Yorku, po pobiciu jego armii anglo-rossyjskiej przez francuzkiego generała Brune.<section end="Alkmaar" />
<section begin="Alkmaer" />{{tab}}'''Alkmaer''' (Henryk d’), poeta niemiecki, domniemany autor romansu, a raczej satyry o lisie: ''Reineke Voss'' czyli ''Fuchs'', był ochmistrzem u księcia Lotaryńskiego. Miał żyć przy końcu XV wieku. Wielu uczonych powątpiewało o istnieniu Alkmaera, uważając tę nazwę za pseudonym Mikołaja Baumann, który miał ową satyrę napisać, mszcząc się za doznane krzywdy od księcia Juliers, którego służbę opuścił, przeszedłszy do księcia Meklemburskiego.<section end="Alkmaer" />
<section begin="Alkman" />{{tab}}'''Alkman,''' po attycku '''Alkmaion,''' poeta grecki, syn niewolnicy lidyjskiej, rodem z Sardes, żył w Sparcie, której udzielono mu obywatelstwo, około 670 do 640 r. przed Chrystusem. Pisał w dyjalekcie doryckim z domieszaniem delikatniejszego eolskiego pierwiastku, pochwalne pieśni dla dziewic, peany i hymny, które wraz z pieśniami Terpandra śpiewane były przy ucztach. Według Suidasa, on pierwszy zastąpił poważny hexametr lżejszym i powabniejszym wierszem, który jego nosi nazwisko: ''Alcmanicum genus'', składającym się z trzech daktylów i jednej syllaby według następnego wzoru:
Spartanie wielce tego poetę cenili, i po śmierci wystawili mu pomnik, chociaż podanie głosi, iż przebierał miarę w winie i miłości. Grammatycy alexandryjscy komentowali i na sześć ksiąg podzielili utwory Alkmana, z których do nas mało-znaczące doszły fragmenta. Można je znaleść w wydaniu Welckera (Giess. 1815), w Schneidewina: ''Delectus poetarum elegiacorum graecorum'' (Gött. 1838 r.), i w Bergka ''Poetae lyrici graeci'' (Lips 1843).<section end="Alkman" />
<section begin="Alkmene" />{{tab}}'''Alkmene,''' była córką Elektryjona, króla Myceny i żoną Amfitryjona, któremu urodziła Iliklesa, z Jowiszowego zaś objęcia (w postaci Amfitryjona) Herkulesa. Po śmierci męża poszła za syna Jowiszowego, Radamanta, żyjącego w Okalii, w Beocyi. Według innych, Jowisz kazał Merkuremu przenieść jej ciało na wyspy błogosławionych, gdzie ją Radamantowi poślubił. Jako matka Herkulesa i prababka Heraklidów, wielokrotnie była opiewaną przez greckich poetów.<section end="Alkmene" />
<section begin="Alkmeon" />{{tab}}'''Alkmeon''' (po grecku Alkmajon), syn Amfiarausa i Euryfili, ścigany przez furyje za zabicie matki, która skłoniła ojca do wyprawy przeciwko Tebom, gdzie temu ostatniemu śmierć była przeznaczoną. Tylko do kraju powstałego po dokonanem<section end="Alkmeon" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8wdcsgzw7c4z7wqzmj3lpmkcc73jbb3
Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkantary zakon
0
1073670
3154883
3120403
2022-08-20T09:13:28Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Zakon Alkantary]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkantary Zakon]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=483
|strona_stop=483
}}
lk0uf5vv1b18efagsf8hcgra3cukmre
3154885
3154883
2022-08-20T09:14:32Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkantary Zakon]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Alkantary zakon]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=483
|strona_stop=483
}}
lk0uf5vv1b18efagsf8hcgra3cukmre
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/567
100
1076188
3154911
3128420
2022-08-20T10:33:35Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ałun" />używane w farbierstwie i drukowaniu perkalików, do utwierdzania kolorów na tkankach; działają tu one swoją glinką, która łącząc się z farbnikami, wydaje z niemi związki nierozpuszczalne w wodzie, zwane pospolicie lakkami farbierskiemi (ob.). Lakki te używane jako farby klejowe i pokostowe, przy pomocy ałunu również na wielką skalę są wyrabiane. Oprócz tego ałun używa się jeszcze: w białoskórnictwie, do wyprawy skór i futer; w fabrykacyi papieru, do klejenia; w medycynie i weterynaryi. Bywa także używanym do klarowania wody mętnej; tworząc bowiem ze znajdującą się w zawieszeniu glinką ałun nierozpuszczalny, zabiera znajdujące się w wodzie nieczystości, i szybko z niemi opada; woda jednak taka, do picia używaną być niepowinna. Używano także ałunu do fałszowania chleba, wina i piwa (ob.). Ponieważ najważniejszém ciałem w ałunie jest glinka, dla tego w wielu razach, mianowicie w farbierstwie, zamiast ałunu zwyczajnego, używają czystego siarczanu glinki.{{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''K. J.'' — ''T. C.''{{tab|30}}}}}}}}{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Karol Jurkiewicz;a2=Teofil Cichocki}}<section end="Ałun" /> — <section begin="Ałun zwyczajny" />'''Ałun zwyczajny''' (Alumen, Alum), siarczan glinki z siarczanem potażu lub amonii; w handlu zwykle znajduje się w postaci wielkich kryształów ośmiościennych, niekiedy sześciennych; albo mass solnych bezbarwnych, pół przezroczystych, smaku słodko ściągającego. Jest on przedmiotem fabrykacyi, częstokroć na ogromną skalę rozwiniętej. Otrzymuje się rozmaitemi sposobami: 1) ''Z kamienia ałunowego'' otrzymują na wielką skalę ałun w Tolfa przy Civita-Vecchia w państwie kościelném; przez słabe wypalenie, w skutek którego wodan glinki ulega rozkładowi, i pozostała glinka już się z kwasem nie łączy; następnie przez wyługowanie i krystalizacyją. Wyrób zwany ałunem rzymskim, zwykle jest różowawy, co pochodzi od półtoro-tlenka żelaza, którym kryształy są powleczone; ponieważ jednak nie zawiera go w związku chemicznym, dla tego dawniej za najlepszy był uważany. 1) ''Z rud ałunowych'', jak z ''łupku ałunowego'' i ''ziemi ałunowej''. W ciałach tych jak to ze składu ich widzimy, nie ma ałunu gotowego, lecz dopiero powstaje, w skutek działań chemicznych zachodzących przy prażeniu i wietrzeniu tych mass mineralnych, Z roztworów otrzymanych przez wyługowanie, w skutek właściwego postępowania, wydzielają się sole żelazne, a po dodaniu soli potażowych, przez odparowanie do krystalizacyi, otrzymuje się ałun dosyć czysty. 3) ''Z gliny'', (ob.), która powinna być jak najczystsza, wolna ile być może od wapna a szczególniej od żelaza. Glina dla ułatwienia działania kwasu siarczanego lekko się wypala, następnie proszkuje, mięsza z 40 pCtwym kwasem siarczanym, i długo utrzymuje w temperaturze blizkiej wrzenia wody; przez co kwas siarczany rozrabia krzemian glinki, daje siarczan glinki rozpuszczalny, który wyługowany wodą przez zmieszanie z odpowiednią ilością soli alkalicznych i krystalizacyją, wydaje ałun zwyczajny. Tym sposobem u nas ze sprowadzanej z zagranicy gliny, wyrabiają ałun. 4) Nakoniec otrzymują także ałun z minerałów glinkę zawierających, np. z ''feldspatu'' (ob.); lecz podane w tym celu postępowanie Turner’a, dosyć trudne i kosztowne dotąd, nie wiele się rozpowszechniło.{{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''K. J.'' — ''T. C.''{{tab|30}}}}}}}}{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Karol Jurkiewicz;a2=Teofil Cichocki}}<section end="Ałun zwyczajny" /> — <section begin="Ałun amonijakalny" />'''Ałun amonijakalny.''' Z powodu coraz więcej upowszechniającej się fabrykacyi gazu do oświetlania, ten gatunek ałunu coraz częściej się wyrabia; ponieważ tym sposobem powstające przy suchej destylacyi węgli kamiennych, ciecze amonijakalne, zostają najkorzystniej zużytkowane. Ałun ten bardzo łatwo odróżnić od potażowego, ucierany bowiem z wapnem, wywiązuje silny zapach amonijakalny.{{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''K. J.'' — ''T. C.''{{tab|30}}}}}}}}{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Karol Jurkiewicz;a2=Teofil Cichocki}}<section end="Ałun amonijakalny" /> — <section begin="Ałun sześcienny" />'''Ałun sześcienny''' (kubiczny), pod względem naukowym niewłaściwie zwany ałunem obojętnym, zawiera bowiem nadmiar glinki; stanowi sól niekwaśną, a tém samem niezmieniającą kolorów, i dla tego w niektórych przypadkach w farbierstwie używanym bywa. Otrzymuje się z ałunu zwyczajnego, przez dodawanie do jego roztworu węglanu potażu lub amonijaku,<section end="Ałun sześcienny" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f1jadcd6twqeitoji02njs202pu3dpq
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/568
100
1076189
3154912
3131554
2022-08-20T10:35:44Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ałun sześcienny" />dopóki tworzący się osad jeszcze się rozpuszcza. Ciecz odparowana daje kryształy ałunu sześciennego.{{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''K. J.'' — ''T. C.''{{tab|30}}}}}}}}{{EO autorinfo|widoczny=nie|a1=Karol Jurkiewicz;a2=Teofil Cichocki}}<section end="Ałun sześcienny" /> — <section begin="Ałun palony" />'''Ałun palony.''' Ogrzewając ałun zwyczajny w tygielku lub garczku glinianym, najprzód on się topi we własnej wodzie krystalizacyi; następnie wrze w skutek zamiany jej w parę, w końcu gęstnieje, wzdyma się i wznosi znacznie nad tygiel, tworząc massę białą, lekką, gębczastą, która jako środek gryzący ma zastosowanie w medycynie i weterynaryi.{{tns||{{#ifeq:{{SUBPAGENAME}}|całość||{{f*|style=float:right|{{tab|30}} ''K. J.'' — ''T. C.''{{tab|30}}}}}}}}{{EO autorinfo|a1=Karol Jurkiewicz;a2=Teofil Cichocki}}<section end="Ałun palony" />
<section begin="Ałunarnia" />{{tab}}'''Ałunarnia,''' fabryka ałunu sztucznego. W średnich wiekach wszystek ałun używany w Europie pochodził ze wschodu, z krajów muzułmańskich (Turcyi Syryi): pierwsza ałunarnia w Europie, założoną została w XV stóleciu w Jchia przez kupca genueńskiego nazwiskiem Perdix; równocześnie Jan de Castro urządził fabrykę ałunu w Tolfa niedaleko Civita-Vecchia w państwie papiezkiém, z miejscowych ałunów. W następnym wieku powstały takież w Niemczech, Hiszpanii i Francyi, lecz postęp dopiero chemii w czasach nas bliszkich, udoskonalił wyrób ałunu sztucznego, i na czele takich zakładów wymienić należy ałunarnię, założoną przez sławnego chemika i ministra Chaptala.{{EO autorinfo|''H. Ł.''}}<section end="Ałunarnia" />
<section begin="Ałunowanie" />{{tab}}'''Ałunowanie,''' tak nazywają bardzo ważne postępowanie w farbierstwie, mające na celu ustalenie farbnika na tkaninach. W tym celu przed zanurzeniem tkaniny w płynie farbierskim, maczają ją w mocnym roztworze ałunu, który mając wielkie powinowactwo do ciała farbującego i do tkaniny jedwabnej, bawełnianej, lnianej lub konopnej, utrwala związek pomiędzy farbnikiem i tkaniną.<section end="Ałunowanie" />
<section begin="Ałusiewicz" />{{tab}}'''Ałusiewicz,''' dom szlachecki w Polsce.<section end="Ałusiewicz" />
<section begin="Ałuszta" />{{tab}}'''Ałuszta''' (Ałuston), miasteczko, leżące na południowym brzegu Krymu, o 7 mil na południo-wschodzie Symferopola, o 279 mil od Petersburga. Godne uwagi tu szczątki fortyfikacyj, wzniesionych przez Justynijana (w VI wieku). Od roku 1826 zaczęto tu rozmnażać winogrona na sposób europejski. Prześliczny obraz, jaki Ałuszta przedstawia w dzień i w nocy, skreślił Adam Mickiewicz w Sonetach Krymskich.<section end="Ałuszta" />
<section begin="A. M., (anno mundi)" />{{tab}}'''A. M.''' albo ''a. m''., skrócenie używane w dyplomatach i na tytułach książek zamiast; ''anno mundi'', roku od stworzenia świata.<section end="A. M., (anno mundi)" /> — <section begin="A. M. (artium magister)" />'''A. M.''' znaczy także: ''artium magister'', magister nauk i sztuk wyzwolonych.<section end="A. M. (artium magister)" />
<section begin="Am" />{{tab}}'''Am''' albo '''Fat''' (naczynie), miara szwedzka, dzieli się na 4 ankry, po 15 kann; równa się 157 litrom francuzkim, czyli 39 garnca miary polskiej.<section end="Am" />
<section begin="Amadeiści" />{{tab}}'''Amadeiści,''' zgromadzenie zakonne, założone w połowie XV wieku przez Franciszkana portugalskiego Amadeusza Jana Menez, trwało do czasów papieża Pijusa V.<section end="Amadeiści" />
<section begin="Amadej" />{{tab}}'''Amadej''' herb, na tarczy czerwonej orzeł biały bez ogona, z koroną złotą na głowie, w lewą stronę tarczy obrócony, skrzydła rozpostarte, pierścień złoty w dziobie; nad hełmem pięć piór strusich. Długosz nazywa ten herb Amadejowa, i wspomina, że koło roku 1330 do Polski przyniesionym został przez rodzinę węgierską Amadejów, która chciała zamordować Karola króla węgierskiego i Elżbietę siostrę Kazimierza Wielkiego. Bielski zaś a za nim Paprocki mówi, że przez Władysława Łokietka koło roku 1300 nadany został Amadejowi wojewodzie węgierskiemu, który mu do zdobycia zamku Pełczyskiego dopomógł. Dodaje jednak, że za jego już czasów, członkowie tego rodu wymarli, lub do innych herbów się przenieśli.<section end="Amadej" />
<section begin="Amadeusz" />{{tab}}'''Amadeusz''' (po polsku Bogumił), imię najczęściej używane przez książąt sabaudzkich.<section end="Amadeusz" /> — <section begin="Amadeusz I" />'''Amadeusz I''' był najstarszym synem hr. Humberta na początku XI stulecia.<section end="Amadeusz I" /> — <section begin="Amadeusz II" />'''Amadeusz II,''' szwagier cesarza Henryka IV, pomagał temu monarsze w czasie przeprawy przez Alpy sabaudzkie w 1075 r.<section end="Amadeusz II" /> — <section begin="Amadeusz III" />'''Amadeusz III,'''<section end="Amadeusz III" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dtzjjonhzankxvg2qm24uh12s3ddtqw
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/572
100
1076298
3154914
3128785
2022-08-20T10:42:40Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Amalecyci" />szczątki tego ludu, wytępi to, za czasu Ezechijasza, pokolenie Symeona i zagarnęło jego kraj, (I, ''Paral''. 4, 43). Królowie Amalecytów prawie wszyscy nosili imię Agag. Stolica ich nigdzie nie jest wymieniona. Według podań arabskich, Amalecyci są jedną z najdawniejszych gałęzi ludów arabskich, pochodzących od Chama, podobnie jak Chananejczycy. Filon zaliczał ich do Fenicyjan.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Amalecyci" />
<section begin="Amalfi" />{{tab}}'''Amalfi,''' miasteczko nadmorskie, nad zatoką Salerno, w królestw e neapolitańskiém, liczące około 3,000 mieszkańców. Amalii w wiekach średnich było rzecząpospolitą, później zaś kwitnęło pod odlzielnemi książętami, dopóki w końcu XI wieku spustoszenia Normandów, a następnie Pizańczyków nie pozbawiły go znaczenia. Prawo morskie tutejsze (Tabula Amalphitana) obowiązywało niegdyś w całych Włoszech. Amalii jest miejscem urodzenia Flawijusza Gioja, wynalazcy kompasu, i Tomasza Angelo, zwanego Masaniello.<section end="Amalfi" />
<section begin="Amalgam" />{{tab}}'''Amalgam, Amalgamacyja,''' od (''ama'' razem, i ''gamo'' żenię); w ogólności połączenie kruszców np. złota, srebra, cyny i t. d., z merkuryjuszem (rtęcią).{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''H. Ł.''}}<section end="Amalgam" /> — <section begin="Amalgam srebra" />'''Amalgam srebra.''' Ani kolorem, ani pozorem nie różni się od samego srebra, lecz tak jest miękki iż pomiędzy palcami ugniatać się daje. Jeżeli mulę srebrną albo złotą przepraży się i bardzo drobno sproszkuję, a doda merkuryjuszu, mieszając je, utworzy się połączenie mechaniczne jego z tym proszkiem kruszcowym. Z tej mieszaniny wydziela się amalgam przez wygniatanie zwykle w workach skórzanych; gdyż ten się przesącza kroplami przez drobne p Ty skóry, w postaci srebrzystego potu. Następnie z amalgamu w osobnym piecu oddziela się merkuryjusz, i pozostaje czyste srebro lub złoto. Sposób ten otrzymywania kruszców z rud drogich, wynaleziony został w Mexyku przez Bartłomieja z Medyny, około 1550 r., gdyż dla obfitości merkuryjuszowych k pala łatwo go było zastosować. Używano amalgamowania w Peru od czasu Ferdynanda Velasqueza około 1570 r. Amalgamacyja wprowadzona i wydoskonalona została do Europy w końcu zeszłego wieku, w hutach srebrnych saskich pod Frejbergiem. Od niewielu jednak lat zarzucają ją w hutach frejbergskich, odkąd znaleziono sposoby daleko tańsze, przez użycie soli kuchennej do wydzielenia srebra, metoda Augustyna od jej wynalazcy zwaną.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''H. Ł.''}}<section end="Amalgam srebra" /> — <section begin="Amalgam złota" />'''Amalgam złota''' używany jest do złocenia, a to tym sposobem, iż pokrywszy nim kruszec, następnie w ogniu ulatnia się żywe srebro, a złoto jako pozłota pozostaje.{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''H. Ł.''}}<section end="Amalgam złota" /> — <section begin="Amalgam cyny" />'''Amalgam cyny''' służy do podlewa na zwierciadeł. Inne amalgamy używane są: bizmutu na podlewę szkieł, nadającą im pozór kruszcowy. Amalgamy srebra lub palladu, używane bywają do plombowania zębów.{{EO autorinfo|''H. Ł.''}}<section end="Amalgam cyny" />
<section begin="Amalgamat" />{{tab}}'''Amalgamat,''' rodzimy związek srebra z rtęcią, stanowiący minerał pięknego srebrzystego koloru, z połyskiem metalicznym. Przedstawia się on w dwunastościanach rombowych, w massach ziarnistych i blaszkach; w tym ostatnim razie, wyścieła małe szpary. Rysuje gips, twardość ma 2,5. C. g. 12,119: pod dmuchawką rtęć się ulatnia, a kulka metaliczna pozostaje; podobnież zachowuje się na węglach żarzących. W kwasie azotnym łatwo rozpuszczalny. Wedle rozbiorów Klaprotha odpowiada wzorowi AgHg, wedle zaś Mayera i Cordier, AgHg., pierwszy zawiera 26,5, drugi 35% srebra. W pierwszym razie kryształy są świetnego blasku i należycie wykończone, w drugim kąty ich i krawędzie są zaokrąglone i czasami pokryte kuleczkami rtęci. Możnaby go dla blasku wziąść za srebro rodzime, ale jest kruchy, gdy przeciwnie srebro kuć się daje. Znajduje się z rtęcią rodzimą i cynobrem w Landsberg, Stahlberg i Mörsfeld w Bawaryi reńskiej, w Szlana w Węgrzech, w Almaden w Hiszpanii, w Sala w Szwecyi i w Allemont we Francyi. W rudach platynowych z Kolumbii, Schneider odkrył ''amalgamat złota'', w postaci ziarn kruchych, składających się z 38,39% złota, 5,00%<section end="Amalgamat" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hit097bruz1nij1oo5njlhqd1jljqyl
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/573
100
1076307
3154916
3131556
2022-08-20T10:45:41Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Amalgamat" />srebra i 57,40% rtęci; coby prowadziło do wzoru (Au, Ag) Hg. Nakoniec w kopalniach Kalifornii i Australii odkryto również amalgamat złota, żółtawo-srebrzystego koloru, zwany tam złotem białém, w postaci krystalicznych igiełek. Wedle rozbiorów Smith’a wzór jego ma być Au Hg<sub>2</sub>. C. g. 15,437.{{EO autorinfo|''K. J.''}}<section end="Amalgamat" />
<section begin="Amalija" />{{tab}}'''Amalija,''' ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Amelija święta z królewskiego domu|Amelija]]''.<section end="Amalija" />
<section begin="Amalii" />{{tab}}'''Amalii''' (Tomasz), był jednym z najpierwszych professorów wydziału lekarskiego w uniwersytecie krakowskim; jak bowiem widać ze wzmianki w rękopiśmie ''Radzymińskiego (Annales Universitatis''), znajdował się na zgromadzenia professorów, zebraném przez rektora Parkosza w r. 1441, celem poprawy urządzeń uniwersyteckich.{{EO autorinfo|''Dr. J. M.''}}<section end="Amalii" />
<section begin="Amalname" />{{tab}}'''Amalname,''' u Mahometanów księga przeznaczenia, księga dobrych i złych uczynków każdego człowieka, zapisywanych przez jego własnych Aniołów.<section end="Amalname" />
<section begin="Amalowie" />{{tab}}'''Amalowie,''' rodzina bohaterska Gotów, wywodząca swe nazwisko od mytycznego króla Amali. Ostrogoci wybierali z niej swoich władzców; do Amalów więc należeli: Ermanryk, trzej bracia Walamirowie, Teodemir, Widimir i Teodoryk W., syn Teodemira. W pieśni Nibelungów i innych poematach staro-niemieckich Teodoryk i jego bohaterowie nazywani są wszędzie Amelungatni. W roku 564, Teodemir i Walamir prowadzili nieszczęśliwą wojnę z Leonem, cesarzem bizantyńskim.<section end="Amalowie" />
<section begin="Amaltea" />{{tab}}'''Amaltea,''' nazwa kozy, która żywiła Jowisza na wyspie Krecie, gdzie go matka Rea przed żarłocznością Saturna ukryła; Amaltea za to policzoną została między gwiazdy. Oderwany róg kozi, dał Jowisz córkom Mellissusa, pomocnicom Rei, z tem błogosławieństwem, aby ile razy do niego sięgną, brały ztamtąd wszystko, co im do utrzymania będzie potrzebne. Ztąd ''cornu Amalleae'' znaczy tyle, co ''cornu copiae'', róg obfitości. Inni widzą w Amaltei po prostu nimfę, która koziem mlekiem Jowisza karmiła. Pod tą nazwą wychodziło także znakomite niemieckie pismo archeologiczne, pod redakcyją Böttigera (Lipsk 1822—25 3 tomy).<section end="Amaltea" />
<section begin="Amałajewa" />{{tab}}'''Amałajewa,''' rzeka w Syberyi, przerzynająca w długości 28 mil powiat Żygański obwodu Jakuckiego, wpada do morza Lodowatego.<section end="Amałajewa" />
<section begin="Amama" />{{tab}}'''Amama,''' Jarzemski w opisie Warszawy wierszem z roku 1643, wspomina, że widział w pałacu Ossolińskich, portrety tej rodziny, przez Amama. Tego nazwiska ku końcowi XVII wieku był minijaturzysta w Altonie.<section end="Amama" />
<section begin="Aman" />{{tab}}'''Aman,''' wykrzyknik arabski, tyle znaczy co: ''biada! litości!'' W bitwie: ''błagać amann'', to samo co: ''prosić o pardon''.<section end="Aman" />
<section begin="Aman albo Haman" />{{tab}}'''Aman''' albo '''Haman,''' syn Amadata albo Amata, ulubieniec Asswerusa, zapewne Daryjusza Hystaspa, króla perskiego, który, według słów Pisma świętego, „wywyższył go i wsławił stolicę jego nad wszystkie książęta które miał; i wszyscy słudzy królewscy, którzy we drzwiach pałacu byli, klękali i kłaniali się Amanowi, bo im tak był pan rozkazał, sam tylko Mardocheusz, hebrajczyk, stryj królowej Estery, nie klękał przed nim, ani mu się kłaniał. Rozgniewany tém Aman, postanowił wytracić wszystkich Żydów wraz z Mardocheuszem, i rzekł Asswerusowi: „Jest lud po wszystkich krainach królestwa twego rozproszony, i sam od siebie różny, nowych praw i ceremonij używający, nadto i królewskiém rozkazaniem gardzący; a wiesz bardzo dobrze, że nie jest pożyteczno królestwu twojemu, aby się miał rozpuszczać przez swą wolą; jeślić się podoba, wydaj wyrok, aby zginął.“ Asswerus zgodził się na wniosek ulubieńca swego i ogłoszono, oraz rozesłano wyrok o wytraceniu wszystkich Żydów płci obojga w królestwie perskiem, od dziecięcia do starca, w dniu 13 miesiąca Adar. Zdarzyło się tymczasem, że król spać nie mógł i kazał sobie przynieść kronikę przeszłych czasów,<section end="Aman albo Haman" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1fhwec4476mlgofs23or1s24w1ntcnw
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/576
100
1076838
3154920
3131558
2022-08-20T10:53:37Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Amanityna" />w stanie czystym. Późniejsze doświadczenia innych przekonały, że to było ciało nieczyste, zawierające zasadę lotną nietrującą, której nazwę amanityny zostawiono, i kwas trujący zwany ''mukarowym''; co jest rzeczą wcale niezwyczajną, gdyż najczęściej działanie trujące ciał organicznych, pochodzi od zasad, które są gwałtownemi truciznami.{{EO autorinfo|''T. C.''}}<section end="Amanityna" />
<section begin="Amant" />{{tab}}'''Amant,''' z francuzkiego ''amant'', znaczy kochający, lubiący osobę jaką, kochanek; ztąd zdrobniały wyraz ''amancik''. Wyraz w powszechnym, do niedawnych czasów będący użyciu w języku naszym. Komedyjo pisarz Zabłocki, i późniejsi pisarze dramatyczni jak Wojciech Bogusławski, Dmuszewski i Żółkowski, używali tego wyrazu w znaczeniu kochanka: tak samo, jak ''amantka'', zamiast ''kochanki''.<section end="Amant" />
<section begin="Amantium Jesu societas" />{{tab}}'''Amantium Jesu societas,''' towarzystwo protestanckie miłujących Jezusa, założone przez barona austryjackiego Weis, w roku 1661 celem nawracania pogan, i przez niego uposażone summą 12,000 talarów. Nie przyniosło atoli zamierzonych owoców. Później sam Weis poświęcił się w Zwoll na missyjonarza, i opowiadał Ewangeliję w Surinam i Essequebo, gdzie też niedługo po przybyciu umarł.<section end="Amantium Jesu societas" />
<section begin="Amanuensis" />{{tab}}'''Amanuensis,''' zwali się u Rzymian mianowicie za czasów Augusta, niewolnicy, używani w domach znaczniejszych do zatrudnień naukowych, jako to do pisania i kopijowania, dyktowania i czytania ksiąg panom swoim; a to dla różnicy od innych niewolników, do posług domowych używanych. Czystokroć i wolni zajmowali powyższe miejsce. Dzisiaj w Niemczech tém mianem oznaczają ucznia uniwersytetu, który professorowi w przedmiotach drobiazgowych, do nauki należących, pomaga i pośredniczy pomiędzy professorem a uczniami; oraz młodych lekarzy, będących przy boku swych starszych kolegów, przerażonych praktyką.<section end="Amanuensis" />
<section begin="Amanus, góry" />{{tab}}'''Amanus, Amońskie góry''' (dzisiejsze Ala Dalag), północno-zachodnie pasmo gór lauryckich, rozciągające się od morza Śródziemnego aż do Eufratu i Meliteny w Kappadocyi, z drugiej strony do Syryi, którą oddziela od Cylicyi. Tu były lak zwane Amańskie wrota (''Amanicae pylae, Amani montis portae''), czyli wąwóz na wschód Issu, przez który Daryjusz Kodoman wojska swoje przeprowadzał z Syryi do Cylicyi.<section end="Amanus, góry" /> — <section begin="Amanus i Amandatus" />'''Amanus''' i '''Amandatus,''' dwa bóstwa, według Strabona czczone wespół z boginią Anaitis w Zela, w Poncie.<section end="Amanus i Amandatus" />
<section begin="Amapala" />{{tab}}'''Amapala,''' zatoka Oceanu wielkiego w Ameryce środkowej, na południu Guatemali, na północo-zachód Realejo; na zatoce tej znajduje się liczna gruppa drobnych wysepek.<section end="Amapala" />
<section begin="Amar" />{{tab}}'''Amar''' (Andrzej), był adwokatem przy parlamencie Delfinatu, po wybuchnięciu rewolucyi wnet przystał do stronnictwa najbardziej wyuzdanego, głosował za śmiercią Ludwika XVI ''bez appellacyi ni zwłoki'', później zostawszy członkiem, a nawet prezesem komitetu bezpieczeństwa publicznego, tysiącami więził ludzi i prowadził na śmierć. On to głównie przyczyn i się do zguby najszlachetniejszych Żyrondynów. Krwiożerczość jego była tak wielka, że uląkł się jej nawet Robespierre; Amar uprzedzając go, zwalił Robespierra rewolucyją z dnia 9 Thermidora. Wprawdzie wkrótce potem (11 Fructidora) sam został strącony ze szczytu władzy; przecież, jakkolwiek kilkakrotnie oskarżony, nie padł pod zasłużonym niezliczonemi zbrodniami mieczem sprawiedliwości, któremu tyle niewinnych ofiar poświęcił. Umarł 1816 roku w Paryżu; czasy cesarstwa przepędził na uboczu od wszelkich spraw publicznych.<section end="Amar" />
<section begin="Amar-Dulioier" />{{tab}}'''Amar-Dulioier''' (Jan Augustyn), uczony francuzki, urodzony w Paryżu 1765 roku, z początku poświęcał się stanowi duchownemu, w 1791 roku jednak wystąpił ze zgromadzenia nauki chrześcijańskiej (''Congregation de la doctrine''<section end="Amar-Dulioier" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
27mhjb875j6crvlmr68lxddvei3x9a7
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/577
100
1076842
3154921
3131422
2022-08-20T10:56:14Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Amar-Dulioier" />''chrétiene''), gdzie był nauczycielem języków starożytnych. Później w Lyonie przez stronnictwo terrorystyczne wtrącony do więzienia, zaledwie uszedł gillotyny; po upadku Robespierra został biblijotekarzem akademii, a następnie jednym z najzawołańszych professorów w kollegijum Henryka IV. Umarł 1833 r.; z pomiędzy licznych dzieł jego zasługuje na uwagę: ''Cours complet de Rhétorique'', w którym nietyle autor zdaje się chcieć kształcić rozum, ile raczej serce i charakter młodzieży. Amar sił swoich doświadczał również w poezyi i w dramacie, jak np.: ''Le Culte rétabli et l’anarchie vaincue'', poemat w 4 pieśniach, przypisany papieżowi Piusowi VII; ''Paméla mariée'', komedyja i Cathérine II, tragedyja, przedstawiane w ''Théatre français'' w Paryżu.<section end="Amar-Dulioier" />
<section begin="Amarant" />{{tab}}'''Amarant,''' szkarłat, (''Amaranthus''). Jest rodzaj do rodziny amarantowatych należący; ma okrycie kwiatowe 3, 4 lub 5 dzielne, pręcików trzy do pięciu, nitki wolne; szyjka zwykle trzydzielna; owoc: torebka jednoziarnowa, na około się otwierająca. Wszystkie gatunki są roślinami rocznemi, kwiaty są zebrane w kłosy lub wierzchołkowe grona. Liczne gatunki amarantu rosną w pasie zwrotnikowym Azyi; w ogrodach dla piękności kwiatów hodują się głównie gatunki: ''Amaranthus caudatus'', zwany u nas niewłaściwie ''prosem tureckiém'', i ''Amaranthus tricolor'', ostatni odznacza się wielkiemi liściami żółto, zielono i czerwono plamistemi.<section end="Amarant" />
<section begin="Amarantowate" />{{tab}}'''Amarantowate,''' szkarłatowate (''Amaranthaceae'' R. Brown). Rośliny zielne lub podkrzewy, mają liście naprzemian lub naprzeciwległe, niekiedy suchemi opatrzone przysadkami. Kwiaty drobne w kłos, wiechę lub główkę zebrane, pooddzielane łuskami. Kielich jednolistny, trwały, 5 razy głęboko wcięty; pręcików 3 do 5. Guzik owocowy wolny, jednokomórkowy, jednoziarnowy. Owoc w ogólności, otoczony kielichem, jest ziarnczakiem (akenium) albo małą puszką, otwierającą się nakrywką. Ta rodzina ma główne rodzaje: ''Amaranthus, Celosia, Gomphrena, Achyranthes''; są one utrzymywane w ogrodach kwiatowych, a niektóre z przyczyny suchych i trwałych kwiatów zwane nieśmiertelnikami. Niektóre gatunki amarantu, jako to: ''Amarant trzykolorowy'' i ''kiściasty'', mają kwiaty piękne purpurowe, zebrane w gęste kłosy.{{EO autorinfo|''S. P.''}}<section end="Amarantowate" />
<section begin="Amarantowy order" />{{tab}}'''Amarantowy order,''' ustanowiony w 1653 r. przez królowe szwedzką Krystynę dla uczczenia bezżeństwa, liczył piętnastu kawalerów i tyleż dam. Byli wprawdzie między kawalerami niektórzy także żonaci, lecz ci przynajmniej ślubowali, że w razie owdowienia powtórnie się nie ożenią. Order ten zniesiony został w trzy lata później, gdy Krystyna przyjęła wiarę katolicką; oznaką jego był wieniec laurowy ze złota, z podwójną w środku literą ''A'', oraz wstęga niebieska z wyhaftowaną złotem dewizą: ''Dolce nella memoria''. — '''Amarantowy Order,''' czyli zakon, nazywa się również w Szwecyi instytucyja, poświęcona wyłącznie zabawie towarzyskiej; członkowie tego zgromadzenia, którego oznaką jest gwiazda złota ze wstęgą amarantową o zielonych wypustkach, dla większej spójności przybrali formy wolno-mularskie. Loże ich znajdują się we wszystkich znaczniejszych miastach Szwecyi.<section end="Amarantowy order" />
<section begin="Amarapura" />{{tab}}'''Amarapura,''' miasto w Indyjach wschodnich, niegdyś stolica państwa Birmanów (ob. ''Ummerapura''),<section end="Amarapura" />
<section begin="Amardowie cz. Mardowie" />{{tab}}'''Amardowie''' czyli '''Mardowie,''' naród wojowniczy i rozbójniczy na południowych brzegach morza Kaspijskiego: w Medyi, Hyrkanii, Margianie i w Azyi mniejszej. Niektórzy mniemają, że Amardowie nie stanowili oddzielnego narodu, lecz że to raczej jest nazwą góralskich plemion, trudniących się rozbojem.<section end="Amardowie cz. Mardowie" />
<section begin="Amari (Michał)" />{{tab}}'''Amari''' (Michał), uczony włoski, ur. 1806; po śmierci ojca, który za przestępstwo polityczne zginął na rusztowaniu (1832), przejął cały ciężar pracy na utrzymanie licznej rodziny, sam zaś popadłszy w podejrzenie, otrzymał rozkaz<section end="Amari (Michał)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ru71syubc8gxofcwa0tr5qdintvbrlz
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/580
100
1076848
3154923
3131438
2022-08-20T11:01:02Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Amastrys, miasto" />państwa bizantyńskiego, w 1210 r. opanowali ją Teodor Laskarys, następnie Genueńczycy i Mohammed II. Dziś Amastrys nazywa się Amastro Amassero i jest jedném ze znaczniejszych miast portowych morza Czarnego.<section end="Amastrys, miasto" />
<section begin="Amastrys córka Oxatresa" />{{tab}}'''Amastrys,''' córka Oxatresa, brata Daryjusza Kodomana, przez Alexandra W. zaślubiona Kraterowi, z którym się w r. 322 przed Chr. rozwiodła, by połączyć się z Dyonizyjuszem, tyranem Heraklei nad Pontem, po jego zaś śmierci (r. 302) z Lyzimachem. Przez Lyzimacha porzucona, Amastrys zręcznością swoją przywłaszczyła sobie rządy w Heraklei; własni jej synowie jednak w 285 r. podnieśli przeciwko niej bunt i zamordowali ją.<section end="Amastrys córka Oxatresa" />
<section begin="Amata" />{{tab}}'''Amata,''' małżonka Latynusa i matka Lawinii, której nie chciała dać Eneaszowi za żonę, z powodu iż rękę jej poprzednio przyrzekła Turnusowi. Za poduszczeniem furyi Alekto wznieciła wojnę, w czasie której sądząc, że Turnus poległ, sama się powiesiła. — '''Amata''' nazywano także każdą dziewicę wybraną na Westalkę (ob.).<section end="Amata" />
<section begin="Amati" />{{tab}}'''Amati,''' familija artystów włoskich, która wyrobiła wielką ilość narzędzi muzycznych smyczkowych, odznaczających się siłą i śpiewnością tonu, dziś w nader wysokiej cenie będących.<section end="Amati" /> <section begin="Amati Andrzej" />Andrzej Amati w połowie XVI wieku założył warsztat w Kremonie (w królewstwie Lombardzkiém), zkąd instrumenta jego wyrobu kremońskiemi zwano. Synowie:<section end="Amati Andrzej" /> <section begin="Amati Antoni" />Antoni (urodzony 1565, um. 1620 r.), i Hieronim doprowadzili fabrykę do największej świetności; najlepsze instrumenta wychodziły z niej około 1600 r.<section end="Amati Antoni" /> <section begin="Amati Mikołaj" />Mikołaj syn Hieronima mniej już dobrze wyrabiał: a pod Józefem w końcu XVII wieku zakład ten zaczął upadać.<section end="Amati Mikołaj" /> — <section begin="Amati (Karol)" />'''Amati''' (Karol), architekt w Medyjolanie, wykonał część fasady katedry medyjolańskiej z rozkazu Napoleona I w r. 1806 i wedle planu Pellegriniego; wydał nadto: Antichita di Milano, 1822 tamże.<section end="Amati (Karol)" />
<section begin="Amator" />{{tab}}'''Amator''' (z francuzkiego ''amateur''), lubownik, miłośnik, lubiący rzecz lub przedmiot jakowy, np. amator muzyki, polowania, smacznego objadu i starego węgrzyna. Ztąd ''amatorka'', w tymże samym znaczeniu: amatorskie zebrania jak np. muzyków, lub ''teatr amatorski'', przedstawiany nie przez artystów dramatycznych, ale przez lubowników sceny.<section end="Amator" />
<section begin="Amatunt" />{{tab}}'''Amatunt,''' obecnie Limisso, miasto na wyspie Cyprze, zamieszkałe pierwotnie przez Fenicyjan, później przez Greków. Otrzymało ono swą nazwę od Amatusa, syna Herkulesa i słynęło w starożytności ze świątyni Wenery, której ślady odkryto w nowszych czasach, i która od tego miasta częstokroć nosi także przydomek: ''Amathusia''.<section end="Amatunt" />
<section begin="Amatus Lusitanus" />{{tab}}'''Amatus Lusitanus,''' lekarz i botanik, rodem z małego miasteczka portugalskiego Castel-Bianco; słynął około r. 1540. Nazywał się Rodrigez de Castello-Bianco. dopóki nie wydało się, że jest pochodzenia żydowskiego; od tego czasu doprzestał na nazwie Amatus Lusitanus. Uczył się medycyny w Salamance; następnie podróżował po Francyi, Hollandyi i Włoszech; zatrzymany w Ferrarze, uczył medycyny, ztąd udał się do Ankony, następnie obawiając się prześladowania, szukał przytułku w Pesaro. Rzeczpospolita raguzańska i król polski pragnęli posiadać Amatusa, lecz on nie przyjąwszy korzystnych warunków, udał się do Tessaloniki w Turcyi, gdzie mógł bez przeszkody zadosyć czynić przepisom religii żydowskiej, do której od dzieciństwa był przywiązany. Zostawił dzieła: ''Exegemata in priores duos Dioscoridis de materia medica libros'', Antwerpija 1536; ''Curetionum medicinalium centuriae sepleni'', Wenecyja 1557, 1566; Lugdun 1560, 1580: Paryż 1613, 1620, ostatnie zaś wydanie wyszło w Frankfurcie 1646; ''In Dioscoridem Anazarbaeum commentaria'', Wenecyja 1553, Lyon 1558. Amatus napisał jeszcze: ''Commentaria in quartum Fen libri primi''<section end="Amatus Lusitanus" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n5ig875b8ei6t1c1j3ra8q6ajpe03qz
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/585
100
1076853
3154926
3129956
2022-08-20T11:05:25Z
Dzakuza21
10310
L. R.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Amazyja" />jest zamieszkałych przez chrześcijan, reszta przez muzułmanów. Z pomiędzy dwustu meczetów w Amazyi, najceluiejszym jest meczet sułtana Bajazeta II. Jest tu Medresse, czyli uniwersytet i wielki bazar, oraz 40 klasztorów i metropolita grecki. Domów jest do 10,000, mieszkańców dawniej było 200,000, dziś zaledwie 30,000; najpiękniejsze niegdyś ulice i gmachy leżą w ruinach, odrażają brudem i nędzą. Głównym przemysłem Amazyi jest jedwabnictwo, tkactwo i handel przewozowy z Persyja.<section end="Amazyja" />
<section begin="Amazyjasz" />{{tab}}'''Amazyjasz,''' syn i następca Joasa, króla Judy, podobny był do ojca, czynił prawość przed Panem, wszakże nie tak ściśle jak Dawid, bo nie zniósł wyżyn, i lud ofiarował jeszcze i palił kadzidło na wyżynach. Potracił morderców króla ojca swego, na mocy prawa Mojżeszowego, nie karząc ich potomstwa. Zwyciężył Idumejczyków i zdobył ich stolicę Petra; ale sam wpadł w błąd, kłaniał się bałwanom pokonanego nieprzyjaciela, palił im kadzenie, pomimo upomnień proroka. Ściągnął tem na się niełaskę Pana Boga i odtąd nic już mu się nie powodziło. Dumny zwycięztwem nad Idumejczykami, wyzwał Joasa, króla izraelskiego, który zrazu nieprzyjmował wojny, ale w ostatku stoczył bitwę pod Bethsames, poraził wojsko Judy, wziął Amazyjasza w niewolę, rozwalił mury Jeruzalem od strony królestwa Izraela, zabrał wszystko złoto, srebro i naczynia ze świątyni i skarbcu królewskiego, a synów króla uprowadził jako zakładników do Samaryi. Amazyjasz wkrótce odzyskał wolność i panował jeszcze lat piętnaście, po śmierci Joasa, króla izraelskiego. W 29 roku jego panowania, uknował się spisek w Jeruzalem przeciw niemu; Amazyjasz uciekł, ale dognany w Lachis i zabity. Syn jego Ozyjasz albo Azaryjasz, nastąpił na tron judzki po ojcu. (IV, ''Król''. 12; 14; II, ''Paral''. 24; 25).{{EO autorinfo|widoczny=wartykule|''L. R.''}}<section end="Amazyjasz" /> — <section begin="Amazyjasz kapłan" />'''Amazyjasz,''' kapłan bałwanów w Bethel, zaskarżył Amosa proroka przed Jeroboamem II, królem Izraela, chcąc aby więcej nie prorokował w Bethel; co mu się wszakże nie powiodło. (''Amos'', 7, 10).{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Amazyjasz kapłan" />
<section begin="Amazyjasz wódz" />{{tab}}'''Amazyjasz,''' wódz sułtana Mahommeda II w wojnie przeciw Skanderbegowi, którego był krewnym; w 1454 r. przeciwnik jego poraził go i zabrał w niewolę.<section end="Amazyjasz wódz" />
<section begin="Amazys I" />{{tab}}'''Amazys I''' (po egipsku: ''Aah-Mez'', syn księżyca), król Egiptu, panował około r. 1840 przed nar. Chryst., prowadził bezustanne wojny z obcemi ludami pasterskiemi, osiadłemi w dolnym Egipcie, nareszcie je pokonał, poczem niedługo umarł. W historyi egipskiej Amazys uchodzi za zbawcę Egiptu, którego usiłowania najskuteczniej przyczyniły się do odrodzenia monarchii, praw i religii krajowej; w historyi hebrajskiej jest on owym tyrańskim Faraonem, który za czasów Mojżesza ciągłém prześladowaniem Izraelitów zmusił ich do opuszczenia tego kraju. Amazys I, na którym wygasła siedmnasta dynastyja Faraonów, wybudował także wielką piramidę.<section end="Amazys I" /> — <section begin="Amazys II" />'''Amazys II,''' król Egiptu, panował od r. 569 do 526 przed nar. Chryst.; pochodził z rodu nizkiego, lecz był jednym z najdzielniejszych władców starożytnych. Pod królem Aprijesem piastując godność dowódzcy armii, wysłany został na uśmierzenie rozruchu, wybuchłego pomiędzy obcemi przychodniami, od czasów Psammetyka coraz liczniej przybywającemi do kraju; sam jednak zdradą stanął na czele powstańców, i przy ich pomocy, wsparty oraz wpływami kasty kapłańskiej, po długiej walce pokonał cudzoziemskich na żołdzie królewskim najemników, za co po zamordowaniu Aprijesa przez własne żołdactwo wyniesionym został na tron. Zaledwie doszedłszy do władzy, zawarł przymierze z Grekami w Cyrenie, sam ożenił się z Greczynką, i greckim żołnierzem powiększył swoje wojsko; jednocześnie zaś umiał zyskać sobie przychylność ludu, zakładał liczne świątynie i surowemi prawami wspierał rolnictwo i przemysł: pod karą śmierci np. każdy zmuszony był wykazać, jakiego rodzaju pracą zarabia na swoje utrzymanie. Zdobyciem na Fenicyjanach wyspy Cypru,<section end="Amazys II" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
df9horrckk8xts1phn6wnt0kiz319ww
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/593
100
1077183
3154927
3131515
2022-08-20T11:11:13Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ambracyjska odnoga" />bardzo handlowna, bo ożywiona miastami Argos, Anaktoryjum i Ambracyją. Do odnogi tej wpadały rzeki Inachos i Arachtos.<section end="Ambracyjska odnoga" />
<section begin="Ambraina" />{{tab}}'''Ambraina''' lub '''Ambreina''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambra|Ambra]]'').<section end="Ambraina" />
<section begin="Ambran" />{{tab}}'''Ambran''' bułka duża z szafranem, zewnątrz miodem polewana, którą Ormianie na stypach pogrzebowych, krewnym, przyjaciołom i ubogim rozsyłali.{{EO autorinfo|''X. S. B.''}}<section end="Ambran" />
<section begin="Ambras" />{{tab}}'''Ambras,''' zamek w Tyrolu nad rzeką Inn blizko Inspruku, zbudowany w XVI wieku przez arcyksięcia austryjackiego Ferdynanda, sławny ze swoich bogatych zbiorów. Biblijotekę Ambracką darowała Maryja Teresa uniwersytetowi w Inspruku, a zbiór starożytności dziejowych i portretów, jeden ze znakomitszych w Europie, przeniesiono 1806 do Wiednia, gdzie pod nazwą zbioru ambrazyjskiego umieszczony został w Belwederze. Między innemi znajdują się tam zbroje Skan-derbega, Stefana Batorego i portret tegoż, zbroje trzech książąt Radziwiłłów: Mikołaja rudego, brata królowej Barbary, Mikołaja czarnego i Mikołaja sierotki, Jabłonowskiego, Sobieskiego, Kara Mustafy, Zyzki, oraz ciekawa genealogija Habsburgów.<section end="Ambras" />
<section begin="Ambretta" />{{tab}}'''Ambretta,''' są to ziarna rośliny ''Hibiscus odoratus'', których zapach jest podobny do piżma i wanilii. Pochodzi głównie z Martyniki, pod nazwą ziarn piżmowych. Dawniej głównie jej używano do nadawania zapachu pudrowi, obecnie w fabrykacyi pachnideł.<section end="Ambretta" />
<section begin="Ambronowie" />{{tab}}'''Ambronowie,''' naród celtycki lub helwecki, który wraz z Cymbrami i Teutonanii walczył przeciwko Rzymianom i pobity został przez Maryjusza. Pierwotna siedziba narodu tego jest dotąd niewiadomą; według jednych miała nią być okolica Saony, Aary i Reussy, według innych dzielnica Berneńska, albo strony, w których biorą początek Ren i Saona. ''Ambronicus pagus'' (sioło ambrońskie) ma podobno być to samo co dzisiejszy kanton szwajcarski Soloturn.<section end="Ambronowie" />
<section begin="Ambrosch" />{{tab}}'''Ambrosch''' (Józef Julijusz), archeolog niemiecki, ur. 1821 r. w Berlinie, uczeń sławnych przy tamecznym uniwersytecie professorów Boeckh’a i Buttmana, za ich wstawieniem się otrzymał fundusz na odbycie czteroletniej podróży do Włoch, po czém powołany został na professora archeologii i filologii w Wrocławiu. Pisma jego świadczą o rezultatach jego podróży i badań naukowych; wymienimy tu z nich celniejsze: ''De Charonie etrusco commentatio antiquaria'' (Wrocław, 1837); ''Studien und Andeutungen in Gebiete des altromischen Bodens und Cullur'' (Wrocław 1839); ''Ueber die Religionsbilcher de Romer''. Oprócz tego Ambrosch czynnym był współpracownikiem włoskiej publikacji p. t.: ''Annali dell Instituto di correspondenze archeologiche''. Umarł 1856 r.<section end="Ambrosch" />
<section begin="Ambrosini (Bartłomiej)" />{{tab}}'''Ambrosini''' (Bartłomiej), z Bolonii, otrzymał stopień doktora medycyny w mieście ojczystćm, gdzie następnie zajął katedrę botaniki i zarząd ogrodu botanicznego, z czego nader chlubnie się wywiązał. Jako lekarz biegły w swej sztuce, był bardzo poszukiwanym przez chorych, których z szczególną starannością pielęgnował, czego okazał dowody mianowicie w czasie szerzenia się zarazy w jego ojczyźnie 1630 r, Z tej okoliczności napisał: ''Modo e facile praeserva e cura di peste a beneficio del popolo di Bologna'', 1631. Prócz tego pozostawił dzieła: ''De capsicorum varietate, cum suis iconibus; accessit panacea ex herbis quae a sanctis denominantur'', Bolonija 1830. ''Theorica medicinae in tabulas neluti digesta, cum aliquot consultationibus'', tamże 1632. ''De pulsibus'', tamże 1645. ''De externis malis opusculum'', tamże 1656. Rok 1657 podają jako datę śmierci lego lekarza.<section end="Ambrosini (Bartłomiej)" /> — <section begin="Ambrosini (Hijacynt)" />'''Ambrosini''' (Hijacynt) brat poprzedzającego, urodził się 1605 r. Wydał początek słownika botanicznego pod napisem: ''Phytologia'', tom I, 1666 r., tudzież ogłosił inne pisma botaniczne. Umarł 1771 r. Od nazwiska tego uczonego, rodzaj roślin, należących do rodziny<section end="Ambrosini (Hijacynt)" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r9s1pbugkrr8jh69m4156o8md84ivqn
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/594
100
1077184
3154929
3131523
2022-08-20T11:14:18Z
Dzakuza21
10310
dr.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ambrosini (Hijacynt)" />''Aroideae'', Sprengel nazwał ''Ambrosinia''.<section end="Ambrosini (Hijacynt)" /> — <section begin="Ambrosini (Floryjan)" />Jeszcze znany jest '''Ambrosini''' Floryjan, znakomity budowniczy boloński siedmnastego wieku, którego głównym tworem jest kaplica ś. Dominika w Bolonii.<section end="Ambrosini (Floryjan)" /> <section begin="Ambrosini (Andrzej)" />Także pisał o budownictwie '''Ambrosini''' (Ambrogio Andrzej), znakomity budowniczy boloński z początku ośmnastego wieku.<section end="Ambrosini (Andrzej)" />
<section begin="Ambroski" />{{tab}}'''Ambroski''' (ob. ''[[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambrożewski|Ambrozewski]]'').<section end="Ambroski" />
<section begin="Ambroski (Maciej)" />{{tab}}'''Ambroski''' (Maciej), po łacinie pisał się ''Ambroscius'', urodzony w Ostrogu w r. 1600 z rodziców kotolickich, pierwsze początki nauk brał w Gimnazyjum w Bytomiu, gdzie w r. 1622 czytał rozprawę: O pokorze Chrystusa Pana, a potem w Toruniu. Zostawszy na synodzie w Lesznie dnia 2 Maja 1632 r. ministrem braci czeskich, sprawował obowiązki duchowne przy zborach w Żychlinie i w Parcicach. Umarł na suchoty w 46 roku życia, dnia 14 Sierpnia 1646 roku. Był to mąż uczony, a w językach: hebrajskim, greckim i łacińskim tyle biegły, iż mógł wiersze w nich pisać. Prócz teologicznych dzieł, które wydał jako gorliwy reformowanego kościoła członek, w literackich pracach niepoślednią cześć zyskał z biegłości w uczonych językach i z piękności rymotwórstwa; w hebrajskim języku jak był uczonym, dowodzi jego dzieło pod tytułem: ''Psalmi XV Analysis exegetica didactica, adjuncta parafrasis poetica tum graeca tum latina Poethaniae'', 1625 in 4-to. Niemniej pięknie napisanem jest jego ''Trenodia Cupressus exequialis''. Na śmierć Symeona Graciana syna Marcina superintendenta zborów wielkopolskich, Toruń, 1625. Wiersze jego greckie umieszczone są w różnych panegirykach, jako to: ''Ternio votorum Belhaniae'', 1621 in 4-to i w innych pracach Ascheborna.{{EO autorinfo|''F. M. S.''}}<section end="Ambroski (Maciej)" />
<section begin="Ambrosovszky" />{{tab}}'''Ambrosovszky''' (Michał), historyk węgierski, urodzony w Galantha, w Węgrzech, 1702 r., umarł w Erlau 1792 r., gdzie był ostatecznie arcyproboszczem i prefektem seminaryjum dyjecezalnego. Dzieła jego są następujące, wszystkie drukowane w Erlau: ''Historiae Ducum et Regum Hungariae synopsis'', 1757.— ''Mausoleum Hungariae Regum et Ducum'', 1758. — ''Compendiosa chronologia Hungariae'', 1758.— ''Nova series Episcoporum Agriensium'', 1759.— ''Ilias in nuce, sive chronologia sacra'', 1759.<section end="Ambrosovszky" />
<section begin="Ambrosy" />{{tab}}'''Ambrosy''' (Jan Chrzciciel), kaznodzieja lutersko-czeskiej gminy u ś. Gertrudy w Berlinie, słynny mówca, urodził się w Selnitz, w Liptawskim komitacie, w Węgrzech r. 1741, uczeń i przyjaciel G. Franck'ego, czuwał nad wydaniem Biblii czeskiej, drukowanej w Halli.<section end="Ambrosy" /> — <section begin="Ambrosy (Samuel)" />'''Ambrosy''' albo '''Ambrosius''' (Samuel), urodził się w Selnitz r. 1748. Był słowiańsko-ewangelickim kaznodzieją w Radwann, a później niemieckim w Schemnitz, gdzie utrzymywał zakład wychowania. Umarł r. 1806. Oprócz poezyj łacińskich i innych pism pomniejszych, wydał: ''Annales novi Ecclesiastico-scholastici Evangelicorum Augustanae et Helveticae confessionis in Austriaca monarchia'' (Chemnitz 1793—1803, tomów 9 w 8-ce): — ''Die Gotteshäuser der Christen'' (tamże, 1796).<section end="Ambrosy (Samuel)" />
<section begin="Ambrozyja" />{{tab}}'''Ambrozyja''' (z greckiego: a, nie i brosios, śmiertelny), był to pokarm bogów, niosący z sobą nieśmiertelność i wieczną młodość, podawany Jowiszowi przez gołębie, a którego niekiedy i ludziom, szczególniejszą łaskę bogów posiadającym, udzielano. Była nią i maść wonna, użyczająca bogom piękności i ciało od zgnilizny chroniąca, którą Jowisz loki swoje nacierał (ob. ''Nektar'').<section end="Ambrozyja" />
<section begin="Ambrozyja roślina" />{{tab}}'''Ambrozyja,''' Bożybyt, Kluk, Ambrosia. Ten rodzaj roślin lubo przedstawia wiele nieforemności w budowie kwiatów i owoców, najbardziej wszakże zbliża się do rodziny ''Zrosłopylnikowych'' (Synatherae) i od nich oddzielony być nie może, cechy tego rodzaju są: kwiaty oddzielno-płciowe; pręcikowe, są ułożone w kłosy wierzchołkowe, mają pokrywę jednolistną, a w niej wiele drobnych<section end="Ambrozyja roślina" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1xeuuwaf5rfo4zwppcl41f99lnwjvct
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/457
100
1077251
3154274
3131157
2022-08-19T12:01:12Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|157}}</noinclude>uniknienia skandalu dał mu się tułać, zmarnieć i ginąć?<br>
{{tab}}— Ale dla mnie mieć ją ciągle na oczach Feliksie, to będzie męczarnia nieustanna.<br>
{{tab}}— Nigdyś tego biednego nie lubiła dziecięcia, rzekł mąż smutnie, więcéj niechęci nad tę jakiéj doznała, trudno byś mu okazać mogła... a co do mnie starać się będę, by jak najkróciéj na nią narażoną była.<br>
{{tab}}— Feliksie, odezwała się żona patetycznie, jako matka, jako towarzyszka twojego życia, proszę cię.<br>
{{tab}}— Nieopuszczę sieroty, odparł Narębski stanowczo — dosyć matki która się jéj zaparła, niech ojciec za dwoje dług płaci, bo może podwójnie jest winnym. Spodziewam się że mnie i domu nienarazisz na przykrości. Niech mówią co chcą, ja kłamać nieumiem i grzechu nawet zaprzeć się nie potrafię. Jedną mam przed sobą drogę uczciwą, to wyznać błąd i odpokutować zań.<br>
{{tab}}Czyń pani jak uznasz, ja zrobię co powinienem.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h98oc4dm8u7c4fxu8eoh784a1a71cq3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/458
100
1077252
3154277
3131158
2022-08-19T12:02:05Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|158}}</noinclude>{{tab}}Cale to wystąpienie pana Feliksa niesłychanie poruszyło i zdziwiło żonę, która znając go oddawna powolnym i uległym, takiéj energji charakteru i wybuchu woli niezłomnéj spodziewać się wcale nie mogła.<br>
{{tab}}Małżeństwo weszło w nową epokę, któréj gróźb pani Samuela się przelękła, postrzegła jednak łatwo że w téj chwili iść przebojem nie było można, że na pozór uledz należało, aby powoli znowu uśpiwszy i zdrętwiwszy rozbudzonego zgryzotą i przywiązaniem do dziecięcia, ująć w dawne pęta.<br>
{{tab}}Rachowała na posiłki czasu, na swą zręczność, na to wreszcie że się pozbędzie Mani, zmieniając tryb postępowania z nią w sposób miły mężowi, wyprowadzając ją w świat i szukając jéj jak najprędzéj stosownéj lub niestosownéj partji, byle ją z domu wyprawić.<br>
{{tab}}Wszystko to jak błyskawicą przebiegło przed jéj oczyma i Samuelka uspokojona, uległa zgadzająca się na wszystko, umilkła...<br>
{{tab}}Feliks wyszedł przejęty jéj dobrocią, prawie z wdzięcznością dla niéj w sercu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bb73oxnnsx1qk2s6y18uoot0s1k8q57
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/459
100
1077253
3154279
3146014
2022-08-19T12:04:04Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|159}}</noinclude>{{tab}}Parę dni w złowrogiéj upłynęło ciszy, w domu nic się nie zmieniło, tylko nazajutrz głośno oświadczyła gospodyni domu, że Mania bardzo źle robi iż nie chce wychodzić do salonu, że za mało bywa w towarzystwie, że w mieście należałoby się ubierać staranniéj.<br>
{{tab}}Pan Feliks spuściwszy oczy w talerz, gdyż to było przy obiedzie, nie odpowiedział na to ani słowa, Mania się zmięszała tą niezwykłą dobrocią, która {{korekta|wycisnęła|wycisnęła łzy}} z jéj oczów, a Elwira spojrzała na matkę z podziwieniem przerażającem.<br>
{{tab}}Po obiedzie dopiero mąż niemógł się wstrzymać, żeby żony nie zapytać, co by to miało znaczyć.<br>
{{tab}}— Mój drogi, odpowiedziała pani Feliksowa z jakąś melancholją spokojną, dopóki niewiedziałam tajemnicy, Mania była dla mnie ubogą sierotą, dzisiaj jest twojem dziecięciem... wierz mi, jakkolwiek bolesną dla mnie jéj przytomność i widok, rozumiem twoje obowiązki i chcę je spełnić wraz z tobą...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dgnm1wfera00fyikgzedzu179ef0z50
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/460
100
1077254
3154280
3131161
2022-08-19T12:04:33Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|160}}</noinclude>{{tab}}Pan Feliks oczarowany, uniesiony, ucałował jéj rękę, nastąpiło nie pojednanie, ale rozczulenie, jakiego nigdy dla żony nie doznał, a Samuela zadrżała w duszy widząc siłę przywiązania jego do tego dziecięcia.<br>
{{tab}}Tegoż dnia pojechali do sklepów, do magazynów i modniarek, aby Manię trochę przystroić.<br>
{{tab}}Dla Elwiry przed którą ściśle zachowana była tajemnica, było to coś niepojętego, gniew i zazdrość mięszały się w jéj sercu ze zdumieniem; czuła że to niemogło być bez przyczyny, a téj, mimo całéj swéj kobiecéj przebiegłości, dobadać się nie mogła. Matka napróżno usiłowała ją uspokoić, ale sposób w jaki to czyniła, zwiększał tylko niecierpliwość i urazę do ojca, który widocznie miał być przyczyną nagłej zmiany. Elwirka nadto znała, a raczéj przeczuwała świat boży i ludzki, żeby się lada czem dała ułudzie, dobadywała się jakiejś tajemnicy pod spodem, ale domysły te ścignąć jéj nie mogły. Nawet rzucona przez matkę myśl zręczna, że Mani chcą pozbyć się z domu aby Elwira szerzéj<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5ych2z6yzvc7v5fcf9iml4acwib9y2r
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/461
100
1077255
3154282
3131162
2022-08-19T12:11:22Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|161}}</noinclude>w nim panowała bez współzawodnictwa, nie przyjęła się tak dobrze jak chciano.<br>
{{tab}}— Ale moje serce, odpowiadała Samuela na ciągłe nalegania córki, widzisz sama jak twój ojciec przywiązał się do téj sieroty... robię to dla niego... przytém, powiem ci to na ucho... Mania w domu zawsze robi młodym ludziom bywającym u nas, nie potrzebną dystrakcją... radabym żeby ją sobie kto co prędzéj wziął, a to być nie może, dopóki jéj trochę w świat nie wyprowadzimy.<br>
{{tab}}Jakkolwiek pani Feliksowa mówiła gorąco, córki to nie przekonywało, nienawiść jéj dla rywalki w sercu ojca obudziła się większa jeszcze, a ciekawość i niepokój doszły prawie do rozgorączkowania... Rzuciła się na Manię, ale z dziecka, które samo o sobie nic prawie nie wiedziało, i równie postępowania tego pojąć nie mogło, nie można się było dobadać wielkiéj tajemnicy.<br>
{{tab}}Oko jednak Elwiry doszło powoli, że ojciec i matka w stosunkach swych powszednich inaczéj byli od niejakiego czasu, zgadła, że ta zmiana z odmianą usposobień matki dla {{pp|Ma|ni}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r77ug24cr7t95yv9wmxerhui0vehd6o
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/462
100
1077256
3154283
3131163
2022-08-19T12:11:59Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|162}}</noinclude><section begin="s462g"/>{{pk|Ma|ni}} mogła być w związku — ale daléj już próżno sobie łamiąc głowę, nic dojść nie umiała.<br>
{{tab}}I gdy tak z jednéj strony zyskała sierota na sukienkach i stroju, na powoływaniu do towarzystwa którego nie lubiła, na pozornéj serdeczności pani Samueli, prześladowanie pokątne zazdrosnéj Elwiry, przebijająca się przez formę czułości niechęć pani domu, dotkliwie jéj czuć się dały.<br>
{{tab}}Mniéj się nią wprawdzie posługiwano może, ale po za tą względnością dla niéj wymuszoną, czuć było nietylko chłód, raczéj chwilowo tylko przytłumioną nienawiść, która się obawiała wybuchnąć, zbierając groźnie na przyszłość.<br>
{{tns||<br>}}<br>{{---}}<br><section end="s462g"/><section begin="s462d"/>{{tns||<br>}}
{{tab}}Przenieśmy się teraz w trochę inny świat razem z Teosiem Muszyńskim, który powróciwszy do Warszawy o małym bardzo grosza zapasie, daléj po staremu biedne swe życie musiał prowadzić.<br>
{{tab}}Nie brak mu było odwagi, w którą uzbroiło go życie przeszłe, opieka losu dziwna, {{pp|do|znana}}<section end="s462d"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
532y4m24600346isyiul9kpkne6cin0
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/463
100
1077257
3154287
3131164
2022-08-19T12:17:52Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|163}}</noinclude>{{pk|do|znana}} w najcięższych życia kolejach, ale sił często nie dostawało, tak był osamotniony, bo z siebie tylko czerpać je musiał.<br>
{{tab}}Powróciwszy do stolicy, wedle dawnego obyczaju, poszukał sobie ubogiego, ale odrębnego mieszkania, gdyż najlepszym pracy towarzyszem jest samotność. Przyjaciel wnosi pociechę, ale zabiera swobodę, z któréj coś zawsze dla niego uronić potrzeba. Człowiek często oddaje mu chwilę, w któréj się czuje na coś zdatnym, a znużony potém z pozostałéj mu godziny nic już wyprząść nie może.<br>
{{tab}}Przy ulicy Święto-Krzyzkiéj, mieszkał dawniéj na drugiém piętrze w małéj kamieniczce, z któréj gospodarzem był w przyjaźni. Jeden to był z tych starych domów, które w nowéj a wytwornéj Warszawie, trzymają się niewiedzieć jakiém prawem, obok świeżych i młodych kamienic.<br>
{{tab}}Ściśnięty z obu stron wysokich, świeżych domostw murami, wydawał się dosyć dziwnie ze swą zgrzybiałą fizjognomją, porysowanemi murami, jedném piętrem o małych okienkach i nieśmiało wzniesioną facjatką<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e4jvf8g3w2s21z9uobnzna5ncmv4ap0
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/464
100
1077258
3154288
3131165
2022-08-19T12:18:26Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|164}}</noinclude>trójkątną, w któréj parę jakby strychowych okien, świeciły właśnie {{Korekta|mieszkaniu|w mieszkaniu}} Teosia.<br>
{{tab}}Kątek ten rzadko bywał zajęty przez jakiego biedaka, i dla tego, mimo wywieszonéj deszczułki oznajmującéj o apartamencie kawalerskim, Teoś po powrocie ze wsi, znalazł swą starą siedzibę niezamieszkaną i wolną. Gospodarz powitał go radośnie, bo go trochę kochał i wolał żeby mu te pokoiki coś robiły, a amatora na nie znaleźć nie było łatwo, bieda tylko zapędzić mogła. Pierwsze piętro zajmował krawiec i studenci, dół jakaś rodzina nie majętna przybyła ze wsi z dziećmi i stolarz, którego towarzystwo nie bardzo było miłem, gdyż żona go biła za poniedziałkowe z niemieckiego naśladowane hulanki. Mimo tego elementu niepokoju, wprawdzie jedynego w domu, kamieniczka jak sama ulica, dosyć była cicha. Gospodarz mieszkał w oficynie w głębi dziedzińca przytykającéj do ogrodu, a kilku maluczkich lokatorów na tyłach, bardzo się przyzwoicie znajdowali. O jedenastéj brama już była hermetycznie zamknięta i stróż kładł się spać ze<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
efv300dk0a46cn99bq8yo6fbn2g86o0
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/465
100
1077259
3154289
3131166
2022-08-19T12:18:57Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|165}}</noinclude>spokojnością człowieka, który wié, że mu nic snu przerwać nie może.<br>
{{tab}}Pies nawet stary, przechadzający się w wolnych od zatrudnień chwilach po dziedzińczyku, oduczył się szczekania, tak mało miał do niego powodów. Siadał czasem w progu bramy, poglądał na świat ziewając, a gdy mu się nie bardzo ożywione widowisko znudziło, szedł spać, nieczując zgryzot sumienia z niedopełnionego obowiązku.<br>
{{tab}}Gospodarz był to sobie średniego wieku człowiek, który się urodził w parafii święto-krzyzkiéj, chrzczony był u Św. Krzyża, u Św. Krzyża się ożenił, chodził tam na mszą regularnie w niedzielę i święto i wedle wszelkiego podobieństwa spodziewał się z dolnego kościoła na tamten lepszy świat powędrować. Baz był w Częstochowie, co rok na Bielanach i w Czerniakowie, przypadkiem dostał się był do Mińska, rozumie się nie litewskiego, zresztą nie miał ani potrzeby, ani ochoty dalszych robić wycieczek. Żył on życiem czysto miejscowém, które mu doskonale wystarczało i dostateczném było jego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
56oylowyl3owynmi9shgm56lymqux20
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/466
100
1077260
3154294
3131169
2022-08-19T12:22:51Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|166}}</noinclude>żądań umiarkowanych zaspokojeniem. Fantazyj nie miał żadnych, Warszawa i Kurjerek regulowały jego pragnienia i zajęcia.<br>
{{tab}}Z Kurjerka dowiadywał się, a raczéj przypominał sobie co mu czynić wypadało, szedł na wskazane koncerta, igrzyska i widowiska; pilnował nabożeństw, regularnie zwiedzał miejsca gdzie się tłum i ciżba zwykły zbierać, a czasem od fantazyi rzucał domowe flaki, dla ogłoszonych extraordynaryjnych przy ulicy Trębackiéj lub Koziéj. On i żona, średnich lat także kobieta, więcéj od niego zajmująca się lokatorami, gospodarstwem i rachunkami, zbywszy z domu syna, który urzędował, ożenił się i osobną po żonie otrzymał possesją, żyli sobie wygodnie, cicho, i jak na porządnych obywateli miasta Warszawy przystało.<br>
{{tab}}Szczególniéj pan Zacharjasz Byczek, mógł się zwać szczęśliwym, bo jejmość miała swoje zgryzoty, pochodzące z usposobienia żółciowego i nadużyć lokatorskich, on zaś nie miał ani namiętności gorących, zachceń nadzwyczajnych, ani smutków trawiących duszę.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jc4yjcp89g528w6rvt2vwihz61k9ix3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/467
100
1077261
3154295
3131170
2022-08-19T12:23:29Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|167}}</noinclude>Chodził po lat sześć w jednym szlafroku i czapeczce, frak mu na cztery wystarczał; ludzie go kochali, nieprzyjaciół niemiał, z kommissarzem był w stosunkach przyjaźni, u Św. Krzyża nawet pewne miał znacznie, i tak mu życie płynęło, jak sobie Kurjerek wychodzi, — dzień do dnia podobny jak dwie krople wody.<br>
{{tab}}Z daleka zaraz poznać w nim było można człowieka szczęśliwego, który jak roślina w dobrym gruncie zrósł, wkorzenił się i ani śnił o burzy.<br>
{{tab}}Ani zbyt słuszny, ani mały p. Zacharjasz Byczek nie skarżył się na otyłość, i nie mógł chudym nazwać; twarz jego wśród spokoju wykształconemi rysy jaśniała; brak jéj było może trochę {{korekta|charkteru|charakteru}}, ale nabyła wyrazu, siły, którą rzadko na jéj podobnych się trafia. Krągławy, pulchny, biały, choć nie zawsze umyty, bo mu żona często obowiązek używania wody przypominać musiała, z blond włosem dość wypełzłym, z oczyma blado niebieskiemi, które także koloru trochę straciły, noszący się skromnie i zawsze prawie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d53ep49ck5keba5pcbgwfmx7ztw3ugc
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/468
100
1077263
3154298
3131172
2022-08-19T12:30:30Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|168}}</noinclude>w przechodzoném, wygodnem ubraniu, pan Zacharjasz pędził godziny żywota w idealnéj ciszy i ubłogosławieniu.<br>
{{tab}}Przerywały je wybuchy żoninego gniewu, często bardzo małą rzeczą podbudzonego, ale naówczas doświadczony i wytrawny mąż, stawał w milczeniu z fajką na progu, słuchał zdając się dzielić oburzenie, a nie podsycał go jednak, i przytomnością swoją sankcjonował go tylko.<br>
{{tab}}Nic go nigdy nie zmuszało do żadnego zajęcia, prawdę rzekłszy pędził życie w idealném próżnowaniu, miał się jednak w duszy za bardzo czynnego człowieka, i niekiedy nawet, ale cicho, na nawał pracy utyskiwał. Życie miasta było jego życiem, na każde wezwanie tego pulsu stołecznego, odpowiedzieć uderzeniem zawsze sympatyczném, pilnować się by nic nie minąć, by być gdzie są wszyscy, widzieć co się zobaczyć było powinno, zjeść co stanowiło nowalją, niemałym w rzeczy było trudem. Ale też daléj nad to, do niczego już p. Byczek nie był obowiązany.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qhreu37mypv6qaxk27vzmfivw8y74qq
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/469
100
1077264
3154466
3131173
2022-08-19T14:14:29Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|169}}</noinclude>{{tab}}Z rana wstawszy tedy wychodził obejrzeć się po dziedzińcu i rzucić okiem w ulicę, ale powracał prędko i stękając zasiadał w starym fotelu w oczekiwaniu na kawę, którą od lat trzydziestu pijali razem z żoną. Przy kawie traktowały się zwykle ważniejsze sprawy domu, poddawały pod rozstrzygnienie losy bohaterów, mówiło o obyczajach stróża, o ogródku i poczynionych w nim przez studentów spustoszeniach, o słudze i t. p.<br>
{{tab}}P. Zacharjasz pilną zdawał się na to zwracać uwagę i zdaleka patrząc, można było sądzić, że to go mocno obchodzi, bo niekiedy silnie kiwał głową, ale w rzeczy, spuszczając się na żonę, dumał wcale o czém inném. Przy kawie i po niéj paliła się fajka jedna, do dna i ostatka, podpalana kilkakroć, bo gasła często, a w końcu ustawiona w kącie, osobno cybuch, osobno ona, tak by sobie odpoczęły wygodnie i wyschły bez niebezpieczeństwa potrącenia. Że się to działo od lat bardzo wielu, miejsce zamieszkania fajki i cybucha, dwoma plamkami oliwkowemi, odznaczało się na podłodze. Człowiek regularny, pan<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ayakgbw4pjrswmjp6dlhoor9m32e4w7
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/470
100
1077265
3154467
3131174
2022-08-19T14:15:11Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|170}}</noinclude>Zacharjasz pilnował, aby ustawić swój sprzęt zawsze na tych plamkach i nie dać się im rozszerzyć.<br>
{{tab}}Po kawie, szło się albo na nabożeństwo, albo do ogródka, lub trochę na przechadzkę, ''sub Jove'' przepędzając jaką godzinę; pani zajmowała się kuchnią, obiadem i bieżącemi sprawami domu. Wracał mąż około południa i przynosił do domu owoc pracy, brukowe nowinki, połapane okiem i uchem.<br>
{{tab}}Nie miał p. Zacharjasz zgubnego zwyczaju częstowania, i pieniędzy nawet, strzegąc się pokuszenia, nie nosił przy sobie ale nie powiem by był bez skazy i nie zaszedł gdzie na przekąskę i kropelkę. W kilku przyzwoitszych sklepach miał zachowanie, kredyt tém większy że go nie używał i ścisłe z kupcami znajomości. Więc, choć kassa była w rękach i pod kluczem magnifiki, niekiedy przychodziło się w humorze różowym do domu, a wówczas, co go zdradzało, miał zwyczaj pan Zacharjasz nucić...<br>
{{f|<poem>Świat srogi, świat przewrotny...</poem>|w=90%}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
llcsf8j41b57lx6ggxga4xl9d62k9h7
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/471
100
1077266
3154468
3131175
2022-08-19T14:16:02Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|171}}</noinclude>poczem żona zdaleka poznawała, że jadł gdzieś śniadanie.<br>
{{tab}}Wyrozumiała na ludzkie ułomności, nie wyrzucała ona tego mężowi, dając mu jednak do zrozumienia, że oka jéj nic nie uszło, że dla niéj nie było tajemnic, choć wina popełnioną została daleko od ojczystéj zagrody.<br>
{{tab}}Przy obiedzie tylko zmniejszony apetyt lub zupełne wstrzymanie się od pokarmów, bywało powodem delikatnych wymówek, że się woli jeść za domem podejrzane przysmaczki, niż zdrową strawę pracowitemi rękami towarzyszki życia przygotowaną.<br>
{{tab}}Przy tém zwykle rozwijała się często powtarzana teorja, tycząca się jadła po traktjerniach, ku obrzydzeniu ich wystosowana; opowiadało się o zdechłych kotach, o końskiém mięsie, o starym łoju i innych ingredjencjach i przyprawach na trucie rodzaju ludzkiego używanych, czego pan Zacharjasz słuchał wzdychając, nic nie odpowiadał, nawet niekiedy potakiwać się zdawał — ale niestety! — słabość ludzka — często nazajutrz wpadał w zastawioną przez traktjerników pułapkę<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7i5gugmvsgcypd98a4u3g7f7qnvdw2v
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/472
100
1077267
3154469
3131176
2022-08-19T14:16:39Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /></noinclude>i zjadał znowu kota na śniadanie lub bifsztyk ze starego konia.<br>
{{tab}}Obiad urozmaicony rozmową, trwał czasem do godziny drugiéj, o któréj zwykle przynoszono już mokrego Kurjerka, oczekiwanego z niecierpliwością, po którego do kantoru posyłał niepokojąc się pan Byczek razy kilka. Jeżeli dla przyczyn od Redakcyi niezależnych, opóźnił się nieco, chmura wisiała nad czołem nieszczęśliwie znałogowanego człowieka.<br>
{{tab}}Wiedziała o tém żona, że gdy zasiadł w fotelu z fajką, czarną kawą i Kurjerkiem, ku czytaniu tego Monitora Warszawy, niebezpieczno mu było przerywać; więc jakkolwiek łagodnym go znała, w téj uroczystéj dnia godzinie, nigdy do niego nawet z najpilniejszym nie przychodziła interessem; doświadczywszy, że przerwanie czytania objawiało się gniewem aż do tupania nogami niekiedy posuniętym. Raz gdy czytał nekrolog czuły, a przyszła doń z historją niewłaściwie rozwieszonéj bielizny, trafiło się że zaczer-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n63txkwpzikkoy5d8jpslnbh0q9gu7j
3154470
3154469
2022-08-19T14:17:05Z
Anwar2
10102
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|172}}</noinclude>i zjadał znowu kota na śniadanie lub bifsztyk ze starego konia.<br>
{{tab}}Obiad urozmaicony rozmową, trwał czasem do godziny drugiéj, o któréj zwykle przynoszono już mokrego Kurjerka, oczekiwanego z niecierpliwością, po którego do kantoru posyłał niepokojąc się pan Byczek razy kilka. Jeżeli dla przyczyn od Redakcyi niezależnych, opóźnił się nieco, chmura wisiała nad czołem nieszczęśliwie znałogowanego człowieka.<br>
{{tab}}Wiedziała o tém żona, że gdy zasiadł w fotelu z fajką, czarną kawą i Kurjerkiem, ku czytaniu tego Monitora Warszawy, niebezpieczno mu było przerywać; więc jakkolwiek łagodnym go znała, w téj uroczystéj dnia godzinie, nigdy do niego nawet z najpilniejszym nie przychodziła interessem; doświadczywszy, że przerwanie czytania objawiało się gniewem aż do tupania nogami niekiedy posuniętym. Raz gdy czytał nekrolog czuły, a przyszła doń z historją niewłaściwie rozwieszonéj bielizny, trafiło się że zaczer-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tgg4k9c2vk2b7tao0dxwtntqoqrqaq2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/473
100
1077268
3154471
3131177
2022-08-19T14:18:55Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|173}}</noinclude>wieniony wypadł aż do drugiego pokoju wołając:<br>
{{tab}}— Kobieto! kobieto!<br>
tonem tak tragicznym, że mu tego całe życie zapomnieć nie mogła.<br>
{{tab}}Czytanie Kurjerka odbywało się spokojnie, z zastanowieniem i sumiennością taką, że ogłoszenia nawet i styl anonsów surową rozbierał krytyką. Nic tu nie uszło jego uwagi, wszelka niewłaściwość wytknięta była z erudycją i smakiem wykształconym, a żonie siedzącéj zwykle z pończochą nie opodal, udzielał spostrzeżeń ważniejszych, lub wiadomości które ją obchodzić mogły.<br>
{{tab}}— Ot! ot! ogłaszają już o śledziach pocztowych! lub:<br>
{{tab}}— Patrz Asińdźka, przywieziono już winogrona!<br>
{{tab}}Niekiedy z powodu jakiéj historyi w Kurjerku ciągnęła się rozmowa długo, gdy Redakcja zaczepiła jednę z żywotnych kwestyj, naprzykład odnowy bruku, rynsztoków, wody i oświetlenia. Wreszcie gdy i ogłoszenie teatralne i przybyłych lub ubyłych spożył<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
033a5u3w7i76cjstbjz1gl20blg5l38
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/474
100
1077270
3154472
3131178
2022-08-19T14:21:57Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|174}}</noinclude>p. Byczek, a na podpis Cenzora dla uspokojenia sumienia okiem rzucił, aby i tego nieopuścić, numer z dodatkiem porządnie się składał, w przeznaczoném na ten cel miejscu, a miesiące skończone związywały się sznurkami, na ten cel oszczędzanemi od różnych pokupek, i w końcu roku pozostawał z tego ogromny tom, oprawny w półskórek, pomnażający bibljotekę domową.<br>
{{tab}}Skutkiem tego ogromnego oczytania, erudycja p. Zacharjasza była prawdziwie zdumiewającą. Wiedział on o wszystkiém co się działo w mieście lub dziać mogło i miało, niekiedy nawet bardzo trafne czynił uwagi i porównanie lat ubiegłych z obecnemi.<br>
{{tab}}Wieczorem, jeśli służyła pora, wychodził zwykle z żoną razem, umiejąc sobie obrać cel przechadzki bardzo trafnie, to jest tam gdzie był największy tłum, najwięcéj kurzu i najtrudniéj się docisnąć. Wracali czasem późno i powoli, p. Zacharjasz przyodziewał się w szlafrok i czapeczkę, palił jeszcze jedną fajkę, chodził trochę po dziedzińcu, mówił z żoną, potém rozbierał się i kładł na spo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mu8e8u6klkssjt2spv3gzt62aireeck
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/475
100
1077271
3154473
3131179
2022-08-19T14:23:00Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|175}}</noinclude>czynek. ''Ab uno disce omnes'', dnie jedne do drugich tak były podobne, że odmalowawszy jeden, z niego o całém życiu sądzić było można. W nich jednak światłem szczególném odznaczały się uroczystości, niedziele, i wielkie miejskie ''memorabilia'', w których pan Zacharjasz miał sobie za obowiązek uczestniczyć.<br>
{{tab}}Mamy już dokładny obraz pożycia p. Byczka i jego domu, bo żona, jakeśmy widzieli, czynna i zajęta, strony szczególniéj interessów materyalnych strzegła i niemi się ograniczała.,<br>
{{tab}}Dla dokładności obrazu dodać tylko musimy, że oprócz syna, który przy ulicy Żelaznéj mieszkał we własnéj kamienicy i rzadko rodziców odwiedzał, jeszcze jedna osoba do składu rodziny należała... Była to matka staruszka, staruszeczka zgrzybiała i podupadła na umyśle, że się z nią jak z dzieckiem obchodzić musiano. Miała ona swój pokoiczek ciasny i ciemnawy, od dziedzińca położony, w którym siedziała niewychodząc z niego prawie. O wieku jéj różnie mówio-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0ml64fqm47nqabvgj9vo0ftkw8j0oie
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/476
100
1077272
3154474
3131180
2022-08-19T14:23:40Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|176}}</noinclude>no, to pewna że mniéj dziewięćdziesięciu lat mieć nie mogła.<br>
{{tab}}Była na oba oczy ślepa, zgarbiona, i całkiem świata i życia zabyła, tak że lub nic nie mówiła wcale, lub o ostrych tylko prawiła dziejach, jeszcze ze Stanisławowskiéj epoki, którą pamiętała najlepiéj, zdawało się jéj niekiedy nawet, że to co było za jéj młodości dotąd trwało jeszcze.<br>
{{tab}}Codzień rano syn chodził do matki, pocałować ją w rękę i odebrać pocałunek w czoło milczący.<br>
{{tab}}— A co tam mama dobrodziejka? pytał zawsze jednakim głosem pan Zacharjasz.<br>
{{tab}}Na to staruszka kiwała głową, lub odpowiadała wcale nie do rzeczy, a syn powstawszy i odchrząknąwszy odchodził.<br>
{{tab}}Niekiedy, zatrzymywał się nieco gdy pani Józefowa w dłuższe zapuszczała się opowiadanie, a nie kleiło się to ani z zapytaniem syna, ani z mogącemi wywołać wspomnienie okolicznościami, przychodziło z dziwnéj jakiejś fantazyi.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5xepjcfmxyn3usmfkph1js997mifhgt
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/477
100
1077273
3154476
3131181
2022-08-19T14:25:38Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|177}}</noinclude>{{tab}}Tak naprzykład na pytanie syna — jak że się mama miewa, raz odparła.<br>
{{tab}}— W karecie... w atłasem wybitéj karecie... widzisz waspan Charunów, szory kapią od złota, laufer przodem, hajducy z tyłu... kto jedzie? hej? kto jedzie.. a to ja...<br>
{{tab}}— Ależ mama tak nie jeździła nigdy! rzekł syn ruszając ramionami.<br>
{{tab}}— A co komu wiedzieć? to było za pierwszego... muszka na brodzie, róża na piersiach... wachlarz w ręku... ja jadę, a on patrzy i ręce łamie.<br>
{{tab}}— Ale któż mamuniu!<br>
{{tab}}— Ten! ten! o którym wasanu mówić wara i wiedzieć zasię! ot co!<br>
{{tab}}Innym razem na to samo zagadnienie odrzekła poważnie.<br>
{{tab}}— W piąty paluszek jeśli chcesz... więcéj nic, myślisz żem mieszczanka, to mi twoje balsamy głowę zawrócą! zdaleka króliku mój! zdaleka... ot tak! i z respektem... Znaj com za jedna! Ale kochać się nie broni... i kiwać z okienka... choćbyś sobie i usechł z miłości, w to mi graj! jest satysfakcya...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
536rya9r4w7nvqhviv3hr7dutnno8mv
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/478
100
1077274
3154478
3131182
2022-08-19T14:27:26Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|178}}</noinclude>{{tab}}Obiad noszono jéj do pokoiku, zwłaszcza dla tego, że rzadko bywał do smaku staruszce, i że przy nim niekiedy gorszące wyprawiała historje, narzekając że u niéj już jeść gotować nie umieli. Mówiono o tem głucho w dziedzińcu i stróż zaręczał, że czasem tłukła talerze i zrzucała serwetę, ale okoliczności te głęboką pokrywano tajemnicą, a syn bywał zwykle delegowany dla uśmierzenia wybuchu gniewu, który ustępował, gdy posłyszawszy jego głos udobruchała się, rozpoczynając opowiadanie w rodzaju wyżéj przytoczonych.<br>
{{tab}}Zawsze jednakowo ubrana, stara Byczkowa, przywdziewała tylko jedwabny szlafrok, który umiała poznać dotknięciem, na niedzielę i święta, a idea szlafroka tego przywodziła jéj na pamięć potrzebę nabożeństwa... Brała wówczas książkę, bo zawsze udawała że widzi, kładła okulary i godzin parę, głową potrząsając nad książką, mruczała coś i wzdychała. Poczem odejmowano jéj złoty ołtarzyk i dopominała się o konfitury, które łapczywie zjadłszy, niekiedy cichym głosem dziwne śpiewała piosenki.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
79hbo3e6kpq9oj99ye8ryi4tlluyisr
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/479
100
1077275
3154480
3131184
2022-08-19T14:30:45Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|179}}</noinclude>{{tab}}Służące utrzymywały, że wcale nie były pobożne.<br>
{{tab}}Po południu w dnie uroczyste na kawę przychodziła do dzieci. Tu w fotelu usadowiona prawie ciągle śmiała się i szczebiotała jak dziecię, ale o niczem więcéj, oprócz przeszłości zawsze jéj przytomnéj żywo... Niebardzo ją było można zrozumieć, ale słuchać przyjemnie. Osoby które się jéj trafiło wspomnieć po imieniu, tak dawno umarły, że nazwisk ich z życiem trudno było powiązać, i stosunków do niéj się domyśleć. Przypominała je tak dziwnie, bez powodu i jakoś nie w porę, iż połapać się z nią, gdy się żywiéj rozgadała, nadzwyczaj było ciężko.<br>
{{tab}}Z rozmowy wszakże widać było, że wiele w świecie widziała i dotykała osób i rzeczy — a gdy raz otworzyła usta, wyprowadzano ją z pokoju opowiadającą jeszcze.<br>
{{tab}}Ostatniéj niedzieli właśnie, była w bardzo różowym humorze, i syn wsłuchiwał się bacznie w jéj powieść, ale z wielkiem umartwieniem swojem, wątku jéj złapać nie mógł.<br>
{{tab}}Wszedłszy na kawę i usiadłszy, spojrzała<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gy5ehyhbgjs4spkuhipl48bs2e0w82z
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/480
100
1077276
3154293
3131185
2022-08-19T12:22:10Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|180}}</noinclude>wesoło po pokoju zgasłemi oczyma, przymrużyła z wspomnieniem dziwacznéj zalotności pomarszczone powieki i uśmiechając się poczęła, choć jéj z razu nie słuchano wcale:<br>
{{tab}}WPan Dobrodziéj, rzekła, chcesz wiedzieć moją historję... wierzę bardzo, wiele mnie osób pytało o nią, to nielada ciekawość, ale nie każdemu to słyszeć i nie wszystkim zrozumieć... Zaczyna się w Mniszchowskim ogrodzie.... idzie on za mną... ja nie widzę... zachodzi drogę, nieuważam.. wzdycha, niesłyszę... kłania, nie rozumiem... zdaje ci się różowy gagatku, że nosząc złote koronki do cudzéj możesz żony się umizgać, dla tego że jedwabie nosi tylko na niedzielę...! I tak się poczęło... nazajutrz bilecik... wnet drugi, aż i pod oknami peregrynacya... Ale mieszczanka górą głowę nosi... o tak! a bałamuta słychać o milę farbowanym lisem i piżmem! Jedzie karetą... jedź sobie i poszóstnie nie wskórasz... Ale piękny mężczyzna! Nie! nie potrzeba było oknem patrzeć i to zgubiło! nie potrzeba było iść do Mniszchowskiego ogrodu! nie! i sia-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rgaxq2mqsyp7bntto1ezk0tzhr3awka
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/481
100
1077277
3154482
3131187
2022-08-19T14:31:28Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c\181}}</noinclude>dać na kamiennéj ławce i słuchać uwodziciela... Aż tu brylanty! WPan widziałeś je jak się świeciły, a przy koronkach, atłasie, i aksamitach... brali za królowę, albo księżniczkę... O tak! o tak! A gdyby był szczery byłabym królową.<br>
{{tab}}Aż na brylanty łzy padły i pogasły diamentowe blaski, a płacz oczy powyjadał... ale ja go widzę... o! nie zwiedziesz raz drugi... ani słowem, ani darem, ani pachnidłem, ani temi oczyma co tak strzelać umieją, rzekłbyś że dusza w nich siedzi... kiedy bywało zaśpiewa! a jak tańczył! Śliczny chłopiec, ale porcelanowy, nie pytaj serca... Adieu! adieu! Chodź nie chodź koło okien, to darmo... nie wychodzisz nic prócz wstydu... Miałam ja za swoje.. chodź Byczek!... z temi panami nigdy do ładu nie dojdziesz.<br>
{{tab}}— Co Mama mówi? spytał syn jakoś pochmurno.<br>
<poem>
— W téj fortuny alternacie
Choć by serce zabolało,
Wy co nigdy nie kochacie,
Zawsze wychodzicie cało.</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
94kuz0dkuunfpedcwqnukztazx1zlm7
3154483
3154482
2022-08-19T14:31:54Z
Anwar2
10102
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|181}}</noinclude>dać na kamiennéj ławce i słuchać uwodziciela... Aż tu brylanty! WPan widziałeś je jak się świeciły, a przy koronkach, atłasie, i aksamitach... brali za królowę, albo księżniczkę... O tak! o tak! A gdyby był szczery byłabym królową.<br>
{{tab}}Aż na brylanty łzy padły i pogasły diamentowe blaski, a płacz oczy powyjadał... ale ja go widzę... o! nie zwiedziesz raz drugi... ani słowem, ani darem, ani pachnidłem, ani temi oczyma co tak strzelać umieją, rzekłbyś że dusza w nich siedzi... kiedy bywało zaśpiewa! a jak tańczył! Śliczny chłopiec, ale porcelanowy, nie pytaj serca... Adieu! adieu! Chodź nie chodź koło okien, to darmo... nie wychodzisz nic prócz wstydu... Miałam ja za swoje.. chodź Byczek!... z temi panami nigdy do ładu nie dojdziesz.<br>
{{tab}}— Co Mama mówi? spytał syn jakoś pochmurno.<br>
<poem>
— W téj fortuny alternacie
Choć by serce zabolało,
Wy co nigdy nie kochacie,
Zawsze wychodzicie cało.</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gie5azeystrxsnnz2keudmkf3noljt9
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/482
100
1077278
3154485
3131188
2022-08-19T14:32:47Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|182}}</noinclude>{{tab}}Zaśpiewała dyszkantem fałszywym pani Byczkowa.<br>
{{tab}}— A teraz, dodała... choćbyś mi pałace stawiał i karety posyłał, i brylanty sypał i klął się na swój honor którego niemasz... ot co....<br>
{{tab}}I pokazała figę, ale tak wprost gospodyni, że ta wzięła to za wymierzoną ku niéj osobistość.<br>
{{tab}}— Mężu, chociaż to jest matka... odezwała się...<br>
{{tab}}— No tak, przerwała stara pani Józefowa... ja wiem że byłam matką i miałam więcéj daleko dzieci niż myślicie... ale to były te pierwsze, tego pierwszego które się nie liczą chyba na tamtym świecie... spyta Pan Bóg pokręcając wąsa — słuchaj wasani, wiele ich było powiedz szczerze, bo to nie przelewki... No! to się przyznam... była Julusia... był Mateusz i Kasper... dzieci tego który krwią się zmazał i mięsem żył... Następnie była prawda Rózia, ''Mademoiselle Rose'', ale tę mi ukradli.. i dalibóg niewiem co się z nią stało... no! a naostatku Zacharjasz, ale to już po wszyst-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pqq6w4jjo2ihhjed41gcuo19dy3ktj8
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/483
100
1077279
3154530
3131190
2022-08-19T16:40:50Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|183}}</noinclude>kiem... i potem noc... muzyka gra a ja tańcuję wypłakawszy oczy... Gdzie ta róża? gdzie te muszki! podajcie mi wachlarz tego co z amorkami... wszystko mi sprzedali i pokradli... nawet sygnet z jego włosami... nie! nie! rzuciłam go do Wisły! bierz diable co twego.<br>
{{tab}}Pani Zacharjaszowa mrugnęła na służącą aby staruszkę wyprowadzili, bo już dłużéj tych bredni znieść nie mogła; ale po odejściu jak kwaśno spojrzała na zadumanego męża.<br>
{{tab}}— Powiedzże mi... to ona chyba istotnie miała wprzód innego męża!<br>
{{tab}}— Ale gdzie zaś, odparł Byczek, nigdy o tém nic nie słyszałem... mówi, jak widzisz, trzy po trzy.<br>
{{tab}}— No, kiedy po imieniu liczy dzieci.<br>
{{tab}}P. Zacharjasz ramionami tylko ruszył, wiedział co, czy był w nieświadomości zupełnéj, tego trudno odgadnąć... ale to pewna, że nigdy nic o tem nie mawiał żonie.<br>
{{tab}}Taki był skład owego domu, nad którym rozszerzyliśmy się może trochę na pozór zbytecznie, uczyniliśmy to jednak nie bez wa-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cnisbqngbgfo57w8sv9yt58elkdyxme
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/484
100
1077280
3154933
3131191
2022-08-20T11:23:00Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|184}}</noinclude>żnych powodów. W kamienicy pana Byczka tedy zajął Teoś Muszyński na nowo owe w górnych strefach położone mieszkanko.<br>
{{tab}}Dla czego spokojny pan Zacharjasz i pani Zacharjaszowa lubili swojego lokatora, nie daje się to łatwo odgadnąć, może być bardzo że na sąd o nim wpłynęło zdanie saméj jejmości, która nań spoglądała z uśmiechem zawsze i postać jego jak wspomnienie jakieś młodości upodobała, to pewna że i sam pan Zacharjasz bardzo go cenił, dawał mu do czytania Kurjerka, a gdy po oddaleniu się z miasta powrócił do nich, przyjęli go otwartemi rękami, i Jejmość włożywszy czepek nowy, poprosiła go na kawę.<br>
{{tab}}Niech mnie Bóg broni, bym podżyłą niewiastę, poważną i surowego obyczaju miał o jakąś grzeszną zalotność posądzać, że jednak czepek nowy dobyła i fałszywe loki, to nieulega wątpliwości, i że tego Muszyński nie dostrzegł, tak ją to mało zmieniło — wiem pewnie.<br>
{{tab}}— No! jakże się to stało, zapytał sam pan, który nawet w kwiecie wieku nie był wcale<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rd7g64tpx0y0d1yk9u4huljcavtgur0
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/485
100
1077281
3154934
3131192
2022-08-20T11:26:00Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|185}}</noinclude>zazdrosny, w czem mu żona sprawiedliwość z westchnieniem oddawała, — jak że się to stało, żeś WPan tak prędko powrócił nazad wybrawszy się na długie lata... powiedz że nam, bo to ciekawa rzecz?<br>
{{tab}}— Mój panie Zacharjaszu, odpowiedział Teoś, bardzo to proste i zwyczajne, nie mogliśmy się zgodzić z panem domu i ojcem dzieci, musieliśmy się rozstać, wziąłem tłumoczki na plecy i nazad do matki Warszawy.<br>
{{tab}}— Moja żona, dodał Byczek, bardzo kontenta, bardzo kontenta ze starego lokatora.<br>
{{tab}}— Ale bo i niepotrzebnieś WPan się ruszał, — a ja mówiłam, dodała Jejmość.<br>
{{tab}}Jejmość miała ten zwyczaj, że zawsze przepowiadała wszystko, a przynajmniéj ''post facto'', dowodziła swéj przenikliwości.<br>
{{tab}}— Zajmiesz że sobie swoje dawne stancyjki, dodał gospodarz, prawda jejmość, bez podwyższenia komornego? po przyjacielsku, choć jeneralnie wszyscy podnoszą komorne z powodu ciężkich czasów.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0ppmn0qusfcrw8fr48mrbviig768n8g
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/486
100
1077282
3154935
3131193
2022-08-20T11:30:21Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|186}}</noinclude>{{tab}}W istocie tu komorne trudno było powiększyć, gdyż na pomieszkanie wcale ochotnika nie znajdowano, a cena jego i tak wcale wartości nie była odpowiednią. Architekt, który te parę pokoików we froncie domu umieścił, musiał rachować na to, że są ludzie którzy zimą potrzebują marznąć, a latem piec się na węgiel, ku temu też konstrukcją swą zastosował sumiennie. Ciemne schodeczki wiodły do tych dwóch ciupek, z których jedna pierwsza, oświecona była pół-oszklonemi drzwiami od drugiéj i służyła za skład, główna zaś, dosyć obszerna, wychodziła na ulicę. Ściany obu pokrywał papier łatany, ale w dobrym guście, powtarzali się na nim dwaj chińczycy, jeden z głową do góry, drugi z nosem na dół, trochę nieznośni z powodu żeś ich miał przed oczyma gdziekolwiek spojrzałeś, niezbyt jednak drażniący wyobraźnię.<br>
{{tab}}Pan Zacharjasz po kawie, którą sama pani nalewała osłodziwszy extraordynaryjnie, poszedł z Teosiem razem, dla nowego obejrzenia mieszkania. Jakkolwiek zwykle dosyć milczący, czuł tym razem potrzebę nowego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ejiw6feegd9lmcdyjykfq0pqk830wii
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/487
100
1077283
3154936
3131195
2022-08-20T11:31:26Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|187}}</noinclude>zachwalania izdebek tak pokrzywdzonych w opinii ogólnéj, że nikt prócz Teosia patrzeć się na nich nie chciał, choć wiele bardzo osób je zwiedzało.<br>
{{tab}}— No proszę, — mówił do niego, czy może być lepsze i wygodniejsze dla pracowitego człowieka mieszkanie nad to? Powietrze czyste, cicho, spokojnie... skromnie, ale przyzwoicie, czego tu żądać?? Ale to teraz lada furfant potrzebuje zaraz elegancyi jakichś, żeby mu były politurowane wschody dla łatwiejszego złamania karku, tapety, kryształowe szyby może i szwajcar w bramie. Bo co tu brak? pytam się, co tu brak?<br>
{{tab}}— A! mój drogi panie Zacharjaszu! ja się nie skarżę, owszem mi tu było dobrze.<br>
{{tab}}— I śmiało powiedzieć mogę, — dodał gospodarz, że takiego mieszkania, za tę cenę, w całéj Warszawie ze świecą nie znajdziesz. A to jeszcze przy takiéj ulicy jak Ś. Krzyzka! Centrum miasta! serce jego!!<br>
{{tab}}Tak się tedy wniósł pod opiekę znajomego właściciela, stróża i psa, z któremi żył<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kzfy7ttcohs3gmwse9tfnvgej97v4ab
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/488
100
1077284
3154937
3131197
2022-08-20T11:32:59Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|188}}</noinclude>w przyjaźni Muszyński; o mebelki nie było trudno, za osobną, skromną opłatą znalazło się łóżeczko proste, stolik, para krzeseł, a nawet kanapa przeszarzana, ale mocna! komoda bez zamków, ale z bronzowemi uszami.<br>
{{tab}}Jemu nie potrzeba było więcéj.<br>
{{tab}}Teoś rozrzucił trochę książek na komodzie, trochę sukien zamknął w szufladach, i już mógł zasiąść do pracy. Uśmiechnęła mu się znów, po chwilowéj niewoli i zaprzedaniu, droga swoboda młodzieńcza, był u siebie, był sobie panem.<br>
{{tab}}Stół, jak zwykle, zgodził u gospodarzy, którzy go chętnie przyjmowali za stołownika, bo jak się rzekło, obojgu umiał się podobać, jadł mało, płacił regularnie i wcale nie był wymagający. Gospodyni domu, jakkolwiek zasad surowych co do lokatorów i stołowników, pod względem sztukamięsy, pieczystego i czystości obyczajów, światu go na przykład stawiła. Pan Zacharjasz, gdy o nim była mowa, kreślił ręką wielkie koło w powietrzu, które oznaczało, że o przymiotach jego nie było co już i mówić.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a2a56acx9eoyftrpgcnckvh9ugrggou
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/489
100
1077285
3154938
3131200
2022-08-20T11:33:56Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|189}}</noinclude>{{tab}}Ledwie się wniósł na górę i trochę rozgospodarzył, aliści zjawił się z przeciwka odarty chłopeczek, który mu dawniéj usługiwał. Miał on imie Maciek, a należał do téj mnogiéj czeredy uliczników, którzy od lat ośmiu puszczeni przez ubogich rodziców na własne siły, żywią się na bruku warszawskim, różnych małych podejmując się posług, póki ich warsztat jakiś, rzemiosło lub popełniony jaki błąd nie uwięzi. Maciek nie miał żadnego stałego dotąd zajęcia, rzucał się niekiedy do noszenia piasku, przez kilka miesięcy chodził z obwarzankami piwnemi, probował roznosić Kurjerka i świecić w nocy z latareńką powracającym z Nowéj Arkadyi, ale po pracy gorliwéj napadały go przystępy próżnowania niepohamowane, w których wyszedłszy na Krakowskie-Przedmieście całe dnie pędził, szydząc sobie ze świata co dla niego dotąd ani chleba darmo, ani kurtki nowéj nie wymyślił. Naówczas żywił się lada ukradzioną gruszką lub groszakiem zarobionym za otwarcie drzwiczek u dorożki, szedł za idącém wojskiem, za ciągną-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8isvyzvbauiig5fl8ot1tnhq3krpt5d
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/490
100
1077286
3154939
3131201
2022-08-20T11:34:27Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|190}}</noinclude>cym pogrzebem, stawał u wywróconego wozu z założonemi w tył rękami i dzień cały przebywszy pośród wrażeń ulicznych, powracał nocą do domu, zmęczony równie jak szczęśliwy.<br>
{{tab}}Maćkowi jednak to życie nie starczyło, i mimo przyjemności jakich doznawał, czuł już w sumieniu zgryzotę z tak przepędzanych godzin, a powstrzymać się od téj rozpusty nie mógł.<br>
{{tab}}Maciek nie był sierotą, ale matka jego, wyrobnica, ojciec czeladnik mularski, nie mogli się bardzo zajmować wychowaniem dziecka, polecali je ulicy i wierzyli w to oboje, że Pan Bóg bierze w opiekę rzucone nad drogą ziarno... puszczali go samopas aby dojrzał swobodnie. Gdy jednak powrócił odrapany lub pobity, z widocznemi znakami złego prowadzenia się, nie wchodząc w wywody długie, ojciec dawał admonicją przekonywającą przytém i matka czasami mu pomagała, ale tylko pięścią. Był to jedyny czynny środek edukacyjny przez rodziców używany ku moralnéj dziecka poprawie i skło-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mhyuchtxrqefzulu0d9dvzfikvbjwnn
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/500
100
1077296
3154291
3131219
2022-08-19T12:19:53Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|200}}</noinclude>{{tab}}— Ale ja na nią gotów jestem, rzekł Muszyński.<br>
{{tab}}— No, więc ja mogę, jeśli mi pan zrobisz próbę zadowalniającą, powierzyć panu tłumaczenie książki kucharskiéj.<br>
{{tab}}— Kucharskiéjl! zakrzyknął Teoś — ale zmiłuj się pan, zkąd chcesz bym ja się znał na kuchni?<br>
{{tab}}— A co to ma do tego? napiszemy na okładce że przekład i przerobienie jest pióra pani X... obywatelki z podlaskiego.<br>
{{tab}}— Ale to będzie kłamstwo?<br>
{{tab}}— Nie! to będzie bardzo powszedni środek obudzenia zaufania... prosta spekulacya... przypatrz się pan, wszyscy tak robią.<br>
{{tab}}— Ja nieznam nawet języka kuchni.. ani... żyjąc często suchym chlebem, a najmniéj wiedząc czem się karmię; niemam pojęcia gastronomij.<br>
{{tab}}— Ale to głupstwo, rzekł zyzowaty bibljopola, który się uśmiechał i brał w boki wykładając teoryą uważaną przez się za wyskok sprytu i zręczności — niewieszże pan jak się takie rzeczy robią? Oto weźmiesz pan książkę,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pfy40kyn1uh8ljflyb4i777tneks8ty
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/519
100
1077315
3154292
3131613
2022-08-19T12:20:30Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|219}}</noinclude>{{tab}}— Wiele mi to godzin dnia ma zająć? — zapytał Teoś po chwili.<br>
{{tab}}— A, tu rachunku nie ma na godziny, — rzekł Drzemlik, będziemy pracowali ile potrzeba. Księgarnia otwiera się około ósméj, zamyka o ósméj wieczorem, dwanaście godzin najmniéj, a i w domu może się znaleść robota, zawsze dużo ci zostanie.<br>
{{tab}}Muszyński ważył.<br>
{{tab}}— Sprobujmy, — rzekł w ostatku, — a jeśli...<br>
{{tab}}— Tak! sprobuj! zobaczysz, to ci przyjdzie łatwo i da życie spokojne, a co pięknych panienek przychodzi do księgarni!! — dodał śmiejąc się. Ale serjo! ja jestem gładki w interessach, widzisz, targować się nie będę z tobą. Napij się no piwa.<br>
{{tab}}Po namyśle nic Teosiowi nie zostawało istotnie, nad przyjęcie uczynionego mu życzliwie wniosku, i Drzemlik ucieszył się wielce, gdy w kilka dni potém ujrzał go za stołem, rozporządzającego się w księgarni, czynnego i nową cale fizjognomją nadające-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p9t8xnopr7gpflsct0w91wax57n3s8r
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/531
100
1077327
3154940
3131632
2022-08-20T11:35:11Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|231}}</noinclude>{{tab}}Patrzano na niego z góry gdy tak spiesząc wychodził z domu i pani Samuela ruszyła ramionami znacząco, ale go to nie wstrzymało. Głośno kazał się wieść do księgarni i wpadł do niéj widocznie pomięszany.<br>
{{tab}}Za stołem siedział Teoś i coś czytał — spokojnie, z uśmiechem powitał pana Feliksa.<br>
{{tab}}— Na rany Boże! cóżeś to zrobił! — zawołał Narębski rzucając kapelusz o podłogę, co cię zmusić mogło, do téj zmiany stanu? Czyżeś nie uczuł, że cię to odosobni, oddali, wyłączy i uczyni prawie niepodobném zbliżenie się do świata, do którego przecie jesteś przeznaczony?<br>
{{tab}}Teoś uśmiechnął się wskazując krzesło gościowi.<br>
{{tab}}— Żebym się miał bardzo zakochać w tym stanie, tego nie powiem, rzekł powoli, ale są okoliczności, w których się przyjmuje wszelką pracę jaka się nadarzy, gdy się nie chce łask przyjmować. Powtóre, dla czegóż stan jakikolwiek, dziś jeszcze ma wyłączać i odosobniać? — tego, przyznaję się, nie pojmuję.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ip1wl8el150ag9s2nn1erp0hqmjhkv9
Encyklopedyja powszechna (1859)/Amar-Dulioier
0
1077621
3154922
3131415
2022-08-20T10:56:22Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Amar Dulioier]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Amar-Dulioier]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=576
|strona_stop=577
}}
m0m9dbokf66smvzgzicxtewio2waeg8
Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambrosini (Bartłomiej)
0
1077714
3154928
3131518
2022-08-20T11:11:28Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambrosini (Bartłomiéj)]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambrosini (Bartłomiej)]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=593
|strona_stop=593
}}
h7zg0faq20nscl3zrjfdq3znd5wgeqp
Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambrosini (Andrzej)
0
1077717
3154931
3131521
2022-08-20T11:14:31Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambrosini (Andrzéj)]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambrosini (Andrzej)]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=594
|strona_stop=594
}}
cceuqahrgglvbw72z2r4emworjjtn9r
Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambroski (Maciej)
0
1077719
3154930
3131524
2022-08-20T11:14:25Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambroski (Maciéj)]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Ambroski (Maciej)]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=594
|strona_stop=594
}}
cceuqahrgglvbw72z2r4emworjjtn9r
Encyklopedyja powszechna (1859)/Amati Andrzej
0
1077747
3154924
3131560
2022-08-20T11:01:17Z
Dzakuza21
10310
Dzakuza21 przeniósł stronę [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Amati Andrzéj]] na [[Encyklopedyja powszechna (1859)/Amati Andrzej]], bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=580
|strona_stop=580
}}
7o0lrkp3xmdi3syrcyj8sp6zftgfcc3
Strona:Anafielas T. 3.djvu/168
100
1078646
3154565
3151378
2022-08-19T17:46:57Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|165}}</noinclude><poem>
Z pobożności znać Żmudzina:
Bo na widok się świątyni
Każdy z nich o ziemię rzuca,
Głowę zarosłą odkrywa
I szepce ciche modlitwy.
Coraz nowe tłumy śpieszą,
I jak w morzu nikną rzeki,
Tak oni znikli wśród grodu.
Wszystkich miasto pochłonęło.
Znowu cisza w starym grodzie.
:Lasy wkoło go objęły,
Góry ścisnęły dokoła;
Leży, zasypia w dolinie;
Milczą góry lasem strojne;
Nawet Neris, mrozem zjęta,
Falą niebieską nie szumi;
I na zamku cisza długa;
Dym się tylko czarny wznosi
Od ogniska Xiążęcego.
:Od Trok, Lidy, Antokoła,
Ciągną wozy, ładowane
Sianem, słomą, skórą kryte;
A przy każdym z nich woźnica,
Żmudzin, znać z odzieżą, z mowy.
Wszyscy wolno w miasto jadą,
Obozem się w mieście kładą.
— Co w tych wozach? — strażnik pyta.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hudl7sul7vauzrmaa4a9w6bsasgbcie
Strona:Anafielas T. 3.djvu/167
100
1078647
3154564
3151377
2022-08-19T17:45:12Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|164}}</noinclude><poem>
Krew pogańską chrzciła ziemię;
Lecz najwyżéj gród Xiążęcy,
Dach świątyni, dym Zniczowy,
Po nad miasto wznoszą głowy.
:Cisza w grodzie Gedymina;
Lasy wkoło go objęły,
Góry ścisnęły dokoła;
Milczy miasto śpiące w dole,
Milczą góry lasem strojne;
Nawet Neris, mrozem zjęta,
Falą niebieską nie szumi;
I na zamku cisza długa;
Dym się tylko czarny wznosi
Od ogniska, gdzie Jagiełło
Z ulubionym siedzi sługą;
Straż milcząca u wrót chodzi;
Nigdzie orężnego ludu,
Nigdzie krzyku bojowego;
Cisza, tylko po nad lasy
Ciągną ptacy z wieszczym krzykiem.
:Od Trok, Lidy, Antokola,
Zmrokiem, cicho, jacyś ludzie
Idą w miasto, rozproszeni
W drobne kupki, małe grona;
Coraz kilku w miasto wpłynie,
Kędyś zapadnie i zginie.
Znać ze twarzy i odzienia,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
herynbsxr3fovl1k5wyejqps24f9uty
Strona:Anafielas T. 3.djvu/166
100
1078648
3154561
3151376
2022-08-19T17:41:33Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|163}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXIV.}}
<poem>
:{{kap|Po nad}} grodem Gedymina
Turza góra, zamkiem strojna,
Wznosi czoło uwieńczone
W murów czerwonych koronę;
U stóp góry Neris płynie;
Nad nią Swintorohy pole
Xiążęcemi mogiłami
Usypane; a na straży
Perkunowa tuż świątynia,
Gdzie się Znicza ogień żarzy;
Daléj za wał, za parkany,
Wilno pstrym się ciągnie sznurem;
Kościoł z krzyżem w jednéj stronie,
W drugiéj cerkwi dachy świecą;
Tam słup stoi, gdzie męczeńska
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5775xg5zi4k24m2mrkfafjfesjxmull
Strona:Anafielas T. 3.djvu/178
100
1078678
3154592
3151389
2022-08-19T18:14:20Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|175}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXV.}}
<poem>
:{{kap|Na Wileńskim}} zamku, na Świętéj dolinie,
Kiejstut siadł, i patrzy, kędy Neris płynie;
Patrzy, jak się głowy gór wkoło podnoszą;
Stary gród ojcowski ogląda z roskoszą;
I uśmiech po ustach błędny mu przelata:
Bo dawno tu nie był, bo młode swe lata
Przypomniał. Lecz teraz nie młodość wspominać,
Bo karać czas przyszedł, i wieszać, i ścinać.
:Znów chmurno na czole. Powstaje z kamienia,
Klasnął w dłoń na sługi, wywołał z przedsienia.
— Biegnijcie na wieżę! patrzajcie na drogę!
Czas karać winnego; Na Witolda czekam;
Ubiegł już dzień cały, ja zwlekam a zwlekam,
A jeszcze doczekać, dopatrzyć nie mogę. —
:I słudzy pobiegli — patrzają, śpi droga,
Tuman się nie wznosi, nic na niéj nie czerni;
Tylko się po mieście przechadza załoga;
Wojsko Kiejstutowe, Bojarowie wierni,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jjz7nrz1885x3wt1j6ygtafkvydsj8n
Strona:Anafielas T. 3.djvu/177
100
1078679
3154590
3151388
2022-08-19T18:12:52Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|174}}</noinclude><poem>
Wisieć także. Noc ci daję;
Przez noc jęczeć możesz jeszcze,
Włosy wyrwać z podłéj głowy
I o lochu bić się ściany. —
:Rzekł, i wyszedł zadyszany,
Znowu gdzieś na zamek śpieszy;
Zbiera ludzi, i obsadza
Mury, wały, grodu wieże;
W miasto hufce porozsyłał.
Każdych wrót już Sargas strzeże,
A posłaniec ku Grodnowi
Śpieszy, zanieść Witoldowi
Wieść Kiejstutowéj wyprawy.
I posłańcu powiedziano:
Niechaj Witold w skok przybywa,
Zemstę widzieć, zdrajców witać,
I przy ojcu zasiąść w Wilnie,
Na dziadowskim starym grodzie,
Gdzie się krew ma toczyć winna,
Gdzie Jagiełło okowany
Czeka na śmierć lub niewolę,
Czy swobodę gdzieś w ukryciu,
Hańbę w śmierci, hańbę w życiu.
</poem><br>
{{---}}{{Skan zawiera grafikę}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p12ld5x4nd640hlonjyy8rpxoneqr84
Strona:Anafielas T. 3.djvu/176
100
1078680
3154588
3151387
2022-08-19T18:10:56Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|173}}</noinclude><poem>
Patrzaj — widna twoja wina,
A jutro — kary godzina. —
:Wojdyłło głową o ziemię
Bije w milczeniu, i pada.
— Daruj mi, daruj, o Panie!
Moja niewdzięczność i zdrada!
Moja wina! Jam zasłużył
Na karanie, lecz tyś wielki!
Co ci przyjdzie z krwi kropelki,
Którą zlejesz ziemię czarną?
Strąć mnie w lochy, strąć w niewolę,
Każ psy swoje karmić, Panie!
Posłuszny na rozkazanie,
Będę ciężką znosił dolę;
Ale śmiercią mnie nie karaj,
Ale nie bierz mego życia.
Pójdę, oczy twe mnie więcéj
Nie zobaczą, nie spotkają. —
:— Życie! tobie! życie! tobie! —
Woła Kiejstut. — Jabym swego
Dziś za zemstę nie żałował.
Słuchaj! kiedy słońce wstanie,
Jutro na Zamkowéj górze,
Gdzie już raz mnichy wisiały,
Gdy tłum mścił na nich zuchwały,
Jutro tobie, chrześcjan druhu,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r43ax50a77jk3nhljkkmn932ggtdv1p
Strona:Anafielas T. 3.djvu/175
100
1078681
3154585
3151385
2022-08-19T18:08:53Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|172}}</noinclude><poem>
:Spójrzał — sroga twarz Kiejstuta
Nad nim stoi; jak przykuta,
W duszę patrzy mu źrenica;
Przed jéj wzrokiem tajemnica
Nie ukryje się, nie schowa.
Kiejstut w jeńca bije nogą,
Kiejstut w twarz na powitanie
Plunął, i obelgą srogą
Z odrętwienia go wywodzi.
:— Patrz — zakrzyczał — żmijo podła,
Patrz, do czego cię przywiodła
Wielkość twoja! zdrady twoje!
Dowód trzymam w mojém ręku.
Chciałeś stawić nam na karkach
Swoję wielkość! nam na barkach
Zamek sobie pobudować!
Ale Bogi w czas znać dały.
Wszystko widne — tyś mój cały!
Jutro kara! jutro kara!
O! na Bogi, niechaj Saule
Prędko zemsty dzień oświeci.
Przez noc oka nie zamrużę,
Póki nie ukończę z tobą.
Patrzaj! maszli wstyd? człowiecze!
Niech ci krew po twarzy ciecze,
Bo łzy twojéj, łez twych mało!
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fne6mju6hzyjtczodrrtdf7yz6mkm1a
Strona:Anafielas T. 3.djvu/174
100
1078682
3154584
3151384
2022-08-19T18:06:58Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|171}}</noinclude><poem>
Mów, czyś ty dał mnichóm słowo,
Czyś ty przedał swoje plemię? —
:— Ja — Jagiełło mu zawoła,
Skrwawionego wznosząc czoła —
Ja! jam karty téj nie pisał. —
:— Pieczęć twoja! — Ja nie kładłem,
Jam przymierze zawarł tylko;
Ale słowa w niém nie było,
Coby na ciebie godziło.
Na Perkuna, na mą brodę,
Na ojcowski grób przysięgam. —
:Kiejstut stał, a potém pędem
Wybiegł niżéj w lochy ciemne;
Gmachy przeleciał podziemne,
Nogą w drzwi dębowe bije
I otwierać każe sobie.
:W ciemnéj cieśni, w czarnym grobie,
Co nad głową cięży nizko,
Leżał zausznik Jagiełły;
Rano, jeszcze pan nad Litwą,
Wieczór, tłuszczy pośmiewisko:
Skrępowany, powiązany.
Warga mu się krwią zapiekła
I źrenica krwią zaciekła;
Ale jęku nie wycisnął
Strach, co nad głową zawisnął.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k2vmomzv1ruwfs24qm2sn034ipxzo08
Strona:Anafielas T. 3.djvu/173
100
1078683
3154582
3151383
2022-08-19T18:05:11Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|170}}</noinclude><poem>
{{Korekta|Zem|Żem}} się dla nich wyzuł z władzy!
{{Korekta|Zem|Żem}} koronę im na głowę,
Dał, a sobie szablę tylko
Pozostawił, i na straży
U synowca stał we wrotach!
:I oczyma po téj karcie
Wodzi, oczóm swym nie wierzy,
I z nią w ręku, jak szalony,
Do Jagiełły znowu bieży.
On złamany wpół, zgarbiony,
Jęczał na dnie dolnéj wieży,
Gdy w drzwi bijąc, Kiejstut leci,
I podchodzi, w twarz synowca
Bijąc zapisaną kartą.
— Patrzaj, zdrajco! spłoń ze sromu!
Wszak cię śmiercią karać warto!
Kupczyłeś krwią swego domu,
I mnieś przedał Krzyżakowi.
Gdyby nie ta krew płynęła
W żyłach twoich, dziśbym jeszcze
Urągał się śmierci twojéj!
Dziśbyś jeszcze na Turzysku
Śmierć haniebną odniósł w zysku
Za niewiarę, za przedajne,
Zmowy podłe, spiski tajne.
Co mi powiész? powiész słowo?
Czegoś głowę wtopił w ziemię?
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dngqgflc6htjduikmywexgesz7wv3d5
Strona:Anafielas T. 3.djvu/172
100
1078684
3154577
3151382
2022-08-19T18:01:52Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|169}}</noinclude><poem>
Nie zdał nas, nie przedał wrogóm! —
Rzekł, i sługóm nań wskazuje.
— Pęt mu nie kłaść, strzedz w ciemnicy. —
A Jagiełło blady stoi,
Słowa nawet rzec się boi;
Szumi mu w uszach i głowie;
Oczy chodzą krwią zalane
I szukają kogoś wkoło;
Krew to blade zleje czoło,
To do serca ustępuje;
To się wstrzęsie, to ponury
Wzrok do drzwi zwraca, do okna,
Jakby szukał, jakby czekał,
Czy kto nie wyjdzie z ciemności,
Nieproszonych wygnać gości?
:Kiejstut na komnaty śpieszy,
I od skarbcu bierze klucze,
Zamek z końca w koniec schodzi,
Bo nie wierzył wieści zdrady;
Ale żywe znalazł ślady:
Na żółtéj spisane skórze
Przymierze w skrzyni leżało.
Kiejstut porwał, aż zawrzało
W oczach, w piersiach; podniósł w górę
I pod nogi deptać rzucił.
— Patrzcie, otoż to zapłata,
Żem ukochał dzieci brata,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
06odk3yb1c68gifdp8esu4kq4se3g8w
Strona:Anafielas T. 3.djvu/171
100
1078685
3154574
3151381
2022-08-19T17:57:33Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|168}}</noinclude><poem>
:Kiejstut dłonią niewolnicze
Usta stulił. — Nie mam pana!
Krzyknął głośno — twój, mym jeńcem!
Idę nie o słowo prosić,
Ale karać go za zdradę. —
:Sługi woła. — Zwiążcie! strzeżcie!
W najciemniejszy loch go wrzucić,
Najcięższemi spętać więzy! —
Struchlał dumny ulubieniec,
Upadł czołem; ten go mieczem
Popchnął i szedł swoją drogą.
:W drzwiach komnaty, blady, drżący,
Synowiec Kniazia spotyka;
On nań wzrok rzucił gniewliwy.
— Dziękuj krwi twéj, że ci łyka,
Razem z tamtym, kłaść nie każę.
Brata mego pamięć droga,
Droższa, Jagiełło, niż tobie,
Coś na pastwę niewolnika
Siostrę swoję dał rodzoną.
Wiém o zdradzie, wiém o zmowie.
Tyś niewolnik, na méj łasce.
Wiész o losie Jawnutowym;
Ale Jawuut nas nie zdradzał;
On tylko w kobiecéj dłoni
Wielkiéj Litwy nie mógł strzymać;
On na niewolnicze ręce
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
04x8j2p75mrh9dhd0xnc7avx6qam9uf
Strona:Anafielas T. 3.djvu/170
100
1078686
3154569
3151380
2022-08-19T17:50:44Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|167}}</noinclude><poem>
Jednym wrzaskiem się ozwały.
Trzysta Żmudzi z łukiem stoi,
Sześćset z wozów wyskoczyło,
Tysiąc Kiejstut przywiódł z sobą.
Gród zajęty; zamek wkoło
Opasany żywym murem;
Otwarte na roścież wrota;
Wojsko się w podwórce miota.
:Gdzie Jagiełło? czy śpi jeszcze?
Gdzie Wojdyłło? czy ucztuje?
Czy swą młodą pieści żonę?
Czy na zdrady się gotuje?
Czy Bojaróm się urąga?
Nowych ziem i nowéj władzy
U Jagiełły się doprasza?
:Cisza w zamku; dym się wznosi
Od ogniska Xiążęcego.
Kiejstut słudze oddal konia,
Sam jeden w komnaty śpieszy.
Wojdyłło go spotkał w drodze.
— Kniaziu! — rzecze ulubieniec,
Dumnie przed nim wznosząc czoło —
Wasz i mój Pan widzieć z wami
W téj godzinie się nie może.
Nazad na miasto powróccie,
I pokoju nam nie kłóccie. —
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fjgqzs5nmkqy8xw4ukvcuz24r1dtkcv
Strona:Anafielas T. 3.djvu/169
100
1078687
3154567
3151379
2022-08-19T17:48:35Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|166}}</noinclude><poem>
— Siano, słoma, skóry, bracie!
Do Pana wieziem na Troki. —
Strażnik milczy, a woźnice
Dzikim jakimś śmieją głosem.
Stali w rynku, poglądają,
Szepcą z sobą i czekają.
Piesi ku nim się gromadzą,
To gdzieś pójdą, to cóś radzą.
A liczba ich rośnie coraz,
Z wozów, zda się, cóś ubywa,
Ale ruchy noc pokrywa.
Znowu cisza w starym grodzie.
:Cóś na Trockiéj czerni drodze,
Jakiś szmer przerywa ciszę.
Ludzie z chat powybiegali,
Patrzą, dziwią; czy uciekać,
Czyli pozostać, nie wiedzą.
— Nasi to — poznali z mowy,
Litwini — widać z odzieży.
I wszyscy stoją w milczeniu.
:Na drodze od Antokola
I od Lidy cóś czernieje.
Zewsząd wojsko gród zalewa,
Turzą górę opasuje.
Aż róg Kiejstuta odzywa
I strażnika wywołuje.
Na głos rogu, zewsząd głosy
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2sbzgb1aeg2ahsxbe7sfgh0zhv5vybb
Strona:Anafielas T. 3.djvu/184
100
1078688
3154607
3151401
2022-08-19T18:31:17Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|181}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXVI.}}
<poem>
:{{kap|Nazajutrz}}, słońce nim wstało,
Już się w zamek lud gromadził,
Kiejstut na kamieniu siedzi,
Obok Witold z mieczem w dłoni,
A dwornia czeka rozkazu.
— Więźniów do mnie przyprowadzić. —
Skoczą natychmiast i wloką.
Przodem Jagiełło schylony,
Wzrok w ziemię, barki zgarbione,
Jak ciężarem przywalone,
Idzie, jakby szedł na ścięcie;
Ani obejrzy się wkoło,
Ani stryjowi pokłonił,
Ani na Witolda skinął;
Stanął, i czeka w milczeniu.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
da8wbtz5gk7lalba3pwcwktkrvrjpjj
Strona:Anafielas T. 3.djvu/183
100
1078689
3154605
3151400
2022-08-19T18:30:27Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|180}}</noinclude><poem>
Zadosyć, jak zechcesz, jak serce ci powié.
Jam świadom Jagiełły ohydnéj niewoli;
Byłem sam na zamku, i byli świadkowie,
Co ze mną powiedzą, kto rządził za niego.
A brata mi oszczędź, synowca swojego!
Krwi jego nie żądaj! Wojdyłło cię zdradzał;
On z mnichy się związał, on mnichy nasadzał;
Wojdyłło niech padnie za zdradę ofiarą!
Jagielle.... — A jemuż więc żadną już karą
Słabości — rzekł Kiejstut — złéj woli nie płacić? —
— Jagielle dać xięztwo i władzę utracić. —
— To mało! — To dosyć. Wypuścić na wolę,
A ciężko mu będzie wstyd znieść swój i dolę.
Upadnie, jak Jawnut, zniewagą przybity.
Ty panuj, mój ojcze! On z Wilna wygnany,
Gdzieś w lasy daleko, od oczów zakryty,
Niech żyje na hańbę i żale skazany.
To brat mój! i ja go kochałem, jak brata;
A zginie, to ciężką będzie mi ta strata,
Jak gdybyś mi rękę odcinał od ciała,
Co przy niém wyrosła, i co je wśpierała. —
:Rzekł Witold, i ojcu do nóg się potoczył.
A Kiejstut rękami schwycił go za głowę,
I milcząc, na zamek ku wrotóm poskoczył,
Myśl jakąś zapewne hodując już nową.
</poem><br>
{{---}}{{Skan zawiera grafikę}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lmwaxi3gbbc96mmcb1t490m2dpbgxxr
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/64
100
1078703
3154500
3134366
2022-08-19T15:38:24Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>nią. Pomyśleli, że jest ona typową Starrówną, a ona nawet nie dowiedziała się, jaki los ją czeka.<br>
{{tab}}Smutno {{Korekta|wygladała|wyglądała}} mała Emilka - w - zwierciadle.<br>
{{tab}}— Nie wiedziałam... nie wiedziałam... — szeptała. — Ale już będę wiedziała po dzisiejszem zdarzeniu — dodała z nagłą energją — i nigdy już, nigdy, nie uczynię tego.<br>
{{tab}}Przez chwilę zdawało jej się, że padnie na łóżko z płaczem. Nie mogła znosić w milczeniu takiego bólu i wstydu, piekącego jej serce. Wtem oczy jej padły na stary żółty zeszyt na stoliczku. W minutę później siedziała Emilka po turecku na łóżku i gorliwie pisała swym tępym małym ołówkiem. W miarę jak palce posuwały się po linjach zeszytu, policzki jej czerwieniły się, oczy rozpalały się i błyszczały coraz bardziej. Zapomniała o Murrayach, chociaż pisała o nich, zapomniała o swem upokorzeniu, chociaż opisywała to, co zaszło: pisała przez godzinę przeszło przy mdłem światełku dymiącej lampki, nie ustając w pracy ani na chwilę, chyba poto, żeby wyjrzeć przez okno i zobaczyć piękno mglistej nocy, albo żeby odszukać na dnie świadomości jakiś wyraz, który jej był potrzebny; kiedy taki wyraz się nasuwał, wydawała westchnienie zadowolenia i pisała dalej.<br>
{{tab}}Gdy usłyszała kroki Murrayów, wchodzących po schodach, odłożyła zeszyt na bok. Skończyła; opisała cały przebieg zdarzeń i rady familijnej Murrayowskiej, stworzyła patetyczną scenę własnej śmierci i Murrayów, zgromadzonych dokoła niej, przy jej łożu śmiertelnem i błagających ją o przebaczenie. Najpierw dostrzegła ciotkę Ruth, klęczącą przy niej<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|58}}</noinclude>
dre9vxp3mkhrtcitg518bew88lrmqdt
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/65
100
1078704
3154501
3134367
2022-08-19T15:40:53Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude><section begin="4"/>i wijącą się wśród łkań i wyrzutów sumienia. Wtem zatrzymał się ołówek: „Ciotka Ruth nie mogłaby nigdy odczuwać tak żywo, w żadnej okoliczności”, pomyślała i przekreśliła ten wiersz.<br>
{{tab}}Podczas pisania minęły ból i upokorzenie. Czuła się tylko zmęczona, ale niemal szczęśliwa. Było to zabawą, takie szukanie i dobieranie słów w celu opisania wuja Wallace’a. A cóż za satysfakcja móc nazwać ciotkę Ruth „grubą przysadzistą babą”.<br>
{{tab}}— Ciekawa jestem, coby powiedzieli wujowie i ciotki gdyby wiedzieli co ja o nich myślę naprawdę, — szepnęła, kładąc się do łóżka.<br><br><section end="4"/><section begin="5"/>
{{c|5|po=1em}}
{{c|KOSA NA KAMIEŃ.|po=1em}}
{{tab}}Emilka, na którą ostentacyjnie nie zwracano uwagi podczas pierwszego śniadania, wezwana została do saloniku po rannej kawie.<br>
{{tab}}Wszyscy tu byli zgromadzeni, cała plejada; Emilce wydało się, gdy spojrzała na twarz wuja Wallace’a, siedzącego w pełnem świetle słonecznem, że nie znalazła odpowiedniego określenia na jego szczególny grymas.<br>
{{tab}}Ciotka Elżbieta stała bez uśmiechu na twarzy przy stole z papierami w ręku.<br>
{{tab}}— Emilko — rzekła — wczoraj nie zdołaliśmy ustalić, kto cię weźmie do siebie. Muszę stwierdzić, że nikt z nas nie miał na to wielkiej ochoty, ponieważ<section end="5"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|59}}</noinclude>
bsime4abmcyyqopza2caklc437twj32
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/66
100
1078705
3154502
3134368
2022-08-19T15:43:06Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>zachowałaś się bardzo niewłaściwie pod wielu względami...<br>
{{tab}}— Och, Elżbieto!... — zaprotestowała Laura. — Ona... ona jest dzieckiem naszej siostry.<br>
{{tab}}Elżbieta podniosła rękę do góry królewskim gestem.<br>
{{tab}}— Ja to załatwiam, Lauro. Bądź tak dobra i nie przerywaj. Jak już powiedziałam Emilko, nie mogliśmy zdecydować, kto się tobą zajmie. Zgodziliśmy się wreszcie na propozycję kuzyna Jimmy, ażeby ustalić to za pomocą loterji. Tutaj mam wypisane nasze imiona, na tych kawałkach papieru. Wyciągniesz jedno z tych imion i ta osoba przygarnie cię.<br>
{{tab}}Ciotka Elżbieta podawała jej kawałki papieru. Emilka drżała tak mocno, że nie mogła wyciągnąć ani jednego. Było to okropne... ona sama musi ściągnąć na siebie ślepy wyrok losu.<br>
{{tab}}— Ciągnij — rzekła ciotka Elżbieta.<br>
{{tab}}Emilka zacisnęła zęby, odrzuciła wtył głowę z miną człowieka, wyzywającego przeznaczenie i wyciągnęła kartkę. Ciotka Elżbieta wyjęła ją z drżącej rączki i rozwinęła. Na kartce wypisane było jej własne imię: Elżbieta Murray. Laura Murray podniosła w tejże chwili chusteczkę do oczu.<br>
{{tab}}— Dobrze, a więc to jest załatwione — rzekł wuj Wallace, wstając z westchnieniem ulgi. — Jeżeli mam zdążyć na pociąg, to muszę się śpieszyć. Rzecz jasna, że do wydatków, jakie będziesz musiała ponieść, Elżbieto, przyczynię się bardzo chętnie.<br>
{{tab}}— Nie jesteśmy żebrakami, my w Srebrnym Nowiu — odrzekła Elżbieta dość chłodno. — Z chwilą, kiedy na mnie spada zadanie zajmowania się nią,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|60}}</noinclude>
k5y59eguin8i0oxk9o9jqcc1r5nml7r
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/67
100
1078706
3154503
3134370
2022-08-19T15:45:02Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>uczynię wszystko, co będzie potrzeba. Nie uchylam się od moich obowiązków.<br>
{{tab}}— Ja jestem jej obowiązkiem — myślała Emilka. — Ojciec mówił, że nikt nie lubi obowiązków. To znaczy, że ciotka Elżbieta nigdy mnie nie polubi.<br>
{{tab}}— Ty masz w sobie więcej dumy Murrayowskiej, niż cała rodzina razem wzięta, Elżbieto — zaśmiał się wuj Wallace.<br>
{{tab}}Wszyscy się roześmieli z wyjątkiem Laury. Ta podeszła do Emilki, stojącej samotnie pośrodku pokoju i wzięła ją w objęcia.<br>
{{tab}}— Tak się cieszę, Emilko, tak się cieszę... — szepnęła. — Nie martw się, dziecko drogie. Ja cię już pokochałam, a Srebrny Nów jest taki ładny, zobaczysz!<br>
{{tab}}— Jest to... ładna nazwa — odrzekła Emilka, walcząc z przemożnem wzruszeniem. — Ja wciąż miałam w duszy nadzieję, że będę u ciebie, ciotko Lauro. Zdaje mi się, że zaraz się rozpłaczę ale to nie dlatego, że niechętnie tam jadę. Ja nie jestem tak źle wychowana, jak ci się może wydaje, ciotko Lauro, i nie byłabym podsłuchiwała wczoraj wieczorem, gdybym była wiedziała, że to jest nieładnie.<br>
{{tab}}— Naturalnie, wiem, że nie byłabyś tego zrobiła — rzekła ciotka Laura.<br>
{{tab}}— Ale widzisz, ja nie jestem Murrayówną.<br>
{{tab}}W tym momencie wypowiedziała ciotka Laura zdanie bardzo dziwne w ustach Murrayówny.<br>
{{tab}}— Bogu niech za to będą dzięki! — rzekła.<br>
{{tab}}Kuzyn Jimmy poszedł za Emilką do hallu. Rozejrzał się dokoła, ażeby się upewnić, że nikt nie widzi i nie słyszy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|61}}</noinclude>
had9q0sh6xacvy93wi3geja04vmy9yl
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/68
100
1078714
3154506
3134507
2022-08-19T15:47:54Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Ciotka Laura jest mistrzynią w pomaganiu losowi, kurczątko!<br>
{{tab}}Emilka pomyślała, że to ładnie brzmi, chociaż nie rozumiała co to znaczy. Odpowiedziała pytaniem, któregoby się nie ośmieliła zadać ciotce Elżbiecie, ani nawet ciotce Laurze.<br>
{{tab}}— Kuzynie Jimmy, gdy pieką ciasto w Srebrnym Nowiu, czy wolno wtedy wyskrobać rozczyn ze ścianek dzieżki i zjeść go?<br>
{{tab}}— Laura pozwoli, Elżbieta nigdy — odpowiedział kuzyn Jimmy szeptem.<br>
{{tab}}— Aczy wolno mi będzie przyłożyć nogi do pieca, kiedy mi zziębną? I napić się czegoś gorącego przed spaniem?<br>
{{tab}}— Ta sama odpowiedź, co na poprzednie pytanie — odrzekł kuzyn Jimmy. — Ja będę ci deklamował moje wiersze. Dla bardzo niewielu osób to robię. Stworzyłem tysiąc poematów. Nie wszystkie napisałem, noszę je tutaj — kuzyn Jimmy wskazał na swe czoło.<br>
{{tab}}— Czy to bardzo trudno pisać wiersze? — spytała Emilka, patrząc z coraz większym szacunkiem na kuzyna Jimmy.<br>
{{tab}}— Tak łatwo, jak toczyć przed sobą walec drzewa, byleby mieć rymów dostateczną ilość — rzekł kuzyn Jimmy.<br>
{{tab}}Wszyscy odjechali tegoż dnia zrana oprócz trojga krewnych ze Srebrnego Nowiu. Ciotka Elżbieta oznajmiła, że pozostaną do dnia następnego, ażeby zapakować potrzebne rzeczy i zabrać Emilkę ze sobą.<br>
{{tab}}— Większość mebli należy do właścicieli domu — rzekła. — Tak, że niedużo czasu zajmie nam {{pp|pa|kowanie}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|62}}</noinclude>
b8vtki2l5oiq7th68znd1pprzaf816n
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/69
100
1078715
3154507
3134509
2022-08-19T15:50:14Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|pa|kowanie}}. Musimy tylko zabrać książki Douglasa Starra i jego osobiste drobiazgi.<br>
{{tab}}— Jak przewiozę moje koty? — spytała Emilka zatroskana.<br>
{{tab}}Ciotka Elżbieta zdumiała się.<br>
{{tab}}— Koty! Nie zabierzesz ze sobą kotów, panienko.<br>
{{tab}}— Och, ja muszę wziąć z sobą Kicię i Nieznośnika. — zawołała Emilka dziko. — Nie mogę ich pozostawić. Nie mogę żyć bez kotów.<br>
{{tab}}— Głupstwa takie! Pełno jest kotów w Srebrnym Nowiu, ale nie wolno im wchodzić do domu.<br>
{{tab}}— Czy lubisz koty, ciotko? — spytała Emilka ciekawie.<br>
{{tab}}— Nie, nie lubię.<br>
{{tab}}— Nie lubisz dotknięcia miłego, miękkiego, pulchnego kotka? — nalegała Emilka.<br>
{{tab}}— Nie; równie chętnie dotknęłabym węża.<br>
{{tab}}— Mamy tam lalkę woskową twojej matki — wtrąciła ciotka Laura. — Ubiorę ją i będziesz się nią bawiła.<br>
{{tab}}— Nie lubię lalek, one nie umieją mówić!<br>
{{tab}}— Koty też nie mówią.<br>
{{tab}}— Och, owszem! Kicia i Nieznośnik mówią. Och, ja muszę je zabrać z sobą! Proszę, ciotko Elżbieto, proszę! Ja ''kocham'' te koty. To są jedyne istoty, które mnie kochają. Proszę cię, ciotko!<br>
{{tab}}— Przecież kot zajmuje tak mało miejsca! — poparł ją kuzyn Jimmy. — Zabierz je, Elżbieto.<br>
{{tab}}Ciotka Elżbieta zastanowiła się. Nie rozumiała, jak człowiekowi może zależeć na kocie. Ciotka Elżbieta należała do tych ludzi, którzy tylko to rozumieją, co im się powie wyraźnie słowami i wbije im<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|63}}</noinclude>
5qr4xv9n9df64acxi95h4j8zh1i4czx
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/70
100
1078716
3154508
3134511
2022-08-19T15:52:37Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>się, niby młotem, w głowę. A i wówczas pojmą to rozumem, a nie sercem.<br>
{{tab}}— Zabierz jednego z twoich kotów — rzekła wreszcie z miną osoby, zdobywającej się na wielkie ustępstwo. — Jednego nie więcej. Nie, nie masz już o czem mówić. Naucz się zaraz na wstępie, Emilko, tej prawdy, że gdy ja coś powiem, to jest to nieodwołalne. Dosyć, Jimmy!<br>
{{tab}}Kuzyn Jimmy połknął coś, co chciał powiedzieć, włożył ręce do kieszeni i gwizdał, patrząc na sufit.<br>
{{tab}}— Skoro ona mówi, tak być musi i basta. Murrayówna! Wszyscy urodziliśmy się z tym uporem, kurczątko i ty też masz w sobie dużo cech Murrayowskich. Nie mów, że nie jesteś Murrayówną! Masz tylko cienką warstewkę Starrowską na powierzchni.<br>
{{tab}}— Nieprawda, ja cała jestem Starrówna, chcę być Starrówną — zawołała Emilka. — Och, jakże ja mam wybrać między Kicią a Nieznośnikiem?<br>
{{tab}}To było doprawdy zagadnienie. Emilka rozważała je przez cały dzień, serce jej krwawiło. Wolała Kicię, to było niewątpliwe. Ale nie mogła zostawić Nieznośnika na łasce i niełasce Heleny. Helena zawsze nienawidziła Nieznośnika. Lubiła raczej Kicię, dla Kici nie była zła. Helena wracała do swego miasteczka rodzinnego, przyda jej się kot. Wreszcie wieczorem powzięła Emilka okrutną decyzję: zabierze z sobą Nieznośnika.<br>
{{tab}}— Lepiej wziąć kota, niż kocicę — rzekł Jimmy. — Niema kłopotu z kociętami, wiesz, Emilko.<br>
{{tab}}— Jimmy! — rzekła surowo ciotka Elżbieta.<br>
{{tab}}Emilka zdziwiona była tą surowością. Dlaczego nie można mówić o kociętach? Ale nie podobała jej<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|64}}</noinclude>
9v5eaxuknm8pcrl42cq8kht4xycryaq
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/71
100
1078717
3154509
3134513
2022-08-19T15:56:06Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */ int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>się nazwa „kocica” w zastosowaniu do Kici. To brzmiało zbyt twardo.<br>
{{tab}}Drażnił ją ruch i rozgardjasz podczas pakowania. Tęskniła do dawnego spokoju, przypominała sobie rozmowy z ojcem. Doznawała wrażenia, jakby byli jeszcze bardziej oddaleni jedno od drugiego naskutek tego wtargnięcia Murrayów pomiędzy nich dwoje.<br>
{{tab}}— A to co? — spytała ciotka Elżbieta, przerywając na chwilę pakowanie. Emilka spojrzała i ze smutkiem zobaczyła swój żółty zeszyt w rękach ciotki. Ciotka otworzyła zeszyt, zaczęła czytać... Emilka skoczyła i wyrwała jej kajet.<br>
{{tab}}— Nie czytaj tego, ciotko Elżbieto — zawołała z oburzeniem. — To moje, to jest moja ''prywatna'' własność!<br>
{{tab}}— Pleciesz, panno Starr — rzekła ciotka Elżbieta, patrząc na nią. — Pozwól sobie powiedzieć, że ja mam prawo czytać twoje książki. Ja za ciebie odpowiadam. Nie mam zamiaru pozwolić ci na jakieś tajemnice lub konszachty, zapamiętaj to sobie. Widocznie jest tu coś, czego się wstydzisz, tem bardziej muszę to zobaczyć. Daj mi ten zeszyt.<br>
{{tab}}— Nie wstydzę się niczego, co tu napisałam — zawołała Emilka, cofając się z cennym zeszytem, przyciśniętym do piersi. — Ale nie dam ci tego przeczytać, ani tobie, ani nikomu!<br>
{{tab}}Ciotka Elżbieta postąpiła ku niej o krok naprzód.<br>
{{tab}}— Emiljo Starr, czy słyszysz, co mówię do ciebie? Daj mi ten zeszyt... ''natychmiast''!<br>
{{tab}}— Nie, nie! — Emilka odwróciła się, pobiegła. Nigdy nie pozwoli ciotce Elżbiecie zajrzeć do tego {{Korekta|zeszytu|zeszytu.}} Uciekła do kuchni, ogień palił się na kominie.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|65}}</noinclude>
0yvxe9fk8bmlm5cqubkzroygysiv3kc
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/72
100
1078720
3154511
3134522
2022-08-19T15:59:08Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>Zerwała okładkę, cisnęła zapisane kartki w płomienie. Patrzyła z rozdartem sercem, jak się obracały w popiół. Ale ciotka Elżbieta nie zobaczy ich nigdy, nie przeczyta tych drobiazgów, które ona pisała dla siebie i dla ojca, które czytała z nim głośno, tych {{Korekta|opowiadać|opowiadań}} o Królowej Wichrów, o Emilce - w - Zwierciadle, tych kocich djalogów, ani tych wszystkich uwag, które ubiegłej nocy wpisała tu o Murrayach. Patrzyła na ten proces niszczenia z takim bólem, jakby to płonęło coś żywego. Skrawek papieru oddzielił się: widniały na nim duże litery: „Ciotka Elżbieta jest zimna i opryskliwa”. Coby to było, gdyby ciotka Elżbieta to przeczytała? Co będzie, jeżeli teraz to zobaczy! Emilka patrzyła z niepokojem za siebie. Nie, ciotka Elżbieta poszła zpowrotem do pokoju i zatrzasnęła drzwi za sobą. Żółty zeszyt był kupką popiołu na płonących węglach. Emilka siedziała przy piecu i płakała. Doznawała uczucia, że straciła coś niewymownie cennego. Okropną była myśl że wszystko, co sercu drogie, nas opuszcza. Nigdy nie będzie umiała napisać powtórnie tego samego. A gdyby umiała, nie ośmieli się, bo przecież ciotka Elżbieta musi wszędzie zajrzeć i widzieć wszystko. Ojciec nigdy nie nalegał, że chce to czytać. Ona lubiła mu to czytać, ale gdyby nie była chciała, on nie byłby się tego domagał. I nagle ze łzami w oczach wpisała Emilka parę zdań w powietrzu w żółty zeszyt swej wyobraźni.<br>
{{tab}}— Ciotka Elżbieta jest zimna i opryskliwa. I nie jest przyzwoita w postępowaniu.<br>
{{tab}}Nazajutrz zrana, gdy kuzyn Jimmy znosił walizy na dół, a ciotka Elżbieta udzielała Helenie ostatnich<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|66}}</noinclude>
07ev9rhg09dnbtjbphdfypvvctgdhut
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/73
100
1078721
3154513
3134525
2022-08-19T16:01:46Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>instrukcyj, pożegnała Emilka całe dotychczasowe otoczenie. Pożegnała Wyniosłego Świerka, Adama i Ewę. „Tak im będzie mnie brak, gdy odjadę, nie będzie ich kto miał kochać!” — rzekła ze smutkiem. — Pożegnała się z fotelem na biegunach, z jabłonią, z trawnikiem. Następnie weszła na górę do swego pokoju. To małe okienko było w jej oczach zawsze łącznikiem ze światem cudów. W spalonym żółtym zeszycie był jeden opis, który napełniał ją szczególną dumą. „Opis widoku z mego okna”. Tu siadywała i marzyła. Wieczorem często klękała przy tem okienku i odmawiała pacierze. Czasami świeciły gwiazdy, czasami deszcz bił w szyby, czasem przylatywały tu szczygły i jaskółki, niejednokrotnie zalatywał zapach jabłoni i bzów w kwiecie, czasami słychać tu było śmiech Królowej Wichrów, jej westchnienia, jej pieśni i gwizdy. Emilka słyszała je wśród mrocznych nocy, podczas groźnych zawiei zimowych. Nie żegnała się z Królową Wichrów, bo wiedziała, że Królowa Wichrów przybędzie za nią do Srebrnego Nowiu. Ale pożegnała się ze swem okienkiem i z zielonem wzgórzem, które tak kochała i drzewami pod wzgórzem i z Emilką-w-Zwierciadle. Może znajdzie się w Srebrnym Nowiu inna Emilka - w - Zwierciadle, ale to nie będzie ta sama. Zdjęła ze ściany i wsunęła do kieszeni rysunek sukni balowej, który wycięła z czasopisma kobiecego. Była to taka cudna suknia z białej koronki, podpięta bukiecikami różyczek, z długim, długim trenem, który sięgał chyba połowy pokoju. Emilka z tysiąc razy najmniej widziała siebie w tej sukni; była zawsze królową piękności na sali balowej w swej wyobraźni.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|67}}</noinclude>
tu2wdu3gbte8y26vscfzxneyal0r3ja
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/74
100
1078722
3154517
3134527
2022-08-19T16:04:37Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Na dole czekano na nią. Emilka pożegnała się z Heleną Greene. Było to pożegnanie raczej chłodne, ona nigdy nie lubiła Heleny Greene, a od owej nocy, kiedy Helena powiedziała jej, że ojciec umrze niebawem, Emilka znienawidziła ją i bała jej się.<br>
{{tab}}Helena zaskoczyła Emilkę wybuchem płaczu i tuleniem jej do siebie. Prosiła, żeby Emilka nie zapomniała jej, żeby do niej napisała, nazwała ją swem „umiłowanem dzieckiem”.<br>
{{tab}}— Nie jestem twem umiłowanem dzieckiem — rzekła Emilka. — Ale napiszę do ciebie. A czy będziesz bardzo dobra dla Kici?<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że ty bardziej odczuwasz rozłąkę z tym kotem, niż rozstanie ze mną — zasyczała Helena.<br>
{{tab}}— No, rozumie się, że tak. — odrzekła Emilka, zdumiona, że wogóle może tu zachodzić porównanie.<br>
{{tab}}Najwyższym wysiłkiem woli powstrzymała się od łez, gdy przyszło jej się żegnać z Kicią, która siedziała skulona, na trawniku.<br>
{{tab}}— Może cię jeszcze zobaczę kiedyś — szepnęła, tuląc ją do siebie. — Pewna jestem, że dobre kotki idą prosto do nieba.<br>
{{tab}}Odjechali czteroosobowym powozem, stale używanym przez mieszkańców Srebrnego Nowiu. Emilka nigdy dotychczas nie jechała takim wspaniałym pojazdem. Wogóle jeździła mało. Razu pewnego ojciec pożyczył sobie bryczkę państwa Hubbard. Trzęsło okropnie, ale ojciec przez cały czas mówił do niej i uczynił z tej wycieczki istny cud.<br>
{{tab}}Kuzyn Jimmy i ciotka Elżbieta siedzieli w głębi, ciotka miała na sobie kapelusz z czarnych koronek<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|68}}</noinclude>
q5en9hfob8eig8uiyhjv59olykguvmm
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/75
100
1078723
3154519
3134948
2022-08-19T16:09:54Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude><section begin="5"/>i takież okrycie. Ciotka Laura i Emilka zajmowały przednie siedzenie, a między niemi w koszyku jechał Nieznośnik.<br>
{{tab}}Emilka patrzyła na trawniki, na domek, który niebawem zniknął za zakrętem i rozmyślała, że ten mały domek w wąwozie wyglądał, jakby miał złamane serce. Pragnęła pobiec tam zpowrotem i zanieść mu słowa pociechy. Wbrew jej postanowieniu łzy napłynęły jej do oczu. Ale ciotka Laura wyciągnęła rękę ponad koszykiem Nieznośnika i zamknęła rączkę Emilki w porozumiewawczym, gorącym uścisku.<br>
{{tab}}— O! bardzo cię kocham, ciotko Lauro — szepnęła Emilka.<br>
{{tab}}Oczy ciotki Laury były bardzo, bardzo niebieskie, głębokie i przyjazne.<br><br><section end="5"/><section begin="6"/>
{{c|6|po=1em}}
{{c|SREBRNY NÓW.|po=1em}}
{{tab}}Emilce podobała się ta wyprawa w ukwiecony świat czerwcowy. Nikt dużo nie mówił. Nawet Nieznośnik pogrążył się w milczeniu rozpaczy; kuzyn Jimmy rzucał od czasu do czasu jakąś uwagę, bardziej dla niego samego przeznaczoną, niż dla kogokolwiek innego. Czasami ciotka Elżbieta odpowiadała mu paru słowy, czasami nie. Zawsze mówiła cierpko i nie trwoniła wyrazów.<br>
{{tab}}Zatrzymali się w Charlottetown i tam zjedli obiad. Emilka od śmierci ojca nie miała apetytu i nie mogła jeść rozbefu, który kelnerka postawiła przed<section end="6"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
db4nlqen35pcxptlsdf25du2hayork5
Strona:Anafielas T. 3.djvu/179
100
1078726
3154593
3151396
2022-08-19T18:17:07Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|176}}</noinclude><poem>
Na zamku, na mieście, wciąż lękając zdrady,
Obsiedli, i w zbrojne zbierają gromady.
:A Kiejstut znów duma. Ciężko mu z Wojdyłłą
Dzień drugi pod jednym przeżywać już dachem.
Niechby się co prędzéj zemstą nasyciło,
Zdradę i zdrajcę jednym zwaliło zamachem.
:Jagiełło strzeżony łzy płacze gorzkiemi.
Nie xięztwa żal mu tak, nie władzy straconéj,
Lecz hańby, co czoło plamami czarnemi
Na wieki piętnuje. Bez walki zginiony!
Wojdyłło związany co chwila wygląda
Siepaczów. Na duszy niecierpliwość trwożna.
On kary chce prędkiéj i śmierci pożąda,
A i śmierci nawet przyśpieszyć nie można.
I co drzwi zaskrzypią, co chód da się słyszeć,
To głowę podniesie, to przestaje dyszeć,
Patrząc, się podnosi. Drzwi miną. Dzień cały
Nikt chleba nie przyniósł ni wody spleśniałéj.
Woda, co ze sklepień na usta mu ciekła,
Padając kroplami, pragnieniem go piekła,
Powietrze dusiło, głód srogi dojmował,
I więzów już swoich zerwać nie probował.
:Dzień płynie. O, gdyby choć szelest pod drzwiami,
O, gdyby głos ludzki z przekleństwem na głowę!
Milczenie śmiertelne; a woda kroplami
Wciąż zwolna upada w kałużę grobową,
Gdzie dziwne się gady wylęgły; wzrok płowy
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ja9hsw1r39jbprqcnivmqs3awrj4wnm
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/76
100
1078938
3154520
3135159
2022-08-19T16:13:37Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>nią. Ciotka Elżbieta, widząc to, szepnęła coś kelnerce, a ta wróciła po chwili z półmiskiem, na którym widniała zimna pularda, delikatna, biała, ubrana liśćmi sałaty.<br>
{{tab}}— Czy to zjesz? — spytała Elżbieta surowo, jakby się zwracała do oskarżonej przed kratkami.<br>
{{tab}}— Spróbuję — szepnęła Emilka.<br>
{{tab}}Zbyt była wylękniona, aby powiedzieć coś więcej; zdołała przełknąć parę kęsów pulardy, poczem doszła do wniosku, że trzeba się zdobyć na odwagę i wyświetlić pewną kwestję.<br>
{{tab}}— Ciotko Elżbieto — rzekła.<br>
{{tab}}— No, co takiego? — spytała ciotka Elżbieta, zwracając swe stalowe oczy na zmieszaną twarzyczkę siostrzenicy.<br>
{{tab}}— Chciałabym, żebyś zrozumiała — rzekła Emilka bardzo szybko, lecz niemniej wyraźnie, chcąc być pewną, że ciotka zrozumie — że ja nie jadłam rozbefu, nie dlatego, że to był rozbef. Nie byłam głodna poprostu; a pulardę jem tylko, żeby ci się odwdzięczyć a nie dlatego, że ją wolę.<br>
{{tab}}— Dzieci powinny jeść to, co im dają i nigdy nie powinny nosem kręcić na świeże, zdrowe jedzenie — rzekła ciotka Elżbieta surowo. Emilka czuła, że ciotka Elżbieta nie zrozumiała bynajmniej jej intencji i była z tego powodu bardzo nieszczęśliwa.<br>
{{tab}}Po obiedzie oznajmiła ciotka Elżbieta ciotce Laurze, że muszą iść po zakupy.<br>
{{tab}}— Musimy kupić różne rzeczy dla dziecka — rzekła.<br>
{{tab}}— Och, proszę, nie nazywajcie mnie dzieckiem — zawołała Emilka. — To brzmi tak, jakbym nie {{pp|nale|żała}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|70}}</noinclude>
lvotd1tr3omb5mrxxn62pjn81w1skg9
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/77
100
1078939
3154521
3135160
2022-08-19T16:16:41Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|nale|żała}} do nikogo. Czy nie podoba ci się moje imię, ciotko Elżbieto? Matka uważała je za takie ładne! A poza tem mnie niczego nie potrzeba. Mam dwa tuziny bielizny, tylko jeden komplet jest uszkodzony.<br>
{{tab}}— Sz... — rzeki kuzyn Jimmy, trącając łagodnie kolano Emilki pod stołem.<br>
{{tab}}Kuzyn Jimmy miał na myśli, że skoro ciotka Elżbieta jest w usposobieniu tak szczodrem, nie należy jej się sprzeciwiać: niech kupuje. Emilka zaś mniemała, że on ją łaje za wspominanie o bieliźnie, czyli o majtkach, i zaczerwieniła się po uszy. Ciotka Elżbieta mówiła dalej do Laury, jakgdyby nic nie słyszała.<br>
{{tab}}— Nie chcę, żeby ona nosiła tę tanią czarną sukienkę w Czarnowodzie. Możnaby przesiać mąkę przez ten materjał. Wogóle niema sensu wkładanie żałoby na dziesięcioletnią dziewczynkę. Mam zamiar kupić jej białą sukienkę z czarnemi oszyciami i trochę bawełnianego materjału na szkolną sukienkę, czarną z białem. Jimmy, zostawimy dziecko pod twoją opieką. Pilnuj jej.<br>
{{tab}}Metoda „pilnowania” polegała u kuzyna Jimmy na zaprowadzeniu małej do restauracji w dole ulicy i na przekarmianiu jej kremem mrożonym{{pw|Błędne tłumaczenie słowa ''ice-cream'', chodzi po prostu o lody.}}. Emilka nigdy nie jadła kremu mrożonego, więc nawet przy braku apetytu zjadła z zachwytem dwie porcje. Kuzyn Jimmy przyglądał jej się z zadowoleniem.<br>
{{tab}}— Dobre rzeczy mogę ci dawać tylko, kiedy Elżbieta nas nie widzi — rzekł. — Ale tego i ona nie może przejrzeć, co jest w tobie. Wyzyskaj te chwile obecne, bo Pan Bóg raczy wiedzieć, kiedy dostaniesz znowu porcję kremu mrożonego.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|71}}</noinclude>
ou2rvl1xx4nt3x7lnk4ktnvg6ov1oij
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/79
100
1078941
3154523
3135163
2022-08-19T16:21:28Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{pk|Wo|da}}, a nad lesistemi wzgórzami górowała wieżyczka złoto-białego kościółka. Ale te wszystkie szczegóły nie wywołały w niej „promyka”, ten rozbłysnął w jej duszy nagle i nieoczekiwanie, jak zawsze: na widok okienka winem porosłego i skrawka opalowego nieba, który wydawał się stąd jakby obramowany, i księżyca, mieniącego się złotawemi blaskami. Emilka zachwycała się właśnie tym cudnym wieczorem w nowem otoczeniu, gdy przyszedł po nią kuzyn Jimmy i zaprowadził ją do kuchni.<br>
{{tab}}Siedziała na długiej ławce kuchennej, starej i trzeszczącej i patrzyła, jak ciotka Elżbieta zapala świece w dużych, staroświeckich kandelabrach i lichtarzach.<br>
{{tab}}Emilka nigdy nie widziała dotychczas takiej kuchni. Ściany były z ciemnego drzewa, sufit był niski, przecinany czarnemi deskami, z których zwieszały się szynki i bekony, oraz pęki traw i dużo innych przedmiotów, których nazw Emilka nie znała. Podłoga, piaskiem wysypana, była biała i czysta. W kącie wisiał obraz świętego, który w migocącem świetle stojącej nieopodal świecy, zdawał się żyć i napełniał ją lękiem. Z drugiej strony było puste czarne wgłębienie, które również wyglądało przerażająco, tajemniczo... Stamtąd mogła spaść jakaś nieznana kara, jeżeli ktoś był niegrzeczny, wiecie? A świece rzucały takie dziwne cienie. Emilka sama nie wiedziała, czy jej się podoba ta kuchnia w Srebrnym Nowiu, czy nie. Było to coś oryginalnego, chętnie byłaby to opisała w żółtym zeszycie, gdyby się nie był spalił. I Emilka poczuła nagle, że już, już, trysną z jej oczu łzy...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|73}}</noinclude>
tgmgy7g2ygyq7pana3t8k4h3l6y6de0
Strona:Anafielas T. 3.djvu/208
100
1079163
3154677
3151628
2022-08-19T19:30:04Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|205}}</noinclude><poem>
I ruskich wojsk my nie mamy.
Za wszystko męztwo zapłaci?
Czy jedném męztwem wygramy?
:O, nie wiém, nie wiém ja, czemu
Oczu od zamku Trockiego
Odwrócić chwili nie mogę!
A łzą mi oczy zachodzą!
A ręce drżą mi i serce!
I męztwo moje straciłem! —
:— Ojcze mój! — Witold odrzeka —
Zawsze tak, chwila przed walką;
Lecz gdy się ruszą szeregi,
Ziemia zatętni, krzyk wzniesie,
Wówczas i serce zabije,
I męztwo dawne powróci.
Wszak Bogi za dobrą sprawą,
Bogi za zdrajcą nie będą.
Ofiarę spalim przed Khawą,
I niewolników dwónastu
Na dziękczynienie oddamy. —
:— O, dałbym, synu, sam siebie,
Siebie Bogóm na ofiarę,
Bylebym głowę mógł starą
W ojczystych murach położyć!
Ale mnie tego nie dożyć!
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hlifjentquplm6ipfno9lxm29s8cp9a
Strona:Anafielas T. 3.djvu/207
100
1079164
3154674
3151626
2022-08-19T19:27:49Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|204}}</noinclude><poem>
:Na jedném wzgórzu Jagiełło,
Z Mistrzem i bracią, w milczeniu
Stoi, i od Trok pogląda;
Na drugiém Kiejstut z Witoldem,
Sparci na mieczach i smutni,
W żelazne Krzyżaków zbroje,
Co świecą słońca odblaskiem,
Patrzą; i na Żmudź swą okiem,
Skórami i pałki zbrojną,
Zwątpiały wzrok obracają,
:— Słuchaj, Witoldzie! — rzekł stary —
Nie trudno zgadnąć wygraną.
I nie wiém, czemu na Trockie
Smutno poglądać mi wieże!
Patrz, chmura kruków tam wisi
I kracze, wzbiwszy nad mury.
Miałżebym nigdy już, nigdy,
Nie siąść przy Trockiém ognisku?
I moje Bogi domowe
Pożegnać, rzucić na wieki!
Nie trudno zgadnąć wygraną —
Jagiełło silny Krzyżakiem;
Z nami tylko nasi staną,
Nieporządnym szykiem w boju;
I nie mają miecza, zbroi,
Twoi żołnierze i moi;
I trzech my nie mamy braci,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
knt2r5yxhb18un0o663tlqjmwrc1r15
Strona:Anafielas T. 3.djvu/206
100
1079165
3154669
3151625
2022-08-19T19:25:15Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|203}}</noinclude><poem>
Brześć tylko, gdzie jest Biruta,
Zięć niewierny poszanował;
Resztę zagarnął pod siebie.
Wieść ta nie przydała bolu.
Kiejstut z wojskami już w polu.
— Na Jagiełłę naprzód! — woła —
Potém z zięciem obrachujem. —
I pod Troki ciągnąć każe.
Witold przyleciał tam z Grodna,
Kiejstut nadbiega ze Żmudzi;
I Jagiełło z Krzyżowemi,
Ze trzema braćmi swojemi,
Na odsiecz zamku pośpiesza.
:Trzykroć zatętniała ziemia,
Trzykroć zaszumiały lasy,
A słońce wschodzące krwawo
Na Trockie spójrzało pola,
W Trockiém zabłysło jeziorze,
Jakby w krwi rozlanéj strudze.
:Cicho w obozach; oczyma
Dwa wojska mierzą się wzajem;
Na dwóch pagórkach się kładły,
Z dwóch się patrzą wysokości,
I liczą ufce, proporce,
Z siłami swemi rachują.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pdu6mc7s3cwls4nt0fwut7vxzpitndc
Strona:Anafielas T. 3.djvu/194
100
1079166
3154628
3151419
2022-08-19T18:52:54Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|191}}</noinclude><poem>
Szczęśliwe przelecą, a ciężkie przegniotą;
A równo i szczęście i boleść uciecze.
</poem>
{{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}}
<poem>
:Raz wieczór był ciemny i burza na dworze,
I wichry w ciemnościach szalały samopas,
W krużgankach zamkowych świszczały ponuro,
Do okien się tłukły; i promień ogniska
Z dymami na izbę przed wiatrem uciekał;
I ptastwo do blanków, do drzew się tuliło.
Jagiełło sam siedział, zgarbiony, ponury,
Cóś szeptał, jak gdyby chciał duchy zaklinać,
Wejrzeniem nieśmiałém na czarne wiódł mury
I wzdychał; a sługi w przedsieniu wesoło
Pieśniami mu serce zbolałe jątrzyli.
:Czy wicher tak zawył? czy wrota zaskrzypły?
Czy róg się odezwał? czy puhacz skowycze?
Czy wjechał gość jaki? czy szumi w krużgankach?
:Powoli komnaty drzwi przemkną się napół,
Służebnik przed panem z pokłonem upada.
— Kniaziu mój! podróżny przyjechał do ciebie.
Czy każesz go puścić? —
{{tab|130}}— Z daleka podróżny? —
— On z Wilna; po pilnéj przybieżał potrzebie,
I prosi, i błaga, by widzieć się z tobą. —
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dpaop600n94r8kd5g7hg8xu410ume6j
Strona:Anafielas T. 3.djvu/195
100
1079167
3154629
3151420
2022-08-19T18:56:20Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|192}}</noinclude><poem>
— Zapytaj o imie. — On imie powiedział,
To Hanul Nakiemna. —
{{tab|120}}— Niech wnijdzie tu do mnie;
I podać mu wodę, podać mu róg złoty,
I placki, i mięso, i miodu Krewskiego. —
Tak mówił; powstaje, sam do drzwi pośpiesza;
A w oczach nadzieja i radość raz piérwszy
Zabłysły; aż słudzy odmianie się dziwią.
Wszedł Hanul, i twarzą do ziemi przypada;
Jagiełło podnosi, za rękę go ciśnie.
— Ty tutaj! — zawołał — ty tutaj! ty u mnie!
I cóż cię, mój stary, na Witebsk przygnało? —
Tak mówił, a w głosie od płaczu mu drżało,
I oczy w starego jaśniejące wlepił,
Starą dłoń zatrzymał z uczuciem braterskiém.
:A Hanul Nakiemna był starzec już siwy,
Olgerda dworzanin, Jagiełły druh z młodu,
Przyjaciel Xiążęcia, krwi jego i rodu.
Włos mu już się srébrzył, a jeszcze policzki
Jaśniały rumieńcem, i oczy pałały.
Na sobie miał czarne odzienie zszarzane,
Nóż tylko za pasem, kij tylko okuty,
A włosy od prochu i pyłu zwalane,
A plecy od wieku i znoju schylone.
:— O, powiedz mi, Hanul — Jagiełło zawołał —
Co w Wilnie się dzieje? jak stryj tam panuje?
Czy pamięć tam ojca brat całkiem wymazał?
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a6ljuixwxomtvqyfyscl06xtu6s3xn2
Strona:Anafielas T. 3.djvu/196
100
1079168
3154631
3151421
2022-08-19T18:59:29Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|193}}</noinclude><poem>
I o mnie, i o nas zapomnieć przykazał?
Czy wiedzą na Litwie, że żyje Jagiełło?
Czy synom Olgerda nie postać tam więcéj? —
:— Nie! — Hanul odpowié — nie! Ród wasz Xiążęcy
Na starą do grodu powróci siedzibę,
I tam, tam zasiędziesz, gdzieś przeżył od młodu;
A pamięć Olgerda nie zgasła na Litwie,
Ni ramie Kiejstuta wymazać ją może.
Wy zawsze przytomni! wy zawsze tam z nami!
A cicho lud gwarzy, wygląda powrótu. —
:— Powrótu! powrótu! — Jagiełło rzekł smutnie —
Powrócić! być sługą, poddanym Kiejstuta!
To nadto sromoty dla syna Olgerda! —
— Powrócić panować! — Hanul mu odrzeka. —
Nam tęskno za wami, my na was czekamy.
Jam przybył.... — I wkoło wzrok toczy nieśmiało.
— Mów, Hanul! nikt nas tu nie słucha, na Bogi! —
— Więc powiém. Już tobie czas wracać do Wilna;
Kiejstut tam bezpieczny, w wyprawy się gania,
Załoga maleńka, a Witold na Trokach.
Przyjaciół masz w Wilnie, słudzy ci pomogą.
Idź, zabierz, co twoje, Olgerda dziedzictwo,
I rękę ci tylko ściągnąć już po niego. —
— O! nie tak to łatwo! — Jagiełło przerywa. —
Nie patrzy się Kiejstut, a jednak on strzeże.
I Witold zbyt blizko, i siły mam małe. —
— Sił wam tam nie trzeba, bo Wilno twe całe —
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bbgjy1tt471evg8x6vwzrxrsnp7ia9t
Strona:Anafielas T. 3.djvu/197
100
1079169
3154634
3151422
2022-08-19T19:01:20Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|194}}</noinclude><poem>
Rzekł Hanul. — Jam z swemi już mówił o tobie.
Im tęskno za Panem, na ciebie czekają.
Przyjdź tylko i zabierz. —
{{tab|120}}— O! byłażby prawda! —
Jagiełło wykrzyka, rzucając ku niemu. —
I mogęż ci wierzyć? —
{{tab|110}}— Wierz słudze staremu,
Bo stary cię sługa wszak nigdy nie zdradził.
Gdy Kiejstut na Krewie z Witebskiem cię sadził,
My wówczas szeptali: — Niedługo tam jemu;
Powróci do swoich, na Wilno powróci. —
Czas nadszedł, my rękę ciągniemy do ciebie.
Chodź, Xiążę, w stolicę. Swoi cię czekają. —
:Wtém wnieśli miód Krewski i rogi złocone,
I oba umilkli. Jagiełło do gościa
Wychylił, i wzrokiem wesołym pogląda.
A czeladź go widząc z tak jasném obliczem,
Dziwi się, cóś szepce o wieści wesołéj.
:Nazajutrz odjechał. Pozostał Jagiełło,
Lecz nie już, jak wprzódy, samotny u ognia;
On zbiera swe sługi, do wojny ich zbroi;
A kiedy pytają — Z Kiejstutem — powiada —
Pójdziemy w Krzyżackie nacieszyć się włości. —
:I zamek się cały, i miasto się całe
Przybiera; łucznicy z strzałami gotują;
Ostrzą się szablice, i dzidy hartują,
I konie zdziczałe w pastwiskach zajmują.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g384u1uluu8hume523cimjkczv3x5pc
Strona:Anafielas T. 3.djvu/198
100
1079170
3154639
3151423
2022-08-19T19:04:53Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|195}}</noinclude><poem>
:Choć jeszcze Jagiełło dnia wyjścia nikomu,
Ni drogi nie wskazał, a wszyscy już wiedzą,
Że pójdą daleko, że wojnę poniosą.
Matka się pytała, przed matką zataił;
Brat młódszy się pytał, nic nie rzekł przed bratem;
Bajoras chcą wiedzieć, Bajoróm powiada,
Że z stryjem Kiejstutem na Prussy napada.
I ranku jednego w trąb dziesięć zatrąbią,
W Lietaury zabiją, chorągwie rozwiną.
On matkę pożegnał i smutny wyjeżdża,
A dokąd? nikt nie śmié domyślać, nikt nie wié.
Raz mówił, że do Pruss, to znowu, że w Krewie
Na zamku chce w swoich przesiedzieć czas włościach.
:A w Wilnie? — O nowych lud szemrze cóś gościach.
W gospodzie Nakiemny co nocy mieszczanie
Miód piją, pocichu, tajemnie cóś gwarzą,
I chodzą — nie swoi; oczyma i twarzą
Wskazują, że spisek uknuty, i zdrady
Lękają się jakiejś, a sobie nie wierzą.
Co nocy na drogę do Krewa wiodącą
Kilku ich wychodzi; patrzają ze wzgórza;
Szepcąc cóś, wracają; gdy czarna okryje
Noc miasto, gościniec, i góry, i lasy,
Naówczas podchodzą, i z strażą zamkową
To piją, to ciche prowadzą rozmowy.
Nakoniec i Hanul do Krewa się nocą
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6ea2n610u5w4i21mex5fpu4cf7bc990
Strona:Anafielas T. 3.djvu/199
100
1079171
3154643
3148822
2022-08-19T19:08:27Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|196}}</noinclude><poem>
Przebiera, powraca, a znowu do niego
Mieszczanie ciekawi rozpytać się biegą.
:A Kiejstut? — pociągnął na Siewierz, daleko.
Korybut go ztamtąd napada, jak gdyby
Za brata chciał pomścić; i coraz to głębiéj
Żmudź żyzną plądruje, i coraz to dłużéj
{{Korekta|Nowgrodzkich|Nowogrodzkich}} swych wojów na Litwie wypasa.
:A Witold? — On w Trokach. I często zagląda
W ojcowską stolicę; lecz spokój w niéj tylko.
Ilekroć przyjedzie, Bajoras mu nizko
Wybiją pokłony i bramy otworzą,
Podarki przyniosą, poddaństwem klną swojém,
Że wszystko w porządku, bezpieczny spać może.
A Witold im wierzy, bo każdy zamłodu,
Dopóki go trzykroć zdrada nie pożyje,
Chce wierzyć przyjaźni i ufa wierności.
:Na Wilnie Namieśnik, sam Hanul Nakiemna;
On straże zamkowe, on warty grodowe,
On klucze od wrót ma, on klucze od murów;
On, zda się, najwierniéj Kiejstuta poddany,
On, zda się, Witolda serdecznie ukochał;
Nawet go zaprasza do Wilna na łowy,
Nawet go przywabia na pobyt w stolicy;
A kiedy wyjeżdża, za strzemię wstrzymuje,
Za nogi go chwyta i nogi całuje.
I Witold, po siwéj głaskając go głowie,
Uśmiechem, podarkiem ucina rozmowie.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j7no106qftw2jx844ad5jsbl6nzqt0h
Strona:Anafielas T. 3.djvu/200
100
1079172
3154649
3148824
2022-08-19T19:10:46Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|197}}</noinclude><poem>
:Nie widać, nie widać z Siewierza Kiejstuta!
Gdzieś pewnie Korybut Olgerdów harcuje,
I chowa się w lasy, lub w zamkach zaszywa,
Że dotąd go pożyć stary Kniaź nie może.
A w Wilnie? — spokojnie. Widać, nań czekają,
Bo codzień z wieczora wychodzą na wieże,
Za wrota, za mury tłumami biegają;
Straż nawet, co zamku dzień i noc pilnuje,
Często się gdzieś zwlecze, pogląda ze wzgórzy,
W gościńcach tumanów powrótu szukając.
:Był wieczór. Na wieży, na wysokim grodzie,
Dwóch ludzi usiadło, ku Krewu patrzali;
Do siebie ni słowa nie mówią, a coraz
Obadwa w tę stronę wzrok wiodą stęskniony;
Czy Kniazia od Krewa czekają z téj strony?
Czy wróg im tam grozi? Lecz niéma na wroga
Gotowych tu ludzi, ni broni; a bramy
Naoścież otwarte, choć wieczór się zbliża.
Wtém powstał Nakiemna, i rękę do czoła
Przyłożył, pogląda; cóś szepnął, i zbiega;
I drugi tuż za nim. Na drodze od Krewa
Pędzą się żołnierze, chorągiew powiewa.
A jedni wołają: — To Kiejstut powraca!
A drudzy z uśmiechem, jak gdyby szydzili,
Do wrót się pośpieszą — otwierać? czy bronić?
Czy witać Kiejstuta? czy z wrogiem spotykać?
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5lphyxmdu9uk634iatdp9309l1xd599
Strona:Anafielas T. 3.djvu/201
100
1079173
3154655
3151615
2022-08-19T19:14:49Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|198}}</noinclude><poem>
:Krzyk powstał w przedmieściach. Już wojska do zamku
Pędzą się wrzaskliwie; już mury minęli,
I straże zwalone, i bramy złamane.
A Hanul Nakiemna za konia prowadzi,
Z odkrytą sam głową, cóś głośno wykrzyka:
— Niech żyje Olgerda krew! Pana naszego!
Jagiełło nasz ojciec! poddani my jego! —
— Niech żyje Jagiełło! — tłum za nim powtarza.
I na most zamkowy wpadają z okrzykiem.
Wtém z zamku, o kiju, w Xiążęcéj odzieży,
Drżącemi krokami spotykać któś bieży;
Włos biały wiatrem się rozwinął po skroni,
I broda po piersiach srébrna się rozwiła;
Policzki rumieńcem ma gniewu okryte;
Stał w wrotach, i straże wylękłe zwołuje.
— Na Bogi! na Bogi! kto wierny Kiejstuta!
To zdrada niegodna! Niech wrota zatrzasną!
Niech stoją z łukami, najezdców odpędzą! —
Lecz nikt go nie słucha. Ci klęczą, i twarzą
Przed nowém się słońcem pokornie kłaniają,
Ci z bronią, głęboko od strachu chowają,
Ci mury przełażą i w pola zbiegają.
Napróżno się starzec i zmaga i woła,
Napróżno wstrzymuje, zachęca i łaje —
Lud w jedną Jagiełły połączył się zgraję,
I rzuca czapkami, witając Xiążęcia.
A starzec to widzi, i usiadł na ziemi
Wpoprzek wrót, osłonił na głowę połami,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
no7rnquje1orzlvnup1ltvzrcvzvweo
Strona:Anafielas T. 3.djvu/202
100
1079174
3154657
3151616
2022-08-19T19:17:45Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|199}}</noinclude><poem>
Sparł plecy o wieżę, drogę zaparł sobą.
Jagiełły koń cofa, tłum cofnął się razem.
— Precz z drogi! precz z drogi! — za Kniaziem wołają. —
Do zamku kto Panu śmié drogę zapierać?
Otworzyć mu wrota! otwierać! otwierać!
Kto zaparł je sobą? kto stanął na drodze? —
:Hanul się wprzód rzucił i starca pochwycił.
— Na Bogi! Widymund! Wy pocoście w bramie? —
— Bronię jéj. — Przeciwko tysiącóm? wy stary! —
— Tysiąców nie przeprę. Jagiełło mnie złamie,
Niech starca jednego we wrotach zagniecie,
By nie rzekł kto potém, że jednéj nie było,
I jednéj tu duszy, co wiarę strzymała! —
:Tak mówił; gromada na niego się rwała,
I suknie mu darli, i włosy szarpali.
Jagiełło zajeżdżał do zamku swojego;
Wtém spéjrzy do góry — dąb stoi na górze,
Na dębie się chwieje kościotrup przegniły;
On oczy zakrywa — to ciało Wojdyłły
Zwyciężcę Jagiełłę na Wilnie witało.
— A! na kim się pomścić? a karać tu kogo? —
— Widymund jest tutaj, to ojciec Biruty. —
— Widymund! Do jutra niech leży w ciemnicy,
Gdzie leżał Wojdyłło. A rano ze świtem
Niechaj stos nakładną na Świętéj dolinie,
Niech koło postawią na górze Krzyżowéj:
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7wrxn0wkhlovjk06vglps8m1fpt4xfz
Strona:Anafielas T. 3.djvu/203
100
1079175
3154660
3151618
2022-08-19T19:20:10Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|200}}</noinclude><poem>
Na stosie Wojdyłłę pocześnie spalimy,
Na kole rozbijem Kiejstuta krewnego.
</poem>
{{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}}
<poem>
:— Lecz mało Widmunda, mnie mało starego,
Krwi jednéj za druha na świecie jednego:
Dwónastu niech starszych wywiodą na ścięcie,
Dwónastu niech młodych na stos mi wybiorą. —
:Tak mówił Jagiełło, i w progi zamkowe,
Z krwi słowy i zemstą witając Kobole,
Wszedł znowu, ze drżeniem pochylił im głowę.
:A rano, o świcie stos płonie w dolinie;
Wojdyłły trup na nim i młodych dwónastu;
Na pnie się starszyzny karki pochyliły;
A Widmund dał głowę na kole rozbity;
I ciało starego psy gryząc powlokły,
Wnętrznośćmi skrwawiwszy podwórce zamkowe.
</poem><br>
{{---}}{{Skan zawiera grafikę}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
39p0g5d59gdj52bvmd9gpp3mznz9m54
Strona:Anafielas T. 3.djvu/204
100
1079176
3154662
3151622
2022-08-19T19:21:34Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|201}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXVIII.}}
<poem>
:{{kap|Na twoję}} głowę, Kiejstucie,
Walą się chmury gromadą:
Oto się Wilno poddało,
Hanul Jagiełłę wprowadził!
Z Trok Witold, z matką i żoną,
Uciekać musi do Grodna.
Niéma z kim stanąć w obronie.
Pije gorycz zwyciężony,
Klnąc dzieli, gdy ojcu doradził,
By Jagiełłę swobodnego
W Witebsku z Krewem posadził;
Jagiełłę, co w jednéj chwili
Odzyskał wszystko stracone.
Już idzie w cudze dzielnice,
Po Trockiéj hasa już ziemi,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ttrptiro6lde3txo6pxftb7p3a8b8cb
Strona:Anafielas T. 3.djvu/205
100
1079177
3154664
3151434
2022-08-19T19:23:06Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|202}}</noinclude><poem>
Pamiętni swego przymierza,
Krzyżacy, Ruś, z nim są razem.
Trzech braci wojsko uderza,
Ogniem idąc i żelazem!
A Kiejstut? Kiejstut z Siewierza
Garść tylko wywiódł bezsilną.
O, jak powrócić mu pilno!
O, jak mu brwi się zmarszczyły,
Gdy o Widmundzie znać dano!
Kiedy go wieści goniły,
Że Witold musiał sromotnie
Z Trok ubiedz z matką do Grodna!
Ale nic nie rzekł, nie łajał,
Ani Jagiełłę przeklinał;
Konia ku Żmudzi skierował,
Oczy ku Żmudzi obrócił,
Wojsko się zbierać gotował.
:Nigdy zło nie idzie jedno,
Zawsze się wlecze, jak chmury,
Kupą się ciągnie, gromadą.
I drugi goniec do Żmudzi
Leci z wieścią opłakaną:
Zięć z Mazowsza wyszedł zdradnie,
Całem Podlasiem już władnie;
Zajęte włości Kiejstuta;
Mielnik, Kamieniec, Drohiczyn,
Suraż — zabrane, podbite;
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hry6ky2tpli50eb235yk8b59ymnjqw3
Strona:Anafielas T. 3.djvu/209
100
1079178
3154680
3151431
2022-08-19T19:31:00Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|206}}</noinclude><poem>
Patrz! nad niemi sokoł biały,
A nad nami kruków stado!
Bogi znak przed bitwą dały;
Bogi przeciw nam, za zdradą! —
:I ręce smutnie opuścił,
Usiadł na wzgórzu i patrzy,
Nie zwróci oka z zamczyska,
Dumą gdzieś leci daleko.
</poem><br>
{{---}}{{Skan zawiera grafikę}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kh5v9jqqiw2a28kl0c7zzv8vi3lb6yi
Strona:Anafielas T. 3.djvu/180
100
1079180
3154595
3151397
2022-08-19T18:21:20Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|177}}</noinclude><poem>
Podnoszą zdziwione na więźnia twarz wściekłą;
Podłażąc, śliskiemi krępują okowy
Ręce mu związane, pierś potem ociekłą.
Południe — blask dniowy przez okno zaświtał,
A więzień wzrok podniósł, zębami zazgrzytał.
Nikogo! Pragnienie ogniem go paliło,
Głód jadł go, i chleba dać komu nie było!
Aż drzwi się otwarły, a we drzwiach któś staje.
— To ona! to Marja! — Z uśmiechem wzrok topi.
— Tyżeś to? Wojdyłło! — ze śmiechem mu łaje —
Tyś wrócił w niewolę, w twój podły stan chłopi,
Coś chodził w szkarłacie, i pańską krew z swoją
Mięszałeś? I gady już cię się nie boją,
Pełzną ci po piersi i patrzają w oczy!
Ropucha ci w usta jad z pianą swą toczy!
Gdzie słudzy, z których plec krew nieraz pociekła?
Gdzie żona, co drżąca za tobą się wlekła,
Ta, któréj kazałeś służyć ci schylonéj?
Tyżeś to? Wojdyłło! w kałużę rzucony,
Mój mężu i panie! O, tyś to! Przychodzę
Zobaczyć, pocieszyć się zemsty widokiem.
Niech duszę nasycę, niech serce ochłodzę,
Po wielkiéj sromocie, po żalu głębokim. —
:On głowę powoli od piersi podnosi,
Obelgóm odrętwiał i lżenióm szalonym;
Nic nie rzekł, lecz głosem konania omdlonym,
O kroplę ją wody i o chleb ją prosi.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dsu7kluogucff4q71kslpdqua9a2cr6
Strona:Anafielas T. 3.djvu/181
100
1079181
3154598
3151398
2022-08-19T18:24:03Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|178}}</noinclude><poem>
:— Ty wody chcesz! chleba! ty prosisz, Wojdyłło!
O, niéma litości, jak mnie jéj nie było,
Gdym u nóg pełzając, w łzach cała, krwi cała,
Litości, spokoju, spoczynku żebrała.
Pij błoto z kałuży, jedz swoje wnętrzności,
Gryź więzy, Wojdyłło! To strawa dla ciebie.
Zapomnij o wodzie, zapomnij o chlebie,
Bo serca ty nie masz na świecie jednego;
A podłyś, jak gad ten, co pełza po tobie,
Brudniejszy od wód tych, co na twarz ci biegą. —
:I śmiechem wtórując, na oczy mu obie
Stąpiła nogami — źrenice wyprysły,
Jęk z piersi się wyrwał, łzy krwawe zawisły
Na bladych policzkach. A ona, jak wściekła,
Na twarz mu plunęła, i klnąc go, uciekła.
</poem>
{{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}}
<poem>
:— Biegnijcie — rzekł Kiejstut — biegnijcie na drogę.
Czas przybyć Witoldu. Napróżno go czekam,
I myślę, a myślą napadam na trwogę;
Chcę zemsty, a zemstę dla niego odwlekam. —
Słudzy wnet polecą, patrzają — spostrzegli,
Tumany gościńcem ku miastu się wloką,
I z wieży z tą wieścią do Xięcia przybiegli.
— Tumany czarnieją, lecz jeszcze daleko! —
:Sam Kiejstut na wieżę wystąpił wysoką,
Popatrzał, podumał. — To Witold tak śpieszy. —
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cd36al8zsp8k1x2ygoa8uevbalux3d4
Strona:Anafielas T. 3.djvu/182
100
1079182
3154601
3151399
2022-08-19T18:27:51Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|179}}</noinclude><poem>
I w wrota pobieży otwarte széroko —
Znać bardzo niecierpliw i bardzo się cieszy.
:Już mury minęli i wrota przebyli,
Już w mieście podróżni. A Kiejstut na moście
Witolda pochwycił, nie daje i chwili.
— To Witold! to syn mój! Witajcie mi, goście!
W sam czas mi przybywasz! Przybywaj mi z radą.
Co robić ze zdrajcą, co robić ze zdradą?
Jagiełło pod wieżą, Wojdyłło w ciemnicy.
Na pniu położyli głowy zausznicy.
Co robić z Jagiełłą? co robić z Wojdyłłą? —
— Gdzież zdrada? — rzeki Witold — wszakże jéj nie było.
Jeśli jest, niech za nią zausznik odpowié;
Ja w zdradę nie wierzę, Jagiełłę kochałem.
Ojcze mój! na krewnéj nie mścijmy się głowie,
Bo Bogi na rodzie mścić będą się całém.
Ja w zdradę, o ojcze, w złość jego nie wierzę. —
— Masz dowód — rzekł Kiejstut — masz, patrzaj — przymierze
Tu stoi! Niech mnich ci przeczyta, w ich mowie,
Że przedał nas obu, na mojéj knuł głowie
Swą wielkość budować. I pisze Mistrzowi,
Że Żmudzi, Żmudzkiego Kniazia się wyrzeka,
Że nawet wspomoże Krzyżaków w potrzebie.
Co Witold mi na to? co syn mój odpowié?
Czy nie dość jam cierpiał? czy nie dość jam zwlekał?
Czy nie czas, nie warto z ich karków spaść głowie? —
— Posłuchaj mnie, ojcze, a potém czyń woli
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pxwl33rsj1u5kg7hubivd03sa66u1sz
Strona:Anafielas T. 3.djvu/185
100
1079183
3154609
3151409
2022-08-19T18:34:04Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|182}}</noinclude><poem>
:— Słuchaj! — rzekł Kiejstut powstając
Warteś kary za twą zbrodnię;
Lecz Olgerdowa krew w tobie!
Nie chcę haniebną ją śmiercią
Rozlewać, ród hańbić własny.
Pójdziesz swobodny, i bratu
Będziesz za wolność dziękować.
On cię od zemsty zasłonił. —
:Jagiełło stał bez podzięki,
Nie schylił głowy, ni wzrokiem,
Ni słowem wdzięczném przemówił;
Tylko po chwili rzekł zcicha:
— A Wojdyłło? a Wojdyłło? —
— Jego, zobaczysz, co czeka!
Chcę, żebyś patrzył na karę,
Byś ją pamiętał na wieki.
Oto i jego prowadzą. —
:Z siném ciałem, krwią ociekły,
Wojdyłło wlókł się za tłumem;
Zadrżał, słysząc głos Jagiełły,
Głowę podniósł, trząść się począł,
I — Bądź przeklęty! — zaryczał —
Przeklęty! Olgerda synu!
Za ciebie śmierć ja ponoszę!
Na coś mnie wyciągnął z błota?
Na co podniósł? i niedźwiedzia
Z lasu wziął, bym oswojony,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qo21xwx377i9gw6ycfs270316ont3wg
Strona:Anafielas T. 3.djvu/186
100
1079184
3154614
3151410
2022-08-19T18:36:23Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|183}}</noinclude><poem>
Służył potém na igrzysko?
Może dzisiaj gdzie na dziczy
Spokojnie piłbym miód z rogu
I strzały ostrzył na wojnę.
Bądź przeklęty! — Pienił z złości,
Aż się pod siepacza ręką
Głos krwawą stłumił paszczęką.
:Lecz doszedł Jagiełły uszu.
On zwrócił głowę, z litością
Spójrzał, bez złości i gniewu.
A Kiejstut rękę podnosi.
— Na górę wieść go! na górę!
Jest dąb tam stary na wierzchu;
Niech ten, co mierzył wysoko,
Wysoko na nim zawiśnie. —
:I zaraz ciągną siepacze,
A za niemi tłum się ciśnie,
A za niemi, wielkim głosem
Wołając, idą Kniaziowie:
Bo Wojdyłło nie miał druha,
Bo z każdego krwi utoczył;
I wszyscy teraz poklasną
Srogiéj śmierci zausznika;
I lud radośnie wykrzyka.
Jeden Jagiełło w milczeniu,
Nie śmié nawet podnieść wzroku.
Mijają wieże zamkowe,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9hfjwjeddyobbgmd0s3rllq7tkq00q4
Strona:Anafielas T. 3.djvu/187
100
1079185
3154615
3151411
2022-08-19T18:38:05Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|184}}</noinclude><poem>
Mijają wały nad rzeką;
A wciąż tłum wrzeszczy szalony,
Wciąż Wojdyłło klnie Jagiełłę;
I Marja krok w krok za mężem,
W uszy mu bije przekleństwy:
— Oto twój pochód zwycięzki!
Oto twa wielkość, Wojdyłło!
O, lepiéj, lepiéj ci było
Z błota twego nie wychodzić,
I niewolnikiem pozostać!
Słyszysz te krzyki dokoła?
Twa to drużyna wesoła,
Co wczora jeszcze przed tobą
Padała, bijąc ci czołem,
Dziś z wrzaskiem na śmierć cię wiedzie;
I nieodstępna twa żona
Krok w krok za tobą, Wojdyłło!
Chce patrzeć na męki twoje,
Chce widzieć twoje skonanie,
Aby na całe się życie
Słodkim napasła widokiem. —
:Siepacze Wojdyłłę wleką;
On ich pyta; — Czy daleko? —
— Daleko! — woła mu żona —
Krwawa jeszcze, długa droga!
Chciałabym, byś nią szedł wieki,
Byś wołał śmierci napróżno,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ht0fqyxmqj7nomhfgeu0r6o59fidhn9
Strona:Anafielas T. 3.djvu/188
100
1079186
3154617
3151413
2022-08-19T18:39:42Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|185}}</noinclude><poem>
I w mękach nie mógł wymodlić.
Jeszcze daleko! daleko!
Długa jeszcze, długa droga!
Ale już stryczek gotowy
Dla Xiążęcéj twojéj głowy,
Już się na dębie kołyszą
Dwóch siepaczy i czekają.
O! nadto prędko umierasz!
Patrz, jaki pogrzeb wspaniały!
Tysiąc cię ludu prowadzi,
Na czele wojska, czeladzi,
Na czele dworni rozlicznéj.
Żyw idziesz na stos, Wojdyłło!
Nie masz oczów, nastaw uszy,
Nasłuchaj swojéj katuszy.
Za moje męki to kara,
Za mój wstyd śmiercią zapłata! —
:A lud radośnie wykrzyka,
Lud, śmiejąc się, bije w dłonie,
I do Wojdyłły przymyka,
Sromoci go zemstą swoją,
Bije, plwa nań i urąga.
:Długo tak, długo ścieżkami
Szli, gdzie dąb stoi na górze;
Aż gdy do niego zbliżali,
Upadł im więzień bezsilny.
Wówczas sznurami siepacze
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gi8v17ly90bafgk3h4hat63wnc4d4rr
Strona:Anafielas T. 3.djvu/189
100
1079187
3154621
3151414
2022-08-19T18:42:43Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|186}}</noinclude><poem>
Po grzbiecie bijąc go, zmuszą,
Ażeby powstał na nogi;
Ale napróżno; ból srogi,
Ani wycisną katusze
Jednego jęku z ust jego;
Martwy pod drzewem upada;
I wnet na rękach gromada
Do pętli z łyka go wznosi,
Z okrzykiem gardło mu ściska,
I wrzeszcząc, ciągnie za nogi.
Wojdyłło ducha wyzionął,
I piana z krwawéj paszczęki
Kłębiąc się, duszę wyniosła!
:Spójrzała Marja, pobladła,
I nieruchoma, u drzewa,
Jęknąwszy, martwa upadła.
:— Taka jest zemsta Kiejstuta! —
Spójrzał, i nazad na zamek
Śpieszy, wieść każe Jagiełłę.
On smutny za nim się wlecze;
Ani go Witolda słowa,
Słowa pociechy i zgody,
Z odrętwienia wywieść mogą;
Dusza i usta zamknięte,
Wzrok stępiały, wargi ścięte!
:Na zamkowéj, na świetlicy,
Kiejstut usiadł przy ognisku;
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
so94piauiw6odlhvggutx4259ynoqox
Strona:Anafielas T. 3.djvu/190
100
1079188
3154624
3151415
2022-08-19T18:45:00Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|187}}</noinclude><poem>
Dokoła niego Bajoras,
Dokoła syny i krewni;
I Jagiełło stoi wdali,
Smutny, z pochyloną głową.
:— Słuchaj! — Kiejstut doń zawoła
Widziałeś, jak zdrajców karzą?
Krwim twéj, nie ciebie, oszczędził;
I nie puszczę cię żebrakiem,
Byś po drogach chleba prosił,
Lub do obcych ściągał rękę;
Krewo ci z Witebskiem daję,
Kawał ziemi i xięztw dwoje.
Dość na słabe barki twoje.
Nie umiesz bić się, ni rządzić.
Idź, i skarby zabierz z Wilna,
Wywieź na nowe twe xięztwo;
Nie chcę ci spadku odbierać.
Mnie po bracie należało
Rząd zabrać i władzę całą,
Teraz powracam do swego. —
:Rzekł, a Jagiełło upada
Na kolana; lecz milczący.
Słowa przebąknąć nie umié,
Czy to bojaźni, czy dumie
Przypisać, Kiejstut sam nie wié;
Ale hamuje się w gniewie,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1jen3tgv4r4hgsnu81simsdnv3x7pdz
Strona:Anafielas T. 3.djvu/191
100
1079189
3154625
3151416
2022-08-19T18:45:59Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|188}}</noinclude><poem>
Każe powstać synowcowi.
— Idź, idź, Jagiełło! a bratu —
Rzekł — podziękuj za swobodę;
Bo na Perkuna klnę brodę,
Gdybym sam sądził, sam karał,
Gdybym na niego nie czekał,
Byłbyś dziś wisiał z Wojdyłłą,
A nad głowami waszemi
Karta przymierza z Krzyżaki! —
</poem><br>
{{---}}{{Skan zawiera grafikę}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gq99557213lretnol4b3efgbyxwxynz
Strona:Anafielas T. 3.djvu/192
100
1079190
3154626
3151417
2022-08-19T18:47:20Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|189}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXVII.}}
<poem>
:{{kap|Nad Niemnem}}, nad Wilją, stare dęby stoją,
Nad Niemnem, nad Wilją młode dęby rosną;
I wnuki po dziadach u ich wód się poją,
I wiosna po zimie, i lato za wiosną,
Przechodzą, przelecą — zawsze wody wodą,
Płynęły jak płyną, ku morzu się wiodą;
Liść rośnie i spada, sypią się mogiły,
A wody tak płyną, jak od wieków były;
Ni je smutek wstrzyma, ni radość pośpiesza;
Czy łza w nich dziewicy, czy krew wroga wmięsza,
Przechodzą, przelecą — zawsze wody wodą,
Płynęły jak płyną, ku morzu się wiodą.
Tak i życie nasze, na łzach, czy weselu,
Płynie, jak te wody, do grobu — do celu!
</poem>
{{---|przed=15px|po=15px}}{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9jx734kife2maegh396un5ae1py75js
Strona:Anafielas T. 3.djvu/193
100
1079191
3154627
3151418
2022-08-19T18:49:57Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|190}}</noinclude><poem>
:Na smutnym Witebsku Jagiełło sam siedzi,
Sam jeden, sam jeden! I nie ma u boku
Druha już, Wojdyłły, co dawniéj wejrzenia,
Co dawniéj skinienia, posłuszny, czatował;
A bracia go tylko lekkiemi słowami
Chcą cieszyć we smutku; lecz ze słów znać braci,
Że serce nie boli, że w sercu się cieszą
Nieszczęściem braterskiém. On teraz im równy,
Bo zstąpił z stolicy; on niższy dziś od nich!
:A jemu! dnie, noce, myślami ciężkiemi,
Jak mgłami czarnemi, zasnute ponuro!
Na słowa pociechy skinienia nie rzuci.
Sam Witold na zamek Witebski go przywiódł,
Witold mu na rany lał leki pociechy;
Lecz zamiast wdzięczności, Jagiełło i słowa
Nie wyrzekł dobrego; a w sercu cóś chowa;
Co? — zemstę! — nie może zapomnieć Wojdyłły.
:I smutno czas płynie na zamku Witebskim!
Napróżno go matka pociesza, żal słodzi,
O dawnych mu dziejach, o starych mu zemstach,
Wygnańcach, co potém na wrogach pomścili,
Pocichu cóś mówiąc. On milczy uparty;
A imię Wojdyłły gdy kto doń wyrzecze,
To łza mu ukradkiem po twarzy pociecze.
:Lecz że łzy zarówno, zarówno z tęsknotą,
Jak z śmiechem, weselem, dni płyną człowiecze;
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5i23qdjzinsm8tq2k2cv8jlp4iagh2q
Strona:Anafielas T. 3.djvu/210
100
1079302
3154684
3151432
2022-08-19T19:33:05Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|207}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXIX.}}
<poem>
:{{kap|Na drugiém}} wzgórzu trzech rycerzy stoi,
I patrzą, milcząc, na wojsko Kiejstuta.
Piérwszy obliczem odznacza i szatą:
Pancerz na piersiach, zbroja z stali kuta,
Nogi i ręce łuska mu okryła,
Miecz w złotéj pochwie u boku zwieszony,
Na hełmie czarną kitą wiatr powiewa.
Na barkach biały płaszcz krzyżem znaczony,
Po piersiach broda spłynęła mu siwa,
Powieki leżą na oczach znużone,
A czoło blade wpół przyłbica kraje.
Przy nim Jagiełło — wejrzenie zamglone
Strachem, radością, nadzieją, czy gniewem?
Czy szczęściem, czyli wróżbą nie po myśli?
Daléj Skirgiełło — rzadka czarna broda
W żółtéj mu skórze ciemne drogi kréśli,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cu11h2feq93yhs352akz9hus6yh389g
Strona:Anafielas T. 3.djvu/224
100
1079452
3154719
3152614
2022-08-19T20:06:59Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|221}}</noinclude><poem>
Bez słowa, bez duchu,
Bez gniewu i ruchu,
Mówili: — Gdzie jemu
Z ciemnicy uciekać?
Zgnić jemu w więzieniu,
Na mokrym kamieniu
Kości tu zostawić. —
:A w nocy usnęli,
I Kiejstut zębami
Gryźć począł sznur twardy;
I cicho, gdy spali,
Do okna przypełznął,
Na niebo poglądał.
Lecz czujny Lisica
W czas zajrzał w więzienie,
I zadrżał, Kiejstuta
Gdy w oknie zobaczył;
Wnet straże rozstawił
I więzy odnowił;
Sam zebrał siepaczy,
Poskrobał po głowie,
I dziko w swéj mowie
Namawiać ich zacznie:
— Kniaź mówił wyraźnie:
Niech żyje, nie żyje —
O życie nie stoję,
Ucieczki się boję.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
icu9otyj3clitbvj3esrth4bihp84c5
Strona:Anafielas T. 3.djvu/223
100
1079453
3154717
3152604
2022-08-19T20:05:29Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|220}}</noinclude><poem>
Rzekł głosem surowym:
— Jeżeli uciecze,
Wy głowy mi dacie.
Niech żyje, nie żyje —
O życie nie stoję,
Ucieczki się boję.
Jeśli go puścicie,
I wasze tam życie,
I waszéj rodziny,
Za niego odpowié! —
Lisica struchlały
Słyszał to, a w głowie
Rozebrał po słowie,
Co Pan mu powiedział.
I jechał do Krewa,
I swoim powtórzył.
Dniem, nocą na straży
Stawali w ciemnicy;
Szelestu się bali,
Westchnienia lękali;
Dziesięćkroć zajrzeli,
Nim na krok odeszli.
:Ale dnia piérwszego
On leżał na ziemi,
Więzami ciasnemi
Ściśnięty, bezwładny,
I ludzie go widząc
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4kcksxia4rvwp5yo3yv1tyu0gxui086
Strona:Anafielas T. 3.djvu/222
100
1079454
3154715
3152603
2022-08-19T20:04:04Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|219}}</noinclude><poem>
Posadził pod wieżę!
Uciec ztąd nie można.
On śmierci chce mojéj.
Lecz biada mu, zdrajcy!
Ja umrę, a Witold
Na zbójcy się pomści. —
:Tak jeden dzień spłynął,
I wody plusk tylko
O ściany wieżowe
Odbitéj do ucha
Doleciał więźniowi;
A słońce zachodu
Promieniem ostatnim
W okienko zajrzało
I w wodę zapadło.
:Wieczorem siepacze
Z usługą przybiegli.
Pięciu ich tam było:
Proksza był i Bilgen,
Co wodę nosili,
Mostew był i Gotko,
Co u drzwi na straży
Dzień i noc czuwali,
I piąty Lisica.
Im zwierzył Jagiełło
Straż stryja. Lisicy,
Gdy z Wilna posyłał,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5g4sm16lna1eqbpc9o0apvw48ezk40w
Strona:Anafielas T. 3.djvu/221
100
1079455
3154713
3152600
2022-08-19T20:01:50Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|218}}</noinclude><poem>
Kark gięły brzemieniem;
Lecz skargi, lecz słowa,
Przekleństwa jednego
Nie wyrzekł; i milcząc
Na służby szyderstwa,
W kałuży się brudnéj
U muru położył;
I o nic nie prosił,
Nie żądał niczego;
Tylko wzrok w okienko
Raz powiódł, i znowu
Opuścił na ziemię.
:O, wiele on, wiele
Przeżył już w swém życiu!
I trzykroć w niewoli
Krzyżackiéj zostawał,
Cztérykroć się na śmierć
Schwytany gotował,
Lecz nigdy nadziei
Nie stracił, jak dzisiaj.
Dziś głowa opada,
Dziś pierś się zamknęła,
I oczy na słońce
Nie chcą już spozierać.
I wyrzekł do siebie:
— Czas mi już umierać!
Jagiełło mnie strzeże,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lw67d2hhov4aig776twu07o0axxynng
Strona:Anafielas T. 3.djvu/220
100
1079456
3154710
3152587
2022-08-19T19:59:29Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|217}}</noinclude><poem>
I każe ciemnicę
Dla więźnia sposobić,
Drzwi, kraty dorobić.
Jagiełło Kiejstuta
Chce w Krewie osadzić.
— Wszak on mnie dał Krewo,
Niech mu się wypłacę;
Wszak druha, Wojdyłłę,
Osadził głęboko —
I ja mu wynajdę
Ciemnicę głęboką,
Więzienie wilgotne,
Skonanie sromotne.
:I zaraz za gońcem
Wysłali Kiejstuta.
Starzec był pół-żywy,
Jak gołąb’ posiwiał,
Schylił się we dwoje;
A krwią mu powieki
Płynęły zagęsłą;
A ciało związane,
Nie strachem, lecz drżało
Słabością, niemocą:
Bo w jednéj on chwili
Zestarzał, na siłach
Podupadł, i lata
Z każdą mu godziną
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oav2uu71jw9ce9fbw4x1f8pjcrsz8fq
Strona:Anafielas T. 3.djvu/219
100
1079457
3154708
3152586
2022-08-19T19:56:56Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|216}}</noinclude><poem>
Grzybami żółtemi
Okryją do zimy.
:Na Krewskiém zamczysku
Jest wieża wysoka;
Ciemnica pod wieżą
Wilgotna, smrodliwa.
Tam gady, ze szczelin
Wyszedłszy na słońce,
W okienku się grzeją;
Mchy rosną zielone,
I grzyby żółtemi
Sklepienie obrasta.
:W ciemnicy téj dawno
Więzień już nie siedział.
Był jeden. Kto taki,
Nikt w Krewie nie wiedział.
A kości się białe
Pod oknem zostały
Po gościu ostatnim.
I od téj już pory
Zbutwiałe zapory,
Drzwi padły przegniłe,
I w oknie dębowe
Kraty już spękały.
:Wtém goniec od Wilna
Do Krewa przybiega,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6me6dppt9491rhg1jj8omiwuz6tkv5y
Strona:Anafielas T. 3.djvu/218
100
1079458
3154707
3152584
2022-08-19T19:55:32Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|215}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XXX.}}
<poem>
:{{kap|Na Krewskiém}} zamczysku
Jest wieża wysoka;
O stopy jéj fala,
Pluskając, uderza;
I jedno okienko
Na wodę pogląda;
Okienko z ciemnicy,
Co wiosną, gdy wody
Powstaną wysoko,
Zalana do wierzchu,
Gdy rzeki opadną,
Gdy wody odpłyną,
Na dnie jéj się tylko
Kałuża błotnista
Zostaje, i mury
Wilgocią przesiękłe
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5wu509dn3rp35sbdino1qkrnj5ekrxa
Strona:Anafielas T. 3.djvu/217
100
1079459
3154706
3152583
2022-08-19T19:54:27Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|214}}</noinclude><poem>
Skirgiełł ich wiedzie, z Witoldem Kiejstuta.
Konie oddali i idą spokojni.
:W progu namiotu Bojarów dziesięciu
Ciekawie patrzą szyderskiemi oczy;
I nagle jeden do starca poskoczy,
W tył szarpnął szablę od boku Kiejstuta,
Wnet drugi silnie za barki go chwycił,
Trzeci Witolda o ziemię powalił.
Skirgiełły niéma, bracia z nim zniknęli;
Siepacze tylko z pętami przybiegli,
Wśród krzyków wiążą jeńców i unoszą.
A trąby trąbią, i obóz się zwija,
Wojsko do Wilna uchodzi z pośpiechem.
Żmudź pozostała, jak ciało bez głowy,
I, płacząc zdrady, do lasów rozbiegła.
</poem><br>
{{---}}{{Skan zawiera grafikę}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dvdlxlyjcwhmu52fifpsytevldt5igk
Strona:Anafielas T. 3.djvu/216
100
1079460
3154704
3152580
2022-08-19T19:53:12Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|213}}</noinclude><poem>
Czy ci się życie i wojna sprzykrzyła?
Po co tam jedziesz, zkąd dwakroć już zdrada
Do piersi twoich zmierzyła? Kiejstucie!
Wiész, jak Jagiełło przywyknął wojować.
Każ wojsku napaść, każ nam występować.
Zginąć nam, Panie, to zginąć nam w boju,
A nie idź do nich, bo zdradą cię zmogą! —
:Na wrzask się sługi rwą Olgerdowicze,
Z zapalczywością na niego powstają,
Dobyli mieczów, klną starca i łają.
— Nasza przysięga warta cóś, na Bogi!
Czegoż się lęka? czy i nam nie wierzy? —
Sługa wciąż krzyczał; wtém konie podali;
Siadł Witold, Kiejstut, trzéj Jagiełły bracia,
I od obozu puścili się czwałem.
Kiejstut na Trockie wieże oczy wlepił,
I nic nie słyszy, i nie patrzy na nic;
Tylko się myślą kąpie na jeziorze,
Dumami ognie rozpala w świetlicy,
I dni ubiegłe odżywia z popiołów.
Minęli obóz, dolinę i czaty
Przeciwnéj strony. Wtém z wzgórza, gdzie stali,
Mistrz i Jagiełło zniknęli pospołu.
Czyli naprzeciw Kiejstuta wychodzą?
Czy skryli w namiot? Niéma ich na górze.
Wjeżdżają w obóz; do środka zmierzają,
Kędy chorągiew Krzyżacka powiewa.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6ytytxebzie29ctg8bcw4zdr5uflg01
Strona:Anafielas T. 3.djvu/215
100
1079461
3154702
3152579
2022-08-19T19:49:47Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|212}}</noinclude><poem>
Że, czy się zwiążem, czyli nie, umową,
Swobodny wróci do wojska swojego. —
:Witold mu w oczy poglądał nieufnie,
Wahał się; potém na konia poskoczył
I ku swojemu wojsku pędem wraca;
Tam ojca bierze w namiocie na stronę
I pocznie mówić. Stary wstrząsa głową,
I brwi nachmurzył, i stoi ponury.
Wtém Olgerdowych synów trzech przychodzi,
I kładną klątwę, że się nie ma zdrady
Ani żadnego obawiać zamachu.
Kiejstut wciąż milcząc, ciągle się opiera.
Napróżno Witold trzykroć przekonywa,
Napróżno Skirgiełł z braćmi poprzysięga.
Kiejstut się jeszcze podejścia obawia.
I walczy z sobą, bo chciałby ukończyć,
Nie zdając losów na bitwę niepewną.
Nareście spójrzał na Trocki swój zamek,
I kazał konia siwego podawać.
:Olgerdowicze spójrzeli po sobie
Bystro, przelotem; i wszystkim się wargi
Wzruszyły śmiechem radości ukrytéj.
Wtém stary sługa przeciw Kniazia bieży,
— Na Bogi! Kniaziu! — krzyczy — co myślicie?
W paszczękę wroga nieść niemiłe życie?
Czy żony nie masz, synów i rodziny?
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bhuvap9hkeywv1qi8c3wv675tp8gawr
Strona:Anafielas T. 3.djvu/214
100
1079462
3154698
3152577
2022-08-19T19:46:07Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|211}}</noinclude><poem>
Jagiełło zgody chce, nie nowéj kłótni.
Zjedźcie tu z ojcem, i mówcie o zgodę. —
— Z ojcem! Ja ojca tutaj nie przywiodę! —
Zakrzyknął Witold. — Kio raz zdradził, zdradza;
Ani ma wiarę, kto ją raz przełamał! —
— Nie zdradąż Kiejstut odebrał mi Wilno? —
— Nie, bo szedł karać za tajne przymierze,
I niéma zdrady, gdy się swoje bierze. —
— Swoje? — Jagiełło szydersko zawołał.
— Swoje! Po bracie jemu było rządzić.
Oddał ci Wilno, bo chciał. Z jego łaski
Tyś w niém utrzymał. Odebrał, gdy żądał,
Gdy godnym rządów nie byłeś, mój bracie! —
— Próżne to słowa, próżno się śpieracie.
Czas idzie marnie. Niech rozejm ogłoszą.
Trzech braci Kniazia zaręczą Kiejstuta,
Że się tu żadna nie osnuwa zdrada.
Chceli pokoju? niechaj do nas zjedzie,
Zawrzemy zgodę, zawrzemy bez boju. —
— On, do was? Czemuż nie wyby do niego?
Starszy — nie wstydby szanować starego,
Chocieś Widmunda nie baczył siwizny! —
— Poszedłbym z tobą — Jagiełło nieśmiało
Rzekł — ale nie nam dwóm być przy umowie.
Mistrz do waszego nie pójdzie obozu,
A ja bez niego nic zrobić nie mogę.
Przywiedź tu ojca. Nie wierzysz mi, bracie,
Trzech Olgerdowych synów da wam słowo,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ekoi1yhw57t5nqitvocgq7smb790rff
Strona:Anafielas T. 3.djvu/213
100
1079463
3154693
3152571
2022-08-19T19:43:18Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|210}}</noinclude><poem>
— Z jakąż wy wieścią? — z daleka wykrzyka.
— Widzicie, stryju! z gałęzią zieloną.
Jagiełło chce się z Witoldem rozmówić.
Ja w zakład u was za niego zostaję.
Puśćcie go. Może zgodzimy bez boju. —
Kiejstut pomyślał chwilę, dał znak głową.
— Idź — rzecze — synu! lecz żadną umową
Nie wiąż beze mnie. Mam w sercu obrazę,
Którą niełatwo zmyć słowy jednemi.
Czyjejś krwi na to, i wiele mi trzeba! —
:Mówił, a Witold już konia dosiada,
Gałąź Skirgiełły pochwycił, wskok bieży,
Kędy na wzgórzu Jagiełło z Krzyżakiem
W milczeniu patrzą na Skirgiełły kroki.
:Jagiełło rękę wyciągnął do brata.
— Ręki twej nie chcę — Witold mu odpowié,
I w tył się cofnął. — Jagiełło! tyś zdradą
Podszedł nas z ojcem. Wiesz, jaka zapłata
Zdrajców? Wojdyłło wiész jak ukarany? —
— Wiém — rzekł Jagiełło. — Tak i Widmund zginął! —
Witold zapłonął, znów cofnął i skinął.
— Bądź zdrów — rzekł. — Jam tu nie przyszedł się śpierać,
Lecz zgodę robić i pokój zawierać.
Zgoda nie można, pokój nie podobny! —
— Czekaj! — Mistrz przerwał — Kniaziu! jesteś młody.
Przez kłótnie często przychodzą do zgody.
Po co wymawiać dawne wasze żale?
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
268bmadjfb6xnmauaww5eu8zt100rda
Strona:Anafielas T. 3.djvu/212
100
1079464
3154691
3152570
2022-08-19T19:40:47Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|209}}</noinclude><poem>
Mistrz się uśmiechnął, nic nie mówił daléj.
A wtém Skirgiełło przystąpił do brata.
— Na co wojować? po co krew rozlewać?
I zdawać losy na walkę niepewną?
Wezwać ich tutaj, zabrać, pozwiązywać.
Wszystko się skończy za jednym zamachem.
Zdradą począłeś, kończże, bracie, zdradą!
Zwabić ich tutaj. Klnę się, że przyjadą.
Kiejstuta łatwo przyciągniem za synem.
Odjąwszy głowy, wojsko się rozsypie. —
:Nic nie rzekł Xiążę; widać, waha jeszcze;
A już Skirgiełło pośpiesza z gałęzią,
Wojsko przebiega w przeciwnym obozie,
Woła Witolda, by wyszedł przed szyki.
Postrzegł go Witold, posłyszał wołanie,
Siadł na koń, przeciw posłańcowi śpieszy.
:— Słuchaj, Witoldzie! przyjaźni dziecinne
Długie i stałe — rzekł Skirgiełł do niego. —
Jagiełło pomni na braterstwo z tobą,
Wzywa, jak brata, do swego obozu.
Kto wié, czy zgody nie zawrzem bezkrwawéj?
Ja ci przysięgą na Perkuna brodę
Klnę się, że zdrady nic knowamy żadnéj.
Chcecie pokoju? zgoda na umowy? —
Wtém stary Kiejstut zerwał się z pagórka,
Leci do syna, Skirgiełłę spostrzega.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7pbfdxabbfd6lwdet9lfku6bxoumixr
Strona:Anafielas T. 3.djvu/211
100
1079465
3154688
3151433
2022-08-19T19:37:58Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|208}}</noinclude><poem>
A krwawe oko z pod brwi nachmurzonéj
Płowo się świeci, jak ognik grobowy;
Skoczyło wzrokiem w oddalone strony,
Niby potyczki przyszłéj plac rozmierza,
I rozstawuje wodzów i rycerza;
Potém w Jagielle pochmurne się topi.
:Milczą dwa wojska; ranne słońce wstaje,
Nikt z dwu obozów walki nie poczyna;
I płynie ranek w ciszy uroczystéj,
Już dzień się rozlał, świat obielił cały,
Wojska tak stoją, jak wieczorem stały.
Kiejstut na Troki patrzy zamyślony,
Jagiełło szepce, rachuje i waży.
Dwa tylko ufce wyszły wprzód dla straży.
:A Mistrz wciąż w ucho cóś kładzie Jagielle.
— Poczynaj, Xiążę! w Imię Boże! śmiało!
Co to za wojsko? — zbieranina ludzi
Zaledwie zbrojnych, których wojsko moje
Biło już nieraz w Kiejstutowéj Żmudzi;
Pobije znowu. —
{{tab|80}}— Nie wierzcie tak sobie —
Jagiełło odrzekł, potrząsając głową. —
W wodzu jest wojska siła i otucha.
Kiejstut najgorszym potrafi wlać ducha.
A jego męztwa czyż jeszcze nie znacie?
Sił i odwagi wszakeście świadomi! —
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7kmctu9gaijd5nfcr8fmni6qohfkc5v
Strona:Anafielas T. 3.djvu/225
100
1079574
3154722
3152615
2022-08-19T20:09:21Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|222}}</noinclude><poem>
Nam oka nie zmrużyć,
Dopóki on żyje.
Skrępujmy mu gardło,
A z pastwą umarłą
Spokojniéj, bezpieczniéj
Nam będzie na zamku.
Kniaź mówił Lisicy:
Niech żyje, nie żyje —
O życie nie stoję.
Czas starcu dać życie,
I lepiéj niż moje.
Mnie smaczny świat biały. —
:A Mostew mu na to:
— Wy prawdę mówicie.
On był już za kratą,
Trzy razy od Niemca
Przez mury uciekał.
Kto go wié? duch jaki
Może mu pomaga?
A nuż znów uciecze!
Położyć nam głowy.
Nie lepiejże skończyć?
