Wikiźródła plwikisource https://pl.wikisource.org/wiki/Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Strona_g%C5%82%C3%B3wna MediaWiki 1.39.0-wmf.23 first-letter Media Specjalna Dyskusja Wikiskryba Dyskusja wikiskryby Wikiźródła Dyskusja Wikiźródeł Plik Dyskusja pliku MediaWiki Dyskusja MediaWiki Szablon Dyskusja szablonu Pomoc Dyskusja pomocy Kategoria Dyskusja kategorii Strona Dyskusja strony Indeks Dyskusja indeksu Autor Dyskusja autora Kolekcja Dyskusja kolekcji TimedText TimedText talk Moduł Dyskusja modułu Gadżet Dyskusja gadżetu Definicja gadżetu Dyskusja definicji gadżetu Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/503 100 113577 3150314 1988132 2022-08-13T03:21:10Z Piotr433 11344 lit. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude><poem> O szczęśliw Zamojski, o szczęśliw trzy razy! Nowemi pociechy twa dola ci płuży, Łaskawe Niebiosa szczęściły ci hojnie, Wśród ojców ojczyzny cześć twoja zaświeca. </poem><br /> <center>''Antistrophe II.''</center> <poem> Czy radzisz w pokoju, czy walczysz na wojnie, Ty działasz, jak dzielna królewska prawica! Tyś piorun, gdy wrogom trzesz kości, Gracye kochają cię hoże, Ktoś szczęściu twojemu zazdrości, Lecz prac twych i trudów nie zmoże. Tyś wytknął od razu gościniec swój ścisły, Gościniec ciernisty, — nie zrażasz się przecię, Nie chwiejesz się w biegu, jak nizkie umysły, Co idą mniej pięknym zawodem na świecie. </poem><br /> <center>''Epodos II.''</center> <poem> Ty czuwasz nad krajem widocznie, Czy siadłszy na ławie gdzie radni, Czy wziąwszy przyłbicę i włócznię, Odpierać najazdy wypadnie. Czy z blizka, czy patrzysz z daleka, Ty codzień zaskarbiasz dank świeży; Twa cnota nagrody swej czeka, Nagrody, co mężom należy. I u nas, o muzo! niech pierś się rozszerza, Wynijdźmy na drogę spotykać rycerza I pieśnią godową powitać. </poem><br /> <center>''Strophe II.''</center> <poem> Niech dźwięczna kamena słuch jego zasili, Pieśniami ogrzejmy te piersi ogniste. Co widzę? czy moja źrenica się myli? Nie zwodzi źrenica, postrzegam zaiste, Jak zorza zachodzi wieczorna, różowa! Lecz w gronie dziewiczem skąd słyszę wzdychanie? </poem><noinclude><references/></noinclude> 3uaow7j607qe89kvyfbto02a7pvlbhs Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/200 100 203877 3150017 2296455 2022-08-12T15:28:32Z 5.173.21.153 hamernia – warsztat kowalski proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Joanna Le" /></noinclude>{{c|TY GŁOS CIERPIĄCY PODNIEŚ...}} {{---|40|przed=20px|po=20px}} <poem> Ty głos cierpiący podnieś — i niech w tobie :::Krzyknie i naraz poważnie zaśpiewa Wszystko, co naród sądził, że śpi w grobie, :::Albo się ze krwią ludzką w krew przelewa. Bo nie ten, który z rdzy pancerz oskrobie, {{wiersz|5}} :::Albo w mogile dawnej zajrzy trzewa, Prochom dawny spoczynek naruszy, Wiek pomknie — lecz ten, kto się dotknie duszy. Mów, otwórz drogi Świętemu Duchowi, {{tab|35}}Mów, a do niebios Bożych pokaż wrota; {{wiersz|10}} Cały naród z ducha niech wysłowi, :::Cały o przyszłość niech się zakłopota; Niech dusze kładą za siebie, aż nowi :::Obaczą się tu, jaśni jak z pod młota Hamerni złoto wychodzi świecące, {{wiersz|15}} Jagnięta pańskie na słonecznej łące. Stój! stój! — gdy przyjdzie w powietrzu ów święty, :::Wróci raj, naszą utracony winą, Liczyć zaczniemy rok nowo zaczęty {{tab|35}}Z Panem w jasnościach; pieśni nawet miną, {{wiersz|20}} Poganie ducha pójdą ze zwierzęty :::Otaczać obóz ducha, lecz poginą: Światłość je miasta świętego uderzy, Odejmie im głos, wzrost grobami zmierzy.</poem><br><noinclude><references/></noinclude> eimnpviwxtng5y1wyfr1xnrjajw6ejf Szablon:PAGES NOT PROOFREAD 10 292653 3150332 3149574 2022-08-13T04:54:58Z Phe-bot 8629 Pywikibot 7.5.2 wikitext text/x-wiki 264065 brvt84cbgndnyb2jyjzoccanwg0jeph Szablon:ALL PAGES 10 292654 3150334 3149575 2022-08-13T04:55:08Z Phe-bot 8629 Pywikibot 7.5.2 wikitext text/x-wiki 773529 t0tuhv1f0sqobgw1c0hjy8zn6u6d6os Szablon:PR TEXTS 10 292655 3150335 3149576 2022-08-13T04:55:18Z Phe-bot 8629 Pywikibot 7.5.2 wikitext text/x-wiki 230492 ddjfhd1414s86em3kpslkdf2qssb679 Szablon:ALL TEXTS 10 292656 3150336 3149577 2022-08-13T04:55:28Z Phe-bot 8629 Pywikibot 7.5.2 wikitext text/x-wiki 233089 rk9lctj77v1ewgisxkli7mwj8ihmpck Autor:Maria Rodziewiczówna 104 308854 3150414 2366803 2022-08-13T08:39:33Z 217.96.148.154 wikitext text/x-wiki {{Autorinfo |Nazwisko=Maria Rodziewiczówna |pseudonim=Žmogus, Mario, Weryho |voto= |podpis=Rodziewiczowna-autograph.jpg |Grafika=Maria Rodziewiczówna zdjęcie w 'Ziemiance'.png |miejsce śmierci=folwark Leonów koło Żelaznej pod Skierniewicami |opis=Polska powieściopisarka i&nbsp;redaktorka. |back=R }} == Teksty == === Powieści === * [[Anima vilis]] * [[Atma (Rodziewiczówna)|Atma]] * [[Barbara Tryźnianka]] * [[Barcikowscy]] * [[Błękitni]] * [[Byli i będą]] * [[Czahary]] * [[Czarny Bóg (powieść)|Czarny Bóg]] * [[Dewajtis]] * [[Gniazdo białozora]] * [[Hrywda]] * [[Jaskółczym szlakiem]] * [[Jerychonka]] * [[Joan. VIII 1-12]] * [[Kądziel]] * [[Klejnot]] * [[Kwiat lotosu (Rodziewiczówna, 1928)|Kwiat lotosu]] * [[Lato leśnych ludzi]] * [[Macierz]] * [[Magnat (Rodziewiczówna, 1921)|Magnat]] * [[Między ustami a brzegiem pucharu]] * [[Na fali]] * [[Na wyżynach]] * [[Nieoswojone Ptaki]] * [[Ona (Rodziewiczówna, 1931)|Ona]] * [[Pożary i zgliszcza]] * [[Ragnarök]] * [[Straszny dziadunio]] * [[Szary proch]] * [[Wrzos]] === Opowiadania i zbiory opowiadań === * [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1917)|Bajka o głupim Marcinie]] * [[Czarny chleb (zbiór)|Czarny chleb]] : {{f|[[Złota dola]] &nbsp;•&nbsp; [[Na Wigilję]] &nbsp;•&nbsp; [[W noc grudniową]] &nbsp;•&nbsp; [[Znachor (Rodziewiczówna, 1927)|Znachor]] &nbsp;•&nbsp; [[Myśl (Rodziewiczówna, 1927)|Myśl]] &nbsp;•&nbsp; [[Południca]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarny chleb (Rodziewiczówna, 1927)|Czarny chleb]] &nbsp;•&nbsp; [[Jezioro (Rodziewiczówna, 1927)|Jezioro]] &nbsp;•&nbsp; [[Kolega Szoll]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierścień (Rodziewiczówna, 1927)|Pierścień]] &nbsp;•&nbsp; [[Starzec (Rodziewiczówna, 1927)|Starzec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierwsza kula]] &nbsp;•&nbsp; [[Jedna droga]]|w=90%}} * [[Farsa panny Heni]] * [[Kamienie. Ciotka. Wpisany do heroldyi]] : {{f|[[Kamienie (Rodziewiczówna, 1910)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1910)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1910)|Wpisany do heroldyi]]|w=90%}} * [[Róże panny Róży (zbiór)|Róże panny Róży]] : {{f|[[Róże panny Róży (opowiadanie)|Róże panny Róży]] &nbsp;•&nbsp; [[Lutnia, Finka i Duglas]] &nbsp;•&nbsp; [[Kos z sapieżanki]] &nbsp;•&nbsp; [[Wyczyn wigilijny]] &nbsp;•&nbsp; [[Historje baby Silichy]] &nbsp;•&nbsp; [[N. B. N. B. L.|„N. B. N. B. L.“]] &nbsp;•&nbsp; [[Polesie (Rodziewiczówna, 1938)|Polesie]] &nbsp;•&nbsp; [[Dwie rady]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowski z Granicznego Bastjonu]] &nbsp;•&nbsp; [[Tydzień u Niedobitowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowscy płacą]] &nbsp;•&nbsp; [[Sprawa jednorurki nr 3080]] &nbsp;•&nbsp; [[Przekroczenie obowiązujących ustaw]] &nbsp;•&nbsp; [[Obywatel Kuźma Suprunik|„Obywatel“ Kuźma Suprunik]] &nbsp;•&nbsp; [[§ 4]] &nbsp;•&nbsp; [[Czterech małych Mystkowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Jutrznia (Rodziewiczówna, 1938)|Jutrznia]] &nbsp;•&nbsp; [[Świętek]]|w=90%}} * [[Rupiecie (zbiór)|Rupiecie]] : {{f|[[Rupiecie (opowiadanie)|Rupiecie]] &nbsp;•&nbsp; [[Triumfator]] &nbsp;•&nbsp; [[Kamienie (Rodziewiczówna, 1931)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Tutejszy]] &nbsp;•&nbsp; [[Tak zwani „Głupi“]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1931)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Lamus]] &nbsp;•&nbsp; [[Jan Borucki]] &nbsp;•&nbsp; [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1931)|Bajka o głupim Marcinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Hryc]] &nbsp;•&nbsp; [[Bagno (Rodziewiczówna, 1931)|Bagno]] &nbsp;•&nbsp; [[Wołowy czerep|„Wołowy czerep“]] &nbsp;•&nbsp; [[Dobra służba]]|w=90%}} * [[Ryngraf]] * [[Światła (zbiór)|Światła]] : {{f|[[Światła (Rodziewiczówna, 1929)|Światła]] &nbsp;•&nbsp; [[Złe]] &nbsp;•&nbsp; [[Na tokach]] &nbsp;•&nbsp; [[Skręt]] &nbsp;•&nbsp; [[Wydaleni]] &nbsp;•&nbsp; [[Pięć koron]] &nbsp;•&nbsp; [[Skrzypek]] &nbsp;•&nbsp; [[Surma]] &nbsp;•&nbsp; [[Drwal]] &nbsp;•&nbsp; [[Siódmy syn]] &nbsp;•&nbsp; [[Tajemniczy medalik]] &nbsp;•&nbsp; [[Wrażenia i przeżycia]]|w=90%}} * [[Z głuszy]] : {{f|[[Czajki (Rodziewiczówna)|Czajki]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarna woda]] &nbsp;•&nbsp; [[Młyn Archipa]] &nbsp;•&nbsp; [[Na starej choinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Noc (Rodziewiczówna)|Noc]] &nbsp;•&nbsp; [[Piaski]] &nbsp;•&nbsp; [[Posłaniec (Rodziewiczówna)|Posłaniec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pro memoria (Rodziewiczówna)|Pro memoria]] &nbsp;•&nbsp; [[Rozdroże]] &nbsp;•&nbsp; [[Szwed]] &nbsp;•&nbsp; [[Ul (Rodziewiczówna)|Ul]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1914)|Wpisany do heroldyi]] &nbsp;•&nbsp; [[Z tamtej strony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zagony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zachód (Rodziewiczówna)|Zachód]]|w=90%}} * [[Za wiarę i ojczyznę!]] == Zobacz też == * [[Marya Rodziewiczówna (Pług)|Marya Rodziewiczówna]] – notatka biograficzna napisana przez [[Autor:Antoni Pietkiewicz|Adama Pługa]] * [[Marja Rodziewiczówna i jej dzieła]] – szkic [[Autor:Anna Zahorska|Anny Zahorskiej]] * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Rodziewiczówna|Wikiprojekt Proofread - Rodziewiczówna]] – zbiór dzieł Marii Rodziewiczówny będących jeszcze w trakcie prac redakcyjnych {{PD-old-autor|Rodziewiczówna, Maria}} {{DEFAULTSORT:Rodziewiczówna, Maria}} [[Kategoria:Maria Rodziewiczówna|*]] [[Kategoria:Polscy pisarze]] [[Kategoria:Redaktorzy]] nxogliq0p13vwuk4wizo2xq9v3ya1kg 3150415 3150414 2022-08-13T08:40:48Z 217.96.148.154 wikitext text/x-wiki {{Autorinfo |Nazwisko=Maria Rodziewiczówna |pseudonim=Žmogus, Mario, Weryho |voto= |podpis=Rodziewiczowna-autograph.jpg |Grafika=Maria Rodziewiczówna zdjęcie w 'Ziemiance'.png |miejsce śmierci=folwark Leonów koło Żelaznej pod Skierniewicami |opis=Polska powieściopisarka i&nbsp;redaktorka. |back=R }} == Teksty == === Powieści === * [[Anima vilis]] * [[Atma (Rodziewiczówna)|Atma]] * [[Barbara Tryźnianka]] * [[Barcikowscy]] * [[Błękitni]] * [[Byli i będą]] * [[Czahary]] * [[Czarny Bóg (powieść)|Czarny Bóg]] * [[Dewajtis]] * [[Gniazdo białozora]] * [[Hrywda]] * [[Jaskółczym szlakiem]] * [[Jerychonka]] * [[Joan. VIII 1-12]] * [[Kądziel]] * [[Klejnot]] * [[Kwiat lotosu (Rodziewiczówna, 1928)|Kwiat lotosu]] * [[Lato leśnych ludzi]] * [[Macierz]] * [[Magnat (Rodziewiczówna, 1921)|Magnat]] * [[Między ustami a brzegiem pucharu]] * [[Na fali]] * [[Na wyżynach]] * [[Nieoswojone ptaki]] * [[Ona (Rodziewiczówna, 1931)|Ona]] * [[Pożary i zgliszcza]] * [[Ragnarök]] * [[Straszny dziadunio]] * [[Szary proch]] * [[Wrzos]] === Opowiadania i zbiory opowiadań === * [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1917)|Bajka o głupim Marcinie]] * [[Czarny chleb (zbiór)|Czarny chleb]] : {{f|[[Złota dola]] &nbsp;•&nbsp; [[Na Wigilję]] &nbsp;•&nbsp; [[W noc grudniową]] &nbsp;•&nbsp; [[Znachor (Rodziewiczówna, 1927)|Znachor]] &nbsp;•&nbsp; [[Myśl (Rodziewiczówna, 1927)|Myśl]] &nbsp;•&nbsp; [[Południca]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarny chleb (Rodziewiczówna, 1927)|Czarny chleb]] &nbsp;•&nbsp; [[Jezioro (Rodziewiczówna, 1927)|Jezioro]] &nbsp;•&nbsp; [[Kolega Szoll]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierścień (Rodziewiczówna, 1927)|Pierścień]] &nbsp;•&nbsp; [[Starzec (Rodziewiczówna, 1927)|Starzec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierwsza kula]] &nbsp;•&nbsp; [[Jedna droga]]|w=90%}} * [[Farsa panny Heni]] * [[Kamienie. Ciotka. Wpisany do heroldyi]] : {{f|[[Kamienie (Rodziewiczówna, 1910)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1910)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1910)|Wpisany do heroldyi]]|w=90%}} * [[Róże panny Róży (zbiór)|Róże panny Róży]] : {{f|[[Róże panny Róży (opowiadanie)|Róże panny Róży]] &nbsp;•&nbsp; [[Lutnia, Finka i Duglas]] &nbsp;•&nbsp; [[Kos z sapieżanki]] &nbsp;•&nbsp; [[Wyczyn wigilijny]] &nbsp;•&nbsp; [[Historje baby Silichy]] &nbsp;•&nbsp; [[N. B. N. B. L.|„N. B. N. B. L.“]] &nbsp;•&nbsp; [[Polesie (Rodziewiczówna, 1938)|Polesie]] &nbsp;•&nbsp; [[Dwie rady]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowski z Granicznego Bastjonu]] &nbsp;•&nbsp; [[Tydzień u Niedobitowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowscy płacą]] &nbsp;•&nbsp; [[Sprawa jednorurki nr 3080]] &nbsp;•&nbsp; [[Przekroczenie obowiązujących ustaw]] &nbsp;•&nbsp; [[Obywatel Kuźma Suprunik|„Obywatel“ Kuźma Suprunik]] &nbsp;•&nbsp; [[§ 4]] &nbsp;•&nbsp; [[Czterech małych Mystkowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Jutrznia (Rodziewiczówna, 1938)|Jutrznia]] &nbsp;•&nbsp; [[Świętek]]|w=90%}} * [[Rupiecie (zbiór)|Rupiecie]] : {{f|[[Rupiecie (opowiadanie)|Rupiecie]] &nbsp;•&nbsp; [[Triumfator]] &nbsp;•&nbsp; [[Kamienie (Rodziewiczówna, 1931)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Tutejszy]] &nbsp;•&nbsp; [[Tak zwani „Głupi“]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1931)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Lamus]] &nbsp;•&nbsp; [[Jan Borucki]] &nbsp;•&nbsp; [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1931)|Bajka o głupim Marcinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Hryc]] &nbsp;•&nbsp; [[Bagno (Rodziewiczówna, 1931)|Bagno]] &nbsp;•&nbsp; [[Wołowy czerep|„Wołowy czerep“]] &nbsp;•&nbsp; [[Dobra służba]]|w=90%}} * [[Ryngraf]] * [[Światła (zbiór)|Światła]] : {{f|[[Światła (Rodziewiczówna, 1929)|Światła]] &nbsp;•&nbsp; [[Złe]] &nbsp;•&nbsp; [[Na tokach]] &nbsp;•&nbsp; [[Skręt]] &nbsp;•&nbsp; [[Wydaleni]] &nbsp;•&nbsp; [[Pięć koron]] &nbsp;•&nbsp; [[Skrzypek]] &nbsp;•&nbsp; [[Surma]] &nbsp;•&nbsp; [[Drwal]] &nbsp;•&nbsp; [[Siódmy syn]] &nbsp;•&nbsp; [[Tajemniczy medalik]] &nbsp;•&nbsp; [[Wrażenia i przeżycia]]|w=90%}} * [[Z głuszy]] : {{f|[[Czajki (Rodziewiczówna)|Czajki]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarna woda]] &nbsp;•&nbsp; [[Młyn Archipa]] &nbsp;•&nbsp; [[Na starej choinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Noc (Rodziewiczówna)|Noc]] &nbsp;•&nbsp; [[Piaski]] &nbsp;•&nbsp; [[Posłaniec (Rodziewiczówna)|Posłaniec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pro memoria (Rodziewiczówna)|Pro memoria]] &nbsp;•&nbsp; [[Rozdroże]] &nbsp;•&nbsp; [[Szwed]] &nbsp;•&nbsp; [[Ul (Rodziewiczówna)|Ul]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1914)|Wpisany do heroldyi]] &nbsp;•&nbsp; [[Z tamtej strony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zagony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zachód (Rodziewiczówna)|Zachód]]|w=90%}} * [[Za wiarę i ojczyznę!]] == Zobacz też == * [[Marya Rodziewiczówna (Pług)|Marya Rodziewiczówna]] – notatka biograficzna napisana przez [[Autor:Antoni Pietkiewicz|Adama Pługa]] * [[Marja Rodziewiczówna i jej dzieła]] – szkic [[Autor:Anna Zahorska|Anny Zahorskiej]] * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Rodziewiczówna|Wikiprojekt Proofread - Rodziewiczówna]] – zbiór dzieł Marii Rodziewiczówny będących jeszcze w trakcie prac redakcyjnych {{PD-old-autor|Rodziewiczówna, Maria}} {{DEFAULTSORT:Rodziewiczówna, Maria}} [[Kategoria:Maria Rodziewiczówna|*]] [[Kategoria:Polscy pisarze]] [[Kategoria:Redaktorzy]] 3wnv9sxo6p3vi4f3k9glem2ijssxlke 3150416 3150415 2022-08-13T08:49:59Z 217.96.148.154 wikitext text/x-wiki {{Autor info |Nazwisko=Maria Rodziewiczówna |pseudonim=Žmogus, Mario, Weryho |voto= |podpis=Rodziewiczowna-autograph.jpg |Grafika=Maria Rodziewiczówna zdjęcie w 'Ziemiance'.png |miejsce śmierci=folwark Leonów koło Żelaznej pod Skierniewicami |opis=Polska powieściopisarka i&nbsp;redaktorka. |back=R }} == Teksty == === Powieści === * [[Anima vilis]] * [[Atma (Rodziewiczówna)|Atma]] * [[Barbara Tryźnianka]] * [[Barcikowscy]] * [[Błękitni]] * [[Byli i będą]] * [[Czahary]] * [[Czarny Bóg (powieść)|Czarny Bóg]] * [[Dewajtis]] * [[Gniazdo białozora]] * [[Hrywda]] * [[Jaskółczym szlakiem]] * [[Jerychonka]] * [[Joan. VIII 1-12]] * [[Kądziel]] * [[Klejnot]] * [[Kwiat lotosu (Rodziewiczówna, 1928)|Kwiat lotosu]] * [[Lato leśnych ludzi]] * [[Macierz]] * [[Magnat (Rodziewiczówna, 1921)|Magnat]] * [[Między ustami a brzegiem pucharu]] * [[Na fali]] * [[Na wyżynach]] * [[Nieoswojone ptaki]] * [[Ona (Rodziewiczówna, 1931)|Ona]] * [[Pożary i zgliszcza]] * [[Ragnarök]] * [[Straszny dziadunio]] * [[Szary proch]] * [[Wrzos]] === Opowiadania i zbiory opowiadań === * [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1917)|Bajka o głupim Marcinie]] * [[Czarny chleb (zbiór)|Czarny chleb]] : {{f|[[Złota dola]] &nbsp;•&nbsp; [[Na Wigilję]] &nbsp;•&nbsp; [[W noc grudniową]] &nbsp;•&nbsp; [[Znachor (Rodziewiczówna, 1927)|Znachor]] &nbsp;•&nbsp; [[Myśl (Rodziewiczówna, 1927)|Myśl]] &nbsp;•&nbsp; [[Południca]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarny chleb (Rodziewiczówna, 1927)|Czarny chleb]] &nbsp;•&nbsp; [[Jezioro (Rodziewiczówna, 1927)|Jezioro]] &nbsp;•&nbsp; [[Kolega Szoll]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierścień (Rodziewiczówna, 1927)|Pierścień]] &nbsp;•&nbsp; [[Starzec (Rodziewiczówna, 1927)|Starzec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierwsza kula]] &nbsp;•&nbsp; [[Jedna droga]]|w=90%}} * [[Farsa panny Heni]] * [[Kamienie. Ciotka. Wpisany do heroldyi]] : {{f|[[Kamienie (Rodziewiczówna, 1910)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1910)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1910)|Wpisany do heroldyi]]|w=90%}} * [[Róże panny Róży (zbiór)|Róże panny Róży]] : {{f|[[Róże panny Róży (opowiadanie)|Róże panny Róży]] &nbsp;•&nbsp; [[Lutnia, Finka i Duglas]] &nbsp;•&nbsp; [[Kos z sapieżanki]] &nbsp;•&nbsp; [[Wyczyn wigilijny]] &nbsp;•&nbsp; [[Historje baby Silichy]] &nbsp;•&nbsp; [[N. B. N. B. L.|„N. B. N. B. L.“]] &nbsp;•&nbsp; [[Polesie (Rodziewiczówna, 1938)|Polesie]] &nbsp;•&nbsp; [[Dwie rady]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowski z Granicznego Bastjonu]] &nbsp;•&nbsp; [[Tydzień u Niedobitowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowscy płacą]] &nbsp;•&nbsp; [[Sprawa jednorurki nr 3080]] &nbsp;•&nbsp; [[Przekroczenie obowiązujących ustaw]] &nbsp;•&nbsp; [[Obywatel Kuźma Suprunik|„Obywatel“ Kuźma Suprunik]] &nbsp;•&nbsp; [[§ 4]] &nbsp;•&nbsp; [[Czterech małych Mystkowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Jutrznia (Rodziewiczówna, 1938)|Jutrznia]] &nbsp;•&nbsp; [[Świętek]]|w=90%}} * [[Rupiecie (zbiór)|Rupiecie]] : {{f|[[Rupiecie (opowiadanie)|Rupiecie]] &nbsp;•&nbsp; [[Triumfator]] &nbsp;•&nbsp; [[Kamienie (Rodziewiczówna, 1931)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Tutejszy]] &nbsp;•&nbsp; [[Tak zwani „Głupi“]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1931)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Lamus]] &nbsp;•&nbsp; [[Jan Borucki]] &nbsp;•&nbsp; [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1931)|Bajka o głupim Marcinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Hryc]] &nbsp;•&nbsp; [[Bagno (Rodziewiczówna, 1931)|Bagno]] &nbsp;•&nbsp; [[Wołowy czerep|„Wołowy czerep“]] &nbsp;•&nbsp; [[Dobra służba]]|w=90%}} * [[Ryngraf]] * [[Światła (zbiór)|Światła]] : {{f|[[Światła (Rodziewiczówna, 1929)|Światła]] &nbsp;•&nbsp; [[Złe]] &nbsp;•&nbsp; [[Na tokach]] &nbsp;•&nbsp; [[Skręt]] &nbsp;•&nbsp; [[Wydaleni]] &nbsp;•&nbsp; [[Pięć koron]] &nbsp;•&nbsp; [[Skrzypek]] &nbsp;•&nbsp; [[Surma]] &nbsp;•&nbsp; [[Drwal]] &nbsp;•&nbsp; [[Siódmy syn]] &nbsp;•&nbsp; [[Tajemniczy medalik]] &nbsp;•&nbsp; [[Wrażenia i przeżycia]]|w=90%}} * [[Z głuszy]] : {{f|[[Czajki (Rodziewiczówna)|Czajki]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarna woda]] &nbsp;•&nbsp; [[Młyn Archipa]] &nbsp;•&nbsp; [[Na starej choinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Noc (Rodziewiczówna)|Noc]] &nbsp;•&nbsp; [[Piaski]] &nbsp;•&nbsp; [[Posłaniec (Rodziewiczówna)|Posłaniec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pro memoria (Rodziewiczówna)|Pro memoria]] &nbsp;•&nbsp; [[Rozdroże]] &nbsp;•&nbsp; [[Szwed]] &nbsp;•&nbsp; [[Ul (Rodziewiczówna)|Ul]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1914)|Wpisany do heroldyi]] &nbsp;•&nbsp; [[Z tamtej strony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zagony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zachód (Rodziewiczówna)|Zachód]]|w=90%}} * [[Za wiarę i ojczyznę!]] == Zobacz też == * [[Marya Rodziewiczówna (Pług)|Marya Rodziewiczówna]] – notatka biograficzna napisana przez [[Autor:Antoni Pietkiewicz|Adama Pługa]] * [[Marja Rodziewiczówna i jej dzieła]] – szkic [[Autor:Anna Zahorska|Anny Zahorskiej]] * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Rodziewiczówna|Wikiprojekt Proofread - Rodziewiczówna]] – zbiór dzieł Marii Rodziewiczówny będących jeszcze w trakcie prac redakcyjnych {{PD-old-autor|Rodziewiczówna, Maria}} {{DEFAULTSORT:Rodziewiczówna, Maria}} [[Kategoria:Maria Rodziewiczówna|*]] [[Kategoria:Polscy pisarze]] [[Kategoria:Redaktorzy]] acrx9ts74hl8g2sa2nprb1y3yalux91 3150418 3150416 2022-08-13T08:52:01Z 217.96.148.154 wikitext text/x-wiki {{Autor&nbsp;info |Nazwisko=Maria Rodziewiczówna |pseudonim=Žmogus, Mario, Weryho |voto= |podpis=Rodziewiczowna-autograph.jpg |Grafika=Maria Rodziewiczówna zdjęcie w 'Ziemiance'.png |miejsce śmierci=folwark Leonów koło Żelaznej pod Skierniewicami |opis=Polska powieściopisarka i&nbsp;redaktorka. |back=R }} == Teksty == === Powieści === * [[Anima vilis]] * [[Atma (Rodziewiczówna)|Atma]] * [[Barbara Tryźnianka]] * [[Barcikowscy]] * [[Błękitni]] * [[Byli i będą]] * [[Czahary]] * [[Czarny Bóg (powieść)|Czarny Bóg]] * [[Dewajtis]] * [[Gniazdo białozora]] * [[Hrywda]] * [[Jaskółczym szlakiem]] * [[Jerychonka]] * [[Joan. VIII 1-12]] * [[Kądziel]] * [[Klejnot]] * [[Kwiat lotosu (Rodziewiczówna, 1928)|Kwiat lotosu]] * [[Lato leśnych ludzi]] * [[Macierz]] * [[Magnat (Rodziewiczówna, 1921)|Magnat]] * [[Między ustami a brzegiem pucharu]] * [[Na fali]] * [[Na wyżynach]] * [[Nieoswojone ptaki]] * [[Ona (Rodziewiczówna, 1931)|Ona]] * [[Pożary i zgliszcza]] * [[Ragnarök]] * [[Straszny dziadunio]] * [[Szary proch]] * [[Wrzos]] === Opowiadania i zbiory opowiadań === * [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1917)|Bajka o głupim Marcinie]] * [[Czarny chleb (zbiór)|Czarny chleb]] : {{f|[[Złota dola]] &nbsp;•&nbsp; [[Na Wigilję]] &nbsp;•&nbsp; [[W noc grudniową]] &nbsp;•&nbsp; [[Znachor (Rodziewiczówna, 1927)|Znachor]] &nbsp;•&nbsp; [[Myśl (Rodziewiczówna, 1927)|Myśl]] &nbsp;•&nbsp; [[Południca]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarny chleb (Rodziewiczówna, 1927)|Czarny chleb]] &nbsp;•&nbsp; [[Jezioro (Rodziewiczówna, 1927)|Jezioro]] &nbsp;•&nbsp; [[Kolega Szoll]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierścień (Rodziewiczówna, 1927)|Pierścień]] &nbsp;•&nbsp; [[Starzec (Rodziewiczówna, 1927)|Starzec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierwsza kula]] &nbsp;•&nbsp; [[Jedna droga]]|w=90%}} * [[Farsa panny Heni]] * [[Kamienie. Ciotka. Wpisany do heroldyi]] : {{f|[[Kamienie (Rodziewiczówna, 1910)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1910)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1910)|Wpisany do heroldyi]]|w=90%}} * [[Róże panny Róży (zbiór)|Róże panny Róży]] : {{f|[[Róże panny Róży (opowiadanie)|Róże panny Róży]] &nbsp;•&nbsp; [[Lutnia, Finka i Duglas]] &nbsp;•&nbsp; [[Kos z sapieżanki]] &nbsp;•&nbsp; [[Wyczyn wigilijny]] &nbsp;•&nbsp; [[Historje baby Silichy]] &nbsp;•&nbsp; [[N. B. N. B. L.|„N. B. N. B. L.“]] &nbsp;•&nbsp; [[Polesie (Rodziewiczówna, 1938)|Polesie]] &nbsp;•&nbsp; [[Dwie rady]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowski z Granicznego Bastjonu]] &nbsp;•&nbsp; [[Tydzień u Niedobitowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowscy płacą]] &nbsp;•&nbsp; [[Sprawa jednorurki nr 3080]] &nbsp;•&nbsp; [[Przekroczenie obowiązujących ustaw]] &nbsp;•&nbsp; [[Obywatel Kuźma Suprunik|„Obywatel“ Kuźma Suprunik]] &nbsp;•&nbsp; [[§ 4]] &nbsp;•&nbsp; [[Czterech małych Mystkowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Jutrznia (Rodziewiczówna, 1938)|Jutrznia]] &nbsp;•&nbsp; [[Świętek]]|w=90%}} * [[Rupiecie (zbiór)|Rupiecie]] : {{f|[[Rupiecie (opowiadanie)|Rupiecie]] &nbsp;•&nbsp; [[Triumfator]] &nbsp;•&nbsp; [[Kamienie (Rodziewiczówna, 1931)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Tutejszy]] &nbsp;•&nbsp; [[Tak zwani „Głupi“]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1931)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Lamus]] &nbsp;•&nbsp; [[Jan Borucki]] &nbsp;•&nbsp; [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1931)|Bajka o głupim Marcinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Hryc]] &nbsp;•&nbsp; [[Bagno (Rodziewiczówna, 1931)|Bagno]] &nbsp;•&nbsp; [[Wołowy czerep|„Wołowy czerep“]] &nbsp;•&nbsp; [[Dobra służba]]|w=90%}} * [[Ryngraf]] * [[Światła (zbiór)|Światła]] : {{f|[[Światła (Rodziewiczówna, 1929)|Światła]] &nbsp;•&nbsp; [[Złe]] &nbsp;•&nbsp; [[Na tokach]] &nbsp;•&nbsp; [[Skręt]] &nbsp;•&nbsp; [[Wydaleni]] &nbsp;•&nbsp; [[Pięć koron]] &nbsp;•&nbsp; [[Skrzypek]] &nbsp;•&nbsp; [[Surma]] &nbsp;•&nbsp; [[Drwal]] &nbsp;•&nbsp; [[Siódmy syn]] &nbsp;•&nbsp; [[Tajemniczy medalik]] &nbsp;•&nbsp; [[Wrażenia i przeżycia]]|w=90%}} * [[Z głuszy]] : {{f|[[Czajki (Rodziewiczówna)|Czajki]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarna woda]] &nbsp;•&nbsp; [[Młyn Archipa]] &nbsp;•&nbsp; [[Na starej choinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Noc (Rodziewiczówna)|Noc]] &nbsp;•&nbsp; [[Piaski]] &nbsp;•&nbsp; [[Posłaniec (Rodziewiczówna)|Posłaniec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pro memoria (Rodziewiczówna)|Pro memoria]] &nbsp;•&nbsp; [[Rozdroże]] &nbsp;•&nbsp; [[Szwed]] &nbsp;•&nbsp; [[Ul (Rodziewiczówna)|Ul]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1914)|Wpisany do heroldyi]] &nbsp;•&nbsp; [[Z tamtej strony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zagony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zachód (Rodziewiczówna)|Zachód]]|w=90%}} * [[Za wiarę i ojczyznę!]] == Zobacz też == * [[Marya Rodziewiczówna (Pług)|Marya Rodziewiczówna]] – notatka biograficzna napisana przez [[Autor:Antoni Pietkiewicz|Adama Pługa]] * [[Marja Rodziewiczówna i jej dzieła]] – szkic [[Autor:Anna Zahorska|Anny Zahorskiej]] * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Rodziewiczówna|Wikiprojekt Proofread - Rodziewiczówna]] – zbiór dzieł Marii Rodziewiczówny będących jeszcze w trakcie prac redakcyjnych {{PD-old-autor|Rodziewiczówna, Maria}} {{DEFAULTSORT:Rodziewiczówna, Maria}} [[Kategoria:Maria Rodziewiczówna|*]] [[Kategoria:Polscy pisarze]] [[Kategoria:Redaktorzy]] 116yjuww5s1jntjlivwvmfqk15t82he 3150419 3150418 2022-08-13T08:52:58Z 217.96.148.154 wikitext text/x-wiki {{Autorinfo |Nazwisko=Maria Rodziewiczówna |pseudonim=Žmogus, Mario, Weryho |voto= |podpis=Rodziewiczowna-autograph.jpg |Grafika=Maria Rodziewiczówna zdjęcie w 'Ziemiance'.png |miejsce śmierci=folwark Leonów koło Żelaznej pod Skierniewicami |opis=Polska powieściopisarka i&nbsp;redaktorka. |back=R }} == Teksty == === Powieści === * [[Anima vilis]] * [[Atma (Rodziewiczówna)|Atma]] * [[Barbara Tryźnianka]] * [[Barcikowscy]] * [[Błękitni]] * [[Byli i będą]] * [[Czahary]] * [[Czarny Bóg (powieść)|Czarny Bóg]] * [[Dewajtis]] * [[Gniazdo białozora]] * [[Hrywda]] * [[Jaskółczym szlakiem]] * [[Jerychonka]] * [[Joan. VIII 1-12]] * [[Kądziel]] * [[Klejnot]] * [[Kwiat lotosu (Rodziewiczówna, 1928)|Kwiat lotosu]] * [[Lato leśnych ludzi]] * [[Macierz]] * [[Magnat (Rodziewiczówna, 1921)|Magnat]] * [[Między ustami a brzegiem pucharu]] * [[Na fali]] * [[Na wyżynach]] * [[Nieoswojone ptaki]] * [[Ona (Rodziewiczówna, 1931)|Ona]] * [[Pożary i zgliszcza]] * [[Ragnarök]] * [[Straszny dziadunio]] * [[Szary proch]] * [[Wrzos]] === Opowiadania i zbiory opowiadań === * [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1917)|Bajka o głupim Marcinie]] * [[Czarny chleb (zbiór)|Czarny chleb]] : {{f|[[Złota dola]] &nbsp;•&nbsp; [[Na Wigilję]] &nbsp;•&nbsp; [[W noc grudniową]] &nbsp;•&nbsp; [[Znachor (Rodziewiczówna, 1927)|Znachor]] &nbsp;•&nbsp; [[Myśl (Rodziewiczówna, 1927)|Myśl]] &nbsp;•&nbsp; [[Południca]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarny chleb (Rodziewiczówna, 1927)|Czarny chleb]] &nbsp;•&nbsp; [[Jezioro (Rodziewiczówna, 1927)|Jezioro]] &nbsp;•&nbsp; [[Kolega Szoll]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierścień (Rodziewiczówna, 1927)|Pierścień]] &nbsp;•&nbsp; [[Starzec (Rodziewiczówna, 1927)|Starzec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierwsza kula]] &nbsp;•&nbsp; [[Jedna droga]]|w=90%}} * [[Farsa panny Heni]] * [[Kamienie. Ciotka. Wpisany do heroldyi]] : {{f|[[Kamienie (Rodziewiczówna, 1910)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1910)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1910)|Wpisany do heroldyi]]|w=90%}} * [[Róże panny Róży (zbiór)|Róże panny Róży]] : {{f|[[Róże panny Róży (opowiadanie)|Róże panny Róży]] &nbsp;•&nbsp; [[Lutnia, Finka i Duglas]] &nbsp;•&nbsp; [[Kos z sapieżanki]] &nbsp;•&nbsp; [[Wyczyn wigilijny]] &nbsp;•&nbsp; [[Historje baby Silichy]] &nbsp;•&nbsp; [[N. B. N. B. L.|„N. B. N. B. L.“]] &nbsp;•&nbsp; [[Polesie (Rodziewiczówna, 1938)|Polesie]] &nbsp;•&nbsp; [[Dwie rady]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowski z Granicznego Bastjonu]] &nbsp;•&nbsp; [[Tydzień u Niedobitowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowscy płacą]] &nbsp;•&nbsp; [[Sprawa jednorurki nr 3080]] &nbsp;•&nbsp; [[Przekroczenie obowiązujących ustaw]] &nbsp;•&nbsp; [[Obywatel Kuźma Suprunik|„Obywatel“ Kuźma Suprunik]] &nbsp;•&nbsp; [[§ 4]] &nbsp;•&nbsp; [[Czterech małych Mystkowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Jutrznia (Rodziewiczówna, 1938)|Jutrznia]] &nbsp;•&nbsp; [[Świętek]]|w=90%}} * [[Rupiecie (zbiór)|Rupiecie]] : {{f|[[Rupiecie (opowiadanie)|Rupiecie]] &nbsp;•&nbsp; [[Triumfator]] &nbsp;•&nbsp; [[Kamienie (Rodziewiczówna, 1931)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Tutejszy]] &nbsp;•&nbsp; [[Tak zwani „Głupi“]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1931)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Lamus]] &nbsp;•&nbsp; [[Jan Borucki]] &nbsp;•&nbsp; [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1931)|Bajka o głupim Marcinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Hryc]] &nbsp;•&nbsp; [[Bagno (Rodziewiczówna, 1931)|Bagno]] &nbsp;•&nbsp; [[Wołowy czerep|„Wołowy czerep“]] &nbsp;•&nbsp; [[Dobra służba]]|w=90%}} * [[Ryngraf]] * [[Światła (zbiór)|Światła]] : {{f|[[Światła (Rodziewiczówna, 1929)|Światła]] &nbsp;•&nbsp; [[Złe]] &nbsp;•&nbsp; [[Na tokach]] &nbsp;•&nbsp; [[Skręt]] &nbsp;•&nbsp; [[Wydaleni]] &nbsp;•&nbsp; [[Pięć koron]] &nbsp;•&nbsp; [[Skrzypek]] &nbsp;•&nbsp; [[Surma]] &nbsp;•&nbsp; [[Drwal]] &nbsp;•&nbsp; [[Siódmy syn]] &nbsp;•&nbsp; [[Tajemniczy medalik]] &nbsp;•&nbsp; [[Wrażenia i przeżycia]]|w=90%}} * [[Z głuszy]] : {{f|[[Czajki (Rodziewiczówna)|Czajki]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarna woda]] &nbsp;•&nbsp; [[Młyn Archipa]] &nbsp;•&nbsp; [[Na starej choinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Noc (Rodziewiczówna)|Noc]] &nbsp;•&nbsp; [[Piaski]] &nbsp;•&nbsp; [[Posłaniec (Rodziewiczówna)|Posłaniec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pro memoria (Rodziewiczówna)|Pro memoria]] &nbsp;•&nbsp; [[Rozdroże]] &nbsp;•&nbsp; [[Szwed]] &nbsp;•&nbsp; [[Ul (Rodziewiczówna)|Ul]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1914)|Wpisany do heroldyi]] &nbsp;•&nbsp; [[Z tamtej strony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zagony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zachód (Rodziewiczówna)|Zachód]]|w=90%}} * [[Za wiarę i ojczyznę!]] == Zobacz też == * [[Marya Rodziewiczówna (Pług)|Marya Rodziewiczówna]] – notatka biograficzna napisana przez [[Autor:Antoni Pietkiewicz|Adama Pługa]] * [[Marja Rodziewiczówna i jej dzieła]] – szkic [[Autor:Anna Zahorska|Anny Zahorskiej]] * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Rodziewiczówna|Wikiprojekt Proofread - Rodziewiczówna]] – zbiór dzieł Marii Rodziewiczówny będących jeszcze w trakcie prac redakcyjnych {{PD-old-autor|Rodziewiczówna, Maria}} {{DEFAULTSORT:Rodziewiczówna, Maria}} [[Kategoria:Maria Rodziewiczówna|*]] [[Kategoria:Polscy pisarze]] [[Kategoria:Redaktorzy]] 3wnv9sxo6p3vi4f3k9glem2ijssxlke 3150440 3150419 2022-08-13T11:45:49Z Seboloidus 27417 Wycofanie edycji użytkownika [[Special:Contributions/217.96.148.154|217.96.148.154]] ([[User talk:217.96.148.154|dyskusja]]). Autor przywróconej wersji to [[User:Matlin|Matlin]]. wikitext text/x-wiki {{Autorinfo |Nazwisko=Maria Rodziewiczówna |pseudonim=Žmogus, Mario, Weryho |voto= |podpis=Rodziewiczowna-autograph.jpg |Grafika=Maria Rodziewiczówna zdjęcie w 'Ziemiance'.png |miejsce śmierci=folwark Leonów koło Żelaznej pod Skierniewicami |opis=Polska powieściopisarka i&nbsp;redaktorka. |back=R }} == Teksty == === Powieści === * [[Anima vilis]] * [[Atma (Rodziewiczówna)|Atma]] * [[Barbara Tryźnianka]] * [[Barcikowscy]] * [[Błękitni]] * [[Byli i będą]] * [[Czahary]] * [[Czarny Bóg (powieść)|Czarny Bóg]] * [[Dewajtis]] * [[Gniazdo białozora]] * [[Hrywda]] * [[Jaskółczym szlakiem]] * [[Jerychonka]] * [[Joan. VIII 1-12]] * [[Kądziel]] * [[Klejnot]] * [[Kwiat lotosu (Rodziewiczówna, 1928)|Kwiat lotosu]] * [[Lato leśnych ludzi]] * [[Macierz]] * [[Magnat (Rodziewiczówna, 1921)|Magnat]] * [[Między ustami a brzegiem puharu]] * [[Na fali]] * [[Na wyżynach]] * [[Nieoswojone Ptaki]] * [[Ona (Rodziewiczówna, 1931)|Ona]] * [[Pożary i zgliszcza]] * [[Ragnarök]] * [[Straszny dziadunio]] * [[Szary proch]] * [[Wrzos]] === Opowiadania i zbiory opowiadań === * [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1917)|Bajka o głupim Marcinie]] * [[Czarny chleb (zbiór)|Czarny chleb]] : {{f|[[Złota dola]] &nbsp;•&nbsp; [[Na Wigilję]] &nbsp;•&nbsp; [[W noc grudniową]] &nbsp;•&nbsp; [[Znachor (Rodziewiczówna, 1927)|Znachor]] &nbsp;•&nbsp; [[Myśl (Rodziewiczówna, 1927)|Myśl]] &nbsp;•&nbsp; [[Południca]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarny chleb (Rodziewiczówna, 1927)|Czarny chleb]] &nbsp;•&nbsp; [[Jezioro (Rodziewiczówna, 1927)|Jezioro]] &nbsp;•&nbsp; [[Kolega Szoll]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierścień (Rodziewiczówna, 1927)|Pierścień]] &nbsp;•&nbsp; [[Starzec (Rodziewiczówna, 1927)|Starzec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pierwsza kula]] &nbsp;•&nbsp; [[Jedna droga]]|w=90%}} * [[Farsa panny Heni]] * [[Kamienie. Ciotka. Wpisany do heroldyi]] : {{f|[[Kamienie (Rodziewiczówna, 1910)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1910)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1910)|Wpisany do heroldyi]]|w=90%}} * [[Róże panny Róży (zbiór)|Róże panny Róży]] : {{f|[[Róże panny Róży (opowiadanie)|Róże panny Róży]] &nbsp;•&nbsp; [[Lutnia, Finka i Duglas]] &nbsp;•&nbsp; [[Kos z sapieżanki]] &nbsp;•&nbsp; [[Wyczyn wigilijny]] &nbsp;•&nbsp; [[Historje baby Silichy]] &nbsp;•&nbsp; [[N. B. N. B. L.|„N. B. N. B. L.“]] &nbsp;•&nbsp; [[Polesie (Rodziewiczówna, 1938)|Polesie]] &nbsp;•&nbsp; [[Dwie rady]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowski z Granicznego Bastjonu]] &nbsp;•&nbsp; [[Tydzień u Niedobitowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Niedobitowscy płacą]] &nbsp;•&nbsp; [[Sprawa jednorurki nr 3080]] &nbsp;•&nbsp; [[Przekroczenie obowiązujących ustaw]] &nbsp;•&nbsp; [[Obywatel Kuźma Suprunik|„Obywatel“ Kuźma Suprunik]] &nbsp;•&nbsp; [[§ 4]] &nbsp;•&nbsp; [[Czterech małych Mystkowskich]] &nbsp;•&nbsp; [[Jutrznia (Rodziewiczówna, 1938)|Jutrznia]] &nbsp;•&nbsp; [[Świętek]]|w=90%}} * [[Rupiecie (zbiór)|Rupiecie]] : {{f|[[Rupiecie (opowiadanie)|Rupiecie]] &nbsp;•&nbsp; [[Triumfator]] &nbsp;•&nbsp; [[Kamienie (Rodziewiczówna, 1931)|Kamienie]] &nbsp;•&nbsp; [[Tutejszy]] &nbsp;•&nbsp; [[Tak zwani „Głupi“]] &nbsp;•&nbsp; [[Ciotka (Rodziewiczówna, 1931)|Ciotka]] &nbsp;•&nbsp; [[Lamus]] &nbsp;•&nbsp; [[Jan Borucki]] &nbsp;•&nbsp; [[Bajka o głupim Marcinie (Rodziewiczówna, 1931)|Bajka o głupim Marcinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Hryc]] &nbsp;•&nbsp; [[Bagno (Rodziewiczówna, 1931)|Bagno]] &nbsp;•&nbsp; [[Wołowy czerep|„Wołowy czerep“]] &nbsp;•&nbsp; [[Dobra służba]]|w=90%}} * [[Ryngraf]] * [[Światła (zbiór)|Światła]] : {{f|[[Światła (Rodziewiczówna, 1929)|Światła]] &nbsp;•&nbsp; [[Złe]] &nbsp;•&nbsp; [[Na tokach]] &nbsp;•&nbsp; [[Skręt]] &nbsp;•&nbsp; [[Wydaleni]] &nbsp;•&nbsp; [[Pięć koron]] &nbsp;•&nbsp; [[Skrzypek]] &nbsp;•&nbsp; [[Surma]] &nbsp;•&nbsp; [[Drwal]] &nbsp;•&nbsp; [[Siódmy syn]] &nbsp;•&nbsp; [[Tajemniczy medalik]] &nbsp;•&nbsp; [[Wrażenia i przeżycia]]|w=90%}} * [[Z głuszy]] : {{f|[[Czajki (Rodziewiczówna)|Czajki]] &nbsp;•&nbsp; [[Czarna woda]] &nbsp;•&nbsp; [[Młyn Archipa]] &nbsp;•&nbsp; [[Na starej choinie]] &nbsp;•&nbsp; [[Noc (Rodziewiczówna)|Noc]] &nbsp;•&nbsp; [[Piaski]] &nbsp;•&nbsp; [[Posłaniec (Rodziewiczówna)|Posłaniec]] &nbsp;•&nbsp; [[Pro memoria (Rodziewiczówna)|Pro memoria]] &nbsp;•&nbsp; [[Rozdroże]] &nbsp;•&nbsp; [[Szwed]] &nbsp;•&nbsp; [[Ul (Rodziewiczówna)|Ul]] &nbsp;•&nbsp; [[Wpisany do heroldyi (Rodziewiczówna, 1914)|Wpisany do heroldyi]] &nbsp;•&nbsp; [[Z tamtej strony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zagony]] &nbsp;•&nbsp; [[Zachód (Rodziewiczówna)|Zachód]]|w=90%}} * [[Za wiarę i ojczyznę!]] == Zobacz też == * [[Marya Rodziewiczówna (Pług)|Marya Rodziewiczówna]] – notatka biograficzna napisana przez [[Autor:Antoni Pietkiewicz|Adama Pługa]] * [[Marja Rodziewiczówna i jej dzieła]] – szkic [[Autor:Anna Zahorska|Anny Zahorskiej]] * [[Wikiźródła:Wikiprojekt Proofread/Rodziewiczówna|Wikiprojekt Proofread - Rodziewiczówna]] – zbiór dzieł Marii Rodziewiczówny będących jeszcze w trakcie prac redakcyjnych {{PD-old-autor|Rodziewiczówna, Maria}} {{DEFAULTSORT:Rodziewiczówna, Maria}} [[Kategoria:Maria Rodziewiczówna|*]] [[Kategoria:Polscy pisarze]] [[Kategoria:Redaktorzy]] c91nwerb2stbnl7sndecv7vkmqtg74o Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/131 100 338644 3150166 2904680 2022-08-12T20:16:24Z Zetzecik 5649 . proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 129 — }}</noinclude>z łóżka i ledwie com dzieci zgarnęła w naręcze, a tu już wszystko trzeszczy, łamie się, na głowę leci... ledwiem co do sieni zdążyła, i chałupa się za mną zapadła... Jeszczem i myśli nie zebrała, kiej i komin obalił się z hukiem... Na dworze zaś tak wiało, że na nogach trudno było ustoić, i wiater roznosił poszycie. A tu noc, do wsi kawał drogi, wszyscy śpią i ani sposób, by krzyki posłyszeli... Do dołu ziemniaczanego wciągnęłam się z dziećmi i tak do świtania przesiedzielim.<br> {{tab}}— Opatrzność boska czuwała nad wami. Czyjaż to krowa przy trześni?<br> {{tab}}— A dyć moja to, moja żywicielka jedyna!<br> {{tab}}— Mleczna będzie, grzbiet jak belka, kłęby wysokie... Cielna?<br> {{tab}}— Leda dzień powinna się ocielić.<br> {{tab}}— Przyprowadźcie ją do mojej obory, zmieści się, do trawy może tam postać... Ale gdzie się wy podziejecie?.. mówię: gdzie?..<br> {{tab}}Naraz pies jakiś zaczął szczekać i na ludzi rzucać się zajadle, a kiej go odegnali, w progu usiadł i przeraźliwie zawył.<br> {{tab}}— Wściekł się, czy co? czyj to? — pytał ksiądz, chroniąc się ździebko za baby.<br> {{tab}}— Dyć to Kruczek, nasz... juści, żal mu szkody... czujący piesek... — jąkał Bylica, idąc go przyciszać.<br> {{tab}}A ksiądz pochwalił Boga na pożegnanie, skinął na Sikorzynę, by szła za nim, i, wyciągnąwszy obie ręce do kobiet, cisnących się je całować, odchodził zwolna.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7wc9br1q0vtjcl3npks9m3gxhvodz4p Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/132 100 338646 3150178 2904686 2022-08-12T20:35:56Z Zetzecik 5649 . proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 130 — }}</noinclude>{{tab}}Widzieli, że długo z nią na drodze o czemś rozprawiał.<br> {{tab}}Naród zaś babski, ugwarzywszy się ździebko i naużalawszy nad pokrzywdzoną, jął się rozchodzić dość śpiesznie, przypominając sobie znagła o śniadaniach i pilnych robotach.<br> {{tab}}Przy rumowisku ostała jeno sama rodzina i właśnie medytowali, jakby tu co niebądź wydobyć z zawalonej izby, gdy powróciła zadyszana Sikorzyna.<br> {{tab}}— A to do mnie się przenieście, na drugą stronę, kaj Rocho dzieci nauczał... Juści, komina braknie, ale wstawicie cyganek i waju wystarczy... — rzekła prędko.<br> {{tab}}— Moiście, a czemże to wama za komorne zapłacę!<br> {{tab}}— Niech was o to głowa nie boli. Znajdziecie jaki grosz, zapłacicie, a nie, to przy robocie jakiej pomożecie, albo prosto i za Bóg zapłać siedźcie. Pustką przecież ta izba stoi! Z duszy serca proszę, a ksiądz ten papierek wama przysyła na pierwsze wspomożenie!<br> {{tab}}Rozwinęła jej przed oczyma trzy ruble.<br> {{tab}}— Niech mu Bóg da zdrowie! — wykrzyknęła Weronka, całując ten papierek.<br> {{tab}}— Poczciwy, że drugiego nie naleźć! — dodała Hanka.<br> {{tab}}— Krowie na księżej oborze też będzie niezgorzej! juści... — stary powiedział.<br> {{tab}}I zaraz zaczęły się przenosiny.<br> {{tab}}Chałupa Sikorów stała tuż przy dróżce, na skręcie do wsi, może o jakie dwa stajania od Stachów, zaraz też jęli tam przenosić pozostałą chudobę i co<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e5nqcclu6b6oq1zk5v5mcqe21ei9zq7 Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/133 100 338649 3150190 2904689 2022-08-12T20:58:10Z Zetzecik 5649 . proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 131 — }}</noinclude>się jeno poradziło naprędce wydostać z pod rumowisk ze statków i pościeli. Hanka aż parobka swojego przyzwała do pomocy, a wkońcu i Rocho nadszedł, raźno zabierając się do pomagania, że, nim przedzwonili południe, Weronka już była osiedlona na nowem pomieszkaniu.<br> {{tab}}— Komornica teraz jestem, dziadówka prawie! Cztery kąty i piec piąty, ani obrazu nawet, ni jednej całej miski! — wyrzekała gorzko, rozglądając się.<br> {{tab}}— Obraz ci jaki przyniesę, a i statków co ino najdę zbędnych. Stacho wrócą i chałupę przy ludzkiej pomocy rychło podźwigną, że nie ostaniesz tak długo... — uspokajała ją Hanka poczciwie. — A kaj to ociec?<br> {{tab}}Chciała go zabrać do siebie.<br> {{tab}}Stary ostał przy rumowiskach, w progu ano siedział, opatrując bok pieskowi.<br> {{tab}}— Zbierajcie się ze mną, u Weronki na nowem ciasno, a u nas przecie znajdzie się la was kąt jakiś.<br> {{tab}}— Nie {{korekta|póde|pójdę}}, Hanuś... juści... ostanę... urodziłem się tutaj, to i zamrę.<br> {{tab}}Co się go naprosiła, co mu się naprzekładała, nie chciał i nie.<br> {{tab}}— W sieni se legowisko wyszykuję... juści... a jeśli każesz... to do waju jeść przyjdę... dzieci ci zato przypilnuję... juści... Pieska ino zabierz, bok mu skaleczyło... juści... stróżować ci będzie... czujny wielce.<br> {{tab}}— Zwalą się ściany i jeszcze was przygniecie! — prosiła, przekładając.<br> {{tab}}— I... dłużej przetrzymają niźli człowiek niejeden... Pieska weź...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tjg5nnbayce1o64u53z9gb121ae0xre Szablon:IndexPages/Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu 10 552476 3150159 3149573 2022-08-12T20:02:01Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>53</q1><q0>3</q0> 57s7xlubnnutpfvoibvlekr33ibzy1j 3150317 3150159 2022-08-13T04:01:52Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>254</pc><q4>5</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>56</q1><q0>3</q0> 0dz35mt72skcgz1kgf65evshydcu3j6 Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/16 100 628812 3150313 1627216 2022-08-13T03:19:59Z Piotr433 11344 lit. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{pk|do|piero}}, na miejsce dawniejszego, niemca, który zbuntował się wraz z resztą załogi. Wtedy Negoro, będący portugalczykiem, zaofiarował swe usługi i został przyjęty. Okazało się następnie, iż był to człowiek dobrze obznajmiony ze swą pracą i obowiązkowy. Z morzem był on również, jak się zdawało, wcale nie źle obznajmiony. Aczkolwiek świeżo przyjęty kucharz wypełniał: wzorowo swe obowiązki, był cichy, zgodny i gotował bardzo smacznie, kapitan nie był kontent z siebie, iż go przyjął na pokład, a to z przyczyny, iż nic nie wiedział o jego przeszłości. Nikt mu przytem Negora nie polecił, bo nikt go nie znał. Uporczywe milczenie tego czterdziesto-letniego, bladego i ponurego portugalczyka, jego stalowe, zimne, o złym wyrazie oczy, urągliwy wreszcie uśmiech, na jego wązkich wargach wiecznie się czający — również jakoś nie bardzo przypadały kapitanowi do smaku. Czy Negoro posiadał jakieś wykształcenie?... Czem się dawniej zajmował? Gdzie się urodził i wychował?... Wszystkie te zapytania pozostawały bez odpowiedzi. Kapitanowi było wiadome to tylko, iż Negoro pragnął opuścić statek w Valparaio. Czy miał tam rodzinę jakąś, do której dążył?... Czy też ztamtąd chciał się udać gdzieś {{pp|da|lej}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> asxg73zox5bb141o5gimlt5wsf4h2ar Szablon:IndexPages/Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu 10 711737 3150026 3149501 2022-08-12T16:01:48Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>496</pc><q4>6</q4><q3>42</q3><q2>0</q2><q1>432</q1><q0>16</q0> 3c1jy1wlnbss4a428g54hojd9jgw4l0 Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/28 100 713067 3149910 2119670 2022-08-12T12:01:00Z Svejk13 22069 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Svejk13" /></noinclude>myśl; po chwili jednak złagodniał i dodał: — Proszę cię, nie zaprzątaj sobie tem głowy. Zresztą tracimy czas napróżno. Trzeba już wracać na herbatę. Wezmę jeszcze na chwilę rewolwer.<br> {{tab}}Maisie zbierało się na płacz przy lada zachęcie, jednakże od łez powstrzymywała ją obojętność Dicka, mimo że i jemu trzęsła się ręka, gdy podnosił rewolwer. Legło więc biedne dziewczyniątko na piaskowym wydmuchu, dysząc ciężko, gdy tymczasem Dick nieprzerwanie bombardował kół podwodny.<br> {{tab}}— Nakoniec trafiłem! — zawołał, gdy przygarść wodnych porostów oderwała się i odpadła od drzewa.<br> {{tab}}— Dajno, niech teraz ja spróbuję! — ozwała się Maisie rozkazująco. — Czuję się już całkiem dobrze.<br> {{tab}}Strzelali tak naprzemian, aż mały, wykoszlawiony rewolwer zdawał się prawie rozlatywać w drzazgi, natomiast Amomma, odegnany precz — albowiem w każdej chwili mógł być rozsadzony wybuchem — skubał sobie opodal trawkę i dziwował się, czemu w niego rzucają kamieniami. Następnie dzieci znalazły sobie belkę, pływającą w bajorku u podnóża nadmorskiego stoku Fort Keeling, i usiadły pospołu przed tym nowym celem.<br> {{tab}}— Na przyszłe wakacje — mówił Dick, gdy całkiem już roztrzęsiony rewolwer kopał go niemiłosiernie w rękę, — kupimy sobie inny rewolwer... o skupionym ogniu... taki niesie dalej.<br> {{tab}}— Dla mnie już nie będzie przyszłych wakacyj — rzekła Maisie. — Do tego czasu ja już stąd odjadę.<br> {{tab}}— Dokąd?<br> {{tab}}— Sama nie wiem. Moi prawni opiekunowie napisali do p. Jennett, że mam być oddana gdzieś na wychowanie... może do Francji... sama nie nie wiem dokąd, ale rada będę stąd się wydostać.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p1b32iclkvknnmpzjk3zhn58ilswct3 Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/29 100 713068 3149911 2119672 2022-08-12T12:01:29Z Svejk13 22069 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Svejk13" /></noinclude>{{tab}}— Mnie to wcale nie raduje. Juści zostanę tutaj sam, jak palec. Słuchajno, Maisie, czy ty naprawdę myślisz odjechać? A więc obecne wakacje będą ostatnie, przez które dano mi ciebie jeszcze widzieć... Za tydzień powrócę znów do szkoły... Chciałbym...<br> {{tab}}Młoda krew zrumieniła ponsowo jego policzki. Maisie zajęła się zrywaniem pęków trawy i strącaniem ich ze zbocza, na żółty mak morski, który sam przez się, jakby od niechcenia, kiwał się w stronę bezkrawędnych płaskich żuław oraz mlecznobiałego morza ciągnącego się poza obrębem tychże.<br> {{tab}}— Jabym pragnęła, — rzekła po chwili, — żebym mogła znów kiedyś zobaczyć się z tobą na czas pewien. Czy ty również tego pragniesz?<br> {{tab}}— Tak, ale byłoby lepiej, gdybyś... gdybyś... strzeliła tam prosto... poniżej tego słupa.<br> {{tab}}Maisie przez chwilę spoglądała nań szeroko otwartemi oczyma. Byłże to ten chłopak, który nieledwie dziesięć dni temu przystrajał rogi Amommy wycinankami z papieru i włóczył tego brodacza, na ludzkie urągowisko, po ludnych i uczęszczanych drogach?. Potem opuściła oczy: — nie, to nie był już ten sam chłopak...<br> {{tab}}— Bądźże rozsądny! — rzekła tonem karcącym, poczem bystro rozejrzawszy się w sytuacji, uderzyła z innej strony. — Jakiś ty samolubny! Pomyśl sobie tylko, jakie byłoby moje uczucie, gdyby ta okropna broń cię zabiła. Już i tak jestem dość nieszczęśliwa.<br> {{tab}}— Czemu? czy dlatego, że rozstaniesz się z p. Jennett?<br> {{tab}}— Nie.<br> {{tab}}— A więc że pożegnasz się ze mną?<br> {{tab}}Przez dłuższy czas nie było odpowiedzi. Dick nie ośmielał się spoglądać na nią. Czuł, choć sam sobie z tego<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d0igs1niduzyuoc9ohuom7dqyjfq0k3 Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/30 100 713069 3149914 2119673 2022-08-12T12:02:52Z Svejk13 22069 /* Skorygowana */ lit. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Svejk13" /></noinclude>nie zdawał sprawy, czem były dla niego cztery lata ostatnie; odczuwał to tem dotkliwiej, że nie potrafił uczuć swych ubrać w słowa.<br> {{tab}}— Nie wiem, — odrzekła ona. — Zdaje mi się, że tak.<br> {{tab}}— Maisie, ty powinnas wiedzieć. Ja nie bawię się w przypuszczenia.<br> {{tab}}— Chodźmy do domu — odrzekła Maisie miękko.<br> {{tab}}Ale Dick ani myślał się cofać.<br> {{tab}}— Nie umiem wyrazić wszystkiego należycie — tłumaczył się, — i okropnie mi przykro, żem cię kiedyś wyczubił... gdy ci poszło o tego Amommę. Teraz to rzecz całkiem inna, Maisie, chyba sama to widzisz? A mogłaś mi wtedy powiedzieć, że odjeżdżasz, zamiast zostawiać mnie własnym domysłom.<br> {{tab}}— Nie domyśliłeś się, wiec ja ci to powiedziałam. Ach, Dicku, jest-że tu czem się martwić?<br> {{tab}}— Pewnie, że nie... ale spędziliśmy tyle, tyle lat razem, a nie wiedziałem, że to mnie tak bardzo obchodzi...<br> {{tab}}— Nie wierzę, by cię to miało kiedykolwiek obchodzić...<br> {{tab}}— Nie, nie obchodziło, ale teraz mię obchodzi... ogromnie mnie obchodzi. Maisie, — chlipnął, — Maisie, moja kochana, powiedz mi, proszę, że i ciebie to obchodzi...<br> {{tab}}— Obchodzi, naprawdę obchodzi... ale to na nic się nie przyda.<br> {{tab}}— Dlaczego?<br> {{tab}}— Bo odjadę...<br> {{tab}}— Tak, ale zanim odjedziesz, może dasz mi obietnicę, że będziesz myślała... Powiedz tylko... czy będziesz?<br> {{tab}}Wyraz: „kochana“ o wiele łatwiej przybiegł mu na usta za drugim razem niż za pierwszym. W życiu Dicka,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ryzxpa8iqiri30x3uhahkwnlr8w81ma Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/31 100 713070 3149915 2119677 2022-08-12T12:03:19Z Svejk13 22069 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Svejk13" /></noinclude>zarówno domowem jak i szkolnem, niewiele trafiało się słów pieszczotliwych — musiał je tedy wynajdywać sam własnym instynktem. Pochwycił małą rączynkę, usmoloną kopciem, wychodzącym z lufy rewolwera.<br> {{tab}}— Obiecuję — rzekła Maisie uroczyście; — ale ile mnie to dotyczy, nie potrzeba nawet i obietnic.<br> {{tab}}— A czy cię to dotyczy?<br> {{tab}}Po raz pierwszy w ciągu ostatnich kilku minut spotkały się źrenice ich dwojga i przemówiły w imieniu tych, którzy nie byli biegli w wymowie...<br> {{tab}}— Ach, Dicku, nie rób tego! proszę cię, nie rób tego! Było to całkiem na miejscu, gdyśmy sobie mówili dzień dobry... ale teraz to zgoła co innego!<br> {{tab}}Amomma patrzył na nich z oddali. Widywał-ci on nieraz, jak jego państwo kłócili się z sobą, ale nigdy jeszcze dotychczas nie zdarzyło mu się widzieć — wymiany pocałunków... Żółty mak morski więcej rozumiał się na rzeczy i kiwał głową potakująco. Sam przez się pocałunek był niezbyt udatny, ale ponieważ był to pierwszy pocałunek, inny od wszelkich jakie kiedykolwiek wymieniali między sobą gwoli wymaganiom powinności, przeto otwarł przed nimi nowe światy — a wszystkie tak wspaniałe, iż oboje wznieśli się ponad myśl o jakimkolwiek świecie, zwłaszcza o tym, na którym nie można obejść się bez podwieczorku... tylko siedzieli cichutko, trzymając się wzajem za ręce i nie mówiąc do siebie ni słowa.<br> {{tab}}— Teraz już nie zapomnisz, — rzekł nakoniec Dick. W tej chwili na policzkach swych odczuwał coś, co piekło go bardziej, niż oparzelizna od prochu strzelniczego.<br> {{tab}}— I takbym nie zapomniała! — odrzekła Maisie.<br> {{tab}}Spojrzeli sobie w oczy i każde z nich spostrzegło, że swobodne jeszcze przed godziną {{pp|przesta|wanie}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rittcw7kk1a6q3kz9cyydhooqkjti4a Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/40 100 717845 3150014 2134635 2022-08-12T15:11:48Z PG 3367 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|34|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude><poem> '''Angelo.''' {{tab|80}}W jej przemowie :Tyle rozumu, że i mój snać rozum :Z tem się kojarzy. Bywajcie mi zdrowa. '''Izabella.''' Szlachetny panie, zwróć się. '''Angelo.''' Chcę się namyśleć; przybądź do mnie jutro. '''Izabella.''' Słuchajcie, panie — pragnę was przekupić! :Wróćcie się jeszcze. '''Angelo.''' {{tab|80}}Jakto? mnie przekupić? '''Izabella.''' Takimi skarby, że się nimi dzielić :Będziecie z niebem. '''Lucyo.''' Byłaby wszystko popsuła bez tego. '''Izabella.''' Nie kiesą, bitem wypełnioną złotem, :Nie klejnotami, których wartość niska :Albo wysoka — według widzimisię :Naszych kaprysów, lecz szczerą modlitwą, :Która się wzbija ku niebu i którą :Niebo wysłucha, zanim słońce zejdzie, :Modlitwą duszy nieskalanej, prośbą :Poszczących dziewic, których myśl nie idzie :Za doczesnością. '''Angelo.''' {{tab|60}}Dobrze; przybądź jutro. '''Lucyo.''' {{f*|w=85%|(na stronie, do Izabelli).}} Idźmy; jak dotąd wszystko się udało. '''Izabella.''' Waszą łaskawość niech ma Bóg w swej pieczy. '''Angelo''' {{f*|w=85%|(na stronie).}} Amen. Bo jestem na drodze pokusy. :Idącej w poprzek modlitwom. '''Izabella.''' {{tab|120}}O której :Mam oczekiwać godzinie? '''Angelo.''' {{tab|110}}O której :Chcesz, byle tylko przed południem. '''Izabella.''' {{tab|170}}Niechaj :Pan Bóg was strzeże. </poem> {{c|w=85%|(Wychodzą Lucyo, Izabella i profos).|przed=10px|po=10px}} <poem> '''Angelo.''' {{tab|90}}Od ciebie; tak! nawet :Od twojej cnoty! :Cóż to? czy jej to czy też moja wina? :Kto bardziej grzeszy? — ten, którego kuszą, :Czy też kusiciel? Ha! nie ona kusi! :Nie! to nie ona! Lecz ja, przy fijołku </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mkolhlnj5dmmvxsg1qc10wyhaf0gvp1 Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/41 100 717848 3150015 2134651 2022-08-12T15:13:46Z PG 3367 /* Skorygowana */ lit. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron||{{u|AKT DRUGI. SCENA TRZECIA.}}|35}}}}</noinclude><poem> :Leżąc na słońcu, gniję jako ścierwo, :Zamiast by wonieć jako kwiat w tem tchnieniu :Cnoty! Dla czego bardziej oszałamia :Te nasze zmysły niewinność kobiety, :Niźli kobiety lekkomyślność? Czemu, :Tyle pustego mając gruntu, chcemy :Zburzyć świątynię, aby wznieść występek? :O fe! fe! fe! fe! Co robisz, Angelo? :Czemże ty jesteś? Czemu chcesz ją grzeszną :Widzieć za sprawy, które jej pobudką :Były do cnoty? O niech brat jej żyje! :Złodziej rabunków swych ma uświęcenie, :Jeżeli kradnie i sam sędzia... Jakto? :Czyżbym ją kochał, że tak pragnę jeszcze :Raz ją usłyszeć, grzać się przy jej oczach? :O czem-że marzę? O chytry nasz wrogu, :Co chcąc ułowić świętego, na wędkę :Świętą umiałeś naciągnąć przynętę! :Przeniebezpieczną jest owa pokusa, :Co nas miłością cnoty na grzech pędzi. :Nigdy rozpusta nie umiała dotąd :Podwójną mocą sztuki i natury :Rozbudzić we mnie pokusy, a tu mnie :Cnotliwa dziewka snać do cna przemoże. :Dotąd, gdym widział zakochanych dwoje, :Duch mój się dziwił, śmiały usta moje. </poem> {{c|w=85%|(Wychodzi).|przed=10px|po=30px}} {{c|'''SCENA TRZECIA.'''|po=10px}} {{c|w=85%|Pokój w więzieniu.|po=10px}} {{c|w=85%|Wchodzą KSIĄŻĘ w przebraniu mnicha i PROFOS.|po=10px}} <poem> '''Książę.''' Witam, profosie; wszak z profosem mówię? '''Profos.''' Tak jest z profosem; czego żądasz, ojcze? '''Książę.''' Święty mój zakon, miłość chrześcijańska :Każą mi dusze nawiedzać strapione :W tem tu więzieniu: zaprowadź mnie do nich. :Według zwyczaju, wyłuszcz mi istotę </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2f9ococ1lz64s7367eg2cvcytjp58rg Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/42 100 717850 3150016 2134653 2022-08-12T15:15:10Z PG 3367 /* Skorygowana */ lit. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|36|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude><poem> :Ich przewinienia, abym mógł stosowną :Dać im naukę. '''Profos.''' I więcej zrobię, jeśli tego trzeba. </poem> {{c|w=85%|(Wchodzi Julietta).|przed=10px|po=10px}} <poem> :Patrz, oto jedna z uwięzionych niewiast, :Co wpadła w ogień swej własnej młodości :I w nim spaliła swe imię, jest w ciąży; :Na śmierć skazany jej współwinowajca. :Jest to młodzieniec, skłonniejszy powtórzyć :Grzech swój, niż umrzeć. '''Książę.''' {{tab|110}}A kiedy ma umrzeć? '''Profos.''' O ilem słyszał, to jutro. </poem> {{c|w=85%|(Do Julietty).|przed=10px|po=10px}} <poem> :Wszystko zrobione; poczekajcie chwilę, :A zaraz stąd was wyprowadzę. '''Książę.''' Czy żałujecie za grzech popełniony? '''Julietta.''' O, tak, i hańbę swą cierpliwie znoszę. '''Książę.''' Zrobimy razem rachunek sumienia :I wybadamy skruchę, czy jest szczerą :Czy czczą. '''Julietta.''' {{tab|20}}Posłucham was chętnie. '''Książę.''' {{tab|160}}Kochacie :Owego człeka, co wam krzywdę zadał? '''Julietta.''' Kocham, jak kocham jego krzywdzicielkę. '''Książę.''' A więc, jak widać, grzech ten spełniliście :Za wspólną zgodą? '''Julietta.''' {{tab|70}}Za wspólną. '''Książę.''' {{tab|150}}A zatem :Grzech twój jest cięższy, aniżeli jego. '''Julietta.''' Przyznaję, ojcze, i uczuwam skruchę. '''Książę.''' To dobrze, córko: lecz czy skruchę czujesz :Przez to, że grzech cię do tej hańby przywiódł? :Żal taki nas ma na względzie, nie Boga, :Bo pokazuje, że nie służym Bogu :Z miłości k’niemu, lecz z strachu. '''Julietta.''' Uczuwam skruchę, że złym mój uczynek, :I hańbę znoszę z radością. '''Książę.''' {{tab|120}}W tem trwajcie; :Współwinowajca wasz ma umrzeć jutro, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qinm5i2v1figfjuiykf4665094lvy5b Szablon:IndexPages/PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf 10 792809 3150054 3121813 2022-08-12T18:01:59Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>370</pc><q4>46</q4><q3>108</q3><q2>0</q2><q1>196</q1><q0>20</q0> kgvy2f2mujcwts7jjqpu6c9e2z36ze4 3150109 3150054 2022-08-12T19:01:57Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>370</pc><q4>48</q4><q3>106</q3><q2>0</q2><q1>196</q1><q0>20</q0> 3e1ipddxvua3oflu6ys9cs070va8vid Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/225 100 792857 3150047 2896354 2022-08-12T17:58:05Z Lord Ya 13160 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" /></noinclude><br><br> {{c|{{Roz|DROBNE WIERSZ}}E,|w=200%}} {{c|W MŁODOŚCI PISANE.}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h7vommlwfs739cayu1knltemrhle4h2 Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/227 100 796580 3150048 2899994 2022-08-12T17:59:08Z Lord Ya 13160 /* Uwierzytelniona */ drobne techniczne proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" /></noinclude>[[Plik:Zieliński Poezye - ornament 01.png|center|300px]] <br><br> {{c|'''{{Roz|DO BOG}}A.'''|w=150%|po=0.5em}} [[Plik:Zieliński Poezye - ornament 05.png|center|100px]] <br> <poem> {{f*|W|w=200%|h=normal}}ysłuchaj prośb.... Ty pomoc dasz, :::::Pył podźwigniesz uciśniony, :::::W swej dobroci nieskończony, Boże wielki, Boże ojców, Ojcze nasz! ::Jedno westchnienie — serc czystych głos święty; Łza jedna — którą szczery żal uroni; Jedno pokorne pochylenie skroni, :::::Milsze niż ofiary masz. Ta łza pokorna, to jedno westchnienie, Prędzej się w niebios przebije sklepienie, Niż złego dary, te świata ponęty; Z serc ofiar chcesz, bo serca znasz, :::::Sam, śmiertelnym niepojęty, :::::Przedwieczny, święty, Boże wielki, Boże ojców, Ojcze nasz! </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pee74xih3xpz38ctroiecve0chyg9h9 Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/228 100 796581 3150049 2896358 2022-08-12T17:59:36Z Lord Ya 13160 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" /></noinclude><poem> ::W niedoli, wsparcia gdzież szukać trzeba, Jeśli nie w niebie i łaskach Twych Panie; Z padołu płaczu usłysz me wołanie, I uzbrój duszę Twej wiary promieniem, I otocz serca miłością nieba, I w myśli moje wszczep nadziei kwiat; Wszak i ja również ręki Twej stworzeniem, Jak nim jest wielki, niepojęty świat. Ty, duszę, serce, myśli moje znasz, ::Nieskończony, niepoczęty, ::Cudowny, święty, Boże wielki, Boże ojców, Ojcze nasz! {{tab|230}}{{f*|1832 r.|w=80%}} </poem> <br><br> [[Plik:Zieliński Poezye - ornament 28.png|center|140px]] <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3oaav2jzprdpy9py4ooi0gzofk7owrv Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/229 100 796582 3150051 2899993 2022-08-12T18:00:13Z Lord Ya 13160 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" /></noinclude>{{c|'''DO {{korekta|PRZYJACIOŁ|PRZYJACIÓŁ}}.'''|roz|w=150%|po=0.5em}} [[Plik:Zieliński Poezye - ornament 07.png|center|100px]] <br> <poem> {{f*|P|w=200%|h=normal}}rzygód młodości mojej, — towarzysze! Słuchajcie piosnek, dla was piosnki piszę. Wy zrozumiecie, bo wasze uczucie Winno być echem, tęsknej mojej nucie. Wspólnie — przyjaźni wznosilim świątynię; Grom w nią uderzył — gdy budowę zwalił, Ozdobne ściany zagrzebał w ruinie, Ale podstawę z granitu — ocalił. Granit — przyjaźni naszej odtąd godłem, Przyjaźń — rozkoszy nieprzebranem źródłem, Chociaż daleka — zakwita nadzieją; Jej zwierzyliśmy młode nasze chęci, Nasze wspomnienia, błogi dar pamięci, I serca, co się zdala rozumieją. Bo na tej długiej i szerokiej ziemi, Dziś rozpierzchnieni w różne okolice, Rozwińmy myśli, wytężmy źrenice, Szukajmy punktu w niebie i na ziemi, Gdziebyśmy dawne złączyć mogli tchnienia, I myśleć mogli, myślami dawnemi; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5qknhkluo2ol50x8lonjo6ofy1mtwbh Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/230 100 796585 3150052 2900069 2022-08-12T18:01:17Z Lord Ya 13160 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" /></noinclude><poem> Gdziebyśmy wieku młode uniesienia, I wyobraźni ognistej marzenia, O świecie wielkim, o uczuciu tkliwem, Świętej przyjaźni mogli spiąć ogniwem. Niech dusza, duszę — myśl za myślą goni, Gdy dłoń nie może ścisnąć bratniej dłoni. ::Błogie, dziecinne, szybko zbiegły chwile, Kiedy wesoły, pod piastunki okiem Biegłem za fraszką, albo rączym skokiem, W zawody z wiatrem, ścigałem motyle. Płochy, jak motyl — z uśmiechem dziecięcia Świat cały w drobne tuliłem {{korekta|obięcia|objęcia}}, A świat się do mnie uśmiechał radośnie; Bom namiętności nie znał, ni uniesień, Które tak lube w młodzieńczych lat wiośnie, Często nam życia zatruwają jesień. Luby wiek minął, jak senne marzenie, Tylko mi słodkie zostawił wspomnienie. ::Jako młodzieniec, — wyobraźni loty, Z błoń ziemi, w przestrzeń skierowałem nieba, Marzyłem wdzięki niebiańskiej istoty, A serce puste, szukało zajęcia. Błysnęły oczki lubego dziewczęcia Blaskiem aniołów zstępujących z nieba; W sercu osiadły — rozkosz i zgryzoty. Chwilka słodyczy, — cierpień długie lata, Gdzie serce biło, — pustka, odrętwienie; Gdzie róże kwitły, — cierń gałązki splata; Oto miłości przekwitłej, — wspomnienie, </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ebttbrcdo6rst80gvaaxxga4dop9hjy Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/231 100 796586 3150055 2900070 2022-08-12T18:02:04Z Lord Ya 13160 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" /></noinclude><poem> ::Hymn wojny zabrzmiał, rozniecił bój krwawy; Żądza wielkości, niebezpieczeństw, sławy, Zawrzała w piersi, umysł wzniosła młody. Wojna! dwa bratnie krzyknęły narody; Wojna! i mściwem starły się ramieniem. Lecz wśród wysileń i odwagi cudów Bój się zakończył... A sława, wielkość, zostały — złudzeniem. Tak w lat niedługich przemiennej kolei, Tyle już zwodnych widziałem nadziei; Młodość i miłość, i sława przebrzmiała, Tylko się przyjaźń wierną dochowała. ::O! pielęgnujmy, niech ta iskra święta, ::::W łonie młodości poczęta, :::::Której, świat duszy — siedliskiem, Będzie i myśli naszych, i uczuć ogniskiem. Niech z ogrodów natury niebiańska roślina :::::W tajniki serca wszczepiona, Błyśnie listkiem nadziei, kwiat szczęściu rozwinie, Owoc w nieskończoności wykruszy dziedzinie, Którego ani morze cierpień nie pokona, :::::Ani w rozkoszy spędzona godzina. A gdy kres przyjdzie, w którym wszystko miłe :::::Zabierzem w zimną mogiłę, Niech pozostały przyjaciel, poświęci Jedno westchnienie, zgasłego pamięci; Niech na grób, płatną usypany ręką, :::::Przyjdzie, — z kwiatkami, z piosenką, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dl91g0h9ble5pf559lyjtxd59h1aizi Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/232 100 796587 3150057 2896362 2022-08-12T18:02:23Z Lord Ya 13160 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" /></noinclude><poem> Niezapominków wianek przyrzuci, I o przyjaźni piosnkę zanuci. {{tab|230}}{{f*|1832 r.|w=80%}} </poem> <br><br> [[Plik:Zieliński Poezye - ornament 40.png|center|140px]] <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oiuffqksk5kw3b3ifkmeixzoz4btb01 Szablon:IndexPages/PL Sand - Joanna.djvu 10 804132 3150194 3149180 2022-08-12T21:01:57Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>458</pc><q4>5</q4><q3>178</q3><q2>0</q2><q1>267</q1><q0>8</q0> j490eiqjrbw6157w2y970dj23dii6kn 3150248 3150194 2022-08-12T22:01:59Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>458</pc><q4>5</q4><q3>193</q3><q2>0</q2><q1>252</q1><q0>8</q0> r9tvzagnj4qvvm03lx1ho75cm5l7oyz 3150298 3150248 2022-08-12T23:01:49Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>458</pc><q4>5</q4><q3>205</q3><q2>0</q2><q1>240</q1><q0>8</q0> jbkql8od5czucxf873h3ejzfdo14u2g Szablon:IndexPages/Paweł Keller - Baśń ostatnia.djvu 10 821098 3150012 3090449 2022-08-12T15:01:50Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>422</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>7</q1><q0>8</q0> 3npidiixgkzraxw6blyf35gjaz4zo74 Szablon:IndexPages/PL Komeński - Wielka dydaktyka.djvu 10 878611 3150247 3100735 2022-08-12T22:01:48Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>304</pc><q4>1</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>3</q1><q0>9</q0> 9s8ryunkbw65pk0sblwl2m0rw9qymfc Szablon:IndexPages/Anafielas 10 905832 3149912 3149880 2022-08-12T12:01:46Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>405</q4><q3>191</q3><q2>1</q2><q1>386</q1><q0>72</q0> d18ktzbyvuk6euyjq7y5evrcxtgjg60 3149998 3149912 2022-08-12T14:01:47Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>405</q4><q3>209</q3><q2>1</q2><q1>368</q1><q0>72</q0> dq78f3je49259jaqo9dxecnji1naxdl 3150053 3149998 2022-08-12T18:01:48Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>405</q4><q3>215</q3><q2>1</q2><q1>362</q1><q0>72</q0> o50losqi77mx5788p6qtirzy7b1shin 3150108 3150053 2022-08-12T19:01:46Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>415</q4><q3>236</q3><q2>1</q2><q1>331</q1><q0>72</q0> sy4plxipfld0qw7qlvb5hqmfxxti0ex 3150158 3150108 2022-08-12T20:01:48Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>437</q4><q3>229</q3><q2>1</q2><q1>316</q1><q0>72</q0> 2owz3dlvfqufs3yxmee60qs6iztbynq 3150193 3150158 2022-08-12T21:01:46Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>455</q4><q3>211</q3><q2>1</q2><q1>316</q1><q0>72</q0> 1ysqm0endp5hq58bo9ps9f1mzf1zuy8 3150341 3150193 2022-08-13T05:01:46Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>1068</pc><q4>455</q4><q3>212</q3><q2>1</q2><q1>315</q1><q0>72</q0> c34wblnlfzyuowgqij29rq0dofg69vt Szablon:IndexPages/S. Orgelbranda Encyklopedia Powszechna (1859) 10 905892 3149913 3149882 2022-08-12T12:01:59Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>967</q1><q0>36</q0> rnoac7focvcp3azj06dqffdfyoj0cne 3150000 3149913 2022-08-12T14:02:10Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>979</q1><q0>36</q0> lk7ma82uupt00hq5snuv4njw2gbqswt 3150013 3150000 2022-08-12T15:02:01Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>987</q1><q0>36</q0> r3kvzay7y7sq6ljpd35sih10k839asi 3150027 3150013 2022-08-12T16:02:00Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>994</q1><q0>36</q0> b1tl20uoa81iftoenecsyl0e3dglz9j 3150036 3150027 2022-08-12T17:01:49Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>1002</q1><q0>36</q0> o1h8lgzwspwm1dyf4cxeg8ndmy97o6q 3150056 3150036 2022-08-12T18:02:10Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>1004</q1><q0>36</q0> 2n3qy3nho4jjphf5wnmki6ckxtr82pg 3150343 3150056 2022-08-13T05:02:03Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>1006</q1><q0>36</q0> pyu6j92mvkze0d41djv27aoprxeans3 3150365 3150343 2022-08-13T06:01:47Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>1008</q1><q0>36</q0> ikpxpekuttxkbuzd67pldramqmc78tr 3150385 3150365 2022-08-13T07:01:48Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>1014</q1><q0>36</q0> 0rz1uhf4wdisqfcbh2tn7xxscuwi3t6 3150408 3150385 2022-08-13T08:01:47Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>1019</q1><q0>36</q0> 2k3qr11bzkpznp0fakshyx2ogtq5iez 3150427 3150408 2022-08-13T09:01:46Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>1024</q1><q0>36</q0> bc3mi1ymorf32vemlrdayaual8idkfu 3150432 3150427 2022-08-13T10:01:47Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>1027</q1><q0>36</q0> k230qqc00ytshwxm1nnvlhc7mzbxfe7 3150439 3150432 2022-08-13T11:01:45Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>5185</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>10</q2><q1>1032</q1><q0>36</q0> asg4mpx35269gmy5km0rqgp26sn7dng Szablon:IndexPages/Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu 10 912819 3149940 2834440 2022-08-12T13:01:48Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>210</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>16</q1><q0>14</q0> e7wqi9bwohne3hl3daw6vh7r4nj85y0 Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/182 100 914979 3150315 2639942 2022-08-13T03:22:12Z Piotr433 11344 lit. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|— &nbsp; 176 &nbsp; —}}</noinclude>tak, jak się czyta powieść znajomego autora. Jednak to tylko posądzenie. Ja się strzedz winienem posądzeń, jak psów wściekłych.<br> {{tab}}Gdybym tu miał Krotoskiego, kogoś do podzielenia się duszą! Ale broń Boże natrętów napół znajomych, przed którymi mękę swą wewnętrzną trzeba tłumaczyć bólem głowy, ażeby coś odpowiedzieć na ich grzeczność nieznośną.<br> {{tab}}W tym Wiedniu, dawniej lubionym, nie mogę sobie znaleźć miejsca, ani zajęcia. Przez jakiś wstręt, czy żałobę, nie chodzę do teatrów, ani do galeryi, ani nawet do znajomych restauracyi. A znów niepokój wypędza mnie z mieszkania, utrzymuje przez cały dzień na nogach i gna przez ulice, najczęściej w kierunku dworca kolei Północnej. Tu mi najlepiej w odurzającym czadzie węgla i rozgrzanych smar. Zawiszę zresztą lubiłem wielkie dworce kolei żelaznych. Choćbym się znalazł po raz pierwszy na takim dworcu zdaje mi się, że już tu żyłem długo: ta sama fizyognomia, ten sam ruch, ten sam zapach szczególniej, przenoszą mnie odrazu w specyalne kolejowe usposobienie. Przy tych scenach szablonowo wielkich, sztucznie potężnych, przy tych ogromnych organicznych funkcyach naszej cywilizacyi, czuję się bardziej, niż gdzie indziej, wplątany w fizyczne życie świata. Niknę w tłumie, staję się biletem i numerem, ale mam też swój udział władzy przeniesienia się dokąd zechcę; wszystko się wydaje bliskiem, sąsiedniem; żadne też spotkanie nie dziwi.<br> {{tab}}I jeżeli mam wyznać, dlaczego właściwie tłukę się po tych dworcach i kolejach, — ciągnie mnie do nich<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> shba1p0lde5s1r266qdah3plm3mvdse Strona:PL Sand - Joanna.djvu/185 100 921569 3150180 2660634 2022-08-12T20:38:24Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|179}} {{---}}</noinclude>{{pk|zu|pełna}} w służbie mojéj, na któréj tylko zyskałam, i którą ci polecam.<br> {{tab}}— Ależ one nic nie umieją! Któż cię ubiéra? Kto trefi Maryją?<br> {{tab}}— Klaudyja. Jest ona bardzo zręczna do tego, ruchliwa i pojętna; jest to dziewczyna, z któréj wszystko zrobić można.<br> {{tab}}— A ta druga co robi? Widzę ją daleko rzadziéj zajętą w domu.<br> {{tab}}— Ta pasie moje krowy, robi masło i sér śmietankowy najdoskonalszy. Ona zarządza praniem, bieliznę wszystką ma pod sobą, i wszelki owoc mi przechowuje. Ona to ma wszystkie moje klucze. Nie jest ona tak przemyślną, tak zręczną w swych palcach i tak żywą jak Klaudyja, ale pomimo to jest dziewczyną nieocenioną; roztropna, porządna, pracowita, łagodna i wierna, stała się mi niezbędną; jest to skarb prawdziwy, któren syn mój do domu sprowadził.<br> {{tab}}— A, więc to Wilhelm ją przyprowadził? Wziął ją zapewnie bez wszelkiéj innéj zalety, prócz ładnéj twarzy; a to dowodzi, ze się zna na tém bardzo dobrze.<br> {{tab}}— Moja kochana, Wilhelm za nadto dobrze urodzony, i za nadto sam siebie szanuje, aby miał się poniżać do tych biédnych istót.<br> {{tab}}— Nie miałaś jednak tyle ufności w jego ojcu, bo sobie dobrze przypominam, żem cię pewnego razu nadybała tutaj w łzach się rozpływającą; oddaliłaś właśnie była niańkę..... czy mamkę, zdaje się mi twojego syna, sądząc ze pan Boussac się w niej kochał.<br> {{tab}}— Przypominasz mi jeden z moich starych grzéchów, — a to jest prawdziwém okrucieństwem z twojéj<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> krdcx97d8szmrquhfkuqhmuinyjjieb Strona:PL Sand - Joanna.djvu/186 100 921570 3150182 2660635 2022-08-12T20:45:28Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|180}} {{---}}</noinclude>strony. Biédna mamka była, jak się domyślam, całkiem niewinna. Była nieco powolna, dumna i uparta; i często mnie do niecierpliwości przywodziła; byłam wtedy bardziéj popędliwą jak teraz. Pan Boussac cierpliwszy i lepszy jak ja, zawsze mi niesłuszność wyrzucał kiedym ją wyłajała. Pewnego dnia zgniewałam się o to mocno. Robiłam mu wyrzuty niesłuszne. Aby mieć spokój w domu, zawyrokował oddalenie biédnéj Tuli, a to wielką dla mnie było karą, bom nigdy kobiety tak przychylnéj do mnie i mojego syna jak ona nieznalazła. Ale ona była nadzwyczajnie dumną. Niewiém, który z służących jej doniósł, żem na nią była zazdrosną, odtąd, wszelkie moje obietnice nie zdołały jéj nakłonić, aby się do mnie powróciła. Taka duma mnie nieco oburzyła, a potém przyszła śmierć biédnego mojego męża, kłopoty moje względem majątku, mój pobyt w Paryżu dla wychowania Wilhelma; zapomniałam przeto o téj kobiécie zupełnie, i dopiéro przed ośmnastu mięsiącami, w kilka dni po mojém przybyciu do zamku i stałém w nim zamieszkaniu, Wilhelm mi doniósł o jéj śmierci, i przywiózł mi z sobą z wioski, dokąd przypadkiem się zabłąkał, tę siérotę, Joannę, córkę Tuli, a przeto i siostrę mleczną Wilhelma.<br> {{tab}}— A! córkę jego mamki?.... więc to ona jest córką mamki, ta blondyna? Widziałam ją raz u ciebie, kiedy jeszcze dzieckiem małém była.<br> {{tab}}— Ma ona wiele układu, nawet i ''urojeń'' po swojéj matce; ale jest nierównie cierpliwsza i łagodniejsza. W początkach widok téj dziewczyny przykre na mnie sprawiał wrażenie. Przypominał mi zmartwienie domowę, a może i krzywdę, którą wyrządziłam. Chciałam<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gktrdxiqlo3ty1mzl91e4fjnsefvz2w Strona:PL Sand - Joanna.djvu/187 100 921571 3150184 2660636 2022-08-12T20:48:47Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|181}} {{---}}</noinclude>ją udarować hojnie i do wioski na powrót odesłać. Ale wtedy właśnie, wróciwszy z téj wycieczki Wilhelm tak niebezpiecznie zachorował, że sześć tygodni leżał bez nadziei prawie, a Joanna z takiém poświęceniem koło niego przez ten czas chodziła, żem z saméj wdzięczności w domu ją zatrzymała.<br> {{tab}}— Mówiono, że kamieniem w głowę został uderzony przez jakiegoś wieśniaka. Miałożby to być z jéj przyczyny?<br> {{tab}}— To nie jest prawda, bo on się ciągle tego wypierał, a Joanna nic podobnego nie widziała. Wiesz o tém dobrze, że tego zapalenia mózgu okropnego przyczyną całą był pożar, przy którym Wilhelm z wielkiém poświęceniem był czynny, aby ocalić nędzną chatę, którą piorun zapalił.<br> {{tab}}— Jakżeż miałam zapomnieć o tém, kiedyś mi to wydarzenie wtedy bardzo obszernie opisała. A potém, ono za nadto wielki zaszczyt robi Wilhelmowi, aby o niém tak łatwo zapomnieć.<br> {{tab}}— Czyliż ci opisałam wszystkie szczegóły téj przygody? że ta chata była właśnie własnością Tuli, która zaledwie umarła? i że Wilhelm, w szlachetnym swoim zapale litości niejako przybrał za siostrę Joannę, która w jednym dniu i matkę i wszystko liche mienie swoje utraciła? Tym to sposobem ją poznał i mnie ją przyprowadził.<br> {{tab}}— Ależ to cały romans, moja droga!<br> {{tab}}— Jest to romans bardzo prosty, który się na tém zakończył, że bohaterka jego ma staranie o kurach i mléku mojém.<br> {{tab}}— A Wilhelm?<br> {{tab}}— Jakto Wilhelm?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hr8i7j1renk0i44wqs05tvsdl4yufjc Strona:PL Sand - Joanna.djvu/188 100 921572 3150196 2660637 2022-08-12T21:03:00Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|182}} {{---}}</noinclude>{{tab}}— Czy nie ułożył i nie napisał z tego całego romansu?<br> {{tab}}— Napisał on bardzo ładną dumkę, ale Joasia ani słówka z niéj nie pojmowała, a przeto jéj śpiéwać nie mogła..... A nakoniec, jak na wieśniaczkę, to jest bardzo czułą; niemożna wspomnieć o jéj matce, aby się natychmiast nie rozpłakała.<br> {{tab}}— Czy tak?.... czułe ma więc serce?.... Czy Wilhelm.....<br> {{tab}}— Cóż takiego?<br> {{tab}}— Nic. Ale powiedz mi, moja droga, dla czegoś po tém wszystkiém Wilhelma na tak długi czas w podróż wysłała?<br> {{tab}}— Niestety! wiész o tém dobrze, że bardzo po mału i z wielką biédą do siebie przychodził. Głęboki smutek go ogarnął, i obawą okropną o niego na przyszłość mię przejmował.<br> {{tab}}— Czyś się nigdy nie mogła dowiedzieć o przyczynie tego smutku?<br> {{tab}}— Zapewniam cię, że nie było żadnéj innéj przyczyny, tylko stan chorobliwy, rodzaj drażliwości mózgu. Mam wszelką ufność w szczerość mojego syna; z niczém się jeszcze nigdy nie krył przedemną. Lékarze polecili mu rozrywkę, podróże. On sam czuł tego potrzebę, i zaledwie przebył dwa miesiące we Włoszech z naszym dobrym przyjacielem ''sir Arthurem Harley'', wszelkie siły swoje, wesołość, chęć do jedzenia, i całą świeżość swojego wieku młodzieńczego odzyskał. I on i sir Arthur co tydzień mi piszą, a sir Arthur mi nawet donosi w ostatnim liście, że w krótce na własne oczy się przekonam o prawdzie jego doniesień.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gxgcbkrq39lu3452zmtie6fo7p4a3ui Strona:PL Sand - Joanna.djvu/189 100 921581 3150198 2660647 2022-08-12T21:05:48Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|183}} {{---}}</noinclude>{{tab}}— Przystojny to był chłopiec z Wilhelma! — rzekła pani Charmois, zamyśliwszy się nagle; — pragnę go jak najprędzéj zobaczyć. — Ale powiedzno mi moja duszko, ten pan Harley, ten wasz Anglik, czy bardzo jest bogaty?<br> {{tab}}— Nie tak bardzo bogaty jak na Anglika który podróżuje; ale zawsze będzie miał koło milion majątku!<br> {{tab}}— A to bardzo ładnie!.... Czyli ty niemyślisz wcale o tém, żeby to był stósowny mąż dla twojéj Maryni?<br> {{tab}}— Tobie się ciągle tylko zamęźcia, swaty i jakieś nadzwyczajne zdarzenia po głowie roją! Muszę ci wyznać, żem nigdy ani myślała o tém.<br> {{tab}}— Dla czegóż by to miało być czémś nadzwyczajném? Czyliż to nie jest myśl dobra, którą ci nastręczyłam?<br> {{tab}}— Przynajmniéj nie bardzo do prawdy podobna. Jeżeli prawo pierworodności przywrócone zostało, to moja Marynia niebędzie miała zaledwie dwa do trzech tysięcy rocznego dochodu. Widzisz przeto sama, że nie jest na żonę dla pana milionowego; ale ja nie sięgam dla niéj tak wysoko.<br> {{tab}}— Ej co tam! jest ładna! a wasz Anglik, o ile sobie go przypominam jest rodzaj filozofa, dziwaka. Trochę tylko zręczności, trochę zalotności, a Marynia mogłaby bardzo łatwo zawrócić mu głowę.<br> {{tab}}— Moja Marynia nie zechce użyć téj zalotności, a ja też jej radzić nie myślę aby to uczyniła. My nie jesteśmy dość zręcznie do tego, moja droga, bo jesteśmy za {{Korekta|dumnie|dumne}}.<br> {{tab}}— To wszystko głupstwo, bylibyście daleko dumniejsze jeszcze, mając milion majątku.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qtyimrgcqu9qglnwm97twix0lfy9tk3 Strona:PL Sand - Joanna.djvu/190 100 921582 3150202 2660648 2022-08-12T21:12:00Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ Spodziewam się, że moja Marynia tyle rozsądku będzie miała iż głupią zostanie... proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|184}} {{---}}</noinclude>{{tab}}— Nie mów o tych rzeczach nigdy w obec mojéj córki, proszę cię o to. Spodziéwam się że i w przytomności twojéj nigdy tego niewspominasz.<br> {{tab}}— Dziewczyna, którąby dopiéro uczyć trzeba było, gdzie ma użyć strzał swoich pięknych oczów, lub uśmiechu swojego słodkiego aby ułowić męża, byłaby dziewczyną bardzo głupią. Młodzi ludzie to natychmiast odgadują, niepotrzeba ich tego nauczać.<br> {{tab}}— Spodziewam się, że moja Marynia tyle rozsądku będzie miała iż głupią zostanie. Jest ona za nadto jeszcze dzieckiem, za nadto prostotną, i bez wszelkich wygórowanych życzeń.<br> {{tab}}— To jednak wszystko nie przeszkodzi, aby niespostrzedz, że pan Harley jest przystojny, że jest jeszcze młody..... jak się mi przynajmniéj zdaje. Wieleż on ma lat?<br> {{tab}}— Tak coś, koło lat trzydziestu.<br> {{tab}}— Wolałabym raczej, żeby miał cztérdzieści. Gdyby miał pięćdziesiąt rzecz by natychmiast skończona była. Mężczyźni pięćdziesiąt lat mający, lubią bardziéj dziéwczęta młode, jak ci co dopiéro lat trzydzieści mają; chociaż i to prawda, że jeżeli tylko trochę mają dowcipu, mniéj nam téż ufają. Łatwiéj daleko wmówić w człowieka trzydziestoletniego, że którakolwiek z naszych dziéwcząt młodych w nim się kocha, a to rzecz najważniejsza, wierzaj mi moja droga. Mężczyźni zawsze się tylko z miłości-własnéj żenią, czy to się żenią z dziewczyną z wielkim imieniem, czy téż z wielkim majątkiem lub pięknością. Gdzie zaś niéma wielkiego posagu, to przynajmniéj musi być namiętność wielka, bo to im schlebia, a chcąc przeszkodzić, żeby ta młoda<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3wvb9552av6j7fst2oyrt44o86put6l Strona:PL Sand - Joanna.djvu/191 100 921583 3150209 2660649 2022-08-12T21:30:20Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|185}} {{---}}</noinclude>osoba z miłości dla nich nie umarła, łatwo się do ożenienia skłaniają.<br> {{tab}}Pani Boussac, aczkolwiek kobiéta godna i uczciwa, grzeszyła głównie ze zbytecznéj słabości swojéj, a jej zasady dobre nieodpowiadały zupełnie jéj dobrym skłonnościom. Cesarstwo nie tyle ją zepsuło, co panią Charmois, ale zrobiło z niéj to, co w ogóle z wszystkich kobiét, które pod ów czas jakąkolwiek rolę odgrywały, — to jest dziecko znarowione, osobę rozpustną, oddaną urojonym potrzebom zbytku i próżności, a których teraz rząd surowy Restauracyi — niezdołał zupełnie poprawić. Wilhelm swej matce bardziéj wierzył, jak na to zasługiwała. Zupełną pokładał on ufność w mowy jéj rozsądne i wzięcie się szlachetne. Ale niewiedział wcale, jak bardzo w głębi swojego serca nad tym upadkiem utyskiwała, któren jej pozornie żadnéj przykrości sprawiać się nie zdawał. Pani de Boussac nie była kobietą podstępną, ale podstępność pani Charmois nierobiła jej téj odrazy, którą jej robić powinna była. Nigdy by sama nic podłego i nikczemnego nie była przedsięwzięła; ale zamiast żeby ją występki drugich oburzać miały, to ją jeszcze bawiły, jeżeli im dowcip i śmiałość wesoła towarzyszyła. Byłaby się z największą powolnością dała namówić do jakiegokolwiek podstępu, chociaż, jak zwykle istoty słabe, każdéj chwili była gotową w razie niepowodzenia za zasługę sobie to policzyć, że śmiało nie wystąpiła; a nawet i wyszydzić i potępić, lubo łagodnie tylko, twórców tego podstępu; zdolna jednak do podziwiania ich i okazania im wszelkiéj wdzięczności, jeżeli podstęp się udał na jéj korzyść, a widoczném nie było, że i ona w tém udział miała.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7njfcvdn9k4pns7lgc0ei321gudo0aa Strona:PL Sand - Joanna.djvu/192 100 921584 3150211 2660650 2022-08-12T21:31:28Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|186}} {{---}}</noinclude>{{tab}}Zbrodniczość tedy tłustéj pani Charmois w istocie jéj wcale nie oburzała. Zaczęła się śmiać, i udała, że nie wierzy w pomyślność skutku tych zabiegów, aby je jej lepiéj wyjaśniono. Być uczciwą i przyjaciółką zarazem podobnéj kobiéty, czyliż to nie znaczyło wyrzec się niejako własnego swojego szacunku? Ale pani Charmois, przebieglejsza jak ona, nie starała się ją wymacać w téj mierze, tylko, jedynie w celu, aby się dowiedzieć, czy niéma jakich pewnych zamiarów z swoją córką, sądząc jako kobieta doświadczona, że sir Arthur daleko by lepszym był zięciem dla niéj, jak Wilhelm de Boussac, na którego {{Korekta|sić|sieć}} swoją zarzucić zamyślała.<br> {{---|przed=2em|po=3em}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fdpq5yybgzd4jlkjgqyld20pl2e406n Strona:PL Sand - Joanna.djvu/193 100 921770 3150212 2661133 2022-08-12T21:34:03Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{c|'''{{Rozstrzelony|ROZDZIAŁ}} XI.'''|w=120%|przed=1em|po=1.5em}} {{c|'''Primaprylis.'''<ref>Prima Aprilis.</ref>|po=1.5em}} {{tab}}Rozmowa ich właśnie tak daleko doszła w chwili, w któréj się przytłumione śmiechy i szeptania wesołe za drzwiami słyszeć dały, i obie panny, których przyszłość układano, w salonie się pojawiły, nie troszcząc się wcale o zamki na lodzie, które ich matki dla nich budowały. Pomimo pochwały, które te dwie panie sobie wzajemnie względem swych córek powiedziały, z tych jednak ani jedna ani druga pięknością się nieodznaczała. Elwira Charmois była to dziewczyna średniego wzrostu, dość kształtna, świéża, strojnie ubrana, i z łaski swéj matki, która ją ciągle pod bronią trzymała, każdéj chwili przysposobiona do odbycia przeglądu przed jakimkolwiek mężczyzną na ożenieniu. Pani Charmois jednak na daremnie wyobraźnię swoją siliła, aby sobie wybić tę smutną rzeczywistość, że jéj Elwirka w sposób przerażający do pana Charmois jest podobna. Tę<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cmzgmvoqzooxjpowr5txzx3jfcgp8b8 Strona:PL Sand - Joanna.djvu/194 100 921771 3150214 2661134 2022-08-12T21:36:44Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|188}} {{---}}</noinclude>samę tępość umysłu i pospolitość uczucia posiadała co i on, zdawało się nawet, że w rysach jej oblicza odbijała się w dziedzictwie cała ta przykrość i pochmurność, którą jedno z jéj rodziców drugiemu sprawiało.<br> {{tab}}Maria de Boussac była wprawdzie mniéj świéżą i kształtną jak jéj towarzyszka; ale niebędąc piękną, nadzwyczaj była przyjemną. Będąc blada, nieco chuda, kibici niebardzo kształtnéj i pochylonéj z bródką długą, oczy tylko i włosy prawdziwie piękne miała; ale natomiast wyraz jéj oblicza tak był miły i zachwycający, spojrzenie jej i uśmiech świadczyły o duszy tak wspaniałomyślnych uczuć, ze niepodobna było dłużéj na nią się patrzyć i z nią rozmawiać, aby nie uczuć, że jest bardzo lubą osobą, i nie życzyć sobie pozyskania jéj szacunku i przychylności.<br> {{tab}}Chociaż zwykłe była zamyśloną, w téj chwili jednak, wchodząc z swoją towarzyszką do salonu, równie jak i nudna i ociężała Elwira, bardzo wesołą była.....<br> {{tab}}— Kochana mamo, — rzekła Maryja głosem, któremu spokojność i obojętność nadać się starała, który jednak żartem nawet kłamliwie ułożyć się nie umiał: przyprowadzam ci dwie panie z miasta, które cię proszą, abyś ich przedstawić raczyła nowej pani pod-prefektowej.<br> {{tab}}I natychmiast te dwie panie się pojawiły, z których jedna z taką śmiałością na przód wystąpiła, i w sposób tak śmieszny się skłoniła, że obie młode dziéwczęta od śmiéchu głośnego wstrzymać się nie mogły, pomimo że wszelkich sił dokładały, aby nie popsuć rozpoczętego żartu.<br> {{tab}}Pani Boussac za piérwszym rzutem oka poznała przebraną Klaudyję. Ale tłusta pani Charmois, mając<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n4ptkahq0r523d9ivwbnchsuiyo9bo5 Strona:PL Sand - Joanna.djvu/195 100 921772 3150216 2661135 2022-08-12T21:39:24Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|189}} {{---}}</noinclude>wzrok słaby, i nieznając jeszcze dobrze rysów pokojówki, wstała i odkłoniła się nie bardzo rada z téj niegrzeczności, z jaką te dwie panny, a szczególnie jéj córka, jednę z jéj pań podwładnych przyjęły. Nieuspokoiła się tak długo, dopokąd pani Boussac śmiejąc się, nie rzekła:<br> {{tab}}— Jesteś zachwycającą, moja Klaudyjo, — wyglądasz na księżniczkę!....<br> {{tab}}— Z czasów cesarstwa, — dodała pani Charmois siadając. — Toż to była przyczyna waszego hałaśnego śmiechu, moje panny?<br> {{tab}}— Moje panie, dzisiaj mamy piérwszego kwietnia! — zawołała Maryja. — Uważałyśmy tedy za nasz obowiązek zwieść was na ''primaprilis'', i miałyśmy do tego prawo.<br> {{tab}}— My wam téż przebaczamy, moje dzieci, — odpowiedziała pani Boussac. — Pani Charmois została zwiedzioną, bo się ukłoniła; ale mnie się zdaje, że i ja nią jestem, bo jeszcze dotąd poznać nie mogę téj pani, która w tyle stoi, i nosa swego pokazać nie śmie. Proszę daléj, moja pani, pokaż się, niech cię zobaczemy.<br> {{tab}}— Chodźże, chodź, — wołała Klaudyja, — widzisz, że się pani nie gniewa, i że ją to bawi.<br> {{tab}}— O wybaczcie mi moja pani chrzestna! — rzekła Joasia przybliżając się z nieśmiałością. — Nigdybym się sama nie była na to odważyła; ale to panna Maryja koniecznie mnie tak ustroiła.<br> {{tab}}— Jakto, czy to Joasia? rzekła pani Boussac, — wiedziałam dobrze, że to nikt inny być nie mógł tylko ona, a jednak jéj nie mogłam poznać. Prawdziwie, bardzo ładnie wygląda.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ryru7wriuykxn28l7tdae13qdog3t9p Strona:PL Sand - Joanna.djvu/196 100 921777 3150217 2661206 2022-08-12T21:41:57Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|190}} {{---}}</noinclude>{{tab}}— To ta Joasia? niepodobna! — zawołała pani Charmois. Któż ją tak wystroił. Nawet nie do uwierzenia, jak dobrze wygląda.<br> {{tab}}— Dołożyłam wszelkich moich starań do tego, i spodziewam się, że mi się udało, — odpowiedziała panna Boussac.<br> {{tab}}— O prawda, że sobie panna ze mną wiele pracy zadała; — rzekła Joasia, która się z wielką powolnością dała się użyć do téj maskarady, — To pannę bawiło, a mnie to bardzo cieszyło, że się panna miała śmiać z czego. Ale teraz, kiedy się żart skończył, to się będę mogła rozebrać z tych pięknych sukni, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Nie jeszcze, nie Joasiu! droga Joasiu! proszę cię, zostań jeszcze przez chwilę w tém ubiorze. Proszę cię kochana mamo, przypatrzyć się jej dobrze. Nieprawda jaka piękna kibić? Założyłabym się, żebyś sobie sama życzyła, kochana mamo, abym ja tak ładnie wyglądała jak ona?<br> {{tab}}— Panna tylko żartuje — odrzekła w najlepszéj wierze Joasia, która swoją pannę za najpiękniejszą osobę w świecie uważała.<br> {{tab}}— Czy to twoja suknia Elwirko? — zapytała pani Charmois swej córki, przypatrując się przez lornetkę Joasi.<br> {{tab}}— Moja mamo; suknie Maryni na Klaudyję się zdały, a moje na Joasię, która jest prawie tego samego wzrostu, co ja.<br> {{tab}}— To mnie djabelnie ciśnie, — rzekła Klaudyja, która przeglądając się w źwierciedle sama sobą się zachwyciła. — Ale to nie szkodzi! Chciałabym tak być ściśniętą, choćby tylko co niedziela.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m7cu3whq0uc5yij28km8k2n3279jx5y Strona:PL Sand - Joanna.djvu/197 100 922261 3150219 2662620 2022-08-12T21:43:53Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|191}} {{---}}</noinclude>{{tab}}Lecz Klaudyja sama sobie wielką krzywdę robiła. Była bowiem z niéj ładna i przyjemna wieśniaczka, lecz nieładna i nieprzyjemna panna. Jéj zwykłe białe ubranie na głowie dodawało wdzięku jéj krągłéj twarzy, a krótka spódniczka nie kryła powabów jéj ładnéj i kształtnéj nóżki; suknia zaś długa i fałdzista pań salonowych wszystkich tych wdzięków ją pozbawiała, a włosy kędzierzawe i krótkie, które jej dodawały wyrazu śmiałości i czupurności, żadną miarą podać się niechciały utrefieniu ich gładkiemu i miękkiemu, które panie owych czasów od ładnych Angielek przejęły. Układ jéj jako prostéj i szczerodusznéj wieśniaczki, miał wiele zabawnego wdzięku, któren jednak w sukni jasno-niebieskiéj romantycznéj Maryi rażącym, a nawet bezczelnym się stawał. Słowem Klaudyja, któréj kształtom krągłym i miluchnym w zupełnéj wolności jéj ruchów na powabności nie brakowało, w téj chwili wyglądała na małego, rozpustnego chłopca, źle za kobiétę przebranego.<br> {{tab}}Joanna zupełną sprzeczność do niéj stanowiła. Była ona zarównie ładną jako panna, jak jako wieśniaczka; wybitność jéj kształtów niémiała w sobie nic męzkiego a to była winna ustawicznej spokojności i dziewiczej skromności swojej, które jéj nigdy tego ułożenia poważnego i statecznego niepozbawiały. Płeć jéj biała jak lilia, a rumiana jak róża — dla niéj bowiem ta przenośnia odwieczna nigdy wartości swojéj nietraciła, gdyż ani słońca promienie, ani spieka tego powabu jej odjąć nie zdołały, — zdawała się jeszcze bielszą i świeższą przy téj sukni białéj i tym kołnierzyku z koronkami; włosy jéj bujne i śliczne, które ubranie głowy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cnt4euhy3k3lwd1qhqzl0fbi3atwg5e Strona:PL Sand - Joanna.djvu/198 100 922262 3150220 2662621 2022-08-12T21:47:11Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|192}} {{---}}</noinclude>wieśniaczki dotąd ciągle oku taiło, podały się dobrowolnie smakowi wytwornemu panny Boussac, i w złotych splotach otaczały jéj głowę cudownie kształtną. Jéj ręce wzorowéj piękności żadnego innego pięknidła niepotrzebowały, prócz mleka z którym codziennie miała do czynienia, — aby zadziwiać swoją białością i pulchnością. Noga jéj tylko najwięcej cierpiała na tém przebraniu; przyzwyczajona w młodości chodzić boso po krzakach, była ona za nadto ładna, za nadto mało sztuce mająca do zawdzięczenia, aby się czuć miała nieuciśnioną w tych trzewikach ciasnych i szpicastych za pomocą których kobiéty wielkiego świata tworzą sobie nogi sztuczne, które się wydają, jakby do postaci człowieka należeć nie miały.<br> {{tab}}— Przyznać muszę, — rzekła panna Boussac patrząc na nią, — żem jeszcze tak ładnéj dziewczyny niewidziała, jak ty moja biédna Joasiu. Gdyby niebo było chciało z ciebie królowę zrobić, niemogłoby cię było lepiéj ukształcić. — — A teraz, kochana mamo — dodała — pójdziemy się przejść trochę po ogrodzie. Ludzie z miasta, którzy nas z daleka będą widzieli, pomyślą, że nasze dwie przebrane panny z Paryża przybywają. Wkrótce się wieść po mieście rozejdzie, że pani pod-prefektowa ma trzy córki, a jutro, kiedy jednę tylko zobaczą łatwo się domyślą, co się z drugiemi dwoma stało. A tym sposobem całe miasto zostanie zwiedzione na ''primaprilis''.<br> {{tab}}— Moje panny, wypraszam sobie wszelkie żarty, w którebym ja mogła być wmięszana, — rzekła pani Charmois. — W mojém położeniu, niemogę sobie pozwolić téj przyjemności, śmiać się i żartować wraz<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bueedj55cdajb27n4idlhtgff172jqp Strona:PL Sand - Joanna.djvu/199 100 922263 3150226 2662622 2022-08-12T21:50:54Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|193}} {{---}}</noinclude>z moimi podwładnemi. Byłoby to bardzo nieprzyzwoicie, i postawiło by ich na stopie poufałości ze mną, któraby dla mnie stósowną nie była.<br> {{tab}}— A potém, mogłoby to ich pogniewać, — dodała pani Boussac, — mogłyby sądzić, że się chce z nich zażartować, że się pogardliwie z niemi obchodzi, a ci ludzie w małych miasteczkach bardzo są drażliwi. Niechciéj zatém posuwać daléj tego żartu, moja kochana Maryniu!<br> {{tab}}— To prawda, — odpowiedziała Marynia łagodnie — Patrz kochana mamo! jak jesteśmy powolne, i natychmiast od tego odstępujemy.<br> {{tab}}— Otóż i cała nasza zabawa się zakończyła! rzekła Elwira przybierając na powrót swoją twarz posępną; — było téż warto tyle pracy sobie zadawać z ich przebraniem! Mama to zawsze mi taką przykrość zrobi. Nigdy nie chce, żeby się zabawić! Gdyby mama nic nie mówiła, toby pani Boussac ani do głowy niebyło przyszło, aby nam to zakazać.<br> {{tab}}— Ależ moja kochana Elwirko, wszak ci się powiada, żeby to mogło urazić, i na samym początku ludzi przeciwko nam uprzedzić.<br> {{tab}}— Co za wielkie nieszczęście urazić głupców! — odrzekła Elwira, która się zapyrzyła ze złości, chociaż mowa jéj powolna i rozwlekła takijé gwałtowności gniéwu wcale nie okazywała.<br> {{tab}}Pani Charmois chciała coś na to odpowiedzieć, a ta sprzéczka nie tak łatwo by się była skończyła, ale Kadet wszedł w téj chwili przynosząc światło. Syn kościelnego Leonarda należał także do tego nowego poboru sług wiejskich, których pani Boussac przyjęła dla {{pp|oszczę|dności}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 61o0o188hbjgfwdclaa436hl2h4vimx Strona:PL Sand - Joanna.djvu/200 100 922264 3150231 2662623 2022-08-12T21:52:55Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|194}} {{---}}</noinclude>{{pk|oszczę|dności}} na zastąpienie swéj służby paryzkiéj. I to Joanna, któréj się chrzestna jéj matka w téj mierze radziła, nastręczyła Kadeta jako dobrego chłopca ''do wszystkiego'' jak mówią. Kadet nieposiadał się z radości, że będzie mieszkał wraz z Klaudyją, która była jego towarzyszką przy pierwszéj komunii, — a u wieśniaków chodzenie razem na naukę katechizmu tworzy związek między młódemi ludźmi, którego nie tak łatwo zapominają; — i z Joanną, która była jego towarzyszką dobrotliwą, i nauczycielką w sztuce ''paszenia bydła''. Był on wprawdzie trochę ociężały, trochę niezgrabny, ''tłukł'' co nie miara, tysiąc pociesznych robił niedorzeczności jeżeli za sprawunkami został wysłany, i nawet tak daleko jeszcze od sześciu miesięcy, przez które u pani Boussac zostawał, w rozwinięciu swojéj pojętności doprowadzić nie mógł, żeby porządnie i ładnie zastawić umiał na stole ''deser''. Ale że był zawsze skory do pracy, trzeźwy, poczciwy i wierny, wszystko mu téż pobłażano, a ''dziedziczka'' z Boussac w końcu się śmiała z wszelkich jego niedorzeczności z Maryą, która się nim opiekowała z powodu że Joanna zawsze za nim prosiła. Klaudyja tylko nieprzestawała go nigdy draźnić, łajać i na złość mu robić, co go wcale nie obrażało, ale owszem, bardzo bawiło, a ta złośliwa dziewczyna była by się bardzo martwiła, gdyby jej przyszło stracić towarzysza, który jej służył do rozwinięcia dowcipu przez usłużną głupotę swoją i łatwowierność niewzruszoną.<br> {{tab}}Kadet nie był wcale dopuszczony do tajemnicy tego ''primaprilis''. Widząc bardzo nie jasno dwie pań więcéj w głębi salonu, spuścił skromnie na dół oczy, według swojego zwyczaju, postawił świéce zapalone na stole,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> iclk4ct3eftwrsze3efjoojvq9y68ra Strona:PL Sand - Joanna.djvu/201 100 922265 3150235 2662624 2022-08-12T21:55:46Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|195}} {{---}}</noinclude>rozpalił ogień na kominku, zamknął zasłony i okiennice, i wyszedł niespostrzegając wcale, że Klaudyja i Elwira od śmiéchu się dusiły, podczas gdy Joanna i Maryja swoją powagę zachować umiały.<br> {{tab}}W kilka chwil potém wszedł Marsillat, a pani Boussac, która się z nim, jako z przyjacielem domu obchodziła, milczeniem swojém na to przystała, aby Maryja swojemi dwoma przebranemi pannami i na nim żartu swojego doświadczyła. Tylko że Maryja, która nie bardzo ufała przenikliwemu i szybkiemu wzrokowi Leona pokojówki swoje nieco głębiéj w cieniu framugi okna ukryła, i sama z Elwirą przed niemi stanęła koło stolika od roboty.<br> {{tab}}Od czasu słabości Wilhelma, Leon Marsillat w zamku chętnie był widziany. W tedy bowiem okazał on wiele przychylności do tego młodego człowieka. Podczas jego wyzdrowienia z największą grzecznością i uprzejmością się podjął przychodzić codziennie dla rozerwania go, i czytywać mu książki dwa lub trzy razy przez dzień. Niezrażał się wcale tą oziębłością chorobliwą, z jaką słaby starania jego przyjmował. A kiedy Wilhelm już tak daleko przyszedł do zdrowia, że swoją wdzięczność lub odrazę mógł okazać, pani i panna de Boussac z wielkiém swojém zadziwieniem spostrzegły, że jego oziębłość i wstręt do Marsillata coraz widoczniéj się objawiał. Nigdy mu w prawdzie niegrzeczności nie powiedział; owszem, dziękował mu za jego poświęcenie się wyrazami najuprzejmiejszemi; ale to wszystko z wyrazem lodowatéj oziębłości. Późniéj zdawało się, że go unika, i zaledwie ukryć może swą niecierpliwość i markotność widząc go wchodzącego na podwórze i {{pp|zmie|rzającego}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> isxtzni0j26879sxyoweyqf1eb9ygxw Strona:PL Sand - Joanna.djvu/202 100 922266 3150242 2662625 2022-08-12T21:59:21Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|196}} {{---}}</noinclude>{{pk|zmie|rzającego}} ku ich mieszkaniu; nakoniec, zdarzyło się nieraz, że pobiegł do swojego pokoju i w nim się zamknął, udając ze śpi i nieodpowiadając wcale, jeżeli Leon przyszedł i do niego lekko pukał, chociaż Klaudyja, która wszystko wyśledziła lub odgadła, dobrze go widziała przez dziurkę od klucza, jak czytał lub zamyślony na swoim ganku siedział.<br> {{tab}}Marsillat widział dobrze tę odrazę jego do siebie; lecz przysposobiony na to, udał, że tego nie spostrzega: co tém łatwiéj mógł uczynić, iż do tego upoważnionym był prawie podwojeniem względowi grzeczności uprzejmych, któremi go pani de Boussac obsypywała. Biédna matka, niepojmująca wcale przyczyn tego wstrętu, stanowi chorobliwemu mózgu syna przypisywała ten rodzaj niewdzięczności, z któréj uniewinnić go się starała, chociaż tyle odwagi niemiała, aby otwarcie naganić to postępowanie jego, gdyż lékarze z największą surowością jej polecili, aby o ile możności chroniono chorego od wszelkich wzruszeń i przykrości. Dopiéro, gdy Wilhelm wyszedł z wszelkiego niebezpieczeństwa, pani de Boussac odebrała córkę swoją Maryję z klasztoru w nadziei, że towarzystwo siostry ukochanéj zdoła rozerwać smutek młodego człowieka. Ale po kilku dniach uciechy i szczęścia, Wilhelm się stał drażliwszym, smętniejszym, i dziwaczniejszym jak nim był kiedykolwiek. Wtedy to postanowiono wysłać go nakoniec do Marsylii, gdzie się właśnie sir Arthur znajdował, który do Włoch się wybierając, w listach pełnych tkliwości i szczeréj przyjaźni domagał się, aby mu przysłano swojego przyjaciela, nad którym czuwać i z tego smutku go rozerwać się obowięzywał. Marsillat nastręczył się {{pp|odpro|wadzić}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q7cb4znf1g1bmtizs1ti29g0975a030 Strona:PL Sand - Joanna.djvu/203 100 922267 3150246 2662626 2022-08-12T22:01:39Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|197}} {{---}}</noinclude>{{pk|odpro|wadzić}} Wilhelma do Marsilii, który tą razą z największą pochopnością to jego towarzystwo przyjął, co uważano za piérwszy znak szczęśliwego jego wyzdrowienia cielesnego i umysłowego.<br> {{tab}}Z Marsylii wróciwszy Leon osiadł w ''Gueret'', gdzie sobie zamierzył prowadzić swoje zatrudnienie rzecznika przez kilka lat przynajmniéj, jako na widowni godniejszéj jego usposobienia i zdolności, jak w Boussac, tém pobojowisku światu wcale nieznaném piérwszych swoich i znakomitych doświadczeń. Często jednak odwiedzał Boussac, aby się widzieć z swoją rodziną, z swojemi przyjaciołmi młodości, i rzucić okiem na swoją własność. Nigdy téż nieomieszkał wstąpić do zamku w Boussac. Był on bowiem poufnym poradzcą, bez wszelkich osobistych widoków téj rodziny, którą zręcznie przeprowadzić umiał przez wszystkie kłopota majątku się dotyczące; jedném słowem, umiał się zrobić niezbędnie potrzebnym, co było powodem, że mu pani zamku przebaczyła, iż tak mało miał szacunku dla ówczesnego stanu politycznego Francyi, do którego i ona sama w głębi swego serca, jako pani z pod cesarstwa, tylko dla pozoru i dla tego imienia, które nosiła, przywiązaną była. Niemając nic prócz imienia, czémby mogła odgrywać piérwszą rolę w swéj okolicy, a które teraz większą jéj zaletę stanowiło, jak niegdyś za cesarstwa, ono téż stanowiło jedyny węzeł, który ją z restauracyją łączył.<br> {{tab}}''Dziedziczka'' tedy z Boussac przyjęła uprzejmie rzecznika wolnomyślnego i napojonego zasadami Woltera, a panna Boussac, pragnąca się podobać matce, przyjmowała go z wdziękiem niewinnéj skromności którą<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7gqq5uy7t7ehgbws2a734g10clu1o1a Strona:PL Sand - Joanna.djvu/204 100 922268 3150253 2662627 2022-08-12T22:04:23Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|198}} {{---}}</noinclude>w wesołą ubierała szatę, pojmując dobrze, że surowość jéj głębszego usposobienia umysłu byłaby się starła z szyderczością Marsillata, a czuła, że sama w sobie tyle ufności nie posiada, aby mogła z nim cokolwiek dłuższą rozmowę o jakimkolwiek ważniejszym przedmiocie utrzymać. W głębi zaś serca Maryja bardzo była ostrożną z tym człowiekiem, którego jéj brat kochać się niezdawał, a ona go znała jako człowieka, dla którego nic świętego niéma, chociaż niewiedziała jeszcze, że już zupełnie był zepsuty. W zamku na to nie dawano wielkiéj uwagi, a nakoniec słowo ''rozpustnik'', niewymawiano nigdy w obec panien.<br> {{tab}}— Pani, — rzekł Marsillat do pani domu, — mam przyjemność zapowiedzieć odwiedziny. Zdybałem pod górą jeszcze wielki powóz, w którym pełno było osób bardzo znakomitych, których jednak nieznam, a które się mię na kilka zawodów zapytywały, czy mogą się spodziewać, że panie w domu zastaną.<br> {{tab}}— Wielki powóz,... osoby {{Korekta|znankomite|znakomite}}... zawołała pani Charmois szybkiém spojrzeniem zbadawszy ubranie swój córki.<br> {{tab}}— A których pan nie znasz? — dodała pani Boussac. — To mi jest bardzo dziwno, bo niewiém czy jest kto w naszéj okolicy, kogobyś nieznał panie Leonie?<br> {{tab}}— Czy mama nie zgaduje, że to ma być ''primaprilis''? — rzekła z uśmiéchem panna Boussac.<br> {{tab}}— Panna Maryja pozwoli mi zrobić tę uwagę, odrzekł Marsillat, — żebym się nigdy nie ośmielił zrobić sobie podobnego żartu,.... jakim mnie pani w téj chwili zaszczyca.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gu79aj3qav1nmkobejbe5mgnng803tr Strona:PL Sand - Joanna.djvu/205 100 922269 3150256 2662628 2022-08-12T22:06:44Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|199}} {{---}}</noinclude>{{tab}}— Jak to?<br> {{tab}}— Proszę mi tedy pozwolić powitać te panie, — odrzekł Marsillat, który Klaudyją natychmiast poznał po jéj szyi opalonéj.<br> {{tab}}I zbliżył się do dziéwcząt, robiąc z powagą śmiészną głębokie ukłony Klaudyi na którą się jednak niepatrzał, bo piękność Joanny, i jéj postawa szlachetna i spokojna mimowolnie jego uwagę całą wiązała.<br> {{tab}}— Że mię téż to pan tak zaraz poznał, kiedy mię Kadet nie mógł poznać? — zawołała Klaudyja, która wstała, a chcąc użyć wachlarza, niezgrabnie nim powiewać zaczęła, i ciągle w piersi się nim biła.<br> {{tab}}— Z jakim wdziękiem wachlarza użyć umie! — zawołał Marsillat przedrwiwając, ciągle jednakowo oczy na Joannę mając zwrócone; — jak jaka piękność andaluzyjska.<br> {{tab}}— Czy to tylko nie głupstwa mi pan gada, panie Leon? — zapytała Klaudyja, niepojmując wcale téj dwuznacznej grzeczności.<br> {{tab}}Podczas, gdy tym sposobem wesoło rozmawiano koło stolika do roboty, pani Charmois, która za przybyciem Marsillata natychmiast swój lornion na niego zwróciła i na prędce panią Boussac o nazwisku, położeniu i majatku rzecznika wybadała, poznała od razu tém spojrzeniem sępiem kobiéty, która się urodziła na pod-prefektową policyi, że wspomniony rzecznik, wzrokiem swoim lekko przebiegłszy Elwirę, nieraczył więcéj najmniejszéj nawet uwagi na nią zwrócić, a rozmawiając ciągle z Klaudyją i Maryją, oczów swoich z pięknéj Joasi nie spuszczał.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gxcu9lingelw88z76g1fcc411o09rm3 Strona:PL Sand - Joanna.djvu/206 100 922272 3150258 2662644 2022-08-12T22:08:15Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|200}} {{---}}</noinclude>{{tab}}— Moja luba, — rzekła nakoniec do pani Boussac, — już czas ten żart zakończyć; przybywają goście do ciebie. Słyszałam turkot powozu zajeżdżającego na podwórze....<br> {{tab}}— Zapewnie się mylisz moja droga; to wóz z pola z pewnością wrócił.<br> {{tab}}— Nic nie znaczy. Każ odejść tym wieśniaczkom. Proszę cię, zrób to dla mnie. Gdyby w istocie jacy goście niespodzianie zajechali do ciebie w téj chwili przyznam ci się, żeby mi to wcale na rękę nie było... A potém — dodała cichszym głosem, — wyznać ci muszę, że masz bardzo ładną służącą; a to szkodzić będzie naszym córkom. Niepojmuję, jak możesz trzymać w domu tę Joannę, mając córkę na wydaniu. Widzę dobrze, że się nic na tych rzeczach nie rozumiész, i i że cię poprowadzić będzie trzeba, jeżeli ją będziesz chciała dobrze za mąż wydać. O ty się tylko z wszystkiego śmiejesz! Pozwól, że te panny przemycone do kurnika na powrót odeszlę.<br> {{tab}}Tłusta pani Charmois wstała; lecz nim krok jeden naprzód postąpić mogła, Kadet wpadł do salonu całkiem zadyszany, z rozczochranemi włosami, wrzeszcząc i śmiejąc się na całe gardło:<br> {{tab}}— Pani! oni są! oni są! nasi panowie! oto są! dalibóg! oto są!<br> {{tab}}— Mój syn! — zawołała pani Boussac, która go odgadła natychmiast macierzyńskiém jedynie czuciem swojem.<br> {{tab}}I pobiegła wraz z Maryją ku drzwiom, lecz w téj chwili Wilhelm, wywracając Kadeta, który w swej {{pp|ra|dości}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 001t1rag3ktcn18qd233gasyyjnswv8 Strona:PL Sand - Joanna.djvu/207 100 922273 3150259 2662645 2022-08-12T22:08:38Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|201}} {{---}}</noinclude>{{pk|ra|dości}} straciwszy głowę, stanął na zawadzie {{Korekta|rodości|radości}} drugiego, rzucił się w objęcie swojéj matki i siostry. Sir Arthur szedł za nim, oczekując spokojnie i z uczuciem wewnętrznego szczęścia kolei, któraby i jemu dozwoliła udziału w uściskach i powitaniach rodziny.<br> {{---|przed=2em|po=3em}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bwezclktw60pqcq8uzkg73m8vxfxaom Strona:PL Sand - Joanna.djvu/208 100 922275 3150269 2662668 2022-08-12T22:14:57Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" /></noinclude>{{c|'''{{Rozstrzelony|ROZDZIAŁ}} XII.'''|w=120%|przed=1em|po=1.5em}} {{c|'''Dziwak.'''|po=1.5em}} {{tab}}— Spodziewam się, żem słowa dotrzymał, — rzekł sir Arthur do pań z Boussac, skoro piérwsze uniesienie cokolwiek się uspokoiło. Czyliż go paniom nie powracam tak świéżego, tak miłego, a nawet jeszcze zdrowszego i silniejszego, jak był przed chorobą.<br> {{tab}}I w istocie ładny młodzieniec się zrobił z Wilhelma. Ubrał się był rano trochę staranniéj, aby swoją matkę uradować, pokazując się jej z ile możności najlepszym pozorem. Oczy jego jaśniały szczęściem czystém, którego doznajemy, powróciwszy po długiém rozstaniu na łono swéj rodziny. Nie przestawał pieścić swojéj matki, całować czule rąk swéj siostry, i w swych ramionach ściskać sir Arthura, przedstawiając im go jako swojego wybawcę, swojego najlepszego przyjaciela, i prawdziwego lékarza. Przedstawiony paniom Charmois, umiał zręcznemi i pochlebnemi słowami pozyskać ich łaskę życząc szczęścia swej matce i siostrze z powodu tak miłych bardzo odwiedzin. Nakoniec wszyscy go uznali<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4n5tobup43dhj6yai3o59vdmkzvng10 Strona:PL Sand - Joanna.djvu/209 100 922276 3150274 2662669 2022-08-12T22:18:06Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|203}} {{---}}</noinclude>jako młodzieńca przyjemnego; i nawet tłusta pani pod-prefektowa sama byłaby sobie życzyła, żeby daleko mniéj ładnym był chłopcem; a to z przyczyny że, jak mówiła, piękność jest to przymiot, któren młodych ludzi bardziéj wymagającemi robi względem majątku przy wyborze małżonki.<br> {{tab}}Ale co sir Arthura to pożérała swoim lornionem; a niemogąc się dość napodziwiać jego ładnéj twarzy, i pańskiego ułożenia, z początku mniéj myślała o tém, aby go mieć za zięcia, jak raczéj z duszy żałowała, że o dwadzieścia lat przynajmniéj nie była młodszą.<br> {{tab}}Joanna i Klaudyja zostały w swoim kąciku, niepamiętając wcale na to, że były przebrane; jedna, zdumiała na widok tych ładnych panów, tak ślicznie ubranych; druga, rozczulona radością swej chrzestnéj matki, a szczególnie swéj młodéj panny, niemyśląc wcale o tém aby się kryć lub pokazać, lecz według swojego zwyczaju zupełnie o sobie zapominając.<br> {{tab}}— Jak ten wielki pan śmiésznie mówi! — rzekła Klaudyja, zdziwiona bardzo wyraźnym przyciskiem mowy angielskim sir Arthura.<br> {{tab}}— Słyszysz przecie że mówi po angielsku! — odpowiedział z wielką powagą Kadet który się był zbliżył do nich.<br> {{tab}}— To on po angielsku mówi? A wszakci to można tak łatwo rozumieć! — zawołała Klaudyja.<br> {{tab}}— Czy ten pan Anglik? — zapytała z kolei Joanna; a czując w sobie do synów Albionu nienawiść i odrazę, która już od tylu wieków zakorzeniona jest w sercu naszych wieśniaków, dziwiła się mocno, że wygląda na dobrego ''chrześcijanina'' a nie na djabła.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ev4xo1pzaa53omht77xff229p7jshg0 Strona:PL Sand - Joanna.djvu/210 100 922277 3150277 2662670 2022-08-12T22:19:41Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|204}} {{---}}</noinclude>{{tab}}— Panna Marya, — rzekł Marsillat, — raczy mi łaskawie przebaczyć, żem się ośmielił uwieść ją na ''primaprilis'' oznajmieniem znakomitych i nieznajomych osób.<br> {{tab}}— O przebaczam panu z całego serca, — odpowiedziała młoda dziewczyna — podziwiam tylko pańską zręczność i zimną krew z jaką pan kłamać umie.<br> {{tab}}— Właściwie by sir Arthura o to oskarżać potrzeba. Tyle bowiem na mnie nalegał, abym się niewygadał z niczém! widać, że mu bardzo o to chodziło, aby niespodziewanie panie najechać!<br> {{tab}}— Prawda Miss Mary, — rzekł sir Arthur z swoją spokojną wesołością i powolnym sposobem mówienia. — Byłem na panią zawzięty; a to od czasu pewnego piérwszego kwietnia, kiedy to pani będąc jeszcze małą w klasztorze, opowiadałaś mi tysiąc rzeczy, jedne piękniejsze jak drugie śmiejąc się mi za każdém słowem w oczy, co mi jednak nie przeszkadzało wszystkiemu święcie wierzyć. Ale teraz na mnie przyszła kolej.<br> {{tab}}— Czy jesteś pewnym sir Arthurze, — rzekł Marsillat mrugnąwszy z porozumieniem na pannę Boussac, — że panna Maryja już cię na primaprilis nie będzie, w stanie uwieść?<br> {{tab}}— To niepodobna! — zawołał Anglik. — Nic jej teraz nie wierzę!<br> {{tab}}W téj chwili Wilhelm zbliżył się do siostry i spojrzał na Klaudyją, niepoznając jéj wcale. Weszła była do zamku w długi czas po odjeździe Wilhelma do Włoch, a on ją niewidział raz tylko w swojém życiu całém, a to w owym dniu nieszczęsnym, któren w Toull-Saint-Croix przepędził. Przebranie zbłąkało do reszty<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 82epbxkfy8oi53a2mh0j9k3htg1w82s Strona:PL Sand - Joanna.djvu/211 100 922278 3150280 2662671 2022-08-12T22:21:44Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|205}} {{---}}</noinclude>jego wspomnienia, a teraz tyle tylko uwagi na nią zwrócił, ile potrzeba było, aby sobie mógł powiedzieć: gdzieś już raz widziałem twarz, która wielkie podobieństwo do téj miała. Lecz gdy Joannę zobaczył, tak mu się wydała ładną i przyzwoitą w tém nowém ubraniu, że mu niepodobna było uwierzyć, aby go po raz piérwszy na sobie miała. Pomyślał, że pani Boussac, oceniwszy godnie wartość wewnętrzną swéj chrzestnicy, podniosła ją z jéj położenia nizkiego służącéj do godności rówienniczki, pewnego rodzaju ''panny respektowéj'', a to przypuszczenie radość i obawę w nim rozbudziło.