Wikiźródła
plwikisource
https://pl.wikisource.org/wiki/Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Strona_g%C5%82%C3%B3wna
MediaWiki 1.39.0-wmf.23
first-letter
Media
Specjalna
Dyskusja
Wikiskryba
Dyskusja wikiskryby
Wikiźródła
Dyskusja Wikiźródeł
Plik
Dyskusja pliku
MediaWiki
Dyskusja MediaWiki
Szablon
Dyskusja szablonu
Pomoc
Dyskusja pomocy
Kategoria
Dyskusja kategorii
Strona
Dyskusja strony
Indeks
Dyskusja indeksu
Autor
Dyskusja autora
Kolekcja
Dyskusja kolekcji
TimedText
TimedText talk
Moduł
Dyskusja modułu
Gadżet
Dyskusja gadżetu
Definicja gadżetu
Dyskusja definicji gadżetu
Wikiźródła:Brudnopis
4
1341
3146472
3146237
2022-08-06T15:23:05Z
83.27.149.110
/* Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii */Nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
<!-- Prosimy o nieusuwanie tej linii -->{{/Nagłówek}}
==Zabawa literacka==
Chciałem Was zaprosić do wspólnej literackiej zabawy. Kiedyś czytałem, że Ken Kesey nad powieścią Jaskinie pracował ze swoimi studentami uczestniczącymi w warsztatach literackich. Studenci ciągnęli losy i przygotowywali w domu kolejne fragmenty książki. Tak powstała wydana pod psuedonimem O. U. Levon i S-ka "zbiorowa powieść". Może nam uda się coś podobnego, jakieś opowiadanie, stworzyć na podstawie naszych sproofreadowanych tekstów. Można dodać kolejne fragmenty opisów, dialogi, co Wam przyjdzie do głowy. Byłoby świetnie gdyby były to już teksty sproofreadowane, bez względu na stopień korekty. [[Wikiskryba:Tommy Jantarek|''Tommy J.'']] ([[Dyskusja wikiskryby:Tommy Jantarek|pisz]]) 12:27, 4 cze 2013 (CEST)
{{tab}}[[Julianka|Za oknem ciemno było, deszcz padał i lipy szumiały. W pokoju téż panowała ciemność]]. [[Z różnych sfer/Bańka mydlana/II|Ożymski porwał się od okna i śpiesznie zapalił lampę]].<br />
{{tab}}— [[Stach z Konar (Kraszewski 1879)/Tom III/II|Czém jest człowiek?]] [[Mój stosunek do Kościoła/Rozdział 3. Moje dotychczasowe wystąpienia przeciw Kościołowi|Chodzi nie o metrykę, nie o świadectwo policyjne, ale o to, czem jest człowiek we własnem przekonaniu; chodzi o jego istotę psychiczną, o jego indywidualność.]]<br />
{{tab}}— [[Westalka/I|Przenikliwym nazywa się ten, kto rozpoznać zdołał cząstkę istoty człowieka, zawartej w jego formie]] — [[Gasnące słońce/Część pierwsza/I|odpowiedział Zygfryd wymijająco.]]
==Alfabet abchaski==
Alfabet składa się z 43 liter: А Б В Г Ҕ Д Е Ж З Ҙ Ӡ Ӡ’ И К Қ Ҟ Л М Н О П Ҧ Р С Ҫ Т Ҭ У Ф Х Ҳ Ц Ҵ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Ы Ҩ Ь Џ Ә. W alfabecie występuje 17 dodatkowych liter: Ҕ Ҙ Ӡ Ӡ’ Қ Ҟ Ҧ Ҫ Ҭ Ҳ Ҵ Ҷ Ҽ Ҿ Ҩ Џ Ә. Rosyjskie litery Ё Й Щ Ъ Э Ю Я nie występują w alfabecie abchaskim.
==Alfabet liwski==
Alfabet składa się z 51 liter: Aa Āā Bb Cc Čč Dd Ḑḑ Ee Ēē Ff Gg Ģģ Hh Ii Īī Jj Kk Ķķ Ll Ļļ Mm Nn Ņņ Oo Ōō Ȯȯ Ȱȱ Pp Qq Rr Ŗŗ Ss Šš Zz Žž Tt Țț Uu Ūū Vv Ww Õõ Ȭȭ Ää Ǟǟ Öö Ȫȫ Üü Xx Yy Ȳȳ.
== litera ==
Ё
== 2 ==
Й
== Alfabet rusiński ==
Alfabet składa się z 36 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ё Ж З І Ї И Ы Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ю Я Ь Ъ.
== Alfabet jakucki ==
Alfabet składa się z 26 liter: А Б Г Ҕ Д И Й К Л М Н Ҥ О Ө П Р С Һ Т У Ү Х Ч Ы Ь Э. Litery В Е Ё Ж З Ф Ц Ш Щ Ъ Ю Я występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet tadżycki ==
Alfabet składa się z 35 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Ӣ Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ӯ Ф Х Ҳ Ч Ҷ Ш Ъ Э Ю Я. Litery Ц Щ Ы Ь występują wyłącznie w zapożyczeniach.
== Alfabet ukraiński ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Ґ Д Е Є Ж З И І Ї Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ь Ю Я.
== Alfabet rosyjski ==
Alfabet składa się z 33 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Ъ Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet białoruski ==
Alfabet składa się z 32 liter: А Б В Г Д Е Ё Ж З І Й К Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я.
== Alfabet uzbecki (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 34 liter: А Б В Г Ғ Д Е Ё Ж З И Й К Қ Л М Н О П Р С Т У Ў Ф Х Ҳ Ц Ч Ш Ъ Э Ю Я.
== Alfabet mołdawski (cyrylicki) ==
Alfabet składa się z 31 liter: А Б В Г Д Е Ж Ӂ З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Ы Ь Э Ю Я. Wszystkie litery możemy spotkać w alfabecie rosyjskim oprócz Ӂ. Rosyjskie litery Ё Щ Ъ nie występują w cyrylicy mołdawskiej.
== Alfabet grecki ==
Alfabet składa się z 24 liter: Α Β Γ Δ Ε Ζ Η Θ Ι Κ Λ Μ Ν Ξ Ο Π Ρ Σ Τ Υ Φ Χ Ψ Ω.
==Wersja łacińska alfabetu greckiego==
A B G D E Z I Th I K L M N X O P R S T U V Ch Ps W.
==Porządek zgodnie z kolejnością liter w alfabecie łacińskim==
A B Ch D E G H I K L M N O P Ps R Rh S T Th U V W X Y Z.
== Stary alfabet ==
Alfabet składa się ze 103 liter: А Ӕ Б В Г Ғ Ҕ Д Ꙣ Ђ Ѓ Ҙ Е Є Ё Ж Җ З Ӡ Ѕ И І Ї Й Ј К Қ Ҟ Ԛ Л Ꙥ Љ М Ꙧ Н Ҥ Њ Ң О Ӧ Ө Ӫ Ꙩ Ꙫ Ꙭ ꙮ Ꚙ Ҩ П Ҧ Р С Ҫ Һ Т Ҭ Ћ Ќ У Ӱ Ў Ү Ф Х Ҳ Ѡ Ц Ҵ Ꙡ Ч Ҷ Ҽ Ҿ Ш Щ Ъ Ы Џ Ь Ѣ Э Ә Я Ԙ Ꙗ Ѥ Ю Ꙕ Ԝ Ѧ Ѩ Ꙙ Ꙝ Ѫ Ѭ Ꙛ Ѯ Ѱ Ꙟ Ѳ Ѵ Ѷ Ҁ.
== Byłe republiki radzieckie ==
Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Ukraina, Mołdawia, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia.
== Państwa powstałe po rozpadzie Jugosławii ==
Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, częściowo uznawane Kosowo, Serbia, Macedonia Północna.
== Języki urzędowe nieistniejącego już ZSRR ==
Rosyjski (język ogólnozwiązkowy), lokalnie: Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Tadżycki, Gruziński, Ormiański, Azerski, Ukraiński, Rumuński (Mołdawski), Białoruski, Litewski, Łotewski, Estoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącego już ZSRR ==
Słowiańskie (Rosyjski, Ukraiński, Białoruski), Turkijskie (Kazachski, Uzbecki, Turkmeński, Kirgiski, Azerski), Indoirańskie (Tadżycki), Kartwelskie (Gruziński), Ormiańskie (Ormiański), Romańskie (Rumuński (Mołdawski)), Bałtyckie (Litewski, Łotewski), Ugrofińskie (Estoński)
== Języki urzędowe nieistniejącej już Jugosławii ==
Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Albański, Serbski, Węgierski, Słowacki, Rumuński, Rusiński, Macedoński.
== Grupy języków urzędowych nieistniejącej już Jugosławii ==
Słowiańskie (Słoweński, Chorwacki, Bośniacki, Czarnogórski, Serbski, Słowacki, Rusiński, Macedoński), Albańskie (Albański), Ugrofińskie (Węgierski), Romańskie (Rumuński)
== Alfabet estoński ==
Alfabet składa się z 32 liter: Aa Bb Cc Dd Ee Ff Gg Hh Ii Jj Kk Ll Mm Nn Oo Pp Qq Rr Ss Šš Zz Žž Tt Uu Vv Ww Õõ Ää Öö Üü Xx Yy.
ti721r57f7zulh4wp0txoklov35k5sp
3147054
3146472
2022-08-07T11:04:45Z
Ankry
641
wyczyszczenie brudnopisu
wikitext
text/x-wiki
phoiac9h4m842xq45sp7s6u21eteeq1
Dyskusja:Pan Tadeusz - XIII Księga
1
46642
3147046
3111938
2022-08-07T10:58:06Z
Nowywiki0
33653
wikitext
text/x-wiki
Essa
== 4. wers ==
Czy nie powinno być "na me spodnie" (rytm się nie zgadza). [[Wikiskryba:Litwin Gorliwy|Litwin Gorliwy]] ([[Dyskusja wikiskryby:Litwin Gorliwy|dyskusja]]) 20:25, 21 gru 2018 (CET)
:{{Ping|Litwin Gorliwy}} Możliwe, ale zgadywać nie będziemy: potrzebna źródło. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 12:07, 22 gru 2018 (CET)
== Co to jest ==
Co to jest [[Specjalna:Wkład/2A01:115F:B2A:3600:206E:506B:F767:19B9|2A01:115F:B2A:3600:206E:506B:F767:19B9]] ([[Dyskusja wikiskryby:2A01:115F:B2A:3600:206E:506B:F767:19B9|dyskusja]]) 17:14, 8 maj 2022 (CEST)
7s23e5osffns7p2ygqwmdgx2w1bc2hu
3147065
3147046
2022-08-07T11:13:57Z
Seboloidus
27417
Wycofanie edycji użytkownika [[Special:Contributions/Nowywiki0|Nowywiki0]] ([[User talk:Nowywiki0|dyskusja]]). Autor przywróconej wersji to [[User:Piotr433|Piotr433]].
wikitext
text/x-wiki
{{Tekstif
|edycja oryginalna =
|źródło = http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=1738&s=1
|współpraca =
|postęp = 75
|adnotacje =
|korekta = [[User:Korwin|Korwin]], [[User:Niki K|Niki K]], [[Wikiskryba:Electron|Electron]] <sup>[[Dyskusja wikiskryby:Electron|''<Odpisz>'']] i inni</sup>
}}
== 4. wers ==
Czy nie powinno być "na me spodnie" (rytm się nie zgadza). [[Wikiskryba:Litwin Gorliwy|Litwin Gorliwy]] ([[Dyskusja wikiskryby:Litwin Gorliwy|dyskusja]]) 20:25, 21 gru 2018 (CET)
:{{Ping|Litwin Gorliwy}} Możliwe, ale zgadywać nie będziemy: potrzebna źródło. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 12:07, 22 gru 2018 (CET)
== Co to jest ==
Co to jest [[Specjalna:Wkład/2A01:115F:B2A:3600:206E:506B:F767:19B9|2A01:115F:B2A:3600:206E:506B:F767:19B9]] ([[Dyskusja wikiskryby:2A01:115F:B2A:3600:206E:506B:F767:19B9|dyskusja]]) 17:14, 8 maj 2022 (CEST)
s2p3nup0evk1qvc5it30w7stjfd7ek2
Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/19
100
192135
3147044
2559026
2022-08-07T10:52:55Z
185.152.123.160
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Remedios44" /></noinclude>strzelbę i spokojnie zszedł ze skały; po chwili stanął obok konia oficera. Odwaga Gerarda wzbudziła we Francuzie podziw. Gdy mu się bliżej przyjrzał, mimowoli ściągnął koniowi lejce.<br>
{{tab}}— Na Boga, Czarny Gerard! — zawołał.<br>
{{tab}}— Tak, to ja! — odparł Gerard spokojnie. — Obecność moja powie wam, czego się możecie spodziewać.<br>
{{tab}}— Czegóż innego, jeśli nie zawładnięcia fortem?<br>
{{tab}}— Co też wam strzeliło do głowy! Komendant przysyła mnie, abym się dowiedział, co macie nam do zakomunikowania.<br>
{{tab}}— Żądam natychmiastowego oddania fortu na łaskę i niełaskę, zabito mi bowiem czterdziestu ludzi.<br>
{{tab}}— To wszystko? Jest pan niezwykle skromny. Tych czterdziestu ludzi podniosło rapir na naszego komendanta; oto przyczyna ich śmierci. Padli w przeciągu dwóch minut, macie więc przedsmak tego, co was spotka w razie uporu. Mówić o wydaniu fortu byłoby śmieszne. Określenie zaś ''na łaskę i niełaskę'' zakrawa poprostu na kpiny.<br>
{{tab}}— Niech pan nie zapomina, z kim pan mówi!<br>
{{tab}}— ''Pah!'' Mały major rozmawia ze sławnym Gerardem, oto wszystko! Radzę panu poskromić swoją pychę, bo i pański oddział zostanie rozbity. Nikt nie wyjdzie cało. Zginie nawet wielbiciel Emilji.<br>
{{tab}}— Brednie! Czyście zmysły potracili? Proszę zakomunikować swemu dowódcy żądania moje.<br>
{{tab}}— To zbyteczne. Odpowiedź już dana.<br>
{{tab}}— Czy to odpowiedź ostateczna? Oświadczam więc, że potraktujemy was bez litości.<br><noinclude><references/>
{{c|13}}
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4foc1y8f2vleikihotzps3itxhccmjt
3147048
3147044
2022-08-07T11:00:05Z
Draco flavus
2058
Wycofanie edycji użytkownika [[Special:Contributions/185.152.123.160|185.152.123.160]] ([[User talk:185.152.123.160|dyskusja]]). Autor przywróconej wersji to [[User:AkBot|AkBot]].
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Remedios44" /></noinclude>strzelbę i spokojnie zszedł ze skały; po chwili stanął obok konia oficera. Odwaga Gerarda wzbudziła we Francuzie podziw. Gdy mu się bliżej przyjrzał, mimowoli ściągnął koniowi lejce.<br>
{{tab}}— Na Boga, Czarny Gerard! — zawołał.<br>
{{tab}}— Tak, to ja! — odparł Gerard spokojnie. — Obecność moja powie wam, czego się możecie spodziewać.<br>
{{tab}}— Czegóż innego, jeśli nie zawładnięcia fortem?<br>
{{tab}}— Co też wam strzeliło do głowy! Komendant przysyła mnie, abym się dowiedział, co macie nam do zakomunikowania.<br>
{{tab}}— Żądam natychmiastowego oddania fortu na łaskę i niełaskę, zabito mi bowiem czterdziestu ludzi.<br>
{{tab}}— To wszystko? Jest pan niezwykle skromny. Tych czterdziestu ludzi podniosło rapir na naszego komendanta; oto przyczyna ich śmierci. Padli w przeciągu dwóch minut, macie więc przedsmak tego, co was spotka w razie uporu. Mówić o wydaniu fortu byłoby śmieszne. Określenie zaś ''na łaskę i niełaskę'' zakrawa poprostu na szaleństwo.<br>
{{tab}}— Niech pan nie zapomina, z kim pan mówi!<br>
{{tab}}— ''Pah!'' Mały major rozmawia ze sławnym Gerardem, oto wszystko! Radzę panu poskromić swoją pychę, bo i pański oddział zostanie rozbity. Nikt nie wyjdzie cało. Zginie nawet wielbiciel Emilji.<br>
{{tab}}— Brednie! Czyście zmysły potracili? Proszę zakomunikować swemu dowódcy żądania moje.<br>
{{tab}}— To zbyteczne. Odpowiedź już dana.<br>
{{tab}}— Czy to odpowiedź ostateczna? Oświadczam więc, że potraktujemy was bez litości.<br><noinclude><references/>
{{c|13}}
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9o7z1w0s15qmfhhhibtomc0te4xhnxt
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/028
100
226073
3146955
1925696
2022-08-07T07:28:53Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||26}}</noinclude>{{pk|za|miary}}, bo trudno było myśleć o czwartej próbie tego rodzaju.<br>
{{tab}}Doktór widząc że kapitan milczy, tak się znowu odezwał:<br>
{{tab}}— Jeszcze raz powtarzam kapitanie, że ani chwili jednej nie mamy do stracenia. Trzeba upakować na sanie wszystkie nasze zapasy i drzewa
ile można najwięcej. W takich warunkach w jakich my obecnie jesteśmy, sześćset mil jest drogą bardzo długą, ale przecież do zrobienia; możemy, albo raczej musimy robić po dwadzieścia mil dziennie, a tym sposobem staniemy u celu naszej podróży w ciągu jednego miesiąca, czyli około 26-go marca...<br>
{{tab}}— Lecz, odezwał się Hatteras, czy nie możnaby zaczekać dni kilka?<br>
{{tab}}— A czegóż się spodziewasz kapitanie? — zapytał Johnson.<br>
{{tab}}— Sam nie wiem! Któż przyszłość przewidzieć może? kilka dni jeszcze! ten czas nareszcie potrzebnym jest dla was samych, do odzyskania sił utraconych. Ręczę wam, że i dwóch dni w drodze nie wytrzymacie, upadniecie z trudów, nie mając nawet schronienia.<br>
{{tab}}— Ależ tu czeka nas śmierć straszna, powiedział Bell.<br><noinclude><references/></noinclude>
kdxcldhugyfbtbc7hky46c94dzrohcv
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/029
100
226076
3146957
1925697
2022-08-07T07:30:51Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||27}}</noinclude>{{tab}}— Moi przyjaciele, rzekł Hatteras głosem prawie błagającym, poddajecie się rozpaczy przedwcześnie. Jabym wam przeciwnie proponował na północy szukać sposobu ocalenia się. Czyżto przy biegunie niema Eskimosów, tak samo jak przy ciaśninie Smith’a. To morze oczyszczone z lodów, którego istnienia zaprzeczyć nie można, musi przecież oblewać jakieś lądy. Natura jest logiczną we wszystkich swych czynnościach. Wypada sądzić, że wegetacya odzyskuje swe panowanie tam, gdzie ustają wielkie mrozy; czyż na północy nie czeka nas ziemia obiecana, od której wy tak zawzięcie stronicie?<br>
{{tab}}Hatteras zapalał się mówiąc; rozkołysany umysł jego malował zachwycające obrazy krain, których istnienie tak było niepewne!<br>
{{tab}}— Jeszcze dzień jeden! powtarzał, jeszcze choćby jedną tylko godzinę!<br>
{{tab}}Doktór Clawbonny przy swojem awanturniczem usposobieniu i gorącej wyobraźni, już nakłaniać się począł, już uledz był gotów, lecz Johnson chłodniejszy i rozważniejszy, zwrócił go na drogę rozsądku i konieczności.<br>
{{tab}}— No Bell, rzekł on, weźmy się do sań.<br>
{{tab}}— Weźmy się, odpowiedział cieśla.<br><noinclude><references/></noinclude>
81cwlusbv9hhsi8gfmo3x36xpx6ebpo
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/030
100
226080
3146961
1925699
2022-08-07T07:33:50Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" /></noinclude>{{tab}}I dwaj marynarze zwrócili się ku otworowi domku lodowego.<br>
{{tab}}— Oh Johnsonie! i ty! i ty także! wolał Hatteras nieprzytomny prawie. Dobrze więc! jedźcie, jedźcie sami! ja pozostanę!<br>
{{tab}}— Kapitanie! zawołał Johnson, zatrzymując się, {{Korekta|mimowolnie,|mimowolnie.}}<br>
{{tab}}— Zostanę, powtarzam ci! Jedźcie! opuśćcie mnie jak to już inni zrobili! Jedźcie... Duk! pójdź tu! my dwaj zostaniemy.<br>
{{tab}}Pies poskoczył do swego pana i stanął przy nim szczekając. Johnson spojrzał na doktora, który nie wiedział co czynić. Najlepszy sposób był uspokojenia Hatterasa, poświęcić jeden dzień stosownie do jego woli. Doktór już gotów był z tem się odezwać, gdy uczuł że ktoś dotyka jego ręki.<br>
{{tab}}Odwrócił się. Był to Amerykanin, który wydobywszy się z kołder, czołgał się po ziemi; następnie powstał nieco i klęcząc, przez wargi schorzałe wyrzucił kilka brzmień niezrozumiałych.<br>
{{tab}}Doktór zdziwiony, przerażony niemal, patrzał nań w milczeniu, a Hatteras podszedłszy bliżej, począł mu się baczniej przypatrywać, chcąc zrozumieć wyrazy, z trudnością przez tegoż wymawiane. Nakoniec po pięciu minutach ogromnego wysilenia, wyrzucił z siebie wyraz:<br><noinclude><references/></noinclude>
cdgagotx6ow6jy329cmlkdaf7wy50d7
3146962
3146961
2022-08-07T07:36:31Z
Lord Ya
13160
drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||28}}</noinclude>{{tab}}I dwaj marynarze zwrócili się ku otworowi domku lodowego.<br>
{{tab}}— Oh Johnsonie! i ty! i ty także! wolał Hatteras nieprzytomny prawie. Dobrze więc! jedźcie, jedźcie sami! ja pozostanę!<br>
{{tab}}— Kapitanie! zawołał Johnson, zatrzymując się, {{Korekta|mimowolnie,|mimowolnie.}}<br>
{{tab}}— Zostanę, powtarzam ci! Jedźcie! opuśćcie mnie jak to już inni zrobili! Jedźcie... Duk! pójdź tu! my dwaj zostaniemy.<br>
{{tab}}Pies poskoczył do swego pana i stanął przy nim szczekając. Johnson spojrzał na doktora, który nie wiedział co czynić. Najlepszy sposób był uspokojenia Hatterasa, poświęcić jeden dzień stosownie do jego woli. Doktór już gotów był z tem się odezwać, gdy uczuł że ktoś dotyka jego ręki.<br>
{{tab}}Odwrócił się. Był to Amerykanin, który wydobywszy się z kołder, czołgał się po ziemi; następnie powstał nieco i klęcząc, przez wargi schorzałe wyrzucił kilka brzmień niezrozumiałych.<br>
{{tab}}Doktór zdziwiony, przerażony niemal, patrzał nań w milczeniu, a Hatteras podszedłszy bliżej, począł mu się baczniej przypatrywać, chcąc zrozumieć wyrazy, z trudnością przez tegoż wymawiane. Nakoniec po pięciu minutach ogromnego wysilenia, wyrzucił z siebie wyraz:<br><noinclude><references/></noinclude>
05w70g8pi50xsj35gl2yufg586rhcow
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/031
100
226083
3146963
1925701
2022-08-07T07:37:41Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||29}}</noinclude>{{tab}}— ''Porpoise''.<br>
{{tab}}— ''Porpoise!'' zawołał kapitan.<br>
{{tab}}Amerykanin dał znak twierdzący.<br>
{{tab}}— Na tych morzach? zapytał Hatteras z sercem silnie bijącem.<br>
{{tab}}Chory znowu potwierdził poruszeniem głowy.<br>
{{tab}}— Na północy?<br>
{{tab}}— Tak! rzekł chory.<br>
{{tab}}— I wiesz pozycyę w jakiej się znajduje.<br>
{{tab}}— Wiem!<br>
{{tab}}— Dokładnie?<br>
{{tab}}— Tak! odrzekł znowu Altamont.<br>
{{tab}}Nastała chwila milczenia. Serca silnie biły w piersi świadków tej sceny niespodziewanej.<br>
{{tab}}— Słuchajże, powiedział wreszcie Hatteras, potrzeba nam koniecznie dowiedzieć się o miejscu przebywania tego okrętu! Ja będę głośno wyliczał stopnie, ty zatrzymaj mnie znakiem.<br>
{{tab}}Amerykanin skinął głową na znak zrozumienia i zgody.<br>
{{tab}}— Zaczynam, rzekł Hatteras, liczyć stopnie długości. Sto pięć? Nie. — Sto sześć? Nie. — Sto siedm? Sto ośm? — Więc to w stronie zachodniej?<br>
{{tab}}Amerykanin potwierdził głową.<br>
{{tab}}— Idźmy dalej. — Sto dziewięć? Sto dziesięć? Sto dwanaście? Sto czternaście? Sto szesnaście?<noinclude><references/></noinclude>
6jya3ugsfergdgzhd6nrbu42a5hevcy
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/032
100
226088
3146998
1925703
2022-08-07T08:39:38Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||30}}</noinclude>Sto ośmnaście? Sto dziewiętnaście? Sto dwadzieścia?...<br>
{{tab}}— Setny dwudziesty stopień długości? rzekł Hatteras. — A wiele minut? zaczynam liczyć od jednego.<br>
{{tab}}Przy liczbie piętnaście, Altamont zatrzymał go znakiem:<br>
{{tab}}— Wybornie! rzekł Hatteras. Przejdźmy teraz do szerokości. Uważaj proszę. — Ośmdziesiąt? Ośmdziesiąt jeden? Ośmdziesiąt dwa? Ośmdziesiąt trzy?<br>
{{tab}}Amerykanin znowu go powstrzymał.<br>
{{tab}}— Dobrze! a minuty? Pięć? Dziesięć? Piętnaście? Dwadzieścia? Dwadzieścia pięć? Trzydzieści? Trzydzieści pięć?<br>
{{tab}}Altamont z lekkim uśmiechem dał znak potwierdzający.<br/>
{{tab}}— Takim więc sposobem, rzekł Hatteras poważnie, ''Porpoise'' znajduje się pod setnym dwudziestym stopniem, piętnastą minutą długości — i ośmdziesiątym trzecim stopniem, trzydziestą piątą minutą szerokości?<br>
{{tab}}— Tak! z wysileniem poraz ostatni rzekł Altamont, i osłabiony padł na ręce doktora.<br>
{{tab}}— Moi przyjaciele, wołał Hatteras, widzicie że ocalenie nasze jest na północy i tylko na północy. Będziemy ocaleni!<br><noinclude><references/></noinclude>
e8ud1rqioqm334xxumy8huwn6d3t53v
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/033
100
226093
3146968
1925705
2022-08-07T07:44:54Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||31}}</noinclude><section begin="II" />{{tab}}Lecz po tem pierwszem uniesieniu radości, Hatteras zdawał się nagle uderzony jakąś straszną myślą. Twarz jego sposępniała, w serce ukąsił go jadowity wąż zazdrości.<br>
{{tab}}Kto inny, i do tego jeszcze Amerykanin, wyprzedził go o trzy stopnie na drodze do bieguna! I dla czego? w jakim celu?<br>
<br>{{---|40}}<br><section end="II"/>
<section begin="III"/>{{c|ROZDZIAŁ TRZECI.|przed=10px|po=15px}}
{{c|'''Siedmnastodniowy pochód.'''|po=15px}}
{{tab}}Nowy ten wypadek, te pierwsze wyrazy jakie wymówił Altamont, zupełnie zmieniły położenie rozbitków; przed chwilą pozbawieni byli wszelkiej nadziei ratunku, bez wiary uzasadnionej że dostaną się na morze Baffińskie, w drodze do którego zbyt długiej, na wyczerpnięte ich siły, mogło im zabraknąć żywności; a teraz, mniej jak o czterysta mil (640 wiorst) od miejsca w którem przebywali, stał okręt, mogący im dać wszystko czego potrzebowali, a może nawet sposobny do dalszego prowadzenia śmiałej podróży do bieguna. Nadzieja wstąpiła w serca czterech ludzi opuszczonych od<section end="III" /><noinclude><references/></noinclude>
tnjl7rl5vfkxgcw6hy73oirsyja999y
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/034
100
226095
3146967
1925707
2022-08-07T07:42:19Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||32}}</noinclude>losu; po rozpaczy nastąpiła radość, do upojenia dochodząca.<br>
{{tab}}Lecz objaśnienia Altamonta były jeszcze niezupełne, i po kilku minutach wypoczynku, doktór znowu rozpoczął z nim rozmowę; nie wymagał innych od niego odpowiedzi, jak poruszenia głowy lub oczu.<br>
{{tab}}Wkrótce dowiedział się, że ''Porpoise'' był statkiem trzymasztowym amerykańskim z Nowego Yorku, pochwyconym przez lody, ze znaczną ilością zapasów żywności i materyału opałowego, a chociaż na bok został przewrócony, była jednak nadzieja ocalenia jego ładunku.<br>
{{tab}}Altamont z całą osadą opuścił go przed dwoma miesiącami, zabrawszy tylko szalupę na sanie; chcieli oni przedostać się na zatokę Smith’a, na której mieli nadzieję napotkać wielorybników i z tymi zabrać się napowrót do Ameryki; lecz choroby i trudy podróży tak znękały tych nieszczęśliwych, że w końcu z trzydziestu ludzi, pozostał tylko kapitan z dwoma majtkami, a i z tych jeszcze Altamont ocalał prawdziwym tylko cudem Opatrzności.<br>
{{tab}}Hatteras chciał się od Amerykanina dowiedzieć, w jakim celu okręt ''Porpoise'' zapuścił się aż pod tak odległy stopień szerokości.<br><noinclude><references/></noinclude>
hjbv5a56shcq6gtax5b3kpvxbr1avbg
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/035
100
226096
3146997
1925709
2022-08-07T08:38:39Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||33}}</noinclude>{{tab}}Altamont dał do zrozumienia, że zostali uniesieni przez lody, którym się oprzeć nie zdołali.<br>
{{tab}}Hatteras niespokojnością dręczony, pytał go następnie o cel podróży.<br>
{{tab}}Altamont odpowiedział, że chciał przepłynąć przejście północno-zachodnie.<br>
{{tab}}Kapitan poprzestał na tem i nie zadawał już więcej pytań tego rodzaju.<br>
{{tab}}Wtedy doktór głos zabrał, odzywając się w te słowa:<br>
{{tab}}— Teraz wszystkie usiłowania nasze musimy zwrócić do odszukania statku ''Porpoise''; zamiast puszczać się na niepewne ku zatoce Bafińskiej, drogą o trzecią część krótszą możemy dojść do okrętu, na którym znajdziemy wszelkie środki dozwalające nam przezimować.<br>
{{tab}}— To najlepszy środek ze wszystkich, odezwał się Bell.<br>
{{tab}}— Tylko dodałbym, rzekł Johnson, że nie trzeba tracić ani chwili napróżno; czas naszej podróży, ściśle obliczyć i zastosować potrzeba do ilości zapasów jakie posiadamy, i corychlej puścić się w drogę.<br>
{{tab}}— Masz słuszność Johnsonie, powiedział doktór; jeśli wyjedziemy jutro, we wtorek 26-go {{pp|lu|tego}}<noinclude><references/></noinclude>
jrsseercdouqj9znmov6w7hgj2qwhxm
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/036
100
226102
3146999
1925711
2022-08-07T08:42:01Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||34}}</noinclude>{{pk|lu|tego}}, to na 15-go marca powinniśmy dojść do statku ''Porpoise'', gdyż inaczej pomarlibyśmy z głodu. Cóż mniemasz kapitanie?<br>
{{tab}}— Przysposobmy się co prędzej do drogi, rzekł kapitan i jedźmy, bo ona może być dłuższą aniżeli się spodziewamy.<br>
{{tab}}— Dla czego? zapytał doktór, ten człowiek jak się zdaje, dokładnie zna pozycyę swego okrętu.<br>
{{tab}}— A jeśli otaczające go lody poruszyły się i uniosły ze sobą, rzekł kapitan, jak się to raz z ''Forwardem'' przytrafiło?<br>
{{tab}}— To prawda, mówił doktór, mogło się i to zdarzyć.<br>
{{tab}}Johnson i Bell nie odezwali się wcale, pomnąc że sami byli ofiarami podobnego wypadku.<br
{{tab}}Lecz Altamont pilnie uważający rozmowę, dał znak doktorowi, że mówić pragnie; po długich tedy wypytywaniach i zboczeniach, Clawbonny dowiedział się, że ''Porpoise'' wywrócony przy samem wybrzeżu, nie mógł w żaden sposób być poruszonym, ze swego skalistego łożyska.<br>
{{tab}}Wiadomość ta uspokoiła czterech Anglików, ale zarazem odejmowała im wszelką nadzieję powrotu do Europy, chyba, żeby Bell z kawałków rozbitego statku, zbudować zdołał jaki niewielki okręcik. W każdym jednak razie, najpilniejszą rzeczą było<noinclude><references/></noinclude>