A Kniaziu powiémy,
Że umarł z rospaczy,
Że sam się udusił,
Że gad go zjadliwy
Ukąsił w pierś nagą. —
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l5h1k9pui22hbf0y8jbd1ckdsksbsuq
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/166
100
1080343
3154768
3139708
2022-08-19T21:33:55Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Pod Upłazem od wschodu, leży dolina Miętusia, także bardzo głęboka, nie sprawia jednak takiego wrażenia zgrozy jak dolina Litworowa. Upłaz bowiem nie spada tak stromo jak Krzesanica, nie widzimy więc tuż pod stopami naszemi przepaści; powtóre dolina Litworowa przeraża samą swoją dzikością; jest bowiem odarta i urwista, gdy tymczasem boki Miętusi okrywa bujna kosodrzewina, widać już nawet ciemnych świerków bukiety i zieleniące się wśród nich polany. Spuszczając się ciągle na dół w strefę coraz bogatszéj roślinności, ujrzeliśmy się niebawem na obszernéj polanie otoczonéj gęstym lasem. Ku wschodowi piętrzył się Giewont, który stąd wydaje się jakby jaka wspaniała gotycka budowa, pnąca się w obłoki wyniosłém sklepieniem i strzelistemi wieżami, których szczyty obwijała już leciuchna mgły wieczornéj zasłona.<br>
{{tab}}Posiliwszy się żentycą w szałasie na wspomnionéj polanie, ruszyliśmy w dalszą drogę. Spuszczanie się do doliny Kościeliskiéj było także dosyć przykre, zwłaszcza, że w lesie, przez który droga prowadzi, było już prawie zupełnie ciemno. Przeprawiwszy się przez strumień, stanęliśmy nareszcie w dolinie Kościeliskiéj, któréj wdzięki kryła teraz pomroka wieczorna. Szczęściem zastaliśmy tutaj zamówiony wózek i w godzinę potém wypoczywaliśmy w naszym domku przy wesołym ogniu kominka.<br>
{{tab}}Wycieczka na Czerwony Wiérch, jest rzeczywiście dosyć trudząca dla nieprzywykłych do dłuższego chodzenia po górach; ale wrażenia, jakich w niéj doznajemy, warte zaiste tego trudu, zwłaszcza, że zmęczenie jest tylko chwilowe i nie ma szkodliwego wpływu na zdrowie, jak tego doświadczyłam niejednokrotnie zwiedzając góry, byleby się strzedz mocnego rozgrzania i spocenia, a potém nagłego ochłodzenia. Dla tego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6fbf29zez3n4hk6f20xgg0v4b5lk289
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/167
100
1080344
3154770
3139709
2022-08-19T21:35:28Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>idąc na góry, trzeba mieć zawsze w zapasie cieplejsze ubranie.<br>
{{tab}}Na dowód, że nawet powtórnie zwiedzając góry, nie zawsze można zaufać swojéj pamięci, i że wybierając się na dalszą wycieczkę, nawet w znane już miejsca, lepiéj wziąść z sobą jakiego poczciwego górala, choćby nie za przewodnika, lecz dla pomocy i rady w każdym przypadku, niech mi będzie wolno podać tutaj opis dość osobliwszéj wycieczki, jaką w ośm lat późniéj odbyliśmy na Czerwony Wiérch. A chociaż w ciągu opowiadania będę musiała zawstydzić się mojéj nieprzezorności, bynajmniéj mię to nie odstręcza, gdyż stąd właśnie wypływa pochwała dla gór ulubionych i ich mieszkańców.<br>
<br>
{{vvv}}
<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
avb8cau4pltoke0a65y1p3cp7rc9hu4
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/168
100
1080350
3154771
3139754
2022-08-19T21:38:03Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c|'''Nocleg w Tatrach.'''|w=120%}}
{{---|40|przed=1.5em|po=1.5em}}
{{f|lewy=auto|prawy=0em|w=90%|
<poem>Na góry, na góry,
Tam bliżéj do nieba;
Tam słońce, tu chmury,
Nam słońca potrzeba!</poem>
{{f|''X. K. A.''|align=right|prawy=2em}}
|table|po=1.5em}}
{{tab}}Kończył się drugi miesiąc pobytu naszego w Zakopaném. Za parę dni trzeba było powracać do miejskich murów. Lato r. 1864 dżdżyste, zimne, a w Tatrach nawet śnieżne, po całych dniach, a czasami i tygodniach, zatrzymywało nas w domu. Żal było bardzo żegnać góry nie nacieszywszy się niemi; a tu jakby na przekorę wypogodziło się niebo, Tatry oblane purpurową łuną zachodu, wróżyły trwałą pogodę. Zawitał ranek 27 Sierpnia jasny, pogodny jak uśmiech dziecięcia; Tatry opromienione odblaskiem wschodzącego słońca, wabiły niezrównanym urokiem, obiecywały cuda każdemu kto nie żałując trudu, na ich wedrze się szczyty. Myśmy zrozumieli tajemniczą mowę kochanych gór naszych, one nas nigdy jeszcze nie zawiodły, owszem sowicie odpłacały trudy i znoje, które ochotnie nieśliśmy im w ofierze, wlewając w duszę niezapomniane wrażenia. I czyż można im odmówić gdy tak ponętnie, tak lubo zapraszają na pożegnanie? Nie, nie, pożegnamy się<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2i0pdm0728rlg6qgjp7y8cri4ukdx84
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/169
100
1080351
3154773
3139755
2022-08-19T21:41:06Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>z Tatrami na Czerwonym Wiérchu! To nasz sąsiad, wreszcie odźwierny i pierwszy w góry przewodnik, powiernik pierwszych wrażeń naszych. W mgnieniu oka powstał zamysł, a następnie plan wycieczki dość dalekiéj, zważając krótkość dnia w końcu Sierpnia.<br>
{{tab}}Około ósméj wybraliśmy się w drogę zupełnie sami, tak ochoczo, wesoło, jak się to zazwyczaj wyrusza w góry. Zamierzyliśmy wejść na Czerwony Wiérch z doliny Mało-Łąki, gdyż na oko droga ta wydawała nam się bliższą, a przynajmniéj piękniejszą niż z polany Kondratowéj. Doświadczenie przekonało nas, żeśmy się pomylili; niema bliższego, a zarazem wygodniejszego wejścia na Czerwony Wiérch jak z Kondratowéj. Szliśmy spiesznie, a pomimo to nie czuliśmy zmęczenia, bo powietrze było chłodne, prawie zimne; ten téż chłód dawał nam dobrą otuchę co do pogody która zwolna poczynała się zmieniać. Przy takiém zimnie, niepodobna myśleć o deszczu; te chmurki, to przelotne tylko obłoczki które się rozejdą pewnie nim wejdziemy na górę, lepiéj nawet że słońce dopiekać nie będzie. Tak to biedny człowiek łudzi się zawsze i radby wmówić w siebie że mu się wszystko powiedzie, że wszystko do jego celów posłuży.<br>
{{tab}}Nie zatrzymując się długo na Mało-Łące, chociaż górale grabiący siano, wszyscy dobrze nam znajomi, wielką mieli ochotę na pogadankę, ruszyliśmy spiesznie w dalszą drogę. Wejście na przełęcz pomiędzy Giewontem a Czerwonym Wiérchem, patrząc z doliny, wydaje się bardzo łatwém i bliskiém, rzeczywiście jednak jest dość przykrém, a nadewszystko nieskończenie długiém. Niestety! wyszedłszy na siodło oddzielające dolinę Mało-Łąki od Kondratowéj, zamiast spodziewanego widoku, ujrzeliśmy szare, pobałwanione morze mgły zasłaniającéj najbliższe nawet szczyty. W dolinach słońce jasno świeciło, ale tumany mgły zgęszczającéj się coraz<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6o70rvx7h344kl609cqnsgr41rnct0q
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/170
100
1080352
3154776
3139756
2022-08-19T21:44:53Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>więcéj, zakryły zupełnie dość jeszcze oddalony szczyt Kondratowéj i Wiérch Czerwony.<br>
{{tab}}Pomimo doznanego zawodu, nie straciliśmy fantazyi; oddychając pełną piersią lekkiém, wolném wysokich sfer powietrzem, nie czuliśmy nawet zmęczenia, a nikomu na myśl nie przyszło powracać nie dopiąwszy celu. Na szczycie Kondratowéj otoczyła nas mgła gęstsza jeszcze niż przedtém, wiatr zimny pociągał. Źle! nie tylko że nie będziemy mieli żadnego widoku, ale jak tu powracać jeżeli mgła zalegnie szczyty i doliny? Ta myśl niepokojąca, przemknęła każdemu z nas, nikt jednak z nią się nie wydał, żeby się nie trwożyć nawzajem. Usiadłszy na kamieniach zajadaliśmy nasz skromny obiadek; w tém od strony Liptowa rozjaśniło się nieco niebo, mgła ustępowała szybko, odsłaniając najprzód dolinę liptowską, a niebawem wystąpił szczyt Krywania i dziko poszarpany grzbiet Hrubego Wiérchu. Wkrótce zajaśniało słońce, oświecając nie tylko Krywań ale piętrzące się po za nim spizkie turnie i szczyty nad Morskiém Okiem; widać było najpiękniejszą rzeźbę nagich opok, każdy załamek i rozpadlinę. Nie mogliśmy oderwać oczu od tego majestatycznego widoku; a jednak chcąc bądź co bądź odwiedzić jeszcze Wiérch Czerwony, nie było czasu do stracenia.<br>
{{tab}}Zaledwie zbiegliśmy z Kondratowéj na przełęcz łączącą ją z Czerwonym Wiérchem, mgła jakby tylko czekała na nas, osiadła na opuszczonym przez nas szczycie, a cel podróży naszéj zakryty dotąd, wychylił swój wyniosły wierzchołek jakby zapraszając nas przyjaźnie. Stoimy nakoniec na Czerwonym Wiérchu, ale prócz chrupiącego pod nogami płucniku i szaréj mgły nad nami i dokoła nas, nic a nic nie widać. Z wytrwałą cierpliwością górskiego wędrowca, czekamy co daléj będzie, oglądamy się na wszystkie strony, czy nam skąd nie błyśnie jaśniejszy promyczek. Ku {{pp|zacho|dowi}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
92oik4nsqn066bjrs88yi9j4epmxi2b
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/171
100
1080353
3154778
3139757
2022-08-19T21:48:18Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zacho|dowi}} mgła jakaś bielsza, przejrzystsza, widać jakiś okrąg jaśniejszy; tam wynikło blade widmo słońca bez promieni, bez blasku, a jednak miłe naszemu oku, bo ono jedno przerywa szarą jednostajność, bo ono obiecuje, swoją coraz wzmagającą się potęgą, rozprószyć mgły natrętne. Jakoż wkrótce zaczęły występować jedna po drugiéj turnie zachodnich Tatrów i odsłonił się widok nie tak wspaniały jak ku wschodowi, ale za to pełen wdzięku i życia. Na chwilę zamajaczały nam jeszcze wśród mgły groźne spizkie szczyty, wysunęła się tu i owdzie granitowa iglica, mieliśmy widok zachwycający, ale tylko przez chwilę, bo niebawem nadciągnęła nowa nawała mgły i wszystko w niéj utonęło. Równocześnie powiał wiatr tak ostry, że dzwoniliśmy zębami od zimna. Pozatulaliśmy się jak można było najlepiéj i jakby przykuci staliśmy na miejscu, chcąc się jeszcze doczekać słońca i jeszcze raz ujrzeć cudne panorama. Było wpół do piątéj, a my nie mieliśmy ochoty schodzić na dół, ale na prędce układaliśmy nowy plan powrotu. Mierząc okiem rozległe siodło Kondratowéj i szczyt jéj który wypadało nam znowu przebywać chcąc się spuścić do doliny Kondratowéj, zdawało nam się że to droga bardzo daleka i że kto wie czybyśmy zdążyli do domu przed nocą. Przyszło nam zatém na myśl, że byłoby może bliżéj udać się w przeciwną stronę przez wierchy Krzesanicę i Upłaz i spuścić się do doliny Kościeliskiéj jak to opisałam poprzednio. Omyliliśmy się fatalnie, a raczéj zawiodła nas pamięć, straciliśmy zupełnie miarę odległości. Droga przez wierchy do doliny Kościeliskiéj, jest bez porównania dalsza niż przez Kondratową; na długim dniu Lipcowym jestto wyprawa całodzienna, niepodobna jéj więc odbyć w końcu Sierpnia i to ruszając z Czerwonego Wiérchu o piątéj. Ale te wszystkie uwagi i porównania, przyszły dopiero po czasie; na razie zdawało nam się że obie drogi zupełnie są równe co do<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bhtxvqmy6hzht5r2hmli157mnk3zpv5
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/172
100
1080354
3154784
3139758
2022-08-19T21:59:00Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>długości, a za ostatnią przemawiało to, że zamiast spuścić się od razu na dół, długo jeszcze będziemy na wysokościach, przechodząc z wiérchu na wiérch i rozległym, a coraz nowym zachwycając się widokiem. Jakby dla ostatecznego rozstrzygnienia naszego wahania, gruby bałwan mgły zaległ szczyt i siodło Kondratowéj, a natomiast Krzesanicę jasno oświeciło słońce. Ku słońcu więc, ku słońcu pójdziemy, nie tam gdzie mgły i ciemności!<br>
{{tab}}Pamiętając niby doskonale drogę, z radością podjęłam się przewodnictwa i ruszyliśmy na Krzesanicę. Wyznam szczerze że jakkolwiek byłam pewną że trafię do szałasu na Upłazie i pamiętałam wszystkie ustępy téj drogi, jednak gdyśmy weszli na obszerny szczyt Krzesanicy, gdym się ujrzała wśród olbrzymich zwalisk pomiędzy któremi trzeba było kierować się własną pamięcią, a po części może instynktem, zachwiała się moja odwaga, poczęłam żałować żeśmy się zapuścili tutaj. {{Korekta|8traszna|Straszna}}, dzika, urwista przepaść doliny Litworowéj którą pamiętałam dobrze z pierwszéj naszéj wycieczki, ubezpieczała mię że nie pobłądziliśmy przynajmniéj dotąd. Idąc samą krawędzią przepaści, ukradkiem rzucałam wźrokiem w tę otchłań zawaloną śniegiem i odłamami skał; nie śmiałam w nię zajrzeć, lękając się aby ten widok dreszczem przejmujący, nie odebrał mi do reszty odwagi.<br>
{{tab}}Z Krzesanicy przeszliśmy na kamienisty, pagórkowaty grzbiet Upłazu, przedłużony w ramię zniżające się zwolna. Napróżno wytężałam wźrok, szukając owego szałasu będącego stacyją na drodze do Kościeliska, nigdzie nie widać polany, okolica jakaś nowa któréj nie pamiętam wcale. Po prawéj stronie otwiera się nieznana mi dolina, przed nami sterczy skała zdająca się zakończać ów grzbiet po którym idziemy. Pobłądziliśmy, to widoczna! Zakręciło mi się w głowie, stanęło przed<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8759i12avlrdn9pqzruzzoepnv6f0l1
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/173
100
1080355
3154790
3139759
2022-08-19T22:05:56Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>oczyma grożące nam niebezpieczeństwo: nie znając drogi, mogliśmy bardzo łatwo natrafić na urwiska i zginąć w przepaściach. A tu nigdzie ścieżki lepiéj uchodzonéj któraby mogła zaprowadzić do szałasu, nigdzie żywéj duszy nie widać, bo to już wieczór, juhasi dawno powrócili z owcami. Położenie nasze było w istocie przykre: sami, zupełnie sami, zaskoczeni szybko zapadającym zmrokiem na takiéj wysokości! Poleciliśmy się Bogu i nie tracąc przytomności zaczęliśmy rozpatrywać miejscowość. Spostrzegliśmy wprędce żeśmy pobłądzili niedawno, że nam wypadało powrócić na szczyt Upłazu i stamtąd rozpoznać dokładnie położenie. Zaledwieśmy wyszli nieco wyżéj, ujrzeliśmy szerokie ścieżki prowadzące do szałasu, który widać było pod lasem. Bogu dzięki, jesteśmy na dobréj drodze, ale jak to jeszcze daleko! Bywaj zdrowe Zakopane, a nawet Kościelisko do jutra; nie dla nas nocleg w domu lub odartéj karczmie, my za szczęśliwych się poczytamy, jeżeli przed nocą zdążymy do szałasu i wypoczniemy przy ogniu na ''cetynie''<ref>Drobno nacięte gałązki świerkowe służące na posłanie.</ref>. Zbłądzenie nasze nie wiele przyczyniło nam drogi a czasu nie zabrało więcéj nad kwadrans. Przy pierwszych téż krzakach kosodrzewia, natrafiliśmy na miejsce gdzie ze skalistéj ściany tryskało owo źródełko, które przed ośmią laty pokrzepiło nas wyborną wodą. Zmęczeni i spragnieni, od dawna cieszyliśmy się na tę wodę. Jakiż zawód! kamienie zawaliły źródło i woda sączyła się tak skąpo, że nawet kieliszkiem nie można jéj było zaczerpnąć. Nabraliśmy ręką po kilka kropel aby odwilżyć przynajmniéj usta i spiesznie puściliśmy się daléj.<br>
{{tab}}Nagle czarowne widowisko ukazało się oczom naszym i na chwilę przykuło do miejsca. Ujrzeliśmy zachodzące słońce, nie owo piękne, jasne słońce, {{pp|rozrzu|cające}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8vcpzwa52f7xqe89kjhdxm9gl2egvsj
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/174
100
1080356
3154791
3139760
2022-08-19T22:08:33Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|rozrzu|cające}} na pożegnanie świetne promienie: nie, byłto raczéj ogniem buchający wulkan, rozlewający dokoła blask krwawéj łuny. Nad zapadającą pod poziom tarczą, przedłużoną w słup płomienisty, zawisła czarna chmura, niby obłok dymu, rzucający cień posępny na okolicę. Na przyćmionym błękicie nieba, rysowały się ostro, dziko poszarpane szczyty, stanowiące niby brzegi krateru. Nowotarska dolina, Babia góra i inne grzbiety Bieskidów, pływały w powodzi jakiegoś dziwnego, purpurowego światła, które chyba do łuny pożaru, przyrównaćby można. Wysokości któreśmy opuścili, skaliste szczyty Giewontu, bliższe nas polany, lasy i wzgórza, już zalegał zmrok wieczorny, od którego tém posępniéj odbijała owa daleka okolica zalana żarem ognistym. Zwolna, zwolna przygasły ognie wulkanu, ciężkie kłęby dymu zaległy jego straszną paszczę, zmrok zapadł na całą okolicę.<br>
{{tab}}Zaskoczeni ciemnością, zbieraliśmy ostatki sił aby zdążyć do szałasu nim noc zupełna zapadnie. Jeszcze na szczycie Upłazu przyszło nam na myśl, że szałas ten położony jeszcze bardzo wysoko, bo na górnéj granicy lasów, jest już może opuszczonym, że tam nie zastaniemy nikogo. Odpychaliśmy jednak tę myśl wstrętną, która przecież w miarę zbliżania się do szałasu, coraz większego nabierała prawdopodobieństwa. Nie widać było ani ludzi, ani owiec w koszarze, a co najważniejsza, nad dachem nie unosiła się błękitnawa kitka dymu, znak niemylny mieszkania człowieka. Owe głosy ludzkie, szczekanie psów, ryk bydła które nas dolatywały od dawna, pochodziły z innego szałasu stojącego nieco niżéj na pochyłości wzgórza, wprawdzie bardzo blisko, ale za lasem w który niepodobna było zapuszczać się w takiéj ciemności. Jak tylko upewniliśmy się że szałas do którego zdążamy stoi pustką, zaczęliśmy wołać na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iaedq7vooph42ic6yl9r8jsvzy3djmu
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/175
100
1080357
3154793
3139761
2022-08-19T22:11:22Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>juhasów w nadziei że może usłyszą i doprowadzą nas do swego szałasu. Wszystko napróżno, głos ginął w otaczających nas dolinach, nikt nam nie odpowiadał, byliśmy zupełnie sami na takich wyżynach.<br>
{{tab}}Już było tak ciemno, że z trudnością można było rozeznać najbliższe przedmioty, gdy stanęliśmy przed drzwiami szałasu który miał nas przyjąć pod swój dach. Nie były zaparte, weszliśmy więc, a pierwszém staraniem było rozniecenie ognia za pomocą krzesiwka, gdyż zapałek nie mieliśmy z sobą. Znając zwyczaje szałasowe, po omacku natrafiliśmy na ognisko przykryte deskami. Znalazłszy kilka węglików, nazbieraliśmy około szałasu drobnych gałązek i trzasek i daléj do roboty. Nie łatwa to była sprawa; mokre trzaski nie mogły się palić; dmuchaliśmy aby rozżarzyć węgle, ale wszystko gasło kilka razy na wilgotnéj ziemi. Nareszcie udało nam się rozpalić ogień na ławie. Błysnął słaby płomyczek i oświecił wnętrze szałasu. Uszczęśliwieni, uprzątnęliśmy spiesznie deski któremi zarzucone było ognisko i w tryumfie przenieśliśmy ogień na właściwe miejsce. Było tam jeszcze kilka polan i niedopalonych głowni, były wreszcie deski które w potrzebie mogły także pójść na ogień. Ale noc długa, bardzo długa, trzeba się dobrze zaopatrzyć w drzewo, żeby nie zostać w ciemności i zimnie. Przed szałasem leżał długi i gruby pień smreka, tenby wystarczył na całą noc. Wspólnemi siłami wciągnęliśmy do szałasu ogromną kłodę i zatoczyliśmy ją na ogień który już teraz buchał wesołym płomieniem, pryskał iskrami, a mówiąc nawiasem, zapełniał dymem nasz hotel, gryząc niemiłosiernie w oczy. Ale któżby tam zważał na taką drobnostkę, któżby nie darował temu przyjacielowi i dobroczyńcy tych kilku łez które wycisnął nieprzywykłym do jego smolnego oddechu? Zaiste, ten tylko kto się znajdował kiedy w położeniu podobném naszemu, potrafi ocenić,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
az1nzqgono0edsjxqdodk6s4e8xllfy
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/683
100
1081200
3154490
3142613
2022-08-19T15:06:30Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude><section begin="Amortyzacyja" />w takim więc razie na procent od każdych 100 rubli, wypadnie po 3,3974, a na zwrot kapitału 2,6026; o czém przekonalibyśmy się naocznie sporządziwszy tabellę amortyzacyi rocznej. Wzór III można jeszcze doprowadzić do postaci:
{{c|1=(1 + ''r'')''ⁿ'' = {{ułamek|zwykły|''R''|R − ''K r''}} .................. (IV)}}
ten wzór ostatni służy do znalezienia wartości dla n, mając wiadomy kapitał dany do umorzenia, ratę i stopę procentu. Ponieważ obojętną jest rzeczą dla posiadacza obligacyi na pożyczki rządowe jaki jest ogólny dług, którego jego obliga-cyja jest cząstką, więc w tém ostatniem zadaniu kapitał dany do umorzenia bierze się za 100, czyli będzie: K — 100. W takim razie Kr będzie równe procentowi od tego kapitału 100, nazwijmy go przez p. Rata R będzie się równać procentowi p i cząstce od sta na kapitał, którą nazwijmy przez p' więc wzór IV zamieni się na następujący:
{{c|1=(1 + ''r'')''ⁿ'' = {{ułamek|zwykły|''p'' + ''p'' ′|''p'' + ''p'' ′ − ''p''}}}}
{{c|1=(1 + ''r'')''ⁿ'' = {{ułamek|zwykły|''p'' + ''p'' ′|''p'' ′}} .................. (V)}}
''Przykłady''. I-sze W pożyczce sześcioprocentowej płacąc 6% na procent a 1% na kapitał, chcąc z wzoru (V) znaleść ''n'', to jest liczbę lat, będzie:
{{c|1=''p'' = 6 , ''p'' ′ = 1 , ''r'' = 0,6}}
więc:
{{c|1=(1,06)''ⁿ'' = {{ułamek|zwykły|6 + 1|1}} = 7}}
t. j. chcąc znaleść w ilu latach umorzy się pożyczka sześcioprocentowa płacąc 6% na procent, a 1% na zwrot kapitału, potrzeba znaleść w ilu latach kapitał 1 przy stopie procentu 6% rocznie wraz z procentem składanym zamieni się na 7 i znajdziemy, że będzie blizko 34 lat. 2‑e w tym samym wzorze (V) uczyniwszy
{{c|1=''r'' = 0,05 , ''p'' = 5 , {{kor|''p''|''p'' ′}} = 1}}
otrzymamy:
{{c|1=(1,05)''ⁿ'' = {{ułamek|zwykły|5 + 1|1}} = 6}}
to jest płacąc 5% na procent, a 1% na zwrot kapitału, umorzy się w latach 33. 3‑ie Płacąc 4% na procent, a 1% na kapitał, dług się umorzy w latach 41. 4‑te Płacąc po 3% na procent, a 1% na kapitał, dług się umorzy w latach 47, 5‑te Płacąc po 2% na procent, a po 1% na zwrot kapitału, umorzymy dług w 56‑iu ratach. — Dokładny wykład tego przedmiotu można znaleść w rachunkowości handlowej, i dziele: O papierach publicznych Fl. Zubelewicza.{{EO autorinfo|''Kaz. R.''}}<section end="Amortyzacyja" />
<section begin="Amos" />{{tab}}'''Amos,''' trzeci z dwunastu proroków mniejszych, urodzony w Thekue, w pokoleniu Judy, na południe Jeruzalem, u granic pustyni Judei, jak sam powiada, pastuch czyli skotarz (''Amos'' I, 1; 7, 14). Nie przygotowany do powołania proroka, albo nie odebrawszy wychowania w szkołach proroków, wzięty był od trzody i posłany na opowiadanie słowa Bożego w królestwie Izraela. Czynność proroczą rozwinął w Bethel, główném siedlisku bałwochwalczej czci Izraela. Zaczął prorokować pod panowaniem Jeroboama II, króla Izraelskiego, i Ozyjasza, króla Judzkiego, i uderzał przedewszystkiém na zmysłowość i lekkomyślność<section end="Amos" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9rsh64r3mukee3czr5io1cjpljb5ue3
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/171
100
1081521
3154725
3143502
2022-08-19T20:13:32Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ko|medią}} i by aż tylu ludzi dało się wciągnąć do niecnego spisku. Mniema, że histeryczne mniszki, przebywające w {{Korekta|asceze|ascezie}}, wciąż słysząc o pięknym proboszczu, jęły śnić o nim na jawie i w rzeczy samej wydawało im się, że do nich, po nocy, przybywa, je kusi... Dodaje Eliphas szczegół ciekawy — nie pamflet miał być przyczyną nienawiści kardynała do Grandier. Obaj, pono, zajmowali się magią: Urban posiadał tajemnicę transmisji laski magicznej — i Richelieu na próżno przelania tej tajemnicy, jakoby się domagał...<br>
{{tab}}Pozostawmy domysły i wróćmy do toku sprawy.<br>
{{tab}}Przyjaciele duchownego doradzają mu ucieczkę. On, w poczuciu {{Korekta|niewinnności|niewinności}}, pozostaje. Tymczasem, po pierwszym przesłuchaniu zakonnic, Laubardemont wydaje nakaz aresztowania. Osadzają go w więzieniu w Angers, w lochu, godnym raczej psa, niżli człowieka. Grandier zachowuje się ze stoicyzmem i godnością.<br>
{{tab}}Pisze do matki:<br>
{{f|lewy=3em|{{tab}}„Znoszę udrękę cierpliwie i więcej się martwię o smutek, który wam sprawiłem, jak o siebie. Bardzo mi niewygodnie bez łóżka. Przyślijcie moje — jeśli ciało nie wypoczywa — duch upada. Przyślijcie brewiarz i biblię. Co do reszty — nie troszczcie się. Bóg wykaże mą niewinność...“}}
{{tab}}Niestety...<br>
{{tab}}Laubardemont prowadzi cały proces z teatralnymi efektami. W katedralnym kościele w Loudun odbywają się jakgdyby publiczne przedstawienia. Świątynia jest nabita widzami, a w ich obecności sprowadzone mniszki, właściwie czart w nich siedzący, mają dawać dowody nadludzkiej potęgi. Razu pewnego, diabeł przez usta przeoryszy, oświadcza, że zdejmie Laubardemontowi niewidzialnie czapkę z głowy. Nie potrafił tego dokonać, a natomiast, pisze Dumas, na dzwonnicy łapią ludzi, usiłujących za pomocą haczyka na sznurku, miast szatana,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fac1ztetvs3j9ku4k139359z4w17den
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/172
100
1081522
3154728
3143503
2022-08-19T20:17:29Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>złowić przewodniczącemu beret. Innym razem anonsuje: niechaj sześciu atletycznych mężczyzn trzyma matkę Janinę — będzie ona silniejszą, wymknie im się z rąk!“<br>
{{tab}}Sześciu drabów występuje z audytorium. Po chwili matka Joanna jest wolna — stróże leżą na ziemi. Ale wnet zgłasza się doktór Duncan, nieco sceptycznie usposobiony, i proponuje, że sam, bez niczyjej pomocy, opętaną unieruchomi. Ujmuje przeoryszę za ręce i ta, mimo rzutów i skoków — wyrwać się nie może.<br>
{{tab}}Śmiech biegnie po kościele... lecz Laubardemont z najpoważniejszą miną ogłasza: „wszak i czart zmęczyć się może!“<br>
{{tab}}Najdramatyczniej wypada scena konfrontacji Urbana Grandier z histeryczkami, czy komediantkami. Na widok proboszcza krzyczą: „oto winowajca!“ Pragną się rzucić na niego, rozszarpać na kawałki. Siłą trzeba ochraniać oskarżonego. Ten, zachowuje całkowity spokój, z pogardą patrzy na rozszalałe wiedźmy. W pewnym momencie proponuje: „jeśli naprawdę z mej winy czart wcielił się w mniszki, niechaj da widomy znak, niechaj wyjdzie i ukręci mi szyję!“<br>
{{tab}}Próba zaproponowana, nie przypada do gustu Laubardemontowi. „Gdy diabeł tego nie uczyni — mówi — nie będzie to żaden dowód. Wszak mógł pomiędzy nim a oskarżonym zajść układ tajemny, że mu go ruszać nie wolno!“<br>
{{tab}}Chyba przytoczonych próbek sposobu prowadzenia procesu wystarczy!<br>
{{tab}}Laubardemont widząc, że publiczne przedstawienia nie osiągają celu, raczej coraz bardziej rozdrażniają umysły — postanawia skończyć. Rada prosta i wypróbowana: poddać Urbana Grandier — torturze! Wszak wyrok jest zgóry postanowiony!<br>
{{tab}}Oszczędzę czytelnikom opisu wstrętnych i do głębi poruszających scen męki. Męczennika ogolono ze wszystkich włosów na ciele, poczym chirurg Manouri pastwił<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8xagc07xf01uzxy70mrlni2l1gjl4b2
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/173
100
1081524
3154730
3143506
2022-08-19T20:21:13Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>się nad nim, krwawiąc lancetem w poszukiwaniu stygmatów diabelskich. Później wydano go w niezawodne ręce mnichów — brata Laktancjusza i brata Tranquille. Z ich badania wyszedł Grandier ze zmiażdżonymi nogami. Lecz ani jedno słówko przyznania, ani słówko skargi nie wyrwało się z ust ofiary. Od czasu do czasu powtarzał: „Skróćcie me katusze! Nie doprowadzajcie duszy do rozpaczy! Wy ojcowie? wy... i nie macie litości!“<br>
{{tab}}W czasie tortur, zadawanych męczennikowi — mniszki, jakgdyby przyszły do przytomności. Poczęły cofać zeznania, rozpaczać, że zgubiły niewinnego. Lecz było zbyt późno... a Laubardemont zbyt zaangażowany... Oświadczył krótko: „Diabeł jeszcze je trzyma w swej mocy i pragnie ratować wspólnika“ („Les diables de Loudun“).<br>
{{tab}}Wyrok na Urbanie Grandier wykonano dnia 18 sierpnia 1634 r. Spalono go żywcem. Gdy zsadzano ofiarę z wózka, mając nogi zmiażdżone, padł twarzą na bruk. Podniósł Urbana jeden z obecnych.<br>
{{tab}}— Jeszcze są ludzie miłosierni na świecie! — zawołał męczennik z oczami pełnymi łez.<br>
{{tab}}Później przywiązano nieszczęsnego proboszcza do słupa i buchnął ogień płomieni. Podobno, w ostatniej chwili kat przyłożył mu krucyfiks do ust, by nie mógł przemówić i rozczulić tłumów...<br>
{{tab}}Ohydne!<br>
{{tab}}Lecz istnieje jakaś sprawiedliwość na świecie, wymierzająca karę poza „sprawiedliwością człowieka!“<br>
{{tab}}W parę dni później ogarnia obłęd ojca Laktancjusza. Umiera prześladowany strasznymi wizjami. Za nim w ślad idzie drugi egzorcysta — ojciec Tranquille. Po nich, z kolei — chirurg Manouri — kat Urbana. Widzi wszędzie okrwawioną ofiarę i krzyczy, że Grandier przyszedł go udusić.<br>
{{tab}}Kończy żywot wśród nieopisanych mąk.<br>
{{tab}}Pozostaje jeszcze Laubardemont. I ten nie uchodzi<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
c5m1a0ckou0i06ws9bzmqqc44ufsr7k
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/174
100
1081535
3154731
3143518
2022-08-19T20:24:30Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude><section begin="r20"/>bez kary. W tragicznych okolicznościach ginie jego syn, sam zaś popada w niełaskę.<br>
{{tab}}Co się tyczy mniszek — większość uległa w zidioceniu kompletnemu.<br>
{{tab}}Takimi były straszliwe dzieje procesu Urbana Grandier.<br>
<br><br><section end="r20"/>
<section begin="r21"/>{{c|ROZDZIAŁ XXI|po=0.5em}}
{{c|'''MAGIA PRAKTYCZNA.'''|po=1em}}
{{tab}}Zainteresuje zapewne czytelnika, w jaki sposób odbywają się ewokacje magiczne. Nie będę tu przytaczał skomplikowanych ceremonii i rytuałów, o których pisałem obszernie w mojej książce „[[Magja i czary|Magia i czary]]“.<br>
{{tab}}Zaznaczę tylko, że dla wykonania podobnego doświadczenia konieczne jest, w myśl przepisów okultyzmu t. zw. koło magiczne. Podobnych kół magicznych, czyli pentakli lub pentagramów, istnieje nieskończona ilość i podziwiać je możemy w różnych starych księgach, traktujących o wiedzy tajemnej. Prawie każdy mag układa koło według własnego wzoru.<br>
{{tab}}W podobne koła wpisuje się szereg kabalistycznych znaków, cyfr i nazw, mających za zadanie, według wtajemniczonych, przyciąganie duchów.<br>
{{tab}}Prócz tego do ewokacji używana jest jeszcze zazwyczaj różdżka magiczna, tak samo pokryta odpowiednimi napisami.<br>
{{tab}}Sama ceremonia wywołania odbywa się zazwyczaj o północy i przyjmuje w niej udział trzy osoby. Dla powodzenia nie są one niezbędne, gdyż właściwie {{pp|wszyst|ko}}<section end="r21"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cxpfxyetf9ozbkvvaakjvlokuryh2xs
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/175
100
1081539
3154733
3143522
2022-08-19T20:28:50Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wszyst|ko}} zależy od prowadzącego doświadczenie, czyli ewokatora — kontrolują one jednak odebrane wrażenia i dzięki nim ustrzec się można od tak łatwo zachodzących przy podobnych eksperymentach objawów halucynacji.<br>
{{tab}}Ewokacja może mieć miejsce zarówno na powietrzu, jak w zamkniętym lokalu. W zamkniętym lokalu, oczywiście jest udatniejsza, gdyż daje więcej skupienia.<br>
{{tab}}Kiedy ma miejsce w pokoju, częstokroć palone są tam wonne kadzidła.<br>
{{tab}}Ewokator, po ukończeniu wszystkich przygotowań, zajmuje miejsce w kole, rozpoczyna szereg zaklęć, składających się przeważnie z bezsensownych słów i niemniej idiotycznych wykrzykników — i zjawy po pewnym czasie ukazują się...<br>
{{tab}}W książkach magicznych czytamy dalej następujące przepisy (streszczam je według Korneliusza Agrippy):<br>
{{tab}}„O jednej rzeczy stale należy pamiętać: kto nie jest pewien swych nerwów — nigdy nie powinien próbować ewokacji magicznych. Musi cały czas panować swą wolą nad zjawiskami, inaczej eksperyment zakończy się smutnie. Koło, w którym się znajduje, chroni go całkowicie przed widmami, nie mogą one go przekroczyć (?) — aby je oddalić wystarcza wyciągnąć w stronę widm czarodziejską różdżkę. Jeśli ewokator pod wpływem lęku znajdzie się poza kołem, następstwa są nieobliczalne, może grozić nawet śmierć (?). Również nie powinien poddawać się woli widm, słuchać ich rad, opuszczać koła, nawet gdy o to proszą, a zadawać z góry przygotowane zapytania.<br>
{{tab}}Następnie, chcąc aby znikły, odmówić t. zw. „formułę zwolnienia“ i rozkazać im odejść. Tę formułę należy odmówić dla bezpieczeństwa, nawet i w tym wypadku, gdyby widoczne objawy nie nastąpiły“.<br>
{{tab}}Czytamy jeszcze u Paracelsa:<br>
{{tab}}„W czasie ewokacji przyciągamy do siebie duchy zarówno dobre, jak i złe. Dokoła rozpustników, pijaków,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5qzy0em23v9yv7l4ejadeksbjlbs0ol
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/176
100
1081542
3154736
3143525
2022-08-19T20:32:24Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ludzi, hołdujących poziomym uciechom — wiecznie krążą larwy — cienie astralne, pragnące przy ich pomocy nasycić swe poziome instynkty. Dlatego człowiek zmysłowy, niski, przeważnie wywoła demona, a rzadko kiedy przybędzie do niego dobry duch. A przybycie demona związane jest z wielkim niebezpieczeństwem — demon owładnie i zapanuje nad wywołającym“.<br>
{{tab}}Z tej to przyczyny magowie wspominają, że przed każdym doświadczeniem niezbędne jest t. zw. „oczyszczenie“. Wywołujący musi w ciągu kilku tygodni prowadzić odpowiedni tryb życia, zachowywać posty, przebywać w odosobnieniu, modlić się i starać udoskonalić duchowo. W ogóle bezkarnie mogą dokonywać ewokacji tylko magowie, t. j. tacy, którzy opanowali swe namiętności (por. moją książkę „[[Magja i czary|Magia i Czary]]“), stali się ludźmi wyższymi, szlachetnymi i nie dążą przy pomocy magii do poziomych celów. Jednostka niska tylko naraża się wielce, a kto nie czuje się na siłach, aby się przerodzić, stać się lepszym, niechaj nigdy nie usiłuje eksperymentować. Będzie on tylko czarownikiem, którego prędzej czy później oczekuje smutny koniec.<br>
{{tab}}W skróceniu podałem tu główniejsze magiczne przepisy, tyczące się ewokacji, nie chcąc ich powtarzać z innych moich książek. Ciekawi bliższego opisu tych ceremonij odnajdą je w dziełku „[[Magja i czary|Magia i Czary]]“.<br>
{{tab}}Pozostaje nam tylko zastanowić się, jak na te wszystkie obrzędy zapatrywać się należy?<br>
{{tab}}Czy istotnie dzięki narysowanym kołom z niezrozumiałymi znakami, idiotycznym zaklęciom, składającym się ze steku głupstw i abrakadabrycznych słów bez wszelkiego znaczenia, może nam się objawić jakiś duch?<br>
{{tab}}Podobny nonsens nie pomieści się żadnemu inteligentnemu człowiekowi w głowie! A jednak duchy, jeśli w ogóle są to duchy, ukazują się w czasie tych ceremonij i tu nie kłamią magowie. Zresztą, zaraz podobne przykłady przytoczę.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
854obii5lk5wzhpg0ju977ft7oouvur
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/177
100
1081543
3154739
3143526
2022-08-19T20:35:36Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Jakież więc jest wyjaśnienie? Niejednokrotnie sądzono, że kadzidła palące się w czasie ewokacji, a często przybierające zarysy postaci ludzkich, wprowadzały w błąd obecnych i że ci przyjmowali je za widma. Istotnie, nie raz tak było i różni szarlatani tym sposobem tumanili naiwnych. A jednak często nie stosowano kadzideł — mimo to ukazywały się niezwykłe zjawiska. Wyjaśnienia więc szukać należy zupełnie gdzie indziej.<br>
{{tab}}Mianowicie, większość uczonych, którzy poważnie badali magię, jest tego zdania (z którym zgadzam się całkowicie), że to, co widzimy w czasie ewokacyj magicznych, nie różni się prawie zupełnie od objawów, zachodzących w czasie seansów spirytystycznych i że udatność podobnego eksperymentu zależy od większych lub mniejszych właściwości medialnych ewokatora, czyli od zdolności w nim samym ukrytych. Jeśli ewokator będzie silnym medium — zjawiska nastąpią, jeśli nie będzie — nic w ogóle się nie objawi i nie pomogą ani koła, ani zaklęcia. Dlatego też {{Korekta|skompilkowane|skomplikowane}} ceremonie, stosowane przy tych obrzędach w zasadzie nie są potrzebne, choć mogą być pomocne, o czym nie wiedzieli magowie, lub też stosowali je nieświadomie. Mianowicie, przygotowanie, polegające na t. zw. „oczyszczeniu“, to jest poście, odosobnieniu etc. rozwija zdolności medialne, tkwiące w każdym człowieku (jak stwierdzają wybitni uczeni: Richet, Geley, Osty, {{Korekta|Schrenk,|Schrenck}} Notzing etc.), a zagubione przez niewłaściwy zbyt poziomy tryb życia. Dalej bezsensowne kabalistyczne znaki, koła, zaklęcia etc. działając silnie na wyobraźnię uczestników, potęgują nerwowe napięcie, wprowadzają ich w pewien rodzaj transu i dzięki temu przyśpieszają objawy.<br>
{{tab}}Oto jest naukowe wytłumaczenie zjawisk, zaobserwowanych w czasie magicznych eksperymentów. Nie będę tu się wdawał w rozważania, czy są to istotnie duchy, czy też tylko zmaterializowane twory naszej {{pp|wy|obraźni}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r4o2qyzyma1jjr7pa6z7jkcd83fausw
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/178
100
1081544
3154740
3143527
2022-08-19T20:41:50Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wy|obraźni}}. Na ten temat toczone są nieskończone spory pomiędzy spirytystami a zwolennikami psychicznego badania zjawisk medialnych i istnieje olbrzymia literatura. Jedni wierzą, że zarówno w czasie ewokacji magicznych jakoteż na seanse spirytystyczne przybywają do nas istotnie nieziemskie istności i objawiają się przy pomocy siły, użyczonej im przez medium — inni twierdzą, że są to tylko ektoplastyczne emanacje, wyłaniające się z medium, mogące przybierać kształty ludzkich postaci, a nawet przemawiać ludzkim głosem, ale nie mające nic wspólnego z „duchami“.<br>
{{tab}}Powtarzam, nie zamierzam rozstrzygać tu tego sporu, w którym zarówno '''pro''' jak i '''contra''' zebrano nieskończoną ilość dowodów. Szczególniej, że istnieje trzecia teoria, neo-spirytystyczna, moim zdaniem najbardziej zbliżona do prawdy, a twierdząca, że w poszczególnych wypadkach zarówno z jedynymi, jak i z drugimi objawami możemy mieć do czynienia, czyli, że istotnie czasami, bardzo rzadko przybywają do nas nieziemskie istności, przeważnie zaś obserwujemy tylko medialne przejawy.<br>
{{tab}}Przytoczyłem umyślnie te różne teorie, aby Czytelnik wyrobił sobie należyte zdanie o ewokacjach magicznych i o „widmach“, które się na nich ukazują.<br>
{{tab}}Z tego właśnie punktu widzenia należy się zapatrywać na ciekawe przykłady, jakie zaraz przytoczę.<br>
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
50qp6zpp2n6dv7jvkjrmn0w15mqjsvn
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/179
100
1081545
3154741
3143528
2022-08-19T20:43:52Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|'''{{LinkWew|WYNIKI DOŚWIADCZEŃ|id=Wyniki doświadczeń}}'''|po=1em}}
{{tab}}W części pierwszej niniejszego rozdziału przedstawiłem zasady magiczne wywoływania zaświatowych istności — lecz zapewne zainteresują Czytelnika wyniki, osiągnięte podczas doświadczeń, mianowicie, jakie przybywały zjawy, w jaki sposób zachowywały się one i jakie dawały odpowiedzi na postawione pytania.<br>
{{tab}}O próbie pierwszej — wywoływania na powietrzu — wspominać nie będę. Uczyniłem podobny eksperyment na rozstajnych drogach, w lesie — lecz poza jękami, głosami, ognikami błędnymi — nic ciekawszego nie zauważyłem.<br>
{{tab}}Cisza nocy, szum drzew, tajemnicze snujące się cienie — wytwarzają dziwny nastrój, reminiscencje średniowiecznych sabatów — i dla prawdziwego romantyka posiadają wiele uroku. Zaznaczyłem jednak, że z powodu braku skupienia, rzadko kiedy zachodzą poważniejsze objawy.<br>
{{tab}}Zato inne ewokacje magiczne dają mocniejsze wrażenia.<br>
{{tab}}Opiszę tu kilka wypadków. Są to doświadczenia mego dobrego znajomego p. A. P., który mi je łaskawie nadesłał, i poniżej podaję je w całości. Niektórym osobom mogą się wydać fantastyczne, w gruncie rzeczy nie różnią się jednak niczym od objawów, zachodzących na seansach spirytystycznych i przedstawiają bardzo ciekawy dokument.<br>
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bru5cvw73ywsduf63em10sv2bbnp9kp
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/180
100
1081546
3154742
3143529
2022-08-19T20:46:43Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{c|'''{{LinkWew|EWOKACJA MAGICZNA.|id=Ewokacja magiczna}}'''|po=1em}}
{{tab}}Od paru dni — pisze p. A. P. — skreśliwszy pentagram na pergaminie, przygotowany należycie, czyniłem próby ewokacji. Eksperymentowałem początkowo sam. Raz, że osobiście pragnąłem wyrobić sobie zdanie o skuteczności magicznych środków, powtóre — że pewnych i wypróbowanych towarzyszy, którzyby przez cały czas trwania objawów zachowali zimną krew i nie narazili siebie i eksperymentatora na niebezpieczeństwo — znaleźć dość trudno. Pierwsze trzy wieczory nie dały wyników. Zdawało mi się słyszeć jakieś szumy i szmery, lecz bojąc się iluzji, tak łatwej w podobnych wypadkach, nie przypisywałem im żadnego znaczenia.<br>
{{tab}}Czwartego wieczoru, niezrażony niepowodzeniem, o północy, zapaliłem świece i kadzidła. Rozpocząłem zaklęcia. Nie zdążyłem dojść do formuły drugiej, gdy nagle z trzaskiem runęło stojące w kącie krzesło o podłogę. Zamarłem w oczekiwaniu. Jakieś stąpnięcia jęły się rozlegać dokoła pentagramu, coraz silniejsze i głośniejsze, — jakby odgłosy kopyt zwierzęcia.<br>
{{tab}}— Ukaż się w widocznej postaci! — zawołałem.<br>
{{tab}}W dalszym ciągu pokój był pozornie pusty — lecz odgłosy brzmiały zewsząd — szmery i chichoty.<br>
{{tab}}Skupiłem całą siłę woli. Powolnie, dobitnie przystąpiłem do wymawiania formuły następnej.<br>
{{tab}}Nie zdążyłem dokończyć zdania, gdy naczynie z kadzidłem padło na podłogę. Dym długą smugą snuł się ku<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9w0ihkt47czur1dtj0f2njnehorviuu
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/721
100
1081753
3154541
3143921
2022-08-19T17:01:38Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza w matematyce" />{{pk|wiado|mych}} związków między temi ostatniemi, i na rachunek różniczkowy (ob.), który podaje związki pomiędzy zmianami nieskończenie małemi, czyli nieoznaczonemi wielkości zmiennych, kiedy związek między temiż wielkościami wiadomy. Nadto przybywa tutaj jeszcze rachunek przeciwny temu ostatniemu, zapomocą którego z wiadomych związków, pomiędzy zmianami skończonemi lub nieskończonemi wielkości zmiennych, wykrywamy związki zachodzące pomiędzy samemi wielkościami zmiennemi, i to jest przedmiotem rachunku integralnego, czyli całkowego (ob.). Analiza zajmuje się jeszcze wielkościami wszelkiego rodzaju, tak zmysłowemi jako i umysłowemi, i w takim razie nazywa się stosowaną; i tak zastanawiamy się w niej nad rozciągłością, czyli nad ciałami matematycznemi, w tym razie przybiera nazwę geometryi analitycznej (ob.). Biorąc za przedmiot przestrzeń, czyli rozciągłość, czas i materyję nieprzenikliwą, podległą siłom zewnątrz na nią działającym, wchodzimy w zakres mechaniki analitycznej, czyli mechaniki. Analiza zastanawia się nad ciałami istniejącemi w naturze i nad zjawiskami, które w nich dostrzegamy, a posiłkując się temi tylko danemi wyprowadzonemi z doświadczenia, które do oznaczenia tychże ciał posłużyć mogą, wyprowadza dalsze wnioski, do których doświadczeniem dojśćby najczęściej było niemożna a które następnie spostrzeżenia sprawdzają. Takie zastosowanie analiza czyli rachunek znajduje: w mechanice niebieskiej, teoryi ciepła, światła, głosu, elektryczności, magnetyzmu i t. d. Teoryje dopiero przytoczone oparte są albo na prawach zasadniczych przez doświadczenie odkrytych, albo też na przypuszczeniach mniej lub bardziej podobnych do prawdy; jednak analiza matematyczna bada nie tylko te zjawiska, których przyczyny są wiadome albo za wiadome przyjęte, lecz nadto zastanawia się i nad lakierni, których przyczyny są zupełnie nieznane, i dla których niepodobna zrobić żadnego przypuszczenia, lecz które są zależnemi wyłącznie od przypadkowości. Takie zastosowanie analizy jest najwyższym szczeblem odkryć naszych czasów i stanowi rachunek prawdopodobieństwa (ob.).{{EO autorinfo|''J. P-z.''}}<section end="Analiza w matematyce" />
<section begin="Analiza Diofantesa" />{{tab}}'''Analiza Diofantesa,''' zwana inaczej zagadnieniami lub pytaniami Diofantesa, albo analityką. Matematyk grecki Diofantes z Alexandryi, który miał żyć w IV wieku po narodzeniu Chrystusa, napisał algebrę w trzynastu księgach, których sześć doszło do naszych czasów, a których pierwszy przekład na język łaciński wydał Xylander 1575 r., lecz najdokładniejsze tłómaczenie Diofantesa uskutecznił Bachet de Meziriac i dopełniwszy je komentarzami wielkiej wartości, wydał 1621 r. Fermat także przełożył dzieło Diofantesa 1670 r. i opatrzył własnemi dopełnieniami. W dziele Diofantesa na szczególną uwagę zasługują rozwiązania pytań nieoznaczonych, dotyczących liczb kwadratowych, sześciennych, trójkątów prostokątnych i t. p., które najczęściej prowadzą do rozwiązania równań nieoznaczonych w liczbach wymiernych, często całkowitych, równania zaś dopuszczają dla niewiadomych nieoznaczoną liczbę wypadków niewymiernych. Naprzykład szukając trójkąta prostokątnego, któregoby wszystkie boki były wyrażone liczbami całkowitemi, otrzymalibyśmy zagadnienie, wchodzące do rzędu tak zwanych pytań, czyli analizy Diofantesa. Aby się bliżej poznać z tym przedmiotem, rozwiążemy zagadnienie: ''Oznaczyć trójkąt prostokątny, któregoby wszystkie boki daty się wyrazić liczbami całkowitemi''. Niech będą ''x'' i ''y'' ramiona kąta prostego, zaś z przeciwprostokątna szukanego trójkąta, podług znanego w geometryi prawa, że kwadrat z przeciwprostokątnej jest równy summie kwadratów z ramion kąta prostego, otrzymamy równanie ''x² + y² = z²'', z którego dla x, y i z mamy otrzymać wypadki całkowite i dodatnie. Liczby ''x'' i ''y'' są pierwszemi miedzy sobą, gdyby albowiem one miały jaki czynnik wspólny ''a'', natenczas<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8piopoka17xa23pkpvbmny7vphxbok8
3154544
3154541
2022-08-19T17:02:30Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza w matematyce" />{{pk|wiado|mych}} związków między temi ostatniemi, i na rachunek różniczkowy (ob.), który podaje związki pomiędzy zmianami nieskończenie małemi, czyli nieoznaczonemi wielkości zmiennych, kiedy związek między temiż wielkościami wiadomy. Nadto przybywa tutaj jeszcze rachunek przeciwny temu ostatniemu, zapomocą którego z wiadomych związków, pomiędzy zmianami skończonemi lub nieskończonemi wielkości zmiennych, wykrywamy związki zachodzące pomiędzy samemi wielkościami zmiennemi, i to jest przedmiotem rachunku integralnego, czyli całkowego (ob.). Analiza zajmuje się jeszcze wielkościami wszelkiego rodzaju, tak zmysłowemi jako i umysłowemi, i w takim razie nazywa się stosowaną; i tak zastanawiamy się w niej nad rozciągłością, czyli nad ciałami matematycznemi, w tym razie przybiera nazwę geometryi analitycznej (ob.). Biorąc za przedmiot przestrzeń, czyli rozciągłość, czas i materyję nieprzenikliwą, podległą siłom zewnątrz na nią działającym, wchodzimy w zakres mechaniki analitycznej, czyli mechaniki. Analiza zastanawia się nad ciałami istniejącemi w naturze i nad zjawiskami, które w nich dostrzegamy, a posiłkując się temi tylko danemi wyprowadzonemi z doświadczenia, które do oznaczenia tychże ciał posłużyć mogą, wyprowadza dalsze wnioski, do których doświadczeniem dojśćby najczęściej było niemożna a które następnie spostrzeżenia sprawdzają. Takie zastosowanie analiza czyli rachunek znajduje: w mechanice niebieskiej, teoryi ciepła, światła, głosu, elektryczności, magnetyzmu i t. d. Teoryje dopiero przytoczone oparte są albo na prawach zasadniczych przez doświadczenie odkrytych, albo też na przypuszczeniach mniej lub bardziej podobnych do prawdy; jednak analiza matematyczna bada nie tylko te zjawiska, których przyczyny są wiadome albo za wiadome przyjęte, lecz nadto zastanawia się i nad lakierni, których przyczyny są zupełnie nieznane, i dla których niepodobna zrobić żadnego przypuszczenia, lecz które są zależnemi wyłącznie od przypadkowości. Takie zastosowanie analizy jest najwyższym szczeblem odkryć naszych czasów i stanowi rachunek prawdopodobieństwa (ob.).{{EO autorinfo|''J. P-z.''}}<section end="Analiza w matematyce" />
<section begin="Analiza Diofantesa" />{{tab}}'''Analiza Diofantesa,''' zwana inaczej zagadnieniami lub pytaniami Diofantesa, albo analityką. Matematyk grecki Diofantes z Alexandryi, który miał żyć w IV wieku po narodzeniu Chrystusa, napisał algebrę w trzynastu księgach, których sześć doszło do naszych czasów, a których pierwszy przekład na język łaciński wydał Xylander 1575 r., lecz najdokładniejsze tłómaczenie Diofantesa uskutecznił Bachet de Meziriac i dopełniwszy je komentarzami wielkiej wartości, wydał 1621 r. Fermat także przełożył dzieło Diofantesa 1670 r. i opatrzył własnemi dopełnieniami. W dziele Diofantesa na szczególną uwagę zasługują rozwiązania pytań nieoznaczonych, dotyczących liczb kwadratowych, sześciennych, trójkątów prostokątnych i t. p., które najczęściej prowadzą do rozwiązania równań nieoznaczonych w liczbach wymiernych, często całkowitych, równania zaś dopuszczają dla niewiadomych nieoznaczoną liczbę wypadków niewymiernych. Naprzykład szukając trójkąta prostokątnego, któregoby wszystkie boki były wyrażone liczbami całkowitemi, otrzymalibyśmy zagadnienie, wchodzące do rzędu tak zwanych pytań, czyli analizy Diofantesa. Aby się bliżej poznać z tym przedmiotem, rozwiążemy zagadnienie: ''Oznaczyć trójkąt prostokątny, któregoby wszystkie boki daty się wyrazić liczbami całkowitemi''. Niech będą ''x'' i ''y'' ramiona kąta prostego, zaś z przeciwprostokątna szukanego trójkąta, podług znanego w geometryi prawa, że kwadrat z przeciwprostokątnej jest równy summie kwadratów z ramion kąta prostego, otrzymamy równanie {{f*|style=whitespace:nowrap|''x² + y² = z²''}}, z którego dla x, y i z mamy otrzymać wypadki całkowite i dodatnie. Liczby ''x'' i ''y'' są pierwszemi miedzy sobą, gdyby albowiem one miały jaki czynnik wspólny ''a'', natenczas<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hvgqpphdy9hdqn89re6mmlt2a0n7o07
3154546
3154544
2022-08-19T17:03:06Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza w matematyce" />{{pk|wiado|mych}} związków między temi ostatniemi, i na rachunek różniczkowy (ob.), który podaje związki pomiędzy zmianami nieskończenie małemi, czyli nieoznaczonemi wielkości zmiennych, kiedy związek między temiż wielkościami wiadomy. Nadto przybywa tutaj jeszcze rachunek przeciwny temu ostatniemu, zapomocą którego z wiadomych związków, pomiędzy zmianami skończonemi lub nieskończonemi wielkości zmiennych, wykrywamy związki zachodzące pomiędzy samemi wielkościami zmiennemi, i to jest przedmiotem rachunku integralnego, czyli całkowego (ob.). Analiza zajmuje się jeszcze wielkościami wszelkiego rodzaju, tak zmysłowemi jako i umysłowemi, i w takim razie nazywa się stosowaną; i tak zastanawiamy się w niej nad rozciągłością, czyli nad ciałami matematycznemi, w tym razie przybiera nazwę geometryi analitycznej (ob.). Biorąc za przedmiot przestrzeń, czyli rozciągłość, czas i materyję nieprzenikliwą, podległą siłom zewnątrz na nią działającym, wchodzimy w zakres mechaniki analitycznej, czyli mechaniki. Analiza zastanawia się nad ciałami istniejącemi w naturze i nad zjawiskami, które w nich dostrzegamy, a posiłkując się temi tylko danemi wyprowadzonemi z doświadczenia, które do oznaczenia tychże ciał posłużyć mogą, wyprowadza dalsze wnioski, do których doświadczeniem dojśćby najczęściej było niemożna a które następnie spostrzeżenia sprawdzają. Takie zastosowanie analiza czyli rachunek znajduje: w mechanice niebieskiej, teoryi ciepła, światła, głosu, elektryczności, magnetyzmu i t. d. Teoryje dopiero przytoczone oparte są albo na prawach zasadniczych przez doświadczenie odkrytych, albo też na przypuszczeniach mniej lub bardziej podobnych do prawdy; jednak analiza matematyczna bada nie tylko te zjawiska, których przyczyny są wiadome albo za wiadome przyjęte, lecz nadto zastanawia się i nad lakierni, których przyczyny są zupełnie nieznane, i dla których niepodobna zrobić żadnego przypuszczenia, lecz które są zależnemi wyłącznie od przypadkowości. Takie zastosowanie analizy jest najwyższym szczeblem odkryć naszych czasów i stanowi rachunek prawdopodobieństwa (ob.).{{EO autorinfo|''J. P-z.''}}<section end="Analiza w matematyce" />
<section begin="Analiza Diofantesa" />{{tab}}'''Analiza Diofantesa,''' zwana inaczej zagadnieniami lub pytaniami Diofantesa, albo analityką. Matematyk grecki Diofantes z Alexandryi, który miał żyć w IV wieku po narodzeniu Chrystusa, napisał algebrę w trzynastu księgach, których sześć doszło do naszych czasów, a których pierwszy przekład na język łaciński wydał Xylander 1575 r., lecz najdokładniejsze tłómaczenie Diofantesa uskutecznił Bachet de Meziriac i dopełniwszy je komentarzami wielkiej wartości, wydał 1621 r. Fermat także przełożył dzieło Diofantesa 1670 r. i opatrzył własnemi dopełnieniami. W dziele Diofantesa na szczególną uwagę zasługują rozwiązania pytań nieoznaczonych, dotyczących liczb kwadratowych, sześciennych, trójkątów prostokątnych i t. p., które najczęściej prowadzą do rozwiązania równań nieoznaczonych w liczbach wymiernych, często całkowitych, równania zaś dopuszczają dla niewiadomych nieoznaczoną liczbę wypadków niewymiernych. Naprzykład szukając trójkąta prostokątnego, któregoby wszystkie boki były wyrażone liczbami całkowitemi, otrzymalibyśmy zagadnienie, wchodzące do rzędu tak zwanych pytań, czyli analizy Diofantesa. Aby się bliżej poznać z tym przedmiotem, rozwiążemy zagadnienie: ''Oznaczyć trójkąt prostokątny, któregoby wszystkie boki daty się wyrazić liczbami całkowitemi''. Niech będą ''x'' i ''y'' ramiona kąta prostego, zaś z przeciwprostokątna szukanego trójkąta, podług znanego w geometryi prawa, że kwadrat z przeciwprostokątnej jest równy summie kwadratów z ramion kąta prostego, otrzymamy równanie {{f*|style=whitespace:nowrap|1=''x² + y² = z²''}}, z którego dla x, y i z mamy otrzymać wypadki całkowite i dodatnie. Liczby ''x'' i ''y'' są pierwszemi miedzy sobą, gdyby albowiem one miały jaki czynnik wspólny ''a'', natenczas<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fbtlgtr085y4vf43wfvlsrhw3su2q39
3154547
3154546
2022-08-19T17:03:27Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza w matematyce" />{{pk|wiado|mych}} związków między temi ostatniemi, i na rachunek różniczkowy (ob.), który podaje związki pomiędzy zmianami nieskończenie małemi, czyli nieoznaczonemi wielkości zmiennych, kiedy związek między temiż wielkościami wiadomy. Nadto przybywa tutaj jeszcze rachunek przeciwny temu ostatniemu, zapomocą którego z wiadomych związków, pomiędzy zmianami skończonemi lub nieskończonemi wielkości zmiennych, wykrywamy związki zachodzące pomiędzy samemi wielkościami zmiennemi, i to jest przedmiotem rachunku integralnego, czyli całkowego (ob.). Analiza zajmuje się jeszcze wielkościami wszelkiego rodzaju, tak zmysłowemi jako i umysłowemi, i w takim razie nazywa się stosowaną; i tak zastanawiamy się w niej nad rozciągłością, czyli nad ciałami matematycznemi, w tym razie przybiera nazwę geometryi analitycznej (ob.). Biorąc za przedmiot przestrzeń, czyli rozciągłość, czas i materyję nieprzenikliwą, podległą siłom zewnątrz na nią działającym, wchodzimy w zakres mechaniki analitycznej, czyli mechaniki. Analiza zastanawia się nad ciałami istniejącemi w naturze i nad zjawiskami, które w nich dostrzegamy, a posiłkując się temi tylko danemi wyprowadzonemi z doświadczenia, które do oznaczenia tychże ciał posłużyć mogą, wyprowadza dalsze wnioski, do których doświadczeniem dojśćby najczęściej było niemożna a które następnie spostrzeżenia sprawdzają. Takie zastosowanie analiza czyli rachunek znajduje: w mechanice niebieskiej, teoryi ciepła, światła, głosu, elektryczności, magnetyzmu i t. d. Teoryje dopiero przytoczone oparte są albo na prawach zasadniczych przez doświadczenie odkrytych, albo też na przypuszczeniach mniej lub bardziej podobnych do prawdy; jednak analiza matematyczna bada nie tylko te zjawiska, których przyczyny są wiadome albo za wiadome przyjęte, lecz nadto zastanawia się i nad lakierni, których przyczyny są zupełnie nieznane, i dla których niepodobna zrobić żadnego przypuszczenia, lecz które są zależnemi wyłącznie od przypadkowości. Takie zastosowanie analizy jest najwyższym szczeblem odkryć naszych czasów i stanowi rachunek prawdopodobieństwa (ob.).{{EO autorinfo|''J. P-z.''}}<section end="Analiza w matematyce" />
<section begin="Analiza Diofantesa" />{{tab}}'''Analiza Diofantesa,''' zwana inaczej zagadnieniami lub pytaniami Diofantesa, albo analityką. Matematyk grecki Diofantes z Alexandryi, który miał żyć w IV wieku po narodzeniu Chrystusa, napisał algebrę w trzynastu księgach, których sześć doszło do naszych czasów, a których pierwszy przekład na język łaciński wydał Xylander 1575 r., lecz najdokładniejsze tłómaczenie Diofantesa uskutecznił Bachet de Meziriac i dopełniwszy je komentarzami wielkiej wartości, wydał 1621 r. Fermat także przełożył dzieło Diofantesa 1670 r. i opatrzył własnemi dopełnieniami. W dziele Diofantesa na szczególną uwagę zasługują rozwiązania pytań nieoznaczonych, dotyczących liczb kwadratowych, sześciennych, trójkątów prostokątnych i t. p., które najczęściej prowadzą do rozwiązania równań nieoznaczonych w liczbach wymiernych, często całkowitych, równania zaś dopuszczają dla niewiadomych nieoznaczoną liczbę wypadków niewymiernych. Naprzykład szukając trójkąta prostokątnego, któregoby wszystkie boki były wyrażone liczbami całkowitemi, otrzymalibyśmy zagadnienie, wchodzące do rzędu tak zwanych pytań, czyli analizy Diofantesa. Aby się bliżej poznać z tym przedmiotem, rozwiążemy zagadnienie: ''Oznaczyć trójkąt prostokątny, któregoby wszystkie boki daty się wyrazić liczbami całkowitemi''. Niech będą ''x'' i ''y'' ramiona kąta prostego, zaś z przeciwprostokątna szukanego trójkąta, podług znanego w geometryi prawa, że kwadrat z przeciwprostokątnej jest równy summie kwadratów z ramion kąta prostego, otrzymamy równanie {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x² + y² = z²''}}, z którego dla x, y i z mamy otrzymać wypadki całkowite i dodatnie. Liczby ''x'' i ''y'' są pierwszemi miedzy sobą, gdyby albowiem one miały jaki czynnik wspólny ''a'', natenczas<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iq5zfoy64bbjc4ud99izrh6fs2o1v37
3154783
3154547
2022-08-19T21:58:00Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza w matematyce" />{{pk|wiado|mych}} związków między temi ostatniemi, i na rachunek różniczkowy (ob.), który podaje związki pomiędzy zmianami nieskończenie małemi, czyli nieoznaczonemi wielkości zmiennych, kiedy związek między temiż wielkościami wiadomy. Nadto przybywa tutaj jeszcze rachunek przeciwny temu ostatniemu, zapomocą którego z wiadomych związków, pomiędzy zmianami skończonemi lub nieskończonemi wielkości zmiennych, wykrywamy związki zachodzące pomiędzy samemi wielkościami zmiennemi, i to jest przedmiotem rachunku integralnego, czyli całkowego (ob.). Analiza zajmuje się jeszcze wielkościami wszelkiego rodzaju, tak zmysłowemi jako i umysłowemi, i w takim razie nazywa się stosowaną; i tak zastanawiamy się w niej nad rozciągłością, czyli nad ciałami matematycznemi, w tym razie przybiera nazwę ''geometryi analitycznéj'' (ob.). Biorąc za przedmiot przestrzeń, czyli rozciągłość, czas i materyję nieprzenikliwą, podległą siłom zewnątrz na nią działającym, wchodzimy w zakres mechaniki analitycznej, czyli mechaniki. Analiza zastanawia się nad ciałami istniejącemi w naturze i nad zjawiskami, które w nich dostrzegamy, a posiłkując się temi tylko danemi wyprowadzonemi z doświadczenia, które do oznaczenia tychże ciał posłużyć mogą, wyprowadza dalsze wnioski, do których doświadczeniem dojśćby najczęściej było niemożna a które następnie spostrzeżenia sprawdzają. Takie zastosowanie analiza czyli rachunek znajduje: w mechanice niebieskiej, teoryi ciepła, światła, głosu, elektryczności, magnetyzmu i t. d. Teoryje dopiero przytoczone oparte są albo na prawach zasadniczych przez doświadczenie odkrytych, albo też na przypuszczeniach mniej lub bardziej podobnych do prawdy; jednak analiza matematyczna bada nie tylko te zjawiska, których przyczyny są wiadome albo za wiadome przyjęte, lecz nadto zastanawia się i nad lakierni, których przyczyny są zupełnie nieznane, i dla których niepodobna zrobić żadnego przypuszczenia, lecz które są zależnemi wyłącznie od przypadkowości. Takie zastosowanie analizy jest najwyższym szczeblem odkryć naszych czasów i stanowi ''rachunek prawdopodobieństwa'' (ob.).{{EO autorinfo|''J. P-z.''}}<section end="Analiza w matematyce" />
<section begin="Analiza Diofantesa" />{{tab}}'''Analiza Diofantesa,''' zwana inaczej ''zagadnieniami lub pytaniami Diofantesa'', albo ''analityką''. Matematyk grecki Diofantes z Alexandryi, który miał żyć w IV wieku po narodzeniu Chrystusa, napisał algebrę w trzynastu księgach, których sześć doszło do naszych czasów, a których pierwszy przekład na język łaciński wydał Xylander 1575 r., lecz najdokładniejsze tłómaczenie Diofantesa uskutecznił Bachet de Meziriac i dopełniwszy je komentarzami wielkiej wartości, wydał 1621 r. Fermat także przełożył dzieło Diofantesa 1670 r. i opatrzył własnemi dopełnieniami. W dziele Diofantesa na szczególną uwagę zasługują rozwiązania ''pytań nieoznaczonych'', dotyczących liczb kwadratowych, sześciennych, trójkątów prostokątnych i t. p., które najczęściej prowadzą do rozwiązania równań nieoznaczonych w liczbach wymiernych, często całkowitych, równania zaś dopuszczają dla niewiadomych nieoznaczoną liczbę wypadków niewymiernych. Naprzykład szukając trójkąta prostokątnego, któregoby wszystkie boki były wyrażone liczbami całkowitemi, otrzymalibyśmy zagadnienie, wchodzące do rzędu tak zwanych pytań, czyli analizy Diofantesa. Aby się bliżej poznać z tym przedmiotem, rozwiążemy zagadnienie: ''Oznaczyć trójkąt prostokątny, któregoby wszystkie boki daty się wyrazić liczbami całkowitemi''. Niech będą ''x'' i ''y'' ramiona kąta prostego, zaś z przeciwprostokątna szukanego trójkąta, podług znanego w geometryi prawa, że kwadrat z przeciwprostokątnej jest równy summie kwadratów z ramion kąta prostego, otrzymamy równanie {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x² + y² = z²''}}, z którego dla x, y i z mamy otrzymać wypadki całkowite i dodatnie. Liczby ''x'' i ''y'' są pierwszemi miedzy sobą, gdyby albowiem one miały jaki czynnik wspólny ''a'', natenczas<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
32guacrd2b2aovoc6pyot7pdjb9uo2j
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/722
100
1081773
3154659
3143942
2022-08-19T19:19:28Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''7'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas (2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² = 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb x i y jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że x jest liczbą nieparzystą, zaś y parzystą, i że z=.r-j—y, gdzie—jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: zkąd: a ztąd—— Ponieważ ułamek jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby p i y nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby p i y były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: , byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb p i y jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik nie jest podzielny przez 2, a zatćm i cały ułamek nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc, że zaś było przeto. Doszliśmy więc do rozwiązania równania w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5zwhlexn4mj1oxvm57mj5dgjqw3kbwq
3154667
3154659
2022-08-19T19:23:54Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas (2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² = 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: zkąd: a ztąd—— Ponieważ ułamek jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby p i y nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby p i y były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: , byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb p i y jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik nie jest podzielny przez 2, a zatćm i cały ułamek nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc, że zaś było przeto. Doszliśmy więc do rozwiązania równania w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dn1bkcgt6rha3vvjpopp1ees7akfi9k
3154734
3154667
2022-08-19T20:31:39Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas (2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² = 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
a ztąd—— Ponieważ ułamek jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby p i y nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby p i y były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: , byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb p i y jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik nie jest podzielny przez 2, a zatćm i cały ułamek nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc, że zaś było przeto. Doszliśmy więc do rozwiązania równania w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
stuu1wjvtmh2mtpqfku1c7f096en3q5
3154735
3154734
2022-08-19T20:32:14Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas (2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² = 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
a ztąd—— Ponieważ ułamek jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby p i y nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby p i y były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: , byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb p i y jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik nie jest podzielny przez 2, a zatćm i cały ułamek nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc, że zaś było przeto. Doszliśmy więc do rozwiązania równania w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5t5j7hp0y6ue6u7u6rcljxoq31ixpkw
3154737
3154735
2022-08-19T20:32:41Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas (2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² = 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
a ztąd—— Ponieważ ułamek jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby p i y nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby p i y były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: , byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb p i y jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik nie jest podzielny przez 2, a zatćm i cały ułamek nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc, że zaś było przeto. Doszliśmy więc do rozwiązania równania w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
agx5nybvjzxns9tfbjzq9j9i65usdcr
3154743
3154737
2022-08-19T20:48:33Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas (2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² = 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''x'' ² + ''q'' ² ''y'' ² = ''q'' ² ''x'' ² + 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}; czyli: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' ² = 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}, albo
a ztąd—— Ponieważ ułamek jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby p i y nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby p i y były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: , byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb p i y jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik nie jest podzielny przez 2, a zatćm i cały ułamek nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc, że zaś było przeto. Doszliśmy więc do rozwiązania równania w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
59fegxe56ziruzr25fhoq0u6o1yog5y
3154769
3154743
2022-08-19T21:34:01Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas {{f*|style=white-space:nowrap|1=(2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² }}{{f*|style=white-space:nowrap|1== 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2}}, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''x'' ² + ''q'' ² ''y'' ² = ''q'' ² ''x'' ² + 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}; czyli: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' ² = 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}, albo
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' = 2 ''p q x'' + ''p'' ² ''y'' }}, albo {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q x'' = ''q'' ² ''y'' −''p'' ² ''y'' }}, a ztąd {{f*|style=white-space:nowrap|1={{ułamek|zwykły|''x''|''y''}} = {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}}}}. Ponieważ ułamek {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby ''p'' i ''q'' nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby ''p'' i ''q'' były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest:
, byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb p i y jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik nie jest podzielny przez 2, a zatćm i cały ułamek nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc, że zaś było przeto. Doszliśmy więc do rozwiązania równania w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0ez0pwuvsuuta446rqq3vhvlwz1vzuu
3154781
3154769
2022-08-19T21:54:49Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas {{f*|style=white-space:nowrap|1=(2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² }}{{f*|style=white-space:nowrap|1== 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2}}, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''x'' ² + ''q'' ² ''y'' ² = ''q'' ² ''x'' ² + 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}; czyli: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' ² = 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}, albo
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' = 2 ''p q x'' + ''p'' ² ''y'' }}, albo {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q x'' = ''q'' ² ''y'' −''p'' ² ''y'' }}, a ztąd {{f*|style=white-space:nowrap|1={{ułamek|zwykły|''x''|''y''}} = {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}}}}. Ponieważ ułamek {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby ''p'' i ''q'' nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby ''p'' i ''q'' były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}}, byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}} nie jest podzielny przez 2, a zatém i cały ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc
, że zaś było przeto. Doszliśmy więc do rozwiązania równania w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p0c91b9yg7so6xqws1558qkmnn9iyg8
3154792
3154781
2022-08-19T22:08:42Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas {{f*|style=white-space:nowrap|1=(2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² }}{{f*|style=white-space:nowrap|1== 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2}}, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''x'' ² + ''q'' ² ''y'' ² = ''q'' ² ''x'' ² + 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}; czyli: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' ² = 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}, albo
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' = 2 ''p q x'' + ''p'' ² ''y'' }}, albo {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q x'' = ''q'' ² ''y'' −''p'' ² ''y'' }}, a ztąd {{f*|style=white-space:nowrap|1={{ułamek|zwykły|''x''|''y''}} = {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}}}}. Ponieważ ułamek {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby ''p'' i ''q'' nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby ''p'' i ''q'' były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}}, byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}} nie jest podzielny przez 2, a zatém i cały ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q'' }}, że zaś było {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y''}}, przeto
. Doszliśmy więc do rozwiązania równania w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ocl3exjn4y8v98vrwre6lfipxxbvpyf
3154794
3154792
2022-08-19T22:16:31Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas {{f*|style=white-space:nowrap|1=(2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² }}{{f*|style=white-space:nowrap|1== 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2}}, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''x'' ² + ''q'' ² ''y'' ² = ''q'' ² ''x'' ² + 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}; czyli: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' ² = 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}, albo
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' = 2 ''p q x'' + ''p'' ² ''y'' }}, albo {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q x'' = ''q'' ² ''y'' −''p'' ² ''y'' }}, a ztąd {{f*|style=white-space:nowrap|1={{ułamek|zwykły|''x''|''y''}} = {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}}}}. Ponieważ ułamek {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby ''p'' i ''q'' nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby ''p'' i ''q'' były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}}, byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}} nie jest podzielny przez 2, a zatém i cały ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q'' }}, że zaś było {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y''}}, przeto {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''q'' ² − ''p'' ² + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}}}} . {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q'' = ''q'' ² + ''p'' ²}}. Doszliśmy więc do rozwiązania równania
w liczbach całkowitych, a mianowicie , pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb p i y jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m77azw65crjsyd9j63ngqzvc0y8jps4
3154798
3154794
2022-08-19T22:39:39Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas {{f*|style=white-space:nowrap|1=(2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² }}{{f*|style=white-space:nowrap|1== 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2}}, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''x'' ² + ''q'' ² ''y'' ² = ''q'' ² ''x'' ² + 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}; czyli: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' ² = 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}, albo
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' = 2 ''p q x'' + ''p'' ² ''y'' }}, albo {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q x'' = ''q'' ² ''y'' −''p'' ² ''y'' }}, a ztąd {{f*|style=white-space:nowrap|1={{ułamek|zwykły|''x''|''y''}} = {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}}}}. Ponieważ ułamek {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby ''p'' i ''q'' nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby ''p'' i ''q'' były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}}, byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}} nie jest podzielny przez 2, a zatém i cały ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q'' }}, że zaś było {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y''}}, przeto {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''q'' ² − ''p'' ² + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}}}} . {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q'' = ''q'' ² + ''p'' ²}}. Doszliśmy więc do rozwiązania równania {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = ''z'' ²}} w liczbach całkowitych, a mianowicie {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q''}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''p'' ² + ''q'' ²}}, pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
reshmc45565r4ufo03f54dmp4h45k58
3154800
3154798
2022-08-19T23:01:51Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas {{f*|style=white-space:nowrap|1=(2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² }}{{f*|style=white-space:nowrap|1== 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2}}, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''x'' ² + ''q'' ² ''y'' ² = ''q'' ² ''x'' ² + 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}; czyli: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' ² = 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}, albo
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' = 2 ''p q x'' + ''p'' ² ''y'' }}, albo {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q x'' = ''q'' ² ''y'' −''p'' ² ''y'' }}, a ztąd {{f*|style=white-space:nowrap|1={{ułamek|zwykły|''x''|''y''}} = {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}}}}. Ponieważ ułamek {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby ''p'' i ''q'' nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby ''p'' i ''q'' były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}}, byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}} nie jest podzielny przez 2, a zatém i cały ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q'' }}, że zaś było {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y''}}, przeto {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''q'' ² − ''p'' ² + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}}}} . {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q'' = ''q'' ² + ''p'' ²}}. Doszliśmy więc do rozwiązania równania {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = ''z'' ²}} w liczbach całkowitych, a mianowicie {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q''}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''p'' ² + ''q'' ²}}, pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
{{c|1=''p'' = 1, ''q'' = 2 {{1|otrzymamy}}{{0|{{pętla|6|. }}}} ''x'' = {{0|0}}3, ''y'' = {{0|0}}4, z = {{0|0}}5 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 1, ''q'' = 4 {{pętla|6|. }} ''x'' = 15, ''y'' = {{0|0}}8, z = 17 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 2, ''q'' = 3 {{pętla|6|. }} ''x'' = {{0|0}}5, ''y'' = 12, z = 13 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 2, ''q'' = 5 {{pętla|6|. }} ''x'' = 21, ''y'' = 20, z = 29 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 3, ''q'' = 4 {{pętla|6|. }} ''x'' = {{0|0}}7, ''y'' = 24, z = 25 {{kor|i t. d;|i t. d.;}}}}
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7msztrhvhzokf352xg0tvu935kogdqm
3154801
3154800
2022-08-19T23:03:19Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas {{f*|style=white-space:nowrap|1=(2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² }}{{f*|style=white-space:nowrap|1== 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2}}, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''x'' ² + ''q'' ² ''y'' ² = ''q'' ² ''x'' ² + 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}; czyli: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' ² = 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}, albo
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' = 2 ''p q x'' + ''p'' ² ''y'' }}, albo {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q x'' = ''q'' ² ''y'' −''p'' ² ''y'' }}, a ztąd {{f*|style=white-space:nowrap|1={{ułamek|zwykły|''x''|''y''}} = {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}}}}. Ponieważ ułamek {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby ''p'' i ''q'' nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby ''p'' i ''q'' były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}}, byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}} nie jest podzielny przez 2, a zatém i cały ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q'' }}, że zaś było {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y''}}, przeto {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''q'' ² − ''p'' ² + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}}}} . {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q'' = ''q'' ² + ''p'' ²}}. Doszliśmy więc do rozwiązania równania {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = ''z'' ²}} w liczbach całkowitych, a mianowicie {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q''}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''p'' ² + ''q'' ²}}, pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
{{c|1=''p'' = 1, ''q'' = 2 {{1|otrzymamy}}{{0|{{pętla|6|. }}}} ''x'' = {{0|0}}3, ''y'' = {{0|0}}4, z = {{0|0}}5 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 1, ''q'' = 4 {{pętla|6|. }} ''x'' = 15, ''y'' = {{0|0}}8, z = 17 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 2, ''q'' = 3 {{pętla|6|. }} ''x'' = {{0|0}}5, ''y'' = 12, z = 13 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 2, ''q'' = 5 {{pętla|6|. }} ''x'' = 21, ''y'' = 20, z = 29 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 3, ''q'' = 4 {{pętla|6|. }} ''x'' = {{0|0}}7, ''y'' = 24, z = 25 {{kor|i t. d;|i t. d.;}}}}<br>
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
twaol4t0xd5par0oxbykh8o634y9jf6
3154802
3154801
2022-08-19T23:03:37Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />byłoby ''x'' = ''a x'' ′, ''y'' = ''a y'' ′ i mielibyśmy ''a'' ²''x'' ′² + ''a'' ²''{{kor|x|y}}'' ′² = ''z'' ², czyli ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''z'' ², co pokazuje że gdyby ''x'' i ''y'' miały czynnik wspólny, natenczas i ''z'' byłoby podzielne przez ''a'', czyli byłoby ''z'' = ''a z'' ² i pierwotne równanie miałoby kształt ''a'' ² (''x'' ′² + ''y'' ′²) = ''a'' ² ''z'' ′², czyli ''x'' ′² + ''y'' ′² = ''z'' ′², gdzie ''x'' ′, ''y'' ′ i ''z'' ′ są liczbami między sobą pierwszemi. W równaniu danem jeżeli ''x'' jest parzyste, ''y'' parzystém być nie może, w przeciwnym albowiem razie ''x'' i ''y'' miałyby czynnik wspólny 2, co się nie zgadza z poprzedzającem. Również obie liczby ''x'' i ''y'' nie mogą być nieparzystemi, gdyby albowiem było ''x'' = 2 ''k'' + 1, a ''y'' = 2 ''l'' + 1, natenczas {{f*|style=white-space:nowrap|1=(2 ''k'' + 1)² + (2 ''l'' + 1)² }}{{f*|style=white-space:nowrap|1== 4 (''k'' ² + ''l'' ² + k + ''l'' ) + 2}}, to jest summa kwadratów z tych liczb byłaby podzielną tylko przez 2, a zatem nie byłaby zupełnym kwadratem, gdyż kwadrat będący liczbą parzystą, jest zawsze podzielny przez 4. Tak więc jeżeli jedna z liczb ''x'' i ''y'' jest parzysta, druga musi być nieparzystą. Przypuśćmy że ''x'' jest liczbą nieparzystą, zaś ''y'' parzystą, i że ''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'', gdzie {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest ułamkiem uproszczonym,
będzie: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = (''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y'' )² = ''x'' ² + {{ułamek|zwykły|2 ''p x y''|''q''}} + {{ułamek|zwykły|''p'' ² ''y'' ²|''q'' ²}}}} zkąd:
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''x'' ² + ''q'' ² ''y'' ² = ''q'' ² ''x'' ² + 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}; czyli: {{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' ² = 2 ''p q x y'' + ''p'' ² ''y'' ²}}, albo
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''q'' ² ''y'' = 2 ''p q x'' + ''p'' ² ''y'' }}, albo {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q x'' = ''q'' ² ''y'' −''p'' ² ''y'' }}, a ztąd {{f*|style=white-space:nowrap|1={{ułamek|zwykły|''x''|''y''}} = {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}}}}. Ponieważ ułamek {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} jest wyrażony w najprostszej postaci, przeto i ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez nic nieda się skrócić. Nadto liczby ''p'' i ''q'' nie mogą być obie nieparzystemi, w razie albowiem gdyby liczby ''p'' i ''q'' były nieparzystemi, różnice ich kwadratów, to jest: {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}}, byłaby podzielną przez 4, a po skróceniu ułamku {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} przez 2, w liczniku pozostałby czynnik 2, co miejsca mieć nie może z przyczyny, żeśmy przypuścili iż x jest liczbą nieparzystą; jedna więc z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta a druga nieparzystą, ztąd licznik {{f*|style=white-space:nowrawp|''q'' ² − ''p'' ²}} nie jest podzielny przez 2, a zatém i cały ułamek {{ułamek|zwykły|''q'' ² − ''p'' ²|2 ''p q''}} nie da sie skrócić. W dwóch ułamkach równych licznik jednego jest równy licznikowi drugiego, i mianownik jednego jest równy mianownikowi drugiego, więc
{{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q'' }}, że zaś było {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''x'' + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}} ''y''}}, przeto {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''q'' ² − ''p'' ² + {{ułamek|zwykły|''p''|''q''}}}} . {{f*|style=white-space:nowrap|1=2 ''p q'' = ''q'' ² + ''p'' ²}}. Doszliśmy więc do rozwiązania równania {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' ² + ''y'' ² = ''z'' ²}} w liczbach całkowitych, a mianowicie {{f*|style=white-space:nowrap|1=''x'' = ''q'' ² − ''p'' ²}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''y'' = 2 ''p q''}}, {{f*|style=white-space:nowrap|1=''z'' = ''p'' ² + ''q'' ²}}, pamiętając podług tego, co wyżej powiedziano, że jedna z liczb ''p'' i ''q'' jest parzysta druga nieparzysta, a nadto że obie są liczbami pierwszemi między sobą. Przypuszczając więc że:
{{c|1=''p'' = 1, ''q'' = 2 {{1|otrzymamy}}{{0|{{pętla|6|. }}}} ''x'' = {{0|0}}3, ''y'' = {{0|0}}4, z = {{0|0}}5 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 1, ''q'' = 4 {{pętla|6|. }} ''x'' = 15, ''y'' = {{0|0}}8, z = 17 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 2, ''q'' = 3 {{pętla|6|. }} ''x'' = {{0|0}}5, ''y'' = 12, z = 13 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 2, ''q'' = 5 {{pętla|6|. }} ''x'' = 21, ''y'' = 20, z = 29 {{0|i t. d.;}}}}
{{c|1=''p'' = 3, ''q'' = 4 {{pętla|6|. }} ''x'' = {{0|0}}7, ''y'' = 24, z = 25 {{kor|i t. d;|i t. d.;}}}}
to jest: boki trójkąta prostokątnego szukanego, wyrażą się liczbami: 3, 4, 5, albo 15, 8, 17, albo 5, 12, 13, albo 21, 20, 29, albo 7, 24, 25 i t. d. Oczywiście przedmiot ten stanowi część algebry, w której się mówi o równaniach i {{pp|zagadnie|niach}}<section end="Analiza Diofantesa" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7msztrhvhzokf352xg0tvu935kogdqm
Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/723
100
1081774
3154548
3143943
2022-08-19T17:04:31Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />{{pk|zagadnie|niach}} niewyznaczonych (ob.), i tam systematycznie jest wyłożony. Diofantes więc jest pierwszym wynalazcą rozwiązania równań niewyznaczonych; Indyjanie przecież wymieniają współczesnego jemu Arya-Bhatta, który nad tym samym przedmiotem miał pracować. Diofantes w przedmiocie tym pierwsze uczynił kroki, a rozwinięcie jego dopiero wtenczas mogło być zupełniejsze, kiedy do algebry wprowadzono użycie właściwych znaków. W XVI wieku Fermat położył niezaprzeczone zasługi tak w tej, jak i w innych częściach matematyki. W nowszych czasach Euler rozwijał ten przedmiot w pismach swoich, a w drugim tomie algebry jego znajdujemy wykład równań niewyznaczonych bardzo zupełny. Zalecić jeszcze należy pod tym względem znane dzieło Legendre’a: ''Théorie des nombres'', tudzież Gauss’a ''Disquisitiones Arithmeticae'', Lipsk 1801 r.; dla początkujących może być wielce użytecznem dzieło Minding‘a: Początki wyższej arytmetyki (''Anfangsgrunde der höheren Arithmetik'').{{EO autorinfo|''J. P-z.''}}<section end="Analiza Diofantesa" />
<section begin="Analiza chemiczna" />{{tab}}'''Analiza chemiczna.''' Wszelkie badanie chemiczne mające na celu oznaczenie składu jakiegokolwiek ciała, zowie się ''analizą'', lub ''rozbiorem chemicznym'', część zaś chemii, traktującą o analizie zowiemy ''chemiją analityczną''. Cel analizy może być dwojaki; albo wykrycie części składowych ciała badanego, i w takim razie analiza przybiera miano ''jakościowej (qualitativa''); albo oznaczenie ich ilości, co do wagi lub objętości, i wówczas zowie się analizą ''ilościową (quantitatica''). Stosownie znowu do tego, czy się zajmuje ciałami mineralnemi lub organicznemi, dzieli się na ''mineralną'' i ''organiczną''. Środki jakich do rozkładu ciał na części, czyli do ich rozbioru używamy, polegają na rozmaitości przymiotów i własności części składowych ciała badanego; dla tego też do korzystnego zajęcia się analizą, potrzebną jest dokładna znajomość chemii ogólnej, która nas tego naucza; jak również i innych nauk przyrodzonych, będących niejednokrotnie niezmiernie ważną w analizie pomocą. Ponieważ zaś cele analizy są różne, zatém i drogi do nich prowadzące różne być muszą. W analizie jakościowej idzie o jak najprędsze wykrycie części składowych jakiegokolwiek ciała, nie pytając się wcale o ich ilość; niekiedy nawet szukamy tylko jednego ciała, bez względu na inne, jak np. w zatruciach i t. p.; kiedy znowu w analizie ilościowej idzie o znalezienie stosunku wszystkich części składowych poddanego rozbiorowi ciała; albo też o oznaczenie ilości jednego tylko, lub kilku ciał, mających pewną wartość i znaczenie. Lecz chcąc oznaczyć co do ilości części składowe jakiego ciała, potrzeba pierwej dowiedzieć się z jakich się ono składa pierwiastków; znając je bowiem, użyjemy właściwych środków do oznaczenia ich w takim stanie, aby łatwo mogły być oznaczone co do ilości czyli zważone. Dla tej przyczyny rozbiorem jakościowym, koniecznie poprzedzić należy rozbiór ilościowy. W dochodzeniu składu ciała, najprostszą zdaje się byłoby rzeczą, oddzielać każda z osobna, wszystkie jego części składowe, lecz rzadko to jest możliwem: najczęściej nieznane części składowe ciała badanego, wprowadzamy ze znanemi ciałami w związki, odznaczające się szczególnemi cechami i stałością swego składu. Te ciała znane zowiemy odczynnikami (reagentia). Wszakże do wykrycia, a nawet niekiedy i do oznaczenia ilości pewnych ciał nie jest koniecznem użycie odczynników; często okazanie się pewnego charakterystycznego zjawiska jest dostatecznym do poznania ciała: np. działanie na igiełkę magnesową jest niezawodną cechą niektórych związków żelaza; czernienie za ogrzaniem, okazuje materyje organiczne: ulatywanie wody przez suszenie, służy do oznaczenia jej ilości i t. p.; najczęściej atoli użycie odczynników jest niezbędném. Ażeby odczynnik mógł działać na ciało, i wywołać w niém jakąkolwiek zmianę, służyć mającą do wykrycia lub wydzielenia pewnej części<section end="Analiza chemiczna" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
80a3c19592hlij0qye1wl3j9a4ju3vg
3154796
3154548
2022-08-19T22:21:17Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />{{pk|zagadnie|niach}} niewyznaczonych (ob.), i tam systematycznie jest wyłożony. Diofantes więc jest pierwszym wynalazcą rozwiązania równań niewyznaczonych; Indyjanie przecież wymieniają współczesnego jemu Arya-Bhatta, który nad tym samym przedmiotem miał pracować. Diofantes w przedmiocie tym pierwsze uczynił kroki, a rozwinięcie jego dopiero wtenczas mogło być zupełniejsze, kiedy do algebry wprowadzono użycie właściwych znaków. W XVI wieku Fermat położył niezaprzeczone zasługi tak w tej, jak i w innych częściach matematyki. W nowszych czasach Euler rozwijał ten przedmiot w pismach swoich, a w drugim tomie algebry jego znajdujemy wykład równań niewyznaczonych bardzo zupełny. Zalecić jeszcze należy pod tym względem znane dzieło Legendre’a: ''Théorie des nombres'', tudzież Gauss’a ''Disquisitiones Arithmeticae'', Lipsk 1801 r.; dla początkujących może być wielce użytecznem dzieło Minding‘a: Początki wyższej arytmetyki (''Anfangsgründe der höheren Arithmetik'').{{EO autorinfo|''J. P-z.''}}<section end="Analiza Diofantesa" />
<section begin="Analiza chemiczna" />{{tab}}'''Analiza chemiczna.''' Wszelkie badanie chemiczne mające na celu oznaczenie składu jakiegokolwiek ciała, zowie się ''analizą'', lub ''rozbiorem chemicznym'', część zaś chemii, traktującą o analizie zowiemy ''chemiją analityczną''. Cel analizy może być dwojaki; albo wykrycie części składowych ciała badanego, i w takim razie analiza przybiera miano ''jakościowej (qualitativa''); albo oznaczenie ich ilości, co do wagi lub objętości, i wówczas zowie się analizą ''ilościową (quantitatica''). Stosownie znowu do tego, czy się zajmuje ciałami mineralnemi lub organicznemi, dzieli się na ''mineralną'' i ''organiczną''. Środki jakich do rozkładu ciał na części, czyli do ich rozbioru używamy, polegają na rozmaitości przymiotów i własności części składowych ciała badanego; dla tego też do korzystnego zajęcia się analizą, potrzebną jest dokładna znajomość chemii ogólnej, która nas tego naucza; jak również i innych nauk przyrodzonych, będących niejednokrotnie niezmiernie ważną w analizie pomocą. Ponieważ zaś cele analizy są różne, zatém i drogi do nich prowadzące różne być muszą. W analizie jakościowej idzie o jak najprędsze wykrycie części składowych jakiegokolwiek ciała, nie pytając się wcale o ich ilość; niekiedy nawet szukamy tylko jednego ciała, bez względu na inne, jak np. w zatruciach i t. p.; kiedy znowu w analizie ilościowej idzie o znalezienie stosunku wszystkich części składowych poddanego rozbiorowi ciała; albo też o oznaczenie ilości jednego tylko, lub kilku ciał, mających pewną wartość i znaczenie. Lecz chcąc oznaczyć co do ilości części składowe jakiego ciała, potrzeba pierwej dowiedzieć się z jakich się ono składa pierwiastków; znając je bowiem, użyjemy właściwych środków do oznaczenia ich w takim stanie, aby łatwo mogły być oznaczone co do ilości czyli zważone. Dla tej przyczyny rozbiorem jakościowym, koniecznie poprzedzić należy rozbiór ilościowy. W dochodzeniu składu ciała, najprostszą zdaje się byłoby rzeczą, oddzielać każda z osobna, wszystkie jego części składowe, lecz rzadko to jest możliwem: najczęściej nieznane części składowe ciała badanego, wprowadzamy ze znanemi ciałami w związki, odznaczające się szczególnemi cechami i stałością swego składu. Te ciała znane zowiemy odczynnikami (reagentia). Wszakże do wykrycia, a nawet niekiedy i do oznaczenia ilości pewnych ciał nie jest koniecznem użycie odczynników; często okazanie się pewnego charakterystycznego zjawiska jest dostatecznym do poznania ciała: np. działanie na igiełkę magnesową jest niezawodną cechą niektórych związków żelaza; czernienie za ogrzaniem, okazuje materyje organiczne: ulatywanie wody przez suszenie, służy do oznaczenia jej ilości i t. p.; najczęściej atoli użycie odczynników jest niezbędném. Ażeby odczynnik mógł działać na ciało, i wywołać w niém jakąkolwiek zmianę, służyć mającą do wykrycia lub wydzielenia pewnej części<section end="Analiza chemiczna" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q05q5rdcx1rrxsuk6wwjb4sp7caefkd
3154797
3154796
2022-08-19T22:22:56Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Analiza Diofantesa" />{{pk|zagadnie|niach}} niewyznaczonych (ob.), i tam systematycznie jest wyłożony. Diofantes więc jest pierwszym wynalazcą rozwiązania równań niewyznaczonych; Indyjanie przecież wymieniają współczesnego jemu Arya-Bhatta, który nad tym samym przedmiotem miał pracować. Diofantes w przedmiocie tym pierwsze uczynił kroki, a rozwinięcie jego dopiero wtenczas mogło być zupełniejsze, kiedy do algebry wprowadzono użycie właściwych znaków. W XVI wieku Fermat położył niezaprzeczone zasługi tak w tej, jak i w innych częściach matematyki. W nowszych czasach Euler rozwijał ten przedmiot w pismach swoich, a w drugim tomie algebry jego znajdujemy wykład równań niewyznaczonych bardzo zupełny. Zalecić jeszcze należy pod tym względem znane dzieło Legendre’a: ''Théorie des nombres'', tudzież Gauss’a ''Disquisitiones Arithmeticae'', Lipsk 1801 r.; dla początkujących może być wielce użytecznem dzieło Minding’a: Początki wyższej arytmetyki (''Anfangsgründe der höheren Arithmetik'').{{EO autorinfo|''J. P-z.''}}<section end="Analiza Diofantesa" />
<section begin="Analiza chemiczna" />{{tab}}'''Analiza chemiczna.''' Wszelkie badanie chemiczne mające na celu oznaczenie składu jakiegokolwiek ciała, zowie się ''analizą'', lub ''rozbiorem chemicznym'', część zaś chemii, traktującą o analizie zowiemy ''chemiją analityczną''. Cel analizy może być dwojaki; albo wykrycie części składowych ciała badanego, i w takim razie analiza przybiera miano ''jakościowej (qualitativa''); albo oznaczenie ich ilości, co do wagi lub objętości, i wówczas zowie się analizą ''ilościową (quantitatica''). Stosownie znowu do tego, czy się zajmuje ciałami mineralnemi lub organicznemi, dzieli się na ''mineralną'' i ''organiczną''. Środki jakich do rozkładu ciał na części, czyli do ich rozbioru używamy, polegają na rozmaitości przymiotów i własności części składowych ciała badanego; dla tego też do korzystnego zajęcia się analizą, potrzebną jest dokładna znajomość chemii ogólnej, która nas tego naucza; jak również i innych nauk przyrodzonych, będących niejednokrotnie niezmiernie ważną w analizie pomocą. Ponieważ zaś cele analizy są różne, zatém i drogi do nich prowadzące różne być muszą. W analizie jakościowej idzie o jak najprędsze wykrycie części składowych jakiegokolwiek ciała, nie pytając się wcale o ich ilość; niekiedy nawet szukamy tylko jednego ciała, bez względu na inne, jak np. w zatruciach i t. p.; kiedy znowu w analizie ilościowej idzie o znalezienie stosunku wszystkich części składowych poddanego rozbiorowi ciała; albo też o oznaczenie ilości jednego tylko, lub kilku ciał, mających pewną wartość i znaczenie. Lecz chcąc oznaczyć co do ilości części składowe jakiego ciała, potrzeba pierwej dowiedzieć się z jakich się ono składa pierwiastków; znając je bowiem, użyjemy właściwych środków do oznaczenia ich w takim stanie, aby łatwo mogły być oznaczone co do ilości czyli zważone. Dla tej przyczyny rozbiorem jakościowym, koniecznie poprzedzić należy rozbiór ilościowy. W dochodzeniu składu ciała, najprostszą zdaje się byłoby rzeczą, oddzielać każda z osobna, wszystkie jego części składowe, lecz rzadko to jest możliwem: najczęściej nieznane części składowe ciała badanego, wprowadzamy ze znanemi ciałami w związki, odznaczające się szczególnemi cechami i stałością swego składu. Te ciała znane zowiemy odczynnikami (reagentia). Wszakże do wykrycia, a nawet niekiedy i do oznaczenia ilości pewnych ciał nie jest koniecznem użycie odczynników; często okazanie się pewnego charakterystycznego zjawiska jest dostatecznym do poznania ciała: np. działanie na igiełkę magnesową jest niezawodną cechą niektórych związków żelaza; czernienie za ogrzaniem, okazuje materyje organiczne: ulatywanie wody przez suszenie, służy do oznaczenia jej ilości i t. p.; najczęściej atoli użycie odczynników jest niezbędném. Ażeby odczynnik mógł działać na ciało, i wywołać w niém jakąkolwiek zmianę, służyć mającą do wykrycia lub wydzielenia pewnej części<section end="Analiza chemiczna" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
778ry483s03bm1el828clnnxi5664wf
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230
100
1082853
3154316
3147238
2022-08-19T13:26:32Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Mam mój własny interes, — rzekł cicho. — Jest pan?<br>
{{tab}}— A to trzeba mu zaanonsować! — odparł lokaj.<br>
{{tab}}— Chciéjcie z łaski swojéj powiedziéć, — zająknął się stary, — powiédzcie proszę, powiédzcie, że w interesie arendy przyjechał szlachcic, chce wziąć propinacją?<br>
{{tab}}— A! a! — zawołał sługa odchodząc, ale zaraz się zawrócił. — Ja nie wiem czy teraz można?<br>
{{tab}}— Spróbójcież proszę! — powtórzył ocierając pot z czoła stary i wcisnął dwuzłotówkę, która milcząco ale gorliwie została przyjętą i schowaną do bocznéj kieszeni.<br>
{{tab}}Szwarc odetchnął stanąwszy przed progiem i spojrzał na siebie, brakło mu serca, drżał.<br>
{{tab}}— A! no, słowo się rzekło, — powiedział sobie w duchu, — cofać się już nie czas, co Bóg da, to da!<br>
{{tab}}Pan Feliks był w swoim pokoju, ale nie sam. Szwarc młody, który gorliwie starał się o Elwirę, tak, że nawet ojca chciał sobie pozyskać, i dosyć w dobrych z nim był {{pp|stosun|kach}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ro0lhqa7j42pnrzx9epsrrwbc8rl5bd
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231
100
1082854
3154317
3150835
2022-08-19T13:26:36Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|stosun|kach}}, zaszedł był właśnie na cygaro do niego. Palili rozmawiając swobodnie i p. Feliks znajdował, że może miéć wcale przyzwoitego zięcia, choć i jemu imie się nie bardzo podobało, gdy sługa wszedł, stanął u drzwi i odchrząknąwszy zaczął:<br>
{{tab}}— Proszę pana, jest jakiś szlachcic, tak, w kapocie, mówi, że przyjechał względem propinacji pomówić.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał obojętnie dosyć, ale na Adolfie propinacja, kapota, okropne zrobiły wrażenie, poczerwieniał cały i ruszył się z miejsca.<br>
{{tab}}— Interes, — zawołał żywo, — a interesu przedewszystkiem, nie chcę przeszkadzać. Wyciągnął rękę.<br>
{{tab}}— Ale poczekajże, — odparł Narębski, — on się zatrzyma chwilę, albo, co lepiéj, poszlę go do żony, ona ma na swoje potrzeby {{korekta|odstąną|osobną}} propinacją, do niéj téż więcéj niż do mnie należy ułożenie się o nią; powiédz pani, — dodał do służącego.<br>
{{tab}}— Dobrze, proszę pana.<br>
{{tab}}Pani Samuela była jeszcze przy toalecie,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3w11ggvuauhr69jzzm940fvxgc79k7z
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235
100
1082858
3154318
3147244
2022-08-19T13:26:39Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Narębski począł chodzić po pokoju.<br>
{{tab}}— Znasz pan obszerność dóbr? warunki? położenie? Austerja na trakcie jedna, dwie we wsiach, karczemka w lesie. Dodaję do tego łąkę i ogród, chcesz wziąć i młyny razem?<br>
{{tab}}— Mogę i młyny, — wybąknął Szwarc niewyraźnie, wciąż poglądając na syna, który po książkach plądrował i krztusił się od dymu, jaki połykał.<br>
{{tab}}— Przeszły propinator płacił mi sześć tysięcy.<br>
{{tab}}— To wiele, — rzekł Szwarc cicho.<br>
{{tab}}— A ja teraz bez podwyżki nie puszczę, pięćset złotych muszę wziąć więcéj. Ale zapomniałem dodać, że moja żona bierze jeszcze kilka głów cukru, i coś tam, doprawdy nie pamiętam. Mówiono mi, że sama austerja więcéj połowy tenuty zarobić może, byle ją dobrze utrzymać.<br>
{{tab}}— Przecież ostatni propinator, — przerwał Szwarc dławiąc się, ale chcąc przedłużyć rozmowę, — podobno stracił i wychodzi bez grosza.<br>
{{tab}}— To jego wina, — rzekł Narębski {{pp|chło|dno}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
smfq796n0arp7dizuyx9ov0fp2qn9rj
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236
100
1082860
3154319
3147246
2022-08-19T13:26:43Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|chło|dno}}, — nie dbał o siebie, nie zapobiegliwy, w austerji często piwa nie było, opuścił mi budynki nawet.<br>
{{tab}}W téj chwili drugie drzwi pokoju pana Feliksa wychodzące ku salonowi, otworzyły się i bokiem wciskając się przez nie, dla niezmiernéj szerokości krynoliny, weszła panna Elwira, pod pozorem szepnięcia parę słów papie, w istocie aby Adolfa wyciągnąć. Adolf na jéj widok zerwał się grzecznie, ale zmieszany swém położeniem, wydał się tak dziwnie Elwirze, iż poczuła że mu coś dolega. Zwykle spokojny i trochę chłodny, tą razą rzucał się, oglądał, śmiał się gorączkowo i niepokoił do tego stopnia, że nawet pan Feliks zrozumiéć go nie mógł i patrzał nań z ciekawém zdziwieniem.<br>
{{tab}}— Co mu się u licha stało? — mówił w sobie.<br>
{{tab}}Szwarc, choć nie było gorąco, nieustannie pot z czoła ocierał. Narębski brał to za zmięszanie się jego wielkością i majestatem, i zamierzał być jak najpopularniejszym.<br>
{{tab}}Dnia tego Elwira była kwaśną, weszła więc z miną dumną, niezadowolnioną, ledwie spoj-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
itz8y67tb4d47ie790r6wmh0cakhiez
3154320
3154319
2022-08-19T13:26:46Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|chło|dno}}, — nie dbał o siebie, nie zapobiegliwy, w austerji często piwa nie było, opuścił mi budynki nawet.<br>
{{tab}}W téj chwili drugie drzwi pokoju pana Feliksa wychodzące ku salonowi, otworzyły się i bokiem wciskając się przez nie, dla niezmiernéj szerokości krynoliny, weszła panna Elwira, pod pozorem szepnięcia parę słów papie, w istocie aby Adolfa wyciągnąć. Adolf na jéj widok zerwał się grzecznie, ale zmieszany swém położeniem, wydał się tak dziwnie Elwirze, iż poczuła że mu coś dolega. Zwykle spokojny i trochę chłodny, tą razą rzucał się, oglądał, śmiał się gorączkowo i niepokoił do tego stopnia, że nawet pan Feliks zrozumiéć go nie mógł i patrzał nań z ciekawém zdziwieniem.<br>
{{tab}}— Co mu się u licha stało? — mówił w sobie.<br>
{{tab}}Szwarc, choć nie było gorąco, nieustannie pot z czoła ocierał. Narębski brał to za zmięszanie się jego wielkością i majestatem, i zamierzał być jak najpopularniejszym.<br>
{{tab}}Dnia tego Elwira była kwaśną, weszła więc z miną dumną, niezadowolnioną, ledwie {{pp|spoj|rzała}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7yognjh8crn7bd0uf055ulo8wh8cobs
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237
100
1082861
3154321
3147248
2022-08-19T13:26:49Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|spoj|rzała}} na stojącego u drzwi szlachcica i odezwała się do ojca po francuzku:<br>
{{tab}}— Co to tu robi?<br>
{{tab}}Adolf jakby dostał w piersi sztyletem, udał że nie słyszał, a Narębski odpowiedział:<br>
{{tab}}— To ktoś co chce szynki wziąć u nas...<br>
{{tab}}Elwira przeszła po pokoju, wiodąc za sobą atmosferę woni jakiemi była oblaną, minka jéj pogardliwa, chód bogini, która na ziemię zstąpić raczyła, przejęły strachem starego propinatora.<br>
{{tab}}Choć zmięszany, choć niespokojny, cały w oczy się skupił, pożerając niemi Elwirę, śledząc jéj ruchy, usiłując wyczytać z fizjognomji, z dźwięku głosu, z rysów twarzy, co ta piękna maseczka biała, rumiana, pulchna, kryła w głębi śnieżnych piersi. Wydała mu się niesłychanie piękną, ale obok tego zrobiła na nim przykre wrażenie, jakby nań powiało od lodowni.<br>
{{tab}}Patrzał osłupiały i milczał; Elwira czując nową postać, choć tak bardzo maluczką, że dla niéj żadnego zachodu czynić nie było warto, mimowolnie jednak pozowała, jak paw<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a1fbr8aibjutkmw6za4rjq3iqkrcns1
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238
100
1082864
3154322
3147249
2022-08-19T13:26:53Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>chodziła i przybrała minkę zepsutego dziecka, pieszczoszki losu.... kandydatki na królowę.... Dziwiło ją niezmiernie, że Adolf, którego zaczepiała coraz, półgłosem odpowiadał jéj prawie nie do rzeczy i oblewał się rumieńcami, zbiegającemi i wracającemi co chwila.<br>
{{tab}}— Chodźmy do salonu i zostawmy ojca interesom! — rzekła w końcu, — daj mi pan rękę....<br>
{{tab}}Adolf nie śmiejąc spojrzéć na ojca, poskoczył i znowu bokiem wycisnęli się oboje z pokoju. Tylko tracąc z oczów starego, stojącego w pokorze i milczeniu przy progu, Szwarc rzucił na niego załzawioném prawie okiem, serce mu się ścisnęło. Była chwila, że chciał wyrzec się wszystkiego, pójść, uklęknąć przed starym ojcem i z nim razem uciec z tego domu.<br>
{{tab}}Zamknęły się drzwi, Szwarc lżéj odetchnął, pot przestał mu tak obficie lać się z czoła; Narębski chodząc rozmawiał. Nie bardzo go obchodziły szynki i cała ta sprawa, widocznie chciałby się był uwolnić od natrętnego kontrahenta, ale pan Bartłomiej trzymał go, {{pp|usi|łując}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bfqlsrkhlypwmm9h2qslkm2m7103111
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239
100
1082869
3154323
3147250
2022-08-19T13:26:56Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|usi|łując}} lepiéj poznać człowieka, który mu się wydał ostygłym, wyżytym, może dobrym w gruncie, ale jak zleżałe zboże zatęchłym i gorzkim.<br>
{{tab}}— Ale ojciec to jeszcze nic, — mówił sobie w duchu stary propinator, który ludzi sądzić umiał, — córka to téż nie wiele, bo to jeszcze młoda i nie wié czém będzie; ażeby odgadnąć czém ma być przyszła żona mojego syna, potrzebaby zobaczyć matkę.<br>
{{tab}}Rzadko kiedy dziecko nie układa się w formę rodzicielki, w dzieciństwie i młodości nieznaczne to jeszcze, bo ten wiek ma czém okrasić i uzielenić wady, które w przyszłości urosną, ale z latami, co się za młodu wpoiło, czego nauczył przykład, występuje jak odzywająca się, utajona choroba. Miał więc wielką słuszność stary Szwarc, że chciał dla zawyrokowania o córce, zobaczyć jeszcze matkę. Rzecz jednak była przytrudna, bośmy widzieli, jak pani Samuela pogardliwie odrzuciła uczynione jéj wezwanie.<br>
{{tab}}Tymczasem stary choć miękko traktując o szynki, co Narębski czuł dobrze, nieskończe-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k4oy5ufb355e9jv0i6p91x745qb5wa4
3154324
3154323
2022-08-19T13:27:00Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|usi|łując}} lepiéj poznać człowieka, który mu się wydał ostygłym, wyżytym, może dobrym w gruncie, ale jak zleżałe zboże zatęchłym i gorzkim.<br>
{{tab}}— Ale ojciec to jeszcze nic, — mówił sobie w duchu stary propinator, który ludzi sądzić umiał, — córka to téż nie wiele, bo to jeszcze młoda i nie wié czém będzie; ażeby odgadnąć czém ma być przyszła żona mojego syna, potrzebaby zobaczyć matkę.<br>
{{tab}}Rzadko kiedy dziecko nie układa się w formę rodzicielki, w dzieciństwie i młodości nieznaczne to jeszcze, bo ten wiek ma czém okrasić i uzielenić wady, które w przyszłości urosną, ale z latami, co się za młodu wpoiło, czego nauczył przykład, występuje jak odzywająca się, utajona choroba. Miał więc wielką słuszność stary Szwarc, że chciał dla zawyrokowania o córce, zobaczyć jeszcze matkę. Rzecz jednak była przytrudna, bośmy widzieli, jak pani Samuela pogardliwie odrzuciła uczynione jéj wezwanie.<br>
{{tab}}Tymczasem stary choć miękko traktując o szynki, co Narębski czuł dobrze, {{pp|nieskończe|nie}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gemyaslwyackof8wlyxx944qq0waebv
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240
100
1082874
3154325
3147251
2022-08-19T13:27:03Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|nieskończe|nie}} przeciągał rozmowę, coraz to spoglądając na ojca, a chcąc się z każdego słowa coś nauczyć. Pani Samuela ubrana wreszcie i wyświeżona, choć, jak zawsze, z wielkim bólem głowy, weszła powoli do salonu i tu padła na fotel, zatrzymując Adolfa opowiadaniem o swoich cierpieniach, czém Elwirę zniecierpliwiła do tego stopnia, że ta aż pod nosem nucić sobie zaczęła, chcąc matce dać do zrozumienia, że czasby jéj kochanka uwolnić. Nie tak to było łatwo, gdy raz o sobie zaczęła mówić nieszczęśliwa Narębska. Powierzchowność jéj zwodnicza, rumieńce i pulchne kształty, mające wszelkie pozory zdrowia, zmuszały ją do tém troskliwszego opisywania słabości, iż rzadko kto był usposobiony jéj wierzyć.<br>
{{tab}}— Ja, — mówiła trzymając się za czoło, co dosyć dobrze uwydatniało bardzo pięknych kształtów rękę, — ja i Elwira obie jesteśmy jednego temperamentu i równie drażliwych nerwów, najmniejsza rzecz dla drugich przechodząca niepostrzeżenie, odbija się w nas tak silnie, że srogiém napawa cierpieniem. Świat nie przywykł zważać na to, podwójnie więc<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gnoygoxv7bc501zsqd75kzv4dfv61ms
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241
100
1082877
3154326
3147253
2022-08-19T13:27:06Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>znosić musimy, za naszą drażliwość i za jego nielitość.<br>
{{tab}}Adolf, ile razy mu tych skarg i opisów słabości słuchać wypadało, przybierał postać smutną, bolejącą i usiłował okazać współczucie, co go było w łaski pani Narębskiéj wkupiło; często mu jednak z trudnością przychodziło utrzymać się w powadze i smutku, gdy czyniła wrażenia i napiętnowana dlań była wyraźną przesadą. Samuela nadużywała jego położenia i wiedząc, że słuchać musi, że musi się z obowiązku litować, godzinami trzymała u krzesełka, wygadując się ze wszystkiém, czego inaczéj nie miała przed kim wyspowiadać, bo córka jéj nie bardzo pilnego nadstawiała ucha. Po opisach słabości przychodziły pochwały pozorne Feliksa, w których pełno było w istocie przymówek do niego, ukrytych i osłonionych czułością, potém nauki dla mężów w ogóle, a szczególniéj dla towarzyszów żon nerwowych, chorych i niezmiernie czułych.<br>
{{tab}}Wszystko to już Adolf na pamięć umiał, bo od czasu jak był przypuszczony do {{pp|zaufa|nia}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4086xnzyl6l9jqitoyeso38f785tyih
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242
100
1082878
3154327
3147254
2022-08-19T13:27:10Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zaufa|nia}} pani Samueli, niemal codzień powtarzała mu jedno, a niewiele urozmaicała formę, ale skazany na męczeństwo starającego się o córkę, znosił je mężnie.<br>
{{tab}}Tą razą Elwira, która tupiąc nóżką podśpiewywała, niecierpliwiła usiłując go oderwać od matki, użyła heroicznego środka i przerwała rozmowę.<br>
{{tab}}— Już ja widzę, że mama dziś bardzo cierpiąca, a wiem, że spokój to rzecz najpotrzebniejsza, niech mama nie męczy się i trochę tak posiedzi.<br>
{{tab}}To mówiąc skinęła na Adolfa, który uszczęśliwiony ustąpił, a Samuela nie zdobywszy się na odpowiedź, rzuciła tylko na córkę wcale niechętném i pełném wymówek wejrzeniem.<br>
{{tab}}Adolf z Elwirą poszli przechadzać się po salonie, matka dobyła flaszeczki i wciągała woń orzeźwiającą, parę razy ziewnęła, spoglądając z ukosa, nareszcie wstała z wysiłkiem i powoli pociągnęła ku gabinetowi męża.<br>
{{tab}}Szczerze powiedziawszy niecierpliwiło ją, że nie przychodzi i że nie podawano do stołu, humor zły powiększył się nieprzyzwoitém<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
itwyyhielx8r2ssag31w0697pig76oo
Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis190
2
1082880
3154313
3149237
2022-08-19T13:18:17Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1215 to=1455 />
{{JustowanieStart2}}
4c3n74kwdsaet611gt3a4uz67wh7i9j
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247
100
1082894
3154328
3147264
2022-08-19T13:27:13Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>rzekł podchodząc, — co chcesz? te kobiety są zawsze kapryśne, chora biedaczka, proszę mi darować.<br>
{{tab}}Szwarc kłaniał się tylko, nic nie mówiąc, ale wciąż téj nieszczęśliwéj szukał klamki, którą znalazłszy nareszcie, wymknął się i odetchnął za progiem dopiero.<br>
{{tab}}Łzy rzuciły mu się z oczów kropliste i spłynęły po policzkach.<br>
{{tab}}— Przepadł Adolf, — rzekł w duchu, — o mój Boże! o mój Boże, jak go tu uratować!<br>
{{tab}}Postał chwilę przededrzwiami i powolnym krokiem zsunął się po woskowanych wschodach w ulicę, spoglądając z wyrzutem na swoje buty, bo nie wiedział od ilu one boleści jego i syna ocaliły w przyszłości.<br>
{{tab}}Gdy się to dzieje, pani Samuela weszła do salonu, ale rozstrojona, przejęta, z twarzą osłonioną chustką, z oczyma przymkniętemi i pospieszyła na swój fotel, wołając:<br>
{{tab}}— Elwiro! wody! wódki kolońskiéj, octu.<br>
{{tab}}Adolf biegł za nią ratować, choć nie miał pojęcia co się jéj stać mogło.<br>
{{tab}}— Ale cóż to jest mamie? co to jest? — {{pp|po|skakując}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3d8j7errrd8n89li5nrpu1kn40654e7
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248
100
1082896
3154329
3147269
2022-08-19T13:27:17Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|po|skakując}} ku niéj żywo, ale bez wielkiego wzruszenia spytała córka.<br>
{{tab}}— A! coś okropnego!.... a! to mnie zabije na cały dzień. Wystaw sobie, ten człowiek, który tam jest, wszedł z butami, a! uderzyło mnie, jakiś zapach! Jak to można wpuszczać takich ludzi do porządnego domu?<br>
{{tab}}Adolf, który stał przy niéj, pobladł jak ściana, oczy mu zapłonęły i wargi się zatrzęsły.<br>
{{tab}}— A! Feliks, który mi daje wejść i nie przestrzega!<br>
{{tab}}Narębski wszedł na to śmiejąc się trochę, choć ukrywając uśmiech szyderski, Adolf zwrócił się ku niemu niespokojny.<br>
{{tab}}— Cóż się stało pani? — spytał.<br>
{{tab}}— A! zaszedł ją zapach butów kozłowych! — zawołał pan Feliks, — i zrobiła mi historją. Żal mi tego starego, który tak był zmięszany, że się aż rozpłakał.<br>
{{tab}}Na te słowa Adolf wyprostował się jak struna.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał, — rozpłakał się?<br>
{{tab}}To zapytanie rzucił tak dziwnym głosem,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oc6sfzkpqn5s9i07l7lvveic4j3qcq1
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251
100
1082899
3154330
3147277
2022-08-19T13:27:20Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Samuela dopiero się opamiętała i gniewna zaczęła przychodzić do siebie.<br>
{{tab}}— A! to szkaradna zdrada! widzisz Elwiro! jam cię przestrzegała! Szczęściem jeszcze, że się to zawczasu wydało, syn szynkarza! syn szynkarza! ''C’est charmant pour une Narębska!''<br>
{{tab}}Elwira padła w krzesło plącząc spazmatycznie, nie miała siły powiedziéć słowa, już przez zburzone od gniewu serce, przywiązanie do Adolfa powoli przebijać się zaczynało.<br>
{{tab}}— Nienawidzę go! — zawołała, — nienawidzę! gardzę nim, brzydzę się nim.<br>
{{tab}}— Dano do stołu! — rzekł nagle wchodząc służący.<br>
{{tab}}I tak skończyła się ta scena, Narębski wstał powoli, obojętnie, zimno.<br>
{{tab}}— Nie ma co narzekać, — odezwał się, — służę pani, stało się, nie naprawimy już tego.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Przybycie Mani do domu państwa Byczków, było dla nich wypadkiem wielkiéj wagi, gdyż niełatwemi w ogóle byli w wyborze swych lokatorów. Uproszona przez {{pp|Muszyń|skiego}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
djyf5mmb2h4gpbf1ipthb5d134xkdfe
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252
100
1082900
3154331
3147279
2022-08-19T13:27:23Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|Muszyń|skiego}} sama jéjmość, od któréj to głównie wszystko zależało, zgodziła się na przyjęcie sieroty, ale w duszy bardzo była niespokojna i nie rada ze swéj powolności. Byczek nie mieszając się czynnie, obracając tylko palcami i kręcąc głową znacząco, zdawał się równie jak żona przerażony następstwami, jakie to na dom ich sprowadzić mogło.<br>
{{tab}}Gdy wieczorem w małéj izdebce na górze, chłodnéj i smutnéj, znalazła się Mania, którą losy od niejakiego czasu dziwnie rzucały w coraz nowe miejsca, między ludzi obcych, nikt nie miał czasu bardzo się przybyłéj przyglądać.<br>
{{tab}}Płakała długo w noc osamotniona, bo się człowiek do wszystkiego przywiązuje, żal jéj było nawet Adolfiny, czuła się okrutnie opuszczoną i sierotą. Znużona w końcu usnęła, a gdy otworzyła oczy, z promykiem słońca weszła do izdebki nadzieja, chęć pracy, potrzeba życia, jaką w sobie czuje młodość.<br>
{{tab}}Smutno jéj było bardzo, wiedziała wszakże, że na bóle serca jest jedno lekarstwo, trud i zajęcie nieustanne. Poczęła się więc zaraz<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
khfzkddr3lqp5y9og9z0zmmm6nys91p
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254
100
1082903
3154332
3147286
2022-08-19T13:27:27Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Byczkowa wciąż była groźna i milcząca, sam pan nieufny i chłodny, coraz wyżéj kołnierzyki wyciągał, a usta wykrzywiał, — ale to trwało krótką tylko chwilę. Mania zaczęła mówić, ożywiła się nieco i pierwsze wrażenie tak było dla niéj korzystne, że nawet pani Zacharjaszowa ulegając mu, lepszą o nowym gościu powzięła opinją. Byczek nie zupełnie obojętny dla płci pięknéj, chociaż to usposobienie głęboko przed jéjmością ukrywał, poczwarne rzeczy wygadując przeciwko płochym niewiastom, czuł się ujęty wdzięczną powierzchownością Mani, oczekiwał wszakże z objawieniem swojego zdania na żonę. Gdy sami zostali po obiedzie, a jéjmość wyraziła się o sierocie, że panna Marja była bardzo miłą dziewczynką i zdawała się jakąś biedną a poczciwą i dobrą istotą, Byczek mocno to potwierdził, usiłując tylko pozostać obojętnym, tak, by pani znowu za zbyt gorącego wielbiciela go nie wzięła.<br>
{{tab}}Zdobywszy szturmem gospodarzy, Mania, któréj rzeczy powoli przynoszono, uciekłszy na górę, poczęła się w mieszkaniu {{pp|rozpatry|wać}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pizfq53jggnbkbhex6qjuwgvm4z60z3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255
100
1082904
3154333
3147288
2022-08-19T13:27:30Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|rozpatry|wać}} i urządzać. Adolfina ostrożna do zbytku, obawiając się aby albo kapitan, albo baron nie śledzili dokąd jéj wychowanka uciekła, z wielką zapobiegliwością przez Kachnę i najętego człowieka, nieznacznie, bocznemi uliczkami, przesyłała co dla dziewczęcia najpotrzebniejszém być mogło. Największa trudność była z fortepjanikiem. Czuła pani Jordanowa, że w samotności wielkąby on był pociechą dla Mani, ale nie śmiała go we dnie przenosić, aby jaki szpieg za ludźmi nie poszedł. Wypadało téż spytać państwa Byczków o pozwolenie, a nareszcie wypróbować, czy po ciasnych wschodkach, wejdzie on na piąterko pod dachem. Spytana nieśmiało Byczkowa, odpowiedziała potwierdzająco.<br>
{{tab}}— Alboż czemu nie? I owszem, niech przyniosą fortepjan. Wszak pewnie mały? no, to przez tamte wschody bokiem wejdzie. Lat temu pięć mieszkał tu stary Niemiec, nauczyciel muzyki i miał instrument u siebie. Przytém, że bardzo lubimy muzykę, a zresztą z pięterka to jéj ani słychać.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7hqzex13disqveblceqy2hyoi6ewbsl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258
100
1082908
3154334
3147296
2022-08-19T13:27:33Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}W okienku firanka biała, świeża i kształtnie zarzucona, kilka wazoników kupionych na Nowym świecie z rezedą, lakami i różami, zielonością swą je ożywiały. Obok zaraz stał fortepjanik, a przy nim na półeczce plecionéj książki i nuty; daléj skromne łóżeczko z obrazkiem częstochowskim, palmą i gromnicą, z wyszytym przez Manię dywanikiem, z ciemną merynosową kołderką i białą poduszeczką. Na stoliczku była robota, na drugim trochę papierów. Ściany przybrały się w parę obrazków, danych niegdyś Mani przez Narębskiego, z których jeden wystawiał wiejskie mieszkanie państwa Feliksów, gdzie dziewczę się wychowywało, drugi najbliższe miasteczko; oprócz tego wisiało parę fotografij, a między niemi pana Feliksa, jego żony i córki. Już po odjeździe Mani z ich domu, Narębski tajemniczo oddał sierocie śliczną miniaturę, wystawującą piękną w kwiecie młodości kobietę, w bardzo skromném ubraniu, — była to ostatnia po Julji pamiątka, przez przejeżdżającego artystę zrobiona skrycie dla kochanka, ale bardzo podobna. Narębski cicho dając ją {{pp|Ma|ni}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5nd4zyoa8fpenu7sckf7l8hh32sr460
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259
100
1082909
3154335
3147297
2022-08-19T13:27:37Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|Ma|ni}}, dozwolił się jéj domyślać, że ta kobieta była jéj matką. Odtąd nie było dnia, żeby sierota ze łzami nie wpatrywała się w obrazek i nie popłakała nad nim i nad sobą.<br>
{{tab}}Minjatura ta wisiała nad jéj łóżeczkiem.<br>
{{tab}}Trudno w niéj było może poznać dzisiejszą jenerałowę, ale wyraz twarzy, czoła i oczów szczególniéj, jeszcze ją przypominał. Narębski nie chciał zachowywać dłużéj wspomnienia kobiety, która skłamała swéj przeszłości całém życiem późniejszém.<br>
{{tab}}Ale największą sztuką dla pani Byczkowéj i powodem zdziwienia było to, że Mania wszystko co harmonją popsuć mogło, umiała ukryć tak starannie, iż pokoik wydawał się nie jedyném schronieniem, ale niby salonikiem i do innych dodatkiem. Zmienił on tak dalece pozór, że pani Zacharjaszowa ledwie go poznać mogła.<br>
{{tab}}— To bo ja zawsze mówiłam, — rzekła w duchu gospodyni, — to bo jest bardzo porządne mieszkanie, i niepotrzebnie my go, jakby nam z nosa spadało, tak tanio wypuszczamy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q59q5acgrwuv0li56bswtqms5tsfop2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260
100
1082910
3154336
3147298
2022-08-19T13:27:40Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}A potém dodała:<br>
{{tab}}— Miał słuszność Muszyński, że to porządna jakaś dziewczyna, zaraz to widać koło niéj, i nie trzpiot. Już tam ladajaka wietrznica takby o sobie nie myślała, no! to chwała Bogu!<br>
{{tab}}Pani Zacharjaszowa obejrzawszy od niechcenia wszystkie kątki, raczyła nawet zaproszona przysiąść na chwilkę, a że z natury była dosyć ciekawą, poczęła namawiać i nalegać na Manię, żeby jéj co zagrała. Niewiele się znała na muzyce, ale wiedziała przecie tyle, że za zwyczaj ona tém jest lepszą, im palce żywiéj biegają po fortepjanie i więcéj robią hałasu. Kilka wysłuchanych koncertów danych przez wielkie znakomitości, przekonały ją, że muzyka należała do tych sztuk łamanych, w których wszystko zależało na biegłości. Wyrobiła sobie z tego niewzruszoną teorję, dozwalającą niechybnie sądzić o wirtuozach.... im kto grał prędzéj a głośniéj, tém, wedle pani Zacharjaszowéj, większym był mistrzem.<br>
{{tab}}Mania w dosyć dobrym humorze, nie {{pp|wie|dząc}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hjl15r9x3sw6aluootz4w635bkfy6hj
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261
100
1082911
3154337
3147299
2022-08-19T13:27:44Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wie|dząc}} co wybrać dla gospodyni, po świetnéj przegrywce, rzuciła okiem na pulpit, na którym stał jakiś kawałek Talberga, bo go się właśnie uczyła, nie myśląc więc wcale o popisie, zaczęła grać co miała przed sobą.<br>
{{tab}}Wypadkiem było tam dosyć bieganiny, a miejscami wiele hałasu, tak, że Byczkowa mocno się zdumiała i strasznie głową kiwać zaczęła.<br>
{{tab}}Trzeba wiedziéć, że i sam jegomość, przeczuwając iż żona jego weźmie pewnie na próby sierotę, choć nie śmiał wejść z nią razem, wsunął się na wschody i słuchał z wierzchołka ich muzyki. Podzielając tak w tém jak w innych rzeczach, zasady swéj towarzyszki i on z wielkiém uwielbieniem i podziwem poił się tą muzyką, która na nim potężne uczyniła wrażenie. Gdy zarumienione dziewczę wstało od fortepjanu i zbliżyło się do gospodyni, znalazło ją przejętą i najżyczliwiej dla siebie usposobioną.<br>
{{tab}}— Dalibóg artystka! artystka! — zawołała Byczkowa, — mogłabyś i koncerta dawać, a jak biega po tym fortepjanie! jak biega!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lthdt4n7ryrdcvy35nea4dtsdj94lts
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263
100
1082913
3154338
3147301
2022-08-19T13:27:47Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Nie posłał pan Zacharjasz Kurjerka, ale sama ta myśl dowodziła, do jakich ofiar dla sieroty był zdolnym, i jak się na niéj poznać umiał.<br>
{{tab}}Byczkowa zawsze prawie samotna, skłopotana lokatorami i biedną staruszką, z którą dosyć trudno było sobie dać radę, w Mani niespodzianą znalazła pomoc i pociechę. Bardzo wprędce zawiązała się przyjaźń, a serce dziewczęcia, tak potrzebujące przywiązania, odpowiedziało uczuciem na uprzejmość nieznajoméj.<br>
{{tab}}Coraz częściéj jedna wchodziła na górę, druga zbiegała na dół. Wiele mając wolnego {{Korekta|czazu|czasu}} Mania, dobrowolnie podejmowała się pomagać Byczkowéj w jéj gospodarstwie i codziennych drobnych zajęciach, a spełniała to tak chętnie, wesoło, ochoczo, jak niegdyś w prześladowaniu i niewoli u Narębskich.<br>
{{tab}}Tak sam pan, pani i cały ich dwór, wkrótce byli przyjaciółmi biednego kopciuszka; stał się tu cud, który dział się wszędzie, gdzie się ukazała, że tam gdzie ją zrazu ledwie przyjąć chciano, późniéj w kilka dni, {{pp|płaka|noby}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f1zxc8hp5iitluvht7sm7jrcpup3p0d
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264
100
1082914
3154339
3147306
2022-08-19T13:27:51Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|płaka|noby}} gdyby przyszło utracić. Nie obawiała się już przykrości, bo każdy uprzejmie spieszył, aby jéj pomódz i posłużyć.<br>
{{tab}}Trzeciego czy czwartego wieczora, dając dowód nadzwyczajnego zaufania, zwierzyła się przed Manią gospodyni z wielkiego utrapienia, jakiém ją napawała nieszczęśliwa obłąkana staruszka, która chwilami zdawała się zamarłą i spokojną, to znowu obudzona do zbytku, najdziwaczniejsze miewała przywidzenia.<br>
{{tab}}— A! żebyś ty wiedziała moje dziecko, — mówiła wzdychając pani Zacharjaszowa, — co to jest miéć w domu taką biedną kobietę.... a jeszcze matkę mężowską, któréj nieustannie pilnować potrzeba i nigdy jéj dogodzić nie można. Człowiek jéj pewnie źle nie życzy, ale patrząc jak ona cierpi, a co przez nią drudzy, Bóg wié jakie czasem myśli przychodzą. Już prawie nikogo nie poznaje, a im bardziéj starzeje, tém osobliwsze, coraz młodsze wspomnienia się jéj roją, tak, że niewiedziéć czy śmiać się, czy płakać?<br>
{{tab}}Mania ciekawa jak dziecię, niezmiernie zo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
13172zr12vov3g5kmnn760yd9l3ajb6
3154340
3154339
2022-08-19T13:27:54Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|płaka|noby}} gdyby przyszło utracić. Nie obawiała się już przykrości, bo każdy uprzejmie spieszył, aby jéj pomódz i posłużyć.<br>
{{tab}}Trzeciego czy czwartego wieczora, dając dowód nadzwyczajnego zaufania, zwierzyła się przed Manią gospodyni z wielkiego utrapienia, jakiém ją napawała nieszczęśliwa obłąkana staruszka, która chwilami zdawała się zamarłą i spokojną, to znowu obudzona do zbytku, najdziwaczniejsze miewała przywidzenia.<br>
{{tab}}— A! żebyś ty wiedziała moje dziecko, — mówiła wzdychając pani Zacharjaszowa, — co to jest miéć w domu taką biedną kobietę.... a jeszcze matkę mężowską, któréj nieustannie pilnować potrzeba i nigdy jéj dogodzić nie można. Człowiek jéj pewnie źle nie życzy, ale patrząc jak ona cierpi, a co przez nią drudzy, Bóg wié jakie czasem myśli przychodzą. Już prawie nikogo nie poznaje, a im bardziéj starzeje, tém osobliwsze, coraz młodsze wspomnienia się jéj roją, tak, że niewiedziéć czy śmiać się, czy płakać?<br>
{{tab}}Mania ciekawa jak dziecię, niezmiernie {{pp|zo|stała}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
md31ul5myr1bv3f282ohxpsscygh9cx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265
100
1082915
3154341
3147309
2022-08-19T13:27:57Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zo|stała}} przejętą opowiadaniem, ale nie śmiała prosić gospodyni, aby ją kiedy do téj staruszki zaprowadziła; sama wszakże Zacharjaszowa dodała w końcu, że jak matka będzie przytomniejsza, razem do niéj pójdą na chwilę.<br>
{{tab}}— Bo to ciekawość doprawdy, — rzekła z westchnieniem, — jak jéj się młodość ze starością w głowie pomieszały.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pierwszych dni pobytu dziewczęcia u Byczków, aby nie wydać gdzie się ona znajduje, ani Adolfina, ani Narębski, ani nawet Teoś nie śmieli jéj odwiedzić. Nazajutrz po umieszczeniu tutaj, poszedł tylko Muszyński do pana Feliksa oznajmić mu o powodach tego kroku i uspokoić go na przyszłość.<br>
{{tab}}— Cóżeście się tak u licha niepotrzebnie zlękli tego głupiego barona? — zapytał Narębski, — ja się bardzo domyślałem jego szaleństwa, ale cóż on mógł począć? Gwałtu przecież od niego obawiać się nie było można, jest to nadto dobrze wychowany człowiek i lękałby się opinji, boćby utaić tego nie można.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p96qifb3pkfok61rsotn1cd2oa5mwth
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266
100
1082916
3154342
3147310
2022-08-19T13:28:01Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Nie wiem, — rzekł Teoś, — ale zdaje się, że pani Jordanowa musiała miéć słuszne powody do obawy, a szczególniéj podobno to, że w pomoc temu panu przyszedł kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Jakto? to być nie może! — zawołał Narębski, — on z nim był jak najgorzéj! Baron go nienawidził i nie użyłby pewnie.<br>
{{tab}}— Widać że się tam coś zmienić musiało. Pluta na długo zniknął nawet z horyzontu, ale się znowu ukazał.<br>
{{tab}}— A! wszystko to wreszcie być może, — odparł pan Feliks, — ale ja mam powody sądzić, że Pluta nie będzie się w to wdawać bardzo czynnie. Oto jest jego list, — rzekł pokazując Teosiowi pismo. — Chociaż nie mam zwyczaju okupywać spokoju mego od napaści takich ludzi, zmęczony, rozdrażniony, chcąc się go raz na zawsze pozbyć, posłałem mu trzy tysiące. Zkądinąd zaś wnoszę, że choć najmniéj na wiarę zasługuje taki łajdak, ale i on w pewnych razach może słowa dotrzymać. Baron pozbawiony godnego {{pp|sprzy|mierzeńca}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tbwzksnmgy8sek8e1l2pid71s3yxfwt
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267
100
1082917
3154343
3147311
2022-08-19T13:28:04Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|sprzy|mierzeńca}} swego, sam nic bardzo strasznego przedsięwziąć nie może.<br>
{{tab}}— Pan byś mógł z nim o tém pomówić otwarcie, — rzekł Teoś.<br>
{{tab}}— Ja? ale jakiémże prawem? — spytał czerwieniejąc się Narębski, — cóż to do mnie należy? Zresztą uważam to za zbyteczne i nie lękam się wcale barona dla Mani.<br>
{{tab}}Teoś więcéj nie nalegał.<br>
{{tab}}Dunder w istocie nie ukazał się już ani u Adolfiny, ani gdzieby go o szpiegowanie Mani posądzić można. Zamknął w sobie namiętność, usiłując o niéj zapomnieć, choć napróżno.<br>
{{tab}}Umieściwszy Manię u Byczków, Muszyński nazajutrz niezbyt rano poszedł do Drzemlika, aby się z nim ostatecznie obrachować i rozstać. Między wieczorem a rankiem upłynęło dosyć godzin namysłu, które jednak żadnéj dla Teosia nie przyniosły zmiany, ale w panu Michale obudziły żal szczery po pomocniku i usilną chęć zatrzymania go dłużéj przy sobie.<br>
{{tab}}— Powinienby mnie przeprosić, — mówił zrazu Drzemlik, — tobym go na miejscu zo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
261hyjzu47boe99fn44sq9jduh6g76c
3154344
3154343
2022-08-19T13:28:08Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|sprzy|mierzeńca}} swego, sam nic bardzo strasznego przedsięwziąć nie może.<br>
{{tab}}— Pan byś mógł z nim o tém pomówić otwarcie, — rzekł Teoś.<br>
{{tab}}— Ja? ale jakiémże prawem? — spytał czerwieniejąc się Narębski, — cóż to do mnie należy? Zresztą uważam to za zbyteczne i nie lękam się wcale barona dla Mani.<br>
{{tab}}Teoś więcéj nie nalegał.<br>
{{tab}}Dunder w istocie nie ukazał się już ani u Adolfiny, ani gdzieby go o szpiegowanie Mani posądzić można. Zamknął w sobie namiętność, usiłując o niéj zapomnieć, choć napróżno.<br>
{{tab}}Umieściwszy Manię u Byczków, Muszyński nazajutrz niezbyt rano poszedł do Drzemlika, aby się z nim ostatecznie obrachować i rozstać. Między wieczorem a rankiem upłynęło dosyć godzin namysłu, które jednak żadnéj dla Teosia nie przyniosły zmiany, ale w panu Michale obudziły żal szczery po pomocniku i usilną chęć zatrzymania go dłużéj przy sobie.<br>
{{tab}}— Powinienby mnie przeprosić, — mówił zrazu Drzemlik, — tobym go na miejscu {{pp|zo|stawił}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
73pegow5as8p6rqll5l8xv2r1dqvu4a
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268
100
1082918
3154345
3147312
2022-08-19T13:28:11Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zo|stawił}}. Ale bo téż prędki i zuchwały. Widział kto co podobnego przy takiéj goliźnie? Można się to było spodziewać od niego? Święty turecki, a taka pycha jakby miljonami obracał! Gdybym wiedział, że taki drażliwy, nie byłbym go tak napadł.<br>
{{tab}}Rozważywszy dobrze ile straci na oddaleniu się Teosia pan Michał, i jak go trudno będzie równie uczciwym i zdatnym zastąpić, coraz bardziéj nabierał chęci do jakiegoś układu i zgody. Myśląc nawet dłużéj o tém, upewnił się, że Teoś bardzo znowu upartym być nie może, że musi być pokorny i powinienby przeprosić.<br>
{{tab}}Za zły jednak znak poczytał, gdy rano Muszyński o swojéj godzinie do sklepu nie przyszedł, a on sam z chłopcem musiał go zastępować i zasiąść w księgarni, od czego był zupełnie się odzwyczaił. Kilku kupujących nadeszło, Drzemlik sobie z niemi rady dać nie umiał, każdy z nich dopytywał o Muszyńskiego kiedy wróci i mile się o nim wyrażał, co przekonało pana Michała, że oddalenie jego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k30btz3f1ws5mu50carlmujj0tt4lw2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271
100
1082921
3154346
3147315
2022-08-19T13:28:15Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Wyrazy te były dosyć obrażające, Teoś spłonął, ale Drzemlik był w swojém prawie, musiał połknąć przymówkę i zmilczéć.<br>
{{tab}}— Weźmijmy się więc do sprawdzenia podług katalogów, — odparł chłodno.<br>
{{tab}}— Ja nikogo nie posądzam, nie podejrzewam nikogo, ale każdy się może omylić, a kto nie dopatrzy okiem, dopłaci workiem. — dodał p. Michał.<br>
{{tab}}— O! nie przeprosi, nie przeprosi, — rzekł w duchu, — zaciął się! dumna sztuka! cóż to? myśli że ja go jeszcze będę przepraszał.... nie doczekanie jego!<br>
{{tab}}— Na sprawdzenie ja znowu dnia tracić nie mogę, — zawołał głośno, przyjdą kupujący, na to jest wieczór.<br>
{{tab}}— Czy mam się stawić wieczorem? i o któréj godzinie? — zapytał Muszyński cierpliwie.<br>
{{tab}}Drzemlik splunął, głowę schował w księgę regestrową i szukał czegoś przewracając karty żywo, jakby nie mógł wynaleść.<br>
{{tab}}— Czy mam przyjść wieczorem? — powtórzył Teoś.<br>
{{tab}}— Należałoby siedziéć tymczasem i {{pp|speł|niać}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
crq5879xy53nfi4x8cumdf2tnsblo8r
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272
100
1082922
3154347
3147316
2022-08-19T13:28:18Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|speł|niać}} obowiązek do ostatka, — odburknął wreszcie pan Michał, — tak jest wszędzie. Dopóki ja drugiego nie dostanę, porzucić tak nie można sklepu i dawać sobie od razu uwolnienie, a mnie zostawić na śród drogi! Tak się w handlu nie robi mój panie, tak się nie robi!<br>
{{tab}}— Będę cierpliwy, — odpowiedział Muszyński zrzucając rękawiczki, — proszę tylko o sprawdzenie stanu księgarni i składów, a ja spełnię obowiązek do ostatka. Może to przyspieszy uwolnienie.<br>
{{tab}}— Cóż to mnie wacpan chcesz przymusić do pośpiechu, — zawołał niby śmiejąc się Drzemlik, — ja tak zrobię jak zechcę, jak mi wygodniéj. Słyszysz wacpan, tak uczynię jak mi się podoba.<br>
{{tab}}Podniósł głos, bo mu się jakoś zdawało, że Teoś go zniżył i mięknąć zaczynał, sądził więc, że nastroiwszy się wyżéj i ostro stając prędzéj go złamie; ale Muszyński rozśmiał się głośno, a księgarz zmięszał się widocznie.<br>
{{tab}}— Słyszę! słyszę, głuchy nie jestem, — odparł młody człowiek, — uczynisz pan jak mu się podoba, i ja jak mi się zda. Chciéj się tyl-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f2pi514lh72m0zqnms3wuhmgwbtmjcc
3154348
3154347
2022-08-19T13:28:21Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|speł|niać}} obowiązek do ostatka, — odburknął wreszcie pan Michał, — tak jest wszędzie. Dopóki ja drugiego nie dostanę, porzucić tak nie można sklepu i dawać sobie od razu uwolnienie, a mnie zostawić na śród drogi! Tak się w handlu nie robi mój panie, tak się nie robi!<br>
{{tab}}— Będę cierpliwy, — odpowiedział Muszyński zrzucając rękawiczki, — proszę tylko o sprawdzenie stanu księgarni i składów, a ja spełnię obowiązek do ostatka. Może to przyspieszy uwolnienie.<br>
{{tab}}— Cóż to mnie wacpan chcesz przymusić do pośpiechu, — zawołał niby śmiejąc się Drzemlik, — ja tak zrobię jak zechcę, jak mi wygodniéj. Słyszysz wacpan, tak uczynię jak mi się podoba.<br>
{{tab}}Podniósł głos, bo mu się jakoś zdawało, że Teoś go zniżył i mięknąć zaczynał, sądził więc, że nastroiwszy się wyżéj i ostro stając prędzéj go złamie; ale Muszyński rozśmiał się głośno, a księgarz zmięszał się widocznie.<br>
{{tab}}— Słyszę! słyszę, głuchy nie jestem, — odparł młody człowiek, — uczynisz pan jak mu się podoba, i ja jak mi się zda. Chciéj się {{pp|tyl|ko}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fzez9qfawab9413dgri6fq8voaq9s82
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273
100
1082923
3154349
3147317
2022-08-19T13:28:25Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|tyl|ko}} zatrzymać od hałasu, bo ten się na nic nie przyda.<br>
{{tab}}Drzemlik trzasnął mocno drzwiami i wyszedł.<br>
{{tab}}Teoś bardzo cierpliwie przesiedział dzień cały za stołem. Nad wieczorem pan Michał powrócił, ale z widoczną zmianą na twarzy. Jak wszyscy ludzie poczuwający się do winy, którzyby przeskoczyć ją chcieli równemi nogami, nie śmiejąc dotykać drażliwego przedmiotu, wszedł niby w dobrym humorze, podśpiewując przywitał się z Teosiem i usiłował obojętną zawiązać rozmowę.<br>
{{tab}}— Ależ to wiatr! — rzekł zdejmując płaszcz, — ależ dmie!<br>
{{tab}}Teoś milczał.<br>
{{tab}}— I taki kurz niesie, — dodał znowu nie odbierając odpowiedzi, na którą i teraz próżno czekał.<br>
{{tab}}— Widział pan pogrzeb pani radczynéj, który tędy przechodził? wspaniały? — zapytał wyczekawszy.<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł krótko Muszyński.<br>
{{tab}}Drzemlik począł śpiewać, ale głos miał fał-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ldj2h6k7wo6nmw8mmgbavemckgwcepr
3154350
3154349
2022-08-19T13:28:28Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|tyl|ko}} zatrzymać od hałasu, bo ten się na nic nie przyda.<br>
{{tab}}Drzemlik trzasnął mocno drzwiami i wyszedł.<br>
{{tab}}Teoś bardzo cierpliwie przesiedział dzień cały za stołem. Nad wieczorem pan Michał powrócił, ale z widoczną zmianą na twarzy. Jak wszyscy ludzie poczuwający się do winy, którzyby przeskoczyć ją chcieli równemi nogami, nie śmiejąc dotykać drażliwego przedmiotu, wszedł niby w dobrym humorze, podśpiewując przywitał się z Teosiem i usiłował obojętną zawiązać rozmowę.<br>
{{tab}}— Ależ to wiatr! — rzekł zdejmując płaszcz, — ależ dmie!<br>
{{tab}}Teoś milczał.<br>
{{tab}}— I taki kurz niesie, — dodał znowu nie odbierając odpowiedzi, na którą i teraz próżno czekał.<br>
{{tab}}— Widział pan pogrzeb pani radczynéj, który tędy przechodził? wspaniały? — zapytał wyczekawszy.<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł krótko Muszyński.<br>
{{tab}}Drzemlik począł śpiewać, ale głos miał {{pp|fał|szywy}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4av8mu7p81gh1u29qqocdaufevk4m2z
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274
100
1082924
3154351
3147318
2022-08-19T13:28:31Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|fał|szywy}} i brakło mu zwyczaju, nie był w stanie wlazł kotka całego zanucić, prędko więc przestać musiał.<br>
{{tab}}— No! uparty! — powtarzał w duchu.<br>
{{tab}}Przystąpił niby do opatrywania na półkach, potém się odwrócił do Muszyńskiego.<br>
{{tab}}— No? co? jeszcze się waćpan na mnie gniewasz? — zawołał.<br>
{{tab}}— Ja? bynajmniéj.<br>
{{tab}}— I myślisz mnie porzucić?<br>
{{tab}}— Muszę, — odpowiedział Teoś.<br>
{{tab}}— Wstydźże się waćpan, — rzekł księgarz powoli, — jest tu czego się kłócić i zrywać? po co to? dla czego? obaśmy podobno byli za gorący, no! to kwita i dajmy już temu pokój.<br>
{{tab}}— Chętnie uznaję, że tam i moja wina być mogła.<br>
{{tab}}— A widzisz! — wrzucił Drzemlik.<br>
{{tab}}— Ale niemniéj postanowiłem sobie innego chleba szukać.<br>
{{tab}}— Uparty to uparty! — ruszając ramionami rzekł księgarz, — a cóż poczniesz?<br>
{{tab}}— Sam jeszcze nie wiem, czegoś sobie szukać potrzeba.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8kcn7ii7d0acp7uolspmbtf85i2k66a
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278
100
1083386
3154353
3147939
2022-08-19T13:28:35Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Szkoda, — dodał wreszcie pan Michał wzdychając, — że dla tak dziecinnego powodu, dla kilku słów za gorąco wymówionych, chcesz mnie pan koniecznie opuścić. Nie mam prawa gwałtem go wstrzymywać, ale proszę, jeżelibyś zmienił postanowienie, a chciał powrócić, — pamiętaj, że drzwi moje zawsze są dla niego otwarte.<br>
{{tab}}Była li tam iskra uczucia jaka, czy tylko interes własny, w rozbiór chemiczny wdawać się trudno, nie trzeba jednak nigdy zbyt surowo sądzić ludzi, najzimniejsi mają poruszenia serca poczciwe, ale one u nich przychodzą na krótko, i odstępują prędko. Drzemlikowi jakoś żal było Teosia.<br>
{{tab}}Rozstali się bardzo grzecznie, a Teoś uwolniwszy się z bardzo niewielkim zapasem, wyszedł przemyślając co na teraz począć z sobą. Nie rozpaczał wcale, a opieka nad sierotą, nietylko że mu nie ciężyła, ale zmuszając do pracy, dzielnym była bodźcem. Tegoż dnia zaraz postanowił sobie poszukać mieszkania bliższego Święto-Krzyzkiéj ulicy i małą izdebkę przy Chmielnéj znalazłszy, tam się {{pp|prze|niósł}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bvgj5iek0t1szpxt1rny9beo20vj8mt
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279
100
1083388
3154354
3147940
2022-08-19T13:28:38Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|prze|niósł}}, nie wiedząc jeszcze co daléj pocznie. Nad wieczorem niespokojny o Manię, zawahał się wszakże czy samemu do niéj pójść się godzi, a że Narębski także pragnął ją odwiedzić, poszedł do niego, aby zabrać go z sobą razem.<br>
{{tab}}Pan Feliks wielce był niespokojny o Manię, na chwilę domowa sprawa Elwiry odwróciła uwagę od niéj, ale wprędce wyrzucać sobie zaczął zapomnienie i opuszczenie dziecięcia, chodził ponury i smutny. Trudno téż było wytrzymać teraz z paniami, które po Adolfie nosiły osobliwszą żałobę, nieustannie między sobą i z panem Feliksem wiodąc spory. Elwira przeklinała kochanka i nie mogła o nim zapomniéć, matka to się rozczulała nad nią, to gorzkie jéj czyniła wymówki, obie szukały pretensji do Narębskiego, który Bogu ducha był winien.<br>
{{tab}}Pan Adolf nietylko wyszedł za ojcem, ale z nim razem z Warszawy odjechał, tak, że o nim już nawet słychać nie było. Któż wie? mimo propinacji i propinatora, gdyby był chciał przyjść, upokorzyć się, poddać, możeby<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ck023exjj50xc04evnqtv9m6arr0iyx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285
100
1083405
3154355
3147960
2022-08-19T13:28:41Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>kapitanów i całéj téj legji prześladowców. Możesz mną rozporządzać.<br>
{{tab}}Mania rozśmiała się z prostotą dziecięcia.<br>
{{tab}}— Myślisz więc pan, — rzekła, — że ja się boję kogo? posłuchałam was kryjąc się do tego kątka, abyście o mnie byli spokojni, ale w sercu ani na chwilę nie ulękłam się nigdy i nikogo. Czuję nad sobą zawsze skrzydło Boże. Kogóżby już Pan Bóg bronił, gdyby nie takie jak ja sieroty? Całe życie doświadczałam jego opieki, a ludzie, ci nawet, których się tak boicie, — dodała. — czy są tak bardzo źli, jak się wam zdaje? eh! doprawdy nie wiem; ja przynajmniéj, ufam, że każdegobym z nich nawróciła.<br>
{{tab}}— A! ty apostole! — rozśmiał się Narębski, — tyś jeszcze taka szczęśliwa, że o niczém nie wątpisz, że się niczego nie lękasz, że ci ze wszystkiém dobrze, bo życie.... życie widziałaś tylko z loży teatru.<br>
{{tab}}— Może, — odpowiedziała spuszczając oczy smutniéj, ale byłam trochę i na scenie, tylko.... tyłkom się nigdy nie dala opanować zwątpieniu i wcześnie uzbroiłam i {{pp|przygoto|wałam}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ivykkdy8hnjhzjg4ktxlin6gpq28jtm
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286
100
1083406
3154356
3147961
2022-08-19T13:28:45Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|przygoto|wałam}} na wszystko. Idę spokojna, zajdę gdzie Bóg da.... stanie się ze mną co przeznaczy, ja Mu ufam! A pan, — obróciła się do Teosia, — wszak także jesteś mojego zdania?<br>
{{tab}}— Ja? — żywo podchwycił Muszyński, — powinienbym być tego zdania co pani, alem nie dosyć święty i błogosławiony.<br>
{{tab}}— O! fe! fe! pan sobie żartujesz ze mnie! to się nie godzi! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— Dobrze! dobrze! rób mu srogie wymówki, — przerwał Narębski, — nie wiesz ile on na nie zasłużył.... wątpi o sobie, o życiu, o przyszłości, truje troską niepotrzebną najpiękniejsze nadzieje...<br>
{{tab}}— Wierz mi pan, że o siebie, doprawdy nigdym się bardzo nie uląkł, — odpowiedział Muszyński z przyciskiem, — kawałek chleba zawsze się jakoś znajdzie, mam siłę, zdrowie, coś przecie potrafię, a w ostatku mogę doskonale choćby drzewo piłować, lękałbym się tylko miéć na ramionach los cudzy, bo wówczas wielebym pragnął, a nie wiem czybym podołał.<br>
{{tab}}Narębski westchnął, Mania spojrzała na Teosia, jakby się domyślała o czém mówił.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rnz5ywd6s5fe4w2e8p2azsm4nu5h2xf
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288
100
1083408
3154357
3147965
2022-08-19T13:28:48Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dały, ale w takim stanie, czy od niedostatków i utrapień ciała, powoli nie upada duch jego?<br>
{{tab}}— Nie powinien! — zawołało dziewczę, — owszem, wiemy że to go krzepi... a święci owi asceci na pustyniach?<br>
{{tab}}— To byli święci i na pustyniach żyli, — dodał Teoś.<br>
{{tab}}— Wszakże przyznajcie, że zbytek osłabia, wycieńcza, zobojętnia, psuje? — przerwała żywo Mania.<br>
{{tab}}— Tak, ale między zbytkiem a ubóstwem dotykającém nędzy, jest przestrzeń niezmierna, — mówił daléj Muszyński, — na któréj wschodach i szczeblach ludzie się mieszczą wedle usposobień, wychowania, nałogów. Jeżeli ten co stal wysoko, zmuszony będzie znijść nisko, cierpi; i często kto nazbyt poszedł w górę, boleje również. Ale, długobyśmy o tém mówić musieli, bo to przedmiot nie tak łatwo dający się wyczerpać, wszystko jest względne, nędza i bogactwo także.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, żeśmy trochę zbili się z drogi, — przerwał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak, powróćmy lepiéj na ziemię, — {{pp|śmie|jąc}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jqtqoamdq3ptl56y1tjq7xjans2xxx5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289
100
1083409
3154358
3147970
2022-08-19T13:28:51Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|śmie|jąc}} się dodała Mania, — a spuśćmy téż trochę na Pana Boga, — zawołała zwracając do Teosia, — ludzie bo może nadto na siebie rachować przywykli, a zbyt mało na Opatrzność. Tymczasem ich rachuby najczęściéj chybiają, a to na co nie liczyli wcale, przychodzi im w pomoc.<br>
{{tab}}— Otóż to najlepsze rozwiązanie pytania, — zawołał Teoś chwytając ją za małą rączkę, którą mu z uśmiechem oddała, — tak! tak! robić co każą obowiązki, a o resztę się nie troszczyć i zostawić Opatrzności.<br>
{{tab}}— Szkoda, — rzekł Narębski z trochą ironji, zwracając się ku nim, — że tak dobrze czując prawdę, którą głosi nauczyciel, Muszyński mało ma ochoty korzystać z jego nauki dla siebie. Maniu! potrzebaby mu częściéj lekcją powtarzać.<br>
{{tab}}— O! kiedy my się tak rzadko widujemy! odparło dziewczę spuszczając oczy, i z wyrzutem zwracając się do Teosia.<br>
{{tab}}— A! droga pani, — rzekł Muszyński zapominając o Narębskim i po trosze o wszystkiém co go otaczało, — ja nie chcę przywy-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7cnp32115mh9cyhmuimtm1zpb2mvgcd
3154359
3154358
2022-08-19T13:28:55Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|śmie|jąc}} się dodała Mania, — a spuśćmy téż trochę na Pana Boga, — zawołała zwracając do Teosia, — ludzie bo może nadto na siebie rachować przywykli, a zbyt mało na Opatrzność. Tymczasem ich rachuby najczęściéj chybiają, a to na co nie liczyli wcale, przychodzi im w pomoc.<br>
{{tab}}— Otóż to najlepsze rozwiązanie pytania, — zawołał Teoś chwytając ją za małą rączkę, którą mu z uśmiechem oddała, — tak! tak! robić co każą obowiązki, a o resztę się nie troszczyć i zostawić Opatrzności.<br>
{{tab}}— Szkoda, — rzekł Narębski z trochą ironji, zwracając się ku nim, — że tak dobrze czując prawdę, którą głosi nauczyciel, Muszyński mało ma ochoty korzystać z jego nauki dla siebie. Maniu! potrzebaby mu częściéj lekcją powtarzać.<br>
{{tab}}— O! kiedy my się tak rzadko widujemy! odparło dziewczę spuszczając oczy, i z wyrzutem zwracając się do Teosia.<br>
{{tab}}— A! droga pani, — rzekł Muszyński zapominając o Narębskim i po trosze o wszystkiém co go otaczało, — ja nie chcę {{pp|przywy|kać}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kshpv5q4g9edqu7o5b3b9woxpsxv12d
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290
100
1083411
3154360
3147972
2022-08-19T13:28:58Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|przywy|kać}} do takiego szczęścia, które łatwo stałoby się potrzeba, koniecznością, warunkiem życia, i zatrułoby je boleścią.<br>
{{tab}}Narębski ruszył niecierpliwie ramionami, a Mania się zarumieniła.<br>
{{tab}}— Słyszysz co plecie! — zawołał pan Feliks, — więc dla czegóżby się tak nie ułożyć, ażeby ten warunek szczęścia i życia ubezpieczyć sobie? nieprawdaż Maniu?<br>
{{tab}}— Tak! — rzekł zapalając się mimowolnie Muszyński, — ale to co dla mnie jest szczęściem, dla pani mogłoby być utrapieniem i ciężarem?<br>
{{tab}}— A! jużbyś się pan wstydzić doprawdy powinien swojego niedowiarstwa, — podchwyciła Mania zmięszana, wyciągając rękę ku niemu, — a ileż to razy słyszałeś pan odemnie, że mi z nim zawsze najmiléj, najlepiéj. Ojcze! dodała, — połajże go! to człowiek niewdzięczny, a zmusza mnie do nieprzyzwoitych oświadczeń.<br>
{{tab}}— O! znam go dawno! ale ja nic nie poradzę, — rzekł Narębski, — trzeba żebyś ty się zajęła jego poprawą.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sm08czgab7zh6o3jnjs5702rlnv5lzd
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291
100
1083412
3154361
3147974
2022-08-19T13:29:02Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Jak do tego przyszło, wytłumaczyć nie umiem, ale Teoś przejęty, oszalony, wzruszony zsunął się z krzesła i znalazł na kolanach przed biedną Manią, przestraszoną, zarumienioną, zawstydzoną. I tuląc twarz w jéj dłonie zawołał:<br>
{{tab}}— Przyjmieszże mnie za ucznia i sługę?<br>
{{tab}}— Ojcze! co on mówi? co to znaczy? Ty mów co mam mu odpowiedziéć. A! ja go kocham! ja go kocham! a<br>
{{tab}}Ostatnie słowa wyrwały się jéj mimowolnie i spuściła oczy i rozpłakała się łzami rzęsistemi, a dłonie ich połączone i pochylone ku sobie twarze, dopowiedziały reszty, któréj usta wymówić nie mogły.<br>
{{tab}}Narębski zbliżył się prędko, połączył ich ręce i czując się mocniéj niż kiedykolwiek ojcem, bo był szczęśliwym — ze łzami w oczach trzęsącą pobłogosławił dłonią.<br>
{{tab}}— Przyjacielu, — rzekł do Teosia, — w ręce twoje oddaję bez obawy los mojego dziecka ukochanego, i jestem o nią spokojny. Bóg wam da cichą i błogą dolę, któréj mnie {{pp|odmó|wił}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lc6t6sm2ik3vvr1urbeim1ys41qg0ko
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292
100
1083413
3154362
3147975
2022-08-19T13:29:05Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|odmó|wił}} na ziemi. Patrząc na was, pocieszę się i odżyję.<br>
{{tab}}A gdy Muszyński skłonił mu się do nóg, pochwycił go w objęcia milczące, Mania porwała z drugiéj strony rękę ojca i ze łzami całować ją zaczęła. Była to jedna z tych krótkich chwil szczęścia, które w życiu przychodzą, aby na długo ukoić serce spragnione.<br>
{{tab}}Scena była rozrzewniająca, im bardziéj niespodzianie nadeszła, tém mocniéj poruszyła wszystkich. Jeszcze do siebie przyjść nie mogli i tulili razem troje, gdy do małych drzwiczek pokoiku, stukać zaczęto zrazu cicho, potém coraz głośniéj a wkrótce potém otworzyły się one, nim ktokolwiek miał siłę odezwać, i w progu dziwna ukazała się postać.<br>
{{tab}}Był to kapitan {{korekta|Płuta|Pluta}} z uśmiechem na ustach.<br>
{{tab}}Narębski zmarszczył się postrzegłszy go, Teoś zakipiał, Mania pobladła, gość grzecznie powitał ich ukłonem, zdając napawać kłopotem, jakim ich nabawiło jego przybycie.<br>
{{tab}}— Wchodzę wcale zapewne niepotrzebnie i zadziwiam moją natrętną przytomnością, — <noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t0nu8h41powjoipw8fcb7fp9n35ks4t
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294
100
1083415
3154363
3147978
2022-08-19T13:29:08Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nie dostrzegł, żeście panowie tu weszli. Właśnie dla oświadczenia uroczystego im, że nic złego nie zamyślam, przybyłem tu jedynie. Pan Feliks znalazł się względem mnie jako dobry chrześcianin, odpłacił mi dobrém za złe, zyskał więc sobie we mnie wiernego sługę.<br>
{{tab}}Bądź pan spokojny, panie Feliksie, — dodał zwracając się ku niemu, — Pluta z wami, o! nie damy sobie krzywdy wyrządzić! Baron będzie łapę ssał, a ja spodziewam się, że mnie choć dla formy zaprosicie na weselisko. Zkądinąd przekonany jestem, że moja przytomność niewieleby tam komu przyjemności sprawiła, ale ręczę, że nie przyjmę zaproszenia i zadowolnię się oznaką życzliwości.<br>
{{tab}}Uśmiechnął się dziwnie, przytomni milczeli przybici. Trudno było odgadnąć po co przyszedł, do czego zmierzał, jaką miał myśl, czy istotnie powodowała nim życzliwość, czy chętka nienasycona spłatania figla i rzucenia szmermela wśród ciszy i spokoju, zmącenia czystych wód, aby miéć przyjemność patrzéć na męty i skłopotanie. Niekiedy fizjognomja kapitana przybierała pozór łagodności {{pp|nie|zwyczajnéj}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
c8fn8vtf02ai5arme1jlx8unw9rjh9o
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295
100
1083729
3154364
3149384
2022-08-19T13:29:12Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|nie|zwyczajnéj}} i ubłogosławienia, to znowu oko błyskało, warga się trzęsła, i zdawał się przebranym w suknię nie swoją, szatanem, znajdującym pociechę w utrapieniu ludzi. Mięszały się téż może i w téj zgniecionéj duszy różne uczucia, a przy chęci popisania się ze szlachetnością, grała zazdrość szczęścia i pragnienie rzucenia weń kropli jadu. Lepiéj to jeszcze okazały następne wyrazy kapitana, który odetchnąwszy mówił daléj:<br>
{{tab}}— Przynoszę tu także niewiele warte błogosławieństwo moje dla szanownéj pary gołębi. Wiem dobrze o tém, że ono wcale niewielkiéj jest wartości, ale nadanie mu jéj nie odemnie zależy.... Czém chata bogata tém rada. Uczynię tu tylko uwagę, że zkądkolwiek pochodzi błogosławieństwo, zawsze to dobra rzecz: w puszczach Ameryki na zgniłych pniach drzew, kwitną cudowne Orchidee.... otóż i na zgniłym kapitanie może piękne urosnąć błogosławieństwo.... hę? niezłe porównanie? prawda?<br>
{{tab}}Serjo panie Feliksie, — dodał przybierając minę rozczuloną, — ująłeś mnie waćpan swém<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mrzf14t7afxm8jvjyemwdx9xf0lg41s
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296
100
1083730
3154365
3149385
2022-08-19T13:29:15Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>postępowaniem i możesz wcale się nie obawiać na przyszłość, i ty także szlachetna dziewico, która spuszczasz oczy, i ty godny młodzieńcze, który kręcisz nosem. Pluta dla was nie ma żądła i jadu, ani miéć może! Wyjął mu je pan Feliks uczciwém swém obejściem się z tą nieszczęśliwą istotą, która jakkolwiek djabła warta, ma jeszcze jakąś cząstkę niezgangrenowaną...<br>
{{tab}}— Co za szkoda, — po chwili znów dorzucił kapitan, zasiadając bez ceremonji na krzesełku i ocierając pot z czoła, — że tu w tém schronieniu niewinności, nic pewnie prócz wody do umywania i wódki kolońskiéj nie znajdę dla pokrzepienia się, a nie odmówiłbym. Ba! trzeba się umiéć stosować do okoliczności.....<br>
{{tab}}— Widzę, — dodał po chwili podrażniony nieco milczeniem upartém przytomnych, — że mimo moich usposobień pokojowych, państwo zawsze koso na mnie patrzycie i radzibyście się mnie pozbyć co prędzéj.... ale ja nie odejdę, póki posłannictwa z którém przybyłem nie spełnię. Choćbyście mnie jak owego {{pp|śpie|waka}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aio4vhi3m3b4l2c396k4pd80ksmo7yi
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297
100
1083731
3154366
3149386
2022-08-19T13:29:19Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|śpie|waka}} w chórze Kapucynów, który umyślnie fałszywie nuci, aby muzyka nie była zbyt harmonijną, i zowie się ''turbator chori'', jak najgorzéj przyjąć mieli, ja swoje zrobię, — ja swoje zrobię.<br>
{{tab}}Obrócił się do Mani.<br>
{{tab}}— Z położenia waszego, szanowne gołębie, domyślam się, zgaduję, a trochę i podsłuchałem, bom dosyć długo do drzwi stukał napróżno, że — płomień czystéj, zobopólnéj miłości dwojga niewinnych istot, ma zostać uwieńczony. Jest to wyrażenie niewłaściwe, wiem o tém, bo na płomień trudno jest włożyć wieniec, któryby się zaraz w popiół i węgiel nie obrócił, ale zkądże wziąć inną formę, kiedy tę wiekowy zwyczaj uświęcił? I jest w niéj filozofja mimowolna, bo najczęściéj to co się zdaje wieńcem, staje się węglem i sadzą.... Nie przymawiając! nie przymawiając! Wiedząc tedy o małżeństwie, błogosławieństwie i niebezpieczeństwie wszelkich tajemnic, przychodzę tu namawiać pana Feliksa, abyśmy unikając dla téj pary w przyszłości niespodzianek, jakie im grożą w listach bezimiennych, pod-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pg20x6bqsxyqv5q3y0vlovsa3k7l2yx
3154367
3154366
2022-08-19T13:29:22Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|śpie|waka}} w chórze Kapucynów, który umyślnie fałszywie nuci, aby muzyka nie była zbyt harmonijną, i zowie się ''turbator chori'', jak najgorzéj przyjąć mieli, ja swoje zrobię, — ja swoje zrobię.<br>
{{tab}}Obrócił się do Mani.<br>
{{tab}}— Z położenia waszego, szanowne gołębie, domyślam się, zgaduję, a trochę i podsłuchałem, bom dosyć długo do drzwi stukał napróżno, że — płomień czystéj, zobopólnéj miłości dwojga niewinnych istot, ma zostać uwieńczony. Jest to wyrażenie niewłaściwe, wiem o tém, bo na płomień trudno jest włożyć wieniec, któryby się zaraz w popiół i węgiel nie obrócił, ale zkądże wziąć inną formę, kiedy tę wiekowy zwyczaj uświęcił? I jest w niéj filozofja mimowolna, bo najczęściéj to co się zdaje wieńcem, staje się węglem i sadzą.... Nie przymawiając! nie przymawiając! Wiedząc tedy o małżeństwie, błogosławieństwie i niebezpieczeństwie wszelkich tajemnic, przychodzę tu namawiać pana Feliksa, abyśmy unikając dla téj pary w przyszłości niespodzianek, jakie im grożą w listach bezimiennych, {{pp|pod|szeptach}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t7srjosoygattywmj2us6bm7xvrs8u6
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298
100
1083732
3154368
3149389
2022-08-19T13:29:25Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|pod|szeptach}} i plotkach — szczerze i otwarcie objawili, co się tyczy przeszłości panny Jordanównéj.<br>
{{tab}}Narębski był w takim nastroju ducha, że się ani mógł gniewać, ani rozumiał nawet dobrze, czy Pluta istotnie przyszedł tu przyjacielsko się wywnętrzać, czy z nich sobie żartować. Z człowiekiem tym zresztą trudno było od razu trafić do końca. Teoś milczał. Mania przestraszona tuliła się za niego.<br>
{{tab}}— Nie posądzajcie bliźniego o złe intencje, — mówił kapitan, — w téj chwili bronię się od nich jak mogę, staczam zwycięzką walkę z własną naturą. Trochę impetycznie tu wpadłem i trochę dziwną robię propozycją, ale wierzcie mi, staremu, wypróbowanemu wydze, że tak będzie lepiéj, choć może niezbyt przyjemnie. Karty na stół, grajmy na odkryte.... Nie bój się Narębski, ja ci krzywdy nie zrobię, jakem zły to wściekły, ale jak dobry to jak baranek, jak ciele. Prędzéjbym skłamał niż ci szkodę wyrządził, przykrość muszę, ale to będzie zbawienna pigułka! Słowo honoru!<br>
{{tab}}Nie można było wiedziéć do czego to<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8zt9p4wdclohnjj2x0aqe31y6hmpvxp
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301
100
1083735
3154369
3149396
2022-08-19T13:29:29Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>pod wielkim sekretem, — rzekł krzywiąc się szydersko Pluta, — nie jest ona także bardzo idealną, ale zawsze to będzie jakaś krewna. Dla osoby pozbawionéj familji, lepszy rydz niż nic, lepsza nadpsuta babunia niż sieroctwo. Los, który często ludziom figle płata, wpędził waćpannę właśnie do domu, w którym żyje staruszka, o któréj mowa. Matką twéj matki jest, niestety! stara Byczkowa, podobno na nieszczęście warjatka.<br>
{{tab}}Narębski się nachmurzył.<br>
{{tab}}— No! no! to darmo, co prawda to nie grzech, tak to ono jest, — zawołał kapitan — mówię wszystko, bo jestem tego zdania, choć całe życie posługiwałem się łgarstwem, że gdy nie ma gwałtownéj potrzeby kłamać, lepiéj jest zawsze mówić prawdę.... Mógłbym jeszcze waćpannie dać dwóch wujaszków rodzonych, ale jeden wcale nie ciekawy, choć mój przyjaciel osobisty, a drugi buty szyje, i z tego względu że waćpanna w trzewikach chodzisz, na niewieleby się jéj przydał. Człowiek zacny zresztą, ale nie w moim guście. Mało kto o tém wié, co ja tu odkrywam {{pp|wspaniałomyśl|nie}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
b9uottufl9mbynzid1kr7kzkef0k53q
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302
100
1083736
3154370
3149400
2022-08-19T13:29:32Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wspaniałomyśl|nie}}, nie trzeba tego wygadywać, bo mogłoby matce waćpanny być nieprzyjemném, ale trzeba żebyś wiedziała, że po ojcu z wielkiéj parentelli pochodząc, po matce nie wielką masz nadzieję spokrewnienia z domem Sabaudzkim.<br>
{{tab}}Tu Pluta odetchnął, wargi mu drżały szyderstwem.<br>
{{tab}}— Że nie kłamię, — dodał, — ręczy za to najlepiéj, że nie mam w tém żadnego interessu.<br>
{{tab}}— Więc pan Byczek jest bratem mojéj matki? — przerwała Mania.<br>
{{tab}}— Ale o tém nie wié wcale podobno, — rzekł Pluta, — i mówić mu tego nie ma potrzeby. Jest jéj bratem przyrodnym, bo pani Byczkowa parę razy była zamężna. Powiadam to waćpannie dla jéj wiadomości, ale głosić nie życzę. Ślady tych pokrewieństw pozacierane i umyślnie i przypadkiem, mało ktoby tego mógł dojść i na niewiele się to przyda, bo spadku się nie spodziewać. Otóż jest com chciał powiedziéć, — rzekł wstając, — nastraszyć trochę poczciwego Narębskiego i przekonać go dowodnie, że kapitan Pluta jest jego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l0jayfsekihzen6uj7ezg6sy9crul68
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304
100
1083738
3154371
3149402
2022-08-19T13:29:36Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>tyle i rozerwał nam jedną z chwil życia najuroczystszych, fałszywą nutą ironji i szyderstwa. Ale stało się, do mnie należy reszta.... kochana Maniu, winienem tobie i Teosiowi prawdę szczerą.... Tak! ty jesteś dzieckiem mojém, dziecięciem kobiety, którą pierwszy raz i najgoręcéj ukochałem w życiu, od któréj mnie surowa wola matki méj oddzieliła gwałtownie... Tak jest, matka twoja żyje, ale przecierpiała wiele i mnie i ciebie się zaparła, tyś sierota, jam dla niéj obcym i nienawistnym człowiekiem.... więcéj nie pytaj mnie o nią. Świat o tém nie wié i wiedziéć nie powinien, nie dla mnie, Maniu, ale dla niéj.... Dziś miłość moja cała przeniosła się na ciebie, dziecię kochane.... choć przyznać się nie mogłem do niéj i do imienia ojca. Było to strapieniem i męczarnią całego mojego życia, dziś mi lżéj, gdy cię nie tając do serca przycisnąć mogę.... Wyście oboje dziećmi mojemi.... Teosiu!.... bądź jéj opiekunem, bądź jéj mężem, bratem... wszystkiém, gdy mnie wam zabraknie. Nad ciebie nie ma ona nikogo.<br>
{{tab}}— A teraz, — dodał wzdychając, — {{pp|rzuć|my}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8glkadquuh5askfwp59c50cn7qvhrpq
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305
100
1083739
3154372
3149404
2022-08-19T13:29:39Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|rzuć|my}} ten smutny przedmiot, mówmy o tém, czego najgoręcéj pragnę.... kiedy się pobierzecie? chciałbym by to nastąpiło jak najprędzéj, nie rozumiem i nie widzę przeszkód... W świecie form i przyzwoitości, jest wiele do spełnienia nim się do ołtarza przystąpi.... ale wy, szczęściem nie należąc do niego, nie macie nic coby wam do niego tamowało drogę.... Jutro zaraz potrzeba rozpocząć starania.<br>
{{tab}}— Ojcze mój! ojcze! ale czyż choć błogosławieństwa miéć nie będę od matki? czyż choć raz, choć ten raz jeden ją nie zobaczę?.... zawołała Mania rzucając się na szyję Narębskiemu.<br>
{{tab}}— Dziecko moje, — wybąknął pan Feliks wzruszony, — nie żądaj tego, aby ci serce, jak moje, krwią nie zaszło.... nie mów, nie proś.... to niepodobieństwo.... Módl się za nią jak gdyby umarła, i myśl że nie masz matki.<br>
{{tab}}— Ale to nie może być! to być nie może! ty się mylisz ojcze.... Tyś bolał, cierpiał i może niesprawiedliwym jesteś dla niéj.... A! pozwól mi raz.... tylko raz uścisnąć jéj kolana<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g6xe8wj8hlz16o5nveyabtmabo77jnt
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306
100
1083740
3154373
3149408
2022-08-19T13:29:42Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i prosić ją o błogosławieństwo.... raz ją tylko zobaczyć.<br>
{{tab}}— Aby cię odepchnęła? — gorzko rzekł Narębski, — nie! nie, nie myśl o tém... a zresztą, zostaw to mnie! zobaczymy... Nie jestem dla niéj niesprawiedliwym.... przebaczam jéj wszystko.... ale nie spodziewam się nic dobrego. — Teoś niech od jutra rozpocznie starania, radbym was widziéć połączonemi co najprędzéj, wielkie brzemię spadnie mi z piersi....<br>
{{tab}}— Ale drogi panie, ja sam pragnę {{korekta|pzyspieszyć|przyspieszyć}}, — przerwał Muszyński, — cóż, kiedy nie mam ani zajęcia, ani kątka gdziebym mój skarb umieścił....<br>
{{tab}}— A cóż ci przeszkadza szukać zajęcia późniéj, i co trudnego znaléźć ów kątek? Potrzebaż i wam do waszego szczęścia złoconych ramek koniecznie, mieszkania, przyborów, ozdób, drobnostek, w które my naszą biedę stroimy?<br>
{{tab}}— Ale nie, nam nic, nic nie trzeba! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— O! zmiłujcież się, nie upokarzajcie mnie! począł Muszyński, — ale ja muszę moją {{pp|dro|gą}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d5uj8jiplgo4m30h9xq6eduplpq4dsd
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307
100
1083741
3154374
3149411
2022-08-19T13:29:46Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|dro|gą}} otulić, osłonić, upieścić choć trochę i w ciepłém i w ładném posadzić gniazdeczku; a pierwszy wspólnego chleba kawałek przynieść jéj własną zdobyty pracą.... Dziś, a! ja jeszcze nic nie mam.... ja nie mogę żyć jałmużną, to mi zadławi szczęście moje!<br>
{{tab}}— Dziwak nudny! — zawołał Narębski, — doprawdy, chce mi się gniewać! Mania ma przecie coś swego, ona z rozkoszą podzieli tę odrobinę z tobą, nim ty swój trud z nią rozłamiesz.<br>
{{tab}}— A! wszystko! wszystko, mój ojcze! — podając obie ręce Teosiowi odezwała się Mania.<br>
{{tab}}Muszyński cierpiał widocznie, ale w milczeniu musiał się już zgodzić na wszystko.<br>
{{tab}}Pan Feliks uspokojony zamyślał odejść wreszcie, bał się by znowu Teoś jakiego nie znalazł zarzutu, ale żal mu było porzucić tak Manię, rozstać się z Muszyńskim, i powrócić samemu do swojego świata chłodnego, aby być pojonym narzekaniami bez końca.<br>
{{tab}}— Ot wiész co? — rzekł biorąc za kapelusz, — jedź Maniu do nas?.... powiemy im<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kegm8prdwoddsxjalaiwejnbtt0lv97
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308
100
1083742
3154375
3149412
2022-08-19T13:29:51Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>uroczyście, że za mąż wychodzisz.... będę dłużéj z tobą; a Teoś może tymczasem....<br>
{{tab}}— O! ja lecę myśléć choćby o trochę szerszém dla nas mieszkaniu, — przerwał Muszyński, nie chcąc się przyznać, że do Narębskich wcale mu nie było spieszno.<br>
{{tab}}Feliks téż go nie namawiał. Mania podała mu rączkę i szeptem cichym pożegnali się oboje. Teoś ledwie wierzył oczom i uszom, potrzebując przypominać sobie, że ta, którą tak ukochał, już była jego narzeczoną.<br>
{{tab}}— Czekaj, — rzekł żywo w chwili gdy się rozchodzić mieli, — chwilę jeszcze Maniu droga, tak rozstać się nam nie godzi. Jest zwyczajem, aby narzeczonych, jak połączonych już przed Bogiem, widomy węzeł łączył, aby im przypominał że należą już do siebie... Oto jest, — dodał zdejmując z palca pierścionek, — uboga, srebrna, wytarta przy poczciwéj pracy, obrączka ślubna matki mojéj, jedyna po niéj spuścizna, najdroższa pamiątka po istocie tak świętéj, tak dobréj jak ty.... Od dziś niech należy do ciebie, oddaję ci ją, najdroższy skarb, jako znak, żem ci wiarę i miłość {{pp|po|przysiągł}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4avlhdp2edc3qnx7ca18g400ww37ch2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309
100
1083743
3154376
3149413
2022-08-19T13:29:54Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|po|przysiągł}} na zawsze. Nie wstydzę się, że ten dar tak jest ubogi.... jabym go nie oddał za krocie. Niech z sobą niesie do ciebie ten spokój, wiarę w Opatrzność i miłość, którą matka moja droga zachowała do śmierci dla ludzi, choć świat jéj nie odpłacił niczém... niech nas połączy na zawsze....<br>
{{tab}}I łzy rzuciły mu się z oczów, a Mania przyjmując ten dar biedny, rozpłakała się także, niosąc go do ust z poszanowaniem.<br>
{{tab}}— A! drogi mój, — rzekła, — będę się starać abym go była godną.... ale cóż ja ci dam w zamian? ja nie mam innego nad ten pierścionka.... który mi ojciec dał kiedyś na imieniny.... Pozwolisz ojcze? nieprawdaż?<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł Narębski, zdejmując z palca złoty cieniuchny pierścionek, — oddaj mu ten od siebie, jest to także pamiątka, któréj się zrzekam dla was.... Przeszłość zamknięta na zawsze.... niech lepsze zejdzie nam słońce.<br>
{{tab}}Jeszcze raz żywy, milczący uścisk połączył ich dłonie. Zeszli razem, a p. Feliks pociągnął smutny za niemi, ale w duszy spokojny. Znalazłszy przejeżdżającego dorożkarza siedli za-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
34btvb8x81pab6zoi9u1mbcnqnb96j2
3154377
3154376
2022-08-19T13:29:57Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|po|przysiągł}} na zawsze. Nie wstydzę się, że ten dar tak jest ubogi.... jabym go nie oddał za krocie. Niech z sobą niesie do ciebie ten spokój, wiarę w Opatrzność i miłość, którą matka moja droga zachowała do śmierci dla ludzi, choć świat jéj nie odpłacił niczém... niech nas połączy na zawsze....<br>
{{tab}}I łzy rzuciły mu się z oczów, a Mania przyjmując ten dar biedny, rozpłakała się także, niosąc go do ust z poszanowaniem.<br>
{{tab}}— A! drogi mój, — rzekła, — będę się starać abym go była godną.... ale cóż ja ci dam w zamian? ja nie mam innego nad ten pierścionka.... który mi ojciec dał kiedyś na imieniny.... Pozwolisz ojcze? nieprawdaż?<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł Narębski, zdejmując z palca złoty cieniuchny pierścionek, — oddaj mu ten od siebie, jest to także pamiątka, któréj się zrzekam dla was.... Przeszłość zamknięta na zawsze.... niech lepsze zejdzie nam słońce.<br>
{{tab}}Jeszcze raz żywy, milczący uścisk połączył ich dłonie. Zeszli razem, a p. Feliks pociągnął smutny za niemi, ale w duszy spokojny. Znalazłszy przejeżdżającego dorożkarza siedli {{pp|za|raz}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mxw4ths0lgsthoir7vs0rz92z05u1ej
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310
100
1083744
3154378
3149414
2022-08-19T13:30:01Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|za|raz}}, a Muszyński poszedł zwolna upojony swém szczęściem, i mamyż dodać? walcząc z sobą by się nie uląc przyszłości. Mania tak mu była drogą, tak wiele dla niéj pragnął! A przed nim stał ten mur czarny nieodgadnionego jutra, którego sercem i przeczuciem nawet przebić nie było podobna.... W naturze jego było, więcéj się trapić niém, niż dzisiejszém cieszyć weselem.<br>
{{tab}}Narębski tymczasem wziął Manię do domu, myśląc téż trochę jak tam zostanie przyjęty, i jak żona i córka powitają dawną wychowankę, teraz zwłaszcza, gdy im miał zwiastować, że o losie jéj postanowił, jakby naprzekór Elwirze, która swojego napróżno dotąd szukała.<br>
{{tab}}Na dworze mrok padać zaczynał, ale jeszcze nie zupełnie było ściemniało, zdziwił się niepomału Narębski, widząc okna swego salonu rzęsisto oświecone, gdyż od czasu jak Adolf im uciekł, panie zwykle siadywały samotne i nikogo prawie nie przyjmowały.<br>
{{tab}}Elwira mówiła, że się potrzebowała wypłakać, a służąca jéj szeptała, że się chciała wyzłościć. Jedno nie sprzeciwia się wszakże dru-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fnnun2tue91dd4vyar98e4yavwakf9m
3154379
3154378
2022-08-19T13:30:04Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|za|raz}}, a Muszyński poszedł zwolna upojony swém szczęściem, i mamyż dodać? walcząc z sobą by się nie uląc przyszłości. Mania tak mu była drogą, tak wiele dla niéj pragnął! A przed nim stał ten mur czarny nieodgadnionego jutra, którego sercem i przeczuciem nawet przebić nie było podobna.... W naturze jego było, więcéj się trapić niém, niż dzisiejszém cieszyć weselem.<br>
{{tab}}Narębski tymczasem wziął Manię do domu, myśląc téż trochę jak tam zostanie przyjęty, i jak żona i córka powitają dawną wychowankę, teraz zwłaszcza, gdy im miał zwiastować, że o losie jéj postanowił, jakby naprzekór Elwirze, która swojego napróżno dotąd szukała.<br>
{{tab}}Na dworze mrok padać zaczynał, ale jeszcze nie zupełnie było ściemniało, zdziwił się niepomału Narębski, widząc okna swego salonu rzęsisto oświecone, gdyż od czasu jak Adolf im uciekł, panie zwykle siadywały samotne i nikogo prawie nie przyjmowały.<br>
{{tab}}Elwira mówiła, że się potrzebowała wypłakać, a służąca jéj szeptała, że się chciała wyzłościć. Jedno nie sprzeciwia się wszakże {{pp|dru|giemu}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dkhdgtsl4vgstx9sk6d3udbr72zge7q
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311
100
1083745
3154380
3149415
2022-08-19T13:30:08Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|dru|giemu}}, gdyż piękna panna zwykle z gniewu zalewała się łzami i w tym tylko jednym przypadku na płacz się jéj zbierało.<br>
{{tab}}— A! a jeżeli kogo tam zastaniemy? — zawołała Mania, — pozwól mi, kochany ojcze, pójść sobie w kątek i poczekać dopóki goście nie odjadą.... Nie mogłabym doprawdy pokazać się teraz obcym ludziom, oczy mam zapłakane i usta mi się trzęsą... wciąż jeszcze ze szczęścia i wzruszenia płaczę.<br>
{{tab}}— O! o! nikt nie postrzeże tego, — rzekł Narębski, — ręczę ci, że to być musi jakaś tylko tych pań fantazja, bo pewnie nie ma nikogo.<br>
{{tab}}Ale podszedłszy aż pod drzwi salonu, gdzie się żaden ze sług nie znalazł, Narębski usłyszał z podziwieniem śmiechy wewnątrz bardzo wesołe. Głosu jednak rozmawiających poznać nie było można.<br>
{{tab}}— To chyba szanowna Cypcunia! — rzekł do Mani, — wchodźmy.<br>
{{tab}}Nie chcąc się sprzeciwiać, biedny Kopciuszek wszedł posłuszny i stanął zmięszany, postrzegłszy w rzęsisto oświeconym salonie pa-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
clu48qgx7eks628sd0dai3bkzmvq1v6
3154381
3154380
2022-08-19T13:30:11Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|dru|giemu}}, gdyż piękna panna zwykle z gniewu zalewała się łzami i w tym tylko jednym przypadku na płacz się jéj zbierało.<br>
{{tab}}— A! a jeżeli kogo tam zastaniemy? — zawołała Mania, — pozwól mi, kochany ojcze, pójść sobie w kątek i poczekać dopóki goście nie odjadą.... Nie mogłabym doprawdy pokazać się teraz obcym ludziom, oczy mam zapłakane i usta mi się trzęsą... wciąż jeszcze ze szczęścia i wzruszenia płaczę.<br>
{{tab}}— O! o! nikt nie postrzeże tego, — rzekł Narębski, — ręczę ci, że to być musi jakaś tylko tych pań fantazja, bo pewnie nie ma nikogo.<br>
{{tab}}Ale podszedłszy aż pod drzwi salonu, gdzie się żaden ze sług nie znalazł, Narębski usłyszał z podziwieniem śmiechy wewnątrz bardzo wesołe. Głosu jednak rozmawiających poznać nie było można.<br>
{{tab}}— To chyba szanowna Cypcunia! — rzekł do Mani, — wchodźmy.<br>
{{tab}}Nie chcąc się sprzeciwiać, biedny Kopciuszek wszedł posłuszny i stanął zmięszany, postrzegłszy w rzęsisto oświeconym salonie {{pp|pa|na}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s3lc6xpa7b33174yj7271xn89cprds4
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312
100
1083746
3154382
3149416
2022-08-19T13:30:14Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|pa|na}} barona, poufale przy Elwirze rozrzuconego na kanapie. Innego wyrazu użyć trudno, gdyż ręce jego i nogi jak najszerzéj rozprzestrzenione, czyniły go podobnym do tłustego pająka.<br>
{{tab}}Narębski zdziwił się niemniéj i przystanął, a baron, który nie miał dobrego wzroku, choć szkiełkiem był uzbrojony, posłyszawszy wchodzących, nachylił się aby ich rozpoznać.<br>
{{tab}}Wnętrze salonu pani Samueli przedstawiło obrazek rodzajowy wcale zajmujący. Ona sama naprzód w czarnéj sukni siedząca w fotelu przy stole, na którym leżał świeżo widać zrzucony kapelusz, — znękana, odpoczywająca, wzruszona jeszcze przejażdżką i przechadzką, wśród któréj udało się jéj pochwycić barona, z lokami w tył odrzuconemi i przymrużonemu oczyma, zamyślona głęboko.<br>
{{tab}}Naprzeciw panna Elwira wesoła, roztrzpiotana, różowa, śmiejąca się i widocznie usiłująca rozbudzić starego Satyra, któremu już oczy się świeciły na ten wdzięk młodości rozkwitłéj, z jakim się popisywała przed nim zalotna dziewczyna. Oboje siedzieli na kanapie, a ba-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4ya7ifro8yim8u8gqgiu5wdelmm70h2
3154383
3154382
2022-08-19T13:30:18Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|pa|na}} barona, poufale przy Elwirze rozrzuconego na kanapie. Innego wyrazu użyć trudno, gdyż ręce jego i nogi jak najszerzéj rozprzestrzenione, czyniły go podobnym do tłustego pająka.<br>
{{tab}}Narębski zdziwił się niemniéj i przystanął, a baron, który nie miał dobrego wzroku, choć szkiełkiem był uzbrojony, posłyszawszy wchodzących, nachylił się aby ich rozpoznać.<br>
{{tab}}Wnętrze salonu pani Samueli przedstawiło obrazek rodzajowy wcale zajmujący. Ona sama naprzód w czarnéj sukni siedząca w fotelu przy stole, na którym leżał świeżo widać zrzucony kapelusz, — znękana, odpoczywająca, wzruszona jeszcze przejażdżką i przechadzką, wśród któréj udało się jéj pochwycić barona, z lokami w tył odrzuconemi i przymrużonemu oczyma, zamyślona głęboko.<br>
{{tab}}Naprzeciw panna Elwira wesoła, roztrzpiotana, różowa, śmiejąca się i widocznie usiłująca rozbudzić starego Satyra, któremu już oczy się świeciły na ten wdzięk młodości rozkwitłéj, z jakim się popisywała przed nim zalotna dziewczyna. Oboje siedzieli na kanapie, a {{pp|ba|ron}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nyhq2s2dobb40mgn5c1n2datdh0yrpm
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313
100
1083747
3154384
3149417
2022-08-19T13:30:21Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ba|ron}} był niezmiernie rozochocony, rozdowcipowany, wymłodzony i zdawał się tak Elwirą zajęty, jak gdyby od pół roku przynajmniéj miłość w nim grała na temat jéj oczów symfonją odrodzenia.<br>
{{tab}}Matka, pod pozorem znużenia i osłabienia, nie przeszkadzała wcale rozrywce córki, która potrzebowała przecie czémś i kimś się zabawić. Znajdowała zresztą, że gdyby nawet baron chciał serjo zająć się Elwirą, — nicby przeciwko temu miéć nie można.<br>
{{tab}}Najbardziéj zdziwiony był Narębski, któremu na myśl nie przyszło, żeby go tu mógł zastać, a najkwaśniejsza stała się Elwira, bo jéj przeszkodzono w chwili stanowczéj, gdy kilką jeszcze pociskami spodziewała się barona u stóp swoich położyć.... Trafiło ci się może, szanowny czytelniku, na polowaniu, gdyś wystawszy darmo cały dzień na przesmyku, celował do przelatującéj sarny, że cię sąsiad pociągnął za ramię prosząc o tabakę? — w równie przykrém i drażliwém położeniu była panna Elwira. Nie mamy co taić, że szlachetną powodowana ambicją, na siwiejące adoni-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
80okpmdst4jvst6a75k72pvsy03ky2k
3154385
3154384
2022-08-19T13:30:24Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ba|ron}} był niezmiernie rozochocony, rozdowcipowany, wymłodzony i zdawał się tak Elwirą zajęty, jak gdyby od pół roku przynajmniéj miłość w nim grała na temat jéj oczów symfonją odrodzenia.<br>
{{tab}}Matka, pod pozorem znużenia i osłabienia, nie przeszkadzała wcale rozrywce córki, która potrzebowała przecie czémś i kimś się zabawić. Znajdowała zresztą, że gdyby nawet baron chciał serjo zająć się Elwirą, — nicby przeciwko temu miéć nie można.<br>
{{tab}}Najbardziéj zdziwiony był Narębski, któremu na myśl nie przyszło, żeby go tu mógł zastać, a najkwaśniejsza stała się Elwira, bo jéj przeszkodzono w chwili stanowczéj, gdy kilką jeszcze pociskami spodziewała się barona u stóp swoich położyć.... Trafiło ci się może, szanowny czytelniku, na polowaniu, gdyś wystawszy darmo cały dzień na przesmyku, celował do przelatującéj sarny, że cię sąsiad pociągnął za ramię prosząc o tabakę? — w równie przykrém i drażliwém położeniu była panna Elwira. Nie mamy co taić, że szlachetną powodowana ambicją, na siwiejące {{pp|adoni|sa}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bceozkwyd0cmtzh2p53v80vopyzr44m
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314
100
1083748
3154386
3149418
2022-08-19T13:30:28Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|adoni|sa}} nie zważając włosy, znajdowała go bardzo przyzwoitym na męża.... Myśl ta przyszła jéj niewiedziéć zkąd, i powiedziała sobie z tą roztropnością, która cechuje wyższe umysły:<br>
{{tab}}— Gdyby na kochanka to co innego, ale na męża! jest jeszcze bardzo dobrze — któż mi, mając starego męża, kochać się zabroni? Na takiego powszedniego szanownego małżonka wcale znośny, a bogaty i przecież taki baron.... bo jest niezawodnie baronem. ''Madame la Baronne! cela sonne convenablement!''<br>
{{tab}}Prawie tak samo rozumowała pani Samuela, choć się z sobą nie namawiały — ona dodawała tylko w duchu:<br>
{{tab}}— Tém lepiéj im się stary więcéj zapali i mocniéj do niéj przywiąże, starzy zawsze kochają trwaléj, goręcéj od młodych, a nie myślą o pokątnych miłostkach.... Elwira, kochane dziecko, zadziwia mnie rozsądkiem.... Wreszcie gdyby się jéj sprzykrzył nawet, gdyby potrzebowała dystrakcji.... o mój Boże!!!<br>
{{tab}}Nie dokończyła pani Narębska, ale koniec monologu jest zbyt do odgadnienia łatwy,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
drlld0bkc2f9bim43u9aa4fmufvkiur
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318
100
1083752
3154387
3149429
2022-08-19T13:30:31Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>śmiała się patrząc na Kopciuszka.... sama pani miała także pół uśmiechu na ustach, a baron choćby był wolał inną przybrać minę, musiał wtórować ironją lekką, aby nie pozostać w tyle od towarzystwa, tak dystyngowanie umiejącego szydzić z łez biednéj sieroty, z jéj nadziei, z jéj szczęścia — nawet w tak uroczystéj chwili.<br>
{{tab}}Nie dziwujcie się kochani czytelnicy téj ironji wielkich ludzi, na widok takiego małego szczęścia. Jest ona bardzo naturalną. Tak nieraz w czasie dożynków na wsi, gdy dla głodnéj gromady zastawiają wieczerzę, a państwo odchodzą na sutą kolacją do dworu — śmieją się niejedne śliczne usta z kwaśnych ogórków i razowego chleba, przygotowanych dla czeladzi.... Szczęście, bez karety, bez lokajów, bez pałacu, bez koronek, takie sobie płócienkowe i piechotą chodzące, musi się śmieszném wydawać tym, którzy więcéj dbają o fizjognomją szczęśliwości, niżeli o nią samą.<br>
{{tab}}Trzeba téż przyznać, że to jest szczęście powszednie, razowe nie pytlowane, — może ono zadowolnić dusze ciche i skromne, ale {{pp|ta|kich}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
psosksco38o7jl3v3ik798nsu570rwh
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319
100
1083753
3154388
3149430
2022-08-19T13:30:34Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ta|kich}} umysłów wzniosłych, jak Elwiry i pani Samueli, nigdy!<br>
{{tab}}Mania wstawszy nie miała co z sobą robić, bo jéj nawet nie poproszono siedziéć, ale baron, któremu już tu wytrwać było ciężko między dwoma ogniami, szepnął na ucho Narębskiemu, prosząc go, czyby nie mogli pójść na cygaro.<br>
{{tab}}— A chętnie, — rzekł pan Feliks, i wynieśli się z salonu, ale w progu dogonił ich głos Samuelki.<br>
{{tab}}— Proszę barona nie zapominać, że czekamy go z herbatą.<br>
{{tab}}— ''O! Madame!'' — odparł przyciskając kapelusz do serca Dunder.<br>
{{tab}}Elwira ubodła go i przeszyła wzrokiem pełnym najsłodszych obietnic — zwodnica!<br>
{{tab}}W pokoju Narębskiego, baron rozrzucił się znowu wedle obyczaju swojego, jedna noga na fotelu, druga na kanapie, ręka za kamizelką u góry, druga we włosach.<br>
{{tab}}— O! jakże miłą i śliczną jest twoja panna Elwira! — rzekł z westchnieniem puszczając kłąb dymu do góry.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l267sobdh6jbducg7ot673evj7st4sl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325
100
1083759
3154389
3149439
2022-08-19T13:30:38Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>stały nieruchome, wielkie, jasne postacie owe nieznane, z któremi Teoś wszedł, sam niewiedząc jak w te strefy górne.... Ziemia mu znikła z oczów... Mleczna białość oblekała wszystko. Starcy z siwemi brodami w szatach śnieżystych, z założonemi na piersiach rękami, szeregiem otaczali wschody i widać było tysiące ich, malejących, ale wyraźnych, ginące aż gdzieś w niedoścignioném oddaleni blasku...<br>
{{tab}}Jedni z nich na białych powiewnych sukniach mieli krwawe znaki na sercu, inni krwawe przepaski na głowie, na rękach stygmata, na ustach piętna boleści.... tu i owdzie zza szeregów powiewała palma blada zielona, gdzieindziéj szeleściały cicho skrzydła anielskie.... Świat to był bezbarwny, prawie cały ze złota i bieli, ale w promieniach oblewających go, chwilami migały smugi jakby rzuconych świateł od drogich kamieni, różowe, zielone, niebieskie, fioletowe.... Cisza głęboka panowała dokoła, ale wśród niéj było jakby drganie fal od dalekiéj niepochwyconéj muzyki, wszystko ziemskie, rozpromienione, uduchowione, zlewało się tu w jakąś dziwnie {{pp|har|monijną}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5dtvxxljxtk5xxgydrztskqcnbl6whl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326
100
1083761
3154390
3149440
2022-08-19T13:30:41Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|har|monijną}} całość. Muzyka zdawała się barwą, kolory przechodziły w tony.... złocista jasność spowijała wszystko i pochłaniała w sobie. Teoś szedł i czuł się lekkim, tak lekkim, że ogromne przelatywał przestrzenie, po chmurach, które z nim razem leciéć się zdawały, i chwiały się stojące po bokach szeregi starców i niewiast, i wszystko wirowało razem z obłokami ku górze....<br>
{{tab}}Coraz gorętsze ciepło dawało się czuć zewsząd, ale nie piekło w piersi, owszem rozgrzewało i wlewało siły. Nagle naprzeciwko idącemu młodzieńcowi, zdala od góry ukazała się spływająca postać biała, poznał w niéj matkę i upadł na kolana, aż się chmury pod nim zachwiały, a z chmurami całe zastępy duchów w bieli. W jednéj chwili ona stanęła przed nim. Tak, to ona była, matka, poznał ją, a jednak jakże niepodobna do tego obrazka i do tych wspomnień, jak majestatyczna, jak cudownie piękna i jak błogo spokojna..... Taż sama twarz ale ubłogosławiona, ta sama postać, ale ją niebo odmłodziło i opromieniło. Przyszła ku niemu i pochwyciła klęczącego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
76gfg5kopwvqte4pfycypkyn7c85ajy
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331
100
1083767
3154391
3149463
2022-08-19T13:30:45Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>niego bezkorzystną, obmyśléć inne środki dla siebie i nalegać przez Pobrackiego na jenerałowę. Dziwny, szczęśliwy traf dozwolił mu się domyśléć, że jenerałowa i pan mecenas byli z sobą w bliższych stosunkach, niżeli światu zdawać się mogło. Ta drogocenna dla niego wiadomość, przyszła mu niespodzianie przez Kirkucia, który zawsze po staremu niepomiernie bawara używał i niepoprawiony chodził pod Gwiazdę lub pod Kotwicę, do ogródka Piastowego lub Tivoli.<br>
{{tab}}Jednego wieczora p. Mateusz wzdychając właśnie nad marnościami świata, które mu piana piwa przypominała, popijał ów nektar odurzający do reszty słabą jego głowę, gdy ujrzał nieopodal człowieka, którego fizjognomja jakoś mu się wydała nie obcą i jakby już gdzieś dawniéj widzianą. Nie mógł sobie tylko przypomniéć zrazu, kiedy i gdzie ją spotykał.<br>
{{tab}}Był to {{korekta|gentlemann|gentleman}} dosyć przyzwoity, lecz widocznie świeżo wystrychnięty na swobodnego człowieka, pana siebie, bo zachował ruchy i obyczaj służebniczy, niedawno jeszcze z {{pp|li|berją}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
inzoshmna79u26ghf41ukph5bg353z4
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332
100
1083768
3154392
3149465
2022-08-19T13:30:48Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|li|berją}} z pleców zrzucony. Jego surdut tabaczkowy, widocznie prany i odświeżony, rękawiczki jelonkowe, kapelusz na bakier, kolorowa chustka od nosa, dosyć starannie z tandety wybrane, leżały na nim i przy nim tak, że niedawnego w nie przystrojenia łatwo domyśléć się było można. Człowiek w nich jeszcze nie chodził, ale z nim chodziły. Oglądał się téż razwraz czy na niego patrzą i spozierał ciekawie ku zwierciadłom, które mu obraz metamorfozowany postaci jego wracały. Kirkuć po długich wysiłkach pamięci, która opieszale dosyć swą służbę odbywała w jego głowie, bo ją bawar odciągał i pasma jéj plątał, doszedł nareszcie, że próżne odbywając placówki w przedpokoju siostry, widział go tam właśnie w pasiastéj liberji i kawowych kamaszach.<br>
{{tab}}W istocie był to świeżo przez nią odprawiony lokaj, który się z Bzurskim pokłócił i przez niego został z miejsca wysadzony, gdyż kamerdyner zagroził, że sam ustąpi, jeśli zuchwałego chłystka, który mu chybił, nie odprawią.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l15vd5l2syloe6fx1c7t9bqxdnllk1q
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342
100
1083778
3154393
3149479
2022-08-19T13:30:52Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>jenerałowa pozbędzie się mnie, gdyż wyjadę i mam mocne postanowienie oddalić się z Warszawy, która się na mnie, jak na wielu innych znakomitościach, poznać nie umiała.... ''Ingrata patria! non habebis ossa mea!'' Ale stara to prawda, że nikt prorokiem u siebie.... Do nóg upadam.... i proszę raz jeszcze.... nie zapominać o pokornym słudze....<br>
{{tab}}— Ja za nic nie ręczę, — rzekł zmięszany Pobracki, — ale starać się nie omieszkam....<br>
{{tab}}— Już bylebyś pan się starał, jestem spokojny, — odparł kapitan, — a na to słowo honoru daję, że natychmiast wyjeżdżam i stanowczo żegnam kraj i państwa wszystkich.<br>
{{tab}}Skłonili się sobie grzecznie i na tém się skończyło.<br>
{{tab}}Kapitan odchodząc, szyderskim wzrokiem bazyliszka przeszył do głębi prawnika.<br>
{{tab}}Po wyjściu Pluty Pobracki wybiegł zapowiedziéć aby nikogo nie wpuszczano, a sam padł na krzesło, przerażony jakby ukazaniem się szatana. On, który życie całe pracował na pozyskanie sobie nieposzlakowanéj sławy, ów wzór surowości obyczajów i prawości, {{pp|wysta|wiony}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
psik5mbyy4yj3xqxfb3q991mmji88pj
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343
100
1083779
3154394
3149480
2022-08-19T13:30:55Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wysta|wiony}} nagle na szyderstwo ludzi, na zwycięzkie uśmiechy tych, których gromił dotąd z wysokości cnoty!.... Było się czego ulęknąć, zaprawdę! Poty zimne nań uderzyły, powiódł ręką po czole i postanowił, z niezwykłą sobie żywością, jechać natychmiast do pani Palmer, aby się z nią rozmówić stanowczo. Miał ku temu i inną przyczynę, od dni bowiem kilkunastu i wprowadzenia do jéj domu Abla Huntera, jakoś coraz mniéj był rad z fizjognomji, którą stosunek cioci do siostrzeńca przybierał. Ale ile razy wspomniał o tém ostrożnie, jenerałowa się uśmiechała i białą podając mu rączkę, odpowiadała:<br>
{{tab}}— Cóż ci się śni? zazdrość!.... to dzieciak.....<br>
{{tab}}Wszakże ten dzieciak coraz się lepiéj rozgaszczał w domu, coraz w nim częściéj przesiadywał, Pobracki schodził go wieczorami w salonie sam na sam z panią Palmer i z mowy młodego trzpiota mógł miarkować, że coraz byli bliżéj z sobą. Nie przypuszczał on lekkości zbyt daleko posuniętéj w kobiecie tak poważnéj i tak bardzo starszéj od hr. Abla, że matką jego byćby mogła, ale go to jednak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dhawqcizjfv7sh7ylszxwg4zovzb4gf
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345
100
1083781
3154395
3149484
2022-08-19T13:30:58Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>z rękami na żołądku założonemi, w postawie ubłogosławionego, drzemał spokojnie po obiedzie i z widocznym złym humorem podniósł się widząc przybywającego natręta, który mu przerywał drzemkę, spojrzał nań ziewając, a na zapytanie:<br>
{{tab}}— Czy pani w domu? — z jakiémś wahaniem złowrogiém mruknął:<br>
{{tab}}— Tylko co wróciłem, nie wiem dobrze, trzebaby się dowiedziéć.<br>
{{tab}}Pobracki, który dawniéj bez oznajmienia przygotowawczego wchodził i wstęp miał zawsze otwarty, surowém odpowiedziawszy wejrzeniem, nie powtarzając już zapytania, wszedł nie opowiadając się do salonu.<br>
{{tab}}Jenerałowéj nie było tu w istocie, ale z drugiego pokoju dochodziły dwa głosy, z których jeden wesoły i śmiejący się, łatwo było poznać jako Abla Huntera, drugi cichy i melancholijny, widocznie należał do jenerałowéj. Pobracki mocno zmięszany, cicho począł kroczyć ku drzwiom, bo go jakaś zazdrość ubodła, ale wprędce pomiarkowawszy się, {{pp|odkaszl|nął}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bzjzy1w631vwf738549y076ki8rg0oz
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346
100
1083782
3154396
3149485
2022-08-19T13:31:02Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|odkaszl|nął}} i dał o sobie znać głośnym chodem po salonie.<br>
{{tab}}Posłyszawszy go jenerałowa, wyszła zaraz szybko z gabinetu nieco pomięszana, lecz ochłonęła prędko i podała mu rękę, wskazując mrugnieniem oczów, że nie była sama i niby z niechęcią dając mu poznać, że ją naprzykrzony kuzynek nudził....<br>
{{tab}}Za nią zaraz wyjrzał poufale hr. Hunter, a zobaczywszy Pobrackiego, począł się śmiać głośno i witać go jakby we własnym domu.<br>
{{tab}}Pobracki był poważny i milczący, ukłon oddal zimno i kilka słów szepnął o pilnym interesie.<br>
{{tab}}— A! jeżeli interessa są, — przerwał Hunter żywo z za ramienia gospodyni, — to ja państwa opuszczę i pójdę sobie gdzie na cygaro.<br>
{{tab}}— Nie mamy nic pilnego, — odparła zwracając się ku niemu pani Palmer, młodemu chłopcu dając oczyma do zrozumienia, że te interesa wcale nie w porę przyszły ją nękać.<br>
{{tab}}Mimo to nieme zapewnienie, Hunter wziął za kapelusz, odwiódł ją na chwilkę do gabi-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tcvyd7witnkemzjpy4hx19iaya6lo4s
3154397
3154396
2022-08-19T13:31:05Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|odkaszl|nął}} i dał o sobie znać głośnym chodem po salonie.<br>
{{tab}}Posłyszawszy go jenerałowa, wyszła zaraz szybko z gabinetu nieco pomięszana, lecz ochłonęła prędko i podała mu rękę, wskazując mrugnieniem oczów, że nie była sama i niby z niechęcią dając mu poznać, że ją naprzykrzony kuzynek nudził....<br>
{{tab}}Za nią zaraz wyjrzał poufale hr. Hunter, a zobaczywszy Pobrackiego, począł się śmiać głośno i witać go jakby we własnym domu.<br>
{{tab}}Pobracki był poważny i milczący, ukłon oddal zimno i kilka słów szepnął o pilnym interesie.<br>
{{tab}}— A! jeżeli interessa są, — przerwał Hunter żywo z za ramienia gospodyni, — to ja państwa opuszczę i pójdę sobie gdzie na cygaro.<br>
{{tab}}— Nie mamy nic pilnego, — odparła zwracając się ku niemu pani Palmer, młodemu chłopcu dając oczyma do zrozumienia, że te interesa wcale nie w porę przyszły ją nękać.<br>
{{tab}}Mimo to nieme zapewnienie, Hunter wziął za kapelusz, odwiódł ją na chwilkę do {{pp|gabi|netu}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ih0zebizpwgditia6d8eojfessgyysk
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347
100
1083783
3154398
3149486
2022-08-19T13:31:09Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|gabi|netu}}, szepnął coś po cichu i śmiejąc się wybiegi do salonu. Tu podał rękę Pobrackiemu, który milczał jak posąg oczekiwania i wyszedł, przede drzwiami włożywszy kapelusz bez ceremonji.<br>
{{tab}}Sposób jego obejścia się z jenerałową i rozgoszczenie poufałe w tym domu, nie uszły wprawnego oka p. Oktawa, który się smutnie namarszczył.<br>
{{tab}}P. Palmer jak gdyby ciężar jaki spadł z ramion, gdy wyszedł nareszcie Hunter i zlekka wzdychając zasiadła na kanapie, oczekując aby prawnik rzecz, z którą przyszedł zagaił. Zwykle pogodne jéj czoło, jakaś marszczka frasunku sfałdowała.<br>
{{tab}}P. Oktaw téż milczał długo nim przyszedł do słowa, i nie rychło odezwał się zwolna:<br>
{{tab}}— Nie śmiałbym nigdy występować z takiém pytaniem, — rzekł, — gdyby nie obowiązki, jakie na mnie szczera dla niéj przyjaźń wkłada, ale, droga pani...<br>
{{tab}}— Mówże śmiało! co tam tak strasznego? spytała chłodno jenerałowa.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l6zlrlsmf9pefdzoi824wlgx8bs51lv
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361
100
1083797
3154399
3149510
2022-08-19T13:31:12Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— A! już znowu niewiara! Ciociu królowo! czy to się godzi?... ja u nóg twoich, a ty... szydzisz.... z niewolnika?<br>
{{tab}}— Bo ci nie wierzę...<br>
{{tab}}— Doprawdy?<br>
{{tab}}— O! nikomu! nikomu! miłość to dziki zwierz, który szarpie i ciśnie póki się nie nasyci krwią naszą, a potém kości krukom zostawia....<br>
{{tab}}— Poezja! poezja! Ciociu królowo! śliczna poezja! ale jesteś smutna, ja tego nie lubię, mówmy o czém inném, chodźmy do gabinetu, pozwól mi zapalić cygaro i będziemy się śmiali....<br>
{{tab}}— Po papiery, — dodał, — posłałem, do stolicy listy wyprawione, processu się zrzeką, jestem pewny, ale ja nie mogę czekać, ciociu królowo! i patrzéć ci w oczy.... dajmy tymczasem na zapowiedzi.<br>
{{tab}}Jenerałowa wstrzęsła się, jakby ją przebiegły dreszcze.<br>
{{tab}}— Wszakże wiész, — rzekła, — że ślubu jeszcze wziąć nie możemy, umówiliśmy się przecie, kilka dni czasu cierpliwości, a {{pp|po|tém}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ncb6gahmgxeiua50iza1w5pugkxmm6x
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362
100
1083798
3154400
3149512
2022-08-19T13:31:16Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|po|tém}}.... będę twoją.... Spieszysz się teraz, — dodała po chwili, — bogdajbyś mi kiedyś nie wyrzucał tego, nie sprzykrzył sobie staréj kobiety, która czuje że popełnia szaleństwo....<br>
{{tab}}— Otóż znowu te tragiczne monologi. Ciociu królowo! ale dajże im pokój! Jesteś młoda, śliczna, ja cię kocham, jestem szczęśliwy, o resztę nie pytajmy! Będą ludzie krzyczéć, niech ich słota porwie, co mi tam! będą się śmiać z ciebie, ze mnie, z nas, a co to nam szkodzi? Zresztą pojedziemy sobie ztąd, ciociu królowo! prawda? do Włoch! albo do Hiszpanji, i — dorzucił z żywym ruchem młodzieńczym, — nie myślmy o reszcie....<br>
{{tab}}— Tak! ty — ale ja?<br>
{{tab}}— Ciociu! warto bym ci dał burę.... I pocałował ją gorąco, porywając za rękę. — Do twego pokoju! chodźmy!<br>
{{tab}}Zadzwonił jak pan domu.<br>
{{tab}}— Bzurski, — rzekł do wchodzącego. — pani nie ma.... wyjechała, podawać herbatę.....<br>
{{tab}}Rozporządzał się już zupełnie, jak gdyby był u siebie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bizwvdhpq4x9z0ov2x2zdlae7zwcvgs
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366
100
1084326
3154401
3150512
2022-08-19T13:31:19Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— At! — przerwał Pluta, — a cóż stoi na zawadzie?<br>
{{tab}}— Prosiłabym o trochę cierpliwości....<br>
{{tab}}— Nie jest to moja cnota, — rzekł kapitan, — ale jéj na ten raz mogę pożyczyć, nawet sporo.... Radbym tylko wiedział do czego to mnie ma prowadzić?<br>
{{tab}}— W téj chwili, przy najlepszych chęciach, prawdziwie nie jestem w możności, interessa, process.... ale za kilka, kilkanaście dni....<br>
{{tab}}— O! kredyt masz pani u mnie nieograniczony, — zawołał Pluta uradowany, — czekać będę, zwłaszcza że muszę...<br>
{{tab}}— Pan wyjeżdżasz? — spytała po chwili.<br>
{{tab}}— Tak jest, opuszczam kraj, udaję się do Ameryki, gdzie świat i ludzie dziewiczy... Europa stara, zepsuta cyganka, już mi obmierzła, nie można być w niéj uczciwym człowiekiem, tyle łajdaków dokoła. Chcę nowe rozpocząć życie.<br>
{{tab}}Jenerałowa patrzała, słuchała, ale nie zdawała się ani wierzyć, ani zbytniéj do wyrazów przywiązywać wagi.<br>
{{tab}}— Cokolwiek pan zamierzasz, — {{pp|odezwa|ła}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ays2ns4nx65s3z2jsdc5cgwbju5hqpi
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367
100
1084327
3154402
3150513
2022-08-19T13:31:22Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|odezwa|ła}} się, — to do mnie nie należy, chcę się tylko odezwać raz jeszcze do jego....<br>
{{tab}}Tu się zatrzymała namyślając nieco.<br>
{{tab}}— Do jego uczuć, do jego serca, abyś zaniechał słabą prześladować kobietę.<br>
{{tab}}— A kiedy nas kobieta prześladuje? — podchwycił Pluta.<br>
{{tab}}— Pana? któż?<br>
{{tab}}— No, no! uderzmy się w piersi, piękna Juljo, zapewne, nie prześladowałaś mnie w inny sposób, ale obojętnością, pogardą...,<br>
{{tab}}— Zapomnijmy przeszłości, panie kapitanie, — odezwała się łagodniéj, — obojeśmy winni może.<br>
{{tab}}— A! tak! zgoda! — przerwał udobruchany prawie Pluta, — to tylko nieszczęście, że ja téj przeszłości w żaden sposób zapomniéć nie umiem, wspomnienie dla mnie jest sprężyną, którą naciskając, jeszcze silniejszą wydobywam z niéj reakcją. A! Juljo! Juljo! — dodał z zapałem niezwykłym, — ty jedna mogłabyś mnie jeszcze zrobić uczciwym człowiekiem, gdybyś....<br>
{{tab}}Pani Palmer spuściła oczy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jg4vv2evnphzmlp14hru4kx5uik7m66
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372
100
1084332
3154404
3150538
2022-08-19T13:31:26Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>które ujrzeli stojąca z załamanemi rękami Manię, Jenerałowa weszła do izdebki poważna, sztywna, jakby do balowego salonu. Postawa jéj mogła raczéj onieśmielić niż rozczulić — ale sierota postrzegłszy tę, w któréj domyślała się matki, któréj twarz już jéj była znaną — padła na kolana i klęcząca przyjęła ją, prawie na pół omdlała.<br>
{{tab}}Narębski skoczył w milczeniu ratować pochylone dziecię, którego czoło okryła bladość śmiertelna, gdy p. Palmer mało co zmięszana, okiem zdawała się tylko szukać krzesła i siadła na niém milcząca. Usta jéj były zacięte, twarz surowa i gniewna.<br>
{{tab}}— Matko! matko moja! niech raz w życiu wolno mi będzie wymówić to imie, ucałować twe ręce... matko!...<br>
{{tab}}I za łzami więcéj powiedzieć nie mogła.<br>
{{tab}}P. Palmer schyliła się i pocałowała ją w czoło chłodnemi usty.<br>
{{tab}}— Uspokójże się, — rzekła, — ale uspokójże się proszę...<br>
{{tab}}— Matko! — przychodząc do siebie powtórzyła Mania, — prawdaż to że ja ciebie {{pp|o|glądam}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f39acauae58p3ih60nlch24p6j83gqa
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373
100
1084333
3154405
3150540
2022-08-19T13:31:29Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|o|glądam}}, że mi to imię wymówić wolno, za którém tęskniło serce moje? że ty mnie nie odpychasz?<br>
{{tab}}Pani Palmer wciąż milczała, jakby namyślając się co powiedziéć, serce jéj nic nie natchnęło — rachowała, rozmyślała na zimno.<br>
{{tab}}— Ale uspokójże się moje dziecko, — powtórzyła, — posłuchaj mnie: Nie ja, porzuciłam ciebie, — dodała po momencie rozmysłu, świat mi cię odebrał, nie pozwolił przyznać się do dziecięcia. Pojmujesz, że twoja miłość mogła być dla mnie zabójczą.... ludzie o niéj wiedziéć, domyślać się jéj niepowinni. Boli mnie to, ale się siebie wyrzec musimy... jam temu niewinna.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał na nią prawie ze wzgardą, ta kończyła:<br>
{{tab}}— Przynoszę ci błogosławieństwo matki, pierwsze i ostatnie. Powinnyśmy sobie obce pozostać, nie szukaj mnie, nie mów nikomu... zapomnij...<br>
{{tab}}Mania, która chciwie chwytała każdy wyraz pragnąc w niém iskierki uczucia, a znajdując tylko zimną i bojaźliwą ostrożność — poczuła<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sooheun9fxjqkoa8sl38ok8kgapaoul
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385
100
1084345
3154406
3150576
2022-08-19T13:31:32Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— A i śmiesznym baron tak bardzo nie jest, — a potém szepnęła: — ręczę ci, że go Elwirka ułoży.<br>
{{tab}}Feliks się rozśmiał.<br>
{{tab}}— Jak wyżła? za stary! nie w pierwszém polu, a rasy nie ma, nic już z niego nie będzie!<br>
{{tab}}— Młoda dziewczyna, najprędzéj nad starcem panować może, ''c’est un fait''.... Ja z góry mówię, — zakończyła Narębska, nie jestem temu przeciwną.<br>
{{tab}}— Ani ja! — żywo zawołała Elwira.<br>
{{tab}}— A! to cóż mi pozostaje? — rzekł p. Feliks, — naturalnie i ja przeciwko temu być nie mogę, nie widzę nawet na coby się protestacja moja przydała? Ale pozwólcie mi dla zrzucenia ciężaru z serca, abym wam całą prawdę powiedział. Elwira gniewa się na tego który ją opuścił, chce się na nim pomścić, a mści się na sobie.... Pilno jéj wyjść za mąż, byle jak, aby świetnie. Z tém wszystkiém nic nie nagli w istocie, nie jest ani starą, ani brzydką, ani ubogą i mogłaby wyśmienicie na coś lepszego poczekać.<br>
{{tab}}— Ale, — dorzucił Narębski, — uwagi {{pp|mo|je}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
62kzrw5e7tda00q0z9zmk6qk7t0d0br
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386
100
1084346
3154407
3150580
2022-08-19T13:31:36Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|mo|je}}, już dla tego że moje, przyjętemi być nie mogą. Elwira zresztą jest dosyć dojrzałą, by sobą i swoją przyszłością rozporządzać mogła. Zrobicie co się wam podoba, ale dodać muszę, że idąc za barona, Elwira zrobi głupstwo, którego będzie żałować. Jest to tylko zemsta dziecka, co połajane jeść nie chce, aby głodem swoim ukarać matkę.<br>
{{tab}}— Jesteś niezmiernie dziś ostry i niesprawiedliwy, zapewne skutkiem jakichś ''zewnętrznych'' wpływów, które są dla nas tajemnicą; uważałam przytém, że nie lubisz barona, a niechęć dla niego cię zaślepia, — rzekła Samuela.<br>
{{tab}}— A ja widzę, że papa mnie nie kocha! — dodała Elwira.<br>
{{tab}}— A! więc naturalnie zrobicie co się wam zdawać będzie, i po cóż tu było wzywać mnie tak pilno? — spytał Narębski, — ja przecie tu nigdy nie mam racji, to wiadomo.<br>
{{tab}}Obie panie trochę były zmięszane.<br>
{{tab}}— ''Mon chèr'', posiedźże choć chwilę i daj z sobą pomówić, — zawołała Samuela biorąc się za bolącą głowę i przybierając postawę niewinnéj i ciężko za cudze grzechy cierpią-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rjxk2rumxa14z7fdqhuvu3q803xwo2u
3154408
3154407
2022-08-19T13:31:39Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|mo|je}}, już dla tego że moje, przyjętemi być nie mogą. Elwira zresztą jest dosyć dojrzałą, by sobą i swoją przyszłością rozporządzać mogła. Zrobicie co się wam podoba, ale dodać muszę, że idąc za barona, Elwira zrobi głupstwo, którego będzie żałować. Jest to tylko zemsta dziecka, co połajane jeść nie chce, aby głodem swoim ukarać matkę.<br>
{{tab}}— Jesteś niezmiernie dziś ostry i niesprawiedliwy, zapewne skutkiem jakichś ''zewnętrznych'' wpływów, które są dla nas tajemnicą; uważałam przytém, że nie lubisz barona, a niechęć dla niego cię zaślepia, — rzekła Samuela.<br>
{{tab}}— A ja widzę, że papa mnie nie kocha! — dodała Elwira.<br>
{{tab}}— A! więc naturalnie zrobicie co się wam zdawać będzie, i po cóż tu było wzywać mnie tak pilno? — spytał Narębski, — ja przecie tu nigdy nie mam racji, to wiadomo.<br>
{{tab}}Obie panie trochę były zmięszane.<br>
{{tab}}— ''Mon chèr'', posiedźże choć chwilę i daj z sobą pomówić, — zawołała Samuela biorąc się za bolącą głowę i przybierając postawę niewinnéj i ciężko za cudze grzechy {{pp|cierpią|céj}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6u1cbumpoyumbb1a29e9nn6sq3qcf88
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387
100
1084347
3154409
3150586
2022-08-19T13:31:42Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|cierpią|céj}} ofiary. — Pozwól nam kobietom z sobą choć trochę porozumować, baron jest ogromnie bogaty....<br>
{{tab}}— Elwira nie będzie także ubogą.<br>
{{tab}}— Ale przyznasz, że im więcéj kto ma, tém lepiéj.<br>
{{tab}}— Niekoniecznie, — rzekł Feliks, — mijam to, jednak.... cóż daléj?<br>
{{tab}}— Jeśli Elwira go zawojuje?<br>
{{tab}}— Ale, moja droga, — odparł Narębski, — czyż o to chodzi w małżeństwie? mnie się zdaje, że miłość nie pożąda władzy, że szczęście nie pragnie panowania, kto kocha, ten gotów służyć, poświęcać się, cierpiéć nawet z uniesieniem....<br>
{{tab}}— A! to są teorje! — uśmiechnęła się pani, — ale któż kocha? mój drogi, sam wiész najlepiéj, że wśród aniołów nie żyjemy! niestety!<br>
{{tab}}— Mój papo, co tu długo rozprawiać, — a jeśli on się mnie podoba? jeśli ja w tém widzę szczęście? wszak sam papa nieraz powtarzał, że wedle swoich pojęć, szczęścia nikomu narzucać się nie godzi?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jtt3gyfesqerrt4g7acayaq0m8xgwvx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393
100
1084353
3154410
3150611
2022-08-19T13:31:46Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>zawołała Elwira. — Dunder nie jest ładne imie, ale baron! ale ma miljony! ale żyje w największym świecie, pojadę do Paryża, do Włoch! będą mi zazdrościć, — zimę przepędziemy w Nicei, lato w Wiesbadenie, trochę jesieni w Ostendzie.... Wmówię mu łatwo że to go odmłodzi.... Baron, jestem pewna, zrobi dla mnie co ja zechcę — jest dla mnie takim.<br>
{{tab}}— Moje dziecko, przerwała Samuela, tacy oni wszyscy są gdy się żenią.<br>
{{tab}}— Ale ja go zmuszę być zawsze....<br>
{{tab}}Narębska uśmiechnęła się trzymając za głowę.<br>
{{tab}}— ''Vous croyez?'' — daj Boże.<br>
{{tab}}W słodkich marzeniach wyszła Elwira do swojego pokoju, a Samuela pozostała z dziobatą faworytą, która ścieląc umiała zręcznie użalić się nad znużeniem, osłabieniem, stanem nerwów, trochę niedelikatnością męża, i dać do zrozumienia, że jakibykolwiek wybór uczyniła panna Elwira, pewnie być musi szczęśliwą.....<br>
{{tab}}Narębski długo w noc siedział z głową {{pp|pod|partą}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mm4dd584pljzn5mj8qg92902z2kbv69
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394
100
1084354
3154411
3150616
2022-08-19T13:31:49Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|pod|partą}} na rękach i dumał, łzy toczyły mu się z oczów ciche, a usta śmiały szydersko.<br>
{{tab}}— Otóż życie i szczęście nasze — rzekł w duchu, — wartoż tak bardzo troszczyć się o jutro, pozajutro i wszystko co się ma skończyć garścią ziemi i kupką trawy, która na niéj wyrośnie... a potém? drugi głupiec urodzi się i znowu ta sama komedja.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Teoś dosyć smutny powrócił do domu. Mieszkał on, jak wiemy, w bliskiém sąsiedztwie, w takiejże ubogiéj izdebce jak Mania. Ta tylko była różnica obu mieszkań, że Muszyńskiego daleko było nędzniejsze. W gospodzie téj która mu na krótko służyć miała, nie myślał on wcale ani o wygodzie ani o wdzięku, rzucił w kąt swój tłumoczek podróżny, a że biegał wiele a chłopak go opuścił, ledwie miał czas posłaniem okryć choć łóżeczko. Trochę papierów błąkały się na stoliku przy niedopalonym kawałku świecy.<br>
{{tab}}Zdziwił się mocno, gdy stróż w bramie, o-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sardolzpie4wpbe8qvu1a5afjiv7mhl
3154412
3154411
2022-08-19T13:31:52Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|pod|partą}} na rękach i dumał, łzy toczyły mu się z oczów ciche, a usta śmiały szydersko.<br>
{{tab}}— Otóż życie i szczęście nasze — rzekł w duchu, — wartoż tak bardzo troszczyć się o jutro, pozajutro i wszystko co się ma skończyć garścią ziemi i kupką trawy, która na niéj wyrośnie... a potém? drugi głupiec urodzi się i znowu ta sama komedja.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Teoś dosyć smutny powrócił do domu. Mieszkał on, jak wiemy, w bliskiém sąsiedztwie, w takiejże ubogiéj izdebce jak Mania. Ta tylko była różnica obu mieszkań, że Muszyńskiego daleko było nędzniejsze. W gospodzie téj która mu na krótko służyć miała, nie myślał on wcale ani o wygodzie ani o wdzięku, rzucił w kąt swój tłumoczek podróżny, a że biegał wiele a chłopak go opuścił, ledwie miał czas posłaniem okryć choć łóżeczko. Trochę papierów błąkały się na stoliku przy niedopalonym kawałku świecy.<br>
{{tab}}Zdziwił się mocno, gdy stróż w bramie, {{pp|o|znajmił}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
syevdkc8hj7wmicnjrowtw77io54ynk
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395
100
1084355
3154413
3150619
2022-08-19T13:31:56Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|o|znajmił}} mu, że w jego mieszkaniu któś na niego czekał od godziny.<br>
{{tab}}— Na cóżeście go puścili do mnie? — zapytał, — kiedy mnie nie było.<br>
{{tab}}— A proszę pana, kiedy się tak prosił, ''że niemożna''. Musi miéć pilny interes, bo mu się tak twarz paliła i spieszył się, co ''niemożna''....<br>
{{tab}}Nie mogąc pojąć ktoby doń co tak pilnego miéć mógł, Muszyński pospieszył do izdebki i zdziwił się mocniéj jeszcze widząc chodzącego po niéj wszerz i wzdłuż Michała Drzemlika, który miał minę niespokojną i zakłopotaną.<br>
{{tab}}Przyszło mu na myśl, że się cóś w księgarni znaleść musiało niedobrego i przestrach go ogarnął.<br>
{{tab}}— A nareszcie się doczekałem! — zawołał podbiegając Drzemlik, — kochanego pana Muszyńskiego... drogiego...<br>
{{tab}}— Czekał pan na mnie?<br>
{{tab}}— Ja? a! tak! troszeczkę! ale to nic. Miałem dużo czasu wolnego, a ot — tęskno mi było za panem, drogim, kochanym. Chciałem się dowiedziéć co się téż z nim dzieje? Bo to pan nie wiesz, — rzekł powtarzając po raz trzeci<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r8g6idlafqpbivyo51yjrnz6z3ct7rv
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399
100
1084359
3154414
3150638
2022-08-19T13:31:59Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>się jemu w to wdawać? Ja stracę to stracę, jak sobie chcę, ale pana szkoda.<br>
{{tab}}Teoś się uśmiechnął.<br>
{{tab}}— Doprawdy dziękuję panu za jego dobre chęci dla mnie, aleby mi go nawet trudno było wymienić, bo sam nie wiem gdzie jest i com z nim zrobił. Zresztą ja gdy raz zrobię zły czy dobry interes, to stanowczo.<br>
{{tab}}— W istocie, — zawołał Drzemlik, — ale pan dużo, jak na te czasy, stracisz? kilkanaście, gdzie tam, dwadzieścia kilka rubli, czy coś.<br>
{{tab}}— Jużem musiał stracić, rzecz skończona, nie mówmy o tém... dziś jutro podobno ciągnienie?<br>
{{tab}}— Ciągnienie? a tak! ciągnienie! a tak, dziś czy jutro, być może! — odparł Drzemlik rumieniąc się, coś około tego... nie wiem... jakoś w tych czasach.<br>
{{tab}}— Muszę się téż dowiedziéć, bom może choć bilet frejowy wygrał, a nuż stawkę!!<br>
{{tab}}Drzemlik zaczął mocno kaszlać, jakoś się nagle zakrztusił.<br>
{{tab}}— No! to wiesz pan co, co jest to jest, {{pp|idź|my}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9oz5o93fon8l46jukpor8c802slee5s
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400
100
1084360
3154415
3150645
2022-08-19T13:32:02Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|idź|my}} do spółki, — zawołał, — ma być strata niech idzie po połowie.<br>
{{tab}}— Mówiłem panu, że to jest rzecz skończona, rezykowałem, mniejsza o to, drobnostka, odrobię się na czém inném.<br>
{{tab}}Drzemlik począł cóś śpiewać chodząc, ale w żaden ton przyzwoity trafić nie mógł i odchrząkiwał co chwila coraz zaczynając z innego...<br>
{{tab}}— Na tych loterjach, — rzekł, — to się zawsze traci, tylko ci wygrywają, co tam te rzeczy sami robią, — wiadomo.<br>
{{tab}}— Może być, — odpowiedział Muszyński, ale co się stało to się stało.,., i basta!<br>
{{tab}}— Mnie smutno jednak, że to z mojéj przyczyny....<br>
{{tab}}— O! niechże się pan tém nie frasuje...<br>
{{tab}}Michał usiadł kwaśny.<br>
{{tab}}— Sama pora herbaty, — rzekł, — możebyśmy dokąd poszli czy co? do Semadeniego?<br>
{{tab}}— Chcesz pan? ja nie mam w domu gospodarstwa jeszcze, i chętnie pana zapraszam.<br>
{{tab}}— Ale nie, to już ja, — rzekł Drzemlik.<br>
{{tab}}— O! nie!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8t2whqwctpvpfel5f5urd6f6ag6a0o1
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401
100
1084361
3154416
3150651
2022-08-19T13:32:06Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— No! to każdy za siebie zapłaci, — odparł p. Michał, — po niemiecku, to dobra metoda.<br>
{{tab}}Teoś klucza szukał, gdy Drzemlik wrócił do biletu.<br>
{{tab}}— Hm! a nuż pan tam co wygrasz? — rzekł, powiadasz, że nie wiesz gdzie bilet, trzebaby go przynajmniéj wyszukać....<br>
{{tab}}Muszyński pobiegł do stolika, przerzucił papiery, szufladkę, ale nigdzie nie znalazł biletu, nierychło dopiero w bocznéj kieszeni od kamizelki domacał się pomiętego kawałka papiéru.<br>
{{tab}}Drzemlik żywo rzucił się go oglądać.<br>
{{tab}}— Proszę pana numer, jaki?<br>
{{tab}}— 15,684...<br>
{{tab}}— 15,684! 15,684! wlepiając weń oczy! — powtórzył księgarz i pobladł.... nie chcąc z rąk puścić papiérka.<br>
{{tab}}— O co panu chodzi? wrócę pieniądze, na stół.<br>
{{tab}}— Ale dajże mi pokój! — rozśmiał się Teoś, zaczynam myśléć, że doprawdy cóś wygram.... I schował go do kieszeni.<br>
{{tab}}Wyszli milczący, a że idąc do Semadeniego przechodzić musieli około bióra loterji, {{pp|któ|re}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9tphgy5wz3ly2aglalizc203j813y1n
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402
100
1084362
3154417
3150659
2022-08-19T13:32:09Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|któ|re}} jeszcze stało otworem, Teoś przypomniał sobie swój bilet mimowolnie i rzucił okiem na szyby, na których stało w złocistéj glorji wielkiemi głoskami:<br>
{{c|Wielki los padł na numer:|przed=10px}}
{{c|15,684.|po=10px}}
{{tab}}Muszyński osłupiały dobył bilet z kieszeni...<br>
{{tab}}— P. Michale! co to jest? zapytał.<br>
{{tab}}Drzemlik rzucił mu się w objęcia.<br>
{{tab}}— Przyjacielu! — zawołał... — do czego cię przez troskliwość przygotować chciałem, aby zbytniego wzruszenia, często szkodliwego, uniknąć.... Tyś wygrał! wiedziałem o tém, usiłowałem cię powolnie przysposobić, szczęśliwcze! do tego szczęścia, które wydarłeś mi z kieszeni!! a tak jest, nie ja.... ale ty wygrałeś, a jam był tak głupi....<br>
{{tab}}Tu Drzemlik uderzył się po głowie.<br>
{{tab}}— Ale choćbym wolał zawsze sam to miéć... dobrze że się uczciwemu człowiekowi dostanie... Niedomyślny! co się zowie z wacpana niedomyślny.... wszakżem półgodziny ci mówił o tym bilecie... i pytał i probował i ''udawał'' że go chcę odkupić... A wszystko to było tylko<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ptpb6siw8j09c9a3nb6wplb6g511qjn
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403
100
1084363
3154418
3150663
2022-08-19T13:32:12Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>komedją przyjaźni, aby gwałtowne wstrząśnienie nie nabawiło cię atakiem apopleksji... o co się, przyznam, najmocniéj obawiałem...<br>
{{tab}}Teoś rozśmiał się ruszając ramionami, nie można powiedziéć, żeby nie był wzruszony nieco, ale przyjął to tak chłodno, że Drzemlik posądził go o udanie.<br>
{{tab}}— Wiesz wiele to jest, to coś wygrał? — zapytał.<br>
{{tab}}— Wiele?<br>
{{tab}}— Pół miljona...<br>
{{tab}}— A no, to chodźmy na herbatę, — rzekł Muszyński — i pozwól, żebym już za nas obu zapłacił... {{Korekta|Zal|Żal}} mi cię serdecznie, bo w téj chwili okropnie rozpaczać musisz, żeś mi ten bilet oddał...<br>
{{tab}}— No! nie będę się zapierał... wołałbym go mieć w kieszeni, ale co się stało to się stało, i możesz powiedziéć, żeś mojemu głupstwu winien pańską fortunę!!<br>
{{tab}}Myliłby się wielce ktoby sądził, że Muszyński doznał zbyt gwałtownego wstrząśnienia. Drzemlik czuł daleko więcéj, twarz jego {{pp|zbla|dła}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9lses9w9y9g0asvlr243vsaye89iu26
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404
100
1084364
3154419
3150665
2022-08-19T13:32:16Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zbla|dła}} i wywrócona wydawała mimowoli uczucie które nią miotało. Wypili herbatę, pożegnali się czule i rozeszli, a Muszyński zamyślony i milczący powrócił do izdebki, walcząc z sobą, bo mu ten dar losu był niemal tak przykry, jak jakaś jałmużna rzucona z nieba niedołężnemu, niezdatnemu do surowéj pracy charłakowi. Zresztą wielką dlań było wątpliwością co mu te krocie z sobą przyniosą, trochę więcéj szczęścia, czy zleniwienie, moralny upadek i bezsilność.<br>
{{tab}}Cieszył się dla Mani tym dostatkiem niespodziewanym, dla siebie niewiele, a dużo wstydził, że był winien losowi tyle, ile nie jeden całém życiem pracy, poświęcenia i krwawego potu nie zarobił. Zdawało mu się nawet niesprawiedliwością korzystać ze straconych pieniędzy tylu ludzi co je w paszczę losu rzucili z nadzieją, a stracili może z rozpaczą.<br>
{{tab}}Był szczęśliwym graczem... a kto wie co się na jego wygranę składało, ile łez, ile głodów, niedostatków, źle użytych oszczędności.<br>
{{tab}}Całą noc w tych rozmysłach gorączkowych rzucając się, spać nie mógł i to było pierwszym<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
923i47mqsj4sxwi87cb8zs4wtxovwx5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406
100
1084366
3154420
3150675
2022-08-19T13:32:19Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Nic złego... bilet wygrał wielki los...<br>
{{tab}}— Co mówisz? pól miljona? A dla czegoż wyglądasz jak z krzyża zdjęty?<br>
{{tab}}— A! bo mi to dolega, bo czuję w sumieniu jakby zgryzotę.... bo sam nie wiem co począć...<br>
{{tab}}Narębski począł się śmiać, ściskać go znowu i śmiać się serdecznie, Teoś stał chmurny.<br>
{{tab}}— Cóż ci jest? nikogoś przecie nie {{Korekta|zrabobował|zrabował}}... nawet Drzemlika, który ci gwałtem bilet narzucił...<br>
{{tab}}— A wczoraj.... próbował mi go odkupić...<br>
{{tab}}— Spodziewam się żeś nie oddał...<br>
{{tab}}— Jeszcze nie, ale czuję się tak niespokojny...<br>
{{tab}}Narębski strwożył się.<br>
{{tab}}— Słuchajże, — zawołał, — to Mania wygrała nie ty... nie ważże mi się robić głupstwa... masz bilet przy sobie? dawaj mi go...<br>
{{tab}}— Oto jest, — odparł Teoś.<br>
{{tab}}— Konfiskuję, — rzekł żywo porywając go Narębski, — choć raz przecie los miał oczy otwarte i dał nie jakiemuś szołdrze, ale {{pp|czło|wiekowi}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3fhro1obbochao5v8b6w4mjjzngqxmn
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407
100
1084367
3154421
3150679
2022-08-19T13:32:23Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|czło|wiekowi}}, któremu się od niego pomoc należała... Lecę w szlafroku powiedziéć żonie.<br>
{{tab}}Narębski cały był w ogniu.<br>
{{tab}}— Ale żona pańska śpi pewnie...<br>
{{tab}}— A! to ja ją obudzę! — krzyknął p. Feliks, — przecież warto dostać choćby migreny, byle się dowiedziéć, że raz fortuna miała trochę sensu.... i dała szczęście temu co na nie zasłużył.<br>
{{tab}}— Czekaj pan! a pewienże jesteś że to szczęście? że to nie zasadzka szatańska na to, bym założywszy ręce próżnował, zdrętwiał, i obrócił się w jednego z tych ludzi, którzy nie mając bodźca, wyrzekają się pracy i życia.<br>
{{tab}}— O! dziecko dziesięcioletnie! o gaduło co oklepane rzeczy powtarzasz bez myśli! czyż z pieniędzmi pracować nie lepiéj, nie ochotniéj? — rozśmiał się Narębski porywając szlafrok na siebie.<br>
{{tab}}A śmiał się i hałasował tak bardzo, że raniéj obudzona Elwira poczęła się ciekawić, domyślała listu od Barona.... jego napadu, czegoś tyczącego się siebie i puknęła do drzwi ojcowskich... ukazując się niespodzianie w do-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kbdtjim3am2s07ko9hj7vki87ywod1k
3154422
3154421
2022-08-19T13:32:26Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|czło|wiekowi}}, któremu się od niego pomoc należała... Lecę w szlafroku powiedziéć żonie.<br>
{{tab}}Narębski cały był w ogniu.<br>
{{tab}}— Ale żona pańska śpi pewnie...<br>
{{tab}}— A! to ja ją obudzę! — krzyknął p. Feliks, — przecież warto dostać choćby migreny, byle się dowiedziéć, że raz fortuna miała trochę sensu.... i dała szczęście temu co na nie zasłużył.<br>
{{tab}}— Czekaj pan! a pewienże jesteś że to szczęście? że to nie zasadzka szatańska na to, bym założywszy ręce próżnował, zdrętwiał, i obrócił się w jednego z tych ludzi, którzy nie mając bodźca, wyrzekają się pracy i życia.<br>
{{tab}}— O! dziecko dziesięcioletnie! o gaduło co oklepane rzeczy powtarzasz bez myśli! czyż z pieniędzmi pracować nie lepiéj, nie ochotniéj? — rozśmiał się Narębski porywając szlafrok na siebie.<br>
{{tab}}A śmiał się i hałasował tak bardzo, że raniéj obudzona Elwira poczęła się ciekawić, domyślała listu od Barona.... jego napadu, czegoś tyczącego się siebie i puknęła do drzwi ojcowskich... ukazując się niespodzianie w {{pp|do|syć}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ibo8km7sdkevxfp5ko5equxgju13034
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408
100
1084368
3154423
3150681
2022-08-19T13:32:30Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|do|syć}} zaniedbanym szlafroczku i poprzydeptywanych trzewikach...<br>
{{tab}}— Któż tam? Elwira? o téj porze? — zapytał Narębski... — chodź! chodź! słuchaj, właśnie wam miałem coś ciekawego powiedziéć....<br>
{{tab}}Teoś Muszyński, którego tu widzisz, narzeczony Mani, wygrał na loterji... pół miljona...<br>
{{tab}}— Cóż za żarty!<br>
{{tab}}— O ba! najświętsza prawda!<br>
{{tab}}— Nie może być...<br>
{{tab}}— Niepowinno by być a jest! — dodał kłaniając się Teoś...<br>
{{tab}}Panna Elwira popatrzyła chwilę, zamknęła drzwi i pobiegła do łoża matki, którą przebudziła bez ceremonji.<br>
{{tab}}— Mamo! Mamo!<br>
{{tab}}— Co to jest? pali się? która godzina?<br>
{{tab}}— Dopiero dziesiąta... ale ogromna nowina.... Teoś Muszyński z Manią wygrali na loterji pół miljona...<br>
{{tab}}— Co ty tam pleciesz?<br>
{{tab}}— Muszyński jest u papy... papa taki szczęśliwy jakby sam wygrał... śmieje się i tańcu-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f77vdq1egu2cujk28l4dxu13wbyhg3f
3154424
3154423
2022-08-19T13:32:33Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|do|syć}} zaniedbanym szlafroczku i poprzydeptywanych trzewikach...<br>
{{tab}}— Któż tam? Elwira? o téj porze? — zapytał Narębski... — chodź! chodź! słuchaj, właśnie wam miałem coś ciekawego powiedziéć....<br>
{{tab}}Teoś Muszyński, którego tu widzisz, narzeczony Mani, wygrał na loterji... pół miljona...<br>
{{tab}}— Cóż za żarty!<br>
{{tab}}— O ba! najświętsza prawda!<br>
{{tab}}— Nie może być...<br>
{{tab}}— Niepowinno by być a jest! — dodał kłaniając się Teoś...<br>
{{tab}}Panna Elwira popatrzyła chwilę, zamknęła drzwi i pobiegła do łoża matki, którą przebudziła bez ceremonji.<br>
{{tab}}— Mamo! Mamo!<br>
{{tab}}— Co to jest? pali się? która godzina?<br>
{{tab}}— Dopiero dziesiąta... ale ogromna nowina.... Teoś Muszyński z Manią wygrali na loterji pół miljona...<br>
{{tab}}— Co ty tam pleciesz?<br>
{{tab}}— Muszyński jest u papy... papa taki szczęśliwy jakby sam wygrał... śmieje się i {{pp|tańcu|je}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8oc60gwxlp094p4dtsh4qpn418d13x5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409
100
1084369
3154425
3150686
2022-08-19T13:32:36Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|tańcu|je}} w szlafroku... jeszczem go tak jak żyję nie widziała...<br>
{{tab}}P. Samuela nachmurzyła czoło.<br>
{{tab}}— A! dajcież mi pokój, — rzekła kwaśno, wartoż mnie było budzić dla takiéj nowiny... Albo bajka, albo jeśli prawda... coż mnie to ma obchodzić? jakby ktoś na księżycu dostał febry!! Mania i Teoś cóż to za bohaterowie?<br>
{{tab}}Elwira śmiała się szydersko, ale z jéj oka błyskała źle tajona zazdrość.<br>
{{tab}}— Wcale nie brzydki chłopiec, — zawołała dziwnym głosem Elwira — i nie głupi... no proszę mamy, że to takim Maniom zawsze szczęście sprzyja...<br>
{{tab}}I nasz Kopciuszek będzie chodzić w atłasach i udawać wielką panią...<br>
{{tab}}— A jakże mię głowa boli! dajcież mi wstać spokojnie... niech sobie chodzi w czém chce, i udaje kogo się jéj podoba... Co mnie ma zajmować te jéj pół miljona...<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pluta choć niecierpliwie wyczekawszy cały tydzień, obrachował się co do dnia i godziny<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kapxbk8zxy1w79l35h77wb4lsgkf14m
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413
100
1084373
3154426
3150707
2022-08-19T13:32:40Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Idę już....<br>