<br> {{tab}}Przysposobił się był na to, powitać Joannę z pewném uczuciem ojcowskiéj opieki. Nie znalazłszy jéj nigdzie ani na podwórzu, ani na schodach pałacu podczas swojego przybycia, w wielkiéj był obawie, czyli jego matka, która dość często jeszcze w gniew i dziwaczne uprzedzenia wpadała, Joanny nie odesłała na powrót do jéj gór i owiec. — A teraz znajduje ją w salonie, w ubiorze panny wyższych stanów! Niezawodnie musiano jej dać lepsze wychowanie; zapewnie teraz z ust jéj usłyszy słowa o mowie czyściejszej świadczące. Jéj twarz szlachetna, jéj układ skromny i pełen godności tak dobrze odpowiadał jego przypuszczeniom! Zbliżył się do niéj, ujął ją za rękę, chciał do niéj coś przemówić, zadrzał, zbladł, i zaczął się jąkać. Ta ręka była tak bielutka i miękka, a przez ten rękawek muszlinowy tak piękne ramie przebijało, że Wilhelm pomięszany, i nie wiedząc co czyni, do ust swoich rękę Joanny przytknął. Biédna dziewczyna pomięszanie swojego chrzestnego panicza wzięła za oziębłość, a tę pieszczotę {{pp|nie|zwyczajną}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1oyhgls0ggt3s1rx7k5y11bzc55y6vk Strona:PL Sand - Joanna.djvu/212 100 922279 3150283 2662672 2022-08-12T22:23:48Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|206}} {{---}}</noinclude>{{pk|nie|zwyczajną}} i pełną uszanowania, za wyszydzenie, które jéj przebranie na nią ściągnęło, podobnie jak owe wielkie i nizkie pokłony, które Marsillat Klaudyi oddawał. Oczy jéj łzami zabiegły, i w krótce śpiesznie się wymknęła z Klaudyją, aby się przebrać na powrót w swój ubiór wieśniacki, i przyrządzić wieczerzę dla swego chrzestnego panicza.<br> {{tab}}Ale piękność jéj, skromność i wdzięk przyrodni głębokie wrażenie na sir Arthura zrobiły. Miał on pamięć bardzo dobrą, a jednak nie był w stanie wytłómaczyć sobie przyczyny tego, dla czego się mu wydaje, że to nie piérwszy raz dopiéro w swojém życiu widzi twarz tę anielską? Czyliż ją kiedy już w snach swoich widział? Był że to ów wzór, o którym ciągle marzył? Czyż by przypadkiem podobną być miała do któréj z Madon, którym się niedawno z takiém zachwyceniem w Florencyi i Rzymie przypatrywał?<br> {{tab}}— Któż to jest ta młoda Miss? — zapytał Marsillata.<br> {{tab}}— Jest to angielka, nauczycielka panny Charmois, — odpowiedział głośno Marsillat ze spojrzeniem uciekającym się o pomoc do wesołości Maryi — Miss ''Jane'', a tamta druga Miss ''Claudja'', nauczycielka panny Maryi.<br> {{tab}}— Miss ''Jane!'' nauczycielka! — powtórzył Anglik zdziwiony.<br> {{tab}}— Cóż to, sir Arthurze, — rzekła Maryja z uśmiéchem, — czy się obawiasz może znowu jakiego primaprilis? Prawdziwie, nie będzie można teraz powiedzieć panu: ''dzień dobry'', aby cię natychmiast w obawę niewprowadzić.<br> {{tab}}Ale sir Arthur już się schwycił na wędkę z ufnością<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 25t3q4owd2d7ntolkradgjg3fahmjck Strona:PL Sand - Joanna.djvu/213 100 922280 3150286 2662673 2022-08-12T22:25:33Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|207}} {{---}}</noinclude>bez granic, i cieszył się mocno, że będzie przecież raz mógł dowolnie pod czas wieczerzy po angielsku się nagadać.<br> {{tab}}Nakryto spiesznie na stół. Obaj podróżni byli bardzo głodni, a sir Arthur postanowił pomimo wszelkie prośby i narzekania całéj rodziny, niezwłocznie po wieczerzy wyjechać. Sprawy pilne, ważne, i naglące powoływały go do Orleans, gdzie miał swoje majętności. Rozkazał był pocztylijonom, aby koni nie wyprzęgali; ale przyrzekł święcie że za tydzień powróci.<br> {{tab}}W koło stołu na którym wieczerza była zastawiona, zwijali się Klaudyja i Kadet, jedno drugie popychając, burcząc się wzajemnie pół głosem, rozkazując i szydząc jedno z drugiego spojrzeniem i migami. Klaudyja ani w swoim przebraniu jako panna, ani jako wieśniaczka na sir Arthura najmniejszego wrażenia nie zrobiła. Nie zwracał na nią najmniejszéj uwagi, chyba żeby powiedzieć: ''dziękuję'', za każdą razą, kiedy ujrzał rękę kobiéty zmieniającą mu zręcznie talerz, zamiast ciemnych i ogromnych rąk powolnego Kadeta, co zaś było jedynie skutkiem właściwego mu zwyczaju grzeczności.<br> {{tab}}Wilhelm poznał nakoniec Klaudyję, i przypomniał sobie, że go zawiadomiono o jéj przyjęciu do zamku w jednym z owych ''postscriptum'' listowych, w których się zwykle kupi wszystkie szczegóły życia domowego.<br> {{tab}}— A zatém Klaudyja była przebraną przed chwilą? — zapytał Maryję siedzącą obok niego.<br> {{tab}}— Tak, — odpowiedziała. — Zrobiłyśmy sobie dzisiaj żart na piérwszego kwietnia z tém przebraniem,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 77bsfhaxzsuho0wf140wgw7guj0jlew Strona:PL Sand - Joanna.djvu/214 100 922281 3150288 2662674 2022-08-12T22:26:58Z Salicyna 1370 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|208}} {{---}}</noinclude>nie przewidując, że będziemy za nadto szczęśliwe tego dnia, abyśmy potrzebowały szukać w czém inném zabawy.<br> {{tab}}— Joasia była tedy to samo przebrana?<br> {{tab}}— Nieinaczéj. Czyliś ją nie poznał?<br> {{tab}}— Nie bardzo dobrze, — odrzekł Wilhelm zamyślony.<br> {{tab}}— O żartujesz! ucałowałeś ją w rękę z wszelką grzecznością! Sądziłyśmy tedy, żeś nam chciał pomódz, aby złapać sir Arthura.<br> {{tab}}— Nie myślałem nawet o tém, — odrzekł Wilhelm.<br> {{tab}}— Jak widać, toś się jeszcze nie wyleczył z twojego roztargnienia?<br> {{tab}}Podczas téj rozmowy cicho prowadzonéj, pani Charmois głosem swoim cienkim i piskliwym sir Arthura w przedmiocie małżeństwa badać zaczęła.<br> {{tab}}— Jest już bardzo dawno, jakem to szczęście miała widzieć pana parę razy w Paryżu u pani Boussac, i w domu pań de Brosse i Airvaux, — rzekła do niego. — Wtedy jeszcze pan niebyłeś żonaty; niebyłeś sam jeszcze pewny, czy znkupić majętności w Francyi lub wrócić do Anglii i tam osiąść; było to krótko po powrocie naszéj ukochanéj rodziny królewskiéj, a chociaż pan nie byłeś w wojsku, byłeś jednak uważany jako jeden z wybawców naszych. A teraz pan jesteś zapewnie już żonaty, jak się mi zdaje.... czy wdowiec? Proszę mi wybaczyć, jeżeli sobie tego tak dobrze nie przypominam....<br> {{tab}}Marsillat mimowolnie wstrząsnął ramionami na tę nazwę: wybawcy, którą Anglik przyjął bardzo ozięble. Pani Boussac, któréj baczności cały ten zwrot pani<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 53mosgk3pa548nasde7kuo7b2ngpsph Szablon:IndexPages/PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu 10 992567 3149941 3149881 2022-08-12T13:01:59Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>128</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>35</q1><q0>4</q0> pqjj2efiaemv7hm7lcvgigsdeik8ltm 3149999 3149941 2022-08-12T14:01:59Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>128</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>36</q1><q0>4</q0> np7deij468er6k20xjd87rcybrg180a Szablon:IndexPages/Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu 10 1053151 3150160 3149536 2022-08-12T20:02:12Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>156</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>30</q1><q0>12</q0> p3rgsvpskb7xvilugwgxgvdh6g1glmx 3150195 3150160 2022-08-12T21:02:10Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>156</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>31</q1><q0>12</q0> hmms2s7e5becwmgpikrkyazrsoz61jq 3150250 3150195 2022-08-12T22:02:10Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>156</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>33</q1><q0>12</q0> lei8ndfvvd76wzm0pyoqgmh8iw8xe7t 3150308 3150250 2022-08-13T00:01:47Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>156</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>0</q2><q1>37</q1><q0>13</q0> 7vn86ow935o33zfbw3qrewezqn084h9 Indeks:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu 102 1064532 3150377 3144954 2022-08-13T06:49:19Z Wydarty 17971 proofread-index text/x-wiki {{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template |Tytuł=[[Dziecię nieszczęścia]] |Autor=Xavier de Montépin |Tłumacz=Józefa Szebeko |Redaktor= |Ilustracje= |Rok=1887 |Wydawca=A. Pajewski |Miejsce wydania=Warszawa |Druk=A. Pajewski |Źródło=[[commons:File:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu|skany na Commons]] |Ilustracja=[[File:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu|mały|page=5]] |Strony=<pagelist /> |Spis treści= |Uwagi=tłumacz na podstawie: Przemysław M. Żukowski(pod red. Andrzej Romanowski) rozdziałSzebeko Józefa w: ''Polski Słownik Biograficzny'' 2011 isbn: 9788388909863 t. 47 Warszawa ; Kraków wydawca: IH PAN: Wyd. Towarzystwa Naukowego Societas Vistulana str. 578–579 |Postęp=do skorygowania |Status dodatkowy=_empty_ |Css= |Width= }} 704y9h603wy532q82lnq2nkuo31tz3o Szablon:IndexPages/X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu 10 1064543 3150386 3145113 2022-08-13T07:01:59Z AkBot 6868 robot aktualizuje informacje o stanie indeksu wikitext text/x-wiki {{../n}} <pc>560</pc><q4>0</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>541</q1><q0>17</q0> n0hx7olu8b7i8imkmvxyxj8tepymsxi Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/556 100 1066470 3149979 3095410 2022-08-12T13:43:07Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Cierpienie ponawiające się bezustannie, wyczerpało jej dzielną i silną naturę.<br> {{tab}}Od dnia śmierci Armanda gasła powoli z każdą godziną, w oczach męża, córki i Blanki de Vergy.<br> {{tab}}Piękną była zawsze i zdawała się być zawsze spokojną. Siliła się pocieszać tych, którzy płakali widząc że umiera.<br> {{tab}}To spokojne konanie trwało cztery miesiące.<br> {{tab}}Trzydziestego maja, wieczór był to ciepły i widny, skinęła na męża ażeby się zbliżył i nachylił się do niej. Zarzuciła mu ręce na szyję i szepnęła bardzo cicho:<br> {{tab}}— Zegnaj!.. ja cię bardzo kochałam!.. żegnaj!..<br> {{tab}}Potem wyciągnęła ręce do Herminii i Blanki i dodała:<br> {{tab}}— Zegnajcie...<br> {{tab}}Głowa jej opadła w tył.<br> {{tab}}Uśmiechała się...<br> {{tab}}Już nie żyła.<br> {{tab}}Naprzeciw otwartego okna słowik śpiewał na kasztanie, różowo kwitnącym... {{***}} {{tab}}Na cmentarzu w Cusance, obok mogiły Armanda Fangela, stanął grobowiec hrabiny de Nathon.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|{{Rozstrzelony|KONIE}}C.|w=110%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k7bq362an59zehac9gq9ge0fjofxrgg 3149981 3149979 2022-08-12T13:43:46Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Cierpienie ponawiające się bezustannie, wyczerpało jej dzielną i silną naturę.<br> {{tab}}Od dnia śmierci Armanda gasła powoli z każdą godziną, w oczach męża, córki i Blanki de Vergy.<br> {{tab}}Piękną była zawsze i zdawała się być zawsze spokojną. Siliła się pocieszać tych, którzy płakali widząc że umiera.<br> {{tab}}To spokojne konanie trwało cztery miesiące.<br> {{tab}}Trzydziestego maja, wieczór był to ciepły i widny, skinęła na męża ażeby się zbliżył i nachylił się do niej. Zarzuciła mu ręce na szyję i szepnęła bardzo cicho:<br> {{tab}}— Zegnaj!.. ja cię bardzo kochałam!.. żegnaj!..<br> {{tab}}Potem wyciągnęła ręce do Herminii i Blanki i dodała:<br> {{tab}}— Zegnajcie...<br> {{tab}}Głowa jej opadła w tył.<br> {{tab}}Uśmiechała się...<br> {{tab}}Już nie żyła.<br> {{tab}}Naprzeciw otwartego okna słowik śpiewał na kasztanie, różowo kwitnącym... {{***}} {{tab}}Na cmentarzu w Cusance, obok mogiły Armanda Fangela, stanął grobowiec hrabiny de Nathon.<br><br><section end="X" /> {{c|{{Rozstrzelony|KONIE}}C.|w=110%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5d3jo47po50tbkgxucpss1r292w16a7 Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/336 100 1067574 3150316 3101258 2022-08-13T03:23:18Z Piotr433 11344 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>joną, wsiadł do dorożki i kazał się zawieźć do pałacyku Ludwika Bressoles. Tutaj dowiedział się, że niebezpieczeństwo u Marji minęło, a na pytanie o położeniu Alberta, odrzekł Bressoles:<br> {{tab}}— Stan jego wczoraj był niebezpieczny. Pojadę dowiedzieć się jak noc przepędził, poczciwy młodzieniec, z takiem poświęceniem.<br> {{tab}}— A przywieź dobre nowiny — rzekła Walentyna.<br> {{tab}}Budowniczy wyszedł Walentyna i Maurycy pozostali sami.<br> {{tab}}— Czyś rozważyła to, o ozem mówiliśmy? — zapytał Maurycy.<br> {{tab}}— Wiesz o co mi chodzi! Domyślasz się, jakiej ofiary czesani od twojej dla mnie miłości... mówię o projektowaniu małżeństwa twego z Marją. Sztuka, którą widziałam kiedyś w teatrze, dała mi myśl do tego małżeństwa.<br> {{tab}}— Nie licząc już tego — odpowiedział Maurycy ze złośliwym uśmiechem — że wybawię cię ze strasznego kłopotu.<br> {{tab}}Przypadkiem na pierwszym balu znajdowałem się niedostrzeżony przy rozmowie, twej z p. Pawłem de Gibray, który spotkawszy cię po dwunastoletniej rozłące, z pogróżkami domagał się od ciebie swej córki. Albert de Gibray kocha Marję. Ojciec jego, wiesz o tem również dobrze, jak i ją — nie zgodzi się nigdy, ażeby syn jego wszedł do twej rodziny. Boisz się, czy nie powie Bressolesowi, dlaczego sprzeciwia się małżeństwu tak dobranemu z pozoru pod każdym względem, a bez wahania to uczyni, jeśli go zniecierpliwią. Tym czasem kiedy córka twa zostanie moją żona, Albert de Gibray będzie musiał zaniechać swych zamiarów i zniknie wszelka przyczyna kolizji... Czym się dobrze domyślił?<br> {{tab}}— No tak — odpowiedziała Walentyna ze zdziwieniem, oczarowana i zdumiona przenikliwością Maurycego. — Małżeństwo to będzie dla mnie ratunkiem.<br> {{tab}}— Jeżeli tylko zgodzi się Marja, która kocha Alberta.<br> {{tab}}{{Korekta|Zniewolę|— Zniewolę}} ją do tego.<br> {{tab}}— A to jak?<br> {{tab}}— Nie wiem jeszcze, ale znajdę na to sposób.<br> {{tab}}Rozmowa z godzinę trwała. Ludwik Bressoles Wrócił.<br> {{tab}}— I cóż? — zapytała go Walentyna — cóż z Albertem de Gibray?<br> {{tab}}— Trochę mu lepiej — odpowiedział budowniczy. — Ale kiedy przyjdzie do zdrowia? Tę kwestię sam tylko czas może rozwiązać... w każdym razie jeszcze nie tak prędko, może za tydzień, a może nawet za miesiąc.<br> {{tab}}Walentyna i Maurycy spojrzeli po sobie. Póki Albert poleży w łóżku, będą mogli działać swobodnie. {{c|★ ★ ★}} {{tab}}Piękna Oktawja żyła teraz w wielkiem odosobnieniu. Wierzyła jak najpoważniej, że może wyjść zamąż za hrabiego Juana i pędziła też życie jak najprzyzwoiciej chcąc przekonać hrabiego, że tylko dla niego żyje.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2yed082axkm8t7ohqx3bum606xsn1ou Strona:Anafielas T. 2.djvu/123 100 1074188 3150075 3148224 2022-08-12T18:36:35Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|122}}</noinclude><poem> Z mieczem na gardle, i litości woła. Brańcy swojemi wiążą ich pętami. :Mindows się porwał, snem to jeszcze sądzi, Oczóm nie wierzy, krzyczy na Bojarów. Ale w tym zgiełku nikt głosu nie słyszy; Nad głową strzały gradem polatują, Walą się drzewa i gniotą zbudzonych, Świszczą kamienie z procy rozpuszczonych, Błyskają miecze nad Litwinów szyją, Konie w ucieczce swych panów tratują, Ogniska zgasłe wiatr rozwiał széroko, Palą się jedni, jęczą i konają, Drudzy napróżno litości wzywają, Trzeci napróżno na swoich wołają, Aby ich zgarnąć do późnéj obrony. A Mindows dopadł konia, i z Bojary Tnąc Knechtów, lasem przecina się z niemi. Gonią go strzały, ludzie i kamienie, Osaczą razem, orężem ich zwali, Woła na swoich i pomyka daléj. I gonią znowu, opasują kołem, Lecz miecz Ryngolda stal jak drzewo płata, I lecą zbroje i głowy na ziemię, On znowu wolny, ku Litwie ucieka, A za nim jeszcze białe płaszcze lecą, I strzały świszczą. — Napróżno! napróżno! Mindowsa w polu nie złapiesz, Krzyżaku, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 90c9eq6l0eurlzjsv47ezpgs90qk5wj Strona:Anafielas T. 2.djvu/122 100 1074189 3150072 3148223 2022-08-12T18:33:44Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|121}}</noinclude><poem> :Tak płaczą brańcy, a we śnie zwyciężcy Do domów swoich, do braci wracają, I swoich zwycięztw piosenkę śpiéwają. A w lesie szumi! Cóż to lasy łamie? Czy żubr spłoszony w dalekie ostępy Ucieka, młode prowadząc za sobą, Czy niedźwiedź bartnik na sosnę się wdziéra? Czy nowe pędzą stada niewolników? :Nie; bo nie słychać jęku, ani krzyków, I sto niedźwiedzi, sto żubrów tak w lesie Nie chrzęszcze idąc, gałęźmi nie łamie! :Brańcy podnieśli opuszczone głowy, I gorącemi łzy spalone oczy. Aż z lasu tysiąc głów mignie dokoła; Za każdym dębem hełm świetny się błyszczy, Z każdéj gałęzi łuk napięty wstaje, I białe płaszcze świécą już z krzyżami. :Porwane więzy; rękami, zębami Szarpią je brańcy, zrywają, zrzucają, Chwytają głównie z ognisk przygaszonych, Chwytają oręż od wrogów uśpionych. Krzyk powstał wielki, puszcza się rozlega; Wkoło krzyżaccy rycerze z łukami, Wkoło już ruscy Daniłła wojacy. Budzi się Litwa w pętach lub w skonaniu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b39dp5iddbjuo9cxvzw355yvjmmz0bb Strona:Anafielas T. 2.djvu/124 100 1074223 3150077 3148225 2022-08-12T18:39:12Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|123}}</noinclude><poem> Ani się mieczem dotkniesz jego głowy! Ale cóż Mindows z Bojary swojemi, Gdy łup i wojsko w zasadzce zostało, Gdy z tłumów ledwie garstka przy nim ludu, Brańcy odbici, zdobycze porwane, A wojsko, leży w lesie na dolinie? :I stanął Mindows, i twarz zwrócił smutną Ku swoim. Jęki uszu doleciały, Krzyki go jeszcze na drodze dognały. Nie mógł ich słuchać, mścić się nie miał siły, {{Korekta|Śpiął|Spiął}} konia, skinął, w Nowogródek leci — Lecz jak powrócić na Litwę, do swoich? Gdzie wojsko wielkie, gdzie jego rycerze? Gdzie łupy mnogie, których wyglądają? Mindows zsiniałą twarz osłonił szatą, I nocą wrócił w nowogródzki zamek. A ruskich brańców, co w pętach siedzieli, Nazajutrz wszystkich wycięli siepacze. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qfutxknv4j5necacnyx6icroq298mbz Strona:Anafielas T. 2.djvu/126 100 1074224 3150081 3148230 2022-08-12T18:41:41Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|125}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XVI.}} <poem> :{{kap|Spójrzyjcie}} Mindows-li to na swym zamku Siedzi, jak braniec, smutny, i znękany? Włosy mu wiater rozwiéwa bezładnie, Broda zczochrana, osłupiałe oczy, I szata na nim, jako wyszedł z boju, Zmięta, skrwawiona, uwalana błotem. A jednak siedém dni minęło temu, Jak padły w żmudzkich puszczach Litwy woje; Jeszcze Kunigas nie zasnął, nie spoczął, Jeszcze po swojém wojsku żal mu w duszy. Z okiem wlepioném w siniejące góry, Duma i targa szaty na swéj piersi, I wzywa Bogi, i dzień ten przeklina, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jtk6il6e4f7rjw3mg1kouqx2dp2tlw5 Strona:Anafielas T. 2.djvu/127 100 1074225 3150086 3148350 2022-08-12T18:45:11Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|126}}</noinclude><poem> Którego wyszedł w połocką wyprawę. Aż Marti żona podchodzi ku niemu, I tak go cieszy łagodnemi słowy — — Panie mój, przestań gniewu i rozpaczy; Nie pomści rozpacz, gniew wrogów nie zbije — Myślmy o zemście, lecz myślmy spokojnie. Mindows niedźwiedzią odwagę miał, silę, Teraz mu trzeba rozumu lisiego. Daj wrogóm z swego zwycięztwa się cieszyć, I zapal stosy, i zbierz wojska swoje; Nie zawsze jeden zwycięża, Mindowsie, A kto ostatni, ten lepiéj zwycięży. — :— O, nie mów, Marti, rzekł Mindows surowo; Marna pociecha, kobiéce to słowo. Ty nie wiész co to iść z zemstą i gniewem, A zwyciężonym powrócić do domu, Z sercem tak pełném rozpaczy i sromu. Ty nie wiész co być zmuszonym uciekać, Gdy ręka boju i krwi wroga pragnie, Życie mizerne jak łania ratować. Jest czego, Marti, rozpaczać bez końca — A woje moje — Litwa i Kurony, Leżą w Polocie, Dźwinie i na Żmudzi, Bez mogił, stosu, korzyści i sławy. O! czemum wilcząt nie podusił młodych, Czemum ich, Bogów posłuchawszy woli, Puścił, ażeby pojadły mi stada? — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gqsiluo8apvlblassygk5jl8ns3yy1p Strona:Anafielas T. 2.djvu/128 100 1074226 3150090 3148354 2022-08-12T18:47:50Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|127}}</noinclude><poem> Mówił, i smutnie utopiwszy głowę, Znów patrzał kędyś na dalekie góry, Znowu rwał brodę i szaty rozdziérał, I zęby zgrzytał — krwawa łza mu ciekła Z spiekłego, gniewem spalonego oka. Aż Wojsiełk, dziecię, podchodzi ku niemu, I rączki białe na szyi zawiesza, I głaszcząc ojca, szczebioce, pociesza. A Mindows westchnął i odepchnął dziecię, W pierś się uderzył, wyleciał w podwórzec. :W podwórcu słudzy kupami stawali, I cóś pocichu tajemnie szeptali. Okryty kurzem, błotem, w zdartéj szacie Goniec go spotkał i uderzył czołem. — Biada nam, krzyknął, biada Litwie całéj! Wróg ją pustoszy — Ruś niszczy i pali. Płoną już stosy, lecz palą się sioła, I lud ze strachem w lasy się rozbiega. Towciwilł jechał do Rygi do Mistrza, Zbratał się przeciw nam z Chrześcianami, Przeciw nam zawarł z Ruskiemi przymierze. Ja wracam ztamtąd. Panie! już nie tajna Zmowa na ciebie, spisek twych sąsiadów. Towciwilł nie już Kiernowa po ojcu, Lecz całéj Litwy spodziéwa się dumny; Bogate dary przyniósł Inflantskiemu, Dał mu się ochrzcić, drugi raz dla drużby; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 512zqffmcn4tlgp9ihgxrc5hck1rxd4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/132 100 1074654 3150105 3148360 2022-08-12T19:00:36Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|131}}</noinclude><poem> Za dzieckiem błaga, by go w wrogów szpony Sam nie oddawał, własnéj krwi nie gubił. Mindows i płaczu Wojsiełka nie słuchał, Ani skarg matki, ani jéj przekleństwa. On chce pokoju, nie patrzy czém kupi; Ojcaby oddał za rok odpoczynku, By wojsko zebrać, lud zegnać do boju, Wyniszczyć wrogów — a do serca jego Płacz dziecka, matki łzy nie przemawiają. Wysyła posły — Skinął im, i rzecze — — Jedźcie do Kniazia Daniłła ode mnie, Dajcie mu dziecię na zakład pokoju. Zawrzéć przymierze na rok, na pół roku! Dam mu co z Rusi, niechaj precz ustąpi. — Towciwiłł na mnie puścił te ogary! Chcą trzymać z Litwą, niech trzymają ze mną; Towciwiłł nigdy nie będzie tu panem! Ja go w proch zetrę! niech mój lud zgromadzę! Ze mną przymierze weźmie Ruś na Lachy, Ja im przysięgi dotrzymam na Bogi, Ja zakładnika własne daję dziecię. Idźcie, zawrzyjcie pokój, jak możecie. Pokoju trzeba dla Litwy! a potém — O! potém sokoł znów wzięci wysoko, Kiedy obcięte odrosną mu skrzydła. — :Poszli posłowie; dzień mija i drugi, Mindows na wieży siedzi i pogląda </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jktlr4tsarghwgi7t5qb5qdh4apts1t Strona:Anafielas T. 2.djvu/131 100 1074655 3150102 3148359 2022-08-12T18:57:36Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|130}}</noinclude><poem> Niéma czém wałów osadzić dokoła, Niéma z kim w pole wynijść na spotkanie! I targał brodę, i przeklinał siebie. A poseł posła z straszną wieścią gonił, Nowemi klęski do serca uderzał. Jesienne zbiory poszły z płomieniami, Pola rozryte, spustoszone sioła, I lud kupami pędzony w niewolę. Nie prędko Litwa z klęski się podniesie, Nie prędko Mindows stać może do boju. — On pała zemstą, a woła pokoju — Pokój go nową może nadać siłą. — Jeśli przymierze odrzuci Daniłło, Mindows w bój pójdzie, aby poledz w boju, Aby nie widziéć hańby swéj i sromu, A ludu swego nędzy i niewoli! :Z czołem od wstydu zlaném, krwawą twarzą, Mindows swych posłów wysłał do Słonima. Hardy Kunigas sam prosi pokoju, I zemstą serce choć się burzy srogą, Pokorę zmyśla, o przymierze prosi. I nie dość posłów, nie dość prośb pokornych, Mindows Daniłłu śle Wojsiełka syna W zakład, że słowa dotrzyma danego. Napróżno dziecię płacząc ręce k niemu Wyciąga drobne, wracać chce do matki, Napróżno Marti u nóg jego leży, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rz2it2xpkrbbi41e71y6b7f5yvz0wh7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/130 100 1074656 3150098 3148356 2022-08-12T18:54:20Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|129}}</noinclude><poem> Pędził się w bory, klęską wystraszony. Groźby Bojarów, i Kapłanów mowy, I gniew Mindowsa nie wstrzymał ich w biegu. Tak, gdy się stado rzuci w którą stronę, Pędzą się wszystkie za piérwszą, przelękłe, I dokąd idą, nie wiedzą; lecz lecą, A strach za niemi ognistą ich miotłą Pędzi daleko, aż padną znużeni. :Z wstydem wrócili Mindowsa posłańcy; Garść ledwie ludu w nowogródzkim zamku, Przy Kunigasie wierna pozostała; A codzień posły z straszną wieścią śpieszą, Jak ptak złowrogi z krakaniem przed wojną. Daniłł kijowski, Wasyl z Włodzimiérza, Chmurami ciągną na Litwę otwartą; Już na pagórkach Wołkowyska leżą, I gród zdobyty, wycięte załogi, Zdobyty Zdzitow i Mścibow, co słaby Leży w dolinach, bez wałów i wody. Już podstąpili pod Słonima mury, I Kniaź, co trzymał załogę zamkową, Uderzył czołem i otworzył wrota. :O hańbo! ciągną na Mindowsa zamek, Na Nowogródek; dwa już wojska śpieszą, I jak dwie rzeki płyną przeciw niemu. Mindows policzył garstkę swego ludu — Nie wstrzyma zamek napaści Rusina; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kvvkr1u287s6w0kehcreq5fdpdtrntu Strona:Anafielas T. 2.djvu/129 100 1074657 3150094 3148355 2022-08-12T18:51:09Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|128}}</noinclude><poem> Mistrz mu już Litwę zdobyć obiecował, On Mistrzu krajów odstąpić połowę, Żmudzi od Inflant, Jaćwieży, Podlasia — Kniaziu Daniłłu z Kijowa — pół Rusi. Kniaź Daniłł przysiągł z Wasylem przymierze — Już pędzą w Litwę, już łuny wśród nocy Świécą dalekie — Wchodzą nasze wrogi! Ratuj nas, Panie! Daszże nas w niewolę? — :Mówił, a wszyscy — Ratuj! — powtarzali. A Mindows ręce załamał, zębami Zgrzytnął, i posła nieszczęść popchnął nogą. — :— Wstań! rzekł — O, jeszcze Litwa nie zdobyta, I jeszcze Mindows nie dźwiga kajdanów! Towciwiłł wcześnie przedał zwierza skórę, Zwierz jeszcze w lesie, ustrzelić się nie da — Zapalić stosy i lud mój gromadzić. — :I wnet Bojary na konie usiedli, I biegli, biegli w cztéry Litwy strony, W dziewięć pokoleń, lud wołać do boju. Ale już straszną wieścią porażony Lud, sioła, chaty opuścił i grody, Chronił się w lasy przed hydną niewolą, Krył się za błota w niedostępne puszcze, Za rzek koryta, trzęsawisk zapory. Posłowie Kniazia wszędzie puste progi, Wszędzie znaleźli tylko ściany gołe. Lud ich nie słuchał; unosząc dostatki, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dskjzwt2oxono2fdqx4kbmv14c8bx7d Strona:Anafielas T. 2.djvu/141 100 1074658 3150136 3148391 2022-08-12T19:29:00Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|140}}</noinclude><poem> A sam poleciał wgłąb zamku z pośpiechem. Długo posłowie przed wrotami stali, Długo napróżno trąbili, czekali, Aż z okna biały kaptur się wychylił, I druga głowa. — Po prusku pytali — — Czego chcą tutaj? po co przyjechali? — Wargajło naprzód skłonił nizko głowę, I rzekł im pruską pożyczając mowę: — Kunigas didis, Mindows nas posyła K wielkiemu Kniaziu, waszemu Mistrzowi; Dary bogate niesiemy od Pana, I słowa wielkie — pokoju i zgody. Prosim nas wpuścić z gałęzią zieloną. — :Długo szeptano zanim ich wpuszczono, Aż z brzękiem żelaz rozpadły się wrota, I Swarno wjechał naprzód, za nim drudzy. Legli obozem w podwórcu zamkowym, A starszych wwiedli do wielkiéj świetlicy, Kędy i dary zniesiono bogate. :Było się Litwie podziwiać tam czemu, Bo choć tam złota, srébra nie widzieli, Ludzióm, orężóm, muróm się dziwili. Tam ludzie w szatach żelaznych chodzili, A to żelazo, jak liść cienki kute, Miękko na ręku, na nogach leżało, Zda się na każdy marszczek przystawało. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mypfzgy4317mz8jub9jecl0g0rvz63q Strona:Anafielas T. 2.djvu/140 100 1074659 3150135 3148390 2022-08-12T19:26:45Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|139}}</noinclude><poem> Trzeci był Spudo, do boju i rady, Choć młodszy, stare miał serce i głowę; Ni go łagodne namowy uwiodły, Ni go pogróżki zastraszyć zdołały. Silny na rękę, nieraz bój z niedźwiedziem Skończył, przynosząc zdartą z niego skórę. Czwarty Wargajło, co dziesięć kroć może Posłował w Rusi, Prusiech i do Lachów. Nieraz pił nawet w namiocie Mogula Kobyle mléko z bawolego rogu. On wszystkie świata miał w ustach języki: Z Niemcy ich dziką rozmawiał się mową, W Rusi z Ruskiemi, na Polsce z Lachami, Mówił jak swojak, a nigdy mu słowa Nie brakło jeszcze. I ludzie mówili, Że z ptaki nawet po ptasiemu gadał, Zwierzętóm dzikim wyciem odpowiadał, I wiódł na sidła samiczém wołaniem. Dziwny to człowiek; on, — poselstwa usta. Reszta składali posłuszne im ciało, I tak czynili jak cztérech kazało. :Orszak był świetny; sto koni Żmudzinów Niosły posłańców, i dary, i sługi, I kiedy Swarno zatrąbił u bramy, Ledwie ostatni na most podjeżdżali. :Kraciastém oknem, wilczemi ślepiami Niemiec się spójrzał, otwor zaryglował, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9z4l811gtnr4itu1f2yvbu7250zppiv Strona:Anafielas T. 2.djvu/139 100 1074660 3150128 3148384 2022-08-12T19:22:22Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|138}}</noinclude><poem> :Nie prędko wieże Marjenburga grodu Ujrzeli czarno wyniosłe na niebie. Naówczas gałąź sośniny zieloną Niosąc przed sobą, do wrót kołatali. :A świetny poczet był posłów Mindowy: Bajoras Swarno przodkował im stary; Siwe miał włosy, siwą po pas brodę, Łagodne czoło, spokojne spójrzenie, Męztwo się z jego oka przebijało, A usty mądrość przemawiała stara. Swarno już przeżył wiele klęsk i boju, I wiele szczęścia i niedoli wiele. Sam jeden został ze swojéj rodziny, Wzdychał za ojcy i za braćmi swemi, A życia nie miał za orzech dziurawy; I Swarno wszędy do niełatwéj sprawy, Gdzie męztwa trzeba, wymowy, rozumu, Gdzie się nie wahać, choćby dać i głowę. Za nim szedł Linko barczysty i silny, Ręka poselstwa, jak Swarno był głową. Postrach on wrogów, bo w boju ich miecie, Jak drzewa burza, jako łodzie morze. Z Pogezów rodu, znał pruski kraj cały, Drogi przez puszcze i brody przez rzeki, A gdzie zapukał do chaty wieśniaka, Wszędzie gościnę dali mu ochotnie, Bo brat był Prusóm, choć wierny Litwinóm. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fu9rtjejr4f13zqu9vftiynadwe86r7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/138 100 1074661 3150122 3148383 2022-08-12T19:18:32Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|137}}</noinclude><poem> :— To, rzekł Bojaróm, dla Mistrza są dary; Chciwy on, — złota nie popchnie od siebie, Dumny on, — posły pochlebią mu dumie. Idźcie ode mnie, wezwijcie pomocy. Rusin na gardle miecz mi chłodny trzyma. Piérwszy raz rękę podaję Mistrzowi, Niech mi pomoże, niech wojsko przysyła. Nic pożałuje, gdy Mindowsa zbawi. — Powiedzcie, co jest w skarbcu moim złota; Nigdy Towciwiłł nie widział go tyle. Powiedzcie, ile na Litwie jest ziemi; Towciwiłł dał im skórę, a zwierz żyje. — Ze mną przymierze Mistrza pobogaci — Niech przyśle lud swój, Mindows mu zapłaci. Idźcie — dzień i noc śpieszcie, bo wróg nie śpi, I choć go zima w pochodzie wstrzymuje, Coraz bliższemi świéci mi łunami, I coraz bliżéj do serca mi zmierza. — :Bojary czołem Xięciu uderzyli, I szli, a niosąc z sobą dary drogie, Dzień, noc do Mistrza z poselstwem śpieszyli. Długo jechali, bo drogi zamiotły Śniegi i wrogi, i jak zwierz lękliwy, Puszczą i błoty sunąć się musieli, Aby nie spotkać Daniłłowych ludzi. A drogę gwiazdy wskazywały w nocy, We dnie zimowe, blade, zmarzłe słońce. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5cj98ma2s04zmahtnp5wyq42gi7p7wo Strona:Anafielas T. 2.djvu/137 100 1074662 3150120 3148382 2022-08-12T19:16:05Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|136}}</noinclude><poem> Gwoźdźmi złotemi, srébrnemi ubrane, U dołu ostre, by je wbić do ziemi, I jak za murem walczyć po za niemi. Zbroje świécące, miecze, których ręce, Jak gwiazdy niebios, na murze świéciły, Kołczany z skóry kraśnéj i złoconéj. Wpośrodku stosy naczynia złotego I srébrnych konwi, sztab ze srébra kutych, Leżały, stały wpół ściany wysoko. Beczki srébrnemi ujęte okowy, Pieniędzy pełne, zabranych na Rusi. Ogromne bodnie, z kruszcu wyklepane, Z wierzchem różnemi skarby nasypane — A któż policzy, co w Mindowsa skarbcu Bogactwa było? Co srébra? co złota? — Wpośrodku czapka xiążęca leżała, Z purpury szyta, perłami ubrana, Z dołu sobolem puszystym odziana, I znamię władzy, wielki miecz Ryngolda, Co go nie dźwignął pospolity człowiek, I laska drogim sadzona kamieniem. :Rano, tajemnie, wszedł Mindows; za sobą Dwóch wiódł Bojarów do skarbcu tajnego. Sam najbogatsze futra powybiérał, Najdroższą zrzucił purpurę ze ściany, Największe nogą odsunął naczynia, Sam misy srébrne odliczył ze stosu. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qor2zdzdqsm0ahmdkwver1i1f0yngur Strona:Anafielas T. 2.djvu/136 100 1074663 3150119 3148240 2022-08-12T19:13:05Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|135}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XVII.}} <poem> :{{kap|Nazajutrz}}, ledwie świt szary na niebie, Drzwi skarbcu Kniazia naoścież otwarto. Skarbiec Mindowy nie był jeszcze pusty. Trzy pokolenia kładły w niego łupy, A rzadko stary Dozorca wyjmował. — Drogiemi szaty uwieszone ściany, Świecił złotogłów, jaśniały purpury, Pawłoki kraśne, suknie srébrem tkane, Pasy z spięciami bogato kutemi, Z góry do dołu zawieszały ścianę. Daléj, futrami jeżyła się druga, Ruskich soboli pękami bez liku, Kuny drogiemi, lisy, niedźwiedziami. Na lewo oręż połyskał bogaty, Tarcze kamieńmi wokoł nabijane, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ql0i46nnkme6tj6neowrpn7wbay07kb Strona:Anafielas T. 2.djvu/135 100 1074664 3150113 3148378 2022-08-12T19:09:22Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|134}}</noinclude><poem> Trzymali Ruscy o chlebie i wodzie. Tak Daniłł twoich posłów uszanował! — :A Mindows słuchał, nie dał gniewu znaku, Twarz swą odwrócił i zamruczał tylko — — Dobrze! niech idzie; mam lud, z ludem zginę! Bogi tak chciały, bym upadł pożyty! — Lecz nie! rzekł, biegąc do swojéj świetlicy, Nie — Mindows jeszcze nie padnie przed niemi; Wyciągnę rękę, Zakonu przymierze Za kawał Żmudzi u Niemców zakupię. Wojskami jego Daniłła pobiję, A swojém potém wypędzę Krzyżaków. — Mówił i dumał o ognisko sparty — — Na jutro posły do Mistrza wyprawię. — Towciwiłł dał mu połowę Jaćwieży, Ja mu dam całych — jutro ich odbiorę! Przysięgi zechce — przysięgnę sto razy! Lecz niech mi wroga wyżenie z granicy! Pożąda darów, dam bogate dary, Pożąda ludzi, — wszystko — dla pokoju. — Rok tylko, Litwa spocznie, i gdy skinę, Znów wojsko zbiorę i moje odbiorę! — </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5mh8vyv9q24glcu484ihi3q4j1hzhon Strona:Anafielas T. 2.djvu/134 100 1074665 3150112 3148377 2022-08-12T19:07:23Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|133}}</noinclude><poem> Wróg się z pokoju urąga, z przymierza, Na Nowogródek wojsko jego zmierza. Wojsielka Daniłł wysłał do Słonima, I w monastérze z popami osadził. Nas w Wołkowysku trzymali pod strażą. Jam jeden umknął; bijąc się lasami, Dopadłem tutaj. — Tamci schną spętani. Gdyśmy Daniłła obozu dognali, Szliśmy ku niemu z gałęzią zieloną; Twarzą na ziemię padliśmy przed Kniaziem. Dziecię twe, Panie, płacząc przed nim klękło! — Kniaziu! rzekliśmy, dość boju, krwi dosyć! Chciałeś, i Litwę zniszczyłeś po woli! Mindows z przymierzem ku tobie przysyła, Chce ci być bratem, a w zakład pokoju, Syna własnego, krew swoją oddaje. — :Myśmy mówili, on dumnie twarz zwrócił, I słów nie słuchał. — Mindows chce pokoju, Rzekł, niech się ochrzci, niech odda Ruś całą. Z pogany bratać wstyd nam i sromota. Do Nowogródka pójdziem pokój robić. — :Mówił, i tyłem od nas się odwrócił. Próżnośmy, leżąc u nóg, go prosili — Syna twojego wysłał z swym Bojarem, Kazał go ochrzcić i postrzydz na mnicha; Nas, skutych w więzy, w wołkowyskim grodzie </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1sqhot12zfmj9ke3k8to2w4ncstd0d4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/133 100 1074666 3150111 3148362 2022-08-12T19:04:55Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|132}}</noinclude><poem> Na szlak daleko, zkąd wrócą posłowie, I ile razy tuman się podniesie, Serce uderzy, zaiskrzą się oczy, Ku wrotóm zamku łakomie poskoczy. A tuman wiatry poniosą daleko, A posłów niéma; dni długie się wleką, I nocy świécą łuny czérwonemi, I nowogródzcy drżą mieszkańcy grodu, Wróg bliżéj coraz, posły nie wracają. Trzeci dzień mija, z wysokiéj wieżycy Nie widać nawet tumanów w dolinie, Tylko śnieg biały jął kłęby wielkiemi, Wiatrem niesiony, rozściełać po ziemi; Okrył świat białą narzeczonéj szatą, Stanęły wody mrozami ujęte, Ziemia skośniała i błota stężały. :A posłów niéma, choć siédem dni mija; Mindows wciąż siedzi. — Z wysokiéj wieżycy Topi wzrok w białéj, dalekiéj przestrzeni. Cicho jak w puszczy! smutno jak w mogile! Ósmego ranka któś do wrót zapukał; — Poseł xiążęcy, lecz któżby go poznał? — W łachmanach zdartych, w zwalanéj odzieży! Włos rozczochrany, kij i torba w ręku! Mindows naprzeciw posła swego bieży. — Swarno! gdzie syn mój, towarzysze twoi? — — Panie! rzekł Swarno, biada! wszystkim biada! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8199uo3i0jc267476xycey8d2eo7jtl Strona:Anafielas T. 2.djvu/165 100 1074853 3150175 3149353 2022-08-12T20:29:21Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|164}}</noinclude><poem> Nieraz Mindowsa szeptali dworacy, Że Trojnat z wojskiem nie idzie z innemi, Że na dwór jego bić czołem nie śpieszy. — Lecz on był wszędzie, gdzie rogi zagrzmiały, Dnia się nie spóźnił na pobojowisko. I Mindows dumę synowca szanował, Ani go na dwór ku sobie przywołał, Dani corocznéj nie liczył tak ściśle. Znać bał się — może kochał pokryjomu. A Trojnat żył tak zamknięty w swym grodzie, Dzieląc czas łowy, wojną, odpoczynkiem, Przed ogniem swoim dumając domowym, Lubiąc posłuchać Burtyników śpiéwu. Nieraz wieczory, nieraz nocy całe, Dumał na łokciu oparty, gdy siwy, Ślepy mu starzec nócił dziadów pieśni; A wówczas piersi wznosiły się w górę, Oko paliło, za oszczep porywał, Wstrzęsał rękami, zębami zazgrzytał, Niemców klnąc, Lachów, Tatar i Rusina. Lecz niczém jego dla Lachów nienawiść; Prędzéjby dłoń swą podał Tatarowi, Prędzéj Rusina ugościł wesoło, Niżli na widok Niemca się utrzymał. Jak psy żebraka, Niemca nienawidził, Czuł go zdaleka i wstrząsał się groźny, Nie słuchał mowy, nie patrzał postawy, Dość mu, że Niemiec, ażeby był wrogiem. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> toi00p5j0co5eb8ntos8tanh7xjzhty Strona:Anafielas T. 2.djvu/142 100 1074854 3150138 3148712 2022-08-12T19:31:11Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|141}}</noinclude><poem> Insze ich łuki, insze były strzały, Wszystko z żelaza, a w Litwie ostremi Kośćmi strzelali na wojnie rybiemi. I ludzi insza była tam postawa, Inszy ich język i inne oblicze, Inszy obyczaj niż w Litwie i Rusi. I gród ich cudny był; — tak się tam mury Cienkie a silne wspinały do góry, Tak okna w dziwne wyrzynane wzory; Błony jasnemi choć zakryte były, We wnętrze gmachu słońce przepuszczały. W środku sklepienie, jak niebo nad głową, Wysoko, śmiało gięło się w półkole, Żadną podporą nigdzie nie wstrzymane. Ściany różnemi jaśniały barwami: Tam drzewa na nich, tam zamki widziałeś, I ludzkie twarze zaklęte, milczące. Aż Linko patrzał na te cuda długo, I rzekł do Swarna — To duchy robiły, Człowiekby tego żaden nie dokazał. — Ale Wargajło kiwał siwą głową, Nic nie rzekł, ale niczém się nie dziwił. :Dwóch w białych płaszczach szło ku nim rycerzy, I posłów z sobą do Mistrza wezwali; Bogate suknie posłowie wdziéwali, A sługi, niosąc Mindowsowe dary, Szli z niemi kędy Mistrz ich oczekiwał. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 23466gydt2h0vgqdfqm82shuuizfa7x Strona:Anafielas T. 2.djvu/143 100 1074855 3150140 3148713 2022-08-12T19:34:10Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|142}}</noinclude><poem> :Na wielkiéj sali, gdzie widno jak w polu, Bo słońce okny wchodzi w nią wielkiemi, Farbując na nich promień w barwy różne, Mistrz w krześle siedział wysokiém, złoconém, W żelaznéj zbroi, przy mieczu bogatym, I w białym płaszczu, w złoconym szyszaku, Na którym czarne pióra powiéwały. Na piersiach czarny nosił krzyż na zbroi, Płaszcz drugim krzyżem znaczony na boku, Długi włos ciemny barki mu pokrywał, I broda gęsta na piersi spływała. Dokoła niego rycerze z mieczami, W białych też sukniach, z czarnemi krzyżami, Daléj zakonni bracia w czarnéj szacie, Niemieckie pany i knechtowie zbrojni. :Weszli posłowie i skłonili głowy; Swarno chciał mówić, lecz litewskiéj mowy Mistrz nie rozumiał; Wargajło więc mądry Słowa starszego Niemcowi tłumaczył. — Panie! mówili, Mindows ci przysyła Dary, a z niemi przyjaźni ofiarę; Żąda on od was pokoju, przymierza, Sąsiedzkiéj zgody, sojuszu bratniego. Stańcie mu dzisiaj od Rusi w obronie, A on wam stanie, gdy k niemu skiniecie. Towciwiłł zdrajca zmówił się z Kniaziami, Wojuje Litwę, bierze nasze grody, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n399wg4ldwouq5ifava5a4i7fde2m2o Strona:Anafielas T. 2.djvu/144 100 1074856 3150141 3148716 2022-08-12T19:36:22Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|143}}</noinclude><poem> Z Inflant mu brat twój, Kniaziu, dopomaga. Lecz cóż Towciwiłł dać wam, panie, może? Obietnic wiele, pokłony, nadzieje. Śpiéwa on pięknie, lecz nie zniesie jaja. Ubogie Kniazię na Połocku siedzi, A Litwę kraje, jak swoją częstuje. Mindows jéj panem, bądźcie wy z nim lepiéj. Oto wam dary przysyła w zadatek — Da wam z swych skarbów, wydzieli z swéj ziemi, Tylko mu wroga spędźcie natrętnego. Towciwiłł pana swojego raz zdradził, I was on zdradzi, gdy siły nabierze. Mindows wam rękę daje, daje szczérze, A kto na wielkim Kniaziu się zasadził, Nie będzie wiary swéj w niego żałował. — :Mówił, a Mistrz go wysłuchał spokojny, Dary on wdzięcznie od Kniazia przyjmował, Za przyjaźń bratnią od serca dziękował. — Cóż, rzekł, gdy Mindows poganin, przymierza Mieć z nim nie możem, prawa nasze bronią. Towciwiłł przyjął chrzest niedawno w Rydze, Brat nasz, i jego trzymamy jak brata. Nie wzgardzim dary, przyjaźnią sąsiada, Ale za wiarę tylko wojsko nasze Wyjść może w pole i bić się z wrogami. Znak, który widzisz na piersiach wyryty, Znak to jest wiary i chorągiew boju; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1pety09tod0qefieiv12vebholkekh3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/145 100 1074857 3150143 3148721 2022-08-12T19:38:36Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|144}}</noinclude><poem> Gdzie on, — dłoń nasza, gdzie są insze bogi, Póki sił stanie, my tych ludów wrogi; A pan wasz, Mindows, uczciż krzyż ten święty? Zwali bałwany? przyjmie chrzest z swym ludem? Naówczas oręż nasz jemu w obronie, I cały Zakon za Mindowsa staje. — :Mówił, a posły milczeli; do ziemi Wzrok się ich skłonił, z głowy schylonemi. I stary Swarno po chwili odpowié. — Mindows nie wiedział warunków przymierza. Całemu kraju rzucić ojców wiarę! To jedno, co pójść w niewolę swych wrogów. Miałby się z ludem zaprzéć starych Bogów, Których dziadowie, pradziadowie czcili? Nie, Mindows tego nigdy nie uczyni, Choćby miał kraj swój postradać i życie! — — Wam to on mówił? — spytał Mistrz spokojnie. — Mówił?! rzekł Swarno — nie, nie mówił słowy, Lecz trzebaż na to przestrogi i mowy? Możeż inaczéj Mindows odpowiedziéć? — :Milczeli wszyscy. Mnich jakiś do ucha Szeptał Mistrzowi tajemnicze słowa. Długo Mistrz słuchał, potém odpowiadał, Zwoływał drugich, umawiał się, radził; A choć Wargajło nastawiał im ucha, Mówili jakimś językiem z za morza, Którego nawet i on nie rozumiał. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 210n7pfbedc9utjm4fpw0000ahkza4k Strona:Anafielas T. 2.djvu/146 100 1074858 3150145 3148723 2022-08-12T19:40:20Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|145}}</noinclude><poem> Aż stała rada. Mistrz powstał i rzecze — — Dzięki za dary, ja sam z odpowiedzią Do Nowogródka jutro z wami śpieszę; Bezpieczneż drogi i pewne są szlaki? — A Linko rzecze — Nie bójcie się, Kniaziu! Na moją brodę — lasami przejdziemy, I włos nie spadnie wam, nikomu z głowy, Jeśli jedziecie z słowami pociechy. — Śpieszcie, na Bogi, bo Rusin zażarty Na Nowogródek szarańczą się sunie, I nie czas może będzie posiłkować, Gdy tylko grodu zgliszcza zastaniemy! — — Jadę więc, Mistrz rzekł. — Daniłło do domu Pociągnął z łupem; głód i ciężkie mrozy Gnały go ostrzéj niźli wroga strzały. Teraz nie straszny, a gdy Mindows zechce, Nigdy Daniłło strasznym mu nie będzie. — :Słysząc to posły, wznieśli ręce w górę, I Bogóm swoim dziękowali głośno, I Kniaziu Mistrzu za dobrą nowinę. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mn2vj2f5dmko0d76blpdez8u7uwqble Strona:Anafielas T. 2.djvu/148 100 1074859 3150146 3148241 2022-08-12T19:41:45Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|147}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=10px|po=10px|XVIII.}} <poem> :{{kap|Kto}} szlakiem leci do Mindowsa grodu? Jastrząb to leci czy białozor siwy? Czy krucy lecą, czy kawki i sroki? Bo czarno, biało i szaro migocą, Pstremi machając nad sobą skrzydłami. Nie białozory, jastrzębie i kruki — W białych to płaszczach Mistrz jedzie z Krzyżaki, A czarne suknie z białemi płaszczami Jak skrzydła wieją, wiatrem uniesione. I Mindows patrzy, a nie wié czy wrogiem, Czyli mu jadą w goście przyjacielem. Ludem swym wały obsypał, a wrota Stoją zaparte drągami przed niemi. :Aż stary Swarno przed Mistrza poskoczy I skinie swoim, że z drużbą Mistrz jedzie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ky8evbwbwqin9g7rv167h5xyox7t4j Strona:Anafielas T. 2.djvu/149 100 1074860 3150148 3148725 2022-08-12T19:44:17Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|148}}</noinclude><poem> Otwarli wrota. Sam Mindows w podwórcu Kniazia Andrzeja, dając rękę, witał. Rozkazał sługóm, by ucztę gotować, I jak rodzonych Krzyżaków przyjmować. :Rzekł, spełnion rozkaz. Wnet ogniska wielkie Niecą na zamku, beczki miodu niosą, I całe woły pieką się u ogniów, Dla knechtów, służby i Niemców drużyny. :Nigdy tak Litwin wroga nie przyjmował. Dawniéj on mieczem Zakon mniszy witał, Dawniéj kładł stosy, by palić rycerzy; — Teraz najstarsze wytoczył im miody, Teraz im łapy opieka niedźwiedzie, Jelenią pieczeń przyprawia, szpik żubrzy; Teraz ich głaszcze, teraz im się kłania. :Wielki Mindowsie! gdzież jest pycha twoja? Gdzie twa nienawiść, gdzie serce, co wczora Na widok płaszcza białego tak biło, Wznosiło ręce, lice czerwieniło? Gdzie duma twoja? Wróg pod dachem Kniazia, Mindows go raczy darami i słowy, Ledwie że przed nim nie uchyla głowy. :Tak mówią starsi, Bajoras, Smerdowie, Ciężko wzdychają na Litwy niedolę. — Na to ci przyszło, Litwo ponękana, By twoje wrogi z tobą się bratali. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sihncvxzlcplq4c3f7kvrx6am78w2m2 Strona:Anafielas T. 2.djvu/150 100 1074861 3150150 3148727 2022-08-12T19:46:38Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|149}}</noinclude><poem> My im pokorni nogi umywali! O Bogi Litwy! gdzie gniewna twarz wasza? Czy w niebo teraz, czy na inszą ziemię Patrzysz? Perkunie! Czy gniew twój nas karze Niewolą, gorszą niewoli sromotą?! — :Tak mówią starsi, Bajoras, Smerdowie, Ciężko wzdychając na Litwy niedolę. A Mindows Mistrza uracza i gości; Na jego twarzy oznaki radości; Po prawéj Niemca przy sobie posadził, Bliżéj od ognia, na miękkiém wezgłowiu; Cóś mu po rusku gada, szepcze w ucho, I dłoń podaje, i marszczy się groźnie, I znowu czoło jasno wypogadza. Patrzają Kruhlcy, dziwią się i smucą. — Kiedyż to Mindows tak był z Niemcem zgodny? — On, co gdy dawniéj dotknął obcéj dłoni, Jak gdyby węża spotkał, rękę ściskał, Gniew buchał słowy, gniew oczyma tryskał. :I dzień tak cały razem z sobą siedzą, I drugi mija, jeszcze Niemiec w zamku; Trzeci się kończy, koni nie siodłają. A Mindows chodzi po swojéj świetlicy, Czoło namarszczył, brwi zsunął, wzrok wtopił, Duma głęboko, co mu Niemiec powié. W głowie przewraca, za serce się chwyta, I czasem ręką, jak gdyby odpychał. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 62y30lxnzxd4x28mt1d91umo245g7mx Strona:Anafielas T. 2.djvu/151 100 1074862 3150152 3148730 2022-08-12T19:49:45Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|150}}</noinclude><poem> Miota od siebie, to znowu spokojny, Siedzi i duma. — Bajoras, Kniaziowie, Sami nie wiedzą, co w Mindowsa głowie. :A Mistrz mu mówił, zaraz dnia piérwszego — — Kunigas! z tobą nie będzie przymierze, Póki ty w swojéj pozostaniesz wierze. Myśmy tu przyszli, by pogan nawracać, I krzyż wbić u was, połączyć was z sobą. Porzuć swą wiarę — wyrzecz się swych Bogów, My twoi, Kniaziu, bracia, sprzymierzeńce. — :Mindows się wzdrygnął i odskoczył zrazu. — Ja! to uczynić! niech zginę z mym ludem! — Mistrz umilkł, znowu — Nie będzie przymierza, Rzekł mu; — z pogany prawa drużyć bronią. Pójdziemy walczyć. Cóż zyskasz? Mindowe! Co roku będziem twą Litwę plądrować, Zwiążem się z Rusią, z wszystkich stron uderzym. Nie dziś, to jutro na Mindowsa tronie Siądzie Towciwiłł, naszym chrztem obmyty. — :— Towciwiłł zdrajca — rzekł Kunigas w gniewie; On po mnie! Nigdy! prędzéj Świętą rzekę Wróbel wypije; prędzéj dłonią morze Wyczerpie człowiek, niżli to być może! — :— Sami widzicie, mówił Mistrz powolnie, Piérwsza wyprawa zbawiła was ludu; Zajęte miasta, rozbiegli się wszyscy, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g7h97gt1th22rbso50usnqsmwbh5ja3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/152 100 1074863 3150153 3148731 2022-08-12T19:52:16Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|151}}</noinclude><poem> Syn twój u wroga; gdyby nie głód z zimą, Może dziś Daniłł byłby na tym zamku, Przy tém ognisku grzał się i ucztował! — :Mindows wciąż milczał i brew marszczy! czarną. — Patrzcie, Mistrz mówił, dokoła was krzyże, Dokoła wiara wszędzie Chrystusowa Kraje twe, panie, sciska i oblega. Wszędzie pogańskie skruszono bałwany; Kniaziowie złote włożyli korony, Pan nasz, Papież ich Rzymski błogosławił. I wszyscy, jedném związani przymierzem, Razem idziemy. — I cóż wasze Bogi? Alboż was w chwili nieszczęścia broniły? {{kap|Bóg}} nasz jest większy, nasz {{kap|Bóg, Bóg}} to świata, Jeden na wszystkich, a to Jego znamię! — I wskazał na krzyż, — wszystkie siły złamie. Nasz Zakon, Kniaziu, dowodem jest temu, Z czémeśmy przyszli, co dziś jest, co będzie. Czemuż się wasze Bogi nie broniły, Gdy w Prusiech końmi targano bałwany, Gdy święte gaje niszczyła siekiera? :Lepiejby było iść wam z całym światem, Nie przeciw światu targać się całemu. Samiście jedni pozostali w błędzie. Papież nasz, wiarę gdybyście przyjęli, Ześle obrońców, da wam przyjacieli, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m11801i2s6e1berga0ci8au4tn1o4xf Strona:Anafielas T. 2.djvu/153 100 1074864 3150155 3148735 2022-08-12T19:55:41Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|152}}</noinclude><poem> Na waszą głowę da koronę złotą, Taką, o jaką ruski Daniłł prosi, Jaką ma polski Król, inni Królowie. {{kap|Bóg}} nasz da mądrość, bogactwo i siłę, {{kap|Bóg}} nasz, — {{kap|Bóg}} wielki, {{kap|Bóg}} nasz, — {{kap|Bóg}} jedyny! — :— Słuchaj mnie, Niemcze! rzekł Mindows po chwili, A wiész ty, co to wyrzec się swéj wiary? Jam się urodził w niéj, wyrósł, wychował, Wiara z krwią w ciele, po mych żyłach płynie, Wiara, to dusza, która żyje we mnie. — Znam Bogi moje; oni życie drugie Dadzą po śmierci, z ojcy w Wschodniéj ziemi! — :— To nasz {{kap|Bóg}} daje, rzekł Mistrz, wieczne życie, A waszych Bogów kłamliwe są słowa, Widzieliżeście wracające duchy? Nieśliż wam ztamtąd nowiny dziadowie? Nasz {{kap|Bóg}} sam zstąpił na ziemię strapioną, I sam swą wiarę na sercach zaszczepił. — :Mindows go słuchał. — Nigdy! rzekł z rozpaczą. Lud mój za swoje da się posiec Bogi, Lud ich nie rzuci, ja ich nie porzucę! On powié — Bogów opuścił — my jego. Stanę się nędznym żebrakiem, tułaczem, A Poklus ducha przez tysiączne wieki, Za straszną zbrodnię, w Pragaras piec będzie. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fd3p2isxlvly1seo5rk2kef6hlp397y Strona:Anafielas T. 2.djvu/154 100 1074865 3150156 3148737 2022-08-12T19:58:09Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|153}}</noinclude><poem> :A dnia drugiego Mistrz u ognia znowu Wczorajszą począł z Kunigasem mowę. O! gdyby nie Ruś, gdyby nie strach wroga, Mindowsby mieczem usta mu na wieki Zamknął, i przerwał nienawistne słowa. Teraz zwalczony milczał, słuchał Niemca, Choć jego słowa na duszę padały, Jako grad pada na pola złocone. Lecz wieczór, kiedy z rogiem miodu w ręku, Weselszy, śmielszy, o swoich wyprawach Jął mówić dawnych, o Ryngoldzie ojcu, Mistrz nie śmiał słowa wtrącić do rozmowy. Mindowsby jego nie poszczędził głowy. :Z Mistrzem był czarny mnich jego Zakonu; Mowę litewską dobrze on rozumiał; Christjan mu imię, był Mindowsa wieku, Ale go więcéj życie w murach zjadło, Niż boje Kniazia; bo lice miał blade, Twarz chudą, oczy głęboko zapadłe, I włos już siwy srébrzył się na skroni. Mnich był pokorny, cichy i łagodny, Nie znał on gniewu, nie namarszczył twarzy, Obelgi równo z łagodnemi słowy Przyjmował milcząc i schylając głowy. :Już dnia drugiego on za Mistrza mówił, Często Mindowsa zaczepiał o wiarę, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3ad2zh63ncm48afxrgi2y8snd04m567 Strona:Anafielas T. 2.djvu/155 100 1074866 3150157 3148739 2022-08-12T20:01:20Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|154}}</noinclude><poem> Jéj tajemnice, pochodnią wymowy, Objaśniał ciemnym oczóm poganina. A Xiężna Marti słuchając, wejrzenia Zwrócić nie mogła, ani ust otworzyć, Bo słowa jego szły prosto do duszy, I w niéj jak pieśni najmilsze dźwięczały. Kiedy Chrystusa malował im {{kap|Boga}}, I śmierć męczeńską, i życia ofiarę, Ona płakała, przeklinając zbójców, Gdy Mindows dziko uśmiéchał się tylko. Nieraz on mowę przerwał Christjanowi, I Chrześcjańskiemu urągał się {{kap|Bogu}}; Naówczas Marti, w dół spuściwszy oczy, Jakby za męża swego się wstydziła. A Christjan, jakby nie słyszał słów jego, Znowu spokojny nawracać poczynał; Znów Marti oczy ku niemu się wzniosły, I podziwieniem, {{Korekta|ciekąwością|ciekawością}} tlały. :Już dnia trzeciego Mistrz żegnał Mindowsa; Kunigas jeszcze nie puszczał od siebie. — Powiedz mi, rzecze, co będzie z przymierza? — — Przyjm naszą wiarę, Mistrz mu odpowiedział, Lud twój na wieki wybawisz i {{Korekta|siebie|siebie.}} Patrz, wszyscy wkoło już się w krwi obmyli, Ty jeden jeszcze sam zostałeś z sobą. Przyjm wiarę naszą — ona daje siłę, Człowieka wznosi, niepożytym czyni, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> htix7iunlad1uaz6jr4t7m0l5vskuov Strona:Anafielas T. 2.djvu/156 100 1074867 3150161 3148740 2022-08-12T20:04:41Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|155}}</noinclude><poem> Uczy odwrócić i znosić niedolę — Wrogóm przebaczać. — Co? Mindows zakrzyczał, Wrogóm przebaczać?! O, zła wiara wasza; Przebaczyć! żeby z słabego się śmieli! — — Tak, przerwał Christjan; {{kap|Bóg}} nasz, — {{kap|Bóg}} dobroci, Krwawéj ofiary nie pragnie od dzieci, Chce szczęścia wszystkich, zgody i pokoju. — Bogi twe złe są, im z ludzi ofiary, Im krwi potrzeba — Perkun wasz najwyższy Jedną ma rękę zawsze w piorun zbrojną — Nasz ręce łaski, przebaczeń ma pełne, Nasz sam za lud swój na krzyżu umiérał, I w chwili zgonu zabójcóm przebaczył. Kto wasze Bogi? — bezduszne bałwany, Ręki ludzkiemi, przez was samych kute; Nasz {{kap|Bóg}} i wody, i te drzewa stworzył, Które wy czcicie. — O, nawróć się, panie! Tysiące ludu wyrwiesz z szpon złych duchów! — — A gdy się ochrzczę, wy mnie wspomożecie? I wrogów moich wygnacie ode mnie? — — Tyś nasz naówczas, rzekł Mistrz, my swą siłą Zasłonim ciebie, a ojciec nasz z Rzymu, Wszystkim swym synóm dotknąć cię zabroni. — :I Mindows zamilkł, dumał niespokojny. — Cóż, rzekł, gdy wiarę mych ojców porzucę, Co lud mój powié, co rzekną sąsiedzi?! — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nnfw543fa827iih43yso9xrnn43fqa9 Strona:Anafielas T. 2.djvu/157 100 1074868 3150162 3148741 2022-08-12T20:07:51Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|156}}</noinclude><poem> Że Mindows zdrajca, odstąpił swych Bogów, I szyję poddał pod stryczek Zakonu. — — Nie! Mistrz mu Andrzéj, ty większy niż kiedy, Sławniejszy będziesz od swych przodków, panie! Wstyd prawdę rzucić, by się fałszu chwytać, Lecz nie wstyd błędy dla prawdy porzucać. Pomyśl o wielki, o mądry Mindowe, Jak na twém czole królewska korona Pięknieby, jasno nad Litwą świéciła — Jakbyś był wielkim Monarchą i Królem, Gdybyś szedł z nami, ze światem szedł całym. Cóżeś ty teraz? — Jak wyspa wśród morza, Sam we swych błędach, od ludów zachodu, Wiarą jak tamą i murem się grodzisz. — Na was, na pogan, jak na zwierzę dzikie, Z całego świata na wojny zwołują, A nikt wam ręki, przymierza nie poda! Ty zechcesz — skiniesz, i Litwa za tobą Pójdzie, jak poszła Buś za Włodzimiérzem, Jak Lachy poszli z Królem Mieczysławem. I tamtych Królów naród błogosławi, Świat czci ich cały, kości ich wielbione W świątyniach leżą, przed {{kap|Boga}} obliczem; Dusze ich stoją u {{kap|Boga}} na niebie — W koronie światła, szczęśliwości, sławy! Tobie, Mindowsie, przystało być Litwie, Czém byli Rusi Olga z Włodzimiérzem, Polsce Dąbrówka z Mieczysławem Królem. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 05s5mn1p9g0pfpdwuo8w7uu86cmjerq Strona:Anafielas T. 2.djvu/158 100 1074869 3150163 3148742 2022-08-12T20:10:57Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|157}}</noinclude><poem> :Mówił Mistrz, Marti z siedzenia powstała, I nieruchoma pojąc się słuchała, A rękę męża podejmując zwolna, Mistrzowi z swoją w milczeniu podała. Mindows nie cofnął podanéj prawicy, A Mistrzu w oczach radość zabłysnęła. — Przyjmiesz więc wiarę? o litewski Królu! — Spytał raz jeszcze. Marti powiedziała — — Przyjmiem ją, panie, przyjmiemy ją z ludem. — — Przyjmę, tak! przyjmę, rzekł Mindows Mistrzowi, By wrogi pożyć, położyć pod nogi, I zdeptać, zniszczyć, stratować, jak podłe Robaki, co mi duszę wyjadają. — :Mnich Christjan klęczał, modlił się za pogan, Modlił się płacząc, by ich {{kap|Bóg}} oświecił, I chęć im dawszy, dał władzę pojęcia Tajemnic wielkich, dał cnoty téj wiary. Wiedział jak ciężko rozstawać się z wiarą, Co głaszcząc wszystkie zwierzęce popędy, Dogadza zemście, rozkoszy nie broni; Wiedział, jak ciężko zwlec skórę, co wrosła Na duszy, w latach siły i młodości. — Modlił się, wiedząc, że cudu potrzeba, Ufając, że {{kap|Bóg}} da cud jego modłóm. A gdy wstał, twarz mu świéciła radością, Siły uczuciem, niebieską nadzieją. Jął im tłómaczyć wiary tajemnice, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k4lkyu4ipew0nohcqpkklbt8bk6px3b Strona:Anafielas T. 2.djvu/159 100 1074870 3150164 3148743 2022-08-12T20:12:48Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|158}}</noinclude><poem> A {{kap|Bóg}} go natchnął, że słowy jasnemi, Jak słońce w pół dnia, szedł prosto w ich dusze. — Sam Mindows często ponury wzrok zwracał, I zadziwiony słuchał Mnicha długo, A Marti w duchu już wiarę Chrystusa Przyjęła była — Jéj Christjana mowa, Nigdy się ciemną i długą nie zdała, Zawsze pragnęła; gdzie rozumu siły Słów nie dognały, serce zbiegło z niemi. I święte słowa przyjęły się w duszy, Jak ziarno w płodną rolę wyrzucone; Ledwie jéj łono obejmie nasienie, Krzew już zielony wybił się nad ziemię, Rośnie, rozrasta, ku niebu podnosi, I kwitnie barwy oczóm rozkosznemi, I owoc słodki ustóm ludzkim daje. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g64uq03m43re6ui1yifil8gmaqmyqax Strona:Anafielas T. 2.djvu/160 100 1074871 3150165 3148744 2022-08-12T20:14:15Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|159}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=10px|po=10px|XIX.}} <poem> :{{kap|W dwie}} strony lecą wieści rozczochrane: Jedna z posłami litewskiemi jedzie Na zachód, o chrzest prosić u Papieża, I ludy wita braterstwem w Chrystusie; Druga po Litwie szérzy się, za sobą Niosąca postrach, łzy i narzekanie, Bo Mindows Litwie chce Niemiecką wiarę Narzucić, stare ojców zwalić Bogi. Słyszy i drży lud, i z zgrozy truchleje, Słyszą i lecą z tą wieścią kapłani; A kędy, stając na grobach olbrzymów, Ludy zwołają, by w nich wzbudzić wiarę, Wszędzie lud bieży z pałającą piersią, I klnie Mindowsa, Niemców i Krzyżaki; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6lhwswo7aob216g9vsv4h8bocir3im8 Strona:Anafielas T. 2.djvu/161 100 1074872 3150167 3148746 2022-08-12T20:17:07Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|160}}</noinclude><poem> Na kości ojców, na ojców mogiłach, Świętą przysięgą wiąże się, że skona Wprzódy, niżeli uklęknie przed krzyżem. :Daléj i daléj wieść na Litwę bieży, A kędy zajdzie, spokojność wyżenie I łzy zostawia, strach zostawia blady. — A Wejdaloci z wierzchołka kurhanów, Głosy wielkiemi lud z puszcz wywołują. Dymią się po wsiach ofiarne ogniska, Kozły ofiarne i kury padają. Krwią ich skropiony lud z obliczém smutném, Wraca się modlić Kobolóm swéj chaty. Jaćwież usłyszał o Mindowsa zdradzie, I Jaćwież przysiągł dać pod miecz Niemiecki Prędzéj swą głowę, niż przed krzyżem skłonić; Pożegnał żonę, precz odepchnął dzieci, Porwał za oszczep, siedzi w chaty progu, I czeka walki, i Niemców wygląda. :Na Żmudzi świętéj nigdy burza letnia, Co zwali lasy, wybije zasiewy, Tyle łzów, jęku, strachu nie wzbudziła, Ile wieść straszna, że Mindows chrzest bierze, Że posły ciągną do Krewy za morze, Prosić, ażeby krzyż wbił po nad Litwą. Wstrzęśli się wszyscy, a starcy mówili — — Perkun nasz wielki, on spuści pioruny, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 79ypjehe1ja1imlscloj8f6tdelqy6a Strona:Anafielas T. 2.djvu/162 100 1074873 3150168 3148952 2022-08-12T20:21:29Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|161}}</noinclude><poem> I noga Niemców nie wyjdzie ze Żmudzi. — A Wejdaloci szli rokując klęski, Strasząc ich głodem, wojnę powiadając, Ziemi trzęsienia, straszne wód wylewy, Burze, pioruny, na niewierne ludy. I drżeli wszyscy. Bajoras po zamkach, Kunigasowie, starszyzna, lud wiejski, Każdy drżał; wiary, którą wyssał z mlékiem, Nie chcąc do piersi przyrosłéj odrzucić. Tylko po zamkach na Rusi granicy, Od Lachów brzegu, od niemieckiéj strony, Starsi, co dawno z obcemi drużyli, Co żony sobie Chrześcianki brali, Jednakiém okiem na wszystko patrzali, Czekali, myśląc — co z ludźmi, to z nami! — :Lecz nigdy jeszcze od stu lat nie było Tylu pobożnych u dębu w Romnowe, Tylu nad morzem u Znicza Praurimy, Tylu u brzegów świętych rzek i jeziór, Tylu po starych gajach poświęconych, Nigdy się tyle ofiar nie składało W ręce Kapłanów, nigdy u ołtarzy Tyle się ogniów dzień i noc nie tliło. Świątyń się mury tłumem opasały, U brzegów rzeki, pod wierzby staremi, Siedzieli starzy, nad Litwą płakali, Młodzi na ojców mogiły wchodzili </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> okrv41uh7ex7vql8bmg1sfnoyvypd7x Strona:Anafielas T. 2.djvu/163 100 1074874 3150171 3148953 2022-08-12T20:22:43Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|162}}</noinclude><poem> I cienia dziadów na pomoc wołali. A Burtynikas z gęślą od wsi do wsi Szli, wyśpiéwując swoje Dajnos stare. Kędy się gęśla ozwała, co żyło, Biegło na głos jéj, jakby żegnać chcieli Pamięć lat starych, która w pieśni żyje! :A Litwa była jak wielkie ognisko, Kiedy je wodą kobiéta zaleje; Na chwilę spadną płomienie, i czarny Dym się podniesie, zwijając kłębami — Wnet buchnął płomień silniejszy niż wprzódy. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4kt9xebpf0hhpew244brdakrjtc0cbf Strona:Anafielas T. 2.djvu/164 100 1074875 3150173 3148954 2022-08-12T20:26:33Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|163}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=10px|po=10px|XX.}} <poem> :{{kap|Był}} w on czas w Żmudzi Kunigas, Mindowsa Blizki pokrewny, Trojnata miał imię. Nigdy z innemi na stryjowskim zamku Chleba, w gościnie korząc się, nie prosił. Aniś go widział na wojnie z innemi U boku pana, na pańskim obozie. W lasach głębokich, jak zwierz przeżył dziki Młodość zieloną. Tylko na głos rogów, Ze swoim ludem sam jeden się gonił; Gdzie wojna była i krew lać się miała, Sokołem padał, odlatał sokołem. Cudzéj nad sobą nie uznawał władzy, Nie cierpiał pana — on sam panem sobie. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tvmyxumfrmpyv0dosm8ij3yj8oqwd8n Strona:Anafielas T. 2.djvu/170 100 1074966 3150183 3149359 2022-08-12T20:46:07Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|169}}</noinclude><poem> Zawołał Trojnat — nowym Bogóm swoim Miłą z litewskiéj krwi chcesz dać ofiarę. Weź, zabij; po to przyszedłem do ciebie, Ażebym prawdę usłyszał z ust twoich, I śmierć z twéj ręki odniósł, bym najpiérwszy, Ojcóm twym poszedł twą zbrodnię zwiastować! Zabij mnie — alboż trudno ci krew swoją Przelać, wszak braci, wszak stryja zabiłeś, Wszak się na klęski, na zbójstwa rodziłeś, Wszak od Ryngolda stosu do téj chwili, Krew Litwy lałeś wodą bez ustanku. Zabij — Lecz słuchaj, — Litwa wre już cała; Dziś moja, jutro twoja padnie głowa — Jechałem, wszędzie płacz słyszałem tylko, Przysięgi na śmierć, spiski na twą głowę — Myślisz, że łatwo odwrócić od wiary? Patrz na te dęby, co stoją na wałach, Każ być sosnami; gdy się staną niemi, Litwa się ochrzci i rzuci swe Bogi — Myślisz, że łatwo odwrócić od wiary! Widzisz tę rzekę, co do morza płynie; Zawróć ją nazad, niech się w górę toczy! Myślisz, że łatwo spędzić gmin groźbami! Nie; my nie chcemy pokoju z Niemcami, Niemieckiéj wiary, niemieckiéj opieki! — A ręka, która tknie się naszych Bogów, Wprzódy niż one zwali się na ziemię; A głowa, co się przed krzyżem pochyli, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tewfuvfdgo9oeknu2tyk1n03kd0gg61 Strona:Anafielas T. 2.djvu/169 100 1074967 3150181 3149358 2022-08-12T20:43:47Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|168}}</noinclude><poem> Gdy ciebie, zdrajco, na świat wydać miała? Tyś to, czy nie ty, niewolnicy synu, Nadziejo Litwy, nieprzyjaciół strachu — Mów, kto cię przywiódł na występek taki? — :Mindowsa oczy już gniewem pałały, Już usta sine kołysząc się drżały. — Jam to, zakrzyknął, ja jeszcze Mindowe! A kto mnie nie zna, po ręku poczuje, Żem ten sam jeszcze, co mych braci pożył! Jam sprzymierzeniec Krzyżaków, a pan wasz. Jutro bałwany litewskie wywrócę, A kto Niemieckiéj nie chce przyjąć wiary, Niech idzie z ojcy do Wschodniego kraju, Starym się Bogóm ode mnie pokłonić! Jam to, Trojnacie, lecz nie pogan Kniaziem, Królem litewskim, Litwy chrześciańskiéj. Wielki {{kap|Bóg}} Chrześcjan oświécił mnie z góry, Precz wygnał Bogi Litwy z duszy mojéj! — Mówił, a Trojnat do miecza się chwytał. — To prawda, prawda! wielkim krzyknął głosem, Prawda, żeś zdrajca, niewolnicy synu! Prawda i prawda, że cię Litwa cała, Zaprze jak wroga, jak obcego sobie, Prawda, że głową nałożysz przymierze! Spełnią się słowa i kara nie minie. — — Wziąść go i zabić! — zakrzyczał Mindowe. — Mnie zabić — mojéj krwi ci brakło jeszcze? </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 91yoe2txwjskitm0un94iadruu36f6n Strona:Anafielas T. 2.djvu/168 100 1074968 3150179 3149357 2022-08-12T20:38:22Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|167}}</noinclude><poem> I oczy ich się w milczeniu spotkały. Trojnat Kobola u drzwi próżno szukał, Nie znalazł, spójrzał, i za miecz u pasa Chwytając, groźno spytał Kunigasa. — Cóż to? czy Niemcy Litwę zwojowali? Czyś ty niewolnik, czy niemiecki sługa, Że czarnéj sowie hukać tu pozwalasz, Na swoim zamku, Kniaziu, w uszy twoje? — :Nic nie rzekł Mindows, lecz okiem go zmierzył, I ręką dał znak, ażeby umilknął. — Milczeć nie będę, rzekł mu Trojnat dumnie; Słyszałem wieści, wieścióm nie wierzyłem, Chciałem sam ujrzéć, ujrzałem oczyma, Dotknąłem ręką — i jeszcze nie wierzę. Mindows więc wiarę swych ojców zaprzedał, Mindows się zakuł w złocone kajdany, Mindows to czyni! I lud swój, jak stado, W ręce rzeźnika, na śmierć zaprzedaje! — A Mindows jeszcze milczał uporczywy. Ciągnąc Trojnata, do środka świetlicy Weszli, a Żmudzin wciąż gniewny gardłował — — Na drzewo Mnicha, co pod twoim bokiem Śmié lud od Bogów litewskich odwodzić; Ty wiész, ty na to pozwalasz, Mindowsie! Czyliś zapomniał, żeś syn Ryngoldowy, Czy krew niemiecka w twoich żyłach płynie? Czy matka twoja z psem się całowała, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> narb8kwoak5gkjqp3om9zhbt431geis Strona:Anafielas T. 2.djvu/167 100 1074969 3150177 3149356 2022-08-12T20:34:47Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|166}}</noinclude><poem> — Posły Mindowsa już poszły na zachód. Mistrz Andrzéj długo w Nowogródku gościł, Przyjazne dłonie z Mindowsem złączyli; Przyobiecał mu pomoc przeciw Rusi. Już Mnichy idą po Litwie z krzyżami, Już palą dęby, święte łamią gaje, A z wierzchu bramy nowogródzki Kobol Upadł na ziemię i rozbił się w druzgi. — Słysząc to leciał Trojnat prędzej jeszcze; Piekło go w piersi, ręka silna drżała, A koń, co pana głos i myśl rozumiał, Jak jeleń sadził przez knieje i bory, Przepływał rzeki, na góry się drapał, Nie stanął spocząć, nie odwrócił głowy, Aż gdy stanęli u bramy zamkowéj, Zsiadł Trojnat, wstrząsnął zasępione czoło, Spójrzał. Mnich czarny na podwórcu siedział, A wkoło niego gmin stojąc ciekawy, Słuchał spokojnie nauk nowéj wiary. W duszę Trojnata jakby Poklus rękę Zanurzył, ostre utopiwszy szpony — Chciał ubić Mnicha, — niepojęta siła W miejscu go wryła i rękę wstrzymała. Wtém starszy Smerda czołem mu uderzył, I do Mindowsa prowadził świetlicy. Trojnat czarnego klnąc pominął Mnicha. W progu komnaty Mindows stał ponury, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mf40xqn2pora9ncjlzj9wngy8ub3un4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/166 100 1074970 3150176 3149355 2022-08-12T20:31:45Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|165}}</noinclude><poem> I Niemcy rękę Trojnata już nieraz Przez zbroje stalne na karkach poczuli; Nieraz on nowe grody ich popalił, Wyciął załogi i mury rozwalił, Nieraz ich w lesie wytropiwszy ślady, Napadł znienacka w pierwospy na braci, I krwawe łoże usłał dla uśpionych. A nigdy złapać nie dał się Krzyżakóm, Z zasadzek jak wąż uchodząc z pod trawy. Wielka też była Krzyżowych nienawiść Ku Trojnatowi; trzykroć z całą siłą Szli pod gród jego, trzykroć go palili, Zorali gruzy i potrzęśli solą; I trzykroć jeszcze wzniósł się zamek nowy, Jak gdyby szydząc z krzyżackiéj potęgi. :Trojnat z Połockiéj powrócił wyprawy I znowu dumał przy ogniu domowym, Gdy wieść, co Litwą biegła niewstrzymana, Na progu jego zamczyska upadła. — Mindows się Bogów litewskich wyrzeka, Mindows Niemiecką przysiągł przyjąć wiarę. — Zatrząsł się Trojnat i za miecz pochwycił, Łuk swój na plecy, procę wziął do pasa, Spalił ofiarę Kobolóm zamkowym, I konia dosiadł, i poleciał w Litwę. Po drodze pytał, bo wieści nie wierzył, A wszędzie płacząc lud mu odpowiadał. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cqufihxaklcuf4uef6aw76n9nwybhlh Strona:Anafielas T. 2.djvu/171 100 1075037 3150185 3149360 2022-08-12T20:49:23Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|170}}</noinclude><poem> Pod krzyżem krwawa upadnie z tułowu. Ja dziś, a ze mną jutro Litwa cała, Po wrót twych będzie tą groźbą stukała — I przyjdą wszyscy: starce, żony, dzieci, Piérwszy raz z prośbą, — ty wzgardzisz prośbami, Drugi raz z groźbą, — groźby nie usłuchasz; Trzeci raz z mieczem, — po twą głowę, Kniaziu! — :Mówił — lecz w więzach ostatnie już słowa, Pieniąc się, skończył; bo na znak Mindowsa, Pętlę na szyję niewolnik narzucił, I ciągnął z sobą w ciemnicę głęboką. — Twoje proroctwo pełni się na tobie, Złowróżby ptaku, co mi śmierć zwiastujesz! — Krzyczał Kunigas. — Lecz miecz Ryngoldowy Nie tknie podłego niewolnika głowy — Jutro lud ujrzy obnażone ciało, Krukóm na pastwę na wałach rzucone, A kto z groźbami wybierze się do mnie, Pójdzie się wprzódy z twym trupem poradzić. — :Wrzał długo Mindows; i ledwie świt ranny, Słońce z kąpieli wschodzące zwiastował, Kunigas stał już przed wroty ciemnicy, A lud zwołany napełniał podwórzec. :Czemuż tak nagle lice mu pobladło, Trzęsą się ręce, wargi pośmiały, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d0gohhovsjqmusnf5c8uorqiumhg0mz Strona:Anafielas T. 2.djvu/172 100 1075038 3150186 3149362 2022-08-12T20:50:11Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|171}}</noinclude><poem> Wściekle się rzuca i ludzi rozbija? — Czemuż tak szybko od zamkowéj wieży, Do swéj świetlicy rozjuszony bieży? Czemu nie każe zuchwalca ukarać? A lud powoli szemrząc nazad płynie? :Trojnata niéma, niéma u wrót straży, Uciekli nocą, a w lochu na ścianie Stryczek pozostał tylko i siekiera. </poem><br> {{---}}{{Skan zawiera grafikę}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nk1vnv6o30akjz6wtq17kuc26eh6bs7 Strona:Anafielas T. 2.djvu/174 100 1075039 3150187 3148242 2022-08-12T20:51:39Z Alenutka 11363 /* Uwierzytelniona */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" />{{c|173}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXI.}} <poem> :{{kap|Gdzie}} Trojnat leciał? — po Litwie, po Żmudzi, Leciał na siwym koniu, w każdém siole Stawał, i ludzi zwoływał w gromady, Starców z siwemi głowy i brodami, Młodych i dzieci, i córki, i żony. I w każdém siole żal wielki rozpalał, I w każdém siole klął Niemców przed ludem, Jątrzył na Mnichów, na Mindowsa zdrajcę — Do wrót każdego zamczyska zatrąbił, Za chleb gościnny płacąc im nadzieją. Za nim, jak w lesie za pożarem idą Płomień i dymy, szedł zapał, nienawiść — Mężczyzni oszczep smalili na Niemca, Kobiety u nóg bożyszczów płakały, I kędy przeszedł, lud do walki wstawał. :A Trojnat pędził, gdzie święte Romnowe, I stare dębu wznoszą się konary; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9fwmbz4w6a2ygdfy0w7a8uhszzj6buv Wierzyciele swatami/XVIII 0 1075255 3150410 3125969 2022-08-13T08:04:33Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu" from=140 to=149 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|W{{BieżącyU|2}}]] cql1n2xeu7ueq0xqif2jd1undc7o2rp Strona:PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu/144 100 1075508 3150409 3126024 2022-08-13T08:03:54Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Wspomnienia przyjemne obudziły się w jego duszy.<br> {{tab}}— Omyliłem się, rzekł, to ją kocham nie Małgorzatę.<br> {{tab}}Tymczasem muzyka rozpoczęła drugi akt opery.<br> {{tab}}Hrabia unosił się szalenie. Opuścił więc teatr i zaczaj błąkać się po korytarzach. Dziwnym zbiegiem okoliczności zbliżył się aż do loży panny Lizely.<br> {{tab}}Lokaj wysoki i barczysty stał tu na straży.<br> {{tab}}Hrabia nie przypominał sobie aby go kiedy widział u Blanki, był to zatem świeżo przyjęty służący. Ten lepiej!<br> {{tab}}Hrabia nie śmiał przybliżyć się.<br> {{tab}}Był oniemal pewnym, że Blanka po owej nocy, do dziś dnia zachowała dla niego zemstę.<br> {{tab}}Czyliż nie miała słuszności? Czy mogła przebaczyć {{Korekta|mężczyznie|mężczyźnie}}, który przysięgając jej dozgonną miłość zdradził najhaniebniej.<br> {{tab}}Jaki mógłby podać powód tego opuszczenia?<br> {{tab}}Na nowo powrócił do teatru i przesiedział mocno zamyślony w krześle, nie zwracając prawie wcale uwagi na scenę.<br> {{tab}}Kiedy sztuka zbliżała się do końca, wstał i wyszedł pierwszy.<br> {{tab}}Postanowił on czekać na Blankę w przejściu na ulicę.<br> {{tab}}Nie był jednak sam jeden, mnóstwo młodych mężczyzn zajęło także stanowisko, wyczekując na tę piękną, uroczą kobietę. Nikt jej dobrze nie znał, ale widywano ją zawsze w powozie. Dostateczny aż nadto powód do złożenia ukłonów bogini gdy wsiadać będzie do powozu.<br> <ref>{{Przypiswiki|Brakujący fragment str. 143-146 przepisano z wydania „Z dramatów małżeńskich“ Xaviera de Montépin, Księgarnia nakładowa L. Zonera we Łodzi 1899 r., str. 97-102}}</ref> <span style="background-color:white; color:gray;">{{tab}}Blanche szła wolno ścigana przez szmer uwielbienia. Była spokojna i chłodna, trzymając w lewej ręce bukiet z mchowych róż, prawą podtrzymywała fałdy okrycia wschodniego, z białej materji w złote pasy.<br> {{tab}}Nie spuszczała oczów, lecz nie zatrzymywała ich na nikim.<br> {{tab}}Paweł stał ciągle... Blanche zbliżyła się... zapewne przejdzie nie spostrzegłszy go nawet.<br> {{tab}}Lecz inaczej się stało. Traf, czy wpływ magnetyczny jego oczów, utkwionych w jej twarzy sprawił, iż panna Lizely odwróciła nieco głowę w stronę, gdzie stał hrabia, i wzrok ich spotkał się w przelocie.<br> {{tab}}Blanche zadrżała, twarz jej oblał purpurowy rumieniec, lecz z oczów nie padł piorun nienawiści. Uśmiech rozchylił koralowe usteczka, ukazując sznur perłowych ząbków. Pochyliła wdzięcznie główką, oddając ukłon p. de Nancey i przeszła, niknąc w tłumie.<br> {{tab}}Paweł chciał biedz za nią, lecz ścisk był tak wielki, iż musiał wyrzec się swego zamiaru. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{tab}}Torując sobie siłą drogę, hrabia wyszedł na ulicę w chwili, gdy dobrze znany mu ekwipaż panny Lizely ruszał z przed bram teatru. Wskoczył do swego powozu i rozkazał służącemu ścigać odjeżdżającą. Kilka razy zaprząg z Ville-d’Avray znikał wśród ulicznego tłumu, lecz dzielne kłusaki p. de Nancey doganiały go niebawem, aż minąwszy ulicę Friedland zniknął w bramie domu, którego Paweł skwapliwie zapisał numer.<br> {{tab}}Przenocowawszy w swym pałacu przy ulicy de Boulogne, gdzie mieszkał obecnie stale, zarówno jak za kawalerskich czasów, raz w tydzień odwiedzając Montmorency, Paweł nazajutrz około południa, zadzwonił do bramy domu przy ulicy Friedland i z bijącem gwałtownie sercem, zapytał szwajcara o panią Lizely.<br> {{tab}}— Pani przenocowawszy tu, odjechała do Villed’Avray — brzmiała odpowiedź.<br> {{tab}}Paweł powrócił do powozu, kazał się wieźć do letniego mieszkania Blanche.<br> {{tab}}— Jak ona mnie przyjmie!... jeżeli mnie przyjąć zechce — myślał, popadając w zadumę w miarę zbliżania się do celu podróży.<br> {{tab}}Powóz stanął u drzwi szaletu, Tomas zaprowadził p. de Nancey do salonu i oddalił się ze słowami:<br> {{tab}}— Natychmiast uprzedzę panią o przybyciu pana hrabiego...<br> {{tab}}Pięć minut upłynęło, wzruszenie Pawła wzrastało z każdą chwilą... Co jej powiedzieć... jak zacząć rozmowę... A jeśli Blanche przyjmie go łzami, lub wybuchnie oburzeniem?.. W każdym razie spodziewał się gwałtownej i wzruszającej sceny...<br> {{tab}}W progu stanęła Blanche uśmiechnięta, swobodna, zalotna.<br> {{tab}}— Dzień dobry kochany hrabio — rzekła, podając mu rękę.. — Rada jestem pańskiemu przybyciu... Między nami mówiąc, spodziewałam się pana...<br> {{tab}}— Spodziewałaś się mnie pani?<br> {{tab}}— Po wczorajszem spotkaniu, byłam pewna, że przybędziesz... Jesteś pan człowiekiem dobrze wychowanym, zawiniwszy względem mnie, przychodzisz się usprawiedliwić... Nie wątpię, że byłbyś to wcześniej uczynił, lecz obawiałeś się zastać mnie zadąsaną i gniewną... Uśmiech mój wczorajszy uspokoił pana, i oto jesteś... Lepiej późno, jak nigdy!... Przyjmuję tłomaczenie i wyznaję, że przybycie pańskie, uszczęśliwia mnie nad wszelki wyraz... Będziesz mnie pan odwiedzał w mej samotności... żyję tak odosobniona od świata, nie mam przyjaciół — bądź moim przyjacielem i nadal... dobrze hrabio?...<br> {{tab}}— A więc — wyjąkał Paweł zdumiony — więc, to nie przywidzenie... Przebaczyłaś mi pani?...<br> {{tab}}— Ależ tak, naturalnie! — zawołała panna Lizely z odcieniem zniecierpliwienia. — Czy byłabym panu podała rękę, żywiąc w sercu żal lub niechęć?... Ja kłamać nie umiem. Zraniłeś mnie pan boleśnie, ale zastanowiłam się i uznaję, że nietylko pan zawiniłeś — jam też zbłądziła... Nie umiałam opanować cię, mój hrabio, w tem leży rzecz cała... ale co pan chcesz, byłam śmieszną, rozmarzoną i... kochałam cię do szaleństwa!!! Co za nierozsądek!!!<br> {{tab}}— Kochałaś mnie pani?! — powtórzył Paweł.<br> {{tab}}— Tak, jak w romansach i w dramatach, kochany hrabio! — Mogłeś deptać po mnie, nie byłabym jęknęła, — dla ciebie byłabym w ogień poszła... co za głupota, prawda?<br> {{tab}}— A teraz?...<br> {{tab}}— Teraz, wszystko minęło... a na dowód, że ze mnie ''dobry dzieciak'', ofiaruję panu moją przyjaźń.<br> {{tab}}— A jeśli ja cię kocham jeszcze, kocham więcej niż kiedykolwiek? — zapytał Paweł z zapałem.<br> {{tab}}— Za późno, kochany panie, — zawołała Blanche, wybuchając śmiechem. — Zresztą, nie uwierzyłabym temu, a to dla prostego powodu, żeś mnie pan nigdy nie kochał...<br> {{tab}}— Ja nie kochałem ciebie!!!<br> {{tab}}— Tak jest... upokarza mnie to przekonanie, lecz go nie zmienię. Jestem piękna — podobałam się panu przez chwilę, oto i wszystko... Niema w tem winy pańskiej — nie zawsze władamy sami sobą... Teraz dajmy pokój przeszłości niemiłej dla mnie, a mówmy o panu... o panu jedynie! — Nie uwierzysz, kochany hrabio, jak się żywo tobą interesuję... Będziesz miał we mnie życzliwego towarzysza...<br> {{tab}}— Po cóż mówić o mnie — rzekł Paweł — wszak ostrzegłaś mnie pani, że słowom moim nie wierzysz...<br> {{tab}}— Owszem, wierzyć ci będę, gdy mówisz o sobie, o twem pożyciu — nie zaś o uczuciach twoich względem mnie. Jesteś pan ożeniony, masz majątek... czy pozyskałeś także szczęście?...<br> {{tab}}— Nie — odparł szorstko pan de Nancey.<br> {{tab}}— Ach! mój Boże! co pan mówisz? — westchnęła panna Lizely, a wyrazistą jej twarz pokrył cień smutku. — Nie jesteś szczęśliwym! — to niemożebne! — Dlaczego? — Bo masz wszelkie dane ku temu... świetne położenie towarzyskie... wielki majątek... piękną żonę.. Bo piękną jest ta twoja żoneczka, ze swym dziecięcym uśmiechem na ustach, z niewinnem spojrzeniem i twarzyczką Madonny!<br> {{tab}}— Widziałaś ją pani! zawołał Paweł ździwiony.<br> {{tab}}— Naturalnie... Dziwi to pana?<br> {{tab}}— Bardzo! — przyznaję to...<br> {{tab}}— Jednak niema w tem nie zadziwiającego... Nie byłabym godną córą Ewy, gdybym nie była zapragnęła ujrzeć tę, która stała się moją szczęśliwą rywalką... Zeszłej wiosny, udałam się pewnego popołudnia do Montmorency, a dowiedziawszy się, że pana niema w domu, prosiłam o pozwolenie zwiedzenia wnętrza zameczku... Teść pański handlował korkami... widać, że się na tem robi pieniądze... W parku, wśród zieleni, ujrzałam panią hrabinę... siedziała na ławeczce z darni, w towarzystwie pięknego młodzieńca....<br> {{tab}}— Pięknego młodzieńca?... — powtórzył Paweł.<br> {{tab}}— Tak, kochany hrabio, towarzysz hrabiny mógł liczyć dwadzieścia trzy lat życia, blondyn z małym wąsikiem, szczupły... pewnie który z twoich przyjaciół... Hrabina tak była zajęta rozmową, że mnie nie spostrzegła, to też mogłam się jej napatrzeć... Bardzo mi się podobała... wyborna z niej hrabina... W jakim jest wieku?...<br> {{tab}}— Siedmnaście lat liczy...<br> {{tab}}— Ah! biedaczka, toż to dziecko!... Siedmnaście lat!!! ja mam dwadzieścia pięć! — Jakżem ja stara w porównaniu... No kochany hrabio nie zapieraj się, wszak szalejesz za żoną?...<br> {{tab}}— Nie kocham jej — odparł Paweł sucho.<br> {{tab}}— No mój przyjacielu, muszę ci powiedzieć, że jesteś potworem!.. Bo i pocóż brałeś ją za żonę, nie kochając jej?...<br> {{tab}}— Wiesz, że byłem zrujnowany...<br> {{tab}}— Ah! więc to o majątek chodziło... rozumiem. Miliony papy Boucharda uśmiechały ci się... Panna Małgorzata była niewinną dziewicą... na jej przeszłości nie ciążyło nie, prócz tych korków ojca!! — Smieszna to rzecz korki... ale nikogo nie hańbi... Obowiązkiem twoim było kochać tę małą, skoro za miłość płacili gotówką...<br> {{tab}}— Blanche miej litość nademną! wiesz, że się sercu nie nakazuje... Gdym się żenił, serce moje nie należało już do mnie... było twoją własnością...<br> {{tab}}— Uprzejme to kłamstwo! szkoda tylko, że jest ono zbytecznem — przerwała Blanche z uśmiechem. Uprzedziłam pana, że jestem niewierną... a wiesz chyba sam, że przestałam być naiwną...<br> {{tab}}— A jednak ja cię ukochałem! — zawołał z uniesieniem Paweł. — Postępowanie moje względem ciebie było niegodne; ty mi przebaczasz szlachetnie, lecz ja sobie nigdy nie daruję tej winy!! Byłem szalony porzucając tę, którą uwielbiałem... Przysięgając ci, że będziesz moją żoną, mówiłem szczerze... i gdybym był majętnym, nie cofnąłbym się przed niczem... lecz zawdzięczać dobrobyt tobie, której mienie tak drogo opłaconem było... nie miałem odwagi, i uciekłem, a bojąc się, że wrócę znowu, związałem się na życie całe z kobietą, której nie kochałem!.. Oto masz całą prawdę... Chciej mi uwierzyć, żałuj mnie Blanche!.. Oh! drogo opłaciłem moje szaleństwo, i ten pościg za zwodniczą marą, którą jest szacunek ludzki.<br> {{tab}}Oboje zamilkli. Blanche zdawała się wzruszoną, p. de Nancey czekał na jej odpowiedź.<br> {{tab}}— Więc dobrze — rzekła głosem przyciszonym. — Wyczerpmy dziś do dna przedmiot, tak bardzo dla mnie przykry. Przed chwilą sam uznałeś za niegodne twoje. postępowanie względem mnie... Ja ci nie nie wymawiam, choć każda inna kobieta obrzuciłaby cię na mojem miejscu słusznymi wyrzutami. Czy jestem lepszą od innych? — czy więcej inteligentną?... nie wiem. To wiem tylko, że drzwi moje nie zamkną się przed tobą i że dziś mówię do ciebie szczerze: Bądź moim przyjacielem!... Tak kochany hrabio, bądź moim przyjacielem... lecz przyjacielem tylko... a jeśli usta twoje dla zwyczaju zechcą powtarzać miłośne słowa, każ im milczeć... Okrutna nauka, którą mi dałeś, poskutkowała.. Serce moje zamarło... co do zmysłów, potrafię zapanować nad niemi... łatwo mnie pan zrozumiesz... Przyjmij więc, co ci ofiarować mogę, przyjaźń i życzliwość moją, lub rozstańmy się na zawsze...<br></span><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 67p0ifocqm7rp0pewmbh5k254uv3z0m Wierzyciele swatami/całość 0 1075626 3150411 3126307 2022-08-13T08:04:52Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |okładka = PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu |strona z okładką = 3 |poprzedni ={{ROOTPAGENAME}} |następny = |inne = {{epub}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu" from=3 to=3 /> {{CentrujKoniec2}} <br /> {{JustowanieStart2}} <pages index="PL De Montepin - Wierzyciele swatami.djvu" from=5 to=205 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|**]] bqeo2qp0jqowtubcf3i0h8hxzxwz638 Strona:Anafielas T. 2.djvu/276 100 1075683 3149994 3126568 2022-08-12T13:52:50Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|275}}</noinclude><poem> Trupy ich krucy z mięsa obdziérają, I ze zwycięztwa naszego się cieszą. — Płock wzięty, Xiążąt sprzymierzonych miasto, Poszło w popioły, załoga pod topor — W połon niewiasty, łupem skarby wielkie. I Prusom mniszym srodze się dostało! O! takiéj uczty dawno nie bywało. — Zakon się zaparł na warownych grodach, Lecz przyjdzie ogień i głód — ich wyduszą. — :Mówił posłaniec, a Mindows radosny Słuchał go, ręce podniósłszy do góry. — Do Marti ucha nie leciały słowa; Ona o syna swojego truchlała, Rękę pośpiesznie Wojsiełkowi dała. — Powstał, a gdy lud płynął do komnaty, On wyszedł z matką, na podwórzec śpieszy. :— Uciekaj! — Marti woła, i w uscisku Chciałaby wstrzymać, a lęka się chwili Utracić jednéj, i sama odpycha. — Uciekaj, synu! powtarza mu zcicha, W lasy bież ciemne przez szlaki tajemne; Ja ojcu twemu na pomstę zostanę — Uciekaj ścieżki, manowcy blędnemi, Bo pogoń pójdzie, bo wyśle za tobą, Kiedy ze swojéj radości ochłonie. — Na głowę jego kładnąc drżące dłonie, — {{kap|Bóg}} Chrześcjan z tobą! rzekła raz ostatni; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o0dibid8tirkdcoov7thhowycmlsmbd Strona:Anafielas T. 2.djvu/271 100 1075684 3149986 3126569 2022-08-12T13:48:20Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|270}}</noinclude><poem> Kajdany tobie, zdrajco, i śmierć tobie! — — Tegożem tutaj idąc się spodziewał, Rzekł Wojsiełk klęcząc, gdym ojcowski zamek Witał wejrzeniem, witał serca biciem, By mnie tu więzy, sroga śmierć czekała Za to, żem przyszedł z słowami pokoju, Uderzyć czołem tobie ojcze, matko! Wróg mnie nie wysłał, sam szedłem do ciebie, I nie ze zgodą, ojcze, dla Zakonu. — Walcz z niemi, jako ze złemi sąsiady — Lecz na cóż przeciw {{kap|Bogu}} się podnosisz? — — Chrześcjanin na nich, rzekł Mindows, nie pójdę — Z krzyżem na piersi na ich krzyż uderzyć — Litwini Bogów swoich wielkim głosem Wołają, dawnych ofiar i ołtarzy; A ty, posłańcze wroga bezrozumny, Radzisz mi wojnę razem i przymierze — Dopóki Mindows z Zakonem się bratał, Lud się go zaparł — Lud wraca do niego, Bo Mindows do swych dawnych Bogów wrócił. — :— Ojcze! więc wszystko na ziemi utracić, Śmierć ponieść raczej, niżli zgubić duszę — Nad niebo chrześcjan przenosisz zwycięztwo, I szczęścia chwilę nad raj, wieczność całą! — — Raj wasz niemiecki, — nie chcę tego raju! Gdziebym z Niemcami, Rusią i Lachami </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bcu64qx589qbh7rlw00nicz4u36ird5 Strona:Anafielas T. 2.djvu/272 100 1075685 3149988 3126570 2022-08-12T13:49:35Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|271}}</noinclude><poem> Siedział, nie mogąc podnieść na nich ręki — Mnie ojców moich czeka Ziemia Wschodnia! — :Marti płakała, tuląc twarz swą w dłoni, Wojsiełk opuścił głowę, i znów nogi Ojcu całował, pełzając po ziemi. — Precz zdrajco! słowy ani łzy twojemi Nie wzruszysz mnie już — dość hańby i sromu, Czas podnieść głowę i więzy pokruszyć. — O! dobrze Litwie, dobrze Litwie było, Póki jéj Zakon nie wpił się do boku, Jak wilk do brzucha koniowi się wpija, Dopóki sama, swobodna od morza Do morza dwóma ramiony sięgała — A gdzie stąpiła, ludy podbijała — Przyszli, przynieśli wojny i niewolę! O! ja nie usnę, póki tej gadziny Gniazda nie najdę, nie wybiję dzieci. — Precz ty, kobieto, z łzami do kądzieli, Precz ty ode mnie, nieposłuszne chłopię! Mindows nie darmo stos wojny zapalił, I krew go chyba krzyżacka ugasi. — :Rzekł, skinął, — weszli Bojary z łykami; Wskazał im syna, wołał — Do ciemnicy Wrzucić posłańca wrogów — Rusi szpiega. — :Wojsiełk słów nie mógł znałeść w ustach drżących, A Marti plącząc ku mężu bieżała. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q480oudoctfviid0erw900b3tlrrq99 Strona:Anafielas T. 2.djvu/273 100 1075686 3149990 3126571 2022-08-12T13:50:11Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|272}}</noinclude><poem> — Okuj mnie, wola, a puść wolno syna! Czyż nie masz nawet ojcowskich wnętrzności, Czyż tak dopełniasz świętéj gościnności, Gdy krew twa własna pod twój dach się chroni? Mindowe! na twe zaklinam cię {{kap|Bogi}}, Każ go rozwiązać. — Nemejas i Peskja Pomszczą na tobie zgwałconej gościny — U nóg twych leżę — zrób co zechcesz ze mną, Zlituj się — albo wiąż i matkę razem, I dzieci resztę — — {{tab|100}}Stał Mindows i słucha; Brew zmarszczył strasznie — Precz mi z tą kobietą! — A Marti w więzy kładła ręce swoje, I syna ciałem schudłem zakrywała. Bojary słali odpychać nie śmiejąc. Sam Mindows porwał jej rękę, odrzucił, I pchnął. Aż z słabéj niewiasty przed chwilą, Co łzy błagała i u nóg leżała, Silna i straszna Litewka powstała. Taką raz pierwszy ujrzał ją Mindowe. W oczach jej gniewy wybuchłe błyskają, Drżą wargi sine i pięści się wznoszą, Skoczy wilczycą, co szczenięcia broni — I nie prośbami do Mindowsa woła, Nie zniża głowy, nie uchyla czoła. — — Mindowsie! krzyczy — nie tknij go — śmierć tobie, Jeśli Wojsiełka nie puścisz swobodnie — Ja śmierć ci zadam, ja mą własną ręką </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qab69672kqj7e7ix14czq15915smwvd Strona:Anafielas T. 2.djvu/275 100 1075687 3149992 3126572 2022-08-12T13:51:26Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|274}}</noinclude><poem> :Mindows stał słupem — Wtém ze drzwi zdyszany, Włosy splątane, rozczochrana broda, Zbryzgany biotem, z sukniami w nieładzie, Wpada posłaniec z laską w ręku białą, Mówić nie może, zwalił się na ziemię, I ręce tylko do góry podnosi — Zaledwie słowo — Zwycięztwo! — wymówił, Zatrząsł się, na Wschód poglądając, kona. — Tuż za nim drugi z pośpiechem nadbiega, I zamek wielkim krzykiem się rozlega. — Zwycięztwo! Łado! — wołają — O Łado! — — Czyje zwycięztwo? — Mindows posła pyta. Drugi posłaniec temi mówi słowy — — Trojnat, Kunigas, bije czołem tobie — Wysłał trzech gońców od pruskiéj granicy, Z wieścią zwycięztwa i szczęścia życzeniem; Trzydzieści zebrał tysięcy on ludu, I bieżał z niemi kraj Niemców pustoszyć; A kędy przeszedł, ogień z krwią buchały, Gdzie się ukazał, ludy drżąc pierzchały. — Szliśmy Prusami na Czerneńskie włości, Wzięli Orzymów, trupów legły stosy — Kobiéty same zagnano w niewolę, Bo nie zostało dziecię, ni pacholę — A matkóm wrogów rozpróto wnętrzności, Ażeby więcéj synów nie rodziły. — Kościoły chrześcjan popiołami leżą — Kapłani końmi dzikiemi stargani, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k7ou6zfymatewi5fw8r8176bhuq5zhk Strona:Anafielas T. 2.djvu/270 100 1075688 3149985 3126573 2022-08-12T13:47:23Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|269}}</noinclude><poem> A matka w swoje chwytając objęcia, Oczy na męża błagając zwracała. — I ty, i syn twój, niepoczciwe plemię, Nie krew litewska, nie moja w nim płynie — Wołał im Mindows. Jam rzucił swe Bogi, Abym dał usnąć Zakonu potędze, Abym dał w siły porosnąć ludowi — Lecz w sercu miałem i mam ich jedynie; Was szał opętał, niemiecka zaraza; Ciebie Rusini przeuczyli w swego. — Biada wam, biada obojgu, z twą matką! — I ku drzwiom podszedł, ode drzwi powrócił, Smerdom swym kilka słów po drodze rzucił, Milczał, a z gniewu trząsł się jeszcze cały. — Wojsiełk wstał, ojcu pod nogi się wlecze, Całuje, łzami gorącemi zlewa — — Posłuchaj syna, o ojcze mój drogi! O Panie! daj się prośbami ubłagać. {{kap|Bóg}} Chrześcjan Bogiem prawdy i światłości; Już wiarą Jego objęty świat cały, Aż na granicach Litwy się opiera, O twoje piersi, ojcze, się rozbija — Daj ją swojemu ludowi, a wieki Imię twe będą błogosławić długie. — — Zdrajco! chcesz bym się dał w ręce Zakonu, Lub w pęta ruskie! Wysłał cię kto pewnie, Abyś Mindowsa rozbroił słowami, Bo drżą sąsiedzi i miecza się boją. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g3r17g80u5akqxs7vnj9nudlm0ug56g Strona:Anafielas T. 2.djvu/274 100 1075689 3149991 3126574 2022-08-12T13:50:44Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|273}}</noinclude><poem> We śnie zabiję, uduszę jak zwierza, Co do kolebki przypełznął dziecięcéj — Śmierć tobie, matki przekleństwo i żony — Krew na twą głowę, zbójco rozjuszony! — Jam słaba — słaby mocnego zwycięża, Żądło gadziny z nóg obala męża. Ja tobie będę żmiją i gadziną, Ja padnę błagać u mojego {{kap|Boga}} Zemsty na ciebie! Chrystus nie wysłucha! Ja Bogóm Litwy poniosę ofiary, Ja lud poburzę, ja zbójców zapłacę — Krew dam za śmierć twą, za twe życie — życie! To syn mój Wojsiełk! — Bojary! słyszycie! To jego dziecię, dziecię mych wnętrzności! — On chce je zabić, jak zabił swych braci — I ojca mego — jak was był zaprzedał Rzeźni Zakonu — jak znowu zaprzeda, Jeśli upadnie. — Jego wiążcie, zdrajcę — Wolność wam — skarby! ocalcie mi syna!! — :Wrzał Mindows gniewem, a Bojary stali, Na biédną matkę, na niego patrzali, I syna wiązać pańskiego nie śmieli. — O matko! — Wojsiełk rzecze — niech ja ginę — Ty żyj — dwóch braci pierś twoja osłania — Dla mnie czem życie? Jam się zaparł życia — Jam przysiągł dać je za Chrystusa wiarę! — Podawał ręce i nastawiał szyję. — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lilijz0eapk75yzac0rnie7rpbmeoy6 Strona:Anafielas T. 2.djvu/279 100 1075690 3150039 3126575 2022-08-12T17:51:03Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|278}}</noinclude><poem> A Marti w sercu modli się do {{kap|Boga}}, Żeby jej męki nie dał dożyć srogiéj — Bo słaba, męczarń lęka się i siebie — {{kap|Bóg}} ją wysłuchał — I oto w modlitwie Twarz się promieni, łzy płynąć przestają, Oczy wlepione na niebo patrzają — I radość w nich się nadziemska maluje. Po raz ostatni swe dzieci całuje, I jeszcze łzami swemi błogosławi. Potém krzyż złoty kładzie pod ich głowv, Modli się jeszcze, pada na posłanie, Czując, że z niego więcéj już nie wstanie, Podwakroć zrywa się, oczy podnosi Na dzieci swoje — i upada znowu — Usnęła — spi już snem szczęśliwych ludzi, Z którego nic ją więcéj nie obudzi, Nawet dziecięcia plącz ukochanego. :Usnęła — nad nią niebo się otwiera, Chrystus Pan jasne ukazał oblicze, Promienną głowę, Boskie oko swoje, Którego jedno gdzie padnie spojrzenie, Rozbija ciemność i burze uśmierza, I na raj ziemię oschłą z łez przemienia, A wkoło niego archaniołów cztery Błyszczą uwite w wielki wieniec złoty. Przy boku Matka, co razem na syna I na świat patrzy, i serce swe dzieli </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cghp81o7rp1kivdfrzw42uxr8clablh Strona:Anafielas T. 2.djvu/278 100 1075691 3149996 3126576 2022-08-12T13:54:04Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|277}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXV.}} <poem> :{{kap|W rogu}} świetlicy blada lampa świeci, Rzuca blask drżący po nad głowy dzieci — Spią one. Złoty włos ich pomięszany, Spojone usta, rączki na ramiona Wrzucili sobie, i w bratnim uscisku, Snami dusz w kraju wieczności spoczęli. Nad niemi Marti klęczy, i modlitwę Cichą za dzieci do {{kap|Boga}} posyła; A łzy srébrzyste płyną z pod powieki Na głowy synów, na piersi ich białe. :Marti ich Chrześcjan {{kap|Bogu}} poleciła, Chrystusa matki za niemi prosiła; Ona zna boleść, — sama matką była, Sama po synu, za synem płakała. Czuje zgon blizki; bo Mindows szalony Zwycięztwem Litwy i odstępstwem syna, Srogiemi męki chce probować żony, Ażeby {{kap|Boga}} swego odstąpiła. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l5wrf5eponn1iy7tu5g95rk0vh8efar Strona:Anafielas T. 2.djvu/277 100 1075692 3149995 3126577 2022-08-12T13:53:16Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|276}}</noinclude><poem> Jedź, synu! — Wojsiełk już na konia skoczył, I wrota minął, i pędził gościńcem; A za nim matki niespokojne oko, Łzami zalane, w ciemności patrzało; I gdy w oddali za nim przetętniało, Kiedy gdzieś zniknął w głębi puszczy ciemnéj, Klękła, i krzyż swój na piersi zwieszony Całując, za nim szlak pusty żegnała. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2na4b9dx6zx6p5zcdb51bwpfzomv9je Strona:Anafielas T. 2.djvu/269 100 1075693 3149977 3126578 2022-08-12T13:40:43Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|268}}</noinclude><poem> Syn Kunigasa pójdzie ze swym ludem. — A Wojsiełk na to — Jam świętą przysięgą Życie pokoju wziął na wieki ciche. Nie mnie z orężem iść na wrogów Litwy, Modlić się tylko za was i świat cały. {{kap|Boga}} mojego nie rzucę, bo w sercu Wszczepiona wiara wrosła już głęboko — A kto ją poznał, kto światło niebieskie Ujrzał, ten więcéj w ciemności nie wróci — Kto wziął tę suknię — w grobie jéj nic zrzuci. Jam ciebie, ojcze, szedł za wiarę błagać; Ty ją poznałeś, i tyś ją porzucił, Ku złym się duchom z modlitwą obrócił, A z sobą ciągniesz lud swój na przepaście. Błagam cię, ojcze, nie gub duszy twojéj, Błagam cię, powróć do Chrystusa {{kap|Boga}}! — :— I po toś przyszedł, byś ojcu twojemu Rady przynosił, rzekł Mindows — starszemu? Po toś w domowe zajrzał znów grodzisko, Byś pamięć dawnej wojny i sromoty, Złą wróżbę z sobą przyniósł nieszczęśliwy? Ale ty ojca nie znasz jeszcze swego — Z niego masz życie — śmierć możesz mieć z niego. — Śmierć! wtórzył Wojsiełk; Bóg mój dał mi siłę. Śmierci urągać — {{tab|100}}— I urągać ojcu? — Wołał Kunigas, popchnąwszy go nogą. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r5n58ux0cqixrs9oqncgjr381sozikj Strona:Anafielas T. 2.djvu/268 100 1075694 3149975 3126579 2022-08-12T13:39:48Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|267}}</noinclude><poem> I tych niestało; myśmy w sercu naszém Pogrzebli ciebie, opłakali stratę. O! {{kap|Bóg}} to wielki, co cię nam powrócił. Tyś nasz! tyś z nami, abyś nas nie rzucił! — :— Matko! mój ojcze! smutno Wojsiełk powié, Jam nie swój, nie wasz, świat nic dla mnie waszy; Mnich jestem biedny, bez rodu, imienia, Modlitwom, Bożéj służbie poświęcony. Przyszedłem jeszcze raz w życiu zobaczyć Was, potem znowu powrócę do braci, Do méj izdebki, do mego kościoła, Z których mnie nic już na świat nie wywoła, Bom się przysięgą zobowiązał życie Na Bożéj służbie spędzić, w monasterze. — :— Tyś Chrześcijanin?! krzyknął Mindows w gniewie. Rusin mi syna przerobił na wroga, Ale ty swego musisz rzucić Boga, Wrócić do dawnych, jak ja powróciłem. — :— Wojsiełku! matka ze łzami przerywa, Zostań przy wierze, nie porzucaj wiary; Dość i za nasze przestępstwa już kary, Niech nad twą głową nie wisi miecz Boży. — :— Milczéć, kobieto! rzecze Mindows srogo; Ty zrzuć te suknie, weź szłyk, i do boku Oręż przypasuj — idź za mną na wojnę. Cała się Litwa zbieżała do boju, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 500q9ph7qs1peggzlsxjoe2wro0ugwy Strona:Anafielas T. 2.djvu/267 100 1075695 3149974 3126580 2022-08-12T13:39:20Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|266}}</noinclude><poem> Wchodzi człek jakiś i przed nim poklęka; Pochylił głowę, kędziory jasnemi Po prochu powlókł i pomiótł po ziemi, Potém niebieskie wzniósł na Kniazia oczy, I słowa, milcząc, czekał niespokojny. — Ktoś ty? Kunigas groźno go zapyta, Posłaniec zgody, czy posłaniec wojny? Z sukni Rusina znać! Po co przybyłeś? — :— Czyliżeś nawet nie poznał mnie, Panie! Chłopię mu głosem rozpłakanym rzecze; Czyliś lak bardzo zapomniał o synu, Że ci twarz jego nawet nie przypomni? — :Wykrzyknął Mindows — Wojsiełk!! tyś to? synu — Ręce mu obie na szyję zarzucił, I błogosławiąc w czoło go całował. — Zkąd idziesz? kędy lat przebyłeś tyle? Mów, u ogniska grzéj się domowego! — Krzyknął na sługi — Wtem Marti przypada, Z twarzą spłakaną, bez głosu i blada, I pocznie syna sciskać, błogosławić, Tysiącem pytań narzucać na niego, Tysiącem pieszczot macierzyństwa swego, Długie tęsknoty nagradzając sobie. :— Wojsiełku! rzecze, myśmy cię umarłym Mieli, i nieraz płakali po tobie. Rzadka wieść do nas dobiega od Rusi, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lujuzijzbpwd8p0cyrt5br5vv62gm48 Strona:Anafielas T. 2.djvu/266 100 1075696 3149972 3126581 2022-08-12T13:37:59Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|265}}</noinclude><poem> I wicher milo w jego uszach szumi, I chmury czarne jak przyjaciół wita. Kruków zaprasza na niemieckie trupy, Wiatry na zgliszcza niemieckiej stolicy, Puhaczów prosi, by w uszy krzyczały, I z serc odwagę do reszty wygnały. :On słucha, ludu głosami się poi, A czasem piosnkę, co mu lata młode, Co jaką wspomni zwycięztwa przygodę, Kiedy do uszu doleci, uchwyci I sam zanóci — Aż wicher zawyje, I głos mu szumem potężnym pokryje. Wtem gdy wiatr upadł, pogasły ogniska, Tentent się rozległ — Razi jego uszy, I mimowolnie odbija się w duszy. Sam nie wie czemu tentent go przejmuje, Czegoś się lęka, spodziewa i czeka, Wesołe czoło bez przyczyny chmurzy. :We wrotach głosów kilka się ozwało, W podwórcu kilka kopyt zatętniało, I któś już kroczy do świetlicy proga. — Kto tam? — zakrzyczał Kunigas; sam bieży, Staje i patrzy. {{tab|80}}A w czarnej odzieży, Z długiemi włosy, młodą jeszcze twarzą, Na któréj złoty mech się wysypywał, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4flfiuq4tay013vjhwcnf3mgpf39wbv Strona:Anafielas T. 2.djvu/265 100 1075697 3149968 3126582 2022-08-12T13:34:10Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|264}}</noinclude><poem> I stada kruków, i wron z drzew wierzchołków Krakały, tuląc pod skrzydłami głowy. :Niebo pochmurne było, i na ziemi Smutno pod nocy skrzydłami czarnemi, Pod wichru Pana rozdąsaném skrzydłem. Menes krokami stąpał powolnemi, Jakby się na wschód chciał jeszcze powrócić, I wpół odbytą pielgrzymkę porzucić. A w zamku gwarnie, szumnie i wesoło; Choć wicher świszczę, choć Pełedy huczą, Wszędzie trzaskają ogniska łuczywa, A każde liczna otacza drużyna. Bóg z miodem z ręku do ręku przechodzi, I piosnka z ust się na usta przenosi. Dawne swe dzieje sobie powiadają, Smolą oszczepy, łuki wyginają. :Palą się ognie w świetlicach zanikowych, W wielkim podwórcu, przed wroty wielkiemi, I za wałami w Żmudzinów obozie, Mięszają blaski ognisk i odgłosy Pieśni i gwarów, wykrzyków i zwady, A wicher szumi, a krucy krakają, A chmury czarną pędzą na wschód zgrają, Mindows wychylił obnażoną głowę, Nadstawia uszu na wrzawy bojowe; One mu milsze niżli głos słowika, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 12zoqmjkyex2e987jlqcveivi4qfkq4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/264 100 1075698 3149966 3126583 2022-08-12T13:33:39Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|263}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXIV.}} <poem> :{{kap|Wieczór}} był; w zamku ognie zajaśniały, A wkoło ognisk lud rozłożył mnogi. Menes pół twarzy wychylił z za chmury, I szedł, powoli wznosząc się do góry. Wiatr od zachodu szumiał w chmurach dziki, Niosąc daleko wojsk zebranych krzyki, Bijąc się piersią o mury zamkowe, Leciał, znów wracał, upadał i wznosił, I świszczał głosy duchów nieziemskiemi. A kiedy ucichł, w puszczy niedalekiéj Ozwał się strasznéj wróżby krzyk Pełedy, Bąk w trzęsawiskach jak strażnik zawołał, Czajka ze gniazda od dzieci spłoszona Krzyknęła biedna macierzyńskim strachem, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4spf68j4dr99zzwdziyw036ovwqwikw Strona:Anafielas T. 2.djvu/263 100 1075699 3149964 3126584 2022-08-12T13:33:04Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|262}}</noinclude><poem> Jak sine góry w cztéry strony świata, I ogień widzi, co na wiatru skrzydłach Z płomiennym mieczem leci rozjuszony — A po nim — głucho w Litwie spustoszonéj Bo matki z dziećmi u piersi małemi Wróg na mogiłach płaczące — pościnał. I stada kruków, jedyni dziedzice, Krzyczą z sowami w szerokiéj pustyni. :Tak Marti marzy, łzami dzieci głowy Zlewa, i łzy swe oddechem gorącym Wysusza, cisnąc do piersi swej synów — A Mindows z łez się uraga i strachu, I tysiąc przekleństw listy zwalanemi Rzuca na wiarę wyznawaną wczora. Napróżno u nóg jego Marti leży I błaga męża słowy, co kamienie, Coby wzruszyły zwierzę rozjuszone — On szydzi ostrzéj, najgrawa się srożéj, W kościele uczty Raguta odprawia, A krzyże dzikim konióm do ogonów Powiązać kazał, w lasy puścić z niemi, Tak Mindows srogi mści się na tej wierze Upokorzenia swojego, niewoli I hańby, która dotąd jeszcze boli — </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 47ubi6va44pca5gf5zbgrukysusfc2d Strona:Anafielas T. 2.djvu/262 100 1075700 3149963 3126585 2022-08-12T13:32:28Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|261}}</noinclude><poem> I stare z Litwą braterstwo odnowił — Szaleje Mindows z wielkiego wesela; Na zamku wojną zajęte, co żyje, Poseł za posłem, szpieg za szpiegiem goni — Tam lecą dzieccy, tam zbrojne orszaki. Dzień i noc tętni podwórzec zamkowy; Kunigas do snu nie położy głowy, Nie spoczął chwili, sam lud swój zwołuje, Zachęca, karmi, uzbraja i poi Młody staremi i młodą nadzieją. :A Marti płacze w niewieściéj komnacie; Jéj nie tak łatwo nową wiarę rzucić: Ona do serca kobiéty przystała, Z krwią się jéj, myślą, uczuciem zmięszała. Napróżno Mindows śle jéj Wejdalotów, Ona odpycha litewskich kapłanów, Ona krzyż cisnąc na piersi zbolałéj, Modli się jemu. — Małych dzieci dwoje Uczy tajemnie chrześcjańskiéj modlitwy; Sercem przeczuwa ona złe dla Litwy, Ona wie, że {{kap|Bóg}} chrześcjan wielkim {{kap|Bogiem}}, A Zakon Jego tajemnic tlómaczem. Na te do wojny zgotowane tłumy Patrzy, jak na śmierć idących, wyklętych, I widzi we snach — po litewskiéj ziemi Krew, która płynie rzeki czerwonemi, Widzi mogiły trupów, co się wznoszą </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> capqxrqo6sw2837fuoc19lrih6dvhwu Strona:Anafielas T. 2.djvu/261 100 1075701 3149961 3126586 2022-08-12T13:31:41Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|260}}</noinclude><poem> I czoło podniósł, i rozjaśnił oczy, Wesół, nadziei wzrokiem wkoło toczy, A kędy pójrzy, gdzie myślą pobieży, Widzi tłum zbrojny i chmury rycerzy. Naówczas serce harde piersi wzdyma, Ręką po oręż do boku się ima, I woła starych wróżbitów, kapłanów, Stokroć zagląda w wróżby, pyta losów, Słucha wyroczni niepojętych głosów. Nie jedne piersi jeńców już rozbito, A krew z nich strugą płynęła szczęśliwą! :Codziennie posły od Trojnata biegą, Nowiny niosąc od kraju wesołe; Wszędy za wiarę i Bogi lud wstaje, I płyną tłumy, i ciągną się zgraje, Wyją jak wilcy głodni pośród nocy, Krzycząc, aby ich na Niemca prowadzić. Od morza brzegów tajne Kurów posły, Poddaństwa znamię, wieść buntu przyniosły Z na śmierć gotowych Podlasia Jaćwieży. Zarosły Junda do Mindowsa bieży; Ze Żmudzi sławnéj czcią dla starych Bogów, Tłum się już straszny przyciągnął dla wrogów, I podle zamku położył obozem. Wre całe państwo, wrą Prusy rwąc więzy, Które im Zakon na szyję narzucił — Prusak do dawnych Bogów już powrócił, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7ltcz43bmter3kbpck4auj7jmb41zup Strona:Anafielas T. 2.djvu/285 100 1075709 3150060 3126596 2022-08-12T18:10:42Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|284}}</noinclude><poem> Zerwał się, bieży do świetlicy dzieci, I szybko podniósł ode drzwi zasłonę — Spójrzał i stanął, a oczy zdziwione Słupem się wryły — Nie postąpił krokiem, Nie wyrzekł słowa długo. — Cóż zobaczył? — Królewską kądziel w ręku białogłowy, U stóp jéj dwoje bawiących się dzieci. — Ona śpiewała — Piosnka tak wesoła, Dawno od zamku ścian się nie odbiła; Ona śpiewała, i w swém śpiewie cała Kędyś pieśniami w kraj pieśni uciekła. :I Mindows patrzał. Nie Marti to z grobu Powstała młodszą, bo nie Marti lice; Twarz jéj weselsza, ognistsze źrenice. I głos nie Marti Królowéj, a przecie Inna, a tamtej podobna; tak kwiaty, Na jednéj oba kwitnące łodydze, Jednéj są barwy, woni, choć ich lica Nie jedne obu. — Zamężna? dziewica? — Kto ona? — myślał, i postąpi ku niéj. Naówczas z ławy zerwie się kobiéta, Uciekać pocznie — On goni i pyta — — Ktoś ty? — odpowiedz. — Nie służebna moja? Nie z dworu mego, obca, znać ze stroju, Ruskie to szaty. — Ktoś ty, i zkąd tutaj? — Klękła kobiéta, i podniósłszy oczy, Mówić mu zacznie — Przebacz, Kunigasie! </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jwf3ho6ui5pkaisy04ydq8bbhvku4h5 Strona:Anafielas T. 2.djvu/280 100 1075710 3150040 3126597 2022-08-12T17:51:48Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|279}}</noinclude><poem> Miłością Boga i miłością ludzi; Niebieską, białą osłoniona szatą. U stóp Jéj czarny trup węża zgnieciony, Na czole wieniec z siedmiu gwiazd spleciony; Z serca Jéj promień na ziemię upada, Promień miłości, co objął świat cały, I na Jéj syna odbił się obliczu. — I widzi Marti niebieską krainę, Widzi jak z niebios po złotym promieniu Anioł się śmierci spuszcza nad jéj łoże, Nie straszny potwór, co życie wydziera, Z kośćmi suchemi i wygasłém okiem, Biały to poseł szczęśliwéj wieczności, W szacie ze światła, z gałęzią zieloną Pokoju, szczęścia! — z złotemi skrzydłami — Na jego ustach uśmiech się kołysze, W oczach łza błyszczy, na wpół łza wesela, Wpół łza litości — Nią płacze po stracie, Z temi, z któremi zmarły się rozdziela. :O! jak łagodnie przymyka powieki, Jak lekko duszę na ręce przyjmuje, Żadna tak matka dziecięcia nie tuli; I jak ją pieści, gdy z nią w niebo leci! — Oto u łoża Marti w głowach staje, Czeka jéj duszy — Już w jego objęciu, I białą szatą otulił już drżącą — Leci z nią — Marti pół w niebie, a jeszcze </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oaura6ifywo5ihfuzfmo86orr4gs64h Strona:Anafielas T. 2.djvu/281 100 1075711 3150042 3126598 2022-08-12T17:53:41Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|280}}</noinclude><poem> Dwakroć od nieba za dziećmi swojemi Duszą się matki zwróciła ku ziemi. :Rankiem wszedł Mindows do żony świetlicy, Z nim dwóch Ewarte i dwóch Wejdalotów, Słudzy, siepacze za niemi cisnęli — I stali w progu, iść daléj nie śmieli, Marti leżała blada na pościeli, Ale ust tchnienie już nie poruszało, Życia na licu, w rumieńcu nie było, I piersi wpadłych oddech nie podnosił. Złożone ręce, zamknięte powieki — Weszli, a hałas nie zbudził uśpionéj — Tylko się dzieci porwały z posłania, I dwóma głosy matki zawołały. :Mindows stał nad nią niemy i wybladły, Trup żywy jeszcze nad nieżywym trupem. — — Umarła! — krzyknął, i zamilkł ponuro, Aż płacz dziecięcy zdrętwiałego zbudził. — Na konia! woła, na wrogi, za wiarę! — Leci w podwórzec zjadły, bez pamięci, — Na koń! na wojnę, na Mnichy, na Lachy! — Wypadł najpiérwszy, za nim tłum się goni, I całe wojsko z pod zamku się rusza, Rozwija, wielkim boju krzyczy głosem, W ślad bieżąc, kędy podkowy ztotemi, Koń jego drogę wybija przed niemi. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2ogmjerigc34ny3juecpdc5acds0ft4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/282 100 1075712 3150043 3126599 2022-08-12T17:54:24Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|281}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXVI.}} <poem> :{{kap|Biada}} téj ziemi, w którą koń Mindowsa Bieży, za sobą wiodąc ludu tłumy; Bo kędy czarną powieje on grzywą, Sypie z niej iskry, i sioła goreją; Kędy on parsknie, mór nozdrzami bucha, Ludzie padają, zwierz rycząc ucieka — I pusto, ani ujrzysz w siołach człeka, Ani bydlęcia w spokojnéj zagrodzie, Ani kłosami wyzłoconych łanów. Tylko szlakami leżą trupów stosy, I pędzą stada bydląt, niewolnika; I słychać pieśni zwycięzkiéj odgłosy, Jak się, z płaczliwą zwyciężonych mięsza. :Mindows na Lublin goni lacką ziemią, Drewniany zamek oblega płomieniem; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8w1qbk3piao0gi59inff5czg1olfjo1 Strona:Anafielas T. 2.djvu/283 100 1075713 3150044 3126600 2022-08-12T17:55:01Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|282}}</noinclude><poem> Wpadł, zniszczył, wrócił z łupem i jeńcami. Danjel Halicki w ślad za nim się goni, I zgliszcza puste osadza swojemi. Łupy Mindowsu, Danjelowi kraje. Zaledwie wrócił w nowogródzki zamek, Połockie posły czołem biją jemu, Proszą na wojnę przeciw Smoleńskiemu. Mindows chorągiew trzechtwarzą rozwija, Leci na Smoleńsk, pustoszy krainę, A powróciwszy, zastał Tatar doma. Więc na Talary gna z ludem, i z granic Wypchnął najezdców i zatrzasnął wrota. Nie śmie wróg napaść — Mindowsa poznali: Ręka spoczęła i siły nabrała; Na kogo wzniesie ją, nie ujdzie cało. :Zaledwie zima pochody strzymała, Ale wre w sercu żądza niezgaszona, Pragnie krwi jeszcze; długo wojnę zwlekał, Bezczynny leżał, na to święto czekał. Teraz nie łatwo zrzuci szłyka z czoła, I do sąsiadów o pokój zawoła. :Wrócił na zamek, spojrzał po świetlicach. Naprzeciw ojcu wyszło dzieci dwoje, Same, i niema komu wieść za rękę. Pusto na zamku, pusto! Jeszcze słychać Pogrzebu wonie; w niewieściéj komnacie </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oqgv1gbiuv1i7obos4yoy6wyrtdbwb8 Strona:Anafielas T. 2.djvu/284 100 1075714 3150045 3126601 2022-08-12T17:55:36Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|283}}</noinclude><poem> Sprzęty jak dawniéj rozrzucone leżą: Kądziel zerwana, krosna niedotkane, Rąbki nie całkiem kraśną nicią szyte; Jak gdyby Marti wyszła w sad za rutą, Jakby za różą wyszła w las zielony, Jakby ze sługi na łąkę wybiegła, Lub płócien swoich bielących się strzegła. :Mindows dziesięćkroć do świetlicy wkroczył, Jak gdyby szukał czegoś; a gdy zoczył Krosna milczące, kądziele porwane, I rąbki białe kurzawą zwalane, Wrócił znów, siedział u ogniska długo, Wysyłał patrzéć pogody na dworze, Czy z wojskiem swojém już w pole wyjść może? A zawsze sługa odpowiadał — Panie! Zawieje kręcą śniegami białemi, Że ani nieba, ani widać ziemi. — Znowu Kunigas usiadał na skórze, Na ogień patrzył, to po zamku kroczył, I błędnym wzrokiem aż do komnat toczył, W których Królowę zdał się widzieć jeszcze. :Raz wieczór szumiał śnieżystą zawieją, W ognisku węgle niedogasłe tlały; Mindows gdzieś myślą uciekł w dawne boje, Pamięcią wojny znów odbywał swoje, Gdy w ucho jego — pieśń kobiéca wleci — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d5eriz32bvtgefsolwwwatrjckxmt8b Strona:Anafielas T. 2.djvu/286 100 1075716 3150063 3126603 2022-08-12T18:22:06Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|285}}</noinclude><poem> Jam siostra Marti cioteczna, na pogrzeb Zjechałam tutaj, bo nie było komu Xiążęcéj żonie płakać na pogrzebie; Przybyłam, żal mi sierot było rzucić, I od dnia do dnia odkładam powrócić. A tam mąż czeka i gniewa się może! — Jutro ztąd jadę, dziś wieczór ostatni, Chciałem się dziećmi méj siostry nacieszyć. — :— Po cóż od sierot, rzekł Mindows, się śpieszyć? Czy na xiążęcym zamku źle wam może, Małe wam izby, niewygodne łoże? Lub sług wam mało, nudno saméj jednéj? — — O! nie, nie źle mi! — lecz nudno za swemi, Doumand sam został, i nie wojny pora, On u ogniska siedzi, niéma komu Pieśnią lub słowem dum rozerwać smutnych. — — Doumand, rzekł Mindows z szyderskim uśmiechem, Znajdzie pociechę, zapomni o stracie; Wam gdy tu dobrze, zostańcie przy bracie. — I siadł u ognia, skazał Doumandowéj Kądziel rzuconą i piosnkę przerwaną Kończyć. — Kobiéta długo się wzdragała; Uciekać myśli, jednak nie ucieka, I twarz odwraca, a patrzy z pod oka, Dąsa się niby, usta w uśmiech strojąc. Aż wpół ją porwał Mindows i posadził, I kazał śpiewać — Ona milczy jeszcze, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jdao05afhpmimv4q8f97srftqqvmzei Strona:Anafielas T. 2.djvu/287 100 1075717 3150064 3127418 2022-08-12T18:22:35Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|286}}</noinclude><poem> Nić długą ciągnie, białą ręką zwija, To spuści oczy, to wzniesie na niego. A tak jéj wdzięcznie zawstydzonéj, gniewnéj, Że Mindows patrzy wciąż na Doumandowę, Zapomniał piosnki i oczy w nią wlepił. Aż dzieci poczną cóś bełkotać do niéj, I ona ku nim rumianą twarz skłoni, Pieści się z niemi, na kolana bierze, Włos złoty głaszcze i całuje w czoło. Kunigas patrzy — Trzeba dzieciom matki, Trzeba mnie żony — niech im matką będzie, A dla mnie żoną. — Wstał, po izbie kroczy. — Zostaniesz tutaj, rzekł jéj; do Doumanda Gońca ślę jutro, by ciebie nie czekał. — Wyszedł, i zaraz szlakiem ruskim bieży Spudo z podarki w xiążęcą stolicę. Nazajutrz Xiężna topi we łzach lice. — Pozwól mi jechać, do swoich powrócić! — Mindows się śmieje — Alboż źle ci ze mną? Pozostań tutaj — Dziś w nocy duch Marti Nad łożem mojém ukazał się biały, I mówił do mnie, bym cię wziął za żonę; A jak duch kazał, ja zrobię, na Bogi! — :Za dwa dni Xiężnie łezka znowu z oczu Wytrysła biała, i prosi Mindowsa — — Puść mnie do męża, odpuść mnie do domu; Po moich smutno, i mąż mnie przeklina. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ii6m8zeyuya8fg89f825w3v3xh7scle Strona:Anafielas T. 2.djvu/308 100 1075872 3150095 3127397 2022-08-12T18:51:15Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|307}}</noinclude><poem> — Należy, Mindows ze złością odpowié, Cześć, jakąm bracióm wyrządził zuchwałym; I udział twój cię nie minie, Trojnacie! Chceszli ujść cało, siedź w zamku spokojnie, Wezwę na wojnę — przyjdź służyć na wojnie, A dumę swoją i język powściągaj, Abyś się kiedyś znów stróżóm zamkowym W ciemnicach jeszcze nie kłaniał pokorniéj, Niżeli dawniéj. — I ręką znów wskazał Trzy łupów działy — Jedną Wejdaloci Na wozy kładną, wiozą do Romnowe, Drugą Bojary tłum zebrany dzielą, Trzecią za szałas Mindowsa zanieśli. — :Trojnat zamilczał, ale chmurne oko W pierś się Mindowsa topiło głęboko, I patrzał długo, dumał, nim na konia Siadł, i z swym ludem popędził ku Żmudzi. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 30q53mxmvj1vdrv1lp8s2hfyh3utn48 Strona:Anafielas T. 2.djvu/307 100 1075873 3150093 3127398 2022-08-12T18:50:41Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|306}}</noinclude><poem> — Czekaj, Kunigas! rzekł, podział nie słuszny. Coż temu będzie, co podżegł tę wojnę, Który lud zebrał i piérwszy prowadził, Zażegł stos wojny — zwyciężył, gdyś jeszcze W zamku swym leżał ospały, bezczynnie? — :Zatrząsł się Mindows. — Walczyłeś i łupy Wziąłeś z Mazowsza, rzekł, wszak jeńcy twoi Poszli na okup. Ja do części wówczas Nie szedłem z tobą, za łupem nie słałem. Pełny twój skarbiec, pełny zamek lackich Zbroi, naczynia, i sukien, i koni; Więcej masz pono, niż ja w Nowogródku. — — Bo więcéj mnie się niż tobie należy, Rzekł Trojnat dumnie — przyszedłeś gotowe Zbiérać, gdziem potem i krwią zasiał własną Przyszłe zwycięztwo; gdym lud twój poburzył, Uderzył trwogę, i ciebie z twéj nory, Hańbą w twarz bijąc, wywlókł mimo woli. — :— Milcz! wrzasnął Mindows; ktoś ty, byś z tą mową Śmiał do Mindowsa uszu się przybliżyć? Ktoś ty? — poddany. — {{tab|120}}— Kto? jam równy tobie! Trojnat zakrzyczał, taż krew we mnie płynie; Jam panem Żmudzi, Kurów i Jaćwieży, Ty Litwy panem, i mnie się należy Taż cześć co tobie — ten udział co tobie. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5zeknoerj17njbs4wz4yzxxl43durfi Strona:Anafielas T. 2.djvu/306 100 1075874 3150092 3127399 2022-08-12T18:48:38Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|305}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|LX.}} <poem> :— {{kap|Nie czas}} nam bujać, nie czas się weselić, I leżéć, patrząc na niemieckich trupów. Oto stos zdartych z nieprzyjaciół łupów — Łupy kapłanom i wojsku podzielić, I daléj z wojną! póki nowéj głowy Didalis<ref>Smok.</ref> Zakon z ziemi nie podniesie. — :Tak mówił Mindows; na głos jego mowy, Wodze się wszyscy zebrali dokoła. I Trojnat przyszedł i usiadł na skórze. — Piérwsza część Bogóm, Mindows daléj rzecze, Druga mnie, Panu, trzecią lud podzielić — Bojarom moim ze skarbu nagrodzę. — Milczeli wszyscy. Trojnat wzniósł się tylko, Wstał, i na łupy wyciągnął dłoń silną. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0ring4dd7ek9fw4mbr4tcao3w5yuwp3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/288 100 1075875 3150065 3127400 2022-08-12T18:23:07Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|287}}</noinclude><poem> — Mąż cię zapomniał i wziął sobie drugą; Tyś moją, Marti! — duch cię mnie poślubił. Niech Doumand milczy, bo włość mu najadę. — :A dnia trzeciego Xiężna jeszcze prosi, Ale tak cicho, że słów jéj nie słychać. Kunigas nic już na prośby nie mówi — Lecz przyszedł wieczór, — on u nóg jéj siedzi, Ona go pieśnią litewską kołysze; A rano ledwie z kobiecéj świetlicy Wychodzącego widzą domownicy. — :Już dnia czwartego milczy Doumandowa, Nie prosi wracać do męża i domu, A na jéj czole niema kropli sromu. W drogich bursztynów sznury się ubrała, Perłami włosy złote posplatała, Kraśnemi szaty piersi osłoniła, I śpiéwa w oknie stojąc jak jaskółki, Kiedy do gniazda na wiosnę przylecą. :A dnia piątego Mindows na Doumanda Wspomniał, i ona usta mu zatuli. Śpiéwać zaczęła, zagłuszyła słowa, I zaśpiéwała — Jam nic Doumandowa; Kunigas wielki zaślubił mnie sobie, Dał sznury pereł i bursztynu sznury, Dał szaty złote i szaty z purpury — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oz0w8mbk1y8emhkva1jmbdjcb77m3g2 Strona:Anafielas T. 2.djvu/289 100 1075876 3150066 3127401 2022-08-12T18:23:39Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|288}}</noinclude><poem> Do ubogiego grodu nie powrócę, Pana mojego na wieki nie rzucę. — :Aż dnia szóstego goniec z Rusi śpieszy; O Doumandowéj mąż wieści się pyta — Kiedy mu wróci, dawno po pogrzebie, Czegóż się bawi w nowogródzkim zamku? — Gońca ode wrót odegnali słudzy; A ona stała w okienku wesoła, I złote włosy czesała śpiewając; Gońca widziała, jakby nie widziała, Perły nizała i piosnkę śpiewała. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o6bgidti9qhnrfwf2peh6op4avqeop2 Strona:Anafielas T. 2.djvu/290 100 1075877 3150067 3127402 2022-08-12T18:24:12Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|289}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXVII.}} <poem> :{{kap|Zimowe}} śniegi na górach topnieją, I ode wschodu ciepłe wiatry wieją; Ziemia się czarna zielonością stroi, Lasy strząsnęły szron z gałęzi swoich, Ptaki w powietrzu szczebiocą wesołe, Ciągną żórawie, dzikich gęsi stada, I bocian szuka nad krynicą żeru: Czuć wiosnę, słychać — Mindows spojrzał w pole, I wysłał konne na szlaki pacholę. Pacholę wraca — Ziemię wiatr osuszył, Koń już nie grzęźnie. Tylko w rzekach wody Zebrane, warcząc toczą się ku morzu. Na polach sucho, i ruń się zieleni. — I czas na wojnę — Mindows wnet zawoła, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s5arpgdeovizcesgnqj6y7p8lbyrx03 Strona:Anafielas T. 2.djvu/292 100 1075878 3150073 3127403 2022-08-12T18:35:21Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|291}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXVIII.}} <poem> :{{kap|Nie darmo}} wróżył Wejdalota stary Pomyślną wojnę i łupy bogate. Krzyżackie zamki zbierają po drodze, Krzyżackie włości, jak we żniwo pole, Zmiatają idąc; ścierń po nich zostaje. Ściernią mogiły i Kiemów zwaliska. A kędy pójdą z chorągwią czerwoną, Trzech Bogów Litwy twarzą naznaczoną, Wszelki lud czcząc ją do wojska się łączy. Posłowie Kurów, na drodze spotkali, Bili Mindowsu czołem i prosili — — Wybaw nas, Panie, z pod władzy Zakonu; My twoi dawno, my Litwinów bracia, Krzyże podepczem, Znicze zapalemy. Pójdź w ziemię naszą, podaj nam prawicę. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 77g4viegmx5hbh1cbzrjag08s0jltpe Strona:Anafielas T. 2.djvu/293 100 1075879 3150074 3127406 2022-08-12T18:35:58Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|292}}</noinclude><poem> Na nasze karki, na Karnowskiéj włości, Zakon wzniósł zamek, łańcucha ogniwo, Którym chce związać nas, jak związał Prusy. — :Mindows rzekł — Dobrze — i w Kurów kraj jedzie, Ujrzał zamczysko na górze wysokiéj, Którą Jerzego ochrzcili Krzyżacy. Zamek Karszowin czerwienił wieżami, I dumny siedział, jako pan na tronie, Na kraj patrzając, co u stóp mu leżał. Mindows ze swemi do zamku przybieżał, I skinie ręką, pędzi tłuszcz na mury; Ludzie jak mrowię drapią się do góry, Obstąpią wkoło i ognie podłożą. Wzniosły się dymy, i krzyki, i wrzawa, Trzy dni płomieniom pastwy dostarczają, Trzy dni Krzyżacy w ogniu się trzymają. Czwartego powiał wicher, padły wrota, Wali się wojsko i radośnie woła, Morduje Mnichów, Knechtów i Rycerzy. Czarnym pomostem Niemców wojsko leży; A płomień chodzi w podwórcu zamkowym, I szuka sycząc, coby pożarł jeszcze. Nic nie zostało. Ale łupy mnogie Wywiodła Litwa, zbroje i oręże Na Litwie rzadkie, Kunigasów chluba, Bojarów skarby, podziwienie tłumu; I bydła stada, i szat drogich skrzynie. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b73fwjh15gn14x52i2pbsenh09zk9tr Strona:Anafielas T. 2.djvu/294 100 1075880 3150076 3127405 2022-08-12T18:36:41Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|293}}</noinclude><poem> :Jeszcze żarł płomień niędogasłe gruzy, I dym się siny nad niemi unosił, Nadbiegli szpiegi, że wojsko Krzyżaków W Konińskie włości toczy się ogromne. Aż tentent kopyt słychać już zdaleka, I chrzęsty zbroi, i rumaków rżenie, I Niemców ciche przedbojowe pienie. Duńczycy z niemi, z niemi Niemców siła, Z krzyżem na piersi, wojować przybyła; Chorągwi tyle, ile sosen w puszczy, A hełmów tyle, ile w polu trawy, A drzewców tyle, ile trzcin nad wodą. Idą i palą, pustoszą kraj własny, Idą i wszędy Mindowsa pytają, Ślą przeciw niemu, bić się, z nim żądają. Mindows rzekł — Walki chcą, będą ją mieli! Stoję nad Durem i nie ruszę krokiem; Niech przyjdą do mnie, tu w polu szerokiém, Jest się gdzie wojskom, kto lepszy, rozprawić. — Rozbili szałas, ognie rozłożyli, Stanęły czaty, — padła noc spokojna; Słuchają wszyscy. Tętni za puszczami, Chrzęszczą już zbroje, rżą Niemców rumaki, A ich nie widać! I dzień wschodzi drugi, Już tentent bliżéj, pieśni wyraźniejsze, Ich niema jeszcze — Mindows wysłał szpiegi, Szpiegi ich za dzień idąc nie widzieli — I poczną dumać Litwa i Żmudzini — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ng000jq22prkhrvrqk0n5i0efrymud Strona:Anafielas T. 2.djvu/295 100 1075881 3150078 3127407 2022-08-12T18:40:01Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|294}}</noinclude><poem> — Wielka taM siła, gdy jak morze zdala Szumi tententem, i pieśnią, i rżeniem, Lecz wielkie Bogi, i Mindows nasz wielki! — :A Mindows wysłał w manowce wojaka. Z Kurów on rodem. Bez pałki, w odzieży Prostéj, jak gdyby szedł dopatrzeć barci; Poszedł, i dwa dni nie widać go było, Trzeciego wrócił, a za nim tuż w tropy Krzyżackie wojsko czarną wali chmurą. On cóś, upadłszy czołem, szepcze Kniaziu, A Mindows wesół, ofiarę gotuje, Oręż wybiera, przemawia do ludu, Nadział skórzaną zbroję, wziął miecz biały, Stoi, i szydząc patrzy jak w równinie, Wychodząc wojsko długo się rozwinie; I pod namioty nad rzeką spoczywa. :Patrzy — nad wojskiem kruków stado leci; On kruków wita — litewskie to kruki, Piérwsze zaczęły bój z nieprzyjacielem, W drodze rzuconych kosztowały trupów, Szpony ich ostre, dziob od krwi czerwony. Nie darmo kraczą, nie darmo tu lecą. :— Witajcie, kruki! Jutro dla was uczta Ze łbów niemieckiéj braci i Duńczyków, Jutro upadnie duma Zakonników, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8vnj0alamvvvd3sqcx2nb6uaxhrnv5a Strona:Anafielas T. 2.djvu/296 100 1075882 3150079 3127408 2022-08-12T18:40:57Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|295}}</noinclude><poem> Ze łbami starszych, z trupy niewolników. Jutro!! — I patrzał. Za obozem szary Tłum się zebranych Kuronów rozłożył, Kuronów, których gwałtem przypędzono, By zwiększyć liczbę, jeżeli nie siły. Skinął Bojaru starszemu, i szepnie — — Pójdziesz do braci, mów co czynić mają, Niechaj na Bogi ojców pamiętają! — :Nazajutrz ledwie Aussra się rumiana Na niebo toczy, ledwie dzień szarzeje, Ruch na obozie Krzyżaków panuje, Wojsko przez Dur się przechodzić gotuje. Zatknięte tyki, gdzie bród przebyć mają, Słudzy oznajmić Kniaziu przybiegają, On wojsku leżéć, oczekiwać znaku Każe. Sam stoi, i w rannym dnia świcie Patrzy milczący, ręką sciska brodę, Oczy zatopił w czarny tłum swych wrogów, Cóś szepcze. Czyli modli się do Bogów, Czy klątwą bije, gdy mieczem nie może. :Już świt poranny na hełmach niemieckich Połyskać zaczął, już we słońca wrotach, Złote zasłony barwy się kraśnemi Stroiły, w górę unosząc powolnie. Już ptastwo w puszczy śpiewać poczynało, I rosa znikać. Na wozie złocistym </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7kffi4s8860ojrpc1x3sh5zmnj0jzi1 Strona:Anafielas T. 2.djvu/297 100 1075883 3150080 3127409 2022-08-12T18:41:40Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|296}}</noinclude><poem> Lado wyjeżdża. Jeszcze długim sznurem Ciągną się Niemcy z za Duru, za niemi Kuroni idą. Oko ich Mindowsa Szuka, nie widzi w końcu wojsk, jak wczora. W pośrodek siebie Krzyżacy ich wzięli; Znać im nie wierząc, upewnić się chcieli. :I już dwa wojska nic z sobą nie dzieli: Oba na jednéj stanęły równinie, Czekają oba aż wódz na bój skinie; W milczeniu krwawem mierzą się spójrzeniem, I klną się w sercu bijącém od gniewu. Mistrz na pagórku stanął i pogląda, Zarzucił okiem na tłum Litwy cały, Wzgardliwie głową wstrzęsą i ramiony; Potém ku swoim w drugą zwraca stronę, I na pancerze, na oręż pogląda, Któremi zbrojni Krzyżowi rycerze. — Na zgubę swoją przyszli, dumny rzecze, I noga ztąd ich żywo nie uciecze. Dobrze im kraje bezbronne plądrować, Niewiasty wiązać i starców kłaść trupem; Lecz kiedy przyjdą na ostrz naszych mieczów, Pałki litewskie i litewskie tuki, Nie tak im łatwo o zwycięztwo będzie. — :Wtem syn Pipina, Macho nawrócony, Podejdzie, głowę skłaniając z pokorą, I Mistrzu pocznie temi mówić słowy — </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qcqugqkurcuhocyrz41lj0ma8uiji45 Strona:Anafielas T. 2.djvu/298 100 1075884 3150082 3127410 2022-08-12T18:42:27Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|297}}</noinclude><poem> :— Panie! do boju ciasno nam z tą tłuszczą; Konie nam spłoszą, gdy strzały wypuszczą, I zgiełk nastanie, i tył mimowoli Podać możemy. Lepiej zsiadłszy z koni, Pieszo się z niemi uganiać po błoni. I tak nas więcéj, i lepiéj orężnych; Zwycięztwo w ręku. Z końmi na te tłumy Nic nie poradzim; przyjmij dobrą radę. — :Mistrz zwrócił głowę — Na koniach, bez koni, Trupy to pewne i wygrana nasza! Liwonów nawet i Kurów nie liczę; Zle zbrojni, ledwie na liczbę cóś znaczą. My sami garść tę zdusim, za nim słońce Krok ujdzie w górę. — {{tab|120}}Wtém rękę podnosi, A Macho bieży, wszyscy z koni skoczą, I czarnym wałem na Litwę się toczą. Mindowsa wojsko murem milcząc stoi; Już krzyk bojowy rozległ się w powietrzu, Już biegną Niemcy, oni jeszcze krokiem Nie drgnęli z miejsca — Chorągiew czerwona Stoi na drzewcu zwinięta, spuszczona. Już twarze Niemców poznać można było, Już psie ich wrzaski dochodziły uszu. Dopiero Mindows gniew tłumiony długo Puścił, jak wicher puszcza Pramżu z dłoni. I chmura strzał się w powietrze podniosła, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fif0lx8cr42sfg7a3xrszm8h4q8eq1x Strona:Anafielas T. 2.djvu/299 100 1075885 3150083 3127411 2022-08-12T18:43:08Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|298}}</noinclude><poem> Chorągiew z wiatrem powiała wschodowym, Jaćwieże pieśń swą pogrzebną zanócą, I pójdą wszyscy, jak wał morski idzie, Złamali szyki, wywrócili zbrojnych, Cisną się w Niemców skupione szeregi. Dwa wojska, jak dwaj zapaśnicy starzy, Zwarły się z sobą, że widzom się zdało, Jeden człek, jedno nieforemne ciało. Tak wojska w jeden wielki kłąb się gniotą, Cisną Krzyżowych, przyparli do rzeki, A wtém Kuroni, co szli z Krzyżakami, Pieśń swą pogańską nagle gdy zanócą, Na swych się panów z orężem obrócą, I siec ich poczną. Tak z dwóch stron sciśnieni, W śmiertelnych bolach Niemcy się szamocą. Napróżno oręż żelazny i zbroje, Nic nic pomogą. Mistrz na odwrót woła, Gdy ujrzał zdradę Kuronów, i wojsko Ściśnięte zewsząd, walczące z rozpaczą. Ale ucieczka zaparta żelazem, Co bronić miało; okuci, pod zbroi Padli ciężarem, by nie powstać więcéj. Konic daleko, za Kuronów zgrają Swobodne rwąc się, po błoniu hasają. Do nich przez Kurów przebić się nie mogą. Już wielki zastęp Niemców martwy leży, Po grzbietach jego Litwa depcze nogą, Oręż wydziera, z nim za resztą goni — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b4buu79xt6l92e7gi0xtnsazymwwhzf Strona:Anafielas T. 2.djvu/300 100 1075886 3150084 3127412 2022-08-12T18:44:18Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|299}}</noinclude><poem> Jednych Dur w sinéj pochłonął już toni, Drudzy o litość wołając, na ziemi Leżą zgnieceni zbrojami własnemi. A pieśń litewska nad głowy ich leci, Coraz weselsza i głośniejsza coraz; Nócą ją Liwy, Kury i Jaćwieże, Litwa, Prusacy, jednéj matki dzieci. Chorągiew boju w krwi zmyta, czerwieriszą Stała, i wieje zemstą i mordami, A przy niéj Mindows z mieczem podniesionym, Obnażył piersi, rozwiał mu wiatr włosy, Broda jak brzozy gałęzie się chwieje, Oczy jak wilcze ślipie w nocy świécą. Leci i rąbie, i tratuje Niemców. Już Mistrz uchodził, gdy Mindows go zoczył, I poparł konia, i Niemca doskoczył. — Zaczekaj! krzyczy, czas się z sobą zmierzyć. Długom ja musiał kłamać wam pokorę, Niech ci choć życie za mój wstyd odbiorę! — I tnie go mieczem, gdzie hełm nie krył z tyłu, W skórzany kaftan, wnet razu poprawi, I Mistrz spadł z konia, w krwi się swojej pławi. A Mindows nogą zdeptał dumne czoło, Plunął mu w oczy, proszącemu łaski. — Życia! byś moje wydarł, wilcze wściekły, Zawołał, życia! — masz tam drugie życie, Na lepszym świecie, w który wy wierzycie, Idźże na ucztę z Poklusem i Niolą. — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2rz6ydodaj8c4hrd5nrajd9ieyopbkm Strona:Anafielas T. 2.djvu/301 100 1075887 3150085 3127413 2022-08-12T18:44:57Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|300}}</noinclude><poem> I rozdarł pancerz, miecz mu wbił do serca. A gdy krew trysła, wziął w dłoń krwi niemieckiéj, I pił ją ciepłą, jak strumienia wody Pije zwierz w upał, szukając ochłody. Potém na gardle stojąc wrogów wodza, Potoczył wzrokiem. Aż jaśniéj mu czoło Myślą, jak wieńcem, stroi się wesołą: Bo mało Niemców w lasy się, schroniło, I niema komu walczyć, a w dolinie Czarny Zakonu ścierw drgający leży; A nad nim Litwa pastwi się, odziera, I pieśń zwycięztwa nóci, pieśń radosną. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 83a8k2jlo952pl3wk7owlh3al60ivh3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/302 100 1075888 3150087 3127414 2022-08-12T18:45:33Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|301}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XXXIX.}} <poem> :{{kap|Litwa}} po boju nad Durem wydycha; Jeńców przed szałas Mindowsa przywiedli: I stoją Niemcy nadzy i wybledli, Z spuszczoną głową, z oczy zagasłemi; Litwa się pastwi i nęci nad niemi. Do serc im, śmiejąc się, z łuków strzelają, Porą wnętrzności, oczy wyrywają, Końmi dzikiemi członki ich targają — Tak ich zwycięztwo owiało swym szałem, I krew niemiecka zawróciła głowy. :Mindows się patrzy, na niedźwiedziéj skórze Leżąc — i oczy lśnią mu się weselem, Bo jeszcze mści się nad nieprzyjacielem. Wtém przyjdzie k niemu Wejdalota stary, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> thj5mwtfsmdloi15i1vxttjce73khwp Strona:Anafielas T. 2.djvu/303 100 1075889 3150088 3127415 2022-08-12T18:46:28Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|302}}</noinclude><poem> Stanął, i głową potrząsa srebrzystą. — Zwycięztwo, rzecze — Litwa się weseli, Bogi je dały, a Bogom ofiary Niéma ze wrogów — Starym obyczajem, Najlepszy jeniec szedł na stos po bitwie. W krzyżackich ręku jużeście obrzędów Swych zapomnieli, cudzych ucząc błędów. — :Mindows tłum jeńców gnać kazał ku sobie. — Wybierz, rzekł starcu — Niechaj los rozstrzyga. — Wziął garść orzechów; dziesięć pełnych było, A jeden pusty — Jeńców jedenastu. I w szłyk wrzucili losy, ciągnąć każą — Mindows się patrzy, i znajomą twarzą Uderzon, powstał — Hirchas! tyś w niewoli! — Zawołał, patrząc na Niemca, co z boku, Z głową na piersi, z rozpaczą na oku, Stał milcząc, czekał ciągnienia kolei. Hirchasa Mindows znał, bo mieszkał długo Z Christjanem w zamku, był Christjana sługą, Potém kapicę mniszą w zbroję zmienił, Poszedł na wojnę — i popadł w niewolę. — I jam tu z braćmi, rzekł, na moją dolę Nie płaczę, Królu, nad twoją boleję! Ja życie ziemskie, tyś wieczne utracił. — :Mindows się rozśmiał. Wtém szłyk Hirchasowi Podnieśli — Orzech wyciągnął dziurawy. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gghrdliesc3z9kzmfx2mknkok5tdkte Strona:Anafielas T. 2.djvu/304 100 1075890 3150089 3127416 2022-08-12T18:47:12Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|303}}</noinclude><poem> — Na stos z nim, na stos! — krzyczy tłum wśród wrzawy, A Mindows powstał, nakazał milczenie. — Drugi raz losy ciągnąć — rzecze w gniewie; Ten człowiek ze mną spał pod jednym dachem, Niech wyjdzie wolny, daruję mu życie. — — Życie! rzekł Hirchas, potrząsając głową; Cóż życie warto, gdy jedno twe słowo Może mi dać je, odebrać je może? — — Ciągnij więc losy drugi raz, Hirchasie, I rzuć w szłyk życie, kiedy niem wzgardziłeś. — Drugi raz znowu koléj szłyk obchodzi; W milczeniu każdy orzech swój ogląda. Czwartym stal Hirchas, znów los śmierć mu daje. — Bogi chcą! na stos — krzyczą ludu zgraje, Na stos go! na stos! Bogom na ofiarę! — Mindows brew zmarszczył — Wejdałoto! rzecze, Na śmierć Hirchasa dozwolić nie mogę. Ciągnąć raz jeszcze — niech staje z innemi, Jeśli raz trzeci Ledwie rzekł te słowa, Zgraja się znowu wściekłym ozwie wrzaskiem. Hirchas raz trzeci wyjął orzech śmierci, I spuścił głowę. — Dzięki za twą łaskę, Panie, rzekł cicho; Bóg to mój, nie wasi, Chce mojéj śmierci, bym na klęskę braci, Na hańbę mego nie patrzył Zakonu. — :Zwrócił się, poszedł; wnet z lasu lud kłody Przyniósł, i suchych gałęzi zgromadził. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mtqj4d8sgmtifmnlufu5ndfj79avev8 Strona:Anafielas T. 2.djvu/305 100 1075891 3150091 3127417 2022-08-12T18:47:53Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|304}}</noinclude><poem> W środku doliny stos wzniósł się wysoki, Na niego w zbroi, hełmie, na rumaku, Hirchas poskoczył. Ogień Wejdaloci Podniecą zewsząd, i płomień do góry Szyję wyciągnął, dymem sinym bucha: I pieśni ryczą, i Litwa dokoła Z drzewcem na koniach pędza się po błoni, Złe duchy od swéj ofiary odpędza. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6x739s03h56d91rhrxhxjvseiy6s43l Strona:Anafielas T. 2.djvu/291 100 1075892 3150068 3127427 2022-08-12T18:24:46Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|290}}</noinclude><poem> Rozsyła gońce po siołach, po grodach — Wojsko się zbiera w zamkowej dolinie. :Dobrze Mindowsu u ogniska leżeć I słuchać pieśni kobiecej, co brzęczy Jak śpiew słowika po rosie majowéj. Ale nie uśpisz wilka słodkim śpiéwem; — Kunigas w zamku nie usiedzi długo. — Śniegi stopniały, czas w krzyżackie włości. :I już trzytwarza chorągiew powiewa, W rogi zatrąbią, w lietaury uderzą; Poswisły strzały, wzniosły się oszczepy. — Na Niemca! tłuszcz się ozwie jednym głosem, Na Niemców! lasy w;orzą im swym szumem, Na Niemców! — krucy nad głowami kraczą. A Mindows stanął na swoich wojsk przedzie, Krzyknął — Na Niemca! — w Liwów włości jedzie. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d53yxnmjgzajmbkp947w2z6tflcmfqp Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/1027 100 1075923 3150430 3127498 2022-08-13T09:26:09Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}} <section begin="spis"/> {{EO SpisRzeczy|Anoplotherium|3=937}} {{EO SpisRzeczy|Anopsija}} {{EO SpisRzeczy|Anorexyja|3=938}} {{EO SpisRzeczy|Anorganiczny}} {{EO SpisRzeczy|Anormalność}} {{EO SpisRzeczy|Anortit}} {{EO SpisRzeczy|Anosmija}} {{EO SpisRzeczy|Anquetil}} {{EO SpisRzeczy|Anquetil Deperron|{{tab}}–{{tab}}Deperron.|939}} {{EO SpisRzeczy|Ansbach}} {{EO SpisRzeczy|Ansbach (Elżbieta)|{{tab}}–{{tab}}(Elżbieta).}} {{EO SpisRzeczy|Ansbach (Jerzy Fryder.)|{{tab}}–{{tab}}(Jerzy Fryder.).}} {{EO SpisRzeczy|Anschütz}} {{EO SpisRzeczy|Anseaume|3=940}} {{EO SpisRzeczy|Ansgary (święty)}} {{EO SpisRzeczy|Anslo|3=941}} {{EO SpisRzeczy|Anson}} {{EO SpisRzeczy|Anstett}} {{EO SpisRzeczy|Anstey|3=942}} {{EO SpisRzeczy|Ansywarowie}} {{EO SpisRzeczy|Anszkot}} {{EO SpisRzeczy|Anszlag}} {{EO SpisRzeczy|Antaby}} {{EO SpisRzeczy|Antagonizm|3=943}} {{EO SpisRzeczy|Antaires}} {{EO SpisRzeczy|Antalcydasa pokój}} {{EO SpisRzeczy|Antałek|3=944}} {{EO SpisRzeczy|Antałkiewicz}} {{EO SpisRzeczy|Antanaklazys}} {{EO SpisRzeczy|Antar}} {{EO SpisRzeczy|Antares}} {{EO SpisRzeczy|Antarktyczny}} {{EO SpisRzeczy|Ante|3=945}} {{EO SpisRzeczy|Antecedens}} {{EO SpisRzeczy|Antecedentia}} {{EO SpisRzeczy|Antedatować}} {{EO SpisRzeczy|Antediluwijalny}} {{EO SpisRzeczy|Antejustynijańskie pra.|{{tab}}–{{tab}}Antejustynijańskie pra.|947}} {{EO SpisRzeczy|Antemijusz z Tralles}} {{EO SpisRzeczy|Antemijusz cesarz Zach.|{{tab}}–{{tab}}cesarz Zach.}} {{EO SpisRzeczy|Antenat}} {{EO SpisRzeczy|Antenna}} {{EO SpisRzeczy|Antenna belka|{{tab}}–{{tab}}belka.}} {{EO SpisRzeczy|Antenna u owadów|{{tab}}–{{tab}}u owadów.}} {{EO SpisRzeczy|Antenor}} {{EO SpisRzeczy|Antepedijum}} {{EO SpisRzeczy|Antequera}} {{EO SpisRzeczy|Anter (święty)|3=949}} {{EO SpisRzeczy|Anteriora}} {{EO SpisRzeczy|Anteros}} {{EO SpisRzeczy|Anteusz}} {{EO SpisRzeczy|Anthelia}} {{EO SpisRzeczy|Anthelmintica|3=949}} {{EO SpisRzeczy|Anthing}} {{EO SpisRzeczy|Anthoine (Mikołaj)}} {{EO SpisRzeczy|Anthoine (Ignacy)|{{tab}}–{{tab}}(Ignacy).}} {{EO SpisRzeczy|Anti|3=950}} {{EO SpisRzeczy|Antiaphrodisiaca}} {{EO SpisRzeczy|Antibes}} {{EO SpisRzeczy|Antici}} {{EO SpisRzeczy|Anti-cornlaw-league|3=952}} {{EO SpisRzeczy|Antifice}} {{EO SpisRzeczy|Antignac|3=952}} {{EO SpisRzeczy|Antigoa}} {{EO SpisRzeczy|Anti-Liban}} {{EO SpisRzeczy|Antimp}} {{EO SpisRzeczy|Antin|3=953}} {{EO SpisRzeczy|Antistes}} {{EO SpisRzeczy|Antloch}} {{EO SpisRzeczy|Antoecyjanie}} {{EO SpisRzeczy|Aotofillit}} {{EO SpisRzeczy|Antokol}} {{EO SpisRzeczy|Antolaże|3=954}} {{EO SpisRzeczy|Antologija}} {{EO SpisRzeczy|Antommarchi}} {{EO SpisRzeczy|Anton}} {{EO SpisRzeczy|Antonelli}} {{EO SpisRzeczy|Antonello da Messina|3=955}} {{EO SpisRzeczy|Antoni (święty)}} {{EO SpisRzeczy|Antoni Padewski (św.)|{{tab}}–{{tab}}Padewski (św.).|956}} {{EO SpisRzeczy|Antoni biskup|{{tab}}–{{tab}}biskup.|957}} {{EO SpisRzeczy|Antoni arcybiskup|{{tab}}–{{tab}}arcybiskup.}} {{EO SpisRzeczy|Antoni (Klemens Teod.)|{{tab}}–{{tab}}(Klemens Teod.).|958}} {{EO SpisRzeczy|Antoni Ulryk|{{tab}}–{{tab}}Ulryk.}} {{EO SpisRzeczy|Antoni z Napahanic|{{tab}}–{{tab}}z Napahanic.}} {{EO SpisRzeczy|Antoni z Kobylina|{{tab}}–{{tab}}z Kobylina.|959}} {{EO SpisRzeczy|Antoni od Niepokalanego Poczęcia N. M. P.|{{tab}}–{{tab}}od Niepokalanego Poczęcia N. M. P.}} {{EO SpisRzeczy|Antoniewicz (Bołoz Karol)}} {{EO SpisRzeczy|Antoniewicz (Bołoz Mik.)|{{tab}}–{{tab}}(Bołoz Mik.)|961}} {{EO SpisRzeczy|Antonijusz}} {{EO SpisRzeczy|Antonin|3=963}} {{EO SpisRzeczy|Antonin (święty)|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antonin Pobożny|{{tab}}–{{tab}}Pobożny.}} {{EO SpisRzeczy|Antonin (Marcus)|{{tab}}–{{tab}}(Marcus)}} {{EO SpisRzeczy|Antonin Liberalis|{{tab}}–{{tab}}Liberalis.}} {{EO SpisRzeczy|Antonin (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan)}} {{EO SpisRzeczy|Antonin z Przemyśla|{{tab}}–{{tab}}z Przemyśla.|965}} {{EO SpisRzeczy|Antonini}} {{EO SpisRzeczy|Antoniów}} {{EO SpisRzeczy|Antonomazyja}} {{EO SpisRzeczy|Antonów}} {{EO SpisRzeczy|Antonowicz, dom szlach.}} {{EO SpisRzeczy|Antonowicz ksiądz|{{tab}}–{{tab}}ksiądz.}} {{EO SpisRzeczy|Antonówka, miasteczko}} {{EO SpisRzeczy|Antonówka Antonowicze|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Antonowice.|Antonowicze.}}}} {{EO SpisRzeczy|Antopol, miasto}} {{EO SpisRzeczy|Antopol, miasteczko|{{tab}}–{{tab}}miasteczko.}} {{EO SpisRzeczy|Antorowicz|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antosyderyt|3=966}} {{EO SpisRzeczy|Antoszkiewicz}} {{EO SpisRzeczy|Antowie}} {{EO SpisRzeczy|Antracyt}} {{EO SpisRzeczy|Antrakomancyja|3=967}} {{EO SpisRzeczy|Antrakometr}} {{EO SpisRzeczy|Antrakonit}} {{EO SpisRzeczy|Antraktor}} {{EO SpisRzeczy|Antrakt}} {{EO SpisRzeczy|Antrax}} {{EO SpisRzeczy|Antreprener|3=968}} {{EO SpisRzeczy|Antresole}} {{EO SpisRzeczy|Antrim}} {{EO SpisRzeczy|Antor|3=969}} {{EO SpisRzeczy|Antropofagi}} {{EO SpisRzeczy|Antropografija}} {{EO SpisRzeczy|Antropolity}} {{EO SpisRzeczy|Antropologija|3=970}} {{EO SpisRzeczy|Antropomancyja}} {{EO SpisRzeczy|Antropometrallizm}} {{EO SpisRzeczy|Antropomorfici}} {{EO SpisRzeczy|Antropomorfizm|3=971}} {{EO SpisRzeczy|Antropopatyzm}} {{EO SpisRzeczy|Antularz}} {{EO SpisRzeczy|Antwas|3=972}} {{EO SpisRzeczy|Antwerpija}} {{EO SpisRzeczy|Antyabolicyjoniści|3=973}} {{EO SpisRzeczy|Antybachiczny wiersz}} {{EO SpisRzeczy|Antychlor}} {{EO SpisRzeczy|Antychrezys}} {{EO SpisRzeczy|Antychryst}} {{EO SpisRzeczy|Antycypacyja|3=914}} {{EO SpisRzeczy|Antycyra}} {{EO SpisRzeczy|Antydot}} {{EO SpisRzeczy|Antydykomarjanici|3=975}} {{EO SpisRzeczy|Antyfilos}} {{EO SpisRzeczy|Antyfiogistyczna teoryja}} {{EO SpisRzeczy|Antyflogistyczne środki}} {{EO SpisRzeczy|Antyfon}} {{EO SpisRzeczy|Antyfona}} {{EO SpisRzeczy|Antvfonaryjusz|3=976}} {{EO SpisRzeczy|Antyfraza}} {{EO SpisRzeczy|Antygon}} {{EO SpisRzeczy|Antygon Karystyjusz|{{tab}}–{{tab}}Karystyjusz.|977}} {{EO SpisRzeczy|Antygona, c. króla Edypa}} {{EO SpisRzeczy|Antygona c. Eurytiona|{{tab}}–{{tab}}c. Eurytiona.}} {{EO SpisRzeczy|Antygona c. Laomedona|{{tab}}–{{tab}}c. Laomedona.}} {{EO SpisRzeczy|Antygonitowie}} {{EO SpisRzeczy|Antygoryt}} {{EO SpisRzeczy|Antyjar}} {{EO SpisRzeczy|Antyjazyści}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch I}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch II|{{tab}}–{{tab}}II.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Wielki|{{tab}}–{{tab}}Wielki.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Epifan|{{tab}}–{{tab}}Epifan.|978}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Sydetes|{{tab}}–{{tab}}Sydetes.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Grypys|{{tab}}–{{tab}}Grypys.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch z Cyryku|{{tab}}–{{tab}}z Cyryku.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Azyjatycki|{{tab}}–{{tab}}Azyjatycki.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjochija}} {{EO SpisRzeczy|Antyjope, bogini|3=979}} {{EO SpisRzeczy|Antyjope Amazonka|{{tab}}–{{tab}}Amazonka.}} {{EO SpisRzeczy|Antyk}} {{EO SpisRzeczy|Antykamera}} {{EO SpisRzeczy|Antykonstytucyjoniści}} {{EO SpisRzeczy|Antykonwulsyjoniści|3=980}} {{EO SpisRzeczy|Antykrytyka}} {{EO SpisRzeczy|Antykwa}} {{EO SpisRzeczy|Antykwaryjusz}} {{EO SpisRzeczy|Antylegomena}} {{EO SpisRzeczy|Antylle}} {{EO SpisRzeczy|Antylochus}} {{EO SpisRzeczy|Antylogarytm|3=981}} {{EO SpisRzeczy|Antylogija}} {{EO SpisRzeczy|Antylopa}} {{EO SpisRzeczy|Antymach|3=982}} {{EO SpisRzeczy|Antymon}} {{EO SpisRzeczy|Antymon metal|{{tab}}–{{tab}}metal.|684}} <section end="spis"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8p3gmat5rg5owtilcvihuiv07zxno7b 3150433 3150430 2022-08-13T10:04:25Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude>{{SpisPozycja|nodots|page=''Str.''|width=16em}} <section begin="spis"/> {{EO SpisRzeczy|Anoplotherium|3=937}} {{EO SpisRzeczy|Anopsija}} {{EO SpisRzeczy|Anorexyja|3=938}} {{EO SpisRzeczy|Anorganiczny}} {{EO SpisRzeczy|Anormalność}} {{EO SpisRzeczy|Anortit}} {{EO SpisRzeczy|Anosmija}} {{EO SpisRzeczy|Anquetil}} {{EO SpisRzeczy|Anquetil Deperron|{{tab}}–{{tab}}Deperron.|939}} {{EO SpisRzeczy|Ansbach}} {{EO SpisRzeczy|Ansbach (Elżbieta)|{{tab}}–{{tab}}(Elżbieta).}} {{EO SpisRzeczy|Ansbach (Jerzy Fryder.)|{{tab}}–{{tab}}(Jerzy Fryder.).}} {{EO SpisRzeczy|Anschütz}} {{EO SpisRzeczy|Anseaume|3=940}} {{EO SpisRzeczy|Ansgary (święty)}} {{EO SpisRzeczy|Anslo|3=941}} {{EO SpisRzeczy|Anson}} {{EO SpisRzeczy|Anstett}} {{EO SpisRzeczy|Anstey|3=942}} {{EO SpisRzeczy|Ansywarowie}} {{EO SpisRzeczy|Anszkot}} {{EO SpisRzeczy|Anszlag}} {{EO SpisRzeczy|Antaby}} {{EO SpisRzeczy|Antagonizm|3=943}} {{EO SpisRzeczy|Antaires}} {{EO SpisRzeczy|Antalcydasa pokój}} {{EO SpisRzeczy|Antałek|3=944}} {{EO SpisRzeczy|Antałkiewicz}} {{EO SpisRzeczy|Antanaklazys}} {{EO SpisRzeczy|Antar}} {{EO SpisRzeczy|Antares}} {{EO SpisRzeczy|Antarktyczny}} {{EO SpisRzeczy|Ante|3=945}} {{EO SpisRzeczy|Antecedens}} {{EO SpisRzeczy|Antecedentia}} {{EO SpisRzeczy|Antedatować}} {{EO SpisRzeczy|Antediluwijalny}} {{EO SpisRzeczy|Antejustynijańskie pra.|{{tab}}–{{tab}}Antejustynijańskie pra.|947}} {{EO SpisRzeczy|Antemijusz z Tralles}} {{EO SpisRzeczy|Antemijusz cesarz Zach.|{{tab}}–{{tab}}cesarz Zach.}} {{EO SpisRzeczy|Antenat}} {{EO SpisRzeczy|Antenna}} {{EO SpisRzeczy|Antenna belka|{{tab}}–{{tab}}belka.}} {{EO SpisRzeczy|Antenna u owadów|{{tab}}–{{tab}}u owadów.}} {{EO SpisRzeczy|Antenor}} {{EO SpisRzeczy|Antepedijum}} {{EO SpisRzeczy|Antequera}} {{EO SpisRzeczy|Anter (święty)|3=949}} {{EO SpisRzeczy|Anteriora}} {{EO SpisRzeczy|Anteros}} {{EO SpisRzeczy|Anteusz}} {{EO SpisRzeczy|Anthelia}} {{EO SpisRzeczy|Anthelmintica|3=949}} {{EO SpisRzeczy|Anthing}} {{EO SpisRzeczy|Anthoine (Mikołaj)}} {{EO SpisRzeczy|Anthoine (Ignacy)|{{tab}}–{{tab}}(Ignacy).}} {{EO SpisRzeczy|Anti|3=950}} {{EO SpisRzeczy|Antiaphrodisiaca}} {{EO SpisRzeczy|Antibes}} {{EO SpisRzeczy|Antici}} {{EO SpisRzeczy|Anti-cornlaw-league|3=952}} {{EO SpisRzeczy|Antifice}} {{EO SpisRzeczy|Antignac|3=952}} {{EO SpisRzeczy|Antigoa}} {{EO SpisRzeczy|Anti-Liban}} {{EO SpisRzeczy|Antimp}} {{EO SpisRzeczy|Antin|3=953}} {{EO SpisRzeczy|Antistes}} {{EO SpisRzeczy|Antloch}} {{EO SpisRzeczy|Antoecyjanie}} {{EO SpisRzeczy|Aotofillit}} {{EO SpisRzeczy|Antokol}} {{EO SpisRzeczy|Antolaże|3=954}} {{EO SpisRzeczy|Antologija}} {{EO SpisRzeczy|Antommarchi}} {{EO SpisRzeczy|Anton}} {{EO SpisRzeczy|Antonelli}} {{EO SpisRzeczy|Antonello da Messina|3=955}} {{EO SpisRzeczy|Antoni (święty)}} {{EO SpisRzeczy|Antoni Padewski (św.)|{{tab}}–{{tab}}Padewski (św.).|956}} {{EO SpisRzeczy|Antoni biskup|{{tab}}–{{tab}}biskup.|957}} {{EO SpisRzeczy|Antoni arcybiskup|{{tab}}–{{tab}}arcybiskup.}} {{EO SpisRzeczy|Antoni (Klemens Teod.)|{{tab}}–{{tab}}(Klemens Teod.).|958}} {{EO SpisRzeczy|Antoni Ulryk|{{tab}}–{{tab}}Ulryk.}} {{EO SpisRzeczy|Antoni z Napahanic|{{tab}}–{{tab}}z Napahanic.}} {{EO SpisRzeczy|Antoni z Kobylina|{{tab}}–{{tab}}z Kobylina.|959}} {{EO SpisRzeczy|Antoni od Niepokalanego Poczęcia N. M. P.|{{tab}}–{{tab}}od Niepokalanego Poczęcia N. M. P.}} {{EO SpisRzeczy|Antoniewicz (Bołoz Karol)}} {{EO SpisRzeczy|Antoniewicz (Bołoz Mik.)|{{tab}}–{{tab}}(Bołoz Mik.)|961}} {{EO SpisRzeczy|Antonijusz}} {{EO SpisRzeczy|Antonin|3=963}} {{EO SpisRzeczy|Antonin (święty)|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antonin Pobożny|{{tab}}–{{tab}}Pobożny.}} {{EO SpisRzeczy|Antonin (Marcus)|{{tab}}–{{tab}}(Marcus)}} {{EO SpisRzeczy|Antonin Liberalis|{{tab}}–{{tab}}Liberalis.}} {{EO SpisRzeczy|Antonin (Jan)|{{tab}}–{{tab}}(Jan)}} {{EO SpisRzeczy|Antonin z Przemyśla|{{tab}}–{{tab}}z Przemyśla.|965}} {{EO SpisRzeczy|Antonini}} {{EO SpisRzeczy|Antoniów}} {{EO SpisRzeczy|Antonomazyja}} {{EO SpisRzeczy|Antonów}} {{EO SpisRzeczy|Antonowicz, dom szlach.|Antonowicz, dom szlach.}} {{EO SpisRzeczy|Antonowicz ksiądz|{{tab}}–{{tab}}ksiądz.}} {{EO SpisRzeczy|Antonówka, miasteczko}} {{EO SpisRzeczy|Antonówka Antonowicze|{{tab}}–{{tab}}{{Kor|Antonowice.|Antonowicze.}}}} {{EO SpisRzeczy|Antopol, miasto}} {{EO SpisRzeczy|Antopol, miasteczko|{{tab}}–{{tab}}miasteczko.}} {{EO SpisRzeczy|Antorowicz|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antosyderyt|3=966}} {{EO SpisRzeczy|Antoszkiewicz}} {{EO SpisRzeczy|Antowie}} {{EO SpisRzeczy|Antracyt}} {{EO SpisRzeczy|Antraigues|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antrain|4=<ref name=brakhasła>{{Przypiswiki|Brak hasła w oryginalnym spisie treści — dodane przez Wikiźródła.}}</ref>}} {{EO SpisRzeczy|Antrakomancyja|3=967}} {{EO SpisRzeczy|Antrakometr}} {{EO SpisRzeczy|Antrakonit}} {{EO SpisRzeczy|Antrakoter|{{Kor|Antraktor.|Antrakoter.}}}} {{EO SpisRzeczy|Antrakt}} {{EO SpisRzeczy|Antrax}} {{EO SpisRzeczy|Antreprener|3=968}} {{EO SpisRzeczy|Antresole}} {{EO SpisRzeczy|Antrim}} {{EO SpisRzeczy|Antor|3=969}} {{EO SpisRzeczy|Antropofagi}} {{EO SpisRzeczy|Antropografija}} {{EO SpisRzeczy|Antropolity}} {{EO SpisRzeczy|Antropologija|3=970}} {{EO SpisRzeczy|Antropomancyja}} {{EO SpisRzeczy|Antropometrallizm}} {{EO SpisRzeczy|Antropomorfici}} {{EO SpisRzeczy|Antropomorfizm|3=971}} {{EO SpisRzeczy|Antropopatyzm}} {{EO SpisRzeczy|Antularz}} {{EO SpisRzeczy|Antwas|3=972}} {{EO SpisRzeczy|Antwerpija}} {{EO SpisRzeczy|Antyabolicyjoniści|3=973}} {{EO SpisRzeczy|Antybachiczny wiersz}} {{EO SpisRzeczy|Antychlor}} {{EO SpisRzeczy|Antychrezys}} {{EO SpisRzeczy|Antychryst}} {{EO SpisRzeczy|Antycypacyja|3=914}} {{EO SpisRzeczy|Antycyra}} {{EO SpisRzeczy|Antydot}} {{EO SpisRzeczy|Antydykomarjanici|3=975}} {{EO SpisRzeczy|Antyfilos}} {{EO SpisRzeczy|Antyfiogistyczna teoryja}} {{EO SpisRzeczy|Antyflogistyczne środki}} {{EO SpisRzeczy|Antyfon}} {{EO SpisRzeczy|Antyfona}} {{EO SpisRzeczy|Antvfonaryjusz|3=976}} {{EO SpisRzeczy|Antyfraza}} {{EO SpisRzeczy|Antygon}} {{EO SpisRzeczy|Antygon Karystyjusz|{{tab}}–{{tab}}Karystyjusz.|977}} {{EO SpisRzeczy|Antygona, c. króla Edypa}} {{EO SpisRzeczy|Antygona c. Eurytiona|{{tab}}–{{tab}}c. Eurytiona.}} {{EO SpisRzeczy|Antygona c. Laomedona|{{tab}}–{{tab}}c. Laomedona.}} {{EO SpisRzeczy|Antygonitowie}} {{EO SpisRzeczy|Antygoryt}} {{EO SpisRzeczy|Antyjar}} {{EO SpisRzeczy|Antyjazyści}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch I}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch II|{{tab}}–{{tab}}II.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Wielki|{{tab}}–{{tab}}Wielki.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Epifan|{{tab}}–{{tab}}Epifan.|978}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Sydetes|{{tab}}–{{tab}}Sydetes.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Grypys|{{tab}}–{{tab}}Grypys.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch z Cyryku|{{tab}}–{{tab}}z Cyryku.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjoch Azyjatycki|{{tab}}–{{tab}}Azyjatycki.}} {{EO SpisRzeczy|Antyjochija}} {{EO SpisRzeczy|Antyjope, bogini|3=979}} {{EO SpisRzeczy|Antyjope Amazonka|{{tab}}–{{tab}}Amazonka.}} {{EO SpisRzeczy|Antyk}} {{EO SpisRzeczy|Antykamera}} {{EO SpisRzeczy|Antykonstytucyjoniści}} {{EO SpisRzeczy|Antykonwulsyjoniści|3=980}} {{EO SpisRzeczy|Antykrytyka}} {{EO SpisRzeczy|Antykwa}} {{EO SpisRzeczy|Antykwaryjusz}} {{EO SpisRzeczy|Antylegomena}} {{EO SpisRzeczy|Antylle}} {{EO SpisRzeczy|Antylochus}} {{EO SpisRzeczy|Antylogarytm|3=981}} {{EO SpisRzeczy|Antylogija}} {{EO SpisRzeczy|Antylopa}} {{EO SpisRzeczy|Antymach|3=982}} {{EO SpisRzeczy|Antymon}} {{EO SpisRzeczy|Antymon metal|{{tab}}–{{tab}}metal.|684}} <section end="spis"/><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 555m15jmoqx1khgm4xurl0crocktq9w Strona:Anafielas T. 2.djvu/312 100 1076000 3150097 3127837 2022-08-12T18:53:15Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|311}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XLII.}} <poem> :{{kap|Znowu}} rok mija; — wojną spustoszone Krzyżackie kraje pustyniami leżą, A Mindows patrzy za zdobyczą świeżą. — Nie jeden Trojnat Lachów będzie łupił, Pójdę ja na nich! — rzekł. Na Ruś śle gońce, Daniłłu z Swarnem przymierze przynosi, Na lackie ziemie obudwu ich prosi. — Jak wy beze mnie, jam bez was nieśmiały; Razem nas lacka siła nie pokona. — I Daniłł przyjął i Swarno przymierze. Poszli na Płockie, a co krwi się lało, Co łupów wzięli, co jeńca przygnali, Długo to lackie serce pamiętało, I długo w pieśniach ten najazd śpiéwali. </poem><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1b7vcpmwoek5sxr39l4id4yx090l7fx Strona:Anafielas T. 2.djvu/311 100 1076001 3150096 3127838 2022-08-12T18:52:14Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|310}}</noinclude><poem> Napadł i odarł. Obóz pruski wzięto, Bezsilne wojsko padło pod pałkami; Ledwie kto został, by klęski nowinę Zostałym braciom na zamkach zwiastować. :Z łupów, próżnemi wory ładowanych, Dziesięć Mindowsu posłał Trojnat wozów. — Skarbów nietrzeba, dość ich w Nowogródku; Wory posyłam, by je miał w co chować — Rzekł Trojnat słudze. — Jeden nazad wrócił, Resztę na dębach Kunigas wywieszał, Grożąc Trojnatu zemstą swoją krwawą; A Trojnat śmiał się, z pieśni radośnemi, Z ludem swym ciągnął nazad do swej ziemi. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mthcoqkbw6ygww4175m9u0pcgoadmdv Strona:Anafielas T. 2.djvu/314 100 1076002 3150100 3127840 2022-08-12T18:55:19Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|313}}</noinclude><poem> Jak na dnie wody bursztynowa bryła. Gdy burza wstanie, to bursztyn wyrzuci. :I nieraz gwarzą przy ognisku starzy — — Trojnatu panem byćby nad wszystkiemi, I Żmudź, i Litwę trzymać w silnéj dłoni; Nikłby się wówczas na nią nie poważył, Bo Trojnatowe męztwo wszyscy znają. Wiary on swojéj nie sprzedał Krzyżakom, A komu przysiągł raz, tego nie zdradził. — :I Trojnat nieraz słucha szeptów dworu, Ale tak słucha, jakby wiatrów szumu, Jezior mruczenia i ptasiego śpiewu. Tymczasem wiek mu coraz bieli głowę, I oczy gasną, ramiona się chylą. Częściéj u ognia Trojnat, niż na łowach, I częściéj pieśni Burtynika słucha, Nawet uważniéj nadstawia jéj ucha; A kiedy dumą pieśń w serce zadzwoni, To zmarszczki schodzą z wyłysiałéj skroni, I myśl się jakaś jasna po niéj snuje. Kiedy Mindowsa wspomną przy nim imię, Nie wzgardą dawną to imię przyjmuje, Lecz z gniewem szepcze niepojęte słowa, Których znaczenie próżno chcą odgadnąć. A ludzie wiedzą, że kiedy Trojnata Wargą gniew w słowach wylany poruszy, Wkrótce on mieczem i ręką zawłada. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> er4atc5yz4m9p0j0n9l1733onee5oxz Strona:Anafielas T. 2.djvu/313 100 1076003 3150099 3127841 2022-08-12T18:54:34Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|312}}</noinclude><poem> :Trojnat nie poszedł na Lachów z Mindowsem; On w sercu gniew swój rozżarza, hoduje, On długo czeka, długo zemstę duma, Ale nie wrzuci kamieniem do wody Krzywdy swéj nigdy — i póki mu bije Serce pod piersią, w niém i zemsta żyje. I Mindows swoją pamiętał urazę, Lecz nie śmiał wojny nieść w Trojnata ziemie — Jedna krew obu, jedno obu plemię; I zna odwagę, zna siłę Trojnata: Bo Trojnat w Żmudzi, jak Mindows na Litwie, Panem — nikt przeciw nie podniesie czoła, A na róg jego cała Żmudź powstanie, Na rozkaz jego pójdzie choć na braci. — I nieraz stary Burtynik mu śpiéwa Takiemi pieśni w wieczory zimowe, Jakby chciał z piersi wydobyć rozkazu, Iść na Krywicze i na Nowogródek. Nieraz Bojary o skarbach Mindowsa Szepcąc mu cicho, żądzę podpalają, Nieraz za jego przymierze z Zakonem Błotem obelgi na niego rzucają. A Trojnat milczy i nie chmurzy czoła, Ale co myśli w duszy, nikt nie powié — Bo myśli jego w siwéj siedzą głowie, Jak psy zamknięte; nie ujrzysz, aż w kniei, Kiedy wybiegą za zwierzem w pogony. I w piersi jego leży tajemnica, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1icnbfzeyuom1og12y5p2ugfta7l34s Strona:Anafielas T. 2.djvu/315 100 1076031 3150103 3128047 2022-08-12T18:58:25Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|314}}</noinclude><poem> Trojnat nie darmo dwa razy Doumanda Na jego zamku tajemnie odwiedził, I Doumand, mówią, zemstę jakąś knuje, A choć pozornie głowę korną chyli, To żal mu żony i tęskno mu po niéj; I wychudł z złości, której braknie siły. Jeździł on na Ruś i powrócił z Rusi Z rozpaczą tylko! — Odtąd w Żmudź śle gońce, Z Trojnatem często na łowy się zjadą, I długo w nocy n ogniska gwarzą, Nim się na jednéj skórze spać układą. Co mówią, nie wie nikt, bo obu mowa W tak ciche, tajne ubiéra się słowa, Że duch jéj nawet podziemny nie słyszy. Darmoż te tajnie i narady wspólne? Darmo już Trojnat lud w swéj ziemi zbiera, Doumand kryjomo Rusinów gromadzi? — Nie darmo — szepczą żmudzcy Bojarowie, — Nie darmo — stary Burtynik powtarza. Ale czas płynie; dniami, miesiącami, Z założonemi on siedzi rękami, I tylko czasem wyjeżdża na łowy, Na ciche znowu z Doumaudem rozmowy. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6ckjtopq75d4ryxdbk8v81jtmr6dg5s Strona:Anafielas T. 2.djvu/316 100 1076032 3150104 3128049 2022-08-12T18:59:37Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|315}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XLIII.}} <poem> :{{kap|Na zamku}} swoim znów siedzi Mindowe, Bezczynny, pieśni słuchając kobiecéj. Nigdy on w lata swoje dawniéj młode, U kolan Marti dni tylu nie siedział — Nigdy jéj pieśni nie słuchał tak długo, Nigdy tak miło jéj się nie uśmiechał. I Marti sługą tylko jego była, Marti wieczerzę u ognia warzyła, Dziecię kołysząc, lub przędąc z kądzieli Złoty len na swą xiążęcą namitkę; Lub w krosnach szyła kraśnemi barwami Rękawy koszul białych, jak jéj ciało, Kraśnemi barwy, jak rumieniec lica. A jeśli kiedy pieśń z ust jej płynęła, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6c97jijgpux0qu2kiwal7zz33iwp66v Strona:Anafielas T. 2.djvu/317 100 1076033 3150106 3128050 2022-08-12T19:00:48Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|316}}</noinclude><poem> To smutna, cicha, jako ruczaj w lesie Szumi samotny, i sercu tęsknemu Miło jéj słuchać. — Mindows takiéj pieśni Słuchać nie lubił, uciekał z komnaty, Tam u swojego ogniska spoczywał. Inna bo piosnka Doumaudowéj żony: Wesoło, ciągle wesoło świergocze, I tak jak ona śmieje się, szczebioce; Staremu uśmiech na usta wywoła, Młodemu dumę napędza na czoło. Inna bo, inna Doumandowa żona: Dzień cały w nowe stroi się przvbory, Bieży nad strumień, patrzy czy do twarzy, I zmienia chustki, zapaski, korale, I nowém kwieciem coraz skroń ubiera, Z któréj nie schodzi uśmiech i pogoda. :I Mindows dla niéj nieraz dzień przesiedział Dłużéj niż myślał, i nieraz dniem wrócił Prędzéj niż przyrzekł. Gdy jechać na wojnę, To serce jego bije niespokojne, To stokroć swoim Bojarom nakaże Strzedz jéj jak oka w głowie — I posyła Gońców z daleka to z darami dla niéj, To z dobrém słowem, to z troską o zdrowie. W całéj bo Litwie drugiéj takiéj niema, Z takiemi usty, z takiemi oczyma, I z taką kosą, co wstążki jasnemi </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ezb8l1cf6u3idkef2khmdfs5xbx5hia Strona:Anafielas T. 2.djvu/318 100 1076034 3150107 3128052 2022-08-12T19:01:30Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|317}}</noinclude><poem> Spleciona, jeszcze wlecze się po ziemi; Z tak białą piersią i z takim uśmiechem, Z takiem na ustach i w sercu weselem. — :Gdy Mindows troską czoło swe zachmurzy, Ona, jak wietrzyk wiejąc przeciw burzy, Burzę i gromy daleko rozwieje. Gdy gniew na sine usta mu wystąpi, Ona uscisków i próśb nie żałuje; Puty na swoich kolanach kołysze, Puty go usty drobnemi całuje, Dopóki gniewu nie odpędzi z twarzy, I innym ogniem serca nie rozżarzy. :Nie darmo Doumand posły za posłami Śle, żony swojéj do siebie przyzywa, Nie darmo włosy wyrwał sobie z głowy, I nocy jednéj nie zasnął spokojnie, Nie darmo żalu po niéj, gniewu tyle. — Weź ziemie moje, przez posły powiadał; Nie tyle ważył, gdybym je postradał, Ile jéj stratę — boś życia połowę Wziął mi z nią z domu, bo piersi rozciąłeś, I z piersi serce zakrwawione wziąłeś. — Lecz darmo prosił i darmo zaklinał; Mindows milczeniem zbywał jego posły, A zamiast żony podarki mu dawał. — Doumand podarki nazad mu odsyła, I milczy teraz, ale milcząc knuje. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6te6ddwbxbne3rehogpbxfdajbrvosg Strona:Anafielas T. 2.djvu/328 100 1076096 3150127 3128221 2022-08-12T19:21:45Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|327}}</noinclude><poem> Leżał w śnie pierwszym; jej ręce na szyi Jego związane, a usta na czole Leżą różane. Obok szaty zdjęte, Kraśne odzieże, błyskotki przeklęte, Któremi serce przekupił kobiéce. Ujrzał to Doumand, i nim Mindows oczy Rozkleił, mieczem rozplatał mu głowę. Zraniony jeszcze porwał się, i z rykiem Padł jak zwierz dziki. Kobieta zbudzona Krzycząc się zrywa, na kolana rzuca. Wtem Trojnat skoczył i poprawi razu. Mindows krwią spłynął, zatoczył się, pada, A Doumandowa przed mężem swym blada, Wyciąga dłonie, pełznie do nóg jego. — Panie! — zawoła. On nie słuchał głosu, Za włosy porwał, miecz w piersi utopił. — Kraśne ci szaty uszył twój Mindowe, Kraśniejsze Doumand daje ci na drogę! Dobrze wam było żyć razem na ziemi, Idźcież we dwojgu do jednéj mogiły. — :Mówił, i oczy w twarz żony utopił. Ujrzał ją Doumand, poznał ukochaną, Zemsty zapomniał, miłość przypomina, I miecz wyrywa, i siebie przeklina, Z piersi przebitej krew usty wysysa, Wola, na ręce bierze i podnosi, U martwej jeszcze przebaczenia wzywa. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> imrvlqp6kijo1kut1hq9catin4wpb36 Strona:Anafielas T. 2.djvu/327 100 1076098 3150126 3128223 2022-08-12T19:21:12Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|326}}</noinclude><poem> Dwóch tylko u drzwi Mindowsa wartuje, Reszta z Poklusem w Pragarze na godach. Nim ranek wejdzie, powrócą Bojary, Za resztą ludu wysłani po siołach, I Mindows jeszcze może walczyć z niemi. Teraz czas, Panie! Gdy zdradę wywietrzy, Uciec nam może, zna kryjówki grodu. Idźmy. — I Doumand porwie się z pościeli, — Idźmy! zawoła; dościeśmy czekali, Dosyć kłamali, dosyć przecierpieli; Idźmy! — I Trojnat za miecz swój pochwycił, Rozwarli wrota, a zdrajca prowadził. Pod drzwi komnaty podstąpili zcicha; Na progu straże rozciągnione spały, Lecz pochwycone krzyku nie wydały, I jęk stłumiony zgon tylko zwiastował. Doumand szedł naprzód, bo zemstą wrzał cały, Słowa rzec nie mógł, a usta mu drżały, Ręce się trzęsły i serce mu bilo Miłości siłą i rozpaczy siłą. :Przeszli komnatę jedną — cisza wkoło, Drugą — i u drzwi sypialnej świetlicy Stanęli. Ucho chciwe Doumand wkleił — Dwa słychać tylko, dwa tylko oddechy, Jedno westchnienie długie, w śnie zrodzone. I wpadli nagle. Na miękkiej pościeli, Mindows na piersiach Doumandowéj żony </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0ao3jjo5u7k7z3i3x4x2mlmjtmtdigr Strona:Anafielas T. 2.djvu/326 100 1076099 3150125 3128224 2022-08-12T19:20:28Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|325}} <br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=20px|XLIV.}} <poem> :Już kury pieją raz drugi, noc bieży, Jeszcze się ogień w świetlicy Trojnata Pali, i jeszcze nie spoczęli oba. Cicho na zamku, tylko szmer stłumiony, Jak szepty ludzi, to z wiatrem się wznosi, To milknie znowu, i cisza głęboka. A na podwórcu migają się cienie, Po dwa i po trzy; już zamku przedsienie Polne Żmudzinów, już straże u bramy Zabite leżą na zamkowym wale. I straż Doumanda osadziła wrota: Bojar Trojnata do świetlicy wpada. — Kunigas! czas już; zamek nasz. dokoła Naszych już ludzi opasany strażą. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l1by0n3mxw07k0g9jtuskqggojbqo08 Strona:Anafielas T. 2.djvu/325 100 1076100 3150124 3128225 2022-08-12T19:19:34Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|324}}</noinclude><poem> Sztukę ją sprzedał. I w bór. — A coż w borze? Niedźwiedź go rozdarł. Nie chełp się przed czasem, Kniaziu! Alboż wiesz, kto z nas żyw powróci Z wyprawy naszéj? co z niéj przyniesiemy? — :Mindows się śmieje z wróżby i powieści. — A złe wam myśli, to wróćcie do domu; Będzie i bez Mas zadławić go komu. — Wtem powstał z ławy, idzie do świetlicy, A słudzy świeżą słomę Kniaziom niosą, I ogień niecą, i skóry miękkiemi, Wysłali łoże szerokie na ziemi. Ale im do snu nie kleją się oczy. Zaledwie Mindows z izby, oni oba Stanęli, radzą, ludzi swych zwołali, Długo rozkazy tajemne dawali, I mieczów ostrzy ręką probowali; A Trojnat, straże ustawiwszy wkoło, Odesłał sługi i u ognia siedzi. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g6nrcjht50rp1omsqj93fof8aerv2jf Strona:Anafielas T. 2.djvu/324 100 1076101 3150123 3128226 2022-08-12T19:18:41Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|323}}</noinclude><poem> Ani go pieśnią przykuła do domu Kobiéta, ani starość, ani trwoga. Mindowsa znają szeroko sąsiedzi, Że nie z kądzielą, nie u krosien siedzi. — :A Doumand milczał, wciąż mu usta drżały, To blednął, znowu czerwienił się cały, To niespokojny rzucał się po skórze. :Już kury piały — za dębowym stołem Siedzieli jeszcze, jeszcze ucztowali, A róg przechodził od ręki do ręki. Mindowsa czoło jaśniało pogodą, Usta nadzieją zwycięztwa się, śmiały, Już liczył łupy, już jeńców związywał, Kniazia Romana zamykał w ciemnicę. A Trojnat patrzał i potrząsał głową, I wzgardą każde wtórzył jego słowo. — O Kniaziu! rzecze nakoniec, jest u mnie Stary Burtynik; on i wróżyć umie, I pieśni śpiéwać o ojców przygodach, I prawić dzieje dawniejszego świata. Nieraz on mówił o strzelcu, co w bory Szedł na niedźwiedzia i spotkał Bojara, A Bojar spyta — Dokąd to? mój bracie! — — Na łowy idę; niedźwiedź upatrzony, Pójść go wziąść tylko. — Nuż Bojar o skórę Niedźwiedzia mówić. A strzelec za srébra </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ic1ebn6d2y9hfy0qb9w2lplgr49ervh Strona:Anafielas T. 2.djvu/323 100 1076102 3150117 3128227 2022-08-12T19:12:01Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|322}}</noinclude><poem> Człeka zepsuje łatwo głos pieszczony, Łatwo mu wojnę odradzi, gdy w domu Jest go zabawić, jest przytrzymać komu. — Stradałeś żony, dobrze ci, Doumandzie! Teraześ wolny, do boja gotowy; I nie żal czasu, i nie żal ci głowy, Nie żal ci życia. Kiedy wróg napadnie, Ty od dnia do dnia nie będziesz odwlekać, Rano znać dadzą, wieczór na koń siędziesz. A Mindows troskę wziął na stare lata. Ot patrz jak dawno u kolan jéj leży, Ruś go wyzywa, na Lachów nie bieży, I przędzie z żoną u złotéj kądzieli, I piosnką babską tylko się weseli. O, nie wojakom w dom kobietę wwodzić; Jest bez nas komu wojowników rodzić. A nasze wojny, to są dzieci nasze, Pożyją one dłużej niż my, Panie! Z niejednéj jeszcze potomstwo powstanie, Co nasze imię po świecie rozsławi. — :Mówił, a Mindows zwrócił się ku niemu, I szydząc z niego — Myślicie, Trojnacie, Ze sami tylko wojować umiécie, I sami tylko w pole wyciągacie Wieczorną dobą, lub o rannym świcie! Ale i Mindows nie zapomniał jeszcze Oszczepem władać i lud swój prowadzić; </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kj71yw99xc021hmcdlwoie28cxazmh2 Strona:Anafielas T. 2.djvu/322 100 1076103 3150116 3128228 2022-08-12T19:11:13Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|321}}</noinclude><poem> A w każdéj siedzi i wzrasta cierpienie, A z każdéj widać i nocy bezsenne, I długie żale, i tęsknicy wiele. — Doumand! — rzekł Trojnat, i — Doumand! — powtórzył Mindows zdziwiony, podchodząc ku niemu. Stanęli. Doumand dziki wzrok ponurzył, I nagiął karku, i panu swojemu Czołem bił kornie, a gdy schylał czoło, To krwią się zlało i oczy nabrzmiały, Płomień z nich buchnął, a usta mu drżały, Jak liść osiny od jesiennej burzy. — Cóż Roman? — Roman, Doumand mu odpowie, Wciąż idzie daléj, wciąż pustoszy ziemie! Śpieszyć na niego, biedz przeciw potrzeba. Daléj z łupami, gdy pogoń usłyszy, Gdzieś się ukryje w puszczach i przypadnie. — — Jutro — rzekł Mindows. — Jutro — Trojnat wtórzył, A mówiąc — Jutro — wzrok w Doumanda wnurzył, I pchał głęboko, aż do jego duszy. Skinęli sobie. Mindows nic nie widzi, Ognia poprawił i usiadł na skórze, Wyciągnął rękę do Doumanda dłoni. — Tyś druh mój wierny, rzecze mu z uśmiechem, I gniewu w sercu twojem wszak już niema? Wszakżeś po żonie pocieszył się twojéj? Jedna kobieta wartaż tyle żalu? — A Trojnat dodał — Jam siwy i stary, Ale za młodu takżem nie miał żony. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9h7jxr6zn5kgtibut6bi4vhwl3x14j4 Strona:Anafielas T. 2.djvu/321 100 1076104 3150115 3128229 2022-08-12T19:10:36Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|320}}</noinclude><poem> Na wojnę razem, Trojnacie, chodzili, I dziś my się was widzieć nie spodzieli. — — Z Zakonem walka ustała do czasu, Rzekł Trojnat, w lackie sam nie pójdę ziemie, Wojny zachciałem i do was przybyłem. Pewniście bez nas; — nie zawadzi siła, A łupów nie chcem, Mindowsie, od ciebie, Dosyć nam swoich łupów i zdobyczy — I siadł na skórze, u ognia się grzeje. Milczą obadwa, obadwa z niewiarą Patrzą na siebie z pode łbów, to znowu Wiodą rozmowę, a słowa ich z sobą Sieką się, jako w wojnie miecze wrogów. Wtém wrzawa w zamku, wojenne odgłosy — Doumand z swém wojskiem przybywa wezwany. Mindows się podniósł i Smerdę z rozkazy Do Doumandowéj wysłał potajemnie. On wszedł, a Mindows nie poznał po twarzy, Ten-li to, co go, gdy z Rusią wojował, Widział na wojnach, nieraz biesiadował U jednych ogniów, u jednego stoła? Nie ten to Doumand; choć go wiek nie schylił, Choć włosa lata nieliczne nie wzięły, Ale go troski zjadły i tęsknota. Zagasłe oczy głęboko gdzieś wpadły, Policzki suche, zmarszczone, pobladły, Usta się sine scisnęły, zacięły, Na czole zmarszczki, jak bróżny na polu, </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b8kwyx2pd9ik5au1r74s2vdwplly9pe Strona:Anafielas T. 2.djvu/320 100 1076105 3150114 3128230 2022-08-12T19:09:33Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|319}}</noinclude><poem> :Rano Trojnatu znak na wojnę dali — On od ostatniej wyprawy, ze Żmudzią Nie stał ni razu do Mindowsa boku — Teraz — o dziwo! — słuchają rozkazu — — Zbierać się ludziom i wojskom gromadzić — Sam na koń siędzie i ludzi powiedzie. Gdzie? — W Nowogródek — Burtynikas stary Szepcze, wyprawie nie chcąc dawać wiary. Ale już Trojnat na siwego wskoczył, I z swemi ludźmi gościńcem potoczył. — Kto u wrót zamku? — pyta się Mindowe. — Trojnat! — Bojary powiedzieli zcicha. — Pozno przypomniał posłuszeństwo swoje — Mindows rzekł z gniewem; lecz gniew pohamował, Bo właśnie Trojnat w próg izby wstępował, I pochyliwszy ubieloną głowę, Naprzód powitał Kobole zamkowe, Potem Mindowsu bił czołem w milczeniu. Mindows się dziwił pokorze, w spójrzeniu Szukał zuchwalstwa, wymówek, i z gniewem Wybuchnąć pragnął, czekając rozmowy. :Trojnat zimnemi powitał go słowy, O dawnych zajściach nie wspomniał Mindowie, I pytał tylko — Gdzie z wojną pójść mają? — — Roman Dubrawski nad Dnieprem plądruje, Rzekł Mindows dumnie. Bez pomocy waszéj Zniósłbym garść jego — Dawnoście już z nami </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3987mkkzhku1t12dksbfcf1c24mf9fz Strona:Anafielas T. 2.djvu/319 100 1076106 3150110 3128231 2022-08-12T19:01:59Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|318}}</noinclude><poem> Dwakroć do żony sial szpiegi tajemnie, Dwakroć ich Mindows na zamku wywieszał, A teraz oba milczą — Mindows myśli, Że się pocieszył po żony utracie, I inną z sobą na zamku posadził. Lecz Doumand w sercu i miłość ma dawną, I gniew ten samy; lecz je kryje w duszy, By lepiéj uwiódł i podszedł go skorzéj. :Tymczasem Roman Dubrawski nad Dnieprem Puścił zagony po Mindowsa kraju, I pali sioła, i zajeżdża grody, I łupy bierze, pędzi lud w niewolę. — Doumand do pana śle swoje pacholę Z tą wieścią smutną — {{tab|120}}— Mam lud z sobą zbrojny; Każesz mi stanąć, jam gotów do wojny, I Roman Kniaź swe zuchwalstwo przypłaci. Pójdę na niego i w więzach przywiodę. — — Pójdziemy razem, Mindows posłom rzecze; Długo już siedzę bezczynny u ognia. Niech Kniaź wasz z ludem w mój zamek przybywa, Ściągnę ja swoich, i razem pognamy, Odbijem łupy, w Rusi pohulamy. — I poszli posły z Kniazia odpowiedzią. Na nowogródzkim zamku stos się pali, Na górach ognie błysnęły w oddali, I jak szeroka Litwa, lud gromadzą. </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7xe66gz105ov8pr8kfa44dde905gtl9 Strona:Anafielas T. 2.djvu/329 100 1076265 3150129 3128705 2022-08-12T19:22:51Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|328}}</noinclude><poem> Napróżno! — oczy zagasły, śmiertelny Całun na bladéj rozesłał się twarzy, Głowa opadła. Jednym znakiem życia Krew, z białej piersi płynąca potokiem. :Ale już Doumand na trupa Miodowy Upada, zemstą pragnąc się napoić. A Trojnat stoi, spojrzał, z myślą nową W dalsze świetlice szalony poskoczył. Wtem Mindows wstaje, zanim się potoczył, Cały krwią zlany, z najeżonym włosem, Z wzniesioną pięścią; — Doumanda obalił, Dognał Trojnata, za szyję u proga Chwycił i jego na ziemię wywrócił, Depcze nogami; — chce mówić, — nie słowa, Głos tylko jakiś z piersi się dobywa, Głos niewyraźny, stłumiony, warkliwy, Jak zwierza, kiedy pod myśliwca strzałą Padłszy, chce jeszcze raz tchnąć piersią całą. Ale nierówna walka ich i siły; Powstaje Trojnat, trzeci raz ciął mieczem, A jeszcze ducha nie wypędził z ciała. Ostatkiem życia Mindows nań się rzucił, I skonał, cisnąc w bezsilnem objęciu. — Dzieci swych bronisz, wilcze, Trojnat woła Nie — nie! ja życia szczenięciu twojemu Nie dam jednemu! wszystkie wymorduję! — Słuchaj mnie: z tobą ród twój ginie cały — </poem><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dwg702uf0gissgwnxflsihn5agllms3 Strona:Anafielas T. 2.djvu/330 100 1076266 3150131 3128706 2022-08-12T19:23:45Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|329}}</noinclude><poem> Słuchaj! jam długu zemstę w piersi chował, Nie żebym w końcu słaby ją darował! — :Mówi, i ręce rozrywa, i bieży, Gdzie na posłaniu dwoje dzieci leży; One z przestrachu powtulały głowy, I cicho płaczą; i ojca, i matki, I swych służebnych napróżno wołają. Wywlókł ich Trojnat z posłania za włosy, Rzucił na ziemię i zdeptał nogami, Rozkrwawil mieczem, aż z rozdartej piersi Dziecięce dusze w mękach uleciały. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 06uubiecgev2qv8e1rqh8ua85ez1d93 Strona:Anafielas T. 3.djvu/13 100 1076362 3150321 3128902 2022-08-13T04:39:12Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|10}}</noinclude><poem> :Dla czego duch mój nie pójdzie z żywemi Życiem dzisiejszém serca rozweselać, I bujać z niemi, i rozśmiać się z niemi, I ich roskosze i radość podzielać? :Dla czego w górę zwracam tęskne oczy, I szukam duchów, co w nieba wzleciały, W kraj nieśmiertelny, smutny a uroczy? Dla czego z niemi i w nim żyję cały? :Dla czego w pieśni umarłych, co ludzi Piersi nie grzeje, serca nie porywa, Wiecznie się głos mój wysila i trudzi, I ledwie ustał, znowu się, odzywa? :Czemu sam jeden na Anafiel lecę, Napróżno ciągnąc zimny lud do siebie; Wskazując przeszłość, stary ogień niecę, Sam tylko, Litwo, mając łzy dla ciebie? :Czemu?? — nie powiem, i wy nie powiecie, Bo nikt z was nie wie słowa tej zagadki: Z piastunki ręku czemu drobne dziecię, Płacząc, się ciągnie do grobu swej matki? Matką mi, przeszłość, a piastunką, życie. </poem><br> {{---}} <br><br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mwvo56q88n5oaiu2qkkohhn71v9ykbm Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/89 100 1078460 3150188 3133779 2022-08-12T20:55:19Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Darują mi czytelnicy to wyboczenie, ale prawdziwie czułam się w obowiązku oczyszczenia górali z zarzutu, który czyni ujmę ich charakterowi, a choć może słuszny co do jednostek, bynajmniéj do ogółu zastósować się nie da. Tak więc wypowiedziawszy co mi leżało na sercu, powracam do przerwanego przedmiotu, t.&nbsp;j. do pobytu w Zakopaném.<br> {{tab}}Nie zapominając nigdy o słotach które po parę dni zatrzymywać mogą w mieszkaniu, radzę wziąść kilka dobrych książek i ręczną robotę jako środek przeciwko nudom. Co do pogody, nie można się spuszczać na przepowiednie górali, bo oni nie znają się na tém, wyjąwszy byłych strzelców, którzy przebywając w górach po parę tygodni, lepiéj są obznajomieni z oznakami wróżącemi deszcz lub pogodę.<br> {{tab}}Ale i ich doświadczenie często zawodzi, gdyż nic zmienniejszego jak pogoda w górach. Wszystkie oznaki deszczu, a więcéj jeszcze pogody, niezawodne w równinach, nie dadzą się tutaj zastósować. Nie widząc, trudno nawet mieć wyobrażenie jak nagle, jak niespodzianie chmury się zbierają, i wśród najpiękniejszéj pogody, ''deszcz zrobi'', jak mówią Zakopianie. Główną tego przyczyną jest wielka zmienność wiatru i bliskość olbrzymich turni, o które rozdzierają się chmury i zmieniają niespodzianie swój kierunek.<br> {{tab}}Niema więc rady, każdy wybierający się na dłuższą zwłaszcza wycieczkę, musi być przygotowanym na zmoknienie, które jednak, jakkolwiek nie bardzo miłe, nie szkodzi zdrowiu w tutejszém prawdziwie cudowném powietrzu.<br> {{tab}}Co do kolei jaką najlepiéj odbywać wycieczki, oraz w tém wszystkiém, co Tatrów dotycze, najlepiéj zasięgnąć rady ks. Proboszcza, który zna i kocha góry, jak zapewne nikt drugi; był niemal na wszystkich wiérchach, od Łomnicy, szczytu Gierlachowskiego i Lodowego<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e7e4pit1e2lu4yqwqkegy13vi5uozp9 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/90 100 1078462 3150189 3133783 2022-08-12T20:58:00Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>aż do niedostępnego Giewontu, i każdemu najchętniéj udziela potrzebnych objaśnień.<br> {{tab}}Tak więc rozgościwszy się w Zakopaném wraz z czytelnikami memi, ruszajmy w góry, do których rwie się dusza z niepohamowanym zapałem; ruszajmy śmiało, bo wszystkie trudy wynagrodzą nam hojnie doznane wrażenia, które na zawsze w duszy pozostaną<ref>Każdemu, wybierającemu się w góry, radzę zaopatrzyć się w wygodne i mocne obuwie, gdyż obcisłe i cienkie nie wystarczy ani na jednę wycieczkę.<br>{{tab}}Wycieczki w góry najprzyjemniéj wprawdzie odbywać w dobraném towarzystwie; gdyby jednak nie było do tego sposobności, można śmiało puścić się w drogę, choćby tylko we dwie osoby wraz z przewodnikiem, bo rozboje w górach żyją jeszcze chyba w pamięci i podaniach ludu; teraz zaś, choćby w najdzikszych stronach, można być zupełnie bezpiecznym.</ref>.<br> {{tab}}Każdy zapewne zapragnie najprzód poznać ''Morskie Oko'', miejsce najwięcéj zwiedzane w całych Tatrach, kilka razy opisywane i zaiste godne dawanych mu pochwał. Wycieczka do Morskiego Oka jako téż wyżéj jeszcze położonych ''Pięciu Stawów'' z wodospadem ''Siklawéj Wody'' jest rzeczywiście jedną z najprzyjemniejszych, jeżeli sprzyja pogoda, i to nie jeden, ale przynajmniéj dwa dni, gdyż ta podróż ze Zakopanego dniem jednym odbyć się nie da. Ponieważ dwa razy byłam przy Morskiém Oku, wiem z doświadczenia, jak najwygodniéj i najprzyjemniéj odbyć można tę wyprawę; opis więc mój posłuży zarazem za wskazówkę każdemu, kto się wybiera na zwiedzenie tych czarownych okolic.<br> <br> {{vvv}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qs7nxmgbzimetvzuw2611tt2891u1mh Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/91 100 1078470 3150192 3133796 2022-08-12T21:01:39Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br><br></noinclude>{{c|'''Morskie Oko i Pięć Stawów.'''|w=120%}} {{---|40|przed=1.5em|po=1.5em}} {{f|lewy=auto|prawy=0em|w=90%| <poem>Czasem się do nas zbłąka panisko; Czasem i kilku — toć z nimi chodzim I do Morskiego Oka ich wodzim {{...}}{{...|..}} A gdy ich wiedziem za kozią drogą Kędy na górach Bóg chmury złożył, Tam to wydziwić już się nie mogą Jaki góralom Pan Bóg świat stworzył.</poem> {{f|''W. P.''|align=right|prawy=3em}} |table|po=1.5em}} {{tab}}Korzystając z ustalonéj na dni kilka pogody, postanowiliśmy odbyć niezwłocznie ułożoną od dawna wycieczkę do Morskiego Oka i Pięciu Stawów. W tym celu (d. 24 Lipca 1856&nbsp;r.) wyruszyliśmy po południu z Zakopanego do wioski Bukowiny, leżącéj już na samym wstępie do Tatrów od strony Spiża, aby tam przenocować i nazajutrz raniuteńko w dalszą puścić się drogę. Dwumilowa droga z Zakopanego do Bukowiny, bardzo przyjemna i piękna. Przecudne łąki jeszcze kosą nietknięte, jaśniały w całym przepychu różnobarwnych kwiatów; na polach zielenił się owies, len i ziemniaki, miejscami bujny groch koralowym {{Korekta|osypauy|osypany}} kwiatem, wił się wysoko po tykach. Prócz Dunajca, który w szerokiém, kamienistém łożysku toczy spienione swe wody, mnóstwo bystrych potoków i strumieni ożywia tę {{pp|oko|licę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dctsqfnhzymtw2g81svfbfuxmbafrce Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/92 100 1078471 3150197 3133797 2022-08-12T21:05:21Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|oko|licę}}, w któréj leży Poronin, wieś porządnie zabudowana, jak wszystkie na Podhalu. Każdemu z przejeżdżających wpadnie niechybnie w oko piękny tutejszy cmentarz. Białe okrągłe kamienie, których mnóstwo w czasie wezbrania stacza z gór Dunajec, ułożone równo jak mur, stanowią ogrodzenie; na środku stoi wielki krzyż z wizerunkiem Zbawiciela; mnóstwo drzew, krzaków i kwiatów posadzonych na grobach, w rozkoszny ogród zamieniają to posępne śmierci siedlisko.<br> {{tab}}Od kościoła w Poroninie, droga zwraca się na wschód, prowadząc brzegiem Porońca, wpadającego pod Poroninem do Białego Dunajca. Ślicznaż to okolica Podhala, którą przebywamy jadąc do Bukowiny! Wśród wzgórzów umajonych świeżą zielonością wiosny, przystrojonych świerkowemi laskami, leżą malowniczo rozsypane wsie ''Mur'', gdzie są kuźnice żelaza, ''Zasichłe'', ''{{Korekta|Gliczaróm|Gliczarów}}'', ''Bukowina''. Leśniczówka i karczma bukowińska, stoi na wzgórzu bardzo wyniosłém (2975&nbsp;st.). Z téj to zapewne różnicy położenia pochodzi, że gdy w Zakopaném owies już się wysypuje, tu dopiero cokolwiek podnosi się nad ziemię. Stąd bardzo piękny widok na dolinę Białki od wschodu i północy, a od południa na Tatry, gdy słońce pięknie zachodzi lub wschodzi.<br> {{tab}}Zaledwie rozgościliśmy się w przeznaczonéj dla nas stancyjce, zaczęli się schodzić górale stręczący nam się za przewodników w jutrzejszéj wyprawie. Zamówiliśmy jednego z nich, który z powierzchowności bardzo nam się podobał, ale jak się późniéj pokazało, w niczém nie był podobnym do poczciwych zakopiańskich górali<ref name="str82">Ostrzegam że nie można się spuszczać na pierwszego lepszego górala który się podejmuje przewodnictwa. Każdy wprawdzie doprowadzi na miejsce, ale jaką drogą, o to nie pytaj, bo dla górala każda dobra. Prócz tego {{pp|zwie|dzając}}</ref>. Lud w Bukowinie i sąsiedniéj wsi Białce, {{pp|le|żącéj}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qvrw6mrwp3jxwrntw4fwv9eaze13xit Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/93 100 1078472 3150200 3133798 2022-08-12T21:08:58Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|le|żącéj}} na saméj granicy spizkiéj, w ogóle nie jest tak uczciwy i trzeźwy jak w Poroninie, Zakopaném, Chochołowie i innych wsiach podhalskich; do złodziejstwa szczególniéj wielką ma skłonność<ref>Od kilku lat górale w Bukowinie, gdzie pijaństwo było powszechném, wyrzekli się wódki i wkrótce skutkiem wstrzemięźliwości, zakwitł pomiędzy nimi lepszy byt który spostrzegaliśmy z pociechą, przejeżdżając tędy w parę lat późniéj.</ref>.<br> {{tab}}Słońce jeszcze dosyć było wysoko, niepodobna było tak wcześnie zabierać się do spoczynku, a potém jakiż to widok wabił nas za wrota karczemne! Cały łańcuch Tatrów roztaczał się przed nami, na oko bardzo mało oddalony. Z Zakopanego widzimy tylko niższą część tego pasma; tu występują owe olbrzymy spizkie, nad które wznoszą się dumne czoła Łomnicy, Lodowego szczytu, Gierlacha, Ganku i innych turni najwyższych w całym Tatrów łańcuchu. Pomimo że najczystszy błękit sklepił się nad nami, grube mgły leżały na najwyższych szczytach, i z nadchodzącym zmrokiem coraz niżéj spuszczały szarą zasłonę swoję.<br> {{tab}}Siedząc przed karczmą, śledziliśmy zachwyconém okiem przecudnéj gry promieni słońca, które zniżając się ku zachodowi, świetną purpurą oblewało Tatry, jakby odblaskiem tysiąca pochodni, gorejących po nawach, kopułach, wieżach, krużgankach téj wspaniałéj, godnéj <ref follow="str82">{{pk|zwie|dzając}} góry, radzibyśmy przecież dowiedzieć się nazwisk, otaczających nas turni, dolin, potoków i jeziór; tymczasem niektórzy tylko górale znają dobrze Tatry, inni na domysł powiedzą co im przyjdzie do głowy. Radzę zatém każdemu, aby wybierając się na jaką wycieczkę, wziął ze Zakopanego przewodnika sumiennego, przezornego i poczciwego. Jako takich polecić mogę: Jędrzeja Walę, Macieja Sieczkę i Szymka Tatara. Ci jako dawniejsi strzelcy, znają Tatry najlepiéj, ale prócz nich jest jeszcze wielu innych, którym można zupełnie zaufać.</ref><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9mk5ut6r77gej2bnz15imltihbbg40b Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/94 100 1078475 3150203 3133801 2022-08-12T21:13:21Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wielkości Stwórcy świątyni. A wśród téj złotoróżańéj powodzi blasku, jakim jaśniały nagie opoki i rumieniły się śniegu smugi, jakże tajemniczo czerniły się głębokie przepaści, w których paszczę nie dojdzie nigdy słońca promyczek! To jakby zaklęte siedliska owych istót z wyższego świata, które według podań ludu zamieszkują te góry, i z zapadającym zmrokiem wysuwają się zwolna z tajemniczych kryjówek swoich w postaci leciuchnych, mglistych obłoczków, czekając, rychło zgasną ostatnie dnia blaski, i ciemna noc zgubnym albo téż zbawiennym ich wpływom otworzy pole działania. Zwolna jedna po drugiéj gasły pochodnie, zmrok coraz szerzéj rozpościerał panowanie swoje; już tylko gdzieniegdzie drżał mdlejący światła promyczek; wnet i ten zagasł, ciemność zaległa całą świątynię, i niby ostatnia lampa w przysionku, poważny tylko Giewont przyświecał jeszcze czołem, zorzą zachodu oblaném. Coraz słabiéj, coraz niepewniéj migotał ten ostatni promyczek i...... skonał. Zazdrosne mgły, czekające widać niecierpliwie na to uroczyste pożegnanie króla światłości, otuliły teraz góry ciemną oponą swoją, niby troskliwa piastunka, kołysząca ulubione dziecię do snu nocnego.<br> {{tab}}Zaledwie się zmierzchło, udaliśmy się na spoczynek, aby nie zaspać i wstać jak najraniéj, gdyż chcieliśmy wyjechać przed świtem. Niebo wypogodzone i miły chłód wieczora, nie pozwalały nawet przypuszczać najmniejszéj wątpliwości o jutrzejszéj pogodzie. Spokojni więc zupełnie, szczęśliwi nadzieją jutra, zasnęliśmy smaczno na świeżém i wonném sianie, przy blasku księżyca, który srebrzystą twarzą zaglądał w okno naszéj stancyjki, jakby czuwał nad snem naszym i czekał tylko chwili obudzenia nas w porę. I nie zawiódł nas poczciwiec; około trzeciéj po północy, uderzeni w naszéj stancyjce jasnością, którą wzięliśmy za światło dzienne, zerwaliśmy się z pościeli, a chociaż poznaliśmy wkrótce,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ca888kzlfhq34gpgwons5syawzu89w Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/95 100 1078479 3150205 3133805 2022-08-12T21:17:06Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>że to księżyc takiego wypłatał nam figla, nie gniewaliśmy się wcale, ale zbudziwszy furmanów, wybieraliśmy się spiesznie. Cudny to był ranek! Księżyc już pobladł i nachylił się do zachodu, brzask dzienny jeszcze nie rozpędził nocnych ciemności; tajemnicza szata zmroku odziewała całą okolicę, Tatry jakby współsenne, rozmarzone, jakoś niepewnie rysowały się na widnokręgu, a mgły szare niby duchy i widma krążyły nad niemi, to rozpływając się w powietrzu, to uciekając w doliny i wąwozy, skąd je znowu zmrok wieczorny wywabi.<br> {{tab}}Z Bukowiny do Morskiego Oka rachują trzy mile. Droga wprawdzie niewygodna, jak zwykle leśna; tu i owdzie lasem wyboje, bagna, w niejedném miejscu przykry zjazd, a od Roztoki bardzo kamienista; stąd więc lepiéj iść pieszo. Z tém wszystkiém jednak droga ta nie jest tak okropna, jakby wnosić można z niejednego przesadzonego opisu; trzeba bowiem znać leciuchne wózeczki góralskie i koniki tamtejsze, zwinne i do takich dróg dziwnie wprawne; zresztą pomimo niewygodnéj jazdy, droga ta jest tak piękną, iż nieledwie wszelkich zapomina się trudów<ref>Skutkiem nadzwyczaj obfitych śniegów w zimie 1871 roku, jakich najstarsi niepamiętają górale, a następnie nadzwyczajnego także wzbierania potoków tak na wiosnę jak w lecie, droga do Morskiego Oka stała się teraz o wiele przykrzejszą do przebycia. Porobiły się nowe wyboje w lesie, a od Roztoki, która zmieniła łożysko, nie tylko przejechać, ale nawet przejść trudno, bo ogromne bryły skał, zawaliły drogę. Pomimo to wiele osób bawiących przeszłego lata w Zakopaném, odbywało tę podróż, bo tu niema wyboru; czy pójdziemy przez Zawrat, czy przez Waksmundzką, czy przyjedziemy z Bukowiny, w powrocie przynajmniéj nieominiemy najprzykrzejszéj części drogi, t.&nbsp;j. od Roztoki do Morskiego Oka, bo innéj niema. Mogę jednak zaręczyć że nikogo ze zwiedzających, Morskie Oko, nie spotkał żaden przypadek i wszyscy powrócili zdrowo, nieżałując podjętych trudów.</ref>. Z początku szczególniéj<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> trpp4zddt6pd7ys1rlroy9kx4n16y71 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/96 100 1078502 3150207 3133884 2022-08-12T21:20:55Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>jestto wyraźnie angielski ogród; na najpiękniejszym trawniku rosną klombami młode świerki, jakby umyślnie sadzone. Kto nie widział świerków tutaj, w prawdziwéj ich ojczyźnie, i zna je tylko z tych, które napotykamy pojedynczo w ogrodach i lasach naszych, sczerniałe, zbiedzone, ledwie ku wierzchołkowi mające kilka smutnie zwieszonych gałęzi, ten nie ma wyobrażenia o tém piękném drzewie. Nasze świerki słusznie ktoś nazwał żałobą lata, tutejsze są jego prawdziwą ozdobą. Zieloność ich ciemniejsza wprawdzie od téj, w jaką wiosna stroi liściaste drzewa, ale jak świeża i piękna! To téż lasy tutejsze, prawie wyłącznie świerkowe, nie są wcale tak smutne, jak bywają zwykle nasze bory, iglastemi drzewami zarosłe. Szczególniéj młode świerki są prześliczne; pień ich wysmukły; prosty, od wierzchołka do dołu okrywają coraz szerzéj rozpościerające się gałęzie. Na tle połyskujących skał, ciemnozielone świerki tém piękniéj odbijają.<br> {{tab}}Może w pół godziny po wyjeździe, powitaliśmy wschodzące słońce. Na niebie nie było ani jednéj chmurki; nie towarzyszyły królowi światła owe obłoczki, które on jasnością oblicza swego opromienia, i które płynąc zwolna w przezroczu błękitu, rydwan jego ciągnąć się zdają. Bukiety róż nie uścielały drogi jego; prócz zorzy, rumieniącéj zlekka wschodnią stronę nieba, nic nie zapowiadało zbliżającego się wschodu słońca. W tém niespodzianie na krańcu widnokręgu ukazał się złoty brzeżek i wkrótce ognista tarcza wzbiła się nad poziom, i płynąc zwolna po czystym lazurze, oblała uroczym blaskiem Tatry, które całym łańcuchem roztoczyły się przed nami, od skalistego Murania i Lodowego szczytu, wznoszącego się majestatycznie tuż przed nami, do Giewontu i gór orawskich. Ani jedna chmurka nie zasłaniała smugami śniegu okrytych turni; czasem tylko leciuchna mgła, niby tkanka pajęcza, czepiała się<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> siz8046iunlci3ptur7k8d9flvdy8n6 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/97 100 1078504 3150208 3133887 2022-08-12T21:26:46Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nagich szczytów, ale i ta rozpływała się wkrótce w ciepłych promieniach słońca.<br> {{tab}}Zachwycając się ciągle tym niezrównanie wspaniałym widokiem, jechaliśmy gęstym świerkowym lasem, który rozsuwał się miejscami i śliczna polanka z szałasem i pasącą się trzódką owiec, lub przepaścista dolina, w głębi któréj huczał bystry potok, rozweselała jednostajność boru. Tak jadąc wciąż z północy ku południowi, minęliśmy polany Klinkówkę i Głodówkę, a ciągle spuszczając się na dół, zjechaliśmy nareszcie w uroczą dolinę Białki. Tu dopiero wstąpiliśmy do wnętrza Tatrów. Po obu stronach téj obszernéj doliny, piętrzą się skaliste olbrzymy; boki ich okrywają bujne lasy, rosnące w amfiteatr na spadzistych ścianach, jakby najstaranniéj przystrzygane szpalery; wyżéj rozściela się plączący kosodrzew<ref>Jestto czołgająca się sosna ''(pinus mughus)'', właściwa górnym strefom; rośnie bowiem w wysokości 4600 do 5600&nbsp;st. n.&nbsp;p.&nbsp;m. Nie jestto drzewo, ale krzak, którego gałęzie okryte igłami bardzo podobnemi do sosnowych, rozpościerają się szeroko po ziemi, a plącząc się z sobą, nieprzebytą prawie stanowią zaporę dla wędrowca zabłąkanego przypadkiem w takie zarośla.</ref>, daléj już tylko mchy szarzeją, a nareszcie nagie, skaliste iglice z płatami śniegu w szczelinach, który oświecony blaskiem słońca, olśniewa oczy świetną białością, pną się pod obłoki tak dumnie i groźnie, że słowa podziwu konają na ustach, a dusza przejęta do głębi uwielbieniem dla Stwórcy, wzbija się wyżéj jeszcze, przenika to lazurowe sklepienie i u stóp tronu Przedwiecznego składa w pokorze uczucia wdzięczności i szczęścia jakie ją przepełniają. W téjto dolinie szumi bystra Białka wypływająca z Morskiego Oka, któréj szmaragdowe, przejrzyste wody, w bystrym pędzie cudnie odbijają wśród białych, czerwonym {{pp|pachną|cym}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rifg2smnh3dlbcpd857bcp37b0sl2tt Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/98 100 1078505 3150210 3133891 2022-08-12T21:31:09Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|pachną|cym}} porostem okrytych kamieni<ref>Nad brzegami niektórych potoków w Tatrach, n.&nbsp;p. w dolinie Białki, w Kościelisku, w dolinie Zakopanego i&nbsp;t.&nbsp;d. widać mnóstwo kamieni czerwoną powleczonych barwą. Jestto niezmiernie delikatny porost, który chyba przez mikroskop rozpoznać można. Kamienie takie w potarciu wydają woń podobną do zapachu fijołków lub malin. Po deszczach, w czas wilgotny, nawet i bez potarcia, rozlewa się w powietrzu ów miły zapach. Kilka takich kamieni przywieźliśmy z sobą do domu. Wkrótce zniknął czerwony porost, kamienie jednak trzymane na wolném powietrzu, do drugiego roku woń zachowały.</ref>, brzegi jéj zalegających.<br> {{tab}}Na zachodnim brzegu Białki, w połowie drogi między Bukowiną a Morskiém Okiem, leży polana zwana ''Łysą'', która pięknością swoją w prawdziwe wprawia zachwycenie. Najpiękniejsza łąka rozścielająca się kwiecistym kobiercem, szałas stojący na pochyłości wzgórza, stada pasącego się bydła, pasterze i pasterki uganiający za niém i zwołujący rozpierzchłe owieczki dźwięcznym głosem, który dalekie powtarzają echa, to wszystko ujęte w ramy splecione z olbrzymich opok, z ciemnemi lasami u dołu i kryształowéj wstęgi potoku, opromienione słońcem poranném, tworzy obraz tak wdzięczny i czarujący, że nic nie zdoła zatrzeć go w pamięci. Z tym pięknym widokiem tchnącym życiem i świeżością wiosenną, smutną stanowią sprzeczność sterczące pnie lasu, który niegdyś okrywał pochyłości gór po lewéj, t.&nbsp;j. wschodniéj stronie Białki, a przed kilkudziesiąt laty pożarem został zniszczony. Na stosach powalonych pni, sterczą jeszcze tu i owdzie jakby kościotrupy zeschłe, popalone drzewa, nieme świadki owego dnia pełnego zgrozy, kiedy rozhukany żywioł wtargnął w ten gród odwieczny, szerząc okropne zniszczenie.<br> {{tab}}Około godziny siódméj, przybyliśmy do ujścia ''Roztoki'', która dwoma ramionami wypada z przepaścistéj<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dzzzqjs8fa2eg5npdbpa57btuk6iazx Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/99 100 1078506 3150213 3133893 2022-08-12T21:34:45Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>doliny otwierającéj się po zachodniéj stronie drogi i łączy się z Białką. Ta to dolina miała nas doprowadzić do wodospadu Siklawéj Wody i Pięciu Stawów; Roztoka miała być naszym przewodnikiem w téj przeprawie i w zamian za trudy nasze, obiecywała ukazać cuda kolebki swojéj. Tu miał złączyć się z nami X..., który dniem przedtém wyruszywszy z Zakopanego przez Zawrat do Pięciu Stawów, spuścił się na wieczór do Morskiego Oka, tam przenocował i obiecał nazajutrz rano przyjść do ujścia Roztoki, odległego o milę od Morskiego Oka, aby wraz z nami odbyć powtórnie wycieczkę do Pięciu Stawów, do któréj on jeden nas zachęcił i ośmielił, gdyż wszyscy odradzali nam tę wyprawę, jako bardzo męczącą a nawet niebezpieczną. Trzeba być tak rozkochanym w górach, tak niezmordowanym w chodzeniu po nich, jak jest X..., aby tyle podejmować trudów. Nie zastaliśmy wprawdzie w umówioném miejscu towarzysza podróży naszéj; pewni wszakże, że wkrótce za nami zdąży, odesłaliśmy nasze wózki prostą drogą do Morskiego Oka, a sami z przewodnikiem zapuściliśmy się w dolinę Roztoki.<br> {{tab}}Wyznam szczerze, że spojrzawszy na te dzikie opoki piętrzące się tak stromo i groźnie, zpomiędzy których wypada spieniony potok, przypomniawszy sobie wszystkie opisy i opowiadania o strasznych przepaściach nad któremi z niebezpieczeństwem życia przechodzić trzeba, straciłam na chwilę odwagę, zwątpiłam o własnych siłach<ref name="str89">Przypominam że tę wycieczkę odbywaliśmy w r.&nbsp;1856. Od tego czasu tyle osób zwiedziło dolinę Roztoki i Pięciu Stawów, że niepodobna wystawiać te miejsca jako nieprzystępne i niebezpieczeństwem grożące, ale przed kilkunastu</ref>. Gdy jednak zapuściliśmy się w głąb lasu, gdy dała się słyszeć piszczałka X.... a wkrótce nadbiegł i on sam, nie zmęczony bynajmniéj wczorajszą<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e29o8yh8ud541pesz59uq144pzjjaew Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/100 100 1078507 3150215 3133895 2022-08-12T21:37:47Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>przeprawą i milową drogą już dzisiaj odbytą, uszczęśliwiony z pogody, zniknęła i nasza obawa, nowy ożywił nas zapał, nabraliśmy nowych sił i odwagi; zapomniawszy o {{Korekta|czekujących|czekających}} nas niebezpieczeństwach, przyspieszaliśmy kroku, byle ujrzeć się co prędzéj w owym zaczarowanym Tytanów grodzie, którego opis skreślony piórem Wieszcza ''Sobótki'' od dawna mnie zachwycał.<br> {{tab}}Droga kamienista prowadziła nas ciągle nad samą Roztoką w kierunku zachodnim, najprzód po lewym czyli południowym, potém po prawym, wreszcie znowu po lewym brzegu tego dzikiego potoku. Po lewéj stronie doliny wznosi się wyniosłe skaliste pasmo zwane ''Opalona'', po prawéj wspaniały ''Wołoszyn'', jedna z gór najrozleglejszych w Tatrach, niby olbrzymi mur poszczerbiony u góry, nigdzie jednak nie rozdarty do dołu, poorany łożyskami potoków, dziś po większéj części wyschłych, lub sączących się zaledwie, które jednak w czasie ulewnych deszczów wzbierają nagle i z nieopisaną gwałtownością rzucają się ku Roztoce. Granitowych ścian Wołoszyna gdzieniegdzie tylko czepia się kosodrzewina, mchy rozmaitych gatunków rosną kępami w załamkach skały, a wyżéj już tylko naga piętrzy się opoka i bielały płaty śniegu, którego nie stopiło jeszcze skwarne letnie słońce.<br> {{tab}}Wązkie dno téj głębokiéj doliny zalegają ogromne odłamy głazów, pomiędzy którymi z ogłuszającym szumem przewala się rozhukana Roztoka, zasilana ciągle spływającemi z obu boków wodami. Po brzegach Roztoki rośnie bujna świerczyna, teraz bardzo przerzedzona wypalaniem na węgle do kuźnic i pieców zakopiańskich, <ref follow="str89">laty, były one prawie nietknięte stopą zwyczajnych wędrowców, zwłaszcza kobiet, a témsamém przedstawiały obszerne pole do przesadzonych opisów które wpływały na moję wyobraźnię.</ref><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qrj5utjr7ab5weg3zhbtbfl7fepi85a Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/101 100 1078508 3150218 3133904 2022-08-12T21:43:34Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>tudzież mnóstwo rozmaitych krzewów, między któremi wspominam krzaki malinowe tak piękne i bujne, jakich nie łatwo gdzieindziéj w Tatrach napotkać. Im daléj atoli zapuszczaliśmy się w tę dziką dolinę, tém uboższą stawała się roślinność. Pożegnały nas świerki i inne krzewy, znikły prześliczne poziomki i różnobarwne alpejskie kwiaty, została tylko plącząca się kosodrzewina i gruba, bujna trawa w miejscach wilgotnych.<br> {{tab}}Nagie olbrzymy coraz ciaśniejszém obstępują nas kołem, śnieg już nietylko na szczytach, ale po bokach i u stóp ich leży; już tylko kilka minut dzieli nas od wodospadu, już słychać huk jego, a jeszcze nie odsłania się oczom naszym, jeszcze urwista opoka kryje Sztaubbach polski! Wspinając się po płytach kamiennych, dostaliśmy się na trawnik rozesłany na pochyłości skały nad głęboką przepaścią i nagle ujrzeliśmy wodospad.<br> {{tab}}Są zjawiska, są widoki, które wielkością i pięknością swoją, tłumią w piersi wykrzyk podziwu. Przyciśnieni niejako siłą doznanego wrażenia, nie możemy przez chwilę owładnąć własnych myśli, zapominamy, gdzie się znajdujemy, myślimy o wszystkiém, nie myśląc właściwie o niczém; chcemy objąć wźrokiem ów przedmiot podziwu, ale ten jest za wielki, za nadto rozmaity i niespodziany, tak, iż zmysł i myśl potrzebują chwili czasu, aby się wyplątać z chaotycznego wrażenia i nabyć uporządkowane rzeczy wyobrażenie. Nigdy jeszcze w takim stopniu nie doznałam podobnego wrażenia, jak na widok wodospadu ''Siklawéj Wody''. Jakże blade, jak niedostateczne wydały mi się teraz wszystkie opisy tego wspaniałego dzieła przyrody! Bo zaiste, tu nie opisywać, ale tylko podziwiać trzeba, a korząc się, wielbić Boga, którego wszechmocna ręka siejąc po ziemi piękności kwiaty, nie pominęła najustronniejszego zakątka i tę dziką nagich skał pustynię ustroiła {{pp|snu|jącą}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k4wj6yfsb1swc6lfti7msidwxngdk9i Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/102 100 1078525 3150221 3133934 2022-08-12T21:48:07Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|snu|jącą}} się bez końca brylantową wstęgą, głuchą ciszę ożywiła szumem i hukiem, który tak jest miłym dla ucha wędrowca, jako jedyny głos życia przerywający to ponure milczenie. Ja też nie myślę nawet silić się na opis widoku, którego wspaniałość nigdy w słowach oddać się nie da; nie chcąc jednak przerywać ciągu opowiadania, w kilku wyrazach nakreślę jakby szkic wodospadu, mogący dać jakiekolwiek o nim wyobrażenie.<br> {{tab}}Z grzbietu nagiéj, zupełnie pionowéj opoki, rzuca się do dwóch sążni szeroki potok zwany ''Siklawą Wodą''. Może w trzeciéj części spadku, napotyka na wystającą skałę, rozdziera się na dwa ramiona równéj prawie objętości i spada w przepaścistą głębią. Spadek tak jest gwałtowny, że woda traci zupełnie swą kryształową przejrzystość, i wydaje się jak bałwan śnieżnéj piany przesypanéj milionami brylantów. Około wodospadu do znacznéj odległości, tworzy się deszcz kroplisty, w którym odbite promienie słońca tworzą tęczę. W czasie naszéj bytności, dwie takie siedmiobarwne wstęgi przepasywały śnieżne fale. Najwspanialéj wydaje się wodospad stanąwszy u spodu jego, bo wtenczas dopiero można doskonale objąć okiem całą olbrzymią jego wysokość około 160&nbsp;st. wynoszącą. Dojście jednak do dna téj głębi, w którą się rzuca, jest trudne.<br> {{tab}}Siedząc z boku nad brzegiem téj przepaści, z pomimowolném uczuciem zgrozy, spoglądałam w tę głębią jakby łoże, olbrzymią siłą wykute w litym granicie, o które rozbijają się z nieopisaną gwałtownością spienione wody, tworzą wiry, fontanny, wrą, kipią, niby w kotle, podziemnym ogniem rozpalonym, a wszelkie przezwyciężając przeszkody, wpadają w dolinę i pod nazwiskiem Roztoki, szalonym pędem spieszą do Białki, która lubo niezmiernie bystra, wydaje się spokojną obok tego rozhukanego potoku. Na wiosnę, gdy wody górskie, zasilone topniejącemi lodami i śniegiem, gwałtownie {{pp|wzbio|rą}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d65chj0p0kp2ae0pxo4l1pjzp64wlw6 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/103 100 1078526 3150227 3133936 2022-08-12T21:51:12Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|wzbio|rą}}, wodospad Siklawéj Wody jest nierównie wspanialszym; wtenczas bowiem już nie podzielony na dwa strumienie, ale jako jedna rzeka i jednym lukiem spada w otchłań. Oprócz głównego strumienia Siklawéj {{Korekta|wody|Wody}} spada tu jeszcze kilka potoków; te jednak nierównie są węższe i nie tak gwałtowne, nie zwracają więc nawet na siebie uwagi.<br> {{tab}}Droga do wodospadu, lubo nie bardzo trudząca, jednak trzy ćwierci mili długa, zmęczyła nas dosyć. Oblani potem, strudzeni i spragnieni, usiedliśmy na kamienistym upłazie, okrytym grubą trawą i roszonym ciągle deszczem wodospadu. Zaspokoiwszy pragnienie i niepospolity apetyt, który wzbudziła niemal dwugodzinna podróż i powietrze górskie, pokrzepieni na siłach, mając przed sobą jeszcze długą i przykrą drogę, pożegnaliśmy Siklawą Wodę.<br> {{tab}}Od wodospadu dopiero rozpoczyna się podróż rzeczywiście mozolna i trudząca, zwłaszcza dla nieprzywykłych do podobnych wypraw. Wspinając się dosyć stromo po płytach skalistych, oślizłych od wody, stanęliśmy wkrótce w dolinie ''Pięciu Stawów'', najdzikszéj na północnéj stronie Tatrów. Żeby jednak opisem moim nie dać powodu do przesadzonego wyobrażenia o trudach, z jakiemi doliną Roztoki i obok wodospadu Siklawéj Wody dochodzi się do doliny Pięciu Stawów, winnam tu nadmienić, iż węgle wypalane w dolinie Roztoki, na wózkach stamtąd wywożą; niemniéj, iż tą samą drogą, którą dążyliśmy do Pięciu Stawów, z tamtejszego szałasu spieszyło dwóch juhasów z koniem, obładowanym obońkami z mlekiem i serem, do Jurgowa na odpust św. Anny. Gdyby nie naoczne przekonanie, nigdybym nie była uwierzyła, iż obok wodospadu Siklawéj Wody koń zdoła wyjść i zejść. Stąd więc wnosić można, iż gdzie koń przejdzie, tam dla człowieka żadnego niema niebezpieczeństwa.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4br4i6bohp8hd644j34fakyx33si3jh Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/104 100 1078776 3150236 3143080 2022-08-12T21:55:55Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Pasmo skał dzikich, nagich, okrytych gdzieniegdzie zielonawym porostem i smugami zlodowaciałego śniegu, górami ''Miedzianemi'' zwanych, obiega obszerną dolinę zawaloną złomami kamieni, w któréj leży pięć jeziór, zwanych zwyczajnie Pięciu Stawami. Dolina ta najwyżéj z tatrzańskich położona, bo {{Korekta|6120|6120&nbsp;st.}} n.&nbsp;p.&nbsp;m., przeszło pół mili długa, ma kształt łuku nieco wygiętego ku południowi. Dno jéj nie jest płaszczyzną, ale wznosi się jakby piętrami coraz wyżéj. Na tych piętrach niby na skalistych terasach, leżą owe Pięć Stawów w następującym porządku. Najwyżéj, pod samą ścianą ''Zawratu'', leży staw tak zwany ''Zadni'' lub ''Zmarzły'', z powodu że prawie zawsze jest lodem okryty; ma on przeszło 11 morg. powierzchni. Na niższym stopniu położony staw ''Czarny'', zajmuje przeszło 22 morg. Następny, leżący znowu niżéj od poprzedniego, jest największym, nawet z pomiędzy jeziór tatrzańskich, zajmuje bowiem przeszło 60 morgów powierzchni i zowie się ''Wielkim''. Ma on kształt podłużnego czworoboku, zaokrąglonego po rogach. Woda w bliskości brzegów przeźroczysta jak kryształ, daléj, gdzie wielka głębia, wydaje się ciemnosina. Z Wielkiego Stawu wypływa ów potok, który rzucając się w straszną głębię doliny Roztoki, tworzy przepyszny wodospad ''Siklawéj''. Czwarty stawek zaledwie 716 sąż. kw. mający i ''Małym'' zwany, leży jeszcze niżéj; ostatni zaś najniżéj położony ''Przedni'', jest znowu dość wielki, bo ma przeszło 13 morg.<br> {{tab}}Idąc od wodospadu, stajemy od razu nad brzegiem ''Wielkiego'' stawu, a zmierzając ku Morskiemu Oku, przechodzimy następnie około ''Małego'' i ''Przedniego''. Przystęp do dwóch ostatnich jest trudny, bo trzeba się przeprawiać po ogromnych bryłach skał zalegających całą dolinę, a szczególniéj część jéj północną.<br> {{tab}}Poprzestaliśmy więc na widzeniu trzech stawów około których wypadała nam droga.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2913p1m4zrl2vsbvjciuqwgw56ujkzd Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/105 100 1078777 3150240 3134746 2022-08-12T21:59:09Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Dolina Pięciu Stawów, przedstawia obraz okropnego zniszczenia, martwoty i dzikości czyniący nieopisanie posępne wrażenie. Zdaniem Staszyca, cała była niegdyś zalana wodą; dopiero gdy olbrzymia jakaś siła rozwaliła północnowschodnią ścianę otaczających ją granitów, wody ogromnego jeziora rzuciły się w dolinę Roztoki, a na obszernéj płaszczyźnie, którą zalewały, pozostało tylko owe Pięć Stawów. Przedziały pomiędzy tymi stawami, zalegają ogromne odłamy głazów, oderwane widocznie od tych granitowych olbrzymów, które w potężne swoje ramiona objęły tę głuchą pustynię. Zieleniejąca miejscami nad wodą kosodrzewina, mchy czerwonawe, białawe, brunatne, rosnące kępami, karłowata borówka i kilka roślin alpejskich, oto cały roślinności wieniec. Grobową ciszę przerywa tylko głuchy huk wodospadu, podobny do odgłosu dalekiego grzmotu.<br> {{tab}}Kiedy tak postępując zwolna po złomach kamieni, śledziłam pilnie każdy objaw życia, tu już tak blisko graniczącego z zupełną martwotą, nagle z zarośla kosodrzewiny zerwała się mała ptaszyna, tak zwany ''siwarnik'', spłoszona naszemi krokami, i wydając głos jednostajny, przerywany, smutny, przeleciała na drugą stronę stawu. Biedna pustelnica! jéj nie tęskno wśród tych skał nagich za wesołymi współrodakami, którzy bujają swobodnie z drzewa na drzewo, z gałązki na gałązkę, gdy ona na twardym chyba spocznie głazie lub na kolącéj kosodrzewiny gałęzi. Nikt tu piosenki jéj nie posłyszy wśród grobowego martwych głazów milczenia. Nie słyszana od żadnéj żyjącéj istoty, wzbije się ona w górę, w niebo, jako jedyny głos uwielbienia i chwały dla tego Pana, którego wszechmocna ręka dźwignęła te granitowe opoki. O jakże ochotnie zawtóruje jéj wędrowiec, w tę dziką zabłąkany ustroń, bo i jego serce wezbrane uwielbieniem dla Stwórcy, którego moc i potęgę tak wymownie te skaliste opowiadają {{pp|tur|nie}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r1ynqo14mrar6rhiaoo5rp3klbk1hds Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/106 100 1078778 3150252 3134750 2022-08-12T22:02:49Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|tur|nie}}! On Go czci jako Pana tego olbrzymiego grodu, on Go kocha jako najlepszego Ojca, który czuwa nad nim w trudnéj przez puszczę świata pielgrzymce, jako nie zapomina o biednéj ptaszynie wśród głuchéj olbrzymich skał pustyni.<br> {{tab}}Przeprawa przez ogromne zwaliska kamieni, zalegających dolinę, jest trudząca. Z ostrożnością i zręcznością przestępować trzeba z kamienia na kamień, aby się nie pośliznąć i nie upaść niebezpiecznie. Po przebyciu dwóch takich przestrzeni, zawalonych gruzami, które wydają się jakby wyschłe łożyska jeziór, pozostawała jeszcze osławiona z niebezpieczeństw ścieżka nad przepaścią, na któréj bojaźliwszych przeprowadzają z zawiązanemi oczami. Pokazał nam ją zdaleka X.... i doprawdy nie mogłam sobie wyobrazić, jak ścieżka tak wygodna za tak niebezpieczną uchodzić może. Jest ona wyryta na wschodnim boku stroméj góry, okrytéj gęstą, twardą, a zatém ślizką trawą, tak szeroka, że nietylko najwygodniéj po niéj postąpić można, ale nawet wyminąć się z drugą osobą. Prawda, że przepaść doliny Roztoki, nad którą prowadzi, okropna; z tego więc powodu dla osób, cierpiących zawrót głowy, przeprawa ta niebezpieczną być może. Szczęściem nikt z nas nie był skłonnym do zawrotu, śmiało więc zbliżaliśmy się do tego osławionego miejsca, i odetchnęliśmy dopiero na owéj ścieżce, która prócz sąsiedztwa przepaści, nie ma rzeczywiście żadnéj innéj niedogodności. Każdemu téż radzę naśladować nas i nie spoglądać w otwierającą się obok niego głębią, nie myśleć o niéj, a ręczę, że owa przeprawa, okrzyczana za tak niebezpieczną, będzie dla niego wypoczynkiem po trudzącéj około Pięciu Stawów podróży. Udawanie śmiałka, zaglądając w tę okropną przepaść, jest prawdziwie niedorzeczném i dowodzi raczéj braku rozsądku niż odwagi.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> osl1602n0tjxxmi5ss9mi31mqsr5yma Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/107 100 1078779 3150255 3134763 2022-08-12T22:06:43Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Wspomniona ścieżka, wznosząc się coraz wyżéj, doprowadziła nas wkrótce na grzbiet skalistéj ''Świstówki'' po któréj uboczu się wije. Tu zatrzymaliśmy się na chwilkę dla wypoczynku. Teraz, stojąc na bezpieczném i dość obszerném miejscu, śmiałém okiem mogliśmy zmierzyć przebytą drogę i rozpatrzyć się w olbrzymich cudach otaczającéj nas natury. U stóp naszych przepaść głęboka, straszna! To dolina Roztoki którą przebywaliśmy przed kilką godzinami; długa na trzy ćwierci mili, patrząc z téj wysokości zdaje się nie mieć więcéj nad parę set sążni. Wołoszyn dziki, nagi, podarty, ale obok tego wspaniały i piękny, przedstawił nam się w całym prawie ciągu. U stóp jego, na dnie przepaści, wije się owa szalona Roztoka, jakby wąziutka biała wstążeczka. Nie wiedząc, trudnoby nawet rozpoznać że to potok, gdyż ruchu wody najbystrzejsze nie dostrzeże oko. Na lewo, to jest na zachód, otwiera się rozległa dolina Pięciu Stawów, dzika, odarta, straszna. Dokoła piętrzą się nagie, skaliste turnie, dźwigające w niebo dumne, śniegiem świecące iglice. Stąd majestatycznie przedstawia się ''Lodowa'' turnia (8324&nbsp;st.), szczyt ''Gierlachowski'' (8414&nbsp;st.), ''Ganek'' (8021&nbsp;st.) i inne spizkie olbrzymy. Od ciemnych opok, rażąco odbija białość śniegu leżącego obficie po wszystkich wiérchach. Przewodnicy pokazują stąd zwykle i ''Łomnicę'', dogadzając ciekawości podróżnych; mogę jednak zaręczyć że jéj tu wcale nie widać, gdyż zasłania ją ''Lodowy szczyt''. Ku wschodowi rozstępują się granitowe ściany olbrzymów i w głębi najcudniejszy przedstawia się krajobraz, niby ogród nadobny, którego wdziękiem natura tak tutaj groźna, dzika, zmartwiała, łagodzi nieco surowość swego oblicza. Ujęta w skaliste ramy, roztacza się w dali część spizkiéj i wschodniopółnocny brzeg doliny nowotarskiéj; niepewnemi barwami rysują się na widnokręgu od północy grzbiety Bieskidów, stąd wyglądające jakby nie wielkie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eza6nwm37lgrwd1cypql1lqca8hhql8 Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/108 100 1078780 3150263 3134764 2022-08-12T22:10:14Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>pagórki. Daléj sterczą skaliste Pieniny, a na ich zachodnich stopniach, zwaliska Czorsztyna i bielejące mury węgierskiego zamku ''Dunajca'' (Niedzicy).<br> {{tab}}Ale na co te wszystkie opisy! Cóż nudniejszego, cóż jednostajniejszego nad widoki malowane słowami? Zabierając się do pisania, postanawiam sobie zawsze, że tylko w krótkości wspomnę o ważniejszych wycieczki naszéj szczegółach, zapiszę tylko niektóre silniejsze wrażenia jakich w ciągu podróży doznałam, a nie będę się zajmowała opisem miejsc, które widzieć koniecznie trzeba, aby poznać cały urok ich dzikiéj piękności lub czarownego wdzięku. Gdy jednak z kolei wypada mi mówić o podobnych miejscach, zaraz roztacza się przed oczyma memi czarodziejski obraz tak wyraźnie i żywo, że zdaje mi się, iż potrafię oddać go tak wiernie, że i przed okiem czytającego stanie urocze zjawisko, że i on dozna wrażeń podobnych do tych, jakie na mnie sprawiły cuda przyrody. Prawda, że nim pierwsze nakreślę słowa, poznaję, że zbyt śmiałemi łudziłam się nadziejami, bo te urocze obrazy, jakkolwiek ryją się głęboko w pamięci tego który na nie z zamiłowaniem spogląda, nigdy jednak słowami oddać się nie dadzą. Pomimo to, trudno mi zupełném milczeniem pominąć miejsca, które mię szczególniéj zachwyciły i choć kilku rysami nie zwrócić na nie uwagi czytelników.<br> {{tab}}Wypocząwszy nieco, ruszyliśmy daléj; ścieżka równie wygodna jak dotąd, prowadziła nas teraz wciąż w kierunku południowo-wschodnim samym grzbietem przepaścistéj po obu stronach ''Świstówki''; na lewo otwiera się dolina Roztoki, na prawo inna, ale już nie tak głęboka, nie tak dzika i straszna. Niebawem spuściliśmy się w dolinkę znowu zawaloną złomami kamieni, przez które przeprawa trudząca i przykra. Nieuwaga przewodniczącego nam górala, przyczyniła nam jeszcze utrudzenia. Poprowadził nas niepotrzebnie przez {{pp|ogro|mną}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5cplo7byixxqmdn5093i2l5x3xc3skk Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/111 100 1080917 3150041 3141914 2022-08-12T17:53:02Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>czy 1294&nbsp;r. Jeden z największych uczonych średniowiecza. Napisał: {{roz*|„Opus majus“, „Alchemiczne zwierciadło“, „O cudownej potędze sztuki i natury“}} — w którym opisuje kamień filozoficzny.<br> {{tab}}'''Barlet''' (F—Ch.) znany francuski, współczesny okultysta. Napisał szereg ciekawych i cennych prac.<br> {{tab}}'''Bazyli Valentinus''' — żyjący w XIII lub XIV&nbsp;w. — pozostawił po sobie niezwykle rzadkie dzieło p.&nbsp;t. {{roz*|„Azoth sive aureliae philosophorum“.}}<br> {{tab}}'''Dr. Bernheim''' (współcz.) twórca teorii o sugestii.<br> {{tab}}'''Bodinus Jan,''' słynny prawnik XVI&nbsp;w. Wsławił się specjalnie walką z czarownictwem. Napisał „Demonomanię“.<br> {{tab}}'''Besant Annie''' — przywódczyni, po Bławackiej, współczesnego ruchu teozoficznego. Autorka licznych dzieł teozoficznych.<br> {{tab}}'''Boehme Jakób''' (1576—1624) — z zawodu szewc, poświęcił się studiom nad iluminizmem i okultyzmem. Bóg był dlań potężnym alchemikiem, stwarzającym wszystko za pomocą dystylacji. Ogłosił w 1612&nbsp;r. „Wschodzącą aurorę“ i inne pisma po łacinie, przetłomaczone później przez St. Martina.<br> {{tab}}'''Bozzano Ernest''' — (współcz.) autor spirytystyczny.<br> {{tab}}'''Borri Józef Franciszek,''' urodzony 1627&nbsp;r. w Milanie. Alchemik królowej Krystyny i czarownik, skazany na {{Korekta|śmierć|śmierć i}} zmarły w więzieniu, napisał b. ciekawy {{roz*|„Klucz do gabinetu kawalera Borri“.}}<br> {{tab}}'''Bose Ernest''' (współczesny), badacz misteriów starego Egiptu, napisał „Isis {{Korekta|Odsłoniona,|Odsłoniona“,}} lub „Święta egiptologia“.<br> {{tab}}'''Bławatska Helena Petrowna,''' patrz „[[Magja i czary|Magia i Czary]]“.<br> {{tab}}'''Bricaud''' — głowa kościoła gnostyckiego. Patrz pop. rozdz.<br> {{tab}}'''Cagliostro,''' patrz poprz. rozdział.<br> {{tab}}'''Cahagnet''' (współcz.) autor „Magii {{Korekta|magnetyczej“.|magnetycznej“.}}<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ik7ee3263ptap4ur2noibze7qsq7an5 Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/112 100 1080918 3150046 3141920 2022-08-12T17:56:10Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}'''Conan Doyle''' — znakomity pisarz i głowa spirytystów {{Korekta|Anglii|Anglii.}}<br> {{tab}}'''Calmet Dom,''' zmarły w 1757&nbsp;r., uczony opat benedyktyński, napisał ciekawy traktat „O ukazywaniu się duchów“.<br> {{tab}}'''Cardan Jeremi,''' ur. 1501&nbsp;r. Zajmował się wywołaniem duchów, specjalnie złych. Jego dzieła: „O snach“, „O subtelności demonów“, „Metoposcopia“ zawierają wiele cennych danych.<br> {{tab}}'''Crepieux''' (współcz.) napisał jedno z najlepszych dzieł o grafologii: {{roz*|„L‘ecriture et le caractere“.}}<br> {{tab}}'''Crookes Wiliam''' (współcz.). Jeden z twórców współczesnej szkoły badań psychicznych. Najwybitniejsze dzieła: „Badania nad spirytystycznymi zjawiskami“ i „Siła psychiczna“.<br> {{tab}}'''Delaage Henryk''' (współcz.). W książce „Wiedza o prawdzie“ przedstawia starożytne wtajemniczenia.<br> {{tab}}'''Delancre''' (XVI&nbsp;w.). Słynny demonolog, spalił na stosie setki czarownic. Zmarł w 1630&nbsp;r. Pozostawił po sobie dwa głośne dzieła: „Niewiara w czarownictwo pokonana“ i „Obraz niewierności złych duchów i demonów“.<br> {{tab}}'''Delanne Gabriel''' (współcz.). Jeden z najwybitniejszych francuskich spirytystów. Napisał: „Le Spiritisme devant la raison“ i „La doctrine spirite“.<br> {{tab}}'''Delrio Marcin Antoni''' (ur. w Anvers 1551&nbsp;r.). Uczony jezuita, demonolog i prześladowca czarownictwa. Napisał: „Poszukiwania magiczne“.<br> {{tab}}'''Desbarolles''' — ojciec współczesnej chiromancji. Napisał: „Des mysteres de la main“ (tajemnice ręki) i szereg innych dzieł.<br> {{tab}}'''Durville Henryk.''' Współczesny okultysta. Napisał szereg książek m.&nbsp;inn. „La science secrete“ (Wiedza tajemna).<br> {{tab}}'''Eckartshausen''' — pisarz okultystyczny XIX&nbsp;w.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3opov91z2m4f82o1535ixuqhw67648w Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/113 100 1080919 3150050 3141926 2022-08-12T18:00:01Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}'''Eliphas Levi,''' patrz „[[Magja i czary|Magia i czary]]“.<br> {{tab}}'''Etteila''' — pseudonim od Aliette, gdyż tak zwał się istotnie. Pierwszy usiłował dać klucz do Tarota. Lecz mało inteligentny, z zawodu fryzjer, poprzestał na banalnych i dowolnych komentarzach, choć sam z kart przepowiadał znakomicie.<br> {{tab}}'''Fabre D‘Olivet.''' Jeden z ojców współczesnego okultyzmu, cieszący się olbrzymią powagą. Pracował specjalnie nad kabałą oraz oddawał się studiom języka hebrajskiego; z dzieł wybitniejszych: „La langue {{Korekta|hebrajque|hébraïque}} restituée“ (język hebrajski odbudowany) i „Katechizm zasad kabały“.<br> {{tab}}'''Faria''' — słynny magnetyzer, autor „Studiów o naturze człowieka“ i „Sen sztuczny“ 1819&nbsp;r.<br> {{tab}}'''Faust Jan''' XV&nbsp;w. Postać legendarna — miał być jednym z największych niemieckich czarnoksiężników.<br> {{tab}}'''Figuier Ludwik''' (współcz.) — popularyzator nauk tajemnych, specjalnie alchemii. Nap. „Alchemia i alchemicy“.<br> {{tab}}'''Flammarion Kamil''' — (współcz.) słynny astronom i spirytysta, um. 1925&nbsp;r.<br> {{tab}}'''Flamel Mikołaj''' XIV&nbsp;w. patrz „[[Magja i czary|Magia i Czary]]“. Jeden z najsłynniejszych alchemików średniowiecza. Zdobył tak wielkie skarby, iż własnym kosztem wybudował cztery szpitale i dwa kościoły. Pozostawił po sobie dzieła ciemne i niezrozumiałe.<br> {{tab}}'''Franck Ad.''' (współcz.) jeden z najlepszych komentatorów kabały. Por. rozdz. „[[Wiedza tajemna/Rozdział V|O kabale]]“.<br> {{tab}}'''Gall''' — twórca nauki o frenologii.<br> {{tab}}'''Gaffarel Jakób,''' jeden z najsłynniejszych kabalistów i uczonych erudytów okultyzmu. Specjalnie ciekawe są jego książki, tyczące się opisu sprzętów, używanych przy ceremoniach magicznych.<br> {{tab}}'''Gaufridi''' por. rozdz. „[[Wiedza tajemna/Rozdział XIX|Słynne procesy]]“.<br> {{tab}}'''Geley''' — (współcz.). Jeden z przywódców kierunku badań psychicznych. Zmarł tragicznie, na lotnisku {{pp|mo|kotowskim}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bfa7032elsqftg9qpwq8x3j07h2zb5f Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/114 100 1080920 3150058 3141929 2022-08-12T18:03:22Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|mo|kotowskim}} w Warszawie, podczas katastrofy samolotowej, wyruszając w drogę powrotną do Paryża.<br> {{tab}}'''Gibier,''' spirytysta współczesny. Napisał „Spirytyzm“ i „Fakiryzm zachodni“.<br> {{tab}}'''Guibourg''' — por. dalsze rozdz.<br> {{tab}}'''Grandier''' — por. „[[Wiedza tajemna/Rozdział XX|Słynne procesy]]“.<br> {{tab}}'''Greatrakes Valentinus''' (XVII w.). Jeden z najsłynniejszych lekarzy cudotwórców. Cieszył się sławą tak wielką, że w 1667&nbsp;r. był zawezwany na dwór króla angielskiego, lecz przerażony zaszczytami, jakie go spotkały, uciekł stamtąd do Wateford w Irlandii, gdzie żył w osamotnieniu. Leczył za pomocą nakładania rąk, posługując się, jakby współczesnym magnetyzmem.<br> {{tab}}'''Gregorius,''' niemiecki czarnoksiężnik, żyjący w XVII&nbsp;w., który dowolnie wywoływał zjawy umarłych, nawet w biały dzień. Najczęściej czynił to jednak w nocy na cmentarzach, w starych opuszczonych domostwach etc. Jak głosi podanie, czart w czasie takiej ewokacji go zadusił, a prościej będzie rozumieć, że nagle zmarł na serce.<br> {{tab}}'''Guaita Stanisław.''' Jeden z najsłynniejszych pisarzy okultystycznych doby współczesnej, uczeń Eliphasa Levi. Por. „[[Magja i czary|Magia i Czary]]“.<br> {{tab}}'''Hermes Trismegistos''' (Trzykrotnie wielki Merkury). Odpowiada bogowi Thot, lub egipskiemu Merkuremu — ma być ojcem wszech nauk XX&nbsp;w. do Chr. Przypisują mu nieskończoną ilość dzieł z zakresu okultyzmu — co nasuwa słusznie przypuszczenie, iż nie istniał w ogóle, a księgi napisane przez różnych ludzi, noszą, jako zbiorowość jego nazwisko. Klemens Aleksandryjski podaje katalog jego dzieł. Wśród nich najsłynniejszy: „Pimandes“, przetłomaczony w 1574&nbsp;r. w Bordeaux na język francuski.<br> {{tab}}'''Home.''' Słynne medium XIX&nbsp;w. i cudotwórca. Por. St.&nbsp;A. Wotowskiego „[[Duchy i zjawy]]“.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cf6nhdb23hnh3ny1qzoeqm7nrazk577 Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/115 100 1080921 3150059 3141933 2022-08-12T18:08:52Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}'''Hipokrates''' (V&nbsp;w. do Nar. Chr.). Słynny lekarz, wielki miłośnik hermetyzmu. Leczył nieznanymi środkami, pozostawił traktat „O snach“.<br> {{tab}}'''Jakób I,''' król angielski XVI&nbsp;w., wielki erudyta; znawca nauk tajemnych. Napisał {{roz*|„Demonologię“,}} w której udowadniał, iż czarownicy utrzymują kontakt z czartem. Prócz tego „Komentarz do Apokalipsy“ — wielce naiwny.<br> {{tab}}'''Jamblicus''' — komentator i pisarz okultystyczny pierwszych wieków chrześcijaństwa. Podaje sposoby zaklęć i wywoływania duchów.<br> {{tab}}'''Krisznamurti''' — współczesny prorok hinduski i wedle teozofów, inkarnacja nowego mesjasza.<br> {{tab}}'''Kircher Anastazy.''' — Jezuita urodzony 1602&nbsp;r. w Niemczech — zmarły 1680&nbsp;r. w Rzymie. Zajmował się siłami niewidzialnymi, alchemią i hieroglifami. Przeczuł, przed Mesmerem, potęgę magnetyzmu, napisał „Magnes, magneticum seu de triplici in natura magnete“.<br> {{tab}}'''{{Korekta|Lowski|Kowski}} Wincenty''' (zm. w Gdańsku r.&nbsp;1488) — słynny alchemik polski.<br> {{tab}}'''Lavater''' — twórca nauki o fizjonomistyce.<br> {{tab}}'''Lenormand''' — słynna wróżka z kart, początku XIX&nbsp;w.<br> {{tab}}'''Lucas''' (współcz.) — starał się zgłębić metody okultystycznego leczenia. Z zawodu znakomity chemik, oficjalną naukę zestawia z hermetyzmem.<br> {{tab}}'''Lombroso''' — znakomity kryminolog i spirytysta.<br> {{tab}}'''Leadbeater''' — współczesny pisarz {{Korekta|okulistyczny|okultystyczny}}, twórca teorii o aurze, otaczającej człowieka.<br> {{tab}}'''Loyer Piotr,''' ur. 1550. Słynny demonograf. Zadedykował Bogu swój „Traktat o widmach i duchach“.<br> {{tab}}'''Des Mousseaux i Mirville''' — demonolodzy końca XIX&nbsp;w., tłomaczący zjawiska mediumiczne współdziałaniem szatana.<br> {{tab}}'''Merlin''' — Czarownik francuski V&nbsp;w., w rodzaju Fausta i Twardowskiego, często wspominany. Postać legendarna.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jgdvuddptrwrrboy4fnw6lsf4c18wru Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/116 100 1080922 3150061 3141942 2022-08-12T18:14:48Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}'''Mesmer,''' patrz poprz. rozdziały.<br> {{tab}}'''Michelet Emil''' (współczesny) — napisał szereg dzieł, między innymi „Ezoteryzm w sztuce“, „Czarownicę“ etc.<br> {{tab}}'''Mickiewicz Adam''' zajmował się wielce sprawami nadprzyrodzonymi i sam („Pisma Odyńca“) robił doświadczenia z zakresu telepatii.<br> {{tab}}'''Molay''' {{Korekta|'''W.'''|W.}} Mistrz Zakonu Templariuszy — patrz poprz. rozdz.<br> {{tab}}'''Moreau''' (XIX w.), chiromanta, który przepowiedział Napoleonowi&nbsp;I jego klęskę.<br> {{tab}}'''{{Korekta|Naudè|Naudé}} Gabriel''' — Historyk i bibliograf francuski XVII&nbsp;w., usiłował w swych pismach, daremnie przeciwstawić się prześladowaniom czarownictwa i czarownic, co tylko miało za rezultat, iż sam został ogłoszony za czarnoksiężnika. Napisał: {{roz*|„Apologię wielkich ludzi, posądzonych o magię“.}}<br> {{tab}}'''Nostradamus''' (1503—1566). Jasnowidz, przepowiadający przyszłość. Ogłosił w 1555&nbsp;r. swe słynne {{roz*|„Centuries“,}} w których wówczas wieścił Wielką rewolucję francuską i przewroty w Europie.<br> {{tab}}'''Nus Eugeniusz''' (współczesny). Spirytystyczny pisarz, autor książek: {{roz*|„Wielkie tajemnice“, „Sprawy z tamtego świata“,}} „Nowe dogmaty“ etc.