hrf0ne8q7dumpmpfx5nrrannkcqtl9r
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/037
100
226103
3147002
1925713
2022-08-07T08:46:08Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||35}}</noinclude>dostać się do miejsca, w ktorem statek rozbity się znajdował.<br>
{{tab}}Doktór ostatnie jeszcze zadał Amerykaninowi pytanie: czy znalazł morze z lodów oczyszczone pod ośmdziesiątym trzecim stopniem szerokości? — na które tenże przecząco odpowiedział.<br>
{{tab}}Na tem ukończono rozmowę, a zabrano się do przygotowań do podróży. Bell i Johnson zajęli się najprzód saniami które zupełnej wymagały reperacyi; przy robocie tej najlepszą wskazówką było doświadczenie nabyte w już odbytej wycieczce na południe. Wiedziano że trzeba się przygotować na przebywanie wielkich, głębokich śniegów; podniesiono zatem znacznie płozy, bo drzewa nie brakowało.<br>
{{tab}}W środku sań Bell urządził rodzaj łóżka, przykrytego płótnem z namiotu, a przeznaczonego dla Amerykanina. Niewielkie wcale zapasy, nie mogły zbytecznie sań obciążyć; za to nabrano drzewa ile tylko było można. Doktór układając zapasy żywności obliczał je z największą skrupulatnością, i z rachunku wypadło mu, że każdy z podróżnych będzie mógł tylko trzy czwarte zwykłej racyi dostawać, jeśli żywności ma wystarczyć na trzy tygodnie. Po całej porcyi przeznaczono dla każdego<noinclude><references/></noinclude>
o7vyhh33cl0a25bldkmcxitq7uvvq3d
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/038
100
226104
3147004
1925715
2022-08-07T08:52:23Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||36}}</noinclude>z psów pociągowych, do czego miał prawo i Duk, jeśli szedł w zaprzęgu.<br>
{{tab}}O siódmej godzinie wieczorem, sen tak morzył podróżnych, że musieli przerwać robotę i udać się na spoczynek; pierwej jednak zebrali się około pieca, w którym porządny rozniecono ogień. Biedni ludziska pozwolili sobie tego zbytku, którego od tak już dawna nie znali; kawałek mięsa suszonego, parę sucharów i kilka filiżanek gorącej kawy, przywróciły im dobry humor, do czego też nie mało przyczyniła się nadzieja, przybywająca z tak daleka i tak niespodzianie.<br>
{{tab}}O siódmej godzinie rano wzięto się znów do roboty, a około trzeciej po południu wszystko już było w zupełności gotowe.<br>
{{tab}}Mrok zapadał; słońce wprawdzie ukazywało się ponad horyzontem już od 31-go stycznia, lecz dawało ono jeszcze światełko i białe i krótkie; na szczęście o wpół do siódmej wschodził księżyc, którego blask na czystem niebie, dostatecznie oświecał drogę. Powietrze od kilku dni znacznie się oziębiło; termometr wskazywał trzydzieści siedm stopni poniżej zera.<br>
{{tab}}Nadeszła chwila odjazdu; Altamont z radością przyjął wiadomość o wyruszeniu w drogę, choć jazda po wybojach mogła powiększyć jego {{pp|cierpie|nia}}<noinclude><references/></noinclude>
loedt77k9gad7s23egji1nn4b4872qy
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/039
100
226105
3147005
1925717
2022-08-07T08:53:01Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||37}}</noinclude>{{pk|cierpie|nia}}; dał on do zrozumienia doktorowi, że na statku ''Porpoise'' znajdzie środki przeciw szkorbutowi, niezbędne do wyleczenia go z tej choroby.<br>
{{tab}}Przeniesiono go więc na sanie, i ułożono tam jak można najwygodniej; psy grenlandzkie wraz z Dukiem zostały zaprzężone, — i wtedy podróżni po raz ostatni rzucili okiem na miejsce, w którem stał kiedyś ''Forward.'' Na twarz Hatterasa wybiło chwilowe uczucie gniewu, lecz zapanował nad sobą. Przy pięknej, suchej pogodzie, orszak podróżny wyruszył w drogę i zatonął we mgle strony północno-zachodniej.<br>
{{tab}}Każdy zajął swoje zwyczajne miejsce: Bell stanął na czele wskazując drogę: doktór i Johnson szli po bokach sań, czuwając nad niemi i popychając je niekiedy, a Hatteras postępował z tyłu, zważając aby nie zbaczały z drogi przez swego przewodnika wytkniętej.<br>
{{tab}}Pochód był dość pośpieszny; przy nizkiej temperaturze lód był bardzo twardy i gładki — to znacznie ułatwiało posuwistość sań; zaprzęg z pięciu psów złożony, z łatwością ciągnął ładunek nie przenoszący dziewięciuset funtów. Pomimo to ludzie i zwierzęta męczyli się prędko i często dla odpoczynku zatrzymywać się musieli.<br><noinclude><references/></noinclude>
abeah3olx6qeot24x4oxl2paj7bqcw8
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/040
100
226107
3147003
1925719
2022-08-07T08:51:39Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||38}}</noinclude>{{tab}}Około siódmej godziny wieczorem, księżyc z pośród zamglonego horyzontu wychylił swe czerwonawe oblicze. Łagodne jego promienie przenikając przez atmosferę, rzucały blask, odbijający się w lodach czysto i jasno; w stronie północno-zachodniej, lodowe pole przedstawiało niezmierzoną, doskonale poziomą białą płaszczyznę. Żadnej nigdzie wyniosłości; zdawało się, że ta część morza zamarzła nagle, jak powierzchnia cichego jeziora.<br>
{{tab}}Była to rozległa pustynia, równa i jednostajna.<br>
{{tab}}Wrażenie jakie widok ten sprawił na umyśle doktora, objawił on swym towarzyszom.<br>
{{tab}}— Masz słuszność panie Clawbonny, powiedział na to Johnson; jestto pustynia, lecz nie możemy się obawiać, że pomrzemy w niej z pragnienia.<br>
{{tab}}— Korzyść widoczna, odrzekł doktór; jednakże ten ogrom rozległy każe mi wnioskować, że jesteśmy bardzo oddaleni od lądu; blizkość brzegów oznacza zwykle mnóstwo gór lodowych, których tu ani widać.<br>
{{tab}}— Bo horyzont bardzo jest zachmurzony, {{Korekta|odpopowiedział|odpowiedział}} Johnson.<br>
{{tab}}— Zapewne, ale od samego początku naszej podróży, stąpamy wciąż po tak równej i gładkiej przestrzeni, zdającej się nie mieć końca.<br><noinclude><references/></noinclude>
7pt20xiwm1ajew50wyfqh1c2jsm33mf
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/041
100
226108
3147001
1925721
2022-08-07T08:43:50Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||39}}</noinclude>{{tab}}— Wiesz panie Clawbonny, że niebezpieczną odbywamy przechadzkę. Można się wprawdzie do niej przyzwyczaić, można przestać myśleć o niebezpieczeństwie, ale niemniej gładka powierzchnia po której stąpamy, kryje pod sobą przepaści bezdenne.<br>
{{tab}}— Tak jest mój przyjacielu, ależ nie mamy się czego obawiać pod tym względem; przy mrozie trzydziesto-siedmio stopniowym, grubość i twardość tej białej skorupy jest bardzo wielka. Pamiętaj też, że ona coraz jeszcze więcej grubieje, bo pod tą szerokością, na dziesięć dni, przez dziewięć śnieg pada — nawet w kwietniu, nawet w maju, nawet w czerwcu. Sądzę, że największa grubość tej skorupy dochodzi do stóp trzydziestu lub czterdziestu.<br>
{{tab}}— Uspakajająca to pewność.<br />
{{tab}}— Nie jesteśmy jak ci łyżwiarze na Serpentine-river (rzeka w Hyde-park, w Londynie), którzy co chwila drżą z obawy, aby się pod niemi nie załamała wątła powłoka lodu; nam bynajmniej nie grozi takie niebezpieczeństwo.<br>
{{tab}}— A czy obliczono jaką lód posiada siłę oporu? zapytał stary marynarz, chcący się zawsze czegoś dowiedzieć.<br><noinclude><references/></noinclude>
bye4gsp7yutdmvyn9towpwv0alo3q37
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/042
100
226110
3147000
1925723
2022-08-07T08:42:41Z
Lord Ya
13160
/* Uwierzytelniona */ drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Lord Ya" />{{Numeracja stron||40}}</noinclude>{{tab}}— I z największą dokładnością, odpowiedział doktór, oprócz ambicyi ludzkiej, wszystko zresztą wymierzone i obliczone już jest na tym świecie. Bo czyż nie ona to pędzi nas ku tym morzom podbiegunowym, które człowiek koniecznie chce poznać? Ale wracając do twego pytania, odpowiem ci, że lód gruby na dwa cale, może utrzymać człowieka; przy grubości trzech cali i pół konia z jeźdcem; przy pięciu calach armatę ośmiofuntową; przy ośmiu artyleryę polną z całym zaprzęgiem, a nareszcie przy dziesięciu calach grubości armię całą, tłum niezliczony! Na miejscu po którem my stąpamy w tej chwili, możnaby bezpiecznie postawić komorę liwerpoolską, lub londyński pałac parlamentu.<br>
{{tab}}— Trudno doprawdy pojąć taką wytrzymałość, rzekł Johnson. Ale mówiłeś panie Clawbonny także o śniegu, tak często i obficie padającym w tych okolicach; fakt to jest jawny i zaprzeczać mu nie myślę; lecz wytłomacz mi zkąd się bierze taka ogromna ilość tego śniegu, bo skoro morze pokryte jest lodem, to nie może wydawać z siebie wilgotnych wyziewów tworzących chmury.<br>
{{tab}}— Słuszną jest twoja uwaga Johnsonie; lecz ja sądzę, że deszcze i śniegi jakie miewamy tu na północy, pochodzą z wody parowanej z mórz lub rzek<noinclude><references/></noinclude>
iabypawlkvs8cplm2obhhc79yd6l016
Szablon:PAGES NOT PROOFREAD
10
292653
3146915
3146125
2022-08-07T04:54:49Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.5.2
wikitext
text/x-wiki
263956
bdeg9pqt9nkwtxdrq3bvgym8fc9np4e
Szablon:ALL PAGES
10
292654
3146916
3146126
2022-08-07T04:54:59Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.5.2
wikitext
text/x-wiki
772464
53c7va0gi8tundz7pfofdg6min55i3l
Szablon:PR TEXTS
10
292655
3146917
3146127
2022-08-07T04:55:09Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.5.2
wikitext
text/x-wiki
230178
4j5qex54tulryb3pbfg2g9oz00co5bx
Szablon:ALL TEXTS
10
292656
3146918
3146128
2022-08-07T04:55:19Z
Phe-bot
8629
Pywikibot 7.5.2
wikitext
text/x-wiki
232775
skr2qq65tcxn6oafy8t7mrkel4ta1q4
Szablon:IndexPages/Podróż do Bieguna Północnego (Verne)
10
303931
3146978
3140640
2022-08-07T08:02:10Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>742</pc><q4>435</q4><q3>292</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>15</q0>
rxnrd4i4zbj4rioz06xqkvv0p6i50t0
3147007
3146978
2022-08-07T09:01:49Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>742</pc><q4>444</q4><q3>283</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>15</q0>
q9vbco4my0nf3bhwz8dzyjwd0uoflib
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/074
100
334875
3146691
2904299
2022-08-06T19:57:20Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 72 — }}</noinclude>drzewiny, skurczone, jawiły się kajś niekaj dygotliwym cieniem, kieby z tych skłaczonych, szklistych mgieł uczynione, i naglądały w staw ledwie siniejący, że jeno z pod skołtunionych przysłon grążył się drżący, cichy bulgot kropel, bijących nieustannie w wodę, a wszędy szła plucha, że świata bożego ledwie dojrzał, i pusto było jeszcze.<br>
{{tab}}Dopiero kiej sygnaturka jęła pojękiwająco przedzwaniać, zaczerwieniły się gdzie niegdzie przyodziewy kobiet, przebierających się suchszemi miejscami do kościoła.<br>
{{tab}}Hanka przyśpieszała, rachując, że może się z Jambrożym spotka już na skręcie przed kościołem, ale nie wyszedł jeszcze, jeno, jak co dnia o tej porze, kręcił się przed stawem ślepy koń księdzowy, ciągając na płozach beczkę, przystawał wciąż i utykał na wybojach, jeno węchem zmierzając ku wodzie, bo parob był właśnie przykucnął od pluchy w opłotkach i kurzył papierosa.<br>
{{tab}}I wraz też przed plebanję zajeżdżała bryczka w spaśne kasztanki, z której wysiadał tłusty i czerwony ksiądz z Łaznowa.<br>
{{tab}}— Spowiedzi słuchał będzie, a to i dobrodzieja ze Słupi jeno co patrzeć.<br>
{{tab}}Pomyślała, obzierając się napróżno za Jambrożym, że wnet ruszyła pobok kościoła, drogą barzej jeszcze błotną, bo obsadzoną rzędami wielgachnych topoli, ale tak potopionych w szarudze, że jakby za szybą zapoconą majaczyły ruchającemi się cieniami; minęła karczmę i wzięła się na prawo roztapianą, polną dróżką.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h2itqdnn21d6tfbdoen5oedg7j4we8c
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/076
100
334877
3146704
2904303
2022-08-06T20:04:22Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 74 — }}</noinclude>{{tab}}— Bóg ci zapłać za dobrość, w porę to choćby odrobkiem odpłacę.<br>
{{tab}}— Ze szczerego serca dawam, nie za odrobek. Kumałam się niezgorzej z biedą i wiem, jak ta suka gryzie, pamiętam... — szepnęła żałośnie.<br>
{{tab}}— Człowiek całe życie przyjacielstwo z nią trzyma, że chyba do grobu przed nią uciecze. Miałam niecoś zapasnego grosza; myślałam: na zwiesnę kupię jakiego prosiaka, podkarmię i na kopania przyrosłoby kilka złotych. Stachowim dać musiała kilkanaście złotych, tu grosz, tam dwa, i kiej ta woda wyciekło wszystko, a nowego się nie złoży. Tyleśmy się dorobili, że z gromadą trzymał!..<br>
{{tab}}— Nie powiadaj bele czego, po dobrej woli poszedł z drugimi, swojego się dobijać, i wy tam jaką morgę lasu mieć będziecie...<br>
{{tab}}— Będzie!.. nim słońce wzejdzie, oczy rosa wyje: któren pieniądz ma, temu duda gra, a ty biedaku handluj głodem i ciesz się, że jeść kiedyś będziesz!..<br>
{{tab}}— Braknie ci to czego? — spytała nieśmiało.<br>
{{tab}}— A cóż to mam? Tyle co Żyd, albo młynarz na borg dadzą! — zawołała, rozwodząc ręce z rozpaczą.<br>
{{tab}}— Nie poredzę ci, żebym i z duszy chciała: nie na swojem jestem i sama oganiać się muszę, kiej od psów, i pilnować, by mnie nie wyciepnęli z chałupy... że już nieraz i rozum odchodzi z turbacji!<br>
{{tab}}Wspomniała się jej noc dzisiejsza.<br>
{{tab}}— Zato Jagusię o nic głowa nie zaboli: nie taka głupia, używa se dowoli...<br>
{{tab}}— Jakże?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dhtxk18m2zf50fyhdzmf7qjql6zvg1d
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/077
100
334878
3146708
2904305
2022-08-06T20:07:06Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 75 — }}</noinclude>{{tab}}Podniosła się, niespokojnemi oczyma ogarniając siostrę.<br>
{{tab}}— Nic wielkiego, jeno to, że się nażyje dobrego po grdykę; stroi się, po kumach spaceruje i święto se robi co dnia. Wczoraj, na ten przykład, widzieli ją z wójtem w karczmie, w alkierzu siedzieli, a Żyd ledwie nadążył donosić półkwaterki... Nie taka głupia, by starego żałowała... — dorzuciła przekąśliwie.<br>
{{tab}}— Wszystko swój koniec ma! — szepnęła ponuro Hanka, naciągając zapaskę na głowę.<br>
{{tab}}— Ale co się naużywa, tego jej nikto nie odbierze: mądra jucha...<br>
{{tab}}— Łacno o rozum temu, któren się na nic nie ogląda! Hale, wieprzka dzisiaj szlachtujemy, zajrzyj na odwieczerzu, pomożesz... — przerwała te gorzkie wywody Hanka i wyszła.<br>
{{tab}}Zajrzała do ojca na drugą stronę, do dawnej swojej izby: stary ledwie był widny w barłogu, jeno postękiwał zcicha.<br>
{{tab}}— Ociec, co to wama jest?<br>
{{tab}}Przykucnęła przy nim.<br>
{{tab}}— Nic, córuchno, nic, tyle, że me febra trzęsie i w dołku okrutnie ściska...<br>
{{tab}}— A bo tu ziąb i wilgoć, kiej na dworze. Wstańcie i przyjdźcie do nas, dzieci przypilnujecie, bo wieprzka bijemy. Jeść się wama nie chce?<br>
{{tab}}— Jeść!.. juści ździebko... bo to zapomniały mi wczoraj dać... jakże... i sami jeno ziemniaki ze solą... a to Stacho w kryminale... Przyjdę, Hanuś, przyjdę... — pojękiwał radośnie, gramoląc się z barłogu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
si5kaykms8eet51bfzr6o8t8yedhzqu
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/078
100
334879
3146713
2904307
2022-08-06T20:13:14Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 76 — }}</noinclude>{{tab}}Hanka zaś, pełna myśleń o Jagnie, które ją bodły, kiej te noże ostre, poleciała śpiesznie do karczmy, czynić zakupy.<br>
{{tab}}Juści, że już teraz Żyd nie żądał zgóry pieniędzy, a jeno skwapliwie odważał i odmierzał, czego zechciała, jeszcze podsuwając pod oczy coraz to nowe la zachęty.<br>
{{tab}}— Niech Jankiel daje, co mówię!.. nie dzieckom, wiem, poco przyszłam i czego mi potrza! — zgromiła go wyniośle, nie wdając się w rozmowę.<br>
{{tab}}Żyd się jeno uśmiechał, bo i tak nabrała za kilkanaście złotych, jako że gorzałki wzięła więcej, aby już i na święta starczyło, a przytem chleba pytlowego, parę rządków bułek, śledzi coś z mendel, a nawet wkońcu dobrała małą buteleczkę araku, że ledwie mogła udźwignąć tobół.<br>
{{tab}}— Jagna może używać, a ja to pies? haruję przecie kiej wół!<br>
{{tab}}Myślała tak, wracając do domu, ale żal się jej zrobiło wydatku zbędnego, iż gdyby nie wstyd, byłaby arak odniesła Żydowi.<br>
{{tab}}W chałupie już zastała niemały rwetes przygotowań. Jambroży nagrzewał się przed kominem, wiodąc swoim zwyczajem przekpinki z Jagustynką, tęgo zajętą wyparzaniem statków, aż para zapełniła całą izbę.<br>
{{tab}}— Czekałem na was, by przedzwonić pałą po łbie świntuchowi!<br>
{{tab}}— Żeście to pośpieszyli tak rychło!<br>
{{tab}}— Rocho me zastępuje w zakrystji, Walek księży zakalikuje organiście, a Magda kościół podmiecie. Narychtowałem wszystko, by ino wama zawodu nie {{pp|zro|bić}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hxqq0jqf28q0no3rbbkqsg6ghymlnra
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/080
100
334881
3146722
2904310
2022-08-06T20:17:05Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 78 — }}</noinclude>{{tab}}— Babciu, wama byłby już czas siąść na pokutę w kruchcie i te paciorki prząść, a nie ogadywać drugich!<br>
{{tab}}— Poczekam, byś siadł wpodle, kuternogo!<br>
{{tab}}— Mam czas, pierwej waju pięknie przedzwonię i łopatą oklepię...<br>
{{tab}}— Nie tykajcie me, bom zła! — warknęła cicho.<br>
{{tab}}— Kijaszkiem się zastawię i nie ugryziecie, a ząbków szkoda, ile że ostatnie...<br>
{{tab}}Jagustynka cisnęła się ze złością, ale nie odrzekła, bo i właśnie Hanka nalewała kieliszek, przepijając do nich, a Jóźka podała śledzia, którego otrząskał o drewno nogi, ze skóry ołupił, na wąglikach przypiekł i ze smakiem zjadł.<br>
{{tab}}— Dosyć zabawy! do roboty, ludzie! — zawołał naraz, zrzucając kożuch, zakasał rękawy, poostrzył jeszcze na osełce noża, wziął z kąta tęgą pałę od rozcierania ziemniaków la świń i ruszył żwawo na dwór.<br>
{{tab}}Wszyscy też poszli za nim w podwórze, on zaś z Pietrkiem wywodził z chlewu opierającego się silnie wieprzka.<br>
{{tab}}— Nieckę na krew, a prędko! — krzyknął.<br>
{{tab}}Przynieśli wnet, wieprzek czochał się o węgieł i pokwikiwał zcicha...<br>
{{tab}}Stali kołem, w milczeniu patrząc w jego białe boki i tłusty, obwisły brzuch, a moknąc galanto, bo deszcz mżył coraz gęstszy i mgły zwalały się na sad. Łapa jeno naszczekiwał, obiegając dokoła. Jakieś kobiety przystawały w opłotkach i kilkoro dzieci wieszało się na płotach, ciekawie naglądając.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qm78hengp84ymrasuwxhr2xp3ygkkog
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/082
100
334884
3146734
2904313
2022-08-06T20:24:44Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 80 — }}</noinclude>{{tab}}Zrazu sprawiali się cicho, często obzierając się na chorego, ale że się nie poruchiwał nawet, zabaczyli wnet o nim, mocno zajęci wieprzkiem, któren nie zawiódł przewidywań, bo słoninę na grzbiecie miał grubą dobrze na sześć palców i sielne sadło.<br>
{{tab}}— Zaśpiewalim mu, przewieźlim, czas go już gorzałką skropić! — wołał Jambroży, myjąc ręce nad korytem.<br>
{{tab}}— Chodźcie na śniadanie, znajdzie się czem przepić.<br>
{{tab}}Juści, że nim się zabrał do ziemniaków z barszczem, wypił z niezgorszą przylewką, ale przy jadle siedział krótko, wnet się zabierając do roboty i wszystkich poganiając, zwłaszcza Jagustynkę, z którą pospólnie robił, że to zarówno się znała na soleniu i przyprawie mięsa.<br>
{{tab}}Hanka też pomagała, co ino mogła, Jóźka zaś rada czepiała się bele czego, by ino przy wieprzku ostawać i w chałupie.<br>
{{tab}}— Pomagaj gnój nakładać, niech prędko wywożą, bo widzi mi się, że dzisiaj nie skończą próżniaki! — krzyczała na nią.<br>
{{tab}}Z żalem juści niemałym leciała w podwórze, całą złość wywierając na chłopaków, że cięgiem słychać było jej jazgoty — bo i jakże!.. wyganiała ją, kiej w chałupie czyniło się coraz gwarniej, bo co trocha wpadała jaka kuma, zamawiając się bele czem, po sąsiedzku, a ujrzawszy wiszącego wieprzka, rozwodziła ręce i dalejże na głos wydziwiać, że taki wielgachny, taki spaśny, jakiego nie miał i młynarz, albo organista.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s0brwf9i91tv5hkfkvirznz8x3h0x8n
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/083
100
335004
3146750
2904314
2022-08-06T20:33:22Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 81 — }}</noinclude>{{tab}}Hanka była tem wielce rozradowana, puszyła się sielnie, że szlachtuje świniaka, i choć było jej nieco żal gorzałki, trudno, skoro musiała, jak to było we zwyczaju u gospodarzy przy takiem święcie, częstowała, chleb z solą podając na przegryzkę i rada słuchając tych słówek przypochlebnych i ugwarzając się niemało, bo to ledwie jedna za próg, już drugie w sieniach trepy z błota obijały, wstępując niby po drodze do kościoła i na te krótkie Zdrowaś — że kiej na odpust waliły, a dzieci się też sporo plątało po kątach, i do okien zaglądając, aż je nieraz Jóźka musiała rozganiać.<br>
{{tab}}Bo to i we wsi czynił się ruch nadspodziewanie, coraz więcej ludzi człapało po drogach, to wozy z drugich wsi raz po raz turkotały, że nad stawem, kieby w procesji, wciąż się czerwieniły babskie przyodziewy, naród bowiem ciągnął do spowiedzi, nie bacząc na złe drogi, ni na dzień płaksiwy, przykry a tak zmienny, iż co kilka pacierzów padał deszcz, to ciepły wiater przewalał się po sadach, albo zaś nawet sypały śnieżne krupy grube, kiej pęczak, a przyszedł i taki czas, że słońce przedarło się z chmur i kieby złotem posuło świat — jak to zresztą zwyczajnie bywa na pierwszą zwiesnę, kiej czas podobien się czyni w matyjaśności do dziewki poniektórej, której to posobnie i śmiech, i płacz, i wesele, i żałoście biją do głowy, a sama nie miarkuje, co się z nią wyprawia.<br>
{{tab}}Juści, że ta u Hanki nikto na pogodę nie baczył i robota a pogwary szły, jaże się rozlegało. Jambroży się zwijał, poganiał drugich, przekpinki wedle zwyczaju wiódł, ale że musiał co parę pacierzy do kościoła {{pp|za|glądać}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s62zoz4dxi00fkb04oevc5xnjum710q
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/084
100
335008
3146761
2904315
2022-08-06T20:39:23Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 82 — }}</noinclude>{{pk|za|glądać}}, czy tam wszystko sprawnie idzie, to na ziąb narzekał i o rozgrzewkę wołał:<br>
{{tab}}— Pousadzałem dobrodziejów, narodem ich obwaliłem, że do połednia się nie ruszą.<br>
{{tab}}— Hale, Łaznowski proboszcz długo nie strzyma: powiadali, że mu gospodyni cięgiem porcenelę podawać musi!<br>
{{tab}}— Babciu, pilnujcie nosa, poniechajcie księży!<br>
{{tab}}Nie lubił tego.<br>
{{tab}}— A o tym ze Słupi też powiadają, że zawdy przy spowiedzi flaszuchnę z pachnącem w garści trzyma i nos se przytyka, bo mu ano naród śmierdzi, że po każdym wyspowiadanym złe powietrze chustką rozgania i wykadza...<br>
{{tab}}— Zawrzyjcie gębę: wara wam od księży! — wybuchnął zeźlony.<br>
{{tab}}— Rocho są w kościele? — podjęła śpiesznie Hanka, również wielce nierada pyskowaniom Jagustynki.<br>
{{tab}}— Siedzą od samego rana, do Mszy służył i co potrza obrządza.<br>
{{tab}}— A kajże to Michał?<br>
{{tab}}— Poszedł z organiściakiem do Rzepek, po spisie.<br>
{{tab}}— Gęsią orze, piaskiem sieje i niezgorzej im się dzieje! — westchnął Jambroży.<br>
{{tab}}— Jeszczeby! już najmniej jak za każdą duszę zapisaną jajko dostają...<br>
{{tab}}— A za kartki do spowiedzi osobno przeciek bierze po trzy grosze z duszy. Co dnia widzę, jakie torby dygują z różnościami. Samych jajów sprzedała {{pp|orga|niścina}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0fnabzba8csug59s3soznue0e1j92gc
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/085
100
335198
3146779
2904320
2022-08-06T20:52:16Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 83 — }}</noinclude>{{pk|orga|niścina}} w zeszłym tygodniu coś dwadzieścia i dwie kopy — rzekła Jagustynka.<br>
{{tab}}— Kiej nastał, to pono piechty przyszedł z jednym węzełkiem, a terazby go i we cztery dworskie wozy nie wywiózł.<br>
{{tab}}— Organista z górą dwadzieścia roków w Lipcach siedzi, parafja duża, pracuje, zabiega, grosza szczędzi, to się i dorobił — tłumaczył Jambroży.<br>
{{tab}}— Dorobił się! Drze z narodu, jak ino może, a nim co komu zrobi dobrze, w garście cudze patrzy, po trzydzieści złotych od pochowku bierze zato, co ta pobeczy po łacińsku i na organach poprzebiera.<br>
{{tab}}— Zawdy uczony jest we swoim i nieraz dobrze musi się nagłowić!<br>
{{tab}}— Juści, że nauczny, kaj cieni beknąć, a kaj grubiej i jak wycyganiać.<br>
{{tab}}— Jenszyby przepił, a ten syna na księdza kieruje.<br>
{{tab}}— To i honor będzie miał niemały i profit! — dogadywała stara zajadle.<br>
{{tab}}Przerwali w najlepszem miejscu, gdyż Jaguś wpadła, stając naraz w progu kiej wryta.<br>
{{tab}}— Dziwujesz się wieprzkowi? — zaśmiała się Jagustynka.<br>
{{tab}}— Nie mogliście to po swojej stronie szlachtować! Izbę mi całkiem zapaskudzą — wykrztusiła, w ponsach cała stając.<br>
{{tab}}— Masz czas, to se wymyjesz! — odrzekła zimno, z naciskiem, Hanka.<br>
{{tab}}Jaguś cisnęła się naprzód kieby do kłótni, ale dała spokój, zakręciła się jeno po izbie, wzięła różańce<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2rtnho91q9krndx1erj3y8271qjteyw
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/086
100
335199
3146859
2904322
2022-08-06T22:06:34Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 84 — }}</noinclude>z pasyjki, a przyokrywszy rozbabrane łóżko jakąś chuściną, wyszła bez słowa, choć wargi trzęsły się jej ze złości utajonej.<br>
{{tab}}— Pomoglibyście, tyle roboty! — powiedziała jej w sieniach Jóźka.<br>
{{tab}}Wywarła na nią gębę w takiej złości, że nawet słów nie można było rozeznać, i poleciała jak wściekła. Witek za nią wyjrzał i mówił, jako prościutko do kowala się poniesła.<br>