{{tab}}Kirkuć wyskoczył zaraz, kapitan się zerwał umywać, a że nie miał czasu na kawę, powtórzył wódkę i wybiegł w miasto, dążąc do mieszkania jenerałowéj.<br>
{{tab}}Właśnie dochodził do jéj domu, gdy dorożka wioząca Pobrackiego w tęż samą stronę, zastanowiła się u drzwi jego i dwaj panowie weszli razem.<br>
{{tab}}— A pan tu? — spytał p. Oktaw.<br>
{{tab}}— Z polecenia jenerałowéj saméj....<br>
{{tab}}Zaczęli się ceremonjować we drzwiach u wnijścia, gdy im komodą ogromną zawalono przejście, musieli więc poczekać, aż się ona wyniosła na ulicę. Daléj, nim zdołali próg przestąpić, poczęła się tymże samym otworem dobywać na świat kanapa, którą Pobracki poznał z trwogą za należącą do mebli jenerałowéj, lub przynajmniéj wiele do znajoméj mu z ciemnego salonu podobną. Twarz jego zwykle blada, zrobiła się glinianą prawie.<br>
{{tab}}Weszli zatém do sieni, w któréj mnóstwo mebli, niewątpliwie już uznanych za należące do jenerałowéj Palmer, w największym {{pp|nieła|dzie}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cuo2sit15xy5dr7tzd0z0vf5soc5kt0
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414
100
1084374
3154428
3150711
2022-08-19T13:32:43Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|nieła|dzie}}, jakby po wielkim rozpierzchnione boju, spoczywały. Stolik z serwantką i lampami zajmował środek, tyłem, bokiem, jedne na drugich okrążały go krzesła i fotele dziwnie pomięszane, fortepjan zamknięty w pace, lustro w muślinowéj spódniczce, półka podobna do wschodków i jenerał przewrócony niewygodnie do góry nogami. Wszystko to zdawało się kłócić z sobą i czekać tylko chwili do ponowienia walki przerwanéj. Przejść było trudno wśród tego kafarnaum, którego ognisko zajmował jakiś jegomość z bródką ryżą, palący ostatek cygara i rozporządzający się jak w domu. Bzurskiego nawet, czujnego stróża, nie widać było nigdzie.<br>
{{tab}}— Ale cóż to to jest? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Coś wygląda na przenosiny, — rzekł Pluta równie niespokojny.<br>
{{tab}}— Co to jest? — powtórzył mecenas.<br>
{{tab}}— Czego panowie chcą? — zawołał z nieukontentowaniem wyjmując cygaro jegomość z bródką, nie kryjąc, że im był nie rad.<br>
{{tab}}— Cóż to znaczą te powynoszone meble?<br>
{{tab}}— A co mają znaczyć? — odparł pogardli-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tjbvmmm1q7cubgcdz7y4bn6q097nhih
3154429
3154428
2022-08-19T13:32:47Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|nieła|dzie}}, jakby po wielkim rozpierzchnione boju, spoczywały. Stolik z serwantką i lampami zajmował środek, tyłem, bokiem, jedne na drugich okrążały go krzesła i fotele dziwnie pomięszane, fortepjan zamknięty w pace, lustro w muślinowéj spódniczce, półka podobna do wschodków i jenerał przewrócony niewygodnie do góry nogami. Wszystko to zdawało się kłócić z sobą i czekać tylko chwili do ponowienia walki przerwanéj. Przejść było trudno wśród tego kafarnaum, którego ognisko zajmował jakiś jegomość z bródką ryżą, palący ostatek cygara i rozporządzający się jak w domu. Bzurskiego nawet, czujnego stróża, nie widać było nigdzie.<br>
{{tab}}— Ale cóż to to jest? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Coś wygląda na przenosiny, — rzekł Pluta równie niespokojny.<br>
{{tab}}— Co to jest? — powtórzył mecenas.<br>
{{tab}}— Czego panowie chcą? — zawołał z nieukontentowaniem wyjmując cygaro jegomość z bródką, nie kryjąc, że im był nie rad.<br>
{{tab}}— Cóż to znaczą te powynoszone meble?<br>
{{tab}}— A co mają znaczyć? — odparł {{pp|pogardli|wie}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ko1353nxfx045pi7r439qfbbr0godlp
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415
100
1084509
3154430
3151554
2022-08-19T13:32:50Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|pogardli|wie}} gospodarujący nieznajomy, — cóż? zabiera się swoje meble do magazynu.<br>
{{tab}}— Jak to swoje do magazynu? Wszak to są sprzęty pani jenerałowéj Palmer? — rzekł Pobracki.<br>
{{tab}}— To jest ''byli'' sprzęty pani jenerałowéj, — odpowiedział mężczyzna, nakazując aby zabierano krzesła, — ale to jest teraz mój sprzęt, kiedym ja go kupił i gotówką zapłacił.<br>
{{tab}}— Jak to kupił? — zawołał Pobracki z trwogą, — kiedy? i od kogo?<br>
{{tab}}— A no, trzy dni temu, wszystko co tu było, no, i drogom zapłacił. Z temi utrechtami to się człek zawsze musi obszukać, bo to w mroku wydaje się jakby nowe, a ot, jak wynieśli na podwórz, to wytarte, zblakłe, i meble politury potrzebują, na mój honor. A nim się to sprzeda, co to tam procentów przypadnie.<br>
{{tab}}— Ale pani jenerałowa, — dodał Pobracki.<br>
{{tab}}— Co ja wiem o téj pani jenerałowej? niech się pan pyta na górze.<br>
{{tab}}Pobracki z Plutą, który bardzo nosem kręcił, powoli pociągnęli na górę. Na piętrze<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cuxboyhqarv0vwuymahzh48siifvctv
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418
100
1084512
3154431
3151557
2022-08-19T13:32:53Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>siostrzeńcem, nie wiem, — rzekł gospodarz, — z tym młodym człowiekiem.<br>
{{tab}}Pobracki już był w domu, ale mu się słabo robiło. Pluta wciąż podśpiewywał za nim, chociaż nader cicho:<br>
{{tab}}— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....<br>
{{tab}}— I dla tego kazała mi tydzień czekać, czemu nie ruski miesiąc? lub do greckich kalendów? Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, o! ponieśli!<br>
{{tab}}{{korekta|Więc|— Więc}} my tu już może i nie mamy co robić? — dodał pytająco trącając łokciem p. Oktawa kapitan, — jak się panu zdaje?<br>
{{tab}}— Co? — spytał mecenas. — Pan się zdajesz dziwić nagłemu odjazdowi pani jenerałowéj Palmer, — podchwycił miarkując się, ale to, — rzekł odchrząkując, — to było w naturze rzeczy, proces, tak jest, ja dawno wiedziałem, że to musi nastąpić.<br>
{{tab}}— Pan o tém wiedziałeś? — zawołał kapitan, — a więc i dla mnie tam w tym liście, który pan dobrodziéj trzymasz w rękach, znajdować się coś musi?<br>
{{tab}}— Nic nie wiem jeszcze, być może, {{pp|wszak|że}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jc0ccs76fr4h9smnctzunirz02rb56n
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419
100
1084513
3154432
3151558
2022-08-19T13:32:57Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wszak|że}} w pośpiechu, być może iż coś się zapomniało.<br>
{{tab}}— Nigdy dobrzy i starzy przyjaciele jak ja! — odparł Pluta, — odpieczętuj pan pismo, musi być ciekawe.<br>
{{tab}}Pobracki czytał, ale twarz jego w miarę przebiegania listu nic weselszego nie zwiastowała, — nie miał siły nawet nic powiedziéć kapitanowi, miną dając mu poznać, że list jego się tylko tyczył.<br>
{{tab}}— O osobnym liście do mnie nie słychać, zacny właścicielu téj nieruchomości? — zapytał Pluta.<br>
{{tab}}— Honor pański?<br>
{{tab}}— Kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Nie mam nic.<br>
{{tab}}— Miarkowałem już z góry, że tu nic nie znajdę, prócz słodkich wspomnień przeszłości, — zawołał Pluta poświstując, — żegnam więc pana mecenasa i ciebie zacny obywatelu!<br>
{{tab}}To mówiąc cofnął się pobity, ale nie zwalczony na duchu....<br>
{{tab}}P. Oktaw wszedł w głąb z listem, którego zrozumiéć nie mógł, otarł pot z czoła i po<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pyfx1m9pgcci3q5vr2pijfiyulmgbpl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420
100
1084514
3154433
3151559
2022-08-19T13:33:00Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>trzeci raz próbował go czytać z uwagą. Stało tam dosyć ładnym i ekstra-sztywnym charakterem pociągłym, na papierze z cyframi, co następuje:<br>
{{tab|60}}„Szanowny panie!<br>
{{tab}}Nagły obrót moich interesów zmusza mnie opuścić Warszawę, bez podziękowania mu, bez pożegnania go nawet. Chciéj wierzyć, że mnie to boli. Musiałam się poświęcić dla ocalenia majątku, a hrabia nie daje mi czasu do urządzenia się, musimy natychmiast wyjeżdżać. Process jest skończony, — szczęśliwam że donieść mu mogę, iż dzięki jego radom, pomyślny skutek uwieńczył gorliwe jego starania, za które zawsze zachowam serdeczną wdzięczność. Domyślisz się pan, że hr. Hunter od dni trzech jest mężem moim, to panu wytłumaczy wszystko, — familja na niego zrzekła się wszelkich pretensji. Proszę, jeszcze raz wierzyć, że nie zapomnę nigdy żywych dowodów przyjaźni, jakiéj doznałam od niego.<br>
{{f|Julja hr. Hunter.“|align=right|prawy=8%}}
{{tab}}Pobracki stał długo osłupiały, nareszcie opamiętał się, że poznać po nim mogą {{pp|dozna|ne}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mww9r4gwg0pw8q7up3nl0utd2786vof
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421
100
1084515
3154434
3151560
2022-08-19T13:33:04Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|dozna|ne}} wrażenie i ukłoniwszy się gospodarzowi, zszedł milczący do dorożki i pojechał do domu, gdzie w kilka godzin dostał ziębienia, gorączki i nad wieczorem musiał położyć się w łóżko. Kapitan, który troskliwie o jego zdrowie się dowiadywał, doszedł od doktora, że to była jakaś afekcja tyfoidalna, z któréj p. Oktaw tak prędko wyjść nie mógł.<br>
{{tab}}Ukłoniwszy się w progu eskulapowi, który mu tę niepocieszającą zwiastował nowinę, włożywszy ręce w próżne kieszenie, Pluta pociągnął pieszo do domu, frasobliwy dosyć, i przybity gorzéj niż kiedy.<br>
{{tab}}— Powinienem był zmiarkować od razu, że ta babsko nas wszystkich w pole wyprowadzi, — rzekł w duchu, — ale rozum jak musztarda po obiedzie, przychodzi. Gonić za nią nie mam już najmniejszéj ochoty ku lodom arktycznym.... Los musi się za mnie podjąć zemsty, bo już ja jéj nie podołam, pozostaje dilemma: co jeść i co robić?<br>
{{tab}}Kirkuć mi nie poradzi, jam widocznie ogłupiał, w Wiśle woda zimna i brudna, dobry powróz grubo kosztuje i gałęź mocna nie ła-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2fb3mmzhhrh3coybkzpok2kkkwyxif3
3154435
3154434
2022-08-19T13:33:07Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|dozna|ne}} wrażenie i ukłoniwszy się gospodarzowi, zszedł milczący do dorożki i pojechał do domu, gdzie w kilka godzin dostał ziębienia, gorączki i nad wieczorem musiał położyć się w łóżko. Kapitan, który troskliwie o jego zdrowie się dowiadywał, doszedł od doktora, że to była jakaś afekcja tyfoidalna, z któréj p. Oktaw tak prędko wyjść nie mógł.<br>
{{tab}}Ukłoniwszy się w progu eskulapowi, który mu tę niepocieszającą zwiastował nowinę, włożywszy ręce w próżne kieszenie, Pluta pociągnął pieszo do domu, frasobliwy dosyć, i przybity gorzéj niż kiedy.<br>
{{tab}}— Powinienem był zmiarkować od razu, że ta babsko nas wszystkich w pole wyprowadzi, — rzekł w duchu, — ale rozum jak musztarda po obiedzie, przychodzi. Gonić za nią nie mam już najmniejszéj ochoty ku lodom arktycznym.... Los musi się za mnie podjąć zemsty, bo już ja jéj nie podołam, pozostaje dilemma: co jeść i co robić?<br>
{{tab}}Kirkuć mi nie poradzi, jam widocznie ogłupiał, w Wiśle woda zimna i brudna, dobry powróz grubo kosztuje i gałęź mocna nie {{pp|ła|twą}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o07jgm6vfjl8jz0jqktbj5gklai2dwz
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422
100
1084516
3154436
3151561
2022-08-19T13:33:10Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ła|twą}} jest do wyszukania, z pistoletu strzelać huczy i ludzi straszy, a człek po capstrzyku ma fizjognomją nie ładną, choćby się świeżo ogolił, naostatek trucizny nikt nie sprzeda chyba taką, któréj trzeba wypić wiadro żeby skutek zrobiła, a tu tylko co nie widać, jak się jeść będzie chciało na kredyt....<br>
{{tab}}Trudno temu uwierzyć, ale tak było w istocie, że kapitan wziąwszy dość okrągłą sumkę od Narębskiego, już był ją całkowicie rozproszył. Zostawały mu w kieszeni okruchy, ale po ścisłym ich obrachunku, zapas nie na długo mógł starczyć, a tu jeszcze Kirkuć pod pozorem serdecznéj przyjaźni swój głód pod opiekę kapitanowi oddawał, co gorzéj, nawet swoje pragnienie.<br>
{{tab}}— Ciężka sprawa, — powtarzał Pluta, — potrzeba się wynosić co prędzéj z Warszawy, lub szukać posady? Ale cóż, najświetniejsze miejsce starczy mi na dwa śniadania! Gdybym mógł zostać odrazu ambasadorem lub dyrektorem jakiéj kompanji, wesołéj i w któréjby nic nie było do robienia a dużo do zjedzenia,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l0bdjqkf4tsskuor64v90gzqxckg2mw
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424
100
1084518
3154437
3151563
2022-08-19T13:33:14Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i dla tego mi się dotąd spać chce. Adie, kochanku!<br>
{{tab}}Któżby się spodział? ktoby odgadł, że temi słowy pożegnali się ci ludzie — na wieki. Kirkuć nic nie przeczuwając wysunął się na bawara, bo miał gdzieś cień kredytu, kupiony niezmierném nadskakiwaniem zyzowatéj gospodyni; kapitan pozostał sam i drzwi na rygiel spuścił. Nadzieja dłuższego pobytu w mieście opuściła go, trzeba się było ratować ucieczką. Przetrząsł kruchą garderobę, kupioną po wyjściu z więzienia, wybrał z niéj co było schludniejszego w bardzo umiejętnie zadzierżgnięty węzełek, który musiał wynieść pod płaszczem, (nie życzył sobie bowiem płacić w hotelu,) obliczył kassę skromną, wypił resztę wódki, papiery schował do kieszeni i już był gotów do drogi.<br>
{{tab}}Przebierając listy i mniejszéj wagi pozostałości, trafił na portret jenerałowéj, długo nań patrzał, nareszcie ścisnął w dłoni, potrzaskał, rzucił pod nogi i zgniótł obcasem na miazgę.<br>
{{tab}}— Gdyby ona, — kto wie! kto wie! gdyby ona chciała była zostać uczciwą kobietą, {{pp|mo|żebym}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fd1ymy9dttx8el8q0zv904h0higpo9a
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425
100
1084519
3154438
3151564
2022-08-19T13:33:17Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|mo|żebym}} i ja był się zdecydował wyjść na poczciwego człowieka. Ale ba, pal djabli amory! Gdzie szatan nie może, kobietę posyła. Giń czarownico przeklęta!<br>
{{tab}}Już miał wychodzić dobrawszy chwili, gdy mu jakaś myśl przyszła szyderska, chwycił kawałek kredki od preferansa i wielkiemi głoskami napisał na stoliku:<br>
{{tab|60}}Kirkuć — bądź zdrów.... na wieki!!!<br>
{{tab}}Dodał trzy wykrzykniki, stopniowane tak, że ostatni w mgłach oddalenia zdawał się ginąć maleńki. Potém wysunął się z hotelu i Bednarską ulicą spuścił na Pragę, gdzie dobrawszy miejsce na furmańskiéj bryce, nie pytając dokąd jedzie, puścił się w świat, z mocném przekonaniem, że tak uczciwym jak on ludziom zawsze sprzyjają losy, że jenjusze nigdy nie giną inaczéj jak z niestrawności.<br>
{{tab}}Kirkuć powrócił dopiero wieczór, gdyż bawar usposobił go do czułości zbytniéj dla zezowatéj gospodyni, w któréj uśmiechu szczególny urok znajdował — domyślił się zaraz z napisu fugi kapitana, ale ukrył ją przed gospodarzem i sam cichaczem także wypro-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t05u489bf1mzqshi803s0rfcn2b6arl
3154439
3154438
2022-08-19T13:33:20Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|mo|żebym}} i ja był się zdecydował wyjść na poczciwego człowieka. Ale ba, pal djabli amory! Gdzie szatan nie może, kobietę posyła. Giń czarownico przeklęta!<br>
{{tab}}Już miał wychodzić dobrawszy chwili, gdy mu jakaś myśl przyszła szyderska, chwycił kawałek kredki od preferansa i wielkiemi głoskami napisał na stoliku:<br>
{{tab|60}}Kirkuć — bądź zdrów.... na wieki!!!<br>
{{tab}}Dodał trzy wykrzykniki, stopniowane tak, że ostatni w mgłach oddalenia zdawał się ginąć maleńki. Potém wysunął się z hotelu i Bednarską ulicą spuścił na Pragę, gdzie dobrawszy miejsce na furmańskiéj bryce, nie pytając dokąd jedzie, puścił się w świat, z mocném przekonaniem, że tak uczciwym jak on ludziom zawsze sprzyjają losy, że jenjusze nigdy nie giną inaczéj jak z niestrawności.<br>
{{tab}}Kirkuć powrócił dopiero wieczór, gdyż bawar usposobił go do czułości zbytniéj dla zezowatéj gospodyni, w któréj uśmiechu szczególny urok znajdował — domyślił się zaraz z napisu fugi kapitana, ale ukrył ją przed gospodarzem i sam cichaczem także {{pp|wypro|wadził}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ip2wx8rcwcc7tp57uk4awbmm50tc4wm
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426
100
1084520
3154440
3151565
2022-08-19T13:33:24Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wypro|wadził}} się z pod niegościnnego dachu, za który wymagano zapłaty.<br>
{{tab}}W tydzień potém, spełniał ze szczególną gorliwością nowicjusza, obowiązek zaszczytny pierwszego markiera w domu owéj pani, któréj serce zawiędłe odżywić potrafił czułém przywiązaniem. Miłość i żołądek przyczyniły się zarówno do przyjęcia służby, którą ozłacał sobie przypomnieniem, że najwięksi bohaterowie, ba i królowie w bajkach, zakochawszy się, nie wahali wdziać liberją, aby przybliżyć do przedmiotu swych zapałów. Niestety! biedny Kirkuć kłamiąc przed sobą samym, tak był jednak nieszczęśliwy ze swego upadku i osierocenia, iż niedługo pożywszy przy billardzie, przeniósł się do szpitala.<br>
{{tab}}To go tylko pocieszało, że w największéj nędzy, upokarzającą pracą rzemieślniczą, nigdy dostojnych dłoni swoich nie zmazał. Człowiek był wielkiéj godności i znał co się wielkiemu imieniowi należało od potomka znakomitéj rodziny.<br>
<br>{{---}}<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7wzfxxapr26eb9ingh75j835qe22qra
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428
100
1084522
3154441
3151567
2022-08-19T13:33:27Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>się teatralnie i zamykają obrazem, apotheozą, epilogiem tryumfalnym, — w {{korekta|życ u|życiu}} powszedniém dzieje się inaczéj; nic się właściwie nie kończy, ciągnie się wszystko powolnie i snuje coraz nową podsycane przędzą. Moglibyśmy dla uspokojenia czytelników, umorzyć jeszcze kilku bohaterów i pół=bożków, ale się nam zdaje, że jest rzeczą obojętną żyć im dozwolić, kiedy tracimy ich z oczów. Prędzéj późniéj, zamknie się to trumną i grobem, bo nikt za dni naszych żywcem do niebios nie bywa porywany.<br>
{{tab}}Jednakże wchodząc w niepokój, jaki zrodzić może tak nagłe rozstanie się z ludźmi, których los przez kilka tomów nam dokuczał, musimy choć napomknąć o kolejach dalszych naszych dobrych znajomych — o ile nam są one wiadome.<br>
{{tab}}Ponieważ zaczęliśmy od kapitana Pluty i on prawie pierwszy ukazał się nam na chmurnym horyzoncie garwolińskim, słuszna abyśmy coś o nim jeszcze powiedzieli. Zapewniano mnie najmocniéj, gdym ostatnią razą był na Podlasiu, że oddaliwszy się z {{pp|Warsza|wy}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e6mdyo2uvzv2sn4bi21uxqkar88xdzk
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429
100
1084523
3154442
3151568
2022-08-19T13:33:31Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|Warsza|wy}} w chwili małodusznego zwątpienia, i uczuwszy sam, że jest już jednym z tych towarów, które kupcy wyprawiać muszą na prowincję aby się ich pozbyć ze sklepu, Pluta udał się na pierwszy jarmark, o jakim doszły go wieści. O tyle mu się tam powiodło, że bryczkę i parę koni kupiwszy, wyruszył w dalszą podróż daleko wygodniéj, postanawiając nie zaglądać do stolicy i pędzić dalszy żywot spokojnie wśród świata, którego zaletom zupełną oddawał sprawiedliwość. Widziano go późniéj wśród kilku świetnych zjazdów po różnych miasteczkach, coraz liczniejszemi otoczonego przyjaciołmi, gdyż wiele w krótkim przeciągu czasu porobił znajomości i z powodu dobrego humoru, łatwości w obejściu, doświadczenia i rozumu, powszechnie był ceniony. Hołd jaki oddawano talentom jego niepoznanym tak długo, skłonił go zapewne, że się tém wiejskiém kadzidłem jałowcowém i gościnnością niewykwintną zadowalniając, osiedlił całkiem na prowincji.<br>
{{tab}}Kirkuć, jakeśmy mówili, dokonał żywota<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
22teb2ycvb8ushmh0u3gc9l8vtlutx6
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436
100
1084530
3154443
3151576
2022-08-19T13:33:34Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>umieli i mogli złe humory p. Samueli i Elwiry rozpędzić wesołością niewymuszoną, a uprzejmą. Ale ani Teoś ani Kopciuszek, nie zdołali rozchmurzyć czoła pani Feliksowéj i rozmarszczyć panny Elwiry, która w różnych parabolach i przypowieściach starała się ciągle mówić o panu Baronie, dla wewnętrznéj swéj pociechy.<br>
{{tab}}Po herbacie wyjechały one obie z p. Samuelą, którą głowa rozbolała, a że córka była jéj do pielęgnowania potrzebna, Narębski sam tylko dłużéj pozostał z młodem małżeństwem, i z weselszą wyszedł twarzą, gdy się wszyscy rozjechali. Jordanowa szczerze i serdecznie była szczęśliwa, bała się tylko, aby Mania jéj całkowicie nie opuściła i starała się jakiemś ogniwem choć słabem połączyć z Muszyńskiemi. To przywiązanie do Mani kobiety, w któréj serce i uczucie zdawały się wyczerpane, dziwném było zaprawdę, ale często późno się cóś zagłuszonego życiem w człowieku odzywa. Jordanowa czuła, że ją to dziecię podniosło, uszlachetniło, obawiała się więc mocno, aby opuszczona i osamotniona nie wpadła {{pp|zno|wu}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j5pibv04tbqnos9yzdzbpev0nu8ri8b
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437
100
1084531
3154444
3151578
2022-08-19T13:33:37Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zno|wu}} w dawne ciężkiego życia koleje. Dopóki Muszyńscy pozostali w mieście, dzień w dzień przysuwała się do nich pokorna, milcząca, wpraszając się, aby jéj choć zdala w kątku było wolno z niemi pozostać. Szczęściem Mania miała serce poczciwe i nie należała do tego świata sztywnego, który odpycha istoty upadłe choćby je podając im dłoń, mógł podźwignąć i który nie przebacza nigdy, w poprawę nie wierzy, i sam grzesząc po cichu i ostrożnie, za grzechy nieopatrzne karze bez litości.<br>
{{tab}}Nie odepchnęła więc Jordanowéj, która powoli z wiekiem swym się pogodziła i pragnęła dając światu za wygraną, miéć kogoś coby ją trochę kochał, przy kim smętną godzinę dni ostatka spędzićby mogła.<br>
{{tab}}Nie potrwało to jednak długo, Jordanowa kilka miesięcy układając sobie różne projekta na przyszłość, odwiedzanie na wsi państwa młodych, postawienie domku przy ich ogrodzie i t. p. biegała codziennie do Mani, aż w końcu ot tak, nie wiedziéć z czego, ciężko zapadła.<br>
{{tab}}Dowiedziawszy się o tém Muszyńska, zasiadła przy łóżku biednéj kobiety i spełniła obo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g2vr7mw2c4nw96u6r9gpvhske3gm1ev
3154445
3154444
2022-08-19T13:33:41Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|zno|wu}} w dawne ciężkiego życia koleje. Dopóki Muszyńscy pozostali w mieście, dzień w dzień przysuwała się do nich pokorna, milcząca, wpraszając się, aby jéj choć zdala w kątku było wolno z niemi pozostać. Szczęściem Mania miała serce poczciwe i nie należała do tego świata sztywnego, który odpycha istoty upadłe choćby je podając im dłoń, mógł podźwignąć i który nie przebacza nigdy, w poprawę nie wierzy, i sam grzesząc po cichu i ostrożnie, za grzechy nieopatrzne karze bez litości.<br>
{{tab}}Nie odepchnęła więc Jordanowéj, która powoli z wiekiem swym się pogodziła i pragnęła dając światu za wygraną, miéć kogoś coby ją trochę kochał, przy kim smętną godzinę dni ostatka spędzićby mogła.<br>
{{tab}}Nie potrwało to jednak długo, Jordanowa kilka miesięcy układając sobie różne projekta na przyszłość, odwiedzanie na wsi państwa młodych, postawienie domku przy ich ogrodzie i t. p. biegała codziennie do Mani, aż w końcu ot tak, nie wiedziéć z czego, ciężko zapadła.<br>
{{tab}}Dowiedziawszy się o tém Muszyńska, zasiadła przy łóżku biednéj kobiety i spełniła {{pp|obo|wiązek}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k7ezzq5id7vh184eksv70dln1aq0j0q
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438
100
1084532
3154446
3151579
2022-08-19T13:33:44Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|obo|wiązek}} chrześciański względem osamotnionéj, któréj gburowata Kachna, przy najlepszych chęciach, często stawała się ciężką, bo na nią tylko gderać umiała. Mimo najlepszych lekarzy i największych starań, choroba Jordanowéj bardzo wprędce stała się niebezpieczną, jakiś rozkład krwi, któréj niczem odżywić nie było można, powiódł ją do grobu.<br>
{{tab}}Ostatnie chwile spędziła w cichéj rezygnacji, płacząc tylko i całując ręce Mani, za to, że jéj nie opuściła. W wigilją śmierci odprawiła Muszyńskę pod jakimś pozorem, posłała Kachnę po notarjusza w sekrecie, i testamentem zapisała Mani wszystko co miała.<br>
{{tab}}Nikt o tém nie wiedział i po śmierci dopiero odkryło się to poczciwe serce Jordanowéj, która nie chciała wspomnieniem daru, wywoływać podziękowań i milczała do ostatka. Stara Kachna w rozporządzeniu tém, razem z pieskami otrzymała pensją dożywotnią, aby bez ciężkiéj pracy resztę dni spędzić mogła.... a! to téż strojąc nieboszczkę do trumny, płakała nieboga łzami, jakich się na świecie niewiele przelewa.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ep89je2zo2649i8h12odciapfqm7wxc
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440
100
1084534
3154447
3151581
2022-08-19T13:33:48Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>jak mógł najwyżéj do wykształcenia własnego, kochał on swą ciszę, przyjaciół miał mało, pamiętał o tém, że człowiek jak z jednéj strony samotnym być nie powinien, tak z drugiéj zbyt się rozpraszając traci pokój a nie zyskuje w zamian... nic prawie, prócz nieustannych zawodów.<br>
{{tab}}W stosunkach społecznych oboje nie gonili za nikim, nie unikali zbytnie nikogo — próżność która na drugich tyle klęsk sprowadza, gdy pragną koniecznie wedrzéć się w sfery niewłaściwe, była obcą Muszyńskim. Nigdy on nie zaparł się swéj matki poczciwéj praczki, ani ojca rzemieślnika, nigdy ona nie zapomniała swojego sieroctwa, które dla niéj było najlepszą szkołą serca...<br>
{{tab}}Co do pomniejszych postaci, chociaż nie chcielibyśmy w niepewności zostawiać czytelników, bośmy szczerze wdzięczni, jeśli one ich zająć potrafiły — trudno było zebrać o nich późniejsze wiadomości. Ludzie giną w tłumie tak łatwo.<br>
{{tab}}P. M. Drzemlik po niefortunnéj stracie pół miljona, który oddał za dwadzieścia kilka {{pp|ru|bli}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iae51hwdw3ah8j2ejr45mso690d09y7
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441
100
1084535
3154448
3151582
2022-08-19T13:33:51Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|ru|bli}}, dostał był chwilowo żółtaczki, ale z téj szczęśliwie wyszedł i zostało mu tylko na ustach wiekuiste wspomnienie, które kilka razy na dzień znajomym i nieznanym się powtarzało, a w duszy wiekuista zgryzota, która oddziałała na stan jego wątroby. Cera p. Michała od téj słabości i wypadku przeszła w barwę cytrynową, któréj już nigdy nie utraciła. Błąd ten był dlań wyrzutem sumienia nieustannym, odebrał mu spokój, zatruł życie, wyrobił niesmak do pieniędzy, które powolną pracą zdobywać było potrzeba i naraził na straty, bo p. Michał odtąd ciągle brał na loterją, a nigdy trzech groszy wygrać nie mógł.<br>
{{tab}}Trawiony gorączką jakąś, którą siostra napróżno złagodzić się starała, niespokojny, kilka razy w fałszywe rzucił się spekulacje, drogo je opłacić musiał.<br>
{{tab}}Wkrótce potém, zapewne dla rozbicia smutnych myśli, jakie się w nim rodziły z tych medytacyj o uronionym półmiljonie, ożenił się Drzemlik prozą, z osobą chudą i nieco ospowatą, ale majętną. Ta rychło też siostrę księgarza za mąż wydała za człowieka podżyłego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
juds6gs0mw72zejy63sc166g7ahcchy
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442
100
1084536
3154449
3151583
2022-08-19T13:33:54Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i statecznego, aby się pozbyć jéj z domu w którym sama rządzić i panować chciała. Małżeństwa oba poszły jak idą wszystkie im podobne, kolejami zwykłemi przez grudę i kamienie gościńca, na którym jeśli nie ma błota to kurz, jeśli niestanie pyłu to grzęzanie a na ostatek gołoledzie... panują.<br>
{{tab}}Co do państwa Byczków, dom ich, jeszcze przed wyniesieniem się z niego Mani, osierocony został przez staruszkę, która przeciągnąwszy żywot nad zwykłą jego miarę i marzenia młodości snując do końca, zmarła w dziwny bardzo sposób. W ostatnich czasach rzadko już bywała przytomna, często milcząca, a niekiedy wiodła z sobą monologi podobne do tych, których parę razy byliśmy świadkami. Jednego dnia posłała o niezwykłéj godzinie po syna... który przyszedł natychmiast i zastał staruszkę już ubraną, w jedwabnéj sukni siedzącą w fotelu z książką do nabożeństwa na kolanach. Było to o godzinie ósméj rano.<br>
{{tab}}Zaledwie wszedł, Byczkowa poznała go po chodzie i odezwała się:<br>
{{tab}}— Ale to moje serce, mnie bo już by {{pp|umie|rać}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g8vyeaapzcbceprs6i5vujl8h6fnctl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443
100
1084537
3154450
3151584
2022-08-19T13:33:58Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|umie|rać}} potrzeba... czas przyszedł, człowiek się tylko zapomniał... ja myślę to już dziś skończyć, nie ma czego dłużéj czekać... wzrok nie wróci... jego już nie zobaczę... o nie...<br>
{{tab}}— Co tam Mama takie rzeczy mówi! — rzekł Byczek.<br>
{{tab}}— A no! już mi się nie sprzeciwiaj, kiedy pora to pora — namyśliłam się, że taki żyć nie ma po co i dla czego... Coraz jakoś bałamuci się gorzéj w głowie, na oczy zapadam gorzéj chociaż niby to ja coś widzę, ale wy mnie osadziliście już ślepą... No! no! otóż już się wam i wyniosę. Bo to i tego pokoju potrzebujecie, i nie ma czego żyć, powiadam ci! Więc słuchajno, jak tobie na imie? Zacharjasz? a tak! słuchajże Zacharjaszu? czy ci to różnicy nie zrobi żebym ja sobie dziś umarła?<br>
{{tab}}— Ale kochana mamo, bo co mama mówi? przecież nikt nie umiera kiedy chce, aż gdy mu Bóg śmierć zeszłe.<br>
{{tab}}— No! no! już jak się z Panem Bogiem ułożę, mnie wiedziéć... poczciwy staruszek dawno mi powiada, że mogłabym sobie umrzéć, ale mi się nie chciało jeszcze, wszyst-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3xxzxbzrcxf2is8frqg07pn4r9ehg7a
3154451
3154450
2022-08-19T13:34:01Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|umie|rać}} potrzeba... czas przyszedł, człowiek się tylko zapomniał... ja myślę to już dziś skończyć, nie ma czego dłużéj czekać... wzrok nie wróci... jego już nie zobaczę... o nie...<br>
{{tab}}— Co tam Mama takie rzeczy mówi! — rzekł Byczek.<br>
{{tab}}— A no! już mi się nie sprzeciwiaj, kiedy pora to pora — namyśliłam się, że taki żyć nie ma po co i dla czego... Coraz jakoś bałamuci się gorzéj w głowie, na oczy zapadam gorzéj chociaż niby to ja coś widzę, ale wy mnie osadziliście już ślepą... No! no! otóż już się wam i wyniosę. Bo to i tego pokoju potrzebujecie, i nie ma czego żyć, powiadam ci! Więc słuchajno, jak tobie na imie? Zacharjasz? a tak! słuchajże Zacharjaszu? czy ci to różnicy nie zrobi żebym ja sobie dziś umarła?<br>
{{tab}}— Ale kochana mamo, bo co mama mówi? przecież nikt nie umiera kiedy chce, aż gdy mu Bóg śmierć zeszłe.<br>
{{tab}}— No! no! już jak się z Panem Bogiem ułożę, mnie wiedziéć... poczciwy staruszek dawno mi powiada, że mogłabym sobie umrzéć, ale mi się nie chciało jeszcze, {{pp|wszyst|ko}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8cfnrcoomk479qu46st9sjjw6hfgfkx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444
100
1084538
3154452
3151585
2022-08-19T13:34:04Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wszyst|ko}} się czegoś lepszego spodziewałam i taki z temi wspomnieniami się żyło, a na progu trzeba będzie porzucić wszystko jak stare łachmany. Więc myślę sobie, to już umrę dziś, jakże ci się zda?<br>
{{tab}}— A! niechże Bóg uchowa! — rzekł Zacharjasz.<br>
{{tab}}— To dobrze, bo ty jesteś syn poczciwy i tak mówisz jak to się mówi kiedy dziecko pamięta przykazania Boże, ale swoją drogą, mnie bo już nudno stare kości dźwigać, trzeba się wybierać na tamten świat. A pochowacież mnie jak się patrzy? hę?<br>
{{tab}}— Moja matko kochana...<br>
{{tab}}— Co tam ceremonje, mów jak należy, a zrób jak cię poproszę. Na starym smętarzu, a ty może i nie wiesz gdzie stary smętarz?... ale ci powiedzą — jest grób w lewo w samym końcu muru. Był tam pomnik, pyramida z cegły, ale to się musiało obwalić ze szczętem, bo kto tam umarłych domu pilnuje. On tam pochowany nieboraczek, pieszczota moja jedyna, w żabotach i haftowanym fraku... połóżcie mnie koło niego. Myśmy sobie zawsze obiecy-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bh8utl3pxkfp2n9404rpg2bd307rzl5
3154453
3154452
2022-08-19T13:34:08Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wszyst|ko}} się czegoś lepszego spodziewałam i taki z temi wspomnieniami się żyło, a na progu trzeba będzie porzucić wszystko jak stare łachmany. Więc myślę sobie, to już umrę dziś, jakże ci się zda?<br>
{{tab}}— A! niechże Bóg uchowa! — rzekł Zacharjasz.<br>
{{tab}}— To dobrze, bo ty jesteś syn poczciwy i tak mówisz jak to się mówi kiedy dziecko pamięta przykazania Boże, ale swoją drogą, mnie bo już nudno stare kości dźwigać, trzeba się wybierać na tamten świat. A pochowacież mnie jak się patrzy? hę?<br>
{{tab}}— Moja matko kochana...<br>
{{tab}}— Co tam ceremonje, mów jak należy, a zrób jak cię poproszę. Na starym smętarzu, a ty może i nie wiesz gdzie stary smętarz?... ale ci powiedzą — jest grób w lewo w samym końcu muru. Był tam pomnik, pyramida z cegły, ale to się musiało obwalić ze szczętem, bo kto tam umarłych domu pilnuje. On tam pochowany nieboraczek, pieszczota moja jedyna, w żabotach i haftowanym fraku... połóżcie mnie koło niego. Myśmy sobie zawsze {{pp|obiecy|wali}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cbqdq9putukl7lz99g4wlqrv0uzbq7r
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445
100
1084539
3154454
3151587
2022-08-19T13:34:11Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|obiecy|wali}} leżéć w jednym grobie, ale to już nie wiem czy pozwolą, bo to stary grób.... to choć blizko...<br>
{{tab}}Byczek milczał, zimno tego słuchał, bo był przywykły do marzeń matki.<br>
{{tab}}— Dziś ja tedy umrę, jeśli tam wam nic nie zawadzę, alebym się na wyjezdném z księdzem chciała jakim zobaczyć. Oj! nagrzeszyło się dużo, dużo! potrzeba pana Boga przeprosić, niech przyjedzie jaki starowina, co się z nim dobrze zna, bo ci młodzi, to ja ich nie lubię.<br>
{{tab}}Byczek pobiegł do żony, opowiedział jéj co słyszał od matki, poszła i ona do niéj, ale otrzymawszy ponowioną prośbę o księdza, posłała po niego.<br>
{{tab}}Stara dosyć długo pozostała z nim zamknięta i przygotowała się jak do ostatniéj podróży, a gdy się wszystek obrzęd odbył, siadła w fotelu i prosiła o kawę, którą bardzo lubiła.<br>
{{tab}}— Moja droga Zacharjaszowa, — rzekła, — już to pewnie ostatni raz cię o to proszę, niechże będzie z kożuszkiem i parę sucharków.<br>
{{tab}}Ten apetyt staruszki, który się niespodzianie zjawił, przekonał Byczków i uspokoił ich,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cb23mw62ykly3e5vl7c1izbczpn3s41
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449
100
1084544
3154455
3151592
2022-08-19T13:34:15Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i złotem haftowanym fraku, a z drugiéj strony z włosów cyfra na tle nadziei, były złamki niezrozumiałe różnych pamiątek. Staréj łzy ostatnie potoczyły się z oczów na te szczątki życia, przyłożyła do ust minjaturę i schowała ją za suknię. Wonią skrzyneczki napawała się długo, znać ona jéj coś przypominała, pierścionki pokładła na palce, rzeczy drobniejsze jak mogła pochowała przy sobie.<br>
{{tab}}— Jak umrę, — rzekła, — pilnuj ażeby mi tego nie poodbierali, chcę z tém być pochowana. Na cóż mnie na nowo ubierać mają, włożyć stare kości jak są do trumny i dosyć. Oni tam gotowi i na te kawałeczki się połakomić.... a to tam niewiele warto.<br>
{{tab}}Słuchajno jeszcze, — dodała po chwili, — coś ci chciałam powiedziéć. Żebyś o mnie pamiętała, naści to moje dziecko. To pierścionek, który mi jeszcze ojciec dał na imieniny kiedym miała lat piętnaście, niewiele on wart, ale ci przypomni żebyś się modliła za grzeszną duszę twojéj babki.<br>
{{tab}}Obrączka z turkusikiem, którą sama {{pp|wło|żyła}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9etwdwt1psfx5x6ga1le4hjorxbptjg
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450
100
1084545
3154456
3151593
2022-08-19T13:34:18Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wło|żyła}} Mani, zbyt małéj w istocie była wartości, aby się ona mogła wahać ją przyjąć.<br>
{{tab}}— A teraz, — rzekła, zasiadając się głębiéj w krześle, — bywajcie mi zdrowi i szczęśliwi, pożegnajmy się z sobą.<br>
{{tab}}Mani zebrało się na łzy, obie popłakały uścisnąwszy się, ale ją staruszka zaraz odprawiła, i znów przywołała Zacharjaszów oboje.<br>
{{tab}}— Niech się ja z wami jeszcze pożegnam, — rzekła poważnie, — Bóg ci zapłać Zacharjaszu za schronienie i serce, boś doprawdy dobrym był synem dla mnie, a ja tam wam obojgu nieraz dokuczyłam. A! bo téż się tam ta dusza tłukła po kościach jak ptak w klatce. Darujcież mi a nie pamiętajcie. Co tam po mnie rupieci jest oddajcie ubogim, wy się tém nie wspomożecie.... Mnie pochowajcie tak jak stoję, nie trzeba ubierać, umyślniem się dziś już odziała na to. Moja Zacharjaszowa, — dodała, — dziękuję ci i przepraszam za kłopot, który miałaś ze mną, dokuczyłam ci nieraz, obca a miałaś litość nad starą, Bóg ci to w dzieciach nagrodzi.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m1mxlcsdkoa9i6wynnh21k8arn3l7vk
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453
100
1084548
3154457
3151598
2022-08-19T13:34:21Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>zmienili wcale trybu życia i wiedli je tak porządnie i regularnie jak dawniéj, a byli téż bardzo szczęśliwi. Byczek nie wyniósł się ze swojego pokoju, choć mógł zająć wygodniejszy po matce, dla tego, że musiałby był zmienić miejsce, w którém przywykł stawiać cybuch pod oknem, a wreszcie i wszystkie obyczaje poobiednich godzin, które się stały nałogiem.<br>
{{tab}}Przychodzi nam na myśl, że się kto gotów o pana Adolfa Szwarca, o godnego ojca jego, matkę, a nawet rumianą i hożą kuzynkę zapytać, a przekonani jesteśmy, że szczerze Bogiem a prawdą opowiadając to cośmy słyszeli, za najpewniejszą rzecz w świecie, możemy być posądzeni o wymyślne epilogowanie naszéj powieści. Bo ciężko w istocie przypuścić, żeby taki elegant jak pan Adolf ożenił się z Basią? tymczasem wszyscy mi zaręczają że to nastąpiło, nie rychléj wprawdzie, jak w rok po rozstaniu się jego z piękną Elwirą. Wiemy, że ojciec i matka byli temu mocno przeciwni zrazu, ale Bartłomiej przypomniawszy sobie historję butów kozłowych, jakoś {{pp|nare|szcie}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
am7nxdhked2b9f9b50u3bpvuvzpu9bm
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454
100
1084549
3154504
3151600
2022-08-19T15:45:24Z
DracoBot
28620
Bot zmienia na pp/pk
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|nare|szcie}} przystał. Adolf postanowienie to uczynił dziwnie nagle, i gdy się Basi oświadczył, panna byłaby z podziwu i szczęścia zemdlała, ale mdleć ją jakoś nie nauczyli za młodu i obeszło się serdecznemi Izami. Pani Szwarcowa, acz małomówna i stroniąca od salonów, lubiąca wieś i ciszę, tak przyzwoicie jednak wygląda kiedy się pokaże w Warszawie, że niktby ją nie posądził, iż własnemi rękami prała bieliznę i karmiła ptastwo domowe. Mąż jéj jest zawsze ozdobą najlepszych towarzystw, które mu trochę za złe mają, że żony szukał w głębinach tych społecznych otchłani, w które nawet wzrok ich domowy nie sięga.<br>
{{tab}}Tyle o naszych znajomych, do których wypadałoby może dodać Wydyma, który wkrótce potém się ożenił. Spowodowała tę niespodziewaną determinacją bytność Zeżgi, który w pannie Salomei poznał swą dawną, pierwszą, ostatnią i jedyną miłość, przebaczył jéj i sam upornie chodził około tego, aby skojarzyć małżeństwo zdające się obiecywać choć krótką jesienną, ale pogodną godzinę szczęścia<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k4znsqczg9pi3id6k2fjxnakza46hwq
Kopciuszek (Kraszewski, 1863)/całość
0
1084555
3154477
3150843
2022-08-19T14:26:58Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Strona generowana automatycznie}}
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub|Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_1" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215{{!}}{{#if:1|1|Ξ}}]]|1}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_2" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216{{!}}{{#if:2|2|Ξ}}]]|2}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_3" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217{{!}}{{#if:3|3|Ξ}}]]|3}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_4" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218{{!}}{{#if:4|4|Ξ}}]]|4}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_5" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219{{!}}{{#if:5|5|Ξ}}]]|5}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_6" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220{{!}}{{#if:6|6|Ξ}}]]|6}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_7" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221{{!}}{{#if:7|7|Ξ}}]]|7}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_8" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222{{!}}{{#if:8|8|Ξ}}]]|8}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_9" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223{{!}}{{#if:9|9|Ξ}}]]|9}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_10" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224{{!}}{{#if:10|10|Ξ}}]]|10}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_11" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225{{!}}{{#if:11|11|Ξ}}]]|11}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_12" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226{{!}}{{#if:12|12|Ξ}}]]|12}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_13" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227{{!}}{{#if:13|13|Ξ}}]]|13}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_14" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228{{!}}{{#if:14|14|Ξ}}]]|14}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_15" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229{{!}}{{#if:15|15|Ξ}}]]|15}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_16" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230{{!}}{{#if:16|16|Ξ}}]]|16}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_17" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231{{!}}{{#if:17|17|Ξ}}]]|17}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_18" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232{{!}}{{#if:18|18|Ξ}}]]|18}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_19" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233{{!}}{{#if:19|19|Ξ}}]]|19}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_20" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234{{!}}{{#if:20|20|Ξ}}]]|20}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_21" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235{{!}}{{#if:21|21|Ξ}}]]|21}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_22" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236{{!}}{{#if:22|22|Ξ}}]]|22}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_23" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237{{!}}{{#if:23|23|Ξ}}]]|23}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_24" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238{{!}}{{#if:24|24|Ξ}}]]|24}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_25" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239{{!}}{{#if:25|25|Ξ}}]]|25}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_26" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240{{!}}{{#if:26|26|Ξ}}]]|26}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_27" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241{{!}}{{#if:27|27|Ξ}}]]|27}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_28" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242{{!}}{{#if:28|28|Ξ}}]]|28}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_29" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243{{!}}{{#if:29|29|Ξ}}]]|29}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_30" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244{{!}}{{#if:30|30|Ξ}}]]|30}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_31" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245{{!}}{{#if:31|31|Ξ}}]]|31}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_32" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246{{!}}{{#if:32|32|Ξ}}]]|32}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_33" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247{{!}}{{#if:33|33|Ξ}}]]|33}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_34" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248{{!}}{{#if:34|34|Ξ}}]]|34}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_35" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249{{!}}{{#if:35|35|Ξ}}]]|35}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_36" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250{{!}}{{#if:36|36|Ξ}}]]|36}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_37" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251{{!}}{{#if:37|37|Ξ}}]]|37}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_38" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252{{!}}{{#if:38|38|Ξ}}]]|38}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_39" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253{{!}}{{#if:39|39|Ξ}}]]|39}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_40" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254{{!}}{{#if:40|40|Ξ}}]]|40}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_41" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255{{!}}{{#if:41|41|Ξ}}]]|41}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_42" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256{{!}}{{#if:42|42|Ξ}}]]|42}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_43" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257{{!}}{{#if:43|43|Ξ}}]]|43}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_44" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258{{!}}{{#if:44|44|Ξ}}]]|44}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_45" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259{{!}}{{#if:45|45|Ξ}}]]|45}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_46" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260{{!}}{{#if:46|46|Ξ}}]]|46}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_47" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261{{!}}{{#if:47|47|Ξ}}]]|47}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_48" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262{{!}}{{#if:48|48|Ξ}}]]|48}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_49" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263{{!}}{{#if:49|49|Ξ}}]]|49}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_50" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264{{!}}{{#if:50|50|Ξ}}]]|50}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_51" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265{{!}}{{#if:51|51|Ξ}}]]|51}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_52" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266{{!}}{{#if:52|52|Ξ}}]]|52}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_53" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267{{!}}{{#if:53|53|Ξ}}]]|53}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_54" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268{{!}}{{#if:54|54|Ξ}}]]|54}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_55" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269{{!}}{{#if:55|55|Ξ}}]]|55}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_56" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270{{!}}{{#if:56|56|Ξ}}]]|56}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_57" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271{{!}}{{#if:57|57|Ξ}}]]|57}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_58" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272{{!}}{{#if:58|58|Ξ}}]]|58}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_59" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273{{!}}{{#if:59|59|Ξ}}]]|59}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_60" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274{{!}}{{#if:60|60|Ξ}}]]|60}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_61" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275{{!}}{{#if:61|61|Ξ}}]]|61}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_62" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276{{!}}{{#if:62|62|Ξ}}]]|62}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_63" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277{{!}}{{#if:63|63|Ξ}}]]|63}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_64" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278{{!}}{{#if:64|64|Ξ}}]]|64}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_65" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279{{!}}{{#if:65|65|Ξ}}]]|65}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_66" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280{{!}}{{#if:66|66|Ξ}}]]|66}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_67" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281{{!}}{{#if:67|67|Ξ}}]]|67}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_68" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282{{!}}{{#if:68|68|Ξ}}]]|68}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_69" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283{{!}}{{#if:69|69|Ξ}}]]|69}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_70" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284{{!}}{{#if:70|70|Ξ}}]]|70}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_71" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285{{!}}{{#if:71|71|Ξ}}]]|71}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_72" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286{{!}}{{#if:72|72|Ξ}}]]|72}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_73" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287{{!}}{{#if:73|73|Ξ}}]]|73}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_74" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288{{!}}{{#if:74|74|Ξ}}]]|74}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_75" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289{{!}}{{#if:75|75|Ξ}}]]|75}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_76" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290{{!}}{{#if:76|76|Ξ}}]]|76}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_77" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291{{!}}{{#if:77|77|Ξ}}]]|77}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_78" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292{{!}}{{#if:78|78|Ξ}}]]|78}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_79" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293{{!}}{{#if:79|79|Ξ}}]]|79}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_80" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294{{!}}{{#if:80|80|Ξ}}]]|80}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_81" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295{{!}}{{#if:81|81|Ξ}}]]|81}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_82" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296{{!}}{{#if:82|82|Ξ}}]]|82}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_83" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297{{!}}{{#if:83|83|Ξ}}]]|83}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_84" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298{{!}}{{#if:84|84|Ξ}}]]|84}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_85" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299{{!}}{{#if:85|85|Ξ}}]]|85}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_86" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300{{!}}{{#if:86|86|Ξ}}]]|86}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_87" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301{{!}}{{#if:87|87|Ξ}}]]|87}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_88" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302{{!}}{{#if:88|88|Ξ}}]]|88}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_89" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303{{!}}{{#if:89|89|Ξ}}]]|89}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_90" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304{{!}}{{#if:90|90|Ξ}}]]|90}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_91" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305{{!}}{{#if:91|91|Ξ}}]]|91}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_92" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306{{!}}{{#if:92|92|Ξ}}]]|92}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_93" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307{{!}}{{#if:93|93|Ξ}}]]|93}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_94" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308{{!}}{{#if:94|94|Ξ}}]]|94}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_95" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309{{!}}{{#if:95|95|Ξ}}]]|95}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_96" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310{{!}}{{#if:96|96|Ξ}}]]|96}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_97" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311{{!}}{{#if:97|97|Ξ}}]]|97}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_98" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312{{!}}{{#if:98|98|Ξ}}]]|98}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_99" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313{{!}}{{#if:99|99|Ξ}}]]|99}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455}}
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
mqi7u7blga0lr9ns2ewbm62lmou6p5q
3154479
3154477
2022-08-19T14:27:41Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Strona generowana automatycznie}}
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_1" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215{{!}}{{#if:1|1|Ξ}}]]|1}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_2" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216{{!}}{{#if:2|2|Ξ}}]]|2}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_3" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217{{!}}{{#if:3|3|Ξ}}]]|3}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_4" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218{{!}}{{#if:4|4|Ξ}}]]|4}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_5" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219{{!}}{{#if:5|5|Ξ}}]]|5}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_6" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220{{!}}{{#if:6|6|Ξ}}]]|6}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_7" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221{{!}}{{#if:7|7|Ξ}}]]|7}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_8" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222{{!}}{{#if:8|8|Ξ}}]]|8}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_9" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223{{!}}{{#if:9|9|Ξ}}]]|9}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_10" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224{{!}}{{#if:10|10|Ξ}}]]|10}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_11" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225{{!}}{{#if:11|11|Ξ}}]]|11}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_12" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226{{!}}{{#if:12|12|Ξ}}]]|12}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_13" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227{{!}}{{#if:13|13|Ξ}}]]|13}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_14" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228{{!}}{{#if:14|14|Ξ}}]]|14}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_15" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229{{!}}{{#if:15|15|Ξ}}]]|15}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_16" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230{{!}}{{#if:16|16|Ξ}}]]|16}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_17" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231{{!}}{{#if:17|17|Ξ}}]]|17}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_18" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232{{!}}{{#if:18|18|Ξ}}]]|18}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_19" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233{{!}}{{#if:19|19|Ξ}}]]|19}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_20" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234{{!}}{{#if:20|20|Ξ}}]]|20}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_21" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235{{!}}{{#if:21|21|Ξ}}]]|21}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_22" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236{{!}}{{#if:22|22|Ξ}}]]|22}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_23" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237{{!}}{{#if:23|23|Ξ}}]]|23}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_24" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238{{!}}{{#if:24|24|Ξ}}]]|24}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_25" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239{{!}}{{#if:25|25|Ξ}}]]|25}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_26" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240{{!}}{{#if:26|26|Ξ}}]]|26}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_27" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241{{!}}{{#if:27|27|Ξ}}]]|27}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_28" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242{{!}}{{#if:28|28|Ξ}}]]|28}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_29" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243{{!}}{{#if:29|29|Ξ}}]]|29}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_30" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244{{!}}{{#if:30|30|Ξ}}]]|30}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_31" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245{{!}}{{#if:31|31|Ξ}}]]|31}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_32" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246{{!}}{{#if:32|32|Ξ}}]]|32}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_33" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247{{!}}{{#if:33|33|Ξ}}]]|33}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_34" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248{{!}}{{#if:34|34|Ξ}}]]|34}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_35" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249{{!}}{{#if:35|35|Ξ}}]]|35}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_36" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250{{!}}{{#if:36|36|Ξ}}]]|36}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_37" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251{{!}}{{#if:37|37|Ξ}}]]|37}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_38" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252{{!}}{{#if:38|38|Ξ}}]]|38}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_39" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253{{!}}{{#if:39|39|Ξ}}]]|39}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_40" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254{{!}}{{#if:40|40|Ξ}}]]|40}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_41" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255{{!}}{{#if:41|41|Ξ}}]]|41}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_42" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256{{!}}{{#if:42|42|Ξ}}]]|42}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_43" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257{{!}}{{#if:43|43|Ξ}}]]|43}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_44" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258{{!}}{{#if:44|44|Ξ}}]]|44}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_45" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259{{!}}{{#if:45|45|Ξ}}]]|45}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_46" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260{{!}}{{#if:46|46|Ξ}}]]|46}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_47" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261{{!}}{{#if:47|47|Ξ}}]]|47}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_48" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262{{!}}{{#if:48|48|Ξ}}]]|48}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_49" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263{{!}}{{#if:49|49|Ξ}}]]|49}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_50" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264{{!}}{{#if:50|50|Ξ}}]]|50}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_51" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265{{!}}{{#if:51|51|Ξ}}]]|51}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_52" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266{{!}}{{#if:52|52|Ξ}}]]|52}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_53" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267{{!}}{{#if:53|53|Ξ}}]]|53}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_54" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268{{!}}{{#if:54|54|Ξ}}]]|54}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_55" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269{{!}}{{#if:55|55|Ξ}}]]|55}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_56" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270{{!}}{{#if:56|56|Ξ}}]]|56}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_57" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271{{!}}{{#if:57|57|Ξ}}]]|57}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_58" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272{{!}}{{#if:58|58|Ξ}}]]|58}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_59" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273{{!}}{{#if:59|59|Ξ}}]]|59}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_60" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274{{!}}{{#if:60|60|Ξ}}]]|60}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_61" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275{{!}}{{#if:61|61|Ξ}}]]|61}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_62" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276{{!}}{{#if:62|62|Ξ}}]]|62}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_63" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277{{!}}{{#if:63|63|Ξ}}]]|63}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_64" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278{{!}}{{#if:64|64|Ξ}}]]|64}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_65" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279{{!}}{{#if:65|65|Ξ}}]]|65}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_66" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280{{!}}{{#if:66|66|Ξ}}]]|66}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_67" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281{{!}}{{#if:67|67|Ξ}}]]|67}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_68" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282{{!}}{{#if:68|68|Ξ}}]]|68}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_69" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283{{!}}{{#if:69|69|Ξ}}]]|69}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_70" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284{{!}}{{#if:70|70|Ξ}}]]|70}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_71" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285{{!}}{{#if:71|71|Ξ}}]]|71}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_72" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286{{!}}{{#if:72|72|Ξ}}]]|72}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_73" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287{{!}}{{#if:73|73|Ξ}}]]|73}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_74" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288{{!}}{{#if:74|74|Ξ}}]]|74}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_75" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289{{!}}{{#if:75|75|Ξ}}]]|75}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_76" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290{{!}}{{#if:76|76|Ξ}}]]|76}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_77" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291{{!}}{{#if:77|77|Ξ}}]]|77}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_78" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292{{!}}{{#if:78|78|Ξ}}]]|78}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_79" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293{{!}}{{#if:79|79|Ξ}}]]|79}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_80" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294{{!}}{{#if:80|80|Ξ}}]]|80}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_81" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295{{!}}{{#if:81|81|Ξ}}]]|81}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_82" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296{{!}}{{#if:82|82|Ξ}}]]|82}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_83" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297{{!}}{{#if:83|83|Ξ}}]]|83}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_84" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298{{!}}{{#if:84|84|Ξ}}]]|84}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_85" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299{{!}}{{#if:85|85|Ξ}}]]|85}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_86" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300{{!}}{{#if:86|86|Ξ}}]]|86}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_87" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301{{!}}{{#if:87|87|Ξ}}]]|87}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_88" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302{{!}}{{#if:88|88|Ξ}}]]|88}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_89" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303{{!}}{{#if:89|89|Ξ}}]]|89}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_90" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304{{!}}{{#if:90|90|Ξ}}]]|90}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_91" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305{{!}}{{#if:91|91|Ξ}}]]|91}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_92" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306{{!}}{{#if:92|92|Ξ}}]]|92}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_93" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307{{!}}{{#if:93|93|Ξ}}]]|93}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_94" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308{{!}}{{#if:94|94|Ξ}}]]|94}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_95" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309{{!}}{{#if:95|95|Ξ}}]]|95}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_96" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310{{!}}{{#if:96|96|Ξ}}]]|96}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_97" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311{{!}}{{#if:97|97|Ξ}}]]|97}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_98" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312{{!}}{{#if:98|98|Ξ}}]]|98}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_99" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313{{!}}{{#if:99|99|Ξ}}]]|99}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455|[[:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455}}
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
t2vpwbpvvi8cmaj3h01z6sbgi5rodjo
3154486
3154479
2022-08-19T14:33:24Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Strona generowana automatycznie}}
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub|Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_1" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215{{!}}{{#if:1|1|Ξ}}]]|1}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{Inicjał|M}}oja jéjmość, — rzekł pan Szwarc do żony jednego wieczora, gdy spokojnie siedzieli oboje w ostatnim pokoiku i jakoś dosyć byli pochmurni, od dawna nie mając wiadomości od syna, — moja jéjmość, jakby się to tobie zdawało? przyszła mi myśl jedna, potrzebaby się nam poradzić.<br>
{{tab}}Szwarcowa, która coś robiła około doniczek zeschłego na pół geranjum, może aby mąż nie dopatrzył że łzy miała w oczach, odwróciła się żywo ku niemu.<br>
{{tab}}— Mój kochany, — odpowiedziała udając spokój, — już jak ty co pomyślisz, to pewnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_2" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216{{!}}{{#if:2|2|Ξ}}]]|2}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dobrze. Cobym ja tam moim kobiecym rozumem dodać tobie mogła?<br>
{{tab}}— O tak! a ileż to razy trafiało się, żeś mi jéjmość święcie i poczciwie doradziła? Człowiek się uprze przy swojéj myśli, gdy mu ona głowę świdruje, i tak się w niéj zakuje, że ani podobna z niéj wyruszyć i dopiero jak go kto wyparuje siłą, mocą, postrzeże się, że nie na dobrém miejscu siedział. Zawsze co dwie głowy, to nie jedna.<br>
{{tab}}— Twoja i za dziesięć starczy, moje serce.<br>
{{tab}}— Rzuciłabyś jéjmość te pochlebstwa; ot! nie nam to już, tyle lat z sobą przeżywszy, prawić sobie słodycze! Moja głowa do robienia grosza to jeszcze jako tako, ale do innéj sprawy, zwłaszcza teraz, kiedy na niéj tyle ciężkich myśli ołowiem leży, nie taka już skuteczna jak się jéjmości wydaje. Czuję, że mnie i starość, a nie bez tego żeby i smutek nie ogłupiał. Człowiek znosi, znosi, ale jak go ciśnie to uciśnięty.<br>
{{tab}}— Ty bo nadto do serca bierzesz zaraz...<br>
{{tab}}— No, no! a Jejmość lepsza? — zawołał Szwarc, — niby to ja nie widzę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_3" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217{{!}}{{#if:3|3|Ξ}}]]|3}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cóż masz widziéć?<br>
{{tab}}— A! at! at! rozumiemy się i bez słów, dosyć oczów. Wiele to czasu jakeśmy Adolfa nie wspominali, ja dla tego żeby jéjmości nie smucić, ty duszko żeby mnie nie drażnić, a z oczów sobie czytamy oboje, że tylko o nim dzień i noc myślimy! To darmo! Jéjmość sądzisz że ja śpię, kiedy tak ciężko wzdychasz? A już téż nie czego tylko z turbacji o niego. Na co to taić? Mnie tylko to jego ożenienie ciągle przed oczyma stoi. Ma on rozum, nie można mu go odmówić, mógł sobie wybrać dobrze, ale broń Boże chybi, ratunku na to nie ma, całe życie będzie pokutował. Ja mu pewnie żony ani narzucać, ani odbierać nie myślę, boć to nie dla mnie ale dla niego ta żona, przecieżbym oczyma własnemi chciał ją widziéć i być pewniejszym co to tam takiego? Już jakbym się gryzł, tobym przynajmniéj dokumentnie wiedział dla czego się jem.<br>
{{tab}}Z uwagą wysłuchawszy tych słów p. Szwarcowa, pokiwała głową twierdząco.<br>
{{tab}}— Cóż dziwnego, że jegomość byś chciał to widziéć własnemi oczyma, kiedy mnie, dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_4" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218{{!}}{{#if:4|4|Ξ}}]]|4}}'''<nowiki>]</nowiki></span>któréj to wprost niepodobieństwo, tylko to chodzi po głowie, żeby ją téż zobaczyć. Adolf ma przecie nie dla proporcji rozum i edukacją, ale młodość, ale miłość, tak człowieka obałamucą, że gdyby panna była z rogami, z pozwoleniem, toby ją wziął jak się raz wkocha; powiedziałby sobie że jéj i z tém ładnie. Ale jakże jegomość możesz się tam dostać i ją zobaczyć?<br>
{{tab}}— Czekajże no, myślałem ja dobrze, zaraz ci powiem, to może się zrobić i bardzo nawet łatwo. Narębscy mają kilka szynków, pojechałbym do Warszawy pod pozorem, że chcę je wziąć w dzierżawę od niego, tym co je trzymali dotąd właśnie kontrakt wychodzi, powód mam dobry. Wezmę czy nie, a najpewniéj że nie zaarenduję, — a potargować mogę.<br>
{{tab}}— Chociażby i tak! a jakże się tam przyjechawszy odrekomendujesz? cóż powiész? Szwarc! a tu Szwarc jakiś stara się o ich córkę, nuż domyślą się, przewąchają, to dopiero byś się Adolfowi przysłużył! ha!<br>
{{tab}}— Ale ba, juściż ja to sam miarkuję, że tak nie można, a któż mnie tam zna? Szwarc czy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_5" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219{{!}}{{#if:5|5|Ξ}}]]|5}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Kwarc, czy jakie tam licho, przecie nie spytają o papiery.<br>
{{tab}}— Czyżbyś jegomość znowu chciał się w cudzą skórę poszywać? — spytała Szwarcowa z podziwieniem.<br>
{{tab}}Stary otarł się chustką, bo nie był pewien czy mu się co z oczów nie sączy7, a chciał zaraźliwy symptom utrapienia ukryć przed żoną, jak ona mu swe łzy ukrywała, udając, że po kątach czegoś upatruje.<br>
{{tab}}— Och! moja jéjmość, — rzekł, — robiło się dużo dla Adolfa, dosyć powiedziéć że się ojciec dziecka zaparł, aby mu tym szynkiem, z którego wyszedł, nie psuć karjery, trzeba już brnąć do ostatka, i swojego imienia bodaj się wyprzéć jeszcze. Ja się tam tak wykręcę, że i nie skłamię i sprawy nie popsuję, mruknę coś pod nosem, ni to ni owo.... Bylebym własnemi oczyma ich zobaczył, ją widział, — dodał propinator, — bo, gadajcie sobie co chcecie, żeby mi jak kto opisywał, malował, donosił, ja więcéj zrozumiem okiem raz rzuciwszy, niż gdyby mi pół dnia gadano. Zresztą, ojcowskie wejrzenie zawsze nie to co cudze. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_6" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220{{!}}{{#if:6|6|Ξ}}]]|6}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Adolf się kocha, to tak jakby przez okulary patrzył, obcy ludzie każdy po swojemu widzi i sądzi, mnie się zdaje, że ja taki prawdę zobaczę.<br>
{{tab}}— A! mój Boże! gdyby ci się tylko udało, cóż ja przeciwko temu miéć mogę, mój drogi; i jabym twojemi oczyma lepiéj widziała, co tam Pan Bóg daje, czy pociechę czy utrapienie.... bo to jeszcze na dwoje wróżono.<br>
{{tab}}— Pewnie, pewnie, — odparł Szwarc widocznie uradowany, — a w dodatku, do Warszawy i inneby się jeszcze interessa znalazły. Jest tam trochę grosza, toby się téj cielęcéj skóry, listów zastawnych kupiło, bo na hypoteki żal się Boże oddawać, człowiek potém o swój własny grosz modlić się musi. Potém trochę tam i do domu, tego i owego braknie, sam pojechawszy taniéjbym i lepiéj kupił...<br>
{{tab}}— Taniéj? nie powiem, jegomość nie rachujesz kosztów podróży.<br>
{{tab}}— Ale za to sam wybieram i targuję, i to cóś warto. Biłem się ja z tą myślą, chciałem nic nie mówić aż zrobię, ale i kłamać nie umiem, i na co bym przed jéjmością się taił? <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_7" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221{{!}}{{#if:7|7|Ξ}}]]|7}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Spokojniejszy pojadę, gdy wiedziéć będziesz po co, więc już teraz nie ma co odkładać! dalibóg pojadę, — dodał Szwarc wstając z krzesełka, — i to nie daléj jak jutro.<br>
{{tab}}— Jutro! na miłość Bożą! zlituj się! jutro, tak zaraz! To niepodobieństwo! Ja jeszcze nie wiem, czy jegomość masz bieliznę, trzeba się wybrać, pomyśléć....<br>
{{tab}}— A! nie wstrzymujże mnie moja dobrodziéjko, — zawołał Szwarc, składając ręce jak do modlitwy, — do czego ja się mam męczyć? Co prędzéj to lepiéj, słowo się rzekło, i robić....<br>
{{tab}}— Z jegomości zawsze taka gorączka, jakbyś miał lat dwadzieścia, — odparła Szwarcowi, z lekka ruszając ramionami.<br>
{{tab}}— A wyszliście kiedy źle na tém, żem ja się zawsze spieszył? — spytał stary z uśmieszkiem zwycięzkim, — no, powiédz tak szczerze kochanie moje?<br>
{{tab}}— No! no! ty bo mnie zawsze przekonać musisz, — westchnęła Szwarcowa, — jedź już, jedź, ale daj mi dość czasu aby choć węzełki porobić, choć upiec co na drogę, albo bigosu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_8" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222{{!}}{{#if:8|8|Ξ}}]]|8}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zgotować, a i ta bielizna.... Jakże jegomość jechać myślisz?<br>
{{tab}}— E! gdybyś ty się tylko nie obawiała, — rzekł Szwarc nieśmiało, — zaprzągłbym sobie parę młodych kasztanków do małego wózeczka, siadłbym i pojechał.<br>
{{tab}}— Ach! jegomość! jegomość! — przerwała żona, — zawsze z tym pośpiechem! Samże zważ, ty stary, nie przymawiając, nie zawsze bardzo zdrów, droga długa, konie młode i taki swawolne, popsuje się co, bieda, — złodziejów pełno po gościńcach, okradną, a w Warszawież to tam filutów mało? Gdzie myśléć jechać samemu. Dobrze to do Lublina, albo do Piasków, ale do Warszawy! Jeszcze jegomość mówisz, że chcesz robić sprawunki, bo przez posły wilk nie tyje, a cóż tam w tym wózku pomieścisz? funt pieprzu!<br>
{{tab}}— No! no! nie gderzże już, — rzekł Szwarc pokonany, — pójdą stare gniade kobyły, i wezmę parobka i wóz długi, o co ci chodzi?<br>
{{tab}}— Oczewiście, że tak będzie i wygodniéj i bezpieczniéj i taki przecie pokaźniej. Na wóz, choćby przyszło jegomości zabrać kilka głów <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_9" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223{{!}}{{#if:9|9|Ξ}}]]|9}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cukru, kamień mydła, świec i trochę butelek, to się to tam wszystko pomieści.<br>
{{tab}}Szwarc nie był wcale uparty, dał się żonie łatwo przekonać, i postanowioném zostało, że ma wyjechać pojutrze, a weźmie statecznego parobka i wóz, który nie trząsł wcale.<br>
{{tab}}Następnego dnia sama jéjmość i młoda wychowanica, która o celu podróży wcale nie wiedziała, zajęte były od rana do nocy węzełkami na drogę. Szwarcowa zawsze tak swojego starego wyprawiała z troskliwością niezmierną, z któréj on się śmiał, narzekając na nią, a zapobiedz nie mogąc. Połowa tych przysmaków zawsze zeschła i potarta choć nie tknięta, powracała do Zamurza, nieumiała wszakże poczciwa kobieta bez nich męża z domu wypuścić.<br>
{{tab}}— Niech sobie nie je, mówiła uparcie, bylebym ja była spokojna, że jak mu się zachce, to je będzie miał pod ręką. Nie zginiemy przez to, że się ta odrobina zmarnuje, pracował na to całe życie, ażeby w starości nie cierpiał niodostatku.... a choćby to moja fantazja? no! to i téj warto dogodzić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_10" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224{{!}}{{#if:10|10|Ξ}}]]|10}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Próżno Szwarc przedstawiał, że po drodze nie wożą się z temi węzełkami, że tych samych rzeczy wszędzie dostać można, jéjmość utrzymywała, że kupne są gorsze, że na ich cenie oszukują, że lepiéj miéć w wozie pod ręką, niż po ludziach prosić.<br>
{{tab}}Szwarc miał zwyczaj wyjeżdżać z domu rano, zjadłszy miskę grzanego piwa z serem. Dnia wyznaczonego wstali wszyscy do dnia, wychowanka kręciła się, parobek konie zaprzęgał i uprząż przyrządzał, stara Szwarcowa co chwila, w największym niepokoju ducha, wysyłała coś, to sama biegła zatykać do wozu.<br>
{{tab}}W takich nadzwyczajnych okolicznościach, ze zbytku troskliwości stawała się niecierpliwą i gderzącą, ale wszystko to pochodziło z poczciwego i przywiązanego serca. Dziewczę nie miało pokoju, słudzy latali, gnani przez nią, jak poparzeni.<br>
{{tab}}— No! patrzajcież, — wołała to stając na progu, to wracając do izdebki, któréj wszystkie kąty opatrywała, — byliby parasola zapomnieli! Skaranie Boże, żeby zmokł, zaziębił <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_11" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225{{!}}{{#if:11|11|Ξ}}]]|11}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się i jeszcze, uchowaj czego, odchorował! kiedy najpotrzebniejsze głowy, wszyscy je potracą, ja jedna muszę za wszystkich pamiętać o wszystkiém.... A druga para butów? wzięli drugą parę? otóż nie! stoi w kącie najspokojniéj... toć przecie bez nowego obuwia się nie obejdzie.... i gdzie tu rozsądek? gdzie zastanowienie?.... Pokażcie mi kobiałkę z jedzeniem, nie włożyli szklanki!! Zechce się w drodze wody napić, to i tego mu zabraknie! A! ludzie! ludzie! skaranie Boże! aj! słudzy! słudzy! Chleb jest? chwała Bogu i za to, a garnuszek z masłem? a pieczyste? Otóż znowu! patrzajcie, pieczyste ledwie obwinięte i tuż koło herbaty, żeby masłem przeszła i na nic się nie zdała! jak {{Korekta|naumyślnie|naumyślnie.}} Juściż to i ta dziewczyna sensu nie ma!.... A! garnuszek do góry nogami! Matko Najświętsza.... żeby choć kropla rozsądku! A faseczka z bigosem? a pieprz i sól? a flaszka z octem?<br>
{{tab}}Tak krzątając się pani Szwarcowa, spotniała, umęczona, nie usiadła, póki się nie upewniła oczami i rękami, że wszystko dano co potrzeba; na przypadek zaś, gdyby jeszcze coś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_12" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226{{!}}{{#if:12|12|Ξ}}]]|12}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapomniano, stał koń okulbaczony i chłopak, ażeby pana dogonił. Z doświadczenia bowiem wiedziała, że w takim pośpiechu na wyjezdném, zawsze się coś prawie najpotrzebniejszego zapomni.<br>
{{tab}}Małżonkowie, nie bez łez, uściskali się w progu. Szwarc już jedną nogą stojąc na wozie, jeszcze przypomniał sługom, aby w niebytności jego dobrze domu pilnowali i we wszystkiém słuchali jéjmości; potém przeżegnał się i padł na tak wysłane i utkane siedzenie, że zrazu je musiał sobą uciskać, nim bezpiecznie się usadowił. Ale na wozie jechał jak król jaki, a w potrzebie choćby się zdrzemnąć i położyć było można. Jéjmość tymczasem ocierając oczy, słała z ganku krzyżyki, a gniade kobyły krokiem doświadczenia, wiedząc co to długa droga i przeczuwając ją, choć raźnie, z umiarkowaniem wszakże i oględnością na przyszłość, małym ruszyły kłusem.<br>
{{tab}}Już jak pan Szwarc dążył do Warszawy i jak drogę przebywał, opisywać nie mamy potrzeby; podróż szła dosyć powolnie, popasy były długie, gospodarskie, noclegi wygodne, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_13" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227{{!}}{{#if:13|13|Ξ}}]]|13}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na konie oglądano się, aby ich nie nadużyć, pojono często, karmiono dostatnio, i trzeciego dopiero dnia, pod Warszawą wypadło nocować, a czwartego z rana Szwarc przejechał most pragski, cicho odmawiając pacierz na tę intencją, żeby mu się powiodło. Z daleka całe to przedsięwzięcie, długo w myśli kołysane i niańczone, zdawało się niezmiernie do wykonania łatwém, — ale gdy się krok pierwszy zrobiło, gdy zbliżyła się pora przyprowadzenia go do skutku, trudności zaczęły rosnąć co chwila. Szwarc tracił serce i odwagę, tysiące możliwych nieprzyjemności, które spotkać się obawiał, przesuwały się po głowie. Że jednak był już sobie powiedział, iż tak a nie inaczéj uczynić musi, nie cofnął się ze strachu. Wedle swojego obyczaju, zaraz za mostem dla oszczędności zajechał do znajomego sobie zajazdu Siedleckiego, i tu w skromnym kątku się umieścił. Drożyzna hotelów głębiéj w sercu miasta położonych, odpychała go od nich, a może i przesąd stary.<br>
{{tab}}Wziął maleńką ciupkę od tyłu, do któréj parobek zniósł rzeczy, i odpocząwszy nieco, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_14" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228{{!}}{{#if:14|14|Ξ}}]]|14}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ubrany świeżo, wygolony i umyty, pieszo, z kijem wyruszył w miasto. Nie miał Szwarc zwyczaju, stroić się bardzo do stolicy, brał tylko nowsza niedzielną, kapotę, buty nie schodzone i czystą chustkę, a o to, że jego wiejska ogorzała fizjonomja i strój, od tłumu na jedną formę poubieranego różniła się, wcale się nie troszczył.<br>
{{tab}}Nic go nie obchodziły uśmiechnięte wejrzenia elegantów i zastanawiający się ludzie, nadto znał świat żeby się temu dziwił, zbyt długo żył, żeby go to obrażało, nie patrzał nawet na otaczających.<br>
{{tab}}Pierwszą trudnością z jaką się spotkał Szwarc, było wywiedzenie się o Narębskich. Wyjeżdżając z Zamurza zdawało się to rzeczą najłatwiejszą, po kilku jednak godzinach pytania próżnego, przekonał się, że można było siedziéć miesiąc i nie wynaléźć, chyba przypadkiem Narębskiego. Szczęściem przypomniał sobie, że wie mieszkanie syna i pokornie poszedł u ludzi pana Adolfa, dopytywać o p. Feliksa. Wspaniały kamerdyner, palący cygaro w bramie, poznawszy szynkarza, choć <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_15" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229{{!}}{{#if:15|15|Ξ}}]]|15}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nosem pokręcił, że śmiał się udać do niego, dla zbycia się wszakże kompromitującéj kapoty, raczył wskazać łaskawie numer domu, w którym mieszkali Narębscy. Szwarc ukłonił się nizko i zapisał dla pewności mieszkanie i pociągnął powoli ku niemu, myśląc jak do rzeczy przystąpić.<br>
{{tab}}Teraz już widział się u celu, zapomniawszy że nim do rzeczy przyjdzie, jeszcze dobić się potrzeba do szczęścia oglądania oblicza pana, przez którego służby zastępy przerzynać się potrzeba i prosić o posłuchanie.<br>
{{tab}}Była to godzina jeszcze przedpołudniowa, ale już obiadu blizka, gdy w mieście najwięcéj wizyt oddaje się i przyjmuje.<br>
{{tab}}Szwarc wszedł na wschody nie bez pewnego wzruszenia, ale nim ostatni stopień minął, lokaj uliberjowany zapytał go groźnie:<br>
{{tab}}— Do kogo to? do kogo?<br>
{{tab}}— Do W. Zarębskiego, z interesem.<br>
{{tab}}— Z interesem? — powtórzył niedowierzająco sługa, — od kogo?<br>
{{tab}}Szwarc się zmięszał, bo to znaczyło jakby sam od siebie nie miał miny przychodzić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_16" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230{{!}}{{#if:16|16|Ξ}}]]|16}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mam mój własny interes, — rzekł cicho. — Jest pan?<br>
{{tab}}— A to trzeba mu zaanonsować! — odparł lokaj.<br>
{{tab}}— Chciéjcie z łaski swojéj powiedziéć, — zająknął się stary, — powiédzcie proszę, powiédzcie, że w interesie arendy przyjechał szlachcic, chce wziąć propinacją?<br>
{{tab}}— A! a! — zawołał sługa odchodząc, ale zaraz się zawrócił. — Ja nie wiem czy teraz można?<br>
{{tab}}— Spróbójcież proszę! — powtórzył ocierając pot z czoła stary i wcisnął dwuzłotówkę, która milcząco ale gorliwie została przyjętą i schowaną do bocznéj kieszeni.<br>
{{tab}}Szwarc odetchnął stanąwszy przed progiem i spojrzał na siebie, brakło mu serca, drżał.<br>
{{tab}}— A! no, słowo się rzekło, — powiedział sobie w duchu, — cofać się już nie czas, co Bóg da, to da!<br>
{{tab}}Pan Feliks był w swoim pokoju, ale nie sam. Szwarc młody, który gorliwie starał się o Elwirę, tak, że nawet ojca chciał sobie pozyskać, i dosyć w dobrych z nim był {{pp|stosun|kach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_17" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231{{!}}{{#if:17|17|Ξ}}]]|17}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|stosun|kach}}, zaszedł był właśnie na cygaro do niego. Palili rozmawiając swobodnie i p. Feliks znajdował, że może miéć wcale przyzwoitego zięcia, choć i jemu imie się nie bardzo podobało, gdy sługa wszedł, stanął u drzwi i odchrząknąwszy zaczął:<br>
{{tab}}— Proszę pana, jest jakiś szlachcic, tak, w kapocie, mówi, że przyjechał względem propinacji pomówić.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał obojętnie dosyć, ale na Adolfie propinacja, kapota, okropne zrobiły wrażenie, poczerwieniał cały i ruszył się z miejsca.<br>
{{tab}}— Interes, — zawołał żywo, — a interesu przedewszystkiem, nie chcę przeszkadzać. Wyciągnął rękę.<br>
{{tab}}— Ale poczekajże, — odparł Narębski, — on się zatrzyma chwilę, albo, co lepiéj, poszlę go do żony, ona ma na swoje potrzeby {{korekta|odstąną|osobną}} propinacją, do niéj téż więcéj niż do mnie należy ułożenie się o nią; powiédz pani, — dodał do służącego.<br>
{{tab}}— Dobrze, proszę pana.<br>
{{tab}}Pani Samuela była jeszcze przy toalecie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_18" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232{{!}}{{#if:18|18|Ξ}}]]|18}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gdy służącą oznajmiła, że przybył ktoś dla wzięcia propinacji, a pan go do pani odesłał.<br>
{{tab}}— Zawsze toż samo! — zawołała zniecierpliwiona kobieta, — czyż pan nie wie, że ja tego wcale nie rozumiem, że z mojém zdrowiem, niepodobna mi się tém zajmować. Kiedy téż będzie miéć litość nademną?<br>
{{tab}}— Co mam powiedziéć? — spytała służąca uśmiechając się.<br>
{{tab}}— Żeby pan z nim zrobił sobie co zechce.<br>
{{tab}}W chwilę potém lokaj przybył z oznajmieniem, że jaśnie pani prosi jaśnie pana, aby sam pomówił o propinacją. Narębski ruszył ramionami, a pan Adolf korzystając z okoliczności, cały pomięszany, pożegnał pana Feliksa. Nie udało mu się jednak i tą razą, bo go Narębski usilnie i prawie gwałtem zatrzymał.<br>
{{tab}}— Ale siedźże proszę, wszak będziesz z nami jadł obiad! Pomówimy z propinatorem przy tobie, jesteś lepszym odemnie gospodarzem, pomożesz mi, proszę cię.<br>
{{tab}}Nie było sposobu się usunąć, choć Adolf miał jakieś przeczucie, i usiadł z niepokojem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_19" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233{{!}}{{#if:19|19|Ξ}}]]|19}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niewysłowionym zwracając na drzwi {{Korekta|oczy|oczy.}} Niebawem otworzono je i w dali ukazał mu się ojciec, który onieśmielony wchodził, a postrzegłszy przy gospodarzu siedzącego syna, tak się zmięszał i trząść zaczął, tak stracił przytomność, że w pierwszéj chwili Adolf chciał się zerwać i biedz mu w pomoc. Wstrzymał się jednak i głowę odwrócił, czując, że jeden ruch, mógł wszystkie jego zabić nadzieje.<br>
{{tab}}Narębski ciekawie zwrócił się ku przybyłemu i przywitał go tym tonem grzeczno-pańskim, który czasem gorzéj boli niż otwarte grubijaństwo. Szwarc skłonił się nizko, ale staremu i słów i pamięci zabrakło, oczy jego ciągnął syn, ręce chciały ku niemu, serce biło w tę stronę, potrzeba było udawać nieznajomego. Stary zląkł się czy wytrzyma, czy da sobie radę, pożałował swego kroku, zaniemiał, tak że nieśmiałość jego, niepojęta dla Narębskiego, zaczęła go śmieszyć potrosze.<br>
{{tab}}Adolf mimo panowania nad sobą, gorączkowo przewracał książki, odwróciwszy się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_20" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234{{!}}{{#if:20|20|Ξ}}]]|20}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odedrzwi, i buchał dymem cygara, z którego kłęby niezmierne wyciągał.<br>
{{tab}}— Asan masz zamiar wziąć u mnie propinacją? czy wszystkich szynków?<br>
{{tab}}— Ja, tego, to jest, proszę J. Wielmożnego pana, — {{Korekta|wybuknął|wybąknął}} Szwarc, — ja, tego, dowiedziawszy się.... pragnąłbym, a jeżeli warunki....<br>
{{tab}}— Asan zajmujesz się propinacją? — spytał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak jest, od lat trzydziestu.<br>
{{tab}}— A gdzie?<br>
{{tab}}Szwarc połknął ślinę i wymienił imie wsi, w któréj nie mieszkał, ale ją istotnie trzymał.<br>
{{tab}}— Jak się aćpan nazywa? — dodał Narębski.<br>
{{tab}}Tu był szkopuł, skłamać stawało się koniecznością dla syna, ale nie przyszło to łatwo, pan Bartłomiej pokraśniał cały i rzekł niewyraźnie:<br>
{{tab}}— Sobkowski.<br>
{{tab}}Miał szwagra tego imienia, który w wymienionéj wiosce mu gospodarzył i zastępował go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_21" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235{{!}}{{#if:21|21|Ξ}}]]|21}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Narębski począł chodzić po pokoju.<br>
{{tab}}— Znasz pan obszerność dóbr? warunki? położenie? Austerja na trakcie jedna, dwie we wsiach, karczemka w lesie. Dodaję do tego łąkę i ogród, chcesz wziąć i młyny razem?<br>
{{tab}}— Mogę i młyny, — wybąknął Szwarc niewyraźnie, wciąż poglądając na syna, który po książkach plądrował i krztusił się od dymu, jaki połykał.<br>
{{tab}}— Przeszły propinator płacił mi sześć tysięcy.<br>
{{tab}}— To wiele, — rzekł Szwarc cicho.<br>
{{tab}}— A ja teraz bez podwyżki nie puszczę, pięćset złotych muszę wziąć więcéj. Ale zapomniałem dodać, że moja żona bierze jeszcze kilka głów cukru, i coś tam, doprawdy nie pamiętam. Mówiono mi, że sama austerja więcéj połowy tenuty zarobić może, byle ją dobrze utrzymać.<br>
{{tab}}— Przecież ostatni propinator, — przerwał Szwarc dławiąc się, ale chcąc przedłużyć rozmowę, — podobno stracił i wychodzi bez grosza.<br>
{{tab}}— To jego wina, — rzekł Narębski {{pp|chło|dno}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_22" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236{{!}}{{#if:22|22|Ξ}}]]|22}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|chło|dno}}, — nie dbał o siebie, nie zapobiegliwy, w austerji często piwa nie było, opuścił mi budynki nawet.<br>
{{tab}}W téj chwili drugie drzwi pokoju pana Feliksa wychodzące ku salonowi, otworzyły się i bokiem wciskając się przez nie, dla niezmiernéj szerokości krynoliny, weszła panna Elwira, pod pozorem szepnięcia parę słów papie, w istocie aby Adolfa wyciągnąć. Adolf na jéj widok zerwał się grzecznie, ale zmieszany swém położeniem, wydał się tak dziwnie Elwirze, iż poczuła że mu coś dolega. Zwykle spokojny i trochę chłodny, tą razą rzucał się, oglądał, śmiał się gorączkowo i niepokoił do tego stopnia, że nawet pan Feliks zrozumiéć go nie mógł i patrzał nań z ciekawém zdziwieniem.<br>
{{tab}}— Co mu się u licha stało? — mówił w sobie.<br>
{{tab}}Szwarc, choć nie było gorąco, nieustannie pot z czoła ocierał. Narębski brał to za zmięszanie się jego wielkością i majestatem, i zamierzał być jak najpopularniejszym.<br>
{{tab}}Dnia tego Elwira była kwaśną, weszła więc z miną dumną, niezadowolnioną, ledwie {{pp|spoj|rzała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_23" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237{{!}}{{#if:23|23|Ξ}}]]|23}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|spoj|rzała}} na stojącego u drzwi szlachcica i odezwała się do ojca po francuzku:<br>
{{tab}}— Co to tu robi?<br>
{{tab}}Adolf jakby dostał w piersi sztyletem, udał że nie słyszał, a Narębski odpowiedział:<br>
{{tab}}— To ktoś co chce szynki wziąć u nas...<br>
{{tab}}Elwira przeszła po pokoju, wiodąc za sobą atmosferę woni jakiemi była oblaną, minka jéj pogardliwa, chód bogini, która na ziemię zstąpić raczyła, przejęły strachem starego propinatora.<br>
{{tab}}Choć zmięszany, choć niespokojny, cały w oczy się skupił, pożerając niemi Elwirę, śledząc jéj ruchy, usiłując wyczytać z fizjognomji, z dźwięku głosu, z rysów twarzy, co ta piękna maseczka biała, rumiana, pulchna, kryła w głębi śnieżnych piersi. Wydała mu się niesłychanie piękną, ale obok tego zrobiła na nim przykre wrażenie, jakby nań powiało od lodowni.<br>
{{tab}}Patrzał osłupiały i milczał; Elwira czując nową postać, choć tak bardzo maluczką, że dla niéj żadnego zachodu czynić nie było warto, mimowolnie jednak pozowała, jak paw <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_24" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238{{!}}{{#if:24|24|Ξ}}]]|24}}'''<nowiki>]</nowiki></span>chodziła i przybrała minkę zepsutego dziecka, pieszczoszki losu.... kandydatki na królowę.... Dziwiło ją niezmiernie, że Adolf, którego zaczepiała coraz, półgłosem odpowiadał jéj prawie nie do rzeczy i oblewał się rumieńcami, zbiegającemi i wracającemi co chwila.<br>
{{tab}}— Chodźmy do salonu i zostawmy ojca interesom! — rzekła w końcu, — daj mi pan rękę....<br>
{{tab}}Adolf nie śmiejąc spojrzéć na ojca, poskoczył i znowu bokiem wycisnęli się oboje z pokoju. Tylko tracąc z oczów starego, stojącego w pokorze i milczeniu przy progu, Szwarc rzucił na niego załzawioném prawie okiem, serce mu się ścisnęło. Była chwila, że chciał wyrzec się wszystkiego, pójść, uklęknąć przed starym ojcem i z nim razem uciec z tego domu.<br>
{{tab}}Zamknęły się drzwi, Szwarc lżéj odetchnął, pot przestał mu tak obficie lać się z czoła; Narębski chodząc rozmawiał. Nie bardzo go obchodziły szynki i cała ta sprawa, widocznie chciałby się był uwolnić od natrętnego kontrahenta, ale pan Bartłomiej trzymał go, {{pp|usi|łując}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_25" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239{{!}}{{#if:25|25|Ξ}}]]|25}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|usi|łując}} lepiéj poznać człowieka, który mu się wydał ostygłym, wyżytym, może dobrym w gruncie, ale jak zleżałe zboże zatęchłym i gorzkim.<br>
{{tab}}— Ale ojciec to jeszcze nic, — mówił sobie w duchu stary propinator, który ludzi sądzić umiał, — córka to téż nie wiele, bo to jeszcze młoda i nie wié czém będzie; ażeby odgadnąć czém ma być przyszła żona mojego syna, potrzebaby zobaczyć matkę.<br>
{{tab}}Rzadko kiedy dziecko nie układa się w formę rodzicielki, w dzieciństwie i młodości nieznaczne to jeszcze, bo ten wiek ma czém okrasić i uzielenić wady, które w przyszłości urosną, ale z latami, co się za młodu wpoiło, czego nauczył przykład, występuje jak odzywająca się, utajona choroba. Miał więc wielką słuszność stary Szwarc, że chciał dla zawyrokowania o córce, zobaczyć jeszcze matkę. Rzecz jednak była przytrudna, bośmy widzieli, jak pani Samuela pogardliwie odrzuciła uczynione jéj wezwanie.<br>
{{tab}}Tymczasem stary choć miękko traktując o szynki, co Narębski czuł dobrze, {{pp|nieskończe|nie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_26" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240{{!}}{{#if:26|26|Ξ}}]]|26}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nieskończe|nie}} przeciągał rozmowę, coraz to spoglądając na ojca, a chcąc się z każdego słowa coś nauczyć. Pani Samuela ubrana wreszcie i wyświeżona, choć, jak zawsze, z wielkim bólem głowy, weszła powoli do salonu i tu padła na fotel, zatrzymując Adolfa opowiadaniem o swoich cierpieniach, czém Elwirę zniecierpliwiła do tego stopnia, że ta aż pod nosem nucić sobie zaczęła, chcąc matce dać do zrozumienia, że czasby jéj kochanka uwolnić. Nie tak to było łatwo, gdy raz o sobie zaczęła mówić nieszczęśliwa Narębska. Powierzchowność jéj zwodnicza, rumieńce i pulchne kształty, mające wszelkie pozory zdrowia, zmuszały ją do tém troskliwszego opisywania słabości, iż rzadko kto był usposobiony jéj wierzyć.<br>
{{tab}}— Ja, — mówiła trzymając się za czoło, co dosyć dobrze uwydatniało bardzo pięknych kształtów rękę, — ja i Elwira obie jesteśmy jednego temperamentu i równie drażliwych nerwów, najmniejsza rzecz dla drugich przechodząca niepostrzeżenie, odbija się w nas tak silnie, że srogiém napawa cierpieniem. Świat nie przywykł zważać na to, podwójnie więc <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_27" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241{{!}}{{#if:27|27|Ξ}}]]|27}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znosić musimy, za naszą drażliwość i za jego nielitość.<br>
{{tab}}Adolf, ile razy mu tych skarg i opisów słabości słuchać wypadało, przybierał postać smutną, bolejącą i usiłował okazać współczucie, co go było w łaski pani Narębskiéj wkupiło; często mu jednak z trudnością przychodziło utrzymać się w powadze i smutku, gdy czyniła wrażenia i napiętnowana dlań była wyraźną przesadą. Samuela nadużywała jego położenia i wiedząc, że słuchać musi, że musi się z obowiązku litować, godzinami trzymała u krzesełka, wygadując się ze wszystkiém, czego inaczéj nie miała przed kim wyspowiadać, bo córka jéj nie bardzo pilnego nadstawiała ucha. Po opisach słabości przychodziły pochwały pozorne Feliksa, w których pełno było w istocie przymówek do niego, ukrytych i osłonionych czułością, potém nauki dla mężów w ogóle, a szczególniéj dla towarzyszów żon nerwowych, chorych i niezmiernie czułych.<br>
{{tab}}Wszystko to już Adolf na pamięć umiał, bo od czasu jak był przypuszczony do {{pp|zaufa|nia}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_28" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242{{!}}{{#if:28|28|Ξ}}]]|28}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zaufa|nia}} pani Samueli, niemal codzień powtarzała mu jedno, a niewiele urozmaicała formę, ale skazany na męczeństwo starającego się o córkę, znosił je mężnie.<br>
{{tab}}Tą razą Elwira, która tupiąc nóżką podśpiewywała, niecierpliwiła usiłując go oderwać od matki, użyła heroicznego środka i przerwała rozmowę.<br>
{{tab}}— Już ja widzę, że mama dziś bardzo cierpiąca, a wiem, że spokój to rzecz najpotrzebniejsza, niech mama nie męczy się i trochę tak posiedzi.<br>
{{tab}}To mówiąc skinęła na Adolfa, który uszczęśliwiony ustąpił, a Samuela nie zdobywszy się na odpowiedź, rzuciła tylko na córkę wcale niechętném i pełném wymówek wejrzeniem.<br>
{{tab}}Adolf z Elwirą poszli przechadzać się po salonie, matka dobyła flaszeczki i wciągała woń orzeźwiającą, parę razy ziewnęła, spoglądając z ukosa, nareszcie wstała z wysiłkiem i powoli pociągnęła ku gabinetowi męża.<br>
{{tab}}Szczerze powiedziawszy niecierpliwiło ją, że nie przychodzi i że nie podawano do stołu, humor zły powiększył się nieprzyzwoitém <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_29" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243{{!}}{{#if:29|29|Ξ}}]]|29}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znalezieniem się Elwiry, potrzebowała gdérać na kogoś i szukała męża, aby, korzystając z bytności nieznajomego, dokuczyć mu trochę, gdy przytomność obcego bronić mu się nie dozwalała.<br>
{{tab}}Przeszedłszy się parę razy po salonie, skierowała się niby od niechcenia ku drzwiom gabinetu, otworzyła je, i powoli, znowu bokiem dla niezwykłych rozmiarów krynoliny, wsunęła się do pana Feliksa.<br>
{{tab}}Z progu jeszcze przymrużonemi oczyma spojrzała w kątek, w którym stał biedny stary Szwarc, zrobiła minkę nieukontentowaną, zawachała się, ale weszła powoli.<br>
{{tab}}— Otóż to jest pan Sobkowski, — rzekł Feliks żywo, — który chce wziąć twoje szynki.<br>
{{tab}}Samuela ruszyła ramionami, ten się skłonił nizko, ale podniósł głowę, aby jak najlepiéj ostatniemu członkowi rodziny przypatrzeć.<br>
{{tab}}— Cóż mnie to tam obchodzi! — zawołała pogardliwie, — to wasza rzecz.<br>
{{tab}}I dodała po francuzku:<br>
{{tab}}— Wychodźże do salonu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_30" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244{{!}}{{#if:30|30|Ξ}}]]|30}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Kiedy mnie trzyma.<br>
{{tab}}— Cóż z nim będziesz ceremonje robił?<br>
{{tab}}Szwarc wprawdzie nie zrozumiał języka, w którym tych kilka słów wyrzeczono, ale prawie odgadł znaczenie wyrazów z tonu, jakim je mówiono. P. Samuela przeraziła go sobą, nic podobnego do niéj nie widział w życiu. Przeczucie mówiło mu, że taka piękna, delikatna pani, ze swą minką królewską, może najsilniejszego człowieka opanować, wysuszyć i zabić. Narębski zimny, zastygły i drewniany, wytłumaczył mu się cały tą żoną, która z niego krew i życie westchnieniami i stękaniem wyssała. Wielkie przywiązanie do syna czyniło starca jasnowidzącym, objął w chwili, odgadł całą przeszłość pana Feliksa i rolę jaką w niéj grała ta kobieta dumna, samolubna, wzgardliwa.<br>
{{tab}}Gdy cały wzruszony stał patrząc na nią, nagle pani Samuela, jak wiemy niesłychanie nerwowa, obejrzała się z przestrachem, z trwogą, z wyrazem twarzy jakby niespodzianie zagroziło jéj nieszczęście, poczęła patrzyć na wszystkie strony z przerażeniem, trząść się, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_31" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245{{!}}{{#if:31|31|Ξ}}]]|31}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ręką rzucać, jakby coś odpychała, i porwawszy batystową chustkę, potém flakonik, zawołała biegnąc ku drzwiom:<br>
{{tab}}— A! a! cóż za przykry zapach? co to jest? co to może być? coście tu zrobili? a! ale jakże można siedziéć w takim pokoju? Feliksie! co to jest? a! zemdleję.<br>
{{tab}}Szwarc patrzał z przestrachem, nie wiedząc o co chodziło, ale Narębski począł się uśmiechać i oczy jego skierowały się ku staremu szlachcicowi. Za niemi poszło wejrzenie obłąkane saméj pani.<br>
{{tab}}— Na cały dzień dostanę bólu głowy! cóż to jest? ale cóż to jest?<br>
{{tab}}Nagle zatrzymała się w postawie, w jakiéj Ristori grając Medeę, dzieci od siebie odpycha.<br>
{{tab}}— Ach! — krzyknęła, — ach, ''ten człowiek'' ma buty kozłowe!<br>
{{tab}}I oczyma pełnemi zgrozy i oburzenia, spojrzała na Szwarca.<br>
{{tab}}— Ten człowiek ma buty kozłowe, — dodała podnosząc głos, — jak można w butach kozłowych wchodzić na pokoje? Ale to okropnie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_32" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246{{!}}{{#if:32|32|Ξ}}]]|32}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Szwarc osłupiał, usta mu się otworzyły dziwnie, a oczy nagle zaszły łzami, któremi nabrzmiały powieki.<br>
{{tab}}— Bo kiedy asan chcesz z przyzwoitemi ludźmi miéć interes, — dumnie dodała Samuela, — toś powinien wiedziéć, że tak śmierdzącemu wchodzić na pokoje nie można.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł się powstrzymać od śmiechu, stary propinator szukał klamki i trafić do niéj nie umiał; pani Samuela zaczerwieniona powtarzała:<br>
{{tab}}— Ale wychodźże mi waćpan natychmiast... kadzidła! kadzidła! Feliksie, okno, okno otworzyć, cały dzień miéć będę migrenę. A! ten człowiek! ten człowiek!<br>
{{tab}}— Wracajże do salonu! — rzekł Narębski otwierając jéj drzwi szybko, — wychodź.<br>
{{tab}}A gdy się pani Samuela z krynoliną swą wyciskała nazad, pan Feliks korzystając z tego, że stary jeszcze do klamki nie trafił, bo mu łzy oczy zasłoniły, podbiegł ku niemu na pół śmiejąc się, pół z żalem, który dobre jego serce przebudził.<br>
{{tab}}— Przepraszam waćpana za moją żonę, —  <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_33" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247{{!}}{{#if:33|33|Ξ}}]]|33}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzekł podchodząc, — co chcesz? te kobiety są zawsze kapryśne, chora biedaczka, proszę mi darować.<br>
{{tab}}Szwarc kłaniał się tylko, nic nie mówiąc, ale wciąż téj nieszczęśliwéj szukał klamki, którą znalazłszy nareszcie, wymknął się i odetchnął za progiem dopiero.<br>
{{tab}}Łzy rzuciły mu się z oczów kropliste i spłynęły po policzkach.<br>
{{tab}}— Przepadł Adolf, — rzekł w duchu, — o mój Boże! o mój Boże, jak go tu uratować!<br>
{{tab}}Postał chwilę przededrzwiami i powolnym krokiem zsunął się po woskowanych wschodach w ulicę, spoglądając z wyrzutem na swoje buty, bo nie wiedział od ilu one boleści jego i syna ocaliły w przyszłości.<br>
{{tab}}Gdy się to dzieje, pani Samuela weszła do salonu, ale rozstrojona, przejęta, z twarzą osłonioną chustką, z oczyma przymkniętemi i pospieszyła na swój fotel, wołając:<br>
{{tab}}— Elwiro! wody! wódki kolońskiéj, octu.<br>
{{tab}}Adolf biegł za nią ratować, choć nie miał pojęcia co się jéj stać mogło.<br>
{{tab}}— Ale cóż to jest mamie? co to jest? — {{pp|po|skakując}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_34" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248{{!}}{{#if:34|34|Ξ}}]]|34}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|skakując}} ku niéj żywo, ale bez wielkiego wzruszenia spytała córka.<br>
{{tab}}— A! coś okropnego!.... a! to mnie zabije na cały dzień. Wystaw sobie, ten człowiek, który tam jest, wszedł z butami, a! uderzyło mnie, jakiś zapach! Jak to można wpuszczać takich ludzi do porządnego domu?<br>
{{tab}}Adolf, który stał przy niéj, pobladł jak ściana, oczy mu zapłonęły i wargi się zatrzęsły.<br>
{{tab}}— A! Feliks, który mi daje wejść i nie przestrzega!<br>
{{tab}}Narębski wszedł na to śmiejąc się trochę, choć ukrywając uśmiech szyderski, Adolf zwrócił się ku niemu niespokojny.<br>
{{tab}}— Cóż się stało pani? — spytał.<br>
{{tab}}— A! zaszedł ją zapach butów kozłowych! — zawołał pan Feliks, — i zrobiła mi historją. Żal mi tego starego, który tak był zmięszany, że się aż rozpłakał.<br>
{{tab}}Na te słowa Adolf wyprostował się jak struna.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał, — rozpłakał się?<br>
{{tab}}To zapytanie rzucił tak dziwnym głosem, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_35" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249{{!}}{{#if:35|35|Ξ}}]]|35}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tak wzruszony, że Narębski nie wiedział co myśléć, a sama pani otworzyła jedno oko omdlałe, na dźwięk, który się jéj wydał wymówką.<br>
{{tab}}W téjże chwili młody człowiek, z twarzą zmienioną, blady, pochwycił za kapelusz, usta mu się ścięły dziwnie i trzęsąc się począł nakładać rękawiczki. Ruch ten niepojęty się wydał Narębskiemu; Elwira patrzała nań zdumiona, sama pani tylko go nie dostrzegła.<br>
{{tab}}— Pożegnam państwa, — rzekł nareszcie po chwili milczenia Adolf.<br>
{{tab}}— Jakto? a obiad?<br>
{{tab}}— Jestem zmuszony odejść, aby dogonić tego biednego człowieka, — rzekł pasując się z sobą Adolf.<br>
{{tab}}— Tego człowieka! te buty! — rzuciła zdziwiona Samuela.<br>
{{tab}}— Ten człowiek jest moim ojcem! — zawołał Adolf odstępując kilka kroków. — Żegnam państwa....<br>
{{tab}}Skamieniała cała rodzina, ale nim się kto zebrał na odpowiedź, Szwarc był już za drzwiami salonu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_36" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250{{!}}{{#if:36|36|Ξ}}]]|36}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przywiązanie do ojca nad niczém mu się zastanawiać nie dozwoliło, przełamało miłość a raczéj namiętność ku Elwirze, uczucie fałszywego wstydu, myśl o przyszłości, wszystko.... odchodzący ze łzami starzec stał mu tylko na oczach; dogonić go, pocieszyć, uspokoić, zdawało się najpierwszym z obowiązków.<br>
{{tab}}Po odejściu Adolfa chwila martwego milczenia panowała w salonie. Narębski spoważniał nagle i surowo poglądał na żonę; pani Samuela śmiała się, ale fałszywym śmiechem jakimś nerwowym, konwulsyjnym i patrzała na córkę, która stała wryta, dumna, obrażona i drżąca od gniewu. Szczęściem dla niéj, ten gniew nie dał jéj uczuć boleści, kochała Adolfa, ale nienawidziła go razem, że dla ojca ją opuścił, że był w istocie synem szynkarza i śmiał na nią podnieść oczy.<br>
{{tab}}— A! no! — rzekł Narębski po chwili dosyć spokojnie, — skończona komedja! W istocie był synem szynkarza jak widać!.... powinnyście się cieszyć, że się to tak wcześnie wydało. Ale chłopiec z sercem i uczuciem, żal mi go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_37" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251{{!}}{{#if:37|37|Ξ}}]]|37}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Samuela dopiero się opamiętała i gniewna zaczęła przychodzić do siebie.<br>
{{tab}}— A! to szkaradna zdrada! widzisz Elwiro! jam cię przestrzegała! Szczęściem jeszcze, że się to zawczasu wydało, syn szynkarza! syn szynkarza! ''C’est charmant pour une Narębska!''<br>
{{tab}}Elwira padła w krzesło plącząc spazmatycznie, nie miała siły powiedziéć słowa, już przez zburzone od gniewu serce, przywiązanie do Adolfa powoli przebijać się zaczynało.<br>
{{tab}}— Nienawidzę go! — zawołała, — nienawidzę! gardzę nim, brzydzę się nim.<br>
{{tab}}— Dano do stołu! — rzekł nagle wchodząc służący.<br>
{{tab}}I tak skończyła się ta scena, Narębski wstał powoli, obojętnie, zimno.<br>
{{tab}}— Nie ma co narzekać, — odezwał się, — służę pani, stało się, nie naprawimy już tego.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Przybycie Mani do domu państwa Byczków, było dla nich wypadkiem wielkiéj wagi, gdyż niełatwemi w ogóle byli w wyborze swych lokatorów. Uproszona przez {{pp|Muszyń|skiego}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_38" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252{{!}}{{#if:38|38|Ξ}}]]|38}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Muszyń|skiego}} sama jéjmość, od któréj to głównie wszystko zależało, zgodziła się na przyjęcie sieroty, ale w duszy bardzo była niespokojna i nie rada ze swéj powolności. Byczek nie mieszając się czynnie, obracając tylko palcami i kręcąc głową znacząco, zdawał się równie jak żona przerażony następstwami, jakie to na dom ich sprowadzić mogło.<br>
{{tab}}Gdy wieczorem w małéj izdebce na górze, chłodnéj i smutnéj, znalazła się Mania, którą losy od niejakiego czasu dziwnie rzucały w coraz nowe miejsca, między ludzi obcych, nikt nie miał czasu bardzo się przybyłéj przyglądać.<br>
{{tab}}Płakała długo w noc osamotniona, bo się człowiek do wszystkiego przywiązuje, żal jéj było nawet Adolfiny, czuła się okrutnie opuszczoną i sierotą. Znużona w końcu usnęła, a gdy otworzyła oczy, z promykiem słońca weszła do izdebki nadzieja, chęć pracy, potrzeba życia, jaką w sobie czuje młodość.<br>
{{tab}}Smutno jéj było bardzo, wiedziała wszakże, że na bóle serca jest jedno lekarstwo, trud i zajęcie nieustanne. Poczęła się więc zaraz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_39" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253{{!}}{{#if:39|39|Ξ}}]]|39}}'''<nowiki>]</nowiki></span>krzątać około swojego nowego mieszkania, wymagającego dosyć pracy, aby wygodném i miłém być mogło. Mania nie wzdrygała się na żadną robotę, brakło jéj wszakże z początku wszystkiego co ją ułatwić mogło, drobiazgi swoje z pośpiechu pozostawiała u Adolfiny, nikt jéj tu posłużyć i dopomódz nie przychodził, nikogo prosić o nic nie śmiała. Ale dawała sobie rady jak mogła.<br>
{{tab}}Dopiero w godzinie obiadowéj służąca przyszła dosyć kwaśno prosić ją do stołu. Mania ubrana jak najprościej zbiegła na dół, gdzie ją pani Byczkowa i jéj mąż, z niezmiernie rozbudzoną i niezbyt życzliwą ciekawością oczekiwali. Sama pani miała postawę surową, zimną, majestatyczną, pan Zacharjasz dla nadania sobie powagi ogromnie powyciągał kołnierzyki, i ustom nadal kształt w dół nagiętego łuku.<br>
{{tab}}Szczęściem dziewczę nic nie wiedziało o uprzedzeniach obojga państwa przeciwko sobie i z wesołą a uśmiechnioną twarzyczką, któréj mimo ścieśnionego serca kazała się śmiać — stawiła się przed swemi gospodarzami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_40" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254{{!}}{{#if:40|40|Ξ}}]]|40}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Byczkowa wciąż była groźna i milcząca, sam pan nieufny i chłodny, coraz wyżéj kołnierzyki wyciągał, a usta wykrzywiał, — ale to trwało krótką tylko chwilę. Mania zaczęła mówić, ożywiła się nieco i pierwsze wrażenie tak było dla niéj korzystne, że nawet pani Zacharjaszowa ulegając mu, lepszą o nowym gościu powzięła opinją. Byczek nie zupełnie obojętny dla płci pięknéj, chociaż to usposobienie głęboko przed jéjmością ukrywał, poczwarne rzeczy wygadując przeciwko płochym niewiastom, czuł się ujęty wdzięczną powierzchownością Mani, oczekiwał wszakże z objawieniem swojego zdania na żonę. Gdy sami zostali po obiedzie, a jéjmość wyraziła się o sierocie, że panna Marja była bardzo miłą dziewczynką i zdawała się jakąś biedną a poczciwą i dobrą istotą, Byczek mocno to potwierdził, usiłując tylko pozostać obojętnym, tak, by pani znowu za zbyt gorącego wielbiciela go nie wzięła.<br>
{{tab}}Zdobywszy szturmem gospodarzy, Mania, któréj rzeczy powoli przynoszono, uciekłszy na górę, poczęła się w mieszkaniu {{pp|rozpatry|wać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_41" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255{{!}}{{#if:41|41|Ξ}}]]|41}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|rozpatry|wać}} i urządzać. Adolfina ostrożna do zbytku, obawiając się aby albo kapitan, albo baron nie śledzili dokąd jéj wychowanka uciekła, z wielką zapobiegliwością przez Kachnę i najętego człowieka, nieznacznie, bocznemi uliczkami, przesyłała co dla dziewczęcia najpotrzebniejszém być mogło. Największa trudność była z fortepjanikiem. Czuła pani Jordanowa, że w samotności wielkąby on był pociechą dla Mani, ale nie śmiała go we dnie przenosić, aby jaki szpieg za ludźmi nie poszedł. Wypadało téż spytać państwa Byczków o pozwolenie, a nareszcie wypróbować, czy po ciasnych wschodkach, wejdzie on na piąterko pod dachem. Spytana nieśmiało Byczkowa, odpowiedziała potwierdzająco.<br>
{{tab}}— Alboż czemu nie? I owszem, niech przyniosą fortepjan. Wszak pewnie mały? no, to przez tamte wschody bokiem wejdzie. Lat temu pięć mieszkał tu stary Niemiec, nauczyciel muzyki i miał instrument u siebie. Przytém, że bardzo lubimy muzykę, a zresztą z pięterka to jéj ani słychać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_42" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256{{!}}{{#if:42|42|Ξ}}]]|42}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pan Byczek był zupełnie tego zdania i na poparcie żony, gdy Mania odeszła, dodał:<br>
{{tab}}— I zawsze jest lepiéj, kiedy lokator ma jakieś meble i kosztowniejsze sprzęty; to przecie pewność dla gospodarza, gdyby, uchowaj Boże, nie zapłacił.<br>
{{tab}}— Oczewiście! — dodała Byczkowa.<br>
{{tab}}Mania była bardzo szczęśliwą, gdy stary przyjaciel, co pod jéj paluszkami tyle mówił rzeczy, tylą śpiewał pociechami, wsunął się wieczorem na poddasze i stanął w kątku, bokiem do okna, jakby chcąc jéj powiedziéć: przyszedłem do ciebie znowu, dzielić twoją samotność, będziemy we dwoje.<br>
{{tab}}Gdy tak nareszcie wszystko poznoszono, Mania dużo miała do roboty. Lubiła żeby jéj mieszkanie było wyświeżone i ładne, by uprzedzało porządkiem o swéj pani, dobre więc parę dni zajęło jéj ustawianie, zagospodarowanie tego kątka i uczynienie go znośniejszym. Nieprzywykła do wygód, znajdowała nawet izdebkę wcale miłą i wesołą, była w niéj u siebie i panią.<br>
{{tab}}Praca i krzątanie stało się najlepszém na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_43" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257{{!}}{{#if:43|43|Ξ}}]]|43}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tęsknotę lekarstwem. Trzeciego dnia, nie mogąc dłużéj wytrzymać, sama pani Byczkowa, pod jakimś pozorem dosyć niezręcznym, weszła do Mani, w istocie przez ciekawość, jak ona się tam sama, bez niczyjéj pomocy, potrafiła rozgościć. Obudziła jéj ciekawość służąca, która nosząc herbatę na górę, rozpowiadała dziwy o téj mróweczce, skrzętnie i zręcznie ubierającéj sobie ciche swe i niepozorne gniazdeczko. Potrzeba było dosyć drobnostek, których Mani zabrakło, ale z rana wykradła się parę razy i skupiła w mieście najpilniejsze. Musiała to uczynić ostrożnie i wcześnie, bo lękała się także aby ją nie szpiegowano.<br>
{{tab}}Opuszczona izdebka, wcale teraz inną przybrała fizjognomją. Za czasów Teosia było to schludne i czyste, ale on nie myślał o przystrojeniu tych ścian, które dla niego tylko były schronieniem; Mania z uczuciem kobiecém, zaraz je zapragnęła choć ubogo przybrać i uczynić wdzięcznemi oku.<br>
{{tab}}Wszedłszy pani Byczkowa, mocno się zadziwiła, — ślicznie bo tu było, choć nie wytwornie i po prostu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_44" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258{{!}}{{#if:44|44|Ξ}}]]|44}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W okienku firanka biała, świeża i kształtnie zarzucona, kilka wazoników kupionych na Nowym świecie z rezedą, lakami i różami, zielonością swą je ożywiały. Obok zaraz stał fortepjanik, a przy nim na półeczce plecionéj książki i nuty; daléj skromne łóżeczko z obrazkiem częstochowskim, palmą i gromnicą, z wyszytym przez Manię dywanikiem, z ciemną merynosową kołderką i białą poduszeczką. Na stoliczku była robota, na drugim trochę papierów. Ściany przybrały się w parę obrazków, danych niegdyś Mani przez Narębskiego, z których jeden wystawiał wiejskie mieszkanie państwa Feliksów, gdzie dziewczę się wychowywało, drugi najbliższe miasteczko; oprócz tego wisiało parę fotografij, a między niemi pana Feliksa, jego żony i córki. Już po odjeździe Mani z ich domu, Narębski tajemniczo oddał sierocie śliczną miniaturę, wystawującą piękną w kwiecie młodości kobietę, w bardzo skromném ubraniu, — była to ostatnia po Julji pamiątka, przez przejeżdżającego artystę zrobiona skrycie dla kochanka, ale bardzo podobna. Narębski cicho dając ją {{pp|Ma|ni}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_45" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259{{!}}{{#if:45|45|Ξ}}]]|45}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Ma|ni}}, dozwolił się jéj domyślać, że ta kobieta była jéj matką. Odtąd nie było dnia, żeby sierota ze łzami nie wpatrywała się w obrazek i nie popłakała nad nim i nad sobą.<br>
{{tab}}Minjatura ta wisiała nad jéj łóżeczkiem.<br>
{{tab}}Trudno w niéj było może poznać dzisiejszą jenerałowę, ale wyraz twarzy, czoła i oczów szczególniéj, jeszcze ją przypominał. Narębski nie chciał zachowywać dłużéj wspomnienia kobiety, która skłamała swéj przeszłości całém życiem późniejszém.<br>
{{tab}}Ale największą sztuką dla pani Byczkowéj i powodem zdziwienia było to, że Mania wszystko co harmonją popsuć mogło, umiała ukryć tak starannie, iż pokoik wydawał się nie jedyném schronieniem, ale niby salonikiem i do innych dodatkiem. Zmienił on tak dalece pozór, że pani Zacharjaszowa ledwie go poznać mogła.<br>
{{tab}}— To bo ja zawsze mówiłam, — rzekła w duchu gospodyni, — to bo jest bardzo porządne mieszkanie, i niepotrzebnie my go, jakby nam z nosa spadało, tak tanio wypuszczamy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_46" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260{{!}}{{#if:46|46|Ξ}}]]|46}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A potém dodała:<br>
{{tab}}— Miał słuszność Muszyński, że to porządna jakaś dziewczyna, zaraz to widać koło niéj, i nie trzpiot. Już tam ladajaka wietrznica takby o sobie nie myślała, no! to chwała Bogu!<br>
{{tab}}Pani Zacharjaszowa obejrzawszy od niechcenia wszystkie kątki, raczyła nawet zaproszona przysiąść na chwilkę, a że z natury była dosyć ciekawą, poczęła namawiać i nalegać na Manię, żeby jéj co zagrała. Niewiele się znała na muzyce, ale wiedziała przecie tyle, że za zwyczaj ona tém jest lepszą, im palce żywiéj biegają po fortepjanie i więcéj robią hałasu. Kilka wysłuchanych koncertów danych przez wielkie znakomitości, przekonały ją, że muzyka należała do tych sztuk łamanych, w których wszystko zależało na biegłości. Wyrobiła sobie z tego niewzruszoną teorję, dozwalającą niechybnie sądzić o wirtuozach.... im kto grał prędzéj a głośniéj, tém, wedle pani Zacharjaszowéj, większym był mistrzem.<br>
{{tab}}Mania w dosyć dobrym humorze, nie {{pp|wie|dząc}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_47" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261{{!}}{{#if:47|47|Ξ}}]]|47}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wie|dząc}} co wybrać dla gospodyni, po świetnéj przegrywce, rzuciła okiem na pulpit, na którym stał jakiś kawałek Talberga, bo go się właśnie uczyła, nie myśląc więc wcale o popisie, zaczęła grać co miała przed sobą.<br>
{{tab}}Wypadkiem było tam dosyć bieganiny, a miejscami wiele hałasu, tak, że Byczkowa mocno się zdumiała i strasznie głową kiwać zaczęła.<br>
{{tab}}Trzeba wiedziéć, że i sam jegomość, przeczuwając iż żona jego weźmie pewnie na próby sierotę, choć nie śmiał wejść z nią razem, wsunął się na wschody i słuchał z wierzchołka ich muzyki. Podzielając tak w tém jak w innych rzeczach, zasady swéj towarzyszki i on z wielkiém uwielbieniem i podziwem poił się tą muzyką, która na nim potężne uczyniła wrażenie. Gdy zarumienione dziewczę wstało od fortepjanu i zbliżyło się do gospodyni, znalazło ją przejętą i najżyczliwiej dla siebie usposobioną.<br>
{{tab}}— Dalibóg artystka! artystka! — zawołała Byczkowa, — mogłabyś i koncerta dawać, a jak biega po tym fortepjanie! jak biega!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_48" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262{{!}}{{#if:48|48|Ξ}}]]|48}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mania uśmiechnęła się zawstydzona; wiedziała ona dobrze, ile jéj małym raczkom brakło.<br>
{{tab}}Z tą ostatnią, a zwycięzką próbą, przeszła reszta obaw w domu co do charakteru nowéj mieszkanki poddasza, a sam jegomość przejęty był coraz głębiéj poszanowaniem dla niéj.<br>
{{tab}}— Osoba wykształcona, — mówił w duchu, — co się zowie odebrała edukacją.... To nie może być, żeby tak wychowana panienka nie czytywała Kurjerka? Może należałoby ją biedną, zmuszoną okolicznościami do pozbawienia się tak potrzebnéj młodemu rozrywki i nauki, wesprzéć, posyłając jéj codziennie numer tego szanownego pisma, tyle czyniącego dla cywilizacji kraju? Hm! — rzekł w sobie Byczek, — uczyniłbym to chętnie, ale jéjmość? co powie jéjmość? a z drugiéj strony, jeżeli z płochością wiekowi swojemu właściwą, rzuci jaki numer w kąt nieuważnie i pozbawi mnie kompletu? Mówią, że nic trudniejszego jak komplet pisma tego, którego na wagę złota nie dostać! Mogę zbytniém poświęceniem o wielką przyprawić się stratę.... dajmy pokój.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_49" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263{{!}}{{#if:49|49|Ξ}}]]|49}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie posłał pan Zacharjasz Kurjerka, ale sama ta myśl dowodziła, do jakich ofiar dla sieroty był zdolnym, i jak się na niéj poznać umiał.<br>
{{tab}}Byczkowa zawsze prawie samotna, skłopotana lokatorami i biedną staruszką, z którą dosyć trudno było sobie dać radę, w Mani niespodzianą znalazła pomoc i pociechę. Bardzo wprędce zawiązała się przyjaźń, a serce dziewczęcia, tak potrzebujące przywiązania, odpowiedziało uczuciem na uprzejmość nieznajoméj.<br>
{{tab}}Coraz częściéj jedna wchodziła na górę, druga zbiegała na dół. Wiele mając wolnego {{Korekta|czazu|czasu}} Mania, dobrowolnie podejmowała się pomagać Byczkowéj w jéj gospodarstwie i codziennych drobnych zajęciach, a spełniała to tak chętnie, wesoło, ochoczo, jak niegdyś w prześladowaniu i niewoli u Narębskich.<br>
{{tab}}Tak sam pan, pani i cały ich dwór, wkrótce byli przyjaciółmi biednego kopciuszka; stał się tu cud, który dział się wszędzie, gdzie się ukazała, że tam gdzie ją zrazu ledwie przyjąć chciano, późniéj w kilka dni, {{pp|płaka|noby}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_50" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264{{!}}{{#if:50|50|Ξ}}]]|50}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|płaka|noby}} gdyby przyszło utracić. Nie obawiała się już przykrości, bo każdy uprzejmie spieszył, aby jéj pomódz i posłużyć.<br>
{{tab}}Trzeciego czy czwartego wieczora, dając dowód nadzwyczajnego zaufania, zwierzyła się przed Manią gospodyni z wielkiego utrapienia, jakiém ją napawała nieszczęśliwa obłąkana staruszka, która chwilami zdawała się zamarłą i spokojną, to znowu obudzona do zbytku, najdziwaczniejsze miewała przywidzenia.<br>
{{tab}}— A! żebyś ty wiedziała moje dziecko, — mówiła wzdychając pani Zacharjaszowa, — co to jest miéć w domu taką biedną kobietę.... a jeszcze matkę mężowską, któréj nieustannie pilnować potrzeba i nigdy jéj dogodzić nie można. Człowiek jéj pewnie źle nie życzy, ale patrząc jak ona cierpi, a co przez nią drudzy, Bóg wié jakie czasem myśli przychodzą. Już prawie nikogo nie poznaje, a im bardziéj starzeje, tém osobliwsze, coraz młodsze wspomnienia się jéj roją, tak, że niewiedziéć czy śmiać się, czy płakać?<br>
{{tab}}Mania ciekawa jak dziecię, niezmiernie {{pp|zo|stała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_51" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265{{!}}{{#if:51|51|Ξ}}]]|51}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zo|stała}} przejętą opowiadaniem, ale nie śmiała prosić gospodyni, aby ją kiedy do téj staruszki zaprowadziła; sama wszakże Zacharjaszowa dodała w końcu, że jak matka będzie przytomniejsza, razem do niéj pójdą na chwilę.<br>
{{tab}}— Bo to ciekawość doprawdy, — rzekła z westchnieniem, — jak jéj się młodość ze starością w głowie pomieszały.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pierwszych dni pobytu dziewczęcia u Byczków, aby nie wydać gdzie się ona znajduje, ani Adolfina, ani Narębski, ani nawet Teoś nie śmieli jéj odwiedzić. Nazajutrz po umieszczeniu tutaj, poszedł tylko Muszyński do pana Feliksa oznajmić mu o powodach tego kroku i uspokoić go na przyszłość.<br>
{{tab}}— Cóżeście się tak u licha niepotrzebnie zlękli tego głupiego barona? — zapytał Narębski, — ja się bardzo domyślałem jego szaleństwa, ale cóż on mógł począć? Gwałtu przecież od niego obawiać się nie było można, jest to nadto dobrze wychowany człowiek i lękałby się opinji, boćby utaić tego nie można.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_52" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266{{!}}{{#if:52|52|Ξ}}]]|52}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie wiem, — rzekł Teoś, — ale zdaje się, że pani Jordanowa musiała miéć słuszne powody do obawy, a szczególniéj podobno to, że w pomoc temu panu przyszedł kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Jakto? to być nie może! — zawołał Narębski, — on z nim był jak najgorzéj! Baron go nienawidził i nie użyłby pewnie.<br>
{{tab}}— Widać że się tam coś zmienić musiało. Pluta na długo zniknął nawet z horyzontu, ale się znowu ukazał.<br>
{{tab}}— A! wszystko to wreszcie być może, — odparł pan Feliks, — ale ja mam powody sądzić, że Pluta nie będzie się w to wdawać bardzo czynnie. Oto jest jego list, — rzekł pokazując Teosiowi pismo. — Chociaż nie mam zwyczaju okupywać spokoju mego od napaści takich ludzi, zmęczony, rozdrażniony, chcąc się go raz na zawsze pozbyć, posłałem mu trzy tysiące. Zkądinąd zaś wnoszę, że choć najmniéj na wiarę zasługuje taki łajdak, ale i on w pewnych razach może słowa dotrzymać. Baron pozbawiony godnego {{pp|sprzy|mierzeńca}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_53" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267{{!}}{{#if:53|53|Ξ}}]]|53}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|sprzy|mierzeńca}} swego, sam nic bardzo strasznego przedsięwziąć nie może.<br>
{{tab}}— Pan byś mógł z nim o tém pomówić otwarcie, — rzekł Teoś.<br>
{{tab}}— Ja? ale jakiémże prawem? — spytał czerwieniejąc się Narębski, — cóż to do mnie należy? Zresztą uważam to za zbyteczne i nie lękam się wcale barona dla Mani.<br>
{{tab}}Teoś więcéj nie nalegał.<br>
{{tab}}Dunder w istocie nie ukazał się już ani u Adolfiny, ani gdzieby go o szpiegowanie Mani posądzić można. Zamknął w sobie namiętność, usiłując o niéj zapomnieć, choć napróżno.<br>
{{tab}}Umieściwszy Manię u Byczków, Muszyński nazajutrz niezbyt rano poszedł do Drzemlika, aby się z nim ostatecznie obrachować i rozstać. Między wieczorem a rankiem upłynęło dosyć godzin namysłu, które jednak żadnéj dla Teosia nie przyniosły zmiany, ale w panu Michale obudziły żal szczery po pomocniku i usilną chęć zatrzymania go dłużéj przy sobie.<br>
{{tab}}— Powinienby mnie przeprosić, — mówił zrazu Drzemlik, — tobym go na miejscu {{pp|zo|stawił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_54" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268{{!}}{{#if:54|54|Ξ}}]]|54}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zo|stawił}}. Ale bo téż prędki i zuchwały. Widział kto co podobnego przy takiéj goliźnie? Można się to było spodziewać od niego? Święty turecki, a taka pycha jakby miljonami obracał! Gdybym wiedział, że taki drażliwy, nie byłbym go tak napadł.<br>
{{tab}}Rozważywszy dobrze ile straci na oddaleniu się Teosia pan Michał, i jak go trudno będzie równie uczciwym i zdatnym zastąpić, coraz bardziéj nabierał chęci do jakiegoś układu i zgody. Myśląc nawet dłużéj o tém, upewnił się, że Teoś bardzo znowu upartym być nie może, że musi być pokorny i powinienby przeprosić.<br>
{{tab}}Za zły jednak znak poczytał, gdy rano Muszyński o swojéj godzinie do sklepu nie przyszedł, a on sam z chłopcem musiał go zastępować i zasiąść w księgarni, od czego był zupełnie się odzwyczaił. Kilku kupujących nadeszło, Drzemlik sobie z niemi rady dać nie umiał, każdy z nich dopytywał o Muszyńskiego kiedy wróci i mile się o nim wyrażał, co przekonało pana Michała, że oddalenie jego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_55" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269{{!}}{{#if:55|55|Ξ}}]]|55}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie będzie bez wpływu na handel, i w gorszy go jeszcze humor wprawiło.<br>
{{tab}}Około południa dopiero otworzyły się drzwi i Teoś wszedł zimny, uspokojony, grzeczny, ale już jakby obcy człowiek za interesem. Drzemlikowi dosyć na niego było spojrzeć, aby się przekonać, że młody człowiek pierwszego kroku dla przejednania się nie zrobi, stał się z tego powodu niespokojnym. Szło mu o utrzymanie swojéj godności, a z drugiéj strony straty i kłopotu się obawiał.<br>
{{tab}}— Obowiązany jestem księgarnię zdać i obrachować się z panem, — rzekł powoli Muszyński, — radbym to uczynić natychmiast, gdyż mam inne zajęcia.<br>
{{tab}}— A, bardzo dobrze, — odparł kwaśno Drzemlik, dla pokrycia wrażenia udając, że przerzuca papiery, — najchętniéj, najchętniéj, proszę o książki, o kassę, i zaraz z sobą skończymy, jeżeli wszystko w porządku. Chociaż istotnie, — dodał ciszéj, — nikt tak nie opuszcza z pieca na łeb swoich obowiązków wśród roku, nie dawszy czasu wyszukać następcy i sadząc pryncypała na lodzie. Ale mniejsza <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_56" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270{{!}}{{#if:56|56|Ξ}}]]|56}}'''<nowiki>]</nowiki></span>o to, mniejsza o to, — rzekł gorączkowo Drzemlik, którym gniew miotać zaczynał, — mógłbym nawet zmusić do utrzymania umowy, ale nie chcę, nie chcę....<br>
{{tab}}Teoś milczał, spojrzał na księgarza zimno i nic nie odpowiedział, prócz po chwili:<br>
{{tab}}— Kończmy, mój panie.<br>
{{tab}}— A no, to kończmy, i owszem, kończmy, przecież ludzi dosyć jest na świecie, nie trzeba znowu myśléć, żebym ja sobie kogoś za mój miły grosz nie znalazł.<br>
{{tab}}— Bynajmniéj o tém nie wątpię, — odparł Muszyński, — i dla tego proszę, abyśmy spiesznie kończyli z sobą. Oto jest rachunek ogólny, który przejrzéć proszę; oto kassa do sprawdzenia, którą należy obliczyć i pokwitować mnie, oto wypis należności mojéj.<br>
{{tab}}— Tak, rachunki, kassa, ależ zapominasz pan księgarni, składu? książek? — zawołał Drzemlik w gniewie, coraz bardziéj się unosząc, — czyż to po składach i na półkach nie może czego braknąć? czy to ja mogę i księgarnię i magazyn tak na wiarę, od oka przyjmować? za kogóż to mnie pan masz? za dziecko?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_57" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271{{!}}{{#if:57|57|Ξ}}]]|57}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wyrazy te były dosyć obrażające, Teoś spłonął, ale Drzemlik był w swojém prawie, musiał połknąć przymówkę i zmilczéć.<br>
{{tab}}— Weźmijmy się więc do sprawdzenia podług katalogów, — odparł chłodno.<br>
{{tab}}— Ja nikogo nie posądzam, nie podejrzewam nikogo, ale każdy się może omylić, a kto nie dopatrzy okiem, dopłaci workiem. — dodał p. Michał.<br>
{{tab}}— O! nie przeprosi, nie przeprosi, — rzekł w duchu, — zaciął się! dumna sztuka! cóż to? myśli że ja go jeszcze będę przepraszał.... nie doczekanie jego!<br>
{{tab}}— Na sprawdzenie ja znowu dnia tracić nie mogę, — zawołał głośno, przyjdą kupujący, na to jest wieczór.<br>
{{tab}}— Czy mam się stawić wieczorem? i o któréj godzinie? — zapytał Muszyński cierpliwie.<br>
{{tab}}Drzemlik splunął, głowę schował w księgę regestrową i szukał czegoś przewracając karty żywo, jakby nie mógł wynaleść.<br>
{{tab}}— Czy mam przyjść wieczorem? — powtórzył Teoś.<br>
{{tab}}— Należałoby siedziéć tymczasem i {{pp|speł|niać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_58" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272{{!}}{{#if:58|58|Ξ}}]]|58}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|speł|niać}} obowiązek do ostatka, — odburknął wreszcie pan Michał, — tak jest wszędzie. Dopóki ja drugiego nie dostanę, porzucić tak nie można sklepu i dawać sobie od razu uwolnienie, a mnie zostawić na śród drogi! Tak się w handlu nie robi mój panie, tak się nie robi!<br>
{{tab}}— Będę cierpliwy, — odpowiedział Muszyński zrzucając rękawiczki, — proszę tylko o sprawdzenie stanu księgarni i składów, a ja spełnię obowiązek do ostatka. Może to przyspieszy uwolnienie.<br>
{{tab}}— Cóż to mnie wacpan chcesz przymusić do pośpiechu, — zawołał niby śmiejąc się Drzemlik, — ja tak zrobię jak zechcę, jak mi wygodniéj. Słyszysz wacpan, tak uczynię jak mi się podoba.<br>
{{tab}}Podniósł głos, bo mu się jakoś zdawało, że Teoś go zniżył i mięknąć zaczynał, sądził więc, że nastroiwszy się wyżéj i ostro stając prędzéj go złamie; ale Muszyński rozśmiał się głośno, a księgarz zmięszał się widocznie.<br>
{{tab}}— Słyszę! słyszę, głuchy nie jestem, — odparł młody człowiek, — uczynisz pan jak mu się podoba, i ja jak mi się zda. Chciéj się {{pp|tyl|ko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_59" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273{{!}}{{#if:59|59|Ξ}}]]|59}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|tyl|ko}} zatrzymać od hałasu, bo ten się na nic nie przyda.<br>
{{tab}}Drzemlik trzasnął mocno drzwiami i wyszedł.<br>
{{tab}}Teoś bardzo cierpliwie przesiedział dzień cały za stołem. Nad wieczorem pan Michał powrócił, ale z widoczną zmianą na twarzy. Jak wszyscy ludzie poczuwający się do winy, którzyby przeskoczyć ją chcieli równemi nogami, nie śmiejąc dotykać drażliwego przedmiotu, wszedł niby w dobrym humorze, podśpiewując przywitał się z Teosiem i usiłował obojętną zawiązać rozmowę.<br>
{{tab}}— Ależ to wiatr! — rzekł zdejmując płaszcz, — ależ dmie!<br>
{{tab}}Teoś milczał.<br>
{{tab}}— I taki kurz niesie, — dodał znowu nie odbierając odpowiedzi, na którą i teraz próżno czekał.<br>
{{tab}}— Widział pan pogrzeb pani radczynéj, który tędy przechodził? wspaniały? — zapytał wyczekawszy.<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł krótko Muszyński.<br>
{{tab}}Drzemlik począł śpiewać, ale głos miał {{pp|fał|szywy}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_60" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274{{!}}{{#if:60|60|Ξ}}]]|60}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|fał|szywy}} i brakło mu zwyczaju, nie był w stanie wlazł kotka całego zanucić, prędko więc przestać musiał.<br>
{{tab}}— No! uparty! — powtarzał w duchu.<br>
{{tab}}Przystąpił niby do opatrywania na półkach, potém się odwrócił do Muszyńskiego.<br>
{{tab}}— No? co? jeszcze się waćpan na mnie gniewasz? — zawołał.<br>
{{tab}}— Ja? bynajmniéj.<br>
{{tab}}— I myślisz mnie porzucić?<br>
{{tab}}— Muszę, — odpowiedział Teoś.<br>
{{tab}}— Wstydźże się waćpan, — rzekł księgarz powoli, — jest tu czego się kłócić i zrywać? po co to? dla czego? obaśmy podobno byli za gorący, no! to kwita i dajmy już temu pokój.<br>
{{tab}}— Chętnie uznaję, że tam i moja wina być mogła.<br>
{{tab}}— A widzisz! — wrzucił Drzemlik.<br>
{{tab}}— Ale niemniéj postanowiłem sobie innego chleba szukać.<br>
{{tab}}— Uparty to uparty! — ruszając ramionami rzekł księgarz, — a cóż poczniesz?<br>
{{tab}}— Sam jeszcze nie wiem, czegoś sobie szukać potrzeba.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_61" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275{{!}}{{#if:61|61|Ξ}}]]|61}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I niewdzięczny, — dorzucił pan Michał rozczulając się. — Waćpan nie wiész ile ja dla niego miałem serca, jak myślałem nawet aby przyszłość mu zapewnić, ale człowiek zawsze niewdzięcznością zapłacony być musi.<br>
{{tab}}Teoś zmilczał, skłonił się tylko powoli.<br>
{{tab}}— Nie zostaniesz więc?<br>
{{tab}}— Nie mogę, — powtórzył Muszyński, — umiem być wdzięczny, ale o sobie myśléć muszę także.<br>
{{tab}}Drzemlik pochmurniał i wziął się do przepatrywania książek, ale po chwili postawił świecę na stole.<br>
{{tab}}— Ażebym dał ostatni dowód zaufania panu memu, — rzekł, — otóż przyjmuję tak wszystko jak jest, nie patrzę nic, kwituję i koniec. Jeszcze miéć będziesz do mnie pretensją? jeszcze powiész, że gbur jestem?<br>
{{tab}}— Nic nie mówiłem i nie mówię.<br>
{{tab}}Drzemlik spojrzał na notatkę należności Teosia i żywo począł szukać pieniędzy.<br>
{{tab}}Kilka dni temu odbierając jakąś sumkę od znajomego żydka z prowincji, który był razem kollektorem loterji, Drzemlik spokuszony <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_62" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276{{!}}{{#if:62|62|Ξ}}]]|62}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przez niego, w pieniądzach wziął był bilet piątéj klassy z pewném ustępstwem.... Kawałek ten papieru walał się w szufladce razem z assygnatkami. Przerzucając je Drzemlik, natrafił na bilet i zmiął go kwaśny, że się dał w pole tak wyprowadzić, gdy nagle myśl mu jakaś błysnęła. Skąpy a nie mając nadziei wygranéj, zrobił zaraz projekt pozbycia się biletu, w cenie zwykłéj oddając go Teosiowi. Zamiast straty, miał w ten sposób wyraźny zarobek. Zaczął liczyć pieniądze, wybierając jak najmocniéj podarte.<br>
{{tab}}— Ale oto, nie chcesz pan biletu na loterją klassyczną? — spytał, — gotówbym był odstąpić, a za kilka dni ciągnienie!<br>
{{tab}}Teoś ruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Nie wierzę w żadną loterją, — rzekł obojętnie, — nigdy nie biorę biletów i chcę przyszłość być winien pracy nie losowi.<br>
{{tab}}— A cóżby to szkodziło raz w życiu spróbować? a nuż?....<br>
{{tab}}— Pewny jestem, że to do niczego nie prowadzi, prócz straty pieniędzy.<br>
{{tab}}— Jednakże? a kilka dni nadziei? to także <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_63" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277{{!}}{{#if:63|63|Ξ}}]]|63}}'''<nowiki>]</nowiki></span>coś warto! — rzekł Drzemlik, — chciałbym abyś pan miał pamiątkę odemnie, kto to wie? z ręki, która panu była zawsze przyjazną, nuż szczęśliwy los wypadnie?<br>
{{tab}}Teoś zaczął się śmiać.<br>
{{tab}}— Panie kochany, gdyby los mógł być szczęśliwy, nie wolałżebyś go sobie zatrzymać?<br>
{{tab}}Drzemlik się uśmiechnął, ale nie przestał nalegać.<br>
{{tab}}— Mnie nie idzie w takich rzeczach, — odezwał się, — któż wié? pan byłbyś może szczęśliwszy?<br>
{{tab}}— Mniejsza o to, pragnąc skończyć, — rzekł Muszyński, — przyjmuję jeśli się panu podoba, ale mi pan daj świadectwo, abyś potém nie miał jakiéj pretensji.<br>
{{tab}}— Ale najchętniéj, — podchwycił księgarz rad, że się pozbywa w dobréj cenie, niepotrzebnego kawałka papieru.<br>
{{tab}}Przy obrachunku, świstek ów, który Teoś obojętnie schował do kieszeni, poszedł w cenie zwyczajnéj. Żal mu było straconego daremnie grosza, ale chcąc co najprędzéj skończyć z księgarzem, zgodził się na wszystko.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_64" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278{{!}}{{#if:64|64|Ξ}}]]|64}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Szkoda, — dodał wreszcie pan Michał wzdychając, — że dla tak dziecinnego powodu, dla kilku słów za gorąco wymówionych, chcesz mnie pan koniecznie opuścić. Nie mam prawa gwałtem go wstrzymywać, ale proszę, jeżelibyś zmienił postanowienie, a chciał powrócić, — pamiętaj, że drzwi moje zawsze są dla niego otwarte.<br>
{{tab}}Była li tam iskra uczucia jaka, czy tylko interes własny, w rozbiór chemiczny wdawać się trudno, nie trzeba jednak nigdy zbyt surowo sądzić ludzi, najzimniejsi mają poruszenia serca poczciwe, ale one u nich przychodzą na krótko, i odstępują prędko. Drzemlikowi jakoś żal było Teosia.<br>
{{tab}}Rozstali się bardzo grzecznie, a Teoś uwolniwszy się z bardzo niewielkim zapasem, wyszedł przemyślając co na teraz począć z sobą. Nie rozpaczał wcale, a opieka nad sierotą, nietylko że mu nie ciężyła, ale zmuszając do pracy, dzielnym była bodźcem. Tegoż dnia zaraz postanowił sobie poszukać mieszkania bliższego Święto-Krzyzkiéj ulicy i małą izdebkę przy Chmielnéj znalazłszy, tam się {{pp|prze|niósł}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_65" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279{{!}}{{#if:65|65|Ξ}}]]|65}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|prze|niósł}}, nie wiedząc jeszcze co daléj pocznie. Nad wieczorem niespokojny o Manię, zawahał się wszakże czy samemu do niéj pójść się godzi, a że Narębski także pragnął ją odwiedzić, poszedł do niego, aby zabrać go z sobą razem.<br>
{{tab}}Pan Feliks wielce był niespokojny o Manię, na chwilę domowa sprawa Elwiry odwróciła uwagę od niéj, ale wprędce wyrzucać sobie zaczął zapomnienie i opuszczenie dziecięcia, chodził ponury i smutny. Trudno téż było wytrzymać teraz z paniami, które po Adolfie nosiły osobliwszą żałobę, nieustannie między sobą i z panem Feliksem wiodąc spory. Elwira przeklinała kochanka i nie mogła o nim zapomniéć, matka to się rozczulała nad nią, to gorzkie jéj czyniła wymówki, obie szukały pretensji do Narębskiego, który Bogu ducha był winien.<br>
{{tab}}Pan Adolf nietylko wyszedł za ojcem, ale z nim razem z Warszawy odjechał, tak, że o nim już nawet słychać nie było. Któż wie? mimo propinacji i propinatora, gdyby był chciał przyjść, upokorzyć się, poddać, możeby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_66" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280{{!}}{{#if:66|66|Ξ}}]]|66}}'''<nowiki>]</nowiki></span>otrzymał rękę, która stanowisko przeważne otrzymując w małżeństwie, byłaby się zgodziła spocząć w jego dłoni.<br>
{{tab}}Elwira była w takim gniewie i złości, że za pierwszego lepszego poszłaby, gdyby mogła, byle Adolfa przekonać, że wcale o niego nie dbała. Narębski stał neutralny, milczący, ale zewsząd spadały nań wyrzuty i pretensje, wszystko było jego winą, pani Samuela utrzymywała, że z innym ojcem, Elwira nigdyby się tak nie skompromitowała, że innyby nie dopuścił takiego zgorszenia i t. p.<br>
{{tab}}Narębski musiał z domu uciekać, bo wytrzymać w nim długo nie było podobieństwa. Uściskał z radości Teosia, gdy ten nadszedł, i pochwyciwszy kapelusz, co prędzéj z nim pospieszył na Śto-Krzyzką ulicę.<br>
{{tab}}Zbliżając się do domu Byczków, posłyszeli na górze fortepjanik Mani, która właśnie powtarzała ów kawałek Thalberga, głośno brzmiący przez otwarte okienko. Ażeby dojść do jéj mieszkania, potrzeba było wszakże przechodzić przez dziedziniec, a tu stojąca pani Byczkowa nie dała się im prześliznąć, nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_67" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281{{!}}{{#if:67|67|Ξ}}]]|67}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zatrzymawszy Teosia. Ten przedstawił jéj Narębskiego jako opiekuna Mani, przybranego ojca sieroty.<br>
{{tab}}— Można panu dobrodziejowi powinszować wychowanicy, — odezwała się grzecznie uśmiechając pani Zacharjaszowa, — to panienka jakich na świecie mało, bardzośmy się pokochały.<br>
{{tab}}— A widzisz pani? — rzekł Teoś z wymówką wesołą.<br>
{{tab}}— No! no! — odparła właścicielka domu, — nie dziwujże się pan, różni są ludzie, człowiek się zawsze obawia, by na co złego nie trafił.<br>
{{tab}}Narębski wzruszony wszedł na poddasze, to tułactwo jego dziecięcia uciskało mu serce, pragnął gorąco aby się ono raz skończyło, postanowił w duszy przyspieszyć jakkolwiek oświadczenie Teosia i zmusić go niemal do kroku, któryby obojgu szczęście zapewnił.<br>
{{tab}}— Słuchaj, — rzekł do Muszyńskiego w progu, — ty ją kochasz, ona codzień więcéj przywiązuje się do ciebie, nie masz chyba serca, jeżeli dla braku wiary i odwagi nie podasz jéj ręki i nie ocalisz od nieszczęść jakie ją <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_68" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282{{!}}{{#if:68|68|Ξ}}]]|68}}'''<nowiki>]</nowiki></span>spotkać mogą. Twoje wahanie się jest egoizmem i dumą tylko, dumą ubogiego, równie grzeszną jak pycha bogacza, egoizmem człowieka, który nie chce szczęścia okupić tą ceną, jaką się wszystko na ziemi opłaca — trochą poświęcenia.<br>
{{tab}}— Ale ona jest dzisiaj szczęśliwą, — zawołał Teoś, — ona jest swobodną, a ja prócz głowy, która się na nic nie zdała, i rąk, które na chleb powszedni ledwie zapracować mogą — nie mam nic, nic! a nadewszystko nie mam nawet wiary w siebie.<br>
{{tab}}— Tak, dodaj, że nie masz i serca! — rzekł Narębski, — że kochać nie umiész, że....<br>
{{tab}}W tém otwarły się drzwi, Mania zobaczyła Narębskiego i z krzykiem porwawszy się od fortepjanu, pobiegła uwiesić mu się na szyi. Pan Feliks poczuł łzy na powiekach.<br>
{{tab}}Podała potém rękę drżącą Teosiowi i zakrzątnęła się, aby posadzić swych gości. Nie było to tak łatwém jakby się zdawało, bo Mania miała tylko dwa krzesełka, a sama usiąść musiała na łóżeczku.<br>
{{tab}}— Cóż ty moja pustelnico? jakże ci tu jest? <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_69" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283{{!}}{{#if:69|69|Ξ}}]]|69}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapytał rozweselony pogodny jéj twarzyczką, pan Feliks, — bardzo ci źle? bardzo tęskno? smutno i nudno?<br>
{{tab}}— O! źle? nie, tęskno? zawsze, smutno? to prawda, ale się nie nudzę wcale. Gospodarze moi grzeczni i dobrzy ludzie, a fortepjan, a książka, a robota, — dnie z niemi niepostrzeżenie przechodzą. Przykro mi było trochę tylko, że mnie nikt nie odwiedził, alem sobie powiedziała, że inaczéj zapewne być nie mogło. Raz tylko przejeżdżającego ulicą widziałam barona i skryłam się ze strachu za firankę.<br>
{{tab}}— A! Baron!<br>
{{tab}}— Ale mi się nie zdaje żeby mnie szukał i śledził, bo nawet się na dom nie obejrzał. Siedział bardzo ładnie w powozie rozparty, z laską w ustach i zdawał zadumany głęboko. Powiédzcie mi, kochany ojcze, — dodała, — czyby choć mnie odwiedzić was nie wolno. Chciałabym zobaczyć panią, uściskać pannę Elwirę. Byłożby to wielką zbrodnią, czy straszną nieostrożnością, gdybym kiedy do was przybiegła?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_70" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284{{!}}{{#if:70|70|Ξ}}]]|70}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie sądzę, — rzekł Narębski, — ale u nas się pewnie ani pocieszysz, ani rozweselisz.<br>
{{tab}}— To może rozerwę drugich i przydam się na co?<br>
{{tab}}Feliks smutno spuścił głowę.<br>
{{tab}}— Trudno, — rzekł, — Elwira zerwała ze swoim pretendentem.<br>
{{tab}}— A! doprawdy! jakto? on czy ona? cóż było powodem?<br>
{{tab}}— Ot tak jakoś, nie byli widać dla siebie przeznaczeni, — rzekł Narębski.<br>
{{tab}}— O! to pojmuję, że tam teraz nie wesoło być musi! — zawołała Mania, — bo Elwira dosyć go podobno lubiła.<br>
{{tab}}— Nie mówmy o tém, — cicho przerwał pan Feliks.<br>
{{tab}}— A pan cóżeś porabiał? — spytało dziewczę Teosia, zaczepiając go uśmiechem.<br>
{{tab}}— Ja? — odpowiedział Muszyński, — uwolniłem się od mojego księgarza i nie mam znowu ani pracy, ani stanu, ani przyszłości, jestem cały na usługi pani. Mogę stać pod jéj oknem, i być wiernym stróżem od baronów, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_71" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285{{!}}{{#if:71|71|Ξ}}]]|71}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kapitanów i całéj téj legji prześladowców. Możesz mną rozporządzać.<br>
{{tab}}Mania rozśmiała się z prostotą dziecięcia.<br>
{{tab}}— Myślisz więc pan, — rzekła, — że ja się boję kogo? posłuchałam was kryjąc się do tego kątka, abyście o mnie byli spokojni, ale w sercu ani na chwilę nie ulękłam się nigdy i nikogo. Czuję nad sobą zawsze skrzydło Boże. Kogóżby już Pan Bóg bronił, gdyby nie takie jak ja sieroty? Całe życie doświadczałam jego opieki, a ludzie, ci nawet, których się tak boicie, — dodała. — czy są tak bardzo źli, jak się wam zdaje? eh! doprawdy nie wiem; ja przynajmniéj, ufam, że każdegobym z nich nawróciła.<br>
{{tab}}— A! ty apostole! — rozśmiał się Narębski, — tyś jeszcze taka szczęśliwa, że o niczém nie wątpisz, że się niczego nie lękasz, że ci ze wszystkiém dobrze, bo życie.... życie widziałaś tylko z loży teatru.<br>
{{tab}}— Może, — odpowiedziała spuszczając oczy smutniéj, ale byłam trochę i na scenie, tylko.... tyłkom się nigdy nie dala opanować zwątpieniu i wcześnie uzbroiłam i {{pp|przygoto|wałam}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_72" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286{{!}}{{#if:72|72|Ξ}}]]|72}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przygoto|wałam}} na wszystko. Idę spokojna, zajdę gdzie Bóg da.... stanie się ze mną co przeznaczy, ja Mu ufam! A pan, — obróciła się do Teosia, — wszak także jesteś mojego zdania?<br>
{{tab}}— Ja? — żywo podchwycił Muszyński, — powinienbym być tego zdania co pani, alem nie dosyć święty i błogosławiony.<br>
{{tab}}— O! fe! fe! pan sobie żartujesz ze mnie! to się nie godzi! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— Dobrze! dobrze! rób mu srogie wymówki, — przerwał Narębski, — nie wiesz ile on na nie zasłużył.... wątpi o sobie, o życiu, o przyszłości, truje troską niepotrzebną najpiękniejsze nadzieje...<br>
{{tab}}— Wierz mi pan, że o siebie, doprawdy nigdym się bardzo nie uląkł, — odpowiedział Muszyński z przyciskiem, — kawałek chleba zawsze się jakoś znajdzie, mam siłę, zdrowie, coś przecie potrafię, a w ostatku mogę doskonale choćby drzewo piłować, lękałbym się tylko miéć na ramionach los cudzy, bo wówczas wielebym pragnął, a nie wiem czybym podołał.<br>
{{tab}}Narębski westchnął, Mania spojrzała na Teosia, jakby się domyślała o czém mówił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_73" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287{{!}}{{#if:73|73|Ξ}}]]|73}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— W tém wszystkiém, — rzekł pan Feliks, — jest, powtarzam ci raz jeszcze, pewien rodzaj lenistwa i egoizmu, który szuka pokrywek, ale ułudzie nas nie potrafi. Znamy się na tém. Przypuśćmy żebyś miał kogoś narzuconego ci przez los, związanego z tobą węzłem krwi — matkę, brata, siostrę? cóżbyś naówczas robił? Musiałbyś rad nie rad zadosyć czynić obowiązkom, których się tak obawiasz, i ręczę żebyś im podołał.<br>
{{tab}}Muszyński milczał, a Mania dodała cicho:<br>
{{tab}}— Matka, siostra, brat, staraliby się nie być dla pana ciężarem, nie pragnąc nad to co możliwe, przyjmować co Bóg dał z wdzięcznością. Czyż to tak wiele potrzeba człowiekowi, czy my tylko rodzim sobie potrzeby, aby cierpiéć gdy nie są zaspokojone?<br>
{{tab}}— Poruszyłaś, pani droga, — zawołał Teoś, nadzwyczaj ważne i wielkie pytanie. Potrzeby istotne, zwierzęce człowieka, są na pozór nie wielkie. Kawałek chleba, szklanka czystéj wody, dach od słoty i zimna, odzież cała i ciepła, oto diogenesowskie konieczności, któreby jeszcze może do mniejszych sprowadzić się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_74" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288{{!}}{{#if:74|74|Ξ}}]]|74}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dały, ale w takim stanie, czy od niedostatków i utrapień ciała, powoli nie upada duch jego?<br>
{{tab}}— Nie powinien! — zawołało dziewczę, — owszem, wiemy że to go krzepi... a święci owi asceci na pustyniach?<br>
{{tab}}— To byli święci i na pustyniach żyli, — dodał Teoś.<br>
{{tab}}— Wszakże przyznajcie, że zbytek osłabia, wycieńcza, zobojętnia, psuje? — przerwała żywo Mania.<br>
{{tab}}— Tak, ale między zbytkiem a ubóstwem dotykającém nędzy, jest przestrzeń niezmierna, — mówił daléj Muszyński, — na któréj wschodach i szczeblach ludzie się mieszczą wedle usposobień, wychowania, nałogów. Jeżeli ten co stal wysoko, zmuszony będzie znijść nisko, cierpi; i często kto nazbyt poszedł w górę, boleje również. Ale, długobyśmy o tém mówić musieli, bo to przedmiot nie tak łatwo dający się wyczerpać, wszystko jest względne, nędza i bogactwo także.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, żeśmy trochę zbili się z drogi, — przerwał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak, powróćmy lepiéj na ziemię, — {{pp|śmie|jąc}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_75" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289{{!}}{{#if:75|75|Ξ}}]]|75}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|śmie|jąc}} się dodała Mania, — a spuśćmy téż trochę na Pana Boga, — zawołała zwracając do Teosia, — ludzie bo może nadto na siebie rachować przywykli, a zbyt mało na Opatrzność. Tymczasem ich rachuby najczęściéj chybiają, a to na co nie liczyli wcale, przychodzi im w pomoc.<br>
{{tab}}— Otóż to najlepsze rozwiązanie pytania, — zawołał Teoś chwytając ją za małą rączkę, którą mu z uśmiechem oddała, — tak! tak! robić co każą obowiązki, a o resztę się nie troszczyć i zostawić Opatrzności.<br>
{{tab}}— Szkoda, — rzekł Narębski z trochą ironji, zwracając się ku nim, — że tak dobrze czując prawdę, którą głosi nauczyciel, Muszyński mało ma ochoty korzystać z jego nauki dla siebie. Maniu! potrzebaby mu częściéj lekcją powtarzać.<br>
{{tab}}— O! kiedy my się tak rzadko widujemy! odparło dziewczę spuszczając oczy, i z wyrzutem zwracając się do Teosia.<br>
{{tab}}— A! droga pani, — rzekł Muszyński zapominając o Narębskim i po trosze o wszystkiém co go otaczało, — ja nie chcę {{pp|przywy|kać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_76" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290{{!}}{{#if:76|76|Ξ}}]]|76}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przywy|kać}} do takiego szczęścia, które łatwo stałoby się potrzeba, koniecznością, warunkiem życia, i zatrułoby je boleścią.<br>
{{tab}}Narębski ruszył niecierpliwie ramionami, a Mania się zarumieniła.<br>
{{tab}}— Słyszysz co plecie! — zawołał pan Feliks, — więc dla czegóżby się tak nie ułożyć, ażeby ten warunek szczęścia i życia ubezpieczyć sobie? nieprawdaż Maniu?<br>
{{tab}}— Tak! — rzekł zapalając się mimowolnie Muszyński, — ale to co dla mnie jest szczęściem, dla pani mogłoby być utrapieniem i ciężarem?<br>
{{tab}}— A! jużbyś się pan wstydzić doprawdy powinien swojego niedowiarstwa, — podchwyciła Mania zmięszana, wyciągając rękę ku niemu, — a ileż to razy słyszałeś pan odemnie, że mi z nim zawsze najmiléj, najlepiéj. Ojcze! dodała, — połajże go! to człowiek niewdzięczny, a zmusza mnie do nieprzyzwoitych oświadczeń.<br>
{{tab}}— O! znam go dawno! ale ja nic nie poradzę, — rzekł Narębski, — trzeba żebyś ty się zajęła jego poprawą.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_77" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291{{!}}{{#if:77|77|Ξ}}]]|77}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jak do tego przyszło, wytłumaczyć nie umiem, ale Teoś przejęty, oszalony, wzruszony zsunął się z krzesła i znalazł na kolanach przed biedną Manią, przestraszoną, zarumienioną, zawstydzoną. I tuląc twarz w jéj dłonie zawołał:<br>
{{tab}}— Przyjmieszże mnie za ucznia i sługę?<br>
{{tab}}— Ojcze! co on mówi? co to znaczy? Ty mów co mam mu odpowiedziéć. A! ja go kocham! ja go kocham! a<br>
{{tab}}Ostatnie słowa wyrwały się jéj mimowolnie i spuściła oczy i rozpłakała się łzami rzęsistemi, a dłonie ich połączone i pochylone ku sobie twarze, dopowiedziały reszty, któréj usta wymówić nie mogły.<br>
{{tab}}Narębski zbliżył się prędko, połączył ich ręce i czując się mocniéj niż kiedykolwiek ojcem, bo był szczęśliwym — ze łzami w oczach trzęsącą pobłogosławił dłonią.<br>
{{tab}}— Przyjacielu, — rzekł do Teosia, — w ręce twoje oddaję bez obawy los mojego dziecka ukochanego, i jestem o nią spokojny. Bóg wam da cichą i błogą dolę, któréj mnie {{pp|odmó|wił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_78" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292{{!}}{{#if:78|78|Ξ}}]]|78}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odmó|wił}} na ziemi. Patrząc na was, pocieszę się i odżyję.<br>
{{tab}}A gdy Muszyński skłonił mu się do nóg, pochwycił go w objęcia milczące, Mania porwała z drugiéj strony rękę ojca i ze łzami całować ją zaczęła. Była to jedna z tych krótkich chwil szczęścia, które w życiu przychodzą, aby na długo ukoić serce spragnione.<br>
{{tab}}Scena była rozrzewniająca, im bardziéj niespodzianie nadeszła, tém mocniéj poruszyła wszystkich. Jeszcze do siebie przyjść nie mogli i tulili razem troje, gdy do małych drzwiczek pokoiku, stukać zaczęto zrazu cicho, potém coraz głośniéj a wkrótce potém otworzyły się one, nim ktokolwiek miał siłę odezwać, i w progu dziwna ukazała się postać.<br>
{{tab}}Był to kapitan {{korekta|Płuta|Pluta}} z uśmiechem na ustach.<br>
{{tab}}Narębski zmarszczył się postrzegłszy go, Teoś zakipiał, Mania pobladła, gość grzecznie powitał ich ukłonem, zdając napawać kłopotem, jakim ich nabawiło jego przybycie.<br>
{{tab}}— Wchodzę wcale zapewne niepotrzebnie i zadziwiam moją natrętną przytomnością, —  <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_79" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293{{!}}{{#if:79|79|Ξ}}]]|79}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odezwał się kapitan, ze słodkim nad miarę wyrazem twarzy, — proszę mnie jednak nie posądzać, bym przerywał państwu przyjemne wzruszenia jaką wieścią złowrogą. Pluta nie ten już co dawniéj, kochany panie Feliksie, — dodał kiwając głową, — Pluta wybiera się na nowicjat do KK. Kapucynów i pokutę za grzechy. Tak bywało w starych romansach, czemużby w życiu choć raz nie miało się sprawdzić?<br>
{{tab}}Narębski wciąż był zniecierpliwiony i chmurny, Teoś gryzł wąsa i zaciskał pięści.<br>
{{tab}}— Ażebym lepiéj wytłumaczył państwu, jakim wypadkiem się tu znajduję, najprzód muszę wyznać, że mnie do żywego ubodła ucieczka panny Jordan, i chciałem dowieść szanownéj Adolfinie, jako téż całemu znajdującemu się tu towarzystwu — że kapitan Pluta węchu nie stracił.<br>
{{tab}}Ale, spieszę dodać, że wiedząc o pobycie tu zbiega z Wilczéj ulicy, co mi łatwo przyszło dojść, śledząc zacną Kaehnę w jéj pochodach z węzełkami, — nie byłbym nogą przestąpił progu tego dziewiczego schronienia, gdybym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_80" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294{{!}}{{#if:80|80|Ξ}}]]|80}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie dostrzegł, żeście panowie tu weszli. Właśnie dla oświadczenia uroczystego im, że nic złego nie zamyślam, przybyłem tu jedynie. Pan Feliks znalazł się względem mnie jako dobry chrześcianin, odpłacił mi dobrém za złe, zyskał więc sobie we mnie wiernego sługę.<br>
{{tab}}Bądź pan spokojny, panie Feliksie, — dodał zwracając się ku niemu, — Pluta z wami, o! nie damy sobie krzywdy wyrządzić! Baron będzie łapę ssał, a ja spodziewam się, że mnie choć dla formy zaprosicie na weselisko. Zkądinąd przekonany jestem, że moja przytomność niewieleby tam komu przyjemności sprawiła, ale ręczę, że nie przyjmę zaproszenia i zadowolnię się oznaką życzliwości.<br>
{{tab}}Uśmiechnął się dziwnie, przytomni milczeli przybici. Trudno było odgadnąć po co przyszedł, do czego zmierzał, jaką miał myśl, czy istotnie powodowała nim życzliwość, czy chętka nienasycona spłatania figla i rzucenia szmermela wśród ciszy i spokoju, zmącenia czystych wód, aby miéć przyjemność patrzéć na męty i skłopotanie. Niekiedy fizjognomja kapitana przybierała pozór łagodności {{pp|nie|zwyczajnéj}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_81" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295{{!}}{{#if:81|81|Ξ}}]]|81}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nie|zwyczajnéj}} i ubłogosławienia, to znowu oko błyskało, warga się trzęsła, i zdawał się przebranym w suknię nie swoją, szatanem, znajdującym pociechę w utrapieniu ludzi. Mięszały się téż może i w téj zgniecionéj duszy różne uczucia, a przy chęci popisania się ze szlachetnością, grała zazdrość szczęścia i pragnienie rzucenia weń kropli jadu. Lepiéj to jeszcze okazały następne wyrazy kapitana, który odetchnąwszy mówił daléj:<br>
{{tab}}— Przynoszę tu także niewiele warte błogosławieństwo moje dla szanownéj pary gołębi. Wiem dobrze o tém, że ono wcale niewielkiéj jest wartości, ale nadanie mu jéj nie odemnie zależy.... Czém chata bogata tém rada. Uczynię tu tylko uwagę, że zkądkolwiek pochodzi błogosławieństwo, zawsze to dobra rzecz: w puszczach Ameryki na zgniłych pniach drzew, kwitną cudowne Orchidee.... otóż i na zgniłym kapitanie może piękne urosnąć błogosławieństwo.... hę? niezłe porównanie? prawda?<br>
{{tab}}Serjo panie Feliksie, — dodał przybierając minę rozczuloną, — ująłeś mnie waćpan swém <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_82" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296{{!}}{{#if:82|82|Ξ}}]]|82}}'''<nowiki>]</nowiki></span>postępowaniem i możesz wcale się nie obawiać na przyszłość, i ty także szlachetna dziewico, która spuszczasz oczy, i ty godny młodzieńcze, który kręcisz nosem. Pluta dla was nie ma żądła i jadu, ani miéć może! Wyjął mu je pan Feliks uczciwém swém obejściem się z tą nieszczęśliwą istotą, która jakkolwiek djabła warta, ma jeszcze jakąś cząstkę niezgangrenowaną...<br>
{{tab}}— Co za szkoda, — po chwili znów dorzucił kapitan, zasiadając bez ceremonji na krzesełku i ocierając pot z czoła, — że tu w tém schronieniu niewinności, nic pewnie prócz wody do umywania i wódki kolońskiéj nie znajdę dla pokrzepienia się, a nie odmówiłbym. Ba! trzeba się umiéć stosować do okoliczności.....<br>
{{tab}}— Widzę, — dodał po chwili podrażniony nieco milczeniem upartém przytomnych, — że mimo moich usposobień pokojowych, państwo zawsze koso na mnie patrzycie i radzibyście się mnie pozbyć co prędzéj.... ale ja nie odejdę, póki posłannictwa z którém przybyłem nie spełnię. Choćbyście mnie jak owego {{pp|śpie|waka}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_83" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297{{!}}{{#if:83|83|Ξ}}]]|83}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|śpie|waka}} w chórze Kapucynów, który umyślnie fałszywie nuci, aby muzyka nie była zbyt harmonijną, i zowie się ''turbator chori'', jak najgorzéj przyjąć mieli, ja swoje zrobię, — ja swoje zrobię.<br>
{{tab}}Obrócił się do Mani.<br>
{{tab}}— Z położenia waszego, szanowne gołębie, domyślam się, zgaduję, a trochę i podsłuchałem, bom dosyć długo do drzwi stukał napróżno, że — płomień czystéj, zobopólnéj miłości dwojga niewinnych istot, ma zostać uwieńczony. Jest to wyrażenie niewłaściwe, wiem o tém, bo na płomień trudno jest włożyć wieniec, któryby się zaraz w popiół i węgiel nie obrócił, ale zkądże wziąć inną formę, kiedy tę wiekowy zwyczaj uświęcił? I jest w niéj filozofja mimowolna, bo najczęściéj to co się zdaje wieńcem, staje się węglem i sadzą.... Nie przymawiając! nie przymawiając! Wiedząc tedy o małżeństwie, błogosławieństwie i niebezpieczeństwie wszelkich tajemnic, przychodzę tu namawiać pana Feliksa, abyśmy unikając dla téj pary w przyszłości niespodzianek, jakie im grożą w listach bezimiennych, {{pp|pod|szeptach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_84" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298{{!}}{{#if:84|84|Ξ}}]]|84}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pod|szeptach}} i plotkach — szczerze i otwarcie objawili, co się tyczy przeszłości panny Jordanównéj.<br>
{{tab}}Narębski był w takim nastroju ducha, że się ani mógł gniewać, ani rozumiał nawet dobrze, czy Pluta istotnie przyszedł tu przyjacielsko się wywnętrzać, czy z nich sobie żartować. Z człowiekiem tym zresztą trudno było od razu trafić do końca. Teoś milczał. Mania przestraszona tuliła się za niego.<br>
{{tab}}— Nie posądzajcie bliźniego o złe intencje, — mówił kapitan, — w téj chwili bronię się od nich jak mogę, staczam zwycięzką walkę z własną naturą. Trochę impetycznie tu wpadłem i trochę dziwną robię propozycją, ale wierzcie mi, staremu, wypróbowanemu wydze, że tak będzie lepiéj, choć może niezbyt przyjemnie. Karty na stół, grajmy na odkryte.... Nie bój się Narębski, ja ci krzywdy nie zrobię, jakem zły to wściekły, ale jak dobry to jak baranek, jak ciele. Prędzéjbym skłamał niż ci szkodę wyrządził, przykrość muszę, ale to będzie zbawienna pigułka! Słowo honoru!<br>
{{tab}}Nie można było wiedziéć do czego to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_85" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299{{!}}{{#if:85|85|Ξ}}]]|85}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wszystko zmierzało. Kapitan widocznie bawił się niepewnością, w jakiéj trzymał słuchaczów.<br>
{{tab}}— Narębski, — dodał, — spuść się na mnie! będziesz mi poczekawszy dziękował! A ty, szanowna panienko, — rzekł zwracając się do Mani, — słuchaj i wierz mi. Nazywałaś dotąd ojcem pana Feliksa, nie wiedząc, że do tego większe w istocie niż sądziłaś, masz prawo. Przed dzisiejszém swém ożenieniem, pan Narębski kochał matkę twoją, tajemnym był z nią połączony ślubem.... jesteś jego córką.<br>
{{tab}}— Ja! — zawołała Mania rzucając się ku niemu, — a! czułam to!<br>
{{tab}}Narębski nie miał siły rzec słowa, drżał aby kapitan w oczach dziecka nie splamił matki, i wejrzeniem pełném błagania i przestrachu mierzył kapitana, tuląc swe dziecko do piersi.<br>
{{tab}}— Ażebyś była uzbrojoną przeciw wszystkiemu co cię spotkać może, moja panno, — mówił daléj Pluta, — potrzeba ci wiedziéć także, iż matka twa, rozwiedziona, późniéj drugi raz poszła za mąż.... i żyje dotąd....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_86" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300{{!}}{{#if:86|86|Ξ}}]]|86}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mania porwała się z krzykiem z objęć ojca, wołając:<br>
{{tab}}— Ojcze drogi! jestli to prawda? żyje matka moja? gdzież ona jest? Ja mam ojca, ja mam matkę! Ach! prawdaż to? prawda? mów ty, powiédz mi wszystko.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł zrazu nic wyrzec, tak był wzruszony, ale zebrawszy się na męztwo, odezwał wreszcie:<br>
{{tab}}— Tak jest, ona żyje — ale ty, ani ja widziéć jéj nie możemy....<br>
{{tab}}Teoś w niemém osłupieniu patrzał na tę scenę, tém dziwniejszą, że kapitan grał w niéj tak niewłaściwą rolę, dotąd jeszcze wielce dwuznaczną.<br>
{{tab}}Mania twarz rękami zakrywała.<br>
{{tab}}— Nie żałuj pani tego bardzo, — przerwał Pluta, — iż widziéć nie możesz matki. Mamy to z doświadczenia, iż to czego nie znamy, wyobrażamy sobie w barwach świetnych i ułudnych, — a może twojemu sercu dziecięcia, nie odpowiedziałaby rzeczywistość? Matki swéj, jak słusznie mówi Narębski, znać nie możesz, ale za to mogę ci dać babkę rodzoną, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_87" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301{{!}}{{#if:87|87|Ξ}}]]|87}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pod wielkim sekretem, — rzekł krzywiąc się szydersko Pluta, — nie jest ona także bardzo idealną, ale zawsze to będzie jakaś krewna. Dla osoby pozbawionéj familji, lepszy rydz niż nic, lepsza nadpsuta babunia niż sieroctwo. Los, który często ludziom figle płata, wpędził waćpannę właśnie do domu, w którym żyje staruszka, o któréj mowa. Matką twéj matki jest, niestety! stara Byczkowa, podobno na nieszczęście warjatka.<br>
{{tab}}Narębski się nachmurzył.<br>
{{tab}}— No! no! to darmo, co prawda to nie grzech, tak to ono jest, — zawołał kapitan — mówię wszystko, bo jestem tego zdania, choć całe życie posługiwałem się łgarstwem, że gdy nie ma gwałtownéj potrzeby kłamać, lepiéj jest zawsze mówić prawdę.... Mógłbym jeszcze waćpannie dać dwóch wujaszków rodzonych, ale jeden wcale nie ciekawy, choć mój przyjaciel osobisty, a drugi buty szyje, i z tego względu że waćpanna w trzewikach chodzisz, na niewieleby się jéj przydał. Człowiek zacny zresztą, ale nie w moim guście. Mało kto o tém wié, co ja tu odkrywam {{pp|wspaniałomyśl|nie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_88" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302{{!}}{{#if:88|88|Ξ}}]]|88}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wspaniałomyśl|nie}}, nie trzeba tego wygadywać, bo mogłoby matce waćpanny być nieprzyjemném, ale trzeba żebyś wiedziała, że po ojcu z wielkiéj parentelli pochodząc, po matce nie wielką masz nadzieję spokrewnienia z domem Sabaudzkim.<br>
{{tab}}Tu Pluta odetchnął, wargi mu drżały szyderstwem.<br>
{{tab}}— Że nie kłamię, — dodał, — ręczy za to najlepiéj, że nie mam w tém żadnego interessu.<br>
{{tab}}— Więc pan Byczek jest bratem mojéj matki? — przerwała Mania.<br>
{{tab}}— Ale o tém nie wié wcale podobno, — rzekł Pluta, — i mówić mu tego nie ma potrzeby. Jest jéj bratem przyrodnym, bo pani Byczkowa parę razy była zamężna. Powiadam to waćpannie dla jéj wiadomości, ale głosić nie życzę. Ślady tych pokrewieństw pozacierane i umyślnie i przypadkiem, mało ktoby tego mógł dojść i na niewiele się to przyda, bo spadku się nie spodziewać. Otóż jest com chciał powiedziéć, — rzekł wstając, — nastraszyć trochę poczciwego Narębskiego i przekonać go dowodnie, że kapitan Pluta jest jego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_89" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303{{!}}{{#if:89|89|Ξ}}]]|89}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szczerym przyjacielem! Ha? widzicie nie tak straszny djabeł jak go malują? Ponieważ zaś inne pilne sprawy powołują mnie ztąd, z żalem wielkim ciche to ustronie opuścić muszę i mam honor zostawać waszym sługą i podnóżkiem. ''Adio!'' upadam do nóg!!<br>
{{tab}}Wychodząc przymrużył jedno oko, posłał od ust pocałunek Narębskiemu i na dłoni lewéj prawą ręką zrobił ruch jakby pieniądze liczył.... poczém szybko nałożył kapelusz i zniknął.<br>
{{tab}}Jeszcze się wszyscy po téj scenie, w któréj Pluta odegrał rolę ''Deus ex machina'' nie opamiętali, a Mania drżąca i przestraszona płakała, gdy już drzwi się za nim zatrzasły i ten epizod zdawał się jakby przykrą snu zmorą.<br>
{{tab}}Nastąpiła chwila przykrego, długiego milczenia, Narębski chodził po pokoju zadumany, a Teoś starał się utulić Manię, która pytać nie śmiała, choć wargi jéj drżały, wstrzymując naciskające się na nie wyrazy.<br>
{{tab}}— Nie wiem, — odezwał się w końcu Narębski, siadając znużony i zesłabły, — po co tu wszedł ten człowiek, dla czego wygadał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_90" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304{{!}}{{#if:90|90|Ξ}}]]|90}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tyle i rozerwał nam jedną z chwil życia najuroczystszych, fałszywą nutą ironji i szyderstwa. Ale stało się, do mnie należy reszta.... kochana Maniu, winienem tobie i Teosiowi prawdę szczerą.... Tak! ty jesteś dzieckiem mojém, dziecięciem kobiety, którą pierwszy raz i najgoręcéj ukochałem w życiu, od któréj mnie surowa wola matki méj oddzieliła gwałtownie... Tak jest, matka twoja żyje, ale przecierpiała wiele i mnie i ciebie się zaparła, tyś sierota, jam dla niéj obcym i nienawistnym człowiekiem.... więcéj nie pytaj mnie o nią. Świat o tém nie wié i wiedziéć nie powinien, nie dla mnie, Maniu, ale dla niéj.... Dziś miłość moja cała przeniosła się na ciebie, dziecię kochane.... choć przyznać się nie mogłem do niéj i do imienia ojca. Było to strapieniem i męczarnią całego mojego życia, dziś mi lżéj, gdy cię nie tając do serca przycisnąć mogę.... Wyście oboje dziećmi mojemi.... Teosiu!.... bądź jéj opiekunem, bądź jéj mężem, bratem... wszystkiém, gdy mnie wam zabraknie. Nad ciebie nie ma ona nikogo.<br>
{{tab}}— A teraz, — dodał wzdychając, — {{pp|rzuć|my}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_91" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305{{!}}{{#if:91|91|Ξ}}]]|91}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|rzuć|my}} ten smutny przedmiot, mówmy o tém, czego najgoręcéj pragnę.... kiedy się pobierzecie? chciałbym by to nastąpiło jak najprędzéj, nie rozumiem i nie widzę przeszkód... W świecie form i przyzwoitości, jest wiele do spełnienia nim się do ołtarza przystąpi.... ale wy, szczęściem nie należąc do niego, nie macie nic coby wam do niego tamowało drogę.... Jutro zaraz potrzeba rozpocząć starania.<br>
{{tab}}— Ojcze mój! ojcze! ale czyż choć błogosławieństwa miéć nie będę od matki? czyż choć raz, choć ten raz jeden ją nie zobaczę?.... zawołała Mania rzucając się na szyję Narębskiemu.<br>
{{tab}}— Dziecko moje, — wybąknął pan Feliks wzruszony, — nie żądaj tego, aby ci serce, jak moje, krwią nie zaszło.... nie mów, nie proś.... to niepodobieństwo.... Módl się za nią jak gdyby umarła, i myśl że nie masz matki.<br>
{{tab}}— Ale to nie może być! to być nie może! ty się mylisz ojcze.... Tyś bolał, cierpiał i może niesprawiedliwym jesteś dla niéj.... A! pozwól mi raz.... tylko raz uścisnąć jéj kolana <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_92" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306{{!}}{{#if:92|92|Ξ}}]]|92}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i prosić ją o błogosławieństwo.... raz ją tylko zobaczyć.<br>
{{tab}}— Aby cię odepchnęła? — gorzko rzekł Narębski, — nie! nie, nie myśl o tém... a zresztą, zostaw to mnie! zobaczymy... Nie jestem dla niéj niesprawiedliwym.... przebaczam jéj wszystko.... ale nie spodziewam się nic dobrego. — Teoś niech od jutra rozpocznie starania, radbym was widziéć połączonemi co najprędzéj, wielkie brzemię spadnie mi z piersi....<br>
{{tab}}— Ale drogi panie, ja sam pragnę {{korekta|pzyspieszyć|przyspieszyć}}, — przerwał Muszyński, — cóż, kiedy nie mam ani zajęcia, ani kątka gdziebym mój skarb umieścił....<br>
{{tab}}— A cóż ci przeszkadza szukać zajęcia późniéj, i co trudnego znaléźć ów kątek? Potrzebaż i wam do waszego szczęścia złoconych ramek koniecznie, mieszkania, przyborów, ozdób, drobnostek, w które my naszą biedę stroimy?<br>
{{tab}}— Ale nie, nam nic, nic nie trzeba! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— O! zmiłujcież się, nie upokarzajcie mnie! począł Muszyński, — ale ja muszę moją {{pp|dro|gą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_93" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307{{!}}{{#if:93|93|Ξ}}]]|93}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dro|gą}} otulić, osłonić, upieścić choć trochę i w ciepłém i w ładném posadzić gniazdeczku; a pierwszy wspólnego chleba kawałek przynieść jéj własną zdobyty pracą.... Dziś, a! ja jeszcze nic nie mam.... ja nie mogę żyć jałmużną, to mi zadławi szczęście moje!<br>
{{tab}}— Dziwak nudny! — zawołał Narębski, — doprawdy, chce mi się gniewać! Mania ma przecie coś swego, ona z rozkoszą podzieli tę odrobinę z tobą, nim ty swój trud z nią rozłamiesz.<br>
{{tab}}— A! wszystko! wszystko, mój ojcze! — podając obie ręce Teosiowi odezwała się Mania.<br>
{{tab}}Muszyński cierpiał widocznie, ale w milczeniu musiał się już zgodzić na wszystko.<br>
{{tab}}Pan Feliks uspokojony zamyślał odejść wreszcie, bał się by znowu Teoś jakiego nie znalazł zarzutu, ale żal mu było porzucić tak Manię, rozstać się z Muszyńskim, i powrócić samemu do swojego świata chłodnego, aby być pojonym narzekaniami bez końca.<br>
{{tab}}— Ot wiész co? — rzekł biorąc za kapelusz, — jedź Maniu do nas?.... powiemy im <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_94" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308{{!}}{{#if:94|94|Ξ}}]]|94}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uroczyście, że za mąż wychodzisz.... będę dłużéj z tobą; a Teoś może tymczasem....<br>
{{tab}}— O! ja lecę myśléć choćby o trochę szerszém dla nas mieszkaniu, — przerwał Muszyński, nie chcąc się przyznać, że do Narębskich wcale mu nie było spieszno.<br>
{{tab}}Feliks téż go nie namawiał. Mania podała mu rączkę i szeptem cichym pożegnali się oboje. Teoś ledwie wierzył oczom i uszom, potrzebując przypominać sobie, że ta, którą tak ukochał, już była jego narzeczoną.<br>
{{tab}}— Czekaj, — rzekł żywo w chwili gdy się rozchodzić mieli, — chwilę jeszcze Maniu droga, tak rozstać się nam nie godzi. Jest zwyczajem, aby narzeczonych, jak połączonych już przed Bogiem, widomy węzeł łączył, aby im przypominał że należą już do siebie... Oto jest, — dodał zdejmując z palca pierścionek, — uboga, srebrna, wytarta przy poczciwéj pracy, obrączka ślubna matki mojéj, jedyna po niéj spuścizna, najdroższa pamiątka po istocie tak świętéj, tak dobréj jak ty.... Od dziś niech należy do ciebie, oddaję ci ją, najdroższy skarb, jako znak, żem ci wiarę i miłość {{pp|po|przysiągł}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_95" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309{{!}}{{#if:95|95|Ξ}}]]|95}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|przysiągł}} na zawsze. Nie wstydzę się, że ten dar tak jest ubogi.... jabym go nie oddał za krocie. Niech z sobą niesie do ciebie ten spokój, wiarę w Opatrzność i miłość, którą matka moja droga zachowała do śmierci dla ludzi, choć świat jéj nie odpłacił niczém... niech nas połączy na zawsze....<br>
{{tab}}I łzy rzuciły mu się z oczów, a Mania przyjmując ten dar biedny, rozpłakała się także, niosąc go do ust z poszanowaniem.<br>
{{tab}}— A! drogi mój, — rzekła, — będę się starać abym go była godną.... ale cóż ja ci dam w zamian? ja nie mam innego nad ten pierścionka.... który mi ojciec dał kiedyś na imieniny.... Pozwolisz ojcze? nieprawdaż?<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł Narębski, zdejmując z palca złoty cieniuchny pierścionek, — oddaj mu ten od siebie, jest to także pamiątka, któréj się zrzekam dla was.... Przeszłość zamknięta na zawsze.... niech lepsze zejdzie nam słońce.<br>
{{tab}}Jeszcze raz żywy, milczący uścisk połączył ich dłonie. Zeszli razem, a p. Feliks pociągnął smutny za niemi, ale w duszy spokojny. Znalazłszy przejeżdżającego dorożkarza siedli {{pp|za|raz}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_96" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310{{!}}{{#if:96|96|Ξ}}]]|96}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|raz}}, a Muszyński poszedł zwolna upojony swém szczęściem, i mamyż dodać? walcząc z sobą by się nie uląc przyszłości. Mania tak mu była drogą, tak wiele dla niéj pragnął! A przed nim stał ten mur czarny nieodgadnionego jutra, którego sercem i przeczuciem nawet przebić nie było podobna.... W naturze jego było, więcéj się trapić niém, niż dzisiejszém cieszyć weselem.<br>
{{tab}}Narębski tymczasem wziął Manię do domu, myśląc téż trochę jak tam zostanie przyjęty, i jak żona i córka powitają dawną wychowankę, teraz zwłaszcza, gdy im miał zwiastować, że o losie jéj postanowił, jakby naprzekór Elwirze, która swojego napróżno dotąd szukała.<br>
{{tab}}Na dworze mrok padać zaczynał, ale jeszcze nie zupełnie było ściemniało, zdziwił się niepomału Narębski, widząc okna swego salonu rzęsisto oświecone, gdyż od czasu jak Adolf im uciekł, panie zwykle siadywały samotne i nikogo prawie nie przyjmowały.<br>
{{tab}}Elwira mówiła, że się potrzebowała wypłakać, a służąca jéj szeptała, że się chciała wyzłościć. Jedno nie sprzeciwia się wszakże {{pp|dru|giemu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_97" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311{{!}}{{#if:97|97|Ξ}}]]|97}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dru|giemu}}, gdyż piękna panna zwykle z gniewu zalewała się łzami i w tym tylko jednym przypadku na płacz się jéj zbierało.<br>
{{tab}}— A! a jeżeli kogo tam zastaniemy? — zawołała Mania, — pozwól mi, kochany ojcze, pójść sobie w kątek i poczekać dopóki goście nie odjadą.... Nie mogłabym doprawdy pokazać się teraz obcym ludziom, oczy mam zapłakane i usta mi się trzęsą... wciąż jeszcze ze szczęścia i wzruszenia płaczę.<br>
{{tab}}— O! o! nikt nie postrzeże tego, — rzekł Narębski, — ręczę ci, że to być musi jakaś tylko tych pań fantazja, bo pewnie nie ma nikogo.<br>
{{tab}}Ale podszedłszy aż pod drzwi salonu, gdzie się żaden ze sług nie znalazł, Narębski usłyszał z podziwieniem śmiechy wewnątrz bardzo wesołe. Głosu jednak rozmawiających poznać nie było można.<br>
{{tab}}— To chyba szanowna Cypcunia! — rzekł do Mani, — wchodźmy.<br>
{{tab}}Nie chcąc się sprzeciwiać, biedny Kopciuszek wszedł posłuszny i stanął zmięszany, postrzegłszy w rzęsisto oświeconym salonie {{pp|pa|na}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_98" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312{{!}}{{#if:98|98|Ξ}}]]|98}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pa|na}} barona, poufale przy Elwirze rozrzuconego na kanapie. Innego wyrazu użyć trudno, gdyż ręce jego i nogi jak najszerzéj rozprzestrzenione, czyniły go podobnym do tłustego pająka.<br>
{{tab}}Narębski zdziwił się niemniéj i przystanął, a baron, który nie miał dobrego wzroku, choć szkiełkiem był uzbrojony, posłyszawszy wchodzących, nachylił się aby ich rozpoznać.<br>
{{tab}}Wnętrze salonu pani Samueli przedstawiło obrazek rodzajowy wcale zajmujący. Ona sama naprzód w czarnéj sukni siedząca w fotelu przy stole, na którym leżał świeżo widać zrzucony kapelusz, — znękana, odpoczywająca, wzruszona jeszcze przejażdżką i przechadzką, wśród któréj udało się jéj pochwycić barona, z lokami w tył odrzuconemi i przymrużonemu oczyma, zamyślona głęboko.<br>
{{tab}}Naprzeciw panna Elwira wesoła, roztrzpiotana, różowa, śmiejąca się i widocznie usiłująca rozbudzić starego Satyra, któremu już oczy się świeciły na ten wdzięk młodości rozkwitłéj, z jakim się popisywała przed nim zalotna dziewczyna. Oboje siedzieli na kanapie, a {{pp|ba|ron}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_99" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313{{!}}{{#if:99|99|Ξ}}]]|99}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ba|ron}} był niezmiernie rozochocony, rozdowcipowany, wymłodzony i zdawał się tak Elwirą zajęty, jak gdyby od pół roku przynajmniéj miłość w nim grała na temat jéj oczów symfonją odrodzenia.<br>
{{tab}}Matka, pod pozorem znużenia i osłabienia, nie przeszkadzała wcale rozrywce córki, która potrzebowała przecie czémś i kimś się zabawić. Znajdowała zresztą, że gdyby nawet baron chciał serjo zająć się Elwirą, — nicby przeciwko temu miéć nie można.<br>
{{tab}}Najbardziéj zdziwiony był Narębski, któremu na myśl nie przyszło, żeby go tu mógł zastać, a najkwaśniejsza stała się Elwira, bo jéj przeszkodzono w chwili stanowczéj, gdy kilką jeszcze pociskami spodziewała się barona u stóp swoich położyć.... Trafiło ci się może, szanowny czytelniku, na polowaniu, gdyś wystawszy darmo cały dzień na przesmyku, celował do przelatującéj sarny, że cię sąsiad pociągnął za ramię prosząc o tabakę? — w równie przykrém i drażliwém położeniu była panna Elwira. Nie mamy co taić, że szlachetną powodowana ambicją, na siwiejące {{pp|adoni|sa}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|adoni|sa}} nie zważając włosy, znajdowała go bardzo przyzwoitym na męża.... Myśl ta przyszła jéj niewiedziéć zkąd, i powiedziała sobie z tą roztropnością, która cechuje wyższe umysły:<br>
{{tab}}— Gdyby na kochanka to co innego, ale na męża! jest jeszcze bardzo dobrze — któż mi, mając starego męża, kochać się zabroni? Na takiego powszedniego szanownego małżonka wcale znośny, a bogaty i przecież taki baron.... bo jest niezawodnie baronem. ''Madame la Baronne! cela sonne convenablement!''<br>
{{tab}}Prawie tak samo rozumowała pani Samuela, choć się z sobą nie namawiały — ona dodawała tylko w duchu:<br>
{{tab}}— Tém lepiéj im się stary więcéj zapali i mocniéj do niéj przywiąże, starzy zawsze kochają trwaléj, goręcéj od młodych, a nie myślą o pokątnych miłostkach.... Elwira, kochane dziecko, zadziwia mnie rozsądkiem.... Wreszcie gdyby się jéj sprzykrzył nawet, gdyby potrzebowała dystrakcji.... o mój Boże!!!<br>
{{tab}}Nie dokończyła pani Narębska, ale koniec monologu jest zbyt do odgadnienia łatwy, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>byśmy potrzebowali łamać sobie głowę nad dopełnieniem jego.<br>
{{tab}}Gdy Narębski wszedł z Manią, panie obie przymrużyły oczy, aby poznać kto mu towarzyszył i przypatrywały się tém dłużéj, im mniéj sobie gościa życzyły.<br>
{{tab}}— A! a! a.... ten kochany Narębski! — zakrzyczał baron zbierając ręce i nogi porozrzucane w nieładzie, aby wstać z kanapy, — przecież cię oglądam! Musiałem aż sam tu przybyć, aby ci twoją dla mnie obojętność wymówić.... ''Ma foi! c’est impardonable!''<br>
{{tab}}— A! to pan Feliks! — zawołała chłodno pani Samuela, jakby mówiła: — Jakże nie w porę!<br>
{{tab}}— To papa! — szepnęła gryząc usta Elwira, — a! i Mania.... gość niespodziewany. Czy?... wszakże? z papą?<br>
{{tab}}— Tak jest! — cicho szepnęło dziewczę.<br>
{{tab}}Baron się ogromnie zmięszał, zobaczywszy i poznawszy nareszcie Manię, ale ją przywitał z nadzwyczajną, nadskakującą grzecznością, a gdy szedł ku niéj, rzekłbyś, że się na łyżwach ślizga, tak mu się nogi wyciągały.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Kwaśno jakoś zrobiło się Narębskiemu, ale już nie mógł uniknąć spotkania z baronem, i zebrał się na grzeczność, jakiéj dom wymaga po gospodarzu.<br>
{{tab}}— Ale cóż to Manię do nas sprowadza? — zapytała Elwira z przekąsem, — tak dawno, dawno, a dawno nie widziałyśmy się?<br>
{{tab}}— Ja ją sprowadzam, — rzekł głośno i umyślnie Narębski, — chciałem aby się co najprędzéj podzieliła z wami wiadomością o ważnéj zmianie, jaka zachodzi w jéj losie.<br>
{{tab}}— Aa! — wykrzyknęła podnosząc się nieco z fotelu pani Narębska.<br>
{{tab}}Baron zmięszany strasznie tarł siwowatą czuprynę i począł udawać, że nie słyszy. Elwira uśmiechnęła się jak po kwaśném jabłku.<br>
{{tab}}— Mania wychodzi za mąż, — dodał Narębski, — i przybyła prosić cię, kochana Samuelko, ciebie, coś dla niéj była tak długo matką i opiekunką, o błogosławieństwo....<br>
{{tab}}— O! o! papo! proszę już nie mówić nawet za kogo, ja zgadnę, — ze złośliwą intencją zawołała Elwira, — ja zgadnę.<br>
{{tab}}— I ja! — przerwała Samuela, — to tak łatwo.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No, to i ja! — dodał dowcipnie baron — a pozwólcie mi państwo, abym, choć obcy, pierwszy złożył u stóp panny Marji moje powinszowania i życzenia — ''mes souhaits les plus sincères''.<br>
{{tab}}Mania poczerwieniała jak wisienka, ale nie zlękniona lekceważącym głosem otaczających, podbiegła i rzuciła się do nóg pani Samueli, a z oczów jéj znowu łzy płynęły.<br>
{{tab}}Elwira tuląc chustką twarz, okrutnie się śmiała poglądając na barona. Baron krzywił się dla harmonji i niby także uśmiechał szydersko. Tymczasem pani Samuela poczuwszy potrzebę rozczulenia, schyliła się całując w głowę dziecię i poniosła batystowo-koronkową chusteczkę, ślicznie haftowaną, do zupełnie suchych oczów.<br>
{{tab}}— Więc tedy, — tupiąc nóżką szeptała Elwira, — pan Teoś Muszyński, pani Teosiowa Muszyńska! — W głosie jéj była ironja i trochę przekąsu. — Więc już po przyrzeczeniu i zaręczynach, a kiedyż ślub? ''c’est parfait!''<br>
{{tab}}I jakby najlepszym dowodem wielkiego tonu było szyderstwo, panna Narębska wciąż <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>śmiała się patrząc na Kopciuszka.... sama pani miała także pół uśmiechu na ustach, a baron choćby był wolał inną przybrać minę, musiał wtórować ironją lekką, aby nie pozostać w tyle od towarzystwa, tak dystyngowanie umiejącego szydzić z łez biednéj sieroty, z jéj nadziei, z jéj szczęścia — nawet w tak uroczystéj chwili.<br>
{{tab}}Nie dziwujcie się kochani czytelnicy téj ironji wielkich ludzi, na widok takiego małego szczęścia. Jest ona bardzo naturalną. Tak nieraz w czasie dożynków na wsi, gdy dla głodnéj gromady zastawiają wieczerzę, a państwo odchodzą na sutą kolacją do dworu — śmieją się niejedne śliczne usta z kwaśnych ogórków i razowego chleba, przygotowanych dla czeladzi.... Szczęście, bez karety, bez lokajów, bez pałacu, bez koronek, takie sobie płócienkowe i piechotą chodzące, musi się śmieszném wydawać tym, którzy więcéj dbają o fizjognomją szczęśliwości, niżeli o nią samą.<br>
{{tab}}Trzeba téż przyznać, że to jest szczęście powszednie, razowe nie pytlowane, — może ono zadowolnić dusze ciche i skromne, ale {{pp|ta|kich}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ta|kich}} umysłów wzniosłych, jak Elwiry i pani Samueli, nigdy!<br>
{{tab}}Mania wstawszy nie miała co z sobą robić, bo jéj nawet nie poproszono siedziéć, ale baron, któremu już tu wytrwać było ciężko między dwoma ogniami, szepnął na ucho Narębskiemu, prosząc go, czyby nie mogli pójść na cygaro.<br>
{{tab}}— A chętnie, — rzekł pan Feliks, i wynieśli się z salonu, ale w progu dogonił ich głos Samuelki.<br>
{{tab}}— Proszę barona nie zapominać, że czekamy go z herbatą.<br>
{{tab}}— ''O! Madame!'' — odparł przyciskając kapelusz do serca Dunder.<br>
{{tab}}Elwira ubodła go i przeszyła wzrokiem pełnym najsłodszych obietnic — zwodnica!<br>
{{tab}}W pokoju Narębskiego, baron rozrzucił się znowu wedle obyczaju swojego, jedna noga na fotelu, druga na kanapie, ręka za kamizelką u góry, druga we włosach.<br>
{{tab}}— O! jakże miłą i śliczną jest twoja panna Elwira! — rzekł z westchnieniem puszczając kłąb dymu do góry.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A? znajdujesz? — rozśmiał się Narębski, — nie można ci wierzyć nieszczęściem, boś bardzo łatwy dla kobiet i gusta masz widzę, zmienne. Dawnoż to ci się Mania tak podobała?<br>
{{tab}}— ''Ma foi!'' podoba mi się dziś jeszcze, nie przeczę ładna laleczka, ale panna Elwira, to wcale co innego, jaka powaga i dystynkcja! To kamień czystéj wody i wcale innéj wartości.<br>
{{tab}}— Dziękuję, — rzekł uchylając głowę Narębski, — jeżeli to dla uspokojenia sumienia mówisz, aby moje ojcowskie serce pogłaskać, nie forsuj się proszę.... Baronie, to mi zupełnie wszystko jedno.<br>
{{tab}}— ''Farçeur!'' — zaczął się śmiać stary, rozrzucając jeszcze bardziéj tak, że zdawało się, iż chce sobą jednym cały pokój napełnić, — ''va!'' Cóż chcesz żebym mówił? Jestem kobieciarz i wdowiec na wydaniu, bylebym zobaczył istotę piękną, miłą, dowcipną, głowa mi się zawraca.<br>
{{tab}}— Szczęśliwy! — rzekł Narębski wzdychając, — ty jeszcze jesteś na wydaniu! Nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span>żartujże proszę, i nie udawaj przedemną, ja cię nie zdradzę. Gdyby o tém panny wiedziały, obiegłyby cię i schrypłbyś do tygodnia śmiejąc się i motyskując z niemi, a wiem że masz reumatyzm i początki sciatyki....<br>
{{tab}}— Kto? ja? — z oburzeniem zgarniając rozrzucone członki i schwytując się krzyknął Dunder, — ja? Człowiecze! zdrowszego na świecie nie ma nademnie! Codzień się gimnastykuję i sto funtów podnoszę jedną ręką, nigdy w życiu lepiéj się nie miałem, czuję w sobie siły na sto lat! Któż ci powiedział o reumatyzmie i sciatyce?....<br>
{{tab}}— Nie wiem doprawdy! — odparł pan Feliks ruszając ramionami, — zdaje mi się, że to moje panie zkądś wzięły, bo od nich to słyszałem....<br>
{{tab}}Dunder pobladły padł na kanapkę, ale z oznaką smutku, bo zgarnięty cały i maleńki, jak nigdy nie bywał.<br>
{{tab}}Milczenie, które potém nastąpiło, przerwał śmiech Narębskiego nagły, dający znać, że sobie żartował z barona. Rozjaśniło się znowu oblicze Dundera i przejednany w wielkiéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przyjaźni wysunął się na herbatę, zabierając jak najgoręcéj smalić cholewki przy pannie Elwirze.<br>
{{tab}}Sądzimy wszakże, że wizerunku tych jesiennych miłostek mniéj mogą być ciekawi czytelnicy nasi i wolemy pójść za Teosiem, który w duszy się modląc i poglądając w niebo, biegł wprost do swojego nowego mieszkania, aby się w samotności szczęściem swém cieszyć i tkać przyszłość szczęśliwą.<br>
{{tab}}Rozkosz wewnętrzna, jakiéj doznawał, zmieszaną była wszakże z tęsknotą rzewną i niepokojem dusznym. Wszedłszy do swéj izdebki, nad któréj łóżeczkiem wisiał portret matki, przez biednego jakiegoś artystę odmalowany dla jéj dziecka przez wdzięczność, Teoś padł przed nim na kolana zalany łzami. Złożył ręce i wlepiwszy weń oczy, myślą przeniósł się w dni swojego dzieciństwa, w te chwile, gdy rozpaloną jego głową tuliły macierzyńskie dłonie. Zapomniawszy o całym świecie, jął w duszy mówić do cienia matki:<br>
{{tab}}— To tyś mi moje szczęście wymodliła, bo czyżem ja na nie zasłużył? Cóżem ja uczynił, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span>aby mi się tak niebiesko uśmiechnęło życie?... a! to zasługi twoje i twoje modlitwy, święta matko moja! Podajże mi rękę z niebios, opiekunko moja, abym nie upadł i nie oszalał od szczęścia. Ból ścierpieć, to może łatwiéj, nie dać się obłąkać pomyślności, trudniéj.... prowadź mnie swoim przykładem i wymódl opiekę. Biorę na moje ramiona los tego dziecięcia.... a! czy podołam obowiązkom, czy nie upadnę wśród drogi... matko moja, matko moja!<br>
{{tab}}Cały tak wieczór spędził patrząc na ten obrazek, na którym poczciwa kobiecina wystawioną była, przez początkującego znać artystę, z całą niewprawą i naiwnością talentu przebudzającego się zaledwie i usiłującego wiele, bo nieznającego miary sił własnych. Stała na tym kawałku płótna w bieli cała, tak jak bywała najczęściéj przy pracy, w białym czepeczku, z twarzą spokojną, uśmiechnioną, a tak rozczuloną, że zgadłbyś, iż gdy ją malowano patrzała na syna, myślała o dziecięciu.... Na jasnych bieliznach nie prócz dwóch szkaplerzy nie było widać, i na ręku miała tę {{korekta|srebną|srebrną}} wytartą obrączkę, którą Teoś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tego dnia oddał swéj narzeczonéj.... Długo patrzał syn, dumał, aż znużony wreszcie rzucił się po krótkiéj modlitwie na łóżko i w błogich usnął marzeniach.<br>
{{tab}}Najdziwniejsze postacie przesuwały mu się po głowie, i sen był dalszym ciągiem dnia, który go tylu napoił wrażeniami. Ale dziwnym skutkiem uczucia z jakiém zamknął oczy, same tylko czyste i wdzięczne widział przed sobą obrazy.... Manię w wianeczku ślubnym, Narębskiego błogosławiącego ich i jakieś nieznajome, święte, poważne oblicza, których tłum w końcu go otoczył do koła. Teoś znalazł się wpośród białych obłoków, piętrzących się jakby olbrzymie wschody ku niezgłębionéj wyżynie niebios, od których wielka biła jasność. Świata tego nie widział nigdy, ale czuł, że powinien był, stanąwszy na pierwszym białym obłoku, iść daléj a daléj ku górze. Siła jakaś ciągnęła go tam gwałtownie, chociaż czuł się niegodnym, wstydził, jakby był nagi, i tulił ręce drżące do piersi. Powieki wzbierały mu się łzami, serce biło gwałtownie.... Po obu stronach wschodów z chmur, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stały nieruchome, wielkie, jasne postacie owe nieznane, z któremi Teoś wszedł, sam niewiedząc jak w te strefy górne.... Ziemia mu znikła z oczów... Mleczna białość oblekała wszystko. Starcy z siwemi brodami w szatach śnieżystych, z założonemi na piersiach rękami, szeregiem otaczali wschody i widać było tysiące ich, malejących, ale wyraźnych, ginące aż gdzieś w niedoścignioném oddaleni blasku...<br>
{{tab}}Jedni z nich na białych powiewnych sukniach mieli krwawe znaki na sercu, inni krwawe przepaski na głowie, na rękach stygmata, na ustach piętna boleści.... tu i owdzie zza szeregów powiewała palma blada zielona, gdzieindziéj szeleściały cicho skrzydła anielskie.... Świat to był bezbarwny, prawie cały ze złota i bieli, ale w promieniach oblewających go, chwilami migały smugi jakby rzuconych świateł od drogich kamieni, różowe, zielone, niebieskie, fioletowe.... Cisza głęboka panowała dokoła, ale wśród niéj było jakby drganie fal od dalekiéj niepochwyconéj muzyki, wszystko ziemskie, rozpromienione, uduchowione, zlewało się tu w jakąś dziwnie {{pp|har|monijną}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|har|monijną}} całość. Muzyka zdawała się barwą, kolory przechodziły w tony.... złocista jasność spowijała wszystko i pochłaniała w sobie. Teoś szedł i czuł się lekkim, tak lekkim, że ogromne przelatywał przestrzenie, po chmurach, które z nim razem leciéć się zdawały, i chwiały się stojące po bokach szeregi starców i niewiast, i wszystko wirowało razem z obłokami ku górze....<br>
{{tab}}Coraz gorętsze ciepło dawało się czuć zewsząd, ale nie piekło w piersi, owszem rozgrzewało i wlewało siły. Nagle naprzeciwko idącemu młodzieńcowi, zdala od góry ukazała się spływająca postać biała, poznał w niéj matkę i upadł na kolana, aż się chmury pod nim zachwiały, a z chmurami całe zastępy duchów w bieli. W jednéj chwili ona stanęła przed nim. Tak, to ona była, matka, poznał ją, a jednak jakże niepodobna do tego obrazka i do tych wspomnień, jak majestatyczna, jak cudownie piękna i jak błogo spokojna..... Taż sama twarz ale ubłogosławiona, ta sama postać, ale ją niebo odmłodziło i opromieniło. Przyszła ku niemu i pochwyciła klęczącego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>za głowę, i poczęła całować w czoło.... błogosławiąc,... ale usta jéj poruszały się, a Teoś słów słyszéć nie mógł, jakby jego ziemskie ucho dźwięków tamtego świata pochwycić nie było godne.... spostrzegł tylko przy sobie Manię klęczącą obok, w zasłonie przejrzystéj, z pochyloną główką, z rozpuszczonemi włosami.... Matka dwie ręce rozdzieliła na dwa czoła i dwa na nich zrobiła krzyżyki. Potém zdjęła z palca pierścionek srebrny i oddała Mani.... zwróciła się ku Teosiowi, wzięła jego dłoń i połączyła ich ręce.... Ale w téj chwili z jasnéj złotéj postaci, poczęła się stawać przejrzystą, coraz bladszą, coraz bardziéj niepochwyconą i powiew wiatru uniósł ją od nich.<br>
{{tab}}Mania znikła. Teoś uczuł coś w ręku z tą myślą, że mu to matka oddała... ale rozpoznać nie mógł co trzyma, ściskał tylko w dłoni, a patrzał w górę.... Ale widzenie znikało całe, chmury zsuwały się w dół, coraz ciemniejsze, szafirowe, szare, sine, ciężkie i rozstąpiła się ostatnia, a chłopiec pod stopą uczuł twardą ziemię.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Trzymał jednak ciągle tajemniczy matki podarek.... i gdy się z krzykiem obudził, przeląkł się widząc, że ma w dłoni.... tylko ten lichy bilet loteryjny, który mu Drzemlik narzucił. Sen tak był piękny, że jeszcze nim oddychając, Teoś odrzucił zmięty kawałek papieru i co prędzéj zamknął oczy, aby przywrócić marzenie.... ale i sen i widzenie uciekły... i już nie usnął do rana....<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Zapomnieliśmy dotąd powiedziéć, że list który szanowny nasz znajomy pan kapitan Pluta napisał w chwili wyrzeczenia się świata i jego nieprawości, w godzinie upadku ducha, do dawnéj swéj przyjaciółki, pani jenerałowéj Palmer, — żadnéj dotąd nie otrzymał odpowiedzi. Pluta zrazu czekał na nią cierpliwie i z dobrą fantazją, potém coraz smutniejąc, ale wytrzymując stoicznie, choć go już dobrze złości brały, że został zbyty tak pogardliwém milczeniem, naostatek oburzył się i powiedział sobie, że nie można było zostawić rzeczy w takiéj niepewności i zawieszeniu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O! to tak znowu być nie może! Więc już mnie nawet szanowna Julka nie ma za godnego strachu i poszanowania nieprzyjaciela; traktuje mnie za bajbardzo.... To za wiele! Kapitanie! kapitanie! na co zszedłeś? na czém kończysz? ''Néc locus ubi Troja fuit!'' Bądź co bądź, tak rzeczy rzucić nie można, — dodał w duchu monologując z sobą, — ''fait ce que doit, advienne que pourra!'' Zyszczę co czy nie, ale przynajmniéj nagryzę niegodziwą Julkę.<br>
{{tab}}Skutkiem tego bodźca, jakiego mu dodała nienawiść i pragnienie choćby jałowéj zemsty, kapitan odzyskał trochę ruchawości dawniejszéj, wyszukał zaraz schronienie Mani, i wdarłszy się do niego, widzieliśmy jak się tu znalazł, piekąc swoją grzankę, a drugą przysposobiając dla nieprzyjaciółki.<br>
{{tab}}Wyszedłszy z domu Byczków, stanął na ulicy, uśmiechnął się do siebie, a słowa któremi się pochwalił, najlepiéj nam wytłumaczą cel tego kroku.<br>
{{tab}}— Otóż to jest co się zowie ślicznie, — rzekł powoli, — obgadałeś się sam przed sobą i ludźmi, Pluto, kochanie moje, jeszcze ty <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tak bardzo nie upadłeś jak ci się w pierwszéj chwili zdawało; paralitykiem nie jesteś, krok dzisiejszy tego dowodzi. Jest dyplomatyczny, jest co się zowie zręczny! Zrobiłeś sobie parę przyjaciół, któremi nigdy gardzić nie należy, a jenerałowéj bolesnego figla. Bo juściż, — dodał ciszéj mrużąc oko, — córka w tym gatunku płaczliwym i uczuciowym, jak ta Mania, spragniona macierzyństwa i serca, nie wytrwa żeby matki nie odszukała, nie zobaczyła i nie przyczepiła się do niéj, żeby jéj choć o błogosławieństwo prosić nie poszła, a ojciec tego rodzaju co p. Feliks, nie potrafi się oprzéć jéj zachceniu i musi ją tam poprowadzić, albo tamtę tu przywieść, jenerałowa będzie miała przyjemną do przebycia chwilę, to — ''ut sic''.<br>
{{tab}}W istocie rachuba była niezgorsza wcale, ale kapitan nadto się przechwalał, napadała go energja chwilami i odchodziła po chwili, nie wyszedł był ze swego charakteru, ale siły do działania przebierały się i czuł ich niedostatek. Myślał znowu długo i wahał się nim postanowił, niezadowolniony tą zemstą, dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niego bezkorzystną, obmyśléć inne środki dla siebie i nalegać przez Pobrackiego na jenerałowę. Dziwny, szczęśliwy traf dozwolił mu się domyśléć, że jenerałowa i pan mecenas byli z sobą w bliższych stosunkach, niżeli światu zdawać się mogło. Ta drogocenna dla niego wiadomość, przyszła mu niespodzianie przez Kirkucia, który zawsze po staremu niepomiernie bawara używał i niepoprawiony chodził pod Gwiazdę lub pod Kotwicę, do ogródka Piastowego lub Tivoli.<br>
{{tab}}Jednego wieczora p. Mateusz wzdychając właśnie nad marnościami świata, które mu piana piwa przypominała, popijał ów nektar odurzający do reszty słabą jego głowę, gdy ujrzał nieopodal człowieka, którego fizjognomja jakoś mu się wydała nie obcą i jakby już gdzieś dawniéj widzianą. Nie mógł sobie tylko przypomniéć zrazu, kiedy i gdzie ją spotykał.<br>
{{tab}}Był to {{korekta|gentlemann|gentleman}} dosyć przyzwoity, lecz widocznie świeżo wystrychnięty na swobodnego człowieka, pana siebie, bo zachował ruchy i obyczaj służebniczy, niedawno jeszcze z {{pp|li|berją}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|li|berją}} z pleców zrzucony. Jego surdut tabaczkowy, widocznie prany i odświeżony, rękawiczki jelonkowe, kapelusz na bakier, kolorowa chustka od nosa, dosyć starannie z tandety wybrane, leżały na nim i przy nim tak, że niedawnego w nie przystrojenia łatwo domyśléć się było można. Człowiek w nich jeszcze nie chodził, ale z nim chodziły. Oglądał się téż razwraz czy na niego patrzą i spozierał ciekawie ku zwierciadłom, które mu obraz metamorfozowany postaci jego wracały. Kirkuć po długich wysiłkach pamięci, która opieszale dosyć swą służbę odbywała w jego głowie, bo ją bawar odciągał i pasma jéj plątał, doszedł nareszcie, że próżne odbywając placówki w przedpokoju siostry, widział go tam właśnie w pasiastéj liberji i kawowych kamaszach.<br>
{{tab}}W istocie był to świeżo przez nią odprawiony lokaj, który się z Bzurskim pokłócił i przez niego został z miejsca wysadzony, gdyż kamerdyner zagroził, że sam ustąpi, jeśli zuchwałego chłystka, który mu chybił, nie odprawią.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Lokaj téż przypomniał sobie Kirkucia i po lekkim propedeutycznym ukłonie, poczęła się łatwo rozmowa, od któréj wcale się nie uchylał nowo emancypowany sługus, rad że sobie zrobi znajomość między ludźmi swobodnemi, a mocno podrażnion świeżą jeszcze przygodą, która go burzyła przeciwko jenerałowéj i Bzurskiemu. Chętnie więc zaczął pleść o nich, co Kirkuciowi w smak poszło. Postawił mu nawet butelkę przysiadłszy się do niego, bo nie był wcale dumny gdy mu o skórę chodziło, a czuł, że tu się czegoś pożytecznego będzie mógł dowiedziéć. Nauki Pluty w las nie poszły, Kirkuć głęboko niemi przejęty, postanowił, bądź co bądź, wybadać człowieka, którego mu los tak szczęśliwie nastręczył.<br>
{{tab}}— Oj to dom! — rzekł po chwili z goryczą lokaj, — oj! to dom.... nie ma co mówić.... jest się tam czego napatrzyć kto ma oczy, i nasłuchać kto ma uszy. A i ja tam dosyć widziałem, choć nie wszystko mówić się godzi.<br>
{{tab}}— No! no! ale tak.... między nami, — rzekł Kirkuć.<br>
{{tab}}— Dobre oni téż mają uszy, a ręce długie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzekł wzdychając lokaj, — straszno i teraz choć się człek z tych szpon wydostał. Sama pani, to kobieta.... to takiéj drugiéj nie ma na świecie, jéj ''minisztrem'' być — albo co. Cały świat ma ją za świętą.... ale co się wie to się wie!....<br>
{{tab}}— Na miły Bóg! cóż takiego? — spytał przysuwając się i dolewając piwa Kirkuć.<br>
{{tab}}— Bo dla czego, proszę ja kogo? ten famfaron, a chłopski syn Bzurski (bo to pewna rzecz, że jego ojciec był chłopem i matka prosta chłopka), dla czego, pytam ja się kogo, on tam tak znowu króluje? I cóż to za matedora? Dla czego on tam taki pan? bo milczy i nie widzi co nie potrzeba? Pani na to patrzy przez szpary, że on sobie romansuje z panną Adelajdą, a choćby i z kawiarką, że wino spija przy obiedzie i rejestra pisze jak mu się spodoba.... a on za to, proszę ja pana, milczy i od niego się nikt nie dowie co się w domu święci.... A myślą, że to już drudzy sobie oczów nie mają, albo tacy głupi, żeby się nic nie dowąchali. Czy to ja téż podedrzwiami <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jak on słuchać nie umiem, albo i przez dziurkę patrzeć, proszę ja kogo?<br>
{{tab}}— Ale cóż tam zobaczyć i podsłuchać, kiedy to kobieta z kamienia, — rzekł Kirkuć.<br>
{{tab}}— O! tak, z kamienia jak potrzeba, a z żywego ciała jak zechce i kiedy ludzie nie patrzą. Umie ona taką być, proszę ja kogo, jak jéj potrzeba, a tak sobie delikatnie romansuje, z tym adwokatem choćby, jak p. Adelajda z Bzurskim. Co się wie, to się wie! tylko że człowiek gadać nie chce.<br>
{{tab}}— Z adwokatem? z Pobrackim? — spytał gorąco chwytając go za rękę podziwienia pełen Kirkuć, — ależ on wygląda jak oskrobana głowa kapusty?<br>
{{tab}}— No! to już jak komu do gustu!<br>
{{tab}}Otóż jakim dziwnym sposobem Kirkuć doszedł wielkiéj tajemnicy i mnóstwa szczegółów pomniejszych z nią będących w związku, i tegoż wieczora, gdy mu język mocno świerzbiął, poleciał zaraz zwierzyć się Plucie, który go dobrze wybadał, rozważył, wąsa pokręcił i rzekł tylko enigmatycznie:<br>
{{tab}}— Jesteśmy na dobréj drodze.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nazajutrz zaraz kroczył do Pobrackiego z osnutym w ciemnościach nocy planem i tak dobrze a cierpliwie do drzwi jego kołatał, że choć go kilka dni wodzili, odkładając posłuchanie od rana do wieczora a od wieczora do rana, w końcu został dopuszczony do przybytku.<br>
{{tab}}W parę dni po owéj bytności u Byczków, dostąpił szczęśliwie oglądania oblicza, które nie łatwo się komu ukazywać raczyło. Zastał wielkiego legistę jak zawsze, po Napoleońsku stojącego przy biórku, dla tego aby przybyłych nie był zmuszony prosić siedziéć; z ręką założoną za {{korekta|surtut|surdut}} szczelnie i surowo zapięty, z drugą opartą na stosie papierów, w postaci wyraźnie zdającéj się mówić że nie ma czasu, i dającéj do zrozumienia, aby przybyły spieszył się z interesem i odchodził.<br>
{{tab}}Ujrzawszy Plutę, Pobracki skrzywił się znacząco — kapitan na opak był słodki i miły jak lukrecja, kłaniał się nizko, stąpał z pokorą, dusił kapelusz w obu rękach, jakby siebie i wszystko co jego było, chciał zmniejszyć w obliczu tak wielkiego człowieka.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pan dobrodziéj może mnie sobie nie przypominasz? — zapytał kapitan.<br>
{{tab}}— Owszem! — sucho odparł mecenas.<br>
{{tab}}— Miałem honor widziéć się z nim w dosyć nieprzyjemnych okolicznościach, z powodu przykréj sprawy brata pani jenerałowéj Palmer, a mojego nieszczęśliwego przyjaciela, pana Mateusza Kirkucia, fizycznie i moralnie po trosze ułomnego, ale przytém najlepszego w świecie człowieka.<br>
{{tab}}— Pan masz jaki interes? — zapytał surowo przerywając Pobracki.<br>
{{tab}}— Krótki, drobny i mało znaczący, — odparł kapitan pokornie się przełamując na wpół. — Wiadomo zapewne panu dobrodziejowi, że mnie niegdyś łączyły z p. jenerałową bliższe stosunki.... nie pokrewieństwa jak Kirkucia, ale tak niemal ścisłe jak one, nieszczęściem mniéj trwałe. Czas i okoliczności je zerwały. Miałem wówczas zręczność nieraz pani Palmer, a ówczesnéj jeszcze tylko pięknéj Julji, być użytecznym i po trosze miałbym prawo odezwać się wzajem do jéj serca, gdy fortuna postawiła ją dziś na wyższym, a mnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na jednym z ostatnich szczeblów drabiny społecznéj; co nie przeszkadza bym jeszcze się kiedy wyżéj nie dodrapał.... Otóż pisałem do Palmer, prosząc ją, aby mi teraz wzajem dopomogła, a dotąd nie odebrałem żadnéj odpowiedzi.<br>
{{tab}}— Ja o tém nic nie wiem! — rzekł sucho Pobracki.<br>
{{tab}}— Ja właśnie przychodzę prosić pana dobrodzieja, abyś był łaskaw o to się dowiedziéć, bo ja się sam nie chcę jenerałowéj naprzykrzać.... i dokładam byś raczył się za mną wstawić.<br>
{{tab}}— Tak!.... ale ja tych spraw nie znam.... to rzecz prywatna.... nic zresztą nie mogę, pani jenerałowa ma swoją wolę.<br>
{{tab}}— Tak! ależ pan dobrodziéj, — wykrzyknął Pluta mrugając wąsem i okiem, — pan jest nietylko jéj doradzca, ale przyjaciel najlepszy, najbliższy, pan, w którym ona całe swe złożyła zaufanie.<br>
{{tab}}— Ale proszę pana! ja jestem doradzca prawnym tylko.<br>
{{tab}}Pluta zamilkł, przygryzł wargi i umyślnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dla wypróbowania Pobrackiego począł się uśmiechać szydersko.<br>
{{tab}}Pan Oktaw był najpewniejszym, że tajemnica jego bliższych z jenerałową stosunków nikomu znaną być nie może, trochę się zmięszał mimo woli, ale opamiętał zaraz.<br>
{{tab}}Pluta jednak pochwycił to drgnienie muskułów twarzy i nabrał pewności.<br>
{{tab}}— Czyż tylko doradzcą, a nie przyjacielem od serca jesteś pan dobrodziéj? o nie! temu nie wierzę! — przerwał kapitan.<br>
{{tab}}— Mam szczęście dosyć dobrze i łaskawie być widzianym przez jenerałowę, ale, — szepnął pan Oktaw, — ale w sprawy, które do mnie nie należą, mieszać się nie mogę.<br>
{{tab}}— To tylko skromność wrodzona panu dobrodziejowi, nie dozwala mu przyznać jak w istocie jest, o czém ludzie, choć nie wszyscy, doskonale wiedzą, że pan więcéj jesteś niż doradzcą życzliwym.<br>
{{tab}}I powtarzając po dwakroć z naciskiem te słowa, Pluta wywołał wreszcie rumieniec na bladą twarz i małe, ale widoczne zniecierpliwienie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Racz pan mnie wysłuchać, — rzekł Pluta poufaléj, widząc że lekarstwo skutkuje, — nie zapieraj się, bo świat wszystko wie i dowiaduje się wszystkiego, wszystkiego powiadam panu, sam tego doświadczyłem na sobie. Raz, ja który to panu mówię, człowiek ułomny, miałem taki wypadek, żem w najniewinniejszéj myśli, o mroku, pocałował w czoło żonę mojego przyjaciela. Byliśmy sam na sam, żywéj duszy, cisza w koło, trochę ciemno w salonie, nikomum się z tém nie chwalił, bo nie było z czego, tak dużo mąki na wargach mi zostało. Cóż WPan dobrodziéj powiész na to? w tydzień czy dwa, całe miasto o tém szeptało. Nie powiadam, żebyś WPan dobrodziéj miał w czoło panią jenerałowę Palmer całować, nie twierdzę, daleką jest ta myśl zuchwała odemnie, ale to pewna, że gdyby tam między państwem cokolwiek ściślejsza zawiązała się przyjaźń, jedném ręki ściśnieniem objawiona, wkrótce o tém będzie wiedziało miasto całe. Tymczasem twierdzą ogólnie, iż bliskie i serdeczne stosunki łączą państwa z sobą — na cóż się tego zapierać? Wznieca się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zaraz podejrzenie, iż tam coś ukrywać potrzeba. Czy ta przyjaźń ciepła, gorąca, zimna, blada czy różowa, nie śmiem robić przypuszczeń, ale że ona jest, to się wié. Każdy zresztą wykłada to po swojemu, ja się wstrzymuję od komentarzów, a to wiem, że jeśli nie ma nic, to się pan nie obawiając podejrzeń, wahać nie będziesz uczynić coś dla mnie. Zresztą gadać nie lubię, jestem dyskretny, i mam nadzieję, że moje umiarkowanie życzliwością odpłaconém mi będzie.<br>
{{tab}}Skończył Pluta i spojrzał na Pobrackiego, który bladł, czerwieniał, trząsł się, ale stał jak posąg i nie dawał po sobie poznać ile cierpiał; udawał że nie rozumie.<br>
{{tab}}— Darujesz mi pan, — rzekł, — ale tych alluzji nie pojmuję, pani Palmer jest mi dosyć życzliwą, miałem może zręczność zasłużyć na jéj zaufanie, zresztą nie wiem nawet coś mi pan chciał dać do zrozumienia.<br>
{{tab}}— Obszerniéj i jaśniéj na dziś tłumaczyć się nie chcę, — rzekł Pluta, — ''sapienti sat'', ale mam nadzieję, że sprawa, którą łaskawéj jego opiece powierzam, pójdzie dobrze. Pani <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jenerałowa pozbędzie się mnie, gdyż wyjadę i mam mocne postanowienie oddalić się z Warszawy, która się na mnie, jak na wielu innych znakomitościach, poznać nie umiała.... ''Ingrata patria! non habebis ossa mea!'' Ale stara to prawda, że nikt prorokiem u siebie.... Do nóg upadam.... i proszę raz jeszcze.... nie zapominać o pokornym słudze....<br>
{{tab}}— Ja za nic nie ręczę, — rzekł zmięszany Pobracki, — ale starać się nie omieszkam....<br>
{{tab}}— Już bylebyś pan się starał, jestem spokojny, — odparł kapitan, — a na to słowo honoru daję, że natychmiast wyjeżdżam i stanowczo żegnam kraj i państwa wszystkich.<br>
{{tab}}Skłonili się sobie grzecznie i na tém się skończyło.<br>
{{tab}}Kapitan odchodząc, szyderskim wzrokiem bazyliszka przeszył do głębi prawnika.<br>
{{tab}}Po wyjściu Pluty Pobracki wybiegł zapowiedziéć aby nikogo nie wpuszczano, a sam padł na krzesło, przerażony jakby ukazaniem się szatana. On, który życie całe pracował na pozyskanie sobie nieposzlakowanéj sławy, ów wzór surowości obyczajów i prawości, {{pp|wysta|wiony}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wysta|wiony}} nagle na szyderstwo ludzi, na zwycięzkie uśmiechy tych, których gromił dotąd z wysokości cnoty!.... Było się czego ulęknąć, zaprawdę! Poty zimne nań uderzyły, powiódł ręką po czole i postanowił, z niezwykłą sobie żywością, jechać natychmiast do pani Palmer, aby się z nią rozmówić stanowczo. Miał ku temu i inną przyczynę, od dni bowiem kilkunastu i wprowadzenia do jéj domu Abla Huntera, jakoś coraz mniéj był rad z fizjognomji, którą stosunek cioci do siostrzeńca przybierał. Ale ile razy wspomniał o tém ostrożnie, jenerałowa się uśmiechała i białą podając mu rączkę, odpowiadała:<br>
{{tab}}— Cóż ci się śni? zazdrość!.... to dzieciak.....<br>
{{tab}}Wszakże ten dzieciak coraz się lepiéj rozgaszczał w domu, coraz w nim częściéj przesiadywał, Pobracki schodził go wieczorami w salonie sam na sam z panią Palmer i z mowy młodego trzpiota mógł miarkować, że coraz byli bliżéj z sobą. Nie przypuszczał on lekkości zbyt daleko posuniętéj w kobiecie tak poważnéj i tak bardzo starszéj od hr. Abla, że matką jego byćby mogła, ale go to jednak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mimowoli niepokoiło. Kuzynostwo i interesa nie dosyć mu to tłumaczyły, obawa o proces i chęć zapobieżenia mu, zdały mu się za daleko posunięte.<br>
{{tab}}Pragnął więc stanowczo się rozmówić tą razą i parę razy już odprawiony ode drzwi w sposób dosyć podejrzany przez Bzurskiego, pod pozorem że pani w domu nie było, choć czuł, że nie mogła wyjechać i paltot p. Abla niby przypadkiem w przedpokoju zapomniany, różne myśli nastręczał: — poczynał się trochę niecierpliwić.<br>
{{tab}}— Ale to być nie może! — mówił sobie w duchu, — niesłusznie ją podejrzewam! to się nie godzi!<br>
{{tab}}Wybrał się więc natychmiast do jenerałowéj, gdy niespodzianie sprawa wielkiéj wagi stanęła na przeszkodzie i zabrała mu resztę poranku, potém musiał spocząć i przeczekać obiadową porę, tak, że dopiero o zmroku stanął u drzwi pani Palmer nie bez bicia serca, bo mu jeszcze szyderskie słowa Pluty w uszach brzmiały.<br>
{{tab}}W przedpokoju zastał Bzurskiego, który <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z rękami na żołądku założonemi, w postawie ubłogosławionego, drzemał spokojnie po obiedzie i z widocznym złym humorem podniósł się widząc przybywającego natręta, który mu przerywał drzemkę, spojrzał nań ziewając, a na zapytanie:<br>
{{tab}}— Czy pani w domu? — z jakiémś wahaniem złowrogiém mruknął:<br>
{{tab}}— Tylko co wróciłem, nie wiem dobrze, trzebaby się dowiedziéć.<br>
{{tab}}Pobracki, który dawniéj bez oznajmienia przygotowawczego wchodził i wstęp miał zawsze otwarty, surowém odpowiedziawszy wejrzeniem, nie powtarzając już zapytania, wszedł nie opowiadając się do salonu.<br>
{{tab}}Jenerałowéj nie było tu w istocie, ale z drugiego pokoju dochodziły dwa głosy, z których jeden wesoły i śmiejący się, łatwo było poznać jako Abla Huntera, drugi cichy i melancholijny, widocznie należał do jenerałowéj. Pobracki mocno zmięszany, cicho począł kroczyć ku drzwiom, bo go jakaś zazdrość ubodła, ale wprędce pomiarkowawszy się, {{pp|odkaszl|nął}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odkaszl|nął}} i dał o sobie znać głośnym chodem po salonie.<br>
{{tab}}Posłyszawszy go jenerałowa, wyszła zaraz szybko z gabinetu nieco pomięszana, lecz ochłonęła prędko i podała mu rękę, wskazując mrugnieniem oczów, że nie była sama i niby z niechęcią dając mu poznać, że ją naprzykrzony kuzynek nudził....<br>
{{tab}}Za nią zaraz wyjrzał poufale hr. Hunter, a zobaczywszy Pobrackiego, począł się śmiać głośno i witać go jakby we własnym domu.<br>
{{tab}}Pobracki był poważny i milczący, ukłon oddal zimno i kilka słów szepnął o pilnym interesie.<br>
{{tab}}— A! jeżeli interessa są, — przerwał Hunter żywo z za ramienia gospodyni, — to ja państwa opuszczę i pójdę sobie gdzie na cygaro.<br>
{{tab}}— Nie mamy nic pilnego, — odparła zwracając się ku niemu pani Palmer, młodemu chłopcu dając oczyma do zrozumienia, że te interesa wcale nie w porę przyszły ją nękać.<br>
{{tab}}Mimo to nieme zapewnienie, Hunter wziął za kapelusz, odwiódł ją na chwilkę do {{pp|gabi|netu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|gabi|netu}}, szepnął coś po cichu i śmiejąc się wybiegi do salonu. Tu podał rękę Pobrackiemu, który milczał jak posąg oczekiwania i wyszedł, przede drzwiami włożywszy kapelusz bez ceremonji.<br>
{{tab}}Sposób jego obejścia się z jenerałową i rozgoszczenie poufałe w tym domu, nie uszły wprawnego oka p. Oktawa, który się smutnie namarszczył.<br>
{{tab}}P. Palmer jak gdyby ciężar jaki spadł z ramion, gdy wyszedł nareszcie Hunter i zlekka wzdychając zasiadła na kanapie, oczekując aby prawnik rzecz, z którą przyszedł zagaił. Zwykle pogodne jéj czoło, jakaś marszczka frasunku sfałdowała.<br>
{{tab}}P. Oktaw téż milczał długo nim przyszedł do słowa, i nie rychło odezwał się zwolna:<br>
{{tab}}— Nie śmiałbym nigdy występować z takiém pytaniem, — rzekł, — gdyby nie obowiązki, jakie na mnie szczera dla niéj przyjaźń wkłada, ale, droga pani...<br>
{{tab}}— Mówże śmiało! co tam tak strasznego? spytała chłodno jenerałowa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Doprawdy, ciężko mi to jakoś powiedziéć przychodzi....<br>
{{tab}}— Ciężko? mnie? staréj i dobréj znajoméj? jakże mnie pan krzywdzisz!.... Mówże śmiało, proszę....<br>
{{tab}}— Powiem otwarcie.... Zaczynam być niespokojny o Abla Huntera.<br>
{{tab}}— Jakto? cóż to? dla czego? nierozumiem.<br>
{{tab}}— Pani go oczarowała! on sobie doprawdy nadto u niéj pozwala.<br>
{{tab}}— O! zlituj się! krewny! Zresztą, wszak zgodziliśmy się na to, że tak było potrzeba.... dla sprawy....<br>
{{tab}}— Tak, do pewnego stopnia.... ale....<br>
{{tab}}— To téż, jest to do pewnego stopnia, — rozśmiała się chłodno kobieta, rzucając nań ukradkiem badające spojrzenie.<br>
{{tab}}— Ale, czy nie zawiele już tego? czy nie byłoby już dosyć tych czarów, bo młokos może przebrać miarę, może mu się uroić....<br>
{{tab}}Pani Palmer poczęła się uśmiechać dobrodusznie.<br>
{{tab}}— O! o! byłżebyś pan o tego dzieciaka zazdrosnym? — odezwała się powoli.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ja? ale jakież mam prawo? — wybąknął smutno Pobracki, — chyba to, jakie mi daje wielka i gorąca przyjaźń dla niéj. Boję się ludzi, oczów i języka świata.<br>
{{tab}}— A! a! dajże pokój! to troskliwość zbyteczna, któż mnie o niego posądzać może?<br>
{{tab}}— No! ja pierwszy.<br>
{{tab}}— To mi sobie wytłumaczyć łatwo z pewnego względu, choć zkądinąd dziwię się, że mnie pan masz za tak lekką... To dzieciństwo.<br>
{{tab}}Zamilkli, bo jenerałowa przybrała dumną postawę kobiety nieco obrażonéj, i poczęła niecierpliwie rwać koniec swéj chustki.<br>
{{tab}}— Zobaczysz, — rzekła, — jak mi to pomoże do processu; już hr. Abel po raz drugi pisał do familji nalegając o układy, skończemy niechybnie zgodą....<br>
{{tab}}— A potém? — zapytał Pobracki.<br>
{{tab}}— No! a potém! dam mu pieniędzy na drogę i pojedzie sobie, — przerwała kobieta po cichu, — nie mówmy o tém, bo doprawdy nie ma o czém....<br>
{{tab}}Pobracki zamilkł, mimo to jednak widać <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>po nim było, że wcale go tłumaczenie nie uspokoiło.<br>
{{tab}}— Jeszcze jedno, — rzekł, — kapitan Pluta.... męczy mnie....<br>
{{tab}}— A! znowu ten nieznośny awanturnik, — zawołała pani Palmer, — prawda! przypominam sobie, pisał do mnie, nie odpowiedziałam mu nic, sama nie wiem co z nim począć — nadużywa mojéj cierpliwości.<br>
{{tab}}— Trzebaby go zagodzić, dać mu co odczepnego, — odparł Pobracki, — wszak ma wyjechać.<br>
{{tab}}— A potém? — spytała jenerałowa trochę szydersko.<br>
{{tab}}— Da się mu pieniędzy na drogę i pojedzie sobie, — odpowiedział w tenże sposób Pobracki.<br>
{{tab}}— Gdyby kiedykolwiek dotrzymał słowa i zrobił co obiecuje!<br>
{{tab}}— Więc lepiéj dopuścić zemstę i skandal?<br>
{{tab}}— Ale {{korekta|nie.|nie,}} — zawołała niecierpliwiąc się kobieta i pocierając czoło jak gdyby ją głowa boléć zaczęła, — sama prawdziwie nie wiem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>co z nim zrobić, trzeba mu coś obiecać, zwlekać, targować się.<br>
{{tab}}— A potém? — przerwał Pobracki znowu.<br>
{{tab}}— No! to radźże mi pan, ja już nic nie wiem, — odparła nagle wybuchając kobieta, — będę posłuszną.<br>
{{tab}}Widocznie jakoś dziś się zrozumiéć nie mogli i oboje poglądali na siebie niedowierzająco.<br>
{{tab}}— Gdybym rzeczywiście miał radzić, — odezwał się powoli prawnik, — życzyłbym korzystać z dobrych usposobień tego łotra, z jego potrzeby i niedostatku, opisać go jak węża, opłacić i pozbyć się raz na zawsze....<br>
{{tab}}— Sądzisz, że się takich ludzi kiedykolwiek pozbywa? — zapytała jenerałowa szydersko, — o! znam ich! myślisz, że dotrzyma słowa! że pojedzie, że jutro go znów na mojéj drodze nie spotkam z groźbą lub wymaganiem? A! doświadczyłam tego człowieka i wiem ile na jego słowa rachować można.<br>
{{tab}}— Jakto? więc pani nie chcesz nic uczynić dla niego? trzebażby przecie coś postanowić? rzekł prawnik.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale WPan mnie nie rozumiész doprawdy, — kwaśno odezwała się kobieta, — takim ludziom trzeba tą monetą płacić, jaką oni innym dają, trzeba zwlekać, uwodzić, nie drażnić, zbywać, zwłóczyć, nudzić....<br>
{{tab}}— Więc cóż mu odpowiedziéć? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Że chętniebym mu ofiarowała pomoc, ale teraz nie jestem w stanie — niech poczeka.<br>
{{tab}}— Ależ on czekać nie może!<br>
{{tab}}— Będzie musiał; czekając doczekamy się czegokolwiek.... pan wiész bajkę o ośle, którego obowiązano się nauczyć mówić?<br>
{{tab}}Pobracki zamilkł, jenerałowa sucho i dziwnie śmiać się zaczęła.<br>
{{tab}}— Nie poznaję pani {{korekta|dobrawdy|doprawdy}}, — rzekł, — z takim człowiekiem jak kapitan nic się nie zyskuje na zwłoce, nędza go przyprowadzi do ostateczności.<br>
{{tab}}— A! to niech sobie robi co chce! — odezwała się jenerałowa dosyć obojętnie, — to mi wszystko jedno!....<br>
{{tab}}Pobracki spojrzał zdziwiony.<br>
{{tab}}— Albo nie! — dodała, — przyślij mi go <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pan tu, choć się nim brzydzę jak gadem, sama się z nim rozmówię.<br>
{{tab}}Kończąc te słowa z nerwowym wymówione pośpiechem, szarpnęła chustką jakby rozedrzéć ją chciała, zacięła usta nagle, łza gniewu zakręciła się w jéj oku.<br>
{{tab}}Prawnik zamilkł i rzekł tylko spokojnie:<br>
{{tab}}— Zapewne tak będzie najlepiéj, jednak nie życzę go drażnić.<br>
{{tab}}Jenerałowa ruszyła ramionami tylko.<br>
{{tab}}— Zostaw mi to pan, — zawołała, — nie troszcz się wcale, potrafię go uchodzić.<br>
{{tab}}Pobracki powinien był odejść, zawahał się wszakże, tkwił mu w sercu Hunter, miał jakieś bolesne przeczucia, obawiał się wspomniéć o nim. Pani Palmer wydawała mu się nad wyraz i nadzwyczaj zimną, sztywną, zobojętniałą nagle dla niego. Szukał jéj wejrzenia i spotykał wzrok, który go widocznie unikał, wyzywał czulszego wyrazu, odpowiadano mu znużeniem i prawie niecierpliwością nie tajoną.<br>
{{tab}}— Nicże mi pani więcéj nie ma do rozkazania? — spytał wreszcie zabierając się odejść, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nic do powiedzenia? — dodał ciszéj z wyrazem smutku.<br>
{{tab}}— Nic, mój drogi panie Oktawie, — wycedziła z wysileniem kobieta, — proszę cię tylko bądź spokojniejszy o Huntera, to {{korekta|śmiesność|śmieszność}}, za którą miałabym się prawo obrazić, widzę z twego humoru, z postawy odgaduję, że jesteś o niego niespokojny. Czyż się to godzi?<br>
{{tab}}— Ale nie! — przerwał rumieniąc się Pobracki, — zdało mi się, czuję, widzę żeś pani dla mnie się zmieniła — naturalnie, różne myśli przyjść mi musiały do głowy.<br>
{{tab}}— Panie Oktawie! — odezwała się z cichą wymówką jenerałowa, — po tylu dowodach życzliwości, wątpić o mnie — a! to nie do darowania!<br>
{{tab}}I podała mu rękę, którą Pobracki ucałował z uczuciem, pochyliła czoło białe, na którém złożył pocałunek, a potém jakby jéj było pilno, ścisnęła go za rękę i pożegnała prędzéj niż się spodziewał. Pobracki był ukołysany, odszedł zupełnie spokojny, marząc znowu o <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przyszłości — ona wybiegła jakby jéj było pilno się go pozbyć.<br>
{{tab}}Ale jeszcze nie miała czasu się zamknąć w gabinecie, gdy Bzurski nadbiegł z biletem w ręku, oznajmując natrętną wizytę.<br>
{{tab}}— Ten pan, — rzekł podając kartę, — prosi aby choć na chwilę mógł się widziéć, prosi bardzo.<br>
{{tab}}Jenerałowa spojrzała na nazwisko, wyczytała nazwisko Narębskiego i niecierpliwa zatrzymała się chwilę.<br>
{{tab}}— Mówiłeś że jestem w domu?<br>
{{tab}}— Spotkał wychodzącego pana mecenasa.<br>
{{tab}}— Prosić do salonu.<br>
{{tab}}Machinalnie poprawiła loki, obciągnęła chustkę czarną, przybrała postawę surową i powolnie wyszła.<br>
{{tab}}Pan Feliks stał zmięszany, z kapeluszem w ręku, w pośrodku tego smutnego pokoju, który się zwał salonem, i spoglądał na portret p. jenerała w zamyśleniu bezmyślném, ale posłyszawszy szelest sukni i postrzegłszy jenerałowę, która go przywitała z daleka, aby uniknąć bliższego powitania, cofnął się parę <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kroków, jakby pierwszą myślą jego było uciekać. P. Palmer nie zwracając na ten ruch uwagi, zajęła miejsce na kanapie i wskazała mu fotel.<br>
{{tab}}— Darujesz mi pani, — rzekł Narębski, — ale tą razą nie winienem, że się jéj naprzykrzam, nie byłbym nawet w wypadku, który mnie tu sprowadza nachodził ją z prośbą, gdyby nie konieczność. Biedna sierota, domyślisz się pani o kim mówię, skutkiem wygadania się kapitana Pluty, wie, że ma matkę, błaga i prosi, aby raz ją widziéć mogła, tylko raz nim przystąpi do ołtarza.<br>
{{tab}}— A! idzie za mąż? — spytała zimno matka.<br>
{{tab}}— Tak jest pani, za ubogiego ale poczciwego chłopaka.<br>
{{tab}}— Pan ich ztąd zapewne wyprawiasz?<br>
{{tab}}— Ja, nie wiem co z sobą poczną. — Raz, tylko raz, chce upaść do nóg nieznanéj matce i prosić ją o błogosławieństwo....<br>
{{tab}}— A! i pan mnie wystawiasz w obec niéj na takie położenie, a w przyszłości dajesz jéj prawo wiecznego znęcania się nademną! — zawołała pani Palmer. — Godziż się to? nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dosyć że się téj przeszłości pozbyć nie mogę... tego niegodziwca.... ciebie panie Narębski.... jeszcze chcecie rzucić mi ją na ramiona, abym ciężar nie mojego grzechu, tak jest nie mojego, — powtórzyła, — dźwigała na zawsze! A! to się nie godzi! to okrucieństwo!<br>
{{tab}}Narębski był przybity.<br>
{{tab}}— A! pani, — rzekł zimno, — możeż się to nazywać ciężarem?<br>
{{tab}}— Ale nim jest.... ale ja jéj nie znam, ja tego wszystkiego nie chcę, wyrzekłam się, nie mogę.... To dziecko! jest to dla mnie narzędzie okrutnego męczeństwa.... to rzecz niegodziwa!<br>
{{tab}}— Pani, przyciśnij ją do piersi raz, pobłogosław, a więcéj ci się nie pokaże.... tego matka przynajmniéj odmówić jéj nie powinna.<br>
{{tab}}Jenerałowa uśmiechnęła się z goryczą, pokiwała głowa.<br>