<br> {{tab}}'''Olcott''' — towarzysz Bławackiej, wybitny teozof.<br> {{tab}}'''Ochorowicz Julian''' — słynny polski uczony, zmarły przedwcześnie, twórca naukowego badania zjawisk medialnych. Za życia znosił ciągłe napaści prasy, dziś uchodzi u nas i zagranicą za jedną z największych powag. Do dzieł najwybitniejszych Ochorowicza należą: „Zjawiska mediumiczne“, „Wiedza tajemna Egiptu“ etc.<br> {{tab}}'''Papus''' — słynny współczesny okultysta francuski. Por. „[[Magja i czary|Magia i czary]]“.<br> {{tab}}'''Paracelsus,''' patrz poprz. rozdz.<br> {{tab}}'''Pasqualis Martinez''' lub Martines Pasqually. Twórca odłamu wtajemniczenia, w 1757&nbsp;r., nazwanego {{pp|„marty|nizmem“}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i2sm9lbyatw75d2rpayz5ze1kp5bv2o Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/117 100 1080924 3150062 3141952 2022-08-12T18:20:24Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|„marty|nizmem“}}. Uczniem jego był Saint Martin. Długi czas Martinez Pasqualis zamieszkiwał w Lyonie, gdzie poświęcał się organizacji związków tajnych. Wyjechał w sprawach majątkowych na Martynikę, tam umarł. Najlepszą jego biografię napisał Papus.<br> {{tab}}'''Peladan Józefin,''' współczesny pisarz okultystyczny i założyciel Katolickiego Związku Różokrzyżowców. Romanse Peladana dla wtajemniczonych budziły namiętne dyskusje. Najwybitniejsze: {{roz*|„Jak zostać magiem“,}} „Jak zostać czarodziejką“, „Jak zostać artystą“ etc.<br> {{tab}}'''Pic de la Mirandole Jan''' — uczony wszechstronny, XV&nbsp;w., napisał „Conclusiones philosophicae, cabalisticae, teologicae“.<br> {{tab}}'''Postel Wiliam''' — patrz poprz. rozdz.<br> {{tab}}'''Du Potet baron''' (współczesny) słynny magnetyzer i okultysta, autor „Magii odsłonionej“, „Kursu magnetyzmu“ etc.<br> {{tab}}'''Pytagoras''' (500 r. do Chr.). Słynny wtajemniczony, odsłonił swym uczniom ezoteryczne tajemnice. Wykładał zapomocą liczb.<br> {{tab}}'''Rais Gilles de la Laval''' — satanista. Patrz „[[Magja i czary|Magia i czary]]“.<br> {{tab}}'''Richet Karol''' — jeden z najwybitniejszych współczesnych badaczy zjawisk psychicznych.<br> {{tab}}'''Rugieri Cosma''' XVI&nbsp;w., nadworny astrolog Katarzyny Medici, autor licznych ksiąg okultystycznych, skazany w 1574&nbsp;r. na śmierć, za czarnoksięstwo.<br> {{tab}}'''Rajmond Lulle''' patrz poprz. {{Korekta|rodz|rozdz}}.<br> {{tab}}'''Rochas''' pułkownik, współczesny, znakomity eksperymentator starający się przy pomocy magnetyzmu, ustalić możliwość średniowiecznych praktyk magicznych. Por. „[[Magja i czary|Magia i czary]]“.<br> {{tab}}'''Saint Germain''' patrz poprz. rozdz.<br> {{tab}}'''Saint Martin''' Ludwik Klaudiusz, margrabia, lub „filozof nieznany“ ur. 18 stycznia 1743&nbsp;r. zmarły 1783&nbsp;r. {{pp|Po|święcił}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> muuljd4ssfb4tx58qirbsafvgktt61h Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/118 100 1080925 3150069 3141953 2022-08-12T18:25:30Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{pk|Po|święcił}} się na początku karierze wojskowej, lecz zetknąwszy się w Lyonie z Martinesem de Pasqualis — zarzuca służbę i całkowicie oddaje się studiom nad hermetyzmem. Aczkolwiek tak samo, jak mistrz czyni ewokacje i zna ich teorie — idzie drogą więcej teoretyczną i mistyczną. Jest istotnym założycielem wraz z Willermozem „martynizmu“, wskrzeszonego w dobie ostatniej przez Papusa. Z dzieł Saint Martina są najwybitniejsze: „{{roz|Tableau {{Korekta|entre|naturel des rapports qui existent entre}} Die}}u,{{roz*| l‘homme et l‘univers“}} („Obraz naturalny stosunków, zachodzących pomiędzy Bogiem, człowiekiem a wszechświatem“), {{tns|{{roz|De}}|{{roz*|„De}}}}{{roz*| l‘Esprit des choses“}} („O duchu {{Korekta|rzeczy“).|rzeczy“),}} „l‘Homme des {{Korekta|desris“|désirs“}} („Człowiek pożądań“) etc.<br> {{tab}}'''Saint Ives d‘Alveydre.''' Historyk-okultysta, twórca t.&nbsp;zw. „teorii synarchii“, który w swych pismach przedstawia utopijne idealne ustroje, oparte na rządach wtajemniczonych. Z dzieł najgłośniejsze: „Misja Żydów“, „Misja Indii w {{Korekta|Europie“.|Europie“,}} „Misja monarchów“ etc.<br> {{tab}}'''Sedir''' — francuski pisarz okultystyczny, współczesny, nieco mistycznego kierunku.<br> {{tab}}'''Schrenck Notzing''' bar. — eksperymentator i pisarz współczesny. Wraz z Karolem Richetem, Geley‘em i innymi — twórca naukowego systemu badania zjawisk mediumicznych. Seansował z polskim medium Stanisławą Popielską.<br> {{tab}}'''Schroepfer''' — jeden z najpotężniejszych „wywoływaczy“ duchów XVIII&nbsp;w. Ewokacje swoje czynił Schroepfer magicznym sposobem, przy pomocy kadzideł, zaklęć i kół. Przeważnie pojawiały się istności przerażające i złośliwe. Po jednym z takich seansów, pod wpływem ujrzanych widziadeł — Schroepfer — niezwykle zdenerwowany, — wystrzałem z pistoletu, odebrał sobie życie.<br> {{tab}}'''Swedenborg Emanuel.''' — Słynny jasnowidz i iluminat szwedzki XVIII&nbsp;w. Por. moje {{tns|„Tajemnice życia|„[[Tajemnice życia i śmierci]]“.}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gm5lkyn9dn6b49yij82psimljgg4ljo Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/119 100 1080926 3150070 3141954 2022-08-12T18:29:16Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tns|i śmierci“.}} Początkowo wysoki urzędnik, koniec życia poświęcił całkowicie badaniom zaświatów i utrzymywał, iż odbiera stamtąd komunikaty. Dawał liczne dowody jasnowidzenia. Napisał szereg dzieł. Z nich najciekawsze: „O niebie, jego cudach i o piekle“, „Prawdziwa religia“, „Apokalipsa odsłoniona“ etc.<br> {{tab}}'''Steiner Rudolf''' — zmarły przed paru laty mistyk niemiecki, lekarz cudotwórca i pisarz, nieco zbliżony do teozoficznego kierunku.<br> {{tab}}'''Sędziwoj''' — alchemik polski XVI&nbsp;w. Żywot jego został opisany przez Dziekońskiego w powieści p.&nbsp;t. „Sędziwój“.<br> {{tab}}'''Sinnet''' — pisarz teozoficzny doby współczesnej.<br> {{tab}}'''Trętowski''' — uczony i pisarz polski XIX&nbsp;w., autor „Demonologii“.<br> {{tab}}'''Twardowski''' — legendarny czarnoksiężnik polski. Por. nast. rozdz.<br> {{tab}}'''Towiański''' — polski mistyk XIX&nbsp;w., twórca t.&nbsp;zw. „mesjanizmu“; wywarł olbrzymi wpływ na Mickiewicza.<br> {{tab}}'''Villiars''' — znakomity kabalista i {{Korekta|wtajemniczony|wtajemniczony,}} autor „Hrabiego Gabalisa“, za odsłanianie tajemnic niedozwolonych, zamordowany rzekomo przez nieznanych sprawców, na drodze do Lyonu w 1673.<br> {{tab}}'''Wallace.''' — Współczesny spirytysta, autor książki {{roz*|„Cuda i spirytualizm współczesny“.}}<br> {{tab}}'''Vintras''' — założyciel sekty okultystyczno-religijnej końca XIX&nbsp;w. Czynił „cuda“ — specjalnie, gdy ujmował hostie w swe dłonie — poczynała z nich płynąć krew.<br> {{tab}}'''Vurgey''' — współczesny {{Korekta|rożokrzyżowiec|różokrzyżowiec}}, autor książki „Trzy zastosowania microcosmu“.<br> {{tab}}'''Wierus Jan''' — okultystyczny pisarz XVII&nbsp;w. Uczeń Korneliusza Agrippy, pierwszy począł występować przeciw walce z czarownicami i przesądom. Pozostało po nim wiele ciekawych i cennych dzieł z zakresu magii.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2gg6c9nsp4r87pdg391fvm5wqdzk8g8 Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/120 100 1080927 3150071 3141956 2022-08-12T18:30:32Z Alenutka 11363 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}'''Hoene-Wroński''' — słynny uczony i filozof polski połowy XIX&nbsp;w., autor licznych dzieł z zakresu filozofii {{Korekta|transcedentalnej|transcendentalnej}}. Pisał niezwykle ciemno, zawile i mglisto. Wiele ustępów po dziś dzień pozostało niezrozumiałych. Ścisły spis jego utworów podaje Papus w „Traité methodique des sciences {{Korekta|occultes“.|occulte“.}} Wroński wytworzył całą szkołę, która w dobie dzisiejszej stara się go skomentować.<br> <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> grzzp8sy63prm5v9wr8sjbyuy6lqu27 Magja i czary 0 1082145 3150169 3145155 2022-08-12T20:21:30Z Seboloidus 27417 DT2 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu |autor = Stanisław Antoni Wotowski |tytuł = [[{{ROOTPAGENAME}}|Magja i czary]] |podtytuł = Szkice z dziedziny wiedzy tajemniczej |wydawca = Biblioteka „Izyda” |druk = Olesiński, Merkel i S-ka |rok wydania = 1926 |miejsce wydania = Warszawa |źródło = [[commons:File:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu|Skany na Commons]] |okładka = Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu |_okładka = |strona z okładką = 5 |_strona z okładką = |strona indeksu = Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu |poprzedni = |_poprzedni = {{PoprzedniU}} |następny = {{ROOTPAGENAME}}/Rozdział I |_następny = {{NastępnyU}} |inne = {{całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=7 to=7 /> {{---}}<br><br> <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=147 to=148 /> <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=8 to=8 /> {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Stanisław Antoni Wotowski}} [[Kategoria:Stanisław Antoni Wotowski]] [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*]] [[Kategoria:Strony indeksujące]] ewy5hhxt1wkskv3ge3bl27cwdugl8oq 3150170 3150169 2022-08-12T20:21:58Z Seboloidus 27417 dt wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |autor = Stanisław Antoni Wotowski |tytuł = [[{{ROOTPAGENAME}}|Magja i czary]] |podtytuł = Szkice z dziedziny wiedzy tajemniczej |wydawca = Biblioteka „Izyda” |druk = Olesiński, Merkel i S-ka |rok wydania = 1926 |miejsce wydania = Warszawa |źródło = [[commons:File:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu|Skany na Commons]] |okładka = Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu |_okładka = |strona z okładką = 5 |_strona z okładką = |strona indeksu = Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu |poprzedni = |_poprzedni = {{PoprzedniU}} |następny = {{ROOTPAGENAME}}/Rozdział I |_następny = {{NastępnyU}} |inne = {{całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=7 to=7 /> {{---}}<br><br> <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=147 to=148 /> <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=8 to=8 /> {{CentrujKoniec2}} {{MixPD|Stanisław Antoni Wotowski}} [[Kategoria:Stanisław Antoni Wotowski]] [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*]] [[Kategoria:Strony indeksujące]] fo65gsn1m6a7uf6fy5o4f0l6jys822d Strona:Anafielas T. 3.djvu/6 100 1083529 3150133 3148411 2022-08-12T19:25:27Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /><br></noinclude>{{c|w=300%|h=normal|ANAFIELAS.|po=15px}} {{c|w=160%|'''PIEŚNI Z PODAŃ'''|po=15px}} {{c|w=200%|h=normal|'''{{Roz*|LITWY.}}'''|po=15px}} {{c|w=80%|{{roz|PRZE}}Z|po=10px}} {{c|w=120%|{{Roz*|J. I. KRASZEWSKIEGO.}}|po=15px}} {{---}} {{c|w=120%|'''PIEŚŃ TRZECIA.'''|przed=15px}} {{c|w=120%|'''I OSTATNIA.'''|po=10px}} {{c|{{Roz*|(z ryciną na stali).}}|po=15px}} {{---}} {{c|'''Wydanie Adama Zawadzkiego.'''|po=10px|przed=40px}} {{---|250}} {{c|w=120%|{{Roz*|WILNO.|0.6}}|po=10px|przed=10px}} {{c|{{kap|Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego.}}|po=10px}} {{---|20}} {{c|{{Roz*|1845.}}|przed=10px|po=30px}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 652walqt9rioij8lyggi6ookfvoxmmp Strona:Anafielas T. 3.djvu/8 100 1083946 3150134 3149327 2022-08-12T19:26:08Z Anwar2 10102 /* Skorygowana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=300%|h=normal|WITOLDOWE BOJE.}} {{---|przed=15px|po=15px}} {{c|w=150%|PIEŚŃ TRZECIA I OSTATNIA.|po=15px}} {{c|('''{{Roz|z ryciną na stal}}i''').|po=30px}} <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hr5ec6x8kx6uwqla3ovb2tbnvc7atut Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/25 100 1083993 3150142 3149504 2022-08-12T19:38:32Z Seboloidus 27417 dr proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|usiło|wanie}} pogodzenia wiedzy tajemnej z ortodoksyjną doktryną. Żywot zakonu był krótki.<br> {{tab}}Natomiast stworzony przez Papusa „Zakon martynistów” (nauka {{Korekta|St .Martin|St. Martin}} — „nieznanego filozofa“) rozpowszechnił się szybko, zdobywając licznych członków, przed wojną, w Rosji i Polsce.<br> {{tab}}W Warszawie po dziś dzień istnieją wzmiankowane loże, masonerji ściśle hermetycznej nie mającej z zadaniami politycznemi nic wspólnego, delegatem zaś ich jest człowiek, który bezwzględnie wie więcej od innych, uczeń Papusa... Sądzę, że dostatecznie przezroczyście piszę..<br> {{tab}}Dwa bowiem centra {{Korekta|incjacji|inicjacji}} bywają. Jeden tonie w purpurze i krwi, drugi jest górą, zalaną słońcem. Ten pierwszy skąpany w pożodze morderstw Wielkiej Rewolucji Francuskiej, dziś odwrócony pentagram nakłada na czoło Rosji.<br> {{tab}}Ten drugi dążył i pragnął odrodzenia ludzkości. Zrozumiałeś mnie czytelniku? — bowiem bywają czarni i biali adepci, jak magja bywa białą i czarną.<br> {{---|przed=1.5em|po=1.5em}} {{tab}}Aby zakończyć ten i tak już nieco przydługi rozdział, zacytuję źródła na których opierają się okultyści zachodniego kierunku.<br> {{tab}}Są niemi:<br> {{tab}}1. {{roz*|Pisma Hermesa Trismegistosa,}} przypisywane przez niektórych bogowi Tot, egipskiemu Hermesowi, w rzeczy zaś samej {{Korekta|bedące|będące}} nie tworem pojedyńczego człowieka, lecz całej filozoficznej szkoły, ujętej wspólną nazwą.<br> {{tab}}Pisma te, szczególniej t.&nbsp;zw. „Tablica Szmaragdowa“ ustalają kardynalną zasadę wysokiej magii. Powiada Hermes: {{tns|{{roz*|„c}}o-|„{{roz|co}}}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bfgoogrxpbjp8nnomhniu5mptegkv5d Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/908 100 1084190 3150011 3149805 2022-08-12T14:43:20Z Seboloidus 27417 lit. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Ankudinów" />do samozwaństwa przyznać się niechciał, i aż do ostatniego tchu obstawał, iż jest synem Cara Bazylego Szujskiego. Ćwiertowanym był w Moskwie 1653 r.<section end="Ankudinów" /> <section begin="Ankudowicz" />{{tab}}'''Ankudowicz''' (Wincenty), ukończył Instytut Główny Pedagogiczny w Petersburgu. przy którym następnie był czas niejakiś professorem matematyki, a od r. 1824 do 1847 w stopniu professora nadzwyczajnego uczył w uniwersytecie petersburgskim, rachunku różniczkowego, całkowego i prawdopodobieństwa. Wydał dzieło w rossyjskim języku o ballistyce, p.&nbsp;n.: ''Teorija Ballistiki, sostawlennaja Ekstraordinarnym Professorom Ankudowiczem'', St. Petersburg 1836.<section end="Ankudowicz" /> <section begin="Ankus Marcyjusz" />{{tab}}'''Ankus Marcyjusz,''' czwarty z kolei król rzymski, według podania wnuk Numy Pompilijusza, panował od r. 638 — 614 przed nar. Chr. Ankus Marcyjusz. pomny na sławę dziadka, usiłował przywrócić publiczne obrzędy religijne, zaprowadzone przez Numę, a zaniedbane pod jego następcą Tullusem Hostylijuszem, jakoteż skłonić Rzymian do zajęć spokojnych i rolniczych. Mimowolną lecz zwycięzką toczył wojnę z Latynami, którzy napadli na terrytoryjum rzymskie i zdobył miasta: Politorium, Tellenae i Ficana, których mieszkańcy osiedlili się na pagórku Awentyńskim, Później jeszcze zajął miasto Meduleia i w otwartej bitwie pokonał wojska sprzymierzonych latyńskich; zwyciężeni przenieść się musieli do Rzymu, gdzie zabudowali się w pobliżu świątyni Murcyi, dla połączenia pagórków Awentyńskiego z Palatyńskim. Oprócz tego Ankns Marcyjusz obwarował podobno Janiculum z tamtej strony Tybru, jako wał obronny od napadu Etrusków i mostem drewnianym połączył go z miastem; szczególnie zaś ważnem było za niego powiększenie terrytoryjum rzymskiego aż do ujścia Tybru i założenie Ostyi, portowego miasta stolicy. Ankus Marcyjusz zostawił dwóch małoletnich synów, których nierzetelny opiekun Tarkwinijusz Stary, podstępnie odsądził od następstwa, za co ci później mszcząc się, zamordowali go.<section end="Ankus Marcyjusz" /> <section begin="Ankwiczowie" />{{tab}}'''Ankwiczowie''' rodzina polska herbu Abdank, pochodzi od Skarbków z Góry. Mieszkali w krakowskiém, Sandomierskiém i w ziemi przemyślskiej. Pierwotne atoli ich gniazdo jest na Szlązku, posiadłość którą nazywali Posławice. Pisali się tedy zawsze Abdankami z Posławic. Possadowscy, rodzina szląska jednego szczepu z Ankwiczami. W ostatnich czasach rzeczypospolitej, kilku się z nich podniosło aż do krzeseł senatorskich. U Niesieckiego '''Ankwicz''' (Jędzej) chorąży nowogr. dziedzic na Miękiszu ma syna Hieronima, u Wielądka brat jego Michał, obadwaj zaś mówią, że Hieronim narodził się z Kuropatnickiej kasztelanki kijowskiej, Niesiecki dobrze nazywa ojca jej kasztelana Hieronimem, Wielądek zaś źle Ję drzejem, W Niesieckim Michał jest kasztelanem zawichostskim, u Wielądka zaś małogoskim. Bądź co bądź, syn Jędrzeja czy Michała, Hieronim pierwszy zaczyna u nas dzieje senatorskie swej rodziny. Chorąży pilznieński został 30 wrz. 1740 r. mianowany kasztelanem zawichostskim i umarł w Styczniu 1746. Ożenił się z Czernianka, córką Szembekówny siostry rodzonej księcia prymasa Krzysztofa (1738 — 48) i te stosunki, nie co innego, wyniosły go do krzesła. Z czterech jego synów był senatorem jeden, co następuje:<section end="Ankwiczowie"/><section begin="Ankwicz (Stanisław)" /> '''Ankwicz''' (Stanisław) ur. w r. 1720 zasługiwał się na dworze Augusta III Stolnikiem krakowskim od 7 Czerwca 1752 bywał deputatem i posłem. Posłował jeszcze na sejm elekcyjny 1764 z oświęcimskiego i z tém księstwem podpisał razem elekcyją. Kasztelanem bieckim od 14 Grud. 1764, przesiadł się na kasztelaniję sądecką 19 listop. 1771, kawaler orderu ś. Stanisława od 12 Maja 1774, potem orla białego. Ożenił się także jak ojciec z Czernianką, imieniem Salomeą, która umarła 15 lutego 1756. Za życia widział swe wszystkie dzieci w losie i w postanowieniu,<section end="Ankwicz (Stanisław)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c06xfc4xg88oe308puyfn90yba68s2e Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/7 100 1084221 3149916 2022-08-12T12:04:29Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude><br><br><br><br><br><br> {{c|WIEŚ MOJEJ MATKI|w=130%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 65o3pvf7lx0wgfmizr3gplfkm4g75sf Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/9 100 1084222 3149917 2022-08-12T12:10:21Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude><section begin="tytuł1"/>{{c|JERZY BANDROWSKI''|w=130%|po=60px}} {{c|WIEŚ MOJEJ MATKI|w=350%|h=normal|po=30px}} {{c|POWIEŚĆ|w=120%|po=80px}}<section end="tytuł1"/> <section begin="tytuł2"/>[[Plik:KSW Poznan.JPG|center|60px]] {{c|NAKŁAD KSIĘGARNI ŚW. WOJCIECHA|w=115%|przed=80px}} {{c|POZNAŃ — WARSZAWA — WILNO — LUBLIN|po=15px}}<section end="tytuł2"/> <br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bi5vqv7jz0v8ztvg3tugye4vez7v8xi Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/11 100 1084223 3149918 2022-08-12T12:13:44Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude><br><br><br><br><br><br><br><br><br><br><br><br> {{c|''ZŁOTEJ MUSZCE''|w=150%}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fn7229f7ly8ec1e7yfdg8phvqs4435n Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/13 100 1084224 3149919 2022-08-12T12:16:06Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}Utwór niniejszy nie jest kompozycją literacką, naginającą rzeczywistość i życie do celów literacko — artystycznych, a traktującą ludzi żywych jak motywy mniej lub więcej artystyczne. Jest tylko wiązanką wspomnień najwdzięczniejszych, najszczerszych i najżywszych, bo z czasów dzieciństwa.<br> {{tab}}Nie jest też bynajmniej jego zadaniem krytyka lub analiza tych czasów a zwłaszcza ludzi, jakich dziś już prawdopodobnie niema, lecz ich odtworzenie, odtworzenie pełne miłości, a równocześnie możliwie jak najwierniejsze, aby uchwycić choćby odblask życia, na zawsze przemijającego.<br> {{tab}}Lecz czy warto dziś sięgać myślą w czasy, kiedy podróż z Krakowa do Lwowa (koleją!) była uważana za ogromne przedsięwzięcie, kiedy na ludzi, przyjeżdżających z za kordonu rosyjskiego, patrzono przeważnie jak na męczenników, smaganych bezustannie knutem i spędzających większą część roku<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bycw39p47p7sy6v626dx9t11hthefi8 Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/14 100 1084225 3149920 2022-08-12T12:18:31Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>w Cytadeli, a najbardziej dziś rozpowszechnione wynalazki nowoczesnej techniki określano z pobłażliwym uśmiechem jako fantastyczne pomysły lubującego się w absurdach powieściopisarza? Ówczesne życie było tak mało skomplikowane, dokonywało się i upływało tak gładko, zdała od trudnych i zawikłanych zagadnień pierwszej ćwierci XX wieku, jesteśmy tak zupełnie różni od ludzi ówczesnych, że może być — porównanie nie da żadnych pozytywnych wyników, a wobec tego — czyż warto tracić czas? Tak mało go mamy!<br> {{tab}}A jednak sądzę, że warto. Bo choć czasy owe nie znały dzisiejszych nowoczesnych wynalazków, bez których się zresztą znakomicie obywały, a o zdobyczach wiedzy nowoczesnej nie śniły nawet, posiadały coś, o co dziś niełatwo, mianowicie: prostotę zacnych serc, cichych, dobrych i pełnych pokory chrześcijańskiej, jasne spojrzenie oczu, żadnym wyrzutem sumienia niezmąconych, harmonję wewnętrzną, a dzięki temu też i jasny pogląd na świat i życie. Ludzie ówcześni nie znali niepokoju duchowego, nie mieli nigdy żadnych wątpliwości, ponieważ znali {{pp|przede|wszystkiem}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9bsntphbuoyzbrbk4fajd6gxr8arklz Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/15 100 1084226 3149921 2022-08-12T12:21:44Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{pk|przede|wszystkiem}} swój obowiązek wobec Boga i ludzi. W duszach ich było panowanie miłości i spokoju.<br> {{tab}}To też, gdy czasy owe wspominam, zdaje mi się, jakgdyby w tedy znacznie słoneczniej i pogodniej było na świecie niż dziś, a co się tyczy gwiazd i mlecznej drogi, wiem z całą pewnością, że gwiazd było więcej niż dziś, a mleczna droga gorzała o wiele świetniej. I burze nie są już tak gromkie i straszne, jak były, błyskawice nie świecą tak upiornie-zielono, grzmoty nie przewalają się już po sklepieniu niebieskiem z tak piekielnym hukiem, tęcze nie są tak liczne i tak wspaniałe.<br> {{tab}}Niewątpliwie — wiele jest rzeczy nowych, ale czy lepszych? Człowiek ma teraz o wiele więcej w rażeń bardzo różnorodnych — ale czy przez to stał się szczęśliwszym i lepszym?<br> {{tab}}Co się tyczy szczęścia — nie wiem jeszcze dobrze. Kto wie — może ono nie jest obowiązkiem człowieka?<br> {{tab}}Ale gdy wniknę w nędzę moralną naszych tak pysznych i pełnych dumy czasów, gdy przypomnę sobie, ile w tych właśnie czasach napatrzyłem się nikczemności ludzkiej, ile {{pp|wi|działem}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o44r9m4t43dilaoyxi0iywei134z2li Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/16 100 1084227 3149922 2022-08-12T12:23:01Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{pk|wi|działem}} męki, wszelkiego cierpienia i okrucieństwa, powiem stanowczo, że człowiek dzisiejszy lepszym nie jest.<br> {{tab}}I dlatego, sądzę, warto sięgnąć myślą wstecz do owych czasów, a zwłaszcza do ludzi, których już niema, aby przypomnieć sobie, czemu oni zawdzięczali czystość swego sumienia i spokój oraz ciszę swych serc.<br><br> {{---}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dd7qh6ydugkdh164uad8kseefdp44xu Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/17 100 1084228 3149923 2022-08-12T12:27:07Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{F|''WYJEŻDŻAMY!''|w=120%}}<br> {{tab}}W domu rwetes nie do opisania.<br> {{tab}}Która to mogła być godzina! Nie pamiętam. Prawdopodobnie bardzo wczesna. Ale mnie się zdaje, że dzień trwa już długo, taka praca, taki ruch w domu. Gotowi do drogi, w szerokoskrzydłych słomianych kapeluszach z gumkami, po pośpiesznie i nieporządnie zjedzonem śniadaniu wałęsamy się bezczynnie i bez żadnego celu po pokojach, w których panuje nieporządek, jaki pani domu, wybierając się na dłuższy pobyt gdzie indziej, zwykle pozostawia po sobie, chcąc właśnie wszystko doprowadzić przed swym odjazdem do zupełnego porządku. Chaos nieopisany. Na kanapach piętrzą się stosy firanek, a odarte z nich okna patrzą, jak szeroko otwarte ze zdziwienia oczy, nad któremi, podobne do gniewnie ściągniętych brwi, czarnemi linjami znaczą się karnisze. Zwinięte w długie wały dywany straciły swe żywe ubarwienie i leżą na podłodze ołowiano-szare, obojętne, senne albo raczej obumarłe. Na stołach słoiki z konfiturami i kompotami, owinięte w słomę, prozaicznie wystawiające głowy w podwójnych zawojach z pęcherza i {{pp|nie|przemakającego}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> id01hjjhhl45yg6koldh2eirop450nk Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/18 100 1084229 3149924 2022-08-12T12:30:36Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{pk|nie|przemakającego}} papieru. W ostatniej chwili Mama pochowa je w piecach, gdzie im będzie sucho i przewiewnie.<br> {{tab}}Zdenerwowana służba kręci się po domu. Mama, w kapeluszu na bakier, z głęboką, srogą zmarszczką pionową między brwiami, gorączkowo wydaje ostatnie polecenia i rozkazy. Mało jej tego. Jak zawsze energiczna i pełna życia, pragnąca w każdej pracy wziąć żywy udział, odpycha kogoś ze służby, szamocącego się, jej zdaniem, nieudolnie z olbrzymim tobołem, i sama zabiera się z zaciętym uporem do pakowania. Widzę jej różowe ręce, pełne i mocne, oczywiście nagie do przedłokcia, bo rękawy w zapale pracy w mgnieniu oka zakasała, widzę malutkie, mocne piąstki znam dobrze ich siłę! — szarpiące i ściągające grube sznury, słyszę słowa: — Niedołęgi niemrawe, łapy marchwiane! — i natychmiast robota idzie prędzej. — Mama jest dzielna kobieta, nie żaden mazgaj!<br> {{tab}}Ręce Mamy!<br> {{tab}}Cała dusza Mamy jest w jej rękach. Są bardzo ładne. Dłonie małe, palce może trochę krótkie, ale kształtne, cienko zakończone, rasowe, z różowemi, drobnemi poduszeczkami. Piąstki małe, lecz muskularne, jak zwykle u osób, dużo, pilnie i uczciwie grających na fortepianie, drobne przeguby cienkie ale mocne, przedramię pełne, białe. {{pp|Charakterystycz|ną}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> htc0wb108u89rny92k8c1ccwbatxqon Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/19 100 1084230 3149925 2022-08-12T12:34:02Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{pk|Charakterystycz|ną}} cechą tych rąk jest ich żywość i bezustanna ruchliwość, ich, powiedziałbym, wiara w swe siły nieprzemożone, niewyczerpane, ich stanowcza chwytność i szybka orientacja. Ruszają się żywo, chwytają szybko i mocno, ciągną stanowczo, trzymają z uporem i zawzięcie, a równocześnie nie brak im miękkości i subtelności, potrzebnej do „petit touche“ przy graniu nokturnów Szopenowskich, „Kołysanki“, sonat Scarlattiego lub warjacyj Haendla.<br> {{tab}}Taka jest Mama.<br> {{tab}}Pełen podziwu dla wiecznie zwycięskiej energji Mamy, stanąłem nad upartym, niezgrabnym tobołem, podziwiając, jak mimo wszystko zwolna kurczy się i maleje, gdy wtem — jeden — drugi szturchaniec, że aż podskoczyłem, i rozkazujący głos Mamy:<br> {{tab}}— Wynoś mi się stąd, smarkaczu jeden! Czego mi się szwendasz pod nogami! nie widzisz, że zawadzasz?<br> {{tab}}„Wynoszę się“ trochę obrażony i pocierając ramię. Mamy ręce nie są „marchwiane“, co to, to nie.<br> {{tab}}Ojciec chodzi po domu czemś bardzo zajęty. Podśpiewuje sobie zcicha, co mnie trochę dziwi, bo wiem, że rozgardjaszu nie lubi, a dziś w domu piekło co się zowie. Mimo to Ojciec ma minę zadowoloną i pogodną. {{pp|Moż|naby}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g9803bkanty952lwcj6arj9zytuvann Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/20 100 1084231 3149926 2022-08-12T12:36:38Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{pk|Moż|naby}} myśleć, że się cieszy. Niebardzo, ale trochę. Cóż dziwnego, że rad jest, iż Mama i my pojedziemy na świeże powietrze! Kręci się teraz po pokojach — przeważnie tam, gdzie właściwie niema nic do roboty, coś niby ustawia czy przestawia, „pomaga“, a gdy tylko usłyszy zniecierpliwiony lub trochę podniesiony głos Mamy, wychodzi do niej i uspokaja ją:<br> {{tab}}— Moja droga! Pocóż się zaraz tak irytować! Czyż to warto!<br> {{tab}}Ojciec był w Ameryce, widział dużo Anglików i wie, co to „angielska flegma“. Dlatego, o ile sam się nie zirytuje (co mu się zresztą zdarza bardzo często), na irytację drugich patrzy z politowaniem. Dziś, mimo nieporządku i powszechnej bieganiny, zachowuje bez trudu spokój i zimną krew, wiedząc dobrze, że wkrótce to wszystko się skończy, i w domu zapanuje zupełny spokój. Jeśli Mama czego zapomni — a to jest pewne! — to oczywiście napisze, a wówczas Ojciec każe służącemu to „coś“ znaleźć, zapakować i zanieść na pocztę. Wszystko to jest proste. Więc o cóż Ojciec miałby się denerwować? Czasami tylko, przechodząc przez pokój, w którym Mama kończy pakowanie, szepce łagodnie, ale wnikliwie:<br> {{tab}}— No, prędzej, prędzej, żebyście się nie spóźnili na pociąg.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> somkgfh2n22cdmf4hc11c4mh3xrxlws Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/47 100 1084232 3149927 2022-08-12T12:37:37Z Svejk13 22069 nowa strona proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Svejk13" /></noinclude>{{c|III.|w=130%|przed=40px|po=15px}} {{c|O MALUTKIM SŁONIU.|w=130%}} {{tab}}Przed wielu, wielu laty — kochanie moje — słoń nie miał trąby. Miał tylko czarniawy, zakrzywiony nos, wielkości trzewika, i mógł nim poruszać w tę i ową stronę, atoli podnieść z ziemi nie mógł nim nic.<br> {{tab}}Ale był sobie pewien słoń — nowy słoń — malutki słoń, który płonął nienasyconą ciekawością, to znaczy, stawiał wciąż i wszystkim różne pytania.<br> {{tab}}Żył w Afryce i napełniał Afrykę swemi nienasyconemi, ciekawemi pytaniami. Pytał swego dużego wujaszka strusia, dlaczego mu takie, a nie inne pióra wyrosły w ogonie, a duży wujaszek struś dał mu klapsa swą twardą, strasznie twardą łapą. Pytał<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hkn081i5dfatgyn4eh5x8xwvqmf0ofe Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/21 100 1084233 3149928 2022-08-12T12:39:13Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}Gniewny błysk wielkich szafirowych oczu i tak już zdenerwowanej Mamy. Koniuszek jej nosa czerwienieje. Ale niema teraz czasu na żadne rozmowy, Ojciec zaś przesunął się tylko przez pokój i zniknął.<br> {{tab}}Podchodzę do okna przekonać się, czy wszystko na Rynku znajduje się w należytym porządku. Rozumie się, że tak. Jedzie tramwaj konny, natłoczony szwargoczącymi Żydami w czarnych chałatach, woźnica gwiżdże przeraźliwie na opieszałych przechodniów, leniwie schodzących mu z drogi, znudzona, wychudła na metafizycznym magistrackim obroku szkapa tramwajowa sennym truchcikiem biegnie środkiem szyn. Obok konie dorożkarskie gryzą siano, opędzając się od much rytmicznem wymachiwaniem ogonami, gdy panowie ich, rozsiadłszy się wygodnie w dorożkach, grają w karty lub suną kupą do pobliskiego Feintucha (— I gips w tym handlu! — triumfalnie obwieszcza napis na ścianie tego spożywczo-korzennego sklepu) na „goździkówkę“, do której im subjekt na zakąskę sypnie na mokrą ladę garstkę migdałów. Niedaleko Sukiennic przekupki sprzedają kwiaty, gołębie latają i lśnią jak srebrne w błękicie niebios, żołnierz przed odwachem chodzi na warcie i tak będzie chodził przez cały czas naszej nieobecności — tak, wszystko w zupełnym porządku, możemy jechać.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h2y9lr7d633wjeczvg8fdvvwchggim6 Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/48 100 1084234 3149929 2022-08-12T12:40:33Z Svejk13 22069 nowa strona proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Svejk13" /></noinclude>swą dużą ciocię żyrafę, dlaczego jej skóra taka srokata, a duża ciocia żyrafa dała mu klapsa swem twardem, strasznie twardem kopytem.<br> {{tab}}A jednak wciąż jeszcze mały słoń płonął nienasyconą ciekawością. Zapytał swą grubą ciocię hipopotama, dlaczego ma czerwone oczy, a gruba ciocia hipopotam dała mu klapsa swem grubem, strasznie grubem kopytem.<br> {{tab}}I zapytał swego włochatego wujaszka pawjana, dlaczego melony mają smak taki, a nie inny, a jego włochaty wujaszek pawjan dał mu klapsa swą włochatą, strasznie włochatą łapą.<br> {{tab}}Pytał o wszystko, co widział i słyszał, co czuł, powąchał, lub czego się dotknął; a wszyscy jego wujaszkowie i ciocie dawali mu klapsy.<br> {{tab}}A jednak wciąż jeszcze płonął nienasyconą ciekawością.<br> {{tab}}Pewnego pięknego poranku, kiedy miało nastąpić zrównanie dnia z nocą, ów malutki i nienasycony słoń postawił miłe pytanie, jakiego dotychczas nigdy jeszcze nie stawiał. Mianowicie zagadnął:<br> {{tab}}— Co jada krokodyl na obiad?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 58bqc6d8levm02ef9mnv3qbd3ztfnew Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/22 100 1084235 3149930 2022-08-12T12:42:00Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}Nikt nie zwraca na mnie uwagi, więc, rozumie się, wychylam się z okna, jak tylko mogę. To bardzo przyjemnie i nic nie grozi, oczywiście, o ile się nie spadnie. Widzę na dole przed bramą wielki wóz, zaprzężony w parę rosłych, mocnych koni. Wozem tym pojadą do Grobli nasze ciężkie kufry, toboły, pakunki, a z niemi służąca, która ma na nie uważać. Część pakunków jest już na wozie, teraz wyłania się właśnie furman z tym wielkim tobołem, nad którym Mama tak się mordowała. Podsunąwszy się prawem ramieniem pod półkoszyk, ciężkim ruchem zwalił tobół na wóz. Ach, jak chętnie pojechałbym z nim! Tyle razy prosiłem, tyle razy mi obiecywano, że na przyszły rok pojadę, a ten „przyszły rok“ jakoś nigdy nie przychodzi!<br> {{tab}}— Irzek! Złaź mi natychmiast z okna! Nie wychylaj się tak! Złazisz?!<br> {{tab}}Mama! Ma krótki wzrok, a zawsze wszystko widzi!<br> {{tab}}„Złażąc“ z okna, zdołałem jeszcze dojrzeć naszego służącego, kierującego się ku fiakrom.<br> {{tab}}Teraz już jedziemy na pewno.<br> {{tab}}I teraz Mama zaczyna się niecierpliwić. Patrzy na swój zegarek, na zegar ścienny, nakręcany regularnie przez Ojca, na zegar ratuszowy. Jest czerwona, zdenerwowana.<br> {{tab}}— Nie spóźnimy się?<br> {{tab}}Skądże ja mogę wiedzieć?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ji393mlopev6oa4a42bcd0lqyqb9fgh Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/50 100 1084236 3149931 2022-08-12T12:42:49Z Svejk13 22069 nowa strona proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Svejk13" /></noinclude>{{tab}}— Mój tata dał mi klapsa i moja mama dała mi klapsa, i wszystkie moje ciocie i wujaszkowie dali mi klapsa za moją nienasyconą ciekawość, a jednak chciałbym wiedzieć, co krokodyl jada na obiad?<br> {{tab}}Na to ptak kolokolo wrzasnął chrapliwie:<br> {{tab}}— Idź nad brzeg szaro-zielonej, mulistej rzeki Limpopo, otoczonej dokoła drzewami, ziejącemi zgniłą gorączką, i zobacz sam.<br> {{tab}}Zaraz następnego poranka, gdy zrównania dnia z nocą nie było już ani śladu, ten malutki, nienasycony słoń wziął sto funtów bananów (z gatunku czerwonych i krótkich) i sto funtów trzciny cukrowej (z gatunku długiej, purpurowej) i siedemnaście melonów (z gatunku zielonych, chrzęszczących) i rzekł wszystkim swoim miłym krewnym:<br> {{tab}}— Bądźcie zdrowi! Idę nad wielką, szaro-zieloną, mulistą rzekę Limpopo, otoczoną dokoła drzewami, ziejącemi zgniłą gorączką, aby zobaczyć, co krokodyl jada na obiad.<br> {{tab}}A oni wszyscy jeszcze raz dali mu<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2c6pazw66rbgdfbi0t0l8q3pxiqjbdn Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/51 100 1084237 3149932 2022-08-12T12:45:02Z Svejk13 22069 nowa strona proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Svejk13" /></noinclude>żartem klapsa, aczkolwiek prosił bardzo grzecznie, aby mu nie dawali klapsów.<br> {{tab}}Poczem odszedł, nieco zgrzany, acz wcale nie zdziwiony, i jadł melony, a skorupy odrzucał precz, bo nie mógł ich podnieść.<br> {{tab}}Z miasta Graham poszedł do Kimberley, a z Kimberley do kraju Kama, a z kraju Kama szedł na wschód i północ, i jadł wciąż melony, aż wkońcu przyszedł nad brzeg wielkiej, szaro-zielonej, mulistej rzeki Limpopo, otoczonej dokoła drzewami, ziejącemi zgniłą gorączką; jota w jotę tak, jak mu to powiedział ptak Kolokolo.<br> {{tab}}A trzeba ci wiedzieć i uprzytomnić sobie — moje kochanie — że aż do tego tygodnia i dnia i godziny i minuty ten malutki nienasycony słoń nie widział jeszcze nigdy krokodyla i nie wiedział, jak on wygląda.<br> {{tab}}A był okropnie ciekawy.<br> {{tab}}Pierwszym przedmiotem, jaki spotkał, był pstrokaty wąż skalny, Pyton, owinięty dokoła skały.<br> {{tab}}— Przepraszam cię — odezwał się bardzo grzecznie malutki słoń — czyś nie {{pp|wi|dział}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dl6heghevd92dj7nb01xyeg7kyk9b37 Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/23 100 1084238 3149933 2022-08-12T12:46:03Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}Ojciec czeka na dworcu z biletami i z tragarzem, pakuje nas do przedziału drugiej klasy, całuje nas, Mamę — długo, i wychodzi. Ale nie odchodzi jeszcze, lecz stojąc pod oknem, rozmawia z Mamą. Mnie to wszystko już nudzi, chciałbym jechać.<br> {{tab}}Stało się. Pociąg powoli rusza, opuszcza mroczny dworzec krakowski, wkrótce wyjeżdża za miasto. Jedziemy przez most kolejowy. Widać czerwone, smukłe wieże krakowskie, długą ulicę Dietlowską, szarą Wisełkę, a potem zaczynają się już pola, pastwiska, na których pasą się kaczki i gęsi, stoją chaty o ścianach „pobielanych na niebiesko“, tu i owdzie koszlawe, krzywe wierzby.<br> {{tab}}— Chłopcy, nie jesteście głodni? — odzywa się głos Mamy.<br> {{tab}}Głodni? My zawsze jesteśmy głodni, zwłaszcza jeśli jest coś dobrego do jedzenia, szczególnie zaś głodni jesteśmy dziś, po tylu wstrząsających wrażeniach. W dodatku śniadanie jedliśmy wcześnie i pośpiesznie.<br> {{tab}}Mama podnosi z „ziemi“ duży kosz, ciężko ładowny. Ten kosz musi być wciąż pod ręką, bo jedziemy daleko, do samych Niepołomic jakie cztery godziny, a stamtąd do Grobli sześć mil z okładem końmi. W Grobli będziemy dopiero nad wieczorem.<br> {{tab}}Kosz otwarty. Sterczą z niego szyjki butelek z mlekiem i słodką kawą, jeszcze ciepłą.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gq9bpyaux3yqkdsfavpdoi9mu4ot24m Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/52 100 1084239 3149934 2022-08-12T12:48:30Z Svejk13 22069 nowa strona proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Svejk13" /></noinclude>{{pk|wi|dział}} w tej zapadłej okolicy czegoś podobnego do krokodyla?<br> {{tab}}— Czy nie widziałem krokodyla? — odparł okrutnie gniewnym głosem wąż skalny, Pyton. — A o co jeszcze mnie spytasz?<br> {{tab}}— Przepraszam cię — rzekł na to malutki słoń — czy nie mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, co krokodyl jada na obiad?<br> {{tab}}Wtedy wąż skalny Pyton odwinął się szybko ze skały i dał malutkiemu słoniowi klapsa swym łuszczastym cepiastym ogonem.<br> {{tab}}— To dziwne! — odezwał się malutki słoń. — Mój tata i moja mama, i mój wujaszek, i moja ciocia, i moja druga ciocia, hipopotam, i mój drugi wujaszek, pawjan, wszyscy dali mi klapsa za moją nienasyconą ciekawość — a ty, jak mi się zdaje, czynisz to samo!<br> {{tab}}Potem pstrokatemu wężowi skalnemu, Pytonowi, rzekł grzecznie: „Bądź zdrów!“ i pomógł mu owinąć się znów dokoła skały i poszedł dalej, nieco zgrzany, acz wcale nie zdziwiony, i jadł melony, a skorupy odrzucał precz, bo nie mógł ich podnieść.<br> {{tab}}I tak przyszedł aż nad sam brzeg {{pp|wiel|kiej,}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d8qr3r1dgca4xg4fm0ehnvls0b6tw0n Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/24 100 1084240 3149935 2022-08-12T12:50:02Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>Obok widać torbę papierową z wilgotnemi plamami — aha! czereśnie! Dalej mnóstwo różnego jedzenia, kromki chleba z masłem i bryndzą majową, duże, smakowicie w zębach trzeszczące bułki centowe na wodzie, również z masłem i ze sznycelkami, mleczne „kajzerki“ — po dwa centy — z szynką lub cielęciną na zimno, nieodzowne, pieczone lub smażone kurczęta — ale to na potem, jak już będziemy w powozie — kotlety, ciasteczka, pierniczki — cała fura jedzenia doskonałego, jako że czekała nas przecie podróż całodzienna, a dobry apetyt mieliśmy nietylko my, ale i Mama, która jako człowiek z krwi i kości lubiła zjeść, i to dobrze.<br> {{tab}}— Co ci dać? — pyta mnie Mama. — Bułkę ze sznyćlem bedziesz?<br> {{tab}}W przystępie dobrego humoru Mama chętnie „mazurzyła“.<br> {{tab}}— Jabym wolał bułkę z szynką.<br> {{tab}}Mama pogrzebała w koszu i podała mi „kajzerkę“ z szynką, mówiąc:<br> {{tab}}— Naści! A tobie, Lolek, co dać?<br> {{tab}}Lolek patrzy to na bułkę z szynką, to na „centową“ ze sznyclem. Waha się, nie może się zdecydować. Uśmiecha mu się kajzerka z szynką, ale „centowa“ ze sznyclem jest znacznie większa, a Lolek na całą rodzinę słynie z praktycznego zmysłu. Patrzy i milczy.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pxxv4b15pd3q106w4y60rf35ktioqyg Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/54 100 1084241 3149936 2022-08-12T12:51:15Z Svejk13 22069 nowa strona proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Svejk13" /></noinclude>{{tab}}Ale w rzeczywistości — moje kochanie — był to krokodyl.<br> {{tab}}Krokodyl mrugnął jednem okiem — ot, tak!<br> {{tab}}— Przepraszam cię — rzekł bardzo grzecznie malutki słoń — ale czyś przypadkiem nie widział krokodyla w tej zapadłej okolicy?<br> {{tab}}Na to krokodyl mrugnął drugiem okiem i dźwignął nawpół z mułu swój ogon; a malutki słoń cofnął się bardzo grzecznie wstecz, gdyż nie miał ochoty znowu dostać klapsa.<br> {{tab}}— Chodź-no tu, mały — rzekł krokodyl. — Dlaczego pytasz o takie rzeczy?<br> {{tab}}— Przepraszam cię — odparł bardzo grzecznie malutki słoń — ale mój tata dał mi klapsa i moja mama dała mi klapsa, nie mówiąc już o moim dużym wujaszku, strusiu, i o mojej dużej cioci, żyrafie, która bije okrutnie mocno, i o mojej grubej cioci, hipopotamie, i o moim włochatym wujaszku, pawjanie, ani o pstrokatym wężu skalnym, Pytonie, który leży opodal na brzegu i ma łuszczasty, cepiasty ogon i bije mocniej od wszystkich innych. Otóż, jeżeli ci to nie sprawi zbyt wielkiej {{pp|nieprzy|jemności,}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p5o4hv7yi2awmzgtg9dhk77yetfa7gl Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/55 100 1084242 3149937 2022-08-12T12:54:13Z Svejk13 22069 nowa strona proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Svejk13" /></noinclude>{{pk|nieprzy|jemności,}} to nie chciałbym jeszcze raz dostać klapsa.<br> {{tab}}— Chodź tu, mały — rzekł na to krokodyl — to ja jestem krokodyl — i płakał łzami krokodylemi na znak, że to prawda.<br> {{tab}}Wtedy mały słoń ukląkł na brzegu, dysząc z podziwu, i rzekł:<br> {{tab}}— A więc ty jesteś osobą, której całemi dniami szukałem? Czy nie mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, co jadasz na obiad?<br> {{tab}}— Chodźże do mnie, mały — przemówił krokodyl — powiem ci to do ucha.<br> {{tab}}Na to malutki słoń przyłożył swą głowę do zębatej i ziejącej piżmem paszczy krokodyla, a krokodyl chwycił go za nos, który aż do tego tygodnia, dnia, godziny i minuty nie był większy od trzewika, lecz o wiele od niego użyteczniejszy.<br> {{tab}}— Myślę — rzekł krokodyl, a rzekł przez zęby — ot, tak! Myślę, że dziś zacznę od malutkiego słonia.<br> {{tab}}To — moje kochanie — ogromnie nie podobało się malutkiemu słoniowi, więc zawołał, a zawołał przez nos — ot, tak:<br> {{tab}}— Puscaj! Jesteś niegzeczne zwierzę!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2jfm8obu5z4npfwlqjq45b3uqcfuu0r Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/25 100 1084243 3149938 2022-08-12T12:54:17Z WM 536 przepisana proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="WM" /></noinclude>{{tab}}— No, co wolisz, gadajże raz! — mówi Mama, już zniecierpliwiona czekaniem.<br> {{tab}}Odpowiedź Lolka jest dyplomatyczna.<br> {{tab}}— Proszę o „centówkę“.<br> {{tab}}To znaczy:<br> {{tab}}— Wprawdzie ja „centówki“ nie wolę, ale dla pewnych przyczyn muszę ją wziąć. W gruncie rzeczy należałaby mi się i „centówka“ i kajzerka z szynką. Ale — cóż!<br> {{tab}}— Ne! — mówi znów Mama.<br> {{tab}}Lolek bierze bez entuzjazmu „centową“, wysoko sznyclem wypchaną, rozsiada się wygodnie i je w milczeniu.<br> {{tab}}— A ty, Tanczuś?<br> {{tab}}Mały Tanczuś stoi przy oknie, zapatrzony w migający przed nim błękitny świat, zalany potopem światła. Wiatr szarpie go za miękkie, jasnozłote pukle. Nie słyszy.<br> {{tab}}— Tanczuś! — woła na niego Mama.<br> {{tab}}Zwraca ku niej różową twarzyczkę o jasnoniebieskich oczach. Uśmiecha się niemi do Mamy.<br> {{tab}}— Co będziesz jadł?<br> {{tab}}— Wszystko jedno. Co Mama da.<br> {{tab}}Mama daje mu bułkę z polędwicą. Sama nie je w tej chwili nic. Zanadto się zmęczyła i zdenerwowała wyjazdem. Dzień jest upalny, a ona się nie wyspała, i coś jej nad lewą skronią niewyraźnie. Od czasu do czasu jakaś zielona plamka w tęczowej obwódce tańczy przed<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jaxnwvv6f4i7bsj5iyjsxw37nw220hy Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/56 100 1084244 3149939 2022-08-12T12:58:46Z Svejk13 22069 nowa strona proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Svejk13" /></noinclude>{{tab}}Wtem pstrokaty wąż skalny, Pyton ześlizgnął się z brzegu i rzekł:<br> {{tab}}— Mój młody przyjacielu, jeżeli zaraz, niezwłocznie nie szarpniesz z całej siły, to, mojem zdaniem, ten twój nowy znajomy we wzorzystym, skórzanym płaszczu (miał na myśli krokodyla) wciągnie cię do wilgotnej, szaro-zielonej rzeki, zanim zdołasz pisnąć.<br> {{tab}}W ten sposób zwykły zawsze przemawiać pstrokate węże skalne, Pytony.<br> {{tab}}Malutki słoń przysiadł tedy na swych tylnych nóżkach i szarpał, i szarpał, i szarpał, a nos jego stawał się coraz dłuższy. A krokodyl rzucał się na wszystkie strony i bił wodę ogonem, aż zbielała całkiem jak śmietana, i szarpał, i szarpał, i szarpał. A nos malutkiego słonia stawał się coraz dłuższy. Więc słoń wsparł się mocno na wszystkich czterech nóżkach i szarpał, szarpał, szarpał, a nos wydłużał się mu coraz bardziej, a krokodyl bił wodę ogonem, jak jakim sterem, i szarpał, i szarpał, i szarpał, a za każdem szarpnięciem nos malutkiego słonia stawał się dłuższy i dłuższy i — bolał go okrutnie.<br> {{tab}}Wtem mały słoń uczuł, że nogi pod<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2qmld3lb0ngxs3kvo13bscy6fhupt2r Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/506 100 1084245 3149942 2022-08-12T13:05:25Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wiali się od opowiadania i z wielkim wstrętem zeznaniami swemi popierali oskarżenia pokojówki i lokaja, lecz August rad uniknąć kuli rewolwerowej a schować do kieszeni przekaz na pięćdziesiąt tysięcy franków, sam zajął się badaniem i poprowadził je tak zręcznie, że Rossignol musiał się przyznać bez ogródek, że sfabrykował dorobiony klucz, a Jan Chardin, że zawiózł hrabinę na bal Opery i odniósł bransoletkę nazajutrz.<br> {{tab}}Przy każdej odpowiedzi stanowczej, August rzucał na hrabiego tryumfujące spojrzenie, poczem spoglądał na Fanny, jakby chciał się przed nią pochwalić:<br> {{tab}}— A co? czy nie jestem grackim zuchem?..<br> {{tab}}— Zarobiliście swe pieniądze... — rzekł raptownie p. de Nathon, podając czek przyszłemu małżonkowi panny Fanny. — Idźcie sobie!..<br> {{tab}}August schwycił chciwie papierek, który dawał mu majątek, wybełkotał kilka słów bez związku i wyniósł się co prędzej, pociągając za sobą narzeczonę swą, Rossignola i Jana Chardina.<br> {{tab}}Hrabia pozostawszy sam, usiadł, a raczej osunął się, na duży fotel przed biurkiem.<br> {{tab}}Przez godzinę przeszło, wychylał do dna kielich goryczy i utrzymać się zdołał w pozornym spokoju.<br> {{tab}}Teraz nikt nań nie patrzył, ukrył twarz w załamane dłonie a z oczu łzy mu popłynęły.<br> {{tab}}Lecz nagle wyprostowała się głowa jego pochylona, przypływ raptowny krwi w szkarłat zamienił jego bladość, oczy były już suche, ponury ogień zaświecił w rozszerzonych źrenicach i dziwny uśmiech wykrzywił mu usta.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rxiaw2gemw4oitxcykxyranjcozojnk Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/507 100 1084246 3149943 2022-08-12T13:06:52Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Powstał, wyjął z biurka jakiś klucz, który tam leżał między papierami, wziął ze stołu rewolwer i wyszedł z pokoju tak gwałtownie, że potrącił i o mało co nie przewrócił służącego, czekającego w sąsiednim pokoju na jego rozkazy.<br> {{tab}}Lokaj zdumiony dziwnemi ruchami swego pana, który wydawał się oszalałym z wściekłości i w ręku trzymał rewolwer, podążył za nim ukradkiem, aż do progu galerji, służącej za ogród zimowy.<br> {{tab}}Hrabia przebiegł ją całą wzdłuż i znikł za gąszczem roślin, zasłaniających drzwi potajemne.<br> {{tab}}— Nie wiem co się stało... — szepnął służący. — Ale Boże zmiłuj się, pan hrabia wygląda na warjata, jeszcze będzie jakie nieszczęście!<br> {{tab}}I wrócił na swe miejsce do przedpokoju. {{***}} {{tab}}Gdy piękny August i panna Fanny spełniali wobec pana de Nathon dzieło swej nikczemności, Armand Fangel zabrał się do rozpoczętego artykułu, a przerwanego od dni kilku.<br> {{tab}}Pisał szybko, bo myśl jego dojrzała w zastanowieniu, dobywała się jasno i wyraźnie i przybierała na siebie tę sukienkę, którą jest styl.<br> {{tab}}Nagle drgnął, przestał pisać i nadstawił uszu. Usłyszał w pokoju jakiś szmer lekki, co do jakości którego niepodobna się było mylić, ktoś nadchodził. Owóż, skoro August został odprawiony w przeddzień, któż więc do mieszkania mógł wejść?..<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> e24xzc7q1gjdqmzo5tw2iaql8c5pdzd Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/58 100 1084247 3149944 2022-08-12T13:07:01Z Svejk13 22069 nowa strona proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Svejk13" /></noinclude>podwójnym węzłem krzyżowym dokoła tylnych nóg malutkiego słonia, rzekł:<br> {{tab}}— Szalony i nierozważny wędrowcze, musimy teraz na serjo wytężyć wszystkie siły, jeżeli bowiem tego nie uczynimy, to, mojem zdaniem, ten wojowniczy samo-śrubowiec o opancerzonym pokładzie (miał na myśli krokodyla — kochanie) popsuje raz na zawsze twą przyszłą karjerę.<br> {{tab}}W ten sposób zwykły zawsze przemawiać pstrokate węże skalne, Pytony.<br> {{tab}}Więc wąż szarpał, i malutki słoń szarpał, i krokodyl szarpał; ale malutki słoń i pstrokaty wąż skalny, Pyton, szarpali najmocniej, i wkońcu, z pluskiem, który rozległ się po górnym i dolnym biegu rzeki Limpopo, krokodyl puścił nos malutkiego słonia.<br> {{tab}}Malutki słoń zwalił się naraz ciężko wtył; ale przedtem rzekł jeszcze do pstrokatego węża skalnego, Pytona:<br> {{tab}}— Bardzo dziękuję — a potem zajął się swym biednym poszarpanym nosem: zawinął go w chłodne liście bananowe i dla ochłody zanurzył go w wielką, szaro-zieloną, mulistą rzekę Limpopo.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nnfyzk0v30t3vglymgeu1d47oyb3guf Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/508 100 1084248 3149945 2022-08-12T13:08:05Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Armand wstał z krzesła i udał się do sąsiedniego pokoju, już miał tam wejść, gdy portjera u drzwi uchyliła się i na progu salonu ukazała się hrabina.<br> {{tab}}Młodzieniec wiedział już ze słów Augusta, że pani de Nathon posiada klucz od jego mieszkania. Nie mniej jednak ździwienie jego było bardzo żywe, gdy zobaczył ją, ukazującą się tak znienacka. Co ja mogło nakłonić do odkrycia tajemnicy (którą musiała uważać za dobrze zachowaną), tajemnicy potajemnych odwiedzin? Co miała mu do powiedzenia, że aż przychodziła do niego tutaj, zamiast pomówić z nim podczas jego bytności w pałacu?<br> {{tab}}— Pani, pani hrabino!.. — zawołał. — Pani!.. u mnie!..<br> {{tab}}— I to nie po raz pierwszy tu przychodzę — odpowiedziała Berta, a gorączka dodawała jej energii i sztucznej siły.<br> {{tab}}Rozpalone policzki, blask oczu, zdradzały gwałtowność tej gorączki.<br> {{tab}}— Mam panu wiele do powiedzenia i to bardzo poważnych rzeczy — mówiła dalej hrabina — nie śmiem być długo... Nie pytaj mnie więc pan o nic, tylko słuchaj.<br> {{tab}}Armand przysunął fotel. Berta odmówiła skinieniem ręki. Oboje stali naprzeciw siebie.<br> {{tab}}Pani de Nathon mówiła dalej:<br> {{tab}}— Bez próżnych słów i daremnych zdań... Przystępuję prosto do celu... Hrabia mówił panu o małżeństwie... chce pana połączyć z moją córką...<br> {{tab}}— Tak pani, i ten związek, o jakim nie pozwoliłbym sobie nawet zamarzyć, czyni mnie bardzo dumnym i bardzo szczęśliwym... Wejść do państwa<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 64lppc7ossnak5gdkvkhg117zg0ydaa Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/509 100 1084249 3149946 2022-08-12T13:09:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>rodziny, to zaszczyt przewyższający moje pragnienia i nadzieje i p. de Nathon wielką mi sprawił radość, oznajmiając mi, że pani na to małżeństwo zgadza się zupełnie...<br> {{tab}}— Omylił się! — odrzekła Berta gwałtownie — zanadto się pośpieszył... Nie wiedziałam o niczem... To małżeństwo jest niemożebne...<br> {{tab}}Armand drgnął.<br> {{tab}}Obawy jego, jakie się przed chwilą rozproszyły, co do możliwej miłości hrabiny, znów powróciły teraz. To sprzeciwianie się małżeństwu, czyniło je nader uzasadnionem.<br> {{tab}}— Niepodobna? — powtórzył chłodno. — Pozwól mi, pani hrabino, zapytać: dlaczego?<br> {{tab}}— Nie... nie... — odparła Berta — nie, nie pytaj mnie pan, na Boga, nie pytaj mnie o nic!., nie wybaduj, tylko wierz...<br> {{tab}}— Wierzyć mam pani... Ale nic przecie jeszcze pani nie powiedziała...<br> {{tab}}— Armandzie, przysięgam ci, przysięgam, że małżeństwo to niemożebne... na klęczkach błagam cię, ażebyś się go wyrzekł!..<br> {{tab}}Chciała ująć ręce młodzieńca, ażeby je przycisnąć do serca, do ust przyłożyć, lecz on cofnął je szybko.<br> {{tab}}— Wyrzec się szczęścia całego życia mego — odrzekł — i to bez powodu, ponieważ nie chce pani wyjawić mi żadnego, byłoby to wydać na siebie samego wyrok, iż nie zasługuję wcale na to szczęście... Byłoby to obrazić pana de Nathon, w oczach którego jestem godzien... tego nie uczynię...<br> {{tab}}Berta załamała ręce.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qe9l59jgh0v02sz6bxvtjeagsoi46sv Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/510 100 1084250 3149947 2022-08-12T13:10:58Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Odmawiasz pan!.. — wyjąkała ze łkaniem — odmawiasz!..<br> {{tab}}— Muszę... Tu chodzi o honor mój i szczęście... Nie chcę ich pokrzywdzić...<br> {{tab}}— Co pan mówisz o swem szczęściu!.. Pan Herminii nie kochasz!<br> {{tab}}— Miłość sama przyjdzie!.. Jakże niema przyjść?.. Dziecię to urocze, to anioł! któż może lepiej o tem wiedzieć nad panią? A aniołów się kocha...<br> {{tab}}— Armandzie, Armandzie, czy chcesz mnie doprowadzić do rozpaczy?<br> {{tab}}— Zkądże ma tu być rozpacz?.. Czyż mam być tem dotknięty boleśnie, iż związanie przyszłości pani córki z moją przyszłością tak panią niepokoi?.. Nie kłamałem nigdy... Więc przysięgam pani, że we wszystkiem chcę iść za przykładem pana de Nathon... Przysięgam pani, że będę dla Herminii tem, czem on był dla pani... wzorowym, najlepszym mężem... A jeżeli pani przysięgam, to dlatego że pewny jestem siebie.<br> {{tab}}— Armandzie, ulituj się nademną... nie zmuszaj mnie do wyznania upokarzającego... nie zmuszaj mnie, ażebym się rumieniła przed tobą...<br> {{tab}}Jakże po słowach tych, można było jeszcze powątpiewać o występnej namiętności nieszczęsnej kobiety. Ogarniał ją paroksyzm gorączki. Miała już zawołać: Kocham cię!<br> {{tab}}Armand blady był z przerażenia,<br> {{tab}}— Nie, pani — odparł, wzdrygając się — nic nie masz do wyznania przedemną, a ja nie powinienem pani słuchać... Pan de Nathon, najwyższy sędzia w tem, co jestem wart, oddaje mi swój najdroższy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0s7v2hqn96si0tbj8uw6cs6c034jpt5 Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/511 100 1084251 3149948 2022-08-12T13:12:12Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>najcenniejszy skarb... Słowo jego jest Święte, jak moje... Co postanowione spełni się, a kiedy zobaczysz pani Herminię szanowaną przezemnie i szczęśliwą, gdy we mnie znajdziesz pani syna z czcią i przywiązaniem, który cię kochać będzie, jak gdybyś była mu matką, której nigdy nie znał, wtedy przebaczysz mi pani, żem ci był nieposłuszny.<br> {{tab}}Armand wiele się spodziewał po tem odwołaniu się do uczucia matczynego, które powinnoby otworzyć oczy pani de Nathon. Miał nadzieję, że wspominając o swej matce, przypomni jej, że i ona jest matką.<br> {{tab}}Ani wiedział jednak, jaki to był celny cios. Poruszył najczulszą w niej strunę, dotknął krwawiącej się rany w sercu hrabiny.<br> {{tab}}W miarę jak mówił, Berta schylała głowę. Gdy skończył, podniosła ją zwolna i wykrzyknęła jakby w gorączce:<br> {{tab}}— Tak, wszystko się skończyło... Trzeba mu odkryć tajemnicę, ażeby go powstrzymać... Tak! będę miała odwagę mówić... dowie się o wszystkiem... a jeżeli wyznanie mnie zabije, to i cóż potem znaczy dla mnie śmierć... Posłuchaj więc Armandzie... Słuchaj odwróciwszy oczy, ażebyś nie widział mego wstydu... Czy wiesz, dlaczego tu jestem?.. Po co tutaj codzień przychodziłam?.. Dlaczego tak cię kocham, iż oddałabym życie za ciebie, krew swoją, kropla po kropli, przelałabym dla ciebie?.. Dlaczego ta małżeństwo jest niemożebne?.,<br> {{tab}}Armand zasłaniał twarz obu rękoma.<br> {{tab}}Berta nie miała czasu dokończyć.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> otl6stv5euemxb5kx3t4tsrvgas62zs Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/512 100 1084252 3149949 2022-08-12T13:14:33Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Portjera, oddzielająca salonik od sypialni, odchyliła się gwałtownie i ukazał się p. de Nathon.<br> {{tab}}— Dlaczego to małżeństwo jest niemożebne? — powtórzył głuchym głosem. — Bo ty jesteś nikczemną a ten człowiek jest podłym nędznikiem!.. Ciebie wypędzam, a jego zabiję!<br> {{tab}}Berta wydała przerażający okrzyk i chciała sobą zasłonić Armanda Fangela, ku piersi którego Henryk wymierzył rewolwer.<br> {{tab}}Hrabia lewą ręką porwał ją za dłoń i na bok odepchnął.<br> {{tab}}— To się na nic nie przyda — wyrzekł z postanowieniem strasznem — kochanek pani umrze!..<br> {{tab}}Armand, pojmując dobrze, iż żadnem słowem nie zdołałby uspokoić pana de Nathon i że nic go nie mogłoby przekonać o jego niewinności, ani się poruszył dla uniknięcia śmiertelnego strzału.<br> {{tab}}Był bardzo blady, ale spokojny i zrezygnowany.<br> {{tab}}Henryk kładł palec na cynglu.<br> {{tab}}Wtedy Berta upadłszy na kolana, ledwie miała siłę wyjąkać te wyrazy:<br> {{tab}}— To nie kochanek... to mój syn...<br> {{tab}}Pan de Nathon cofnął się.<br> {{tab}}— Twój syn? — powtórzył. — Nie! W to nie wierzę!.. Chcesz go ocalić... Kłamiesz!..<br> {{tab}}— To mój syn!.. Przysięgam ci przed Bogiem!..<br> {{tab}}Berta wspierała się tylko jedną ręką. Ręka się ugięła i ona osunęła się cała na dywan.<br> {{tab}}Armand niemy i nieruchomy, podobny był do posągu Osłupienia.<br> {{tab}}Pan de Nathon rzucił rewolwer, porwał Bertę za ramiona, podniósł ją i posadził na fotelu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> odj5dr2dtuvtj73pxx9s7wna8wwt9yq Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/513 100 1084253 3149950 2022-08-12T13:16:58Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Twarz jej była już jakby martwa, oddech przyśpieszony świadczył, iż żyła jeszcze.<br> {{tab}}— Więc to tak — rzekł do niej hrabia ze spokojem straszliwszym od najokropniejszej złości — to ja w pani ręce złożyłem miłość moją, honor, radość, przyszłość... Pani oddałem całe swe życie... a pani mnie oszukiwałaś od lat ośmnastu!.. i oszukiwałaś wtedy, gdy nie byłaś jeszcze moją!.. Więc cóż z pani za kobieta?..<br> {{tab}}Armand zbliżył się do niego,<br> {{tab}}— Panie hrabio — odezwał się głosem stłumionym ale pewnym nie mnie tutaj być sędzią... Pozwól mi pan jednak z szacunkiem powiedzieć: „To moja matka!.. Nie znieważaj pan mojej matki!..“<br> {{tab}}— To podła!.. — wyszeptał pan de Nathon.<br> {{tab}}— Nie, to święta i męczennica! — zawołała baronowa de Vergy, wbiegając do salonu — ja tylko jestem winna, bo ją oszukałam, bo schowałam ten list, napisany przez nią przed ośmnastu laty, który przysięgłam oddać panu przed ślubem... Gdy została pańską żoną, myślała, że pan wiesz o wszystkiem... Ongi jak i dziś była niewinną i była tylko ofiarą cudzej zbrodni... Czytaj pan!..<br> {{tab}}Pan de Nathon porwał zaadresowany do niego list, który mu baronowa podała i rozdarł kopertę.<br> {{tab}}List był długi, Przez te ośmnaście lat atrament zbielał na z żółkłym papierze. Tu i owdzie widniały blade plamy, ślady łez.<br> {{tab}}Zaniepokojona niezmiernie, odkąd po powrocie z Wersalu przeczytała list Berty, dręczona smutnemi przeczuciami, pani de Vergy wzięła na wszelki wy-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8u9wv0431ikpg1uhhsapypvcr81tezv Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/514 100 1084254 3149951 2022-08-12T13:18:53Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>padek ów list fatalny ze szkatułki, gdzie go chowała od tak dawna.<br> {{tab}}Gdy przybyła do pałacu, lokaj w przedpokoju czemprędzej jej opowiedział, jako hrabia z rewolwerem w ręku, wbiegł do galerji oszklonej, na końcu której zniknął.<br> {{tab}}Baronowa, której niepokój przeszedł teraz w rozpacz, natychmiast podążyła tą samą drogą. Drzwi zastała otwarte.<br> {{tab}}Resztę już wiemy.<br> {{tab}}Kiedy pan de Nathon skończył smutne czytanie, podszedł zwolna do Berty, prawie obumarłej, leżącej na fotelu.<br> {{tab}}Nachylił się ku niej i dotknął ustami czoła.<br> {{tab}}— Tak, ma pani słuszność — rzekł. — To święta i męczennica!.. O! biedna, biedna!..<br> {{tab}}Otarł łzy, spływające mu z oczu i mówił dalej:<br> {{tab}}— Potrzebuję samotności i ciszy. Zostawiam ją z siostrą i synem... Armandzie, podaj mi rękę i przebacz, com powiedział przed chwilą... Nie ja to mówiłem, ale złość niesprawiedliwa i szalona... Kochaj ją, tą matkę bolesną... Kochaj ją bardzo, bo przez ciebie i dla ciebie, cierpiała ona tak okrutnie...<br> {{tab}}Hrabia wyszedł z pawilonu i zamknął się w swym pokoju.<br> {{tab}}Berta ożywiła się pomału i bolesny uśmiech zawitał na jej wybladłe usta.<br> {{tab}}Syn, klęcząc przed nią, całował jej ręce. {{***}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kt49krb9mnhjcsjsefo6nquxmrue7dl Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/915 100 1084255 3149952 2022-08-12T13:20:52Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna ks. mazowiecka" />córka Ziemowita IV i Alexandry Olgierdówny, siostrzenica króla Władysława Jagiełły, a siostra sławnej Cymbarki; podług drugich córka Bolesława IV, mazowieckiego, chociaż znowu i tę Annę Bolesławówne wydają niektórzy za Przemysława księcia cieszyńskiego na Szląsku, zmarłego 1477 r.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna ks. mazowiecka" /> <section begin="Anna Cyllejska" />{{tab}}'''Anna Cyllejska,''' dwie jedyne córki Kazimierza Wielkiego, wywiózł z Polski do Węgier król Ludwik, i jedną z nich, starszą Annę wydał za Wilhelma hr. Cyllejskiego, panującego udzielnie nad małą krainą za Karpatami i Dunajem ku pobrzeżom weneckim. Ludwik chcąc potomstwo Kazimierza pozbawić nawet pretensyj do tronu, skojarzył to nierówne małżeństwo i jeszcze zabezpieczył się wyrokiem trybunału. W rodzinie Cyllejskiej występki i zbrodnie przechodziły z ojca na syna, więc i w tém jeszcze król szukał pewności dla swoich córek, że Annę pomieścił w tak niedobraném gnieżdzie; ale niezgadł przyszłości. Wilhelm Cyllejski umarł, zostawił wdowę i córkę także Annę. Wdowa poszła powtórnie za mąż za jakiegoś hrabiego Deka, ale córka nie poszła za nią tylko została w domu pod opieką stryja Hermana II i chowała się tam w zupełnem opuszczeniu. Gdy Jagiełło po śmierci Jadwigi sądził, że jego panowanie w Polsce ustało i zabierał się do Litwy, panowie poddali królowi myśl, żeby się ożenił z tą biedną wnuczką Kazimierza Wielkiego. Jagiełło nie chciał wierzyć, że był królem wolno obranym, a gdy potrzeba mu było praw jakichciś, chwycił się gorąco tej myśli i wyprawił poselstwo po Annę Cyllejska na Węgry r. 1400; dało się ułożyć to małżeństwo. Dla Anny był to los, niespodziewane szczęście. Wyjechała natychmiast do Polski w towarzystwie poselstwa królewskiego i panów węgierskich. Poselstwo składali: Jan z Obiechowa kasztelan szremski, Hinczko z Rogowa i Jan z Ostrowca. Uroczysty następnie wjazd Anny do Krakowa odbył sic 16 Lipcą 1401 r. Cała stolica wyszła naprzeciwko wnuczce wielkiego króla z chorągwiami wszystkich stanów i cechów miejskich, z krzyżami i relikwijami wszystkich kościołów. Naród witał powrót „orlątka“ w rodzinne strony. Za to intrygował Wilhelm rakuski niedoszły mąż Jadwigi, z wielkim mistrzem Krzyżackim przeciwko małżeństwu królewskiemu, sądząc, że tron polski prędzej jemu przynależy. Jagiełło też nieznalazł Anny za dość urodziwą i zobojętniał dziwnie dla tych związków; wymawiał panom koronnym, że przywieźli tak brzydką dziewczynę, a nawet dobrze się zamyślał, czy ma ją poprowadzić przed ołtarz, czy też odesłać stryjowi. Pod pozorem tedy, żeby Anna wyuczyła się wprzódy języka ojczystego, zwleczono małżeństwo. Wreszcie 4 Listopada 1401 roku w Bieczu pełnomocnicy królewscy podpisali wspólnie z panami cyliejskiemi, którzy towarzyszyli Annie, umowę ślubną. Król tymczasem bawił na Litwie, a gdy już Anna jakotako rozmówić się mogła po polsku, nadjechał ze znacznemi zapasami zwierzyny i rozpoczęły się huczne weselne gody, na których nie brakowało ani gonitw, ani igrzysk rycerskich; 29 Stycznia 1402 r. po ośmiu miesiącach zwłoki, w Niedzielę odbył się też i ślub Jagiełły z Anną w Krakowie, ale i tu nastąpiła zwłoka względem koronacyi, tak dalece, że posądzano króla jeszcze o zamiar odesłania Anny z Krakowa; namyśliwszy się wreszcie ustąpił Jagiełło. W tydzień tedy potem nastąpiła koronacyja Anny przez Dobrogosta z Nowegodworu, arcybiskupa gnieźnieńskiego. Matka królowej hrabina Dek, zaproszona przez Władysława Jagiełłę, znajdowała się na tej uroczystości, toż Herman II cyllejski i jego synowie. Chociaż na tronie siedziała Anna przez lat 14, cicho jednakże o niej w dziejach. Raz tylko wspominają o Annie kroniki z powodu, ze Jędrzeja z Tęczyna kasztelana wojnickiego posądzano o tajne z nią a serdeczne związki; spieszył się z pod Grunwaldu do młodej żony kasztelan, a tu potwarz wkładano taką na niego: po przekonaniu się atoli „publicznie mu wrócono {{pp|sła|wę}}<section end="Anna Cyllejska" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2pf12lowesckl4xwsjlkzhzv2t30y3m Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/515 100 1084256 3149953 2022-08-12T13:21:40Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Tegoż wieczora pan de Nathon opuścił pałac na bulwarze Hausmana, zabrawszy z sobą tylko jednę walizkę.<br> {{tab}}W godzinę po jego odjeździe, oddano hrabinie list następujący: {{c|„Droga i ukochana Berto!}} {{tab}}Nie piszę wcale: „Przebaczam ci!“ bo nie potrzebujesz przebaczenia... Jesteś aniołem przeczystym! Dusza twa skromna, serce wzniosłe, są bez skazy...<br> {{tab}}Wiem o tem wszystkiem Berto i kocham cię, i to dlatego że cię kocham, że moja miłość jest tak niezmierna, jak pierwszego dnia i bardziej jeszcze może, dlatego cierpię tak okrutnie.<br> {{tab}}Wbrew woli mojej, myśl zwraca się w przeszłość ku tej nocy zbrodni, której byłaś ofiarą a nie wspólniczką.<br> {{tab}}To wspomnienie zabija moje szczęście. Szaleństwo to, nieprawdaż? Ale któż jest panem swego umysłu? Pragnę zapomnieć, mam nadzieję że zapomnę i dlatego właśnie oddalam się... Gdy zapomnienie przyjdzie, powrócę. {{f|align=right|prawy=10%|''Henryk''.}} {{tab}}Pani de Nathon, której Blanka i Armand nie opuszczali wcale, przeczytała głośno te kilka wierszy.<br> {{tab}}— Niestety! — jęknęła. — Czy kiedy powróci.<br> {{tab}}Głos jej przeszedł w łkanie i zemdlała.<br><br><section begin="X" /><section end="X" /> {{c|KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ.|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7uzvtfcmnvabdz294ku33lp5vyx5zh7 Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/516 100 1084257 3149954 2022-08-12T13:23:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|{{Rozstrzelony|EPILO}}G.|w=120%}} {{---|30|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" /> {{c|I.|w=120%|po=12px}} {{tab}}Ośmnaście miesięcy upłynęło od wzruszającej sceny, którą przedstawiliśmy czytelnikom naszym.<br> {{tab}}Położenie osób opowieści niniejszej, mało się zmieniło w przeciągu tego czasu.<br> {{tab}}Pani de Nathon i córka jej, jasnowłosa Herminia, mieszkały razem to w pałacu na bulwarze Hausmana, to w zamku Amberville w Normandji.<br> {{tab}}Armand Fangel wyprowadził się z pawilonu, gdzie już nic nie usprawiedliwiało jego obecności i widywał się z hrabiną bardzo rzadko.<br> {{tab}}Baronowa de Vergy, usiłując złagodzić swą obecnością pocieszającą boleść niezmierną, której stała się mimowolną przyczyną, spędzała trzy czwarte swego czasu przy kuzynce.<br> {{tab}}Berta, spokojna i zrezygnowana pozornie, była w rzeczywistości głęboko i śmiertelnie smutną.<br> {{tab}}Chorą nie wydawała się wcale, a jednak widać było po niej, iż życie z niej ucieka.<br> {{tab}}Pan de Nathon podróżował zagranicą.<br> {{tab}}Do żony pisywał często.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> px4p1uo9xxnrpk11ml2ff51cxicjws4 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/916 100 1084258 3149955 2022-08-12T13:25:13Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Cyllejska" />{{pk|sła|wę}}.“ Miała tylko jedną córkę Jadwigę, która nie wiele przeżyła matkę: urodziła się zaś 1406 r. i ją to wydając na świat, matka utraciła życie. Za czasów Anny wróciły do Polski starożytne klejnoty koronne, to jest szczerbiec, jabłko i berło królewskie, oraz złota korona Bolesława, którą Ludwik wywiózł na Węgry. Królowa Anna umarła dnia 21 Maja 1416 r. Żyła z Jagiełłą lat 14. Jedynaczka jej Jadwiga miała być dziedziczką tronu polskiego; obiecano ją w małżeństwo Fryderykowi Brandeburgskiemu, ale umarła w panieństwie.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna Cyllejska" /> <section begin="Anna Witoldowa" />{{tab}}'''Anna Witoldowa,''' druga żona Witolda Kiejstutowicza córka księcia Światosława Iwanowicza smoleńskiego, siostra rodzona Jerzego i Hleba ostatnich książąt udzielnych na Smoleńsku. Pierwszy raz pokazuje się w historyi w czasie kiedy mąż jej, bohatyr Litwy Witold uwięziony w Wilnie, miał razem z ojcem swoim Kiejstutem odsiadywać ciężką pokutę w Krewie. Anna wyrobiła sobie u Jagiełły pozwolenie, aby tam udać się mogła za mężem. Przybyli przed zgonem ojca, ale wkrótce śmierć gwałtowna Kiejstuta, kazała drżeć Annie o życie Witolda. Ułożono więc spisek naprędce. Wysłała księżna do Wilna gońca prosić o kartę bezpieczeństwa dla siebie, chciała to niby wyjechać na Mazowsze do siostry męża Danuty. Goniec przywiózł jej żądaną kartę, ale z nią jednocześnie rozkaz Maryi Wojdyłowej siostry Jagiełły do rządzcy zamku krewskiego, żeby nie bawił z Witoldem po wyjeździe księżny, gdy brat jej Jagiełło, coraz jest słabszym dla więźnia. Anna dowiedziała się o tém natychmiast, udała więc źe jutro jak najraniej wyjeżdża, a wieczorem udała się do męża niby na pożegnanie, z jedną panną służebną imieniem Heleną. Tam Witold przebrał się w suknie kobiece i wyszedł z zamku z żoną jako panna, a potém spuściwszy się szczęśliwie z murów, uciekł na Słonim i Brześć do Mazowsza; Było to w r. 1382. Następnie Anna wyjechała jawnie z dziećmi z Krewa. Helena przebrana za Witolda, tak dobrze udawała chorego księcia, że dopiero trzeciego dnia domyślano się zdrady; oczywiście zginęła ofiarą poświęcenia się za niego. Była Anna i później opatrznością męża, podzielała wszystkie jego losy, wiernie w doli i niedoli. Niebo ją też hojnie uposażyło, księżna albowiem jednoczyła w sobie wszystkie dary losu, celowała urodą i rozumem, miała też wiele dyplomatycznych zdolności. Epoka wielkiego jej wpływu później przyszła, kiedy się Witold stanowczo z Jagiełłą pogodził, ale i wtedy księżna już miała szacunek ogólny i swoich i obcych. Mistrz ujmował ją sobie darami, posyłał jej antały wina reńskiego i krajowego z Pruss (Dzieje Krzyż. II 164), król Władysław z Polski jej posyłał konfekta i powidła (Życie dom. Jadw. i Jag. str. 25). Księżna nieraz jaśniała majestatem wśród zebrań rycerskich, w ziemiach Zakonu, zwłaszcza gdy już panowała na Litwie. Miała też księżna wiele zgryzoty z rodziną smoleńską. Ojciec jej wtenczas, kiedy Jagiełło jechał na ślub do Krakowa, zaczął wojować Ruś litewską; król wysłał przeciw niemu Witolda z Krakowa; książę Świętosław w boju poległ, Jerzy zaś syn jego siadł na panowaniu w Smoleńsku, jako hołdownik Litwy. W roku 1389 Witold zdradziwszy się przedczasem, że chce Skirgiełłę wyzuć z władzy wielko-książęcej, drugi raz musiał uciekać z żoną i dziećmi na Mazowsze, ale szwagier jego Janusz bał się narażać królowi i sam jeździł do Krakowa i błagał, nic nie pomogło; więc wysłał tajemnie gońca do Anny, aby myślała o własném bezpieczeństwie i wynosiła się do Krzyżaków, gdy Jagiełło domagał się uwięzienia zbiegów. Wyjechała zaraz do Pruss z córką Anastazyja, dwoma synami Janem i Jerzym, z siostrą i bratem męża Ryngajłą i Zygmuntem Kiejstutowiczem. Towarzyszył jej i brat rodzony Hleb smoleński. Mistrz dostojnych wygnańców przyjął z ochotą. Kilka razy wracał Witold do Litwy, opuszczając sprawę Zakonu i wracać musiał, ale księżna z dziećmi była w zakładzie, {{pp|pospoli|cie}}<section end="Anna Witoldowa" /.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rk52ar1f8o1qo77h8s8h0n0qd6vxm9o Dziecię nieszczęścia/Część druga/XXIV 0 1084259 3149956 2022-08-12T13:25:52Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |następny = {{ROOTPAGENAME}}/Epilog }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=504 to=515 tosection="X" /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]] 6khbwaj4r6f2w86bhidjozdur15hmwz Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/521 100 1084260 3149957 2022-08-12T13:27:29Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Przy pomocy noży i kolb karabinów, oczyścili ze śniegu kawałek ziemi i grzali ręce skostniałe przed ogniskiem, rozpalonem z suchych gałęzi.<br> {{tab}}Na końcu polanki z przeciwległych stron, stało dwóch na czatach ażeby nie dać się zaskoczyć znienacka.<br> {{tab}}Dowódzcą tej gromadki partyzantów, był starzec o twarzy szlachetnej. Broda długa, srebrnowłosa, spadała mu na piersi.<br> {{tab}}Bluzę zdobiła mu wstążeczka orderowa Legii honorowej.<br> {{tab}}Pomimo wieku, wydawał się jeszcze bardzo krzepkim. Oczy miał żywe, błyszczały mu one z pod gęstych brwi, które nie zbielały jeszcze tak, jak broda.<br> {{tab}}Przy całej powadze swej, zachował on zwinność i elegancję młodzieńczą.<br> {{tab}}Towarzysze okazywali mu głęboki szacunek i nazywali go to „mój kapitanie“, to „panie hrabio“.<br> {{tab}}Nagle w ciemnościach rozległ się głos placówki:<br> {{tab}}— Kto idzie?<br> {{tab}}Pięciu ludzi równoczesnym ruchem przyłożyło karabiny do ramienia.<br> {{tab}}Starzec z białą brodą pochwycił rewolwer.<br> {{tab}}— Francya! — odpowiedział jakiś głos,<br> {{tab}}— Przechodźcie! odezwał się szyldwach. {{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 135pyz0mfqmk93nd3z4yvskrnis4adp Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/917 100 1084261 3149958 2022-08-12T13:28:28Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Witoldowa" />{{pk|pospoli|cie}} przesiadywała w zamku Kremitten w Samlandyi, gdyż Krzyżacy nadawali jej różne folwarki, w których koleją mieszkała. W czasie tych wojen zginął brat Anny Hleb, niedaleko od Wilna, dotąd zakładnik w Malborgu, wypuszczony za prośbą Witolda. Kiedy dojrzewały układy Jagiełły z Witoldem, księżna wyprosiła się także na wolność pod pozorem, że ukazać się musi na Żmudzi i zapalić umysły przeciw Polsce za sprawą Zakonu. W Lipcu 1394 r. osiadł przecie Witold na tronie, obok niego i Anna musiała złożyć od siebie dyplomat, uniżoności Jagielle i Jadwidze i stwierdziła go własną pieczęcią. W r. 1391 Anna odwiedzała oboje królestwo, nie znamy szczegółów tej podróży, wiadomo tylko, że jadać z Bochni do Sandomierza, na nocleg do Uścia przybyła 22 Czerwca (Życie dom. Jadw. str. 83). Na zjeżdzie świetnym z Krzyżakami, kiedy się Witold umawiał z niemi o przymierze na wyspie Salin 1398 r. znajdowała się i księżna, która występowała z całą powagą majestatu tu wśród zebrań rycerskich, najświetniejszych jakie być mogły podówczas w Litwie, do której zebrał się cały kwiat młodzieży niemieckiej. Krzyżacy wykrzykiwali tam zdrowie Witolda króla litewskiego i ruskiego. Stosunki przyjacielskie kilka lat trwały zakonu z władzcą Litwy. Wzmocniła je silnie podróż Anny do Pruss, podniesiona w celach pobożnych, odwiedzała albowiem święte miejsca, jako to relikwije w kościele brande-burgskim ś. Katarzyny męczenniczki, w Kwidzynie grób błogosławionej Doroty patronki Pruss słynny cudami, w Starogrodzie głowę ś. Barbary. Księżnę podejmowano wszędzie z wielką wspaniałością, kosztem Wielkiego Mistrza, chociaż orszak jej był wielki, złożony z kobiet i z dworzan, z mnóstwa powozów i czterystu ludzi jazdy. Najświetniejsze przyjęcie czekało na księżnę w Malborgu; odbywało się tutaj na jej cześć uroczyste nabożeństwo, dawany był stół honorowy damski obyczajem rycerskim. Księżna rej wodziła, Mistrz jej i dwunastu pannom litewskim rozdawał ubiory na głowę, pierścienie, klejnoty, sprzęty kosztowne i dworzanie dostawali konie i puhary. Podarunkom końca nie było, gdy przełożeni konwentów jeden drugiego starali się przewyższyć w hojności, o najniższych sługach nawet nie zapominano. Za księżną jeszcze mistrz słał podarunki Witoldowi (Dzieje Krzyż. 2, 28). Następnie książę litewski zdobywszy Smoleńsk na niespokojnym szwagrze Jerzym, miał jeszcze z mistrzem zjazd u Kowna. Tam zakon dawał zaręczenie Witoldowi, że wrazie śmierci jego, opiekować sie będzie Anną, że ją ochroni od wszelkiego przywłaszczenia drugich lub krzywdy, że ma się zająć całością jej uposażenia wdowiego. Anna umarła dopiero w roku 1418 i pochowana w katedrze wileńskiej obok męża.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna Witoldowa" /> <section begin="Anna ż. Świdrygiełły" />{{tab}}'''Anna,''' żona Świdrygiełły W. K. Litewskiego. Mamy jedyny tej księżny przywilej wydany dla Chodka na ziemię, którą ojciec jego niegdyś dzierżął za kniazia Hleba Dowkowdowicza, a którą potém przywłaszczył sobie Raniec. Księżna od-daje tę ziemię Chodkowi prawem lenném. Przywilej wydrukowany w Zbiorze dyplomatów rządowych i&nbsp;t.&nbsp;d. komissyi archeologicznej wileńskiej przez Maurycego Krupowicza.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna ż. Świdgrygiełły" /> <section begin="Anna Konradówna" />{{tab}}'''Anna Konradówna,''' księżna oleśnicka, żona Władysława I książęcia na Płocku panującego od 1426 — 55. Matka Ziemowita VI na Płocku i Władysława II na Rawie. Doradzcą jej i opiekunem synów po śmierci ojca w czasie ich małoletności, był Paweł Giżycki biskup Płocki. W r. 1465 stanęła ugoda w Kaliszu za pośrednictwem króla Kazimierza Jagiellończyka, na mocy której Małgorzata Ziemowitówna Mazowiecka, z męża zaś księżna Konradowa Oleśnicka zrzekła się wszystkich praw swoich do Mazowsza i ziemi bełskiej, i nie miała się czego dopominać po śmierci Anny Konradówny. W r. 1475 zaś dnia 3 Lutego król zawarł z samą Anną ugodę, że mu ustąpiła ziemi sochaczewskiej i {{pp|zam|ku}}<section end="Anna Konradówna" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0r1352hjvvre2tz0z7ht23jxl3m11pl Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/522 100 1084262 3149959 2022-08-12T13:29:02Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|II.|w=120%|po=12px}} {{tab}}Na stoku wzgórza posłyszano odgłos kroków i dźwięk broni.<br> {{tab}}Zamajaczyły jakieś cienie i w miarę jak się zbliżały do miejsc oświetlonych płomieniem ogniska, postacie ludzkie stawały się widoczniejsze.<br> {{tab}}Wkrótce rozróżnić można było mundur gwardzistów ruchomych.<br> {{tab}}Było ich dwudziestu i szli pod dowództwem porucznika.<br> {{tab}}Mundury podarte, obuwie podziurawione, szaspoty pokryte rdzą, wszystko to świadczyło o strasznych kolejach, jakie musieli przebywać.<br> {{tab}}— Stój! — rozkazał porucznik o trzydzieści kroków od biwaku wolnych strzelców.<br> {{tab}}Poczem zbliżył się sam mówiąc:<br> {{tab}}— Gwardziści z Doubs...<br> {{tab}}— Witajcie koledzy — odparł starzec ze wstążeczką legii honorowej — i przysiądźcie się do naszego ogniska... Niestety! to wszystko co mogę wam ofiarować...<br> {{tab}}Usłyszawszy ten głos, porucznik gwałtownie zadrżał. Postąpił kilka kroków i spojrzawszy na twarz wodza wolnych strzelców, od którego przedzielało go tylko ognisko, porucznik zawołał:<br> {{tab}}— Panie hrabio!!.. Pan!.. Pan tutaj!!..<br> {{tab}}Starzec drgnął tak samo, jak młody oficer i również przyjrzał mu się bacznie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s7ypv11w8pj6jzad1msrao1n5fa68s9 Dziecię nieszczęścia/Epilog/I 0 1084263 3149960 2022-08-12T13:30:58Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |poprzedni = {{BASEPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=516 to=521 fromsection="X" /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]] 8laln4gq24ch1rb14oddpnuhnekw3dq Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/529 100 1084264 3149962 2022-08-12T13:32:27Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|III.|w=120%|po=12px}} {{tab}}Cofnijmy się w tył o dwadzieścia cztery godzin.<br> {{tab}}Prosimy czytelników z sobą do zamku Cusance.<br> {{tab}}Pani de Nathon, Herminia i baronowa, mieszkały tutaj od początku wojny z bardzo nieliczną służbą.<br> {{tab}}Wszystkie trzy kobiety żyły w atmosferze niepokoju i zgrozy, zwiększających się z każdym dniem.<br> {{tab}}Wieści o ciągłych klęskach dochodziły do nich, ale bez bliższych szczegółów, a ta niepewność wzmagała ich niewymowne katusze.<br> {{tab}}Berta ani się widziała z synem, ani nie miała od niego żadnych wiadomości.<br> {{tab}}Posłyszała tylko od kogoś, że gwardziści z Doubs zaciągnęli się do armii Burbakiego — ot i wszystko.<br> {{tab}}Czy Armand przeżył rozproszenie tej armii? Czy poległ w jakiej niewiadomej bitwie? A może dostał się do niewoli?<br> {{tab}}Przeczucia jaknajbardziej złowrogie opanowywały nieszczęśliwą matkę i pani de Vergy usiłowała je przezwyciężyć lecz daremnie i bez przekonania, bo je sama podzielała.<br> {{tab}}Hrabina nic nie wiedziała o tem — jakeśmy to powiedzieli — że p. de Nathon wróciwszy do Francji, stanął na czele oddziału ochotników i znajdował się w okolicy.<br> {{tab}}Wojska niemieckie zajmowały Beaume-les-Dames.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1m1vtudrg96tnhlg1nonnzfii6cqnuk Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/918 100 1084265 3149965 2022-08-12T13:33:19Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Konradówna" />{{pk|zam|ku}}, a wzięła za różne prawa swoje dzierżawę dożywotnią dóbr rozmaitych. Król w istocie zaraz Sochaczew zajechał.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna Konradówna" /> <section begin="Anna ks. mazowiecka" />{{tab}}'''Anna, ''' księżna mazowiecka, synowa Janusza I zmarłego r. 1429, żona Bolesława, który umarł przed ojcem jeszcze w r. 1428 i matka Bolesława IV, niedoszłego króla polskiego, po śmierci Władysława Warneńczyka. Córka jej Offka czyli Oroka była za Zygmuntem Kiejstutowiczem W. K. Lit. Niewiadomo z jagiego pochodziła domu, po śmierci męża występuje ciągle razem z synem po dyplomatach w r. 1436 — 7 — 9 i&nbsp;t.&nbsp;d. Nadał i uposażyła szpital Ś. Ducha w Warszawie, zapisała mu przewóz na Wiśle i miodobranie ze wsi Gniewania i Kaczkowa, czynsze z Piaseczna i Latowicza. Zatwierdzał te jej nadania biskup poznański Jędrzej z Bnina w roku 1441 i syn Bolesław w roku 1446. Szczegóły bliższe o tem można czytać w „Dziejach Mazowsza“ Kozłowskiego.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna ks. mazowiecka" /> <section begin="Anna c. Kazimierza Jag." />{{tab}}'''Anna,''' córka Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety rakuszanki, zaślubiona księciu Bogusławowi Słupskiemu (Stolpenskiemu) na Pomorzu. Jul. B Anna, księżna mazowiecka, córka Mikołaja II Radziwiłła, nazywanego Starym (Priscus), w końcu wojewody wileńskiego, oraz kanclerza, i Zofii Anny Moniwidówny, blizkiej we krwi króla Władysława Jagiełły, wdowy po Jerzym Pacu. Siostra jej starsza poszła za mąż do Węgier, Anna młodsza od niej o 4 lata, urodzona w r. 1476, poszła za Konrada II Rudego, księcia mazowieckiego, panującego na Warszawie w r. 1496, którego była już trzecią żoną. Miała z nim dwóch synów: Janusza i Stanisława, oraz dwie córki, z czego książę dotąd bezpotomny wielce był kontent. Kiedy zaś Konrad umarł w r. 1503, miano według dawniejszej ugody lubelskiej, Mazowsze całe wcielić do Korony i na wydział pozostałych książąt zostawić tylko ziemię czerską. Anna pokazała się tutaj aniołem dobroczynnym swoich synów, nad któremi opiekę i rządy zlecił jej Konrad na śmiertelném łożu. Umiała się oprzeć pretensyjom korony i zachowała całe księztwo dla synów, w których imieniu długo rządziła. Na sejmie albowiem piotrkowskim z r. 1504, Alexander Jagiellończyk za wstawieniem się brata króla węgierskiego, zostawił lenném prawem ziemię warszawską, wyszogrodzką, zakroczymską, czerską, ciechanowską, łomżyńską i nowogrodzką, ale na dożywocie tylko książętom, poczem miały być wcielone do korony za wyposażeniem księżniczek. Posag i wyprawa Anny także zabezpieczona. Książęta obowiązani są królowi pomagać przeciw wszelkim nieprzyjaciołom, a lat doszedłszy hołd złożyć koronie, matka ich królowi tymczasem wraz z pany mazowieckiemi wypłaci 30, 000 złotych węgierskich. Była to niewiasta ambitna i mądra, ale splamiła się dosyć rozwiązłém życiem, w czem znowu naśladowała męża. Posądzają księżnę o tajne związki z Mrokowskim archidyjakonem warszawskim, i z panem mazowieckim Zaleskim. Ze księżna wiele na nich łożyła, że ich słuchała, i nie była sprawiedliwą, ztąd częste zamieszki na Mazurach, sejmy burzliwe, publiczne wyrzuty. Opuszczony Mrokowski burzył na księżnę stany mazowieckie i ztąd przychodziło do największych zgorszeń. Hasłem malkontentów było, żeby księżna rządy zdała na synów. Jednakże względem korony godność swoje umiała księżna utrzymywać. Z królem Zygmuntem Starym znosiła się często przez posły. Bywała z synami, których na krok jeden od siebie nie puszczała, na sejmach w Piotrkowie, gdzie nawet wyrabiała do Mazowsza różne ustępstwa. Tak w r. 1511 król pozwolił jej wykupić za 12, 000 ziemię wiską z rąk dziedziców Jakóba Glinki; wykupno to powiększało rzeczywiście granice księztwa, ile że ziemia wiska nie była objętą układem piotrkowskim z roku 1504. Pieniądze te zaś księżna obiecała złożyć na ręce prymasa, opiekuna i wuja młodego Glinki i w tym celu w Listopadzie 1513 r. jeszcze raz posłowie mazowieccy jeździli do<section end="Anna c. Kazimierza Jag." /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dax4p1rqyar1ea1oxf262ob3ojsqb1c Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/528 100 1084266 3149967 2022-08-12T13:33:44Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>i każdy weźmie się do roboty... Cóż, dobry plan, panie hrabio?<br> {{tab}}— Zgadzam się!.. — odparł Henryk de Nathon. — Zastrzegam sobie tylko, iż pójdę pierwszy...<br> {{tab}}— Dlaczego, hrabio, masz się bardziej narażać od nas?<br> {{tab}}— Dla dobra wszystkich... Mówię po niemiecku jak rodowity berlińczyk... Przypuśćmy, że szyldwach nas spostrzeże, może uda mi się tak długo go zająć, że zdążycie nadbiedz, zanim krzyknie na alarm.<br> {{tab}}— Dobrze! — odpowiedział Armand — niech się dzieje wola hrabiego...<br> {{tab}}Hrabia ruszył naprzód, a za nim w małej odległości jego oddział.<br> {{tab}}Szedł zwolna, wystrzegając się skrzypu kroków na śniegu pod ciężkiemi podeszwami butów.<br> {{tab}}Już zaledwie pięćdziesiąt kroków oddzielało go od parkanu.<br> {{tab}}Wtem jeden z wolnych strzelców potknął się i upadł, a lufa karabinu zabrzęczała na stwardniałej ziemi.<br> {{tab}}Natychmiast wśród ciszy, dał się słyszeć donośny głos placówki niemieckiej:<br> {{tab}}— „Wer da?“<br> {{tab}}— „Offizier!“ odpowiedział hrabia. {{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> isfkpr0s7sbrnr0ljpc36yi0dtm0nq1 Dziecię nieszczęścia/Epilog/II 0 1084267 3149969 2022-08-12T13:34:51Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=522 to=528 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]] hlakq82xx1qkwv9wtaj69op6yftzy9a 3149971 3149969 2022-08-12T13:35:10Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=522 to=528 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]] dexy0hs7sq9yqhyssojx84vut0joip6 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/919 100 1084268 3149970 2022-08-12T13:35:04Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna c. Kazimierza Jag." />Korony: wyrobili na Wiznie dożywocie dla książąt. Przypisują nawet księżnie zamiar, że chciała się wydać za króla Zygmunta; nie przyszło jednakże do tego, lubo się kilka razy zdradzała z temi myślami. Anna znajdowała się w Krakowie na weselu króla z Barbarą Zapolska, dokąd ją zaproszono z synami (w r. 1512). W ogóle Zygmunt Stary cenił wiele księżnę, często do niej pisywał, donosił jej o swoich zwycięztwach, słał do niej biskupa płockiego, o wybranie podatku na wojnę z niewiernemi (w Lutym 1511), przystawał na rozgraniczenie Mazowsza od ziemi łukowskiej i radomskiej; owszem daleko więcej dla niej zrobił, gdy publicznie na sejmie obiecał, że nie chce być księżniczce ciężki z powodu lenniczych stosunków Mazowsza do korony. Anna jednakże często i gniewała króla przez pretensyje do dziwnej zupełnej niezawisłości. To chciała biskupstwo osobne ustanowić w Warszawie, żeby jej księztwo nie zależało od hierarchii czysto-polskiej i biskupa poznańskiego, to soli z żup ruskich i krakowskich przez Wisłę do Gdańska nie przepuszczała bez opłat celnych. Król musiał się uzbroić w ogromną cierpliwość, żeby z tą księżną dobrze wychodzić. O biskupstwo słała aż do Rzymu posły z obedjencyją. Wreszcie Mazurowie chcąc się wyrwać z pod opieki księżny, podnieśli jawne powstanie w r. 1516 i obiegli ją w Mazowszu, chcąc zmusić, żeby władzę zdała na starszego syna Stanisława. Szlachta wołała na księżnę: „Nie lżą ażeby mężowie waleczni niewieście podlegali, a książęta ich w komnacie białogłowskiej zamiast na czele narodu przebywali.“ Gdy kula o mało co Stanisława syna jej nie położyła, księżna znaglo-na obiecała, że przypuści synów do rządu, gdy mazury broń złożą i postarają się to otrzymać zgodnie, co otrzymać będzie można z czasem dobremi sposobami; ale nie dotrzymała jednak umowy. Gdy albowiem prymas Jan Łaski przysłany był od króla na to, ażeby uspokoić te rozruchy i na ten cel złożył sejm w Warszawie; księżna pozwalała puszczać do miasta tylko pany sobie przychylne; ztąd powstańcy wyłamali wrota i furtę w murze, weszli gwałtem do miasta, sejm odprawili i rozeszli się spokojnie. W r. 1517 rozpoczęły się rozruchy na nowo, ale zjechały zaraz pany koronne z sejmu, Stanisław Ostroróg kasztelan kaliski, Prandota z Żelazny wojewoda rawski i drudzy. Stanisławowi oddali rządy, Annę zaś postawili na czele rady dodanej księciu. Anna zabrała synów i pojechała za królem aż do Wilna, nastręczając mu siebie lub córkę, prosiła nawet, żeby Zygmunt na Mazowsze powracał do Krakowa; miała nawet listy cesarskie za sobą, ale cesarz nie z serca to czynił, gdyż z włoszkami już króla swatał: pomimo to małżeństwo domowe podobało się niektórym panom; sądzili, że Mazowsze prędzej mogłoby tą drogą przyjść do Korony, posag byłby tedy większy jak z Barbarą Zapolska; ale inni panowie bali się zabiegów niewiasty i poprowadzili pana prosto na wesele z Boną Sforcyją. Skutkiem tego było to, że dopiero w r. 1518 dnia 12 Maja Zygmunt Stary wyrokiem na sejmie krakowskim, usunął księżnę od rządów i synom jej oddał Mazowsze. Między zarzutami, które jej wtedy czyniono, a które przeszły do historyi, jest, że synów źle wychowywała, że do nich utrzymywała aż ośm nierządnic, dla tego, żeby mogła swobodniej panować. Sejm mazowiecki w końcu Czerwca zgromadzony pod kierunkiem wojewody płockiego, urządził te nowe stosunki Mazowsza do Korony. Księżna lekceważona przez króla i synów umarła wreszcie 16 Marca 1522 r. mając lat 46. Inni jej śmierć przypuszczają otruciu i czarom Katarzyny Radziejowskiej. Pochowana w Warszawie u Bernardynów, których była fundatorką i szczególniejszą dobrodziejką. Stanisław syn starszy postawił tam matce nagrobek, który przytacza Starowolski w dziele: ''Monumentu Sarmatarum'' (str. 268). Warszawa za<section end="Anna c. Kazimierza Jag." /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ck3bh30e27f3dro833zhznlyvi7vie3 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/920 100 1084269 3149973 2022-08-12T13:39:16Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna c. Kazimierza Jag." />jej rządów znakomicie się wzniosła, mianowicie kościoły, na ozdobę których księżna wiele bardzo łożyła.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Kazimierza Jag." /> <section begin="Anna c. Mikołaja Radziw." />{{tab}}'''Anna, ''' córka młodsza Konrada II księcia mazowieckiego i Anny Radziwiłłówny, jedynaczka, przeżyła rodziców i dwóch braci: była ostatnią potomka po kądzieli Piastów mazowieckich. Objęła po ich śmierci rządy osieroconego Mazowsza z przybraną radą panów mazowieckich, naprzód wzniosła braciom nagrobek w Kościele św. Jana, na który wiele łożyła. Starał się wtedy już podobno o rękę księżniczki Stanisław ze Sprowy Odrowąż, którego posądzano o chęć ambitną przywłaszczenia sobie tronu mazowieckiego, ale król zjechawszy do Mazowsza objął sam rządy, Annie zaś którą nazywał ciągle: „ukochaną córką,“ dał na utrzymanie klucz liwski, oraz miasta Latowicz, Garwolin, Goszczyn, Piaseczno i&nbsp;t.&nbsp;d. z wielą monarchicznemi dochodami. Mogła i dwór utrzymywać na zamku w Warszawie, jeżeli chciała. W r. 1527 nadania te jeszcze król powiększył, ale gdy wyznaczeni urzędnicy koronni rachowali się z nią wydatkami i dochodami ze wszelką skrupulatnoścą, sprzykrzyło się to księżnie. Wtedy królowa Bona chcąc stan jej książęcy poniżyć a wziąć oprawą Mazowsze, postarała się, że Anna p®szła za mąż nie za jakiego panującego księcia, ale za senatora korony, to jest za owego Stanisława ze Sprowy Odrowąża, w końcu wojewodę ruskiego, wdowca po Katarzynie z Górki. Księżniczka czuła boleśnie to upokorzenie, ale musiała przyjąć je w nieszczęściu. Z Odrowążem miała jedynę córkę Zofiję, która poszła potém naprzód za Jana Tarnowskiego kasztelana wojnickiego, a następnie za Jana Kostkę wojewodę sandomierskiego.{{EO autorinfo|''Jul. B.}}<section end="Anna c. Mikołaja Radziw." /> <section begin="Anna de Foix" />{{tab}}'''Anna de Foix,''' księżniczka gaskońska, waskońska, jak pisze w kronice Bielski, hrabianka d’Angóuleme, druga żona Władysława Jagiellończyka króla czeskiego i węgierskiego, brata naszych królów Jana Olbrachta, Alexandra i Zygmunta Starego. Ożenił się z nią Władysław w r. 1502 po rozwodzie z pierwszą żoną Barbarą wdową po Macieju Korwinie a z dozwoleniem Beaty starej królowej, dodaje Bielski. „Gdy Anna miała porodzić pierwsze dziecię, matka męża, Elżbieta wdowa po Kazimierzu Jagiellończyku, kazała wygotować sławne swoje pismo: „de institutione regii pueri“ w nadziei, że synowa powije chłopca. Ale omyliło ją przeczucie, urodziła się albowiem Anna (ob. art. następujący).{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna de Foix" /> <section begin="Anna c. Władysława Jag." />{{tab}}'''Anna,''' pierworodna córka Władysława Jagiellończyka króla czeskiego i węgierskiego, z drugiej jego żony Anny de Foix (ob.), urodziła się 22 Czerwca 1503 r. Później w trzy lata urodził się brat jej Ludwik i więcej dzieci nie było. Pożądliwem okiem spoglądał łakomy dom rakuski na te ostatnie gałązki najstarszego szczepu Jagiełłów. Ztąd sławny w historyi zjazd presbyrgski i wiedeński. 20 Maja 1515 r. Postanowiono w Prezburgu podwójne wzajemne małżeństwo, Anna miała iść za Karola lub Ferdynanda wnuka cesarskiego lub samego cesarza Maxymilijana, Ludwik zaś miał się żenić z Maryją burgundzką wnuczką cesarską. Jechali potem obadwaj królowie Jagielońscy Władysław i Zygmunt z Anną i z Ludwikiem do Wiednia. Tam 22 Lipca Maxymilijan przyjął w małżeństwo i poślubił przez kardynała strygońskiego Annę sobie, albo któremu z wnuków i za królowe ją koronował. Dał albowiem wtenczas słowo ojcu i stryjowi księżniczki, że jeżeli w ciągu roku sam jej nie poślubi, wyda ją niezawodnie za którego z wnuków. Cesarz miał wtenczas lat 40. Karol 15. Ferdynand zaś w jednym roku z Anną się urodził. Starał się o księżniczkę jeszcze w Węgrzech, ale nadaremnie Jan Zapolski hrabia na Spiżu, brat Barbary pierwszej żony Zygmunta Starego, dla tego cesarz wołał się traktatami upewnić. Opisy uroczystości wiedeńskich są w dzienniku Jana Kuspinijana (po polsku w Zbiorze Pamiętników do dziejów polskich Włodzimierza Platera t. I, str. 59 — 93). Cesarz ożenił się {{pp|je|dnak}}<section end="Anna c. Władysława Jag." /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9dsgrb2n5ad0axc18xkz39ubi6d5ddu Dziecię nieszczęścia/Część druga/całość 0 1084270 3149976 2022-08-12T13:40:20Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}/Część pierwsza/całość |następny = {{ROOTPAGENAME}}/Epilog/całość |inne = {{epub}}<br>{{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=289 to290 /> {{CentrujKoniec2}} <br /> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=291 to=515 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*{{BieżącyU||-2}}]] t72nhlbheo6s3vzcn6f152rrglvzry3 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/921 100 1084271 3149978 2022-08-12T13:42:48Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna c. Władysława Jag." />{{pk|je|dnak}} z Maryją Blanką, córką Galeaza Sforzy księcia mejyjolańskiego, Anny nie wziął też sławny Karol V, ale z jego woli Ferdynand. Ślub odbył się dopiero w r. 1521 w Lińcu. Po śmierci Ludwika poległego pod Mohaczem 29 Sierpnia w r. 1526, Ferdynand po prawie żony darł' się na tron węgierski, ale tu spotkał na przeciw siebie Jana Zapolskiego spółzawodnika dawniej do jednej ręki, dzisiaj do jednegoż królestwa. W Czechach poszło mu łatwiej, uznały go stany i pozwoliły objąć rządy na d. 24 Października 1526 r. w Węgrzech atoli z Zapolskim dzielić się musiał panowaniem i ziemią. Ferdynand miał z Anny syna cesarza Maxymiliana, obranego przez stronnictwo swoje króem polskim w r. 1575 i dwie córki Elżbietę i Katarzynę, które obiedwie były Iza Zygmuntem {{Kor|Augugustem.|Augustem.}}{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Władysława Jag." /> <section begin="Anna c. Zygmunta Star." />{{tab}}'''Anna,''' córka Zygmunta Starego z Barbary Zapolskiej, młodsza, bo dwie ich tylko było, Anna i Jadwiga. Narodziła się w Krakowie 1 Lipca, w czasie nieobecności ojca, który był na zjeździe w Presburgu i Wiedniu 1515 r., umarła zaś 1520 r. W kilka miesięcy po jej urodzeniu umarła matka, w Październiku, czego król i naród niezmiernie żałował.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Zygmunta Star." /> <section begin="Anna Rakuska" />{{tab}}'''Anna Rakuska,''' córka Albrechta arcyksięcia z początku rakuskiego, później cesarza i króla czeskiego i węgierskiego z jedynaczki Zygmunta Luzemburgczyka cesarza, dziedziczki Czech i Węgier, siostra młodszej od siebie Elżbiety (ob.), która poszła za króla Kazimierza Jagiellończyka. Jeszcze w r. 1436 Władysław Warneńczyk upraszał o te obiedwie arcyksiężniczki, z jedną sam chciał się żenić, drugą zaś przeznaczał dla brata Kazimierza. Na zjeżdzie Wrocławskim w Listopadzie 1438 r. Albrecht już cesarz i król wtedy po Zygmuncie, obiecał rękę Anny Władysławowi, Elżbietę zaś z królestwem czeskiem miał oddać Kazimierzowi. Zeznania te robił przed prymasem polskim Wincentym Kotem z Dębna, ale prosił o tajemnicę. Niedługo na tymże zjeżdzie obietnicę swoje cofnął, układy zerwał i w rok niespełna polem zakończył życie. Annę zaręczono wtedy Wilhelmowi księciu saskiemu, który starać się o nią począł w r. 1439, ożenił się zaś dopiero 1446 r.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna Rakuska" /> <section begin="Anna Jagiellonka" />{{tab}}'''Anna Jagiellonka,''' córka Zygmunta Starego i drugiej jego żony Bony włoszki, urodziła się dnia 18 Października 1522 r., jak podaje Albertrandi, lubo inni niesłusznie narodzenie się tej królewny odnoszą do 1524. Była inna córka Zygmunta Starego z Barbary Zapolskiej imieniem także Anną, ale ta niedługo żyła, matka też z połogu przy niej umarła (w Lipcu 1515 r.). Na pamiątkę pierwszej Anny, druga z Włoszki nazwana. Nie wiodło się córkom królewskim z drugiego małżeństwa, późno dopiero powychodziły za mąż, Anna zaś najstarsza z nich przeczekała wszystkie. Ochotników jednak do jej ręki nie brakowało; prawda, że to czynili w widokach osobistych na koronę, którą bezdzietnim miał osierocić Zygmunt August. Starał się o Annę Ferdynand syn cesarski, ale kładł warunek, że ma zostać następcą tronu; zwierzał się z tém przynajmniej Kromerowi, posłowi królewskiemu w Wiedniu (1559 — 61). Jednocześnie zabiegał o nią car Iwan Groźny, po śmierci żony swojej Anastazyi (1560). Swatano z Anną i księcia florenckiego Ferdynanda, brata panującego Franciszka Medici, był przynajmniej podówczas w Polsce poseł toskański z innych wcale powodów, i tymczasem rozpoczął układy o małżeństwo z samym królem, który go mile słuchał: doszło nawet do tego, że chciał już do siostry do Warszawy posyłać marszałka, chcąc się wywiedzieć od niej coś pewnego, jakby te oświadczyny przyjęła. Domyślano się, że książę miał głównie na celu sprawy dworskie i inne widoki króla we Włoszech (1565). Nareszcie Magnus książę holsztyński oświadczył się o nią wyraźnie Zygmuntowi Augustowi przez posły w Grodnie, chcąc Inflant<section end="Anna Jagiellonka" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0i63di4wegsgm1e92pacwshkitt7uuw 3150003 3149978 2022-08-12T14:11:04Z Seboloidus 27417 lit., korekta bwd proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna c. Władysława Jag." />{{pk|je|dnak}} z Maryją Blanką, córką Galeaza Sforzy księcia mejyjolańskiego, Anny nie wziął też sławny Karol V, ale z jego woli Ferdynand. Ślub odbył się dopiero w r. 1521 w Lińcu. Po śmierci Ludwika poległego pod Mohaczem 29 Sierpnia w r. 1526, Ferdynand po prawie żony darł' się na tron węgierski, ale tu spotkał na przeciw siebie Jana Zapolskiego spółzawodnika dawniej do jednej ręki, dzisiaj do jednegoż królestwa. W Czechach poszło mu łatwiej, uznały go stany i pozwoliły objąć rządy na d. 24 Października 1526 r. w Węgrzech atoli z Zapolskim dzielić się musiał panowaniem i ziemią. Ferdynand miał z Anny syna cesarza Maxymiliana, obranego przez stronnictwo swoje {{Korekta|króem|królem}} polskim w r. 1575 i dwie córki Elżbietę i Katarzynę, które obiedwie były Iza Zygmuntem {{Kor|Augugustem.|Augustem.}}{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Władysława Jag." /> <section begin="Anna c. Zygmunta Star." />{{tab}}'''Anna,''' córka Zygmunta Starego z Barbary Zapolskiej, młodsza, bo dwie ich tylko było, Anna i Jadwiga. Narodziła się w Krakowie 1 Lipca, w czasie nieobecności ojca, który był na zjeździe w Presburgu i Wiedniu 1515 r., umarła zaś 1520 r. W kilka miesięcy po jej urodzeniu umarła matka, w Październiku, czego król i naród niezmiernie żałował.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna c. Zygmunta Star." /> <section begin="Anna Rakuska" />{{tab}}'''Anna Rakuska,''' córka Albrechta arcyksięcia z początku rakuskiego, później cesarza i króla czeskiego i węgierskiego z jedynaczki Zygmunta Luzemburgczyka cesarza, dziedziczki Czech i Węgier, siostra młodszej od siebie Elżbiety (ob.), która poszła za króla Kazimierza Jagiellończyka. Jeszcze w r. 1436 Władysław Warneńczyk upraszał o te obiedwie arcyksiężniczki, z jedną sam chciał się żenić, drugą zaś przeznaczał dla brata Kazimierza. Na zjeździe Wrocławskim w Listopadzie 1438 r. Albrecht już cesarz i król wtedy po Zygmuncie, obiecał rękę Anny Władysławowi, Elżbietę zaś z królestwem czeskiem miał oddać Kazimierzowi. Zeznania te robił przed prymasem polskim Wincentym Kotem z Dębna, ale prosił o tajemnicę. Niedługo na tymże zjeżdzie obietnicę swoje cofnął, układy zerwał i w rok niespełna polem zakończył życie. Annę zaręczono wtedy Wilhelmowi księciu saskiemu, który starać się o nią począł w r. 1439, ożenił się zaś dopiero 1446 r.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna Rakuska" /> <section begin="Anna Jagiellonka" />{{tab}}'''Anna Jagiellonka,''' córka Zygmunta Starego i drugiej jego żony Bony włoszki, urodziła się dnia 18 Października 1522 r., jak podaje Albertrandi, lubo inni niesłusznie narodzenie się tej królewny odnoszą do 1524. Była inna córka Zygmunta Starego z Barbary Zapolskiej imieniem także Anną, ale ta niedługo żyła, matka też z połogu przy niej umarła (w Lipcu 1515 r.). Na pamiątkę pierwszej Anny, druga z Włoszki nazwana. Nie wiodło się córkom królewskim z drugiego małżeństwa, późno dopiero powychodziły za mąż, Anna zaś najstarsza z nich przeczekała wszystkie. Ochotników jednak do jej ręki nie brakowało; prawda, że to czynili w widokach osobistych na koronę, którą bezdzietnim miał osierocić Zygmunt August. Starał się o Annę Ferdynand syn cesarski, ale kładł warunek, że ma zostać następcą tronu; zwierzał się z tém przynajmniej Kromerowi, posłowi królewskiemu w Wiedniu (1559 — 61). Jednocześnie zabiegał o nią car Iwan Groźny, po śmierci żony swojej Anastazyi (1560). Swatano z Anną i księcia florenckiego Ferdynanda, brata panującego Franciszka Medici, był przynajmniej podówczas w Polsce poseł toskański z innych wcale powodów, i tymczasem rozpoczął układy o małżeństwo z samym królem, który go mile słuchał: doszło nawet do tego, że chciał już do siostry do Warszawy posyłać marszałka, chcąc się wywiedzieć od niej coś pewnego, jakby te oświadczyny przyjęła. Domyślano się, że książę miał głównie na celu sprawy dworskie i inne widoki króla we Włoszech (1565). Nareszcie Magnus książę holsztyński oświadczył się o nią wyraźnie Zygmuntowi Augustowi przez posły w Grodnie, chcąc Inflant<section end="Anna Jagiellonka" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d6ha6odo3wpogxgx7fezgsbxqucw9yz Dziecię nieszczęścia/Epilog/całość 0 1084272 3149980 2022-08-12T13:43:13Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}/Część druga/całość |następny = |inne = {{epub}}<br>{{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=516 to=556 tosection="X"/> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*{{BieżącyU||-2}}]] 7tzbxfs189gqsm47i4jtubtlgc1t1jm Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/922 100 1084273 3149982 2022-08-12T13:44:51Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Jagiellonka" />w posagu (1568). Król na te żadne prośby skusić się nie dal, pisał jednak do siostry Katarzyny szwedzkiej, że wołałby Annę widzieć za samym królem duńskim, jak za Magnusem, w którego imieniu biskup Ozylski, brat króla duńskiego przyjeżdżał do Polski. Następnie car starając się o koronę, w czasie sejmu lubelskiego unii obiecywał królowi, że skoro tron posiądzie, naprzód wyda za mąż siostrę J. K. M. „za tak dobrego człeka, za jakim przedtem siostry i córki panów naszych nie bywały,“ tak mówił przynajmniej carski poseł. Skończyło się tedy na projektach i Anna dobrze już zaszedłszy w lata, miłością ojczyzny tylko żyła. Martwiło ją bardzo nieszczęśliwe położenie brata, przy którym jedyna z sióstr pozostała, jego życie smutne i bez radości familijnych. Zostając dla niego z całym szacunkiem i przywiązaniem, bolała nad jego miłostkami i z tego względu przychodziło nieraz do zajść pełnych goryczy pomiędzy bratem a siostrą. Nadto Zygmunt August sam żyjąc w niedostatku i siostrę nieraz zostawał w dotkliwej nędzy. Kochali się oboje sieroty na ziemi, a jednak nieporozumienia jakieś pomiędzy niemi ciągle zachodziły. Po śmierci króla Anna się stała opatrznością narodu. Była tym węzłem co łączyła Polskę z Litwą; była, ostatni potomek drogiej krwi jagiellońskiej, tą znakomitą osobistością, co wszystkich stronnictw oczy zwracała ku sobie. Anna myślała ciągle o młodym siostrzeńcu swoim Zygmuncie Wazie, ale szlachta myślała o królewnie. Z wielką czułością senat i sejmy zajmują się jej losem i opatrzeniem w bezkrólewiu. Znoszono się z nią jakby z jakiem mocarstwem, radzono się jej, donoszono o wszystkiem. Dodano wtedy królewnie za doradzcę i pomocnika księdza Wojciecha ze Starozrzeb Sobiejuskiego, który później został biskupem przemyślskim. Prawda i to, że w pierwszych chwilach bezkrólewia, Anna dosyć z goryczą wymawiała panom koronnym, że ją zostawiali w opuszczeniu, w jakiem dawniej i brat zostawiał, uskarżała się na niewdzięczność. Przyszło do tego, że musiała zastawić srebra swoje i klejnoty; wtenczas został się już przy niej jeden tylko kubek srebrny, który „sierotką“ przezwała i który później ciągle zatrzymywała przy sobie, nawet kiedy los się zmienił, jako pamiątkę niedoli i jako sprzęt najdroższy. Panowie poruszeni stanem królewny wyznaczyli jej 2, 000 złotych co miesiąc i dochody z pięciu starostw, t.&nbsp;j. warszawskiego, łomżyńskiego, tykocińskiego, wiskiego i bielskiego, leżały wszystkie te starostwa na Mazowszu i Podlasiu. Dla zarazy przejeżdżała się wtedy królewna po różnych miejscach kraju, bawiła najwięcej w Płocku i w Łomży. Kiedy obrano na tron Henryka Walezyjusza, było pomiędzy warunkami, żeby poślubił sobie Annę. Oczywiście młody król ani myślał o tém, za przyjazdem jednak do Polski, był dla niej nadzwyczaj czuły, nie udawał miłości, bo jej nie miał, ale ubolewał zapewne nad osieroceniem królewny, ściskał serdecznie rękę infantki, pochlebiał jej w żywe oczy, a królewna przed nim płakała. Kiedy uciekł z Polski, Henryk przez Annę myślał się utrzymać z początku na Ironie; sądził, że osadzi w rzeczpospolitej tymczasowo swojego namiestnika, i tę posadę pierwiastkowo przeznaczał dla rodzonego brata, księcia d’Alençon, a potem dla bogatego Alfonsa księcia Ferrary. Każdemu jednak z nich kładł za warunek, żeby się ożenił z Anną. Ta ostatnia odrośl jagiellońskiego szczepu urodziła się widać na królowę polską, bo każdy kandydat do korony starać się musiał o jej rękę z konieczności, bo tém mógł najlepiej ująć sobie szlachtę wielce zawsze przywiązaną do krwi jagiellońskiej. Henryk szczerze odkrył całą w tym względzie prawdę przed Alfonsem i przestrzegał go po przyjacielsku, że jeżeli na to nie przystanie, ożeni się z Anną pierwszy lepszy książę, a najprędzej który z Rakuszan, synów cesarskich i otrzyma koronę. Nie przyszły jednak te wszystkie rokowania do skutku. W bezkrólewiu drugiém już<section end="Anna Jagiellonka" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> i2narzkodaxuko4x9hbq76vatqfbldg Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/923 100 1084275 3149984 2022-08-12T13:46:18Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Jagiellonka" />widoczniej pokazuje się kandydatura Anny do korony. Zamojski prowadził na tron Piasta, ale kiedy się go pytano o kim myśli, milczał upornie. Strona za Piastem, narodowa, była daleko znaczniejszą od rakuskiej, ale Zamojski mając w myśli Annę i męża dla niej Stefana Batorego milczał ciągle, bo wybór kobiety byłby z początku wyśmiany od przyjaciół rakuskich, a Batory nie był Piastem. Dopiero w ostatecznej chwili wymienił królewnę i księcia siedmiogrodzkiego, czém obudził powszechny zapał szlachty. Anna była wybrana na wpół z Batorym, Anna, można powiedzieć, nawet przed Batorym, Stefan wziął koronę na mocy ślubu z królewną i panował dla tego, że był jej mężem: tak spełniło się proroctwo Henryka Walezego, co zresztą wszyscy przeczuwali. Przez cały ten czas nim Stefan nadjechał, Anna siedziała w Krakowie, będąc przedmiotem uwielbień szlachty, wywołując radość powszechną. Wreszcie koronowaną była wraz z Batorym w katedrze krakowskiej 1 Maja 1576 przez Karnkowskiego biskupa kujawskiego, nazajutrz 2 Maja nastąpił ślub także w katedrze. Z początku wprawdzie za bezkrólewia jeszcze postanowiono, aby małżeństwo królewskie odłożyć do czasu, pókiby się nieuspokoiło w rzeczypospolitej, jednak na usilną prośbę wszystkich, w Krakowie nastąpiło zaraz po koronacyi. Królowa przy tej okoliczności zrzekła się na rzecz narodu wszystkiego, co na nią spadło po matce w Koronie, w Litwie i na Mazowszu, za to jej oznaczono dobrą oprawę na Mazowszu. Królowi z powodu ślubu winszowano szczęścia i potomka na pokojach zamkowych. Złośliwy ktoś z obecnych rzekł na to półgłosem: „Zródź babo dziecko, a babie sto lat;“ odtąd poszło to wyrażenie się w przysłowie ubliżające dla naszej zacnej Jagiellonki, która w istocie w dniu swojego ślubu miała lat przeszło 53. Na to wesele wyszły w r. 1576: „Pieśni nowe,“ przez bezimiennego autora, w 4-ce, 2 arkusze druku, bez wyrażenia miejsca. (Bentk. I. 264). Król Batory żył w przykładnej zgodzie z małżonką i to go z pięknej strony charakteryzuje, lubo jej unikał, tak, że pospolicie królowa gdzieindziej się bawiła, król zaś gdzieindziej. Znosiła to z poddaniem się, ale z żalem, albowiem skarżyła się i na opuszczenie jakiego doznaje od męża. Ulubionem miejscem pobytu Anny była stolica mazowiecka, Warszawa, zkąd często się przejeżdżała do Ujazdowa, gdzie miała swój pałacyk, w którym nieraz znakomitych przyjmowała gości. Tutaj prawie panowała udzielnie. Rozdawała przywileje, bogaciła kościoły, mianowała nawet kanoników i prałatów do kollegijaty. Pospolicie król zatwierdzał nadania jej nawet rozleglejszego znaczenia. Ztąd Warszawą ma tysiące po Annie pamiątek, wszędzie tutaj znać jej rękę i serce. Z główniejszych fundacyj jej trzeba wspomnieć erekcyję probostwa w Ujazdowie i zaprowadzenie bractwa ś. Anny do kościoła bernardyńskiego. Oddana bezustannej pracy i dobroczynności, królowa prowadziła w Warszawie dwór nieokazały, ale była na nim szkoła dla młodych dziewic, które potém wydawała za mąż do najpierwszych domów. Wpływ zatem królowej sięgał i w zacisze domowe, pobudzał do cnoty. Oprócz Warszawy umiała urządzić swoje zakłady, które wspierała hojną ręką, a szczególniej w Krakowie. Zajmowało żywo królowe wszystko, co się tylko jej serca dotyczyło. Ztąd korrespondencyja jej obszerna z wielą osobami; szkoda że porozrzucana i że zebrana w jeden snop, niewydana razem. Ozdobiła i wykończyła królowa kaplicę grobową na Wawelu, którą dla rodziny swojej zbudował Zygmunt Stary, toż samo dokończyła mostu na Wiśle pod Warszawą, który stawiać zaczął Zygmunt August. W Łobzowie wzięła po mężu staranie około pałacu i ogrodu. Zwłoki brata o własnym koszcie sprowadziła z Knyszyna do Krakowa. Prowadziła uparty process o summy neapolitańskie i spadek barski, do czego jej służył w Rzymie Reszka i Treter; w Barze, gdzie<section end="Anna Jagiellonka" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qmg267br3bhj59k02ixugrdawtsw3tc Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/924 100 1084277 3149989 2022-08-12T13:50:00Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Jagiellonka" />spoczywają zwłoki Bony, wzniosła piękną kaplicę. Ludzi znakomitych wielu na świat wyprowadziła, kochali ją też wszyscy jako zabytek staropolskich czasów: Skarga przypisał Annie swoje Żywoty Świętych. Hozyjusz często do niej pisywał, wylany, serdeczny. Jednakże złe języki nic dawały i tak pokoju królowej. Księdza Solikowskiego słał król do Rzymu z obcdyjencyją do Syxtusa V, a tymczasem roznoszono wieści, że król starał się o rozwód. Miłość wszystkich ku królowej wzrosła jeszcze bardziej, gdy utraciła męża 12 Grudnia 1586 r. Solikowski powróciwszy o te czasy z Rzymu, podczas sejmu konwokacyjnego, oddawał jej publicznie w Warszawie w kościele św. Jana różę poświęcaną od papieża. Glosy niechętne ubliżały wtedy królowej, że się plątała do rządów za życia męża, chociaż tutaj ani cienia podobieństwa do tego nie było. Dożyła tej radości, że siostrzeńca Zygmunta ujrzała na tronie, a nawet prawdę powiedziawszy, Anna go głównie na Ironie utrzymała; doczekała i tej radości, że wnuka najstarszego Władysława oglądała, ale na dworze zupełnie cudzoziemskim, siostrzeńca, już dla niej nie było wolnego miejsca. Przykro to znosiła, że dawano królowej żonie Zygmunta III przed nią starszą i ciotką pierwszeństwo. Mężowi postawiła wtedy nagrobek w kaplicy jagiellońskiej na Wawelu. Umarła Anna Jagiellonka dnia 9 Września 1596 mając lat 74 w Warszawie. Ciało jej 29 Października wywieziono do Krakowa, gdzie pogrzeb się odbył na d. 12 Listopada. Szczegóły o pogrzebie i żałobie dworskiej z tego powodu ma Gaetano w Zbiorze Pamiętników Niemcewicza (t. 2, str. 107 — 138). Skarga miał mowę na jej pogrzebie. Wymowny kaznodzieja temi słowami zamknął pochwałę najzacniejszej Anny: „Tyś cnotami twemi zamknęła jagiellońską krew i domowi twemu takiś piękny koniec i zamknięcie zejściem swojém dała, cnoty i miłość ku poddanym wyrażając. Byłaś przykładem życia królewskiego i chrześcijańskiego, z ciebieśmy mieli nietylko pomoc i uweselenie, ale i zbudowanie. Tyś była chlubą narodu, uweselałaś poddane twoje, byłaś ludu twego ozdobą.