{{tab}}— A niech se idzie: poskarży się ździebko, to jej ulży!<br>
{{tab}}— Wojować wama znowuj przyjdzie! — zauważyła ciszej Jagustynka.<br>
{{tab}}— Moiście, dyć jeno wojną żyję! — odparła spokojnie, choć trwożna była, boć rozumiała, że musi tu lada chwila przylecieć kowal i bez srogiej kłótni się nie obędzie.<br>
{{tab}}— Ino ich patrzeć! — szepnęła ze współczuciem Jagustynka.<br>
{{tab}}— Nie bójcie się, wytrzymam, nie ustraszą me — ozwała się z uśmiechem.<br>
{{tab}}Jagustynka aż głową pokiwała z podziwu nad nią, spoglądając porozumiewawczo na Jambroża, któren właśnie składał robotę.<br>
{{tab}}— Zajrzę do kościoła, południe przedzwonię i zaraz na obiad wrócę! — rzekł.<br>
{{tab}}Jakoż wrócił rychło, opowiadając, że już księża przy stole siedzą, że młynarz przysłał ryb cały więcierz, i że po obiedzie będą jeszcze spowiadali, gdyż siła narodu czeka.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
28pp52pu35rfi6ionimm0mftpecwfz2
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/087
100
335201
3146867
2904324
2022-08-06T22:12:45Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 85 — }}</noinclude>{{tab}}Po prędkim i krótkim obiedzie, jeno tęgo zakropionym, bo Jambroży wyrzekał żałośliwie, jako gorzałka za słaba do tak przesłoniałych śledzi, wzięli się znowu do roboty.<br>
{{tab}}Właśnie był Jambroży ćwiertował wieprza i obrzynał mięsiwo na kiełbasy, a Jagustynka, rozłożywszy połcie na stole, uczynionym ze drzwi, narzynała słoninę, troskliwie ją przesalając, gdy wleciał kowal.<br>
{{tab}}Widno mu było z twarzy, że ledwie się hamował.<br>
{{tab}}— Nie wiedziałem, żeście aż tylego wieprzka sobie kupili! — zaczął z przekąsem.<br>
{{tab}}— A kupiłam i szlachtuję, widzicie!<br>
{{tab}}Strach ją ździebko przejął.<br>
{{tab}}— Sielny wieprzak, daliście ze trzydzieści rubli.<br>
{{tab}}Oglądał go pilnie.<br>
{{tab}}— A słoninę to ma grubą, że szukać! — zaśmiała się stara, podsuwając mu pod oczy połeć.<br>
{{tab}}— I... niecałe trzydzieści dałam, niecałe! — odpowiedziała z prześmiechem Hanka.<br>
{{tab}}— Borynowy wieprzek! — wybuchnął naraz, nie mogąc już powstrzymać złości.<br>
{{tab}}— Jaki to zmyślny: nawet po ogonie rozpozna czyj! — szydziła stara.<br>
{{tab}}— Niby jakiem prawem żeście zarżnęli — zakrzyczał wzburzony.<br>
{{tab}}— Nie wykrzykujcie, bo tu nie karczma, a takiem prawem, że Antek przez Rocha przykazały go zarznąć.<br>
{{tab}}— Cóż tu Antek ma do rządzenia? jego to?<br>
{{tab}}— A juści, że jego!<br>
{{tab}}Skrzepła już w sobie, nabrała mocy do walki.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gmwbuugh2c6mqxop4j2xp3thh147oj5
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/088
100
335204
3146870
2904326
2022-08-06T22:15:01Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 86 — }}</noinclude>{{tab}}— Do wszystkich należy!.. drogo wy za niego zapłacicie!<br>
{{tab}}— Nie przed tobą będziem zdawać sprawę!<br>
{{tab}}— Ino przed kim? Do sądu pójdzie skarga.<br>
{{tab}}— Cichojcie, przywrzyjcie pysk, bo chory tu ano leży, a jego to wszyćko...<br>
{{tab}}— Ale wy będziecie jedli.<br>
{{tab}}— Pewnie, że wama nie dam i powąchać.<br>
{{tab}}— Pół świni dacie i piekła wam robić nie będę — szepnął łagodniej.<br>
{{tab}}— I jednego kulasa przez mus nie dostaniecie.<br>
{{tab}}— To po dobroci dacie tę oto ćwierć i połeć słoniny.<br>
{{tab}}— Antek każe wam dać, to dam, ale bez jego przykazu ni kosteczki.<br>
{{tab}}— Wściekła się baba!.. Antków to wieprzek czy co? — złość go znowu ponosiła.<br>
{{tab}}— Ojcowy, to jakby było Antkowy, bo skoro ociec chorzy, to on tu rządzi za niego i jego głową wszyćko stoi. A potem będzie, jak Pan Jezus da...<br>
{{tab}}— W kreminale niech se rządzi, jak mu pozwolą... Smakuje mu gospodarka, powloką go w kajdanach na Sybir i tam se będzie gospodarzył! — wykrzyknął spieniony.<br>
{{tab}}— Wara ci od niego!.. może i powleką... jeno, że i tak nie ogryziesz tych zagonów, byś latego i gorszym jeszcze Judaszem stał się la narodu! — mówiła groźnie, roztrzęsiona nagłym strachem o męża.<br>
{{tab}}Kowalowi aż kulasy zadygotały i ręce jęły drżeć i trzepać się po odzieniu, taką chęć poczuł za gardziel<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3p26lkjisgbq5jwrzzld0ojjp36ca21
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/089
100
335206
3146872
2904328
2022-08-06T22:17:06Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 87 — }}</noinclude>ją chycić, powlec po izbie i skopać, ale się jeszcze zdzierżył: ludzie byli — jeno ciskał w nią rozsrożonemi ślepiami, słowa nie mogąc wykrztusić. Ale ona się nie ulękła, bierąc nóż do krajania mięsa i bystro a urągliwie patrząc w niego, aż przysiadł na skrzyni, papierosa skręcał i czerwonemi ślepiami izbę oblatywał, rozważając cosik w sobie i kalkulując, bo wstał rychło i rzekł dobrotliwie:<br>
{{tab}}— Chodźcieno na drugą stronę, rzeknę coś waju na zgodę.<br>
{{tab}}Otarłszy ręce, poszła, pozostawiając wywarte naoścież drzwi.<br>
{{tab}}— Nie chcę się z wami prawować i kłócić — zaczął, zapalając papierosa.<br>
{{tab}}— Bo nic ze mną nie zwojujecie!<br>
{{tab}}Uspokoiła się znowu.<br>
{{tab}}— Mówił co jeszcze ociec wczoraj?<br>
{{tab}}Łagodny już był, uśmiechał się do niej.<br>
{{tab}}— Ni... leżał cicho, jako i dzisiaj leży...<br>
{{tab}}Podejrzliwa czujność w niej wstała.<br>
{{tab}}— Wieprzak fraszki, małe ptaszki, zarzynajcie go sobie i zjedzcie, wasza wola... nie moja strata. Człowiek nieraz plecie, czego potem żałuje. Nie pamiętajcie, com rzekł! O ważniejszą sprawę idzie... Wiecie, powiadają na wsi, jako ociec mają mieć sporo gotowego grosza gdziesik w chałupie schowanego... — Przerwał, wwiercając się oczyma w jej twarz. — Opłaciłoby się poszukać, broń Boże śmierci, to jeszcze się kaj zapodzieją, albo kto obcy złapie.<br>
{{tab}}— A powie to, kaj schował!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
argp82xic2sggll5mbobgo3qnidjio7
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/090
100
335211
3146873
2904332
2022-08-06T22:19:16Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 88 — }}</noinclude>{{tab}}Głęboką nieprzenikliwość miała w oczach.<br>
{{tab}}— Wamby wyśpiewał, byście go ino mądrze za język pociągnęli.<br>
{{tab}}— Niech ino mu rozum przyjdzie, popróbuję wypytać...<br>
{{tab}}— Byście mądrą byli i język za zębami trzymali, to o tem, gdyby się pieniądze znalazły, możem ino na spółkę wiedzieć. Znalazłby się większy grosz, toby było łacniej i Antka wykupić z kreminału... a poco drugie wiedzieć mają?.. Jagna ma dosyć zapisu... i możnaby też na proces mieć, by jej te morgi wyprawować... A Grzeli mało to posyłali do wojska! — szepnął, nachylając się do niej.<br>
{{tab}}— Prawdę mówicie... juści... — jąkała, strzegąc się, by z czem się nie wyrwać.<br>
{{tab}}— Rachuję, że musiał kaj w chałupie schować... jak uważacie?<br>
{{tab}}— Wiem to, kiej mi o tem ni słówkiem nie natrącił?..<br>
{{tab}}— O zbożu wam cosik wczoraj prawił... nie baczycie to? — podsuwał.<br>
{{tab}}— Juści, że o siewach wspominał.<br>
{{tab}}— I o beczkach cosik powiadał — przypominał, nie spuszczając z niej oczu.<br>
{{tab}}— Jakże! boć w beczkach stoi zboże do siewu! — zawołała, niby nie rozumiejąc.<br>
{{tab}}Zaklął zcicha, ale się teraz utwierdzał coraz bardziej, że ona coś wie; wyczytał to z jej twarzy zamkniętej i z oczu zbyt przyczajonych i trwożnych.<br>
{{tab}}— A com waju zawierzył, nie rozpowiadajcie...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qfihdg54x23es3upazgk32ikinx1md5
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/091
100
335214
3146877
2904334
2022-08-06T22:22:00Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 89 — }}</noinclude>{{tab}}— Pleciuch to jestem, któremu pilno z nowinkami po kumach?..<br>
{{tab}}— Dyć przestrzegam ino... Ale pilnujcie dobrze, bo skoro już raz staremu zaświtało we łbie, to może mu się lada pacierz całkiem rozwidnić...<br>
{{tab}}— No... niechby przyszło do tego co rychlej!..<br>
{{tab}}Obrzucił ją lepkiemi ślepiami raz i drugi, poskubał wąsów i wyszedł, odprowadzany jej oczyma, pełnemi przytajonej szydliwości.<br>
{{tab}}— Judasz, ścierwo, zbój!<br>
{{tab}}Buchnęła nienawiścią, postępując za nim parę kroków; boć to nie po raz pierwszy ciska jej w oczy groźby i strachania, że Antka na Sybir poślą i do taczek przykują.<br>
{{tab}}Juści, że nie całkiem wierzyła, rozumiejąc, iż głównie przez złość pyskuje, aby ją przetrwożyć i bez to łacniej z chałupy wygryźć.<br>
{{tab}}Ale mimo to, żarła ją trwoga o niego niemała. Przewiadywała się też nieraz i kaj jeno mogła, co go może za kara spotkać, miarkując ze smutkiem, iż całkiem na sucho ujść mu nie ujdzie.<br>
{{tab}}— Po prawdzie, że ojca rodzonego bronił, ale borowego zakatrupił, to juści pokarać go muszą, jakże...<br>
{{tab}}Mówili co rozważniejsi, że się nijakiej prawdy dobić nie mogła, bo kużden inszą wywodził. Adwokat w mieście, do którego ją ksiądz z listem posłał, powiedział, jako może być różnie: i całkiem źle, i niezgorzej, trza jeno pieniędzy na sprawę nie skąpić i cierpliwie czekać. We wsi zaś najbardziej ją trwożyli, że to kowal podmawiał swoje wymysły i wszystkich podrychtowywał.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r40tikl4wpf254mzm7cuo31e0nhbse4
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/093
100
335218
3146878
2904336
2022-08-06T22:25:47Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 91 — }}</noinclude>{{tab}}— Cie... komu sygnaturka sprawia, że bije się pięścią pokutnie, a drugiemu zaś flaszkowy pobrzęk to czyni, że wpodle za kieliszkiem maca...<br>
{{tab}}— Leży se ten chudziaczek, leży, i o bożym świecie nie wie! — zawołała żałośnie nad Boryną.<br>
{{tab}}— I jadł kiełbasy nie będzie i gorzałki nie posmakuje! — ciągnęła tym samym sposobem, a wielce szydliwie Jagustynka.<br>
{{tab}}— Wama ino prześmiechy na pamięci! — zestrofowała ją gniewnie.<br>
{{tab}}— A cóżto? płakaniem biedy se odejmę. Tyla mojego, co się pośmieję.<br>
{{tab}}— Kto sieje zło, niech se smutki zbiera i pokutę odprawuje!..<br>
{{tab}}— Niedarmo powiadają, że Jambroż, choć przy kościele służy, a gotów sięby i z grzychem pokumać, by jeno pofolgować i użyć! — rzekła wyniośle Dominikowa, obrzucając go srogiemi oczyma.<br>
{{tab}}— Przeciwić się dobremu i ze złem kumać potrafi, któren jeno nie baczy, jaką potem weźmie zapłatę — dodała ciszej, jakby grożąc.<br>
{{tab}}Milczenie padło na izbę. Jambroż zakręcił się gniewnie, ale zdzierżał w sobie ostrą odpowiedź, boć wiedział, że i tak każde jego słowo znał będzie dobrodziej najpóźniej jutro po mszy; niedarmo Dominikowa przesiadywała cięgiem w kościele... A i reszta zwarzyła się też pod jej sowiemi ślepiami; nawet nieustępliwa Jagustynka przymilkła trwożnie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i96x62kvwkplrk7v5dw0anryih4sc1d
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/094
100
335220
3147008
2904338
2022-08-07T09:04:42Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 92 — }}</noinclude>{{tab}}Jakże, cała wieś się jej bojała; już pono niejeden poczuł na sobie moc jej złych ślepiów, niejednego już pokręciło albo rozchorzał, gdy nań urok rzuciła.<br>
{{tab}}Pracowali w cichości z pochylonemi trwożnie twarzami, że jeno jej biała gęba, sucha i poradlona, kieby z blichowanego wosku, nosiła się po izbie. Nie odzywała się również, zabierając się z Jagną do pomagania tak ostro, że Hanka wzbronić nie śmiała.<br>
{{tab}}Że zaś Jambroża odwołał księży parobek do kościoła, ostały jeno same, pilnie układając mięso i połcie w cebrzyki a beczkę.<br>
{{tab}}— Po tej stronie w komorze będzie chłodniej la mięsa, mniej się w izbie pali... — zarządziła stara, wraz zataczając statki z Jagusią.<br>
{{tab}}Tak się to prędko stało, że, nim się Hanka mogła sprzeciwić, nim pomiarkowała, już one powtaczały do komory, więc srodze rozeźlona zaczęła śpiesznie przenosić na swoją stronę, co ino pozostało, przywołując Jóźkę i Pietrka do pomocy.<br>
{{tab}}O samym zmierzchu, gdy już zapalili światło, zabrali się pośpiesznie do robienia kiełbas, kiszek i onych grubaśnych salcesonów. Hanka siekała mięso z jakąś ponurą wściekłością, tak była jeszcze wzburzona.<br>
{{tab}}— Nie zostawię w tamtej komorze, żeby zechlała albo wyniesła! Niedoczekanie twoje! To ci fortelnica! — szepnęła wreszcie przez zęby.<br>
{{tab}}— Rano, pocichuśku, jak pójdzie do kościoła, przenieść wszystko do swojej komory i będzie po krzyku! Nie odbije wam przecie! — radziła Jagustynka, szprycując mięso w długachne flaki, że się skręcały po<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
109eqnopxyi8b7ymh0t3rmu4peyyhc0
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/096
100
335222
3147010
2904340
2022-08-07T09:09:36Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 94 — }}</noinclude>{{tab}}— A to ksiądz z Panem Jezusem jedzie do kogoś!... — objaśniał Bylica, akuratnie wchodząc do izby.<br>
{{tab}}— Któżby zachorzał? nie słychać było!...<br>
{{tab}}— Za wójtową chałupę pojechali! — krzyknął przez okno zadyszany Witek.<br>
{{tab}}— Ani chybi do któregoś z komorników...<br>
{{tab}}— A może do waszych, do Pryczków, tam, ano siedzą...<br>
{{tab}}— Hale! zdrowe były: takim ścierwom nic się złego nie stanie — szepnęła Jagustynka, ale, chociaż w niezgodzie żyła z dziećmi, a w ciągłych procesach, zadrżała:<br>
{{tab}}— Przewiem się nieco i zaraz przyletę...<br>
{{tab}}Wybiegła śpiesznie.<br>
{{tab}}Ale kawał wieczoru się przewlekło i Jambroży zdążył znawrotem, a ona nie powróciła; właśnie był stary powiadał, iż księdza wzywali do Agaty, Kłębowej krewniaczki, co to w sobotę z żebrów przyciągnęła.<br>
{{tab}}— Jakże? nie u Kłębów to siedzi?<br>
{{tab}}— U Kozłów, czy ta u Pryczków pono się przytuliła na skonanie.<br>
{{tab}}Tyle jeno o tem przerzekli, zajęci wielce robotą, jeszcze i bez to opóźnianą, że Jóźka, a to i sama Hanka, cięgiem odbiegały roboty, by lecieć w podwórze do wieczornych obrządków.<br>
{{tab}}Wieczór się ciągnął zwolna i przykrzył się wielce a dłużył, że to i ciemnica zwaliła się na świat, iż pięści nie dojrzał, deszcz zacinał ziębiący, wiater ciepał się raz po raz o ściany i tratował sady, że drzewiny z {{pp|szu|mem}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4uzl4gte6q0ijit1tvwbgqe93qx8lan
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/097
100
335223
3147011
2904343
2022-08-07T09:13:05Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 95 — }}</noinclude>{{pk|szu|mem}} tłukły się w ciemnościach, a niekiedy buchał w komin, aż głownie wyskakiwały na izbę.<br>
{{tab}}Prawie przed samą północą skończyli, a Jagustynka jeszcze nie wróciła.<br>
{{tab}}„Plucha i błocko, to się jej nie chciało poomacku utykać!“ — myślała Hanka, wyzierając na dwór przed spaniem.<br>
{{tab}}Juści, czas był taki, że psa żalby na świat gonić, wiejba, aż dachy trzeszczały, chmurzyska opite deszczem, bure i napęczniałe przewalały się po zmętniałem niebie, a nikaj w wysokościach ni jednej gwiazdy, ni też ogniowego migotu w chałupach, zgoła przepadłych w nocy. Wieś już dawno spała, wiater jeno hulał po polach i barował się z drzewami, a wody stawu przegarniał ze świstem.<br>
{{tab}}Zaraz poszli spać, już nie czekając.<br>
{{tab}}Jagustynka zaś dopiero nazajutrz rano się zjawiła, ale mroczna, kiej ten dzień przybłocony, wiejny i zimny; ugrzała jeno w chałupie ręce i zaraz poszła do stodoły, przebierać ziemniaki, już tam z dołów na kupę zwalone.<br>
{{tab}}Robiła prawie w pojedynkę, bo Jóźka odbiegała często nakładać gnój, któren od świtania wywoził śpiesznie Pietrek, niemało już dzisia skrzyczany od Hanki, że to wczoraj się lenił i nie zdążył; poganiał też tęgo, na Witka hukał, konie batem prażył i jeździł, aż błoto się otwierało.<br>
{{tab}}— Wałkoń jucha, na bydlątkach tera się odbija! — rzekła stara, ciskając na gęsi, bo się przywiędły całem stadem na klepisko i nuż szczypać ziemniaki a przykry<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aqrlh27abymtw4jsgqtudee7xcf2tak
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/098
100
335224
3147012
2904348
2022-08-07T09:15:41Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 96 — }}</noinclude>gęgot czynić. Zagadnęła potem do niej Jóźka: nie odezwała się, siedząc kiej ten mruk i pilnie kryjąc pod nasuniętą na czoło zapaskę oczy zaczerwienione jakoś.<br>
{{tab}}Hanka zrazu jeno raz jeden zajrzała do nich, czatując w izbie na wyjście Jagny, by wtedy zabrać mięso do swojej komory i spenetrować zarazem beczki ze zbożem, ale jakby na złość Jagna ni krokiem nie ruszała się z chałupy, że, już nie mogąc wstrzymać, zaglądała do chorego, to zamówiwszy się o coś, wlazła do komory.<br>
{{tab}}— Czegoj szukacie? dyć wiem, gdzie co jest, to wama pokażę! — wołała Jagna, idąc za nią, że trzeba było wychodzić, ledwie co wraziwszy ręce we zboże, a pieniądze mogły być głębiej, na spodzie...<br>
{{tab}}Zrozumiała też rychło, że tamta jej stróżuje, więc poniewoli dała spokój, odkładając swoje zamysły na sposobniejszą porę.<br>
{{tab}}„Trza się wziąć do szykowania podaronków“ — pomyślała, żałośnie przyglądając się kiełbasom, rozwieszonym na drążku; we zwyczaju bowiem było u Borynów i co pierwszych gospodarzy, iż któren świnię zaszlachtował, ten zaraz nazajutrz rozsyłał w podarunku najbliższym krewniakom, albo z którymi przyjacielstwo trzymał, po kiełbasie, lebo czego inszego po kawale.<br>
{{tab}}— Juści, łacno nie jest, ale dać musisz, powiedziałyby, co żałujesz... — rzekł naraz Bylica, utrafiając w sam raz w żałośliwe strapienia.<br>
{{tab}}Więc chocia serce ściskał żal, jęła rychtować na talerzach i miseczkach z ciężkiem westchnieniem, zmieniając nie po raz jeden zbyt krótkie kawałki na dłuższe to przydając niektórym po kawale kiszki, to znowu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q01hmmo58yy8m0v47tv7gojkzclv4nh
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/099
100
335226
3147014
2904349
2022-08-07T09:19:05Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 97 — }}</noinclude>odbierając, aż w końcu, zmęczona i rozbolała, przywołała Jóźki.<br>
{{tab}}— Przyodziej się pięknie i rozniesiesz po ludziach...<br>
{{tab}}— Jezus, tylachna wszystkiego!...<br>
{{tab}}— Cóż poredzić, kiej trzeba! Sam Maciek stłoczy, ale sam nie wyskoczy! Te dłuższe nieś stryjnie najpierw, zbójem na mnie patrzy, pyskuje, ale nie ma rady; to ci z miseczkom wójtom, łajdus on, ale z Maciejem żyli w przyjacielstwie i może być w czem pomocny; cała kiszka, kiełbasa i kawał boczku la Magdy, la kowali. Niech nie szczekają, że sami zjadamy ojcowego świniaka; juści, całkiem im tem pyska nie zatka, ale przyczepkę będą miały mniejszą... Pryczkowej tę tu kiełbasę: harda, wynośliwa, pyskata, ale z przyjacielstwem szła pierwsza... Kłębowej ten ostatni...<br>
{{tab}}— Dominikowej to nie ślecie?<br>
{{tab}}— Później się da, po połedniu... juści, że trzeba... z taką to jak z tem łajnem: nie porusz i jeszcze z dala obchodź. Noś posobnie, ino nie zagaduj się tam z dzieuchami, bo robota czeka.<br>
{{tab}}— Dajcie i Nastce, one takie biedne, nawet na sól nie mają... — prosiła cicho.<br>
{{tab}}— Niech przyjdzie, to dam niecoś. Ociec, la Weronki zabierzecie, miała wczoraj zajrzeć...<br>
{{tab}}— Młynarzowa ją przed wieczorem wezwała sprzątać pokoje, bo pewnikiem goście do nich zwalą na święta.<br>
{{tab}}I długo jeszcze jąkał nowinki, ale Hanka, wyprawiwszy Jóźkę, przyodziała się nieco cieplej i pobiegła pomagać Jagustynce, a poganiać chłopaków.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rarh5m4uqn16qvf4yik8of9ppzh2m3o
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/100
100
335228
3147015
2904350
2022-08-07T09:21:56Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 98 — }}</noinclude>{{tab}}— Czekalim na was z kolacją — zaczęła, zdziwiona milczeniem starej.<br>
{{tab}}— I... najadłam się tam patrzeniem, jaże me jeszcze dzisiaj w dołku gniecie...<br>
{{tab}}— To Agata pono zachorzała?<br>
{{tab}}— Juści, u Kozłów se dochodzi sierota.<br>
{{tab}}— Jakże, nie u Kłębów leży?<br>
{{tab}}— Krewniakiem przyznają, któremu niczego nie potrza, albo i z pełną garścią przychodzi; na inszych, choćby rodzonych, piesków się ano spuszcza...<br>
{{tab}}— Co wy też! przecie jej nie wygnały!<br>
{{tab}}— Hale, przywlekła się do nich w sobotę i zaraz w nocy zachorzała... Powiedają, że Kłębowa wziena jej pierzynę i prawie nagą we świat puściła...<br>
{{tab}}— Kłębowa! Nie może być, taka poczciwa kobieta, cheba plotki pletą.<br>
{{tab}}— Swojego nie mówię, ino co mi w uszy wlazło...<br>
{{tab}}— I u Kozłowej leży! A któżby się spodział, że taka litościwa!<br>
{{tab}}— Za pieniądze to i ksiądz litościwy. Kozłowa wzięła od Agaty dwadzieścia złotych gotowego grosza i zato mają ją przetrzymać u siebie do śmierci, bo stara liczy, że lada dzień zamrze. Ale pochowek osobno, a stara se nie dzisia to jutro dojdzie, niedługo jej czekać... nie...<br>
{{tab}}Zmilkła naraz, usiłując napróżno powstrzymać chlipanie.<br>
{{tab}}— Cóż to wama, chorzyście? — pytała Hanka ze współczuciem.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r3uleimldrzt4065adv8nuttamkrpjn
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/101
100
335229
3147016
2904354
2022-08-07T09:24:29Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 99 — }}</noinclude>{{tab}}— Tyle się już ludzkiej biedy najadłam, że me w końcu do cna rozebrało. Człowiek nie kamień, broni się przed sobą, choćby tą złością na cały świat, ale się nie obroni: przyjdzie taka pora, co już nie zdzierży więcej i w ten piasek dusza mu się rozsypie żałosny.<br>
{{tab}}Zaniesła się płaczem i długo się trzęsła, nos głośno wycierając, aż znowu jęła mówić boleśnie, że te jej słowa, kiej łzy gorzkie i palące, kapały na Hanczyną duszę.<br>
{{tab}}— I nie ma końca tej ludzkiej marnacji. Siadłam przy Agacie, kiej już ksiądz odjechał, aż tu przylatuje Filipka zza wody, z krzykiem, że jej najstarsza kończy... Poleciałam juści... Jezus, w chałupie żywy mróz siedzi... Okna wiechciami pozatykane... jedno łóżko w chałupie, a reszta w barłogu, kiej psy się gnieździ... nie pomarła dzieucha, ino ją tak z głodu sparło... ziemniaków już brakło, pierzynę już przedali... każdą kwartę kaszy wymodlają u młynarza, nikt nie chce zborgować i pożyczyć do nowego... bo i kto?.. Poratunku niema, Filip przecież w kreminale z drugimi... Ledwiem wyszła od nich, powieda Grzegorzowa, że Florka Pryczkowa zległa i pomocy potrzebuje... Łajdusy to i krzywdziciele moi, choć dzieci rodzone... zaszłam, nie czas krzywdy pamiętać... No, i tam niezgorzej bieda kły szczerzy; drobiazgu pełno, Florka chora, grosza jednego w zapasie niema i pomocy znikąd... grontu przeciek nie ugryzie... jeść niema kto uwarzyć, pole odłogiem stoi, choć zwiesna idzie... bo Adam jak drugie w kreminale... Chłopaka urodziła zdrowego kiej krzemień, żeby się jeno odchował, bo Florka wyschła kiej szczapa i {{Korekta|etj|tej}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ngy8dk674tjkmzyzq5odujwuhtjbsws
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/102
100
335230
3147017
2904358
2022-08-07T09:27:23Z
Zetzecik
5649
.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{Numeracja stron|| — 100 — }}</noinclude>kropli mleka w piersiach nie ma, a krowa dopiero na ocieleniu... I wszędzie tak źle, a u komorników to już trudno wypowiedzieć... Ni komu robić, ni gdzie zarobić, ni grosza ni poratunku znikąd... Mógłby już to Jezus sprawić, by choć letką śmiercią pomarły, nie męczyłby się naród co najbiedniejszy.<br>
{{tab}}— A komuż się to we wsi przelewa? wszędzie bieda i ten skrzybot serdeczny.<br>
{{tab}}— Hale, i gospodarze turbacje niemałe mają... jeden się frasuje, czemby lepszem kichy nadziać, a inszy, komuby na większy precent pieniądz rozpożyczył, ale żaden się nie poturbuje o biedotę, chociaby ta pode płotem zdychała... Mój Boże, w jednej wsi siedzą, przez miedzę, a nikomu to śpiku nie psuje... Juści, każden Jezusowi ostawia starunek o biedotę i na zrządzenie boskie zwala wszystko, a sam rad przy pełnej misce brzuchowi folguje i choćby ciepłym kożuchem uszy odgradza, by ino skamlania biedujących nie posłyszeć...<br>
{{tab}}— Cóż poredzić? któryż to ma tylachna, by wszystkiej biedzie zaradził?<br>
{{tab}}— Kto nie ma chęci, ten wie, jak wykręci! Nie do was piję, nie na swojem siedzicie i dobrze wiem, jak wam ciężko, ale są takie, coby mogły pomóc, są: a młynarz, a ksiądz, a organista, a drugie...<br>
{{tab}}— By im kto podsunął o tem, to możeby się zlitowały... — tłumaczyła.<br>
{{tab}}— Kto ma czujną duszę, ten sam dosłyszy wołanie cierpiących, nie potrza mu o tem z ambony krzykiwać! Moiściewy, dobrze one wiedzą, co się z narodem biednym dzieje, boć tą biedą ludzką się ano pasą<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
deqiehlheqjmjygz6xpwtmr45u07baz
Indeks:Karol May - Marah Durimeh.djvu
102
482205
3147023
2246835
2022-08-07T09:40:39Z
Draco flavus
2058
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Marah Durimeh]]
|Autor=Karol May
|Tłumacz=anonimowy
|Redaktor=
|Ilustracje=
|Rok=1930
|Wydawca=Powieści Karola Maya
|Miejsce wydania=
|Druk=
|Źródło=[[commons:File:Karol May - Marah Durimeh.djvu|Skany na Commons]]
|Ilustracja=[[Plik:Karol May - Marah Durimeh okładka.jpg|mały]]
|Strony=<pagelist />
|Spis treści=
|Uwagi=
|Postęp=do przepisania
|Status dodatkowy=_empty_
|Css=
|Width=
}}
5r661uj559aq39b96rmwv0gji3c4l8x
Wikiskryba:MastiBot/center
2
630598
3146914
3141856
2022-08-07T01:11:36Z
MastiBot
3525
Bot uaktualnia tabelę
wikitext
text/x-wiki
Ostatnia aktualizacja: '''<onlyinclude>{{#time: Y-m-d H:i|{{REVISIONTIMESTAMP}}}}</onlyinclude>'''.