{{tab}}— Tak.... znam to... Więc czegóż chcecie? — zawołała żywo, — abym wam oddała ostatek tego co mam, ostatek mienia, spokoju, godzin pokuty i ciszy? Chcecie mi wydrzéć wszystko, zmusić bym cierpiała? mówcie otwarcie... zniosę... com powinna... karzcie mnie i smagajcie...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wyrzekła to z taką goryczą, ale razem z tak gwałtownym gniewu wybuchem, że Narębski stanął osłupiały i przybity.<br>
{{tab}}— Ja nic nie chcę, — rzekł z godnością, — ale dla dziecka błogosławieństwa, jeśli nie serca to formy, wymagam, żądam go i nie odstąpię. Nie winienem temu że wié o matce, bom przed nią taił jéj życie, woląc by się sądziła sierotą. Stało się to mimo woli mojéj, na łzy dziecka patrzéć nie mogę. Żadnych ofiar nie przyjmie ona, ani ja, ale krzyża na czole w drogę życia, nie możesz jéj odmówić... a potém... bądź zdrowa na wieki — nikt, ona ani ja nie staniemy na drodze twych tryumfów.... Idź szczęśliwa! idź! bogdajbyś u wrót innego świata nie wyciągnęła próżno z łoża boleści rąk do twojego dziecięcia!<br>
{{tab}}Jenerałowa wysłuchała tych słów wymówionych z uniesieniem, zimno i niecierpliwie, czuła się tylko podrażnioną.<br>
{{tab}}— Nie chcę żebyś pan tu z nią przyjeżdżał, — rzekła, — dokąd mam przybyć i kiedy, aby spełnić jego wolę?<br>
{{tab}}Narębski się zastanowił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zbądźmy to, — rzekł, — bo mi się serce drze i krwawi; jutro przyjadę po panią, pojedziesz ze mną o mroku.... więcéj nie żądam.<br>
{{tab}}Jenerałowa się udobruchała nieco.<br>
{{tab}}— Gotowa jestem, — dodała, — uczynić coś dla niéj, co będę mogła, niewiele....<br>
{{tab}}— Nic! nic! — zakrzyczał Narębski, — udawaj tylko matkę, kłam że masz serce, daj łzę choć sfałszowaną.... to będzie dosyć, — dodał z dumą, — więcéj, gdyby ona z głodu konała a ja z rozpaczy, od ciebie byśmy nie przyjęli — nic!<br>
{{tab}}Rzucił ręką i nie żegnając się wyszedł.<br>
{{tab}}— Cóż to za scena tragiczna? — zawołał z tyłu hr. Hunter, który na ostatnie wyrazy wszedłszy przez drzwi od głębi, wsuwał się do salonu właśnie gdy Narębski zamykał za sobą z trzaskiem podwoje.<br>
{{tab}}Pani Palmer jeszcze nie ochłonąwszy z wrażenia, zebrała przytomność i podeszła ku niemu śmiejąc się z przymusem.<br>
{{tab}}— A! to te nieszczęśliwe interessa! {{korekta|rzekła.|— rzekła.}}<br>
{{tab}}— Ależ to jakiś patetyczny processowicz! — zawołał Abel, który wszystko w śmiech <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>obracał. — Ciociu królowo! jakże on nudzić cię musi!<br>
{{tab}}— Śmiertelnie! dziecko moje, — odparła padając na fotel Palmerowa, — dziś bo dzień nudów i przykrości.<br>
{{tab}}Twarz jéj malowała w istocie doznane przykre wrażenia, Hunter wziął to za assumpt do pocieszania i nieopierającą mu się rękę pochwycił w obie dłonie.<br>
{{tab}}— Ciociu królowo! — rzekł, — nie trzeba tak brać ludzkich głupstw do serca, jak ciebie kocham! zapomniéć zresztą, że jest więcéj na świecie ludzi nad nas dwoje.<br>
{{tab}}— Gdyby można! — szepnęła przychodząc do siebie jenerałowa i poglądając na niego zalotnie....<br>
{{tab}}Z tonu już postrzedz łatwo, że od pierwszego wieczora do dnia tego, ciocia i siostrzeniec dość spory kawałek drogi ubiegli.<br>
{{tab}}— Jakto nie można? ciociu królowo! — zawołał młodzik, — miłość każe zapomniéć o wszystkiém co nią nie jest.<br>
{{tab}}— Miłość! miłość! — powtórzyła smutnie kobieta, — alboż ty wiesz co miłość?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A! już znowu niewiara! Ciociu królowo! czy to się godzi?... ja u nóg twoich, a ty... szydzisz.... z niewolnika?<br>
{{tab}}— Bo ci nie wierzę...<br>
{{tab}}— Doprawdy?<br>
{{tab}}— O! nikomu! nikomu! miłość to dziki zwierz, który szarpie i ciśnie póki się nie nasyci krwią naszą, a potém kości krukom zostawia....<br>
{{tab}}— Poezja! poezja! Ciociu królowo! śliczna poezja! ale jesteś smutna, ja tego nie lubię, mówmy o czém inném, chodźmy do gabinetu, pozwól mi zapalić cygaro i będziemy się śmiali....<br>
{{tab}}— Po papiery, — dodał, — posłałem, do stolicy listy wyprawione, processu się zrzeką, jestem pewny, ale ja nie mogę czekać, ciociu królowo! i patrzéć ci w oczy.... dajmy tymczasem na zapowiedzi.<br>
{{tab}}Jenerałowa wstrzęsła się, jakby ją przebiegły dreszcze.<br>
{{tab}}— Wszakże wiész, — rzekła, — że ślubu jeszcze wziąć nie możemy, umówiliśmy się przecie, kilka dni czasu cierpliwości, a {{pp|po|tém}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|tém}}.... będę twoją.... Spieszysz się teraz, — dodała po chwili, — bogdajbyś mi kiedyś nie wyrzucał tego, nie sprzykrzył sobie staréj kobiety, która czuje że popełnia szaleństwo....<br>
{{tab}}— Otóż znowu te tragiczne monologi. Ciociu królowo! ale dajże im pokój! Jesteś młoda, śliczna, ja cię kocham, jestem szczęśliwy, o resztę nie pytajmy! Będą ludzie krzyczéć, niech ich słota porwie, co mi tam! będą się śmiać z ciebie, ze mnie, z nas, a co to nam szkodzi? Zresztą pojedziemy sobie ztąd, ciociu królowo! prawda? do Włoch! albo do Hiszpanji, i — dorzucił z żywym ruchem młodzieńczym, — nie myślmy o reszcie....<br>
{{tab}}— Tak! ty — ale ja?<br>
{{tab}}— Ciociu! warto bym ci dał burę.... I pocałował ją gorąco, porywając za rękę. — Do twego pokoju! chodźmy!<br>
{{tab}}Zadzwonił jak pan domu.<br>
{{tab}}— Bzurski, — rzekł do wchodzącego. — pani nie ma.... wyjechała, podawać herbatę.....<br>
{{tab}}Rozporządzał się już zupełnie, jak gdyby był u siebie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pani słaba na głowę, — dorzucił odchodzącemu kamerdynerowi.<br>
{{tab}}Posłuszna poszła za nim jak niewolnica pani Palmer, ale we drzwiach do gabinetu spojrzała z pod chmurnéj powieki na oszalałego młokosa, jakby z gniewem stłumionym, oko jéj zapaliło się dziko, usta zadrgały, rzekłbyś że już zemstę jakąś układała na jutro..... choć tak była łagodna!<br>
{{tab}}— Mnie doprawdy głowa boli! — rzekła rzucając się na fotel, — tyle dziś miałam przykrości... i ty... ty nawet tak jesteś nieuważny... Pobracki mógł się domyśléć....<br>
{{tab}}— A cóż mi tam jakiś Pobracki! — zawołał Abel, — niech się sobie dorozumiewa kiedy chce!<br>
{{tab}}— Przed czasem! a! ty wartogłowie!<br>
{{tab}}— Ciociu królowo! ja cię tak kocham, że kłamać nie umiem.... daruj....<br>
{{tab}}I pocałował ją w rękę, a potém zapaliwszy cygaro, rozciągnął się w krześle i począł nucić jakąś piosenkę.<br>
<br>{{---}}<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nazajutrz kapitan stawił się u Pobrackiego z tym samym uśmiechem i przybraną minką pokorną, która gorzéj od najjawniejszego zuchwalstwa drażniła prawnika. P. Oktaw miał czas obmyśleć jak się znaléźć i stał wielce poważny, nie dając po sobie poznać, że go wczorajsze groźby dotknęły.<br>
{{tab}}— Cóż mi pan dobrodziéj rozkaże? — zapytał kapitan.<br>
{{tab}}— Przypadkiem widziałem się wczoraj z p. jenerałową, — rzekł Pobracki, — mówiłem jéj o panu.... odpowiedziała mi, że sama się z nim widziéć pragnie. Oto wszystko co mu mam do oznajmienia.<br>
{{tab}}Pluta się zamyślił.<br>
{{tab}}— Kiedy? — zapytał.<br>
{{tab}}— A, tego nie wiem.<br>
{{tab}}— Więc idę natychmiast, — odparł kapitan, — a tymczasem dziękuję panu i ręczę, że w każdym razie na dyskrecję moją rachować możesz.<br>
{{tab}}Oktaw ruszając ramionami, rzekł:<br>
{{tab}}— Tego nie rozumiem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale ja rozumiem! — dodał żywo Pluta, upadam do nóg.<br>
{{tab}}Pilno mu było niezmiernie i poleciał wprost do pani Palmer, ale jak fala o skałę rozbił się o zimną krew nieprzełamaną i poważny opór Bzurskiego.<br>
{{tab}}— Ale ja jestem wezwany przez panią jenerałowę, — zawołał, — proszę mnie oznajmić, interes jest wielkiéj wagi.<br>
{{tab}}Powolnym, niecierpliwiącym krokiem Bzurski, spojrzawszy na zegarek, poszedł, zabawił dosyć długo i powrócił, prawie wzgardliwie pokazując drzwi kapitanowi, który już nie patrząc na niego wpadł do salonu.<br>
{{tab}}Tu miał czas ochłonąć, bo jenerałowa wyszła nie rychło, — nareszcie po kilku jak wiek dla Pluty długich minutach oczekiwania, ukazała się z obliczem spokojném.<br>
{{tab}}Kapitan skłonił się jéj z uśmiechem, który ukrywał mimowolne skłopotanie.<br>
{{tab}}— Pisałeś pan do mnie, — odezwała się siadając z daleka, — bardzo przepraszam żem mu nie odpowiedziała, radabym prawdziwie życzeniu jego zadosyć uczynić....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— At! — przerwał Pluta, — a cóż stoi na zawadzie?<br>
{{tab}}— Prosiłabym o trochę cierpliwości....<br>
{{tab}}— Nie jest to moja cnota, — rzekł kapitan, — ale jéj na ten raz mogę pożyczyć, nawet sporo.... Radbym tylko wiedział do czego to mnie ma prowadzić?<br>
{{tab}}— W téj chwili, przy najlepszych chęciach, prawdziwie nie jestem w możności, interessa, process.... ale za kilka, kilkanaście dni....<br>
{{tab}}— O! kredyt masz pani u mnie nieograniczony, — zawołał Pluta uradowany, — czekać będę, zwłaszcza że muszę...<br>
{{tab}}— Pan wyjeżdżasz? — spytała po chwili.<br>
{{tab}}— Tak jest, opuszczam kraj, udaję się do Ameryki, gdzie świat i ludzie dziewiczy... Europa stara, zepsuta cyganka, już mi obmierzła, nie można być w niéj uczciwym człowiekiem, tyle łajdaków dokoła. Chcę nowe rozpocząć życie.<br>
{{tab}}Jenerałowa patrzała, słuchała, ale nie zdawała się ani wierzyć, ani zbytniéj do wyrazów przywiązywać wagi.<br>
{{tab}}— Cokolwiek pan zamierzasz, — {{pp|odezwa|ła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odezwa|ła}} się, — to do mnie nie należy, chcę się tylko odezwać raz jeszcze do jego....<br>
{{tab}}Tu się zatrzymała namyślając nieco.<br>
{{tab}}— Do jego uczuć, do jego serca, abyś zaniechał słabą prześladować kobietę.<br>
{{tab}}— A kiedy nas kobieta prześladuje? — podchwycił Pluta.<br>
{{tab}}— Pana? któż?<br>
{{tab}}— No, no! uderzmy się w piersi, piękna Juljo, zapewne, nie prześladowałaś mnie w inny sposób, ale obojętnością, pogardą...,<br>
{{tab}}— Zapomnijmy przeszłości, panie kapitanie, — odezwała się łagodniéj, — obojeśmy winni może.<br>
{{tab}}— A! tak! zgoda! — przerwał udobruchany prawie Pluta, — to tylko nieszczęście, że ja téj przeszłości w żaden sposób zapomniéć nie umiem, wspomnienie dla mnie jest sprężyną, którą naciskając, jeszcze silniejszą wydobywam z niéj reakcją. A! Juljo! Juljo! — dodał z zapałem niezwykłym, — ty jedna mogłabyś mnie jeszcze zrobić uczciwym człowiekiem, gdybyś....<br>
{{tab}}Pani Palmer spuściła oczy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Panie kapitanie, trzeba zapomniéć o przeszłości.<br>
{{tab}}— Masz pani słuszność, niech ją djabli wezmą, — żywo obruszył się kapitan, — a więc? kiedy mi się pani stawić każesz?<br>
{{tab}}— Za tydzień... tak, najdaléj za tydzień, — wahając się rzekła jenerałowa, — zrobię co tylko będę mogła....<br>
{{tab}}Ta powolność pięknéj Julji, to odkładanie, dziwnie jakoś zbiły z tropu kapitana, który czuł w tém wszystkiém coś niepojętego, jakąś tajemnicę, a domyśléć się jéj nie umiał. Nie rozumiał jéj i siebie, nowego swego stosunku do jenerałowéj, nie wierzył oczom i uszom, ale uległ urokowi kobiety, która go powolnością oczarowała.<br>
{{tab}}P. Palmer wstała.<br>
{{tab}}— Pozwolisz mi pani stawić się samemu? zapytał.<br>
{{tab}}— A! jak się panu podoba.<br>
{{tab}}— No! to dobrze, śmiéj się pani ze mnie, ale jeszcze dziś zobaczyć cię jest dla mnie przyjemnością, którą upokorzeniem nawet w przedpokoju chętnie opłacę. Głupie serce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jeszcze się tłucze na widok tych czarnych oczów.... Słówko tylko.... nie byłbym nigdy udał się do ciebie, gdyby nie konieczność, gdyby nie ostatnia bieda. Jeśli wyjdę z tego położenia, oddam święcie co mi pożyczysz, jakem Pluta, nie chcę podarku, nie chcę od ciebie jałmużny, ale mię wyratować możesz.<br>
{{tab}}Jenerałowa spuściła głowę w milczeniu i skłoniła mu się z daleka. Stał jeszcze gdy mu z oczów znikła. Pluta wysunął się powoli, ale nie mogąc sobie zdać sprawy z odwiedzin, z mowy, z tonu jenerałowéj, z uproszonéj przez nią zwłoki — a nareszcie ze swojéj własnéj łagodności.<br>
{{tab}}— Czegoś dziś była tak nadzwyczaj zasłodzona po wierzchu, — rzekł wyszedłszy w ulicę i ochłonąwszy z wrażenia, — że gotówbym był domyślać się jakiegoś pieprzu pod spodem. Nic chyba nie rozumiem, obałamucony jestem i głupi. Ale jakaż bo ona jeszcze piękna! jak szatańsko wspaniała, jak porywająca! A! te oczy!<br>
{{tab}}A potém śmiać się zaczął sam z siebie.<br>
{{tab}}— O! głupi Pluto, — rzekł, — głupi Pluto, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uwierzyłeś a baba cię durzy. No? ale czegóżby znowu miała zwodzić i zwłóczyć daremnie! cóżby to znaczyło? Nie, nierozumiem... Cóś się tam musiało w niéj odmienić, jakaś sprężynka w środku pękła. Nie miałem serca nawet trochę jéj dokuczyć, zbyła mnie takim chłodem, jakby wiadro wody na głowę moją wylała. O! kobiety! o kobieta!<br>
{{tab}}I dodał po chwilce:<br>
{{tab}}— Pluto, kochanie, lękam się o ciebie! jesteś w jakiejś matni i zdaje ci się, żeś usiadł w wygodném krzesełku. Jenerałowa odkłada do tygodnia, za tydzień, chyba wié, że jedno z nas djabli wezmą.... potrzeba być ostrożnym ale cóż mi grozić może?? Dalipan, nierozumiem.<br>
{{tab}}Pierwszy raz może oddawna Kapitan czuł się obezwładniony i niespokojny, Kirkuć, który po powrocie dopytywać się go począł, nic z niego nie dobył i nie mógł pojąć zkąd mógł się wziąć Kapitanowi jakiś smutek, który u niego, nader rzadkim był gościem. Złościć się umiał, ale chmurzyć milcząco, nie było w jego naturze.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zostawmy go oczekiwaniu i rozmyślaniu bez końca.<br>
{{tab}}O zmroku tegoż dnia Narębski zawczasu oznajmiwszy Mani, że wieczorem z matką ma do niéj przybyć, chmurny i zasępiony przybył do Jenerałowéj i zastał ją już przygotowaną do wycieczki. Słowa nie powiedzieli do siebie, powóz stał zaprzężony, p. Felix skłoniwszy się ruszył przodem, Jenerałowa poszła za nim; Bzurskiemu kazano w domu pozostać i przysposobić herbatę, jeśliby hr. Abel nadjechał.<br>
{{tab}}Gdy stanęli przed domem Byczków, Narębski w upartém milczeniu, blady posunął się przodem wskazując drogę, a szelest sukni pani Palmer oznajmił mu tylko, że posłuszna postępowała za nim do téj izdebki pod strychem, gdzie miała zobaczyć — i uścisnąć swe dziecię.<br>
{{tab}}Nic wszakże w téj zimnéj, nieporuszonéj istocie nie zwiastowało, że chwila tak uroczysta w jéj życiu zbliżała się, chód jéj śmiały był i pewny, oko nie zwilżyło się łzą, nie zadrgały usta, a gdy Feliks drzwi otworzył przez <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>które ujrzeli stojąca z załamanemi rękami Manię, Jenerałowa weszła do izdebki poważna, sztywna, jakby do balowego salonu. Postawa jéj mogła raczéj onieśmielić niż rozczulić — ale sierota postrzegłszy tę, w któréj domyślała się matki, któréj twarz już jéj była znaną — padła na kolana i klęcząca przyjęła ją, prawie na pół omdlała.<br>
{{tab}}Narębski skoczył w milczeniu ratować pochylone dziecię, którego czoło okryła bladość śmiertelna, gdy p. Palmer mało co zmięszana, okiem zdawała się tylko szukać krzesła i siadła na niém milcząca. Usta jéj były zacięte, twarz surowa i gniewna.<br>
{{tab}}— Matko! matko moja! niech raz w życiu wolno mi będzie wymówić to imie, ucałować twe ręce... matko!...<br>
{{tab}}I za łzami więcéj powiedzieć nie mogła.<br>
{{tab}}P. Palmer schyliła się i pocałowała ją w czoło chłodnemi usty.<br>
{{tab}}— Uspokójże się, — rzekła, — ale uspokójże się proszę...<br>
{{tab}}— Matko! — przychodząc do siebie powtórzyła Mania, — prawdaż to że ja ciebie {{pp|o|glądam}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|o|glądam}}, że mi to imię wymówić wolno, za którém tęskniło serce moje? że ty mnie nie odpychasz?<br>
{{tab}}Pani Palmer wciąż milczała, jakby namyślając się co powiedziéć, serce jéj nic nie natchnęło — rachowała, rozmyślała na zimno.<br>
{{tab}}— Ale uspokójże się moje dziecko, — powtórzyła, — posłuchaj mnie: Nie ja, porzuciłam ciebie, — dodała po momencie rozmysłu, świat mi cię odebrał, nie pozwolił przyznać się do dziecięcia. Pojmujesz, że twoja miłość mogła być dla mnie zabójczą.... ludzie o niéj wiedziéć, domyślać się jéj niepowinni. Boli mnie to, ale się siebie wyrzec musimy... jam temu niewinna.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał na nią prawie ze wzgardą, ta kończyła:<br>
{{tab}}— Przynoszę ci błogosławieństwo matki, pierwsze i ostatnie. Powinnyśmy sobie obce pozostać, nie szukaj mnie, nie mów nikomu... zapomnij...<br>
{{tab}}Mania, która chciwie chwytała każdy wyraz pragnąc w niém iskierki uczucia, a znajdując tylko zimną i bojaźliwą ostrożność — poczuła <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zastygające w piersiach serce, zdało się jéj, że uścisnęła głaz, który ją kaleczył chłodném {{Korekta|do tknięciem|dotknięciem}}. Spuściła oczy, pochwyciła jéj rękę i oblewała łzami powtarzając — matko!<br>
{{tab}}— Błogosławię! błogosławię! — odezwała się po chwili milczenia Jenerałowa, — niech życie twoje będzie od mojego szczęśliwszém, życzę, pragnę, będę się modlić, abyś była szczęśliwszą, prawdziwie słów mi braknie.<br>
{{tab}}Słów nie stawało, bo uczucia brakło. Pani Palmer kręciła się pragnąc co najprędzéj odbyć ten ciężki obowiązek i powrócić do domu, oczy jéj nie zwilżyły się, rzucała niemi po ubogiéj izdebce z niecierpliwém roztargnieniem.<br>
{{tab}}— Pragnęłabym co dla ciebie uczynić, — odezwała się po chwili, — sama nie wiem — pomyślę, będę się starać.... Jesteście ubodzy zapewne.<br>
{{tab}}— A! matko, — rzekła Mania, nie dając jéj dokończyć, — ja nic nie potrzebuję tylko twojego serca, tylko błogosławieństwa, tylko uścisku..<br>
{{tab}}I pochyliła się w objęcia kobiety, która nie mogąc jéj uniknąć, objęła ją rękami zimno <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i poczęła całować w twarz nie roniąc łzy, nie okazując najmniejszego wzruszenia.<br>
{{tab}}P. Felix stał wryty i bladł tylko od tłumionego gniewu.<br>
{{tab}}— Chciałabym, — odezwała się wracając do swojego tematu Jenerałowa, abyś miała po mnie jakąkolwiek pamiątkę...<br>
{{tab}}Mania nic nie słyszała, płakała poglądając na nią tylko.<br>
{{tab}}— Ale możeż to być, — odparła nie słysząc słów matki, — abym ja ciebie... nie zobaczyła już nigdy, aby mi Bóg dał tę jedną chwilę — i znowu sierotą rzucił w świat... Jabym choć z daleka, choć milcząco chciała...<br>
{{tab}}— To niepodobna! panie Narębski, widzisz pan, — zakrzyczała Palmerowa, wytłumaczże jéj że to być nie może — pod tym jednym warunkiem zgodziłam się tu przybyć, aby to był raz pierwszy i ostatni... — dodała nie kryjąc niecierpliwości. Narębski posunął się krokiem i stanął, Mania zamilkła, płacz porwał ją znowu.<br>
{{tab}}Położenie stawało się coraz przykrzejszém.<br>
{{tab}}Felix który uległ prośbom dziecka, widział <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>teraz, że zamiast przynieść mu pociechę, goryczą tylko zatruł ów raj obiecany... W saméj Mani stygło odpychane serce, łzy jéj zaczęły osychać, jakieś zdrętwienie rozpaczliwe i chłód czuła w sobie, pochyliła się na ręce matki, przycisnęła do niéj konwulsyjnie i padła zemdlona.<br>
{{tab}}Jenerałowa przerażona porwała się z siedzenia, a gdy Feliks ratował Manię składając ją martwą na łóżeczku i ocierając wodą, rzeźwić i przemawiać do niéj najczulszemi wyrazy się starał — ona niewzruszona wcale, zniecierpliwiona tylko kręciła się chcąc się wymknąć co najprędzéj.<br>
{{tab}}— Przyniosłam z sobą cierpienie tylko, — rzekła, — byłam tego pewna i iść nawet nie chciałam. To dziecię jest nadto roztkliwione, w ''jéj stanie'', czułość taka to nieszczęście.<br>
{{tab}}Cóż mam począć z sobą? Chcesz pan bym jeszcze {{korekta|pozostała?|pozostała?<br>{{tab}}}} Narębski był już gniewny.<br>
{{tab}}— Czyń pani co się jéj podoba, — rzekł zimno, — jeśli ci serce nie uderzyło, jeśli nawet litości dobyć nie możesz z siebie, no! to odejdź pani.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Otwiera oczy! — odezwała się Jenerałowa powoli, — to nic jéj nie będzie, żal mi jéj szczerze, ale cóż ja tu poradzić mogę; przecież nie wymagacie odemnie, abym się poświęciła dla niéj, to jéj nieposłuży i przychodzi za późno.<br>
{{tab}}— Czuję, żem tu niepotrzebna, żem się powinna była oprzéć nierozważnemu naleganiu pańskiemu.<br>
{{tab}}Mania otwarłszy oczy, nic wyrzec jeszcze nie mogąc, szukała oczyma téj kobiety marmurowéj, która stała nad nią jak widmo jakieś, i wyciągała do niéj rączęta białe... napróżno! p. Palmer nie ruszyła się z miejsca.<br>
{{tab}}— Uspokójże się, — rzekła chłodniéj jeszcze niż wprzódy, — niech cię Bóg błogosławi, ja muszę, ja muszę odejść — mnie to wrażenie nęka i zabija. — Któż wié, nie rozpaczaj! zobaczyć się możemy jeszcze, gdy będzie można... ja sama postaram się zbliżyć do ciebie. Bądź spokojna.... Niech Bóg da szczęście.... bądź pobożną! — módl się, Bóg nie opuszcza sierot.... Błogosławię, błogosławię!!<br>
{{tab}}Wszystko to razem wymówiła prawie nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>myśląc, szybko, aby co prędzéj od pożegnania się uwolnić — i cofała się już krokiem by odejść, gdy Mania rzuciła się ku niéj, uklękła, porwała i poczęła w nogi całować.<br>
{{tab}}Kamień byłby może prysnął od tego gorącego uścisku sieroty, która chwytała się z rozpaczą téj, w któréj szukała opieki i miłości, ale p. Palmer pozostała nieporuszoną, żywy tylko niepokój z przeciągnionéj do zbytku i przykréj dla niéj sceny, nią miotał.<br>
{{tab}}— Ależ ci mówię, że się zobaczymy! — zawołała, — dziecko moje. Zostań z nią p. Narębski... Ja muszę odejść, mnie to męczy... klęknij i pomódl się, aby cię Bóg pocieszył, — On ojciec wszystkich...<br>
{{tab}}To były ostatnie jéj słowa, szeroka jéj suknia zaszeleściała we drzwiach, słychać było przez chwilkę pospieszny chód jéj w sieni, potem turkot powozu, który się oddalał i głuche milczenie.<br>
{{tab}}Jak po śnie przykrym powoli powstała Mania, złamana, prawie oszalała i w milczeniu rzuciła się na piersi Narębskiemu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Choć ty mnie nie odpychaj, — rzekła cicho, — ty mi ją zastąp...<br>
{{tab}}— A! nie opuszczę cię nigdy sierotko moja, — zawołał p. Feliks, któremu męzkie powieki nabierały łzami, uklęknij i pomódl {{Korekta|się|się,}} przebyłaś najcięższą próbę, na jaką istota na ziemi narażoną być może — męztwa Maniu i wieczne o tém milczenie...<br>
{{tab}}Jenerałowa, która się czuła do jakiegoś obowiązku, odchodząc zostawiła na stoliku pięknie oprawną książkę do nabożeństwa, krucyfix hebanowy, zegareczek świeżo widać kupiony i w kopercie zapieczętowanéj jakiś dar, który Narębski przekonawszy się po rozerwaniu papiéru, że był wprost datkiem pieniężnym, zabrał zaraz aby go nazajutrz odesłać.<br>
{{tab}}Resztę zostawił Mani, która ostygła i jakby nagle zestarzała, siadła starając się ochłonąć po niepojętéj scenie.<br>
{{tab}}Mania cierpiała i płakała gorzko, a pan Feliks nie umiał jéj pocieszać, gdy szczęściem dla niego nadszedł Teoś Muszyński i pozostał z niemi razem przez wieczór cały, usiłując ją orzeźwić i pocieszyć.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Smutnie jednak płynęły im te godziny, a gdy pora spóźniona zmusiła ich do odejścia, Teoś widząc ją słabą i płaczącą, zbiegł na dół by uprosić p. Byczkowę (nie powiadając przyczyny), aby tam kogo posłała na górę, gdyż Mania trochę była cierpiącą. Obawiali się tak ją samą porzucić.<br>
{{tab}}Narębski wyszedł starszy o lat dziesięć, zbity, rozczarowany i sam nie wiedział jak się dostał do domu.<br>
{{tab}}Był w tym stanie ducha, w którym człowiek nie jest panem siebie, jest nią boleść.<br>
{{tab}}Chciał już wprost się udać do swojego pokoju, gdy służący, który nań czekał na wschodach, oświadczył mu, że panie obie z pilnym bardzo interessem oczekują u siebie na pana, i kazały go prosić aby koniecznie do nich wstąpił.<br>
{{tab}}Z wielką przykrością, czując potrzebę odetchnienia w samotności, Narębski wszedł do pokoju żony, która rzadko go tak późno przyjmowała — czuł że tam coś ważnego zajść musiało, kiedy aż on był potrzebny.<br>
{{tab}}P. Samuela siedziała w swoim gabinecie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ostawiona flakonikami, obłożona poduszeczkami, a że Elwira w takich razach mniéj dobrze jéj posługiwała od Mani i nie umiała dogodzić; krzątała się przy niéj teraz faworyta służąca, straszne widmo suche, kościste, dziobate, czarne, chude, zgryźliwe, ale bezwzględnie umiejące pochlebstwem karmić swą panią, i najupodobańsze swéj pani. Była to plaga domowa, którą wszyscy dla miłości p. Samueli znosili pokornie, i ona teraz z Elwirą rządziła w istocie domem — a p. Feliks drżał na widok tego utajonego nieprzyjaciela.<br>
{{tab}}Nieustannie litując się nad boleściami pani, jęcząc nad jéj nieszczęściem, donosząc różne wieści o postępkach pana Feliksa, stworzenie to wkradło się głęboko w serce pani Narębskiéj i miało pełne jéj zaufanie. Narębski lękał się jéj, nienawidził, ale musiał podzielać czułość żony dla téj opiekunki i milczeniem zgadzać się na głoszone jéj pochwały.<br>
{{tab}}W chwili gdy p. Feliks wszedł, Elwira przechadzała się z rumieńcem na twarzy po pokoju, pani Samuela wzdychała w krześle, dziobata faworyta odtykała jakieś flaszeczki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Widocznie czekano na niego, coś ważnego zajść musiało....<br>
{{tab}}Krzątanie się służącéj było przeszkodą pani Samueli do rozmówienia się z mężem, musiała ją więc odprawić grzecznie pod pozorem żółtéj herbaty, którą ona tylko jedna robić umiała tak, że ją pani pić mogła. Zaledwie drzwi się za dziobatą zamknęły, Elwira tupnęła nóżką i zawołała niecierpliwie:<br>
{{tab}}— Ale niechże mama mówi.<br>
{{tab}}P. Samuela ruszyła ramionami.<br>
{{tab}}— Poczekajże ty, gorąco kąpana. Usiądź panie Feliksie, bo nie mogę natężać głosu i podnosić głowy, która mnie od nieustannych wzruszeń boli okrutnie, mamy ci coś ważnego do powiedzenia.<br>
{{tab}}— To niechże mama mówi! — powtórzyła Elwira, — bez tych wszystkich przygotowań, czyż z ojcem będziemy robiły ceremonje?<br>
{{tab}}Pan Feliks usiadł.<br>
{{tab}}— Cóż to jest, — spytał, — zgaduję że to coś tyczącego się Elwiry.<br>
{{tab}}— Zgadłeś, wystaw sobie, najniespodziewańsza rzecz....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Otóż ja powiem sama, — przerwała obżałowana, — baron mi się dziś oświadczył.<br>
{{tab}}— Kto? kto? — spytał Narębski.<br>
{{tab}}— Ale baron Dunder.<br>
{{tab}}Narębski osłupiał.<br>
{{tab}}— To nie może być, — rzekł, — cośby mi wprzód przecie powiedział, tak nagle!!<br>
{{tab}}— Posądzam Elwirę, że go trochę wyciągnęła! — odezwała się pani Samuela, — bo w istocie choć już zaczynało się na to zbierać, ale oświadczył się za prędko, za prędko.<br>
{{tab}}— Ale cóż to znowu? — zawołała Elwira, mama mnie ma za dziecko? Spytał mnie sam, jak mamę kocham, czy o moją rękę papy i mamy prosić może?<br>
{{tab}}— A ty cóżeś mu odpowiedziała? — odparł Narębski, — spodziewam się, żeś się stanowczo przecie bez nas nie zdecydowała?<br>
{{tab}}— Ale jaki bo ty jesteś dla niéj, mój Feliksie, — przerwała pani Samuela, — przecież Elwira może już miéć swoją wolę!<br>
{{tab}}Elwira obrażona pokręciła główką.<br>
{{tab}}— No! to niech mama powie! — zawołała z gniewem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}P. Feliks zwrócił się do żony.<br>
{{tab}}— Elwira znalazła się z wielkim taktem, ''il faut lui rendre cette justice'', ty nigdy sprawiedliwym dla niéj nie jesteś. Widzisz, zdała się na nas, odwołała do nas.... Ja zaś, mówię otwarcie, nie widzę w tém nic tak dla Elwiry niefortunnego, i owszem.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał Narębski, — człek stary, śmieszny, rozpustnik znany.... którego Elwira kochać nie może.<br>
{{tab}}— Ale cóż tam to kochanie! — przerwała panna kiwając głową.<br>
{{tab}}— Ma zupełną słuszność, — dodała Samuela, — próżnoby szukała miłości, to zawód tylko i strapienie, ona jest czułą, ale rozsądną, może i świat, na który patrzy, wyleczył ją ze złudzeń próżnych, — dodała z pewnym przyciskiem. — Baron znowu tak stary nie jest, ma wiele życia i uczucia, kocha ogromnie Elwirę, pada przed nią, da jéj być panią w domu, ''c’est quelque chose''.... Nie będzie niewolnicą....<br>
{{tab}}Westchnęła w epilogu, dając do zrozumienia, że nią może była sama.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A i śmiesznym baron tak bardzo nie jest, — a potém szepnęła: — ręczę ci, że go Elwirka ułoży.<br>
{{tab}}Feliks się rozśmiał.<br>
{{tab}}— Jak wyżła? za stary! nie w pierwszém polu, a rasy nie ma, nic już z niego nie będzie!<br>
{{tab}}— Młoda dziewczyna, najprędzéj nad starcem panować może, ''c’est un fait''.... Ja z góry mówię, — zakończyła Narębska, nie jestem temu przeciwną.<br>
{{tab}}— Ani ja! — żywo zawołała Elwira.<br>
{{tab}}— A! to cóż mi pozostaje? — rzekł p. Feliks, — naturalnie i ja przeciwko temu być nie mogę, nie widzę nawet na coby się protestacja moja przydała? Ale pozwólcie mi dla zrzucenia ciężaru z serca, abym wam całą prawdę powiedział. Elwira gniewa się na tego który ją opuścił, chce się na nim pomścić, a mści się na sobie.... Pilno jéj wyjść za mąż, byle jak, aby świetnie. Z tém wszystkiém nic nie nagli w istocie, nie jest ani starą, ani brzydką, ani ubogą i mogłaby wyśmienicie na coś lepszego poczekać.<br>
{{tab}}— Ale, — dorzucił Narębski, — uwagi {{pp|mo|je}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|mo|je}}, już dla tego że moje, przyjętemi być nie mogą. Elwira zresztą jest dosyć dojrzałą, by sobą i swoją przyszłością rozporządzać mogła. Zrobicie co się wam podoba, ale dodać muszę, że idąc za barona, Elwira zrobi głupstwo, którego będzie żałować. Jest to tylko zemsta dziecka, co połajane jeść nie chce, aby głodem swoim ukarać matkę.<br>
{{tab}}— Jesteś niezmiernie dziś ostry i niesprawiedliwy, zapewne skutkiem jakichś ''zewnętrznych'' wpływów, które są dla nas tajemnicą; uważałam przytém, że nie lubisz barona, a niechęć dla niego cię zaślepia, — rzekła Samuela.<br>
{{tab}}— A ja widzę, że papa mnie nie kocha! — dodała Elwira.<br>
{{tab}}— A! więc naturalnie zrobicie co się wam zdawać będzie, i po cóż tu było wzywać mnie tak pilno? — spytał Narębski, — ja przecie tu nigdy nie mam racji, to wiadomo.<br>
{{tab}}Obie panie trochę były zmięszane.<br>
{{tab}}— ''Mon chèr'', posiedźże choć chwilę i daj z sobą pomówić, — zawołała Samuela biorąc się za bolącą głowę i przybierając postawę niewinnéj i ciężko za cudze grzechy {{pp|cierpią|céj}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|cierpią|céj}} ofiary. — Pozwól nam kobietom z sobą choć trochę porozumować, baron jest ogromnie bogaty....<br>
{{tab}}— Elwira nie będzie także ubogą.<br>
{{tab}}— Ale przyznasz, że im więcéj kto ma, tém lepiéj.<br>
{{tab}}— Niekoniecznie, — rzekł Feliks, — mijam to, jednak.... cóż daléj?<br>
{{tab}}— Jeśli Elwira go zawojuje?<br>
{{tab}}— Ale, moja droga, — odparł Narębski, — czyż o to chodzi w małżeństwie? mnie się zdaje, że miłość nie pożąda władzy, że szczęście nie pragnie panowania, kto kocha, ten gotów służyć, poświęcać się, cierpiéć nawet z uniesieniem....<br>
{{tab}}— A! to są teorje! — uśmiechnęła się pani, — ale któż kocha? mój drogi, sam wiész najlepiéj, że wśród aniołów nie żyjemy! niestety!<br>
{{tab}}— Mój papo, co tu długo rozprawiać, — a jeśli on się mnie podoba? jeśli ja w tém widzę szczęście? wszak sam papa nieraz powtarzał, że wedle swoich pojęć, szczęścia nikomu narzucać się nie godzi?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jak skoro ty tego żądasz? — rzekł Narębski, nie mam słowa do powiedzenia. Obowiązkiem ojca jest tylko powiedzieć, że widzi jasno przyczyny i obrachowuje skutki. Masz po sobie matkę, a zatem rzecz skończona. Siła złego, dwóch na jednego....<br>
{{tab}}Wstał z krzesła, panie patrzyły po sobie chmurne.<br>
{{tab}}— Ale cóż mu papa powie, jeśli on papie się jutro o mnie oświadczy?<br>
{{tab}}— A! odeślę go do was.<br>
{{tab}}— Mój papciu! tak kwaśno.<br>
{{tab}}— O! nie, ale obojętnie, wybacz mi ale nie widzę znowu, żeby mi tak wielką robił łaskę, pokochać go na dyspozycją nie potrafię, kłamać nie umiem. Powinnabyś się nie spieszyć, rozważyć.<br>
{{tab}}— Tak! — zawołała Elwira, — aby się rozmyślił i żebym ja znowu na koszu została.<br>
{{tab}}— Otóż wypowiedziałaś nareszcie o co ci idzie.<br>
{{tab}}— No, tak, jeśli papa chce, — odparła córka, — tak jest, chcę i muszę wyjść za mąż. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Widocznie nie mam szczęścia, wszystkie moje rówieśnice są zamężne, Basia, Cesia, Melanja nawet, choć czarna jak cyganka i piętnaście tysięcy posagu. Już mnie to znudziło, partja przyzwoita, mama się zgadza, papa nie może być przeciwny, więc wychodzę....<br>
{{tab}}— Moja Elwiro, — rzekł Feliks, — bylebyś tego późniéj nie żałowała. Moim obowiązkiem, jeszcze raz powtarzam, powiedziéć ci prawdę. Dunder w towarzystwie jest słodki, zapalony gdy namiętność nim owłada, ale pod tym charakterem wesołym, swobodnym, kryje się despoda, energiczny, niezłamany, który raz otrzymawszy co pragnął, uczyni z ciebie niewolnicę....<br>
{{tab}}— O! że nie to nie!<br>
{{tab}}— Z Elwiry! — zakrzyknęła matka kiwając głową, — Elwira jest czułą, jest delikatną, ale ma uczucie honoru i nie da się złamać niczém, za to ręczę....<br>
{{tab}}Postawa panny jakby w gotowości do boju stojącéj, dowodziła dostatecznie energji, z brwią namarszczoną, uśmiechniona szydersko, zdawała się wyzywać nieprzyjaciela.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Więc koniec, — rzekł Narębski, widząc że wnoszono zieloną czy żółtą herbatę i że dziobata służąca patrzyła nań ciekawemi oczyma, usiłując wybadać z jego miny jak się narada skończyła. — Dobranoc.<br>
{{tab}}— Że téż nigdy z nami kwadransa posiedziéć nie zechcesz.... — z wyrzutem odezwała się pani Samuela, — czyż cię tak nudziemy, czyś tak zmęczony tém miastem, które nam ciebie cale zabiera?<br>
{{tab}}— Chcesz bym został? — spytał z rezygnacją Narębski.<br>
{{tab}}Elwira zbliżyła się do niego.<br>
{{tab}}— Ale ja papę przekonam, szepnęła cicho, że będę szczęśliwą....<br>
{{tab}}Dziobata widząc że szepczą, wyszła dla przyzwoitości, stając zapewne za drzwiami, a rozmowa znowu się głośno rozpoczęła.<br>
{{tab}}— Nie przekonasz mnie, — rzekł Narębski, — ale tymczasem jeśli cię to bawi, że będziesz siebie i mnie przekonywać o tém w co sama nie wierzysz, słucham chętnie.<br>
{{tab}}— Feliksie! zawsze ta nielitościwa złośliwość!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Naturalnie! złośliwy jestem jak człowiek który nie ma racji! — dodał gorzko śmiejąc się Narębski.<br>
{{tab}}Elwira obrażona zamilkła.<br>
{{tab}}— Przecież, — rzekła spojrzawszy na nią matka, — nie radabym żeby się to stało mimo twojéj woli, dla Elwiry byłoby to, ja ją znam, nadzwyczaj przykro.<br>
{{tab}}Feliks zamilkł.<br>
{{tab}}— Ale papo, doprawdy, baron jest człowiek tak przyzwoity.<br>
{{tab}}— Jak wszyscy którzy usiłują być niemi, nie wiedząc dobrze co przyzwoitość stanowi. Baron, serce moje, coś przeczuwa, co się dlań nazywa przyzwoitością, omackiem po to sięga i dostępuje z wielkim wysiłkiem tylko śmieszności. Ludzie istotnie przyzwoici, kochana Elwiro, nie starają się o to, by być przyzwoitemi, są niemi jak róża jest różową, bo ją Bóg stworzył różą nie pokrzywą...<br>
{{tab}}— Ale my dziś z nim nic nie zrobimy, — szepnęła Samuela córce, — ''laissez donc''.<br>
{{tab}}Zamilkły obie dumnie, Narębski posiedział, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>powiedział dobranoc i wyśliznął się do swojego pokoju.<br>
{{tab}}— To prawda, mama ma słuszność, — odezwała się po jego odejściu Elwira, — że papa jest czasem taki nieznośny....<br>
{{tab}}Samuela westchnęła znacząco.<br>
{{tab}}— O! moje dziecko, dodała tkliwie i miłosiernie, każdy ma swoje kłopoty, nikt nie wié ile on wycierpiał, ale i ja z nim, jak widzisz, wiele wycierpiéć musiałam. Dla takiego serca jak moje, ten chłód i szyderstwo czasami, lub naprzemiany taka sentymentalność jak dzisiejsza, zawsze na przekór usposobieniu.... a! nie mówmy lepiéj o tém.<br>
{{tab}}— Jednak potrzeba by coś na to poradzić.<br>
{{tab}}— ''Règle generale'', powié swoje i będzie milczał, my zrobiemy co się nam zda lepszém, bo jemu brak zdrowego sądu, fantastyk.... Nie obwiniam go, tyle miał do zniesienia w młodości, złamany widocznie, zawsze objawia zdanie wprost rozsądkowi przeciwne... szczęście jeszcze że nie uparty... Pójdziesz za barona!<br>
{{tab}}— O! i ręczę mamie że będę szczęśliwą! — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zawołała Elwira. — Dunder nie jest ładne imie, ale baron! ale ma miljony! ale żyje w największym świecie, pojadę do Paryża, do Włoch! będą mi zazdrościć, — zimę przepędziemy w Nicei, lato w Wiesbadenie, trochę jesieni w Ostendzie.... Wmówię mu łatwo że to go odmłodzi.... Baron, jestem pewna, zrobi dla mnie co ja zechcę — jest dla mnie takim.<br>
{{tab}}— Moje dziecko, przerwała Samuela, tacy oni wszyscy są gdy się żenią.<br>
{{tab}}— Ale ja go zmuszę być zawsze....<br>
{{tab}}Narębska uśmiechnęła się trzymając za głowę.<br>
{{tab}}— ''Vous croyez?'' — daj Boże.<br>
{{tab}}W słodkich marzeniach wyszła Elwira do swojego pokoju, a Samuela pozostała z dziobatą faworytą, która ścieląc umiała zręcznie użalić się nad znużeniem, osłabieniem, stanem nerwów, trochę niedelikatnością męża, i dać do zrozumienia, że jakibykolwiek wybór uczyniła panna Elwira, pewnie być musi szczęśliwą.....<br>
{{tab}}Narębski długo w noc siedział z głową {{pp|pod|partą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pod|partą}} na rękach i dumał, łzy toczyły mu się z oczów ciche, a usta śmiały szydersko.<br>
{{tab}}— Otóż życie i szczęście nasze — rzekł w duchu, — wartoż tak bardzo troszczyć się o jutro, pozajutro i wszystko co się ma skończyć garścią ziemi i kupką trawy, która na niéj wyrośnie... a potém? drugi głupiec urodzi się i znowu ta sama komedja.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Teoś dosyć smutny powrócił do domu. Mieszkał on, jak wiemy, w bliskiém sąsiedztwie, w takiejże ubogiéj izdebce jak Mania. Ta tylko była różnica obu mieszkań, że Muszyńskiego daleko było nędzniejsze. W gospodzie téj która mu na krótko służyć miała, nie myślał on wcale ani o wygodzie ani o wdzięku, rzucił w kąt swój tłumoczek podróżny, a że biegał wiele a chłopak go opuścił, ledwie miał czas posłaniem okryć choć łóżeczko. Trochę papierów błąkały się na stoliku przy niedopalonym kawałku świecy.<br>
{{tab}}Zdziwił się mocno, gdy stróż w bramie, {{pp|o|znajmił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|o|znajmił}} mu, że w jego mieszkaniu któś na niego czekał od godziny.<br>
{{tab}}— Na cóżeście go puścili do mnie? — zapytał, — kiedy mnie nie było.<br>
{{tab}}— A proszę pana, kiedy się tak prosił, ''że niemożna''. Musi miéć pilny interes, bo mu się tak twarz paliła i spieszył się, co ''niemożna''....<br>
{{tab}}Nie mogąc pojąć ktoby doń co tak pilnego miéć mógł, Muszyński pospieszył do izdebki i zdziwił się mocniéj jeszcze widząc chodzącego po niéj wszerz i wzdłuż Michała Drzemlika, który miał minę niespokojną i zakłopotaną.<br>
{{tab}}Przyszło mu na myśl, że się cóś w księgarni znaleść musiało niedobrego i przestrach go ogarnął.<br>
{{tab}}— A nareszcie się doczekałem! — zawołał podbiegając Drzemlik, — kochanego pana Muszyńskiego... drogiego...<br>
{{tab}}— Czekał pan na mnie?<br>
{{tab}}— Ja? a! tak! troszeczkę! ale to nic. Miałem dużo czasu wolnego, a ot — tęskno mi było za panem, drogim, kochanym. Chciałem się dowiedziéć co się téż z nim dzieje? Bo to pan nie wiesz, — rzekł powtarzając po raz trzeci <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uścisk i tak dosyć serdeczny i niezwyczajny, że i my mamy serce, ha! i my księgarze, ludzie papieru, kochać umiemy kto wart, a ja do pana kochanego to tak, mogę powiedziéć przyrosłem, cha! cha!<br>
{{tab}}— Bardzom panu wdzięczen.<br>
{{tab}}— Kochany ten Muszyński! no i cóż?<br>
{{tab}}— No nic, kochany panie Michale, siadaj proszę na jedynym stołku, a ja się umieszczę na łóżku, radbym cię przyjąć serdecznie, ale jak widzisz nie mam nawet elastycznego krzesełka.<br>
{{tab}}— Tak mi się pana żal zrobiło...<br>
{{tab}}— Doprawdy? uspokójże się pan! nic mi nie jest!<br>
{{tab}}— W takiéj nędznéj izdebinie...<br>
{{tab}}— O! za młodu! wszystko człowiekowi dobre....<br>
{{tab}}— No? a miejsca jeszcze nie masz pan?<br>
{{tab}}— Przyznam się panu, że choć sobie dotąd miejsca nie wyszukałem, jest inna rzecz... znalazłem sobie.... żonę...<br>
{{tab}}— O! — zawołał Drzemlik, — a ja! com cię właśnie myślał swatać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Musztarda po obiedzie, kochany panie Michale, jestem zaręczony.<br>
{{tab}}I pokazał mu pierścionek.<br>
{{tab}}— No! to doprawdy szkoda! A panna bogata?<br>
{{tab}}— Tak jak ja, — rzekł Teoś, — lub coś blisko tego, mamy we dwoje nic lub tak jak nic, ale przytém młodość, nadzieję i siły.<br>
{{tab}}Drzemlik machnął ręką i począł chodzić namyślając się.<br>
{{tab}}— Posag nie tęgi! — zawołał cicho.<br>
{{tab}}A był w takiem jakiemś usposobieniu przezroczystém, że nawet Teoś domyślił się, iż w nim coś kołatało się co z niego wyjść nie umiało czy nie mogło.<br>
{{tab}}— Nie masz pan jakiegoś interesu? — zapytał.<br>
{{tab}}— Ja? interessu? ale nie! odparł księgarz, ale żadnego... Czy pan co wiész, to jest domyślasz się?<br>
{{tab}}— Właśnie, że odgadnąć nie mogę i pytam...<br>
{{tab}}— Nic, nic, tylko widzi pan, jeśli mam prawdę powiedziéć, oto jest rzecz taka: — Tu usiadł <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i począł trzéć mocno czuprynę dla ułatwienia zapewne wyjścia myśli na wierzch dotąd w głowie uwięzionéj. — Oto tak, dużo myślałem o panu po jego odejściu od nas, dużo, dużo. Przerzucałem rachunki, księgarnia istotnie winna mu wiele, szło mi z nim doskonale. A przytem tak pan umiałeś jakoś wszystkich pociągnąć ku sobie, że każdy co do mnie przychodzi, pyta się o pana. Otóż żal mi takiego pomocnika. A prawdę rzekłszy, i czuję też żem pana pokrzywdził trochę.<br>
{{tab}}— Mnie?<br>
{{tab}}— A no tak! tak! ''mea culpa'', bo na co panu było narzucać ten bilet loteryjny...?<br>
{{tab}}— Ale cóż tam o tém myśléć!<br>
{{tab}}— Bo, gdybyś go pan się chciał pozbyć, — rzekł Michał skwapliwie sięgając do kieszeni, gotów byłbym ci za niego powrócić należność, istotnie sumienie mnie ruszyło, bo ja panu ten bilet niepotrzebnie wpakowałem.<br>
{{tab}}— Dajmyż temu pokój.<br>
{{tab}}— I gdyby panu ciężył, dalibóg, chętnie, powiadam panu, powrócę stawkę, bo na co to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się jemu w to wdawać? Ja stracę to stracę, jak sobie chcę, ale pana szkoda.<br>
{{tab}}Teoś się uśmiechnął.<br>
{{tab}}— Doprawdy dziękuję panu za jego dobre chęci dla mnie, aleby mi go nawet trudno było wymienić, bo sam nie wiem gdzie jest i com z nim zrobił. Zresztą ja gdy raz zrobię zły czy dobry interes, to stanowczo.<br>
{{tab}}— W istocie, — zawołał Drzemlik, — ale pan dużo, jak na te czasy, stracisz? kilkanaście, gdzie tam, dwadzieścia kilka rubli, czy coś.<br>
{{tab}}— Jużem musiał stracić, rzecz skończona, nie mówmy o tém... dziś jutro podobno ciągnienie?<br>
{{tab}}— Ciągnienie? a tak! ciągnienie! a tak, dziś czy jutro, być może! — odparł Drzemlik rumieniąc się, coś około tego... nie wiem... jakoś w tych czasach.<br>
{{tab}}— Muszę się téż dowiedziéć, bom może choć bilet frejowy wygrał, a nuż stawkę!!<br>
{{tab}}Drzemlik zaczął mocno kaszlać, jakoś się nagle zakrztusił.<br>
{{tab}}— No! to wiesz pan co, co jest to jest, {{pp|idź|my}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|idź|my}} do spółki, — zawołał, — ma być strata niech idzie po połowie.<br>
{{tab}}— Mówiłem panu, że to jest rzecz skończona, rezykowałem, mniejsza o to, drobnostka, odrobię się na czém inném.<br>
{{tab}}Drzemlik począł cóś śpiewać chodząc, ale w żaden ton przyzwoity trafić nie mógł i odchrząkiwał co chwila coraz zaczynając z innego...<br>
{{tab}}— Na tych loterjach, — rzekł, — to się zawsze traci, tylko ci wygrywają, co tam te rzeczy sami robią, — wiadomo.<br>
{{tab}}— Może być, — odpowiedział Muszyński, ale co się stało to się stało.,., i basta!<br>
{{tab}}— Mnie smutno jednak, że to z mojéj przyczyny....<br>
{{tab}}— O! niechże się pan tém nie frasuje...<br>
{{tab}}Michał usiadł kwaśny.<br>
{{tab}}— Sama pora herbaty, — rzekł, — możebyśmy dokąd poszli czy co? do Semadeniego?<br>
{{tab}}— Chcesz pan? ja nie mam w domu gospodarstwa jeszcze, i chętnie pana zapraszam.<br>
{{tab}}— Ale nie, to już ja, — rzekł Drzemlik.<br>
{{tab}}— O! nie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No! to każdy za siebie zapłaci, — odparł p. Michał, — po niemiecku, to dobra metoda.<br>
{{tab}}Teoś klucza szukał, gdy Drzemlik wrócił do biletu.<br>
{{tab}}— Hm! a nuż pan tam co wygrasz? — rzekł, powiadasz, że nie wiesz gdzie bilet, trzebaby go przynajmniéj wyszukać....<br>
{{tab}}Muszyński pobiegł do stolika, przerzucił papiery, szufladkę, ale nigdzie nie znalazł biletu, nierychło dopiero w bocznéj kieszeni od kamizelki domacał się pomiętego kawałka papiéru.<br>
{{tab}}Drzemlik żywo rzucił się go oglądać.<br>
{{tab}}— Proszę pana numer, jaki?<br>
{{tab}}— 15,684...<br>
{{tab}}— 15,684! 15,684! wlepiając weń oczy! — powtórzył księgarz i pobladł.... nie chcąc z rąk puścić papiérka.<br>
{{tab}}— O co panu chodzi? wrócę pieniądze, na stół.<br>
{{tab}}— Ale dajże mi pokój! — rozśmiał się Teoś, zaczynam myśléć, że doprawdy cóś wygram.... I schował go do kieszeni.<br>
{{tab}}Wyszli milczący, a że idąc do Semadeniego przechodzić musieli około bióra loterji, {{pp|któ|re}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|któ|re}} jeszcze stało otworem, Teoś przypomniał sobie swój bilet mimowolnie i rzucił okiem na szyby, na których stało w złocistéj glorji wielkiemi głoskami:<br>
{{c|Wielki los padł na numer:|przed=10px}}
{{c|15,684.|po=10px}}
{{tab}}Muszyński osłupiały dobył bilet z kieszeni...<br>
{{tab}}— P. Michale! co to jest? zapytał.<br>
{{tab}}Drzemlik rzucił mu się w objęcia.<br>
{{tab}}— Przyjacielu! — zawołał... — do czego cię przez troskliwość przygotować chciałem, aby zbytniego wzruszenia, często szkodliwego, uniknąć.... Tyś wygrał! wiedziałem o tém, usiłowałem cię powolnie przysposobić, szczęśliwcze! do tego szczęścia, które wydarłeś mi z kieszeni!! a tak jest, nie ja.... ale ty wygrałeś, a jam był tak głupi....<br>
{{tab}}Tu Drzemlik uderzył się po głowie.<br>
{{tab}}— Ale choćbym wolał zawsze sam to miéć... dobrze że się uczciwemu człowiekowi dostanie... Niedomyślny! co się zowie z wacpana niedomyślny.... wszakżem półgodziny ci mówił o tym bilecie... i pytał i probował i ''udawał'' że go chcę odkupić... A wszystko to było tylko <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>komedją przyjaźni, aby gwałtowne wstrząśnienie nie nabawiło cię atakiem apopleksji... o co się, przyznam, najmocniéj obawiałem...<br>
{{tab}}Teoś rozśmiał się ruszając ramionami, nie można powiedziéć, żeby nie był wzruszony nieco, ale przyjął to tak chłodno, że Drzemlik posądził go o udanie.<br>
{{tab}}— Wiesz wiele to jest, to coś wygrał? — zapytał.<br>
{{tab}}— Wiele?<br>
{{tab}}— Pół miljona...<br>
{{tab}}— A no, to chodźmy na herbatę, — rzekł Muszyński — i pozwól, żebym już za nas obu zapłacił... {{Korekta|Zal|Żal}} mi cię serdecznie, bo w téj chwili okropnie rozpaczać musisz, żeś mi ten bilet oddał...<br>
{{tab}}— No! nie będę się zapierał... wołałbym go mieć w kieszeni, ale co się stało to się stało, i możesz powiedziéć, żeś mojemu głupstwu winien pańską fortunę!!<br>
{{tab}}Myliłby się wielce ktoby sądził, że Muszyński doznał zbyt gwałtownego wstrząśnienia. Drzemlik czuł daleko więcéj, twarz jego {{pp|zbla|dła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zbla|dła}} i wywrócona wydawała mimowoli uczucie które nią miotało. Wypili herbatę, pożegnali się czule i rozeszli, a Muszyński zamyślony i milczący powrócił do izdebki, walcząc z sobą, bo mu ten dar losu był niemal tak przykry, jak jakaś jałmużna rzucona z nieba niedołężnemu, niezdatnemu do surowéj pracy charłakowi. Zresztą wielką dlań było wątpliwością co mu te krocie z sobą przyniosą, trochę więcéj szczęścia, czy zleniwienie, moralny upadek i bezsilność.<br>
{{tab}}Cieszył się dla Mani tym dostatkiem niespodziewanym, dla siebie niewiele, a dużo wstydził, że był winien losowi tyle, ile nie jeden całém życiem pracy, poświęcenia i krwawego potu nie zarobił. Zdawało mu się nawet niesprawiedliwością korzystać ze straconych pieniędzy tylu ludzi co je w paszczę losu rzucili z nadzieją, a stracili może z rozpaczą.<br>
{{tab}}Był szczęśliwym graczem... a kto wie co się na jego wygranę składało, ile łez, ile głodów, niedostatków, źle użytych oszczędności.<br>
{{tab}}Całą noc w tych rozmysłach gorączkowych rzucając się, spać nie mógł i to było pierwszym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zyskiem jego że nie zmrużył oka, że został zbity, złamany, upokorzony, niemal zawstydzony swém szczęściem.<br>
{{tab}}Nie wiedząc co począć pojechał nazbyt rano do p. Feliksa, do którego wszedł tak niezręcznie, że go jeszcze zastał w łóżku....<br>
{{tab}}Spojrzawszy nań Narębski się przestraszył, tak w fizjognomji jego dziwne znalazł pomięszanie, tak boleść jakaś wewnętrzna wypiętnowała się na niéj dobitnie. Przyszło mu nawet na myśl, czy się co Mani nie stało i porwał się z łóżka.<br>
{{tab}}— Co tam? cóś złego? — zawołał.<br>
{{tab}}— Nic! nic! — rzekł Teoś, — to tylko głupstwo moje, że sobie rady dać nie umiejąc, w chwili, gdy kto inny by się śmiał i skakał, ja mam minę skazanego...<br>
{{tab}}— Siadajże i mów mi co prędzéj co ci jest?<br>
{{tab}}— Wystaw pan sobie, że kiedym się żegnał i obrachowywał z moim księgarzem, Drzemlik narzucił mi prawie gwałtem bilet loteryjny....<br>
{{tab}}— A na cóżeś go brał?<br>
{{tab}}— Ale musiałem... nudził mnie...<br>
{{tab}}— Cóż się stało?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nic złego... bilet wygrał wielki los...<br>
{{tab}}— Co mówisz? pól miljona? A dla czegoż wyglądasz jak z krzyża zdjęty?<br>
{{tab}}— A! bo mi to dolega, bo czuję w sumieniu jakby zgryzotę.... bo sam nie wiem co począć...<br>
{{tab}}Narębski począł się śmiać, ściskać go znowu i śmiać się serdecznie, Teoś stał chmurny.<br>
{{tab}}— Cóż ci jest? nikogoś przecie nie {{Korekta|zrabobował|zrabował}}... nawet Drzemlika, który ci gwałtem bilet narzucił...<br>
{{tab}}— A wczoraj.... próbował mi go odkupić...<br>
{{tab}}— Spodziewam się żeś nie oddał...<br>
{{tab}}— Jeszcze nie, ale czuję się tak niespokojny...<br>
{{tab}}Narębski strwożył się.<br>
{{tab}}— Słuchajże, — zawołał, — to Mania wygrała nie ty... nie ważże mi się robić głupstwa... masz bilet przy sobie? dawaj mi go...<br>
{{tab}}— Oto jest, — odparł Teoś.<br>
{{tab}}— Konfiskuję, — rzekł żywo porywając go Narębski, — choć raz przecie los miał oczy otwarte i dał nie jakiemuś szołdrze, ale {{pp|czło|wiekowi}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|czło|wiekowi}}, któremu się od niego pomoc należała... Lecę w szlafroku powiedziéć żonie.<br>
{{tab}}Narębski cały był w ogniu.<br>
{{tab}}— Ale żona pańska śpi pewnie...<br>
{{tab}}— A! to ja ją obudzę! — krzyknął p. Feliks, — przecież warto dostać choćby migreny, byle się dowiedziéć, że raz fortuna miała trochę sensu.... i dała szczęście temu co na nie zasłużył.<br>
{{tab}}— Czekaj pan! a pewienże jesteś że to szczęście? że to nie zasadzka szatańska na to, bym założywszy ręce próżnował, zdrętwiał, i obrócił się w jednego z tych ludzi, którzy nie mając bodźca, wyrzekają się pracy i życia.<br>
{{tab}}— O! dziecko dziesięcioletnie! o gaduło co oklepane rzeczy powtarzasz bez myśli! czyż z pieniędzmi pracować nie lepiéj, nie ochotniéj? — rozśmiał się Narębski porywając szlafrok na siebie.<br>
{{tab}}A śmiał się i hałasował tak bardzo, że raniéj obudzona Elwira poczęła się ciekawić, domyślała listu od Barona.... jego napadu, czegoś tyczącego się siebie i puknęła do drzwi ojcowskich... ukazując się niespodzianie w {{pp|do|syć}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|do|syć}} zaniedbanym szlafroczku i poprzydeptywanych trzewikach...<br>
{{tab}}— Któż tam? Elwira? o téj porze? — zapytał Narębski... — chodź! chodź! słuchaj, właśnie wam miałem coś ciekawego powiedziéć....<br>
{{tab}}Teoś Muszyński, którego tu widzisz, narzeczony Mani, wygrał na loterji... pół miljona...<br>
{{tab}}— Cóż za żarty!<br>
{{tab}}— O ba! najświętsza prawda!<br>
{{tab}}— Nie może być...<br>
{{tab}}— Niepowinno by być a jest! — dodał kłaniając się Teoś...<br>
{{tab}}Panna Elwira popatrzyła chwilę, zamknęła drzwi i pobiegła do łoża matki, którą przebudziła bez ceremonji.<br>
{{tab}}— Mamo! Mamo!<br>
{{tab}}— Co to jest? pali się? która godzina?<br>
{{tab}}— Dopiero dziesiąta... ale ogromna nowina.... Teoś Muszyński z Manią wygrali na loterji pół miljona...<br>
{{tab}}— Co ty tam pleciesz?<br>
{{tab}}— Muszyński jest u papy... papa taki szczęśliwy jakby sam wygrał... śmieje się i {{pp|tańcu|je}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|tańcu|je}} w szlafroku... jeszczem go tak jak żyję nie widziała...<br>
{{tab}}P. Samuela nachmurzyła czoło.<br>
{{tab}}— A! dajcież mi pokój, — rzekła kwaśno, wartoż mnie było budzić dla takiéj nowiny... Albo bajka, albo jeśli prawda... coż mnie to ma obchodzić? jakby ktoś na księżycu dostał febry!! Mania i Teoś cóż to za bohaterowie?<br>
{{tab}}Elwira śmiała się szydersko, ale z jéj oka błyskała źle tajona zazdrość.<br>
{{tab}}— Wcale nie brzydki chłopiec, — zawołała dziwnym głosem Elwira — i nie głupi... no proszę mamy, że to takim Maniom zawsze szczęście sprzyja...<br>
{{tab}}I nasz Kopciuszek będzie chodzić w atłasach i udawać wielką panią...<br>
{{tab}}— A jakże mię głowa boli! dajcież mi wstać spokojnie... niech sobie chodzi w czém chce, i udaje kogo się jéj podoba... Co mnie ma zajmować te jéj pół miljona...<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pluta choć niecierpliwie wyczekawszy cały tydzień, obrachował się co do dnia i godziny <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i w terminie oznaczonym postanowił odwiedzić Jenerałowę. Dni oczekiwania przeszły mu jeszcze dosyć swobodnie dzięki resztkom pozostałym z datku Narębskiego, który już miał się ku końcowi, ale przy takiéj jak jego nieopatrzności, jutro groziło głodem i niedostatkiem. Pluta mając kieszeń nabitą, nigdy nie zastanawiał się nad tém, że ona się wyczerpać musi, używał, jak gdyby dochody miał nieograniczone, a nędzę gdy przyszła znosił z dosyć filozoficznym stoicyzmem, ocalając ją drwinkami z ludzi, a często i z samego siebie. Ku końcowi siedmiu dni byt jego nie był już bardzo świetny, potrzeba się było ograniczyć wódką prostą i kawałkiem mięsa, ale kapitan też od losu zbyt wiele teraz nie wymagał, a potrzeby swe sprowadzał do jak najprostszego wyrazu. Fizycznie i moralnie więzienie go złamało, szukał w sobie napróżno téj energii i sprężystości, tego niepokoju ducha, który go dawniéj do wielkich dzieł prowadził, nawet poprawianie rodzaju ludzkiego i dokuczanie szczęśliwym nietyle mu smakowało... Odpoczywał, ''far niente'' i ''keif'' wschodni <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na horyzoncie jego marzeń ukazywały się ideałami najwyższemi. Pluta był przybity, Kirkuć nawet zdumiéwał się nie poznając go chwilami.<br>
{{tab}}Z rana tego dnia, gdy się miał udać do Jenerałowéj, posłyszawszy go ze stekiem przewracającego się po łóżku, p. Mateusz pokiwał głową.<br>
{{tab}}— A co to pułkowniku, stękasz? hę?<br>
{{tab}}— Sam się temu dziwuję, ale jakoś kości swędzą... ten loch wilgotny nabawił mnie reumatyzmu, nie poznaję siebie, w głowie nawet jakaś ociężałość niesłychana. Człek by odpoczywał tylko, ochoty nie ma do życia. Albo niedosyć wódki piję, albo teraz spirytus się popsuł, że go z chorych kartofli pędzą, które same siły nie mają, albo to już początek końca... czy koniec początku...<br>
{{tab}}Djabli wiedzą, daj no mi tam trzęsianki....<br>
{{tab}}— A to i ja się napiję, bo to człowieka stawi na nogi! — rzekł wstając Kirkuć, — jeden kieliszek z rana na czczo, z kawałkiem chleba z solą, to dukat doktorowi z kieszeni...<br>
{{tab}}— No, a dwa? — spytał Pluta.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A dwa? to musi być dwa dukaty.... — odparł Kirkuć, — ale już ten drugi to czasem w głowie mąci.<br>
{{tab}}— Słaba głowa, — rzekł kapitan wychylając spory kielich. Niech mówią co chcą, — dodał, — wino, piwo i tamte inne rozwodnione fraszki i przysmaki ku połechtaniu podniebienia, wszystko to są romanse, a wódka grunt. Zaraz ci się w żołądku rozgospodaruje i w głowie rozjaśnia.... Która godzina?<br>
{{tab}}— Co się tyczy godziny, — odparł Kirkuć, tyle tylko wiem, że sztankelerka odeszła, a zatem musi coś być około południa.<br>
{{tab}}— Gwałt! a ja w łóżku i nie ogolony, a tu wizyta za pasem! — zakrzyczał kapitan. — Kirkuć, z ciebie śpioch obrzydliwy.... czemu mnie nie obudziłeś? dawaj mi cyrulika.....<br>
{{tab}}— Zaraz, ale co się tyczy budzenia, wszak nie miałem tego posłannictwa, iż się tak wyrażę, — odparł Kirkuć, — a pan się gniewasz nie kazawszy mi....<br>
{{tab}}— Gniewam się gdy nie mam racji, powinieneś o tém wiedziéć, — rzekł kapitan, — to ogólna reguła.... ruszaj po cyrulika.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Idę już....<br>
{{tab}}Kirkuć wyskoczył zaraz, kapitan się zerwał umywać, a że nie miał czasu na kawę, powtórzył wódkę i wybiegł w miasto, dążąc do mieszkania jenerałowéj.<br>
{{tab}}Właśnie dochodził do jéj domu, gdy dorożka wioząca Pobrackiego w tęż samą stronę, zastanowiła się u drzwi jego i dwaj panowie weszli razem.<br>
{{tab}}— A pan tu? — spytał p. Oktaw.<br>
{{tab}}— Z polecenia jenerałowéj saméj....<br>
{{tab}}Zaczęli się ceremonjować we drzwiach u wnijścia, gdy im komodą ogromną zawalono przejście, musieli więc poczekać, aż się ona wyniosła na ulicę. Daléj, nim zdołali próg przestąpić, poczęła się tymże samym otworem dobywać na świat kanapa, którą Pobracki poznał z trwogą za należącą do mebli jenerałowéj, lub przynajmniéj wiele do znajoméj mu z ciemnego salonu podobną. Twarz jego zwykle blada, zrobiła się glinianą prawie.<br>
{{tab}}Weszli zatém do sieni, w któréj mnóstwo mebli, niewątpliwie już uznanych za należące do jenerałowéj Palmer, w największym {{pp|nieła|dzie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nieła|dzie}}, jakby po wielkim rozpierzchnione boju, spoczywały. Stolik z serwantką i lampami zajmował środek, tyłem, bokiem, jedne na drugich okrążały go krzesła i fotele dziwnie pomięszane, fortepjan zamknięty w pace, lustro w muślinowéj spódniczce, półka podobna do wschodków i jenerał przewrócony niewygodnie do góry nogami. Wszystko to zdawało się kłócić z sobą i czekać tylko chwili do ponowienia walki przerwanéj. Przejść było trudno wśród tego kafarnaum, którego ognisko zajmował jakiś jegomość z bródką ryżą, palący ostatek cygara i rozporządzający się jak w domu. Bzurskiego nawet, czujnego stróża, nie widać było nigdzie.<br>
{{tab}}— Ale cóż to to jest? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Coś wygląda na przenosiny, — rzekł Pluta równie niespokojny.<br>
{{tab}}— Co to jest? — powtórzył mecenas.<br>
{{tab}}— Czego panowie chcą? — zawołał z nieukontentowaniem wyjmując cygaro jegomość z bródką, nie kryjąc, że im był nie rad.<br>
{{tab}}— Cóż to znaczą te powynoszone meble?<br>
{{tab}}— A co mają znaczyć? — odparł {{pp|pogardli|wie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pogardli|wie}} gospodarujący nieznajomy, — cóż? zabiera się swoje meble do magazynu.<br>
{{tab}}— Jak to swoje do magazynu? Wszak to są sprzęty pani jenerałowéj Palmer? — rzekł Pobracki.<br>
{{tab}}— To jest ''byli'' sprzęty pani jenerałowéj, — odpowiedział mężczyzna, nakazując aby zabierano krzesła, — ale to jest teraz mój sprzęt, kiedym ja go kupił i gotówką zapłacił.<br>
{{tab}}— Jak to kupił? — zawołał Pobracki z trwogą, — kiedy? i od kogo?<br>
{{tab}}— A no, trzy dni temu, wszystko co tu było, no, i drogom zapłacił. Z temi utrechtami to się człek zawsze musi obszukać, bo to w mroku wydaje się jakby nowe, a ot, jak wynieśli na podwórz, to wytarte, zblakłe, i meble politury potrzebują, na mój honor. A nim się to sprzeda, co to tam procentów przypadnie.<br>
{{tab}}— Ale pani jenerałowa, — dodał Pobracki.<br>
{{tab}}— Co ja wiem o téj pani jenerałowej? niech się pan pyta na górze.<br>
{{tab}}Pobracki z Plutą, który bardzo nosem kręcił, powoli pociągnęli na górę. Na piętrze <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wynoszono właśnie łóżka palisandrowe i parawany, a nikogo nie było, by się o pani jenerałowéj dowiedziéć, sami obcy ludzie.<br>
{{tab}}Do najwyższego stopnia zdziwiony i podrażniony, jak cień wśród tych ruin kroczył Pobracki, nie mogąc pojąć co znaczyły. Oczewistém już dlań było, że jenerałowa, o któréj projektach nic a nic nie wiedział, któréj od dni kilku z różnych przyczyn widziéć nie mógł, wyjechała nagle, wcale mu się nie opowiedziawszy. Trwożyła go ta jakaś niezbadana tajemnica nagłéj ucieczki i sprzedaży ruchomości.<br>
{{tab}}Pluta zwarzony i zastygły, odzyskiwał jednak powoli sarkastyczne usposobienie i idąc za mecenasem pomrukiwał pod nosem piosenkę:<br>
{{tab}}— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....<br>
{{tab}}O mojéj przyjaźni dobrze mów....<br>
{{tab}}— Djabła tu można dobrze mówić o takiéj przyjaźni, — dodał, — kiedy to zupełnie wygląda, jakby ta baba, na cztery nogi kuta,, wszystkich nas wystrychnęła na dudków. Śliczna przyjaźń, niech ją słota porwie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Proszę pana, — spytał łapiąc nareszcie gospodarza domu Pobracki, — czy nie mógłbym się dowiedziéć?<br>
{{tab}}— A, mecenasa dobrodzieja....<br>
{{tab}}— Upadam do nóg.<br>
{{tab}}— Do nóg upadam....<br>
{{tab}}Pluta poważnie, z daleka skłonił się milczący.<br>
{{tab}}— Cóż to, jenerałowa wyjechała?<br>
{{tab}}— Jakto? przecież pan mecenas, jako przyjaciel domu, musiałeś o tém wiedziéć?<br>
{{tab}}— Ja, tak, trochę.<br>
{{tab}}— Wyjechała, wczoraj rano jeszcze, dodnia. Widać nagły był wyjazd, bo sprzedała meble i wszystko za bezcen. Gdyby to człowiek był wiedział, samby może nabył, a to tak lada spekulant korzysta, już chciał odstępnego odemnie trzysta złotych. Słyszana rzecz!....<br>
{{tab}}— Ale dokądże?<br>
{{tab}}— A do Petersburga.<br>
{{tab}}— Sama? — pytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Nie, z synem.<br>
{{tab}}— Jakto? z synem.<br>
{{tab}}— Czy téż z kuzynem, synowcem czyli <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>siostrzeńcem, nie wiem, — rzekł gospodarz, — z tym młodym człowiekiem.<br>
{{tab}}Pobracki już był w domu, ale mu się słabo robiło. Pluta wciąż podśpiewywał za nim, chociaż nader cicho:<br>
{{tab}}— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....<br>
{{tab}}— I dla tego kazała mi tydzień czekać, czemu nie ruski miesiąc? lub do greckich kalendów? Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, o! ponieśli!<br>
{{tab}}{{korekta|Więc|— Więc}} my tu już może i nie mamy co robić? — dodał pytająco trącając łokciem p. Oktawa kapitan, — jak się panu zdaje?<br>
{{tab}}— Co? — spytał mecenas. — Pan się zdajesz dziwić nagłemu odjazdowi pani jenerałowéj Palmer, — podchwycił miarkując się, ale to, — rzekł odchrząkując, — to było w naturze rzeczy, proces, tak jest, ja dawno wiedziałem, że to musi nastąpić.<br>
{{tab}}— Pan o tém wiedziałeś? — zawołał kapitan, — a więc i dla mnie tam w tym liście, który pan dobrodziéj trzymasz w rękach, znajdować się coś musi?<br>
{{tab}}— Nic nie wiem jeszcze, być może, {{pp|wszak|że}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wszak|że}} w pośpiechu, być może iż coś się zapomniało.<br>
{{tab}}— Nigdy dobrzy i starzy przyjaciele jak ja! — odparł Pluta, — odpieczętuj pan pismo, musi być ciekawe.<br>
{{tab}}Pobracki czytał, ale twarz jego w miarę przebiegania listu nic weselszego nie zwiastowała, — nie miał siły nawet nic powiedziéć kapitanowi, miną dając mu poznać, że list jego się tylko tyczył.<br>
{{tab}}— O osobnym liście do mnie nie słychać, zacny właścicielu téj nieruchomości? — zapytał Pluta.<br>
{{tab}}— Honor pański?<br>
{{tab}}— Kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Nie mam nic.<br>
{{tab}}— Miarkowałem już z góry, że tu nic nie znajdę, prócz słodkich wspomnień przeszłości, — zawołał Pluta poświstując, — żegnam więc pana mecenasa i ciebie zacny obywatelu!<br>
{{tab}}To mówiąc cofnął się pobity, ale nie zwalczony na duchu....<br>
{{tab}}P. Oktaw wszedł w głąb z listem, którego zrozumiéć nie mógł, otarł pot z czoła i po <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>trzeci raz próbował go czytać z uwagą. Stało tam dosyć ładnym i ekstra-sztywnym charakterem pociągłym, na papierze z cyframi, co następuje:<br>
{{tab|60}}„Szanowny panie!<br>
{{tab}}Nagły obrót moich interesów zmusza mnie opuścić Warszawę, bez podziękowania mu, bez pożegnania go nawet. Chciéj wierzyć, że mnie to boli. Musiałam się poświęcić dla ocalenia majątku, a hrabia nie daje mi czasu do urządzenia się, musimy natychmiast wyjeżdżać. Process jest skończony, — szczęśliwam że donieść mu mogę, iż dzięki jego radom, pomyślny skutek uwieńczył gorliwe jego starania, za które zawsze zachowam serdeczną wdzięczność. Domyślisz się pan, że hr. Hunter od dni trzech jest mężem moim, to panu wytłumaczy wszystko, — familja na niego zrzekła się wszelkich pretensji. Proszę, jeszcze raz wierzyć, że nie zapomnę nigdy żywych dowodów przyjaźni, jakiéj doznałam od niego.<br>
{{f|Julja hr. Hunter.“|align=right|prawy=8%}}
{{tab}}Pobracki stał długo osłupiały, nareszcie opamiętał się, że poznać po nim mogą {{pp|dozna|ne}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dozna|ne}} wrażenie i ukłoniwszy się gospodarzowi, zszedł milczący do dorożki i pojechał do domu, gdzie w kilka godzin dostał ziębienia, gorączki i nad wieczorem musiał położyć się w łóżko. Kapitan, który troskliwie o jego zdrowie się dowiadywał, doszedł od doktora, że to była jakaś afekcja tyfoidalna, z któréj p. Oktaw tak prędko wyjść nie mógł.<br>
{{tab}}Ukłoniwszy się w progu eskulapowi, który mu tę niepocieszającą zwiastował nowinę, włożywszy ręce w próżne kieszenie, Pluta pociągnął pieszo do domu, frasobliwy dosyć, i przybity gorzéj niż kiedy.<br>
{{tab}}— Powinienem był zmiarkować od razu, że ta babsko nas wszystkich w pole wyprowadzi, — rzekł w duchu, — ale rozum jak musztarda po obiedzie, przychodzi. Gonić za nią nie mam już najmniejszéj ochoty ku lodom arktycznym.... Los musi się za mnie podjąć zemsty, bo już ja jéj nie podołam, pozostaje dilemma: co jeść i co robić?<br>
{{tab}}Kirkuć mi nie poradzi, jam widocznie ogłupiał, w Wiśle woda zimna i brudna, dobry powróz grubo kosztuje i gałęź mocna nie {{pp|ła|twą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ła|twą}} jest do wyszukania, z pistoletu strzelać huczy i ludzi straszy, a człek po capstrzyku ma fizjognomją nie ładną, choćby się świeżo ogolił, naostatek trucizny nikt nie sprzeda chyba taką, któréj trzeba wypić wiadro żeby skutek zrobiła, a tu tylko co nie widać, jak się jeść będzie chciało na kredyt....<br>
{{tab}}Trudno temu uwierzyć, ale tak było w istocie, że kapitan wziąwszy dość okrągłą sumkę od Narębskiego, już był ją całkowicie rozproszył. Zostawały mu w kieszeni okruchy, ale po ścisłym ich obrachunku, zapas nie na długo mógł starczyć, a tu jeszcze Kirkuć pod pozorem serdecznéj przyjaźni swój głód pod opiekę kapitanowi oddawał, co gorzéj, nawet swoje pragnienie.<br>
{{tab}}— Ciężka sprawa, — powtarzał Pluta, — potrzeba się wynosić co prędzéj z Warszawy, lub szukać posady? Ale cóż, najświetniejsze miejsce starczy mi na dwa śniadania! Gdybym mógł zostać odrazu ambasadorem lub dyrektorem jakiéj kompanji, wesołéj i w któréjby nic nie było do robienia a dużo do zjedzenia, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>lub choćby kassjerem nieodpowiedzialnym za rachunki? ale to dziś strasznie trudno?<br>
{{tab}}I humor go się już nie trzymał, bo pod koniec kląć zaczął. Powolnym krokiem wszedł mrucząc do hotelowego pokoiku, Kirkuć coś właśnie operował około szafki i zdaje się, że musiał teorją spirytusu sprawdzać praktycznie, ale szybkie zamknięcie podwoi i rumieniec, który wypłynął na lice p. Mateusza, już nie wzruszyły Pluty, — myślał o czém inném.<br>
{{tab}}— To darmo, — rzekł, — potrzeba szukać zbawienia na prowincji. Wieś jest patrjarchalna, naiwna, życie tanie, ludzie nie podejrzliwi, serca otwarte aż do kieszeni, dusze czyste aż do pożyczenia, worki pełniejsze niż w stolicach.... Ale Kirkucia pozbyć się muszę, bo mi ten wychowaniec nie na rękę, i choćby się zgodził buty czyścić lub listy pisać, nie mogę sobie takiego zbytku pozwalać.<br>
{{tab}}— Wychodzisz? — spytał po chwili p. Mateusza.<br>
{{tab}}— A tak! wyjdę się trochę przewietrzyć. A pułkownik zostaje?<br>
{{tab}}— Ja? spocznę, boś mnie zbudził późno, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i dla tego mi się dotąd spać chce. Adie, kochanku!<br>
{{tab}}Któżby się spodział? ktoby odgadł, że temi słowy pożegnali się ci ludzie — na wieki. Kirkuć nic nie przeczuwając wysunął się na bawara, bo miał gdzieś cień kredytu, kupiony niezmierném nadskakiwaniem zyzowatéj gospodyni; kapitan pozostał sam i drzwi na rygiel spuścił. Nadzieja dłuższego pobytu w mieście opuściła go, trzeba się było ratować ucieczką. Przetrząsł kruchą garderobę, kupioną po wyjściu z więzienia, wybrał z niéj co było schludniejszego w bardzo umiejętnie zadzierżgnięty węzełek, który musiał wynieść pod płaszczem, (nie życzył sobie bowiem płacić w hotelu,) obliczył kassę skromną, wypił resztę wódki, papiery schował do kieszeni i już był gotów do drogi.<br>
{{tab}}Przebierając listy i mniejszéj wagi pozostałości, trafił na portret jenerałowéj, długo nań patrzał, nareszcie ścisnął w dłoni, potrzaskał, rzucił pod nogi i zgniótł obcasem na miazgę.<br>
{{tab}}— Gdyby ona, — kto wie! kto wie! gdyby ona chciała była zostać uczciwą kobietą, {{pp|mo|żebym}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|mo|żebym}} i ja był się zdecydował wyjść na poczciwego człowieka. Ale ba, pal djabli amory! Gdzie szatan nie może, kobietę posyła. Giń czarownico przeklęta!<br>
{{tab}}Już miał wychodzić dobrawszy chwili, gdy mu jakaś myśl przyszła szyderska, chwycił kawałek kredki od preferansa i wielkiemi głoskami napisał na stoliku:<br>
{{tab|60}}Kirkuć — bądź zdrów.... na wieki!!!<br>
{{tab}}Dodał trzy wykrzykniki, stopniowane tak, że ostatni w mgłach oddalenia zdawał się ginąć maleńki. Potém wysunął się z hotelu i Bednarską ulicą spuścił na Pragę, gdzie dobrawszy miejsce na furmańskiéj bryce, nie pytając dokąd jedzie, puścił się w świat, z mocném przekonaniem, że tak uczciwym jak on ludziom zawsze sprzyjają losy, że jenjusze nigdy nie giną inaczéj jak z niestrawności.<br>
{{tab}}Kirkuć powrócił dopiero wieczór, gdyż bawar usposobił go do czułości zbytniéj dla zezowatéj gospodyni, w któréj uśmiechu szczególny urok znajdował — domyślił się zaraz z napisu fugi kapitana, ale ukrył ją przed gospodarzem i sam cichaczem także {{pp|wypro|wadził}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wypro|wadził}} się z pod niegościnnego dachu, za który wymagano zapłaty.<br>
{{tab}}W tydzień potém, spełniał ze szczególną gorliwością nowicjusza, obowiązek zaszczytny pierwszego markiera w domu owéj pani, któréj serce zawiędłe odżywić potrafił czułém przywiązaniem. Miłość i żołądek przyczyniły się zarówno do przyjęcia służby, którą ozłacał sobie przypomnieniem, że najwięksi bohaterowie, ba i królowie w bajkach, zakochawszy się, nie wahali wdziać liberją, aby przybliżyć do przedmiotu swych zapałów. Niestety! biedny Kirkuć kłamiąc przed sobą samym, tak był jednak nieszczęśliwy ze swego upadku i osierocenia, iż niedługo pożywszy przy billardzie, przeniósł się do szpitala.<br>
{{tab}}To go tylko pocieszało, że w największéj nędzy, upokarzającą pracą rzemieślniczą, nigdy dostojnych dłoni swoich nie zmazał. Człowiek był wielkiéj godności i znał co się wielkiemu imieniowi należało od potomka znakomitéj rodziny.<br>
<br>{{---}}<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Powiadają, o królu Dagobercie, że przechodząc przez most w ręku z psem, który mu się dosyć naprzykrzył, rzucił go w wodę mówiąc: — z najlepszym towarzyszem nawet rozstać się przecie kiedyś potrzeba.<br>
{{tab}}Otóż tak samo powieść, szanowni czytelnicy, choćby ona była najmilszą (nie śmiemy sobie pochlebiać, byście ją za taką przyznali), przecież kiedyś skończyć się musi. Trzeba się rozstać z najdroższemi, najukochańszemi nieraz istotami, cóż dopiero z takiemi papierowemi cieniakami jak nasze!!<br>
{{tab}}Nie sądzę byście ich bardzo żałować mieli. Przyszliśmy do téj rozstajnéj drogi, na któréj pożegnamy wreszcie postacie, które się w naszéj obracały powieści, idzie tylko o to, aby się z niemi grzecznie i przyzwoicie pożegnać.<br>
{{tab}}Chociaż mało kto umarł i niewiele się pożeniło z bohaterów naszych, — nad czém mocno bolejemy, choć rzecz się raczéj urywa niż kończy, daléj iść już się i wam nie chce zapewne i my sobie niebardzo życzymy. Powieść oparta na rzeczywistości, inaczéj się téż kończyć nie może, wymysły tylko rozpoczynają <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się teatralnie i zamykają obrazem, apotheozą, epilogiem tryumfalnym, — w {{korekta|życ u|życiu}} powszedniém dzieje się inaczéj; nic się właściwie nie kończy, ciągnie się wszystko powolnie i snuje coraz nową podsycane przędzą. Moglibyśmy dla uspokojenia czytelników, umorzyć jeszcze kilku bohaterów i pół=bożków, ale się nam zdaje, że jest rzeczą obojętną żyć im dozwolić, kiedy tracimy ich z oczów. Prędzéj późniéj, zamknie się to trumną i grobem, bo nikt za dni naszych żywcem do niebios nie bywa porywany.<br>
{{tab}}Jednakże wchodząc w niepokój, jaki zrodzić może tak nagłe rozstanie się z ludźmi, których los przez kilka tomów nam dokuczał, musimy choć napomknąć o kolejach dalszych naszych dobrych znajomych — o ile nam są one wiadome.<br>
{{tab}}Ponieważ zaczęliśmy od kapitana Pluty i on prawie pierwszy ukazał się nam na chmurnym horyzoncie garwolińskim, słuszna abyśmy coś o nim jeszcze powiedzieli. Zapewniano mnie najmocniéj, gdym ostatnią razą był na Podlasiu, że oddaliwszy się z {{pp|Warsza|wy}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Warsza|wy}} w chwili małodusznego zwątpienia, i uczuwszy sam, że jest już jednym z tych towarów, które kupcy wyprawiać muszą na prowincję aby się ich pozbyć ze sklepu, Pluta udał się na pierwszy jarmark, o jakim doszły go wieści. O tyle mu się tam powiodło, że bryczkę i parę koni kupiwszy, wyruszył w dalszą podróż daleko wygodniéj, postanawiając nie zaglądać do stolicy i pędzić dalszy żywot spokojnie wśród świata, którego zaletom zupełną oddawał sprawiedliwość. Widziano go późniéj wśród kilku świetnych zjazdów po różnych miasteczkach, coraz liczniejszemi otoczonego przyjaciołmi, gdyż wiele w krótkim przeciągu czasu porobił znajomości i z powodu dobrego humoru, łatwości w obejściu, doświadczenia i rozumu, powszechnie był ceniony. Hołd jaki oddawano talentom jego niepoznanym tak długo, skłonił go zapewne, że się tém wiejskiém kadzidłem jałowcowém i gościnnością niewykwintną zadowalniając, osiedlił całkiem na prowincji.<br>
{{tab}}Kirkuć, jakeśmy mówili, dokonał żywota <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w szpitalu, nie bez gorzkich żalów nad dolą, która go całkiem zawiodła.<br>
{{tab}}Daleko trudniéj jest nam coś powiedziéć o jenerałowéj Palmer, ''secundo voto'' hrabinéj Hunterowéj, która tak niespodzianie, trzymając się zwyczaju wielkiego świata, znikła, chcąc szczęście swe ukryć przed ludźmi i miodowy miesiąc spędzić na osobności, jak to się dziś czyni powszechnie. Zasięgaliśmy o niéj i jéj mężu wiadomości różnemi drogami, ale niewiele się nam zdobyć udało. Pewien dobrze poinformowany podróżny zaręczał nam, że odegrywała wielką rolę, trzymała dom otwarty, ale nie była szczęśliwą, bo mąż jéj szalenie grał w karty, życie wiódł z francuzkiemi aktorkami i obchodził się z nią nazbyt ufając jéj przywiązaniu do siebie. Bywało nawet tak, że miłości cybuchem próbował.... ''si fabula vera''.<br>
{{tab}}Sceny jakie między małżeństwem miały miejsce, dochodziły niekiedy do tego, że ludzie nadbiegali na krzyki, i byli mimowolnemi świadkami, że kto się kocha ten się kłóci. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Hunterowi wszakże tak gorącéj miłości wcale się nie chwali.<br>
{{tab}}Sama pani, o ile wiadomo, szukając sobie roztargnienia w przymusowéj samotności, wylewała się cała na pobożne uczynki i odznaczała gorliwością, z jaką usiłowała nawrócić zastygłych, poprawić obłąkanych. O żadnéj przygodzie nowéj, tyczącéj się jenerałowéj osobiście nie słyszeliśmy, oprócz jednéj, którą mając za potwarz, powtarzać nawet nie będziemy, szanując powagę osób, które do niéj złośliwa niechęć wmięszała.<br>
{{tab}}Zapewniano nas, że do ostatka pozostała piękną i młodą, a Hunter bardzo jakoś prędko postarzał i zdrowie nadniszczył równie z majątkiem. Wnoszono ztąd, że mogłaby raz jeszcze owdowiawszy pójść za mąż, co się nam zdaje wcale już nieprawdopodobném.<br>
{{tab}}Narębscy wkrótce potém opuścili Warszawę, z tą samą kawalkatą, która ich do niéj przywiozła.<br>
{{tab}}Dolegliwości p. Samueli zwiększyły się od wyjścia za mąż Elwiry, która mimo niemego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>oporu ojca, poślubiła uszczęśliwionego Barona i pozostała w stolicy.<br>
{{tab}}To improwizowane małżeństwo nie tak znów nadzwyczaj szczęśliwie powiodło się, jak sobie młoda pani obiecywała. Po kilku tygodniach świetnego pożycia, i probowania nowych sukien i ekwipażów, głucha, powolna walka o berło w domu rozpoczęła się między Baronem a Elwirą, która o niczém nie wątpiła i zdziwiona została niezmiernie, znajdując bardzo zręczny opór tam, gdzie się spodziewała uległości. Jako niewiasta pełna wiary w swe siły niezraziła się ona wcale doznanemi trudnościami w opanowaniu swego królestwa, owszem zagrzana niemi została do szlachetnego współzawodnictwa. W trzecim tygodniu maleńkie utarczki już się powoli rozpoczęły. Baron probował jeszcze je kończyć pocałunkami, daléj przyszło do niemówienia po całych dniach i niewidywania się po tygodniu, a nawet do łez gniewnych, które gniew osuszał.... Czy Baron zwyciężył ostatecznie, czy Elwira... zostawujemy rozwiązanie czytelnikom, którzy ten problemat mogą, mając dostateczne dane, spożytkować dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przepędzenia długich zimowych wieczorów. Sumienie wszakże dodać nam każe, iż w domu Barona zjawił się, poczekawszy trochę, niezmiernie miły, piękny i dobrze wychowany kuzyn jego po kądzieli, którego Baron bardzo pokochał, a nie mógł nigdy przekonać żony żeby go oceniła jak zasługiwał.... Napróżno sam go wprowadził do domu na stopie poufałéj i starał się uwydatnić jego przymioty.... Elwira znieść go nie mogła...<br>
{{tab}}Dziwna, że mimo to, kuzynek, jakby pozbawiony uczucia, uparcie bywał w domu Barona, a co osobliwsza, dokuczał długiemi sam na sam rozmowy Elwirze, którą często i jakby trafem niepojętym, umiał nachodzić samą jedną. Zawsze wszakże mimo usilnych starań przypodobania się jéj, gdy mąż o niego zapytywał, Elwira pogodzić się z nim nie mogła i znajdowała go najnieznośniejszym z ludzi. Jednakże Baron z tego skorzystał, bo nienawiść, która już zrodzić się miała dla męża, przeszła jak po konduktorze po nienawistnym kuzynku, a Elwira dla Barona zaczęła być daleko łagodniejszą i wyrozumialszą. Mówią, że <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mieli we trojgu razem jechać do wód... Kuzyn poświęcił się przez przywiązanie do Barona, mimo wielkiego wstrętu, jaki naturalnie budzić w nim musiała Elwira swoją niepokonaną niesprawiedliwością względem niego.<br>
{{tab}}Dunder, o ile ci co go znają, sprawę zdać mogli, głosi się bardzo szczęśliwym, odmłodniał, ustatkował się i ma nadzieję, że imie które nosi przekaże następnym pokoleniom, gdyż Elwira miewa jakieś gusta dziwne, co zawsze poprzedza i przepowiada pomnożenie rodziny....<br>
{{tab}}Narębscy po wydaniu jéj za mąż, zostali we dwojgu na wsi, p. Samueli ból głowy i cierpienia nerwowe powiększyły się do tego stopnia, iż także do wód jechać zamierzała, czemu się mąż bynajmniéj nie sprzeciwiał, sam pragnąc na wsi pozostać. Postarzał biedny i stał się dziwnie posępny i milczący, całe godziny pędził w fotelu zadumany — widocznie brak mu było i celu życia i ochoty do niego. Ożywia się tylko nieco odbierając listy od Mani, która do niego dosyć często pisywała.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale tu wypada nam coś więcéj powiedziéć o głównéj bohaterce.<br>
{{tab}}Po wygraniu wielkiego losu, Teoś nie miał najmniejszéj przyczyny odkładać nadal swe małżeństwo. Nazajutrz rano z Narębskim razem pojechali o tém oznajmić oba Kopciuszkowi, który zimno przyjął nowinę. Nie mówiono o tém więcéj. P. Feliks nastawał, aby Muszyński kupił sobie kawał ziemi i choć się on tłómaczył, że do gospodarstwa nie był stworzony, obstał przy tém, że w okolicach Warszawy kupiono dla niéj majętność zrujnowaną, aby obudzić chęć do pracy w Teosiu.<br>
{{tab}}W kilkanaście dni po opisanych wypadkach, ślub cicho odbył się w kościele Św. Krzyzkim. Cała rodzina Narębskich i kilku bliższych przyjaciół, a nawet biedna p. Jordanowa, która niebezpiecznie w czasie ślubu się rozpłakała i popsuła sobie łzami bardzo starannie na ten dzień umalowaną twarz, przytomni byli obrzędowi. Wszyscy potém razem pojechali do państwa młodych, którzy skromne zajęli mieszkanko na Krakowskiém-Przedmieściu. Tu bez występu przyjmował ich Teoś i Mania i starali się o ile <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>umieli i mogli złe humory p. Samueli i Elwiry rozpędzić wesołością niewymuszoną, a uprzejmą. Ale ani Teoś ani Kopciuszek, nie zdołali rozchmurzyć czoła pani Feliksowéj i rozmarszczyć panny Elwiry, która w różnych parabolach i przypowieściach starała się ciągle mówić o panu Baronie, dla wewnętrznéj swéj pociechy.<br>
{{tab}}Po herbacie wyjechały one obie z p. Samuelą, którą głowa rozbolała, a że córka była jéj do pielęgnowania potrzebna, Narębski sam tylko dłużéj pozostał z młodem małżeństwem, i z weselszą wyszedł twarzą, gdy się wszyscy rozjechali. Jordanowa szczerze i serdecznie była szczęśliwa, bała się tylko, aby Mania jéj całkowicie nie opuściła i starała się jakiemś ogniwem choć słabem połączyć z Muszyńskiemi. To przywiązanie do Mani kobiety, w któréj serce i uczucie zdawały się wyczerpane, dziwném było zaprawdę, ale często późno się cóś zagłuszonego życiem w człowieku odzywa. Jordanowa czuła, że ją to dziecię podniosło, uszlachetniło, obawiała się więc mocno, aby opuszczona i osamotniona nie wpadła {{pp|zno|wu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zno|wu}} w dawne ciężkiego życia koleje. Dopóki Muszyńscy pozostali w mieście, dzień w dzień przysuwała się do nich pokorna, milcząca, wpraszając się, aby jéj choć zdala w kątku było wolno z niemi pozostać. Szczęściem Mania miała serce poczciwe i nie należała do tego świata sztywnego, który odpycha istoty upadłe choćby je podając im dłoń, mógł podźwignąć i który nie przebacza nigdy, w poprawę nie wierzy, i sam grzesząc po cichu i ostrożnie, za grzechy nieopatrzne karze bez litości.<br>
{{tab}}Nie odepchnęła więc Jordanowéj, która powoli z wiekiem swym się pogodziła i pragnęła dając światu za wygraną, miéć kogoś coby ją trochę kochał, przy kim smętną godzinę dni ostatka spędzićby mogła.<br>
{{tab}}Nie potrwało to jednak długo, Jordanowa kilka miesięcy układając sobie różne projekta na przyszłość, odwiedzanie na wsi państwa młodych, postawienie domku przy ich ogrodzie i t. p. biegała codziennie do Mani, aż w końcu ot tak, nie wiedziéć z czego, ciężko zapadła.<br>
{{tab}}Dowiedziawszy się o tém Muszyńska, zasiadła przy łóżku biednéj kobiety i spełniła {{pp|obo|wiązek}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|obo|wiązek}} chrześciański względem osamotnionéj, któréj gburowata Kachna, przy najlepszych chęciach, często stawała się ciężką, bo na nią tylko gderać umiała. Mimo najlepszych lekarzy i największych starań, choroba Jordanowéj bardzo wprędce stała się niebezpieczną, jakiś rozkład krwi, któréj niczem odżywić nie było można, powiódł ją do grobu.<br>
{{tab}}Ostatnie chwile spędziła w cichéj rezygnacji, płacząc tylko i całując ręce Mani, za to, że jéj nie opuściła. W wigilją śmierci odprawiła Muszyńskę pod jakimś pozorem, posłała Kachnę po notarjusza w sekrecie, i testamentem zapisała Mani wszystko co miała.<br>
{{tab}}Nikt o tém nie wiedział i po śmierci dopiero odkryło się to poczciwe serce Jordanowéj, która nie chciała wspomnieniem daru, wywoływać podziękowań i milczała do ostatka. Stara Kachna w rozporządzeniu tém, razem z pieskami otrzymała pensją dożywotnią, aby bez ciężkiéj pracy resztę dni spędzić mogła.... a! to téż strojąc nieboszczkę do trumny, płakała nieboga łzami, jakich się na świecie niewiele przelewa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Muszyńscy odziedziczywszy niespodzianie plac przy Alejach i Wilczéj ulicy i summę, która im dozwalała pomyśléć o wystawieniu domu; postawili sobie cale niebrzydką kamieniczkę, która im na zimę służyła, bo latem mieszkali na wsi.<br>
{{tab}}Spytacie zapewne czy byli szczęśliwi? o! na to pytanie doprawdy odpowiedziéć nie potrafię, naprzód bym bowiem wymagał określenia szczęścia, które na ziemi niedobrze rozumiem, potém musiałbym niezmiernie długo mówić wam o rzeczach bardzo prostych, i nie wiem czybyśmy się zgodzili z wami na warunki tego, co się tu szczęściem zwykle nazywa...<br>
{{tab}}To pewna, że Teoś i Mania kochali się bardzo, że byli dla siebie stworzeni, że pragnieniem nie wyszli po za szranki, jakie im zakreślała rzeczywistość, że nie ostygli i nie spoczęli wśród drogi, na któréj ktokolwiek siadł założywszy ręce... ten już ani szczęśliwym, ani poczciwym być nie może. Mania miała muzykę, którą kochała z całéj duszy, Teoś lubił literaturę i naukę gorąco, uczył się, rozszerzał zakres działania i wiedzy, i po szczeblach szedł <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jak mógł najwyżéj do wykształcenia własnego, kochał on swą ciszę, przyjaciół miał mało, pamiętał o tém, że człowiek jak z jednéj strony samotnym być nie powinien, tak z drugiéj zbyt się rozpraszając traci pokój a nie zyskuje w zamian... nic prawie, prócz nieustannych zawodów.<br>
{{tab}}W stosunkach społecznych oboje nie gonili za nikim, nie unikali zbytnie nikogo — próżność która na drugich tyle klęsk sprowadza, gdy pragną koniecznie wedrzéć się w sfery niewłaściwe, była obcą Muszyńskim. Nigdy on nie zaparł się swéj matki poczciwéj praczki, ani ojca rzemieślnika, nigdy ona nie zapomniała swojego sieroctwa, które dla niéj było najlepszą szkołą serca...<br>
{{tab}}Co do pomniejszych postaci, chociaż nie chcielibyśmy w niepewności zostawiać czytelników, bośmy szczerze wdzięczni, jeśli one ich zająć potrafiły — trudno było zebrać o nich późniejsze wiadomości. Ludzie giną w tłumie tak łatwo.<br>
{{tab}}P. M. Drzemlik po niefortunnéj stracie pół miljona, który oddał za dwadzieścia kilka {{pp|ru|bli}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ru|bli}}, dostał był chwilowo żółtaczki, ale z téj szczęśliwie wyszedł i zostało mu tylko na ustach wiekuiste wspomnienie, które kilka razy na dzień znajomym i nieznanym się powtarzało, a w duszy wiekuista zgryzota, która oddziałała na stan jego wątroby. Cera p. Michała od téj słabości i wypadku przeszła w barwę cytrynową, któréj już nigdy nie utraciła. Błąd ten był dlań wyrzutem sumienia nieustannym, odebrał mu spokój, zatruł życie, wyrobił niesmak do pieniędzy, które powolną pracą zdobywać było potrzeba i naraził na straty, bo p. Michał odtąd ciągle brał na loterją, a nigdy trzech groszy wygrać nie mógł.<br>
{{tab}}Trawiony gorączką jakąś, którą siostra napróżno złagodzić się starała, niespokojny, kilka razy w fałszywe rzucił się spekulacje, drogo je opłacić musiał.<br>
{{tab}}Wkrótce potém, zapewne dla rozbicia smutnych myśli, jakie się w nim rodziły z tych medytacyj o uronionym półmiljonie, ożenił się Drzemlik prozą, z osobą chudą i nieco ospowatą, ale majętną. Ta rychło też siostrę księgarza za mąż wydała za człowieka podżyłego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i statecznego, aby się pozbyć jéj z domu w którym sama rządzić i panować chciała. Małżeństwa oba poszły jak idą wszystkie im podobne, kolejami zwykłemi przez grudę i kamienie gościńca, na którym jeśli nie ma błota to kurz, jeśli niestanie pyłu to grzęzanie a na ostatek gołoledzie... panują.<br>
{{tab}}Co do państwa Byczków, dom ich, jeszcze przed wyniesieniem się z niego Mani, osierocony został przez staruszkę, która przeciągnąwszy żywot nad zwykłą jego miarę i marzenia młodości snując do końca, zmarła w dziwny bardzo sposób. W ostatnich czasach rzadko już bywała przytomna, często milcząca, a niekiedy wiodła z sobą monologi podobne do tych, których parę razy byliśmy świadkami. Jednego dnia posłała o niezwykłéj godzinie po syna... który przyszedł natychmiast i zastał staruszkę już ubraną, w jedwabnéj sukni siedzącą w fotelu z książką do nabożeństwa na kolanach. Było to o godzinie ósméj rano.<br>
{{tab}}Zaledwie wszedł, Byczkowa poznała go po chodzie i odezwała się:<br>
{{tab}}— Ale to moje serce, mnie bo już by {{pp|umie|rać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|umie|rać}} potrzeba... czas przyszedł, człowiek się tylko zapomniał... ja myślę to już dziś skończyć, nie ma czego dłużéj czekać... wzrok nie wróci... jego już nie zobaczę... o nie...<br>
{{tab}}— Co tam Mama takie rzeczy mówi! — rzekł Byczek.<br>
{{tab}}— A no! już mi się nie sprzeciwiaj, kiedy pora to pora — namyśliłam się, że taki żyć nie ma po co i dla czego... Coraz jakoś bałamuci się gorzéj w głowie, na oczy zapadam gorzéj chociaż niby to ja coś widzę, ale wy mnie osadziliście już ślepą... No! no! otóż już się wam i wyniosę. Bo to i tego pokoju potrzebujecie, i nie ma czego żyć, powiadam ci! Więc słuchajno, jak tobie na imie? Zacharjasz? a tak! słuchajże Zacharjaszu? czy ci to różnicy nie zrobi żebym ja sobie dziś umarła?<br>
{{tab}}— Ale kochana mamo, bo co mama mówi? przecież nikt nie umiera kiedy chce, aż gdy mu Bóg śmierć zeszłe.<br>
{{tab}}— No! no! już jak się z Panem Bogiem ułożę, mnie wiedziéć... poczciwy staruszek dawno mi powiada, że mogłabym sobie umrzéć, ale mi się nie chciało jeszcze, {{pp|wszyst|ko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wszyst|ko}} się czegoś lepszego spodziewałam i taki z temi wspomnieniami się żyło, a na progu trzeba będzie porzucić wszystko jak stare łachmany. Więc myślę sobie, to już umrę dziś, jakże ci się zda?<br>
{{tab}}— A! niechże Bóg uchowa! — rzekł Zacharjasz.<br>
{{tab}}— To dobrze, bo ty jesteś syn poczciwy i tak mówisz jak to się mówi kiedy dziecko pamięta przykazania Boże, ale swoją drogą, mnie bo już nudno stare kości dźwigać, trzeba się wybierać na tamten świat. A pochowacież mnie jak się patrzy? hę?<br>
{{tab}}— Moja matko kochana...<br>
{{tab}}— Co tam ceremonje, mów jak należy, a zrób jak cię poproszę. Na starym smętarzu, a ty może i nie wiesz gdzie stary smętarz?... ale ci powiedzą — jest grób w lewo w samym końcu muru. Był tam pomnik, pyramida z cegły, ale to się musiało obwalić ze szczętem, bo kto tam umarłych domu pilnuje. On tam pochowany nieboraczek, pieszczota moja jedyna, w żabotach i haftowanym fraku... połóżcie mnie koło niego. Myśmy sobie zawsze {{pp|obiecy|wali}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|obiecy|wali}} leżéć w jednym grobie, ale to już nie wiem czy pozwolą, bo to stary grób.... to choć blizko...<br>
{{tab}}Byczek milczał, zimno tego słuchał, bo był przywykły do marzeń matki.<br>
{{tab}}— Dziś ja tedy umrę, jeśli tam wam nic nie zawadzę, alebym się na wyjezdném z księdzem chciała jakim zobaczyć. Oj! nagrzeszyło się dużo, dużo! potrzeba pana Boga przeprosić, niech przyjedzie jaki starowina, co się z nim dobrze zna, bo ci młodzi, to ja ich nie lubię.<br>
{{tab}}Byczek pobiegł do żony, opowiedział jéj co słyszał od matki, poszła i ona do niéj, ale otrzymawszy ponowioną prośbę o księdza, posłała po niego.<br>
{{tab}}Stara dosyć długo pozostała z nim zamknięta i przygotowała się jak do ostatniéj podróży, a gdy się wszystek obrzęd odbył, siadła w fotelu i prosiła o kawę, którą bardzo lubiła.<br>
{{tab}}— Moja droga Zacharjaszowa, — rzekła, — już to pewnie ostatni raz cię o to proszę, niechże będzie z kożuszkiem i parę sucharków.<br>
{{tab}}Ten apetyt staruszki, który się niespodzianie zjawił, przekonał Byczków i uspokoił ich, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span>że marzenie śmierci było tylko jedném z przywidzeń zwykłych biednéj obłąkanéj.<br>
{{tab}}Podano jéj kawę, którą wypiła z chciwością prawie.<br>
{{tab}}— A niechżeby ta dziewczynina co tu czasem bywa, — (dodała mając na myśli Manię, którą bardzo lubiła), niechby tu ona przyszła się pożegnać, tak mi się coś widzi, że to musi być jakaś moja wnuczka, tylko po kim to sobie przypomniéć nie mogę.<br>
{{tab}}Posłano po Kopciuszka, a gdy zwyczajem swym siadła u nóg jéj na stołeczku, staruszka objęła jéj główkę rękami drżącemi i pocałowawszy w czoło, odezwała się:<br>
{{tab}}— To już i ty zapewne wiesz, że ja odjeżdżam.<br>
{{tab}}— Dokąd babciu? — spytała Mania.<br>
{{tab}}— A no, tam, na inszy świat, wszystko gotowe do drogi, dusza wyprana i grzechy za oknem, ksiądz z sobą poniósł całą torbę. Bywajże mi zdrowa i szczęśliwa, a hrabiów nigdy nie kochaj.... to się na nic nie zdało, słodki owoc, ale w końcu szkodzi, potem zawsze jeśli nie krew to łzy, jeśli nie śmierć to fiksacja, a <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>serce ci wyżre {{Korekta|zal|żal}} do ostatniego kawałeczka. O! tak!<br>
{{tab}}Tu zaczęła sobie różne rzeczy przypominać i zwoływać to pana Zacharjasza, to samą, a choć oni oboje wcale nie wierzyli w przeczucia matki i ciągle ją uspokajali, nic to na nią nie wpływało. Idea śmierci tkwiła w niéj ciągle.<br>
{{tab}}Gdy odeszli, spytała Mani czy jest dobrze ubrana, czy co poprawić niepotrzeba.<br>
{{tab}}— Widzisz moje serce, — rzekła, — kobieta i na tamten świat i do trumienki musi iść przystojnie. Ty nie wiesz jakam ja była piękna za młodu, a! to mnie też zgubiło. Kochali, kochali, a na co się to zdało? tak i umrzéć potrzeba i nawet wspomnienie chwil szczęścia porzucić.<br>
{{tab}}Odwróciła się potem jakby do Zacharjaszowéj:<br>
{{tab}}— Moja Zacharjaszowa, — rzekła, — nie pożałujcież mi téż a dajcie do trumny chustkę od nosa i mój flakonik, ten co od niego... Gdy w chwilę potém syn i synowa odeszli, po cichu trąciła w ramię Manię.<br>
{{tab}}— Dziecko ty moje, co ja ci powiem. Jest <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pod materacem w głowach szkatułeczka obwinięta chustką, podaj mi ją.<br>
{{tab}}Mania poszukała i przyniosła. Była to niegdyś ozdobna bronzami skrzyneczka, wielce używaniem nadpsuta i spłowiała. Złocone bronziki wystawujące amorków z łukami napiętemi trzymały się jeszcze po rogach, w środku była Venus na morskiéj konsze, zameczek wyobrażał dwa pyszczkami połączone gołębie. Stara dobyła kluczyka, który nosiła na sznureczku i otworzyła powoli zamek zardzewiały. Ze środka dobył się jakiś zapaszek ambry i zatęchłéj woni przedwiecznéj, nadpsutéj, która już nie była z tego świata, cóś nakształt balsamu, który słychać z trumien po secinach lat otwartych.<br>
{{tab}}W atłasem różowym wybitych poduszkach, leżały tu różne drobne sprzęciki, które stara chciwie zagarnęła rękami drżącemi. Był tam kameryzowany zegareczek wypukły z szafirową emalją i bukietem róż na niéj, kilka pierścionków, zwiędłe kwiatki, zdarta para rękawiczek, minjatura w oprawie złotéj wystawująca mężczyznę bardzo pięknego, w peruce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i złotem haftowanym fraku, a z drugiéj strony z włosów cyfra na tle nadziei, były złamki niezrozumiałe różnych pamiątek. Staréj łzy ostatnie potoczyły się z oczów na te szczątki życia, przyłożyła do ust minjaturę i schowała ją za suknię. Wonią skrzyneczki napawała się długo, znać ona jéj coś przypominała, pierścionki pokładła na palce, rzeczy drobniejsze jak mogła pochowała przy sobie.<br>
{{tab}}— Jak umrę, — rzekła, — pilnuj ażeby mi tego nie poodbierali, chcę z tém być pochowana. Na cóż mnie na nowo ubierać mają, włożyć stare kości jak są do trumny i dosyć. Oni tam gotowi i na te kawałeczki się połakomić.... a to tam niewiele warto.<br>
{{tab}}Słuchajno jeszcze, — dodała po chwili, — coś ci chciałam powiedziéć. Żebyś o mnie pamiętała, naści to moje dziecko. To pierścionek, który mi jeszcze ojciec dał na imieniny kiedym miała lat piętnaście, niewiele on wart, ale ci przypomni żebyś się modliła za grzeszną duszę twojéj babki.<br>
{{tab}}Obrączka z turkusikiem, którą sama {{pp|wło|żyła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wło|żyła}} Mani, zbyt małéj w istocie była wartości, aby się ona mogła wahać ją przyjąć.<br>
{{tab}}— A teraz, — rzekła, zasiadając się głębiéj w krześle, — bywajcie mi zdrowi i szczęśliwi, pożegnajmy się z sobą.<br>
{{tab}}Mani zebrało się na łzy, obie popłakały uścisnąwszy się, ale ją staruszka zaraz odprawiła, i znów przywołała Zacharjaszów oboje.<br>
{{tab}}— Niech się ja z wami jeszcze pożegnam, — rzekła poważnie, — Bóg ci zapłać Zacharjaszu za schronienie i serce, boś doprawdy dobrym był synem dla mnie, a ja tam wam obojgu nieraz dokuczyłam. A! bo téż się tam ta dusza tłukła po kościach jak ptak w klatce. Darujcież mi a nie pamiętajcie. Co tam po mnie rupieci jest oddajcie ubogim, wy się tém nie wspomożecie.... Mnie pochowajcie tak jak stoję, nie trzeba ubierać, umyślniem się dziś już odziała na to. Moja Zacharjaszowa, — dodała, — dziękuję ci i przepraszam za kłopot, który miałaś ze mną, dokuczyłam ci nieraz, obca a miałaś litość nad starą, Bóg ci to w dzieciach nagrodzi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale co tam o tém mówić! — popłakując przerwała rozczulona Byczkowa.<br>
{{tab}}— Proszę cię serce, w trumnę jak mnie będą kłaść, niech mi pod głowę położą tę poduszeczkę starą, co to ja ją lubię, ona się nie zda nikomu, a moja głowa do niéj od szczęśliwszych czasów przywykła.<br>
{{tab}}Papiery Zacharjasz znajdzie w nogach pod materacem zawiązane w chustce, to tam różne niepotrzebne.... niechby ze mną w trumnę położyli to najlepiéj, albo spalić, bo co tam obcy mają czytać i śmiać się. Głupiemu wszystko śmieszne, choćby krwią pisane. Bywajcie mi zdrowi, która tam godzina?<br>
{{tab}}Byczek odpowiedział że był wieczór.<br>
{{tab}}— No, to i mnie czas ruszać, żeby tam drzwi nie pozamykali, i żebyście ze mną w nocy kłopotu nie mieli jeszcze. Zostawcie mnie trocha samą to się pomodlę, a dajcie mi książkę do ręki, choć niedowidzę, ale to się lepiéj przypomina gdy książkę się weźmie.<br>
{{tab}}Zmęczeni całym tym dniem wyszli oboje Byczkowie, pewni, że stara marzyła sobie na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jawie jak zawsze. Służącą tylko zostawiono w blizkim pokoju na zawołanie.<br>
{{tab}}Poczuwszy się samą, jak opowiadała sługa, staruszka poczęła modlić się gorąco, przewracając kartki w książce z wielkim pośpiechem, i płakała po trosze i biła się w piersi, potém przeżegnała, ręce złożyła jak do modlitwy, uśmiechnęła dziwnie słodko i westchnęła z cicha.<br>
{{tab}}Siedziała tak nieruchoma zupełnie jakby śpiąca.... Była już dziesiąta wieczorem, gdy przyszła sługa radzić się pani Zacharjaszowéj, czyby jéj w łóżko nie położyć, ale gdy Byczek wszedł do matki, zastał ją bez życia i skostniałą.<br>
{{tab}}Dziwne to życie, dziwną téż skończyło się śmiercią.<br>
{{tab}}W parę dni potém ubogi pogrzeb wyszedł ze Śto-Krzyzkiéj ulicy, wioząc staruszkę na Powązki i mogiła żółta przysypała czarną trumnę, w któréj ostatnia miłość Augustowskiéj epoki usnęła na wieki z zeschłemi kwiatkami na wyschłéj od tęsknoty piersi.<br>
{{tab}}Państwo Byczkowie po zgonie matki nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zmienili wcale trybu życia i wiedli je tak porządnie i regularnie jak dawniéj, a byli téż bardzo szczęśliwi. Byczek nie wyniósł się ze swojego pokoju, choć mógł zająć wygodniejszy po matce, dla tego, że musiałby był zmienić miejsce, w którém przywykł stawiać cybuch pod oknem, a wreszcie i wszystkie obyczaje poobiednich godzin, które się stały nałogiem.<br>
{{tab}}Przychodzi nam na myśl, że się kto gotów o pana Adolfa Szwarca, o godnego ojca jego, matkę, a nawet rumianą i hożą kuzynkę zapytać, a przekonani jesteśmy, że szczerze Bogiem a prawdą opowiadając to cośmy słyszeli, za najpewniejszą rzecz w świecie, możemy być posądzeni o wymyślne epilogowanie naszéj powieści. Bo ciężko w istocie przypuścić, żeby taki elegant jak pan Adolf ożenił się z Basią? tymczasem wszyscy mi zaręczają że to nastąpiło, nie rychléj wprawdzie, jak w rok po rozstaniu się jego z piękną Elwirą. Wiemy, że ojciec i matka byli temu mocno przeciwni zrazu, ale Bartłomiej przypomniawszy sobie historję butów kozłowych, jakoś {{pp|nare|szcie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szcie przystał. Adolf postanowienie to uczynił dziwnie nagle, i gdy się Basi oświadczył, panna byłaby z podziwu i szczęścia zemdlała, ale mdleć ją jakoś nie nauczyli za młodu i obeszło się serdecznemi Izami. Pani Szwarcowa, acz małomówna i stroniąca od salonów, lubiąca wieś i ciszę, tak przyzwoicie jednak wygląda kiedy się pokaże w Warszawie, że niktby ją nie posądził, iż własnemi rękami prała bieliznę i karmiła ptastwo domowe. Mąż jéj jest zawsze ozdobą najlepszych towarzystw, które mu trochę za złe mają, że żony szukał w głębinach tych społecznych otchłani, w które nawet wzrok ich domowy nie sięga.<br>
{{tab}}Tyle o naszych znajomych, do których wypadałoby może dodać Wydyma, który wkrótce potém się ożenił. Spowodowała tę niespodziewaną determinacją bytność Zeżgi, który w pannie Salomei poznał swą dawną, pierwszą, ostatnią i jedyną miłość, przebaczył jéj i sam upornie chodził około tego, aby skojarzyć małżeństwo zdające się obiecywać choć krótką jesienną, ale pogodną godzinę szczęścia <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>biednemu kalece i biednéj sierocie. Zmartwiła się tylko tym wypadkiem kuzynka, do któréj Wydym chodził na obiady, bo cała jéj nadzieja zapisu dla dzieci upadła. Zeżga zamieszkał na dole w kamienicy przyjaciela i służył im obojgu, patrząc załzawionemi oczyma na ich szczęście, od którego złowrogie wpływy gotów był grubym swym kijem odganiać.<br>
{{tab}}Znakomity twórca win, któregośmy chwilowo widzieli oddanym ważnemu zajęciu naśladowania tego co Pan Bóg tylko dobrze umie robić, ożeniony z wdową, wiedzie swój handel zawsze wielce pomyślnie. Wina tylko tyle kupuje, ile sam na własny potrzebuje użytek.<br>
{{tab}}Niewiem już kogoby nam do tego długiego regestru brakło, ale wrazie opuszczenia, zapewnić mogę ciekawych losu pozostałych osób, że te albo już pomarły, albo umrą niezawodnie. Jest to jedna rzecz, w świecie tak niechybna, wedle ks. Baki, że prorokując ją, nigdy się na kłamstwo narazić nie można.<br>
<br>
{{tab}}''Bruksella d. 3 stycznia 1862.''<br><br>
{{c|{{f*|{{roz*|Koniec.|0.5}}|kap}}|w=120%}}
<br><br>
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
mnyz4jb0b5tv1vcwnqq0q2efkuk2vfo
3154489
3154486
2022-08-19T14:38:05Z
Draco flavus
2058
Zabezpieczył „[[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)/całość]]”: strona aktualizowana przez bota ([edytowanie=Dozwolone tylko dla użytkowników automatycznie zatwierdzonych] (na czas nieokreślony) [przenoszenie=Dozwolone tylko dla użytkowników automatycznie zatwierdzonych] (na czas nieokreślony))
wikitext
text/x-wiki
{{Strona generowana automatycznie}}
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub|Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_1" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215{{!}}{{#if:1|1|Ξ}}]]|1}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{Inicjał|M}}oja jéjmość, — rzekł pan Szwarc do żony jednego wieczora, gdy spokojnie siedzieli oboje w ostatnim pokoiku i jakoś dosyć byli pochmurni, od dawna nie mając wiadomości od syna, — moja jéjmość, jakby się to tobie zdawało? przyszła mi myśl jedna, potrzebaby się nam poradzić.<br>
{{tab}}Szwarcowa, która coś robiła około doniczek zeschłego na pół geranjum, może aby mąż nie dopatrzył że łzy miała w oczach, odwróciła się żywo ku niemu.<br>
{{tab}}— Mój kochany, — odpowiedziała udając spokój, — już jak ty co pomyślisz, to pewnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_2" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216{{!}}{{#if:2|2|Ξ}}]]|2}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dobrze. Cobym ja tam moim kobiecym rozumem dodać tobie mogła?<br>
{{tab}}— O tak! a ileż to razy trafiało się, żeś mi jéjmość święcie i poczciwie doradziła? Człowiek się uprze przy swojéj myśli, gdy mu ona głowę świdruje, i tak się w niéj zakuje, że ani podobna z niéj wyruszyć i dopiero jak go kto wyparuje siłą, mocą, postrzeże się, że nie na dobrém miejscu siedział. Zawsze co dwie głowy, to nie jedna.<br>
{{tab}}— Twoja i za dziesięć starczy, moje serce.<br>
{{tab}}— Rzuciłabyś jéjmość te pochlebstwa; ot! nie nam to już, tyle lat z sobą przeżywszy, prawić sobie słodycze! Moja głowa do robienia grosza to jeszcze jako tako, ale do innéj sprawy, zwłaszcza teraz, kiedy na niéj tyle ciężkich myśli ołowiem leży, nie taka już skuteczna jak się jéjmości wydaje. Czuję, że mnie i starość, a nie bez tego żeby i smutek nie ogłupiał. Człowiek znosi, znosi, ale jak go ciśnie to uciśnięty.<br>
{{tab}}— Ty bo nadto do serca bierzesz zaraz...<br>
{{tab}}— No, no! a Jejmość lepsza? — zawołał Szwarc, — niby to ja nie widzę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_3" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217{{!}}{{#if:3|3|Ξ}}]]|3}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cóż masz widziéć?<br>
{{tab}}— A! at! at! rozumiemy się i bez słów, dosyć oczów. Wiele to czasu jakeśmy Adolfa nie wspominali, ja dla tego żeby jéjmości nie smucić, ty duszko żeby mnie nie drażnić, a z oczów sobie czytamy oboje, że tylko o nim dzień i noc myślimy! To darmo! Jéjmość sądzisz że ja śpię, kiedy tak ciężko wzdychasz? A już téż nie czego tylko z turbacji o niego. Na co to taić? Mnie tylko to jego ożenienie ciągle przed oczyma stoi. Ma on rozum, nie można mu go odmówić, mógł sobie wybrać dobrze, ale broń Boże chybi, ratunku na to nie ma, całe życie będzie pokutował. Ja mu pewnie żony ani narzucać, ani odbierać nie myślę, boć to nie dla mnie ale dla niego ta żona, przecieżbym oczyma własnemi chciał ją widziéć i być pewniejszym co to tam takiego? Już jakbym się gryzł, tobym przynajmniéj dokumentnie wiedział dla czego się jem.<br>
{{tab}}Z uwagą wysłuchawszy tych słów p. Szwarcowa, pokiwała głową twierdząco.<br>
{{tab}}— Cóż dziwnego, że jegomość byś chciał to widziéć własnemi oczyma, kiedy mnie, dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_4" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218{{!}}{{#if:4|4|Ξ}}]]|4}}'''<nowiki>]</nowiki></span>któréj to wprost niepodobieństwo, tylko to chodzi po głowie, żeby ją téż zobaczyć. Adolf ma przecie nie dla proporcji rozum i edukacją, ale młodość, ale miłość, tak człowieka obałamucą, że gdyby panna była z rogami, z pozwoleniem, toby ją wziął jak się raz wkocha; powiedziałby sobie że jéj i z tém ładnie. Ale jakże jegomość możesz się tam dostać i ją zobaczyć?<br>
{{tab}}— Czekajże no, myślałem ja dobrze, zaraz ci powiem, to może się zrobić i bardzo nawet łatwo. Narębscy mają kilka szynków, pojechałbym do Warszawy pod pozorem, że chcę je wziąć w dzierżawę od niego, tym co je trzymali dotąd właśnie kontrakt wychodzi, powód mam dobry. Wezmę czy nie, a najpewniéj że nie zaarenduję, — a potargować mogę.<br>
{{tab}}— Chociażby i tak! a jakże się tam przyjechawszy odrekomendujesz? cóż powiész? Szwarc! a tu Szwarc jakiś stara się o ich córkę, nuż domyślą się, przewąchają, to dopiero byś się Adolfowi przysłużył! ha!<br>
{{tab}}— Ale ba, juściż ja to sam miarkuję, że tak nie można, a któż mnie tam zna? Szwarc czy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_5" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219{{!}}{{#if:5|5|Ξ}}]]|5}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Kwarc, czy jakie tam licho, przecie nie spytają o papiery.<br>
{{tab}}— Czyżbyś jegomość znowu chciał się w cudzą skórę poszywać? — spytała Szwarcowa z podziwieniem.<br>
{{tab}}Stary otarł się chustką, bo nie był pewien czy mu się co z oczów nie sączy7, a chciał zaraźliwy symptom utrapienia ukryć przed żoną, jak ona mu swe łzy ukrywała, udając, że po kątach czegoś upatruje.<br>
{{tab}}— Och! moja jéjmość, — rzekł, — robiło się dużo dla Adolfa, dosyć powiedziéć że się ojciec dziecka zaparł, aby mu tym szynkiem, z którego wyszedł, nie psuć karjery, trzeba już brnąć do ostatka, i swojego imienia bodaj się wyprzéć jeszcze. Ja się tam tak wykręcę, że i nie skłamię i sprawy nie popsuję, mruknę coś pod nosem, ni to ni owo.... Bylebym własnemi oczyma ich zobaczył, ją widział, — dodał propinator, — bo, gadajcie sobie co chcecie, żeby mi jak kto opisywał, malował, donosił, ja więcéj zrozumiem okiem raz rzuciwszy, niż gdyby mi pół dnia gadano. Zresztą, ojcowskie wejrzenie zawsze nie to co cudze. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_6" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220{{!}}{{#if:6|6|Ξ}}]]|6}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Adolf się kocha, to tak jakby przez okulary patrzył, obcy ludzie każdy po swojemu widzi i sądzi, mnie się zdaje, że ja taki prawdę zobaczę.<br>
{{tab}}— A! mój Boże! gdyby ci się tylko udało, cóż ja przeciwko temu miéć mogę, mój drogi; i jabym twojemi oczyma lepiéj widziała, co tam Pan Bóg daje, czy pociechę czy utrapienie.... bo to jeszcze na dwoje wróżono.<br>
{{tab}}— Pewnie, pewnie, — odparł Szwarc widocznie uradowany, — a w dodatku, do Warszawy i inneby się jeszcze interessa znalazły. Jest tam trochę grosza, toby się téj cielęcéj skóry, listów zastawnych kupiło, bo na hypoteki żal się Boże oddawać, człowiek potém o swój własny grosz modlić się musi. Potém trochę tam i do domu, tego i owego braknie, sam pojechawszy taniéjbym i lepiéj kupił...<br>
{{tab}}— Taniéj? nie powiem, jegomość nie rachujesz kosztów podróży.<br>
{{tab}}— Ale za to sam wybieram i targuję, i to cóś warto. Biłem się ja z tą myślą, chciałem nic nie mówić aż zrobię, ale i kłamać nie umiem, i na co bym przed jéjmością się taił? <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_7" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221{{!}}{{#if:7|7|Ξ}}]]|7}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Spokojniejszy pojadę, gdy wiedziéć będziesz po co, więc już teraz nie ma co odkładać! dalibóg pojadę, — dodał Szwarc wstając z krzesełka, — i to nie daléj jak jutro.<br>
{{tab}}— Jutro! na miłość Bożą! zlituj się! jutro, tak zaraz! To niepodobieństwo! Ja jeszcze nie wiem, czy jegomość masz bieliznę, trzeba się wybrać, pomyśléć....<br>
{{tab}}— A! nie wstrzymujże mnie moja dobrodziéjko, — zawołał Szwarc, składając ręce jak do modlitwy, — do czego ja się mam męczyć? Co prędzéj to lepiéj, słowo się rzekło, i robić....<br>
{{tab}}— Z jegomości zawsze taka gorączka, jakbyś miał lat dwadzieścia, — odparła Szwarcowi, z lekka ruszając ramionami.<br>
{{tab}}— A wyszliście kiedy źle na tém, żem ja się zawsze spieszył? — spytał stary z uśmieszkiem zwycięzkim, — no, powiédz tak szczerze kochanie moje?<br>
{{tab}}— No! no! ty bo mnie zawsze przekonać musisz, — westchnęła Szwarcowa, — jedź już, jedź, ale daj mi dość czasu aby choć węzełki porobić, choć upiec co na drogę, albo bigosu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_8" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222{{!}}{{#if:8|8|Ξ}}]]|8}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zgotować, a i ta bielizna.... Jakże jegomość jechać myślisz?<br>
{{tab}}— E! gdybyś ty się tylko nie obawiała, — rzekł Szwarc nieśmiało, — zaprzągłbym sobie parę młodych kasztanków do małego wózeczka, siadłbym i pojechał.<br>
{{tab}}— Ach! jegomość! jegomość! — przerwała żona, — zawsze z tym pośpiechem! Samże zważ, ty stary, nie przymawiając, nie zawsze bardzo zdrów, droga długa, konie młode i taki swawolne, popsuje się co, bieda, — złodziejów pełno po gościńcach, okradną, a w Warszawież to tam filutów mało? Gdzie myśléć jechać samemu. Dobrze to do Lublina, albo do Piasków, ale do Warszawy! Jeszcze jegomość mówisz, że chcesz robić sprawunki, bo przez posły wilk nie tyje, a cóż tam w tym wózku pomieścisz? funt pieprzu!<br>
{{tab}}— No! no! nie gderzże już, — rzekł Szwarc pokonany, — pójdą stare gniade kobyły, i wezmę parobka i wóz długi, o co ci chodzi?<br>
{{tab}}— Oczewiście, że tak będzie i wygodniéj i bezpieczniéj i taki przecie pokaźniej. Na wóz, choćby przyszło jegomości zabrać kilka głów <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_9" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223{{!}}{{#if:9|9|Ξ}}]]|9}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cukru, kamień mydła, świec i trochę butelek, to się to tam wszystko pomieści.<br>
{{tab}}Szwarc nie był wcale uparty, dał się żonie łatwo przekonać, i postanowioném zostało, że ma wyjechać pojutrze, a weźmie statecznego parobka i wóz, który nie trząsł wcale.<br>
{{tab}}Następnego dnia sama jéjmość i młoda wychowanica, która o celu podróży wcale nie wiedziała, zajęte były od rana do nocy węzełkami na drogę. Szwarcowa zawsze tak swojego starego wyprawiała z troskliwością niezmierną, z któréj on się śmiał, narzekając na nią, a zapobiedz nie mogąc. Połowa tych przysmaków zawsze zeschła i potarta choć nie tknięta, powracała do Zamurza, nieumiała wszakże poczciwa kobieta bez nich męża z domu wypuścić.<br>
{{tab}}— Niech sobie nie je, mówiła uparcie, bylebym ja była spokojna, że jak mu się zachce, to je będzie miał pod ręką. Nie zginiemy przez to, że się ta odrobina zmarnuje, pracował na to całe życie, ażeby w starości nie cierpiał niodostatku.... a choćby to moja fantazja? no! to i téj warto dogodzić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_10" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224{{!}}{{#if:10|10|Ξ}}]]|10}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Próżno Szwarc przedstawiał, że po drodze nie wożą się z temi węzełkami, że tych samych rzeczy wszędzie dostać można, jéjmość utrzymywała, że kupne są gorsze, że na ich cenie oszukują, że lepiéj miéć w wozie pod ręką, niż po ludziach prosić.<br>
{{tab}}Szwarc miał zwyczaj wyjeżdżać z domu rano, zjadłszy miskę grzanego piwa z serem. Dnia wyznaczonego wstali wszyscy do dnia, wychowanka kręciła się, parobek konie zaprzęgał i uprząż przyrządzał, stara Szwarcowa co chwila, w największym niepokoju ducha, wysyłała coś, to sama biegła zatykać do wozu.<br>
{{tab}}W takich nadzwyczajnych okolicznościach, ze zbytku troskliwości stawała się niecierpliwą i gderzącą, ale wszystko to pochodziło z poczciwego i przywiązanego serca. Dziewczę nie miało pokoju, słudzy latali, gnani przez nią, jak poparzeni.<br>
{{tab}}— No! patrzajcież, — wołała to stając na progu, to wracając do izdebki, któréj wszystkie kąty opatrywała, — byliby parasola zapomnieli! Skaranie Boże, żeby zmokł, zaziębił <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_11" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225{{!}}{{#if:11|11|Ξ}}]]|11}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się i jeszcze, uchowaj czego, odchorował! kiedy najpotrzebniejsze głowy, wszyscy je potracą, ja jedna muszę za wszystkich pamiętać o wszystkiém.... A druga para butów? wzięli drugą parę? otóż nie! stoi w kącie najspokojniéj... toć przecie bez nowego obuwia się nie obejdzie.... i gdzie tu rozsądek? gdzie zastanowienie?.... Pokażcie mi kobiałkę z jedzeniem, nie włożyli szklanki!! Zechce się w drodze wody napić, to i tego mu zabraknie! A! ludzie! ludzie! skaranie Boże! aj! słudzy! słudzy! Chleb jest? chwała Bogu i za to, a garnuszek z masłem? a pieczyste? Otóż znowu! patrzajcie, pieczyste ledwie obwinięte i tuż koło herbaty, żeby masłem przeszła i na nic się nie zdała! jak {{Korekta|naumyślnie|naumyślnie.}} Juściż to i ta dziewczyna sensu nie ma!.... A! garnuszek do góry nogami! Matko Najświętsza.... żeby choć kropla rozsądku! A faseczka z bigosem? a pieprz i sól? a flaszka z octem?<br>
{{tab}}Tak krzątając się pani Szwarcowa, spotniała, umęczona, nie usiadła, póki się nie upewniła oczami i rękami, że wszystko dano co potrzeba; na przypadek zaś, gdyby jeszcze coś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_12" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226{{!}}{{#if:12|12|Ξ}}]]|12}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapomniano, stał koń okulbaczony i chłopak, ażeby pana dogonił. Z doświadczenia bowiem wiedziała, że w takim pośpiechu na wyjezdném, zawsze się coś prawie najpotrzebniejszego zapomni.<br>
{{tab}}Małżonkowie, nie bez łez, uściskali się w progu. Szwarc już jedną nogą stojąc na wozie, jeszcze przypomniał sługom, aby w niebytności jego dobrze domu pilnowali i we wszystkiém słuchali jéjmości; potém przeżegnał się i padł na tak wysłane i utkane siedzenie, że zrazu je musiał sobą uciskać, nim bezpiecznie się usadowił. Ale na wozie jechał jak król jaki, a w potrzebie choćby się zdrzemnąć i położyć było można. Jéjmość tymczasem ocierając oczy, słała z ganku krzyżyki, a gniade kobyły krokiem doświadczenia, wiedząc co to długa droga i przeczuwając ją, choć raźnie, z umiarkowaniem wszakże i oględnością na przyszłość, małym ruszyły kłusem.<br>
{{tab}}Już jak pan Szwarc dążył do Warszawy i jak drogę przebywał, opisywać nie mamy potrzeby; podróż szła dosyć powolnie, popasy były długie, gospodarskie, noclegi wygodne, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_13" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227{{!}}{{#if:13|13|Ξ}}]]|13}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na konie oglądano się, aby ich nie nadużyć, pojono często, karmiono dostatnio, i trzeciego dopiero dnia, pod Warszawą wypadło nocować, a czwartego z rana Szwarc przejechał most pragski, cicho odmawiając pacierz na tę intencją, żeby mu się powiodło. Z daleka całe to przedsięwzięcie, długo w myśli kołysane i niańczone, zdawało się niezmiernie do wykonania łatwém, — ale gdy się krok pierwszy zrobiło, gdy zbliżyła się pora przyprowadzenia go do skutku, trudności zaczęły rosnąć co chwila. Szwarc tracił serce i odwagę, tysiące możliwych nieprzyjemności, które spotkać się obawiał, przesuwały się po głowie. Że jednak był już sobie powiedział, iż tak a nie inaczéj uczynić musi, nie cofnął się ze strachu. Wedle swojego obyczaju, zaraz za mostem dla oszczędności zajechał do znajomego sobie zajazdu Siedleckiego, i tu w skromnym kątku się umieścił. Drożyzna hotelów głębiéj w sercu miasta położonych, odpychała go od nich, a może i przesąd stary.<br>
{{tab}}Wziął maleńką ciupkę od tyłu, do któréj parobek zniósł rzeczy, i odpocząwszy nieco, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_14" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228{{!}}{{#if:14|14|Ξ}}]]|14}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ubrany świeżo, wygolony i umyty, pieszo, z kijem wyruszył w miasto. Nie miał Szwarc zwyczaju, stroić się bardzo do stolicy, brał tylko nowsza niedzielną, kapotę, buty nie schodzone i czystą chustkę, a o to, że jego wiejska ogorzała fizjonomja i strój, od tłumu na jedną formę poubieranego różniła się, wcale się nie troszczył.<br>
{{tab}}Nic go nie obchodziły uśmiechnięte wejrzenia elegantów i zastanawiający się ludzie, nadto znał świat żeby się temu dziwił, zbyt długo żył, żeby go to obrażało, nie patrzał nawet na otaczających.<br>
{{tab}}Pierwszą trudnością z jaką się spotkał Szwarc, było wywiedzenie się o Narębskich. Wyjeżdżając z Zamurza zdawało się to rzeczą najłatwiejszą, po kilku jednak godzinach pytania próżnego, przekonał się, że można było siedziéć miesiąc i nie wynaléźć, chyba przypadkiem Narębskiego. Szczęściem przypomniał sobie, że wie mieszkanie syna i pokornie poszedł u ludzi pana Adolfa, dopytywać o p. Feliksa. Wspaniały kamerdyner, palący cygaro w bramie, poznawszy szynkarza, choć <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_15" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229{{!}}{{#if:15|15|Ξ}}]]|15}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nosem pokręcił, że śmiał się udać do niego, dla zbycia się wszakże kompromitującéj kapoty, raczył wskazać łaskawie numer domu, w którym mieszkali Narębscy. Szwarc ukłonił się nizko i zapisał dla pewności mieszkanie i pociągnął powoli ku niemu, myśląc jak do rzeczy przystąpić.<br>
{{tab}}Teraz już widział się u celu, zapomniawszy że nim do rzeczy przyjdzie, jeszcze dobić się potrzeba do szczęścia oglądania oblicza pana, przez którego służby zastępy przerzynać się potrzeba i prosić o posłuchanie.<br>
{{tab}}Była to godzina jeszcze przedpołudniowa, ale już obiadu blizka, gdy w mieście najwięcéj wizyt oddaje się i przyjmuje.<br>
{{tab}}Szwarc wszedł na wschody nie bez pewnego wzruszenia, ale nim ostatni stopień minął, lokaj uliberjowany zapytał go groźnie:<br>
{{tab}}— Do kogo to? do kogo?<br>
{{tab}}— Do W. Zarębskiego, z interesem.<br>
{{tab}}— Z interesem? — powtórzył niedowierzająco sługa, — od kogo?<br>
{{tab}}Szwarc się zmięszał, bo to znaczyło jakby sam od siebie nie miał miny przychodzić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_16" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230{{!}}{{#if:16|16|Ξ}}]]|16}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mam mój własny interes, — rzekł cicho. — Jest pan?<br>
{{tab}}— A to trzeba mu zaanonsować! — odparł lokaj.<br>
{{tab}}— Chciéjcie z łaski swojéj powiedziéć, — zająknął się stary, — powiédzcie proszę, powiédzcie, że w interesie arendy przyjechał szlachcic, chce wziąć propinacją?<br>
{{tab}}— A! a! — zawołał sługa odchodząc, ale zaraz się zawrócił. — Ja nie wiem czy teraz można?<br>
{{tab}}— Spróbójcież proszę! — powtórzył ocierając pot z czoła stary i wcisnął dwuzłotówkę, która milcząco ale gorliwie została przyjętą i schowaną do bocznéj kieszeni.<br>
{{tab}}Szwarc odetchnął stanąwszy przed progiem i spojrzał na siebie, brakło mu serca, drżał.<br>
{{tab}}— A! no, słowo się rzekło, — powiedział sobie w duchu, — cofać się już nie czas, co Bóg da, to da!<br>
{{tab}}Pan Feliks był w swoim pokoju, ale nie sam. Szwarc młody, który gorliwie starał się o Elwirę, tak, że nawet ojca chciał sobie pozyskać, i dosyć w dobrych z nim był {{pp|stosun|kach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_17" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231{{!}}{{#if:17|17|Ξ}}]]|17}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|stosun|kach}}, zaszedł był właśnie na cygaro do niego. Palili rozmawiając swobodnie i p. Feliks znajdował, że może miéć wcale przyzwoitego zięcia, choć i jemu imie się nie bardzo podobało, gdy sługa wszedł, stanął u drzwi i odchrząknąwszy zaczął:<br>
{{tab}}— Proszę pana, jest jakiś szlachcic, tak, w kapocie, mówi, że przyjechał względem propinacji pomówić.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał obojętnie dosyć, ale na Adolfie propinacja, kapota, okropne zrobiły wrażenie, poczerwieniał cały i ruszył się z miejsca.<br>
{{tab}}— Interes, — zawołał żywo, — a interesu przedewszystkiem, nie chcę przeszkadzać. Wyciągnął rękę.<br>
{{tab}}— Ale poczekajże, — odparł Narębski, — on się zatrzyma chwilę, albo, co lepiéj, poszlę go do żony, ona ma na swoje potrzeby {{korekta|odstąną|osobną}} propinacją, do niéj téż więcéj niż do mnie należy ułożenie się o nią; powiédz pani, — dodał do służącego.<br>
{{tab}}— Dobrze, proszę pana.<br>
{{tab}}Pani Samuela była jeszcze przy toalecie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_18" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232{{!}}{{#if:18|18|Ξ}}]]|18}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gdy służącą oznajmiła, że przybył ktoś dla wzięcia propinacji, a pan go do pani odesłał.<br>
{{tab}}— Zawsze toż samo! — zawołała zniecierpliwiona kobieta, — czyż pan nie wie, że ja tego wcale nie rozumiem, że z mojém zdrowiem, niepodobna mi się tém zajmować. Kiedy téż będzie miéć litość nademną?<br>
{{tab}}— Co mam powiedziéć? — spytała służąca uśmiechając się.<br>
{{tab}}— Żeby pan z nim zrobił sobie co zechce.<br>
{{tab}}W chwilę potém lokaj przybył z oznajmieniem, że jaśnie pani prosi jaśnie pana, aby sam pomówił o propinacją. Narębski ruszył ramionami, a pan Adolf korzystając z okoliczności, cały pomięszany, pożegnał pana Feliksa. Nie udało mu się jednak i tą razą, bo go Narębski usilnie i prawie gwałtem zatrzymał.<br>
{{tab}}— Ale siedźże proszę, wszak będziesz z nami jadł obiad! Pomówimy z propinatorem przy tobie, jesteś lepszym odemnie gospodarzem, pomożesz mi, proszę cię.<br>
{{tab}}Nie było sposobu się usunąć, choć Adolf miał jakieś przeczucie, i usiadł z niepokojem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_19" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233{{!}}{{#if:19|19|Ξ}}]]|19}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niewysłowionym zwracając na drzwi {{Korekta|oczy|oczy.}} Niebawem otworzono je i w dali ukazał mu się ojciec, który onieśmielony wchodził, a postrzegłszy przy gospodarzu siedzącego syna, tak się zmięszał i trząść zaczął, tak stracił przytomność, że w pierwszéj chwili Adolf chciał się zerwać i biedz mu w pomoc. Wstrzymał się jednak i głowę odwrócił, czując, że jeden ruch, mógł wszystkie jego zabić nadzieje.<br>
{{tab}}Narębski ciekawie zwrócił się ku przybyłemu i przywitał go tym tonem grzeczno-pańskim, który czasem gorzéj boli niż otwarte grubijaństwo. Szwarc skłonił się nizko, ale staremu i słów i pamięci zabrakło, oczy jego ciągnął syn, ręce chciały ku niemu, serce biło w tę stronę, potrzeba było udawać nieznajomego. Stary zląkł się czy wytrzyma, czy da sobie radę, pożałował swego kroku, zaniemiał, tak że nieśmiałość jego, niepojęta dla Narębskiego, zaczęła go śmieszyć potrosze.<br>
{{tab}}Adolf mimo panowania nad sobą, gorączkowo przewracał książki, odwróciwszy się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_20" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234{{!}}{{#if:20|20|Ξ}}]]|20}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odedrzwi, i buchał dymem cygara, z którego kłęby niezmierne wyciągał.<br>
{{tab}}— Asan masz zamiar wziąć u mnie propinacją? czy wszystkich szynków?<br>
{{tab}}— Ja, tego, to jest, proszę J. Wielmożnego pana, — {{Korekta|wybuknął|wybąknął}} Szwarc, — ja, tego, dowiedziawszy się.... pragnąłbym, a jeżeli warunki....<br>
{{tab}}— Asan zajmujesz się propinacją? — spytał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak jest, od lat trzydziestu.<br>
{{tab}}— A gdzie?<br>
{{tab}}Szwarc połknął ślinę i wymienił imie wsi, w któréj nie mieszkał, ale ją istotnie trzymał.<br>
{{tab}}— Jak się aćpan nazywa? — dodał Narębski.<br>
{{tab}}Tu był szkopuł, skłamać stawało się koniecznością dla syna, ale nie przyszło to łatwo, pan Bartłomiej pokraśniał cały i rzekł niewyraźnie:<br>
{{tab}}— Sobkowski.<br>
{{tab}}Miał szwagra tego imienia, który w wymienionéj wiosce mu gospodarzył i zastępował go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_21" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235{{!}}{{#if:21|21|Ξ}}]]|21}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Narębski począł chodzić po pokoju.<br>
{{tab}}— Znasz pan obszerność dóbr? warunki? położenie? Austerja na trakcie jedna, dwie we wsiach, karczemka w lesie. Dodaję do tego łąkę i ogród, chcesz wziąć i młyny razem?<br>
{{tab}}— Mogę i młyny, — wybąknął Szwarc niewyraźnie, wciąż poglądając na syna, który po książkach plądrował i krztusił się od dymu, jaki połykał.<br>
{{tab}}— Przeszły propinator płacił mi sześć tysięcy.<br>
{{tab}}— To wiele, — rzekł Szwarc cicho.<br>
{{tab}}— A ja teraz bez podwyżki nie puszczę, pięćset złotych muszę wziąć więcéj. Ale zapomniałem dodać, że moja żona bierze jeszcze kilka głów cukru, i coś tam, doprawdy nie pamiętam. Mówiono mi, że sama austerja więcéj połowy tenuty zarobić może, byle ją dobrze utrzymać.<br>
{{tab}}— Przecież ostatni propinator, — przerwał Szwarc dławiąc się, ale chcąc przedłużyć rozmowę, — podobno stracił i wychodzi bez grosza.<br>
{{tab}}— To jego wina, — rzekł Narębski {{pp|chło|dno}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_22" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236{{!}}{{#if:22|22|Ξ}}]]|22}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|chło|dno}}, — nie dbał o siebie, nie zapobiegliwy, w austerji często piwa nie było, opuścił mi budynki nawet.<br>
{{tab}}W téj chwili drugie drzwi pokoju pana Feliksa wychodzące ku salonowi, otworzyły się i bokiem wciskając się przez nie, dla niezmiernéj szerokości krynoliny, weszła panna Elwira, pod pozorem szepnięcia parę słów papie, w istocie aby Adolfa wyciągnąć. Adolf na jéj widok zerwał się grzecznie, ale zmieszany swém położeniem, wydał się tak dziwnie Elwirze, iż poczuła że mu coś dolega. Zwykle spokojny i trochę chłodny, tą razą rzucał się, oglądał, śmiał się gorączkowo i niepokoił do tego stopnia, że nawet pan Feliks zrozumiéć go nie mógł i patrzał nań z ciekawém zdziwieniem.<br>
{{tab}}— Co mu się u licha stało? — mówił w sobie.<br>
{{tab}}Szwarc, choć nie było gorąco, nieustannie pot z czoła ocierał. Narębski brał to za zmięszanie się jego wielkością i majestatem, i zamierzał być jak najpopularniejszym.<br>
{{tab}}Dnia tego Elwira była kwaśną, weszła więc z miną dumną, niezadowolnioną, ledwie {{pp|spoj|rzała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_23" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237{{!}}{{#if:23|23|Ξ}}]]|23}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|spoj|rzała}} na stojącego u drzwi szlachcica i odezwała się do ojca po francuzku:<br>
{{tab}}— Co to tu robi?<br>
{{tab}}Adolf jakby dostał w piersi sztyletem, udał że nie słyszał, a Narębski odpowiedział:<br>
{{tab}}— To ktoś co chce szynki wziąć u nas...<br>
{{tab}}Elwira przeszła po pokoju, wiodąc za sobą atmosferę woni jakiemi była oblaną, minka jéj pogardliwa, chód bogini, która na ziemię zstąpić raczyła, przejęły strachem starego propinatora.<br>
{{tab}}Choć zmięszany, choć niespokojny, cały w oczy się skupił, pożerając niemi Elwirę, śledząc jéj ruchy, usiłując wyczytać z fizjognomji, z dźwięku głosu, z rysów twarzy, co ta piękna maseczka biała, rumiana, pulchna, kryła w głębi śnieżnych piersi. Wydała mu się niesłychanie piękną, ale obok tego zrobiła na nim przykre wrażenie, jakby nań powiało od lodowni.<br>
{{tab}}Patrzał osłupiały i milczał; Elwira czując nową postać, choć tak bardzo maluczką, że dla niéj żadnego zachodu czynić nie było warto, mimowolnie jednak pozowała, jak paw <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_24" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238{{!}}{{#if:24|24|Ξ}}]]|24}}'''<nowiki>]</nowiki></span>chodziła i przybrała minkę zepsutego dziecka, pieszczoszki losu.... kandydatki na królowę.... Dziwiło ją niezmiernie, że Adolf, którego zaczepiała coraz, półgłosem odpowiadał jéj prawie nie do rzeczy i oblewał się rumieńcami, zbiegającemi i wracającemi co chwila.<br>
{{tab}}— Chodźmy do salonu i zostawmy ojca interesom! — rzekła w końcu, — daj mi pan rękę....<br>
{{tab}}Adolf nie śmiejąc spojrzéć na ojca, poskoczył i znowu bokiem wycisnęli się oboje z pokoju. Tylko tracąc z oczów starego, stojącego w pokorze i milczeniu przy progu, Szwarc rzucił na niego załzawioném prawie okiem, serce mu się ścisnęło. Była chwila, że chciał wyrzec się wszystkiego, pójść, uklęknąć przed starym ojcem i z nim razem uciec z tego domu.<br>
{{tab}}Zamknęły się drzwi, Szwarc lżéj odetchnął, pot przestał mu tak obficie lać się z czoła; Narębski chodząc rozmawiał. Nie bardzo go obchodziły szynki i cała ta sprawa, widocznie chciałby się był uwolnić od natrętnego kontrahenta, ale pan Bartłomiej trzymał go, {{pp|usi|łując}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_25" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239{{!}}{{#if:25|25|Ξ}}]]|25}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|usi|łując}} lepiéj poznać człowieka, który mu się wydał ostygłym, wyżytym, może dobrym w gruncie, ale jak zleżałe zboże zatęchłym i gorzkim.<br>
{{tab}}— Ale ojciec to jeszcze nic, — mówił sobie w duchu stary propinator, który ludzi sądzić umiał, — córka to téż nie wiele, bo to jeszcze młoda i nie wié czém będzie; ażeby odgadnąć czém ma być przyszła żona mojego syna, potrzebaby zobaczyć matkę.<br>
{{tab}}Rzadko kiedy dziecko nie układa się w formę rodzicielki, w dzieciństwie i młodości nieznaczne to jeszcze, bo ten wiek ma czém okrasić i uzielenić wady, które w przyszłości urosną, ale z latami, co się za młodu wpoiło, czego nauczył przykład, występuje jak odzywająca się, utajona choroba. Miał więc wielką słuszność stary Szwarc, że chciał dla zawyrokowania o córce, zobaczyć jeszcze matkę. Rzecz jednak była przytrudna, bośmy widzieli, jak pani Samuela pogardliwie odrzuciła uczynione jéj wezwanie.<br>
{{tab}}Tymczasem stary choć miękko traktując o szynki, co Narębski czuł dobrze, {{pp|nieskończe|nie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_26" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240{{!}}{{#if:26|26|Ξ}}]]|26}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nieskończe|nie}} przeciągał rozmowę, coraz to spoglądając na ojca, a chcąc się z każdego słowa coś nauczyć. Pani Samuela ubrana wreszcie i wyświeżona, choć, jak zawsze, z wielkim bólem głowy, weszła powoli do salonu i tu padła na fotel, zatrzymując Adolfa opowiadaniem o swoich cierpieniach, czém Elwirę zniecierpliwiła do tego stopnia, że ta aż pod nosem nucić sobie zaczęła, chcąc matce dać do zrozumienia, że czasby jéj kochanka uwolnić. Nie tak to było łatwo, gdy raz o sobie zaczęła mówić nieszczęśliwa Narębska. Powierzchowność jéj zwodnicza, rumieńce i pulchne kształty, mające wszelkie pozory zdrowia, zmuszały ją do tém troskliwszego opisywania słabości, iż rzadko kto był usposobiony jéj wierzyć.<br>
{{tab}}— Ja, — mówiła trzymając się za czoło, co dosyć dobrze uwydatniało bardzo pięknych kształtów rękę, — ja i Elwira obie jesteśmy jednego temperamentu i równie drażliwych nerwów, najmniejsza rzecz dla drugich przechodząca niepostrzeżenie, odbija się w nas tak silnie, że srogiém napawa cierpieniem. Świat nie przywykł zważać na to, podwójnie więc <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_27" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241{{!}}{{#if:27|27|Ξ}}]]|27}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znosić musimy, za naszą drażliwość i za jego nielitość.<br>
{{tab}}Adolf, ile razy mu tych skarg i opisów słabości słuchać wypadało, przybierał postać smutną, bolejącą i usiłował okazać współczucie, co go było w łaski pani Narębskiéj wkupiło; często mu jednak z trudnością przychodziło utrzymać się w powadze i smutku, gdy czyniła wrażenia i napiętnowana dlań była wyraźną przesadą. Samuela nadużywała jego położenia i wiedząc, że słuchać musi, że musi się z obowiązku litować, godzinami trzymała u krzesełka, wygadując się ze wszystkiém, czego inaczéj nie miała przed kim wyspowiadać, bo córka jéj nie bardzo pilnego nadstawiała ucha. Po opisach słabości przychodziły pochwały pozorne Feliksa, w których pełno było w istocie przymówek do niego, ukrytych i osłonionych czułością, potém nauki dla mężów w ogóle, a szczególniéj dla towarzyszów żon nerwowych, chorych i niezmiernie czułych.<br>
{{tab}}Wszystko to już Adolf na pamięć umiał, bo od czasu jak był przypuszczony do {{pp|zaufa|nia}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_28" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242{{!}}{{#if:28|28|Ξ}}]]|28}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zaufa|nia}} pani Samueli, niemal codzień powtarzała mu jedno, a niewiele urozmaicała formę, ale skazany na męczeństwo starającego się o córkę, znosił je mężnie.<br>
{{tab}}Tą razą Elwira, która tupiąc nóżką podśpiewywała, niecierpliwiła usiłując go oderwać od matki, użyła heroicznego środka i przerwała rozmowę.<br>
{{tab}}— Już ja widzę, że mama dziś bardzo cierpiąca, a wiem, że spokój to rzecz najpotrzebniejsza, niech mama nie męczy się i trochę tak posiedzi.<br>
{{tab}}To mówiąc skinęła na Adolfa, który uszczęśliwiony ustąpił, a Samuela nie zdobywszy się na odpowiedź, rzuciła tylko na córkę wcale niechętném i pełném wymówek wejrzeniem.<br>
{{tab}}Adolf z Elwirą poszli przechadzać się po salonie, matka dobyła flaszeczki i wciągała woń orzeźwiającą, parę razy ziewnęła, spoglądając z ukosa, nareszcie wstała z wysiłkiem i powoli pociągnęła ku gabinetowi męża.<br>
{{tab}}Szczerze powiedziawszy niecierpliwiło ją, że nie przychodzi i że nie podawano do stołu, humor zły powiększył się nieprzyzwoitém <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_29" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243{{!}}{{#if:29|29|Ξ}}]]|29}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znalezieniem się Elwiry, potrzebowała gdérać na kogoś i szukała męża, aby, korzystając z bytności nieznajomego, dokuczyć mu trochę, gdy przytomność obcego bronić mu się nie dozwalała.<br>
{{tab}}Przeszedłszy się parę razy po salonie, skierowała się niby od niechcenia ku drzwiom gabinetu, otworzyła je, i powoli, znowu bokiem dla niezwykłych rozmiarów krynoliny, wsunęła się do pana Feliksa.<br>
{{tab}}Z progu jeszcze przymrużonemi oczyma spojrzała w kątek, w którym stał biedny stary Szwarc, zrobiła minkę nieukontentowaną, zawachała się, ale weszła powoli.<br>
{{tab}}— Otóż to jest pan Sobkowski, — rzekł Feliks żywo, — który chce wziąć twoje szynki.<br>
{{tab}}Samuela ruszyła ramionami, ten się skłonił nizko, ale podniósł głowę, aby jak najlepiéj ostatniemu członkowi rodziny przypatrzeć.<br>
{{tab}}— Cóż mnie to tam obchodzi! — zawołała pogardliwie, — to wasza rzecz.<br>
{{tab}}I dodała po francuzku:<br>
{{tab}}— Wychodźże do salonu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_30" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244{{!}}{{#if:30|30|Ξ}}]]|30}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Kiedy mnie trzyma.<br>
{{tab}}— Cóż z nim będziesz ceremonje robił?<br>
{{tab}}Szwarc wprawdzie nie zrozumiał języka, w którym tych kilka słów wyrzeczono, ale prawie odgadł znaczenie wyrazów z tonu, jakim je mówiono. P. Samuela przeraziła go sobą, nic podobnego do niéj nie widział w życiu. Przeczucie mówiło mu, że taka piękna, delikatna pani, ze swą minką królewską, może najsilniejszego człowieka opanować, wysuszyć i zabić. Narębski zimny, zastygły i drewniany, wytłumaczył mu się cały tą żoną, która z niego krew i życie westchnieniami i stękaniem wyssała. Wielkie przywiązanie do syna czyniło starca jasnowidzącym, objął w chwili, odgadł całą przeszłość pana Feliksa i rolę jaką w niéj grała ta kobieta dumna, samolubna, wzgardliwa.<br>
{{tab}}Gdy cały wzruszony stał patrząc na nią, nagle pani Samuela, jak wiemy niesłychanie nerwowa, obejrzała się z przestrachem, z trwogą, z wyrazem twarzy jakby niespodzianie zagroziło jéj nieszczęście, poczęła patrzyć na wszystkie strony z przerażeniem, trząść się, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_31" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245{{!}}{{#if:31|31|Ξ}}]]|31}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ręką rzucać, jakby coś odpychała, i porwawszy batystową chustkę, potém flakonik, zawołała biegnąc ku drzwiom:<br>
{{tab}}— A! a! cóż za przykry zapach? co to jest? co to może być? coście tu zrobili? a! ale jakże można siedziéć w takim pokoju? Feliksie! co to jest? a! zemdleję.<br>
{{tab}}Szwarc patrzał z przestrachem, nie wiedząc o co chodziło, ale Narębski począł się uśmiechać i oczy jego skierowały się ku staremu szlachcicowi. Za niemi poszło wejrzenie obłąkane saméj pani.<br>
{{tab}}— Na cały dzień dostanę bólu głowy! cóż to jest? ale cóż to jest?<br>
{{tab}}Nagle zatrzymała się w postawie, w jakiéj Ristori grając Medeę, dzieci od siebie odpycha.<br>
{{tab}}— Ach! — krzyknęła, — ach, ''ten człowiek'' ma buty kozłowe!<br>
{{tab}}I oczyma pełnemi zgrozy i oburzenia, spojrzała na Szwarca.<br>
{{tab}}— Ten człowiek ma buty kozłowe, — dodała podnosząc głos, — jak można w butach kozłowych wchodzić na pokoje? Ale to okropnie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_32" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246{{!}}{{#if:32|32|Ξ}}]]|32}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Szwarc osłupiał, usta mu się otworzyły dziwnie, a oczy nagle zaszły łzami, któremi nabrzmiały powieki.<br>
{{tab}}— Bo kiedy asan chcesz z przyzwoitemi ludźmi miéć interes, — dumnie dodała Samuela, — toś powinien wiedziéć, że tak śmierdzącemu wchodzić na pokoje nie można.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł się powstrzymać od śmiechu, stary propinator szukał klamki i trafić do niéj nie umiał; pani Samuela zaczerwieniona powtarzała:<br>
{{tab}}— Ale wychodźże mi waćpan natychmiast... kadzidła! kadzidła! Feliksie, okno, okno otworzyć, cały dzień miéć będę migrenę. A! ten człowiek! ten człowiek!<br>
{{tab}}— Wracajże do salonu! — rzekł Narębski otwierając jéj drzwi szybko, — wychodź.<br>
{{tab}}A gdy się pani Samuela z krynoliną swą wyciskała nazad, pan Feliks korzystając z tego, że stary jeszcze do klamki nie trafił, bo mu łzy oczy zasłoniły, podbiegł ku niemu na pół śmiejąc się, pół z żalem, który dobre jego serce przebudził.<br>
{{tab}}— Przepraszam waćpana za moją żonę, —  <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_33" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247{{!}}{{#if:33|33|Ξ}}]]|33}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzekł podchodząc, — co chcesz? te kobiety są zawsze kapryśne, chora biedaczka, proszę mi darować.<br>
{{tab}}Szwarc kłaniał się tylko, nic nie mówiąc, ale wciąż téj nieszczęśliwéj szukał klamki, którą znalazłszy nareszcie, wymknął się i odetchnął za progiem dopiero.<br>
{{tab}}Łzy rzuciły mu się z oczów kropliste i spłynęły po policzkach.<br>
{{tab}}— Przepadł Adolf, — rzekł w duchu, — o mój Boże! o mój Boże, jak go tu uratować!<br>
{{tab}}Postał chwilę przededrzwiami i powolnym krokiem zsunął się po woskowanych wschodach w ulicę, spoglądając z wyrzutem na swoje buty, bo nie wiedział od ilu one boleści jego i syna ocaliły w przyszłości.<br>
{{tab}}Gdy się to dzieje, pani Samuela weszła do salonu, ale rozstrojona, przejęta, z twarzą osłonioną chustką, z oczyma przymkniętemi i pospieszyła na swój fotel, wołając:<br>
{{tab}}— Elwiro! wody! wódki kolońskiéj, octu.<br>
{{tab}}Adolf biegł za nią ratować, choć nie miał pojęcia co się jéj stać mogło.<br>
{{tab}}— Ale cóż to jest mamie? co to jest? — {{pp|po|skakując}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_34" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248{{!}}{{#if:34|34|Ξ}}]]|34}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|skakując}} ku niéj żywo, ale bez wielkiego wzruszenia spytała córka.<br>
{{tab}}— A! coś okropnego!.... a! to mnie zabije na cały dzień. Wystaw sobie, ten człowiek, który tam jest, wszedł z butami, a! uderzyło mnie, jakiś zapach! Jak to można wpuszczać takich ludzi do porządnego domu?<br>
{{tab}}Adolf, który stał przy niéj, pobladł jak ściana, oczy mu zapłonęły i wargi się zatrzęsły.<br>
{{tab}}— A! Feliks, który mi daje wejść i nie przestrzega!<br>
{{tab}}Narębski wszedł na to śmiejąc się trochę, choć ukrywając uśmiech szyderski, Adolf zwrócił się ku niemu niespokojny.<br>
{{tab}}— Cóż się stało pani? — spytał.<br>
{{tab}}— A! zaszedł ją zapach butów kozłowych! — zawołał pan Feliks, — i zrobiła mi historją. Żal mi tego starego, który tak był zmięszany, że się aż rozpłakał.<br>
{{tab}}Na te słowa Adolf wyprostował się jak struna.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał, — rozpłakał się?<br>
{{tab}}To zapytanie rzucił tak dziwnym głosem, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_35" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249{{!}}{{#if:35|35|Ξ}}]]|35}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tak wzruszony, że Narębski nie wiedział co myśléć, a sama pani otworzyła jedno oko omdlałe, na dźwięk, który się jéj wydał wymówką.<br>
{{tab}}W téjże chwili młody człowiek, z twarzą zmienioną, blady, pochwycił za kapelusz, usta mu się ścięły dziwnie i trzęsąc się począł nakładać rękawiczki. Ruch ten niepojęty się wydał Narębskiemu; Elwira patrzała nań zdumiona, sama pani tylko go nie dostrzegła.<br>
{{tab}}— Pożegnam państwa, — rzekł nareszcie po chwili milczenia Adolf.<br>
{{tab}}— Jakto? a obiad?<br>
{{tab}}— Jestem zmuszony odejść, aby dogonić tego biednego człowieka, — rzekł pasując się z sobą Adolf.<br>
{{tab}}— Tego człowieka! te buty! — rzuciła zdziwiona Samuela.<br>
{{tab}}— Ten człowiek jest moim ojcem! — zawołał Adolf odstępując kilka kroków. — Żegnam państwa....<br>
{{tab}}Skamieniała cała rodzina, ale nim się kto zebrał na odpowiedź, Szwarc był już za drzwiami salonu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_36" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250{{!}}{{#if:36|36|Ξ}}]]|36}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przywiązanie do ojca nad niczém mu się zastanawiać nie dozwoliło, przełamało miłość a raczéj namiętność ku Elwirze, uczucie fałszywego wstydu, myśl o przyszłości, wszystko.... odchodzący ze łzami starzec stał mu tylko na oczach; dogonić go, pocieszyć, uspokoić, zdawało się najpierwszym z obowiązków.<br>
{{tab}}Po odejściu Adolfa chwila martwego milczenia panowała w salonie. Narębski spoważniał nagle i surowo poglądał na żonę; pani Samuela śmiała się, ale fałszywym śmiechem jakimś nerwowym, konwulsyjnym i patrzała na córkę, która stała wryta, dumna, obrażona i drżąca od gniewu. Szczęściem dla niéj, ten gniew nie dał jéj uczuć boleści, kochała Adolfa, ale nienawidziła go razem, że dla ojca ją opuścił, że był w istocie synem szynkarza i śmiał na nią podnieść oczy.<br>
{{tab}}— A! no! — rzekł Narębski po chwili dosyć spokojnie, — skończona komedja! W istocie był synem szynkarza jak widać!.... powinnyście się cieszyć, że się to tak wcześnie wydało. Ale chłopiec z sercem i uczuciem, żal mi go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_37" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251{{!}}{{#if:37|37|Ξ}}]]|37}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Samuela dopiero się opamiętała i gniewna zaczęła przychodzić do siebie.<br>
{{tab}}— A! to szkaradna zdrada! widzisz Elwiro! jam cię przestrzegała! Szczęściem jeszcze, że się to zawczasu wydało, syn szynkarza! syn szynkarza! ''C’est charmant pour une Narębska!''<br>
{{tab}}Elwira padła w krzesło plącząc spazmatycznie, nie miała siły powiedziéć słowa, już przez zburzone od gniewu serce, przywiązanie do Adolfa powoli przebijać się zaczynało.<br>
{{tab}}— Nienawidzę go! — zawołała, — nienawidzę! gardzę nim, brzydzę się nim.<br>
{{tab}}— Dano do stołu! — rzekł nagle wchodząc służący.<br>
{{tab}}I tak skończyła się ta scena, Narębski wstał powoli, obojętnie, zimno.<br>
{{tab}}— Nie ma co narzekać, — odezwał się, — służę pani, stało się, nie naprawimy już tego.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Przybycie Mani do domu państwa Byczków, było dla nich wypadkiem wielkiéj wagi, gdyż niełatwemi w ogóle byli w wyborze swych lokatorów. Uproszona przez {{pp|Muszyń|skiego}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_38" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252{{!}}{{#if:38|38|Ξ}}]]|38}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Muszyń|skiego}} sama jéjmość, od któréj to głównie wszystko zależało, zgodziła się na przyjęcie sieroty, ale w duszy bardzo była niespokojna i nie rada ze swéj powolności. Byczek nie mieszając się czynnie, obracając tylko palcami i kręcąc głową znacząco, zdawał się równie jak żona przerażony następstwami, jakie to na dom ich sprowadzić mogło.<br>
{{tab}}Gdy wieczorem w małéj izdebce na górze, chłodnéj i smutnéj, znalazła się Mania, którą losy od niejakiego czasu dziwnie rzucały w coraz nowe miejsca, między ludzi obcych, nikt nie miał czasu bardzo się przybyłéj przyglądać.<br>
{{tab}}Płakała długo w noc osamotniona, bo się człowiek do wszystkiego przywiązuje, żal jéj było nawet Adolfiny, czuła się okrutnie opuszczoną i sierotą. Znużona w końcu usnęła, a gdy otworzyła oczy, z promykiem słońca weszła do izdebki nadzieja, chęć pracy, potrzeba życia, jaką w sobie czuje młodość.<br>
{{tab}}Smutno jéj było bardzo, wiedziała wszakże, że na bóle serca jest jedno lekarstwo, trud i zajęcie nieustanne. Poczęła się więc zaraz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_39" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253{{!}}{{#if:39|39|Ξ}}]]|39}}'''<nowiki>]</nowiki></span>krzątać około swojego nowego mieszkania, wymagającego dosyć pracy, aby wygodném i miłém być mogło. Mania nie wzdrygała się na żadną robotę, brakło jéj wszakże z początku wszystkiego co ją ułatwić mogło, drobiazgi swoje z pośpiechu pozostawiała u Adolfiny, nikt jéj tu posłużyć i dopomódz nie przychodził, nikogo prosić o nic nie śmiała. Ale dawała sobie rady jak mogła.<br>
{{tab}}Dopiero w godzinie obiadowéj służąca przyszła dosyć kwaśno prosić ją do stołu. Mania ubrana jak najprościej zbiegła na dół, gdzie ją pani Byczkowa i jéj mąż, z niezmiernie rozbudzoną i niezbyt życzliwą ciekawością oczekiwali. Sama pani miała postawę surową, zimną, majestatyczną, pan Zacharjasz dla nadania sobie powagi ogromnie powyciągał kołnierzyki, i ustom nadal kształt w dół nagiętego łuku.<br>
{{tab}}Szczęściem dziewczę nic nie wiedziało o uprzedzeniach obojga państwa przeciwko sobie i z wesołą a uśmiechnioną twarzyczką, któréj mimo ścieśnionego serca kazała się śmiać — stawiła się przed swemi gospodarzami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_40" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254{{!}}{{#if:40|40|Ξ}}]]|40}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Byczkowa wciąż była groźna i milcząca, sam pan nieufny i chłodny, coraz wyżéj kołnierzyki wyciągał, a usta wykrzywiał, — ale to trwało krótką tylko chwilę. Mania zaczęła mówić, ożywiła się nieco i pierwsze wrażenie tak było dla niéj korzystne, że nawet pani Zacharjaszowa ulegając mu, lepszą o nowym gościu powzięła opinją. Byczek nie zupełnie obojętny dla płci pięknéj, chociaż to usposobienie głęboko przed jéjmością ukrywał, poczwarne rzeczy wygadując przeciwko płochym niewiastom, czuł się ujęty wdzięczną powierzchownością Mani, oczekiwał wszakże z objawieniem swojego zdania na żonę. Gdy sami zostali po obiedzie, a jéjmość wyraziła się o sierocie, że panna Marja była bardzo miłą dziewczynką i zdawała się jakąś biedną a poczciwą i dobrą istotą, Byczek mocno to potwierdził, usiłując tylko pozostać obojętnym, tak, by pani znowu za zbyt gorącego wielbiciela go nie wzięła.<br>
{{tab}}Zdobywszy szturmem gospodarzy, Mania, któréj rzeczy powoli przynoszono, uciekłszy na górę, poczęła się w mieszkaniu {{pp|rozpatry|wać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_41" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255{{!}}{{#if:41|41|Ξ}}]]|41}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|rozpatry|wać}} i urządzać. Adolfina ostrożna do zbytku, obawiając się aby albo kapitan, albo baron nie śledzili dokąd jéj wychowanka uciekła, z wielką zapobiegliwością przez Kachnę i najętego człowieka, nieznacznie, bocznemi uliczkami, przesyłała co dla dziewczęcia najpotrzebniejszém być mogło. Największa trudność była z fortepjanikiem. Czuła pani Jordanowa, że w samotności wielkąby on był pociechą dla Mani, ale nie śmiała go we dnie przenosić, aby jaki szpieg za ludźmi nie poszedł. Wypadało téż spytać państwa Byczków o pozwolenie, a nareszcie wypróbować, czy po ciasnych wschodkach, wejdzie on na piąterko pod dachem. Spytana nieśmiało Byczkowa, odpowiedziała potwierdzająco.<br>
{{tab}}— Alboż czemu nie? I owszem, niech przyniosą fortepjan. Wszak pewnie mały? no, to przez tamte wschody bokiem wejdzie. Lat temu pięć mieszkał tu stary Niemiec, nauczyciel muzyki i miał instrument u siebie. Przytém, że bardzo lubimy muzykę, a zresztą z pięterka to jéj ani słychać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_42" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256{{!}}{{#if:42|42|Ξ}}]]|42}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pan Byczek był zupełnie tego zdania i na poparcie żony, gdy Mania odeszła, dodał:<br>
{{tab}}— I zawsze jest lepiéj, kiedy lokator ma jakieś meble i kosztowniejsze sprzęty; to przecie pewność dla gospodarza, gdyby, uchowaj Boże, nie zapłacił.<br>
{{tab}}— Oczewiście! — dodała Byczkowa.<br>
{{tab}}Mania była bardzo szczęśliwą, gdy stary przyjaciel, co pod jéj paluszkami tyle mówił rzeczy, tylą śpiewał pociechami, wsunął się wieczorem na poddasze i stanął w kątku, bokiem do okna, jakby chcąc jéj powiedziéć: przyszedłem do ciebie znowu, dzielić twoją samotność, będziemy we dwoje.<br>
{{tab}}Gdy tak nareszcie wszystko poznoszono, Mania dużo miała do roboty. Lubiła żeby jéj mieszkanie było wyświeżone i ładne, by uprzedzało porządkiem o swéj pani, dobre więc parę dni zajęło jéj ustawianie, zagospodarowanie tego kątka i uczynienie go znośniejszym. Nieprzywykła do wygód, znajdowała nawet izdebkę wcale miłą i wesołą, była w niéj u siebie i panią.<br>
{{tab}}Praca i krzątanie stało się najlepszém na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_43" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257{{!}}{{#if:43|43|Ξ}}]]|43}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tęsknotę lekarstwem. Trzeciego dnia, nie mogąc dłużéj wytrzymać, sama pani Byczkowa, pod jakimś pozorem dosyć niezręcznym, weszła do Mani, w istocie przez ciekawość, jak ona się tam sama, bez niczyjéj pomocy, potrafiła rozgościć. Obudziła jéj ciekawość służąca, która nosząc herbatę na górę, rozpowiadała dziwy o téj mróweczce, skrzętnie i zręcznie ubierającéj sobie ciche swe i niepozorne gniazdeczko. Potrzeba było dosyć drobnostek, których Mani zabrakło, ale z rana wykradła się parę razy i skupiła w mieście najpilniejsze. Musiała to uczynić ostrożnie i wcześnie, bo lękała się także aby ją nie szpiegowano.<br>
{{tab}}Opuszczona izdebka, wcale teraz inną przybrała fizjognomją. Za czasów Teosia było to schludne i czyste, ale on nie myślał o przystrojeniu tych ścian, które dla niego tylko były schronieniem; Mania z uczuciem kobiecém, zaraz je zapragnęła choć ubogo przybrać i uczynić wdzięcznemi oku.<br>
{{tab}}Wszedłszy pani Byczkowa, mocno się zadziwiła, — ślicznie bo tu było, choć nie wytwornie i po prostu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_44" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258{{!}}{{#if:44|44|Ξ}}]]|44}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W okienku firanka biała, świeża i kształtnie zarzucona, kilka wazoników kupionych na Nowym świecie z rezedą, lakami i różami, zielonością swą je ożywiały. Obok zaraz stał fortepjanik, a przy nim na półeczce plecionéj książki i nuty; daléj skromne łóżeczko z obrazkiem częstochowskim, palmą i gromnicą, z wyszytym przez Manię dywanikiem, z ciemną merynosową kołderką i białą poduszeczką. Na stoliczku była robota, na drugim trochę papierów. Ściany przybrały się w parę obrazków, danych niegdyś Mani przez Narębskiego, z których jeden wystawiał wiejskie mieszkanie państwa Feliksów, gdzie dziewczę się wychowywało, drugi najbliższe miasteczko; oprócz tego wisiało parę fotografij, a między niemi pana Feliksa, jego żony i córki. Już po odjeździe Mani z ich domu, Narębski tajemniczo oddał sierocie śliczną miniaturę, wystawującą piękną w kwiecie młodości kobietę, w bardzo skromném ubraniu, — była to ostatnia po Julji pamiątka, przez przejeżdżającego artystę zrobiona skrycie dla kochanka, ale bardzo podobna. Narębski cicho dając ją {{pp|Ma|ni}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_45" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259{{!}}{{#if:45|45|Ξ}}]]|45}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Ma|ni}}, dozwolił się jéj domyślać, że ta kobieta była jéj matką. Odtąd nie było dnia, żeby sierota ze łzami nie wpatrywała się w obrazek i nie popłakała nad nim i nad sobą.<br>
{{tab}}Minjatura ta wisiała nad jéj łóżeczkiem.<br>
{{tab}}Trudno w niéj było może poznać dzisiejszą jenerałowę, ale wyraz twarzy, czoła i oczów szczególniéj, jeszcze ją przypominał. Narębski nie chciał zachowywać dłużéj wspomnienia kobiety, która skłamała swéj przeszłości całém życiem późniejszém.<br>
{{tab}}Ale największą sztuką dla pani Byczkowéj i powodem zdziwienia było to, że Mania wszystko co harmonją popsuć mogło, umiała ukryć tak starannie, iż pokoik wydawał się nie jedyném schronieniem, ale niby salonikiem i do innych dodatkiem. Zmienił on tak dalece pozór, że pani Zacharjaszowa ledwie go poznać mogła.<br>
{{tab}}— To bo ja zawsze mówiłam, — rzekła w duchu gospodyni, — to bo jest bardzo porządne mieszkanie, i niepotrzebnie my go, jakby nam z nosa spadało, tak tanio wypuszczamy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_46" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260{{!}}{{#if:46|46|Ξ}}]]|46}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A potém dodała:<br>
{{tab}}— Miał słuszność Muszyński, że to porządna jakaś dziewczyna, zaraz to widać koło niéj, i nie trzpiot. Już tam ladajaka wietrznica takby o sobie nie myślała, no! to chwała Bogu!<br>
{{tab}}Pani Zacharjaszowa obejrzawszy od niechcenia wszystkie kątki, raczyła nawet zaproszona przysiąść na chwilkę, a że z natury była dosyć ciekawą, poczęła namawiać i nalegać na Manię, żeby jéj co zagrała. Niewiele się znała na muzyce, ale wiedziała przecie tyle, że za zwyczaj ona tém jest lepszą, im palce żywiéj biegają po fortepjanie i więcéj robią hałasu. Kilka wysłuchanych koncertów danych przez wielkie znakomitości, przekonały ją, że muzyka należała do tych sztuk łamanych, w których wszystko zależało na biegłości. Wyrobiła sobie z tego niewzruszoną teorję, dozwalającą niechybnie sądzić o wirtuozach.... im kto grał prędzéj a głośniéj, tém, wedle pani Zacharjaszowéj, większym był mistrzem.<br>
{{tab}}Mania w dosyć dobrym humorze, nie {{pp|wie|dząc}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_47" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261{{!}}{{#if:47|47|Ξ}}]]|47}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wie|dząc}} co wybrać dla gospodyni, po świetnéj przegrywce, rzuciła okiem na pulpit, na którym stał jakiś kawałek Talberga, bo go się właśnie uczyła, nie myśląc więc wcale o popisie, zaczęła grać co miała przed sobą.<br>
{{tab}}Wypadkiem było tam dosyć bieganiny, a miejscami wiele hałasu, tak, że Byczkowa mocno się zdumiała i strasznie głową kiwać zaczęła.<br>
{{tab}}Trzeba wiedziéć, że i sam jegomość, przeczuwając iż żona jego weźmie pewnie na próby sierotę, choć nie śmiał wejść z nią razem, wsunął się na wschody i słuchał z wierzchołka ich muzyki. Podzielając tak w tém jak w innych rzeczach, zasady swéj towarzyszki i on z wielkiém uwielbieniem i podziwem poił się tą muzyką, która na nim potężne uczyniła wrażenie. Gdy zarumienione dziewczę wstało od fortepjanu i zbliżyło się do gospodyni, znalazło ją przejętą i najżyczliwiej dla siebie usposobioną.<br>
{{tab}}— Dalibóg artystka! artystka! — zawołała Byczkowa, — mogłabyś i koncerta dawać, a jak biega po tym fortepjanie! jak biega!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_48" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262{{!}}{{#if:48|48|Ξ}}]]|48}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mania uśmiechnęła się zawstydzona; wiedziała ona dobrze, ile jéj małym raczkom brakło.<br>
{{tab}}Z tą ostatnią, a zwycięzką próbą, przeszła reszta obaw w domu co do charakteru nowéj mieszkanki poddasza, a sam jegomość przejęty był coraz głębiéj poszanowaniem dla niéj.<br>
{{tab}}— Osoba wykształcona, — mówił w duchu, — co się zowie odebrała edukacją.... To nie może być, żeby tak wychowana panienka nie czytywała Kurjerka? Może należałoby ją biedną, zmuszoną okolicznościami do pozbawienia się tak potrzebnéj młodemu rozrywki i nauki, wesprzéć, posyłając jéj codziennie numer tego szanownego pisma, tyle czyniącego dla cywilizacji kraju? Hm! — rzekł w sobie Byczek, — uczyniłbym to chętnie, ale jéjmość? co powie jéjmość? a z drugiéj strony, jeżeli z płochością wiekowi swojemu właściwą, rzuci jaki numer w kąt nieuważnie i pozbawi mnie kompletu? Mówią, że nic trudniejszego jak komplet pisma tego, którego na wagę złota nie dostać! Mogę zbytniém poświęceniem o wielką przyprawić się stratę.... dajmy pokój.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_49" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263{{!}}{{#if:49|49|Ξ}}]]|49}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie posłał pan Zacharjasz Kurjerka, ale sama ta myśl dowodziła, do jakich ofiar dla sieroty był zdolnym, i jak się na niéj poznać umiał.<br>
{{tab}}Byczkowa zawsze prawie samotna, skłopotana lokatorami i biedną staruszką, z którą dosyć trudno było sobie dać radę, w Mani niespodzianą znalazła pomoc i pociechę. Bardzo wprędce zawiązała się przyjaźń, a serce dziewczęcia, tak potrzebujące przywiązania, odpowiedziało uczuciem na uprzejmość nieznajoméj.<br>
{{tab}}Coraz częściéj jedna wchodziła na górę, druga zbiegała na dół. Wiele mając wolnego {{Korekta|czazu|czasu}} Mania, dobrowolnie podejmowała się pomagać Byczkowéj w jéj gospodarstwie i codziennych drobnych zajęciach, a spełniała to tak chętnie, wesoło, ochoczo, jak niegdyś w prześladowaniu i niewoli u Narębskich.<br>
{{tab}}Tak sam pan, pani i cały ich dwór, wkrótce byli przyjaciółmi biednego kopciuszka; stał się tu cud, który dział się wszędzie, gdzie się ukazała, że tam gdzie ją zrazu ledwie przyjąć chciano, późniéj w kilka dni, {{pp|płaka|noby}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_50" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264{{!}}{{#if:50|50|Ξ}}]]|50}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|płaka|noby}} gdyby przyszło utracić. Nie obawiała się już przykrości, bo każdy uprzejmie spieszył, aby jéj pomódz i posłużyć.<br>
{{tab}}Trzeciego czy czwartego wieczora, dając dowód nadzwyczajnego zaufania, zwierzyła się przed Manią gospodyni z wielkiego utrapienia, jakiém ją napawała nieszczęśliwa obłąkana staruszka, która chwilami zdawała się zamarłą i spokojną, to znowu obudzona do zbytku, najdziwaczniejsze miewała przywidzenia.<br>
{{tab}}— A! żebyś ty wiedziała moje dziecko, — mówiła wzdychając pani Zacharjaszowa, — co to jest miéć w domu taką biedną kobietę.... a jeszcze matkę mężowską, któréj nieustannie pilnować potrzeba i nigdy jéj dogodzić nie można. Człowiek jéj pewnie źle nie życzy, ale patrząc jak ona cierpi, a co przez nią drudzy, Bóg wié jakie czasem myśli przychodzą. Już prawie nikogo nie poznaje, a im bardziéj starzeje, tém osobliwsze, coraz młodsze wspomnienia się jéj roją, tak, że niewiedziéć czy śmiać się, czy płakać?<br>
{{tab}}Mania ciekawa jak dziecię, niezmiernie {{pp|zo|stała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_51" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265{{!}}{{#if:51|51|Ξ}}]]|51}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zo|stała}} przejętą opowiadaniem, ale nie śmiała prosić gospodyni, aby ją kiedy do téj staruszki zaprowadziła; sama wszakże Zacharjaszowa dodała w końcu, że jak matka będzie przytomniejsza, razem do niéj pójdą na chwilę.<br>
{{tab}}— Bo to ciekawość doprawdy, — rzekła z westchnieniem, — jak jéj się młodość ze starością w głowie pomieszały.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pierwszych dni pobytu dziewczęcia u Byczków, aby nie wydać gdzie się ona znajduje, ani Adolfina, ani Narębski, ani nawet Teoś nie śmieli jéj odwiedzić. Nazajutrz po umieszczeniu tutaj, poszedł tylko Muszyński do pana Feliksa oznajmić mu o powodach tego kroku i uspokoić go na przyszłość.<br>
{{tab}}— Cóżeście się tak u licha niepotrzebnie zlękli tego głupiego barona? — zapytał Narębski, — ja się bardzo domyślałem jego szaleństwa, ale cóż on mógł począć? Gwałtu przecież od niego obawiać się nie było można, jest to nadto dobrze wychowany człowiek i lękałby się opinji, boćby utaić tego nie można.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_52" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266{{!}}{{#if:52|52|Ξ}}]]|52}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie wiem, — rzekł Teoś, — ale zdaje się, że pani Jordanowa musiała miéć słuszne powody do obawy, a szczególniéj podobno to, że w pomoc temu panu przyszedł kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Jakto? to być nie może! — zawołał Narębski, — on z nim był jak najgorzéj! Baron go nienawidził i nie użyłby pewnie.<br>
{{tab}}— Widać że się tam coś zmienić musiało. Pluta na długo zniknął nawet z horyzontu, ale się znowu ukazał.<br>
{{tab}}— A! wszystko to wreszcie być może, — odparł pan Feliks, — ale ja mam powody sądzić, że Pluta nie będzie się w to wdawać bardzo czynnie. Oto jest jego list, — rzekł pokazując Teosiowi pismo. — Chociaż nie mam zwyczaju okupywać spokoju mego od napaści takich ludzi, zmęczony, rozdrażniony, chcąc się go raz na zawsze pozbyć, posłałem mu trzy tysiące. Zkądinąd zaś wnoszę, że choć najmniéj na wiarę zasługuje taki łajdak, ale i on w pewnych razach może słowa dotrzymać. Baron pozbawiony godnego {{pp|sprzy|mierzeńca}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_53" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267{{!}}{{#if:53|53|Ξ}}]]|53}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|sprzy|mierzeńca}} swego, sam nic bardzo strasznego przedsięwziąć nie może.<br>
{{tab}}— Pan byś mógł z nim o tém pomówić otwarcie, — rzekł Teoś.<br>
{{tab}}— Ja? ale jakiémże prawem? — spytał czerwieniejąc się Narębski, — cóż to do mnie należy? Zresztą uważam to za zbyteczne i nie lękam się wcale barona dla Mani.<br>
{{tab}}Teoś więcéj nie nalegał.<br>
{{tab}}Dunder w istocie nie ukazał się już ani u Adolfiny, ani gdzieby go o szpiegowanie Mani posądzić można. Zamknął w sobie namiętność, usiłując o niéj zapomnieć, choć napróżno.<br>
{{tab}}Umieściwszy Manię u Byczków, Muszyński nazajutrz niezbyt rano poszedł do Drzemlika, aby się z nim ostatecznie obrachować i rozstać. Między wieczorem a rankiem upłynęło dosyć godzin namysłu, które jednak żadnéj dla Teosia nie przyniosły zmiany, ale w panu Michale obudziły żal szczery po pomocniku i usilną chęć zatrzymania go dłużéj przy sobie.<br>
{{tab}}— Powinienby mnie przeprosić, — mówił zrazu Drzemlik, — tobym go na miejscu {{pp|zo|stawił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_54" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268{{!}}{{#if:54|54|Ξ}}]]|54}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zo|stawił}}. Ale bo téż prędki i zuchwały. Widział kto co podobnego przy takiéj goliźnie? Można się to było spodziewać od niego? Święty turecki, a taka pycha jakby miljonami obracał! Gdybym wiedział, że taki drażliwy, nie byłbym go tak napadł.<br>
{{tab}}Rozważywszy dobrze ile straci na oddaleniu się Teosia pan Michał, i jak go trudno będzie równie uczciwym i zdatnym zastąpić, coraz bardziéj nabierał chęci do jakiegoś układu i zgody. Myśląc nawet dłużéj o tém, upewnił się, że Teoś bardzo znowu upartym być nie może, że musi być pokorny i powinienby przeprosić.<br>
{{tab}}Za zły jednak znak poczytał, gdy rano Muszyński o swojéj godzinie do sklepu nie przyszedł, a on sam z chłopcem musiał go zastępować i zasiąść w księgarni, od czego był zupełnie się odzwyczaił. Kilku kupujących nadeszło, Drzemlik sobie z niemi rady dać nie umiał, każdy z nich dopytywał o Muszyńskiego kiedy wróci i mile się o nim wyrażał, co przekonało pana Michała, że oddalenie jego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_55" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269{{!}}{{#if:55|55|Ξ}}]]|55}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie będzie bez wpływu na handel, i w gorszy go jeszcze humor wprawiło.<br>
{{tab}}Około południa dopiero otworzyły się drzwi i Teoś wszedł zimny, uspokojony, grzeczny, ale już jakby obcy człowiek za interesem. Drzemlikowi dosyć na niego było spojrzeć, aby się przekonać, że młody człowiek pierwszego kroku dla przejednania się nie zrobi, stał się z tego powodu niespokojnym. Szło mu o utrzymanie swojéj godności, a z drugiéj strony straty i kłopotu się obawiał.<br>
{{tab}}— Obowiązany jestem księgarnię zdać i obrachować się z panem, — rzekł powoli Muszyński, — radbym to uczynić natychmiast, gdyż mam inne zajęcia.<br>
{{tab}}— A, bardzo dobrze, — odparł kwaśno Drzemlik, dla pokrycia wrażenia udając, że przerzuca papiery, — najchętniéj, najchętniéj, proszę o książki, o kassę, i zaraz z sobą skończymy, jeżeli wszystko w porządku. Chociaż istotnie, — dodał ciszéj, — nikt tak nie opuszcza z pieca na łeb swoich obowiązków wśród roku, nie dawszy czasu wyszukać następcy i sadząc pryncypała na lodzie. Ale mniejsza <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_56" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270{{!}}{{#if:56|56|Ξ}}]]|56}}'''<nowiki>]</nowiki></span>o to, mniejsza o to, — rzekł gorączkowo Drzemlik, którym gniew miotać zaczynał, — mógłbym nawet zmusić do utrzymania umowy, ale nie chcę, nie chcę....<br>
{{tab}}Teoś milczał, spojrzał na księgarza zimno i nic nie odpowiedział, prócz po chwili:<br>
{{tab}}— Kończmy, mój panie.<br>
{{tab}}— A no, to kończmy, i owszem, kończmy, przecież ludzi dosyć jest na świecie, nie trzeba znowu myśléć, żebym ja sobie kogoś za mój miły grosz nie znalazł.<br>
{{tab}}— Bynajmniéj o tém nie wątpię, — odparł Muszyński, — i dla tego proszę, abyśmy spiesznie kończyli z sobą. Oto jest rachunek ogólny, który przejrzéć proszę; oto kassa do sprawdzenia, którą należy obliczyć i pokwitować mnie, oto wypis należności mojéj.<br>
{{tab}}— Tak, rachunki, kassa, ależ zapominasz pan księgarni, składu? książek? — zawołał Drzemlik w gniewie, coraz bardziéj się unosząc, — czyż to po składach i na półkach nie może czego braknąć? czy to ja mogę i księgarnię i magazyn tak na wiarę, od oka przyjmować? za kogóż to mnie pan masz? za dziecko?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_57" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271{{!}}{{#if:57|57|Ξ}}]]|57}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wyrazy te były dosyć obrażające, Teoś spłonął, ale Drzemlik był w swojém prawie, musiał połknąć przymówkę i zmilczéć.<br>
{{tab}}— Weźmijmy się więc do sprawdzenia podług katalogów, — odparł chłodno.<br>
{{tab}}— Ja nikogo nie posądzam, nie podejrzewam nikogo, ale każdy się może omylić, a kto nie dopatrzy okiem, dopłaci workiem. — dodał p. Michał.<br>
{{tab}}— O! nie przeprosi, nie przeprosi, — rzekł w duchu, — zaciął się! dumna sztuka! cóż to? myśli że ja go jeszcze będę przepraszał.... nie doczekanie jego!<br>
{{tab}}— Na sprawdzenie ja znowu dnia tracić nie mogę, — zawołał głośno, przyjdą kupujący, na to jest wieczór.<br>
{{tab}}— Czy mam się stawić wieczorem? i o któréj godzinie? — zapytał Muszyński cierpliwie.<br>
{{tab}}Drzemlik splunął, głowę schował w księgę regestrową i szukał czegoś przewracając karty żywo, jakby nie mógł wynaleść.<br>
{{tab}}— Czy mam przyjść wieczorem? — powtórzył Teoś.<br>
{{tab}}— Należałoby siedziéć tymczasem i {{pp|speł|niać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_58" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272{{!}}{{#if:58|58|Ξ}}]]|58}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|speł|niać}} obowiązek do ostatka, — odburknął wreszcie pan Michał, — tak jest wszędzie. Dopóki ja drugiego nie dostanę, porzucić tak nie można sklepu i dawać sobie od razu uwolnienie, a mnie zostawić na śród drogi! Tak się w handlu nie robi mój panie, tak się nie robi!<br>
{{tab}}— Będę cierpliwy, — odpowiedział Muszyński zrzucając rękawiczki, — proszę tylko o sprawdzenie stanu księgarni i składów, a ja spełnię obowiązek do ostatka. Może to przyspieszy uwolnienie.<br>
{{tab}}— Cóż to mnie wacpan chcesz przymusić do pośpiechu, — zawołał niby śmiejąc się Drzemlik, — ja tak zrobię jak zechcę, jak mi wygodniéj. Słyszysz wacpan, tak uczynię jak mi się podoba.<br>
{{tab}}Podniósł głos, bo mu się jakoś zdawało, że Teoś go zniżył i mięknąć zaczynał, sądził więc, że nastroiwszy się wyżéj i ostro stając prędzéj go złamie; ale Muszyński rozśmiał się głośno, a księgarz zmięszał się widocznie.<br>
{{tab}}— Słyszę! słyszę, głuchy nie jestem, — odparł młody człowiek, — uczynisz pan jak mu się podoba, i ja jak mi się zda. Chciéj się {{pp|tyl|ko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_59" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273{{!}}{{#if:59|59|Ξ}}]]|59}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|tyl|ko}} zatrzymać od hałasu, bo ten się na nic nie przyda.<br>
{{tab}}Drzemlik trzasnął mocno drzwiami i wyszedł.<br>
{{tab}}Teoś bardzo cierpliwie przesiedział dzień cały za stołem. Nad wieczorem pan Michał powrócił, ale z widoczną zmianą na twarzy. Jak wszyscy ludzie poczuwający się do winy, którzyby przeskoczyć ją chcieli równemi nogami, nie śmiejąc dotykać drażliwego przedmiotu, wszedł niby w dobrym humorze, podśpiewując przywitał się z Teosiem i usiłował obojętną zawiązać rozmowę.<br>
{{tab}}— Ależ to wiatr! — rzekł zdejmując płaszcz, — ależ dmie!<br>
{{tab}}Teoś milczał.<br>
{{tab}}— I taki kurz niesie, — dodał znowu nie odbierając odpowiedzi, na którą i teraz próżno czekał.<br>
{{tab}}— Widział pan pogrzeb pani radczynéj, który tędy przechodził? wspaniały? — zapytał wyczekawszy.<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł krótko Muszyński.<br>
{{tab}}Drzemlik począł śpiewać, ale głos miał {{pp|fał|szywy}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_60" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274{{!}}{{#if:60|60|Ξ}}]]|60}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|fał|szywy}} i brakło mu zwyczaju, nie był w stanie wlazł kotka całego zanucić, prędko więc przestać musiał.<br>
{{tab}}— No! uparty! — powtarzał w duchu.<br>
{{tab}}Przystąpił niby do opatrywania na półkach, potém się odwrócił do Muszyńskiego.<br>
{{tab}}— No? co? jeszcze się waćpan na mnie gniewasz? — zawołał.<br>
{{tab}}— Ja? bynajmniéj.<br>
{{tab}}— I myślisz mnie porzucić?<br>
{{tab}}— Muszę, — odpowiedział Teoś.<br>
{{tab}}— Wstydźże się waćpan, — rzekł księgarz powoli, — jest tu czego się kłócić i zrywać? po co to? dla czego? obaśmy podobno byli za gorący, no! to kwita i dajmy już temu pokój.<br>
{{tab}}— Chętnie uznaję, że tam i moja wina być mogła.<br>
{{tab}}— A widzisz! — wrzucił Drzemlik.<br>
{{tab}}— Ale niemniéj postanowiłem sobie innego chleba szukać.<br>
{{tab}}— Uparty to uparty! — ruszając ramionami rzekł księgarz, — a cóż poczniesz?<br>
{{tab}}— Sam jeszcze nie wiem, czegoś sobie szukać potrzeba.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_61" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275{{!}}{{#if:61|61|Ξ}}]]|61}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I niewdzięczny, — dorzucił pan Michał rozczulając się. — Waćpan nie wiész ile ja dla niego miałem serca, jak myślałem nawet aby przyszłość mu zapewnić, ale człowiek zawsze niewdzięcznością zapłacony być musi.<br>
{{tab}}Teoś zmilczał, skłonił się tylko powoli.<br>
{{tab}}— Nie zostaniesz więc?<br>
{{tab}}— Nie mogę, — powtórzył Muszyński, — umiem być wdzięczny, ale o sobie myśléć muszę także.<br>
{{tab}}Drzemlik pochmurniał i wziął się do przepatrywania książek, ale po chwili postawił świecę na stole.<br>
{{tab}}— Ażebym dał ostatni dowód zaufania panu memu, — rzekł, — otóż przyjmuję tak wszystko jak jest, nie patrzę nic, kwituję i koniec. Jeszcze miéć będziesz do mnie pretensją? jeszcze powiész, że gbur jestem?<br>
{{tab}}— Nic nie mówiłem i nie mówię.<br>
{{tab}}Drzemlik spojrzał na notatkę należności Teosia i żywo począł szukać pieniędzy.<br>
{{tab}}Kilka dni temu odbierając jakąś sumkę od znajomego żydka z prowincji, który był razem kollektorem loterji, Drzemlik spokuszony <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_62" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276{{!}}{{#if:62|62|Ξ}}]]|62}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przez niego, w pieniądzach wziął był bilet piątéj klassy z pewném ustępstwem.... Kawałek ten papieru walał się w szufladce razem z assygnatkami. Przerzucając je Drzemlik, natrafił na bilet i zmiął go kwaśny, że się dał w pole tak wyprowadzić, gdy nagle myśl mu jakaś błysnęła. Skąpy a nie mając nadziei wygranéj, zrobił zaraz projekt pozbycia się biletu, w cenie zwykłéj oddając go Teosiowi. Zamiast straty, miał w ten sposób wyraźny zarobek. Zaczął liczyć pieniądze, wybierając jak najmocniéj podarte.<br>
{{tab}}— Ale oto, nie chcesz pan biletu na loterją klassyczną? — spytał, — gotówbym był odstąpić, a za kilka dni ciągnienie!<br>
{{tab}}Teoś ruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Nie wierzę w żadną loterją, — rzekł obojętnie, — nigdy nie biorę biletów i chcę przyszłość być winien pracy nie losowi.<br>
{{tab}}— A cóżby to szkodziło raz w życiu spróbować? a nuż?....<br>
{{tab}}— Pewny jestem, że to do niczego nie prowadzi, prócz straty pieniędzy.<br>
{{tab}}— Jednakże? a kilka dni nadziei? to także <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_63" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277{{!}}{{#if:63|63|Ξ}}]]|63}}'''<nowiki>]</nowiki></span>coś warto! — rzekł Drzemlik, — chciałbym abyś pan miał pamiątkę odemnie, kto to wie? z ręki, która panu była zawsze przyjazną, nuż szczęśliwy los wypadnie?<br>
{{tab}}Teoś zaczął się śmiać.<br>
{{tab}}— Panie kochany, gdyby los mógł być szczęśliwy, nie wolałżebyś go sobie zatrzymać?<br>
{{tab}}Drzemlik się uśmiechnął, ale nie przestał nalegać.<br>
{{tab}}— Mnie nie idzie w takich rzeczach, — odezwał się, — któż wié? pan byłbyś może szczęśliwszy?<br>
{{tab}}— Mniejsza o to, pragnąc skończyć, — rzekł Muszyński, — przyjmuję jeśli się panu podoba, ale mi pan daj świadectwo, abyś potém nie miał jakiéj pretensji.<br>
{{tab}}— Ale najchętniéj, — podchwycił księgarz rad, że się pozbywa w dobréj cenie, niepotrzebnego kawałka papieru.<br>
{{tab}}Przy obrachunku, świstek ów, który Teoś obojętnie schował do kieszeni, poszedł w cenie zwyczajnéj. Żal mu było straconego daremnie grosza, ale chcąc co najprędzéj skończyć z księgarzem, zgodził się na wszystko.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_64" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278{{!}}{{#if:64|64|Ξ}}]]|64}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Szkoda, — dodał wreszcie pan Michał wzdychając, — że dla tak dziecinnego powodu, dla kilku słów za gorąco wymówionych, chcesz mnie pan koniecznie opuścić. Nie mam prawa gwałtem go wstrzymywać, ale proszę, jeżelibyś zmienił postanowienie, a chciał powrócić, — pamiętaj, że drzwi moje zawsze są dla niego otwarte.<br>
{{tab}}Była li tam iskra uczucia jaka, czy tylko interes własny, w rozbiór chemiczny wdawać się trudno, nie trzeba jednak nigdy zbyt surowo sądzić ludzi, najzimniejsi mają poruszenia serca poczciwe, ale one u nich przychodzą na krótko, i odstępują prędko. Drzemlikowi jakoś żal było Teosia.<br>
{{tab}}Rozstali się bardzo grzecznie, a Teoś uwolniwszy się z bardzo niewielkim zapasem, wyszedł przemyślając co na teraz począć z sobą. Nie rozpaczał wcale, a opieka nad sierotą, nietylko że mu nie ciężyła, ale zmuszając do pracy, dzielnym była bodźcem. Tegoż dnia zaraz postanowił sobie poszukać mieszkania bliższego Święto-Krzyzkiéj ulicy i małą izdebkę przy Chmielnéj znalazłszy, tam się {{pp|prze|niósł}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_65" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279{{!}}{{#if:65|65|Ξ}}]]|65}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|prze|niósł}}, nie wiedząc jeszcze co daléj pocznie. Nad wieczorem niespokojny o Manię, zawahał się wszakże czy samemu do niéj pójść się godzi, a że Narębski także pragnął ją odwiedzić, poszedł do niego, aby zabrać go z sobą razem.<br>
{{tab}}Pan Feliks wielce był niespokojny o Manię, na chwilę domowa sprawa Elwiry odwróciła uwagę od niéj, ale wprędce wyrzucać sobie zaczął zapomnienie i opuszczenie dziecięcia, chodził ponury i smutny. Trudno téż było wytrzymać teraz z paniami, które po Adolfie nosiły osobliwszą żałobę, nieustannie między sobą i z panem Feliksem wiodąc spory. Elwira przeklinała kochanka i nie mogła o nim zapomniéć, matka to się rozczulała nad nią, to gorzkie jéj czyniła wymówki, obie szukały pretensji do Narębskiego, który Bogu ducha był winien.<br>
{{tab}}Pan Adolf nietylko wyszedł za ojcem, ale z nim razem z Warszawy odjechał, tak, że o nim już nawet słychać nie było. Któż wie? mimo propinacji i propinatora, gdyby był chciał przyjść, upokorzyć się, poddać, możeby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_66" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280{{!}}{{#if:66|66|Ξ}}]]|66}}'''<nowiki>]</nowiki></span>otrzymał rękę, która stanowisko przeważne otrzymując w małżeństwie, byłaby się zgodziła spocząć w jego dłoni.<br>
{{tab}}Elwira była w takim gniewie i złości, że za pierwszego lepszego poszłaby, gdyby mogła, byle Adolfa przekonać, że wcale o niego nie dbała. Narębski stał neutralny, milczący, ale zewsząd spadały nań wyrzuty i pretensje, wszystko było jego winą, pani Samuela utrzymywała, że z innym ojcem, Elwira nigdyby się tak nie skompromitowała, że innyby nie dopuścił takiego zgorszenia i t. p.<br>
{{tab}}Narębski musiał z domu uciekać, bo wytrzymać w nim długo nie było podobieństwa. Uściskał z radości Teosia, gdy ten nadszedł, i pochwyciwszy kapelusz, co prędzéj z nim pospieszył na Śto-Krzyzką ulicę.<br>
{{tab}}Zbliżając się do domu Byczków, posłyszeli na górze fortepjanik Mani, która właśnie powtarzała ów kawałek Thalberga, głośno brzmiący przez otwarte okienko. Ażeby dojść do jéj mieszkania, potrzeba było wszakże przechodzić przez dziedziniec, a tu stojąca pani Byczkowa nie dała się im prześliznąć, nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_67" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281{{!}}{{#if:67|67|Ξ}}]]|67}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zatrzymawszy Teosia. Ten przedstawił jéj Narębskiego jako opiekuna Mani, przybranego ojca sieroty.<br>
{{tab}}— Można panu dobrodziejowi powinszować wychowanicy, — odezwała się grzecznie uśmiechając pani Zacharjaszowa, — to panienka jakich na świecie mało, bardzośmy się pokochały.<br>
{{tab}}— A widzisz pani? — rzekł Teoś z wymówką wesołą.<br>
{{tab}}— No! no! — odparła właścicielka domu, — nie dziwujże się pan, różni są ludzie, człowiek się zawsze obawia, by na co złego nie trafił.<br>
{{tab}}Narębski wzruszony wszedł na poddasze, to tułactwo jego dziecięcia uciskało mu serce, pragnął gorąco aby się ono raz skończyło, postanowił w duszy przyspieszyć jakkolwiek oświadczenie Teosia i zmusić go niemal do kroku, któryby obojgu szczęście zapewnił.<br>
{{tab}}— Słuchaj, — rzekł do Muszyńskiego w progu, — ty ją kochasz, ona codzień więcéj przywiązuje się do ciebie, nie masz chyba serca, jeżeli dla braku wiary i odwagi nie podasz jéj ręki i nie ocalisz od nieszczęść jakie ją <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_68" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282{{!}}{{#if:68|68|Ξ}}]]|68}}'''<nowiki>]</nowiki></span>spotkać mogą. Twoje wahanie się jest egoizmem i dumą tylko, dumą ubogiego, równie grzeszną jak pycha bogacza, egoizmem człowieka, który nie chce szczęścia okupić tą ceną, jaką się wszystko na ziemi opłaca — trochą poświęcenia.<br>
{{tab}}— Ale ona jest dzisiaj szczęśliwą, — zawołał Teoś, — ona jest swobodną, a ja prócz głowy, która się na nic nie zdała, i rąk, które na chleb powszedni ledwie zapracować mogą — nie mam nic, nic! a nadewszystko nie mam nawet wiary w siebie.<br>
{{tab}}— Tak, dodaj, że nie masz i serca! — rzekł Narębski, — że kochać nie umiész, że....<br>
{{tab}}W tém otwarły się drzwi, Mania zobaczyła Narębskiego i z krzykiem porwawszy się od fortepjanu, pobiegła uwiesić mu się na szyi. Pan Feliks poczuł łzy na powiekach.<br>
{{tab}}Podała potém rękę drżącą Teosiowi i zakrzątnęła się, aby posadzić swych gości. Nie było to tak łatwém jakby się zdawało, bo Mania miała tylko dwa krzesełka, a sama usiąść musiała na łóżeczku.<br>
{{tab}}— Cóż ty moja pustelnico? jakże ci tu jest? <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_69" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283{{!}}{{#if:69|69|Ξ}}]]|69}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapytał rozweselony pogodny jéj twarzyczką, pan Feliks, — bardzo ci źle? bardzo tęskno? smutno i nudno?<br>
{{tab}}— O! źle? nie, tęskno? zawsze, smutno? to prawda, ale się nie nudzę wcale. Gospodarze moi grzeczni i dobrzy ludzie, a fortepjan, a książka, a robota, — dnie z niemi niepostrzeżenie przechodzą. Przykro mi było trochę tylko, że mnie nikt nie odwiedził, alem sobie powiedziała, że inaczéj zapewne być nie mogło. Raz tylko przejeżdżającego ulicą widziałam barona i skryłam się ze strachu za firankę.<br>
{{tab}}— A! Baron!<br>
{{tab}}— Ale mi się nie zdaje żeby mnie szukał i śledził, bo nawet się na dom nie obejrzał. Siedział bardzo ładnie w powozie rozparty, z laską w ustach i zdawał zadumany głęboko. Powiédzcie mi, kochany ojcze, — dodała, — czyby choć mnie odwiedzić was nie wolno. Chciałabym zobaczyć panią, uściskać pannę Elwirę. Byłożby to wielką zbrodnią, czy straszną nieostrożnością, gdybym kiedy do was przybiegła?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_70" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284{{!}}{{#if:70|70|Ξ}}]]|70}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie sądzę, — rzekł Narębski, — ale u nas się pewnie ani pocieszysz, ani rozweselisz.<br>
{{tab}}— To może rozerwę drugich i przydam się na co?<br>
{{tab}}Feliks smutno spuścił głowę.<br>
{{tab}}— Trudno, — rzekł, — Elwira zerwała ze swoim pretendentem.<br>
{{tab}}— A! doprawdy! jakto? on czy ona? cóż było powodem?<br>
{{tab}}— Ot tak jakoś, nie byli widać dla siebie przeznaczeni, — rzekł Narębski.<br>
{{tab}}— O! to pojmuję, że tam teraz nie wesoło być musi! — zawołała Mania, — bo Elwira dosyć go podobno lubiła.<br>
{{tab}}— Nie mówmy o tém, — cicho przerwał pan Feliks.<br>
{{tab}}— A pan cóżeś porabiał? — spytało dziewczę Teosia, zaczepiając go uśmiechem.<br>
{{tab}}— Ja? — odpowiedział Muszyński, — uwolniłem się od mojego księgarza i nie mam znowu ani pracy, ani stanu, ani przyszłości, jestem cały na usługi pani. Mogę stać pod jéj oknem, i być wiernym stróżem od baronów, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_71" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285{{!}}{{#if:71|71|Ξ}}]]|71}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kapitanów i całéj téj legji prześladowców. Możesz mną rozporządzać.<br>
{{tab}}Mania rozśmiała się z prostotą dziecięcia.<br>
{{tab}}— Myślisz więc pan, — rzekła, — że ja się boję kogo? posłuchałam was kryjąc się do tego kątka, abyście o mnie byli spokojni, ale w sercu ani na chwilę nie ulękłam się nigdy i nikogo. Czuję nad sobą zawsze skrzydło Boże. Kogóżby już Pan Bóg bronił, gdyby nie takie jak ja sieroty? Całe życie doświadczałam jego opieki, a ludzie, ci nawet, których się tak boicie, — dodała. — czy są tak bardzo źli, jak się wam zdaje? eh! doprawdy nie wiem; ja przynajmniéj, ufam, że każdegobym z nich nawróciła.<br>
{{tab}}— A! ty apostole! — rozśmiał się Narębski, — tyś jeszcze taka szczęśliwa, że o niczém nie wątpisz, że się niczego nie lękasz, że ci ze wszystkiém dobrze, bo życie.... życie widziałaś tylko z loży teatru.<br>
{{tab}}— Może, — odpowiedziała spuszczając oczy smutniéj, ale byłam trochę i na scenie, tylko.... tyłkom się nigdy nie dala opanować zwątpieniu i wcześnie uzbroiłam i {{pp|przygoto|wałam}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_72" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286{{!}}{{#if:72|72|Ξ}}]]|72}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przygoto|wałam}} na wszystko. Idę spokojna, zajdę gdzie Bóg da.... stanie się ze mną co przeznaczy, ja Mu ufam! A pan, — obróciła się do Teosia, — wszak także jesteś mojego zdania?<br>
{{tab}}— Ja? — żywo podchwycił Muszyński, — powinienbym być tego zdania co pani, alem nie dosyć święty i błogosławiony.<br>
{{tab}}— O! fe! fe! pan sobie żartujesz ze mnie! to się nie godzi! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— Dobrze! dobrze! rób mu srogie wymówki, — przerwał Narębski, — nie wiesz ile on na nie zasłużył.... wątpi o sobie, o życiu, o przyszłości, truje troską niepotrzebną najpiękniejsze nadzieje...<br>
{{tab}}— Wierz mi pan, że o siebie, doprawdy nigdym się bardzo nie uląkł, — odpowiedział Muszyński z przyciskiem, — kawałek chleba zawsze się jakoś znajdzie, mam siłę, zdrowie, coś przecie potrafię, a w ostatku mogę doskonale choćby drzewo piłować, lękałbym się tylko miéć na ramionach los cudzy, bo wówczas wielebym pragnął, a nie wiem czybym podołał.<br>
{{tab}}Narębski westchnął, Mania spojrzała na Teosia, jakby się domyślała o czém mówił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_73" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287{{!}}{{#if:73|73|Ξ}}]]|73}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— W tém wszystkiém, — rzekł pan Feliks, — jest, powtarzam ci raz jeszcze, pewien rodzaj lenistwa i egoizmu, który szuka pokrywek, ale ułudzie nas nie potrafi. Znamy się na tém. Przypuśćmy żebyś miał kogoś narzuconego ci przez los, związanego z tobą węzłem krwi — matkę, brata, siostrę? cóżbyś naówczas robił? Musiałbyś rad nie rad zadosyć czynić obowiązkom, których się tak obawiasz, i ręczę żebyś im podołał.<br>
{{tab}}Muszyński milczał, a Mania dodała cicho:<br>
{{tab}}— Matka, siostra, brat, staraliby się nie być dla pana ciężarem, nie pragnąc nad to co możliwe, przyjmować co Bóg dał z wdzięcznością. Czyż to tak wiele potrzeba człowiekowi, czy my tylko rodzim sobie potrzeby, aby cierpiéć gdy nie są zaspokojone?<br>
{{tab}}— Poruszyłaś, pani droga, — zawołał Teoś, nadzwyczaj ważne i wielkie pytanie. Potrzeby istotne, zwierzęce człowieka, są na pozór nie wielkie. Kawałek chleba, szklanka czystéj wody, dach od słoty i zimna, odzież cała i ciepła, oto diogenesowskie konieczności, któreby jeszcze może do mniejszych sprowadzić się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_74" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288{{!}}{{#if:74|74|Ξ}}]]|74}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dały, ale w takim stanie, czy od niedostatków i utrapień ciała, powoli nie upada duch jego?<br>
{{tab}}— Nie powinien! — zawołało dziewczę, — owszem, wiemy że to go krzepi... a święci owi asceci na pustyniach?<br>
{{tab}}— To byli święci i na pustyniach żyli, — dodał Teoś.<br>
{{tab}}— Wszakże przyznajcie, że zbytek osłabia, wycieńcza, zobojętnia, psuje? — przerwała żywo Mania.<br>
{{tab}}— Tak, ale między zbytkiem a ubóstwem dotykającém nędzy, jest przestrzeń niezmierna, — mówił daléj Muszyński, — na któréj wschodach i szczeblach ludzie się mieszczą wedle usposobień, wychowania, nałogów. Jeżeli ten co stal wysoko, zmuszony będzie znijść nisko, cierpi; i często kto nazbyt poszedł w górę, boleje również. Ale, długobyśmy o tém mówić musieli, bo to przedmiot nie tak łatwo dający się wyczerpać, wszystko jest względne, nędza i bogactwo także.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, żeśmy trochę zbili się z drogi, — przerwał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak, powróćmy lepiéj na ziemię, — {{pp|śmie|jąc}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_75" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289{{!}}{{#if:75|75|Ξ}}]]|75}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|śmie|jąc}} się dodała Mania, — a spuśćmy téż trochę na Pana Boga, — zawołała zwracając do Teosia, — ludzie bo może nadto na siebie rachować przywykli, a zbyt mało na Opatrzność. Tymczasem ich rachuby najczęściéj chybiają, a to na co nie liczyli wcale, przychodzi im w pomoc.<br>
{{tab}}— Otóż to najlepsze rozwiązanie pytania, — zawołał Teoś chwytając ją za małą rączkę, którą mu z uśmiechem oddała, — tak! tak! robić co każą obowiązki, a o resztę się nie troszczyć i zostawić Opatrzności.<br>
{{tab}}— Szkoda, — rzekł Narębski z trochą ironji, zwracając się ku nim, — że tak dobrze czując prawdę, którą głosi nauczyciel, Muszyński mało ma ochoty korzystać z jego nauki dla siebie. Maniu! potrzebaby mu częściéj lekcją powtarzać.<br>
{{tab}}— O! kiedy my się tak rzadko widujemy! odparło dziewczę spuszczając oczy, i z wyrzutem zwracając się do Teosia.<br>
{{tab}}— A! droga pani, — rzekł Muszyński zapominając o Narębskim i po trosze o wszystkiém co go otaczało, — ja nie chcę {{pp|przywy|kać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_76" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290{{!}}{{#if:76|76|Ξ}}]]|76}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przywy|kać}} do takiego szczęścia, które łatwo stałoby się potrzeba, koniecznością, warunkiem życia, i zatrułoby je boleścią.<br>
{{tab}}Narębski ruszył niecierpliwie ramionami, a Mania się zarumieniła.<br>
{{tab}}— Słyszysz co plecie! — zawołał pan Feliks, — więc dla czegóżby się tak nie ułożyć, ażeby ten warunek szczęścia i życia ubezpieczyć sobie? nieprawdaż Maniu?<br>
{{tab}}— Tak! — rzekł zapalając się mimowolnie Muszyński, — ale to co dla mnie jest szczęściem, dla pani mogłoby być utrapieniem i ciężarem?<br>
{{tab}}— A! jużbyś się pan wstydzić doprawdy powinien swojego niedowiarstwa, — podchwyciła Mania zmięszana, wyciągając rękę ku niemu, — a ileż to razy słyszałeś pan odemnie, że mi z nim zawsze najmiléj, najlepiéj. Ojcze! dodała, — połajże go! to człowiek niewdzięczny, a zmusza mnie do nieprzyzwoitych oświadczeń.<br>
{{tab}}— O! znam go dawno! ale ja nic nie poradzę, — rzekł Narębski, — trzeba żebyś ty się zajęła jego poprawą.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_77" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291{{!}}{{#if:77|77|Ξ}}]]|77}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jak do tego przyszło, wytłumaczyć nie umiem, ale Teoś przejęty, oszalony, wzruszony zsunął się z krzesła i znalazł na kolanach przed biedną Manią, przestraszoną, zarumienioną, zawstydzoną. I tuląc twarz w jéj dłonie zawołał:<br>
{{tab}}— Przyjmieszże mnie za ucznia i sługę?<br>
{{tab}}— Ojcze! co on mówi? co to znaczy? Ty mów co mam mu odpowiedziéć. A! ja go kocham! ja go kocham! a<br>
{{tab}}Ostatnie słowa wyrwały się jéj mimowolnie i spuściła oczy i rozpłakała się łzami rzęsistemi, a dłonie ich połączone i pochylone ku sobie twarze, dopowiedziały reszty, któréj usta wymówić nie mogły.<br>
{{tab}}Narębski zbliżył się prędko, połączył ich ręce i czując się mocniéj niż kiedykolwiek ojcem, bo był szczęśliwym — ze łzami w oczach trzęsącą pobłogosławił dłonią.<br>
{{tab}}— Przyjacielu, — rzekł do Teosia, — w ręce twoje oddaję bez obawy los mojego dziecka ukochanego, i jestem o nią spokojny. Bóg wam da cichą i błogą dolę, któréj mnie {{pp|odmó|wił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_78" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292{{!}}{{#if:78|78|Ξ}}]]|78}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odmó|wił}} na ziemi. Patrząc na was, pocieszę się i odżyję.<br>
{{tab}}A gdy Muszyński skłonił mu się do nóg, pochwycił go w objęcia milczące, Mania porwała z drugiéj strony rękę ojca i ze łzami całować ją zaczęła. Była to jedna z tych krótkich chwil szczęścia, które w życiu przychodzą, aby na długo ukoić serce spragnione.<br>
{{tab}}Scena była rozrzewniająca, im bardziéj niespodzianie nadeszła, tém mocniéj poruszyła wszystkich. Jeszcze do siebie przyjść nie mogli i tulili razem troje, gdy do małych drzwiczek pokoiku, stukać zaczęto zrazu cicho, potém coraz głośniéj a wkrótce potém otworzyły się one, nim ktokolwiek miał siłę odezwać, i w progu dziwna ukazała się postać.<br>
{{tab}}Był to kapitan {{korekta|Płuta|Pluta}} z uśmiechem na ustach.<br>
{{tab}}Narębski zmarszczył się postrzegłszy go, Teoś zakipiał, Mania pobladła, gość grzecznie powitał ich ukłonem, zdając napawać kłopotem, jakim ich nabawiło jego przybycie.<br>
{{tab}}— Wchodzę wcale zapewne niepotrzebnie i zadziwiam moją natrętną przytomnością, —  <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_79" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293{{!}}{{#if:79|79|Ξ}}]]|79}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odezwał się kapitan, ze słodkim nad miarę wyrazem twarzy, — proszę mnie jednak nie posądzać, bym przerywał państwu przyjemne wzruszenia jaką wieścią złowrogą. Pluta nie ten już co dawniéj, kochany panie Feliksie, — dodał kiwając głową, — Pluta wybiera się na nowicjat do KK. Kapucynów i pokutę za grzechy. Tak bywało w starych romansach, czemużby w życiu choć raz nie miało się sprawdzić?<br>
{{tab}}Narębski wciąż był zniecierpliwiony i chmurny, Teoś gryzł wąsa i zaciskał pięści.<br>
{{tab}}— Ażebym lepiéj wytłumaczył państwu, jakim wypadkiem się tu znajduję, najprzód muszę wyznać, że mnie do żywego ubodła ucieczka panny Jordan, i chciałem dowieść szanownéj Adolfinie, jako téż całemu znajdującemu się tu towarzystwu — że kapitan Pluta węchu nie stracił.<br>
{{tab}}Ale, spieszę dodać, że wiedząc o pobycie tu zbiega z Wilczéj ulicy, co mi łatwo przyszło dojść, śledząc zacną Kaehnę w jéj pochodach z węzełkami, — nie byłbym nogą przestąpił progu tego dziewiczego schronienia, gdybym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_80" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294{{!}}{{#if:80|80|Ξ}}]]|80}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie dostrzegł, żeście panowie tu weszli. Właśnie dla oświadczenia uroczystego im, że nic złego nie zamyślam, przybyłem tu jedynie. Pan Feliks znalazł się względem mnie jako dobry chrześcianin, odpłacił mi dobrém za złe, zyskał więc sobie we mnie wiernego sługę.<br>
{{tab}}Bądź pan spokojny, panie Feliksie, — dodał zwracając się ku niemu, — Pluta z wami, o! nie damy sobie krzywdy wyrządzić! Baron będzie łapę ssał, a ja spodziewam się, że mnie choć dla formy zaprosicie na weselisko. Zkądinąd przekonany jestem, że moja przytomność niewieleby tam komu przyjemności sprawiła, ale ręczę, że nie przyjmę zaproszenia i zadowolnię się oznaką życzliwości.<br>
{{tab}}Uśmiechnął się dziwnie, przytomni milczeli przybici. Trudno było odgadnąć po co przyszedł, do czego zmierzał, jaką miał myśl, czy istotnie powodowała nim życzliwość, czy chętka nienasycona spłatania figla i rzucenia szmermela wśród ciszy i spokoju, zmącenia czystych wód, aby miéć przyjemność patrzéć na męty i skłopotanie. Niekiedy fizjognomja kapitana przybierała pozór łagodności {{pp|nie|zwyczajnéj}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_81" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295{{!}}{{#if:81|81|Ξ}}]]|81}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nie|zwyczajnéj}} i ubłogosławienia, to znowu oko błyskało, warga się trzęsła, i zdawał się przebranym w suknię nie swoją, szatanem, znajdującym pociechę w utrapieniu ludzi. Mięszały się téż może i w téj zgniecionéj duszy różne uczucia, a przy chęci popisania się ze szlachetnością, grała zazdrość szczęścia i pragnienie rzucenia weń kropli jadu. Lepiéj to jeszcze okazały następne wyrazy kapitana, który odetchnąwszy mówił daléj:<br>
{{tab}}— Przynoszę tu także niewiele warte błogosławieństwo moje dla szanownéj pary gołębi. Wiem dobrze o tém, że ono wcale niewielkiéj jest wartości, ale nadanie mu jéj nie odemnie zależy.... Czém chata bogata tém rada. Uczynię tu tylko uwagę, że zkądkolwiek pochodzi błogosławieństwo, zawsze to dobra rzecz: w puszczach Ameryki na zgniłych pniach drzew, kwitną cudowne Orchidee.... otóż i na zgniłym kapitanie może piękne urosnąć błogosławieństwo.... hę? niezłe porównanie? prawda?<br>
{{tab}}Serjo panie Feliksie, — dodał przybierając minę rozczuloną, — ująłeś mnie waćpan swém <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_82" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296{{!}}{{#if:82|82|Ξ}}]]|82}}'''<nowiki>]</nowiki></span>postępowaniem i możesz wcale się nie obawiać na przyszłość, i ty także szlachetna dziewico, która spuszczasz oczy, i ty godny młodzieńcze, który kręcisz nosem. Pluta dla was nie ma żądła i jadu, ani miéć może! Wyjął mu je pan Feliks uczciwém swém obejściem się z tą nieszczęśliwą istotą, która jakkolwiek djabła warta, ma jeszcze jakąś cząstkę niezgangrenowaną...<br>
{{tab}}— Co za szkoda, — po chwili znów dorzucił kapitan, zasiadając bez ceremonji na krzesełku i ocierając pot z czoła, — że tu w tém schronieniu niewinności, nic pewnie prócz wody do umywania i wódki kolońskiéj nie znajdę dla pokrzepienia się, a nie odmówiłbym. Ba! trzeba się umiéć stosować do okoliczności.....<br>
{{tab}}— Widzę, — dodał po chwili podrażniony nieco milczeniem upartém przytomnych, — że mimo moich usposobień pokojowych, państwo zawsze koso na mnie patrzycie i radzibyście się mnie pozbyć co prędzéj.... ale ja nie odejdę, póki posłannictwa z którém przybyłem nie spełnię. Choćbyście mnie jak owego {{pp|śpie|waka}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_83" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297{{!}}{{#if:83|83|Ξ}}]]|83}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|śpie|waka}} w chórze Kapucynów, który umyślnie fałszywie nuci, aby muzyka nie była zbyt harmonijną, i zowie się ''turbator chori'', jak najgorzéj przyjąć mieli, ja swoje zrobię, — ja swoje zrobię.<br>
{{tab}}Obrócił się do Mani.<br>
{{tab}}— Z położenia waszego, szanowne gołębie, domyślam się, zgaduję, a trochę i podsłuchałem, bom dosyć długo do drzwi stukał napróżno, że — płomień czystéj, zobopólnéj miłości dwojga niewinnych istot, ma zostać uwieńczony. Jest to wyrażenie niewłaściwe, wiem o tém, bo na płomień trudno jest włożyć wieniec, któryby się zaraz w popiół i węgiel nie obrócił, ale zkądże wziąć inną formę, kiedy tę wiekowy zwyczaj uświęcił? I jest w niéj filozofja mimowolna, bo najczęściéj to co się zdaje wieńcem, staje się węglem i sadzą.... Nie przymawiając! nie przymawiając! Wiedząc tedy o małżeństwie, błogosławieństwie i niebezpieczeństwie wszelkich tajemnic, przychodzę tu namawiać pana Feliksa, abyśmy unikając dla téj pary w przyszłości niespodzianek, jakie im grożą w listach bezimiennych, {{pp|pod|szeptach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_84" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298{{!}}{{#if:84|84|Ξ}}]]|84}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pod|szeptach}} i plotkach — szczerze i otwarcie objawili, co się tyczy przeszłości panny Jordanównéj.<br>
{{tab}}Narębski był w takim nastroju ducha, że się ani mógł gniewać, ani rozumiał nawet dobrze, czy Pluta istotnie przyszedł tu przyjacielsko się wywnętrzać, czy z nich sobie żartować. Z człowiekiem tym zresztą trudno było od razu trafić do końca. Teoś milczał. Mania przestraszona tuliła się za niego.<br>
{{tab}}— Nie posądzajcie bliźniego o złe intencje, — mówił kapitan, — w téj chwili bronię się od nich jak mogę, staczam zwycięzką walkę z własną naturą. Trochę impetycznie tu wpadłem i trochę dziwną robię propozycją, ale wierzcie mi, staremu, wypróbowanemu wydze, że tak będzie lepiéj, choć może niezbyt przyjemnie. Karty na stół, grajmy na odkryte.... Nie bój się Narębski, ja ci krzywdy nie zrobię, jakem zły to wściekły, ale jak dobry to jak baranek, jak ciele. Prędzéjbym skłamał niż ci szkodę wyrządził, przykrość muszę, ale to będzie zbawienna pigułka! Słowo honoru!<br>
{{tab}}Nie można było wiedziéć do czego to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_85" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299{{!}}{{#if:85|85|Ξ}}]]|85}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wszystko zmierzało. Kapitan widocznie bawił się niepewnością, w jakiéj trzymał słuchaczów.<br>
{{tab}}— Narębski, — dodał, — spuść się na mnie! będziesz mi poczekawszy dziękował! A ty, szanowna panienko, — rzekł zwracając się do Mani, — słuchaj i wierz mi. Nazywałaś dotąd ojcem pana Feliksa, nie wiedząc, że do tego większe w istocie niż sądziłaś, masz prawo. Przed dzisiejszém swém ożenieniem, pan Narębski kochał matkę twoją, tajemnym był z nią połączony ślubem.... jesteś jego córką.<br>
{{tab}}— Ja! — zawołała Mania rzucając się ku niemu, — a! czułam to!<br>
{{tab}}Narębski nie miał siły rzec słowa, drżał aby kapitan w oczach dziecka nie splamił matki, i wejrzeniem pełném błagania i przestrachu mierzył kapitana, tuląc swe dziecko do piersi.<br>
{{tab}}— Ażebyś była uzbrojoną przeciw wszystkiemu co cię spotkać może, moja panno, — mówił daléj Pluta, — potrzeba ci wiedziéć także, iż matka twa, rozwiedziona, późniéj drugi raz poszła za mąż.... i żyje dotąd....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_86" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300{{!}}{{#if:86|86|Ξ}}]]|86}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mania porwała się z krzykiem z objęć ojca, wołając:<br>
{{tab}}— Ojcze drogi! jestli to prawda? żyje matka moja? gdzież ona jest? Ja mam ojca, ja mam matkę! Ach! prawdaż to? prawda? mów ty, powiédz mi wszystko.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł zrazu nic wyrzec, tak był wzruszony, ale zebrawszy się na męztwo, odezwał wreszcie:<br>
{{tab}}— Tak jest, ona żyje — ale ty, ani ja widziéć jéj nie możemy....<br>
{{tab}}Teoś w niemém osłupieniu patrzał na tę scenę, tém dziwniejszą, że kapitan grał w niéj tak niewłaściwą rolę, dotąd jeszcze wielce dwuznaczną.<br>
{{tab}}Mania twarz rękami zakrywała.<br>
{{tab}}— Nie żałuj pani tego bardzo, — przerwał Pluta, — iż widziéć nie możesz matki. Mamy to z doświadczenia, iż to czego nie znamy, wyobrażamy sobie w barwach świetnych i ułudnych, — a może twojemu sercu dziecięcia, nie odpowiedziałaby rzeczywistość? Matki swéj, jak słusznie mówi Narębski, znać nie możesz, ale za to mogę ci dać babkę rodzoną, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_87" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301{{!}}{{#if:87|87|Ξ}}]]|87}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pod wielkim sekretem, — rzekł krzywiąc się szydersko Pluta, — nie jest ona także bardzo idealną, ale zawsze to będzie jakaś krewna. Dla osoby pozbawionéj familji, lepszy rydz niż nic, lepsza nadpsuta babunia niż sieroctwo. Los, który często ludziom figle płata, wpędził waćpannę właśnie do domu, w którym żyje staruszka, o któréj mowa. Matką twéj matki jest, niestety! stara Byczkowa, podobno na nieszczęście warjatka.<br>
{{tab}}Narębski się nachmurzył.<br>
{{tab}}— No! no! to darmo, co prawda to nie grzech, tak to ono jest, — zawołał kapitan — mówię wszystko, bo jestem tego zdania, choć całe życie posługiwałem się łgarstwem, że gdy nie ma gwałtownéj potrzeby kłamać, lepiéj jest zawsze mówić prawdę.... Mógłbym jeszcze waćpannie dać dwóch wujaszków rodzonych, ale jeden wcale nie ciekawy, choć mój przyjaciel osobisty, a drugi buty szyje, i z tego względu że waćpanna w trzewikach chodzisz, na niewieleby się jéj przydał. Człowiek zacny zresztą, ale nie w moim guście. Mało kto o tém wié, co ja tu odkrywam {{pp|wspaniałomyśl|nie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_88" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302{{!}}{{#if:88|88|Ξ}}]]|88}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wspaniałomyśl|nie}}, nie trzeba tego wygadywać, bo mogłoby matce waćpanny być nieprzyjemném, ale trzeba żebyś wiedziała, że po ojcu z wielkiéj parentelli pochodząc, po matce nie wielką masz nadzieję spokrewnienia z domem Sabaudzkim.<br>
{{tab}}Tu Pluta odetchnął, wargi mu drżały szyderstwem.<br>
{{tab}}— Że nie kłamię, — dodał, — ręczy za to najlepiéj, że nie mam w tém żadnego interessu.<br>
{{tab}}— Więc pan Byczek jest bratem mojéj matki? — przerwała Mania.<br>
{{tab}}— Ale o tém nie wié wcale podobno, — rzekł Pluta, — i mówić mu tego nie ma potrzeby. Jest jéj bratem przyrodnym, bo pani Byczkowa parę razy była zamężna. Powiadam to waćpannie dla jéj wiadomości, ale głosić nie życzę. Ślady tych pokrewieństw pozacierane i umyślnie i przypadkiem, mało ktoby tego mógł dojść i na niewiele się to przyda, bo spadku się nie spodziewać. Otóż jest com chciał powiedziéć, — rzekł wstając, — nastraszyć trochę poczciwego Narębskiego i przekonać go dowodnie, że kapitan Pluta jest jego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_89" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303{{!}}{{#if:89|89|Ξ}}]]|89}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szczerym przyjacielem! Ha? widzicie nie tak straszny djabeł jak go malują? Ponieważ zaś inne pilne sprawy powołują mnie ztąd, z żalem wielkim ciche to ustronie opuścić muszę i mam honor zostawać waszym sługą i podnóżkiem. ''Adio!'' upadam do nóg!!<br>
{{tab}}Wychodząc przymrużył jedno oko, posłał od ust pocałunek Narębskiemu i na dłoni lewéj prawą ręką zrobił ruch jakby pieniądze liczył.... poczém szybko nałożył kapelusz i zniknął.<br>
{{tab}}Jeszcze się wszyscy po téj scenie, w któréj Pluta odegrał rolę ''Deus ex machina'' nie opamiętali, a Mania drżąca i przestraszona płakała, gdy już drzwi się za nim zatrzasły i ten epizod zdawał się jakby przykrą snu zmorą.<br>
{{tab}}Nastąpiła chwila przykrego, długiego milczenia, Narębski chodził po pokoju zadumany, a Teoś starał się utulić Manię, która pytać nie śmiała, choć wargi jéj drżały, wstrzymując naciskające się na nie wyrazy.<br>
{{tab}}— Nie wiem, — odezwał się w końcu Narębski, siadając znużony i zesłabły, — po co tu wszedł ten człowiek, dla czego wygadał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_90" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304{{!}}{{#if:90|90|Ξ}}]]|90}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tyle i rozerwał nam jedną z chwil życia najuroczystszych, fałszywą nutą ironji i szyderstwa. Ale stało się, do mnie należy reszta.... kochana Maniu, winienem tobie i Teosiowi prawdę szczerą.... Tak! ty jesteś dzieckiem mojém, dziecięciem kobiety, którą pierwszy raz i najgoręcéj ukochałem w życiu, od któréj mnie surowa wola matki méj oddzieliła gwałtownie... Tak jest, matka twoja żyje, ale przecierpiała wiele i mnie i ciebie się zaparła, tyś sierota, jam dla niéj obcym i nienawistnym człowiekiem.... więcéj nie pytaj mnie o nią. Świat o tém nie wié i wiedziéć nie powinien, nie dla mnie, Maniu, ale dla niéj.... Dziś miłość moja cała przeniosła się na ciebie, dziecię kochane.... choć przyznać się nie mogłem do niéj i do imienia ojca. Było to strapieniem i męczarnią całego mojego życia, dziś mi lżéj, gdy cię nie tając do serca przycisnąć mogę.... Wyście oboje dziećmi mojemi.... Teosiu!.... bądź jéj opiekunem, bądź jéj mężem, bratem... wszystkiém, gdy mnie wam zabraknie. Nad ciebie nie ma ona nikogo.<br>
{{tab}}— A teraz, — dodał wzdychając, — {{pp|rzuć|my}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_91" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305{{!}}{{#if:91|91|Ξ}}]]|91}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|rzuć|my}} ten smutny przedmiot, mówmy o tém, czego najgoręcéj pragnę.... kiedy się pobierzecie? chciałbym by to nastąpiło jak najprędzéj, nie rozumiem i nie widzę przeszkód... W świecie form i przyzwoitości, jest wiele do spełnienia nim się do ołtarza przystąpi.... ale wy, szczęściem nie należąc do niego, nie macie nic coby wam do niego tamowało drogę.... Jutro zaraz potrzeba rozpocząć starania.<br>
{{tab}}— Ojcze mój! ojcze! ale czyż choć błogosławieństwa miéć nie będę od matki? czyż choć raz, choć ten raz jeden ją nie zobaczę?.... zawołała Mania rzucając się na szyję Narębskiemu.<br>
{{tab}}— Dziecko moje, — wybąknął pan Feliks wzruszony, — nie żądaj tego, aby ci serce, jak moje, krwią nie zaszło.... nie mów, nie proś.... to niepodobieństwo.... Módl się za nią jak gdyby umarła, i myśl że nie masz matki.<br>
{{tab}}— Ale to nie może być! to być nie może! ty się mylisz ojcze.... Tyś bolał, cierpiał i może niesprawiedliwym jesteś dla niéj.... A! pozwól mi raz.... tylko raz uścisnąć jéj kolana <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_92" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306{{!}}{{#if:92|92|Ξ}}]]|92}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i prosić ją o błogosławieństwo.... raz ją tylko zobaczyć.<br>
{{tab}}— Aby cię odepchnęła? — gorzko rzekł Narębski, — nie! nie, nie myśl o tém... a zresztą, zostaw to mnie! zobaczymy... Nie jestem dla niéj niesprawiedliwym.... przebaczam jéj wszystko.... ale nie spodziewam się nic dobrego. — Teoś niech od jutra rozpocznie starania, radbym was widziéć połączonemi co najprędzéj, wielkie brzemię spadnie mi z piersi....<br>
{{tab}}— Ale drogi panie, ja sam pragnę {{korekta|pzyspieszyć|przyspieszyć}}, — przerwał Muszyński, — cóż, kiedy nie mam ani zajęcia, ani kątka gdziebym mój skarb umieścił....<br>
{{tab}}— A cóż ci przeszkadza szukać zajęcia późniéj, i co trudnego znaléźć ów kątek? Potrzebaż i wam do waszego szczęścia złoconych ramek koniecznie, mieszkania, przyborów, ozdób, drobnostek, w które my naszą biedę stroimy?<br>
{{tab}}— Ale nie, nam nic, nic nie trzeba! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— O! zmiłujcież się, nie upokarzajcie mnie! począł Muszyński, — ale ja muszę moją {{pp|dro|gą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_93" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307{{!}}{{#if:93|93|Ξ}}]]|93}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dro|gą}} otulić, osłonić, upieścić choć trochę i w ciepłém i w ładném posadzić gniazdeczku; a pierwszy wspólnego chleba kawałek przynieść jéj własną zdobyty pracą.... Dziś, a! ja jeszcze nic nie mam.... ja nie mogę żyć jałmużną, to mi zadławi szczęście moje!<br>
{{tab}}— Dziwak nudny! — zawołał Narębski, — doprawdy, chce mi się gniewać! Mania ma przecie coś swego, ona z rozkoszą podzieli tę odrobinę z tobą, nim ty swój trud z nią rozłamiesz.<br>
{{tab}}— A! wszystko! wszystko, mój ojcze! — podając obie ręce Teosiowi odezwała się Mania.<br>
{{tab}}Muszyński cierpiał widocznie, ale w milczeniu musiał się już zgodzić na wszystko.<br>
{{tab}}Pan Feliks uspokojony zamyślał odejść wreszcie, bał się by znowu Teoś jakiego nie znalazł zarzutu, ale żal mu było porzucić tak Manię, rozstać się z Muszyńskim, i powrócić samemu do swojego świata chłodnego, aby być pojonym narzekaniami bez końca.<br>
{{tab}}— Ot wiész co? — rzekł biorąc za kapelusz, — jedź Maniu do nas?.... powiemy im <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_94" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308{{!}}{{#if:94|94|Ξ}}]]|94}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uroczyście, że za mąż wychodzisz.... będę dłużéj z tobą; a Teoś może tymczasem....<br>
{{tab}}— O! ja lecę myśléć choćby o trochę szerszém dla nas mieszkaniu, — przerwał Muszyński, nie chcąc się przyznać, że do Narębskich wcale mu nie było spieszno.<br>
{{tab}}Feliks téż go nie namawiał. Mania podała mu rączkę i szeptem cichym pożegnali się oboje. Teoś ledwie wierzył oczom i uszom, potrzebując przypominać sobie, że ta, którą tak ukochał, już była jego narzeczoną.<br>
{{tab}}— Czekaj, — rzekł żywo w chwili gdy się rozchodzić mieli, — chwilę jeszcze Maniu droga, tak rozstać się nam nie godzi. Jest zwyczajem, aby narzeczonych, jak połączonych już przed Bogiem, widomy węzeł łączył, aby im przypominał że należą już do siebie... Oto jest, — dodał zdejmując z palca pierścionek, — uboga, srebrna, wytarta przy poczciwéj pracy, obrączka ślubna matki mojéj, jedyna po niéj spuścizna, najdroższa pamiątka po istocie tak świętéj, tak dobréj jak ty.... Od dziś niech należy do ciebie, oddaję ci ją, najdroższy skarb, jako znak, żem ci wiarę i miłość {{pp|po|przysiągł}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_95" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309{{!}}{{#if:95|95|Ξ}}]]|95}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|przysiągł}} na zawsze. Nie wstydzę się, że ten dar tak jest ubogi.... jabym go nie oddał za krocie. Niech z sobą niesie do ciebie ten spokój, wiarę w Opatrzność i miłość, którą matka moja droga zachowała do śmierci dla ludzi, choć świat jéj nie odpłacił niczém... niech nas połączy na zawsze....<br>
{{tab}}I łzy rzuciły mu się z oczów, a Mania przyjmując ten dar biedny, rozpłakała się także, niosąc go do ust z poszanowaniem.<br>
{{tab}}— A! drogi mój, — rzekła, — będę się starać abym go była godną.... ale cóż ja ci dam w zamian? ja nie mam innego nad ten pierścionka.... który mi ojciec dał kiedyś na imieniny.... Pozwolisz ojcze? nieprawdaż?<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł Narębski, zdejmując z palca złoty cieniuchny pierścionek, — oddaj mu ten od siebie, jest to także pamiątka, któréj się zrzekam dla was.... Przeszłość zamknięta na zawsze.... niech lepsze zejdzie nam słońce.<br>
{{tab}}Jeszcze raz żywy, milczący uścisk połączył ich dłonie. Zeszli razem, a p. Feliks pociągnął smutny za niemi, ale w duszy spokojny. Znalazłszy przejeżdżającego dorożkarza siedli {{pp|za|raz}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_96" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310{{!}}{{#if:96|96|Ξ}}]]|96}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|raz}}, a Muszyński poszedł zwolna upojony swém szczęściem, i mamyż dodać? walcząc z sobą by się nie uląc przyszłości. Mania tak mu była drogą, tak wiele dla niéj pragnął! A przed nim stał ten mur czarny nieodgadnionego jutra, którego sercem i przeczuciem nawet przebić nie było podobna.... W naturze jego było, więcéj się trapić niém, niż dzisiejszém cieszyć weselem.<br>
{{tab}}Narębski tymczasem wziął Manię do domu, myśląc téż trochę jak tam zostanie przyjęty, i jak żona i córka powitają dawną wychowankę, teraz zwłaszcza, gdy im miał zwiastować, że o losie jéj postanowił, jakby naprzekór Elwirze, która swojego napróżno dotąd szukała.<br>
{{tab}}Na dworze mrok padać zaczynał, ale jeszcze nie zupełnie było ściemniało, zdziwił się niepomału Narębski, widząc okna swego salonu rzęsisto oświecone, gdyż od czasu jak Adolf im uciekł, panie zwykle siadywały samotne i nikogo prawie nie przyjmowały.<br>
{{tab}}Elwira mówiła, że się potrzebowała wypłakać, a służąca jéj szeptała, że się chciała wyzłościć. Jedno nie sprzeciwia się wszakże {{pp|dru|giemu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_97" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311{{!}}{{#if:97|97|Ξ}}]]|97}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dru|giemu}}, gdyż piękna panna zwykle z gniewu zalewała się łzami i w tym tylko jednym przypadku na płacz się jéj zbierało.<br>
{{tab}}— A! a jeżeli kogo tam zastaniemy? — zawołała Mania, — pozwól mi, kochany ojcze, pójść sobie w kątek i poczekać dopóki goście nie odjadą.... Nie mogłabym doprawdy pokazać się teraz obcym ludziom, oczy mam zapłakane i usta mi się trzęsą... wciąż jeszcze ze szczęścia i wzruszenia płaczę.<br>
{{tab}}— O! o! nikt nie postrzeże tego, — rzekł Narębski, — ręczę ci, że to być musi jakaś tylko tych pań fantazja, bo pewnie nie ma nikogo.<br>
{{tab}}Ale podszedłszy aż pod drzwi salonu, gdzie się żaden ze sług nie znalazł, Narębski usłyszał z podziwieniem śmiechy wewnątrz bardzo wesołe. Głosu jednak rozmawiających poznać nie było można.<br>
{{tab}}— To chyba szanowna Cypcunia! — rzekł do Mani, — wchodźmy.<br>
{{tab}}Nie chcąc się sprzeciwiać, biedny Kopciuszek wszedł posłuszny i stanął zmięszany, postrzegłszy w rzęsisto oświeconym salonie {{pp|pa|na}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_98" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312{{!}}{{#if:98|98|Ξ}}]]|98}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pa|na}} barona, poufale przy Elwirze rozrzuconego na kanapie. Innego wyrazu użyć trudno, gdyż ręce jego i nogi jak najszerzéj rozprzestrzenione, czyniły go podobnym do tłustego pająka.<br>
{{tab}}Narębski zdziwił się niemniéj i przystanął, a baron, który nie miał dobrego wzroku, choć szkiełkiem był uzbrojony, posłyszawszy wchodzących, nachylił się aby ich rozpoznać.<br>
{{tab}}Wnętrze salonu pani Samueli przedstawiło obrazek rodzajowy wcale zajmujący. Ona sama naprzód w czarnéj sukni siedząca w fotelu przy stole, na którym leżał świeżo widać zrzucony kapelusz, — znękana, odpoczywająca, wzruszona jeszcze przejażdżką i przechadzką, wśród któréj udało się jéj pochwycić barona, z lokami w tył odrzuconemi i przymrużonemu oczyma, zamyślona głęboko.<br>
{{tab}}Naprzeciw panna Elwira wesoła, roztrzpiotana, różowa, śmiejąca się i widocznie usiłująca rozbudzić starego Satyra, któremu już oczy się świeciły na ten wdzięk młodości rozkwitłéj, z jakim się popisywała przed nim zalotna dziewczyna. Oboje siedzieli na kanapie, a {{pp|ba|ron}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_99" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313{{!}}{{#if:99|99|Ξ}}]]|99}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ba|ron}} był niezmiernie rozochocony, rozdowcipowany, wymłodzony i zdawał się tak Elwirą zajęty, jak gdyby od pół roku przynajmniéj miłość w nim grała na temat jéj oczów symfonją odrodzenia.<br>
{{tab}}Matka, pod pozorem znużenia i osłabienia, nie przeszkadzała wcale rozrywce córki, która potrzebowała przecie czémś i kimś się zabawić. Znajdowała zresztą, że gdyby nawet baron chciał serjo zająć się Elwirą, — nicby przeciwko temu miéć nie można.<br>
{{tab}}Najbardziéj zdziwiony był Narębski, któremu na myśl nie przyszło, żeby go tu mógł zastać, a najkwaśniejsza stała się Elwira, bo jéj przeszkodzono w chwili stanowczéj, gdy kilką jeszcze pociskami spodziewała się barona u stóp swoich położyć.... Trafiło ci się może, szanowny czytelniku, na polowaniu, gdyś wystawszy darmo cały dzień na przesmyku, celował do przelatującéj sarny, że cię sąsiad pociągnął za ramię prosząc o tabakę? — w równie przykrém i drażliwém położeniu była panna Elwira. Nie mamy co taić, że szlachetną powodowana ambicją, na siwiejące {{pp|adoni|sa}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|adoni|sa}} nie zważając włosy, znajdowała go bardzo przyzwoitym na męża.... Myśl ta przyszła jéj niewiedziéć zkąd, i powiedziała sobie z tą roztropnością, która cechuje wyższe umysły:<br>
{{tab}}— Gdyby na kochanka to co innego, ale na męża! jest jeszcze bardzo dobrze — któż mi, mając starego męża, kochać się zabroni? Na takiego powszedniego szanownego małżonka wcale znośny, a bogaty i przecież taki baron.... bo jest niezawodnie baronem. ''Madame la Baronne! cela sonne convenablement!''<br>
{{tab}}Prawie tak samo rozumowała pani Samuela, choć się z sobą nie namawiały — ona dodawała tylko w duchu:<br>
{{tab}}— Tém lepiéj im się stary więcéj zapali i mocniéj do niéj przywiąże, starzy zawsze kochają trwaléj, goręcéj od młodych, a nie myślą o pokątnych miłostkach.... Elwira, kochane dziecko, zadziwia mnie rozsądkiem.... Wreszcie gdyby się jéj sprzykrzył nawet, gdyby potrzebowała dystrakcji.... o mój Boże!!!<br>
{{tab}}Nie dokończyła pani Narębska, ale koniec monologu jest zbyt do odgadnienia łatwy, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>byśmy potrzebowali łamać sobie głowę nad dopełnieniem jego.<br>
{{tab}}Gdy Narębski wszedł z Manią, panie obie przymrużyły oczy, aby poznać kto mu towarzyszył i przypatrywały się tém dłużéj, im mniéj sobie gościa życzyły.<br>
{{tab}}— A! a! a.... ten kochany Narębski! — zakrzyczał baron zbierając ręce i nogi porozrzucane w nieładzie, aby wstać z kanapy, — przecież cię oglądam! Musiałem aż sam tu przybyć, aby ci twoją dla mnie obojętność wymówić.... ''Ma foi! c’est impardonable!''<br>
{{tab}}— A! to pan Feliks! — zawołała chłodno pani Samuela, jakby mówiła: — Jakże nie w porę!<br>
{{tab}}— To papa! — szepnęła gryząc usta Elwira, — a! i Mania.... gość niespodziewany. Czy?... wszakże? z papą?<br>
{{tab}}— Tak jest! — cicho szepnęło dziewczę.<br>
{{tab}}Baron się ogromnie zmięszał, zobaczywszy i poznawszy nareszcie Manię, ale ją przywitał z nadzwyczajną, nadskakującą grzecznością, a gdy szedł ku niéj, rzekłbyś, że się na łyżwach ślizga, tak mu się nogi wyciągały.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Kwaśno jakoś zrobiło się Narębskiemu, ale już nie mógł uniknąć spotkania z baronem, i zebrał się na grzeczność, jakiéj dom wymaga po gospodarzu.<br>
{{tab}}— Ale cóż to Manię do nas sprowadza? — zapytała Elwira z przekąsem, — tak dawno, dawno, a dawno nie widziałyśmy się?<br>
{{tab}}— Ja ją sprowadzam, — rzekł głośno i umyślnie Narębski, — chciałem aby się co najprędzéj podzieliła z wami wiadomością o ważnéj zmianie, jaka zachodzi w jéj losie.<br>
{{tab}}— Aa! — wykrzyknęła podnosząc się nieco z fotelu pani Narębska.<br>
{{tab}}Baron zmięszany strasznie tarł siwowatą czuprynę i począł udawać, że nie słyszy. Elwira uśmiechnęła się jak po kwaśném jabłku.<br>
{{tab}}— Mania wychodzi za mąż, — dodał Narębski, — i przybyła prosić cię, kochana Samuelko, ciebie, coś dla niéj była tak długo matką i opiekunką, o błogosławieństwo....<br>
{{tab}}— O! o! papo! proszę już nie mówić nawet za kogo, ja zgadnę, — ze złośliwą intencją zawołała Elwira, — ja zgadnę.<br>
{{tab}}— I ja! — przerwała Samuela, — to tak łatwo.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No, to i ja! — dodał dowcipnie baron — a pozwólcie mi państwo, abym, choć obcy, pierwszy złożył u stóp panny Marji moje powinszowania i życzenia — ''mes souhaits les plus sincères''.<br>
{{tab}}Mania poczerwieniała jak wisienka, ale nie zlękniona lekceważącym głosem otaczających, podbiegła i rzuciła się do nóg pani Samueli, a z oczów jéj znowu łzy płynęły.<br>
{{tab}}Elwira tuląc chustką twarz, okrutnie się śmiała poglądając na barona. Baron krzywił się dla harmonji i niby także uśmiechał szydersko. Tymczasem pani Samuela poczuwszy potrzebę rozczulenia, schyliła się całując w głowę dziecię i poniosła batystowo-koronkową chusteczkę, ślicznie haftowaną, do zupełnie suchych oczów.<br>
{{tab}}— Więc tedy, — tupiąc nóżką szeptała Elwira, — pan Teoś Muszyński, pani Teosiowa Muszyńska! — W głosie jéj była ironja i trochę przekąsu. — Więc już po przyrzeczeniu i zaręczynach, a kiedyż ślub? ''c’est parfait!''<br>
{{tab}}I jakby najlepszym dowodem wielkiego tonu było szyderstwo, panna Narębska wciąż <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>śmiała się patrząc na Kopciuszka.... sama pani miała także pół uśmiechu na ustach, a baron choćby był wolał inną przybrać minę, musiał wtórować ironją lekką, aby nie pozostać w tyle od towarzystwa, tak dystyngowanie umiejącego szydzić z łez biednéj sieroty, z jéj nadziei, z jéj szczęścia — nawet w tak uroczystéj chwili.<br>
{{tab}}Nie dziwujcie się kochani czytelnicy téj ironji wielkich ludzi, na widok takiego małego szczęścia. Jest ona bardzo naturalną. Tak nieraz w czasie dożynków na wsi, gdy dla głodnéj gromady zastawiają wieczerzę, a państwo odchodzą na sutą kolacją do dworu — śmieją się niejedne śliczne usta z kwaśnych ogórków i razowego chleba, przygotowanych dla czeladzi.... Szczęście, bez karety, bez lokajów, bez pałacu, bez koronek, takie sobie płócienkowe i piechotą chodzące, musi się śmieszném wydawać tym, którzy więcéj dbają o fizjognomją szczęśliwości, niżeli o nią samą.<br>
{{tab}}Trzeba téż przyznać, że to jest szczęście powszednie, razowe nie pytlowane, — może ono zadowolnić dusze ciche i skromne, ale {{pp|ta|kich}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ta|kich}} umysłów wzniosłych, jak Elwiry i pani Samueli, nigdy!<br>
{{tab}}Mania wstawszy nie miała co z sobą robić, bo jéj nawet nie poproszono siedziéć, ale baron, któremu już tu wytrwać było ciężko między dwoma ogniami, szepnął na ucho Narębskiemu, prosząc go, czyby nie mogli pójść na cygaro.<br>
{{tab}}— A chętnie, — rzekł pan Feliks, i wynieśli się z salonu, ale w progu dogonił ich głos Samuelki.<br>
{{tab}}— Proszę barona nie zapominać, że czekamy go z herbatą.<br>
{{tab}}— ''O! Madame!'' — odparł przyciskając kapelusz do serca Dunder.<br>
{{tab}}Elwira ubodła go i przeszyła wzrokiem pełnym najsłodszych obietnic — zwodnica!<br>
{{tab}}W pokoju Narębskiego, baron rozrzucił się znowu wedle obyczaju swojego, jedna noga na fotelu, druga na kanapie, ręka za kamizelką u góry, druga we włosach.<br>
{{tab}}— O! jakże miłą i śliczną jest twoja panna Elwira! — rzekł z westchnieniem puszczając kłąb dymu do góry.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A? znajdujesz? — rozśmiał się Narębski, — nie można ci wierzyć nieszczęściem, boś bardzo łatwy dla kobiet i gusta masz widzę, zmienne. Dawnoż to ci się Mania tak podobała?<br>
{{tab}}— ''Ma foi!'' podoba mi się dziś jeszcze, nie przeczę ładna laleczka, ale panna Elwira, to wcale co innego, jaka powaga i dystynkcja! To kamień czystéj wody i wcale innéj wartości.<br>
{{tab}}— Dziękuję, — rzekł uchylając głowę Narębski, — jeżeli to dla uspokojenia sumienia mówisz, aby moje ojcowskie serce pogłaskać, nie forsuj się proszę.... Baronie, to mi zupełnie wszystko jedno.<br>
{{tab}}— ''Farçeur!'' — zaczął się śmiać stary, rozrzucając jeszcze bardziéj tak, że zdawało się, iż chce sobą jednym cały pokój napełnić, — ''va!'' Cóż chcesz żebym mówił? Jestem kobieciarz i wdowiec na wydaniu, bylebym zobaczył istotę piękną, miłą, dowcipną, głowa mi się zawraca.<br>
{{tab}}— Szczęśliwy! — rzekł Narębski wzdychając, — ty jeszcze jesteś na wydaniu! Nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span>żartujże proszę, i nie udawaj przedemną, ja cię nie zdradzę. Gdyby o tém panny wiedziały, obiegłyby cię i schrypłbyś do tygodnia śmiejąc się i motyskując z niemi, a wiem że masz reumatyzm i początki sciatyki....<br>
{{tab}}— Kto? ja? — z oburzeniem zgarniając rozrzucone członki i schwytując się krzyknął Dunder, — ja? Człowiecze! zdrowszego na świecie nie ma nademnie! Codzień się gimnastykuję i sto funtów podnoszę jedną ręką, nigdy w życiu lepiéj się nie miałem, czuję w sobie siły na sto lat! Któż ci powiedział o reumatyzmie i sciatyce?....<br>
{{tab}}— Nie wiem doprawdy! — odparł pan Feliks ruszając ramionami, — zdaje mi się, że to moje panie zkądś wzięły, bo od nich to słyszałem....<br>
{{tab}}Dunder pobladły padł na kanapkę, ale z oznaką smutku, bo zgarnięty cały i maleńki, jak nigdy nie bywał.<br>
{{tab}}Milczenie, które potém nastąpiło, przerwał śmiech Narębskiego nagły, dający znać, że sobie żartował z barona. Rozjaśniło się znowu oblicze Dundera i przejednany w wielkiéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przyjaźni wysunął się na herbatę, zabierając jak najgoręcéj smalić cholewki przy pannie Elwirze.<br>
{{tab}}Sądzimy wszakże, że wizerunku tych jesiennych miłostek mniéj mogą być ciekawi czytelnicy nasi i wolemy pójść za Teosiem, który w duszy się modląc i poglądając w niebo, biegł wprost do swojego nowego mieszkania, aby się w samotności szczęściem swém cieszyć i tkać przyszłość szczęśliwą.<br>
{{tab}}Rozkosz wewnętrzna, jakiéj doznawał, zmieszaną była wszakże z tęsknotą rzewną i niepokojem dusznym. Wszedłszy do swéj izdebki, nad któréj łóżeczkiem wisiał portret matki, przez biednego jakiegoś artystę odmalowany dla jéj dziecka przez wdzięczność, Teoś padł przed nim na kolana zalany łzami. Złożył ręce i wlepiwszy weń oczy, myślą przeniósł się w dni swojego dzieciństwa, w te chwile, gdy rozpaloną jego głową tuliły macierzyńskie dłonie. Zapomniawszy o całym świecie, jął w duszy mówić do cienia matki:<br>
{{tab}}— To tyś mi moje szczęście wymodliła, bo czyżem ja na nie zasłużył? Cóżem ja uczynił, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span>aby mi się tak niebiesko uśmiechnęło życie?... a! to zasługi twoje i twoje modlitwy, święta matko moja! Podajże mi rękę z niebios, opiekunko moja, abym nie upadł i nie oszalał od szczęścia. Ból ścierpieć, to może łatwiéj, nie dać się obłąkać pomyślności, trudniéj.... prowadź mnie swoim przykładem i wymódl opiekę. Biorę na moje ramiona los tego dziecięcia.... a! czy podołam obowiązkom, czy nie upadnę wśród drogi... matko moja, matko moja!<br>
{{tab}}Cały tak wieczór spędził patrząc na ten obrazek, na którym poczciwa kobiecina wystawioną była, przez początkującego znać artystę, z całą niewprawą i naiwnością talentu przebudzającego się zaledwie i usiłującego wiele, bo nieznającego miary sił własnych. Stała na tym kawałku płótna w bieli cała, tak jak bywała najczęściéj przy pracy, w białym czepeczku, z twarzą spokojną, uśmiechnioną, a tak rozczuloną, że zgadłbyś, iż gdy ją malowano patrzała na syna, myślała o dziecięciu.... Na jasnych bieliznach nie prócz dwóch szkaplerzy nie było widać, i na ręku miała tę {{korekta|srebną|srebrną}} wytartą obrączkę, którą Teoś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tego dnia oddał swéj narzeczonéj.... Długo patrzał syn, dumał, aż znużony wreszcie rzucił się po krótkiéj modlitwie na łóżko i w błogich usnął marzeniach.<br>