“ Birkowski ogłosił z powodu tej śmierci dziełko: ''Lacrymae in funere Annae Jagellonicae Reg. Pol. et Lithuan. Ducis, Fabiani Bircovii. Cracoviae apud Lazarum'' w 4-ce, kart 7, dedykacyja Stanisławowi Mińskiemu wojewodzie łęczyckiemu.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna Jagiellonka" /> <section begin="Anna Rakuska" />{{tab}}'''Anna Rakuska.''' Pierwsza żona Zygmunta III króla polskiego, była córką Karola Ferdynanda arcyksięcia styryjskiego na Gracu, i Maryi córki Alberta bawarskiego, zrodzonej z Anny synowicy Karola V a córki Ferdynanda, sama zaś Zygmuntowa urodziła się w r. 1573. Pierwszą myśl o tem małżeństwie powziął król w r. 1591. Zamojski i jego stronnictwo wielce się temu opierało. Później oppozycyja rozwinęła się nawet silniej, gdy król nie radził się wcale senatu a pokryjomo traktował z Habsburgami: sądzono albowiem, że to dalszy ciąg układów z Ernestem względem korony polskiej. Kardynał Radziwiłł jeździł po narzeczoną; jakoż w marcu 1592 przybył do Pragi, gdzie podówczas bawił się cesarz Rudolf. Tutaj po wspólnej naradzie stanęło, żeby nie zwłóczyć ani chwili, wiec zaraz z Pragi udał się Radziwił do Wiednia, gdzie czekał na arcyksiężniczkę, która z matką bawiła w Styryi, ojciec przed dwoma laty już umarł. Tymczasem przeciwni małżeństwu zebrali się na zjazd walny w Jędrzejowie: postanowiono pilnować na wszelkich szlakach od Szląska i Węgier, żeby niedopuścić arcyksiężniczki. Anna uprzedziła niechętnych i wjechała w granice królestwa, a 26 maja stanęła w Krakowie, 30 koronowana przez arcybiskupa gnieź. Karnkowskiego. Uroczystości było wiele, ale smutnie się skończyły sejmem inkwizycyjnym, na którym chcieli niektórzy gorliwsi detronizować króla. Zamojski nie był na tém weselu, ale były: matka królowej, Anna Jagiellonka, {{pp|An|na}}<section end="Anna Rakuska" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0wt1y9fh7zh71jxmx3fail1d5uhaap9 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/925 100 1084278 3149993 2022-08-12T13:52:18Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Rakuska ż. Zyg. III" />{{pk|An|na}} siostra królewska, wiele panów i szlachty. Uroczystości, wystawy, było niezmiernie wiele. Rozrzucano też miedzy innetni i pieniądze złote i srebrne bite na ten cel z różnemi emblematami, napisami, na nich wyrżnięte orły cesarskie i polskie, o czem obszerniej Piasecki. Król nie był z początku kontent z tej żony, zdaje się że go uwiedli Habsburgowie, uroda jej nie była wielką, królowa też na jedną nogę kulała. Ale się wkrótce do niej przyzwyczaił i nawet serdecznie ją pokochał, bo Anna brak przymiotów uderzających w oczy pokrywała przymiotami serca; była dobrą żoną i matką, a panią miłosierną, cichą, pracowitą, była wielce pobożną, nazywano ją także matką ubogich. Ujęła sobie do tyła panów naszych, że na chrzciny pierwszej córeczki zjechali się tłumnie, było i zagranicznych wielu posłów a świetność taka, jaka w pamięci ludzkiej nie jest, opowiada Warszewicki. Następnie królowa niechcąc puścić samego męża jechała z nim do Szwecyi; burza spotkała okręty, wtedy jedynie modlitwom Anny przypisywano, że król szczęśliwie i zdrowo zawinął do Sztokholmu. W Szwecyi powiła drugą córkę i lak się wylała na miłosierne uczynki, że pisaćby o tém w kronikach potrzeba. Sama własną ręką co tydzień ubogim rozdawała pokarm i napój: skryci katolicy wyznawali, iż tę królowe taką Bóg sam z nieba raczył dać dla ubogich’’. Martwiły ją udawania stronnictw, które się juź wtedy kłuć zaczęły przeciw królowi. Wiodła zawsze męża ku temu, aby rzeczy szwedzkie sporządziwszy, na mieszkanie wracał do Polski, przy każdej albowiem sposobności bardzo pięknie i przystojnie, wspominała przy królu i Szwedach imię polskie i naród. Dwór jej był szkołą cnoty, mając serce tkliwe pocieszała wszystkich czem mogła, przynajmniej dobrą potuchą. Rząd prowadziła czujny, a najwięcej troskliwy około wychowania dziatek, około panien z frauencymeru. Uczciwy wstyd, ozdoba i dostojność królewska były na dworze. Zapłata wszystkich dochodziła regularnie, próżnowania też nielubiła. Raz nawet królowi za powrotem ze Szwecyi, kiedy pieniędzy niemiał do zapłaty dworzan, ofiarowała swoje srebro, tak znieść nie mogła nawet myśli, żeby się zadłużyć komukolwiek. Dozorném okiem na wszystko patrzyła, na odprawowanie nabożeństwa i służby bożej ustawiczne, umysł miała jako łuk ustawicznie napięty, kochała się w kaznodziejach i w spowiednikach cnotliwych. Żył z nią król we wzorowej miłości, ale niedługo, niespełna lat sześć tylko. Anna dała mu najstarszego syna który potem panował w Polsce, to jest Władysława. Śmierć królowej przyszła niespodziewanie. Miała katar, a była właśnie przy nadziei w ósmym miesiącu: 31 Stycznia 1598, nagle rozbolało jej serce, do tego przyplątała się niewielka gorączka, nazajutrz o 1 godzinie z południa już nieżyła. Otworzono jej usta dla tego żeby dziecko mogło oddychać; po sekcyi wydobyto dziecko żywe płci męzkiej, ochrzczono je natychmiast, nazwano Krzysztofem, ale w godzinę umarł i len mały królewicz, co ojca i męża niezmiernie zmartwiło. Dla zarazy jaka podówczas panowała w Polsce, pogrzeb królowej zwleczono o rok cały, ale gdy matka jej arcyksiężna Maryja która umyślnie dla oddania córce lej ostatniej posługi zjechała do Polski, niechciała dłużej czekać, prowadzono ciało z Warszawy do Krakowa, przez zapowietrzone okolice i złożono je w kaplicy Jagiellońskiej (dziś Wazów), w katedrze krakowskiej. Potrzeba było używać aż siły, aby lud cisnący się do wozu królowej odpędzać, robiono to przecież z obawy niebezpieczeństwa od zarazy, chociaż i tak nieszczęścia uniknąć nie można było. Sam król odprowadził zwłoki żony aż do kościoła, i po krótkiej modlitwie wyjechał do Łobzowa przed zarazą. Było to w r. 1599 Anna żyła lat tylko 25. Nagrobek krakowski wypisuje Mączyński w Pamiątce z Krakowa, II.81. Na cześć jej Krzysztof Warszewicki, kanonik<section end="Anna Rakuska ż. Zyg. III" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> oof4c0cg1hdl4zyh1qfzscnrqs6jbef Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/926 100 1084279 3149997 2022-08-12T14:00:46Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Rakuska ż. Zyg. III" />krakowski napisał mowę, której tytuł następny w tłómaczeniu polskiém. „O śmierci Anny Rakuszanki polskiej i szwedzkiej królowej oracyja.“ Dedykował rzecz tę z Warszawy 13 Lutego 1599 arcyksiężnie Maryi matce. Pisze tam, że: „u nas tu nietylko przedniejsze stany, ale i wszystkie ludzie niepomału ta śmierć dotknęła.“ Rysunek tutaj królowej śliczny, z miłością pisany, autor w ogóle wysławia dom rakuski i królowe, jakie miała Polska z tego domu; królowe Annę porównywa do Jadwigi. Mowa ta nie wyszła w oryginale, ale w tłómaczeniu polskiem ks. Jana Bogusławskiego, proboszcza z Michocina (dzisiaj Dzików w Galicyi). Stanisław z Tarnowa kasztelan sandomierski, kollator ks. Bogusławskiego, poruczył mu te robotę literacką, gdy będąc „statecznym mi-lownikiem królowej“ chciał aby wszyscy Polacy śmierci jej płakali i żałowali, nietylko po łacinie umiejący, ale też i domowe tylko mówienie rozumiejący. Tłómaczenie to datowane z Michocina 20 sierpnia 1599 r. wyszło „ku czasowi pogrzebu, „żeby serce się rozrzewniało „niektórem snąć nowem przypomnieniem.“ Przekład ten wyszedł powtórnie w Biblijotece polskiej Turowskiego w r. 1858. Skarga powiedział na pogrzebie Anny inne kazanie po polsku, życie zaś królowej opisał Fabijan Quadrantinus jezuita, w dziele: „Speculum pietatis continens vitam et obitum Serenissimae Annae Austriae,“ wyszło w Brunsberdze r. 1605. Są i wiersze Stanisława Grochowskiego, jeden: „Trenopis na żałosny pogrzeb świętobliwej paniej, Anny arcyxiężny z Austrjej, królowej polskiej i szwedzkiej,“ roku pańskiej 1599 w 4ce, a drugi: „Pogrzebowe plankty wszystkich prowincyi i stanów, dwiema sławnym królestwom podległych. Na żałośną pamiątkę skwapliwego zejścia paniej świątobliwej, Anny arcyxiężnej Austrjej, królowej polskiej i szwedzkiej,“ w 4ce 1599 r. Drugie tego ostatniego wiersza wydanie, wyszło pod tytułem: „Żal pogrzebowy“ w r. 1608. Dedykowano królowej, za życia różne dzieła, np. „Rozmyślanie męki niewinnej Pana naszego Jezusa Chrystusa“ i&nbsp;t.&nbsp;d. r. 1594, ofiarowała „jedna z najniższych poddanych a z serca życzliwych sług W. Król. Mości.“ (Jocher. Obraz III 181). Miała też królowa i córkę Annę Maryją, którą ją przeżyła, ur. w r. 1593 umarła mając lat siedm 9 Lutego 1600. Córeczka ta po śmierci matki i dwóch innych sióstr w niemowlęctwie zmarłych była jedyną pociechą ojca. Nagrobek jej podaje także Mączyński, tamże str. 85.{{EO autorinfo|''Jul. Bart.''}}<section end="Anna Rakuska ż. Zyg. III" /> <section begin="Anna król. szwedzka" />{{tab}}'''Anna, królewna szwedzka, ''' siostra rodzona króla polskiego Zygmunta III Wazy, urodziła się w r. 1568 była zaś córką Jana króla szwedzkiego i Katarzyny Jagiellonki. Z bratem swoim razem przyjechała do Polski w r. 1587, i odtąd już resztę życia u nas spędziła. Król dał siostrze na utrzymanie bogate starostwa brodnickie i gołubskie w Prussiech, po śmierci Działyńskiej, rodzonej siostry kanclerza Zamojskiego, było to w r. 1605. Stąd nowe powody do gniewów pomiędzy królem a szlachtą. Anna była gorliwą dyssydentką i dla tego unikała dworu i zwykle przemieszkiwała w swoich starostwach. Lubiła nadzwyczaj botanikę, trudniła się zbieraniem ziół, układaniem zielnika, wyrabiała jakąś wodę uzdrawiającą, bawiła się nawet chemiją. Wspierała przedsięwzięcia naukowe na tej drodze: w części jej kosztem wyszedł z druku Zielnik, wielkie dzieło Szymona Syrenijusza, już po śmierci autora w Krakowie, w drukarni Bazylego Skalskiego 1613 r. w arkuszu, wydał to pośmiertne dzieło Gabryel Joannicy medyk i professor akademii krakowskiej, przypisawszy wprzódy królewnie. Szczątki zielnika zbieranego przez Annę przechowywano długo w Nieświeżu, w bibliotece Radziwiłłów, oczem świadczył jeszcze w XVIII wieku Janocki. Przypisywano jej też inne dzieła, np. ksiądz Jerzy Cerazyn swoje dziełko polemiczne przeciw różnowierstwu: „Przyczyn kilkadziesiąt“ i&nbsp;t.&nbsp;d. 1612 r. (Maciejow. Piśm. 3.<section end="Anna król. szwedzka" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sqostp07ae68e0f4sctr3vcs02b16cg Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/927 100 1084280 3150001 2022-08-12T14:07:54Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna król. szwedzka" />—582). Samuel Dambrowski swoją „Postillę Chrześcijańska” (Jocher. obraz bibl. hist. T. 2 str. 445); w r. 1621. Jędrzej Zbylitowski w r. 1589 „Pisanie satyrów puszcz litewskich” które tak zaczyna: <poem>Z gęstych lasów, gdzie Narew cicho z dawna bieży, I od strumieniów które biegną w Białobieży, I z wysokich pagórków i skal zawiesistych... Wszyscy leśni bogowie, boginie, dryady... Pozdrowienie, królewno tobie posyłają.</poem> W Gołubiu założyła królewna wielki ogród, w którym pielęgnowała rozmaite krzewy. Król pragnął serdecznie nawrócić siostrę którą kochał, ale się nieu-dało; owszem Anna dawała wszelką opiekę swoim spółwyznawcom. Słynęła z pobożności i dobrych uczynków. Jadąc do Gdańska z żoną i z dziećmi, nawiedził król siostrę w Gołubiu, na wiosnę 1623 i dni kilka u niej przepędził. Niedługo potem umarła Anna 6 Lutego 1625, król wtedy zjechał z rodziną do Brodnicy chroniąc się przed zarazą, i zawakowane starostwa oddał żonie Konstancyi, Ciało zaś królewny Anny dla wojen szwedzkich, tymczasowie w kościele brodnickim prywatnie złożone, dopiero Władysław IV w lat 11 potém, wspaniale pogrzebał w Toruniu. Obrzęd ten smutny odbywał się 16 Lipca 1636 r. król, który podówczas bawił w Wiedniu, posłał tam w swojem imieniu hetmana, wojewodę wileńskiego Krzysztofa Radziwiłła.{{EO autorinfo|''Jul. Bart.''}}<section end="Anna król. szwedzka" /. <section begin="Anna Katarzyna" />{{tab}}'''Anna,''' Katarzyna Konstancyja, królewna polska, urodzona w r. 1620 córka Zygmunta III i Konstancyi arcyksiężniczki rakuskiej. Ojciec jeszcze wyrobił jej u stanów rzeczpospolitej na utrzymanie, starostwa gołubskie i tucholskie w roku 1632 po śmierci królowej, z tucholskiego płacił jej rocznie kanclerz lit. Radziwiłł dzierżawy 25,000. Król umierając polecił synom, żeby wydali siostrę tylko za księcia katolika, co mu obiecali, jak świadczy tenże kanclerz Radziwiłł, wielki przyjaciel królewny, stąd często żonę swoją nakłaniał do tego, że przebywała razem z królewną, i że ją rozrywała zastępując matkę, główną przecież opiekę nad nią rozciągała panna Urszula Mejerinn, aż do swej śmierci, która nastąpiła w maju 1635 r. Anna razem z bratem Władysławem, jechała na pogrzeb ojca i na koronacyję do Krakowa, była jednakże narada czy królewnę do stołu po koronacyi prosić, co dziwna. Siedziała potem ciągle w Warszawie, kochana przez braci, a najwięcej szanowana przez króla Władysława, za którym w roku 1635 pośpieszyła nawet aż do Wilna: wjazd jej do stolicy Litwy odbył się 19 czerwca i równy był prawie królewskiemu; senatorowie, dworscy, żołnierze, wszystkie stany przyjmowali królewnę a cudzoziemców to dziwiło. Jeździła wtenczas z bratem po okolicach Wilna, odwiedzała niekiedy i panów litewskich, była w Rakonciszkach, Werkach it.d. Podczas tego pobytu w Litwie, um. 26 sier. kanclerz królewny ks. Szyszkowski, scholastyk krakowski, człowiek młody, wszyscy go żałowali. Miejsce jego zajął ks. Alexander Trzebiński, dawniej podkomorzy lwowski. W czasie wesela królewskiego z Cecylją Renata, narada była względem zamęścia Anny, chciano ją wydać za dziewięcio-letniego syna arcyksiężny Klaudyi, która Cecylję przywiozła. Król przystawał na to, ile że cesarz sam podobno swatał Annę. Byli tacy panowie, którzy radzili infantkę zaraz wysłać z arcyksiężną jako matką przyszłego narzeczonego, ale kanclerz Radziwiłł wstrzymał tę nagłą ochoczość. Zapewne, rzecz była dobra, narzeczony miał wziąść po ojcu w spadku Tyrol, ależ Anna była od niego starsza i posag jej 4 milijony narażano na zgubę. Narzeczony lub Anna mogli umrzeć przed ślubem, narzeczony mógł dorósłszy niechcieć królewny, gdzież pewność posagu? Stanęło na tém, żeby poczekać bez urazy cesarza, może się królewnie przytrafić<section end="Anna Katarzyna" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rgnqakouyrd31kx1jgdlvik7iykik2r Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/928 100 1084281 3150002 2022-08-12T14:09:54Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Katarzyna" />co stosowniejszego (22 Wrz. 1647 w Warszawie). Jednakże układy zagajono, od cesarza był biskup węgrzyn, kanclerz dotychczasowy Cecylii Renaty, markiz de Monte cuculi i Ninzebiusz, z polskich komissarzy wiemy że był kanclerz Radziwiłł (24 Września) w roku 1638 postanowiono, że po za mąż pójściu królewny, dwa jej pruskie starostwa, pójdą na wyprawę Cecylii Renaty, żony Władysława IV. Królewna towarzyszyła bratu i bratowej w podróży za granicę do wód, skąd odbywała wycieczki do Wiednia 1638 roku. W Wiedniu szczególniej podejmowano królestwo, i zaszły tam znowu poufne rokowania o małżeństwo, przynajmniej poseł bawarski, jak pisze Radziwiłł „względem królewnej żądzę przyszłego złączenia przełożył“ (w Październiku). W początkach r. 1639 znowu Anna jest z królem i z bratową w Wilnie, na hołdzie kurlandzkim. Tu umarła Żeromska ochmistrzyni jej dworu, wielkich cnót niewiasta (13 Marca). Wracając do Warszawy, jechali królestwo na Prussy; ze strony Niemców umawiano się by miała Elektorowa pierwszeństwo przed Anną, na co król zezwolił. Na sejmie następnym w październiku mówił prymas za posagiem królewny, dalej zaś 1 Listopada odnowiono rokowanie o małżeństwo z posłem cesarskim, który głównie dobijał się o posag. Powiedziano mu, że jest gotówką 200, 000 że reszta się dołoży w klejnotach wyprawy, że z summ neapolitańskich i z naznaczenia rzeczpospolitej wdzięcznej dla domu królewskiego, posagu w całości się okroi na 4 milijony. Na to poseł brwi zmarszczył, a gdy się go nasi spytali o wzajemne zapisy, powiedział że Anna dostanie 50, 000, ale zresztą nie obiecywał jej nic, ani zamku, ani żadnej juryzdykcyi, tylko wolne mieszkanie w pałacu tyrolskim. Niezdało się to naszym, témbardziej że arcyksiążę zaczął dopiero jedenasty rok życia, otóż gdy cesarz domagał się, żeby królewna za trzy lata jechała do Tyrolu, a prawo austryjackie od roku 18 młodych usamowolniało, wyszłoby na to, że królewna jeszcze w Tyrolu całe trzy lata musiałaby zostawać pod cudzą opieką razem ze swoim mężem. Nasi chcieli aby cesarz zaraz za przybyciem królewny młodego arcyksięcia usamowolnił, ale poseł niemiecki na to odparł, że niemiał tego w zleceniu, nasi zaś kommissarze odwołali się z tém do króla. 13 Listopada nowa narada. Poseł chciał, by królewna odprowadzona była kosztem brata aż na granice tyrolskie, na co nasi odpowiadali, że Zofiję siostrę Zygmunta Augusta odprowadzano tylko do granic polskich, a stamtąd już dalej ją prowadził mąż książę brunświcki. Nic się tedy nieudało, poseł wyjechał obdarzony prezentami a rzecz całą oddał na roztrzygnienie cesarzowi i arcyksiężnej matce. I). 18 Kwietnia 1640 trzymała królewna do chrztu małego nowonarodzonego Władysława Zygmunta, syna Władysława IV trzymała zaś imieniem cesarzowej. Jeszcze raz o małżeństwo z arcyksięciem zaczepiono w Marcu 1611 kiedy przybył do Warszawy Włoch Augustyjanin, przezorny i roztropny, niby to zamówił się o cóś innego, a zagaił od matki arcyksiężny o Annę; Włoszka chytra miała w tém widocznie jakieś swoje rachuby. Ale napotkał nowy poseł tą rażą już na nieprzełamane trudności, Jan Kazimierz tak umiał przekonać siostrę, że chociaż wprzód zgadzała się, teraz wstręt czuła i powiedziała, że woli iść do zakonu jak iść za dziecko. Przywiózł poseł wiele listów do króla, królewiczów, do senatorów, do kanclerza Radziwiłła i nalegając że się małżeństwo nie klei dowodziła, że to rzecz nieprzystojna rwać układy. Chcieli niektórzy panowie zwalić wszystko na królewnę, ale znowu innym i Radziwiłłowi się zdało, że królewna nie powinna mieć „nagany od tak wielu narodów za niestatek woli swojej,“ więc kładli warunki, na jakie strona przystać nigdy nie mogła i tak się rozerwało to małżeństwo stanowczo (Pamiętn. Albr. Stan. Radz. 2 sir. 29). Poszła za mąż<section end="Anna Katarzyna" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1tyf8f9iy9u9hcpfu8h7fzu4kp2u5q9 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/929 100 1084282 3150004 2022-08-12T14:12:17Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Katarzyna" />w dwa lata później za Filipa Wilhelma syna Palatyna Renu w r. 1642. Ślub u ś. Jana w Warszawie dawał biskup poznański 8 Czerwca. Po zwykłych uroczystościach, król odprowadzał siostrę aż do Częstochowy, po drodze wstąpili do Radziejowic, do podkanclerzego koronnego. Niebezpieczna przez Niemcy była podróż dla wojny trzydziestoletniej, miał wprawdzie pan młody paszport szwedzki, ale wiódł skarby i dwór świetny, którego bogactwa mogły być przynętą. Dla tego i Jan Kazimierz, który miał zamiar odprowadzać siostrę aż do samego Neuburga, wstrzymał się od lej podróży. Z królewną dziedzictwo części summ neapolitańskich przeszło w dom neuburgski. Filip kiedy się żenił miał lat 26, żył z królewna lat dziewięć, umarła albowiem w r. 1651 niezostawiwszy mężowi dzieci, dopiero z drugiej żony elektor doczekał się licznego potomstwa. Starał się potem o tron polski i z powodu małżeństwa swego z królewna, wywodził niejakie prawa swoje do serca narodu.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Anna Katarzyna" /> <section begin="Anna Iwanowna" />{{tab}}'''Anna Iwanowna,''' Cesarzowa Rossyjska; panowała od roku 1730 do 1740. Była drugą córką Cara Jana Alexiejewicza i Praxedy Fedorówny, małżonką księcia Kurlandzkiego, Fryderyka Wilhelma, siostrzeńca króla Pruskiego: ur. 1694. Owdowiawszy, po dwóch miesiącach pożycia z mężem, wyjechała do Mitawy, i mieszkała tu do samej śmierci Piotra II, po którym wstąpiła na tron rossyjski. Wkrótce potém zawarła korzystny traktat z Szachem Perskim, sławnym Tah-mas-Kuli-Khanem, i z cesarzem Chińskim za pośrednictwem hrabiego Władysławicza. Następnie Anna brała udział w sprawach polskich, popierając stronę Augusta III Elektora Saskiego. Generał Lascy z 20,000 wojska rossyjskiego wszedł do Polski; Stanisław Leszczyński schronił się z Warszawy do Gdańska, gdzie niezwłocznie nadciągnął z wojskiem feldmarszałek rossyjski Munich. Leszczyński zmuszony był ustąpić z Gdańska, który się poddał. Wtedy Polacy uznali królem Augusta II. Zapewniwszy w Polsce koronę elektorowi saskiemu. Cesarzowa w 1735 r. w skutku przymierza z dworem wiedeńskim, wyprawiła korpus dziesięciotysięczny pod dowództwem Lascego, w pomoc cesarzowi Karolowi VI, przeciw Francuzom: pomoc la okazała się jednak zbyteczną, gdyż tymczasem Austryja zawarła pokój z Francyją. W następnym 1736 roku rozpoczęto wojnę z Turcyją, która nie chciała zadość uczynić żądaniom Rossyi względem powściągnienia najazdów tatarskich na Ukrainę. Wojna la jednak nie przyniosła Rossyi oczekiwanych korzyści, albowiem Austryja zawarła niespodziewanie pokój z Porta na bardzo niepomyślnych warunkach. Okoliczność ta zmusiła i Annę do zawarcia pokoju z Turcyją 18 Września 1739, w Belgradzie, mocą którego Rossyja zrzekła się wszystkich zaborów swych, podczas wojny, i zatrzymała tylko Azow, z obowiązkiem zburzenia jego fortyfikacyj. Za panowania Anny, Senat podzielony został na departamenta czyli wydziały; gwardyja powiększona dwoma pułkami. W 1731 wprowadzono do armii rossyjskiej kirassyjerów. Tegoż roku założony szlachecki (pierwszy) korpus kadetów, dla przysposobienia zdatnych olicerów, a w części i urzędników. Przy akademii nauk założone gimnazyja, szkoły malarstwa i rzeźbiarstwa: górnictwo uczyniło także znaczne postępy; między innemi odkryto bogate kopalnie Gorobłagodatskie. Przedsiębrano morskie podróże, w których zbadano i opisano niektóre z wysp Kurylskich. W 1739 Średnia i Mała hordy Kirgizów, uznały nad sobą panowanie Rossyi. Nadto, południowa część wschodniej granicy Cesarstwa, zabezpieczoną została od napadów koczowniczych plemion Azyjatyckich, urządzeniem linii: Ukraińskiej, Carycyńskiej, Zakamskiej i Orenburskiej. Tak Rossyja na zewnątrz jaśniała za panowania Anny; ale wewnątrz cierpiała wiele z powodu chciwości i samowolności powiernika Jej Birona, (ob.) którego wyniosła na<section end="Anna Iwanowna" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7rh6ibyyzvajsj58v7ysb49u1kk4rhz Strona:Paweł Keller - Baśń ostatnia.djvu/11 100 1084283 3150005 2022-08-12T14:16:55Z Fluokid 21907 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fluokid" /></noinclude>skromną, niewinną i beztroską. Nie znacie tej mojej duszy przemienionej, tej dziecięcej duszy mojej, znacie tylko tę zwyczajną, starą, codzienną. A nie znacie jej dla tego, ponieważ mam ją tylko wówczas, gdy znajduję się daleko, bardzo daleko, w podróży do krain, ku którym nie wskazuje żaden drogowskaz ziemski.<br> {{tab}}Powiadam wam... czasem na wiosnę napada mię ochota wygrzebać w piasku jamę dla ukrycia jakichś skarbów nieznanych, usypać na środku łąki kurhan dla jakiegoś bohatera poległego w walkach, których nie było... wreszcie położyć pieniążek na szynie kolejowej i przyczajony czekać, aż rozpłaszczy go pociąg.<br> {{tab}}Powiadam wam, przyjaciele, to, czego nie powiedziałbym nikomu obcemu, gdyż roześmiałby się posłyszawszy, a dziecięca dusza moja zarumieniłaby się ze wstydu, osmutniała, uciekła niewątpliwie i nie wróciła już nigdy.<br> {{tab}}I tak zjawia się tak rzadko, boi się.<br> {{tab}}Boi się pracy wytężającej i monotonnej, boi miłości i zdrady, przeraża ją i onieśmiela rozgwar życia codziennego i pogoni za celami doczesnemi, strachem przeraźnym mrozi śmierć, odpycha wreszcie hałaśliwy śmiech i radość nieposkromiona.<br> {{tab}}Ale żyje... żyje, nie umarła dotąd. Czasem, kiedy pośród zawieruchy idę jakimś samotnym rozłogiem, boję się obejrzeć poza siebie. Wydaje mi się, że kroczy za mną jakiś olbrzym i wzdycha. Czasem widzę na niecie niezmiernie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qkz12ctlv1hwq4cw7dm58vlbww2nady Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/930 100 1084284 3150006 2022-08-12T14:19:00Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anna Iwanówna" />księcia Kurlandzkiego. Po śmierci Cesarzowej, powiodło mu się zagarnąć w swe ręce ster państwa. Za jego namową Anna, jeszcze za życia, mianowała następcą ciotecznego wnuka swojego, Jana Antonowicza, księcia Brunświckiego, niemowlę sześciotygodniowe, Birona zaś regentem państwa.<section end="Anna Iwanówna" /> <section begin="Anna Piotrówna" />{{tab}}'''Anna Piotrówna, ''' starsza córka Piotra Wielkiego, z drugiej żony jego Katarzyny, ur. 1708 roku. W 17 roku życiu wydana za mąż za Karola Fryderyka, księcia Holsztejn-Gottorpskiego, synowca króla Szwedzkiego Karola XII. Przez cały ciąg panowania Katarzyny I, Anna z mężem mieszkała w Petersburgu, i testamentem matki swojej naznaczoną została opiekunką Piotra II. W 1727 po śmierci Cesarzowej, Karol Fryderyk, niemogąc znieść dumnego postępowania Menszykowa, wyjechał z żoną do Kieł. Tu w następnym roku urodził się mu syn Karol-Piotr-Ulrych, który wstąpił potém na tron rossyjski pod imieniem Piotra III i był mężem cesarzowej Katarzyny II. We trzy miesiące po jego urodzeniu, Anna Piotrówna umarła r. 1728. Ciało jej przewieziono do Petersburga i pochowano w Soborze Petropawłowskim. Ku pamięci Anny mąż jej w roku 1735 ustanowił order ś. Anny, który był z początku holsztyńskim, a od 5 Kwietnia 1797 r. zaliczony w poczet orderów rossyjskich. Anna Piotrówna łączyła w sobie rozum niepospolity, z nadzwyczajną pięknością, i była ulubioną córką Piotra W.<section end="Anna Piotrówna" /> <section begin="Anna Leopoldówna" />{{tab}}'''Anna Leopoldówna, ''' córka Karola Leopolda, księcia Meklemburgskiego, małżonka księcia Brunświcko-Wolfenbutelskiego Antoniego Ulrycha, wnuczka po matce Cara rossyjskiego Jana V: ur. w Rostoku 1718. Kiedy Anna Jwanówna przysposobiła za córkę księżniczkę Meklemburgską, przyjęła ona wyznanie prawosławne 1733 r.; w 1739 zaślubiła Antoniego Ulrycha, i wydała na świat syna Jana, ogłoszonego po śmierci Anny Jwanówny Cesarzem Wszech Rossyi. Po usunięciu regenta Birona, Anna Leopoldówna (1740) ogłosiła się rządczynią państwa w imieniu swego syna; ale wkrótce (1741) zmuszona ustąpić tronu Cesarzowej Elżbiecie Piotrównie. Umarła (1746) w Chołmogorach. W ciągu jednorocznego panowania, wszechwładnymi jej ministrami byli, z początku Munich, potem Ostermann, nakoniec Gołowkin. Antoni Ulrych często także brał udział w sprawach państwa. Polityka rossyjska w owym czasie ulegała rozmaitym wpływom, i przechylała się kolejno już na stronę Maryi Teresy, już na stronę Fryderyka II. Skutkiem tego wahania się było zerwanie stosunków ze Szwecyja. Za panowania Anny potwierdzone zostały artykuły pokoju belgradzkiego; a Turcyja przyznawać zaczęła panującym rossyjskim tytuł cesarski.<section end="Anna Leopoldówna" /> <section begin="Anna Krakowianka" />{{tab}}'''Anna Krakowianka,''' ob. ''Libera Anna''.<section end="Anna Krakowianka" /> <section begin="Anna moneta srebrna" />{{tab}}'''Anna,''' moneta srebrna, mająca obieg w Kalkucie i Singapore, 16 takich monet składa 1 rupije; równa się ona około 9½ grosza, czyli 4¾ kopiejki.<section end="Anna moneta srebrna" /> <section begin="Annaberg" />{{tab}}'''Annaberg,''' miasto w Saksonii, w górach Erz, liczące 8, 000 mieszkańców, ważne dawniej jako osada górnicza, a dziś jako jedno z najgłówniejszych ognisk przemysłowych tego kraju. W końcu XV stulecia, kiedy górnictwo tameczne, wydające srebro, miedź, żelazo i kobalt, coraz się bardziej rozwijało, książę Albert stał się założycielem miasta Annaberg, które wkrótce znakomicie się podniosło. Od czasu gdy wydajność kopalni zmniejszać się zaczęła, miejsce jego zajął przemysł rękodzielniczy, a mianowicie wyrób ręczny koronek, fabrykacyja wstążek i materyj jedwabnych. Kościół miejski zawiera kilka dobrych obrazów i ciekawą płaskorzeźbę z palonej ziemi.<section end="Annaberg" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lynyc2ehjgc6vwq0zkwko641z8fzzzl Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/931 100 1084285 3150007 2022-08-12T14:24:59Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annales" />{{tab}}'''Annales, Annały''' ob. ''Kronika, Roczniki''.<section end="Annales" /> <section begin="Annalista" />{{tab}}'''Annalista, ''' pisarz rocznych dziejów, kronikarz.<section end="Annalista" /> <section begin="Annalista Franciszkan" />{{tab}}'''Annalista Franciszkan, ''' rozpoczyna dzieje polski od 913 r., często mylnie opowiedziane, jednak obejmują wiele wypadków, a miedzy niemi o urodzajach, zjawiskach i dziwach, dużo o kapitułach zakonu franciszkańskiego i kanonizazyi świętych tego zakonu, z czego wniesiono, że Annalista był Franciszkanem, jeśli nie w Krakowie, to gdzieś w Małej Polsce piszący. Doprowadził swą kronikę po rok 1340; później do 1426 są dorywkowo z dużemi przerwami zapisywane wypadki.<section end="Annalista Franciszkan" /> <section begin="Annalista krakowski" />{{tab}}'''Annalista krakowski,''' objął lata od Dąbrówki do roku 1135; pod tytułem: ''Recapitulatur brevius cronica polonorum'' (w zbiorze Sommersberga tom II f. 79). Zdaje się że to jest tylko wyciąg krótki z kroniki czyli annałów. Nazwany przez J. Lelewela annalista krakowskim, ponieważ wyłącznie okolice Krakowa ma na oku.<section end="Annalista krakowski" /> <section begin="Annalista krakowski" />{{tab}}'''Annalista gnieźnieński,''' (ob. ''Janek z Czarnkowa'').<section end="Annalista krakowski" /> <section begin="Annalista polski" />{{tab}}'''Annalista polski,''' zaczyna od Dąbrówki a kończy historyję na r. 1247. Podaje nie wiele wypadków, ale tylko rok ostatni ma kilka zdarzeń obszerniej opowiedzianych.<section end="Annalista polski" /> <section begin="Annalista kujawski" />{{tab}}'''Annalista kujawski,''' poczyna dzieje polski od 1249 — 1309 r., gdzie powtarza słowa z roczników Boguchwała. Od roku 1270 szczególniej zajmuje się kujawskiemi sprawami, jakby o wielkopolskich i poznańskich zapomniał, i dla tego nazwano go kujawskim.<section end="Annalista kujawski" /> <section begin="Annalista sandomierski" />{{tab}}'''Annalista sandomierski,''' zaczyna od 913 a kończy dzieje polskie na 1430 roku; po nim nieznany kopista przepisawszy jego historyją z niektóremi odmianami i błędami, dociągnął do r. 1464 pod tytułem: ''Gesta cronicalia''. Te dzieje ciągnął do 1512 r. ''annalista trzemeszeński''. Pierwszy to jest sandomierski lak nazwany, że się sandomierskiemi sprawami zajmuje, pisze o wielu latach z żywotów z Galla z legend i z poprzednich annałów. Trzemeszeński zaś, z początku idzie za Mateuszem, potém trzyma się Galla lub innych przed nim piszących.<section end="Annalista sandomierski" /> <section begin="Annały" />{{tab}}'''Annały''' ob. ''Annales''.<section end="Annały" /> <section begin="Annapolis" />{{tab}}'''Annapolis,''' nazwisko dwóch miast Ameryki Północnej. Pierwsze w posiadłościach angielskich, leży nad zatoką Fundy w Nowej Szkocyi i liczy około 1, 200 mieszkańców. Aż do r. 1710 zostawało ono pod panowaniem Francuzów i nosiło nazwę Port-Royal, przeszedłszy zaś w ręce Anglików przybrało miano Annapolis, na cześć królowej Anny. Rzeka tegoż nazwiska, wpadająca do zatoki pędem bardzo bystrym, czyni port niebezpiecznym dla ciężko ładownych okrętów. — Drugie wznosi się na półwyspie, przy ujściu rzeki Severn do zatoki Chesapcake i jest stolicą Stanu Maryland. Zbudowane nieregularnie, liczy dziś około 3, 000 mieszkańców, posiada teatr, giełdę i okazały ratusz, jedne z największych budowli lego rodzaju w części południowej Stanów Zjednoczonych.<section end="Annapolis" /> <section begin="Annasz" />{{tab}}'''Annasz,''' syn Setha, najwyższy kapłan żydowski. Piastował ten urząd lal jedenaście; a złożywszy go, zachował tytuł jego i miał czynny udział w sprawach publicznych. Pojmanego w ogrodzie oliwnym Jezusa Chrystusa przywiedziono naprzód do Annasza, a od niego do Kaifasza, jego zięcia, najwyższego kapłana roku onego, (ś. Jan, 18, 13 — 24). Niektórzy przypuszczają, że Annasz i Kaifasz, jednocześnie oba sprawowali obowiązki najwyższego kapłana. — Przysłowie „Odsyłać od Annasza do Kaifasza,“ znaczy niepotrzebnie kogo wodzić od jednej osoby do drugiej, mianowicie w sprawach sądowych.<section end="Annasz" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6v6vo5irmxs8a7fryhqws82dm82umuf Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/932 100 1084286 3150008 2022-08-12T14:34:41Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annaty" />{{tab}}'''Annaty, Anaty''' (z łacińskiego: ''Annata''), dochód jednoroczny, a raczej podatek odpowiedni rocznemu dochodowi, albo z beneficyjów konsystoryjalnych, jakowy otrzymujący beneficium winien płacić kamerze apostolskiej, przy odebraniu bulli, albo z każdego innego beneticyjum, a wtedy biskupi, kapituły, archidyjakonowie pobierali tę opłatę. Początek tego podatku w Polsce, przeznaczonego na utrzymanie Missyjonarzy ku nawracaniu niewiernych naznaczają historycy w XIII wieku. Zygmunt I i Zygmunt August żądali od stolicy apostolskiej, aby annaty do skarbu rzeczypospolitej były płacone na utrzymanie wojska polskiego, które samo za całe chrześcijaństwo, walczyć naprzeciw niewiernym musiało. Gdy papież na to zezwolić niechciał, nakazano ustawami r. 1567 i 1607 płacić annaty do skarbu rzeczypospolitej pod karą powtórnej zapłaty, choćby kto do Rzymu posłał z przyrzeczeniem uzyskania później zatwierdzenia papiezkiego tych ustaw. Papiezkie zatwierdzenie nie nastąpiło nigdy, a annały upadły. — Nie trzeba mieszać z annałami czyli brać za jedno: annus gratiae, o tym roku miłościioym jest statut biskupa Lutkona (volum. Legum I, 105) podług którego, gdy benefi-cyjat umiera w pierwszych trzech miesiącach roku, do jego majątku zaliczają się dochody w części, jeżeli w następnych trzech miesiącach w połowie: gdy umarł w trzecim kwartale w, a w ostatnim, w całości.{{EO autorinfo|''K. Wł. W. — W.D.''}} <section begin="Annécy" />{{tab}}'''Annecy,''' drugie z rzędu miasto księstwa Sabaudyi, — nad jeziorem tegoż nazwiska, u stóp Alp, niegdyś stolica udzielnych hrabiów Genevois, których zburzony zamek wieńczy jednę z gór pobliskich. Annecy jest stolicą biskupa i liczy do 7, 000 mieszkańców zajętych przemysłem w wielkich hutach szklanych i przędzalniach bawełny; wszystkie prawie domy spoczywają tu od frontu na filarach, które tworzą całe ulice arkad. Miasto to jest miejscem urodzenia ś. Franciszka Salezego, którego szczątki pochowane są w tamecznej katedrze.<section end="Annécy" /> <section begin="Annelidy" />{{tab}}'''Annelidy''' ob. ''Pierścienice''.<section end="Annelidy" /> <section begin="Annex" />{{tab}}'''Annex, Annexy''' (Allegata) z łacińskiego: dowód, świadectwo popierające akt jaki, dokument, dodatek do jakiego pisma, objaśniający lepiej sam przedmiot.<section end="Annex" /> <section begin="Annexacyja" />{{tab}}'''Annexacyja''' (po łacinie: przyłączenie, wcielenie używa się głównie o prowincyjach lub krajach przyłączonych pod obce panowanie, czyli to skutkiem układów, czy też zaboru wojennego.<section end="Annexacyja" /> <section begin="Annibal" />{{tab}}'''Annibal,''' ur. u Kartaginie około r, 214 przed J. C., zaledwie skończył dziewięć lat życia, gdy mu ojciec jego, Amilkar, na ołtarzu wieczną nienawiść kazał poprzysiądz Rzymianom. Nigdy podobno przysięga wierniej nie była dochowaną. Po śmierci Asdrubala, któremu Kartagińczycy zlecili byli zawojowanie Hiszpanii, Annibal, nauczywszy się pod kierunkiem swego ojca i szwagra sztuki wojennej, licząc wówczas 23 lat wieku, objął dowództwo nad wojskiem, i w ciągu tej i dwóch następnych kampanij, zdobył kraj aż po rzeke Ebro. Stanąwszy skutkiem tego na czele dzielnej i licznej armii, mogąc oraz liczyć na środki pomocnicze ze zdobytej części Hiszpanii, przemyśliwał już tylko o zerwaniu przymierza z Rzymianami. O pozór było nietrudno, zdobył bowiem miasto Sagunt, sprzymierzone z Rzymem i zburzył je do szczętu, gdy tymczasem Rzymianie napróżno wysyłali do niego poselstwo, którego nawet nie przyjął, i które również w raniej Kartaginie, pomimo usiłowań Hannona, pragnącego utrzymać pokój, nader niedostateczne otrzymało objaśnienia. Senat rzymski wysłał wówczas do Kartaginy drugie poselstwo, które nie otrzymawszy żadnego zadosyć uczynienia, wypowiedziało Kartagińczykom wojnę: posłowie rzymscy wracając następnie do Włoch, udali się przez Hiszpanije i Galliję, w celu zawarcia tamże przymierzy, lecz i to było zapóźno, a Rzym w gotującej się walce pozostał całkiem odosobnionym. W 216 r. przed J. U. Annibal opuścił Hiszpanije, wysławszy {{pp|poprze|dnio}}<section end="Annibal" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k4q8jrgt909i2qv5dhg50xibk9hr28b Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/933 100 1084287 3150009 2022-08-12T14:36:54Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annibal" />{{pk|poprze|dnio}} 15, 000 wojska do Afryki, a 26, 000 pod bratem swoim Asdrubalem i pod Hannonem pozostawiwszy w Hiszpanii. Sam wyruszył w 50000 piechoty i 9000 jazdy, z któremi przeszedł przez Pireneje. Rzymianie, ślepi na grożące im niebezpieczeństwo, słabe tylko przedsięwzięli środki obrony: armija złożona z 25000 ludzi pod konsulem Semproniusem, miała popłynąć do Sycylii i przenieść wojnę do Afryki; druga 15 tysięczna pod pretorem Manliusem, otrzymała rozkaz do obrony Gailii. Naprzeciw samemu Annibalowi stanął również w 25, 000 żołnierza konsul Scypio, który miał przejść do Hiszpanii, gdzie jeszcze zastać go miał nadzieję. Wszystkie te środki przedsięwzięto jednak zbyt powolnie, a gdy Scypio przybył dr Marsylii, Annibal właśnie przebywał rzekę Rodan. Zasięgnąwszy języka o rozłożeniu wojsk rzymskich, jednocześnie zaś odebrawszy poselstwo wzywających go mieszkańców Gailii Cyzalpińskiej, postanowił unikać bitwy i przejść przez Alpy dalej od morza: poszedł więc wzdłuż Rodanu aż ku Walencyi, gdzie po drodze rozstrzygnął polubownie wojnę domową Allobrogów, zajął niziny rzeki Durancyjum i pomimo ciągłych napadów górali, przeszedł Alpy przez góry Ge-nevre i Sestrières. Po rozlicznych niebezpieczeństwach i trudnościach, przez dolinę Pragesas wkroczył do Włoch, w półszosta miesiąca po opuszczeniu Kartaginy, z wojskiem liczącém już tylko 20, 000 afrykańskiej i hiszpańskiej piechoty i 6, 000 konnicy. Scypijon ze swojej strony widząc, że mu się Annibal tak wymknął, brata swego z legijonami wysłał do Hiszpanii i sam powrócił do Pizy; w Placencyi dowiedziawszy się, że Annibal postępuje lewym brzegiem rzeki Po, natychmiast aź po za Pawiję wyszedł na jego spotkanie. W pierwszej bitwie, zaszłej blisko Ticynu (pod Vigerano), wyższość konnicy dała zwycięztwo Annibalowi; Scypijon pobity i ranny cofnął się przez Ticyno i Po do pozycyi obronnej blisko Placencyi, gdzie oczekiwać chciał na swego kollegę Semproniusa. Ten ostatni, przybywszy ze swemi legijonami, przeszedł przez rzekę Trebiję i stoczył bitwę, wbrew radom Scypijona, który wołał osłabić nieprzyjaciela wyczerpaniem zapasów jego w Liguryi. W tej bitwie wojsko rzymskie, otoczone na skrzydłach, całkiem zostało pobite; tylko dziesięciotysięczny korpus środkowy zdołał przerżnąć się przez nieprzyjaciela i cofnąć do Placencyi, gdzie niedobitki w małej liczbie z nim połączyły się; po tej bitwie Rzymianie udali się do Etruryi, Annibal zaś zajął w Liguryi leże zimowe. Kampanija następnego roku niemniej była niepomyślną dla rzeczypospolitej rzymskiej. Nowy konsul, Flaminijusz, stanął w Arezzo, Annibal zaś, chcąc uniknąć przejścia przez Apenniny w obec liczniejszego nieprzyjaciela, przeszedł przez bagniska rzeki Arno, by dostać się do Etruryi, a na widok obozu rzymskiego skierował pochód swój na Clusium i Rzym. Flaminijusz chcąc go śpiesznie wyprzedzić, wpadł w zasadzkę, którą przygotował nań Annibal nad brzegami jeziora Trazymenu; konsul i cała prawie jego armija zginęli w tej bitwie, lecz Annibal nie śmiał jeszcze iść do Rzymu, obawiał się bowiem dostać się między załogę lego miasta, a nową armija drugiego konsula, przybywającą z Rimini. Pizeszedł tedy do Apulii; gdzie wojsku swemu dał wytchnąć, a Rzymianie nową uzbroiwszy arinije, dowództwo nad nią oddali sławnemu Fabijuszowi Maximusowi, który nauczony doświadczeniem doznanych nieszczęść, przyjął systemat trzymania sie w obronnych pozycyjach, co zjednało mu przydomek Kunktatora (zwlekającego). Taki sposób prowadzenia wojny niecierpliwił Rzymian, równie jak męczył Anibala, a intrygi ludzi nierozsądnych, korzystających z małego zwycięztwa odniesionego nad Rzymianami, podczas nieobecności Fabijusza, wyjednały podział dowództwa między nim a naczelnikiem rzymskiej jazdy Minucyjuszem. Ten ostatni niebawem wyslawif się na wielkie niebezpieczeństwo, z którego wyratował go jedynie mądry manewr dyktatora, {{pp|po|czém}}<section end="Annibal" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h9ji8hk805z94u58mj6kjjbu6d2qu1q Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/934 100 1084288 3150010 2022-08-12T14:41:57Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annibal" />{{pk|po|czém}} przynajmniej dobrowolnie zrzekł się współudziału w dowództwie, a wojna ciągnęła się dalej metodą Fabijusza. Trzeci rok wojny odznaczony został największą klęską, jaką ponieśli Rzymianie od czasów bitwy nad Alliją. Armije konsularne podwojone i połączone w 16 legij, czyli 80, 000 żołnierza, stanęły obozem pod Kannami, gdzie w 32, 000 piechoty i 10, 000 konnicy stał Annibal. Konsul Emilijusz chciał się trzymać systematu Fabijusza, jego kollega zaś Terencyjusz Warro koniecznie ciągnął do walki. Obaj wodzowie dowodzili kolejno, jakoż Warro korzystając ze swego dnia dowództwa, wyzwał nieprzyjaciela na pole bitwy, której pragnął Annibal i na którą był przygotowany. Mniejszość liczby zastępowały u niego zasoby taktyki, rozporządzenia bowiem jego były takie, że wojsko rzymskie, cofające się od otoczonych przez niego skrzydeł ku środkowi, w największy wpadło bezład. Klęska pod Kannami była zupełna i krwawa: 70, 000 Rzymian było zabitych albo wziętych w niewolę, sam Emilijusz zginął walcząc, a Warron uszedł zaledwie z kilkoma jeżdcami. Skutkiem tej bitwy całe prawie Włochy powstały przeciw Rzymowi i oddały Annibalowi bogatą Kapuę. Ale szczęście jego już stanęło u szczytu i nie miało przekroczyć wyznaczonej mu ściśle granicy. Bohaterska wytrwałość Rzymian przeciwstawiła mu nowe armije, a Marcellus, bijąc pod Nolą zwycięzcę z pod Kannów, został zbawcą ojczyzny. Wyrzucano nieraz Annibalowi, że nie poszedł na Rzym i że armiję swoją zgubił w rozkoszach Kapui, ale pierwszy z tych zarzutów jest niesprawiedliwy, gdyż Annibal zbyt był słabym, iżby mógł attakować takie miasto jak Rzym, pod murami którego łatwo z dwóch stron mógł zostyć otoczonym; drugi zaś zarzut jest wprost tylko amplifikacyją retoryczną, bo armija weteranów, przyuczona do należytej karności, nie ginie zbytkami leży zimowych. Podczas pięciu następnych kampanij, już fortuna nie sprzyjała operacyjom Annibala. Z jednej strony niezachwiana wytrwałość Rzymian, w każdej klęsce znajdujących nowe środki obrony, pomnażała trudności wodza kartagińskiego: z drugiej, w szkole jego kształcili się wodzowie rzymscy, tak iż w końcu znajdywał godnych siebie nieprzyjaciół, Flawijusza, Marcella, Fularjusza, Klaudyjusza, Werona i zwycięzcę swego, Scypijona. Wypadki kampanii były różne; powoli Annibal oparł się o Lukaniję i Bruttium (Kalabryję), gdzie wzięciem Tarentu zapewnił sobie punkt stały, ale kolejno utracił znowu Kapuę i większą część miast w Apulii, a naostatku nawet sam Tarent. Rzymianie tymczasem dokonywali zdobycia Sycylii i powściągali Galliję Cyzalpińską. W Hiszpanii, gdzie w siódmym roku wojny wielkie ponieśli straty przez klęski i śmierć obu Scypijonów, syn i synowiec tychże, młody Scypijon, któremu następnie nadano przydomek Afrykańskiego, położenie ich znacznie naprawił. Po trzechletniej jeszcze walce, w czasie której nic mógł prawie wyjść z Lukanii i Apulii, senat Kartaginy na prośby Annibala przysłał mu lądem w pomoc brata jego Asdrubala, który z niepowodzeniem opierał się Scypijonowi w Hiszpanii. Asdrubal w dwunastym roku wojny przybył nad brzegi rzeki Po, a prowadził z sobą armije, która wespół z posiłkami Liguryjczyków i Gallów Cyzalpińskich liczyła do 50, 000 ludzi. Właśnie Klaudyjusz Nero tylko co pobił zwycięzcę z pod Kannów, gdy dwóch Numidyjczyków. ujętych z listami Asdrubala, przyniosło mu wiadomość, że ten ostatni przeszedł Rimini i zbliża się do Ankony. Klaudyjusz Nero powziął wówczas plan z pozoru niesłychanie zuchwały, ale równie mądry jak śmiały; pośpiesznie bowiem w 7, 000 wyborowego wojska postanowił połączyć się ze swoim kolega Liwijuszem, w celu pobicia Asdrubala, zanimby jeszcze brat jego powziął o nim wiadomość. Przedsięwziąwszy wszystkie środki ostrożności, żeby swój pochód utrzymać w tajemnicy, Nero dopędził Asdrubala nad brzegami Metauru i pobił go<section end="Annibal" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> asetywep6gak6nvx2e8do04x9qo64yp Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/935 100 1084289 3150018 2022-08-12T15:29:05Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annibal" />na głowę. Asdrubal, który nie chciał przeżyć zniszczenia swojej armii, szukał śmierci i znalazł ją w szeregach nieprzyjaciół. Po tej klęsce Annibał przez cztery lata jeszcze utrzymywał się w Kalabryi przeciw potędze Rzymu. Tymczasem Scypijon dokonawszy zdobycia Hiszpanii, wojnę przeniósł do Afryki, gdzie powodzenia jego wnet zagroziły Kartaginie i zmusiły senat tego miasta do odwołania Annibala. Zawzięty tém nieprzyjaciel Rzymian, ile możności zwlekał spełnienia tego rozkazu; jeden bowiem z jego braci, Magon, wylądował tymczasem w Liguryi i zgromadziwszy pod swoje sztandary mieszkańców doliny Po, silną mógł zrobić dywersyją na jego korzyść. Magon jednakże został pobity, a wojsko jego rozproszone, tak iż Annibal po 16-letnim pobycie zmuszony był opuścić Włochy. Pod Zamą w Afryce, gdzie spotkały się armije kartagińska i rzymska, genijusz Annibala uległ Scypijonowi. Powróciwszy do ojczyzny, Annibal był jej nader użytecznym w wojnach, jakie prowadziła w Afryce i doszedł wkrótce do najwyższej w kraju władzy. Wkrótce potém, gdy król syryjski Antyjoch zamierzał wydać wojnę Rzymianom, Annibal odniósł się listownie do niego, o czćm senat rzymski dowiedziawszy się, zaniósł skargę do Kartaginy, w skutek czego Annibal, obawiając sie zostać wydanym, potajemnie uciekłszy schronił się do Antyjocha. Gdyby w następnej wojnie Antyjoch usłuchał rad jego, kto wie coby się stało z Rzymem i ze światem? — ale król, pokonany pod Magnezyją, błagał o upokarzający pokój i zobowiązał się wydać Annibala. Nieszczęśliwy wódz, uprzedzony zawczasu, raz jeszcze zdołał ujść przed grożącém mu niebezpieczeństwem i udał się do Pruzyjasza, króla Bitynii, któremu ważne oddał przysługi w wojnie z Eumenesem, królem Pergamu, sprzymierzeńcem Rzymian. Nienawiść tych ostatnich jednak aź tam go doścignęła; wysłali poselstwo do Prusyjasza, z użaleniem, że go przyjął do swojej armii, a Annibal, który znał podły charakter tego króla, raz jeszcze usiłował umknąć, lecz widząc że go nieprzyjaciele zewsząd otoczyli, sam się otruł r. 181 przed J. Chr., licząc podówczas wieku lat 60. Annibala śmiało zaliczyć można do rzędu największych wodzów starożytnych; jego kampanije włoskie na zawsze pozostaną wzorem, szczególnie dla nadzwyczajnej zręczności, z jaką w krajach przez siebie zajętych, coraz nowe potrafił zjednywać sobie środki, jako też dla sposobu, w jaki z nich użytkował. Zarzucano mu nieraz okrucieństwo i złą wiarę, ale zarzut ten jest podejrzany, albowiem pochodzi od nieprzyjaciół, którzy nie byli dość wspaniałomyślni, by dać mu umrzeć spokojnie. Annibal był wodzem czujnym, wstrzemięźliwym, niezmordowanym, umiejącym zjednać zaufanie i miłość swego wojska, obdarzonym wielką przenikliwością i nigdy nie chybiającą szybkością pomysłów. Jako najwyższy w swoim kraju urzędnik, pokazał, że jest również zręcznym i nieposzlakowanym administratorem; obok tego zaś nawet wśród zajęć wojennych, z przyjemnością oddawał się naukom i literaturze. Bliższe szczegóły o życiu i czynach Annibala znajdzie czytelnik w dziele Zander’a: ''O przejściu Annibala przez Alpy'', i Wilhelma Vandencourt: ''Komentarze do Polibijusza'' i ''Liwijusza''.{{EO autorinfo|''F. H. L.''}}<section end="Annibal" /> <section begin="Annibal de Srozze" />{{tab}}'''Annibal de Srozze,''' herbu ''Krackt'', w 1519 r. przybył do Polski z Bona Sforcyją, księżniczką medyjolańską, żoną Zygmunta I, i z bratem swym Mikołajem osiadł w kraju, gdzie otrzymawszy znaczne dobra. Dom ten pod nazwiskiem ''Annibal'', spotykamy w Polsce także w XVII wieku.<section end="Annibal de Srozze" /> <section begin="Annibal di Capua" />{{tab}}'''Annibal di Capua''' (z Kapui) nuncyjusz w Polsce 1587 r. Był synem Wincentego księcia (duca) di Termoli, ze starożytnej rodziny neapolitańskiej. Nauki odbył w Padwie, gdzie kollegował z Torkwatem Tassem, i w Pawii, przykładał się zaś głównie do prawa, w którćm tak nawet celował, że nie tylko uzyskał wieniec doktorski, ale zdjęty szacunkiem dla jego nauki Grzegorz XIII, sam prawnik {{pp|swo|jego}}<section end="Annibal di Capua" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f7kbza4m1v0bnh4vog0qqgqhm4nneh9 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/936 100 1084290 3150019 2022-08-12T15:31:19Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annibal di Capua" />jego czasu znakomity, mianował go swoim referendarzem i komornikiem, (Camerario secreto). Przywodzą strofę Tassa w poemacie Rinaldino jeszcze w r. 1562 wydanego, w której wieszcz przepowiedział świetny zawód duchowny Annibalowi i bratu jego rycerski. W r. 1576 jeździł od tego papieża z powinszowaniem korony cesarskiej Rudolfowi II. Później został nuncyjuszem w Wenecyi. Zasługi położone na tém ważném stanowisku, otworzyły Annibalowi drogę do arcybiskupstwa neapolitańskiego, które dostał jeszcze od Grzegorza XIII pomimo zabiegów kardynałów Arragońskiego i Orsiniego, którzy starali się o tę stolicę; może nawet dla tego ją Annibal dostał, że ci obadwaj się starali. Uroczysty wjazd do Neapolu odbył się d. 22 Lut. 1579 r. i wszedł do katedry, którą zdobiły od dołu do góry obicia z axamitu i brokateli. Syxtus V odwoławszy Hieronima Bovio, słał Annibala do Polski w r. 1586. Szło o wypędzenie Turków z Europy, ku czemu wielkie przygotowania i ogromną koalicyję gotował Stefan Batory, który miał stanąć jako hetman na czele wojsk chrześcijańskich. Potrzebny był tedy w Polsce mąż wielkiego rozumu i nauki i niemniejszego doświadczenia w sprawach publicznych, Annibal na to wybrany, z Neapolu wyjechał wpodróż do Polski 28 Października 1586 r. Papież pisał przez niego list do króla, i 25000 szkudów rzymskich co miesiąc na koszta wojenne obiecał na ręce Annibala przesyłać. W Rzymie wziął instrukcyje od kardynała sekretarza stanu Montalto, synowca papiezkiego, do którego miał pisywać o sprawach poselstwa. Pierwsze jednak listy z Florencyi a nawet z Krakowa pisze Annibal do kardynała Azzolino. W Bononii dostał od miejscowego legata rękopism korrespondencyi polskiej kardynała Bolognetli (ob.), które starannie przejrzał. W Wiedniu dowiedział się już o śmierci króla Stefana, czekał więc na nowe instrukcyje, które naturalnie zupełnie teraz zmieniły się, gdy nuncyjuszowi głównie czuwać polecono nad przyszłą elekcyją króla: osobno papież polecił tę sprawę kardynałowi Azzolino. Nuncyjusz odebrał wyraźny rozkaz popierania do korony arcyksięcia Maxymilijana. Pierwszych dni Lutego 1587 roku przebył granicę polską, ale tutaj zaraz na wstępie mu oświadczono, że w czasie bezkrólewia, jako obcy poseł, nie może być wpuszczony do Krakowa, bez pozwolenia senatorów. Protestował, posunął się przebojem pod sam Kraków, ale pomimo wszystkiego, musiał pozostać na przedmieściu, w przygotowanym na prędce mieszkaniu i w miesiąc dopiero za otrzymaną odpowiedzią z Warszawy, pojechał na elekcyję. Pierwszy nuncyjusz, co zwyczajne, nie zaś nadzwyczajne, jakby w bezkrólewiu należało, odbywał u rzeczypospolitej poselstwo, zafundował juryzdykcyję swoją i sądy w Warszawie na d. 7 Kwietnia. Oplątany intrygami, stał się sam wkrótce ogniskiem intryg. Królowa Anna chciała go przeciągnąć na stronę swego siostrzeńca królewicza szwedzkiego, odwiedzał go Zamojski, nawet uciekali się pod jego opiekę posłowie szwedzcy, którzy lubo sami wyznania luterskiego, zapewniali nuncyjusza o katolicyzmie Zygmunta. Annibal odpowiadał wszystkim, że papież popiera tylko zgodę powszechną i księcia katolickiego, ale kandydata nie wymieniał, poznał albowiem, że Rakuszanin mało tu ma nadziei, dla odrazy od domu cesarskiego Polaków. Mimo to nnncyjusz nie wypierał się instrukcyi i chciał oszukać wszystkich. Dziwnie do lej roboty nakłaniał się jego wyniosły charakter. Zacięty w postanowieniu, gwałtowny w sposobach, zręczny i skryły, sercem i duszą oddany Rudolfowi i stolicy rzymskiej, postanowił wziąć tryumf po nad odrazą narodu. Zawiązał ścisłe stosunki z kardynałem Radziwiłłem a przez niego z Litwą, potem ze Zborowskiemi, a nawet z naczelnikami kalwinów. Mówił tu niby o Piaście, potém o wielkim kniaziu moskiewskim, a kiedy wymieniał Rakuszan, o żadnym wyłącznie mówić nie chciał. ale liczył arcyksiążąt Ferdynanda. {{pp|Ma|cieja}}<section end="Annibal di Capua" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bh6ejbpfed37xaaf4wxjlszsekp1t6c Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/937 100 1084291 3150020 2022-08-12T15:34:40Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annibal di Capua" />{{pk|Ma|cieja}}, Ernesta, Maxymilijana. Na posłuchaniu publiczném przecież, wspomniał jak zawsze tylko o katoliku i zgodzie (14 Sierpnia); mowę tę jego drukowano podówczas w Rzymie. Miał też list do Kromera od papieża, datowany z dnia 10 Stycznia 1581. Ciągle w żalach i ubolewaniach, nad stratą Stefana powiadał to, co Rzym Kromerowi: „obierzcie takiego, coby jemu był równy;“ temi słowami chciał oznaczyć Austryjaka. Nie przebierał w środkach, siał niezgodę, wspierał pieniędzmi obietnice rakuskie, intrygował na polu; arcybiskup katolicki a nie wahał się stać na czele różnowierców, był głową Górki i Zborowskich. Miał pewną nadzieję, że Maxymilijana wykieruje na króla. Łatwo teraz powiedzieć, co się w duszy nuncyjusza stało, gdy Karnkowski królem ogłosił Zygmunta. Jakiś czas marzył nawet o zapaleniu wojny domowej. Nie miał przyjaciół w massie narodu, ztąd publiczna niechęć zawrzała przeciw niemu, kiedy się dowiedziano, że wstąpił na szczyt wieży ś. Jana, otoczony Jezuitami, pewny że ujrzy bitwę na polu elekcyjném, którą wywołać miały jego intrygi. Szlachta przez wzgardę zwała go kulasem, gdy w istocie miał jedne krótszą nogę. Niezgód pożoga, nie doczekał się jednak bitwy, ale kardynała Radziwiłła burzył i przyczynił się do podwójnej elekcyi. Niezrywał jednak ani z królową, ani z prymasem ale pracował nad biskupami, aby się opierali rozszerzaniu swobód religijnych różnowiercom, chociaż na różnowiercach spoczywały wszystkie nadzieje Maxymilijana. Gdy arcyksiążę zbliżył się do Polski, nuncyjusz z Warszawy, gdzie dla sąsiedztwa z królową, niebardzo mu było swobodnie mieszkać, wyjechał do Bodzęcina, dóbr Myszkowskiego biskupa krakowskiego, z którym miał zachowanie i ztamtąd polecał się obudwu stronnictwom na pośrednika. Gdy Maxymilijan sprawę przegrał, upokorzył się zacięty nuncyjusz i uznał Zygmunta królem, który bawił podówczas w Niepołomicach (w Maju 1588 r.) i wjazd uroczysty odbył do Krakowa, gdzie przez królowe ze czcią serdeczną został przyjęty. Nuncyjusz popierał tedy sprawę wiary katolickiej, prosił Zygmunta aby godne osoby mianował na biskupstwa i dostojności kościelne, aby świeckie urzędy rozdawał samym katolikom, protegował u ojca świętego Lwa Sapiehę, który nie tylko że sam się nawrócił ale i żonę nawrócił, którego nuncyjusz został kumem, gdy do chrztu trzymał mu córkę; szło o to, aby ojciec święty dał Sapieże przywilej słuchania mszy w domu. Popierał też sprawę wiary w Rumunii, gdy Bartłomiejowi Bruti, komornikowi hospodara maltańskiego dosyłał z Polski na missyję Jezuitów: znajdował się między niemi Stanisław Warszewicki, brat Krzysztofa, do Rzymu zaś pisał, aby jenerał przysłał Bernardynów. Missyi tej, którą gorąco Annibal się zajął, dosyć szczęśliwie się wiodło, wspomina o niej często w swoich listach nuncyjusz. Ostro bił na kalwinów wileńskich, którzy dla emulacyi z Jezuitami chcieli założyć swoje własne kollegijum. Jednocześnie imieniem papieskiém wręczył breve królowi za uwolnieniem Maxymilijana. Kiedy w tym celu papież wyprawił do Polski kardynała Aldobrandiniego, nuncyjusz gotował mu świetne przyjęcia, wreszcie sam pojechał do Będzinia naprzeciw legatowi. Po zagodzeniu tej sprawy, Annibal pojechał na sejm do Warszawy i w Marcu 1589 r. zebrał biskupów polskich w zakrystyi u ś. Jana i wymownie ich ziagrzewał do dzielnej obrony wiary katolickiej i do reformy nadużyć w karność kościelnej. Zobowiązali się mu obietnicą biskupi i w części dotrzymali słowa, gdy przez ich upór sejm odrzucił konstytucyję przychylną dla różnowierców. Zabawny nuncyjusz mieszał się we wszystko, chciał nawet z powodu mającego się odbyć hołdu księcia kurlandzkiego, założyć protestacyję przeciw temu, że niby stolica apostolska ma pretensyje dawne do Kurlandyi. W Maju nuncyjusz jeździł z królem przez Lublin do Krasnegostawu odwiedzić Maxymilijana. Chciał z nim dalej {{pp|je|chać}}<section end="Annibal di Capua" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5qd3oe54i7en1pdppt143kirph79ptc Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/938 100 1084292 3150021 2022-08-12T15:37:04Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annibal di Capua" />{{pk|je|chać}} do Inflant, ale król mu za tę fatygę podziękowawszy, napominał ostro, że Rzym się opóźnia tak długo w nominacyi biskupów po osieroconych katedrach; była w tém nowa sztuczka nuncyjusza, z którym król mówił w tej mierze z woli rady senatu. Na odjezdnem polecał Annibal panu sprawę wiary w Inflantach i potrzebę przywrócenia Jezuitów do Rygi. Tutaj na dniu 29 Maja 1589 r. kończą się urzędowe korrespondencyje nuncyjusza jakie w r. 1852 wydał Ale-xander Przeździecki w Warszawie pod tytułem: Listy Annibala z Kapui (w 8-ce, str. 275). Jednakże nie wyjechał jeszcze z Polski i był nawet w Inflantach, mamy list jego z d. 22 Sierpnia 1589 pisany z Wenden do kardynała Mon-talto o wielkich spustoszeniach Inflant przez Moskwę i o ukaraniu buntu w Rydze. Dwa następne listy do tegoż z Warszawy z d. 18 Marca 1590 i z d. 16 Lipca donoszą także o położeniu Inflant, że do nich drze się Moskwa i Szwecyja (Turgieniew Hist. Russ. monim. II). Podczas kiedy bawił w Polsce, kościół jego nea-politański był narażony na złość jakiegoś Karola Baldino, za uwolnienie kościoła od tej klęski dziękuje Montaltowi (w Maju 1589). W końcu następnego r. 1590 wracał zadłużony do ojczyzny. Prowadził w Polsce życie kosztowne, według godności i urodzenia, ile gdy brał pensyi od papieża tylko 300 dukatów miesięcznie, z powodu, że miał dochody arcybiskupstwa i dobra rodzinne. Tymczasem Annibal przebrał wszelką miarę i wydawał miesięcznie 2000 dukatów. Majątek tedy strwonił, długi zaciągnął, za które brat jego Ferdynand książę di Termoli dał porękę. Grzegorz XIV chciał go wtedy przyozdobić purpurą kardynalską, ile że ciągle się naprzykrzał o to Maxymilijan i drudzy arcyksiążęta, ale umarł: następcy zaś nie przyszło do tego, gdy Annibal sam zakończył życie w Neapolu 2 Września 1595 r. Poważny u siebie w katedrze, uprzejmy, grzeczny; uczony wspierał uczonych. Często odbywał wizyty kościelne, które dziś skarbem są historyi. Zaprowadził w katedrze swej tygodniowe konferencyje plebanów i spowiedników stolicy dla tłómaczenia tak zwanych „casus conscientiae.“ Katedrę utrzymywał porządnie. Jeszcze za pobytu swego w Polsce zbudował sobie w niej grobowiec marmurowy (w Grudniu 1588). Zycie jego opisał Bartłomiej Chioca-rello w żywotach arcybiskupów neapolitańskich, drukowanych w r. 1643. Listy zaś jego, które wydał Przeździecki, znalazły się w biblijotece Brancacciana w Neapolu; pierwszy z dnia 23 Listopada 1586, ostatni w tym zbiorze jak mówiliśmy z dnia 29 Maja 1589 r. Przeździecki nie wszystkie wszelako drukował, ale co ważniejsze to jest te które miały interes dla naszej historyi. O tém wydaniu artykuł w Dzienniku Warszawskim 1852 Nr. Akt jego nuncyjatury posiadamy w metryce koronnej królestwa, jeden tylko bardzo szczupły wolumen, składający się z 85 kart in folio zapisanych, nieoprawny, na początku w części po brzegach uszkodzony. Wolumen ten zawiera tylko czynności z jednego r. 1587. Poniedziałki, środy i piątki uuncyjusz przeznaczał na czynności urzędowe, zastępował go w razie potrzeby Bernard Stefanuccio audytor generalny, kleryk todeński. Ostatnia sprawa pod datą 24 Października 1587 r. odbywała się w Bodzencinie. Przeździecki chce nuncyjusza tego zasłonić od odpowiedzialności za czyny namiętne, ale oprócz wielu świadectw spółczesnych, których i w listach niebrak sam Solikowski mówi o jego arcyaustryjackiém usposobieniu.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Annibal di Capua" /> <section begin="Anniceris" />{{tab}}'''Anniceris,''' rodem z Cyreny, filozof grecki ze szkoły Arystyppa, uczeń Parebatesa. Anniceris, równie jak wszyscy Cyrenaicy, najwyższe dobro zasadził na rozkoszy, naukę tę jednak tém zmodyfikował, że według niego istnieją także obowiązki, które spełnić należy nawet z poświeceniem rozkoszy, choćby ze zniesieniem niektórych przykrości, jak np. obowiązki względem ojczyzny, przyjaciół i ziomków; wówczas bowiem mędrzec szczęśliwym być może nie zadowolniwszy<section end="Anniceris" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b83ghhut5yqnsjogojc5hnfucplojq5 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/939 100 1084293 3150022 2022-08-12T15:48:56Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anniceris" />swego pociągu do przyjemności życia. Modyfikacyja ta, jakkolwiek w gruncie zbijała zasadę główną, znalazła jednak tylu zwolenników, że w łonie szkoły cyreńskiej powstała sekta filozoficzna Anniceryjczyków, która wkrótce atoli, jak cała szkoła, zlała się z epikureizmem.<section end="Anniceris" /> <section begin="Anninga" />{{tab}}'''Anninga, ''' u Grenlandczyków bożek księżyca, niegdyś swawolny chłopczyk, który w zabawie ścigając siostrę posmolony został przez nią sadzami z lampy, a gdy jeszcze w gonitwie nie ustawał, zmusił ją do wzbicia się w powietrze, gdzie została słońcem. Anninga wzniósł się w ślad za nią i został księżycem; z sadzów lampy powstały czarne plamy, po dziś dzień jeszcze widzialne. W ostatniej kwadrze zmęczony i zgłodniały, wychodzi na polowanie psów morskich; później dobrze wytuczony pokazuje się znowu w pełni. Podczas zaćmień księżyca, Anninga chodzi po ludzkich domostwach i kradnie skóry psów morskich i pokarmy; więc też wszystko przed nim starannie chowają i wypędzają biciem w kotły. Pannom bez skazy czci dziewiczej niewolno długo się w niego wpatrywać, gdyż Anninga jest duchem bardzo nieczystym.<section end="Anninga" /> <section begin="Annius Viterbiensis" />{{tab}}'''Annius Viterbiensis''' czyli z '''Viterbo''' (Jan Nanni), bardziej znany pod imieniem łacińskiem, urodzony 1432 r. w Viterbo, wstąpiwszy za młodu do zakonu kaznodziejskiego, z zapałem poświęcał się nauce historyi i języków starożytnych. Powołany do Rzymu, z odznaczeniem przyjmowany był przez papieży Syxta IV i Alexandra VI; ten ostatni w 1499 r. mianował go intendentem świętego pałacu. Umarł 1502 r., otruty podobno przez Cezara Borgia, syna Alexandra VI, który go nienawidził. Nanni napisał wiele dzieł, między innemi traktat: ''O państwie tureckiém'', oraz zmyślony zbiór starożytnych historyków, pod tytułem: ''Antiquitatum variorum Volumen, cum commentariis fratris Joannis Anni Viterbiensis'', który wielkie miał powodzenie, gdyż naturalnie każdy chciwy był poznać tak sławnych autorów jak Manetona, Berozyjusza, Fabijana Piktora, Megastenesa i innych, których miano już za całkiem straconych. Annius utrzymywał, że odkrył ich w podróży do Mantui; ponieważ jednak nikomu nie pokazywał rękopismów, słusznie zaczęto powątpiewać o ich autentyczności, jakkolwiek ta okoliczność przyczyniła się tylko jeszcze do jego sławy naukowej.<section end="Annius Viterbiensis" /> <section begin="Annoben" />{{tab}}'''Annoben''' (Annaboa), wyspa w zatoce gwineńskiej, o mil 40 od przylądka Lopez, licząca około 1, 000 mieszkańców. Odkryta roku 1473 przez Portugalczyków, została odstąpioną r. 1778 Hiszpanom, do których dotychczas należy. Stolicą jej jest miasteczko tegoż nazwiska.<section end="Annoben" /> <section begin="Anominacyja" />{{tab}}'''Annominacyja''' zwana także '''Paronomazyją, ''' rodzaj igraszki słów, powstającej ze zmiany częstokroć jednej tylko głoski w nazwiskach i wyrazach, skutkiem której też wyrazy nabierają znaczenia kontrastu, jak np. w łacińskiém: ''amans, kochanek i amens, waryjat.<section end="Anominacyja" /> <section begin="Annonay" />{{tab}}'''Annonay,''' starożytne miasto w departamencie francuzkim Ardeche, niedaleko spławu rzeczek Cance i Deaume, liczące przeszło 10, 000 mieszkańców. Celuje mianowicie fabrykacyją papieru, którego wyrabia się tu za 3 milijony franków rocznie. Oprócz tego posiada znaczną liczbę fabryk sukna, przędzalnie jedwabiu i bawełny. Godnym uwagi jest tu obelisk, wzniesiony na cześć Montgolfie’ra, wynalazcy żeglugi napowietrznej, który się w tém mieście urodził.<section end="Annonay" /> <section begin="Annopol" />{{tab}}'''Annopol,''' miasteczko w dawném Województwie Wołyńskiém, w powiecie Łuckim; założone w r. 1750. Leży na obszernej płaszczyźnie: na trakcie z Korca do Ostroga, dawniej własność przed laty książąt Jabłonowskich.<br> {{tab}}'''Annopol''' miasteczko, niedaleko Wisły, w Gubernii Lubelskiej w powiecie Zamojskim położone, ma do 800 mieszkańców.<section end="Annopol" /> <section begin="Adnotacyja" />{{tab}}'''Adnotacyja,''' wyraz z łacińskiego wzięty, oznacza przypisek, dodatkowe {{pp|obja|śnienie}}<section end="Adnotacyja" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9jup3s5pifjg4hgtakt8z9kqfqag314 3150023 3150022 2022-08-12T15:50:46Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anniceris" />swego pociągu do przyjemności życia. Modyfikacyja ta, jakkolwiek w gruncie zbijała zasadę główną, znalazła jednak tylu zwolenników, że w łonie szkoły cyreńskiej powstała sekta filozoficzna Anniceryjczyków, która wkrótce atoli, jak cała szkoła, zlała się z epikureizmem.<section end="Anniceris" /> <section begin="Anninga" />{{tab}}'''Anninga, ''' u Grenlandczyków bożek księżyca, niegdyś swawolny chłopczyk, który w zabawie ścigając siostrę posmolony został przez nią sadzami z lampy, a gdy jeszcze w gonitwie nie ustawał, zmusił ją do wzbicia się w powietrze, gdzie została słońcem. Anninga wzniósł się w ślad za nią i został księżycem; z sadzów lampy powstały czarne plamy, po dziś dzień jeszcze widzialne. W ostatniej kwadrze zmęczony i zgłodniały, wychodzi na polowanie psów morskich; później dobrze wytuczony pokazuje się znowu w pełni. Podczas zaćmień księżyca, Anninga chodzi po ludzkich domostwach i kradnie skóry psów morskich i pokarmy; więc też wszystko przed nim starannie chowają i wypędzają biciem w kotły. Pannom bez skazy czci dziewiczej niewolno długo się w niego wpatrywać, gdyż Anninga jest duchem bardzo nieczystym.<section end="Anninga" /> <section begin="Annius Viterbiensis" />{{tab}}'''Annius Viterbiensis''' czyli z '''Viterbo''' (Jan Nanni), bardziej znany pod imieniem łacińskiem, urodzony 1432 r. w Viterbo, wstąpiwszy za młodu do zakonu kaznodziejskiego, z zapałem poświęcał się nauce historyi i języków starożytnych. Powołany do Rzymu, z odznaczeniem przyjmowany był przez papieży Syxta IV i Alexandra VI; ten ostatni w 1499 r. mianował go intendentem świętego pałacu. Umarł 1502 r., otruty podobno przez Cezara Borgia, syna Alexandra VI, który go nienawidził. Nanni napisał wiele dzieł, między innemi traktat: ''O państwie tureckiém'', oraz zmyślony zbiór starożytnych historyków, pod tytułem: ''Antiquitatum variorum Volumen, cum commentariis fratris Joannis Anni Viterbiensis'', który wielkie miał powodzenie, gdyż naturalnie każdy chciwy był poznać tak sławnych autorów jak Manetona, Berozyjusza, Fabijana Piktora, Megastenesa i innych, których miano już za całkiem straconych. Annius utrzymywał, że odkrył ich w podróży do Mantui; ponieważ jednak nikomu nie pokazywał rękopismów, słusznie zaczęto powątpiewać o ich autentyczności, jakkolwiek ta okoliczność przyczyniła się tylko jeszcze do jego sławy naukowej.<section end="Annius Viterbiensis" /> <section begin="Annoben" />{{tab}}'''Annoben''' (Annaboa), wyspa w zatoce gwineńskiej, o mil 40 od przylądka Lopez, licząca około 1, 000 mieszkańców. Odkryta roku 1473 przez Portugalczyków, została odstąpioną r. 1778 Hiszpanom, do których dotychczas należy. Stolicą jej jest miasteczko tegoż nazwiska.<section end="Annoben" /> <section begin="Anominacyja" />{{tab}}'''Annominacyja''' zwana także '''Paronomazyją, ''' rodzaj igraszki słów, powstającej ze zmiany częstokroć jednej tylko głoski w nazwiskach i wyrazach, skutkiem której też wyrazy nabierają znaczenia kontrastu, jak np. w łacińskiém: ''amans, kochanek i amens, waryjat.<section end="Anominacyja" /> <section begin="Annonay" />{{tab}}'''Annonay,''' starożytne miasto w departamencie francuzkim Ardeche, niedaleko spławu rzeczek Cance i Deaume, liczące przeszło 10, 000 mieszkańców. Celuje mianowicie fabrykacyją papieru, którego wyrabia się tu za 3 milijony franków rocznie. Oprócz tego posiada znaczną liczbę fabryk sukna, przędzalnie jedwabiu i bawełny. Godnym uwagi jest tu obelisk, wzniesiony na cześć Montgolfie’ra, wynalazcy żeglugi napowietrznej, który się w tém mieście urodził.<section end="Annonay" /> <section begin="Annopol" />{{tab}}'''Annopol,''' miasteczko w dawném Województwie Wołyńskiém, w powiecie Łuckim; założone w r. 1750. Leży na obszernej płaszczyźnie: na trakcie z Korca do Ostroga, dawniej własność przed laty książąt Jabłonowskich.<br> {{tab}}'''Annopol''' miasteczko, niedaleko Wisły, w Gubernii Lubelskiej w powiecie Zamojskim położone, ma do 800 mieszkańców.<section end="Annopol" /> <section begin="Annotacyja" />{{tab}}'''Annotacyja,''' wyraz z łacińskiego wzięty, oznacza przypisek, dodatkowe {{pp|obja|śnienie}}<section end="Annotacyja" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> plw74yq1323jlc4tbsmz7p472hiow9f Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/940 100 1084294 3150024 2022-08-12T15:52:47Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annotacyja" />{{pk|obja|śnienie}}, notatkę, np. annotacyje do pisarzów zwłaszcza starożytnych: annotacyje albo poznanie rzeczy co główniejszych na boku pisma położone. Ztąd słowo annotować, toż samo co nanotować, naznaczyć. Oba te wyrazy wyszły prawie już u nas z użycia.<section end="Annotacyja" /> <section begin="Annuaty" />{{tab}}'''Annuaty, ''' są to właściwie wypłaty roczne pewnej części długu prywatnego lub publicznego, atoli ztąd wnosić nie wypada, aby annuaty toż samo znaczyły co procenta. Procent jest wynagrodzeniem za użycie kapitału, po opłaceniu którego dług zostaje nienaruszonym; przeciwnie zaś, annuaty są to pewne summy, przeznaczone na częściową a coroczną wypłatę długu, który się w skutek tego zmniejsza, a w końcu umarza. Systemat corocznych wypłat korzystnym jest dla właścicieli ziemskich, dozwalając im uiszczać się z długów, a raczej umarzać je za pomocą annuat i procentów, corocznie jak najregularniej wypłacanych, jak to się daje widzieć wszędzie, gdziekolwiek kredyt ziemski jest w użyciu. Kiedy zaś dłużnikiem jest rząd czyli państwo, a wierzyciele w znacznej znajdują się liczbie, annuaty nie mogą być udzielane wszystkim bez wyjątku. Byłby to zbyt silny ciężar dla skarbu a zatém i dla narodu. W takim stanie rzeczy, rząd postanawia sobie umorzyć dług w przeciągu pewnej liczby lat, i z góry zapowiada jaką liczbę corocznych wypłat uczynić może. Następnie, ponieważ dług skarbowy opiera się zwykle na pewnej liczbie akcyj lub obligacyj przez rząd wypuszczonych, z których każda posiada swój numer; rząd przystępuje do corecznej loteryi, a wylosowane akcyje lub obligacyje spłaca za pomocą tej liczby annuat, jaką sam z góry oznaczył. Operacyja odbywa się corocznie aż do całkowitego umorzenia długu skarbowego. Widzimy zatem, iż systemat annuat wielce się zbliża do systematu amortyzacyi, kredytu ziemskiego, tontiny, assekuracyi i&nbsp;t.&nbsp;p.<section end="Annuaty" /> <section begin="Annulacyja" />{{tab}}'''Annulacyja,''' Z łacińskiego: unicestwienie, zniesienie; wyraz prawny, oznaczający unieważnienie sądowe procedury, wyroku, małżeństwa, lub jakiegobądź aktu noszącego na sobie cechy nieważności. — Annulacyja kontraktów podstępnych lub wymuszonych, albo też naruszających prawa osób trzecich, zowie się rescy-zyja; jeżeli zaś kontrakt annuluje się dla niedopełnienia objętych nim zobowiązań, annulacyja taka nazywa się rezolucyją czyli rozwiązaniem. — Dobrowolna annulacyja aktu poprzedniego aktem późniejszym, zwie się rewokacyją, odwołaniem; całkowita annulacyja prawa abroyacyją, częściowa zaś ''derogacyją''.<section end="Annulacyja" /> <section begin="Annulus piscatoris" />{{tab}}'''Annulus piscatoris''' (pierścień rybitwa), tak się nazywa mniejsza papiezka pieczęć, wyobrażająca ś. Piotra w łódce, wyciągającego sieć; tą pieczęcią bywają pieczętowane breve papiezkie, pisane po łacinie na papierze lub pargaminie, z podpisem kardynała-sekretarza; niekiedy rozsyłają się nie pod pieczęcią. Pierścień rybacki używany już był do tego w III wieku.<section end="Annulus piscatoris" /> <section begin="Annucyjady" />{{tab}}'''Annucyjady:''' pod tém nazwiskiem, czyli „od Zwiastowania Najświętszej Panny“ znane są trzy zakony: jeden w Sardynii świecki rycerski zakon i dwa żeńskie klasztorne, z których pierwszy pochodzi z Francyi, drugi z północnych Włoch. 1) ''Francuzkie Annucyjady'' winne swój początek Joannie de Valois, córce króla francuzkiego Ludwika XI. Była ona poślubiona księciu Ludwikowi orleańskiemu. Ten po śmierci brata swego Karola VIII, wstąpiwszy na tron, postanowił rozwieść się z Joanną, ażeby pojąć za żonę wdowę Karola VIII, w której oddawna był zakochany. Ludwik złożył przysięgę, że był zmuszony przez brata swego króla Karola do poślubienia Joanny, ale że nigdy nie żył z nią jak z małżonką. Na mocy tego zeznania Alexander VI zezwolił na rozwód. Cnotliwa Joanna usunęła się wtedy do miasta Bouryes, gdzie w samotności prowadziła pobożny żywot i ustanowiła tam w 1500 r. zakon pod nazwiskiem: „Od dziesięciu cnót Maryi Panny“ czyli: „Od Zwiastowania Najświętszej<section end="Annucyjady" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ho8kqs3lfdfs206rpyi47y6xf572y5b Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/941 100 1084295 3150025 2022-08-12T15:58:00Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annuncyjady" />Panny.“ Leon X w 1317 r. potwierdził ostatecznie nowy ten zakon i duchowny zarząd jego powierzył ks. Franciszkanom. Rewolucyja francuzka zniosła we Francyi klasztory tego zakonu. 2) Drugi zakon Annuncyjad, z przezwiskiem ''Niebieskich'', ustanowiony został przez ''Maryję Wiktoryję Fornari'', urodzoną w Genui 1562. Będąc jeszcze bardzo młodą, chciała wstąpić do klasztoru, ale ulegając woli rodziców, wyszła za mąż za szlachcica genueńskiego Angelo Strato, z którym miała kilkoro dzieci. Po śmierci męża i po wstąpieniu dzieci do zakonu, założyła w 1604 r. razem z przyjaciółką swoją Wincentą Lomellini, klasztor w blizkości Genui, którego zakonnice przyjęły ścisłą klauzurę i obowiązek zajmowania się robotami ręcznemi, szczególnie dla biednych kościołów. Wkrótce podobne klasztory założone zostały po innych miejscach, i tym sposobem powstał nowy zakon, który w czasie kwitnienia swojego liczył około 50 klasztorów, po większej części we Włoszech, reszta we Francyi i Niemczech. Z powodu błękitnego swego ubioru, zakonnice te otrzymały nazwanie Niebieskich Annuncyjad. W Rzymie zowią je Turchine, t.&nbsp;j. Fijałkowe. Zakon ten istnieje dotąd i ma swój główny klasztor w Genui. Klasztory jego we Francyi zniesione wprawdzie zostały podczas rewolucyi, ale w nowszych czasach znowu założono je w ''Boulogne'' i w ''Villeneuve''.<section end="Annuncyjady" /> <section begin="Annus carentiae" />{{tab}}'''Annus carentiae''' jest pewna część dochodu, której beneficijaryjusz zrzec się musiał przy objęciu prebendy, i pomimo obowiązku rezydowania w niej, na korzyść dochodów beneficyjalnych, papieża lub biskupa. Ponieważ kanonicy z powodu niepobierania tego dochodu cierpieli niedostatek, nazwano rok ten, czyli raczej czas, przez który dochody nie były przez nich pobierane, a następnie i sam niepobierany dochód „rokiem niedostatku,“ annus carentiae. Rozprawa Dürra: ''De annis carentiae canonicorum ecclesiarum cathedr. et colleg. in Germania'', 1772, znajduje się w zbiorze Schmidta: ''Thes. jur. eccl''., tom VI, str. 205.<section end="Annus carentiae" /> <section begin="Annus claustralis" />{{tab}}'''Annus claustralis.''' Beneficyjaryjusz obowiązany był, według statutów, do ciągłego przebywania w swojej prebendzie, w pierwszym roku po jej objęciu, tak dalece, że to się równało prawie życiu klasztornemu; z tego powodu pierwszy ten rok zwano ''annus claustralis'', czyli ''annus strictae residentiae''.<section end="Annus claustralis" /> <section begin="Annus decretorius" />{{tab}}'''Annus decretorius,''' rok normalny, jest rok 1624, dla tego tak nazwany, że w wielu prawnych przypadkach, spowodowanych przez reformacyję w XVI stuleciu, był terminem ostatecznym. Pokój westfalski urządzając w państwie niemieckiém stosunki pomiędzy Kościołem katolickim, a wyznawcami obrządku augsburskiego, z któremi później porównani byli Reformowani, ustanowił następne prawidła: 1) Pomiędzy należącemi do różnych wyznań w państwie miała zachodzić zupełna równość praw. Posiadanie tylko zależących bezpośrednio od państwa prelatur i prebend, miało zostawać niezmiennie na tej stopie, jak było do 1 Stycznia 1624 r. 2) We względzie stosunków osób rozmaitych wyznań, w pojedynczych krajach imperyjum, wzięto za zasadę, że każde ze składających go państw, na mocy swej władzy zwierzchniczej, posiada tak nazwane prawo re-formacyjne (Reformationsrecht), to jest, że może wzbronić pobytu w swym kraju osobom należącym do innego wyznania. W wykonywaniu jednak tego prawa przyjęto ograniczenie, że poddani innego wyznania mogą odbywać swe obrzędy religijne w ten sam sposób, jak odbywali je w którymkolwiek dniu 1624 roku, a nawet w razie gdyby nie mogli udowodnić tego, mieli prawo odbywania nabożeństwa po domach, zajmowania się uczciwym przemysłem, oraz otrzymania przyzwoitego pogrzebu, jak równie w razie, gdyby zmuszeni byli do ustąpienia z kraju, nie tracili nic z swoich majętności. Co do posiadania dóbr kościelnych<section end="Annus decretorius" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> n2n9ns1myi352h2hookfdro3h8u7kjj Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/942 100 1084296 3150028 2022-08-12T16:02:56Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Annus decretorius" />medyjatyzowanych, miało pozostać na tej stopie jak w dniu 1 Stycznia 1624 roku. Również w krajach katolickich imperyjum, mieli obywatele, lennicy i poddani augsburgskiego wyznania udzieloną sobie wolność wyznawania swej religii w ten sposób, jak było w r. 1624, oraz zatrzymania odnoszących się do tego urządzeń, jakiemi są: ''institutio consistoriorum, ministeriorum etc''.<section end="Annus decretorius" /> <section begin="Annus deservitus" />{{tab}}'''Annus deservitus.''' Kiedy wbrew dawniejszym rozporządzeniom dozwolonem zostało dziedziczenie po zmarłych duchownych, na mocy testamentu lub bez niego, musiały zatem odstąpione być na korzyść spadkobierców i dochody wysłużone już przez zmarłego, ale nie pobrane przez niego w ostatnim roku jego zarządu, lecz tylko za ten czas, w którym zmarły spełniał swe obowiązki. Część roku, w której zarząd należał jeszcze do zmarłego duchownego, zowie się annus deservitus, t.&nbsp;j.: rok wysłużony. Musi więc pomiędzy spadkobiercami zmarłego, a następcą jego w zarządzie, zajść układ w tej mierze, który uregulowany zwykle bywa prawami szczególnych krajów, a mianowicie oznaczony przez nie bywa początkowy termin, według którego ma się liczyć rok wysłużony. Jeżeli zaś prawo szczególnych krajów nic w tej mierze nie stanowi, termin ten liczy się od dnia, w którym zmarły wstąpił w sprawowanie kościelnego urzędu. Wtedy dochód roczny z prebendy massuje się w jedne całość, i z niej, stosownie do wysłużonego czasu, odlicza się należność dla spadkobierców, po odtrąceniu wydatków, których wymagała administracyją dochodu.<section end="Annus deservitus" /> <section begin="Annus discretionis" />{{tab}}'''Annus discretionis,''' ''Rok rozeznania''. Chociaż przejście z jednego chrześcijańskiego wyznania do drugiego (w krajach należących do związku niemieckiego), skutkiem wolności sumienia, prawami zastrzeżone zostało, jednakże obowiązkiem jest Kościoła i państwa, czuwać nad tem, ażeby w żadnym razie nie zmuszano do zmiany religii, lecz żeby ta była jedynie wynikłością wewnętrznej potrzeby i przekonania. Dla dopięcia tego dwie były drogi: albo mieć na względzie indywidualną dojrzałość, co byłoby najwłaściwszym, ale razem bardzo trudnem w zastosowaniu, i albo od pewnego tylko wieku takowego przejścia dozwolić. Skutkiem obrad sejmu państwa niemieckiego w 1752, względem oznaczenia takiego wieku, państwa katolickie przyjęły na każdy przypadek indywidualna dojrzałość, ewangelickie zaś naznaczały jako rok rozeznania; to jest czternasty Prussy, Wirtemberg, Hannower, Meklemburg, Nassau; ośmnasty, Baden, Hessyja; dwudziesty pierwszy: Bawaryja, Saxonija, Saxen-Wejmar. W Austryi dla krajów dziedzicznych dekret cesarski d. 28 Marca 1782 r., przyjął za normę indywidualną dojrzałość; w Węgrzech zaś rok ośmnasty przyjęty został za rok rozeznania.<section end="Annus discretionus" /> <section begin="Annus gratiae" />{{tab}}'''Annus gratiae.''' ''Rok łaski''. Spadkobiercom beneficyjaryjusza odstępuje się część z dochodów prebendy za pewien czas, w którym zmarły duchowny nie spełniał już swych obowiązków, a zatem której prawnie poszukiwać nie mogą, lecz która im udziela się drogą łaski. Chociaż to ułaskawienie wprowadzone zostało szczególniej w kościołach protestanckich, na korzyść pozostałej po żonatym duchownym familii, jednakże z innych powodów było w użyciu i w katolickich prebendach. Oddawna zaprowadzone w kapitułach, których ustawy przeznaczały stałe dochody z jednego lub kilku lat na rzecz massy spadkowej, najczęściej w celu opłacenia długów zmarłego beneficyjaryjusza. Zresztą był poniekąd słuszny powód do takiego ułaskawienia, gdyż kanonicy przy objęciu beneficyjum musieli cierpieć ''rok niedostatku'' (ob. ''Annus carentiae'').<section end="Annus gratiae" /> <section begin="Anny św. bractwo w Pol." />{{tab}}'''Anny świętej bractwo w Polsce.''' Jan Dymitr Solikowski arcybiskup lwowski, pragnąc zachować pamięć Anny Jagiellonki, żony Stefana Batorego, słynnej z cnót i poświęcenia dla Polski, ustanowił towarzystwo albo bractwo świętej Anny r. 1578, które Syxtus V papież, za pośrednictwem kardynała Alberta {{pp|Bo|lognetto}}<section end="Anny św. bractwo w Pol." /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k6ao6tc43wugrpmrn8gqn1w99xjfbru Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/943 100 1084297 3150029 2022-08-12T16:24:48Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anny św. bractwo w Pol." />{{pk|Bo|lognetto}} potwierdził Jon Zamojski kanclerz i hetman wielki koronny był pierwszym członkiem, oraz opiekunem tego bractwa. Cechą bractwa, był medal zloty, srebrny lub brązowy, na złotym lub jedwabnym łańcuszku noszony. Z jednej jego strony był wizerunek ś. Anny i Najświętszej Maryi Panny z dzieciątkiem Jezus na ręku, tudzież w około napis: „Sanctae Anne societas;“ z drugiej zaś strony te tylko trzy słowa: „Fructus charitatus salis.“ W XVII wieku szeroko się rozkrzewiło to bractwo, kwitnęło mianowicie w Poznaniu, Wilnie, Lwowie, Krakowie, Warszawie, później zaś zupełnie zniknęło, wyjąwszy Krakowa, gdzie dotąd przy kościele ś. Anny istnieje i przy uroczystościach kościelnych używa stroju zielonego.<section end="Anny św. bractwo w Pol." /> <section begin="Anoda" />{{tab}}'''Anoda.''' Według teoryi Faraday’a, siła chemicznego rozkładu ciał ma swoje siedlisko nie w biegunach stosu galwanicznego, lecz w samem ciele poddanem rozkładowi, a szczególniej na powierzchni ograniczającej to ciało, po której strumień elektryczny przechodzi od wschodu ku zachodowi. Powierzchnia wschodnia, którą strumień dochodzi do ciała, nazywa się, według Faraday’a, anoda; zachodnia zaś, którą strumień wychodzi, katoda; pierwsza nazwa odpowiada odjemnemu, druga zaś dodatniemu biegunowi, jak zwykle nazywają.<section end="Anoda" /> <section begin="Anodonta" />{{tab}}'''Anodonta.''' Tak nazywają niektórzy zwierzęta ssące, które zębów przednich wcale nie mają, lub u których te zęby są bardzo małe; Klein nazwał tak węże nie mające zębów.<section end="Anodonta" /> <section begin="Anodyn" />{{tab}}'''Anodyn''' (z greckiego: ''a'' bez, ''odyne'' ból). Tém nazwiskiem oznaczają wszystko, cokolwiek ból zmniejsza, lub całkowicie go uśmierza; że zaś przyczyny bólu mogą być bardzo rozliczne, rozmaite wiec są ciała, któreby tak nazwać należało. W sztuce lekarskiej nazywają anodynami opium i jego przetwory, tudzież inne ciała narkotyczne, jak np. belladona. Anodyną nazywają także mieszaninę eteru siarczanego z spirytusem, czyli wyskok eteryczno-siarczany (spiritus sulphuri-coaetereus).<section end="Anodyn" /> <section begin="Anomalija" />{{tab}}'''Anomalija''' (z greckiego: a nie, i nomos prawo), znaczy w ogóle każdą nie-regularność, nieforemność, każde zboczenie od zwykłej normy, każdy wyjątek od pospolitych prawideł. — W historyi naturalnej anomaliją nazywa się istota, która swoją powierzchownością, nadmiarem lub brakiem pojedynczych części, odstępuje od typu, z którym zwykle ją porównywamy. — W medycynie anomaliją, jest każde zboczenie w przebiegu choroby, jak np. w febrze. — W grammatyce anomalijami są formy, zbaczające w swoich odmianach od ogólnych prawideł językowych. — Anomaliją w Astronomii nazywa się wszelkie zboczenie od pewnego porządku w ruchach ciał niebieskich; głównie zaś mając na uwadze ciała niebieskie, odbywające biegi swoje około słońca, anomaliją nazywają kąt zawarty pomiędzy osią wielką ellipsy i promieniem wodzącym planety, (to jest: liniją łączącą ognisko ellipsy, w którém znajduje się słońce, z punktem znajdowania się planety). Taka anomalija nazywa się prawdziwą; odróżniają jeszcze anomaliję średnią i excentryczną. Starożytni przypuszczali, że ciała niebieskie poruszają się po okręgach kół, w których wspólnym środku znajduje się ziemia; według nich anomalija była proporcyjonalna czasowi biegu, i to nazywa się obecnie anomaliją średnią. Kiedy Kepler przekonał się o ruchu elliptycznym, wyraził następujące prawo: powierzchnie opisane przez promień wodzący planety są proporcyjonalne czasom. Opisawszy na osi większej orbity planety, jako na średnicy, okrąg koła, łuk tego koła zawarty pomiędzy perihelium planety i punktem przecięcia się z okręgiem koła prostopadłej do linii absyd, przez punkt znajdowania się planety przechodzącej nazywa się anomaliją excentryczną. Anomaliję: średnia i excentryczna służą do oznaczenia anomalii prawdziwej. Zadanie to bardzo<section end="Anomalija" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tuf37csk0qlvxyfcrn1g1dxl4gbak3d Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/944 100 1084298 3150030 2022-08-12T16:29:12Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anomalija" />ważne w astronomii, znane pod nazwiskiem zagadnienia Keplera, przez długi czas było przedmiotem zajęć najznakomitszych matematyków, jak: Wallis, Newton, Cassini, Lalande, Laplace i&nbsp;t.&nbsp;d., zupełne zaś jego rozwiązanie winniśmy Langrange’owi.<section end="Anomalija" /> <section begin="Anomalistyczny rok" />{{tab}}'''Anomalistyczny rok,''' jest przeciąg czasu, którego potrzebuje planeta na obieg drogi około słońca, od jej perihelium do perihelium, ten peryjod czasu byłby zawsze jednakowy i równy gwiazdowemu, gdyby absydy ruchu nie miały, że zaś absydy wszystkich planet wyjąwszy Wenusa, mają ruch w kierunku biegu tychże ciał niebieskich, przeto rok anomalistyczny jest dłuższy od gwiazdowego. Rok anomalistyczny ziemi wynosi 365 dni, 6 godzin, 13 minut i 59 sekund (ob. ''rok'').<section end="Anomalistyczny rok" /> <section begin="Anomejczycy" />{{tab}}'''Anomejczycy,''' sekta aryjańska. Nie wszyscy uczestnicy herezyi aryjańskiej, odstrychnęli się byli w równym stopniu od Kościoła rzymskiego; różnili się oni między sobą co do poglądu aryjańskiego na stosunek Syna Bożego do bóstwa Ojca, i kiedy jedni trzymali się ściśle nauki Aryjusza, drudzy zbliżali się do nauki Kościoła, np. Semi-Aryjanie czyli pół-Aryjanie. Do pierwszych należą Anomejczycy, zwani takoż Aecyjanami i Eunomijanami, od nazwiska dwóch głównych swoich naczelników, Aecyjusza i Eunomijusza. Aecyjusz przez prawowiernych i Semi-Aryjanów uważany za ateusza, rodem z Celesyryi, był naprzód kotlarzem, potem złotnikiem, lekarzem i w końcu teologiem. W r. 350 przez sprzyjającego Aryjanom biskupa Leoncyjusza, wyświęcony w Antyjochii na dyjakona, ale złożony wkrótce z tej godności, udał się do Alexandryi i pełnił tam pod biskupem aryjańskim Jerzym, obowiązki dyjakona, aż do swej śmierci w roku 370. Uczeń jego i zwolennik Eunomijusz z Kappadocyi, dość biegły w dyjalektyce, był czas jakiś biskupem Cyzyku, lecz prześladowany od Semi-Aryjanów, wygnany został z kraju; umarł r. 392. Anomejczycy utrzymywali, że Chrystus, chociaż wyższy nad inne stworzenia, nierówny był Ojcu pod względem natury.<section end="Anomejczycy" /> <section begin="Anonim" />{{tab}}'''Anonim''' (z greckiego: ''a'' bez i ''onoma'' imię), bezimienny, wyraz używany o autorach tających swoje nazwiska, gdy tymczasem pseudonim (po grecku: pseudo fałszywy), nazwisko swoje ukrywa pod imieniem przybranem i zmyślonem. W niektórych produkcyjach literackich, jak np. w wielu artykułach dziennikarskich, anonimy powszechnie są przyjęte, choć właśnie dla gazet zniesiono je zupełnie we Francyi prawem z 1850 r. Barbier wydał słownik dzieł tego rodzaju w języku łacińskim i francuzkim ogłoszonych, p.&nbsp;t.: ''Dictionnaire des ouvrages anonymes et pseudonymes, composés, traduits on publiés en français et en latin'' (Paryż, 1824). W naszej literaturze anonimów jest bardzo wielu, których dokładnym zbiorem, czyli raczej wykazem, ważną możnaby wyrządzić przysługę dla ojczystego piśmiennictwa, co w wielkiej części uczynił już w rękopiśmiennym swoim słowniku Pisarzy Polskich Hippolit Skimborowicz.<section end="Anonim" /> <section begin="Anonim Dzirżwa" />{{tab}}'''Anonim Dzirżwa''' (Mirzwa), kończący Roczniki swoje na rok 1288. Autor jest pierwszym z pisarzy co dzieje Polski poczyna od początku świata (ab origine mundi), jak wyraża Lelewel. Miejscami powołuje się na kroniki rzymskie, na żywot ś. Stanisława i wspomina Wincentego Kadłubka, a nadto używa Mateusza.<section end="Anonim Dzirżwa" /> <section begin="Anonim szląski" />{{tab}}'''Anonim szląski,''' piszący miedzy 1383 a 1390 r. przypisał swe kroniki Wacławowi biskupowi wrocławskiemu Ludwikowi księciu brzegskiemu i Rupertowi księciu lignickiemu. Kroniki te są zbieraniną z coraz mniej czystych źródeł, dzieje przedchrześcijańskie i pierwszych królów sprawy przeistaczających. Znajdują się tu wyrażenia Mateusza i Wincentego Kadłubka. Służył mu wiele Jan kronikarz Szląski 1359 r. piszący, żywot ś. Stanisława, i księgi czeskie z {{pp|któ|rych}}<section end="Anonim szląski" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ru348vfby1ahf63ittyg70et9h5yerz Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/945 100 1084299 3150031 2022-08-12T16:34:03Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anonim szląski" />{{pk|któ|rych}} o Lechu czerpał wiadomości; wszystko to przeinacza i fantastycznie ubiera. Część kroniki swej wziął także z Galla. Zajmują go najwięcej sprawy książąt szlązkich, które prowadzi do czasów króla Ludwika: na końcu mówi o dyjecezyi wrocławskiej i wymienia jej biskupów. Pisał o nim Lelewel.<section end="Anonim szląski" /> <section begin="Anonim Archidyjakon" />{{tab}}'''Anonim Archidyjakon gnieźnieński,''' kronikarz polski (ob. pod właściwém jego nazwiskiem: ''Jan z Czarnkowa'').<section end="Anonim Archidyjakon" /> <section begin="Anons" />{{tab}}'''Anons''' (po francuzku: ''annonce''), ogłoszenie, donoszące publiczności o jakimkolwiek interesie prywatnym, bądź to przez pisma czasowe, bądź oddzielnemi prospektami, afiszami i doniesieniami. W nowszych czasach, przy coraz bardziej rozgałęzionych stosunkach przemysłowych i handlowych, anonse ważne zajęły miejsce w dziennikarstwie, któremu w dwójnasób przysporzyły dochodów we Francyi, w Anglii i w Niemczech są nawet oddzielne gazety, wyłącznie tylko anonsom poświęcone, jak np.: ''Journal des Annonces, Petites Affiches, Intelligenzblatt'' i&nbsp;t.&nbsp;d.<section end="Anons" /> <section begin="Anoplotherium" />{{tab}}'''Anoplotherium.''' Cuvier. Zwierze to ssące, które żyło w okresie trzeciorzędowym, Cuvier zaliczył do rzędu ''gruboskórnych'' (Pachydermata). Kości jego znaleziono w znacznej ilości w kopalniach gipsu w Montmartre, a nastę pnie w pokładach eocenowych wyspy Wight i innych miejscowościach Anglii. Głównym charakterem Anoplotherium jest 44 zębów ustawionych w nieprzerwanym szeregu, bez żadnych przerw pośrednich, co tylko u człowieka i mało ma miejsce. Z tych zębów, — było przednich, y j kłów, a — trzonowych. Kły formą i długością podobne do przednich, trzonowe pierwsze spłaszczone, tylne kwadratowe w górnej, a z dwóch półksiężycowych słupów złożone w dolnej szczęce. Nogi przednie i tylne dwupalczaste, jak u przeżuwających, niektóre jednak gatunki miały jeszcze oprócz tego małe palce dodatkowe. Skie-let wielu tych zwierząt złożono całkowicie, tak, że można mieć dokładne pojęcie o postaci zwierzęcia, kiedy mięśniami i skórą pokryte było. Dwa gatunki zwierzęcia tego odróżnił Cuvier, Anoplotherium commune i Anoplotherium secundarium. Obadwa przedstawiały zwierzęta ciężkie, silne, opatrzone długim i gęstym ogonem, do wydrzego podobnym. Pierwszy gatunek wielkością dochodził małego osła, drugi pospolitej świni. Obadwa gatunki zamieszkiwały bagna, i żywiły się korzeniami i łodygami wodnych roślin. Sierć ich prawdopodobnie była gładka, jak u wydry, może nawet skóra była nagą, jak hippopotama{{EO autorinfo|''K. J.''}}<section end="Anoplotherium" /> <section begin="Anopsija" />{{tab}}'''Anopsija''' (''a'' brak, ''ops'' oko). Ślepota. Natura tak urządziła budowę oka i tak zestawiła jego części składowe, iżby mogły przepuszczać i kierować promienie światła, ku siatce nerwowej, przyjmującej wrażenia światła. Wszelako nieprawidłowość tych części niedozwalająca światłu dochodzić do siatki nerwowej, lub nieczułość tejże, sprowadza niemożność widzenia, utratę wzroku. Ślepota stosownie do przyczyny, z której powstała, bywa albo wrodzoną, albo nabytą, ta ostatnia znowu przemijającą lub ciągłą. Już w życiu płodu, w łonie matki, w czasie pierwotnego jego rozwoju, oko może stanąć na początkowym lub dalszym stopniu wykształcenia, albo rozwinąć się wadliwie, i wtedy płód taki przychodzi na świat niewidomym. Ślepota jest przemijającą, jeżeli choroba, która ją spowodowała, da się za pomocą sztuki szczęśliwie usunąć, jak to w wielu wypadkach katarakty i innych chorób ma miejsce. Nie zawsze jednak usiłowania sztuki osiągają pomyślny skutek; choroby siatki nerwowej, nerwu optycznego, albo tych części mózgu, w których nerw widzenia bierze początek, nadzwyczaj rzadko dają się uleczyć i choroby te sprowadzają prawie zawsze utratę wzroku, która wtedy jest ciągłą. U ludzi pozbawionych wzroku, zmysł czucia i słuchu wykształca się<section end="Anopsija" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1pffllkqhfzwcojs6u3q2d997y2ydq5 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/946 100 1084300 3150032 2022-08-12T16:39:02Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anopsija" /.do bardzo wysokiego stopnia, tak dalece, że np. z natężenia doświadczonego uczucia, wnoszą o wielkości i odległości ognia, lub po tonie jaki wydaje płyn przelewany z jednego naczynia w drugie, rozpoznają o ile naczynie jest napełnionem.{{EO autorinfo|''Dr. K. K.''}}<section end="Anopsija" /> <section begin="Anorexyja" />{{tab}}'''Anorexyja''' (z greckiego ''a'' bez, ''oreris'' apetyt), utrata lub pozbawienie apetytu. Przyczyny utraty apetytu są bardzo rozmaite i aby je wyliczyć trzebaby było przejść całą patologiję. Nie zawsze brak apetytu jest oznaką choroby, lecz często pochodzi z przyczyny przypadkowej lub niezachowania przepisów hi-gijenicznych. Tak np. życie zbyt siedzące, mocne wzruszenia, smutek, nadużycia w napojach gorących i alkoholicznych są przyczynami anorexii, bardzo zwyczajnemi. Nie należy brać za jedno braku apetytu ze wstrętem do pokarmów; w pierwszym albowiem razie jest tylko brak chęci jedzenia, w drugim zaś obrzydzenie. Brak apetytu towarzyszy początkowi największej liczby chorób ostrych; w chorobach zaś chronicznych stan taki dowodzi wielkiego wyczerpania sił, lub udziału żołądka w cierpieniach. W braku apetytu nie należy, jak to czynią niekiedy, używać środków podbudzających działalność żołądka, które dogadzają smakowi, lecz nie usuwają złego, co mogło by bydź zgubnem w swoich następstwach; lecz pierwszem staraniem powinno być zgłębienie przyczyn, które sprowadziły anorexiję, i przekonanie się czyli inne organa nie są w stanie cierpienia. W bardzo prostych tylko przypadkach wolnych od wszelkiej komplikacyi, bez obawy można się uciec do środków łagodnie pobudzających żołądek, jakiemi są: ciała gorzkie, rabarbarum, tysiącznik, woda selcerska, woda sodowa i&nbsp;t.&nbsp;p.<section end="Anorexyja" /> <section begin="Anorganiczny" />{{tab}}'''Anorganiczny,''' toż samo co nieorganiczny (ob.).<section end="Anorganiczny" /> <section begin="Anormalność" />{{tab}}'''Anormalność''' (z łacińskiego: ''a'', bez i ''norma'', prawidło), nieprawidłowość, zboczenie od prawa, typu, porządku, w naturze i w naukach, mniej więcej to samo co ''Anomalija'' (ob.).<section end="Anormalność" /> <section begin="Anortit" />{{tab}}'''Anortit,''' minerał nazwany tak (z greckiego ''anorthos'' nieprostokątny) z powodu, że dwa kierunki łupności jego nie są do siebie prostopadłe, co ma miejsce w szpatach polnych, do których gruppy anortit należy. Zowią go także: ''Biotinem, Christianitem'' i ''Indianitem''. Znajduje się w postaci kryształów wyściełających jamy w kamieniach dolomitowych, rozrzuconych na stokach Somny (jednego ze szczytów Wezuwiusza). Kryształy (słupy równoległobokowe ukośne), prawie zawsze dobrze wykończone, po większej części są przezroczyste, z połyskiem szklistym, podobnym do kwarcu, czasami zaś są nieprzezroczyste i podobne do albitu. C. g. 2, 76, twardość znaczna, lubo kruchy. Stapia się w białą emaliję, w kwasie solnym rozpuszcza. Jest to podwójny krzemian glinki i wapna, wzoru: 3 SiO<sub>3</sub>. AL<sub>2</sub>O<sub>3</sub>+SiO<sub>3</sub>. CaO. w którym niewielka ilość wapna zastąpioną bywa magnezyją, potażem lub sodą. Znajduje się na Wezuwijuszu, Hekli, Korsyce.{{EO autorinfo|''K. J.''}}<section end="Anortit" /> <section begin="Anosmija" />{{tab}}'''Anosmija''' (''Anosmia'', z greckiego: ''a'' bez, ''nosme'' zapach). Używają tego wyrazu na oznaczenie osłabienia, zmniejszenia lub zupełnego zniknienia uczucia zapachu, to jest powonienia. Stan taki uważano jako szczególną chorobę, a częściej jako symptomat kataru mózgowego (coryza), ciężkich zimnie a także wielu chorób nerwowych. Za bardzo zwyczajną przyczynę anosmii uważano suchość błony śluzowej jam nosowych. To zjawisko patologiczne może bydź także skutkiem paraliżu nerwów błony węchowej (membrana pituitaria nasium).<section end="Anosmija" /> <section begin="Anquetil" />{{tab}}'''Anquetil''' (Ludwik Piotr), pracowity, choć zresztą mierny historyk francuzki, ur. 1723 w Paryżu, um. tamże 1808 r., w 87 roku życia wstąpił do zgromadzenia ś. Genowefy, którego był dyrektorem seminaryjum w Rheims. Tu powziął zamiar napisania historyi tego miasta (3 tomy: Paryż, 1757). Mniej jeszcze {{pp|war|tości}}<section end="Anquetil" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7hwv0cy6k8qouep6nujooljthfqlnow Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/947 100 1084301 3150033 2022-08-12T16:45:40Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anquetil" />{{pk|war|tości}} mają bezbarwne jego dzieła p.&nbsp;t.: ''Esprit de la ligue'' (4 tomy; Paryż, 1823) i ''Precis de l’histoire universelle'' (12 tomów, 1834); najlepszą jest jego: ''Histoire de France depuis les Gaules jusqu a la fin de la monarchie'' (15 tomów, 1820). Anquetil całą epokę terroryzmu przesiedział w więzieniu.<section end="Anquetil" /> — <section begin="Anquetil-Duperron" />'''Anquetil-Duperron''' (Abraham-Hijacynt), oryjentalista, brat poprzedzającego, ur. 1731 w Paryżu, um. 1805 r. poświęciwszy się nauce języków wschodnich, a głównie Zendawesty, przez zamiłowanie przedmiotu w 1755 r. jako prosty żołnierz wstąpił do służby na okręcie, mającym popłynąć do Indyi, i wsparty zwłaszcza pomocą rządu, zwiedził Pondichéry, Chandernagore i Surate, w ciągu siedmioletniego pobytu wyuczył się języków Sanskryckiego i Nowoperskiego. W 1762 r. powróciwszy do Paryża, przywiózł z sobą 180 rzadkich manuskryptów i mnóstwo innych osobliwości. Mianowany tłómaczem języków wschodnich w Biblijotece królewskiej, zaczął wydawać zebrane starannie materyjały: ''Przekład Zendawesty'' (1771), ''Législation orientale'' (1778), ''Recherches historiques et geographiques sur l’Inde'' (1786), ''L’Inde en rapport avec l’Europe'' (1798) i ''Upnekhat'' (1802), wyciąg z Wedów indyjskich. Podczas całej rewolucyi zamknął się w swoim pokoju, i prócz ulubionych Braminów i Persów nikogo do siebie nie puszczał. Anquetil-Duperron łączył rozległą naukę z niezmordowaną pracowitością, nadzwyczajną miłością prawdy, zdrową filozofiją, rzadką bezinteressownością i zadziwiającą dobrocią serca; prace jego, jakkolwiek w obliczu dzisiejszych badań, krytyki zapewne już nie wytrzymają, wielką jednak mają zasługę, że pobudziły do bliższego wnikania w literackie skarby wschodu.<section end="Anquetil-Duperron" /> <section begin="Ansbach" />{{tab}}'''Ansbach''' albo '''Anspach,''' niegdyś siedziba margrabiów Ansbach-Baireuth, obecnie stolica bawarskiego okręgu środkowej Frankonii, liczy około 13, 000 mieszkańców. Ansbach posiada gimnazyjum i kilka innych zakładów publicznych, towarzystwo badaczów historyi, oraz sztuk i przemysłu. W zamku dawnych margrabiów znajduje się biblijoteka i galeryja obrazów. Przemysł zwrócony jest szczególniej na fabrykacyją tkanin półjedwabnych i bawełnianych, tytoniu, wyrobów glinianych, pergaminu, instrumentów chirurgicznych i&nbsp;t.&nbsp;p. — Księstwo ''Ansbach'', w najdawniejszych czasach zaludnione przez Słowian, należało później do okręgu frankońskiego, a r. 1806 odstąpionem zostało Bawaryi. Miało przeszło 60 mil □ powierzchni i liczyło w końcu XVIII stulecia około 300, 000 mieszkańców. Ostatnim margrabią Ansbach-Baireuth był Karol Fryderyk, małżonek znanej autorki lady Craven, który posiadłość swą 2 Grudnia 1791 odstąpił dobrowolnie królowi pruskiemu. Pokojem tylżyckim przeszła ona na własność Francyi, a nakoniec ostatecznie wcieloną została do Bawaryi.<section end="Ansbach" /> <section begin="Ansbach (Elżbieta)" />{{tab}}'''Ansbach''' (margrabina Elżbieta); ob. ''Elżbieta''.<section end="Ansbach (Elżbieta)" /> — <section begin="Ansbach (Jerzy Fryder.)" />'''Ansbach''' (margrabia Jerzy Fryderyk), ur. 1678 r., syn margrabi Jana Fryderyka, panował od r. 1692 do 1703, w czasie kampanii Nadreńskiej 1695 r. i w wojnie o sukcessyję hiszpańską był generał-feldmarszałkiem; poległ w bitwie pod Schmidmühl, w Bawaryi.<seciton end="Ansbach (Jerzy Fryder.)" /> <section begin="Anschütz" />{{tab}}'''Anschutz,''' rodzina saxońska znakomitych artystów dramatycznych w Niemczech, z której najsławniejszym jest Henryk, pierwszy aktor teatru cesarskiego w Wiedniu, ur. 1787 w Luskau, wyborny w rolach bohaterów, a niezrównany w charakterystycznych. — Pierwsza jego żona ''Józefina'', była ulubioną śpiewaczką; druga, ''Emilija'', dotąd jeszcze słynną jest artystką sceny wiedeńskiej. Jego brat ''Edward'', jego syn ''Alexander'', tudzież córki ''Augusta'' i ''Emilija'', równie zaszczytne zajmują stanowiska między tegoczesnemi artystami dramatycznemi Niemiec.<section end="Anschütz" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c7leakindbuec7z85b8rq6lnzxsmxik Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/948 100 1084302 3150034 2022-08-12T16:52:19Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anseaume" />{{tab}}'''Anseaume, ''' autor przeszło dwudziestu pięciu sztuk drammatycznych, granych na scenach paryzkich w latach 1753 — 72; był zarazem dyrektorem Opery komicznej, Komedyi włoskiej i kilku innych teatrów. Wartość jego utworow niewielka, choć niepodobna im odmówić niejakiego dowcipu i wielkiej zręczności w układzie. Szczegóły jego życia., data i miejsce urodzenia, zupełnie są nieznane; um. w 1783 roku w Paryżu.<section end="Anseaume" /> <section begin="Ansgary (święty)" />{{tab}}'''Ansgary''' (Święty), zwykle apostołem Północy zwany, urodził się 801 roku w Pikardyi ze znakomitych rodziców, spokrewnionych z domem Cesarskim. Utraciwszy w 5 roku swego życia matkę, umieszczony został przez ojca na wychowanie, w kwitnącym naówczas klasztorze Korbejskim niedaleko Amiens. Skończywszy tam swe nauki, przywdział sukienkę zakonu ś. Benedykta, i z przyjacielem swoim Witmarem spełniał czas jakiś obowiązki nauczyciela w Nowej Korbei. W r. 826 nadarzyła mu się sposobność poświęcenia się pracom apostolskim, do których oddawna wzdychał. Król Duński Harald, który przybył do Cesarza Ludwika, żądając od niego pomocy przeciw nieprzyjaciołom, zabrał Ansgarego z sobą do Danii, wraz z jego towarzyszem Autbertem, dla nawracania tamtejszych pogan. Po kilkoletnim tam pobycie i przeniesieniu niemałych trudów, Ansgary wezwany został przez cesarza napowrót do kraju, dla przedsięwzięcia, wraz z dawnym przyjacielem swoim Witmarem missyjnej wyprawy do Szwecyi. Napadnięty w drodze przez Wikingów (rozbójników morskich), zaledwo potrafił dostać się do Birki, miasta handlowego leżącego nad jeziorem Mölar, i założył tam wkrótce pierwszy kościół chrześcijański w Szwecyi. Po powrocie do Niemiec, wyniesiony został przez Cesarza na godność arcybiskupa hamburskiego, gdzie Cesarz niedawno przedtem założył był arcybiskupstwo, w celu rozszerzania chrześcijaństwa pomiędzy północnemi narodami. Poświęcony na ten urząd w r. 833, otrzymał pallijusz od Grzegorza IV, oraz tytuł legata apostolskiego u Duńczyków, Szwedów, Słowian i innych północnych narodów. We cztery lata później (837), gdy korsarze Normandzcy napadli na Hamburg i ptdpalili go, Ansgary musiał ratować się ucieczką, i nieprzyjęty przez Leuderich’a biskupa Bremeńskiego, który oddawna zazdrościł mu godności arcybiskupiej, znalazł przytułek u pobożnej pani nazwiskiem Ikija, w majętności jej Ramelslohe, o trzy mile odległej od Hamburga. Z tego miejsca sprawował on przez lat dziewięć rządy swojego arcybiskupstwa, i miał przytém pilne staranie o nowo powstającym Kościele w Szwecyi, dla którego przedtém wyświęcił już był na biskupa Autberta. Po śmierci biskupa Leuderich’a, biskupstwo Bremeńskie przyłączone zostało w r. 848 do arcybiskupstwa Hamburgskiego, i Ansgary założył swą rezydencyję w Bremen. Następnie wszedł w układy z królem duńskim Horich’em starszym, względem założenia kościoła w Szleswigu, co przyczyniło się najwięcej do ostatecznego nawrócenia Danii. Wykorzeniał on przytém resztki pogaństwa w swem arcybiskupstwie, fundował klasztory i zakłady naukowe, oraz rozszerzał dawne. W r. 861 przedsięwziął drugą wyprawę missyjną do Szwecyi, gdzie za jego staraniem na Zgromadzeniu Narodowém uroczyście uchwalonem zostało, nie stawiać żadnych przeszkód wprowadzeniu Chrześcijaństwa. Zdawszy rządy Kościoła w Szwecyi synowcowi wyżej wspomnionego Auteberta, Erimbertowi, powrócił do swej rezydencyi, gdzie wkrótce (865 r.) zakończył pełen cnót i zasług żywot w 65 roku. Przez następcę swego Rimberta policzony w poczet świętych, kanonizowany został przez papieża Mikołaja I. Pomimo nader czynnego życia, zajmował się też pracami literackiemi; ale do naszych czasów doszły tylko jego Pigmentu (Modlitwy wedle psalmów) i opisanie żywota Willehada, pierwszego biskupa Bremeńskiego.<section end="Ansgary (święty)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 44s9n2jl2eg5hj11kdx2t1sr1uhm0rs Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/949 100 1084303 3150035 2022-08-12T16:58:07Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anslo" />{{tab}}'''Anslo''' (Reinier), jeden z celniejszych poetów hollenderskich XVII wieku, ur. 1622 w Amsterdamie, um. 1669 w Perugii; w r. 1549 udał się do Włoch, gdzie przeszedł na łono kościoła katolickiego i gdzie za poemat łaciński, na jubileusz papieża Innocentego X obdarzony został medalem złotym. Pobyt jego we Włoszech oczyścił gust poetyczny, a choć niekiedy unosi się fałszywą patetycznością, przecież inne jego zalety tak dalece przeważają, że obok najlepszych poetów niderlandzkich zaszczytne zajmuje miejsce. Z pomiędzy poezyi jego, wydanych w 1713 r. przez Haasa, najznakomitsze są: ''Korona Męczeńska Ś. Szczepana; Powietrze w Neapolu''; oraz tragedyja ''Noc S. Bartłomieja''.<section end="Anslo" /> <section begin="Anson" />{{tab}}'''Anson''' (Jerzy), admirał angielski, ur. 1697 r. w Shackborough, w hrabstwie Stafford, od dzieciństwa poświęcił się marynarce, w 1716 pod Johnem Norris służył na morzu Baltyckiem, w latach 1717 i 1718 pod Jerzym Bing odbywał kampaniję przeciwko Hiszpanom. W czasie grożącej w 1739 r. wojny z Hiszpaniją, Anson otrzymał na Oceanie Południowym dowództwo flotty, mającej niepokoić handel i kolonije Hiszpanów, a liczącej pięć okrętów większych i trzy mniejsze w 1400 ludzi. Wypłynąwszy w jesieni 1740 r. z Anglii, na przejściu Lemaire’a napadnięty został przez straszliwe burze, które przez 3 miesiące nie dały mu przepłynąć około przylądka Hoorn; oddzielony od reszty okrętów, przybił nareszcie do wyspy Juan Fernandez, gdzie później połączyły się z nim trzy jego statki w najopłakańszym stanie. Po krótkim tu wypoczynku znów wypłynął na morze, zdobył kilkanaście okrętów i spalił miasto Payta; następnie długo czatował, lecz napróżno, na bogatą galeonę Manilską, lecz znaczne w ludziach poniósłszy straty, zmuszony był spalić wielką część zdobyczy i zbyteczne okręty, gdyż zaledwie na jeden już tylko dostateczną miał ilość załogi; w końcu i ten zabrała mu burza z portu w Tinian. jednej z wysp Złodziejskich. Na małym, znalezionym tu statku popłynął do Makao, gdzie powziąwszy zuchwały zamiar zabrania galeony z Acapuico, rozpuścił wieść o swoim powrocie do Europy, w samej rzeczy zaś udał się ku wyspom Filipińskim i krzyżował około przylądka ś. Ducha. Nakoniec ukazała się galeona, która licząc na wyższość sił swoich rozpoczęła walkę. Anglicy zwyciężyli i zdobyli galeonę, wartującą około 400, 000 funtów szterlingów, z którą, oraz z dawniejszą zdobyczą, wynoszącą przeszło 600, 000 funt, szterl., Anson powrócił do Makao. sprzedał swoją zdobycz, i z energiją przeciwko rządowi chińskiemu w Kantonie bronił praw swojej bandery. Ztąd niepostrzeżony przepłynął przez flotę francuzką w cieśninie, i w Czerwcu 1744 r., po blisko czteroletniej nieobecności, powrócił do Spithead. Niebezpieczna ta podróż niezmierne przyniosła korzyści nauce Geografii, a mianowicie marynarce, których wypadki złożone są w opisie, wydanym przez kapelana okrętowego Waltera i matematyka Robinsa (Londyn, 1748). Rząd angielski wynagrodził Ansona godnością admirała niebieskiej bandery, a w 1746 i białej. W 1747 r. pod przylądkiem Finisterre Anson pobił francuzkiego admirała Jonquière, po czém otrzymał tytuł barona Soberton, a w cztery lata później został pierwszym lordem admiralicyi. W 1758 dowodził flotą pod Brest, popierał wylądowanie Anglików w St. Malo i Cherbourg, i cofające się wojsko przyjął na swoje okręty. W 1762 r. mianowany został na najwyższą w marynarce angielskiej godność admirała i wodza naczelaego floty, i w tymże roku umarł w swojej wiejskiej posiadłości Moor-Park.<section end="Anson" /> <section begin="Anstett" />{{tab}}'''Anstett''' Jan, urodził się w Strasburgu 1774 r., gdzie ojciec jego był radcą królewskim i sędzią. Przygotowany do zawodu dyplomatycznego, w r. 1789 będąc porucznikiem wojsk francuzkich, przybył do Rossyi, gdzie przyjęty w służbę<section end="Anstett" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 56lvtqs9gfdwz2oo3fzzftujpahuqw4 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/950 100 1084304 3150037 2022-08-12T17:04:27Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anstett" />wszedł na flotyllę pod dowództwo księcia Nassau-Siegen, i był we wszystkich bitwach morskich z flotyllą szwedzką, w ciągu kampanii 1789 i 1790. Odznaczywszy się świetnie, mianowany wprost kapitanem, w r. 1791 przyszedł w służbę cywilną, do kollegijum spraw zagranicznych. W r. 1794 był użytym w Berlinie do tajnych negocyjacyi i towarzyszył królowi Pruskiemu pod czas wyprawy na Polskę. Był obecnym przy oblężeniu Warszawy, zdobyciu Woli i szturmu bateryj Powązkowskich: widział klęskę Prusaków i odwrót ich od wałów Stolicy Rzeczypospolitej. Zostając przy boku króla Pruskiego, prowadził korrespondencyję wojenną i polityczną z księciem Repninem i hrabią Bezkorodką. Po zrzeczeniu się tronu przez króla Stanisława Augusta, Anstett był użytym do rozgraniczenia w Województwie Krakowskiém. W r. 1797 należał do składu kommissyi trzech mocarstw w Warszawie wyznaczonej, do rozpoznania długów króla Stanisława Augusta, i byłej Rzeczypospolitej Polskiej. Od r. 1801 do 1810 był używanym w interessach dyplomatycznych bez przerwy. W r. 1813 ukończył we Wrocławiu negocyjacyje o przedwstępnych punktach traktatu pokoju, i przymierza z Prusami. W r. 1815 mianowany posłem nadzwyczajnym i pełnomocnym ministrem w Frankfurcie nad Menem, był użytym na kongresie Wiedeńskim. W r. 1825 akkredytowany został na godność posła nadzwyczajnego i pełnomocnego ministra przy dworze Stutgardskim, i z zachowaniem tychże obowiązków przy związku Niemieckim i we Frankfurcie nad Menem: a w r. 1829 przydano mu jeszcze sprawowanie tegoż urzędu przy dworze Hessen-Kasselskim. Umarł w stopniu Tajnego Radcy 1835 w 61 roku życia.<section end="Anstett" /> <section begin="Anstey" />{{tab}}'''Anstey''' (Krzysztof), poeta angielski, ur. 1721, głównie znany jako autor poematu satyrycznego, p.&nbsp;t.: ''Nowy Przewodnik w Bath'' (1766) który w swoim czasie wielkie miał powodzenie i licznych doczekał się edycyj. Anstey wydał jeszcze kilka drobniejszych poematów, jako to: ''Miłosierdzie, Cześć Jennerowi'' (wynalazcy szczepienia ospy) i&nbsp;t.&nbsp;d.; umarł 1805 roku. Wszystkie jego pisma wydał w przepysznej edycyi syn jego, wraz z wiadomością o życiu swego ojca.