Wszelkie uwagi proszę zgłaszać w [[Dyskusja Wikiskryby:Masti|dyskusji operatora]].
== 23:43, 13 lis 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4497'''
Przetworzono 179668 stron.
== 02:36, 3 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4481'''
Przetworzono 180298 stron.
== 02:38, 10 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4460'''
Przetworzono 180602 stron.
== 02:35, 17 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4460'''
Przetworzono 180715 stron.
== 02:31, 24 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4456'''
Przetworzono 181040 stron.
== 02:45, 31 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4454'''
Przetworzono 181174 stron.
== 02:31, 7 sty 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4432'''
Przetworzono 181373 stron.
== 02:38, 14 sty 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4416'''
Przetworzono 181997 stron.
== 02:38, 21 sty 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4416'''
Przetworzono 182147 stron.
== 02:38, 28 sty 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4414'''
Przetworzono 182249 stron.
== 02:37, 4 lut 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4413'''
Przetworzono 182344 stron.
== 02:39, 11 lut 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4406'''
Przetworzono 182485 stron.
== 02:39, 18 lut 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4402'''
Przetworzono 182542 stron.
== 02:40, 25 lut 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4394'''
Przetworzono 182751 stron.
== 02:38, 4 mar 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4392'''
Przetworzono 182925 stron.
== 02:39, 11 mar 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4391'''
Przetworzono 183009 stron.
== 02:39, 18 mar 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4351'''
Przetworzono 183192 stron.
== 03:24, 25 mar 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4350'''
Przetworzono 183375 stron.
== 02:38, 1 kwi 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4346'''
Przetworzono 183687 stron.
== 02:39, 8 kwi 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4346'''
Przetworzono 183868 stron.
== 02:38, 15 kwi 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4345'''
Przetworzono 184161 stron.
== 02:39, 22 kwi 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4342'''
Przetworzono 184406 stron.
== 02:39, 13 maj 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4340'''
Przetworzono 184723 stron.
== 02:38, 20 maj 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4339'''
Przetworzono 184810 stron.
== 02:39, 27 maj 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4338'''
Przetworzono 185078 stron.
== 02:37, 3 cze 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4337'''
Przetworzono 185245 stron.
== 02:40, 10 cze 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4337'''
Przetworzono 185430 stron.
== 02:39, 17 cze 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4321'''
Przetworzono 185569 stron.
== 02:38, 24 cze 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4319'''
Przetworzono 185648 stron.
== 02:38, 1 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4318'''
Przetworzono 185800 stron.
== 02:40, 8 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4316'''
Przetworzono 185867 stron.
== 02:40, 15 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4283'''
Przetworzono 185921 stron.
== 02:40, 22 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4283'''
Przetworzono 185950 stron.
== 02:40, 29 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4277'''
Przetworzono 186000 stron.
== 02:41, 5 sie 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4275'''
Przetworzono 186036 stron.
== 02:44, 12 sie 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4274'''
Przetworzono 186147 stron.
== 02:40, 19 sie 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4269'''
Przetworzono 186330 stron.
== 02:41, 26 sie 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4268'''
Przetworzono 186435 stron.
== 02:40, 2 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4259'''
Przetworzono 186706 stron.
== 02:42, 9 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4255'''
Przetworzono 186803 stron.
== 02:46, 16 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4255'''
Przetworzono 186960 stron.
== 02:46, 23 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4254'''
Przetworzono 187042 stron.
== 02:45, 30 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4252'''
Przetworzono 187179 stron.
== 02:45, 7 paź 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4247'''
Przetworzono 187313 stron.
== 02:40, 14 paź 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4247'''
Przetworzono 187380 stron.
== 02:41, 21 paź 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4246'''
Przetworzono 187448 stron.
== 02:43, 28 paź 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4246'''
Przetworzono 187590 stron.
== 02:41, 4 lis 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4241'''
Przetworzono 187670 stron.
== 02:48, 11 lis 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 4192'''
Przetworzono 187777 stron.
== 02:51, 21 kwi 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3975'''
Przetworzono 192970 stron.
== 02:48, 28 kwi 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3974'''
Przetworzono 193111 stron.
== 02:49, 5 maj 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3966'''
Przetworzono 193438 stron.
== 02:50, 12 maj 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3965'''
Przetworzono 198744 stron.
== 02:51, 19 maj 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3963'''
Przetworzono 200913 stron.
== 02:49, 26 maj 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3961'''
Przetworzono 204498 stron.
== 02:51, 2 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3945'''
Przetworzono 205669 stron.
== 02:51, 9 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3944'''
Przetworzono 207423 stron.
== 02:53, 16 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3944'''
Przetworzono 207493 stron.
== 02:58, 23 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3943'''
Przetworzono 207646 stron.
== 02:51, 30 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3937'''
Przetworzono 207730 stron.
== 02:51, 7 lip 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3930'''
Przetworzono 207872 stron.
== 02:54, 14 lip 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3926'''
Przetworzono 208060 stron.
== 02:58, 21 lip 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3925'''
Przetworzono 208191 stron.
== 02:51, 28 lip 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3857'''
Przetworzono 208346 stron.
== 02:52, 4 sie 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3852'''
Przetworzono 208528 stron.
== 02:53, 11 sie 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3777'''
Przetworzono 208863 stron.
== 02:54, 18 sie 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3753'''
Przetworzono 208989 stron.
== 03:07, 25 sie 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3751'''
Przetworzono 209102 stron.
== 02:57, 1 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3687'''
Przetworzono 209274 stron.
== 02:55, 8 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3676'''
Przetworzono 209512 stron.
== 02:55, 15 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3675'''
Przetworzono 209703 stron.
== 02:53, 22 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3671'''
Przetworzono 209841 stron.
== 02:50, 29 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3670'''
Przetworzono 209991 stron.
== 02:47, 6 paź 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3665'''
Przetworzono 210196 stron.
== 03:00, 13 paź 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3664'''
Przetworzono 210351 stron.
== 02:48, 20 paź 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3664'''
Przetworzono 210436 stron.
== 02:45, 27 paź 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3664'''
Przetworzono 210525 stron.
== 02:51, 3 lis 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3663'''
Przetworzono 210672 stron.
== 02:52, 10 lis 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3661'''
Przetworzono 210907 stron.
== 03:17, 17 lis 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3658'''
Przetworzono 211230 stron.
== 03:17, 24 lis 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3656'''
Przetworzono 211381 stron.
== 03:18, 1 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3653'''
Przetworzono 211518 stron.
== 03:02, 8 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3653'''
Przetworzono 211698 stron.
== 02:59, 15 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3652'''
Przetworzono 211853 stron.
== 02:54, 22 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3651'''
Przetworzono 212019 stron.
== 02:53, 29 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3649'''
Przetworzono 212170 stron.
== 02:55, 5 sty 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3644'''
Przetworzono 212286 stron.
== 02:54, 12 sty 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3642'''
Przetworzono 212505 stron.
== 02:54, 19 sty 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3642'''
Przetworzono 212641 stron.
== 02:54, 26 sty 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3641'''
Przetworzono 212830 stron.
== 02:55, 2 lut 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3640'''
Przetworzono 213090 stron.
== 03:05, 9 lut 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3634'''
Przetworzono 213369 stron.
== 03:06, 16 lut 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3634'''
Przetworzono 213483 stron.
== 03:06, 23 lut 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3633'''
Przetworzono 212918 stron.
== 03:04, 1 mar 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3633'''
Przetworzono 213111 stron.
== 03:06, 8 mar 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3620'''
Przetworzono 213239 stron.
== 03:07, 15 mar 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3619'''
Przetworzono 213524 stron.
== 03:05, 22 mar 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3617'''
Przetworzono 213761 stron.
== 03:49, 29 mar 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3603'''
Przetworzono 213926 stron.
== 03:04, 5 kwi 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3588'''
Przetworzono 214145 stron.
== 03:05, 12 kwi 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3586'''
Przetworzono 214356 stron.
== 03:05, 17 maj 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3575'''
Przetworzono 215844 stron.
== 03:06, 24 maj 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3574'''
Przetworzono 216009 stron.
== 03:06, 31 maj 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3574'''
Przetworzono 216110 stron.
== 03:06, 7 cze 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3574'''
Przetworzono 216187 stron.
== 03:06, 14 cze 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3573'''
Przetworzono 216284 stron.
== 03:07, 21 cze 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3562'''
Przetworzono 216381 stron.
== 23:36, 25 paź 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3542'''
Przetworzono 219146 stron.
== 03:10, 1 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3540'''
Przetworzono 219238 stron.
== 03:07, 8 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3538'''
Przetworzono 219388 stron.
== 03:07, 15 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3538'''
Przetworzono 219482 stron.
== 03:04, 22 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3537'''
Przetworzono 219583 stron.
== 03:06, 29 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3536'''
Przetworzono 219669 stron.
== 03:05, 6 gru 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3531'''
Przetworzono 219758 stron.
== 03:08, 13 gru 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3531'''
Przetworzono 219832 stron.
== 03:07, 20 gru 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3531'''
Przetworzono 219916 stron.
== 03:05, 27 gru 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3530'''
Przetworzono 220022 stron.
== 03:24, 17 sty 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3528'''
Przetworzono 220599 stron.
== 03:23, 24 sty 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3522'''
Przetworzono 220742 stron.
== 03:28, 31 sty 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3497'''
Przetworzono 220910 stron.
== 03:27, 7 lut 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3497'''
Przetworzono 221036 stron.
== 03:36, 14 lut 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3497'''
Przetworzono 221153 stron.
== 03:21, 21 lut 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3497'''
Przetworzono 221239 stron.
== 03:19, 28 lut 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3497'''
Przetworzono 221369 stron.
== 03:18, 14 mar 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3494'''
Przetworzono 221638 stron.
== 03:23, 21 mar 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3493'''
Przetworzono 221716 stron.
== 03:55, 28 mar 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3493'''
Przetworzono 221951 stron.
== 03:17, 11 kwi 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3494'''
Przetworzono 222365 stron.
== 03:16, 18 kwi 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3493'''
Przetworzono 222632 stron.
== 03:16, 25 kwi 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3493'''
Przetworzono 222757 stron.
== 03:20, 2 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3494'''
Przetworzono 222817 stron.
== 03:18, 9 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3463'''
Przetworzono 223003 stron.
== 03:18, 16 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3462'''
Przetworzono 223150 stron.
== 03:07, 23 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3463'''
Przetworzono 223441 stron.
== 03:16, 30 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3463'''
Przetworzono 223532 stron.
== 03:16, 6 cze 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3462'''
Przetworzono 223654 stron.
== 03:16, 13 cze 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3462'''
Przetworzono 223760 stron.
== 03:16, 20 cze 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3462'''
Przetworzono 223883 stron.
== 03:17, 27 cze 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3461'''
Przetworzono 224011 stron.
== 03:24, 4 lip 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3460'''
Przetworzono 224163 stron.
== 03:21, 11 lip 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3451'''
Przetworzono 224354 stron.
== 03:20, 18 lip 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3450'''
Przetworzono 224387 stron.
== 03:30, 25 lip 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3448'''
Przetworzono 224514 stron.
== 03:18, 1 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3447'''
Przetworzono 224580 stron.
== 03:21, 8 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3447'''
Przetworzono 224788 stron.
== 03:21, 15 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3447'''
Przetworzono 224982 stron.
== 03:16, 22 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3447'''
Przetworzono 225109 stron.
== 03:13, 29 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3446'''
Przetworzono 225370 stron.
== 03:22, 5 wrz 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3443'''
Przetworzono 225609 stron.
== 03:16, 12 wrz 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3443'''
Przetworzono 225866 stron.
== 03:02, 19 wrz 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3443'''
Przetworzono 226025 stron.
== 03:10, 26 wrz 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3441'''
Przetworzono 226426 stron.
== 02:57, 3 paź 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3440'''
Przetworzono 226584 stron.
== 03:11, 10 paź 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3440'''
Przetworzono 227634 stron.
== 03:08, 17 paź 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3439'''
Przetworzono 227846 stron.
== 03:09, 24 paź 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3435'''
Przetworzono 228091 stron.
== 02:13, 31 paź 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3432'''
Przetworzono 228210 stron.
== 03:10, 7 lis 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3421'''
Przetworzono 228374 stron.
== 03:00, 14 lis 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3359'''
Przetworzono 228601 stron.
== 03:13, 21 lis 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3322'''
Przetworzono 228816 stron.
== 03:08, 28 lis 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3317'''
Przetworzono 229117 stron.
== 03:03, 5 gru 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3315'''
Przetworzono 229495 stron.
== 03:11, 12 gru 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3315'''
Przetworzono 229740 stron.
== 03:04, 19 gru 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3314'''
Przetworzono 229962 stron.
== 03:56, 26 gru 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3314'''
Przetworzono 230130 stron.
== 03:59, 2 sty 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3313'''
Przetworzono 230301 stron.
== 03:42, 9 sty 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3311'''
Przetworzono 230473 stron.
== 04:38, 16 sty 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3311'''
Przetworzono 230797 stron.
== 03:46, 23 sty 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3311'''
Przetworzono 231083 stron.
== 04:07, 30 sty 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3309'''
Przetworzono 231255 stron.
== 04:02, 6 lut 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3307'''
Przetworzono 231546 stron.
== 03:50, 13 lut 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3304'''
Przetworzono 231858 stron.
== 03:57, 20 lut 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3303'''
Przetworzono 231978 stron.
== 03:55, 27 lut 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3303'''
Przetworzono 232246 stron.
== 04:07, 6 mar 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3303'''
Przetworzono 232473 stron.
== 04:07, 13 mar 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3301'''
Przetworzono 232603 stron.
== 04:12, 20 mar 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3301'''
Przetworzono 232920 stron.
== 05:09, 27 mar 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3299'''
Przetworzono 233251 stron.
== 03:21, 3 kwi 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3268'''
Przetworzono 233517 stron.
== 03:33, 10 kwi 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3258'''
Przetworzono 233678 stron.
== 03:23, 17 kwi 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3258'''
Przetworzono 233833 stron.
== 03:34, 24 kwi 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3258'''
Przetworzono 233929 stron.
== 04:45, 1 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3258'''
Przetworzono 234148 stron.
== 03:57, 8 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3258'''
Przetworzono 234514 stron.
== 03:44, 15 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3258'''
Przetworzono 234714 stron.
== 03:42, 22 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3256'''
Przetworzono 235060 stron.
== 04:33, 29 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3256'''
Przetworzono 235218 stron.
== 05:18, 5 cze 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3255'''
Przetworzono 235509 stron.
== 03:47, 12 cze 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3255'''
Przetworzono 235742 stron.
== 03:59, 19 cze 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3255'''
Przetworzono 235981 stron.
== 03:48, 26 cze 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3255'''
Przetworzono 236050 stron.
== 03:58, 3 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3255'''
Przetworzono 236084 stron.
== 04:13, 10 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3254'''
Przetworzono 236319 stron.
== 03:01, 17 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3253'''
Przetworzono 236462 stron.
== 03:01, 24 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3253'''
Przetworzono 236543 stron.
== 03:00, 31 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3253'''
Przetworzono 236706 stron.
== 03:11, 7 sie 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 3253'''
Przetworzono 237362 stron.
5b24fxasj6xxxwn1ohgg4lnssswhfr1
Wikiskryba:MastiBot/center/strony
2
630600
3146919
3141861
2022-08-07T05:24:44Z
MastiBot
3525
Bot uaktualnia tabelę
wikitext
text/x-wiki
Ostatnia aktualizacja: '''<onlyinclude>{{#time: Y-m-d H:i|{{REVISIONTIMESTAMP}}}}</onlyinclude>'''.
Wszelkie uwagi proszę zgłaszać w [[Dyskusja Wikiskryby:Masti|dyskusji operatora]].
== 23:19, 13 lis 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33788'''
Przetworzono 395476 stron.
== 04:07, 3 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33598'''
Przetworzono 399384 stron.
== 04:12, 10 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33554'''
Przetworzono 400815 stron.
== 04:05, 17 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33490'''
Przetworzono 402294 stron.
== 04:02, 24 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33482'''
Przetworzono 403399 stron.
== 04:34, 31 gru 2017 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33477'''
Przetworzono 404614 stron.
== 04:03, 7 sty 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33397'''
Przetworzono 406556 stron.
== 04:12, 14 sty 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33230'''
Przetworzono 408231 stron.
== 04:16, 21 sty 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33195'''
Przetworzono 409486 stron.
== 04:20, 28 sty 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33080'''
Przetworzono 411052 stron.
== 04:19, 4 lut 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 33028'''
Przetworzono 412643 stron.
== 04:20, 11 lut 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32884'''
Przetworzono 413940 stron.
== 04:15, 18 lut 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32795'''
Przetworzono 415633 stron.
== 04:20, 25 lut 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32700'''
Przetworzono 417300 stron.
== 04:12, 4 mar 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32659'''
Przetworzono 419123 stron.
== 04:19, 11 mar 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32400'''
Przetworzono 420394 stron.
== 04:13, 18 mar 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32337'''
Przetworzono 422045 stron.
== 04:16, 25 mar 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32210'''
Przetworzono 423379 stron.
== 04:15, 1 kwi 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32167'''
Przetworzono 425209 stron.
== 04:19, 8 kwi 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32114'''
Przetworzono 426776 stron.
== 04:15, 15 kwi 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32053'''
Przetworzono 428121 stron.
== 04:16, 22 kwi 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32031'''
Przetworzono 429258 stron.
== 04:18, 13 maj 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 32010'''
Przetworzono 432699 stron.
== 04:14, 20 maj 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31982'''
Przetworzono 434002 stron.
== 04:15, 27 maj 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31967'''
Przetworzono 434907 stron.
== 04:18, 3 cze 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31890'''
Przetworzono 435974 stron.
== 04:20, 10 cze 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31801'''
Przetworzono 436906 stron.
== 04:19, 17 cze 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31639'''
Przetworzono 437926 stron.
== 04:16, 24 cze 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31618'''
Przetworzono 439358 stron.
== 04:12, 1 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31614'''
Przetworzono 440719 stron.
== 04:19, 8 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31551'''
Przetworzono 441762 stron.
== 04:24, 15 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31435'''
Przetworzono 442598 stron.
== 04:24, 22 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31420'''
Przetworzono 443470 stron.
== 04:22, 29 lip 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31366'''
Przetworzono 444518 stron.
== 04:31, 5 sie 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31327'''
Przetworzono 445716 stron.
== 04:32, 12 sie 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31276'''
Przetworzono 447322 stron.
== 04:21, 19 sie 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31209'''
Przetworzono 448621 stron.
== 04:21, 26 sie 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31193'''
Przetworzono 449892 stron.
== 04:26, 2 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31142'''
Przetworzono 451601 stron.
== 04:26, 9 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31071'''
Przetworzono 452584 stron.
== 04:36, 16 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31019'''
Przetworzono 453964 stron.
== 04:32, 23 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 31010'''
Przetworzono 455013 stron.
== 04:30, 30 wrz 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 30937'''
Przetworzono 456118 stron.
== 04:29, 7 paź 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 30900'''
Przetworzono 457488 stron.
== 04:25, 14 paź 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 30890'''
Przetworzono 459248 stron.
== 04:29, 21 paź 2018 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 30820'''
Przetworzono 460223 stron.
== 04:22, 28 paź 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 30781'''
Przetworzono 462183 stron.
== 04:31, 4 lis 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 30752'''
Przetworzono 463748 stron.
== 04:37, 11 lis 2018 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 30558'''
Przetworzono 465362 stron.
== 00:35, 19 kwi 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 29351'''
Przetworzono 491539 stron.
== 04:49, 21 kwi 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 29349'''
Przetworzono 492270 stron.
== 04:45, 28 kwi 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 29365'''
Przetworzono 493760 stron.
== 05:36, 5 maj 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 29233'''
Przetworzono 494765 stron.
== 04:45, 12 maj 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 29138'''
Przetworzono 496164 stron.
== 04:49, 19 maj 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 29096'''
Przetworzono 497320 stron.
== 04:51, 26 maj 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 29090'''
Przetworzono 498589 stron.
== 05:34, 2 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28998'''
Przetworzono 500142 stron.