{{tab}}Najdziwniejsze postacie przesuwały mu się po głowie, i sen był dalszym ciągiem dnia, który go tylu napoił wrażeniami. Ale dziwnym skutkiem uczucia z jakiém zamknął oczy, same tylko czyste i wdzięczne widział przed sobą obrazy.... Manię w wianeczku ślubnym, Narębskiego błogosławiącego ich i jakieś nieznajome, święte, poważne oblicza, których tłum w końcu go otoczył do koła. Teoś znalazł się wpośród białych obłoków, piętrzących się jakby olbrzymie wschody ku niezgłębionéj wyżynie niebios, od których wielka biła jasność. Świata tego nie widział nigdy, ale czuł, że powinien był, stanąwszy na pierwszym białym obłoku, iść daléj a daléj ku górze. Siła jakaś ciągnęła go tam gwałtownie, chociaż czuł się niegodnym, wstydził, jakby był nagi, i tulił ręce drżące do piersi. Powieki wzbierały mu się łzami, serce biło gwałtownie.... Po obu stronach wschodów z chmur, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stały nieruchome, wielkie, jasne postacie owe nieznane, z któremi Teoś wszedł, sam niewiedząc jak w te strefy górne.... Ziemia mu znikła z oczów... Mleczna białość oblekała wszystko. Starcy z siwemi brodami w szatach śnieżystych, z założonemi na piersiach rękami, szeregiem otaczali wschody i widać było tysiące ich, malejących, ale wyraźnych, ginące aż gdzieś w niedoścignioném oddaleni blasku...<br>
{{tab}}Jedni z nich na białych powiewnych sukniach mieli krwawe znaki na sercu, inni krwawe przepaski na głowie, na rękach stygmata, na ustach piętna boleści.... tu i owdzie zza szeregów powiewała palma blada zielona, gdzieindziéj szeleściały cicho skrzydła anielskie.... Świat to był bezbarwny, prawie cały ze złota i bieli, ale w promieniach oblewających go, chwilami migały smugi jakby rzuconych świateł od drogich kamieni, różowe, zielone, niebieskie, fioletowe.... Cisza głęboka panowała dokoła, ale wśród niéj było jakby drganie fal od dalekiéj niepochwyconéj muzyki, wszystko ziemskie, rozpromienione, uduchowione, zlewało się tu w jakąś dziwnie {{pp|har|monijną}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|har|monijną}} całość. Muzyka zdawała się barwą, kolory przechodziły w tony.... złocista jasność spowijała wszystko i pochłaniała w sobie. Teoś szedł i czuł się lekkim, tak lekkim, że ogromne przelatywał przestrzenie, po chmurach, które z nim razem leciéć się zdawały, i chwiały się stojące po bokach szeregi starców i niewiast, i wszystko wirowało razem z obłokami ku górze....<br>
{{tab}}Coraz gorętsze ciepło dawało się czuć zewsząd, ale nie piekło w piersi, owszem rozgrzewało i wlewało siły. Nagle naprzeciwko idącemu młodzieńcowi, zdala od góry ukazała się spływająca postać biała, poznał w niéj matkę i upadł na kolana, aż się chmury pod nim zachwiały, a z chmurami całe zastępy duchów w bieli. W jednéj chwili ona stanęła przed nim. Tak, to ona była, matka, poznał ją, a jednak jakże niepodobna do tego obrazka i do tych wspomnień, jak majestatyczna, jak cudownie piękna i jak błogo spokojna..... Taż sama twarz ale ubłogosławiona, ta sama postać, ale ją niebo odmłodziło i opromieniło. Przyszła ku niemu i pochwyciła klęczącego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>za głowę, i poczęła całować w czoło.... błogosławiąc,... ale usta jéj poruszały się, a Teoś słów słyszéć nie mógł, jakby jego ziemskie ucho dźwięków tamtego świata pochwycić nie było godne.... spostrzegł tylko przy sobie Manię klęczącą obok, w zasłonie przejrzystéj, z pochyloną główką, z rozpuszczonemi włosami.... Matka dwie ręce rozdzieliła na dwa czoła i dwa na nich zrobiła krzyżyki. Potém zdjęła z palca pierścionek srebrny i oddała Mani.... zwróciła się ku Teosiowi, wzięła jego dłoń i połączyła ich ręce.... Ale w téj chwili z jasnéj złotéj postaci, poczęła się stawać przejrzystą, coraz bladszą, coraz bardziéj niepochwyconą i powiew wiatru uniósł ją od nich.<br>
{{tab}}Mania znikła. Teoś uczuł coś w ręku z tą myślą, że mu to matka oddała... ale rozpoznać nie mógł co trzyma, ściskał tylko w dłoni, a patrzał w górę.... Ale widzenie znikało całe, chmury zsuwały się w dół, coraz ciemniejsze, szafirowe, szare, sine, ciężkie i rozstąpiła się ostatnia, a chłopiec pod stopą uczuł twardą ziemię.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Trzymał jednak ciągle tajemniczy matki podarek.... i gdy się z krzykiem obudził, przeląkł się widząc, że ma w dłoni.... tylko ten lichy bilet loteryjny, który mu Drzemlik narzucił. Sen tak był piękny, że jeszcze nim oddychając, Teoś odrzucił zmięty kawałek papieru i co prędzéj zamknął oczy, aby przywrócić marzenie.... ale i sen i widzenie uciekły... i już nie usnął do rana....<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Zapomnieliśmy dotąd powiedziéć, że list który szanowny nasz znajomy pan kapitan Pluta napisał w chwili wyrzeczenia się świata i jego nieprawości, w godzinie upadku ducha, do dawnéj swéj przyjaciółki, pani jenerałowéj Palmer, — żadnéj dotąd nie otrzymał odpowiedzi. Pluta zrazu czekał na nią cierpliwie i z dobrą fantazją, potém coraz smutniejąc, ale wytrzymując stoicznie, choć go już dobrze złości brały, że został zbyty tak pogardliwém milczeniem, naostatek oburzył się i powiedział sobie, że nie można było zostawić rzeczy w takiéj niepewności i zawieszeniu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O! to tak znowu być nie może! Więc już mnie nawet szanowna Julka nie ma za godnego strachu i poszanowania nieprzyjaciela; traktuje mnie za bajbardzo.... To za wiele! Kapitanie! kapitanie! na co zszedłeś? na czém kończysz? ''Néc locus ubi Troja fuit!'' Bądź co bądź, tak rzeczy rzucić nie można, — dodał w duchu monologując z sobą, — ''fait ce que doit, advienne que pourra!'' Zyszczę co czy nie, ale przynajmniéj nagryzę niegodziwą Julkę.<br>
{{tab}}Skutkiem tego bodźca, jakiego mu dodała nienawiść i pragnienie choćby jałowéj zemsty, kapitan odzyskał trochę ruchawości dawniejszéj, wyszukał zaraz schronienie Mani, i wdarłszy się do niego, widzieliśmy jak się tu znalazł, piekąc swoją grzankę, a drugą przysposobiając dla nieprzyjaciółki.<br>
{{tab}}Wyszedłszy z domu Byczków, stanął na ulicy, uśmiechnął się do siebie, a słowa któremi się pochwalił, najlepiéj nam wytłumaczą cel tego kroku.<br>
{{tab}}— Otóż to jest co się zowie ślicznie, — rzekł powoli, — obgadałeś się sam przed sobą i ludźmi, Pluto, kochanie moje, jeszcze ty <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tak bardzo nie upadłeś jak ci się w pierwszéj chwili zdawało; paralitykiem nie jesteś, krok dzisiejszy tego dowodzi. Jest dyplomatyczny, jest co się zowie zręczny! Zrobiłeś sobie parę przyjaciół, któremi nigdy gardzić nie należy, a jenerałowéj bolesnego figla. Bo juściż, — dodał ciszéj mrużąc oko, — córka w tym gatunku płaczliwym i uczuciowym, jak ta Mania, spragniona macierzyństwa i serca, nie wytrwa żeby matki nie odszukała, nie zobaczyła i nie przyczepiła się do niéj, żeby jéj choć o błogosławieństwo prosić nie poszła, a ojciec tego rodzaju co p. Feliks, nie potrafi się oprzéć jéj zachceniu i musi ją tam poprowadzić, albo tamtę tu przywieść, jenerałowa będzie miała przyjemną do przebycia chwilę, to — ''ut sic''.<br>
{{tab}}W istocie rachuba była niezgorsza wcale, ale kapitan nadto się przechwalał, napadała go energja chwilami i odchodziła po chwili, nie wyszedł był ze swego charakteru, ale siły do działania przebierały się i czuł ich niedostatek. Myślał znowu długo i wahał się nim postanowił, niezadowolniony tą zemstą, dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niego bezkorzystną, obmyśléć inne środki dla siebie i nalegać przez Pobrackiego na jenerałowę. Dziwny, szczęśliwy traf dozwolił mu się domyśléć, że jenerałowa i pan mecenas byli z sobą w bliższych stosunkach, niżeli światu zdawać się mogło. Ta drogocenna dla niego wiadomość, przyszła mu niespodzianie przez Kirkucia, który zawsze po staremu niepomiernie bawara używał i niepoprawiony chodził pod Gwiazdę lub pod Kotwicę, do ogródka Piastowego lub Tivoli.<br>
{{tab}}Jednego wieczora p. Mateusz wzdychając właśnie nad marnościami świata, które mu piana piwa przypominała, popijał ów nektar odurzający do reszty słabą jego głowę, gdy ujrzał nieopodal człowieka, którego fizjognomja jakoś mu się wydała nie obcą i jakby już gdzieś dawniéj widzianą. Nie mógł sobie tylko przypomniéć zrazu, kiedy i gdzie ją spotykał.<br>
{{tab}}Był to {{korekta|gentlemann|gentleman}} dosyć przyzwoity, lecz widocznie świeżo wystrychnięty na swobodnego człowieka, pana siebie, bo zachował ruchy i obyczaj służebniczy, niedawno jeszcze z {{pp|li|berją}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|li|berją}} z pleców zrzucony. Jego surdut tabaczkowy, widocznie prany i odświeżony, rękawiczki jelonkowe, kapelusz na bakier, kolorowa chustka od nosa, dosyć starannie z tandety wybrane, leżały na nim i przy nim tak, że niedawnego w nie przystrojenia łatwo domyśléć się było można. Człowiek w nich jeszcze nie chodził, ale z nim chodziły. Oglądał się téż razwraz czy na niego patrzą i spozierał ciekawie ku zwierciadłom, które mu obraz metamorfozowany postaci jego wracały. Kirkuć po długich wysiłkach pamięci, która opieszale dosyć swą służbę odbywała w jego głowie, bo ją bawar odciągał i pasma jéj plątał, doszedł nareszcie, że próżne odbywając placówki w przedpokoju siostry, widział go tam właśnie w pasiastéj liberji i kawowych kamaszach.<br>
{{tab}}W istocie był to świeżo przez nią odprawiony lokaj, który się z Bzurskim pokłócił i przez niego został z miejsca wysadzony, gdyż kamerdyner zagroził, że sam ustąpi, jeśli zuchwałego chłystka, który mu chybił, nie odprawią.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Lokaj téż przypomniał sobie Kirkucia i po lekkim propedeutycznym ukłonie, poczęła się łatwo rozmowa, od któréj wcale się nie uchylał nowo emancypowany sługus, rad że sobie zrobi znajomość między ludźmi swobodnemi, a mocno podrażnion świeżą jeszcze przygodą, która go burzyła przeciwko jenerałowéj i Bzurskiemu. Chętnie więc zaczął pleść o nich, co Kirkuciowi w smak poszło. Postawił mu nawet butelkę przysiadłszy się do niego, bo nie był wcale dumny gdy mu o skórę chodziło, a czuł, że tu się czegoś pożytecznego będzie mógł dowiedziéć. Nauki Pluty w las nie poszły, Kirkuć głęboko niemi przejęty, postanowił, bądź co bądź, wybadać człowieka, którego mu los tak szczęśliwie nastręczył.<br>
{{tab}}— Oj to dom! — rzekł po chwili z goryczą lokaj, — oj! to dom.... nie ma co mówić.... jest się tam czego napatrzyć kto ma oczy, i nasłuchać kto ma uszy. A i ja tam dosyć widziałem, choć nie wszystko mówić się godzi.<br>
{{tab}}— No! no! ale tak.... między nami, — rzekł Kirkuć.<br>
{{tab}}— Dobre oni téż mają uszy, a ręce długie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzekł wzdychając lokaj, — straszno i teraz choć się człek z tych szpon wydostał. Sama pani, to kobieta.... to takiéj drugiéj nie ma na świecie, jéj ''minisztrem'' być — albo co. Cały świat ma ją za świętą.... ale co się wie to się wie!....<br>
{{tab}}— Na miły Bóg! cóż takiego? — spytał przysuwając się i dolewając piwa Kirkuć.<br>
{{tab}}— Bo dla czego, proszę ja kogo? ten famfaron, a chłopski syn Bzurski (bo to pewna rzecz, że jego ojciec był chłopem i matka prosta chłopka), dla czego, pytam ja się kogo, on tam tak znowu króluje? I cóż to za matedora? Dla czego on tam taki pan? bo milczy i nie widzi co nie potrzeba? Pani na to patrzy przez szpary, że on sobie romansuje z panną Adelajdą, a choćby i z kawiarką, że wino spija przy obiedzie i rejestra pisze jak mu się spodoba.... a on za to, proszę ja pana, milczy i od niego się nikt nie dowie co się w domu święci.... A myślą, że to już drudzy sobie oczów nie mają, albo tacy głupi, żeby się nic nie dowąchali. Czy to ja téż podedrzwiami <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jak on słuchać nie umiem, albo i przez dziurkę patrzeć, proszę ja kogo?<br>
{{tab}}— Ale cóż tam zobaczyć i podsłuchać, kiedy to kobieta z kamienia, — rzekł Kirkuć.<br>
{{tab}}— O! tak, z kamienia jak potrzeba, a z żywego ciała jak zechce i kiedy ludzie nie patrzą. Umie ona taką być, proszę ja kogo, jak jéj potrzeba, a tak sobie delikatnie romansuje, z tym adwokatem choćby, jak p. Adelajda z Bzurskim. Co się wie, to się wie! tylko że człowiek gadać nie chce.<br>
{{tab}}— Z adwokatem? z Pobrackim? — spytał gorąco chwytając go za rękę podziwienia pełen Kirkuć, — ależ on wygląda jak oskrobana głowa kapusty?<br>
{{tab}}— No! to już jak komu do gustu!<br>
{{tab}}Otóż jakim dziwnym sposobem Kirkuć doszedł wielkiéj tajemnicy i mnóstwa szczegółów pomniejszych z nią będących w związku, i tegoż wieczora, gdy mu język mocno świerzbiął, poleciał zaraz zwierzyć się Plucie, który go dobrze wybadał, rozważył, wąsa pokręcił i rzekł tylko enigmatycznie:<br>
{{tab}}— Jesteśmy na dobréj drodze.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nazajutrz zaraz kroczył do Pobrackiego z osnutym w ciemnościach nocy planem i tak dobrze a cierpliwie do drzwi jego kołatał, że choć go kilka dni wodzili, odkładając posłuchanie od rana do wieczora a od wieczora do rana, w końcu został dopuszczony do przybytku.<br>
{{tab}}W parę dni po owéj bytności u Byczków, dostąpił szczęśliwie oglądania oblicza, które nie łatwo się komu ukazywać raczyło. Zastał wielkiego legistę jak zawsze, po Napoleońsku stojącego przy biórku, dla tego aby przybyłych nie był zmuszony prosić siedziéć; z ręką założoną za {{korekta|surtut|surdut}} szczelnie i surowo zapięty, z drugą opartą na stosie papierów, w postaci wyraźnie zdającéj się mówić że nie ma czasu, i dającéj do zrozumienia, aby przybyły spieszył się z interesem i odchodził.<br>
{{tab}}Ujrzawszy Plutę, Pobracki skrzywił się znacząco — kapitan na opak był słodki i miły jak lukrecja, kłaniał się nizko, stąpał z pokorą, dusił kapelusz w obu rękach, jakby siebie i wszystko co jego było, chciał zmniejszyć w obliczu tak wielkiego człowieka.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pan dobrodziéj może mnie sobie nie przypominasz? — zapytał kapitan.<br>
{{tab}}— Owszem! — sucho odparł mecenas.<br>
{{tab}}— Miałem honor widziéć się z nim w dosyć nieprzyjemnych okolicznościach, z powodu przykréj sprawy brata pani jenerałowéj Palmer, a mojego nieszczęśliwego przyjaciela, pana Mateusza Kirkucia, fizycznie i moralnie po trosze ułomnego, ale przytém najlepszego w świecie człowieka.<br>
{{tab}}— Pan masz jaki interes? — zapytał surowo przerywając Pobracki.<br>
{{tab}}— Krótki, drobny i mało znaczący, — odparł kapitan pokornie się przełamując na wpół. — Wiadomo zapewne panu dobrodziejowi, że mnie niegdyś łączyły z p. jenerałową bliższe stosunki.... nie pokrewieństwa jak Kirkucia, ale tak niemal ścisłe jak one, nieszczęściem mniéj trwałe. Czas i okoliczności je zerwały. Miałem wówczas zręczność nieraz pani Palmer, a ówczesnéj jeszcze tylko pięknéj Julji, być użytecznym i po trosze miałbym prawo odezwać się wzajem do jéj serca, gdy fortuna postawiła ją dziś na wyższym, a mnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na jednym z ostatnich szczeblów drabiny społecznéj; co nie przeszkadza bym jeszcze się kiedy wyżéj nie dodrapał.... Otóż pisałem do Palmer, prosząc ją, aby mi teraz wzajem dopomogła, a dotąd nie odebrałem żadnéj odpowiedzi.<br>
{{tab}}— Ja o tém nic nie wiem! — rzekł sucho Pobracki.<br>
{{tab}}— Ja właśnie przychodzę prosić pana dobrodzieja, abyś był łaskaw o to się dowiedziéć, bo ja się sam nie chcę jenerałowéj naprzykrzać.... i dokładam byś raczył się za mną wstawić.<br>
{{tab}}— Tak!.... ale ja tych spraw nie znam.... to rzecz prywatna.... nic zresztą nie mogę, pani jenerałowa ma swoją wolę.<br>
{{tab}}— Tak! ależ pan dobrodziéj, — wykrzyknął Pluta mrugając wąsem i okiem, — pan jest nietylko jéj doradzca, ale przyjaciel najlepszy, najbliższy, pan, w którym ona całe swe złożyła zaufanie.<br>
{{tab}}— Ale proszę pana! ja jestem doradzca prawnym tylko.<br>
{{tab}}Pluta zamilkł, przygryzł wargi i umyślnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dla wypróbowania Pobrackiego począł się uśmiechać szydersko.<br>
{{tab}}Pan Oktaw był najpewniejszym, że tajemnica jego bliższych z jenerałową stosunków nikomu znaną być nie może, trochę się zmięszał mimo woli, ale opamiętał zaraz.<br>
{{tab}}Pluta jednak pochwycił to drgnienie muskułów twarzy i nabrał pewności.<br>
{{tab}}— Czyż tylko doradzcą, a nie przyjacielem od serca jesteś pan dobrodziéj? o nie! temu nie wierzę! — przerwał kapitan.<br>
{{tab}}— Mam szczęście dosyć dobrze i łaskawie być widzianym przez jenerałowę, ale, — szepnął pan Oktaw, — ale w sprawy, które do mnie nie należą, mieszać się nie mogę.<br>
{{tab}}— To tylko skromność wrodzona panu dobrodziejowi, nie dozwala mu przyznać jak w istocie jest, o czém ludzie, choć nie wszyscy, doskonale wiedzą, że pan więcéj jesteś niż doradzcą życzliwym.<br>
{{tab}}I powtarzając po dwakroć z naciskiem te słowa, Pluta wywołał wreszcie rumieniec na bladą twarz i małe, ale widoczne zniecierpliwienie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Racz pan mnie wysłuchać, — rzekł Pluta poufaléj, widząc że lekarstwo skutkuje, — nie zapieraj się, bo świat wszystko wie i dowiaduje się wszystkiego, wszystkiego powiadam panu, sam tego doświadczyłem na sobie. Raz, ja który to panu mówię, człowiek ułomny, miałem taki wypadek, żem w najniewinniejszéj myśli, o mroku, pocałował w czoło żonę mojego przyjaciela. Byliśmy sam na sam, żywéj duszy, cisza w koło, trochę ciemno w salonie, nikomum się z tém nie chwalił, bo nie było z czego, tak dużo mąki na wargach mi zostało. Cóż WPan dobrodziéj powiész na to? w tydzień czy dwa, całe miasto o tém szeptało. Nie powiadam, żebyś WPan dobrodziéj miał w czoło panią jenerałowę Palmer całować, nie twierdzę, daleką jest ta myśl zuchwała odemnie, ale to pewna, że gdyby tam między państwem cokolwiek ściślejsza zawiązała się przyjaźń, jedném ręki ściśnieniem objawiona, wkrótce o tém będzie wiedziało miasto całe. Tymczasem twierdzą ogólnie, iż bliskie i serdeczne stosunki łączą państwa z sobą — na cóż się tego zapierać? Wznieca się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zaraz podejrzenie, iż tam coś ukrywać potrzeba. Czy ta przyjaźń ciepła, gorąca, zimna, blada czy różowa, nie śmiem robić przypuszczeń, ale że ona jest, to się wié. Każdy zresztą wykłada to po swojemu, ja się wstrzymuję od komentarzów, a to wiem, że jeśli nie ma nic, to się pan nie obawiając podejrzeń, wahać nie będziesz uczynić coś dla mnie. Zresztą gadać nie lubię, jestem dyskretny, i mam nadzieję, że moje umiarkowanie życzliwością odpłaconém mi będzie.<br>
{{tab}}Skończył Pluta i spojrzał na Pobrackiego, który bladł, czerwieniał, trząsł się, ale stał jak posąg i nie dawał po sobie poznać ile cierpiał; udawał że nie rozumie.<br>
{{tab}}— Darujesz mi pan, — rzekł, — ale tych alluzji nie pojmuję, pani Palmer jest mi dosyć życzliwą, miałem może zręczność zasłużyć na jéj zaufanie, zresztą nie wiem nawet coś mi pan chciał dać do zrozumienia.<br>
{{tab}}— Obszerniéj i jaśniéj na dziś tłumaczyć się nie chcę, — rzekł Pluta, — ''sapienti sat'', ale mam nadzieję, że sprawa, którą łaskawéj jego opiece powierzam, pójdzie dobrze. Pani <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jenerałowa pozbędzie się mnie, gdyż wyjadę i mam mocne postanowienie oddalić się z Warszawy, która się na mnie, jak na wielu innych znakomitościach, poznać nie umiała.... ''Ingrata patria! non habebis ossa mea!'' Ale stara to prawda, że nikt prorokiem u siebie.... Do nóg upadam.... i proszę raz jeszcze.... nie zapominać o pokornym słudze....<br>
{{tab}}— Ja za nic nie ręczę, — rzekł zmięszany Pobracki, — ale starać się nie omieszkam....<br>
{{tab}}— Już bylebyś pan się starał, jestem spokojny, — odparł kapitan, — a na to słowo honoru daję, że natychmiast wyjeżdżam i stanowczo żegnam kraj i państwa wszystkich.<br>
{{tab}}Skłonili się sobie grzecznie i na tém się skończyło.<br>
{{tab}}Kapitan odchodząc, szyderskim wzrokiem bazyliszka przeszył do głębi prawnika.<br>
{{tab}}Po wyjściu Pluty Pobracki wybiegł zapowiedziéć aby nikogo nie wpuszczano, a sam padł na krzesło, przerażony jakby ukazaniem się szatana. On, który życie całe pracował na pozyskanie sobie nieposzlakowanéj sławy, ów wzór surowości obyczajów i prawości, {{pp|wysta|wiony}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wysta|wiony}} nagle na szyderstwo ludzi, na zwycięzkie uśmiechy tych, których gromił dotąd z wysokości cnoty!.... Było się czego ulęknąć, zaprawdę! Poty zimne nań uderzyły, powiódł ręką po czole i postanowił, z niezwykłą sobie żywością, jechać natychmiast do pani Palmer, aby się z nią rozmówić stanowczo. Miał ku temu i inną przyczynę, od dni bowiem kilkunastu i wprowadzenia do jéj domu Abla Huntera, jakoś coraz mniéj był rad z fizjognomji, którą stosunek cioci do siostrzeńca przybierał. Ale ile razy wspomniał o tém ostrożnie, jenerałowa się uśmiechała i białą podając mu rączkę, odpowiadała:<br>
{{tab}}— Cóż ci się śni? zazdrość!.... to dzieciak.....<br>
{{tab}}Wszakże ten dzieciak coraz się lepiéj rozgaszczał w domu, coraz w nim częściéj przesiadywał, Pobracki schodził go wieczorami w salonie sam na sam z panią Palmer i z mowy młodego trzpiota mógł miarkować, że coraz byli bliżéj z sobą. Nie przypuszczał on lekkości zbyt daleko posuniętéj w kobiecie tak poważnéj i tak bardzo starszéj od hr. Abla, że matką jego byćby mogła, ale go to jednak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mimowoli niepokoiło. Kuzynostwo i interesa nie dosyć mu to tłumaczyły, obawa o proces i chęć zapobieżenia mu, zdały mu się za daleko posunięte.<br>
{{tab}}Pragnął więc stanowczo się rozmówić tą razą i parę razy już odprawiony ode drzwi w sposób dosyć podejrzany przez Bzurskiego, pod pozorem że pani w domu nie było, choć czuł, że nie mogła wyjechać i paltot p. Abla niby przypadkiem w przedpokoju zapomniany, różne myśli nastręczał: — poczynał się trochę niecierpliwić.<br>
{{tab}}— Ale to być nie może! — mówił sobie w duchu, — niesłusznie ją podejrzewam! to się nie godzi!<br>
{{tab}}Wybrał się więc natychmiast do jenerałowéj, gdy niespodzianie sprawa wielkiéj wagi stanęła na przeszkodzie i zabrała mu resztę poranku, potém musiał spocząć i przeczekać obiadową porę, tak, że dopiero o zmroku stanął u drzwi pani Palmer nie bez bicia serca, bo mu jeszcze szyderskie słowa Pluty w uszach brzmiały.<br>
{{tab}}W przedpokoju zastał Bzurskiego, który <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z rękami na żołądku założonemi, w postawie ubłogosławionego, drzemał spokojnie po obiedzie i z widocznym złym humorem podniósł się widząc przybywającego natręta, który mu przerywał drzemkę, spojrzał nań ziewając, a na zapytanie:<br>
{{tab}}— Czy pani w domu? — z jakiémś wahaniem złowrogiém mruknął:<br>
{{tab}}— Tylko co wróciłem, nie wiem dobrze, trzebaby się dowiedziéć.<br>
{{tab}}Pobracki, który dawniéj bez oznajmienia przygotowawczego wchodził i wstęp miał zawsze otwarty, surowém odpowiedziawszy wejrzeniem, nie powtarzając już zapytania, wszedł nie opowiadając się do salonu.<br>
{{tab}}Jenerałowéj nie było tu w istocie, ale z drugiego pokoju dochodziły dwa głosy, z których jeden wesoły i śmiejący się, łatwo było poznać jako Abla Huntera, drugi cichy i melancholijny, widocznie należał do jenerałowéj. Pobracki mocno zmięszany, cicho począł kroczyć ku drzwiom, bo go jakaś zazdrość ubodła, ale wprędce pomiarkowawszy się, {{pp|odkaszl|nął}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odkaszl|nął}} i dał o sobie znać głośnym chodem po salonie.<br>
{{tab}}Posłyszawszy go jenerałowa, wyszła zaraz szybko z gabinetu nieco pomięszana, lecz ochłonęła prędko i podała mu rękę, wskazując mrugnieniem oczów, że nie była sama i niby z niechęcią dając mu poznać, że ją naprzykrzony kuzynek nudził....<br>
{{tab}}Za nią zaraz wyjrzał poufale hr. Hunter, a zobaczywszy Pobrackiego, począł się śmiać głośno i witać go jakby we własnym domu.<br>
{{tab}}Pobracki był poważny i milczący, ukłon oddal zimno i kilka słów szepnął o pilnym interesie.<br>
{{tab}}— A! jeżeli interessa są, — przerwał Hunter żywo z za ramienia gospodyni, — to ja państwa opuszczę i pójdę sobie gdzie na cygaro.<br>
{{tab}}— Nie mamy nic pilnego, — odparła zwracając się ku niemu pani Palmer, młodemu chłopcu dając oczyma do zrozumienia, że te interesa wcale nie w porę przyszły ją nękać.<br>
{{tab}}Mimo to nieme zapewnienie, Hunter wziął za kapelusz, odwiódł ją na chwilkę do {{pp|gabi|netu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|gabi|netu}}, szepnął coś po cichu i śmiejąc się wybiegi do salonu. Tu podał rękę Pobrackiemu, który milczał jak posąg oczekiwania i wyszedł, przede drzwiami włożywszy kapelusz bez ceremonji.<br>
{{tab}}Sposób jego obejścia się z jenerałową i rozgoszczenie poufałe w tym domu, nie uszły wprawnego oka p. Oktawa, który się smutnie namarszczył.<br>
{{tab}}P. Palmer jak gdyby ciężar jaki spadł z ramion, gdy wyszedł nareszcie Hunter i zlekka wzdychając zasiadła na kanapie, oczekując aby prawnik rzecz, z którą przyszedł zagaił. Zwykle pogodne jéj czoło, jakaś marszczka frasunku sfałdowała.<br>
{{tab}}P. Oktaw téż milczał długo nim przyszedł do słowa, i nie rychło odezwał się zwolna:<br>
{{tab}}— Nie śmiałbym nigdy występować z takiém pytaniem, — rzekł, — gdyby nie obowiązki, jakie na mnie szczera dla niéj przyjaźń wkłada, ale, droga pani...<br>
{{tab}}— Mówże śmiało! co tam tak strasznego? spytała chłodno jenerałowa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Doprawdy, ciężko mi to jakoś powiedziéć przychodzi....<br>
{{tab}}— Ciężko? mnie? staréj i dobréj znajoméj? jakże mnie pan krzywdzisz!.... Mówże śmiało, proszę....<br>
{{tab}}— Powiem otwarcie.... Zaczynam być niespokojny o Abla Huntera.<br>
{{tab}}— Jakto? cóż to? dla czego? nierozumiem.<br>
{{tab}}— Pani go oczarowała! on sobie doprawdy nadto u niéj pozwala.<br>
{{tab}}— O! zlituj się! krewny! Zresztą, wszak zgodziliśmy się na to, że tak było potrzeba.... dla sprawy....<br>
{{tab}}— Tak, do pewnego stopnia.... ale....<br>
{{tab}}— To téż, jest to do pewnego stopnia, — rozśmiała się chłodno kobieta, rzucając nań ukradkiem badające spojrzenie.<br>
{{tab}}— Ale, czy nie zawiele już tego? czy nie byłoby już dosyć tych czarów, bo młokos może przebrać miarę, może mu się uroić....<br>
{{tab}}Pani Palmer poczęła się uśmiechać dobrodusznie.<br>
{{tab}}— O! o! byłżebyś pan o tego dzieciaka zazdrosnym? — odezwała się powoli.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ja? ale jakież mam prawo? — wybąknął smutno Pobracki, — chyba to, jakie mi daje wielka i gorąca przyjaźń dla niéj. Boję się ludzi, oczów i języka świata.<br>
{{tab}}— A! a! dajże pokój! to troskliwość zbyteczna, któż mnie o niego posądzać może?<br>
{{tab}}— No! ja pierwszy.<br>
{{tab}}— To mi sobie wytłumaczyć łatwo z pewnego względu, choć zkądinąd dziwię się, że mnie pan masz za tak lekką... To dzieciństwo.<br>
{{tab}}Zamilkli, bo jenerałowa przybrała dumną postawę kobiety nieco obrażonéj, i poczęła niecierpliwie rwać koniec swéj chustki.<br>
{{tab}}— Zobaczysz, — rzekła, — jak mi to pomoże do processu; już hr. Abel po raz drugi pisał do familji nalegając o układy, skończemy niechybnie zgodą....<br>
{{tab}}— A potém? — zapytał Pobracki.<br>
{{tab}}— No! a potém! dam mu pieniędzy na drogę i pojedzie sobie, — przerwała kobieta po cichu, — nie mówmy o tém, bo doprawdy nie ma o czém....<br>
{{tab}}Pobracki zamilkł, mimo to jednak widać <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>po nim było, że wcale go tłumaczenie nie uspokoiło.<br>
{{tab}}— Jeszcze jedno, — rzekł, — kapitan Pluta.... męczy mnie....<br>
{{tab}}— A! znowu ten nieznośny awanturnik, — zawołała pani Palmer, — prawda! przypominam sobie, pisał do mnie, nie odpowiedziałam mu nic, sama nie wiem co z nim począć — nadużywa mojéj cierpliwości.<br>
{{tab}}— Trzebaby go zagodzić, dać mu co odczepnego, — odparł Pobracki, — wszak ma wyjechać.<br>
{{tab}}— A potém? — spytała jenerałowa trochę szydersko.<br>
{{tab}}— Da się mu pieniędzy na drogę i pojedzie sobie, — odpowiedział w tenże sposób Pobracki.<br>
{{tab}}— Gdyby kiedykolwiek dotrzymał słowa i zrobił co obiecuje!<br>
{{tab}}— Więc lepiéj dopuścić zemstę i skandal?<br>
{{tab}}— Ale {{korekta|nie.|nie,}} — zawołała niecierpliwiąc się kobieta i pocierając czoło jak gdyby ją głowa boléć zaczęła, — sama prawdziwie nie wiem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>co z nim zrobić, trzeba mu coś obiecać, zwlekać, targować się.<br>
{{tab}}— A potém? — przerwał Pobracki znowu.<br>
{{tab}}— No! to radźże mi pan, ja już nic nie wiem, — odparła nagle wybuchając kobieta, — będę posłuszną.<br>
{{tab}}Widocznie jakoś dziś się zrozumiéć nie mogli i oboje poglądali na siebie niedowierzająco.<br>
{{tab}}— Gdybym rzeczywiście miał radzić, — odezwał się powoli prawnik, — życzyłbym korzystać z dobrych usposobień tego łotra, z jego potrzeby i niedostatku, opisać go jak węża, opłacić i pozbyć się raz na zawsze....<br>
{{tab}}— Sądzisz, że się takich ludzi kiedykolwiek pozbywa? — zapytała jenerałowa szydersko, — o! znam ich! myślisz, że dotrzyma słowa! że pojedzie, że jutro go znów na mojéj drodze nie spotkam z groźbą lub wymaganiem? A! doświadczyłam tego człowieka i wiem ile na jego słowa rachować można.<br>
{{tab}}— Jakto? więc pani nie chcesz nic uczynić dla niego? trzebażby przecie coś postanowić? rzekł prawnik.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale WPan mnie nie rozumiész doprawdy, — kwaśno odezwała się kobieta, — takim ludziom trzeba tą monetą płacić, jaką oni innym dają, trzeba zwlekać, uwodzić, nie drażnić, zbywać, zwłóczyć, nudzić....<br>
{{tab}}— Więc cóż mu odpowiedziéć? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Że chętniebym mu ofiarowała pomoc, ale teraz nie jestem w stanie — niech poczeka.<br>
{{tab}}— Ależ on czekać nie może!<br>
{{tab}}— Będzie musiał; czekając doczekamy się czegokolwiek.... pan wiész bajkę o ośle, którego obowiązano się nauczyć mówić?<br>
{{tab}}Pobracki zamilkł, jenerałowa sucho i dziwnie śmiać się zaczęła.<br>
{{tab}}— Nie poznaję pani {{korekta|dobrawdy|doprawdy}}, — rzekł, — z takim człowiekiem jak kapitan nic się nie zyskuje na zwłoce, nędza go przyprowadzi do ostateczności.<br>
{{tab}}— A! to niech sobie robi co chce! — odezwała się jenerałowa dosyć obojętnie, — to mi wszystko jedno!....<br>
{{tab}}Pobracki spojrzał zdziwiony.<br>
{{tab}}— Albo nie! — dodała, — przyślij mi go <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pan tu, choć się nim brzydzę jak gadem, sama się z nim rozmówię.<br>
{{tab}}Kończąc te słowa z nerwowym wymówione pośpiechem, szarpnęła chustką jakby rozedrzéć ją chciała, zacięła usta nagle, łza gniewu zakręciła się w jéj oku.<br>
{{tab}}Prawnik zamilkł i rzekł tylko spokojnie:<br>
{{tab}}— Zapewne tak będzie najlepiéj, jednak nie życzę go drażnić.<br>
{{tab}}Jenerałowa ruszyła ramionami tylko.<br>
{{tab}}— Zostaw mi to pan, — zawołała, — nie troszcz się wcale, potrafię go uchodzić.<br>
{{tab}}Pobracki powinien był odejść, zawahał się wszakże, tkwił mu w sercu Hunter, miał jakieś bolesne przeczucia, obawiał się wspomniéć o nim. Pani Palmer wydawała mu się nad wyraz i nadzwyczaj zimną, sztywną, zobojętniałą nagle dla niego. Szukał jéj wejrzenia i spotykał wzrok, który go widocznie unikał, wyzywał czulszego wyrazu, odpowiadano mu znużeniem i prawie niecierpliwością nie tajoną.<br>
{{tab}}— Nicże mi pani więcéj nie ma do rozkazania? — spytał wreszcie zabierając się odejść, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nic do powiedzenia? — dodał ciszéj z wyrazem smutku.<br>
{{tab}}— Nic, mój drogi panie Oktawie, — wycedziła z wysileniem kobieta, — proszę cię tylko bądź spokojniejszy o Huntera, to {{korekta|śmiesność|śmieszność}}, za którą miałabym się prawo obrazić, widzę z twego humoru, z postawy odgaduję, że jesteś o niego niespokojny. Czyż się to godzi?<br>
{{tab}}— Ale nie! — przerwał rumieniąc się Pobracki, — zdało mi się, czuję, widzę żeś pani dla mnie się zmieniła — naturalnie, różne myśli przyjść mi musiały do głowy.<br>
{{tab}}— Panie Oktawie! — odezwała się z cichą wymówką jenerałowa, — po tylu dowodach życzliwości, wątpić o mnie — a! to nie do darowania!<br>
{{tab}}I podała mu rękę, którą Pobracki ucałował z uczuciem, pochyliła czoło białe, na którém złożył pocałunek, a potém jakby jéj było pilno, ścisnęła go za rękę i pożegnała prędzéj niż się spodziewał. Pobracki był ukołysany, odszedł zupełnie spokojny, marząc znowu o <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przyszłości — ona wybiegła jakby jéj było pilno się go pozbyć.<br>
{{tab}}Ale jeszcze nie miała czasu się zamknąć w gabinecie, gdy Bzurski nadbiegł z biletem w ręku, oznajmując natrętną wizytę.<br>
{{tab}}— Ten pan, — rzekł podając kartę, — prosi aby choć na chwilę mógł się widziéć, prosi bardzo.<br>
{{tab}}Jenerałowa spojrzała na nazwisko, wyczytała nazwisko Narębskiego i niecierpliwa zatrzymała się chwilę.<br>
{{tab}}— Mówiłeś że jestem w domu?<br>
{{tab}}— Spotkał wychodzącego pana mecenasa.<br>
{{tab}}— Prosić do salonu.<br>
{{tab}}Machinalnie poprawiła loki, obciągnęła chustkę czarną, przybrała postawę surową i powolnie wyszła.<br>
{{tab}}Pan Feliks stał zmięszany, z kapeluszem w ręku, w pośrodku tego smutnego pokoju, który się zwał salonem, i spoglądał na portret p. jenerała w zamyśleniu bezmyślném, ale posłyszawszy szelest sukni i postrzegłszy jenerałowę, która go przywitała z daleka, aby uniknąć bliższego powitania, cofnął się parę <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kroków, jakby pierwszą myślą jego było uciekać. P. Palmer nie zwracając na ten ruch uwagi, zajęła miejsce na kanapie i wskazała mu fotel.<br>
{{tab}}— Darujesz mi pani, — rzekł Narębski, — ale tą razą nie winienem, że się jéj naprzykrzam, nie byłbym nawet w wypadku, który mnie tu sprowadza nachodził ją z prośbą, gdyby nie konieczność. Biedna sierota, domyślisz się pani o kim mówię, skutkiem wygadania się kapitana Pluty, wie, że ma matkę, błaga i prosi, aby raz ją widziéć mogła, tylko raz nim przystąpi do ołtarza.<br>
{{tab}}— A! idzie za mąż? — spytała zimno matka.<br>
{{tab}}— Tak jest pani, za ubogiego ale poczciwego chłopaka.<br>
{{tab}}— Pan ich ztąd zapewne wyprawiasz?<br>
{{tab}}— Ja, nie wiem co z sobą poczną. — Raz, tylko raz, chce upaść do nóg nieznanéj matce i prosić ją o błogosławieństwo....<br>
{{tab}}— A! i pan mnie wystawiasz w obec niéj na takie położenie, a w przyszłości dajesz jéj prawo wiecznego znęcania się nademną! — zawołała pani Palmer. — Godziż się to? nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dosyć że się téj przeszłości pozbyć nie mogę... tego niegodziwca.... ciebie panie Narębski.... jeszcze chcecie rzucić mi ją na ramiona, abym ciężar nie mojego grzechu, tak jest nie mojego, — powtórzyła, — dźwigała na zawsze! A! to się nie godzi! to okrucieństwo!<br>
{{tab}}Narębski był przybity.<br>
{{tab}}— A! pani, — rzekł zimno, — możeż się to nazywać ciężarem?<br>
{{tab}}— Ale nim jest.... ale ja jéj nie znam, ja tego wszystkiego nie chcę, wyrzekłam się, nie mogę.... To dziecko! jest to dla mnie narzędzie okrutnego męczeństwa.... to rzecz niegodziwa!<br>
{{tab}}— Pani, przyciśnij ją do piersi raz, pobłogosław, a więcéj ci się nie pokaże.... tego matka przynajmniéj odmówić jéj nie powinna.<br>
{{tab}}Jenerałowa uśmiechnęła się z goryczą, pokiwała głowa.<br>
{{tab}}— Tak.... znam to... Więc czegóż chcecie? — zawołała żywo, — abym wam oddała ostatek tego co mam, ostatek mienia, spokoju, godzin pokuty i ciszy? Chcecie mi wydrzéć wszystko, zmusić bym cierpiała? mówcie otwarcie... zniosę... com powinna... karzcie mnie i smagajcie...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wyrzekła to z taką goryczą, ale razem z tak gwałtownym gniewu wybuchem, że Narębski stanął osłupiały i przybity.<br>
{{tab}}— Ja nic nie chcę, — rzekł z godnością, — ale dla dziecka błogosławieństwa, jeśli nie serca to formy, wymagam, żądam go i nie odstąpię. Nie winienem temu że wié o matce, bom przed nią taił jéj życie, woląc by się sądziła sierotą. Stało się to mimo woli mojéj, na łzy dziecka patrzéć nie mogę. Żadnych ofiar nie przyjmie ona, ani ja, ale krzyża na czole w drogę życia, nie możesz jéj odmówić... a potém... bądź zdrowa na wieki — nikt, ona ani ja nie staniemy na drodze twych tryumfów.... Idź szczęśliwa! idź! bogdajbyś u wrót innego świata nie wyciągnęła próżno z łoża boleści rąk do twojego dziecięcia!<br>
{{tab}}Jenerałowa wysłuchała tych słów wymówionych z uniesieniem, zimno i niecierpliwie, czuła się tylko podrażnioną.<br>
{{tab}}— Nie chcę żebyś pan tu z nią przyjeżdżał, — rzekła, — dokąd mam przybyć i kiedy, aby spełnić jego wolę?<br>
{{tab}}Narębski się zastanowił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zbądźmy to, — rzekł, — bo mi się serce drze i krwawi; jutro przyjadę po panią, pojedziesz ze mną o mroku.... więcéj nie żądam.<br>
{{tab}}Jenerałowa się udobruchała nieco.<br>
{{tab}}— Gotowa jestem, — dodała, — uczynić coś dla niéj, co będę mogła, niewiele....<br>
{{tab}}— Nic! nic! — zakrzyczał Narębski, — udawaj tylko matkę, kłam że masz serce, daj łzę choć sfałszowaną.... to będzie dosyć, — dodał z dumą, — więcéj, gdyby ona z głodu konała a ja z rozpaczy, od ciebie byśmy nie przyjęli — nic!<br>
{{tab}}Rzucił ręką i nie żegnając się wyszedł.<br>
{{tab}}— Cóż to za scena tragiczna? — zawołał z tyłu hr. Hunter, który na ostatnie wyrazy wszedłszy przez drzwi od głębi, wsuwał się do salonu właśnie gdy Narębski zamykał za sobą z trzaskiem podwoje.<br>
{{tab}}Pani Palmer jeszcze nie ochłonąwszy z wrażenia, zebrała przytomność i podeszła ku niemu śmiejąc się z przymusem.<br>
{{tab}}— A! to te nieszczęśliwe interessa! {{korekta|rzekła.|— rzekła.}}<br>
{{tab}}— Ależ to jakiś patetyczny processowicz! — zawołał Abel, który wszystko w śmiech <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>obracał. — Ciociu królowo! jakże on nudzić cię musi!<br>
{{tab}}— Śmiertelnie! dziecko moje, — odparła padając na fotel Palmerowa, — dziś bo dzień nudów i przykrości.<br>
{{tab}}Twarz jéj malowała w istocie doznane przykre wrażenia, Hunter wziął to za assumpt do pocieszania i nieopierającą mu się rękę pochwycił w obie dłonie.<br>
{{tab}}— Ciociu królowo! — rzekł, — nie trzeba tak brać ludzkich głupstw do serca, jak ciebie kocham! zapomniéć zresztą, że jest więcéj na świecie ludzi nad nas dwoje.<br>
{{tab}}— Gdyby można! — szepnęła przychodząc do siebie jenerałowa i poglądając na niego zalotnie....<br>
{{tab}}Z tonu już postrzedz łatwo, że od pierwszego wieczora do dnia tego, ciocia i siostrzeniec dość spory kawałek drogi ubiegli.<br>
{{tab}}— Jakto nie można? ciociu królowo! — zawołał młodzik, — miłość każe zapomniéć o wszystkiém co nią nie jest.<br>
{{tab}}— Miłość! miłość! — powtórzyła smutnie kobieta, — alboż ty wiesz co miłość?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A! już znowu niewiara! Ciociu królowo! czy to się godzi?... ja u nóg twoich, a ty... szydzisz.... z niewolnika?<br>
{{tab}}— Bo ci nie wierzę...<br>
{{tab}}— Doprawdy?<br>
{{tab}}— O! nikomu! nikomu! miłość to dziki zwierz, który szarpie i ciśnie póki się nie nasyci krwią naszą, a potém kości krukom zostawia....<br>
{{tab}}— Poezja! poezja! Ciociu królowo! śliczna poezja! ale jesteś smutna, ja tego nie lubię, mówmy o czém inném, chodźmy do gabinetu, pozwól mi zapalić cygaro i będziemy się śmiali....<br>
{{tab}}— Po papiery, — dodał, — posłałem, do stolicy listy wyprawione, processu się zrzeką, jestem pewny, ale ja nie mogę czekać, ciociu królowo! i patrzéć ci w oczy.... dajmy tymczasem na zapowiedzi.<br>
{{tab}}Jenerałowa wstrzęsła się, jakby ją przebiegły dreszcze.<br>
{{tab}}— Wszakże wiész, — rzekła, — że ślubu jeszcze wziąć nie możemy, umówiliśmy się przecie, kilka dni czasu cierpliwości, a {{pp|po|tém}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|tém}}.... będę twoją.... Spieszysz się teraz, — dodała po chwili, — bogdajbyś mi kiedyś nie wyrzucał tego, nie sprzykrzył sobie staréj kobiety, która czuje że popełnia szaleństwo....<br>
{{tab}}— Otóż znowu te tragiczne monologi. Ciociu królowo! ale dajże im pokój! Jesteś młoda, śliczna, ja cię kocham, jestem szczęśliwy, o resztę nie pytajmy! Będą ludzie krzyczéć, niech ich słota porwie, co mi tam! będą się śmiać z ciebie, ze mnie, z nas, a co to nam szkodzi? Zresztą pojedziemy sobie ztąd, ciociu królowo! prawda? do Włoch! albo do Hiszpanji, i — dorzucił z żywym ruchem młodzieńczym, — nie myślmy o reszcie....<br>
{{tab}}— Tak! ty — ale ja?<br>
{{tab}}— Ciociu! warto bym ci dał burę.... I pocałował ją gorąco, porywając za rękę. — Do twego pokoju! chodźmy!<br>
{{tab}}Zadzwonił jak pan domu.<br>
{{tab}}— Bzurski, — rzekł do wchodzącego. — pani nie ma.... wyjechała, podawać herbatę.....<br>
{{tab}}Rozporządzał się już zupełnie, jak gdyby był u siebie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pani słaba na głowę, — dorzucił odchodzącemu kamerdynerowi.<br>
{{tab}}Posłuszna poszła za nim jak niewolnica pani Palmer, ale we drzwiach do gabinetu spojrzała z pod chmurnéj powieki na oszalałego młokosa, jakby z gniewem stłumionym, oko jéj zapaliło się dziko, usta zadrgały, rzekłbyś że już zemstę jakąś układała na jutro..... choć tak była łagodna!<br>
{{tab}}— Mnie doprawdy głowa boli! — rzekła rzucając się na fotel, — tyle dziś miałam przykrości... i ty... ty nawet tak jesteś nieuważny... Pobracki mógł się domyśléć....<br>
{{tab}}— A cóż mi tam jakiś Pobracki! — zawołał Abel, — niech się sobie dorozumiewa kiedy chce!<br>
{{tab}}— Przed czasem! a! ty wartogłowie!<br>
{{tab}}— Ciociu królowo! ja cię tak kocham, że kłamać nie umiem.... daruj....<br>
{{tab}}I pocałował ją w rękę, a potém zapaliwszy cygaro, rozciągnął się w krześle i począł nucić jakąś piosenkę.<br>
<br>{{---}}<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nazajutrz kapitan stawił się u Pobrackiego z tym samym uśmiechem i przybraną minką pokorną, która gorzéj od najjawniejszego zuchwalstwa drażniła prawnika. P. Oktaw miał czas obmyśleć jak się znaléźć i stał wielce poważny, nie dając po sobie poznać, że go wczorajsze groźby dotknęły.<br>
{{tab}}— Cóż mi pan dobrodziéj rozkaże? — zapytał kapitan.<br>
{{tab}}— Przypadkiem widziałem się wczoraj z p. jenerałową, — rzekł Pobracki, — mówiłem jéj o panu.... odpowiedziała mi, że sama się z nim widziéć pragnie. Oto wszystko co mu mam do oznajmienia.<br>
{{tab}}Pluta się zamyślił.<br>
{{tab}}— Kiedy? — zapytał.<br>
{{tab}}— A, tego nie wiem.<br>
{{tab}}— Więc idę natychmiast, — odparł kapitan, — a tymczasem dziękuję panu i ręczę, że w każdym razie na dyskrecję moją rachować możesz.<br>
{{tab}}Oktaw ruszając ramionami, rzekł:<br>
{{tab}}— Tego nie rozumiem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale ja rozumiem! — dodał żywo Pluta, upadam do nóg.<br>
{{tab}}Pilno mu było niezmiernie i poleciał wprost do pani Palmer, ale jak fala o skałę rozbił się o zimną krew nieprzełamaną i poważny opór Bzurskiego.<br>
{{tab}}— Ale ja jestem wezwany przez panią jenerałowę, — zawołał, — proszę mnie oznajmić, interes jest wielkiéj wagi.<br>
{{tab}}Powolnym, niecierpliwiącym krokiem Bzurski, spojrzawszy na zegarek, poszedł, zabawił dosyć długo i powrócił, prawie wzgardliwie pokazując drzwi kapitanowi, który już nie patrząc na niego wpadł do salonu.<br>
{{tab}}Tu miał czas ochłonąć, bo jenerałowa wyszła nie rychło, — nareszcie po kilku jak wiek dla Pluty długich minutach oczekiwania, ukazała się z obliczem spokojném.<br>
{{tab}}Kapitan skłonił się jéj z uśmiechem, który ukrywał mimowolne skłopotanie.<br>
{{tab}}— Pisałeś pan do mnie, — odezwała się siadając z daleka, — bardzo przepraszam żem mu nie odpowiedziała, radabym prawdziwie życzeniu jego zadosyć uczynić....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— At! — przerwał Pluta, — a cóż stoi na zawadzie?<br>
{{tab}}— Prosiłabym o trochę cierpliwości....<br>
{{tab}}— Nie jest to moja cnota, — rzekł kapitan, — ale jéj na ten raz mogę pożyczyć, nawet sporo.... Radbym tylko wiedział do czego to mnie ma prowadzić?<br>
{{tab}}— W téj chwili, przy najlepszych chęciach, prawdziwie nie jestem w możności, interessa, process.... ale za kilka, kilkanaście dni....<br>
{{tab}}— O! kredyt masz pani u mnie nieograniczony, — zawołał Pluta uradowany, — czekać będę, zwłaszcza że muszę...<br>
{{tab}}— Pan wyjeżdżasz? — spytała po chwili.<br>
{{tab}}— Tak jest, opuszczam kraj, udaję się do Ameryki, gdzie świat i ludzie dziewiczy... Europa stara, zepsuta cyganka, już mi obmierzła, nie można być w niéj uczciwym człowiekiem, tyle łajdaków dokoła. Chcę nowe rozpocząć życie.<br>
{{tab}}Jenerałowa patrzała, słuchała, ale nie zdawała się ani wierzyć, ani zbytniéj do wyrazów przywiązywać wagi.<br>
{{tab}}— Cokolwiek pan zamierzasz, — {{pp|odezwa|ła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odezwa|ła}} się, — to do mnie nie należy, chcę się tylko odezwać raz jeszcze do jego....<br>
{{tab}}Tu się zatrzymała namyślając nieco.<br>
{{tab}}— Do jego uczuć, do jego serca, abyś zaniechał słabą prześladować kobietę.<br>
{{tab}}— A kiedy nas kobieta prześladuje? — podchwycił Pluta.<br>
{{tab}}— Pana? któż?<br>
{{tab}}— No, no! uderzmy się w piersi, piękna Juljo, zapewne, nie prześladowałaś mnie w inny sposób, ale obojętnością, pogardą...,<br>
{{tab}}— Zapomnijmy przeszłości, panie kapitanie, — odezwała się łagodniéj, — obojeśmy winni może.<br>
{{tab}}— A! tak! zgoda! — przerwał udobruchany prawie Pluta, — to tylko nieszczęście, że ja téj przeszłości w żaden sposób zapomniéć nie umiem, wspomnienie dla mnie jest sprężyną, którą naciskając, jeszcze silniejszą wydobywam z niéj reakcją. A! Juljo! Juljo! — dodał z zapałem niezwykłym, — ty jedna mogłabyś mnie jeszcze zrobić uczciwym człowiekiem, gdybyś....<br>
{{tab}}Pani Palmer spuściła oczy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Panie kapitanie, trzeba zapomniéć o przeszłości.<br>
{{tab}}— Masz pani słuszność, niech ją djabli wezmą, — żywo obruszył się kapitan, — a więc? kiedy mi się pani stawić każesz?<br>
{{tab}}— Za tydzień... tak, najdaléj za tydzień, — wahając się rzekła jenerałowa, — zrobię co tylko będę mogła....<br>
{{tab}}Ta powolność pięknéj Julji, to odkładanie, dziwnie jakoś zbiły z tropu kapitana, który czuł w tém wszystkiém coś niepojętego, jakąś tajemnicę, a domyśléć się jéj nie umiał. Nie rozumiał jéj i siebie, nowego swego stosunku do jenerałowéj, nie wierzył oczom i uszom, ale uległ urokowi kobiety, która go powolnością oczarowała.<br>
{{tab}}P. Palmer wstała.<br>
{{tab}}— Pozwolisz mi pani stawić się samemu? zapytał.<br>
{{tab}}— A! jak się panu podoba.<br>
{{tab}}— No! to dobrze, śmiéj się pani ze mnie, ale jeszcze dziś zobaczyć cię jest dla mnie przyjemnością, którą upokorzeniem nawet w przedpokoju chętnie opłacę. Głupie serce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jeszcze się tłucze na widok tych czarnych oczów.... Słówko tylko.... nie byłbym nigdy udał się do ciebie, gdyby nie konieczność, gdyby nie ostatnia bieda. Jeśli wyjdę z tego położenia, oddam święcie co mi pożyczysz, jakem Pluta, nie chcę podarku, nie chcę od ciebie jałmużny, ale mię wyratować możesz.<br>
{{tab}}Jenerałowa spuściła głowę w milczeniu i skłoniła mu się z daleka. Stał jeszcze gdy mu z oczów znikła. Pluta wysunął się powoli, ale nie mogąc sobie zdać sprawy z odwiedzin, z mowy, z tonu jenerałowéj, z uproszonéj przez nią zwłoki — a nareszcie ze swojéj własnéj łagodności.<br>
{{tab}}— Czegoś dziś była tak nadzwyczaj zasłodzona po wierzchu, — rzekł wyszedłszy w ulicę i ochłonąwszy z wrażenia, — że gotówbym był domyślać się jakiegoś pieprzu pod spodem. Nic chyba nie rozumiem, obałamucony jestem i głupi. Ale jakaż bo ona jeszcze piękna! jak szatańsko wspaniała, jak porywająca! A! te oczy!<br>
{{tab}}A potém śmiać się zaczął sam z siebie.<br>
{{tab}}— O! głupi Pluto, — rzekł, — głupi Pluto, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uwierzyłeś a baba cię durzy. No? ale czegóżby znowu miała zwodzić i zwłóczyć daremnie! cóżby to znaczyło? Nie, nierozumiem... Cóś się tam musiało w niéj odmienić, jakaś sprężynka w środku pękła. Nie miałem serca nawet trochę jéj dokuczyć, zbyła mnie takim chłodem, jakby wiadro wody na głowę moją wylała. O! kobiety! o kobieta!<br>
{{tab}}I dodał po chwilce:<br>
{{tab}}— Pluto, kochanie, lękam się o ciebie! jesteś w jakiejś matni i zdaje ci się, żeś usiadł w wygodném krzesełku. Jenerałowa odkłada do tygodnia, za tydzień, chyba wié, że jedno z nas djabli wezmą.... potrzeba być ostrożnym ale cóż mi grozić może?? Dalipan, nierozumiem.<br>
{{tab}}Pierwszy raz może oddawna Kapitan czuł się obezwładniony i niespokojny, Kirkuć, który po powrocie dopytywać się go począł, nic z niego nie dobył i nie mógł pojąć zkąd mógł się wziąć Kapitanowi jakiś smutek, który u niego, nader rzadkim był gościem. Złościć się umiał, ale chmurzyć milcząco, nie było w jego naturze.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zostawmy go oczekiwaniu i rozmyślaniu bez końca.<br>
{{tab}}O zmroku tegoż dnia Narębski zawczasu oznajmiwszy Mani, że wieczorem z matką ma do niéj przybyć, chmurny i zasępiony przybył do Jenerałowéj i zastał ją już przygotowaną do wycieczki. Słowa nie powiedzieli do siebie, powóz stał zaprzężony, p. Felix skłoniwszy się ruszył przodem, Jenerałowa poszła za nim; Bzurskiemu kazano w domu pozostać i przysposobić herbatę, jeśliby hr. Abel nadjechał.<br>
{{tab}}Gdy stanęli przed domem Byczków, Narębski w upartém milczeniu, blady posunął się przodem wskazując drogę, a szelest sukni pani Palmer oznajmił mu tylko, że posłuszna postępowała za nim do téj izdebki pod strychem, gdzie miała zobaczyć — i uścisnąć swe dziecię.<br>
{{tab}}Nic wszakże w téj zimnéj, nieporuszonéj istocie nie zwiastowało, że chwila tak uroczysta w jéj życiu zbliżała się, chód jéj śmiały był i pewny, oko nie zwilżyło się łzą, nie zadrgały usta, a gdy Feliks drzwi otworzył przez <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>które ujrzeli stojąca z załamanemi rękami Manię, Jenerałowa weszła do izdebki poważna, sztywna, jakby do balowego salonu. Postawa jéj mogła raczéj onieśmielić niż rozczulić — ale sierota postrzegłszy tę, w któréj domyślała się matki, któréj twarz już jéj była znaną — padła na kolana i klęcząca przyjęła ją, prawie na pół omdlała.<br>
{{tab}}Narębski skoczył w milczeniu ratować pochylone dziecię, którego czoło okryła bladość śmiertelna, gdy p. Palmer mało co zmięszana, okiem zdawała się tylko szukać krzesła i siadła na niém milcząca. Usta jéj były zacięte, twarz surowa i gniewna.<br>
{{tab}}— Matko! matko moja! niech raz w życiu wolno mi będzie wymówić to imie, ucałować twe ręce... matko!...<br>
{{tab}}I za łzami więcéj powiedzieć nie mogła.<br>
{{tab}}P. Palmer schyliła się i pocałowała ją w czoło chłodnemi usty.<br>
{{tab}}— Uspokójże się, — rzekła, — ale uspokójże się proszę...<br>
{{tab}}— Matko! — przychodząc do siebie powtórzyła Mania, — prawdaż to że ja ciebie {{pp|o|glądam}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|o|glądam}}, że mi to imię wymówić wolno, za którém tęskniło serce moje? że ty mnie nie odpychasz?<br>
{{tab}}Pani Palmer wciąż milczała, jakby namyślając się co powiedziéć, serce jéj nic nie natchnęło — rachowała, rozmyślała na zimno.<br>
{{tab}}— Ale uspokójże się moje dziecko, — powtórzyła, — posłuchaj mnie: Nie ja, porzuciłam ciebie, — dodała po momencie rozmysłu, świat mi cię odebrał, nie pozwolił przyznać się do dziecięcia. Pojmujesz, że twoja miłość mogła być dla mnie zabójczą.... ludzie o niéj wiedziéć, domyślać się jéj niepowinni. Boli mnie to, ale się siebie wyrzec musimy... jam temu niewinna.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał na nią prawie ze wzgardą, ta kończyła:<br>
{{tab}}— Przynoszę ci błogosławieństwo matki, pierwsze i ostatnie. Powinnyśmy sobie obce pozostać, nie szukaj mnie, nie mów nikomu... zapomnij...<br>
{{tab}}Mania, która chciwie chwytała każdy wyraz pragnąc w niém iskierki uczucia, a znajdując tylko zimną i bojaźliwą ostrożność — poczuła <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zastygające w piersiach serce, zdało się jéj, że uścisnęła głaz, który ją kaleczył chłodném {{Korekta|do tknięciem|dotknięciem}}. Spuściła oczy, pochwyciła jéj rękę i oblewała łzami powtarzając — matko!<br>
{{tab}}— Błogosławię! błogosławię! — odezwała się po chwili milczenia Jenerałowa, — niech życie twoje będzie od mojego szczęśliwszém, życzę, pragnę, będę się modlić, abyś była szczęśliwszą, prawdziwie słów mi braknie.<br>
{{tab}}Słów nie stawało, bo uczucia brakło. Pani Palmer kręciła się pragnąc co najprędzéj odbyć ten ciężki obowiązek i powrócić do domu, oczy jéj nie zwilżyły się, rzucała niemi po ubogiéj izdebce z niecierpliwém roztargnieniem.<br>
{{tab}}— Pragnęłabym co dla ciebie uczynić, — odezwała się po chwili, — sama nie wiem — pomyślę, będę się starać.... Jesteście ubodzy zapewne.<br>
{{tab}}— A! matko, — rzekła Mania, nie dając jéj dokończyć, — ja nic nie potrzebuję tylko twojego serca, tylko błogosławieństwa, tylko uścisku..<br>
{{tab}}I pochyliła się w objęcia kobiety, która nie mogąc jéj uniknąć, objęła ją rękami zimno <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i poczęła całować w twarz nie roniąc łzy, nie okazując najmniejszego wzruszenia.<br>
{{tab}}P. Felix stał wryty i bladł tylko od tłumionego gniewu.<br>
{{tab}}— Chciałabym, — odezwała się wracając do swojego tematu Jenerałowa, abyś miała po mnie jakąkolwiek pamiątkę...<br>
{{tab}}Mania nic nie słyszała, płakała poglądając na nią tylko.<br>
{{tab}}— Ale możeż to być, — odparła nie słysząc słów matki, — abym ja ciebie... nie zobaczyła już nigdy, aby mi Bóg dał tę jedną chwilę — i znowu sierotą rzucił w świat... Jabym choć z daleka, choć milcząco chciała...<br>
{{tab}}— To niepodobna! panie Narębski, widzisz pan, — zakrzyczała Palmerowa, wytłumaczże jéj że to być nie może — pod tym jednym warunkiem zgodziłam się tu przybyć, aby to był raz pierwszy i ostatni... — dodała nie kryjąc niecierpliwości. Narębski posunął się krokiem i stanął, Mania zamilkła, płacz porwał ją znowu.<br>
{{tab}}Położenie stawało się coraz przykrzejszém.<br>
{{tab}}Felix który uległ prośbom dziecka, widział <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>teraz, że zamiast przynieść mu pociechę, goryczą tylko zatruł ów raj obiecany... W saméj Mani stygło odpychane serce, łzy jéj zaczęły osychać, jakieś zdrętwienie rozpaczliwe i chłód czuła w sobie, pochyliła się na ręce matki, przycisnęła do niéj konwulsyjnie i padła zemdlona.<br>
{{tab}}Jenerałowa przerażona porwała się z siedzenia, a gdy Feliks ratował Manię składając ją martwą na łóżeczku i ocierając wodą, rzeźwić i przemawiać do niéj najczulszemi wyrazy się starał — ona niewzruszona wcale, zniecierpliwiona tylko kręciła się chcąc się wymknąć co najprędzéj.<br>
{{tab}}— Przyniosłam z sobą cierpienie tylko, — rzekła, — byłam tego pewna i iść nawet nie chciałam. To dziecię jest nadto roztkliwione, w ''jéj stanie'', czułość taka to nieszczęście.<br>
{{tab}}Cóż mam począć z sobą? Chcesz pan bym jeszcze {{korekta|pozostała?|pozostała?<br>{{tab}}}} Narębski był już gniewny.<br>
{{tab}}— Czyń pani co się jéj podoba, — rzekł zimno, — jeśli ci serce nie uderzyło, jeśli nawet litości dobyć nie możesz z siebie, no! to odejdź pani.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Otwiera oczy! — odezwała się Jenerałowa powoli, — to nic jéj nie będzie, żal mi jéj szczerze, ale cóż ja tu poradzić mogę; przecież nie wymagacie odemnie, abym się poświęciła dla niéj, to jéj nieposłuży i przychodzi za późno.<br>
{{tab}}— Czuję, żem tu niepotrzebna, żem się powinna była oprzéć nierozważnemu naleganiu pańskiemu.<br>
{{tab}}Mania otwarłszy oczy, nic wyrzec jeszcze nie mogąc, szukała oczyma téj kobiety marmurowéj, która stała nad nią jak widmo jakieś, i wyciągała do niéj rączęta białe... napróżno! p. Palmer nie ruszyła się z miejsca.<br>
{{tab}}— Uspokójże się, — rzekła chłodniéj jeszcze niż wprzódy, — niech cię Bóg błogosławi, ja muszę, ja muszę odejść — mnie to wrażenie nęka i zabija. — Któż wié, nie rozpaczaj! zobaczyć się możemy jeszcze, gdy będzie można... ja sama postaram się zbliżyć do ciebie. Bądź spokojna.... Niech Bóg da szczęście.... bądź pobożną! — módl się, Bóg nie opuszcza sierot.... Błogosławię, błogosławię!!<br>
{{tab}}Wszystko to razem wymówiła prawie nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>myśląc, szybko, aby co prędzéj od pożegnania się uwolnić — i cofała się już krokiem by odejść, gdy Mania rzuciła się ku niéj, uklękła, porwała i poczęła w nogi całować.<br>
{{tab}}Kamień byłby może prysnął od tego gorącego uścisku sieroty, która chwytała się z rozpaczą téj, w któréj szukała opieki i miłości, ale p. Palmer pozostała nieporuszoną, żywy tylko niepokój z przeciągnionéj do zbytku i przykréj dla niéj sceny, nią miotał.<br>
{{tab}}— Ależ ci mówię, że się zobaczymy! — zawołała, — dziecko moje. Zostań z nią p. Narębski... Ja muszę odejść, mnie to męczy... klęknij i pomódl się, aby cię Bóg pocieszył, — On ojciec wszystkich...<br>
{{tab}}To były ostatnie jéj słowa, szeroka jéj suknia zaszeleściała we drzwiach, słychać było przez chwilkę pospieszny chód jéj w sieni, potem turkot powozu, który się oddalał i głuche milczenie.<br>
{{tab}}Jak po śnie przykrym powoli powstała Mania, złamana, prawie oszalała i w milczeniu rzuciła się na piersi Narębskiemu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Choć ty mnie nie odpychaj, — rzekła cicho, — ty mi ją zastąp...<br>
{{tab}}— A! nie opuszczę cię nigdy sierotko moja, — zawołał p. Feliks, któremu męzkie powieki nabierały łzami, uklęknij i pomódl {{Korekta|się|się,}} przebyłaś najcięższą próbę, na jaką istota na ziemi narażoną być może — męztwa Maniu i wieczne o tém milczenie...<br>
{{tab}}Jenerałowa, która się czuła do jakiegoś obowiązku, odchodząc zostawiła na stoliku pięknie oprawną książkę do nabożeństwa, krucyfix hebanowy, zegareczek świeżo widać kupiony i w kopercie zapieczętowanéj jakiś dar, który Narębski przekonawszy się po rozerwaniu papiéru, że był wprost datkiem pieniężnym, zabrał zaraz aby go nazajutrz odesłać.<br>
{{tab}}Resztę zostawił Mani, która ostygła i jakby nagle zestarzała, siadła starając się ochłonąć po niepojętéj scenie.<br>
{{tab}}Mania cierpiała i płakała gorzko, a pan Feliks nie umiał jéj pocieszać, gdy szczęściem dla niego nadszedł Teoś Muszyński i pozostał z niemi razem przez wieczór cały, usiłując ją orzeźwić i pocieszyć.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Smutnie jednak płynęły im te godziny, a gdy pora spóźniona zmusiła ich do odejścia, Teoś widząc ją słabą i płaczącą, zbiegł na dół by uprosić p. Byczkowę (nie powiadając przyczyny), aby tam kogo posłała na górę, gdyż Mania trochę była cierpiącą. Obawiali się tak ją samą porzucić.<br>
{{tab}}Narębski wyszedł starszy o lat dziesięć, zbity, rozczarowany i sam nie wiedział jak się dostał do domu.<br>
{{tab}}Był w tym stanie ducha, w którym człowiek nie jest panem siebie, jest nią boleść.<br>
{{tab}}Chciał już wprost się udać do swojego pokoju, gdy służący, który nań czekał na wschodach, oświadczył mu, że panie obie z pilnym bardzo interessem oczekują u siebie na pana, i kazały go prosić aby koniecznie do nich wstąpił.<br>
{{tab}}Z wielką przykrością, czując potrzebę odetchnienia w samotności, Narębski wszedł do pokoju żony, która rzadko go tak późno przyjmowała — czuł że tam coś ważnego zajść musiało, kiedy aż on był potrzebny.<br>
{{tab}}P. Samuela siedziała w swoim gabinecie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ostawiona flakonikami, obłożona poduszeczkami, a że Elwira w takich razach mniéj dobrze jéj posługiwała od Mani i nie umiała dogodzić; krzątała się przy niéj teraz faworyta służąca, straszne widmo suche, kościste, dziobate, czarne, chude, zgryźliwe, ale bezwzględnie umiejące pochlebstwem karmić swą panią, i najupodobańsze swéj pani. Była to plaga domowa, którą wszyscy dla miłości p. Samueli znosili pokornie, i ona teraz z Elwirą rządziła w istocie domem — a p. Feliks drżał na widok tego utajonego nieprzyjaciela.<br>
{{tab}}Nieustannie litując się nad boleściami pani, jęcząc nad jéj nieszczęściem, donosząc różne wieści o postępkach pana Feliksa, stworzenie to wkradło się głęboko w serce pani Narębskiéj i miało pełne jéj zaufanie. Narębski lękał się jéj, nienawidził, ale musiał podzielać czułość żony dla téj opiekunki i milczeniem zgadzać się na głoszone jéj pochwały.<br>
{{tab}}W chwili gdy p. Feliks wszedł, Elwira przechadzała się z rumieńcem na twarzy po pokoju, pani Samuela wzdychała w krześle, dziobata faworyta odtykała jakieś flaszeczki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Widocznie czekano na niego, coś ważnego zajść musiało....<br>
{{tab}}Krzątanie się służącéj było przeszkodą pani Samueli do rozmówienia się z mężem, musiała ją więc odprawić grzecznie pod pozorem żółtéj herbaty, którą ona tylko jedna robić umiała tak, że ją pani pić mogła. Zaledwie drzwi się za dziobatą zamknęły, Elwira tupnęła nóżką i zawołała niecierpliwie:<br>
{{tab}}— Ale niechże mama mówi.<br>
{{tab}}P. Samuela ruszyła ramionami.<br>
{{tab}}— Poczekajże ty, gorąco kąpana. Usiądź panie Feliksie, bo nie mogę natężać głosu i podnosić głowy, która mnie od nieustannych wzruszeń boli okrutnie, mamy ci coś ważnego do powiedzenia.<br>
{{tab}}— To niechże mama mówi! — powtórzyła Elwira, — bez tych wszystkich przygotowań, czyż z ojcem będziemy robiły ceremonje?<br>
{{tab}}Pan Feliks usiadł.<br>
{{tab}}— Cóż to jest, — spytał, — zgaduję że to coś tyczącego się Elwiry.<br>
{{tab}}— Zgadłeś, wystaw sobie, najniespodziewańsza rzecz....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Otóż ja powiem sama, — przerwała obżałowana, — baron mi się dziś oświadczył.<br>
{{tab}}— Kto? kto? — spytał Narębski.<br>
{{tab}}— Ale baron Dunder.<br>
{{tab}}Narębski osłupiał.<br>
{{tab}}— To nie może być, — rzekł, — cośby mi wprzód przecie powiedział, tak nagle!!<br>
{{tab}}— Posądzam Elwirę, że go trochę wyciągnęła! — odezwała się pani Samuela, — bo w istocie choć już zaczynało się na to zbierać, ale oświadczył się za prędko, za prędko.<br>
{{tab}}— Ale cóż to znowu? — zawołała Elwira, mama mnie ma za dziecko? Spytał mnie sam, jak mamę kocham, czy o moją rękę papy i mamy prosić może?<br>
{{tab}}— A ty cóżeś mu odpowiedziała? — odparł Narębski, — spodziewam się, żeś się stanowczo przecie bez nas nie zdecydowała?<br>
{{tab}}— Ale jaki bo ty jesteś dla niéj, mój Feliksie, — przerwała pani Samuela, — przecież Elwira może już miéć swoją wolę!<br>
{{tab}}Elwira obrażona pokręciła główką.<br>
{{tab}}— No! to niech mama powie! — zawołała z gniewem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}P. Feliks zwrócił się do żony.<br>
{{tab}}— Elwira znalazła się z wielkim taktem, ''il faut lui rendre cette justice'', ty nigdy sprawiedliwym dla niéj nie jesteś. Widzisz, zdała się na nas, odwołała do nas.... Ja zaś, mówię otwarcie, nie widzę w tém nic tak dla Elwiry niefortunnego, i owszem.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał Narębski, — człek stary, śmieszny, rozpustnik znany.... którego Elwira kochać nie może.<br>
{{tab}}— Ale cóż tam to kochanie! — przerwała panna kiwając głową.<br>
{{tab}}— Ma zupełną słuszność, — dodała Samuela, — próżnoby szukała miłości, to zawód tylko i strapienie, ona jest czułą, ale rozsądną, może i świat, na który patrzy, wyleczył ją ze złudzeń próżnych, — dodała z pewnym przyciskiem. — Baron znowu tak stary nie jest, ma wiele życia i uczucia, kocha ogromnie Elwirę, pada przed nią, da jéj być panią w domu, ''c’est quelque chose''.... Nie będzie niewolnicą....<br>
{{tab}}Westchnęła w epilogu, dając do zrozumienia, że nią może była sama.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A i śmiesznym baron tak bardzo nie jest, — a potém szepnęła: — ręczę ci, że go Elwirka ułoży.<br>
{{tab}}Feliks się rozśmiał.<br>
{{tab}}— Jak wyżła? za stary! nie w pierwszém polu, a rasy nie ma, nic już z niego nie będzie!<br>
{{tab}}— Młoda dziewczyna, najprędzéj nad starcem panować może, ''c’est un fait''.... Ja z góry mówię, — zakończyła Narębska, nie jestem temu przeciwną.<br>
{{tab}}— Ani ja! — żywo zawołała Elwira.<br>
{{tab}}— A! to cóż mi pozostaje? — rzekł p. Feliks, — naturalnie i ja przeciwko temu być nie mogę, nie widzę nawet na coby się protestacja moja przydała? Ale pozwólcie mi dla zrzucenia ciężaru z serca, abym wam całą prawdę powiedział. Elwira gniewa się na tego który ją opuścił, chce się na nim pomścić, a mści się na sobie.... Pilno jéj wyjść za mąż, byle jak, aby świetnie. Z tém wszystkiém nic nie nagli w istocie, nie jest ani starą, ani brzydką, ani ubogą i mogłaby wyśmienicie na coś lepszego poczekać.<br>
{{tab}}— Ale, — dorzucił Narębski, — uwagi {{pp|mo|je}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|mo|je}}, już dla tego że moje, przyjętemi być nie mogą. Elwira zresztą jest dosyć dojrzałą, by sobą i swoją przyszłością rozporządzać mogła. Zrobicie co się wam podoba, ale dodać muszę, że idąc za barona, Elwira zrobi głupstwo, którego będzie żałować. Jest to tylko zemsta dziecka, co połajane jeść nie chce, aby głodem swoim ukarać matkę.<br>
{{tab}}— Jesteś niezmiernie dziś ostry i niesprawiedliwy, zapewne skutkiem jakichś ''zewnętrznych'' wpływów, które są dla nas tajemnicą; uważałam przytém, że nie lubisz barona, a niechęć dla niego cię zaślepia, — rzekła Samuela.<br>
{{tab}}— A ja widzę, że papa mnie nie kocha! — dodała Elwira.<br>
{{tab}}— A! więc naturalnie zrobicie co się wam zdawać będzie, i po cóż tu było wzywać mnie tak pilno? — spytał Narębski, — ja przecie tu nigdy nie mam racji, to wiadomo.<br>
{{tab}}Obie panie trochę były zmięszane.<br>
{{tab}}— ''Mon chèr'', posiedźże choć chwilę i daj z sobą pomówić, — zawołała Samuela biorąc się za bolącą głowę i przybierając postawę niewinnéj i ciężko za cudze grzechy {{pp|cierpią|céj}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|cierpią|céj}} ofiary. — Pozwól nam kobietom z sobą choć trochę porozumować, baron jest ogromnie bogaty....<br>
{{tab}}— Elwira nie będzie także ubogą.<br>
{{tab}}— Ale przyznasz, że im więcéj kto ma, tém lepiéj.<br>
{{tab}}— Niekoniecznie, — rzekł Feliks, — mijam to, jednak.... cóż daléj?<br>
{{tab}}— Jeśli Elwira go zawojuje?<br>
{{tab}}— Ale, moja droga, — odparł Narębski, — czyż o to chodzi w małżeństwie? mnie się zdaje, że miłość nie pożąda władzy, że szczęście nie pragnie panowania, kto kocha, ten gotów służyć, poświęcać się, cierpiéć nawet z uniesieniem....<br>
{{tab}}— A! to są teorje! — uśmiechnęła się pani, — ale któż kocha? mój drogi, sam wiész najlepiéj, że wśród aniołów nie żyjemy! niestety!<br>
{{tab}}— Mój papo, co tu długo rozprawiać, — a jeśli on się mnie podoba? jeśli ja w tém widzę szczęście? wszak sam papa nieraz powtarzał, że wedle swoich pojęć, szczęścia nikomu narzucać się nie godzi?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jak skoro ty tego żądasz? — rzekł Narębski, nie mam słowa do powiedzenia. Obowiązkiem ojca jest tylko powiedzieć, że widzi jasno przyczyny i obrachowuje skutki. Masz po sobie matkę, a zatem rzecz skończona. Siła złego, dwóch na jednego....<br>
{{tab}}Wstał z krzesła, panie patrzyły po sobie chmurne.<br>
{{tab}}— Ale cóż mu papa powie, jeśli on papie się jutro o mnie oświadczy?<br>
{{tab}}— A! odeślę go do was.<br>
{{tab}}— Mój papciu! tak kwaśno.<br>
{{tab}}— O! nie, ale obojętnie, wybacz mi ale nie widzę znowu, żeby mi tak wielką robił łaskę, pokochać go na dyspozycją nie potrafię, kłamać nie umiem. Powinnabyś się nie spieszyć, rozważyć.<br>
{{tab}}— Tak! — zawołała Elwira, — aby się rozmyślił i żebym ja znowu na koszu została.<br>
{{tab}}— Otóż wypowiedziałaś nareszcie o co ci idzie.<br>
{{tab}}— No, tak, jeśli papa chce, — odparła córka, — tak jest, chcę i muszę wyjść za mąż. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Widocznie nie mam szczęścia, wszystkie moje rówieśnice są zamężne, Basia, Cesia, Melanja nawet, choć czarna jak cyganka i piętnaście tysięcy posagu. Już mnie to znudziło, partja przyzwoita, mama się zgadza, papa nie może być przeciwny, więc wychodzę....<br>
{{tab}}— Moja Elwiro, — rzekł Feliks, — bylebyś tego późniéj nie żałowała. Moim obowiązkiem, jeszcze raz powtarzam, powiedziéć ci prawdę. Dunder w towarzystwie jest słodki, zapalony gdy namiętność nim owłada, ale pod tym charakterem wesołym, swobodnym, kryje się despoda, energiczny, niezłamany, który raz otrzymawszy co pragnął, uczyni z ciebie niewolnicę....<br>
{{tab}}— O! że nie to nie!<br>
{{tab}}— Z Elwiry! — zakrzyknęła matka kiwając głową, — Elwira jest czułą, jest delikatną, ale ma uczucie honoru i nie da się złamać niczém, za to ręczę....<br>
{{tab}}Postawa panny jakby w gotowości do boju stojącéj, dowodziła dostatecznie energji, z brwią namarszczoną, uśmiechniona szydersko, zdawała się wyzywać nieprzyjaciela.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Więc koniec, — rzekł Narębski, widząc że wnoszono zieloną czy żółtą herbatę i że dziobata służąca patrzyła nań ciekawemi oczyma, usiłując wybadać z jego miny jak się narada skończyła. — Dobranoc.<br>
{{tab}}— Że téż nigdy z nami kwadransa posiedziéć nie zechcesz.... — z wyrzutem odezwała się pani Samuela, — czyż cię tak nudziemy, czyś tak zmęczony tém miastem, które nam ciebie cale zabiera?<br>
{{tab}}— Chcesz bym został? — spytał z rezygnacją Narębski.<br>
{{tab}}Elwira zbliżyła się do niego.<br>
{{tab}}— Ale ja papę przekonam, szepnęła cicho, że będę szczęśliwą....<br>
{{tab}}Dziobata widząc że szepczą, wyszła dla przyzwoitości, stając zapewne za drzwiami, a rozmowa znowu się głośno rozpoczęła.<br>
{{tab}}— Nie przekonasz mnie, — rzekł Narębski, — ale tymczasem jeśli cię to bawi, że będziesz siebie i mnie przekonywać o tém w co sama nie wierzysz, słucham chętnie.<br>
{{tab}}— Feliksie! zawsze ta nielitościwa złośliwość!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Naturalnie! złośliwy jestem jak człowiek który nie ma racji! — dodał gorzko śmiejąc się Narębski.<br>
{{tab}}Elwira obrażona zamilkła.<br>
{{tab}}— Przecież, — rzekła spojrzawszy na nią matka, — nie radabym żeby się to stało mimo twojéj woli, dla Elwiry byłoby to, ja ją znam, nadzwyczaj przykro.<br>
{{tab}}Feliks zamilkł.<br>
{{tab}}— Ale papo, doprawdy, baron jest człowiek tak przyzwoity.<br>
{{tab}}— Jak wszyscy którzy usiłują być niemi, nie wiedząc dobrze co przyzwoitość stanowi. Baron, serce moje, coś przeczuwa, co się dlań nazywa przyzwoitością, omackiem po to sięga i dostępuje z wielkim wysiłkiem tylko śmieszności. Ludzie istotnie przyzwoici, kochana Elwiro, nie starają się o to, by być przyzwoitemi, są niemi jak róża jest różową, bo ją Bóg stworzył różą nie pokrzywą...<br>
{{tab}}— Ale my dziś z nim nic nie zrobimy, — szepnęła Samuela córce, — ''laissez donc''.<br>
{{tab}}Zamilkły obie dumnie, Narębski posiedział, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>powiedział dobranoc i wyśliznął się do swojego pokoju.<br>
{{tab}}— To prawda, mama ma słuszność, — odezwała się po jego odejściu Elwira, — że papa jest czasem taki nieznośny....<br>
{{tab}}Samuela westchnęła znacząco.<br>
{{tab}}— O! moje dziecko, dodała tkliwie i miłosiernie, każdy ma swoje kłopoty, nikt nie wié ile on wycierpiał, ale i ja z nim, jak widzisz, wiele wycierpiéć musiałam. Dla takiego serca jak moje, ten chłód i szyderstwo czasami, lub naprzemiany taka sentymentalność jak dzisiejsza, zawsze na przekór usposobieniu.... a! nie mówmy lepiéj o tém.<br>
{{tab}}— Jednak potrzeba by coś na to poradzić.<br>
{{tab}}— ''Règle generale'', powié swoje i będzie milczał, my zrobiemy co się nam zda lepszém, bo jemu brak zdrowego sądu, fantastyk.... Nie obwiniam go, tyle miał do zniesienia w młodości, złamany widocznie, zawsze objawia zdanie wprost rozsądkowi przeciwne... szczęście jeszcze że nie uparty... Pójdziesz za barona!<br>
{{tab}}— O! i ręczę mamie że będę szczęśliwą! — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zawołała Elwira. — Dunder nie jest ładne imie, ale baron! ale ma miljony! ale żyje w największym świecie, pojadę do Paryża, do Włoch! będą mi zazdrościć, — zimę przepędziemy w Nicei, lato w Wiesbadenie, trochę jesieni w Ostendzie.... Wmówię mu łatwo że to go odmłodzi.... Baron, jestem pewna, zrobi dla mnie co ja zechcę — jest dla mnie takim.<br>
{{tab}}— Moje dziecko, przerwała Samuela, tacy oni wszyscy są gdy się żenią.<br>
{{tab}}— Ale ja go zmuszę być zawsze....<br>
{{tab}}Narębska uśmiechnęła się trzymając za głowę.<br>
{{tab}}— ''Vous croyez?'' — daj Boże.<br>
{{tab}}W słodkich marzeniach wyszła Elwira do swojego pokoju, a Samuela pozostała z dziobatą faworytą, która ścieląc umiała zręcznie użalić się nad znużeniem, osłabieniem, stanem nerwów, trochę niedelikatnością męża, i dać do zrozumienia, że jakibykolwiek wybór uczyniła panna Elwira, pewnie być musi szczęśliwą.....<br>
{{tab}}Narębski długo w noc siedział z głową {{pp|pod|partą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pod|partą}} na rękach i dumał, łzy toczyły mu się z oczów ciche, a usta śmiały szydersko.<br>
{{tab}}— Otóż życie i szczęście nasze — rzekł w duchu, — wartoż tak bardzo troszczyć się o jutro, pozajutro i wszystko co się ma skończyć garścią ziemi i kupką trawy, która na niéj wyrośnie... a potém? drugi głupiec urodzi się i znowu ta sama komedja.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Teoś dosyć smutny powrócił do domu. Mieszkał on, jak wiemy, w bliskiém sąsiedztwie, w takiejże ubogiéj izdebce jak Mania. Ta tylko była różnica obu mieszkań, że Muszyńskiego daleko było nędzniejsze. W gospodzie téj która mu na krótko służyć miała, nie myślał on wcale ani o wygodzie ani o wdzięku, rzucił w kąt swój tłumoczek podróżny, a że biegał wiele a chłopak go opuścił, ledwie miał czas posłaniem okryć choć łóżeczko. Trochę papierów błąkały się na stoliku przy niedopalonym kawałku świecy.<br>
{{tab}}Zdziwił się mocno, gdy stróż w bramie, {{pp|o|znajmił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|o|znajmił}} mu, że w jego mieszkaniu któś na niego czekał od godziny.<br>
{{tab}}— Na cóżeście go puścili do mnie? — zapytał, — kiedy mnie nie było.<br>
{{tab}}— A proszę pana, kiedy się tak prosił, ''że niemożna''. Musi miéć pilny interes, bo mu się tak twarz paliła i spieszył się, co ''niemożna''....<br>
{{tab}}Nie mogąc pojąć ktoby doń co tak pilnego miéć mógł, Muszyński pospieszył do izdebki i zdziwił się mocniéj jeszcze widząc chodzącego po niéj wszerz i wzdłuż Michała Drzemlika, który miał minę niespokojną i zakłopotaną.<br>
{{tab}}Przyszło mu na myśl, że się cóś w księgarni znaleść musiało niedobrego i przestrach go ogarnął.<br>
{{tab}}— A nareszcie się doczekałem! — zawołał podbiegając Drzemlik, — kochanego pana Muszyńskiego... drogiego...<br>
{{tab}}— Czekał pan na mnie?<br>
{{tab}}— Ja? a! tak! troszeczkę! ale to nic. Miałem dużo czasu wolnego, a ot — tęskno mi było za panem, drogim, kochanym. Chciałem się dowiedziéć co się téż z nim dzieje? Bo to pan nie wiesz, — rzekł powtarzając po raz trzeci <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uścisk i tak dosyć serdeczny i niezwyczajny, że i my mamy serce, ha! i my księgarze, ludzie papieru, kochać umiemy kto wart, a ja do pana kochanego to tak, mogę powiedziéć przyrosłem, cha! cha!<br>
{{tab}}— Bardzom panu wdzięczen.<br>
{{tab}}— Kochany ten Muszyński! no i cóż?<br>
{{tab}}— No nic, kochany panie Michale, siadaj proszę na jedynym stołku, a ja się umieszczę na łóżku, radbym cię przyjąć serdecznie, ale jak widzisz nie mam nawet elastycznego krzesełka.<br>
{{tab}}— Tak mi się pana żal zrobiło...<br>
{{tab}}— Doprawdy? uspokójże się pan! nic mi nie jest!<br>
{{tab}}— W takiéj nędznéj izdebinie...<br>
{{tab}}— O! za młodu! wszystko człowiekowi dobre....<br>
{{tab}}— No? a miejsca jeszcze nie masz pan?<br>
{{tab}}— Przyznam się panu, że choć sobie dotąd miejsca nie wyszukałem, jest inna rzecz... znalazłem sobie.... żonę...<br>
{{tab}}— O! — zawołał Drzemlik, — a ja! com cię właśnie myślał swatać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Musztarda po obiedzie, kochany panie Michale, jestem zaręczony.<br>
{{tab}}I pokazał mu pierścionek.<br>
{{tab}}— No! to doprawdy szkoda! A panna bogata?<br>
{{tab}}— Tak jak ja, — rzekł Teoś, — lub coś blisko tego, mamy we dwoje nic lub tak jak nic, ale przytém młodość, nadzieję i siły.<br>
{{tab}}Drzemlik machnął ręką i począł chodzić namyślając się.<br>
{{tab}}— Posag nie tęgi! — zawołał cicho.<br>
{{tab}}A był w takiem jakiemś usposobieniu przezroczystém, że nawet Teoś domyślił się, iż w nim coś kołatało się co z niego wyjść nie umiało czy nie mogło.<br>
{{tab}}— Nie masz pan jakiegoś interesu? — zapytał.<br>
{{tab}}— Ja? interessu? ale nie! odparł księgarz, ale żadnego... Czy pan co wiész, to jest domyślasz się?<br>
{{tab}}— Właśnie, że odgadnąć nie mogę i pytam...<br>
{{tab}}— Nic, nic, tylko widzi pan, jeśli mam prawdę powiedziéć, oto jest rzecz taka: — Tu usiadł <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i począł trzéć mocno czuprynę dla ułatwienia zapewne wyjścia myśli na wierzch dotąd w głowie uwięzionéj. — Oto tak, dużo myślałem o panu po jego odejściu od nas, dużo, dużo. Przerzucałem rachunki, księgarnia istotnie winna mu wiele, szło mi z nim doskonale. A przytem tak pan umiałeś jakoś wszystkich pociągnąć ku sobie, że każdy co do mnie przychodzi, pyta się o pana. Otóż żal mi takiego pomocnika. A prawdę rzekłszy, i czuję też żem pana pokrzywdził trochę.<br>
{{tab}}— Mnie?<br>
{{tab}}— A no tak! tak! ''mea culpa'', bo na co panu było narzucać ten bilet loteryjny...?<br>
{{tab}}— Ale cóż tam o tém myśléć!<br>
{{tab}}— Bo, gdybyś go pan się chciał pozbyć, — rzekł Michał skwapliwie sięgając do kieszeni, gotów byłbym ci za niego powrócić należność, istotnie sumienie mnie ruszyło, bo ja panu ten bilet niepotrzebnie wpakowałem.<br>
{{tab}}— Dajmyż temu pokój.<br>
{{tab}}— I gdyby panu ciężył, dalibóg, chętnie, powiadam panu, powrócę stawkę, bo na co to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się jemu w to wdawać? Ja stracę to stracę, jak sobie chcę, ale pana szkoda.<br>
{{tab}}Teoś się uśmiechnął.<br>
{{tab}}— Doprawdy dziękuję panu za jego dobre chęci dla mnie, aleby mi go nawet trudno było wymienić, bo sam nie wiem gdzie jest i com z nim zrobił. Zresztą ja gdy raz zrobię zły czy dobry interes, to stanowczo.<br>
{{tab}}— W istocie, — zawołał Drzemlik, — ale pan dużo, jak na te czasy, stracisz? kilkanaście, gdzie tam, dwadzieścia kilka rubli, czy coś.<br>
{{tab}}— Jużem musiał stracić, rzecz skończona, nie mówmy o tém... dziś jutro podobno ciągnienie?<br>
{{tab}}— Ciągnienie? a tak! ciągnienie! a tak, dziś czy jutro, być może! — odparł Drzemlik rumieniąc się, coś około tego... nie wiem... jakoś w tych czasach.<br>
{{tab}}— Muszę się téż dowiedziéć, bom może choć bilet frejowy wygrał, a nuż stawkę!!<br>
{{tab}}Drzemlik zaczął mocno kaszlać, jakoś się nagle zakrztusił.<br>
{{tab}}— No! to wiesz pan co, co jest to jest, {{pp|idź|my}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|idź|my}} do spółki, — zawołał, — ma być strata niech idzie po połowie.<br>
{{tab}}— Mówiłem panu, że to jest rzecz skończona, rezykowałem, mniejsza o to, drobnostka, odrobię się na czém inném.<br>
{{tab}}Drzemlik począł cóś śpiewać chodząc, ale w żaden ton przyzwoity trafić nie mógł i odchrząkiwał co chwila coraz zaczynając z innego...<br>
{{tab}}— Na tych loterjach, — rzekł, — to się zawsze traci, tylko ci wygrywają, co tam te rzeczy sami robią, — wiadomo.<br>
{{tab}}— Może być, — odpowiedział Muszyński, ale co się stało to się stało.,., i basta!<br>
{{tab}}— Mnie smutno jednak, że to z mojéj przyczyny....<br>
{{tab}}— O! niechże się pan tém nie frasuje...<br>
{{tab}}Michał usiadł kwaśny.<br>
{{tab}}— Sama pora herbaty, — rzekł, — możebyśmy dokąd poszli czy co? do Semadeniego?<br>
{{tab}}— Chcesz pan? ja nie mam w domu gospodarstwa jeszcze, i chętnie pana zapraszam.<br>
{{tab}}— Ale nie, to już ja, — rzekł Drzemlik.<br>
{{tab}}— O! nie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No! to każdy za siebie zapłaci, — odparł p. Michał, — po niemiecku, to dobra metoda.<br>
{{tab}}Teoś klucza szukał, gdy Drzemlik wrócił do biletu.<br>
{{tab}}— Hm! a nuż pan tam co wygrasz? — rzekł, powiadasz, że nie wiesz gdzie bilet, trzebaby go przynajmniéj wyszukać....<br>
{{tab}}Muszyński pobiegł do stolika, przerzucił papiery, szufladkę, ale nigdzie nie znalazł biletu, nierychło dopiero w bocznéj kieszeni od kamizelki domacał się pomiętego kawałka papiéru.<br>
{{tab}}Drzemlik żywo rzucił się go oglądać.<br>
{{tab}}— Proszę pana numer, jaki?<br>
{{tab}}— 15,684...<br>
{{tab}}— 15,684! 15,684! wlepiając weń oczy! — powtórzył księgarz i pobladł.... nie chcąc z rąk puścić papiérka.<br>
{{tab}}— O co panu chodzi? wrócę pieniądze, na stół.<br>
{{tab}}— Ale dajże mi pokój! — rozśmiał się Teoś, zaczynam myśléć, że doprawdy cóś wygram.... I schował go do kieszeni.<br>
{{tab}}Wyszli milczący, a że idąc do Semadeniego przechodzić musieli około bióra loterji, {{pp|któ|re}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|któ|re}} jeszcze stało otworem, Teoś przypomniał sobie swój bilet mimowolnie i rzucił okiem na szyby, na których stało w złocistéj glorji wielkiemi głoskami:<br>
{{c|Wielki los padł na numer:|przed=10px}}
{{c|15,684.|po=10px}}
{{tab}}Muszyński osłupiały dobył bilet z kieszeni...<br>
{{tab}}— P. Michale! co to jest? zapytał.<br>
{{tab}}Drzemlik rzucił mu się w objęcia.<br>
{{tab}}— Przyjacielu! — zawołał... — do czego cię przez troskliwość przygotować chciałem, aby zbytniego wzruszenia, często szkodliwego, uniknąć.... Tyś wygrał! wiedziałem o tém, usiłowałem cię powolnie przysposobić, szczęśliwcze! do tego szczęścia, które wydarłeś mi z kieszeni!! a tak jest, nie ja.... ale ty wygrałeś, a jam był tak głupi....<br>
{{tab}}Tu Drzemlik uderzył się po głowie.<br>
{{tab}}— Ale choćbym wolał zawsze sam to miéć... dobrze że się uczciwemu człowiekowi dostanie... Niedomyślny! co się zowie z wacpana niedomyślny.... wszakżem półgodziny ci mówił o tym bilecie... i pytał i probował i ''udawał'' że go chcę odkupić... A wszystko to było tylko <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>komedją przyjaźni, aby gwałtowne wstrząśnienie nie nabawiło cię atakiem apopleksji... o co się, przyznam, najmocniéj obawiałem...<br>
{{tab}}Teoś rozśmiał się ruszając ramionami, nie można powiedziéć, żeby nie był wzruszony nieco, ale przyjął to tak chłodno, że Drzemlik posądził go o udanie.<br>
{{tab}}— Wiesz wiele to jest, to coś wygrał? — zapytał.<br>
{{tab}}— Wiele?<br>
{{tab}}— Pół miljona...<br>
{{tab}}— A no, to chodźmy na herbatę, — rzekł Muszyński — i pozwól, żebym już za nas obu zapłacił... {{Korekta|Zal|Żal}} mi cię serdecznie, bo w téj chwili okropnie rozpaczać musisz, żeś mi ten bilet oddał...<br>
{{tab}}— No! nie będę się zapierał... wołałbym go mieć w kieszeni, ale co się stało to się stało, i możesz powiedziéć, żeś mojemu głupstwu winien pańską fortunę!!<br>
{{tab}}Myliłby się wielce ktoby sądził, że Muszyński doznał zbyt gwałtownego wstrząśnienia. Drzemlik czuł daleko więcéj, twarz jego {{pp|zbla|dła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zbla|dła}} i wywrócona wydawała mimowoli uczucie które nią miotało. Wypili herbatę, pożegnali się czule i rozeszli, a Muszyński zamyślony i milczący powrócił do izdebki, walcząc z sobą, bo mu ten dar losu był niemal tak przykry, jak jakaś jałmużna rzucona z nieba niedołężnemu, niezdatnemu do surowéj pracy charłakowi. Zresztą wielką dlań było wątpliwością co mu te krocie z sobą przyniosą, trochę więcéj szczęścia, czy zleniwienie, moralny upadek i bezsilność.<br>
{{tab}}Cieszył się dla Mani tym dostatkiem niespodziewanym, dla siebie niewiele, a dużo wstydził, że był winien losowi tyle, ile nie jeden całém życiem pracy, poświęcenia i krwawego potu nie zarobił. Zdawało mu się nawet niesprawiedliwością korzystać ze straconych pieniędzy tylu ludzi co je w paszczę losu rzucili z nadzieją, a stracili może z rozpaczą.<br>
{{tab}}Był szczęśliwym graczem... a kto wie co się na jego wygranę składało, ile łez, ile głodów, niedostatków, źle użytych oszczędności.<br>
{{tab}}Całą noc w tych rozmysłach gorączkowych rzucając się, spać nie mógł i to było pierwszym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zyskiem jego że nie zmrużył oka, że został zbity, złamany, upokorzony, niemal zawstydzony swém szczęściem.<br>
{{tab}}Nie wiedząc co począć pojechał nazbyt rano do p. Feliksa, do którego wszedł tak niezręcznie, że go jeszcze zastał w łóżku....<br>
{{tab}}Spojrzawszy nań Narębski się przestraszył, tak w fizjognomji jego dziwne znalazł pomięszanie, tak boleść jakaś wewnętrzna wypiętnowała się na niéj dobitnie. Przyszło mu nawet na myśl, czy się co Mani nie stało i porwał się z łóżka.<br>
{{tab}}— Co tam? cóś złego? — zawołał.<br>
{{tab}}— Nic! nic! — rzekł Teoś, — to tylko głupstwo moje, że sobie rady dać nie umiejąc, w chwili, gdy kto inny by się śmiał i skakał, ja mam minę skazanego...<br>
{{tab}}— Siadajże i mów mi co prędzéj co ci jest?<br>
{{tab}}— Wystaw pan sobie, że kiedym się żegnał i obrachowywał z moim księgarzem, Drzemlik narzucił mi prawie gwałtem bilet loteryjny....<br>
{{tab}}— A na cóżeś go brał?<br>
{{tab}}— Ale musiałem... nudził mnie...<br>
{{tab}}— Cóż się stało?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nic złego... bilet wygrał wielki los...<br>
{{tab}}— Co mówisz? pól miljona? A dla czegoż wyglądasz jak z krzyża zdjęty?<br>
{{tab}}— A! bo mi to dolega, bo czuję w sumieniu jakby zgryzotę.... bo sam nie wiem co począć...<br>
{{tab}}Narębski począł się śmiać, ściskać go znowu i śmiać się serdecznie, Teoś stał chmurny.<br>
{{tab}}— Cóż ci jest? nikogoś przecie nie {{Korekta|zrabobował|zrabował}}... nawet Drzemlika, który ci gwałtem bilet narzucił...<br>
{{tab}}— A wczoraj.... próbował mi go odkupić...<br>
{{tab}}— Spodziewam się żeś nie oddał...<br>
{{tab}}— Jeszcze nie, ale czuję się tak niespokojny...<br>
{{tab}}Narębski strwożył się.<br>
{{tab}}— Słuchajże, — zawołał, — to Mania wygrała nie ty... nie ważże mi się robić głupstwa... masz bilet przy sobie? dawaj mi go...<br>
{{tab}}— Oto jest, — odparł Teoś.<br>
{{tab}}— Konfiskuję, — rzekł żywo porywając go Narębski, — choć raz przecie los miał oczy otwarte i dał nie jakiemuś szołdrze, ale {{pp|czło|wiekowi}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|czło|wiekowi}}, któremu się od niego pomoc należała... Lecę w szlafroku powiedziéć żonie.<br>
{{tab}}Narębski cały był w ogniu.<br>
{{tab}}— Ale żona pańska śpi pewnie...<br>
{{tab}}— A! to ja ją obudzę! — krzyknął p. Feliks, — przecież warto dostać choćby migreny, byle się dowiedziéć, że raz fortuna miała trochę sensu.... i dała szczęście temu co na nie zasłużył.<br>
{{tab}}— Czekaj pan! a pewienże jesteś że to szczęście? że to nie zasadzka szatańska na to, bym założywszy ręce próżnował, zdrętwiał, i obrócił się w jednego z tych ludzi, którzy nie mając bodźca, wyrzekają się pracy i życia.<br>
{{tab}}— O! dziecko dziesięcioletnie! o gaduło co oklepane rzeczy powtarzasz bez myśli! czyż z pieniędzmi pracować nie lepiéj, nie ochotniéj? — rozśmiał się Narębski porywając szlafrok na siebie.<br>
{{tab}}A śmiał się i hałasował tak bardzo, że raniéj obudzona Elwira poczęła się ciekawić, domyślała listu od Barona.... jego napadu, czegoś tyczącego się siebie i puknęła do drzwi ojcowskich... ukazując się niespodzianie w {{pp|do|syć}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|do|syć}} zaniedbanym szlafroczku i poprzydeptywanych trzewikach...<br>
{{tab}}— Któż tam? Elwira? o téj porze? — zapytał Narębski... — chodź! chodź! słuchaj, właśnie wam miałem coś ciekawego powiedziéć....<br>
{{tab}}Teoś Muszyński, którego tu widzisz, narzeczony Mani, wygrał na loterji... pół miljona...<br>
{{tab}}— Cóż za żarty!<br>
{{tab}}— O ba! najświętsza prawda!<br>
{{tab}}— Nie może być...<br>
{{tab}}— Niepowinno by być a jest! — dodał kłaniając się Teoś...<br>
{{tab}}Panna Elwira popatrzyła chwilę, zamknęła drzwi i pobiegła do łoża matki, którą przebudziła bez ceremonji.<br>
{{tab}}— Mamo! Mamo!<br>
{{tab}}— Co to jest? pali się? która godzina?<br>
{{tab}}— Dopiero dziesiąta... ale ogromna nowina.... Teoś Muszyński z Manią wygrali na loterji pół miljona...<br>
{{tab}}— Co ty tam pleciesz?<br>
{{tab}}— Muszyński jest u papy... papa taki szczęśliwy jakby sam wygrał... śmieje się i {{pp|tańcu|je}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|tańcu|je}} w szlafroku... jeszczem go tak jak żyję nie widziała...<br>
{{tab}}P. Samuela nachmurzyła czoło.<br>
{{tab}}— A! dajcież mi pokój, — rzekła kwaśno, wartoż mnie było budzić dla takiéj nowiny... Albo bajka, albo jeśli prawda... coż mnie to ma obchodzić? jakby ktoś na księżycu dostał febry!! Mania i Teoś cóż to za bohaterowie?<br>
{{tab}}Elwira śmiała się szydersko, ale z jéj oka błyskała źle tajona zazdrość.<br>
{{tab}}— Wcale nie brzydki chłopiec, — zawołała dziwnym głosem Elwira — i nie głupi... no proszę mamy, że to takim Maniom zawsze szczęście sprzyja...<br>
{{tab}}I nasz Kopciuszek będzie chodzić w atłasach i udawać wielką panią...<br>
{{tab}}— A jakże mię głowa boli! dajcież mi wstać spokojnie... niech sobie chodzi w czém chce, i udaje kogo się jéj podoba... Co mnie ma zajmować te jéj pół miljona...<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pluta choć niecierpliwie wyczekawszy cały tydzień, obrachował się co do dnia i godziny <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i w terminie oznaczonym postanowił odwiedzić Jenerałowę. Dni oczekiwania przeszły mu jeszcze dosyć swobodnie dzięki resztkom pozostałym z datku Narębskiego, który już miał się ku końcowi, ale przy takiéj jak jego nieopatrzności, jutro groziło głodem i niedostatkiem. Pluta mając kieszeń nabitą, nigdy nie zastanawiał się nad tém, że ona się wyczerpać musi, używał, jak gdyby dochody miał nieograniczone, a nędzę gdy przyszła znosił z dosyć filozoficznym stoicyzmem, ocalając ją drwinkami z ludzi, a często i z samego siebie. Ku końcowi siedmiu dni byt jego nie był już bardzo świetny, potrzeba się było ograniczyć wódką prostą i kawałkiem mięsa, ale kapitan też od losu zbyt wiele teraz nie wymagał, a potrzeby swe sprowadzał do jak najprostszego wyrazu. Fizycznie i moralnie więzienie go złamało, szukał w sobie napróżno téj energii i sprężystości, tego niepokoju ducha, który go dawniéj do wielkich dzieł prowadził, nawet poprawianie rodzaju ludzkiego i dokuczanie szczęśliwym nietyle mu smakowało... Odpoczywał, ''far niente'' i ''keif'' wschodni <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na horyzoncie jego marzeń ukazywały się ideałami najwyższemi. Pluta był przybity, Kirkuć nawet zdumiéwał się nie poznając go chwilami.<br>
{{tab}}Z rana tego dnia, gdy się miał udać do Jenerałowéj, posłyszawszy go ze stekiem przewracającego się po łóżku, p. Mateusz pokiwał głową.<br>
{{tab}}— A co to pułkowniku, stękasz? hę?<br>
{{tab}}— Sam się temu dziwuję, ale jakoś kości swędzą... ten loch wilgotny nabawił mnie reumatyzmu, nie poznaję siebie, w głowie nawet jakaś ociężałość niesłychana. Człek by odpoczywał tylko, ochoty nie ma do życia. Albo niedosyć wódki piję, albo teraz spirytus się popsuł, że go z chorych kartofli pędzą, które same siły nie mają, albo to już początek końca... czy koniec początku...<br>
{{tab}}Djabli wiedzą, daj no mi tam trzęsianki....<br>
{{tab}}— A to i ja się napiję, bo to człowieka stawi na nogi! — rzekł wstając Kirkuć, — jeden kieliszek z rana na czczo, z kawałkiem chleba z solą, to dukat doktorowi z kieszeni...<br>
{{tab}}— No, a dwa? — spytał Pluta.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A dwa? to musi być dwa dukaty.... — odparł Kirkuć, — ale już ten drugi to czasem w głowie mąci.<br>
{{tab}}— Słaba głowa, — rzekł kapitan wychylając spory kielich. Niech mówią co chcą, — dodał, — wino, piwo i tamte inne rozwodnione fraszki i przysmaki ku połechtaniu podniebienia, wszystko to są romanse, a wódka grunt. Zaraz ci się w żołądku rozgospodaruje i w głowie rozjaśnia.... Która godzina?<br>
{{tab}}— Co się tyczy godziny, — odparł Kirkuć, tyle tylko wiem, że sztankelerka odeszła, a zatem musi coś być około południa.<br>
{{tab}}— Gwałt! a ja w łóżku i nie ogolony, a tu wizyta za pasem! — zakrzyczał kapitan. — Kirkuć, z ciebie śpioch obrzydliwy.... czemu mnie nie obudziłeś? dawaj mi cyrulika.....<br>
{{tab}}— Zaraz, ale co się tyczy budzenia, wszak nie miałem tego posłannictwa, iż się tak wyrażę, — odparł Kirkuć, — a pan się gniewasz nie kazawszy mi....<br>
{{tab}}— Gniewam się gdy nie mam racji, powinieneś o tém wiedziéć, — rzekł kapitan, — to ogólna reguła.... ruszaj po cyrulika.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Idę już....<br>
{{tab}}Kirkuć wyskoczył zaraz, kapitan się zerwał umywać, a że nie miał czasu na kawę, powtórzył wódkę i wybiegł w miasto, dążąc do mieszkania jenerałowéj.<br>
{{tab}}Właśnie dochodził do jéj domu, gdy dorożka wioząca Pobrackiego w tęż samą stronę, zastanowiła się u drzwi jego i dwaj panowie weszli razem.<br>
{{tab}}— A pan tu? — spytał p. Oktaw.<br>
{{tab}}— Z polecenia jenerałowéj saméj....<br>
{{tab}}Zaczęli się ceremonjować we drzwiach u wnijścia, gdy im komodą ogromną zawalono przejście, musieli więc poczekać, aż się ona wyniosła na ulicę. Daléj, nim zdołali próg przestąpić, poczęła się tymże samym otworem dobywać na świat kanapa, którą Pobracki poznał z trwogą za należącą do mebli jenerałowéj, lub przynajmniéj wiele do znajoméj mu z ciemnego salonu podobną. Twarz jego zwykle blada, zrobiła się glinianą prawie.<br>
{{tab}}Weszli zatém do sieni, w któréj mnóstwo mebli, niewątpliwie już uznanych za należące do jenerałowéj Palmer, w największym {{pp|nieła|dzie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nieła|dzie}}, jakby po wielkim rozpierzchnione boju, spoczywały. Stolik z serwantką i lampami zajmował środek, tyłem, bokiem, jedne na drugich okrążały go krzesła i fotele dziwnie pomięszane, fortepjan zamknięty w pace, lustro w muślinowéj spódniczce, półka podobna do wschodków i jenerał przewrócony niewygodnie do góry nogami. Wszystko to zdawało się kłócić z sobą i czekać tylko chwili do ponowienia walki przerwanéj. Przejść było trudno wśród tego kafarnaum, którego ognisko zajmował jakiś jegomość z bródką ryżą, palący ostatek cygara i rozporządzający się jak w domu. Bzurskiego nawet, czujnego stróża, nie widać było nigdzie.<br>
{{tab}}— Ale cóż to to jest? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Coś wygląda na przenosiny, — rzekł Pluta równie niespokojny.<br>
{{tab}}— Co to jest? — powtórzył mecenas.<br>
{{tab}}— Czego panowie chcą? — zawołał z nieukontentowaniem wyjmując cygaro jegomość z bródką, nie kryjąc, że im był nie rad.<br>
{{tab}}— Cóż to znaczą te powynoszone meble?<br>
{{tab}}— A co mają znaczyć? — odparł {{pp|pogardli|wie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pogardli|wie}} gospodarujący nieznajomy, — cóż? zabiera się swoje meble do magazynu.<br>
{{tab}}— Jak to swoje do magazynu? Wszak to są sprzęty pani jenerałowéj Palmer? — rzekł Pobracki.<br>
{{tab}}— To jest ''byli'' sprzęty pani jenerałowéj, — odpowiedział mężczyzna, nakazując aby zabierano krzesła, — ale to jest teraz mój sprzęt, kiedym ja go kupił i gotówką zapłacił.<br>
{{tab}}— Jak to kupił? — zawołał Pobracki z trwogą, — kiedy? i od kogo?<br>
{{tab}}— A no, trzy dni temu, wszystko co tu było, no, i drogom zapłacił. Z temi utrechtami to się człek zawsze musi obszukać, bo to w mroku wydaje się jakby nowe, a ot, jak wynieśli na podwórz, to wytarte, zblakłe, i meble politury potrzebują, na mój honor. A nim się to sprzeda, co to tam procentów przypadnie.<br>
{{tab}}— Ale pani jenerałowa, — dodał Pobracki.<br>
{{tab}}— Co ja wiem o téj pani jenerałowej? niech się pan pyta na górze.<br>
{{tab}}Pobracki z Plutą, który bardzo nosem kręcił, powoli pociągnęli na górę. Na piętrze <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wynoszono właśnie łóżka palisandrowe i parawany, a nikogo nie było, by się o pani jenerałowéj dowiedziéć, sami obcy ludzie.<br>
{{tab}}Do najwyższego stopnia zdziwiony i podrażniony, jak cień wśród tych ruin kroczył Pobracki, nie mogąc pojąć co znaczyły. Oczewistém już dlań było, że jenerałowa, o któréj projektach nic a nic nie wiedział, któréj od dni kilku z różnych przyczyn widziéć nie mógł, wyjechała nagle, wcale mu się nie opowiedziawszy. Trwożyła go ta jakaś niezbadana tajemnica nagłéj ucieczki i sprzedaży ruchomości.<br>
{{tab}}Pluta zwarzony i zastygły, odzyskiwał jednak powoli sarkastyczne usposobienie i idąc za mecenasem pomrukiwał pod nosem piosenkę:<br>
{{tab}}— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....<br>
{{tab}}O mojéj przyjaźni dobrze mów....<br>
{{tab}}— Djabła tu można dobrze mówić o takiéj przyjaźni, — dodał, — kiedy to zupełnie wygląda, jakby ta baba, na cztery nogi kuta,, wszystkich nas wystrychnęła na dudków. Śliczna przyjaźń, niech ją słota porwie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Proszę pana, — spytał łapiąc nareszcie gospodarza domu Pobracki, — czy nie mógłbym się dowiedziéć?<br>
{{tab}}— A, mecenasa dobrodzieja....<br>
{{tab}}— Upadam do nóg.<br>
{{tab}}— Do nóg upadam....<br>
{{tab}}Pluta poważnie, z daleka skłonił się milczący.<br>
{{tab}}— Cóż to, jenerałowa wyjechała?<br>
{{tab}}— Jakto? przecież pan mecenas, jako przyjaciel domu, musiałeś o tém wiedziéć?<br>
{{tab}}— Ja, tak, trochę.<br>
{{tab}}— Wyjechała, wczoraj rano jeszcze, dodnia. Widać nagły był wyjazd, bo sprzedała meble i wszystko za bezcen. Gdyby to człowiek był wiedział, samby może nabył, a to tak lada spekulant korzysta, już chciał odstępnego odemnie trzysta złotych. Słyszana rzecz!....<br>
{{tab}}— Ale dokądże?<br>
{{tab}}— A do Petersburga.<br>
{{tab}}— Sama? — pytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Nie, z synem.<br>
{{tab}}— Jakto? z synem.<br>
{{tab}}— Czy téż z kuzynem, synowcem czyli <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>siostrzeńcem, nie wiem, — rzekł gospodarz, — z tym młodym człowiekiem.<br>
{{tab}}Pobracki już był w domu, ale mu się słabo robiło. Pluta wciąż podśpiewywał za nim, chociaż nader cicho:<br>
{{tab}}— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....<br>
{{tab}}— I dla tego kazała mi tydzień czekać, czemu nie ruski miesiąc? lub do greckich kalendów? Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, o! ponieśli!<br>
{{tab}}{{korekta|Więc|— Więc}} my tu już może i nie mamy co robić? — dodał pytająco trącając łokciem p. Oktawa kapitan, — jak się panu zdaje?<br>
{{tab}}— Co? — spytał mecenas. — Pan się zdajesz dziwić nagłemu odjazdowi pani jenerałowéj Palmer, — podchwycił miarkując się, ale to, — rzekł odchrząkując, — to było w naturze rzeczy, proces, tak jest, ja dawno wiedziałem, że to musi nastąpić.<br>
{{tab}}— Pan o tém wiedziałeś? — zawołał kapitan, — a więc i dla mnie tam w tym liście, który pan dobrodziéj trzymasz w rękach, znajdować się coś musi?<br>
{{tab}}— Nic nie wiem jeszcze, być może, {{pp|wszak|że}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wszak|że}} w pośpiechu, być może iż coś się zapomniało.<br>
{{tab}}— Nigdy dobrzy i starzy przyjaciele jak ja! — odparł Pluta, — odpieczętuj pan pismo, musi być ciekawe.<br>
{{tab}}Pobracki czytał, ale twarz jego w miarę przebiegania listu nic weselszego nie zwiastowała, — nie miał siły nawet nic powiedziéć kapitanowi, miną dając mu poznać, że list jego się tylko tyczył.<br>
{{tab}}— O osobnym liście do mnie nie słychać, zacny właścicielu téj nieruchomości? — zapytał Pluta.<br>
{{tab}}— Honor pański?<br>
{{tab}}— Kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Nie mam nic.<br>
{{tab}}— Miarkowałem już z góry, że tu nic nie znajdę, prócz słodkich wspomnień przeszłości, — zawołał Pluta poświstując, — żegnam więc pana mecenasa i ciebie zacny obywatelu!<br>
{{tab}}To mówiąc cofnął się pobity, ale nie zwalczony na duchu....<br>
{{tab}}P. Oktaw wszedł w głąb z listem, którego zrozumiéć nie mógł, otarł pot z czoła i po <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>trzeci raz próbował go czytać z uwagą. Stało tam dosyć ładnym i ekstra-sztywnym charakterem pociągłym, na papierze z cyframi, co następuje:<br>
{{tab|60}}„Szanowny panie!<br>
{{tab}}Nagły obrót moich interesów zmusza mnie opuścić Warszawę, bez podziękowania mu, bez pożegnania go nawet. Chciéj wierzyć, że mnie to boli. Musiałam się poświęcić dla ocalenia majątku, a hrabia nie daje mi czasu do urządzenia się, musimy natychmiast wyjeżdżać. Process jest skończony, — szczęśliwam że donieść mu mogę, iż dzięki jego radom, pomyślny skutek uwieńczył gorliwe jego starania, za które zawsze zachowam serdeczną wdzięczność. Domyślisz się pan, że hr. Hunter od dni trzech jest mężem moim, to panu wytłumaczy wszystko, — familja na niego zrzekła się wszelkich pretensji. Proszę, jeszcze raz wierzyć, że nie zapomnę nigdy żywych dowodów przyjaźni, jakiéj doznałam od niego.<br>
{{f|Julja hr. Hunter.“|align=right|prawy=8%}}
{{tab}}Pobracki stał długo osłupiały, nareszcie opamiętał się, że poznać po nim mogą {{pp|dozna|ne}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dozna|ne}} wrażenie i ukłoniwszy się gospodarzowi, zszedł milczący do dorożki i pojechał do domu, gdzie w kilka godzin dostał ziębienia, gorączki i nad wieczorem musiał położyć się w łóżko. Kapitan, który troskliwie o jego zdrowie się dowiadywał, doszedł od doktora, że to była jakaś afekcja tyfoidalna, z któréj p. Oktaw tak prędko wyjść nie mógł.<br>
{{tab}}Ukłoniwszy się w progu eskulapowi, który mu tę niepocieszającą zwiastował nowinę, włożywszy ręce w próżne kieszenie, Pluta pociągnął pieszo do domu, frasobliwy dosyć, i przybity gorzéj niż kiedy.<br>
{{tab}}— Powinienem był zmiarkować od razu, że ta babsko nas wszystkich w pole wyprowadzi, — rzekł w duchu, — ale rozum jak musztarda po obiedzie, przychodzi. Gonić za nią nie mam już najmniejszéj ochoty ku lodom arktycznym.... Los musi się za mnie podjąć zemsty, bo już ja jéj nie podołam, pozostaje dilemma: co jeść i co robić?<br>
{{tab}}Kirkuć mi nie poradzi, jam widocznie ogłupiał, w Wiśle woda zimna i brudna, dobry powróz grubo kosztuje i gałęź mocna nie {{pp|ła|twą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ła|twą}} jest do wyszukania, z pistoletu strzelać huczy i ludzi straszy, a człek po capstrzyku ma fizjognomją nie ładną, choćby się świeżo ogolił, naostatek trucizny nikt nie sprzeda chyba taką, któréj trzeba wypić wiadro żeby skutek zrobiła, a tu tylko co nie widać, jak się jeść będzie chciało na kredyt....<br>
{{tab}}Trudno temu uwierzyć, ale tak było w istocie, że kapitan wziąwszy dość okrągłą sumkę od Narębskiego, już był ją całkowicie rozproszył. Zostawały mu w kieszeni okruchy, ale po ścisłym ich obrachunku, zapas nie na długo mógł starczyć, a tu jeszcze Kirkuć pod pozorem serdecznéj przyjaźni swój głód pod opiekę kapitanowi oddawał, co gorzéj, nawet swoje pragnienie.<br>
{{tab}}— Ciężka sprawa, — powtarzał Pluta, — potrzeba się wynosić co prędzéj z Warszawy, lub szukać posady? Ale cóż, najświetniejsze miejsce starczy mi na dwa śniadania! Gdybym mógł zostać odrazu ambasadorem lub dyrektorem jakiéj kompanji, wesołéj i w któréjby nic nie było do robienia a dużo do zjedzenia, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>lub choćby kassjerem nieodpowiedzialnym za rachunki? ale to dziś strasznie trudno?<br>
{{tab}}I humor go się już nie trzymał, bo pod koniec kląć zaczął. Powolnym krokiem wszedł mrucząc do hotelowego pokoiku, Kirkuć coś właśnie operował około szafki i zdaje się, że musiał teorją spirytusu sprawdzać praktycznie, ale szybkie zamknięcie podwoi i rumieniec, który wypłynął na lice p. Mateusza, już nie wzruszyły Pluty, — myślał o czém inném.<br>
{{tab}}— To darmo, — rzekł, — potrzeba szukać zbawienia na prowincji. Wieś jest patrjarchalna, naiwna, życie tanie, ludzie nie podejrzliwi, serca otwarte aż do kieszeni, dusze czyste aż do pożyczenia, worki pełniejsze niż w stolicach.... Ale Kirkucia pozbyć się muszę, bo mi ten wychowaniec nie na rękę, i choćby się zgodził buty czyścić lub listy pisać, nie mogę sobie takiego zbytku pozwalać.<br>
{{tab}}— Wychodzisz? — spytał po chwili p. Mateusza.<br>
{{tab}}— A tak! wyjdę się trochę przewietrzyć. A pułkownik zostaje?<br>
{{tab}}— Ja? spocznę, boś mnie zbudził późno, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i dla tego mi się dotąd spać chce. Adie, kochanku!<br>
{{tab}}Któżby się spodział? ktoby odgadł, że temi słowy pożegnali się ci ludzie — na wieki. Kirkuć nic nie przeczuwając wysunął się na bawara, bo miał gdzieś cień kredytu, kupiony niezmierném nadskakiwaniem zyzowatéj gospodyni; kapitan pozostał sam i drzwi na rygiel spuścił. Nadzieja dłuższego pobytu w mieście opuściła go, trzeba się było ratować ucieczką. Przetrząsł kruchą garderobę, kupioną po wyjściu z więzienia, wybrał z niéj co było schludniejszego w bardzo umiejętnie zadzierżgnięty węzełek, który musiał wynieść pod płaszczem, (nie życzył sobie bowiem płacić w hotelu,) obliczył kassę skromną, wypił resztę wódki, papiery schował do kieszeni i już był gotów do drogi.<br>
{{tab}}Przebierając listy i mniejszéj wagi pozostałości, trafił na portret jenerałowéj, długo nań patrzał, nareszcie ścisnął w dłoni, potrzaskał, rzucił pod nogi i zgniótł obcasem na miazgę.<br>
{{tab}}— Gdyby ona, — kto wie! kto wie! gdyby ona chciała była zostać uczciwą kobietą, {{pp|mo|żebym}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|mo|żebym}} i ja był się zdecydował wyjść na poczciwego człowieka. Ale ba, pal djabli amory! Gdzie szatan nie może, kobietę posyła. Giń czarownico przeklęta!<br>
{{tab}}Już miał wychodzić dobrawszy chwili, gdy mu jakaś myśl przyszła szyderska, chwycił kawałek kredki od preferansa i wielkiemi głoskami napisał na stoliku:<br>
{{tab|60}}Kirkuć — bądź zdrów.... na wieki!!!<br>
{{tab}}Dodał trzy wykrzykniki, stopniowane tak, że ostatni w mgłach oddalenia zdawał się ginąć maleńki. Potém wysunął się z hotelu i Bednarską ulicą spuścił na Pragę, gdzie dobrawszy miejsce na furmańskiéj bryce, nie pytając dokąd jedzie, puścił się w świat, z mocném przekonaniem, że tak uczciwym jak on ludziom zawsze sprzyjają losy, że jenjusze nigdy nie giną inaczéj jak z niestrawności.<br>
{{tab}}Kirkuć powrócił dopiero wieczór, gdyż bawar usposobił go do czułości zbytniéj dla zezowatéj gospodyni, w któréj uśmiechu szczególny urok znajdował — domyślił się zaraz z napisu fugi kapitana, ale ukrył ją przed gospodarzem i sam cichaczem także {{pp|wypro|wadził}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wypro|wadził}} się z pod niegościnnego dachu, za który wymagano zapłaty.<br>
{{tab}}W tydzień potém, spełniał ze szczególną gorliwością nowicjusza, obowiązek zaszczytny pierwszego markiera w domu owéj pani, któréj serce zawiędłe odżywić potrafił czułém przywiązaniem. Miłość i żołądek przyczyniły się zarówno do przyjęcia służby, którą ozłacał sobie przypomnieniem, że najwięksi bohaterowie, ba i królowie w bajkach, zakochawszy się, nie wahali wdziać liberją, aby przybliżyć do przedmiotu swych zapałów. Niestety! biedny Kirkuć kłamiąc przed sobą samym, tak był jednak nieszczęśliwy ze swego upadku i osierocenia, iż niedługo pożywszy przy billardzie, przeniósł się do szpitala.<br>
{{tab}}To go tylko pocieszało, że w największéj nędzy, upokarzającą pracą rzemieślniczą, nigdy dostojnych dłoni swoich nie zmazał. Człowiek był wielkiéj godności i znał co się wielkiemu imieniowi należało od potomka znakomitéj rodziny.<br>
<br>{{---}}<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Powiadają, o królu Dagobercie, że przechodząc przez most w ręku z psem, który mu się dosyć naprzykrzył, rzucił go w wodę mówiąc: — z najlepszym towarzyszem nawet rozstać się przecie kiedyś potrzeba.<br>
{{tab}}Otóż tak samo powieść, szanowni czytelnicy, choćby ona była najmilszą (nie śmiemy sobie pochlebiać, byście ją za taką przyznali), przecież kiedyś skończyć się musi. Trzeba się rozstać z najdroższemi, najukochańszemi nieraz istotami, cóż dopiero z takiemi papierowemi cieniakami jak nasze!!<br>
{{tab}}Nie sądzę byście ich bardzo żałować mieli. Przyszliśmy do téj rozstajnéj drogi, na któréj pożegnamy wreszcie postacie, które się w naszéj obracały powieści, idzie tylko o to, aby się z niemi grzecznie i przyzwoicie pożegnać.<br>
{{tab}}Chociaż mało kto umarł i niewiele się pożeniło z bohaterów naszych, — nad czém mocno bolejemy, choć rzecz się raczéj urywa niż kończy, daléj iść już się i wam nie chce zapewne i my sobie niebardzo życzymy. Powieść oparta na rzeczywistości, inaczéj się téż kończyć nie może, wymysły tylko rozpoczynają <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się teatralnie i zamykają obrazem, apotheozą, epilogiem tryumfalnym, — w {{korekta|życ u|życiu}} powszedniém dzieje się inaczéj; nic się właściwie nie kończy, ciągnie się wszystko powolnie i snuje coraz nową podsycane przędzą. Moglibyśmy dla uspokojenia czytelników, umorzyć jeszcze kilku bohaterów i pół=bożków, ale się nam zdaje, że jest rzeczą obojętną żyć im dozwolić, kiedy tracimy ich z oczów. Prędzéj późniéj, zamknie się to trumną i grobem, bo nikt za dni naszych żywcem do niebios nie bywa porywany.<br>
{{tab}}Jednakże wchodząc w niepokój, jaki zrodzić może tak nagłe rozstanie się z ludźmi, których los przez kilka tomów nam dokuczał, musimy choć napomknąć o kolejach dalszych naszych dobrych znajomych — o ile nam są one wiadome.<br>
{{tab}}Ponieważ zaczęliśmy od kapitana Pluty i on prawie pierwszy ukazał się nam na chmurnym horyzoncie garwolińskim, słuszna abyśmy coś o nim jeszcze powiedzieli. Zapewniano mnie najmocniéj, gdym ostatnią razą był na Podlasiu, że oddaliwszy się z {{pp|Warsza|wy}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Warsza|wy}} w chwili małodusznego zwątpienia, i uczuwszy sam, że jest już jednym z tych towarów, które kupcy wyprawiać muszą na prowincję aby się ich pozbyć ze sklepu, Pluta udał się na pierwszy jarmark, o jakim doszły go wieści. O tyle mu się tam powiodło, że bryczkę i parę koni kupiwszy, wyruszył w dalszą podróż daleko wygodniéj, postanawiając nie zaglądać do stolicy i pędzić dalszy żywot spokojnie wśród świata, którego zaletom zupełną oddawał sprawiedliwość. Widziano go późniéj wśród kilku świetnych zjazdów po różnych miasteczkach, coraz liczniejszemi otoczonego przyjaciołmi, gdyż wiele w krótkim przeciągu czasu porobił znajomości i z powodu dobrego humoru, łatwości w obejściu, doświadczenia i rozumu, powszechnie był ceniony. Hołd jaki oddawano talentom jego niepoznanym tak długo, skłonił go zapewne, że się tém wiejskiém kadzidłem jałowcowém i gościnnością niewykwintną zadowalniając, osiedlił całkiem na prowincji.<br>
{{tab}}Kirkuć, jakeśmy mówili, dokonał żywota <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w szpitalu, nie bez gorzkich żalów nad dolą, która go całkiem zawiodła.<br>
{{tab}}Daleko trudniéj jest nam coś powiedziéć o jenerałowéj Palmer, ''secundo voto'' hrabinéj Hunterowéj, która tak niespodzianie, trzymając się zwyczaju wielkiego świata, znikła, chcąc szczęście swe ukryć przed ludźmi i miodowy miesiąc spędzić na osobności, jak to się dziś czyni powszechnie. Zasięgaliśmy o niéj i jéj mężu wiadomości różnemi drogami, ale niewiele się nam zdobyć udało. Pewien dobrze poinformowany podróżny zaręczał nam, że odegrywała wielką rolę, trzymała dom otwarty, ale nie była szczęśliwą, bo mąż jéj szalenie grał w karty, życie wiódł z francuzkiemi aktorkami i obchodził się z nią nazbyt ufając jéj przywiązaniu do siebie. Bywało nawet tak, że miłości cybuchem próbował.... ''si fabula vera''.<br>
{{tab}}Sceny jakie między małżeństwem miały miejsce, dochodziły niekiedy do tego, że ludzie nadbiegali na krzyki, i byli mimowolnemi świadkami, że kto się kocha ten się kłóci. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Hunterowi wszakże tak gorącéj miłości wcale się nie chwali.<br>
{{tab}}Sama pani, o ile wiadomo, szukając sobie roztargnienia w przymusowéj samotności, wylewała się cała na pobożne uczynki i odznaczała gorliwością, z jaką usiłowała nawrócić zastygłych, poprawić obłąkanych. O żadnéj przygodzie nowéj, tyczącéj się jenerałowéj osobiście nie słyszeliśmy, oprócz jednéj, którą mając za potwarz, powtarzać nawet nie będziemy, szanując powagę osób, które do niéj złośliwa niechęć wmięszała.<br>
{{tab}}Zapewniano nas, że do ostatka pozostała piękną i młodą, a Hunter bardzo jakoś prędko postarzał i zdrowie nadniszczył równie z majątkiem. Wnoszono ztąd, że mogłaby raz jeszcze owdowiawszy pójść za mąż, co się nam zdaje wcale już nieprawdopodobném.<br>
{{tab}}Narębscy wkrótce potém opuścili Warszawę, z tą samą kawalkatą, która ich do niéj przywiozła.<br>
{{tab}}Dolegliwości p. Samueli zwiększyły się od wyjścia za mąż Elwiry, która mimo niemego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>oporu ojca, poślubiła uszczęśliwionego Barona i pozostała w stolicy.<br>
{{tab}}To improwizowane małżeństwo nie tak znów nadzwyczaj szczęśliwie powiodło się, jak sobie młoda pani obiecywała. Po kilku tygodniach świetnego pożycia, i probowania nowych sukien i ekwipażów, głucha, powolna walka o berło w domu rozpoczęła się między Baronem a Elwirą, która o niczém nie wątpiła i zdziwiona została niezmiernie, znajdując bardzo zręczny opór tam, gdzie się spodziewała uległości. Jako niewiasta pełna wiary w swe siły niezraziła się ona wcale doznanemi trudnościami w opanowaniu swego królestwa, owszem zagrzana niemi została do szlachetnego współzawodnictwa. W trzecim tygodniu maleńkie utarczki już się powoli rozpoczęły. Baron probował jeszcze je kończyć pocałunkami, daléj przyszło do niemówienia po całych dniach i niewidywania się po tygodniu, a nawet do łez gniewnych, które gniew osuszał.... Czy Baron zwyciężył ostatecznie, czy Elwira... zostawujemy rozwiązanie czytelnikom, którzy ten problemat mogą, mając dostateczne dane, spożytkować dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przepędzenia długich zimowych wieczorów. Sumienie wszakże dodać nam każe, iż w domu Barona zjawił się, poczekawszy trochę, niezmiernie miły, piękny i dobrze wychowany kuzyn jego po kądzieli, którego Baron bardzo pokochał, a nie mógł nigdy przekonać żony żeby go oceniła jak zasługiwał.... Napróżno sam go wprowadził do domu na stopie poufałéj i starał się uwydatnić jego przymioty.... Elwira znieść go nie mogła...<br>
{{tab}}Dziwna, że mimo to, kuzynek, jakby pozbawiony uczucia, uparcie bywał w domu Barona, a co osobliwsza, dokuczał długiemi sam na sam rozmowy Elwirze, którą często i jakby trafem niepojętym, umiał nachodzić samą jedną. Zawsze wszakże mimo usilnych starań przypodobania się jéj, gdy mąż o niego zapytywał, Elwira pogodzić się z nim nie mogła i znajdowała go najnieznośniejszym z ludzi. Jednakże Baron z tego skorzystał, bo nienawiść, która już zrodzić się miała dla męża, przeszła jak po konduktorze po nienawistnym kuzynku, a Elwira dla Barona zaczęła być daleko łagodniejszą i wyrozumialszą. Mówią, że <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mieli we trojgu razem jechać do wód... Kuzyn poświęcił się przez przywiązanie do Barona, mimo wielkiego wstrętu, jaki naturalnie budzić w nim musiała Elwira swoją niepokonaną niesprawiedliwością względem niego.<br>
{{tab}}Dunder, o ile ci co go znają, sprawę zdać mogli, głosi się bardzo szczęśliwym, odmłodniał, ustatkował się i ma nadzieję, że imie które nosi przekaże następnym pokoleniom, gdyż Elwira miewa jakieś gusta dziwne, co zawsze poprzedza i przepowiada pomnożenie rodziny....<br>
{{tab}}Narębscy po wydaniu jéj za mąż, zostali we dwojgu na wsi, p. Samueli ból głowy i cierpienia nerwowe powiększyły się do tego stopnia, iż także do wód jechać zamierzała, czemu się mąż bynajmniéj nie sprzeciwiał, sam pragnąc na wsi pozostać. Postarzał biedny i stał się dziwnie posępny i milczący, całe godziny pędził w fotelu zadumany — widocznie brak mu było i celu życia i ochoty do niego. Ożywia się tylko nieco odbierając listy od Mani, która do niego dosyć często pisywała.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale tu wypada nam coś więcéj powiedziéć o głównéj bohaterce.<br>
{{tab}}Po wygraniu wielkiego losu, Teoś nie miał najmniejszéj przyczyny odkładać nadal swe małżeństwo. Nazajutrz rano z Narębskim razem pojechali o tém oznajmić oba Kopciuszkowi, który zimno przyjął nowinę. Nie mówiono o tém więcéj. P. Feliks nastawał, aby Muszyński kupił sobie kawał ziemi i choć się on tłómaczył, że do gospodarstwa nie był stworzony, obstał przy tém, że w okolicach Warszawy kupiono dla niéj majętność zrujnowaną, aby obudzić chęć do pracy w Teosiu.<br>
{{tab}}W kilkanaście dni po opisanych wypadkach, ślub cicho odbył się w kościele Św. Krzyzkim. Cała rodzina Narębskich i kilku bliższych przyjaciół, a nawet biedna p. Jordanowa, która niebezpiecznie w czasie ślubu się rozpłakała i popsuła sobie łzami bardzo starannie na ten dzień umalowaną twarz, przytomni byli obrzędowi. Wszyscy potém razem pojechali do państwa młodych, którzy skromne zajęli mieszkanko na Krakowskiém-Przedmieściu. Tu bez występu przyjmował ich Teoś i Mania i starali się o ile <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>umieli i mogli złe humory p. Samueli i Elwiry rozpędzić wesołością niewymuszoną, a uprzejmą. Ale ani Teoś ani Kopciuszek, nie zdołali rozchmurzyć czoła pani Feliksowéj i rozmarszczyć panny Elwiry, która w różnych parabolach i przypowieściach starała się ciągle mówić o panu Baronie, dla wewnętrznéj swéj pociechy.<br>
{{tab}}Po herbacie wyjechały one obie z p. Samuelą, którą głowa rozbolała, a że córka była jéj do pielęgnowania potrzebna, Narębski sam tylko dłużéj pozostał z młodem małżeństwem, i z weselszą wyszedł twarzą, gdy się wszyscy rozjechali. Jordanowa szczerze i serdecznie była szczęśliwa, bała się tylko, aby Mania jéj całkowicie nie opuściła i starała się jakiemś ogniwem choć słabem połączyć z Muszyńskiemi. To przywiązanie do Mani kobiety, w któréj serce i uczucie zdawały się wyczerpane, dziwném było zaprawdę, ale często późno się cóś zagłuszonego życiem w człowieku odzywa. Jordanowa czuła, że ją to dziecię podniosło, uszlachetniło, obawiała się więc mocno, aby opuszczona i osamotniona nie wpadła {{pp|zno|wu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zno|wu}} w dawne ciężkiego życia koleje. Dopóki Muszyńscy pozostali w mieście, dzień w dzień przysuwała się do nich pokorna, milcząca, wpraszając się, aby jéj choć zdala w kątku było wolno z niemi pozostać. Szczęściem Mania miała serce poczciwe i nie należała do tego świata sztywnego, który odpycha istoty upadłe choćby je podając im dłoń, mógł podźwignąć i który nie przebacza nigdy, w poprawę nie wierzy, i sam grzesząc po cichu i ostrożnie, za grzechy nieopatrzne karze bez litości.<br>
{{tab}}Nie odepchnęła więc Jordanowéj, która powoli z wiekiem swym się pogodziła i pragnęła dając światu za wygraną, miéć kogoś coby ją trochę kochał, przy kim smętną godzinę dni ostatka spędzićby mogła.<br>
{{tab}}Nie potrwało to jednak długo, Jordanowa kilka miesięcy układając sobie różne projekta na przyszłość, odwiedzanie na wsi państwa młodych, postawienie domku przy ich ogrodzie i t. p. biegała codziennie do Mani, aż w końcu ot tak, nie wiedziéć z czego, ciężko zapadła.<br>
{{tab}}Dowiedziawszy się o tém Muszyńska, zasiadła przy łóżku biednéj kobiety i spełniła {{pp|obo|wiązek}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|obo|wiązek}} chrześciański względem osamotnionéj, któréj gburowata Kachna, przy najlepszych chęciach, często stawała się ciężką, bo na nią tylko gderać umiała. Mimo najlepszych lekarzy i największych starań, choroba Jordanowéj bardzo wprędce stała się niebezpieczną, jakiś rozkład krwi, któréj niczem odżywić nie było można, powiódł ją do grobu.<br>
{{tab}}Ostatnie chwile spędziła w cichéj rezygnacji, płacząc tylko i całując ręce Mani, za to, że jéj nie opuściła. W wigilją śmierci odprawiła Muszyńskę pod jakimś pozorem, posłała Kachnę po notarjusza w sekrecie, i testamentem zapisała Mani wszystko co miała.<br>
{{tab}}Nikt o tém nie wiedział i po śmierci dopiero odkryło się to poczciwe serce Jordanowéj, która nie chciała wspomnieniem daru, wywoływać podziękowań i milczała do ostatka. Stara Kachna w rozporządzeniu tém, razem z pieskami otrzymała pensją dożywotnią, aby bez ciężkiéj pracy resztę dni spędzić mogła.... a! to téż strojąc nieboszczkę do trumny, płakała nieboga łzami, jakich się na świecie niewiele przelewa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Muszyńscy odziedziczywszy niespodzianie plac przy Alejach i Wilczéj ulicy i summę, która im dozwalała pomyśléć o wystawieniu domu; postawili sobie cale niebrzydką kamieniczkę, która im na zimę służyła, bo latem mieszkali na wsi.<br>
{{tab}}Spytacie zapewne czy byli szczęśliwi? o! na to pytanie doprawdy odpowiedziéć nie potrafię, naprzód bym bowiem wymagał określenia szczęścia, które na ziemi niedobrze rozumiem, potém musiałbym niezmiernie długo mówić wam o rzeczach bardzo prostych, i nie wiem czybyśmy się zgodzili z wami na warunki tego, co się tu szczęściem zwykle nazywa...<br>
{{tab}}To pewna, że Teoś i Mania kochali się bardzo, że byli dla siebie stworzeni, że pragnieniem nie wyszli po za szranki, jakie im zakreślała rzeczywistość, że nie ostygli i nie spoczęli wśród drogi, na któréj ktokolwiek siadł założywszy ręce... ten już ani szczęśliwym, ani poczciwym być nie może. Mania miała muzykę, którą kochała z całéj duszy, Teoś lubił literaturę i naukę gorąco, uczył się, rozszerzał zakres działania i wiedzy, i po szczeblach szedł <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jak mógł najwyżéj do wykształcenia własnego, kochał on swą ciszę, przyjaciół miał mało, pamiętał o tém, że człowiek jak z jednéj strony samotnym być nie powinien, tak z drugiéj zbyt się rozpraszając traci pokój a nie zyskuje w zamian... nic prawie, prócz nieustannych zawodów.<br>
{{tab}}W stosunkach społecznych oboje nie gonili za nikim, nie unikali zbytnie nikogo — próżność która na drugich tyle klęsk sprowadza, gdy pragną koniecznie wedrzéć się w sfery niewłaściwe, była obcą Muszyńskim. Nigdy on nie zaparł się swéj matki poczciwéj praczki, ani ojca rzemieślnika, nigdy ona nie zapomniała swojego sieroctwa, które dla niéj było najlepszą szkołą serca...<br>
{{tab}}Co do pomniejszych postaci, chociaż nie chcielibyśmy w niepewności zostawiać czytelników, bośmy szczerze wdzięczni, jeśli one ich zająć potrafiły — trudno było zebrać o nich późniejsze wiadomości. Ludzie giną w tłumie tak łatwo.<br>
{{tab}}P. M. Drzemlik po niefortunnéj stracie pół miljona, który oddał za dwadzieścia kilka {{pp|ru|bli}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ru|bli}}, dostał był chwilowo żółtaczki, ale z téj szczęśliwie wyszedł i zostało mu tylko na ustach wiekuiste wspomnienie, które kilka razy na dzień znajomym i nieznanym się powtarzało, a w duszy wiekuista zgryzota, która oddziałała na stan jego wątroby. Cera p. Michała od téj słabości i wypadku przeszła w barwę cytrynową, któréj już nigdy nie utraciła. Błąd ten był dlań wyrzutem sumienia nieustannym, odebrał mu spokój, zatruł życie, wyrobił niesmak do pieniędzy, które powolną pracą zdobywać było potrzeba i naraził na straty, bo p. Michał odtąd ciągle brał na loterją, a nigdy trzech groszy wygrać nie mógł.<br>
{{tab}}Trawiony gorączką jakąś, którą siostra napróżno złagodzić się starała, niespokojny, kilka razy w fałszywe rzucił się spekulacje, drogo je opłacić musiał.<br>
{{tab}}Wkrótce potém, zapewne dla rozbicia smutnych myśli, jakie się w nim rodziły z tych medytacyj o uronionym półmiljonie, ożenił się Drzemlik prozą, z osobą chudą i nieco ospowatą, ale majętną. Ta rychło też siostrę księgarza za mąż wydała za człowieka podżyłego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i statecznego, aby się pozbyć jéj z domu w którym sama rządzić i panować chciała. Małżeństwa oba poszły jak idą wszystkie im podobne, kolejami zwykłemi przez grudę i kamienie gościńca, na którym jeśli nie ma błota to kurz, jeśli niestanie pyłu to grzęzanie a na ostatek gołoledzie... panują.<br>
{{tab}}Co do państwa Byczków, dom ich, jeszcze przed wyniesieniem się z niego Mani, osierocony został przez staruszkę, która przeciągnąwszy żywot nad zwykłą jego miarę i marzenia młodości snując do końca, zmarła w dziwny bardzo sposób. W ostatnich czasach rzadko już bywała przytomna, często milcząca, a niekiedy wiodła z sobą monologi podobne do tych, których parę razy byliśmy świadkami. Jednego dnia posłała o niezwykłéj godzinie po syna... który przyszedł natychmiast i zastał staruszkę już ubraną, w jedwabnéj sukni siedzącą w fotelu z książką do nabożeństwa na kolanach. Było to o godzinie ósméj rano.<br>
{{tab}}Zaledwie wszedł, Byczkowa poznała go po chodzie i odezwała się:<br>
{{tab}}— Ale to moje serce, mnie bo już by {{pp|umie|rać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|umie|rać}} potrzeba... czas przyszedł, człowiek się tylko zapomniał... ja myślę to już dziś skończyć, nie ma czego dłużéj czekać... wzrok nie wróci... jego już nie zobaczę... o nie...<br>
{{tab}}— Co tam Mama takie rzeczy mówi! — rzekł Byczek.<br>
{{tab}}— A no! już mi się nie sprzeciwiaj, kiedy pora to pora — namyśliłam się, że taki żyć nie ma po co i dla czego... Coraz jakoś bałamuci się gorzéj w głowie, na oczy zapadam gorzéj chociaż niby to ja coś widzę, ale wy mnie osadziliście już ślepą... No! no! otóż już się wam i wyniosę. Bo to i tego pokoju potrzebujecie, i nie ma czego żyć, powiadam ci! Więc słuchajno, jak tobie na imie? Zacharjasz? a tak! słuchajże Zacharjaszu? czy ci to różnicy nie zrobi żebym ja sobie dziś umarła?<br>
{{tab}}— Ale kochana mamo, bo co mama mówi? przecież nikt nie umiera kiedy chce, aż gdy mu Bóg śmierć zeszłe.<br>
{{tab}}— No! no! już jak się z Panem Bogiem ułożę, mnie wiedziéć... poczciwy staruszek dawno mi powiada, że mogłabym sobie umrzéć, ale mi się nie chciało jeszcze, {{pp|wszyst|ko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wszyst|ko}} się czegoś lepszego spodziewałam i taki z temi wspomnieniami się żyło, a na progu trzeba będzie porzucić wszystko jak stare łachmany. Więc myślę sobie, to już umrę dziś, jakże ci się zda?<br>
{{tab}}— A! niechże Bóg uchowa! — rzekł Zacharjasz.<br>
{{tab}}— To dobrze, bo ty jesteś syn poczciwy i tak mówisz jak to się mówi kiedy dziecko pamięta przykazania Boże, ale swoją drogą, mnie bo już nudno stare kości dźwigać, trzeba się wybierać na tamten świat. A pochowacież mnie jak się patrzy? hę?<br>
{{tab}}— Moja matko kochana...<br>
{{tab}}— Co tam ceremonje, mów jak należy, a zrób jak cię poproszę. Na starym smętarzu, a ty może i nie wiesz gdzie stary smętarz?... ale ci powiedzą — jest grób w lewo w samym końcu muru. Był tam pomnik, pyramida z cegły, ale to się musiało obwalić ze szczętem, bo kto tam umarłych domu pilnuje. On tam pochowany nieboraczek, pieszczota moja jedyna, w żabotach i haftowanym fraku... połóżcie mnie koło niego. Myśmy sobie zawsze {{pp|obiecy|wali}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|obiecy|wali}} leżéć w jednym grobie, ale to już nie wiem czy pozwolą, bo to stary grób.... to choć blizko...<br>
{{tab}}Byczek milczał, zimno tego słuchał, bo był przywykły do marzeń matki.<br>
{{tab}}— Dziś ja tedy umrę, jeśli tam wam nic nie zawadzę, alebym się na wyjezdném z księdzem chciała jakim zobaczyć. Oj! nagrzeszyło się dużo, dużo! potrzeba pana Boga przeprosić, niech przyjedzie jaki starowina, co się z nim dobrze zna, bo ci młodzi, to ja ich nie lubię.<br>
{{tab}}Byczek pobiegł do żony, opowiedział jéj co słyszał od matki, poszła i ona do niéj, ale otrzymawszy ponowioną prośbę o księdza, posłała po niego.<br>
{{tab}}Stara dosyć długo pozostała z nim zamknięta i przygotowała się jak do ostatniéj podróży, a gdy się wszystek obrzęd odbył, siadła w fotelu i prosiła o kawę, którą bardzo lubiła.<br>
{{tab}}— Moja droga Zacharjaszowa, — rzekła, — już to pewnie ostatni raz cię o to proszę, niechże będzie z kożuszkiem i parę sucharków.<br>
{{tab}}Ten apetyt staruszki, który się niespodzianie zjawił, przekonał Byczków i uspokoił ich, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span>że marzenie śmierci było tylko jedném z przywidzeń zwykłych biednéj obłąkanéj.<br>
{{tab}}Podano jéj kawę, którą wypiła z chciwością prawie.<br>
{{tab}}— A niechżeby ta dziewczynina co tu czasem bywa, — (dodała mając na myśli Manię, którą bardzo lubiła), niechby tu ona przyszła się pożegnać, tak mi się coś widzi, że to musi być jakaś moja wnuczka, tylko po kim to sobie przypomniéć nie mogę.<br>
{{tab}}Posłano po Kopciuszka, a gdy zwyczajem swym siadła u nóg jéj na stołeczku, staruszka objęła jéj główkę rękami drżącemi i pocałowawszy w czoło, odezwała się:<br>
{{tab}}— To już i ty zapewne wiesz, że ja odjeżdżam.<br>
{{tab}}— Dokąd babciu? — spytała Mania.<br>
{{tab}}— A no, tam, na inszy świat, wszystko gotowe do drogi, dusza wyprana i grzechy za oknem, ksiądz z sobą poniósł całą torbę. Bywajże mi zdrowa i szczęśliwa, a hrabiów nigdy nie kochaj.... to się na nic nie zdało, słodki owoc, ale w końcu szkodzi, potem zawsze jeśli nie krew to łzy, jeśli nie śmierć to fiksacja, a <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>serce ci wyżre {{Korekta|zal|żal}} do ostatniego kawałeczka. O! tak!<br>
{{tab}}Tu zaczęła sobie różne rzeczy przypominać i zwoływać to pana Zacharjasza, to samą, a choć oni oboje wcale nie wierzyli w przeczucia matki i ciągle ją uspokajali, nic to na nią nie wpływało. Idea śmierci tkwiła w niéj ciągle.<br>
{{tab}}Gdy odeszli, spytała Mani czy jest dobrze ubrana, czy co poprawić niepotrzeba.<br>
{{tab}}— Widzisz moje serce, — rzekła, — kobieta i na tamten świat i do trumienki musi iść przystojnie. Ty nie wiesz jakam ja była piękna za młodu, a! to mnie też zgubiło. Kochali, kochali, a na co się to zdało? tak i umrzéć potrzeba i nawet wspomnienie chwil szczęścia porzucić.<br>
{{tab}}Odwróciła się potem jakby do Zacharjaszowéj:<br>
{{tab}}— Moja Zacharjaszowa, — rzekła, — nie pożałujcież mi téż a dajcie do trumny chustkę od nosa i mój flakonik, ten co od niego... Gdy w chwilę potém syn i synowa odeszli, po cichu trąciła w ramię Manię.<br>
{{tab}}— Dziecko ty moje, co ja ci powiem. Jest <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pod materacem w głowach szkatułeczka obwinięta chustką, podaj mi ją.<br>
{{tab}}Mania poszukała i przyniosła. Była to niegdyś ozdobna bronzami skrzyneczka, wielce używaniem nadpsuta i spłowiała. Złocone bronziki wystawujące amorków z łukami napiętemi trzymały się jeszcze po rogach, w środku była Venus na morskiéj konsze, zameczek wyobrażał dwa pyszczkami połączone gołębie. Stara dobyła kluczyka, który nosiła na sznureczku i otworzyła powoli zamek zardzewiały. Ze środka dobył się jakiś zapaszek ambry i zatęchłéj woni przedwiecznéj, nadpsutéj, która już nie była z tego świata, cóś nakształt balsamu, który słychać z trumien po secinach lat otwartych.<br>
{{tab}}W atłasem różowym wybitych poduszkach, leżały tu różne drobne sprzęciki, które stara chciwie zagarnęła rękami drżącemi. Był tam kameryzowany zegareczek wypukły z szafirową emalją i bukietem róż na niéj, kilka pierścionków, zwiędłe kwiatki, zdarta para rękawiczek, minjatura w oprawie złotéj wystawująca mężczyznę bardzo pięknego, w peruce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i złotem haftowanym fraku, a z drugiéj strony z włosów cyfra na tle nadziei, były złamki niezrozumiałe różnych pamiątek. Staréj łzy ostatnie potoczyły się z oczów na te szczątki życia, przyłożyła do ust minjaturę i schowała ją za suknię. Wonią skrzyneczki napawała się długo, znać ona jéj coś przypominała, pierścionki pokładła na palce, rzeczy drobniejsze jak mogła pochowała przy sobie.<br>
{{tab}}— Jak umrę, — rzekła, — pilnuj ażeby mi tego nie poodbierali, chcę z tém być pochowana. Na cóż mnie na nowo ubierać mają, włożyć stare kości jak są do trumny i dosyć. Oni tam gotowi i na te kawałeczki się połakomić.... a to tam niewiele warto.<br>
{{tab}}Słuchajno jeszcze, — dodała po chwili, — coś ci chciałam powiedziéć. Żebyś o mnie pamiętała, naści to moje dziecko. To pierścionek, który mi jeszcze ojciec dał na imieniny kiedym miała lat piętnaście, niewiele on wart, ale ci przypomni żebyś się modliła za grzeszną duszę twojéj babki.<br>
{{tab}}Obrączka z turkusikiem, którą sama {{pp|wło|żyła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wło|żyła}} Mani, zbyt małéj w istocie była wartości, aby się ona mogła wahać ją przyjąć.<br>
{{tab}}— A teraz, — rzekła, zasiadając się głębiéj w krześle, — bywajcie mi zdrowi i szczęśliwi, pożegnajmy się z sobą.<br>
{{tab}}Mani zebrało się na łzy, obie popłakały uścisnąwszy się, ale ją staruszka zaraz odprawiła, i znów przywołała Zacharjaszów oboje.<br>
{{tab}}— Niech się ja z wami jeszcze pożegnam, — rzekła poważnie, — Bóg ci zapłać Zacharjaszu za schronienie i serce, boś doprawdy dobrym był synem dla mnie, a ja tam wam obojgu nieraz dokuczyłam. A! bo téż się tam ta dusza tłukła po kościach jak ptak w klatce. Darujcież mi a nie pamiętajcie. Co tam po mnie rupieci jest oddajcie ubogim, wy się tém nie wspomożecie.... Mnie pochowajcie tak jak stoję, nie trzeba ubierać, umyślniem się dziś już odziała na to. Moja Zacharjaszowa, — dodała, — dziękuję ci i przepraszam za kłopot, który miałaś ze mną, dokuczyłam ci nieraz, obca a miałaś litość nad starą, Bóg ci to w dzieciach nagrodzi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale co tam o tém mówić! — popłakując przerwała rozczulona Byczkowa.<br>
{{tab}}— Proszę cię serce, w trumnę jak mnie będą kłaść, niech mi pod głowę położą tę poduszeczkę starą, co to ja ją lubię, ona się nie zda nikomu, a moja głowa do niéj od szczęśliwszych czasów przywykła.<br>
{{tab}}Papiery Zacharjasz znajdzie w nogach pod materacem zawiązane w chustce, to tam różne niepotrzebne.... niechby ze mną w trumnę położyli to najlepiéj, albo spalić, bo co tam obcy mają czytać i śmiać się. Głupiemu wszystko śmieszne, choćby krwią pisane. Bywajcie mi zdrowi, która tam godzina?<br>
{{tab}}Byczek odpowiedział że był wieczór.<br>
{{tab}}— No, to i mnie czas ruszać, żeby tam drzwi nie pozamykali, i żebyście ze mną w nocy kłopotu nie mieli jeszcze. Zostawcie mnie trocha samą to się pomodlę, a dajcie mi książkę do ręki, choć niedowidzę, ale to się lepiéj przypomina gdy książkę się weźmie.<br>
{{tab}}Zmęczeni całym tym dniem wyszli oboje Byczkowie, pewni, że stara marzyła sobie na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jawie jak zawsze. Służącą tylko zostawiono w blizkim pokoju na zawołanie.<br>
{{tab}}Poczuwszy się samą, jak opowiadała sługa, staruszka poczęła modlić się gorąco, przewracając kartki w książce z wielkim pośpiechem, i płakała po trosze i biła się w piersi, potém przeżegnała, ręce złożyła jak do modlitwy, uśmiechnęła dziwnie słodko i westchnęła z cicha.<br>
{{tab}}Siedziała tak nieruchoma zupełnie jakby śpiąca.... Była już dziesiąta wieczorem, gdy przyszła sługa radzić się pani Zacharjaszowéj, czyby jéj w łóżko nie położyć, ale gdy Byczek wszedł do matki, zastał ją bez życia i skostniałą.<br>
{{tab}}Dziwne to życie, dziwną téż skończyło się śmiercią.<br>
{{tab}}W parę dni potém ubogi pogrzeb wyszedł ze Śto-Krzyzkiéj ulicy, wioząc staruszkę na Powązki i mogiła żółta przysypała czarną trumnę, w któréj ostatnia miłość Augustowskiéj epoki usnęła na wieki z zeschłemi kwiatkami na wyschłéj od tęsknoty piersi.<br>
{{tab}}Państwo Byczkowie po zgonie matki nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zmienili wcale trybu życia i wiedli je tak porządnie i regularnie jak dawniéj, a byli téż bardzo szczęśliwi. Byczek nie wyniósł się ze swojego pokoju, choć mógł zająć wygodniejszy po matce, dla tego, że musiałby był zmienić miejsce, w którém przywykł stawiać cybuch pod oknem, a wreszcie i wszystkie obyczaje poobiednich godzin, które się stały nałogiem.<br>
{{tab}}Przychodzi nam na myśl, że się kto gotów o pana Adolfa Szwarca, o godnego ojca jego, matkę, a nawet rumianą i hożą kuzynkę zapytać, a przekonani jesteśmy, że szczerze Bogiem a prawdą opowiadając to cośmy słyszeli, za najpewniejszą rzecz w świecie, możemy być posądzeni o wymyślne epilogowanie naszéj powieści. Bo ciężko w istocie przypuścić, żeby taki elegant jak pan Adolf ożenił się z Basią? tymczasem wszyscy mi zaręczają że to nastąpiło, nie rychléj wprawdzie, jak w rok po rozstaniu się jego z piękną Elwirą. Wiemy, że ojciec i matka byli temu mocno przeciwni zrazu, ale Bartłomiej przypomniawszy sobie historję butów kozłowych, jakoś {{pp|nare|szcie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szcie przystał. Adolf postanowienie to uczynił dziwnie nagle, i gdy się Basi oświadczył, panna byłaby z podziwu i szczęścia zemdlała, ale mdleć ją jakoś nie nauczyli za młodu i obeszło się serdecznemi Izami. Pani Szwarcowa, acz małomówna i stroniąca od salonów, lubiąca wieś i ciszę, tak przyzwoicie jednak wygląda kiedy się pokaże w Warszawie, że niktby ją nie posądził, iż własnemi rękami prała bieliznę i karmiła ptastwo domowe. Mąż jéj jest zawsze ozdobą najlepszych towarzystw, które mu trochę za złe mają, że żony szukał w głębinach tych społecznych otchłani, w które nawet wzrok ich domowy nie sięga.<br>
{{tab}}Tyle o naszych znajomych, do których wypadałoby może dodać Wydyma, który wkrótce potém się ożenił. Spowodowała tę niespodziewaną determinacją bytność Zeżgi, który w pannie Salomei poznał swą dawną, pierwszą, ostatnią i jedyną miłość, przebaczył jéj i sam upornie chodził około tego, aby skojarzyć małżeństwo zdające się obiecywać choć krótką jesienną, ale pogodną godzinę szczęścia <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>biednemu kalece i biednéj sierocie. Zmartwiła się tylko tym wypadkiem kuzynka, do któréj Wydym chodził na obiady, bo cała jéj nadzieja zapisu dla dzieci upadła. Zeżga zamieszkał na dole w kamienicy przyjaciela i służył im obojgu, patrząc załzawionemi oczyma na ich szczęście, od którego złowrogie wpływy gotów był grubym swym kijem odganiać.<br>
{{tab}}Znakomity twórca win, któregośmy chwilowo widzieli oddanym ważnemu zajęciu naśladowania tego co Pan Bóg tylko dobrze umie robić, ożeniony z wdową, wiedzie swój handel zawsze wielce pomyślnie. Wina tylko tyle kupuje, ile sam na własny potrzebuje użytek.<br>
{{tab}}Niewiem już kogoby nam do tego długiego regestru brakło, ale wrazie opuszczenia, zapewnić mogę ciekawych losu pozostałych osób, że te albo już pomarły, albo umrą niezawodnie. Jest to jedna rzecz, w świecie tak niechybna, wedle ks. Baki, że prorokując ją, nigdy się na kłamstwo narazić nie można.<br>
<br>
{{tab}}''Bruksella d. 3 stycznia 1862.''<br><br>
{{c|{{f*|{{roz*|Koniec.|0.5}}|kap}}|w=120%}}
<br><br>
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
mnyz4jb0b5tv1vcwnqq0q2efkuk2vfo
3154533
3154489
2022-08-19T16:44:40Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Strona generowana automatycznie}}
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub|Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_1" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215{{!}}{{#if:1|1|Ξ}}]]|1}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{Inicjał|M}}oja jéjmość, — rzekł pan Szwarc do żony jednego wieczora, gdy spokojnie siedzieli oboje w ostatnim pokoiku i jakoś dosyć byli pochmurni, od dawna nie mając wiadomości od syna, — moja jéjmość, jakby się to tobie zdawało? przyszła mi myśl jedna, potrzebaby się nam poradzić.<br>
{{tab}}Szwarcowa, która coś robiła około doniczek zeschłego na pół geranjum, może aby mąż nie dopatrzył że łzy miała w oczach, odwróciła się żywo ku niemu.<br>
{{tab}}— Mój kochany, — odpowiedziała udając spokój, — już jak ty co pomyślisz, to pewnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_2" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216{{!}}{{#if:2|2|Ξ}}]]|2}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dobrze. Cobym ja tam moim kobiecym rozumem dodać tobie mogła?<br>
{{tab}}— O tak! a ileż to razy trafiało się, żeś mi jéjmość święcie i poczciwie doradziła? Człowiek się uprze przy swojéj myśli, gdy mu ona głowę świdruje, i tak się w niéj zakuje, że ani podobna z niéj wyruszyć i dopiero jak go kto wyparuje siłą, mocą, postrzeże się, że nie na dobrém miejscu siedział. Zawsze co dwie głowy, to nie jedna.<br>
{{tab}}— Twoja i za dziesięć starczy, moje serce.<br>
{{tab}}— Rzuciłabyś jéjmość te pochlebstwa; ot! nie nam to już, tyle lat z sobą przeżywszy, prawić sobie słodycze! Moja głowa do robienia grosza to jeszcze jako tako, ale do innéj sprawy, zwłaszcza teraz, kiedy na niéj tyle ciężkich myśli ołowiem leży, nie taka już skuteczna jak się jéjmości wydaje. Czuję, że mnie i starość, a nie bez tego żeby i smutek nie ogłupiał. Człowiek znosi, znosi, ale jak go ciśnie to uciśnięty.<br>
{{tab}}— Ty bo nadto do serca bierzesz zaraz...<br>
{{tab}}— No, no! a Jejmość lepsza? — zawołał Szwarc, — niby to ja nie widzę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_3" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217{{!}}{{#if:3|3|Ξ}}]]|3}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cóż masz widziéć?<br>
{{tab}}— A! at! at! rozumiemy się i bez słów, dosyć oczów. Wiele to czasu jakeśmy Adolfa nie wspominali, ja dla tego żeby jéjmości nie smucić, ty duszko żeby mnie nie drażnić, a z oczów sobie czytamy oboje, że tylko o nim dzień i noc myślimy! To darmo! Jéjmość sądzisz że ja śpię, kiedy tak ciężko wzdychasz? A już téż nie czego tylko z turbacji o niego. Na co to taić? Mnie tylko to jego ożenienie ciągle przed oczyma stoi. Ma on rozum, nie można mu go odmówić, mógł sobie wybrać dobrze, ale broń Boże chybi, ratunku na to nie ma, całe życie będzie pokutował. Ja mu pewnie żony ani narzucać, ani odbierać nie myślę, boć to nie dla mnie ale dla niego ta żona, przecieżbym oczyma własnemi chciał ją widziéć i być pewniejszym co to tam takiego? Już jakbym się gryzł, tobym przynajmniéj dokumentnie wiedział dla czego się jem.<br>
{{tab}}Z uwagą wysłuchawszy tych słów p. Szwarcowa, pokiwała głową twierdząco.<br>
{{tab}}— Cóż dziwnego, że jegomość byś chciał to widziéć własnemi oczyma, kiedy mnie, dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_4" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218{{!}}{{#if:4|4|Ξ}}]]|4}}'''<nowiki>]</nowiki></span>któréj to wprost niepodobieństwo, tylko to chodzi po głowie, żeby ją téż zobaczyć. Adolf ma przecie nie dla proporcji rozum i edukacją, ale młodość, ale miłość, tak człowieka obałamucą, że gdyby panna była z rogami, z pozwoleniem, toby ją wziął jak się raz wkocha; powiedziałby sobie że jéj i z tém ładnie. Ale jakże jegomość możesz się tam dostać i ją zobaczyć?<br>
{{tab}}— Czekajże no, myślałem ja dobrze, zaraz ci powiem, to może się zrobić i bardzo nawet łatwo. Narębscy mają kilka szynków, pojechałbym do Warszawy pod pozorem, że chcę je wziąć w dzierżawę od niego, tym co je trzymali dotąd właśnie kontrakt wychodzi, powód mam dobry. Wezmę czy nie, a najpewniéj że nie zaarenduję, — a potargować mogę.<br>
{{tab}}— Chociażby i tak! a jakże się tam przyjechawszy odrekomendujesz? cóż powiész? Szwarc! a tu Szwarc jakiś stara się o ich córkę, nuż domyślą się, przewąchają, to dopiero byś się Adolfowi przysłużył! ha!<br>
{{tab}}— Ale ba, juściż ja to sam miarkuję, że tak nie można, a któż mnie tam zna? Szwarc czy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_5" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219{{!}}{{#if:5|5|Ξ}}]]|5}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Kwarc, czy jakie tam licho, przecie nie spytają o papiery.<br>
{{tab}}— Czyżbyś jegomość znowu chciał się w cudzą skórę poszywać? — spytała Szwarcowa z podziwieniem.<br>
{{tab}}Stary otarł się chustką, bo nie był pewien czy mu się co z oczów nie sączy7, a chciał zaraźliwy symptom utrapienia ukryć przed żoną, jak ona mu swe łzy ukrywała, udając, że po kątach czegoś upatruje.<br>
{{tab}}— Och! moja jéjmość, — rzekł, — robiło się dużo dla Adolfa, dosyć powiedziéć że się ojciec dziecka zaparł, aby mu tym szynkiem, z którego wyszedł, nie psuć karjery, trzeba już brnąć do ostatka, i swojego imienia bodaj się wyprzéć jeszcze. Ja się tam tak wykręcę, że i nie skłamię i sprawy nie popsuję, mruknę coś pod nosem, ni to ni owo.... Bylebym własnemi oczyma ich zobaczył, ją widział, — dodał propinator, — bo, gadajcie sobie co chcecie, żeby mi jak kto opisywał, malował, donosił, ja więcéj zrozumiem okiem raz rzuciwszy, niż gdyby mi pół dnia gadano. Zresztą, ojcowskie wejrzenie zawsze nie to co cudze. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_6" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220{{!}}{{#if:6|6|Ξ}}]]|6}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Adolf się kocha, to tak jakby przez okulary patrzył, obcy ludzie każdy po swojemu widzi i sądzi, mnie się zdaje, że ja taki prawdę zobaczę.<br>
{{tab}}— A! mój Boże! gdyby ci się tylko udało, cóż ja przeciwko temu miéć mogę, mój drogi; i jabym twojemi oczyma lepiéj widziała, co tam Pan Bóg daje, czy pociechę czy utrapienie.... bo to jeszcze na dwoje wróżono.<br>
{{tab}}— Pewnie, pewnie, — odparł Szwarc widocznie uradowany, — a w dodatku, do Warszawy i inneby się jeszcze interessa znalazły. Jest tam trochę grosza, toby się téj cielęcéj skóry, listów zastawnych kupiło, bo na hypoteki żal się Boże oddawać, człowiek potém o swój własny grosz modlić się musi. Potém trochę tam i do domu, tego i owego braknie, sam pojechawszy taniéjbym i lepiéj kupił...<br>
{{tab}}— Taniéj? nie powiem, jegomość nie rachujesz kosztów podróży.<br>
{{tab}}— Ale za to sam wybieram i targuję, i to cóś warto. Biłem się ja z tą myślą, chciałem nic nie mówić aż zrobię, ale i kłamać nie umiem, i na co bym przed jéjmością się taił? <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_7" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221{{!}}{{#if:7|7|Ξ}}]]|7}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Spokojniejszy pojadę, gdy wiedziéć będziesz po co, więc już teraz nie ma co odkładać! dalibóg pojadę, — dodał Szwarc wstając z krzesełka, — i to nie daléj jak jutro.<br>
{{tab}}— Jutro! na miłość Bożą! zlituj się! jutro, tak zaraz! To niepodobieństwo! Ja jeszcze nie wiem, czy jegomość masz bieliznę, trzeba się wybrać, pomyśléć....<br>
{{tab}}— A! nie wstrzymujże mnie moja dobrodziéjko, — zawołał Szwarc, składając ręce jak do modlitwy, — do czego ja się mam męczyć? Co prędzéj to lepiéj, słowo się rzekło, i robić....<br>
{{tab}}— Z jegomości zawsze taka gorączka, jakbyś miał lat dwadzieścia, — odparła Szwarcowi, z lekka ruszając ramionami.<br>
{{tab}}— A wyszliście kiedy źle na tém, żem ja się zawsze spieszył? — spytał stary z uśmieszkiem zwycięzkim, — no, powiédz tak szczerze kochanie moje?<br>
{{tab}}— No! no! ty bo mnie zawsze przekonać musisz, — westchnęła Szwarcowa, — jedź już, jedź, ale daj mi dość czasu aby choć węzełki porobić, choć upiec co na drogę, albo bigosu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_8" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222{{!}}{{#if:8|8|Ξ}}]]|8}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zgotować, a i ta bielizna.... Jakże jegomość jechać myślisz?<br>
{{tab}}— E! gdybyś ty się tylko nie obawiała, — rzekł Szwarc nieśmiało, — zaprzągłbym sobie parę młodych kasztanków do małego wózeczka, siadłbym i pojechał.<br>
{{tab}}— Ach! jegomość! jegomość! — przerwała żona, — zawsze z tym pośpiechem! Samże zważ, ty stary, nie przymawiając, nie zawsze bardzo zdrów, droga długa, konie młode i taki swawolne, popsuje się co, bieda, — złodziejów pełno po gościńcach, okradną, a w Warszawież to tam filutów mało? Gdzie myśléć jechać samemu. Dobrze to do Lublina, albo do Piasków, ale do Warszawy! Jeszcze jegomość mówisz, że chcesz robić sprawunki, bo przez posły wilk nie tyje, a cóż tam w tym wózku pomieścisz? funt pieprzu!<br>
{{tab}}— No! no! nie gderzże już, — rzekł Szwarc pokonany, — pójdą stare gniade kobyły, i wezmę parobka i wóz długi, o co ci chodzi?<br>
{{tab}}— Oczewiście, że tak będzie i wygodniéj i bezpieczniéj i taki przecie pokaźniej. Na wóz, choćby przyszło jegomości zabrać kilka głów <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_9" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223{{!}}{{#if:9|9|Ξ}}]]|9}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cukru, kamień mydła, świec i trochę butelek, to się to tam wszystko pomieści.<br>
{{tab}}Szwarc nie był wcale uparty, dał się żonie łatwo przekonać, i postanowioném zostało, że ma wyjechać pojutrze, a weźmie statecznego parobka i wóz, który nie trząsł wcale.<br>
{{tab}}Następnego dnia sama jéjmość i młoda wychowanica, która o celu podróży wcale nie wiedziała, zajęte były od rana do nocy węzełkami na drogę. Szwarcowa zawsze tak swojego starego wyprawiała z troskliwością niezmierną, z któréj on się śmiał, narzekając na nią, a zapobiedz nie mogąc. Połowa tych przysmaków zawsze zeschła i potarta choć nie tknięta, powracała do Zamurza, nieumiała wszakże poczciwa kobieta bez nich męża z domu wypuścić.<br>
{{tab}}— Niech sobie nie je, mówiła uparcie, bylebym ja była spokojna, że jak mu się zachce, to je będzie miał pod ręką. Nie zginiemy przez to, że się ta odrobina zmarnuje, pracował na to całe życie, ażeby w starości nie cierpiał niodostatku.... a choćby to moja fantazja? no! to i téj warto dogodzić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_10" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224{{!}}{{#if:10|10|Ξ}}]]|10}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Próżno Szwarc przedstawiał, że po drodze nie wożą się z temi węzełkami, że tych samych rzeczy wszędzie dostać można, jéjmość utrzymywała, że kupne są gorsze, że na ich cenie oszukują, że lepiéj miéć w wozie pod ręką, niż po ludziach prosić.<br>
{{tab}}Szwarc miał zwyczaj wyjeżdżać z domu rano, zjadłszy miskę grzanego piwa z serem. Dnia wyznaczonego wstali wszyscy do dnia, wychowanka kręciła się, parobek konie zaprzęgał i uprząż przyrządzał, stara Szwarcowa co chwila, w największym niepokoju ducha, wysyłała coś, to sama biegła zatykać do wozu.<br>
{{tab}}W takich nadzwyczajnych okolicznościach, ze zbytku troskliwości stawała się niecierpliwą i gderzącą, ale wszystko to pochodziło z poczciwego i przywiązanego serca. Dziewczę nie miało pokoju, słudzy latali, gnani przez nią, jak poparzeni.<br>
{{tab}}— No! patrzajcież, — wołała to stając na progu, to wracając do izdebki, któréj wszystkie kąty opatrywała, — byliby parasola zapomnieli! Skaranie Boże, żeby zmokł, zaziębił <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_11" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225{{!}}{{#if:11|11|Ξ}}]]|11}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się i jeszcze, uchowaj czego, odchorował! kiedy najpotrzebniejsze głowy, wszyscy je potracą, ja jedna muszę za wszystkich pamiętać o wszystkiém.... A druga para butów? wzięli drugą parę? otóż nie! stoi w kącie najspokojniéj... toć przecie bez nowego obuwia się nie obejdzie.... i gdzie tu rozsądek? gdzie zastanowienie?.... Pokażcie mi kobiałkę z jedzeniem, nie włożyli szklanki!! Zechce się w drodze wody napić, to i tego mu zabraknie! A! ludzie! ludzie! skaranie Boże! aj! słudzy! słudzy! Chleb jest? chwała Bogu i za to, a garnuszek z masłem? a pieczyste? Otóż znowu! patrzajcie, pieczyste ledwie obwinięte i tuż koło herbaty, żeby masłem przeszła i na nic się nie zdała! jak {{Korekta|naumyślnie|naumyślnie.}} Juściż to i ta dziewczyna sensu nie ma!.... A! garnuszek do góry nogami! Matko Najświętsza.... żeby choć kropla rozsądku! A faseczka z bigosem? a pieprz i sól? a flaszka z octem?<br>
{{tab}}Tak krzątając się pani Szwarcowa, spotniała, umęczona, nie usiadła, póki się nie upewniła oczami i rękami, że wszystko dano co potrzeba; na przypadek zaś, gdyby jeszcze coś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_12" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226{{!}}{{#if:12|12|Ξ}}]]|12}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapomniano, stał koń okulbaczony i chłopak, ażeby pana dogonił. Z doświadczenia bowiem wiedziała, że w takim pośpiechu na wyjezdném, zawsze się coś prawie najpotrzebniejszego zapomni.<br>
{{tab}}Małżonkowie, nie bez łez, uściskali się w progu. Szwarc już jedną nogą stojąc na wozie, jeszcze przypomniał sługom, aby w niebytności jego dobrze domu pilnowali i we wszystkiém słuchali jéjmości; potém przeżegnał się i padł na tak wysłane i utkane siedzenie, że zrazu je musiał sobą uciskać, nim bezpiecznie się usadowił. Ale na wozie jechał jak król jaki, a w potrzebie choćby się zdrzemnąć i położyć było można. Jéjmość tymczasem ocierając oczy, słała z ganku krzyżyki, a gniade kobyły krokiem doświadczenia, wiedząc co to długa droga i przeczuwając ją, choć raźnie, z umiarkowaniem wszakże i oględnością na przyszłość, małym ruszyły kłusem.<br>
{{tab}}Już jak pan Szwarc dążył do Warszawy i jak drogę przebywał, opisywać nie mamy potrzeby; podróż szła dosyć powolnie, popasy były długie, gospodarskie, noclegi wygodne, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_13" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227{{!}}{{#if:13|13|Ξ}}]]|13}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na konie oglądano się, aby ich nie nadużyć, pojono często, karmiono dostatnio, i trzeciego dopiero dnia, pod Warszawą wypadło nocować, a czwartego z rana Szwarc przejechał most pragski, cicho odmawiając pacierz na tę intencją, żeby mu się powiodło. Z daleka całe to przedsięwzięcie, długo w myśli kołysane i niańczone, zdawało się niezmiernie do wykonania łatwém, — ale gdy się krok pierwszy zrobiło, gdy zbliżyła się pora przyprowadzenia go do skutku, trudności zaczęły rosnąć co chwila. Szwarc tracił serce i odwagę, tysiące możliwych nieprzyjemności, które spotkać się obawiał, przesuwały się po głowie. Że jednak był już sobie powiedział, iż tak a nie inaczéj uczynić musi, nie cofnął się ze strachu. Wedle swojego obyczaju, zaraz za mostem dla oszczędności zajechał do znajomego sobie zajazdu Siedleckiego, i tu w skromnym kątku się umieścił. Drożyzna hotelów głębiéj w sercu miasta położonych, odpychała go od nich, a może i przesąd stary.<br>
{{tab}}Wziął maleńką ciupkę od tyłu, do któréj parobek zniósł rzeczy, i odpocząwszy nieco, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_14" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228{{!}}{{#if:14|14|Ξ}}]]|14}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ubrany świeżo, wygolony i umyty, pieszo, z kijem wyruszył w miasto. Nie miał Szwarc zwyczaju, stroić się bardzo do stolicy, brał tylko nowsza niedzielną, kapotę, buty nie schodzone i czystą chustkę, a o to, że jego wiejska ogorzała fizjonomja i strój, od tłumu na jedną formę poubieranego różniła się, wcale się nie troszczył.<br>
{{tab}}Nic go nie obchodziły uśmiechnięte wejrzenia elegantów i zastanawiający się ludzie, nadto znał świat żeby się temu dziwił, zbyt długo żył, żeby go to obrażało, nie patrzał nawet na otaczających.<br>
{{tab}}Pierwszą trudnością z jaką się spotkał Szwarc, było wywiedzenie się o Narębskich. Wyjeżdżając z Zamurza zdawało się to rzeczą najłatwiejszą, po kilku jednak godzinach pytania próżnego, przekonał się, że można było siedziéć miesiąc i nie wynaléźć, chyba przypadkiem Narębskiego. Szczęściem przypomniał sobie, że wie mieszkanie syna i pokornie poszedł u ludzi pana Adolfa, dopytywać o p. Feliksa. Wspaniały kamerdyner, palący cygaro w bramie, poznawszy szynkarza, choć <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_15" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229{{!}}{{#if:15|15|Ξ}}]]|15}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nosem pokręcił, że śmiał się udać do niego, dla zbycia się wszakże kompromitującéj kapoty, raczył wskazać łaskawie numer domu, w którym mieszkali Narębscy. Szwarc ukłonił się nizko i zapisał dla pewności mieszkanie i pociągnął powoli ku niemu, myśląc jak do rzeczy przystąpić.<br>
{{tab}}Teraz już widział się u celu, zapomniawszy że nim do rzeczy przyjdzie, jeszcze dobić się potrzeba do szczęścia oglądania oblicza pana, przez którego służby zastępy przerzynać się potrzeba i prosić o posłuchanie.<br>
{{tab}}Była to godzina jeszcze przedpołudniowa, ale już obiadu blizka, gdy w mieście najwięcéj wizyt oddaje się i przyjmuje.<br>
{{tab}}Szwarc wszedł na wschody nie bez pewnego wzruszenia, ale nim ostatni stopień minął, lokaj uliberjowany zapytał go groźnie:<br>
{{tab}}— Do kogo to? do kogo?<br>
{{tab}}— Do W. Zarębskiego, z interesem.<br>
{{tab}}— Z interesem? — powtórzył niedowierzająco sługa, — od kogo?<br>
{{tab}}Szwarc się zmięszał, bo to znaczyło jakby sam od siebie nie miał miny przychodzić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_16" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230{{!}}{{#if:16|16|Ξ}}]]|16}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mam mój własny interes, — rzekł cicho. — Jest pan?<br>
{{tab}}— A to trzeba mu zaanonsować! — odparł lokaj.<br>
{{tab}}— Chciéjcie z łaski swojéj powiedziéć, — zająknął się stary, — powiédzcie proszę, powiédzcie, że w interesie arendy przyjechał szlachcic, chce wziąć propinacją?<br>
{{tab}}— A! a! — zawołał sługa odchodząc, ale zaraz się zawrócił. — Ja nie wiem czy teraz można?<br>
{{tab}}— Spróbójcież proszę! — powtórzył ocierając pot z czoła stary i wcisnął dwuzłotówkę, która milcząco ale gorliwie została przyjętą i schowaną do bocznéj kieszeni.<br>
{{tab}}Szwarc odetchnął stanąwszy przed progiem i spojrzał na siebie, brakło mu serca, drżał.<br>
{{tab}}— A! no, słowo się rzekło, — powiedział sobie w duchu, — cofać się już nie czas, co Bóg da, to da!<br>
{{tab}}Pan Feliks był w swoim pokoju, ale nie sam. Szwarc młody, który gorliwie starał się o Elwirę, tak, że nawet ojca chciał sobie pozyskać, i dosyć w dobrych z nim był {{pp|stosun|kach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_17" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231{{!}}{{#if:17|17|Ξ}}]]|17}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|stosun|kach}}, zaszedł był właśnie na cygaro do niego. Palili rozmawiając swobodnie i p. Feliks znajdował, że może miéć wcale przyzwoitego zięcia, choć i jemu imie się nie bardzo podobało, gdy sługa wszedł, stanął u drzwi i odchrząknąwszy zaczął:<br>
{{tab}}— Proszę pana, jest jakiś szlachcic, tak, w kapocie, mówi, że przyjechał względem propinacji pomówić.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał obojętnie dosyć, ale na Adolfie propinacja, kapota, okropne zrobiły wrażenie, poczerwieniał cały i ruszył się z miejsca.<br>
{{tab}}— Interes, — zawołał żywo, — a interesu przedewszystkiem, nie chcę przeszkadzać. Wyciągnął rękę.<br>
{{tab}}— Ale poczekajże, — odparł Narębski, — on się zatrzyma chwilę, albo, co lepiéj, poszlę go do żony, ona ma na swoje potrzeby {{korekta|odstąną|osobną}} propinacją, do niéj téż więcéj niż do mnie należy ułożenie się o nią; powiédz pani, — dodał do służącego.<br>
{{tab}}— Dobrze, proszę pana.<br>
{{tab}}Pani Samuela była jeszcze przy toalecie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_18" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232{{!}}{{#if:18|18|Ξ}}]]|18}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gdy służącą oznajmiła, że przybył ktoś dla wzięcia propinacji, a pan go do pani odesłał.<br>
{{tab}}— Zawsze toż samo! — zawołała zniecierpliwiona kobieta, — czyż pan nie wie, że ja tego wcale nie rozumiem, że z mojém zdrowiem, niepodobna mi się tém zajmować. Kiedy téż będzie miéć litość nademną?<br>
{{tab}}— Co mam powiedziéć? — spytała służąca uśmiechając się.<br>
{{tab}}— Żeby pan z nim zrobił sobie co zechce.<br>
{{tab}}W chwilę potém lokaj przybył z oznajmieniem, że jaśnie pani prosi jaśnie pana, aby sam pomówił o propinacją. Narębski ruszył ramionami, a pan Adolf korzystając z okoliczności, cały pomięszany, pożegnał pana Feliksa. Nie udało mu się jednak i tą razą, bo go Narębski usilnie i prawie gwałtem zatrzymał.<br>
{{tab}}— Ale siedźże proszę, wszak będziesz z nami jadł obiad! Pomówimy z propinatorem przy tobie, jesteś lepszym odemnie gospodarzem, pomożesz mi, proszę cię.<br>
{{tab}}Nie było sposobu się usunąć, choć Adolf miał jakieś przeczucie, i usiadł z niepokojem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_19" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233{{!}}{{#if:19|19|Ξ}}]]|19}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niewysłowionym zwracając na drzwi {{Korekta|oczy|oczy.}} Niebawem otworzono je i w dali ukazał mu się ojciec, który onieśmielony wchodził, a postrzegłszy przy gospodarzu siedzącego syna, tak się zmięszał i trząść zaczął, tak stracił przytomność, że w pierwszéj chwili Adolf chciał się zerwać i biedz mu w pomoc. Wstrzymał się jednak i głowę odwrócił, czując, że jeden ruch, mógł wszystkie jego zabić nadzieje.<br>
{{tab}}Narębski ciekawie zwrócił się ku przybyłemu i przywitał go tym tonem grzeczno-pańskim, który czasem gorzéj boli niż otwarte grubijaństwo. Szwarc skłonił się nizko, ale staremu i słów i pamięci zabrakło, oczy jego ciągnął syn, ręce chciały ku niemu, serce biło w tę stronę, potrzeba było udawać nieznajomego. Stary zląkł się czy wytrzyma, czy da sobie radę, pożałował swego kroku, zaniemiał, tak że nieśmiałość jego, niepojęta dla Narębskiego, zaczęła go śmieszyć potrosze.<br>
{{tab}}Adolf mimo panowania nad sobą, gorączkowo przewracał książki, odwróciwszy się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_20" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234{{!}}{{#if:20|20|Ξ}}]]|20}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odedrzwi, i buchał dymem cygara, z którego kłęby niezmierne wyciągał.<br>
{{tab}}— Asan masz zamiar wziąć u mnie propinacją? czy wszystkich szynków?<br>
{{tab}}— Ja, tego, to jest, proszę J. Wielmożnego pana, — {{Korekta|wybuknął|wybąknął}} Szwarc, — ja, tego, dowiedziawszy się.... pragnąłbym, a jeżeli warunki....<br>
{{tab}}— Asan zajmujesz się propinacją? — spytał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak jest, od lat trzydziestu.<br>
{{tab}}— A gdzie?<br>
{{tab}}Szwarc połknął ślinę i wymienił imie wsi, w któréj nie mieszkał, ale ją istotnie trzymał.<br>
{{tab}}— Jak się aćpan nazywa? — dodał Narębski.<br>
{{tab}}Tu był szkopuł, skłamać stawało się koniecznością dla syna, ale nie przyszło to łatwo, pan Bartłomiej pokraśniał cały i rzekł niewyraźnie:<br>
{{tab}}— Sobkowski.<br>
{{tab}}Miał szwagra tego imienia, który w wymienionéj wiosce mu gospodarzył i zastępował go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_21" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235{{!}}{{#if:21|21|Ξ}}]]|21}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Narębski począł chodzić po pokoju.<br>
{{tab}}— Znasz pan obszerność dóbr? warunki? położenie? Austerja na trakcie jedna, dwie we wsiach, karczemka w lesie. Dodaję do tego łąkę i ogród, chcesz wziąć i młyny razem?<br>
{{tab}}— Mogę i młyny, — wybąknął Szwarc niewyraźnie, wciąż poglądając na syna, który po książkach plądrował i krztusił się od dymu, jaki połykał.<br>
{{tab}}— Przeszły propinator płacił mi sześć tysięcy.<br>
{{tab}}— To wiele, — rzekł Szwarc cicho.<br>
{{tab}}— A ja teraz bez podwyżki nie puszczę, pięćset złotych muszę wziąć więcéj. Ale zapomniałem dodać, że moja żona bierze jeszcze kilka głów cukru, i coś tam, doprawdy nie pamiętam. Mówiono mi, że sama austerja więcéj połowy tenuty zarobić może, byle ją dobrze utrzymać.<br>
{{tab}}— Przecież ostatni propinator, — przerwał Szwarc dławiąc się, ale chcąc przedłużyć rozmowę, — podobno stracił i wychodzi bez grosza.<br>
{{tab}}— To jego wina, — rzekł Narębski {{pp|chło|dno}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_22" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236{{!}}{{#if:22|22|Ξ}}]]|22}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|chło|dno}}, — nie dbał o siebie, nie zapobiegliwy, w austerji często piwa nie było, opuścił mi budynki nawet.<br>
{{tab}}W téj chwili drugie drzwi pokoju pana Feliksa wychodzące ku salonowi, otworzyły się i bokiem wciskając się przez nie, dla niezmiernéj szerokości krynoliny, weszła panna Elwira, pod pozorem szepnięcia parę słów papie, w istocie aby Adolfa wyciągnąć. Adolf na jéj widok zerwał się grzecznie, ale zmieszany swém położeniem, wydał się tak dziwnie Elwirze, iż poczuła że mu coś dolega. Zwykle spokojny i trochę chłodny, tą razą rzucał się, oglądał, śmiał się gorączkowo i niepokoił do tego stopnia, że nawet pan Feliks zrozumiéć go nie mógł i patrzał nań z ciekawém zdziwieniem.<br>
{{tab}}— Co mu się u licha stało? — mówił w sobie.<br>
{{tab}}Szwarc, choć nie było gorąco, nieustannie pot z czoła ocierał. Narębski brał to za zmięszanie się jego wielkością i majestatem, i zamierzał być jak najpopularniejszym.<br>
{{tab}}Dnia tego Elwira była kwaśną, weszła więc z miną dumną, niezadowolnioną, ledwie {{pp|spoj|rzała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_23" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237{{!}}{{#if:23|23|Ξ}}]]|23}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|spoj|rzała}} na stojącego u drzwi szlachcica i odezwała się do ojca po francuzku:<br>
{{tab}}— Co to tu robi?<br>
{{tab}}Adolf jakby dostał w piersi sztyletem, udał że nie słyszał, a Narębski odpowiedział:<br>
{{tab}}— To ktoś co chce szynki wziąć u nas...<br>
{{tab}}Elwira przeszła po pokoju, wiodąc za sobą atmosferę woni jakiemi była oblaną, minka jéj pogardliwa, chód bogini, która na ziemię zstąpić raczyła, przejęły strachem starego propinatora.<br>
{{tab}}Choć zmięszany, choć niespokojny, cały w oczy się skupił, pożerając niemi Elwirę, śledząc jéj ruchy, usiłując wyczytać z fizjognomji, z dźwięku głosu, z rysów twarzy, co ta piękna maseczka biała, rumiana, pulchna, kryła w głębi śnieżnych piersi. Wydała mu się niesłychanie piękną, ale obok tego zrobiła na nim przykre wrażenie, jakby nań powiało od lodowni.<br>
{{tab}}Patrzał osłupiały i milczał; Elwira czując nową postać, choć tak bardzo maluczką, że dla niéj żadnego zachodu czynić nie było warto, mimowolnie jednak pozowała, jak paw <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_24" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238{{!}}{{#if:24|24|Ξ}}]]|24}}'''<nowiki>]</nowiki></span>chodziła i przybrała minkę zepsutego dziecka, pieszczoszki losu.... kandydatki na królowę.... Dziwiło ją niezmiernie, że Adolf, którego zaczepiała coraz, półgłosem odpowiadał jéj prawie nie do rzeczy i oblewał się rumieńcami, zbiegającemi i wracającemi co chwila.<br>
{{tab}}— Chodźmy do salonu i zostawmy ojca interesom! — rzekła w końcu, — daj mi pan rękę....<br>
{{tab}}Adolf nie śmiejąc spojrzéć na ojca, poskoczył i znowu bokiem wycisnęli się oboje z pokoju. Tylko tracąc z oczów starego, stojącego w pokorze i milczeniu przy progu, Szwarc rzucił na niego załzawioném prawie okiem, serce mu się ścisnęło. Była chwila, że chciał wyrzec się wszystkiego, pójść, uklęknąć przed starym ojcem i z nim razem uciec z tego domu.<br>
{{tab}}Zamknęły się drzwi, Szwarc lżéj odetchnął, pot przestał mu tak obficie lać się z czoła; Narębski chodząc rozmawiał. Nie bardzo go obchodziły szynki i cała ta sprawa, widocznie chciałby się był uwolnić od natrętnego kontrahenta, ale pan Bartłomiej trzymał go, {{pp|usi|łując}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_25" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239{{!}}{{#if:25|25|Ξ}}]]|25}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|usi|łując}} lepiéj poznać człowieka, który mu się wydał ostygłym, wyżytym, może dobrym w gruncie, ale jak zleżałe zboże zatęchłym i gorzkim.<br>
{{tab}}— Ale ojciec to jeszcze nic, — mówił sobie w duchu stary propinator, który ludzi sądzić umiał, — córka to téż nie wiele, bo to jeszcze młoda i nie wié czém będzie; ażeby odgadnąć czém ma być przyszła żona mojego syna, potrzebaby zobaczyć matkę.<br>
{{tab}}Rzadko kiedy dziecko nie układa się w formę rodzicielki, w dzieciństwie i młodości nieznaczne to jeszcze, bo ten wiek ma czém okrasić i uzielenić wady, które w przyszłości urosną, ale z latami, co się za młodu wpoiło, czego nauczył przykład, występuje jak odzywająca się, utajona choroba. Miał więc wielką słuszność stary Szwarc, że chciał dla zawyrokowania o córce, zobaczyć jeszcze matkę. Rzecz jednak była przytrudna, bośmy widzieli, jak pani Samuela pogardliwie odrzuciła uczynione jéj wezwanie.<br>
{{tab}}Tymczasem stary choć miękko traktując o szynki, co Narębski czuł dobrze, {{pp|nieskończe|nie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_26" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240{{!}}{{#if:26|26|Ξ}}]]|26}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nieskończe|nie}} przeciągał rozmowę, coraz to spoglądając na ojca, a chcąc się z każdego słowa coś nauczyć. Pani Samuela ubrana wreszcie i wyświeżona, choć, jak zawsze, z wielkim bólem głowy, weszła powoli do salonu i tu padła na fotel, zatrzymując Adolfa opowiadaniem o swoich cierpieniach, czém Elwirę zniecierpliwiła do tego stopnia, że ta aż pod nosem nucić sobie zaczęła, chcąc matce dać do zrozumienia, że czasby jéj kochanka uwolnić. Nie tak to było łatwo, gdy raz o sobie zaczęła mówić nieszczęśliwa Narębska. Powierzchowność jéj zwodnicza, rumieńce i pulchne kształty, mające wszelkie pozory zdrowia, zmuszały ją do tém troskliwszego opisywania słabości, iż rzadko kto był usposobiony jéj wierzyć.<br>
{{tab}}— Ja, — mówiła trzymając się za czoło, co dosyć dobrze uwydatniało bardzo pięknych kształtów rękę, — ja i Elwira obie jesteśmy jednego temperamentu i równie drażliwych nerwów, najmniejsza rzecz dla drugich przechodząca niepostrzeżenie, odbija się w nas tak silnie, że srogiém napawa cierpieniem. Świat nie przywykł zważać na to, podwójnie więc <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_27" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241{{!}}{{#if:27|27|Ξ}}]]|27}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znosić musimy, za naszą drażliwość i za jego nielitość.<br>
{{tab}}Adolf, ile razy mu tych skarg i opisów słabości słuchać wypadało, przybierał postać smutną, bolejącą i usiłował okazać współczucie, co go było w łaski pani Narębskiéj wkupiło; często mu jednak z trudnością przychodziło utrzymać się w powadze i smutku, gdy czyniła wrażenia i napiętnowana dlań była wyraźną przesadą. Samuela nadużywała jego położenia i wiedząc, że słuchać musi, że musi się z obowiązku litować, godzinami trzymała u krzesełka, wygadując się ze wszystkiém, czego inaczéj nie miała przed kim wyspowiadać, bo córka jéj nie bardzo pilnego nadstawiała ucha. Po opisach słabości przychodziły pochwały pozorne Feliksa, w których pełno było w istocie przymówek do niego, ukrytych i osłonionych czułością, potém nauki dla mężów w ogóle, a szczególniéj dla towarzyszów żon nerwowych, chorych i niezmiernie czułych.<br>
{{tab}}Wszystko to już Adolf na pamięć umiał, bo od czasu jak był przypuszczony do {{pp|zaufa|nia}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_28" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242{{!}}{{#if:28|28|Ξ}}]]|28}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zaufa|nia}} pani Samueli, niemal codzień powtarzała mu jedno, a niewiele urozmaicała formę, ale skazany na męczeństwo starającego się o córkę, znosił je mężnie.<br>
{{tab}}Tą razą Elwira, która tupiąc nóżką podśpiewywała, niecierpliwiła usiłując go oderwać od matki, użyła heroicznego środka i przerwała rozmowę.<br>
{{tab}}— Już ja widzę, że mama dziś bardzo cierpiąca, a wiem, że spokój to rzecz najpotrzebniejsza, niech mama nie męczy się i trochę tak posiedzi.<br>
{{tab}}To mówiąc skinęła na Adolfa, który uszczęśliwiony ustąpił, a Samuela nie zdobywszy się na odpowiedź, rzuciła tylko na córkę wcale niechętném i pełném wymówek wejrzeniem.<br>
{{tab}}Adolf z Elwirą poszli przechadzać się po salonie, matka dobyła flaszeczki i wciągała woń orzeźwiającą, parę razy ziewnęła, spoglądając z ukosa, nareszcie wstała z wysiłkiem i powoli pociągnęła ku gabinetowi męża.<br>
{{tab}}Szczerze powiedziawszy niecierpliwiło ją, że nie przychodzi i że nie podawano do stołu, humor zły powiększył się nieprzyzwoitém <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_29" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243{{!}}{{#if:29|29|Ξ}}]]|29}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znalezieniem się Elwiry, potrzebowała gdérać na kogoś i szukała męża, aby, korzystając z bytności nieznajomego, dokuczyć mu trochę, gdy przytomność obcego bronić mu się nie dozwalała.<br>
{{tab}}Przeszedłszy się parę razy po salonie, skierowała się niby od niechcenia ku drzwiom gabinetu, otworzyła je, i powoli, znowu bokiem dla niezwykłych rozmiarów krynoliny, wsunęła się do pana Feliksa.<br>
{{tab}}Z progu jeszcze przymrużonemi oczyma spojrzała w kątek, w którym stał biedny stary Szwarc, zrobiła minkę nieukontentowaną, zawachała się, ale weszła powoli.<br>
{{tab}}— Otóż to jest pan Sobkowski, — rzekł Feliks żywo, — który chce wziąć twoje szynki.<br>
{{tab}}Samuela ruszyła ramionami, ten się skłonił nizko, ale podniósł głowę, aby jak najlepiéj ostatniemu członkowi rodziny przypatrzeć.<br>
{{tab}}— Cóż mnie to tam obchodzi! — zawołała pogardliwie, — to wasza rzecz.<br>
{{tab}}I dodała po francuzku:<br>
{{tab}}— Wychodźże do salonu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_30" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244{{!}}{{#if:30|30|Ξ}}]]|30}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Kiedy mnie trzyma.<br>
{{tab}}— Cóż z nim będziesz ceremonje robił?<br>
{{tab}}Szwarc wprawdzie nie zrozumiał języka, w którym tych kilka słów wyrzeczono, ale prawie odgadł znaczenie wyrazów z tonu, jakim je mówiono. P. Samuela przeraziła go sobą, nic podobnego do niéj nie widział w życiu. Przeczucie mówiło mu, że taka piękna, delikatna pani, ze swą minką królewską, może najsilniejszego człowieka opanować, wysuszyć i zabić. Narębski zimny, zastygły i drewniany, wytłumaczył mu się cały tą żoną, która z niego krew i życie westchnieniami i stękaniem wyssała. Wielkie przywiązanie do syna czyniło starca jasnowidzącym, objął w chwili, odgadł całą przeszłość pana Feliksa i rolę jaką w niéj grała ta kobieta dumna, samolubna, wzgardliwa.<br>
{{tab}}Gdy cały wzruszony stał patrząc na nią, nagle pani Samuela, jak wiemy niesłychanie nerwowa, obejrzała się z przestrachem, z trwogą, z wyrazem twarzy jakby niespodzianie zagroziło jéj nieszczęście, poczęła patrzyć na wszystkie strony z przerażeniem, trząść się, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_31" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245{{!}}{{#if:31|31|Ξ}}]]|31}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ręką rzucać, jakby coś odpychała, i porwawszy batystową chustkę, potém flakonik, zawołała biegnąc ku drzwiom:<br>
{{tab}}— A! a! cóż za przykry zapach? co to jest? co to może być? coście tu zrobili? a! ale jakże można siedziéć w takim pokoju? Feliksie! co to jest? a! zemdleję.<br>
{{tab}}Szwarc patrzał z przestrachem, nie wiedząc o co chodziło, ale Narębski począł się uśmiechać i oczy jego skierowały się ku staremu szlachcicowi. Za niemi poszło wejrzenie obłąkane saméj pani.<br>
{{tab}}— Na cały dzień dostanę bólu głowy! cóż to jest? ale cóż to jest?<br>
{{tab}}Nagle zatrzymała się w postawie, w jakiéj Ristori grając Medeę, dzieci od siebie odpycha.<br>
{{tab}}— Ach! — krzyknęła, — ach, ''ten człowiek'' ma buty kozłowe!<br>
{{tab}}I oczyma pełnemi zgrozy i oburzenia, spojrzała na Szwarca.<br>
{{tab}}— Ten człowiek ma buty kozłowe, — dodała podnosząc głos, — jak można w butach kozłowych wchodzić na pokoje? Ale to okropnie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_32" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246{{!}}{{#if:32|32|Ξ}}]]|32}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Szwarc osłupiał, usta mu się otworzyły dziwnie, a oczy nagle zaszły łzami, któremi nabrzmiały powieki.<br>
{{tab}}— Bo kiedy asan chcesz z przyzwoitemi ludźmi miéć interes, — dumnie dodała Samuela, — toś powinien wiedziéć, że tak śmierdzącemu wchodzić na pokoje nie można.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł się powstrzymać od śmiechu, stary propinator szukał klamki i trafić do niéj nie umiał; pani Samuela zaczerwieniona powtarzała:<br>
{{tab}}— Ale wychodźże mi waćpan natychmiast... kadzidła! kadzidła! Feliksie, okno, okno otworzyć, cały dzień miéć będę migrenę. A! ten człowiek! ten człowiek!<br>
{{tab}}— Wracajże do salonu! — rzekł Narębski otwierając jéj drzwi szybko, — wychodź.<br>
{{tab}}A gdy się pani Samuela z krynoliną swą wyciskała nazad, pan Feliks korzystając z tego, że stary jeszcze do klamki nie trafił, bo mu łzy oczy zasłoniły, podbiegł ku niemu na pół śmiejąc się, pół z żalem, który dobre jego serce przebudził.<br>
{{tab}}— Przepraszam waćpana za moją żonę, —  <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_33" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247{{!}}{{#if:33|33|Ξ}}]]|33}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzekł podchodząc, — co chcesz? te kobiety są zawsze kapryśne, chora biedaczka, proszę mi darować.<br>
{{tab}}Szwarc kłaniał się tylko, nic nie mówiąc, ale wciąż téj nieszczęśliwéj szukał klamki, którą znalazłszy nareszcie, wymknął się i odetchnął za progiem dopiero.<br>
{{tab}}Łzy rzuciły mu się z oczów kropliste i spłynęły po policzkach.<br>
{{tab}}— Przepadł Adolf, — rzekł w duchu, — o mój Boże! o mój Boże, jak go tu uratować!<br>
{{tab}}Postał chwilę przededrzwiami i powolnym krokiem zsunął się po woskowanych wschodach w ulicę, spoglądając z wyrzutem na swoje buty, bo nie wiedział od ilu one boleści jego i syna ocaliły w przyszłości.<br>
{{tab}}Gdy się to dzieje, pani Samuela weszła do salonu, ale rozstrojona, przejęta, z twarzą osłonioną chustką, z oczyma przymkniętemi i pospieszyła na swój fotel, wołając:<br>
{{tab}}— Elwiro! wody! wódki kolońskiéj, octu.<br>
{{tab}}Adolf biegł za nią ratować, choć nie miał pojęcia co się jéj stać mogło.<br>
{{tab}}— Ale cóż to jest mamie? co to jest? — {{pp|po|skakując}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_34" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248{{!}}{{#if:34|34|Ξ}}]]|34}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|skakując}} ku niéj żywo, ale bez wielkiego wzruszenia spytała córka.<br>
{{tab}}— A! coś okropnego!.... a! to mnie zabije na cały dzień. Wystaw sobie, ten człowiek, który tam jest, wszedł z butami, a! uderzyło mnie, jakiś zapach! Jak to można wpuszczać takich ludzi do porządnego domu?<br>
{{tab}}Adolf, który stał przy niéj, pobladł jak ściana, oczy mu zapłonęły i wargi się zatrzęsły.<br>
{{tab}}— A! Feliks, który mi daje wejść i nie przestrzega!<br>
{{tab}}Narębski wszedł na to śmiejąc się trochę, choć ukrywając uśmiech szyderski, Adolf zwrócił się ku niemu niespokojny.<br>
{{tab}}— Cóż się stało pani? — spytał.<br>
{{tab}}— A! zaszedł ją zapach butów kozłowych! — zawołał pan Feliks, — i zrobiła mi historją. Żal mi tego starego, który tak był zmięszany, że się aż rozpłakał.<br>
{{tab}}Na te słowa Adolf wyprostował się jak struna.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał, — rozpłakał się?<br>
{{tab}}To zapytanie rzucił tak dziwnym głosem, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_35" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249{{!}}{{#if:35|35|Ξ}}]]|35}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tak wzruszony, że Narębski nie wiedział co myśléć, a sama pani otworzyła jedno oko omdlałe, na dźwięk, który się jéj wydał wymówką.<br>
{{tab}}W téjże chwili młody człowiek, z twarzą zmienioną, blady, pochwycił za kapelusz, usta mu się ścięły dziwnie i trzęsąc się począł nakładać rękawiczki. Ruch ten niepojęty się wydał Narębskiemu; Elwira patrzała nań zdumiona, sama pani tylko go nie dostrzegła.<br>
{{tab}}— Pożegnam państwa, — rzekł nareszcie po chwili milczenia Adolf.<br>
{{tab}}— Jakto? a obiad?<br>
{{tab}}— Jestem zmuszony odejść, aby dogonić tego biednego człowieka, — rzekł pasując się z sobą Adolf.<br>
{{tab}}— Tego człowieka! te buty! — rzuciła zdziwiona Samuela.<br>
{{tab}}— Ten człowiek jest moim ojcem! — zawołał Adolf odstępując kilka kroków. — Żegnam państwa....<br>
{{tab}}Skamieniała cała rodzina, ale nim się kto zebrał na odpowiedź, Szwarc był już za drzwiami salonu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_36" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250{{!}}{{#if:36|36|Ξ}}]]|36}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przywiązanie do ojca nad niczém mu się zastanawiać nie dozwoliło, przełamało miłość a raczéj namiętność ku Elwirze, uczucie fałszywego wstydu, myśl o przyszłości, wszystko.... odchodzący ze łzami starzec stał mu tylko na oczach; dogonić go, pocieszyć, uspokoić, zdawało się najpierwszym z obowiązków.<br>
{{tab}}Po odejściu Adolfa chwila martwego milczenia panowała w salonie. Narębski spoważniał nagle i surowo poglądał na żonę; pani Samuela śmiała się, ale fałszywym śmiechem jakimś nerwowym, konwulsyjnym i patrzała na córkę, która stała wryta, dumna, obrażona i drżąca od gniewu. Szczęściem dla niéj, ten gniew nie dał jéj uczuć boleści, kochała Adolfa, ale nienawidziła go razem, że dla ojca ją opuścił, że był w istocie synem szynkarza i śmiał na nią podnieść oczy.<br>
{{tab}}— A! no! — rzekł Narębski po chwili dosyć spokojnie, — skończona komedja! W istocie był synem szynkarza jak widać!.... powinnyście się cieszyć, że się to tak wcześnie wydało. Ale chłopiec z sercem i uczuciem, żal mi go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_37" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251{{!}}{{#if:37|37|Ξ}}]]|37}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Samuela dopiero się opamiętała i gniewna zaczęła przychodzić do siebie.<br>
{{tab}}— A! to szkaradna zdrada! widzisz Elwiro! jam cię przestrzegała! Szczęściem jeszcze, że się to zawczasu wydało, syn szynkarza! syn szynkarza! ''C’est charmant pour une Narębska!''<br>
{{tab}}Elwira padła w krzesło plącząc spazmatycznie, nie miała siły powiedziéć słowa, już przez zburzone od gniewu serce, przywiązanie do Adolfa powoli przebijać się zaczynało.<br>
{{tab}}— Nienawidzę go! — zawołała, — nienawidzę! gardzę nim, brzydzę się nim.<br>
{{tab}}— Dano do stołu! — rzekł nagle wchodząc służący.<br>
{{tab}}I tak skończyła się ta scena, Narębski wstał powoli, obojętnie, zimno.<br>
{{tab}}— Nie ma co narzekać, — odezwał się, — służę pani, stało się, nie naprawimy już tego.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Przybycie Mani do domu państwa Byczków, było dla nich wypadkiem wielkiéj wagi, gdyż niełatwemi w ogóle byli w wyborze swych lokatorów. Uproszona przez {{pp|Muszyń|skiego}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_38" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252{{!}}{{#if:38|38|Ξ}}]]|38}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Muszyń|skiego}} sama jéjmość, od któréj to głównie wszystko zależało, zgodziła się na przyjęcie sieroty, ale w duszy bardzo była niespokojna i nie rada ze swéj powolności. Byczek nie mieszając się czynnie, obracając tylko palcami i kręcąc głową znacząco, zdawał się równie jak żona przerażony następstwami, jakie to na dom ich sprowadzić mogło.<br>
{{tab}}Gdy wieczorem w małéj izdebce na górze, chłodnéj i smutnéj, znalazła się Mania, którą losy od niejakiego czasu dziwnie rzucały w coraz nowe miejsca, między ludzi obcych, nikt nie miał czasu bardzo się przybyłéj przyglądać.<br>
{{tab}}Płakała długo w noc osamotniona, bo się człowiek do wszystkiego przywiązuje, żal jéj było nawet Adolfiny, czuła się okrutnie opuszczoną i sierotą. Znużona w końcu usnęła, a gdy otworzyła oczy, z promykiem słońca weszła do izdebki nadzieja, chęć pracy, potrzeba życia, jaką w sobie czuje młodość.<br>
{{tab}}Smutno jéj było bardzo, wiedziała wszakże, że na bóle serca jest jedno lekarstwo, trud i zajęcie nieustanne. Poczęła się więc zaraz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_39" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253{{!}}{{#if:39|39|Ξ}}]]|39}}'''<nowiki>]</nowiki></span>krzątać około swojego nowego mieszkania, wymagającego dosyć pracy, aby wygodném i miłém być mogło. Mania nie wzdrygała się na żadną robotę, brakło jéj wszakże z początku wszystkiego co ją ułatwić mogło, drobiazgi swoje z pośpiechu pozostawiała u Adolfiny, nikt jéj tu posłużyć i dopomódz nie przychodził, nikogo prosić o nic nie śmiała. Ale dawała sobie rady jak mogła.<br>
{{tab}}Dopiero w godzinie obiadowéj służąca przyszła dosyć kwaśno prosić ją do stołu. Mania ubrana jak najprościej zbiegła na dół, gdzie ją pani Byczkowa i jéj mąż, z niezmiernie rozbudzoną i niezbyt życzliwą ciekawością oczekiwali. Sama pani miała postawę surową, zimną, majestatyczną, pan Zacharjasz dla nadania sobie powagi ogromnie powyciągał kołnierzyki, i ustom nadal kształt w dół nagiętego łuku.<br>
{{tab}}Szczęściem dziewczę nic nie wiedziało o uprzedzeniach obojga państwa przeciwko sobie i z wesołą a uśmiechnioną twarzyczką, któréj mimo ścieśnionego serca kazała się śmiać — stawiła się przed swemi gospodarzami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_40" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254{{!}}{{#if:40|40|Ξ}}]]|40}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Byczkowa wciąż była groźna i milcząca, sam pan nieufny i chłodny, coraz wyżéj kołnierzyki wyciągał, a usta wykrzywiał, — ale to trwało krótką tylko chwilę. Mania zaczęła mówić, ożywiła się nieco i pierwsze wrażenie tak było dla niéj korzystne, że nawet pani Zacharjaszowa ulegając mu, lepszą o nowym gościu powzięła opinją. Byczek nie zupełnie obojętny dla płci pięknéj, chociaż to usposobienie głęboko przed jéjmością ukrywał, poczwarne rzeczy wygadując przeciwko płochym niewiastom, czuł się ujęty wdzięczną powierzchownością Mani, oczekiwał wszakże z objawieniem swojego zdania na żonę. Gdy sami zostali po obiedzie, a jéjmość wyraziła się o sierocie, że panna Marja była bardzo miłą dziewczynką i zdawała się jakąś biedną a poczciwą i dobrą istotą, Byczek mocno to potwierdził, usiłując tylko pozostać obojętnym, tak, by pani znowu za zbyt gorącego wielbiciela go nie wzięła.<br>
{{tab}}Zdobywszy szturmem gospodarzy, Mania, któréj rzeczy powoli przynoszono, uciekłszy na górę, poczęła się w mieszkaniu {{pp|rozpatry|wać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_41" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255{{!}}{{#if:41|41|Ξ}}]]|41}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|rozpatry|wać}} i urządzać. Adolfina ostrożna do zbytku, obawiając się aby albo kapitan, albo baron nie śledzili dokąd jéj wychowanka uciekła, z wielką zapobiegliwością przez Kachnę i najętego człowieka, nieznacznie, bocznemi uliczkami, przesyłała co dla dziewczęcia najpotrzebniejszém być mogło. Największa trudność była z fortepjanikiem. Czuła pani Jordanowa, że w samotności wielkąby on był pociechą dla Mani, ale nie śmiała go we dnie przenosić, aby jaki szpieg za ludźmi nie poszedł. Wypadało téż spytać państwa Byczków o pozwolenie, a nareszcie wypróbować, czy po ciasnych wschodkach, wejdzie on na piąterko pod dachem. Spytana nieśmiało Byczkowa, odpowiedziała potwierdzająco.<br>
{{tab}}— Alboż czemu nie? I owszem, niech przyniosą fortepjan. Wszak pewnie mały? no, to przez tamte wschody bokiem wejdzie. Lat temu pięć mieszkał tu stary Niemiec, nauczyciel muzyki i miał instrument u siebie. Przytém, że bardzo lubimy muzykę, a zresztą z pięterka to jéj ani słychać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_42" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256{{!}}{{#if:42|42|Ξ}}]]|42}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pan Byczek był zupełnie tego zdania i na poparcie żony, gdy Mania odeszła, dodał:<br>
{{tab}}— I zawsze jest lepiéj, kiedy lokator ma jakieś meble i kosztowniejsze sprzęty; to przecie pewność dla gospodarza, gdyby, uchowaj Boże, nie zapłacił.<br>
{{tab}}— Oczewiście! — dodała Byczkowa.<br>
{{tab}}Mania była bardzo szczęśliwą, gdy stary przyjaciel, co pod jéj paluszkami tyle mówił rzeczy, tylą śpiewał pociechami, wsunął się wieczorem na poddasze i stanął w kątku, bokiem do okna, jakby chcąc jéj powiedziéć: przyszedłem do ciebie znowu, dzielić twoją samotność, będziemy we dwoje.<br>
{{tab}}Gdy tak nareszcie wszystko poznoszono, Mania dużo miała do roboty. Lubiła żeby jéj mieszkanie było wyświeżone i ładne, by uprzedzało porządkiem o swéj pani, dobre więc parę dni zajęło jéj ustawianie, zagospodarowanie tego kątka i uczynienie go znośniejszym. Nieprzywykła do wygód, znajdowała nawet izdebkę wcale miłą i wesołą, była w niéj u siebie i panią.<br>
{{tab}}Praca i krzątanie stało się najlepszém na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_43" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257{{!}}{{#if:43|43|Ξ}}]]|43}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tęsknotę lekarstwem. Trzeciego dnia, nie mogąc dłużéj wytrzymać, sama pani Byczkowa, pod jakimś pozorem dosyć niezręcznym, weszła do Mani, w istocie przez ciekawość, jak ona się tam sama, bez niczyjéj pomocy, potrafiła rozgościć. Obudziła jéj ciekawość służąca, która nosząc herbatę na górę, rozpowiadała dziwy o téj mróweczce, skrzętnie i zręcznie ubierającéj sobie ciche swe i niepozorne gniazdeczko. Potrzeba było dosyć drobnostek, których Mani zabrakło, ale z rana wykradła się parę razy i skupiła w mieście najpilniejsze. Musiała to uczynić ostrożnie i wcześnie, bo lękała się także aby ją nie szpiegowano.<br>
{{tab}}Opuszczona izdebka, wcale teraz inną przybrała fizjognomją. Za czasów Teosia było to schludne i czyste, ale on nie myślał o przystrojeniu tych ścian, które dla niego tylko były schronieniem; Mania z uczuciem kobiecém, zaraz je zapragnęła choć ubogo przybrać i uczynić wdzięcznemi oku.<br>
{{tab}}Wszedłszy pani Byczkowa, mocno się zadziwiła, — ślicznie bo tu było, choć nie wytwornie i po prostu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_44" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258{{!}}{{#if:44|44|Ξ}}]]|44}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W okienku firanka biała, świeża i kształtnie zarzucona, kilka wazoników kupionych na Nowym świecie z rezedą, lakami i różami, zielonością swą je ożywiały. Obok zaraz stał fortepjanik, a przy nim na półeczce plecionéj książki i nuty; daléj skromne łóżeczko z obrazkiem częstochowskim, palmą i gromnicą, z wyszytym przez Manię dywanikiem, z ciemną merynosową kołderką i białą poduszeczką. Na stoliczku była robota, na drugim trochę papierów. Ściany przybrały się w parę obrazków, danych niegdyś Mani przez Narębskiego, z których jeden wystawiał wiejskie mieszkanie państwa Feliksów, gdzie dziewczę się wychowywało, drugi najbliższe miasteczko; oprócz tego wisiało parę fotografij, a między niemi pana Feliksa, jego żony i córki. Już po odjeździe Mani z ich domu, Narębski tajemniczo oddał sierocie śliczną miniaturę, wystawującą piękną w kwiecie młodości kobietę, w bardzo skromném ubraniu, — była to ostatnia po Julji pamiątka, przez przejeżdżającego artystę zrobiona skrycie dla kochanka, ale bardzo podobna. Narębski cicho dając ją {{pp|Ma|ni}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_45" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259{{!}}{{#if:45|45|Ξ}}]]|45}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Ma|ni}}, dozwolił się jéj domyślać, że ta kobieta była jéj matką. Odtąd nie było dnia, żeby sierota ze łzami nie wpatrywała się w obrazek i nie popłakała nad nim i nad sobą.<br>
{{tab}}Minjatura ta wisiała nad jéj łóżeczkiem.<br>
{{tab}}Trudno w niéj było może poznać dzisiejszą jenerałowę, ale wyraz twarzy, czoła i oczów szczególniéj, jeszcze ją przypominał. Narębski nie chciał zachowywać dłużéj wspomnienia kobiety, która skłamała swéj przeszłości całém życiem późniejszém.<br>
{{tab}}Ale największą sztuką dla pani Byczkowéj i powodem zdziwienia było to, że Mania wszystko co harmonją popsuć mogło, umiała ukryć tak starannie, iż pokoik wydawał się nie jedyném schronieniem, ale niby salonikiem i do innych dodatkiem. Zmienił on tak dalece pozór, że pani Zacharjaszowa ledwie go poznać mogła.<br>
{{tab}}— To bo ja zawsze mówiłam, — rzekła w duchu gospodyni, — to bo jest bardzo porządne mieszkanie, i niepotrzebnie my go, jakby nam z nosa spadało, tak tanio wypuszczamy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_46" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260{{!}}{{#if:46|46|Ξ}}]]|46}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A potém dodała:<br>
{{tab}}— Miał słuszność Muszyński, że to porządna jakaś dziewczyna, zaraz to widać koło niéj, i nie trzpiot. Już tam ladajaka wietrznica takby o sobie nie myślała, no! to chwała Bogu!<br>
{{tab}}Pani Zacharjaszowa obejrzawszy od niechcenia wszystkie kątki, raczyła nawet zaproszona przysiąść na chwilkę, a że z natury była dosyć ciekawą, poczęła namawiać i nalegać na Manię, żeby jéj co zagrała. Niewiele się znała na muzyce, ale wiedziała przecie tyle, że za zwyczaj ona tém jest lepszą, im palce żywiéj biegają po fortepjanie i więcéj robią hałasu. Kilka wysłuchanych koncertów danych przez wielkie znakomitości, przekonały ją, że muzyka należała do tych sztuk łamanych, w których wszystko zależało na biegłości. Wyrobiła sobie z tego niewzruszoną teorję, dozwalającą niechybnie sądzić o wirtuozach.... im kto grał prędzéj a głośniéj, tém, wedle pani Zacharjaszowéj, większym był mistrzem.<br>
{{tab}}Mania w dosyć dobrym humorze, nie {{pp|wie|dząc}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_47" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261{{!}}{{#if:47|47|Ξ}}]]|47}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wie|dząc}} co wybrać dla gospodyni, po świetnéj przegrywce, rzuciła okiem na pulpit, na którym stał jakiś kawałek Talberga, bo go się właśnie uczyła, nie myśląc więc wcale o popisie, zaczęła grać co miała przed sobą.<br>
{{tab}}Wypadkiem było tam dosyć bieganiny, a miejscami wiele hałasu, tak, że Byczkowa mocno się zdumiała i strasznie głową kiwać zaczęła.<br>
{{tab}}Trzeba wiedziéć, że i sam jegomość, przeczuwając iż żona jego weźmie pewnie na próby sierotę, choć nie śmiał wejść z nią razem, wsunął się na wschody i słuchał z wierzchołka ich muzyki. Podzielając tak w tém jak w innych rzeczach, zasady swéj towarzyszki i on z wielkiém uwielbieniem i podziwem poił się tą muzyką, która na nim potężne uczyniła wrażenie. Gdy zarumienione dziewczę wstało od fortepjanu i zbliżyło się do gospodyni, znalazło ją przejętą i najżyczliwiej dla siebie usposobioną.<br>
{{tab}}— Dalibóg artystka! artystka! — zawołała Byczkowa, — mogłabyś i koncerta dawać, a jak biega po tym fortepjanie! jak biega!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_48" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262{{!}}{{#if:48|48|Ξ}}]]|48}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mania uśmiechnęła się zawstydzona; wiedziała ona dobrze, ile jéj małym raczkom brakło.<br>
{{tab}}Z tą ostatnią, a zwycięzką próbą, przeszła reszta obaw w domu co do charakteru nowéj mieszkanki poddasza, a sam jegomość przejęty był coraz głębiéj poszanowaniem dla niéj.<br>
{{tab}}— Osoba wykształcona, — mówił w duchu, — co się zowie odebrała edukacją.... To nie może być, żeby tak wychowana panienka nie czytywała Kurjerka? Może należałoby ją biedną, zmuszoną okolicznościami do pozbawienia się tak potrzebnéj młodemu rozrywki i nauki, wesprzéć, posyłając jéj codziennie numer tego szanownego pisma, tyle czyniącego dla cywilizacji kraju? Hm! — rzekł w sobie Byczek, — uczyniłbym to chętnie, ale jéjmość? co powie jéjmość? a z drugiéj strony, jeżeli z płochością wiekowi swojemu właściwą, rzuci jaki numer w kąt nieuważnie i pozbawi mnie kompletu? Mówią, że nic trudniejszego jak komplet pisma tego, którego na wagę złota nie dostać! Mogę zbytniém poświęceniem o wielką przyprawić się stratę.... dajmy pokój.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_49" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263{{!}}{{#if:49|49|Ξ}}]]|49}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie posłał pan Zacharjasz Kurjerka, ale sama ta myśl dowodziła, do jakich ofiar dla sieroty był zdolnym, i jak się na niéj poznać umiał.<br>
{{tab}}Byczkowa zawsze prawie samotna, skłopotana lokatorami i biedną staruszką, z którą dosyć trudno było sobie dać radę, w Mani niespodzianą znalazła pomoc i pociechę. Bardzo wprędce zawiązała się przyjaźń, a serce dziewczęcia, tak potrzebujące przywiązania, odpowiedziało uczuciem na uprzejmość nieznajoméj.<br>
{{tab}}Coraz częściéj jedna wchodziła na górę, druga zbiegała na dół. Wiele mając wolnego {{Korekta|czazu|czasu}} Mania, dobrowolnie podejmowała się pomagać Byczkowéj w jéj gospodarstwie i codziennych drobnych zajęciach, a spełniała to tak chętnie, wesoło, ochoczo, jak niegdyś w prześladowaniu i niewoli u Narębskich.<br>
{{tab}}Tak sam pan, pani i cały ich dwór, wkrótce byli przyjaciółmi biednego kopciuszka; stał się tu cud, który dział się wszędzie, gdzie się ukazała, że tam gdzie ją zrazu ledwie przyjąć chciano, późniéj w kilka dni, {{pp|płaka|noby}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_50" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264{{!}}{{#if:50|50|Ξ}}]]|50}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|płaka|noby}} gdyby przyszło utracić. Nie obawiała się już przykrości, bo każdy uprzejmie spieszył, aby jéj pomódz i posłużyć.<br>
{{tab}}Trzeciego czy czwartego wieczora, dając dowód nadzwyczajnego zaufania, zwierzyła się przed Manią gospodyni z wielkiego utrapienia, jakiém ją napawała nieszczęśliwa obłąkana staruszka, która chwilami zdawała się zamarłą i spokojną, to znowu obudzona do zbytku, najdziwaczniejsze miewała przywidzenia.<br>
{{tab}}— A! żebyś ty wiedziała moje dziecko, — mówiła wzdychając pani Zacharjaszowa, — co to jest miéć w domu taką biedną kobietę.... a jeszcze matkę mężowską, któréj nieustannie pilnować potrzeba i nigdy jéj dogodzić nie można. Człowiek jéj pewnie źle nie życzy, ale patrząc jak ona cierpi, a co przez nią drudzy, Bóg wié jakie czasem myśli przychodzą. Już prawie nikogo nie poznaje, a im bardziéj starzeje, tém osobliwsze, coraz młodsze wspomnienia się jéj roją, tak, że niewiedziéć czy śmiać się, czy płakać?<br>
{{tab}}Mania ciekawa jak dziecię, niezmiernie {{pp|zo|stała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_51" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265{{!}}{{#if:51|51|Ξ}}]]|51}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zo|stała}} przejętą opowiadaniem, ale nie śmiała prosić gospodyni, aby ją kiedy do téj staruszki zaprowadziła; sama wszakże Zacharjaszowa dodała w końcu, że jak matka będzie przytomniejsza, razem do niéj pójdą na chwilę.<br>
{{tab}}— Bo to ciekawość doprawdy, — rzekła z westchnieniem, — jak jéj się młodość ze starością w głowie pomieszały.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pierwszych dni pobytu dziewczęcia u Byczków, aby nie wydać gdzie się ona znajduje, ani Adolfina, ani Narębski, ani nawet Teoś nie śmieli jéj odwiedzić. Nazajutrz po umieszczeniu tutaj, poszedł tylko Muszyński do pana Feliksa oznajmić mu o powodach tego kroku i uspokoić go na przyszłość.<br>
{{tab}}— Cóżeście się tak u licha niepotrzebnie zlękli tego głupiego barona? — zapytał Narębski, — ja się bardzo domyślałem jego szaleństwa, ale cóż on mógł począć? Gwałtu przecież od niego obawiać się nie było można, jest to nadto dobrze wychowany człowiek i lękałby się opinji, boćby utaić tego nie można.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_52" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266{{!}}{{#if:52|52|Ξ}}]]|52}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie wiem, — rzekł Teoś, — ale zdaje się, że pani Jordanowa musiała miéć słuszne powody do obawy, a szczególniéj podobno to, że w pomoc temu panu przyszedł kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Jakto? to być nie może! — zawołał Narębski, — on z nim był jak najgorzéj! Baron go nienawidził i nie użyłby pewnie.<br>
{{tab}}— Widać że się tam coś zmienić musiało. Pluta na długo zniknął nawet z horyzontu, ale się znowu ukazał.<br>
{{tab}}— A! wszystko to wreszcie być może, — odparł pan Feliks, — ale ja mam powody sądzić, że Pluta nie będzie się w to wdawać bardzo czynnie. Oto jest jego list, — rzekł pokazując Teosiowi pismo. — Chociaż nie mam zwyczaju okupywać spokoju mego od napaści takich ludzi, zmęczony, rozdrażniony, chcąc się go raz na zawsze pozbyć, posłałem mu trzy tysiące. Zkądinąd zaś wnoszę, że choć najmniéj na wiarę zasługuje taki łajdak, ale i on w pewnych razach może słowa dotrzymać. Baron pozbawiony godnego {{pp|sprzy|mierzeńca}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_53" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267{{!}}{{#if:53|53|Ξ}}]]|53}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|sprzy|mierzeńca}} swego, sam nic bardzo strasznego przedsięwziąć nie może.<br>
{{tab}}— Pan byś mógł z nim o tém pomówić otwarcie, — rzekł Teoś.<br>
{{tab}}— Ja? ale jakiémże prawem? — spytał czerwieniejąc się Narębski, — cóż to do mnie należy? Zresztą uważam to za zbyteczne i nie lękam się wcale barona dla Mani.<br>
{{tab}}Teoś więcéj nie nalegał.<br>
{{tab}}Dunder w istocie nie ukazał się już ani u Adolfiny, ani gdzieby go o szpiegowanie Mani posądzić można. Zamknął w sobie namiętność, usiłując o niéj zapomnieć, choć napróżno.<br>
{{tab}}Umieściwszy Manię u Byczków, Muszyński nazajutrz niezbyt rano poszedł do Drzemlika, aby się z nim ostatecznie obrachować i rozstać. Między wieczorem a rankiem upłynęło dosyć godzin namysłu, które jednak żadnéj dla Teosia nie przyniosły zmiany, ale w panu Michale obudziły żal szczery po pomocniku i usilną chęć zatrzymania go dłużéj przy sobie.<br>
{{tab}}— Powinienby mnie przeprosić, — mówił zrazu Drzemlik, — tobym go na miejscu {{pp|zo|stawił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_54" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268{{!}}{{#if:54|54|Ξ}}]]|54}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zo|stawił}}. Ale bo téż prędki i zuchwały. Widział kto co podobnego przy takiéj goliźnie? Można się to było spodziewać od niego? Święty turecki, a taka pycha jakby miljonami obracał! Gdybym wiedział, że taki drażliwy, nie byłbym go tak napadł.<br>
{{tab}}Rozważywszy dobrze ile straci na oddaleniu się Teosia pan Michał, i jak go trudno będzie równie uczciwym i zdatnym zastąpić, coraz bardziéj nabierał chęci do jakiegoś układu i zgody. Myśląc nawet dłużéj o tém, upewnił się, że Teoś bardzo znowu upartym być nie może, że musi być pokorny i powinienby przeprosić.<br>
{{tab}}Za zły jednak znak poczytał, gdy rano Muszyński o swojéj godzinie do sklepu nie przyszedł, a on sam z chłopcem musiał go zastępować i zasiąść w księgarni, od czego był zupełnie się odzwyczaił. Kilku kupujących nadeszło, Drzemlik sobie z niemi rady dać nie umiał, każdy z nich dopytywał o Muszyńskiego kiedy wróci i mile się o nim wyrażał, co przekonało pana Michała, że oddalenie jego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_55" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269{{!}}{{#if:55|55|Ξ}}]]|55}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie będzie bez wpływu na handel, i w gorszy go jeszcze humor wprawiło.<br>
{{tab}}Około południa dopiero otworzyły się drzwi i Teoś wszedł zimny, uspokojony, grzeczny, ale już jakby obcy człowiek za interesem. Drzemlikowi dosyć na niego było spojrzeć, aby się przekonać, że młody człowiek pierwszego kroku dla przejednania się nie zrobi, stał się z tego powodu niespokojnym. Szło mu o utrzymanie swojéj godności, a z drugiéj strony straty i kłopotu się obawiał.<br>
{{tab}}— Obowiązany jestem księgarnię zdać i obrachować się z panem, — rzekł powoli Muszyński, — radbym to uczynić natychmiast, gdyż mam inne zajęcia.<br>
{{tab}}— A, bardzo dobrze, — odparł kwaśno Drzemlik, dla pokrycia wrażenia udając, że przerzuca papiery, — najchętniéj, najchętniéj, proszę o książki, o kassę, i zaraz z sobą skończymy, jeżeli wszystko w porządku. Chociaż istotnie, — dodał ciszéj, — nikt tak nie opuszcza z pieca na łeb swoich obowiązków wśród roku, nie dawszy czasu wyszukać następcy i sadząc pryncypała na lodzie. Ale mniejsza <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_56" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270{{!}}{{#if:56|56|Ξ}}]]|56}}'''<nowiki>]</nowiki></span>o to, mniejsza o to, — rzekł gorączkowo Drzemlik, którym gniew miotać zaczynał, — mógłbym nawet zmusić do utrzymania umowy, ale nie chcę, nie chcę....<br>
{{tab}}Teoś milczał, spojrzał na księgarza zimno i nic nie odpowiedział, prócz po chwili:<br>
{{tab}}— Kończmy, mój panie.<br>
{{tab}}— A no, to kończmy, i owszem, kończmy, przecież ludzi dosyć jest na świecie, nie trzeba znowu myśléć, żebym ja sobie kogoś za mój miły grosz nie znalazł.<br>
{{tab}}— Bynajmniéj o tém nie wątpię, — odparł Muszyński, — i dla tego proszę, abyśmy spiesznie kończyli z sobą. Oto jest rachunek ogólny, który przejrzéć proszę; oto kassa do sprawdzenia, którą należy obliczyć i pokwitować mnie, oto wypis należności mojéj.<br>
{{tab}}— Tak, rachunki, kassa, ależ zapominasz pan księgarni, składu? książek? — zawołał Drzemlik w gniewie, coraz bardziéj się unosząc, — czyż to po składach i na półkach nie może czego braknąć? czy to ja mogę i księgarnię i magazyn tak na wiarę, od oka przyjmować? za kogóż to mnie pan masz? za dziecko?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_57" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271{{!}}{{#if:57|57|Ξ}}]]|57}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wyrazy te były dosyć obrażające, Teoś spłonął, ale Drzemlik był w swojém prawie, musiał połknąć przymówkę i zmilczéć.<br>
{{tab}}— Weźmijmy się więc do sprawdzenia podług katalogów, — odparł chłodno.<br>
{{tab}}— Ja nikogo nie posądzam, nie podejrzewam nikogo, ale każdy się może omylić, a kto nie dopatrzy okiem, dopłaci workiem. — dodał p. Michał.<br>
{{tab}}— O! nie przeprosi, nie przeprosi, — rzekł w duchu, — zaciął się! dumna sztuka! cóż to? myśli że ja go jeszcze będę przepraszał.... nie doczekanie jego!<br>
{{tab}}— Na sprawdzenie ja znowu dnia tracić nie mogę, — zawołał głośno, przyjdą kupujący, na to jest wieczór.<br>
{{tab}}— Czy mam się stawić wieczorem? i o któréj godzinie? — zapytał Muszyński cierpliwie.<br>
{{tab}}Drzemlik splunął, głowę schował w księgę regestrową i szukał czegoś przewracając karty żywo, jakby nie mógł wynaleść.<br>
{{tab}}— Czy mam przyjść wieczorem? — powtórzył Teoś.<br>
{{tab}}— Należałoby siedziéć tymczasem i {{pp|speł|niać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_58" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272{{!}}{{#if:58|58|Ξ}}]]|58}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|speł|niać}} obowiązek do ostatka, — odburknął wreszcie pan Michał, — tak jest wszędzie. Dopóki ja drugiego nie dostanę, porzucić tak nie można sklepu i dawać sobie od razu uwolnienie, a mnie zostawić na śród drogi! Tak się w handlu nie robi mój panie, tak się nie robi!<br>
{{tab}}— Będę cierpliwy, — odpowiedział Muszyński zrzucając rękawiczki, — proszę tylko o sprawdzenie stanu księgarni i składów, a ja spełnię obowiązek do ostatka. Może to przyspieszy uwolnienie.<br>
{{tab}}— Cóż to mnie wacpan chcesz przymusić do pośpiechu, — zawołał niby śmiejąc się Drzemlik, — ja tak zrobię jak zechcę, jak mi wygodniéj. Słyszysz wacpan, tak uczynię jak mi się podoba.<br>
{{tab}}Podniósł głos, bo mu się jakoś zdawało, że Teoś go zniżył i mięknąć zaczynał, sądził więc, że nastroiwszy się wyżéj i ostro stając prędzéj go złamie; ale Muszyński rozśmiał się głośno, a księgarz zmięszał się widocznie.<br>
{{tab}}— Słyszę! słyszę, głuchy nie jestem, — odparł młody człowiek, — uczynisz pan jak mu się podoba, i ja jak mi się zda. Chciéj się {{pp|tyl|ko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_59" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273{{!}}{{#if:59|59|Ξ}}]]|59}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|tyl|ko}} zatrzymać od hałasu, bo ten się na nic nie przyda.<br>
{{tab}}Drzemlik trzasnął mocno drzwiami i wyszedł.<br>
{{tab}}Teoś bardzo cierpliwie przesiedział dzień cały za stołem. Nad wieczorem pan Michał powrócił, ale z widoczną zmianą na twarzy. Jak wszyscy ludzie poczuwający się do winy, którzyby przeskoczyć ją chcieli równemi nogami, nie śmiejąc dotykać drażliwego przedmiotu, wszedł niby w dobrym humorze, podśpiewując przywitał się z Teosiem i usiłował obojętną zawiązać rozmowę.<br>
{{tab}}— Ależ to wiatr! — rzekł zdejmując płaszcz, — ależ dmie!<br>
{{tab}}Teoś milczał.<br>
{{tab}}— I taki kurz niesie, — dodał znowu nie odbierając odpowiedzi, na którą i teraz próżno czekał.<br>
{{tab}}— Widział pan pogrzeb pani radczynéj, który tędy przechodził? wspaniały? — zapytał wyczekawszy.<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł krótko Muszyński.<br>
{{tab}}Drzemlik począł śpiewać, ale głos miał {{pp|fał|szywy}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_60" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274{{!}}{{#if:60|60|Ξ}}]]|60}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|fał|szywy}} i brakło mu zwyczaju, nie był w stanie wlazł kotka całego zanucić, prędko więc przestać musiał.<br>
{{tab}}— No! uparty! — powtarzał w duchu.<br>
{{tab}}Przystąpił niby do opatrywania na półkach, potém się odwrócił do Muszyńskiego.<br>
{{tab}}— No? co? jeszcze się waćpan na mnie gniewasz? — zawołał.<br>
{{tab}}— Ja? bynajmniéj.<br>
{{tab}}— I myślisz mnie porzucić?<br>
{{tab}}— Muszę, — odpowiedział Teoś.<br>
{{tab}}— Wstydźże się waćpan, — rzekł księgarz powoli, — jest tu czego się kłócić i zrywać? po co to? dla czego? obaśmy podobno byli za gorący, no! to kwita i dajmy już temu pokój.<br>
{{tab}}— Chętnie uznaję, że tam i moja wina być mogła.<br>
{{tab}}— A widzisz! — wrzucił Drzemlik.<br>
{{tab}}— Ale niemniéj postanowiłem sobie innego chleba szukać.<br>
{{tab}}— Uparty to uparty! — ruszając ramionami rzekł księgarz, — a cóż poczniesz?<br>
{{tab}}— Sam jeszcze nie wiem, czegoś sobie szukać potrzeba.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_61" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275{{!}}{{#if:61|61|Ξ}}]]|61}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I niewdzięczny, — dorzucił pan Michał rozczulając się. — Waćpan nie wiész ile ja dla niego miałem serca, jak myślałem nawet aby przyszłość mu zapewnić, ale człowiek zawsze niewdzięcznością zapłacony być musi.<br>
{{tab}}Teoś zmilczał, skłonił się tylko powoli.<br>
{{tab}}— Nie zostaniesz więc?<br>
{{tab}}— Nie mogę, — powtórzył Muszyński, — umiem być wdzięczny, ale o sobie myśléć muszę także.<br>
{{tab}}Drzemlik pochmurniał i wziął się do przepatrywania książek, ale po chwili postawił świecę na stole.<br>
{{tab}}— Ażebym dał ostatni dowód zaufania panu memu, — rzekł, — otóż przyjmuję tak wszystko jak jest, nie patrzę nic, kwituję i koniec. Jeszcze miéć będziesz do mnie pretensją? jeszcze powiész, że gbur jestem?<br>
{{tab}}— Nic nie mówiłem i nie mówię.<br>
{{tab}}Drzemlik spojrzał na notatkę należności Teosia i żywo począł szukać pieniędzy.<br>
{{tab}}Kilka dni temu odbierając jakąś sumkę od znajomego żydka z prowincji, który był razem kollektorem loterji, Drzemlik spokuszony <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_62" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276{{!}}{{#if:62|62|Ξ}}]]|62}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przez niego, w pieniądzach wziął był bilet piątéj klassy z pewném ustępstwem.... Kawałek ten papieru walał się w szufladce razem z assygnatkami. Przerzucając je Drzemlik, natrafił na bilet i zmiął go kwaśny, że się dał w pole tak wyprowadzić, gdy nagle myśl mu jakaś błysnęła. Skąpy a nie mając nadziei wygranéj, zrobił zaraz projekt pozbycia się biletu, w cenie zwykłéj oddając go Teosiowi. Zamiast straty, miał w ten sposób wyraźny zarobek. Zaczął liczyć pieniądze, wybierając jak najmocniéj podarte.<br>
{{tab}}— Ale oto, nie chcesz pan biletu na loterją klassyczną? — spytał, — gotówbym był odstąpić, a za kilka dni ciągnienie!<br>
{{tab}}Teoś ruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Nie wierzę w żadną loterją, — rzekł obojętnie, — nigdy nie biorę biletów i chcę przyszłość być winien pracy nie losowi.<br>
{{tab}}— A cóżby to szkodziło raz w życiu spróbować? a nuż?....<br>
{{tab}}— Pewny jestem, że to do niczego nie prowadzi, prócz straty pieniędzy.<br>
{{tab}}— Jednakże? a kilka dni nadziei? to także <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_63" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277{{!}}{{#if:63|63|Ξ}}]]|63}}'''<nowiki>]</nowiki></span>coś warto! — rzekł Drzemlik, — chciałbym abyś pan miał pamiątkę odemnie, kto to wie? z ręki, która panu była zawsze przyjazną, nuż szczęśliwy los wypadnie?<br>
{{tab}}Teoś zaczął się śmiać.<br>
{{tab}}— Panie kochany, gdyby los mógł być szczęśliwy, nie wolałżebyś go sobie zatrzymać?<br>
{{tab}}Drzemlik się uśmiechnął, ale nie przestał nalegać.<br>
{{tab}}— Mnie nie idzie w takich rzeczach, — odezwał się, — któż wié? pan byłbyś może szczęśliwszy?<br>
{{tab}}— Mniejsza o to, pragnąc skończyć, — rzekł Muszyński, — przyjmuję jeśli się panu podoba, ale mi pan daj świadectwo, abyś potém nie miał jakiéj pretensji.<br>
{{tab}}— Ale najchętniéj, — podchwycił księgarz rad, że się pozbywa w dobréj cenie, niepotrzebnego kawałka papieru.<br>
{{tab}}Przy obrachunku, świstek ów, który Teoś obojętnie schował do kieszeni, poszedł w cenie zwyczajnéj. Żal mu było straconego daremnie grosza, ale chcąc co najprędzéj skończyć z księgarzem, zgodził się na wszystko.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_64" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278{{!}}{{#if:64|64|Ξ}}]]|64}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Szkoda, — dodał wreszcie pan Michał wzdychając, — że dla tak dziecinnego powodu, dla kilku słów za gorąco wymówionych, chcesz mnie pan koniecznie opuścić. Nie mam prawa gwałtem go wstrzymywać, ale proszę, jeżelibyś zmienił postanowienie, a chciał powrócić, — pamiętaj, że drzwi moje zawsze są dla niego otwarte.<br>
{{tab}}Była li tam iskra uczucia jaka, czy tylko interes własny, w rozbiór chemiczny wdawać się trudno, nie trzeba jednak nigdy zbyt surowo sądzić ludzi, najzimniejsi mają poruszenia serca poczciwe, ale one u nich przychodzą na krótko, i odstępują prędko. Drzemlikowi jakoś żal było Teosia.<br>
{{tab}}Rozstali się bardzo grzecznie, a Teoś uwolniwszy się z bardzo niewielkim zapasem, wyszedł przemyślając co na teraz począć z sobą. Nie rozpaczał wcale, a opieka nad sierotą, nietylko że mu nie ciężyła, ale zmuszając do pracy, dzielnym była bodźcem. Tegoż dnia zaraz postanowił sobie poszukać mieszkania bliższego Święto-Krzyzkiéj ulicy i małą izdebkę przy Chmielnéj znalazłszy, tam się {{pp|prze|niósł}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_65" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279{{!}}{{#if:65|65|Ξ}}]]|65}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|prze|niósł}}, nie wiedząc jeszcze co daléj pocznie. Nad wieczorem niespokojny o Manię, zawahał się wszakże czy samemu do niéj pójść się godzi, a że Narębski także pragnął ją odwiedzić, poszedł do niego, aby zabrać go z sobą razem.<br>
{{tab}}Pan Feliks wielce był niespokojny o Manię, na chwilę domowa sprawa Elwiry odwróciła uwagę od niéj, ale wprędce wyrzucać sobie zaczął zapomnienie i opuszczenie dziecięcia, chodził ponury i smutny. Trudno téż było wytrzymać teraz z paniami, które po Adolfie nosiły osobliwszą żałobę, nieustannie między sobą i z panem Feliksem wiodąc spory. Elwira przeklinała kochanka i nie mogła o nim zapomniéć, matka to się rozczulała nad nią, to gorzkie jéj czyniła wymówki, obie szukały pretensji do Narębskiego, który Bogu ducha był winien.<br>
{{tab}}Pan Adolf nietylko wyszedł za ojcem, ale z nim razem z Warszawy odjechał, tak, że o nim już nawet słychać nie było. Któż wie? mimo propinacji i propinatora, gdyby był chciał przyjść, upokorzyć się, poddać, możeby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_66" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280{{!}}{{#if:66|66|Ξ}}]]|66}}'''<nowiki>]</nowiki></span>otrzymał rękę, która stanowisko przeważne otrzymując w małżeństwie, byłaby się zgodziła spocząć w jego dłoni.<br>
{{tab}}Elwira była w takim gniewie i złości, że za pierwszego lepszego poszłaby, gdyby mogła, byle Adolfa przekonać, że wcale o niego nie dbała. Narębski stał neutralny, milczący, ale zewsząd spadały nań wyrzuty i pretensje, wszystko było jego winą, pani Samuela utrzymywała, że z innym ojcem, Elwira nigdyby się tak nie skompromitowała, że innyby nie dopuścił takiego zgorszenia i t. p.<br>
{{tab}}Narębski musiał z domu uciekać, bo wytrzymać w nim długo nie było podobieństwa. Uściskał z radości Teosia, gdy ten nadszedł, i pochwyciwszy kapelusz, co prędzéj z nim pospieszył na Śto-Krzyzką ulicę.<br>
{{tab}}Zbliżając się do domu Byczków, posłyszeli na górze fortepjanik Mani, która właśnie powtarzała ów kawałek Thalberga, głośno brzmiący przez otwarte okienko. Ażeby dojść do jéj mieszkania, potrzeba było wszakże przechodzić przez dziedziniec, a tu stojąca pani Byczkowa nie dała się im prześliznąć, nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_67" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281{{!}}{{#if:67|67|Ξ}}]]|67}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zatrzymawszy Teosia. Ten przedstawił jéj Narębskiego jako opiekuna Mani, przybranego ojca sieroty.<br>
{{tab}}— Można panu dobrodziejowi powinszować wychowanicy, — odezwała się grzecznie uśmiechając pani Zacharjaszowa, — to panienka jakich na świecie mało, bardzośmy się pokochały.<br>
{{tab}}— A widzisz pani? — rzekł Teoś z wymówką wesołą.<br>
{{tab}}— No! no! — odparła właścicielka domu, — nie dziwujże się pan, różni są ludzie, człowiek się zawsze obawia, by na co złego nie trafił.<br>
{{tab}}Narębski wzruszony wszedł na poddasze, to tułactwo jego dziecięcia uciskało mu serce, pragnął gorąco aby się ono raz skończyło, postanowił w duszy przyspieszyć jakkolwiek oświadczenie Teosia i zmusić go niemal do kroku, któryby obojgu szczęście zapewnił.<br>
{{tab}}— Słuchaj, — rzekł do Muszyńskiego w progu, — ty ją kochasz, ona codzień więcéj przywiązuje się do ciebie, nie masz chyba serca, jeżeli dla braku wiary i odwagi nie podasz jéj ręki i nie ocalisz od nieszczęść jakie ją <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_68" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282{{!}}{{#if:68|68|Ξ}}]]|68}}'''<nowiki>]</nowiki></span>spotkać mogą. Twoje wahanie się jest egoizmem i dumą tylko, dumą ubogiego, równie grzeszną jak pycha bogacza, egoizmem człowieka, który nie chce szczęścia okupić tą ceną, jaką się wszystko na ziemi opłaca — trochą poświęcenia.<br>
{{tab}}— Ale ona jest dzisiaj szczęśliwą, — zawołał Teoś, — ona jest swobodną, a ja prócz głowy, która się na nic nie zdała, i rąk, które na chleb powszedni ledwie zapracować mogą — nie mam nic, nic! a nadewszystko nie mam nawet wiary w siebie.<br>
{{tab}}— Tak, dodaj, że nie masz i serca! — rzekł Narębski, — że kochać nie umiész, że....<br>
{{tab}}W tém otwarły się drzwi, Mania zobaczyła Narębskiego i z krzykiem porwawszy się od fortepjanu, pobiegła uwiesić mu się na szyi. Pan Feliks poczuł łzy na powiekach.<br>
{{tab}}Podała potém rękę drżącą Teosiowi i zakrzątnęła się, aby posadzić swych gości. Nie było to tak łatwém jakby się zdawało, bo Mania miała tylko dwa krzesełka, a sama usiąść musiała na łóżeczku.<br>
{{tab}}— Cóż ty moja pustelnico? jakże ci tu jest? <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_69" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283{{!}}{{#if:69|69|Ξ}}]]|69}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapytał rozweselony pogodny jéj twarzyczką, pan Feliks, — bardzo ci źle? bardzo tęskno? smutno i nudno?<br>
{{tab}}— O! źle? nie, tęskno? zawsze, smutno? to prawda, ale się nie nudzę wcale. Gospodarze moi grzeczni i dobrzy ludzie, a fortepjan, a książka, a robota, — dnie z niemi niepostrzeżenie przechodzą. Przykro mi było trochę tylko, że mnie nikt nie odwiedził, alem sobie powiedziała, że inaczéj zapewne być nie mogło. Raz tylko przejeżdżającego ulicą widziałam barona i skryłam się ze strachu za firankę.<br>
{{tab}}— A! Baron!<br>
{{tab}}— Ale mi się nie zdaje żeby mnie szukał i śledził, bo nawet się na dom nie obejrzał. Siedział bardzo ładnie w powozie rozparty, z laską w ustach i zdawał zadumany głęboko. Powiédzcie mi, kochany ojcze, — dodała, — czyby choć mnie odwiedzić was nie wolno. Chciałabym zobaczyć panią, uściskać pannę Elwirę. Byłożby to wielką zbrodnią, czy straszną nieostrożnością, gdybym kiedy do was przybiegła?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_70" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284{{!}}{{#if:70|70|Ξ}}]]|70}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie sądzę, — rzekł Narębski, — ale u nas się pewnie ani pocieszysz, ani rozweselisz.<br>
{{tab}}— To może rozerwę drugich i przydam się na co?<br>
{{tab}}Feliks smutno spuścił głowę.<br>
{{tab}}— Trudno, — rzekł, — Elwira zerwała ze swoim pretendentem.<br>
{{tab}}— A! doprawdy! jakto? on czy ona? cóż było powodem?<br>
{{tab}}— Ot tak jakoś, nie byli widać dla siebie przeznaczeni, — rzekł Narębski.<br>
{{tab}}— O! to pojmuję, że tam teraz nie wesoło być musi! — zawołała Mania, — bo Elwira dosyć go podobno lubiła.<br>
{{tab}}— Nie mówmy o tém, — cicho przerwał pan Feliks.<br>
{{tab}}— A pan cóżeś porabiał? — spytało dziewczę Teosia, zaczepiając go uśmiechem.<br>
{{tab}}— Ja? — odpowiedział Muszyński, — uwolniłem się od mojego księgarza i nie mam znowu ani pracy, ani stanu, ani przyszłości, jestem cały na usługi pani. Mogę stać pod jéj oknem, i być wiernym stróżem od baronów, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_71" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285{{!}}{{#if:71|71|Ξ}}]]|71}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kapitanów i całéj téj legji prześladowców. Możesz mną rozporządzać.<br>
{{tab}}Mania rozśmiała się z prostotą dziecięcia.<br>
{{tab}}— Myślisz więc pan, — rzekła, — że ja się boję kogo? posłuchałam was kryjąc się do tego kątka, abyście o mnie byli spokojni, ale w sercu ani na chwilę nie ulękłam się nigdy i nikogo. Czuję nad sobą zawsze skrzydło Boże. Kogóżby już Pan Bóg bronił, gdyby nie takie jak ja sieroty? Całe życie doświadczałam jego opieki, a ludzie, ci nawet, których się tak boicie, — dodała. — czy są tak bardzo źli, jak się wam zdaje? eh! doprawdy nie wiem; ja przynajmniéj, ufam, że każdegobym z nich nawróciła.<br>
{{tab}}— A! ty apostole! — rozśmiał się Narębski, — tyś jeszcze taka szczęśliwa, że o niczém nie wątpisz, że się niczego nie lękasz, że ci ze wszystkiém dobrze, bo życie.... życie widziałaś tylko z loży teatru.<br>
{{tab}}— Może, — odpowiedziała spuszczając oczy smutniéj, ale byłam trochę i na scenie, tylko.... tyłkom się nigdy nie dala opanować zwątpieniu i wcześnie uzbroiłam i {{pp|przygoto|wałam}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_72" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286{{!}}{{#if:72|72|Ξ}}]]|72}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przygoto|wałam}} na wszystko. Idę spokojna, zajdę gdzie Bóg da.... stanie się ze mną co przeznaczy, ja Mu ufam! A pan, — obróciła się do Teosia, — wszak także jesteś mojego zdania?<br>
{{tab}}— Ja? — żywo podchwycił Muszyński, — powinienbym być tego zdania co pani, alem nie dosyć święty i błogosławiony.<br>
{{tab}}— O! fe! fe! pan sobie żartujesz ze mnie! to się nie godzi! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— Dobrze! dobrze! rób mu srogie wymówki, — przerwał Narębski, — nie wiesz ile on na nie zasłużył.... wątpi o sobie, o życiu, o przyszłości, truje troską niepotrzebną najpiękniejsze nadzieje...<br>
{{tab}}— Wierz mi pan, że o siebie, doprawdy nigdym się bardzo nie uląkł, — odpowiedział Muszyński z przyciskiem, — kawałek chleba zawsze się jakoś znajdzie, mam siłę, zdrowie, coś przecie potrafię, a w ostatku mogę doskonale choćby drzewo piłować, lękałbym się tylko miéć na ramionach los cudzy, bo wówczas wielebym pragnął, a nie wiem czybym podołał.<br>
{{tab}}Narębski westchnął, Mania spojrzała na Teosia, jakby się domyślała o czém mówił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_73" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287{{!}}{{#if:73|73|Ξ}}]]|73}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— W tém wszystkiém, — rzekł pan Feliks, — jest, powtarzam ci raz jeszcze, pewien rodzaj lenistwa i egoizmu, który szuka pokrywek, ale ułudzie nas nie potrafi. Znamy się na tém. Przypuśćmy żebyś miał kogoś narzuconego ci przez los, związanego z tobą węzłem krwi — matkę, brata, siostrę? cóżbyś naówczas robił? Musiałbyś rad nie rad zadosyć czynić obowiązkom, których się tak obawiasz, i ręczę żebyś im podołał.<br>
{{tab}}Muszyński milczał, a Mania dodała cicho:<br>
{{tab}}— Matka, siostra, brat, staraliby się nie być dla pana ciężarem, nie pragnąc nad to co możliwe, przyjmować co Bóg dał z wdzięcznością. Czyż to tak wiele potrzeba człowiekowi, czy my tylko rodzim sobie potrzeby, aby cierpiéć gdy nie są zaspokojone?<br>
{{tab}}— Poruszyłaś, pani droga, — zawołał Teoś, nadzwyczaj ważne i wielkie pytanie. Potrzeby istotne, zwierzęce człowieka, są na pozór nie wielkie. Kawałek chleba, szklanka czystéj wody, dach od słoty i zimna, odzież cała i ciepła, oto diogenesowskie konieczności, któreby jeszcze może do mniejszych sprowadzić się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_74" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288{{!}}{{#if:74|74|Ξ}}]]|74}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dały, ale w takim stanie, czy od niedostatków i utrapień ciała, powoli nie upada duch jego?<br>
{{tab}}— Nie powinien! — zawołało dziewczę, — owszem, wiemy że to go krzepi... a święci owi asceci na pustyniach?<br>
{{tab}}— To byli święci i na pustyniach żyli, — dodał Teoś.<br>
{{tab}}— Wszakże przyznajcie, że zbytek osłabia, wycieńcza, zobojętnia, psuje? — przerwała żywo Mania.<br>
{{tab}}— Tak, ale między zbytkiem a ubóstwem dotykającém nędzy, jest przestrzeń niezmierna, — mówił daléj Muszyński, — na któréj wschodach i szczeblach ludzie się mieszczą wedle usposobień, wychowania, nałogów. Jeżeli ten co stal wysoko, zmuszony będzie znijść nisko, cierpi; i często kto nazbyt poszedł w górę, boleje również. Ale, długobyśmy o tém mówić musieli, bo to przedmiot nie tak łatwo dający się wyczerpać, wszystko jest względne, nędza i bogactwo także.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, żeśmy trochę zbili się z drogi, — przerwał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak, powróćmy lepiéj na ziemię, — {{pp|śmie|jąc}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_75" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289{{!}}{{#if:75|75|Ξ}}]]|75}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|śmie|jąc}} się dodała Mania, — a spuśćmy téż trochę na Pana Boga, — zawołała zwracając do Teosia, — ludzie bo może nadto na siebie rachować przywykli, a zbyt mało na Opatrzność. Tymczasem ich rachuby najczęściéj chybiają, a to na co nie liczyli wcale, przychodzi im w pomoc.<br>
{{tab}}— Otóż to najlepsze rozwiązanie pytania, — zawołał Teoś chwytając ją za małą rączkę, którą mu z uśmiechem oddała, — tak! tak! robić co każą obowiązki, a o resztę się nie troszczyć i zostawić Opatrzności.<br>
{{tab}}— Szkoda, — rzekł Narębski z trochą ironji, zwracając się ku nim, — że tak dobrze czując prawdę, którą głosi nauczyciel, Muszyński mało ma ochoty korzystać z jego nauki dla siebie. Maniu! potrzebaby mu częściéj lekcją powtarzać.<br>
{{tab}}— O! kiedy my się tak rzadko widujemy! odparło dziewczę spuszczając oczy, i z wyrzutem zwracając się do Teosia.<br>
{{tab}}— A! droga pani, — rzekł Muszyński zapominając o Narębskim i po trosze o wszystkiém co go otaczało, — ja nie chcę {{pp|przywy|kać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_76" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290{{!}}{{#if:76|76|Ξ}}]]|76}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przywy|kać}} do takiego szczęścia, które łatwo stałoby się potrzeba, koniecznością, warunkiem życia, i zatrułoby je boleścią.<br>
{{tab}}Narębski ruszył niecierpliwie ramionami, a Mania się zarumieniła.<br>
{{tab}}— Słyszysz co plecie! — zawołał pan Feliks, — więc dla czegóżby się tak nie ułożyć, ażeby ten warunek szczęścia i życia ubezpieczyć sobie? nieprawdaż Maniu?<br>
{{tab}}— Tak! — rzekł zapalając się mimowolnie Muszyński, — ale to co dla mnie jest szczęściem, dla pani mogłoby być utrapieniem i ciężarem?<br>
{{tab}}— A! jużbyś się pan wstydzić doprawdy powinien swojego niedowiarstwa, — podchwyciła Mania zmięszana, wyciągając rękę ku niemu, — a ileż to razy słyszałeś pan odemnie, że mi z nim zawsze najmiléj, najlepiéj. Ojcze! dodała, — połajże go! to człowiek niewdzięczny, a zmusza mnie do nieprzyzwoitych oświadczeń.<br>
{{tab}}— O! znam go dawno! ale ja nic nie poradzę, — rzekł Narębski, — trzeba żebyś ty się zajęła jego poprawą.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_77" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291{{!}}{{#if:77|77|Ξ}}]]|77}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jak do tego przyszło, wytłumaczyć nie umiem, ale Teoś przejęty, oszalony, wzruszony zsunął się z krzesła i znalazł na kolanach przed biedną Manią, przestraszoną, zarumienioną, zawstydzoną. I tuląc twarz w jéj dłonie zawołał:<br>
{{tab}}— Przyjmieszże mnie za ucznia i sługę?<br>
{{tab}}— Ojcze! co on mówi? co to znaczy? Ty mów co mam mu odpowiedziéć. A! ja go kocham! ja go kocham! a<br>
{{tab}}Ostatnie słowa wyrwały się jéj mimowolnie i spuściła oczy i rozpłakała się łzami rzęsistemi, a dłonie ich połączone i pochylone ku sobie twarze, dopowiedziały reszty, któréj usta wymówić nie mogły.<br>
{{tab}}Narębski zbliżył się prędko, połączył ich ręce i czując się mocniéj niż kiedykolwiek ojcem, bo był szczęśliwym — ze łzami w oczach trzęsącą pobłogosławił dłonią.<br>
{{tab}}— Przyjacielu, — rzekł do Teosia, — w ręce twoje oddaję bez obawy los mojego dziecka ukochanego, i jestem o nią spokojny. Bóg wam da cichą i błogą dolę, któréj mnie {{pp|odmó|wił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_78" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292{{!}}{{#if:78|78|Ξ}}]]|78}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odmó|wił}} na ziemi. Patrząc na was, pocieszę się i odżyję.<br>
{{tab}}A gdy Muszyński skłonił mu się do nóg, pochwycił go w objęcia milczące, Mania porwała z drugiéj strony rękę ojca i ze łzami całować ją zaczęła. Była to jedna z tych krótkich chwil szczęścia, które w życiu przychodzą, aby na długo ukoić serce spragnione.<br>
{{tab}}Scena była rozrzewniająca, im bardziéj niespodzianie nadeszła, tém mocniéj poruszyła wszystkich. Jeszcze do siebie przyjść nie mogli i tulili razem troje, gdy do małych drzwiczek pokoiku, stukać zaczęto zrazu cicho, potém coraz głośniéj a wkrótce potém otworzyły się one, nim ktokolwiek miał siłę odezwać, i w progu dziwna ukazała się postać.<br>
{{tab}}Był to kapitan {{korekta|Płuta|Pluta}} z uśmiechem na ustach.<br>
{{tab}}Narębski zmarszczył się postrzegłszy go, Teoś zakipiał, Mania pobladła, gość grzecznie powitał ich ukłonem, zdając napawać kłopotem, jakim ich nabawiło jego przybycie.<br>
{{tab}}— Wchodzę wcale zapewne niepotrzebnie i zadziwiam moją natrętną przytomnością, —  <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_79" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293{{!}}{{#if:79|79|Ξ}}]]|79}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odezwał się kapitan, ze słodkim nad miarę wyrazem twarzy, — proszę mnie jednak nie posądzać, bym przerywał państwu przyjemne wzruszenia jaką wieścią złowrogą. Pluta nie ten już co dawniéj, kochany panie Feliksie, — dodał kiwając głową, — Pluta wybiera się na nowicjat do KK. Kapucynów i pokutę za grzechy. Tak bywało w starych romansach, czemużby w życiu choć raz nie miało się sprawdzić?<br>
{{tab}}Narębski wciąż był zniecierpliwiony i chmurny, Teoś gryzł wąsa i zaciskał pięści.<br>
{{tab}}— Ażebym lepiéj wytłumaczył państwu, jakim wypadkiem się tu znajduję, najprzód muszę wyznać, że mnie do żywego ubodła ucieczka panny Jordan, i chciałem dowieść szanownéj Adolfinie, jako téż całemu znajdującemu się tu towarzystwu — że kapitan Pluta węchu nie stracił.<br>
{{tab}}Ale, spieszę dodać, że wiedząc o pobycie tu zbiega z Wilczéj ulicy, co mi łatwo przyszło dojść, śledząc zacną Kaehnę w jéj pochodach z węzełkami, — nie byłbym nogą przestąpił progu tego dziewiczego schronienia, gdybym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_80" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294{{!}}{{#if:80|80|Ξ}}]]|80}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie dostrzegł, żeście panowie tu weszli. Właśnie dla oświadczenia uroczystego im, że nic złego nie zamyślam, przybyłem tu jedynie. Pan Feliks znalazł się względem mnie jako dobry chrześcianin, odpłacił mi dobrém za złe, zyskał więc sobie we mnie wiernego sługę.<br>