<section end="Anstey" /> <section begin="Ansywarowie" />{{tab}}'''Ansywarowie,''' naród teutoński na zachodnich brzegach Wezery, zamieszkiwał ku północy aż do jeziora Steinhud, ku południowi aż do żródeł Lippy, sąsiadował z Chaukami, Cheruskami, Dulgibinami, Angrywarami i Chomawami. Wypędzeni ze swych siedzib przez Chauków (za panowania Cesarza Nerona) Ansywarowie osiedli nad brzegami Renu, gdzie napadli ich ze wszech stron Ussypetowie, Cheruskowie i Kattowie, którzy ich wytępili ze szczętem, a niedobitki obrócili na swoich niewolników.<section end="Ansywarowie" /> <section begin="Anszkot" />{{tab}}'''Anszkot,''' rodzaj materyi w Szkocyi wyrabiany, używany w Polsce.<section end="Anszkot" /> <section begin="Anszlag" />{{tab}}'''Anszlag,''' inaczej ''Kosztorys'' wyrachowanie ilości dni roboczych i materyjałów potrzebnych do wykonania zamierzonych robót budowlanych, lub inżenierskich. Anszlag składa się zazwyczaj z przygotowawczego technicznego wyrachowania ilości robót i materyjałów do budowli potrzebnych, oraz z wyrachowania kosztu wykonania tych robót i zakupienia materyjałów. — ''Anszłagiem'' nazywa się także listewka, na kancie okna lub drzwi wystająca, i zachodząca na futrynę dla lepszego wstrzymania przepływu powietrza.<section end="Anszlag" /> <section begin="Antaby" />{{tab}}'''Antaby''' i odkładki do zamków, wyrabiane ze srebra lub mosiądzu pozłacanego czyli bronzu, dawano w Polsce: do szaf rozmaitej wielkości i kształtu, lakierowanych pokostem chińskim lub wysadzanych kością, szyldkretem, perłową macicą albo drzewem odmiennem; przytwierdzano także do trumien, szuflad, bierek, kantorków, pulpitów i innych sprzętów domowych.<section end="Antaby" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5x8o8hi5j894gqe9dexbv01qxq3fgb3 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/951 100 1084305 3150038 2022-08-12T17:11:15Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antagonizm" />{{tab}}'''Antagonizm,''' przeciwniczość, tak nazywa się w ciele żyjącem działanie, mocą którego jeden organ powstrzymuje czynność drugiego i sprowadza je do właściwego zakresu. Najwyraźniej daje się to widzieć w systemacie mięśni, gdzie pewne mięśnie działają wprost przeciwnie drugim i dla tego nazwane są antagonistycznemi czyli przeciwniczemi; tak zginacze kolana zginają je, wyprostne zaś działają im przeciwnie, a wspólne działanie jednych i drugich nogę wypręża. Antagonizm objawia się także w skórze i błonach śluzowych, rozwolnienie powstrzymuje poty, jak również poty powstrzymują rozwolnienie. Dowodem antagonizmu w systemacie nerwowym jest to, że przy głębokiem rozmyślaniu usta-ją dowolne ruchy muskułów, a przy mocném wzruszeniu umysłu milkną cierpienia ciała. Uczucie zimna w członkach przy nagromadzeniu się krwi w sercu i płucach, a przy swobodniejszym ruchu krwi w członkach oddaleńszych, spokojniejsza działalność serca dowodzi także antagonizmu w krążeniu krwi. W działaniach złożonych organizmu, łatwo jest niejedno za pomocą antagonizmu, lub sympatyi i antypatyi objaśnić, chociaż w takiém objaśnieniu więcej gra wyrazów jak rzecz zyskuje. Dawniej też lekarze wiele zjawisk tłumaczyli na mocy antagonizmu, a systemat lekarski polegający na odciąganiu ma początek w teoryi antagonizmu. Jak w naturze tak też i w krainie ducha panuje prawo antagonizmu to jest przeciwdziałania lub wzajemnego wpływu sił; i tutaj każde działanie pociąga za sobą reakcyję (przeciwdziałanie).<section end="Antagonizm" /> <section begin="Antaires" />{{tab}}'''Antaires.''' Gwiazda pierwszej wielkości, znajdująca się w konstellacyi orła.<section end="Antaires" /> <section begin="Antalcydasa pokój" />{{tab}}'''Antalcydasa pokój,''' zawarty w 387 r. przed J. Chr. miedzy Artarxerxesem, królem perskim i całą Grecyją, wyjąwszy Tebańczyków. Wódz lacedomeński Antalcydas, człowiek przewrotny, ale zręczny polityk, udał się do Suzy, pozyskał względy króla i wyjednał u niego pokój korzystny dla Persyi, a upokarzający Greków, zgodny atoli z życzeniem Spartanów, którzy po tysiącznych bezskutecznych usiłowaniach zrzekali się panowania na morzu, pod warunkiem, iżby to panowanie stało się udziałem jakiegokolwiek innego mocarstwa, byle nie Aten. Te bowiem, lubo do ostatka prawie zniszczone, podniosły się jednak pod Trazybulem i Kononem, wspierane zwłaszcza przez Persów, których interes nakazywał nie dopuszczać stanowczej przewagi jednego z państw helleńskich. Ateńczykowie naprawili swe mury, opanowali Byzancyjum, a cłem tu pobieranem zasilili swój skarb i odbudowali flotę. Zastraszeni takiém powodzeniem Spartańczykowie, dołożyli wszelkiej usilności, aby oderwać Persyję od przymierza z Atenami i dokazali tego, poświęcając sprawę wspólnej ojczyzny. Warunki traktatu zawartego przez Antalcydasa, które cała Grecyja, lubo z oburzeniem, przyjąć musiała, były następujące: miasta w Azyi, tudzież wyspy Klazomene i Cypr podlegać miały władzy Artaxerxesa; wszystkie zaś inne miasta greckie, małe równie jak wielkie, zostawały niepodległemi, wyjąwszy wyspy Lemnos, Imbros i Scyros, które po dawnemu należeć miały do Ateńczyków. Postanowiono walczyć na lądzie i morzu z wszystkiemi Grekami, którzyby nie przyjęli tego pokoju. Tym sposobem Spartanie odstąpili od wszystkich praw, doutrzymania których nie poczuwali się na siłach; ażeby zaś milczeniem pokryć przedawnione swoje postępowanie z Messeńczykami, podobne ustąpienie zrobili Atenom. Te-banie przez chwilę stawiać zaczęli opór, lecz zmuszonemi zostali powrócić niezależność wszystkim miastom Beocyi. Pokój ten głównie przez to był haniebnym, że współplemienników w Azyi Mniejszej wydawał na pastwę barbarzyńców. Sam Antalcydas, zostawszy celem powszechnej wzgardy, wkrótce potem dobrowolnie zamorzył się głodem.<section end="Antalcydasa pokój" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gjgw1ly2vzqfrlw9yz81420xzix4clq Wikiskryba:Winke winke 2 1084306 3150101 2022-08-12T18:56:35Z 37.248.157.37 wikitext text/x-wiki T mr1rlvgk4pz8fq6u8tg5e0yyu1i7x0n Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/78 100 1084308 3150118 2022-08-12T19:12:02Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>ławeczka. Wzrok sięgał stąd daleko, po szczytach zielonych pagórków, gdzie wśród gałęzi wiązów gnieździły się wrony, i jeszcze dalej ku wieżom i dachom pałacu, nad którym powiewał żółty sztandar, na tle błękitnego nieba.<br> {{tab}}— Bądź pan łaskaw spocząć tutaj — rzekł uprzejmie książę, wskazując Anglikowi marmurową ławkę.<br> {{tab}}Sir John wypełnił milcząc to życzenie, a książę przez czas jakiś przechadzał się przed nim w milczeniu, pogrążony w burzliwych myślach.<br> {{tab}}Chór ptasząt brzmiał wesoło i swobodnie.<br> {{tab}}— Panie, — rzekł książę, zwracając się do cudzoziemca — po za obrębem towarzyskich obowiązków jesteś pan dla mnie człowiekiem najzupełniej obcym. Nie znam twoich zamiarów, ani twego charakteru. Nigdy rozmyślnie nie wyrządziłem panu najmniejszej niegrzeczności. Zachodzi pomiędzy nami różnica położenia społecznego, ale o tem ja wiedzieć nie chcę; pragnę być dla pana tylko gentlemanem i sądzę, iż do tego mam zupełne prawo nawet wobec pańskiego surowego sądu. Otóż, panie baronecie, źle zrobiłem, przeglądając te papiery, które ci zwracam obecnie. Ale ciekawość moja, przyznać to muszę z przykrością, świadczy tylko o małem poczuciu godności z mojej strony, gdy tymczasem fałsz zawsze będzie rzeczą podłą i okrutną. Czytałem papiery pańskie, lecz cóż w nich znalazłem? cóż w nich znalazłem, odnoszącego się do mojej żony?.. Kłamstwa, mój panie! — zawołał z wybuchem. — Nic, oprócz kłamstwa! Niema słowa prawdy, przysięgam Bogu, w całym tym pamflecie! Nie jesteś pan młodzikiem, mógłbyś być ojcem tej młodej kobiety; jesteś gentlemanem, literatem, autorem, człowiekiem subtelniejszego umysłu, i mogłeś tak bezkrytycznie powtórzyć wszystkie te głupie, niedorzeczne brednie! I chciałeś je drukować, publikować! Dziwne zaiste dla mnie pojęcie rycerskości i honoru!.. Lecz, dzięki Bogu, księżna ma jeszcze małżonka. Zapewniasz pan w swojej pracy, że nie umiem strzelać,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fz6g31cc1efhgo89knfggcavutxvga1 Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/79 100 1084309 3150121 2022-08-12T19:18:28Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>bądźże więc łaskaw dać mi jedną lekcyę. Park jest tuż obok, koło bażantarni znajdziesz pan powóz. Gdybym padł, wiesz o tem i sam pisałeś, jak mało zwracają tu uwagi na moją osobę. Mam zwyczaj znikać z dworu i stolicy, byłoby to zatem zwyczajne zniknięcie, i nimby zrozumiano, co się stało, będziesz bezpieczny po za granicami kraju.<br> {{tab}}— Zwracam uwagę pańską, — rzekł sir John spokojnie — że to, czego wymagasz, jest niewykonalnem, niemożliwem.<br> {{tab}}— A jeśli cię spoliczkuję? — zawołał gwałtownie książę, w którego oczach zapłonęły nagle groźne błyskawice tłumionego gniewu.<br> {{tab}}— Byłoby to podłością, — odparł Anglik niewzruszony — gdyż w niczem nie zmieniłoby położenia: nie mogę podnieść oręża przeciw księciu panującemu.<br> {{tab}}— Tak, nie ośmielasz się pan dać mi zadośćuczynienia, lecz znieważać go możesz! — zawołał książę zrozpaczony.<br> {{tab}}— Wybacz pan, — rzekł baronet — ale jesteś niesprawiedliwy. Właśnie dlatego, żeś monarchą panującym, z którym walczyć nie mogę zwykłą bronią śmiertelników, właśnie dlatego mam prawo krytyki twoich czynów, twego dworu, twojej żony. W tem wszystkiem jesteś człowiekiem publicznym, należysz do ogółu cały, do szpiku kości. Ty masz za sobą prawo, bagnety twej armii, oczy twych szpiegów; my ze swojej strony nie mamy nic prócz — prawdy.<br> {{tab}}— Prawdy! — powtórzył książę z gestem gorzkim i wymownym.<br> {{tab}}Na chwilę zapanowało milczenie.<br> {{tab}}— Wasza Książęca Mość pragnie daremnie — odezwał się sir Crabtree — zbierać słodkie owoce z dzikiej płonki. Jestem stary i przyznaję — cokolwiek cyniczny. Nikomu nie zależy nic na mej opinii, lecz po bliższem poznaniu, zdaje mi się, iż nikt dotychczas nie podobał mi się w tym stopniu, co książę. Jak pan widzisz, zmieniłem zdanie, i przyznaję się do tej zmiany, co powinno mi być policzonem za zasługę.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9jtff1imcrxnejegt1g0f08x2k84glv Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/80 100 1084310 3150130 2022-08-12T19:23:17Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>Wszystko, co napisałem o tym kraju, rozdzieram w pańskich oczach, tu, w twoim ogrodzie. Proszę o przebaczenie ciebie, książę, i księżny, i daję słowo honoru, jako gentleman i starzec, że w pamiętniku moim nikt nie znajdzie imienia Grunewaldu... A jednak był to rozdział dość ciekawy!.. Gdybyś czytał, Mości Książę, co piszę o innych dworach! Jestem krukiem, to trudno. I nie moja to wina, że świat jest brudną dziurą.<br> {{tab}}— A może oko pańskie widzi wszystko czarno?<br> {{tab}}— Być może, słowo daję! — zawołał podróżnik. — Odchodzę, zachwiany nieco w swej opinii. Nie jestem poetą, ale wierzę w lepszą przyszłość świata, a przynajmniej mam bardzo marne pojęcie o teraźniejszości. Czas zdobywa, czas obmywa — oto moja śpiewka; lecz ile razy spotkam prawdziwą zasługę, lubię ją uznać. Dzień dzisiejszy należy do tych, które wspominać będę ze szczególną przyjemnością, gdyż w nim poznałem monarchę, posiadającego cnoty męża. I oto stary dworak i czerwony demokrata w jednej osobie z głębi serca i szczerze prosi cię, Mości Książę, o zaszczyt ucałowania twojej ręki.<br> {{tab}}— O nie! tu, bliżej serca!<br> {{tab}}I objęty znienacka, Anglik znalazł się nagle w objęciach Ottona.<br> {{tab}}— A teraz — zaczął książę — oto bażantarnia, o kilka kroków znajdziesz pan mój powóz, który — proszę cię — przyjmij. I niech cię Pan Bóg strzeże aż do Wiednia.<br> {{tab}}— W zapale młodości Wasza książęca Mość o jednej rzeczy zapomina: jestem na czczo.<br> {{tab}}Książę rozłożył ręce ruchem niezmiernie wymownym.<br> {{tab}}— Jesteś panem swej woli, wolno panu jechać lub się zatrzymać; jednakże — uprzedzam, iż przyjaciele pana mogą być słabsi od wrogów. Książę, prawda, jest z panem, pragnie ci dopomódz, ale co panu przyjdzie z tego przekonania? Sam wiesz lepiej ode mnie, że nie jestem panem w Grunewaldzie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> b1k2tbzip4evuafi5ydq840x19hevu3 Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/26 100 1084311 3150132 2022-08-12T19:24:25Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{roz*|jest na górze, jest i na dole“.}} Cała nauka buduje się na tej tezie, tezie analogji, która praktycznie oznacza, że by oddziałać na niewidzialne należy reagować na korespondujący widzialny czynnik.<br> [[Plik:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary ilustracja 026.jpg|400px|right|thumb|{{c|Siedem kluczy Apokalipsy|przed=10px|po=10px}}]] {{tab}}2. {{roz*|Księga Henocha,}} przypisywana tradycyjnie {{pp|pa|tryjarsze}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> abvgl4ifsexe7bdb1okterifc56zokl Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/81 100 1084312 3150137 2022-08-12T19:29:31Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Stanowisko wiele znaczy — zauważył Anglik, potrząsając poważnie głową. — Gondremark lubi zwlekać, {{Korekta|dyplomatyzowć|dyplomatyzować}}; polityka jego jest podziemną, unika rzeczy jawnych, wystąpienia otwartego, — i teraz, gdy widziałem cię, Mości Książę, występującego z taką energią i odwagą, bez obawy oddam się pod twoją opiekę. Kto wie? Może jeszcze zwyciężysz w tej walce?<br> {{tab}}— Istotnie pan tak sądzisz? — zawołał książę ożywiony. — Dodajesz mi ducha tą nadzieją.<br> {{tab}}— Basta!.. nie będę więcej pisał szkiców — rzekł baronet. — Źle widzę, a was, Mości Książę, szczególnie błędnie odczytałem. Zapamiętaj pan jednak, że zamiar wyjazdu a przebyta droga — to dwie rzeczy zupełnie różne. Pańska konstytucya nie budzi we mnie zaufania: nos krótki, oczy i włosy w niezgodzie, cechy dwóch temperamentów odrębnych... Nie, nie, to są cechy, i nie umiałbym skończyć inaczej, niż zacząłem.<br> {{tab}}— Więc jestem subretką? — spytał Otton z udanym żalem.<br> {{tab}}— O, książę, przebaczenia! Błagam, zapomnij o tem!.. zapomnij wszystkiego, coś przeczytał. Pozwól, przez życzliwość dla mnie, niech ten rozdział będzie pogrzebany i spoczywa w pokoju.<br> {{---|przed=20px}} {{c|ROZDZIAŁ IV.|w=120%|przed=20px|po=5px}} {{c|'''Książę czeka w przedpokoju.'''|w=120%|po=20px}} {{tab}}Pokrzepiony na duchu pierwszą sprawą dzienną, książę, przejęty teraz trudniejszem zadaniem, skierował się spokojnie w stronę apartamentów swej małżonki. Portyera podniosła się przed nim gościnnie, odźwierny wymienił głośno<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bqrs9sbin2k3m75759ihrbz9flyc2m3 Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/82 100 1084313 3150139 2022-08-12T19:33:48Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>jego imię, i Otto wszedł do pokoju z pewną żartobliwą przesadą w powadze, właściwej jego godności. Oczekiwało tutaj kilkanaście osób, dam dworskich po większej części, towarzystwo, w którem książę czuł się miłym i pożądanym. Dyżurująca panna honorowa wyszła zaraz skrytemi drzwiami, uwiadomić księżnę panią o wizycie dostojnego małżonka, a tymczasem Otton krążył po pokoju, przyjmując wdzięczne hołdy i uprzejme powitania, rozdzielając słodkie słówka i uśmiechy. Gdyby na tem jedynie polegały jego obowiązki księcia, wywiązałby się z nich znakomicie i byłby bez wątpienia jednym z najgoręcej uwielbianych monarchów.<br> {{tab}}Damy dworu bez wyjątku były zadowolone; każdej z nich dostało się właściwe spojrzenie, odpowiednie miłe słówko, każda czuła się wyróżnioną i ocenioną słusznie.<br> {{tab}}— Pani, — zwrócił się do jasnej blondynki o zamglonem spojrzeniu — racz mi objaśnić, jakim dziwem codzień znajduję cię piękniejszą i godniejszą uwielbienia?<br> {{tab}}— A ja Waszą Książęcą Mość coraz bardziej opalonym! — zaśmiała się wesoła dama. — Lecz skoro zaczęliśmy rozmowę na stopie przyjacielskiej równości, stanę się zuchwałą i powiem więcej: oboje mamy płeć zachwycającą, ale ja pielęgnuję swoją delikatną skórkę, a Wasza Książęca Mość swoją garbuje na słońcu, deszczu i wietrze. A zatem niezaprzeczona wyższość przyznaną być musi...<br> {{tab}}— Wyglądam jak murzyn, — zaśmiał się książę — ale zdaniem mojem, jest to cera najwłaściwsza dla niewolnika piękności, za jakiego się poczytuję — dodał z głębokim ukłonem.<br> {{tab}}— Witam panią Grafińską; kiedyż wystawimy naszą nową komedyjkę? Właśnie się dowiedziałem, że jestem cichym aktorem.<br> {{tab}}— O nieba! — zawołała dama dworu z przerażeniem — kto się poważył? Co za niedźwiedź nieokrzesany!<br> {{tab}}— Człowiek niepospolity, mogę zapewnić panią.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2s96y8y4fgde24ruujwfogfazd7o7fk Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/27 100 1084314 3150144 2022-08-12T19:39:45Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|pa|tryjarsze}} Henochowi, ojcu Matuzalema; sądzą, iż jest ona apokryfem i powstała w rzeczy samej z początkiem ery chrześcijańskiej. Pisana stylem niezwykle zawiłym, przypomina nieco „Apokalipsę“ („Apokalipsa“ również za źródło okultyzmu służy; ma istnieć do niej specjalny klucz); zawiera pono prawdy przedwieczne. Książka ta wywarła wielki wpływ na żydowski mistycyzm z przed czasów Zohary.<br> {{tab}}3. {{roz|Kabała starożydowska}} jedno z fundamentalnych dzieł współczesnego hermetyzmu; opierał się na niej przeważnie Eliphas Lewi, przy czem korzystał z edycji zwanej „Kabbala denudata“ („Kabała odsłoniona“). Specjalne rewelacyjne są księgi: „Sefer Jezirah“ i „Zohar“. Kabała pochodzi od wyrazu hebrajskiego {{roz|Kabalah}} znaczącego tyle, co tradycja. Twierdzi ona, że jest wiedzą tajemną, uzupełniającą Biblię, a raczej {{Korekta|pogłąbiającą|pogłębiającą}} ją i że mieści w sobie doktrynę prawowierną Tory t.&nbsp;j. pięcio-księgu, przechowywaną ustnie od czasów Mojżesza, który ją otrzymał wprost od samego Boga. Kabała mieści też, pono utrwalone na piśmie, wszystkie tajne nauki, aż do XIV&nbsp;w. naszej ery, podawane w sekrecie z ust do ust, szeptane z ucha do ucha, jak się to działo zwykle u inicjatów.<br> {{tab}}Kluczem do kabały ma być:<br> {{tab}}{{roz*|Taro,}} pierwsza, według okultystów, księga napisana na ziemi, starsza niż księgi indyjskie, wedle słów Papusa, jej komentatora „najdawniejszy dokument ezoteryczny ludzkości“. W istocie nie jest to księga pisana. Jest to gra składająca się 78 kart, podzielonych na 22 wielkie arkana, odpowiednio do liter hebrajskiego alfabetu. Eliphas Lewi twierdzi, że była znaną jedynie najwyższym kapłanom; że po zburzeniu Jerozolimy wyryli oni strzeżone tajemnice na tablicach z kości słoniowej i by je przechować, w tej postaci, bez klucza, puścili w świat,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> rb83srptpebi38qe949d0xzk067vc2n Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/28 100 1084315 3150147 2022-08-12T19:43:00Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>z kąd powstała gra, zwana „tarokiem“. Że kluczem jest do kabały wynika choćby z tego, iż Wilhelm Postel, który w XVI&nbsp;w. się nią zajmował ułożył słowa w ten sposób, iż Taro czytany odwrotnie przekształca się w Tora, co jest nazwą jednej ze świętych ksiąg żydowskich.<br> {{tab}}W tych to czterech wzmiankowanych księgach przechowywaną jest mądrość hermetyczna. Wtajemniczeni istotną treść znają!<br> <br> {{---}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> is7xj7no89fgv3jzu9q7usbmdy685b9 Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/29 100 1084316 3150149 2022-08-12T19:45:32Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tns|[[Plik:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemnice masonerji i masonów ilustracja 015.jpg|400px|center|thumb|{{c|Ceremoniał przyjęcia adepta w loży masońskiej wzorowany na starożytnych inicjacjach|przed=10px|po=10px}}]]}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> op9jh9k5zvjcr8odv7v4swp8vpntqia Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/83 100 1084317 3150151 2022-08-12T19:47:56Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ "fi donc" jest poprawne — w języku francuskim wyraża wstręt, obrzydzenie proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— O, nigdy, nigdy temu nie uwierzę! — zaprzeczyła cienkim głosikiem wyzwana. — Wasza Książęca Mość gra, jak anioł.<br> {{tab}}— Pani musi mieć słuszność. Czyż może się mylić osoba tak zachwycająca i dowcipna? Lecz ten jegomość wolałby zapewne, żebym grał, jak zwykły aktor.<br> {{tab}}Przyjemny szmer podziwu, zachęty, uznania, był odpowiedzią na to zręczne słówko; książę zarumienił się z zadowolenia, jak paw pyszny i dumny, przechadzał się w tej atmosferze kobiecych pochlebstw, słodkich komplimentów, wesołego szczebiotania, ciepłych spojrzeń i uśmiechów, które przenikały go do szpiku kości miłem uczuciem zadowolenia i swobody.<br> {{tab}}— Cóż za artystyczne, śliczne uczesanie, pani Eisenthal! — zauważył, ze swym szczerym uśmiechem.<br> {{tab}}— Każdy na nie zwraca uwagę — odezwał się ktoś z otoczenia.<br> {{tab}}— Podoba się księciu mojemu i panu? — spytała najsłodszym głosem właścicielka pięknej koafiury z głębokim ukłonem i wymownym rzutem oka.<br> {{tab}}— To coś nowego? Moda wiedeńska? — dopytywał zainteresowany monarcha.<br> {{tab}}— Każdy pragnie czemś nowem powitać miły powrót Waszej Książęcej Mości. Obudziłam się dzisiaj młodą: było to przeczucie. Dlaczegóż, Mości Książę, opuszczasz nas tak często?<br> {{tab}}— Dla przyjemności powrotu jedynie — wesoło odparł Otton. — Jestem jak ten pies, który zakopuje drogą kość w ziemię, aby powróciwszy, pożerać ją stęsknionym wzrokiem.<br> {{tab}}— Fe! fe! fi donc! kość! Co za brzydkie porównanie! — wołały oburzone damy.<br> {{tab}}— Dla psa jest to rzecz najdroższa — bronił się książę. — Ale spostrzegam właśnie panią Rosen... nie witałem jej jeszcze.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 00kwpigoo41zuv6iw1xr4cuneuhphsx Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/84 100 1084318 3150154 2022-08-12T19:52:51Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}I żegnając ukłonem i spojrzeniem grupę, z którą rozmawiał, Otton lekkim krokiem skierował się ku oknu, gdzie w pewnem odosobnieniu siedziała milcząca hrabina.<br> {{tab}}Hrabina Rosen dotychczas zdawała się przygnębioną jakąś cichą zadumą, lecz za zbliżeniem się księcia, ożywiła się nagle. Była to kobieta wysoka i wysmukła, niby nimfa, o ruchach bardzo lekkich, pełnych wdzięku. Twarz jej, piękna w spokoju, pod wpływem ożywienia zmieniała się, rozjaśniała, przeistaczała cudownie w grę barw, blasków, uśmiechów i drgnień porywających. Głos stanowił też jeden z jej nieporównanych powabów: śpiewała zachwycająco i nawet w zwykłej mowie władała bogactwem tonów i rozmaitością; w nutach nizkich brzmienia jej były głębokie i dziwnie sympatyczne, w wysokich — lekko drżące, melodyjne, dźwięczne: — cała muzyka. Był to brylant czystej wody, rznięty ręką mistrza, w tysiące ścian, promieniejących tysiącami ogni; kobieta, maskująca własną swoją piękność, a przynajmniej najpotężniejsze powaby, aby w chwili pieszczoty błysnąć nimi nagle, jak bronią niezwyciężoną. Chwilami można było widzieć w niej jedynie osobę wysoką i zgrabną, o twarzy oliwkowej i śmiałym temperamencie; nagle — jak kwiat, który otwiera swój kielich do słońca, ożywiała się blaskiem życia, barw, wesołości, tkliwości, całej gamy uczuć, objawiających się coraz to nowym urokiem. Pani Rosen miała zawsze jakąś broń ukrytą, by pokonać ostatecznie niepewnego wielbiciela. Księcia powitała strzałą tkliwego zadowolenia.<br> {{tab}}— Nakoniec! — zawołała swoim melodyjnym głosem. — Raczyłeś wspomnieć o mnie, o książę okrutny!.. Motyl z ciebie, Mości Książę. Czy pozwolisz mi w dowód łaski ucałować swą rękę?<br> {{tab}}— O pani, to rzecz moja prosić o łaskę podobną!<br> {{tab}}Pochylił się z ukłonem i dotknął ustami palców pięknej hrabiny.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mr5jimzx004ot35w2ccr2s1myluqwof Magja i czary/Rozdział I 0 1084319 3150172 2022-08-12T20:25:47Z Seboloidus 27417 nowa strona wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=9 to=28 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Clear}} {{Przypisy}} {{MixPD|Stanisław Antoni Wotowski}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|W{{BieżącyU|2}}]] mf9ls6puds7l4u2zkhqyxb134lgts6y 3150305 3150172 2022-08-12T23:18:15Z Seboloidus 27417 dr wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=9 to=28 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Clear}} {{Przypisy}} {{MixPD|Stanisław Antoni Wotowski}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|W1{{BieżącyU|2}}]] k4xyuqdcporw4q4z2617fn1nl6xayhf Magja i czary/całość 0 1084320 3150174 2022-08-12T20:28:56Z Seboloidus 27417 nowa strona wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |okładka = Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu |strona z okładką = 5 |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}} |następny = |inne = {{epub}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=7 to=8 /> {{CentrujKoniec2}} {{---|}}<br><br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=9 to=146 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{MixPD|Stanisław Antoni Wotowski}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|**]] ogxl94iw45mz7xndelg5gzjsh12aj0c Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/31 100 1084321 3150191 2022-08-12T20:59:25Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /><br><br></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ II.|po=1em}} {{c|'''Jakim winien być adept.'''|po=1em}} {{tab}}„Istnieje wiedza, która udziela człowiekowi prerogatyw napozór nadludzkich; oto te które znalazłem wyliczone w pewnym rękopisie hebrajskim z XVI&nbsp;w... widzi on Boga twarzą w twarz, nie umierając i rozmawia poufale z siedmioma geniuszami, którzy rozkazują armji niebieskiej. Panuje wespół z całym niebem i zmusza piekło do służenia sobie. Jest władny nad zdrowiem i życiem swem; nie zaskoczy go nieszczęście, nie ugnie klęska, nie zwyciężą wrogowie.<br> {{tab}}Zna przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Posiada tajemnice wskrzeszania umarłych i klucz do nieśmiertelności.<br> {{tab}}To jest siedem prerogatyw większych, a oto następne: dane mu jest odszukać kamień filozoficzny. Posiada lekarstwa uniwersalne. Zna prawa {{Korekta|perpertuum|perpetuum}} mobile i umie udowodnić kwadraturę koła. Zamienia w złoto wszelkie metale, ziemię, nawet nieczystości. Poskramia najdziksze zwierzęta i umie wymawiać słowa, które czarują węża. Posiada uniwersalną wiedzę i rozprawia o każdej rzeczy bez przygotowania.<br> {{tab}}Nakoniec 7 pomniejszych przywilejów: może zgłębić do dna duszę człowieka i tajemnice serca kobiety; może zmusić naturę do uległości; udzielać skutecznej pociechy i rad, uleczać<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o0tye3whb6u3me2l5chfgs6s2os7npz Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/32 100 1084322 3150199 2022-08-12T21:08:38Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>chorych, zwalczać miłość i nienawiść; posiadać sekret bogactw, być zawsze ich panem, nie niewolnikiem, kontentować się nawet ubóstwem lecz nie popaść nigdy w upodlenie, ani nędzę.<br> {{tab}}Tak piszę Eliphas. (Dogme et Rituel str. 84—87).<br> {{tab}}Taką jest władza maga!<br> {{tab}}Nie każdy jednak stać się może uczniem królewskiej sztuki magów... nie każdy... a jeśli stać się może, to musi się przetworzyć niemal na nowego człowieka.<br> {{tab}}W tym celu służyły w starożytności inicjacje, wtajemniczenia. Nim przypuszczano do najwyższych sekretów przódy próbowano charakter, odwagę, próbowano czy człowiek godzien posiąść jest to, co przetwarza go na istotę wyższą, na mędrca.<br> {{tab}}W Egipcie więc owe próby miały następujący charakter. Adept, żądny wiedzy, zgłaszał się do określonego miejsca i tam oświadczał kapłanowi, że pragnie światło poznania posiąść. Kapłan milcząco podawał mu niewielki kaganek oraz wskazywał na otwór głębokiej studni. W studnię wstawiona była długa drabina. Po licznych szczeblach, trzymając kaganek w ręku, zstępował kandydat. Gdy znalazł się na dole widział, że jest w komnacie płonącej, pełnej ognia. Przez ogień ten musiał przejść a wtedy rozpościerało się przed nim jezioro, którego fale szumiały groźnie. Przez jezioro przerzucony był most, lecz gdy adept zbliżał się, most unosił się w powietrze, musiał więc on, chcąc nie chcąc, przebyć wpław. Dalej przechodził przez jaskinie pełne lwów i dzikich zwierząt, gotowych, zda się w każdej chwili, rzucić na niego. Rzecz prosta, iż w większości wypadków wszystkie te groźne sceny były zręczną dekoracją jedynie; nie mógł tego jednak wiedzieć wtajemniczany — też dążąc naprzód dawał dowód energji i odwagi. Cofnąć nie było<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bkhgnuoqkuvaibg1dyfcwrfq25z4hlm 3150201 3150199 2022-08-12T21:10:14Z Seboloidus 27417 int. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>chorych, zwalczać miłość i nienawiść; posiadać sekret bogactw, być zawsze ich panem, nie niewolnikiem, kontentować się nawet ubóstwem lecz nie popaść nigdy w upodlenie, ani nędzę.<br> {{tab}}Tak piszę Eliphas. (Dogme et Rituel str. 84 — 87).<br> {{tab}}Taką jest władza maga!<br> {{tab}}Nie każdy jednak stać się może uczniem królewskiej sztuki magów... nie każdy... a jeśli stać się może, to musi się przetworzyć niemal na nowego człowieka.<br> {{tab}}W tym celu służyły w starożytności inicjacje, wtajemniczenia. Nim przypuszczano do najwyższych sekretów przódy próbowano charakter, odwagę, próbowano czy człowiek godzien posiąść jest to, co przetwarza go na istotę wyższą, na mędrca.<br> {{tab}}W Egipcie więc owe próby miały następujący charakter. Adept, żądny wiedzy, zgłaszał się do określonego miejsca i tam oświadczał kapłanowi, że pragnie światło poznania posiąść. Kapłan milcząco podawał mu niewielki kaganek oraz wskazywał na otwór głębokiej studni. W studnię wstawiona była długa drabina. Po licznych szczeblach, trzymając kaganek w ręku, zstępował kandydat. Gdy znalazł się na dole widział, że jest w komnacie płonącej, pełnej ognia. Przez ogień ten musiał przejść a wtedy rozpościerało się przed nim jezioro, którego fale szumiały groźnie. Przez jezioro przerzucony był most, lecz gdy adept zbliżał się, most unosił się w powietrze, musiał więc on, chcąc nie chcąc, przebyć wpław. Dalej przechodził przez jaskinie pełne lwów i dzikich zwierząt, gotowych, zda się w każdej chwili, rzucić na niego. Rzecz prosta, iż w większości wypadków wszystkie te groźne sceny były zręczną dekoracją jedynie; nie mógł tego jednak wiedzieć wtajemniczany — też dążąc naprzód dawał dowód energji i odwagi. Cofnąć nie było<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4d3v4taqf11izwu7fu0n0zr5cfucs8g Strona:PL Komeński - Wielka dydaktyka.djvu/10 100 1084323 3150204 2022-08-12T21:15:48Z Fluokid 21907 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Fluokid" /></noinclude>faciliora praccepta), które wyszło w Pradze w 1616 roku. Dziełko to zupełnie zaginęło<ref>W r. 1874 nauczyciele Morawscy wystawili temu wielkiemu pedagogowi pomnik w górnéj części tego miasta.</ref>.<br> {{tab}}Doszedłszy prawem przepisanego 24-go roku życia, został Jan Amos mianowany duchownym wyznania Braci Czeskich w 1616 r. na Zgromadzeniu w Żerawicach wraz z Mikołajem Drabikiem i wkrótce, bo w r. 1617 ogłosił w Ołomuńcu drukiem pierwsze pismo treści religijnéj, pod napisem: „Listy do nieba pognębionych biednych“ (Listové do nebe).<br> {{tab}}Niewiadomo na pewno gdzie przez pierwsze dwa lata pełnił obowiązki duchownego, chociaż niektórzy historycy twierdzą, że był pastorem w Ołomuńcu: W 1618 r. mianowany został duchownym najzamożniejszéj na Morawach gminy Braci Czeskich w Fulneku, oraz kierownikiem niedawno założonéj tam szkoły. Do niego téż należał nadzór nad młodzieżą przysyłaną do tego miasta, w celu nauczenia się języka niemieckiego. Wkrótce łagodnym, uprzejmym i pełnym taktu postępowaniem, zyskał sobie Komeński serca wszystkich, tak dalece, iż mówiono, że w nim nie ma żółci. Był on dla swéj gminy nietylko prawdziwym duchownym opiekunem, lecz wzorem praktyczności i gospodarności. Sprowadził z Czech kilkanaście uli i uczył mieszkańców hodowli pszczół, dotąd w téj okolicy zupełnie nieznanéj. Zdaje się, iż w tym téż mieście zawarł związek małżeński z pierwszą swą żoną, rodem słowaczką, ale nie długo trwało ciche, spokojne życie oddanego dobru swoich parafijan Komeńskiego. Klęska, jaką poniosły Stany czeskie 8 Listopada 1620 r. pod Białą Górą, przejęła przestrachem Braci Czeskich, którzy nie czekając mandatu cesarskiego, wyganiającego ich z ojczyzny, pomału opuszczali większe miasta, szukając schronienia po wsiach i zamkach.<br> {{tab}}Do téj epoki należy jedna praca Komeńskiego, o któréj w następujący wspomina sposób: „Kiedy spostrzegłem, że zbliżają się chmury prześladowania (albowiem błyskawica najprzód się pokazuje, zanim piorun uderzy), napisałem tymczasowe napomnienie przeciwko uroszczeniom antychrysta, dzieło dosyć obszerne, które nie zostało upowszechnione drukiem, z powodu cenzury ustanowionéj przez zwierzchność i z powodu nieszczęścia, jakie mnie wkrótce dotknęło, wszakże rozmaite ręce licznie je przepisały”.<br> {{tab}}W r. 1621 wojsko cesarskie zdobyło, podpaliło i zrabowało Fulnek, skutkiem czego Komeński jednocześnie został pozbawiony swojéj parafii, majątku i biblijoteki, mieszczącéj w sobie wiele rękopismów<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0r5c72snwolufjgg1mt5sw7qttzzpnk Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/33 100 1084324 3150206 2022-08-12T21:18:06Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>mu się wolno, gdyż gdyby się cofnął, lub okazał lęk, poniósł by śmierć istotną niechybnie. Te to ceremonie była to tylko połowa drogi, czekającej adepta do przebycia. Były {{roz*|to próby fizyczne.}} Po nich rozpoczynały się próby moralne. Wstępował więc dalej w komnaty rozkosznie przybrane; wszystko w nich oddychało lubieżnością i zmysłowym czarem; przed nimi rozpościerały się tarasy i ogrody pełne wspaniałych kwiatów i oszałamiających woni. Przepiękne kobiety, nagie niemal, ocierały się oń wykonywując najwyrafinowańsze i najbezecniejsze tańce. Obejmowały za szyję, szepcąc czule słowa, pełne słodkich obietnic, żądzy i grzechu. Lecz jeśli, nieopatrzny, im ulegał... był zgubiony. Czekał go równie haniebny koniec, jak gdyby zadrżał przy próbach fizycznych. Gdyż przezwyciężenie swego charakteru, przezwyciężenie pokus zmysłowych, niemniej ważne jest, jak pogarda niebezpieczeństwa, pogarda śmierci.<br> {{tab}}Dopiero, jeśli adept przezwyciężył wszystkie pokusy szczęśliwie — stawał się godnym być uczniem Mistrzów. Przybierano go w szaty odświętne, uroczyście oznajmiano tłumom, iż nowy brat przybył. Odtąd zaczynała się nauka. A uczono ni mniej ni więcej, jak takich misterji, jako to świadomego wydzielania ciała astralnego z siebie, jednego z najgłębszych arkanów magji, który to fenomen, wtajemniczony uczynić może niemal mechanicznym sposobem, o ile wiadomem mu będzie należyte przy tej operacji położenie ciała oraz kolejność wykonywanych rytmicznie poruszeń...<br> {{tab}}Lecz tu zaczyna się {{Korekta|to czego,|to, czego}} profanom mówić nie wolno... Wracajmy do tematu.<br> {{tab}}Na wzór prób starożytności, odbywała się i odbywa ceremonia przyjęcia we wszystkich stowarzyszeniach tajemnych, będących depozytariuszami wielkiej hermetycznej wiedzy.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f0gz4z15pz7zhjwqfsx3quta5qqvi6f Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1365 100 1084325 3150222 2022-08-12T21:48:32Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Ale ja rozumiem! — dodał żywo Pluta, upadam do nóg.<br> {{tab}}Pilno mu było niezmiernie i poleciał wprost do pani Palmer, ale jak fala o skałę rozbił się o zimną krew nieprzełamaną i poważny opór Bzurskiego.<br> {{tab}}— Ale ja jestem wezwany przez panią jenerałowę, — zawołał, — proszę mnie oznajmić, interes jest wielkiéj wagi.<br> {{tab}}Powolnym, niecierpliwiącym krokiem Bzurski, spojrzawszy na zegarek, poszedł, zabawił dosyć długo i powrócił, prawie wzgardliwie pokazując drzwi kapitanowi, który już nie patrząc na niego wpadł do salonu.<br> {{tab}}Tu miał czas ochłonąć, bo jenerałowa wyszła nie rychło, — nareszcie po kilku jak wiek dla Pluty długich minutach oczekiwania, ukazała się z obliczem spokojném.<br> {{tab}}Kapitan skłonił się jéj z uśmiechem, który ukrywał mimowolne skłopotanie.<br> {{tab}}— Pisałeś pan do mnie, — odezwała się siadając z daleka, — bardzo przepraszam żem mu nie odpowiedziała, radabym prawdziwie życzeniu jego zadosyć uczynić....<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pvsc7gelxvp2r11sp3ilo7rjvmjq1fj Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1366 100 1084326 3150223 2022-08-12T21:49:17Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— At! — przerwał Pluta, — a cóż stoi na zawadzie?<br> {{tab}}— Prosiłabym o trochę cierpliwości....<br> {{tab}}— Nie jest to moja cnota, — rzekł kapitan, — ale jéj na ten raz mogę pożyczyć, nawet sporo.... Radbym tylko wiedział do czego to mnie ma prowadzić?<br> {{tab}}— W téj chwili, przy najlepszych chęciach, prawdziwie nie jestem w możności, interessa, process.... ale za kilka, kilkanaście dni....<br> {{tab}}— O! kredyt masz pani u mnie nieograniczony, — zawołał Pluta uradowany, — czekać będę, zwłaszcza że muszę...<br> {{tab}}— Pan wyjeżdżasz? — spytała po chwili.<br> {{tab}}— Tak jest, opuszczam kraj, udaję się do Ameryki, gdzie świat i ludzie dziewiczy... Europa stara, zepsuta cyganka, już mi obmierzła, nie można być w niéj uczciwym człowiekiem, tyle łajdaków dokoła. Chcę nowe rozpocząć życie.<br> {{tab}}Jenerałowa patrzała, słuchała, ale nie zdawała „się ani wierzyć, ani zbytniéj do wyrazów przywiązywać wagi.<br> {{tab}}— Cokolwiek pan zamierzasz, — odezwa-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pmbaybijdrrpky6701u0xx49a6j5lx8 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1367 100 1084327 3150224 2022-08-12T21:49:52Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>ła się, — to do mnie nie należy, chcę się tylko odezwać raz jeszcze do jego....<br> {{tab}}Tu się zatrzymała namyślając nieco.<br> {{tab}}— Do jego uczuć, do jego serca, abyś zaniechał słabą prześladować kobietę.<br> {{tab}}— A kiedy nas kobieta prześladuje? — podchwycił Pluta.<br> {{tab}}— Pana? któż?<br> {{tab}}— No, no! uderzmy się w piersi, piękna Juljo, zapewne, nie prześladowałaś mnie w inny sposób, ale obojętnością, pogardą...,<br> {{tab}}— Zapomnijmy przeszłości, panie kapitanie, — odezwała się łagodniéj, — obojeśmy winni może.<br> {{tab}}— A! tak! zgoda! — przerwał udobruchany prawie Pluta, — to tylko nieszczęście, że ja téj przeszłości w żaden sposób zapomnieć nie umiem, wspomnienie dla mnie jest sprężyną, którą naciskając, jeszcze silniejszą wydobywam z niéj reakcją. A! Juljo! Juljo! — dodał z zapałem niezwykłym, — ty jedna mogłabyś mnie jeszcze zrobić uczciwym człowiekiem, gdybyś....<br> {{tab}}Pani Palmer spuściła oczy.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cxvf67ublihz4y8i2bzy5yq14o8yd1g Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1368 100 1084328 3150225 2022-08-12T21:50:50Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Panie kapitanie, trzeba zapomnieć o przeszłości.<br> {{tab}}— Masz pani słuszność, niech ją djabli wezmą, — żywo obruszył się kapitan, — a więc? kiedy mi się pani stawić każesz?<br> {{tab}}— Za tydzień... tak, najdaléj za tydzień, — wahając się rzekła jenerałowa, — zrobię co tylko będę mogła....<br> {{tab}}Ta powolność pięknéj Julji, to odkładanie, dziwnie jakoś zbiły z tropu kapitana, który czuł w tém wszystkiém coś niepojętego, jakąś tajemnicę, a domyśleć się jéj nie umiał. Nie rozumiał jéj i siebie, nowego swego stosunku do jenerałowéj, nie wierzył oczom i uszom, ale uległ urokowi kobiety, która go powolnością oczarowała.<br> {{tab}}P. Palmer wstała.<br> {{tab}}— Pozwolisz mi pani stawić się samemu? zapytał.<br> {{tab}}— A! jak się panu podoba.<br> {{tab}}— No! to dobrze, śmiéj się pani ze mnie, ale jeszcze dziś zobaczyć cię jest dla mnie przyjemnością, którą upokorzeniem nawet w przedpokoju chętnie opłacę. Głupie serce<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 52cjhy5my3g2bh36y8q8x8de6ca2svm Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1369 100 1084329 3150228 2022-08-12T21:51:33Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>jeszcze się tłucze na widok tych czarnych oczów.... Słówko tylko.... nie byłbym nigdy udał się do ciebie, gdyby nie konieczność, gdyby nie ostatnia bieda. Jeśli wyjdę z tego położenia, oddam święcie co mi pożyczysz, jakem Pluta, nie chcę podarku, nie chcę od ciebie jałmużny, ale mię wyratować możesz.<br> {{tab}}Jenerałowa spuściła głowę w milczeniu i skłoniła mu się z daleka. Stał jeszcze gdy mu z oczów znikła. Pluta wysunął się powoli, ale nie mogąc sobie zdać sprawy z odwiedzin, z mowy, z tonu jenerałowéj, z uproszonéj przez nią zwłoki — a nareszcie ze swojéj własnéj łagodności.<br> {{tab}}— Czegoś dziś była tak nadzwyczaj zasłodzona po wierzchu, — rzekł wyszedłszy w ulicę i ochłonąwszy z wrażenia, — że gotów — bym był domyślać się jakiegoś pieprzu pod spodem. Nic chyba nie rozumiem, obałamucony jestem i głupi. Ale jakaż bo ona jeszcze piękna! jak szatańsko wspaniała, jak porywająca! A! te oczy!<br> {{tab}}A potem śmiać się zaczął sam z siebie.<br> {{tab}}— O! głupi Pluto, — rzekł, — głupi Pluto,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t7p0lbz1fb18uzpm65w76868tq5j3kd Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1370 100 1084330 3150229 2022-08-12T21:52:12Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>uwierzyłeś a baba cię durzy. No? ale czegóż — by znowu miała zwodzić i zwłóczyć daremnie! cóżby to znaczyło? Nie, nierozumiem... Cóś się tam musiało w niéj odmienić, jakaś sprężynka w środku pękła. Nie miałem serca nawet trochę jéj dokuczyć, zbyła mnie takim chłodem, jakby wiadro wody na głowę moją wylała. O! kobiety! o kobieta!<br> {{tab}}I dodał po chwilce:<br> {{tab}}— Pluto, kochanie, lękam się o ciebie! jesteś w jakiejś matni i zdaje ci się, żeś usiadł w wygodnem krzesełku. Jenerałowa odkłada do tygodnia, za tydzień, chyba wie, że jedno z nas djabli wezmą.... potrzeba być ostrożnym ale cóż mi grozić może?? Dalipan, nierozumiem.<br> {{tab}}Pierwszy raz może oddawna Kapitan czuł się obezwładniony i niespokojny, Kirkuć, który po powrocie dopytywać się go począł, nic z niego nie dobył i nie mógł pojąć zkąd mógł się wziąć Kapitanowi jakiś smutek, który u niego, nader rzadkim był gościem. Złościć się umiał, ale chmurzyć milcząco, nie było w jego naturze.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nlhoudlh8xglzx0rs9htwpqc5ddbtj8 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1371 100 1084331 3150230 2022-08-12T21:52:44Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Zostawmy go oczekiwaniu i rozmyślaniu bez końca.<br> {{tab}}O zmroku tegoż dnia Narębski zawczasu oznajmiwszy Mani, że wieczorem z matką ma do niéj przybyć, chmurny i zasępiony przybył do Jenerałowéj i zastał ją już przygotowaną do wycieczki. Słowa nie powiedzieli do siebie, powóz stał zaprzężony, p. Felix skłoniwszy się ruszył przodem, Jenerałowa poszła za nim; Bzurskiemu kazano w domu pozostać i przysposobić herbatę, jeśliby hr. Abel nadjechał.<br> {{tab}}Gdy stanęli przed domem Byczków, Narębski w upartém milczeniu, blady posunął się przodem wskazując drogę, a szelest sukni pani Palmer oznajmił mu tylko, że posłuszna postępowała za nim do téj izdebki pod strychem, gdzie miała zobaczyć — i uścisnąć swe dziecię.<br> {{tab}}Nic wszakże w téj zimnéj, nieporuszonéj istocie nie zwiastowało, że chwila tak uroczysta w jéj życiu zbliżała się, chód jéj śmiały był i pewny, oko nie zwilżyło się łzą, nie zadrgały usta, a gdy Feliks drzwi otworzył przez<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eoo2unaevjxfj207rz62dz0sjtpsqn6 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1372 100 1084332 3150232 2022-08-12T21:53:23Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>które ujrzeli stojąca z załamanemi rękami Manię, Jenerałowa weszła do izdebki poważna, sztywna, jakby do balowego salonu. Postawa jéj mogła raczéj onieśmielić niż rozczulić — ale sierota postrzegłszy tę, w któréj domyślała się matki, któréj twarz już jéj była znaną — padła na kolana i klęcząca przyjęła ją, prawie na pół omdlała.<br> {{tab}}Narębski skoczył w milczeniu ratować pochylone dziecię, którego czoło okryła bladość śmiertelna, gdy p. Palmer mało co zmięszana, okiem zdawała się tylko szukać krzesła i siadła na niem milcząca. Usta jéj były zacięte, twarz surowa i gniewna.<br> {{tab}}— Matko! matko moja! niech raz w życiu wolno mi będzie wymówić to imię, ucałować twe ręce... matko!...<br> {{tab}}I za łzami więcéj powiedzieć nie mogła.<br> {{tab}}P. Palmer schyliła się i pocałowała ją w czoło chłodnemi usty.<br> {{tab}}— Uspokójże się, — rzekła, — ale uspokójże się proszę...<br> {{tab}}— Matko! — przychodząc do siebie powtórzyła Mania, — prawdaż to że ja ciebie o-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7q5chym8zrbrqll83j0xtbqshckzr8z Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1373 100 1084333 3150233 2022-08-12T21:53:52Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>glądam, że mi to imię wymówić wolno, za którém tęskniło serce moje? że ty mnie nie odpychasz?<br> {{tab}}Pani Palmer wciąż milczała, jakby namyślając się co powiedzieć, serce jéj nic nie natchnęło — rachowała, rozmyślała na zimno.<br> {{tab}}— Ale uspokój że się moje dziecko, — powtórzyła, — posłuchaj mnie: Nie ja, porzuciłam ciebie, — dodała po momencie rozmysłu, świat mi cię odebrał, nie pozwolił przyznać się do dziecięcia. Pojmujesz, że twoja miłość mogła być dla mnie zabójczą.... ludzie o niéj wiedzieć, domyślać się jéj niepowinni. Boli mnie to, ale się siebie wyrzec musimy... jam temu niewinna.<br> {{tab}}Narębski spojrzał na nią prawie ze wzgardą, ta kończyła:<br> {{tab}}— Przynoszę ci błogosławieństwo matki, pierwsze i ostatnie. Powinnyśmy sobie obce pozostać, nie szukaj mnie, nie mów nikomu... zapomnij...<br> {{tab}}Mania, która chciwie chwytała każdy wyraz pragnąc w niem iskierki uczucia, a znajdując tylko zimną i bojaźliwą ostrożność — poczuła<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> p60c3811xffxh5h9tuege2rbne35ems Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1374 100 1084334 3150234 2022-08-12T21:54:58Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>zastygające w piersiach serce, zdało się jéj, że uścisnęła głaz, który ją kaleczył chłodném do tknięciem. Spuściła oczy, pochwyciła jéj rękę i oblewała łzami powtarzając — matko!<br> {{tab}}— Błogosławię! błogosławię! — odezwała się po chwili milczenia Jenerałowa, — niech życie twoje będzie od mojego szczęśliwszym, życzę, pragnę, będę się modlić, abyś była szczęśliwszą, prawdziwie słów mi braknie.<br> {{tab}}Słów nie stawało, bo uczucia brakło. Pani Palmer kręciła się pragnąc co najprędzéj odbyć ten ciężki obowiązek i powrócić do domu, oczy jéj nie zwilżyły się, rzucała niemi po ubogiéj izdebce z niecierpliwém roztargnieniem.<br> {{tab}}— Pragnęłabym co dla ciebie uczynić, — odezwała się po chwili, — sama nie wiem — pomyślę, będę się starać.... Jesteście ubodzy zapewne.<br> {{tab}}— A! matko, — rzekła Mania, nie dając jéj dokończyć, — ja nic nie potrzebuję tylko twojego serca, tylko błogosławieństwa, tylko uścisku..<br> {{tab}}I pochyliła się w objęcia kobiety, która nie mogąc jéj uniknąć, objęła ją rękami zimno<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8dom161osyybynmkahb3eozd6ahzkek Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1375 100 1084335 3150237 2022-08-12T21:56:02Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>i poczęła całować w twarz nie roniąc łzy, nie okazując najmniejszego wzruszenia.<br> {{tab}}P. Felix stał wryty i bladł tylko od tłumionego gniewu.<br> {{tab}}— Chciałabym, — odezwała się wracając do swojego tematu Jenerałowa, abyś miała po mnie jakąkolwiek pamiątkę...<br> {{tab}}Mania nic nie słyszała, płakała poglądając na nią tylko.<br> {{tab}}— Ale możeż to być, — odparła nie słysząc słów matki, — abym ja ciebie... nie zobaczyła już nigdy, aby mi Bóg dał tę jedną chwilę — i znowu sierotą rzucił w świat... Jabym choć z daleka, choć milcząco chciała...<br> {{tab}}— To niepodobna! panie Narębski, widzisz pan, — zakrzyczała Palmerowa, wytłumaczże jéj że to być nie może — pod tym jednym warunkiem zgodziłam się tu przybyć, aby to był raz pierwszy i ostatni... — dodała niekryjąc niecierpliwości. Narębski posunął się krokiem i stanął, Mania zamilkła, płacz porwał ją znowu.<br> {{tab}}Położenie stawało się coraz przykrzejszém. Felix który uległ prośbom dziecka, widział<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eumry5ml7ov6ytpup5o0ua3iewy975v Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1376 100 1084336 3150238 2022-08-12T21:57:24Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>teraz, że zamiast przynieść mu pociechę, goryczą tylko zatruł ów raj obiecany... W saméj Mani stygło odpychane serce, łzy jéj zaczęły osychać, jakieś zdrętwienie rozpaczliwe i chłód czuła w sobie, pochyliła się na ręce matki, przycisnęła do niéj konwulsyjnie i padła zemdlona.<br> {{tab}}Jenerałowa przerażona porwała się z siedzenia, a gdy Feliks ratował Manię składając ją martwą na łóżeczku i ocierając wodą, rzeźwić i przemawiać do niéj najczulszemi wyrazy się starał — ona niewzruszona wcale, zniecierpliwiona tylko kręciła się chcąc się wymknąć co najprędzéj.<br> {{tab}}— Przyniosłam z sobą cierpienie tylko, — rzekła. — byłam tego pewna i iść nawet nie chciałam. To dziecię jest nadto roztkliwione, w ''jéj stanie'', czułość taka to nieszczęście.<br> {{tab}}Cóż mam począć z sobą? Chcesz pan bym jeszcze {{korekta|pozostała?|pozostała?<br>{{tab}}}} Narębski był już gniewny.<br> {{tab}}— Czyń pani co się jéj podoba, — rzekł zimno, — jeśli ci serce nie uderzyło, jeśli nawet litości dobyć nie możesz z siebie, no! to odejdź pani.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fg8a6n0ef4qfpi3t2geuc6bhuf17yg5 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1377 100 1084337 3150239 2022-08-12T21:58:30Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Otwiera oczy! — odezwała się Jenerałowa powoli, — to nic jéj nie będzie, żal mi jéj szczerze, ale cóż ja tu poradzić mogę; przecież nie wymagacie odemnie, abym się poświęciła dla niéj, to jéj nieposłuży i przychodzi za późno.<br> {{tab}}— Czuje, żem tu niepotrzebna, żem się powinna była oprzeć nierozważnemu naleganiu pańskiemu.<br> {{tab}}Mania otwarłszy oczy, nic wyrzec jeszcze nie mogąc, szukała oczyma téj kobiety marmurowéj, która stała nad nią jak widmo jakieś, i wyciągała do niéj rączęta białe... napróżno! p. Palmer nie ruszyła się z miejsca.<br> {{tab}}— Uspokójże się, — rzekła chłodniéj jeszcze niż wprzódy, — niech cię Bóg błogosławi, ja muszę, ja muszę odejść — mnie to wrażenie nęka i zabija. — Któż wie, nie rozpaczaj! zobaczyć się możemy jeszcze, gdy będzie można... ja sama postaram się zbliżyć do ciebie. Bądź spokojna.... Niech Bóg da szczęście.... bądź pobożną! — módl się, Bóg nie opuszcza sierot.... Błogosławię, błogosławię!!<br> {{tab}}Wszystko to razem wymówiła prawie nie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qdz50kazgbxgovt63za31zpve9c7do0 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1378 100 1084338 3150241 2022-08-12T21:59:16Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>myśląc, szybko, aby co prędzéj od pożegnania się uwolnić — i cofała się już krokiem by odejść, gdy Mania rzuciła się ku niéj, uklękła, porwała i poczęła w nogi całować.<br> {{tab}}Kamień byłby może prysnął od tego gorącego uścisku sieroty, która chwytała się z rozpaczą téj, w któréj szukała opieki i miłości, ale p. Palmer pozostała nieporuszoną, żywy tylko niepokój z przeciągnionéj do zbytku i przykréj dla niéj sceny, nią miotał.<br> {{tab}}— Ależ ci mówię, że się zobaczymy! — zawołała, — dziecko moje. Zostań z nią p. Narębski... Ja muszę odejść, mnie to męczy... klęknij i pomódl się, aby cię Bóg pocieszył, — On ojciec wszystkich...<br> {{tab}}To były ostatnie jéj słowa, szeroka jéj suknia zaszeleściala we drzwiach, słychać było przez chwilkę pospieszny chód jéj w sieni, potem turkot powozu, który się oddalał i głuche milczenie.<br> {{tab}}Jak po śnie przykrym powoli powstała Mania, złamana, prawie oszalała i w milczeniu rzuciła się na piersi Narębskiemu.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ppvxo2i1l5aasxtnwyn3xsuwp6hsmdt Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1379 100 1084339 3150243 2022-08-12T22:00:03Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Choć ty mnie nie odpychaj, — rzekła cicho, — ty mi ją zastąp...<br> {{tab}}— A! nie opuszczę cię nigdy sierotko moja, — zawołał p. Feliks, któremu męzkie powieki nabierały, łzami, uklęknij i pomódl się przebyłaś najcięższą próbę, na jaką istota na ziemi narażoną być może — męztwa Maniu i wieczne o tém milczenie...<br> {{tab}}Jenerałowa, która się czuła do jakiegoś obowiązku, odchodząc zostawiła na stoliku pięknie oprawną książkę do nabożeństwa, krucyfix hebanowy, zegareczek świeżo widać kupiony i w kopercie zapieczętowanéj jakiś dar, który Narębski przekonawszy się po rozerwaniu papieru, że był wprost datkiem pieniężnym, zabrał zaraz aby go nazajutrz odesłać.<br> {{tab}}Resztę zostawił Mani, która ostygła i jakby nagle zestarzała, siadła starając się ochłonąć po niepojętéj scenie.<br> {{tab}}Mania cierpiała i płakała gorzko, a pan Feliks nie umiał jéj pocieszać, gdy szczęściem dla niego nadszedł Teoś Muszyński i pozostał z niemi razem przez wieczór cały, usiłując ją orzeźwić i pocieszyć.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f0t81e143qtsaj1askndgs63i1f5j9i Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1380 100 1084340 3150244 2022-08-12T22:00:38Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Smutnie jednak płynęły im te godziny, a gdy pora spóźniona zmusiła ich do odejścia, Teoś widząc ją słabą i plączącą, zbiegł na dół by uprosić p. Byczkowę (nie powiadając przyczyny), aby tam kogo posłała na górę, gdyż Mania trochę była cierpiącą. Obawiali się tak ją samą porzucić.<br> {{tab}}Narębski wyszedł starszy o lat dziesięć, zbity, rozczarowany i sam nie wiedział jak się dostał <do domu.<br> {{tab}}Był w tym stanie ducha, w którym człowiek nie jest panem siebie, jest nią boleść.<br> {{tab}}Chciał już wprost się udać do swojego pokoju, gdy służący, który nań czekał na wschodach, oświadczył mu, że panie obie z pilnym bardzo interessem oczekują u siebie na pana, i kazały go prosić aby koniecznie do nich wstąpił.<br> {{tab}}Z wielką przykrością, czując potrzebę odetchnienia w samotności, Narębski wszedł do pokoju żony, która rzadko go tak późno przyjmowała — czuł że tam coś ważnego zajść musiało, kiedy aż on był potrzebny.<br> {{tab}}P. Samuela siedziała w swoim gabinecie,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2mpg2o6qxbqpm24ro1w8ipddfrfmnoa Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1381 100 1084341 3150245 2022-08-12T22:01:23Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>ostawiona flakonikami, obłożona poduszeczkami, a że Elwira w takich razach mniéj dobrze jéj posługiwała od Mani i nie umiała dogodzić; krzątała się przy niéj teraz faworyta służąca, straszne widmo suche, kościste, dziobate, czarne, chude, zgryźliwe, ale bezwzględnie umiejące pochlebstwem karmić swą panią, i najupodobańsze swéj pani. Była to plaga domowa, którą wszyscy dla miłości p. Samueli znosili pokornie, i ona teraz z Elwirą rządziła w istocie domem — a p. Feliks drżał na widok tego utajonego nieprzyjaciela.<br> {{tab}}Nieustannie litując się nad boleściami pani, jęcząc nad jéj nieszczęściem, donosząc różne wieści o postępkach pana Feliksa, stworzenie to wkradło się głęboko w serce pani Narębskiéj i miało pełne jéj zaufanie. Narębski lękał się jéj, nienawidził, ale musiał podzielać czułość żony dla téj opiekunki i milczeniem zgadzać się na głoszone jéj pochwały.<br> {{tab}}W chwili gdy p. Feliks wszedł, Elwira przechadzała się z rumieńcem na twarzy po pokoju, pani Samuela wzdychała w krześle, dziobata faworyta odtykała jakieś flaszeczki.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1ggqe9mr4etekug6jy17clc9d92c3v2 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1382 100 1084342 3150249 2022-08-12T22:02:05Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Widocznie czekano na niego, coś ważnego zajść musiało....<br> {{tab}}Krzątanie się służącéj było przeszkodą pani Samueli do rozmówienia się z mężem, mu — siała ją więc odprawić grzecznie pod pozorem żółtéj herbaty, którą ona tylko jedna robić umiała tak, że ją pani pić mogła. Zaledwie drzwi się za dziobatą zamknęły, Elwira tupnęła nóżką i zawołała niecierpliwie:<br> {{tab}}— Ale niechże mama mówi.<br> {{tab}}P. Samuela ruszyła ramionami.<br> {{tab}}— Poczekajże ty, gorąco kąpana. Usiądź panie Feliksie, bo nie mogę natężać głosu i podnosić głowy, która mnie od nieustannych wzruszeń boli okrutnie, mamy ci coś ważnego do powiedzenia.<br> {{tab}}— To niechże mama mówi! — powtórzyła Elwira, — bez tych wszystkich przygotowań, czyż z ojcem będziemy robiły ceremonje?<br> {{tab}}Pan Feliks usiadł.<br> {{tab}}— Cóż to jest, — spytał, — zgaduję że to coś tyczącego się Elwiry.<br> {{tab}}— Zgadłeś, wystaw sobie, najniespodziewańsza rzecz....<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eqjxj9la4l824b2v5gngyepxd29fn3d Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1383 100 1084343 3150251 2022-08-12T22:02:37Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Otóż ja powiem sama, — przerwała obżałowana, — baron mi się dziś oświadczył.<br> {{tab}}— Kto? kto? — spytał Narębski.<br> {{tab}}— Ale baron Dunder.<br> {{tab}}Narębski osłupiał.<br> {{tab}}— To nie może być, — rzekł, — cośby mi wprzód przecie powiedział, tak nagle!!<br> {{tab}}— Posądzam Elwirę, że go trochę wyciągnęła! — odezwała się pani Samuela, — bo w istocie choć już zaczynało się na to zbierać, ale oświadczył się za prędko, za prędko.<br> {{tab}}— Ale cóż to znowu? — zawołała Elwira, mama mnie ma za dziecko? Spytał mnie sam, jak mamę kocham, czy o moją rękę papy i mamy prosić może?<br> {{tab}}— A ty cóżeś mu odpowiedziała? — odparł Narębski, — spodziewam się, żeś się stanowczo przecie bez nas nie zdecydowała?<br> {{tab}}— Ale jaki bo ty jesteś dla niéj, mój Feliksie, — przerwała pani Samuela, — przecież Elwira może już mieć swoją wolę!<br> {{tab}}Elwira obrażona pokręciła główką.<br> {{tab}}— No! to niech mama powie! — zawołała z gniewem.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3cdmb4funiozploao9bp75zn47ktfkb Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1384 100 1084344 3150254 2022-08-12T22:06:35Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}P. Feliks zwrócił się do żony.<br> {{tab}}— Elwira znalazła się z wielkim taktem, ''il faut lui rendre cette justice'', ty nigdy sprawiedliwym dla niéj nie jesteś. Widzisz, zdała się na nas, odwołała do nas.... Ja zaś, mówię otwarcie, nie widzę w tém nic tak dla Elwiry niefortunnego, i owszem.<br> {{tab}}— Jakto? — zawołał Narębski, — człek stary, śmieszny, rozpustnik znany.... którego Elwira kochać nie może.<br> {{tab}}— Ale cóż tam to kochanie! — przerwała panna kiwając głową.<br> {{tab}}— Ma zupełną słuszność, — dodała Samuela, — próżnoby szukała miłości, to zawód tylko i strapienie, ona jest czułą, ale rozsądną, może i świat, na który patrzy, wyleczył ją ze złudzeń próżnych, — dodała z pewnym przyciskiem. — Baron znowu tak stary nie jest, ma wiele życia i uczucia, kocha ogromnie Elwirę, pada przed nią, da jéj być panią w domu, ''c’est quelque chose''.... Nie będzie niewolnicą....<br> {{tab}}Westchnęła w epilogu, dając do zrozumienia, że nią może była sama.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsxusji2hxpw5usw87auq7aasl4uzan Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1385 100 1084345 3150257 2022-08-12T22:07:49Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— A i śmiesznym baron tak bardzo nie jest, — a potem szepnęła: — ręczę ci, że go Elwirka ułoży.<br> {{tab}}Feliks się rozśmiał.<br> {{tab}}— Jak wyżła? za stary! nie w pierwszém polu, a rasy nie ma, nic już z niego nie będzie!<br> {{tab}}— Młoda dziewczyna, najprędzéj nad starcem panować może, ''c’est un fait''.... Ja z góry mówię, — zakończyła Narębska, nie jestem temu przeciwną.<br> {{tab}}— Ani ja! — żywo zawołała Elwira.<br> {{tab}}— A! to cóż mi pozostaje? — rzekł p. Feliks, — naturalnie i ja przeciwko temu być nie mogę, nie widzę nawet na coby się protestacja moja przydała? Ale pozwólcie mi dla zrzucenia ciężaru z serca, abym wam całą prawdę powiedział. Elwira gniewa się na tego który ją opuścił, chce się na nim pomścić, a mści się na sobie.... Pilno jéj wyjść za mąż, byle jak, aby świetnie. Z tém wszystkiém nic nie nagli w istocie, nie jest ani starą, ani brzydką, ani ubogą i mogłaby wyśmienicie na coś lepszego poczekać.<br> {{tab}}— Ale, — dorzucił Narębski, — uwagi mo-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fiyklru5ynzv7lnn50ftxg8wzqb0hnk Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1386 100 1084346 3150260 2022-08-12T22:08:53Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>je, już dla tego że moje, przyjętemi być nie mogą. Elwira zresztą jest dosyć dojrzałą, by sobą i swoją przyszłością rozporządzać mogła. Zrobicie co się wam podoba, ale dodać muszę, że idąc za barona, Elwira zrobi głupstwo, którego będzie żałować. Jest to tylko zemsta dziecka, co połajane jeść nie chce, aby głodem swoim ukarać matkę.<br> {{tab}}— Jesteś niezmiernie dziś ostry i niesprawiedliwy, zapewne skutkiem jakichś zewnętrznych wpływów, które są dla nas tajemnicą; uważałam przytém, że nie lubisz barona, a niechęć dla niego cię zaślepia, — rzekła Samuela.<br> {{tab}}— A ja widzę, że papa mnie nie kocha! — dodała Elwira.<br> {{tab}}— A! więc naturalnie zrobicie co się wam zdawać będzie, i po cóż tu było wzywać mnie tak pilno? — spytał Narębski, — ja przecie tu nigdy nie mam racji, to wiadomo.<br> {{tab}}Obie panie trochę były zmięszane.<br> {{tab}}— ''Mon chèr'', posiedźże choć chwilę i daj z sobą pomówić, — zawołała Samuela biorąc się za bolącą głowę i przybierając postawę niewinnéj i ciężko za cudze grzechy cierpią-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> d3fy2ag7ojsrhb0asv6wiqiz7nq6xzp Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1387 100 1084347 3150261 2022-08-12T22:09:40Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>céj ofiary. — Pozwól nam kobietom z sobą, choć trochę porozumować, baron jest ogromnie bogaty....<br> {{tab}}— Elwira nie będzie także ubogą.<br> {{tab}}— Ale przyznasz, że im więcéj kto ma, tém lepiéj.<br> {{tab}}— Niekoniecznie, — rzekł Feliks, — mijam to, jednak.... cóż dalej?<br> {{tab}}— Jeśli Elwira go zawojuje?<br> {{tab}}— Ale, moja droga, — odparł Narębski, — czyż o to chodzi w małżeństwie? mnie się zdaje, że miłość nie pożąda władzy, że szczęście nie pragnie panowania, kto kocha, ten gotów służyć, poświęcać się, cierpieć nawet z uniesieniem....<br> {{tab}}— A! to są teorje! — uśmiechnęła się pani, — ale któż kocha? mój drogi, sam wiesz najlepiéj, że wśród aniołów nie żyjemy! niestety!<br> {{tab}}— Mój papo, co tu długo rozprawiać, — a jeśli on się mnie podoba? jeśli ja w tém widzę szczęście? wszak sam papa nieraz powtarzał, że wedle swoich pojęć, szczęścia nikomu narzucać się nie godzi?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tkx4rf9hgqh4n6pnrhbrfj7iufygzjj Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1388 100 1084348 3150262 2022-08-12T22:10:11Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Jak skoro ty tego żądasz? — rzekł Narębski, nie mam słowa do powiedzenia. Obowiązkiem ojca jest tylko powiedzieć, że widzi jasno przyczyny i obrachowuje skutki. Masz po sobie matkę, a zatem rzecz skończona. Siła złego, dwóch na jednego....<br> {{tab}}Wstał z krzesła, panie patrzyły po sobie chmurne.<br> {{tab}}— Ale cóż mu papa powie, jeśli on papie się jutro o mnie oświadczy?<br> {{tab}}— A! odeślę go do was.<br> {{tab}}— Mój papciu! tak kwaśno.<br> {{tab}}— O! nie, ale obojętnie, wybacz mi ale nie widzę znowu, żeby mi tak wielką robił łaskę, pokochać go na dyspozycją nie potrafię, kłamać nie umiem. Powinnabyś się nie spieszyć, rozważyć.<br> {{tab}}— Tak! — zawołała Elwira, — aby się rozmyślił i żebym ja znowu na koszu została.<br> {{tab}}— Otóż wypowiedziałaś nareszcie o co ci idzie.<br> {{tab}}— No, tak, jeśli papa chce, — odparła córka, — tak jest, chcę i muszę wyjść za mąż.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bl842jesh8majf757vyjvb33cbg5w0x Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1389 100 1084349 3150264 2022-08-12T22:11:21Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Widocznie nie mam szczęścia, wszystkie moje rówieśnice są zamężne, Basia, Cesia, Melanja nawet, choć czarna jak cyganka i piętnaście tysięcy posagu. Już mnie to znudziło, partja przyzwoita, mama się zgadza, papa nie może być przeciwny, więc wychodzę....<br> {{tab}}— Moja Elwiro, — rzekł Feliks, — bylebyś tego późniéj nie żałowała. Moim obowiązkiem, jeszcze raz powtarzam, powiedzieć ci prawdę. Dunder w towarzystwie jest słodki, zapalony gdy namiętność nim owłada, ale pod tym charakterem wesołym, swobodnym, kryje się despoda, energiczny, niezłamany, który raz otrzymawszy co pragnął, uczyni z ciebie niewolnicę....<br> {{tab}}— O! że nie to nie!<br> {{tab}}— Z Elwiry! — zakrzyknęła matka kiwając głową, — Elwira jest czulą, jest delikatną, ale ma uczucie honoru i nie da się złamać niczém, za to ręczę....<br> {{tab}}Postawa panny jakby w gotowości do boju stojącéj, dowodziła dostatecznie energji, z brwią namarszczoną, uśmiechniona szydersko, zdawała się wyzywać nieprzyjaciela.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pjqf74z48m9xtlcq20w855v1jsayq0h Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1390 100 1084350 3150265 2022-08-12T22:11:59Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Więc koniec, — rzekł Narębski, widząc że wnoszono zieloną czy żółtą herbatę i że dziobata służąca patrzyła nań ciekawemi oczyma, usiłując wybadać z jego miny jak się narada skończyła. — Dobranoc.<br> {{tab}}— Że też nigdy z nami kwadransa posiedzieć nie zechcesz.... — z wyrzutem odezwała się pani Samuela, — czyż cię tak nudziemy, czyś tak zmęczony tém miastem, które nam ciebie cale zabiera?<br> {{tab}}— Chcesz bym został? — spytał z rezygnacją Narębski.<br> {{tab}}Elwira zbliżyła się do niego.<br> {{tab}}— Ale ja papę przekonam, szepnęła cicho, że będę szczęśliwą....<br> {{tab}}Dziobata widząc że szepczą, wyszła dla przyzwoitości, stając zapewne za drzwiami, a rozmowa znowu się głośno rozpoczęła.<br> {{tab}}— Nie przekonasz mnie, — rzekł Narębski, — ale tymczasem jeśli cię to bawi, że będziesz siebie i mnie przekonywać o tém w co sama nie wierzysz, słucham chętnie.<br> {{tab}}— Feliksie! zawsze ta nielitościwa złośliwość!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> plv4qb3n19qzjld4z7704dfwm5yua9y Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1391 100 1084351 3150266 2022-08-12T22:12:55Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Naturalnie! złośliwy jestem jak człowiek który nie ma racji! — dodał gorzko śmiejąc się Narębski.<br> {{tab}}Elwira obrażona zamilkła.<br> {{tab}}— Przecież, — rzekła spojrzawszy na nią matka, — nie radabym żeby się to stało mimo twojéj woli, dla Elwiry byłoby to, ja ją znam, nadzwyczaj przykro.<br> {{tab}}Feliks zamilkł.<br> {{tab}}— Ale papo, doprawdy, baron jest człowiek tak przyzwoity.<br> {{tab}}— Jak wszyscy którzy usiłują być niemi, nie wiedząc dobrze co przyzwoitość stanowi. Baron, serce moje, coś przeczuwa, co się dlań nazywa przyzwoitością, omackiem po to sięga i dostępuje z wielkim wysiłkiem tylko śmieszności. Ludzie istotnie przyzwoici, kochana Elwiro, nie starają się o to, by być przyzwoitemi, są niemi jak róża jest różową, bo ją Bóg stworzył różą nie pokrzywą...<br> {{tab}}— Ale my dziś z nim nic nie zrobimy, — szepnęła Samuela córce, — ''laissez donc''.<br> {{tab}}Zamilkły obie dumnie, Narębski posiedział,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> io1ggsra1d90yx3dsp24latsvy9q125 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1392 100 1084352 3150267 2022-08-12T22:13:53Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>powiedział dobranoc i wyśliznął się do swojego pokoju.<br> {{tab}}— To prawda, mama ma słuszność, — odezwała się po jego odejściu Elwira, — że papa jest czasem taki nieznośny....<br> {{tab}}Samuela westchnęła znacząco.<br> {{tab}}— O! moje dziecko, dodała tkliwie i miłosiernie, każdy ma swoje kłopoty, nikt nie wie ile on wycierpiał, ale i ja z nim, jak widzisz, wiele wycierpiéć musiałam. Dla takiego serca jak moje, ten chłód i szyderstwo czasami, lub naprzemiany taka sentymentalność jak dzisiejsza, zawsze na przekór usposobieniu.... a! nie mówmy lepiéj o tém.<br> {{tab}}— Jednak potrzeba by coś na to poradzić.<br> {{tab}}— Regle generale, powie swoje i będzie milczał, my zrobiemy co się nam zda lepszém, bo jemu brak zdrowego sądu, fantastyk.... Nie obwiniam go, tyle miał do zniesienia w młodości, złamany widocznie, zawsze objawia zdanie wprost rozsądkowi przeciwne... szczęście jeszcze że nie uparty... Pójdziesz za barona!<br> {{tab}}— O! i ręczę mamie że będę szczęśliwą! —<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ma0nigh01h0wo5u0z1w62x5ydz6yrsj Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1393 100 1084353 3150268 2022-08-12T22:14:49Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>zawołała Elwira. — Dunder nie jest ładne imię, ale baron! ale ma miljony! ale żyje w największym świecie, pojadę do Paryża, do Włoch! będą mi zazdrościć, — zimę przepędziemy w Nicei, lato w Wiesbadenie, trochę jesieni w Ostendzie.... Wmówię mu łatwo że to go odmłodzi.... Baron, jestem pewna, zrobi dla mnie co ja zechcę — jest dla mnie takim.<br> {{tab}}— Moje dziecko, przerwała Samuela, tacy oni wszyscy są gdy się żenią.<br> {{tab}}— Ale ja go zmuszę być zawsze....<br> {{tab}}Narębska uśmiechnęła się trzymając za głowę.<br> {{tab}}— ''Vous croyez?'' — daj Boże.<br> {{tab}}W słodkich marzeniach wyszła Elwira do swojego pokoju, a Samuela pozostała z dziobatą faworytą, która ścieląc umiała zręcznie użalić się nad znużeniem, osłabieniem, stanem nerwów, trochę niedelikatnością męża, i dać do zrozumienia, że jakibykolwiek wybór uczyniła panna Elwira, pewnie być musi szczęśliwą.....<br> {{tab}}Narębski długo w noc siedział z głową pod-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 908gsmz18gb1whit9wte6tbu9vc08ez Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1394 100 1084354 3150270 2022-08-12T22:15:47Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>partą na rękach i dumał, łzy toczyły mu się z oczów ciche, a usta śmiały szydersko.<br> {{tab}}— Otóż życie i szczęście nasze — rzekł w duchu, — wartoż tak bardzo troszczyć się o jutro, pozajutro i wszystko co się ma skończyć garścią ziemi i kupką trawy, która na niéj wyrośnie... a potem? drugi głupiec urodzi się i znowu ta sama komedja.<br> <br>{{---}}<br> {{tab}}Teoś dosyć smutny powrócił do domu. Mieszkał on, jak wiemy, w bliskiém sąsiedztwie, w takiejże ubogiéj izdebce jak Mania. Ta tylko była różnica obu mieszkań, że Muszyńskiego daleko było nędzniejsze. W gospodzie téj która mu na krótko służyć miała, nie myślał on wcale ani o wygodzie ani o wdzięku, rzucił w kąt swój tłumoczek podróżny, a że biegał wiele a chłopak go opuścił, ledwie miał czas posłaniem okryć choć łóżeczko. Trochę papierów błąkały się na stoliku przyniedopalonym kawałku świecy.<br> {{tab}}Zdziwił się mocno, gdy stróż w bramie, o-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> t1jl5vqa06xovjp3r24n1kzgzo8bfcb Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1395 100 1084355 3150271 2022-08-12T22:16:48Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>znajmił mu, że w jego mieszkaniu któś na niego czekał od godziny.<br> {{tab}}— Na cóżeście go puścili do mnie? — zapytał, — kiedy mnie nie było.<br> {{tab}}— A proszę pana, kiedy się tak prosił, że niemożna. Musi mieć pilny interes, bo mu się tak twarz paliła i spieszył się, co niemożna....<br> {{tab}}Nie mogąc pojąć ktoby doń co tak pilnego mieć mógł, Muszyński pospieszył do izdebki i zdziwił się mocniéj jeszcze widząc chodzącego po niéj wszerz i wzdłuż Michała Drzemlika, który miał minę niespokojną i zakłopotaną.<br> {{tab}}Przyszło mu na myśl, że się cóś w księgarni znaleść musiało niedobrego i przestrach go ogarnął.<br> {{tab}}— A nareszcie się doczekałem! — zawołał podbiegając Drzemlik, — kochanego pana Muszyńskiego... drogiego...<br> {{tab}}— Czekał pan na mnie?<br> {{tab}}— Ja? a! tak! troszeczkę! ale to nic. Miałem dużo czasu wolnego, a ot — tęskno mi było za panem, drogim, kochanym. Chciałem się dowiedzieć co się też z nim dzieje? Bo to pan nie wiesz, — rzekł powtarzając po raz trzeci<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lgxnb8r7rdbqgqr5c9wn86g8okwn4mu Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1396 100 1084356 3150272 2022-08-12T22:17:33Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>uścisk i tak dosyć serdeczny i niezwyczajny, że i my mamy serce, ha! i my księgarze, ludzie papieru, kochać umiemy kto wart, a ja do pana kochanego to tak, mogę powiedzieć przyrosłem, cha! cha!<br> {{tab}}— Bardzom panu wdzięczen.<br> {{tab}}— Kochany ten Muszyński! no i cóż?<br> {{tab}}— No nic, kochany panie Michale, siadaj proszę na jedynym stołku, a ja się umieszczę na łóżku, radbym cię przyjąć serdecznie, ale jak widzisz nie mam nawet elastycznego krzesełka.<br> {{tab}}— Tak mi się pana żal zrobiło...<br> {{tab}}— Doprawdy? uspokójże się pan! nic mi nie jest!<br> {{tab}}— W takiéj nędznéj izdebinie...<br> {{tab}}— O! za młodu! wszystko człowiekowi dobre....<br> {{tab}}— No? a miejsca jeszcze nie masz pan?<br> {{tab}}— Przyznam się panu, że choć sobie dotąd miejsca nie wyszukałem, jest inna rzecz... znalazłem sobie.... żonę...<br> {{tab}}— O! — zawołał Drzemlik, — a ja! com cię właśnie myślał swatać.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> sxl515jiuhz6gycgk3du0wc0xh0wbe1 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1397 100 1084357 3150273 2022-08-12T22:18:06Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Musztarda po obiedzie, kochany panie Michale, jestem zaręczony.<br> {{tab}}I pokazał mu pierścionek.<br> {{tab}}— No! to doprawdy szkoda! A panna bogata?<br> {{tab}}— Tak jak ja, — rzekł Teoś, — lub coś blisko tego, mamy we dwoje nic lub tak jak nic, ale przytém młodość, nadzieję i siły.<br> {{tab}}Drzemlik machnął ręką i począł chodzić namyślając się.<br> {{tab}}— Posag nie tęgi! — zawołał cicho.<br> {{tab}}A był w takiem jakiemś usposobieniu przezroczystym, że nawet Teoś domyślił się, iż w nim coś kołatało się co z niego wyjść nie umiało czy nie mogło.<br> {{tab}}— Nie masz pan jakiegoś interesu? — zapytał.<br> {{tab}}— Ja? interessu? ale nie! odparł księgarz, ale żadnego... Czy pan co wiesz, to jest domyślasz się?<br> {{tab}}— Właśnie, że odgadnąć nie mogę i pytam...<br> {{tab}}— Nic, nic, tylko widzi pan, jeśli mam prawdę powiedzieć, oto jest rzecz taka: — Tu usiadł<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> crx7ml0zzmj0tym0rbxj4426b1tisas Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1398 100 1084358 3150275 2022-08-12T22:18:32Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>i począł trzeć mocno czuprynę dla ułatwienia zapewne wyjścia myśli na wierzch dotąd w głowie uwięzionéj. — Oto tak, dużo myślałem o panu po jego odejściu od nas, dużo, dużo. Przerzucałem rachunki, księgarnia istotnie winna mu wiele, szło mi z nim doskonale. A przytem tak pan umiałeś jakoś wszystkich pociągnąć ku sobie, że każdy co do mnie przychodzi, pyta się o pana. Otóż żal mi takiego pomocnika. A prawdę rzekłszy, i czuję też żem pana pokrzywdził trochę.<br> {{tab}}— Mnie?<br> {{tab}}— A no tak! tak! mea culpa, bo na co panu było narzucać ten bilet loteryjny...?<br> {{tab}}— Ale cóż tam o tém myśleć!<br> {{tab}}— Bo, gdybyś go pan się chciał pozbyć, — rzekł Michał skwapliwie sięgając do kieszeni, gotów byłbym ci za niego powrócić należność, istotnie sumienie mnie ruszyło, bo ja panu ten bilet niepotrzebnie wpakowałem.<br> {{tab}}— Dajmyż temu pokój.<br> {{tab}}— I gdyby panu ciężył, dalibóg, chętnie, powiadam panu, powrócę stawkę, bo na co to<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> kramnwr9fvewokcp8uinwi7f9suo4et Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1399 100 1084359 3150276 2022-08-12T22:19:04Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>się jemu w to wdawać? Ja stracę to stracę, jak sobie chcę, ale pana szkoda.<br> {{tab}}Teoś się uśmiechnął.<br> {{tab}}— Doprawdy dziękuję panu za jego dobre chęci dla mnie, aleby mi go nawet trudno było wymienić, bo sam nie wiem gdzie jest i com z nim zrobił. Zresztą ja gdy raz zrobię zły czy dobry interes, to stanowczo.<br> {{tab}}— W istocie, — zawołał Drzemlik, — ale pan dużo, jak na te czasy, stracisz? kilkanaście, gdzie tam, dwadzieścia kilka rubli, czy coś.<br> {{tab}}— Jużem musiał stracić, rzecz skończona, nie mówmy o tém... dziś jutro podobno ciągnienie?<br> {{tab}}— Ciągnienie? a tak! ciągnienie! a tak, dziś czy jutro, być może! — odparł Drzemlik rumieniąc się, coś około tego... nie wiem... jakoś w tych czasach.<br> {{tab}}— Muszę się też dowiedzieć, bom może choć bilet frejowy wygrał, a nuż stawkę!!<br> {{tab}}Drzemlik zaczął mocno kaszlać, jakoś się nagle zakrztusił.<br> {{tab}}— No! to wiesz pan co, co jest to jest, idź-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qrae53x9fh2defm68xp6565aa2ql5wq Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1400 100 1084360 3150278 2022-08-12T22:19:47Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>my do spółki, — zawołał, — ma być strata niech idzie po połowie.<br> {{tab}}— Mówiłem panu, że to jest rzecz skończona, rezykowałem, mniejsza o to, drobnostka, odrobię się na czém inném.<br> {{tab}}Drzemlik począł cóś śpiewać chodząc, ale w żaden ton przyzwoity trafić nie mógł i odchrząkiwał co chwila coraz zaczynając z innego...<br> {{tab}}— Na tych loterjach, — rzekł, — to się zawsze traci, tylko ci wygrywają, co tam te rzeczy sami robią, — wiadomo.<br> {{tab}}— Może być, — odpowiedział Muszyński, ale co się stało to się stało.,., i basta!<br> {{tab}}— Mnie smutno jednak, że to z mojéj przyczyny....<br> {{tab}}— O! niechże się pan tém nie frasuje...<br> {{tab}}Michał usiadł kwaśny.<br> {{tab}}— Sama pora herbaty, — rzekł, — może — byśmy dokąd poszli czy co? do Semadeniego?<br> {{tab}}— Chcesz pan? ja nie mam w domu gospodarstwa jeszcze, i chętnie pana zapraszam.<br> {{tab}}— Ale nie, to już ja, — rzekł Drzemlik.<br> {{tab}}— O! nie!<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lsyhr5ha8sq519v8kw3wnwtojvsyy6o Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1401 100 1084361 3150279 2022-08-12T22:20:18Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— No! to każdy za siebie zapłaci, — odparł p. Michał, — po niemiecku, to dobra metoda.<br> {{tab}}Teoś klucza szukał, gdy Drzemlik wrócił do biletu.<br> {{tab}}— Hm! a nuż pan tam co wygrasz? — rzekł, powiadasz, że nie wiesz gdzie bilet, trzebaby go przynajmniéj wyszukać....<br> {{tab}}Muszyński pobiegł do stolika, przerzucił papiery, szufladkę, ale nigdzie nie znalazł biletu, nierychło dopiero w bocznéj kieszeni od kamizelki domacał się pomiętego kawałka papieru.<br> {{tab}}Drzemlik żywo rzucił się go oglądać.<br> {{tab}}— Proszę pana numer, jaki?<br> {{tab}}— 15, 684...<br> {{tab}}— 15, 684! 15, 681! wlepiając weń oczy! — powtórzył księgarz i pobladł.... nie chcąc z rąk puścić papierka.<br> {{tab}}— O co panu chodzi? wrócę pieniądze, na stół.<br> {{tab}}— Ale dajże mi pokój! — rozśmiał się Teoś, zaczynam myśleć, że doprawdy cóś wygram.... I schował go do kieszeni.<br> {{tab}}Wyszli milczący, a że idąc do Semadeniego przechodzić musieli około bióra loterji, któ-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jyr0z6z76qss75xqz26z8tzny13q4f2 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1402 100 1084362 3150281 2022-08-12T22:22:54Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>re jeszcze stało otworem, Teoś przypomniał sobie swój bilet mimowolnie i rzucił okiem na szyby, na których stało w złocistéj glorji wielkiemi głoskami:<br> {{c|Wielki los padł na numer:|przed=10px}} {{c|15, 684.|po=10px}} {{tab}}Muszyński osłupiały dobył bilet z kieszeni...<br> {{tab}}— P. Michale! co to jest? zapytał.<br> {{tab}}Drzemlik rzucił mu się w objęcia.<br> {{tab}}— Przyjacielu! — zawołał... — do czego cię przez troskliwość przygotować chciałem, aby zbytniego wzruszenia, często szkodliwego, uniknąć.... Tyś wygrał! wiedziałem o tém, usiłowałem cię powolnie przysposobić, szczęśliwcze! do tego szczęścia, które wydarłeś mi z kieszeni!! a tak jest, nie ja.... ale ty wygrałeś, a jam był tak głupi....<br> {{tab}}Tu Drzemlik uderzył się po głowie.<br> {{tab}}— Ale choćbym wołał zawsze sam to mieć... dobrze że się uczciwemu człowiekowi dostanie... Niedomyślny! co się zowie z wacpana niedomyślny.... wszakżem półgodziny ci mówił o tym bilecie... i pytał i próbował i ''udawał'' że go chcę odkupić... A wszystko to było tylko<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> l9m61rohgv6ixvgz5ian7rz2318f6qn Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1403 100 1084363 3150282 2022-08-12T22:23:28Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>komedją przyjaźni, aby gwałtowne wstrząśnie — nie nie nabawiło cię atakiem apopleksji... o co się, przyznam, najmocniéj obawiałem...<br> {{tab}}Teoś rozśmiał się ruszając ramionami, nie można powiedzieć, żeby nie był wzruszony nieco, ale przyjął to tak chłodno, że Drzemlik posądził go o udanie.<br> {{tab}}— Wiesz wiele to jest, to coś wygrał? — zapytał.<br> {{tab}}— Wiele?<br> {{tab}}— Pół miljona...<br> {{tab}}— A no, to chodźmy na herbatę, — rzekł Muszyński — i pozwól, żebym już za nas obu zapłacił... Zal mi cię serdecznie, bo w téj chwili okropnie rozpaczać musisz, żeś mi ten bilet oddał...<br> {{tab}}— No! nie będę się zapierał... wołałbym go mieć w kieszeni, ale co się stało to się stało, i możesz powiedzieć, żeś mojemu głupstwu winien pańską fortunę!!<br> {{tab}}Myliłby się wielce ktoby sądził, że Muszyński doznał zbyt gwałtownego wstrząśnienia. Drzemlik czuł daleko więcéj, twarz jego zbla-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 29qe3y3150kr3vwfpgr46fzqqc0gi65 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1404 100 1084364 3150284 2022-08-12T22:24:06Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>dła i wywrócona wydawała mimowoli uczucie które nią. miotało. Wypili herbatę, pożegnali się czule i rozeszli, a Muszyński zamyślony i milczący powrócił do izdebki, walcząc z sobą, bo mu ten dar losu był niemal tak przykry, jak jakaś jałmużna rzucona z nieba niedołężnemu, niezdatnemu do surowéj pracy charłakowi. Zresztą wielką dlań było wątpliwością co mu te krocie z sobą przyniosą, trochę więcéj szczęścia, czy zleniwienie, moralny upadek i bezsilność.<br> {{tab}}Cieszył się dla Mani tym dostatkiem niespodziewanym, dla siebie niewiele, a dużo wstydził, że był winien losowi tyle, ile nie jeden calem życiem pracy, poświęcenia i krwawego potu nie zarobił. Zdawało mu się nawet niesprawiedliwością korzystać ze straconych pieniędzy tylu ludzi co je w paszczę losu rzucili z nadzieją, a stracili może z rozpaczą.<br> {{tab}}Był szczęśliwym graczem... a kto wie co się na jego wygranę składało, ile łez, ile głodów, niedostatków, źle użytych oszczędności.<br> {{tab}}Całą noc w tych rozmysłach gorączkowych rzucając się, spać nie mógł i to było pierwszym<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ivgjawia90hjhmdpfwy4qgldf4ao8wg Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1405 100 1084365 3150285 2022-08-12T22:25:30Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>zyskiem jego że nie zmrużył oka, że został zbity, złamany, upokorzony, niemal zawstydzony swém szczęściem.<br> {{tab}}Nie wiedząc co począć pojechał nazbyt rano do p. Feliksa, do którego wszedł tak niezręcznie, że go jeszcze zastał w łóżku....<br> {{tab}}Spojrzawszy nań Narębski się przestraszył, tak w fizjognomji jego dziwne znalazł pomięszanie, tak boleść jakaś wewnętrzna wypiętnowała się na niéj dobitnie. Przyszło mu nawet na myśl, czy się co Mani nie stało i porwał się z łóżka.<br> {{tab}}— Co tam? cóś złego? — zawołał.<br> {{tab}}— Nic! nic! — rzekł Teoś, — to tylko głupstwo moje, że sobie rady dać nie umiejąc, w chwili, gdy kto inny by się śmiał i skakał, ja mam minę skazanego...<br> {{tab}}— Siadajże i mów mi co prędzéj co ci jest?<br> {{tab}}— Wystaw pan sobie, że kiedym się żegnał i obrachowywał z moim księgarzem, Drzemlik narzucił mi prawie gwałtem bilet loteryjny....<br> {{tab}}— A na cóżeś go brał?<br> {{tab}}— Ale musiałem... nudził mnie...<br> {{tab}}— Cóż się stało?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jdmydjrup2jzcb4z19umwg7b5sj38qy Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1406 100 1084366 3150287 2022-08-12T22:26:31Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Nic złego... bilet wygrał wielki los...<br> {{tab}}— Co mówisz? pól miljona? A dla czegóż wyglądasz jak z krzyża zdjęty?<br> {{tab}}— A! bo mi to dolega, bo czuję w sumieniu jakby zgryzotę.... bo sam nie wiem co począć...<br> {{tab}}Narębski począł się śmiać, ściskać go znowu i śmiać się serdecznie, Teoś stał chmurny.<br> {{tab}}— Cóż ci jest? nikogoś przecie nie zrabobował... nawet Drzemlika, który ci gwałtem bilet narzucił...<br> {{tab}}— A wczoraj.... próbował mi go odkupić...<br> {{tab}}— Spodziewam się żeś nie oddal...<br> {{tab}}— Jeszcze nie, ale czuję się tak niespokojny...<br> {{tab}}Narębski strwożył się.<br> {{tab}}— Słuchajże, — zawołał, — to Mania wygrała nie ty... nie ważże mi się robić głupstwa... masz bilet przy sobie? dawaj mi go...<br> {{tab}}— Oto jest, — odparł Teoś.<br> {{tab}}— Konfiskuję, — rzekł żywo porywając go Narębski, — choć raz przecie los miał oczy otwarte i dał nie jakiemuś szołdrze, ale czło-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> en6y757liddx90rsj6fe8s299rnhhew Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1407 100 1084367 3150289 2022-08-12T22:27:00Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>wiekowi, któremu się od niego pomoc należała... Lecę w szlafroku powiedzieć żonie.<br> {{tab}}Narębski cały był w ogniu.<br> {{tab}}— Ale żona pańska śpi pewnie...<br> {{tab}}— A! to ja ją obudzę! — krzyknął p. Feliks, — przecież warto dostać choćby migreny, byle się dowiedzieć, że raz fortuna miała trochę sensu.... i dała szczęście temu co na nie zasłużył.<br> {{tab}}— Czekaj pan! a pewienże jesteś że to szczęście? że to nie zasadzka szatańska na to, bym założywszy ręce próżnował, zdrętwiał, i obrócił się w jednego z tych ludzi, którzy nie mając bodźca, wyrzekają się pracy i życia.<br> {{tab}}— O! dziecko dziesięcioletnie! o gaduło co oklepane rzeczy powtarzasz bez myśli! czyż z pieniędzmi pracować nie lepiéj, nie ochotniej? — rozśmiał się Narębski porywając szlafrok na siebie.<br> {{tab}}A śmiał się i hałasował tak bardzo, że raniéj obudzona Elwira poczęła się ciekawić, domyślała listu od Barona.... jego napadu, czegoś tyczącego się siebie i puknęła do drzwi ojcowskich... ukazując się niespodzianie w do-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4mqktey3rentyjdcasuisuoqgb8wlow Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1408 100 1084368 3150290 2022-08-12T22:27:34Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>syć zaniedbanym szlafroczku i poprzydeptywanych trzewikach...<br> {{tab}}— Któż tam? Elwira? o téj porze? — zapytał Narębski... — chodź! chodź! słuchaj, właśnie wam miałem coś ciekawego powiedzieć....<br> {{tab}}Teoś Muszyński, którego tu widzisz, narzeczony Mani, wygrał na loterji... pół miljona...<br> {{tab}}— Cóż za żarty!<br> {{tab}}— O ba! najświętsza prawda!<br> {{tab}}— Nie może być...<br> {{tab}}— Niepowinno by być a jest! — dodał kłaniając się Teoś...<br> {{tab}}Panna Elwira popatrzyła chwilę, zamknęła drzwi i pobiegła do łoża matki, którą przebudziła bez ceremonji.<br> {{tab}}— Mamo! Mamo!<br> {{tab}}— Co to jest? pali się? która godzina?<br> {{tab}}— Dopiero dziesiąta... ale ogromna nowina.... Teoś Muszyński z Manią wygrali na loterji pół miljona...<br> {{tab}}— Co ty tam pleciesz?<br> {{tab}}— Muszyński jest u papy... papa taki szczęśliwy jakby sam wygrał... śmieje się i tańcu-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bd19giaks6buncgmedej581a60mnfzh Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1409 100 1084369 3150291 2022-08-12T22:28:20Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>je w szlafroku... jeszczem go tak jak żyję nie widziała...<br> {{tab}}P. Samuela nachmurzyła czoło.<br> {{tab}}— A! dajcież mi pokój, — rzekła kwaśno, wartoż mnie było budzić dla takiéj nowiny... Albo bajka, albo jeśli prawda... coż mnie to ma obchodzić? jakby ktoś na księżycu dostał febry!! Mania i Teoś cóż to za bohaterowie?<br> {{tab}}Elwira śmiała się szydersko, ale z jéj oka błyskała źle tajona zazdrość.<br> {{tab}}— Wcale nie brzydki chłopiec, — zawołała dziwnym głosem Elwira — i nie głupi... no proszę mamy, że to takim Maniom zawsze szczęście sprzyja...<br> {{tab}}I nasz Kopciuszek będzie chodzić w atłasach i udawać wielką panią...<br> {{tab}}— A jakże mię głowa boli! dajcież mi wstać spokojnie... niech sobie chodzi w czém chce, i udaje kogo się jéj podoba... Co mnie ma zajmować te jéj pół miljona...<br> <br>{{---}}<br> {{tab}}Pluta choć niecierpliwie wyczekawszy cały tydzień, obrachował się co do dnia i godziny<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> orls7xqbixzpugblx39stl2aesl9xdh Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1410 100 1084370 3150292 2022-08-12T22:29:07Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>i w terminie oznaczonym postanowił odwiedzić Jenerałowę. Dni oczekiwania przeszły mu jeszcze dosyć swobodnie dzięki resztkom pozostałym z datku Narębskiego, który już miał się ku końcowi, ale przy takiéj jak jego nieopatrzności, jutro groziło głodem i niedostatkiem. Pluta mając kieszeń nabitą, nigdy nie zastanawiał się nad tém, że ona się wyczerpać musi, używał, jak gdyby dochody miał nieograniczone, a nędzę gdy przyszła znosił z dosyć filozoficznym stoicyzmem, ocalając ją drwinkami z ludzi, a często i z samego siebie. Ku końcowi siedmiu dni byt jego nie był już bardzo świetny, potrzeba się było ograniczyć wód ką prostą i kawałkiem mięsa, ale kapitan też od losu zbyt wiele teraz nie wymagał, a potrzeby swe sprowadzał do jak najprostszego wyrazu. Fizycznie i moralnie więzienie go złamało, szukał w sobie napróżno téj energii i sprężystości, tego niepokoju ducha, który go dawniéj do wielkich dzieł prowadził, nawet poprawianie rodzaju ludzkiego i dokuczanie szczęśliwym nietyle mu smakowało... Odpoczywał, ''far niente'' i ''keif'' wschodni<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m406dgla4zb1acbt8nayaevdalu9r2g Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1411 100 1084371 3150293 2022-08-12T22:30:00Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>na horyzoncie jego marzeń ukazywały się ideałami najwyższemi. Pluta był przybity, Kirkuć nawet zdumiewał się nie poznając go chwilami.<br> {{tab}}Z rana tego dnia, gdy się miał udać do Jenerałowéj, posłyszawszy go ze stekiem przewracającego się po łóżku, p. Mateusz pokiwał głową.<br> {{tab}}— A co to pułkowniku, stękasz? hę?<br> {{tab}}— Sam się temu dziwuję, ale jakoś kości swędzą... ten loch wilgotny nabawił mnie reumatyzmu, nie poznaję siebie, w głowie nawet jakaś ociężałość niesłychana. Człek by odpoczywał tylko, ochoty nie ma do życia. Albo niedosyć wódki piję, albo teraz spirytus się popsuł, że go z chorych kartofli pędzą, które same siły nie mają, albo to już początek końca... czy koniec początku...<br> {{tab}}Djabli wiedzą, daj no mi tam trzęsianki....<br> {{tab}}— A to i ja się napiję, bo to człowieka stawi na nogi! — rzekł wstając Kirkuć, — jeden kieliszek z rana na czczo, z kawałkiem chleba z solą, to dukat doktorowi z kieszeni...<br> {{tab}}— No, a dwa? — spytał Pluta.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4q4k7octckdx66x5ucu4ktqw0r2j9ig Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1412 100 1084372 3150294 2022-08-12T22:31:15Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— A dwa? to musi być dwa dukaty.... — odparł Kirkuć, — ale już ten drugi to czasem w głowie mąci.<br> {{tab}}— Słaba głowa, — rzekł kapitan wychylając spory kielich. Niech mówią co chcą, — do — dai, — wino, piwo i tamte inne rozwodnione fraszki i przysmaki ku połechtaniu podniebienia, wszystko to są romanse, a wódka grunt. Zaraz ci się w żołądku rozgospodaruje i w głowie rozjaśnia.... Która godzina?<br> {{tab}}— Co się tyczy godziny, — odparł Kirkuć, tyle tylko wiem, że sztankelerka odeszła, a zatem musi coś być około południa.<br> {{tab}}— Gwałt! a ja w łóżku i nie ogolony, a tu wizyta za pasem! — zakrzyczał kapitan. — Kirkuć, z ciebie śpioch obrzydliwy.... czemu mnie nie obudziłeś? dawaj mi cyrulika<br> {{tab}}— Zaraz, ale co się tyczy budzenia, wszak nie miałem tego posłannictwa, iż się tak wyrażę, — odparł Kirkuć, — a pan się gniewasz nie kazawszy mi....<br> {{tab}}— Gniewam się gdy nie mam racji, powinieneś o tém wiedzieć, — rzekł kapitan, — to ogólna reguła.... ruszaj po cyrulika.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gzi7nuhsde8lvpimz390w9xep21trco 3150295 3150294 2022-08-12T22:31:34Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— A dwa? to musi być dwa dukaty.... — odparł Kirkuć, — ale już ten drugi to czasem w głowie mąci.<br> {{tab}}— Słaba głowa, — rzekł kapitan wychylając spory kielich. Niech mówią co chcą, — dodał, — wino, piwo i tamte inne rozwodnione fraszki i przysmaki ku połechtaniu podniebienia, wszystko to są romanse, a wódka grunt. Zaraz ci się w żołądku rozgospodaruje i w głowie rozjaśnia.... Która godzina?<br> {{tab}}— Co się tyczy godziny, — odparł Kirkuć, tyle tylko wiem, że sztankelerka odeszła, a zatem musi coś być około południa.<br> {{tab}}— Gwałt! a ja w łóżku i nie ogolony, a tu wizyta za pasem! — zakrzyczał kapitan. — Kirkuć, z ciebie śpioch obrzydliwy.... czemu mnie nie obudziłeś? dawaj mi cyrulika<br> {{tab}}— Zaraz, ale co się tyczy budzenia, wszak nie miałem tego posłannictwa, iż się tak wyrażę, — odparł Kirkuć, — a pan się gniewasz nie kazawszy mi....<br> {{tab}}— Gniewam się gdy nie mam racji, powinieneś o tém wiedzieć, — rzekł kapitan, — to ogólna reguła.... ruszaj po cyrulika.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1f0nw4pg9kg8ms5uzcebvf85xwgp0f1 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1413 100 1084373 3150296 2022-08-12T22:32:57Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Idę już....<br> {{tab}}Kirkuć wyskoczył zaraz, kapitan się zerwał umywać, a że nie miał czasu na kawę, powtórzył wódkę i wybiegł w miasto, dążąc do mieszkania jenerałowéj.<br> {{tab}}Właśnie dochodził do jéj domu, gdy dorożka wioząca Pobrackiego w tęż samą stronę, zastanowiła się u drzwi jego i dwaj panowie<br> {{tab}}weszli razem.<br> {{tab}}— A pan tu? — spytał p. Oktaw.<br> {{tab}}— Z polecenia jenerałowéj samej<br> {{tab}}Zaczęli się ceremonjować we drzwiach u wnijścia, gdy im komodą ogromną zawalono przejście, musieli więc poczekać, aż się ona wyniosła na ulicę. Daléj, nim zdołali próg przestąpić, poczęła się tymże samym otworem dobywać na świat kanapa, którą Pobracki poznał z trwogą za należącą do mebli jenerałowéj, lub przynajmniéj wiele do znajoméj mu z ciemnego salonu podobną. Twarz jego zwykle blada, zrobiła się glinianą prawie.<br> {{tab}}Weszli zatem do sieni, w któréj mnóstwo mebli, niewątpliwie już uznanych za należące do jenerałowéj Palmer, w największym nieła-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tboq67yrdwmqeyh36ott825scrog7o9 Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1414 100 1084374 3150297 2022-08-12T22:35:11Z Wieralee 6253 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>dzie, jakby po wielkim rozpierzclmione boju, spoczywały. Stolik z serwantką i lampami zajmował środek, tyłem, bokiem, jedne na drugich okrążały go krzesła i fotele dziwnie pomieszane, fortepjan zamknięty w pace, lustro w muślinowéj spódniczce, półka podobna do wschodków i jenerał przewrócony niewygodnie do góry nogami. Wszystko to zdawało się kłócić z sobą i czekać tylko chwili do ponowienia walki przerwanéj. Przejść było trudno wśród tego kafarnaum, którego ognisko zajmował jakiś jegomość z bródką ryżą, palący ostatek cygara i rozporządzający się jak w domu. Bzurskiego nawet, czujnego stróża, nie widać było nigdzie.<br> {{tab}}— Ale cóż to to jest? — spytał Pobracki.<br> {{tab}}— Coś wygląda na przenosiny, — rzekł Pluta równie niespokojny.<br> {{tab}}— Co to jest? — powtórzył mecenas.<br> {{tab}}— Czego panowie chcą? — zawołał z nieukontentowaniem wyjmując cygaro jegomość z bródką, nie kryjąc, że im był nie rad.<br> {{tab}}— Cóż to znaczą te powynoszone meble?<br> {{tab}}— A co mają znaczyć? — odparł pogardli-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nhrl1tv8b8gncn3cjzek7da6qvdqoga Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/34 100 1084375 3150299 2022-08-12T23:02:08Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>Wprawdzie większość obrzędów ma w dobie dzisiejszej raczej symboliczne znaczenie i utraciła swą początkową istotną grozę niebezpieczeństwa. Najlepszym tego dowodem współczesna masonerja która małpując stare obrzędy, w większości wypadków nie zna ich rzeczywistego sensu; lecz taż masonerja utraciła również i klucz do najpotężniejszych hermetycznych i magicznych sekretów, które w spadku odziedziczyła, zamieniając się z towarzystwa tajnego okultystycznego w stowarzyszenie o rytuałach tajemniczych, lecz zadaniach politycznych, przynajmniej w stopniach najniższych. Bo w najwyższych, nie przestanę tego powtarzać, jest ona świętnicą magji, lecz niestety nie królewskiej, a niższej, uprawianej przez czarnych adeptów. Lecz, że i tak dość nienawiści temi rewelacjami ściągnąłem na siebie ze strony tych panów, więcej precyzować nie chcę, niźli to uczyniłem dotychczas.<br> {{tab}}Pomijając sprawę tajemnych stowarzyszeń, do których niekoniecznie niezbędnem jest należeć, gdyż najwyższe wtajemniczenie osiągnąć można nie od {{roz*|ludzi,}} a od {{roz|Stwórcy Najwyższego i samego siebie}} przez rozmyślanie i wytężoną pracę — zastanówmy się jakim warunkom ma odpowiadać adept, by rezultaty na tej drodze osiągnął.<br> {{tab}}Uczeń magów ma być bez namiętności, {{Korekta|wstrzęmięźliwy|wstrzemięźliwy}}, czysty; ma być nieprzenikniony i niedostępny bojaźni i przesądom. Nie mogą czynić na nim wrażenia ani przykrości, ani przeciwieństwa losu. Pierwszem i najważniejszem z zadań magicznych jest osiągnięcie tej doskonałości. Lecz jak to uczynić?<br> {{tab}}Człowiek może się zmienić przez przyzwyczajenie, które jest drugą naturą. Może się zmienić przy pomocy stałej i ciągłej gimnastyki psychicznej; zmieni ona jego charakter i światopogląd, jak ćwiczenia fizyczne zmieniają nasze ciało. Chcesz<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pcfsb7e96sujrchrfbpaealeynev7f5 Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/35 100 1084376 3150300 2022-08-12T23:07:50Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>panować nad sobą i nad innemi? Naucz się chcieć. Lecz jak można nauczyć się chcieć?<br> {{tab}}Tu, rozpoczyna się pierwszy arkan inicjacji magicznej... i aby zrozumieć treść tego arkanu starożytni otaczali przystęp da sanktuarjum tylu straszliwemi próbami. Nie wierzyli oni w wolę, dopóki nie widzieli jej namacalnych dowodów. I mieli rację: siła może się objawiać jedynie zwycięstwem.<br> {{tab}}Chcieć — to módz — a módz — to potęga, to władza! Ty więc, co chcesz stać się magiem — niekoronowanym monarchą chciej... i sam siebie poddawaj próbom. Oczyszczanie się twoje polegać będzie na wyzbywaniu brutalnych, nizkich namiętności, na uporczywej pracy. Leniuch nigdy nie stanie się magiem, bo magja to ćwiczenie o każdej godzinie, o każdej sekundzie. Przezwyciężaj pociąg do uciechy, zwalczaj sen, zwalczaj głód. Panować winieneś nad każdym drgnieniem twego ciała. Obojętnym będziesz na opinję świata: nie przerazi cię sarkazm, nie ucieszy — pochlebstwo. Musisz się zamienić, jakby w magnes psychiczny — wtedy przyciągniesz to wszystko, do czego dążysz.<br> {{tab}}Eliphas Lewi w swym wstępie do „Dogme et Rituel de la Haute Magie“ udziela następujących rad praktycznych.<br> {{tab}}„Oczyszczenie maga polegać będzie na powstrzymaniu się od potraw mięsnych, na wykreśleniu z swego życia napoi oszałamiających i na uregulowaniu godzin spoczynku.<br> {{tab}}Zewnętrznie zachować należy czystość jaknajwiększą: nawet biedak znajdzie wodę w studni. Trzeba starannie czyścić ubranie i sprzęty, z któremi się styka. Wszelka nieczystość świadczy o niedbalstwie, niedbalstwo w magji jest zabójcze. Nie należy chwalić się przed nikim, z pracami które się {{pp|za|mierzyło}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m418yfvaexfmibdx8no61u5wpx0box9 Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/36 100 1084377 3150301 2022-08-12T23:12:58Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|za|mierzyło}}: tajemnica jest jednym z koniecznych warunków powodzenia wszelkich przedsięwzięć nauki.<br> {{tab}}Mag winien na początku odosobnić się i możliwie powstrzymać od zbędnych znajomości, by skoncentrować w sobie swą siłę; lecz ile będzie on odosobniony i osamotniony na początku, o tyle ujrzy się otaczanym i popularnym później, gdy zdąży skupić swą wolę i niby magnes przyciągać będzie wielkie fale i prądy, rządzące wszechświatem.<br> {{tab}}Życie pracowite i skromne jest tyle podatne istotnemu wtajemniczeniu, że najwięksi mistrze dążyli doń, nawet, gdy mogli rozporządzać skarbami świata. Wtedy to przybywa Szatan, czyli ludzie bezmyślni i głupi, przybywa, kusi: „jeśli możesz uczyń, by kamienie zamieniły się w złoto“. I smutny los tego, co nie oprze się pokusie dla chwilowego poklasku, mag prawdziwy bowiem, przejdzie nad propozycjami obniżenia swego poziomu, z pogardą i obojętnie.<br> {{tab}}Należy, dalej, unikać o ile możności widoku rzeczy obrzydliwych i brzydkich, nie jadać z osobami, dla których się nie ma szacunku i wystrzegać wszelkich ekscesów.<br> {{tab}}Mieć dla siebie jaknajwiększy szacunek i uważać się za zapoznanego monarchę, który się być nim zgadza, pod warunkiem, że odzyska swą koronę i władzę.<br> {{tab}}Być łagodnym, lecz z godnością wobec wszystkich — w stosunkach socjalnych nie dać się nigdy zaprzątać błahostkowemi sprawami i wycofywać się z kół, w których by się nie miało jakiejkolwiek inicjatywy.<br> {{tab}}Zdaje nam się, że przez to cośmy powiedzieli, daliśmy w dostatecznej mierze do zrozumienia, że magja nasza nie jest magją satanistów i czarowników. Ta magja, którą ja uznaję — jest to nauka i religja jednocześnie, religja, która nie ma za {{pp|za|danie}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lhqhgktaq0teew06khi9vr77krs8tta Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/37 100 1084378 3150302 2022-08-12T23:15:01Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|za|danie}} obalania lub ośmieszania starych kultów, lecz pragnie je odrodzić, stwarzając koło nowych wtajemniczonych, którzy by się mogli stać mistrzami tłumów.<br> {{tab}}Żyjemy w wieku, w którym prawie nic do obalenia nie zostało: lecz wszystko trzeba odbudować, bo obalonem jest. Lecz co odbudować? Przeszłość? Nie odbudowuje się przeszłości. Stawiać z powrotem stare świątnice, czy trony? Po co, skoro padły. — Jest to, jak gdyby ktoś powiedział: mój dom się rozpadł ze starości, po cóż budować nowy? — Lecz czyż dom, który wybudujecie, będzie podobny do starego? — Nie: gdyż tamten był stary, a ten będzie nowy. — Lecz zawszeć to będzie dom? — A cóżeście chcieli żeby to było“?<br> <br> [[Plik:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemnice masonerji i masonów ilustracja 054.jpg|250px|center]] <br> {{---}} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lvvplfa0ka1nip12t3ngmzggdkmpkpr Magja i czary/Rozdział II 0 1084379 3150303 2022-08-12T23:16:59Z Seboloidus 27417 nowa strona wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=31 to=37 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Stanisław Antoni Wotowski}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|W{{BieżącyU|2}}]] m3xcseqalh50v7lci8b6o0f5q7z06ns 3150304 3150303 2022-08-12T23:18:01Z Seboloidus 27417 dr wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu" from=31 to=37 /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Stanisław Antoni Wotowski}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|W1{{BieżącyU|2}}]] 3k5w9dn5h6f4tnh683tg0obscyo0gnw Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/151 100 1084380 3150306 2022-08-12T23:27:07Z Seboloidus 27417 /* Bez treści */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="0" user="Seboloidus" /></noinclude>{{Skan zawiera reklamę}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k8rkttf7dc6sj004w1eclg4dpvw3h36 Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/9 100 1084381 3150307 2022-08-12T23:56:38Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /><br></noinclude>{{c|{{roz|TREŚ}}Ć|h=normal|w=140%}} {{c|SZKICÓW Z PODRÓŻY W TATRY.|font=Arial Narrow|w=110%}} {{c|——o——}} {{SpisPozycja|width=400px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|[[Szkice z podróży w Tatry/Wstęp|Wstęp.]]|w=110%}} |nodots }} {{SpisPozycja|width=400px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|[[Szkice z podróży w Tatry/Krzyżne|Krzyżne]]|w=110%}} |page={{f*|str. 4.|w=110%}} }} {{SpisPozycja|width=340px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|Hala królowa. Żółta turnia. Zalety kosodrzewiny. Przeprawa po złomach granitowych w Pańszczycy. Wdzieranie się po piargach na Krzyżne. Widok z Krzyżnego. Wołoszyn. Wierzchołek Wielkiéj Koszystéj. Zejście z niéj nad staw Zielony. Powrót wśród słoty przez manowce do Jaszczurówki.|w=90%}} |nodots }} {{SpisPozycja|width=400px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|[[Szkice z podróży w Tatry/Świnnica|Świnnica]]|w=110%}} |page={{f*|str. 23.|w=110%}} }} {{SpisPozycja|width=340px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|Odkrycie wyjścia na najwyższy szczyt Świnnicy. Kuźnice. Boczań. Widok z hali królowéj. Dolina stawów Gąsienicowych. Liliowe i widok z niego. Skrajna i pośrednia turnia. Kozice w Tatrach. Pobyt i zapiski na wierzchołku Świnnicy. Powrót do Zakopanego.|w=90%}} |nodots }} {{SpisPozycja|width=400px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|[[Szkice z podróży w Tatry/Zakopane|Zakopane]]|w=110%}} |page={{f*|str. 45.|w=110%}} }} {{SpisPozycja|width=340px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|Podhale. Wieś Zakopane. Chaty góralskie. Opryszki w Tatrach. Życie pasterskie. Nieszczęśliwe zdarzenia. Ochrona kozic i świstaków przed drapieżnością strzelców. Wiatr halny. Goście w Zakopanem.|w=90%}} |nodots }} {{SpisPozycja|width=400px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|[[Szkice z podróży w Tatry/Giewont i Czerwone Wierchy|Giewont i Czerwone Wierchy]]|w=110%}} |page={{f*|str. 64.|w=110%}} }} {{SpisPozycja|width=340px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|X. Stolarczyk na szczycie Giewontu. Ujście doliny Małéj Łąki. Polana Miętusia. Wielka turnia. Źródło nad odchłanią. Wierzch Małołączniaka. Krzesanica. Widok z Czerwonych Wierchów. Szczerba w Giewoncie. Piekło. Źródło Białego Dunajca. Polana Kalatówki.|w=90%}} |nodots }}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3tib7ia43td0nwj2hw4brgm7dphd8h1 Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/11 100 1084382 3150309 2022-08-13T00:10:34Z Seboloidus 27417 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /><br></noinclude>{{c|{{roz|DODATE}}K.|h=normal|w=140%|po=0.5em}} {{SpisPozycja|width=400px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|[[Szkice z podróży w Tatry/Polski Grzebień|Polski Grzebień]]|w=110%}} |page={{f*|str. 201.|w=110%}} }} {{SpisPozycja|width=340px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|Waksmundska lub Lichajowa polana. Przejście Białki. Dolina Białéj wody. Staw Zielony, Litworowy, Zmarzły. Grzbiet Polskiéj przełęczy. Noc u stóp Gierlachu w dolinie Wielkiéj. Szmeks. Poprad. Tatry od południa. Hradek. Dolina Liptowska. Przybylina. Podkamieniste. Nocleg w Leśniczówce. Dolina Wierchcicha. Przełęcz Tomanowska. Powrót przez dolinę Kościeliską.|w=90%}} |nodots }} {{SpisPozycja|width=400px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|[[Szkice z podróży w Tatry/Lodowy szczyt|Lodowy szczyt]]|w=110%}} |page={{f*|str. 226.|w=110%}} }} {{SpisPozycja|width=340px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|Zkąd pochodzi nazwa Lodowego. Wycieczka na szczyt 1873 r. Polana Rusinowa i widok z niéj. Jaworzyna Spiska. Gałejdówka. Murań. Dolina Jaworowa. Droga na Lodowy od południa. Burza na skałach i mgła. Odwrót w deszczu bez dopięcia celu. Powtórna wyprawa na Lodowy przez Poronin i Bukowinę na wózkach. Sławny widok z Głodówki. Znowu Jaworzyna Spiska i Gałejdówka. Wdzieranie się na szczyt Lodowy. Widok z tamtąd i wrażenia. Powrót do Zakopanego przez Podspady, Jurgów i Bukowinę.|w=90%}} |nodots }} {{SpisPozycja|width=400px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|[[Szkice z podróży w Tatry/Pogląd na Tatry|Pogląd na Tatry]]|w=110%}} |page={{f*|str. 248.|w=110%}} }} {{SpisPozycja|width=340px|widthp=50|espace=0.3em |tyt={{f*|Wiersz księdza Antoniewicza. Pogląd historyczny. Nazwa Tatr. Ich mieszkańcy. Granice Polski za Tatrami. Mowa Podhalan. Słowniczek wyrazów Podhalan. Przemysł górali. Poczucie piękna. Stosunek rodziny u górali i ich pojęcia o miłości. Pogoda w Tatrach. Różnica stoków południowych od północnych. Podział Tatr na wschodnie i zachodnie. {{Korekta|Roślinność|Roślinność.}} Zasiągi pionowe. Śniegi wieczne. Tatry widziane z dala.|w=90%}} |nodots }} <br><br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 43iqmh6gnyw4hfab3eglov5ut685dmj Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/85 100 1084383 3150310 2022-08-13T03:05:38Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Odmawiasz mi wszystkiego, Mości Książę — rzekła z uśmiechem i cichem westchnieniem.<br> {{tab}}— Cóż nowego, hrabino? Przychodzę do ciebie, jak zwykle, na gazetkę.<br> {{tab}}— Cisza morska, Mości Książę — martwa cisza. Świat usnął i marzy we śnie już wiek cały. Nie przypominam sobie najlżejszego objawu przebudzenia. Okropny stan. Po raz ostatni w życiu doznałam rozkoszy wzruszenia, gdy pozwolono mojej opiekunce wymierzyć mi sumiennie zasłużonego klapsa! Ale nie, nie, nieprawda, popełniłam niesprawiedliwość względem siebie i twego zaczarowanego pałacu. Tak, to było po raz ostatni. Już naprawdę raz ostatni!<br> {{tab}}I za wachlarzem, lekko pochylona, pośród tysiąca spojrzeń, uśmiechów i zwrotów zręcznej rozmowy, rozwijać zaczęła barwne opowiadanie ostatniej przygody, która jej urozmaiciła senną monotonię życia.<br> {{tab}}Otaczające ją damy dyskretnie usunęły się na bok, gdyż widocznem było, że piękna hrabina jest w łasce. Widziała to zapewne i podniecona znowu, kryła się za wachlarzem, głos zniżyła do szeptu, i chwilami obie pochylone głowy dotykały się prawie w tem zbliżeniu.<br> {{tab}}— Jesteś pani... wiesz o tem? — mówił, śmiejąc się książę — jesteś najzręczniejszą kobietą pod słońcem! najbardziej zajmującą.<br> {{tab}}— Ach, nakoniec spostrzegłeś to, okrutny książę!<br> {{tab}}— O, tak, pani, nabywam z wiekiem doświadczenia i trochę przenikliwości.<br> {{tab}}— Z wiekiem? — powtórzyła. — Możesz pan mówić o tym zdrajcy? Ja nie wierzę w bieg czasu. Cały kalendarz jest złudzeniem, kłamstwem.<br> {{tab}}— Musisz pani mieć słuszność — odparł poważnie książę. — Od lat sześciu, gdy zostaliśmy przyjaciółmi, widzę cię codzień młodszą i piękniejszą.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5x9xf5ycdiw7z52kdaj3h4a3jkf9evj Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/86 100 1084384 3150311 2022-08-13T03:11:18Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}— Pochlebca! — zawołała, a potem, zmieniając ton nagle: — Nie, pocóż mam tak mówić, jeśli na honor, sama myślę zupełnie tak samo. Przed tygodniem miałam konsylium z moim Ojcem Przewodnikiem, ze zwierciadłem, Mości Książę. Zwierciadło mi odpowiedziało: „Nie jeszcze.” Podobne konferencye odbywam co miesiąc. O, wierz mi, książę, to chwila bardzo uroczysta. Czy wiesz, co zrobię, kiedy zwierciadło odpowie: „Już pora?”<br> {{tab}}— Nie umiałbym odgadnąć.<br> {{tab}}— Ani ja tembardziej — zaśmiała się hrabina. — Ale wybór mam rozległy: samobójstwo, gra, klasztor, pamiętniki, polityka nakoniec. Obawiam się, że poprzestanę na ostatniej.<br> {{tab}}— Smutne powołanie — zauważył Otton.<br> {{tab}}— Niekoniecznie — odparła. — Czuję do niego pociąg. Polityka jest cioteczną siostrą plotki, którą w każdym razie musimy uznać za zabawną, a często bardzo zajmującą. Nie przecz, książę. Jeśli ci opowiem np., że księżna pani codzień wyjeżdża z baronem na przegląd artyleryi, będzie to z mojej strony, stosownie do sposobu wypowiedzenia tej nowiny, polityką lub plotką. Jestem jak alchemik, który stwarza nowe pierwiastki za pomocą środków tajemniczych... Od chwili wyjazdu twego, Mości Książę, widywano ich wszędzie razem... — ciągnęła dalej z błyszczącem spojrzeniem, pod którem twarz Ottona pokryła się ciemnym rumieńcem. — To będzie mała plotka, cokolwiek złośliwa... Ale jeżeli dodam, że witano ich wszędzie okrzykiem, moja ploteczka stanie się wiadomością polityczną.<br> {{tab}}— Mówmy o czem innem — rzekł Otton spokojnie.<br> {{tab}}— Właśnie chciałam to samo proponować, a raczej chcę się zwrócić do polityki. Wojna jest popularną, nie prawdaż? Musi być dość popularną, skoro ludność wydaje okrzyk na cześć księżny Serafiny.<br> {{tab}}— Wszystko to jest możliwem, wszystko to być może, droga pani — powtórzył książę. — Być może, iż rzeczywiście<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qqssv23f294dtoqdxbayq64ma2nwakg Strona:Robert Louis Stevenson - Przygody księcia Ottona.djvu/87 100 1084385 3150312 2022-08-13T03:15:45Z Piotr433 11344 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Piotr433" /></noinclude>robimy przygotowania do wojny, ale słowu honoru daję, że nie wiem, z kim mamy wojować.<br> {{tab}}— I pan pozwalasz na to? Znosisz to, Mości Książę? — zawołała z zalotnem oburzeniem. — Przyznaję, że nie miałam nigdy pretensyi do moralnych zasad: jagnię wstręt we mnie budzi, a wilk — podziw romantyczny. O, skończ raz, Mości Książę, z tą rolą jagnięcia! Pozwól nam się przekonać, że mamy monarchę. Dość, dość już tej kądzieli!<br> {{tab}}— Sądziłem, pani, — zauważył Otton — iż należysz do przeciwnego obozu.<br> {{tab}}— Będę należała do twego, mój książę, ale niech zacznie istnieć — odparła wesoło. — Czyż rzeczywiście nie masz najmniejszej ambicyi? Był niegdyś w Anglii człowiek, którego nazwano: „Twórcą królów...” Czy wiesz, Mości Książę, zdaje mi się, że i ja także umiałabym stworzyć, czy zrobić choć księcia?<br> {{tab}}— Może wkrótce poproszę panią o dobrą radę, jak zrobić z siebie zwykłego wieśniaka — zauważył książę znacząco.<br> {{tab}}— Czy to zagadka?<br> {{tab}}— Tak, pani, i nawet bardzo dobra.<br> {{tab}}— Odpowiem ci podobną: Gdzie jest w tej chwili Gondremark?<br> {{tab}}— Pierwszy minister? Prawdopodobnie w ministeryum.<br> {{tab}}— Niewątpliwie, Mości Książę — uśmiechnęła się hrabina, końcem wachlarza wskazując apartament księżny. — My, Mości Książę, oboje znajdujemy się w przedpokoju. Sądzisz, — dodała — że jestem złośliwą? Wypróbuj mię. Daj mi jakie bardzo trudne polecenie. Zapytaj o coś. Niema trudności, którejbym nie zdołała pokonać dla ciebie; niema tajemnicy, którejbym tobie nie odkryła.<br> {{tab}}Książę ucałował piękną, małą rączkę.<br> {{tab}}— Wierz mi pani, iż zanadto cenię w tobie przyjaciela, abym miał to uczucie wystawiać na próby. Stokrotnie<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 65zyd5tdgmhaek6g8qbp7djo01u9u0d Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/517 100 1084386 3150318 2022-08-13T04:35:44Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Listy, w których wynurzało się jego serce, mówiły wiele o nieskończonem uczuciu, przywiązaniu, lecz nigdy o powrocie.