== 04:49, 9 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28997'''
Przetworzono 501688 stron.
== 04:46, 16 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28949'''
Przetworzono 503034 stron.
== 05:24, 23 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28939'''
Przetworzono 504319 stron.
== 04:46, 30 cze 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28931'''
Przetworzono 505780 stron.
== 04:52, 7 lip 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28924'''
Przetworzono 507650 stron.
== 04:52, 14 lip 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28907'''
Przetworzono 509245 stron.
== 05:07, 21 lip 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28902'''
Przetworzono 511199 stron.
== 04:54, 28 lip 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28633'''
Przetworzono 512757 stron.
== 04:55, 4 sie 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28629'''
Przetworzono 514402 stron.
== 04:54, 11 sie 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28597'''
Przetworzono 515938 stron.
== 04:53, 18 sie 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28562'''
Przetworzono 516615 stron.
== 05:20, 25 sie 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28574'''
Przetworzono 517039 stron.
== 05:17, 1 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28540'''
Przetworzono 517766 stron.
== 04:58, 8 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28343'''
Przetworzono 518842 stron.
== 04:58, 15 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28327'''
Przetworzono 519902 stron.
== 04:54, 22 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28219'''
Przetworzono 521225 stron.
== 04:54, 29 wrz 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28194'''
Przetworzono 522611 stron.
== 05:34, 6 paź 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28173'''
Przetworzono 523971 stron.
== 05:19, 13 paź 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28146'''
Przetworzono 525314 stron.
== 04:49, 20 paź 2019 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28118'''
Przetworzono 526765 stron.
== 04:46, 27 paź 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28079'''
Przetworzono 528187 stron.
== 04:50, 3 lis 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 28035'''
Przetworzono 529611 stron.
== 04:54, 10 lis 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27996'''
Przetworzono 531246 stron.
== 06:15, 17 lis 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27966'''
Przetworzono 533008 stron.
== 06:14, 24 lis 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27936'''
Przetworzono 534412 stron.
== 06:17, 1 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27930'''
Przetworzono 536449 stron.
== 05:34, 8 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27891'''
Przetworzono 538163 stron.
== 05:26, 15 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27855'''
Przetworzono 540224 stron.
== 05:12, 22 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27852'''
Przetworzono 541904 stron.
== 05:09, 29 gru 2019 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27843'''
Przetworzono 543928 stron.
== 05:14, 5 sty 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27829'''
Przetworzono 546124 stron.
== 05:12, 12 sty 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27815'''
Przetworzono 547841 stron.
== 05:12, 19 sty 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27812'''
Przetworzono 549938 stron.
== 05:04, 26 sty 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27806'''
Przetworzono 552197 stron.
== 05:14, 2 lut 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27741'''
Przetworzono 553844 stron.
== 05:50, 9 lut 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27676'''
Przetworzono 556051 stron.
== 05:51, 16 lut 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27665'''
Przetworzono 557820 stron.
== 05:52, 23 lut 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27655'''
Przetworzono 559660 stron.
== 05:49, 1 mar 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27601'''
Przetworzono 561468 stron.
== 05:57, 8 mar 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27518'''
Przetworzono 563719 stron.
== 05:58, 15 mar 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27481'''
Przetworzono 565576 stron.
== 05:54, 22 mar 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27393'''
Przetworzono 567952 stron.
== 05:48, 29 mar 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27286'''
Przetworzono 570066 stron.
== 05:51, 5 kwi 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27270'''
Przetworzono 572621 stron.
== 05:52, 12 kwi 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27257'''
Przetworzono 574799 stron.
== 05:54, 24 maj 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27158'''
Przetworzono 585319 stron.
== 05:59, 31 maj 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27137'''
Przetworzono 586537 stron.
== 05:57, 7 cze 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27058'''
Przetworzono 587410 stron.
== 05:56, 14 cze 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27039'''
Przetworzono 589241 stron.
== 05:57, 21 cze 2020 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 27022'''
Przetworzono 590844 stron.
== 16:28, 26 paź 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26545'''
Przetworzono 626244 stron.
== 06:54, 1 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26521'''
Przetworzono 627445 stron.
== 06:54, 8 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26519'''
Przetworzono 628955 stron.
== 06:55, 15 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26507'''
Przetworzono 630214 stron.
== 06:52, 22 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26476'''
Przetworzono 631409 stron.
== 07:05, 29 lis 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26418'''
Przetworzono 632597 stron.
== 06:35, 6 gru 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26383'''
Przetworzono 634220 stron.
== 06:53, 13 gru 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26391'''
Przetworzono 635668 stron.
== 06:53, 20 gru 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26384'''
Przetworzono 637068 stron.
== 06:45, 27 gru 2020 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26376'''
Przetworzono 638498 stron.
== 07:49, 24 sty 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26275'''
Przetworzono 644250 stron.
== 07:59, 31 sty 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26274'''
Przetworzono 645963 stron.
== 07:50, 21 lut 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26249'''
Przetworzono 650870 stron.
== 07:42, 28 lut 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26241'''
Przetworzono 652428 stron.
== 07:39, 14 mar 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26203'''
Przetworzono 655780 stron.
== 08:02, 21 mar 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26201'''
Przetworzono 657312 stron.
== 07:50, 28 mar 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26201'''
Przetworzono 659305 stron.
== 07:35, 11 kwi 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26192'''
Przetworzono 662662 stron.
== 07:38, 18 kwi 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26177'''
Przetworzono 664321 stron.
== 07:45, 25 kwi 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26158'''
Przetworzono 666214 stron.
== 07:45, 2 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26151'''
Przetworzono 668095 stron.
== 07:48, 9 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26118'''
Przetworzono 669887 stron.
== 07:43, 16 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26115'''
Przetworzono 671257 stron.
== 07:45, 23 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26108'''
Przetworzono 673251 stron.
== 07:37, 30 maj 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26108'''
Przetworzono 674695 stron.
== 07:44, 6 cze 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26106'''
Przetworzono 676367 stron.
== 07:47, 13 cze 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26104'''
Przetworzono 678046 stron.
== 07:40, 20 cze 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26091'''
Przetworzono 680034 stron.
== 07:53, 27 cze 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26070'''
Przetworzono 681696 stron.
== 08:20, 4 lip 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26046'''
Przetworzono 683125 stron.
== 08:09, 11 lip 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 26022'''
Przetworzono 684728 stron.
== 08:07, 18 lip 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25755'''
Przetworzono 685635 stron.
== 08:14, 25 lip 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25685'''
Przetworzono 687208 stron.
== 08:09, 1 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25682'''
Przetworzono 688622 stron.
== 08:09, 8 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25569'''
Przetworzono 691217 stron.
== 08:09, 15 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25568'''
Przetworzono 693166 stron.
== 07:47, 22 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25565'''
Przetworzono 695355 stron.
== 07:44, 29 sie 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25511'''
Przetworzono 698120 stron.
== 08:22, 5 wrz 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25467'''
Przetworzono 700135 stron.
== 07:49, 12 wrz 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25448'''
Przetworzono 701853 stron.
== 06:59, 19 wrz 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25439'''
Przetworzono 703925 stron.
== 07:38, 26 wrz 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25376'''
Przetworzono 705906 stron.
== 07:21, 3 paź 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25285'''
Przetworzono 707399 stron.
== 07:16, 10 paź 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25276'''
Przetworzono 709726 stron.
== 07:09, 17 paź 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25267'''
Przetworzono 712520 stron.
== 07:25, 24 paź 2021 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25257'''
Przetworzono 714721 stron.
== 07:25, 31 paź 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 25177'''
Przetworzono 716451 stron.
== 07:22, 7 lis 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24958'''
Przetworzono 718523 stron.
== 06:54, 14 lis 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24809'''
Przetworzono 720252 stron.
== 07:17, 21 lis 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24775'''
Przetworzono 721726 stron.
== 07:06, 28 lis 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24594'''
Przetworzono 723238 stron.
== 07:12, 5 gru 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24569'''
Przetworzono 725468 stron.
== 07:07, 12 gru 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24562'''
Przetworzono 727370 stron.
== 06:56, 19 gru 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24560'''
Przetworzono 729242 stron.
== 09:31, 26 gru 2021 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24557'''
Przetworzono 730999 stron.
== 09:38, 2 sty 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24538'''
Przetworzono 732415 stron.
== 11:09, 16 sty 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24488'''
Przetworzono 736150 stron.
== 09:37, 23 sty 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24468'''
Przetworzono 737887 stron.
== 10:09, 30 sty 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24443'''
Przetworzono 740023 stron.
== 09:51, 6 lut 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24416'''
Przetworzono 741728 stron.
== 09:19, 13 lut 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24342'''
Przetworzono 743273 stron.
== 09:40, 20 lut 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24312'''
Przetworzono 744581 stron.
== 10:04, 27 lut 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24292'''
Przetworzono 746124 stron.
== 10:24, 6 mar 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24276'''
Przetworzono 747632 stron.
== 10:12, 13 mar 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24267'''
Przetworzono 749065 stron.
== 10:35, 20 mar 2022 (CET) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24266'''
Przetworzono 750777 stron.
== 11:09, 27 mar 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24256'''
Przetworzono 752395 stron.
== 08:20, 3 kwi 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24230'''
Przetworzono 754063 stron.
== 08:26, 10 kwi 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24230'''
Przetworzono 755402 stron.
== 08:12, 17 kwi 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24230'''
Przetworzono 757243 stron.
== 08:37, 24 kwi 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24228'''
Przetworzono 758624 stron.
== 11:52, 1 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24225'''
Przetworzono 759605 stron.
== 09:37, 8 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24225'''
Przetworzono 760869 stron.
== 09:32, 15 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24190'''
Przetworzono 761857 stron.
== 09:10, 22 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24189'''
Przetworzono 762583 stron.
== 11:11, 29 maj 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24184'''
Przetworzono 763661 stron.
== 12:59, 5 cze 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24169'''
Przetworzono 764599 stron.
== 09:24, 12 cze 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24164'''
Przetworzono 765328 stron.
== 09:47, 19 cze 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24164'''
Przetworzono 766152 stron.
== 09:25, 26 cze 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24164'''
Przetworzono 766910 stron.
== 10:50, 3 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24160'''
Przetworzono 768126 stron.
== 10:45, 10 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24157'''
Przetworzono 768997 stron.
== 06:48, 17 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24139'''
Przetworzono 769699 stron.
== 07:03, 24 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24132'''
Przetworzono 770352 stron.
== 06:59, 31 lip 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24107'''
Przetworzono 771146 stron.
== 07:24, 7 sie 2022 (CEST) ==
'''Liczba stron spełniających warunki: 24105'''
Przetworzono 772464 stron.
0v76hvoew5vbbpshctritxb47567g5k
Szablon:IndexPages/D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu
10
659847
3146486
3145802
2022-08-06T17:01:47Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>280</pc><q4>7</q4><q3>236</q3><q2>0</q2><q1>27</q1><q0>10</q0>
7xwjt228qwyb02vzw71gl70ftt7te9t
3146697
3146486
2022-08-06T20:01:49Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>280</pc><q4>7</q4><q3>243</q3><q2>0</q2><q1>20</q1><q0>10</q0>
eb7409vl80tw3xdx41ov0tri7nkuvas
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/244
100
662222
3146480
1733352
2022-08-06T16:08:14Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */ lit., niepewna korekta — dostawiłem moim zdaniem brakujące słowo "psów", chociaż nie ma go również w komercyjnym wydaniu Wydawnictwa MG. Nie znalazłem nigdzie indziej przykładu, w szczególności w starych słownikach języka polskiego, żeby na "psa gończego" mówiło się tylko "gończy". W oryginale jest "szczekaniem psów" bez "gończych" — "улицы оглашались лаем собак".
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Gdy król przybywał do Amboise na łowy, miasteczko się ożywiało, ulice rozbrzmiewały szczekaniem {{Korekta|gończych|psów gończych}}, rżeniem koni, głosem rogów myśliwskich; nocami zamek lśnił od świateł.<br>
{{tab}}Po wyjeździe króla, miasto wpadało znowu w letarg, budząc się z niego tylko w niedziele i w święta, gdy postrojone mieszczki, w koronkowych czepcach szły do kościoła. Po za tem ulice bywały puste, ciszę przerywał tylko świegot ptactwa lub zgrzyt hebla po desce.<br>
{{tab}}W letnie wieczory, w alejach topolowych za miastem, dzieci bawiły się grzecznie, poważnie, śpiewając stare piosnki i krążąc w koło.<br>
{{tab}}Na południo-wschód od zamku, o dziesięć minut drogi, przy młynie wznosił się pałacyk królewski, zwany Cloux, a należący niegdyś do masztalerza Ludwika XI.<br>
{{tab}}Z jednej strony opasany był rzeką, z drugiej murem, woda, ocieniona brzozami, zdawała się drzemać, jak w studni lub stawie, choć bieg jej był rączy i wartki.<br>
{{tab}}Pałacyk, zbudowany z cegły różowej, ujęty jak w ramę, w białe kamienne płaskorzeźby, z zewnątrz wydawał się zupełnie nowy i świeży.<br>
{{tab}}Franciszek I przeznaczył tę ładną siedzibę dla Leonarda da Vinci.<br>
<br>
{{c|II.|po=10px}}
{{tab}}Król przyjmował zawsze Leonarda serdecznie, rozmawiał z nim o jego dawnych i zamierzonych robotach i nazywał go „ojcem“ lub „mistrzem“.<br>
{{tab}}Leonard projektował przebudowanie zamku Amboise i przekopanie kanału, który miał zamienić w kwitnący ogród sąsiednią prowincyę, błotnistą, bezpłodną solonię. Kanał miał prowadzić od łożyska Loary do Saony, pod Mâcon i przez prowincyę Lugduńską, serce Francyi, połączyć Turenię z Włochami i otworzyć nową drogę z Europy północnej do brzegów Morza Śródziemnego. W taki to sposób Leonard chciał swoją nauką sprowadzić na ziemię obcą dobrodziejstwa, które jego własna ojczyzna odrzuciła.<br>
{{tab}}Pewnego razu, zwiedzając okolicę, wstąpił do Loches, małego miasteczka nad brzegiem Indry, otoczonego żyznemi pastwiskami<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7wwl5yi6y826v18dlpklqumpc6j0b94
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/246
100
662224
3146657
1733361
2022-08-06T19:30:28Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>swego szwagra, króla Nawary i wszedł u niego w służbę, w charakterze kondottiera.<br>
{{tab}}Na wieść o ucieczce Cezara, Włochy zadrżały. Nałożono dziesięć tysięcy dukatów na jego głowę. Papież był zaniepokojony.<br>
{{tab}}Pewnego wieczoru zimowego w r. 1507, wśród utarczki z najemnikami francuskiemi Beaumonta, pod murami Viana, Cezar rzucił się między nieprzyjacielskie szeregi, został opuszczony przez swoich i legł od strzał zatrutych. Żołdacy złakomili się na kosztowną zbroję, i szaty, obdarli go ze szczętem i rzucili nagie zwłoki do rowu.<br>
{{tab}}Wśród nocy oblężeni wyszli z twierdzy i odnaleźli poległego księcia. Twarz zwrócona ku niebu, zachowała wyraz nieugiętej dumy: widać było, że ten człowiek zginął tak jak żył, bez obawy i wyrzutu.<br>
{{tab}}Księżna Ferrary, Lukrecya Borgia, opłakiwała brata do końca życia.<br>
{{tab}}Młoda wdowa, francuska księżniczka, Szarlota, tak się przywiązała do niego w ciągu paru tygodni pożycia, że po jego śmierci zamknęła się na zawsze w swoim zamku La Motte-Feuilly, opuszczając komnaty, powleczone kirem, tylko dla odwiedzania kościołów i rozdawania jałmużny, z prośbą o modlitwy za duszę Cezara.<br>
{{tab}}Poddani księcia Romanii, nawpół dzicy pasterze i rolnicy, zachowali mu wdzięczną pamięć, był dla nich pół-bogiem, wskrzesicielem sprawiedliwości na ziemi. Wędrowni śpiewacy chodzili od miasta do miasta, od wioski do wioski, zawodzili „smutną skargę księcia Valentinois“, w której żalił się, że „nie może całego świata uszczęśliwić“.<br>
{{tab}}Życie tych dwu ludzi — ks. Ludwika i Cezara, tak pełne świetnych czynów, przeszło jak cień, nie pozostawiając śladów po sobie. Leonard, porównywając je do własnego żywota, znajdował swój mniej jałowym i nie skarżył się już na losy.<br>
<br>
{{c|III.|po=10px}}
{{tab}}Odbudowanie zamku Amboise i przekopanie kanału Solonii skończyło się tak, jak wszystkie przedsięwzięcia tego rodzaju.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pndvmutj2jdyqruktyywuikdr8hbb9n
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/247
100
662225
3146663
1733362
2022-08-06T19:34:04Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Doradcy wyperswadowali królowi, że projekt Leonarda jest zbyt śmiały i niemożliwy do wykonania. Monarcha osłabł w zapale, a wkrótce zapomniał o tych planach.<br>
{{tab}}Artysta czuł, że pomimo uprzejmości Franciszka I, nie może już liczyć na niego, tak, jak nie mógł liczyć na Il Mora, ks. Ludwika i Cezara, na Wawrzyńca Medyceusza i Leona X. Zawiodła go ostatnia nadzieja, że będzie wreszcie zrozumianym, że przekaże światu myśli, już nie w postaci zamiaru, lecz czynu. Postanowił zaniechać dalszej działalności.<br>
{{tab}}Na wiosnę 1517 r. Leonard wrócił do pałacu Cloux, chory, wyczerpany febrą, której dostał na moczarach Solonii. Polepszyło mu się latem, ale nie odzyskał już nigdy dawnego zdrowia.<br>
{{tab}}Słynny bór Amboise zaczynał się niemal u wrót Cloux, za rzeką. Co wieczór, Leonard wychodził, oparty na ramieniu Francesca Melzi, zapuszczał się w głąb lasu i siadał na pniu, uczeń kładł się u jego nóg i czytał mu Danta, Biblię lub jakiego starożytnego filozofa.<br>
{{tab}}Dokoła panowała cisza, przerywana świergotem ptactwa.<br>
{{tab}}Pewnego dnia, uczeń, podniósłszy oczy, zobaczył, że mistrz jest jak odrętwiały; wsłuchiwał się w ciszę, patrzał na niebo, na liście, na kamienie i trawę z takim wyrazem, jakby je żegnał na zawsze.<br>
{{tab}}Smutne przeczucie zawładnęło sercem Franciszka. Nieśmiało, pokornie, przyłożył usta do ręki Leonarda.<br>
{{tab}}Artysta pogłaskał go po głowie, jak dziecię wylęknione, a w tej pieszczocie było tyle smutku, że serce młodzianka ścisnęło się jeszcze boleśniej.<br>
{{tab}}Owego dnia malarz rozpoczął obraz dziwny, przedstawiający Bachusa. Porzucił go dla innego, jeszcze dziwniejszego: na którym odtwarzał Jana Chrzciciela.<br>
{{tab}}Pracował zawzięcie i gorączkowo, jak gdyby przewidywał, że dni jego są policzone, że siły go opuszczą. Pragnął w tym ostatnim utworze wyrazić najdroższe tajniki swej duszy, te, które zazdrośnie ukrywał nietylko przed światem, ale i przed sobą samym.<br>
{{tab}}Tło obrazu przypominało ciemność jaskini, o której opowiadał monnie Lizie Giocondzie. Ciemność wydawała się w pierwszej chwili<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ghubipfonobollscketpxd69c2byxcs
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/248
100
662226
3146668
1733363
2022-08-06T19:37:34Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>nieprzeniknioną, ale w miarę, jak wzrok ją przenikał, cudem sztuki, z tych cieniów wyłaniała się twarz i nagie ciało młodzieńca porywającej, niewinnej piękności.<br>
<br>
{{c|IV.|po=10px}}
{{tab}}Na wiosnę 1517 r. odbywały się w Amboise festyny z powodu urodzin syna Franciszka I. Papież został zaproszony na ojca chrzestnego. Jako reprezentanta przysłał swego synowca Wawrzyńca Medyceusza, księcia Urbino, brata Juliana i narzeczonego francuskiej księżniczki Magdaleny, córki ks. Bourbon.<br>
{{tab}}Wśród przedstawicieli różnych mocarstw europejskich spodziewano się na tę uroczystość ambasadora rossyjskiego, Nikity Karaczarowa; miał zjechać z Rzymu, gdzie przebywał na dworze Jego Świętobliwości.<br>
{{tab}}Leon X był oddawna w stosunkach z wielkim księciem moskiewskim Wasylim Iwanowiczem, należącym do Ligi państw europejskich przeciw sułtanowi Selimowi, który, wzmocniwszy się podbojem Egiptu, groził Europie.<br>
{{tab}}Wielki książę potrzebował także usług papieża, to też wysłał na jego dwór, jako ambasadorów, uczonego Dymitra Gerasimowa, oraz sędziwego dyplomatę, Nikitę Karaczarowa.<br>
{{tab}}Głownem zadaniem ambasady rossyjskiej w Rzymie było wyszukać i przysłać do Moskwy człowieka zdolnego do eksploatacyi kopalni, budowniczego, artylerzystę, umiejącego obchodzić się z armatami murarza, któryby potrafił sam zbudować pałac, oraz zdolnego złotnika, lekarza i organistę.<br>
{{tab}}Naczelnym sekretarzem Karaczarowa był Ilja Kopiła, mąż sześćdziesięcioletni, miał pod sobą dwu pisarzów, Eutycha Gagara oraz siostrzeńca Ilji Kopiły, Fedora Rudometowa, Fedkę, jak go powszechnie zwano. Wszyscy trzej byli zespoleni gorącem umiłowaniem sztuki obrazkowej: Fedor i Eutych posiadali ją w najwyższym stopniu, Ilja był jej subtelnym znawcą.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rsuk7t54oofucpctn9a31003owqvw1s
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/249
100
662227
3146671
1733364
2022-08-06T19:40:05Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Będąc synem ubogiej wdowy z Uglicza, Eutych został oddany na naukę do malarza ''ikon'', przeszedł wszystkie stopnie, zaczynając od noszenia wody i rozrabiania farb, a kończąc na takiem mistrzowskiem odtwarzaniu postaci świętych, że został wezwany do Moskwy, dla ozdobienia arcybiskupiego pałacu.<br>
{{tab}}Tu zadzierzgnął węzły przyjaźni z Fedorem Rudometow, malarzem religijnym.<br>
{{tab}}Bogaty pan z Moskwy, popierający młode talenty, zainteresował się ich losem, a pragnąc, aby poznali obce kraje i obcą sztukę, wyrobił im stanowisko sekretarzów w ambasadzie.<br>
{{tab}}„Cuda“ miast włoskich wprowadzały Fedora w taki zachwyt, że zupełnie stracił głowę i z jednakim podziwem przyglądał się bibliotekom i katedrom, jak domom gry i rozpusty.<br>
{{tab}}Obce kraje budziły nie mniejszą ciekawość w Eutychu Gagarze, jak w Fedorze, ale rozsądniejszy od swego przyjaciela, prosił Boga o rozpoznanie dobrego ziarna od kąkolu, nie gardził wszystkiem, co zagraniczne, jak Ilja Kopiła, ale nie zachwycał się wszystkiem, co obce, jak Fedko.<br>
{{---|50|przed=20px|po=20px}}
{{tab}}Jeden z ambasadorów rossyjskich w Rzymie, Nikita Karaczarow, wyruszył do Amboise na chrzest nowonarodzonego delfina. Wiózł królowi dary od wielkiego księcia, a mianowicie szubę z ponsowego atłasu, haftowaną złotem i podbitą gronostajami, drugą szubę, podbitą bobrami, sto sześćdziesiąt skórek soboli i niebieskich lisów oraz rzadkie okazy ptaków.<br>
{{tab}}Wśród pisarzów i sekretarzów Nikita wziął ze sobą Ilję Kopiłę, Fedora Rudometof i Eutycha Gagara.<br>
<br>
{{c|V.|po=10px}}
{{tab}}Pod koniec kwietnia wczesnym rankiem, na drodze, prowadzącej przez las Amboise, nadleśny królewski ujrzał jeźdźców niezwykle ubranych i mówiących ze sobą nieznanym językiem.<br>
{{tab}}Była to ambasada Nikity Karaczarowa.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3ml5zu6tfvcqnlk1rgkmeyg8i7t1xoo
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/250
100
662228
3146674
1733365
2022-08-06T19:42:40Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Ciężkie, okute wozy wiozły dary. Fedor jechał obok na siwo-jabłkowitej klaczy. Jego olbrzymi wzrost zwracał powszechną uwagę. Miał twarz szeroką, o wystających kościach policzkowych, włosy czarne, jak smoła, a oczy jasno-niebieskie, z których przebijała nienasycona ciekawość i dziwna mięszanina zuchwalstwa i nieśmiałości, prostoty i chytrości, smutku i odwagi — łączące się nieraz w duszy słowiańskiej.<br>