{{tab}}Bądź pan spokojny, panie Feliksie, — dodał zwracając się ku niemu, — Pluta z wami, o! nie damy sobie krzywdy wyrządzić! Baron będzie łapę ssał, a ja spodziewam się, że mnie choć dla formy zaprosicie na weselisko. Zkądinąd przekonany jestem, że moja przytomność niewieleby tam komu przyjemności sprawiła, ale ręczę, że nie przyjmę zaproszenia i zadowolnię się oznaką życzliwości.<br>
{{tab}}Uśmiechnął się dziwnie, przytomni milczeli przybici. Trudno było odgadnąć po co przyszedł, do czego zmierzał, jaką miał myśl, czy istotnie powodowała nim życzliwość, czy chętka nienasycona spłatania figla i rzucenia szmermela wśród ciszy i spokoju, zmącenia czystych wód, aby miéć przyjemność patrzéć na męty i skłopotanie. Niekiedy fizjognomja kapitana przybierała pozór łagodności {{pp|nie|zwyczajnéj}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_81" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295{{!}}{{#if:81|81|Ξ}}]]|81}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nie|zwyczajnéj}} i ubłogosławienia, to znowu oko błyskało, warga się trzęsła, i zdawał się przebranym w suknię nie swoją, szatanem, znajdującym pociechę w utrapieniu ludzi. Mięszały się téż może i w téj zgniecionéj duszy różne uczucia, a przy chęci popisania się ze szlachetnością, grała zazdrość szczęścia i pragnienie rzucenia weń kropli jadu. Lepiéj to jeszcze okazały następne wyrazy kapitana, który odetchnąwszy mówił daléj:<br>
{{tab}}— Przynoszę tu także niewiele warte błogosławieństwo moje dla szanownéj pary gołębi. Wiem dobrze o tém, że ono wcale niewielkiéj jest wartości, ale nadanie mu jéj nie odemnie zależy.... Czém chata bogata tém rada. Uczynię tu tylko uwagę, że zkądkolwiek pochodzi błogosławieństwo, zawsze to dobra rzecz: w puszczach Ameryki na zgniłych pniach drzew, kwitną cudowne Orchidee.... otóż i na zgniłym kapitanie może piękne urosnąć błogosławieństwo.... hę? niezłe porównanie? prawda?<br>
{{tab}}Serjo panie Feliksie, — dodał przybierając minę rozczuloną, — ująłeś mnie waćpan swém <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_82" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296{{!}}{{#if:82|82|Ξ}}]]|82}}'''<nowiki>]</nowiki></span>postępowaniem i możesz wcale się nie obawiać na przyszłość, i ty także szlachetna dziewico, która spuszczasz oczy, i ty godny młodzieńcze, który kręcisz nosem. Pluta dla was nie ma żądła i jadu, ani miéć może! Wyjął mu je pan Feliks uczciwém swém obejściem się z tą nieszczęśliwą istotą, która jakkolwiek djabła warta, ma jeszcze jakąś cząstkę niezgangrenowaną...<br>
{{tab}}— Co za szkoda, — po chwili znów dorzucił kapitan, zasiadając bez ceremonji na krzesełku i ocierając pot z czoła, — że tu w tém schronieniu niewinności, nic pewnie prócz wody do umywania i wódki kolońskiéj nie znajdę dla pokrzepienia się, a nie odmówiłbym. Ba! trzeba się umiéć stosować do okoliczności.....<br>
{{tab}}— Widzę, — dodał po chwili podrażniony nieco milczeniem upartém przytomnych, — że mimo moich usposobień pokojowych, państwo zawsze koso na mnie patrzycie i radzibyście się mnie pozbyć co prędzéj.... ale ja nie odejdę, póki posłannictwa z którém przybyłem nie spełnię. Choćbyście mnie jak owego {{pp|śpie|waka}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_83" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297{{!}}{{#if:83|83|Ξ}}]]|83}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|śpie|waka}} w chórze Kapucynów, który umyślnie fałszywie nuci, aby muzyka nie była zbyt harmonijną, i zowie się ''turbator chori'', jak najgorzéj przyjąć mieli, ja swoje zrobię, — ja swoje zrobię.<br>
{{tab}}Obrócił się do Mani.<br>
{{tab}}— Z położenia waszego, szanowne gołębie, domyślam się, zgaduję, a trochę i podsłuchałem, bom dosyć długo do drzwi stukał napróżno, że — płomień czystéj, zobopólnéj miłości dwojga niewinnych istot, ma zostać uwieńczony. Jest to wyrażenie niewłaściwe, wiem o tém, bo na płomień trudno jest włożyć wieniec, któryby się zaraz w popiół i węgiel nie obrócił, ale zkądże wziąć inną formę, kiedy tę wiekowy zwyczaj uświęcił? I jest w niéj filozofja mimowolna, bo najczęściéj to co się zdaje wieńcem, staje się węglem i sadzą.... Nie przymawiając! nie przymawiając! Wiedząc tedy o małżeństwie, błogosławieństwie i niebezpieczeństwie wszelkich tajemnic, przychodzę tu namawiać pana Feliksa, abyśmy unikając dla téj pary w przyszłości niespodzianek, jakie im grożą w listach bezimiennych, {{pp|pod|szeptach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_84" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298{{!}}{{#if:84|84|Ξ}}]]|84}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pod|szeptach}} i plotkach — szczerze i otwarcie objawili, co się tyczy przeszłości panny Jordanównéj.<br>
{{tab}}Narębski był w takim nastroju ducha, że się ani mógł gniewać, ani rozumiał nawet dobrze, czy Pluta istotnie przyszedł tu przyjacielsko się wywnętrzać, czy z nich sobie żartować. Z człowiekiem tym zresztą trudno było od razu trafić do końca. Teoś milczał. Mania przestraszona tuliła się za niego.<br>
{{tab}}— Nie posądzajcie bliźniego o złe intencje, — mówił kapitan, — w téj chwili bronię się od nich jak mogę, staczam zwycięzką walkę z własną naturą. Trochę impetycznie tu wpadłem i trochę dziwną robię propozycją, ale wierzcie mi, staremu, wypróbowanemu wydze, że tak będzie lepiéj, choć może niezbyt przyjemnie. Karty na stół, grajmy na odkryte.... Nie bój się Narębski, ja ci krzywdy nie zrobię, jakem zły to wściekły, ale jak dobry to jak baranek, jak ciele. Prędzéjbym skłamał niż ci szkodę wyrządził, przykrość muszę, ale to będzie zbawienna pigułka! Słowo honoru!<br>
{{tab}}Nie można było wiedziéć do czego to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_85" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299{{!}}{{#if:85|85|Ξ}}]]|85}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wszystko zmierzało. Kapitan widocznie bawił się niepewnością, w jakiéj trzymał słuchaczów.<br>
{{tab}}— Narębski, — dodał, — spuść się na mnie! będziesz mi poczekawszy dziękował! A ty, szanowna panienko, — rzekł zwracając się do Mani, — słuchaj i wierz mi. Nazywałaś dotąd ojcem pana Feliksa, nie wiedząc, że do tego większe w istocie niż sądziłaś, masz prawo. Przed dzisiejszém swém ożenieniem, pan Narębski kochał matkę twoją, tajemnym był z nią połączony ślubem.... jesteś jego córką.<br>
{{tab}}— Ja! — zawołała Mania rzucając się ku niemu, — a! czułam to!<br>
{{tab}}Narębski nie miał siły rzec słowa, drżał aby kapitan w oczach dziecka nie splamił matki, i wejrzeniem pełném błagania i przestrachu mierzył kapitana, tuląc swe dziecko do piersi.<br>
{{tab}}— Ażebyś była uzbrojoną przeciw wszystkiemu co cię spotkać może, moja panno, — mówił daléj Pluta, — potrzeba ci wiedziéć także, iż matka twa, rozwiedziona, późniéj drugi raz poszła za mąż.... i żyje dotąd....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_86" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300{{!}}{{#if:86|86|Ξ}}]]|86}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mania porwała się z krzykiem z objęć ojca, wołając:<br>
{{tab}}— Ojcze drogi! jestli to prawda? żyje matka moja? gdzież ona jest? Ja mam ojca, ja mam matkę! Ach! prawdaż to? prawda? mów ty, powiédz mi wszystko.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł zrazu nic wyrzec, tak był wzruszony, ale zebrawszy się na męztwo, odezwał wreszcie:<br>
{{tab}}— Tak jest, ona żyje — ale ty, ani ja widziéć jéj nie możemy....<br>
{{tab}}Teoś w niemém osłupieniu patrzał na tę scenę, tém dziwniejszą, że kapitan grał w niéj tak niewłaściwą rolę, dotąd jeszcze wielce dwuznaczną.<br>
{{tab}}Mania twarz rękami zakrywała.<br>
{{tab}}— Nie żałuj pani tego bardzo, — przerwał Pluta, — iż widziéć nie możesz matki. Mamy to z doświadczenia, iż to czego nie znamy, wyobrażamy sobie w barwach świetnych i ułudnych, — a może twojemu sercu dziecięcia, nie odpowiedziałaby rzeczywistość? Matki swéj, jak słusznie mówi Narębski, znać nie możesz, ale za to mogę ci dać babkę rodzoną, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_87" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301{{!}}{{#if:87|87|Ξ}}]]|87}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pod wielkim sekretem, — rzekł krzywiąc się szydersko Pluta, — nie jest ona także bardzo idealną, ale zawsze to będzie jakaś krewna. Dla osoby pozbawionéj familji, lepszy rydz niż nic, lepsza nadpsuta babunia niż sieroctwo. Los, który często ludziom figle płata, wpędził waćpannę właśnie do domu, w którym żyje staruszka, o któréj mowa. Matką twéj matki jest, niestety! stara Byczkowa, podobno na nieszczęście warjatka.<br>
{{tab}}Narębski się nachmurzył.<br>
{{tab}}— No! no! to darmo, co prawda to nie grzech, tak to ono jest, — zawołał kapitan — mówię wszystko, bo jestem tego zdania, choć całe życie posługiwałem się łgarstwem, że gdy nie ma gwałtownéj potrzeby kłamać, lepiéj jest zawsze mówić prawdę.... Mógłbym jeszcze waćpannie dać dwóch wujaszków rodzonych, ale jeden wcale nie ciekawy, choć mój przyjaciel osobisty, a drugi buty szyje, i z tego względu że waćpanna w trzewikach chodzisz, na niewieleby się jéj przydał. Człowiek zacny zresztą, ale nie w moim guście. Mało kto o tém wié, co ja tu odkrywam {{pp|wspaniałomyśl|nie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_88" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302{{!}}{{#if:88|88|Ξ}}]]|88}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wspaniałomyśl|nie}}, nie trzeba tego wygadywać, bo mogłoby matce waćpanny być nieprzyjemném, ale trzeba żebyś wiedziała, że po ojcu z wielkiéj parentelli pochodząc, po matce nie wielką masz nadzieję spokrewnienia z domem Sabaudzkim.<br>
{{tab}}Tu Pluta odetchnął, wargi mu drżały szyderstwem.<br>
{{tab}}— Że nie kłamię, — dodał, — ręczy za to najlepiéj, że nie mam w tém żadnego interessu.<br>
{{tab}}— Więc pan Byczek jest bratem mojéj matki? — przerwała Mania.<br>
{{tab}}— Ale o tém nie wié wcale podobno, — rzekł Pluta, — i mówić mu tego nie ma potrzeby. Jest jéj bratem przyrodnym, bo pani Byczkowa parę razy była zamężna. Powiadam to waćpannie dla jéj wiadomości, ale głosić nie życzę. Ślady tych pokrewieństw pozacierane i umyślnie i przypadkiem, mało ktoby tego mógł dojść i na niewiele się to przyda, bo spadku się nie spodziewać. Otóż jest com chciał powiedziéć, — rzekł wstając, — nastraszyć trochę poczciwego Narębskiego i przekonać go dowodnie, że kapitan Pluta jest jego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_89" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303{{!}}{{#if:89|89|Ξ}}]]|89}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szczerym przyjacielem! Ha? widzicie nie tak straszny djabeł jak go malują? Ponieważ zaś inne pilne sprawy powołują mnie ztąd, z żalem wielkim ciche to ustronie opuścić muszę i mam honor zostawać waszym sługą i podnóżkiem. ''Adio!'' upadam do nóg!!<br>
{{tab}}Wychodząc przymrużył jedno oko, posłał od ust pocałunek Narębskiemu i na dłoni lewéj prawą ręką zrobił ruch jakby pieniądze liczył.... poczém szybko nałożył kapelusz i zniknął.<br>
{{tab}}Jeszcze się wszyscy po téj scenie, w któréj Pluta odegrał rolę ''Deus ex machina'' nie opamiętali, a Mania drżąca i przestraszona płakała, gdy już drzwi się za nim zatrzasły i ten epizod zdawał się jakby przykrą snu zmorą.<br>
{{tab}}Nastąpiła chwila przykrego, długiego milczenia, Narębski chodził po pokoju zadumany, a Teoś starał się utulić Manię, która pytać nie śmiała, choć wargi jéj drżały, wstrzymując naciskające się na nie wyrazy.<br>
{{tab}}— Nie wiem, — odezwał się w końcu Narębski, siadając znużony i zesłabły, — po co tu wszedł ten człowiek, dla czego wygadał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_90" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304{{!}}{{#if:90|90|Ξ}}]]|90}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tyle i rozerwał nam jedną z chwil życia najuroczystszych, fałszywą nutą ironji i szyderstwa. Ale stało się, do mnie należy reszta.... kochana Maniu, winienem tobie i Teosiowi prawdę szczerą.... Tak! ty jesteś dzieckiem mojém, dziecięciem kobiety, którą pierwszy raz i najgoręcéj ukochałem w życiu, od któréj mnie surowa wola matki méj oddzieliła gwałtownie... Tak jest, matka twoja żyje, ale przecierpiała wiele i mnie i ciebie się zaparła, tyś sierota, jam dla niéj obcym i nienawistnym człowiekiem.... więcéj nie pytaj mnie o nią. Świat o tém nie wié i wiedziéć nie powinien, nie dla mnie, Maniu, ale dla niéj.... Dziś miłość moja cała przeniosła się na ciebie, dziecię kochane.... choć przyznać się nie mogłem do niéj i do imienia ojca. Było to strapieniem i męczarnią całego mojego życia, dziś mi lżéj, gdy cię nie tając do serca przycisnąć mogę.... Wyście oboje dziećmi mojemi.... Teosiu!.... bądź jéj opiekunem, bądź jéj mężem, bratem... wszystkiém, gdy mnie wam zabraknie. Nad ciebie nie ma ona nikogo.<br>
{{tab}}— A teraz, — dodał wzdychając, — {{pp|rzuć|my}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_91" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305{{!}}{{#if:91|91|Ξ}}]]|91}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|rzuć|my}} ten smutny przedmiot, mówmy o tém, czego najgoręcéj pragnę.... kiedy się pobierzecie? chciałbym by to nastąpiło jak najprędzéj, nie rozumiem i nie widzę przeszkód... W świecie form i przyzwoitości, jest wiele do spełnienia nim się do ołtarza przystąpi.... ale wy, szczęściem nie należąc do niego, nie macie nic coby wam do niego tamowało drogę.... Jutro zaraz potrzeba rozpocząć starania.<br>
{{tab}}— Ojcze mój! ojcze! ale czyż choć błogosławieństwa miéć nie będę od matki? czyż choć raz, choć ten raz jeden ją nie zobaczę?.... zawołała Mania rzucając się na szyję Narębskiemu.<br>
{{tab}}— Dziecko moje, — wybąknął pan Feliks wzruszony, — nie żądaj tego, aby ci serce, jak moje, krwią nie zaszło.... nie mów, nie proś.... to niepodobieństwo.... Módl się za nią jak gdyby umarła, i myśl że nie masz matki.<br>
{{tab}}— Ale to nie może być! to być nie może! ty się mylisz ojcze.... Tyś bolał, cierpiał i może niesprawiedliwym jesteś dla niéj.... A! pozwól mi raz.... tylko raz uścisnąć jéj kolana <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_92" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306{{!}}{{#if:92|92|Ξ}}]]|92}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i prosić ją o błogosławieństwo.... raz ją tylko zobaczyć.<br>
{{tab}}— Aby cię odepchnęła? — gorzko rzekł Narębski, — nie! nie, nie myśl o tém... a zresztą, zostaw to mnie! zobaczymy... Nie jestem dla niéj niesprawiedliwym.... przebaczam jéj wszystko.... ale nie spodziewam się nic dobrego. — Teoś niech od jutra rozpocznie starania, radbym was widziéć połączonemi co najprędzéj, wielkie brzemię spadnie mi z piersi....<br>
{{tab}}— Ale drogi panie, ja sam pragnę {{korekta|pzyspieszyć|przyspieszyć}}, — przerwał Muszyński, — cóż, kiedy nie mam ani zajęcia, ani kątka gdziebym mój skarb umieścił....<br>
{{tab}}— A cóż ci przeszkadza szukać zajęcia późniéj, i co trudnego znaléźć ów kątek? Potrzebaż i wam do waszego szczęścia złoconych ramek koniecznie, mieszkania, przyborów, ozdób, drobnostek, w które my naszą biedę stroimy?<br>
{{tab}}— Ale nie, nam nic, nic nie trzeba! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— O! zmiłujcież się, nie upokarzajcie mnie! począł Muszyński, — ale ja muszę moją {{pp|dro|gą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_93" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307{{!}}{{#if:93|93|Ξ}}]]|93}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dro|gą}} otulić, osłonić, upieścić choć trochę i w ciepłém i w ładném posadzić gniazdeczku; a pierwszy wspólnego chleba kawałek przynieść jéj własną zdobyty pracą.... Dziś, a! ja jeszcze nic nie mam.... ja nie mogę żyć jałmużną, to mi zadławi szczęście moje!<br>
{{tab}}— Dziwak nudny! — zawołał Narębski, — doprawdy, chce mi się gniewać! Mania ma przecie coś swego, ona z rozkoszą podzieli tę odrobinę z tobą, nim ty swój trud z nią rozłamiesz.<br>
{{tab}}— A! wszystko! wszystko, mój ojcze! — podając obie ręce Teosiowi odezwała się Mania.<br>
{{tab}}Muszyński cierpiał widocznie, ale w milczeniu musiał się już zgodzić na wszystko.<br>
{{tab}}Pan Feliks uspokojony zamyślał odejść wreszcie, bał się by znowu Teoś jakiego nie znalazł zarzutu, ale żal mu było porzucić tak Manię, rozstać się z Muszyńskim, i powrócić samemu do swojego świata chłodnego, aby być pojonym narzekaniami bez końca.<br>
{{tab}}— Ot wiész co? — rzekł biorąc za kapelusz, — jedź Maniu do nas?.... powiemy im <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_94" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308{{!}}{{#if:94|94|Ξ}}]]|94}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uroczyście, że za mąż wychodzisz.... będę dłużéj z tobą; a Teoś może tymczasem....<br>
{{tab}}— O! ja lecę myśléć choćby o trochę szerszém dla nas mieszkaniu, — przerwał Muszyński, nie chcąc się przyznać, że do Narębskich wcale mu nie było spieszno.<br>
{{tab}}Feliks téż go nie namawiał. Mania podała mu rączkę i szeptem cichym pożegnali się oboje. Teoś ledwie wierzył oczom i uszom, potrzebując przypominać sobie, że ta, którą tak ukochał, już była jego narzeczoną.<br>
{{tab}}— Czekaj, — rzekł żywo w chwili gdy się rozchodzić mieli, — chwilę jeszcze Maniu droga, tak rozstać się nam nie godzi. Jest zwyczajem, aby narzeczonych, jak połączonych już przed Bogiem, widomy węzeł łączył, aby im przypominał że należą już do siebie... Oto jest, — dodał zdejmując z palca pierścionek, — uboga, srebrna, wytarta przy poczciwéj pracy, obrączka ślubna matki mojéj, jedyna po niéj spuścizna, najdroższa pamiątka po istocie tak świętéj, tak dobréj jak ty.... Od dziś niech należy do ciebie, oddaję ci ją, najdroższy skarb, jako znak, żem ci wiarę i miłość {{pp|po|przysiągł}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_95" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309{{!}}{{#if:95|95|Ξ}}]]|95}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|przysiągł}} na zawsze. Nie wstydzę się, że ten dar tak jest ubogi.... jabym go nie oddał za krocie. Niech z sobą niesie do ciebie ten spokój, wiarę w Opatrzność i miłość, którą matka moja droga zachowała do śmierci dla ludzi, choć świat jéj nie odpłacił niczém... niech nas połączy na zawsze....<br>
{{tab}}I łzy rzuciły mu się z oczów, a Mania przyjmując ten dar biedny, rozpłakała się także, niosąc go do ust z poszanowaniem.<br>
{{tab}}— A! drogi mój, — rzekła, — będę się starać abym go była godną.... ale cóż ja ci dam w zamian? ja nie mam innego nad ten pierścionka.... który mi ojciec dał kiedyś na imieniny.... Pozwolisz ojcze? nieprawdaż?<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł Narębski, zdejmując z palca złoty cieniuchny pierścionek, — oddaj mu ten od siebie, jest to także pamiątka, któréj się zrzekam dla was.... Przeszłość zamknięta na zawsze.... niech lepsze zejdzie nam słońce.<br>
{{tab}}Jeszcze raz żywy, milczący uścisk połączył ich dłonie. Zeszli razem, a p. Feliks pociągnął smutny za niemi, ale w duszy spokojny. Znalazłszy przejeżdżającego dorożkarza siedli {{pp|za|raz}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_96" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310{{!}}{{#if:96|96|Ξ}}]]|96}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|raz}}, a Muszyński poszedł zwolna upojony swém szczęściem, i mamyż dodać? walcząc z sobą by się nie uląc przyszłości. Mania tak mu była drogą, tak wiele dla niéj pragnął! A przed nim stał ten mur czarny nieodgadnionego jutra, którego sercem i przeczuciem nawet przebić nie było podobna.... W naturze jego było, więcéj się trapić niém, niż dzisiejszém cieszyć weselem.<br>
{{tab}}Narębski tymczasem wziął Manię do domu, myśląc téż trochę jak tam zostanie przyjęty, i jak żona i córka powitają dawną wychowankę, teraz zwłaszcza, gdy im miał zwiastować, że o losie jéj postanowił, jakby naprzekór Elwirze, która swojego napróżno dotąd szukała.<br>
{{tab}}Na dworze mrok padać zaczynał, ale jeszcze nie zupełnie było ściemniało, zdziwił się niepomału Narębski, widząc okna swego salonu rzęsisto oświecone, gdyż od czasu jak Adolf im uciekł, panie zwykle siadywały samotne i nikogo prawie nie przyjmowały.<br>
{{tab}}Elwira mówiła, że się potrzebowała wypłakać, a służąca jéj szeptała, że się chciała wyzłościć. Jedno nie sprzeciwia się wszakże {{pp|dru|giemu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_97" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311{{!}}{{#if:97|97|Ξ}}]]|97}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dru|giemu}}, gdyż piękna panna zwykle z gniewu zalewała się łzami i w tym tylko jednym przypadku na płacz się jéj zbierało.<br>
{{tab}}— A! a jeżeli kogo tam zastaniemy? — zawołała Mania, — pozwól mi, kochany ojcze, pójść sobie w kątek i poczekać dopóki goście nie odjadą.... Nie mogłabym doprawdy pokazać się teraz obcym ludziom, oczy mam zapłakane i usta mi się trzęsą... wciąż jeszcze ze szczęścia i wzruszenia płaczę.<br>
{{tab}}— O! o! nikt nie postrzeże tego, — rzekł Narębski, — ręczę ci, że to być musi jakaś tylko tych pań fantazja, bo pewnie nie ma nikogo.<br>
{{tab}}Ale podszedłszy aż pod drzwi salonu, gdzie się żaden ze sług nie znalazł, Narębski usłyszał z podziwieniem śmiechy wewnątrz bardzo wesołe. Głosu jednak rozmawiających poznać nie było można.<br>
{{tab}}— To chyba szanowna Cypcunia! — rzekł do Mani, — wchodźmy.<br>
{{tab}}Nie chcąc się sprzeciwiać, biedny Kopciuszek wszedł posłuszny i stanął zmięszany, postrzegłszy w rzęsisto oświeconym salonie {{pp|pa|na}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_98" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312{{!}}{{#if:98|98|Ξ}}]]|98}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pa|na}} barona, poufale przy Elwirze rozrzuconego na kanapie. Innego wyrazu użyć trudno, gdyż ręce jego i nogi jak najszerzéj rozprzestrzenione, czyniły go podobnym do tłustego pająka.<br>
{{tab}}Narębski zdziwił się niemniéj i przystanął, a baron, który nie miał dobrego wzroku, choć szkiełkiem był uzbrojony, posłyszawszy wchodzących, nachylił się aby ich rozpoznać.<br>
{{tab}}Wnętrze salonu pani Samueli przedstawiło obrazek rodzajowy wcale zajmujący. Ona sama naprzód w czarnéj sukni siedząca w fotelu przy stole, na którym leżał świeżo widać zrzucony kapelusz, — znękana, odpoczywająca, wzruszona jeszcze przejażdżką i przechadzką, wśród któréj udało się jéj pochwycić barona, z lokami w tył odrzuconemi i przymrużonemu oczyma, zamyślona głęboko.<br>
{{tab}}Naprzeciw panna Elwira wesoła, roztrzpiotana, różowa, śmiejąca się i widocznie usiłująca rozbudzić starego Satyra, któremu już oczy się świeciły na ten wdzięk młodości rozkwitłéj, z jakim się popisywała przed nim zalotna dziewczyna. Oboje siedzieli na kanapie, a {{pp|ba|ron}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_99" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313{{!}}{{#if:99|99|Ξ}}]]|99}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ba|ron}} był niezmiernie rozochocony, rozdowcipowany, wymłodzony i zdawał się tak Elwirą zajęty, jak gdyby od pół roku przynajmniéj miłość w nim grała na temat jéj oczów symfonją odrodzenia.<br>
{{tab}}Matka, pod pozorem znużenia i osłabienia, nie przeszkadzała wcale rozrywce córki, która potrzebowała przecie czémś i kimś się zabawić. Znajdowała zresztą, że gdyby nawet baron chciał serjo zająć się Elwirą, — nicby przeciwko temu miéć nie można.<br>
{{tab}}Najbardziéj zdziwiony był Narębski, któremu na myśl nie przyszło, żeby go tu mógł zastać, a najkwaśniejsza stała się Elwira, bo jéj przeszkodzono w chwili stanowczéj, gdy kilką jeszcze pociskami spodziewała się barona u stóp swoich położyć.... Trafiło ci się może, szanowny czytelniku, na polowaniu, gdyś wystawszy darmo cały dzień na przesmyku, celował do przelatującéj sarny, że cię sąsiad pociągnął za ramię prosząc o tabakę? — w równie przykrém i drażliwém położeniu była panna Elwira. Nie mamy co taić, że szlachetną powodowana ambicją, na siwiejące {{pp|adoni|sa}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|adoni|sa}} nie zważając włosy, znajdowała go bardzo przyzwoitym na męża.... Myśl ta przyszła jéj niewiedziéć zkąd, i powiedziała sobie z tą roztropnością, która cechuje wyższe umysły:<br>
{{tab}}— Gdyby na kochanka to co innego, ale na męża! jest jeszcze bardzo dobrze — któż mi, mając starego męża, kochać się zabroni? Na takiego powszedniego szanownego małżonka wcale znośny, a bogaty i przecież taki baron.... bo jest niezawodnie baronem. ''Madame la Baronne! cela sonne convenablement!''<br>
{{tab}}Prawie tak samo rozumowała pani Samuela, choć się z sobą nie namawiały — ona dodawała tylko w duchu:<br>
{{tab}}— Tém lepiéj im się stary więcéj zapali i mocniéj do niéj przywiąże, starzy zawsze kochają trwaléj, goręcéj od młodych, a nie myślą o pokątnych miłostkach.... Elwira, kochane dziecko, zadziwia mnie rozsądkiem.... Wreszcie gdyby się jéj sprzykrzył nawet, gdyby potrzebowała dystrakcji.... o mój Boże!!!<br>
{{tab}}Nie dokończyła pani Narębska, ale koniec monologu jest zbyt do odgadnienia łatwy, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>byśmy potrzebowali łamać sobie głowę nad dopełnieniem jego.<br>
{{tab}}Gdy Narębski wszedł z Manią, panie obie przymrużyły oczy, aby poznać kto mu towarzyszył i przypatrywały się tém dłużéj, im mniéj sobie gościa życzyły.<br>
{{tab}}— A! a! a.... ten kochany Narębski! — zakrzyczał baron zbierając ręce i nogi porozrzucane w nieładzie, aby wstać z kanapy, — przecież cię oglądam! Musiałem aż sam tu przybyć, aby ci twoją dla mnie obojętność wymówić.... ''Ma foi! c’est impardonable!''<br>
{{tab}}— A! to pan Feliks! — zawołała chłodno pani Samuela, jakby mówiła: — Jakże nie w porę!<br>
{{tab}}— To papa! — szepnęła gryząc usta Elwira, — a! i Mania.... gość niespodziewany. Czy?... wszakże? z papą?<br>
{{tab}}— Tak jest! — cicho szepnęło dziewczę.<br>
{{tab}}Baron się ogromnie zmięszał, zobaczywszy i poznawszy nareszcie Manię, ale ją przywitał z nadzwyczajną, nadskakującą grzecznością, a gdy szedł ku niéj, rzekłbyś, że się na łyżwach ślizga, tak mu się nogi wyciągały.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Kwaśno jakoś zrobiło się Narębskiemu, ale już nie mógł uniknąć spotkania z baronem, i zebrał się na grzeczność, jakiéj dom wymaga po gospodarzu.<br>
{{tab}}— Ale cóż to Manię do nas sprowadza? — zapytała Elwira z przekąsem, — tak dawno, dawno, a dawno nie widziałyśmy się?<br>
{{tab}}— Ja ją sprowadzam, — rzekł głośno i umyślnie Narębski, — chciałem aby się co najprędzéj podzieliła z wami wiadomością o ważnéj zmianie, jaka zachodzi w jéj losie.<br>
{{tab}}— Aa! — wykrzyknęła podnosząc się nieco z fotelu pani Narębska.<br>
{{tab}}Baron zmięszany strasznie tarł siwowatą czuprynę i począł udawać, że nie słyszy. Elwira uśmiechnęła się jak po kwaśném jabłku.<br>
{{tab}}— Mania wychodzi za mąż, — dodał Narębski, — i przybyła prosić cię, kochana Samuelko, ciebie, coś dla niéj była tak długo matką i opiekunką, o błogosławieństwo....<br>
{{tab}}— O! o! papo! proszę już nie mówić nawet za kogo, ja zgadnę, — ze złośliwą intencją zawołała Elwira, — ja zgadnę.<br>
{{tab}}— I ja! — przerwała Samuela, — to tak łatwo.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No, to i ja! — dodał dowcipnie baron — a pozwólcie mi państwo, abym, choć obcy, pierwszy złożył u stóp panny Marji moje powinszowania i życzenia — ''mes souhaits les plus sincères''.<br>
{{tab}}Mania poczerwieniała jak wisienka, ale nie zlękniona lekceważącym głosem otaczających, podbiegła i rzuciła się do nóg pani Samueli, a z oczów jéj znowu łzy płynęły.<br>
{{tab}}Elwira tuląc chustką twarz, okrutnie się śmiała poglądając na barona. Baron krzywił się dla harmonji i niby także uśmiechał szydersko. Tymczasem pani Samuela poczuwszy potrzebę rozczulenia, schyliła się całując w głowę dziecię i poniosła batystowo-koronkową chusteczkę, ślicznie haftowaną, do zupełnie suchych oczów.<br>
{{tab}}— Więc tedy, — tupiąc nóżką szeptała Elwira, — pan Teoś Muszyński, pani Teosiowa Muszyńska! — W głosie jéj była ironja i trochę przekąsu. — Więc już po przyrzeczeniu i zaręczynach, a kiedyż ślub? ''c’est parfait!''<br>
{{tab}}I jakby najlepszym dowodem wielkiego tonu było szyderstwo, panna Narębska wciąż <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>śmiała się patrząc na Kopciuszka.... sama pani miała także pół uśmiechu na ustach, a baron choćby był wolał inną przybrać minę, musiał wtórować ironją lekką, aby nie pozostać w tyle od towarzystwa, tak dystyngowanie umiejącego szydzić z łez biednéj sieroty, z jéj nadziei, z jéj szczęścia — nawet w tak uroczystéj chwili.<br>
{{tab}}Nie dziwujcie się kochani czytelnicy téj ironji wielkich ludzi, na widok takiego małego szczęścia. Jest ona bardzo naturalną. Tak nieraz w czasie dożynków na wsi, gdy dla głodnéj gromady zastawiają wieczerzę, a państwo odchodzą na sutą kolacją do dworu — śmieją się niejedne śliczne usta z kwaśnych ogórków i razowego chleba, przygotowanych dla czeladzi.... Szczęście, bez karety, bez lokajów, bez pałacu, bez koronek, takie sobie płócienkowe i piechotą chodzące, musi się śmieszném wydawać tym, którzy więcéj dbają o fizjognomją szczęśliwości, niżeli o nią samą.<br>
{{tab}}Trzeba téż przyznać, że to jest szczęście powszednie, razowe nie pytlowane, — może ono zadowolnić dusze ciche i skromne, ale {{pp|ta|kich}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ta|kich}} umysłów wzniosłych, jak Elwiry i pani Samueli, nigdy!<br>
{{tab}}Mania wstawszy nie miała co z sobą robić, bo jéj nawet nie poproszono siedziéć, ale baron, któremu już tu wytrwać było ciężko między dwoma ogniami, szepnął na ucho Narębskiemu, prosząc go, czyby nie mogli pójść na cygaro.<br>
{{tab}}— A chętnie, — rzekł pan Feliks, i wynieśli się z salonu, ale w progu dogonił ich głos Samuelki.<br>
{{tab}}— Proszę barona nie zapominać, że czekamy go z herbatą.<br>
{{tab}}— ''O! Madame!'' — odparł przyciskając kapelusz do serca Dunder.<br>
{{tab}}Elwira ubodła go i przeszyła wzrokiem pełnym najsłodszych obietnic — zwodnica!<br>
{{tab}}W pokoju Narębskiego, baron rozrzucił się znowu wedle obyczaju swojego, jedna noga na fotelu, druga na kanapie, ręka za kamizelką u góry, druga we włosach.<br>
{{tab}}— O! jakże miłą i śliczną jest twoja panna Elwira! — rzekł z westchnieniem puszczając kłąb dymu do góry.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A? znajdujesz? — rozśmiał się Narębski, — nie można ci wierzyć nieszczęściem, boś bardzo łatwy dla kobiet i gusta masz widzę, zmienne. Dawnoż to ci się Mania tak podobała?<br>
{{tab}}— ''Ma foi!'' podoba mi się dziś jeszcze, nie przeczę ładna laleczka, ale panna Elwira, to wcale co innego, jaka powaga i dystynkcja! To kamień czystéj wody i wcale innéj wartości.<br>
{{tab}}— Dziękuję, — rzekł uchylając głowę Narębski, — jeżeli to dla uspokojenia sumienia mówisz, aby moje ojcowskie serce pogłaskać, nie forsuj się proszę.... Baronie, to mi zupełnie wszystko jedno.<br>
{{tab}}— ''Farçeur!'' — zaczął się śmiać stary, rozrzucając jeszcze bardziéj tak, że zdawało się, iż chce sobą jednym cały pokój napełnić, — ''va!'' Cóż chcesz żebym mówił? Jestem kobieciarz i wdowiec na wydaniu, bylebym zobaczył istotę piękną, miłą, dowcipną, głowa mi się zawraca.<br>
{{tab}}— Szczęśliwy! — rzekł Narębski wzdychając, — ty jeszcze jesteś na wydaniu! Nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span>żartujże proszę, i nie udawaj przedemną, ja cię nie zdradzę. Gdyby o tém panny wiedziały, obiegłyby cię i schrypłbyś do tygodnia śmiejąc się i motyskując z niemi, a wiem że masz reumatyzm i początki sciatyki....<br>
{{tab}}— Kto? ja? — z oburzeniem zgarniając rozrzucone członki i schwytując się krzyknął Dunder, — ja? Człowiecze! zdrowszego na świecie nie ma nademnie! Codzień się gimnastykuję i sto funtów podnoszę jedną ręką, nigdy w życiu lepiéj się nie miałem, czuję w sobie siły na sto lat! Któż ci powiedział o reumatyzmie i sciatyce?....<br>
{{tab}}— Nie wiem doprawdy! — odparł pan Feliks ruszając ramionami, — zdaje mi się, że to moje panie zkądś wzięły, bo od nich to słyszałem....<br>
{{tab}}Dunder pobladły padł na kanapkę, ale z oznaką smutku, bo zgarnięty cały i maleńki, jak nigdy nie bywał.<br>
{{tab}}Milczenie, które potém nastąpiło, przerwał śmiech Narębskiego nagły, dający znać, że sobie żartował z barona. Rozjaśniło się znowu oblicze Dundera i przejednany w wielkiéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przyjaźni wysunął się na herbatę, zabierając jak najgoręcéj smalić cholewki przy pannie Elwirze.<br>
{{tab}}Sądzimy wszakże, że wizerunku tych jesiennych miłostek mniéj mogą być ciekawi czytelnicy nasi i wolemy pójść za Teosiem, który w duszy się modląc i poglądając w niebo, biegł wprost do swojego nowego mieszkania, aby się w samotności szczęściem swém cieszyć i tkać przyszłość szczęśliwą.<br>
{{tab}}Rozkosz wewnętrzna, jakiéj doznawał, zmieszaną była wszakże z tęsknotą rzewną i niepokojem dusznym. Wszedłszy do swéj izdebki, nad któréj łóżeczkiem wisiał portret matki, przez biednego jakiegoś artystę odmalowany dla jéj dziecka przez wdzięczność, Teoś padł przed nim na kolana zalany łzami. Złożył ręce i wlepiwszy weń oczy, myślą przeniósł się w dni swojego dzieciństwa, w te chwile, gdy rozpaloną jego głową tuliły macierzyńskie dłonie. Zapomniawszy o całym świecie, jął w duszy mówić do cienia matki:<br>
{{tab}}— To tyś mi moje szczęście wymodliła, bo czyżem ja na nie zasłużył? Cóżem ja uczynił, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span>aby mi się tak niebiesko uśmiechnęło życie?... a! to zasługi twoje i twoje modlitwy, święta matko moja! Podajże mi rękę z niebios, opiekunko moja, abym nie upadł i nie oszalał od szczęścia. Ból ścierpieć, to może łatwiéj, nie dać się obłąkać pomyślności, trudniéj.... prowadź mnie swoim przykładem i wymódl opiekę. Biorę na moje ramiona los tego dziecięcia.... a! czy podołam obowiązkom, czy nie upadnę wśród drogi... matko moja, matko moja!<br>
{{tab}}Cały tak wieczór spędził patrząc na ten obrazek, na którym poczciwa kobiecina wystawioną była, przez początkującego znać artystę, z całą niewprawą i naiwnością talentu przebudzającego się zaledwie i usiłującego wiele, bo nieznającego miary sił własnych. Stała na tym kawałku płótna w bieli cała, tak jak bywała najczęściéj przy pracy, w białym czepeczku, z twarzą spokojną, uśmiechnioną, a tak rozczuloną, że zgadłbyś, iż gdy ją malowano patrzała na syna, myślała o dziecięciu.... Na jasnych bieliznach nie prócz dwóch szkaplerzy nie było widać, i na ręku miała tę {{korekta|srebną|srebrną}} wytartą obrączkę, którą Teoś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tego dnia oddał swéj narzeczonéj.... Długo patrzał syn, dumał, aż znużony wreszcie rzucił się po krótkiéj modlitwie na łóżko i w błogich usnął marzeniach.<br>
{{tab}}Najdziwniejsze postacie przesuwały mu się po głowie, i sen był dalszym ciągiem dnia, który go tylu napoił wrażeniami. Ale dziwnym skutkiem uczucia z jakiém zamknął oczy, same tylko czyste i wdzięczne widział przed sobą obrazy.... Manię w wianeczku ślubnym, Narębskiego błogosławiącego ich i jakieś nieznajome, święte, poważne oblicza, których tłum w końcu go otoczył do koła. Teoś znalazł się wpośród białych obłoków, piętrzących się jakby olbrzymie wschody ku niezgłębionéj wyżynie niebios, od których wielka biła jasność. Świata tego nie widział nigdy, ale czuł, że powinien był, stanąwszy na pierwszym białym obłoku, iść daléj a daléj ku górze. Siła jakaś ciągnęła go tam gwałtownie, chociaż czuł się niegodnym, wstydził, jakby był nagi, i tulił ręce drżące do piersi. Powieki wzbierały mu się łzami, serce biło gwałtownie.... Po obu stronach wschodów z chmur, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stały nieruchome, wielkie, jasne postacie owe nieznane, z któremi Teoś wszedł, sam niewiedząc jak w te strefy górne.... Ziemia mu znikła z oczów... Mleczna białość oblekała wszystko. Starcy z siwemi brodami w szatach śnieżystych, z założonemi na piersiach rękami, szeregiem otaczali wschody i widać było tysiące ich, malejących, ale wyraźnych, ginące aż gdzieś w niedoścignioném oddaleni blasku...<br>
{{tab}}Jedni z nich na białych powiewnych sukniach mieli krwawe znaki na sercu, inni krwawe przepaski na głowie, na rękach stygmata, na ustach piętna boleści.... tu i owdzie zza szeregów powiewała palma blada zielona, gdzieindziéj szeleściały cicho skrzydła anielskie.... Świat to był bezbarwny, prawie cały ze złota i bieli, ale w promieniach oblewających go, chwilami migały smugi jakby rzuconych świateł od drogich kamieni, różowe, zielone, niebieskie, fioletowe.... Cisza głęboka panowała dokoła, ale wśród niéj było jakby drganie fal od dalekiéj niepochwyconéj muzyki, wszystko ziemskie, rozpromienione, uduchowione, zlewało się tu w jakąś dziwnie {{pp|har|monijną}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|har|monijną}} całość. Muzyka zdawała się barwą, kolory przechodziły w tony.... złocista jasność spowijała wszystko i pochłaniała w sobie. Teoś szedł i czuł się lekkim, tak lekkim, że ogromne przelatywał przestrzenie, po chmurach, które z nim razem leciéć się zdawały, i chwiały się stojące po bokach szeregi starców i niewiast, i wszystko wirowało razem z obłokami ku górze....<br>
{{tab}}Coraz gorętsze ciepło dawało się czuć zewsząd, ale nie piekło w piersi, owszem rozgrzewało i wlewało siły. Nagle naprzeciwko idącemu młodzieńcowi, zdala od góry ukazała się spływająca postać biała, poznał w niéj matkę i upadł na kolana, aż się chmury pod nim zachwiały, a z chmurami całe zastępy duchów w bieli. W jednéj chwili ona stanęła przed nim. Tak, to ona była, matka, poznał ją, a jednak jakże niepodobna do tego obrazka i do tych wspomnień, jak majestatyczna, jak cudownie piękna i jak błogo spokojna..... Taż sama twarz ale ubłogosławiona, ta sama postać, ale ją niebo odmłodziło i opromieniło. Przyszła ku niemu i pochwyciła klęczącego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>za głowę, i poczęła całować w czoło.... błogosławiąc,... ale usta jéj poruszały się, a Teoś słów słyszéć nie mógł, jakby jego ziemskie ucho dźwięków tamtego świata pochwycić nie było godne.... spostrzegł tylko przy sobie Manię klęczącą obok, w zasłonie przejrzystéj, z pochyloną główką, z rozpuszczonemi włosami.... Matka dwie ręce rozdzieliła na dwa czoła i dwa na nich zrobiła krzyżyki. Potém zdjęła z palca pierścionek srebrny i oddała Mani.... zwróciła się ku Teosiowi, wzięła jego dłoń i połączyła ich ręce.... Ale w téj chwili z jasnéj złotéj postaci, poczęła się stawać przejrzystą, coraz bladszą, coraz bardziéj niepochwyconą i powiew wiatru uniósł ją od nich.<br>
{{tab}}Mania znikła. Teoś uczuł coś w ręku z tą myślą, że mu to matka oddała... ale rozpoznać nie mógł co trzyma, ściskał tylko w dłoni, a patrzał w górę.... Ale widzenie znikało całe, chmury zsuwały się w dół, coraz ciemniejsze, szafirowe, szare, sine, ciężkie i rozstąpiła się ostatnia, a chłopiec pod stopą uczuł twardą ziemię.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Trzymał jednak ciągle tajemniczy matki podarek.... i gdy się z krzykiem obudził, przeląkł się widząc, że ma w dłoni.... tylko ten lichy bilet loteryjny, który mu Drzemlik narzucił. Sen tak był piękny, że jeszcze nim oddychając, Teoś odrzucił zmięty kawałek papieru i co prędzéj zamknął oczy, aby przywrócić marzenie.... ale i sen i widzenie uciekły... i już nie usnął do rana....<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Zapomnieliśmy dotąd powiedziéć, że list który szanowny nasz znajomy pan kapitan Pluta napisał w chwili wyrzeczenia się świata i jego nieprawości, w godzinie upadku ducha, do dawnéj swéj przyjaciółki, pani jenerałowéj Palmer, — żadnéj dotąd nie otrzymał odpowiedzi. Pluta zrazu czekał na nią cierpliwie i z dobrą fantazją, potém coraz smutniejąc, ale wytrzymując stoicznie, choć go już dobrze złości brały, że został zbyty tak pogardliwém milczeniem, naostatek oburzył się i powiedział sobie, że nie można było zostawić rzeczy w takiéj niepewności i zawieszeniu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O! to tak znowu być nie może! Więc już mnie nawet szanowna Julka nie ma za godnego strachu i poszanowania nieprzyjaciela; traktuje mnie za bajbardzo.... To za wiele! Kapitanie! kapitanie! na co zszedłeś? na czém kończysz? ''Néc locus ubi Troja fuit!'' Bądź co bądź, tak rzeczy rzucić nie można, — dodał w duchu monologując z sobą, — ''fait ce que doit, advienne que pourra!'' Zyszczę co czy nie, ale przynajmniéj nagryzę niegodziwą Julkę.<br>
{{tab}}Skutkiem tego bodźca, jakiego mu dodała nienawiść i pragnienie choćby jałowéj zemsty, kapitan odzyskał trochę ruchawości dawniejszéj, wyszukał zaraz schronienie Mani, i wdarłszy się do niego, widzieliśmy jak się tu znalazł, piekąc swoją grzankę, a drugą przysposobiając dla nieprzyjaciółki.<br>
{{tab}}Wyszedłszy z domu Byczków, stanął na ulicy, uśmiechnął się do siebie, a słowa któremi się pochwalił, najlepiéj nam wytłumaczą cel tego kroku.<br>
{{tab}}— Otóż to jest co się zowie ślicznie, — rzekł powoli, — obgadałeś się sam przed sobą i ludźmi, Pluto, kochanie moje, jeszcze ty <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tak bardzo nie upadłeś jak ci się w pierwszéj chwili zdawało; paralitykiem nie jesteś, krok dzisiejszy tego dowodzi. Jest dyplomatyczny, jest co się zowie zręczny! Zrobiłeś sobie parę przyjaciół, któremi nigdy gardzić nie należy, a jenerałowéj bolesnego figla. Bo juściż, — dodał ciszéj mrużąc oko, — córka w tym gatunku płaczliwym i uczuciowym, jak ta Mania, spragniona macierzyństwa i serca, nie wytrwa żeby matki nie odszukała, nie zobaczyła i nie przyczepiła się do niéj, żeby jéj choć o błogosławieństwo prosić nie poszła, a ojciec tego rodzaju co p. Feliks, nie potrafi się oprzéć jéj zachceniu i musi ją tam poprowadzić, albo tamtę tu przywieść, jenerałowa będzie miała przyjemną do przebycia chwilę, to — ''ut sic''.<br>
{{tab}}W istocie rachuba była niezgorsza wcale, ale kapitan nadto się przechwalał, napadała go energja chwilami i odchodziła po chwili, nie wyszedł był ze swego charakteru, ale siły do działania przebierały się i czuł ich niedostatek. Myślał znowu długo i wahał się nim postanowił, niezadowolniony tą zemstą, dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niego bezkorzystną, obmyśléć inne środki dla siebie i nalegać przez Pobrackiego na jenerałowę. Dziwny, szczęśliwy traf dozwolił mu się domyśléć, że jenerałowa i pan mecenas byli z sobą w bliższych stosunkach, niżeli światu zdawać się mogło. Ta drogocenna dla niego wiadomość, przyszła mu niespodzianie przez Kirkucia, który zawsze po staremu niepomiernie bawara używał i niepoprawiony chodził pod Gwiazdę lub pod Kotwicę, do ogródka Piastowego lub Tivoli.<br>
{{tab}}Jednego wieczora p. Mateusz wzdychając właśnie nad marnościami świata, które mu piana piwa przypominała, popijał ów nektar odurzający do reszty słabą jego głowę, gdy ujrzał nieopodal człowieka, którego fizjognomja jakoś mu się wydała nie obcą i jakby już gdzieś dawniéj widzianą. Nie mógł sobie tylko przypomniéć zrazu, kiedy i gdzie ją spotykał.<br>
{{tab}}Był to {{korekta|gentlemann|gentleman}} dosyć przyzwoity, lecz widocznie świeżo wystrychnięty na swobodnego człowieka, pana siebie, bo zachował ruchy i obyczaj służebniczy, niedawno jeszcze z {{pp|li|berją}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|li|berją}} z pleców zrzucony. Jego surdut tabaczkowy, widocznie prany i odświeżony, rękawiczki jelonkowe, kapelusz na bakier, kolorowa chustka od nosa, dosyć starannie z tandety wybrane, leżały na nim i przy nim tak, że niedawnego w nie przystrojenia łatwo domyśléć się było można. Człowiek w nich jeszcze nie chodził, ale z nim chodziły. Oglądał się téż razwraz czy na niego patrzą i spozierał ciekawie ku zwierciadłom, które mu obraz metamorfozowany postaci jego wracały. Kirkuć po długich wysiłkach pamięci, która opieszale dosyć swą służbę odbywała w jego głowie, bo ją bawar odciągał i pasma jéj plątał, doszedł nareszcie, że próżne odbywając placówki w przedpokoju siostry, widział go tam właśnie w pasiastéj liberji i kawowych kamaszach.<br>
{{tab}}W istocie był to świeżo przez nią odprawiony lokaj, który się z Bzurskim pokłócił i przez niego został z miejsca wysadzony, gdyż kamerdyner zagroził, że sam ustąpi, jeśli zuchwałego chłystka, który mu chybił, nie odprawią.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Lokaj téż przypomniał sobie Kirkucia i po lekkim propedeutycznym ukłonie, poczęła się łatwo rozmowa, od któréj wcale się nie uchylał nowo emancypowany sługus, rad że sobie zrobi znajomość między ludźmi swobodnemi, a mocno podrażnion świeżą jeszcze przygodą, która go burzyła przeciwko jenerałowéj i Bzurskiemu. Chętnie więc zaczął pleść o nich, co Kirkuciowi w smak poszło. Postawił mu nawet butelkę przysiadłszy się do niego, bo nie był wcale dumny gdy mu o skórę chodziło, a czuł, że tu się czegoś pożytecznego będzie mógł dowiedziéć. Nauki Pluty w las nie poszły, Kirkuć głęboko niemi przejęty, postanowił, bądź co bądź, wybadać człowieka, którego mu los tak szczęśliwie nastręczył.<br>
{{tab}}— Oj to dom! — rzekł po chwili z goryczą lokaj, — oj! to dom.... nie ma co mówić.... jest się tam czego napatrzyć kto ma oczy, i nasłuchać kto ma uszy. A i ja tam dosyć widziałem, choć nie wszystko mówić się godzi.<br>
{{tab}}— No! no! ale tak.... między nami, — rzekł Kirkuć.<br>
{{tab}}— Dobre oni téż mają uszy, a ręce długie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzekł wzdychając lokaj, — straszno i teraz choć się człek z tych szpon wydostał. Sama pani, to kobieta.... to takiéj drugiéj nie ma na świecie, jéj ''minisztrem'' być — albo co. Cały świat ma ją za świętą.... ale co się wie to się wie!....<br>
{{tab}}— Na miły Bóg! cóż takiego? — spytał przysuwając się i dolewając piwa Kirkuć.<br>
{{tab}}— Bo dla czego, proszę ja kogo? ten famfaron, a chłopski syn Bzurski (bo to pewna rzecz, że jego ojciec był chłopem i matka prosta chłopka), dla czego, pytam ja się kogo, on tam tak znowu króluje? I cóż to za matedora? Dla czego on tam taki pan? bo milczy i nie widzi co nie potrzeba? Pani na to patrzy przez szpary, że on sobie romansuje z panną Adelajdą, a choćby i z kawiarką, że wino spija przy obiedzie i rejestra pisze jak mu się spodoba.... a on za to, proszę ja pana, milczy i od niego się nikt nie dowie co się w domu święci.... A myślą, że to już drudzy sobie oczów nie mają, albo tacy głupi, żeby się nic nie dowąchali. Czy to ja téż podedrzwiami <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jak on słuchać nie umiem, albo i przez dziurkę patrzeć, proszę ja kogo?<br>
{{tab}}— Ale cóż tam zobaczyć i podsłuchać, kiedy to kobieta z kamienia, — rzekł Kirkuć.<br>
{{tab}}— O! tak, z kamienia jak potrzeba, a z żywego ciała jak zechce i kiedy ludzie nie patrzą. Umie ona taką być, proszę ja kogo, jak jéj potrzeba, a tak sobie delikatnie romansuje, z tym adwokatem choćby, jak p. Adelajda z Bzurskim. Co się wie, to się wie! tylko że człowiek gadać nie chce.<br>
{{tab}}— Z adwokatem? z Pobrackim? — spytał gorąco chwytając go za rękę podziwienia pełen Kirkuć, — ależ on wygląda jak oskrobana głowa kapusty?<br>
{{tab}}— No! to już jak komu do gustu!<br>
{{tab}}Otóż jakim dziwnym sposobem Kirkuć doszedł wielkiéj tajemnicy i mnóstwa szczegółów pomniejszych z nią będących w związku, i tegoż wieczora, gdy mu język mocno świerzbiął, poleciał zaraz zwierzyć się Plucie, który go dobrze wybadał, rozważył, wąsa pokręcił i rzekł tylko enigmatycznie:<br>
{{tab}}— Jesteśmy na dobréj drodze.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nazajutrz zaraz kroczył do Pobrackiego z osnutym w ciemnościach nocy planem i tak dobrze a cierpliwie do drzwi jego kołatał, że choć go kilka dni wodzili, odkładając posłuchanie od rana do wieczora a od wieczora do rana, w końcu został dopuszczony do przybytku.<br>
{{tab}}W parę dni po owéj bytności u Byczków, dostąpił szczęśliwie oglądania oblicza, które nie łatwo się komu ukazywać raczyło. Zastał wielkiego legistę jak zawsze, po Napoleońsku stojącego przy biórku, dla tego aby przybyłych nie był zmuszony prosić siedziéć; z ręką założoną za {{korekta|surtut|surdut}} szczelnie i surowo zapięty, z drugą opartą na stosie papierów, w postaci wyraźnie zdającéj się mówić że nie ma czasu, i dającéj do zrozumienia, aby przybyły spieszył się z interesem i odchodził.<br>
{{tab}}Ujrzawszy Plutę, Pobracki skrzywił się znacząco — kapitan na opak był słodki i miły jak lukrecja, kłaniał się nizko, stąpał z pokorą, dusił kapelusz w obu rękach, jakby siebie i wszystko co jego było, chciał zmniejszyć w obliczu tak wielkiego człowieka.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pan dobrodziéj może mnie sobie nie przypominasz? — zapytał kapitan.<br>
{{tab}}— Owszem! — sucho odparł mecenas.<br>
{{tab}}— Miałem honor widziéć się z nim w dosyć nieprzyjemnych okolicznościach, z powodu przykréj sprawy brata pani jenerałowéj Palmer, a mojego nieszczęśliwego przyjaciela, pana Mateusza Kirkucia, fizycznie i moralnie po trosze ułomnego, ale przytém najlepszego w świecie człowieka.<br>
{{tab}}— Pan masz jaki interes? — zapytał surowo przerywając Pobracki.<br>
{{tab}}— Krótki, drobny i mało znaczący, — odparł kapitan pokornie się przełamując na wpół. — Wiadomo zapewne panu dobrodziejowi, że mnie niegdyś łączyły z p. jenerałową bliższe stosunki.... nie pokrewieństwa jak Kirkucia, ale tak niemal ścisłe jak one, nieszczęściem mniéj trwałe. Czas i okoliczności je zerwały. Miałem wówczas zręczność nieraz pani Palmer, a ówczesnéj jeszcze tylko pięknéj Julji, być użytecznym i po trosze miałbym prawo odezwać się wzajem do jéj serca, gdy fortuna postawiła ją dziś na wyższym, a mnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na jednym z ostatnich szczeblów drabiny społecznéj; co nie przeszkadza bym jeszcze się kiedy wyżéj nie dodrapał.... Otóż pisałem do Palmer, prosząc ją, aby mi teraz wzajem dopomogła, a dotąd nie odebrałem żadnéj odpowiedzi.<br>
{{tab}}— Ja o tém nic nie wiem! — rzekł sucho Pobracki.<br>
{{tab}}— Ja właśnie przychodzę prosić pana dobrodzieja, abyś był łaskaw o to się dowiedziéć, bo ja się sam nie chcę jenerałowéj naprzykrzać.... i dokładam byś raczył się za mną wstawić.<br>
{{tab}}— Tak!.... ale ja tych spraw nie znam.... to rzecz prywatna.... nic zresztą nie mogę, pani jenerałowa ma swoją wolę.<br>
{{tab}}— Tak! ależ pan dobrodziéj, — wykrzyknął Pluta mrugając wąsem i okiem, — pan jest nietylko jéj doradzca, ale przyjaciel najlepszy, najbliższy, pan, w którym ona całe swe złożyła zaufanie.<br>
{{tab}}— Ale proszę pana! ja jestem doradzca prawnym tylko.<br>
{{tab}}Pluta zamilkł, przygryzł wargi i umyślnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dla wypróbowania Pobrackiego począł się uśmiechać szydersko.<br>
{{tab}}Pan Oktaw był najpewniejszym, że tajemnica jego bliższych z jenerałową stosunków nikomu znaną być nie może, trochę się zmięszał mimo woli, ale opamiętał zaraz.<br>
{{tab}}Pluta jednak pochwycił to drgnienie muskułów twarzy i nabrał pewności.<br>
{{tab}}— Czyż tylko doradzcą, a nie przyjacielem od serca jesteś pan dobrodziéj? o nie! temu nie wierzę! — przerwał kapitan.<br>
{{tab}}— Mam szczęście dosyć dobrze i łaskawie być widzianym przez jenerałowę, ale, — szepnął pan Oktaw, — ale w sprawy, które do mnie nie należą, mieszać się nie mogę.<br>
{{tab}}— To tylko skromność wrodzona panu dobrodziejowi, nie dozwala mu przyznać jak w istocie jest, o czém ludzie, choć nie wszyscy, doskonale wiedzą, że pan więcéj jesteś niż doradzcą życzliwym.<br>
{{tab}}I powtarzając po dwakroć z naciskiem te słowa, Pluta wywołał wreszcie rumieniec na bladą twarz i małe, ale widoczne zniecierpliwienie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Racz pan mnie wysłuchać, — rzekł Pluta poufaléj, widząc że lekarstwo skutkuje, — nie zapieraj się, bo świat wszystko wie i dowiaduje się wszystkiego, wszystkiego powiadam panu, sam tego doświadczyłem na sobie. Raz, ja który to panu mówię, człowiek ułomny, miałem taki wypadek, żem w najniewinniejszéj myśli, o mroku, pocałował w czoło żonę mojego przyjaciela. Byliśmy sam na sam, żywéj duszy, cisza w koło, trochę ciemno w salonie, nikomum się z tém nie chwalił, bo nie było z czego, tak dużo mąki na wargach mi zostało. Cóż WPan dobrodziéj powiész na to? w tydzień czy dwa, całe miasto o tém szeptało. Nie powiadam, żebyś WPan dobrodziéj miał w czoło panią jenerałowę Palmer całować, nie twierdzę, daleką jest ta myśl zuchwała odemnie, ale to pewna, że gdyby tam między państwem cokolwiek ściślejsza zawiązała się przyjaźń, jedném ręki ściśnieniem objawiona, wkrótce o tém będzie wiedziało miasto całe. Tymczasem twierdzą ogólnie, iż bliskie i serdeczne stosunki łączą państwa z sobą — na cóż się tego zapierać? Wznieca się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zaraz podejrzenie, iż tam coś ukrywać potrzeba. Czy ta przyjaźń ciepła, gorąca, zimna, blada czy różowa, nie śmiem robić przypuszczeń, ale że ona jest, to się wié. Każdy zresztą wykłada to po swojemu, ja się wstrzymuję od komentarzów, a to wiem, że jeśli nie ma nic, to się pan nie obawiając podejrzeń, wahać nie będziesz uczynić coś dla mnie. Zresztą gadać nie lubię, jestem dyskretny, i mam nadzieję, że moje umiarkowanie życzliwością odpłaconém mi będzie.<br>
{{tab}}Skończył Pluta i spojrzał na Pobrackiego, który bladł, czerwieniał, trząsł się, ale stał jak posąg i nie dawał po sobie poznać ile cierpiał; udawał że nie rozumie.<br>
{{tab}}— Darujesz mi pan, — rzekł, — ale tych alluzji nie pojmuję, pani Palmer jest mi dosyć życzliwą, miałem może zręczność zasłużyć na jéj zaufanie, zresztą nie wiem nawet coś mi pan chciał dać do zrozumienia.<br>
{{tab}}— Obszerniéj i jaśniéj na dziś tłumaczyć się nie chcę, — rzekł Pluta, — ''sapienti sat'', ale mam nadzieję, że sprawa, którą łaskawéj jego opiece powierzam, pójdzie dobrze. Pani <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jenerałowa pozbędzie się mnie, gdyż wyjadę i mam mocne postanowienie oddalić się z Warszawy, która się na mnie, jak na wielu innych znakomitościach, poznać nie umiała.... ''Ingrata patria! non habebis ossa mea!'' Ale stara to prawda, że nikt prorokiem u siebie.... Do nóg upadam.... i proszę raz jeszcze.... nie zapominać o pokornym słudze....<br>
{{tab}}— Ja za nic nie ręczę, — rzekł zmięszany Pobracki, — ale starać się nie omieszkam....<br>
{{tab}}— Już bylebyś pan się starał, jestem spokojny, — odparł kapitan, — a na to słowo honoru daję, że natychmiast wyjeżdżam i stanowczo żegnam kraj i państwa wszystkich.<br>
{{tab}}Skłonili się sobie grzecznie i na tém się skończyło.<br>
{{tab}}Kapitan odchodząc, szyderskim wzrokiem bazyliszka przeszył do głębi prawnika.<br>
{{tab}}Po wyjściu Pluty Pobracki wybiegł zapowiedziéć aby nikogo nie wpuszczano, a sam padł na krzesło, przerażony jakby ukazaniem się szatana. On, który życie całe pracował na pozyskanie sobie nieposzlakowanéj sławy, ów wzór surowości obyczajów i prawości, {{pp|wysta|wiony}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wysta|wiony}} nagle na szyderstwo ludzi, na zwycięzkie uśmiechy tych, których gromił dotąd z wysokości cnoty!.... Było się czego ulęknąć, zaprawdę! Poty zimne nań uderzyły, powiódł ręką po czole i postanowił, z niezwykłą sobie żywością, jechać natychmiast do pani Palmer, aby się z nią rozmówić stanowczo. Miał ku temu i inną przyczynę, od dni bowiem kilkunastu i wprowadzenia do jéj domu Abla Huntera, jakoś coraz mniéj był rad z fizjognomji, którą stosunek cioci do siostrzeńca przybierał. Ale ile razy wspomniał o tém ostrożnie, jenerałowa się uśmiechała i białą podając mu rączkę, odpowiadała:<br>
{{tab}}— Cóż ci się śni? zazdrość!.... to dzieciak.....<br>
{{tab}}Wszakże ten dzieciak coraz się lepiéj rozgaszczał w domu, coraz w nim częściéj przesiadywał, Pobracki schodził go wieczorami w salonie sam na sam z panią Palmer i z mowy młodego trzpiota mógł miarkować, że coraz byli bliżéj z sobą. Nie przypuszczał on lekkości zbyt daleko posuniętéj w kobiecie tak poważnéj i tak bardzo starszéj od hr. Abla, że matką jego byćby mogła, ale go to jednak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mimowoli niepokoiło. Kuzynostwo i interesa nie dosyć mu to tłumaczyły, obawa o proces i chęć zapobieżenia mu, zdały mu się za daleko posunięte.<br>
{{tab}}Pragnął więc stanowczo się rozmówić tą razą i parę razy już odprawiony ode drzwi w sposób dosyć podejrzany przez Bzurskiego, pod pozorem że pani w domu nie było, choć czuł, że nie mogła wyjechać i paltot p. Abla niby przypadkiem w przedpokoju zapomniany, różne myśli nastręczał: — poczynał się trochę niecierpliwić.<br>
{{tab}}— Ale to być nie może! — mówił sobie w duchu, — niesłusznie ją podejrzewam! to się nie godzi!<br>
{{tab}}Wybrał się więc natychmiast do jenerałowéj, gdy niespodzianie sprawa wielkiéj wagi stanęła na przeszkodzie i zabrała mu resztę poranku, potém musiał spocząć i przeczekać obiadową porę, tak, że dopiero o zmroku stanął u drzwi pani Palmer nie bez bicia serca, bo mu jeszcze szyderskie słowa Pluty w uszach brzmiały.<br>
{{tab}}W przedpokoju zastał Bzurskiego, który <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z rękami na żołądku założonemi, w postawie ubłogosławionego, drzemał spokojnie po obiedzie i z widocznym złym humorem podniósł się widząc przybywającego natręta, który mu przerywał drzemkę, spojrzał nań ziewając, a na zapytanie:<br>
{{tab}}— Czy pani w domu? — z jakiémś wahaniem złowrogiém mruknął:<br>
{{tab}}— Tylko co wróciłem, nie wiem dobrze, trzebaby się dowiedziéć.<br>
{{tab}}Pobracki, który dawniéj bez oznajmienia przygotowawczego wchodził i wstęp miał zawsze otwarty, surowém odpowiedziawszy wejrzeniem, nie powtarzając już zapytania, wszedł nie opowiadając się do salonu.<br>
{{tab}}Jenerałowéj nie było tu w istocie, ale z drugiego pokoju dochodziły dwa głosy, z których jeden wesoły i śmiejący się, łatwo było poznać jako Abla Huntera, drugi cichy i melancholijny, widocznie należał do jenerałowéj. Pobracki mocno zmięszany, cicho począł kroczyć ku drzwiom, bo go jakaś zazdrość ubodła, ale wprędce pomiarkowawszy się, {{pp|odkaszl|nął}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odkaszl|nął}} i dał o sobie znać głośnym chodem po salonie.<br>
{{tab}}Posłyszawszy go jenerałowa, wyszła zaraz szybko z gabinetu nieco pomięszana, lecz ochłonęła prędko i podała mu rękę, wskazując mrugnieniem oczów, że nie była sama i niby z niechęcią dając mu poznać, że ją naprzykrzony kuzynek nudził....<br>
{{tab}}Za nią zaraz wyjrzał poufale hr. Hunter, a zobaczywszy Pobrackiego, począł się śmiać głośno i witać go jakby we własnym domu.<br>
{{tab}}Pobracki był poważny i milczący, ukłon oddal zimno i kilka słów szepnął o pilnym interesie.<br>
{{tab}}— A! jeżeli interessa są, — przerwał Hunter żywo z za ramienia gospodyni, — to ja państwa opuszczę i pójdę sobie gdzie na cygaro.<br>
{{tab}}— Nie mamy nic pilnego, — odparła zwracając się ku niemu pani Palmer, młodemu chłopcu dając oczyma do zrozumienia, że te interesa wcale nie w porę przyszły ją nękać.<br>
{{tab}}Mimo to nieme zapewnienie, Hunter wziął za kapelusz, odwiódł ją na chwilkę do {{pp|gabi|netu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|gabi|netu}}, szepnął coś po cichu i śmiejąc się wybiegi do salonu. Tu podał rękę Pobrackiemu, który milczał jak posąg oczekiwania i wyszedł, przede drzwiami włożywszy kapelusz bez ceremonji.<br>
{{tab}}Sposób jego obejścia się z jenerałową i rozgoszczenie poufałe w tym domu, nie uszły wprawnego oka p. Oktawa, który się smutnie namarszczył.<br>
{{tab}}P. Palmer jak gdyby ciężar jaki spadł z ramion, gdy wyszedł nareszcie Hunter i zlekka wzdychając zasiadła na kanapie, oczekując aby prawnik rzecz, z którą przyszedł zagaił. Zwykle pogodne jéj czoło, jakaś marszczka frasunku sfałdowała.<br>
{{tab}}P. Oktaw téż milczał długo nim przyszedł do słowa, i nie rychło odezwał się zwolna:<br>
{{tab}}— Nie śmiałbym nigdy występować z takiém pytaniem, — rzekł, — gdyby nie obowiązki, jakie na mnie szczera dla niéj przyjaźń wkłada, ale, droga pani...<br>
{{tab}}— Mówże śmiało! co tam tak strasznego? spytała chłodno jenerałowa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Doprawdy, ciężko mi to jakoś powiedziéć przychodzi....<br>
{{tab}}— Ciężko? mnie? staréj i dobréj znajoméj? jakże mnie pan krzywdzisz!.... Mówże śmiało, proszę....<br>
{{tab}}— Powiem otwarcie.... Zaczynam być niespokojny o Abla Huntera.<br>
{{tab}}— Jakto? cóż to? dla czego? nierozumiem.<br>
{{tab}}— Pani go oczarowała! on sobie doprawdy nadto u niéj pozwala.<br>
{{tab}}— O! zlituj się! krewny! Zresztą, wszak zgodziliśmy się na to, że tak było potrzeba.... dla sprawy....<br>
{{tab}}— Tak, do pewnego stopnia.... ale....<br>
{{tab}}— To téż, jest to do pewnego stopnia, — rozśmiała się chłodno kobieta, rzucając nań ukradkiem badające spojrzenie.<br>
{{tab}}— Ale, czy nie zawiele już tego? czy nie byłoby już dosyć tych czarów, bo młokos może przebrać miarę, może mu się uroić....<br>
{{tab}}Pani Palmer poczęła się uśmiechać dobrodusznie.<br>
{{tab}}— O! o! byłżebyś pan o tego dzieciaka zazdrosnym? — odezwała się powoli.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ja? ale jakież mam prawo? — wybąknął smutno Pobracki, — chyba to, jakie mi daje wielka i gorąca przyjaźń dla niéj. Boję się ludzi, oczów i języka świata.<br>
{{tab}}— A! a! dajże pokój! to troskliwość zbyteczna, któż mnie o niego posądzać może?<br>
{{tab}}— No! ja pierwszy.<br>
{{tab}}— To mi sobie wytłumaczyć łatwo z pewnego względu, choć zkądinąd dziwię się, że mnie pan masz za tak lekką... To dzieciństwo.<br>
{{tab}}Zamilkli, bo jenerałowa przybrała dumną postawę kobiety nieco obrażonéj, i poczęła niecierpliwie rwać koniec swéj chustki.<br>
{{tab}}— Zobaczysz, — rzekła, — jak mi to pomoże do processu; już hr. Abel po raz drugi pisał do familji nalegając o układy, skończemy niechybnie zgodą....<br>
{{tab}}— A potém? — zapytał Pobracki.<br>
{{tab}}— No! a potém! dam mu pieniędzy na drogę i pojedzie sobie, — przerwała kobieta po cichu, — nie mówmy o tém, bo doprawdy nie ma o czém....<br>
{{tab}}Pobracki zamilkł, mimo to jednak widać <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>po nim było, że wcale go tłumaczenie nie uspokoiło.<br>
{{tab}}— Jeszcze jedno, — rzekł, — kapitan Pluta.... męczy mnie....<br>
{{tab}}— A! znowu ten nieznośny awanturnik, — zawołała pani Palmer, — prawda! przypominam sobie, pisał do mnie, nie odpowiedziałam mu nic, sama nie wiem co z nim począć — nadużywa mojéj cierpliwości.<br>
{{tab}}— Trzebaby go zagodzić, dać mu co odczepnego, — odparł Pobracki, — wszak ma wyjechać.<br>
{{tab}}— A potém? — spytała jenerałowa trochę szydersko.<br>
{{tab}}— Da się mu pieniędzy na drogę i pojedzie sobie, — odpowiedział w tenże sposób Pobracki.<br>
{{tab}}— Gdyby kiedykolwiek dotrzymał słowa i zrobił co obiecuje!<br>
{{tab}}— Więc lepiéj dopuścić zemstę i skandal?<br>
{{tab}}— Ale {{korekta|nie.|nie,}} — zawołała niecierpliwiąc się kobieta i pocierając czoło jak gdyby ją głowa boléć zaczęła, — sama prawdziwie nie wiem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>co z nim zrobić, trzeba mu coś obiecać, zwlekać, targować się.<br>
{{tab}}— A potém? — przerwał Pobracki znowu.<br>
{{tab}}— No! to radźże mi pan, ja już nic nie wiem, — odparła nagle wybuchając kobieta, — będę posłuszną.<br>
{{tab}}Widocznie jakoś dziś się zrozumiéć nie mogli i oboje poglądali na siebie niedowierzająco.<br>
{{tab}}— Gdybym rzeczywiście miał radzić, — odezwał się powoli prawnik, — życzyłbym korzystać z dobrych usposobień tego łotra, z jego potrzeby i niedostatku, opisać go jak węża, opłacić i pozbyć się raz na zawsze....<br>
{{tab}}— Sądzisz, że się takich ludzi kiedykolwiek pozbywa? — zapytała jenerałowa szydersko, — o! znam ich! myślisz, że dotrzyma słowa! że pojedzie, że jutro go znów na mojéj drodze nie spotkam z groźbą lub wymaganiem? A! doświadczyłam tego człowieka i wiem ile na jego słowa rachować można.<br>
{{tab}}— Jakto? więc pani nie chcesz nic uczynić dla niego? trzebażby przecie coś postanowić? rzekł prawnik.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale WPan mnie nie rozumiész doprawdy, — kwaśno odezwała się kobieta, — takim ludziom trzeba tą monetą płacić, jaką oni innym dają, trzeba zwlekać, uwodzić, nie drażnić, zbywać, zwłóczyć, nudzić....<br>
{{tab}}— Więc cóż mu odpowiedziéć? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Że chętniebym mu ofiarowała pomoc, ale teraz nie jestem w stanie — niech poczeka.<br>
{{tab}}— Ależ on czekać nie może!<br>
{{tab}}— Będzie musiał; czekając doczekamy się czegokolwiek.... pan wiész bajkę o ośle, którego obowiązano się nauczyć mówić?<br>
{{tab}}Pobracki zamilkł, jenerałowa sucho i dziwnie śmiać się zaczęła.<br>
{{tab}}— Nie poznaję pani {{korekta|dobrawdy|doprawdy}}, — rzekł, — z takim człowiekiem jak kapitan nic się nie zyskuje na zwłoce, nędza go przyprowadzi do ostateczności.<br>
{{tab}}— A! to niech sobie robi co chce! — odezwała się jenerałowa dosyć obojętnie, — to mi wszystko jedno!....<br>
{{tab}}Pobracki spojrzał zdziwiony.<br>
{{tab}}— Albo nie! — dodała, — przyślij mi go <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pan tu, choć się nim brzydzę jak gadem, sama się z nim rozmówię.<br>
{{tab}}Kończąc te słowa z nerwowym wymówione pośpiechem, szarpnęła chustką jakby rozedrzéć ją chciała, zacięła usta nagle, łza gniewu zakręciła się w jéj oku.<br>
{{tab}}Prawnik zamilkł i rzekł tylko spokojnie:<br>
{{tab}}— Zapewne tak będzie najlepiéj, jednak nie życzę go drażnić.<br>
{{tab}}Jenerałowa ruszyła ramionami tylko.<br>
{{tab}}— Zostaw mi to pan, — zawołała, — nie troszcz się wcale, potrafię go uchodzić.<br>
{{tab}}Pobracki powinien był odejść, zawahał się wszakże, tkwił mu w sercu Hunter, miał jakieś bolesne przeczucia, obawiał się wspomniéć o nim. Pani Palmer wydawała mu się nad wyraz i nadzwyczaj zimną, sztywną, zobojętniałą nagle dla niego. Szukał jéj wejrzenia i spotykał wzrok, który go widocznie unikał, wyzywał czulszego wyrazu, odpowiadano mu znużeniem i prawie niecierpliwością nie tajoną.<br>
{{tab}}— Nicże mi pani więcéj nie ma do rozkazania? — spytał wreszcie zabierając się odejść, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nic do powiedzenia? — dodał ciszéj z wyrazem smutku.<br>
{{tab}}— Nic, mój drogi panie Oktawie, — wycedziła z wysileniem kobieta, — proszę cię tylko bądź spokojniejszy o Huntera, to {{korekta|śmiesność|śmieszność}}, za którą miałabym się prawo obrazić, widzę z twego humoru, z postawy odgaduję, że jesteś o niego niespokojny. Czyż się to godzi?<br>
{{tab}}— Ale nie! — przerwał rumieniąc się Pobracki, — zdało mi się, czuję, widzę żeś pani dla mnie się zmieniła — naturalnie, różne myśli przyjść mi musiały do głowy.<br>
{{tab}}— Panie Oktawie! — odezwała się z cichą wymówką jenerałowa, — po tylu dowodach życzliwości, wątpić o mnie — a! to nie do darowania!<br>
{{tab}}I podała mu rękę, którą Pobracki ucałował z uczuciem, pochyliła czoło białe, na którém złożył pocałunek, a potém jakby jéj było pilno, ścisnęła go za rękę i pożegnała prędzéj niż się spodziewał. Pobracki był ukołysany, odszedł zupełnie spokojny, marząc znowu o <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przyszłości — ona wybiegła jakby jéj było pilno się go pozbyć.<br>
{{tab}}Ale jeszcze nie miała czasu się zamknąć w gabinecie, gdy Bzurski nadbiegł z biletem w ręku, oznajmując natrętną wizytę.<br>
{{tab}}— Ten pan, — rzekł podając kartę, — prosi aby choć na chwilę mógł się widziéć, prosi bardzo.<br>
{{tab}}Jenerałowa spojrzała na nazwisko, wyczytała nazwisko Narębskiego i niecierpliwa zatrzymała się chwilę.<br>
{{tab}}— Mówiłeś że jestem w domu?<br>
{{tab}}— Spotkał wychodzącego pana mecenasa.<br>
{{tab}}— Prosić do salonu.<br>
{{tab}}Machinalnie poprawiła loki, obciągnęła chustkę czarną, przybrała postawę surową i powolnie wyszła.<br>
{{tab}}Pan Feliks stał zmięszany, z kapeluszem w ręku, w pośrodku tego smutnego pokoju, który się zwał salonem, i spoglądał na portret p. jenerała w zamyśleniu bezmyślném, ale posłyszawszy szelest sukni i postrzegłszy jenerałowę, która go przywitała z daleka, aby uniknąć bliższego powitania, cofnął się parę <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kroków, jakby pierwszą myślą jego było uciekać. P. Palmer nie zwracając na ten ruch uwagi, zajęła miejsce na kanapie i wskazała mu fotel.<br>
{{tab}}— Darujesz mi pani, — rzekł Narębski, — ale tą razą nie winienem, że się jéj naprzykrzam, nie byłbym nawet w wypadku, który mnie tu sprowadza nachodził ją z prośbą, gdyby nie konieczność. Biedna sierota, domyślisz się pani o kim mówię, skutkiem wygadania się kapitana Pluty, wie, że ma matkę, błaga i prosi, aby raz ją widziéć mogła, tylko raz nim przystąpi do ołtarza.<br>
{{tab}}— A! idzie za mąż? — spytała zimno matka.<br>
{{tab}}— Tak jest pani, za ubogiego ale poczciwego chłopaka.<br>
{{tab}}— Pan ich ztąd zapewne wyprawiasz?<br>
{{tab}}— Ja, nie wiem co z sobą poczną. — Raz, tylko raz, chce upaść do nóg nieznanéj matce i prosić ją o błogosławieństwo....<br>
{{tab}}— A! i pan mnie wystawiasz w obec niéj na takie położenie, a w przyszłości dajesz jéj prawo wiecznego znęcania się nademną! — zawołała pani Palmer. — Godziż się to? nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dosyć że się téj przeszłości pozbyć nie mogę... tego niegodziwca.... ciebie panie Narębski.... jeszcze chcecie rzucić mi ją na ramiona, abym ciężar nie mojego grzechu, tak jest nie mojego, — powtórzyła, — dźwigała na zawsze! A! to się nie godzi! to okrucieństwo!<br>
{{tab}}Narębski był przybity.<br>
{{tab}}— A! pani, — rzekł zimno, — możeż się to nazywać ciężarem?<br>
{{tab}}— Ale nim jest.... ale ja jéj nie znam, ja tego wszystkiego nie chcę, wyrzekłam się, nie mogę.... To dziecko! jest to dla mnie narzędzie okrutnego męczeństwa.... to rzecz niegodziwa!<br>
{{tab}}— Pani, przyciśnij ją do piersi raz, pobłogosław, a więcéj ci się nie pokaże.... tego matka przynajmniéj odmówić jéj nie powinna.<br>
{{tab}}Jenerałowa uśmiechnęła się z goryczą, pokiwała głowa.<br>
{{tab}}— Tak.... znam to... Więc czegóż chcecie? — zawołała żywo, — abym wam oddała ostatek tego co mam, ostatek mienia, spokoju, godzin pokuty i ciszy? Chcecie mi wydrzéć wszystko, zmusić bym cierpiała? mówcie otwarcie... zniosę... com powinna... karzcie mnie i smagajcie...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wyrzekła to z taką goryczą, ale razem z tak gwałtownym gniewu wybuchem, że Narębski stanął osłupiały i przybity.<br>
{{tab}}— Ja nic nie chcę, — rzekł z godnością, — ale dla dziecka błogosławieństwa, jeśli nie serca to formy, wymagam, żądam go i nie odstąpię. Nie winienem temu że wié o matce, bom przed nią taił jéj życie, woląc by się sądziła sierotą. Stało się to mimo woli mojéj, na łzy dziecka patrzéć nie mogę. Żadnych ofiar nie przyjmie ona, ani ja, ale krzyża na czole w drogę życia, nie możesz jéj odmówić... a potém... bądź zdrowa na wieki — nikt, ona ani ja nie staniemy na drodze twych tryumfów.... Idź szczęśliwa! idź! bogdajbyś u wrót innego świata nie wyciągnęła próżno z łoża boleści rąk do twojego dziecięcia!<br>
{{tab}}Jenerałowa wysłuchała tych słów wymówionych z uniesieniem, zimno i niecierpliwie, czuła się tylko podrażnioną.<br>
{{tab}}— Nie chcę żebyś pan tu z nią przyjeżdżał, — rzekła, — dokąd mam przybyć i kiedy, aby spełnić jego wolę?<br>
{{tab}}Narębski się zastanowił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zbądźmy to, — rzekł, — bo mi się serce drze i krwawi; jutro przyjadę po panią, pojedziesz ze mną o mroku.... więcéj nie żądam.<br>
{{tab}}Jenerałowa się udobruchała nieco.<br>
{{tab}}— Gotowa jestem, — dodała, — uczynić coś dla niéj, co będę mogła, niewiele....<br>
{{tab}}— Nic! nic! — zakrzyczał Narębski, — udawaj tylko matkę, kłam że masz serce, daj łzę choć sfałszowaną.... to będzie dosyć, — dodał z dumą, — więcéj, gdyby ona z głodu konała a ja z rozpaczy, od ciebie byśmy nie przyjęli — nic!<br>
{{tab}}Rzucił ręką i nie żegnając się wyszedł.<br>
{{tab}}— Cóż to za scena tragiczna? — zawołał z tyłu hr. Hunter, który na ostatnie wyrazy wszedłszy przez drzwi od głębi, wsuwał się do salonu właśnie gdy Narębski zamykał za sobą z trzaskiem podwoje.<br>
{{tab}}Pani Palmer jeszcze nie ochłonąwszy z wrażenia, zebrała przytomność i podeszła ku niemu śmiejąc się z przymusem.<br>
{{tab}}— A! to te nieszczęśliwe interessa! {{korekta|rzekła.|— rzekła.}}<br>
{{tab}}— Ależ to jakiś patetyczny processowicz! — zawołał Abel, który wszystko w śmiech <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>obracał. — Ciociu królowo! jakże on nudzić cię musi!<br>
{{tab}}— Śmiertelnie! dziecko moje, — odparła padając na fotel Palmerowa, — dziś bo dzień nudów i przykrości.<br>
{{tab}}Twarz jéj malowała w istocie doznane przykre wrażenia, Hunter wziął to za assumpt do pocieszania i nieopierającą mu się rękę pochwycił w obie dłonie.<br>
{{tab}}— Ciociu królowo! — rzekł, — nie trzeba tak brać ludzkich głupstw do serca, jak ciebie kocham! zapomniéć zresztą, że jest więcéj na świecie ludzi nad nas dwoje.<br>
{{tab}}— Gdyby można! — szepnęła przychodząc do siebie jenerałowa i poglądając na niego zalotnie....<br>
{{tab}}Z tonu już postrzedz łatwo, że od pierwszego wieczora do dnia tego, ciocia i siostrzeniec dość spory kawałek drogi ubiegli.<br>
{{tab}}— Jakto nie można? ciociu królowo! — zawołał młodzik, — miłość każe zapomniéć o wszystkiém co nią nie jest.<br>
{{tab}}— Miłość! miłość! — powtórzyła smutnie kobieta, — alboż ty wiesz co miłość?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A! już znowu niewiara! Ciociu królowo! czy to się godzi?... ja u nóg twoich, a ty... szydzisz.... z niewolnika?<br>
{{tab}}— Bo ci nie wierzę...<br>
{{tab}}— Doprawdy?<br>
{{tab}}— O! nikomu! nikomu! miłość to dziki zwierz, który szarpie i ciśnie póki się nie nasyci krwią naszą, a potém kości krukom zostawia....<br>
{{tab}}— Poezja! poezja! Ciociu królowo! śliczna poezja! ale jesteś smutna, ja tego nie lubię, mówmy o czém inném, chodźmy do gabinetu, pozwól mi zapalić cygaro i będziemy się śmiali....<br>
{{tab}}— Po papiery, — dodał, — posłałem, do stolicy listy wyprawione, processu się zrzeką, jestem pewny, ale ja nie mogę czekać, ciociu królowo! i patrzéć ci w oczy.... dajmy tymczasem na zapowiedzi.<br>
{{tab}}Jenerałowa wstrzęsła się, jakby ją przebiegły dreszcze.<br>
{{tab}}— Wszakże wiész, — rzekła, — że ślubu jeszcze wziąć nie możemy, umówiliśmy się przecie, kilka dni czasu cierpliwości, a {{pp|po|tém}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|tém}}.... będę twoją.... Spieszysz się teraz, — dodała po chwili, — bogdajbyś mi kiedyś nie wyrzucał tego, nie sprzykrzył sobie staréj kobiety, która czuje że popełnia szaleństwo....<br>
{{tab}}— Otóż znowu te tragiczne monologi. Ciociu królowo! ale dajże im pokój! Jesteś młoda, śliczna, ja cię kocham, jestem szczęśliwy, o resztę nie pytajmy! Będą ludzie krzyczéć, niech ich słota porwie, co mi tam! będą się śmiać z ciebie, ze mnie, z nas, a co to nam szkodzi? Zresztą pojedziemy sobie ztąd, ciociu królowo! prawda? do Włoch! albo do Hiszpanji, i — dorzucił z żywym ruchem młodzieńczym, — nie myślmy o reszcie....<br>
{{tab}}— Tak! ty — ale ja?<br>
{{tab}}— Ciociu! warto bym ci dał burę.... I pocałował ją gorąco, porywając za rękę. — Do twego pokoju! chodźmy!<br>
{{tab}}Zadzwonił jak pan domu.<br>
{{tab}}— Bzurski, — rzekł do wchodzącego. — pani nie ma.... wyjechała, podawać herbatę.....<br>
{{tab}}Rozporządzał się już zupełnie, jak gdyby był u siebie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pani słaba na głowę, — dorzucił odchodzącemu kamerdynerowi.<br>
{{tab}}Posłuszna poszła za nim jak niewolnica pani Palmer, ale we drzwiach do gabinetu spojrzała z pod chmurnéj powieki na oszalałego młokosa, jakby z gniewem stłumionym, oko jéj zapaliło się dziko, usta zadrgały, rzekłbyś że już zemstę jakąś układała na jutro..... choć tak była łagodna!<br>
{{tab}}— Mnie doprawdy głowa boli! — rzekła rzucając się na fotel, — tyle dziś miałam przykrości... i ty... ty nawet tak jesteś nieuważny... Pobracki mógł się domyśléć....<br>
{{tab}}— A cóż mi tam jakiś Pobracki! — zawołał Abel, — niech się sobie dorozumiewa kiedy chce!<br>
{{tab}}— Przed czasem! a! ty wartogłowie!<br>
{{tab}}— Ciociu królowo! ja cię tak kocham, że kłamać nie umiem.... daruj....<br>
{{tab}}I pocałował ją w rękę, a potém zapaliwszy cygaro, rozciągnął się w krześle i począł nucić jakąś piosenkę.<br>
<br>{{---}}<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nazajutrz kapitan stawił się u Pobrackiego z tym samym uśmiechem i przybraną minką pokorną, która gorzéj od najjawniejszego zuchwalstwa drażniła prawnika. P. Oktaw miał czas obmyśleć jak się znaléźć i stał wielce poważny, nie dając po sobie poznać, że go wczorajsze groźby dotknęły.<br>
{{tab}}— Cóż mi pan dobrodziéj rozkaże? — zapytał kapitan.<br>
{{tab}}— Przypadkiem widziałem się wczoraj z p. jenerałową, — rzekł Pobracki, — mówiłem jéj o panu.... odpowiedziała mi, że sama się z nim widziéć pragnie. Oto wszystko co mu mam do oznajmienia.<br>
{{tab}}Pluta się zamyślił.<br>
{{tab}}— Kiedy? — zapytał.<br>
{{tab}}— A, tego nie wiem.<br>
{{tab}}— Więc idę natychmiast, — odparł kapitan, — a tymczasem dziękuję panu i ręczę, że w każdym razie na dyskrecję moją rachować możesz.<br>
{{tab}}Oktaw ruszając ramionami, rzekł:<br>
{{tab}}— Tego nie rozumiem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale ja rozumiem! — dodał żywo Pluta, upadam do nóg.<br>
{{tab}}Pilno mu było niezmiernie i poleciał wprost do pani Palmer, ale jak fala o skałę rozbił się o zimną krew nieprzełamaną i poważny opór Bzurskiego.<br>
{{tab}}— Ale ja jestem wezwany przez panią jenerałowę, — zawołał, — proszę mnie oznajmić, interes jest wielkiéj wagi.<br>
{{tab}}Powolnym, niecierpliwiącym krokiem Bzurski, spojrzawszy na zegarek, poszedł, zabawił dosyć długo i powrócił, prawie wzgardliwie pokazując drzwi kapitanowi, który już nie patrząc na niego wpadł do salonu.<br>
{{tab}}Tu miał czas ochłonąć, bo jenerałowa wyszła nie rychło, — nareszcie po kilku jak wiek dla Pluty długich minutach oczekiwania, ukazała się z obliczem spokojném.<br>
{{tab}}Kapitan skłonił się jéj z uśmiechem, który ukrywał mimowolne skłopotanie.<br>
{{tab}}— Pisałeś pan do mnie, — odezwała się siadając z daleka, — bardzo przepraszam żem mu nie odpowiedziała, radabym prawdziwie życzeniu jego zadosyć uczynić....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— At! — przerwał Pluta, — a cóż stoi na zawadzie?<br>
{{tab}}— Prosiłabym o trochę cierpliwości....<br>
{{tab}}— Nie jest to moja cnota, — rzekł kapitan, — ale jéj na ten raz mogę pożyczyć, nawet sporo.... Radbym tylko wiedział do czego to mnie ma prowadzić?<br>
{{tab}}— W téj chwili, przy najlepszych chęciach, prawdziwie nie jestem w możności, interessa, process.... ale za kilka, kilkanaście dni....<br>
{{tab}}— O! kredyt masz pani u mnie nieograniczony, — zawołał Pluta uradowany, — czekać będę, zwłaszcza że muszę...<br>
{{tab}}— Pan wyjeżdżasz? — spytała po chwili.<br>
{{tab}}— Tak jest, opuszczam kraj, udaję się do Ameryki, gdzie świat i ludzie dziewiczy... Europa stara, zepsuta cyganka, już mi obmierzła, nie można być w niéj uczciwym człowiekiem, tyle łajdaków dokoła. Chcę nowe rozpocząć życie.<br>
{{tab}}Jenerałowa patrzała, słuchała, ale nie zdawała się ani wierzyć, ani zbytniéj do wyrazów przywiązywać wagi.<br>
{{tab}}— Cokolwiek pan zamierzasz, — {{pp|odezwa|ła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odezwa|ła}} się, — to do mnie nie należy, chcę się tylko odezwać raz jeszcze do jego....<br>
{{tab}}Tu się zatrzymała namyślając nieco.<br>
{{tab}}— Do jego uczuć, do jego serca, abyś zaniechał słabą prześladować kobietę.<br>
{{tab}}— A kiedy nas kobieta prześladuje? — podchwycił Pluta.<br>
{{tab}}— Pana? któż?<br>
{{tab}}— No, no! uderzmy się w piersi, piękna Juljo, zapewne, nie prześladowałaś mnie w inny sposób, ale obojętnością, pogardą...,<br>
{{tab}}— Zapomnijmy przeszłości, panie kapitanie, — odezwała się łagodniéj, — obojeśmy winni może.<br>
{{tab}}— A! tak! zgoda! — przerwał udobruchany prawie Pluta, — to tylko nieszczęście, że ja téj przeszłości w żaden sposób zapomniéć nie umiem, wspomnienie dla mnie jest sprężyną, którą naciskając, jeszcze silniejszą wydobywam z niéj reakcją. A! Juljo! Juljo! — dodał z zapałem niezwykłym, — ty jedna mogłabyś mnie jeszcze zrobić uczciwym człowiekiem, gdybyś....<br>
{{tab}}Pani Palmer spuściła oczy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Panie kapitanie, trzeba zapomniéć o przeszłości.<br>
{{tab}}— Masz pani słuszność, niech ją djabli wezmą, — żywo obruszył się kapitan, — a więc? kiedy mi się pani stawić każesz?<br>
{{tab}}— Za tydzień... tak, najdaléj za tydzień, — wahając się rzekła jenerałowa, — zrobię co tylko będę mogła....<br>
{{tab}}Ta powolność pięknéj Julji, to odkładanie, dziwnie jakoś zbiły z tropu kapitana, który czuł w tém wszystkiém coś niepojętego, jakąś tajemnicę, a domyśléć się jéj nie umiał. Nie rozumiał jéj i siebie, nowego swego stosunku do jenerałowéj, nie wierzył oczom i uszom, ale uległ urokowi kobiety, która go powolnością oczarowała.<br>
{{tab}}P. Palmer wstała.<br>
{{tab}}— Pozwolisz mi pani stawić się samemu? zapytał.<br>
{{tab}}— A! jak się panu podoba.<br>
{{tab}}— No! to dobrze, śmiéj się pani ze mnie, ale jeszcze dziś zobaczyć cię jest dla mnie przyjemnością, którą upokorzeniem nawet w przedpokoju chętnie opłacę. Głupie serce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jeszcze się tłucze na widok tych czarnych oczów.... Słówko tylko.... nie byłbym nigdy udał się do ciebie, gdyby nie konieczność, gdyby nie ostatnia bieda. Jeśli wyjdę z tego położenia, oddam święcie co mi pożyczysz, jakem Pluta, nie chcę podarku, nie chcę od ciebie jałmużny, ale mię wyratować możesz.<br>
{{tab}}Jenerałowa spuściła głowę w milczeniu i skłoniła mu się z daleka. Stał jeszcze gdy mu z oczów znikła. Pluta wysunął się powoli, ale nie mogąc sobie zdać sprawy z odwiedzin, z mowy, z tonu jenerałowéj, z uproszonéj przez nią zwłoki — a nareszcie ze swojéj własnéj łagodności.<br>
{{tab}}— Czegoś dziś była tak nadzwyczaj zasłodzona po wierzchu, — rzekł wyszedłszy w ulicę i ochłonąwszy z wrażenia, — że gotówbym był domyślać się jakiegoś pieprzu pod spodem. Nic chyba nie rozumiem, obałamucony jestem i głupi. Ale jakaż bo ona jeszcze piękna! jak szatańsko wspaniała, jak porywająca! A! te oczy!<br>
{{tab}}A potém śmiać się zaczął sam z siebie.<br>
{{tab}}— O! głupi Pluto, — rzekł, — głupi Pluto, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uwierzyłeś a baba cię durzy. No? ale czegóżby znowu miała zwodzić i zwłóczyć daremnie! cóżby to znaczyło? Nie, nierozumiem... Cóś się tam musiało w niéj odmienić, jakaś sprężynka w środku pękła. Nie miałem serca nawet trochę jéj dokuczyć, zbyła mnie takim chłodem, jakby wiadro wody na głowę moją wylała. O! kobiety! o kobieta!<br>
{{tab}}I dodał po chwilce:<br>
{{tab}}— Pluto, kochanie, lękam się o ciebie! jesteś w jakiejś matni i zdaje ci się, żeś usiadł w wygodném krzesełku. Jenerałowa odkłada do tygodnia, za tydzień, chyba wié, że jedno z nas djabli wezmą.... potrzeba być ostrożnym ale cóż mi grozić może?? Dalipan, nierozumiem.<br>
{{tab}}Pierwszy raz może oddawna Kapitan czuł się obezwładniony i niespokojny, Kirkuć, który po powrocie dopytywać się go począł, nic z niego nie dobył i nie mógł pojąć zkąd mógł się wziąć Kapitanowi jakiś smutek, który u niego, nader rzadkim był gościem. Złościć się umiał, ale chmurzyć milcząco, nie było w jego naturze.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zostawmy go oczekiwaniu i rozmyślaniu bez końca.<br>
{{tab}}O zmroku tegoż dnia Narębski zawczasu oznajmiwszy Mani, że wieczorem z matką ma do niéj przybyć, chmurny i zasępiony przybył do Jenerałowéj i zastał ją już przygotowaną do wycieczki. Słowa nie powiedzieli do siebie, powóz stał zaprzężony, p. Felix skłoniwszy się ruszył przodem, Jenerałowa poszła za nim; Bzurskiemu kazano w domu pozostać i przysposobić herbatę, jeśliby hr. Abel nadjechał.<br>
{{tab}}Gdy stanęli przed domem Byczków, Narębski w upartém milczeniu, blady posunął się przodem wskazując drogę, a szelest sukni pani Palmer oznajmił mu tylko, że posłuszna postępowała za nim do téj izdebki pod strychem, gdzie miała zobaczyć — i uścisnąć swe dziecię.<br>
{{tab}}Nic wszakże w téj zimnéj, nieporuszonéj istocie nie zwiastowało, że chwila tak uroczysta w jéj życiu zbliżała się, chód jéj śmiały był i pewny, oko nie zwilżyło się łzą, nie zadrgały usta, a gdy Feliks drzwi otworzył przez <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>które ujrzeli stojąca z załamanemi rękami Manię, Jenerałowa weszła do izdebki poważna, sztywna, jakby do balowego salonu. Postawa jéj mogła raczéj onieśmielić niż rozczulić — ale sierota postrzegłszy tę, w któréj domyślała się matki, któréj twarz już jéj była znaną — padła na kolana i klęcząca przyjęła ją, prawie na pół omdlała.<br>
{{tab}}Narębski skoczył w milczeniu ratować pochylone dziecię, którego czoło okryła bladość śmiertelna, gdy p. Palmer mało co zmięszana, okiem zdawała się tylko szukać krzesła i siadła na niém milcząca. Usta jéj były zacięte, twarz surowa i gniewna.<br>
{{tab}}— Matko! matko moja! niech raz w życiu wolno mi będzie wymówić to imie, ucałować twe ręce... matko!...<br>
{{tab}}I za łzami więcéj powiedzieć nie mogła.<br>
{{tab}}P. Palmer schyliła się i pocałowała ją w czoło chłodnemi usty.<br>
{{tab}}— Uspokójże się, — rzekła, — ale uspokójże się proszę...<br>
{{tab}}— Matko! — przychodząc do siebie powtórzyła Mania, — prawdaż to że ja ciebie {{pp|o|glądam}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|o|glądam}}, że mi to imię wymówić wolno, za którém tęskniło serce moje? że ty mnie nie odpychasz?<br>
{{tab}}Pani Palmer wciąż milczała, jakby namyślając się co powiedziéć, serce jéj nic nie natchnęło — rachowała, rozmyślała na zimno.<br>
{{tab}}— Ale uspokójże się moje dziecko, — powtórzyła, — posłuchaj mnie: Nie ja, porzuciłam ciebie, — dodała po momencie rozmysłu, świat mi cię odebrał, nie pozwolił przyznać się do dziecięcia. Pojmujesz, że twoja miłość mogła być dla mnie zabójczą.... ludzie o niéj wiedziéć, domyślać się jéj niepowinni. Boli mnie to, ale się siebie wyrzec musimy... jam temu niewinna.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał na nią prawie ze wzgardą, ta kończyła:<br>
{{tab}}— Przynoszę ci błogosławieństwo matki, pierwsze i ostatnie. Powinnyśmy sobie obce pozostać, nie szukaj mnie, nie mów nikomu... zapomnij...<br>
{{tab}}Mania, która chciwie chwytała każdy wyraz pragnąc w niém iskierki uczucia, a znajdując tylko zimną i bojaźliwą ostrożność — poczuła <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zastygające w piersiach serce, zdało się jéj, że uścisnęła głaz, który ją kaleczył chłodném {{Korekta|do tknięciem|dotknięciem}}. Spuściła oczy, pochwyciła jéj rękę i oblewała łzami powtarzając — matko!<br>
{{tab}}— Błogosławię! błogosławię! — odezwała się po chwili milczenia Jenerałowa, — niech życie twoje będzie od mojego szczęśliwszém, życzę, pragnę, będę się modlić, abyś była szczęśliwszą, prawdziwie słów mi braknie.<br>
{{tab}}Słów nie stawało, bo uczucia brakło. Pani Palmer kręciła się pragnąc co najprędzéj odbyć ten ciężki obowiązek i powrócić do domu, oczy jéj nie zwilżyły się, rzucała niemi po ubogiéj izdebce z niecierpliwém roztargnieniem.<br>
{{tab}}— Pragnęłabym co dla ciebie uczynić, — odezwała się po chwili, — sama nie wiem — pomyślę, będę się starać.... Jesteście ubodzy zapewne.<br>
{{tab}}— A! matko, — rzekła Mania, nie dając jéj dokończyć, — ja nic nie potrzebuję tylko twojego serca, tylko błogosławieństwa, tylko uścisku..<br>
{{tab}}I pochyliła się w objęcia kobiety, która nie mogąc jéj uniknąć, objęła ją rękami zimno <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i poczęła całować w twarz nie roniąc łzy, nie okazując najmniejszego wzruszenia.<br>
{{tab}}P. Felix stał wryty i bladł tylko od tłumionego gniewu.<br>
{{tab}}— Chciałabym, — odezwała się wracając do swojego tematu Jenerałowa, abyś miała po mnie jakąkolwiek pamiątkę...<br>
{{tab}}Mania nic nie słyszała, płakała poglądając na nią tylko.<br>
{{tab}}— Ale możeż to być, — odparła nie słysząc słów matki, — abym ja ciebie... nie zobaczyła już nigdy, aby mi Bóg dał tę jedną chwilę — i znowu sierotą rzucił w świat... Jabym choć z daleka, choć milcząco chciała...<br>
{{tab}}— To niepodobna! panie Narębski, widzisz pan, — zakrzyczała Palmerowa, wytłumaczże jéj że to być nie może — pod tym jednym warunkiem zgodziłam się tu przybyć, aby to był raz pierwszy i ostatni... — dodała nie kryjąc niecierpliwości. Narębski posunął się krokiem i stanął, Mania zamilkła, płacz porwał ją znowu.<br>
{{tab}}Położenie stawało się coraz przykrzejszém.<br>
{{tab}}Felix który uległ prośbom dziecka, widział <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>teraz, że zamiast przynieść mu pociechę, goryczą tylko zatruł ów raj obiecany... W saméj Mani stygło odpychane serce, łzy jéj zaczęły osychać, jakieś zdrętwienie rozpaczliwe i chłód czuła w sobie, pochyliła się na ręce matki, przycisnęła do niéj konwulsyjnie i padła zemdlona.<br>
{{tab}}Jenerałowa przerażona porwała się z siedzenia, a gdy Feliks ratował Manię składając ją martwą na łóżeczku i ocierając wodą, rzeźwić i przemawiać do niéj najczulszemi wyrazy się starał — ona niewzruszona wcale, zniecierpliwiona tylko kręciła się chcąc się wymknąć co najprędzéj.<br>
{{tab}}— Przyniosłam z sobą cierpienie tylko, — rzekła, — byłam tego pewna i iść nawet nie chciałam. To dziecię jest nadto roztkliwione, w ''jéj stanie'', czułość taka to nieszczęście.<br>
{{tab}}Cóż mam począć z sobą? Chcesz pan bym jeszcze {{korekta|pozostała?|pozostała?<br>{{tab}}}} Narębski był już gniewny.<br>
{{tab}}— Czyń pani co się jéj podoba, — rzekł zimno, — jeśli ci serce nie uderzyło, jeśli nawet litości dobyć nie możesz z siebie, no! to odejdź pani.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Otwiera oczy! — odezwała się Jenerałowa powoli, — to nic jéj nie będzie, żal mi jéj szczerze, ale cóż ja tu poradzić mogę; przecież nie wymagacie odemnie, abym się poświęciła dla niéj, to jéj nieposłuży i przychodzi za późno.<br>
{{tab}}— Czuję, żem tu niepotrzebna, żem się powinna była oprzéć nierozważnemu naleganiu pańskiemu.<br>
{{tab}}Mania otwarłszy oczy, nic wyrzec jeszcze nie mogąc, szukała oczyma téj kobiety marmurowéj, która stała nad nią jak widmo jakieś, i wyciągała do niéj rączęta białe... napróżno! p. Palmer nie ruszyła się z miejsca.<br>
{{tab}}— Uspokójże się, — rzekła chłodniéj jeszcze niż wprzódy, — niech cię Bóg błogosławi, ja muszę, ja muszę odejść — mnie to wrażenie nęka i zabija. — Któż wié, nie rozpaczaj! zobaczyć się możemy jeszcze, gdy będzie można... ja sama postaram się zbliżyć do ciebie. Bądź spokojna.... Niech Bóg da szczęście.... bądź pobożną! — módl się, Bóg nie opuszcza sierot.... Błogosławię, błogosławię!!<br>
{{tab}}Wszystko to razem wymówiła prawie nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>myśląc, szybko, aby co prędzéj od pożegnania się uwolnić — i cofała się już krokiem by odejść, gdy Mania rzuciła się ku niéj, uklękła, porwała i poczęła w nogi całować.<br>
{{tab}}Kamień byłby może prysnął od tego gorącego uścisku sieroty, która chwytała się z rozpaczą téj, w któréj szukała opieki i miłości, ale p. Palmer pozostała nieporuszoną, żywy tylko niepokój z przeciągnionéj do zbytku i przykréj dla niéj sceny, nią miotał.<br>
{{tab}}— Ależ ci mówię, że się zobaczymy! — zawołała, — dziecko moje. Zostań z nią p. Narębski... Ja muszę odejść, mnie to męczy... klęknij i pomódl się, aby cię Bóg pocieszył, — On ojciec wszystkich...<br>
{{tab}}To były ostatnie jéj słowa, szeroka jéj suknia zaszeleściała we drzwiach, słychać było przez chwilkę pospieszny chód jéj w sieni, potem turkot powozu, który się oddalał i głuche milczenie.<br>
{{tab}}Jak po śnie przykrym powoli powstała Mania, złamana, prawie oszalała i w milczeniu rzuciła się na piersi Narębskiemu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Choć ty mnie nie odpychaj, — rzekła cicho, — ty mi ją zastąp...<br>
{{tab}}— A! nie opuszczę cię nigdy sierotko moja, — zawołał p. Feliks, któremu męzkie powieki nabierały łzami, uklęknij i pomódl {{Korekta|się|się,}} przebyłaś najcięższą próbę, na jaką istota na ziemi narażoną być może — męztwa Maniu i wieczne o tém milczenie...<br>
{{tab}}Jenerałowa, która się czuła do jakiegoś obowiązku, odchodząc zostawiła na stoliku pięknie oprawną książkę do nabożeństwa, krucyfix hebanowy, zegareczek świeżo widać kupiony i w kopercie zapieczętowanéj jakiś dar, który Narębski przekonawszy się po rozerwaniu papiéru, że był wprost datkiem pieniężnym, zabrał zaraz aby go nazajutrz odesłać.<br>
{{tab}}Resztę zostawił Mani, która ostygła i jakby nagle zestarzała, siadła starając się ochłonąć po niepojętéj scenie.<br>
{{tab}}Mania cierpiała i płakała gorzko, a pan Feliks nie umiał jéj pocieszać, gdy szczęściem dla niego nadszedł Teoś Muszyński i pozostał z niemi razem przez wieczór cały, usiłując ją orzeźwić i pocieszyć.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Smutnie jednak płynęły im te godziny, a gdy pora spóźniona zmusiła ich do odejścia, Teoś widząc ją słabą i płaczącą, zbiegł na dół by uprosić p. Byczkowę (nie powiadając przyczyny), aby tam kogo posłała na górę, gdyż Mania trochę była cierpiącą. Obawiali się tak ją samą porzucić.<br>
{{tab}}Narębski wyszedł starszy o lat dziesięć, zbity, rozczarowany i sam nie wiedział jak się dostał do domu.<br>
{{tab}}Był w tym stanie ducha, w którym człowiek nie jest panem siebie, jest nią boleść.<br>
{{tab}}Chciał już wprost się udać do swojego pokoju, gdy służący, który nań czekał na wschodach, oświadczył mu, że panie obie z pilnym bardzo interessem oczekują u siebie na pana, i kazały go prosić aby koniecznie do nich wstąpił.<br>
{{tab}}Z wielką przykrością, czując potrzebę odetchnienia w samotności, Narębski wszedł do pokoju żony, która rzadko go tak późno przyjmowała — czuł że tam coś ważnego zajść musiało, kiedy aż on był potrzebny.<br>
{{tab}}P. Samuela siedziała w swoim gabinecie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ostawiona flakonikami, obłożona poduszeczkami, a że Elwira w takich razach mniéj dobrze jéj posługiwała od Mani i nie umiała dogodzić; krzątała się przy niéj teraz faworyta służąca, straszne widmo suche, kościste, dziobate, czarne, chude, zgryźliwe, ale bezwzględnie umiejące pochlebstwem karmić swą panią, i najupodobańsze swéj pani. Była to plaga domowa, którą wszyscy dla miłości p. Samueli znosili pokornie, i ona teraz z Elwirą rządziła w istocie domem — a p. Feliks drżał na widok tego utajonego nieprzyjaciela.<br>
{{tab}}Nieustannie litując się nad boleściami pani, jęcząc nad jéj nieszczęściem, donosząc różne wieści o postępkach pana Feliksa, stworzenie to wkradło się głęboko w serce pani Narębskiéj i miało pełne jéj zaufanie. Narębski lękał się jéj, nienawidził, ale musiał podzielać czułość żony dla téj opiekunki i milczeniem zgadzać się na głoszone jéj pochwały.<br>
{{tab}}W chwili gdy p. Feliks wszedł, Elwira przechadzała się z rumieńcem na twarzy po pokoju, pani Samuela wzdychała w krześle, dziobata faworyta odtykała jakieś flaszeczki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Widocznie czekano na niego, coś ważnego zajść musiało....<br>
{{tab}}Krzątanie się służącéj było przeszkodą pani Samueli do rozmówienia się z mężem, musiała ją więc odprawić grzecznie pod pozorem żółtéj herbaty, którą ona tylko jedna robić umiała tak, że ją pani pić mogła. Zaledwie drzwi się za dziobatą zamknęły, Elwira tupnęła nóżką i zawołała niecierpliwie:<br>
{{tab}}— Ale niechże mama mówi.<br>
{{tab}}P. Samuela ruszyła ramionami.<br>
{{tab}}— Poczekajże ty, gorąco kąpana. Usiądź panie Feliksie, bo nie mogę natężać głosu i podnosić głowy, która mnie od nieustannych wzruszeń boli okrutnie, mamy ci coś ważnego do powiedzenia.<br>
{{tab}}— To niechże mama mówi! — powtórzyła Elwira, — bez tych wszystkich przygotowań, czyż z ojcem będziemy robiły ceremonje?<br>
{{tab}}Pan Feliks usiadł.<br>
{{tab}}— Cóż to jest, — spytał, — zgaduję że to coś tyczącego się Elwiry.<br>
{{tab}}— Zgadłeś, wystaw sobie, najniespodziewańsza rzecz....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Otóż ja powiem sama, — przerwała obżałowana, — baron mi się dziś oświadczył.<br>
{{tab}}— Kto? kto? — spytał Narębski.<br>
{{tab}}— Ale baron Dunder.<br>
{{tab}}Narębski osłupiał.<br>
{{tab}}— To nie może być, — rzekł, — cośby mi wprzód przecie powiedział, tak nagle!!<br>
{{tab}}— Posądzam Elwirę, że go trochę wyciągnęła! — odezwała się pani Samuela, — bo w istocie choć już zaczynało się na to zbierać, ale oświadczył się za prędko, za prędko.<br>
{{tab}}— Ale cóż to znowu? — zawołała Elwira, mama mnie ma za dziecko? Spytał mnie sam, jak mamę kocham, czy o moją rękę papy i mamy prosić może?<br>
{{tab}}— A ty cóżeś mu odpowiedziała? — odparł Narębski, — spodziewam się, żeś się stanowczo przecie bez nas nie zdecydowała?<br>
{{tab}}— Ale jaki bo ty jesteś dla niéj, mój Feliksie, — przerwała pani Samuela, — przecież Elwira może już miéć swoją wolę!<br>
{{tab}}Elwira obrażona pokręciła główką.<br>
{{tab}}— No! to niech mama powie! — zawołała z gniewem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}P. Feliks zwrócił się do żony.<br>
{{tab}}— Elwira znalazła się z wielkim taktem, ''il faut lui rendre cette justice'', ty nigdy sprawiedliwym dla niéj nie jesteś. Widzisz, zdała się na nas, odwołała do nas.... Ja zaś, mówię otwarcie, nie widzę w tém nic tak dla Elwiry niefortunnego, i owszem.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał Narębski, — człek stary, śmieszny, rozpustnik znany.... którego Elwira kochać nie może.<br>
{{tab}}— Ale cóż tam to kochanie! — przerwała panna kiwając głową.<br>
{{tab}}— Ma zupełną słuszność, — dodała Samuela, — próżnoby szukała miłości, to zawód tylko i strapienie, ona jest czułą, ale rozsądną, może i świat, na który patrzy, wyleczył ją ze złudzeń próżnych, — dodała z pewnym przyciskiem. — Baron znowu tak stary nie jest, ma wiele życia i uczucia, kocha ogromnie Elwirę, pada przed nią, da jéj być panią w domu, ''c’est quelque chose''.... Nie będzie niewolnicą....<br>
{{tab}}Westchnęła w epilogu, dając do zrozumienia, że nią może była sama.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A i śmiesznym baron tak bardzo nie jest, — a potém szepnęła: — ręczę ci, że go Elwirka ułoży.<br>
{{tab}}Feliks się rozśmiał.<br>
{{tab}}— Jak wyżła? za stary! nie w pierwszém polu, a rasy nie ma, nic już z niego nie będzie!<br>
{{tab}}— Młoda dziewczyna, najprędzéj nad starcem panować może, ''c’est un fait''.... Ja z góry mówię, — zakończyła Narębska, nie jestem temu przeciwną.<br>
{{tab}}— Ani ja! — żywo zawołała Elwira.<br>
{{tab}}— A! to cóż mi pozostaje? — rzekł p. Feliks, — naturalnie i ja przeciwko temu być nie mogę, nie widzę nawet na coby się protestacja moja przydała? Ale pozwólcie mi dla zrzucenia ciężaru z serca, abym wam całą prawdę powiedział. Elwira gniewa się na tego który ją opuścił, chce się na nim pomścić, a mści się na sobie.... Pilno jéj wyjść za mąż, byle jak, aby świetnie. Z tém wszystkiém nic nie nagli w istocie, nie jest ani starą, ani brzydką, ani ubogą i mogłaby wyśmienicie na coś lepszego poczekać.<br>
{{tab}}— Ale, — dorzucił Narębski, — uwagi {{pp|mo|je}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|mo|je}}, już dla tego że moje, przyjętemi być nie mogą. Elwira zresztą jest dosyć dojrzałą, by sobą i swoją przyszłością rozporządzać mogła. Zrobicie co się wam podoba, ale dodać muszę, że idąc za barona, Elwira zrobi głupstwo, którego będzie żałować. Jest to tylko zemsta dziecka, co połajane jeść nie chce, aby głodem swoim ukarać matkę.<br>
{{tab}}— Jesteś niezmiernie dziś ostry i niesprawiedliwy, zapewne skutkiem jakichś ''zewnętrznych'' wpływów, które są dla nas tajemnicą; uważałam przytém, że nie lubisz barona, a niechęć dla niego cię zaślepia, — rzekła Samuela.<br>
{{tab}}— A ja widzę, że papa mnie nie kocha! — dodała Elwira.<br>
{{tab}}— A! więc naturalnie zrobicie co się wam zdawać będzie, i po cóż tu było wzywać mnie tak pilno? — spytał Narębski, — ja przecie tu nigdy nie mam racji, to wiadomo.<br>
{{tab}}Obie panie trochę były zmięszane.<br>
{{tab}}— ''Mon chèr'', posiedźże choć chwilę i daj z sobą pomówić, — zawołała Samuela biorąc się za bolącą głowę i przybierając postawę niewinnéj i ciężko za cudze grzechy {{pp|cierpią|céj}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|cierpią|céj}} ofiary. — Pozwól nam kobietom z sobą choć trochę porozumować, baron jest ogromnie bogaty....<br>
{{tab}}— Elwira nie będzie także ubogą.<br>
{{tab}}— Ale przyznasz, że im więcéj kto ma, tém lepiéj.<br>
{{tab}}— Niekoniecznie, — rzekł Feliks, — mijam to, jednak.... cóż daléj?<br>
{{tab}}— Jeśli Elwira go zawojuje?<br>
{{tab}}— Ale, moja droga, — odparł Narębski, — czyż o to chodzi w małżeństwie? mnie się zdaje, że miłość nie pożąda władzy, że szczęście nie pragnie panowania, kto kocha, ten gotów służyć, poświęcać się, cierpiéć nawet z uniesieniem....<br>
{{tab}}— A! to są teorje! — uśmiechnęła się pani, — ale któż kocha? mój drogi, sam wiész najlepiéj, że wśród aniołów nie żyjemy! niestety!<br>
{{tab}}— Mój papo, co tu długo rozprawiać, — a jeśli on się mnie podoba? jeśli ja w tém widzę szczęście? wszak sam papa nieraz powtarzał, że wedle swoich pojęć, szczęścia nikomu narzucać się nie godzi?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jak skoro ty tego żądasz? — rzekł Narębski, nie mam słowa do powiedzenia. Obowiązkiem ojca jest tylko powiedzieć, że widzi jasno przyczyny i obrachowuje skutki. Masz po sobie matkę, a zatem rzecz skończona. Siła złego, dwóch na jednego....<br>
{{tab}}Wstał z krzesła, panie patrzyły po sobie chmurne.<br>
{{tab}}— Ale cóż mu papa powie, jeśli on papie się jutro o mnie oświadczy?<br>
{{tab}}— A! odeślę go do was.<br>
{{tab}}— Mój papciu! tak kwaśno.<br>
{{tab}}— O! nie, ale obojętnie, wybacz mi ale nie widzę znowu, żeby mi tak wielką robił łaskę, pokochać go na dyspozycją nie potrafię, kłamać nie umiem. Powinnabyś się nie spieszyć, rozważyć.<br>
{{tab}}— Tak! — zawołała Elwira, — aby się rozmyślił i żebym ja znowu na koszu została.<br>
{{tab}}— Otóż wypowiedziałaś nareszcie o co ci idzie.<br>
{{tab}}— No, tak, jeśli papa chce, — odparła córka, — tak jest, chcę i muszę wyjść za mąż. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Widocznie nie mam szczęścia, wszystkie moje rówieśnice są zamężne, Basia, Cesia, Melanja nawet, choć czarna jak cyganka i piętnaście tysięcy posagu. Już mnie to znudziło, partja przyzwoita, mama się zgadza, papa nie może być przeciwny, więc wychodzę....<br>
{{tab}}— Moja Elwiro, — rzekł Feliks, — bylebyś tego późniéj nie żałowała. Moim obowiązkiem, jeszcze raz powtarzam, powiedziéć ci prawdę. Dunder w towarzystwie jest słodki, zapalony gdy namiętność nim owłada, ale pod tym charakterem wesołym, swobodnym, kryje się despoda, energiczny, niezłamany, który raz otrzymawszy co pragnął, uczyni z ciebie niewolnicę....<br>
{{tab}}— O! że nie to nie!<br>
{{tab}}— Z Elwiry! — zakrzyknęła matka kiwając głową, — Elwira jest czułą, jest delikatną, ale ma uczucie honoru i nie da się złamać niczém, za to ręczę....<br>
{{tab}}Postawa panny jakby w gotowości do boju stojącéj, dowodziła dostatecznie energji, z brwią namarszczoną, uśmiechniona szydersko, zdawała się wyzywać nieprzyjaciela.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Więc koniec, — rzekł Narębski, widząc że wnoszono zieloną czy żółtą herbatę i że dziobata służąca patrzyła nań ciekawemi oczyma, usiłując wybadać z jego miny jak się narada skończyła. — Dobranoc.<br>
{{tab}}— Że téż nigdy z nami kwadransa posiedziéć nie zechcesz.... — z wyrzutem odezwała się pani Samuela, — czyż cię tak nudziemy, czyś tak zmęczony tém miastem, które nam ciebie cale zabiera?<br>
{{tab}}— Chcesz bym został? — spytał z rezygnacją Narębski.<br>
{{tab}}Elwira zbliżyła się do niego.<br>
{{tab}}— Ale ja papę przekonam, szepnęła cicho, że będę szczęśliwą....<br>
{{tab}}Dziobata widząc że szepczą, wyszła dla przyzwoitości, stając zapewne za drzwiami, a rozmowa znowu się głośno rozpoczęła.<br>
{{tab}}— Nie przekonasz mnie, — rzekł Narębski, — ale tymczasem jeśli cię to bawi, że będziesz siebie i mnie przekonywać o tém w co sama nie wierzysz, słucham chętnie.<br>
{{tab}}— Feliksie! zawsze ta nielitościwa złośliwość!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Naturalnie! złośliwy jestem jak człowiek który nie ma racji! — dodał gorzko śmiejąc się Narębski.<br>
{{tab}}Elwira obrażona zamilkła.<br>
{{tab}}— Przecież, — rzekła spojrzawszy na nią matka, — nie radabym żeby się to stało mimo twojéj woli, dla Elwiry byłoby to, ja ją znam, nadzwyczaj przykro.<br>
{{tab}}Feliks zamilkł.<br>
{{tab}}— Ale papo, doprawdy, baron jest człowiek tak przyzwoity.<br>
{{tab}}— Jak wszyscy którzy usiłują być niemi, nie wiedząc dobrze co przyzwoitość stanowi. Baron, serce moje, coś przeczuwa, co się dlań nazywa przyzwoitością, omackiem po to sięga i dostępuje z wielkim wysiłkiem tylko śmieszności. Ludzie istotnie przyzwoici, kochana Elwiro, nie starają się o to, by być przyzwoitemi, są niemi jak róża jest różową, bo ją Bóg stworzył różą nie pokrzywą...<br>
{{tab}}— Ale my dziś z nim nic nie zrobimy, — szepnęła Samuela córce, — ''laissez donc''.<br>
{{tab}}Zamilkły obie dumnie, Narębski posiedział, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>powiedział dobranoc i wyśliznął się do swojego pokoju.<br>
{{tab}}— To prawda, mama ma słuszność, — odezwała się po jego odejściu Elwira, — że papa jest czasem taki nieznośny....<br>
{{tab}}Samuela westchnęła znacząco.<br>
{{tab}}— O! moje dziecko, dodała tkliwie i miłosiernie, każdy ma swoje kłopoty, nikt nie wié ile on wycierpiał, ale i ja z nim, jak widzisz, wiele wycierpiéć musiałam. Dla takiego serca jak moje, ten chłód i szyderstwo czasami, lub naprzemiany taka sentymentalność jak dzisiejsza, zawsze na przekór usposobieniu.... a! nie mówmy lepiéj o tém.<br>
{{tab}}— Jednak potrzeba by coś na to poradzić.<br>
{{tab}}— ''Règle generale'', powié swoje i będzie milczał, my zrobiemy co się nam zda lepszém, bo jemu brak zdrowego sądu, fantastyk.... Nie obwiniam go, tyle miał do zniesienia w młodości, złamany widocznie, zawsze objawia zdanie wprost rozsądkowi przeciwne... szczęście jeszcze że nie uparty... Pójdziesz za barona!<br>
{{tab}}— O! i ręczę mamie że będę szczęśliwą! — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zawołała Elwira. — Dunder nie jest ładne imie, ale baron! ale ma miljony! ale żyje w największym świecie, pojadę do Paryża, do Włoch! będą mi zazdrościć, — zimę przepędziemy w Nicei, lato w Wiesbadenie, trochę jesieni w Ostendzie.... Wmówię mu łatwo że to go odmłodzi.... Baron, jestem pewna, zrobi dla mnie co ja zechcę — jest dla mnie takim.<br>
{{tab}}— Moje dziecko, przerwała Samuela, tacy oni wszyscy są gdy się żenią.<br>
{{tab}}— Ale ja go zmuszę być zawsze....<br>
{{tab}}Narębska uśmiechnęła się trzymając za głowę.<br>
{{tab}}— ''Vous croyez?'' — daj Boże.<br>
{{tab}}W słodkich marzeniach wyszła Elwira do swojego pokoju, a Samuela pozostała z dziobatą faworytą, która ścieląc umiała zręcznie użalić się nad znużeniem, osłabieniem, stanem nerwów, trochę niedelikatnością męża, i dać do zrozumienia, że jakibykolwiek wybór uczyniła panna Elwira, pewnie być musi szczęśliwą.....<br>
{{tab}}Narębski długo w noc siedział z głową {{pp|pod|partą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pod|partą}} na rękach i dumał, łzy toczyły mu się z oczów ciche, a usta śmiały szydersko.<br>
{{tab}}— Otóż życie i szczęście nasze — rzekł w duchu, — wartoż tak bardzo troszczyć się o jutro, pozajutro i wszystko co się ma skończyć garścią ziemi i kupką trawy, która na niéj wyrośnie... a potém? drugi głupiec urodzi się i znowu ta sama komedja.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Teoś dosyć smutny powrócił do domu. Mieszkał on, jak wiemy, w bliskiém sąsiedztwie, w takiejże ubogiéj izdebce jak Mania. Ta tylko była różnica obu mieszkań, że Muszyńskiego daleko było nędzniejsze. W gospodzie téj która mu na krótko służyć miała, nie myślał on wcale ani o wygodzie ani o wdzięku, rzucił w kąt swój tłumoczek podróżny, a że biegał wiele a chłopak go opuścił, ledwie miał czas posłaniem okryć choć łóżeczko. Trochę papierów błąkały się na stoliku przy niedopalonym kawałku świecy.<br>
{{tab}}Zdziwił się mocno, gdy stróż w bramie, {{pp|o|znajmił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|o|znajmił}} mu, że w jego mieszkaniu któś na niego czekał od godziny.<br>
{{tab}}— Na cóżeście go puścili do mnie? — zapytał, — kiedy mnie nie było.<br>
{{tab}}— A proszę pana, kiedy się tak prosił, ''że niemożna''. Musi miéć pilny interes, bo mu się tak twarz paliła i spieszył się, co ''niemożna''....<br>
{{tab}}Nie mogąc pojąć ktoby doń co tak pilnego miéć mógł, Muszyński pospieszył do izdebki i zdziwił się mocniéj jeszcze widząc chodzącego po niéj wszerz i wzdłuż Michała Drzemlika, który miał minę niespokojną i zakłopotaną.<br>
{{tab}}Przyszło mu na myśl, że się cóś w księgarni znaleść musiało niedobrego i przestrach go ogarnął.<br>
{{tab}}— A nareszcie się doczekałem! — zawołał podbiegając Drzemlik, — kochanego pana Muszyńskiego... drogiego...<br>
{{tab}}— Czekał pan na mnie?<br>
{{tab}}— Ja? a! tak! troszeczkę! ale to nic. Miałem dużo czasu wolnego, a ot — tęskno mi było za panem, drogim, kochanym. Chciałem się dowiedziéć co się téż z nim dzieje? Bo to pan nie wiesz, — rzekł powtarzając po raz trzeci <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uścisk i tak dosyć serdeczny i niezwyczajny, że i my mamy serce, ha! i my księgarze, ludzie papieru, kochać umiemy kto wart, a ja do pana kochanego to tak, mogę powiedziéć przyrosłem, cha! cha!<br>
{{tab}}— Bardzom panu wdzięczen.<br>
{{tab}}— Kochany ten Muszyński! no i cóż?<br>
{{tab}}— No nic, kochany panie Michale, siadaj proszę na jedynym stołku, a ja się umieszczę na łóżku, radbym cię przyjąć serdecznie, ale jak widzisz nie mam nawet elastycznego krzesełka.<br>
{{tab}}— Tak mi się pana żal zrobiło...<br>
{{tab}}— Doprawdy? uspokójże się pan! nic mi nie jest!<br>
{{tab}}— W takiéj nędznéj izdebinie...<br>
{{tab}}— O! za młodu! wszystko człowiekowi dobre....<br>
{{tab}}— No? a miejsca jeszcze nie masz pan?<br>
{{tab}}— Przyznam się panu, że choć sobie dotąd miejsca nie wyszukałem, jest inna rzecz... znalazłem sobie.... żonę...<br>
{{tab}}— O! — zawołał Drzemlik, — a ja! com cię właśnie myślał swatać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Musztarda po obiedzie, kochany panie Michale, jestem zaręczony.<br>
{{tab}}I pokazał mu pierścionek.<br>
{{tab}}— No! to doprawdy szkoda! A panna bogata?<br>
{{tab}}— Tak jak ja, — rzekł Teoś, — lub coś blisko tego, mamy we dwoje nic lub tak jak nic, ale przytém młodość, nadzieję i siły.<br>
{{tab}}Drzemlik machnął ręką i począł chodzić namyślając się.<br>
{{tab}}— Posag nie tęgi! — zawołał cicho.<br>
{{tab}}A był w takiem jakiemś usposobieniu przezroczystém, że nawet Teoś domyślił się, iż w nim coś kołatało się co z niego wyjść nie umiało czy nie mogło.<br>
{{tab}}— Nie masz pan jakiegoś interesu? — zapytał.<br>
{{tab}}— Ja? interessu? ale nie! odparł księgarz, ale żadnego... Czy pan co wiész, to jest domyślasz się?<br>
{{tab}}— Właśnie, że odgadnąć nie mogę i pytam...<br>
{{tab}}— Nic, nic, tylko widzi pan, jeśli mam prawdę powiedziéć, oto jest rzecz taka: — Tu usiadł <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i począł trzéć mocno czuprynę dla ułatwienia zapewne wyjścia myśli na wierzch dotąd w głowie uwięzionéj. — Oto tak, dużo myślałem o panu po jego odejściu od nas, dużo, dużo. Przerzucałem rachunki, księgarnia istotnie winna mu wiele, szło mi z nim doskonale. A przytem tak pan umiałeś jakoś wszystkich pociągnąć ku sobie, że każdy co do mnie przychodzi, pyta się o pana. Otóż żal mi takiego pomocnika. A prawdę rzekłszy, i czuję też żem pana pokrzywdził trochę.<br>
{{tab}}— Mnie?<br>
{{tab}}— A no tak! tak! ''mea culpa'', bo na co panu było narzucać ten bilet loteryjny...?<br>
{{tab}}— Ale cóż tam o tém myśléć!<br>
{{tab}}— Bo, gdybyś go pan się chciał pozbyć, — rzekł Michał skwapliwie sięgając do kieszeni, gotów byłbym ci za niego powrócić należność, istotnie sumienie mnie ruszyło, bo ja panu ten bilet niepotrzebnie wpakowałem.<br>
{{tab}}— Dajmyż temu pokój.<br>
{{tab}}— I gdyby panu ciężył, dalibóg, chętnie, powiadam panu, powrócę stawkę, bo na co to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się jemu w to wdawać? Ja stracę to stracę, jak sobie chcę, ale pana szkoda.<br>
{{tab}}Teoś się uśmiechnął.<br>
{{tab}}— Doprawdy dziękuję panu za jego dobre chęci dla mnie, aleby mi go nawet trudno było wymienić, bo sam nie wiem gdzie jest i com z nim zrobił. Zresztą ja gdy raz zrobię zły czy dobry interes, to stanowczo.<br>
{{tab}}— W istocie, — zawołał Drzemlik, — ale pan dużo, jak na te czasy, stracisz? kilkanaście, gdzie tam, dwadzieścia kilka rubli, czy coś.<br>
{{tab}}— Jużem musiał stracić, rzecz skończona, nie mówmy o tém... dziś jutro podobno ciągnienie?<br>
{{tab}}— Ciągnienie? a tak! ciągnienie! a tak, dziś czy jutro, być może! — odparł Drzemlik rumieniąc się, coś około tego... nie wiem... jakoś w tych czasach.<br>
{{tab}}— Muszę się téż dowiedziéć, bom może choć bilet frejowy wygrał, a nuż stawkę!!<br>
{{tab}}Drzemlik zaczął mocno kaszlać, jakoś się nagle zakrztusił.<br>
{{tab}}— No! to wiesz pan co, co jest to jest, {{pp|idź|my}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|idź|my}} do spółki, — zawołał, — ma być strata niech idzie po połowie.<br>
{{tab}}— Mówiłem panu, że to jest rzecz skończona, rezykowałem, mniejsza o to, drobnostka, odrobię się na czém inném.<br>
{{tab}}Drzemlik począł cóś śpiewać chodząc, ale w żaden ton przyzwoity trafić nie mógł i odchrząkiwał co chwila coraz zaczynając z innego...<br>
{{tab}}— Na tych loterjach, — rzekł, — to się zawsze traci, tylko ci wygrywają, co tam te rzeczy sami robią, — wiadomo.<br>
{{tab}}— Może być, — odpowiedział Muszyński, ale co się stało to się stało.,., i basta!<br>
{{tab}}— Mnie smutno jednak, że to z mojéj przyczyny....<br>
{{tab}}— O! niechże się pan tém nie frasuje...<br>
{{tab}}Michał usiadł kwaśny.<br>
{{tab}}— Sama pora herbaty, — rzekł, — możebyśmy dokąd poszli czy co? do Semadeniego?<br>
{{tab}}— Chcesz pan? ja nie mam w domu gospodarstwa jeszcze, i chętnie pana zapraszam.<br>
{{tab}}— Ale nie, to już ja, — rzekł Drzemlik.<br>
{{tab}}— O! nie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No! to każdy za siebie zapłaci, — odparł p. Michał, — po niemiecku, to dobra metoda.<br>
{{tab}}Teoś klucza szukał, gdy Drzemlik wrócił do biletu.<br>
{{tab}}— Hm! a nuż pan tam co wygrasz? — rzekł, powiadasz, że nie wiesz gdzie bilet, trzebaby go przynajmniéj wyszukać....<br>
{{tab}}Muszyński pobiegł do stolika, przerzucił papiery, szufladkę, ale nigdzie nie znalazł biletu, nierychło dopiero w bocznéj kieszeni od kamizelki domacał się pomiętego kawałka papiéru.<br>
{{tab}}Drzemlik żywo rzucił się go oglądać.<br>
{{tab}}— Proszę pana numer, jaki?<br>
{{tab}}— 15,684...<br>
{{tab}}— 15,684! 15,684! wlepiając weń oczy! — powtórzył księgarz i pobladł.... nie chcąc z rąk puścić papiérka.<br>
{{tab}}— O co panu chodzi? wrócę pieniądze, na stół.<br>
{{tab}}— Ale dajże mi pokój! — rozśmiał się Teoś, zaczynam myśléć, że doprawdy cóś wygram.... I schował go do kieszeni.<br>
{{tab}}Wyszli milczący, a że idąc do Semadeniego przechodzić musieli około bióra loterji, {{pp|któ|re}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|któ|re}} jeszcze stało otworem, Teoś przypomniał sobie swój bilet mimowolnie i rzucił okiem na szyby, na których stało w złocistéj glorji wielkiemi głoskami:<br>
{{c|Wielki los padł na numer:|przed=10px}}
{{c|15,684.|po=10px}}
{{tab}}Muszyński osłupiały dobył bilet z kieszeni...<br>
{{tab}}— P. Michale! co to jest? zapytał.<br>
{{tab}}Drzemlik rzucił mu się w objęcia.<br>
{{tab}}— Przyjacielu! — zawołał... — do czego cię przez troskliwość przygotować chciałem, aby zbytniego wzruszenia, często szkodliwego, uniknąć.... Tyś wygrał! wiedziałem o tém, usiłowałem cię powolnie przysposobić, szczęśliwcze! do tego szczęścia, które wydarłeś mi z kieszeni!! a tak jest, nie ja.... ale ty wygrałeś, a jam był tak głupi....<br>
{{tab}}Tu Drzemlik uderzył się po głowie.<br>
{{tab}}— Ale choćbym wolał zawsze sam to miéć... dobrze że się uczciwemu człowiekowi dostanie... Niedomyślny! co się zowie z wacpana niedomyślny.... wszakżem półgodziny ci mówił o tym bilecie... i pytał i probował i ''udawał'' że go chcę odkupić... A wszystko to było tylko <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>komedją przyjaźni, aby gwałtowne wstrząśnienie nie nabawiło cię atakiem apopleksji... o co się, przyznam, najmocniéj obawiałem...<br>
{{tab}}Teoś rozśmiał się ruszając ramionami, nie można powiedziéć, żeby nie był wzruszony nieco, ale przyjął to tak chłodno, że Drzemlik posądził go o udanie.<br>
{{tab}}— Wiesz wiele to jest, to coś wygrał? — zapytał.<br>
{{tab}}— Wiele?<br>
{{tab}}— Pół miljona...<br>
{{tab}}— A no, to chodźmy na herbatę, — rzekł Muszyński — i pozwól, żebym już za nas obu zapłacił... {{Korekta|Zal|Żal}} mi cię serdecznie, bo w téj chwili okropnie rozpaczać musisz, żeś mi ten bilet oddał...<br>
{{tab}}— No! nie będę się zapierał... wołałbym go mieć w kieszeni, ale co się stało to się stało, i możesz powiedziéć, żeś mojemu głupstwu winien pańską fortunę!!<br>
{{tab}}Myliłby się wielce ktoby sądził, że Muszyński doznał zbyt gwałtownego wstrząśnienia. Drzemlik czuł daleko więcéj, twarz jego {{pp|zbla|dła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zbla|dła}} i wywrócona wydawała mimowoli uczucie które nią miotało. Wypili herbatę, pożegnali się czule i rozeszli, a Muszyński zamyślony i milczący powrócił do izdebki, walcząc z sobą, bo mu ten dar losu był niemal tak przykry, jak jakaś jałmużna rzucona z nieba niedołężnemu, niezdatnemu do surowéj pracy charłakowi. Zresztą wielką dlań było wątpliwością co mu te krocie z sobą przyniosą, trochę więcéj szczęścia, czy zleniwienie, moralny upadek i bezsilność.<br>
{{tab}}Cieszył się dla Mani tym dostatkiem niespodziewanym, dla siebie niewiele, a dużo wstydził, że był winien losowi tyle, ile nie jeden całém życiem pracy, poświęcenia i krwawego potu nie zarobił. Zdawało mu się nawet niesprawiedliwością korzystać ze straconych pieniędzy tylu ludzi co je w paszczę losu rzucili z nadzieją, a stracili może z rozpaczą.<br>
{{tab}}Był szczęśliwym graczem... a kto wie co się na jego wygranę składało, ile łez, ile głodów, niedostatków, źle użytych oszczędności.<br>
{{tab}}Całą noc w tych rozmysłach gorączkowych rzucając się, spać nie mógł i to było pierwszym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zyskiem jego że nie zmrużył oka, że został zbity, złamany, upokorzony, niemal zawstydzony swém szczęściem.<br>
{{tab}}Nie wiedząc co począć pojechał nazbyt rano do p. Feliksa, do którego wszedł tak niezręcznie, że go jeszcze zastał w łóżku....<br>
{{tab}}Spojrzawszy nań Narębski się przestraszył, tak w fizjognomji jego dziwne znalazł pomięszanie, tak boleść jakaś wewnętrzna wypiętnowała się na niéj dobitnie. Przyszło mu nawet na myśl, czy się co Mani nie stało i porwał się z łóżka.<br>
{{tab}}— Co tam? cóś złego? — zawołał.<br>
{{tab}}— Nic! nic! — rzekł Teoś, — to tylko głupstwo moje, że sobie rady dać nie umiejąc, w chwili, gdy kto inny by się śmiał i skakał, ja mam minę skazanego...<br>
{{tab}}— Siadajże i mów mi co prędzéj co ci jest?<br>
{{tab}}— Wystaw pan sobie, że kiedym się żegnał i obrachowywał z moim księgarzem, Drzemlik narzucił mi prawie gwałtem bilet loteryjny....<br>
{{tab}}— A na cóżeś go brał?<br>
{{tab}}— Ale musiałem... nudził mnie...<br>
{{tab}}— Cóż się stało?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nic złego... bilet wygrał wielki los...<br>
{{tab}}— Co mówisz? pól miljona? A dla czegoż wyglądasz jak z krzyża zdjęty?<br>
{{tab}}— A! bo mi to dolega, bo czuję w sumieniu jakby zgryzotę.... bo sam nie wiem co począć...<br>
{{tab}}Narębski począł się śmiać, ściskać go znowu i śmiać się serdecznie, Teoś stał chmurny.<br>
{{tab}}— Cóż ci jest? nikogoś przecie nie {{Korekta|zrabobował|zrabował}}... nawet Drzemlika, który ci gwałtem bilet narzucił...<br>
{{tab}}— A wczoraj.... próbował mi go odkupić...<br>
{{tab}}— Spodziewam się żeś nie oddał...<br>
{{tab}}— Jeszcze nie, ale czuję się tak niespokojny...<br>
{{tab}}Narębski strwożył się.<br>
{{tab}}— Słuchajże, — zawołał, — to Mania wygrała nie ty... nie ważże mi się robić głupstwa... masz bilet przy sobie? dawaj mi go...<br>
{{tab}}— Oto jest, — odparł Teoś.<br>
{{tab}}— Konfiskuję, — rzekł żywo porywając go Narębski, — choć raz przecie los miał oczy otwarte i dał nie jakiemuś szołdrze, ale {{pp|czło|wiekowi}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|czło|wiekowi}}, któremu się od niego pomoc należała... Lecę w szlafroku powiedziéć żonie.<br>
{{tab}}Narębski cały był w ogniu.<br>
{{tab}}— Ale żona pańska śpi pewnie...<br>
{{tab}}— A! to ja ją obudzę! — krzyknął p. Feliks, — przecież warto dostać choćby migreny, byle się dowiedziéć, że raz fortuna miała trochę sensu.... i dała szczęście temu co na nie zasłużył.<br>
{{tab}}— Czekaj pan! a pewienże jesteś że to szczęście? że to nie zasadzka szatańska na to, bym założywszy ręce próżnował, zdrętwiał, i obrócił się w jednego z tych ludzi, którzy nie mając bodźca, wyrzekają się pracy i życia.<br>
{{tab}}— O! dziecko dziesięcioletnie! o gaduło co oklepane rzeczy powtarzasz bez myśli! czyż z pieniędzmi pracować nie lepiéj, nie ochotniéj? — rozśmiał się Narębski porywając szlafrok na siebie.<br>
{{tab}}A śmiał się i hałasował tak bardzo, że raniéj obudzona Elwira poczęła się ciekawić, domyślała listu od Barona.... jego napadu, czegoś tyczącego się siebie i puknęła do drzwi ojcowskich... ukazując się niespodzianie w {{pp|do|syć}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|do|syć}} zaniedbanym szlafroczku i poprzydeptywanych trzewikach...<br>
{{tab}}— Któż tam? Elwira? o téj porze? — zapytał Narębski... — chodź! chodź! słuchaj, właśnie wam miałem coś ciekawego powiedziéć....<br>
{{tab}}Teoś Muszyński, którego tu widzisz, narzeczony Mani, wygrał na loterji... pół miljona...<br>
{{tab}}— Cóż za żarty!<br>
{{tab}}— O ba! najświętsza prawda!<br>
{{tab}}— Nie może być...<br>
{{tab}}— Niepowinno by być a jest! — dodał kłaniając się Teoś...<br>
{{tab}}Panna Elwira popatrzyła chwilę, zamknęła drzwi i pobiegła do łoża matki, którą przebudziła bez ceremonji.<br>
{{tab}}— Mamo! Mamo!<br>
{{tab}}— Co to jest? pali się? która godzina?<br>
{{tab}}— Dopiero dziesiąta... ale ogromna nowina.... Teoś Muszyński z Manią wygrali na loterji pół miljona...<br>
{{tab}}— Co ty tam pleciesz?<br>
{{tab}}— Muszyński jest u papy... papa taki szczęśliwy jakby sam wygrał... śmieje się i {{pp|tańcu|je}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|tańcu|je}} w szlafroku... jeszczem go tak jak żyję nie widziała...<br>
{{tab}}P. Samuela nachmurzyła czoło.<br>
{{tab}}— A! dajcież mi pokój, — rzekła kwaśno, wartoż mnie było budzić dla takiéj nowiny... Albo bajka, albo jeśli prawda... coż mnie to ma obchodzić? jakby ktoś na księżycu dostał febry!! Mania i Teoś cóż to za bohaterowie?<br>
{{tab}}Elwira śmiała się szydersko, ale z jéj oka błyskała źle tajona zazdrość.<br>
{{tab}}— Wcale nie brzydki chłopiec, — zawołała dziwnym głosem Elwira — i nie głupi... no proszę mamy, że to takim Maniom zawsze szczęście sprzyja...<br>
{{tab}}I nasz Kopciuszek będzie chodzić w atłasach i udawać wielką panią...<br>
{{tab}}— A jakże mię głowa boli! dajcież mi wstać spokojnie... niech sobie chodzi w czém chce, i udaje kogo się jéj podoba... Co mnie ma zajmować te jéj pół miljona...<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pluta choć niecierpliwie wyczekawszy cały tydzień, obrachował się co do dnia i godziny <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i w terminie oznaczonym postanowił odwiedzić Jenerałowę. Dni oczekiwania przeszły mu jeszcze dosyć swobodnie dzięki resztkom pozostałym z datku Narębskiego, który już miał się ku końcowi, ale przy takiéj jak jego nieopatrzności, jutro groziło głodem i niedostatkiem. Pluta mając kieszeń nabitą, nigdy nie zastanawiał się nad tém, że ona się wyczerpać musi, używał, jak gdyby dochody miał nieograniczone, a nędzę gdy przyszła znosił z dosyć filozoficznym stoicyzmem, ocalając ją drwinkami z ludzi, a często i z samego siebie. Ku końcowi siedmiu dni byt jego nie był już bardzo świetny, potrzeba się było ograniczyć wódką prostą i kawałkiem mięsa, ale kapitan też od losu zbyt wiele teraz nie wymagał, a potrzeby swe sprowadzał do jak najprostszego wyrazu. Fizycznie i moralnie więzienie go złamało, szukał w sobie napróżno téj energii i sprężystości, tego niepokoju ducha, który go dawniéj do wielkich dzieł prowadził, nawet poprawianie rodzaju ludzkiego i dokuczanie szczęśliwym nietyle mu smakowało... Odpoczywał, ''far niente'' i ''keif'' wschodni <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na horyzoncie jego marzeń ukazywały się ideałami najwyższemi. Pluta był przybity, Kirkuć nawet zdumiéwał się nie poznając go chwilami.<br>
{{tab}}Z rana tego dnia, gdy się miał udać do Jenerałowéj, posłyszawszy go ze stekiem przewracającego się po łóżku, p. Mateusz pokiwał głową.<br>
{{tab}}— A co to pułkowniku, stękasz? hę?<br>
{{tab}}— Sam się temu dziwuję, ale jakoś kości swędzą... ten loch wilgotny nabawił mnie reumatyzmu, nie poznaję siebie, w głowie nawet jakaś ociężałość niesłychana. Człek by odpoczywał tylko, ochoty nie ma do życia. Albo niedosyć wódki piję, albo teraz spirytus się popsuł, że go z chorych kartofli pędzą, które same siły nie mają, albo to już początek końca... czy koniec początku...<br>
{{tab}}Djabli wiedzą, daj no mi tam trzęsianki....<br>
{{tab}}— A to i ja się napiję, bo to człowieka stawi na nogi! — rzekł wstając Kirkuć, — jeden kieliszek z rana na czczo, z kawałkiem chleba z solą, to dukat doktorowi z kieszeni...<br>
{{tab}}— No, a dwa? — spytał Pluta.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A dwa? to musi być dwa dukaty.... — odparł Kirkuć, — ale już ten drugi to czasem w głowie mąci.<br>
{{tab}}— Słaba głowa, — rzekł kapitan wychylając spory kielich. Niech mówią co chcą, — dodał, — wino, piwo i tamte inne rozwodnione fraszki i przysmaki ku połechtaniu podniebienia, wszystko to są romanse, a wódka grunt. Zaraz ci się w żołądku rozgospodaruje i w głowie rozjaśnia.... Która godzina?<br>
{{tab}}— Co się tyczy godziny, — odparł Kirkuć, tyle tylko wiem, że sztankelerka odeszła, a zatem musi coś być około południa.<br>
{{tab}}— Gwałt! a ja w łóżku i nie ogolony, a tu wizyta za pasem! — zakrzyczał kapitan. — Kirkuć, z ciebie śpioch obrzydliwy.... czemu mnie nie obudziłeś? dawaj mi cyrulika.....<br>
{{tab}}— Zaraz, ale co się tyczy budzenia, wszak nie miałem tego posłannictwa, iż się tak wyrażę, — odparł Kirkuć, — a pan się gniewasz nie kazawszy mi....<br>
{{tab}}— Gniewam się gdy nie mam racji, powinieneś o tém wiedziéć, — rzekł kapitan, — to ogólna reguła.... ruszaj po cyrulika.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Idę już....<br>
{{tab}}Kirkuć wyskoczył zaraz, kapitan się zerwał umywać, a że nie miał czasu na kawę, powtórzył wódkę i wybiegł w miasto, dążąc do mieszkania jenerałowéj.<br>
{{tab}}Właśnie dochodził do jéj domu, gdy dorożka wioząca Pobrackiego w tęż samą stronę, zastanowiła się u drzwi jego i dwaj panowie weszli razem.<br>
{{tab}}— A pan tu? — spytał p. Oktaw.<br>
{{tab}}— Z polecenia jenerałowéj saméj....<br>
{{tab}}Zaczęli się ceremonjować we drzwiach u wnijścia, gdy im komodą ogromną zawalono przejście, musieli więc poczekać, aż się ona wyniosła na ulicę. Daléj, nim zdołali próg przestąpić, poczęła się tymże samym otworem dobywać na świat kanapa, którą Pobracki poznał z trwogą za należącą do mebli jenerałowéj, lub przynajmniéj wiele do znajoméj mu z ciemnego salonu podobną. Twarz jego zwykle blada, zrobiła się glinianą prawie.<br>
{{tab}}Weszli zatém do sieni, w któréj mnóstwo mebli, niewątpliwie już uznanych za należące do jenerałowéj Palmer, w największym {{pp|nieła|dzie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nieła|dzie}}, jakby po wielkim rozpierzchnione boju, spoczywały. Stolik z serwantką i lampami zajmował środek, tyłem, bokiem, jedne na drugich okrążały go krzesła i fotele dziwnie pomięszane, fortepjan zamknięty w pace, lustro w muślinowéj spódniczce, półka podobna do wschodków i jenerał przewrócony niewygodnie do góry nogami. Wszystko to zdawało się kłócić z sobą i czekać tylko chwili do ponowienia walki przerwanéj. Przejść było trudno wśród tego kafarnaum, którego ognisko zajmował jakiś jegomość z bródką ryżą, palący ostatek cygara i rozporządzający się jak w domu. Bzurskiego nawet, czujnego stróża, nie widać było nigdzie.<br>
{{tab}}— Ale cóż to to jest? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Coś wygląda na przenosiny, — rzekł Pluta równie niespokojny.<br>
{{tab}}— Co to jest? — powtórzył mecenas.<br>
{{tab}}— Czego panowie chcą? — zawołał z nieukontentowaniem wyjmując cygaro jegomość z bródką, nie kryjąc, że im był nie rad.<br>
{{tab}}— Cóż to znaczą te powynoszone meble?<br>
{{tab}}— A co mają znaczyć? — odparł {{pp|pogardli|wie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pogardli|wie}} gospodarujący nieznajomy, — cóż? zabiera się swoje meble do magazynu.<br>
{{tab}}— Jak to swoje do magazynu? Wszak to są sprzęty pani jenerałowéj Palmer? — rzekł Pobracki.<br>
{{tab}}— To jest ''byli'' sprzęty pani jenerałowéj, — odpowiedział mężczyzna, nakazując aby zabierano krzesła, — ale to jest teraz mój sprzęt, kiedym ja go kupił i gotówką zapłacił.<br>
{{tab}}— Jak to kupił? — zawołał Pobracki z trwogą, — kiedy? i od kogo?<br>
{{tab}}— A no, trzy dni temu, wszystko co tu było, no, i drogom zapłacił. Z temi utrechtami to się człek zawsze musi obszukać, bo to w mroku wydaje się jakby nowe, a ot, jak wynieśli na podwórz, to wytarte, zblakłe, i meble politury potrzebują, na mój honor. A nim się to sprzeda, co to tam procentów przypadnie.<br>
{{tab}}— Ale pani jenerałowa, — dodał Pobracki.<br>
{{tab}}— Co ja wiem o téj pani jenerałowej? niech się pan pyta na górze.<br>
{{tab}}Pobracki z Plutą, który bardzo nosem kręcił, powoli pociągnęli na górę. Na piętrze <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wynoszono właśnie łóżka palisandrowe i parawany, a nikogo nie było, by się o pani jenerałowéj dowiedziéć, sami obcy ludzie.<br>
{{tab}}Do najwyższego stopnia zdziwiony i podrażniony, jak cień wśród tych ruin kroczył Pobracki, nie mogąc pojąć co znaczyły. Oczewistém już dlań było, że jenerałowa, o któréj projektach nic a nic nie wiedział, któréj od dni kilku z różnych przyczyn widziéć nie mógł, wyjechała nagle, wcale mu się nie opowiedziawszy. Trwożyła go ta jakaś niezbadana tajemnica nagłéj ucieczki i sprzedaży ruchomości.<br>
{{tab}}Pluta zwarzony i zastygły, odzyskiwał jednak powoli sarkastyczne usposobienie i idąc za mecenasem pomrukiwał pod nosem piosenkę:<br>
{{tab}}— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....<br>
{{tab}}O mojéj przyjaźni dobrze mów....<br>
{{tab}}— Djabła tu można dobrze mówić o takiéj przyjaźni, — dodał, — kiedy to zupełnie wygląda, jakby ta baba, na cztery nogi kuta,, wszystkich nas wystrychnęła na dudków. Śliczna przyjaźń, niech ją słota porwie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Proszę pana, — spytał łapiąc nareszcie gospodarza domu Pobracki, — czy nie mógłbym się dowiedziéć?<br>
{{tab}}— A, mecenasa dobrodzieja....<br>
{{tab}}— Upadam do nóg.<br>
{{tab}}— Do nóg upadam....<br>
{{tab}}Pluta poważnie, z daleka skłonił się milczący.<br>
{{tab}}— Cóż to, jenerałowa wyjechała?<br>
{{tab}}— Jakto? przecież pan mecenas, jako przyjaciel domu, musiałeś o tém wiedziéć?<br>
{{tab}}— Ja, tak, trochę.<br>
{{tab}}— Wyjechała, wczoraj rano jeszcze, dodnia. Widać nagły był wyjazd, bo sprzedała meble i wszystko za bezcen. Gdyby to człowiek był wiedział, samby może nabył, a to tak lada spekulant korzysta, już chciał odstępnego odemnie trzysta złotych. Słyszana rzecz!....<br>
{{tab}}— Ale dokądże?<br>
{{tab}}— A do Petersburga.<br>
{{tab}}— Sama? — pytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Nie, z synem.<br>
{{tab}}— Jakto? z synem.<br>
{{tab}}— Czy téż z kuzynem, synowcem czyli <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>siostrzeńcem, nie wiem, — rzekł gospodarz, — z tym młodym człowiekiem.<br>
{{tab}}Pobracki już był w domu, ale mu się słabo robiło. Pluta wciąż podśpiewywał za nim, chociaż nader cicho:<br>
{{tab}}— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....<br>
{{tab}}— I dla tego kazała mi tydzień czekać, czemu nie ruski miesiąc? lub do greckich kalendów? Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, o! ponieśli!<br>
{{tab}}{{korekta|Więc|— Więc}} my tu już może i nie mamy co robić? — dodał pytająco trącając łokciem p. Oktawa kapitan, — jak się panu zdaje?<br>
{{tab}}— Co? — spytał mecenas. — Pan się zdajesz dziwić nagłemu odjazdowi pani jenerałowéj Palmer, — podchwycił miarkując się, ale to, — rzekł odchrząkując, — to było w naturze rzeczy, proces, tak jest, ja dawno wiedziałem, że to musi nastąpić.<br>
{{tab}}— Pan o tém wiedziałeś? — zawołał kapitan, — a więc i dla mnie tam w tym liście, który pan dobrodziéj trzymasz w rękach, znajdować się coś musi?<br>
{{tab}}— Nic nie wiem jeszcze, być może, {{pp|wszak|że}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wszak|że}} w pośpiechu, być może iż coś się zapomniało.<br>
{{tab}}— Nigdy dobrzy i starzy przyjaciele jak ja! — odparł Pluta, — odpieczętuj pan pismo, musi być ciekawe.<br>
{{tab}}Pobracki czytał, ale twarz jego w miarę przebiegania listu nic weselszego nie zwiastowała, — nie miał siły nawet nic powiedziéć kapitanowi, miną dając mu poznać, że list jego się tylko tyczył.<br>
{{tab}}— O osobnym liście do mnie nie słychać, zacny właścicielu téj nieruchomości? — zapytał Pluta.<br>
{{tab}}— Honor pański?<br>
{{tab}}— Kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Nie mam nic.<br>
{{tab}}— Miarkowałem już z góry, że tu nic nie znajdę, prócz słodkich wspomnień przeszłości, — zawołał Pluta poświstując, — żegnam więc pana mecenasa i ciebie zacny obywatelu!<br>
{{tab}}To mówiąc cofnął się pobity, ale nie zwalczony na duchu....<br>
{{tab}}P. Oktaw wszedł w głąb z listem, którego zrozumiéć nie mógł, otarł pot z czoła i po <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>trzeci raz próbował go czytać z uwagą. Stało tam dosyć ładnym i ekstra-sztywnym charakterem pociągłym, na papierze z cyframi, co następuje:<br>
{{tab|60}}„Szanowny panie!<br>
{{tab}}Nagły obrót moich interesów zmusza mnie opuścić Warszawę, bez podziękowania mu, bez pożegnania go nawet. Chciéj wierzyć, że mnie to boli. Musiałam się poświęcić dla ocalenia majątku, a hrabia nie daje mi czasu do urządzenia się, musimy natychmiast wyjeżdżać. Process jest skończony, — szczęśliwam że donieść mu mogę, iż dzięki jego radom, pomyślny skutek uwieńczył gorliwe jego starania, za które zawsze zachowam serdeczną wdzięczność. Domyślisz się pan, że hr. Hunter od dni trzech jest mężem moim, to panu wytłumaczy wszystko, — familja na niego zrzekła się wszelkich pretensji. Proszę, jeszcze raz wierzyć, że nie zapomnę nigdy żywych dowodów przyjaźni, jakiéj doznałam od niego.<br>
{{f|Julja hr. Hunter.“|align=right|prawy=8%}}
{{tab}}Pobracki stał długo osłupiały, nareszcie opamiętał się, że poznać po nim mogą {{pp|dozna|ne}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dozna|ne}} wrażenie i ukłoniwszy się gospodarzowi, zszedł milczący do dorożki i pojechał do domu, gdzie w kilka godzin dostał ziębienia, gorączki i nad wieczorem musiał położyć się w łóżko. Kapitan, który troskliwie o jego zdrowie się dowiadywał, doszedł od doktora, że to była jakaś afekcja tyfoidalna, z któréj p. Oktaw tak prędko wyjść nie mógł.<br>
{{tab}}Ukłoniwszy się w progu eskulapowi, który mu tę niepocieszającą zwiastował nowinę, włożywszy ręce w próżne kieszenie, Pluta pociągnął pieszo do domu, frasobliwy dosyć, i przybity gorzéj niż kiedy.<br>
{{tab}}— Powinienem był zmiarkować od razu, że ta babsko nas wszystkich w pole wyprowadzi, — rzekł w duchu, — ale rozum jak musztarda po obiedzie, przychodzi. Gonić za nią nie mam już najmniejszéj ochoty ku lodom arktycznym.... Los musi się za mnie podjąć zemsty, bo już ja jéj nie podołam, pozostaje dilemma: co jeść i co robić?<br>
{{tab}}Kirkuć mi nie poradzi, jam widocznie ogłupiał, w Wiśle woda zimna i brudna, dobry powróz grubo kosztuje i gałęź mocna nie {{pp|ła|twą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ła|twą}} jest do wyszukania, z pistoletu strzelać huczy i ludzi straszy, a człek po capstrzyku ma fizjognomją nie ładną, choćby się świeżo ogolił, naostatek trucizny nikt nie sprzeda chyba taką, któréj trzeba wypić wiadro żeby skutek zrobiła, a tu tylko co nie widać, jak się jeść będzie chciało na kredyt....<br>
{{tab}}Trudno temu uwierzyć, ale tak było w istocie, że kapitan wziąwszy dość okrągłą sumkę od Narębskiego, już był ją całkowicie rozproszył. Zostawały mu w kieszeni okruchy, ale po ścisłym ich obrachunku, zapas nie na długo mógł starczyć, a tu jeszcze Kirkuć pod pozorem serdecznéj przyjaźni swój głód pod opiekę kapitanowi oddawał, co gorzéj, nawet swoje pragnienie.<br>
{{tab}}— Ciężka sprawa, — powtarzał Pluta, — potrzeba się wynosić co prędzéj z Warszawy, lub szukać posady? Ale cóż, najświetniejsze miejsce starczy mi na dwa śniadania! Gdybym mógł zostać odrazu ambasadorem lub dyrektorem jakiéj kompanji, wesołéj i w któréjby nic nie było do robienia a dużo do zjedzenia, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>lub choćby kassjerem nieodpowiedzialnym za rachunki? ale to dziś strasznie trudno?<br>
{{tab}}I humor go się już nie trzymał, bo pod koniec kląć zaczął. Powolnym krokiem wszedł mrucząc do hotelowego pokoiku, Kirkuć coś właśnie operował około szafki i zdaje się, że musiał teorją spirytusu sprawdzać praktycznie, ale szybkie zamknięcie podwoi i rumieniec, który wypłynął na lice p. Mateusza, już nie wzruszyły Pluty, — myślał o czém inném.<br>
{{tab}}— To darmo, — rzekł, — potrzeba szukać zbawienia na prowincji. Wieś jest patrjarchalna, naiwna, życie tanie, ludzie nie podejrzliwi, serca otwarte aż do kieszeni, dusze czyste aż do pożyczenia, worki pełniejsze niż w stolicach.... Ale Kirkucia pozbyć się muszę, bo mi ten wychowaniec nie na rękę, i choćby się zgodził buty czyścić lub listy pisać, nie mogę sobie takiego zbytku pozwalać.<br>
{{tab}}— Wychodzisz? — spytał po chwili p. Mateusza.<br>
{{tab}}— A tak! wyjdę się trochę przewietrzyć. A pułkownik zostaje?<br>
{{tab}}— Ja? spocznę, boś mnie zbudził późno, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i dla tego mi się dotąd spać chce. Adie, kochanku!<br>
{{tab}}Któżby się spodział? ktoby odgadł, że temi słowy pożegnali się ci ludzie — na wieki. Kirkuć nic nie przeczuwając wysunął się na bawara, bo miał gdzieś cień kredytu, kupiony niezmierném nadskakiwaniem zyzowatéj gospodyni; kapitan pozostał sam i drzwi na rygiel spuścił. Nadzieja dłuższego pobytu w mieście opuściła go, trzeba się było ratować ucieczką. Przetrząsł kruchą garderobę, kupioną po wyjściu z więzienia, wybrał z niéj co było schludniejszego w bardzo umiejętnie zadzierżgnięty węzełek, który musiał wynieść pod płaszczem, (nie życzył sobie bowiem płacić w hotelu,) obliczył kassę skromną, wypił resztę wódki, papiery schował do kieszeni i już był gotów do drogi.<br>
{{tab}}Przebierając listy i mniejszéj wagi pozostałości, trafił na portret jenerałowéj, długo nań patrzał, nareszcie ścisnął w dłoni, potrzaskał, rzucił pod nogi i zgniótł obcasem na miazgę.<br>
{{tab}}— Gdyby ona, — kto wie! kto wie! gdyby ona chciała była zostać uczciwą kobietą, {{pp|mo|żebym}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|mo|żebym}} i ja był się zdecydował wyjść na poczciwego człowieka. Ale ba, pal djabli amory! Gdzie szatan nie może, kobietę posyła. Giń czarownico przeklęta!<br>
{{tab}}Już miał wychodzić dobrawszy chwili, gdy mu jakaś myśl przyszła szyderska, chwycił kawałek kredki od preferansa i wielkiemi głoskami napisał na stoliku:<br>
{{tab|60}}Kirkuć — bądź zdrów.... na wieki!!!<br>
{{tab}}Dodał trzy wykrzykniki, stopniowane tak, że ostatni w mgłach oddalenia zdawał się ginąć maleńki. Potém wysunął się z hotelu i Bednarską ulicą spuścił na Pragę, gdzie dobrawszy miejsce na furmańskiéj bryce, nie pytając dokąd jedzie, puścił się w świat, z mocném przekonaniem, że tak uczciwym jak on ludziom zawsze sprzyjają losy, że jenjusze nigdy nie giną inaczéj jak z niestrawności.<br>
{{tab}}Kirkuć powrócił dopiero wieczór, gdyż bawar usposobił go do czułości zbytniéj dla zezowatéj gospodyni, w któréj uśmiechu szczególny urok znajdował — domyślił się zaraz z napisu fugi kapitana, ale ukrył ją przed gospodarzem i sam cichaczem także {{pp|wypro|wadził}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wypro|wadził}} się z pod niegościnnego dachu, za który wymagano zapłaty.<br>
{{tab}}W tydzień potém, spełniał ze szczególną gorliwością nowicjusza, obowiązek zaszczytny pierwszego markiera w domu owéj pani, któréj serce zawiędłe odżywić potrafił czułém przywiązaniem. Miłość i żołądek przyczyniły się zarówno do przyjęcia służby, którą ozłacał sobie przypomnieniem, że najwięksi bohaterowie, ba i królowie w bajkach, zakochawszy się, nie wahali wdziać liberją, aby przybliżyć do przedmiotu swych zapałów. Niestety! biedny Kirkuć kłamiąc przed sobą samym, tak był jednak nieszczęśliwy ze swego upadku i osierocenia, iż niedługo pożywszy przy billardzie, przeniósł się do szpitala.<br>
{{tab}}To go tylko pocieszało, że w największéj nędzy, upokarzającą pracą rzemieślniczą, nigdy dostojnych dłoni swoich nie zmazał. Człowiek był wielkiéj godności i znał co się wielkiemu imieniowi należało od potomka znakomitéj rodziny.<br>
<br>{{---}}<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Powiadają, o królu Dagobercie, że przechodząc przez most w ręku z psem, który mu się dosyć naprzykrzył, rzucił go w wodę mówiąc: — z najlepszym towarzyszem nawet rozstać się przecie kiedyś potrzeba.<br>
{{tab}}Otóż tak samo powieść, szanowni czytelnicy, choćby ona była najmilszą (nie śmiemy sobie pochlebiać, byście ją za taką przyznali), przecież kiedyś skończyć się musi. Trzeba się rozstać z najdroższemi, najukochańszemi nieraz istotami, cóż dopiero z takiemi papierowemi cieniakami jak nasze!!<br>
{{tab}}Nie sądzę byście ich bardzo żałować mieli. Przyszliśmy do téj rozstajnéj drogi, na któréj pożegnamy wreszcie postacie, które się w naszéj obracały powieści, idzie tylko o to, aby się z niemi grzecznie i przyzwoicie pożegnać.<br>
{{tab}}Chociaż mało kto umarł i niewiele się pożeniło z bohaterów naszych, — nad czém mocno bolejemy, choć rzecz się raczéj urywa niż kończy, daléj iść już się i wam nie chce zapewne i my sobie niebardzo życzymy. Powieść oparta na rzeczywistości, inaczéj się téż kończyć nie może, wymysły tylko rozpoczynają <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się teatralnie i zamykają obrazem, apotheozą, epilogiem tryumfalnym, — w {{korekta|życ u|życiu}} powszedniém dzieje się inaczéj; nic się właściwie nie kończy, ciągnie się wszystko powolnie i snuje coraz nową podsycane przędzą. Moglibyśmy dla uspokojenia czytelników, umorzyć jeszcze kilku bohaterów i pół=bożków, ale się nam zdaje, że jest rzeczą obojętną żyć im dozwolić, kiedy tracimy ich z oczów. Prędzéj późniéj, zamknie się to trumną i grobem, bo nikt za dni naszych żywcem do niebios nie bywa porywany.<br>
{{tab}}Jednakże wchodząc w niepokój, jaki zrodzić może tak nagłe rozstanie się z ludźmi, których los przez kilka tomów nam dokuczał, musimy choć napomknąć o kolejach dalszych naszych dobrych znajomych — o ile nam są one wiadome.<br>
{{tab}}Ponieważ zaczęliśmy od kapitana Pluty i on prawie pierwszy ukazał się nam na chmurnym horyzoncie garwolińskim, słuszna abyśmy coś o nim jeszcze powiedzieli. Zapewniano mnie najmocniéj, gdym ostatnią razą był na Podlasiu, że oddaliwszy się z {{pp|Warsza|wy}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Warsza|wy}} w chwili małodusznego zwątpienia, i uczuwszy sam, że jest już jednym z tych towarów, które kupcy wyprawiać muszą na prowincję aby się ich pozbyć ze sklepu, Pluta udał się na pierwszy jarmark, o jakim doszły go wieści. O tyle mu się tam powiodło, że bryczkę i parę koni kupiwszy, wyruszył w dalszą podróż daleko wygodniéj, postanawiając nie zaglądać do stolicy i pędzić dalszy żywot spokojnie wśród świata, którego zaletom zupełną oddawał sprawiedliwość. Widziano go późniéj wśród kilku świetnych zjazdów po różnych miasteczkach, coraz liczniejszemi otoczonego przyjaciołmi, gdyż wiele w krótkim przeciągu czasu porobił znajomości i z powodu dobrego humoru, łatwości w obejściu, doświadczenia i rozumu, powszechnie był ceniony. Hołd jaki oddawano talentom jego niepoznanym tak długo, skłonił go zapewne, że się tém wiejskiém kadzidłem jałowcowém i gościnnością niewykwintną zadowalniając, osiedlił całkiem na prowincji.<br>
{{tab}}Kirkuć, jakeśmy mówili, dokonał żywota <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w szpitalu, nie bez gorzkich żalów nad dolą, która go całkiem zawiodła.<br>
{{tab}}Daleko trudniéj jest nam coś powiedziéć o jenerałowéj Palmer, ''secundo voto'' hrabinéj Hunterowéj, która tak niespodzianie, trzymając się zwyczaju wielkiego świata, znikła, chcąc szczęście swe ukryć przed ludźmi i miodowy miesiąc spędzić na osobności, jak to się dziś czyni powszechnie. Zasięgaliśmy o niéj i jéj mężu wiadomości różnemi drogami, ale niewiele się nam zdobyć udało. Pewien dobrze poinformowany podróżny zaręczał nam, że odegrywała wielką rolę, trzymała dom otwarty, ale nie była szczęśliwą, bo mąż jéj szalenie grał w karty, życie wiódł z francuzkiemi aktorkami i obchodził się z nią nazbyt ufając jéj przywiązaniu do siebie. Bywało nawet tak, że miłości cybuchem próbował.... ''si fabula vera''.<br>
{{tab}}Sceny jakie między małżeństwem miały miejsce, dochodziły niekiedy do tego, że ludzie nadbiegali na krzyki, i byli mimowolnemi świadkami, że kto się kocha ten się kłóci. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Hunterowi wszakże tak gorącéj miłości wcale się nie chwali.<br>
{{tab}}Sama pani, o ile wiadomo, szukając sobie roztargnienia w przymusowéj samotności, wylewała się cała na pobożne uczynki i odznaczała gorliwością, z jaką usiłowała nawrócić zastygłych, poprawić obłąkanych. O żadnéj przygodzie nowéj, tyczącéj się jenerałowéj osobiście nie słyszeliśmy, oprócz jednéj, którą mając za potwarz, powtarzać nawet nie będziemy, szanując powagę osób, które do niéj złośliwa niechęć wmięszała.<br>
{{tab}}Zapewniano nas, że do ostatka pozostała piękną i młodą, a Hunter bardzo jakoś prędko postarzał i zdrowie nadniszczył równie z majątkiem. Wnoszono ztąd, że mogłaby raz jeszcze owdowiawszy pójść za mąż, co się nam zdaje wcale już nieprawdopodobném.<br>
{{tab}}Narębscy wkrótce potém opuścili Warszawę, z tą samą kawalkatą, która ich do niéj przywiozła.<br>
{{tab}}Dolegliwości p. Samueli zwiększyły się od wyjścia za mąż Elwiry, która mimo niemego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>oporu ojca, poślubiła uszczęśliwionego Barona i pozostała w stolicy.<br>
{{tab}}To improwizowane małżeństwo nie tak znów nadzwyczaj szczęśliwie powiodło się, jak sobie młoda pani obiecywała. Po kilku tygodniach świetnego pożycia, i probowania nowych sukien i ekwipażów, głucha, powolna walka o berło w domu rozpoczęła się między Baronem a Elwirą, która o niczém nie wątpiła i zdziwiona została niezmiernie, znajdując bardzo zręczny opór tam, gdzie się spodziewała uległości. Jako niewiasta pełna wiary w swe siły niezraziła się ona wcale doznanemi trudnościami w opanowaniu swego królestwa, owszem zagrzana niemi została do szlachetnego współzawodnictwa. W trzecim tygodniu maleńkie utarczki już się powoli rozpoczęły. Baron probował jeszcze je kończyć pocałunkami, daléj przyszło do niemówienia po całych dniach i niewidywania się po tygodniu, a nawet do łez gniewnych, które gniew osuszał.... Czy Baron zwyciężył ostatecznie, czy Elwira... zostawujemy rozwiązanie czytelnikom, którzy ten problemat mogą, mając dostateczne dane, spożytkować dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przepędzenia długich zimowych wieczorów. Sumienie wszakże dodać nam każe, iż w domu Barona zjawił się, poczekawszy trochę, niezmiernie miły, piękny i dobrze wychowany kuzyn jego po kądzieli, którego Baron bardzo pokochał, a nie mógł nigdy przekonać żony żeby go oceniła jak zasługiwał.... Napróżno sam go wprowadził do domu na stopie poufałéj i starał się uwydatnić jego przymioty.... Elwira znieść go nie mogła...<br>
{{tab}}Dziwna, że mimo to, kuzynek, jakby pozbawiony uczucia, uparcie bywał w domu Barona, a co osobliwsza, dokuczał długiemi sam na sam rozmowy Elwirze, którą często i jakby trafem niepojętym, umiał nachodzić samą jedną. Zawsze wszakże mimo usilnych starań przypodobania się jéj, gdy mąż o niego zapytywał, Elwira pogodzić się z nim nie mogła i znajdowała go najnieznośniejszym z ludzi. Jednakże Baron z tego skorzystał, bo nienawiść, która już zrodzić się miała dla męża, przeszła jak po konduktorze po nienawistnym kuzynku, a Elwira dla Barona zaczęła być daleko łagodniejszą i wyrozumialszą. Mówią, że <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mieli we trojgu razem jechać do wód... Kuzyn poświęcił się przez przywiązanie do Barona, mimo wielkiego wstrętu, jaki naturalnie budzić w nim musiała Elwira swoją niepokonaną niesprawiedliwością względem niego.<br>
{{tab}}Dunder, o ile ci co go znają, sprawę zdać mogli, głosi się bardzo szczęśliwym, odmłodniał, ustatkował się i ma nadzieję, że imie które nosi przekaże następnym pokoleniom, gdyż Elwira miewa jakieś gusta dziwne, co zawsze poprzedza i przepowiada pomnożenie rodziny....<br>
{{tab}}Narębscy po wydaniu jéj za mąż, zostali we dwojgu na wsi, p. Samueli ból głowy i cierpienia nerwowe powiększyły się do tego stopnia, iż także do wód jechać zamierzała, czemu się mąż bynajmniéj nie sprzeciwiał, sam pragnąc na wsi pozostać. Postarzał biedny i stał się dziwnie posępny i milczący, całe godziny pędził w fotelu zadumany — widocznie brak mu było i celu życia i ochoty do niego. Ożywia się tylko nieco odbierając listy od Mani, która do niego dosyć często pisywała.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale tu wypada nam coś więcéj powiedziéć o głównéj bohaterce.<br>
{{tab}}Po wygraniu wielkiego losu, Teoś nie miał najmniejszéj przyczyny odkładać nadal swe małżeństwo. Nazajutrz rano z Narębskim razem pojechali o tém oznajmić oba Kopciuszkowi, który zimno przyjął nowinę. Nie mówiono o tém więcéj. P. Feliks nastawał, aby Muszyński kupił sobie kawał ziemi i choć się on tłómaczył, że do gospodarstwa nie był stworzony, obstał przy tém, że w okolicach Warszawy kupiono dla niéj majętność zrujnowaną, aby obudzić chęć do pracy w Teosiu.<br>
{{tab}}W kilkanaście dni po opisanych wypadkach, ślub cicho odbył się w kościele Św. Krzyzkim. Cała rodzina Narębskich i kilku bliższych przyjaciół, a nawet biedna p. Jordanowa, która niebezpiecznie w czasie ślubu się rozpłakała i popsuła sobie łzami bardzo starannie na ten dzień umalowaną twarz, przytomni byli obrzędowi. Wszyscy potém razem pojechali do państwa młodych, którzy skromne zajęli mieszkanko na Krakowskiém-Przedmieściu. Tu bez występu przyjmował ich Teoś i Mania i starali się o ile <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>umieli i mogli złe humory p. Samueli i Elwiry rozpędzić wesołością niewymuszoną, a uprzejmą. Ale ani Teoś ani Kopciuszek, nie zdołali rozchmurzyć czoła pani Feliksowéj i rozmarszczyć panny Elwiry, która w różnych parabolach i przypowieściach starała się ciągle mówić o panu Baronie, dla wewnętrznéj swéj pociechy.<br>
{{tab}}Po herbacie wyjechały one obie z p. Samuelą, którą głowa rozbolała, a że córka była jéj do pielęgnowania potrzebna, Narębski sam tylko dłużéj pozostał z młodem małżeństwem, i z weselszą wyszedł twarzą, gdy się wszyscy rozjechali. Jordanowa szczerze i serdecznie była szczęśliwa, bała się tylko, aby Mania jéj całkowicie nie opuściła i starała się jakiemś ogniwem choć słabem połączyć z Muszyńskiemi. To przywiązanie do Mani kobiety, w któréj serce i uczucie zdawały się wyczerpane, dziwném było zaprawdę, ale często późno się cóś zagłuszonego życiem w człowieku odzywa. Jordanowa czuła, że ją to dziecię podniosło, uszlachetniło, obawiała się więc mocno, aby opuszczona i osamotniona nie wpadła {{pp|zno|wu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zno|wu}} w dawne ciężkiego życia koleje. Dopóki Muszyńscy pozostali w mieście, dzień w dzień przysuwała się do nich pokorna, milcząca, wpraszając się, aby jéj choć zdala w kątku było wolno z niemi pozostać. Szczęściem Mania miała serce poczciwe i nie należała do tego świata sztywnego, który odpycha istoty upadłe choćby je podając im dłoń, mógł podźwignąć i który nie przebacza nigdy, w poprawę nie wierzy, i sam grzesząc po cichu i ostrożnie, za grzechy nieopatrzne karze bez litości.<br>
{{tab}}Nie odepchnęła więc Jordanowéj, która powoli z wiekiem swym się pogodziła i pragnęła dając światu za wygraną, miéć kogoś coby ją trochę kochał, przy kim smętną godzinę dni ostatka spędzićby mogła.<br>
{{tab}}Nie potrwało to jednak długo, Jordanowa kilka miesięcy układając sobie różne projekta na przyszłość, odwiedzanie na wsi państwa młodych, postawienie domku przy ich ogrodzie i t. p. biegała codziennie do Mani, aż w końcu ot tak, nie wiedziéć z czego, ciężko zapadła.<br>
{{tab}}Dowiedziawszy się o tém Muszyńska, zasiadła przy łóżku biednéj kobiety i spełniła {{pp|obo|wiązek}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|obo|wiązek}} chrześciański względem osamotnionéj, któréj gburowata Kachna, przy najlepszych chęciach, często stawała się ciężką, bo na nią tylko gderać umiała. Mimo najlepszych lekarzy i największych starań, choroba Jordanowéj bardzo wprędce stała się niebezpieczną, jakiś rozkład krwi, któréj niczem odżywić nie było można, powiódł ją do grobu.<br>
{{tab}}Ostatnie chwile spędziła w cichéj rezygnacji, płacząc tylko i całując ręce Mani, za to, że jéj nie opuściła. W wigilją śmierci odprawiła Muszyńskę pod jakimś pozorem, posłała Kachnę po notarjusza w sekrecie, i testamentem zapisała Mani wszystko co miała.<br>
{{tab}}Nikt o tém nie wiedział i po śmierci dopiero odkryło się to poczciwe serce Jordanowéj, która nie chciała wspomnieniem daru, wywoływać podziękowań i milczała do ostatka. Stara Kachna w rozporządzeniu tém, razem z pieskami otrzymała pensją dożywotnią, aby bez ciężkiéj pracy resztę dni spędzić mogła.... a! to téż strojąc nieboszczkę do trumny, płakała nieboga łzami, jakich się na świecie niewiele przelewa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Muszyńscy odziedziczywszy niespodzianie plac przy Alejach i Wilczéj ulicy i summę, która im dozwalała pomyśléć o wystawieniu domu; postawili sobie cale niebrzydką kamieniczkę, która im na zimę służyła, bo latem mieszkali na wsi.<br>
{{tab}}Spytacie zapewne czy byli szczęśliwi? o! na to pytanie doprawdy odpowiedziéć nie potrafię, naprzód bym bowiem wymagał określenia szczęścia, które na ziemi niedobrze rozumiem, potém musiałbym niezmiernie długo mówić wam o rzeczach bardzo prostych, i nie wiem czybyśmy się zgodzili z wami na warunki tego, co się tu szczęściem zwykle nazywa...<br>
{{tab}}To pewna, że Teoś i Mania kochali się bardzo, że byli dla siebie stworzeni, że pragnieniem nie wyszli po za szranki, jakie im zakreślała rzeczywistość, że nie ostygli i nie spoczęli wśród drogi, na któréj ktokolwiek siadł założywszy ręce... ten już ani szczęśliwym, ani poczciwym być nie może. Mania miała muzykę, którą kochała z całéj duszy, Teoś lubił literaturę i naukę gorąco, uczył się, rozszerzał zakres działania i wiedzy, i po szczeblach szedł <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jak mógł najwyżéj do wykształcenia własnego, kochał on swą ciszę, przyjaciół miał mało, pamiętał o tém, że człowiek jak z jednéj strony samotnym być nie powinien, tak z drugiéj zbyt się rozpraszając traci pokój a nie zyskuje w zamian... nic prawie, prócz nieustannych zawodów.<br>
{{tab}}W stosunkach społecznych oboje nie gonili za nikim, nie unikali zbytnie nikogo — próżność która na drugich tyle klęsk sprowadza, gdy pragną koniecznie wedrzéć się w sfery niewłaściwe, była obcą Muszyńskim. Nigdy on nie zaparł się swéj matki poczciwéj praczki, ani ojca rzemieślnika, nigdy ona nie zapomniała swojego sieroctwa, które dla niéj było najlepszą szkołą serca...<br>
{{tab}}Co do pomniejszych postaci, chociaż nie chcielibyśmy w niepewności zostawiać czytelników, bośmy szczerze wdzięczni, jeśli one ich zająć potrafiły — trudno było zebrać o nich późniejsze wiadomości. Ludzie giną w tłumie tak łatwo.<br>
{{tab}}P. M. Drzemlik po niefortunnéj stracie pół miljona, który oddał za dwadzieścia kilka {{pp|ru|bli}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ru|bli}}, dostał był chwilowo żółtaczki, ale z téj szczęśliwie wyszedł i zostało mu tylko na ustach wiekuiste wspomnienie, które kilka razy na dzień znajomym i nieznanym się powtarzało, a w duszy wiekuista zgryzota, która oddziałała na stan jego wątroby. Cera p. Michała od téj słabości i wypadku przeszła w barwę cytrynową, któréj już nigdy nie utraciła. Błąd ten był dlań wyrzutem sumienia nieustannym, odebrał mu spokój, zatruł życie, wyrobił niesmak do pieniędzy, które powolną pracą zdobywać było potrzeba i naraził na straty, bo p. Michał odtąd ciągle brał na loterją, a nigdy trzech groszy wygrać nie mógł.<br>
{{tab}}Trawiony gorączką jakąś, którą siostra napróżno złagodzić się starała, niespokojny, kilka razy w fałszywe rzucił się spekulacje, drogo je opłacić musiał.<br>
{{tab}}Wkrótce potém, zapewne dla rozbicia smutnych myśli, jakie się w nim rodziły z tych medytacyj o uronionym półmiljonie, ożenił się Drzemlik prozą, z osobą chudą i nieco ospowatą, ale majętną. Ta rychło też siostrę księgarza za mąż wydała za człowieka podżyłego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i statecznego, aby się pozbyć jéj z domu w którym sama rządzić i panować chciała. Małżeństwa oba poszły jak idą wszystkie im podobne, kolejami zwykłemi przez grudę i kamienie gościńca, na którym jeśli nie ma błota to kurz, jeśli niestanie pyłu to grzęzanie a na ostatek gołoledzie... panują.<br>
{{tab}}Co do państwa Byczków, dom ich, jeszcze przed wyniesieniem się z niego Mani, osierocony został przez staruszkę, która przeciągnąwszy żywot nad zwykłą jego miarę i marzenia młodości snując do końca, zmarła w dziwny bardzo sposób. W ostatnich czasach rzadko już bywała przytomna, często milcząca, a niekiedy wiodła z sobą monologi podobne do tych, których parę razy byliśmy świadkami. Jednego dnia posłała o niezwykłéj godzinie po syna... który przyszedł natychmiast i zastał staruszkę już ubraną, w jedwabnéj sukni siedzącą w fotelu z książką do nabożeństwa na kolanach. Było to o godzinie ósméj rano.<br>
{{tab}}Zaledwie wszedł, Byczkowa poznała go po chodzie i odezwała się:<br>
{{tab}}— Ale to moje serce, mnie bo już by {{pp|umie|rać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|umie|rać}} potrzeba... czas przyszedł, człowiek się tylko zapomniał... ja myślę to już dziś skończyć, nie ma czego dłużéj czekać... wzrok nie wróci... jego już nie zobaczę... o nie...<br>
{{tab}}— Co tam Mama takie rzeczy mówi! — rzekł Byczek.<br>
{{tab}}— A no! już mi się nie sprzeciwiaj, kiedy pora to pora — namyśliłam się, że taki żyć nie ma po co i dla czego... Coraz jakoś bałamuci się gorzéj w głowie, na oczy zapadam gorzéj chociaż niby to ja coś widzę, ale wy mnie osadziliście już ślepą... No! no! otóż już się wam i wyniosę. Bo to i tego pokoju potrzebujecie, i nie ma czego żyć, powiadam ci! Więc słuchajno, jak tobie na imie? Zacharjasz? a tak! słuchajże Zacharjaszu? czy ci to różnicy nie zrobi żebym ja sobie dziś umarła?<br>
{{tab}}— Ale kochana mamo, bo co mama mówi? przecież nikt nie umiera kiedy chce, aż gdy mu Bóg śmierć zeszłe.<br>
{{tab}}— No! no! już jak się z Panem Bogiem ułożę, mnie wiedziéć... poczciwy staruszek dawno mi powiada, że mogłabym sobie umrzéć, ale mi się nie chciało jeszcze, {{pp|wszyst|ko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wszyst|ko}} się czegoś lepszego spodziewałam i taki z temi wspomnieniami się żyło, a na progu trzeba będzie porzucić wszystko jak stare łachmany. Więc myślę sobie, to już umrę dziś, jakże ci się zda?<br>
{{tab}}— A! niechże Bóg uchowa! — rzekł Zacharjasz.<br>
{{tab}}— To dobrze, bo ty jesteś syn poczciwy i tak mówisz jak to się mówi kiedy dziecko pamięta przykazania Boże, ale swoją drogą, mnie bo już nudno stare kości dźwigać, trzeba się wybierać na tamten świat. A pochowacież mnie jak się patrzy? hę?<br>
{{tab}}— Moja matko kochana...<br>
{{tab}}— Co tam ceremonje, mów jak należy, a zrób jak cię poproszę. Na starym smętarzu, a ty może i nie wiesz gdzie stary smętarz?... ale ci powiedzą — jest grób w lewo w samym końcu muru. Był tam pomnik, pyramida z cegły, ale to się musiało obwalić ze szczętem, bo kto tam umarłych domu pilnuje. On tam pochowany nieboraczek, pieszczota moja jedyna, w żabotach i haftowanym fraku... połóżcie mnie koło niego. Myśmy sobie zawsze {{pp|obiecy|wali}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|obiecy|wali}} leżéć w jednym grobie, ale to już nie wiem czy pozwolą, bo to stary grób.... to choć blizko...<br>
{{tab}}Byczek milczał, zimno tego słuchał, bo był przywykły do marzeń matki.<br>
{{tab}}— Dziś ja tedy umrę, jeśli tam wam nic nie zawadzę, alebym się na wyjezdném z księdzem chciała jakim zobaczyć. Oj! nagrzeszyło się dużo, dużo! potrzeba pana Boga przeprosić, niech przyjedzie jaki starowina, co się z nim dobrze zna, bo ci młodzi, to ja ich nie lubię.<br>
{{tab}}Byczek pobiegł do żony, opowiedział jéj co słyszał od matki, poszła i ona do niéj, ale otrzymawszy ponowioną prośbę o księdza, posłała po niego.<br>
{{tab}}Stara dosyć długo pozostała z nim zamknięta i przygotowała się jak do ostatniéj podróży, a gdy się wszystek obrzęd odbył, siadła w fotelu i prosiła o kawę, którą bardzo lubiła.<br>
{{tab}}— Moja droga Zacharjaszowa, — rzekła, — już to pewnie ostatni raz cię o to proszę, niechże będzie z kożuszkiem i parę sucharków.<br>
{{tab}}Ten apetyt staruszki, który się niespodzianie zjawił, przekonał Byczków i uspokoił ich, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span>że marzenie śmierci było tylko jedném z przywidzeń zwykłych biednéj obłąkanéj.<br>
{{tab}}Podano jéj kawę, którą wypiła z chciwością prawie.<br>
{{tab}}— A niechżeby ta dziewczynina co tu czasem bywa, — (dodała mając na myśli Manię, którą bardzo lubiła), niechby tu ona przyszła się pożegnać, tak mi się coś widzi, że to musi być jakaś moja wnuczka, tylko po kim to sobie przypomniéć nie mogę.<br>
{{tab}}Posłano po Kopciuszka, a gdy zwyczajem swym siadła u nóg jéj na stołeczku, staruszka objęła jéj główkę rękami drżącemi i pocałowawszy w czoło, odezwała się:<br>
{{tab}}— To już i ty zapewne wiesz, że ja odjeżdżam.<br>
{{tab}}— Dokąd babciu? — spytała Mania.<br>
{{tab}}— A no, tam, na inszy świat, wszystko gotowe do drogi, dusza wyprana i grzechy za oknem, ksiądz z sobą poniósł całą torbę. Bywajże mi zdrowa i szczęśliwa, a hrabiów nigdy nie kochaj.... to się na nic nie zdało, słodki owoc, ale w końcu szkodzi, potem zawsze jeśli nie krew to łzy, jeśli nie śmierć to fiksacja, a <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>serce ci wyżre {{Korekta|zal|żal}} do ostatniego kawałeczka. O! tak!<br>
{{tab}}Tu zaczęła sobie różne rzeczy przypominać i zwoływać to pana Zacharjasza, to samą, a choć oni oboje wcale nie wierzyli w przeczucia matki i ciągle ją uspokajali, nic to na nią nie wpływało. Idea śmierci tkwiła w niéj ciągle.<br>
{{tab}}Gdy odeszli, spytała Mani czy jest dobrze ubrana, czy co poprawić niepotrzeba.<br>
{{tab}}— Widzisz moje serce, — rzekła, — kobieta i na tamten świat i do trumienki musi iść przystojnie. Ty nie wiesz jakam ja była piękna za młodu, a! to mnie też zgubiło. Kochali, kochali, a na co się to zdało? tak i umrzéć potrzeba i nawet wspomnienie chwil szczęścia porzucić.<br>
{{tab}}Odwróciła się potem jakby do Zacharjaszowéj:<br>
{{tab}}— Moja Zacharjaszowa, — rzekła, — nie pożałujcież mi téż a dajcie do trumny chustkę od nosa i mój flakonik, ten co od niego... Gdy w chwilę potém syn i synowa odeszli, po cichu trąciła w ramię Manię.<br>
{{tab}}— Dziecko ty moje, co ja ci powiem. Jest <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pod materacem w głowach szkatułeczka obwinięta chustką, podaj mi ją.<br>
{{tab}}Mania poszukała i przyniosła. Była to niegdyś ozdobna bronzami skrzyneczka, wielce używaniem nadpsuta i spłowiała. Złocone bronziki wystawujące amorków z łukami napiętemi trzymały się jeszcze po rogach, w środku była Venus na morskiéj konsze, zameczek wyobrażał dwa pyszczkami połączone gołębie. Stara dobyła kluczyka, który nosiła na sznureczku i otworzyła powoli zamek zardzewiały. Ze środka dobył się jakiś zapaszek ambry i zatęchłéj woni przedwiecznéj, nadpsutéj, która już nie była z tego świata, cóś nakształt balsamu, który słychać z trumien po secinach lat otwartych.<br>
{{tab}}W atłasem różowym wybitych poduszkach, leżały tu różne drobne sprzęciki, które stara chciwie zagarnęła rękami drżącemi. Był tam kameryzowany zegareczek wypukły z szafirową emalją i bukietem róż na niéj, kilka pierścionków, zwiędłe kwiatki, zdarta para rękawiczek, minjatura w oprawie złotéj wystawująca mężczyznę bardzo pięknego, w peruce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i złotem haftowanym fraku, a z drugiéj strony z włosów cyfra na tle nadziei, były złamki niezrozumiałe różnych pamiątek. Staréj łzy ostatnie potoczyły się z oczów na te szczątki życia, przyłożyła do ust minjaturę i schowała ją za suknię. Wonią skrzyneczki napawała się długo, znać ona jéj coś przypominała, pierścionki pokładła na palce, rzeczy drobniejsze jak mogła pochowała przy sobie.<br>
{{tab}}— Jak umrę, — rzekła, — pilnuj ażeby mi tego nie poodbierali, chcę z tém być pochowana. Na cóż mnie na nowo ubierać mają, włożyć stare kości jak są do trumny i dosyć. Oni tam gotowi i na te kawałeczki się połakomić.... a to tam niewiele warto.<br>
{{tab}}Słuchajno jeszcze, — dodała po chwili, — coś ci chciałam powiedziéć. Żebyś o mnie pamiętała, naści to moje dziecko. To pierścionek, który mi jeszcze ojciec dał na imieniny kiedym miała lat piętnaście, niewiele on wart, ale ci przypomni żebyś się modliła za grzeszną duszę twojéj babki.<br>
{{tab}}Obrączka z turkusikiem, którą sama {{pp|wło|żyła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wło|żyła}} Mani, zbyt małéj w istocie była wartości, aby się ona mogła wahać ją przyjąć.<br>
{{tab}}— A teraz, — rzekła, zasiadając się głębiéj w krześle, — bywajcie mi zdrowi i szczęśliwi, pożegnajmy się z sobą.<br>
{{tab}}Mani zebrało się na łzy, obie popłakały uścisnąwszy się, ale ją staruszka zaraz odprawiła, i znów przywołała Zacharjaszów oboje.<br>
{{tab}}— Niech się ja z wami jeszcze pożegnam, — rzekła poważnie, — Bóg ci zapłać Zacharjaszu za schronienie i serce, boś doprawdy dobrym był synem dla mnie, a ja tam wam obojgu nieraz dokuczyłam. A! bo téż się tam ta dusza tłukła po kościach jak ptak w klatce. Darujcież mi a nie pamiętajcie. Co tam po mnie rupieci jest oddajcie ubogim, wy się tém nie wspomożecie.... Mnie pochowajcie tak jak stoję, nie trzeba ubierać, umyślniem się dziś już odziała na to. Moja Zacharjaszowa, — dodała, — dziękuję ci i przepraszam za kłopot, który miałaś ze mną, dokuczyłam ci nieraz, obca a miałaś litość nad starą, Bóg ci to w dzieciach nagrodzi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale co tam o tém mówić! — popłakując przerwała rozczulona Byczkowa.<br>
{{tab}}— Proszę cię serce, w trumnę jak mnie będą kłaść, niech mi pod głowę położą tę poduszeczkę starą, co to ja ją lubię, ona się nie zda nikomu, a moja głowa do niéj od szczęśliwszych czasów przywykła.<br>
{{tab}}Papiery Zacharjasz znajdzie w nogach pod materacem zawiązane w chustce, to tam różne niepotrzebne.... niechby ze mną w trumnę położyli to najlepiéj, albo spalić, bo co tam obcy mają czytać i śmiać się. Głupiemu wszystko śmieszne, choćby krwią pisane. Bywajcie mi zdrowi, która tam godzina?<br>
{{tab}}Byczek odpowiedział że był wieczór.<br>
{{tab}}— No, to i mnie czas ruszać, żeby tam drzwi nie pozamykali, i żebyście ze mną w nocy kłopotu nie mieli jeszcze. Zostawcie mnie trocha samą to się pomodlę, a dajcie mi książkę do ręki, choć niedowidzę, ale to się lepiéj przypomina gdy książkę się weźmie.<br>
{{tab}}Zmęczeni całym tym dniem wyszli oboje Byczkowie, pewni, że stara marzyła sobie na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jawie jak zawsze. Służącą tylko zostawiono w blizkim pokoju na zawołanie.<br>
{{tab}}Poczuwszy się samą, jak opowiadała sługa, staruszka poczęła modlić się gorąco, przewracając kartki w książce z wielkim pośpiechem, i płakała po trosze i biła się w piersi, potém przeżegnała, ręce złożyła jak do modlitwy, uśmiechnęła dziwnie słodko i westchnęła z cicha.<br>
{{tab}}Siedziała tak nieruchoma zupełnie jakby śpiąca.... Była już dziesiąta wieczorem, gdy przyszła sługa radzić się pani Zacharjaszowéj, czyby jéj w łóżko nie położyć, ale gdy Byczek wszedł do matki, zastał ją bez życia i skostniałą.<br>
{{tab}}Dziwne to życie, dziwną téż skończyło się śmiercią.<br>
{{tab}}W parę dni potém ubogi pogrzeb wyszedł ze Śto-Krzyzkiéj ulicy, wioząc staruszkę na Powązki i mogiła żółta przysypała czarną trumnę, w któréj ostatnia miłość Augustowskiéj epoki usnęła na wieki z zeschłemi kwiatkami na wyschłéj od tęsknoty piersi.<br>
{{tab}}Państwo Byczkowie po zgonie matki nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zmienili wcale trybu życia i wiedli je tak porządnie i regularnie jak dawniéj, a byli téż bardzo szczęśliwi. Byczek nie wyniósł się ze swojego pokoju, choć mógł zająć wygodniejszy po matce, dla tego, że musiałby był zmienić miejsce, w którém przywykł stawiać cybuch pod oknem, a wreszcie i wszystkie obyczaje poobiednich godzin, które się stały nałogiem.<br>
{{tab}}Przychodzi nam na myśl, że się kto gotów o pana Adolfa Szwarca, o godnego ojca jego, matkę, a nawet rumianą i hożą kuzynkę zapytać, a przekonani jesteśmy, że szczerze Bogiem a prawdą opowiadając to cośmy słyszeli, za najpewniejszą rzecz w świecie, możemy być posądzeni o wymyślne epilogowanie naszéj powieści. Bo ciężko w istocie przypuścić, żeby taki elegant jak pan Adolf ożenił się z Basią? tymczasem wszyscy mi zaręczają że to nastąpiło, nie rychléj wprawdzie, jak w rok po rozstaniu się jego z piękną Elwirą. Wiemy, że ojciec i matka byli temu mocno przeciwni zrazu, ale Bartłomiej przypomniawszy sobie historję butów kozłowych, jakoś {{pp|nare|szcie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nare|szcie}} przystał. Adolf postanowienie to uczynił dziwnie nagle, i gdy się Basi oświadczył, panna byłaby z podziwu i szczęścia zemdlała, ale mdleć ją jakoś nie nauczyli za młodu i obeszło się serdecznemi Izami. Pani Szwarcowa, acz małomówna i stroniąca od salonów, lubiąca wieś i ciszę, tak przyzwoicie jednak wygląda kiedy się pokaże w Warszawie, że niktby ją nie posądził, iż własnemi rękami prała bieliznę i karmiła ptastwo domowe. Mąż jéj jest zawsze ozdobą najlepszych towarzystw, które mu trochę za złe mają, że żony szukał w głębinach tych społecznych otchłani, w które nawet wzrok ich domowy nie sięga.<br>
{{tab}}Tyle o naszych znajomych, do których wypadałoby może dodać Wydyma, który wkrótce potém się ożenił. Spowodowała tę niespodziewaną determinacją bytność Zeżgi, który w pannie Salomei poznał swą dawną, pierwszą, ostatnią i jedyną miłość, przebaczył jéj i sam upornie chodził około tego, aby skojarzyć małżeństwo zdające się obiecywać choć krótką jesienną, ale pogodną godzinę szczęścia <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>biednemu kalece i biednéj sierocie. Zmartwiła się tylko tym wypadkiem kuzynka, do któréj Wydym chodził na obiady, bo cała jéj nadzieja zapisu dla dzieci upadła. Zeżga zamieszkał na dole w kamienicy przyjaciela i służył im obojgu, patrząc załzawionemi oczyma na ich szczęście, od którego złowrogie wpływy gotów był grubym swym kijem odganiać.<br>
{{tab}}Znakomity twórca win, któregośmy chwilowo widzieli oddanym ważnemu zajęciu naśladowania tego co Pan Bóg tylko dobrze umie robić, ożeniony z wdową, wiedzie swój handel zawsze wielce pomyślnie. Wina tylko tyle kupuje, ile sam na własny potrzebuje użytek.<br>
{{tab}}Niewiem już kogoby nam do tego długiego regestru brakło, ale wrazie opuszczenia, zapewnić mogę ciekawych losu pozostałych osób, że te albo już pomarły, albo umrą niezawodnie. Jest to jedna rzecz, w świecie tak niechybna, wedle ks. Baki, że prorokując ją, nigdy się na kłamstwo narazić nie można.<br>
<br>
{{tab}}''Bruksella d. 3 stycznia 1862.''<br><br>
{{c|{{f*|{{roz*|Koniec.|0.5}}|kap}}|w=120%}}
<br><br>
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
5oxscmz83uk657uh9k5d35i0jjhfeoe
3154536
3154533
2022-08-19T16:47:08Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Strona generowana automatycznie}}
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub|Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
<br><br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
<span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_1" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215{{!}}{{#if:1|1|Ξ}}]]|1}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{Inicjał|M}}oja jéjmość, — rzekł pan Szwarc do żony jednego wieczora, gdy spokojnie siedzieli oboje w ostatnim pokoiku i jakoś dosyć byli pochmurni, od dawna nie mając wiadomości od syna, — moja jéjmość, jakby się to tobie zdawało? przyszła mi myśl jedna, potrzebaby się nam poradzić.<br>
{{tab}}Szwarcowa, która coś robiła około doniczek zeschłego na pół geranjum, może aby mąż nie dopatrzył że łzy miała w oczach, odwróciła się żywo ku niemu.<br>
{{tab}}— Mój kochany, — odpowiedziała udając spokój, — już jak ty co pomyślisz, to pewnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_2" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216{{!}}{{#if:2|2|Ξ}}]]|2}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dobrze. Cobym ja tam moim kobiecym rozumem dodać tobie mogła?<br>
{{tab}}— O tak! a ileż to razy trafiało się, żeś mi jéjmość święcie i poczciwie doradziła? Człowiek się uprze przy swojéj myśli, gdy mu ona głowę świdruje, i tak się w niéj zakuje, że ani podobna z niéj wyruszyć i dopiero jak go kto wyparuje siłą, mocą, postrzeże się, że nie na dobrém miejscu siedział. Zawsze co dwie głowy, to nie jedna.<br>
{{tab}}— Twoja i za dziesięć starczy, moje serce.<br>
{{tab}}— Rzuciłabyś jéjmość te pochlebstwa; ot! nie nam to już, tyle lat z sobą przeżywszy, prawić sobie słodycze! Moja głowa do robienia grosza to jeszcze jako tako, ale do innéj sprawy, zwłaszcza teraz, kiedy na niéj tyle ciężkich myśli ołowiem leży, nie taka już skuteczna jak się jéjmości wydaje. Czuję, że mnie i starość, a nie bez tego żeby i smutek nie ogłupiał. Człowiek znosi, znosi, ale jak go ciśnie to uciśnięty.<br>
{{tab}}— Ty bo nadto do serca bierzesz zaraz...<br>
{{tab}}— No, no! a Jejmość lepsza? — zawołał Szwarc, — niby to ja nie widzę!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_3" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217{{!}}{{#if:3|3|Ξ}}]]|3}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Cóż masz widziéć?<br>
{{tab}}— A! at! at! rozumiemy się i bez słów, dosyć oczów. Wiele to czasu jakeśmy Adolfa nie wspominali, ja dla tego żeby jéjmości nie smucić, ty duszko żeby mnie nie drażnić, a z oczów sobie czytamy oboje, że tylko o nim dzień i noc myślimy! To darmo! Jéjmość sądzisz że ja śpię, kiedy tak ciężko wzdychasz? A już téż nie czego tylko z turbacji o niego. Na co to taić? Mnie tylko to jego ożenienie ciągle przed oczyma stoi. Ma on rozum, nie można mu go odmówić, mógł sobie wybrać dobrze, ale broń Boże chybi, ratunku na to nie ma, całe życie będzie pokutował. Ja mu pewnie żony ani narzucać, ani odbierać nie myślę, boć to nie dla mnie ale dla niego ta żona, przecieżbym oczyma własnemi chciał ją widziéć i być pewniejszym co to tam takiego? Już jakbym się gryzł, tobym przynajmniéj dokumentnie wiedział dla czego się jem.<br>
{{tab}}Z uwagą wysłuchawszy tych słów p. Szwarcowa, pokiwała głową twierdząco.<br>
{{tab}}— Cóż dziwnego, że jegomość byś chciał to widziéć własnemi oczyma, kiedy mnie, dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_4" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218{{!}}{{#if:4|4|Ξ}}]]|4}}'''<nowiki>]</nowiki></span>któréj to wprost niepodobieństwo, tylko to chodzi po głowie, żeby ją téż zobaczyć. Adolf ma przecie nie dla proporcji rozum i edukacją, ale młodość, ale miłość, tak człowieka obałamucą, że gdyby panna była z rogami, z pozwoleniem, toby ją wziął jak się raz wkocha; powiedziałby sobie że jéj i z tém ładnie. Ale jakże jegomość możesz się tam dostać i ją zobaczyć?<br>
{{tab}}— Czekajże no, myślałem ja dobrze, zaraz ci powiem, to może się zrobić i bardzo nawet łatwo. Narębscy mają kilka szynków, pojechałbym do Warszawy pod pozorem, że chcę je wziąć w dzierżawę od niego, tym co je trzymali dotąd właśnie kontrakt wychodzi, powód mam dobry. Wezmę czy nie, a najpewniéj że nie zaarenduję, — a potargować mogę.<br>
{{tab}}— Chociażby i tak! a jakże się tam przyjechawszy odrekomendujesz? cóż powiész? Szwarc! a tu Szwarc jakiś stara się o ich córkę, nuż domyślą się, przewąchają, to dopiero byś się Adolfowi przysłużył! ha!<br>
{{tab}}— Ale ba, juściż ja to sam miarkuję, że tak nie można, a któż mnie tam zna? Szwarc czy <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_5" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219{{!}}{{#if:5|5|Ξ}}]]|5}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Kwarc, czy jakie tam licho, przecie nie spytają o papiery.<br>
{{tab}}— Czyżbyś jegomość znowu chciał się w cudzą skórę poszywać? — spytała Szwarcowa z podziwieniem.<br>
{{tab}}Stary otarł się chustką, bo nie był pewien czy mu się co z oczów nie sączy7, a chciał zaraźliwy symptom utrapienia ukryć przed żoną, jak ona mu swe łzy ukrywała, udając, że po kątach czegoś upatruje.<br>
{{tab}}— Och! moja jéjmość, — rzekł, — robiło się dużo dla Adolfa, dosyć powiedziéć że się ojciec dziecka zaparł, aby mu tym szynkiem, z którego wyszedł, nie psuć karjery, trzeba już brnąć do ostatka, i swojego imienia bodaj się wyprzéć jeszcze. Ja się tam tak wykręcę, że i nie skłamię i sprawy nie popsuję, mruknę coś pod nosem, ni to ni owo.... Bylebym własnemi oczyma ich zobaczył, ją widział, — dodał propinator, — bo, gadajcie sobie co chcecie, żeby mi jak kto opisywał, malował, donosił, ja więcéj zrozumiem okiem raz rzuciwszy, niż gdyby mi pół dnia gadano. Zresztą, ojcowskie wejrzenie zawsze nie to co cudze. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_6" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220{{!}}{{#if:6|6|Ξ}}]]|6}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Adolf się kocha, to tak jakby przez okulary patrzył, obcy ludzie każdy po swojemu widzi i sądzi, mnie się zdaje, że ja taki prawdę zobaczę.<br>
{{tab}}— A! mój Boże! gdyby ci się tylko udało, cóż ja przeciwko temu miéć mogę, mój drogi; i jabym twojemi oczyma lepiéj widziała, co tam Pan Bóg daje, czy pociechę czy utrapienie.... bo to jeszcze na dwoje wróżono.<br>
{{tab}}— Pewnie, pewnie, — odparł Szwarc widocznie uradowany, — a w dodatku, do Warszawy i inneby się jeszcze interessa znalazły. Jest tam trochę grosza, toby się téj cielęcéj skóry, listów zastawnych kupiło, bo na hypoteki żal się Boże oddawać, człowiek potém o swój własny grosz modlić się musi. Potém trochę tam i do domu, tego i owego braknie, sam pojechawszy taniéjbym i lepiéj kupił...<br>
{{tab}}— Taniéj? nie powiem, jegomość nie rachujesz kosztów podróży.<br>
{{tab}}— Ale za to sam wybieram i targuję, i to cóś warto. Biłem się ja z tą myślą, chciałem nic nie mówić aż zrobię, ale i kłamać nie umiem, i na co bym przed jéjmością się taił? <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_7" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221{{!}}{{#if:7|7|Ξ}}]]|7}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Spokojniejszy pojadę, gdy wiedziéć będziesz po co, więc już teraz nie ma co odkładać! dalibóg pojadę, — dodał Szwarc wstając z krzesełka, — i to nie daléj jak jutro.<br>
{{tab}}— Jutro! na miłość Bożą! zlituj się! jutro, tak zaraz! To niepodobieństwo! Ja jeszcze nie wiem, czy jegomość masz bieliznę, trzeba się wybrać, pomyśléć....<br>
{{tab}}— A! nie wstrzymujże mnie moja dobrodziéjko, — zawołał Szwarc, składając ręce jak do modlitwy, — do czego ja się mam męczyć? Co prędzéj to lepiéj, słowo się rzekło, i robić....<br>
{{tab}}— Z jegomości zawsze taka gorączka, jakbyś miał lat dwadzieścia, — odparła Szwarcowi, z lekka ruszając ramionami.<br>
{{tab}}— A wyszliście kiedy źle na tém, żem ja się zawsze spieszył? — spytał stary z uśmieszkiem zwycięzkim, — no, powiédz tak szczerze kochanie moje?<br>
{{tab}}— No! no! ty bo mnie zawsze przekonać musisz, — westchnęła Szwarcowa, — jedź już, jedź, ale daj mi dość czasu aby choć węzełki porobić, choć upiec co na drogę, albo bigosu <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_8" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222{{!}}{{#if:8|8|Ξ}}]]|8}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zgotować, a i ta bielizna.... Jakże jegomość jechać myślisz?<br>
{{tab}}— E! gdybyś ty się tylko nie obawiała, — rzekł Szwarc nieśmiało, — zaprzągłbym sobie parę młodych kasztanków do małego wózeczka, siadłbym i pojechał.<br>
{{tab}}— Ach! jegomość! jegomość! — przerwała żona, — zawsze z tym pośpiechem! Samże zważ, ty stary, nie przymawiając, nie zawsze bardzo zdrów, droga długa, konie młode i taki swawolne, popsuje się co, bieda, — złodziejów pełno po gościńcach, okradną, a w Warszawież to tam filutów mało? Gdzie myśléć jechać samemu. Dobrze to do Lublina, albo do Piasków, ale do Warszawy! Jeszcze jegomość mówisz, że chcesz robić sprawunki, bo przez posły wilk nie tyje, a cóż tam w tym wózku pomieścisz? funt pieprzu!<br>
{{tab}}— No! no! nie gderzże już, — rzekł Szwarc pokonany, — pójdą stare gniade kobyły, i wezmę parobka i wóz długi, o co ci chodzi?<br>
{{tab}}— Oczewiście, że tak będzie i wygodniéj i bezpieczniéj i taki przecie pokaźniej. Na wóz, choćby przyszło jegomości zabrać kilka głów <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_9" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223{{!}}{{#if:9|9|Ξ}}]]|9}}'''<nowiki>]</nowiki></span>cukru, kamień mydła, świec i trochę butelek, to się to tam wszystko pomieści.<br>
{{tab}}Szwarc nie był wcale uparty, dał się żonie łatwo przekonać, i postanowioném zostało, że ma wyjechać pojutrze, a weźmie statecznego parobka i wóz, który nie trząsł wcale.<br>
{{tab}}Następnego dnia sama jéjmość i młoda wychowanica, która o celu podróży wcale nie wiedziała, zajęte były od rana do nocy węzełkami na drogę. Szwarcowa zawsze tak swojego starego wyprawiała z troskliwością niezmierną, z któréj on się śmiał, narzekając na nią, a zapobiedz nie mogąc. Połowa tych przysmaków zawsze zeschła i potarta choć nie tknięta, powracała do Zamurza, nieumiała wszakże poczciwa kobieta bez nich męża z domu wypuścić.<br>
{{tab}}— Niech sobie nie je, mówiła uparcie, bylebym ja była spokojna, że jak mu się zachce, to je będzie miał pod ręką. Nie zginiemy przez to, że się ta odrobina zmarnuje, pracował na to całe życie, ażeby w starości nie cierpiał niodostatku.... a choćby to moja fantazja? no! to i téj warto dogodzić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_10" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224{{!}}{{#if:10|10|Ξ}}]]|10}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Próżno Szwarc przedstawiał, że po drodze nie wożą się z temi węzełkami, że tych samych rzeczy wszędzie dostać można, jéjmość utrzymywała, że kupne są gorsze, że na ich cenie oszukują, że lepiéj miéć w wozie pod ręką, niż po ludziach prosić.<br>
{{tab}}Szwarc miał zwyczaj wyjeżdżać z domu rano, zjadłszy miskę grzanego piwa z serem. Dnia wyznaczonego wstali wszyscy do dnia, wychowanka kręciła się, parobek konie zaprzęgał i uprząż przyrządzał, stara Szwarcowa co chwila, w największym niepokoju ducha, wysyłała coś, to sama biegła zatykać do wozu.<br>
{{tab}}W takich nadzwyczajnych okolicznościach, ze zbytku troskliwości stawała się niecierpliwą i gderzącą, ale wszystko to pochodziło z poczciwego i przywiązanego serca. Dziewczę nie miało pokoju, słudzy latali, gnani przez nią, jak poparzeni.<br>
{{tab}}— No! patrzajcież, — wołała to stając na progu, to wracając do izdebki, któréj wszystkie kąty opatrywała, — byliby parasola zapomnieli! Skaranie Boże, żeby zmokł, zaziębił <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_11" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225{{!}}{{#if:11|11|Ξ}}]]|11}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się i jeszcze, uchowaj czego, odchorował! kiedy najpotrzebniejsze głowy, wszyscy je potracą, ja jedna muszę za wszystkich pamiętać o wszystkiém.... A druga para butów? wzięli drugą parę? otóż nie! stoi w kącie najspokojniéj... toć przecie bez nowego obuwia się nie obejdzie.... i gdzie tu rozsądek? gdzie zastanowienie?.... Pokażcie mi kobiałkę z jedzeniem, nie włożyli szklanki!! Zechce się w drodze wody napić, to i tego mu zabraknie! A! ludzie! ludzie! skaranie Boże! aj! słudzy! słudzy! Chleb jest? chwała Bogu i za to, a garnuszek z masłem? a pieczyste? Otóż znowu! patrzajcie, pieczyste ledwie obwinięte i tuż koło herbaty, żeby masłem przeszła i na nic się nie zdała! jak {{Korekta|naumyślnie|naumyślnie.}} Juściż to i ta dziewczyna sensu nie ma!.... A! garnuszek do góry nogami! Matko Najświętsza.... żeby choć kropla rozsądku! A faseczka z bigosem? a pieprz i sól? a flaszka z octem?<br>
{{tab}}Tak krzątając się pani Szwarcowa, spotniała, umęczona, nie usiadła, póki się nie upewniła oczami i rękami, że wszystko dano co potrzeba; na przypadek zaś, gdyby jeszcze coś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_12" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226{{!}}{{#if:12|12|Ξ}}]]|12}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapomniano, stał koń okulbaczony i chłopak, ażeby pana dogonił. Z doświadczenia bowiem wiedziała, że w takim pośpiechu na wyjezdném, zawsze się coś prawie najpotrzebniejszego zapomni.<br>
{{tab}}Małżonkowie, nie bez łez, uściskali się w progu. Szwarc już jedną nogą stojąc na wozie, jeszcze przypomniał sługom, aby w niebytności jego dobrze domu pilnowali i we wszystkiém słuchali jéjmości; potém przeżegnał się i padł na tak wysłane i utkane siedzenie, że zrazu je musiał sobą uciskać, nim bezpiecznie się usadowił. Ale na wozie jechał jak król jaki, a w potrzebie choćby się zdrzemnąć i położyć było można. Jéjmość tymczasem ocierając oczy, słała z ganku krzyżyki, a gniade kobyły krokiem doświadczenia, wiedząc co to długa droga i przeczuwając ją, choć raźnie, z umiarkowaniem wszakże i oględnością na przyszłość, małym ruszyły kłusem.<br>
{{tab}}Już jak pan Szwarc dążył do Warszawy i jak drogę przebywał, opisywać nie mamy potrzeby; podróż szła dosyć powolnie, popasy były długie, gospodarskie, noclegi wygodne, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_13" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227{{!}}{{#if:13|13|Ξ}}]]|13}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na konie oglądano się, aby ich nie nadużyć, pojono często, karmiono dostatnio, i trzeciego dopiero dnia, pod Warszawą wypadło nocować, a czwartego z rana Szwarc przejechał most pragski, cicho odmawiając pacierz na tę intencją, żeby mu się powiodło. Z daleka całe to przedsięwzięcie, długo w myśli kołysane i niańczone, zdawało się niezmiernie do wykonania łatwém, — ale gdy się krok pierwszy zrobiło, gdy zbliżyła się pora przyprowadzenia go do skutku, trudności zaczęły rosnąć co chwila. Szwarc tracił serce i odwagę, tysiące możliwych nieprzyjemności, które spotkać się obawiał, przesuwały się po głowie. Że jednak był już sobie powiedział, iż tak a nie inaczéj uczynić musi, nie cofnął się ze strachu. Wedle swojego obyczaju, zaraz za mostem dla oszczędności zajechał do znajomego sobie zajazdu Siedleckiego, i tu w skromnym kątku się umieścił. Drożyzna hotelów głębiéj w sercu miasta położonych, odpychała go od nich, a może i przesąd stary.<br>
{{tab}}Wziął maleńką ciupkę od tyłu, do któréj parobek zniósł rzeczy, i odpocząwszy nieco, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_14" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228{{!}}{{#if:14|14|Ξ}}]]|14}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ubrany świeżo, wygolony i umyty, pieszo, z kijem wyruszył w miasto. Nie miał Szwarc zwyczaju, stroić się bardzo do stolicy, brał tylko nowsza niedzielną, kapotę, buty nie schodzone i czystą chustkę, a o to, że jego wiejska ogorzała fizjonomja i strój, od tłumu na jedną formę poubieranego różniła się, wcale się nie troszczył.<br>
{{tab}}Nic go nie obchodziły uśmiechnięte wejrzenia elegantów i zastanawiający się ludzie, nadto znał świat żeby się temu dziwił, zbyt długo żył, żeby go to obrażało, nie patrzał nawet na otaczających.<br>
{{tab}}Pierwszą trudnością z jaką się spotkał Szwarc, było wywiedzenie się o Narębskich. Wyjeżdżając z Zamurza zdawało się to rzeczą najłatwiejszą, po kilku jednak godzinach pytania próżnego, przekonał się, że można było siedziéć miesiąc i nie wynaléźć, chyba przypadkiem Narębskiego. Szczęściem przypomniał sobie, że wie mieszkanie syna i pokornie poszedł u ludzi pana Adolfa, dopytywać o p. Feliksa. Wspaniały kamerdyner, palący cygaro w bramie, poznawszy szynkarza, choć <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_15" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229{{!}}{{#if:15|15|Ξ}}]]|15}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nosem pokręcił, że śmiał się udać do niego, dla zbycia się wszakże kompromitującéj kapoty, raczył wskazać łaskawie numer domu, w którym mieszkali Narębscy. Szwarc ukłonił się nizko i zapisał dla pewności mieszkanie i pociągnął powoli ku niemu, myśląc jak do rzeczy przystąpić.<br>
{{tab}}Teraz już widział się u celu, zapomniawszy że nim do rzeczy przyjdzie, jeszcze dobić się potrzeba do szczęścia oglądania oblicza pana, przez którego służby zastępy przerzynać się potrzeba i prosić o posłuchanie.<br>
{{tab}}Była to godzina jeszcze przedpołudniowa, ale już obiadu blizka, gdy w mieście najwięcéj wizyt oddaje się i przyjmuje.<br>
{{tab}}Szwarc wszedł na wschody nie bez pewnego wzruszenia, ale nim ostatni stopień minął, lokaj uliberjowany zapytał go groźnie:<br>
{{tab}}— Do kogo to? do kogo?<br>
{{tab}}— Do W. Zarębskiego, z interesem.<br>
{{tab}}— Z interesem? — powtórzył niedowierzająco sługa, — od kogo?<br>
{{tab}}Szwarc się zmięszał, bo to znaczyło jakby sam od siebie nie miał miny przychodzić.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_16" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230{{!}}{{#if:16|16|Ξ}}]]|16}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Mam mój własny interes, — rzekł cicho. — Jest pan?<br>
{{tab}}— A to trzeba mu zaanonsować! — odparł lokaj.<br>
{{tab}}— Chciéjcie z łaski swojéj powiedziéć, — zająknął się stary, — powiédzcie proszę, powiédzcie, że w interesie arendy przyjechał szlachcic, chce wziąć propinacją?<br>
{{tab}}— A! a! — zawołał sługa odchodząc, ale zaraz się zawrócił. — Ja nie wiem czy teraz można?<br>
{{tab}}— Spróbójcież proszę! — powtórzył ocierając pot z czoła stary i wcisnął dwuzłotówkę, która milcząco ale gorliwie została przyjętą i schowaną do bocznéj kieszeni.<br>
{{tab}}Szwarc odetchnął stanąwszy przed progiem i spojrzał na siebie, brakło mu serca, drżał.<br>
{{tab}}— A! no, słowo się rzekło, — powiedział sobie w duchu, — cofać się już nie czas, co Bóg da, to da!<br>
{{tab}}Pan Feliks był w swoim pokoju, ale nie sam. Szwarc młody, który gorliwie starał się o Elwirę, tak, że nawet ojca chciał sobie pozyskać, i dosyć w dobrych z nim był {{pp|stosun|kach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_17" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231{{!}}{{#if:17|17|Ξ}}]]|17}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|stosun|kach}}, zaszedł był właśnie na cygaro do niego. Palili rozmawiając swobodnie i p. Feliks znajdował, że może miéć wcale przyzwoitego zięcia, choć i jemu imie się nie bardzo podobało, gdy sługa wszedł, stanął u drzwi i odchrząknąwszy zaczął:<br>
{{tab}}— Proszę pana, jest jakiś szlachcic, tak, w kapocie, mówi, że przyjechał względem propinacji pomówić.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał obojętnie dosyć, ale na Adolfie propinacja, kapota, okropne zrobiły wrażenie, poczerwieniał cały i ruszył się z miejsca.<br>
{{tab}}— Interes, — zawołał żywo, — a interesu przedewszystkiem, nie chcę przeszkadzać. Wyciągnął rękę.<br>
{{tab}}— Ale poczekajże, — odparł Narębski, — on się zatrzyma chwilę, albo, co lepiéj, poszlę go do żony, ona ma na swoje potrzeby {{korekta|odstąną|osobną}} propinacją, do niéj téż więcéj niż do mnie należy ułożenie się o nią; powiédz pani, — dodał do służącego.<br>
{{tab}}— Dobrze, proszę pana.<br>
{{tab}}Pani Samuela była jeszcze przy toalecie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_18" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232{{!}}{{#if:18|18|Ξ}}]]|18}}'''<nowiki>]</nowiki></span>gdy służącą oznajmiła, że przybył ktoś dla wzięcia propinacji, a pan go do pani odesłał.<br>
{{tab}}— Zawsze toż samo! — zawołała zniecierpliwiona kobieta, — czyż pan nie wie, że ja tego wcale nie rozumiem, że z mojém zdrowiem, niepodobna mi się tém zajmować. Kiedy téż będzie miéć litość nademną?<br>
{{tab}}— Co mam powiedziéć? — spytała służąca uśmiechając się.<br>
{{tab}}— Żeby pan z nim zrobił sobie co zechce.<br>
{{tab}}W chwilę potém lokaj przybył z oznajmieniem, że jaśnie pani prosi jaśnie pana, aby sam pomówił o propinacją. Narębski ruszył ramionami, a pan Adolf korzystając z okoliczności, cały pomięszany, pożegnał pana Feliksa. Nie udało mu się jednak i tą razą, bo go Narębski usilnie i prawie gwałtem zatrzymał.<br>
{{tab}}— Ale siedźże proszę, wszak będziesz z nami jadł obiad! Pomówimy z propinatorem przy tobie, jesteś lepszym odemnie gospodarzem, pomożesz mi, proszę cię.<br>
{{tab}}Nie było sposobu się usunąć, choć Adolf miał jakieś przeczucie, i usiadł z niepokojem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_19" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233{{!}}{{#if:19|19|Ξ}}]]|19}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niewysłowionym zwracając na drzwi {{Korekta|oczy|oczy.}} Niebawem otworzono je i w dali ukazał mu się ojciec, który onieśmielony wchodził, a postrzegłszy przy gospodarzu siedzącego syna, tak się zmięszał i trząść zaczął, tak stracił przytomność, że w pierwszéj chwili Adolf chciał się zerwać i biedz mu w pomoc. Wstrzymał się jednak i głowę odwrócił, czując, że jeden ruch, mógł wszystkie jego zabić nadzieje.<br>
{{tab}}Narębski ciekawie zwrócił się ku przybyłemu i przywitał go tym tonem grzeczno-pańskim, który czasem gorzéj boli niż otwarte grubijaństwo. Szwarc skłonił się nizko, ale staremu i słów i pamięci zabrakło, oczy jego ciągnął syn, ręce chciały ku niemu, serce biło w tę stronę, potrzeba było udawać nieznajomego. Stary zląkł się czy wytrzyma, czy da sobie radę, pożałował swego kroku, zaniemiał, tak że nieśmiałość jego, niepojęta dla Narębskiego, zaczęła go śmieszyć potrosze.<br>
{{tab}}Adolf mimo panowania nad sobą, gorączkowo przewracał książki, odwróciwszy się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_20" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234{{!}}{{#if:20|20|Ξ}}]]|20}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odedrzwi, i buchał dymem cygara, z którego kłęby niezmierne wyciągał.<br>
{{tab}}— Asan masz zamiar wziąć u mnie propinacją? czy wszystkich szynków?<br>
{{tab}}— Ja, tego, to jest, proszę J. Wielmożnego pana, — {{Korekta|wybuknął|wybąknął}} Szwarc, — ja, tego, dowiedziawszy się.... pragnąłbym, a jeżeli warunki....<br>
{{tab}}— Asan zajmujesz się propinacją? — spytał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak jest, od lat trzydziestu.<br>
{{tab}}— A gdzie?<br>
{{tab}}Szwarc połknął ślinę i wymienił imie wsi, w któréj nie mieszkał, ale ją istotnie trzymał.<br>
{{tab}}— Jak się aćpan nazywa? — dodał Narębski.<br>
{{tab}}Tu był szkopuł, skłamać stawało się koniecznością dla syna, ale nie przyszło to łatwo, pan Bartłomiej pokraśniał cały i rzekł niewyraźnie:<br>
{{tab}}— Sobkowski.<br>
{{tab}}Miał szwagra tego imienia, który w wymienionéj wiosce mu gospodarzył i zastępował go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_21" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235{{!}}{{#if:21|21|Ξ}}]]|21}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Narębski począł chodzić po pokoju.<br>
{{tab}}— Znasz pan obszerność dóbr? warunki? położenie? Austerja na trakcie jedna, dwie we wsiach, karczemka w lesie. Dodaję do tego łąkę i ogród, chcesz wziąć i młyny razem?<br>
{{tab}}— Mogę i młyny, — wybąknął Szwarc niewyraźnie, wciąż poglądając na syna, który po książkach plądrował i krztusił się od dymu, jaki połykał.<br>
{{tab}}— Przeszły propinator płacił mi sześć tysięcy.<br>
{{tab}}— To wiele, — rzekł Szwarc cicho.<br>
{{tab}}— A ja teraz bez podwyżki nie puszczę, pięćset złotych muszę wziąć więcéj. Ale zapomniałem dodać, że moja żona bierze jeszcze kilka głów cukru, i coś tam, doprawdy nie pamiętam. Mówiono mi, że sama austerja więcéj połowy tenuty zarobić może, byle ją dobrze utrzymać.<br>
{{tab}}— Przecież ostatni propinator, — przerwał Szwarc dławiąc się, ale chcąc przedłużyć rozmowę, — podobno stracił i wychodzi bez grosza.<br>
{{tab}}— To jego wina, — rzekł Narębski {{pp|chło|dno}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_22" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236{{!}}{{#if:22|22|Ξ}}]]|22}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|chło|dno}}, — nie dbał o siebie, nie zapobiegliwy, w austerji często piwa nie było, opuścił mi budynki nawet.<br>
{{tab}}W téj chwili drugie drzwi pokoju pana Feliksa wychodzące ku salonowi, otworzyły się i bokiem wciskając się przez nie, dla niezmiernéj szerokości krynoliny, weszła panna Elwira, pod pozorem szepnięcia parę słów papie, w istocie aby Adolfa wyciągnąć. Adolf na jéj widok zerwał się grzecznie, ale zmieszany swém położeniem, wydał się tak dziwnie Elwirze, iż poczuła że mu coś dolega. Zwykle spokojny i trochę chłodny, tą razą rzucał się, oglądał, śmiał się gorączkowo i niepokoił do tego stopnia, że nawet pan Feliks zrozumiéć go nie mógł i patrzał nań z ciekawém zdziwieniem.<br>
{{tab}}— Co mu się u licha stało? — mówił w sobie.<br>
{{tab}}Szwarc, choć nie było gorąco, nieustannie pot z czoła ocierał. Narębski brał to za zmięszanie się jego wielkością i majestatem, i zamierzał być jak najpopularniejszym.<br>
{{tab}}Dnia tego Elwira była kwaśną, weszła więc z miną dumną, niezadowolnioną, ledwie {{pp|spoj|rzała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_23" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237{{!}}{{#if:23|23|Ξ}}]]|23}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|spoj|rzała}} na stojącego u drzwi szlachcica i odezwała się do ojca po francuzku:<br>
{{tab}}— Co to tu robi?<br>
{{tab}}Adolf jakby dostał w piersi sztyletem, udał że nie słyszał, a Narębski odpowiedział:<br>
{{tab}}— To ktoś co chce szynki wziąć u nas...<br>
{{tab}}Elwira przeszła po pokoju, wiodąc za sobą atmosferę woni jakiemi była oblaną, minka jéj pogardliwa, chód bogini, która na ziemię zstąpić raczyła, przejęły strachem starego propinatora.<br>
{{tab}}Choć zmięszany, choć niespokojny, cały w oczy się skupił, pożerając niemi Elwirę, śledząc jéj ruchy, usiłując wyczytać z fizjognomji, z dźwięku głosu, z rysów twarzy, co ta piękna maseczka biała, rumiana, pulchna, kryła w głębi śnieżnych piersi. Wydała mu się niesłychanie piękną, ale obok tego zrobiła na nim przykre wrażenie, jakby nań powiało od lodowni.<br>
{{tab}}Patrzał osłupiały i milczał; Elwira czując nową postać, choć tak bardzo maluczką, że dla niéj żadnego zachodu czynić nie było warto, mimowolnie jednak pozowała, jak paw <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_24" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238{{!}}{{#if:24|24|Ξ}}]]|24}}'''<nowiki>]</nowiki></span>chodziła i przybrała minkę zepsutego dziecka, pieszczoszki losu.... kandydatki na królowę.... Dziwiło ją niezmiernie, że Adolf, którego zaczepiała coraz, półgłosem odpowiadał jéj prawie nie do rzeczy i oblewał się rumieńcami, zbiegającemi i wracającemi co chwila.<br>
{{tab}}— Chodźmy do salonu i zostawmy ojca interesom! — rzekła w końcu, — daj mi pan rękę....<br>
{{tab}}Adolf nie śmiejąc spojrzéć na ojca, poskoczył i znowu bokiem wycisnęli się oboje z pokoju. Tylko tracąc z oczów starego, stojącego w pokorze i milczeniu przy progu, Szwarc rzucił na niego załzawioném prawie okiem, serce mu się ścisnęło. Była chwila, że chciał wyrzec się wszystkiego, pójść, uklęknąć przed starym ojcem i z nim razem uciec z tego domu.<br>
{{tab}}Zamknęły się drzwi, Szwarc lżéj odetchnął, pot przestał mu tak obficie lać się z czoła; Narębski chodząc rozmawiał. Nie bardzo go obchodziły szynki i cała ta sprawa, widocznie chciałby się był uwolnić od natrętnego kontrahenta, ale pan Bartłomiej trzymał go, {{pp|usi|łując}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_25" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239{{!}}{{#if:25|25|Ξ}}]]|25}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|usi|łując}} lepiéj poznać człowieka, który mu się wydał ostygłym, wyżytym, może dobrym w gruncie, ale jak zleżałe zboże zatęchłym i gorzkim.<br>
{{tab}}— Ale ojciec to jeszcze nic, — mówił sobie w duchu stary propinator, który ludzi sądzić umiał, — córka to téż nie wiele, bo to jeszcze młoda i nie wié czém będzie; ażeby odgadnąć czém ma być przyszła żona mojego syna, potrzebaby zobaczyć matkę.<br>
{{tab}}Rzadko kiedy dziecko nie układa się w formę rodzicielki, w dzieciństwie i młodości nieznaczne to jeszcze, bo ten wiek ma czém okrasić i uzielenić wady, które w przyszłości urosną, ale z latami, co się za młodu wpoiło, czego nauczył przykład, występuje jak odzywająca się, utajona choroba. Miał więc wielką słuszność stary Szwarc, że chciał dla zawyrokowania o córce, zobaczyć jeszcze matkę. Rzecz jednak była przytrudna, bośmy widzieli, jak pani Samuela pogardliwie odrzuciła uczynione jéj wezwanie.<br>
{{tab}}Tymczasem stary choć miękko traktując o szynki, co Narębski czuł dobrze, {{pp|nieskończe|nie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_26" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240{{!}}{{#if:26|26|Ξ}}]]|26}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nieskończe|nie}} przeciągał rozmowę, coraz to spoglądając na ojca, a chcąc się z każdego słowa coś nauczyć. Pani Samuela ubrana wreszcie i wyświeżona, choć, jak zawsze, z wielkim bólem głowy, weszła powoli do salonu i tu padła na fotel, zatrzymując Adolfa opowiadaniem o swoich cierpieniach, czém Elwirę zniecierpliwiła do tego stopnia, że ta aż pod nosem nucić sobie zaczęła, chcąc matce dać do zrozumienia, że czasby jéj kochanka uwolnić. Nie tak to było łatwo, gdy raz o sobie zaczęła mówić nieszczęśliwa Narębska. Powierzchowność jéj zwodnicza, rumieńce i pulchne kształty, mające wszelkie pozory zdrowia, zmuszały ją do tém troskliwszego opisywania słabości, iż rzadko kto był usposobiony jéj wierzyć.<br>
{{tab}}— Ja, — mówiła trzymając się za czoło, co dosyć dobrze uwydatniało bardzo pięknych kształtów rękę, — ja i Elwira obie jesteśmy jednego temperamentu i równie drażliwych nerwów, najmniejsza rzecz dla drugich przechodząca niepostrzeżenie, odbija się w nas tak silnie, że srogiém napawa cierpieniem. Świat nie przywykł zważać na to, podwójnie więc <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_27" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241{{!}}{{#if:27|27|Ξ}}]]|27}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znosić musimy, za naszą drażliwość i za jego nielitość.<br>
{{tab}}Adolf, ile razy mu tych skarg i opisów słabości słuchać wypadało, przybierał postać smutną, bolejącą i usiłował okazać współczucie, co go było w łaski pani Narębskiéj wkupiło; często mu jednak z trudnością przychodziło utrzymać się w powadze i smutku, gdy czyniła wrażenia i napiętnowana dlań była wyraźną przesadą. Samuela nadużywała jego położenia i wiedząc, że słuchać musi, że musi się z obowiązku litować, godzinami trzymała u krzesełka, wygadując się ze wszystkiém, czego inaczéj nie miała przed kim wyspowiadać, bo córka jéj nie bardzo pilnego nadstawiała ucha. Po opisach słabości przychodziły pochwały pozorne Feliksa, w których pełno było w istocie przymówek do niego, ukrytych i osłonionych czułością, potém nauki dla mężów w ogóle, a szczególniéj dla towarzyszów żon nerwowych, chorych i niezmiernie czułych.<br>
{{tab}}Wszystko to już Adolf na pamięć umiał, bo od czasu jak był przypuszczony do {{pp|zaufa|nia}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_28" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242{{!}}{{#if:28|28|Ξ}}]]|28}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zaufa|nia}} pani Samueli, niemal codzień powtarzała mu jedno, a niewiele urozmaicała formę, ale skazany na męczeństwo starającego się o córkę, znosił je mężnie.<br>
{{tab}}Tą razą Elwira, która tupiąc nóżką podśpiewywała, niecierpliwiła usiłując go oderwać od matki, użyła heroicznego środka i przerwała rozmowę.<br>
{{tab}}— Już ja widzę, że mama dziś bardzo cierpiąca, a wiem, że spokój to rzecz najpotrzebniejsza, niech mama nie męczy się i trochę tak posiedzi.<br>
{{tab}}To mówiąc skinęła na Adolfa, który uszczęśliwiony ustąpił, a Samuela nie zdobywszy się na odpowiedź, rzuciła tylko na córkę wcale niechętném i pełném wymówek wejrzeniem.<br>
{{tab}}Adolf z Elwirą poszli przechadzać się po salonie, matka dobyła flaszeczki i wciągała woń orzeźwiającą, parę razy ziewnęła, spoglądając z ukosa, nareszcie wstała z wysiłkiem i powoli pociągnęła ku gabinetowi męża.<br>
{{tab}}Szczerze powiedziawszy niecierpliwiło ją, że nie przychodzi i że nie podawano do stołu, humor zły powiększył się nieprzyzwoitém <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_29" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243{{!}}{{#if:29|29|Ξ}}]]|29}}'''<nowiki>]</nowiki></span>znalezieniem się Elwiry, potrzebowała gdérać na kogoś i szukała męża, aby, korzystając z bytności nieznajomego, dokuczyć mu trochę, gdy przytomność obcego bronić mu się nie dozwalała.<br>
{{tab}}Przeszedłszy się parę razy po salonie, skierowała się niby od niechcenia ku drzwiom gabinetu, otworzyła je, i powoli, znowu bokiem dla niezwykłych rozmiarów krynoliny, wsunęła się do pana Feliksa.<br>
{{tab}}Z progu jeszcze przymrużonemi oczyma spojrzała w kątek, w którym stał biedny stary Szwarc, zrobiła minkę nieukontentowaną, zawachała się, ale weszła powoli.<br>
{{tab}}— Otóż to jest pan Sobkowski, — rzekł Feliks żywo, — który chce wziąć twoje szynki.<br>
{{tab}}Samuela ruszyła ramionami, ten się skłonił nizko, ale podniósł głowę, aby jak najlepiéj ostatniemu członkowi rodziny przypatrzeć.<br>
{{tab}}— Cóż mnie to tam obchodzi! — zawołała pogardliwie, — to wasza rzecz.<br>
{{tab}}I dodała po francuzku:<br>
{{tab}}— Wychodźże do salonu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_30" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244{{!}}{{#if:30|30|Ξ}}]]|30}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Kiedy mnie trzyma.<br>
{{tab}}— Cóż z nim będziesz ceremonje robił?<br>
{{tab}}Szwarc wprawdzie nie zrozumiał języka, w którym tych kilka słów wyrzeczono, ale prawie odgadł znaczenie wyrazów z tonu, jakim je mówiono. P. Samuela przeraziła go sobą, nic podobnego do niéj nie widział w życiu. Przeczucie mówiło mu, że taka piękna, delikatna pani, ze swą minką królewską, może najsilniejszego człowieka opanować, wysuszyć i zabić. Narębski zimny, zastygły i drewniany, wytłumaczył mu się cały tą żoną, która z niego krew i życie westchnieniami i stękaniem wyssała. Wielkie przywiązanie do syna czyniło starca jasnowidzącym, objął w chwili, odgadł całą przeszłość pana Feliksa i rolę jaką w niéj grała ta kobieta dumna, samolubna, wzgardliwa.<br>
{{tab}}Gdy cały wzruszony stał patrząc na nią, nagle pani Samuela, jak wiemy niesłychanie nerwowa, obejrzała się z przestrachem, z trwogą, z wyrazem twarzy jakby niespodzianie zagroziło jéj nieszczęście, poczęła patrzyć na wszystkie strony z przerażeniem, trząść się, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_31" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245{{!}}{{#if:31|31|Ξ}}]]|31}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ręką rzucać, jakby coś odpychała, i porwawszy batystową chustkę, potém flakonik, zawołała biegnąc ku drzwiom:<br>
{{tab}}— A! a! cóż za przykry zapach? co to jest? co to może być? coście tu zrobili? a! ale jakże można siedziéć w takim pokoju? Feliksie! co to jest? a! zemdleję.<br>
{{tab}}Szwarc patrzał z przestrachem, nie wiedząc o co chodziło, ale Narębski począł się uśmiechać i oczy jego skierowały się ku staremu szlachcicowi. Za niemi poszło wejrzenie obłąkane saméj pani.<br>
{{tab}}— Na cały dzień dostanę bólu głowy! cóż to jest? ale cóż to jest?<br>
{{tab}}Nagle zatrzymała się w postawie, w jakiéj Ristori grając Medeę, dzieci od siebie odpycha.<br>
{{tab}}— Ach! — krzyknęła, — ach, ''ten człowiek'' ma buty kozłowe!<br>
{{tab}}I oczyma pełnemi zgrozy i oburzenia, spojrzała na Szwarca.<br>
{{tab}}— Ten człowiek ma buty kozłowe, — dodała podnosząc głos, — jak można w butach kozłowych wchodzić na pokoje? Ale to okropnie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_32" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246{{!}}{{#if:32|32|Ξ}}]]|32}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Szwarc osłupiał, usta mu się otworzyły dziwnie, a oczy nagle zaszły łzami, któremi nabrzmiały powieki.<br>
{{tab}}— Bo kiedy asan chcesz z przyzwoitemi ludźmi miéć interes, — dumnie dodała Samuela, — toś powinien wiedziéć, że tak śmierdzącemu wchodzić na pokoje nie można.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł się powstrzymać od śmiechu, stary propinator szukał klamki i trafić do niéj nie umiał; pani Samuela zaczerwieniona powtarzała:<br>
{{tab}}— Ale wychodźże mi waćpan natychmiast... kadzidła! kadzidła! Feliksie, okno, okno otworzyć, cały dzień miéć będę migrenę. A! ten człowiek! ten człowiek!<br>
{{tab}}— Wracajże do salonu! — rzekł Narębski otwierając jéj drzwi szybko, — wychodź.<br>
{{tab}}A gdy się pani Samuela z krynoliną swą wyciskała nazad, pan Feliks korzystając z tego, że stary jeszcze do klamki nie trafił, bo mu łzy oczy zasłoniły, podbiegł ku niemu na pół śmiejąc się, pół z żalem, który dobre jego serce przebudził.<br>
{{tab}}— Przepraszam waćpana za moją żonę, —  <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_33" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247{{!}}{{#if:33|33|Ξ}}]]|33}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzekł podchodząc, — co chcesz? te kobiety są zawsze kapryśne, chora biedaczka, proszę mi darować.<br>
{{tab}}Szwarc kłaniał się tylko, nic nie mówiąc, ale wciąż téj nieszczęśliwéj szukał klamki, którą znalazłszy nareszcie, wymknął się i odetchnął za progiem dopiero.<br>
{{tab}}Łzy rzuciły mu się z oczów kropliste i spłynęły po policzkach.<br>
{{tab}}— Przepadł Adolf, — rzekł w duchu, — o mój Boże! o mój Boże, jak go tu uratować!<br>
{{tab}}Postał chwilę przededrzwiami i powolnym krokiem zsunął się po woskowanych wschodach w ulicę, spoglądając z wyrzutem na swoje buty, bo nie wiedział od ilu one boleści jego i syna ocaliły w przyszłości.<br>
{{tab}}Gdy się to dzieje, pani Samuela weszła do salonu, ale rozstrojona, przejęta, z twarzą osłonioną chustką, z oczyma przymkniętemi i pospieszyła na swój fotel, wołając:<br>
{{tab}}— Elwiro! wody! wódki kolońskiéj, octu.<br>
{{tab}}Adolf biegł za nią ratować, choć nie miał pojęcia co się jéj stać mogło.<br>
{{tab}}— Ale cóż to jest mamie? co to jest? — {{pp|po|skakując}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_34" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248{{!}}{{#if:34|34|Ξ}}]]|34}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|skakując}} ku niéj żywo, ale bez wielkiego wzruszenia spytała córka.<br>
{{tab}}— A! coś okropnego!.... a! to mnie zabije na cały dzień. Wystaw sobie, ten człowiek, który tam jest, wszedł z butami, a! uderzyło mnie, jakiś zapach! Jak to można wpuszczać takich ludzi do porządnego domu?<br>
{{tab}}Adolf, który stał przy niéj, pobladł jak ściana, oczy mu zapłonęły i wargi się zatrzęsły.<br>
{{tab}}— A! Feliks, który mi daje wejść i nie przestrzega!<br>
{{tab}}Narębski wszedł na to śmiejąc się trochę, choć ukrywając uśmiech szyderski, Adolf zwrócił się ku niemu niespokojny.<br>
{{tab}}— Cóż się stało pani? — spytał.<br>
{{tab}}— A! zaszedł ją zapach butów kozłowych! — zawołał pan Feliks, — i zrobiła mi historją. Żal mi tego starego, który tak był zmięszany, że się aż rozpłakał.<br>
{{tab}}Na te słowa Adolf wyprostował się jak struna.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał, — rozpłakał się?<br>
{{tab}}To zapytanie rzucił tak dziwnym głosem, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_35" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249{{!}}{{#if:35|35|Ξ}}]]|35}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tak wzruszony, że Narębski nie wiedział co myśléć, a sama pani otworzyła jedno oko omdlałe, na dźwięk, który się jéj wydał wymówką.<br>
{{tab}}W téjże chwili młody człowiek, z twarzą zmienioną, blady, pochwycił za kapelusz, usta mu się ścięły dziwnie i trzęsąc się począł nakładać rękawiczki. Ruch ten niepojęty się wydał Narębskiemu; Elwira patrzała nań zdumiona, sama pani tylko go nie dostrzegła.<br>
{{tab}}— Pożegnam państwa, — rzekł nareszcie po chwili milczenia Adolf.<br>
{{tab}}— Jakto? a obiad?<br>
{{tab}}— Jestem zmuszony odejść, aby dogonić tego biednego człowieka, — rzekł pasując się z sobą Adolf.<br>
{{tab}}— Tego człowieka! te buty! — rzuciła zdziwiona Samuela.<br>
{{tab}}— Ten człowiek jest moim ojcem! — zawołał Adolf odstępując kilka kroków. — Żegnam państwa....<br>
{{tab}}Skamieniała cała rodzina, ale nim się kto zebrał na odpowiedź, Szwarc był już za drzwiami salonu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_36" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250{{!}}{{#if:36|36|Ξ}}]]|36}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Przywiązanie do ojca nad niczém mu się zastanawiać nie dozwoliło, przełamało miłość a raczéj namiętność ku Elwirze, uczucie fałszywego wstydu, myśl o przyszłości, wszystko.... odchodzący ze łzami starzec stał mu tylko na oczach; dogonić go, pocieszyć, uspokoić, zdawało się najpierwszym z obowiązków.<br>
{{tab}}Po odejściu Adolfa chwila martwego milczenia panowała w salonie. Narębski spoważniał nagle i surowo poglądał na żonę; pani Samuela śmiała się, ale fałszywym śmiechem jakimś nerwowym, konwulsyjnym i patrzała na córkę, która stała wryta, dumna, obrażona i drżąca od gniewu. Szczęściem dla niéj, ten gniew nie dał jéj uczuć boleści, kochała Adolfa, ale nienawidziła go razem, że dla ojca ją opuścił, że był w istocie synem szynkarza i śmiał na nią podnieść oczy.<br>
{{tab}}— A! no! — rzekł Narębski po chwili dosyć spokojnie, — skończona komedja! W istocie był synem szynkarza jak widać!.... powinnyście się cieszyć, że się to tak wcześnie wydało. Ale chłopiec z sercem i uczuciem, żal mi go.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_37" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251{{!}}{{#if:37|37|Ξ}}]]|37}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Samuela dopiero się opamiętała i gniewna zaczęła przychodzić do siebie.<br>
{{tab}}— A! to szkaradna zdrada! widzisz Elwiro! jam cię przestrzegała! Szczęściem jeszcze, że się to zawczasu wydało, syn szynkarza! syn szynkarza! ''C’est charmant pour une Narębska!''<br>
{{tab}}Elwira padła w krzesło plącząc spazmatycznie, nie miała siły powiedziéć słowa, już przez zburzone od gniewu serce, przywiązanie do Adolfa powoli przebijać się zaczynało.<br>
{{tab}}— Nienawidzę go! — zawołała, — nienawidzę! gardzę nim, brzydzę się nim.<br>
{{tab}}— Dano do stołu! — rzekł nagle wchodząc służący.<br>
{{tab}}I tak skończyła się ta scena, Narębski wstał powoli, obojętnie, zimno.<br>
{{tab}}— Nie ma co narzekać, — odezwał się, — służę pani, stało się, nie naprawimy już tego.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Przybycie Mani do domu państwa Byczków, było dla nich wypadkiem wielkiéj wagi, gdyż niełatwemi w ogóle byli w wyborze swych lokatorów. Uproszona przez {{pp|Muszyń|skiego}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_38" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252{{!}}{{#if:38|38|Ξ}}]]|38}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Muszyń|skiego}} sama jéjmość, od któréj to głównie wszystko zależało, zgodziła się na przyjęcie sieroty, ale w duszy bardzo była niespokojna i nie rada ze swéj powolności. Byczek nie mieszając się czynnie, obracając tylko palcami i kręcąc głową znacząco, zdawał się równie jak żona przerażony następstwami, jakie to na dom ich sprowadzić mogło.<br>
{{tab}}Gdy wieczorem w małéj izdebce na górze, chłodnéj i smutnéj, znalazła się Mania, którą losy od niejakiego czasu dziwnie rzucały w coraz nowe miejsca, między ludzi obcych, nikt nie miał czasu bardzo się przybyłéj przyglądać.<br>
{{tab}}Płakała długo w noc osamotniona, bo się człowiek do wszystkiego przywiązuje, żal jéj było nawet Adolfiny, czuła się okrutnie opuszczoną i sierotą. Znużona w końcu usnęła, a gdy otworzyła oczy, z promykiem słońca weszła do izdebki nadzieja, chęć pracy, potrzeba życia, jaką w sobie czuje młodość.<br>
{{tab}}Smutno jéj było bardzo, wiedziała wszakże, że na bóle serca jest jedno lekarstwo, trud i zajęcie nieustanne. Poczęła się więc zaraz <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_39" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253{{!}}{{#if:39|39|Ξ}}]]|39}}'''<nowiki>]</nowiki></span>krzątać około swojego nowego mieszkania, wymagającego dosyć pracy, aby wygodném i miłém być mogło. Mania nie wzdrygała się na żadną robotę, brakło jéj wszakże z początku wszystkiego co ją ułatwić mogło, drobiazgi swoje z pośpiechu pozostawiała u Adolfiny, nikt jéj tu posłużyć i dopomódz nie przychodził, nikogo prosić o nic nie śmiała. Ale dawała sobie rady jak mogła.<br>
{{tab}}Dopiero w godzinie obiadowéj służąca przyszła dosyć kwaśno prosić ją do stołu. Mania ubrana jak najprościej zbiegła na dół, gdzie ją pani Byczkowa i jéj mąż, z niezmiernie rozbudzoną i niezbyt życzliwą ciekawością oczekiwali. Sama pani miała postawę surową, zimną, majestatyczną, pan Zacharjasz dla nadania sobie powagi ogromnie powyciągał kołnierzyki, i ustom nadal kształt w dół nagiętego łuku.<br>
{{tab}}Szczęściem dziewczę nic nie wiedziało o uprzedzeniach obojga państwa przeciwko sobie i z wesołą a uśmiechnioną twarzyczką, któréj mimo ścieśnionego serca kazała się śmiać — stawiła się przed swemi gospodarzami.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_40" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254{{!}}{{#if:40|40|Ξ}}]]|40}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Byczkowa wciąż była groźna i milcząca, sam pan nieufny i chłodny, coraz wyżéj kołnierzyki wyciągał, a usta wykrzywiał, — ale to trwało krótką tylko chwilę. Mania zaczęła mówić, ożywiła się nieco i pierwsze wrażenie tak było dla niéj korzystne, że nawet pani Zacharjaszowa ulegając mu, lepszą o nowym gościu powzięła opinją. Byczek nie zupełnie obojętny dla płci pięknéj, chociaż to usposobienie głęboko przed jéjmością ukrywał, poczwarne rzeczy wygadując przeciwko płochym niewiastom, czuł się ujęty wdzięczną powierzchownością Mani, oczekiwał wszakże z objawieniem swojego zdania na żonę. Gdy sami zostali po obiedzie, a jéjmość wyraziła się o sierocie, że panna Marja była bardzo miłą dziewczynką i zdawała się jakąś biedną a poczciwą i dobrą istotą, Byczek mocno to potwierdził, usiłując tylko pozostać obojętnym, tak, by pani znowu za zbyt gorącego wielbiciela go nie wzięła.<br>
{{tab}}Zdobywszy szturmem gospodarzy, Mania, któréj rzeczy powoli przynoszono, uciekłszy na górę, poczęła się w mieszkaniu {{pp|rozpatry|wać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_41" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255{{!}}{{#if:41|41|Ξ}}]]|41}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|rozpatry|wać}} i urządzać. Adolfina ostrożna do zbytku, obawiając się aby albo kapitan, albo baron nie śledzili dokąd jéj wychowanka uciekła, z wielką zapobiegliwością przez Kachnę i najętego człowieka, nieznacznie, bocznemi uliczkami, przesyłała co dla dziewczęcia najpotrzebniejszém być mogło. Największa trudność była z fortepjanikiem. Czuła pani Jordanowa, że w samotności wielkąby on był pociechą dla Mani, ale nie śmiała go we dnie przenosić, aby jaki szpieg za ludźmi nie poszedł. Wypadało téż spytać państwa Byczków o pozwolenie, a nareszcie wypróbować, czy po ciasnych wschodkach, wejdzie on na piąterko pod dachem. Spytana nieśmiało Byczkowa, odpowiedziała potwierdzająco.<br>
{{tab}}— Alboż czemu nie? I owszem, niech przyniosą fortepjan. Wszak pewnie mały? no, to przez tamte wschody bokiem wejdzie. Lat temu pięć mieszkał tu stary Niemiec, nauczyciel muzyki i miał instrument u siebie. Przytém, że bardzo lubimy muzykę, a zresztą z pięterka to jéj ani słychać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_42" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256{{!}}{{#if:42|42|Ξ}}]]|42}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Pan Byczek był zupełnie tego zdania i na poparcie żony, gdy Mania odeszła, dodał:<br>
{{tab}}— I zawsze jest lepiéj, kiedy lokator ma jakieś meble i kosztowniejsze sprzęty; to przecie pewność dla gospodarza, gdyby, uchowaj Boże, nie zapłacił.<br>
{{tab}}— Oczewiście! — dodała Byczkowa.<br>
{{tab}}Mania była bardzo szczęśliwą, gdy stary przyjaciel, co pod jéj paluszkami tyle mówił rzeczy, tylą śpiewał pociechami, wsunął się wieczorem na poddasze i stanął w kątku, bokiem do okna, jakby chcąc jéj powiedziéć: przyszedłem do ciebie znowu, dzielić twoją samotność, będziemy we dwoje.<br>
{{tab}}Gdy tak nareszcie wszystko poznoszono, Mania dużo miała do roboty. Lubiła żeby jéj mieszkanie było wyświeżone i ładne, by uprzedzało porządkiem o swéj pani, dobre więc parę dni zajęło jéj ustawianie, zagospodarowanie tego kątka i uczynienie go znośniejszym. Nieprzywykła do wygód, znajdowała nawet izdebkę wcale miłą i wesołą, była w niéj u siebie i panią.<br>
{{tab}}Praca i krzątanie stało się najlepszém na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_43" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257{{!}}{{#if:43|43|Ξ}}]]|43}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tęsknotę lekarstwem. Trzeciego dnia, nie mogąc dłużéj wytrzymać, sama pani Byczkowa, pod jakimś pozorem dosyć niezręcznym, weszła do Mani, w istocie przez ciekawość, jak ona się tam sama, bez niczyjéj pomocy, potrafiła rozgościć. Obudziła jéj ciekawość służąca, która nosząc herbatę na górę, rozpowiadała dziwy o téj mróweczce, skrzętnie i zręcznie ubierającéj sobie ciche swe i niepozorne gniazdeczko. Potrzeba było dosyć drobnostek, których Mani zabrakło, ale z rana wykradła się parę razy i skupiła w mieście najpilniejsze. Musiała to uczynić ostrożnie i wcześnie, bo lękała się także aby ją nie szpiegowano.<br>
{{tab}}Opuszczona izdebka, wcale teraz inną przybrała fizjognomją. Za czasów Teosia było to schludne i czyste, ale on nie myślał o przystrojeniu tych ścian, które dla niego tylko były schronieniem; Mania z uczuciem kobiecém, zaraz je zapragnęła choć ubogo przybrać i uczynić wdzięcznemi oku.<br>
{{tab}}Wszedłszy pani Byczkowa, mocno się zadziwiła, — ślicznie bo tu było, choć nie wytwornie i po prostu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_44" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258{{!}}{{#if:44|44|Ξ}}]]|44}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}W okienku firanka biała, świeża i kształtnie zarzucona, kilka wazoników kupionych na Nowym świecie z rezedą, lakami i różami, zielonością swą je ożywiały. Obok zaraz stał fortepjanik, a przy nim na półeczce plecionéj książki i nuty; daléj skromne łóżeczko z obrazkiem częstochowskim, palmą i gromnicą, z wyszytym przez Manię dywanikiem, z ciemną merynosową kołderką i białą poduszeczką. Na stoliczku była robota, na drugim trochę papierów. Ściany przybrały się w parę obrazków, danych niegdyś Mani przez Narębskiego, z których jeden wystawiał wiejskie mieszkanie państwa Feliksów, gdzie dziewczę się wychowywało, drugi najbliższe miasteczko; oprócz tego wisiało parę fotografij, a między niemi pana Feliksa, jego żony i córki. Już po odjeździe Mani z ich domu, Narębski tajemniczo oddał sierocie śliczną miniaturę, wystawującą piękną w kwiecie młodości kobietę, w bardzo skromném ubraniu, — była to ostatnia po Julji pamiątka, przez przejeżdżającego artystę zrobiona skrycie dla kochanka, ale bardzo podobna. Narębski cicho dając ją {{pp|Ma|ni}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_45" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259{{!}}{{#if:45|45|Ξ}}]]|45}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Ma|ni}}, dozwolił się jéj domyślać, że ta kobieta była jéj matką. Odtąd nie było dnia, żeby sierota ze łzami nie wpatrywała się w obrazek i nie popłakała nad nim i nad sobą.<br>
{{tab}}Minjatura ta wisiała nad jéj łóżeczkiem.<br>
{{tab}}Trudno w niéj było może poznać dzisiejszą jenerałowę, ale wyraz twarzy, czoła i oczów szczególniéj, jeszcze ją przypominał. Narębski nie chciał zachowywać dłużéj wspomnienia kobiety, która skłamała swéj przeszłości całém życiem późniejszém.<br>
{{tab}}Ale największą sztuką dla pani Byczkowéj i powodem zdziwienia było to, że Mania wszystko co harmonją popsuć mogło, umiała ukryć tak starannie, iż pokoik wydawał się nie jedyném schronieniem, ale niby salonikiem i do innych dodatkiem. Zmienił on tak dalece pozór, że pani Zacharjaszowa ledwie go poznać mogła.<br>
{{tab}}— To bo ja zawsze mówiłam, — rzekła w duchu gospodyni, — to bo jest bardzo porządne mieszkanie, i niepotrzebnie my go, jakby nam z nosa spadało, tak tanio wypuszczamy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_46" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260{{!}}{{#if:46|46|Ξ}}]]|46}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}A potém dodała:<br>
{{tab}}— Miał słuszność Muszyński, że to porządna jakaś dziewczyna, zaraz to widać koło niéj, i nie trzpiot. Już tam ladajaka wietrznica takby o sobie nie myślała, no! to chwała Bogu!<br>
{{tab}}Pani Zacharjaszowa obejrzawszy od niechcenia wszystkie kątki, raczyła nawet zaproszona przysiąść na chwilkę, a że z natury była dosyć ciekawą, poczęła namawiać i nalegać na Manię, żeby jéj co zagrała. Niewiele się znała na muzyce, ale wiedziała przecie tyle, że za zwyczaj ona tém jest lepszą, im palce żywiéj biegają po fortepjanie i więcéj robią hałasu. Kilka wysłuchanych koncertów danych przez wielkie znakomitości, przekonały ją, że muzyka należała do tych sztuk łamanych, w których wszystko zależało na biegłości. Wyrobiła sobie z tego niewzruszoną teorję, dozwalającą niechybnie sądzić o wirtuozach.... im kto grał prędzéj a głośniéj, tém, wedle pani Zacharjaszowéj, większym był mistrzem.<br>
{{tab}}Mania w dosyć dobrym humorze, nie {{pp|wie|dząc}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_47" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261{{!}}{{#if:47|47|Ξ}}]]|47}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wie|dząc}} co wybrać dla gospodyni, po świetnéj przegrywce, rzuciła okiem na pulpit, na którym stał jakiś kawałek Talberga, bo go się właśnie uczyła, nie myśląc więc wcale o popisie, zaczęła grać co miała przed sobą.<br>
{{tab}}Wypadkiem było tam dosyć bieganiny, a miejscami wiele hałasu, tak, że Byczkowa mocno się zdumiała i strasznie głową kiwać zaczęła.<br>
{{tab}}Trzeba wiedziéć, że i sam jegomość, przeczuwając iż żona jego weźmie pewnie na próby sierotę, choć nie śmiał wejść z nią razem, wsunął się na wschody i słuchał z wierzchołka ich muzyki. Podzielając tak w tém jak w innych rzeczach, zasady swéj towarzyszki i on z wielkiém uwielbieniem i podziwem poił się tą muzyką, która na nim potężne uczyniła wrażenie. Gdy zarumienione dziewczę wstało od fortepjanu i zbliżyło się do gospodyni, znalazło ją przejętą i najżyczliwiej dla siebie usposobioną.<br>
{{tab}}— Dalibóg artystka! artystka! — zawołała Byczkowa, — mogłabyś i koncerta dawać, a jak biega po tym fortepjanie! jak biega!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_48" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262{{!}}{{#if:48|48|Ξ}}]]|48}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mania uśmiechnęła się zawstydzona; wiedziała ona dobrze, ile jéj małym raczkom brakło.<br>
{{tab}}Z tą ostatnią, a zwycięzką próbą, przeszła reszta obaw w domu co do charakteru nowéj mieszkanki poddasza, a sam jegomość przejęty był coraz głębiéj poszanowaniem dla niéj.<br>
{{tab}}— Osoba wykształcona, — mówił w duchu, — co się zowie odebrała edukacją.... To nie może być, żeby tak wychowana panienka nie czytywała Kurjerka? Może należałoby ją biedną, zmuszoną okolicznościami do pozbawienia się tak potrzebnéj młodemu rozrywki i nauki, wesprzéć, posyłając jéj codziennie numer tego szanownego pisma, tyle czyniącego dla cywilizacji kraju? Hm! — rzekł w sobie Byczek, — uczyniłbym to chętnie, ale jéjmość? co powie jéjmość? a z drugiéj strony, jeżeli z płochością wiekowi swojemu właściwą, rzuci jaki numer w kąt nieuważnie i pozbawi mnie kompletu? Mówią, że nic trudniejszego jak komplet pisma tego, którego na wagę złota nie dostać! Mogę zbytniém poświęceniem o wielką przyprawić się stratę.... dajmy pokój.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_49" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263{{!}}{{#if:49|49|Ξ}}]]|49}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nie posłał pan Zacharjasz Kurjerka, ale sama ta myśl dowodziła, do jakich ofiar dla sieroty był zdolnym, i jak się na niéj poznać umiał.<br>
{{tab}}Byczkowa zawsze prawie samotna, skłopotana lokatorami i biedną staruszką, z którą dosyć trudno było sobie dać radę, w Mani niespodzianą znalazła pomoc i pociechę. Bardzo wprędce zawiązała się przyjaźń, a serce dziewczęcia, tak potrzebujące przywiązania, odpowiedziało uczuciem na uprzejmość nieznajoméj.<br>
{{tab}}Coraz częściéj jedna wchodziła na górę, druga zbiegała na dół. Wiele mając wolnego {{Korekta|czazu|czasu}} Mania, dobrowolnie podejmowała się pomagać Byczkowéj w jéj gospodarstwie i codziennych drobnych zajęciach, a spełniała to tak chętnie, wesoło, ochoczo, jak niegdyś w prześladowaniu i niewoli u Narębskich.<br>
{{tab}}Tak sam pan, pani i cały ich dwór, wkrótce byli przyjaciółmi biednego kopciuszka; stał się tu cud, który dział się wszędzie, gdzie się ukazała, że tam gdzie ją zrazu ledwie przyjąć chciano, późniéj w kilka dni, {{pp|płaka|noby}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_50" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264{{!}}{{#if:50|50|Ξ}}]]|50}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|płaka|noby}} gdyby przyszło utracić. Nie obawiała się już przykrości, bo każdy uprzejmie spieszył, aby jéj pomódz i posłużyć.<br>
{{tab}}Trzeciego czy czwartego wieczora, dając dowód nadzwyczajnego zaufania, zwierzyła się przed Manią gospodyni z wielkiego utrapienia, jakiém ją napawała nieszczęśliwa obłąkana staruszka, która chwilami zdawała się zamarłą i spokojną, to znowu obudzona do zbytku, najdziwaczniejsze miewała przywidzenia.<br>
{{tab}}— A! żebyś ty wiedziała moje dziecko, — mówiła wzdychając pani Zacharjaszowa, — co to jest miéć w domu taką biedną kobietę.... a jeszcze matkę mężowską, któréj nieustannie pilnować potrzeba i nigdy jéj dogodzić nie można. Człowiek jéj pewnie źle nie życzy, ale patrząc jak ona cierpi, a co przez nią drudzy, Bóg wié jakie czasem myśli przychodzą. Już prawie nikogo nie poznaje, a im bardziéj starzeje, tém osobliwsze, coraz młodsze wspomnienia się jéj roją, tak, że niewiedziéć czy śmiać się, czy płakać?<br>