<br> {{tab}}Więc kochał jeszcze bardziej i nie mógł zapomnieć.. Więc nieuleczalna rana zagoić się nie mogła i krwawiła się ciągle.<br> {{tab}}Zima z roku 1869 na 1870 upłynęła zwolna.<br> {{tab}}Była to zima dziwnie smutna.<br> {{tab}}Wielka stolica wydawała się osobliwie przygnębioną.<br> {{tab}}W powietrzu dawał się czuć jakiś złowrogi powiew, ponure przynoszący wróżby.<br> {{tab}}„Międzynarodówka“ pracowała w mroku.<br> {{tab}}Feliks Pyat w Londynie wznosił toast na cześć „kuli“, a dzienniki nieprzejednane skwapliwie powtarzały go i zachwalały.<br> {{tab}}Najwięksi optymiści przewidywali niechybną katastrofę.<br> {{tab}}Krwawe widmo „komuny“, zjawiało się na horyzoncie we mgłach blizkiej przyszłości.<br> {{tab}}Francja wpadła w zasadzkę, zastawioną przez tego człowieka ponurego geniuszu, przez tego Machiavela kolosalnego, który dziś nazywa się księciem Bismarckiem.<br> {{tab}}Książę de Gramont wstąpił na trybunę i wiadomość o wypowiedzeniu wojny spadła jak piorun.<br> {{tab}}Na ten huk gromu cały kraj zadrżał, ale z radości nie ze zgrozy.<br> {{tab}}Francja, ślepo ufająca w swą potęgę wojskową, Francja, zwycięzka pod Sewastopolem, pod Magentą, pod Solferinem, czyż mogła bez obrażenia samej siebie, przypuszczać możebność niepowodzeń?<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> gljow6wjgnc8qm4lin9dsuy8xabaiyg Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/518 100 1084387 3150319 2022-08-13T04:37:18Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Po stokroć nie! To też cokolwiekbądź dałoby się powiedzieć, zapał olbrzymi był i powszechny, a gdy pułki przechodziły, dążąc ku granicy, witano je okrzykami:<br> {{tab}}— Idą po zwycięztwo!<br> {{tab}}Złudzenia, złudzenia, jak nigdy!<br> {{tab}}Po tak pięknych rojeniach, jakaż nastała rzeczywistość!..<br> {{tab}}Najprzód Wissemburg, potem Forbach, potem Reischoffen, walki przerażające i pełne chwały, bo jeden walczył przeciw dziesięciu, bo kilka tysięcy bohaterów nie zostało zwyciężonych ale zaduszonych tłumami wojsk niemieckich, padli rozszarpani przez kartacze niemieckie.<br> {{tab}}A przecie mimo to wszystko, jeszcze się łudzono, jeszcze się pocieszano nadzieją.<br> {{tab}}Nareszcie nastało zupełne przebudzenie: Sedan!<br> {{tab}}Ujęcie Paryża w żelazne kleszcze stawało się faktem.<br> {{tab}}Zalew całej Francji przez niemieckie żołdactwo stawał się blizki. {{***}} {{tab}}W październiku już Armand Fangel zajął miejsce w szeregach gwardji ruchomej departamentu Doubs.<br> {{tab}}Z wyboru został porucznikiem.<br> {{tab}}Pani de Nathon przypuszczając, że ci gwardziści prowincjonalni przeznaczeni będą do obrony Wogezów, tych fortyfikacji naturalnych, tych wąwozów potężnych, wydanych wrogowi prawie bez walki,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qnsevswzwxnanfwosdb607shhs7npow Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/519 100 1084388 3150320 2022-08-13T04:38:59Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>opuściła Paryż wraz z Herminią i baronową, i zamieszkała w zamku Cusance, ażeby bliżej być syna.<br> {{tab}}Hrabia de Nathon, który podróżował po Austrji, powrócił do Francji spiesznie, skoro tylko wojna została wypowiedziana.<br> {{tab}}Dowiedziawszy się po przybyciu do Paryża, że hrabina wyjechała do departamentu Franche-Comté, udał się do Besançon, gdzie miał dowództwo dzielny jenerał Rolland.<br> {{tab}}Wiek nie pozwalał hrabiemu zaciągnąć się do wojska regularnego, ale zebrał i uzbroił własnym kosztem mały oddział ochotników, złożony z dzielnych ludzi, którzy jak on, za Francję konającą gotowi byli poświęcić życie, przelać krew swą do ostatniej kropli.<br> {{tab}}Hrabia de Nathon znajdował się w Villersexel z garścią swych ludzi.<br> {{tab}}Prawdziwym bohaterem był onego złowrogiego i zarazem wzniosłego dnia, który dreszczem bólu przejął serca niemieckie.<br> {{tab}}Niechby powodzenie potrwało jeszcze dwadzieścia cztery godzin, a sztandar francuzki wespół z armatami francuzkiemi, wkroczyłby do księstwa badeńskiego.<br> {{tab}}Ale Garibaldi, w błąd wprowadzony pozornym atakiem kilkuset landwerzystów, przepuścił tymczasem armię Manteuffla i pozwolił przeciąć linię kolejową w Monchard.<br> {{tab}}Tym razem sprawa francuzka już była przegrana! Ostatnie widoki, ostatnie szanse znikły...<br> {{tab}}Odtąd wojskom regularnym, gwardzistom ruchomym i wolnym strzelcom pozostawało już tylko rejterować, a ścigały ich zewsząd kule i kartacze.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> g4nugq54uvqn0fkmp30owjv0y48shsk 3150324 3150320 2022-08-13T04:42:58Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>opuściła Paryż wraz z Herminią i baronową, i zamieszkała w zamku Cusance, ażeby bliżej być syna.<br> {{tab}}Hrabia de Nathon, który podróżował po Austrji, powrócił do Francji spiesznie, skoro tylko wojna została wypowiedziana.<br> {{tab}}Dowiedziawszy się po przybyciu do Paryża, że hrabina wyjechała do departamentu Franche-Comté, udał się do Besançon, gdzie miał dowództwo dzielny jenerał Rolland.<br> {{tab}}Wiek nie pozwalał hrabiemu zaciągnąć się do wojska regularnego, ale zebrał i uzbroił własnym kosztem mały oddział ochotników, złożony z dzielnych ludzi, którzy jak on, za Francję konającą gotowi byli poświęcić życie, przelać krew swą do ostatniej kropli.<br> {{tab}}Hrabia de Nathon znajdował się w Villersexel z garścią swych ludzi.<br> {{tab}}Prawdziwym bohaterem był onego złowrogiego i zarazem wzniosłego dnia, który dreszczem bólu przejął serca niemieckie.<br> {{tab}}Niechby powodzenie potrwało jeszcze dwadzieścia cztery godzin, a sztandar francuzki wespół z armatami francuzkiemi, wkroczyłby do księstwa badeńskiego.<br> {{tab}}Ale Garibaldi, w błąd wprowadzony pozornym atakiem kilkuset landwerzystów, przepuścił tymczasem armię Manteuffla i pozwolił przeciąć linię kolejową w Monchard.<br> {{tab}}Tym razem sprawa francuzka już była przegrana! Ostatnie widoki, ostatnie szanse znikły...<br> {{tab}}Odtąd wojskom regularnym, gwardzistom ruchomym i wolnym strzelcom pozostawało już tylko rejterować, a ścigały ich zewsząd kule i kartacze.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lgwlx7ld08rh5qp9wbw5vwk5nqy6ol7 Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/520 100 1084389 3150322 2022-08-13T04:41:08Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Kiedy wśród najstraszliwszej nędzy i niewysłowionych niebezpieczeństw, większa część armii rzuciła się do Szwajcarji, gdzie ją czekała iście wzruszająca gościnność, kilka garstek gwardzistów ruchomych, kilka partji wolnych strzelców, oddzielonych od towarzyszów niedoli, tułało się jeszcze między skaliste- mi pagórkami pod Rougemont i Baume-les-Dames.<br> {{tab}}Otoczeni ze wszechstron, trapieni zblizka przez patrole pruskie, żołnierze ci zaimprowizowani, czuli się prawie zgubionymi, ale podtrzymywała ich jeszcze nadzieja, że sprzedadzą swe życie o ile można jaknajdrożej, że wielu wrogów zabiją, zanim sami polegną.<br> {{tab}}Zresztą musieli walczyć nietylko z nieprzyjacielem, ale z zimnem i głodem.<br> {{tab}}Śnieg, grubą warstwą pokrywający ziemię, stężał na mrozie i oślizgł, że chodzić było ciężko.<br> {{tab}}Żywności brakło...<br> {{tab}}Do wsi trudno się było dostać, gdyż wszystkie już wpadły w ręce najeźdźców. {{***}} {{tab}}Noc zapadała mroźna i ciemna.<br> {{tab}}Gromadka sześciu ludzi biwakowała na polance, u szczytu wzgórza pokrytego lasem.<br> {{tab}}Ludzie w bluzach ciemnoniebieskich i w szerokich spodniach, założonych w buty, jakby ani trochę nie stracili energii.<br> {{tab}}Uzbrojeni byli w karabiny Remingtona, u pasów skórzanych wisiały im rewolwery i pałasze.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4zs9wbwk3ri5p3x08le835kjkdsqfxo Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/523 100 1084390 3150323 2022-08-13T04:42:43Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Gwardzista ułatwił mu to, odrzucając kaptur, który mu ukrywał kepi i zasłaniał część twarzy.<br> {{tab}}Starzec nagle zbladł i szepnął tonem dzikim:<br> {{tab}}— Armand!.. to Armand!..<br> {{tab}}W pierwszej chwili chciał cofnąć się, jakby ujrzał przed sobą coś wstrętnego, ale był to ruch tylko błyskawiczny i dżentelman, którego nazywano „panem hrabią“ wyciągnął ramiona ku młodzieńcowi i wyrzekł wzruszonym głosem:<br> {{tab}}— Chwała Ci Boże, żeś go jeszcze zostawił przy życiu!.. Dziecko moje, chodź mnie uściskać...<br> {{tab}}Oficer gwardzistów podbiegł i hrabia Henryk de Nathon przycisnął Armanda Fangela do serca z jakąś ponurą gwałtownością.<br> {{tab}}Nastąpiło kilka chwil milczenia po tym uścisku. Nie był tu ani czas, ani miejsce, do poufnych wynurzeń,<br> {{tab}}Zresztą cóż mieli sobie osobiście powiedzieć ci dwaj ludzie, którzy przed tylu miesiącami rozstali się wskutek sceny, o której żaden z nich nie mógł pomyśleć bez zgrozy?<br> {{tab}}Pierwszy p. de Nathon przerwał milczenie.<br> {{tab}}— Czy to tylko traf cię tutaj sprowadza? — zapytał.<br> {{tab}}— Nie, panie hrabio — odpowiedział porucznik.<br> {{tab}}— Przecie nie wiedziałeś, że tutaj jestem.<br> {{tab}}— Niewiedziałem.<br> {{tab}}— I zapuściłeś się w ten las, mając jakiś cel?<br> {{tab}}— Tak.<br> {{tab}}— Czy mogę cię zapytać: jaki?<br> {{tab}}— I owszem!.. Cel to jest bardzo prosty... Masz, panie hrabio, jaki taki zapas żywności?..<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lx6mvol8flxcz6ci7ht428hyu5v3tbj Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/524 100 1084391 3150325 2022-08-13T04:44:26Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Gdybyśmy mieli, chętnie sami podzielilibyśmy się z wami, o tem przecie nie możesz wątpić — odpowiedział Henryk. — Nie zostało nam nic!.. Od południa pościmy..,<br> {{tab}}— Ha! panie hrabio, my będąc w takiem samem położeniu, postanowiliśmy, że lepiej jak żołnierzom przystoi, poledz od kul niemieckich, niż nędznie powymierać z głodu...<br> {{tab}}— Stokrotnie macie słuszność!..<br> {{tab}}— Jakiś wieśniak, z którym spotkaliśmy się przed godziną, mówił mi, że o pół mili ztąd jest duża wieś, zajęta wczoraj w nocy przez oddział pruski, złożony zaledwie z dwudziestu żołnierzy.<br> {{tab}}— A czyś pewien, że ten wieśniak nie jest zdrajcą, zaprzedanym nieprzyjacielowi, może chce cię ściągnąć w zasadzkę? — przerwał pan de Nathon.<br> {{tab}}— O! nie... Znam go oddawna... To uczciwy człowiek.<br> {{tab}}— Dobrze, ale w każdym razie ta wiadomość od niego wydaje się bardzo nieprawdopodobną?<br> {{tab}}— Pod jakim względem?<br> {{tab}}— Bo niemcy zwykle są aż do przesady ostrożni... Do samotności czują oni odrazę, zwłaszcza w nocy nie pozostawiliby garści ludzi na wsi, wiedząc, że tak blizko przebywają szczątki nieprzyjacielskiej armii...<br> {{tab}}— W zasadzie masz pan słuszność, panie hrabio — podchwycił Armand Fangel — ale tym razem nieostrożność jest możebną, bo jest mimowolną... Wieśniak ów, dał mi szczegółowe wiadomości...<br> {{tab}}Tych dwudziestu ludzi zrana pojechało do Baume-les-Dames po mięso i wino... Nie tak to łatwo<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> h6qo04fi6kfeeynluuyblkbihng9kun Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/525 100 1084392 3150326 2022-08-13T04:46:11Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>im przyszło, bo kraj wyniszczony... Eskorta spóźniła się wśród złych dróg... Oficer, dowodzący oddziałem, obawiał się po nocy wpaść w jaką zasadzkę wolnych strzelców i wolał się zatrzymać na wsi...<br> {{tab}}To zmienia postać rzeczy, panie hrabio, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Niezawodnie! — odpowiedział Henryk de Nathon — co przed chwilą wydawało mi się niemożebnem, teraz rzeczywiście jest dla mnie prawdopodobnem...<br> {{tab}}— A zatem — mówił dalej porucznik — proponujemy wam zaskoczyć niemców, zaatakować wioskę, znieść oddział i zabrać prowiant.<br> {{tab}}— Doskonała myśl, popieram ją ze wszech sił.<br> {{tab}}— A nadto zwróć uwagę, panie hrabio: jakkolwiekbądź skończy się awantura, zawsze wszystkie szanse są po naszej stronie.<br> {{tab}}— Jakto?<br> {{tab}}— Jeżeli nas zabiją, to już nie będzie nas trapił głód... Zatem dopniemy swego celu... Jeżeli zaś przeciwnie, zostaniemy zwycięzcami, uczynimy jak za czasów Iliady, upieczemy dwa lub trzy woły na olbrzymim ogniu, wytoczymy nektar z pięciu czy sześciu beczek i nasza ostatnia uczta będzie wyglądała na biesiadę pół-bogów!.. No i cóż, należysz do nas, panie hrabio?<br> {{tab}}— Naturalnie, do licha!<br> {{tab}}— A więc w drogę!<br> {{tab}}— Znasz drogę?<br> {{tab}}— Na palcach... Wśród najciemniejszej nocy trafiłbym... Ze dwadzieścia razy, kiedy polowałem w tych stronach, odpoczywałem tam...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> li2nvawod2fmjcjvdrykjjfso4yih35 Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/526 100 1084393 3150327 2022-08-13T04:47:52Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Więc prowadź nas w drogę!<br> {{tab}}Przywołano placówki.<br> {{tab}}Zagaszono ogień, który pozostawiony sam sobie mógłby wzniecić pożar w sąsiednich lasach, i mały oddział, złożony z dwudziestu dwóch gwardzistów i ośmiu wolnych strzelców, ruszył po ścieżkach stromych i oślizgłych od stwardniałego śniegu.<br> {{tab}}Szli wolno, nie mówiąc nic do siebie.<br> {{tab}}W godzinę niespełna porucznik, który postępował na czele, zatrzymał się i po cichu rozkazał wszystkim stanąć.<br> {{tab}}O czterysta kroków zarysowała się niewyraźnie na ciemnem niebie jakaś czarna masa, przedziurawiona tu i owdzie punktami świetlanymi.<br> {{tab}}Żaden odgłos ztamtąd nie dolatywał.<br> {{tab}}Były to gospodarskie zabudowania folwarczne.<br> {{tab}}Dokoła nich rosły drzewa owocowe a opasywał je, jak zwykle na wsi w tamtych stronach, parkan z dużych kamieni, wysoki ze dwa łokcie.<br> {{tab}}— Jesteśmy na miejscu... — odezwał się Armand Fangel — teraz pozwól mi pan złożyć dowództwo w swoje ręce.<br> {{tab}}Gwardziści i wolni strzelcy otoczyli pana de Nathon.<br> {{tab}}— Dopiero godzina dziewiąta wieczorem — zauważył tenże — na folwarku cicho, to prawda, ale z pewnością goście niemieccy nie śpią... Sądzę, że nie należałoby zaczynać przed północą... O północy zaskoczymy prusaków rozespanych... A ty, poruczniku Fangel, jak myślisz?<br> {{tab}}— Byłoby to dobrze, przyznaję... — odparł młodzieniec żywo — ale do północy mamy jeszcze trzy<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6u2csafayph054td08nhzpizynex1ag Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/527 100 1084394 3150328 2022-08-13T04:49:48Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>godziny... Owóż, jeżeli będziemy musieli przepędzić tutaj, w śniegu, trzy godziny na dwunastostopniowym mrozie, zmarzniemy tak, iż ledwie zdołamy się ruszyć, gdy nastanie wreszcie odpowiednia. chwila!.. Wiem, że życie stawiamy na jedną kartę... ale cóż to znaczył. Kiedy Francja kona i Francuzi mogą umierać!..<br> {{tab}}Rozejrzyjmy się prędko w położeniu.<br> {{tab}}Jeżeli wieśniak mówił mi prawdę, jak się spodziewam, jeżeli niemców jest tam zaledwie dwudziestu pięciu, będziemy mieli nad nimi potrójną przewagę: liczbę, zapał i niespodziewane zaskoczenie...<br> {{tab}}W takich {{Korekta|warnnkach|warunkach}} powodzenie wydaje mi się niewątpliwem...<br> {{tab}}Jeżeli przeciwnie, wieśniak ten mnie oszukał lub sam był oszukany, jeżeli prusacy otrzymali już posiłki, których się nie spodziewali, zginiemy, to rzecz jasna, jak nasze pułki zginęły pod Wörth, zdruzgotane masą!.. Tego nie wstyd!..<br> {{tab}}Ja byłbym za natychmiastowym atakiem!<br> {{tab}}Cóż pan teraz na to, panie hrabio?<br> {{tab}}— Przekonałeś mnie — odparł pan de Nathon. — Za siebie i za swoich towarzyszów odpowiadam: Tak!<br> {{tab}}Armand skłonił się hrabiemu i podchwycił:<br> {{tab}}— Proponuję więc podejść bez hałasu aż do bramy, która jak mi mówił wieśniak, wyłamana jest od kilku dni i tylko zapchana chrustem...<br> {{tab}}Jeżeli zejdziemy szyldwacha znienacka i zabijemy go bagnetem, wszystko pójdzie dobrze!.. Jeżeli zaś placówka zaalarmuje, wedrzemy się na parkan, zaraz po pierwszym strzale... Poskoczymy na wieś<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mncvnh1kdk0heneaatk16xwg1axzke7 Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/530 100 1084395 3150329 2022-08-13T04:51:39Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Bandy ułanów wałęsały się po okolicy na zwiady i nieraz swe przysłowiowe chude konie przywiązywali do sztachet zamkowych i mową swą, podobną do skrzeczenia kruków, żądali „Wein“, „Fleisch“, „Broot“ i „Tabak“, to jest wina, mięsa, chleba i tytoniu.<br> {{tab}}Co prędzej śpieszono ich zaspokoić i ci łakomi rabusie, objadłszy się i opiwszy, odlatywali potem ociężali, jak ptaki drapieżne syte żeru. {{***}} {{tab}}Była godzina dziesiąta wieczorem.<br> {{tab}}Pani de Vergy bardzo cierpiąca, udała się do swoich pokoi prawie zaraz po obiedzie.<br> {{tab}}Berta, {{Korekta|ukląkszy|ukląkłszy}} obok Herminii, której pokój znajdował się przy jej pokoju, modliła się do Boga, by czuwał nad Henrykiem, miał w swej opiece Armanda i ulitował się nad Francją w męczarniach...<br> {{tab}}Rzadko kiedy tak gorąca modlitwa wznosi się do niebios, lecz niestety! biedna kobieta, mając wciąż jeszcze wiarę, nie miała już żadnej nadziei...<br> {{tab}}Nagle zadrżała, zerwała się z podłogi gwałtownie i blada nadstawiła uszu.<br> {{tab}}Dziwny zgiełk dawał się słyszeć.<br> {{tab}}Dolatywały dźwięki trąb chrapliwe, przerażające, złowróżbne...<br> {{tab}}Majaczyły światełka, podobne do odblasku dalekiego pożaru, migały wśród głębokich ciemności i odbijały się na szybach dwóch okien.<br> {{tab}}Jednocześnie gwałtownie zadzwoniono przy bramie.<br> {{tab}}Herminia zbliżyła się do Berty.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 59gvo24grpjq58ubctrgzw2bqrlhbrf Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/531 100 1084396 3150330 2022-08-13T04:53:05Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Mamo — szepnęła — co to znaczył. Boję się...<br> {{tab}}— Uspokój się, moja pieszczotko — odpowiedziała hrabina. — Czegóż mamy się lękać? Jesteśmy kobietami i bezbronność nasza najlepiej nas broni...<br> {{tab}}Otworzyła okno i wychyliła się do ogrodu.<br> {{tab}}Plac przed kościołem — jak nadmieniliśmy na początku pierwszej części opowiadania naszego — znajdował się naprzeciw wejścia do parku.<br> {{tab}}Plac ten zapełniony był teraz przez żołnierzy niosących pochodnie, których płomienie czerwone lśniły na lufach karabinów i szpicach kasków pruskich.<br> {{tab}}Dwóch czy trzech oficerów na koniach, w płaszczach ciemnych z podszewką ponsową, sterczało jak posągi konne nad tem czarnem mrowiskiem.<br> {{tab}}Dzwonek u furty odzywał się ciągle, trąby chrapały, a klątwy i okrzyki gniewu wznosiły się po nad tą wrzawą.<br> {{tab}}Potrzeba samemu oglądać to szczególne widowisko, potrzeba samemu nasłuchiwać tych odgłosów złowrogich, ażeby jasno zdać sobie sprawę z całej tej zgrozy.<br> {{tab}}Do pokoju wpadł przestraszony sługa.<br> {{tab}}— Pani hrabino! — zawołał. — Prusacy! jest ich przeszło pięciuset we wsi!.. Wyłamują drzwi domów... Chcą tutaj wejść... Co robić?<br> {{tab}}— Trzeba im otworzyć... — odparła pani de Nathon. — Mają za sobą siłę i sami mogliby wyłamać sztachety tak dobrze, jak drzwi w chatach... Niech więc wejdą. Dowiedz się czego chcą i staraj się powstrzymać ich od rabunku, dając im czego żądają...<br> {{tab}}Służący wyszedł prędko.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> am2vjjyd08z4bemt8hhc4jxnxuflu0n Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/532 100 1084397 3150331 2022-08-13T04:54:34Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Berta zamknęła okno, lecz stanęła z twarzą, opartą o szybę.<br> {{tab}}Herminia tuląc się do matki, patrzyła także źrenicami rozszerzonemi z przerażenia.<br> {{tab}}Lokaj przyszedłszy do bramy, otworzył ją natychmiast.<br> {{tab}}Jeden z oficerów galopem wjechał do ogrodu i w kilku podskokach zajął miejsce wśród placyku pokrytego śniegiem, naprzeciw zamkowego ganku.<br> {{tab}}Tu zatrzymał się i głosem ostrym zarazem gardlanym wykrzyknął kilka rozkazów po niemiecku.<br> {{tab}}Wtedy trzy czwarte piechurów stojących przed kościołem, ustawiło się w szeregi i krokiem miarowym jakby do ataku, przeszło za bramę do parku i w liczbie około dwustu nagromadziło się między gankiem i oficerem.<br> {{tab}}Ten znowu wydał rozkazy i Berta nie bez zdziwienia zobaczyła, jak żołnierze pruscy rozstąpili się z szeregów i z bronią na ramieniu utworzyli kordon dokoła zamku.<br> {{tab}}Dziesięciu czy dwunastu ludzi, potrząsając pochodniami ze smolnego łuczywa, przyświecało temu niepojętemu manewrowi.<br> {{tab}}Wówczas oficer zsiadł z wielkiego konia czarnego, rzucił cugle jednemu z żołnierzy z pochodniami, poczem przybrawszy czterech żołnierzy, skierował się do zamku i przeszedł schody, prowadzące do przedsionka.<br> {{tab}}Więcej pani de Nathon nie widziała, gdyż nie mogła oderwać oczu od tego szeregu żołnierzy, pilnujących zamku jakoby więzienia.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aom8qtaoaox114o6p16v93qsfummy81 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/952 100 1084398 3150333 2022-08-13T04:55:03Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antałek" />{{tab}}'''Antałek, ''' mała beczułka do wina, zawierająca w sobie 18 garncy miary polskiej.<section end="Antałek" /> <section begin="Antałkiewicz" />{{tab}}'''Antałkiewicz''' (Andrzej), proboszcz rabski przyozdobił kościół swój parafijalny w Rabce malowaniami al-fresco z r. 1802. W nim nade drzwiami w zakrystyi zawieszony jest wizerunek tego księdza malarza amatora. On także przyozdobił malowaniami freskowemi kościół w Skomelni Białej w parafii Rabka.<section end="Antałkiewicz" /> <section begin="Antanaklazys" />{{tab}}'''Antanaklazys,''' czyli ''dylogija'', dwuznaczność; tak w retoryce nazywa się powtórzenie z przyciskiem jednego wyrazu, ale w odmienném znaczeniu, jak np.: ''Ten człowiek nie jest człowiekiem'' (ob. ''Allegoryja'' i ''Amfibolija'').<section end="Atanaklazys" /> <section begin="Antar" />{{tab}}'''Antar''' czyli '''Antara,''' sławny wódz i poeta arabski, żył w połowie VI wieka po nar. J. Chryst., jeden z siedmiu poetów, których utwory, haftowane jedwabiem i złotem, przybite były do bramy Kaaby, z czego nazywano je Moallakat (ob.). Poemat ten (wydali Jones i Nenii; 1783 i 1816), opisuje czyny wojenne Antara i miłość jego dla Abli, będące również przedmiotem dwunastotomowego romansu arabskiego, p.&nbsp;t.: '''Antar,''' którego autorem miał być Asmai (ob.), i który, jak się zdaje, sięga początku VIII stulecia. Romans ten wydany został w przekładzie angielskim Hamiltona, p.&nbsp;t.: Antar, a bedoueen romance (Londyn, 1820) i niemieckim Hammer-Purgstalla (Lipsk, 1819).<section end="Antar" /> <section begin="Antares" />{{tab}}'''Antares,''' gwiazda pierwszej wielkości, znajdująca się w konstellacyi skorpiona (niedźwiadka).<section end="Antares" /> <section begin="Antarktyczny" />{{tab}}'''Antarktyczny''' (z greckiego: anti przeciw i arktos niedźwiedź; przeciwległy niedźwiedzicy), wyraz używany na oznaczenie bieguna i koła biegunowego południowego. Pas ziemi po za kołem biegunowém południowém nazywa się antarktyczném. Przeciwnie zaś biegun północny, koło biegunowe północne i pas ziemi niém ograniczony, nazywa się arktycznym. Jakkolwiek te dwie strefy znajdują się w jednakowej odległości od równika, przecież różnica pomiędzy ich klimatami, podobnie jak różnica pomiędzy temperaturą południowej i północnej półkuli ziemskiej jest bardzo znakomita. Brak dokładnych spostrzeżeń termome-trycznych nie dozwala tej różnicy ściśle oznaczyć, lecz zdaje się, że wynosi kilka stopni, chociaż Duperrey tylko na 1 stopień ją ocenia. Przyczyna tego zjawiska dotąd nie jest dokładnie objaśniona. Przypisywano je ogromnej massie wód okrywających półkole południową, parowaniu tychże wód, a nakoniec zrobiono spostrzeżenie, że pora letnia na półkuli południowej jest blizko o dni 7 minut 46 krótsza niż na północnej, co zapewne musi mieć wpływ znakomity na temperaturę. Temperatura strefy antarktycznej znacznie musi być niższa niż w strefie arktycznej, skoro lody tak dalece zalegają tę stronę, że długo żeglarze nie mogli dojść do 60° szerokości południowej, i mniemano, że tam wcale nie ma lądu stałego, gdy tymczasem w strefie arktycznej udało się dosięgnąć 82° 49’ szerokości północnej. Cook pierwszy zdołał się zbliżyć do 60 stopnia, lecz ustąpić musiał przed massami lodów, które mu drogę dalej ku południowi zamknęły. W r. 1820 pewien żeglarz na południe względem przylądka Horn, pod 65 stopniem szerokości południowej, odkrył wyspę długą na 200 mil angielskich, którą nazwał nową Szkocyją. Od tego czasu dopiero wielu żeglarzy rossyjskich i angielskich posunęło poszukiwania swoje dalej ku południowi, i strony te coraz częściej zwiedzać zaczęto w celu połowu wielorybów, których tutaj znajduje się bardzo wiele. W latach 1831 i 1833 podano wiadomość o śladach lądu na południu oceanu indyjskiego. W r. 1838 towarzystwo armatorów londyńskich, na czele którego stał przedsiebierczy Karol Enderby, wyprawiło dwa statki: Eliza Scott pod kapitanem Balleny, i Sabina pod kapitanem Freeman z przeznaczeniem połowu wielorybów w stronach antarktyeznych, które miały<section end="Antarktyczny" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5bvgkamihupz8jrtbunnmkyr2o76kwl Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/533 100 1084399 3150337 2022-08-13T04:56:34Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Upłynęło kilka minut, a wydały się one matce i córce dłuższemi od godzin.<br> {{tab}}Wszedł służący.<br> {{tab}}— Cóż się dzieje? — spytała go żywo Berta. — Czego chcą ci ludzie? Czego szukają?<br> {{tab}}— Pani hrabino — odpowiedział kamerdyner — oficer, a mówi on po francuzku jak paryżanin i prawie bez obcego akcentu, postawił żołnierzy na straży przy schodach i kazał mi zaprowadzić się do salonu... Na kominku paliło się kilka drewienek... „Dorzuć drzewa — rzekł do mnie — dużo drzewa... Rozpal suty ogień, ale to zaraz...“ Spełniłem co kazał. Potem znów się odezwał: „Zapal świece i kandelabry wszystkie, natychmiast!“ Zapaliłem. Spojrzał na zegar, potem na swój zegarek i rzekł: „Przeproś panią hrabinę za subjekcję jaką jej sprawiam, i uprzedź ją natychmiast, że błagam o zaszczyt złożenia jej swego uszanowania... Czekam na nią tutaj, chyba że woli przyjąć mnie w swoim pokoju, to pójdę tam i owszem...“<br> {{tab}}— Jakto? — zawołała pani de Nathon drgnąwszy — ten człowiek chce się ze mną widzieć!..<br> {{tab}}— Mamo!.. mamo!.. — wyjąkała drżąca Herminia — ty nie pójdziesz...<br> {{tab}}— Niestety, droga pieszczotko — odparła Berta — jak tu odmówić... Jeżeli nie pójdę do salonu, on tutaj przyjdzie mnie szukać... Lepiej iść...<br> {{tab}}— No, to przynajmniej i ja z tobą pójdę...<br> {{tab}}— Ależ ledwie się trzymasz na nogach..<br> {{tab}}— Nice nie szkodzi! Ażeby nie rozłączyć się z tobą, znajdę dość sił.<br> {{tab}}— Dobrze!.. Pójdź ze mną, moje dziecko...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fvmsq2077bfejh3afk5z4rl5tsqgeuc Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/534 100 1084400 3150338 2022-08-13T04:57:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Pani de Nathon i jej córka ubrane były czarno, jak kobiety w grubej żałobie... Nosiły żałobę po Francji.<br> {{tab}}Oparłszy się jedna o drugą, a lokaj im świecił, zeszły zwolna ze schodów.<br> {{tab}}Na dole dwóch żołnierzy pruskich, zgodnie z danym im rozkazem, salutowali przed niemi.<br> {{tab}}Herminia i Berta odwróciły głowę.<br> {{tab}}Służący otworzył im drzwi salonu, słabo oświetlonego.<br> {{tab}}Oficer pruski oparł nogę o kominek i grzał się przed płomieniami ogniska.<br> {{tab}}Zrzucił już na krzesło płaszcz i grube rękawice z łosiowej skóry zastąpił rękawiczkami delikatnemi, czystości bez zarzutu.<br> {{tab}}Kask trzymał pod pachą.<br> {{tab}}Oficer mógł mieć od dwudziestu siedmiu do dwudziestu ośmiu lat. Wysokiego wzrostu, bardzo szczupły, pomimo pewnej sztywności miał postawę elegancką.<br> {{tab}}Włosy jego prawie jak len białe, zwijały się same w naturalne kędziory. Broda wachlarzowata, gęsta, płomienisto-ruda, okrążała twarz świeżą, trochę piegowatą; rysy były ostre ale regularne, oczy bladawo-szare.<br> {{tab}}Długie i cienkie wąsiki, szpilkowate, jak u kota, sięgały uszu.<br> {{tab}}Całość wyglądała dystyngowanie; na pierwszy rzut oka poznać można było człowieka światowego.<br> {{tab}}Gdy Berta z córką weszła do salonu, skłonił się<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8i578iqrac4566zolooe9z7bfl2tklz Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/535 100 1084401 3150339 2022-08-13T04:59:12Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>im z naturalną swobodą, przysunął dwa foteliki do kominka i rzekł:<br> {{tab}}— Pozwoli pani hrabina, że ponowię pokorną prośbę o przebaczenie, którą tylko co służącemu zleciłem pani oświadczyć. Pojmuję doskonale, niech pani mi wierzy, jak przykrą jej jest moja wizyta... Musi mi pani jednak wybaczyć... to nie ja jestem winien... tylko wojna...<br> {{tab}}Pani de Nathon przerwała.<br> {{tab}}— „Żądałeś“ pan — odezwała się z przyciskiem — widzieć się ze mną natychmiast... musiałam się do tego zastosować i przyszłam... Cóż mam od pana usłyszeć?.. Mów pan... Czekam...<br> {{tab}}Oficer skłonił się znowu i uśmiechnął.<br> {{tab}}— Miałem zaszczyt podać paniom krzesła... — rzekł.<br> {{tab}}— Postojemy... Czy mam panu powtórzyć, że czekam...<br> {{tab}}Prusak skłonił się po raz trzeci.<br> {{tab}}— Z głębokim żalem widzę — podchwycił — że pani hrabina de Nathon nie raczy mnie poznać...<br> {{tab}}— Ja pana nie znam...<br> {{tab}}— Pani hrabina się myli... Miałem zaszczyt być pani przedstawionym a nawet znajdować się na balu w salonach pałacu pani na bulwarze Hausmana... Tańczyłem z córką pani... Co prawda broda mnie trochę zmieniła... Przed wojną nosiłem tylko wąsy... Jestem hrabia Gastein, były drugi sekretarz ambasady pruskiej w Paryżu... Poznaje mnie teraz pani?<br> {{tab}}— O to mniejsza! odrzekła Berta z wyniosłą pogardą. — Spodziewam się, że nie po to wtargnąłeś<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dow6mnvm2cirt76wc7ig4gsm6gfaa4r Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/953 100 1084402 3150340 2022-08-13T05:00:07Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antarktyczny" />się naprzód udać ku nowej Zelandyi, a następnie do ziemi Enderby, odkrytej w r. 1831. Wyprawa ta 9 Lutego 1839 r. odkryła pod 66° szerokości południowej, a 164° długości wschodniej (względem Greenwich) trzy wyspy, które nazwano wyspami Balleny, zaś 3 Marca tegoż roku pod 65° szerokości południowej, a 116“ — 118° długości wschodniej, ląd Sabiny. W r. 1840 wyprawa amerykańska, pod dowództwem porucznika Wilkes, i francuzka, pod kapitanem Dumont d’Urville, zdołały podać dokładny plan tych brzegów od 92° do 154° długości wschodniej rozciągających się, już po jednej, już po drugiej stronie koła biegunowego, i które na kartach oznaczają nazwiskiem lądu Wilkesa. Prócz tego dowiedziono, że lądy te łączą się z odkrytemi przez Balleny’ego, i że massa ich ciągnie się aż do 180 stopnia długości wschodniej. Ponieważ zaś wszystko każę się domyślać, że ląd Wilkes’a rozciąga się aż po za ląd Kemp’a, odkryty 1838 do lądu Enderby’ego pod 50° długości zachodniej, przeto można utrzymywać, że w tych stronach znajduje się ląd, którego brzeg jest długi przeszło na 1, 000 mil geograficznych, który zapewne zostaje w związku z poprzednio odkrytemi. Zdaje się wiec, że w strefie antarktycznej znajduje sie ląd ogromnej rozległości, którego odkrycie przypisują sobie Amerykanie i Francuzi, gdyż wyprawy ich prawie jednocześnie go napotkały.<section end="Antarktyczny" /> <section begin="Ante" />{{tab}}'''Ante,''' po łacinie: ''przed'', przyimek wydarzający się często w wyrazach złożonych, które z języka łacińskiego przeszły do wielu nowożytnych.<section end="Ante" /> <section begin="Antecedens" />{{tab}}'''Antecedens,''' po łacinie: ''poprzedzające'', wyraz oznaczający w dawnym języku filozoficznym stosunek subjektu logicznego względem predykatu, lub też przyczyny względem skutku. — '''Antecedentia,''' znaczą w ogóle: dawniejsze wypadki, o ile znajduje się w nich punkt wyjścia do ocenienia lub rozstrzygnienia wypadków obecnych, i tak np. antecedentia, czyli dawniejsze postępowanie jakiego człowieka, służyć może za podstawę do ocenienia tego, czego się na przyszłość po nim mniej więcej można spodziewać (ob. ''Anteriora'').<section end="Antecedens" /> <section begin="Antedatować" />{{tab}}'''Antedatować,''' znaczy położyć datę jakiego bądź aktu wcześniejszą od tej, w której rzeczywiście ten akt napisanym został. Prawo podobnych fałszów surowo zabrania. Ztąd wyraz autedata, mający toż samo znaczenie.<section end="Antedatować" /> <section begin="Antediluwijalny" />{{tab}}'''Antediluwijalny''' (z łacińskiego: ''ante'' przed, ''diluvium'' potop), tak nazywają wszystkie istoty, które żyły przed potopem; lecz niektórzy naturaliści oznaczają tym wyrazem takie zwierzęta i rośliny, które żyły przed stopniowém zmienianiem się powierzchni ziemi, które obecnie nie mają sobie podobnych, a tém samem zupełnie zaginęły. Przez potop rozumiemy zwykle zalanie lądów wodami, o którém wspomina Pismo ś. Spostrzeżenia przekonywają, że ziemia wielokrotnym ulegała przewrotom, że początkowo woda zalewała całą powierzchnię ziemi, że następnie ustępowała z niektórych lądów, albo raczej one wynurzały sie z łona wód, które też lądy napowrót zalewały niejednokrotnie. Następującym sposobem tłómaczą rozmaite przewroty, skutkiem których ocean zmieniał swoje granice, wznosiły się góry, znikały całe rodzaje zwierząt, tworzyły się skały i&nbsp;t.&nbsp;p. Podług wszelkiego prawdopodobieństwa ziemia w epoce bardzo od nas dalekiej, posiadała tak wysoką temperaturę, że ciała ją składające znajdowały się w stanie lotnym tak, że miała ona postać ogromnej kuli składającej się z pary podobnie jak dzisiaj widzimy gwiazdy, tak zwane obłokowe (nébuleuse). Cieplik utrzymujący ziemię w stanie pary, przechodził do ciał przestrzeni mniejszą temperaturę mających, skutkiem czego ziemia się oziębiała i powoli rozmaite ciała, nie mając już dostatecznej temperatury, aby się w stanie pary utrzymać, stawały się płynnemi, a następnie przechodziły do stanu stałego. Tym sposobem utworzyła się skorupa ziemi, w początkach bardzo cienka, z postępem zaś czasu coraz<section end="Antediluwijalny" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lf7mmjeeooci8ztwgv3z4xhx9s1ucmx Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/954 100 1084403 3150342 2022-08-13T05:02:01Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antediluwijalny" />większej grubości; jednakże w tej epoce powietrze, woda i inne ciała nie były dostatecznie oziębione, aby przyjąć stan ciekły lub stały i tworzyły ogromną atmosferę; nakoniec wody opadły na powierzchnię ziemi, skoro taż powierzchnia oziębiła się niżej stopnia wrzenia wody i utworzyła ocean, który całą skorupę ziemską okrywał. Takie mniemanie o pierwotnem kształtowaniu się ziemi jest bardzo dawne, znajdujemy je w Biblii i u starożytnych poetów. Dopóki skorupa ziemska miała grubość nieznaczną, dopóty jako giętka i sprężysta, ulegała wszelkim zmianom, wywołanym ruchem płynu rozpalonego w niej zawartego, lecz skoro grubość jej powiększyła się skutkiem nieustającego oziębiania, ruchy płynu wewnętrznego sprawiały w niej pęknięcia, w które wlewająca się woda, przechodząc do stanu pary, wzdymała skorupę i te wzdęcia tworzyły góry i wyspy wystające z pośród oceanu. To działanie płynu wewnętrznego rozpalonego na skorupę ziemi, trwało przez długie wieki, a nawet dzisiaj jeszcze nie ustało, o czém przekonywają wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, źródła gorące i tym podobne zjawiska, które tłómaczymy opierając się na tém, że massa wewnętrzna ziemi posiada temperaturę bardzo wysoką. Na tém przypuszczeniu opierając się, łatwo jest wytłómaczyć nagłe zniknięcie rozmaitych zwierząt, i powstanie rozmaitych skał, które je w sobie zawarły i szczątki ich przechowały do dni dzisiejszych; również nietrudno zdać sobie sprawę z tego, że wody zalewały lądy, a nawet, że ich ślady na szczytach gór są widoczne. W rzeczy samej wystawmy sobie, że grunt jakiejkolwiek okolicy pierwotnie wodą zalany, skutkiem wewnętrznego wrzenia ciał w stopieniu będących, został podniesiony nad wody, na nim więc mogły się utrzymać rośliny i zwierzęta; nowe wstrząśnienie, po upływie pewnego przeciągu czasu, pogrążyło go w wodę, rośliny i zwierzęta natychmiast zginęły i zostały pokryte warstwami, które z morza osiadły. Toż samo mogło sie kilkakrotnie powtórzyć, w daném więc miejscu w rozmaitych głębokościach możemy napotkać szczątki tworów morskich, rzecznych i lądowych, kopiąc do dostatecznej głębokości. Na szczególną uwagę zasługuje ta okoliczność, że im w większej odległości od powierzchni ziemi znajdują się warstwy, tém bardziej szczątki zwierząt i roślin, w nich napotykanych, różnią się postacią i wymiarami od dzisiaj żyjących, a organizacyja ich jest prostszą; szczątki zaś zwierząt i roślin w dwóch warstwach z kolei po sobie następujących, chociaż nie są zupełnie jednakowe, przecież wielkie mają do siebie podobieństwo. Znajdujemy nakoniec szczątki zwierząt w pokładach ziemi, w takich szerokościach w których one obecnie żyć nie mogą; tak np. w Europie napotykamy szczątki słoni, krokodylów, hippopotamów, które są właściwe, jak wiadomo, gorącym stronom Azyi i Afryki. Dotąd nie zdołano jeszcze wytłómaczyć tego zjawiska. Ze wszystkich części wchodzących do składu zwierząt w łonie ziemi przechowały się tylko kości i muszle, inne zaś jak mięśnie, chrząstki, części rogowe i&nbsp;t.&nbsp;p. rozłożyły się, lub pochłoniły je i w siebie przyjęły massy kamienne otaczające. Szczątki roślin i mięczaków znajdujemy w największych głębokościach, a tem samem rośliny i mięczaki były pierwszemi mieszkańcami ziemi, po nich dopiero wystąpiły ryby, następnie gady, zwierzęta ssące morskie, po nich ptaki lądowe, i prawie spółcześnie zwierzęta ssące drapieżne. Ta kolej w pojawieniu się ryb, gadów, zwierząt ssących zgadza się z Księgą Rodzaju. Stworzenie człowieka mało jest późniejsze niż wszystkich zwierząt, których pozostałości w stanie kopalnym napotykamy. Dotąd nieznaleziono kości ludzkich skamieniałych; a słynny skielet ludzki pochodzący z Gwadelupy, przechowywany w gabinecie historyi naturalnej w Paryżu, nie może być wcale uważany jako przedpotopowy. Gdyby ludzie byli świadkami wielkich wstrząśnień ostatnich, które postać lądów<section end="Antediluwijalny" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ien4yplb60p38tsvm5obalvs88gzg2d Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/955 100 1084404 3150344 2022-08-13T05:09:15Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antediluwijalny" />zmieniły, w takim razie znalezionoby nietylko ich szczątki, lecz także zwaliska ich mieszkań, ułamki naczyń, broni, sprzętów i&nbsp;t.&nbsp;p.; powszechnie więc zgadzają się na to, że człowiek istnieje niewięcej jak od sześciu tysięcy lat, o czém i Pismo ś. naucza.<section end="Antediluwijalny" /> <section begin="Antejustynijańskie pra." />{{tab}}'''Antejustynijańskie prawa,''' w ogóle każde prawo, istniejące w Rzymie pod prawodawstwem cesarza Justynijana (ob.); po szczególe zaś nazywamy tak zachowane z owej epoki źródła prawne, a mianowicie pisma Gajusa, Paulusa, Ulpijana, ''Collatio legum mosaicarum et romanarum, Consultatio veteris jurisconsulti'', oraz inne prace prywatne prawników rzymskich. Zbiory praw antejustynijańskich wydali prawnicy niemieccy Schulting (''Jurisprudentia antejustinianea'', Halle, 1737) i Hugo (''Jus civile antejustinianeum'', Berlin 1815).<section end="Antejustynijańskie pra." /> <section begin="Antemijusz z Tralles" />{{tab}}'''Antemijusz''' z Tralles (Anthemius), urodzony w szóstym wieku ery chrześc., wsławił się stosowaniem matematyki do budownictwa mechaniki i optyki. Chociaż młody wybrany został przez cesarza Justynijana do kierowania razem z Izydorem budową bazyliki świętej Zofii; po śmierci tego sławnego budowniczego ukończył sam to arcydzieło sztuki budowniczej. Antemijuszowi przypisują wynalezienie kopuł; z prac jego nad mechaniką i optyką doszło do nas tylko kilka fragmentów dzieła jego: ''Peri paradoxon mechanematon'', o machinach paradoxalnych. Znajduje się tutaj rozwiązanie kilku zagadnień optyki, a pomiędzy innemi rzeczami godnemi uwagi, o zwierciadłach do palenia okrętów przeznaczonych, co przypisują Archimedesowi, który miał spalić takim sposobem okręty rzymskie. Polegając na świadectwie spółczesnych Antemijuszowi historyków, miał on wykonać rodzaj machiny piekielnej, a sądząc po jej działaniu, zdawałoby się, iż proch strzelniczy jemu już był znany. Ci historycy świadczą, że An-temijusz mając urazę do retora Zenona, w pobliżu mieszkania ustawił machinę, która wydała skutek podobny do trzęsienia ziemi, dodają jeszcze, że Zenon widział błyskawice i słyszał huk, a dom jego w podstawach swoich został zachwiany, co zmusiło go do ucieczki.<section end="Antemijusz z Tralles" /> — <section begin="Antemijusz cesarz Zach." />Inny '''Antemijusz''' został obwołany cesarzem Zachodnim, umarł r. 472 po ośmioletniem panowaniu.<section end="Antemijusz cesarz Zach." /> <section begin="Antenat" />{{tab}}'''Antenat, Antonaty,''' z łacińskiego, przodek, poprzednik plemienny. W tem znaczeniu wyraz ten i dziś przez pisarzy polskich używany.<section end="Antenat" /> <section begin="Antenna" />{{tab}}'''Antenna,''' u starożytnych Rzymian drąg żaglowy na szczycie masztu.<section end="Antenna" /> — <section begin="Antenna belka" />'''Antenna,''' oznacza także belkę poprzeczną krzyża.<section end="Antenna belka" /> — <section begin="Antenna u owadów" />'''Antenna''' u owadów, tyle znaczy co macki.<section end="Antenna u owadów" /> <section begin="Antenor" />{{tab}}'''Antenor,''' szlachetny Trojańczyk, jest u Homera rozsądnym i do zgody nakłaniającym starcem. Podejmował u siebie Ulissesa i Menelausa, gdy ci szli w poselstwie do Troji, dla odebrania Heleny: towarzyszył Pryjamowi do obozu greckiego, by pośredniczyć w spotkaniu Parysa z Menelausem, i projektował, choć bezskutecznie, wydanie Heleny po pojedynku Ajaxa z Hektorem. Późniejsza baśń wniosła z tego, że Antenor był przyjacielem Greków, a zdrajcą własnej ojczyzny; miał on Grekom dostarczyć potrzebne im palladium, latarnią z muru dać znak do szturmu, a nawet otworzyć sławnego konia. Dom jego oszczędzono przy rabunku, samego zaś puszczono wolno wraz z Eneaszem. Równie, jak ten ostatni, w odległe strony powędrował i wraz z synami udał się do Tracyi, ztamtąd z Renetami (Wenetami) do Italii, gdzie założyć miał prowincyje henecką nad Adryjatykiem, z miastem Patavium (Padua).<section end="Antenor" /> <section begin="Antepedijum" />{{tab}}'''Antepedijum''' albo '''Antependijum,''' wyraz łaciński, oznacza pokrycie dolne u ołtarza, zasłonę, która część dolną ołtarza okrywa. Wyrabiano dawniej te zasłony z materyi jedwabnej, a na nich wyszywano obrazy wzięte z historyi świętej.<section end="Antepedijum" /> <section begin="Antequera" />{{tab}}'''Antequera,''' starożytna ''Antiquaria'', miasto Wyższej Andaluzyi, w prowincyi<section end="Antequera" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8jog4pm6vshcq8e30nl14egki666s5f Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/536 100 1084405 3150345 2022-08-13T05:32:05Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>pan do mojego domu, ażeby wywoływać wspomnienia, obojętne dla mnie... Czego pan chcesz? Czego pan tutaj szukasz?<br> {{tab}}— Szukam hrabiego de Nathon — odparł p. Gastein. {{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" /> {{c|IV.|w=120%|po=12px}} {{tab}}Herminia nie mogła powstrzymać lekkiego okrzyku.<br> {{tab}}— Mego ojca... — wyszeptała.<br> {{tab}}— Hrabiego de Nathon! — powtórzyła zdumiona Berta.<br> {{tab}}— Jego samego, pani hrabino...<br> {{tab}}— Ależ to pan nie wiesz, że hrabia jest zagranicą?.. Od czasu wojny nie miałam o mężu żadnej wiadomości... Nie znane mi jest nawet miejsce obecnego jego pobytu.<br> {{tab}}Pan Gastein uśmiechnął się.<br> {{tab}}— Będę więc miał zaszczyt udzielić pani wiadomości o nim... — wyrzekł,<br> {{tab}}— Pan?<br> {{tab}}— Tak, pani, i to wiadomości świeżych, ponieważ powiada pani, że nie wie, gdzie się znajduje pan de Nathon... a niech mi pani wierzy, że sobie nie pozwolę: podejrzewać szczerości pani słów... Hrabia wrócił do Francji na niedługo przed oblężeniem Paryża, przybył do tej prowincji, własnym kosztem wysztyftował oddział ochotników i z nimi ciągle prowa-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3jne4buqvf1f7a1wdiebkrmwpum6517 Dziecię nieszczęścia/Epilog/III 0 1084406 3150346 2022-08-13T05:33:07Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=529 to=536 tosection="X" /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]] so3b3woywdtx59x2nh5v57npt8fkdyk Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/537 100 1084407 3150347 2022-08-13T05:34:33Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dzi wojnę podjazdową z nami, ciągłe utarczki niespodziewane, ciągłe zasadzki... Już nam wybił spora żołnierza...<br> {{tab}}Krew z serca powlekła szkarłatem piękną twarz Berty, przed chwilą jeszcze bladą. Błyskawica radości i pełnej dumy, opromieniała jej czoło.<br> {{tab}}— Słyszysz, Herminio, moje dziecko — rzekła — słyszysz, co uczynił twój ojciec?<br> {{tab}}Dziewczę zarzuciło ręce na szyję matczyną i ucałowało matkę, mówiąc:<br> {{tab}}— O! dumna jestem z niego,<br> {{tab}}Prusak mówił dalej:<br> {{tab}}— Po zniesieniu waszej ostatniej armii, hrabia de Nathon i jego oddział, liczący już zaledwie kilku ludzi, nie złożyli broni...<br> {{tab}}— Zapewne ci dzielni ludzie i ich bohaterski dowódzca przeszli granicę i schronili się do Szwajcarji — zawołała Berta.<br> {{tab}}— Nie, pani... Według wiadomości ze źródeł francuzkich, których wiarogodność jest niewątpliwą, hrabia nie chciał czy nie mógł przedostać się przez linie naszych wojsk i mamy wszelkie dane po temu mniemać, że się ukrywa w tym zamku...<br> {{tab}}Hrabina drgnęła.<br> {{tab}}— Oświadczam panu, że się pan myli — rzekła — a jeżeli potrzeba gotowam przysiądz...<br> {{tab}}Oficer skłonił się.<br> {{tab}}— Niech Bóg uchowa, ażebym miał niedowierzać słowom pani hrabiny... — odparł. — Hrabia może chciał zaoszczędzić pani wrażliwości słusznego niepokoju... Bynajmniej nie jestem daleki od przypuszczenia, że, jeśli się tu znajduje, to przebywa bez wiedzy pani.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> f75f1kbnaj00jgcfuowwkv9m3ueol6c Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/538 100 1084408 3150348 2022-08-13T05:35:46Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— To niepodobna...<br> {{tab}}— Nie moja to rzecz wyrokować o możebności lub niemożebności... Ciężki mam obowiązek do spełnienia, ale mam rozkazy, a pani hrabinie wiadomo, że bierne posłuszeństwo jest pierwszym obowiązkiem żołnierza... Żałuję, że te rozkazy są tak ścisłe... O! żałuję, ale cóż pani chce, to wojna.<br> {{tab}}— Przystąp pan do rzeczy bez ogólników, bez czczych słów — przerwała Berta. — Cóż to za rozkaz masz pan wykonać?<br> {{tab}}— Mam zrewidować cały zamek od dołu do góry, wraz z wszelkiemi przyległemi zabudowaniami.<br> {{tab}}— Dobrze, mój panie, niech będzie siła przed prawem! Rewiduj pan, rewiduj, ile ci się spodoba... Spodziewam się jednak, że wyjątek uczynisz pan dla pokoju, gdzie śpi moja krewna chora...<br> {{tab}}— Chciałbym, pani hrabino... O! chciałbym, ale nie mogę — to wojna!.. Ale przez grzeczność sam wejdę do tego pokoju i nic nie przeszkodzi pani towarzyszyć mi... Żałuję surowości rozkazu, ale bardzo nam zależy na pochwyceniu hrabiego...<br> {{tab}}— Nie pojmuję tego wcale, wyznaję, wojna skończyła się... jesteśmy zwyciężeni. Co może zależeć na jednym więźniu mniej lub więcej, choćby się on nazywał hrabią de Nathon?<br> {{tab}}— Wojna nie kończy się nigdy, dopóki pokój nie jest zawarty i póki strzelają z po za płotów. Hrabiego chcemy nie dlatego, ażeby mieć z niego więźnia, ale dla dania przykładu z niego!..<br> {{tab}}— Przykładu? — powtórzyła Berta, a dreszcz przebiegł po jej ciele.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cx1l5643o5u7eied4veyiywsdk6zxft Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/539 100 1084409 3150349 2022-08-13T05:38:28Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Tak pani... Kiedy w okolicy posłyszą, że pan de Nathon został rozstrzelany, górale, którzy ukradkiem polują na niemców, zapewne ochłoną w swym zapale...<br> {{tab}}Herminia jęknęła i na wpół zemdlona, osunęła się na fotel.<br> {{tab}}Pani de Nathon zbladła i zachwiała się, ale natychmiast zapanowała nad sobą i wzruszając ramionami z przygniatającą pogardą:<br> {{tab}}— O! mój panie!.. — odparła. — Czy sądzisz że ci uwierzę? Odkądże to u narodów cywilizowanych rozstrzeliwa się żołnierza w niewoli?<br> {{tab}}— E! wolni strzelcy nie są żołnierzami!<br> {{tab}}— A czemże są?<br> {{tab}}— Mordercami a niczem innem... Ktobądź kryje się, ażeby zabić człowieka, popełnia zbrodnię, karaną przez wszystkie prawa i musi ponieść karę. My, niemcy, jesteśmy nieprzyjaciółmi uczciwymi i szlachetnymi...<br> {{tab}}— Uczciwymi i szlachetnymi. Boże sprawiedliwy! — wykrzyknęła hrabina, podnosząc ręce ku niebu — zapomniałeś pan o Bavilles, gdzie żołnierze wasi bagnetami wpędzali do gorejących domów kobiety, dzieci i starców!..<br> {{tab}}— To wojna!.. My walczymy w otwartym boju, wy, francuzi, apostołujecie morderstwo, a wasi wolni strzelcy są po prostu zbóje!..<br> {{tab}}— I pan śmiesz tak nazywać ludzi gotowych na wszystko, byleby kraj swój ocalić?.. Śmiesz pan patryotów stawiać na równi ze zbrodniarzami?..<br> {{tab}}Oficer pruski uśmiechnął się gracko.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2eps6yeo6e2cx2a4fbm9n0darthwetg Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/540 100 1084410 3150350 2022-08-13T05:40:30Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Wierzaj mi, pani hrabino — rzekł=nie mów o patryotyzmie... Istnieje on u nas w wielkiej i pełnej chwały ojczyźnie niemieckiej, ale we Francji on przepadł!.. To wyraz bez znaczenia na ustach francuza!<br> {{tab}}— Milcz pan! milcz! zawołała Berta w uniesieniu. — Kłamiesz pan!<br> {{tab}}Pan de Gastein cały zbladł.<br> {{tab}}Przygryzł wargi aż do krwi, targnął się za brodę i parę razy przeszedł się prędkim krokiem po salonie, jak zwierz dziki, zamknięty w klatce.<br> {{tab}}Gdy wrócił jednak na dawne miejsce przed ogniem i oparł się o kominek, wszelki ślad wzruszenia zniknął z jego twarzy i znowu się uśmiechnął.<br> {{tab}}— Można wiele wybaczyć gniewowi kobiety... — rzekł. — Mężczyźnie odpowiedziałbym strzałem z rewolweru... Pani, pani hrabino, odpowiem argumentami... Tak, patrjotyzm wygnany został z waszego kraju pokonanego!.. Któż lepiej od nas może o tem wiedzieć?.. Chcę pani dać dowody... Odkąd nasze wojska depczą po ziemi Francji, która występuje z rewolucją nazajutrz po klęsce, cóż się dzieje w oczach naszych? W każdem mieście zajętem przez wojsko nasze, komendant nasz zasypywany jest listami, pisanymi przez francuzów, denuncjujący mi innych francuzów. A małoż to widziałem milionerów, ratujących swe ekwipaże i samych siebie od wszelkiego niebezpieczeństwa przez pomalowanie na powozach czerwonego krzyża genewskiego i obszycie ich w płótno ambulansowe... Widziałem jak wieśniacy w wioskach waszych odmawiali żywności żołnierzom francuzkim, {{Korekta|zachowuiąc|zachowując}} ją dla naszych... Widzieliśmy,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 8l2d5f3sjlkmf4hco9xbcxthbux3l7t Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/541 100 1084411 3150351 2022-08-13T05:41:43Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>jak rady miejskie, zawczasu uchwalały wysokość kontrybucji wojennych, ażeby zjednać sobie naszą życzliwość swym służalczym pośpiechem. Widziałem wiele jeszcze innych, których szczegółami nie chcę pani utrudzać... Oto dlaczego powiedziałem przed chwilą, że we Francji patrjotyzm przepadł! Oto dlaczego i teraz to powtarzam i mam zupełną słuszność!..<br> {{tab}}— A ja — zawołała pani de Nathon, a oczy jej zabłysnęły oburzeniem szlachetnem — nie chcę panu wierzyć i dodaję, że taka mowa do żony zwyciężonego jest niegodną szlachcica! Czy te fakty, o których pan wspomniał, są prawdziwe czy fałszywe? Niewiem, ale choćby były nawet prawdziwe, nie mają jeszcze żadnego znaczenia! Występki kilku jednostek nie bezczeszczą całego narodu! Wszędzie i zawsze znajdą się podli! Nie, panie, patrjotyzm nie wygasł w sercach francuzkich! Mój mąż już dowiódł panu, czyniąc to, co uczynił, przejmując was przestrachem przez swą bohaterskość, a Francja, która wam się wydaje umarłą, najlepiej wam dowiedzie w dniu swego odrodzenia.<br> {{tab}}Po tych słowach nastało milczenie.<br> {{tab}}Hrabina po tej gorączkowej tyradzie, zdawała się już nie widzieć obecności oficera, który znowu przygryzał wargi i targał brodę.<br> {{tab}}Zajęła się Herminią, której na wpół omdlenie ledwie przechodziło.<br> {{tab}}Po upływie przeszło minuty, p. Gastein skłonił się i odezwał:<br> {{tab}}— Teraz, pani hrabino, niech mi pani raczy pozwolić bez zwłoki już spełnić rozkaz, który mi został dany.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bo9fljnbm6kcb1rfi3er04xu63ehiav Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/542 100 1084412 3150352 2022-08-13T05:43:10Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Jak się panu podoba,.. — odrzekła Berta lodowatym tonem. — Pokażę panu drogę...<br> {{tab}}Pani de Vergy, która się położyła spać przed nadejściem niemców, a pokój jej znajdował się w tylnej części zamku, nic nie słyszała co się dzieje.<br> {{tab}}Łatwo wyobrazić sobie, jakie było jej zdumienie, gdy zobaczyła Bertę, wchodzącą do jej pokoju w towarzystwie oficera pruskiego.<br> {{tab}}Chciała już wypytywać, ale pani de Nathon przyłożyła palec do ust, dając jej znak milczenia.<br> {{tab}}Dawny drugi sekretarz ambasady pruskiej, był gorliwy w całem znaczeniu tego wyrazu.<br> {{tab}}Żaden ajent policyjny nie szperał z taką dokładnością i uwagą, jak on.<br> {{tab}}Zajrzał do każdego kąta, na wszystko zwrócił uwagę, patrzał pod łóżkiem, badał grubość materaców, dla przekonania się, czy w nich kto się nie schował, podnosił w szafie suknie, jednę za drugą.<br> {{tab}}Naturalnie nie znalazł nic.<br> {{tab}}— Pani hrabino — rzekł — wezmę teraz żołnierzy, ażeby w innych pokojach zamku uczynili to samo, co ja tutaj, a co się tyczy pani, sądzę, że obecność pani przy tej rewizji jest zbyteczną, chyba, że pani sobie życzy...<br> {{tab}}— Niech pan sam idzie — odparła Berta. — Ja zostanę w tym pokoju z córką i kuzynką...<br> {{tab}}— Ma pani wszelką swobodę wyjść ztąd, tylko, ażeby kto nie wszedł tutaj bez mojej wiedzy, postawię przy drzwiach żołnierza na straży.<br> {{tab}}Poszukiwania trwały do trzeciej zrana i naturalnie nie doprowadziły do niczego.<br> {{tab}}Zjawił się znów pan Gastein.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lzzpofbvhcrp17znpic3l69h8x22t16 Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/543 100 1084413 3150353 2022-08-13T05:44:55Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Zaraz się oddalimy, pani hrabino — rzekł — ale przed złożeniem pani mego uszanowania i pożegnania się, pragnąłbym widzieć się z pani intendentem...<br> {{tab}}— Nie mam intendenta.<br> {{tab}}— Do kogóż więc mam się zwrócić o prowiant.<br> {{tab}}— Do mnie.<br> {{tab}}— Dobrze! w takim razie niech pani hrabina raczy dać do mego rozporządzenia pięćset butelek dobrego wina i wszystką wódkę, jaka jest w piwnicy... Noc zimna, więc żołnierze moi potrzebują się rozgrzać... To wojna...<br> {{tab}}Berta zadzwoniła.<br> {{tab}}— Antoni — rzekła — oddaj piwnicę do rozporządzenia tego pana.<br> {{tab}}— Pani hrabino, mam zaszczyt złożyć pani pokorne moje uszanowanie... Wierzaj mi, pani, iż bardzo sobie życzę nie spotkać pana de Nathon.<br> {{tab}}— I ja dla pana życzę, ażebyś się z panem de Nathon nie spotkał! {{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" /> {{c|V.|w=120%|po=12px}} {{tab}}Zostawiliśmy pana de Nathon, gdy odpowiedział: „Officier“ na „Wer da “<br>żołnierza niemieckiego.<br> {{tab}}Szyldwach wymówił kilka słów, na które hrabia odpowiedział niezwłocznie, ale odpowiedź bezwątpienia wydała się niedostateczną, albo akcent mowy nasunął wątpliwości, gdyż prusak krzyknął na alarm i dał ognia.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5eerhj6b1nnh8aojwb515zqyaajqmmr Dziecię nieszczęścia/Epilog/IV 0 1084414 3150354 2022-08-13T05:45:42Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=536 to=543 fromsection="X" tosection="X" /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]] f29foruzquz6fjhndttohv42p8mki9j Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/544 100 1084415 3150355 2022-08-13T05:47:26Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Pan de Nathon usłyszał Świszczącą mu nad uchem kulę, ale go ona nie trafiła.<br> {{tab}}Odpowiedział na to strzałem z karabinu.<br> {{tab}}Szyldwach zwalił się na ziemię zabity.<br> {{tab}}— Naprzód! — zakomenderował Armand Fangel.<br> {{tab}}Mały oddział podążył biegiem.<br> {{tab}}Ale zanim zdołał przebiedz kilkanaście łokci, brama i dwa okna na folwarku otworzyły się gwałtownie na rozcież. Pochodnie zapłonęły po za murami, uszykowanemi na podwórzu i oświetlili sześćdziesiąt kasków pruskich.<br> {{tab}}Dała się słyszeć komenda, jak piorun huknęły rzęsiste strzały i kule zabrzęczały w szeregach francuzów.<br> {{tab}}Pięciu ludzi padło.<br> {{tab}}Inni odpowiedzieli daniem ognia, ale niemcy zagasili pochodnie i ołów zabłąkał się w ciemnościach.<br> {{tab}}Czyżby wieśniak napotkany przez Armanda Fangela miał być zdrajcą, sprzedającym braci swych wrogowi.<br> {{tab}}Nie, nie oszukał on nikogo i to co mówił, było wtenczas prawdą, ale teraz już od godziny, trzydziestu żołnierzy przysłanych z Beaume-les-Dames, wzmocniło posterunek niemiecki.<br> {{tab}}Prowadzić dalej walkę w takich warunkach, przy liczebnej mniejszości i nie mając za sobą szans niespodzianego ataku, byłoby szaleństwem.<br> {{tab}}— Do odwrotu! — zawołał porucznik.<br> {{tab}}I obawiając się powtórnego strzelania, dodał:<br> {{tab}}— W rozsypkę!<br> {{tab}}Wolni strzelcy i gwardziści rozproszyli się zaraz na wszystkie strony.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6brexevi635cll2f4mob17jt5zwtsfo 3150356 3150355 2022-08-13T05:47:38Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Pan de Nathon usłyszał świszczącą mu nad uchem kulę, ale go ona nie trafiła.<br> {{tab}}Odpowiedział na to strzałem z karabinu.<br> {{tab}}Szyldwach zwalił się na ziemię zabity.<br> {{tab}}— Naprzód! — zakomenderował Armand Fangel.<br> {{tab}}Mały oddział podążył biegiem.<br> {{tab}}Ale zanim zdołał przebiedz kilkanaście łokci, brama i dwa okna na folwarku otworzyły się gwałtownie na rozcież. Pochodnie zapłonęły po za murami, uszykowanemi na podwórzu i oświetlili sześćdziesiąt kasków pruskich.<br> {{tab}}Dała się słyszeć komenda, jak piorun huknęły rzęsiste strzały i kule zabrzęczały w szeregach francuzów.<br> {{tab}}Pięciu ludzi padło.<br> {{tab}}Inni odpowiedzieli daniem ognia, ale niemcy zagasili pochodnie i ołów zabłąkał się w ciemnościach.<br> {{tab}}Czyżby wieśniak napotkany przez Armanda Fangela miał być zdrajcą, sprzedającym braci swych wrogowi.<br> {{tab}}Nie, nie oszukał on nikogo i to co mówił, było wtenczas prawdą, ale teraz już od godziny, trzydziestu żołnierzy przysłanych z Beaume-les-Dames, wzmocniło posterunek niemiecki.<br> {{tab}}Prowadzić dalej walkę w takich warunkach, przy liczebnej mniejszości i nie mając za sobą szans niespodzianego ataku, byłoby szaleństwem.<br> {{tab}}— Do odwrotu! — zawołał porucznik.<br> {{tab}}I obawiając się powtórnego strzelania, dodał:<br> {{tab}}— W rozsypkę!<br> {{tab}}Wolni strzelcy i gwardziści rozproszyli się zaraz na wszystkie strony.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c3ohgh52003b9dvem6lkms47s7p0wk2 Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/545 100 1084416 3150357 2022-08-13T05:49:20Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Po dziesięciu minutach szybkiego biegu, Armand zatrzymał się.<br> {{tab}}Przyłożył do ust dwa palce i zagwizdał łagodnie a przeciągle.<br> {{tab}}Był to znak dla żołnierzy do zebrania się.<br> {{tab}}Wkrótce wolni strzelcy i gwardziści skupili się przy poruczniku.<br> {{tab}}Policzono żywych, ażeby się dowiedzieć o liczbie umarłych.<br> {{tab}}Brakowało pięciu ludzi, czterech gwardzistów i jednego wolnego strzelca.<br> {{tab}}— Panie hrabio — rzekł Armand de Fangel — wywołuj pan swych towarzyszy, jak ja to uczynię następnie ze swymi... W ten sposób dowiemy się nazwisk ofiar.<br> {{tab}}Żaden głos nie odpowiedział młodemu oficerowi.<br> {{tab}}Wolnym strzelcem, którego brakło, był Henryk de Nathon.<br> {{tab}}— Zabity! — szepnął boleśnie syn hrabiny. — Czemu on a nie ja? Kula, która go ugodziła, przeszyje serce mej matce!..<br> {{tab}}Dodał głośno:<br> {{tab}}— Koledzy, trzeba nam mieć hrabiego żywego lub nieżywego!.. Porzucić jego, lub jego trupa, byłoby podłością nas niegodną!.. Wróćmy się!..<br> {{tab}}— Jesteśmy gotowi!.. — odpowiedzieli wszyscy.<br> {{tab}}Gdy to się dzieje w otwartem polu, zajrzyjmy tymczasem na folwark, zajęty przez prusaków.<br> {{tab}}W dużej izbie, tyłem przy piecu stał kapitan lat dwudziestu siedmiu czy ośmiu, wysoki i szczupły.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dngj2f9kcd6mi5yp5t197o6bnkmzse5 Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/546 100 1084417 3150358 2022-08-13T05:50:19Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Za nim palił się suty ogień ze szczap i gałęzi, oświetlając pokój lepiej, od czterech kopcących świec na stole.<br> {{tab}}Oficera tego znamy.<br> {{tab}}Był to hrabia Gastein.<br> {{tab}}W ustach miał cygaro, a w ręku rewolwer.<br> {{tab}}Drzwi naprzeciw niego otworzyły się gwałtownie.<br> {{tab}}Weszło dwóch żołnierzy, prowadząc za ręce więźnia z siwą brodą, a trzeci prusak popychał go z tyłu kolbą.<br> {{tab}}Łatwo się domyślić że był to hrabia de Nathon.<br> {{tab}}W chwili gdy zagrzmiały strzały, poślizgnął się na zmarzniętym śniegu, upadł całem ciałem i przez kilka sekund leżał oszołomiony.<br> {{tab}}Gdy przyszedł do siebie, ujrzał się rozbrojonym i w ręku nieprzyjaciela,<br> {{tab}}— Panie — odezwał się po niemiecku do oficera — nie wierzyłem do dziś, ażeby żołnierze z narodu cywilizowanego, albo przynajmniej uważającego się za taki, pastwili się nad swymi więźniami.<br> {{tab}}Kapitan nic nie odrzekł.<br> {{tab}}Przyglądał się Henrykowi z wielką uwagą,<br> {{tab}}W kilka sekund uśmiechnął się z zadowolenia.<br> {{tab}}Przyłożył dwa palce do kasku, salutując po wojskowemu i zawołał po francuzku:<br> {{tab}}— Chyba się nie mylę ani trochę... Wszak z panem hrabią de Nathon mam zaszczyt mówić?<br> {{tab}}— W istocie — odparł zdumiony więzień jestem hrabia de Nathon.<br> {{tab}}— Widzę, że pan hrabia mnie nie poznaje...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7ygtw6c739fual5xv5zomqut3e430hb Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/547 100 1084418 3150359 2022-08-13T05:51:40Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Rzeczywiście, chociaż twarz pańska nie jest mi obca.<br> {{tab}}— Zmieniła mnie zapuszczona broda... — odparł prusak ze śmiechem. — Spotykaliśmy się przecie nieraz w towarzystwach w Paryżu. Miałem nawet zaszczyt być u pana na wieczorze...<br> {{tab}}Wymienił swe nazwisko.<br> {{tab}}— Teraz przypominam sobie wybornie, panie hrabio — odrzekł Henryk, skłoniwszy się.<br> {{tab}}— Pozwól mi pan zapytać się — podchwycił oficer — czy dawno się pan widział z panią hrabiną.<br> {{tab}}— O! już dawno... Żadnych nawet wiadomości nie mam o pani de Nathon...<br> {{tab}}— To bardzo smutno, nieprawdaż? Ale cóż pan chce, wojna... Czy mogę panu hrabiemu udzielić wiadomości, których panu brak.<br> {{tab}}— Widział pan moją żonę? — spytał Henryk żywo.<br> {{tab}}— Miałem zaszczyt spędzić część ostatniej nocy w zamku Cusance... Pani hrabina wygląda doskonale chociaż rozgorączkowana, naturalnie tylu nieprzewidzianemi wypadkami... Któżby z nas mógł się spodziewać, gdyśmy się po raz ostatni spotkali na balu w ambasadzie pruskiej, że zobaczymy się tutaj... i to w takich warunkach!<br> {{tab}}— Zapewne każdemu z nas wydałoby się to wówczas nieprawdopodobnem... — odparł pan de Nathon.<br> {{tab}}— Wszystko na tym świecie możebne, a nawet to, co jest wprost nieprawdopodobnem i zdaje się niemożliwem... Dowód tego mamy dzisiaj...<br> {{tab}}Zamilkli na kilka sekund.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> bwze6j83b11zmhqhi88fc503pfw3t9d Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/548 100 1084419 3150360 2022-08-13T05:53:02Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}P. Gastein wyjął papierośnicę, otworzył ją, podał Henrykowi, który giestem odmówił, poczem odezwał się tonem swobodnym:<br> {{tab}}— Więc, panie hrabio, bije się pan z wojskiem niemieckiem?..<br> {{tab}}— To mój obowiązek... Bronię swego kraju.<br> {{tab}}— Obowiązek?.. Żaden! Nie jesteś pan żołnierzem.<br> {{tab}}— To najmniejsza, a że pomimo wieku pozostało mi jeszcze dość siły, jak na żołnierza...<br> {{tab}}— Jesteś pan dowódzcą wolnych strzelców, panie hrabio, a nawet sam jesteś pan wolnym strzelcem.<br> {{tab}}— Tak!<br> {{tab}}— Żałuję...<br> {{tab}}— A ja się tem szczycę...<br> {{tab}}— Zabiłeś nam dużo ludzi...<br> {{tab}}— Ile tylko mogłem najwięcej... to moje prawo nieprzyjaciela.<br> {{tab}}— Niestety! na to nie ma pan prawa i z winy pańskiej będę musiał dowieść panu boleśnie, jak się pan mylisz.. o! będzie to dla mnie wielką przykrością, wierzaj mi pan!..<br> {{tab}}— A jakże to pan mi dowiedziesz, jeżeli wolno zapytać?..<br> {{tab}}— Z wielką boleścią muszę pana kazać rozstrzelać...<br> {{tab}}Pan de Nathon zadrżał.<br> {{tab}}— Rozstrzelać jeńca! — zawołał — cóż znowu?!<br> {{tab}}— Wolny strzelec nie jest wcale żołnierzem, a zatem nie jest wcale jeńcem, panie hrabio... — odparł prusak — miałem to zaszczyt zeszłej nocy wytłomaczyć pani hrabinie, która zresztą nie chciała się<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 7yad2vuh03nyx7ti3riqz534p6hitpe Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/549 100 1084420 3150361 2022-08-13T05:54:32Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dać przekonać... Jednakże prawa nasze wojenne są bardzo ścisłe... Ktokolwiek nie należy do wojska regularnego a strzela do żołnierza z armii niemieckiej, uważany jest po prostu za złoczyńcę i kara śmierci winna go dotknąć niezwłocznie, niech tylko go pochwycimy, zaraz będzie rozstrzelany!<br> {{tab}}— Ależ to, mój panie, potwornie! To po barbarzyńsku!<br> {{tab}}— Bynajmniej! Albo idźcie do wojska, albo zostańcie w domu! Czy może być coś prostszego! My nie uznajemy wcale żadnego wojska wolnych strzelców, a nieświadomością w tym względzie nie możesz się panie hrabio tłomaczyć, ponieważ nasz Najjaśniejszy Pan, król Wilhelm, z wszelką troskliwością raczył licznemi ogłoszeniami zawiadomić o tem ludność we wszystkich wioskach, zajętych przez nasze wojska.<br> {{tab}}— Muszę panu wyznać, panie hrabio — odrzekł Henryk z uśmiechem — że my francuzi, unikamy czytania odezw króla Wilhelma...<br> {{tab}}— Mocno żałuję... Gdybyś pan był czytał, niezawodnie byłbyś pan mniej nieroztropnym i zaoszczędziłbyś mi pan spełnienia przykrego obowiązku, jaki mnie czeka... W rozpaczy jestem, zaręczam panu, ale cóż robić, wojna!.. Cóż panie hrabio, gotów jesteś pan?..<br> {{tab}}— Czym gotów umrzeć? — spytał Henryk.<br> {{tab}}Pan Gastein po raz drugi salutował przed nim po wojskowemu i skłonił się potwierdzająco.<br> {{tab}}— Zatem zamorduj pan... — podchwycił hrabia. — Jestem gotów.<br> {{tab}}— Jeżeli pan pragnie napisać słówko pożegnania do pani hrabiny, lub skreślić krótko swą ostatnią<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4ae3rq0g177thokhyyhyjbkysnrsazt Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/550 100 1084421 3150362 2022-08-13T05:56:47Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>wolę — mówił dalej prusak — oddaję panu do rozporządzenia ćwiartkę papieru z pugilaresu i ołówek...<br> {{tab}}— Tysiąckrotne dzięki za tyle uprzejmości... — odrzekł Henryk z goryczą. — Testament mój już dawniej napisałem i znajduje się on w pewnem miejscu, a pani de Nathon wie dobrze, że ostatnia moja myśl będzie: o niej i o mej córce... Powtarzam panu, że gotów jestem... Tylko długo nie dajcie mi czekać... O to tylko: pana proszę...<br> {{tab}}— I owszem, panie hrabio... {{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" /> {{c|VI.|w=120%|po=12px}} {{tab}}P. Gastein wydał kilka rozkazów i wskazał dwunastu ludzi którzy mieli dokonać egzekucyi.<br> {{tab}}Zapalono pochodnie, otworzono wrota.<br> {{tab}}Wyznaczeni żołnierze zebrali się dokoła hrabiego de Nathon i zaprowadzili go na podwórze.<br> {{tab}}Poprzedził ich kapitan, a towarzyszyli im i wszyscy inni niemcy.<br> {{tab}}Henryk z odkrytą głową i rękami swobodnemi postawiony został przy parkanie.<br> {{tab}}Duszę swą polecił Bogu, ostatnią myśl przesłał ku żonie i córce, jak to był powiedział szlachcicowi niemieckiemu i czekał śmierci, jeżeli nie z obojętnością, to przynajmniej z rezygnacyą wielką serca i spokojem duszy chrześcijańskiej.<br> {{tab}}Prusacy przyłożyli broń do ramienia.<br> {{tab}}Oficer poruszył już usta ażeby zakomenderować ognia.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> o32u4yigztxaex0cvqfnsckb87ezzib Dziecię nieszczęścia/Epilog/V 0 1084422 3150363 2022-08-13T05:57:24Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=543 to=550 fromsection="X" tosection="X" /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]] kceljtpwgkzu8psv9qr6exayuilq40b Dziecię nieszczęścia/Epilog/VI 0 1084423 3150364 2022-08-13T05:58:31Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |następny = }} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=550 to=556 fromsection="X" tosection="X" /> {{JustowanieKoniec2}} {{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]] 2s1wiwfkbncry0sc7eb5u7syd9tg7wn Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/956 100 1084424 3150366 2022-08-13T06:28:03Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antequera" />Malaga w Hiszpanii, leży nad rzeką Guadaljorce, w okolicy samotnej na małém płaskowzgórzu, u stóp pagórka, na którym znajdują się zwaliska warowni maurytańskiej. Antequera liczy przeszło 20, 000 mieszkańców, trudniących się tkactwem kobierców, tudzież innych wyrobów wełnianych i bawełnianych, oraz uprawą owoców południowych. W pobliżu tego miasta znajdują się łomy dobrego marmuru. W 712 r. zdobyli Antequerę Arabowie, a w 1410 r. odebrał ją znowu infant Ferdynand, późniejszy król Arragonii, Ośmiomilowy okrąg miasta, obejmujący wyższą dolinę rzeki Guadeljorce, od tej epoki oddzielony zostaje od reszty prowincyi i używa licznych przywilejów; do niego też należą: Villa Archidona, licząca 6, 800 mieszkańców, stolica margrabstwa tegoż nazwiska, i Fuente de Piedra, nad znanem już u starożytnych, uzdrawiającem, słonem jeziorem.<section end="Antequera" /> <section begin="Anter (święty)" />{{tab}}'''Anter''' (święty), Greczyn rodem, podług Euzebijusza 18-ty, podług innych 19-ty papież, następca ś. Poncyjana na tron papiezki. Podług rzeczonego historyka był wybrany w początkach panowania cesarza Gordyjana (r. 238) i umarł w miesiąc potem. Według zaś Baronijusza Anter był wybrany jeszcze za życia cesarza Maxymina, i pod nim skazany na śmierć, niedługo przed wyniesieniem Gordyjana na tron. Rozkaz wydany przez ś. Antera o zbieraniu aktów męczenników, stał się powodem prześladowania, którego on sam padł ofiarą.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Anter (święty)" /> <section begin="Anteriora" />{{tab}}'''Anteriora,''' z łacińskiego. W języku urzędowym anterjora oznaczają wszelkie poprzednie, dawniejsze korrespondencyje, ściągające się do przedmiotu mającego się obecnie załatwić, które właśnie ten przedmiot wyjaśnić i poprzeć mogą. Od dawna wyraz ten jest powszechny w urzędowym języku i ma znaczenie nadto 1) Mówiąc o urzędniku, który ma chlubną przeszłość, że: „piękne są jego anteriora,“ lub przeciwnie, że: „wcale niepochlebne są jego anteriora. 2) O każdym podobnież człowieku, nie urzędniku bynajmniej, wyraz ten w temże samem znaczeniu się używa. Ztąd wyrażenia: „Radbym wiedzieć jakie są jego anteriora?“ „Nic o nim powiedzieć nie mogę, bo nie znam jego anteriorów,“ to jest, że zupełnie obcą jest jego przeszłość.<section end="Anteriora" /> <section begin="Anteros" />{{tab}}'''Anteros''' jest bogiem wzajemności w późniejszej mytologii; podanie bowiem opiewa, że Eros bożek miłości, póty nie podrósł, póki nie dostał brata zrodzonego z Wenery i Marsa w osobie Anterosa. Znaczenie jest tu widoczne, że miłość bez wzajemności nie wzrasta. Ztąd też wspólne stawiano obudwom ołtarze, i o gałęź palmową spierających się wyobrażano. Według Bottigera pojęcie Anterosa, jako wzajemności, jest nowożytne; miłość i wzajemność uosobione bowiem są w gruppie Amora i Psychy, a prawdziwy Anteros mścić się owszem ma nad Erosem i karcić go.<section end="Anteros" /> <section begin="Anteusz" />{{tab}}'''Anteusz''' (po grecku: ''Antaios'', przeciwnik), ogromny olbrzym na 60 łokci wysoki, syn Neptuna i Gei (ziemi), zamieszkiwał jaskinię w Libii i karmił się lwami. Ktokolwiek obcy zbliżał się do niego, zmuszony był do walki, z której olbrzym podsycany ciągle nową siłą przez matkę ziemię, ile razy jej się dotknął, zwycięzko zawsze wychodził i z czaszek swych ofiar budował dla Neptuna domóstwo. Długo się z nim szamotał Herkules, pojąwszy wreście czar przywiązany do jego potęgi, zdusił go, trzymając jakiś czas w powietrzu.<section end="Anteusz" /> <section begin="Anthelia" />{{tab}}'''Anthelia.''' Nazywają tem imieniem koła świetne, podobne do tych, jakie widzimy koło słońca lub księżyca. Jeśli słońce nisko jest nad poziomem, a cień obserwującego pada na trawę lub inną powierzchnię pokrytą rosą, albo też na chmurę, wówczas daje się spostrzegać żywe światło około cienia głowy, jakoby aureola. Światło to pochodzi od promieni odbitych w kropelkach wody, żywsze zaś jest około cienia głowy, gdyż w tych miejscach widzi się właśnie kropelki całkowicie oświecone. Scoresby, który to zjawisko w strefach północnych {{pp|uwa|żał}}<section end="Anthelia" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9raqsdo5p4ecwgmu2o43f3e07inq55v Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/551 100 1084425 3150367 2022-08-13T06:29:54Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Rozległ się straszny huk...<br> {{tab}}Ale strzelili nie żołnierze króla Wilhelma, bo pięciu czy sześciu z nich padło na ziemię trupem.<br> {{tab}}Jednocześnie dał się słyszeć okrzyk francuski.<br> {{tab}}— Na bagnety, dzieci!.. na bagnety!..<br> {{tab}}I dwudziestu pięciu ludzi, ze zwinnością jaguarów wdrapało się na parkan, jak huragan spadło na podwórze, w szalonym ataku, kłując Prusaków bagnetami zewsząd, popłoch i śmierć szerząc dokoła, tak iż wróg nie {{Korekta|zdąrzył|zdążył}} nawet strzelić.<br> {{tab}}Po kilku sekundach trudnego do opowiedzenia zamięszania, o strasznej rzezi, bez pardonu, trupy niemieckie zasłały dziedziniec, grzeźnięto w krzepnącej krwi i francuzi zwycięzcy zostali panami folwarku. Hrabia Gastein poległ jeden z pierwszych.<br> {{tab}}Armand Fangel rzucił się w objęcia pana de Nathon, wołając:<br> {{tab}}— Jesteś pan uratowany... ale mnie nic się nie stało. Nie o to prosiłem Boga!.. Chciałem był umrzeć za pana...<br> {{tab}}— Moje dziecko rzekł Henryk, uściskawszy młodzieńca — poszukajmy ciała oficera, który tutaj dowodził.<br> {{tab}}— Po co? — spytał porucznik.<br> {{tab}}— Czy zapomniałeś o świętej zasadzie, która nakazuje nam odpłacać dobrem za złe?.. Jeżeli oficer ten oddycha jeszcze, będziemy go pielęgnowali jak swego... Jeżeli może być wyleczonym z ran to niech wyzdrowieje... Nie chcę ja go tak opuścić...<br> {{tab}}Armand Fangel miał duszę wzniosłą. Zrozumiał uczucie rycerskie pana de Nathon. Rozkazał dwom<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5zb22mjyshpoeasldrlz1ye34br2v9n Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/552 100 1084426 3150368 2022-08-13T06:31:24Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ze swych ludzi zapalić pochodnie i pomógł hrabiemu w obejrzeniu trupów niemieckich.<br> {{tab}}— Jest!.. jest!.. — szepnął Henryk po chwili, zobaczywszy rudą brodę, długie białe wąsy i bladą twarz, którą spływająca krew z czoła czyniła jeszcze bledszą.<br> {{tab}}Oficer miał oczy zamknięte.<br> {{tab}}W zaciśniętej dłoni trzymał rewolwer.<br> {{tab}}— Podniosę go... — rzekł Armand — przekonam się, czy serce mu bije...<br> {{tab}}Nachylił się ku niemu.<br> {{tab}}Oficer otworzył oczy, zamglone już mrokiem śmiertelnym, zgiął rękę, zwrócił broń ku piersiom młodzieńca i nacisnął cyngiel.<br> {{tab}}Armand, nie westchnąwszy nawet, padł na swego zabójcę.<br> {{tab}}Kula przeszyła mu serce.<br> {{tab}}Działo się to w nocy 30 stycznia 1871 roku. {{***}} {{tab}}Nazajutrz około godziny dziesiątej zrana, pani de Nathon i baronowa de Vergy, pomimo zimna, przechadzały się zwolna po alei, oczyszczonej ze śniegu.<br> {{tab}}Od czasu nocnych odwiedzin hrabiego Gastein w zamku Cusance, biedna Berta wiedząc teraz, że Henryk znajduje się w okolicy i tropiony jest przez prusaków jak dziki zwierz, cierpiała podwójnie.<br> {{tab}}Z każdą godziną miała coraz smutniejsze przeczucia.<br> {{tab}}Dotąd drżała tylko o syna. Teraz drżeć musiała i o męża.<br> {{tab}}Nagle gwałtownie zadzwoniono do bramy.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2qp1tfa1hkdpxfwdledb3y2y5gfwtqp Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/553 100 1084427 3150369 2022-08-13T06:33:35Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Któż tak oznajmiał o swem przybyciu? Czyżby to znowu byli łupieżcy ułani?.. Czyżby prusacy po raz drugi chcieli wtargnąć do zamku?. Brama zaskrzypiała na wrzeciądzach. Ktoś z kimś począł rozmawiać, a w kilka minut nadbiegł bardzo blady. — Co to? — zapytała go Berta, a serce jej ścisnęło się boleśnie — jakieś nieszczęście, nieprawdaż? — Pani hrabino — odpowiedział służący z widocznem zakłopotaniem — pewien wieśniak przyszedł powiedzieć, że jakiś człowiek z wozem zaprzężonym w dwa woły, czeka na trakcie we wsi, niedaleko od kościoła i prosi panią baronową de Vergy, ażeby była łaskawą przyjść się z nim rozmówić. — Mnie!.. — zawołała zdumiona Blanka. — Tak, panią baronową samą.. — odparł służący. — „Samą”. Wymówił to z przyciskiem. — Zaraz odgadłam — szepnęła hrabina. — Chcą ci powiedzieć o jakiemś nieszczęściu, które mnie dotyczy i ugodzi we mnie... Czułam już, że się ono zbliża... Chcą cię prosić, ażebyś mnie do tego zwolna przygotowała... Po co? Lepiej się dowiedzieć odrazu... Chodź, droga Blanko, idę z tobą... — Ale... — odezwała się pani de Vergy. — Chcę! — przerwała Berta. — Przed chwilą jakby mi serce pękło... Henryk umarł!.. Henryk albo Armand — dodała ciszej. Niepodobna było sprzeciwić się woli hrabiny. Kobiety we dwie wyszły za bramę i udały się w pustą ulicę, bo przestraszeni mieszkańcy prawie wszyscy porzucili wioskę.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fghxodumnw44u05zypemqheg4v58nxc 3150373 3150369 2022-08-13T06:38:05Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Któż tak oznajmiał o swem przybyciu?<br> {{tab}}Czyżby to znowu byli łupieżcy ułani?.. Czyżby prusacy po raz drugi chcieli wtargnąć do zamku?.<br> {{tab}}Brama zaskrzypiała na wrzeciądzach.<br> {{tab}}Ktoś z kimś począł rozmawiać, a w kilka minut nadbiegł bardzo blady.<br> {{tab}}— Co to? — zapytała go Berta, a serce jej ścisnęło się boleśnie — jakieś nieszczęście, nieprawdaż?<br> {{tab}}— Pani hrabino — odpowiedział służący z widocznem zakłopotaniem — pewien wieśniak przyszedł powiedzieć, że jakiś człowiek z wozem zaprzężonym w dwa woły, czeka na trakcie we wsi, niedaleko od kościoła i prosi panią baronową de Vergy, ażeby była łaskawą przyjść się z nim rozmówić.<br> {{tab}}— Mnie!.. — zawołała zdumiona Blanka.<br> {{tab}}— Tak, panią baronową samą.. — odparł służący. — „Samą”.<br> {{tab}}Wymówił to z przyciskiem.<br> {{tab}}— Zaraz odgadłam — szepnęła hrabina. — Chcą ci powiedzieć o jakiemś nieszczęściu, które mnie dotyczy i ugodzi we mnie... Czułam już, że się ono zbliża... Chcą cię prosić, ażebyś mnie do tego zwolna przygotowała... Po co? Lepiej się dowiedzieć odrazu... Chodź, droga Blanko, idę z tobą...<br> {{tab}}— Ale... — odezwała się pani de Vergy.<br> {{tab}}— Chcę! — przerwała Berta. — Przed chwilą jakby mi serce pękło... Henryk umarł!.. Henryk albo Armand — dodała ciszej.<br> {{tab}}Niepodobna było sprzeciwić się woli hrabiny.<br> {{tab}}Kobiety we dwie wyszły za bramę i udały się w pustą ulicę, bo przestraszeni mieszkańcy prawie wszyscy porzucili wioskę.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cdlx19yfwiltp617jidgqpg4orusfw4 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/957 100 1084428 3150370 2022-08-13T06:34:28Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anthelia" />{{pk|uwa|żał}}, bardzo go szczegółowo opisuje. Kaemtz obserwował go w Alpach. W okolicach podbiegunowych skoro się tylko trafi mgła gęsta, można to zjawisko spostrzegać; widzi się nieraz kilka takich kół świetnych, środek ich wspólny znajduje się na linii przechodzącej przez słońce i oko uważającego. Liczba kół bywa rozmaita, zmienia się od 1 do 5.{{EO autorinfo|''K. Kr.''}}<section end="Anthelia" /> <section begin="Anthelmintica" />{{tab}}'''Anthelmintica''' (z greckiego: ''anti'' przeciw, ''helmins'' robak) są leki zabijające lub wypędzające glisty. Środki te są nader liczne i należą do rozmaitych królestw natury; najczęściej posiadają zapach bardzo mocny i przykry. Najpospoliciej używanemi na robaki środkami są: czosnek, piołun, terpentyna, olej klesz-czowiny, glistnik, kalomel, eter, kamfora i&nbsp;t.&nbsp;d. Zdaje się, że wszystkie one bezpośrednio działają na glisty i trują je; niektóre prócz tego czyszczą i tym sposobem przyczyniają się do usunięcia tych pasożytów z ciała ludzkiego. Niezawsze jest obojętnym wybór środków przeciw robakom; tak np. eter i kamfora z powodu lotności swojej, są skuteczne tylko przeciwko glistom, mającym siedlisko w żołądku. Glisty płaskie, a szczególniej tasiemiec (soliter, taenia), wymagają lekarstw silniej działających, jak np. wyciągu eterycznego z korzenia paproci (extr. filicis maris), opiłek cynowych, które najczęściej zadają razem z czyszczącemi; w najnowszych czasach bardzo skutecznie zaczęto używać przeciwko glistom Santoniny (ob.), przeciwko zaś tasiemcowi proszku rośliny Kouso (ob.).<section end="Anthelmintica" /> <section begin="Anthing" />{{tab}}'''Anthing''' (Jan Fryderyk), rodem z Gotha, zmarły w Petersburgu 1805 roku, pułkownik wojsk rossyjskich, adjutant hrabiego Suworowa Rymnikskiego; opisał życie tego wodza od pierwszych lat jego młodości do końca r. 1794. Posiadając całą ufność Suworowa, który mu poruczył napisanie swojej historyi, Anthing miał wszystkie środki do zgromadzenia nader ważnych w tej mierze wiadomości, ale nie potrafił odpowiedzieć zadaniu historyka. Dzieło jego jest suchą, martwą opowieścią wszystkich bitew i potyczek, w których sam miał udział. Kończy się na zdobyciu Pragi 4 Listopada 1794 r. i poddaniu się Warszawy. Badacz dziejów polskich tych czasów, znajdzie tu plany i opisy bitew pod Krupczycami, Terespolem i Pragą. Z ostrożnością wszelako przychodzi czerpać z dzieła Au-thinga, albowiem wszędzie podaje trzykroć niemal większe siły Polaków, niż były rzeczywiście. Wyszło w języku niemieckim p. n.: ''Versuch einer Kriegsgeschichte Suworow’s, Monachium 1795 — 1799, trzy tomy z rycinami i planami, tłumaczone na język angielski i francuzki.{{EO autorinfo|''K. Wł. W.''}}<section end="Anthing" /> <section begin="Anthoine (Mikołaj)" />{{tab}}'''Anthoine''' (Mikołaj), sławny z błędów i nieszczęśliwego zgonu kaznodzieja protestancki, ur. w Briey w Lotaryngii, nauki pobierał w szkołach jezuickich w Luxemburgu i Kolonii, później przeszedł do wyznania reformowanego. Usilne studyja Starego Testamentu uprowadziły go na myśl zostania Żydem, ale synagogi w Metz, Wenecyi i Padwie, obawiając się prześladowań, nie śmiały przyjąć go do swego grona. Synod Burgundzki, który nie wiedział o zmianie przekonań religijnych Anthoine’a, mianował go kaznodzieją w Dionne; tu jednak ciągłemi wzmiankami Starego Testamentu, jako też zupełném w kazaniach swoich milczeniem o Jezusie Chrystusie wkrótce wzbudził podejrzenie. Uformowano mu proces i pomimo wstawienia się sławnego teologa Ferri, oraz niektórych kaznodziejów genewskich w Metz, skazano go na spalenie żywcem, który to wyrok, wśród powszechnej radości ludu, wykonano w dniu 20 Kwietnia 1632 roku.<section end="Anthoine (Mikołaj)" /> — <section begin="Anthoine (Ignacy)" />'''Anthoine''' (Ignacy, baron de St. Joseph), członek francuzkiej izby handlowej, człowiek ducha niezmiernie przeesiebierczego, ur. 1749 r. w Embrun, wychowany w Marsylii, następnie w interesach kupieckich wysłany do Konstantynopola, świetnym projektem do rozszerzenia handlu francuzkiego w krajach nad morzem Czarnem zjednał sobie życzliwość tamecznego ambassadora Francyi,<section end="Anthoine (Ignacy)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> k83n804bkxv43y87kkrel1yiouyhnva Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/554 100 1084429 3150371 2022-08-13T06:35:54Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}O pięćdziesiąt kroków od kościoła, jak mówił służący, stał wóz, zaprzężony w dwa duże, wychudłe woły.<br> {{tab}}Przed wołami widać było jakiegoś człowieka z białą brodą w płaszczu, zarzuconym na ubiór wolnego strzelca.<br> {{tab}}Na wozie leżała jakaś postać ludzka, przykryta białem płótnem. Wielka plama krwawiła płótno przy sercu owego człowieka.<br> {{tab}}Berta spojrzała najprzód na stojącego przed wozem mężczyznę z siwą brodą i poznała go odrazu.<br> {{tab}}— Henryk! — zawołała zdławionym głosem — Henryk!..<br> {{tab}}Już rzucić mu się miała w objęcia, gdy oczy jej zobaczyły skrwawiony całun.<br> {{tab}}Dreszcz zgrozy wstrząsnął całem jej ciałem.<br> {{tab}}W myśli ujrzała znów płótno, takie samo, jak to poplamione krwią, które przykrywało trupa Sebastyana Gérarda, zabitego przez margrabiego de Flammaroche.<br> {{tab}}— Henryku!.. — jęknęła. — Kto to? Któż umarł?<br> {{tab}}Zachwiała się.<br> {{tab}}— Berto, moja najdroższa Berto, bądź silną... bądź chrześcianką... — szepnął hrabia podtrzymując ją.<br> {{tab}}— Któż umarł? — powtórzyła, jakby jeszcze wątpiła.<br> {{tab}}Niestety! nie wątpiła wcale.<br> {{tab}}— On! — odpowiedział pan de Nathon, a po twarzy płynęły mu łzy — zginął jak bohater, ocalając mi życie! Bóg mi świadkiem, że wołałbym zamiast niego umrzeć!<br> {{tab}}Berta osunęła się hrabiemu na ręce.<br> {{tab}}Rzec możnaby, że kula która zabiła syna i ją ugodziła w serce.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6q18dclccwziaj840o63ldvf2t2mz43 Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/555 100 1084430 3150372 2022-08-13T06:37:51Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Podniosła się jednak. Oczy miała suche, tylko boleść w twarzy zastygła i podobną była do widma.<br> {{tab}}— Chcę go zobaczyć — rzekła — zanieś mnie do niego, bo nie mam sił...<br> {{tab}}Hrabia spełnił jej życzenie.<br> {{tab}}Berta uchyliła całun i odsłoniła głowę Armanda.<br> {{tab}}Łagodna i szlachetna twarz młodzieńca wyglądała spokojnie, jakby we śnie, ale cera, jak kość słoniowa biała, wargi wilgotne i niebieskawe obwódki okrążające oczy, mówiły wyraźnie, że jest to sen z którego niema przebudzenia.<br> {{tab}}— Ucałuję go po raz ostatni — odezwała się Berta po kilku chwilach przyglądania mu się w milczeniu.<br> {{tab}}Nachyliła się podtrzymywana przez męża, i usta żyjącej dotknęły się czoła umarłego.<br> {{tab}}— Pozwólcie mi uklęknąć — rzekła.<br> {{tab}}I {{Korekta|ukląkszy|ukląkłszy}} na śniegu, w dłoniach trzymając zlodowaciałą rękę syna, wyszeptała głosem tak cichym, że nawet Henryk nie mógł go dosłyszeć:<br> {{tab}}— Wśród boleści i łez przyszedł na mój wstyd i moje nieszczęście... Przyjęłam go... A kiedy stał się pociechą moją i życiem, zabrałeś mi go... Mój Boże!.. Mój Boże!.. Niech się dzieje wola twoja! święć się Imię twoje!.. {{***}} {{tab}}Pani de Nathon nie myliła się wcale. W jej sercu coś rzeczywiście pękło.<br> {{tab}}Biedna kobieta upadała pod brzemieniem boleści, zbyt ciężkiej na jej siły ludzkie.<br> {{tab}}Woda, uderzając kropla po kropli, wyżłabia najtwardszy granit.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> nb61sqp86v5qluz620gt3sv21tiyoz6 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/958 100 1084431 3150374 2022-08-13T06:38:37Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Anthoine (Ignacy)" />hrabiego de St. Priest, i w latach 1781, 1782 i 83 z polecenia gabinetu wersalskiego, w celu bliższego poznania stosunków miejscowych i rozpoczęcia potrzebnych układów, zwiedzał Rossyję i Polskę. Cesarzowa Katarzyna II i król Stanisław August przyjęli go z wielką uprzejmością; cesarzowa między innemi pozwoliła mu założyć w Chersonie kantor, który po dziś dzień jeszcze jest podstawą kwitnącego tamże handlu francuzkiego. Produkta południowych prowincyj Francyi nowe znalazły tam pole odbytu, Francyja południowa nowe i nader obfite spichrze, a marynarka francuzka najlepszy materyjał budowlany. Uszlachcony przez Ludwika XVI, w 1786 r. osiadł w Marsylii; w 1793 roku przed terroryzmem schronił sie do Genui. Po powrocie do kraju Anthoine został członkiem izby handlowej, deputowanym do Rady handlowej, ustanowionej w 1803 r. przy ministerstwie spraw wewnętrznych, członkiem ciała prawodawczego i zachowawczego senatu. W 1805 r. mianowany został merem Marsylii, gdzie pamięć Anthoine’a utrzymuje się dotąd w licznych urządzeniach i gmachach publicznych; złożywszy ten urząd w 1813 r., został we dwa lata później członkiem izby deputowanych pod Napoleonem, a po powtórnym tegoż upadku opuścił życie publiczne; um. 1826 r. Wypadki swoich podróży i działalności handlowej złożył w dziele p.&nbsp;t.: ''Essai historique sur le commerce et la navigation de la Mer Noire'' (Marsylija, 1805), w którem znajdują się mianowicie ważne szczegóły o przemyśle i handlu Polski w drugiej połowie zeszłego stulecia.<section end='Anthoine (Ignacy)" /> <section begin="Anti" />{{tab}}'''Anti,''' po grecku: przeciw, przyimek wydarzający się często w wyrazach złożonych z języków greckiego i łacińskiego, przeniesionych do wielu nowożytnych. W niniejszej Encyklopedyi, podobne wyrazy złożone ob. pod ''Anty''...<section end="Anti" /> <section begin="Antiaphrodisiaca" />{{tab}}'''Antiaphrodisiaca''' (z greckiego ''anti'' przeciw, ''Aphrodite'' wenus). Tak nazywają rozmaite ciała którym przypisywano moc zmniejszania popędu płciowego, za najdzielniejsze tego rodzaju środki uważano: kamforę, vitex agnus castus i nenufar (liliję białą wodną), ostatni mianowicie był bardzo używany. Obecnie przekonano się o mylnie przypisywanych własnościach tym środkom, a zarazem powszechnie przyjmują że praca, mniej obfite pożywienie roślinne, oddalenie od siebie osób płci różnej, a w niektórych przypadkach dłuższe kąpiele w wodzie letniej i upuszczenie krwi są skutecznemi lekarstwami tego rodzaju.<section end="Antiaphrodisiaca" /> <section begin="Antibes" />{{tab}}'''Antibes,''' miasto nadmorskie w departamencie francuzkim Var, w południowo-wschodniej Prowancyi, liczące około 6, 000 mieszkańców. Posiada dosyć znaczne warsztaty okrętowe i szkołę marynarki. Port miejscowy przystępny jest tylko dla okrętów mniejszego rozmiaru. Miasto to nazywało się pierwotnie Antipolis i było koloniją grecką Massilii (Marsylii). Z czasów panowania rzymskiego pozostały tu jeszcze szczątki amfiteatru, napisy i&nbsp;t.&nbsp;p. Obwarowali je Franciszek I i Henryk IV. W wojnie o sukcessyję austryjacką (1746 — 47) było ono obleganem przez sprzymierzonych pod dowództwem generała Browne; lecz po 29 dniach bombardowania zbliżenie się marszałka Belle-Isle, zmusiło oblegających do odwrotu. Podobnież r. 1815 Antibes oparło się dzielnie natarciu Austryjaków. O wiorstę na zachód od miasta znajduje się zatoka Juan, jedna z najlepszych przystani morza Śródziemnego. Tam to 1 Marca 1815 r. Napoleon wylądował po powrocie swym z wyspy Elby. Nieopadal także, pośród gór w wysokości 914 metrow nad powierzchnią morza, leży grota Sainte-Baume, słynna z pięknych stalaktytów.<section end="Antibes" /> <section begin="Antici" />{{tab}}'''Antici''' (Tomasz), rodem z miasta Recanati, kardynał i margrabia. Stosunki jego z Polską sięgają zaraz pierwszych lat panowania Stanisława Augusta, i ciągną się przez całe to panowanie. Król miał pełno spraw w Rzymie, które nie-cierpiały zwłoki, więc zaraz w r. 1766 przedstawionego sobie księdza Anticego,<section end="Antici" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ckpsn5sz2fu6ns1nc6naydjqdyia1ds Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/959 100 1084432 3150375 2022-08-13T06:40:37Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antici" />mianował sprawującym interessa polskie przy Stolicy Apostolskiej (charge d’affaires), później dano mu tytuł ministra J. K. Mości i Rzeczypospolitej w Rzymie. Był to filozof na wszystko: człowiek zręczny, chytry, przedajny, chociaż uczony. Służył temu co płacił, jak zwykle cudzoziemcy w obcej służbie. Stanisławowi Augustowi, któremu ajent zgrabny w Rzymie był potrzebny, doskonale się nadawał i dobrze za jego interessami chodził. Popierał też króla wszelkiemi sposobami i bronił przed światem urzędowym rzymskim, wrogów królewskich w najgorszem, króla zaś w najlepszém ukazując świetle. Żeby król orjentować się umiał, co tydzień słał mu rapporta, niby gazety pisane z Rzymu. Śmiałość swoją nieraz do wysokiego stopnia posuwał, chciał np. u papieża żeby Ojciec Święty dał publiczną pochwałę kanclerzowi Młodziejowskiemu. Rzym powinien był także podług jego zdania zatwierdzać postępowanie, czyny i plany króla: kiedy zaś nuncyjusz Durini swojemi rapportami na co innego napomykał i przez to kompromitował Anticego, ajent ten zaprzysiągł mu zemstę, i potem mieszał się do wszelkich intryg jakie obalenie Duriniego miały na celu, chociaż dwory przyjazne Polsce miały także swój w tém interess, żeby objaśnić o prawdzie Ojca Świętego. Choiseul mianowicie pisał do kardynała Bernis‘a posła francuzkiego w Rzymie (24 Kwietnia 1770), że Ojciec Święty winien się bardzo mieć na ostrożności względem tego, co mu Antici powie o sprawach kościoła polskiego i Polski, gdyż to jest intrygant, który na żadną nie zasługuje ufność, a może zastawić sidła na łatwowierność Rzymu z poręki Berlina. Drugi raz pisze Choiseul do Bernis‘a(1 Maja 1770) „zanadto cenię roztropność papieża, abym posądzał go że zwróci uwagę na starania, któremi Anlici usiłuje go zniewolić, żeby prosił Francyję o wsparcie toczących się spraw na dworze polskim.“ Antici poświęcał religije i Polskę. Chciał by Rzym cisnął klątwę na rycerzy barskich, za porwanie króla i w ogóle całej tej konfederacyi był zaciętym przeciwnikiem, jedynie przez wzgląd na króla. W sprawie Szczęsnego z Komorowskiemi stawał przeciw Potockim. Wpływ jednakże miał tak wielki w Rzymie, że Duriniego złamał lubo długich na to potrzebował zachodów, Viscontego zaś co był przed Durinim w Polsce opisał, że mu ślepo wierzyli kardynałowie, sekretarz stanu i protektor Polski, Anticemu owszem pomagali. Na Viscontim który objaśniał stosunki Rzeczypospolitej inaczej jak on, zemścił się paszkwilem. Kłamać podobno weszło Anticiemu we zwyczaj. Za powolne i użyteczne służby miał wiele łask dworu polskiego. W r. 1767 dostał order św. Stanisława, ur. 1768 otrzymał indygenat i stąd już w Marcu t.&nbsp;r. był mianowany ablegatem nietylko króla ale i Rzeczypospolitej w Rzymie, ku czemu dostał stosowne listy wierzytelne. Wtenczas oznaczono mu pensyję, miał pobierać ze skarbu koronnego 1200 dukatów. Gdy prawo wymagało, żeby indygenowie w pół roku złożyli przysięgę, Antici zaś niemógł jej dopełnić osobiście, więc taż sama delegacyja sejmowa, która go zrobiła szlachcicem polskim, w drodze łaski przepisała, żeby przysięgę nadesłał do kancellaryi koronnej na piśmie, a złoży jej oryginał w aktach metrycznych. Miał też wywieść się przed aktami urzędowym dokumentem z kupna dóbr w Polsce według prawa, do czego jednak nie przyszło. Mimo to jednak miał w Polsce i beneficyja, 19 Kwietnia 1777 r. otrzymał opactwo paradyskie, w dwa lata zaś potém uzyskał królewską nominajacyję na kardynalstwo (27 Kwietnia 1779). Następne lata były spokojne. Wtedy wziął order orła białego, do opactwa przybrał za koadjutora księdza Kazimierza Narbutta (w Styczniu 1789). Królowi się przysługując kazał w Rzymie w r. 1777, robić piękny i drogiemi kamieniami sadzony serwis, na który patrzono z pożądliwością, jak pisały gazety; sekret że to dla króla długo się utrzymywał. Krewniaka jakiegoś Filipa Antoniego wtrącił<section end="Antici" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s7gptk775psuew2kjymk3uk6ekzr8yw Dziecię nieszczęścia/całość 0 1084433 3150376 2022-08-13T06:48:48Z Wydarty 17971 wikitext text/x-wiki {{Dane tekstu2 |referencja = {{ROOTPAGENAME}} |okładka = X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu |strona z okładką = 5 |poprzedni = {{ROOTPAGENAME}} |następny = |inne = {{epub}} }} <br> {{CentrujStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok01" tosection="ok01"/> <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok02" tosection="ok02"/> <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=6 to=6 /> {{CentrujKoniec2}} <br> {{JustowanieStart2}} <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=7 to=279 /> <br> <pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=291 to=556 /> {{JustowanieKoniec2}} {{Przypisy}} {{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}} [[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|**]] 7hiqmu8mdnvehnswzdu01sotsffou33 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/960 100 1084434 3150378 2022-08-13T06:50:30Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antici" />też królowi na szambelana (nominacyja 24 Kwietnia 1772). Przewidując upadek Rzeczypospolitej, polskiej od r. 1792 przywłaszczał sobie kardynał fundusze polskie w Rzymie; a naprzód 25, 000 skudów (250, 000 złp.) które Bernardynki Sandeckie złożyły na wydatki kanonizacyi błogosławionej Kunegundy, dalej rzy posiadłości w Lorecie nabyte na fundusz pielgrzymów polskich, wartości złp. 67, 130 i dom w Macerata poświęcony na rzecz funduszu loretańskiego. Inne jeszcze były zapisy i fundacyje polskie w Rzymie. Antici miał z nich całego zysku do 350, 000 złp.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Antici" /> <section begin="Anti-cornlaw-league" />{{tab}}'''Anti-cornlaw-league''' (po angielsku: ''związek przeciw prawom zbożowym''), zwane zwykle ''ligą zbożową'', była stowarzyszeniem w Anglii, mającem na widoku zniesienie praw celnych, obciążających przywóz zboża z zagranicy, a która też w samej rzeczy działalnością bezprzykładnie rozległą, lecz spokojną, głównie przyczyniła się do dopięcia tego rezultatu. Znaczniejszemi naczelnikami tej ligi byli: Cobden, Villiers, Bright, Prentice, Thompson, Ashworth, Bowring i Milner Gibson; głównśm miejscem jej zebrań miasto Manchester. Liga zbożowa, założona w 1831 roku, stanowczo ukonstytuowana w 1838, trwała do r. 1849, w którym na wniosek Roberta Peel wielki środek wolnego handlu przeprowadzonym został przez izby Parlamentu. Bliższe szczegóły o tej lidze znajdzie czytelnik pod życiorysami wymienionych tu ich założycieli, oraz pod artykułami: Brytannija Wielka i Zbożowe prawa (Cornlaw).<section end="Anti-cornlaw-league" /> <section begin="Antifice" />{{tab}}'''Antifice.''' Ozdoba w kształcie trójkąta łukowatego, liścia palmowego, lub muszli, na wierzchu gzemsu stojąca. Częstokroć twarze ludzkie ujęte są we wspomnioną formę. U starożytnych Antifice bywały używane nietylko jako ozdoby, lecz służyły także do zasłonienia końców dachówek, wyrabianych podobnie do teraźniejszych gąsiorów dachowych.<section end="Antifice" /> <section begin="Antignac" />{{tab}}'''Antignac,''' mierny, lecz dosyć lubiony poeta liryczny francuzki, ur. w Paryżu roku 1777; prowadził życie rozwiązłe, był wyższych stopni masonem i um. w r, 1823. Pisma jego zebrane są p.&nbsp;t.: Chansons et poésies diverses (Paryż. 1809); oprócz tego wiele jeszcze drukował w pismach peryjodycznych, jak np.: ''Un Epicurien francais, ou les Diners du Caveau moderne''.<section end="Antignac" /> <section begin="Antigoa" />{{tab}}'''Antigoa''' albo Antigua, wyspa angielska, jedna z Małych Antyllów, mająca 5 mil □ powierzchni i około 60, 000 mieszkańców, z których 25, 000 białych, a 35, 000 Negrów. Między temi ostatniemi znajduje się 6, 000 Hernhutów. Wyspę tę odkrył Krzysztof Kolumb roku 2493, lecz z powodu niedostatku słodkiej wody długo była niezamieszkałą; dopiero roku 1632 zajęli ją Anglicy i założyli tam plantacyje tytuniu, a roku 1666 pod Karolem II lord Willoughby upoważniony został do założenia na wyspie Antigoa stałej kolonii. Południową część wyspy przerzynają malownicze łańcuchy gór Shakerley, aź do wierzchołka pokryte lasami; reszta kraju jest płaską. Skwarny klimat łagodzą wiatry wschodnie, a deszcze i mgły obfite, zaradzają niedostatkowi wody. Brzegi skaliste niebezpieczne są dla okrętów; jednakże port English Harbour należy do najlepszych na tych wodach. Zarząd wyspy jest w ręku gubernatora i rady prawodawczej, złożonej z 12 członków. Z płodów przyrodzonych Antiyoa wydaje cukier, tytuń, ananasy i inne owoce południowe; pastwiska sprzyjają hodowli bydła europejskiego. Obfity także jest połów ryb morskich i żółwi. Główném miastem wyspy jest St. Johnstown na brzegu północ., liczące około 20, 000 miesz.<section end="Antigoa" /> <section begin="Anti-Liban" />{{tab}}'''Anti-Liban''' ob. ''Liban''.<section end=""Anti-Liban" /> <section begin="Antimp" />{{tab}}'''Antimp,''' bożyszcze opiekujące się wodami, jeziorami, rzekami i stawami, czczone przez Rusinów, Litwę, Żmujdź i Prussaków. U tych ostatnich, gdy<section end="Antimp" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> tkfa2iltkesunbxhnuui3c4sul61rxb 3150379 3150378 2022-08-13T06:51:36Z Dzakuza21 10310 futuryzm proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antici" />też królowi na szambelana (nominacyja 24 Kwietnia 1772). Przewidując upadek Rzeczypospolitej, polskiej od r. 1792 przywłaszczał sobie kardynał fundusze polskie w Rzymie; a naprzód 25, 000 skudów (250, 000 złp.) które Bernardynki Sandeckie złożyły na wydatki kanonizacyi błogosławionej Kunegundy, dalej rzy posiadłości w Lorecie nabyte na fundusz pielgrzymów polskich, wartości złp. 67, 130 i dom w Macerata poświęcony na rzecz funduszu loretańskiego. Inne jeszcze były zapisy i fundacyje polskie w Rzymie. Antici miał z nich całego zysku do 350, 000 złp.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Antici" /> <section begin="Anti-cornlaw-league" />{{tab}}'''Anti-cornlaw-league''' (po angielsku: ''związek przeciw prawom zbożowym''), zwane zwykle ''ligą zbożową'', była stowarzyszeniem w Anglii, mającem na widoku zniesienie praw celnych, obciążających przywóz zboża z zagranicy, a która też w samej rzeczy działalnością bezprzykładnie rozległą, lecz spokojną, głównie przyczyniła się do dopięcia tego rezultatu. Znaczniejszemi naczelnikami tej ligi byli: Cobden, Villiers, Bright, Prentice, Thompson, Ashworth, Bowring i Milner Gibson; głównśm miejscem jej zebrań miasto Manchester. Liga zbożowa, założona w 1831 roku, stanowczo ukonstytuowana w 1838, trwała do r. 1849, w którym na wniosek Roberta Peel wielki środek wolnego handlu przeprowadzonym został przez izby Parlamentu. Bliższe szczegóły o tej lidze znajdzie czytelnik pod życiorysami wymienionych tu ich założycieli, oraz pod artykułami: Brytannija Wielka i Zbożowe prawa (Cornlaw).<section end="Anti-cornlaw-league" /> <section begin="Antifice" />{{tab}}'''Antifice.''' Ozdoba w kształcie trójkąta łukowatego, liścia palmowego, lub muszli, na wierzchu gzemsu stojąca. Częstokroć twarze ludzkie ujęte są we wspomnioną formę. U starożytnych Antifice bywały używane nietylko jako ozdoby, lecz służyły także do zasłonienia końców dachówek, wyrabianych podobnie do teraźniejszych gąsiorów dachowych.<section end="Antifice" /> <section begin="Antignac" />{{tab}}'''Antignac,''' mierny, lecz dosyć lubiony poeta liryczny francuzki, ur. w Paryżu roku 1777; prowadził życie rozwiązłe, był wyższych stopni masonem i um. w r, 1823. Pisma jego zebrane są p.&nbsp;t.: Chansons et poésies diverses (Paryż. 1809); oprócz tego wiele jeszcze drukował w pismach peryjodycznych, jak np.: ''Un Epicurien francais, ou les Diners du Caveau moderne''.<section end="Antignac" /> <section begin="Antigoa" />{{tab}}'''Antigoa''' albo Antigua, wyspa angielska, jedna z Małych Antyllów, mająca 5 mil □ powierzchni i około 60, 000 mieszkańców, z których 25, 000 białych, a 35, 000 Negrów. Między temi ostatniemi znajduje się 6, 000 Hernhutów. Wyspę tę odkrył Krzysztof Kolumb roku {{Kor|2493,|1493,}} lecz z powodu niedostatku słodkiej wody długo była niezamieszkałą; dopiero roku 1632 zajęli ją Anglicy i założyli tam plantacyje tytuniu, a roku 1666 pod Karolem II lord Willoughby upoważniony został do założenia na wyspie Antigoa stałej kolonii. Południową część wyspy przerzynają malownicze łańcuchy gór Shakerley, aź do wierzchołka pokryte lasami; reszta kraju jest płaską. Skwarny klimat łagodzą wiatry wschodnie, a deszcze i mgły obfite, zaradzają niedostatkowi wody. Brzegi skaliste niebezpieczne są dla okrętów; jednakże port English Harbour należy do najlepszych na tych wodach. Zarząd wyspy jest w ręku gubernatora i rady prawodawczej, złożonej z 12 członków. Z płodów przyrodzonych Antiyoa wydaje cukier, tytuń, ananasy i inne owoce południowe; pastwiska sprzyjają hodowli bydła europejskiego. Obfity także jest połów ryb morskich i żółwi. Główném miastem wyspy jest St. Johnstown na brzegu północ., liczące około 20, 000 miesz.<section end="Antigoa" /> <section begin="Anti-Liban" />{{tab}}'''Anti-Liban''' ob. ''Liban''.<section end=""Anti-Liban" /> <section begin="Antimp" />{{tab}}'''Antimp,''' bożyszcze opiekujące się wodami, jeziorami, rzekami i stawami, czczone przez Rusinów, Litwę, Żmujdź i Prussaków. U tych ostatnich, gdy<section end="Antimp" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> byu04geewriccfpec8mms8ykajf85v4 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/961 100 1084435 3150380 2022-08-13T06:56:07Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antimp" />w czasie żniw skończonych, Wajdelota czyli Kapłan kładł ręce na głowie ofiarnego kozła, wznosił modlitwę do tego bożka. Na trakcie Jnszterburgeńskim w Prusiech, płynąca rzeka Talba uchodziła za miejsce ulubione pobytu jego. Cześć Antimpa w tym kraju Krzyżacy ostatecznie znieśli około r. 1249.<section end="Antimp" /> <section begin="Antin" />{{tab}}'''Antin''' (Ludwik de Montespan d’), syn z prawego łoża markizy de Montespan, późniejszej faworytki Ludwika XIV, urodzony 1665 roku, po utraceniu przez matkę łaski królewskiej, uiesłychanemi pochlebstwami potrafił się utrzymać u dworu, a nawet zjednać życzliwość jej następczyni, pani de Maintenon. Mianowany księciem d’Antin, od małego miasteczka w dzisiejszym departamencie Wyższych Pireneów, gdzie posiadał znaczny majątek, oraz gubernatorem Alzacyi, umierając w 1736 roku tytuły i urzędy zostawił swemu synowi. Rodzina ta oddawna zupełnie wygasła; pamięć jej zachowała się w topografii Paryża, w nazwie ulicy ''de la Chaussée d’Antin''.<section end="Antin" /> <section begin="Antistes" />{{tab}}'''Antistes,''' po grecku przełożony, tak zwał się w prowincyjach Rzymskich każdy kapłan pierwszego rzędu. W początkach chrześcijaństwa tytułu tego używało wielu biskupów, opałów, przeorów i&nbsp;t.&nbsp;d. W kilku kantonach szwajcarskich, przełożeni duchowieństwa reformowanego do dziś dnia noszą tę nazwę.<section end="Antistes" /> <section begin="Antloch" />{{tab}}'''Antloch, Antwerk.''' Pompy po grecku zowią się ''anthla'', stąd powstają dwa wyrazy złożone, pół greckie, pół niemieckie, Antlach, znaczył szyb w którym stały pompy, Antwerk pompę z przyrządem do pompowania. Średniowieczne te nazwy, z przybyszami górnikami weszły u nas w użycie, lecz z upadkiem górnictwa Olkuskiego, gdy się pompy dawne popsuły, a szyby pozawalały, starzy ludzie wymarli, znikły z ust górników naszych, tylko w dawnych aktach ślady ich pozostały.{{EO autorinfo|''H. Ł.''}}<section end="Antloch" /> <section begin="Antoecyjanie" />{{tab}}'''Antoecyjanie,''' tak nazywamy ludy mieszkające pod tym samym południkiem, w równej odległości od równika, ale z dwóch jego stron przeciwnych. Takiemi np. są mieszkańcy przylądka Dobrej Nadziei na południe i mieszkańcy przylądka Matapan na północ równika. Antoecyjanie mają jednakowe godziny dnia i nocy, tylko że godziny dzienne jednych, są godzinami nocnemi drugich. Pory roku podobnież mają przeciwne, to znaczy gdy u jednych jest lato, u drugich panuje zima; wszelako te różnice pór niewiele czuć się dają Antoecyjanom zamieszkałym w strefie gorącej. Z natury rzeczy wypada, że ludy osiedlone pod samym równikiem Antoecyjan mieć nie mogą, z drugiej zaś strony, że najodleglejszemi od siebie Antoecyjanami są ludy mieszkające w pobliżu biegunów północnego i południowego.<section end="Antoecyjanie" /> <section begin="Antofillit" />{{tab}}'''Antofillit,''' jest jedną z odmian Amfibolu, tak nazwaną od barwy podobnej do barwy goździków większych czyli macicznych (anthophylli) dawniej w medycynie używanych. Wzór jego chemiczny wedle rozbiorów Vopejusa, jest: 2SiO<sub>3</sub>. 3MgO + SiO<sub>3</sub> .FeO. czyli podwójny krzemian magnezyi i żelaza. Składem więc swoim chemicznym jest to tremolit, w którym wapno zastąpione przez tlenek żelaza zostało. Znajduje się głównie w łupku mikowym w Kongsberg i Skutterud w Norwegii.{{EO autorinfo|''K. J.''}}<section end="Antofillit" /> <section begin="Antokol" />{{tab}}'''Antokol,''' przedmieście miasta Wilna, nad brzegiem rzeki Wilii; nazwisko to pochodzi od litewskich wyrazów: ''ant-te-kalna'', co znaczy: na tej górze. Rozciąga się na przestrzeni 2 wiorst, po drodze do byłego letniego pałacu Książąt Litewskich, zwanego Wierszupka, na brzegu Wilii, naprzeciw Trynopola położonego, miejsce to słynie cudownym wyobrażeniem Jezusa Chrystusa, i z tej przyczyny od niepamiętnych czasów odpusty tutejsze licznych gromadzą pielgrzymów. Dziś z Antokola idzie pocztowy gościniec na Niemeńczyn do Święcian.<section end="Antokol" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> cufhekzif7nkulm9ftvdrbcwu28eg47 Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/1 100 1084436 3150381 2022-08-13T06:57:29Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|Xavier de Montépin.|w=140%}} {{===|170}} {{c|{{Rozstrzelony|Z DRAMATÓ}}W|w=160%|przed=25px|po=20px}} {{c|Małżeńskich.|w=250%|po=20px}} {{---|100}} {{c|'''''{{Rozstrzelony|ŁÓD}}Ź.'''''|w=110%|przed=40px}} {{c|'''''Księgarnia nakładowa L. ZONERA''.'''|w=110%}} {{---}} {{c|'''1899.'''}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pzyhqmhvq3v7qeypgv6xmjbu6v7ahsc 3150382 3150381 2022-08-13T06:57:46Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|Xavier de Montépin.|w=140%}} {{===|170}} {{c|{{Rozstrzelony|Z DRAMATÓ}}W|w=160%|przed=25px|po=12px}} {{c|Małżeńskich.|w=250%|po=20px}} {{---|100}} {{c|'''''{{Rozstrzelony|ŁÓD}}Ź.'''''|w=110%|przed=40px}} {{c|'''''Księgarnia nakładowa L. ZONERA''.'''|w=110%}} {{---}} {{c|'''1899.'''}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> a5pkux3paemktunut00vifelth0cucd 3150383 3150382 2022-08-13T06:58:54Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|'''Xavier de Montépin.'''|w=140%}} {{===|170}} {{c|{{Rozstrzelony|Z DRAMATÓ}}W|w=160%|przed=25px|po=12px}} {{c|Małżeńskich.|w=250%|po=20px}} {{---|100}} {{c|'''''{{Rozstrzelony|ŁÓD}}Ź.'''''|w=110%|przed=40px}} {{c|'''''Księgarnia nakładowa L. ZONERA''.'''|w=110%}} {{---}} {{c|'''1899.'''}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> dbwyawa7xhq764us3b4yarezle51d0b 3150384 3150383 2022-08-13T07:01:14Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude><section begin="ok01" />{{c|'''Xavier de Montépin.'''|w=140%}} {{===|200}} {{c|{{Rozstrzelony|Z DRAMATÓ}}W|w=160%|przed=25px|po=12px}} {{c|Małżeńskich.|w=250%|po=20px}}<section end="ok01" /> <section begin="ok02" />{{---|100}} {{c|'''''{{Rozstrzelony|ŁÓD}}Ź.'''''|w=110%|przed=40px}} {{c|'''''Księgarnia nakładowa L. ZONERA''.'''|w=110%}} {{---}} {{c|'''1899.'''}}<section end="ok02" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 58ehqxzh175ts1di3rd58svphgcw86m Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/4 100 1084437 3150387 2022-08-13T07:03:42Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nie żartuje, dla niego nie ma rzeczy za drogiej! Co prawda dzieje się to na nasz koszt, skoro pieniądz wyrzucony, płynie z naszych kieszeni. Więc, bądźmy jak u siebie w domu panowie, bez ceremonii, palmy cygarka, tyle zysku się nam chyba należy!<br> {{tab}}Mówka przekonywająco podziałała, pudełka się opróżniły, udzielono sobie ognia uprzejmie.<br> {{tab}}Biały wonny dym zapełniać począł przestrzeń, gdy do gabinetu weszło pięciu nowoprzybyłych. Chwilę po nich ukazał się w drzwiach otwartych szósty gość. Nadjechał on powożąc się sam, wielkim breack’iem, ubrany był jaskrawo, z elegancyą w najgorszym guście.<br> {{tab}}Towarzystwo oczekujące w gabinecie składało się: z tapicera, powoźnika, handlarza koni, siodlarza, złotnika, krawca, szewca i fryzjera, dostawców hrabiego de Nancey. Oprócz nich, było tam jeszcze jedno indywiduum, prowadzące różne interesa, polegające głównie na podpisach synów rodzin zamożnych i posiadających znaczenie.<br> {{tab}}Co raz gwarniej robiło się w gabinecie, panowie wierzyciele buntowali się wzajem, słychać było urywane zdania:<br> {{tab}}— Tak, tak... pan hrabia winien mi sumy!!!, że mnie winien więcej! ja mu ufałem bez granic!<br> {{tab}}— Nie dziwię się temu, płacił tak długo, dobrym był odbiorcą!<br> {{tab}}— Eh, mój drogi, oni zawsze tak zaczynają. Płacą najprzód, potem korzystają z kredytu, aż w deficyt wpadną. Od roku przewidywałem upadek hrabiego. Za bardzo się spieszył!...<br> {{tab}}— Trzeba było odmówić kredytu, kiedyś przewąchał sprawę.<br> {{tab}}— Tak, odmówić, łatwo to powiedzieć: Ale jak zacząć, byłem już zarwany.<br> {{tab}}— Nie zawsze robi się co: — Zaufanie nas gubi. Gdyby nie to, handel by szedł...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fou6um6wf8alqgl8gaz232di6ovpq3i Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/93 100 1084438 3150388 2022-08-13T07:09:11Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ludzie młodzi, weseli — dla których hrabia wyprawiał uczty, opisywane później w codziennych pismach.<br> {{tab}}Jeden tylko człowiek z tego grona światowców, zwrócił na siebie uwagę młodej hrabiny. Był to krewny Pawła baron René de Nangès, młodzieniec posiadający niezwykłe zalety rozumu i charakteru, syn dostojnika państwowego, którego wysokie stanowisko, utorowało też drogę synowi do ministerjum spraw zagranicznych, gdzie właśnie pracował, mimo posiadanej fortuny.<br> {{tab}}On to oceniwszy zalety pani de Nancey, polubił ją serdecznie, inaczej niż jego towarzysze.<br> {{tab}}René de Nangès nie starał się o względy hrabiny, lecz lubił na nią patrzeć, słuchać jak mówiła. Ona ziszczała dla niego pojęcie, które sobie wytworzył o ideale. Głos jej uspokajał jego nerwy, dobrze mu było, gdy się w blizkości jej znajdował.<br> {{tab}}Małgorzata ceniła przyjaźń kuzyna. Słodka ta istota nie wiedziała prawie, że w świecie istniały związki i uczucia nieprawe, a gdyby i wiedziała o nich, nie przyszłoby jej na myśl, że ją, która całem sercem kochała Pawła, mógł ktoś posądzić o inne uczucie. {{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" /> {{c|ROZDZIAŁ XVIII.