{{tab}}Fedor słuchał rozmowy swoich towarzyszów, dziwujących się obyczajom Włoch i Francyi.<br>
{{tab}}Obok jechali, także konno, Ilja Kopiła i Eutych Gagar.<br>
{{tab}}Twarz Ilji była sroga, ponura, miał włosy i brodę siwą, cała jego postać tchnęła powagą, ale z małych, błyszczących oczu przebijała chytrość.<br>
{{tab}}Eutych mógł mieć lat trzydzieści, był tak szczupłym, że zdala można go było wziąć za młodzieniaszka. Nosił rzadką bródkę, miał twarz bezbarwną, jedną z tych, które nie wrażają się w pamięć. Rzadko ożywiał się, a wtedy w szarych oczach zapalały się niezwykłe błyski.<br>
{{tab}}Kilka słów rozmowy doleciało Fedora, domyślił się, że Gagar i Kopiła rozmawiają o świętych obrazach.<br>
{{tab}}— Malarze włoscy — mówił Ilja z oburzeniem — przedstawiają Najświętszą Pannę z gołą głową i zwichrzonemi włosami.<br>
{{tab}}— Cóż w tem złego? — wtrącił Fedor.<br>
{{tab}}— Nie znasz się na tem — zgromił go starzec. — Święci muszą być odtwarzani wedle opisów Ojców Kościoła.<br>
{{tab}}— Wszystko, co piękne, powinno być świętem — dowodził Fedor.<br>
{{tab}}— Nie! — zawołał Ilja z gniewem — bywa piękno grzeszne, takie pochodziło od szatana.<br>
{{tab}}Młodzieniec nie mógł w to uwierzyć; tak jak swego czasu Giovanni Beltraffio szukał ideału, nie bacząc, gdzie go znajdzie.<br>
<br>
{{c|VI.|po=10px}}
{{tab}}Umieszczono ambasadę rossyjską w domu królewskiego notaryusza, imci Wilhelma Borreau, opodal wieży zegarowej; byłto jedyny dom wolny w całem mieście.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
293csdwnflgbu47oetcrikjjl0x7wxh
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/251
100
662254
3146678
1733413
2022-08-06T19:45:38Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Eutych i jego towarzysz musieli poprzestać na małym pokoiku pod strychem. Młody artysta rozłożył przy oknie swoje pędzelki, farby i rejsbrety do malowania, w rogu nad łóżkiem zawisł obraz Matki Boskiej, patronki Uglicza.<br>
{{tab}}Pokoik był malutki, lecz jasny. Z okna był widok na Loarę, na odległe łąki i lasy.<br>
{{tab}}Pewnego wieczora, w kilka dni po przybyciu do Amboise, Eutych siedział przy oknie i malował. Jego towarzysze poszli na zamek, chcąc się przyjrzeć turniejowi, wyprawionemu na cześć ks. Urbino.<br>
{{tab}}Dokoła panowała cisza, przerywana gruchaniem gołębi na dachu i głosem zegara, wybijającego z wieży godziny.<br>
{{tab}}Eutych czytał swoją ulubioną książkę: „Podręcznik sztuki obrazkowej“, zawierający krótkie przepisy na każdy dzień miesiąca o sposobie przedstawiania świętych.<br>
{{tab}}Dysputa pomiędzy Fedorem, a Ilją obudziła w nim wątpliwości i szukał rozstrzygnięcia ich na tych kartach. Odczytał wstęp o męczeństwie św. Katarzyny oraz św. Filareta, którzy w najpóźniejszej starości, byli jeszcze bardzo piękni i mieli „policzki jak jabłuszka“.<br>
{{tab}}Zdawało się Eutychowi, że Fedor ma słuszność; że oblicza świętych powinny być jasne i wesołe, albowiem Bóg, „przyodziany jest w piękność“ i wszystko, co piękne, pochodzi od Boga.<br>
{{tab}}Ale odwróciwszy kilka stronnic, przeczytał co następuje:<br>
{{tab}}„9-y listopad, dzień świętej Teoktysty z Lesbos: ujrzał ją na pustyni myśliwy i dał jej płaszcz, aby osłoniła swą nagość. Stała przed nim, niepodobna już do ludzkiej postaci, miała oczy wpadnięte, a twarz tak straszną i żółtą, jak gdyby już oddawna leżała w grobie. Zaledwie mogła oddychać i mówiła głosem przyciszonym. Nie było w niej cienia ludzkiej piękności“.<br>
{{tab}}— A zatem — myślał Eutych — to, co święte, może nie być pięknem i nawet pod straszną postacią ukrywa się nieraz dusza anielska.<br>
{{tab}}Odłożył książkę na bok i wziął inną. Byłto stary psałterz, wydany w r. 1485.<br>
{{tab}}Eutych zachwycał się niegdyś obrazkami, ilustrującsmi psalmy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ezek24n51tm331zsufr2hnwdf4ylp1t
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/252
100
662256
3146683
1733418
2022-08-06T19:49:44Z
Piotr433
11344
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Piotr433" /></noinclude>{{tab}}Ale dziś, gdy już oglądał starożytne rzeźby w pałacach Rzymu, Florencyi i Wenecyi, te obrazki nabierały w jego oczach innego znaczenia: rozumiał teraz, że mężczyzna z przechyloną czarą, z której wypływała woda, był bogiem rzek; że kobieta leżąca w trawie, to Ceres, bogini plonów; że młodzieniec, uwieńczony laurem, którego ciągnęły wrzące rumaki, to był Apollo; że brodaty starzec, dosiadający z kobietą zielonego potworu, był Neptunem z Nereidą.<br>
{{tab}}Jakim cudem bogowie, wygnani z Olimpu, znaleźli przytułek na kartach tego starego manuskryptu?<br>
{{tab}}Oszpeciła ich niewprawna ręka średniowiecznego mnicha, to też byli jakby onieśmieleni swą nagością, zasmuceni brzydotą, zdrętwieli od zimna wśród srogich proroków i ascetów. A jednak, tu i ówdzie, w zgięciu łokcia, w zarysie ramion, w okrągłej linii bioder przezierał błysk ich wiekuistej piękności.<br>
{{tab}}Eutych w tych obrazach, które uważał za święte, dostrzegając ślady heleńskiej nieczystości, przeżegnał się dla odegnania złych myśli.<br>
{{tab}}— Cała religia grecka to urojenie; nie było ani Apollinów, ani Nereid, — myślał — greccy filozofowie stworzyli te postaci. Piękno cielesne zostało wygnane przez Apostołów i Ojców świętych, a więc niech będzie przeklęte.<br>
{{tab}}Spojrzał na zaczętą robotę.<br>
{{tab}}Był to obrazek, przedstawiający Boga Ojca na tronie. Do stóp jego tuliły się sfery niebieskie, pod spodem był napis:<br>
{{tab}}„Chwalcie Pana, niebiosa, chwalcie go, o ziemio, słońce i gwiazdy“.<br>
{{tab}}Nad głową Pana Zastępów wzlatywały ptaki, w oddali było widać drzewa, góry, ogień, buchający z ziemi, zwierzęta i płazy, nad niemi unosiły się słowa:<br>
{{tab}}„Chwalcie Pana, drzewa rodzajne i wy cedry górskie, i niech Go chwali wszelakie stworzenie w niebie, na ziemi i w {{korekta|wodzie|wodzie“}}.<br>
{{tab}}Po obu stronach Boga Ojca widać było twarze aniołów, świętych, sędziów, królów, patryarchów i szary tłum zwykłych ludzi. A nad temi postaciami wiła się wstęga z napisem:<br>
{{tab}}„Wszelki duch Pana Boga chwali“.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
owv10nm4q7qipwn3kyawt4bqcc8sj29
Szablon:IndexPages/Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu
10
711737
3146433
3146370
2022-08-06T14:01:47Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>496</pc><q4>6</q4><q3>17</q3><q2>0</q2><q1>457</q1><q0>16</q0>
4ykafujbin39z0y69t10xfvzow9t0xk
3146445
3146433
2022-08-06T15:01:45Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>496</pc><q4>6</q4><q3>18</q3><q2>0</q2><q1>456</q1><q0>16</q0>
bnftbuzhs6d7flg3127d38ih7b9rfh0
3146700
3146445
2022-08-06T20:02:11Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>496</pc><q4>6</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>447</q1><q0>16</q0>
a6y6qz1glf019mdg623tj454qste3oz
3146976
3146700
2022-08-07T08:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>496</pc><q4>6</q4><q3>30</q3><q2>0</q2><q1>444</q1><q0>16</q0>
hsnqx3vsdiz928qwsgk1aoivwiruvnf
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/325
100
717066
3146658
2131592
2022-08-06T19:31:40Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|Miarka za miarkę.|po=15px}}
{{---|40|po=15px}}
{{tab}}Czas powstania tej sztuki odnoszą do lat 1602—3, głównem zaś źródłem, z którego pośrednio czerpał poeta, to nowella Giraldiego Cinthio, w zbiorze pod tytułem: „Hecatommithi“ (1565). Dekada VIII. N. 5. umieszcza następujące opowiadanie:<br>
{{tab}}Za panowania nad państwem rzymskiem wielkiego cesarza Maxymiana, posyłani bywali urzędnicy do zarządu krajów, które pod jego władzą zostawały. Między innymi posłał on do zarządu Insbruku jednego z swych dworzan, którego miłował bardzo, imieniem Jurysta. A zanim wysłał, rzekł mu: „Jurysto, dobre mniemanie, jakie powziąłem o tobie czasu tego, gdyś był przy osobie mojej na usługach, sprawiło to, że cię ślę na rządzcę szlachetnego miasta Insbruku. O rządzie tym mógłbym wiele dodać, ale wszystko zamknę w jednem, to jest, abyś niezmiennie strzegł sprawiedliwości, choćby ci przyszło sądzić przeciwko mnie nawet, który panem twym jestem. Oznajmiam ci, że wszelkie inne błędy, jakiebyś popełnił z nieświadomości, albo z niedbalstwa (a tych też unikać należy, ile możności), mógłbym ci przebaczyć, nigdy zaś, gdybyś wykroczył przeciwko sprawiedliwości.<br>
{{tab}}A jeśli sądzisz, że nie możesz być takim, jakiego cię mieć chcę, bo nie wszyscy ludzie do wszystkiego są zdolni, nie podejmuj urzędu tego, zostań tu lepiej przy dworze i zwykłym swym urzędzie, niżbyś miał, zostawszy rządzcą miasta tego, ściągnąć na się to, co<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aojp71rlo3ac9lwmsxb7wiaf37c1byk
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/326
100
717067
3146661
2131593
2022-08-06T19:33:02Z
PG
3367
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|320|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude>ja uczynićbym był zmuszony z obowiązku sprawiedliwości, jeśli przeciw niej wykroczysz“.<br>
{{tab}}I rzekłszy to, zamilkł.<br>
{{tab}}Jurysta, więcej uszczęśliwiony z godności i urzędu, do którego cesarz go powoływał, niżeli znający sam siebie, podziękował panu swemu za tę przyjazną naukę, i rzekł mu, że sam z siebie żywo pragnął strzedz sprawiedliwości, a będzie to czynić tem chętniej, iż mu polecił cesarz, i że pragnie tak spełniać rządy swe, aby jego cesarska mość chwalić go tylko mogła.<br>
{{tab}}Mowa ta Jurysty podobała się cesarzowi, który rzekł:<br>
{{tab}}„Zaprawdę będę was chwalił, jeśli czyny ze słowami się zgodzą“.<br>
{{tab}}I rozkazawszy wydać mu listy otwarte, które już gotowe były, wysłał go tam.<br>
{{tab}}Jurysta tedy począł rządzić miastem dosyć roztropnie, starając się wielce szalę trzymać w mierze, zarówno w sądach, jako i w rozdawnictwie urzędów, nagradzaniu cnoty i karaniu występków. I długi czas w ten sposób utrzymywał się w wielkiej u cesarza wziętości i w miłości u ludu całego, tak, że mógłby się był zwać szczęśliwym, gdyby zawsze się tak rządził.<br>
{{tab}}Aż stało się, że młodzian pewien z miasta tego, zwany Vico, gwałt popełnił na panience z Insbruku, i skarga zaniesioną została przed Jurystę. Ten zaraz ująć go kazał, i gdy wyznał, że w istocie gwałt jej uczynił, skazał go, wedle praw tego miasta, aby mu głowę ucięto, chociaż obwiniony chciał pogwałconą wziąć za żonę.<br>
{{tab}}Człowiek ten miał siostrę, dziewicę, więcej nad osiemnaście łat nie liczącą, piękności wielkiej, umiejącą słowy bardzo słodkiemi przemawiać, w obejściu miłą, przytem cnoty niewieściej osobliwej.<br>
{{tab}}Zwała się ona Epitya. Wiedząc, że brata na śmierć skazano, żal ją ogarnął wielki, i poczęła rozmyślać, jakby brata uwolnić, lub przynajmniej<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ne4b4n1i1k7tkizmh7e846xkk30t8rm
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/327
100
717068
3146665
2131594
2022-08-06T19:34:58Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron||{{u|OBJAŚNIENIA.}}|321}}}}</noinclude>karę jego uczynić lżejszą. Była bowiem wprzódy z bratem razem, pod dozorem człowieka starego, którego ojciec jej w domu trzymał, aby ich oboje filozofii nauczył, chociaż brat z nauk jego mało korzystał. Szła do Jurysty, prosząc go, aby ulitował się nad jej bratem i nad młodym wiekiem jego, gdyż nie miał nad lat szesnaście, był nie doświadczony, i miłość go bodła. Dowodziła tedy, że zdaniem mędrców, cudzołóstwo popełnione z miłości, a nie dla pokrzywdzenia męża żony, zasługiwało na lżejszą karę, niż to, któreby było złośliwie uczynione, i że toż o postępku brata jej rzec było można, gdyż krzywdy ani złości wyrządzić nie chciał, ale gwałtowną powodowany miłością, popełnił to, za co był skazany, a dla naprawienia zła, gotów był panienkę poślubić.<br>
{{tab}}A chociaż prawo chciało mieć, aby to gwałtowników nie uwalniało, mógł przecie Jurysta, jako mąż mądry, surowość jego złagodzić.<br>
{{tab}}Inne też przywodząc racye, starała się skłonić namiestnika, aby przebaczył nieszczęśliwemu.<br>
{{tab}}Jurysta, któremu nie mniejszą sprawiało przyjemność słuchać wdzięcznej mowy Epityi, jako i wielkiej jej piękności się przypatrywać, po dwakroć kazał sobie jedno powtarzać, a brudną zdjęty żądzą, myśl swą obrócił ku temu, by ten sam popełnił występek, za który na śmierć skazał Vicon’a i rzekł:<br>
{{tab}}Epityo, to coś mówiła, do tyla bratu twojemu posłużyło, że tam, gdzie jutro głowę ściąć mu miano, nakażę zwlec wykonanie wyroku, aż rozważę, com słyszał, a jeśli uznam, iż mogę brata twojego uwolnić, oddam ci go tem chętniej, iż mi żal widzieć na śmierć wiedzionym dla prawa, które tego wymaga.<br>
{{tab}}Epitya, z tych słów powziąwszy otuchę, podziękowała mu za uprzejmość jego, za którą wdzięczność mu wieczną przyrzekła, mając nadzieję, że rozważywszy sprawę i to, co mówiła, uraduje ją wolnością brata. Jurysta rzekł, iż uczyniłby to i spełnił jej żądanie, gdyby mógł, nie obrażając przez to sprawiedliwości.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
li55dph3wdqorx4pohlu3gz8h56l87t
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/328
100
717069
3146667
2131595
2022-08-06T19:37:18Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|322|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude>{{tab}}Poszła Epitya donieść bratu, co uczyniła, a Vico uradował się, prosząc ją, aby się za nim wstawiła, co też ona przyrzekła.<br>
{{tab}}Jurysta, na którego sercu piękność Epityi uczyniła wrażenie, przedsięwziął ją skłonić ku sobie i czekał, ażby wróciła.<br>
{{tab}}Gdy przyszła potem w dni kilka z zapytaniem, odpowiedział, iż uwolnić go nie może, chybaby okupiła go swą cnotą.<br>
{{tab}}Na te słowa, Epitya spłonąwszy, rzekła:<br>
{{tab}}Drogie mi jest życie brata, ale droższa jeszcze cześć moja, a wolałabym go ocalić tracąc życie, niż moją cześć poświęcając. Odepchnijcie wiec myśl tę niecną. Jeśli innym sposobem ocalić go mogę, uczynię to chętnie.<br>
{{tab}}Po rozmowie tej Epitya szła do brata i opowiedziała mu, co jej rzekł Jurysta, dodając, iż ocalić go nie może; zaczem brat płacząc, zaklinać ją począł, aby się dlań poświęciła, i łzami i prośbami zmusił do przyrzeczenia.<br>
{{tab}}Stało się więc, jak brat żądał, ale Jurysta mimo ofiary tej, wydał rozkaz, ażeby bratu jej głowę ścięto, i nazajutrz zbył Epityę, mówiąc, iż do domu jej przyśle brata... Jakoż ciało jego tylko odwieziono siostrze. Epitya doznała boleści wielkiej, lecz pokrywając ją, rzekła do oprawcy, który trupa przywiózł:<br>
{{tab}}Powiedzcie panu swojemu, który jest też moim panem, że przyjmuję brata takim, jakim mi go odesłać mu się podobało, a gdy mej woli spełnić nie chciał, cieszę się, że swojej zadosyć uczynił, sądząc, że tak było sprawiedliwie... Poleć mu mnie z tem, żem zawsze jego sługą.<br>
{{tab}}Epitya zrazu chcąc się pomścić, pragnęła zabić wiarołomcę, ale rozmyśliwszy się, poszła sprawiedliwości szukać u cesarza, który był w Villac’u. Ubrawszy się w żałobę, padła mu do nóg i opowiedziała wszystko. Kazał cesarz przywołać winowajcę, który na widok swej ofiary strasznie drżeć począł, uląkł się i stracił przytomność.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
06zcpzlixm1ff0kxfc7owlazzqp9dlm
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/329
100
717070
3146670
2131596
2022-08-06T19:39:53Z
PG
3367
/* Skorygowana */ int., lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron||{{u|OBJAŚNIENIA.}}|323}}}}</noinclude>{{tab}}Wybadawszy sprawę, cesarz kazał najpierw Juryście zaślubić pokrzywdzoną, która się temu opierała, a potem na śmierć go skazał.<br>
{{tab}}Jurysta przygotowany na ścięcie, czekał już tylko, rychło-li oprawca przyjdzie mu odebrać życie; w tem Epitya, która tak gorąco przeciw niemu świadczyła, posłyszawszy o wyroku cesarza, poruszona wrodzoną dobrocią swą, uznała niegodnem siebie, gdy cesarz nakazał, aby była żoną jego, i ona go za męża przyjęła, dozwolić, by zginął z jej powodu. Myślała, że to raczej pragnieniem zemsty się wyda, niż sprawiedliwością. Szła tedy prosić cesarza o ocalenie mu życia.<br>
{{tab}}Maksymian zachwycony był, usłyszawszy ją tak przemawiającą za Jurystą, chociaż ten ją pokrzywdził; uznał też, że tak wielka dobroć zasługiwała, aby spełniono to, o co prosiła, a kazawszy o godzinie, która była na śmierć przeznaczoną, przywołać Jurystę, przebaczył mu, oddając za żonę Epityę.<br>
{{tab}}W roku 1577 Jerzy Whetstone na tle tej powieści osnuł komedyę we dwóch częściach, której dał tytuł: „Wielce doskonała i sławna historya Promosa i Kassandry“. Nieznany ten poeta uczuł wszakże, iż pożycie małżonków byłoby niemożliwem, gdyby je przypomnienie śmierci brata zatruwało, i jak Szekspir, dla nadania prawdopodobieństwa sztuce, ocalił mu życie cudownie. Oprócz tego Whetstone, zwyczajem ówczesnym, postawił obok drugą parę komiczną, i przygody jej splątał z historyą Promosa i Kassandry. Tym cieniakiem głównego bohatera Promosa (Jurysty) jest nijaki Phallax, któremu powierzono sprawowanie policyi w mieście. Z rozkazu namiestnika zamyka on wszystkie podejrzane domy. Jednego dnia pachołkowie przyprowadzają mu opierającą się rozkazom ulicznicę, Lamię. Phallax rozmiłowuje się w niej i bierze ją w swoją opiekę. Zręczna jejmościanka, której doradzcą jest nijaki Rosko, za wiele sobie pozwala na rachunek łask Phallaxa, i odziera go niemiłosiernie. Ten, nie mogąc wystarczyć jej wymaganiom, łupi mieszkańców, a gdy i tego mało,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hzheya6o8trr8fsrd3rxatd8fxxh9gw
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/330
100
717071
3146675
2131600
2022-08-06T19:42:50Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|324|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude><section begin="Miarka za miarkę"/>policyantów swych, Rapaxa i Gripaxa, zmienia w ulicznych rabusiów. Kończy się to tem, że Phailaxa precz wyrzucają, odebrawszy mu, co porabował u ludzi, a Lamia idzie do więzienia. Dwie te powieści rozwijają się równolegle niczem zresztą nie połączone.<br>
{{tab}}Whetsone napisał później jeszcze powieść na podstawie komedyi, pomieszczoną w jego: „Heptameron of civil discourses“ (1582 roku).<br>
{{tab}}Z tej to nieforemnej komedyi napisał Szekspir swoją: „Miarkę za miarkę“, wziąwszy tytuł zapewne z następującego wiersza w Promosie i Kassandrze: (Akt V. Scena IV.)<br>
{{c|w=85%|„who others doth deceyve,<br>Deserves himself ''like measure'' to receyve“...|przed=10px|po=10px}}
{{tab}}Grano komedyę Szekspira 26. grudnia w 1604 roku, przed Jakóbem I.<br>
{{tab}}W druku ukazała się dopiero w roku 1623, w wydaniu zbiorowem.<br>
{{---|przed=30px|po=40px}}
<section end="Miarka za miarkę"/><section begin="Troilus i Kresyda"/>
{{c|w=200%|h=normal|Troilus i Kresyda.|po=15px}}
{{---|40|po=15px}}
{{tab}}Komedya ta, zaliczana niekiedy do tragedyi, powstała około 1609 r. w którym to czasie wyszły dwa jej wydania z przedmową, akcentującą tę „nowość“ jako nigdzie jeszcze nie przedstawioną. W pierwszem wydaniu ma tytuł: „Straszna historya Troilusa i Kresydy, doskonale wyrażająca początek ich miłostek wraz ze zręcznem pośrednictwem Pandarusa, książęcia Licyi, napisana przez Wiliama Szekspira. Londyn 1609.<br>
{{tab}}Przedmiot komedyi był od czasu Homera wielokrotnie opracowany, zwłaszcza w średnich wiekach. Bezpośredniem źródłem, z którego czerpał Szekspir,<section end="Troilus i Kresyda"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jjw6sil0dzc7kmtn0bnrktrkom6joq6
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/22
100
717780
3146430
2134364
2022-08-06T13:58:45Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|16|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}
<br><br></noinclude>{{c|'''SCENA PIĄTA.'''|po=10px}}
{{c|w=85%|Klasztor żeński.|po=10px}}
{{c|w=85%|Wchodzą IZABELLA i FRANCISZKA.|po=10px}}
<poem>
'''Izabella.''' Nie macie żadnych innych przywilejów?
'''Franciszka.''' Czyż tych nie dosyć?
'''Izabella.''' {{tab|140}}O dosyć! Nie na to
:Mówię, by żądać jeszcze czegoś więcej,
:Raczej-bym chciała surowszej reguły
:Dla sióstr zakonu świętej Klary.
'''Lucyo.''' {{f*|w=85%|(z zewnątrz).}} {{tab|80}}Pokój
:Dla tego miejsca!
'''Izabella.''' {{tab|60}}A któż to tam woła?
:To głos mężczyzny! Słodka Izabello,
:Idźcie otworzyć furtkę i spytajcie,
:Po co przychodzi. Wam otworzyć wolno,
:Mnie nie — wy jeszcze jesteście bez ślubów;
:Po ich przyjęciu nie będzie wam można
:Rozmawiać z żadnym mężczyzną, prócz wtedy,
:Gdy przeorysza obecną; a podczas
:Waszej rozmowy nie będzie wam wolno
:Odsłonić twarzy, a gdy odsłonicie,
:Nie będzie wolno rozmawiać. Znów woła.
:Proszę was, dajcie mu odpowiedź.
</poem>
{{c|w=85%|(Franciszka wychodzi).|przed=10px|po=10px}}
<poem>
'''Izabella.''' Pokój i szczęście! A któż to tam woła?
</poem>
{{c|w=85%|(Wchodzi Lucyo).|przed=10px|po=10px}}
<poem>
'''Lucyo.''' Cześć wam, dziewico! bo lic waszych róże
:Świadczą mi o tem, jako nią jesteście.
:Czyliż możecie to uczynić dla mnie
:I zaprowadzić mnie do Izabelli,
:Nowicyuszki tego tu klasztoru,
:A pięknej siostry jej nieszczęśliwego
:Brata Klaudyusza?
'''Izabella.''' {{tab|70}}Przecz nieszczęśliwego?
:Niech się was spytam, bo powiedzieć muszę,
:Żem Izabellą, jego siostrą.
'''Lucyo.''' {{tab|120}}Piękna,
:Szlachetna dziewko! Brat wam pozdrowienie
:Szle; mówiąc krótko, on uwięzion.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tadezn8uttqarsgh86cfasoa5kfxend
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/23
100
717790
3146432
2134627
2022-08-06T14:00:39Z
PG
3367
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron||{{u|AKT PIERWSZY. SCENA PIĄTA.}}|17}}}}</noinclude><poem>
'''Izabella.''' {{tab|150}}Biada!
:Za co?
'''Lucyo.''' {{tab|10}}O, za to, co by karę jego
:Zmieniło w dzięki, gdybym ja był sędzia;
:Swą przyjaciółkę dzieckiem obdarował.
'''Izabella.''' Nie drwijcie ze mnie. — Powiedzcie mi prawdę.
'''Lucyo.''' To czysta prawda. Choć to grzech mój zwykły,
:Że wobec dziewic sprawiam się jak czajka,
:Że się zabawiam żartami, wśród których
:Język daleko od serca — w was jednak
:Świętą, niebiańską widzę snąć istotę,
:Przez ślub zakonny tak uduchownioną,
:Że każde słowo przy was, jak przy świętej,
:Szczerem być musi.
'''Izabella.''' Bluźnicie, panie, szydząc sobie ze mnie.
'''Lucyo.''' Nie wierzcie temu. Krótko i po prawdzie
:Tak się ma sprawa: brat wasz z swą kochanką
:Oddawali się uściskom. Lecz wiecie,
:Że kto się karmi, ten się i napełnia;
:A jako pora rozkwicia pokrywa
:Urodzajami ugór w czas zasiany,
:Tak i jej plenne świadczy dzisiaj łono
:O jego skrzętnej, ochoczej uprawie.
'''Izabella.''' Jakaż kobieta zaszła przezeń w ciążę?
:Może kuzynka moja, Julietta?
'''Lucyo.''' Wasza kuzynka?
'''Izabella.''' Tak jest, przybrana, jak dziewczęta w szkole
:Zmieniają swoje nazwiska z dziecięcej,
:Szczerej skłonności.
'''Lucyo.''' {{tab|80}}To ona.
'''Izabella.''' {{tab|120}}A zatem
:Niech ją poślubi!
'''Lucyo.''' {{tab|70}}W tem-ci sęk jest właśnie.
:Książę opuścił miasto w dziwny sposób,
:A nie jednego z szlachty (mnie samego)
:Wodził na pasku nadzieją urzędu;
:Dzisiaj my wszyscy słyszymy od ludzi,
:Znających dobrze wszystkie tętna państwa,
:Że obietnice jego nieskończenie
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
07iov8s8ouevoh44y90jridzfy3pcsf
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/24
100
717794
3146434
2134382
2022-08-06T14:04:20Z
PG
3367
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|18|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude><poem>
:Dalekie były od jego zamiarów.
:Na jego miejscu z całą jego władzą
:Rządzi Angelo, w którym śnieg stopiony
:Zamiast krwi płynie; człowiek, który nigdy
:Nie uczuł żądła rozigranych zmysłów,
:Ale postami i pracą dla ducha
:Raczej przytępia oraz powstrzymuje
:To przyrodzone ich ostrze. Ten człowiek,
:By krotochwilną przestraszyć swawolę,
:Co naokoło groźnych praw igrała
:(Niby ta myszka wokół lwa), wydobył
:Jakoweś prawo, które treścią swoją
:Zagraża życiu waszego braciszka;
:Więc go w te tropy aresztować kazał
:I chce postąpić z surowością prawa,
:By był przykładem dla innych. Zginęła
:Wszystka nadzieja, jeśli waszej prośby
:Tkliwość nie wzruszy Angela. W tem właśnie
:Jądro mojego pośrednictwa między
:Wami a waszym bratem.
'''Izabella.''' {{tab|100}}Czy nastaje
:Na jego życie?
'''Lucyo.''' {{tab|60}}Podpisał już wyrok,
:A, jak słyszałem, dozorca więzienia
:Ma go wykonać.
'''Izabella.''' {{tab|50}}Cóż ma słaba zdolność
:Może uczynić dla niego?
'''Lucyo.''' {{tab|110}}Próbujcie
:Sił swych...
'''Izabella.''' {{tab|20}}Me siły! Niestety! ja wątpię.
'''Lucyo.''' Nasze wątpienie to zdrajca, co nieraz
:Z rąk nam wytrąca dobro, którebyśmy
:Uzyskać mogli, jeśliby od próby
:Nie odwodziła nas trwoga. A zatem
:Idź do Angela, aby go nauczyć,
:Że, gdy dziewczęta błagają, mężczyźni
:Winni być szczodrzy, jak bogi; że, jeśli
:Dziewczęta z łzami padną na kolana.
:Wówczas do próśb swych takie mają prawo,
:Jak gdyby same wypełnić je miały.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6moqsagxdo44ib8krzibc06a6fv6zji
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/25
100
717799
3146643
2134395
2022-08-06T19:19:53Z
PG
3367
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron||{{u|AKT DRUGI. SCENA PIERWSZA.}}|19}}}}</noinclude><section begin="Akt pierwszy"/><poem>
'''Izabella.''' Zrobię, co można.
'''Lucyo.''' {{tab|120}}A tylko bez zwłoki.
'''Izabella.''' Spieszę natychmiast. Nie zabawię dłużej,
:Niżeli trzeba czasu, aby matkę
:Objaśnić o tem. Uniżone dzięki:
:Raczcie mu brata polecić; przed nocą
:Poszlę mu jeszcze wieść o swych zabiegach.
'''Lucyo.''' A teraz żegnam.
'''Izabella.''' {{tab|90}}Żegnaj, dobry panie.
</poem>
{{c|w=85%|(Wychodzą).|przed=10px|po=30px}}
[[Plik:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII ornament p.51.jpg|center|120px]]
<br><br>
<section end="Akt pierwszy"/><section begin="Akt drugi"/>
{{c|w=160%|AKT DRUGI.|po=15px}}
{{---|30|po=15px}}
{{c|'''SCENA PIERWSZA'''|po=10px}}
{{c|w=85%|Sala w domu Angela.|po=10px}}
{{c|w=85%|Wchodzą: ANGELO, ESKALUS, SĘDZIA, PROFOS, służba sądowa i inni.|przed=10px|po=10px}}
<poem>
'''Angelo.''' Z prawa naszego nie róbmy straszydła,
:Co miało ptaki drapieżne odganiać,
:A które z czasem przez przyzwyczajenie
:Stało się dla nich grzędą, miast postrachem.
'''Eskalus.''' Tak, ale bądźmy ostrzy, by ciąć raczej,
:Niżeli zaraz zabijać. Młodzieniec,
:Za którym proszę, ma zacnego ojca.