{{tab}}Mania ciekawa jak dziecię, niezmiernie {{pp|zo|stała}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_51" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265{{!}}{{#if:51|51|Ξ}}]]|51}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zo|stała}} przejętą opowiadaniem, ale nie śmiała prosić gospodyni, aby ją kiedy do téj staruszki zaprowadziła; sama wszakże Zacharjaszowa dodała w końcu, że jak matka będzie przytomniejsza, razem do niéj pójdą na chwilę.<br>
{{tab}}— Bo to ciekawość doprawdy, — rzekła z westchnieniem, — jak jéj się młodość ze starością w głowie pomieszały.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pierwszych dni pobytu dziewczęcia u Byczków, aby nie wydać gdzie się ona znajduje, ani Adolfina, ani Narębski, ani nawet Teoś nie śmieli jéj odwiedzić. Nazajutrz po umieszczeniu tutaj, poszedł tylko Muszyński do pana Feliksa oznajmić mu o powodach tego kroku i uspokoić go na przyszłość.<br>
{{tab}}— Cóżeście się tak u licha niepotrzebnie zlękli tego głupiego barona? — zapytał Narębski, — ja się bardzo domyślałem jego szaleństwa, ale cóż on mógł począć? Gwałtu przecież od niego obawiać się nie było można, jest to nadto dobrze wychowany człowiek i lękałby się opinji, boćby utaić tego nie można.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_52" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266{{!}}{{#if:52|52|Ξ}}]]|52}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie wiem, — rzekł Teoś, — ale zdaje się, że pani Jordanowa musiała miéć słuszne powody do obawy, a szczególniéj podobno to, że w pomoc temu panu przyszedł kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Jakto? to być nie może! — zawołał Narębski, — on z nim był jak najgorzéj! Baron go nienawidził i nie użyłby pewnie.<br>
{{tab}}— Widać że się tam coś zmienić musiało. Pluta na długo zniknął nawet z horyzontu, ale się znowu ukazał.<br>
{{tab}}— A! wszystko to wreszcie być może, — odparł pan Feliks, — ale ja mam powody sądzić, że Pluta nie będzie się w to wdawać bardzo czynnie. Oto jest jego list, — rzekł pokazując Teosiowi pismo. — Chociaż nie mam zwyczaju okupywać spokoju mego od napaści takich ludzi, zmęczony, rozdrażniony, chcąc się go raz na zawsze pozbyć, posłałem mu trzy tysiące. Zkądinąd zaś wnoszę, że choć najmniéj na wiarę zasługuje taki łajdak, ale i on w pewnych razach może słowa dotrzymać. Baron pozbawiony godnego {{pp|sprzy|mierzeńca}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_53" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267{{!}}{{#if:53|53|Ξ}}]]|53}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|sprzy|mierzeńca}} swego, sam nic bardzo strasznego przedsięwziąć nie może.<br>
{{tab}}— Pan byś mógł z nim o tém pomówić otwarcie, — rzekł Teoś.<br>
{{tab}}— Ja? ale jakiémże prawem? — spytał czerwieniejąc się Narębski, — cóż to do mnie należy? Zresztą uważam to za zbyteczne i nie lękam się wcale barona dla Mani.<br>
{{tab}}Teoś więcéj nie nalegał.<br>
{{tab}}Dunder w istocie nie ukazał się już ani u Adolfiny, ani gdzieby go o szpiegowanie Mani posądzić można. Zamknął w sobie namiętność, usiłując o niéj zapomnieć, choć napróżno.<br>
{{tab}}Umieściwszy Manię u Byczków, Muszyński nazajutrz niezbyt rano poszedł do Drzemlika, aby się z nim ostatecznie obrachować i rozstać. Między wieczorem a rankiem upłynęło dosyć godzin namysłu, które jednak żadnéj dla Teosia nie przyniosły zmiany, ale w panu Michale obudziły żal szczery po pomocniku i usilną chęć zatrzymania go dłużéj przy sobie.<br>
{{tab}}— Powinienby mnie przeprosić, — mówił zrazu Drzemlik, — tobym go na miejscu {{pp|zo|stawił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_54" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268{{!}}{{#if:54|54|Ξ}}]]|54}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zo|stawił}}. Ale bo téż prędki i zuchwały. Widział kto co podobnego przy takiéj goliźnie? Można się to było spodziewać od niego? Święty turecki, a taka pycha jakby miljonami obracał! Gdybym wiedział, że taki drażliwy, nie byłbym go tak napadł.<br>
{{tab}}Rozważywszy dobrze ile straci na oddaleniu się Teosia pan Michał, i jak go trudno będzie równie uczciwym i zdatnym zastąpić, coraz bardziéj nabierał chęci do jakiegoś układu i zgody. Myśląc nawet dłużéj o tém, upewnił się, że Teoś bardzo znowu upartym być nie może, że musi być pokorny i powinienby przeprosić.<br>
{{tab}}Za zły jednak znak poczytał, gdy rano Muszyński o swojéj godzinie do sklepu nie przyszedł, a on sam z chłopcem musiał go zastępować i zasiąść w księgarni, od czego był zupełnie się odzwyczaił. Kilku kupujących nadeszło, Drzemlik sobie z niemi rady dać nie umiał, każdy z nich dopytywał o Muszyńskiego kiedy wróci i mile się o nim wyrażał, co przekonało pana Michała, że oddalenie jego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_55" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269{{!}}{{#if:55|55|Ξ}}]]|55}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie będzie bez wpływu na handel, i w gorszy go jeszcze humor wprawiło.<br>
{{tab}}Około południa dopiero otworzyły się drzwi i Teoś wszedł zimny, uspokojony, grzeczny, ale już jakby obcy człowiek za interesem. Drzemlikowi dosyć na niego było spojrzeć, aby się przekonać, że młody człowiek pierwszego kroku dla przejednania się nie zrobi, stał się z tego powodu niespokojnym. Szło mu o utrzymanie swojéj godności, a z drugiéj strony straty i kłopotu się obawiał.<br>
{{tab}}— Obowiązany jestem księgarnię zdać i obrachować się z panem, — rzekł powoli Muszyński, — radbym to uczynić natychmiast, gdyż mam inne zajęcia.<br>
{{tab}}— A, bardzo dobrze, — odparł kwaśno Drzemlik, dla pokrycia wrażenia udając, że przerzuca papiery, — najchętniéj, najchętniéj, proszę o książki, o kassę, i zaraz z sobą skończymy, jeżeli wszystko w porządku. Chociaż istotnie, — dodał ciszéj, — nikt tak nie opuszcza z pieca na łeb swoich obowiązków wśród roku, nie dawszy czasu wyszukać następcy i sadząc pryncypała na lodzie. Ale mniejsza <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_56" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270{{!}}{{#if:56|56|Ξ}}]]|56}}'''<nowiki>]</nowiki></span>o to, mniejsza o to, — rzekł gorączkowo Drzemlik, którym gniew miotać zaczynał, — mógłbym nawet zmusić do utrzymania umowy, ale nie chcę, nie chcę....<br>
{{tab}}Teoś milczał, spojrzał na księgarza zimno i nic nie odpowiedział, prócz po chwili:<br>
{{tab}}— Kończmy, mój panie.<br>
{{tab}}— A no, to kończmy, i owszem, kończmy, przecież ludzi dosyć jest na świecie, nie trzeba znowu myśléć, żebym ja sobie kogoś za mój miły grosz nie znalazł.<br>
{{tab}}— Bynajmniéj o tém nie wątpię, — odparł Muszyński, — i dla tego proszę, abyśmy spiesznie kończyli z sobą. Oto jest rachunek ogólny, który przejrzéć proszę; oto kassa do sprawdzenia, którą należy obliczyć i pokwitować mnie, oto wypis należności mojéj.<br>
{{tab}}— Tak, rachunki, kassa, ależ zapominasz pan księgarni, składu? książek? — zawołał Drzemlik w gniewie, coraz bardziéj się unosząc, — czyż to po składach i na półkach nie może czego braknąć? czy to ja mogę i księgarnię i magazyn tak na wiarę, od oka przyjmować? za kogóż to mnie pan masz? za dziecko?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_57" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271{{!}}{{#if:57|57|Ξ}}]]|57}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wyrazy te były dosyć obrażające, Teoś spłonął, ale Drzemlik był w swojém prawie, musiał połknąć przymówkę i zmilczéć.<br>
{{tab}}— Weźmijmy się więc do sprawdzenia podług katalogów, — odparł chłodno.<br>
{{tab}}— Ja nikogo nie posądzam, nie podejrzewam nikogo, ale każdy się może omylić, a kto nie dopatrzy okiem, dopłaci workiem. — dodał p. Michał.<br>
{{tab}}— O! nie przeprosi, nie przeprosi, — rzekł w duchu, — zaciął się! dumna sztuka! cóż to? myśli że ja go jeszcze będę przepraszał.... nie doczekanie jego!<br>
{{tab}}— Na sprawdzenie ja znowu dnia tracić nie mogę, — zawołał głośno, przyjdą kupujący, na to jest wieczór.<br>
{{tab}}— Czy mam się stawić wieczorem? i o któréj godzinie? — zapytał Muszyński cierpliwie.<br>
{{tab}}Drzemlik splunął, głowę schował w księgę regestrową i szukał czegoś przewracając karty żywo, jakby nie mógł wynaleść.<br>
{{tab}}— Czy mam przyjść wieczorem? — powtórzył Teoś.<br>
{{tab}}— Należałoby siedziéć tymczasem i {{pp|speł|niać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_58" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272{{!}}{{#if:58|58|Ξ}}]]|58}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|speł|niać}} obowiązek do ostatka, — odburknął wreszcie pan Michał, — tak jest wszędzie. Dopóki ja drugiego nie dostanę, porzucić tak nie można sklepu i dawać sobie od razu uwolnienie, a mnie zostawić na śród drogi! Tak się w handlu nie robi mój panie, tak się nie robi!<br>
{{tab}}— Będę cierpliwy, — odpowiedział Muszyński zrzucając rękawiczki, — proszę tylko o sprawdzenie stanu księgarni i składów, a ja spełnię obowiązek do ostatka. Może to przyspieszy uwolnienie.<br>
{{tab}}— Cóż to mnie wacpan chcesz przymusić do pośpiechu, — zawołał niby śmiejąc się Drzemlik, — ja tak zrobię jak zechcę, jak mi wygodniéj. Słyszysz wacpan, tak uczynię jak mi się podoba.<br>
{{tab}}Podniósł głos, bo mu się jakoś zdawało, że Teoś go zniżył i mięknąć zaczynał, sądził więc, że nastroiwszy się wyżéj i ostro stając prędzéj go złamie; ale Muszyński rozśmiał się głośno, a księgarz zmięszał się widocznie.<br>
{{tab}}— Słyszę! słyszę, głuchy nie jestem, — odparł młody człowiek, — uczynisz pan jak mu się podoba, i ja jak mi się zda. Chciéj się {{pp|tyl|ko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_59" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273{{!}}{{#if:59|59|Ξ}}]]|59}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|tyl|ko}} zatrzymać od hałasu, bo ten się na nic nie przyda.<br>
{{tab}}Drzemlik trzasnął mocno drzwiami i wyszedł.<br>
{{tab}}Teoś bardzo cierpliwie przesiedział dzień cały za stołem. Nad wieczorem pan Michał powrócił, ale z widoczną zmianą na twarzy. Jak wszyscy ludzie poczuwający się do winy, którzyby przeskoczyć ją chcieli równemi nogami, nie śmiejąc dotykać drażliwego przedmiotu, wszedł niby w dobrym humorze, podśpiewując przywitał się z Teosiem i usiłował obojętną zawiązać rozmowę.<br>
{{tab}}— Ależ to wiatr! — rzekł zdejmując płaszcz, — ależ dmie!<br>
{{tab}}Teoś milczał.<br>
{{tab}}— I taki kurz niesie, — dodał znowu nie odbierając odpowiedzi, na którą i teraz próżno czekał.<br>
{{tab}}— Widział pan pogrzeb pani radczynéj, który tędy przechodził? wspaniały? — zapytał wyczekawszy.<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł krótko Muszyński.<br>
{{tab}}Drzemlik począł śpiewać, ale głos miał {{pp|fał|szywy}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_60" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274{{!}}{{#if:60|60|Ξ}}]]|60}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|fał|szywy}} i brakło mu zwyczaju, nie był w stanie wlazł kotka całego zanucić, prędko więc przestać musiał.<br>
{{tab}}— No! uparty! — powtarzał w duchu.<br>
{{tab}}Przystąpił niby do opatrywania na półkach, potém się odwrócił do Muszyńskiego.<br>
{{tab}}— No? co? jeszcze się waćpan na mnie gniewasz? — zawołał.<br>
{{tab}}— Ja? bynajmniéj.<br>
{{tab}}— I myślisz mnie porzucić?<br>
{{tab}}— Muszę, — odpowiedział Teoś.<br>
{{tab}}— Wstydźże się waćpan, — rzekł księgarz powoli, — jest tu czego się kłócić i zrywać? po co to? dla czego? obaśmy podobno byli za gorący, no! to kwita i dajmy już temu pokój.<br>
{{tab}}— Chętnie uznaję, że tam i moja wina być mogła.<br>
{{tab}}— A widzisz! — wrzucił Drzemlik.<br>
{{tab}}— Ale niemniéj postanowiłem sobie innego chleba szukać.<br>
{{tab}}— Uparty to uparty! — ruszając ramionami rzekł księgarz, — a cóż poczniesz?<br>
{{tab}}— Sam jeszcze nie wiem, czegoś sobie szukać potrzeba.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_61" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275{{!}}{{#if:61|61|Ξ}}]]|61}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— I niewdzięczny, — dorzucił pan Michał rozczulając się. — Waćpan nie wiész ile ja dla niego miałem serca, jak myślałem nawet aby przyszłość mu zapewnić, ale człowiek zawsze niewdzięcznością zapłacony być musi.<br>
{{tab}}Teoś zmilczał, skłonił się tylko powoli.<br>
{{tab}}— Nie zostaniesz więc?<br>
{{tab}}— Nie mogę, — powtórzył Muszyński, — umiem być wdzięczny, ale o sobie myśléć muszę także.<br>
{{tab}}Drzemlik pochmurniał i wziął się do przepatrywania książek, ale po chwili postawił świecę na stole.<br>
{{tab}}— Ażebym dał ostatni dowód zaufania panu memu, — rzekł, — otóż przyjmuję tak wszystko jak jest, nie patrzę nic, kwituję i koniec. Jeszcze miéć będziesz do mnie pretensją? jeszcze powiész, że gbur jestem?<br>
{{tab}}— Nic nie mówiłem i nie mówię.<br>
{{tab}}Drzemlik spojrzał na notatkę należności Teosia i żywo począł szukać pieniędzy.<br>
{{tab}}Kilka dni temu odbierając jakąś sumkę od znajomego żydka z prowincji, który był razem kollektorem loterji, Drzemlik spokuszony <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_62" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276{{!}}{{#if:62|62|Ξ}}]]|62}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przez niego, w pieniądzach wziął był bilet piątéj klassy z pewném ustępstwem.... Kawałek ten papieru walał się w szufladce razem z assygnatkami. Przerzucając je Drzemlik, natrafił na bilet i zmiął go kwaśny, że się dał w pole tak wyprowadzić, gdy nagle myśl mu jakaś błysnęła. Skąpy a nie mając nadziei wygranéj, zrobił zaraz projekt pozbycia się biletu, w cenie zwykłéj oddając go Teosiowi. Zamiast straty, miał w ten sposób wyraźny zarobek. Zaczął liczyć pieniądze, wybierając jak najmocniéj podarte.<br>
{{tab}}— Ale oto, nie chcesz pan biletu na loterją klassyczną? — spytał, — gotówbym był odstąpić, a za kilka dni ciągnienie!<br>
{{tab}}Teoś ruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Nie wierzę w żadną loterją, — rzekł obojętnie, — nigdy nie biorę biletów i chcę przyszłość być winien pracy nie losowi.<br>
{{tab}}— A cóżby to szkodziło raz w życiu spróbować? a nuż?....<br>
{{tab}}— Pewny jestem, że to do niczego nie prowadzi, prócz straty pieniędzy.<br>
{{tab}}— Jednakże? a kilka dni nadziei? to także <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_63" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277{{!}}{{#if:63|63|Ξ}}]]|63}}'''<nowiki>]</nowiki></span>coś warto! — rzekł Drzemlik, — chciałbym abyś pan miał pamiątkę odemnie, kto to wie? z ręki, która panu była zawsze przyjazną, nuż szczęśliwy los wypadnie?<br>
{{tab}}Teoś zaczął się śmiać.<br>
{{tab}}— Panie kochany, gdyby los mógł być szczęśliwy, nie wolałżebyś go sobie zatrzymać?<br>
{{tab}}Drzemlik się uśmiechnął, ale nie przestał nalegać.<br>
{{tab}}— Mnie nie idzie w takich rzeczach, — odezwał się, — któż wié? pan byłbyś może szczęśliwszy?<br>
{{tab}}— Mniejsza o to, pragnąc skończyć, — rzekł Muszyński, — przyjmuję jeśli się panu podoba, ale mi pan daj świadectwo, abyś potém nie miał jakiéj pretensji.<br>
{{tab}}— Ale najchętniéj, — podchwycił księgarz rad, że się pozbywa w dobréj cenie, niepotrzebnego kawałka papieru.<br>
{{tab}}Przy obrachunku, świstek ów, który Teoś obojętnie schował do kieszeni, poszedł w cenie zwyczajnéj. Żal mu było straconego daremnie grosza, ale chcąc co najprędzéj skończyć z księgarzem, zgodził się na wszystko.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_64" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278{{!}}{{#if:64|64|Ξ}}]]|64}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Szkoda, — dodał wreszcie pan Michał wzdychając, — że dla tak dziecinnego powodu, dla kilku słów za gorąco wymówionych, chcesz mnie pan koniecznie opuścić. Nie mam prawa gwałtem go wstrzymywać, ale proszę, jeżelibyś zmienił postanowienie, a chciał powrócić, — pamiętaj, że drzwi moje zawsze są dla niego otwarte.<br>
{{tab}}Była li tam iskra uczucia jaka, czy tylko interes własny, w rozbiór chemiczny wdawać się trudno, nie trzeba jednak nigdy zbyt surowo sądzić ludzi, najzimniejsi mają poruszenia serca poczciwe, ale one u nich przychodzą na krótko, i odstępują prędko. Drzemlikowi jakoś żal było Teosia.<br>
{{tab}}Rozstali się bardzo grzecznie, a Teoś uwolniwszy się z bardzo niewielkim zapasem, wyszedł przemyślając co na teraz począć z sobą. Nie rozpaczał wcale, a opieka nad sierotą, nietylko że mu nie ciężyła, ale zmuszając do pracy, dzielnym była bodźcem. Tegoż dnia zaraz postanowił sobie poszukać mieszkania bliższego Święto-Krzyzkiéj ulicy i małą izdebkę przy Chmielnéj znalazłszy, tam się {{pp|prze|niósł}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_65" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279{{!}}{{#if:65|65|Ξ}}]]|65}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|prze|niósł}}, nie wiedząc jeszcze co daléj pocznie. Nad wieczorem niespokojny o Manię, zawahał się wszakże czy samemu do niéj pójść się godzi, a że Narębski także pragnął ją odwiedzić, poszedł do niego, aby zabrać go z sobą razem.<br>
{{tab}}Pan Feliks wielce był niespokojny o Manię, na chwilę domowa sprawa Elwiry odwróciła uwagę od niéj, ale wprędce wyrzucać sobie zaczął zapomnienie i opuszczenie dziecięcia, chodził ponury i smutny. Trudno téż było wytrzymać teraz z paniami, które po Adolfie nosiły osobliwszą żałobę, nieustannie między sobą i z panem Feliksem wiodąc spory. Elwira przeklinała kochanka i nie mogła o nim zapomniéć, matka to się rozczulała nad nią, to gorzkie jéj czyniła wymówki, obie szukały pretensji do Narębskiego, który Bogu ducha był winien.<br>
{{tab}}Pan Adolf nietylko wyszedł za ojcem, ale z nim razem z Warszawy odjechał, tak, że o nim już nawet słychać nie było. Któż wie? mimo propinacji i propinatora, gdyby był chciał przyjść, upokorzyć się, poddać, możeby <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_66" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280{{!}}{{#if:66|66|Ξ}}]]|66}}'''<nowiki>]</nowiki></span>otrzymał rękę, która stanowisko przeważne otrzymując w małżeństwie, byłaby się zgodziła spocząć w jego dłoni.<br>
{{tab}}Elwira była w takim gniewie i złości, że za pierwszego lepszego poszłaby, gdyby mogła, byle Adolfa przekonać, że wcale o niego nie dbała. Narębski stał neutralny, milczący, ale zewsząd spadały nań wyrzuty i pretensje, wszystko było jego winą, pani Samuela utrzymywała, że z innym ojcem, Elwira nigdyby się tak nie skompromitowała, że innyby nie dopuścił takiego zgorszenia i t. p.<br>
{{tab}}Narębski musiał z domu uciekać, bo wytrzymać w nim długo nie było podobieństwa. Uściskał z radości Teosia, gdy ten nadszedł, i pochwyciwszy kapelusz, co prędzéj z nim pospieszył na Śto-Krzyzką ulicę.<br>
{{tab}}Zbliżając się do domu Byczków, posłyszeli na górze fortepjanik Mani, która właśnie powtarzała ów kawałek Thalberga, głośno brzmiący przez otwarte okienko. Ażeby dojść do jéj mieszkania, potrzeba było wszakże przechodzić przez dziedziniec, a tu stojąca pani Byczkowa nie dała się im prześliznąć, nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_67" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281{{!}}{{#if:67|67|Ξ}}]]|67}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zatrzymawszy Teosia. Ten przedstawił jéj Narębskiego jako opiekuna Mani, przybranego ojca sieroty.<br>
{{tab}}— Można panu dobrodziejowi powinszować wychowanicy, — odezwała się grzecznie uśmiechając pani Zacharjaszowa, — to panienka jakich na świecie mało, bardzośmy się pokochały.<br>
{{tab}}— A widzisz pani? — rzekł Teoś z wymówką wesołą.<br>
{{tab}}— No! no! — odparła właścicielka domu, — nie dziwujże się pan, różni są ludzie, człowiek się zawsze obawia, by na co złego nie trafił.<br>
{{tab}}Narębski wzruszony wszedł na poddasze, to tułactwo jego dziecięcia uciskało mu serce, pragnął gorąco aby się ono raz skończyło, postanowił w duszy przyspieszyć jakkolwiek oświadczenie Teosia i zmusić go niemal do kroku, któryby obojgu szczęście zapewnił.<br>
{{tab}}— Słuchaj, — rzekł do Muszyńskiego w progu, — ty ją kochasz, ona codzień więcéj przywiązuje się do ciebie, nie masz chyba serca, jeżeli dla braku wiary i odwagi nie podasz jéj ręki i nie ocalisz od nieszczęść jakie ją <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_68" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282{{!}}{{#if:68|68|Ξ}}]]|68}}'''<nowiki>]</nowiki></span>spotkać mogą. Twoje wahanie się jest egoizmem i dumą tylko, dumą ubogiego, równie grzeszną jak pycha bogacza, egoizmem człowieka, który nie chce szczęścia okupić tą ceną, jaką się wszystko na ziemi opłaca — trochą poświęcenia.<br>
{{tab}}— Ale ona jest dzisiaj szczęśliwą, — zawołał Teoś, — ona jest swobodną, a ja prócz głowy, która się na nic nie zdała, i rąk, które na chleb powszedni ledwie zapracować mogą — nie mam nic, nic! a nadewszystko nie mam nawet wiary w siebie.<br>
{{tab}}— Tak, dodaj, że nie masz i serca! — rzekł Narębski, — że kochać nie umiész, że....<br>
{{tab}}W tém otwarły się drzwi, Mania zobaczyła Narębskiego i z krzykiem porwawszy się od fortepjanu, pobiegła uwiesić mu się na szyi. Pan Feliks poczuł łzy na powiekach.<br>
{{tab}}Podała potém rękę drżącą Teosiowi i zakrzątnęła się, aby posadzić swych gości. Nie było to tak łatwém jakby się zdawało, bo Mania miała tylko dwa krzesełka, a sama usiąść musiała na łóżeczku.<br>
{{tab}}— Cóż ty moja pustelnico? jakże ci tu jest? <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_69" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283{{!}}{{#if:69|69|Ξ}}]]|69}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zapytał rozweselony pogodny jéj twarzyczką, pan Feliks, — bardzo ci źle? bardzo tęskno? smutno i nudno?<br>
{{tab}}— O! źle? nie, tęskno? zawsze, smutno? to prawda, ale się nie nudzę wcale. Gospodarze moi grzeczni i dobrzy ludzie, a fortepjan, a książka, a robota, — dnie z niemi niepostrzeżenie przechodzą. Przykro mi było trochę tylko, że mnie nikt nie odwiedził, alem sobie powiedziała, że inaczéj zapewne być nie mogło. Raz tylko przejeżdżającego ulicą widziałam barona i skryłam się ze strachu za firankę.<br>
{{tab}}— A! Baron!<br>
{{tab}}— Ale mi się nie zdaje żeby mnie szukał i śledził, bo nawet się na dom nie obejrzał. Siedział bardzo ładnie w powozie rozparty, z laską w ustach i zdawał zadumany głęboko. Powiédzcie mi, kochany ojcze, — dodała, — czyby choć mnie odwiedzić was nie wolno. Chciałabym zobaczyć panią, uściskać pannę Elwirę. Byłożby to wielką zbrodnią, czy straszną nieostrożnością, gdybym kiedy do was przybiegła?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_70" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284{{!}}{{#if:70|70|Ξ}}]]|70}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nie sądzę, — rzekł Narębski, — ale u nas się pewnie ani pocieszysz, ani rozweselisz.<br>
{{tab}}— To może rozerwę drugich i przydam się na co?<br>
{{tab}}Feliks smutno spuścił głowę.<br>
{{tab}}— Trudno, — rzekł, — Elwira zerwała ze swoim pretendentem.<br>
{{tab}}— A! doprawdy! jakto? on czy ona? cóż było powodem?<br>
{{tab}}— Ot tak jakoś, nie byli widać dla siebie przeznaczeni, — rzekł Narębski.<br>
{{tab}}— O! to pojmuję, że tam teraz nie wesoło być musi! — zawołała Mania, — bo Elwira dosyć go podobno lubiła.<br>
{{tab}}— Nie mówmy o tém, — cicho przerwał pan Feliks.<br>
{{tab}}— A pan cóżeś porabiał? — spytało dziewczę Teosia, zaczepiając go uśmiechem.<br>
{{tab}}— Ja? — odpowiedział Muszyński, — uwolniłem się od mojego księgarza i nie mam znowu ani pracy, ani stanu, ani przyszłości, jestem cały na usługi pani. Mogę stać pod jéj oknem, i być wiernym stróżem od baronów, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_71" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285{{!}}{{#if:71|71|Ξ}}]]|71}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kapitanów i całéj téj legji prześladowców. Możesz mną rozporządzać.<br>
{{tab}}Mania rozśmiała się z prostotą dziecięcia.<br>
{{tab}}— Myślisz więc pan, — rzekła, — że ja się boję kogo? posłuchałam was kryjąc się do tego kątka, abyście o mnie byli spokojni, ale w sercu ani na chwilę nie ulękłam się nigdy i nikogo. Czuję nad sobą zawsze skrzydło Boże. Kogóżby już Pan Bóg bronił, gdyby nie takie jak ja sieroty? Całe życie doświadczałam jego opieki, a ludzie, ci nawet, których się tak boicie, — dodała. — czy są tak bardzo źli, jak się wam zdaje? eh! doprawdy nie wiem; ja przynajmniéj, ufam, że każdegobym z nich nawróciła.<br>
{{tab}}— A! ty apostole! — rozśmiał się Narębski, — tyś jeszcze taka szczęśliwa, że o niczém nie wątpisz, że się niczego nie lękasz, że ci ze wszystkiém dobrze, bo życie.... życie widziałaś tylko z loży teatru.<br>
{{tab}}— Może, — odpowiedziała spuszczając oczy smutniéj, ale byłam trochę i na scenie, tylko.... tyłkom się nigdy nie dala opanować zwątpieniu i wcześnie uzbroiłam i {{pp|przygoto|wałam}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_72" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286{{!}}{{#if:72|72|Ξ}}]]|72}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przygoto|wałam}} na wszystko. Idę spokojna, zajdę gdzie Bóg da.... stanie się ze mną co przeznaczy, ja Mu ufam! A pan, — obróciła się do Teosia, — wszak także jesteś mojego zdania?<br>
{{tab}}— Ja? — żywo podchwycił Muszyński, — powinienbym być tego zdania co pani, alem nie dosyć święty i błogosławiony.<br>
{{tab}}— O! fe! fe! pan sobie żartujesz ze mnie! to się nie godzi! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— Dobrze! dobrze! rób mu srogie wymówki, — przerwał Narębski, — nie wiesz ile on na nie zasłużył.... wątpi o sobie, o życiu, o przyszłości, truje troską niepotrzebną najpiękniejsze nadzieje...<br>
{{tab}}— Wierz mi pan, że o siebie, doprawdy nigdym się bardzo nie uląkł, — odpowiedział Muszyński z przyciskiem, — kawałek chleba zawsze się jakoś znajdzie, mam siłę, zdrowie, coś przecie potrafię, a w ostatku mogę doskonale choćby drzewo piłować, lękałbym się tylko miéć na ramionach los cudzy, bo wówczas wielebym pragnął, a nie wiem czybym podołał.<br>
{{tab}}Narębski westchnął, Mania spojrzała na Teosia, jakby się domyślała o czém mówił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_73" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287{{!}}{{#if:73|73|Ξ}}]]|73}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— W tém wszystkiém, — rzekł pan Feliks, — jest, powtarzam ci raz jeszcze, pewien rodzaj lenistwa i egoizmu, który szuka pokrywek, ale ułudzie nas nie potrafi. Znamy się na tém. Przypuśćmy żebyś miał kogoś narzuconego ci przez los, związanego z tobą węzłem krwi — matkę, brata, siostrę? cóżbyś naówczas robił? Musiałbyś rad nie rad zadosyć czynić obowiązkom, których się tak obawiasz, i ręczę żebyś im podołał.<br>
{{tab}}Muszyński milczał, a Mania dodała cicho:<br>
{{tab}}— Matka, siostra, brat, staraliby się nie być dla pana ciężarem, nie pragnąc nad to co możliwe, przyjmować co Bóg dał z wdzięcznością. Czyż to tak wiele potrzeba człowiekowi, czy my tylko rodzim sobie potrzeby, aby cierpiéć gdy nie są zaspokojone?<br>
{{tab}}— Poruszyłaś, pani droga, — zawołał Teoś, nadzwyczaj ważne i wielkie pytanie. Potrzeby istotne, zwierzęce człowieka, są na pozór nie wielkie. Kawałek chleba, szklanka czystéj wody, dach od słoty i zimna, odzież cała i ciepła, oto diogenesowskie konieczności, któreby jeszcze może do mniejszych sprowadzić się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_74" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288{{!}}{{#if:74|74|Ξ}}]]|74}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dały, ale w takim stanie, czy od niedostatków i utrapień ciała, powoli nie upada duch jego?<br>
{{tab}}— Nie powinien! — zawołało dziewczę, — owszem, wiemy że to go krzepi... a święci owi asceci na pustyniach?<br>
{{tab}}— To byli święci i na pustyniach żyli, — dodał Teoś.<br>
{{tab}}— Wszakże przyznajcie, że zbytek osłabia, wycieńcza, zobojętnia, psuje? — przerwała żywo Mania.<br>
{{tab}}— Tak, ale między zbytkiem a ubóstwem dotykającém nędzy, jest przestrzeń niezmierna, — mówił daléj Muszyński, — na któréj wschodach i szczeblach ludzie się mieszczą wedle usposobień, wychowania, nałogów. Jeżeli ten co stal wysoko, zmuszony będzie znijść nisko, cierpi; i często kto nazbyt poszedł w górę, boleje również. Ale, długobyśmy o tém mówić musieli, bo to przedmiot nie tak łatwo dający się wyczerpać, wszystko jest względne, nędza i bogactwo także.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, żeśmy trochę zbili się z drogi, — przerwał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak, powróćmy lepiéj na ziemię, — {{pp|śmie|jąc}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_75" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289{{!}}{{#if:75|75|Ξ}}]]|75}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|śmie|jąc}} się dodała Mania, — a spuśćmy téż trochę na Pana Boga, — zawołała zwracając do Teosia, — ludzie bo może nadto na siebie rachować przywykli, a zbyt mało na Opatrzność. Tymczasem ich rachuby najczęściéj chybiają, a to na co nie liczyli wcale, przychodzi im w pomoc.<br>
{{tab}}— Otóż to najlepsze rozwiązanie pytania, — zawołał Teoś chwytając ją za małą rączkę, którą mu z uśmiechem oddała, — tak! tak! robić co każą obowiązki, a o resztę się nie troszczyć i zostawić Opatrzności.<br>
{{tab}}— Szkoda, — rzekł Narębski z trochą ironji, zwracając się ku nim, — że tak dobrze czując prawdę, którą głosi nauczyciel, Muszyński mało ma ochoty korzystać z jego nauki dla siebie. Maniu! potrzebaby mu częściéj lekcją powtarzać.<br>
{{tab}}— O! kiedy my się tak rzadko widujemy! odparło dziewczę spuszczając oczy, i z wyrzutem zwracając się do Teosia.<br>
{{tab}}— A! droga pani, — rzekł Muszyński zapominając o Narębskim i po trosze o wszystkiém co go otaczało, — ja nie chcę {{pp|przywy|kać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_76" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290{{!}}{{#if:76|76|Ξ}}]]|76}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|przywy|kać}} do takiego szczęścia, które łatwo stałoby się potrzeba, koniecznością, warunkiem życia, i zatrułoby je boleścią.<br>
{{tab}}Narębski ruszył niecierpliwie ramionami, a Mania się zarumieniła.<br>
{{tab}}— Słyszysz co plecie! — zawołał pan Feliks, — więc dla czegóżby się tak nie ułożyć, ażeby ten warunek szczęścia i życia ubezpieczyć sobie? nieprawdaż Maniu?<br>
{{tab}}— Tak! — rzekł zapalając się mimowolnie Muszyński, — ale to co dla mnie jest szczęściem, dla pani mogłoby być utrapieniem i ciężarem?<br>
{{tab}}— A! jużbyś się pan wstydzić doprawdy powinien swojego niedowiarstwa, — podchwyciła Mania zmięszana, wyciągając rękę ku niemu, — a ileż to razy słyszałeś pan odemnie, że mi z nim zawsze najmiléj, najlepiéj. Ojcze! dodała, — połajże go! to człowiek niewdzięczny, a zmusza mnie do nieprzyzwoitych oświadczeń.<br>
{{tab}}— O! znam go dawno! ale ja nic nie poradzę, — rzekł Narębski, — trzeba żebyś ty się zajęła jego poprawą.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_77" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291{{!}}{{#if:77|77|Ξ}}]]|77}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Jak do tego przyszło, wytłumaczyć nie umiem, ale Teoś przejęty, oszalony, wzruszony zsunął się z krzesła i znalazł na kolanach przed biedną Manią, przestraszoną, zarumienioną, zawstydzoną. I tuląc twarz w jéj dłonie zawołał:<br>
{{tab}}— Przyjmieszże mnie za ucznia i sługę?<br>
{{tab}}— Ojcze! co on mówi? co to znaczy? Ty mów co mam mu odpowiedziéć. A! ja go kocham! ja go kocham! a<br>
{{tab}}Ostatnie słowa wyrwały się jéj mimowolnie i spuściła oczy i rozpłakała się łzami rzęsistemi, a dłonie ich połączone i pochylone ku sobie twarze, dopowiedziały reszty, któréj usta wymówić nie mogły.<br>
{{tab}}Narębski zbliżył się prędko, połączył ich ręce i czując się mocniéj niż kiedykolwiek ojcem, bo był szczęśliwym — ze łzami w oczach trzęsącą pobłogosławił dłonią.<br>
{{tab}}— Przyjacielu, — rzekł do Teosia, — w ręce twoje oddaję bez obawy los mojego dziecka ukochanego, i jestem o nią spokojny. Bóg wam da cichą i błogą dolę, któréj mnie {{pp|odmó|wił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_78" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292{{!}}{{#if:78|78|Ξ}}]]|78}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odmó|wił}} na ziemi. Patrząc na was, pocieszę się i odżyję.<br>
{{tab}}A gdy Muszyński skłonił mu się do nóg, pochwycił go w objęcia milczące, Mania porwała z drugiéj strony rękę ojca i ze łzami całować ją zaczęła. Była to jedna z tych krótkich chwil szczęścia, które w życiu przychodzą, aby na długo ukoić serce spragnione.<br>
{{tab}}Scena była rozrzewniająca, im bardziéj niespodzianie nadeszła, tém mocniéj poruszyła wszystkich. Jeszcze do siebie przyjść nie mogli i tulili razem troje, gdy do małych drzwiczek pokoiku, stukać zaczęto zrazu cicho, potém coraz głośniéj a wkrótce potém otworzyły się one, nim ktokolwiek miał siłę odezwać, i w progu dziwna ukazała się postać.<br>
{{tab}}Był to kapitan {{korekta|Płuta|Pluta}} z uśmiechem na ustach.<br>
{{tab}}Narębski zmarszczył się postrzegłszy go, Teoś zakipiał, Mania pobladła, gość grzecznie powitał ich ukłonem, zdając napawać kłopotem, jakim ich nabawiło jego przybycie.<br>
{{tab}}— Wchodzę wcale zapewne niepotrzebnie i zadziwiam moją natrętną przytomnością, —  <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_79" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293{{!}}{{#if:79|79|Ξ}}]]|79}}'''<nowiki>]</nowiki></span>odezwał się kapitan, ze słodkim nad miarę wyrazem twarzy, — proszę mnie jednak nie posądzać, bym przerywał państwu przyjemne wzruszenia jaką wieścią złowrogą. Pluta nie ten już co dawniéj, kochany panie Feliksie, — dodał kiwając głową, — Pluta wybiera się na nowicjat do KK. Kapucynów i pokutę za grzechy. Tak bywało w starych romansach, czemużby w życiu choć raz nie miało się sprawdzić?<br>
{{tab}}Narębski wciąż był zniecierpliwiony i chmurny, Teoś gryzł wąsa i zaciskał pięści.<br>
{{tab}}— Ażebym lepiéj wytłumaczył państwu, jakim wypadkiem się tu znajduję, najprzód muszę wyznać, że mnie do żywego ubodła ucieczka panny Jordan, i chciałem dowieść szanownéj Adolfinie, jako téż całemu znajdującemu się tu towarzystwu — że kapitan Pluta węchu nie stracił.<br>
{{tab}}Ale, spieszę dodać, że wiedząc o pobycie tu zbiega z Wilczéj ulicy, co mi łatwo przyszło dojść, śledząc zacną Kaehnę w jéj pochodach z węzełkami, — nie byłbym nogą przestąpił progu tego dziewiczego schronienia, gdybym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_80" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294{{!}}{{#if:80|80|Ξ}}]]|80}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nie dostrzegł, żeście panowie tu weszli. Właśnie dla oświadczenia uroczystego im, że nic złego nie zamyślam, przybyłem tu jedynie. Pan Feliks znalazł się względem mnie jako dobry chrześcianin, odpłacił mi dobrém za złe, zyskał więc sobie we mnie wiernego sługę.<br>
{{tab}}Bądź pan spokojny, panie Feliksie, — dodał zwracając się ku niemu, — Pluta z wami, o! nie damy sobie krzywdy wyrządzić! Baron będzie łapę ssał, a ja spodziewam się, że mnie choć dla formy zaprosicie na weselisko. Zkądinąd przekonany jestem, że moja przytomność niewieleby tam komu przyjemności sprawiła, ale ręczę, że nie przyjmę zaproszenia i zadowolnię się oznaką życzliwości.<br>
{{tab}}Uśmiechnął się dziwnie, przytomni milczeli przybici. Trudno było odgadnąć po co przyszedł, do czego zmierzał, jaką miał myśl, czy istotnie powodowała nim życzliwość, czy chętka nienasycona spłatania figla i rzucenia szmermela wśród ciszy i spokoju, zmącenia czystych wód, aby miéć przyjemność patrzéć na męty i skłopotanie. Niekiedy fizjognomja kapitana przybierała pozór łagodności {{pp|nie|zwyczajnéj}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_81" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295{{!}}{{#if:81|81|Ξ}}]]|81}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nie|zwyczajnéj}} i ubłogosławienia, to znowu oko błyskało, warga się trzęsła, i zdawał się przebranym w suknię nie swoją, szatanem, znajdującym pociechę w utrapieniu ludzi. Mięszały się téż może i w téj zgniecionéj duszy różne uczucia, a przy chęci popisania się ze szlachetnością, grała zazdrość szczęścia i pragnienie rzucenia weń kropli jadu. Lepiéj to jeszcze okazały następne wyrazy kapitana, który odetchnąwszy mówił daléj:<br>
{{tab}}— Przynoszę tu także niewiele warte błogosławieństwo moje dla szanownéj pary gołębi. Wiem dobrze o tém, że ono wcale niewielkiéj jest wartości, ale nadanie mu jéj nie odemnie zależy.... Czém chata bogata tém rada. Uczynię tu tylko uwagę, że zkądkolwiek pochodzi błogosławieństwo, zawsze to dobra rzecz: w puszczach Ameryki na zgniłych pniach drzew, kwitną cudowne Orchidee.... otóż i na zgniłym kapitanie może piękne urosnąć błogosławieństwo.... hę? niezłe porównanie? prawda?<br>
{{tab}}Serjo panie Feliksie, — dodał przybierając minę rozczuloną, — ująłeś mnie waćpan swém <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_82" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296{{!}}{{#if:82|82|Ξ}}]]|82}}'''<nowiki>]</nowiki></span>postępowaniem i możesz wcale się nie obawiać na przyszłość, i ty także szlachetna dziewico, która spuszczasz oczy, i ty godny młodzieńcze, który kręcisz nosem. Pluta dla was nie ma żądła i jadu, ani miéć może! Wyjął mu je pan Feliks uczciwém swém obejściem się z tą nieszczęśliwą istotą, która jakkolwiek djabła warta, ma jeszcze jakąś cząstkę niezgangrenowaną...<br>
{{tab}}— Co za szkoda, — po chwili znów dorzucił kapitan, zasiadając bez ceremonji na krzesełku i ocierając pot z czoła, — że tu w tém schronieniu niewinności, nic pewnie prócz wody do umywania i wódki kolońskiéj nie znajdę dla pokrzepienia się, a nie odmówiłbym. Ba! trzeba się umiéć stosować do okoliczności.....<br>
{{tab}}— Widzę, — dodał po chwili podrażniony nieco milczeniem upartém przytomnych, — że mimo moich usposobień pokojowych, państwo zawsze koso na mnie patrzycie i radzibyście się mnie pozbyć co prędzéj.... ale ja nie odejdę, póki posłannictwa z którém przybyłem nie spełnię. Choćbyście mnie jak owego {{pp|śpie|waka}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_83" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297{{!}}{{#if:83|83|Ξ}}]]|83}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|śpie|waka}} w chórze Kapucynów, który umyślnie fałszywie nuci, aby muzyka nie była zbyt harmonijną, i zowie się ''turbator chori'', jak najgorzéj przyjąć mieli, ja swoje zrobię, — ja swoje zrobię.<br>
{{tab}}Obrócił się do Mani.<br>
{{tab}}— Z położenia waszego, szanowne gołębie, domyślam się, zgaduję, a trochę i podsłuchałem, bom dosyć długo do drzwi stukał napróżno, że — płomień czystéj, zobopólnéj miłości dwojga niewinnych istot, ma zostać uwieńczony. Jest to wyrażenie niewłaściwe, wiem o tém, bo na płomień trudno jest włożyć wieniec, któryby się zaraz w popiół i węgiel nie obrócił, ale zkądże wziąć inną formę, kiedy tę wiekowy zwyczaj uświęcił? I jest w niéj filozofja mimowolna, bo najczęściéj to co się zdaje wieńcem, staje się węglem i sadzą.... Nie przymawiając! nie przymawiając! Wiedząc tedy o małżeństwie, błogosławieństwie i niebezpieczeństwie wszelkich tajemnic, przychodzę tu namawiać pana Feliksa, abyśmy unikając dla téj pary w przyszłości niespodzianek, jakie im grożą w listach bezimiennych, {{pp|pod|szeptach}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_84" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298{{!}}{{#if:84|84|Ξ}}]]|84}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pod|szeptach}} i plotkach — szczerze i otwarcie objawili, co się tyczy przeszłości panny Jordanównéj.<br>
{{tab}}Narębski był w takim nastroju ducha, że się ani mógł gniewać, ani rozumiał nawet dobrze, czy Pluta istotnie przyszedł tu przyjacielsko się wywnętrzać, czy z nich sobie żartować. Z człowiekiem tym zresztą trudno było od razu trafić do końca. Teoś milczał. Mania przestraszona tuliła się za niego.<br>
{{tab}}— Nie posądzajcie bliźniego o złe intencje, — mówił kapitan, — w téj chwili bronię się od nich jak mogę, staczam zwycięzką walkę z własną naturą. Trochę impetycznie tu wpadłem i trochę dziwną robię propozycją, ale wierzcie mi, staremu, wypróbowanemu wydze, że tak będzie lepiéj, choć może niezbyt przyjemnie. Karty na stół, grajmy na odkryte.... Nie bój się Narębski, ja ci krzywdy nie zrobię, jakem zły to wściekły, ale jak dobry to jak baranek, jak ciele. Prędzéjbym skłamał niż ci szkodę wyrządził, przykrość muszę, ale to będzie zbawienna pigułka! Słowo honoru!<br>
{{tab}}Nie można było wiedziéć do czego to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_85" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299{{!}}{{#if:85|85|Ξ}}]]|85}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wszystko zmierzało. Kapitan widocznie bawił się niepewnością, w jakiéj trzymał słuchaczów.<br>
{{tab}}— Narębski, — dodał, — spuść się na mnie! będziesz mi poczekawszy dziękował! A ty, szanowna panienko, — rzekł zwracając się do Mani, — słuchaj i wierz mi. Nazywałaś dotąd ojcem pana Feliksa, nie wiedząc, że do tego większe w istocie niż sądziłaś, masz prawo. Przed dzisiejszém swém ożenieniem, pan Narębski kochał matkę twoją, tajemnym był z nią połączony ślubem.... jesteś jego córką.<br>
{{tab}}— Ja! — zawołała Mania rzucając się ku niemu, — a! czułam to!<br>
{{tab}}Narębski nie miał siły rzec słowa, drżał aby kapitan w oczach dziecka nie splamił matki, i wejrzeniem pełném błagania i przestrachu mierzył kapitana, tuląc swe dziecko do piersi.<br>
{{tab}}— Ażebyś była uzbrojoną przeciw wszystkiemu co cię spotkać może, moja panno, — mówił daléj Pluta, — potrzeba ci wiedziéć także, iż matka twa, rozwiedziona, późniéj drugi raz poszła za mąż.... i żyje dotąd....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_86" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300{{!}}{{#if:86|86|Ξ}}]]|86}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Mania porwała się z krzykiem z objęć ojca, wołając:<br>
{{tab}}— Ojcze drogi! jestli to prawda? żyje matka moja? gdzież ona jest? Ja mam ojca, ja mam matkę! Ach! prawdaż to? prawda? mów ty, powiédz mi wszystko.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł zrazu nic wyrzec, tak był wzruszony, ale zebrawszy się na męztwo, odezwał wreszcie:<br>
{{tab}}— Tak jest, ona żyje — ale ty, ani ja widziéć jéj nie możemy....<br>
{{tab}}Teoś w niemém osłupieniu patrzał na tę scenę, tém dziwniejszą, że kapitan grał w niéj tak niewłaściwą rolę, dotąd jeszcze wielce dwuznaczną.<br>
{{tab}}Mania twarz rękami zakrywała.<br>
{{tab}}— Nie żałuj pani tego bardzo, — przerwał Pluta, — iż widziéć nie możesz matki. Mamy to z doświadczenia, iż to czego nie znamy, wyobrażamy sobie w barwach świetnych i ułudnych, — a może twojemu sercu dziecięcia, nie odpowiedziałaby rzeczywistość? Matki swéj, jak słusznie mówi Narębski, znać nie możesz, ale za to mogę ci dać babkę rodzoną, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_87" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301{{!}}{{#if:87|87|Ξ}}]]|87}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pod wielkim sekretem, — rzekł krzywiąc się szydersko Pluta, — nie jest ona także bardzo idealną, ale zawsze to będzie jakaś krewna. Dla osoby pozbawionéj familji, lepszy rydz niż nic, lepsza nadpsuta babunia niż sieroctwo. Los, który często ludziom figle płata, wpędził waćpannę właśnie do domu, w którym żyje staruszka, o któréj mowa. Matką twéj matki jest, niestety! stara Byczkowa, podobno na nieszczęście warjatka.<br>
{{tab}}Narębski się nachmurzył.<br>
{{tab}}— No! no! to darmo, co prawda to nie grzech, tak to ono jest, — zawołał kapitan — mówię wszystko, bo jestem tego zdania, choć całe życie posługiwałem się łgarstwem, że gdy nie ma gwałtownéj potrzeby kłamać, lepiéj jest zawsze mówić prawdę.... Mógłbym jeszcze waćpannie dać dwóch wujaszków rodzonych, ale jeden wcale nie ciekawy, choć mój przyjaciel osobisty, a drugi buty szyje, i z tego względu że waćpanna w trzewikach chodzisz, na niewieleby się jéj przydał. Człowiek zacny zresztą, ale nie w moim guście. Mało kto o tém wié, co ja tu odkrywam {{pp|wspaniałomyśl|nie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_88" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302{{!}}{{#if:88|88|Ξ}}]]|88}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wspaniałomyśl|nie}}, nie trzeba tego wygadywać, bo mogłoby matce waćpanny być nieprzyjemném, ale trzeba żebyś wiedziała, że po ojcu z wielkiéj parentelli pochodząc, po matce nie wielką masz nadzieję spokrewnienia z domem Sabaudzkim.<br>
{{tab}}Tu Pluta odetchnął, wargi mu drżały szyderstwem.<br>
{{tab}}— Że nie kłamię, — dodał, — ręczy za to najlepiéj, że nie mam w tém żadnego interessu.<br>
{{tab}}— Więc pan Byczek jest bratem mojéj matki? — przerwała Mania.<br>
{{tab}}— Ale o tém nie wié wcale podobno, — rzekł Pluta, — i mówić mu tego nie ma potrzeby. Jest jéj bratem przyrodnym, bo pani Byczkowa parę razy była zamężna. Powiadam to waćpannie dla jéj wiadomości, ale głosić nie życzę. Ślady tych pokrewieństw pozacierane i umyślnie i przypadkiem, mało ktoby tego mógł dojść i na niewiele się to przyda, bo spadku się nie spodziewać. Otóż jest com chciał powiedziéć, — rzekł wstając, — nastraszyć trochę poczciwego Narębskiego i przekonać go dowodnie, że kapitan Pluta jest jego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_89" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303{{!}}{{#if:89|89|Ξ}}]]|89}}'''<nowiki>]</nowiki></span>szczerym przyjacielem! Ha? widzicie nie tak straszny djabeł jak go malują? Ponieważ zaś inne pilne sprawy powołują mnie ztąd, z żalem wielkim ciche to ustronie opuścić muszę i mam honor zostawać waszym sługą i podnóżkiem. ''Adio!'' upadam do nóg!!<br>
{{tab}}Wychodząc przymrużył jedno oko, posłał od ust pocałunek Narębskiemu i na dłoni lewéj prawą ręką zrobił ruch jakby pieniądze liczył.... poczém szybko nałożył kapelusz i zniknął.<br>
{{tab}}Jeszcze się wszyscy po téj scenie, w któréj Pluta odegrał rolę ''Deus ex machina'' nie opamiętali, a Mania drżąca i przestraszona płakała, gdy już drzwi się za nim zatrzasły i ten epizod zdawał się jakby przykrą snu zmorą.<br>
{{tab}}Nastąpiła chwila przykrego, długiego milczenia, Narębski chodził po pokoju zadumany, a Teoś starał się utulić Manię, która pytać nie śmiała, choć wargi jéj drżały, wstrzymując naciskające się na nie wyrazy.<br>
{{tab}}— Nie wiem, — odezwał się w końcu Narębski, siadając znużony i zesłabły, — po co tu wszedł ten człowiek, dla czego wygadał <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_90" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304{{!}}{{#if:90|90|Ξ}}]]|90}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tyle i rozerwał nam jedną z chwil życia najuroczystszych, fałszywą nutą ironji i szyderstwa. Ale stało się, do mnie należy reszta.... kochana Maniu, winienem tobie i Teosiowi prawdę szczerą.... Tak! ty jesteś dzieckiem mojém, dziecięciem kobiety, którą pierwszy raz i najgoręcéj ukochałem w życiu, od któréj mnie surowa wola matki méj oddzieliła gwałtownie... Tak jest, matka twoja żyje, ale przecierpiała wiele i mnie i ciebie się zaparła, tyś sierota, jam dla niéj obcym i nienawistnym człowiekiem.... więcéj nie pytaj mnie o nią. Świat o tém nie wié i wiedziéć nie powinien, nie dla mnie, Maniu, ale dla niéj.... Dziś miłość moja cała przeniosła się na ciebie, dziecię kochane.... choć przyznać się nie mogłem do niéj i do imienia ojca. Było to strapieniem i męczarnią całego mojego życia, dziś mi lżéj, gdy cię nie tając do serca przycisnąć mogę.... Wyście oboje dziećmi mojemi.... Teosiu!.... bądź jéj opiekunem, bądź jéj mężem, bratem... wszystkiém, gdy mnie wam zabraknie. Nad ciebie nie ma ona nikogo.<br>
{{tab}}— A teraz, — dodał wzdychając, — {{pp|rzuć|my}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_91" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305{{!}}{{#if:91|91|Ξ}}]]|91}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|rzuć|my}} ten smutny przedmiot, mówmy o tém, czego najgoręcéj pragnę.... kiedy się pobierzecie? chciałbym by to nastąpiło jak najprędzéj, nie rozumiem i nie widzę przeszkód... W świecie form i przyzwoitości, jest wiele do spełnienia nim się do ołtarza przystąpi.... ale wy, szczęściem nie należąc do niego, nie macie nic coby wam do niego tamowało drogę.... Jutro zaraz potrzeba rozpocząć starania.<br>
{{tab}}— Ojcze mój! ojcze! ale czyż choć błogosławieństwa miéć nie będę od matki? czyż choć raz, choć ten raz jeden ją nie zobaczę?.... zawołała Mania rzucając się na szyję Narębskiemu.<br>
{{tab}}— Dziecko moje, — wybąknął pan Feliks wzruszony, — nie żądaj tego, aby ci serce, jak moje, krwią nie zaszło.... nie mów, nie proś.... to niepodobieństwo.... Módl się za nią jak gdyby umarła, i myśl że nie masz matki.<br>
{{tab}}— Ale to nie może być! to być nie może! ty się mylisz ojcze.... Tyś bolał, cierpiał i może niesprawiedliwym jesteś dla niéj.... A! pozwól mi raz.... tylko raz uścisnąć jéj kolana <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_92" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306{{!}}{{#if:92|92|Ξ}}]]|92}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i prosić ją o błogosławieństwo.... raz ją tylko zobaczyć.<br>
{{tab}}— Aby cię odepchnęła? — gorzko rzekł Narębski, — nie! nie, nie myśl o tém... a zresztą, zostaw to mnie! zobaczymy... Nie jestem dla niéj niesprawiedliwym.... przebaczam jéj wszystko.... ale nie spodziewam się nic dobrego. — Teoś niech od jutra rozpocznie starania, radbym was widziéć połączonemi co najprędzéj, wielkie brzemię spadnie mi z piersi....<br>
{{tab}}— Ale drogi panie, ja sam pragnę {{korekta|pzyspieszyć|przyspieszyć}}, — przerwał Muszyński, — cóż, kiedy nie mam ani zajęcia, ani kątka gdziebym mój skarb umieścił....<br>
{{tab}}— A cóż ci przeszkadza szukać zajęcia późniéj, i co trudnego znaléźć ów kątek? Potrzebaż i wam do waszego szczęścia złoconych ramek koniecznie, mieszkania, przyborów, ozdób, drobnostek, w które my naszą biedę stroimy?<br>
{{tab}}— Ale nie, nam nic, nic nie trzeba! — zawołała Mania.<br>
{{tab}}— O! zmiłujcież się, nie upokarzajcie mnie! począł Muszyński, — ale ja muszę moją {{pp|dro|gą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_93" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307{{!}}{{#if:93|93|Ξ}}]]|93}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dro|gą}} otulić, osłonić, upieścić choć trochę i w ciepłém i w ładném posadzić gniazdeczku; a pierwszy wspólnego chleba kawałek przynieść jéj własną zdobyty pracą.... Dziś, a! ja jeszcze nic nie mam.... ja nie mogę żyć jałmużną, to mi zadławi szczęście moje!<br>
{{tab}}— Dziwak nudny! — zawołał Narębski, — doprawdy, chce mi się gniewać! Mania ma przecie coś swego, ona z rozkoszą podzieli tę odrobinę z tobą, nim ty swój trud z nią rozłamiesz.<br>
{{tab}}— A! wszystko! wszystko, mój ojcze! — podając obie ręce Teosiowi odezwała się Mania.<br>
{{tab}}Muszyński cierpiał widocznie, ale w milczeniu musiał się już zgodzić na wszystko.<br>
{{tab}}Pan Feliks uspokojony zamyślał odejść wreszcie, bał się by znowu Teoś jakiego nie znalazł zarzutu, ale żal mu było porzucić tak Manię, rozstać się z Muszyńskim, i powrócić samemu do swojego świata chłodnego, aby być pojonym narzekaniami bez końca.<br>
{{tab}}— Ot wiész co? — rzekł biorąc za kapelusz, — jedź Maniu do nas?.... powiemy im <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_94" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308{{!}}{{#if:94|94|Ξ}}]]|94}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uroczyście, że za mąż wychodzisz.... będę dłużéj z tobą; a Teoś może tymczasem....<br>
{{tab}}— O! ja lecę myśléć choćby o trochę szerszém dla nas mieszkaniu, — przerwał Muszyński, nie chcąc się przyznać, że do Narębskich wcale mu nie było spieszno.<br>
{{tab}}Feliks téż go nie namawiał. Mania podała mu rączkę i szeptem cichym pożegnali się oboje. Teoś ledwie wierzył oczom i uszom, potrzebując przypominać sobie, że ta, którą tak ukochał, już była jego narzeczoną.<br>
{{tab}}— Czekaj, — rzekł żywo w chwili gdy się rozchodzić mieli, — chwilę jeszcze Maniu droga, tak rozstać się nam nie godzi. Jest zwyczajem, aby narzeczonych, jak połączonych już przed Bogiem, widomy węzeł łączył, aby im przypominał że należą już do siebie... Oto jest, — dodał zdejmując z palca pierścionek, — uboga, srebrna, wytarta przy poczciwéj pracy, obrączka ślubna matki mojéj, jedyna po niéj spuścizna, najdroższa pamiątka po istocie tak świętéj, tak dobréj jak ty.... Od dziś niech należy do ciebie, oddaję ci ją, najdroższy skarb, jako znak, żem ci wiarę i miłość {{pp|po|przysiągł}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_95" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309{{!}}{{#if:95|95|Ξ}}]]|95}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|przysiągł}} na zawsze. Nie wstydzę się, że ten dar tak jest ubogi.... jabym go nie oddał za krocie. Niech z sobą niesie do ciebie ten spokój, wiarę w Opatrzność i miłość, którą matka moja droga zachowała do śmierci dla ludzi, choć świat jéj nie odpłacił niczém... niech nas połączy na zawsze....<br>
{{tab}}I łzy rzuciły mu się z oczów, a Mania przyjmując ten dar biedny, rozpłakała się także, niosąc go do ust z poszanowaniem.<br>
{{tab}}— A! drogi mój, — rzekła, — będę się starać abym go była godną.... ale cóż ja ci dam w zamian? ja nie mam innego nad ten pierścionka.... który mi ojciec dał kiedyś na imieniny.... Pozwolisz ojcze? nieprawdaż?<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł Narębski, zdejmując z palca złoty cieniuchny pierścionek, — oddaj mu ten od siebie, jest to także pamiątka, któréj się zrzekam dla was.... Przeszłość zamknięta na zawsze.... niech lepsze zejdzie nam słońce.<br>
{{tab}}Jeszcze raz żywy, milczący uścisk połączył ich dłonie. Zeszli razem, a p. Feliks pociągnął smutny za niemi, ale w duszy spokojny. Znalazłszy przejeżdżającego dorożkarza siedli {{pp|za|raz}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_96" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310{{!}}{{#if:96|96|Ξ}}]]|96}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|za|raz}}, a Muszyński poszedł zwolna upojony swém szczęściem, i mamyż dodać? walcząc z sobą by się nie uląc przyszłości. Mania tak mu była drogą, tak wiele dla niéj pragnął! A przed nim stał ten mur czarny nieodgadnionego jutra, którego sercem i przeczuciem nawet przebić nie było podobna.... W naturze jego było, więcéj się trapić niém, niż dzisiejszém cieszyć weselem.<br>
{{tab}}Narębski tymczasem wziął Manię do domu, myśląc téż trochę jak tam zostanie przyjęty, i jak żona i córka powitają dawną wychowankę, teraz zwłaszcza, gdy im miał zwiastować, że o losie jéj postanowił, jakby naprzekór Elwirze, która swojego napróżno dotąd szukała.<br>
{{tab}}Na dworze mrok padać zaczynał, ale jeszcze nie zupełnie było ściemniało, zdziwił się niepomału Narębski, widząc okna swego salonu rzęsisto oświecone, gdyż od czasu jak Adolf im uciekł, panie zwykle siadywały samotne i nikogo prawie nie przyjmowały.<br>
{{tab}}Elwira mówiła, że się potrzebowała wypłakać, a służąca jéj szeptała, że się chciała wyzłościć. Jedno nie sprzeciwia się wszakże {{pp|dru|giemu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_97" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311{{!}}{{#if:97|97|Ξ}}]]|97}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dru|giemu}}, gdyż piękna panna zwykle z gniewu zalewała się łzami i w tym tylko jednym przypadku na płacz się jéj zbierało.<br>
{{tab}}— A! a jeżeli kogo tam zastaniemy? — zawołała Mania, — pozwól mi, kochany ojcze, pójść sobie w kątek i poczekać dopóki goście nie odjadą.... Nie mogłabym doprawdy pokazać się teraz obcym ludziom, oczy mam zapłakane i usta mi się trzęsą... wciąż jeszcze ze szczęścia i wzruszenia płaczę.<br>
{{tab}}— O! o! nikt nie postrzeże tego, — rzekł Narębski, — ręczę ci, że to być musi jakaś tylko tych pań fantazja, bo pewnie nie ma nikogo.<br>
{{tab}}Ale podszedłszy aż pod drzwi salonu, gdzie się żaden ze sług nie znalazł, Narębski usłyszał z podziwieniem śmiechy wewnątrz bardzo wesołe. Głosu jednak rozmawiających poznać nie było można.<br>
{{tab}}— To chyba szanowna Cypcunia! — rzekł do Mani, — wchodźmy.<br>
{{tab}}Nie chcąc się sprzeciwiać, biedny Kopciuszek wszedł posłuszny i stanął zmięszany, postrzegłszy w rzęsisto oświeconym salonie {{pp|pa|na}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_98" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312{{!}}{{#if:98|98|Ξ}}]]|98}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pa|na}} barona, poufale przy Elwirze rozrzuconego na kanapie. Innego wyrazu użyć trudno, gdyż ręce jego i nogi jak najszerzéj rozprzestrzenione, czyniły go podobnym do tłustego pająka.<br>
{{tab}}Narębski zdziwił się niemniéj i przystanął, a baron, który nie miał dobrego wzroku, choć szkiełkiem był uzbrojony, posłyszawszy wchodzących, nachylił się aby ich rozpoznać.<br>
{{tab}}Wnętrze salonu pani Samueli przedstawiło obrazek rodzajowy wcale zajmujący. Ona sama naprzód w czarnéj sukni siedząca w fotelu przy stole, na którym leżał świeżo widać zrzucony kapelusz, — znękana, odpoczywająca, wzruszona jeszcze przejażdżką i przechadzką, wśród któréj udało się jéj pochwycić barona, z lokami w tył odrzuconemi i przymrużonemu oczyma, zamyślona głęboko.<br>
{{tab}}Naprzeciw panna Elwira wesoła, roztrzpiotana, różowa, śmiejąca się i widocznie usiłująca rozbudzić starego Satyra, któremu już oczy się świeciły na ten wdzięk młodości rozkwitłéj, z jakim się popisywała przed nim zalotna dziewczyna. Oboje siedzieli na kanapie, a {{pp|ba|ron}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_99" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313{{!}}{{#if:99|99|Ξ}}]]|99}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ba|ron}} był niezmiernie rozochocony, rozdowcipowany, wymłodzony i zdawał się tak Elwirą zajęty, jak gdyby od pół roku przynajmniéj miłość w nim grała na temat jéj oczów symfonją odrodzenia.<br>
{{tab}}Matka, pod pozorem znużenia i osłabienia, nie przeszkadzała wcale rozrywce córki, która potrzebowała przecie czémś i kimś się zabawić. Znajdowała zresztą, że gdyby nawet baron chciał serjo zająć się Elwirą, — nicby przeciwko temu miéć nie można.<br>
{{tab}}Najbardziéj zdziwiony był Narębski, któremu na myśl nie przyszło, żeby go tu mógł zastać, a najkwaśniejsza stała się Elwira, bo jéj przeszkodzono w chwili stanowczéj, gdy kilką jeszcze pociskami spodziewała się barona u stóp swoich położyć.... Trafiło ci się może, szanowny czytelniku, na polowaniu, gdyś wystawszy darmo cały dzień na przesmyku, celował do przelatującéj sarny, że cię sąsiad pociągnął za ramię prosząc o tabakę? — w równie przykrém i drażliwém położeniu była panna Elwira. Nie mamy co taić, że szlachetną powodowana ambicją, na siwiejące {{pp|adoni|sa}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_100" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314{{!}}{{#if:100|100|Ξ}}]]|100}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|adoni|sa}} nie zważając włosy, znajdowała go bardzo przyzwoitym na męża.... Myśl ta przyszła jéj niewiedziéć zkąd, i powiedziała sobie z tą roztropnością, która cechuje wyższe umysły:<br>
{{tab}}— Gdyby na kochanka to co innego, ale na męża! jest jeszcze bardzo dobrze — któż mi, mając starego męża, kochać się zabroni? Na takiego powszedniego szanownego małżonka wcale znośny, a bogaty i przecież taki baron.... bo jest niezawodnie baronem. ''Madame la Baronne! cela sonne convenablement!''<br>
{{tab}}Prawie tak samo rozumowała pani Samuela, choć się z sobą nie namawiały — ona dodawała tylko w duchu:<br>
{{tab}}— Tém lepiéj im się stary więcéj zapali i mocniéj do niéj przywiąże, starzy zawsze kochają trwaléj, goręcéj od młodych, a nie myślą o pokątnych miłostkach.... Elwira, kochane dziecko, zadziwia mnie rozsądkiem.... Wreszcie gdyby się jéj sprzykrzył nawet, gdyby potrzebowała dystrakcji.... o mój Boże!!!<br>
{{tab}}Nie dokończyła pani Narębska, ale koniec monologu jest zbyt do odgadnienia łatwy, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_101" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315{{!}}{{#if:101|101|Ξ}}]]|101}}'''<nowiki>]</nowiki></span>byśmy potrzebowali łamać sobie głowę nad dopełnieniem jego.<br>
{{tab}}Gdy Narębski wszedł z Manią, panie obie przymrużyły oczy, aby poznać kto mu towarzyszył i przypatrywały się tém dłużéj, im mniéj sobie gościa życzyły.<br>
{{tab}}— A! a! a.... ten kochany Narębski! — zakrzyczał baron zbierając ręce i nogi porozrzucane w nieładzie, aby wstać z kanapy, — przecież cię oglądam! Musiałem aż sam tu przybyć, aby ci twoją dla mnie obojętność wymówić.... ''Ma foi! c’est impardonable!''<br>
{{tab}}— A! to pan Feliks! — zawołała chłodno pani Samuela, jakby mówiła: — Jakże nie w porę!<br>
{{tab}}— To papa! — szepnęła gryząc usta Elwira, — a! i Mania.... gość niespodziewany. Czy?... wszakże? z papą?<br>
{{tab}}— Tak jest! — cicho szepnęło dziewczę.<br>
{{tab}}Baron się ogromnie zmięszał, zobaczywszy i poznawszy nareszcie Manię, ale ją przywitał z nadzwyczajną, nadskakującą grzecznością, a gdy szedł ku niéj, rzekłbyś, że się na łyżwach ślizga, tak mu się nogi wyciągały.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_102" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316{{!}}{{#if:102|102|Ξ}}]]|102}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Kwaśno jakoś zrobiło się Narębskiemu, ale już nie mógł uniknąć spotkania z baronem, i zebrał się na grzeczność, jakiéj dom wymaga po gospodarzu.<br>
{{tab}}— Ale cóż to Manię do nas sprowadza? — zapytała Elwira z przekąsem, — tak dawno, dawno, a dawno nie widziałyśmy się?<br>
{{tab}}— Ja ją sprowadzam, — rzekł głośno i umyślnie Narębski, — chciałem aby się co najprędzéj podzieliła z wami wiadomością o ważnéj zmianie, jaka zachodzi w jéj losie.<br>
{{tab}}— Aa! — wykrzyknęła podnosząc się nieco z fotelu pani Narębska.<br>
{{tab}}Baron zmięszany strasznie tarł siwowatą czuprynę i począł udawać, że nie słyszy. Elwira uśmiechnęła się jak po kwaśném jabłku.<br>
{{tab}}— Mania wychodzi za mąż, — dodał Narębski, — i przybyła prosić cię, kochana Samuelko, ciebie, coś dla niéj była tak długo matką i opiekunką, o błogosławieństwo....<br>
{{tab}}— O! o! papo! proszę już nie mówić nawet za kogo, ja zgadnę, — ze złośliwą intencją zawołała Elwira, — ja zgadnę.<br>
{{tab}}— I ja! — przerwała Samuela, — to tak łatwo.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_103" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317{{!}}{{#if:103|103|Ξ}}]]|103}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No, to i ja! — dodał dowcipnie baron — a pozwólcie mi państwo, abym, choć obcy, pierwszy złożył u stóp panny Marji moje powinszowania i życzenia — ''mes souhaits les plus sincères''.<br>
{{tab}}Mania poczerwieniała jak wisienka, ale nie zlękniona lekceważącym głosem otaczających, podbiegła i rzuciła się do nóg pani Samueli, a z oczów jéj znowu łzy płynęły.<br>
{{tab}}Elwira tuląc chustką twarz, okrutnie się śmiała poglądając na barona. Baron krzywił się dla harmonji i niby także uśmiechał szydersko. Tymczasem pani Samuela poczuwszy potrzebę rozczulenia, schyliła się całując w głowę dziecię i poniosła batystowo-koronkową chusteczkę, ślicznie haftowaną, do zupełnie suchych oczów.<br>
{{tab}}— Więc tedy, — tupiąc nóżką szeptała Elwira, — pan Teoś Muszyński, pani Teosiowa Muszyńska! — W głosie jéj była ironja i trochę przekąsu. — Więc już po przyrzeczeniu i zaręczynach, a kiedyż ślub? ''c’est parfait!''<br>
{{tab}}I jakby najlepszym dowodem wielkiego tonu było szyderstwo, panna Narębska wciąż <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_104" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318{{!}}{{#if:104|104|Ξ}}]]|104}}'''<nowiki>]</nowiki></span>śmiała się patrząc na Kopciuszka.... sama pani miała także pół uśmiechu na ustach, a baron choćby był wolał inną przybrać minę, musiał wtórować ironją lekką, aby nie pozostać w tyle od towarzystwa, tak dystyngowanie umiejącego szydzić z łez biednéj sieroty, z jéj nadziei, z jéj szczęścia — nawet w tak uroczystéj chwili.<br>
{{tab}}Nie dziwujcie się kochani czytelnicy téj ironji wielkich ludzi, na widok takiego małego szczęścia. Jest ona bardzo naturalną. Tak nieraz w czasie dożynków na wsi, gdy dla głodnéj gromady zastawiają wieczerzę, a państwo odchodzą na sutą kolacją do dworu — śmieją się niejedne śliczne usta z kwaśnych ogórków i razowego chleba, przygotowanych dla czeladzi.... Szczęście, bez karety, bez lokajów, bez pałacu, bez koronek, takie sobie płócienkowe i piechotą chodzące, musi się śmieszném wydawać tym, którzy więcéj dbają o fizjognomją szczęśliwości, niżeli o nią samą.<br>
{{tab}}Trzeba téż przyznać, że to jest szczęście powszednie, razowe nie pytlowane, — może ono zadowolnić dusze ciche i skromne, ale {{pp|ta|kich}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_105" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319{{!}}{{#if:105|105|Ξ}}]]|105}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ta|kich}} umysłów wzniosłych, jak Elwiry i pani Samueli, nigdy!<br>
{{tab}}Mania wstawszy nie miała co z sobą robić, bo jéj nawet nie poproszono siedziéć, ale baron, któremu już tu wytrwać było ciężko między dwoma ogniami, szepnął na ucho Narębskiemu, prosząc go, czyby nie mogli pójść na cygaro.<br>
{{tab}}— A chętnie, — rzekł pan Feliks, i wynieśli się z salonu, ale w progu dogonił ich głos Samuelki.<br>
{{tab}}— Proszę barona nie zapominać, że czekamy go z herbatą.<br>
{{tab}}— ''O! Madame!'' — odparł przyciskając kapelusz do serca Dunder.<br>
{{tab}}Elwira ubodła go i przeszyła wzrokiem pełnym najsłodszych obietnic — zwodnica!<br>
{{tab}}W pokoju Narębskiego, baron rozrzucił się znowu wedle obyczaju swojego, jedna noga na fotelu, druga na kanapie, ręka za kamizelką u góry, druga we włosach.<br>
{{tab}}— O! jakże miłą i śliczną jest twoja panna Elwira! — rzekł z westchnieniem puszczając kłąb dymu do góry.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_106" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320{{!}}{{#if:106|106|Ξ}}]]|106}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A? znajdujesz? — rozśmiał się Narębski, — nie można ci wierzyć nieszczęściem, boś bardzo łatwy dla kobiet i gusta masz widzę, zmienne. Dawnoż to ci się Mania tak podobała?<br>
{{tab}}— ''Ma foi!'' podoba mi się dziś jeszcze, nie przeczę ładna laleczka, ale panna Elwira, to wcale co innego, jaka powaga i dystynkcja! To kamień czystéj wody i wcale innéj wartości.<br>
{{tab}}— Dziękuję, — rzekł uchylając głowę Narębski, — jeżeli to dla uspokojenia sumienia mówisz, aby moje ojcowskie serce pogłaskać, nie forsuj się proszę.... Baronie, to mi zupełnie wszystko jedno.<br>
{{tab}}— ''Farçeur!'' — zaczął się śmiać stary, rozrzucając jeszcze bardziéj tak, że zdawało się, iż chce sobą jednym cały pokój napełnić, — ''va!'' Cóż chcesz żebym mówił? Jestem kobieciarz i wdowiec na wydaniu, bylebym zobaczył istotę piękną, miłą, dowcipną, głowa mi się zawraca.<br>
{{tab}}— Szczęśliwy! — rzekł Narębski wzdychając, — ty jeszcze jesteś na wydaniu! Nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_107" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321{{!}}{{#if:107|107|Ξ}}]]|107}}'''<nowiki>]</nowiki></span>żartujże proszę, i nie udawaj przedemną, ja cię nie zdradzę. Gdyby o tém panny wiedziały, obiegłyby cię i schrypłbyś do tygodnia śmiejąc się i motyskując z niemi, a wiem że masz reumatyzm i początki sciatyki....<br>
{{tab}}— Kto? ja? — z oburzeniem zgarniając rozrzucone członki i schwytując się krzyknął Dunder, — ja? Człowiecze! zdrowszego na świecie nie ma nademnie! Codzień się gimnastykuję i sto funtów podnoszę jedną ręką, nigdy w życiu lepiéj się nie miałem, czuję w sobie siły na sto lat! Któż ci powiedział o reumatyzmie i sciatyce?....<br>
{{tab}}— Nie wiem doprawdy! — odparł pan Feliks ruszając ramionami, — zdaje mi się, że to moje panie zkądś wzięły, bo od nich to słyszałem....<br>
{{tab}}Dunder pobladły padł na kanapkę, ale z oznaką smutku, bo zgarnięty cały i maleńki, jak nigdy nie bywał.<br>
{{tab}}Milczenie, które potém nastąpiło, przerwał śmiech Narębskiego nagły, dający znać, że sobie żartował z barona. Rozjaśniło się znowu oblicze Dundera i przejednany w wielkiéj <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_108" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322{{!}}{{#if:108|108|Ξ}}]]|108}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przyjaźni wysunął się na herbatę, zabierając jak najgoręcéj smalić cholewki przy pannie Elwirze.<br>
{{tab}}Sądzimy wszakże, że wizerunku tych jesiennych miłostek mniéj mogą być ciekawi czytelnicy nasi i wolemy pójść za Teosiem, który w duszy się modląc i poglądając w niebo, biegł wprost do swojego nowego mieszkania, aby się w samotności szczęściem swém cieszyć i tkać przyszłość szczęśliwą.<br>
{{tab}}Rozkosz wewnętrzna, jakiéj doznawał, zmieszaną była wszakże z tęsknotą rzewną i niepokojem dusznym. Wszedłszy do swéj izdebki, nad któréj łóżeczkiem wisiał portret matki, przez biednego jakiegoś artystę odmalowany dla jéj dziecka przez wdzięczność, Teoś padł przed nim na kolana zalany łzami. Złożył ręce i wlepiwszy weń oczy, myślą przeniósł się w dni swojego dzieciństwa, w te chwile, gdy rozpaloną jego głową tuliły macierzyńskie dłonie. Zapomniawszy o całym świecie, jął w duszy mówić do cienia matki:<br>
{{tab}}— To tyś mi moje szczęście wymodliła, bo czyżem ja na nie zasłużył? Cóżem ja uczynił, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_109" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323{{!}}{{#if:109|109|Ξ}}]]|109}}'''<nowiki>]</nowiki></span>aby mi się tak niebiesko uśmiechnęło życie?... a! to zasługi twoje i twoje modlitwy, święta matko moja! Podajże mi rękę z niebios, opiekunko moja, abym nie upadł i nie oszalał od szczęścia. Ból ścierpieć, to może łatwiéj, nie dać się obłąkać pomyślności, trudniéj.... prowadź mnie swoim przykładem i wymódl opiekę. Biorę na moje ramiona los tego dziecięcia.... a! czy podołam obowiązkom, czy nie upadnę wśród drogi... matko moja, matko moja!<br>
{{tab}}Cały tak wieczór spędził patrząc na ten obrazek, na którym poczciwa kobiecina wystawioną była, przez początkującego znać artystę, z całą niewprawą i naiwnością talentu przebudzającego się zaledwie i usiłującego wiele, bo nieznającego miary sił własnych. Stała na tym kawałku płótna w bieli cała, tak jak bywała najczęściéj przy pracy, w białym czepeczku, z twarzą spokojną, uśmiechnioną, a tak rozczuloną, że zgadłbyś, iż gdy ją malowano patrzała na syna, myślała o dziecięciu.... Na jasnych bieliznach nie prócz dwóch szkaplerzy nie było widać, i na ręku miała tę {{korekta|srebną|srebrną}} wytartą obrączkę, którą Teoś <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_110" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324{{!}}{{#if:110|110|Ξ}}]]|110}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tego dnia oddał swéj narzeczonéj.... Długo patrzał syn, dumał, aż znużony wreszcie rzucił się po krótkiéj modlitwie na łóżko i w błogich usnął marzeniach.<br>
{{tab}}Najdziwniejsze postacie przesuwały mu się po głowie, i sen był dalszym ciągiem dnia, który go tylu napoił wrażeniami. Ale dziwnym skutkiem uczucia z jakiém zamknął oczy, same tylko czyste i wdzięczne widział przed sobą obrazy.... Manię w wianeczku ślubnym, Narębskiego błogosławiącego ich i jakieś nieznajome, święte, poważne oblicza, których tłum w końcu go otoczył do koła. Teoś znalazł się wpośród białych obłoków, piętrzących się jakby olbrzymie wschody ku niezgłębionéj wyżynie niebios, od których wielka biła jasność. Świata tego nie widział nigdy, ale czuł, że powinien był, stanąwszy na pierwszym białym obłoku, iść daléj a daléj ku górze. Siła jakaś ciągnęła go tam gwałtownie, chociaż czuł się niegodnym, wstydził, jakby był nagi, i tulił ręce drżące do piersi. Powieki wzbierały mu się łzami, serce biło gwałtownie.... Po obu stronach wschodów z chmur, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_111" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325{{!}}{{#if:111|111|Ξ}}]]|111}}'''<nowiki>]</nowiki></span>stały nieruchome, wielkie, jasne postacie owe nieznane, z któremi Teoś wszedł, sam niewiedząc jak w te strefy górne.... Ziemia mu znikła z oczów... Mleczna białość oblekała wszystko. Starcy z siwemi brodami w szatach śnieżystych, z założonemi na piersiach rękami, szeregiem otaczali wschody i widać było tysiące ich, malejących, ale wyraźnych, ginące aż gdzieś w niedoścignioném oddaleni blasku...<br>
{{tab}}Jedni z nich na białych powiewnych sukniach mieli krwawe znaki na sercu, inni krwawe przepaski na głowie, na rękach stygmata, na ustach piętna boleści.... tu i owdzie zza szeregów powiewała palma blada zielona, gdzieindziéj szeleściały cicho skrzydła anielskie.... Świat to był bezbarwny, prawie cały ze złota i bieli, ale w promieniach oblewających go, chwilami migały smugi jakby rzuconych świateł od drogich kamieni, różowe, zielone, niebieskie, fioletowe.... Cisza głęboka panowała dokoła, ale wśród niéj było jakby drganie fal od dalekiéj niepochwyconéj muzyki, wszystko ziemskie, rozpromienione, uduchowione, zlewało się tu w jakąś dziwnie {{pp|har|monijną}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_112" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326{{!}}{{#if:112|112|Ξ}}]]|112}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|har|monijną}} całość. Muzyka zdawała się barwą, kolory przechodziły w tony.... złocista jasność spowijała wszystko i pochłaniała w sobie. Teoś szedł i czuł się lekkim, tak lekkim, że ogromne przelatywał przestrzenie, po chmurach, które z nim razem leciéć się zdawały, i chwiały się stojące po bokach szeregi starców i niewiast, i wszystko wirowało razem z obłokami ku górze....<br>
{{tab}}Coraz gorętsze ciepło dawało się czuć zewsząd, ale nie piekło w piersi, owszem rozgrzewało i wlewało siły. Nagle naprzeciwko idącemu młodzieńcowi, zdala od góry ukazała się spływająca postać biała, poznał w niéj matkę i upadł na kolana, aż się chmury pod nim zachwiały, a z chmurami całe zastępy duchów w bieli. W jednéj chwili ona stanęła przed nim. Tak, to ona była, matka, poznał ją, a jednak jakże niepodobna do tego obrazka i do tych wspomnień, jak majestatyczna, jak cudownie piękna i jak błogo spokojna..... Taż sama twarz ale ubłogosławiona, ta sama postać, ale ją niebo odmłodziło i opromieniło. Przyszła ku niemu i pochwyciła klęczącego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_113" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327{{!}}{{#if:113|113|Ξ}}]]|113}}'''<nowiki>]</nowiki></span>za głowę, i poczęła całować w czoło.... błogosławiąc,... ale usta jéj poruszały się, a Teoś słów słyszéć nie mógł, jakby jego ziemskie ucho dźwięków tamtego świata pochwycić nie było godne.... spostrzegł tylko przy sobie Manię klęczącą obok, w zasłonie przejrzystéj, z pochyloną główką, z rozpuszczonemi włosami.... Matka dwie ręce rozdzieliła na dwa czoła i dwa na nich zrobiła krzyżyki. Potém zdjęła z palca pierścionek srebrny i oddała Mani.... zwróciła się ku Teosiowi, wzięła jego dłoń i połączyła ich ręce.... Ale w téj chwili z jasnéj złotéj postaci, poczęła się stawać przejrzystą, coraz bladszą, coraz bardziéj niepochwyconą i powiew wiatru uniósł ją od nich.<br>
{{tab}}Mania znikła. Teoś uczuł coś w ręku z tą myślą, że mu to matka oddała... ale rozpoznać nie mógł co trzyma, ściskał tylko w dłoni, a patrzał w górę.... Ale widzenie znikało całe, chmury zsuwały się w dół, coraz ciemniejsze, szafirowe, szare, sine, ciężkie i rozstąpiła się ostatnia, a chłopiec pod stopą uczuł twardą ziemię.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_114" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328{{!}}{{#if:114|114|Ξ}}]]|114}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Trzymał jednak ciągle tajemniczy matki podarek.... i gdy się z krzykiem obudził, przeląkł się widząc, że ma w dłoni.... tylko ten lichy bilet loteryjny, który mu Drzemlik narzucił. Sen tak był piękny, że jeszcze nim oddychając, Teoś odrzucił zmięty kawałek papieru i co prędzéj zamknął oczy, aby przywrócić marzenie.... ale i sen i widzenie uciekły... i już nie usnął do rana....<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Zapomnieliśmy dotąd powiedziéć, że list który szanowny nasz znajomy pan kapitan Pluta napisał w chwili wyrzeczenia się świata i jego nieprawości, w godzinie upadku ducha, do dawnéj swéj przyjaciółki, pani jenerałowéj Palmer, — żadnéj dotąd nie otrzymał odpowiedzi. Pluta zrazu czekał na nią cierpliwie i z dobrą fantazją, potém coraz smutniejąc, ale wytrzymując stoicznie, choć go już dobrze złości brały, że został zbyty tak pogardliwém milczeniem, naostatek oburzył się i powiedział sobie, że nie można było zostawić rzeczy w takiéj niepewności i zawieszeniu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_115" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329{{!}}{{#if:115|115|Ξ}}]]|115}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— O! to tak znowu być nie może! Więc już mnie nawet szanowna Julka nie ma za godnego strachu i poszanowania nieprzyjaciela; traktuje mnie za bajbardzo.... To za wiele! Kapitanie! kapitanie! na co zszedłeś? na czém kończysz? ''Néc locus ubi Troja fuit!'' Bądź co bądź, tak rzeczy rzucić nie można, — dodał w duchu monologując z sobą, — ''fait ce que doit, advienne que pourra!'' Zyszczę co czy nie, ale przynajmniéj nagryzę niegodziwą Julkę.<br>
{{tab}}Skutkiem tego bodźca, jakiego mu dodała nienawiść i pragnienie choćby jałowéj zemsty, kapitan odzyskał trochę ruchawości dawniejszéj, wyszukał zaraz schronienie Mani, i wdarłszy się do niego, widzieliśmy jak się tu znalazł, piekąc swoją grzankę, a drugą przysposobiając dla nieprzyjaciółki.<br>
{{tab}}Wyszedłszy z domu Byczków, stanął na ulicy, uśmiechnął się do siebie, a słowa któremi się pochwalił, najlepiéj nam wytłumaczą cel tego kroku.<br>
{{tab}}— Otóż to jest co się zowie ślicznie, — rzekł powoli, — obgadałeś się sam przed sobą i ludźmi, Pluto, kochanie moje, jeszcze ty <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_116" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330{{!}}{{#if:116|116|Ξ}}]]|116}}'''<nowiki>]</nowiki></span>tak bardzo nie upadłeś jak ci się w pierwszéj chwili zdawało; paralitykiem nie jesteś, krok dzisiejszy tego dowodzi. Jest dyplomatyczny, jest co się zowie zręczny! Zrobiłeś sobie parę przyjaciół, któremi nigdy gardzić nie należy, a jenerałowéj bolesnego figla. Bo juściż, — dodał ciszéj mrużąc oko, — córka w tym gatunku płaczliwym i uczuciowym, jak ta Mania, spragniona macierzyństwa i serca, nie wytrwa żeby matki nie odszukała, nie zobaczyła i nie przyczepiła się do niéj, żeby jéj choć o błogosławieństwo prosić nie poszła, a ojciec tego rodzaju co p. Feliks, nie potrafi się oprzéć jéj zachceniu i musi ją tam poprowadzić, albo tamtę tu przywieść, jenerałowa będzie miała przyjemną do przebycia chwilę, to — ''ut sic''.<br>
{{tab}}W istocie rachuba była niezgorsza wcale, ale kapitan nadto się przechwalał, napadała go energja chwilami i odchodziła po chwili, nie wyszedł był ze swego charakteru, ale siły do działania przebierały się i czuł ich niedostatek. Myślał znowu długo i wahał się nim postanowił, niezadowolniony tą zemstą, dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_117" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331{{!}}{{#if:117|117|Ξ}}]]|117}}'''<nowiki>]</nowiki></span>niego bezkorzystną, obmyśléć inne środki dla siebie i nalegać przez Pobrackiego na jenerałowę. Dziwny, szczęśliwy traf dozwolił mu się domyśléć, że jenerałowa i pan mecenas byli z sobą w bliższych stosunkach, niżeli światu zdawać się mogło. Ta drogocenna dla niego wiadomość, przyszła mu niespodzianie przez Kirkucia, który zawsze po staremu niepomiernie bawara używał i niepoprawiony chodził pod Gwiazdę lub pod Kotwicę, do ogródka Piastowego lub Tivoli.<br>
{{tab}}Jednego wieczora p. Mateusz wzdychając właśnie nad marnościami świata, które mu piana piwa przypominała, popijał ów nektar odurzający do reszty słabą jego głowę, gdy ujrzał nieopodal człowieka, którego fizjognomja jakoś mu się wydała nie obcą i jakby już gdzieś dawniéj widzianą. Nie mógł sobie tylko przypomniéć zrazu, kiedy i gdzie ją spotykał.<br>
{{tab}}Był to {{korekta|gentlemann|gentleman}} dosyć przyzwoity, lecz widocznie świeżo wystrychnięty na swobodnego człowieka, pana siebie, bo zachował ruchy i obyczaj służebniczy, niedawno jeszcze z {{pp|li|berją}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_118" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332{{!}}{{#if:118|118|Ξ}}]]|118}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|li|berją}} z pleców zrzucony. Jego surdut tabaczkowy, widocznie prany i odświeżony, rękawiczki jelonkowe, kapelusz na bakier, kolorowa chustka od nosa, dosyć starannie z tandety wybrane, leżały na nim i przy nim tak, że niedawnego w nie przystrojenia łatwo domyśléć się było można. Człowiek w nich jeszcze nie chodził, ale z nim chodziły. Oglądał się téż razwraz czy na niego patrzą i spozierał ciekawie ku zwierciadłom, które mu obraz metamorfozowany postaci jego wracały. Kirkuć po długich wysiłkach pamięci, która opieszale dosyć swą służbę odbywała w jego głowie, bo ją bawar odciągał i pasma jéj plątał, doszedł nareszcie, że próżne odbywając placówki w przedpokoju siostry, widział go tam właśnie w pasiastéj liberji i kawowych kamaszach.<br>
{{tab}}W istocie był to świeżo przez nią odprawiony lokaj, który się z Bzurskim pokłócił i przez niego został z miejsca wysadzony, gdyż kamerdyner zagroził, że sam ustąpi, jeśli zuchwałego chłystka, który mu chybił, nie odprawią.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_119" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333{{!}}{{#if:119|119|Ξ}}]]|119}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Lokaj téż przypomniał sobie Kirkucia i po lekkim propedeutycznym ukłonie, poczęła się łatwo rozmowa, od któréj wcale się nie uchylał nowo emancypowany sługus, rad że sobie zrobi znajomość między ludźmi swobodnemi, a mocno podrażnion świeżą jeszcze przygodą, która go burzyła przeciwko jenerałowéj i Bzurskiemu. Chętnie więc zaczął pleść o nich, co Kirkuciowi w smak poszło. Postawił mu nawet butelkę przysiadłszy się do niego, bo nie był wcale dumny gdy mu o skórę chodziło, a czuł, że tu się czegoś pożytecznego będzie mógł dowiedziéć. Nauki Pluty w las nie poszły, Kirkuć głęboko niemi przejęty, postanowił, bądź co bądź, wybadać człowieka, którego mu los tak szczęśliwie nastręczył.<br>
{{tab}}— Oj to dom! — rzekł po chwili z goryczą lokaj, — oj! to dom.... nie ma co mówić.... jest się tam czego napatrzyć kto ma oczy, i nasłuchać kto ma uszy. A i ja tam dosyć widziałem, choć nie wszystko mówić się godzi.<br>
{{tab}}— No! no! ale tak.... między nami, — rzekł Kirkuć.<br>
{{tab}}— Dobre oni téż mają uszy, a ręce długie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_120" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334{{!}}{{#if:120|120|Ξ}}]]|120}}'''<nowiki>]</nowiki></span>rzekł wzdychając lokaj, — straszno i teraz choć się człek z tych szpon wydostał. Sama pani, to kobieta.... to takiéj drugiéj nie ma na świecie, jéj ''minisztrem'' być — albo co. Cały świat ma ją za świętą.... ale co się wie to się wie!....<br>
{{tab}}— Na miły Bóg! cóż takiego? — spytał przysuwając się i dolewając piwa Kirkuć.<br>
{{tab}}— Bo dla czego, proszę ja kogo? ten famfaron, a chłopski syn Bzurski (bo to pewna rzecz, że jego ojciec był chłopem i matka prosta chłopka), dla czego, pytam ja się kogo, on tam tak znowu króluje? I cóż to za matedora? Dla czego on tam taki pan? bo milczy i nie widzi co nie potrzeba? Pani na to patrzy przez szpary, że on sobie romansuje z panną Adelajdą, a choćby i z kawiarką, że wino spija przy obiedzie i rejestra pisze jak mu się spodoba.... a on za to, proszę ja pana, milczy i od niego się nikt nie dowie co się w domu święci.... A myślą, że to już drudzy sobie oczów nie mają, albo tacy głupi, żeby się nic nie dowąchali. Czy to ja téż podedrzwiami <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_121" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335{{!}}{{#if:121|121|Ξ}}]]|121}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jak on słuchać nie umiem, albo i przez dziurkę patrzeć, proszę ja kogo?<br>
{{tab}}— Ale cóż tam zobaczyć i podsłuchać, kiedy to kobieta z kamienia, — rzekł Kirkuć.<br>
{{tab}}— O! tak, z kamienia jak potrzeba, a z żywego ciała jak zechce i kiedy ludzie nie patrzą. Umie ona taką być, proszę ja kogo, jak jéj potrzeba, a tak sobie delikatnie romansuje, z tym adwokatem choćby, jak p. Adelajda z Bzurskim. Co się wie, to się wie! tylko że człowiek gadać nie chce.<br>
{{tab}}— Z adwokatem? z Pobrackim? — spytał gorąco chwytając go za rękę podziwienia pełen Kirkuć, — ależ on wygląda jak oskrobana głowa kapusty?<br>
{{tab}}— No! to już jak komu do gustu!<br>
{{tab}}Otóż jakim dziwnym sposobem Kirkuć doszedł wielkiéj tajemnicy i mnóstwa szczegółów pomniejszych z nią będących w związku, i tegoż wieczora, gdy mu język mocno świerzbiął, poleciał zaraz zwierzyć się Plucie, który go dobrze wybadał, rozważył, wąsa pokręcił i rzekł tylko enigmatycznie:<br>
{{tab}}— Jesteśmy na dobréj drodze.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_122" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336{{!}}{{#if:122|122|Ξ}}]]|122}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nazajutrz zaraz kroczył do Pobrackiego z osnutym w ciemnościach nocy planem i tak dobrze a cierpliwie do drzwi jego kołatał, że choć go kilka dni wodzili, odkładając posłuchanie od rana do wieczora a od wieczora do rana, w końcu został dopuszczony do przybytku.<br>
{{tab}}W parę dni po owéj bytności u Byczków, dostąpił szczęśliwie oglądania oblicza, które nie łatwo się komu ukazywać raczyło. Zastał wielkiego legistę jak zawsze, po Napoleońsku stojącego przy biórku, dla tego aby przybyłych nie był zmuszony prosić siedziéć; z ręką założoną za {{korekta|surtut|surdut}} szczelnie i surowo zapięty, z drugą opartą na stosie papierów, w postaci wyraźnie zdającéj się mówić że nie ma czasu, i dającéj do zrozumienia, aby przybyły spieszył się z interesem i odchodził.<br>
{{tab}}Ujrzawszy Plutę, Pobracki skrzywił się znacząco — kapitan na opak był słodki i miły jak lukrecja, kłaniał się nizko, stąpał z pokorą, dusił kapelusz w obu rękach, jakby siebie i wszystko co jego było, chciał zmniejszyć w obliczu tak wielkiego człowieka.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_123" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337{{!}}{{#if:123|123|Ξ}}]]|123}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pan dobrodziéj może mnie sobie nie przypominasz? — zapytał kapitan.<br>
{{tab}}— Owszem! — sucho odparł mecenas.<br>
{{tab}}— Miałem honor widziéć się z nim w dosyć nieprzyjemnych okolicznościach, z powodu przykréj sprawy brata pani jenerałowéj Palmer, a mojego nieszczęśliwego przyjaciela, pana Mateusza Kirkucia, fizycznie i moralnie po trosze ułomnego, ale przytém najlepszego w świecie człowieka.<br>
{{tab}}— Pan masz jaki interes? — zapytał surowo przerywając Pobracki.<br>
{{tab}}— Krótki, drobny i mało znaczący, — odparł kapitan pokornie się przełamując na wpół. — Wiadomo zapewne panu dobrodziejowi, że mnie niegdyś łączyły z p. jenerałową bliższe stosunki.... nie pokrewieństwa jak Kirkucia, ale tak niemal ścisłe jak one, nieszczęściem mniéj trwałe. Czas i okoliczności je zerwały. Miałem wówczas zręczność nieraz pani Palmer, a ówczesnéj jeszcze tylko pięknéj Julji, być użytecznym i po trosze miałbym prawo odezwać się wzajem do jéj serca, gdy fortuna postawiła ją dziś na wyższym, a mnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_124" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338{{!}}{{#if:124|124|Ξ}}]]|124}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na jednym z ostatnich szczeblów drabiny społecznéj; co nie przeszkadza bym jeszcze się kiedy wyżéj nie dodrapał.... Otóż pisałem do Palmer, prosząc ją, aby mi teraz wzajem dopomogła, a dotąd nie odebrałem żadnéj odpowiedzi.<br>
{{tab}}— Ja o tém nic nie wiem! — rzekł sucho Pobracki.<br>
{{tab}}— Ja właśnie przychodzę prosić pana dobrodzieja, abyś był łaskaw o to się dowiedziéć, bo ja się sam nie chcę jenerałowéj naprzykrzać.... i dokładam byś raczył się za mną wstawić.<br>
{{tab}}— Tak!.... ale ja tych spraw nie znam.... to rzecz prywatna.... nic zresztą nie mogę, pani jenerałowa ma swoją wolę.<br>
{{tab}}— Tak! ależ pan dobrodziéj, — wykrzyknął Pluta mrugając wąsem i okiem, — pan jest nietylko jéj doradzca, ale przyjaciel najlepszy, najbliższy, pan, w którym ona całe swe złożyła zaufanie.<br>
{{tab}}— Ale proszę pana! ja jestem doradzca prawnym tylko.<br>
{{tab}}Pluta zamilkł, przygryzł wargi i umyślnie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_125" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339{{!}}{{#if:125|125|Ξ}}]]|125}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dla wypróbowania Pobrackiego począł się uśmiechać szydersko.<br>
{{tab}}Pan Oktaw był najpewniejszym, że tajemnica jego bliższych z jenerałową stosunków nikomu znaną być nie może, trochę się zmięszał mimo woli, ale opamiętał zaraz.<br>
{{tab}}Pluta jednak pochwycił to drgnienie muskułów twarzy i nabrał pewności.<br>
{{tab}}— Czyż tylko doradzcą, a nie przyjacielem od serca jesteś pan dobrodziéj? o nie! temu nie wierzę! — przerwał kapitan.<br>
{{tab}}— Mam szczęście dosyć dobrze i łaskawie być widzianym przez jenerałowę, ale, — szepnął pan Oktaw, — ale w sprawy, które do mnie nie należą, mieszać się nie mogę.<br>
{{tab}}— To tylko skromność wrodzona panu dobrodziejowi, nie dozwala mu przyznać jak w istocie jest, o czém ludzie, choć nie wszyscy, doskonale wiedzą, że pan więcéj jesteś niż doradzcą życzliwym.<br>
{{tab}}I powtarzając po dwakroć z naciskiem te słowa, Pluta wywołał wreszcie rumieniec na bladą twarz i małe, ale widoczne zniecierpliwienie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_126" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340{{!}}{{#if:126|126|Ξ}}]]|126}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Racz pan mnie wysłuchać, — rzekł Pluta poufaléj, widząc że lekarstwo skutkuje, — nie zapieraj się, bo świat wszystko wie i dowiaduje się wszystkiego, wszystkiego powiadam panu, sam tego doświadczyłem na sobie. Raz, ja który to panu mówię, człowiek ułomny, miałem taki wypadek, żem w najniewinniejszéj myśli, o mroku, pocałował w czoło żonę mojego przyjaciela. Byliśmy sam na sam, żywéj duszy, cisza w koło, trochę ciemno w salonie, nikomum się z tém nie chwalił, bo nie było z czego, tak dużo mąki na wargach mi zostało. Cóż WPan dobrodziéj powiész na to? w tydzień czy dwa, całe miasto o tém szeptało. Nie powiadam, żebyś WPan dobrodziéj miał w czoło panią jenerałowę Palmer całować, nie twierdzę, daleką jest ta myśl zuchwała odemnie, ale to pewna, że gdyby tam między państwem cokolwiek ściślejsza zawiązała się przyjaźń, jedném ręki ściśnieniem objawiona, wkrótce o tém będzie wiedziało miasto całe. Tymczasem twierdzą ogólnie, iż bliskie i serdeczne stosunki łączą państwa z sobą — na cóż się tego zapierać? Wznieca się <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_127" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341{{!}}{{#if:127|127|Ξ}}]]|127}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zaraz podejrzenie, iż tam coś ukrywać potrzeba. Czy ta przyjaźń ciepła, gorąca, zimna, blada czy różowa, nie śmiem robić przypuszczeń, ale że ona jest, to się wié. Każdy zresztą wykłada to po swojemu, ja się wstrzymuję od komentarzów, a to wiem, że jeśli nie ma nic, to się pan nie obawiając podejrzeń, wahać nie będziesz uczynić coś dla mnie. Zresztą gadać nie lubię, jestem dyskretny, i mam nadzieję, że moje umiarkowanie życzliwością odpłaconém mi będzie.<br>
{{tab}}Skończył Pluta i spojrzał na Pobrackiego, który bladł, czerwieniał, trząsł się, ale stał jak posąg i nie dawał po sobie poznać ile cierpiał; udawał że nie rozumie.<br>
{{tab}}— Darujesz mi pan, — rzekł, — ale tych alluzji nie pojmuję, pani Palmer jest mi dosyć życzliwą, miałem może zręczność zasłużyć na jéj zaufanie, zresztą nie wiem nawet coś mi pan chciał dać do zrozumienia.<br>
{{tab}}— Obszerniéj i jaśniéj na dziś tłumaczyć się nie chcę, — rzekł Pluta, — ''sapienti sat'', ale mam nadzieję, że sprawa, którą łaskawéj jego opiece powierzam, pójdzie dobrze. Pani <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_128" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342{{!}}{{#if:128|128|Ξ}}]]|128}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jenerałowa pozbędzie się mnie, gdyż wyjadę i mam mocne postanowienie oddalić się z Warszawy, która się na mnie, jak na wielu innych znakomitościach, poznać nie umiała.... ''Ingrata patria! non habebis ossa mea!'' Ale stara to prawda, że nikt prorokiem u siebie.... Do nóg upadam.... i proszę raz jeszcze.... nie zapominać o pokornym słudze....<br>
{{tab}}— Ja za nic nie ręczę, — rzekł zmięszany Pobracki, — ale starać się nie omieszkam....<br>
{{tab}}— Już bylebyś pan się starał, jestem spokojny, — odparł kapitan, — a na to słowo honoru daję, że natychmiast wyjeżdżam i stanowczo żegnam kraj i państwa wszystkich.<br>
{{tab}}Skłonili się sobie grzecznie i na tém się skończyło.<br>
{{tab}}Kapitan odchodząc, szyderskim wzrokiem bazyliszka przeszył do głębi prawnika.<br>
{{tab}}Po wyjściu Pluty Pobracki wybiegł zapowiedziéć aby nikogo nie wpuszczano, a sam padł na krzesło, przerażony jakby ukazaniem się szatana. On, który życie całe pracował na pozyskanie sobie nieposzlakowanéj sławy, ów wzór surowości obyczajów i prawości, {{pp|wysta|wiony}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_129" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343{{!}}{{#if:129|129|Ξ}}]]|129}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wysta|wiony}} nagle na szyderstwo ludzi, na zwycięzkie uśmiechy tych, których gromił dotąd z wysokości cnoty!.... Było się czego ulęknąć, zaprawdę! Poty zimne nań uderzyły, powiódł ręką po czole i postanowił, z niezwykłą sobie żywością, jechać natychmiast do pani Palmer, aby się z nią rozmówić stanowczo. Miał ku temu i inną przyczynę, od dni bowiem kilkunastu i wprowadzenia do jéj domu Abla Huntera, jakoś coraz mniéj był rad z fizjognomji, którą stosunek cioci do siostrzeńca przybierał. Ale ile razy wspomniał o tém ostrożnie, jenerałowa się uśmiechała i białą podając mu rączkę, odpowiadała:<br>
{{tab}}— Cóż ci się śni? zazdrość!.... to dzieciak.....<br>
{{tab}}Wszakże ten dzieciak coraz się lepiéj rozgaszczał w domu, coraz w nim częściéj przesiadywał, Pobracki schodził go wieczorami w salonie sam na sam z panią Palmer i z mowy młodego trzpiota mógł miarkować, że coraz byli bliżéj z sobą. Nie przypuszczał on lekkości zbyt daleko posuniętéj w kobiecie tak poważnéj i tak bardzo starszéj od hr. Abla, że matką jego byćby mogła, ale go to jednak <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_130" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344{{!}}{{#if:130|130|Ξ}}]]|130}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mimowoli niepokoiło. Kuzynostwo i interesa nie dosyć mu to tłumaczyły, obawa o proces i chęć zapobieżenia mu, zdały mu się za daleko posunięte.<br>
{{tab}}Pragnął więc stanowczo się rozmówić tą razą i parę razy już odprawiony ode drzwi w sposób dosyć podejrzany przez Bzurskiego, pod pozorem że pani w domu nie było, choć czuł, że nie mogła wyjechać i paltot p. Abla niby przypadkiem w przedpokoju zapomniany, różne myśli nastręczał: — poczynał się trochę niecierpliwić.<br>
{{tab}}— Ale to być nie może! — mówił sobie w duchu, — niesłusznie ją podejrzewam! to się nie godzi!<br>
{{tab}}Wybrał się więc natychmiast do jenerałowéj, gdy niespodzianie sprawa wielkiéj wagi stanęła na przeszkodzie i zabrała mu resztę poranku, potém musiał spocząć i przeczekać obiadową porę, tak, że dopiero o zmroku stanął u drzwi pani Palmer nie bez bicia serca, bo mu jeszcze szyderskie słowa Pluty w uszach brzmiały.<br>
{{tab}}W przedpokoju zastał Bzurskiego, który <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_131" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345{{!}}{{#if:131|131|Ξ}}]]|131}}'''<nowiki>]</nowiki></span>z rękami na żołądku założonemi, w postawie ubłogosławionego, drzemał spokojnie po obiedzie i z widocznym złym humorem podniósł się widząc przybywającego natręta, który mu przerywał drzemkę, spojrzał nań ziewając, a na zapytanie:<br>
{{tab}}— Czy pani w domu? — z jakiémś wahaniem złowrogiém mruknął:<br>
{{tab}}— Tylko co wróciłem, nie wiem dobrze, trzebaby się dowiedziéć.<br>
{{tab}}Pobracki, który dawniéj bez oznajmienia przygotowawczego wchodził i wstęp miał zawsze otwarty, surowém odpowiedziawszy wejrzeniem, nie powtarzając już zapytania, wszedł nie opowiadając się do salonu.<br>
{{tab}}Jenerałowéj nie było tu w istocie, ale z drugiego pokoju dochodziły dwa głosy, z których jeden wesoły i śmiejący się, łatwo było poznać jako Abla Huntera, drugi cichy i melancholijny, widocznie należał do jenerałowéj. Pobracki mocno zmięszany, cicho począł kroczyć ku drzwiom, bo go jakaś zazdrość ubodła, ale wprędce pomiarkowawszy się, {{pp|odkaszl|nął}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_132" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346{{!}}{{#if:132|132|Ξ}}]]|132}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odkaszl|nął}} i dał o sobie znać głośnym chodem po salonie.<br>
{{tab}}Posłyszawszy go jenerałowa, wyszła zaraz szybko z gabinetu nieco pomięszana, lecz ochłonęła prędko i podała mu rękę, wskazując mrugnieniem oczów, że nie była sama i niby z niechęcią dając mu poznać, że ją naprzykrzony kuzynek nudził....<br>
{{tab}}Za nią zaraz wyjrzał poufale hr. Hunter, a zobaczywszy Pobrackiego, począł się śmiać głośno i witać go jakby we własnym domu.<br>
{{tab}}Pobracki był poważny i milczący, ukłon oddal zimno i kilka słów szepnął o pilnym interesie.<br>
{{tab}}— A! jeżeli interessa są, — przerwał Hunter żywo z za ramienia gospodyni, — to ja państwa opuszczę i pójdę sobie gdzie na cygaro.<br>
{{tab}}— Nie mamy nic pilnego, — odparła zwracając się ku niemu pani Palmer, młodemu chłopcu dając oczyma do zrozumienia, że te interesa wcale nie w porę przyszły ją nękać.<br>
{{tab}}Mimo to nieme zapewnienie, Hunter wziął za kapelusz, odwiódł ją na chwilkę do {{pp|gabi|netu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_133" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347{{!}}{{#if:133|133|Ξ}}]]|133}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|gabi|netu}}, szepnął coś po cichu i śmiejąc się wybiegi do salonu. Tu podał rękę Pobrackiemu, który milczał jak posąg oczekiwania i wyszedł, przede drzwiami włożywszy kapelusz bez ceremonji.<br>
{{tab}}Sposób jego obejścia się z jenerałową i rozgoszczenie poufałe w tym domu, nie uszły wprawnego oka p. Oktawa, który się smutnie namarszczył.<br>
{{tab}}P. Palmer jak gdyby ciężar jaki spadł z ramion, gdy wyszedł nareszcie Hunter i zlekka wzdychając zasiadła na kanapie, oczekując aby prawnik rzecz, z którą przyszedł zagaił. Zwykle pogodne jéj czoło, jakaś marszczka frasunku sfałdowała.<br>
{{tab}}P. Oktaw téż milczał długo nim przyszedł do słowa, i nie rychło odezwał się zwolna:<br>
{{tab}}— Nie śmiałbym nigdy występować z takiém pytaniem, — rzekł, — gdyby nie obowiązki, jakie na mnie szczera dla niéj przyjaźń wkłada, ale, droga pani...<br>
{{tab}}— Mówże śmiało! co tam tak strasznego? spytała chłodno jenerałowa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_134" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348{{!}}{{#if:134|134|Ξ}}]]|134}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Doprawdy, ciężko mi to jakoś powiedziéć przychodzi....<br>
{{tab}}— Ciężko? mnie? staréj i dobréj znajoméj? jakże mnie pan krzywdzisz!.... Mówże śmiało, proszę....<br>
{{tab}}— Powiem otwarcie.... Zaczynam być niespokojny o Abla Huntera.<br>
{{tab}}— Jakto? cóż to? dla czego? nierozumiem.<br>
{{tab}}— Pani go oczarowała! on sobie doprawdy nadto u niéj pozwala.<br>
{{tab}}— O! zlituj się! krewny! Zresztą, wszak zgodziliśmy się na to, że tak było potrzeba.... dla sprawy....<br>
{{tab}}— Tak, do pewnego stopnia.... ale....<br>
{{tab}}— To téż, jest to do pewnego stopnia, — rozśmiała się chłodno kobieta, rzucając nań ukradkiem badające spojrzenie.<br>
{{tab}}— Ale, czy nie zawiele już tego? czy nie byłoby już dosyć tych czarów, bo młokos może przebrać miarę, może mu się uroić....<br>
{{tab}}Pani Palmer poczęła się uśmiechać dobrodusznie.<br>
{{tab}}— O! o! byłżebyś pan o tego dzieciaka zazdrosnym? — odezwała się powoli.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_135" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349{{!}}{{#if:135|135|Ξ}}]]|135}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ja? ale jakież mam prawo? — wybąknął smutno Pobracki, — chyba to, jakie mi daje wielka i gorąca przyjaźń dla niéj. Boję się ludzi, oczów i języka świata.<br>
{{tab}}— A! a! dajże pokój! to troskliwość zbyteczna, któż mnie o niego posądzać może?<br>
{{tab}}— No! ja pierwszy.<br>
{{tab}}— To mi sobie wytłumaczyć łatwo z pewnego względu, choć zkądinąd dziwię się, że mnie pan masz za tak lekką... To dzieciństwo.<br>
{{tab}}Zamilkli, bo jenerałowa przybrała dumną postawę kobiety nieco obrażonéj, i poczęła niecierpliwie rwać koniec swéj chustki.<br>
{{tab}}— Zobaczysz, — rzekła, — jak mi to pomoże do processu; już hr. Abel po raz drugi pisał do familji nalegając o układy, skończemy niechybnie zgodą....<br>
{{tab}}— A potém? — zapytał Pobracki.<br>
{{tab}}— No! a potém! dam mu pieniędzy na drogę i pojedzie sobie, — przerwała kobieta po cichu, — nie mówmy o tém, bo doprawdy nie ma o czém....<br>
{{tab}}Pobracki zamilkł, mimo to jednak widać <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_136" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350{{!}}{{#if:136|136|Ξ}}]]|136}}'''<nowiki>]</nowiki></span>po nim było, że wcale go tłumaczenie nie uspokoiło.<br>
{{tab}}— Jeszcze jedno, — rzekł, — kapitan Pluta.... męczy mnie....<br>
{{tab}}— A! znowu ten nieznośny awanturnik, — zawołała pani Palmer, — prawda! przypominam sobie, pisał do mnie, nie odpowiedziałam mu nic, sama nie wiem co z nim począć — nadużywa mojéj cierpliwości.<br>
{{tab}}— Trzebaby go zagodzić, dać mu co odczepnego, — odparł Pobracki, — wszak ma wyjechać.<br>
{{tab}}— A potém? — spytała jenerałowa trochę szydersko.<br>
{{tab}}— Da się mu pieniędzy na drogę i pojedzie sobie, — odpowiedział w tenże sposób Pobracki.<br>
{{tab}}— Gdyby kiedykolwiek dotrzymał słowa i zrobił co obiecuje!<br>
{{tab}}— Więc lepiéj dopuścić zemstę i skandal?<br>
{{tab}}— Ale {{korekta|nie.|nie,}} — zawołała niecierpliwiąc się kobieta i pocierając czoło jak gdyby ją głowa boléć zaczęła, — sama prawdziwie nie wiem <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_137" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351{{!}}{{#if:137|137|Ξ}}]]|137}}'''<nowiki>]</nowiki></span>co z nim zrobić, trzeba mu coś obiecać, zwlekać, targować się.<br>
{{tab}}— A potém? — przerwał Pobracki znowu.<br>
{{tab}}— No! to radźże mi pan, ja już nic nie wiem, — odparła nagle wybuchając kobieta, — będę posłuszną.<br>
{{tab}}Widocznie jakoś dziś się zrozumiéć nie mogli i oboje poglądali na siebie niedowierzająco.<br>
{{tab}}— Gdybym rzeczywiście miał radzić, — odezwał się powoli prawnik, — życzyłbym korzystać z dobrych usposobień tego łotra, z jego potrzeby i niedostatku, opisać go jak węża, opłacić i pozbyć się raz na zawsze....<br>
{{tab}}— Sądzisz, że się takich ludzi kiedykolwiek pozbywa? — zapytała jenerałowa szydersko, — o! znam ich! myślisz, że dotrzyma słowa! że pojedzie, że jutro go znów na mojéj drodze nie spotkam z groźbą lub wymaganiem? A! doświadczyłam tego człowieka i wiem ile na jego słowa rachować można.<br>
{{tab}}— Jakto? więc pani nie chcesz nic uczynić dla niego? trzebażby przecie coś postanowić? rzekł prawnik.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_138" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352{{!}}{{#if:138|138|Ξ}}]]|138}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale WPan mnie nie rozumiész doprawdy, — kwaśno odezwała się kobieta, — takim ludziom trzeba tą monetą płacić, jaką oni innym dają, trzeba zwlekać, uwodzić, nie drażnić, zbywać, zwłóczyć, nudzić....<br>
{{tab}}— Więc cóż mu odpowiedziéć? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Że chętniebym mu ofiarowała pomoc, ale teraz nie jestem w stanie — niech poczeka.<br>
{{tab}}— Ależ on czekać nie może!<br>
{{tab}}— Będzie musiał; czekając doczekamy się czegokolwiek.... pan wiész bajkę o ośle, którego obowiązano się nauczyć mówić?<br>
{{tab}}Pobracki zamilkł, jenerałowa sucho i dziwnie śmiać się zaczęła.<br>
{{tab}}— Nie poznaję pani {{korekta|dobrawdy|doprawdy}}, — rzekł, — z takim człowiekiem jak kapitan nic się nie zyskuje na zwłoce, nędza go przyprowadzi do ostateczności.<br>
{{tab}}— A! to niech sobie robi co chce! — odezwała się jenerałowa dosyć obojętnie, — to mi wszystko jedno!....<br>
{{tab}}Pobracki spojrzał zdziwiony.<br>
{{tab}}— Albo nie! — dodała, — przyślij mi go <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_139" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353{{!}}{{#if:139|139|Ξ}}]]|139}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pan tu, choć się nim brzydzę jak gadem, sama się z nim rozmówię.<br>
{{tab}}Kończąc te słowa z nerwowym wymówione pośpiechem, szarpnęła chustką jakby rozedrzéć ją chciała, zacięła usta nagle, łza gniewu zakręciła się w jéj oku.<br>
{{tab}}Prawnik zamilkł i rzekł tylko spokojnie:<br>
{{tab}}— Zapewne tak będzie najlepiéj, jednak nie życzę go drażnić.<br>
{{tab}}Jenerałowa ruszyła ramionami tylko.<br>
{{tab}}— Zostaw mi to pan, — zawołała, — nie troszcz się wcale, potrafię go uchodzić.<br>
{{tab}}Pobracki powinien był odejść, zawahał się wszakże, tkwił mu w sercu Hunter, miał jakieś bolesne przeczucia, obawiał się wspomniéć o nim. Pani Palmer wydawała mu się nad wyraz i nadzwyczaj zimną, sztywną, zobojętniałą nagle dla niego. Szukał jéj wejrzenia i spotykał wzrok, który go widocznie unikał, wyzywał czulszego wyrazu, odpowiadano mu znużeniem i prawie niecierpliwością nie tajoną.<br>
{{tab}}— Nicże mi pani więcéj nie ma do rozkazania? — spytał wreszcie zabierając się odejść, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_140" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354{{!}}{{#if:140|140|Ξ}}]]|140}}'''<nowiki>]</nowiki></span>nic do powiedzenia? — dodał ciszéj z wyrazem smutku.<br>
{{tab}}— Nic, mój drogi panie Oktawie, — wycedziła z wysileniem kobieta, — proszę cię tylko bądź spokojniejszy o Huntera, to {{korekta|śmiesność|śmieszność}}, za którą miałabym się prawo obrazić, widzę z twego humoru, z postawy odgaduję, że jesteś o niego niespokojny. Czyż się to godzi?<br>
{{tab}}— Ale nie! — przerwał rumieniąc się Pobracki, — zdało mi się, czuję, widzę żeś pani dla mnie się zmieniła — naturalnie, różne myśli przyjść mi musiały do głowy.<br>
{{tab}}— Panie Oktawie! — odezwała się z cichą wymówką jenerałowa, — po tylu dowodach życzliwości, wątpić o mnie — a! to nie do darowania!<br>
{{tab}}I podała mu rękę, którą Pobracki ucałował z uczuciem, pochyliła czoło białe, na którém złożył pocałunek, a potém jakby jéj było pilno, ścisnęła go za rękę i pożegnała prędzéj niż się spodziewał. Pobracki był ukołysany, odszedł zupełnie spokojny, marząc znowu o <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_141" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355{{!}}{{#if:141|141|Ξ}}]]|141}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przyszłości — ona wybiegła jakby jéj było pilno się go pozbyć.<br>
{{tab}}Ale jeszcze nie miała czasu się zamknąć w gabinecie, gdy Bzurski nadbiegł z biletem w ręku, oznajmując natrętną wizytę.<br>
{{tab}}— Ten pan, — rzekł podając kartę, — prosi aby choć na chwilę mógł się widziéć, prosi bardzo.<br>
{{tab}}Jenerałowa spojrzała na nazwisko, wyczytała nazwisko Narębskiego i niecierpliwa zatrzymała się chwilę.<br>
{{tab}}— Mówiłeś że jestem w domu?<br>
{{tab}}— Spotkał wychodzącego pana mecenasa.<br>
{{tab}}— Prosić do salonu.<br>
{{tab}}Machinalnie poprawiła loki, obciągnęła chustkę czarną, przybrała postawę surową i powolnie wyszła.<br>
{{tab}}Pan Feliks stał zmięszany, z kapeluszem w ręku, w pośrodku tego smutnego pokoju, który się zwał salonem, i spoglądał na portret p. jenerała w zamyśleniu bezmyślném, ale posłyszawszy szelest sukni i postrzegłszy jenerałowę, która go przywitała z daleka, aby uniknąć bliższego powitania, cofnął się parę <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_142" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356{{!}}{{#if:142|142|Ξ}}]]|142}}'''<nowiki>]</nowiki></span>kroków, jakby pierwszą myślą jego było uciekać. P. Palmer nie zwracając na ten ruch uwagi, zajęła miejsce na kanapie i wskazała mu fotel.<br>
{{tab}}— Darujesz mi pani, — rzekł Narębski, — ale tą razą nie winienem, że się jéj naprzykrzam, nie byłbym nawet w wypadku, który mnie tu sprowadza nachodził ją z prośbą, gdyby nie konieczność. Biedna sierota, domyślisz się pani o kim mówię, skutkiem wygadania się kapitana Pluty, wie, że ma matkę, błaga i prosi, aby raz ją widziéć mogła, tylko raz nim przystąpi do ołtarza.<br>
{{tab}}— A! idzie za mąż? — spytała zimno matka.<br>
{{tab}}— Tak jest pani, za ubogiego ale poczciwego chłopaka.<br>
{{tab}}— Pan ich ztąd zapewne wyprawiasz?<br>
{{tab}}— Ja, nie wiem co z sobą poczną. — Raz, tylko raz, chce upaść do nóg nieznanéj matce i prosić ją o błogosławieństwo....<br>
{{tab}}— A! i pan mnie wystawiasz w obec niéj na takie położenie, a w przyszłości dajesz jéj prawo wiecznego znęcania się nademną! — zawołała pani Palmer. — Godziż się to? nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_143" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357{{!}}{{#if:143|143|Ξ}}]]|143}}'''<nowiki>]</nowiki></span>dosyć że się téj przeszłości pozbyć nie mogę... tego niegodziwca.... ciebie panie Narębski.... jeszcze chcecie rzucić mi ją na ramiona, abym ciężar nie mojego grzechu, tak jest nie mojego, — powtórzyła, — dźwigała na zawsze! A! to się nie godzi! to okrucieństwo!<br>
{{tab}}Narębski był przybity.<br>
{{tab}}— A! pani, — rzekł zimno, — możeż się to nazywać ciężarem?<br>
{{tab}}— Ale nim jest.... ale ja jéj nie znam, ja tego wszystkiego nie chcę, wyrzekłam się, nie mogę.... To dziecko! jest to dla mnie narzędzie okrutnego męczeństwa.... to rzecz niegodziwa!<br>
{{tab}}— Pani, przyciśnij ją do piersi raz, pobłogosław, a więcéj ci się nie pokaże.... tego matka przynajmniéj odmówić jéj nie powinna.<br>
{{tab}}Jenerałowa uśmiechnęła się z goryczą, pokiwała głowa.<br>
{{tab}}— Tak.... znam to... Więc czegóż chcecie? — zawołała żywo, — abym wam oddała ostatek tego co mam, ostatek mienia, spokoju, godzin pokuty i ciszy? Chcecie mi wydrzéć wszystko, zmusić bym cierpiała? mówcie otwarcie... zniosę... com powinna... karzcie mnie i smagajcie...<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_144" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358{{!}}{{#if:144|144|Ξ}}]]|144}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Wyrzekła to z taką goryczą, ale razem z tak gwałtownym gniewu wybuchem, że Narębski stanął osłupiały i przybity.<br>
{{tab}}— Ja nic nie chcę, — rzekł z godnością, — ale dla dziecka błogosławieństwa, jeśli nie serca to formy, wymagam, żądam go i nie odstąpię. Nie winienem temu że wié o matce, bom przed nią taił jéj życie, woląc by się sądziła sierotą. Stało się to mimo woli mojéj, na łzy dziecka patrzéć nie mogę. Żadnych ofiar nie przyjmie ona, ani ja, ale krzyża na czole w drogę życia, nie możesz jéj odmówić... a potém... bądź zdrowa na wieki — nikt, ona ani ja nie staniemy na drodze twych tryumfów.... Idź szczęśliwa! idź! bogdajbyś u wrót innego świata nie wyciągnęła próżno z łoża boleści rąk do twojego dziecięcia!<br>
{{tab}}Jenerałowa wysłuchała tych słów wymówionych z uniesieniem, zimno i niecierpliwie, czuła się tylko podrażnioną.<br>
{{tab}}— Nie chcę żebyś pan tu z nią przyjeżdżał, — rzekła, — dokąd mam przybyć i kiedy, aby spełnić jego wolę?<br>
{{tab}}Narębski się zastanowił.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_145" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359{{!}}{{#if:145|145|Ξ}}]]|145}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Zbądźmy to, — rzekł, — bo mi się serce drze i krwawi; jutro przyjadę po panią, pojedziesz ze mną o mroku.... więcéj nie żądam.<br>
{{tab}}Jenerałowa się udobruchała nieco.<br>
{{tab}}— Gotowa jestem, — dodała, — uczynić coś dla niéj, co będę mogła, niewiele....<br>
{{tab}}— Nic! nic! — zakrzyczał Narębski, — udawaj tylko matkę, kłam że masz serce, daj łzę choć sfałszowaną.... to będzie dosyć, — dodał z dumą, — więcéj, gdyby ona z głodu konała a ja z rozpaczy, od ciebie byśmy nie przyjęli — nic!<br>
{{tab}}Rzucił ręką i nie żegnając się wyszedł.<br>
{{tab}}— Cóż to za scena tragiczna? — zawołał z tyłu hr. Hunter, który na ostatnie wyrazy wszedłszy przez drzwi od głębi, wsuwał się do salonu właśnie gdy Narębski zamykał za sobą z trzaskiem podwoje.<br>
{{tab}}Pani Palmer jeszcze nie ochłonąwszy z wrażenia, zebrała przytomność i podeszła ku niemu śmiejąc się z przymusem.<br>
{{tab}}— A! to te nieszczęśliwe interessa! {{korekta|rzekła.|— rzekła.}}<br>
{{tab}}— Ależ to jakiś patetyczny processowicz! — zawołał Abel, który wszystko w śmiech <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_146" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360{{!}}{{#if:146|146|Ξ}}]]|146}}'''<nowiki>]</nowiki></span>obracał. — Ciociu królowo! jakże on nudzić cię musi!<br>
{{tab}}— Śmiertelnie! dziecko moje, — odparła padając na fotel Palmerowa, — dziś bo dzień nudów i przykrości.<br>
{{tab}}Twarz jéj malowała w istocie doznane przykre wrażenia, Hunter wziął to za assumpt do pocieszania i nieopierającą mu się rękę pochwycił w obie dłonie.<br>
{{tab}}— Ciociu królowo! — rzekł, — nie trzeba tak brać ludzkich głupstw do serca, jak ciebie kocham! zapomniéć zresztą, że jest więcéj na świecie ludzi nad nas dwoje.<br>
{{tab}}— Gdyby można! — szepnęła przychodząc do siebie jenerałowa i poglądając na niego zalotnie....<br>
{{tab}}Z tonu już postrzedz łatwo, że od pierwszego wieczora do dnia tego, ciocia i siostrzeniec dość spory kawałek drogi ubiegli.<br>
{{tab}}— Jakto nie można? ciociu królowo! — zawołał młodzik, — miłość każe zapomniéć o wszystkiém co nią nie jest.<br>
{{tab}}— Miłość! miłość! — powtórzyła smutnie kobieta, — alboż ty wiesz co miłość?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_147" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361{{!}}{{#if:147|147|Ξ}}]]|147}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A! już znowu niewiara! Ciociu królowo! czy to się godzi?... ja u nóg twoich, a ty... szydzisz.... z niewolnika?<br>
{{tab}}— Bo ci nie wierzę...<br>
{{tab}}— Doprawdy?<br>
{{tab}}— O! nikomu! nikomu! miłość to dziki zwierz, który szarpie i ciśnie póki się nie nasyci krwią naszą, a potém kości krukom zostawia....<br>
{{tab}}— Poezja! poezja! Ciociu królowo! śliczna poezja! ale jesteś smutna, ja tego nie lubię, mówmy o czém inném, chodźmy do gabinetu, pozwól mi zapalić cygaro i będziemy się śmiali....<br>
{{tab}}— Po papiery, — dodał, — posłałem, do stolicy listy wyprawione, processu się zrzeką, jestem pewny, ale ja nie mogę czekać, ciociu królowo! i patrzéć ci w oczy.... dajmy tymczasem na zapowiedzi.<br>
{{tab}}Jenerałowa wstrzęsła się, jakby ją przebiegły dreszcze.<br>
{{tab}}— Wszakże wiész, — rzekła, — że ślubu jeszcze wziąć nie możemy, umówiliśmy się przecie, kilka dni czasu cierpliwości, a {{pp|po|tém}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_148" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362{{!}}{{#if:148|148|Ξ}}]]|148}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|po|tém}}.... będę twoją.... Spieszysz się teraz, — dodała po chwili, — bogdajbyś mi kiedyś nie wyrzucał tego, nie sprzykrzył sobie staréj kobiety, która czuje że popełnia szaleństwo....<br>
{{tab}}— Otóż znowu te tragiczne monologi. Ciociu królowo! ale dajże im pokój! Jesteś młoda, śliczna, ja cię kocham, jestem szczęśliwy, o resztę nie pytajmy! Będą ludzie krzyczéć, niech ich słota porwie, co mi tam! będą się śmiać z ciebie, ze mnie, z nas, a co to nam szkodzi? Zresztą pojedziemy sobie ztąd, ciociu królowo! prawda? do Włoch! albo do Hiszpanji, i — dorzucił z żywym ruchem młodzieńczym, — nie myślmy o reszcie....<br>
{{tab}}— Tak! ty — ale ja?<br>
{{tab}}— Ciociu! warto bym ci dał burę.... I pocałował ją gorąco, porywając za rękę. — Do twego pokoju! chodźmy!<br>
{{tab}}Zadzwonił jak pan domu.<br>
{{tab}}— Bzurski, — rzekł do wchodzącego. — pani nie ma.... wyjechała, podawać herbatę.....<br>
{{tab}}Rozporządzał się już zupełnie, jak gdyby był u siebie.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_149" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363{{!}}{{#if:149|149|Ξ}}]]|149}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Pani słaba na głowę, — dorzucił odchodzącemu kamerdynerowi.<br>
{{tab}}Posłuszna poszła za nim jak niewolnica pani Palmer, ale we drzwiach do gabinetu spojrzała z pod chmurnéj powieki na oszalałego młokosa, jakby z gniewem stłumionym, oko jéj zapaliło się dziko, usta zadrgały, rzekłbyś że już zemstę jakąś układała na jutro..... choć tak była łagodna!<br>
{{tab}}— Mnie doprawdy głowa boli! — rzekła rzucając się na fotel, — tyle dziś miałam przykrości... i ty... ty nawet tak jesteś nieuważny... Pobracki mógł się domyśléć....<br>
{{tab}}— A cóż mi tam jakiś Pobracki! — zawołał Abel, — niech się sobie dorozumiewa kiedy chce!<br>
{{tab}}— Przed czasem! a! ty wartogłowie!<br>
{{tab}}— Ciociu królowo! ja cię tak kocham, że kłamać nie umiem.... daruj....<br>
{{tab}}I pocałował ją w rękę, a potém zapaliwszy cygaro, rozciągnął się w krześle i począł nucić jakąś piosenkę.<br>
<br>{{---}}<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_150" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364{{!}}{{#if:150|150|Ξ}}]]|150}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Nazajutrz kapitan stawił się u Pobrackiego z tym samym uśmiechem i przybraną minką pokorną, która gorzéj od najjawniejszego zuchwalstwa drażniła prawnika. P. Oktaw miał czas obmyśleć jak się znaléźć i stał wielce poważny, nie dając po sobie poznać, że go wczorajsze groźby dotknęły.<br>
{{tab}}— Cóż mi pan dobrodziéj rozkaże? — zapytał kapitan.<br>
{{tab}}— Przypadkiem widziałem się wczoraj z p. jenerałową, — rzekł Pobracki, — mówiłem jéj o panu.... odpowiedziała mi, że sama się z nim widziéć pragnie. Oto wszystko co mu mam do oznajmienia.<br>
{{tab}}Pluta się zamyślił.<br>
{{tab}}— Kiedy? — zapytał.<br>
{{tab}}— A, tego nie wiem.<br>
{{tab}}— Więc idę natychmiast, — odparł kapitan, — a tymczasem dziękuję panu i ręczę, że w każdym razie na dyskrecję moją rachować możesz.<br>
{{tab}}Oktaw ruszając ramionami, rzekł:<br>
{{tab}}— Tego nie rozumiem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_151" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365{{!}}{{#if:151|151|Ξ}}]]|151}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale ja rozumiem! — dodał żywo Pluta, upadam do nóg.<br>
{{tab}}Pilno mu było niezmiernie i poleciał wprost do pani Palmer, ale jak fala o skałę rozbił się o zimną krew nieprzełamaną i poważny opór Bzurskiego.<br>
{{tab}}— Ale ja jestem wezwany przez panią jenerałowę, — zawołał, — proszę mnie oznajmić, interes jest wielkiéj wagi.<br>
{{tab}}Powolnym, niecierpliwiącym krokiem Bzurski, spojrzawszy na zegarek, poszedł, zabawił dosyć długo i powrócił, prawie wzgardliwie pokazując drzwi kapitanowi, który już nie patrząc na niego wpadł do salonu.<br>
{{tab}}Tu miał czas ochłonąć, bo jenerałowa wyszła nie rychło, — nareszcie po kilku jak wiek dla Pluty długich minutach oczekiwania, ukazała się z obliczem spokojném.<br>
{{tab}}Kapitan skłonił się jéj z uśmiechem, który ukrywał mimowolne skłopotanie.<br>
{{tab}}— Pisałeś pan do mnie, — odezwała się siadając z daleka, — bardzo przepraszam żem mu nie odpowiedziała, radabym prawdziwie życzeniu jego zadosyć uczynić....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_152" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366{{!}}{{#if:152|152|Ξ}}]]|152}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— At! — przerwał Pluta, — a cóż stoi na zawadzie?<br>
{{tab}}— Prosiłabym o trochę cierpliwości....<br>
{{tab}}— Nie jest to moja cnota, — rzekł kapitan, — ale jéj na ten raz mogę pożyczyć, nawet sporo.... Radbym tylko wiedział do czego to mnie ma prowadzić?<br>
{{tab}}— W téj chwili, przy najlepszych chęciach, prawdziwie nie jestem w możności, interessa, process.... ale za kilka, kilkanaście dni....<br>
{{tab}}— O! kredyt masz pani u mnie nieograniczony, — zawołał Pluta uradowany, — czekać będę, zwłaszcza że muszę...<br>
{{tab}}— Pan wyjeżdżasz? — spytała po chwili.<br>
{{tab}}— Tak jest, opuszczam kraj, udaję się do Ameryki, gdzie świat i ludzie dziewiczy... Europa stara, zepsuta cyganka, już mi obmierzła, nie można być w niéj uczciwym człowiekiem, tyle łajdaków dokoła. Chcę nowe rozpocząć życie.<br>
{{tab}}Jenerałowa patrzała, słuchała, ale nie zdawała się ani wierzyć, ani zbytniéj do wyrazów przywiązywać wagi.<br>
{{tab}}— Cokolwiek pan zamierzasz, — {{pp|odezwa|ła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_153" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367{{!}}{{#if:153|153|Ξ}}]]|153}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|odezwa|ła}} się, — to do mnie nie należy, chcę się tylko odezwać raz jeszcze do jego....<br>
{{tab}}Tu się zatrzymała namyślając nieco.<br>
{{tab}}— Do jego uczuć, do jego serca, abyś zaniechał słabą prześladować kobietę.<br>
{{tab}}— A kiedy nas kobieta prześladuje? — podchwycił Pluta.<br>
{{tab}}— Pana? któż?<br>
{{tab}}— No, no! uderzmy się w piersi, piękna Juljo, zapewne, nie prześladowałaś mnie w inny sposób, ale obojętnością, pogardą...,<br>
{{tab}}— Zapomnijmy przeszłości, panie kapitanie, — odezwała się łagodniéj, — obojeśmy winni może.<br>
{{tab}}— A! tak! zgoda! — przerwał udobruchany prawie Pluta, — to tylko nieszczęście, że ja téj przeszłości w żaden sposób zapomniéć nie umiem, wspomnienie dla mnie jest sprężyną, którą naciskając, jeszcze silniejszą wydobywam z niéj reakcją. A! Juljo! Juljo! — dodał z zapałem niezwykłym, — ty jedna mogłabyś mnie jeszcze zrobić uczciwym człowiekiem, gdybyś....<br>
{{tab}}Pani Palmer spuściła oczy.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_154" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368{{!}}{{#if:154|154|Ξ}}]]|154}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Panie kapitanie, trzeba zapomniéć o przeszłości.<br>
{{tab}}— Masz pani słuszność, niech ją djabli wezmą, — żywo obruszył się kapitan, — a więc? kiedy mi się pani stawić każesz?<br>
{{tab}}— Za tydzień... tak, najdaléj za tydzień, — wahając się rzekła jenerałowa, — zrobię co tylko będę mogła....<br>
{{tab}}Ta powolność pięknéj Julji, to odkładanie, dziwnie jakoś zbiły z tropu kapitana, który czuł w tém wszystkiém coś niepojętego, jakąś tajemnicę, a domyśléć się jéj nie umiał. Nie rozumiał jéj i siebie, nowego swego stosunku do jenerałowéj, nie wierzył oczom i uszom, ale uległ urokowi kobiety, która go powolnością oczarowała.<br>
{{tab}}P. Palmer wstała.<br>
{{tab}}— Pozwolisz mi pani stawić się samemu? zapytał.<br>
{{tab}}— A! jak się panu podoba.<br>
{{tab}}— No! to dobrze, śmiéj się pani ze mnie, ale jeszcze dziś zobaczyć cię jest dla mnie przyjemnością, którą upokorzeniem nawet w przedpokoju chętnie opłacę. Głupie serce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_155" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369{{!}}{{#if:155|155|Ξ}}]]|155}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jeszcze się tłucze na widok tych czarnych oczów.... Słówko tylko.... nie byłbym nigdy udał się do ciebie, gdyby nie konieczność, gdyby nie ostatnia bieda. Jeśli wyjdę z tego położenia, oddam święcie co mi pożyczysz, jakem Pluta, nie chcę podarku, nie chcę od ciebie jałmużny, ale mię wyratować możesz.<br>
{{tab}}Jenerałowa spuściła głowę w milczeniu i skłoniła mu się z daleka. Stał jeszcze gdy mu z oczów znikła. Pluta wysunął się powoli, ale nie mogąc sobie zdać sprawy z odwiedzin, z mowy, z tonu jenerałowéj, z uproszonéj przez nią zwłoki — a nareszcie ze swojéj własnéj łagodności.<br>
{{tab}}— Czegoś dziś była tak nadzwyczaj zasłodzona po wierzchu, — rzekł wyszedłszy w ulicę i ochłonąwszy z wrażenia, — że gotówbym był domyślać się jakiegoś pieprzu pod spodem. Nic chyba nie rozumiem, obałamucony jestem i głupi. Ale jakaż bo ona jeszcze piękna! jak szatańsko wspaniała, jak porywająca! A! te oczy!<br>
{{tab}}A potém śmiać się zaczął sam z siebie.<br>
{{tab}}— O! głupi Pluto, — rzekł, — głupi Pluto, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_156" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370{{!}}{{#if:156|156|Ξ}}]]|156}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uwierzyłeś a baba cię durzy. No? ale czegóżby znowu miała zwodzić i zwłóczyć daremnie! cóżby to znaczyło? Nie, nierozumiem... Cóś się tam musiało w niéj odmienić, jakaś sprężynka w środku pękła. Nie miałem serca nawet trochę jéj dokuczyć, zbyła mnie takim chłodem, jakby wiadro wody na głowę moją wylała. O! kobiety! o kobieta!<br>
{{tab}}I dodał po chwilce:<br>
{{tab}}— Pluto, kochanie, lękam się o ciebie! jesteś w jakiejś matni i zdaje ci się, żeś usiadł w wygodném krzesełku. Jenerałowa odkłada do tygodnia, za tydzień, chyba wié, że jedno z nas djabli wezmą.... potrzeba być ostrożnym ale cóż mi grozić może?? Dalipan, nierozumiem.<br>
{{tab}}Pierwszy raz może oddawna Kapitan czuł się obezwładniony i niespokojny, Kirkuć, który po powrocie dopytywać się go począł, nic z niego nie dobył i nie mógł pojąć zkąd mógł się wziąć Kapitanowi jakiś smutek, który u niego, nader rzadkim był gościem. Złościć się umiał, ale chmurzyć milcząco, nie było w jego naturze.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_157" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371{{!}}{{#if:157|157|Ξ}}]]|157}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Zostawmy go oczekiwaniu i rozmyślaniu bez końca.<br>
{{tab}}O zmroku tegoż dnia Narębski zawczasu oznajmiwszy Mani, że wieczorem z matką ma do niéj przybyć, chmurny i zasępiony przybył do Jenerałowéj i zastał ją już przygotowaną do wycieczki. Słowa nie powiedzieli do siebie, powóz stał zaprzężony, p. Felix skłoniwszy się ruszył przodem, Jenerałowa poszła za nim; Bzurskiemu kazano w domu pozostać i przysposobić herbatę, jeśliby hr. Abel nadjechał.<br>
{{tab}}Gdy stanęli przed domem Byczków, Narębski w upartém milczeniu, blady posunął się przodem wskazując drogę, a szelest sukni pani Palmer oznajmił mu tylko, że posłuszna postępowała za nim do téj izdebki pod strychem, gdzie miała zobaczyć — i uścisnąć swe dziecię.<br>
{{tab}}Nic wszakże w téj zimnéj, nieporuszonéj istocie nie zwiastowało, że chwila tak uroczysta w jéj życiu zbliżała się, chód jéj śmiały był i pewny, oko nie zwilżyło się łzą, nie zadrgały usta, a gdy Feliks drzwi otworzył przez <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_158" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372{{!}}{{#if:158|158|Ξ}}]]|158}}'''<nowiki>]</nowiki></span>które ujrzeli stojąca z załamanemi rękami Manię, Jenerałowa weszła do izdebki poważna, sztywna, jakby do balowego salonu. Postawa jéj mogła raczéj onieśmielić niż rozczulić — ale sierota postrzegłszy tę, w któréj domyślała się matki, któréj twarz już jéj była znaną — padła na kolana i klęcząca przyjęła ją, prawie na pół omdlała.<br>
{{tab}}Narębski skoczył w milczeniu ratować pochylone dziecię, którego czoło okryła bladość śmiertelna, gdy p. Palmer mało co zmięszana, okiem zdawała się tylko szukać krzesła i siadła na niém milcząca. Usta jéj były zacięte, twarz surowa i gniewna.<br>
{{tab}}— Matko! matko moja! niech raz w życiu wolno mi będzie wymówić to imie, ucałować twe ręce... matko!...<br>
{{tab}}I za łzami więcéj powiedzieć nie mogła.<br>
{{tab}}P. Palmer schyliła się i pocałowała ją w czoło chłodnemi usty.<br>
{{tab}}— Uspokójże się, — rzekła, — ale uspokójże się proszę...<br>
{{tab}}— Matko! — przychodząc do siebie powtórzyła Mania, — prawdaż to że ja ciebie {{pp|o|glądam}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_159" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373{{!}}{{#if:159|159|Ξ}}]]|159}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|o|glądam}}, że mi to imię wymówić wolno, za którém tęskniło serce moje? że ty mnie nie odpychasz?<br>
{{tab}}Pani Palmer wciąż milczała, jakby namyślając się co powiedziéć, serce jéj nic nie natchnęło — rachowała, rozmyślała na zimno.<br>
{{tab}}— Ale uspokójże się moje dziecko, — powtórzyła, — posłuchaj mnie: Nie ja, porzuciłam ciebie, — dodała po momencie rozmysłu, świat mi cię odebrał, nie pozwolił przyznać się do dziecięcia. Pojmujesz, że twoja miłość mogła być dla mnie zabójczą.... ludzie o niéj wiedziéć, domyślać się jéj niepowinni. Boli mnie to, ale się siebie wyrzec musimy... jam temu niewinna.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał na nią prawie ze wzgardą, ta kończyła:<br>
{{tab}}— Przynoszę ci błogosławieństwo matki, pierwsze i ostatnie. Powinnyśmy sobie obce pozostać, nie szukaj mnie, nie mów nikomu... zapomnij...<br>
{{tab}}Mania, która chciwie chwytała każdy wyraz pragnąc w niém iskierki uczucia, a znajdując tylko zimną i bojaźliwą ostrożność — poczuła <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_160" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374{{!}}{{#if:160|160|Ξ}}]]|160}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zastygające w piersiach serce, zdało się jéj, że uścisnęła głaz, który ją kaleczył chłodném {{Korekta|do tknięciem|dotknięciem}}. Spuściła oczy, pochwyciła jéj rękę i oblewała łzami powtarzając — matko!<br>
{{tab}}— Błogosławię! błogosławię! — odezwała się po chwili milczenia Jenerałowa, — niech życie twoje będzie od mojego szczęśliwszém, życzę, pragnę, będę się modlić, abyś była szczęśliwszą, prawdziwie słów mi braknie.<br>
{{tab}}Słów nie stawało, bo uczucia brakło. Pani Palmer kręciła się pragnąc co najprędzéj odbyć ten ciężki obowiązek i powrócić do domu, oczy jéj nie zwilżyły się, rzucała niemi po ubogiéj izdebce z niecierpliwém roztargnieniem.<br>
{{tab}}— Pragnęłabym co dla ciebie uczynić, — odezwała się po chwili, — sama nie wiem — pomyślę, będę się starać.... Jesteście ubodzy zapewne.<br>
{{tab}}— A! matko, — rzekła Mania, nie dając jéj dokończyć, — ja nic nie potrzebuję tylko twojego serca, tylko błogosławieństwa, tylko uścisku..<br>
{{tab}}I pochyliła się w objęcia kobiety, która nie mogąc jéj uniknąć, objęła ją rękami zimno <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_161" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375{{!}}{{#if:161|161|Ξ}}]]|161}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i poczęła całować w twarz nie roniąc łzy, nie okazując najmniejszego wzruszenia.<br>
{{tab}}P. Felix stał wryty i bladł tylko od tłumionego gniewu.<br>
{{tab}}— Chciałabym, — odezwała się wracając do swojego tematu Jenerałowa, abyś miała po mnie jakąkolwiek pamiątkę...<br>
{{tab}}Mania nic nie słyszała, płakała poglądając na nią tylko.<br>
{{tab}}— Ale możeż to być, — odparła nie słysząc słów matki, — abym ja ciebie... nie zobaczyła już nigdy, aby mi Bóg dał tę jedną chwilę — i znowu sierotą rzucił w świat... Jabym choć z daleka, choć milcząco chciała...<br>
{{tab}}— To niepodobna! panie Narębski, widzisz pan, — zakrzyczała Palmerowa, wytłumaczże jéj że to być nie może — pod tym jednym warunkiem zgodziłam się tu przybyć, aby to był raz pierwszy i ostatni... — dodała nie kryjąc niecierpliwości. Narębski posunął się krokiem i stanął, Mania zamilkła, płacz porwał ją znowu.<br>
{{tab}}Położenie stawało się coraz przykrzejszém.<br>
{{tab}}Felix który uległ prośbom dziecka, widział <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_162" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376{{!}}{{#if:162|162|Ξ}}]]|162}}'''<nowiki>]</nowiki></span>teraz, że zamiast przynieść mu pociechę, goryczą tylko zatruł ów raj obiecany... W saméj Mani stygło odpychane serce, łzy jéj zaczęły osychać, jakieś zdrętwienie rozpaczliwe i chłód czuła w sobie, pochyliła się na ręce matki, przycisnęła do niéj konwulsyjnie i padła zemdlona.<br>
{{tab}}Jenerałowa przerażona porwała się z siedzenia, a gdy Feliks ratował Manię składając ją martwą na łóżeczku i ocierając wodą, rzeźwić i przemawiać do niéj najczulszemi wyrazy się starał — ona niewzruszona wcale, zniecierpliwiona tylko kręciła się chcąc się wymknąć co najprędzéj.<br>
{{tab}}— Przyniosłam z sobą cierpienie tylko, — rzekła, — byłam tego pewna i iść nawet nie chciałam. To dziecię jest nadto roztkliwione, w ''jéj stanie'', czułość taka to nieszczęście.<br>
{{tab}}Cóż mam począć z sobą? Chcesz pan bym jeszcze {{korekta|pozostała?|pozostała?<br>{{tab}}}} Narębski był już gniewny.<br>
{{tab}}— Czyń pani co się jéj podoba, — rzekł zimno, — jeśli ci serce nie uderzyło, jeśli nawet litości dobyć nie możesz z siebie, no! to odejdź pani.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_163" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377{{!}}{{#if:163|163|Ξ}}]]|163}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Otwiera oczy! — odezwała się Jenerałowa powoli, — to nic jéj nie będzie, żal mi jéj szczerze, ale cóż ja tu poradzić mogę; przecież nie wymagacie odemnie, abym się poświęciła dla niéj, to jéj nieposłuży i przychodzi za późno.<br>
{{tab}}— Czuję, żem tu niepotrzebna, żem się powinna była oprzéć nierozważnemu naleganiu pańskiemu.<br>
{{tab}}Mania otwarłszy oczy, nic wyrzec jeszcze nie mogąc, szukała oczyma téj kobiety marmurowéj, która stała nad nią jak widmo jakieś, i wyciągała do niéj rączęta białe... napróżno! p. Palmer nie ruszyła się z miejsca.<br>
{{tab}}— Uspokójże się, — rzekła chłodniéj jeszcze niż wprzódy, — niech cię Bóg błogosławi, ja muszę, ja muszę odejść — mnie to wrażenie nęka i zabija. — Któż wié, nie rozpaczaj! zobaczyć się możemy jeszcze, gdy będzie można... ja sama postaram się zbliżyć do ciebie. Bądź spokojna.... Niech Bóg da szczęście.... bądź pobożną! — módl się, Bóg nie opuszcza sierot.... Błogosławię, błogosławię!!<br>
{{tab}}Wszystko to razem wymówiła prawie nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_164" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378{{!}}{{#if:164|164|Ξ}}]]|164}}'''<nowiki>]</nowiki></span>myśląc, szybko, aby co prędzéj od pożegnania się uwolnić — i cofała się już krokiem by odejść, gdy Mania rzuciła się ku niéj, uklękła, porwała i poczęła w nogi całować.<br>
{{tab}}Kamień byłby może prysnął od tego gorącego uścisku sieroty, która chwytała się z rozpaczą téj, w któréj szukała opieki i miłości, ale p. Palmer pozostała nieporuszoną, żywy tylko niepokój z przeciągnionéj do zbytku i przykréj dla niéj sceny, nią miotał.<br>
{{tab}}— Ależ ci mówię, że się zobaczymy! — zawołała, — dziecko moje. Zostań z nią p. Narębski... Ja muszę odejść, mnie to męczy... klęknij i pomódl się, aby cię Bóg pocieszył, — On ojciec wszystkich...<br>
{{tab}}To były ostatnie jéj słowa, szeroka jéj suknia zaszeleściała we drzwiach, słychać było przez chwilkę pospieszny chód jéj w sieni, potem turkot powozu, który się oddalał i głuche milczenie.<br>
{{tab}}Jak po śnie przykrym powoli powstała Mania, złamana, prawie oszalała i w milczeniu rzuciła się na piersi Narębskiemu.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_165" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379{{!}}{{#if:165|165|Ξ}}]]|165}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Choć ty mnie nie odpychaj, — rzekła cicho, — ty mi ją zastąp...<br>
{{tab}}— A! nie opuszczę cię nigdy sierotko moja, — zawołał p. Feliks, któremu męzkie powieki nabierały łzami, uklęknij i pomódl {{Korekta|się|się,}} przebyłaś najcięższą próbę, na jaką istota na ziemi narażoną być może — męztwa Maniu i wieczne o tém milczenie...<br>
{{tab}}Jenerałowa, która się czuła do jakiegoś obowiązku, odchodząc zostawiła na stoliku pięknie oprawną książkę do nabożeństwa, krucyfix hebanowy, zegareczek świeżo widać kupiony i w kopercie zapieczętowanéj jakiś dar, który Narębski przekonawszy się po rozerwaniu papiéru, że był wprost datkiem pieniężnym, zabrał zaraz aby go nazajutrz odesłać.<br>
{{tab}}Resztę zostawił Mani, która ostygła i jakby nagle zestarzała, siadła starając się ochłonąć po niepojętéj scenie.<br>
{{tab}}Mania cierpiała i płakała gorzko, a pan Feliks nie umiał jéj pocieszać, gdy szczęściem dla niego nadszedł Teoś Muszyński i pozostał z niemi razem przez wieczór cały, usiłując ją orzeźwić i pocieszyć.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_166" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380{{!}}{{#if:166|166|Ξ}}]]|166}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Smutnie jednak płynęły im te godziny, a gdy pora spóźniona zmusiła ich do odejścia, Teoś widząc ją słabą i płaczącą, zbiegł na dół by uprosić p. Byczkowę (nie powiadając przyczyny), aby tam kogo posłała na górę, gdyż Mania trochę była cierpiącą. Obawiali się tak ją samą porzucić.<br>
{{tab}}Narębski wyszedł starszy o lat dziesięć, zbity, rozczarowany i sam nie wiedział jak się dostał do domu.<br>
{{tab}}Był w tym stanie ducha, w którym człowiek nie jest panem siebie, jest nią boleść.<br>
{{tab}}Chciał już wprost się udać do swojego pokoju, gdy służący, który nań czekał na wschodach, oświadczył mu, że panie obie z pilnym bardzo interessem oczekują u siebie na pana, i kazały go prosić aby koniecznie do nich wstąpił.<br>
{{tab}}Z wielką przykrością, czując potrzebę odetchnienia w samotności, Narębski wszedł do pokoju żony, która rzadko go tak późno przyjmowała — czuł że tam coś ważnego zajść musiało, kiedy aż on był potrzebny.<br>
{{tab}}P. Samuela siedziała w swoim gabinecie, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_167" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381{{!}}{{#if:167|167|Ξ}}]]|167}}'''<nowiki>]</nowiki></span>ostawiona flakonikami, obłożona poduszeczkami, a że Elwira w takich razach mniéj dobrze jéj posługiwała od Mani i nie umiała dogodzić; krzątała się przy niéj teraz faworyta służąca, straszne widmo suche, kościste, dziobate, czarne, chude, zgryźliwe, ale bezwzględnie umiejące pochlebstwem karmić swą panią, i najupodobańsze swéj pani. Była to plaga domowa, którą wszyscy dla miłości p. Samueli znosili pokornie, i ona teraz z Elwirą rządziła w istocie domem — a p. Feliks drżał na widok tego utajonego nieprzyjaciela.<br>
{{tab}}Nieustannie litując się nad boleściami pani, jęcząc nad jéj nieszczęściem, donosząc różne wieści o postępkach pana Feliksa, stworzenie to wkradło się głęboko w serce pani Narębskiéj i miało pełne jéj zaufanie. Narębski lękał się jéj, nienawidził, ale musiał podzielać czułość żony dla téj opiekunki i milczeniem zgadzać się na głoszone jéj pochwały.<br>
{{tab}}W chwili gdy p. Feliks wszedł, Elwira przechadzała się z rumieńcem na twarzy po pokoju, pani Samuela wzdychała w krześle, dziobata faworyta odtykała jakieś flaszeczki.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_168" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382{{!}}{{#if:168|168|Ξ}}]]|168}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Widocznie czekano na niego, coś ważnego zajść musiało....<br>
{{tab}}Krzątanie się służącéj było przeszkodą pani Samueli do rozmówienia się z mężem, musiała ją więc odprawić grzecznie pod pozorem żółtéj herbaty, którą ona tylko jedna robić umiała tak, że ją pani pić mogła. Zaledwie drzwi się za dziobatą zamknęły, Elwira tupnęła nóżką i zawołała niecierpliwie:<br>
{{tab}}— Ale niechże mama mówi.<br>
{{tab}}P. Samuela ruszyła ramionami.<br>
{{tab}}— Poczekajże ty, gorąco kąpana. Usiądź panie Feliksie, bo nie mogę natężać głosu i podnosić głowy, która mnie od nieustannych wzruszeń boli okrutnie, mamy ci coś ważnego do powiedzenia.<br>
{{tab}}— To niechże mama mówi! — powtórzyła Elwira, — bez tych wszystkich przygotowań, czyż z ojcem będziemy robiły ceremonje?<br>
{{tab}}Pan Feliks usiadł.<br>
{{tab}}— Cóż to jest, — spytał, — zgaduję że to coś tyczącego się Elwiry.<br>
{{tab}}— Zgadłeś, wystaw sobie, najniespodziewańsza rzecz....<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_169" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383{{!}}{{#if:169|169|Ξ}}]]|169}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Otóż ja powiem sama, — przerwała obżałowana, — baron mi się dziś oświadczył.<br>
{{tab}}— Kto? kto? — spytał Narębski.<br>
{{tab}}— Ale baron Dunder.<br>
{{tab}}Narębski osłupiał.<br>
{{tab}}— To nie może być, — rzekł, — cośby mi wprzód przecie powiedział, tak nagle!!<br>
{{tab}}— Posądzam Elwirę, że go trochę wyciągnęła! — odezwała się pani Samuela, — bo w istocie choć już zaczynało się na to zbierać, ale oświadczył się za prędko, za prędko.<br>
{{tab}}— Ale cóż to znowu? — zawołała Elwira, mama mnie ma za dziecko? Spytał mnie sam, jak mamę kocham, czy o moją rękę papy i mamy prosić może?<br>
{{tab}}— A ty cóżeś mu odpowiedziała? — odparł Narębski, — spodziewam się, żeś się stanowczo przecie bez nas nie zdecydowała?<br>
{{tab}}— Ale jaki bo ty jesteś dla niéj, mój Feliksie, — przerwała pani Samuela, — przecież Elwira może już miéć swoją wolę!<br>
{{tab}}Elwira obrażona pokręciła główką.<br>
{{tab}}— No! to niech mama powie! — zawołała z gniewem.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_170" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384{{!}}{{#if:170|170|Ξ}}]]|170}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}P. Feliks zwrócił się do żony.<br>
{{tab}}— Elwira znalazła się z wielkim taktem, ''il faut lui rendre cette justice'', ty nigdy sprawiedliwym dla niéj nie jesteś. Widzisz, zdała się na nas, odwołała do nas.... Ja zaś, mówię otwarcie, nie widzę w tém nic tak dla Elwiry niefortunnego, i owszem.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał Narębski, — człek stary, śmieszny, rozpustnik znany.... którego Elwira kochać nie może.<br>
{{tab}}— Ale cóż tam to kochanie! — przerwała panna kiwając głową.<br>
{{tab}}— Ma zupełną słuszność, — dodała Samuela, — próżnoby szukała miłości, to zawód tylko i strapienie, ona jest czułą, ale rozsądną, może i świat, na który patrzy, wyleczył ją ze złudzeń próżnych, — dodała z pewnym przyciskiem. — Baron znowu tak stary nie jest, ma wiele życia i uczucia, kocha ogromnie Elwirę, pada przed nią, da jéj być panią w domu, ''c’est quelque chose''.... Nie będzie niewolnicą....<br>
{{tab}}Westchnęła w epilogu, dając do zrozumienia, że nią może była sama.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_171" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385{{!}}{{#if:171|171|Ξ}}]]|171}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A i śmiesznym baron tak bardzo nie jest, — a potém szepnęła: — ręczę ci, że go Elwirka ułoży.<br>
{{tab}}Feliks się rozśmiał.<br>
{{tab}}— Jak wyżła? za stary! nie w pierwszém polu, a rasy nie ma, nic już z niego nie będzie!<br>
{{tab}}— Młoda dziewczyna, najprędzéj nad starcem panować może, ''c’est un fait''.... Ja z góry mówię, — zakończyła Narębska, nie jestem temu przeciwną.<br>
{{tab}}— Ani ja! — żywo zawołała Elwira.<br>
{{tab}}— A! to cóż mi pozostaje? — rzekł p. Feliks, — naturalnie i ja przeciwko temu być nie mogę, nie widzę nawet na coby się protestacja moja przydała? Ale pozwólcie mi dla zrzucenia ciężaru z serca, abym wam całą prawdę powiedział. Elwira gniewa się na tego który ją opuścił, chce się na nim pomścić, a mści się na sobie.... Pilno jéj wyjść za mąż, byle jak, aby świetnie. Z tém wszystkiém nic nie nagli w istocie, nie jest ani starą, ani brzydką, ani ubogą i mogłaby wyśmienicie na coś lepszego poczekać.<br>
{{tab}}— Ale, — dorzucił Narębski, — uwagi {{pp|mo|je}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_172" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386{{!}}{{#if:172|172|Ξ}}]]|172}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|mo|je}}, już dla tego że moje, przyjętemi być nie mogą. Elwira zresztą jest dosyć dojrzałą, by sobą i swoją przyszłością rozporządzać mogła. Zrobicie co się wam podoba, ale dodać muszę, że idąc za barona, Elwira zrobi głupstwo, którego będzie żałować. Jest to tylko zemsta dziecka, co połajane jeść nie chce, aby głodem swoim ukarać matkę.<br>
{{tab}}— Jesteś niezmiernie dziś ostry i niesprawiedliwy, zapewne skutkiem jakichś ''zewnętrznych'' wpływów, które są dla nas tajemnicą; uważałam przytém, że nie lubisz barona, a niechęć dla niego cię zaślepia, — rzekła Samuela.<br>
{{tab}}— A ja widzę, że papa mnie nie kocha! — dodała Elwira.<br>
{{tab}}— A! więc naturalnie zrobicie co się wam zdawać będzie, i po cóż tu było wzywać mnie tak pilno? — spytał Narębski, — ja przecie tu nigdy nie mam racji, to wiadomo.<br>
{{tab}}Obie panie trochę były zmięszane.<br>
{{tab}}— ''Mon chèr'', posiedźże choć chwilę i daj z sobą pomówić, — zawołała Samuela biorąc się za bolącą głowę i przybierając postawę niewinnéj i ciężko za cudze grzechy {{pp|cierpią|céj}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_173" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387{{!}}{{#if:173|173|Ξ}}]]|173}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|cierpią|céj}} ofiary. — Pozwól nam kobietom z sobą choć trochę porozumować, baron jest ogromnie bogaty....<br>
{{tab}}— Elwira nie będzie także ubogą.<br>
{{tab}}— Ale przyznasz, że im więcéj kto ma, tém lepiéj.<br>
{{tab}}— Niekoniecznie, — rzekł Feliks, — mijam to, jednak.... cóż daléj?<br>
{{tab}}— Jeśli Elwira go zawojuje?<br>
{{tab}}— Ale, moja droga, — odparł Narębski, — czyż o to chodzi w małżeństwie? mnie się zdaje, że miłość nie pożąda władzy, że szczęście nie pragnie panowania, kto kocha, ten gotów służyć, poświęcać się, cierpiéć nawet z uniesieniem....<br>
{{tab}}— A! to są teorje! — uśmiechnęła się pani, — ale któż kocha? mój drogi, sam wiész najlepiéj, że wśród aniołów nie żyjemy! niestety!<br>
{{tab}}— Mój papo, co tu długo rozprawiać, — a jeśli on się mnie podoba? jeśli ja w tém widzę szczęście? wszak sam papa nieraz powtarzał, że wedle swoich pojęć, szczęścia nikomu narzucać się nie godzi?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_174" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388{{!}}{{#if:174|174|Ξ}}]]|174}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Jak skoro ty tego żądasz? — rzekł Narębski, nie mam słowa do powiedzenia. Obowiązkiem ojca jest tylko powiedzieć, że widzi jasno przyczyny i obrachowuje skutki. Masz po sobie matkę, a zatem rzecz skończona. Siła złego, dwóch na jednego....<br>
{{tab}}Wstał z krzesła, panie patrzyły po sobie chmurne.<br>
{{tab}}— Ale cóż mu papa powie, jeśli on papie się jutro o mnie oświadczy?<br>
{{tab}}— A! odeślę go do was.<br>
{{tab}}— Mój papciu! tak kwaśno.<br>
{{tab}}— O! nie, ale obojętnie, wybacz mi ale nie widzę znowu, żeby mi tak wielką robił łaskę, pokochać go na dyspozycją nie potrafię, kłamać nie umiem. Powinnabyś się nie spieszyć, rozważyć.<br>
{{tab}}— Tak! — zawołała Elwira, — aby się rozmyślił i żebym ja znowu na koszu została.<br>
{{tab}}— Otóż wypowiedziałaś nareszcie o co ci idzie.<br>
{{tab}}— No, tak, jeśli papa chce, — odparła córka, — tak jest, chcę i muszę wyjść za mąż. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_175" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389{{!}}{{#if:175|175|Ξ}}]]|175}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Widocznie nie mam szczęścia, wszystkie moje rówieśnice są zamężne, Basia, Cesia, Melanja nawet, choć czarna jak cyganka i piętnaście tysięcy posagu. Już mnie to znudziło, partja przyzwoita, mama się zgadza, papa nie może być przeciwny, więc wychodzę....<br>
{{tab}}— Moja Elwiro, — rzekł Feliks, — bylebyś tego późniéj nie żałowała. Moim obowiązkiem, jeszcze raz powtarzam, powiedziéć ci prawdę. Dunder w towarzystwie jest słodki, zapalony gdy namiętność nim owłada, ale pod tym charakterem wesołym, swobodnym, kryje się despoda, energiczny, niezłamany, który raz otrzymawszy co pragnął, uczyni z ciebie niewolnicę....<br>
{{tab}}— O! że nie to nie!<br>
{{tab}}— Z Elwiry! — zakrzyknęła matka kiwając głową, — Elwira jest czułą, jest delikatną, ale ma uczucie honoru i nie da się złamać niczém, za to ręczę....<br>
{{tab}}Postawa panny jakby w gotowości do boju stojącéj, dowodziła dostatecznie energji, z brwią namarszczoną, uśmiechniona szydersko, zdawała się wyzywać nieprzyjaciela.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_176" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390{{!}}{{#if:176|176|Ξ}}]]|176}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Więc koniec, — rzekł Narębski, widząc że wnoszono zieloną czy żółtą herbatę i że dziobata służąca patrzyła nań ciekawemi oczyma, usiłując wybadać z jego miny jak się narada skończyła. — Dobranoc.<br>
{{tab}}— Że téż nigdy z nami kwadransa posiedziéć nie zechcesz.... — z wyrzutem odezwała się pani Samuela, — czyż cię tak nudziemy, czyś tak zmęczony tém miastem, które nam ciebie cale zabiera?<br>
{{tab}}— Chcesz bym został? — spytał z rezygnacją Narębski.<br>
{{tab}}Elwira zbliżyła się do niego.<br>
{{tab}}— Ale ja papę przekonam, szepnęła cicho, że będę szczęśliwą....<br>
{{tab}}Dziobata widząc że szepczą, wyszła dla przyzwoitości, stając zapewne za drzwiami, a rozmowa znowu się głośno rozpoczęła.<br>
{{tab}}— Nie przekonasz mnie, — rzekł Narębski, — ale tymczasem jeśli cię to bawi, że będziesz siebie i mnie przekonywać o tém w co sama nie wierzysz, słucham chętnie.<br>
{{tab}}— Feliksie! zawsze ta nielitościwa złośliwość!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_177" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391{{!}}{{#if:177|177|Ξ}}]]|177}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Naturalnie! złośliwy jestem jak człowiek który nie ma racji! — dodał gorzko śmiejąc się Narębski.<br>
{{tab}}Elwira obrażona zamilkła.<br>
{{tab}}— Przecież, — rzekła spojrzawszy na nią matka, — nie radabym żeby się to stało mimo twojéj woli, dla Elwiry byłoby to, ja ją znam, nadzwyczaj przykro.<br>
{{tab}}Feliks zamilkł.<br>
{{tab}}— Ale papo, doprawdy, baron jest człowiek tak przyzwoity.<br>
{{tab}}— Jak wszyscy którzy usiłują być niemi, nie wiedząc dobrze co przyzwoitość stanowi. Baron, serce moje, coś przeczuwa, co się dlań nazywa przyzwoitością, omackiem po to sięga i dostępuje z wielkim wysiłkiem tylko śmieszności. Ludzie istotnie przyzwoici, kochana Elwiro, nie starają się o to, by być przyzwoitemi, są niemi jak róża jest różową, bo ją Bóg stworzył różą nie pokrzywą...<br>
{{tab}}— Ale my dziś z nim nic nie zrobimy, — szepnęła Samuela córce, — ''laissez donc''.<br>
{{tab}}Zamilkły obie dumnie, Narębski posiedział, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_178" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392{{!}}{{#if:178|178|Ξ}}]]|178}}'''<nowiki>]</nowiki></span>powiedział dobranoc i wyśliznął się do swojego pokoju.<br>
{{tab}}— To prawda, mama ma słuszność, — odezwała się po jego odejściu Elwira, — że papa jest czasem taki nieznośny....<br>
{{tab}}Samuela westchnęła znacząco.<br>
{{tab}}— O! moje dziecko, dodała tkliwie i miłosiernie, każdy ma swoje kłopoty, nikt nie wié ile on wycierpiał, ale i ja z nim, jak widzisz, wiele wycierpiéć musiałam. Dla takiego serca jak moje, ten chłód i szyderstwo czasami, lub naprzemiany taka sentymentalność jak dzisiejsza, zawsze na przekór usposobieniu.... a! nie mówmy lepiéj o tém.<br>
{{tab}}— Jednak potrzeba by coś na to poradzić.<br>
{{tab}}— ''Règle generale'', powié swoje i będzie milczał, my zrobiemy co się nam zda lepszém, bo jemu brak zdrowego sądu, fantastyk.... Nie obwiniam go, tyle miał do zniesienia w młodości, złamany widocznie, zawsze objawia zdanie wprost rozsądkowi przeciwne... szczęście jeszcze że nie uparty... Pójdziesz za barona!<br>
{{tab}}— O! i ręczę mamie że będę szczęśliwą! — <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_179" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393{{!}}{{#if:179|179|Ξ}}]]|179}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zawołała Elwira. — Dunder nie jest ładne imie, ale baron! ale ma miljony! ale żyje w największym świecie, pojadę do Paryża, do Włoch! będą mi zazdrościć, — zimę przepędziemy w Nicei, lato w Wiesbadenie, trochę jesieni w Ostendzie.... Wmówię mu łatwo że to go odmłodzi.... Baron, jestem pewna, zrobi dla mnie co ja zechcę — jest dla mnie takim.<br>
{{tab}}— Moje dziecko, przerwała Samuela, tacy oni wszyscy są gdy się żenią.<br>
{{tab}}— Ale ja go zmuszę być zawsze....<br>
{{tab}}Narębska uśmiechnęła się trzymając za głowę.<br>
{{tab}}— ''Vous croyez?'' — daj Boże.<br>
{{tab}}W słodkich marzeniach wyszła Elwira do swojego pokoju, a Samuela pozostała z dziobatą faworytą, która ścieląc umiała zręcznie użalić się nad znużeniem, osłabieniem, stanem nerwów, trochę niedelikatnością męża, i dać do zrozumienia, że jakibykolwiek wybór uczyniła panna Elwira, pewnie być musi szczęśliwą.....<br>
{{tab}}Narębski długo w noc siedział z głową {{pp|pod|partą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_180" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394{{!}}{{#if:180|180|Ξ}}]]|180}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pod|partą}} na rękach i dumał, łzy toczyły mu się z oczów ciche, a usta śmiały szydersko.<br>
{{tab}}— Otóż życie i szczęście nasze — rzekł w duchu, — wartoż tak bardzo troszczyć się o jutro, pozajutro i wszystko co się ma skończyć garścią ziemi i kupką trawy, która na niéj wyrośnie... a potém? drugi głupiec urodzi się i znowu ta sama komedja.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Teoś dosyć smutny powrócił do domu. Mieszkał on, jak wiemy, w bliskiém sąsiedztwie, w takiejże ubogiéj izdebce jak Mania. Ta tylko była różnica obu mieszkań, że Muszyńskiego daleko było nędzniejsze. W gospodzie téj która mu na krótko służyć miała, nie myślał on wcale ani o wygodzie ani o wdzięku, rzucił w kąt swój tłumoczek podróżny, a że biegał wiele a chłopak go opuścił, ledwie miał czas posłaniem okryć choć łóżeczko. Trochę papierów błąkały się na stoliku przy niedopalonym kawałku świecy.<br>
{{tab}}Zdziwił się mocno, gdy stróż w bramie, {{pp|o|znajmił}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_181" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395{{!}}{{#if:181|181|Ξ}}]]|181}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|o|znajmił}} mu, że w jego mieszkaniu któś na niego czekał od godziny.<br>
{{tab}}— Na cóżeście go puścili do mnie? — zapytał, — kiedy mnie nie było.<br>
{{tab}}— A proszę pana, kiedy się tak prosił, ''że niemożna''. Musi miéć pilny interes, bo mu się tak twarz paliła i spieszył się, co ''niemożna''....<br>
{{tab}}Nie mogąc pojąć ktoby doń co tak pilnego miéć mógł, Muszyński pospieszył do izdebki i zdziwił się mocniéj jeszcze widząc chodzącego po niéj wszerz i wzdłuż Michała Drzemlika, który miał minę niespokojną i zakłopotaną.<br>
{{tab}}Przyszło mu na myśl, że się cóś w księgarni znaleść musiało niedobrego i przestrach go ogarnął.<br>
{{tab}}— A nareszcie się doczekałem! — zawołał podbiegając Drzemlik, — kochanego pana Muszyńskiego... drogiego...<br>
{{tab}}— Czekał pan na mnie?<br>
{{tab}}— Ja? a! tak! troszeczkę! ale to nic. Miałem dużo czasu wolnego, a ot — tęskno mi było za panem, drogim, kochanym. Chciałem się dowiedziéć co się téż z nim dzieje? Bo to pan nie wiesz, — rzekł powtarzając po raz trzeci <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_182" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396{{!}}{{#if:182|182|Ξ}}]]|182}}'''<nowiki>]</nowiki></span>uścisk i tak dosyć serdeczny i niezwyczajny, że i my mamy serce, ha! i my księgarze, ludzie papieru, kochać umiemy kto wart, a ja do pana kochanego to tak, mogę powiedziéć przyrosłem, cha! cha!<br>
{{tab}}— Bardzom panu wdzięczen.<br>
{{tab}}— Kochany ten Muszyński! no i cóż?<br>
{{tab}}— No nic, kochany panie Michale, siadaj proszę na jedynym stołku, a ja się umieszczę na łóżku, radbym cię przyjąć serdecznie, ale jak widzisz nie mam nawet elastycznego krzesełka.<br>
{{tab}}— Tak mi się pana żal zrobiło...<br>
{{tab}}— Doprawdy? uspokójże się pan! nic mi nie jest!<br>
{{tab}}— W takiéj nędznéj izdebinie...<br>
{{tab}}— O! za młodu! wszystko człowiekowi dobre....<br>
{{tab}}— No? a miejsca jeszcze nie masz pan?<br>
{{tab}}— Przyznam się panu, że choć sobie dotąd miejsca nie wyszukałem, jest inna rzecz... znalazłem sobie.... żonę...<br>
{{tab}}— O! — zawołał Drzemlik, — a ja! com cię właśnie myślał swatać.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_183" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397{{!}}{{#if:183|183|Ξ}}]]|183}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Musztarda po obiedzie, kochany panie Michale, jestem zaręczony.<br>
{{tab}}I pokazał mu pierścionek.<br>
{{tab}}— No! to doprawdy szkoda! A panna bogata?<br>
{{tab}}— Tak jak ja, — rzekł Teoś, — lub coś blisko tego, mamy we dwoje nic lub tak jak nic, ale przytém młodość, nadzieję i siły.<br>
{{tab}}Drzemlik machnął ręką i począł chodzić namyślając się.<br>
{{tab}}— Posag nie tęgi! — zawołał cicho.<br>
{{tab}}A był w takiem jakiemś usposobieniu przezroczystém, że nawet Teoś domyślił się, iż w nim coś kołatało się co z niego wyjść nie umiało czy nie mogło.<br>
{{tab}}— Nie masz pan jakiegoś interesu? — zapytał.<br>
{{tab}}— Ja? interessu? ale nie! odparł księgarz, ale żadnego... Czy pan co wiész, to jest domyślasz się?<br>
{{tab}}— Właśnie, że odgadnąć nie mogę i pytam...<br>
{{tab}}— Nic, nic, tylko widzi pan, jeśli mam prawdę powiedziéć, oto jest rzecz taka: — Tu usiadł <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_184" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398{{!}}{{#if:184|184|Ξ}}]]|184}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i począł trzéć mocno czuprynę dla ułatwienia zapewne wyjścia myśli na wierzch dotąd w głowie uwięzionéj. — Oto tak, dużo myślałem o panu po jego odejściu od nas, dużo, dużo. Przerzucałem rachunki, księgarnia istotnie winna mu wiele, szło mi z nim doskonale. A przytem tak pan umiałeś jakoś wszystkich pociągnąć ku sobie, że każdy co do mnie przychodzi, pyta się o pana. Otóż żal mi takiego pomocnika. A prawdę rzekłszy, i czuję też żem pana pokrzywdził trochę.<br>
{{tab}}— Mnie?<br>
{{tab}}— A no tak! tak! ''mea culpa'', bo na co panu było narzucać ten bilet loteryjny...?<br>
{{tab}}— Ale cóż tam o tém myśléć!<br>
{{tab}}— Bo, gdybyś go pan się chciał pozbyć, — rzekł Michał skwapliwie sięgając do kieszeni, gotów byłbym ci za niego powrócić należność, istotnie sumienie mnie ruszyło, bo ja panu ten bilet niepotrzebnie wpakowałem.<br>
{{tab}}— Dajmyż temu pokój.<br>
{{tab}}— I gdyby panu ciężył, dalibóg, chętnie, powiadam panu, powrócę stawkę, bo na co to <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_185" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399{{!}}{{#if:185|185|Ξ}}]]|185}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się jemu w to wdawać? Ja stracę to stracę, jak sobie chcę, ale pana szkoda.<br>
{{tab}}Teoś się uśmiechnął.<br>
{{tab}}— Doprawdy dziękuję panu za jego dobre chęci dla mnie, aleby mi go nawet trudno było wymienić, bo sam nie wiem gdzie jest i com z nim zrobił. Zresztą ja gdy raz zrobię zły czy dobry interes, to stanowczo.<br>
{{tab}}— W istocie, — zawołał Drzemlik, — ale pan dużo, jak na te czasy, stracisz? kilkanaście, gdzie tam, dwadzieścia kilka rubli, czy coś.<br>
{{tab}}— Jużem musiał stracić, rzecz skończona, nie mówmy o tém... dziś jutro podobno ciągnienie?<br>
{{tab}}— Ciągnienie? a tak! ciągnienie! a tak, dziś czy jutro, być może! — odparł Drzemlik rumieniąc się, coś około tego... nie wiem... jakoś w tych czasach.<br>
{{tab}}— Muszę się téż dowiedziéć, bom może choć bilet frejowy wygrał, a nuż stawkę!!<br>
{{tab}}Drzemlik zaczął mocno kaszlać, jakoś się nagle zakrztusił.<br>
{{tab}}— No! to wiesz pan co, co jest to jest, {{pp|idź|my}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_186" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400{{!}}{{#if:186|186|Ξ}}]]|186}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|idź|my}} do spółki, — zawołał, — ma być strata niech idzie po połowie.<br>
{{tab}}— Mówiłem panu, że to jest rzecz skończona, rezykowałem, mniejsza o to, drobnostka, odrobię się na czém inném.<br>
{{tab}}Drzemlik począł cóś śpiewać chodząc, ale w żaden ton przyzwoity trafić nie mógł i odchrząkiwał co chwila coraz zaczynając z innego...<br>
{{tab}}— Na tych loterjach, — rzekł, — to się zawsze traci, tylko ci wygrywają, co tam te rzeczy sami robią, — wiadomo.<br>
{{tab}}— Może być, — odpowiedział Muszyński, ale co się stało to się stało.,., i basta!<br>
{{tab}}— Mnie smutno jednak, że to z mojéj przyczyny....<br>
{{tab}}— O! niechże się pan tém nie frasuje...<br>
{{tab}}Michał usiadł kwaśny.<br>
{{tab}}— Sama pora herbaty, — rzekł, — możebyśmy dokąd poszli czy co? do Semadeniego?<br>
{{tab}}— Chcesz pan? ja nie mam w domu gospodarstwa jeszcze, i chętnie pana zapraszam.<br>
{{tab}}— Ale nie, to już ja, — rzekł Drzemlik.<br>
{{tab}}— O! nie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_187" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401{{!}}{{#if:187|187|Ξ}}]]|187}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— No! to każdy za siebie zapłaci, — odparł p. Michał, — po niemiecku, to dobra metoda.<br>
{{tab}}Teoś klucza szukał, gdy Drzemlik wrócił do biletu.<br>
{{tab}}— Hm! a nuż pan tam co wygrasz? — rzekł, powiadasz, że nie wiesz gdzie bilet, trzebaby go przynajmniéj wyszukać....<br>
{{tab}}Muszyński pobiegł do stolika, przerzucił papiery, szufladkę, ale nigdzie nie znalazł biletu, nierychło dopiero w bocznéj kieszeni od kamizelki domacał się pomiętego kawałka papiéru.<br>
{{tab}}Drzemlik żywo rzucił się go oglądać.<br>
{{tab}}— Proszę pana numer, jaki?<br>
{{tab}}— 15,684...<br>
{{tab}}— 15,684! 15,684! wlepiając weń oczy! — powtórzył księgarz i pobladł.... nie chcąc z rąk puścić papiérka.<br>
{{tab}}— O co panu chodzi? wrócę pieniądze, na stół.<br>
{{tab}}— Ale dajże mi pokój! — rozśmiał się Teoś, zaczynam myśléć, że doprawdy cóś wygram.... I schował go do kieszeni.<br>
{{tab}}Wyszli milczący, a że idąc do Semadeniego przechodzić musieli około bióra loterji, {{pp|któ|re}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_188" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402{{!}}{{#if:188|188|Ξ}}]]|188}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|któ|re}} jeszcze stało otworem, Teoś przypomniał sobie swój bilet mimowolnie i rzucił okiem na szyby, na których stało w złocistéj glorji wielkiemi głoskami:<br>
{{c|Wielki los padł na numer:|przed=10px}}
{{c|15,684.|po=10px}}
{{tab}}Muszyński osłupiały dobył bilet z kieszeni...<br>
{{tab}}— P. Michale! co to jest? zapytał.<br>
{{tab}}Drzemlik rzucił mu się w objęcia.<br>
{{tab}}— Przyjacielu! — zawołał... — do czego cię przez troskliwość przygotować chciałem, aby zbytniego wzruszenia, często szkodliwego, uniknąć.... Tyś wygrał! wiedziałem o tém, usiłowałem cię powolnie przysposobić, szczęśliwcze! do tego szczęścia, które wydarłeś mi z kieszeni!! a tak jest, nie ja.... ale ty wygrałeś, a jam był tak głupi....<br>
{{tab}}Tu Drzemlik uderzył się po głowie.<br>
{{tab}}— Ale choćbym wolał zawsze sam to miéć... dobrze że się uczciwemu człowiekowi dostanie... Niedomyślny! co się zowie z wacpana niedomyślny.... wszakżem półgodziny ci mówił o tym bilecie... i pytał i probował i ''udawał'' że go chcę odkupić... A wszystko to było tylko <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_189" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403{{!}}{{#if:189|189|Ξ}}]]|189}}'''<nowiki>]</nowiki></span>komedją przyjaźni, aby gwałtowne wstrząśnienie nie nabawiło cię atakiem apopleksji... o co się, przyznam, najmocniéj obawiałem...<br>
{{tab}}Teoś rozśmiał się ruszając ramionami, nie można powiedziéć, żeby nie był wzruszony nieco, ale przyjął to tak chłodno, że Drzemlik posądził go o udanie.<br>
{{tab}}— Wiesz wiele to jest, to coś wygrał? — zapytał.<br>
{{tab}}— Wiele?<br>
{{tab}}— Pół miljona...<br>
{{tab}}— A no, to chodźmy na herbatę, — rzekł Muszyński — i pozwól, żebym już za nas obu zapłacił... {{Korekta|Zal|Żal}} mi cię serdecznie, bo w téj chwili okropnie rozpaczać musisz, żeś mi ten bilet oddał...<br>
{{tab}}— No! nie będę się zapierał... wołałbym go mieć w kieszeni, ale co się stało to się stało, i możesz powiedziéć, żeś mojemu głupstwu winien pańską fortunę!!<br>
{{tab}}Myliłby się wielce ktoby sądził, że Muszyński doznał zbyt gwałtownego wstrząśnienia. Drzemlik czuł daleko więcéj, twarz jego {{pp|zbla|dła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_190" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404{{!}}{{#if:190|190|Ξ}}]]|190}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zbla|dła}} i wywrócona wydawała mimowoli uczucie które nią miotało. Wypili herbatę, pożegnali się czule i rozeszli, a Muszyński zamyślony i milczący powrócił do izdebki, walcząc z sobą, bo mu ten dar losu był niemal tak przykry, jak jakaś jałmużna rzucona z nieba niedołężnemu, niezdatnemu do surowéj pracy charłakowi. Zresztą wielką dlań było wątpliwością co mu te krocie z sobą przyniosą, trochę więcéj szczęścia, czy zleniwienie, moralny upadek i bezsilność.<br>
{{tab}}Cieszył się dla Mani tym dostatkiem niespodziewanym, dla siebie niewiele, a dużo wstydził, że był winien losowi tyle, ile nie jeden całém życiem pracy, poświęcenia i krwawego potu nie zarobił. Zdawało mu się nawet niesprawiedliwością korzystać ze straconych pieniędzy tylu ludzi co je w paszczę losu rzucili z nadzieją, a stracili może z rozpaczą.<br>
{{tab}}Był szczęśliwym graczem... a kto wie co się na jego wygranę składało, ile łez, ile głodów, niedostatków, źle użytych oszczędności.<br>
{{tab}}Całą noc w tych rozmysłach gorączkowych rzucając się, spać nie mógł i to było pierwszym <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_191" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405{{!}}{{#if:191|191|Ξ}}]]|191}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zyskiem jego że nie zmrużył oka, że został zbity, złamany, upokorzony, niemal zawstydzony swém szczęściem.<br>
{{tab}}Nie wiedząc co począć pojechał nazbyt rano do p. Feliksa, do którego wszedł tak niezręcznie, że go jeszcze zastał w łóżku....<br>
{{tab}}Spojrzawszy nań Narębski się przestraszył, tak w fizjognomji jego dziwne znalazł pomięszanie, tak boleść jakaś wewnętrzna wypiętnowała się na niéj dobitnie. Przyszło mu nawet na myśl, czy się co Mani nie stało i porwał się z łóżka.<br>
{{tab}}— Co tam? cóś złego? — zawołał.<br>
{{tab}}— Nic! nic! — rzekł Teoś, — to tylko głupstwo moje, że sobie rady dać nie umiejąc, w chwili, gdy kto inny by się śmiał i skakał, ja mam minę skazanego...<br>
{{tab}}— Siadajże i mów mi co prędzéj co ci jest?<br>
{{tab}}— Wystaw pan sobie, że kiedym się żegnał i obrachowywał z moim księgarzem, Drzemlik narzucił mi prawie gwałtem bilet loteryjny....<br>
{{tab}}— A na cóżeś go brał?<br>
{{tab}}— Ale musiałem... nudził mnie...<br>
{{tab}}— Cóż się stało?<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_192" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406{{!}}{{#if:192|192|Ξ}}]]|192}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Nic złego... bilet wygrał wielki los...<br>
{{tab}}— Co mówisz? pól miljona? A dla czegoż wyglądasz jak z krzyża zdjęty?<br>
{{tab}}— A! bo mi to dolega, bo czuję w sumieniu jakby zgryzotę.... bo sam nie wiem co począć...<br>
{{tab}}Narębski począł się śmiać, ściskać go znowu i śmiać się serdecznie, Teoś stał chmurny.<br>
{{tab}}— Cóż ci jest? nikogoś przecie nie {{Korekta|zrabobował|zrabował}}... nawet Drzemlika, który ci gwałtem bilet narzucił...<br>
{{tab}}— A wczoraj.... próbował mi go odkupić...<br>
{{tab}}— Spodziewam się żeś nie oddał...<br>
{{tab}}— Jeszcze nie, ale czuję się tak niespokojny...<br>
{{tab}}Narębski strwożył się.<br>
{{tab}}— Słuchajże, — zawołał, — to Mania wygrała nie ty... nie ważże mi się robić głupstwa... masz bilet przy sobie? dawaj mi go...<br>
{{tab}}— Oto jest, — odparł Teoś.<br>
{{tab}}— Konfiskuję, — rzekł żywo porywając go Narębski, — choć raz przecie los miał oczy otwarte i dał nie jakiemuś szołdrze, ale {{pp|czło|wiekowi}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_193" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407{{!}}{{#if:193|193|Ξ}}]]|193}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|czło|wiekowi}}, któremu się od niego pomoc należała... Lecę w szlafroku powiedziéć żonie.<br>
{{tab}}Narębski cały był w ogniu.<br>
{{tab}}— Ale żona pańska śpi pewnie...<br>
{{tab}}— A! to ja ją obudzę! — krzyknął p. Feliks, — przecież warto dostać choćby migreny, byle się dowiedziéć, że raz fortuna miała trochę sensu.... i dała szczęście temu co na nie zasłużył.<br>
{{tab}}— Czekaj pan! a pewienże jesteś że to szczęście? że to nie zasadzka szatańska na to, bym założywszy ręce próżnował, zdrętwiał, i obrócił się w jednego z tych ludzi, którzy nie mając bodźca, wyrzekają się pracy i życia.<br>
{{tab}}— O! dziecko dziesięcioletnie! o gaduło co oklepane rzeczy powtarzasz bez myśli! czyż z pieniędzmi pracować nie lepiéj, nie ochotniéj? — rozśmiał się Narębski porywając szlafrok na siebie.<br>
{{tab}}A śmiał się i hałasował tak bardzo, że raniéj obudzona Elwira poczęła się ciekawić, domyślała listu od Barona.... jego napadu, czegoś tyczącego się siebie i puknęła do drzwi ojcowskich... ukazując się niespodzianie w {{pp|do|syć}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_194" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408{{!}}{{#if:194|194|Ξ}}]]|194}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|do|syć}} zaniedbanym szlafroczku i poprzydeptywanych trzewikach...<br>
{{tab}}— Któż tam? Elwira? o téj porze? — zapytał Narębski... — chodź! chodź! słuchaj, właśnie wam miałem coś ciekawego powiedziéć....<br>
{{tab}}Teoś Muszyński, którego tu widzisz, narzeczony Mani, wygrał na loterji... pół miljona...<br>
{{tab}}— Cóż za żarty!<br>
{{tab}}— O ba! najświętsza prawda!<br>
{{tab}}— Nie może być...<br>
{{tab}}— Niepowinno by być a jest! — dodał kłaniając się Teoś...<br>
{{tab}}Panna Elwira popatrzyła chwilę, zamknęła drzwi i pobiegła do łoża matki, którą przebudziła bez ceremonji.<br>
{{tab}}— Mamo! Mamo!<br>
{{tab}}— Co to jest? pali się? która godzina?<br>
{{tab}}— Dopiero dziesiąta... ale ogromna nowina.... Teoś Muszyński z Manią wygrali na loterji pół miljona...<br>
{{tab}}— Co ty tam pleciesz?<br>
{{tab}}— Muszyński jest u papy... papa taki szczęśliwy jakby sam wygrał... śmieje się i {{pp|tańcu|je}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_195" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409{{!}}{{#if:195|195|Ξ}}]]|195}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|tańcu|je}} w szlafroku... jeszczem go tak jak żyję nie widziała...<br>
{{tab}}P. Samuela nachmurzyła czoło.<br>
{{tab}}— A! dajcież mi pokój, — rzekła kwaśno, wartoż mnie było budzić dla takiéj nowiny... Albo bajka, albo jeśli prawda... coż mnie to ma obchodzić? jakby ktoś na księżycu dostał febry!! Mania i Teoś cóż to za bohaterowie?<br>
{{tab}}Elwira śmiała się szydersko, ale z jéj oka błyskała źle tajona zazdrość.<br>
{{tab}}— Wcale nie brzydki chłopiec, — zawołała dziwnym głosem Elwira — i nie głupi... no proszę mamy, że to takim Maniom zawsze szczęście sprzyja...<br>
{{tab}}I nasz Kopciuszek będzie chodzić w atłasach i udawać wielką panią...<br>
{{tab}}— A jakże mię głowa boli! dajcież mi wstać spokojnie... niech sobie chodzi w czém chce, i udaje kogo się jéj podoba... Co mnie ma zajmować te jéj pół miljona...<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pluta choć niecierpliwie wyczekawszy cały tydzień, obrachował się co do dnia i godziny <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_196" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410{{!}}{{#if:196|196|Ξ}}]]|196}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i w terminie oznaczonym postanowił odwiedzić Jenerałowę. Dni oczekiwania przeszły mu jeszcze dosyć swobodnie dzięki resztkom pozostałym z datku Narębskiego, który już miał się ku końcowi, ale przy takiéj jak jego nieopatrzności, jutro groziło głodem i niedostatkiem. Pluta mając kieszeń nabitą, nigdy nie zastanawiał się nad tém, że ona się wyczerpać musi, używał, jak gdyby dochody miał nieograniczone, a nędzę gdy przyszła znosił z dosyć filozoficznym stoicyzmem, ocalając ją drwinkami z ludzi, a często i z samego siebie. Ku końcowi siedmiu dni byt jego nie był już bardzo świetny, potrzeba się było ograniczyć wódką prostą i kawałkiem mięsa, ale kapitan też od losu zbyt wiele teraz nie wymagał, a potrzeby swe sprowadzał do jak najprostszego wyrazu. Fizycznie i moralnie więzienie go złamało, szukał w sobie napróżno téj energii i sprężystości, tego niepokoju ducha, który go dawniéj do wielkich dzieł prowadził, nawet poprawianie rodzaju ludzkiego i dokuczanie szczęśliwym nietyle mu smakowało... Odpoczywał, ''far niente'' i ''keif'' wschodni <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_197" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411{{!}}{{#if:197|197|Ξ}}]]|197}}'''<nowiki>]</nowiki></span>na horyzoncie jego marzeń ukazywały się ideałami najwyższemi. Pluta był przybity, Kirkuć nawet zdumiéwał się nie poznając go chwilami.<br>
{{tab}}Z rana tego dnia, gdy się miał udać do Jenerałowéj, posłyszawszy go ze stekiem przewracającego się po łóżku, p. Mateusz pokiwał głową.<br>
{{tab}}— A co to pułkowniku, stękasz? hę?<br>
{{tab}}— Sam się temu dziwuję, ale jakoś kości swędzą... ten loch wilgotny nabawił mnie reumatyzmu, nie poznaję siebie, w głowie nawet jakaś ociężałość niesłychana. Człek by odpoczywał tylko, ochoty nie ma do życia. Albo niedosyć wódki piję, albo teraz spirytus się popsuł, że go z chorych kartofli pędzą, które same siły nie mają, albo to już początek końca... czy koniec początku...<br>
{{tab}}Djabli wiedzą, daj no mi tam trzęsianki....<br>
{{tab}}— A to i ja się napiję, bo to człowieka stawi na nogi! — rzekł wstając Kirkuć, — jeden kieliszek z rana na czczo, z kawałkiem chleba z solą, to dukat doktorowi z kieszeni...<br>
{{tab}}— No, a dwa? — spytał Pluta.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_198" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412{{!}}{{#if:198|198|Ξ}}]]|198}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— A dwa? to musi być dwa dukaty.... — odparł Kirkuć, — ale już ten drugi to czasem w głowie mąci.<br>
{{tab}}— Słaba głowa, — rzekł kapitan wychylając spory kielich. Niech mówią co chcą, — dodał, — wino, piwo i tamte inne rozwodnione fraszki i przysmaki ku połechtaniu podniebienia, wszystko to są romanse, a wódka grunt. Zaraz ci się w żołądku rozgospodaruje i w głowie rozjaśnia.... Która godzina?<br>
{{tab}}— Co się tyczy godziny, — odparł Kirkuć, tyle tylko wiem, że sztankelerka odeszła, a zatem musi coś być około południa.<br>
{{tab}}— Gwałt! a ja w łóżku i nie ogolony, a tu wizyta za pasem! — zakrzyczał kapitan. — Kirkuć, z ciebie śpioch obrzydliwy.... czemu mnie nie obudziłeś? dawaj mi cyrulika.....<br>
{{tab}}— Zaraz, ale co się tyczy budzenia, wszak nie miałem tego posłannictwa, iż się tak wyrażę, — odparł Kirkuć, — a pan się gniewasz nie kazawszy mi....<br>
{{tab}}— Gniewam się gdy nie mam racji, powinieneś o tém wiedziéć, — rzekł kapitan, — to ogólna reguła.... ruszaj po cyrulika.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_199" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413{{!}}{{#if:199|199|Ξ}}]]|199}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Idę już....<br>
{{tab}}Kirkuć wyskoczył zaraz, kapitan się zerwał umywać, a że nie miał czasu na kawę, powtórzył wódkę i wybiegł w miasto, dążąc do mieszkania jenerałowéj.<br>
{{tab}}Właśnie dochodził do jéj domu, gdy dorożka wioząca Pobrackiego w tęż samą stronę, zastanowiła się u drzwi jego i dwaj panowie weszli razem.<br>
{{tab}}— A pan tu? — spytał p. Oktaw.<br>
{{tab}}— Z polecenia jenerałowéj saméj....<br>
{{tab}}Zaczęli się ceremonjować we drzwiach u wnijścia, gdy im komodą ogromną zawalono przejście, musieli więc poczekać, aż się ona wyniosła na ulicę. Daléj, nim zdołali próg przestąpić, poczęła się tymże samym otworem dobywać na świat kanapa, którą Pobracki poznał z trwogą za należącą do mebli jenerałowéj, lub przynajmniéj wiele do znajoméj mu z ciemnego salonu podobną. Twarz jego zwykle blada, zrobiła się glinianą prawie.<br>
{{tab}}Weszli zatém do sieni, w któréj mnóstwo mebli, niewątpliwie już uznanych za należące do jenerałowéj Palmer, w największym {{pp|nieła|dzie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_200" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414{{!}}{{#if:200|200|Ξ}}]]|200}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nieła|dzie}}, jakby po wielkim rozpierzchnione boju, spoczywały. Stolik z serwantką i lampami zajmował środek, tyłem, bokiem, jedne na drugich okrążały go krzesła i fotele dziwnie pomięszane, fortepjan zamknięty w pace, lustro w muślinowéj spódniczce, półka podobna do wschodków i jenerał przewrócony niewygodnie do góry nogami. Wszystko to zdawało się kłócić z sobą i czekać tylko chwili do ponowienia walki przerwanéj. Przejść było trudno wśród tego kafarnaum, którego ognisko zajmował jakiś jegomość z bródką ryżą, palący ostatek cygara i rozporządzający się jak w domu. Bzurskiego nawet, czujnego stróża, nie widać było nigdzie.<br>
{{tab}}— Ale cóż to to jest? — spytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Coś wygląda na przenosiny, — rzekł Pluta równie niespokojny.<br>
{{tab}}— Co to jest? — powtórzył mecenas.<br>
{{tab}}— Czego panowie chcą? — zawołał z nieukontentowaniem wyjmując cygaro jegomość z bródką, nie kryjąc, że im był nie rad.<br>
{{tab}}— Cóż to znaczą te powynoszone meble?<br>
{{tab}}— A co mają znaczyć? — odparł {{pp|pogardli|wie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_201" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415{{!}}{{#if:201|201|Ξ}}]]|201}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|pogardli|wie}} gospodarujący nieznajomy, — cóż? zabiera się swoje meble do magazynu.<br>
{{tab}}— Jak to swoje do magazynu? Wszak to są sprzęty pani jenerałowéj Palmer? — rzekł Pobracki.<br>
{{tab}}— To jest ''byli'' sprzęty pani jenerałowéj, — odpowiedział mężczyzna, nakazując aby zabierano krzesła, — ale to jest teraz mój sprzęt, kiedym ja go kupił i gotówką zapłacił.<br>
{{tab}}— Jak to kupił? — zawołał Pobracki z trwogą, — kiedy? i od kogo?<br>
{{tab}}— A no, trzy dni temu, wszystko co tu było, no, i drogom zapłacił. Z temi utrechtami to się człek zawsze musi obszukać, bo to w mroku wydaje się jakby nowe, a ot, jak wynieśli na podwórz, to wytarte, zblakłe, i meble politury potrzebują, na mój honor. A nim się to sprzeda, co to tam procentów przypadnie.<br>
{{tab}}— Ale pani jenerałowa, — dodał Pobracki.<br>
{{tab}}— Co ja wiem o téj pani jenerałowej? niech się pan pyta na górze.<br>
{{tab}}Pobracki z Plutą, który bardzo nosem kręcił, powoli pociągnęli na górę. Na piętrze <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_202" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416{{!}}{{#if:202|202|Ξ}}]]|202}}'''<nowiki>]</nowiki></span>wynoszono właśnie łóżka palisandrowe i parawany, a nikogo nie było, by się o pani jenerałowéj dowiedziéć, sami obcy ludzie.<br>
{{tab}}Do najwyższego stopnia zdziwiony i podrażniony, jak cień wśród tych ruin kroczył Pobracki, nie mogąc pojąć co znaczyły. Oczewistém już dlań było, że jenerałowa, o któréj projektach nic a nic nie wiedział, któréj od dni kilku z różnych przyczyn widziéć nie mógł, wyjechała nagle, wcale mu się nie opowiedziawszy. Trwożyła go ta jakaś niezbadana tajemnica nagłéj ucieczki i sprzedaży ruchomości.<br>
{{tab}}Pluta zwarzony i zastygły, odzyskiwał jednak powoli sarkastyczne usposobienie i idąc za mecenasem pomrukiwał pod nosem piosenkę:<br>
{{tab}}— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....<br>
{{tab}}O mojéj przyjaźni dobrze mów....<br>
{{tab}}— Djabła tu można dobrze mówić o takiéj przyjaźni, — dodał, — kiedy to zupełnie wygląda, jakby ta baba, na cztery nogi kuta,, wszystkich nas wystrychnęła na dudków. Śliczna przyjaźń, niech ją słota porwie!<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_203" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417{{!}}{{#if:203|203|Ξ}}]]|203}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Proszę pana, — spytał łapiąc nareszcie gospodarza domu Pobracki, — czy nie mógłbym się dowiedziéć?<br>
{{tab}}— A, mecenasa dobrodzieja....<br>
{{tab}}— Upadam do nóg.<br>
{{tab}}— Do nóg upadam....<br>
{{tab}}Pluta poważnie, z daleka skłonił się milczący.<br>
{{tab}}— Cóż to, jenerałowa wyjechała?<br>
{{tab}}— Jakto? przecież pan mecenas, jako przyjaciel domu, musiałeś o tém wiedziéć?<br>
{{tab}}— Ja, tak, trochę.<br>
{{tab}}— Wyjechała, wczoraj rano jeszcze, dodnia. Widać nagły był wyjazd, bo sprzedała meble i wszystko za bezcen. Gdyby to człowiek był wiedział, samby może nabył, a to tak lada spekulant korzysta, już chciał odstępnego odemnie trzysta złotych. Słyszana rzecz!....<br>
{{tab}}— Ale dokądże?<br>
{{tab}}— A do Petersburga.<br>
{{tab}}— Sama? — pytał Pobracki.<br>
{{tab}}— Nie, z synem.<br>
{{tab}}— Jakto? z synem.<br>
{{tab}}— Czy téż z kuzynem, synowcem czyli <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_204" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418{{!}}{{#if:204|204|Ξ}}]]|204}}'''<nowiki>]</nowiki></span>siostrzeńcem, nie wiem, — rzekł gospodarz, — z tym młodym człowiekiem.<br>
{{tab}}Pobracki już był w domu, ale mu się słabo robiło. Pluta wciąż podśpiewywał za nim, chociaż nader cicho:<br>
{{tab}}— A kiedy odjeżdżasz bądźże zdrów....<br>
{{tab}}— I dla tego kazała mi tydzień czekać, czemu nie ruski miesiąc? lub do greckich kalendów? Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka, o! ponieśli!<br>
{{tab}}{{korekta|Więc|— Więc}} my tu już może i nie mamy co robić? — dodał pytająco trącając łokciem p. Oktawa kapitan, — jak się panu zdaje?<br>
{{tab}}— Co? — spytał mecenas. — Pan się zdajesz dziwić nagłemu odjazdowi pani jenerałowéj Palmer, — podchwycił miarkując się, ale to, — rzekł odchrząkując, — to było w naturze rzeczy, proces, tak jest, ja dawno wiedziałem, że to musi nastąpić.<br>
{{tab}}— Pan o tém wiedziałeś? — zawołał kapitan, — a więc i dla mnie tam w tym liście, który pan dobrodziéj trzymasz w rękach, znajdować się coś musi?<br>
{{tab}}— Nic nie wiem jeszcze, być może, {{pp|wszak|że}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_205" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419{{!}}{{#if:205|205|Ξ}}]]|205}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wszak|że}} w pośpiechu, być może iż coś się zapomniało.<br>
{{tab}}— Nigdy dobrzy i starzy przyjaciele jak ja! — odparł Pluta, — odpieczętuj pan pismo, musi być ciekawe.<br>
{{tab}}Pobracki czytał, ale twarz jego w miarę przebiegania listu nic weselszego nie zwiastowała, — nie miał siły nawet nic powiedziéć kapitanowi, miną dając mu poznać, że list jego się tylko tyczył.<br>
{{tab}}— O osobnym liście do mnie nie słychać, zacny właścicielu téj nieruchomości? — zapytał Pluta.<br>
{{tab}}— Honor pański?<br>
{{tab}}— Kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Nie mam nic.<br>
{{tab}}— Miarkowałem już z góry, że tu nic nie znajdę, prócz słodkich wspomnień przeszłości, — zawołał Pluta poświstując, — żegnam więc pana mecenasa i ciebie zacny obywatelu!<br>
{{tab}}To mówiąc cofnął się pobity, ale nie zwalczony na duchu....<br>
{{tab}}P. Oktaw wszedł w głąb z listem, którego zrozumiéć nie mógł, otarł pot z czoła i po <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_206" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420{{!}}{{#if:206|206|Ξ}}]]|206}}'''<nowiki>]</nowiki></span>trzeci raz próbował go czytać z uwagą. Stało tam dosyć ładnym i ekstra-sztywnym charakterem pociągłym, na papierze z cyframi, co następuje:<br>
{{tab|60}}„Szanowny panie!<br>
{{tab}}Nagły obrót moich interesów zmusza mnie opuścić Warszawę, bez podziękowania mu, bez pożegnania go nawet. Chciéj wierzyć, że mnie to boli. Musiałam się poświęcić dla ocalenia majątku, a hrabia nie daje mi czasu do urządzenia się, musimy natychmiast wyjeżdżać. Process jest skończony, — szczęśliwam że donieść mu mogę, iż dzięki jego radom, pomyślny skutek uwieńczył gorliwe jego starania, za które zawsze zachowam serdeczną wdzięczność. Domyślisz się pan, że hr. Hunter od dni trzech jest mężem moim, to panu wytłumaczy wszystko, — familja na niego zrzekła się wszelkich pretensji. Proszę, jeszcze raz wierzyć, że nie zapomnę nigdy żywych dowodów przyjaźni, jakiéj doznałam od niego.<br>
{{f|Julja hr. Hunter.“|align=right|prawy=8%}}
{{tab}}Pobracki stał długo osłupiały, nareszcie opamiętał się, że poznać po nim mogą {{pp|dozna|ne}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_207" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421{{!}}{{#if:207|207|Ξ}}]]|207}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|dozna|ne}} wrażenie i ukłoniwszy się gospodarzowi, zszedł milczący do dorożki i pojechał do domu, gdzie w kilka godzin dostał ziębienia, gorączki i nad wieczorem musiał położyć się w łóżko. Kapitan, który troskliwie o jego zdrowie się dowiadywał, doszedł od doktora, że to była jakaś afekcja tyfoidalna, z któréj p. Oktaw tak prędko wyjść nie mógł.<br>
{{tab}}Ukłoniwszy się w progu eskulapowi, który mu tę niepocieszającą zwiastował nowinę, włożywszy ręce w próżne kieszenie, Pluta pociągnął pieszo do domu, frasobliwy dosyć, i przybity gorzéj niż kiedy.<br>
{{tab}}— Powinienem był zmiarkować od razu, że ta babsko nas wszystkich w pole wyprowadzi, — rzekł w duchu, — ale rozum jak musztarda po obiedzie, przychodzi. Gonić za nią nie mam już najmniejszéj ochoty ku lodom arktycznym.... Los musi się za mnie podjąć zemsty, bo już ja jéj nie podołam, pozostaje dilemma: co jeść i co robić?<br>
{{tab}}Kirkuć mi nie poradzi, jam widocznie ogłupiał, w Wiśle woda zimna i brudna, dobry powróz grubo kosztuje i gałęź mocna nie {{pp|ła|twą}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_208" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422{{!}}{{#if:208|208|Ξ}}]]|208}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ła|twą}} jest do wyszukania, z pistoletu strzelać huczy i ludzi straszy, a człek po capstrzyku ma fizjognomją nie ładną, choćby się świeżo ogolił, naostatek trucizny nikt nie sprzeda chyba taką, któréj trzeba wypić wiadro żeby skutek zrobiła, a tu tylko co nie widać, jak się jeść będzie chciało na kredyt....<br>
{{tab}}Trudno temu uwierzyć, ale tak było w istocie, że kapitan wziąwszy dość okrągłą sumkę od Narębskiego, już był ją całkowicie rozproszył. Zostawały mu w kieszeni okruchy, ale po ścisłym ich obrachunku, zapas nie na długo mógł starczyć, a tu jeszcze Kirkuć pod pozorem serdecznéj przyjaźni swój głód pod opiekę kapitanowi oddawał, co gorzéj, nawet swoje pragnienie.<br>
{{tab}}— Ciężka sprawa, — powtarzał Pluta, — potrzeba się wynosić co prędzéj z Warszawy, lub szukać posady? Ale cóż, najświetniejsze miejsce starczy mi na dwa śniadania! Gdybym mógł zostać odrazu ambasadorem lub dyrektorem jakiéj kompanji, wesołéj i w któréjby nic nie było do robienia a dużo do zjedzenia, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_209" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423{{!}}{{#if:209|209|Ξ}}]]|209}}'''<nowiki>]</nowiki></span>lub choćby kassjerem nieodpowiedzialnym za rachunki? ale to dziś strasznie trudno?<br>
{{tab}}I humor go się już nie trzymał, bo pod koniec kląć zaczął. Powolnym krokiem wszedł mrucząc do hotelowego pokoiku, Kirkuć coś właśnie operował około szafki i zdaje się, że musiał teorją spirytusu sprawdzać praktycznie, ale szybkie zamknięcie podwoi i rumieniec, który wypłynął na lice p. Mateusza, już nie wzruszyły Pluty, — myślał o czém inném.<br>
{{tab}}— To darmo, — rzekł, — potrzeba szukać zbawienia na prowincji. Wieś jest patrjarchalna, naiwna, życie tanie, ludzie nie podejrzliwi, serca otwarte aż do kieszeni, dusze czyste aż do pożyczenia, worki pełniejsze niż w stolicach.... Ale Kirkucia pozbyć się muszę, bo mi ten wychowaniec nie na rękę, i choćby się zgodził buty czyścić lub listy pisać, nie mogę sobie takiego zbytku pozwalać.<br>
{{tab}}— Wychodzisz? — spytał po chwili p. Mateusza.<br>
{{tab}}— A tak! wyjdę się trochę przewietrzyć. A pułkownik zostaje?<br>
{{tab}}— Ja? spocznę, boś mnie zbudził późno, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_210" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424{{!}}{{#if:210|210|Ξ}}]]|210}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i dla tego mi się dotąd spać chce. Adie, kochanku!<br>
{{tab}}Któżby się spodział? ktoby odgadł, że temi słowy pożegnali się ci ludzie — na wieki. Kirkuć nic nie przeczuwając wysunął się na bawara, bo miał gdzieś cień kredytu, kupiony niezmierném nadskakiwaniem zyzowatéj gospodyni; kapitan pozostał sam i drzwi na rygiel spuścił. Nadzieja dłuższego pobytu w mieście opuściła go, trzeba się było ratować ucieczką. Przetrząsł kruchą garderobę, kupioną po wyjściu z więzienia, wybrał z niéj co było schludniejszego w bardzo umiejętnie zadzierżgnięty węzełek, który musiał wynieść pod płaszczem, (nie życzył sobie bowiem płacić w hotelu,) obliczył kassę skromną, wypił resztę wódki, papiery schował do kieszeni i już był gotów do drogi.<br>
{{tab}}Przebierając listy i mniejszéj wagi pozostałości, trafił na portret jenerałowéj, długo nań patrzał, nareszcie ścisnął w dłoni, potrzaskał, rzucił pod nogi i zgniótł obcasem na miazgę.<br>
{{tab}}— Gdyby ona, — kto wie! kto wie! gdyby ona chciała była zostać uczciwą kobietą, {{pp|mo|żebym}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_211" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425{{!}}{{#if:211|211|Ξ}}]]|211}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|mo|żebym}} i ja był się zdecydował wyjść na poczciwego człowieka. Ale ba, pal djabli amory! Gdzie szatan nie może, kobietę posyła. Giń czarownico przeklęta!<br>
{{tab}}Już miał wychodzić dobrawszy chwili, gdy mu jakaś myśl przyszła szyderska, chwycił kawałek kredki od preferansa i wielkiemi głoskami napisał na stoliku:<br>
{{tab|60}}Kirkuć — bądź zdrów.... na wieki!!!<br>
{{tab}}Dodał trzy wykrzykniki, stopniowane tak, że ostatni w mgłach oddalenia zdawał się ginąć maleńki. Potém wysunął się z hotelu i Bednarską ulicą spuścił na Pragę, gdzie dobrawszy miejsce na furmańskiéj bryce, nie pytając dokąd jedzie, puścił się w świat, z mocném przekonaniem, że tak uczciwym jak on ludziom zawsze sprzyjają losy, że jenjusze nigdy nie giną inaczéj jak z niestrawności.<br>
{{tab}}Kirkuć powrócił dopiero wieczór, gdyż bawar usposobił go do czułości zbytniéj dla zezowatéj gospodyni, w któréj uśmiechu szczególny urok znajdował — domyślił się zaraz z napisu fugi kapitana, ale ukrył ją przed gospodarzem i sam cichaczem także {{pp|wypro|wadził}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_212" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426{{!}}{{#if:212|212|Ξ}}]]|212}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wypro|wadził}} się z pod niegościnnego dachu, za który wymagano zapłaty.<br>
{{tab}}W tydzień potém, spełniał ze szczególną gorliwością nowicjusza, obowiązek zaszczytny pierwszego markiera w domu owéj pani, któréj serce zawiędłe odżywić potrafił czułém przywiązaniem. Miłość i żołądek przyczyniły się zarówno do przyjęcia służby, którą ozłacał sobie przypomnieniem, że najwięksi bohaterowie, ba i królowie w bajkach, zakochawszy się, nie wahali wdziać liberją, aby przybliżyć do przedmiotu swych zapałów. Niestety! biedny Kirkuć kłamiąc przed sobą samym, tak był jednak nieszczęśliwy ze swego upadku i osierocenia, iż niedługo pożywszy przy billardzie, przeniósł się do szpitala.<br>
{{tab}}To go tylko pocieszało, że w największéj nędzy, upokarzającą pracą rzemieślniczą, nigdy dostojnych dłoni swoich nie zmazał. Człowiek był wielkiéj godności i znał co się wielkiemu imieniowi należało od potomka znakomitéj rodziny.<br>
<br>{{---}}<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_213" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427{{!}}{{#if:213|213|Ξ}}]]|213}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Powiadają, o królu Dagobercie, że przechodząc przez most w ręku z psem, który mu się dosyć naprzykrzył, rzucił go w wodę mówiąc: — z najlepszym towarzyszem nawet rozstać się przecie kiedyś potrzeba.<br>
{{tab}}Otóż tak samo powieść, szanowni czytelnicy, choćby ona była najmilszą (nie śmiemy sobie pochlebiać, byście ją za taką przyznali), przecież kiedyś skończyć się musi. Trzeba się rozstać z najdroższemi, najukochańszemi nieraz istotami, cóż dopiero z takiemi papierowemi cieniakami jak nasze!!<br>
{{tab}}Nie sądzę byście ich bardzo żałować mieli. Przyszliśmy do téj rozstajnéj drogi, na któréj pożegnamy wreszcie postacie, które się w naszéj obracały powieści, idzie tylko o to, aby się z niemi grzecznie i przyzwoicie pożegnać.<br>
{{tab}}Chociaż mało kto umarł i niewiele się pożeniło z bohaterów naszych, — nad czém mocno bolejemy, choć rzecz się raczéj urywa niż kończy, daléj iść już się i wam nie chce zapewne i my sobie niebardzo życzymy. Powieść oparta na rzeczywistości, inaczéj się téż kończyć nie może, wymysły tylko rozpoczynają <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_214" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428{{!}}{{#if:214|214|Ξ}}]]|214}}'''<nowiki>]</nowiki></span>się teatralnie i zamykają obrazem, apotheozą, epilogiem tryumfalnym, — w {{korekta|życ u|życiu}} powszedniém dzieje się inaczéj; nic się właściwie nie kończy, ciągnie się wszystko powolnie i snuje coraz nową podsycane przędzą. Moglibyśmy dla uspokojenia czytelników, umorzyć jeszcze kilku bohaterów i pół=bożków, ale się nam zdaje, że jest rzeczą obojętną żyć im dozwolić, kiedy tracimy ich z oczów. Prędzéj późniéj, zamknie się to trumną i grobem, bo nikt za dni naszych żywcem do niebios nie bywa porywany.<br>
{{tab}}Jednakże wchodząc w niepokój, jaki zrodzić może tak nagłe rozstanie się z ludźmi, których los przez kilka tomów nam dokuczał, musimy choć napomknąć o kolejach dalszych naszych dobrych znajomych — o ile nam są one wiadome.<br>
{{tab}}Ponieważ zaczęliśmy od kapitana Pluty i on prawie pierwszy ukazał się nam na chmurnym horyzoncie garwolińskim, słuszna abyśmy coś o nim jeszcze powiedzieli. Zapewniano mnie najmocniéj, gdym ostatnią razą był na Podlasiu, że oddaliwszy się z {{pp|Warsza|wy}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_215" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429{{!}}{{#if:215|215|Ξ}}]]|215}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|Warsza|wy}} w chwili małodusznego zwątpienia, i uczuwszy sam, że jest już jednym z tych towarów, które kupcy wyprawiać muszą na prowincję aby się ich pozbyć ze sklepu, Pluta udał się na pierwszy jarmark, o jakim doszły go wieści. O tyle mu się tam powiodło, że bryczkę i parę koni kupiwszy, wyruszył w dalszą podróż daleko wygodniéj, postanawiając nie zaglądać do stolicy i pędzić dalszy żywot spokojnie wśród świata, którego zaletom zupełną oddawał sprawiedliwość. Widziano go późniéj wśród kilku świetnych zjazdów po różnych miasteczkach, coraz liczniejszemi otoczonego przyjaciołmi, gdyż wiele w krótkim przeciągu czasu porobił znajomości i z powodu dobrego humoru, łatwości w obejściu, doświadczenia i rozumu, powszechnie był ceniony. Hołd jaki oddawano talentom jego niepoznanym tak długo, skłonił go zapewne, że się tém wiejskiém kadzidłem jałowcowém i gościnnością niewykwintną zadowalniając, osiedlił całkiem na prowincji.<br>
{{tab}}Kirkuć, jakeśmy mówili, dokonał żywota <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_216" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430{{!}}{{#if:216|216|Ξ}}]]|216}}'''<nowiki>]</nowiki></span>w szpitalu, nie bez gorzkich żalów nad dolą, która go całkiem zawiodła.<br>
{{tab}}Daleko trudniéj jest nam coś powiedziéć o jenerałowéj Palmer, ''secundo voto'' hrabinéj Hunterowéj, która tak niespodzianie, trzymając się zwyczaju wielkiego świata, znikła, chcąc szczęście swe ukryć przed ludźmi i miodowy miesiąc spędzić na osobności, jak to się dziś czyni powszechnie. Zasięgaliśmy o niéj i jéj mężu wiadomości różnemi drogami, ale niewiele się nam zdobyć udało. Pewien dobrze poinformowany podróżny zaręczał nam, że odegrywała wielką rolę, trzymała dom otwarty, ale nie była szczęśliwą, bo mąż jéj szalenie grał w karty, życie wiódł z francuzkiemi aktorkami i obchodził się z nią nazbyt ufając jéj przywiązaniu do siebie. Bywało nawet tak, że miłości cybuchem próbował.... ''si fabula vera''.<br>
{{tab}}Sceny jakie między małżeństwem miały miejsce, dochodziły niekiedy do tego, że ludzie nadbiegali na krzyki, i byli mimowolnemi świadkami, że kto się kocha ten się kłóci. <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_217" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431{{!}}{{#if:217|217|Ξ}}]]|217}}'''<nowiki>]</nowiki></span>Hunterowi wszakże tak gorącéj miłości wcale się nie chwali.<br>
{{tab}}Sama pani, o ile wiadomo, szukając sobie roztargnienia w przymusowéj samotności, wylewała się cała na pobożne uczynki i odznaczała gorliwością, z jaką usiłowała nawrócić zastygłych, poprawić obłąkanych. O żadnéj przygodzie nowéj, tyczącéj się jenerałowéj osobiście nie słyszeliśmy, oprócz jednéj, którą mając za potwarz, powtarzać nawet nie będziemy, szanując powagę osób, które do niéj złośliwa niechęć wmięszała.<br>
{{tab}}Zapewniano nas, że do ostatka pozostała piękną i młodą, a Hunter bardzo jakoś prędko postarzał i zdrowie nadniszczył równie z majątkiem. Wnoszono ztąd, że mogłaby raz jeszcze owdowiawszy pójść za mąż, co się nam zdaje wcale już nieprawdopodobném.<br>
{{tab}}Narębscy wkrótce potém opuścili Warszawę, z tą samą kawalkatą, która ich do niéj przywiozła.<br>
{{tab}}Dolegliwości p. Samueli zwiększyły się od wyjścia za mąż Elwiry, która mimo niemego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_218" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432{{!}}{{#if:218|218|Ξ}}]]|218}}'''<nowiki>]</nowiki></span>oporu ojca, poślubiła uszczęśliwionego Barona i pozostała w stolicy.<br>
{{tab}}To improwizowane małżeństwo nie tak znów nadzwyczaj szczęśliwie powiodło się, jak sobie młoda pani obiecywała. Po kilku tygodniach świetnego pożycia, i probowania nowych sukien i ekwipażów, głucha, powolna walka o berło w domu rozpoczęła się między Baronem a Elwirą, która o niczém nie wątpiła i zdziwiona została niezmiernie, znajdując bardzo zręczny opór tam, gdzie się spodziewała uległości. Jako niewiasta pełna wiary w swe siły niezraziła się ona wcale doznanemi trudnościami w opanowaniu swego królestwa, owszem zagrzana niemi została do szlachetnego współzawodnictwa. W trzecim tygodniu maleńkie utarczki już się powoli rozpoczęły. Baron probował jeszcze je kończyć pocałunkami, daléj przyszło do niemówienia po całych dniach i niewidywania się po tygodniu, a nawet do łez gniewnych, które gniew osuszał.... Czy Baron zwyciężył ostatecznie, czy Elwira... zostawujemy rozwiązanie czytelnikom, którzy ten problemat mogą, mając dostateczne dane, spożytkować dla <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_219" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433{{!}}{{#if:219|219|Ξ}}]]|219}}'''<nowiki>]</nowiki></span>przepędzenia długich zimowych wieczorów. Sumienie wszakże dodać nam każe, iż w domu Barona zjawił się, poczekawszy trochę, niezmiernie miły, piękny i dobrze wychowany kuzyn jego po kądzieli, którego Baron bardzo pokochał, a nie mógł nigdy przekonać żony żeby go oceniła jak zasługiwał.... Napróżno sam go wprowadził do domu na stopie poufałéj i starał się uwydatnić jego przymioty.... Elwira znieść go nie mogła...<br>
{{tab}}Dziwna, że mimo to, kuzynek, jakby pozbawiony uczucia, uparcie bywał w domu Barona, a co osobliwsza, dokuczał długiemi sam na sam rozmowy Elwirze, którą często i jakby trafem niepojętym, umiał nachodzić samą jedną. Zawsze wszakże mimo usilnych starań przypodobania się jéj, gdy mąż o niego zapytywał, Elwira pogodzić się z nim nie mogła i znajdowała go najnieznośniejszym z ludzi. Jednakże Baron z tego skorzystał, bo nienawiść, która już zrodzić się miała dla męża, przeszła jak po konduktorze po nienawistnym kuzynku, a Elwira dla Barona zaczęła być daleko łagodniejszą i wyrozumialszą. Mówią, że <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_220" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434{{!}}{{#if:220|220|Ξ}}]]|220}}'''<nowiki>]</nowiki></span>mieli we trojgu razem jechać do wód... Kuzyn poświęcił się przez przywiązanie do Barona, mimo wielkiego wstrętu, jaki naturalnie budzić w nim musiała Elwira swoją niepokonaną niesprawiedliwością względem niego.<br>
{{tab}}Dunder, o ile ci co go znają, sprawę zdać mogli, głosi się bardzo szczęśliwym, odmłodniał, ustatkował się i ma nadzieję, że imie które nosi przekaże następnym pokoleniom, gdyż Elwira miewa jakieś gusta dziwne, co zawsze poprzedza i przepowiada pomnożenie rodziny....<br>
{{tab}}Narębscy po wydaniu jéj za mąż, zostali we dwojgu na wsi, p. Samueli ból głowy i cierpienia nerwowe powiększyły się do tego stopnia, iż także do wód jechać zamierzała, czemu się mąż bynajmniéj nie sprzeciwiał, sam pragnąc na wsi pozostać. Postarzał biedny i stał się dziwnie posępny i milczący, całe godziny pędził w fotelu zadumany — widocznie brak mu było i celu życia i ochoty do niego. Ożywia się tylko nieco odbierając listy od Mani, która do niego dosyć często pisywała.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_221" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435{{!}}{{#if:221|221|Ξ}}]]|221}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Ale tu wypada nam coś więcéj powiedziéć o głównéj bohaterce.<br>
{{tab}}Po wygraniu wielkiego losu, Teoś nie miał najmniejszéj przyczyny odkładać nadal swe małżeństwo. Nazajutrz rano z Narębskim razem pojechali o tém oznajmić oba Kopciuszkowi, który zimno przyjął nowinę. Nie mówiono o tém więcéj. P. Feliks nastawał, aby Muszyński kupił sobie kawał ziemi i choć się on tłómaczył, że do gospodarstwa nie był stworzony, obstał przy tém, że w okolicach Warszawy kupiono dla niéj majętność zrujnowaną, aby obudzić chęć do pracy w Teosiu.<br>
{{tab}}W kilkanaście dni po opisanych wypadkach, ślub cicho odbył się w kościele Św. Krzyzkim. Cała rodzina Narębskich i kilku bliższych przyjaciół, a nawet biedna p. Jordanowa, która niebezpiecznie w czasie ślubu się rozpłakała i popsuła sobie łzami bardzo starannie na ten dzień umalowaną twarz, przytomni byli obrzędowi. Wszyscy potém razem pojechali do państwa młodych, którzy skromne zajęli mieszkanko na Krakowskiém-Przedmieściu. Tu bez występu przyjmował ich Teoś i Mania i starali się o ile <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_222" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436{{!}}{{#if:222|222|Ξ}}]]|222}}'''<nowiki>]</nowiki></span>umieli i mogli złe humory p. Samueli i Elwiry rozpędzić wesołością niewymuszoną, a uprzejmą. Ale ani Teoś ani Kopciuszek, nie zdołali rozchmurzyć czoła pani Feliksowéj i rozmarszczyć panny Elwiry, która w różnych parabolach i przypowieściach starała się ciągle mówić o panu Baronie, dla wewnętrznéj swéj pociechy.<br>
{{tab}}Po herbacie wyjechały one obie z p. Samuelą, którą głowa rozbolała, a że córka była jéj do pielęgnowania potrzebna, Narębski sam tylko dłużéj pozostał z młodem małżeństwem, i z weselszą wyszedł twarzą, gdy się wszyscy rozjechali. Jordanowa szczerze i serdecznie była szczęśliwa, bała się tylko, aby Mania jéj całkowicie nie opuściła i starała się jakiemś ogniwem choć słabem połączyć z Muszyńskiemi. To przywiązanie do Mani kobiety, w któréj serce i uczucie zdawały się wyczerpane, dziwném było zaprawdę, ale często późno się cóś zagłuszonego życiem w człowieku odzywa. Jordanowa czuła, że ją to dziecię podniosło, uszlachetniło, obawiała się więc mocno, aby opuszczona i osamotniona nie wpadła {{pp|zno|wu}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_223" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437{{!}}{{#if:223|223|Ξ}}]]|223}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|zno|wu}} w dawne ciężkiego życia koleje. Dopóki Muszyńscy pozostali w mieście, dzień w dzień przysuwała się do nich pokorna, milcząca, wpraszając się, aby jéj choć zdala w kątku było wolno z niemi pozostać. Szczęściem Mania miała serce poczciwe i nie należała do tego świata sztywnego, który odpycha istoty upadłe choćby je podając im dłoń, mógł podźwignąć i który nie przebacza nigdy, w poprawę nie wierzy, i sam grzesząc po cichu i ostrożnie, za grzechy nieopatrzne karze bez litości.<br>
{{tab}}Nie odepchnęła więc Jordanowéj, która powoli z wiekiem swym się pogodziła i pragnęła dając światu za wygraną, miéć kogoś coby ją trochę kochał, przy kim smętną godzinę dni ostatka spędzićby mogła.<br>
{{tab}}Nie potrwało to jednak długo, Jordanowa kilka miesięcy układając sobie różne projekta na przyszłość, odwiedzanie na wsi państwa młodych, postawienie domku przy ich ogrodzie i t. p. biegała codziennie do Mani, aż w końcu ot tak, nie wiedziéć z czego, ciężko zapadła.<br>
{{tab}}Dowiedziawszy się o tém Muszyńska, zasiadła przy łóżku biednéj kobiety i spełniła {{pp|obo|wiązek}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_224" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438{{!}}{{#if:224|224|Ξ}}]]|224}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|obo|wiązek}} chrześciański względem osamotnionéj, któréj gburowata Kachna, przy najlepszych chęciach, często stawała się ciężką, bo na nią tylko gderać umiała. Mimo najlepszych lekarzy i największych starań, choroba Jordanowéj bardzo wprędce stała się niebezpieczną, jakiś rozkład krwi, któréj niczem odżywić nie było można, powiódł ją do grobu.<br>
{{tab}}Ostatnie chwile spędziła w cichéj rezygnacji, płacząc tylko i całując ręce Mani, za to, że jéj nie opuściła. W wigilją śmierci odprawiła Muszyńskę pod jakimś pozorem, posłała Kachnę po notarjusza w sekrecie, i testamentem zapisała Mani wszystko co miała.<br>
{{tab}}Nikt o tém nie wiedział i po śmierci dopiero odkryło się to poczciwe serce Jordanowéj, która nie chciała wspomnieniem daru, wywoływać podziękowań i milczała do ostatka. Stara Kachna w rozporządzeniu tém, razem z pieskami otrzymała pensją dożywotnią, aby bez ciężkiéj pracy resztę dni spędzić mogła.... a! to téż strojąc nieboszczkę do trumny, płakała nieboga łzami, jakich się na świecie niewiele przelewa.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_225" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439{{!}}{{#if:225|225|Ξ}}]]|225}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}Muszyńscy odziedziczywszy niespodzianie plac przy Alejach i Wilczéj ulicy i summę, która im dozwalała pomyśléć o wystawieniu domu; postawili sobie cale niebrzydką kamieniczkę, która im na zimę służyła, bo latem mieszkali na wsi.<br>
{{tab}}Spytacie zapewne czy byli szczęśliwi? o! na to pytanie doprawdy odpowiedziéć nie potrafię, naprzód bym bowiem wymagał określenia szczęścia, które na ziemi niedobrze rozumiem, potém musiałbym niezmiernie długo mówić wam o rzeczach bardzo prostych, i nie wiem czybyśmy się zgodzili z wami na warunki tego, co się tu szczęściem zwykle nazywa...<br>
{{tab}}To pewna, że Teoś i Mania kochali się bardzo, że byli dla siebie stworzeni, że pragnieniem nie wyszli po za szranki, jakie im zakreślała rzeczywistość, że nie ostygli i nie spoczęli wśród drogi, na któréj ktokolwiek siadł założywszy ręce... ten już ani szczęśliwym, ani poczciwym być nie może. Mania miała muzykę, którą kochała z całéj duszy, Teoś lubił literaturę i naukę gorąco, uczył się, rozszerzał zakres działania i wiedzy, i po szczeblach szedł <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_226" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440{{!}}{{#if:226|226|Ξ}}]]|226}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jak mógł najwyżéj do wykształcenia własnego, kochał on swą ciszę, przyjaciół miał mało, pamiętał o tém, że człowiek jak z jednéj strony samotnym być nie powinien, tak z drugiéj zbyt się rozpraszając traci pokój a nie zyskuje w zamian... nic prawie, prócz nieustannych zawodów.<br>
{{tab}}W stosunkach społecznych oboje nie gonili za nikim, nie unikali zbytnie nikogo — próżność która na drugich tyle klęsk sprowadza, gdy pragną koniecznie wedrzéć się w sfery niewłaściwe, była obcą Muszyńskim. Nigdy on nie zaparł się swéj matki poczciwéj praczki, ani ojca rzemieślnika, nigdy ona nie zapomniała swojego sieroctwa, które dla niéj było najlepszą szkołą serca...<br>
{{tab}}Co do pomniejszych postaci, chociaż nie chcielibyśmy w niepewności zostawiać czytelników, bośmy szczerze wdzięczni, jeśli one ich zająć potrafiły — trudno było zebrać o nich późniejsze wiadomości. Ludzie giną w tłumie tak łatwo.<br>
{{tab}}P. M. Drzemlik po niefortunnéj stracie pół miljona, który oddał za dwadzieścia kilka {{pp|ru|bli}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_227" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441{{!}}{{#if:227|227|Ξ}}]]|227}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|ru|bli}}, dostał był chwilowo żółtaczki, ale z téj szczęśliwie wyszedł i zostało mu tylko na ustach wiekuiste wspomnienie, które kilka razy na dzień znajomym i nieznanym się powtarzało, a w duszy wiekuista zgryzota, która oddziałała na stan jego wątroby. Cera p. Michała od téj słabości i wypadku przeszła w barwę cytrynową, któréj już nigdy nie utraciła. Błąd ten był dlań wyrzutem sumienia nieustannym, odebrał mu spokój, zatruł życie, wyrobił niesmak do pieniędzy, które powolną pracą zdobywać było potrzeba i naraził na straty, bo p. Michał odtąd ciągle brał na loterją, a nigdy trzech groszy wygrać nie mógł.<br>
{{tab}}Trawiony gorączką jakąś, którą siostra napróżno złagodzić się starała, niespokojny, kilka razy w fałszywe rzucił się spekulacje, drogo je opłacić musiał.<br>
{{tab}}Wkrótce potém, zapewne dla rozbicia smutnych myśli, jakie się w nim rodziły z tych medytacyj o uronionym półmiljonie, ożenił się Drzemlik prozą, z osobą chudą i nieco ospowatą, ale majętną. Ta rychło też siostrę księgarza za mąż wydała za człowieka podżyłego <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_228" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442{{!}}{{#if:228|228|Ξ}}]]|228}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i statecznego, aby się pozbyć jéj z domu w którym sama rządzić i panować chciała. Małżeństwa oba poszły jak idą wszystkie im podobne, kolejami zwykłemi przez grudę i kamienie gościńca, na którym jeśli nie ma błota to kurz, jeśli niestanie pyłu to grzęzanie a na ostatek gołoledzie... panują.<br>
{{tab}}Co do państwa Byczków, dom ich, jeszcze przed wyniesieniem się z niego Mani, osierocony został przez staruszkę, która przeciągnąwszy żywot nad zwykłą jego miarę i marzenia młodości snując do końca, zmarła w dziwny bardzo sposób. W ostatnich czasach rzadko już bywała przytomna, często milcząca, a niekiedy wiodła z sobą monologi podobne do tych, których parę razy byliśmy świadkami. Jednego dnia posłała o niezwykłéj godzinie po syna... który przyszedł natychmiast i zastał staruszkę już ubraną, w jedwabnéj sukni siedzącą w fotelu z książką do nabożeństwa na kolanach. Było to o godzinie ósméj rano.<br>
{{tab}}Zaledwie wszedł, Byczkowa poznała go po chodzie i odezwała się:<br>
{{tab}}— Ale to moje serce, mnie bo już by {{pp|umie|rać}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_229" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443{{!}}{{#if:229|229|Ξ}}]]|229}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|umie|rać}} potrzeba... czas przyszedł, człowiek się tylko zapomniał... ja myślę to już dziś skończyć, nie ma czego dłużéj czekać... wzrok nie wróci... jego już nie zobaczę... o nie...<br>
{{tab}}— Co tam Mama takie rzeczy mówi! — rzekł Byczek.<br>
{{tab}}— A no! już mi się nie sprzeciwiaj, kiedy pora to pora — namyśliłam się, że taki żyć nie ma po co i dla czego... Coraz jakoś bałamuci się gorzéj w głowie, na oczy zapadam gorzéj chociaż niby to ja coś widzę, ale wy mnie osadziliście już ślepą... No! no! otóż już się wam i wyniosę. Bo to i tego pokoju potrzebujecie, i nie ma czego żyć, powiadam ci! Więc słuchajno, jak tobie na imie? Zacharjasz? a tak! słuchajże Zacharjaszu? czy ci to różnicy nie zrobi żebym ja sobie dziś umarła?<br>
{{tab}}— Ale kochana mamo, bo co mama mówi? przecież nikt nie umiera kiedy chce, aż gdy mu Bóg śmierć zeszłe.<br>
{{tab}}— No! no! już jak się z Panem Bogiem ułożę, mnie wiedziéć... poczciwy staruszek dawno mi powiada, że mogłabym sobie umrzéć, ale mi się nie chciało jeszcze, {{pp|wszyst|ko}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_230" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444{{!}}{{#if:230|230|Ξ}}]]|230}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wszyst|ko}} się czegoś lepszego spodziewałam i taki z temi wspomnieniami się żyło, a na progu trzeba będzie porzucić wszystko jak stare łachmany. Więc myślę sobie, to już umrę dziś, jakże ci się zda?<br>
{{tab}}— A! niechże Bóg uchowa! — rzekł Zacharjasz.<br>
{{tab}}— To dobrze, bo ty jesteś syn poczciwy i tak mówisz jak to się mówi kiedy dziecko pamięta przykazania Boże, ale swoją drogą, mnie bo już nudno stare kości dźwigać, trzeba się wybierać na tamten świat. A pochowacież mnie jak się patrzy? hę?<br>
{{tab}}— Moja matko kochana...<br>
{{tab}}— Co tam ceremonje, mów jak należy, a zrób jak cię poproszę. Na starym smętarzu, a ty może i nie wiesz gdzie stary smętarz?... ale ci powiedzą — jest grób w lewo w samym końcu muru. Był tam pomnik, pyramida z cegły, ale to się musiało obwalić ze szczętem, bo kto tam umarłych domu pilnuje. On tam pochowany nieboraczek, pieszczota moja jedyna, w żabotach i haftowanym fraku... połóżcie mnie koło niego. Myśmy sobie zawsze {{pp|obiecy|wali}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_231" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445{{!}}{{#if:231|231|Ξ}}]]|231}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|obiecy|wali}} leżéć w jednym grobie, ale to już nie wiem czy pozwolą, bo to stary grób.... to choć blizko...<br>
{{tab}}Byczek milczał, zimno tego słuchał, bo był przywykły do marzeń matki.<br>
{{tab}}— Dziś ja tedy umrę, jeśli tam wam nic nie zawadzę, alebym się na wyjezdném z księdzem chciała jakim zobaczyć. Oj! nagrzeszyło się dużo, dużo! potrzeba pana Boga przeprosić, niech przyjedzie jaki starowina, co się z nim dobrze zna, bo ci młodzi, to ja ich nie lubię.<br>
{{tab}}Byczek pobiegł do żony, opowiedział jéj co słyszał od matki, poszła i ona do niéj, ale otrzymawszy ponowioną prośbę o księdza, posłała po niego.<br>
{{tab}}Stara dosyć długo pozostała z nim zamknięta i przygotowała się jak do ostatniéj podróży, a gdy się wszystek obrzęd odbył, siadła w fotelu i prosiła o kawę, którą bardzo lubiła.<br>
{{tab}}— Moja droga Zacharjaszowa, — rzekła, — już to pewnie ostatni raz cię o to proszę, niechże będzie z kożuszkiem i parę sucharków.<br>
{{tab}}Ten apetyt staruszki, który się niespodzianie zjawił, przekonał Byczków i uspokoił ich, <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_232" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446{{!}}{{#if:232|232|Ξ}}]]|232}}'''<nowiki>]</nowiki></span>że marzenie śmierci było tylko jedném z przywidzeń zwykłych biednéj obłąkanéj.<br>
{{tab}}Podano jéj kawę, którą wypiła z chciwością prawie.<br>
{{tab}}— A niechżeby ta dziewczynina co tu czasem bywa, — (dodała mając na myśli Manię, którą bardzo lubiła), niechby tu ona przyszła się pożegnać, tak mi się coś widzi, że to musi być jakaś moja wnuczka, tylko po kim to sobie przypomniéć nie mogę.<br>
{{tab}}Posłano po Kopciuszka, a gdy zwyczajem swym siadła u nóg jéj na stołeczku, staruszka objęła jéj główkę rękami drżącemi i pocałowawszy w czoło, odezwała się:<br>
{{tab}}— To już i ty zapewne wiesz, że ja odjeżdżam.<br>
{{tab}}— Dokąd babciu? — spytała Mania.<br>
{{tab}}— A no, tam, na inszy świat, wszystko gotowe do drogi, dusza wyprana i grzechy za oknem, ksiądz z sobą poniósł całą torbę. Bywajże mi zdrowa i szczęśliwa, a hrabiów nigdy nie kochaj.... to się na nic nie zdało, słodki owoc, ale w końcu szkodzi, potem zawsze jeśli nie krew to łzy, jeśli nie śmierć to fiksacja, a <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_233" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447{{!}}{{#if:233|233|Ξ}}]]|233}}'''<nowiki>]</nowiki></span>serce ci wyżre {{Korekta|zal|żal}} do ostatniego kawałeczka. O! tak!<br>
{{tab}}Tu zaczęła sobie różne rzeczy przypominać i zwoływać to pana Zacharjasza, to samą, a choć oni oboje wcale nie wierzyli w przeczucia matki i ciągle ją uspokajali, nic to na nią nie wpływało. Idea śmierci tkwiła w niéj ciągle.<br>
{{tab}}Gdy odeszli, spytała Mani czy jest dobrze ubrana, czy co poprawić niepotrzeba.<br>
{{tab}}— Widzisz moje serce, — rzekła, — kobieta i na tamten świat i do trumienki musi iść przystojnie. Ty nie wiesz jakam ja była piękna za młodu, a! to mnie też zgubiło. Kochali, kochali, a na co się to zdało? tak i umrzéć potrzeba i nawet wspomnienie chwil szczęścia porzucić.<br>
{{tab}}Odwróciła się potem jakby do Zacharjaszowéj:<br>
{{tab}}— Moja Zacharjaszowa, — rzekła, — nie pożałujcież mi téż a dajcie do trumny chustkę od nosa i mój flakonik, ten co od niego... Gdy w chwilę potém syn i synowa odeszli, po cichu trąciła w ramię Manię.<br>
{{tab}}— Dziecko ty moje, co ja ci powiem. Jest <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_234" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448{{!}}{{#if:234|234|Ξ}}]]|234}}'''<nowiki>]</nowiki></span>pod materacem w głowach szkatułeczka obwinięta chustką, podaj mi ją.<br>
{{tab}}Mania poszukała i przyniosła. Była to niegdyś ozdobna bronzami skrzyneczka, wielce używaniem nadpsuta i spłowiała. Złocone bronziki wystawujące amorków z łukami napiętemi trzymały się jeszcze po rogach, w środku była Venus na morskiéj konsze, zameczek wyobrażał dwa pyszczkami połączone gołębie. Stara dobyła kluczyka, który nosiła na sznureczku i otworzyła powoli zamek zardzewiały. Ze środka dobył się jakiś zapaszek ambry i zatęchłéj woni przedwiecznéj, nadpsutéj, która już nie była z tego świata, cóś nakształt balsamu, który słychać z trumien po secinach lat otwartych.<br>
{{tab}}W atłasem różowym wybitych poduszkach, leżały tu różne drobne sprzęciki, które stara chciwie zagarnęła rękami drżącemi. Był tam kameryzowany zegareczek wypukły z szafirową emalją i bukietem róż na niéj, kilka pierścionków, zwiędłe kwiatki, zdarta para rękawiczek, minjatura w oprawie złotéj wystawująca mężczyznę bardzo pięknego, w peruce <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_235" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449{{!}}{{#if:235|235|Ξ}}]]|235}}'''<nowiki>]</nowiki></span>i złotem haftowanym fraku, a z drugiéj strony z włosów cyfra na tle nadziei, były złamki niezrozumiałe różnych pamiątek. Staréj łzy ostatnie potoczyły się z oczów na te szczątki życia, przyłożyła do ust minjaturę i schowała ją za suknię. Wonią skrzyneczki napawała się długo, znać ona jéj coś przypominała, pierścionki pokładła na palce, rzeczy drobniejsze jak mogła pochowała przy sobie.<br>
{{tab}}— Jak umrę, — rzekła, — pilnuj ażeby mi tego nie poodbierali, chcę z tém być pochowana. Na cóż mnie na nowo ubierać mają, włożyć stare kości jak są do trumny i dosyć. Oni tam gotowi i na te kawałeczki się połakomić.... a to tam niewiele warto.<br>
{{tab}}Słuchajno jeszcze, — dodała po chwili, — coś ci chciałam powiedziéć. Żebyś o mnie pamiętała, naści to moje dziecko. To pierścionek, który mi jeszcze ojciec dał na imieniny kiedym miała lat piętnaście, niewiele on wart, ale ci przypomni żebyś się modliła za grzeszną duszę twojéj babki.<br>
{{tab}}Obrączka z turkusikiem, którą sama {{pp|wło|żyła}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_236" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450{{!}}{{#if:236|236|Ξ}}]]|236}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|wło|żyła}} Mani, zbyt małéj w istocie była wartości, aby się ona mogła wahać ją przyjąć.<br>
{{tab}}— A teraz, — rzekła, zasiadając się głębiéj w krześle, — bywajcie mi zdrowi i szczęśliwi, pożegnajmy się z sobą.<br>
{{tab}}Mani zebrało się na łzy, obie popłakały uścisnąwszy się, ale ją staruszka zaraz odprawiła, i znów przywołała Zacharjaszów oboje.<br>
{{tab}}— Niech się ja z wami jeszcze pożegnam, — rzekła poważnie, — Bóg ci zapłać Zacharjaszu za schronienie i serce, boś doprawdy dobrym był synem dla mnie, a ja tam wam obojgu nieraz dokuczyłam. A! bo téż się tam ta dusza tłukła po kościach jak ptak w klatce. Darujcież mi a nie pamiętajcie. Co tam po mnie rupieci jest oddajcie ubogim, wy się tém nie wspomożecie.... Mnie pochowajcie tak jak stoję, nie trzeba ubierać, umyślniem się dziś już odziała na to. Moja Zacharjaszowa, — dodała, — dziękuję ci i przepraszam za kłopot, który miałaś ze mną, dokuczyłam ci nieraz, obca a miałaś litość nad starą, Bóg ci to w dzieciach nagrodzi.<br> <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_237" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451{{!}}{{#if:237|237|Ξ}}]]|237}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{tab}}— Ale co tam o tém mówić! — popłakując przerwała rozczulona Byczkowa.<br>
{{tab}}— Proszę cię serce, w trumnę jak mnie będą kłaść, niech mi pod głowę położą tę poduszeczkę starą, co to ja ją lubię, ona się nie zda nikomu, a moja głowa do niéj od szczęśliwszych czasów przywykła.<br>
{{tab}}Papiery Zacharjasz znajdzie w nogach pod materacem zawiązane w chustce, to tam różne niepotrzebne.... niechby ze mną w trumnę położyli to najlepiéj, albo spalić, bo co tam obcy mają czytać i śmiać się. Głupiemu wszystko śmieszne, choćby krwią pisane. Bywajcie mi zdrowi, która tam godzina?<br>
{{tab}}Byczek odpowiedział że był wieczór.<br>
{{tab}}— No, to i mnie czas ruszać, żeby tam drzwi nie pozamykali, i żebyście ze mną w nocy kłopotu nie mieli jeszcze. Zostawcie mnie trocha samą to się pomodlę, a dajcie mi książkę do ręki, choć niedowidzę, ale to się lepiéj przypomina gdy książkę się weźmie.<br>
{{tab}}Zmęczeni całym tym dniem wyszli oboje Byczkowie, pewni, że stara marzyła sobie na <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_238" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452{{!}}{{#if:238|238|Ξ}}]]|238}}'''<nowiki>]</nowiki></span>jawie jak zawsze. Służącą tylko zostawiono w blizkim pokoju na zawołanie.<br>
{{tab}}Poczuwszy się samą, jak opowiadała sługa, staruszka poczęła modlić się gorąco, przewracając kartki w książce z wielkim pośpiechem, i płakała po trosze i biła się w piersi, potém przeżegnała, ręce złożyła jak do modlitwy, uśmiechnęła dziwnie słodko i westchnęła z cicha.<br>
{{tab}}Siedziała tak nieruchoma zupełnie jakby śpiąca.... Była już dziesiąta wieczorem, gdy przyszła sługa radzić się pani Zacharjaszowéj, czyby jéj w łóżko nie położyć, ale gdy Byczek wszedł do matki, zastał ją bez życia i skostniałą.<br>
{{tab}}Dziwne to życie, dziwną téż skończyło się śmiercią.<br>
{{tab}}W parę dni potém ubogi pogrzeb wyszedł ze Śto-Krzyzkiéj ulicy, wioząc staruszkę na Powązki i mogiła żółta przysypała czarną trumnę, w któréj ostatnia miłość Augustowskiéj epoki usnęła na wieki z zeschłemi kwiatkami na wyschłéj od tęsknoty piersi.<br>
{{tab}}Państwo Byczkowie po zgonie matki nie <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_239" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453{{!}}{{#if:239|239|Ξ}}]]|239}}'''<nowiki>]</nowiki></span>zmienili wcale trybu życia i wiedli je tak porządnie i regularnie jak dawniéj, a byli téż bardzo szczęśliwi. Byczek nie wyniósł się ze swojego pokoju, choć mógł zająć wygodniejszy po matce, dla tego, że musiałby był zmienić miejsce, w którém przywykł stawiać cybuch pod oknem, a wreszcie i wszystkie obyczaje poobiednich godzin, które się stały nałogiem.<br>
{{tab}}Przychodzi nam na myśl, że się kto gotów o pana Adolfa Szwarca, o godnego ojca jego, matkę, a nawet rumianą i hożą kuzynkę zapytać, a przekonani jesteśmy, że szczerze Bogiem a prawdą opowiadając to cośmy słyszeli, za najpewniejszą rzecz w świecie, możemy być posądzeni o wymyślne epilogowanie naszéj powieści. Bo ciężko w istocie przypuścić, żeby taki elegant jak pan Adolf ożenił się z Basią? tymczasem wszyscy mi zaręczają że to nastąpiło, nie rychléj wprawdzie, jak w rok po rozstaniu się jego z piękną Elwirą. Wiemy, że ojciec i matka byli temu mocno przeciwni zrazu, ale Bartłomiej przypomniawszy sobie historję butów kozłowych, jakoś {{pp|nare|szcie}} <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_240" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454{{!}}{{#if:240|240|Ξ}}]]|240}}'''<nowiki>]</nowiki></span>{{pk|nare|szcie}} przystał. Adolf postanowienie to uczynił dziwnie nagle, i gdy się Basi oświadczył, panna byłaby z podziwu i szczęścia zemdlała, ale mdleć ją jakoś nie nauczyli za młodu i obeszło się serdecznemi Izami. Pani Szwarcowa, acz małomówna i stroniąca od salonów, lubiąca wieś i ciszę, tak przyzwoicie jednak wygląda kiedy się pokaże w Warszawie, że niktby ją nie posądził, iż własnemi rękami prała bieliznę i karmiła ptastwo domowe. Mąż jéj jest zawsze ozdobą najlepszych towarzystw, które mu trochę za złe mają, że żony szukał w głębinach tych społecznych otchłani, w które nawet wzrok ich domowy nie sięga.<br>
{{tab}}Tyle o naszych znajomych, do których wypadałoby może dodać Wydyma, który wkrótce potém się ożenił. Spowodowała tę niespodziewaną determinacją bytność Zeżgi, który w pannie Salomei poznał swą dawną, pierwszą, ostatnią i jedyną miłość, przebaczył jéj i sam upornie chodził około tego, aby skojarzyć małżeństwo zdające się obiecywać choć krótką jesienną, ale pogodną godzinę szczęścia <span class="ws-pagenum ws-noexport" id="Str_241" style="display:none;margin:0;padding:0" title="Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455"><nowiki>[</nowiki>'''{{#if:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455|[[:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455{{!}}{{#if:241|241|Ξ}}]]|241}}'''<nowiki>]</nowiki></span>biednemu kalece i biednéj sierocie. Zmartwiła się tylko tym wypadkiem kuzynka, do któréj Wydym chodził na obiady, bo cała jéj nadzieja zapisu dla dzieci upadła. Zeżga zamieszkał na dole w kamienicy przyjaciela i służył im obojgu, patrząc załzawionemi oczyma na ich szczęście, od którego złowrogie wpływy gotów był grubym swym kijem odganiać.<br>
{{tab}}Znakomity twórca win, któregośmy chwilowo widzieli oddanym ważnemu zajęciu naśladowania tego co Pan Bóg tylko dobrze umie robić, ożeniony z wdową, wiedzie swój handel zawsze wielce pomyślnie. Wina tylko tyle kupuje, ile sam na własny potrzebuje użytek.<br>
{{tab}}Niewiem już kogoby nam do tego długiego regestru brakło, ale wrazie opuszczenia, zapewnić mogę ciekawych losu pozostałych osób, że te albo już pomarły, albo umrą niezawodnie. Jest to jedna rzecz, w świecie tak niechybna, wedle ks. Baki, że prorokując ją, nigdy się na kłamstwo narazić nie można.<br>
<br>
{{tab}}''Bruksella d. 3 stycznia 1862.''<br><br>
{{c|{{f*|{{roz*|Koniec.|0.5}}|kap}}|w=120%}}
<br><br>
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
muuojpbqg4o3exfqiua8k4yh8vk9jc7
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/91
100
1085503
3154465
3153398
2022-08-19T14:01:39Z
Seboloidus
27417
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}W trzy dni po wyroku, Piotr Landry idąc uściskać Dyzię, do wdowy Giraud, zobaczył wielki żółty afisz przybity na drzwiach ogrodu, należącego do domku w Belleville.<br>
{{tab}}Ten afisz żółty wstrząsnął nim... Wiedział co oznacza, ale nie miał odwagi go czytać.<br>
{{tab}}Pierwsze wyrazy wdowy były następujące:<br>
{{tab}}— Mój poczciwy Piotrze, to już jutro... Zaraz zrana przyjdzie komornik i woźni, wreszcie cała klika. Sprzedadzą meble, krowy, kozy, kury, króliki i zawiozą mnie fiakrem do Clichy, gdzie jak powiadają, jest osobny oddział dla płci pięknej... Nie trzeba aby nasza ukochana dziecina była obecną przy tej obrzydliwej operacyi, toby ją mogło zmartwić... zabierzesz ją ze sobą dziś wieczorem...<br>
{{tab}}Piotr Landry nie miał siły odpowiedzieć, kiwnął głową na znak zgody, i w kilka godzin później, ponury, milczący, z sercem zbolałem i pełnemi oczyma łez, oddalał się od Belleville, trzymając za rękę małą Dyzię, która płakała rzewnemi łzami, bo zmartwienie spowodowane rozłączeniem z wdową Giraud, nie dało jej myśleć o radości towarzyszenia ojcu, którego kochała z całą czułością, jaka w serduszku dziecka, w jej wieku, znaleść się może.<br>
{{tab}}W głębokim smutku upłynął tydzień dla ojca i córki.<br>
{{tab}}Piotr Landry, nie mogąc się zdecydować na powtórny sąd publiczny, i na to, aby usłyszeć powtórnie grzmiące i groźne słowa prokuratora królewskiego, pozwolił upłynąć terminowi appelacyi...<br>
{{tab}}Zbliżała się chwila, w której albo dobrowolnie miał się stawić do więzienia, albo też być doń odprowadzonym przez agentów bezpieczeństwa publicznego.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qaczs9g1ct2v3kccdeejwm0ts4r585b
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/310
100
1085526
3154849
3153425
2022-08-20T07:11:47Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude><br><br>
{{c|Дозволено Цензурою.<br>
''Варшава, 7 Февраля 1885 года''.}}
<br><br>
{{---|350}}
{{c|Drukiem A. PAJEWSKIEGO, ulica Niecała Nr. 12.}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s7cwrt5ppsf8vfl6plwxupyoowv6s2z
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/204
100
1085717
3154556
3154168
2022-08-19T17:33:12Z
Alnaling
32144
kor.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>takie rzeczy, których on nie potrafi. Ale mówić on potrafi lepiej, niż my wszyscy. On miał zamiar być marynarzem tak, jak jego ojciec, ale teraz pragnie zostać prawnikiem, gdy dorośnie i wstąpić do parlamentu. Tadzio będzie artystą, o ile matka mu pozwoli, a Ilza deklamatorką na koncertach, to się inaczej nazywa, ale nie pamiętam tej nazwy. A ja będę poetką. Zdaje mi się, że jesteśmy grupą ludzi utalentowanych. Może to niedobrze, że tak myślę, drogi Ojcze.<br>
{{tab}}Przedwczoraj zdarzyła się rzecz okropna. W sobotę zrana odmawialiśmy pacierze w rodzinnem gronie. Klęczeliśmy wszyscy uroczyście w kuchni. Spojrzałam na Perry’ego, a on zrobił taką zabawną minę, że wybuchnęłam śmiechem, zanim zdążyłam się opanować. (To była jedna straszna rzecz). Ciotka Elżbieta bardzo się rozgniewała. Nie powiedziałam, że to Perry pobudził mnie do śmiechu, bo się obawiałam, że go odprawią. Więc ciotka Elżbieta powiedziała, że nie pójdę za karę do Jennie {{kor|Strangs|Strang}} na podwieczorek. (To było okropne rozczarowanie, ale to nie była straszna rzecz, ta najstraszniejsza). Perry był przez cały dzień poza domem z kuzynem Jimmy, a gdy wrócił wieczorem, zapytał szorstko: z czyjej przyczyny płaczesz? Odrzekłam, że płakałam troszeczkę, ale niebardzo, dlatego, że nie poszłam na podwieczorek, bo śmiałam się podczas pacierza. Perry poszedł prosto do ciotki i powiedział jej, że to jego wina, że on mnie pobudził do śmiechu. Ciotka Elżbieta odrzekła, że mimo to nie powinnam była się roześmiać. Ale ciotka Laura uniosła się i oświadczyła, że kara była zbyt surowa. Dodała, że pozwoli mi w poniedziałek wziąć do szkoły jej pierścionek z perłą i nosić go na palcu. Byłam {{pp|ocza|rowana}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|198}}</noinclude>
s8sw8c9sqs4amv14h0kr6k0z9bovjij
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/210
100
1085723
3154552
3154175
2022-08-19T17:26:24Z
Alnaling
32144
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude><section begin="15"/>Dziadek Murray trzymał w nich wódkę, nie gorącą wodę.<br>
{{tab}}Teraz, kiedy spadł śnieg, kuzyn Jimmy nie może pracować w ogrodzie i jest bardzo samotny i opuszczony. Mnie się ogród podoba równie dobrze w zimie, jak w lecie. Jest w nim tyle poezji, tyle tajemniczości, jakby zatulonej w śnieg, w puszystą białą zasłonę. Dużo jest pięknych rzeczy na świecie, ale w niebie będzie ich jeszcze więcej. Czytałam dzisiaj o Anzonecie i jestem w bardzo pobożnym nastroju. Dobranoc, najdroższy z ojców.