|w=110%|po=8px}} {{c|'''Przedstawienie w teatrze.'''|w=110%|po=8px}} {{tab}}Towarzysze p. de Nancey pędzili wszyscy życie hulaszcze.<br> {{tab}}Nie było dla nich tajemnicą, że hrabia ożenił się dla majątku, z córką mieszczanina, który na handlu korkami zrobił miljony, co im się nadzwyczaj śmiesznem wydawało.<br> {{tab}}Wiedzieli także, że młoda hrabina była ładna i ta ostatnia przyczyna, popchnęła ich do częstych<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fhzrghk7o53hyundv6fw9lzstbjky8j Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/94 100 1084439 3150389 2022-08-13T07:11:03Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>odwiedzin w Montmorency. Każdy ufał w swoje siły i w potęgę swych wdzięków.<br> {{tab}}Lecz widok Małgorzaty, aureola niewinności, jaka zdawała się otaczać jej jasne czoło, zbiły z tropu najodważniejszych szermierzy.<br> {{tab}}Powaga młodej kobiety, nakazująca szacunek, odstręczyła tych lovelasów od jej domu i wkrótce: hrabia uczuł się znów osamotnionym w swym zameczku w Montmorency.<br> {{tab}}Zły i oburzony na żonę, której przypisał całą winę, Paweł uciekał z domu, spędzając trzy czwarte czasu w Paryżu.<br> {{tab}}Tak rzeczy stały, gdy okoliczność na pozór mało znacząca, przyniosła Małgorzacie niepowetowaną szkodę.<br> {{tab}}Dnia jednego hrabia w towarzystwie dziesięciu przyjaciół obiadował w restauracji „Café Anglais.“ Wina wypito wielką ilość, głosy podnosiły się, dowcipy padały jak z rogu obfitości.<br> {{tab}}Właśnie na stole ukazały się butelki ze starem winem. Jeden z gości ujął napełniony kieliszek, powąchał złotawy płyn, skosztował, i skinąwszy na lokaja zawołał:<br> {{tab}}— Zabierz to wino Gustawie!! — Nie można go pić... śmierdzi korkiem...<br> {{tab}}— Cicho! — szepnął śmiejąc się sąsiad mówiącego hrabia de Nattès, któremu już wino dobrze szumiało w głowie. — Nie mów tak głośno mój drogi!<br> {{tab}}— Dla czego mam być cicho? — zapytał pierwszy.<br> {{tab}}— Bo w domu wisielca nie mówi się o postronku...<br> {{tab}}— Co znaczy?...<br> {{tab}}— Ani o korkach przy zięciu handlarza tymże materjałem — kończył p. de Nattès, wśród ogólnej ciszy.<br> {{tab}}— Może potępiony przez ciebie korek, wyszedł z handlu teścia naszego przyjaciela Pawła, tu obecnego... Ojciec mój był jego klientem, gdy jeszcze nie miał zameczku w Montmorency, pewnie nie jeden kamień w tej budowli, kupiony został za pieniądze mego ojca.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> q52klwzfle7i7br6geupwep5u2g7woo Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/95 100 1084440 3150390 2022-08-13T07:13:24Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Młodzieniec spodziewał się, że słowa te przyjęte zostaną wybuchem śmiechu. Lecz omylił się. Gdy skończył mówić, lodowata cisza zaległa pokój.<br> {{tab}}Paweł powstał.<br> {{tab}}— Mój panie — rzekł głosem dobitnym — wiedz, że jesteś impertynentem i głupcem...<br> {{tab}}— Co? — krzyknął młokos wytrzeźwiony nagle.<br> {{tab}}— Jeżeli ojciec hrabiny był kupcem — ciągnął dalej Paweł — nie mniej jest ona córką swego ojca, podczas gdy słyszałem, że pan nie mógłbyś się tem pochwalić!<br> {{tab}}Cios był silny i trafny. Cały Paryż w swoim czasie zajmował się awanturniczemi sprawkami pani de Nattès matki.<br> {{tab}}Młody człowiek zbladł i chciał rzucić się na Pawła, lecz go sąsiedzi powstrzymali.<br> {{tab}}— Uspokój się mój młody paniczu — mówił spokojnie p. de Nance — nie mam zwyczaju kończyć nieporozumienia pięścią... Zresztą jestem silniejszy... Jutro spotkamy się w lasku Bulońskim.<br> {{tab}}— Liczę ha to!!!<br> {{tab}}Świadkowie porozumieli się niebawem.<br> {{tab}}Paweł nie uprzedził nawet żony o zaszłych wypadkach, przenocował w Paryżu, i nazajutrz rano pchnięciem szpady w prawe ramię, ukarał przeciwnika.<br> {{tab}}Biedna Małgorzata nie była winną, że pan de Nattès, miał słabą głowę... Paweł, żeniąc się z nią, wiedział, na jakiem przedsiębiorstwie Bouchard zrobił majątek... a jednak okoliczność zaszła w Café Anglais zraziła go i zniechęciła do żony.<br> {{tab}}Nic nie wyrzucał żonie, ale chłód jego wzrastał, stawał się szorstkim i nawet grubijańskim, rzadko do domu zaglądał, o nie jej nie pytał, i sam nie o sobie nie mówił.<br> {{tab}}Młoda kobieta zrozumiała, iż serce jej męża przestało do niej należeć. Za dumna, by narzekać, nadto łagodna, by się dopominać o swoje prawa, milczała i modliła się... Myśl, że wszyscy {{Korekta|mężczyzni|mężczyzni}} tak samo postępują, przychodziła jej często do głowy. Ufała, że przyszłość przyniesie zmianę...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> my7kal83lft8iw6tnnqtqq182kkj9g7 Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/96 100 1084441 3150391 2022-08-13T07:15:27Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Gdyby nie odwiedziny pana de Nangés, samotność jej byłaby zupełną... W miarę, jak Paweł oddalał się od żony, René otaczał ją tem większą życzliwością.<br> {{tab}}Nie raz spostrzegł, że oczy Małgorzaty były zaczerwienione od łez... — Więc przestała być szczęśliwą, kiedy płacze!!! A więc i ona cierpi!!! myślał.<br> {{tab}}Nie potrzebował daleko szukać przyczyny — zaniedbanie przez męża nie było tajemnicą dla nikogo. — Paweł torował drogę Renemu!...<br> {{tab}}P. de Nangés rozmyślał nad tem długo. Zdala uśmiechała mu się nadzieja... i nie taił już sam przed sobą, ze kochał Małgorzatę do szaleństwa.<br> {{tab}}Lecz milczał jak grób, czując to dobrze, iż wyznanie uczucia rozdzieliłoby ich na zawsze.<br> {{tab}}Zarówno jak ona, milczał i czekał...<br> {{tab}}Pani de Nancey w swej niewinności, niczego się nie domyślała. René był dla niej przyjacielem, kochała go jak brata. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{tab}}W teatrze „la Gait“ zapowiedzianem było pierwsze przedstawienie czarodziejskiego baletu. Paweł nie mając co robić z czasem, kupił krzesło w orkiestrze i machinalnie bez ciekawości poszedł do teatru.<br> {{tab}}Sala była przepełniona, nigdzie próżnego kącika, wszędzie głowy ludzkie od góry do dołu.<br> {{tab}}Zaledwie zajął miejsce i rozejrzał się dokoła, p. de Nancey spostrzegł, że wszystkie niemal oczy i lornetki zwracają się w stronę jednej loży pierwszego piętra z prawej strony.<br> {{tab}}Zaledwie przyłożył lornetkę do oczów, gdy serce jego silnie bić zaczęło. W loży siedziała ubrana biało młoda kobieta o blond włosach. Poznał natychmiast pannę Lizely, która wspaniale piękna, z dumnie podniesioną głową, nie patrzała na tłum, który ją uwielbiał.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> mgoc3rs7ue5h9zossa4ry13xrvwibcp 3150396 3150391 2022-08-13T07:23:47Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Gdyby nie odwiedziny pana de Nangés, samotność jej byłaby zupełną... W miarę, jak Paweł oddalał się od żony, René otaczał ją tem większą życzliwością.<br> {{tab}}Nie raz spostrzegł, że oczy Małgorzaty były zaczerwienione od łez... — Więc przestała być szczęśliwą, kiedy płacze!!! A więc i ona cierpi!!! myślał.<br> {{tab}}Nie potrzebował daleko szukać przyczyny — zaniedbanie przez męża nie było tajemnicą dla nikogo. — Paweł torował drogę Renemu!...<br> {{tab}}P. de Nangés rozmyślał nad tem długo. Zdala uśmiechała mu się nadzieja... i nie taił już sam przed sobą, ze kochał Małgorzatę do szaleństwa.<br> {{tab}}Lecz milczał jak grób, czując to dobrze, iż wyznanie uczucia rozdzieliłoby ich na zawsze.<br> {{tab}}Zarówno jak ona, milczał i czekał...<br> {{tab}}Pani de Nancey w swej niewinności, niczego się nie domyślała. René był dla niej przyjacielem, kochała go jak brata. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{tab}}W teatrze „la Gait“ zapowiedzianem było pierwsze przedstawienie czarodziejskiego baletu. Paweł nie mając co robić z czasem, kupił krzesło w orkiestrze i machinalnie bez ciekawości poszedł do teatru.<br> {{tab}}Sala była przepełniona, nigdzie próżnego kącika, wszędzie głowy ludzkie od góry do dołu.<br> {{tab}}Zaledwie zajął miejsce i rozejrzał się dokoła, p. de Nancey spostrzegł, że wszystkie niemal oczy i lornetki zwracają się w stronę jednej loży pierwszego piętra z prawej strony.<br> {{tab}}Zaledwie przyłożył lornetkę do oczów, gdy serce jego silnie bić zaczęło. W loży siedziała ubrana biało młoda kobieta o blond włosach. Poznał natychmiast pannę Lizely, która wspaniale piękna, z dumnie podniesioną głową, nie patrzała na tłum, który ją uwielbiał.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> aa05aqchd5jucvmlyulm9hz0goy2hl0 3150397 3150396 2022-08-13T07:24:22Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Gdyby nie odwiedziny pana de Nangés, samotność jej byłaby zupełną... W miarę, jak Paweł oddalał się od żony, René otaczał ją tem większą życzliwością.<br> {{tab}}Nie raz spostrzegł, że oczy Małgorzaty były zaczerwienione od łez... — Więc przestała być szczęśliwą, kiedy płacze!!! A więc i ona cierpi!!! myślał.<br> {{tab}}Nie potrzebował daleko szukać przyczyny — zaniedbanie przez męża nie było tajemnicą dla nikogo. — Paweł torował drogę Renemu!...<br> {{tab}}P. de Nangés rozmyślał nad tem długo. Zdala uśmiechała mu się nadzieja... i nie taił już sam przed sobą, ze kochał Małgorzatę do szaleństwa.<br> {{tab}}Lecz milczał jak grób, czując to dobrze, iż wyznanie uczucia rozdzieliłoby ich na zawsze.<br> {{tab}}Zarówno jak ona, milczał i czekał...<br> {{tab}}Pani de Nancey w swej niewinności, niczego się nie domyślała. René był dla niej przyjacielem, kochała go jak brata. {{---|60|przed=20px|po=20px}} {{tab}}W teatrze „la Gaîté“ zapowiedzianem było pierwsze przedstawienie czarodziejskiego baletu. Paweł nie mając co robić z czasem, kupił krzesło w orkiestrze i machinalnie bez ciekawości poszedł do teatru.<br> {{tab}}Sala była przepełniona, nigdzie próżnego kącika, wszędzie głowy ludzkie od góry do dołu.<br> {{tab}}Zaledwie zajął miejsce i rozejrzał się dokoła, p. de Nancey spostrzegł, że wszystkie niemal oczy i lornetki zwracają się w stronę jednej loży pierwszego piętra z prawej strony.<br> {{tab}}Zaledwie przyłożył lornetkę do oczów, gdy serce jego silnie bić zaczęło. W loży siedziała ubrana biało młoda kobieta o blond włosach. Poznał natychmiast pannę Lizely, która wspaniale piękna, z dumnie podniesioną głową, nie patrzała na tłum, który ją uwielbiał.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qljn03iuxgd8tqm5ghj1v4yas5xa9f8 Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/97 100 1084442 3150392 2022-08-13T07:16:59Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}P. de Nancey czuł, że zerwane pęta nawiązują się napowrót. Oczy jego i myśl nie mogły się oderwać od tej kobiety, która przez dwa dni do niego należała... Wspomnienie upajało zmysły Pawła, usta jego wyszeptały słowa:<br> {{tab}}— Omyliłem się!.. Ją to kochałem jedynie, a nie Małgorzatę...<br> {{tab}}Po skończonym przedstawieniu p. de Nancey; nie zdając sobie dobrze sprawy z tego co czyni, pobiegł i stanął na drodze, którą Blanche przebywać miała. Spodziewał się, że go spiorunuje wzrokiem. Lecz chciał raz jeszcze uczuć woń, którą wydzielały jej suknie, tę woń, która zdawała się być jej własnym zapachem.<br> {{tab}}Drzwi loży otwarły się. Wielu mężczyzn, żądnych widoku tej niezwykłej piękności, utworzyło szpaler po dwóch stronach korytarza.<br> {{tab}}Blanche szła wolno ścigana przez szmer uwielbienia. Była spokojna i chłodna, trzymając w lewej ręce bukiet z mchowych róż, prawą podtrzymywała fałdy okrycia wschodniego, z białej materji w złote pasy.<br> {{tab}}Nie spuszczała oczów, lecz nie zatrzymywała ich na nikim.<br> {{tab}}Paweł stał ciągle... Blanche zbliżyła się... zapewne przejdzie nie spostrzegłszy go nawet.<br> {{tab}}Lecz inaczej się stało. Traf, czy wpływ magnetyczny jego oczów, utkwionych w jej twarzy sprawił, iż panna Lizely odwróciła nieco głowę w stronę, gdzie stał hrabia, i wzrok ich spotkał się w przelocie.<br> {{tab}}Blanche zadrżała, twarz jej oblał purpurowy rumieniec, lecz z oczów nie padł piorun nienawiści. Uśmiech rozchylił koralowe usteczka, ukazując sznur perłowych ząbków. Pochyliła wdzięcznie główką, oddając ukłon p. de Nancey i przeszła, niknąc w tłumie.<br> {{tab}}Paweł chciał biedz za nią, lecz ścisk był tak wielki, iż musiał wyrzec się swego zamiaru.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> se6elyni77oola2ppelbennrwmdw0qo 3150393 3150392 2022-08-13T07:17:20Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}P. de Nancey czuł, że zerwane pęta nawiązują się napowrót. Oczy jego i myśl nie mogły się oderwać od tej kobiety, która przez dwa dni do niego należała... Wspomnienie upajało zmysły Pawła, usta jego wyszeptały słowa:<br> {{tab}}— Omyliłem się!.. Ją to kochałem jedynie, a nie Małgorzatę...<br> {{tab}}Po skończonym przedstawieniu p. de Nancey; nie zdając sobie dobrze sprawy z tego co czyni, pobiegł i stanął na drodze, którą Blanche przebywać miała. Spodziewał się, że go spiorunuje wzrokiem. Lecz chciał raz jeszcze uczuć woń, którą wydzielały jej suknie, tę woń, która zdawała się być jej własnym zapachem.<br> {{tab}}Drzwi loży otwarły się. Wielu mężczyzn, żądnych widoku tej niezwykłej piękności, utworzyło szpaler po dwóch stronach korytarza.<br> {{tab}}Blanche szła wolno ścigana przez szmer uwielbienia. Była spokojna i chłodna, trzymając w lewej ręce bukiet z mchowych róż, prawą podtrzymywała fałdy okrycia wschodniego, z białej materji w złote pasy.<br> {{tab}}Nie spuszczała oczów, lecz nie zatrzymywała ich na nikim.<br> {{tab}}Paweł stał ciągle... Blanche zbliżyła się... zapewne przejdzie nie spostrzegłszy go nawet.<br> {{tab}}Lecz inaczej się stało. Traf, czy wpływ magnetyczny jego oczów, utkwionych w jej twarzy sprawił, iż panna Lizely odwróciła nieco głowę w stronę, gdzie stał hrabia, i wzrok ich spotkał się w przelocie.<br> {{tab}}Blanche zadrżała, twarz jej oblał purpurowy rumieniec, lecz z oczów nie padł piorun nienawiści. Uśmiech rozchylił koralowe usteczka, ukazując sznur perłowych ząbków. Pochyliła wdzięcznie główką, oddając ukłon p. de Nancey i przeszła, niknąc w tłumie.<br> {{tab}}Paweł chciał biedz za nią, lecz ścisk był tak wielki, iż musiał wyrzec się swego zamiaru. {{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> eru2wzgwm5zzc2xocbhzuno1zlw67pa Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/962 100 1084443 3150394 2022-08-13T07:19:02Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antolaże" />{{tab}}'''Antolaże''' (Entoilage) gatunek koronek lnianych lub pokrzywkowych, któremi się obszywają suknie i inne stroje kobiece, (ob. ''Koronki'').<section end="Antolaże" /> <section begin="Antologija" />{{tab}}'''Antologija''' (z greckiego: anthos, kwiat i leyein, zbierać), w ogóle wybór znakomitych formą i treścią utworów poezyi i prozy z jakiej literatury, po polsku: ''Wybór Poezyi, Wypisy'' i&nbsp;t.&nbsp;d. Prawie wszystkie europejskie piśmiennictwa mają po kilka takich Antologij. Ze starożytnych najsławniejsze są: Anthologia Graeca, ułożona w X wieku przez Konstantyna Cefalas w Konstantynopolu, obejmująca wszystkie dawniejsze w podobnym rodzaju prace Meleagra (roku 60 przed J. Chr.), Filipa z Tessaloniki, Dyjogenijana z Heraklei i Stratona z Sardes. Rękopism Cefalasa, który przez długi czas znany był tylko z dokonanego w XIV wieku wyciągu mnicha Maxyma Paludy, wydali na nowo Brunck i Jacobs (1776 i 1813). Anthologia Latina, wydana przez Piotra Burmann (Amsterdam, 1759), niezmiernie dokładna, obejmuje okres 1260 lat, niesłychanie ważném jest źródłem do nauki filologii starożytnej. Liczne także Antologije posiadają literatury wschodnie, mianowicie: hebrajska, arabska, perska i turecka. O Antologijach polskich ob. Wypisy.<section end="Antologija" /> <section begin="Antommarchi" />{{tab}}'''Antommarchi''' (Francesco) lekarz Napoleona na wyspie S. Heleny, rodem z wyspy Korsyki, od 1812 roku był prosektorem szpitala Santa Maria we Florencyi; w 1819 roku, w skutek namowy pani Letycyi Bonaparte, matki cesarza, udał się na wyspę S. Heleny, dla udzielenia mu pomocy lekarskiej. Napoleon z początku przyjmował go z niedowierzaniem, później jednak oddał mu całe swoje zaufanie. Po śmierci cesarza, który mu testamentem zapisał 100, 000 franków, Antommarchi udał się do Paryża, gdzie napisał powszechnie znane dzieło p.&nbsp;t.: Les derniers moments de Napoleon (2 tomy; Paryż, 1825). Oprócz tego wydał jeszcze: Prodromo della grandę anatomia (Florencyja, 1819) i Planches anatomiques du corps humain (Paryż, 1823 — 26). W 1831 roku. Antommarchi przybył do Warszawy, gdzie przyjęty z zapałem, otrzymał nadzór naczelny nad szpitalami wojskowemi; później udał się do Indyj Zachodnich i w 1838 roku umarł na wyspie Kubie. Był to człowiek skromności wielkiej i sumiennej nauki; największym jego skarbem była maska pośmiertna, którą osobiście zdjął z twarzy Napoleona.<section end="Antommarchi" /> <section begin="Anton" />{{tab}}'''Anton''' (Karol Gottlob), uczony historyk słowiański, urodził się w r. 1761 w Laubau w Łużycach Górnych, po ukończeniu nauk uniwersyteckich został adwokatem w Zgorzelcu (Görlitz), następnie różne tu urzędy miejskie sprawował, i umarł w temże mieście roku 1818. Wyłącznie zajmował się historyją, oraz nauką gospodarstwa wiejskiego, i w tych przedmiotach kilka szacownych ksiąg wydał: ważne dla początków dziejów narodu naszego jest jego dzieło: „''Erstlinge eines Versuchs uber der alten Slawen Ursprung'': Lipsk, 2 tomy (1783 — 1789) w 8ce. Biblijotekę swą i rękopisma zapisał towarzystwu naukowemu Górno-Łużyckiemu, pomiędzy rękopismami które zostawił, znajduje się słownik języka Wendów. Z dzieła jego ogłoszonego drukiem o dawnych Słowianach, korzystali nasi badacze Surowiecki i Rakowiecki.<section end="Anton" /> <section begin="Antonelli" />{{tab}}'''Antonelli''' (Jakób), kardynał dyjakon, sekretarz stanu papiezki, urodz. 1806 r. w Sonnino przy Terracina, pochodzi z rodziny wielce osławionej, której kilku członków upamiętniło się nienajzaszczytniej wszeregach bandytów włoskich. Następnie wzięty na opiekę przezpewnego prałata i wychowany w wielkiém seminaryjum rzymskiém, został przez Grzegorza XVI wyniesiony na godność prałata i mianowany assessorem najwyższego sądu kryminalnego, później zaś delegatem w Orvieto, Viterbo i Macerata. Niedługo po wstąpieniu na tron Piusa IX, Antonelli został kardynałem, po czém nowy papież mianował go podsekretarzem<section end="Antonelli" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> ezsgl2nyehtb1qz3p1j6ufn2dit2i7m Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/98 100 1084444 3150395 2022-08-13T07:19:23Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|ROZDZIAŁ XIX.|w=110%|po=8px}} {{c|'''Zerwane pęta nawiązują się na nowo.'''|w=110%|po=8px}} {{tab}}Torując sobie siłą drogę, hrabia wyszedł na ulicę w chwili, gdy dobrze znany mu ekwipaż panny Lizely ruszał z przed bram teatru. Wskoczył do swego powozu i rozkazał służącemu ścigać odjeżdżającą. Kilka razy zaprząg z Ville-d’Avray znikał wśród ulicznego tłumu, lecz dzielne kłusaki p. de Nancey doganiały go niebawem, aż minąwszy ulicę Friedland zniknął w bramie domu, którego Paweł skwapliwie zapisał numer.<br> {{tab}}Przenocowawszy w swym pałacu przy ulicy de Boulogne, gdzie mieszkał obecnie stale, zarówno jak za kawalerskich czasów, raz w tydzień odwiedzając Montmorency, Paweł nazajutrz około południa, zadzwonił do bramy domu przy ulicy Friedland i z bijącem gwałtownie sercem, zapytał szwajcara o panią Lizely.<br> {{tab}}— Pani przenocowawszy tu, odjechała do Villed’Avray — brzmiała odpowiedź.<br> {{tab}}Paweł powrócił do powozu, kazał się wieźć do letniego mieszkania Blanche.<br> {{tab}}— Jak ona mnie przyjmie!... jeżeli mnie przyjąć zechce — myślał, popadając w zadumę w miarę zbliżania się do celu podróży.<br> {{tab}}Powóz stanął u drzwi szaletu, Tomas zaprowadził p. de Nancey do salonu i oddalił się ze słowami:<br> {{tab}}— Natychmiast uprzedzę panią o przybyciu pana hrabiego...<br> {{tab}}Pięć minut upłynęło, wzruszenie Pawła wzrastało z każdą chwilą... Co jej powiedzieć... jak zacząć rozmowę... A jeśli Blanche przyjmie go łzami, lub wybuchnie oburzeniem?.. W każdym razie spodziewał się gwałtownej i wzruszającej sceny...<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9yqlmwtsy7fdvftzc6rz146a8cii58p Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/963 100 1084445 3150398 2022-08-13T07:31:30Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antonelli" />stanu spraw wewnętrznych i wielkim podskarbim drugiej izby apostolskiej (ministrem skarbu). Na tej posadzie w wysokim stopniu umiał sobie zjednać łaskę swego monarchy, a jakkolwiek wpływem liberalnych, którzy nie chcieli już duchownego ministra, usunięty od urzędowego kierunku państwa, przecież pozostał zaufanym doradzca papieża, zwłaszcza w niebezpieczném jego położeniu po zamordowaniu Rossi’ego i zdobyciu Kwirynału. Udawszy się za Ojcem Ś. do Gaëty, mianowany tu został pierwszym sekretarzem stanu, i odtąd niemal samowładnie rządzi krajami Stolicy apostolskiej. Jakkolwiek niepopularność jego nietylko w Rzymie i we Włoszech, ale w całej prawie Europie jest wielka, przecież ludzie zbliska stan rzeczy znający, o zasadach politycznych kardynała Antonelli sądzą bardzo rozmaicie; z czynów zaś jego wnosić można, że wprawdzie sprzyja dawnemu porządkowi rzeczy i sprzeciwia się nowej, liberalnej formie rządu w Państwie Kościelném, z drugiej jednak strony, przynajmniej aż do wypadków w Perugia (ob ), dalekim był od zaprowadzenia despotyzmu terrorystycznego. Wpływ kardynała na umysł Piusa IX jest nieograniczony; nie zdołały go naruszyć ciągłe wołania o reformy, nawet ostatnia wojna włoska 1859 roku, jakkolwiek w tej epoce ocalił go już podobno jedynie nieprzewidziany pokój w Villafranca. Program listopadowy z Gaëta, w którym na skutek życzenia Francyi wyliczono imiennie reformy mające się udzielić ludowi, które jednak nigdy urzeczywistnionemi nie były, wyłącznie jest jego pióra.<section end="Antonelli" /> <section begin="Antonello da Messina" />{{tab}}'''Antonello da Messina, ''' właściwie ''Antonello d’Antonio'', sławny malarz, który wielkie wywierał wpływy na rozwój sztuki włoskiej, ur. około r. 1414, z początku pracował w ojczyźnie swojej Sycylii, później na widok pierwszych obrazów olejnych Jana van Eyck udał się do Flandryi, gdzie zjednawszy sobie zaufanie Niderlandzkiego mistrza, nauczył się od niego sekretu mieszania farb olejnych. Po powrocie z Bruxelli, Antonello osiadł w Wenecyi, gdzie technikę olejnego malarstwa rozpowszechnił między uczniami szkoły miejscowej, którzy tém samém otrzymali od niego najgruntowniejszy środek do uwydatnienia swego zmysłu kolorytu i rzeczywistości życia. Antonello um. w 1493 r.; obrazy jego dziś już są bardzo rzadkie.<section end="Antonello da Messina" /> <section begin="Antoni (święty)" />{{tab}}'''Antoni''' (Święty), przezwany Wielkim, urodził się roku 251, z rodziców pobożnych i bogatych, w Komanie, blisko Heraklei, w górnym Egipcie, od dzieciństwa zamiłował życie pustelnicze, prawie nieznane do jego czasów. Żywe słowo Kościoła, rozmyślanie nad przyrodą, czystość obyczajów, oddalenie się od zgiełku światowego, skupienie ducha: oto byli mistrze i przewodnicy Antoniego, który nie odebrał żadnego zgoła wychowania. W dwudziestym roku życia utraciwszy rodziców, i usłyszawszy w kościele powtarzane słowa Zbawiciela: „Jeśli chcesz bydź doskonałym, idź, przedaj co masz i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie: a przyjdź, pójdź za mną“ (ś. Mat., 19, 21), wziął tę radę dosłownie, wykonał ją według jej ducha, odszedł na pustynię i wiódł tam żywot pobożny, zajmując się modlitwą i pracą ręczną. Szatan uderzał na niego duchownie i cieleśnie. Wyszedłszy zwycięzko z tych ciężkich doświadczeń modlitwą i umartwieniem ciała, zapuścił się w głąb pustyni, i lat dwadzieścia przepędził w jaskini, zdumiewając świat i przyjaciół, często gromadzących się koło niego, życiem nadzwyczajnym, niezakłóconą niczém pogodą umysłu i cudami. W czasie prześladowania Maxymina, roku 311 śmiało wyznawał wiarę w Alexandryi, i dopiero po uciszeniu się burzy (r. 312) wrócił na pustynię, i na górze Colsin, zwanej później górą Świętego Antoniego, prowadził dalej żywot poświęcony modlitwom, umartwieniom ciała i pracy Wówczas Bóg uposażył go darem proroctw, i Antoni przewidział przyszłe losy Kościoła i {{pp|prze|powiedział}}<section end="Antoni (święty)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hsydftcdkfebt48gzl2a6n01f6ffka2 Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/99 100 1084446 3150399 2022-08-13T07:35:39Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}W progu stanęła Blanche uśmiechnięta, swobodna, zalotna.<br> {{tab}}— Dzień dobry kochany hrabio — rzekła, podając mu rękę.. — Rada jestem pańskiemu przybyciu... Między nami mówiąc, spodziewałam się pana...<br> {{tab}}— Spodziewałaś się mnie pani?<br> {{tab}}— Po wczorajszem spotkaniu, byłam pewna, że przybędziesz... Jesteś pan człowiekiem dobrze wychowanym, zawiniwszy względem mnie, przychodzisz się usprawiedliwić... Nie wątpię, że byłbyś to wcześniej uczynił, lecz obawiałeś się zastać mnie zadąsaną i gniewną... Uśmiech mój wczorajszy uspokoił pana, i oto jesteś... Lepiej późno, jak nigdy!... Przyjmuję tłomaczenie i wyznaję, że przybycie pańskie, uszczęśliwia mnie nad wszelki wyraz... Będziesz mnie pan odwiedzał w mej samotności... żyję tak odosobniona od świata, nie mam przyjaciół — bądź moim przyjacielem i nadal... dobrze hrabio?...<br> {{tab}}— A więc — wyjąkał Paweł zdumiony — więc, to nie przywidzenie... Przebaczyłaś mi pani?...<br> {{tab}}— Ależ tak, naturalnie! — zawołała panna Lizely z odcieniem zniecierpliwienia. — Czy byłabym panu podała rękę, żywiąc w sercu żal lub niechęć?... Ja kłamać nie umiem. Zraniłeś mnie pan boleśnie, ale zastanowiłam się i uznaję, że nietylko pan zawiniłeś — jam też zbłądziła... Nie umiałam opanować cię, mój hrabio, w tem leży rzecz cała... ale co pan chcesz, byłam śmieszną, rozmarzoną i... kochałam cię do szaleństwa!!! Co za nierozsądek!!!<br> {{tab}}— Kochałaś mnie pani?! — powtórzył Paweł.<br> {{tab}}— Tak, jak w romansach i w dramatach, kochany hrabio! — Mogłeś deptać po mnie, nie byłabym jęknęła, — dla ciebie byłabym w ogień poszła... co za głupota, prawda?<br> {{tab}}— A teraz?...<br> {{tab}}— Teraz, wszystko minęło... a na dowód, że ze mnie ''dobry dzieciak'', ofiaruję panu moją przyjaźń.<br> {{tab}}— A jeśli ja cię kocham jeszcze, kocham więcej niż kiedykolwiek? — zapytał Paweł z zapałem.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9s90zkhd7rd4xknlp76keo6mpt4zkk7 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/964 100 1084447 3150400 2022-08-13T07:35:40Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antoni (święty)" />{{pk|prze|powiedział}} klęski, jakie mu zada Aryjanizm. Wzniosła prostota świętego męża zmuszała do milczenia pogan, którzy zbiegali się słuchać go; z genijalnościa zdrowego rozsądku, przeciw zarzutom uczonych przesiąkłych marzeniami Grecyi, stawił naukę prostą i silną, opartą na prawdziwych stosunkach rozumu z wiarą, słowa z duchem, duszy z Bogiem, przez Chrystusa i w Chrystusie. Sława Antoniego rozszerzyła się tak daleko, że roku 337 Konstantyn Wielki i synowie jego Konstancyjusz i Konstans, pisali do niego prosząc o modlitwy. Święty Hieronim opowiada: że Antoni w 90 roku życia, pobudzony duchem Bożym, poszedł do świętego Pawła pustelnika, który liczył sto trzynaście lat wieku, a od dziewięćdziesięciu lat żył na pustyni; i temu świętemu mężowi oddał ostatnia posługę i pogrzebł go. Sam święty Antoni umarł spokojnie w sto piątym roku życia, dnia 17 Stycznia 356 roku. Płaszcz swój przekazał świętemu Atanazemu, włosiennicę biskupowi Serapijonowi: cały to był po nim spadek. W r. 561 odkryto jego ciało, przeniesiono do Alexandryi, a roku 635, po zawojowaniu Egiptu przez Saracenów, przeniesiono je do Konstantynopola, ostatecznie zaś do Arles, we Francyi r. 1491. Wielka liczba cudów działa się przy relikwijach świętego, zwłaszcza r. 1089 podczas grassowania choroby skórnej, zwanej ogniem świętego Antoniego.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Antoni (święty)" /> <section begin="Antoni Padewski (św.)" />{{tab}}'''Antoni Padewski''' (Święty), urodził się w Lizbonie r. 1195; miał imię Ferdynand, a przyjął imię Antoniego, wstąpiwszy do zakonu Franciszkanów; przezwano zaś go Padewskim od miasta Padwy, które posiada jego relikwije. W piętnastym roku życia wstąpił do zgromadzenia kanoników regularnych ś. Augustyna, pod Lizboną; ale niedługo tu gościł: liczne odwiedziny, które jako syn szlachetnego domu odbierać musiał, przerywały mu skupienie ducha, w jakiem żyć pragnął; udał się więc przeto do samotniejszego klasztoru w Koimbrze, i tu modlitwą, rozmyślaniem, czytaniem ksiąg świętych, przygotowywał się do surowszego jeszcze życia. Przed óśmią laty infant portugalski Don Pedro, przywiózł z Maroko do Koimbry relikwije pięciu missyjonarzy zakonu ś. Franciszka: widok ich tak silne sprawił wrażenie na umyśle Antoniego, że postanowił wstąpić do tego zakonu, i pomimo prośb, przeszkód, a nawet szyderstw, w r. 1221 dopiął swego celu. Franciszkanem już będąc odpłynął do Afryki opowiadać Ewangeliję Maurom. Z powodu choroby musiał wracać wkrótce do Hiszpanii, ale wiatry przeciwne zaniosły go do Messyny. Dowiedziawszy się, że ś. Franciszek odbywał wówczas kapitułę generalną w Assyżu, udał się tam acz nie bez trudności. Rozmowy z tym wielkim mężem natchnęły Antoniego zamiarem pozostania we Włoszech; ale niepozorna i wątła jego postawa i troskliwość z jaka ukrywał prawdziwe swe przymioty, były powodem że go nigdzie przyjąć nie-chciano. Dopiero gwardyjan Gratiani zgodził się na posłanie go do małego klasztoru pod Bononiją. Tu Antoni prowadził dalej żywot surowy, tając pokornie swoję naukę i dary nadprzyrodzone, któremi go Bóg uposażył. Ale raz gdy się spotkali z dominikanami w Forli, gwardyjan polecił Antoniemu zaimprowizować kazanie. O ile to go zmartwiło, o tyle się zdumieli słuchacze jego krasomówstwem, słodkiem a zarazem mocném. Ś. Franciszek z Assyżu, uznawszy wysoką wartość swojego ucznia, wysłał go na naukę teologii do Vercelli, której on później sam uczył w Bononii, Tuluzie, Montpellier i Padwie. Wykład nauk nieprzeszkadzał mu poświęcać każdego dnia kilku godzin naopowiadaniu słowa Bożego ludowi: wkrótce nawet opuściwszy wszelkie inne zajęcia, poświęcił się wyłącznie przewodnictwu dusz; a całe jego postępowanie było żyjącém głoszeniem Ewangelii. Z powodu licznie gromadzących się koło niego tłumów we Włoszech, Francyi, Hiszpanii, często musiał miewać kazania na otwartém polu:<section end="Antoni Padewski (św.)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 9lk2j4i4ffkcmlmauggkyklvot2nt9v Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/100 100 1084448 3150401 2022-08-13T07:37:34Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Za późno, kochany panie, — zawołała Blanche, wybuchając śmiechem. — Zresztą, nie uwierzyłabym temu, a to dla prostego powodu, żeś mnie pan nigdy nie kochał...<br> {{tab}}— Ja nie kochałem ciebie!!!<br> {{tab}}— Tak jest... upokarza mnie to przekonanie, lecz go nie zmienię. Jestem piękna — podobałam się panu przez chwilę, oto i wszystko... Niema w tem winy pańskiej — nie zawsze władamy sami sobą... Teraz dajmy pokój przeszłości niemiłej dla mnie, a mówmy o panu... o panu jedynie! — Nie uwierzysz, kochany hrabio, jak się żywo tobą interesuję... Będziesz miał we mnie życzliwego towarzysza...<br> {{tab}}— Po cóż mówić o mnie — rzekł Paweł — wszak ostrzegłaś mnie pani, że słowom moim nie wierzysz...<br> {{tab}}— Owszem, wierzyć ci będę, gdy mówisz o sobie, o twem pożyciu — nie zaś o uczuciach twoich względem mnie. Jesteś pan ożeniony, masz majątek... czy pozyskałeś także szczęście?...<br> {{tab}}— Nie — odparł szorstko pan de Nancey.<br> {{tab}}— Ach! mój Boże! co pan mówisz? — westchnęła panna Lizely, a wyrazistą jej twarz pokrył cień smutku. — Nie jesteś szczęśliwym! — to niemożebne! — Dlaczego? — Bo masz wszelkie dane ku temu... świetne położenie towarzyskie... wielki majątek... piękną żonę.. Bo piękną jest ta twoja żoneczka, ze swym dziecięcym uśmiechem na ustach, z niewinnem spojrzeniem i twarzyczką Madonny!<br> {{tab}}— Widziałaś ją pani! zawołał Paweł ździwiony.<br> {{tab}}— Naturalnie... Dziwi to pana?<br> {{tab}}— Bardzo! — przyznaję to...<br> {{tab}}— Jednak niema w tem nie zadziwiającego... Nie byłabym godną córą Ewy, gdybym nie była zapragnęła ujrzeć tę, która stała się moją szczęśliwą rywalką... Zeszłej wiosny, udałam się pewnego popołudnia do Montmorency, a dowiedziawszy się, że pana niema w domu, prosiłam o pozwolenie zwiedzenia wnętrza zameczku... Teść pański handlował kor-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> r7j0ciak53hwo7zwt512kmz0p63769e Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/101 100 1084449 3150402 2022-08-13T07:39:12Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>kami... widać, że się na tem robi pieniądze... W parku, wśród zieleni, ujrzałam panią hrabinę... siedziała na ławeczce z darni, w towarzystwie pięknego młodzieńca....<br> {{tab}}— Pięknego młodzieńca?... — powtórzył Paweł.<br> {{tab}}— Tak, kochany hrabio, towarzysz hrabiny mógł liczyć dwadzieścia trzy lat życia, blondyn z małym wąsikiem, szczupły... pewnie który z twoich przyjaciół... Hrabina tak była zajęta rozmową, że mnie nie spostrzegła, to też mogłam się jej napatrzeć... Bardzo mi się podobała... wyborna z niej hrabina... W jakim jest wieku?...<br> {{tab}}— Siedmnaście lat liczy...<br> {{tab}}— Ah! biedaczka, toż to dziecko!... Siedmnaście lat!!! ja mam dwadzieścia pięć! — Jakżem ja stara w porównaniu... No kochany hrabio nie zapieraj się, wszak szalejesz za Żoną?...<br> {{tab}}— Nie kocham jej — odparł Paweł sucho.<br> {{tab}}— No mój przyjacielu, muszę ci powiedzieć, że jesteś potworem!.. Bo i pocóż brałeś ją za żonę, nie kochając jej?...<br> {{tab}}— Wiesz, że byłem zrujnowany...<br> {{tab}}— Ah! więc to o majątek chodziło... rozumiem. Miliony papy Boucharda uśmiechały ci się... Panna Małgorzata była niewinną dziewicą... na jej przeszłości nie ciążyło nie, prócz tych korków ojca!! — Smieszna to rzecz korki... ale nikogo nie hańbi... Obowiązkiem twoim było kochać tę małą, skoro za miłość płacili gotówką...<br> {{tab}}— Blanche miej litość nademną! wiesz, że się sercu nie nakazuje... Gdym się żenił, serce moje nie należało już do mnie... było twoją własnością...<br> {{tab}}— Uprzejme to kłamstwo! szkoda tylko, że jest ono zbytecznem — przerwała Blanche z uśmiechem. Uprzedziłam pana, że jestem niewierną... a wiesz chyba sam, że przestałam być naiwną...<br> {{tab}}— A jednak ja cię ukochałem! — zawołał z uniesieniem Paweł. — Postępowanie moje względem ciebie było niegodne; ty mi przebaczasz szlachetnie, lecz ja sobie nigdy nie daruję tej winy!! Byłem szalony po-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5cuo6qjymlruksgd9n9ny3zmntzvf9m Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/102 100 1084450 3150403 2022-08-13T07:40:36Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>rzucając tę, którą uwielbiałem... Przysięgając ci, że będziesz moją żoną, mówiłem szczerze... i gdybym był majętnym, nie cofnąłbym się przed niczem... lecz zawdzięczać dobrobyt tobie, której mienie tak drogo opłaconem było... nie miałem odwagi, i uciekłem, a bojąc się, że wrócę znowu, związałem się na życie całe z kobietą, której nie kochałem!.. Oto masz całą prawdę... Chciej mi uwierzyć, żałuj mnie Blanche!.. Oh! drogo opłaciłem moje szaleństwo, i ten pościg za zwodniczą marą, którą jest szacunek ludzki.<br> {{tab}}Oboje zamilkli. Blanche zdawała się wzruszoną, p. de Nancey czekał na jej odpowiedź.<br> {{tab}}— Więc dobrze — rzekła głosem przyciszonym. — Wyczerpmy dziś do dna przedmiot, tak bardzo dla mnie przykry. Przed chwilą sam uznałeś za niegodne twoje. postępowanie względem mnie... Ja ci nie nie wymawiam, choć każda inna kobieta obrzuciłaby cię na mojem miejscu słusznymi wyrzutami. Czy jestem lepszą od innych? — czy więcej inteligentną?... nie wiem. To wiem tylko, że drzwi moje nie zamkną się przed tobą i że dziś mówię do ciebie szczerze: Bądź moim przyjacielem!... Tak kochany hrabio, bądź moim przyjacielem... lecz przyjacielem tylko... a jeśli usta twoje dla zwyczaju zechcą powtarzać miłośne słowa, każ im milczeć... Okrutna nauka, którą mi dałeś, poskutkowała.. Serce moje zamarło... co do zmysłów, potrafię zapanować nad niemi... łatwo mnie pan zrozumiesz... Przyjmij więc, co ci ofiarować mogę. przyjaźń i życzliwość moją, lub rozstańmy się na zawsze... Nie taję, że boleśnie odczułabym tę ostateczność. Więc przysięgasz, że nigdy nie usłyszę z ust twoich o miłości...<br> {{tab}}— Sprobuję...<br> {{tab}}— To nie dosyć... Przysięgnij lub żegnaj na wieki.<br> {{tab}}— Więc będę milczał...<br> {{tab}}— Doskonale. Tak to lubię... Teraz mówmy o czem chcesz, prócz o zakazanym przedmiocie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> m3o8askiszxu69jhornmfs2173sj3k5 3150406 3150403 2022-08-13T07:55:57Z Wydarty 17971 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>rzucając tę, którą uwielbiałem... Przysięgając ci, że będziesz moją żoną, mówiłem szczerze... i gdybym był majętnym, nie cofnąłbym się przed niczem... lecz zawdzięczać dobrobyt tobie, której mienie tak drogo opłaconem było... nie miałem odwagi, i uciekłem, a bojąc się, że wrócę znowu, związałem się na życie całe z kobietą, której nie kochałem!.. Oto masz całą prawdę... Chciej mi uwierzyć, żałuj mnie Blanche!.. Oh! drogo opłaciłem moje szaleństwo, i ten pościg za zwodniczą marą, którą jest szacunek ludzki.<br> {{tab}}Oboje zamilkli. Blanche zdawała się wzruszoną, p. de Nancey czekał na jej odpowiedź.<br> {{tab}}— Więc dobrze — rzekła głosem przyciszonym. — Wyczerpmy dziś do dna przedmiot, tak bardzo dla mnie przykry. Przed chwilą sam uznałeś za niegodne twoje. postępowanie względem mnie... Ja ci nie nie wymawiam, choć każda inna kobieta obrzuciłaby cię na mojem miejscu słusznymi wyrzutami. Czy jestem lepszą od innych? — czy więcej inteligentną?... nie wiem. To wiem tylko, że drzwi moje nie zamkną się przed tobą i że dziś mówię do ciebie szczerze: Bądź moim przyjacielem!... Tak kochany hrabio, bądź moim przyjacielem... lecz przyjacielem tylko... a jeśli usta twoje dla zwyczaju zechcą powtarzać miłośne słowa, każ im milczeć... Okrutna nauka, którą mi dałeś, poskutkowała.. Serce moje zamarło... co do zmysłów, potrafię zapanować nad niemi... łatwo mnie pan zrozumiesz... Przyjmij więc, co ci ofiarować mogę, przyjaźń i życzliwość moją, lub rozstańmy się na zawsze... Nie taję, że boleśnie odczułabym tę ostateczność. Więc przysięgasz, że nigdy nie usłyszę z ust twoich o miłości...<br> {{tab}}— Sprobuję...<br> {{tab}}— To nie dosyć... Przysięgnij lub żegnaj na wieki.<br> {{tab}}— Więc będę milczał...<br> {{tab}}— Doskonale. Tak to lubię... Teraz mówmy o czem chcesz, prócz o zakazanym przedmiocie.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 4jcwmg9hs9mc3priq95vjlsc0ntsayu Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/103 100 1084451 3150404 2022-08-13T07:42:31Z Wydarty 17971 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Pan de Nancey przepędził dwie godziny w szalecie, gdy odjeżdżał, czuł że przyszłość jego pozostała w rękach złotowłosej syreny.<br> {{tab}}Ona, stojąc na ganku, patrzyła za odjeżdżającym... Usta jej szeptały zcicha.<br> {{tab}}— Trzymam go teraz... odjeżdża w przekonaniu, żem mu przebaczyła, że mą we mnie przyjaciółkę... może myśli, że go kocham...<br> {{tab}}— Czy podobne mnie kobiety przebaczają?! Czekaj smutny bohaterze! Moje cierpienia, mój wstyd, upokorzenia... nie nie zapomniałam, ty mi za to wszystko zapłacisz!. {{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" /> {{c|XX.|w=110%|po=8px}} {{c|'''{{Rozstrzelony|Cyrc}}e.'''|w=110%|po=8px}} {{tab}}Słowa wyrzeczone przez pannę Lizely objaśnią czytelnika, co do jej planów na przyszłość.<br> {{tab}}Chciała się zemścić, nie przebierając w środkach. Była okrutną... taką ją zrobiły okoliczności życia... Wcześnie dotknięta została nieszczęściem, które złamało całą jej przyszłość.<br> {{tab}}Opowiadanie jej, dotyczące pobytu w Anglji, zawierało prawdę jedynie... Była niewinną ofiarą zbrodni...<br> {{tab}}Łatwo zrozumieć, jaka gorycz przepełniała to młode serce, jęczące pod brzemieniem niepowetowanego nieszczęścia...<br> {{tab}}Nagle, wspomnienie tej wstrętnej przeszłości zaczęło się zacierać pod wpływem uczucia i nadziei...<br> {{tab}}Blanche kochała miłością wielką, namiętną, niepospolitą, jak cała jej istota. Paweł stał się dla niej bóstwem, ufała mu bez granic.<br> {{tab}}Wszystko zdawało się do niej uśmiechać... Miała zostać żoną człowieka, noszącego historyczne nazwisko. Wejść w ten świat arystokratyczny, w któ-<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 57kpz2i9y42x31c54et1lrv05mm8y2k Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/965 100 1084452 3150405 2022-08-13T07:48:35Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antoni Padewski (św.)" />wystąpił śmiało przeciw nadużyciom, jakie zaprowadzić chciał w zakonie drugi jego generał Elijasz. Złożywszy.urząd prowincyjała Romanii, Antoni opuścił Rzym, przeniósł się do Padwy, i tu umarł dnia 13 Czerwca 1231 roku, zaledwie 36 lat przeżywszy. Niezliczone cuda zaświadczyły o świętości Antoniego, i papież Grzegórz IX kanonizował go r. 1232. We 32 lata po śmierci Antoniego, zbudowano na jego cześć wspaniały kościół w Padwie, i w nim złożono jego relikwije.{{EO autorinfo|''L. R.''}}<section end="Antoni Padewski (św.)" /> <section begin="Antoni biskup" />{{tab}}'''Antoni, ''' było kilku tego imienia biskupów ruskich i nawet dwóch metropolitów ruskich halickich. Jeden był około 1295 r. Piszą go Antoni de Kryłoś, to jest z Kryłoszan, z księży przy cerkwi halickiej. Co się z nim stało, niewiadomo. Za Kazimierza Wielkiego występuje inny Antoni, z biskupa metropolita halicki w r. 1371. Tego król sam mianował na metropoliję (Żurn. Min. Narod. Prośw. 1847 czer. str. 153), chcąc urządzić całą hierarchiję cerkwi ruskiej w swojém państwie. Oddzielić potrzeba w myśli biskupstwo halickie, później lwowskie, od metropolii halickiej, to było sobie, a tamto sobie. Kiedy Ruś kijowska padła łupem Litwy i metropolita kijowski nie mógł na Ruś polską czerwoną żadnego bezpośredniego wpływu wywierać, będąc już granicą oddzielony od Haliczan, król Kazimierz podnosił osobnego metropolitę, ale krótko to trwało, bo umarł nieurządziwszy należycie stosunków Kościoła ruskiego. Antoniemu oddano naczelny zarząd jako metropolicie, biskupstwa ruskie, chełmskie, turowskie, włodzimierskie i przemyślskie. Stało się zaś to za pozwoleniem patryjarchy carogrodzkiego Fiłofeja (Philoteus). Był zaś podobno sam ten Antoni biskupem przemyślskim. Nie utrzymał się długo na tém stanowisku, gdyż w r. 1376 już Cypryjan Serb występuje jako metropolita halicki, i ma być po Alexym metropolitą całej Rusi, to jest władzę duchowną rozciągać ma aż do krajów moskiewskich. W maju też 1385 roku na przywileju danym dla biskupstwa przemyślskiego łacińskiego podpisany jako świadek Waśko, electus in episcopum Ruthenorwm w Przemyślu (Przyj. chrześc. prawdy 1837, 4, 85). — Oprócz tego Antoniego byli biskupami na dawnej Rusi: Antoni od r. 1218 — 1225 przemyślskim. Obrany arcybiskupem wielkiego Nowogrodu na miejsce wygnanego i niecierpianego Mitrofana około 1218 r. Kiedy Mitrofan powrócił, Antoni nie chciał mu ustępować miejsca i doszło do tego, że ich aż metropolita godził, posadziwszy każdego na dawnem miejscu, umarł 1232 r. — Antoni biskup samborski w r. 1292. Tenże sam czy inny w tymże roku biskup przemyślski. Inny biskup przemyślski w r. 1449. Inny Antoni także przemyślski z r. 1499, znajdował się na synodzie ruskim Sołtana w Wilnie 1509 r. Tenże sam czy inny Antoni Onyki w Przemyślu o trzy lata później, to jest w r. 1512 do 1520. — Ostatni Antoni biskup turowski, zawinił coś względem Witolda i ztąd metropolita Cypryjan na żądanie wiel. księcia odebrał mu w r. 1404 biskupstwo i nawet zdjął z niego urząd pasterski, zabrał mu szatnię, oznaki dostojności i kłobuk biały, w którym chodził, uwięził go i zaprowadził z Turowa do Moskwy i zasadził do celi w monasterze na Siminowie, o czém wspomina „troickaja letopiś.“{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Antoni biskup" /. <section begin="Antoni arcybiskup" />{{tab}}'''Antoni,''' arcybiskup halicki łaciński, pierwszy po erckcyi tej stolicy, za króla Ludwika, jeżeli się odrzuci Krystyna z Ostrowa (ob. Arcybiskupstwo lwowskie). Jest u Skrobiszowskiego (ob.), przywilej księcia Władysława Opolskiego z roku 1375, datowany w Piątek po ścięciu św. Jana, t.&nbsp;j. ostatnich dni Sierpnia w Grodku, na którym pomiędzy świadkami i ten arcybiskup zapisany: „''praesentibus, venerabili patre Antonio metropolitano Haliciensi''“ i&nbsp;t.&nbsp;d. (Narusz. ks. XXVI, 2). Skrobiszewski też zapewnia, że Antoni umarł tegoż 1375 roku. Z tém wszystkiém w Pirawskiego (ob.) rękopismach, przez Alexandra Batowskiego {{pp|opi|sanych}}<section end="Antoni arcybiskup" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> c245ttb6hh0rnpmfba1md8ys8325vmf Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/966 100 1084453 3150407 2022-08-13T08:01:18Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antoni arcybiskup" />{{pk|opi|sanych}}, a historyi arcybiskupstwa dotyczących się znajdujemy, że następca jego Maciej tytułuje się obranym arcybiskupem już 1374 r., zatém żadnej pewności chronologicznej nie ma nawet o tym arcybiskupie.{{EO autorinfo|''Jul. B.''}}<section end="Antoni arcybiskup" /> <section begin="Antoni (Klemens Teod.)" />{{tab}}'''Antoni''' (Klemens, Teodor), król Saski, czwarty syn elektora Fryderyka Krystyna, urodził się z Maryi Antoniny bawarskiej, córki cesarza Karola VII w r. 1755. Od lat młodych okazując wielkie zamiłowanie do muzyki i genealogii, znakomite postępy w obu tych naukach uczynił. Przeznaczono go do stanu duchownego, lecz gdy elektor, brat jego starszy, długo był bezdzietnym, zapobiegając wygaśnięciu linii Albertyńskiej, zaślubił w r. 1781 siedmnastoletnią księżniczkę Maryję Sardyuską, lecz ta umarła następnego roku. W pięć lat potem zawarł powtórne związki ze starszą córką Leopolda II cesarza, Maryją Teressą, która była wierną jego towarzyszką przez lat czterdzieści. Lecz gdy czworo ich dzieci w młodym wieku poumierało, wtedy nadzieje narodu obróciły się na księcia Maxymilijana, młodszego brata Antoniego, żonatego z księżniczką parmeńską, Karoliną, jako na ojca kwitnącej rodziny. W czasie panowania Fryderyka Augusta III, Antoni nie miał najmniejszego udziału w sprawach państwa; wszelako, gdy nieszczęścia od r. 1806 uciskać zaczęły Saxoniję, zakłóciły spokój cichego jego pożycia; w r. 1809 zmuszony do opuszczenia ojczyzny, szukał z rodziną królewską schronienia na obcej ziemi, to w Frankfurcie, Pradze, to w Wiedniu. Po utrwaleniu pokoju, wrócił do dawnego rodzinnego życia. W r. 1827 przez zgon króla powołany do tronu, jako monarcha odznaczył swoje rządy wielą ulepszeniami tak w administracyi krajowej, jako i w sądownictwie. Ustanowił szkołę politechniczną; wzniósł zakłady rolnicze i naukowe. Dnia 13 Września 1830 r. w skutek wypadków ówczesnych, przybrał za współ-regenta synowca swego Fryderyka-Augusta, który po jego śmierci w Czerwcu 1836 roku tron saski odziedziczył. <section end="Antoni (Klemens Teod.)" /> <section begin="Antoni Ulryk" />{{tab}}'''Antoni Ulryk,''' książę Brunświcko-Wolfenbiittel, ur. 1633, od r. 1655 objąwszy rządy księztwa, odznaczył się wielkiem zamiłowaniem nauki i sztuki; na kilka lat przed śmiercią, która nastąpiła w 1714, r. przeszedł na łono Kościoła katolickiego. Jemu to głównie biblijoteką w Wolfenbiittel zawdzięcza swoje bogactwo; sam też napisał mnóstwo pieśni duchownych, kilka kantat i dwa romanse, p.&nbsp;t.: ''Die durchlauchtige Syrenin Aramena'' (5 tomów, Norymberg, 1699) i ''Octavia'' (6 tomów, Norymberg, 1685 — 1707), w których nie brak fantazyi, a bardziej jeszcze śladów wielostronnego ukształcenia.<section end="Antoni Ulryk" /> <section begin="Antoni z Napahanic" />{{tab}}'''Antoni z Napahanic,''' najgłówniejszy teolog akademii krakowskiej, kapelan Zygmunta Angusta, wymowny i bardzo uczony kaznodzieja, rodem ze wsi Napachanic o mil dwie od Poznania odległej, syn tamecznego sołtysa. W roku 1513 za dziekaństwa Jana ze Stobnicy, otrzymał stopień magistra, w wydziale filozoficznym uniwersytetu krakowskiego; był plebanem w Korczynie, a następnie został stopniem doktora ś. Teologii zaszczycony. W latach 1532 i 1538 był dziekanem wydziału filozoficznego, tudzież proboszczem u ś. Floryjana w Krakowie. Umarł 13 Stycznia r. 1652. Podług zdania Czackiego dzieła tego wielce uczonego kapłana tak są teraz niezmiernie rzadkie, iż z tych tylko znał jedno i bardzo go wychwalił. Maciejowski dzieło to czytał w biblijotece w Sieniawie, wyszło zaś w Krakowie pod tytułem: ''Enchiridion, to jest, książki ręczne o nauce chrześcijańskiey, czego sie chrześciański człowiek dzierżeć ma czasu ninieyszey różności wiary w Krakowie u dziedziczow Marka Szarffenbergera Roku od narodź. Pańsk''. 1558 in 8-vo, kart 151. Autor przypisał je Stanisławowi Grabi na Tęczynie wojewodzie krakowskiemu staroście lubelskiemu i bełskiemu. Starowolski wychwala także inne jego dzieło pod tytułem ''Loci {{pp|Com|munes}}{{tns|''}}<section end="Antoni z Napahanic" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3px5t18x102ll7hvpyhz6djqo1b1158 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/967 100 1084454 3150412 2022-08-13T08:26:53Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antoni z Napachanic" />{{tns|''}}{{pk|Comm|munes}}'', tamie wydane, w którem ma być zbijana nauka i pisma Marcina Lutra. Wiszniewski zaś pisze, że Antoni z Napachanic był około 1502 r. proffessorem starożytnej literatury w akademii krakowskiej. W 1523 r. wykładając tamże Enejdę Wirgilijusza i dzieło Waleryjusza Maxyma, wydał grammatykę łacińską Donata przeroboną w poprzednim wieku (a zaciemnioną scholastycznemi kommentarzami Jana z Głogowy), pod napisem: ''Donati grammatici illustris barbarismus et Ant. Nebrissensis'' (Hiszpan z XV wieku) ''de nominibus, numerabilibus, punctis clausularum ac ordine partium orationis documenta''.<section end="Antoni z Napachanic" /> <section begin="Antoni z Kobylina" />{{tab}}'''Antoni z Kobylina.''' Bernardyn z prowincyi Wielkopolskiej, jest autorem kilku panegiryków ważnych do historyi rodziny Opalińskich i Grudzińskich szczegóły jego żywota są niewiadome, wydał z druku: 1) Łódź Piotra Adama hrabiego z Bnina Opaleńskiego, podkomorzego poznańskiego i&nbsp;t.&nbsp;d., Poznań 1682 in fol. 2) Chorągiew Sinutowska przy pogrzebowym akcie Anny Opaleńskiej roz-winiona, Poznań 1673 in 4. 3) Kościół z ołtarzem cegiełek trzech wieży i&nbsp;t.&nbsp;d. na przeniesienie popiołów Zygmunta Grudzińskiego, Piotra Grudzińskiego i Andrzeja Karola Grudzińskich, Leszno 1659 in 4.<section end="Antoni z Kobylina" /> <section begin="Antoni od Niepokalanego Poczęcia N. M. P." />{{tab}}'''Antoni od Niepokalanego Poczęcia N. M. Panny,''' pod tym imieniem wydawał swoje dzieła ''Antoni Marzęcki'', Pijar, kaznodzieja i rektor kollegijum warszawskiego. Urodzony w Brzezinach w dawnej Wielkopolsce w r. 1700 zmarł w Warszawie w r. 1749, jest autorem następnych dzieł. 1) ''Oratio pro instauratione studiorum Czestochoviae'' 1721 r. 2) ''Krzywda na pierwszem oku i czele sprawiedliwości położona, kazanie'', Warszawa 1731 in fol. 3) ''Kazanie na solennym akcie exekwii J. W. Konstancyi z Bobrownickich Ożarowskiej, Obożnej Koronnej, generałowej wojsk polskich'', Warszawa 1737 in folio.{{EO autorinfo|''F. M. S.''}}<section end="Antoni od Niepokalanego Poczęcia N. M. P." /> <section begin="Antoniewicz" />{{tab}}'''Antoniewicz''' (Bołoz, Karol), z zamożnej rodziny ormiańskiej, urodził się w Galicyi, w obwodzie żółkiewskim d. 6 Listopada 1807 r. Osierocony po ojcu w dziecinnych latach, wzrastał pod okiem pobożnej matki. Ukończywszy szkoły, w 17 roku życia zaczął pisać i młodociane utwory swoje, tak wierszem jak prozą umieszczał w Rozmaitościach lwowskich (1824 r.). Zakosztowawszy trudów obozowego życia, wróciwszy do domu, powziął myśl napisania historyi narodu ormiańskiego, i w tym celu przepędził lat parę u krewnych w Jassach i na Wołoszczyznie. Osiadłszy nsstępnie we Lwowie zabrał się do tej mozolnej pracy, gdy poznał bliżej i ukochał siostrę cioteczną Zofiję Nikorowiczownę, odznaczającą się równie wdziękami, jak wykształceniem i poślubił ją w 24 roku życia swego. Przeniósłszy się do dziedzicznych dóbr Skwarzawy w obwodzie żółkiewskim był pewny, że tu znajdzie szczęście i spokój. Bóg błogosławił jego doli: pięcioro drobnej dziatwy rosło zdrowo: dostatek mnożył się w domu, przy rządném gospodarstwie. Włościanie miłowali młodego dziedzica jak ojca, który czułą miał nad niemi opiekę. Sędziwa jego matka otoczona miłością syna, synowej i wnucząt, w tej rodzinie miała świat swój cały. Nic nie brakowało Antoniewiczowi do szczęścia ziemskiego, ale krótko go używał. Śmierć wydarła jedno po drugiem chowującą się tak czerstwo dziatwę. Po utracie ostatniego dziecięcia, matka nie przeżyła takiego ciosu. Skonała na ręku rozpaczającego męża. Złamany nieszczęściem, osierocony z całej swej rodziny, postanowił oddać się służbie Bożej. Przybył do klasztoru starowiejskiego, gdzie w r. 1839 przyjętym został do zakonu księży Jezuitów. W kilka tygodni obrany manuduktorem, czyli przewódzcą nowicyjuszów, zjednał sobie ich miłość i szacunek. Wszyscy kochali go jak ojca. Łagodnością, przykładem i nauką wielki wpływ umiał w zakonie swym wywierać. Dla urozmaicenia wolnych chwil od {{pp|za|trudnień}}<section end="Antoniewicz" /.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6s30rbfh735h0gcdjz48ydfafhsxsmy 3150413 3150412 2022-08-13T08:28:43Z Dzakuza21 10310 dr. proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antoni z Napachanic" />{{tns|''}}{{pk|Comm|munes}}'', tamie wydane, w którem ma być zbijana nauka i pisma Marcina Lutra. Wiszniewski zaś pisze, że Antoni z Napachanic był około 1502 r. proffessorem starożytnej literatury w akademii krakowskiej. W 1523 r. wykładając tamże Enejdę Wirgilijusza i dzieło Waleryjusza Maxyma, wydał grammatykę łacińską Donata przeroboną w poprzednim wieku (a zaciemnioną scholastycznemi kommentarzami Jana z Głogowy), pod napisem: ''Donati grammatici illustris barbarismus et Ant. Nebrissensis'' (Hiszpan z XV wieku) ''de nominibus, numerabilibus, punctis clausularum ac ordine partium orationis documenta''.<section end="Antoni z Napachanic" /> <section begin="Antoni z Kobylina" />{{tab}}'''Antoni z Kobylina.''' Bernardyn z prowincyi Wielkopolskiej, jest autorem kilku panegiryków ważnych do historyi rodziny Opalińskich i Grudzińskich szczegóły jego żywota są niewiadome, wydał z druku: 1) Łódź Piotra Adama hrabiego z Bnina Opaleńskiego, podkomorzego poznańskiego i&nbsp;t.&nbsp;d., Poznań 1682 in fol. 2) Chorągiew Sinutowska przy pogrzebowym akcie Anny Opaleńskiej roz-winiona, Poznań 1673 in 4. 3) Kościół z ołtarzem cegiełek trzech wieży i&nbsp;t.&nbsp;d. na przeniesienie popiołów Zygmunta Grudzińskiego, Piotra Grudzińskiego i Andrzeja Karola Grudzińskich, Leszno 1659 in 4.<section end="Antoni z Kobylina" /> <section begin="Antoni od Niepokalanego Poczęcia N. M. P." />{{tab}}'''Antoni od Niepokalanego Poczęcia N. M. Panny,''' pod tym imieniem wydawał swoje dzieła ''Antoni Marzęcki'', Pijar, kaznodzieja i rektor kollegijum warszawskiego. Urodzony w Brzezinach w dawnej Wielkopolsce w r. 1700 zmarł w Warszawie w r. 1749, jest autorem następnych dzieł. 1) ''Oratio pro instauratione studiorum Czestochoviae'' 1721 r. 2) ''Krzywda na pierwszem oku i czele sprawiedliwości położona, kazanie'', Warszawa 1731 in fol. 3) ''Kazanie na solennym akcie exekwii J. W. Konstancyi z Bobrownickich Ożarowskiej, Obożnej Koronnej, generałowej wojsk polskich'', Warszawa 1737 in folio.{{EO autorinfo|''F. M. S.''}}<section end="Antoni od Niepokalanego Poczęcia N. M. P." /> <section begin="Antoniewicz (Bołoz Karol)" />{{tab}}'''Antoniewicz''' (Bołoz, Karol), z zamożnej rodziny ormiańskiej, urodził się w Galicyi, w obwodzie żółkiewskim d. 6 Listopada 1807 r. Osierocony po ojcu w dziecinnych latach, wzrastał pod okiem pobożnej matki. Ukończywszy szkoły, w 17 roku życia zaczął pisać i młodociane utwory swoje, tak wierszem jak prozą umieszczał w Rozmaitościach lwowskich (1824 r.). Zakosztowawszy trudów obozowego życia, wróciwszy do domu, powziął myśl napisania historyi narodu ormiańskiego, i w tym celu przepędził lat parę u krewnych w Jassach i na Wołoszczyznie. Osiadłszy nsstępnie we Lwowie zabrał się do tej mozolnej pracy, gdy poznał bliżej i ukochał siostrę cioteczną Zofiję Nikorowiczownę, odznaczającą się równie wdziękami, jak wykształceniem i poślubił ją w 24 roku życia swego. Przeniósłszy się do dziedzicznych dóbr Skwarzawy w obwodzie żółkiewskim był pewny, że tu znajdzie szczęście i spokój. Bóg błogosławił jego doli: pięcioro drobnej dziatwy rosło zdrowo: dostatek mnożył się w domu, przy rządném gospodarstwie. Włościanie miłowali młodego dziedzica jak ojca, który czułą miał nad niemi opiekę. Sędziwa jego matka otoczona miłością syna, synowej i wnucząt, w tej rodzinie miała świat swój cały. Nic nie brakowało Antoniewiczowi do szczęścia ziemskiego, ale krótko go używał. Śmierć wydarła jedno po drugiem chowującą się tak czerstwo dziatwę. Po utracie ostatniego dziecięcia, matka nie przeżyła takiego ciosu. Skonała na ręku rozpaczającego męża. Złamany nieszczęściem, osierocony z całej swej rodziny, postanowił oddać się służbie Bożej. Przybył do klasztoru starowiejskiego, gdzie w r. 1839 przyjętym został do zakonu księży Jezuitów. W kilka tygodni obrany manuduktorem, czyli przewódzcą nowicyjuszów, zjednał sobie ich miłość i szacunek. Wszyscy kochali go jak ojca. Łagodnością, przykładem i nauką wielki wpływ umiał w zakonie swym wywierać. Dla urozmaicenia wolnych chwil od {{pp|za|trudnień}}<section end="Antoniewicz (Bołoz Karol)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 944g6baquzfrohyuaqb3f7cjkpbzhtv Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/968 100 1084455 3150417 2022-08-13T08:50:42Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antoniewicz (Bołoz Karol)" />{{pk|za|trudnień}} nowicyjackich, sprowadził fortepian, składał pieśni pełne uczucia i przy towarzyszeniu jego wprowadził śpiew chóralny. Pieśni nabożne na uroczystość Bożego Narodzenia i Trzech Króli, śpiewane pierwiastkowe przez nowicyjuszów w kaplicy przy wystawionej szopce, należą do najlepszych utworów tego rodzaju, i przeszły z murów klasztornych w usta ludu. Po dwóch leciech nowicyjatu złożył śluby zakonne. Kiedy opuszczał dom rodziny na zawsze; posag żony oddał jej rodzinie, część własnego majątku darował stryjecznemu bratu, z drugiej zapewnił przyszłość wiernym sługom włościanom w dobrach swoich i hojnie wsparł ubóstwo. Z całego majątku pozostawił sobie tylko dzienniczek ręką ukochanej żony pisany, który jako najdroższą pamiątkę nosił przy sobie do śmierci. Jako zakonnik rozrządzając pozostałą częścią majątku, przyczynił się znacznie do sprowadzenia z Francyi zakonnic Sakrekierek (Soeurs de la coeur Jesus) do Lwowa, a starowiejski księgozbiór ubogacił kilkuset nowemi dziełami. Obdarzony płynną wymową, wkrótce zasłynął jako jeden z najcelniejszych tegoczesnych kaznodziei. On pierwszy wypowiedział walkę pijaństwu w Galicyi. Nadszedł pamiętny rok 1846, w którym Antoniewicz zajaśniał w całym blasku talentu i poświęcenia. Rozhukane tłumy zbójeckie, zagrzane mocnymi trunkami i mordem, słuchały w ponurem z początku milczeniu natchnionego słowa tego kapłana; ale wkrótce żal i łzy potrafił wydobyć z serc zakamieniałych. Na wilgotnej ziemi od krwi niewinnie przelanej w około Bochni, stawiał Bogu błagalne ołtarze, i gromady rozjadłe nawoływał do pokuty. Przez pół roku missyja ta prawdziwie apostolska w obwodach sandeckim, bocheńskim i tarnowskim najzbawienniejsze wydała owoce. Lud ponuro, groźnie i milcząco przyjmujący go, tajał zwolna przed potęgą wymowy i nauki natchnionej miłością chrześcijańską. Co raz z dniem każdym zwiększały się gromady ludu, słuchać słowa Bożego. We wsi Tropie nad Dunajcem zbiegła się rzesza przeszło 10, 000, we wsi Wiewiórce gdzie ostatnią missyjną zapowiedział naukę, z górą 12, 000 ludu zebrało się, zwabione rozgłosem imienia ks. Antoniewicza. Prace te apostolskie, połączone z niewygodą i trudami nadwątliły już stargane siły. W świeżein powietrzu Karpat, odpoczął nieco pokrzepiony żentycą. Przybywszy do Lwowa nowy cios go spotkał, stracił ukochaną siostrę. W r. 1848 zgromadzenie Jezuitów zniesione zostało w Galicyi, a członkowie jego rozproszeni po kraju. Równocześnie i sędziwa matka jego umarła. W roku 1849 odwiedził Kraków, dla poratowania zdrowia wyjechał do Greffenbergu; tu za jego staraniem, a pomocą Polaków powstała pierwsza na Szląsku, w miasteczku Freiwalden, u stóp góry grefienberskiej, ochronka dla małych dziatek. W r. 1850 na wieść o strasznym pożarze Krakowa, przybiegł do tej starożytnej stolicy; na zgliszczach świątyń pańskich wzywał lud do pokuty, zachęcał do wytrwania w nieszczęściu i ufania w miłosierdzie Boże. Wezwany przez biskupa wrocławskiego, a następnie i poznańskiego, z kilką braćmi zakonu swego poszedł na nowe prace apostolskie. Zbiegał się lud gromadnie na wieść o missyjach Antoniewicza, przeszedł on Szląsk i księztwo Poznańskie, gdy tu straszliwa uderzyła plaga: cholera. Przez dwa miesiące w pośród zarazy niósł pomoc kapłańską i krzepił rozpaczone serca. Dnia 4 Listopada 1852 r. objął wraz z towarzyszami wyznaczony im klasztor w Obrze; w dziesięć dni później zszedłszy z ambony, dotknięty zarazą umarł d. 14 Listopada. Zwłoki ks. Antoniewicza bracia zakonni pochowali w Obrze pod sklepieniami klasztoru; w rok później 1853 r. obywatele księztwa Poznańskiego postawili mu w tymże kościele pomnik z popiersiem. Na tym pomniku są dwa napisy: łaciński od braci zakonu, zawierający imię i nazwisko, datę urodzenia, wstąpienia do zakonu i śmierci, drugi napis polski w tych słowach:<section end="Antoniewicz (Bołoz Karol)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qc5agiuybzso4z5behfz1xjo6aeija2 Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/137 100 1084456 3150420 2022-08-13T08:53:01Z Emsmyk 30397 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}W roku ubiegłym, 1921, obchodził cały świat kulturalny setną rocznicę urodzin, a czterdziestą śmierci jednego z największych poetów ludzkości i zarazem jed nego z najgłębszych znawców duszy człowieczej — Fiodora Dostojewskiego.<br> {{tab}}Wielki ten twórca znany jest także Polsce i Polakom, nie w tym stopniu jednak, w jakim znany jest w Europie zachodniej, a także w Skandynawji lub w Niemczech, gdzie kompletne i na wysokim poziomie artystycznym utrzymane wydania dzieł twórcy „Braci Karamazowów“ w starannych przekładach, bynajmniej nie ostatnich lat są zjawi skiem. Polsce brak jest, niestety, dotychczas takiego pełnego wydania pism Dostojewskiego, to też genjalny ten znawca i analityk psyche ludzkiej nie oddziałał tu w tym stopniu na pogłębienie ujmowania zawiłych problematów życia przez ogół artystów pióra jak gdzieindziej. Szkoda wielka.<br> {{tab}}Niektóre dziedziny twórczości Dostojewskiego zupełnie nie są znane polskiemu czytelnikowi, inne niedostatecznie. Odnosi się to przedewszystkiem do jego — pism humorystyczno-satyrycznych. Często spotyka się u nas ludzi, nawet wśród warstw wykształconych, którzy nie wiedzą nawet, że Dostojewski, ten poważny i posępny tragik mrocznych przeżyć człowieka-zbrodniarza i człowieka-obłąkańca, wyrzutka czy więźnia, patrzył czasami na charaktery i sprawy ludzkie z innego kąta widzenia.<br><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> hl3xbdnsk0qvbt18p9dbfflijzs6zxn 3150421 3150420 2022-08-13T08:53:26Z Emsmyk 30397 proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}W roku ubiegłym, 1921, obchodził cały świat kulturalny setną rocznicę urodzin, a czterdziestą śmierci jednego z największych poetów ludzkości i zarazem jed nego z najgłębszych znawców duszy człowieczej — Fiodora Dostojewskiego.<br> {{tab}}Wielki ten twórca znany jest także Polsce i Polakom, nie w tym stopniu jednak, w jakim znany jest w Europie zachodniej, a także w Skandynawji lub w Niemczech, gdzie kompletne i na wysokim poziomie artystycznym utrzymane wydania dzieł twórcy „Braci Karamazowów“ w starannych przekładach, bynajmniej nie ostatnich lat są zjawi skiem. Polsce brak jest, niestety, dotychczas takiego pełnego wydania pism Dostojewskiego, to też genjalny ten znawca i analityk psyche ludzkiej nie oddziałał tu w tym stopniu na pogłębienie ujmowania zawiłych problematów życia przez ogół artystów pióra jak gdzieindziej. Szkoda wielka.<br> {{tab}}Niektóre dziedziny twórczości Dostojewskiego zupełnie nie są znane polskiemu czytelnikowi, inne niedostatecznie. Odnosi się to przedewszystkiem do jego — pism humorystyczno-satyrycznych. Często spotyka się u nas ludzi, nawet wśród warstw wykształconych, którzy nie wiedzą nawet, że Dostojewski, ten poważny i posępny tragik mrocznych przeżyć człowieka-zbrodniarza i człowieka-obłąkańca, wyrzutka czy więźnia, patrzył czasami na charaktery i sprawy ludzkie z innego kąta widzenia,<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lmu4h5nugdib66d3wnyofdabz7tmhm1 Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/138 100 1084457 3150422 2022-08-13T08:54:45Z Emsmyk 30397 /* Przepisana */ — proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>z wesołym, niekiedy sarkastycznym, albo i szyderczym uśmiechem. Jakgdyby zmęczony ciągiem patrzeniem w mikroskop, na którego dnie przesuwały się przed jego oczami badacza i mędrca nieprzeliczone kultury ''Bacilli humani'', odsuwał czasami od siebie to wszystko, co rodziło w duszy jego upiorne wizje piekła ziemskiego, a brał do rąk wypukłe zwierciadło, nastawiał je na świat i bawił się sam może jego obserwacją.<br> {{tab}}Czynił to z lubością i wielkiem powodzeniem zwłaszcza ten Dostojewski w sile męskiego wieku, w czasie, gdy minęła już gorąca młodość, a nie nastała jeszcze zimna starość! Nawet w śniegach dalekiego Sybiru będąc mieszkańcem katorgi (byłoby wprost dziwne, gdyby tradycyjny zwyczaj wszystkich rządów Rosji wysyłania najlepszych synów jej narodu do tajg, jeśli nie do grobu, oszczędził był autorowi „Wspomnień z martwego domu“ tej męczarni!), nie zgubił Dostojewski swego wypukłego zwierciadła ciętego satyryka. Tam powstały obie jego humorystyczne powieści „Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa)“ i „Wieś Stiepanczikowo i jej obywatele’ * — obie wysokiej wartości artystycznej, jak wszystko, co wyszło z pod pióra Dostojewskiego.<br> {{tab}}Głęboki znawca Dostojewskiego, W. Rozanow, zaznacza, że twórcza praca autora nad temi obiema powieściami, — w Sybirze, — „była, zda się, pragnieniem człowieka, dawno zmarłego dla literatury i życia, by znowu poczuć się żywym — widzieć stronice, rozbłysłe scenami, jakie wyszły z tej, dawno pogrzebanej głowy...“<br> {{tab}}Dziwnym zbiegiem okoliczności na dziedzinę humorysty czno-satyryczną twórczości Dostojewskiego wcale niemal w Polsce nie zwrócono uwagi, mimo, że nierzadko słyszy się teoretyczne twierdzenie, iż sarmackiej naturze Polaka rzeczy pogodne w sztuce bliższe są od koszmarnych wizyj twórców, hołdujących estetyce szpetności.<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 1tttr1an4gnnt53kxgco1yskxbqw8ns Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/969 100 1084458 3150423 2022-08-13T08:54:57Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antoniewicz (Bołoz Karol)" /><poem>{{tab}}„Z krzyżem w ręku nad polskim górujący ludem, {{tab}}Starłeś go i podniosłeś słowa twego cudem, {{tab}}Krzepiłeś go w niedoli nadzieją i wiarą, {{tab}}Dla niegoś żył jedynie i dlań padł ofiarą. Dziś cię szuka w twym grobie przez łzy widzi w niebie, I modląc się za tobą modli i przez ciebie.“</poem> Ksiądz Antoniewicz należy równie do pierwszych kaznodziei tegoczesnych w Polsce, jak i prozaików naszych. W wierszach, pieśniach, obok czystej pobożności wieje z nich szczególny wdzięk i powab prostoty. Jak wielką miał łatwość w pisaniu wierszem czy prozą, tak szczególny posiadał talent do improwizacyi. W klasztorze starowiejskim kilka improwizacyi jego przepisanych zachowywano. Z kilkudziesięciu pism ks. Antoniewicza drukowanych we Lwowie, na Szlązku, w Krakowie, Lesznie, Poznaniu i w Warszawie, wymieniemy znaczniejsze. Wspomnienia missyjne, 1849 r. Listy w duchu Bożym do przyjaciół, 1850 Czytania świąteczne dla ludu naszego, 2 oddziały 1851 r. Obrazki z życia ludu wiejskiego, 1850. Przez krzyż do nieba, przypomnienie missyi w wielkiem księztwie Poznańskiem, 1852 r. Żłobek, kolęda dla dzieci i melodyjami i ryciną. Poznań, 1857 r. Pisał także w języku niemieckim. W Warszawie w r. 1853, w Wyborze Kazań, wydania G. Sennewalda znajduje się kilka kazań księdza Antoniewicza.{{EO autorinfo|''K. Wł. W.''}}<section end="Antoniewicz (Karol Bołoz)" /> <section begin="Antoniewicz (Bołoz Mik.)" />{{tab}}'''Antoniewicz''' (Bołoz Mikołaj), wydał poemat dramatyczny w 5 oddziałach pod napisem: Anna Oświecimówna (Lipsk, 1856); ''Rymy zbrojne Mikołaja z Pokucia'' (Warszawa, 1831). Fragment z poematu: ''Jan Kazimierz'', znajduje się ''Nowinach lwowskich'', 1854 r. ''Dziewczę z Martignes'', poemacik, w Dodatku do Czasu za miesiąc Kwiecień 1858 r. Napisał w r. 1854 dramat: Władysław Warneńczyk, który pozostaje w rękopiśmie. W r. 1852 grano we Lwowie przepolszczoną przezeń komedyje: ''Szlachcic na wystawie''. Przetłómaczył oraz pięknym wierszem tragedyję Gutzkowa ''Uriel Akosta'', Lwów 1850.<section end="Antoniewicz (Bołoz Mik.)" /> <section begin="Antonijusz" />{{tab}}'''Antonijusz''' (Marek), tryjumwir, pochodził ze starożytnej rodziny patrycyjuszów rzymskich, wnuk mówcy i syn pretora Antonijusza, przez matkę spokrewniony z Julijuszem Cezarem, ur. 83 przed nar. Chryst., w młodości swojej żył bardzo rozwiąźle. Nie mogąc sobie poradzić z wierzycielami, uszedł do Grecyi, gdzie zaledwie zaczął uczęszczać na lekcyje filozofów i mówców, gdy go pro-konsul Gabinijusz mianował dowódzcą jazdy. W wojnie z Arystobulem w Palestynie i w wyprawie popierającej Ptolomeusza Auletesa w Egipcie, wiele okazał męzlwa i wkrótce stał się ulubieńcem żołnierzy. W r. 54 Cezar udzielił mu kwesturę w Gallii; w r. 50 powróciwszy do Rzymu, został augurem i trybunem ludu. Jako stronnik Cezara, wraz z trybunami Kuryjonem i Kassyjuszem Longinem w 49 r. został wypędzony z Kuryi; co Cezar wziął za powód do wojny z Pompejuszem, w czasie której Antonijusz otrzymał dowództwo naczelne we Włoszech, zkąd później znaczną część konnicy w pomoc Cezarowi poprowadził do Epiru. W bitwie farsalskiej dowodził lewem skrzydłem. Powróciwszy do Rzymu, dla rozpustnego życia ozięble przyjmowany był przez Cezara; jego gniew ułagadzając, ożenił się z Fulwiją, wdową po Klodyjuszu, która przez czas niejaki rządziła nim samowładnie. Kiedy Cezar powrócił z Hiszpanii, Antonijusz na nowo wszedł w jego łaski, w 44 r. wspólnie z nim został konsulem i na tém stanowisku starał się, choć napróżno, skłonić lud do uznania Cezara królem rzymskim. Niedługo potem Cezar został zamordowany i Antonijusz byłby los ten podzielił, gdyby nie wstawienie się Brutusa, który się spodziewał, że go zjedna dla sprawy rzeczypospolitej. Antonijusz jednak, zabrawszy skarb i papiery {{pp|Ce|zara}}<section end="Antonijusz" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> fk9dds9ouyq1bxtvy2k726qk1lj1xus Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/139 100 1084459 3150424 2022-08-13T08:56:43Z Emsmyk 30397 przypisy proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>1Z nowszej literatury rosyjskiej czytelnik polski zna „Sanina“ Arcybaszewa, galerię bosiaków Gorkiego, a nawet wstrętną., Jamę“ Kuprina (tę ostatnią aż w dwu wydaniach!), a nie ma sposobności przeczytać po polsku np. takiego Sałtykowa Szczedrina, zbyt rzadko spotyka się z Czechowem, a głośne w świecie nazwisko genialnego Gogola, jednego z najciekawszych satyrycznych twórców Wschodu Europy, byłoby dlań pustym dźwiękiem, gdyby nie teatralny „Rewizor z Petersburga“.<br> {{tab}}A właśnie teraz, gdy twarda rzeczywistość przywala nas okropnem brzemieniem nieznośnych stosunków powojennych i panoszącego się w nich bezczelnie wszelakiego plugastwa, głupoty i nihilizmu etycznego, należałoby dać inteligentniejszemu czytelnikowi możność zdrowego pośmiania się i beztroskiego odpoczynku duchowego na parę godzin, darząc go książkami w rodzaju zbiorku niniejszego. (Nie znaczy to wcale, że wszystko inne należy przekreślić.)<br> {{tab}}Z tego założenia wychodząc, przygotowano przekład wybranych rzeczy pogodnych Dostojewskiego *). Nie są to b) najmniej utwory mniej wartościowe od innych dzieł jego pióra, mimo, że niektórzy krytycy rosyjscy, jak np. Sluczewskij. dopatrują się w nich — wpływu Gogola. Owszem, posiadają nawet zalety, gdzieindziej w sztuce jego nie ujawnione, bo swoiste tylko sytuacjom i typom humorystycznym. Wyliczać ich nie potrzeba, tem bardziej, że polska krytyka literacka z pewnością sama je podkreśli, choćby np. arcyciekawy stosunek autora do kobiety w tryptyku powyższym, stanowiący odwrotną stronę medalu, jeśli się go zestawi z taką Sonją z „Winy i kary“ lub „Cichą“ („Krotkaja“), powinien wzbudzić jej zainteresowanie. W tym wypadku, twierdzenie wyżej wspomnianego {{Przypisy}} *) Oprócz tomu niniejszego znajduje się pod prasą także powieść p t. „Sen wujaszka“ w przekładzie podpisanego tu tłumacza<noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> pz7ftegy9cvudg3ltdbfrtikv0r8q7e Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/970 100 1084460 3150425 2022-08-13T08:57:03Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antonijusz" />{{pk|Ce|zara}}, między któremi był także jego testament, połączył się z Lepidem, który na czele wojska wszedł do miasta i na pogrzebie Cezara miał mowę, nią wywołał zemstę i oburzenie ludu, gdy jeszcze zwłaszcza rozwinął publicznie zakrwawione szaty zamordowanego. Mordercy uciekli, a Antonijusz przez czas niejaki piastował władzę nieograniczoną. Poróżniwszy się i pogodziwszy kilkakrotnie z młodym Oktawijuszem czyli Oktawijanem (ob. August), spadkobiercą Cezara, dążącym do monarchii, choć przez politykę namiestnikostwo Gailii wbrew woli senatu kazał przez lud jemu udzielić, Antonijusz obiegł Mutynę, gdzie bronił się mężnie Decimus Brutus, który po śmierci Cezara zarządzał tą prowincyją. Tymczasem Cycero miał przeciwko Antonijuszowi sławne swoje mowy, senat ogłosił go wrogiem ojczyzny, a konsulowie Hircyjusz i Pansa wyruszyli przeciwko niemu w towarzystwie Oktawijana, Antonijusz z początku pobił Panse w morderczej bitwie, ale za nadejściem Hircyjusza sam został pobity (43 r). pod Mutyną, gdzie jednak polegli także obaj konsulowie, poczem Oktawijan stanął na czele wojska republikańskiego. Antonijusz w wielkim pośpiechu uciekł przez Alpy i udał się do obozu Lepida, gdzie rychło zjednał sobie wojsko, które zmusiło swego wodza do połączenia się z Antonijuszem, a nawet do oddania mu swojej buławy. Jednocześnie także Plankus i Pollio stronnictwo jego powiększyli swemi legijonami, tak iż Antonijusz, przed chwilą jeszcze zbieg nieszczęśliwy, powrócił do Włoch na czele 17 legijonów i 10, 000 konnicy, Oktawijan, który do tej pory z pozoru tylko udawał stronnika senatu i obrońcę wolności republikańskiej, uchylił teraz maski, wyszedł naprzeciwko Antonijusza i Lepida, i z niemi na wysepce rzeki Reno, niedaleko Bononii, sławną miał konferencyję, na którą we trzech rozdzielili między siebie panowanie nad całym światem rzymskim, poczém udali sie do Rzymu i wzajemnie sobie nieprzyjaciół swoich wydawali na pastwę. Antonijusz kazał głowę i prawą rękę Cycerona wystawić na tej samej mównicy, z której wymowa jego tak często zachwycała naród; w czasie tych prześladowań zginęło do 300 senatorów i 2, 000 rycerzy. Po zebraniu summy 200 milijonów sestercyi (około 60 milijon. złp.) doprowadzenia wojny potrzebnych i po mianowaniu przez tryjumwirów wszystkich urzędników na lat kilka, Antonijusz i Oktawijan udali sie do Macedonii, gdzie połączone siły ich przeciwników, Brutusa i Kassyjusza, potężną tworzyły armiję. Pod Filippi Antonijusz dowodził przeciw Kassyjuszowi, który po nieszczęśliwym wypadku walki kazał się zabić jednemu z swoich niewolników; w drugiej także bitwie głównie Antonijusz zmusił Brutusa do powzięcia tegoż samego rozpacznego postanowienia. Na widok ciała nieprzyjacielskiego Antonijusz okazał się wielce wzruszonym, okrył zwłoki swym płaszczem i zaszczytnie je kazał pochować. Następnie udał się do Grecyi, w Atenach zwiedził szkoły publiczne i miastu temu, świetnemu jeszcze, choć od dawna upadłemu, liczne dawał czci swej dowody. Ztamtąd udał się do Azyi; w Cylicyi rozkazał Kleopatrze, królowej Egiptu, żeby się usprawiedliwiała ze swego postępowania, które ściągnęło na siebie niezadowolenie tryjumwirów. Królowa stanęła osobiście i potrafiła ująć Antonijusza, który za nią pojechał do Alexandryi, gdzie wśród nieustannych rozrywek nie wprzód pomyślał znowu o panowaniu świata, aż gdy wiadomość o wybuchłych we Włoszech niesnaskach między bratem jego, Lucyjuszem Antonijuszem, żoną Fulwiją, a Oktawijanem zbudziła go ze snu. Nastąpiła krótka wojna, która jeszcze przed przybyciem Antonijusza do Włoch skończyła się pomyślnie dla Oktawijana: śmierć zwłaszcza Fulwii ułatwiła zgodę, którą utwierdziło małżeństwo Antonijusza z Oktawiją, siostrą Oktawijana. Obaj tryjumwirowie podjęli nowy podział państwa rzymskiego w Brunduzyjum, r. 40 przed<section end="Antonijusz" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 0eia4gxum373g2kyhgmqormie1njhjv Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/971 100 1084461 3150426 2022-08-13T08:59:10Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antonijusz" />nar. Chr., mocą którego Antonijusz otrzymał wschód, Oktawijan zachód; słabemu Lepidowi dla pozoru oddano Afrykę, lecz i tę odebrano mu w cztery lata później. Z Sextem Pompejuszem, który władał morzem Sródziemném, zawarto przymierze. Następnie Antonijusz udał się do Aten, podczas gdy jego legat Wentydyjusz zwycięzko walczył z Partami. Nowe niesnaski pomiędzy Oktawijanem a Antonijuszem, które tego ostatniego spowodowały w 38 r. do udania sie do Tarentu, załagodziła Oktawija; za powrotem do Azyi jednak oddał się życiu najrozwiąźlejszernu, a wbrew interessowi państwa całe kraje i prowincyję darowywał królowej Kleopatrze. Po haniebnej wyprawie przeciwko Partom, w 34 r. przez zdradę pojmał Artawardesa, króla Armenii, którego obwiniał o przeniewierstwo, i w tryjumfie poprowadził go do Alexandryi; z czego wszystkiego Oktawijan nie zaniedbywał korzystać, przeciwko takiemu postępowaniu wywołując zwolna oburzenie Rzymian. Wojna dwóch współzawodników była nieuchronną, jakoż obaj gotowali się do walki; Antonijusz jednak wśród uczt nieustannych zapominał o najważniejszych sprawach i wyspę Samos, punkt zborny swego wojska, napełnił muzykami, kuglarzami i rozpustnikami. Na dobitkę publicznie jeszcze rozwiódł się z Oktawija, co przy znanej dumie Kleopatry, a szlachetności serca Oktawii, powszechne ściągnęło nań niezadowolenie. Nareszcie wypowiedziano w Rzymie wojnę Kleopatrze i Antonijusza pozbawiono konsulatu i namiestnikowstwa. Oba stronnictwa zebrały swoje siły, a w bitwie morskiej pod Akcyjum (ob.), Antonijusz utracił władzę nad światem; raczej też wołał pogonić za uciekającą Kleopatrą. Napróżno oczekiwało nań wojsko lądowe, aź w końcu poddało się zwycięzcy. Antonijusz udał się do Libii, gdzie ostatnią jego nadzieją była dość znaczna, zostawiona tamże armija; za przybyciem jednak przekonał się, że armija ta już przeszła na stronę Oktawijana, z czego żal jego tak był wielki, że z trudnością tylko zdołano go powstrzymać od samobójstwa. Powróciwszy do Egiptu, żył w odosobnieniu, aź nareszcie znów udało się Kleopatrze, przywrócić dawny sposób jego życia. Uczty ich przerwało przybycie Oktawijana, który odrzucił wszystkie propozycyje pokoju, a nawet poddania się, w skutek czego jednak Antonijusz zdawał się odzyskać dawną odwagę. Na czele jazdy zrobiwszy wycieczkę na nieprzyjaciela, pobił go; później atoli, opuszczony przez flotę egipską i własne wojsko, podejrzywając nawet zdradę samej Kleopatry, udał się do pałacu królowej, szukając zemsty; ona przecież ratowała się ucieczką i zwiodła go fałszywą wieścią o swojej śmierci. Antonijusz postanowiwszy również umrzeć, przebił się własnym mieczem, w r. 30 przed Chr., mając wieku lat 54. Życiorys Antonijusza, napisany przez Plutarcha, znajduje się w skróconym przekładzie polskim w tomie IX dzieł Ig. Krasickiego; ze szczegółami opowiadają również jego historyję Appijan, w opisie wojen domowych, i Dyjon Kassyjusz.{{EO autorinfo|''F. H. L.''}}<section end="Antonijusz" /> <section begin="Antonin" />{{tab}}'''Antonin,''' majętność książąt Radziwiłłów, znana dawniej pod imieniem Przygodzic, ale od ostatniego właściciela księcia Antoniego Radziwiłła, namiestnika księztwa Poznańskiego Antoninem przezwana. Leży ta wieś w okręgu poznańskim, w powiecie odolanowskim, nad rzeką Baryczą, o milę od miasta Ostrowa, w okolicy leśnej i nieco wilgotnej. Opodal od wsi w miejscu odludnem i wśród lasu wznosi się pałac ośmiokątny, oryginalnej budowy, cały z drzewa, choć kilkopiętrowej wysokości. Jest to miejsce spoczynku w czasie łowów, jakie się tu z obfitym plonem na jelenie, sarny i dziki odbywały. Wystawiony został 1826 r„ kosztowała jego budowa 30, 000 talarów, a przewodniczył ciesielce znany z dzieł architektonicznych, Schinkel.. Wewnętrzne przyozdobienie tego gmachu odpowiada swemu przeznaczeniu.<section end="Antonin" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 6o3bcytqx5vm4q2o99p5kxh4dao48wh Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/972 100 1084462 3150428 2022-08-13T09:07:07Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antonin (święty)" />{{tab}}'''Antonin''' (święty), urodził się we Florencyi 1390 roku z Mikołaja Pierrozi i Tomazy Cenni rodziców szlachetnych i bogobojnych, wstąpił do zakonu św. Dominika 1403 r., gdzie w doskonałości zakonnej celując, piastował urząd przeora w ośmiu klasztorach prowincyi włoskiej, zkąd prawie musem powołany został na katedrę arcybiskupstwa Florencyi 1446 roku. Na tej godności lat 13 z chwałą przepędziwszy, umarł 1459 roku. Klemens VII papież rzymski dnia 6 Grudnia 1523 roku policzył go w poczet świętych, jedynie z tego względu, iż był opiekunem sierot, gorliwym pasterzem i zwolennikiem nauk. Z prac jego umysłowych największą zjednały sobie sławę: ''Summa theologica sive juris Pontificii et Caesarii i Summa historicalis sive Chronicorum partes III ab orbe condito ad annum'' 1459; pierwsza ośmnaście, druga dziesięć wydań doczekała się.{{EO autorinfo|''X. S. B.''}}<section end="Antonin (święty)" /> <section begin="Antonin Pobożny" />{{tab}}'''Antonin Pobożny''' (Titus Aurelius Fuhius), ur. 86 po nar. Chr. w Lawinijum. Ojciec jego Aurelius Fulvus był konsulem i on sam doszedł w 120 r. do tejże godności. Był on jednym z czterech konsulów, między których Adryjan rozdzielił najwyższe rządy Włoch; później jako prokonsul udał się do Azyi i coraz bardziej wchodził w łaski Adryjana. Małżonka jego Faustyna, córka Anniusa Werusa, której nierządy starał się ukrywać przed ogółem, urodziła mu wiele dzieci, z których oprócz Faustyny, późniejszej żony Marka Aurelijusza, wszystkie umarły. W r. 138 został przez Adryjana przysposobiony na syna, a sam przybrał Lucyjusza Werusa i Marka Aurelijusza; w tymże roku został cesarzem. Pod nim państwo rzymskie doznawało szczęścia i pokoju; prosty i umiarkowany w pożyciu domowem, przyjaciel cnoty i mądrości, dobroczynny dla nieszczęśliwych, był on ojcem swego narodu: zmniejszył podatki, zniósł prześladowania chrześcijan, w Brytannii prowadząc wojnę rozszerzył panowanie Rzymian i kazał wznieść nowy mur dla wstrzymania napadów Piktów i Szkotów. Za jego panowania pożary, powodzie i trzęsienia ziemi wiele sprawiły szkody w prowincyjach Rzymu, ale hojność jego złe skutki tych klęsk złagodziła. Umarł 161 roku, w 23 roku panowania, mając wieku lat 74; senat na cześć jego kazał wznieść obelisk, znany dotąd pod imieniem kolumny Antonina, na której dziś stoi statua ś. Pawła.<section end="Antonin Pobożny" /> <section begin="Antonin (Marcus)" />{{tab}}'''Antonin''' (Marcus Annius Verus Aurelius), ob. ''Marek Aureliusz''.<section end="Antonin (Marcus)" /> <section begin="Antoninus Liberalis" />{{tab}}'''Antoninus Liberalis,''' wyzwoleniec Antonina Pobożnego (Piusa), żył około r. 147 po nar. Chr., pisał w duchu swego czasu powieści bajeczne, wzięte po większej części z poetów i prozaików greckich i ztąd wielkiej wagi dla uczonych, że wiernie przytaczał swoje źródła, które czasów naszych nie doszły; najlepszą edycyję wydał Koch (Lipsk, 1832).<section end="Antoninus Liberalis" /> <section begin="Antonin (Jan)" />{{tab}}'''Antonin''' (Jan), lekarz królów Zygmunta I i II, w swoim czasie wysoko ceniony, pamiętny z kilku prac lekarskiej i nielekarskiej treści. Ciampi mieni go Włochem, pewniej wszelako był on rodem z Kaszowa, jak utrzymują inni, bo mówi za tein wcześniejszy jego pobyt w uniwersytecie krakowskim i korzystanie tamże z wykładów Michała Wrocławczyka i Rudolfa Agrykoli, późniejsze zaś dopiero przykładanie się w Padwie do nauki lekarskiej i uzyskania tamże stopnia doktora medycyny. Wróciwszy do Polski przywrócił zdrowie ciężką niemocą złożonemu biskupowi Tomickiemu, za którego pośrednictwem zostawszy lekarzem królewskim, był nim przy I i II Zygmuncie, jak znowu nawzajem, pośrednictwo Antonina doprowadziło do wiadomego listowania między biskupem Tomickim, a Erazmem Roterdamczykiem, z którym Antonin wracając z Padwy, zawiązał w Bazylei przyjazne stosunki. Do zażyłych jego przyjaciół liczą też Leonarda Coxa, a z krajowców szczególniej Klemensa Janickiego, którego jak brata {{pp|miło|wał}}<section end="Antonin (Jan)" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> s1itsll9eadyrna9xl7m99o8ww006l8 Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/973 100 1084463 3150429 2022-08-13T09:23:39Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antonin (Jan)" />{{pk|miło|wał}}. Pozostały po nim pisma: a) w przedmiocie lekarskim: 1) ''De tuenda bona valetudine, ad Petrum Tomicium Pont. Cracoc. Regnique Pol. Cancellar. hexametris scriptum. Crac. ex offic. Hier. Victoris an''. 1535. 2) ''O zachowaniu zdrowia człowieczego od zarazy morowego powietrza'', doktora Ant. Sznebergera, z łacińskiego na polski język teraz nowo przez Jana Antonijusza przełożona, w Krakowie, u Siebeneichera r. 1569. ''b'') nielekarskie: 1) ''Concilium animalium Joan. Dubravii. Cracov. apud Fl. Unglerum an''. 1521; 2) ''Elegije po śmierci bisk. Tomickiego, tudzież Erazma Roterdamczyka'' i ''epigramata'' na śmierć ojca własnego, w piśmie ''Pannoniae luctus''. Szczegóły o nim podają: ''Janociana'' I, 24, 48; ''Ossoliński'', Wiadom. List. kryt. II, 239, 244; ''Juszyński'', I, 6, 151; Ciampi, Notizie, p. 44.{{EO autorinfo|''Dr. J. M.''}}<section end="Antonin (Jan)" /> <section begin="Antonin z Przemyśla" />{{tab}}'''Antonin z Przemyśla,''' Dominikan, Ś. T. D., odznaczał się jako kaznodzieja niepospolity, wyborny muzyk i śpiewak, łączył też z świetnemi przymiotami doskonałość życia zakonnego. W obcowaniu łagodny, uprzejmy, jednał sobie życzliwość duchowieństwa i rycerstwa polskiego. Szczycił się przyjaźnią jego po-.wszechnie znany filantrop Sebastyjan Petrycy, a Jazłowieccy, uporczywi niegdyś różnowiercy usłuchali głosu jego i pojednali się z Kościołem katolickim. Po różnych klasztorach sprawując urząd przeora, wszelkiemi siłami starał się podnieść sławę zakonu, mimo wielu przeszkód i przeciwności, utworzył odrębną od Polski prowincyję dominikańską na Rusi, której dwa razy jako prowincyjał przewodniczył, wzbudzając i pokrzepiając w podwładnych ducha zakonnego. Umarł dnia 1 Stycznia 1619 roku. Przełożył z włoskiego języka książkę ascetyczną: Różaniec, pospolicie różany wianek N. M. P. Matki Bożej, z ksiąg Ludwika z Granady, Kraków 1583 i ''Sprawa dobra o zakonnej prowincyi Jacka świętego'', Lwów 1599.{{EO autorinfo|''X. S. B.''}}<section end="Antonin z Przemyśla" /> <section begin="Antonini" />{{tab}}'''Antonini''' (Karol), sztycharz rzymski, urodzony około r. 1750; sztychował z rysunków Fr. Szmuglewicza: między tymi godne wspomnienia portrety Klemensa XIV papieża, i Pawła Xawerego hr. Brzostowskiego referendarza W. K. Litewskiego.<section end="Antonini" /> <section begin=Antoniów" />{{tab}}'''Antoniów,''' miasto w dawném województwie Mińskiem, na północ od Mozyra, niedaleko rzeki Prypeci.<section end="Antoniów" /> <section begin="Antonomazyja" />{{tab}}'''Antonomazyja,''' rodzaj metonymii (ob.), za pomocą której w miejsce imienia własnego używa się przymiotu dobrze określającego osobę w mowie będącą, np.: „Syn Alfrodyty,“ zamiast „Amor;“ — albo też przeciwnie imienia własnego w miejsce pospolitego, np.: „Prawdziwy Cyceron,“ zamiast „Mówca.“<section end="Antonomazyja" /> <section begin="Antonów" />{{tab}}'''Antonów,''' miasto w byłym województwie Kijowskiem nad rzeką Berezną, która wpada do Rosi.<section end="Antonów" /> <section begin="Antonowicz, dom szlach." />{{tab}}'''Antonowicz,''' dom szlachecki w Polsce.<section end="Antonowicz, dom szlach." /> <section begin="Antonowicz ksiądz" />{{tab}}'''Antonowicz,''' bazylijan, wydał w Wilnie r. 1789 grammatykę języka angielskiego dla użytku Polaków.<section end="Antonowicz ksiądz" /> <section begin="Antonówka, miasto" />{{tab}}'''Antonówka,''' miasteczko na Podolu, niedaleko Dunajowców, na schyłku gór Miodoborskich, w prześlicznym położeniu, ma wody siarczanne. Pałac z ogrodem, gabinet starożytności i pomniki sławnych czasów, godne są widzenia.<section end="Antonówka, miasto" /> <section begin="Antonówka Antonowicze" />{{tab}}'''Antonówka''' albo '''Antonowicze,''' miasteczko w gubernii Mohilewskiej, powiecie Bielickim.<section end="Antonówka Antonowicze" /> <section begin="Antopol, miasto" />{{tab}}'''Antopol,''' miasto w dawném województwie Mińskiém, na drodze z Mińska do Boryssowa.<section end="Antopol, miasto" /> <section begin="Antopol, miasteczko" />{{tab}}'''Antopol,''' miasteczko w dawnem województwie Brzeskim, przy wielkiej drodze z Kobrynia do Pińska, z klasztorem niegdyś XX. Bazylijanów.<section end="Antopol, miasteczko" /> <section begin="Antorowicz" />{{tab}}'''Antorowicz,''' dom szlachecki w Polsce.<section end="Antorowicz" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> qyqilcejixuup0c1b0n2ameo125zi8h Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/974 100 1084464 3150431 2022-08-13T09:57:20Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antosyderyt" />{{tab}}'''Antosyderyt,''' minerał pochodzący z prowincyi Minas-Geraes w Brazylji, gdzie tworzy żyły w oligiście. Jest to trójkrzemian żelaza, wzoru (3SiO3). Fe<sub>2</sub>O<sub>3</sub>+Aq; koloru żółtego dochodzącego do brunatnego.{{EO autorinfo|''K. J.''}}<section end="Antosyeryt" /> <section begin="Antoszkiewicz" />{{tab}}'''Antoszkiewicz,''' dom szlachecki w Polsce.<section end="Antoszkiewicz" /> <section begin="Antowie" />{{tab}}'''Antowie, Antae, Antai:''' potężna gałąź szczepu Słowiańskiego nad morzem Czarném, w okolicach Dniestru i Dniepru i dalszych ku północy i wschodowi. Znana pod tém nazwiskiem, pomiędzy 379 — 770 rokiem, wspominana, najprzód przez Jornandesa i Prokopiusa (552), po raz ostatni przez Pawła Dyjakona (770) nie występuje później pod tą nazwą. Nie była ona nigdy ogólną całego szczepu. Ogólniejszemi były imiona Winidów, Slawinów i Sporów czyli Serbów, mianowicie dwa pierwsze (ob.). Nazwisko Anta musiałoby wedle prawideł języków słowiańskich brzmieć po staro-słowiańsku czyli w języku cerkiewnym ąta, po nowo-bulgarsku ata, po rossyjsku i serbsku uta, po korutańsku vota, po polsku wata, po staro-czesku ata, po nowo-czesku anta. W krajach też słowiańskich znajdują się tu i owdzie nazwy pochodzące od ciemnego i dawno zaginionego brzmienia ut; Ut, Uć, wieś i rzeczka wpadająca do Soży w Mohylewskiem; Uty, wieś nad Desną w gubernii Orłowskiej, Utinka wieś w Smoleńskiem i inne Opatrz Star. Szafarzyka § 25, 7). Lelewel (Narody na ziemiach Słow. str. 560), który Słowian od Daków wyprowadza, przytacza Uti-dawę w Dacyi. Zdaje się że imię Antów było niegdyś i przez samych Słowian używane. Wszakże i z niemieckich mów w których ent (1. m. entas), entisc, anzi, enz, ants, znaczy olbrzyma (gigas) wywód jest łatwy i prawdopodobny. Gotowie mogli Antów, których Jornandes mianuje pomiędzy Sławinami najmężniejszymi (fortissimi), a Prokop najsilniejszymi i niezliczonymi (robustissimi et intiniti) nazywać olbrzymami. W historyi pełno takich pojęć i nazwań. Polski nawet wyraz olbrzym, obrzym, obr, wywodzi się od celtyckich Ombronów, którzy w Szlązku i Wielkopolsce, gdzie rzeka Obra, w III wieku przed Chrystusem przesiadywali. Antowie liczyli się do podboju gockiego Ermanarika 371 r. Przeszli jednak już 375 r. pod opiekę Hun-nów. Przez krainy tych Antów (Anthaib) przeciągali 379 r. Longobardowie. Box (Booz, t.&nbsp;j. Boże) był ich królem, kiedy Winithar ostrogocki, chcąc uchylić się z pod jarzma Hunnów, wkroczył w granice Antów i odniósłszy zaraz w pierwszém spotkaniu zwycięztwo, króla z synami jego i 70 przedniejszych, na postrach innym, na krzyżach przybić kazał. Zaledwie jednak rok tak dowolnie panował, król Hunnów Balamber nie chcąc znieść tego, wielką go wojną zaskoczył, i w trzeciej bitwie nad rzeką Erak głowę Winithara strzałą przeszył r. 383, 384. Gotowie i Antowie odtąd stale Hunnom hołdowali aż do zgonu Attyli 453 roku. Od tego czasu Antowie siedlili się dalej w górnych okolicach Dniepru, jak świadczy Prokop. Dopierali jednak ujścia Dunaju, kiedy roku 555 Dabragezas (Dobrohost) Anta przywodził rzymskim w Persyi zastępom, o czém wspomina Agathias, Wycieczki ich w granice państwa rzymskiego r. 557 opisuje Menander. Cesarz Justynijan (527 — 565) chlubił się odnoszonemi na nich zwycięztwami, chociaż zwycięztwa te, jak zkądinąd wiadomo, były istotnie klęskami. Później sprzymierzali się Antowie, według świadectwa Theophylakta i wypisywacza jego Theophanesa, z Rzymiany i dawali im posiłki przeciw Awarom. Za to chan awarski wyprawił przeciw nim r. 602, mszcząc się, wodza swego Apsicha. Wyprawa była bezskuteczna, bo Antowie odparli Awarów. Od tego jednak czasu wszelka wiadomość o nich głuchnie. Nestor i żaden z chronografów ojczystych nie znają ich imienia (ob. Wendowie i Słowianie).{{EO autorinfo|''Dr. C.''}}<section end="Antowie" /> <section begin="Antracyt" />{{tab}}'''Antracyt,''' ''Glanzkohle, Kohlenblende'' (z greckiego: ''Anthra'', węgiel). Jest to gatunek węgla kamiennego, znajdującego się głównie w fonnacyjach tak {{pp|zwa|nych}}<section end="Antracyt" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3g53on9rxp84epf04atiqwsayt8ik3e Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/975 100 1084465 3150434 2022-08-13T10:07:18Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antracyt" />{{pk|zwa|nych}} przechodowych i najdawniejszego pochodzenia. Antracyt posiada barwę czarną, szarawą, z połyskiem zawsze żywiczno-metalicznym. C. g. 1, 6 do 2, 0. Płonie z trudnością z powodu zbitości, i to tylko w wielkich massach i przy bardzo wysokiej temperaturze; pojedyncze kawałki gasną natychmiast, nie spajają się wcale, jak to zwykle przy węglu kamiennym ma miejsce. Antracyt ogrzewany rozsypuje się w proszek, co właśnie staje się przeszkodą do używania go w piecach wysokich, drobne bowiem cząstki ztąd powstałe, zamulają piec, tamują swobodny przepływ powietrza, a przez to całkowicie wstrzymują topienie rudy. Dwie rozróżniają odmiany Antracytu: Antracyt szklisty i pospolity. Pierwszy jest bardzo jednorodny, ma odłam muszlowy we wszystkich kierunkach, ma zawsze połysk świetny półmetaliczny, jest bardzo twardy, a brzegi kawałków ma bardzo ostre. C. g. 1, 6 odmiana ta jest najczystszym Antracytem, a typem jej służyć może Antracyt pensylwański. Antracyt pospolity jest często blaszkowy i łuszczkowy, ciemniejszy od poprzedzającego, zwykle nieczysty, z rozmaitą ciężkością gatunkową. W Antracycie ilość węgla czystego wynosi pospolicie 90%, a nigdy mniej jak 85%. Popiołów pozostawia po sobie bardzo znaczną niekiedy ilość, co pochodzi od glinki znajdującej się przy Antracycie, jako domieszka. Antracyt znajduje się w formacyjach: sylurskiej, dewońskiej i węglowej, gdzie tworzy gniazda i pokłady w bardzo wielu miejscowościach. W Pensylwanii znaleziono pokład Antracytu mający 54 stóp grubości.{{EO autorinfo|''K. J.''}}<section end="Antracyt" /> <section begin="Antraigues" />{{tab}}'''Antraigues''' ob. ''Entraigues''.<section en="Antraigues" /> <section begin="Antrain" />{{tab}}'''Antrain,''' miasteczko w departamencie Ile et Vilaine we Francy, na prawym brzegu rzeki Conesnon, ma 1, 600 mieszkańców, pamiętne bitwą, w której d. 20 Listopada 1793 roku armija republikańska, pod dowództwem generałów Westermann, Marceau, Kleber i Muller, pobitą została na głowę przez rojalistów, dowodzonych przez La Rochejacquelein‘a i Stoffleta.<section end="Antrain" /> <section begin="Antrakomancyja" />{{tab}}'''Antrakomancyja''' (z greckiego: ''anthrax'', węgiel i ''manteja'', wróżba), u starożytnych rodzaj wróżenia przyszłości z żarzących się węgli.<section end="Antrakomancyja" /> <section begin="Antrakometr" />{{tab}}'''Antrakometr.''' Narzędzie wynalazku Humboldta, służące dla oznaczenia ilości kwasu węglowego, zawartego w powietrzu atmosferycznem.<section end="Antrakometr" /> <section begin="Antrakonit" />{{tab}}'''Antrakonit,''' tę nazwę nadają mineralogowie szpatowi wapiennemu czarnemu, zabarwionemu węglem.<section end="Antrakonit" /> <section begin="Antrakoter" />{{tab}}'''Antrakoter''' (''Anthracoterium, Cuv''.). Rodzaj przedpotopowego zwierzęcia, odnoszonego do rzędu Gruboskórnych (Pachydermata) i stanowiącego rodzaj pośredni pomiędzy świnią i anoplotherium. Do świń podobny jest zębami trzonowemi dolnemi, do anoplotheriuum trzonowemi górnemi. Zwierzęta te znane są tylko z dosyć niedokładnych szczątków, które nie dozwalają jeszcze złożyć zupełnego skieletu. Znaleziono je naprzód w lignitach Cadibona, blizko Savone w Piemoncie, należących do średniego pietra trzeciorzędnego okresu. Ponieważ kości te mocno węglem na czarno zabarwione były, nadano mu więc nazwę, wskazującą w greckim tę okoliczność. Następnie szczątki Antrakoteru znaleziono w rozmaitych miejscowościach Francyi a nawet Indyj. Paleontologowie dzisiejsi odróżniają siedm gatunków tego zwierzęcia.{{EO autorinfo|''K. J.''}}<section end="Antrakoter" /> <section begin="Antrakt" />{{tab}}'''Antrakt''' (po francuzku: ''entr’acte'', między aktem), tak się nazywa na scenie pauza po spuszczeniu zasłony, między jednym aktem a drugim, potrzebna już to dla zmian dekoracyj, garderoby i&nbsp;t.&nbsp;d. w sztuce wymaganych, już też dla zastąpienia choć w części illuzyi, że istotnie pomiędzy aktami upływa pewien przeciąg czasu. Antrakt zwykle zapełnia się przez orkiestrę wykonywaniem rozmaitych utworów muzycznych.<section end="Antrakt" /> <section begin="Antrax" />{{tab}}'''Antrax,''' (''Antrax, Antracia, Carbo, Cąrbunculus''), Czyrak. Pod tym {{pp|wy|razem}}<section end="Antrax" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 3yrk369qezoh2lbcdg4dyy8olvtp4hj Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/976 100 1084466 3150435 2022-08-13T10:10:36Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antrax" />{{pk|wy|razem}} dawniej dwie różne rozumiano choroby, dając przydomek beniguus, łagodny i malignus złośliwy, gdy tymczasnm pierwszy, to jest Anthrax benignus, jest niczem innem jak tylko w większych rozmiarach wrzodzianką, a Anthrax malignus czyli Carbunculus, należy do gatunku wrzodów powstałych w skutek mijazmy albo zarazy. Tutaj należy tylko Anthrax benignus. Anthrax benignus jest to wrzód ograniczony, twardy, koloru ciemno czerwonego, połączony z wielkim palącym bólem, jakby od rozżażonego węgla na ciele leżącego. Siedlisko jego jest w tkance komórkowatej i tłuszczowej podskórnej. Zjawia się najczęściej u dorosłych i starców, w dobrym zostających bycie, albo jest wynikiem przełamania się innej choroby i zawsze pochodzi z wewnętrznej przyczyny. Niektórzy do przyczyn odległych zaliczają niestrawne i rozpalające pokarmy, drażniące i rozpalające środki przyłożone na skórę, rany od ukłucia, choroby wysypkowe skóry i&nbsp;t.&nbsp;p. Częściej pojawia się na wiosnę i jesień. Rzadko napastuje dzieci i młode kobiety. Może zajmować prawie wszystkie części ciała, jednakże kark, plecy, szyja i kończyny są jego zwykłem miejscem. Rozpoczyna się małym punktem czerwonym twardym, który w ciągu 8 dni dochodzi do wielkości dłoni. Zapalenie przenosi się w tkankę komórkowatą podskórną, i ta zaczyna obumierać. Wierzchołek jakkolwiek niekiedy prędko dojrzewa i przez dotykanie można uczuć przelewanie się materyi, jednakże podstawa jego pozostaje twardą i rozszerza się coraz dalej. Skóra go pokrywająca przybiera kolor fijoletowo-czerwony, pod przyciskiem palca niezmieniający się; w dalszym obwodzie skóra ma charakter róży, co jest wskazówką wzmagania się choroby. Uczucie palenia wzmaga się szczególniej w wierzchołku do wysokiego stopnia i trwa aż do przepęknięcia. U osób drażliwych, lub jeżeli Antrax dochodzi wielkich rozmiarów, przyłącza się gorączka, niespokojność i bezsenność. Inne przypadłości jako to: utrudnione oddychanie, przełykanie, zapalenie krtani a nawet opłucnej, zależy od położenia i objętości Antraxu. Trzeciego dnia na wierzchołku pojawia się jedna lub kilka wrzodzianek na podstawie skorupy czarnej, otoczonej kołem zapalnem świecącem, koloru ciemno-czerwonego, fijoletowego lub czarnego. Następnie takowe pękają, wydając ropę krwistą nieprzyjemnego zapachu. Niekiedy obumarcie ogranicza się w tkance komórkowatej i nie przenosi się do powłoki skóry, która wówczas rozmiękcza się, cienieje i na wierzchołku formuje się kilka otworów w prędkim czasie łączących się z sobą. Tkanka komórkowata, która jest jądrem wrzodu, obumarła i zamieniona w massę włóknisto-ropiastą koloru białawego, oddzielona od części otaczających przez ropienie, wychodzi w formie gęstej ciągnącej sie ropy, zostawiając jamę wrzodu, którego dno stanowią najczęściej obnażone mięśnie, ścięgna, a niekiedy większego rozmiaru naczynia krwiste. Leczenie: w samym początku dla oszczędzenia sił chorego i przerwania dalszego postępu choroby, należy uskutecznić krzyżowe cięcie do dna Antraxu. Jeżeli zaś na wierzchołku już pojawiają się wrzodzianki i przez takowe z trudnością wydobywa się ropa, wówczas maść Dr. Janikowskiego, złożona z uncyi maści bazylikowej i drachmy czerwonego niedokwasu rtęci, najdzielniejszym jest środkiem.{{EO autorinfo|''Dr. M. L.''}}<section end="Antrax" /> <section begin="Antreprener" />{{tab}}'''Antreprener''' (po francuzku: ''entrepreneur''), przedsiębiorca, biorący na siebie pewną pracę, utrrymanie jakiego zakładu, dostawy materyjałów i&nbsp;t.&nbsp;d.: wyraz ten pospolicie używa się o dyrektorach teatrów niezawisłych od dyrekcyi rządowej, ztąd i komedyja: Antreprener w kłopotach, oraz o spekulantach podejmujących się hurtowo wykonania robót publicznych i tym podobnych antrepryz, zwykle przez licytacyję in minus ogłaszanych.<section end="Antreprener" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> lh5kl71iw2vt8fn5iss6cdsgzyuqxui Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/977 100 1084467 3150436 2022-08-13T10:23:10Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antresole" />{{tab}}'''Antresole,''' niskie piętra pomiędzy głównemi piętrami urządzone; najczęściej pomiędzy parterem a pierwszem piętrem.<section end="Antresole" /> <section begin="Antrim" />{{tab}}'''Antrim,''' hrabstwo i miasto w prowincyi irlandzkiej Ulster. Hrabstwo obejmuje powierzchni 1, 164 mil □ angielskich, (około 47 mil □ geograficznych), i liczy przeszło 350, 000 mieszkańców. Przy zachodnim jego krańcu leży gromadka wysp Skerries, a dalej nieco na wschód potężna massa bazaltowych filarów, zwana tamą olbrzymów. Strona wschodnia jest górzysta, w nieregularne poszarpana kształty. Przemysł, oprócz rolnictwa i rybołówstwa, ogranicza się na tkactwie i przędzeniu lnu i bawełny. Hrabstwo całe podzielone jest na 14 baronij i wysyła od czasu reformy wyborczej 6 deputowanych do parlamentu. — Miasto Antrim jest stolicą hrabstwa. Leży ono nad jeziorem Lough-Neagh, największem w Irlandyi, i było niegdyś dosyć znakomitem, skoro przed uniją obierało dwóch członków do parlamentu irlandzkiego. W pobliżu jego znajdują się dwa zamki starożytne: Shame-Castle, gniazdo rodziny O’Neillów i Anlrim-Castle, siedziba Sheffingtoifów.<section end="Antrim" /> <section begin="Antro" />{{tab}}'''Antro''' (Acqua dell’) ob. ''Pozzuoli''.<section en="Antro" /> <section begin="Antropofagi" />{{tab}}'''Antropofagi''' czyli ludożercy, napotykani zarówno między jednostkami jak w całych narodach. Wprawdzie niektórzy podróżnicy, jak Dampierre i Atkins, zaprzeczają istnieniu ludożerców; niezbite jednak dowody przekonały, że zwyczaj pożerania nieprzyjaciół panuje rzeczywiście u mieszkańców Nowej Zelandyi i innych wysp Polinezyi, tudzież na Oceanie Indyjskim. Potworność ta wydarzająca się wyjątkowo także u ludów bardziej cywilizowanych, zdaje się być rodzajem choroby, czego medycyna sądowa niejednokrotne podaje przykłady. Jeszcze w końcu XVIII wieku stracono w Austryi przeszło 100 cyganów, oskarżonych o tę zbrodnię, a roku 1770 ścięto w Wejmarze przekonanego o nią mieszkańca. Niekiedy chętka do mięsa ludzkiego zdarza się i u kobiet ciężarnych. Wiadomość podana przez niektórych podróżników, jakoby w głębi Afryki na targach publicznych sprzedawano mięso ludzkie, zdaje się być bajeczną.<section end="Antropofagi" /> <section begin="Antropognozyja" />{{tab}}'''Antropognozyja''' (z greckiego: ''antropos'', człowiek i ''gnosis'', znajomość), znaczy poznanie anatomiczne ciała ludzkiego.<section end="Antropognozyja" /> <section begin="Antropografija" />{{tab}}'''Antropografija''' (z greckiego: antropos człowiek i grapho opisuję), znaczy opisanie powierzchowne i anatomiczne ciała ludzkiego.<section end="Antropografija" /> <section begin="Antropolity" />{{tab}}'''Antropolity''' (z greckiego: ''antropos'' człowiek, ''lithos'' kamień). Ludy starożytne niepowątpiewały, że ludzie pierwotni byli olbrzymami, których kości z łona ziemi dobywane wzbudzają zdumienie. Najdziwaczniejsze pod tym względem mieli starożytni pojęcia, a w pismach ich napotykamy niemało podań o kościach skamieniałych, które poczytywali za szczątki ludzi olbrzymiej postaci, zamieszkujących niegdyś powierzchnie ziemi, a które okazały się należącemi do zwierząt ssących. Nowsi badacze po wielu poszukiwaniach, celem zgłębienia pytania o dawności bytu człowieka na ziemi, powątpiewają o istnieniu antropolitów prawdziwych, a szczątki ludzkie znalezione porozrzucane w rozmaitych formacyjach, nie zdają się być skamieniałościami prawdziwemi i nie są bardzo dawnemi. Tak ani kości skamieniałe, znalezione 1583 r. około Aix w Prowancyi, ani znalezione 1760 r. w tejże okolicy, ani też odkryte 1779 r. nie są ludzkiemi, lecz podług Lamanon’a i Cuvier’a należą do żółwia. Możnaby tu przytoczyć kości kopalne w Cerigo, w Dalmacyi i w innych miejscach, które Donati, Germar, Razumowski, Schotheim, Sternberg i inni poczytali za ludzkie, lecz wiele jeszcze brakuje, aby to mniemanie można przyjąć za dowiedzione. Ów także homo diluvii testis Scheuchzer‘a okazał się salamandrą olbrzymią. W ostatnich czasach zwrócił na siebie uwagę antropolit, przywieziony z Gwadalupy przez Alexandra Cochrane,<section end="Antropolity" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 2p5e8phhhl0i7rc8stszgade22th55w Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/978 100 1084468 3150437 2022-08-13T10:26:51Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antropolity" />który w rzeczy samej zawiera w sobie kości dawnego mieszkańca (galibi) tej wyspy wulkanicznej. Zważywszy przecież, że kości te są zawarte w tufie wapiennym nowszej formacyi i że wyspa zapewne jest pochodzenia wulkanicznego, wypada przypuścić, że skielet-ten nie sięga pierwotnych czasów naszej planety. Szczątki kości ludzkich w jaskiniach południowych departamentów Francyi napotykają się razem z kościami zwierząt epoki trzeciorzędowej, a nawet obok nich zdarzają się ułamki naczyń, co wszystko dowodzi, że pochodzą one z epoki nie bardzo od nas odległej. Na szczególną uwagę zasługują jeszcze kości ludzkie znajdowane w marglach, tudzież w jaskiniach Austryi. Czaszki ztamtąd pochodzące różnią sie od czaszek ludów słowiańskich i germańskich, obecnie te strony zamieszkujących, spłaszczeniem kości czołowej; przez co zbliżone są do czaszek niektórych ludów Ameryki południowej, którzy sprowadzają tę zmianę w budowie głowy przez ściskanie. Niewiadomo czyli podobny zwyczaj miał także miejsce w tych stronach, czyli też Europę zamieszkiwało pokolenie ludzi z czołem płaskiem, lub czyli wypukłość czoła jest następstwem dopiero wyższego wykształcenia władz umysłowych człowieka, a pierwsi mieszkańcy ziemi mieli czoło spłaszczone. W naszych więc klimatach nie znaleziono dotąd prawdziwych Antropolitów, nie można przecież z pewnością powiedzieć, aby w okolicach, mających klimat łagodniejszy, a mianowicie w Indyjach i Chinach, nie znaleziono prawdziwych skamieniałości ludzkich. Podania historyczne tych ludów, jakkolwiek ciemne i niedokładne, sięgają epoki o 60 wieków od nas odległej, być wiec może, iż tutaj znajdą się antropolity prawdziwe.<section end="Antropolity" /> <section begin="Antropologija" />{{tab}}'''Antropologija,''' nauka o człowieku, czyli nauka o naturze duchowej i fizycznej rodu ludzkiego. Antropologija, wzięta w znaczeniu właściwem, jest nauką niezmiernie rozległą; obejmuje bowiem najprzód znajomość budowy i czynności ciała ludzkiego (anatomiję i fizyjologiję), wraz z przepisami lekarskiemi i dyjetetycznemi, jako też opis zoologiczny rodzaju ludzkiego i jego odmian (rass). Ta część Antropologii zowie się somatyczną, czyli Antropologija ciała; druga jej część główna traktuje o duchu człowieka, i dla tego nazywa się psychiczną lub filozoficzną. O ile ta ostatnia odnosi się głównie do wzajemnego stosunku między ciałem a duszą, nazywała się także Antropologija pragmatyczno-filozoficzną, mniej więcej to samo, co tak zwana Psycholoyija empiryczna. Uważając atoli pojęcie Antropologii w całkowitém znaczeniu, takowa, jako nauka o duchu człowieka, obejmuje nietylko teoretyczne poznanie organizmu umysłowego, ale zarazem całą niezmierzoną dziedzinę historyczną, na któréj duch ludzki objawia właściwą sobie naturę, a więc cały prawie obszar dziejów i etnografii, filologii i nauk politycznych, filozofii i teologii, sztuk pięknych i&nbsp;t.&nbsp;d. W samej rzeczy, fałszywy stosunek niektórych gałęzi nauk względem rozwoju umysłowego danej epoki pochodzi ztąd, że sieje najczęściej uważa bez praktycznego zastosowania do człowieka, że się je usuwa z pod wpływu Antropologii. Najbogatszą w dzieła antropologiczne jest literatura niemiecka; z nowszych najważniejsze są: Friesa (1820), Heinvotha i Steffensa (1822), Heusingera (1829), Schultze‘go (1826) i Choulant‘a (1828). Mamy też Antropologiję wydaną przez Jasińskiego w Wilnie, 1818 roku.{{EO autorinfo|''F. H. L.''}}<section end="Antropologija" /> <section begin="Antropomancyja" />{{tab}}'''Antropomancyja,''' tak nazywano u starożytnych Greków i Rzymian, póki jeszcze trwały ofiary z ludzi, wróżenie przyszłości z wnętrzności zabitych na ofiarę Bogom. Cesarz rzymski Helijogabal umyślnie w tym celu kazał zabijać dzieci.<section end="Antropomancyja" /> <section begin="Antropometallizm" />{{tab}}'''Antropometallizm,''' stosunek człowieka do kruszców, rodzaj magnetyzmu zwierzęcego.<section end="Antropometallizm" /> <section begin="Antropomorfici" />{{tab}}'''Antropomorfici,''' nieliczna sekta z IV wieku, zwana także od swego {{pp|założy|ciela}}<section end="Antropomorfici" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> jl6vb1q7lhez70ufyifqp50mvdxbdvk Strona:PL Encyklopedyja powszechna 1860 T1.djvu/979 100 1084469 3150438 2022-08-13T10:30:30Z Dzakuza21 10310 /* Przepisana */ proofread-page text/x-wiki <noinclude><pagequality level="1" user="Dzakuza21" /></noinclude><section begin="Antropomorfici" />{{pk|założy|ciela}} Audjusa, Audjanami, Audeanami i Odjanami. Audjus, Syryjczyk, rodem z Mezopotamii, zostawał czas długi w wielkiem poważaniu z powodu nadzwyczajnej surowości obyczajów. Lecz gdy później chciał zaprowadzić poprawę obyczajów duchowieństwa i wystąpił z surową naganą przeciw księżom i biskupom, oddanym po większej części zmysłowości i chciwości, zrobił sobie wielu nieprzyjaciół, i omal z ich ręki niepostradał życia, co było powodem że się odłączył ze swemi stronnikami od Kościoła, i został nieprawym sposobem wyświęcony na biskupa. Okoliczność ta, jak równie błędna nauka, której się trzymał, spowodowały prawowiernych biskupów, że skłonili cesarza do wygnania go do Scytyi. Wygnany Audjus rozszerzał chrześcijaństwo pomiędzy Gotami; zakładał klasztory, naznaczał biskupów i&nbsp;t.&nbsp;d.; umarł przed rokiem 372. Głównym błędem Audjusa i jego zwolenników był antropomorfizm, we właściwem i ścisłém znaczeniu, to jest: przeniesienie cielesnej i duchowej indywidualności człowieka na Boga. Zasadzając się na niektórych wyrażeniach Pisma Świętego, gdzie powiedziano przenośnie, że Bóg ma oczy, uszy, ręce i&nbsp;t.&nbsp;d., wnosili oni że Bóg ma ciało i członki podobne do ludzkich. Obchodzili także równie jak Kwartodecymowie, według zwyczaju dawnych gmin azjatyckich, Wielkanoc jednocześnie z Żydami, co było przeciw ustawom soboru Nicejskiego 325 r. Prześladowanie chrześcijan pod Atanarykiem w r. 372, dotknęło i ich również, tak, że w niewielkiej tylko liczbie pozostali w okolicach Chalcydy i Damaszku; prześladowani przez cesarzów Teodozyjusza Młodszego i Walentynijana III, zniknęli całkiem w końcu V stulecia.<section end="Antropomorfici" /> <section begin="Antropomorfizm" />{{tab}}'''Antropomorfizm''' (po grecku: ''uczłowieczenie''), wyobrażenie istot nieludzkich pod postacią ludzką, np. anioła pod postacią dziecięcia i&nbsp;t.&nbsp;d. Antropomorfizm w dogmatyce teologicznej i w filozolii oznacza pojęcie o Bogu, zadające mu postać, organa i czynności ciała ludzkiego. Jeżeli temu pojęciu towarzyszy przeświadczenie, że ono jest nieprawdziwem i że Bóg w istocie swojej jest bezcielesnym, wówczas antropomorfizm taki jest symbolicznym czyli formalnym, i służy jedynie na żywe uobecnienie istnienia i działalności Boga, któregoby pojęcia abstrakcyjne tak dokładnie określić nie zdołały. Godnym nagany za to jest Antropomorfizm dogmatyczny czyli materyjalny, przypisujący Bogu istotnie postać i przymioty ciała ludzkiego (ob. ''Antropomorfici'' i ''Antropopatyzm'').<section end="Antropomorfizm" /> <section begin="Antroponomija" />{{tab}}'''Antroponomija,''' nauka o prawidłach ukształcenia i istnienia ludzkiego, równie pod względem umysłowym, jak fizycznym, poniekąd historyją naturalna człowieka.<section end="Antroponomija" /> <section begin="Antropopatyzm" />{{tab}}'''Antropopatyzm,''' przypisywanie uczuć, skłonności i namiętności ludzkich istotom nieludzkim, wyższym lub niższym, np. zwierzętom w bajkach Ezopa. W dogmatyce i w lilozolii antropopatyzm znaczy wyobrażenie nadające uczucia i namiętności ludzkie Bogu. Jeżeli temu pojęciu towarzyszy przeświadczenie, że tak nie jest, i że Bóg ludzkim affektom nie ulega, wówczas taki antropopatyzm jest symbolicznym; w razie przeciwnym nazywa się dogmatycznym. W nich pierwszy tylko pogodzić można z należytą ideą o Bogu, jakoż dostateczne już dla niego usprawiedliwienie widzimy w niezbędnej niemal, wewnętrznej potrzebie, naocznego i żywego przedstawiania idei Boga i stosunku Jego do nas, co oczywiście prowadzi za sobą konieczność wyłączenia odeń uczuć i namiętności niegodnych, jakie jedynie przypisywać może Bogu antropopatyzm dogmatyczny. W dobrem znaczeniu tedy, bez antropopatyzmu obejść się nie może najbardziej duchowy czciciel Najwyższej Istoty; należy tylko pamiętać, że przymioty Boskie stopniem i jakością wcale odmienne są od ludzkich (ob. ''Antropomorfizm'').<section end="Antropopatyzm" /> <section begin="Antularz" />{{tab}}'''Antularz, Antualarz,''' koronki niciane: służące do ubrania czepców, {{pp|przy|strojenia}}<section end="Antularz" /><noinclude><references/> __NOEDITSECTION__</noinclude> 5ksmjakboxxswbx8433b6k8ob5oll51