:Niech wasza dostojność
:Raczy rozważyć (chociaż wiem, że zawsze
:Byliście stałym w swej cnocie) czy, gdyby
:W wybuchu waszych namiętności pora
:Sprzyjała miejscu, miejsce pożądaniu,
:Gdyby wzburzona wasza krew osięgnąć
</poem><section end="Akt drugi"/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e755tnfpts8ppjmtixl3w2k1cp75g6e
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/26
100
717814
3146649
2134445
2022-08-06T19:23:50Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit., drobne redakcyjne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|20|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude><poem>
:Mogła zamiarów waszych cel — czy kiedy
:W tem swojem życiu nie uleglibyście
:Na owym punkcie, który w nim karzecie?
:Czybyście na się nie ściągnęli prawa?
'''Angelo.''' Inna jest sprawa być kuszonym, inna
:Zasię ulegać. Nie przeczę, Eskalu,
:Że w trybunale, który wyrokuje
:O życiu więźnia, na więźniów dwunastu
:Jest jeden złodziej lub też dwóch, winniejszych
:Od sądzonego. Ale sprawiedliwość
:Tylko to chwyta, co widzi. Dla prawa
:Rzecz obojętna, że złodzieja sądzi
:Taki sam złodziej. Wszak-ci to jest jasnem,
:Że tylko taki podnosimy klejnot,
:Który ujrzymy, że zasię depcemy
:Bez myśli po tych, których nie dostrzeżem.
:Nie umniejszajcie jego win dla tego,
:Że takie winy są i we mnie; chciejcie
:Raczej mi wskazać, że i dla mnie wyrok,
:Którym dziś karzę jego winę, będzie
:Wzorem mej śmierci, że nie ma tu zgoła
:Innego względu. A zatem on umrze.
'''Eskalus.''' Niech według waszej stanie się mądrości.
'''Angelo.''' Gdzie profos?
'''Profos.''' {{tab|80}}Jestem na rozkazy, panie.
'''Angelo.''' Pilnuj, by jutro o dziewiątej z rana
:Klaudyo był ścięty, sprowadź spowiednika,
:Niech się na drogę dobrze przygotuje,
:Bo to ostatni krok jego pielgrzymki.
</poem>
{{c|w=85%|(Profos odchodzi).|przed=10px|po=10px}}
<poem>
'''Eskalus.''' Niech mu przebaczy niebo i nam wszystkim;
:Jednych grzech wznosi, drugich gubi cnota.
:Jeden bezkarnie uchodzi z pod gruzów
:Swoich występków, drugiego skazują
:Za winę, choćby najmniejszą.
</poem>
{{c|w=85%|(Wchodzą: Łokieć, Pianka, błazen i stróż).|przed=10px|po=10px}}
<poem>
{{tab}}'''Łokieć.''' Dalej, odstawcie ich tu. Jeśli to są dobrzy ludzie w rzeczypospolitej, co nic innego robić nie umieją, jak tylko występnie po publicznych po-
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qaytpx4jl1u33wr0eublssax0eim6o5
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/28
100
717829
3146972
2134493
2022-08-07T07:56:53Z
PG
3367
/* Skorygowana */ lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|22|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude>{{tab}}'''Eskalus.''' A skąd ty wiesz o tem, konetablu? <br>
{{tab}}'''Łokieć.''' A dyć, miłościwy panie, od mojej żony, która gdyby była kobietą o kardynalskich chuciach, to mogłaby się tam dopuścić kurwiarstwa, cudzołóstwa i wszystkich nieczystości.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Za namową tej kobiety?<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' Tak jest, miłościwy panie, za namową pani Przepędzonej; ale jak mu plunęła w gębę, tak wiedział od razu, z kim ma do czynienia.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Miłościwy panie! Za pozwoleniem waszej dostojności, nie taka jest sprawa.<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' Udowodnisz mi to wobec tych łajdaków, ty honorowy panie, udowodnisz mi to.<br>
{{tab}}'''Eskalus''' {{f*|w=85%|(do Angela).}} Słyszycie tę jego przekładnię?<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Miłościwy panie, przyszła do nas brzemienna, bo (z przeproszeniem waszej dostojności) zachciało jej się gotowanych śliwek; mieliśmy wtedy, miłościwy panie, tylko dwie w domu, a i te w odległym owym czasie leżały, jakby to powiedzieć, na talerzu od owoców — na talerzu za jakie trzy grosze; wasza dostojność zapewne już widziała takie talerze; nie są to chińskie talerze, ale zawsze dobre talerze.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Do rzeczy, do rzeczy, mniejsza o talerze.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' To prawda, miłościwy panie, talerz niewart jednej szpilki; w tem macie słuszność, miłości, wy panie; a więc do rzeczy. Otóż, jakem powiedział, pani Łokciowa, była, jakem powiedział, w ciąży, miała żywot mocno odęty i zachciało się jej śliwek, a ponieważ, jakem powiedział, leżały tylko dwie na talerzu, ponieważ ten Pianka tutaj, jakem powiedział, zjadł resztę i, jak mówię, zapłacił za nie uczciwie bo, jak to zapewne wiecie, panie Pianko, nie miałem wam wydać trzech groszy reszty.<br>
{{tab}}'''Pianka.''' Tak jest, prawda.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' A no i owszem; otóż kiedy, jak sobie to przypomnicie, gryźliście właśnie pestki z tych wspomnianych powyżej śliwek —<br>
{{tab}}'''Pianka.''' Tak jest, prawda, gryzłem.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7p7o56y80i9xfm7cx4fpimo8ro3b2nl
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/29
100
717830
3146973
2134494
2022-08-07T07:58:35Z
PG
3367
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron||{{u|AKT DRUGI. SCENA PIERWSZA.}}|23}}}}</noinclude>{{tab}}'''Błazen.''' A no i owszem; powiedziałam wam wtedy, jak sobie to przypomnicie, że ten i ów nie byłby się nigdy wyleczył, wiecie, z tej choroby, gdyby nie był — takem wam powiedział — zachował dyety.<br>
{{tab}}'''Pianka.''' Wszystko to prawda.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' A no i owszem.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Dalej, nudny z ciebie błazen. Przystąp do rzeczy. Coście takiego zrobili żonie Łokcia, że mąż jej ma powód do skargi? Dojdź do końca. Coście jej zrobili?<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Wasza dostojność nie może jeszcze dojść do tego.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Nie, mopanku, nie mam wcale zamiaru.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Ale dojdziecie do tego, z przeproszeniem waszej łaskawości; ale spojrzyjcie tylko, miłościwy panie, na tego tu pana Piankę; człowiek ten ma ośmdziesiąt funtów na rok, a ojciec jego umarł w dzień Wszystkich Świętych. Czy nie w dzień Wszystkich Świętych, mości Pianko?<br>
{{tab}}'''Pianka.''' We wilię Wszystkich Świętych.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Tak jest, i owszem. — Spodziewam się, że to nie jest prawdą. Otóż, jak powiadam, siedział on sobie na niskim stołku — w izbie pod „Winogronem “, gdzieście sobie szczególnie upodobali. Nie siedzieliście? Pianka. Siedziałem; izba to obszerna i dobra na zimę.
Błazen. Tak jest, — i owszem. Spodziewam się, że to nie są prawdy.<br>
<poem>
'''Angelo.''' Snać to bajanie trwać będzie noc ruską
W czasie, gdy noce tam najdłuższe. Idę,
A wam zostawiam zbadanie tej sprawy —
Sądzę, że wszystkim wyprawicie chłostę.
</poem>
{{tab}}'''Eskalus.''' I ja tak myślę; dzień dobry waszej łaskawości.<br>
{{c|w=85%|(Angelo wychodzi}.|przed=10px|po=10px}}
{{tab}}A teraz dalej. Coście zrobili żonie Łokcia? Jeszcze raz!<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Raz, miłościwy panie? Nic jej raz nie zrobiliśmy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7nht72c6beio5qgo90hayxt7o6srun0
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/30
100
717832
3146974
2134497
2022-08-07T07:59:42Z
PG
3367
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron|24|{{u|MIARKA ZA MIARKĘ.}}}}}}</noinclude>{{tab}}'''Łokieć.''' Proszę was, miłościwy panie, spytajcie się, co ten człowiek zrobił mojej żonie?<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Proszę waszej dostojności, raczcie się mnie spytać.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' I owszem, mopanku; a więc cóż jej kawaler zrobił?<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Proszę was, miłościwy panie, raczcie się tylko przyjrzeć twarzy tego kawalera. Zacny panie Pianko, spójrzcie tylko na jego dostojność, to w uczciwym zamiarze. Czy wasza dostojność przyjrzała się jego twarzy?<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Tak, mopanku, jużem to uczynił.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Proszę was, przypatrzcie się jej tylko dobrze.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Już się przypatrzyłem.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Czy wasza dostojność widzi w niej co złego?<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Nic a nic.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Przysiągłbym na księgę, że co ma w sobie najgorszego, to twarz. A zatem — jeżeli co w nim najgorszego, to jego twarz, jakże-ż więc mógłby pan Pianka zrobić coś złego żonie konetabla? Chciałbym to usłyszeć od waszej dostojności.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Masz w tem słuszność. Konetablu, cóż wy na to?<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' Po pierwsze — za pozwoleniem waszem — dom ten jest domem respektowanym; po drugie, jegomość ten jest respektowany; a i jego pani jest kobietą respektowaną.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Na tę rękę, miłościwy panie, żona jego jest kobietą bardziej respektowaną, niżeli ktokolwiek z nas wszystkich.<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' Wisielcze jakiś, kłamiesz! Kłamiesz, wisielcze bezbożny! Nie przyszedł jeszcze ten czas, aby kiedykolwiek respektowała z mężem, kobietą lub dzieckiem.<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Miłościwy panie! Była z nim respektowaną jeszcze przedtem zanim się z nią ożenił.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Któż tutaj mędrszy, sprawiedliwość czy niegodziwość? Czy to prawda?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k16b46a15ilcc86h24kvyzvg4uwngzi
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/27
100
717835
3146655
2134508
2022-08-06T19:29:02Z
PG
3367
/* Skorygowana */ drobne redakcyjne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="PG" />{{f|w=85%|{{Numeracja stron||{{u|AKT DRUGI. SCENA DRUGA.}}|21}}}}</noinclude>stępować domach, to nie ma prawa na świecie; odstawcie ich tutaj.<br>
{{tab}}'''Angelo.''' Cóż to, mości panie! Jak się nazywacie? W jakiej przychodzicie sprawie?<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' Jeżeli łaska waszej dostojności, to jestem biednego księcia konetablem, a nazywam się Łokieć; opieram się na sprawiedliwości, miłościwy panie, i prowadzę przed waszą łaskawą dostojność dwóch notorycznych dobrodziejów.<br>
{{tab}}'''Angelo.''' Dobrodziejów? I owszem, cóż to za dobrodzieje? Czy to czasem nie złodzieje?<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' Za pozwoleniem waszej dostojności, jużcić nie wiem dokładnie, czem oni być mogą ale że to wierutne łotry, tego jestem pewny, i że nie ma w nich ani krzty bezbożności, którą każdy dobry chrześcijanin mieć powinien.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Znakomicie rzecz swą wyłożył; to dopiero mądry policyant.<br>
{{tab}}'''Angelo.''' Do rzeczy. Cóż to za ludzie? A więc nazywacie się Łokieć; czemu nie gadasz, mój Łokciu?<br>
{{tab}}'''Błazen.''' Nie może, miłościwy panie, świeci łokciami.<br>
{{tab}}'''Angelo.''' A wy co za jeden, mopanku?<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' On, miłościwy panie? To czopowy, miłościwy panie; to kawał rajfura; parobas niepoczciwej baby, której dom, miłościwy panie, został, jak powiadają, zawalony na przedmieściu, a która teraz ciągnie profity z łazienek; a i to jest dom, jak sądzę, bardzo paskudny.<br>
{{tab}}'''Angelo.''' A skądże to wiecie, mopanku?<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' Moja żona, miłościwy panie, którą detestuję wobec nieba i waszej dostojności.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' Co? twoja żona?<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' Tak jest, miłościwy panie — a jest to, dzięki niebu, niewiasta uczciwa.<br>
{{tab}}'''Eskalus.''' I dla tego ją detestujesz?<br>
{{tab}}'''Łokieć.''' Powiadam, miłościwy panie, że i siebie samego tak dobrze detestuję, jak i ją, że jeżeli to nie jest dom rajfurki, to byłoby go szkoda, bo to nicpotem domisko.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
egw7x7q8ylze0cyz038gtc2n128u69w
Szablon:IndexPages/PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara (1928)
10
785356
3146383
3146372
2022-08-06T12:02:01Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>586</pc><q4>158</q4><q3>392</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>36</q0>
4pjg4gsh3upsa0av5dc2xy2mavlast1
3146404
3146383
2022-08-06T13:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>586</pc><q4>161</q4><q3>389</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>36</q0>
sywn7knc2i4w4b26qgnwlj65qfb9m4e
3146487
3146404
2022-08-06T17:01:58Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>586</pc><q4>163</q4><q3>387</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>36</q0>
jacqninujdbz46lllvl7ebkrp1wmpq9
3146586
3146487
2022-08-06T19:02:21Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>586</pc><q4>164</q4><q3>386</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>36</q0>
cxztueawbpam08fthjq307d7o91yyr5
3146797
3146586
2022-08-06T21:02:04Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>586</pc><q4>166</q4><q3>384</q3><q2>0</q2><q1>0</q1><q0>36</q0>
byxpqqzi4dl8box5esdrk6m312b0rj1
Szablon:IndexPages/PL Sand - Joanna.djvu
10
804132
3146854
3146212
2022-08-06T22:02:10Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>458</pc><q4>4</q4><q3>25</q3><q2>0</q2><q1>421</q1><q0>8</q0>
c6dvqc4vxs4n6s3vz2179xo9ic3n35w
3146891
3146854
2022-08-06T23:02:11Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>458</pc><q4>4</q4><q3>27</q3><q2>0</q2><q1>419</q1><q0>8</q0>
iie657q8ajsd3lvjo1avj7dz4i5cn41
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/166
100
830337
3146381
2704130
2022-08-06T11:59:21Z
Terwa
30402
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 160 —|}}</noinclude>''chce żyć''. Jak zakończyć? Czem zakończyć? O tem nie miał nawet pojęcia i nie chciał nawet myśleć. Odpędzał myśl: myśl dręczyła go. Czuł tylko i wiedział, że trzeba, ażeby wszystko się zmieniło, tak albo owak „bodaj jakkolwiek“, powtarzał z rozpaczliwą, nieruchomą pewnością siebie i stanowczością.<br>
{{tab}}Starym zwyczajem, skierował się wprost na plac Sienny zwykłą drogą swych dawnych przechadzek. Nie dochodząc do placu, na bruku, przed sklepikiem wiktuałów stał młody śniady kataryniarz i kręcił jakiś arcyczuły romans. Akompanjował on stojącej przed nim na trotuarze dziewczynce, lat piętnastu, ubranej jak panienka, w krynolinie, w mantylce, w rękawiczkach i słomianym kapelusiku z ogniowej barwy piórem; wszystko to było stare i zniszczone. Ulicznym, piskliwym, ale dość miłym i silnym głosem wyśpiewywała ona romans, w oczekiwaniu na czterogroszniak ze sklepiku. Raskolnikow przystanął z dwoma, czy trzema słuchaczami, posłuchał, wyjął pięć kopiejek i położył na ręku dziewczynki. Ta nagle urwała śpiew na najczulszej i najwyższej nucie, jakby ucięła, ostro krzyknęła do kataryniarza: „dosyć“ i oboje powędrowali dalej, do następnego sklepiku.<br>
{{tab}}— Czy pan lubi śpiew? — zwrócił się nagle Raskolnikow do pewnego, już niemłodego przechodnia, stojącego obok niego przy katarynce i mającego pozór gapia. Ten dziko spojrzał nań i zdziwił się. — Ja lubię, — ciągnął Raskolnikow, ale takim tonem, jakby wcale nie mówił o śpiewie ulicznym — ja lubię, gdy śpiewają przy katarynce w chłodny, ciemny i wilgotny dzień jesienny, koniecznie wilgotny, kiedy to wszyscy przechodnie mają blado zielone i słabowite twarze: albo jeszcze lepiej, gdy śnieg mokry pada, zupełnie prosto, bez wiatru, wie pan, a przez niego latarnie gazowe błyszczą...<br>
{{tab}}— Nie wiem... Daruje pan... — odparł zagadnięty przerażony i pytaniem i dziwnym wyglądem Raskolnikowa, i przeszedł na drugą stronę ulicy.<br>
{{tab}}Raskolnikow poszedł prosto i przybył do tego rogu na placu Siennym, gdzie prowadzili handel ów mieszczanin i baba, którzy to wówczas rozmawiali z Elżbietką; ale ich teraz nie było. Poznawszy miejsce, stanął, obejrzał się i zwrócił się do młodego chłopca, w krasnej rubaszce, ziewającego na progu sklepu z mąką.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r954tfue40o2xgp857dnr48ix0wfwvf
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/167
100
830338
3146384
2704134
2022-08-06T12:07:29Z
Terwa
30402
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 161 —|}}</noinclude>{{tab}}— Wszak to tu mają kramik mieszczanin i baba, jego żona, co?<br>
{{tab}}— Różni tu mają kramy — odparł chłopak, z góry mierząc Raskolnikowa.<br>
{{tab}}— Jak oni się nazywają?<br>
{{tab}}— Jak ich ochrzczono, tak się i nazywają.<br>
{{tab}}— Czy i ty aby nie jesteś zarajski? Z której gubernji pochodzisz? — chłopak znowu spojrzał na Raskolnikowa.<br>
{{tab}}— U nas, wielmożny panie, nie ma gubernjii tylko powiat, ale jeździł mój brat, a jam w domu siedział, więc i nie wiem... Daruj mi, pan wielmożny, wspaniałomyślnie...<br>
{{tab}}— Co tam na górze, garkuchnia?<br>
{{tab}}— Restauracja, i bilard jest; i panienki się znajdą... owa!<br>
{{tab}}Raskolnikow przeszedł przez plac. Tam na rogu stał tłum ludzi, samych chłopów. Wszedł w sam środek tego tłumu, zaglądając w oczy każdemu. Ale chłopi nie zwracali nań wcale uwagi i wszyscy przekomarzali się tylko pomiędzy sobą, zbierając się w grupy. On postał, pomyślał, i poszedł na prawo po trotuarze, w kierunku prospektu W. Minąwszy plac, trafił w zaułek...<br>
{{tab}}Dawniej też często przechodził tą króciutką uliczką, tworzącą łuk i wiodącą z placu na ulicę Sadową. Ostatniemi czasy coś go nawet ciągnęło w te strony, bo jak mówił, kiedy wstrętnie człowiekowi, „niech-że mu jeszcze wstrętniej będzie“. Teraz zaś wszedł, nie myśląc o niczem. Jest tam duży dom, cały zajęty przez piwiarnie i różne zakłady trunkowo-jadłodajne; z nich co chwila wybiegały kobiety, ubrane „po sąsiedzku“ — bez kapeluszy i w samych tylko sukniach. W dwóch, trzech miejscach gromadziły {{Korekta|sę|się}} one na chodniku grupami, najwięcej przy schodkach do suteryn, gdzie po dwóch stopniach, można było zejść do różnych bardzo wesołych zakładzików. W jednym z tych ostatnich, w tej chwili, dawał się słyszeć hałas i gwar na całą ulicę, brzęczała gitara, {{Korekta|śpewano peśni|śpiewano pieśni}}, i było tam bardzo wesoło.<br>
{{tab}}Spora grupa kobiet tłoczyła się przy wejściu; jedne siedziały na stopniach, inne znowu stały i rozmawiały. Na ulicy, wlókł się, głośno wymyślając, żołnierz pijany z papierosem i zdawało się, że chce gdzieś wejść, ale jakby zapomniał gdzie. Jakiś oberwus wymyślał jakiemuś {{Korekta|ulicznkowi|ulicznikowi}}, a jakiś na śmierć pijany leżał w poprzek {{pp|uli|cy}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g846ivi21ho0mqw9s2f4ibakz2xa6yi
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/168
100
830339
3146398
2704138
2022-08-06T12:36:06Z
Terwa
30402
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 162 —|}}</noinclude>{{pk|uli|cy}}. Raskolnikow stanął przy dużej grupie kobiet. Rozmawiały ochrypłemi głosami; wszystkie były w perkalowych sukniach, w trzewikach kozłowych i z gołemi głowami. Niektóre miały już z górą po lat czterdzieści, ale były także siedemnastoletnie; wszystkie prawie z podbitemi oczami.<br>
{{tab}}Niewiadomo dlaczego, zajmował go śpiew i w ogóle ten cały hałas, gwar i szum na dole... Słychać było stamtąd, jak wśród wybuchów śmiechu i wrzasków, przy akompanjamencie piskliwego falsetu jakiejś arcyochoczej melodji, ktoś zamaszyście tańczył, wybijając takt obcasami. On uważnie, ponuro i w zamyśleniu słuchał, schyliwszy się ku wejściu i ciekawie zaglądając z trotuaru do sieni.<br>
{{tab}}Z głębi dolatywał cienki głos śpiewaka. Raskolnikow pragnął bądź co bądź dowiedzieć się co śpiewają; jakgdyby mu właśnie tylko na tem zależało.<br>
{{tab}}„Czy by nie zajść?“ — pomyślał. — „Śmieją się! Pijani. A gdyby tak upić się?“<br>
{{tab}}— Może kawaler zajdzie? — spytała jedna z kobiet dość dźwięcznym i nie całkiem jeszcze zmęczonym głosem. Była młoda i nawet nie odstręczająca — jedyna z całej grupy.<br>
{{tab}}— A jaka ładniutka! — odparł, podniósłszy się i spojrzawszy na nią.<br>
{{tab}}Roześmiała się; komplement bardzo jej przypadł do gustu.<br>
{{tab}}— Pan sam także ładniutki — rzekła.<br>
{{tab}}— Jaki chudy! — wtrąciła basem inna — czyś się pan ze szpitala wypisał?<br>
{{tab}}— Niby to wszystko córki {{kor|genralskie|generalskie}}, a nosy same kurnose! — przerwał nagle jakiś chłop, zbliżając się w armjaku rozpiętym i z chytrze śmiejącą się twarzą. — Oj, jak tu wesoło!<br>
{{tab}}— Idź no swoją drogą!<br>
{{tab}}— Pójdę, cukiereczku!<br>
{{tab}}I zbiegł na dół.<br>
{{tab}}Raskolnikow ruszył dalej.<br>
{{tab}}— Za pozwoleniem pana! — zawołała dziewica.<br>
{{tab}}— Co takiego?<br>
{{tab}}Zmieszała się.<br>
{{tab}}— Z panem zawsze rada będę spędzić chwilkę {{pp|cza|su}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
b3bqojjuwinc2gpozz9jz1c11qwk4qq
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/169
100
830340
3146401
2704142
2022-08-06T12:41:26Z
Terwa
30402
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 163 —|}}</noinclude>{{pk|cza|su}}, a teraz doprawdy czegoś aż się wstydzę. Niechno mi kawaler podaruje ze sześć kopiejek na wódkę.<br>
{{tab}}Raskolnikow wyjął ile się wyjęło: trzy pięcio kopiejkówki.<br>
{{tab}}— Ach, jaki dobry pan!<br>
{{tab}}— Jak ty się nazywasz?<br>
{{tab}}— Duklidę pan spytaj.<br>
{{tab}}— A jak to tak można — wtrąciła nagle jedna z grupy, kręcąc głową na Duklidę. — Już doprawdy nie wiem, jak to można prosić! Jabym chyba z samego wstydu pod ziemię się zapadła...<br>
{{tab}}Raskolnikow ciekawie spojrzał na mówiącą. Była to piegowata dziewka, cała w sińcach, z przypuchniętą wierzchnią wargą. Mówiła i rezonowała spokojnie i z powagą.<br>
{{tab}}„Gdziemto“, — pomyślał Raskolnikow, idąc dalej, — „gdziemto ja czytał, że jakiś skazany na śmierć, na godzinę przed śmiercią, mówi czy też myśli, iż gdyby mu wypadło żyć gdzieś na wysokości, na skale i na tak wąskim placyku, że się tylko dwie nogi mogłyby na nim pomieścić — a dokoła będą przepaście, głębie oceanu, mrok wieczny, wieczne osamotnienie i burza wieczna, i tak stać na tej łokciowej przestrzeni w ciągu całego życia, tysiące lat, wieczność, to lepiej tak żyć, aniżeli zaraz umierać! Byleby żyć, żyć i żyć! Wszystko jedno jak żyć, byle żyć!... Co to za prawda! Boże, jakaż to prawda. Podły człowiek!... I podłym jest ten, kto go podłym nazywa“, — dodał po chwili.<br>
{{tab}}Wyszedł na inną ulicę: „Ba! Pałac kryształowy!“ Niedawno Razumichin wspomniał o „pałacu kryształowym!“ Ale, czegom to ja chciał? A, przeczytać!... Zosimow mówił, że czytał w gazetach...<br>
{{tab}}— Są gazety? — zapytał wchodząc do rozległej i schludnej restauracji o kilku izbach, dość zresztą pustych. Dwóch czy trzech gości piło herbatę, zaś w jednym z dalszych pokojów siedziała grupa z czterech mężczyzn, którzy pili szampana. Raskolnikowowi wydało się, że poznaje wśród nich Zamietowa. Zresztą, zdaleka trudno było poznać.<br>
{{tab}}„Niech tam!“ — pomyślał.<br>
{{tab}}— Mam służyć wódeczką? — zapytał garson.<br>
{{tab}}— Herbaty! A przynieś mi też gazet: starych, tak z przed pięciu dni, dostaniesz na wódkę.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ip5rs120h9lrmz19zx5hm3q6ar9vvqt
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/170
100
830341
3146483
2704145
2022-08-06T16:32:39Z
Terwa
30402
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 164 —|}}</noinclude>{{tab}}— Słucham. Oto i dzisiejsze. Czy i wódki pan każe?<br>
{{tab}}Stare gazety i herbata zjawiły się, Raskolnikow usiadł i zaczął szukać: „Polityka, Wiadomości urzędowe. Polityka, Mędrkowanie, Urzędowe, Polityka... tam do licha, a otóż i wypadki: spadnięcie ze schodów, śmierć z pijaństwa, pożar na Piaskach, pożar na Petersburskiej, Polityka, Polityka, Polityka... A, otóż jest“...<br>
{{tab}}Znalazł nareszcie to, czego pragnął i zaczął czytać; wiersze skakały mu w oczach, ale doczytał całą wiadomość i chciwie jął odszukiwać w następnych numerach późniejszych doniesień. Ręce mu drżały, gdy przewracał arkusze w konwulsyjnej niecierpliwości. Nagle, ktoś siadł przy nim, przy jego stole. Spojrzał, Zamietow, ten sam Zamietow i tak samo wyglądający, z pierścieniami, łańcuszkami, z przedziałem w czarnych, kręcących się i wypomadowanych włosach, w wykwintnej kamizelce i w nieco wytartym surducie i nieświeżej bieliźnie. Był wesół; a przynajmniej uśmiechał się bardzo wesoło i dobrodusznie. Jego blada twarz rozgrzała się nieco szampanem.<br>
{{tab}}— Jakto? Pan tutaj? — zaczął ze zdziwieniem i takim tonem, jakby się znali od wieków — a mnie jeszcze wczoraj mówił Razumichin, że pan leżysz w gorączce. To dziwna! Byłem nawet u pana...<br>
{{tab}}Raskolnikow wiedział, że on się zbliży. Odłożył gazety i zwrócił się do Zamietowa. Na jego ustach był uśmiech, i jakieś nowe rozdrażnienie wyglądało z tego uśmiechu.<br>
{{tab}}— Wiem, żeś pan był — odparł — słyszałem o tem. Szukałeś pan mojej skarpetki... A wiesz pan, że Razumichin szaleje za panem, mówi, żeś pan z nim chodził do niemki. I mrugałeś pan wtedy do porucznika Procha, a on pana nie rozumiał, pamiętasz pan? A przecie, co to trudnego było do zrozumienia, rzecz jasna... co?<br>
{{tab}}— A jaki to krzykacz!<br>
{{tab}}— Kto, Proch?<br>
{{tab}}— Nie, pański przyjaciel, Razumichin...<br>
{{tab}}— A dobrze się panu żyje, panie Zamietow; do miejsteczek przyjemnych wchód bezpłatny! Kto to poił pana szampańskiem przed chwilą?<br>
{{tab}}— A tośmy... wypili... Zaraz poił?<br>
{{tab}}— Honorarjum! Ze wszystkiego korzystacie! — Raskolnikow roześmiał się. — Niezły sobie człowiek z pana, niezły! — dodał, klapnąwszy Zamietowa po plecach, nie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f9kdav5j1eoscb9gc2h8gn89sc1t6yz
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/171
100
830351
3146484
2704146
2022-08-06T16:35:29Z
Terwa
30402
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 165 —|}}</noinclude>mówię tego w złości, a tylko „z miłości, dla zabawy“, tak jak to ten wasz robotnik mówił, gdy walił Michała, w tej sprawie fanciarki.<br>
{{tab}}— A pan skąd o tem wie?<br>
{{tab}}— O ja może i więcej wiem od pana.<br>
{{tab}}— Jakoś mi pan dziwny się wydaje... Widać pan jeszcze bardzo chory. Niepotrzebnieś pan wyszedł.<br>
{{tab}}— A! ja się panu dziwny wydaję?<br>
{{tab}}— Tak. Co to, pan czyta, gazety?<br>
{{tab}}— Gazety.<br>
{{tab}}— Dużo piszą o pożarach.<br>
{{tab}}— Nie, ja nie o pożarach. — Tu zagadkowo popatrzał na Zamietowa. — A przyznaj się piękny, młodzieńcze, że bardzo się panu chciało dowiedzieć o czem czytałem?<br>
{{tab}}— Wcale nie pragnę; tak się spytałem. Nie wolno się zapytać? Co to pan ciągle...<br>
{{tab}}— Posłuchaj pan, pan jesteś człowiek inteligentny, wykształcony, prawda?<br>
{{tab}}— Wyszedłem z szóstej klasy gimnazjum — odparł Zamietow z pewną dumą.<br>
{{tab}}— Z szóstej! Ach ty mój wróbelku! Z przedziałkiem, w pierścionkach — bogaty człowiek! Ach, co za rozkoszny chłopuś! — Tu Raskolnikow wybuchnął nerwowym śmiechem prosto w twarz Zamietowowi. Ten odskoczył, i nietyle się obraził, ile zdziwił niepomiernie.<br>
{{tab}}{{Korekta|A|— A}} to dziwadło! — powtórzył Zamietow bardzo poważnie. — Mnie się widzi, że pan jesteś jeszcze w malignie.<br>
{{tab}}— W malignie? Kłamiesz, wróbelku!... Dziwadło ze mnie? No, a czy ja też pana zaciekawiam? Co? Zaciekawiam?<br>
{{tab}}— Bardzo.<br>
{{tab}}— Więc powiedzieć o czem czytałem, czegom szukał? Patrz pan, wielem to numerów kazał przynieść! Podejrzane, co?<br>
{{tab}}— No, powiedz pan.<br>
{{tab}}— Uszy zabolą!<br>
{{tab}}— Z czego?<br>
{{tab}}— Potem powiem z czego, a teraz, mój najmilszy objawiam panu... nie, lepiej: „przyznaję się“... Nie, jeszcze nie tak: „zeznaję, a pan przyjmuj zeznanie“ — o tak! Zeznaję tedy, żem czytał, żem się interesował,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g52qbn1cxibp2qdxrd1omgsbfz99xz9
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/172
100
830352
3146540
2704149
2022-08-06T18:29:07Z
Terwa
30402
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 166 —|}}</noinclude>szukał... przeszukiwał — Raskolnikow zmrużył oczy i wyczekał — i dlategom tu przyszedł — o zabójstwie starej fanciarki, — wymówił nareszcie, prawie szeptem, przysunąwszy nader swoją twarz do twarzy Zamietowa. Zamietow patrzył mu prosto w oczy, ani drgnąwszy, i nie odsuwając swojej twarzy od jego twarzy. Najdziwniejsze zdało się potem Zamietowowi, że akurat przez całą minutę trwało ich milczenie i akurat przez całą minutę patrzyli tak sobie nawzajem oko w oko.<br>
{{tab}}— No i cóż stąd, żeś pan to czytał? — zawołał nagle z niecierpliwością i zdziwieniem.