{{f|''Emilja.''|align=right|prawy=2em}}
''P. S.'' To nie znaczy, że mam jeszcze jednego ojca. To jest tylko taki sposób powiedzenia: ''bardzo bardzo'' drogi.
{{f|''E. B. S.”''|align=right|prawy=2em}}<br><br><section end="15"/><section begin="16"/>
{{c|16.|po=1em}}
{{c|PANNA BROWNELL|po=1em}}
{{tab}}Emilka i Ilza siedziały na ławce przed szkołą i pisały poezje. A raczej Emilka pisała, a Ilza czytała jej przez ramię i od czasu do czasu podsuwała jej jakiś rym. Przyznać należy, że moment był nieodpowiedni na to zajęcie, gdyż miały rozwiązywać zadanie arytmetyczne i panna Brownell sądziła, że pracują nad niem. Ale Emilka nigdy nie rozwiązywała zadań arytmetycznych, skoro odczuwała potrzebę pisania poezji, a Ilza wogóle niecierpiała arytmetyki. Panna Brownell, zajęta była przesłuchaniem innej klasy z geografji.<section end="16"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9proe3ghned4tm0kaf4asie0pfr09dd
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/43
100
1085761
3154281
2022-08-19T12:04:35Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}Wczesnym rankiem zbudził Tadzia jakiś krzyk. Zerwał się w mgnieniu oka, chwycił za swój sztucer, przypuszczając, że jakiś wróg. Nie był to jednakże żaden wróg, ale szanowny przyrodnik, który pełen zapału z zieloną siatką uganiał za motylami.<br>
{{tab}}Tadzio zbudziwszy się i umywszy się u źródełka pod wiszącą skałą, energicznie dopomniał się o śniadanie. Krzywił się na to profesor, ponieważ właśnie gonił był za jakimś rzadkim, choć wcale nieefektownym motylem. Tadzio jednak zaatakował go tak energicznie, że uczony musiał się poddać i przystąpić do zorganizowania śniadania. Ugotowano kawę, przysmarzono na ogniu wędzonkę, która z sucharami smakowała na świeżem powietrzu doskonale. Dopiero po tym posiłku wędrowcy zabrali się do powrotu na dół.<br>
{{tab}}— Jeżeli ty sądzisz, że ja się stąd tak prędko wyniosę, to się grubo mylisz — oświadczył pan Ciliński swemu wychowankowi. — Zbyt wiele jest tu ciekawych rzeczy do widzenia.<br>
{{tab}}— Niestety chyba z lupą trzeba za niemi chodzić — odpowiedział Tadzio.<br>
{{tab}}— Można i z lupą! — wykrzyknął profesor, który był widocznie w doskonałym humorze — mój drogi, lupa to jedna z największych armat wiedzy!<br>
{{tab}}Oczywiście stało się, jak sobie uczony pan profesor życzył. Wyszukał sobie cudowny teren na mieszkanie — mianowicie bagnisko jakieś położone niedaleko strumienia, a ze wszystkich stron ogarnięte lasem w którym wycięto parę linij. Tu Malajczycy zbudowali dla niego dwie chaty bez ścian, właściwie szopy, czy też stodoły, wystarczające jedynie jako schroniska przed deszczem i w tych pałacach profesor mieszkał wraz ze swymi ludźmi, polując uporczywie na ptaki i uganiając za motylami i owadami.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dwj0jq52iwirjuf7z33uju5zz647xyy
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/44
100
1085762
3154284
2022-08-19T12:12:42Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}— Słuchajno Tadziu — rzekł pewnego wieczoru profesor. Słyszysz ty ten dziwny krzyk, który się bezustanku w lesie rozlega?<br>
{{tab}}— Rozumie się, że słyszę. I niejednokrotnie chciałem wiedzieć, co to tak wrzeszczy, ale nigdy tego stworzenia nie mogłem znaleźć — odpowiedział młody myśliwiec.<br>
{{tab}}— A wiesz ty co to jest? — spytał znowu profesor.<br>
{{tab}}— Jakże mogę wiedzieć, kiedy nigdy nie widziałem — odpowiedział z właściwą sobie ciętością Tadzio.<br>
{{tab}}— To jest, mój bracie, słodki bażant, który się nazywa argus. Argus — rozumiesz, to jest ten, wiesz, ptak, co to w ogonie miał tysiąc oczu. I dlatego nikt nigdy znienacka podejść go nie mógł.<br>
{{tab}}— E, bo pan profesor myśli, że ja to jeszcze zupełnie głupi. Prawda, że niebardzo mi się chciało, ale wkońcu w naszych szkołach, to choćby człowiek nie chciał, musi się czegoś nauczyć.<br>
{{tab}}— No widzisz — rzekł pan Ciliński głaszcząc chłopca po jasnej głowie. Nie są te szkoły znów tak złe, jakby się zdawało! Otóż bardzo bym pragnął mieć bodaj parę okazów tego gatunku bażantów. Ten ptak jest ogromnie płochliwy i ostrożny i spotkać go można tylko w najgęstszej dżungli, gdzie porusza się tak szybko, iż trudno go zauważyć. Przytem barwa jego upierzenia najzupełniej odpowiada barwie liści leżących na ziemi. I istotnie bardzo dobre oczy trzeba mieć, aby go zobaczyć. Dałbym ci osobne wynagrodzenie zato, gdybyś mi choć takiego ptaka upolował.<br>
{{tab}}Zaciął się Tadzio i od tego czasu całymi dniami chodził po lesie szukając argusa, jednakże mimo, iż nieustannie słyszał jego krzyk, nigdy go nie widział. Wszelkie usiłowania pozostały bezowocne.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2wxua5mmdav7n1hmri7pc2qv61go4y8
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/45
100
1085763
3154285
2022-08-19T12:14:24Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}Kiedyś w okolicznej wsi żyły tygrysy i nosorożce, o których chińscy kulisi nieustannie wieczorami opowiadali. Obecnie te drapieżne zwierzęta prawie że zupełnie wyginęły lub też przeniosły się w inne strony. Mimo to podróżni wieczorem zawsze rozpalali ogniska, aby się zabezpieczyć przed ewentualnym nocnym napadem.<br>
{{tab}}Tak minął jakiś czas, poczem profesor Ciliński rozpuścił swe sługi i wrócił do Malakki, gdzie porządkował swe zbiory i robił plany na przyszłość.<br><br>
{{---}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iafq8q7ej4osto0eoyfqt5e05lb5ycb
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/46
100
1085764
3154290
2022-08-19T12:19:29Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude><br>{{c|NA BORNEO. — ORANGUTANGI.|w=130%}}
{{tab}}— A jednak ludzkość zwarjowała! — mówił pan profesor Ciliński, kiedy przeczytał gazety.
— Więc znowu wielka rzeź, więc znowu wielka wojna! i co za wojna! Miljony ludzi idą do boju, nie wiedząc nawet dlaczego i o co. Aparat mobilizacyjny nie oszczędził nikogo, wszystkich chwycił w swe kły. Poleje się znowu strumieniami krew ludzka...<br>
{{tab}}— To znów panie profesorze! nie tak bardzo prawda! — sprzeciwiał się Tadzio. Te tam strumienie krwi, nawet rzeki czy morza, to i owszem przyznaję, że się poleją, ale żeby to znowu było bez przyczyny, bez powodu i bez celu, to mi się nie zdaje. Nie znam ja się na tych rzeczach, ale tyle oszustwa jest w świecie, że najwyższy chyba czas, aby jakaś wielka wojna doprowadziła to wszystko do porządku. Szczerze panu profesorowi powiem, że bardzo żałuję, że tam nie jestem. Przecie może to być wielka radość, rozbić wrogów Polski!<br>
{{tab}}— A ty sobie naturalnie wyobrażasz, że sam jeden dałbyś wszystkim radę? — Zresztą — mniejsza z tem! Przypuśćmy nawet, że jesteś Aleksandrem Macedońskim, że podbiłbyś cały świat! A ja ci mówię, że pracą pozytywną, pracą naukową, zasługami dla ludzkości, dla wiedzy, człowiek znacznie łatwiej i silniej, znacznie pozytywniej utrwala swój naród i stwierdza jego pożyteczność dla ludzkości. Dlatego, jeśli im się już tak podoba, to niech się biją i niech się mordują. A tymczasem my, — róbmy swoje. I właśnie dlatego, że tam teraz w tej starej historycznej i wiecznie wojującej Europie zacznie się okres zniszczenia, my, którzy od tego wszystkiego stoimy zdała<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mak1uite74fivax65b5u8mxpqr7yjrp
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/47
100
1085765
3154296
2022-08-19T12:24:29Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>powinniśmy jak najwięcej pracować i jak najwięcej tworzyć. To co my zdobędziemy, choć w nieznacznej części, przecie bardzo się przyda po wojnie, jak to przysłowiowe „ziarnko do ziarnka“.<br>
{{tab}}Było to na Borneo, w małej wiosczynie, leżącej tuż przy nowo założonych kopalniach węgla. Wioska leżała nad małą, lecz bardzo krętą rzeczką ocienioną wysokim lasem, który się czasami nad nią zasklepiał. Cała okolica między tą rzeczką a morzem była zupełnie gładką a bagnistą równiną, gęsto zarośniętą, wśród której wznosiło się parę odosobnionych wzgórz. U stóp tych wzgórz znajdowały się kopalnie. Od małej przystani morskiej wiodły ku kopalniom ścieżki Dyaków, zrobione z ciętych pni, ułożonych jeden na drugi. Bosi krajowcy, nawet obładowani większemi ciężarami, z łatwością chodzili temi ścieżkami. Ale obute stopy Europejczyków ślizgały się po okrągłych pniakach. Zwłaszcza profesor Ciliński rozglądający się zawsze ciekawie, po okolicy i poszukujący bezustannie motyli czy chrząszczów, niejednokrotnie zamiast iść po pniach wpadał w błoto po kolana.<br>
{{tab}}Zresztą w okolicy było mnóstwo karczowisk i linij leśnych, które od kilku już miesięcy wycinało 20—50 drwali, Chińczyków i Dyaków. Prócz tego w różnych punktach dżungli budowano tartaki, rżnięto na deski i belki wielkie, grube pnie drzew. W promieniu setek mi! dokoła, przez równiny i góry, skały i bagniska ciągnął się wspaniały gęsty las. W wyciętych przez kulisów linjach leśnych i na słonecznych polankach wszystko iskrzyło się od motyli i chrząszczy.<br>
{{tab}}— Mało tu wprawdzie ptaków i motyli, ale zato bardzo piękne orchidee, chwalił sobie pan profesor Ciliński.<br>
{{tab}}— To panu profesorowi tych motyli jeszcze mało! — zdziwił się Tadzio. Lata tu tego paskudztwa tyle, że człowiek czasem myśli, że to są chyba kwiaty latające!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e8x1rnnu0dll1x7xdvrsy0zx474y84r
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/48
100
1085766
3154297
2022-08-19T12:28:16Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}Pan profesor korzystając z obecności robotników kazał sobie za małą opłatą wybudować na wzgórzu mały domek, złożony z dwóch pokoi z werandą. Prawda, że ściany dom ku były ażurowe, a dach, pokryty liśćmi palmowemi, ledwie zabezpieczał od deszczu, ale w schronisku tem pełnem powietrza — i światła żyło się wygodnie i swobodnie. Profesor ogromnie sobie okolicę chwalił.<br>
{{tab}}— Widzisz chłopcze — tłumaczył Tadziowi — w krajach podzwrotnikowych obfitość owadów, a przedewszystkiem chrząszczów zależy mniej lub więcej od roślinności, a mianowicie od krzewia, kory i liści znajdujących się w rozkładzie. W nietkniętych lasach dziewiczych owady rozrzucone są na olbrzymiej przestrzeni, grupują się jednak przeważnie na wzgórzach, gdzie leżą stare drzewa, obalone przez burzę lub wiek. Tam sobie te drzewa przecudownie próchnieją i na nich właśnie mnożą się najrozmaitsze rodzaje owadów, a także pasą się motyle, co do których wcale nie jest prawdą, aby się karmiły jakąś tam rosą, czy słodyczą kwiatów. Wiedz o tem, że są motyle, które żyją na padlinie, albo też i na nawozie zwierząt. Otóż pamiętaj sobie, że nieraz na 20 milach kwadratowych nie znajdziesz takich skarbów, jak na małej przestrzeni karczowiska. W pniach pod wyważonemi gałęziami, pod korą na zaroszonej części pni i wśród gałęzi, mnóstwo jest owadziej ludności, której byś nadaremnie szukał w zdrowej nietkniętej siekierą dżungli. Naturalnie, rodzaj i ilość owadów zależy tu przedewszystkiem od bezpośredniej bliskości dżungli, ale także od karczowisk i leśnych polanek, na których od dłuższego czasu leżą te cięte drzewa.<br>
{{tab}}Wogóle uczony był w doskonałym humorze. Przez cały dzień biegał po polankach i linjach leśnych z zieloną siatką w ręku i zbierał łup nadzwyczaj bogaty i obfity.<br>
{{tab}}— W przeciągu dwóch tygodni zebrałem około 700 gatunków owadów, z tego na dzień przeciętnie 24 gatunków<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sk6bzxl41bhkawzcxopjy9ftu0dav91
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/49
100
1085767
3154299
2022-08-19T12:31:35Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>zupełnie nieznanych! chwalił się Tadziowi. — W jednym dniu udało mi się zebrać 76 różnych okazów i wyobraź sobie 34 były mi nieznane! Jestem pewny, że w krótkim czasie zbiorę na Borneo do dwóch tysięcy okazów.<br>
{{tab}}Pewnego dnia, jeden z robotników chińskich — bo tych pan Ciliński różnemi datkami również zachęcał do zbierania mu żab, motyli i owadów — przyniósł mu wielką żabę latającą. Było to stworzenie dość dziwaczne z szerokiemi płetwami u stóp, o grzbiecie ciemno-zielonym i lśniącym a podbrzuszu żółtem. Oczy żaby otoczone były również żółtemi czarno pręgowanemi obwódkami. Chińczyk zaklinał się, że widział tę żabę jak leciała w skośnym kierunku z wierzchołka wysokiego drzewa.<br>
{{tab}}— Popatrz Tadziu — mówił profesor, — pokazując chłopcu szerokie płetwy latającej żaby — widzisz, że płetwy nie służą tylko do tego aby pływać. Dla ucznia Darwina wynika stąd jasno, iż płetwy tak samo dobrze mogą służyć do pływania jak i do latania, o czem z łatwością możesz się przekonać na morzu, kiedyś patrzył na latające ryby. Faktycznie niewiadomo, czy w danym razie skrzydła ptaków nie będą mogły zmienić się w płetwy, o ile przyroda w tym kierunku pójść zechce.<br>
{{tab}}— Pan profesor jest mądry człowiek i dlatego wolno panu mówić co się panu podoba, odpowiedział po swojemu Tadzio. — Ja jednak wcale nie muszę temu wierzyć, i mojem zdaniem żaba latająca i orzeł to jednak mimo wszystko jest zupełnie co innego.<br>
{{tab}}Tadzio po staremu zajmował się głównie polewaniem i strzelaniem ptaków. Profesor miał rację. Ptaków w tej okolicy istotnie było niewiele, zato Chińczycy mówili, iż można tu spotkać orangutana, który po malajsku powszechnie nazywa się Mias.<br>
{{tab}}Przez dłuższy czas jednakże wszelkie poszukiwania młodego myśliwego były bezowocne. Pewnej nocy, kiedy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pkbo3q4zg24si627b11p9odp0leu9n5
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/50
100
1085768
3154300
2022-08-19T12:36:04Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>chłopiec, nie mogąc zasnąć z powodu gorąca przewracał się na swem posłaniu z liści usłyszał, iż ktoś czy coś buszuje wśród gałęzi niedalekiego owocowego drzewa. Noc była przypadkowo jasna. A chłopak patrząc przez szpary w ścianie, ujrzał na drzewie jak gdyby jakiegoś swego rówieśnika. Miał wrażenie, że jest w Sanoku, że w lecie pilnuje sadu swych rodziców i że na jabłoni czy na gruszy widzi któregoś z łakomych uliczników. Zdawszy sobie jednak sprawę z tego, że w krajach tych, pełnych drzew owocowych, niewątpliwie nie ma złodzieji, którzyby się nocą do sadu zakradali, pomyślał, iż może to być orangutang. Szybko się zerwał i wziąwszy swój sztucer, który zawsze trzymał nabity pod ręką, wyszedł pocichu z chaty. Na tle jasnego nieba wyraźnie widać było wśród gałęzi przesuwające się ostrożnie a gibko jakieś ciemne ciało. Tadzio złożył się i strzelił. — Zwierzę zleciało z drzewa, ale w tej chwili wspięło się na sąsiednie drzewo, ześliznęło się po gałęziach i rozkołysawszy jeden giętki konar zręcznie skoczyło na drzewo następne. Tadzio znów strzelił i trafił zwierzę w skoku. Małpa spadła, ale gdy Tadzio ku niej podchodził zerwała się, pobiegła naprzód błyskawicznie, jak kot wspięła się na drzewo i przepadła w jego gęstej koronie. Napróżno chłopak pół godziny chodził dokoła drzewa.
Ani jedna gałązka nie drgała, wszystko było zupełnie spokojne: niewątpliwie orangutang — jeśli to on był zdołał po konarach ze sąsiednich drzew przebiec i schronić się w głębi puszczy.<br>
{{tab}}W kilka dni później Tadzio zapędził się w gęstą dżunglę, zarośniętą wysokiemi drzewami. Było to daleko od wszelkich plantacyj, karczowisk i linij leśnych. A prócz tego u spodu nie było żadnych zarośli ani krzaków. Wysokie pnie drzew, rozgałęziających się w różnych kierunkach, sterczały pysznie, łącząc korony swe w jedno olbrzymie, zielone sklepienie, podobne do wiecznie szumiącego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
46y6v4inqgek5lfafi7aarwpe37yxy8
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/51
100
1085769
3154301
2022-08-19T12:39:51Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>i falistego morza, w którem orangutanowi łatwo się ukryć i zanurzyć. W tej właśnie części dżungli Tadzio, który szedł cicho, a oddawna nie strzelał, bo nie miał do czego, zauważył wielkiego orangutanga, który ostrożnie szedł po grubszych konarach drzew, napół wyprostowany, jak mu na to pozwalała nadzwyczajna długość ramion i krótkość nóg. Orangutang wędrując powoli po konarach zawsze wybierał te gałęzie, które nieledwie w nikały w koronę sąsiedniego drzewa, tak aby za pierwszym szelestem mógł już skoczyć w nowe centrum zieleni, z którego w dalszym ciągu prowadziłoby mnóstwo dowolnych dróg napowietrznych w różnych kierunkach. Nie śpiesząc się i nie skacząc, szedł ostrożnie próbując naprzód siły gałęzi, a potem z niesłychaną zręcznością, akrobatycznym ruchem, przerzucał się z jednej na drugą. Wśród prześwietlonych słońcem liści widać było wyraźnie jego niekształtną ale silną postać i przedziwne akrobatyczne sztuki i łamańce, jakich z nadzwyczajną swobodą dokonywał na wysokości conajmniej 30—40 stóp nad ziemią.<br>
{{tab}}Tadzio, który miał obecnie pięciostrzałowy belgijski sztucer dziewięciomilimetrowego kalibru, szedł zcicha i ostrożnie za wędrującem po morzu napowietrznem zwierzęciem. Orangutang właśnie dotarł był do najwyższej części olbrzymiego drzewa i natychmiast zaczął łamać gałęzie szybko dokoła siebie, a układając je na skrzyżowanych konarach robił sobie coś w rodzaju gniazda. W przeciągu kilku minut, legowisko swe zakrył gęstemi liśćmi, tak że zupełnie już nie było go widać. Tadzio, który zrozumiał, iż orangutang zdoła się zupełnie przed nim zasłonić strzelił do niego parę razy, chcąc go z gniazda wypłoszyć Jednakże mimo iż czuł, że orangutanga trafił, małpa absolutnie nie chciała gniazda opuścić i choć za każdym strzałem całe legowisko drgało, Tadzio nie wiedział czy zwierzę jest istotnie ciężko ranne, czy też tylko przed<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i42oc0d04xsue43857vfqyzne0cw3nv
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/52
100
1085770
3154302
2022-08-19T12:44:36Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>nim się ukryło. Na odgłos strzału przypadkiem przybiegli pracujący gdzieś w okolicy Chińczycy. Tadzio próbował ich namówić, aby wleźli na drzewo i skontrolowali czy orangutang jest zabity, czy nie. Gdyby był zabity, prosił, aby mu go zrzucono na dół. Chińczycy jednak prawdopodobnie bojąc się walki z silną małpą, w dodatku z pewnością rozwścieczoną, na drzewo wspiąć się nie chcieli. Na szczęście przyszło za nimi dwóch młodych Dyaków. Tadzio, który ledwie zaczynał mówić po malajsku a języka Dyaków nie znał, na migi wytłumaczył im czego żąda. Dwaj brązowi chłopcy stanęli pod drzewem i zadarłszy głowy zaczęli się przyglądać pniowi. Pień był gruby, zupełnie prosty, kora gładka, a najwyższa gałąź znajdowała się na wysokości 50—60 stóp. Mim o to Dyacy oświadczyli, że na drzewo to wspiąć się mogą i porozumiawszy się ze sobą przystąpili do pracy. Przedewszystkiem podeszli do rosnącej niedaleko grupy bambusów i ścięli jeden z największych pni. Pień ten pocięli na drobne kawałki, długości mniej więcej stopy, które porąbali na kołki, ostro zakończone na jednym końcu. Sporządziwszy z kawałka jakiegoś drzewa coś w rodzaju młota, wbili w drzewo jeden z kołków, poczem zawiesiwszy się na nim, próbowali czy dość silnie i głęboko jest wbity. Kiedy pokazało się, że kołek pod ich ciężarem się nie ugina, sporządzili odpowiednią ilość kołków tego samego rodzaju, potem jeden z nich wyciął znowu długą żerdź bambusową i z lianów wiszących niedaleko sporządził coś w rodzaju liny. Teraz wbili Dyakowie kołek na wysokości trzech stóp nad ziemią, przystawił, do niego żerdź i przywiązali ją. Był to pierwszy szczebel drabiny. Na szczeblu tym stanął jeden z Dyaków i znowu w wysokości mniej więcej trzech stóp wbił w drzewo kołek, który również do żerdzi przywiązał. Tak zwolna a bez żadnego dla siebie niebezpieczeństwa budując równocześnie drabinę szedł wciąż w górę. Kiedy doszedł do końca żerdzi<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
47l7z6gif50kwr15fuyy6k961nieqpo
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/53
100
1085771
3154303
2022-08-19T12:49:17Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>towarzysz jego podał mu drugą — tę Dyak przywiązał do pierwszej żerdzi i wyciągnąwszy znowu pęk związanych liną, zaostrzonych kołków bambusowych budował drabinę dalej, póki wreszcie nie dotarł do legowiska orangutanga. Tadzio z wielkiem zaciekawieniem przyglądał się temu sposobowi chodzenia na wysokie drzewa. I musiał w duchy przyznać, że jest on zmyślny, dowcipny i zupełnie prosty.<br>
{{tab}}Ostrożnie rozchyliwszy liście i gałęzie mały zręczny Dyak zaglądnął do legowiska orangutanga. Zwierzę było martwe i po chwili ciemne jego ciało zleciało na ziemię. Przy pomocy Chińczyków, Tadzio zaniósł je swemu opiekunowi, który za tę rzadką zdobycz podziękował mu serdecznym uściskiem.<br>
{{tab}}Naturalnie dokoła zabitego orangutana zebrała się cała gromada ludzi, przedewszystkiem Chińczyków, którzy patrzyli na niego, jak na smaczny kąsek, a także i Dyak. Stary wójt Dyaków, który mówił płynnie po malajsku, a całe życie spędził w okolicach zamieszkałych przez orangutangi, opowiadał:<br>
{{tab}}— Niema zwierzęcia w dżungli tak mocnego, aby mogło zaczepić Miasa. Jest to jedyne zwierzę, które może zwycięsko walczyć nawet z krokodylem. Mias żyje głównie owocami, zwłaszcza duriany. I z tego powodu wyrządza wiele szkód, ponieważ lubi owoce przeważnie niedojrzałe, kwaśne i prawie gorzkie. Kiedy są dojrzałe, wyjada z nich tylko niektóre cząstki. Czasami zrywa owoc po owocu, nadgryza go zlekka i rzuca na ziemię. Kiedy w dżungli niema owoców Mias idzie nad rzeki, gdzie rosną korzonki, które on jada, albo też owoce dojrzewające tuż nad wodą. Krokodyl próbuje go czasem złapać, ale Mias rzuca się na niego i bije go rękami i nogami, szarpie go, aż go wreszcie zabije. Widziałem sam taką walkę i Mias zawsze wychodził z niej zwycięsko.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m9jntlmi22s2a1vkbh1q22ugpb6ld8y
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/56
100
1085772
3154304
2022-08-19T12:51:05Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dla uratowania swego kolegi! Żaden z was pewnie nie byłby tego zrobił!... Nie prawda?...<br>
{{tab}}Stary podmajstrzy wstrząsnął głową.<br>
{{tab}}— To jest zupełna prawda — odpowiedział wreszcie — i my wcale nic mówimy, aby to była nieprawda, ale my też mamy nasze pojęcia, panie Raymond, i żadne rozumowanie tu nie poradzi!... Nic mamy wcale ochoty aby lokatorowie centralnego więzienia mogli powiedzieć, patrząc na nas gdy pracujemy: „Widzicie wy tych cieśli... to nie musi być nic porządnego... pomiędzy niemi zbrodniarz siedzi!“ Nic, my togo nie chcemy panie Raymond, i jak jestem Jan Maclet tego nigdy nic będzie!...<br>
{{tab}}Budowniczy wzruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Postąpcie zatem podług waszych przekonań! — powiedział prawie z gniewem; a ponieważ nic wam nie przeszkadza do wypędzenia tego nieszczęśliwego, wypędźcie go sami!... Ja się w to nie mięszam i umywam od tego ręce.<br>
{{tab}}Te ostatnie słowa były wypowiedziane prawie głośno i Piotr Landry je usłyszał. Od kilku chwil, rozumiał dobrze iż kwestya jego się tyczyła, odgadywał co się działo. Podniósł głowę, którą miał opuszczoną na piersi; przybliżył się do pana Raymond, i głosem drżącym, ale bardzo wyraźnym wyrzekł:<br>
{{tab}}— Wypędzić mnie!... nie będą mieli trudu!... sam sobie wymierzę sprawiedliwość... i oddalę się dobrowolnie! wiem dobrze że muszę ukryć moją hańbę daleko ztąd, teraz kiedy okropna tajemnica mego życia jest znaną wszystkim!... ja wiem aż nadto dobrze, iż uczciwi robotnicy nie mogą zatrzymać między sobą człowieka, który siedział<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ie77q38anbr0lorvjp93qxcqrqjldju
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/57
100
1085773
3154305
2022-08-19T12:53:27Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>w więzieniu, i którego wszyscy złodzieje nazywają swoim przyjacielem.<br>
{{tab}}Piotr Landry zmuszonym był przerwać na chwilę; wzruszenie przeszkadzało mu mówić. Po chwili, rozpoczął znowu, otarłszy {{Korekta|drzącemi|drżącemi}} rękoma oczy łzami zroszone:<br>
{{tab}}— Opuszczę Paryż... pójdę szukać pracy na prowincyi, w jakimś ciemnym zapadłym zakątku gdzie mnie nikt niopozna!.... gdzie krwawa plama mego życia nie pogoni za mną!... Ale przód oddaleniem się od was na zawsze, pozwólcie mi powiedzieć historyę zbrodni jaką popełniłem, będzie ona może nauką dla was i zobaczycie, że jeżeli bytem bardzo winnym, to byłem i bardzo nieszczęśliwym... a może wtedy będziecie mieli dla mnie więcej współczucia niż wzgardy.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''VI.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Spowied}}ź.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Cieśla czekał odpowiedzi od tych do których się zwrócił.<br>
{{tab}}Ani jeden kolega nie poruszył ustami.<br>
{{tab}}Zapanowała cisza; cisza tak głęboka iż możnaby było usłyszeć brzęk skrzydeł przelatującej muchy.<br>
{{tab}}— Mówcie, Piotrze Landry — rzekł pan Raymond — słuchamy... i zapewniam was, że ani jedno słowo z waszego opowiadania nie będzie stracone...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0vtvug6e2199zggztilmcl8bbmefgxp
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/54
100
1085774
3154306
2022-08-19T12:53:32Z
WM
536
przepisana
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}Drugi wójt Dyaków plemienia Ballow z nad rzeki Simunjon opowiadał:<br>
{{tab}}— Mias niema w dżungli wrogów. Nie śmie go zaczepić żadne zwierzę prócz krokodyla i pytona. Krokodylowi Mias skacze na grzbiet, stoi na nim, otwiera mu paszczę i rozdziera aż po gardło. Jeśli pyton rzuci się na Miasa małpa chwyta go rękami, a potem gryzie i rozrywa na sztuki Mias jest bardzo mocny — niema w dżungli zwierzęcia tak mocnego jak on.<br>
{{tab}}Tadzio zupełnie nie dziwił się łakomstwu orangutanga na duriany. Z owocem tym zapoznał się dopiero na Borneo i z początku nawet zapachu jego znosić nie mógł. Ale później tak w nim zasmakował, że im więcej jadł tem więcej mu się jeść chciało.<br>
{{tab}}Durian rośnie na wielkiem, wysokiem drzewie, kształtem ogólnym przypominającem wiąz, o korze znacznie gładszej i łuszczącej się. Sam owoc jest okrągły lub trochę owalny, wielkości dużego orzecha kokosowego, zielony i cały pokryty grubemi i mocnemi cierniami. Zewnętrzna kora jest tak gruba i mocna, że owoc padając z najwyższej nawet wysokości nigdy nie pęka. Otwierać można go tylko ostrym i mocnym nożem i z wielkim trudem. Wewnątrz owocu znajduje się pięć cząstek, atłasowo-białego koloru, a każda z nich wypełniona jest owalną masą właściwie miąższem biało-śmietanowej barwy, wśród którego znajdują się dwie lub trzy pestki wielkości orzechów. Ten miąższ jest właśnie jadalną częścią owocu, a jego smak i zapach są nieopisane. Porównać go można do tłustej, bitej śmietany, zmieszanej z migdałami. Równocześnie jednak jest w nim jakby posmak sera śmietankowego i sosu cybulowego, palonego sherry i innych jeszcze nieokreślonych części składowych. Owoc ten odznacza się niesłychaną delikatnością i działa odświeżająco, nie jest ani kwaśny, ani słodki, ani soczysty, ale zalet tych zupełnie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l4vedwaw6whnu62g0wqp5vvxxyzlmsi
Tajemnica Tytana/Część pierwsza/V
0
1085775
3154307
2022-08-19T12:54:19Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=49 to=57 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
5yqw4seud3livveuxviwfec3ing9mcc
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/58
100
1085776
3154308
2022-08-19T12:56:16Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Ah! — jęknął cieśla — nie będę rozwlekłym... Ja opowiadać nie umiem. Chcę wam jednak skreślić wszystko tak jak było. Jest temu dwie godziny, na samym początku przyjęcia, które tak smutno dla mnie się skończyć miało, kilku z was dziwiło się memu uporowi picia wody... i nic więcej prócz wody...<br>
{{tab}}Odpowiedziałem im, że wino mi szkodzi, że po niem choruję... Nie kłamałem wtedy... Wino jest moim śmiertelnym wrogiem. Ono mnie zgubiło!... Ono jedynie jest przyczynił wszystkich moich błędów, wszystkich nieszczęść mojego życia!... niech będzie przeklęte!... niech będzie przeklęte!...<br>
{{tab}}Piotr Landry obtarł dwukrotnie chustką czoło zalane potem, i mówił dalej:<br>
{{tab}}— Z tego co wam powiedziałem nie sądźcie, żebym był kiedykolwiek z amatorstwa nałogowym pijakiem, i żem się upijał bez przerwy... Nie, nic na świecie nie byłoby mylniejszem... Ja się nie chcę chwalić, ale muszę powiedzieć prawdę, tak na moją stronę jak i przeciw sobie... W młodości mojej uchodziłem za dobrego człowieka i bardzo pracowitego; więcej myślałem o mojej robocie jak o szynku.<br>
{{tab}}Lubiłem wino tak jak je lubią inni, ale się niem nie upijałem nigdy, ani w niedzielę ani w poniedziałek, bom bardzo prędko spostrzegł, że skoro jeden tylko kieliszek miałem za wiele, uderzało mi do głowy, i ja który jestem łagodny stawałem się kłótliwym i zawadyaką... Już ze dwa czy trzy razy namówiony przez kolegów do wypicia więcej jak należało, stoczyłem kilka walk bez żadnego powodu... Wiedziałem o tem, unikałem więc okazyi, i z oba-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
amqh7zlhhr8x7jdqvzrcml43wt05euu
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/59
100
1085777
3154309
2022-08-19T12:57:47Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wy nie wycofania się w porę, wolałem lepiej wcale nie zaczynać...<br>
{{tab}}Jestem trochę dziki z natury. Nie bratałem się chętnie i nie narzucałem się nigdy nikomu. Wiele osób które mnie znały, myślały że jestem skryty, ale mylili się; byłem tylko cichy i skromny. Jak mnie namawiano do żeniaczki, odpowiadałem: — Nie. — Byłem zdecydowany zostać starym kawalerem... A wiecie dla czego? bo aby się ożenić, trzeba było starać się o kobietę, a kobiety przejmowały mnie strachem. Doszedłem tak do trzydziestego trzeciego roku. Zakochałem się wtedy w młodej dziewczynie, raczej w dziecku, które miało dopiero siedemnaście lat.<br>
{{tab}}Ojciec jej nazywał się Lorrain; był mularzem, zacnym człowiekiem — mówił Piotr po chwili odpoczynku — i doskonałym robotnikiem... Tylko trzymał się z wysoka! Prosiłem go o rękę Zuzanny; dziewczyna nie patrzyła na mnie krzywo. Ojciec wiedział, że ja z robotą nie żartuję, odpowiedział mi iż zostanę jego zięciem jak tylko mała skończy ośmnaście lat.<br>
{{tab}}Ta odpowiedź zawróciła mi w głowie. Poprowadziłem mojego przyszłego teścia do szynku, aby z tej okazyi wypić z nim ze dwie butelki tego lepszego z ostatniej półki... Radość wybiła mi z głowy zwykłą moją ostrożność, wypiłem jeden kieliszek wina za wiele; rozum mi się zmącił, stałem się szalony, straszny, wszcząłem kłótnię z jakimś niemcem poczciwiną, który mi nic nie był winien; uderzyłem go pięścią w łeb, potrzeba go było wyrwać z moich rąk, a ponieważ odgrażałem się, że potłukę w szyn-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0ifza6nlsgz57pfr0b4lhw5s0vo9xdx
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/60
100
1085778
3154310
2022-08-19T12:59:36Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ku wszystko, odprowadzono mnie do cyrkułu gdzie przepędziłem noc i część dnia następnego....<br>
{{tab}}Skoro wyszedłem, byłem trzeźwy, zawstydzony, pomieszany i bardzo niespokojny. A było czego!...<br>
{{tab}}Pobiegłem do ojca Lorrain. Przyjął mnie gorzej niż psa. Powiedział mi, że w następstwie tego co się stało dnia poprzedniego w jego oczach, cofa swoje słowo; nakoniec dodał, że człowiek który się tak upija nie będzie nigdy jego zięciem... i zakończył, że prędzej by przeklął swoją córkę niżeliby mi ją oddał...<br>
{{tab}}Prosiłem, błagałem, płakałem, dawałem najuroczystsze słowo... Wszystko to na nic się nie zdało. Stary mularz był niewzruszony, jak kamień.<br>
{{tab}}Zuzanna przysięgła mi, że niczyją nie będzie tylko moją! Postanowiłem czekać!....<br>
{{tab}}Nie czekałem długo. Pod koniec roku na głowę biednego Lorrina spadł wielki kamień 300 funtowy.<br>
{{tab}}— Zuzanna ciężko strapiona myślała, że się już nigdy nie pocieszy; pocieszyła się jednakże, po sześciu miesiącach żałoby, ożeniłem się z nią...<br>
{{tab}}Piotr Landry ukrył twarz w dłoniach, i przez kilka chwil utonął w smutnych wspomnieniach... Skoro podniósł głowę dla dokończenia opowiadania, twarz jego zalana była łzami.<br>
{{tab}}— Ah! — mówił — byłem bardzo szczęśliwy!....<br>
{{tab}}Moje szczęście było tak wielkie, tak pełne, że samo wspomnienie o tych chwilach przejmuje mnie do głębi duszy; dziś, kiedy nieszczęście zawisło nademną, kochałem Zuzannę i ona mnie kochała. Nasze biedne gospodarstwo było rajem, w którym rozkoszne dni nasze płynęły...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mp7494qrgz79nc0kafu32ontbcq6qm5
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/61
100
1085779
3154352
2022-08-19T13:28:32Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Takie szczęście trwać długo nie mogło, i nie trwało też... W końcu drugiego roku skończyło się z mojej własnej winy niestety... z mojej własnej winy!<br>
{{tab}}Zona moja została matką... Wydała na świat dziewczynkę, której daliśmy imię Dyoniza, a która jest dziś dla mnie przedmiotem takiego uwielbienia, jakiem otaczałem kiedyś jej matkę...<br>
{{tab}}Od mego ślubu zerwałem absolutnie wszystkie stosuneczki z kolegami, u których od czasu do czasu bywałem, będąc kawalerem... Jak się tylko praca kończyła, wracałem do domu i za żadną cenę w świecie, niktby mnie nie zmusił do wyjścia... Ani jeden raz mi się nie przytrafiło być w szynku...<br>
{{tab}}Po chrzcie Dyonizy, na drugi dzień, opuściłem robotę o godzinę wcześniej jak zwykle, i udałem się na ulicę Menilmontant, gdzieśmy mieszkali... Idąc, spotkałem dwóch z tych kolegów dawniejszych, których już nie widywałem więcej, dwóch dobrych chłopaków, niezbyt pracowitych, nie zbyt do roboty skorych, trochę zanadto lubiących poniedziałki, ale prawdziwych baranków pod względem łagodności.<br>
{{tab}}Przywitali mnie bardzo serdecznie jak starego a dobrego przyjaciela, okazywali mi tyle poczciwego zajęcia, dopytywali co się ze mną działo od chwili kiedy ich zaniedbałem, a nakoniec spytali się, czy przypadkiem nie zbogaciłem się przez ten czas, gdyż jak mówili byłem tak rozpromieniony i wesoły...<br>
{{tab}}Radość literalnie dusiła mnie, a już jak kogo szczęście rozpromienia to prawie niepodobna, żeby tego nie było zaraz znać na jego fizyognomii!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pwiqn7d6946vbprfu97ge44axa57bd7
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/62
100
1085780
3154403
2022-08-19T13:31:22Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Odpowiedziałem im, że znalazłem coś o wiele lepszego niż majątek, bo znalazłem szczęście... Mówiłem o mojej miłości, o mojem małżeństwie, o mojej ukochanej Zuzannie, o chrzcie Dyonizy.<br>
{{tab}}Jeden z moich kolegów dawniejszych, najmłodszy, nazywał się Heronim Aubert. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia ośm lat. Włosy jego były tak jasne a twarz tak młoda, iż w zimie w czasie balów kostiumowych, brano go często za kobietę przebraną za mężczyznę.<br>
{{tab}}Brawo Piotrze Landry!.. — wykrzyknął on — tyś szczęśliwy! to nas raduje, bo my cię bardzo kochamy, słowo święte!.... Rozumiemy to doskonale, że tacy jak my, niby to nieźli ludzie, ale tak trochę sobie lubiący pohulać nie są dziś odpowiedniem towarzystwem dla człowieka takiego jak ty, żonatego, statecznego, ojca rodziny... Nie mamy do ciebie żalu, żeś nas porzucił odrazu, i wcale cię nie namawiamy abyś bywał w tych miejscach iw tych kompaniach gdzie się bawią, {{Korekta|ponaszemu|po naszemu}}, nawet nie chcemy abyś nas przyjmował u siebie, ale aby nam dowieść, żeś został jak dawniej dobrym i poczciwym kolegą i że nie pogardzasz staremi przyjaciółmi, pójdź z nami wypróżnić buteleczkę starego burgunda....Ja płacę!... Oto właśnie znajomy szynkarz! Tu dają wino niechrzczone... Wejdźmy...<br>
{{tab}}Odpowiedziałem z zakłopotaniem, ale bez wahania się:<br>
{{tab}}Bardzo mi przykro moi drodzy, że wam odmówić muszę... ale...<br>
{{tab}}— Jak to, odmawiasz!... — przerwał Hieronim Aubert.<br>
{{tab}}— Muszę...<br>
{{tab}}— A dla jakiej racyi?...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i24db0m1sx8nu5a4ct4crgsxxrn4ovu
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/63
100
1085781
3154427
2022-08-19T13:32:42Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Bo dałem sobie słowo, że noga moja w szynku nie postanie!<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze zrobiłeś obiecując to sobie, i bardzo dobrze robisz dotrzymując słowa, ale jeden raz nie nie znaczy...<br>
{{tab}}— Długo cię nie zatrzymamy...<br>
{{tab}}— Ja się spieszę uściskać moją małą córeczkę...<br>
{{tab}}— Oh! nie bój się — powiedział Hieronim Aubert, śmiejąc się. — Nikt ci jej nie ukradnie, chociaż przyjdziesz kwadrans później, a ucałujesz ją wtedy z większą jeszcze przyjemnością... Wreszcie tam jej zdrowie pić będziemy... Chodźmy, nie marudź, chodź...<br>
{{tab}}Nie wiedziałem co mam więcej odpowiedzieć, jednak że jąkałem:<br>
{{tab}}— Ja was proszę moi przyjaciele, nie nalegajcie na mnie... Bardzoby mi było przyjemnie przepędzić z wami chwilkę, ale daję wam słowo, to niemożebne...<br>
{{tab}}Hieronim Aubert bardzo smutną zrobił minę.<br>
{{tab}}— Bądźże przynajmniej szczerym — wykrzyknął. — Powiedz odrazu, że nami gardzisz, że się wstydzisz pokazać w naszem towarzystwie.<br>
{{tab}}— Ah! — odpowiedziałem żywo — wy mi nie wierzycie!<br>
{{tab}}— Z pewnością tak będziemy myśleli, jeżeli nie zrobisz tego dla nas!... Piotrze Landry — dodał po chwili poważniej — byliśmy twoimi kolegami... nic złego nie zrobiliśmy ci nigdy... nie rób że ty nam przykrości...<br>
{{tab}}To naleganie było mi tem przykrzejsze, iż czułem, że ustąpię im, a jakieś nieokreślone przeczucie ostrzegało mnie iż będę mocno żałował mojej słabości, ale już nie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9avet6rcrgroqeu0jyifj1cnj82vl2n
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/64
100
1085782
3154458
2022-08-19T13:34:23Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wiedziałem w jaki sposób motywować mój upór w odmowie a nie obciąłem zadrasnąć dwóch dobrych chłopaków, którzy naprawdę nigdy mi nic złego nie zrobili, jak to powiedział Hieronim Aubert.<br>
{{tab}}— Przynajmniej, — mówiłem — przyrzeknijcie mi że nie zatrzymacie mnie dłużej nad pięć minut...<br>
{{tab}}— Dobrze... Wreszcie będziesz swobodny, i opuścisz nas jak tylko sam będziesz chciał....<br>
{{tab}}— I nie będziemy pić więcej jak jedną butelkę?...<br>
{{tab}}— Jedną butelkę każdy... to już postanowiono...<br>
{{tab}}Upuściłem głowę, i po raz pierwszy od mego ślubu, wszedłem do szynku...<br>
{{tab}}Ah! — mówił dalej Piotr Landry w uniesieniu — ah! dla czego drzwi tego przeklętego szynku, gdy w nie wchodziłem, nie zatrzasnęły się przedemną, i nie zgniotły mnie sobą zanim próg przestąpiłem!...<br>
{{tab}}Dla czego nie umarłem wtedy! przynajmniej nie potrzebowałbym żyć, z rozpaczą w sercu i hańbą na czole!<br>
{{tab}}Szynkownia była przepełniona. Hieronim zażądał oddzielnego gabinetu. Nie było wolnego. Umieściliśmy się więc we wspólnej sali, przy małym stoliku, tuż obok kontuaru. Przyniesiono nam wino....<br>
{{tab}}Wprost mnie był zegar. Patrzyłem się na wskazówki w chwili kiedy Hieronim odkorkowywał pierwszą butelkę i powiedziałem sobie:<br>
{{tab}}— Zrobiłem to o co mnie prosili... Nie będą więc mieli prawa posądzać mnie o dumę i wzgardę dla nich... Jakiebykolwiek teraz były ich zamiary, opuszczę ich za dziesięć minut...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cvw61dtecst1zgx6vcyw2vmbrhslpjf
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/65
100
1085783
3154459
2022-08-19T13:35:57Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Postanowienie było rozsądne, i Bóg jeden wie jak bardzo chciałem wprowadzić je w wykonanie...<br>
{{tab}}W chwili gdy wskazówka dobiegła ostatniej z dziesięciu minut, podniosłem się, Byłem zupełnie spokojny. Zachowałem zimną krew, a wino które dopiero co wypiłem za zdrowie Zuzanny i Dyzi, nie wywołało żadnego skutku, jak gdyby to była czysta woda...<br>
{{tab}}— Jakto! — krzyknął Hieronim Aubert — ty już odchodzisz!?<br>
{{tab}}— Tak mój stary kolego, odchodzę...<br>
{{tab}}— Dopiero cośmy przyszli!...<br>
{{tab}}— Już dziesięć minut jak tu jesteśmy...<br>
{{tab}}— A to co znowu? Dajże pokój, zostań jeszcze kwadrans....<br>
{{tab}}— Przecieżeście obiecali mi zupełną swobodę — Odpowiedziałem.<br>
{{tab}}— To prawda... Ale przynajmniej wypróżnij twój kieliszek... to będzie ostatni, a potem powiemy: bądź zdrów, albo raczej do widzenia.<br>
{{tab}}Hieronim mówiąc ciągle, podał mi kieliszek po same brzegi napełniony.<br>
{{tab}}Nie wiem co za śmieszne uczucie wstrzymało mi na ustach odpowiedź odporną. Wziąłem kieliszek z pewne go rodzaju wstrętem instynktownym i wypróżniłem go jednym tchem.<br>
{{tab}}Kropla wody, to rzecz mała, a jednakże nie potrzeba więcej aby przepełnić pełną czarę. Ten ostatni łyk wina sprawił niewysłowiony straszny skutek, który dobrze znałem i za cenę życia powinienem go był unikać...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
03qea70st1x6vp3mseij83qzt1s9dmw
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/66
100
1085784
3154460
2022-08-19T13:38:24Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Zaćmiło mi się w oczach; trunek uderzył mi na mózg. Zamiast wyjść, jak to sobie postanowiłem, padłem napo- wrót ciężko na krzesło...<br>
{{tab}}— Chwała Bogu! — powiedział wtedy grubo się śmiejąc Hieronim Aubert — oto w tej chwili wiemy, że z ciebie dobry chłopiec... Cóż u diabła, przyjaciele to przecież nie żadni turcy lub inni niewierni i nie można im robić takiej impertynencji jak to chciałeś zrobić przed chwilą!... Za twoje zdrowie, poczciwy Piotrze! Łyknij mi to zaraz po wojskowemu w dwóch tempach i jednem poruszeniu!<br>
{{tab}}Mówiąc to napełnił mój kieliszek, a ja nie spostrzegłszy się nawet, wypróżniłem go znowu...<br>
{{tab}}Od tej chwili nic już nie pamiętam, co się ze mną działo, wspomnienia moje, pokrywa jakby ciemna mgła niepamięci!.... Ostatnie słowa Hieronima, które sobie wyraźniej przypomniani, są następująco: — „Mężczyzna jest przecież mężczyzną!... Cóż u diabła!... mąż w domu powinien rządzić i nie pozwalać babie wodzić się za nos!...“<br>
{{tab}}Od kilku chwil byłem, jak to wam już powiedziałem, porwany tym strasznym wewnętrznym szałem pijaństwa, nie zdradzającym się niczem na zewnątrz. Szał taki gdy mnie opanuje, popycha mnie do najdzikszych i niczem niewytłomaczonych czynów...<br>
{{tab}}Słowa Hieronima Auberta należały przecież do rzędu tych, które się tysiące razy powtarzają we wszystkich, szynkach na świecie całym. Czyż mogły one mnie obrazić?... Nie rozumiem tego w tej chwili, i wy, którzy mnie słuchacie, pewnie także nie rozumiecie...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4xhtap1ts5fh83j6s0pr4r9m3wprfi4
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/67
100
1085785
3154461
2022-08-19T13:40:23Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Zwierzęca wściekłość, wściekłość psa któremu chcą wydrzeć kość, opanowała mnie, tak jakby słowy temi Hieronim znieważył Zuzannę... Porwałem się na nogi i postąpiłem naprzód chcąc się rzucić na niego: krzyczałem dzikim głosom: — Nędzniku!... zabraniam ci mówić o mojej żonie!... słyszysz ty durniu!... ja ci zabraniam!...<br>
{{tab}}Schwyciłem butelkę ze stołu, i zacząłem nią wywijać na wszystkie strony. Hieronim instynktownie usunął się na bok, jąkając przerażony. — Czy on zwaryował?...<br>
{{tab}}Co się dalej stało — jak wam już powiedziałem — ginie dla mnie w mgle owej, która kryje ohydną scenę. Zaledwie sobie przypominam: mocowanie się, straszne krzyki, jęki rozpaczliwe.
{{kropki-hr}}
{{tab}}Skoro przyszedłem do siebie, byłem sam, w celi więziennej, {{Korekta|leżełem|leżałem}} na żelaznem łóżku, z rękami ujętemi w kaftan szaleńców z długiemi rękawami nie pozwalający mi się ruszyć... Pytałem się sam siebie czy nie jestem pod wpływem jakiegoś snu strasznego czy mi się zmysły nie pomięszały, i nie mogłem dać sobie zadawalniającej odpowiedzi...<br>
{{tab}}Wszedł stróż więzienia. Zdawało mi się, iż zbliżając się do mnie jest niespokojny, i boi się chociaż kaftan który mnie krępował powinien mu był dodać odwagi!... Skoro spostrzegł, że jestem zupełnie spokojny, strach jego zniknął, a]e podziwienie się zwiększyło...<br>
{{tab}}Zacząłem go pytać.<br>
{{tab}}Osądźcie co się ze mną dziać musiało, gdy się od niego dowiedziałem co się stało dnia poprzedniego... Gdyby<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gregitoj1wx6h40pw49aecfdgnqxyud
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/68
100
1085786
3154462
2022-08-19T13:42:21Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>był grom we mnie uderzył byłby mnie mniej przeraził, mniej oszołomił!...<br>
{{tab}}Popełniłem okropną zbrodnię nie wiedząc nawet o niej... Wyjąłem z kieszeni cyrkiel ciesielski. Hieronim Aubert uderzony nim w samo serce padł bez duszy na miejscu, a ja jeszcze nogami podeptałem jogo zakrwawione zwłoki!...<br>
{{tab}}Od szesnastu godzin drzwi więzienia zamknęły się za mną... Sprawiedliwość ludzka miała zażądać odemnie zadośćuczynienia za tak niecny i podły czyn! a moja biedna żona, bardzo jeszcze osłabiona i cierpiąca, nie domyślała się nawet co się zemną dzieje!....<br>
{{tab}}Oto co wino i moja własna słabość zrobiły ze mnie!... oto w jaką mnie przepaść wtrąciły!...
{{kropki-hr}}
{{tab}}Piotr Landry przerwał na chwilę opowiadanie.<br>
{{tab}}Wzruszenie jego w obce rozdzierających wspomnień przeszłości było tak głębokie, iż głos mu słabł w piersiach a zdania które wymawiał stawały się coraz niewyraźniejsze.<br>
{{tab}}W pewnej mierze słuchacze podzielali jogo wzruszenie, a pan Raymond trzykrotnie już podnosił rękę do oczu, aby ukradkiem obetrzeć płynące łzy...<br>
{{tab}}— Do pioruna! — mruknął między zębami stary podmajstrzy. — Nie miał chłop szczęścia!... Nie!...<br>
{{tab}}Bóg jeden wie, dla czego wino, które jest przyjacielem człowieka w ogólności a w szczególności dobrodziejstwem dla robotnika, bywa czasem prawdziwą trucizną dla innych, którzy go pić nie mogą... czy nie umieją!<br>
{{tab}}Piotr Landry kończył:<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hr21hd9oehleiegms46tguhjhvpg7sh
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/69
100
1085787
3154463
2022-08-19T13:44:22Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nic wiecie pewno co to jest śledztwo kryminalne, i życzę wam abyście togo nigdy nie zaznali!<br>
{{tab}}Moje nie ciągnęło się długo. Zabójstwo spełnione było w obec dwudziestu świadków!... Ja na swoją obronę miałem tylko łzy, powiedzieć nic nie mogłem bo nic nie wiedziałem... Byłem winny czynu, ale nie złych zamiarów; płakałem tyleż nad swoją ofiarą ile nad sobą samym...<br>
{{tab}}Adwokat mój wyjednał pozwolenie Zuzannie dla widzenia się zemną w więzieniu... Ukochana moja, kochała mnie tak jak dawniej... nie potępiała mnie... ona doskonale wiedziała, iż wola moja w występku nie miała żadnego udziału, nie kierowała moją ręką. Żałowała mnie z całej duszy... nie przestawała szanować i starała się wszelkiemi siłami dodawać mi odwagi...<br>
{{tab}}Widok jej każdy raz przynosił mi wielką ulgę; ale zarazem sprawiał mi wielką boleść... widziałem ją tak zmienioną, tak bladą, mizerną, iż odrazu przewidywać mogłem w bliskiej przyszłości żałobę, która mnie czekała...<br>
{{tab}}Słodkie dziecię moje nie miało sił do zniesienia takich wstrząśnięć. Moje aresztowanie, obwinienie ciążące na mnie, które mogło zaprowadzić mnie na rusztowanie, było dla niej śmiertelnym ciosem...<br>
{{tab}}Zasiadłem na ławie oskarżonych...<br>
{{tab}}Niech Bóg uchowa moich najśmiertelniejszych wrogów, jeżeli ich mam, aby się ujrzeli na ławic przestępców, w obec sędziów, którzy słuchają, z jednej, i mnóstwa ciekawych którzy patrzą z drugiej strony!.... Ja nie wiem jak mogłem przeżyć te tortury, które trwały trzy godziny.<br>
{{tab}}Prokurator królewski był straszny w spełnieniu swego obowiązku oskarżyciela. Po wysłuchaniu mowy jego,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fh7vw8mhwohtovmdq8t2yol092rbzya
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/70
100
1085788
3154464
2022-08-19T13:45:59Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>byłem przekonany, że dla nędznika, jakim jestem, gilotyna byłaby karą, jeszcze zbyt łagodną...<br>
{{tab}}Adwokat mój był młody człowiek, który nie silił się na wyrażenia. Mówił dobrze, krótko, jednak to co powiedział trafiło prosto do serca...<br>
{{tab}}Głównie położył nacisk na to aby wykazać, że chociaż spełniłem zbrodnię, jestem jednak uczciwym człowiekiem, i że do czynu zbrodniczego, jaki popełniłem mimowiednie nie popchnęła mnie żadna niska i nikczemna myśl, ani interes materyalny, ani zawiść, ani zemsta, ani... zresztą nic takiego coby mnie hańbić miało... Opowiedział całe moje życie, aż do dnia i godziny fatalnego spotkania z dwoma dawnemi kolegami. Wykazał iż cieszyłem się powszechnym szacunkiem, a znając okropne skutki, jakie na mój organizm wywierało wino, robiłem ciągle wszystko co tylko zależało odemnie, aby uniknąć okazyi picia, namowy do picia, i fatalnych jego skutków!...<br>
{{tab}}Jednem słowem, tak dobrze odparł argumenta prokuratora królewskiego, jeden po drugim, iż gdy wymówił ostatnie słowo, uczułem się podniesionym w moich własnych oczach. Wpływ obrony jego na sąd i na przysięgłych był zresztą, przyznać trzeba, przyjazny dla mnie. I znano mnie winnym zadania rany, która spowodowała śmierć, ale bez intencyi zadania jej, i skazano tylko na lat dwa więzienia...<br>
{{tab}}Odsiedziałem karę w więzieniu centralnem w Poitry, to już wiecie. Tam to poznałem tego nikczemnika Ravenouilleta.<br>
{{tab}}Podczas kiedy pod jarzmo zasłużonej kary schylałem głowę, regularnie co tydzień odbierałem listy od mojej<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
17zw9jmecda7z6k1jb8pyy2d1pzcrqz
Dyskusja:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)/całość
1
1085789
3154475
2022-08-19T14:24:02Z
Draco flavus
2058
—
wikitext
text/x-wiki
Kod strony do aktualizacji:
<pre>
<nowiki>
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub|Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
{{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215|num=1}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1215}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216|num=2}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1216}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217|num=3}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1217}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218|num=4}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1218}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219|num=5}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1219}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220|num=6}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1220}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221|num=7}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1221}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222|num=8}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1222}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223|num=9}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1223}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224|num=10}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1224}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225|num=11}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1225}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226|num=12}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1226}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227|num=13}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1227}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228|num=14}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1228}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229|num=15}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1229}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230|num=16}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1230}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231|num=17}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1231}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232|num=18}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1232}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233|num=19}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1233}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234|num=20}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1234}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235|num=21}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1235}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236|num=22}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1236}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237|num=23}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1237}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238|num=24}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1238}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239|num=25}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1239}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240|num=26}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1240}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241|num=27}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1241}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242|num=28}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1242}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243|num=29}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1243}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244|num=30}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1244}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245|num=31}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1245}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246|num=32}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1246}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247|num=33}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1247}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248|num=34}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1248}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249|num=35}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1249}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250|num=36}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1250}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251|num=37}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1251}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252|num=38}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1252}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253|num=39}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1253}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254|num=40}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1254}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255|num=41}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1255}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256|num=42}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1256}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257|num=43}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1257}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258|num=44}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1258}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259|num=45}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1259}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260|num=46}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1260}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261|num=47}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1261}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262|num=48}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1262}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263|num=49}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1263}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264|num=50}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1264}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265|num=51}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1265}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266|num=52}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1266}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267|num=53}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1267}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268|num=54}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1268}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269|num=55}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1269}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270|num=56}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1270}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271|num=57}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1271}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272|num=58}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1272}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273|num=59}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1273}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274|num=60}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1274}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275|num=61}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1275}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276|num=62}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1276}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277|num=63}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1277}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278|num=64}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1278}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279|num=65}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1279}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280|num=66}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1280}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281|num=67}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1281}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282|num=68}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1282}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283|num=69}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1283}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284|num=70}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1284}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285|num=71}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1285}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286|num=72}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1286}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287|num=73}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1287}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288|num=74}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1288}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289|num=75}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1289}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290|num=76}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1290}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291|num=77}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1291}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292|num=78}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1292}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293|num=79}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1293}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294|num=80}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1294}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295|num=81}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1295}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296|num=82}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1296}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297|num=83}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1297}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298|num=84}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1298}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299|num=85}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1299}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300|num=86}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1300}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301|num=87}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1301}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302|num=88}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1302}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303|num=89}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1303}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304|num=90}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1304}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305|num=91}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1305}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306|num=92}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1306}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307|num=93}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1307}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308|num=94}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1308}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309|num=95}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1309}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310|num=96}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1310}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311|num=97}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1311}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312|num=98}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1312}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313|num=99}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1313}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314|num=100}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1314}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315|num=101}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1315}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316|num=102}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1316}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317|num=103}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1317}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318|num=104}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1318}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319|num=105}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1319}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320|num=106}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1320}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321|num=107}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1321}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322|num=108}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1322}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323|num=109}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1323}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324|num=110}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1324}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325|num=111}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1325}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326|num=112}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1326}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327|num=113}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1327}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328|num=114}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1328}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329|num=115}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1329}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330|num=116}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1330}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331|num=117}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1331}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332|num=118}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1332}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333|num=119}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1333}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334|num=120}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1334}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335|num=121}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1335}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336|num=122}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1336}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337|num=123}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1337}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338|num=124}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1338}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339|num=125}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1339}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340|num=126}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1340}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341|num=127}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1341}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342|num=128}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1342}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343|num=129}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1343}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344|num=130}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1344}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345|num=131}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1345}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346|num=132}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1346}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347|num=133}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1347}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348|num=134}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1348}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349|num=135}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1349}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350|num=136}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1350}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351|num=137}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1351}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352|num=138}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1352}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353|num=139}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1353}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354|num=140}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1354}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355|num=141}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1355}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356|num=142}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1356}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357|num=143}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1357}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358|num=144}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1358}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359|num=145}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1359}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360|num=146}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1360}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361|num=147}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1361}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362|num=148}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1362}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363|num=149}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1363}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364|num=150}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1364}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365|num=151}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1365}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366|num=152}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1366}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367|num=153}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1367}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368|num=154}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1368}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369|num=155}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1369}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370|num=156}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1370}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371|num=157}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1371}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372|num=158}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1372}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373|num=159}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1373}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374|num=160}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1374}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375|num=161}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1375}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376|num=162}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1376}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377|num=163}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1377}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378|num=164}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1378}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379|num=165}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1379}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380|num=166}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1380}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381|num=167}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1381}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382|num=168}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1382}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383|num=169}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1383}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384|num=170}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1384}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385|num=171}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1385}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386|num=172}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1386}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387|num=173}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1387}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388|num=174}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1388}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389|num=175}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1389}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390|num=176}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1390}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391|num=177}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1391}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392|num=178}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1392}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393|num=179}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1393}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394|num=180}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1394}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395|num=181}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1395}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396|num=182}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1396}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397|num=183}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1397}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398|num=184}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1398}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399|num=185}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1399}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400|num=186}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1400}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401|num=187}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1401}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402|num=188}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1402}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403|num=189}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1403}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404|num=190}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1404}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405|num=191}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1405}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406|num=192}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1406}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407|num=193}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1407}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408|num=194}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1408}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409|num=195}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1409}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410|num=196}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1410}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411|num=197}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1411}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412|num=198}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1412}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413|num=199}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1413}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414|num=200}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1414}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415|num=201}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1415}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416|num=202}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1416}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417|num=203}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1417}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418|num=204}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1418}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419|num=205}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1419}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420|num=206}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1420}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421|num=207}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1421}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422|num=208}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1422}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423|num=209}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1423}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424|num=210}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1424}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425|num=211}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1425}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426|num=212}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1426}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427|num=213}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1427}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428|num=214}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1428}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429|num=215}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1429}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430|num=216}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1430}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431|num=217}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1431}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432|num=218}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1432}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433|num=219}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1433}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434|num=220}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1434}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435|num=221}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1435}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436|num=222}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1436}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437|num=223}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1437}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438|num=224}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1438}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439|num=225}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1439}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440|num=226}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1440}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441|num=227}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1441}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442|num=228}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1442}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443|num=229}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1443}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444|num=230}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1444}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445|num=231}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1445}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446|num=232}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1446}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447|num=233}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1447}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448|num=234}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1448}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449|num=235}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1449}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450|num=236}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1450}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451|num=237}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1451}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452|num=238}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1452}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453|num=239}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1453}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454|num=240}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1454}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455|num=241}}{{subst:Strona: PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/1455}}
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
</nowiki>
</pre>
nu70z2odjhj57oh15oor4df4pdlav2p
3154484
3154475
2022-08-19T14:32:12Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
Kod strony do aktualizacji:
<pre>
<nowiki>
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub|Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
{{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215|num=1}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216|num=2}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217|num=3}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218|num=4}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219|num=5}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220|num=6}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221|num=7}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222|num=8}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223|num=9}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224|num=10}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225|num=11}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226|num=12}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227|num=13}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228|num=14}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229|num=15}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230|num=16}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231|num=17}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232|num=18}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233|num=19}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234|num=20}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235|num=21}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236|num=22}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237|num=23}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238|num=24}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239|num=25}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240|num=26}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241|num=27}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242|num=28}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243|num=29}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244|num=30}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245|num=31}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246|num=32}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247|num=33}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248|num=34}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249|num=35}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250|num=36}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251|num=37}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252|num=38}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253|num=39}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254|num=40}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255|num=41}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256|num=42}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257|num=43}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258|num=44}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259|num=45}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260|num=46}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261|num=47}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262|num=48}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263|num=49}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264|num=50}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265|num=51}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266|num=52}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267|num=53}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268|num=54}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269|num=55}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270|num=56}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271|num=57}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272|num=58}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273|num=59}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274|num=60}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275|num=61}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276|num=62}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277|num=63}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278|num=64}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279|num=65}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280|num=66}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281|num=67}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282|num=68}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283|num=69}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284|num=70}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285|num=71}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286|num=72}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287|num=73}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288|num=74}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289|num=75}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290|num=76}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291|num=77}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292|num=78}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293|num=79}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294|num=80}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295|num=81}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296|num=82}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297|num=83}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298|num=84}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299|num=85}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300|num=86}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301|num=87}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302|num=88}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303|num=89}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304|num=90}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305|num=91}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306|num=92}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307|num=93}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308|num=94}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309|num=95}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310|num=96}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311|num=97}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312|num=98}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313|num=99}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314|num=100}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315|num=101}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316|num=102}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317|num=103}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318|num=104}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319|num=105}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320|num=106}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321|num=107}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322|num=108}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323|num=109}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324|num=110}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325|num=111}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326|num=112}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327|num=113}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328|num=114}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329|num=115}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330|num=116}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331|num=117}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332|num=118}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333|num=119}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334|num=120}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335|num=121}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336|num=122}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337|num=123}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338|num=124}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339|num=125}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340|num=126}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341|num=127}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342|num=128}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343|num=129}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344|num=130}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345|num=131}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346|num=132}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347|num=133}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348|num=134}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349|num=135}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350|num=136}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351|num=137}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352|num=138}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353|num=139}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354|num=140}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355|num=141}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356|num=142}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357|num=143}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358|num=144}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359|num=145}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360|num=146}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361|num=147}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362|num=148}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363|num=149}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364|num=150}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365|num=151}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366|num=152}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367|num=153}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368|num=154}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369|num=155}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370|num=156}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371|num=157}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372|num=158}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373|num=159}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374|num=160}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375|num=161}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376|num=162}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377|num=163}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378|num=164}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379|num=165}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380|num=166}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381|num=167}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382|num=168}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383|num=169}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384|num=170}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385|num=171}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386|num=172}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387|num=173}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388|num=174}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389|num=175}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390|num=176}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391|num=177}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392|num=178}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393|num=179}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394|num=180}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395|num=181}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396|num=182}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397|num=183}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398|num=184}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399|num=185}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400|num=186}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401|num=187}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402|num=188}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403|num=189}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404|num=190}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405|num=191}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406|num=192}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407|num=193}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408|num=194}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409|num=195}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410|num=196}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411|num=197}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412|num=198}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413|num=199}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414|num=200}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415|num=201}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416|num=202}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417|num=203}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418|num=204}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419|num=205}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420|num=206}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421|num=207}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422|num=208}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423|num=209}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424|num=210}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425|num=211}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426|num=212}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427|num=213}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428|num=214}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429|num=215}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430|num=216}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431|num=217}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432|num=218}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433|num=219}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434|num=220}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435|num=221}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436|num=222}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437|num=223}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438|num=224}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439|num=225}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440|num=226}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441|num=227}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442|num=228}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443|num=229}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444|num=230}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445|num=231}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446|num=232}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447|num=233}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448|num=234}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449|num=235}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450|num=236}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451|num=237}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452|num=238}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453|num=239}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454|num=240}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455|num=241}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455}}
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
</nowiki>
</pre>
h3fr10227fadhdj6yetiefgzal4z31h
3154488
3154484
2022-08-19T14:37:18Z
Draco flavus
2058
Zabezpieczył „[[Dyskusja:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)/całość]]”: kod do generacji strony całości - skomplikowany mechanizm ([edytowanie=Dozwolone tylko dla użytkowników automatycznie zatwierdzonych] (na czas nieokreślony) [przenoszenie=Dozwolone tylko dla użytkowników automatycznie zatwierdzonych] (na czas nieokreślony))
wikitext
text/x-wiki
Kod strony do aktualizacji:
<pre>
<nowiki>
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub|Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
{{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215|num=1}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216|num=2}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217|num=3}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218|num=4}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219|num=5}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220|num=6}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221|num=7}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222|num=8}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223|num=9}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224|num=10}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225|num=11}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226|num=12}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227|num=13}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228|num=14}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229|num=15}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230|num=16}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231|num=17}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232|num=18}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233|num=19}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234|num=20}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235|num=21}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236|num=22}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237|num=23}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238|num=24}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239|num=25}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240|num=26}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241|num=27}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242|num=28}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243|num=29}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244|num=30}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245|num=31}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246|num=32}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247|num=33}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248|num=34}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249|num=35}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250|num=36}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251|num=37}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252|num=38}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253|num=39}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254|num=40}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255|num=41}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256|num=42}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257|num=43}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258|num=44}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259|num=45}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260|num=46}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261|num=47}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262|num=48}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263|num=49}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264|num=50}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265|num=51}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266|num=52}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267|num=53}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268|num=54}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269|num=55}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270|num=56}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271|num=57}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272|num=58}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273|num=59}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274|num=60}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275|num=61}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276|num=62}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277|num=63}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278|num=64}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279|num=65}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280|num=66}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281|num=67}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282|num=68}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283|num=69}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284|num=70}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285|num=71}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286|num=72}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287|num=73}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288|num=74}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289|num=75}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290|num=76}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291|num=77}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292|num=78}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293|num=79}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294|num=80}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295|num=81}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296|num=82}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297|num=83}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298|num=84}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299|num=85}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300|num=86}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301|num=87}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302|num=88}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303|num=89}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304|num=90}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305|num=91}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306|num=92}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307|num=93}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308|num=94}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309|num=95}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310|num=96}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311|num=97}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312|num=98}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313|num=99}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314|num=100}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315|num=101}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316|num=102}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317|num=103}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318|num=104}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319|num=105}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320|num=106}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321|num=107}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322|num=108}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323|num=109}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324|num=110}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325|num=111}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326|num=112}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327|num=113}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328|num=114}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329|num=115}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330|num=116}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331|num=117}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332|num=118}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333|num=119}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334|num=120}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335|num=121}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336|num=122}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337|num=123}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338|num=124}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339|num=125}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340|num=126}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341|num=127}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342|num=128}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343|num=129}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344|num=130}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345|num=131}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346|num=132}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347|num=133}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348|num=134}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349|num=135}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350|num=136}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351|num=137}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352|num=138}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353|num=139}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354|num=140}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355|num=141}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356|num=142}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357|num=143}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358|num=144}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359|num=145}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360|num=146}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361|num=147}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362|num=148}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363|num=149}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364|num=150}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365|num=151}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366|num=152}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367|num=153}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368|num=154}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369|num=155}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370|num=156}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371|num=157}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372|num=158}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373|num=159}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374|num=160}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375|num=161}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376|num=162}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377|num=163}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378|num=164}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379|num=165}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380|num=166}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381|num=167}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382|num=168}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383|num=169}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384|num=170}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385|num=171}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386|num=172}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387|num=173}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388|num=174}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389|num=175}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390|num=176}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391|num=177}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392|num=178}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393|num=179}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394|num=180}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395|num=181}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396|num=182}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397|num=183}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398|num=184}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399|num=185}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400|num=186}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401|num=187}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402|num=188}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403|num=189}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404|num=190}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405|num=191}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406|num=192}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407|num=193}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408|num=194}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409|num=195}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410|num=196}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411|num=197}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412|num=198}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413|num=199}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414|num=200}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415|num=201}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416|num=202}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417|num=203}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418|num=204}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419|num=205}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420|num=206}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421|num=207}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422|num=208}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423|num=209}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424|num=210}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425|num=211}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426|num=212}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427|num=213}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428|num=214}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429|num=215}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430|num=216}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431|num=217}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432|num=218}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433|num=219}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434|num=220}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435|num=221}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436|num=222}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437|num=223}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438|num=224}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439|num=225}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440|num=226}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441|num=227}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442|num=228}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443|num=229}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444|num=230}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445|num=231}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446|num=232}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447|num=233}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448|num=234}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449|num=235}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450|num=236}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451|num=237}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452|num=238}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453|num=239}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454|num=240}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455|num=241}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455}}
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
</nowiki>
</pre>
h3fr10227fadhdj6yetiefgzal4z31h
3154535
3154488
2022-08-19T16:46:06Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
Kod strony do aktualizacji:
<pre>
<nowiki>
{{Dane tekstu
|autor = Józef Ignacy Kraszewski
|tytuł = [[Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|Kopciuszek]]
|podtytuł =
|wydawca = Maurycy Orgelbrand
|druk = S. Orgelbrand <br>K. Kowalewski
|rok wydania = 1893
|okładka= PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|strona z okładką = 7
|miejsce wydania = Wilno
|strona indeksu = PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu
|źródło = [[commons:File:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni = Kopciuszek (Kraszewski, 1863)
|następny =
|inne = {{epub|Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|epub=i}}
}}
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
<br><br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
{{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215|num=1}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216|num=2}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217|num=3}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218|num=4}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219|num=5}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220|num=6}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221|num=7}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222|num=8}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223|num=9}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224|num=10}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225|num=11}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226|num=12}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227|num=13}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228|num=14}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229|num=15}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230|num=16}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231|num=17}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232|num=18}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233|num=19}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234|num=20}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235|num=21}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236|num=22}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237|num=23}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238|num=24}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239|num=25}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240|num=26}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241|num=27}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242|num=28}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243|num=29}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244|num=30}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245|num=31}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246|num=32}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247|num=33}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248|num=34}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249|num=35}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250|num=36}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251|num=37}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252|num=38}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253|num=39}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254|num=40}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255|num=41}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256|num=42}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257|num=43}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258|num=44}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259|num=45}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260|num=46}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261|num=47}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262|num=48}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263|num=49}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264|num=50}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265|num=51}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266|num=52}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267|num=53}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268|num=54}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269|num=55}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270|num=56}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271|num=57}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272|num=58}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273|num=59}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274|num=60}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275|num=61}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1275}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276|num=62}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1276}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277|num=63}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1277}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278|num=64}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1278}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279|num=65}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1279}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280|num=66}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1280}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281|num=67}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1281}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282|num=68}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1282}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283|num=69}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1283}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284|num=70}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1284}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285|num=71}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1285}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286|num=72}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1286}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287|num=73}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1287}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288|num=74}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1288}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289|num=75}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1289}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290|num=76}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1290}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291|num=77}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1291}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292|num=78}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1292}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293|num=79}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1293}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294|num=80}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1294}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295|num=81}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1295}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296|num=82}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1296}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297|num=83}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1297}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298|num=84}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1298}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299|num=85}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1299}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300|num=86}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1300}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301|num=87}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1301}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302|num=88}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1302}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303|num=89}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1303}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304|num=90}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1304}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305|num=91}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1305}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306|num=92}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1306}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307|num=93}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1307}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308|num=94}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1308}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309|num=95}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1309}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310|num=96}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1310}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311|num=97}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1311}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312|num=98}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1312}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313|num=99}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1313}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314|num=100}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1314}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315|num=101}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1315}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316|num=102}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1316}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317|num=103}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1317}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318|num=104}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1318}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319|num=105}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1319}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320|num=106}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1320}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321|num=107}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1321}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322|num=108}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1322}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323|num=109}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1323}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324|num=110}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1324}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325|num=111}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1325}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326|num=112}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1326}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327|num=113}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1327}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328|num=114}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1328}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329|num=115}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1329}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330|num=116}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1330}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331|num=117}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1331}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332|num=118}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1332}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333|num=119}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1333}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334|num=120}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1334}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335|num=121}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1335}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336|num=122}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1336}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337|num=123}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1337}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338|num=124}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1338}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339|num=125}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1339}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340|num=126}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1340}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341|num=127}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1341}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342|num=128}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1342}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343|num=129}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1343}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344|num=130}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1344}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345|num=131}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1345}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346|num=132}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1346}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347|num=133}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1347}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348|num=134}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1348}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349|num=135}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1349}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350|num=136}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1350}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351|num=137}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1351}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352|num=138}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1352}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353|num=139}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1353}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354|num=140}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1354}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355|num=141}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1355}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356|num=142}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1356}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357|num=143}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1357}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358|num=144}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1358}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359|num=145}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1359}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360|num=146}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1360}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361|num=147}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1361}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362|num=148}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1362}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363|num=149}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1363}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364|num=150}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1364}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365|num=151}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366|num=152}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367|num=153}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368|num=154}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369|num=155}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370|num=156}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371|num=157}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372|num=158}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373|num=159}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374|num=160}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375|num=161}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376|num=162}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377|num=163}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378|num=164}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379|num=165}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380|num=166}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381|num=167}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382|num=168}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383|num=169}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384|num=170}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385|num=171}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386|num=172}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387|num=173}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388|num=174}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389|num=175}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390|num=176}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391|num=177}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392|num=178}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393|num=179}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394|num=180}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395|num=181}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396|num=182}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397|num=183}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398|num=184}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399|num=185}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400|num=186}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401|num=187}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402|num=188}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403|num=189}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404|num=190}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405|num=191}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406|num=192}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407|num=193}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408|num=194}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409|num=195}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410|num=196}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411|num=197}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412|num=198}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413|num=199}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414|num=200}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415|num=201}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1415}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416|num=202}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1416}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417|num=203}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418|num=204}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1418}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419|num=205}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1419}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420|num=206}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1420}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421|num=207}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1421}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422|num=208}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1422}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423|num=209}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1423}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424|num=210}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1424}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425|num=211}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1425}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426|num=212}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1426}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427|num=213}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1427}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428|num=214}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1428}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429|num=215}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1429}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430|num=216}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1430}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431|num=217}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1431}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432|num=218}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1432}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433|num=219}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1433}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434|num=220}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1434}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435|num=221}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1435}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436|num=222}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1436}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437|num=223}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1437}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438|num=224}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1438}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439|num=225}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1439}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440|num=226}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1440}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441|num=227}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1441}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442|num=228}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1442}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443|num=229}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1443}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444|num=230}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1444}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445|num=231}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1445}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446|num=232}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1446}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447|num=233}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1447}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448|num=234}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1448}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449|num=235}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1449}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450|num=236}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1450}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451|num=237}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1451}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452|num=238}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1452}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453|num=239}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1453}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454|num=240}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1454}} {{subst:Proofreadpage pagenum template|page=Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455|num=241}}{{subst:Strona: PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1455}}
{{JustowanieStart2}}
{{MixPD|Józef Ignacy Kraszewski}}
[[Kategoria:Kopciuszek (Kraszewski, 1863)|**]]
</nowiki>
</pre>
d5nhg5ecmvn8hb13pjelr91kcfeyx4x
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/71
100
1085790
3154491
2022-08-19T15:07:24Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>drogiej Zuzanny... Ukochana żona nigdy się nie żaliła, lecz prosto i spokojnie, nie przewidując złych następstw, donosiła mi, że coraz więcej słabnie...<br>
{{tab}}Może byłoby możliwe zwalczyć to straszne osłabienie usilną miłością; gdyby miała wygody, spoczynek, pożywienie wzmacniające, gdyby mogła żyć spokojnie bez kłopotów i trosk...<br>
{{tab}}Oto co sobie mówiłem, wściekły w swej bezsilności... nie miałem pieniędzy!... Zuzanna zaś po wydaniu, bardzo prędko, skromnej sumki stanowiącej nasze oszczędności, wiodła życie robotnicy zmuszona ciężko pracować na chleb codzienny...<br>
{{tab}}Bożo wszechmocny!... ile ja wycierpiałem, i ile siły mieć musiałem aby sobie sto razy głowy o mur nie rozbić w tych chwilach rozpaczy i zniechęcenia!...<br>
{{tab}}Czas płynął wprawdzie, ale jakże powolnie!... Już mi tylko pozostawało dwa miesiące... Wtedy wezwał mnie dyrektor więzienia i oznajmił mi, iż w nagrodę doskonałego mego sprawowania się, i dobrych przykładów jakie dawałem innym więźniom, pozyskał dla mnie ułaskawienie reszty mojej kary...<br>
{{tab}}Byłem wolny! miałem zobaczyć Zuzannę!... miałem ucałować Dyzię! Serce moje, które uważałem za nie zdolne do przyjęcia jakiejkolwiek radości lub nadziei, zaczęło bić gwałtownie, jakby odrodzone....<br>
{{tab}}Ucałowałem ręce dyrektora, i zmieniwszy uniform więzienny na ubranie robotnika, wybiegłem z więzienia...<br>
{{tab}}W kilka godzin potem byłem w Paryżu i pędziłem do tego domu, w którym kiedyś byłem tak szczęśliwy...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q2nic6ab18dc5yx70vhx8t6tpd30l6y
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/72
100
1085791
3154492
2022-08-19T15:10:07Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''VII.'''|po=12px}}
{{c|'''Lekarstwo podmajstrzego.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Był to jeden z tych małych biednych domków jakie my robotnicy zwykle zamieszkujemy — kończył Piotr Landry — jednakże miał odźwiernego. Człowiek ten zobaczywszy mnie, wydał okrzyk podziwiania, chciał mnie powitać serdecznie... Nie słuchałem go. Przebiegłem schody ile nóg starczyło, i dobiegłem bez tchu na czwarte piętro, do drzwi mojego mieszkania...<br>
{{tab}}W chwili gdy otwierałem te drzwi, serce biło mi w piersi tak, jakby mnie zadusić chciało... Mówiłem sobie. — Zuzanna rzuci się w moje objęcia!.... Co za rozkosz! co za szczęście!.... Pocałunek mojej ukochanej żony ukoi wszystkie cierpienia wyrzuci z pamięci wszystkie tortury przeszłości!....<br>
{{tab}}Tak myślałem sobie, i wszedłem!.... Niestety!... Jakiż czekał mnie widok!.... Zuzanna opuszczona, umierająca, leżała na łożu, bez firanek, jedynym sprzęcie jaki pozostał w ogołoconym pokoju, komornik zabrał resztę!...<br>
{{tab}}Zobaczywszy mnie, poznała; słaby rumieniec wystąpił na jej bladą twarz; podniosła się z wysiłkiem, i wyszeptała, podając mi swoje małe rączki takie chudo jak u szkieletu:<br>
{{tab}}— Niech będą Bogu dzięki! przybywasz na czas!... Nie spodziewałam się już cię więcej zobaczyć!.... Niebo<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n3vdxmejtz0plasfdotqsjwns2spdfv
Tajemnica Tytana/Część pierwsza/VI
0
1085792
3154493
2022-08-19T15:10:42Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=58 to=71 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
fxgxbvcb9k3c5i4ksfdl53sv6zw2lf8
3154494
3154493
2022-08-19T15:11:15Z
Wydarty
17971
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=57 to=71 fromsection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
3vxx367g9qb479unjqzil0lc4ioj9p0
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/73
100
1085793
3154495
2022-08-19T15:12:54Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>chciało widać pokazać cud, abym mogła oddać ci nasze dziecię zanim zejdę ze świata.<br>
{{tab}}Wykrzyknąłem.<br>
{{tab}}— Ty żyć będziesz!... ty żyć musisz Zuzanno!... Ja nie pozwolę ci umrzeć!...<br>
{{tab}}Ona nie miała siły odpowiedzieć... wstrząsnęła tylko głową, i opadła napowrót na poduszki, zamykając oczy lecz trzymając ciągle jedną ręką moją w swoich....<br>
{{tab}}Od kilku dni, najukochańsza moja doszła do ostatniego stopnia osłabienia. Nie chciała mi tego mówić w ostatnim swoim liście... Wreszcie na coby się to zdało, chociażbym wiedział, że jest umierającą, kiedy między nami stała jedna z nieprzebytych przeszkód, a tą były drzwi więzienne....<br>
{{tab}}Niespodziewane darowanie reszty kary pozwoliło mi widzieć ją jeszcze przy życiu...<br>
{{tab}}Niestety!... to ostatnie tchnienie życia już gasło.... ten promyk szczęścia miał być już krótki...<br>
{{tab}}Zuzanna na drugi dzień skończyła na mojem ręku... Byłem od tej chwili sam jeden na świecie z moją małą Dyzią, która nie miała jeszcze dwóch lat skończonych... gdyby nie ta biedna niewinna istota, dawno byłbym ten ciężki marny żywot zakończył... Wracając z pogrzebu Zuzanny z cmentarza na który ją powiozłem na karawanie ubogich, byłbym sobie przywiązał do nóg po ciężkim kamieniu, a bystre wody kanału, przyjęłyby i zachowały moje zwłoki.<br>
{{tab}}Ale Dyzia przykuwała mnie do życia...<br>
{{tab}}Od dwóch lat, Bóg mi świadkiem, żyłem tylko dla niej jednej... Odmawiałem sobie, nie powiem wszystkich przyjemności, (te nie istniały dla mnie), ale wszelkich roz-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f4dhgpdnsh50a4jfeosshm2ctt1djzp
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/74
100
1085794
3154496
2022-08-19T15:14:56Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>rywek, po długich godzinach pracy!... Czy który z was widział mnie kiedy uśmiechniętym?... Mój smutek ciągły oddalał was odemnie, a ja nic starałem się was zatrzymać, bo samotność lubiłem najlepiej, i ta była mojem przeznaczeniem.<br>
{{tab}}Myślałem że będę mógł tak uczciwie żyć, zasługując na szacunek wszystkich... Sądziłem że będę mógł odpokutować swoją winę przez pracę niezmordowaną, zdanie się na wolę boską... Myślałem wreszcie, że hańba ta nad głową moją wisząca zostanie nieznaną nikomu, i że ta niewiadomość uchroni mnie od waszej wzgardy. Myliłem się... Człowiek, który popełnił tak wielką zbrodnię, powinien wiedzieć o tem, że plama ta pogoni za nim przez całe życie.<br>
{{tab}}Oddalacie się z wstrętem od skazańca, którego obecność między wami byłaby dla was hańbą... Wypędzacie go; rumienicie się ze wstydu, przypominając sobie że jeszcze tego rana ściskaliście jego rękę!... Nie mam do was żalu... To sprawiedliwość.... To kara za moję zbrodnie!<br>
{{tab}}Ciekawiście może dla czego wam opowiadałem tę {{Korekta|długę|długą}} historyę, dlaczego rozwodziłem się dłużej niż potrzeba nad tem co was nic nieobchodzi!... Ale nie dziwię się!.... mój Boże, nie miałem odwagi pozostawić was z myślą że Piotr Landry, wasz towarzysz, był nędznikiem, podłym zbójcą, który zabiwszy niegodnie człowieka, ukradł trupowi pieniądze...<br>
{{tab}}Zabiłem, to prawda!... Ale z jakąż rozkoszą byłbym oddał moje życie, aby uratować moją ofiarę!....<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j99sob4aupv4b94ohd2qfcnwu8ygrvx
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/75
100
1085795
3154498
2022-08-19T15:16:43Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}A teraz, towarzysze moi, wy wszyscy, których kochałem nie mówiąc wam o tem, bądźcie zdrowi... Oddalam się od was z rozpaczą w sercu, bo ostatnia nadzieja jaka mnie utrzymywała zerwała się...<br>
{{tab}}Jutro opuszczę Paryż, uprowadzając moją córkę biedną niewinną istotę, skazaną także za zbrodnię, którą popełnił jej ojciec nazajutrz po jej urodzeniu...<br>
{{tab}}Pójdziemy ztąd daleko oboje... pójdziemy bardzo daleko!.. W jakie miejsca?... Ja sam jeszcze nie wiem... Przypadek, traf sam, ten Bóg nieszczęśliwych poprowadzi nas... Żeby chociaż niebo było łaskawsze i żeby fatalność nie prześladowała nas tak strasznie!... Tu przynajmniej — byłem pewny — dziecku memu nie zabraknie chleba... Czy tak będzie i tam?... Niewiem... Niezmordowana praca moich rąk czy wystarczy na nasze potrzeby?...<br>
{{tab}}— Nędza, niedostatek, zmartwienie, zabiły matkę na mojem ręku... Może mi jeszcze przyjdzie zobaczyć dziecko moje opuszczone i umierające tak samo?...
{{kropki-hr}}
{{tab}}Piotr Landry przycisnął obie swoje ręce do lewej strony piersi, tak jakby jakieś głębokie rany rozdzierały się w okolicy serca jego!...<br>
{{tab}}— Boże mój — szeptał głosem prawie zagasłym — ludzie byli bez litości... nie bądźże ty bez miłosierdzia!... opiekuj się ojcem i córką!..<br>
{{tab}}Obrócił się do kolegów którzy patrzyli na niego i słuchali z podziwieniem pełnem boleści i współczucia.<br>
{{tab}}— Żegnam was na zawsze... — powiedział. — Ah! jak wielką sprawiliście mi boleść!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a1p5u3kdg80ckw45asva5qe3t7r74i1
3154499
3154498
2022-08-19T15:16:58Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}A teraz, towarzysze moi, wy wszyscy, których kochałem nie mówiąc wam o tem, bądźcie zdrowi... Oddalam się od was z rozpaczą w sercu, bo ostatnia nadzieja jaka mnie utrzymywała zerwała się...<br>
{{tab}}Jutro opuszczę Paryż, uprowadzając moją córkę biedną niewinną istotę, skazaną także za zbrodnię, którą popełnił jej ojciec nazajutrz po jej urodzeniu...<br>
{{tab}}Pójdziemy ztąd daleko oboje... pójdziemy bardzo daleko!.. W jakie miejsca?... Ja sam jeszcze nie wiem... Przypadek, traf sam, ten Bóg nieszczęśliwych poprowadzi nas... Żeby chociaż niebo było łaskawsze i żeby fatalność nie prześladowała nas tak strasznie!... Tu przynajmniej — byłem pewny — dziecku memu nie zabraknie chleba... Czy tak będzie i tam?... Niewiem... Niezmordowana praca moich rąk czy wystarczy na nasze potrzeby?...<br>
{{tab}}— Nędza, niedostatek, zmartwienie, zabiły matkę na mojem ręku... Może mi jeszcze przyjdzie zobaczyć dziecko moje opuszczone i umierające tak samo?...
{{kropki-hr}}
{{tab}}Piotr Landry przycisnął obie swoje ręce do lewej strony piersi, tak jakby jakieś głębokie rany rozdzierały się w okolicy serca jego!...<br>
{{tab}}— Boże mój — szeptał głosem prawie zagasłym — ludzie byli bez litości... nie bądźże ty bez miłosierdzia!... opiekuj się ojcem i córką!..<br>
{{tab}}Obrócił się do kolegów którzy patrzyli na niego i słuchali z podziwieniem pełnem boleści i współczucia.<br>
{{tab}}— Żegnam was na zawsze... — powiedział. — Ah! jak wielką sprawiliście mi boleść!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pop3s05pxd0281aklboaxlb5l9ft5rm
Encyklopedyja powszechna (1859)/Agnus Dei we mszy świętej
0
1085796
3154515
2022-08-19T16:01:49Z
Dzakuza21
10310
nowy
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=206
|strona_stop=206
}}
37e30onj7e55p498p01a1fx043y5imq
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/152
100
1085798
3154534
2022-08-19T16:44:52Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>podobnego traktowania! Bądź pan zadowolony, panie Hohenstockwitz: wycisnąłeś łzy z oczu swojego monarchy... Widziałeś go — tego samego człowieka, któremu tyle razy wyrzucałeś jego szczęście — widziałeś upokorzonym, skazanym na osamotnienie i boleść... Ani słowa! Zabraniam ci przemawiać do mnie! Ja, książę twój, zachowuję sobie dzisiaj prawo ostatniego wyrazu, którym jest: przebaczenie.<br>
{{tab}}I wyszedł.<br>
{{tab}}Gotthold sam pozostał, wystawiony na pastwę walki sprzecznych uczuć; zgryzoty, wesołości i wyrzutów sumienia. Przechadzając się po wielkim pokoju, zwracał oczy ku niebu i wyciągał ręce, pytając tego świadka swoich czynów: czy on był winien temu, co się stało?<br>
{{tab}}Po chwili zatrzymał się przed niedużą szafką, stojącą obok jego biurka, otworzył ją ostrożnie, wyjął butelkę reńskiego wina i niewielki kubek z najpiękniejszego czeskiego kryształu. Pierwsza szklaneczka cennego napoju pocieszyła go trochę i dodała serca; po drugiej zaczął patrzeć na swe troski z góry, niby podróżny na słonecznym szczycie, śledzący bieg obłoków u stóp swoich. A wkrótce potem, pod wpływem słodkiego uczucia zadowolenia, oceniając życie przez mgłę złocistą, powiedział sobie napoły z uśmiechem, nawpół z westchnieniem, że jednak... być może... iż cokolwiek za szorstko obszedł się ze swym kuzynem.<br>
{{tab}}— Ma słuszność — szepnął — do kata, ma słuszność, powiedział prawdę... Stary pustelnik na swój oryginalny sposób kocha, uwielbia księżnę!..<br>
{{tab}}I oblewając się ciemnym rumieńcem, ostrożnie i nieśmiało raz jeszcze napełnił szklaneczkę i wypił ją do kropli za zdrowie Serafiny.<br>
{{---|przed=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
at5s51bisf3oafq5841i2ihmmy0ylmv
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/153
100
1085799
3154539
2022-08-19T16:51:08Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ XI.|w=120%|przed=20px|po=5px}}
{{c|'''Rola hrabiny Rosen. Akt pierwszy. Baron ubezwładniony.'''|w=120%|po=20px}}
{{tab}}Około godziny trzeciej po południu hrabina Rosen przestała być widzialną dla świata. Na czas pewien zawiesiła w nim dziś swoją rolę. Zwolna, majestatycznie, w czarnej koronkowej narzutce na głowie, zeszła po szerokich schodach do ogrodu i skierowała się w długą aleję, zmiatając żwir i piasek trenem aksamitnej sukni.<br>
{{tab}}Na przeciwległym końcu tej estetycznej drogi, nawprost willi hrabiny, wznosił się mały pałacyk, w którym pierwszy minister skoncentrował prywatne swoje interesa, przyjemności i chwile wypoczynku. Hrabina dosyć szybko przebyła tę przestrzeń, według łagodnego kodeksu Mittwalden wystarczającą dla zachowania pozorów, małym kluczykiem, który niosła w ręku, otworzyła boczną furtkę, weszła na schody i bez ceremonii znalazła się na progu gabinetu Gondremarka.<br>
{{tab}}Był to obszerny i wysoki pokój, z oknami wychodzącemi na ogród. Pod ścianami, na półkach, w szafach i na stołach leżały książki, na okrągłym stole pośrodku pokoju — papiery, na podłodze znowu książki i papiery; tu i owdzie stary obraz w zaniedbanem oświetleniu; na kominku z błękitnego marmuru duży, wesoły ogień, i światło dzienne, padające z góry, czyniły ten zakątek równie oryginalnym, jak zamkniętym dla świata i odosobnionym.<br>
{{tab}}A wśród tego otoczenia pan baron w kamizelce i białych rękawach koszuli, wolny od dziennej pracy, używający miłych godzin wypoczynku.<br>
{{tab}}I nietylko wyraz twarzy, lecz cała istota tego człowieka zdawała się tutaj być zupełnie zmienioną. Gondremark urzędowy i Gondremark u siebie — to dwa bieguny ziemi. Jowialna wesołość i dobroduszność zmysłowa promieniały tu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9fwj03k5lugf0mdkv0mq44flwcikfo7
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/154
100
1085800
3154540
2022-08-19T16:55:32Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>z jego twarzy, przekształcając jej rysy; wyraz posępny, przebiegły, skupiony, zniknął z niej najzupełniej, razem z pięknymi i teatralnymi ruchami, które pozostawił w książęcym pałacu. Wyciągnął się teraz wygodnie przed kominkiem i z widoczną rozkoszą grzał swe ciężkie ciało w gorących blaskach ognia.<br>
{{tab}}Na widok pani Rosen lekko poruszył głową.<br>
{{tab}}— Ach! — zawołał. — Nakoniec!<br>
{{tab}}Hrabina, nic nie mówiąc, weszła do pokoju, rzuciła się na fotel i swobodnym ruchem założyła nogę na nogę. W aksamitach i koronkach, kształtna, strojna, wysmukła, z profilem, zarysowanym śmiało i poprawnie, z czarną, połyskującą pończoszką na tle białych spódniczek, hrabina stanowiła kontrast uderzający z ciężkim, ogromnym i czarnym satyrem, grzejącym się przed kominkiem.<br>
{{tab}}— Często zaczynasz mię wzywać — rzekła z subtelnym uśmiechem; — to staje się nakoniec kompromitującem.<br>
{{tab}}Gondremark wybuchnął śmiechem.<br>
{{tab}}— A propos, — rzekł, spojrzawszy na nią wzrokiem rozweselonym — powiedz mi, co u dyabła wyrabiasz po nocach? Powróciłaś dopiero dzisiaj rano?<br>
{{tab}}— Dobre uczynki — odparła z wyrazem skromności.<br>
{{tab}}Baron roześmiał się znowu, głośno, wesoło, długo. W kamizelce i białych rękawach koszuli była to osobistość niezmiernie wesoła.<br>
{{tab}}— Całe szczęście, że nie należę do zazdrosnych — zauważył. — Znasz moje zapatrywanie: przyjemność i swoboda stanowią spółkę nierozdzielną. Komu wierzę, to wierzę. Wszystko głupstwo w rezultacie, jednak wierzę. Nie czytałaś mego listu?<br>
{{tab}}— Nie. Głowa mię bolała.<br>
{{tab}}— To dobrze. W takim razie mam ci coś do powiedzenia — zawołał baron z błyszczącem spojrzeniem. — Nowiny, moja droga! Od wczorajszego wieczoru i dziś całe rano<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sa3qxao8yij5p28aal0weodjgqsp1bq
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/155
100
1085801
3154543
2022-08-19T17:02:13Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */ https://pl.wiktionary.org/wiki/fac_totum
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>nie mogłem się doczekać chwili zobaczenia z tobą, gdyż wczoraj po południu przycementowałem ostatni kamień trwałych fundamentów gmachu mojej przyszłości. Okręt stoi w porcie, żagle rozpięte, — mówiąc językiem poezyi — czeka tylko na hasło, na wystrzał armatni. Jedno skinienie jeszcze i skończę nakoniec z tą nudną egzystencyą podrzędnego fac-totum księżny Ratafii. Tak. Stało się. Mam rozkaz, własną ręką Ratafii napisany rozkaz, który noszę na sercu! Dziś o północy piękny Książę Piórko będzie pochwycony w swem miękkiem łóżeczku, porwany, uwieziony, ukryty bez śladu. A jutro może sobie cieszyć się od rana romantycznym widokiem z okien Felsenburga. Wspaniałe położenie i niezwykłe, jakby stworzone dla niego. Dobranoc, Książę Piórko, śpij spokojnie! A tymczasem wypowiadamy tu wojnę, i trzymam w garści moją piękną panią: dotychczas byłem niezbędny, teraz staję się panem.<br>
{{tab}}Zaśmiał się i odrzucił głowę ruchem dumnym.<br>
{{tab}}— Dawno czekałem na to — ciącnął dalej z widocznem podraźnieniem; — dawno dźwigam na barkach tę intrygę, jak Samson wrota Gazy... Teraz niech wszystko runie!..<br>
{{tab}}Hrabina podniosła się żywo; lekka bladość okryta jej oliwkowe policzki.<br>
{{tab}}— To nie prawda! — zawołała.<br>
{{tab}}Gondremark z zadowoleniem zatarł ręce.<br>
{{tab}}— Nie prawda? — rzekł. — Nie wierzysz?.. A jednak to mi się udało!<br>
{{tab}}— Nigdy w życiu nie uwierzę — powtórzyła hrabina. — Rozkaz? Jej własną ręką?.. Nie, daruj, Henryku, to nieprawdopodobne. Nie mogę ci wierzyć!<br>
{{tab}}— Przysięgam ci! — zawołał.<br>
{{tab}}— Bah, twoje przysięgi!.. Albo moje! cha, cha, cha!.. Na cóż mi przysięgasz? Na wino, śpiew, czy miłość? Wybornyś, Henryku! cha, cha, cha! Chcesz przekonać mię przysięgą!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7zlsqoroixojcdl9hg188jkp1dckhn9
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/156
100
1085802
3154551
2022-08-19T17:23:38Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Zbliżyła się do niego i lekko a pieszczotliwie oparła rękę na jego ramieniu.<br>
{{tab}}— Nie, Henryku, — rzekła spokojniej — wiesz dobrze, iż nie mogę ci uwierzyć. Nigdy, nigdy! Do śmierci nie uwierzę. Rozkaz jej własną ręką? Żartujesz, albo kryjesz coś przede mną. Co ukrywasz? Co to znaczy? Nie mogę odgadnąć, ale wiedz, że nie wierzę ani słowa.<br>
{{tab}}— Czy chcesz, żebym ci pokazał? — zapytał.<br>
{{tab}}— Nie wierzę. Nie pokażesz, bo taka rzecz nie istnieje.<br>
{{tab}}— Niedowiarku! — szepnął baron z uśmiechem zadowolenia, podnosząc słodkie oczy na hrabinę. — Ale tym razem będziesz nawróconą: pokażę ci ten rozkaz.<br>
{{tab}}Wstał i dość ciężkim krokiem zbliżył się do krzesła, na które przed godziną rzucił zwierzchnie ubranie; wyjął papier z kieszeni i podał go swej przyjaciółce.<br>
{{tab}}— Czytaj! — rzekł z przyjemnością.<br>
{{tab}}Pochwyciła go chciwie i zaczęła czytać; twarz jej przybrała wyraz groźny i surowy, oczy rzucały błyskawice.<br>
{{tab}}Lecz baron nie patrzał na nią.<br>
{{tab}}— Tak, — mówił nawpół do siebie — oto znowu dynastya, która pada: to moje dzieło! Ja ją pozbawiłem tronu, który my odziedziczymy, ty i ja.<br>
{{tab}}Wyprostował się i zdawał się wyższym.<br>
{{tab}}— Oddaj mi ten mój sztylet — rzekł po chwili, wyciągając rękę do hrabiny.<br>
{{tab}}Lecz ona ukryła szybko papier za sobą i spojrzała mu w oczy ze zsuniętemi brwiami.<br>
{{tab}}— O, nie zaraz, mój panie — odparła wyniośle. — Musimy przedtem z sobą załatwić rachunek. Czy myślisz, że jestem ślepa? Że nie odgaduję, nie rozumiem gry twojej? Nie miałbyś w ręku takiego rozkazu, gdybyś nie był jej kochankiem!.. To dowód dla mnie. Jesteś jej wspólnikiem, panem! Rozumiem to i wierzę, bo znam twą potęgę, ale ja?.. Czemże jestem teraz? — wybuchnęła — ja, oszukana!..<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pxk5ilu6g2wuug2cs75cokaxq8ctfvl
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/211
100
1085803
3154553
2022-08-19T17:28:34Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>Słońce jasno świeciło, gdyż było to samo południe. Wszystkie okoliczności zdawały się sprzyjać wycieczce w krainę muz. Emilka pisała o widoku z okien szkolnych.<br>
{{tab}}Na ławce tej przed domem nie wolno było siedzieć byle komu. Pozwolenie na to rozkoszne wygrzewanie się na słońcu otrzymywały tylko ulubienice panny Brownell, a do tych Emilka nie należała nigdy. Ale dzisiaj Ilza poprosiła o tę łaskę dla nich obu, a panna {{Korekta|Bronwell|Brownell}} nie mogła udzielić pozwolenia jednej, a odmówić drugiej. Byłaby to chętnie uczyniła, gdyż należała do tych zawziętych natur, które nigdy nie przebaczają uraz. Panna Brownell pamiętała jeszcze Emilce pierwszy dzień jej pobytu w szkole, uważała, że Emilka była w owym pamiętnym dniu bardzo niegrzeczna dla swej nauczycielki i że niczem nie okupiła tej winy. Emilka nigdy nie słyszała słów uznania, była wciąż przedmiotem szyderstw panny Brownell, nigdy nie doznała najdrobniejszego przywileju, jakiemi dość szczodrze darzyła nauczycielka inne dziewczęta. Tak że możność siedzenia na słońcu była dla niej zupełną nowością.<br>
{{tab}}Emilka była tak zatopiona w swej pracy twórczej, że nie słyszała, co się dzieje dokoła. Nie zauważyła, że lekcja geografji jest skończona, że panna Brownell zbliżyła się i stanęła za nią niespostrzeżenie. Emilka szukała rymu. Wtem rozległ się tuż za nią głos panny Brownell:<br>
{{tab}}— Skończyłaś chyba to dodawanie, Emilko?<br>
{{tab}}Emilka nie skończyła dodawania, lecz pokryła tabliczkę wierszami, których panna Brownell nie powinna, nie może zobaczyć, nigdy! Emilka zerwała się<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|205}}</noinclude>
h4f7lo9l1kiua3n5dt5a2ze7o78pzoi
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/157
100
1085804
3154554
2022-08-19T17:29:13Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Zazdrość?!.. — ze zdumieniem zawołał z kolei Gondremark. — Zazdrość, Anno? Nie, temu nie byłbym uwierzył! A jednak zapewniam cię w imię — czego chcesz zresztą — że nie jestem jej kochankiem! Przypuszczam, że w tem niema nic niepodobnego, ale nie śmiałem nigdy ryzykować. Widzisz, za wiele stawiałbym na kartę, a to takie stworzenie z galarety, — nic w tem pozytywnego, realnego, wyuczona laleczka. Chce — nie chce — sama nie wie. Liczyć na nią niepodobna! Zresztą, i bez tego doszedłem do swego celu, a kochanka dotąd chowam — na wypadek. Mamy czas jeszcze...<br>
{{tab}}Nagle, jak gdyby nową uderzony myślą, poważniej i surowiej spojrzał na hrabinę.<br>
{{tab}}— Słuchaj-no, Anno, — zaczął innym tonem — radzę ci tylko nie zajść za daleko w tych kaprysach i przywidzeniach. Żadnych intryg — rozumiesz? Utrzymuję to stworzenie w przekonaniu, że je ubóstwiam, jest mi to potrzebnem, a gdyby kiedykolwiek usłyszała słówko o tobie i o mnie, o naszym stosunku, jest tak głupia, ciasna, a przytem drażliwa, że mogłaby popsuć wszystko.<br>
{{tab}}— Tatata! — powtórzyła, kręcąc palcem i głową, hrabina Rosen — bardzo pięknie mówisz... Ale się zastanówmy: w czyjem towarzystwie upływa ci dzień cały? I czemuż mam wierzyć: słowom, czy czynom twoim?<br>
{{tab}}— Czyś zgłupiała, kobieto? Co za dyabeł wstąpił dziś w ciebie, Anno? — pytał baron, więcej zaniepokojony, niż rozczulony tym dowodem przywiązania. — Znasz mię przecież. Czyż przypuszczasz, że istotnie byłbym zdolny zakochać się w takiej błyskotce? Po tylu latach robisz ze mnie trubadura? Nie zasłużyłem na to. A czemże więcej brzydzę się na świecie, cóż mię więcej odpycha, niż te figurki z parawanu w rodzaju Ratafii? Co innego kobieta, tak jak ja rozumiem, mego gatunku, człowiek, jednem słowem. Ty jesteś właśnie taką towarzyszką, jakiej potrzebowałem. Jesteś stworzona dla mnie. Bawisz mię i zajmujesz,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2187z4vdgltwdcer1wvp3d11m38ufh8
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/212
100
1085805
3154555
2022-08-19T17:31:50Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>i wyciągnęła z rozpaczą ramię po swą tabliczkę. Lecz panna Brownell trzymała ją w górze, nad głową, ze złośliwym uśmiechem na ustach.<br>
{{tab}}— Co to jest? To nie wygląda na ułamki, ani na kolumny cyfr. „Widok z okien szkoły w Czarnowodzie”. Doprawdy, moje dzieci, zdaje się, że mamy wśród nas nielada poetę!<br>
{{tab}}Słowa same w sobie były nieszkodliwe, ale ten nienawistny syk w głosie, ta pogarda, to szyderstwo! Emilka doznawała uczucia, jakgdyby ją sieczono rózgami. Nic gorszego nie mogło ją spotkać, jak to wyszydzanie jej ukochanej poezji, jak czytanie jej przez te oczy, zimne, nieżyczliwe, ośmieszające ją, obce oczy.<br>
{{tab}}— Proszę, proszę, miss Brownell — wyjąkała — niech pani tego nie czyta. Ja to wytrę gąbką i zaraz zrobię dodawanie. Tylko proszę, niech pani tego nie czyta. To... to nic nie jest...<br>
{{tab}}Panna Brownell zaśmiała się okrutnie.<br>
{{tab}}— Zbyt skromna jesteś, Emilko, Jest to cała tabliczka wierszy. Mamy więc uczennicę, która pisuje ''poezje''. A nam nie chce przeczytać tych ''poezji''. Boję się, że jesteś egoistką, Emiljo. Pewna jestem, że nam wszystkim sprawi przyjemność ta lektura.<br>
{{tab}}Emilka kurczyła się ile razy panna Brownell wymawiała z przekąsem ten wyraz: „poezja”. Inne dziewczynki chichotały, poczęści dlatego, że radowało je ośmieszanie koleżanki ze Srebrnego Nowiu, poczęści dlatego, że chciały się przypodobać nauczycielce, której intencje były aż nadto przejrzyste. Ale Jennie Strang, która pierwszego dnia pobytu Emilki w {{pp|szko|le}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|206}}</noinclude>
r7uwg8zvi0gnp0j3pzjar59wsinlft8
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/213
100
1085806
3154558
2022-08-19T17:36:36Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{pk|szko|le}} tak ja. prześladowała, ta nie śmiała się wraz z innemi i patrzyła ponuro na nauczycielkę.<br>
{{tab}}Panna Brownell przybliżyła tabliczkę do oczu i zaczęła czytać głośno poemat Emilki. Czytała przez nos, akcentując niedorzecznie, wykonywując gesty pocieszne i rozmyślnie przesadne, czem ośmieszyła doszczętnie te wiersze, które Emilce wydawały się takie ładne. Uczennice śmiały się do rozpuku, a Emilka czuła, że gorycz tej chwili pozostanie niezatarta w jej sercu. Te milutkie pomysły, któremi się tak rozkoszowała, pisząc, były teraz wyszydzone, sprofanowane.
Panna Brownell czytała dalej, przymykając oczy i trzęsąc głową, wymawiając każde słowo z umyślnym fałszywym patosem. Chichot przeszedł w głośny wybuch śmiechu całej klasy.<br>
{{tab}}— Och, — myślała Emilka, zaciskając pięści pod fartuchem. — Pragnę, aby niedźwiedź, który pożarł niegrzeczne dzieci w Biblji, zjawił się tutaj i zjadł was wszystkie.<br>
{{tab}}W krzakach dokoła szkoły nie było takich miłych, pożytecznych niedźwiedzi, tak że panna Brownell dokończyła czytania i wyszydzania {{Korekta|poematu|poematu.}} Cieszyła się ogromnie. Ośmieszanie jednej z uczennic zawsze było dla niej przyjemnością, a kiedy uczennicą tą była Emilka ze Srebrnego Nowiu, w której duszy i sercu ona stale przeczuwała coś całkiem odrębnego od siebie samej, przyjemność ta potęgowała się jeszcze, stawała się czemś wyszukanem, rozkosznem.<br>
{{tab}}Gdy doszła do końca poemaciku, oddała tabliczkę zaczerwienionej Emilce.<br>
{{tab}}— Zabieraj swoją ''poezję'', Emilko — rzekła.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|207}}</noinclude>
nbp374fiaqcr5x6r0tubf6c9me495o8
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/214
100
1085807
3154559
2022-08-19T17:38:57Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{tab}}Emilka wytarła tabliczkę. Nie było gąbki pod ręką, ale Emilka przeszła po czarnej powierzchni dłonią, ścierając jedną stronę; przeszła dłonią po raz drugi i druga strona tabliczki oczyściła się z białych liter. Cały poemat zniknął, ośmieszony, zdegradowany, poemat, który należało wymazać ze wspomnienia bodaj. A jednak do końca swego życia, nie zapomniała Emilka bólu i upokorzenia, doznanego w tej godzinie.<br>
{{tab}}Panna Brownell zaśmiała się znowu.<br>
{{tab}}— Jaka szkoda wymazywać taką ''poezję'', {{Korekta|Emilko|Emilko.}} — rzekła. — A teraz może zrobisz swoje dodawanie. Wprawdzie nie jest ono poezją, ale ja w tej szkole nie po to jestem, żeby uczyć sztuki pisania wierszy. Uczę arytmetyki. Siadaj. Co takiego, Rhodo?<br>
{{tab}}Rhoda Stuart wstała i trzymała ręką podniesioną do góry na znak, że chce coś powiedzieć.<br>
{{tab}}— Miss Brownell — odezwała się z wyraźnym triumfem w głosie — Emilja Starr ma w swym pulpicie cały zeszyt wierszy. Dziś zrana czytała je Ilzie Burnley, gdy pani mniemała, że one uczą się historji.<br>
{{tab}}Perry Miller odwrócił się na ławce i celny pocisk, złożony z tektury i chleba, przeleciał przez pokój i uderzył Rhodę prosto w twarz. Ale miss Brownell stała już przy pulpicie Emilki, do którego przyskoczyła, zanim dziewczynka zdążyła się ruszyć.<br>
{{tab}}— Niech pani ich nie dotyka! Nie ma pani prawa! — zawołała Emilka namiętnie.<br>
{{tab}}Ale panna Brownell trzymała już „zeszyt wierszy” w ręku. Pobiegła pod okno, Emilka za nią. Te poezje były jej bardzo drogie. Napisała je podczas deszczowych rekreacji, kiedy niepodobieństwem była<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|208}}</noinclude>
e10vnk1l61okpji9yzkpo2011ucnbjv
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/215
100
1085808
3154562
2022-08-19T17:41:50Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>wszelka zabawa pod gołem niebem. Pisała w zeszycie podarowanym jej przez ciotkę Laurę który tu był najpewniej ukryty przed okiem ciotki Elżbiety. Miała zamiar zabrać dzisiaj do domu te wiersze i schować je na strychu wraz z listami do ojca. A teraz ta okropna kobieta przeczyta je całej klasie, czyhającej tylko na sposobność wyśmiewania jej myśli i uczuć, niedostępnych dla tej nieświadomie okrutnej, banalnej gromady.<br>
{{tab}}Ale panna Brownell spostrzegła się, że czasu jej nie starczy. Poprzestała na odczytaniu głośnem tytułów, zaopatrując je w swoje komentarze.<br>
{{tab}}Przez ten czas Perry Miller dawał ujście swym uczuciom, bombardując Rhodę Stuart kulkami tekturowemi w tak zawrotnem tempie, że Rhoda nie mogła się spostrzec, skąd pochodziły te ciosy i nie mogła „poskarżyć się” na nikogo. To psuło jej, bądź co bądź, przyjemność, jaką czerpała z upokorzenia Emilki. Co do Tadzia Kenta, który nie rzucał kulek, bo wolał subtelniejsze metody odwetu, ten zajęty był pilnie rysowaniem czegoś na kawałku papieru. Nazajutrz zrana znalazła Rhoda ten papier w swym pulpicie; był to rysunek, przedstawiający małpę, zawieszoną za ogon na drzewie. Twarz tej małpy była twarzą Rhody Stuart. Pieniąc się ze złości, podarła Rhoda w drobne kawałki ów rysunek, gdyż próżność jej ucierpiałaby zanadto, gdyby czyjeś oko na nim spoczęło. Nie wiedziała, że Tadzio wykonał podobny szkic, przedstawiający pannę Brownell jako nietoperza o wejrzeniu wampira i wsunął ów rysunek do ręki Emilce, wychodząc ze szkoły.<br>
{{tab}}— „Zagubiony djament”, „Romantyczna {{pp|opo|wieść}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|209}}</noinclude>
fponbwrkqm2nzp47wcqqcev3oum69bu
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/216
100
1085809
3154563
2022-08-19T17:44:46Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{pk|opo|wieść}}”, — czytała panna Brownell. — „Oda do Brzozy”, wygląda na kawałek papieru wysmolonego w kuchni, Emilko... „Oda do Zegaru Słonecznego w Naszym Ogrodzie”, ditto... „Oda do mego ulubionego Kotka”, bardzo romantyczna oda do kociego ogona, zapewne?... „Oda do Ilzy: „Szyja twoja jest śnieżnej białości”, niezupełnie, pozwolę sobie zauważyć. Szyja Ilzy jest mocno opalona. „Opis naszego Saloniku”, „Głosy Fijołków”, mam nadzieję, że głosy fijołków brzmią przyjemniej, niż twój głos, Emilko. „Domek Rozczarowany”, hm, tu widzę parę wierszy, których nie będziesz chyba podawać za twoje własne, Emilko. Nie mogłaś ich napisać.<br>
{{tab}}— Owszem! Owszem! Ja je napisałam! — zawołała Emilka z rozpaczą. — I dużo innych, lepszych.<br>
{{tab}}Panna Brownell zmięła nagle wiersze Emilki.<br>
{{tab}}— Dosyć czasu straciliśmy nad tą błahostką — rzekła. — Wracaj na swoje miejsce, Emilko.<br>
{{tab}}Zwróciła się w stronę pieca. Przez chwilę nie rozumiała Emilka jej zamysłów. Widząc, jak nauczycielka otwiera drzwiczki pieca i schyla się z papierami, ''jej'' papierami w ręku, skoczyła dziewczynka i rzuciła się, jak młody tygrys, na pannę Brownell.<br>
{{tab}}— Nie spali ich pani, nie dostanie ich pani — jęknęła. Wyrwała zeszyt z rąk nauczycielki i ukryła go w kieszeni swego przedpotopowego fartucha. Patrzyła na pannę Brownell z zimną wściekłością. W oczach jej zjawiło się znowu Murrayowskie spojrzenie, a chociaż panna Brownell mniej była na nie wrażliwa, niż ciotka Elżbieta, niemniej czuła się nieswojo wobec tych utajonych mocy, wyzierających na nią z oczu tego {{pp|dręczo|nego}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|210}}</noinclude>
4i3kfmvcl9ki1f5v4tunonbhwat0j7e
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/217
100
1085810
3154566
2022-08-19T17:47:08Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{pk|dręczo|nego}} dziecka. Czyniło ono wrażenie, że lada moment skoczy na nią, aby ją gryźć i drapać.<br>
{{tab}}— Daj mi te wiersze, Emilko — rzekła niepewnym tonem.<br>
{{tab}}— Nie dam — rzekła Emilka porywczo. — One należą do mnie. Nie ma pani do nich prawa. Pisałam je podczas rekreacji, nie przekroczyłam żadnych reguł. Pani zaś... — tu Emilka spojrzała niechętnie w zimne oczy panny Brownell — pani jest niesprawiedliwą, despotyczną ''osobą''.<br>
{{tab}}Panna Brownell wróciła na swoje miejsce.<br>
{{tab}}— Przyjdę dzisiaj do Srebrnego Nowiu, w ciągu popołudnia, Emilko, ażeby powiedzieć o tem twojej ciotce Elżbiecie — rzekła.<br>
{{tab}}Zrazu była Emilka zbyt zgorączkowana, zbyt ucieszona ocaleniem swych ukochanych poezji, aby się zastanawiać nad tą pogróżką. Dopiero gdy uniesienie minęło, ogarnął ją strach. Wiedziała, że czeka ją przejście nielada. Ale w żadnym razie nie odda swych poezji, ani jednego poematu nie poświęci, bez względu na to, co z nią zrobią. Wróciwszy do domu, pobiegła natychmiast na strych i ukryła wiersze we wnętrzu starej otomany.<br>
{{tab}}Na płacz jej się zbierało bezustannie, ale zwalczyła łzy. Panna Brownell przyjedzie, a panna Brownell nie powinna jej zobaczyć z zaczerwienionemi powiekami. Ale w sercu tem bardziej odczuwała piekący ból. Jej utajona świątynia została odkryta i zbeszczeszczona, shańbiona. Niestety! Najgorsze przejście czeka ją dopiero, tego była pewna. Ciotka Elżbieta niechybnie stanie po stronie nauczycielki. Emilka wzdrygała się przed tą ciążącą nad nią grozą sądu najwyższej {{pp|instan|cji}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|211}}</noinclude>
jkhe4wtux3ddukz094xac2hn93n0ve4
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/218
100
1085811
3154568
2022-08-19T17:49:04Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{pk|instan|cji}} domowej. Wzdrygała się jak przystało na wrażliwą naturę, cofającą się przed niesprawiedliwością. Sprawiedliwego wyroku nie byłaby się bała. Ale wiedziała, że tylko krzywda może ją spotkać, skoro stanie przed zjednoczonym trybunałem ciotki Elżbiety i panny Brownell.<br>
{{tab}}— A ojcu nie mogę o tem napisać — pomyślała, ciężko oddychając. Wstyd, jaki spadł na nią, był zbyt gorzki, aby mogła „się wypisać”, tak, że znikąd nie było nadziei na ulgę jakąkolwiek.<br>
{{tab}}W zimie jadano kolację w Srebrnym Nowiu dopiero po powrocie kuzyna Jimmy z chórów popołudniowych. Pozostawiono więc Emilkę w spokoju. Siedziała na strychu, skulona, pogrążona w gorzkich rozmyślaniach.<br>
{{tab}}Patrzyła przez okienko na senny krajobraz, który kiedy indziej byłby ją oczarował. Za białemi, odległemi pagórkami widniały czerwone obłoki, prześwitujące miejscami poprzez gałęzie drzew; nad ogrodem widniała delikatna koronka splątanych, nagich gałązek; na południo-wschodzie niebo płonęło purpurowym odblaskiem zachodu, a nad gaikiem Wysokiego Jana zawisł maleńki, uroczy półksiężyc: wschodzący nów srebrzysty. Lecz Emilka nie rozkoszowała się dzisiaj żadnem z tych zjawisk.<br>
{{tab}}Teraz zobaczyła pannę Brownell, zmierzającą ku domowi pod białemi konarami brzóz; szła swym męskim krokiem.<br>
{{tab}}— Gdyby ojciec mój żył — rzekła Emilka, spoglądając na nią z góry — wyszłabyś stąd prędzej, niż wejdziesz!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|212}}</noinclude>
6e2ockta4hs1335rma8lbltfozhyorg
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/219
100
1085812
3154570
2022-08-19T17:53:12Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{tab}}Minuty mijały, każda z nich wydawała się Emilce wiecznością. Wreszcie ciotka Laura przyszła po nią.<br>
{{tab}}— Ciotka Elżbieta wzywa cię do kuchni, Emilko.<br>
{{tab}}Głos ciotki Laury był łagodny i smutny. Emilka z trudem zapanowała nad łkaniem. Nienawistną jej była myśl, że ciotka Laura posądza ją o niegrzeczność, ale nie miała siły udzielić wyjaśnień, nie płacząc. Ciotka Laura byłaby jej współczuła, a to współczucie byłoby rozhartowało Emilkę. W milczeniu zeszła ze schodów, ciotka Laura za nią i weszły obie do kuchni.<br>
{{tab}}Nakryte tu było do kolacji, świece płonęły dokoła stołu. Ciotka Elżbieta siedziała, wyprostowana, przy stole, twarz jej wyrażała nieugiętą stanowczość. Panna Brownell siedziała rozparta na fotelu na biegunach, jej wyblakłe oczy świeciły zwycięsko i drapieżnie. Była w nich przewrotność, jakby trucizna. Nos miała bardzo czerwony, co również nie dodawało jej wdzięku.<br>
{{tab}}Kuzyn Jimmy stał, pochylony nad drzewem, które rąbał, pogwizdując od czasu do czasu. Był jeszcze bardziej podobny do gnoma dzisiaj, niż kiedykolwiek. Perry’ego nie było widać nigdzie. Emilka była z tego bardzo niezadowolona. Obecność Perry’ego byłaby dla niej ostoją moralną.<br>
{{tab}}— Przykro mi, Emilko; słyszę, że znowu byłaś dziś niegrzeczna w {{Korekta|szkole,|szkole.}} — rzekła ciotka Elżbieta.<br>
{{tab}}— Nie, nie sądzę, żeby ci to było przykrem — odrzekła Emilka poważnie.<br>
{{tab}}Teraz, gdy nastąpiło przesilenie, czuła się zdolna do stawienia czoła tym dwom okrutnicom. Notowała sobie w myśli, że zczasem, opisując tę scenę, nie {{pp|na|leży}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|213}}</noinclude>
mx4wa5z8veobxs4rssr4tpf521usd3s
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/220
100
1085813
3154571
2022-08-19T17:55:14Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{pk|na|leży}} zapomnieć o brzydkich cieniach, jakie rzuca świeca na twarz ciotki Elżbiety, uwydatniając chudość jej policzków. A czy, naprzykład, panna Brownell mogła być kiedykolwiek dzidziusiem, tłustym, roześmianym dzidziusiem? To było nie do wiary.<br>
{{tab}}— Nie mów ''mnie'' impertynencji — rzekła ciotka Elżbieta.<br>
{{tab}}— Widzi pani — rzuciła znacząco panna Brownell.<br>
{{tab}}— Nie mam zamiaru mówić nic niewłaściwego, ale tobie nie jest przykro — obstawała przy swojem Emilka. — Jesteś niezadowolona, bo zdaje ci się, że wstyd przyniosłam Murrayom, lecz z drugiej strony cieszy cię troszeczkę, że ktoś podziela twe zdanie o mnie, mówiąc, iż jestem niegrzeczna.<br>
{{tab}}— Cóż za ''wdzięczna'' natura — rzekła panna Brownell, wznosząc oczy ku górze. Oczom tym ukazał się w tejże chwili dziwny widok. Perry Miller, a raczej jego głowa, wyglądała ciekawie z ciemnego otworu w suficie. Twarz chłopca nie wyrażała bynajmniej szacunku, wykrzywiał ją przekomiczny grymas. Twarz i głowa zniknęły natychmiast, pozostawiając pannę Brownell w zdumieniu. Siedziała, nieruchoma i patrzyła bez przerwy w czarną dziurę w suficie, obecnie już zupełnie pustą.<br>
{{tab}}— Źle się zachowywałaś w szkole — rzekła ciotka Elżbieta, nie zważając na tę scenkę, której może nie spostrzegła nawet. — Wstyd mi za ciebie.<br>
{{tab}}— Nie byłam taka niegrzeczna, jak myślisz, ciotko Elżbieto — rzekła Emilka stanowczo — Widzisz, to było tak...<br>
{{tab}}— Nie chcę więcej słyszeć o tem — rzekła ciotka Elżbieta.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|214}}</noinclude>
ifyfmiue39xs68isn0a25303bjrsmtx
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/221
100
1085814
3154573
2022-08-19T17:57:27Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{tab}}— Ale musisz mnie wysłuchać — zawołała Emilka — nie wolno przesłuchiwać, tylko ''ją'' i być po jej stronie. Byłam trochę niegrzeczna, ale nie tak bardzo, jak ona twierdzi...<br>
{{tab}}— Ani słowa więcej! Słyszałam już wszystko — rzekła ciotka Elżbieta surowo.<br>
{{tab}}— Słyszała pani stek kłamstw — rzucił Perry, którego głowa ukazała się ponownie w czarnym otworze sufitu.<br>
{{tab}}Wszyscy drgnęli, nawet ciotka Elżbieta, która momentalnie rozgniewała się bardziej, niż dotychczas, dlatego właśnie, że drgnęła.<br>
{{tab}}— Perry Miller, zejdź natychmiast stamtąd! — rozkazała.<br>
{{tab}}— Nie mogę — odparł lakonicznie.<br>
{{tab}}— Natychmiast, powtarzam!<br>
{{tab}}— Nie mogę — powtórzył Perry patrząc bezczelnie na pannę Brownell.<br>
{{tab}}— Perry Miller, masz zejść! Winien mi jesteś bezwzględne posłuszeństwo! Jeszcze jestem panią tego domu!<br>
{{tab}}— Ech, dobrze, — rzekł Perry niedbale. — Skoro tak być musi!...<br>
{{tab}}Spuścił się na dół, zawisł na rękach, dotykając palcami nóg najwyższych szczebli drabiny. Ciotka Laura drgnęła i wydała lekki okrzyk. Wszyscy byli zaskoczeni.<br>
{{tab}}— Zdjąłem z siebie rzeczy, aby je wysuszyć — rzekł Perry od niechcenia — bo przemokłem, wpadłszy po ciemku w kubeł z wodą, przeznaczoną dla krów. Moje rzeczy suszą się teraz, ale skoro pani mówi, że muszę zejść...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|215}}</noinclude>
hw6f7cow1y5zfkrr7h2elkfrhg0u3yx
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/222
100
1085815
3154575
2022-08-19T18:00:07Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{tab}}— Jimmy — zwróciła się błagalnie biedna Elżbieta Murray do kuzyna. Nie była na wysokości tej sytuacji.<br>
{{tab}}— Perry, wracaj do owej dziury w suficie i ubierz się natychmiast! — rozkazał kuzyn Jimmy.<br>
{{tab}}Nagle łydki mignęły w powietrzu i znikły. W ciemnym otworze sufitu słychać było dźwięki, jakgdyby sowa, lub puszczyk obrali sobie tam siedzibę. Ciotka Elżbieta odetchnęła z ulgą i zwróciła się do Emilki. Zdecydowana była, że musi odzyskać władzę i prestiż, Emilka zaś winna się ukorzyć.<br>
{{tab}}— Emilko, uklęknij tutaj przed panią Brownell i przeproś ją za twoje zachowanie dzisiejsze — rzekła.<br>
{{tab}}Na blade policzki Emilki wystąpił rumieniec protestu. Tego nie może uczynić, przeprosi pannę Brownell, ale nie na kolanach. Klękać przed tą okrutną kobietą? Za nic! Tego nie uczyni! Cała jej istota zbuntowała się przeciw temu nowemu upokorzeniu.<br>
{{tab}}Panna Brownell była uradowana i wyczekiwania pełna. To będzie wielkiem zadośćuczynieniem ujrzeć przed sobą na kolanach to dziecko, jako małą pokutnicę. Nigdy już, myślała panna Brownell, nie spojrzy na nią Emilka temi śmiałemi, nieustraszonemi oczami, będącemi wyrazem niezawisłej, nieugiętej duszy, nie obawiającej się żadnych kar cielesnych, ani moralnych. Ta chwila będzie zawsze przytomna pamięci Emilki. Ona nie zapomni nigdy, przed kim klęczała, korna i skruszona. Emilka czuła to równie jasno, jak panna Brownell i uparcie trwała w pozycji stojącej.<br>
{{tab}}— Ciotko Elżbieto, proszę cię, pozwól mi opowiedzieć, jak to było.<br>
{{tab}}— Już słyszałam przebieg tego przykrego {{pp|zdarze|nia}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|216}}</noinclude>
0edwwf5s7tcb7gohme68bsqo25cxw69
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/223
100
1085816
3154579
2022-08-19T18:02:06Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>{{pk|zdarze|nia}}. Uczynisz to, co rozkazałam, Emilko, w przeciwnym razie będziesz poza obrębem życia domowego. Nikt nie będzie się do ciebie odzywał, nikt nie będzie się z tobą bawił, ani jadł razem, nikt nie będzie miał z tobą nic wspólnego, dopóki mi nie ulegniesz.<br>
{{tab}}Emilka zadrżała. To była kara, której ona nie zniesie. Być odciętą od świata, od swego światka... wiedziała, że to złamie jej opór w krótkim czasie. To już lepiej ustąpić natychmiast, ale o goryczy! O wstydzie!<br>
{{tab}}— Stworzenie ludzkie winno klęczeć li-tylko przed Bogiem — odezwał się nieoczekiwanie kuzyn Jimmy, patrząc w sufit.<br>
{{tab}}Dziwna zmiana zaszła nagle w dumnej, gniewnej twarzy Elżbiety Murray. Stała nieruchomo, patrząc naprzemian na kuzyna Jimmy’ego, to znów na pannę Brownell, która zaczynała okazywać najwyższe zniecierpliwienie.<br>
{{tab}}— Emilko — rzekła ciotka Elżbieta łagodniejszym tonem — niesłusznie postąpiłam, nie powinnam była zmuszać cię do uklęknięcia. Ale musisz przeprosić twoją nauczycielkę, a potem ja cię ukarzę w jej nieobecności.<br>
{{tab}}Emilka skrzyżowała ręce na plecach i spojrzała znowu prosto w oczy panny Brownell.<br>
{{tab}}— Przykro mi że byłam dziś niegrzeczna — rzekła — i przepraszam panią za to.<br>
{{tab}}Panna {{Korekta|Bromwell|Brownell}} wstała. Czuła się skrzywdzona: pozbawiono ją należnego jej triumfu. Jakąkolwiek karę naznaczą Emilce ona już nie będzie jej świadkiem. Byłaby najchętniej zbiła „głupiego Jimmy Murraya”. Ale nie mogła sobie pozwolić na żaden wybuch, żaden<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|217}}</noinclude>
aivq92y014d5xvko5rus33vxwc3940p
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/224
100
1085817
3154581
2022-08-19T18:04:08Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>głośny protest. Elżbieta Murray była bogata i wpływowa. Zarząd szkolny liczył się bardzo z jej zdaniem. Płaciła najwyższe podatki gminne.<br>
{{tab}}— Przebaczę ci twój dzisiejszy postępek, o ile będziesz się przyzwoicie zachowywać w przyszłości, Emilko, — rzekła zimno. — Czuję, że spełniłam tylko mój obowiązek, zawiadamiając twoją ciotkę o tem smutnem zdarzeniu. Dziękuję pani, panno Murray. Nie, nie mogę pozostać na kolacji, muszę wracać, zanim się ściemni zupełnie.<br>
{{tab}}— Bóg czuwa nad podróżnymi — rzekł Perry od niechcenia, schodząc po drabinie, tym razem całkiem odziany.<br>
{{tab}}Ciotka Elżbieta nie zważała na te słowa. Nie wypadało jej zwracać uwagę na słowa {{Korekta|chopca|chłopca}} stajennego w obecności panny Brownell. Ta zniknęła za drzwiami, a ciotka Elżbieta spojrzała na Emilkę.<br>
{{tab}}— Zjesz kolację sama i dostaniesz tylko chleb i mleko — oznajmiła. — I do nikogo nie będziesz mówić, aż do jutra rana.<br>
{{tab}}— Ale myśleć mi wolno? — zapytała Emilka niespokojnie.<br>
{{tab}}Ciotka Elżbieta nic nie odpowiedziała. Siedziała, wyniosła, przy stole, zastawionym do kolacji. Emilka poszła do spiżarni i jadła tu samotnie kolację, czyli chleb z mlekiem. Dokoła niej pachniały kiełbaski, których zapach i smak Emilka lubiła bardzo. A kiełbaski Srebrnego Nowiu były ostatnim wyrazem kiełbasek wogóle. Receptę na sporządzenie ich przywiozła Elżbieta Burnley z Anglji; tajemnicy tej strzeżono zazdrośnie. A Emilka była głodna. Ale uniknęła najsroższego losu, tego, który był ponad jej siły; mogło być gorzej. Nagle<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|218}}</noinclude>
if70x10lh0utkjyurs2lun2xxhyrf21
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/225
100
1085818
3154583
2022-08-19T18:05:43Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude>przyszło jej na myśl, że może napisać poemat epiczny na modłę „Pieśni Ostatniego Minstrela”. Kuzyn Jimmy przeczytał jej te Pieśni ubiegłej niedzieli. Zaraz zacznie układać pierwszą strofę. Gdy Laura Murray weszła do śpiżarni, Emilka siedziała z łokciami opartemi o kredens, zapatrzona w dal, poruszając lekko ustami. W oczach miała blask, którego nie widuje się codziennie ani na morzu, ani na lądzie. Chleb i mleko stały niedojedzone, niedopite. Emilka zapomniała nawet o zapachu kiełbasek. Piła z najczystszego źródła, ze źródła natchnienia.<br>
{{tab}}— Emilko — szepnęła ciotka Laura, zamykając drzwi i patrząc z miłością na siostrzeniczkę. — Mnie możesz opowiedzieć cały przebieg dzisiejszego zdarzenia, o ile ci to może przynieść ulgę. Ja nie sądzę, żebyś się tak bardzo źle zachowała, tylko nie powinnaś była pisać wierszy wtedy, kiedy masz odrabiać zadanie arytmetyczne. A tu oto, w tem pudełku masz kruche ciastka.<br>
{{tab}}— Już nie pragnę opowiedzieć przebiegu dnia dzisiejszego nikomu, droga ciotko Lauro; taka jestem szczęśliwa! — odrzekła Emilka. — Tworzę poemat epiczny, nazywa się „Biała Pani”, już mam 20 wierszy, z których dwa są porywające. Bohaterka ma wstąpić do klasztoru, a ojciec jej ostrzega ją, iż, jeśli to uczyni, nigdy już nie ujrzy słońca, nie zazna radości, w ciągu tego życia, które on jej dał, nigdy, aż do grobu! Ciotko Lauro, przeczytam ci kiedyś te wiersze.
Gdy je tworzyłam „promyk” rozbłysnął we mnie. Wobec tego nie zależy mi nawet na kruchych ciastkach.<br>
{{tab}}Ciotka Laura uśmiechnęła się ponownie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|219}}</noinclude>
5tdjz67kpmga1bpfspbsbkh48pfnfg0
Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/226
100
1085819
3154586
2022-08-19T18:08:55Z
Alnaling
32144
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude><section begin="16"/>{{tab}}— Może w tej chwili ci nie zależy na nich, kochanie — rzekła. — Ale minuta natchnienia minie i wtedy nie od rzeczy będzie przypomnieć sobie, że kruche {{Korekta|ciostka|ciastka}} w tem pudełku nie były liczone i że są one tak dobrze własnością Laury, jak Elżbiety.<br><br><section end="16"/><section begin="17"/>
{{c|17.|po=1em}}
{{c|LISTY|po=1em}}
{{tab}}„Drogi Ojcze,<br>
{{tab}}och, mam ci do opowiedzenia taką nadzwyczajną historję! Stałam się bohaterką niezwykłej przygody. W zeszłym tygodniu poprosiła Ilza, żebym poszła do niej i spędziła z nią wieczór do późnej nocy, bo jej ojciec wyjechał i wróci ostatnim pociągiem, a ona nie boi się wprawdzie, ale będzie się czuła bardzo opuszczona i samotna. Zapytałam ciotkę Elżbietę, czy pozwoli.
Nie śmiałam w to wierzyć, drogi Ojcze, bo ona nie pochwala wieczornych przechadzek, zwłaszcza gdy chodzi o małe dziewczynki, ale ku mojemu zdumieniu zgodziła się i to odrazu. Słyszałam potem, jak mówiła do ciotki Laury, że to wstyd tak pozostawiać po całych nocach to biedne dziecko samo. To brzydko ze strony doktora. A ciotka Laura powiedziała, że ten biedak jest postrzelony. Nie był taki, dopóki jego żona... w tem miejscu zaczęło to być naprawdę zajmujące, gdy wtem ciotka Elżbieta trąciła łokciem ciotkę Laurę, mówiąc, pst, pst, ściany mają uszy. Miała na myśli mnie, a nie ściany. Takbym chciała się dowiedzieć, dlaczego matka Ilzy umarła, albo co zrobiła {{pp|in|nego}}<section end="17"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
97r6yeh45d7x6pq9p7h4bmzkpa58uta
3154597
3154586
2022-08-19T18:23:38Z
Alnaling
32144
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Alnaling" /></noinclude><section begin="16"/>{{tab}}— Może w tej chwili ci nie zależy na nich, kochanie — rzekła. — Ale minuta natchnienia minie i wtedy nie od rzeczy będzie przypomnieć sobie, że kruche {{Korekta|ciostka|ciastka}} w tem pudełku nie były liczone i że są one tak dobrze własnością Laury, jak Elżbiety.<br><br><section end="16"/><section begin="17"/>
{{c|17.|po=1em}}
{{c|LISTY|po=1em}}
{{tab}}„Drogi Ojcze,<br>
{{tab}}och, mam ci do opowiedzenia taką nadzwyczajną historję! Stałam się bohaterką niezwykłej przygody. W zeszłym tygodniu poprosiła Ilza, żebym poszła do niej i spędziła z nią wieczór do późnej nocy, bo jej ojciec wyjechał i wróci ostatnim pociągiem, a ona nie boi się wprawdzie, ale będzie się czuła bardzo opuszczona i samotna. Zapytałam ciotkę Elżbietę, czy pozwoli.
Nie śmiałam w to wierzyć, drogi Ojcze, bo ona nie pochwala wieczornych przechadzek, zwłaszcza gdy chodzi o małe dziewczynki, ale ku mojemu zdumieniu zgodziła się i to odrazu. Słyszałam potem, jak mówiła do ciotki Laury, że to wstyd tak pozostawiać po całych nocach to biedne dziecko samo. To brzydko ze strony doktora. A ciotka Laura powiedziała, że ten biedak jest postrzelony. Nie był taki, dopóki jego żona... w tem miejscu zaczęło to być naprawdę zajmujące, gdy wtem ciotka Elżbieta trąciła łokciem ciotkę Laurę, mówiąc, pst, pst, ściany mają uszy. Miała na myśli mnie, a nie ściany. Takbym chciała się dowiedzieć, dlaczego matka Ilzy umarła, albo co zrobiła {{pp|in|nego}}<section end="17"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__
{{c|220}}</noinclude>
81qnm620fenh8m0b4iphuaqiamr23c8
Emilka ze Srebrnego Nowiu/16
0
1085820
3154587
2022-08-19T18:10:08Z
Alnaling
32144
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor=Lucy Maud Montgomery
|tłumacz=Maria Rafałowicz-Radwanowa
|tytuł = [[{{ROOTPAGENAME}}|Emilka ze Srebrnego Nowiu]]
|tytuł oryginalny=''Emily of New Moon''
|wydawnictwo=Księgarnia Popularna
|rok wydania=1936
|miejsce wydania=Warszawa
|druk=Drukarnia B-ci Wójcikiewicz
|źródło=[[c:File:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf|Skany na commons]]
|strona indeksu=Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf
|poprzedni = {{PoprzedniU}}
|następny = {{NastępnyU}}
|inne = {{całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i}}
}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf" from=210 fromsection=16 to=226 tosection=16 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|a1=Lucy Maud Montgomery|t1=Maria Rafałowicz-Radwanowa}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|E{{BieżącyU|2}}]]
6kl9n6giqbgikv8ktuuydpk4y8nu79i
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/76
100
1085821
3154666
2022-08-19T19:23:52Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Potem postąpił ku drzwiom...<br>
{{tab}}Kierownik robót, pan Raymond, zrobił poruszenie jakby chciał pobiedz za nim i wstrzymać go, ale od kilku sekund, biednego Piotra utrzymywała na nogach tylko jakaś siła gorączki nerwowej, która naraz opadła. Siły nieszczęśliwego nie pozwoliły mu dokonać jogo zamiarów... zachwiał się jak pijany, wyciągnął ręce jakby niemi powietrze chciał chwycić i padł na podłogę wydając głuchy jęk...<br>
{{tab}}Stracił zupełnie przytomność.<br>
{{tab}}— Ah! nieszczęśliwy — wykrzyknął pan Raymond — nieszczęśliwy!...<br>
{{tab}}Robotnicy paryzcy w ogólności są zwykle bardzo wrażliwi jak kobiety lub dzieci. Idą bez zastanowienia tam gdzie ich pierwszy krok prowadzi, i tak samo wracają. Nie chwalimy tego zupełnie; pojęcia ich są często błędne, moralność pozostawia dużo do życzenia, ale prawie zawsze serce mają dobre... O ile cieśle ci okazali się brutalni, a nawet okrutni dla Piotra Landry, przed wysłuchaniem historyi jego zbrodni i jego więzienia, o tyle teraz byli najserdeczniejszymi, czułymi, gotowymi wszystko zrobić, aby zatrzeć wrażenie spowodowane ich pierwotną surowością. Każdy z nich spieszył wynaleść środek najmędrszy i najskuteczniejszy, aby przyprowadzić do przytomności ojca Dyzi...<br>
{{tab}}— W komedyach, które widywałem w Ambigu — zawołał jeden z nich — jak kto fiknie koziołka to go biją w dłonie, i to jest środek nieomylny!<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze także trzeźwi się ludzi, pryskając im wodą w twarz — powiedział drugi.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5f1rw6y1tmqabbcjvtc1aj13f77x1v5
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/77
100
1085822
3154671
2022-08-19T19:25:43Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Najlepszy środek, nalać mu octu w nos — poradził trzeci.<br>
{{tab}}Skutek tych różnych rad, był taki, że każdy chciał zastosować swój środek {{Korekta|higeniczny|higieniczny}} przed drugim, i że Piotr Landry był oblewany naprzemian wodą, zimną i octom, a tymczasem silny jeden cieśla, uklęknąwszy obok niego, bił go mocno w dłonie.<br>
{{tab}}Wszystko to, zresztą nie przyniosło żadnego rezultatu, pomimo złączonych usiłowań, omdlenie nie ustawało.<br>
{{tab}}— Moi przyjaciele — wyszeptał pan Raymond głosom bardzo niespokojnym, to może jest coś groźniejszego niż my przypuszczamy... Obawiam się apopleksyi.<br>
{{tab}}— Co robić?... — spytało kilka głosów.<br>
{{tab}}— Nic gwałtownego, bo to wszystko co robiemy na ślepo może być bardziej szkodliwe niż użyteczne... Tu trzeba koniecznie natychmiast doktora....<br>
{{tab}}— Ja pójdę poszukać którego — krzyknął Gribouille, który nie przestawał płakać rzewnemi łzami, podczas całego opowiadania Piotra Landry.<br>
{{tab}}— Nietrzeba — odpowiedział pan Raymond — ja pójdę sam. Szczególniejszem zrządzeniem losu wiem gdzie mieszka najlepszy doktór w Bercy, i przez to unikniemy straty czasu na poszukiwaniach.<br>
{{tab}}Pan Raymond wyszedł prędko z dużego salonu i słyszano go zbiegającego jaknajśpieszniej ze schodów.<br>
{{tab}}— Biedny Piotr Landry — rzekł jeden z kolegów — wiedziałem, rozumie się że wesołość to nie jego rzecz i widziałem że się nudzi; śmieje się gdy na niego kolej przypada, ale nigdy w życiu nie przypuszczałem żeby był tak bardzo nieszczęśliwym!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7mc4n5nrqlzjfbxpjjpjyzm60i0x2jl
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/78
100
1085823
3154673
2022-08-19T19:27:27Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— To jest — zaobserwował ten sam cieśla, który sic okazał amatorem widowisk teatralnych, a który mówi chętnie o teatrze przy każdej sposobności — ja mówię, że widziałem w teatrze Porto Saint-Martin melodramaty w dwunastu obrazach, w których nieszczęśliwy, który grał główną rolę nie miał ani połowy, ale gdzie!... ani nawet ćwierci tych nieszczęść jakie spotkały Piotra Landry!...<br>
{{tab}}— A jednak w gruncie rzeczy to bardzo szlachetny człowiek...<br>
{{tab}}— Rozumie się, że szlachetny!...<br>
{{tab}}— Że zabił Hieronima Auberta... to prawda!... ale to nieszczęście... Zastanowiwszy się dobrze, każdy uzna, że nie jest wcale zbrodniarzem...<br>
{{tab}}— To właściwie Hieronim Aubert był winien, ponieważ on był przyczyną wszystkiego, zmuszając Piotra Landry do pójścia do szynku i picia wina pomimo jego woli...<br>
{{tab}}— Co do mnie, chociaż siedział dwa lata w więzieniu, ja mu wracam mój szacunek...<br>
{{tab}}— I ja także!...<br>
{{tab}}— I my także wracamy!... I uściśniemy mu rękę, jak prawdziwemu koledze, którego kochamy, i którego szanujemy...<br>
{{tab}}— I poprosiemy go aby z nami pozostał i puścił w niepamięć to co się dziś stało...<br>
{{tab}}— Gdyby mógł nas słyszeć, toby mu najlepiej zrobiło... To zmartwienie jest przyczyną tego wypadku, a to pocieszyłoby go natychmiast... a tem samem i uzdrowiło...<br>
{{tab}}— Kiedy tak, moi koledzy — powiedział wtedy stary podmajstrzy — ja się podejmuję przyprowadzić go do<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
olqh2ygfw4wb7syrorpopzk1zmhwjc6
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/79
100
1085824
3154676
2022-08-19T19:28:59Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>przytomności!... Przyszła mi do głowy myśl, i ręczę za jej skutek...<br>
{{tab}}— Jakże na to poradzisz?<br>
{{tab}}— Zobaczycie...<br>
{{tab}}— Ale to mu nie zaszkodzi?...<br>
{{tab}}— Gdzież tam!... uchowaj Boże!... Podnieście no go tylko za nogi i za ramiona, i posadźcie go tam.... na tem krześle...<br>
{{tab}}Wykonano to natychmiast. Dwóch kolegów podniosło ciało nieruchome Piotra Landry i umieściło je na wskazamem miejscu.<br>
{{tab}}Stary podmajstrzy wziął wtedy butelkę araku ze stołu. Włożył w usta palec Piotrowi Landry, otworzył zaciśnięte zęby, i wlał mu w gardło dobry łyk płynu zawartego w flakonie...<br>
{{tab}}Czyście widzieli kiedy w klinice zjawisko fenomenalne, jakie powstaje za dotknięciem drutu elektrycznego do trupa leżącego na stole?<br>
{{tab}}Arak wywołał na Piotrze Landry skutki nie mniej zadziwiające i nie mniej przestraszające.... Całe ciało jego nagle i gwałtownie wstrząśnięte zostało... Na twarz dotąd bladą wystąpił silny, {{Korekta|posąwy|pąsowy}} prawie rumieniec... oczy otworzyły się nadmiernie a z piersi wydarł się ryk dziki i zwierzęcy...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bym6r755dp159mvw6a25atp85k164hf
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/80
100
1085825
3154679
2022-08-19T19:30:56Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''VIII.'''|po=12px}}
{{c|'''Zupełne nieszczęście.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Koledzy, którzy się cisnęli w około Piotra Landry, i nachyleni byli nad nim, usunęli się przestraszeni.<br>
{{tab}}Stary podmajstrzy, drapiąc się za uchem, wyszeptał:<br>
{{tab}}— Do diabła!... obawiam się czy nie zrobiłem głupstwa!<br>
{{tab}}Piotr Landry, przez kilka sekund, zdawał się być w ataku tej strasznej choroby nazwanej ''delirium tremens''.<br>
{{tab}}Członki jego trzęsły się, wargi wykrzywiały odsłaniające zaciśnięte zęby; wzrok jego błędny miał jakiś nieokreślony wyraz. Nagle wyraz ten stał się dzikim, powieki zaczerwieniły się, a raczej krwią zaszły, oczy jak u tygrysa dziko zapałały.<br>
{{tab}}Widocznie ohydne upojenie alkoholem, ogarnęło nim całym, i zamieniło go w dzikie zwierzę.<br>
{{tab}}— Co! — krzyczał on głosem gardłowym, którego tony ostre rozrywały uszy. — Co! jeszcze tu nędznicy... Wydaliście wyrok śmierci na mnie i zabiliście moje dziecko!... Dobrze, wściekły pies zdechnie, ale nie bez zemsty!... Pogryzie was konając!... skazany podnosi się!... biada katom!...<br>
{{tab}}W tejże chwili, Piotr Landry zerwał się i rzucił naprzód przed siebie. Cieśle, zrozumieli dobrze iż to będzie ostrożnie a nie tchórzliwie, usunąć się od napaści nie-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iadeh941t807ipomux82rok6mun0199
Tajemnica Tytana/Część pierwsza/VII
0
1085826
3154682
2022-08-19T19:31:45Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=72 to=79 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
1fpfjvgxy6isdu9i9e625k77n7206zg
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/206
100
1085827
3154705
2022-08-19T19:53:34Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>Powierzona, ten ołtarz w lasach zbudowała,
Ołtarz co w świętym od nas wielbiony obrzędzie
Zawsze nam najwdzięczniejszym, zawsze wielkim będzie.
Więc, by dzieła tej wagi uczcić uroczyście,
Weźcie czary młodzieńcy, wieńczcie włosy w liście,
Wezwijcie bóstwo lejąc wino z dobrej woli.
Tak rzekł i w dwufarbiste gałązki topoli
Przyjemne Herkulowi okrył wszystkim skronie,
Święta czara zarazem napełniła dłonie;
Wnet wszyscy modląc bogów leją na stół wina.
{{tab}}Już wieczór niższe nieba zaciemniać poczyna;
Wtem Potycy, a za nim skórami odziani
Szli z pochodniami w ręku, jak zwyczaj, kapłani.
Nowią ucztę: zastawy drugiej dar wesoły
Niosą i półmiskami obciążają stoły.
Salijcy gałęziami z topól uwieńczeni
Piejąc, obchodzą pełne ołtarze płomieni.
Tu chór młodzi, tam starców. Wtem z ich ust zabrzmiały
Potężnego Alcyda czyny i pochwały:
Jak potwory macosze w pierwszej znękał walce,
Jak dwa straszne w dzieciństwie udusił padalce;
Jak dwa miasta wsławione przez zwycięzkie boje
Zburzył niegdyś ze szczętem, Ochalę i Troję;
Jak pod królem Eurystem trudami gnębiony
Tysiąc prac zniósł z nasłania zawziętej Junony.
Giną z rąk twych, o mężu niezachwiany niczem,
Straszne syny obłoków z dwuciałem obliczem:
Hilej i Fol; już w Krecie legł potwór zuchwały,
Ginie i lew ogromny u nemejskiej skały.
Przed tobą i Styx zadrżał, a odźwierny piekła
Przyległ w skale na kościach, z których krew nie ściekła.
Ciebie żadne straszydła, sam Tyfej niezmierny
Nie ustraszył acz zbrojny, ni smok wielki z Lerny</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bvtfu4dpvtsnvlmist29qm1t94o47x2
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/207
100
1085828
3154709
2022-08-19T19:57:56Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>Wielością łbów najmniejszej nie sprawił obawy.
Potężnego Jowisza witaj synu prawy!
Witaj, złączon z bogami ku bogów ozdobie,
Przyjdź do nas i bądź świadkiem czci składanej tobie!
To głoszą; lecz nad wszystko określa ich pienie
Skałę i ziejącego Kakusa płomienie.
Brzmi las cały od dźwięku, wzgórza odbrzmiewają.
Tak spełniwszy obrzędy, ku miastu wracają.
{{tab}}Szedł naprzód król poważnym wiekiem obciążony,
Z tej mu Enej, syn z tamtej towarzyszy strony;
W drodze różna rozmowa dla ulgi się toczy.
Enej na wszystko wkoło baczne zwraca oczy,
Dziwi się i zachwyca wdzięcznością posady
I roztrząsa ciekawie dawnych mężów ślady.
{{tab}}Wtem Ewander rzymskiego założyciel grodu,
Kraj ten, rzekł, lud z dziwnego twardych drzew pochodu,
Fauny, Nimfy zajęły wśród tych ciemnych gajów
Zrodzone; ci nie mieli ni praw ni zwyczajów;
Nie wiedzieli jak woły sprzęgać jarzmem w parę,
Jak zgromadzać bogactwa, lub ich użyć w miarę.
Z łowów i lasów żywność mieli zamiast chleba.
Wtem pierwszy na tę ziemię uszedł Saturn z nieba,
Gdy mu tam Jowisz wydarł berło którem władał;
On zebrał z gór lud dziki i prawa mu nadał.
Kraj ten przezwać Lacyi zapragnął imieniem
Ztąd, że mu był w wygnaniu bezpiecznem schronieniem.
Od jego berła ludy złote wieki liczą,
Z taką w błogim pokoju ponował słodyczą;
Póki zwolna wiek gorszy i nowego kształtu,
Nie sprowadził łakomstwa i wojny i gwałtu.
Naszły hordy sykulskie, auzońska drużyna;
Często imię zmieniała Saturna dziedzina.
Przyszli króle, Tybr srogi ogromnego ciała,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
stbh4on7adttbi85b82ykk6h25tpoxk
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/208
100
1085829
3154712
2022-08-19T20:01:43Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>Od niego Tybrem rzeka przezwaną została;
Prawe dawnej Albuli tak znikło nazwisko.
Mnie, wygnańca z ojczyzny w to miłe siedlisko
Przywiódł wyrok wszechmocny, Apollina rady
I matki mej Karmenty straszne przepowiady.
{{tab}}Ledwie rzekł, wskazał ołtarz i bramę Karmenty;
W niej tej Nimfie, jak mówią, hołd złożono święty,
Że pierwsza przez prorocze ogłosiła pienia
Cześć Pallanty i wielkość Enejców plemienia.
Dalej się z rozłożystym popisuje lasem,
Który w miejsce uchrony zmienił Romul z czasem;
Wskazuje i Luperkal pod mroźną jaskinią
Od czci, którą Panowi arkadzkiemu czynią;
Święty gaj Argiletu ciekawym odkrywa,
Kreśli śmierć gościa Arga, miejsc na świadki wzywa.
Na tarpejskie urwisko wyprowadza potem
I Kapitol, las wtedy, dziś błyszczący złotem;
Lecz już wówczas w tem miejscu wiejskie rzesze drżały
Lękano się i kniei i straszliwej skały.
Tę górę, którą, rzecze, ciemny las pokrywa,
Jaki bóg, nie jest pewna, lecz bóg zamieszkiwa:
Od Arkadów powieści o Jowiszu idą,
Że ztąd straszną w prawicy błyskać miał Egidą.
Patrz na łomy dwóch grodów wstrząśniętych z posady.
Znajdziesz w ich rozwalinach dawnych mężów ślady;
Wznieśli je ojciec Janus i Saturn bogowie:
Ten Saturnią, ten się Janikulem zowie.
{{tab}}Takie wspólną rozmową przechodząc mniemania
Przyszli do ubogiego Ewandra mieszkania.
Gdzie dziś Rzymu pysznego rynek okazały,
Gdzie rozległe Karyny: tam trzody ryczały.
Gdy w dwór weszli, Ewander w te się ozwał słowa:
Tu wszedł Alcyd, ta jego objęła budowa;</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mnr9hn81o53ju81sn3h6cm0zlbw7l0n
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/209
100
1085830
3154716
2022-08-19T20:04:54Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>I ty, gościu, bogactwa za nie odważ sobie
I w podobieństwie boga, przestań na chudobie.
Rzekł; wtem pod niskiej strzechy ubogie schronienie
Wiódł wielkiego Eneja i wskazał siedzenie
Słane z liścia, niedźwiedzia skóra je okryła.
{{tab}}Już noc po całej ziemi skrzydła roztoczyła;
Umysł matki Wenery bojaźnią przejęty
Buntem i srogą groźbą narodów Laurenty;
Temi z złotej łożnicy do Wulkana słowy
Prawi, boskiej miłości budząc płomień nowy:
Gdy wielką greccy króle Troję burzyć mieli
I zamki na łup zdane srogiej pogorzeli,
Anim o pomoc nędznym prośby moje niosła,
Anim o broń błagała twojego rzemiosła,
Nie chcąc cię, drogi mężu, w płonnem trudzić dziele,
Chociaż synom Priama winna byłam wiele
I częstom los Eneja łzy oblała memi.
Dziś on jest, jak chciał Jowisz, na rutulskiej ziemi;
Dziś więc prośba me bóstwo przed tobą ugina,
I matka śmie cię prosić o zbroję dla syna.
Ciebie córka Nereja do błagań zniżona,
Ciebie łzami zmiękczyła małżonka Tytona.
Patrz, co ludów się zbiega i co miast w nieładzie
Ostrzy miecze ku mojej i moich zagładzie!
Rzekła, a zatoczywszy śnieżne swe ramiona,
Tuli gnuśnego słodkim uściskiem do łona.
Przejął go znagła płomień nie obcej lubości
I aż do rozwolnionych przecisnął się kości;
Tak ogromnym piorunu oderwana grzmotem
Przebiega niebo szybkim błyskawica lotem.
Czuje to pewna skutku i wdzięków ponęty;
A wtem wieczną miłością rzecze Wulkan zdjęty:
Pocóż przyczyn zdaleka szukasz nadaremnie?</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lgqfmmzyb0ii68k9xf2xe9plducktqt
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/210
100
1085831
3154720
2022-08-19T20:08:23Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>Gdzież więc jest, o bogini! ufność twoja we mnie?
Gdybym był twem skinieniem do usług wezwany,
I wówczas bym mą bronią obdarzył Trojany:
Ich bytowi ni wyrok, ni Jowisz był sprzeczny.
Jeszcze Priam lat dziesięć przeżyłby bezpieczny.
Teraz, jeźli walk żądasz, by spełnić twą wolę,
Przyrzekam to, co tylko sztuka moja zdole,
Co żelazo ze złotem, co ognie z wiatrami;
Przestań więc władzy twojej uwłaczać prośbami.
Rzekł, i pieszczot żądanych udzieliwszy żonie,
W łagodnem ukojeniu zasnął na jej łonie.
{{tab}}Wśród nocy, gdy sen pierwszy pierwszej dozna przerwy,
Gdy niewiasta, co z kunsztu żywi się Minerwy,
Roznieca ogień, nocy chcąc przydać robocie,
I przy grzmiącym swe sługi sadza kołowrocie,
By łoża małżeńskiego czystość nieskażoną
Zachować i wyżywić drobnych dzieci grono:
Podobnież ogniowładca wstał z łoża pieszczoty
I szybko do zwyczajnej udał się roboty.
{{tab}}Jest wyspa Sycylii bliska i Lipary,
Znaczna z skał kurzących się i strasznej pieczary
Wydrążonej głęboko Cyklopów ogniami;
Zewsząd grzmiące kowadła jęczą pod ciosami,
Syczą rudy Chalibów, wrą ogniem piecyska:
Tu stolica i wyspa Wulkana nazwiska.
Tam on z niebios zstępuje. Pod ogromną skałą
Kuł Bront, Sterop, Pirachmon, co ma nagie ciało;
Udzialali część gromu, jakich Jowisz krocie
Miota z niebios na ziemię: część była w robocie.
Trzy strzały dali z deszczów, a trzy z chmur wilgotnych,
Trzy z błyskawic, trzy wreszcie z wiatrów skrzydłolotnych.</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
94z4lgrpqxdbjlncmpqunpahax9o2bw
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/211
100
1085832
3154723
2022-08-19T20:12:07Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>Właśnie wtedy mieszali z piorunnymi groty
Trzask, strach, i ognie mściwe i straszliwe grzmoty;
Indziej koła spieszyli i rydwan Gradywa,
Z którego budzi miasta i męże wyzywa.
Puklerz gniewnej Pallady, straszny, niezłamany,
Z łuski wężów i złota gładzą naprzemiany.
Pierś bogini okrywa kłęb splecionych żmii
Zawraca wzrok Meduza po ucięciu szyi.
{{tab}}Zawieście wasze prace Etny Cyklopowie
I baczcie (rzecze) na to, co wam Wulkan powie.
Broń dla męża dzielnego, chce, byście zrobili;
Niech nad nią kunszt mistrzowski z pracą się wysili.
Pospieszcie. Tyle wyrzekł; wnet z żywą ochotą
Zajmą się w równy udział przypadłą robotą.
Leje się miedź ze złotem w nurt podobny rzece;
Stal morderczą obszerne w płyn zmieniają piece,
Składają straszny ogrom nieprzełomnej tarczy:
Ta jedna wszystkim ciosom Latynów wystarczy.
Już siedm kręgów potężnych spajają z kręgami,
Ciągną i wyziewają powietrze miechami,
Inni syczący kruszec miedzi w wodzie chłodzą;
Od bitych kowadł lochy straszny grzmot rozwodzą.
Wznoszą ręce do miary z siłą niewysłowną,
Obracjąc kleszczami stał w ogniu hartowną.
{{tab}}Kiedy bóg, co go Lemna w dzieciństwie przyjęła,
Takie w krajach Eola dokonywał dzieła,
Świetne słońce obudzą Ewandra z uśpienia
I zebranych pod strzechą rannych ptasząt pienia.
Powstał starzec i szatą letnie okrył ciało,
Tyrreńskie mu obuwie nogi opasało;
Miecz tegejski przywiązał do boku; grzbiet rysi,
Zwróciwszy z prawej strony, od lewej mu wisi;
Wychodzi z wrót wyniosłych para psów dobrana,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
37opof5jaudqc0b3i2xieo3z948vlbe
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/212
100
1085833
3154726
2022-08-19T20:15:34Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>Spiesząc jak wierni stróże w tropy swego pana:
Tak w te miejsca, gdzie Enej używał wytchnienia,
Szedł słów swych i danego pomny przyrzeczenia.
{{tab}}I Enej, wstawszy rano, spieszyć się poczyna:
Ten ma obok Achata, ów Pallasa syna.
Zeszli się, uściskali, w środku domu siedli,
I przyjazne rozmowy w taki sposób wiedli.
Król począł: póki widzą w całości dni twoje,
Poty, wodzu, nie przyznam, że zniszczono Troję.
Od nas w tak wielkiej sprawie małe wsparcie czeka:
Z tej strony nas powściąga bystra Tusków rzeka,
Ztąd Rutul aż pod mury szczek swej broni szerzy.
Lecz ja ci wielkie ludy, możnych państw rycerzy
Nastręczę; los wskazuje drogę do zbawienia,
I pewnie cię w te kraje wiodą przeznaczenia.
Z dawnych głazów dźwignięte, jest od miejsc tych blisko
Agilińskiego miasta niemałe siedlisko.
Tam na górach etruskich osada się wzniosła
Lidyjców z wojennego wsławionych rzemiosła;
Tę lat wiele w kwitnącym zachowaną stanie
Znękało Mezentego twarde panowanie.
Wspomnęż mordy, ciemięztwa? O niech jego głowie,
Niech to jego plemieniu odpłacą bogowie!
Ciała żywych z trupami krępował po parze,
Wiążąc ręce z rękami i z twarzami twarze;
Tak złączonych okropnie i posoką zlanych
Dobijał wolną śmiercią w mękach niesłychanych.
Wtem rozpacz nieszczęśliwych ogarnęła dzika:
Wnet zbrojni oblegają w domu okrutnika;
Mordują towarzyszów, miotają płomienie.
On z rzezi u Rutulów znajduje schronienie;
Tam od napaści Turna zasłania go siła.
Cała się Etruria gniewem oburzyła,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
na94ajg8djp6oihe62weydmjbqsf0g3
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/213
100
1085834
3154729
2022-08-19T20:21:04Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>O wydanie ciemięzcy krwawe toczą boje:
Tych więc oddam, Eneju, pod dowództwo twoje.
Brzmi ich łodźmi brzeg cały. W zapale bez miary
Chcą wynieść sztandar wojny; wieszcz powściąga stary.
Tak piejąc: O meońskiej młodzi pierwszy kwiecie,
Siło mężów, co wojnę słuszną gotujecie
Z prawego na tyrana wzburzeni powodu!
Nikt z Italców takiego nie zwalczy narodu.
Obcych wodzów szukajcie. Tą wieszczbą strwożony
Stanął zastęp etruski w bliskości tej strony;
Sam Tarcho wysłał posłów z godły królewskiemi,
Prosząc, bym przybył w obóz i chciał władać nimi.
Lecz wiek późny, co siły do dzieł męzkich wzbrania,
Pozazdrościł staremu sławy panowania.
Wiódłbym syna ku temu namowy szczeremi;
Lecz on z matki Sabinki ma tu cząstkę ziemi.
Ty, któremu wiek sprzyja i boskie wyroki,
Spiesz Italców i Trojan wodzu, bez odwłoki;
Tego, w którym ma ufność i rozkosz jedyna,
W towarzystwo Pallasa przyłączę ci, syna:
Niech przed tobą nawyka w twarde Marsa znoje,
Niech się wcześnie wpatruje i czci dzieła twoje.
Dwieście jeźdźców arkadzkich dam ci z kwiatu młodzi
Dwomaset na swe imie niech Pallas dowodzi.
{{tab}}Ledwie letni Ewander skończył głos swój na tem,
Stanął Enej jak wryty wraz z wiernym Achatem,
Myśląc, ile trudności zwalczyć im potrzeba.
Wtem Wenus znak wydała z otwartego nieba:
Błysło ogniem powietrze, rozległy się grzmoty
I z trwogi wszystkie wkoło wstrzęsły się przedmioty,
Jakby trąby tyrreńskie w powietrza zabrzmiały.
Pojrzą w górę, znów nieba straszny grzmot wydały.
Znagła z czystych obłoków na pogodnej stronie</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
an2e9g9i7srbma53z32njar3gj6vzdq
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/214
100
1085835
3154732
2022-08-19T20:27:37Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>Świetne i dźwięk szerzące postrzegają bronie.
Struchleli; lecz w Eneju wrażenia nie czyni
Widok ten, bo głos poznał matki swej bogini.
I rzekł: Dawco gościny nie chciej badać zgoła,
Co ten dziw zapowiada; już mię niebo woła.
Jeźli wojna — ta wieszczba jest mi obiecana
Od matki mej bogini wraz z bronią wulkana:
„Ach jakież mordy grożą Laurentom zabójcze!
Jak mi Turnie przypłacisz! a ty, Tybrze ojcze,
Ileż tarcz, hełmów, trupów, połkną nurty twoje!“ —
Teraz niech rwą przymierza, niech wszczynają boje.
{{tab}}To rzekłszy, wynioślejsze opuszcza siedzenie,
A zgasłe na ołtarzach Herkula płomienie
Roznieca i weselem czci bóstwo domowe,
Święcąc według zwyczaju owce wyborowe;
Toż jest dziełem Ewandra i trojańskiej młodzi.
Potem do towarzyszów i do naw odchodzi.
Z pierwszych więc hufiec mężów cnotami dostojny
Wybiera; ci mu będą towarzyszmi wojny.
Reszta wody leniwe przerżnąć ma na statkach,
By Julowi o ojcu donieść i wypadkach.
Trojanom, co w tyrreńskie ciągnąć mają szlaki,
Losem dzielne do boju rozdają rumaki;
Nadto koń dla Eneja w okryciu z lwiej skóry,
Z której blask rozszerzają złocone pazury.
{{tab}}Wieść biega w szczupłem mieście natychmiast rozsiana,
Że jazda spiesznie dąży w gród Etrusków pana;
Modlą się trwożne matki, strach się z wojną braci,
I Mars krwawy w groźniejszej zjawia się postaci.
Ewander ciągnącemu prawicę synowi
Porywa, tuli, płacze i tak z łkaniem mówi:
O! gdyby mię dziś Jowisz w ten wiek przeobraził</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
551ylxcl4b46narkplpw0op56q7ttmy
Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/215
100
1085836
3154738
2022-08-19T20:35:12Z
Nawider
14399
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Nawider" /></noinclude><poem>Gdym pod samą Prenestą pierwsze wojska raził
I tarcz stosy przy końcu zapaliłem dzieła.
Ta dłoń króla Heryla do piekieł zepchnąła:
Ten z matki Feronii (okropne zjawienia)
Wziął wraz z życiem trzy dusze i trzy uzbrojenia.
Trzykroć śmierć musiał ponieść; przecież ręce moje
Trzy mu dusze odjęły, trzy wydarły zbroje.
Nie rozdzieliłaby nas synu ta wyprawa!
Ani ów sąsiad Mezent, który mi najgrawa,
Tyluby rozbojami pokoju nie kłócił;
Ni z tyluby mieszkańców kraj ten osierocił!
Lecz wy bóstwa! ty najprzód, wszystkich bogów panie!
Nad arkadzkim monarchą miejcie zlitowanie.
Usłyszcie błagań ojca: jeźli waszą władzą
W całości mi wyroki Pallasa oddadzą,
Jeźli żywy powróci z pośród krwawych grotów,
Żebrzę życia, na wszystkie trudy jestem gotów;
Lecz jeźli ciosy dla mnie gotujesz surowe:
Dziś o losie, dziś przetnij smutną dni osnowę,
Gdy cię, moja pociecho ostatnia, jedyna,
Tuli ojciec do serca, najdroższego syna,
Gdy jeszcze przyszłość ciemna, wątpliwe boleści;
Bym nie dożył o tobie okropniejszych wieści!
Tak się rzewnił w rozstaniu ojciec kochający;
Zemdlonego do domu odnieśli służący.
{{tab}}Już jazda wyciągała wroty otwartemi:
Naprzód szedł Enej z wiernym Achatem; za nimi
Szli pierwszi wodze Troi, a wśród całej rzeszy
Z szat i połysnej zbroi znaczny Pallas spieszy
Jak Lucyfer, z gwiazd wszystkich najmilszy Wenerze,
Gdy skąpan w Oceanie lot ku niebu bierze,
Zkąd rozpłasza noc ciemną świetną twarzą swoją.
Na wzniosłych szczytach murów trwożne matki stoją,</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bqc64c7tztn65mlr5v2yuacx73gw8jv
Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis153
2
1085837
3154759
2022-08-19T21:19:23Z
Draco flavus
2058
Draco flavus przeniósł stronę [[Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis153]] do [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc]]: struktura
wikitext
text/x-wiki
#PATRZ [[Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc]]
8b2ki85dz182rfcxily5mamhtbxnpp0
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/158
100
1085838
3154807
2022-08-20T04:50:17Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>jak komedya. I cóżbym zyskał na zamianie? Gdybym cię nie kochał, pocóżbym cię łudził? Nie jesteś mi potrzebną do niczego innego, to przecież jasne jak słońce.<br>
{{tab}}— Więc kochasz mię, Henryku? — zapytała czule. — Kochasz mię rzeczywiście?<br>
{{tab}}— Mówię ci, że cię kocham. Po mojej własnej osobie, ty jesteś mi najdroższą... Gdybym cię stracił nagle, nie wiedziałbym, co z sobą począć.<br>
{{tab}}Hrabina popatrzała na niego uważnie.<br>
{{tab}}— Dobrze, — odparła, składając rozkaz Serafiny i starannie wsuwając go za stanik — chcę ci wierzyć. Należę do spisku. Licz na mnie. O północy, mówisz? I Gordon ma to wykonać? Bardzo dobrze: jego nic nie powstrzyma.<br>
{{tab}}Gondremark patrzał na nią podejrzliwym wzrokiem.<br>
{{tab}}— Dlaczego bierzesz ten papier? — zapytał. — Oddaj mi go.<br>
{{tab}}— Nie — odparła. — Pozostanie u mnie. Ja ci przygotuję wszystko. Możesz być pewny, że beze mnie nie poszłoby ci to gładko, a ja przecież bez tego nic zrobić nie mogę. Powiedz mi: gdzie mam szukać Gordona? Czy o każdej porze go znajdę?<br>
{{tab}}Mówiła niby chłodno, ale w tonie głosu brzmiało gorączkowe podniecenie.<br>
{{tab}}Gondremark patrzał na nią i gryzł usta: człowiek wesoły zniknął; gniew, podejrzliwość, chytrość zmieniły do niepoznania jego rysy.<br>
{{tab}}— Po raz ostatni, Anno, — zaczął znowu — żądam, wymagam: oddaj mi ten papier! Raz — dwa — trzy!<br>
{{tab}}— Strzeż się, Henryku! — odparła kobieta, patrząc mu prosto w oczy wzrokiem wyzywającym. — Zapomniałeś, że nie znoszę, aby mi rozkazywano!<br>
{{tab}}Mierzyli się spojrzeniem, i chwila niebezpiecznej ciszy trwała dość długo. Przerwała ją hrabina Rosen wybuchem wesołego i szczerego śmiechu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bafujij5753pmhoobs2iupf09fn2t48
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/159
100
1085839
3154810
2022-08-20T04:54:56Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Nie bądźże dzieckiem! — rzekła najswobodniejszym tonem. — Doprawdy, dziwić się muszę. Jeśli to wszystko prawda, co mi powiedziałeś, nie masz mi żadnego powodu nie ufać, ani ja zdradzać ciebie. Więc o cóż nam chodzi? Cała trudność polega na tem, żeby księcia bez skandalu wywabić z pałacu. To nie brylant, który można schować w kieszeń, i rozumiesz, że najbłahsza okoliczność może zgubić ciebie i wszystko. Jeden krzyk! Służba jest mu wierna, a co większa — przywiązana; szambelan jest prawdziwym jego niewolnikiem.<br>
{{tab}}Gondremark z natężeniem śledził jej myśli.<br>
{{tab}}— Muszę go pochwycić znienacka — rzekł wreszcie — i zniknąć z nim razem bez śladu.<br>
{{tab}}— Z nim i twymi planami! — zaśmiała się piękna kobieta. — Przecież kiedy wybiera się na polowanie, bierze z sobą swoich ludzi? Dziecko jedynie mogło wymyślić coś podobnego. Plan jest głupi; poznaję w nim głowę Ratafii. Ja ci poradzę lepiej; słuchaj tylko: czy wiesz, że mię książę uwielbia?<br>
{{tab}}— A czyż mogę nie widzieć? Biedny Książę Piórko! I w tem nawet pokrzyżuję jego plany!<br>
{{tab}}— Więc słuchaj — powtórzyła: — cóżbyś powiedział na to, gdybym go o północy wywabiła z pałacu w jakie miejsce ustronne parku, czy ogrodu, np. na ławeczkę u stóp Merkurego?.. Gordon mógłby czekać w krzakach, a powóz za Świątynią... I wszystko cicho. Ani krzyku, ani walki, ani szamotania. Książę zniknął, nic więcej. — A co? Jaki ze mnie spiskowiec? Zdadzą się na co moje piękne oczy? O Henryku, wierz mi, twoja Anna wiele może, nie wyrzekaj się tego skarbu!<br>
{{tab}}Uderzyła małą dłonią o kominek i uśmiechała się wyzywająco.<br>
{{tab}}— Czarodziejko! — rzekł baron. — W całej Europie nie znalazłbym równej tobie!.. Czy się zdadzą na co twoje piękne<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k1ari6zhbfq5b77iyyfc93kv0yfyb6q
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/160
100
1085840
3154816
2022-08-20T04:59:35Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>oczy!... Ależ popłyniemy, widzę, jak po maśle, gdy ty weźmiesz tę sprawę w swoje rączki!<br>
{{tab}}— Więc mnie uściskaj, i śpieszę do dzieła. Muszę przecież złapać jeszcze Księcia Piórko.<br>
{{tab}}— Czekaj, czekaj!.. Chwileczkę... Chciałbym ci zaufać, jak mi życie miłe, ale — czy ja cię nie znam?.. czy nie wiem, żeś szalona?.. I do jakiego stopnia? Nie śmiem, Anno, nie śmiem, powierzyć się twojemu kaprysowi... Nie, nie, — to niepodobna!<br>
{{tab}}— Nie ufasz mi, Henryku?<br>
{{tab}}— Hm, nie ufam? To nie jest wyraz odpowiedni... Znam cię. Skoro cię raz stracę z oczu z tym papierem w kieszeni, nie mogę być pewnym, jaki zrobisz z niego użytek... Ty sama tego nie wiesz. Bo widzisz — rzekł, po ojcowsku biorąc ją za rękę i patrząc w oczy — tyś przecie złośliwa jak małpa.<br>
{{tab}}— Przysięgam ci — zawołała — na zbawienie duszy!<br>
{{tab}}— Nie przysięgaj. To mię nie zaciekawia. Dopiero mi tłómaczyłaś rozdział o przysięgach.<br>
{{tab}}— Więc mię uważasz za kobietę bez religii? pozbawioną wszelkiego poczucia honoru? To dobrze. Słuchaj: spierać się z tobą nie będę, ale co ci zapowiem, to wykonam. Zostaw rozkaz w moich ręku — a będziesz miał księcia; odbierz go — a zobaczysz, jak cię zaszachuję! Ufaj mi, albo nie wierz — jak ci się podoba.<br>
{{tab}}I podała mu papier.<br>
{{tab}}Baron się zawahał, stał niezdecydowany, porównywając naprędce oba niebezpieczeństwa. Wyciągnął rękę, lecz cofnął ją znowu.<br>
{{tab}}— Niech tak będzie, — rzekł wreszcie — skoro to nazywasz zaufaniem.<br>
{{tab}}— Ani słowa więcej! — przerwała. — Nie psuj własnego położenia. Teraz, kiedyś okazał się dobrym kolegą i przyjąłeś propozycyę moją, nic nie wiedząc, zgadzam się na wyjaśnienie. Prosto od ciebie idę do Gordona, aby z nim<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bu1yk9hvfyqmlx24mov1cemjang4x7l
Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/161
100
1085841
3154821
2022-08-20T05:05:12Z
Piotr433
11344
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>rzecz ułożyć. A jakże zrobiłabym to bez jej rozkazu? Przecież nie śmiałabym odezwać się z podobną rzeczą. A muszę mieć z jego strony posłuszeństwo ślepe, bo np. jakże mogę przewidzieć dokładnie godzinę? Może ta katastrofa wypaść o północy, ale może tak samo zdarzyć się o zmroku... Rzecz przypadku. Aby działać, muszę mieć swobodę działania, muszę mieć cugle w ręku. A teraz uciekam... Uściskaj swego giermka!<br>
{{tab}}I z uśmiechem otworzyła mu ramiona.<br>
{{tab}}Gondremark objął ją silnemi dłońmi.<br>
{{tab}}— Każdy ma swego bzika — rzekł po długim uścisku; — zdaje się, że mój jeszcze nie najgorszy. Idź... Powierzyłem bombę dzieciakowi.<br>
{{---|przed=20px}}
{{c|ROZDZIAŁ XII.|w=120%|przed=20px|po=5px}}
{{c|'''Rola hrabiny Rosen. Akt drugi. Książę uwiadomiony.'''|w=120%|po=20px}}
{{tab}}Pierwszą myślą pani Rosen po opuszczeniu willi Gondremarka było wrócić do siebie dla uzupełnienia i przeglądu swej toalety. Cokolwiekby zajść mogło, miała silne postanowienie złożenia dziś wizyty Serafinie, i nic dziwnego, że wobec kobiety, którą uważała za swoją rywalkę, pragnęła stanąć w pełnem uzbrojeniu i nie okazać się pod żadnym względem słabszą lub niższą.<br>
{{tab}}Była to zresztą dla niej kwestya kilku minut, gdyż sprawy toaletowe pani Rosen rozstrzygała rzutem oka. Nie należała ona do tych kobiet, które wahają się godzinami wśród stosu gałganków, ażeby w rezultacie wyglądać możliwie, lub karykaturalnie. Dla niej wystarczało jedno spojrzenie w lustro, zręcznie dodana kokarda, drobny, artystyczny nieład w uczesaniu, trafnie umieszczona róża herbaciana wśród koronek stanika...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iuhn5lhtolmhzzepo867lazl0cchtvu
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/81
100
1085842
3154828
2022-08-20T05:58:32Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>szczęśliwego, którym rządziła najszaleńsza i najstraszniejsza ze wszystkich wściekłości, uciekli przed nim, a Landry gonił za niemi wydając dzikie krzyki, nie mające w sobie nic ludzkiego... Otworzyło się kilkoro drzwi do gabinetów od dużego salonu. {{Korekta|Nieszęśliwy|Nieszczęśliwy}} stary podmajstrzy był mniej żwawy a buty jego podkute dużemi gwoździami ślizgały się po woskowanej posadce.<br>
{{tab}}Piotr Landry schwytał go, porwał za gardło, rzucił na ziemię z najwyższą passyą, oparł mu kolano na piersi i zaczął dusić, śmiejąc się strasznym śmiechom.<br>
{{tab}}— Ratunku!... — ryczał podmajstrzy — ratunku!... on mnie zabije.<br>
{{tab}}Potem głos mu zagasł. Rzężał już tylko...<br>
{{tab}}Wrzask ton doszedł uszów cieśli, którzy uwiadomieni o śmiertelnem niebezpieczeństwie jakie groziło jednemu z nich, poopuszczali tymczasowe swoje kryjówki i pospieszyli na ratunek podmajstrzemu.<br>
{{tab}}Piotr Landry, w szale swoim, wziąwszy ich za nieprzyjaciół zapamiętałych, złączonych, przeciw sobie, puścił starca już prawie bezprzytomnego, podniósł się i stanął naprzeciw nadchodzących...<br>
{{tab}}Wtedy rozpoczęła się straszna walka pomiędzy tym nieszczęśliwym a temi ludźmi usiłującymi sparaliżować wszystkie jego poruszenia, chcącemi obezwładnić go nie czyniąc mu żadnej krzywdy....<br>
{{tab}}Kilkakrotnie już go ująć zdołali. I kilkakrotnie wyrwał im się z rąk, jednakże siły jego wyczerpały się i byłby już padł, gdyby nie wypadek, który o tej nierównej walce zaprowadził go do stołu jeszcze w zupełności nakrytego.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
he0sajq5ae5t8vnbkyr9z7qbpxg4iaq
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/82
100
1085843
3154829
2022-08-20T06:00:13Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Porwał nóż zo stołu, i wrzeszcząc tryumfalnie, rozpoczął atak z nową gwałtownością, uderzając na prawo i lewo, przed siebie i za siebie, ale na szczęście, uderzając na oślep....<br>
{{tab}}Jednakże krew już płynęła, i z pewnością nie jedna ofiara byłaby padła, uderzona śmiertelnie, gdyby przywołani żołnierze z sąsiedniego odwachu, przez właściciela domu nie przybyli na pomoc. Wkroczyli oni do dużego salonu, otoczyli Piotra Landry kołem, zwracając ku jego piersiom bagnety....<br>
{{tab}}W tymże samym czasie, jeden z cieślów narażając się sam, aby tylko niepozwolić nieszczęśliwemu rzucić się na ostrze, ujął go z tyłu, zdołał wyrwać mu nóż, i powalił go na ziemię...<br>
{{tab}}Od tej chwili nie było niebezpieczeństwa. Rozbrojony Piotr Landry przestał być groźnym.<br>
{{tab}}Związano mu ręce i nogi serwetami, a w chwili gdy on chciał się z tych pęt wydobyć, wszedł pan Raymond do resteuracyi prowadząc z sobą doktora.<br>
{{tab}}Naczelny kierownik robót, od dzisiejszego rana powziął dla Piotra Landry żywą sympatyę, o tyle żywszą o ile poznał głębokie cierpienia tegoż. Jago osłupienie i zmartwienie było nie {{Korekta|doopisania|do opisania}}, gdy się dowiedział co zaszło. Przewidział odrazu następstwa tego strasznego wypadku. Ale nie mógł nic zaradzić, ani przeciw faktom dokonanym, ani też przeciw ich skutkom.<br>
{{tab}}Zbrodnia była wyraźna!... niczego nie brakło: kłótnia i bójka, rany groźne, rozlew krwi.... Kilku cieślów miało twarze i ręce poranione i zakrwawione; stary podmaj-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8590iv1rs45knciu9ruagmeb36pwfhp
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/83
100
1085844
3154831
2022-08-20T06:02:28Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>strzy, prawie uduszony, był w stanie budzącym silne obawy.<br>
{{tab}}Komisarz policy i spisał protokół obwiniający Piotra Landry, i ten ostatni został odprowadzony, czyli raczej odniesiony do więzienia tymczasowego, gdyż nie przestawał rzucać się, a przystęp szaleństwa był straszniejszy niż kiedykolwiokbądź...
{{kropki-hr}}
{{tab}}Proste streszczenie faktów, które nastąpiły bezpośrednio, po tym fatalnym wieczorze wystarczy czytelnikom.<br>
{{tab}}Zaraz następnego dnia, pan Raymond w towarzystwie przedsiębiorcy, w imieniu którego prowadził wszystkie roboty, a którego objaśnił o wszystkiem co się stało, a co nam jest już wiadome, udał się do pałacu {{Korekta|sprawiewości|sprawiedliwości}}, postarali się oni o rozmowę z sędzią, w którego ręku była sprawa Piotra Landry.<br>
{{tab}}Przedsiębiorca był człowiek bogaty, powszechnie szanowany, dobrze widziany, używający wybornej opinii i wielkiego uznania w świecie finansowym.<br>
{{tab}}Słowo jego miało wielkie znaczenie, zaświadczenia jego nie były z tych, które się odrzuca. Sędzia śledczy obiecał dla obwinionego wszystkie łagodzące okoliczności, któreby się nie sprzeciwiały przepisom prawa, i rzeczywiście na drugi dzień, po pierwszem badaniu, przystał na wypuszczenie go na wolność za kaucyą... Kaucya ta była złożoną przez przedsiębiorcę.<br>
{{tab}}Piotr Landry wrócił do siebie w najokropniejszej rozpaczy. Nie łudził się wcale co do swego położenia... Rozumiał to dobrze, że chociażby jaknajłagodniej chciano<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e096auw89hr15xbg5sqa1en2kezcuid
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/84
100
1085845
3154832
2022-08-20T06:04:00Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>obejść się z nim, straszna okoliczność recydywy, niewątpliwie ściągnie na jego głowę ciężką karę.<br>
{{tab}}— No — mówił sobie — teraz jestem zgubiony!... z pewnością zgubiony tym razem!... Od tej pory żadna rehabilitacya jest niemożliwa dla recydywisty, dla stałego lokatora więzienia centralnego!...<br>
{{tab}}— Oh! moja Dyonizo, moja córko ukochana, co z tobą się stanie, przy ojcu nędzniku i zbrodniarzu, ojcu jakim jest twój?... Dla czego Bóg nic ulitował się nad tobą?... Dla czego nie umarłaś?... raczej przychodząc na ten świat.<br>
{{tab}}Jednakże Piotr Landry żywił w głębi serca niepewną słabą nadzieję...<br>
{{tab}}Liczył na wdowę Giraud.<br>
{{tab}}— Może — szeptał — zacna kobieta będzie szczęśliwszą niż przypuszczała. Najtwardsze serca miękną czasem... Bogaty krewny przyjdzie jej niezawodnie z pomocą... Ona tak bardzo na to zasługuje!... a wtedy może, kochając serdecznie Dyzię, i będąc sama najlepszą, najpoczciwszą na świecie, może się zgodzi zatrzymać kochane dziecię, wiedząc nawet, że przez kilka lat nie będę mógł płacić za nią...<br>
{{tab}}Gwałtowne, gorączkowe pragnienie, dowiedzenia się jaknajprędzej tego, czego się obawiał, i tego czego mógł się spodziewać, nie dozwoliło cieśli tracić ani godziny.<br>
{{tab}}Pobiegł natychmiast na Belleville....<br>
{{tab}}Serce jego bilo gwałtownie w piersi w chwili gdy otwierał drzwi znanego nam domku.<br>
{{tab}}Jak zwykle, Dyzia rzuciła się w jego objęcia, obsypując pocałunkami, ale zaledwie był w stanic oddać pie-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dy4ryyj0j5bv3tbixpqsko42e8rabp4
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/85
100
1085846
3154833
2022-08-20T06:06:00Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>szczoty swojej małej córeczce, cała jego uwaga była zaabsorbowana zakłopotaną twarzą i niezwyczajnym smutkiem wdowy Giraud.<br>
{{tab}}Przez te dwa dni, dobra kobieta postarzała się o kilka lat, tak była bladą, a oczy jej zaczerwieniono, mocno zapadły. Nie miała okularów, a Piotr Landry spostrzegł płynące łzy po jej zwykle rumianej twarzy.<br>
{{tab}}— A cóż, moja dobra pani Giraud — spytał się głosem zaniepokojonym — jakież wiadomości?...<br>
{{tab}}Wdowa opuściła głowę i odpowiedziała:<br>
{{tab}}— Bardzo złe.<br>
{{tab}}— Krewny pani z prowincyi?...<br>
{{tab}}— Napisał do mnie bardzo przykry list... Powiada w tym liście, że kiedy się doszło do mojego wieku nie umiejąc poprowadzić swoich interesów, to się ich nie nauczy nigdy, i dodał, że byłoby to bezwstydem, zjadłszy swoje fundusze, chcieć jeszcze zjeść i drugich.<br>
{{tab}}— A zatem nie przysyła pani nic!<br>
{{tab}}— Przysłać mi coś, on!.... stary skąpiec!... Nawet nie ofrankował swego listu!...<br>
{{tab}}Piotr Landry ciągnął dalej:<br>
{{tab}}— A pani wierzyciele?...<br>
{{tab}}— Nie przestają mnie dręczyć wezwaniami dopłatami i pozwami, nie chcą słyszeć o niczem... Wreszcie ja im nie obiecuję nic!... wiedząc dobrze, że nie będę mogła dotrzymać tego co przyobiecam... Był u mnie dziś rano pełnomocnik dostawcy paszy...<br>
{{tab}}— Cóż pani powiedział?<br>
{{tab}}— Powiedział mi, że moje bankructwo będzie ogło-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f9utuu1f5c4k0duj12sh009pffiy58o
Encyklopedyja powszechna (1859)/Aldyny
0
1085847
3154845
2022-08-20T06:34:20Z
Dzakuza21
10310
nowy
wikitext
text/x-wiki
{{Hasło z Encyklopedyi powszechnej
|tom=1
|strona_start=375
|strona_stop=376
}}
1mb7dp6630o79ynr8w47c2201sbi9b2
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/86
100
1085848
3154864
2022-08-20T08:37:50Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>szone pojutrze, jeżeli jego klientowi nie zapłacę w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin.<br>
{{tab}}— I cóż nani zrobi?<br>
{{tab}}— Nic, ponieważ nic mam czem zapłacić...<br>
{{tab}}— Alu, upadłość to zupełna ruina!<br>
{{tab}}— To daleko więcej jak ruina, bo to więzienie...<br>
{{tab}}— I nie módz pani przyjść z pomocą!.. Ach! gdybym był bogaty!.. — szeptał Piotr Landry zżymając się z niecierpliwości.<br>
{{tab}}— Wyprowadzili byście mnie z nieszczęścia, mój poczciwy Piotrze, to pewna, i ja wcale nie wątpię o tem... — odpowiedziała wdowa — ale cóż chcecie, ci co mają dobre serce nie mają pieniędzy, a ci co mają pieniądze nie mają serca... Może to nie jest ogólna zasada, ale to aż nadto często spotyka się na tym bożym świecie...<br>
{{tab}}Po chwili milczenia pani Giraud spytała:<br>
{{tab}}— Czy pomyślałeś panie Piotrze co zrobisz z naszą ukochaną Dyzią, z którą konieczność mnie rozłącza?..<br>
{{tab}}— Niestety!.. — odpowiedział cieśla, — nie myślałem nic... miałem jeszcze nadzieję... bezustannie ją miałem..<br>
{{tab}}— Widzisz teraz, mój przyjacielu, że na nieszczęście nic już na ranie rachować nie możesz. Pomyślcie i postanówcie coś!...<br>
{{tab}}— Och! mój Boże, co ja mogę zrobić?.. Gdzie umieścić to dziecko, które nie ma już matki?.. Kto się nią zaopiekuje z czułością?.. kto je tak kochać będzie jak pani?...<br>
{{tab}}— Z pewnością nikt... — odpowiedziała wdowa, ocierając łzy — ależ przecie może się jeszcze znajdzie jaka dobra dusza... ale gdzie tu jej szukać!?..<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3nz5tpvl59tsestxxp16j45skp7uav3
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/87
100
1085849
3154865
2022-08-20T08:40:33Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Wynałeść taką!.. to łatwo powiedzieć!.. Nawet nic wiem gdzie jej szukać?....<br>
{{tab}}— Ach! przyznaję, że położenie wasze jest bardzo przykre i trudno... ale tak samo jak ty nie możesz nie dla mnie, ja nie mogę nic dla ciebie zrobić... Zatrzymam Dyonizę do dnia, którego będę mieć sama schronienie, dopóki się nioe otworzą przedomną drzwi więzienia za długi. Togo dnia dopiero oddam ci ją...<br>
{{tab}}Piotr Landry opuścił dom w Belleville bardziej smutny, więcej z irytowany niż przed przybyciem...<br>
{{tab}}Rozwiała się jego ostatnia nadzieja!...<br>
{{tab}}Nie chciał mówić wdowio Giraud o nowom strasznom nieszczęściu, które go przygniatało...<br>
{{tab}}Na co by się przydało to bolesne zwierzenie?...<br>
{{tab}}Biedna kobieta miała dosyć własnej niedoli!...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''II.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Są}}d.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Izba oskarżeń przy sądzie przysięgłych, uznając Piotra Landry winnym zadania uderzeń i ran, które spowodowały niemożność pracy przez trzy tygodnie, odesłała sprawę przed szóstą izbę policyi poprawczej.<br>
{{tab}}Wnioski prokuratora w zasadzie bardzo logiczne, potępiły nieszczęśliwego cieślę.<br>
{{tab}}— Panowie sędziowie! kończył swą mowę prokurator. Zapewne przy tej okazyi wystąpi tu obrona z tezą<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d988l9jv79n9kikwhedkhyi0osstv5z
3154892
3154865
2022-08-20T09:29:42Z
Draco flavus
2058
drobne merytoryczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Wynałeść taką!.. to łatwo powiedzieć!.. Nawet nic wiem gdzie jej szukać?....<br>
{{tab}}— Ach! przyznaję, że położenie wasze jest bardzo przykre i trudno... ale tak samo jak ty nie możesz nie dla mnie, ja nie mogę nic dla ciebie zrobić... Zatrzymam Dyonizę do dnia, którego będę mieć sama schronienie, dopóki się nioe otworzą przedomną drzwi więzienia za długi. Togo dnia dopiero oddam ci ją...<br>
{{tab}}Piotr Landry opuścił dom w Belleville bardziej smutny, więcej z irytowany niż przed przybyciem...<br>
{{tab}}Rozwiała się jego ostatnia nadzieja!...<br>
{{tab}}Nie chciał mówić wdowio Giraud o nowom strasznom nieszczęściu, które go przygniatało...<br>
{{tab}}Na co by się przydało to bolesne zwierzenie?...<br>
{{tab}}Biedna kobieta miała dosyć własnej niedoli!...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|'''IX.'''|po=12px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|Są}}d.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}Izba oskarżeń przy sądzie przysięgłych, uznając Piotra Landry winnym zadania uderzeń i ran, które spowodowały niemożność pracy przez trzy tygodnie, odesłała sprawę przed szóstą izbę policyi poprawczej.<br>
{{tab}}Wnioski prokuratora w zasadzie bardzo logiczne, potępiły nieszczęśliwego cieślę.<br>
{{tab}}— Panowie sędziowie! kończył swą mowę prokurator. Zapewne przy tej okazyi wystąpi tu obrona z tezą<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rf0vtiyurutqbol5xyzkoxpjl7fpkil
Tajemnica Tytana/Część pierwsza/VIII
0
1085850
3154866
2022-08-20T08:41:32Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=80 to=87 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
47t5ikwjygrhvns3e08au1wlcxfh2b5
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/88
100
1085851
3154867
2022-08-20T08:44:12Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>niewłasnowolnego pijaństwa... Powie wam, że Piotr Landry, w chwili gdy bił i zadawał ciężkie rany uczciwym kolegom cieślom tak jak i {{Korekta|oni,był|oni, był}} bezprzytomny; nic posiadał świadomości swoich czynów, iż upił się pomimo woli i niewiedząc o tem... Może nawet ten system obrony poprą przychylne świadectwa, którym nawet nie chcę czynić zarzutów gdyż wiem, że pobudki ich są szlachetne...<br>
{{tab}}Dla mnie odpowiedź będzie łatwa, mogę ją dać już w tej chwili... Przeszłość Piotra Landry mówić będzie za mnie...<br>
{{tab}}Człowiek, którego widzicie przed sobą, przed czterema laty zasiadał na ławie oskarżonych...<br>
{{tab}}Spełnił zabójstwo. W uniesieniu, w przystępie szalu, zabił podle młodego człowieka bezbronnego i ufność w nim pokładającego, któremu ściskał ręce i którego nazywał swoim przyjacielem...<br>
{{tab}}Opłakana przyjaźń!... Pocałunki Judasza!...<br>
{{tab}}Wtedy tak jak dziś, chciano dowieść absolutnej niewinności, stawiano zasadę nieodpowiedzialności za czyny popełnione w stanie niepoczytalnym... Ta zgubna teorya prawie zupełny wtenczas odniosła tryumf!... Zbójca został skazany tylko na lat dwa więzienia....<br>
{{tab}}A teraz zobaczmy następstwa tej pobłażliwości i tej lekkiej kary!... Oto Piotr Landry stoi znów przed wami!... Popełnił znów zbrodnie, tak słabo kiedyś odpokutowaną, i z pewnością dziś jeszcze na tej samej opierając się zasadzie, spodziewa się uniewinnienia, a przynajmniej znów tak śmiesznej kary...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ndkqan7kp1l65trmtmloeodc48utlio
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/89
100
1085852
3154868
2022-08-20T08:45:50Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Zapewniam was panowie, iż zaraz usłyszycie, drugą odycyę tej obrony jaka się pod temi sklepieniami rozlegała przed czteroma laty... ale jestem pewny, że panowie nie będziecie pobłażliwi dla zbrodni, i nie ochronicie jej puklerzem bezkarności!...
{{tab}}Adwokat Piotra Landry, usłyszawszy mowę prokuratora, spuścił głowę i pomyślał sobie:<br>
{{tab}}— Nie ma co robić!... moje zadanie skończone!... sprawa przegrana...<br>
{{tab}}W istocie, prokurator królewski, z nadzwyczajną zręcznością, naprzód usunął wszystkie środki obrony i zniszczył przychylne usposobienie, jakie mogła przynieść sędziom opinia wezwanych świadków.<br>
{{tab}}Sprawa jednak była bronioną, a nawet w sposób bardzo świetny; świadkowie jeden po drugim zeznawali, że w ich sumieniu i przekonaniu, Piotr Landry był zupełnie niewinnym, ponieważ nieostrożność starego podmajstrzego wszystko złe spowodowała....<br>
{{tab}}Nic to jednak nie pomogło...<br>
{{tab}}Prokurator królewski, w krótkich słowach, skończył zwycięzko to co tak świetnie rozpoczął, i karygodność pod — sądnego stała się jasną jak słońce.<br>
{{tab}}Sąd skazał Piotra Landry na pięć lat więzienia, z oddaniem na następne lat pięć pod ścisły nadzór policyi.<br>
{{tab}}Po wysłuchaniu wyroku, nieszczęśliwy padł przybity na ławę podsądnych.<br>
{{tab}}— Dziesięć lat! — szeptał kryjąc w ręku twarz z siłą — to całe życie!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
28h2tnfgrama6s3p61yanmsklw0dz54
3154870
3154868
2022-08-20T08:47:52Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Zapewniam was panowie, iż zaraz usłyszycie, drugą odycyę tej obrony jaka się pod temi sklepieniami rozlegała przed czteroma laty... ale jestem pewny, że panowie nie będziecie pobłażliwi dla zbrodni, i nie ochronicie jej puklerzem bezkarności!...
{{kropki-hr}}
{{tab}}Adwokat Piotra Landry, usłyszawszy mowę prokuratora, spuścił głowę i pomyślał sobie:<br>
{{tab}}— Nie ma co robić!... moje zadanie skończone!... sprawa przegrana...<br>
{{tab}}W istocie, prokurator królewski, z nadzwyczajną zręcznością, naprzód usunął wszystkie środki obrony i zniszczył przychylne usposobienie, jakie mogła przynieść sędziom opinia wezwanych świadków.<br>
{{tab}}Sprawa jednak była bronioną, a nawet w sposób bardzo świetny; świadkowie jeden po drugim zeznawali, że w ich sumieniu i przekonaniu, Piotr Landry był zupełnie niewinnym, ponieważ nieostrożność starego podmajstrzego wszystko złe spowodowała....<br>
{{tab}}Nic to jednak nie pomogło...<br>
{{tab}}Prokurator królewski, w krótkich słowach, skończył zwycięzko to co tak świetnie rozpoczął, i karygodność pod — sądnego stała się jasną jak słońce.<br>
{{tab}}Sąd skazał Piotra Landry na pięć lat więzienia, z oddaniem na następne lat pięć pod ścisły nadzór policyi.<br>
{{tab}}Po wysłuchaniu wyroku, nieszczęśliwy padł przybity na ławę podsądnych.<br>
{{tab}}— Dziesięć lat! — szeptał kryjąc w ręku twarz z siłą — to całe życie!...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2waehe1c84ja5i05fpnta2xammpbmib
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/90
100
1085853
3154869
2022-08-20T08:47:29Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Obrońca jego pochylił się ku niemu.<br>
{{tab}}— Odwagi, mój przyjacielu — szepnął mu do ucha — pozostaje ci jeszcze możność apelowania...<br>
{{tab}}Cieśla podniósł głowę i zapytał:<br>
{{tab}}— Czy w apelacyi mogę spodziewać się uniewinnienia?...<br>
{{tab}}— Zapewne, wszystko jest możliwe...<br>
{{tab}}— Sądzisz pan, że uwolnienie jest prawdopodobne?..<br>
{{tab}}— Czy istotną prawdę chcesz wiedzieć?...<br>
{{tab}}— Tak...<br>
{{tab}}— A więc nie!... nie spodziewam się zupełnego uwolnienia... ale myślę, że sąd może obniżyć karę o jeden lub dwa stopnie...<br>
{{tab}}— Czy to zrobi?...<br>
{{tab}}— Za to nie ręczę...<br>
{{tab}}— A więc, na cóż się to zdało?...<br>
{{tab}}— Przypuszczając nawet, że dojdziemy tylko do konfirmacyi wyroku sądu, appelacya ma dla ciebie zawsze swoje dobrę stronę...<br>
{{tab}}— Jaką?<br>
{{tab}}— Tę, aby ci dać więcej czasu dla urządzenia się przed uwięzieniem.<br>
{{tab}}Piotr Landry wzruszył głową.<br>
{{tab}}— Ma co to? — powtarzał on. — Czy to się nazywa być wolnym, widzieć przed sobą otwarte drzwi więzienia, które cię czeka?... lepiej skończyć natychmiast...<br>
{{tab}}— Jesteś panem swej woli, mój przyjacielu, zastanowisz się i dasz mi znać...
{{***2}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3868p8s154sfvk3xav885h3f2j7lz7d
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/92
100
1085854
3154874
2022-08-20T09:07:30Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Od okropnego wieczoru w restauracji „pod kasztanami“ w Bercy, nie pracował już wcale. Skromna sumka jego oszczędności wyczerpała się; był bez grosza, chociaż pan Raymond, wynagrodzony przez przedsiębiorcę, odmówił przyjęcia piędziesięciu franków pożyczonych na zaspokojenie nikczemnego Ravenouilleta. Piotr Landry przyjął z poddaniem to co go czekało, a jednak od tej chwili życie jego było złamane już zupełnie i bez nadziei. Do szaleństwa doprowadzało go tylko to, gdy pomyślał o Dyzi, o jej przyszłości... A myślał o tem ciągle, dniem i nocą...<br>
{{tab}}— Co się stanic z Dyonizą?...<br>
{{tab}}Cieśla bezprzestannie zadawał sobie to pytanie, nie mogąc znaleźć na nie odpowiedzi.<br>
{{tab}}Był bez rodziny, bez pieniędzy, bez przyjaciół; — gdzieżby w takich okolicznościach, mógł znaleźć anielską duszę, któraby się podjęła wychowania biednej małej dzieciny, a przyjmując zobowiązanie, chciała jej dać pożywienie ciała i duszy, i otoczyć ją tą czułością macierzyńską, tyle potrzebną dziecku ile chleb i słońce?<br>
{{tab}}Zapewne, był ostatni ratunek, i cieśla wiedział o nim dobrze.<br>
{{tab}}W Paryżu, istnieje znaczna liczba zakładów dobroczynnych, tak szeroko praktykujących miłosierdzie... Dyzia mogłaby naprzyklad być pomieszczoną, w znanym domu — „Dzieci zaniedbanych“, ale tego środka Piotr Landry nie uznawał. Człowiek pochodzący z ludu, miał wszystkie przesądy tegoż ludu. Zakłady o których mówiony wzbudzały w nim ten wstręt, jakim klasa robotnicza przejęta jest do szpitali... Zdawało mu się, że jak tylko jego cór-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tj1e9wxa2i4bsijqj3az4inlwoiutlw
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/93
100
1085855
3154876
2022-08-20T09:08:47Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ka, przestąpi próg jednego z tych schronień, będzie w jednej chwili straconą dla niego...<br>
{{tab}}To jeszcze nie wszystko: domy przytułku, zakłady dobroczynne, których chwalić niepotrzeba, a których dosyć nachwalić się niepodobna, wyrabiają w wychowańcach swoich przekonania, iż z czasem trzeba będzie iść do służby aby zarobić na życie, i w tym kierunku ich kształcą. Tymczasem lud paryski lubi pracę, ale nie cierpi służby, i Piotrowi Landry krew się burzyła na myśl, że jego córka mogłaby być sługą kiedyś.
{{***2}}
{{tab}}Prosiemy naszych czytelników, aby jeszcze raz towarzyszyli nam do izdebki, którą już znamy.<br>
{{tab}}Była ósma godzina wieczorem. Świeca, w połowie już spalona umieszczona w szyjce butelki, oświetlała słabo straszną nędzę.<br>
{{tab}}Cieśla siedząc na jednym stołku, jaki był w izdebce, obok małej kołyski w której leżała Dyzia, patrzył na jej sen głęboki i spokojny.<br>
{{tab}}W przeciągu tych ośmiu dni dziecko zmieniło się bardzo. Chorobliwa bladość pokrywała jej zbiedzoną twarzyczkę, a na każdym policzku pokazywały się czerwone plamy, groźne bardzo gdyż zwiastowały one początek rozzwijającej się choroby piersiowej.<br>
{{tab}}Wyraz twarzy Piotra Landry był ponury i zrozpaczony zarazem; nadludzkie cierpienie widniało w jego oczach suchych i nieruchomych, w których błyszczał ciągły ogień gorączki.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jjdlu5dj7kbxr44fqljak88f5z1vsmg
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/94
100
1085856
3154879
2022-08-20T09:10:01Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Za dwa dni muszę ją opuścić! — mówił sobie nieszczęśliwy ojciec. — Za dwa dni zamki więzienia odłączą mnie od świata, a Dyoniza zostanie sama, opuszczona, zgubiona!...<br>
{{tab}}Czyby nie było lepiej, sto razy lepiej, dla niej i dla mnie, wziąść ją na ręce zanieść nad brzegi Sekwany i rzucić się wraz z nią w jej zimne nurty?...<br>
{{tab}}Od wczoraj, po raz trzeci, cieśla stawiał sobie to straszne pytanie, i niepodobna było twierdzić, że ostatecznie nie zdecyduje się na to, gdy wtem jakiś niespodziewany, i nagły hałas wstrząsnął nim całym...<br>
{{tab}}Jakaś ręka pewna i śmiała zapukała do drzwi izdebki.<br>
{{tab}}— Kto to może być? — pomyślał Piotr Landry. A ponieważ klucz znajdował się wewnątrz, poszedł do drzwi, otworzył je sam i znalazł się w obec jakiegoś nieznajomego.<br>
{{tab}}Przybyły był mężczyzna wysoki, barczysty, ubrany z elegancyą pełną prostoty. Twarz jego starannie wygolona, prócz wąsów długich, czarnych jak heban, była w górnej części bronzowego prawie koloru, co się często zdarza u ludzi zamieszkujących kraje gorące. Podbródek i dolna część policzków były biały, jak zwykle po świeżem ogoleniu.<br>
{{tab}}Przybyły miał włosy czarne, przystrzyżone jak szczotka, oczy blado niebieskie, prawic szare, i niezawodnie należeć musiał do wyższej klasy społeczeństwa.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
omezri1l2oez37fpiiq19hxvubdt58k
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/95
100
1085857
3154880
2022-08-20T09:11:34Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''X.'''|po=12px}}
{{c|'''Posłaniec Opatrzności.'''|w=110%|po=12px}}
{{tab}}W izbie było prawie zupełnie ciemno. Piotr Landry myślał z początku, że ma przed sobą agenta policyjnego, mającego rozkaz aresztowania go, i zadrżał cały, lecz spojrzawszy nań powtórnie, przekonał się odrazu, że się pomylił.<br>
{{tab}}Agent policyjny nie miałby ani tej dobrej miny, ani obejścia się tak eleganckiego, a mianowicie tej grzeczności jaką okazywał nieznajomy, który ukłoniwszy się, zatrzymał kapelusz w ręku.<br>
{{tab}}— Nie wiem czy się nie mylę — powiedział nieznajomy — i myślę, że pan będzie tyle łaskaw, objaśnić mnie w tym względzie.<br>
{{tab}}— Jestem na pańskie rozkazy — wyszeptał ojciec, Dyonizy.<br>
{{tab}}— Szukam w tym domu kogoś... a ten ktoś nazywa się Piotr Landry.<br>
{{tab}}— To ja panie jestem Piotr Landry...<br>
{{tab}}— Jeżeli tak jest, to proszę pozwól mi pan wejść do siebie, i zechciej mi powiedzieć, czy możesz pomówić zemną natychmiast?...<br>
{{tab}}— I owszem, przyjdzie mi to łatwo...<br>
{{tab}}— Ta rozmowa może być długa...<br>
{{tab}}— Mam czas, nie mam nic do roboty...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
drw1wj4vr9zwjtedoqfevt9njw660o9
Tajemnica Tytana/Część pierwsza/IX
0
1085858
3154881
2022-08-20T09:12:13Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu" from=87 to=94 fromsection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|T{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
dileah9humcmw4rxjesuumhuiy7ini7
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/166
100
1085859
3154895
2022-08-20T09:38:15Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude><br>
{{c|'''XIII'''|po=20px}}
{{c|'''Szwejk idzie namaszczać.'''}}
<br>
{{tab}}Feldkurat Otto Katz siedział w zamyśleniu nad okólnikiem, który właśnie przyniósł sobie z koszar. Było to zastrzeżenie ministerstwa wojny.<br>
{{tab}}Ministerstwo wojny kasuje na czas wojny przepisy obowiązujące, dotyczące ostatniego namaszczenia dla żołnierzy armii, i ustanawia dla kapelanów wojskowych przepisy następujące:<br>
{{f|lewy=10%|
{{tab}}§ 1.Na froncie ostatnie namaszczenie zostaje zniesione.<br>
{{tab}}§ 2. Ciężko rannym i chorym żołnierzom nie wolno udawać się na tyły dla otrzymania ostatniego namaszczenia. Duchowni wojskowi obowiązani są oddawać takich szeregowców natychmiast władzom wojskowym dla dalszego dochodzenia.<br>
{{tab}}§ 3. W szpitalach wojskowych na tyłach wolno udzielać ostatniego namaszczenia zbiorowo na podstawie orzeczenia lekarzy wojskowych, o tyle jednak, o ile ostatnie namaszczenie nie jest uciążliwe dla odpowiedniej instytucji wojskowej.<br>
{{tab}}§ 4. W wypadkach wyjątkowych dowództwa szpitali wojskowych na tyłach mogą zezwolić na przyjęcie ostatniego namaszczenia.<br>
{{tab}}§ 5. Na wezwanie dowództw szpitali wojskowych duchowni wojskowi obowiązani są udzielać ostatniego namaszczenia tym, których dowództwa polecają.|w=90%}}
{{tab}}Potem feldkurat przeczytał jeszcze raz pismo, którym został powiadomiony, że jutro ma się udać na plac Karola do<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dc0bmsbr24z3i00j42yu828vozhq61i
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/167
100
1085860
3154896
2022-08-20T09:39:12Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>szpitala wojskowego, aby udzielić ostatniego namaszczenia ciężko rannym.<br>
{{tab}}— Słuchajcie, Szwejku — zawołał feldkurat — czy to porządek? Jak gdyby w całej Pradze nie było innego feldkurata, prócz mnie. Czemu nie poślą do szpitala tego pobożnego kapelana, co to niedawno spał u nas? Ja już nawet nie pamiętam, jak to się robi.<br>
{{tab}}— Kupimy sobie katechizm, panie feldkuracie, w katechizmie piszą o takich rzeczach — rzekł Szwejk. — Katechizm to dobry przewodnik dla duszpasterzy. W klasztorze Emauskim pracował pewien pomocnik ogrodnika. Gdy postanowił wstąpić do zakonu laickiego i dostał habit, żeby nie zdzierać własnego ubrania, musiał kupić sobie katechizm, aby się dowiedzieć, jak się robi znak krzyża, kto jedynie nie podpada pod prawo grzechu pierworodnego, co to znaczy czyste sumienie i tam dalej. Potem sprzedał sekretnie połowę ogórków z ogrodu klasztornego i ze wstydem wyleciał z klasztoru. Kiedy się z nim spotkałem, powiedział mi: — Ogórki mogłem sprzedawać i bez katechizmu.<br>
{{tab}}Szwejk kupił katechizm, a feldkurat, odwracając kartki, rzekł:<br>
{{tab}}— Ostatniego namaszczenia może udzielać tylko ksiądz i to olejem poświęcanym przez biskupa.<br>
{{tab}}— Więc widzicie, Szwejku, wy sam {{korekta|ostaniego|ostatniego}} namaszczenia udzielić nie możecie. Przeczytajcie mi, jak się udziela ostatniego namaszczenia.<br>
{{tab}}Szwejk czytał: — Czyni się to tak: ksiądz namaszcza poszczególne zmysły chorego modląc się przy tym:<br>
{{tab}}— Przez to święte namaszczenie, niechaj przedobrotliwe miłosierdzie boże odpuści ci cokolwiek zgrzeszyłeś wzrokiem, słuchem, powonieniem, smakiem, językiem, dotykiem, chodem“.<br>
{{tab}}— Ciekaw jestem, Szwejku — odezwał się kapelan, jak też człowiek może nagrzeszyć dotykiem, możecie mi to wyjaśnić?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hbbr28mhf7h6lpu6tid7jxzvarr87tp
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/168
100
1085861
3154897
2022-08-20T09:40:02Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Wiele rzeczy, panie feldkurat, sięgnie choćby do cudzej kieszeni, albo i na zabawie tanecznej, wszak mnie ksiądz kapelan rozumie — jakie tam bywa przedstawienie.<br>
{{tab}}— A chodem Szwejku?<br>
{{tab}}— Kiedy zacznie utykać, żeby wzbudzić litość.<br>
{{tab}}— A powonieniem?<br>
{{tab}}— Kiedy mu się jakiś smród nie podoba.<br>
{{tab}}— A smakiem, Szwejku?<br>
{{tab}}— Kiedy ma się na kogoś apetyt.<br>
{{tab}}— A mową?<br>
{{tab}}— To już idzie razem ze słuchem, panie feldkurat. Jak jeden dużo gada, a drugi słucha.<br>
{{tab}}Po tych filozoficznych uwagach kapelan zamilkł i po chwili powiedział:<br>
{{tab}}— Potrzeba nam więcej oleju poświęconego przez biskupa — rzekł po chwili. — Daję wam dziesięć koron na butelkę takiego oleju. W intendenturze wojskowej go nie mają.<br>
{{tab}}Szwejk wybrał się więc na poszukiwanie oleju, poświęconego przez biskupa. Poszukiwanie takiej rzeczy jest daleko trudniejsze od szukania żywej wody w baśniach Bożenny Niemcowej.<br>
{{tab}}Szwejk był w kilku drogeriach, ale gdy wyraził życzenie: — Proszę buteleczkę oleju poświęcanego przez biskupa — jedni wybuchali śmiechem, drudzy ze strachu chowali się po kontuarem. Szwejk zachowywał przy tym wielką powagę.<br>
{{tab}}Postanowił spróbować szczęścia w aptekach. Z pierwszej kazano laborantowi wyrzucić go za drzwi. W drugiej chciano telefonować po pogotowie ratunkowe, w trzeciej zaś powiedział mu prowizor, że firma Polak przy ulicy Długiej, handel olejami i farbami, z pewnością będzie miała żądany olej na składzie.<br>
{{tab}}Firma Polak przy ulicy Długiej była naprawdę bardzo ruchliwa. Nie pozwoliła odejść żadnemu klientowi bez zadowo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qsr4scwwqlbakkpcwmdod5mmay7ao1x
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/169
100
1085862
3154898
2022-08-20T09:40:54Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>lenia jego życzenia. Jeśli ktoś życzył sobie balsamu kopaiwanego, nalali mu do butelki terpentyny i też było dobrze.<br>
{{tab}}Gdy Szwejk wszedł do sklepu i zażądał za dziesięć koron oleju poświęcanego przez biskupa, szef rzekł do subiekta:<br>
{{tab}}— Niech pan mu naleje, panie Tauchen, dziesięć deka oleju konopnego, numer trzeci.<br>
{{tab}}A subiekt, zawijając butelkę w papier, rzekł do Szwejka czysto po kupiecku:<br>
{{tab}}— Pierwszy gatunek. Gdyby pan potrzebował pędzli, lakieru, pokostu, prosimy zwrócić się do nas. Obsłużymy pana solidnie.<br>
{{tab}}Tymczasem kapelan powtarzał sobie z katechizmu to, co w seminarium nie utkwiło mu zbyt dobrze w pamięci. Bardzo mu się podobało to niezwykle uduchowione zdanie, z którego się szczerze uśmiał: „Nazwa ostatnie olejem św. namaszczenie pochodzi stąd, że to namaszczenie bywa zazwyczaj ostatnim ze wszystkich namaszczeń jakie kościół św. udziela“. Albo inne: „Ostatnie namaszczenie może przyjąć każdy chrześcijanin wyznania rzymskokatolickiego, który ciężko zachorował i jest przytomny“.<br>
{{tab}}Następnie ordynans przyniósł mu list, którym feldkurat zostaje powiadomiony, że jutro przy jego posługach religijnych w szpitalu asystować będzie „Stowarzyszenie szlachcianek religijnego wychowania żołnierzy“.<br>
{{tab}}Stowarzyszenie to składało się z histerycznych bab i rozdawało żołnierzom po szpitalach obrazki świętych i opowiastki o żołnierzu katoliku, umierającym za najjaśniejszego pana. Na tych opowiastkach był barwny obrazek przedstawiający pobojowisko. Dokoła leżą trupy ludzi i koni, powywracane wozy taborowe i armaty lawetami do góry. Na horyzoncie pali się wieś i pękają szrapnele, a na przedzie leży umierający żołnierz bez nogi, nad nim zaś pochyla się anioł i podaje mu wieniec ze wstęgą, na której jest napis: — Jeszcze dziś będziesz ze<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ppafym254rpwnbhw96wug12e3lvzzws
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/170
100
1085863
3154899
2022-08-20T09:41:45Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>mną w raju. — Umierający zaś uśmiecha się tak błogo, jak by mu podawali lody śmietankowe.<br>
{{tab}}Przeczytawszy list, Otto Katz splunął i pomyślał:<br>
{{tab}}— Będę miał jutro ładny dzień.<br>
{{tab}}Znał te natrętne baby z kościoła św. Ignacego, gdy przed laty miewał tam kazania dla żołnierzy. Wtedy pracował jeszcze nad kazaniami bardzo starannie, a „Stowarzyszenie1* siadało tuż za pułkownikiem. Dwie chude gidie w czarnych sukniach, z różańcami, które razu pewnego przyczepiły się do niego i przez dwie godziny gadały o religijnym wychowaniu żołnierzy, aż wreszcie rozgniewał się i rzekł im:<br>
{{tab}}— Szanowne panie raczą wybaczyć, ale pan kapitan czeka na mnie z kartami.<br>
{{tab}}— Olej już mamy — rzekł uroczyście Szwejk, gdy powrócił ze sklepu firmy Polak. — Konopny olej, numer trzeci, pierwszy sort, bardzo dobry. Solidna firma. Sprzedaje także pokost, lakier i pędzle. Potrzeba jeszcze dzwonka.<br>
{{tab}}— Na co dzwonek, Szwejku?<br>
{{tab}}— Trzeba po drodze dzwonić, żeby ludzie zdejmowali czapki, jak będziemy szli namaszczać.<br>
{{tab}}To się tak robi. Już wielu ludzi, którzy na to nie zwrócili uwagi, zostało przymkniętych za to, że czapek nie zdjęli. Na Żyżkowie pewien ksiądz pobił niewidomego za to, że przy takiej okazji nie zdjął czapki. Sąd skazał ślepca na areszt, bo mu udowodniono, że nie był głuchoniemym tylko ociemniałym i musiał słyszeć dźwięk dzwonka, uważali też, że był powodem zgorszenia, mimo iż to była noc. To coś tak, jak w Boże Ciało. Inaczej by nas ludzie nawet nie zauważyli, a tak będą nam się kłaniali. Jeśli pan feldkurat się zgadza, to zaraz go przyniosę.<br>
{{tab}}Otrzymawszy pozwolenie, Szwejk wrócił za pół godziny z dzwonkiem.<br>
{{tab}}— Jest z bramy zajazdu „Pod Krzyżykami“ — rzekł. — Ko-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ly0yom5in6cmqc8jmzjtpkbika65r4b
3154900
3154899
2022-08-20T09:42:06Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>mną w raju. — Umierający zaś uśmiecha się tak błogo, jak by mu podawali lody śmietankowe.<br>
{{tab}}Przeczytawszy list, Otto Katz splunął i pomyślał:<br>
{{tab}}— Będę miał jutro ładny dzień.<br>
{{tab}}Znał te natrętne baby z kościoła św. Ignacego, gdy przed laty miewał tam kazania dla żołnierzy. Wtedy pracował jeszcze nad kazaniami bardzo starannie, a „Stowarzyszenie“ siadało tuż za pułkownikiem. Dwie chude gidie w czarnych sukniach, z różańcami, które razu pewnego przyczepiły się do niego i przez dwie godziny gadały o religijnym wychowaniu żołnierzy, aż wreszcie rozgniewał się i rzekł im:<br>
{{tab}}— Szanowne panie raczą wybaczyć, ale pan kapitan czeka na mnie z kartami.<br>
{{tab}}— Olej już mamy — rzekł uroczyście Szwejk, gdy powrócił ze sklepu firmy Polak. — Konopny olej, numer trzeci, pierwszy sort, bardzo dobry. Solidna firma. Sprzedaje także pokost, lakier i pędzle. Potrzeba jeszcze dzwonka.<br>
{{tab}}— Na co dzwonek, Szwejku?<br>
{{tab}}— Trzeba po drodze dzwonić, żeby ludzie zdejmowali czapki, jak będziemy szli namaszczać.<br>
{{tab}}To się tak robi. Już wielu ludzi, którzy na to nie zwrócili uwagi, zostało przymkniętych za to, że czapek nie zdjęli. Na Żyżkowie pewien ksiądz pobił niewidomego za to, że przy takiej okazji nie zdjął czapki. Sąd skazał ślepca na areszt, bo mu udowodniono, że nie był głuchoniemym tylko ociemniałym i musiał słyszeć dźwięk dzwonka, uważali też, że był powodem zgorszenia, mimo iż to była noc. To coś tak, jak w Boże Ciało. Inaczej by nas ludzie nawet nie zauważyli, a tak będą nam się kłaniali. Jeśli pan feldkurat się zgadza, to zaraz go przyniosę.<br>
{{tab}}Otrzymawszy pozwolenie, Szwejk wrócił za pół godziny z dzwonkiem.<br>
{{tab}}— Jest z bramy zajazdu „Pod Krzyżykami“ — rzekł. — Ko-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4eurb6yaywypfzxfe1mjnm00ktqxfmi
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/171
100
1085864
3154902
2022-08-20T09:42:55Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>sztował mnie pięć minut strachu i musiałem długo czekać, bo się ciągle ludzie kręcili.<br>
{{tab}}> — Idę do kawiarni, Szwejku; gdyby kto przyszedł, to niech poczeka.<br>
{{tab}}Mniej więcej po godzinie przyszedł stary siwy pan, prostej postawy i o surowym spojrzeniu.<br>
{{tab}}Cała jego postać była wyrazem uporu i złości. Patrzył przed siebie tak, jakby go losy wysłały, aby zniszczył naszą nędzną planetę i zatarł jej ślady we wszechświecie. Mowa jego była szorstka, sucha i surowa:<br>
{{tab}}— W domu? Do kawiarni poszedł? Mam czekać? Dobrze, będę czekał do samego rana. Na kawiarnię to ma, ale długów płacić mu się nie chce. Tfu, do diabła!<br>
{{tab}}Splunął na podłogę kuchni.<br>
{{tab}}— Proszę pana, niech pan tu nie pluje — rzekł Szwejk spoglądając na obcego pana z dużym zainteresowaniem.<br>
{{tab}}— Jeszcze raz splunę, o tak — rzekł z naciskiem uparty surowy pan, spluwając po raz drugi na podłogę. — Że też mu nie wstyd! Wojskowy kapelan! Hańba!<br>
{{tab}}— Jeśli pan jesteś człowiekiem wykształconym, to niech się pan odzwyczai spluwać w cudzym mieszkaniu. Czy może zdaje się panu, że jak jest wojna światowa, to już zaraz może pan sobie pozwalać na wszystko? Powinien pan zachowywać się przyzwoicie, a nie jak jaki obwieś. Trzeba postępować delikatnie, mówić przyzwoicie i nie poczynać sobie jak jaki drab. Widzicie go, zgłupiałego cywila!<br>
{{tab}}Surowy pan powstał z krzesła, zaczął się trząść ze wzburzenia i krzyczał:<br>
{{tab}}— Co to za napaść? Jakim prawem ośmielasz się pan mówić, że nie jestem przyzwoitym człowiekiem? Cóż więc jestem w takim razie? Mów pan...<br>
{{tab}}— Jesteś pan gówniarz — odpowiedział Szwejk zaglądając gościowi w oczy. — Plujesz pan na podłogę, jakbyś pan siedział w tramwaju, w pociągu, albo w innym lokalu publicz-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9i18ahn47p0sllspkluv8m5vntv7zhw
3154903
3154902
2022-08-20T09:43:08Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>sztował mnie pięć minut strachu i musiałem długo czekać, bo się ciągle ludzie kręcili.<br>
{{tab}}— Idę do kawiarni, Szwejku; gdyby kto przyszedł, to niech poczeka.<br>
{{tab}}Mniej więcej po godzinie przyszedł stary siwy pan, prostej postawy i o surowym spojrzeniu.<br>
{{tab}}Cała jego postać była wyrazem uporu i złości. Patrzył przed siebie tak, jakby go losy wysłały, aby zniszczył naszą nędzną planetę i zatarł jej ślady we wszechświecie. Mowa jego była szorstka, sucha i surowa:<br>
{{tab}}— W domu? Do kawiarni poszedł? Mam czekać? Dobrze, będę czekał do samego rana. Na kawiarnię to ma, ale długów płacić mu się nie chce. Tfu, do diabła!<br>
{{tab}}Splunął na podłogę kuchni.<br>
{{tab}}— Proszę pana, niech pan tu nie pluje — rzekł Szwejk spoglądając na obcego pana z dużym zainteresowaniem.<br>
{{tab}}— Jeszcze raz splunę, o tak — rzekł z naciskiem uparty surowy pan, spluwając po raz drugi na podłogę. — Że też mu nie wstyd! Wojskowy kapelan! Hańba!<br>
{{tab}}— Jeśli pan jesteś człowiekiem wykształconym, to niech się pan odzwyczai spluwać w cudzym mieszkaniu. Czy może zdaje się panu, że jak jest wojna światowa, to już zaraz może pan sobie pozwalać na wszystko? Powinien pan zachowywać się przyzwoicie, a nie jak jaki obwieś. Trzeba postępować delikatnie, mówić przyzwoicie i nie poczynać sobie jak jaki drab. Widzicie go, zgłupiałego cywila!<br>
{{tab}}Surowy pan powstał z krzesła, zaczął się trząść ze wzburzenia i krzyczał:<br>
{{tab}}— Co to za napaść? Jakim prawem ośmielasz się pan mówić, że nie jestem przyzwoitym człowiekiem? Cóż więc jestem w takim razie? Mów pan...<br>
{{tab}}— Jesteś pan gówniarz — odpowiedział Szwejk zaglądając gościowi w oczy. — Plujesz pan na podłogę, jakbyś pan siedział w tramwaju, w pociągu, albo w innym lokalu publicz-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7kcffaz1acb83aj73z4xggt2by0y8n9
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/172
100
1085865
3154905
2022-08-20T09:43:42Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>nym. Zawsze się dziwiłem, na co są te karteczki z napisami, że na podłogę pluć nie wolno, a teraz widzę, że to dla pana. Muszą pana już wszędzie dobrze znać.<br>
{{tab}}Surowy pan czerwienił się i bladł na przemian. i starał się odpowiedzieć potokiem wyzwisk pod adresem Szwejka i feldkurata.<br>
{{tab}}— Skończyłeś pan? — zapytał Szwejk spokojnie, gdy z ust gościa padły ostatnie słowa: „obydwaj jesteście gałgany“ i „jaki pan, taki kram“. — Czy może chce pan słowa swoje jeszcze jakoś uzupełnić, zanim spadnie pan ze schodów?<br>
{{tab}}Ponieważ surowy pan był już tak dalece wyczerpany, że na myśl nie przyszła mu żadna porządna uwaga, więc milczał. Szwejk rozumiał milczenie po swojemu, że na uzupełnienie wyzwisk nie ma co czekać.<br>
{{tab}}Otworzył więc drzwi, ustawił w nich surowego pana twarzą ku sieni i — takiego {{roz|shoota}} nie byłby się powstydził najlepszy gracz najlepszego międzynarodowego mistrzowskiego zespołu piłki nożnej.<br>
{{tab}}Za surowym panem, spadającym ze schodów, leciały słowa Szwejka:<br>
{{tab}}— Na drugi raz, jak się pójdzie z wizytą między porządnych ludzi, to trzeba zachowywać się przyzwoicie.<br>
{{tab}}Surowy pan długo chodził pod oknami i czekał na feldkurata.<br>
{{tab}}Szwejk otworzył okno i przyglądał mu się.<br>
{{tab}}Wreszcie gość doczekał się powrotu gospodarza, który wprowadził go do pokoju i wskazał mu krzesło obok siebie.<br>
{{tab}}Szwejk bez słowa przyniósł spluwaczkę i postawił ją koło gościa.<br>
{{tab}}— Co wy robicie, Szwejku?<br>
{{tab}}— Posłusznie melduję, panie feldkurat, że już miałem z tym panem nieporozumienie o plucie na podłogę.<br>
{{tab}}— Opuśćcie nas, Szwejku; mamy do załatwienia sprawy osobiste.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hqskgse5mhwr0hlr5xnr1p8hxkxbvj3
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/173
100
1085866
3154906
2022-08-20T09:44:05Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Szwejk zasalutował i rzekł:<br>
{{tab}}— Posłusznie melduję, że pana feldkurata opuszczam.<br>
{{tab}}Poszedł do kuchni, a w pokoju toczyła się tymczasem bardzo interesująca rozmowa.<br>
{{tab}}— Przyszedł pan po pieniądze, dane mi na weksel, jeśli się nie mylę? — zapytał feldkurat swego gościa.<br>
{{tab}}— Tak jest, mam nadzieję...<br>
{{tab}}Feldkurat westchnął.<br>
{{tab}}— Człowiek znajduje się niekiedy w takiej sytuacji, że nie pozostaje mu nic innego, tylko mieć nadzieję. Co za piękne słowo: „Ufaj!“ Najpiękniejsze z trojga słów, które wznoszą człowieka ponad chaos życia: wiara, nadzieja i miłość.<br>
{{tab}}— Mam nadzieję, panie feldkuracie, że suma...<br>
{{tab}}— Ma pan rację, szanowny panie — przerwał mu kapelan. — Mogę panu jeszcze raz powtórzyć, że ufność krzepi człowieka w walce z życiem. Niech i pan nie traci nadziei. Bardzo to pięknie mieć pewien ideał, być niewinną, czystą istotą, która pożycza pieniądze na weksle i ma nadzieję, że należność otrzyma. Niech pan się nie pozbywa nadziei i ufa stale, że spłacę panu tysiąc dwieście koron, gdy w kieszeni mam niecałych sto.<br>
{{tab}}— A więc pan feldkurat...<br>
{{tab}}— A więc ja istotnie — odpowiedział kapelan.<br>
{{tab}}Twarz gościa przybrała znowu wyraz uporu i złości.<br>
{{tab}}— Panie, to jest oszustwo — rzekł wstając.<br>
{{tab}}— Niech pan się uspokoi, szanowny panie...<br>
{{tab}}— To oszustwo! — krzyczał uparty gość. — Nadużył pan mego zaufania!<br>
{{tab}}— Mój panie — rzekł feldkurat — panu jest koniecznie potrzebna zmiana powietrza. Tu jest zbyt duszno.<br>
{{tab}}— Szwejku! — wołał w kierunku kuchni. — Ten pan życzy sobie wyjść na świeże powietrze.<br>
{{tab}}— Posłusznie melduję, panie feldkurat — mówił nadchodzący Szwejk — że już go raz wyrzuciłem.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h7am58m8fm9q91j7zkhsxp9g2c46h5z
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/174
100
1085867
3154907
2022-08-20T09:44:56Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Powtórzyć! — brzmiał rozkaz, który został wykonany szybko, sprawnie i bezwzględnie.<br>
{{tab}}— Bardzo dobrze, panie feldkuracie — rzekł Szwejk powracając z sieni — że załatwiliśmy się z tym panem, zanim dopuścił się tu jakiej awantury. W Maleszycach był karczmarz znający dobrze Pismo Święte i gdy czasem łoił jakiego gościa bykowcem, to zawsze mawiał: „Kto żałuje rózgi, nienawidzi syna swego, ale kto go miłuje, wczas go karze“. Ja ci dam bić się w gospodzie!<br>
{{tab}}— Widzicie, mój Szwejku, co spotyka człowieka, który nie szanuje kapłana — uśmiechnął się feldkurat.<br>
{{tab}}Św. Jan złotousty powiedział: — Kto czci księdza, czci Chrystusa, kto robi przykrości księdzu, czyni też przykrości Chrystusowi, którego zastępcą jest właśnie ksiądz. Na jutro musimy się doskonale przygotować. Usmażcie jajka z szynką, ugotujcie poncz na winie bordeaux, a resztę czasu poświęcimy na rozmyślania, tak jak to jest w modlitwie wieczornej: „Niechaj łaska boża odwróci wszelkie układy nieprzyjaciół o ten przybytek“.<br>
{{tab}}Są na świecie ludzie ogromnie wytrwali i do takich należał mąż, po dwakroć już wyrzucony z mieszkania feldkurata. W chwili gdy kolacja była gotowa, ktoś zadzwonił. Szwejk pośpieszył otworzyć drzwi i po chwili zameldował:<br>
{{tab}}— Już znowu przyszedł, proszę pana feldkurata. Zamknąłem go tymczasem w łazience, żebyśmy mogli spokojnie zjeść kolację.<br>
{{tab}}— Uczyniliście niedobrze, mój Szwejku — rzekł feldkurat. — Gość w dom Bóg w dom. Za dawnych czasów biesiadnicy kazali różnym potworkom, by ich zabawiali. Przyprowadźcie go, niech nas bawi.<br>
{{tab}}Szwejk wrócił po chwili z mężem wytrwałym, który spoglądał ponuro.<br>
{{tab}}— Niech pan siada — uprzejmie zaprosił go feldkurat. — Akurat kończymy kolację. Mieliśmy homary, łososia, a te-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cdzpx69iw40odstopeyb4vrmapazqfg
Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/175
100
1085868
3154908
2022-08-20T09:45:49Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>raz jeszcze zjemy trochę jajecznicy z szynką. Można sobie pozwalać, gdy dobrzy ludzie pożyczają pieniądze.<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, że nie przyszedłem tutaj dla żartów — rzekł mąż ponuro. — Już trzeci raz tu jestem. Mam nadzieję, że teraz wszystko się wyjaśni.<br>
{{tab}}— Posłusznie melduję, panie feldkurat — wtrącił Szwejk — że ten pan jest taki wytrwały, jak niejaki Bouszek z Libni. Osiemnaście razy w ciągu jednego wieczora wyrzucili go od „Exnerów“, a on po każdym wyrzuceniu wracał, że niby zapomniał tam fajkę. Właził oknem, drzwiami, przez kuchnię, przez mur ogrodu, przez piwnicę i byłby może wlazł nawet kominem, gdyby go strażacy nie byli zdjęli z dachu. Był taki wytrwały, że byłby mógł stać się ministrem albo i posłem. Zrobili dla niego w tej gospodzie, co tylko mogli.<br>
{{tab}}Wytrwały człowiek, nie zwracając uwagi na to, o czym się mówiło, powtarzał z uporem:<br>
{{tab}}— Chcę, żeby wszystko było jasne, i proszę mnie wysłuchać.<br>
{{tab}}— Może szanowny pan mówić — rzekł feldkurat — pozwalam panu. Niech pan mówi tak długo, jak się panu podoba, a my tymczasem będziemy biesiadowali dalej. Szwejku, podawajcie.<br>
{{tab}}— Jak panu wiadomo — mówił wytrwały wierzyciel — szaleje wojna. Pieniądze pożyczyłem panu feldkuratowi przed wojną i gdyby nie wojna, nie domagałbym się tak bardzo ich zwrotu. Ale mam pewne doświadczenia.<br>
{{tab}}Wyjął z kieszeni notatnik i mówił dalej:<br>
{{tab}}— Wszystko mam pozapisywane. Nadporucznik Janata był mi winien siedemset koron i odważył się paść nad Dryną. Porucznik Praszek dostał się na rosyjskim froncie do niewoli, a winien mi dwa tysiące koron. Kapitin Wichterle jest mi winien taką samą sumę i został zabity pod Rawą Ruską przez własnych żołnierzy. Nadporucznik Machek dostał się do niewoli w Serbii, a jest mi winien tysiąc pięćset koron. Ale są jeszcze inni podobni. Ten padł w Karpatach, nie zapłaciwszy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ijisurinsrtxgrz4jbm9s3439ajykz7
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/96
100
1085869
3154913
2022-08-20T10:39:36Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Po śpiosznem wymienieniu tych przedwstępnych frazesów, cieśla zdziwiony i zaintrygowany nad wyraz, usunął się dla przepuszczenia gościa i wskazując ręką jedyne krzesło jakie się w izbie znajdowało, dodał:<br>
{{tab}}— Bądź pan łaskaw usiąść...<br>
{{tab}}— A pan? — spytał nieznajomy.<br>
{{tab}}— O! ja postoję sobie!...<br>
{{tab}}— Tego nie zniosę...<br>
{{tab}}— No to usiądę na łóżku!<br>
{{tab}}— Niechże i tak bodzie!...<br>
{{tab}}Nieznajomy usiadł, i przez dwie lub trzy sekundy zachował milczenie... Szukał zapewne najodpowiedniejszego sposobu zawiązania rozmowy, a to nie przychodziło mu jakoś łatwo...<br>
{{tab}}— Panie Landry — rzeki nakoniec — krok jaki w tej chwili robię, dziwi pana, rozumiem to dobrze... Zdziwisz się pan jeszcze więcej zaraz; ale zanim przystąpię do przedmiotu bardzo drażliwego, powinienem dać panu najprzód słowo honoru, że do kroku tego popchnęła mnie żywa i głęboka sympatya jaką mam dla pana...<br>
{{tab}}— Budzę w panu sympatyę... ja!?... — zawołał Piotr Landry.<br>
{{tab}}— Współczucie żywe i głębokie... powtarzam panu...<br>
{{tab}}— Któż pana do mnie przysyła?...<br>
{{tab}}— Przypuśćmy, jeżeli pan chcesz, że przysyła mnie... Opatrzność... nie zaprzeczysz pan przecież, iż ona opiekuje sie ludźmi...<br>
{{tab}}— Zapewne, że nie przeczę!... chociaż do dziś dnia i do tej godziny, mało mi dawała dowodów swej nademną opieki...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2xki7yetyhsz0eebfiy4kqwazaoxgmg
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/97
100
1085870
3154915
2022-08-20T10:44:28Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Wszystko mieć musi swój początek, a moja wizyta będzie tego dowodem. Położenie pana wzrusza mnie do najwyższego stopnia...
Piotr Landry przerwał mówiącemu.<br>
{{tab}}— Pozwolisz pan zadać sobie jedno pytanie?...<br>
{{tab}}— I owszem, ilo się tylko panu podoba... pośpieszę z odpowiedzią...<br>
{{tab}}— Zkąd mnie pan zna, i zkąd pan wiesz o mojem położeniu...<br>
{{tab}}— To bardzo proste, byłem obecny na posiedzeniu sądu policyi poprawczej dnia 7 grudnia.<br>
{{tab}}— Dzień w którym mnie sądzono! — wyjąkał cieśla i zbladł jeszcze więcej. — A zatem panie — dodał głośno — patrzeć na mnie musisz jak na nędznika!... i gardzisz mną zapewne!...<br>
{{tab}}— Ja pana mam za człowieka bardzo nieszczęśliwego, oto wszystko!... Fizyognomia pańska uderzyła mnie, wydała mi się ona w najwyższym stopniu sympatyczną, i wzruszony byłem głęboko wyrazem rozpaczy i rezygnacyi jaki się w niej malował, postarałem się o informacye o panu, a z tych wypadło, że nie byłeś przestępcą ale ofiarą fatalizmu. Daleki jestem od gardzenia panem; ja cię szanuję, a na dowód tego, podaję ci rękę, i proszę, pozwól mi uścisnąć swoją dłoń...<br>
{{tab}}W piersiach cieśli, serce zabiło silniej; łzy mimowoli rzuciły mu się do oczu, i uścisnął gorąco rękę, którą mu gość podał.<br>
{{tab}}Ten ostatni mówił dalej:<br>
{{tab}}— Jeżeli się nie mylę, nie apelowałeś pan w swojej sprawie?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k8g1sxso8kt7u2nhid7grujurqkj5hi
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/98
100
1085871
3154917
2022-08-20T10:46:24Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie mylisz się pan, termin upłynął, i za dwa dni będę już więźniem...<br>
{{tab}}— Prawo jest stanowczo. Przed niem trzeba ugiąć głowę, a w tych okolicznościach podanie się do łaski byłoby bezużyteczne... nie pozostaje panu jak tylko odważnie cierpieć, a wysokie wpływy zdołają karę ukrucić, bądź pan pewny tego... W tem jednak położeniu smutnem, w jakim pan jesteś w tej chwili, może jest jaki sposób przynieść panu ulgę...<br>
{{tab}}— Przynieść mi ulgę — jąkał Piotr Landry — i jakąż by... mój Boże?... jaką?...<br>
{{tab}}— Pan masz córkę?...<br>
{{tab}}— Tak panie...<br>
{{tab}}— Mniej więcej czteroletnią, prawda?...<br>
{{tab}}— Cztery lata i dwa miesiące, panie...<br>
{{tab}}— Kochasz ją pan?...<br>
{{tab}}— Czy ją kocham?... oh! więcej niż życie!... tysiąc razy więcej niż życie...<br>
{{tab}}— Gdzie jest ta droga mała istota?...<br>
{{tab}}— Tutaj...<br>
{{tab}}Gość wziął świecę, która slabem swem światłem rozproszyć nie była w stanie ciemności izdebki, przybliżył się do kołyski i nachylił nad śpiącą Dyonizą.<br>
{{tab}}— Co za śliczne dziecko!... — rzekł po chwili.<br>
{{tab}}Promień dumy ojcowskiej rozjaśnił czoło Piotra Landry, który odpowiedział:<br>
{{tab}}— Podobna jest do matki... Jej matka była piękna jak anioł...<br>
{{tab}}— Ale jakaż ona wątła!.... — mówił nieznajomy — i jak blada jest jej śliczna buzia!.... Te sine podkrążenia<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9vbhg8bs9dm4wbgesgpwnq3v3chcqyc
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/99
100
1085872
3154918
2022-08-20T10:48:16Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>pod oczami niepokoją mnie, i te czerwono plamy na policzkach, zdają mi się źle wróżyć...<br>
{{tab}}Twarz cieśli zaniepokoiła się okropnie: wyciągnął złożone ręce do gościa, i wyjąkał błagalnie:<br>
{{tab}}— Oh! nie mów mi pan tego!.. w imię nieba nie mów rai tego!.. Silę się na to aby nie widzieć tych groźnych symptomatów o których pan mówisz!.. Przestrach jaki ono we mnie obudzają, z całych sił odpycham od siebie!.. Pomyśl pan, że na tym świecie prócz mojego dziecka nie mam nikogo, i opuszczam jeża dwa dni!... Gdybym nie miał jej zastać więcej!... Gdyby umarła podczas mojego oddalenia!.. Oh! mój Boże!... mój Boże.... gdybym jej nie miał zobaczyć nigdy!...<br>
{{tab}}I Piotr Landry okrywszy twarz w drżących dłoniach, nie mógł wstrzymać się od głośnych łkań i płaczu... Ciężkie łzy z głębi serca płynąc© dusiły nieszczęśliwego.<br>
{{tab}}— Dla czego tak rozpaczasz, mój przyjacielu, bo pewnie pozwolisz mi tak się nazywać? — spytał się gość — powiedziałem że dziecko jest wątłe, i że charakterystyczne oznaki, znamionują słabą budowę, ale nie powiedziałem nic więcej... Niegdyś zajmowałem się medycyną, mam pewne doświadczenie, i zapewniam cię, że to złe nie jest bez lekarstwa... Dziecko żyć może!...<br>
{{tab}}— Czy pan tak rzeczywiście myślisz? — zawołał ucieszony Piotr Landry.<br>
{{tab}}— Przysięgam ci, że nietylko w to wierzę, ale nawet mam pewność...<br>
{{tab}}— Ah! panie, bądź błogosławiony za to dobre słowo!.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0ovfxyygyrprvm12ie9q7idk5mqinfb
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/100
100
1085873
3154919
2022-08-20T10:49:26Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Tylko — kończył nieznajomy — trzeba mieć nad nią opiekę, dużo starań...<br>
{{tab}}— Ha! otóż to!... — jąkał cieśla gorzko rozczarowany — opieka... Starania!... dużo starania!... a któż ją niemi otoczy mój Boże?...<br>
{{tab}}— Co się stanie z tą ukochaną małą podczas twego długiego oddalenia?... — wyrzekł nieznajomy — komu mianowicie myślisz ją powierzyć?...<br>
{{tab}}— Ah! panie, pytanie jakie mi zadajesz, sam sobie dwadzieścia razy stawiałem, i nie mogłem na nie znaleść odpowiedzi!... Nie mam nikogo... nie znam nikogo... nie wiem co się stanie z dzieckiem?...
Nieznajomy zrobił gest gwałtowny...<br>
{{tab}}— Czy myślisz ją zostawić opiece miłosierdzia publicznego?... — spytał tonem wymówki.<br>
{{tab}}— Ja nic nie myślę... nic nie przewiduję... Nie jestem zdolny do myślenia.. Mój upadek moralny jest tak wielki, jestem pogrążony w takiej rozpaczy, że w chwili której pukałeś pan do moich drzwi, byłem gotów spełnić, podwójną zbrodnię...<br>
{{tab}}— Zbrodnię!.. pan!... i jaką, wielki Boże?...<br>
{{tab}}— Jaką zbrodnię pan pytasz!... Oto chciałem się rzucić w nurty rzeki razem z moją córką, aby raz skończyć i oszczędzić biednemu dziecku nędzy, wstydu i cierpień tego życia nikczemnego!...<br>
{{tab}}— Nieszczęśliwy!... stałbyś się zabójcą własnego dziecka!...<br>
{{tab}}Piotr Landry zadrżał.<br>
{{tab}}— Ah! — jąkał — może w ostatniej chwili zabrakło by mi odwagi...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4f6k4hx8nubl7wpw3vp8jsb1no1b8dh