— A mnie co do tego? Cóż stąd?<br>
{{tab}}— To ta sama fanciarka — ciągnął Raskolnikow tym samym szeptem i nie ruszając się pomimo wykrzyknięcia Zamietowa — ta sama, o której pamiętasz pan, jak zaczęli opowiadać w cyrkule, a ja zemdlałem. Co, rozumiesz pan teraz?<br>
{{tab}}— Ale co? Co... czy rozumiesz? — wymówił Zamietow prawie ze strachem.<br>
{{tab}}Nieruchoma i poważna twarz Raskolnikowa zmieniła się w jednej chwili, i nagle wybuchnął znowu tym samym nerwowym śmiechem, jak poprzednio, jakgdyby sam nie miał sił wstrzymać się. I w jednej chwili przypomniał mu się z nadzwyczajną wyrazistością pewien moment, kiedy to stał pode drzwiami, z toporem, haczyk skakał, oni za drzwiami wymyślali i debatowali, a jemu nagle zachciało się krzyknąć do nich, zwymyślać ich, pokazać im język, podrażnić ich i śmiać się, śmiać się, śmiać się.<br>
{{tab}}— Alboś pan warjat, albo... — wymówił Zamietow — i zatrzymał się, jakgdyby nagle uderzony myślą, która znienacka przyszła mu do głowy.<br>
{{tab}}— Albo? Co „albo?“ No, co? No, powiedz-że pan!<br>
{{tab}}— Nic? — z dreszczem odparł Zamietow — głupstwo!<br>
{{tab}}Obaj zamilkli. Po nagłym, konwulsyjnym wybuchu śmiechu, Raskolnikow stał się znowu zamyślony i smutny. Oparł się o stół i podparł ręką głowę.<br>
{{tab}}Zdawało się, że zapomniał zupełnie o Zamietowie. Milczenie trwało dość długo.<br>
{{tab}}— Dlaczego pan nie pijesz herbaty? — Ostygnie, rzekł Zamietow.<br>
{{tab}}— Co? Herbata... a dobrze... — Raskolnikow popił<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8o3191yotf5hmsc6duti28x8ujjwm9v
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/173
100
830353
3146767
2704151
2022-08-06T20:42:55Z
Terwa
30402
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 167 —|}}</noinclude>ze szklanki, włożył do ust kawałek chleba i nagle, spojrzawszy na Zamietowa, zdawało mu się, że wszystko sobie przypomniał i jakby się, wstrząsł: znowu twarz jego przybrała dawny drwiący wyraz. Pił dalej herbatę.<br>
{{tab}}— Dziś dużo takich łotrostw się zdarza — rzekł Zamietow. — Niedawno czytałem w „Moskiewskich Wiedomostiach“, że w Moskwie złapano całą szajkę fałszerzy pieniędzy. Stanowili oni stowarzyszenie. Podrabiali banknoty.<br>
{{tab}}— O, to już dawno! Czytałem to jeszcze przed miesiącem — odparł spokojnie Raskolnikow. — Więc to łotry, zdaniem pana! — dodał, uśmiechając się.<br>
{{tab}}— Naturalnie, że łotry.<br>
{{tab}}— To? To dzieci, smarkacze, a nie łotry! Aż pół setki ludzi zbiera się w tym celu! Czyż to podobieństwo? Tu i trzech za wiele, i wówczas trzeba żeby jeden drugiemu ufał więcej, niż samemu sobie! Dość niech się jeden tylko wygada i wszystko w niwecz pójdzie! Smarkacze! Najmują ludzi niepewnych do wymiany banknotów w kantorach: taki interes powierzać pierwszemu lepszemu! Ale dajmy na to, że się udało smarkaczom, dajmy na to, że każdy nawymieniał papierów za miljon, no a potem? Przez całe życie? Przez całe życie jeden od drugiego zależy! Ach, lepiej się powiesić! A oni nawet wymienić nie potrafili: zaczął zmieniać w kantorze, otrzymał pięć tysięcy i ręce zadrżały. Cztery przeliczył, a piąty przyjął nie licząc, na wiarę, żeby tylko w kieszeń i w nogi jaknajprędzej. No i wzbudził podejrzenie. I pękło wszystko przez jednego durnia! Czyż to możliwe?<br>
{{tab}}— Że ręce zadrżały? — podchwycił Zamietow — nie, to bardzo możliwe! Nie, zupełnie jestem przekonany, że to możliwe. Można nieraz nie wytrzymać.<br>
{{tab}}— Tego niby?<br>
{{tab}}— A pan to niby wytrzymasz? Nie, jabym nie wytrzymał! Za sto rubli nagrody iść na taką okropność! Iść z banknotem fałszywym — i dokąd? — do kantoru weksli, gdzie zęby na tem zjedli — nie, jabym się zmieszał. A pan się nie zmieszasz?<br>
{{tab}}Raskolnilkowi znowu strasznie zachciało się „pokazać język“. Dreszcze co chwila przebiegały po plecach.<br>
{{tab}}— Jabym nie tak zrobił — zawołał zdaleka. — Jabym tak zaczął zmieniać, że przeliczyłbym pierwszy tysiąc, tak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qdzc46acpwmywbk1hn4o6bijqr36twu
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/174
100
830355
3146787
2704156
2022-08-06T20:57:49Z
Terwa
30402
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Terwa" />{{Numeracja stron||— 168 —|}}</noinclude>ze cztery razy ze wszystkich końców, wpatrując się w każdy papierek, i wziąłbym się za drugi tysiąc; zacząłbym go liczyć, doliczyłbym do środka, potem wyjąłbym jaki pięćdziesięciorublowy banknot i do światła, obróciłbym go i znowu do światła — czy nie fałszywy? „Boję się, mówiłbym, moja kuzynka niedawno w ten sam sposób straciła dwadzieścia pięć rubli“, i opowiedziałbym całą historję. A jakbym zaczął trzeci tysiąc liczyć — nie, pozwól pan: zdaje się, że w tamtym drugim tysiącu źle przeliczyłem siódmą setkę, mam wątpliwość, rzucam więc trzeci, chwytam znowu drugi — i tak wszystkie pięć. A jakbym skończył, z piątego i z drugiego wyjąłbym po banknocie i znowu do światła i znowu z wahaniem, „zmień pan, bądź pan łaskaw“, — do siódemgo potu doprowadziłbym wekslarza, tak, że nie wiedziałby jak się mnie pozbyć! Skończyłbym wszystko, nareszcie, poszedłbym, drzwi bym otworzył — a, nie, przepraszam, znowu bym się wrócił spytać się o co, zażądać jakiego objaśnienia — oto, takbym zrobił!<br>
{{tab}}— Ach, jakie też pan straszne rzeczy mówi! — rzekł, śmiejąc się, Zamietow — tylko, że to wszystko dobre w rozmowie, ale gdyby przyszło co do czego, tobyś się pan napewno potknął. Tu, podług mnie, nie tylko ja z panem, ale najbardziej wytrawny człowiek nie mógłby ręczyć za siebie. Ale poco sięgać daleko, oto przykład: w naszym cyrkule zamordowano fanciarkę. Wszak już zdaje się, straszna bestja! pośród białego dnia na wszystko zaryzykował, cud go tylko ocalił — a jednak ręce mu drgnęły; okraść nie potrafił, nie wytrzymał; ze sprawy widać...<br>
{{tab}}Raskolnikow jakby się obraził.<br>
{{tab}}— Widać! A to złapcież go teraz, aha! — zawołał drwiąco, drażniąc Zamietowa.<br>
{{tab}}— I cóż, złapią.<br>
{{tab}}— Kto? Wy? Wy złapiecie? Nalatacie się! Wszak u was najważniejsza kwestja, czy człowiek traci pieniądze czy nie? Pieniędzy nie było, a tu nagle zaczyna hulać — a więc to on! Takie oto dziecko zmyli was z tropu, jeżeli zechce.<br>
{{tab}}— Właśnie, że tak oni wszyscy robią — odparł Zamietow — zabije zręcznie, życie naraża, a potem zaraz do szynku, i wpadnie. Właśnie na hulance ich się łapie.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a0ahnt6j8ewnqlb1dae6h9t8wx75zjl
Dyskusja wikiskryby:Seboloidus
3
850532
3146426
3058220
2022-08-06T13:47:29Z
Piotr433
11344
/* */ nowa sekcja
wikitext
text/x-wiki
{{witaj}}
[[Wikiskryba:Himiltruda|Himiltruda]] ([[Dyskusja wikiskryby:Himiltruda|dyskusja]]) 23:08, 30 mar 2020 (CEST)
{{witaj redaktorze}}
<br>
P.S. Nadałam Ci status redaktora, co oznacza, że Twoje edycje nie będą już oznaczone jako wymagające dodatkowego zatwierdzenia przez innego użytkownika. Oznacza to też, że od dziś jesteś pełnoprawnym członkiem społeczności, chociaż żeby móc głosować, musisz zrobić 300 edycji, więc jeszcze troszkę ;)
: W razie problemów, kliknij na słowo "dyskusja" przy imieniu moim lub innego, w danej chwili obecnego skryby [https://pl.wikisource.org/w/index.php?hidecategorization=1&hideWikibase=1&limit=1000&days=7&title=Specjalna:Ostatnie_zmiany&urlversion=2]. Miłego edytowania! [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 15:37, 31 mar 2020 (CEST)
== Status strony ==
{{tab}}Jeżeli przeczytałeś/przeczytałaś uważnie całą stronę, wprowadzoną przez innego Wikiskrybę, zaznacz to, proszę "podbijając" status korekty tej strony. Gdy ktoś poprawia kilka błędów, które mu się rzuciły w oczy, ale nie przeczytał i nie sprawdził dokładnie całej strony, to jej statusu nie zmienia. Natomiast, gdy strona jest dokładnie sprawdzona, zaznaczamy ją innym statusem i kolorem (surowy bądź nie do końca wprowadzony — niebieski, wprowadzający — czerwony; pierwszy korektor — żółty, drugi korektor — zielony). O statusie strony przeczytaj więcej tutaj => [[Pomoc:Status strony]]. Jeżeli strona miała wcześniej status "problemy", to po poprawie należy jej nadać status czerwony.<br>
Więcej o statusie strony napisałam też [https://pl.wikisource.org/wiki/Wikiskryba:Wieralee/Poradnik_cioci_Wiery_:-)#Status_strony tutaj].<br>
Pozdrawiam i dziękuję za pomoc :-) [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 20:25, 10 kwi 2020 (CEST)
* {{ping|Wieralee}} Cześć, zerknąłem tylko na tekst przy okazji czytania (wiersz o Murzynkach rządzi!). "Podbiję" później co będę mógł, nie ma sprawy. Tylko nie wiem, czy od strony technicznej będę mógł wszystko sprawdzić. Bo uwierzytelniona strona to już powinna być bezbłędna, na "tip-top", no nie? ★ Pytanie co do [[Strona:Józef Birkenmajer - Wesołe rachunki.djvu/16|tej strony]] - jest potrójna spacja przed "Skąd Bóg...". Widzę podobnie szeroki odstęp przed "U cioci" i "Zaraz go zrobię". Można by to ujednolicić (IMO dałbym wszystkie pojedyncze) - oczywiście nie chcę się rządzić. :-) ♦ Również pozdrawiam! ''Sebastian'' [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:52, 10 kwi 2020 (CEST)
* Sebastian, jeśli uważasz że tak będzie lepiej, to tak zrób :-) raczej nie wracam już do tego, co zrobiłam :-) [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 22:47, 10 kwi 2020 (CEST)
* {{ping|Wieralee}} Poprawione i "zazielenione", ale to już pewnie widziałaś. :-) Zdrowych i spokojnych Świąt życzę! :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 13:26, 12 kwi 2020 (CEST)
== Skauci ==
Hej, w związku z rozmową na IRC-u są jednak dwie strony: [[Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/94|94]] i [[Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/152|152]]. Pozdrawiam [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 14:42, 19 kwi 2020 (CEST)
* {{ping|Draco flavus}} {{ping|Ankry}} Cześć! Widzę, że nuty na str. 94 już wstawił Ankry. Ja właściwie, ogarniając równolegle temat, osiągnąłem identyczny efekt. Tę problematyczną kreskę nad górnym E można co prawda podnieść w taki sposób: <code><nowiki>e8-\tweak #'Y-offset #2.5 \bendAfter #4</nowiki></code>, ale <s>działa to w późniejszych wersjach rozszerzenia (na pewno w 2.20), a więc tu lipa</s>. - ''edycja: działa, ale tylko w pionie mogę przesunąć''. ♦ Wstawiłem nuty dla [[Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/152|strony 152]]. Odtwarzacza nie dodawałem. Efekt jak widać i nic ponadto raczej nie wymyślę. Ankry, jeśli możesz coś poprawić, to zmień proszę. Pozdrawiam. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:31, 19 kwi 2020 (CEST)
* nie znam się na kreskach, ale ta druga na str. 152 jakby trochę inna? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:34, 19 kwi 2020 (CEST)
** {{ping|Draco flavus}} Trochę inna i ciężko mi powiedzieć, czy oznacza to samo. To chyba uroki starych zapisów. Gdyby nuty na stronie miały być wyłącznie obrazkiem to byłoby prościej. :-) Tutaj póki co nic lepszego nie wyrzeźbię.
* {{ping|Draco flavus}} {{ping|Ankry}} Panowie, poprawiłem te kreski za pomocą funkcji <code><nowiki>\shape</nowiki></code> - efekt zamieszczam poniżej. Proszę o ocenę, czy coś takiego może być? [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:39, 20 kwi 2020 (CEST)
<br>
<score midi="1">
\relative c'' { \time 6/8 \override Score.SpacingSpanner.shortest-duration-space = #4.0
c4. e | g4 e8 c4
\shape #'((0 . 1.0) (0 . 0) (-1 . 2) (-1 . 6)) Slur
e8( g,4.) g4 g8 \bar"|" c2. \bar "||"
}
</score>
<br>
<score midi="1">
\relative c' {\clef treble \key c \major
\override Score.SpacingSpanner #'shortest-duration-space = #5
\override Staff.TimeSignature #'stencil = ##f
\set melismaBusyProperties = #'()
\cadenzaOn
f2 g4 \bar"|" a2. \bar "||"
\shape #'((-0.5 . 2) (0 . 2) (0 . 2) (0.5 . 2)) Slur %łuk nad "Zing - a - zing!"
d,4^( d^3 d) \bar "||" \skip32
\shape #'((-5 . 7) (-5 . 4.5) (-5 . 5) (-4 . 7.5)) Slur %łuk nad "Bum!"
bes2^( a) \bar "||"
}
\addlyrics { Bądź go -- tów. Zing -- a -- zing! Bum! Bum! }
\addlyrics { (Czu -- u -- waj!) }
</score>
{{ping|Superjurek}} {{ping|Ankry}} Jak dla mnie wygląda super [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 12:28, 20 kwi 2020 (CEST)
:Dla mnie też. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 15:01, 20 kwi 2020 (CEST)
== [[Specjalna:Diff/2519691/2519758|Strona:Karol May - Hadżi Halef Omar.djvu/71]] ==
Polecam [https://pl.wikisource.org/w/index.php?sort=relevance&search=Dzie%C5%84dobry&title=Special%3ASearch&profile=advanced&fulltext=1&advancedSearch-current=%7B%7D&ns100=1]. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 23:41, 12 maj 2020 (CEST)
* {{ping|Ankry}} Dzięki, będę korzystał. :-) Z formą "dzieńdobry" już się zetknąłem wcześniej. Tutaj pozwoliłem sobie na korektę, gdyż w całym tekście występuje to powitanie [[Strona:Karol_May_-_Hadżi_Halef_Omar.djvu/12|jeszcze tylko raz]] i w formie współczesnej "dzień dobry". Usuń to, jeśli uważasz za niepotrzebne. Pozdrawiam! [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:52, 13 maj 2020 (CEST)
== Korekta ==
Hej, ankry odpowiedział na irc-u nieco lepiej: apostrofy na zewnątrz : ´´<nowiki>{{kor|źle|dobrze}}</nowiki>´´ ponieważ dymek w podpowiedzi na stronie będzie lepiej wyglądał. Faktycznie nie pomyślałem o tym. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:35, 28 maj 2020 (CEST)
* {{ping|Draco flavus}} Dzięki bardzo na info. :) Też nie brałem tego pod uwagę. A dodatkowo jest to spójne z przypadkami, kiedy korekta obejmuje słowo w dłuższym tekście w apostrofach. Pozdrawiam. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:52, 28 maj 2020 (CEST)
== Uzupełnianie skanów ==
Przede wszystkim bardzo się cieszę, że bierzesz udział w projekcie. Z pozycji, które dodałeś wydaje mi się w miarę rozwojowa
{|
|-
|Wiktor Hugo
|[[Indeks:Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo)|Katedra Notre-Dame w Paryżu]]
|1928
|brak w tomie I stron 209-224 (zamiast nich są zdublowane 193-208)
|
* Uniwersytet Śląski CINiBA / Ks. Such. / BG S 6379 i BG S 6378
* <span style="color: Green">UMK Biblioteka Collegium Maius / FPol., książki D 304 </span>
* Biblioteka im. Raczyńskich w Poznaniu Czytelnia Al. Marcinkowskiego 23 /
* Biblioteka WSD Częstochowa - sygnatury: 0272 I, 0273 I.
|3
|-
|}
Inne są zdaje się zupełnie porzucone, aż szkoda chyba się bawić w uzupełnianie, chyba że widzisz to inaczej. <br>
Pozdrawiam [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 11:31, 15 wrz 2020 (CEST)
* {{ping|Draco flavus}} Oceniam to podobnie. Jeśli nie ma zainteresowania jakimś starym, bądź trudnym indeksem, to lepiej swój czas poświęcić na coś bardziej obiecującego i przyjemniejszego. Ponadto najlepiej byłoby łatać braki i defekty dopiero po przepisaniu danej pozycji. Przeglądając tylko pliki źródłowe znalazłem w w/w Hugonie jeszcze 3 strony z drobnymi defektami (300, 434, 641). Może uda mi się za jakiś czas uzupełnić braki w tej książce. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:33, 15 wrz 2020 (CEST)
** {{ping|Draco flavus}} Braki i defekty w tej książce udało się uzupełnić i już można nad nią pracować. Widziałem, że {{ping|Ankry}} tam działał, więc wołam. :-) Jedynie na str. 304 (300) jest u samej góry "uskok" niezależny od egzemplarza; tekst sprawdzony z innym wydaniem to: „[...] włącznie, budownictwo było wielką księgą ludzkości, głównym wyrazem [...]“. Pozdr. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:05, 18 wrz 2020 (CEST)
::::Hej, wejdziesz chwilę na irca? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:30, 2 paź 2020 (CEST)
== Spis pozycji wydanych w serii Biblioteka Dzieł Wybornych ==
Dzień dobry, Zbieram informacje o serii Biblioteka Dzieł Wybornych. W kilku indeksach z tej serii (w Twojej redakcji) znalazłam wykazy wydanych książek z podziałem na roczniki. Strony są na razie puste z opisem (reklama).
#. Jeśli wpiszę te spisy, to się z tym zgodzisz/nie zgodzisz? Mam zamiar zrobić to np. [[Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/143|tutaj]].
#. Czy znasz i polecisz regułę Wikiźródeł w tej kwestii? Niestety nie znalazłam jej. Punkt z Pomocy, cytuję: <small>«Stronę, która zawiera jedynie reklamy, oznaczamy jako ''bez treści'' (szary przycisk), a w treści wstawiamy tylko szablon {{s|Skan zawiera reklamę}} ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Strona:PL_Eliza_Orzeszkowa-Ascetka_133.jpeg&action=edit przykład]).»</small> - chyba nie dotyczy wykazu pozycji wydanych w danej serii.
#. Jeśli spis miał by zniknąć, to gdzie go zamieścić?
Pozdr, [[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]] ([[Dyskusja wikiskryby:Rosewood|dyskusja]]) 15:50, 20 gru 2020 (CET)
* Witam Cię {{ping|Rosewood}} :-) Takie wykazy książek z serii wydawniczej, bądź innych dzieł danego autora, są swego rodzaju ''autoreklamą'', i chyba przez to przyjęło się właśnie takie rozwiązanie, że nie są one przepisywane. Oczywiście, przynajmniej w mojej ocenie, nie będzie problemu jeśli ktoś chciałby taki wykaz w książce przepisać. Trzeba mieć jednak na uwadze, że te strony nie są dołączane do książki w przestrzeni głównej, nie będzie ich zatem w epub-ie, pdf-ie, a więc uzupełnianie tych treści jest „sztuką“ dla nas samych, przepisujących głównie, tudzież jakąś ciekawostką dla ''szperaczy treści''. Do tego dołożyłbym niekiedy dodatkowe trudności techniczne, bo np. [https://pl.wikisource.org/wiki/Strona:PL_Joseph_Conrad-Tajny_agent_cz.1_145.jpeg taki wykaz] może wymagać użycia tabel.
: Jeśli interesuje Cię seria Biblioteka Dzieł Wyborowych, to zrobiłem jakiś czas temu zestawienie pozycji w tej serii, bazując właśnie na książkowych wykazach. Lista ta znajduje się w [[Wikiskryba:Seboloidus/Biblioteka Dzieł Wyborowych|moim brudnopisie]] i obecnie ma zweryfikowane książki z lat 1897-1913. W okresie międzywojennym seria była wydawana już z nie tak ''przyjazną'' numeracją, tj. pojawił się nr tomu dla rocznika oraz nr tomu dla serii zbioru ogólnego, jak np. w [https://pl.wikisource.org/wiki/Strona:Selma_Lagerl%C3%B6f_-_Kr%C3%B3lowe_Kungachelli.pdf/6 tej pozycji] z 1926 r. Zamierzam (kiedyś) dokończyć tę listę. :-)
: Być może jeszcze ktoś tutaj takie zestawienie robił, ale o niczym takim nie wiem. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 18:53, 20 gru 2020 (CET)
* Spis jest świetny, zupełnie mi w obecnej chwili wystarczający. Nie będę zatem zmieniać stron z "reklamą" wydawnictwa. Może kiedyś powstanie artykuł o serii [[:w:Biblioteka Dzieł Wyborowych|Biblioteka Dzieł Wyborowych]] i tam będzie można taki spis zamieścić. To kawał historii literatury polskiej, a wiele nazwisk zniknęło już z pamieci czytelników. Pozdr, --[[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]] ([[Dyskusja wikiskryby:Rosewood|dyskusja]]) 21:53, 20 gru 2020 (CET)
== Nuty ==
Drugie {{Rozstrzelony|większe}} podziękowanie, za nuty. Przeczytałam w Twej dyskusji wątek o nutach w „Jak skauci pracują”. Wzorując się poprawiłam kod w indeksie, nad którym sporo pracowałam: [[Strona:PL_Roger - Pieśni Ludu Polskiego w Górnym_Szląsku.djvu/4|Roger - Pieśni]]. Nuty wreszcie widać, a myślałam, że to już nie do naprawienia. Thx. [[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]] ([[Dyskusja wikiskryby:Rosewood|dyskusja]]) 22:27, 20 gru 2020 (CET)
* {{ping|Rosewood}} ...oj nie ma za co. :-) Tak, nuty widać, jeśli nie włączymy odtwarzacza; dokładnie taki efekt, jak znalazłaś powyżej. Pozdrawiam, miłych edycji życzę. :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 22:42, 20 gru 2020 (CET)
* {{ping|Rosewood}} Sprawdziłem te nuty i stwierdzam, że to rozszerzenie jest nadal nieaktywne. Jeśli po wyrzuceniu z kodu <code><nowiki>vorbis="1"</nowiki></code> pojawia się obrazek z nutami, to dlatego, że był on wcześniej wygenerowany. Natomiast inna, najmniejsza choćby zmiana w kodzie potwierdza tylko fakt wyłączenia generatora zapisu nutowego... 😐 [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 03:10, 21 gru 2020 (CET)
== Tatry Tetmajera ==
Cześć!<br><br>
Na ten moment dotarłem na półmetek [[Maryna z Hrubego|Maryny z Hrubego]] — jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, 31 grudnia będzie gotowa do uwierzytelniania. W międzyczasie załadowałem na Commons [[Rekrut (Przerwa-Tetmajer, 1886)|Rekruta]], nowelkę będącą debiutem prozatorskim (i nie wiem, czy nie debiutem literackim w ogóle) Tetmajera. Indeks zawiera pięć stron, dlatego w wolnym czasie [[Indeks:PL_Przerwa-Tetmajer_-_Rekrut|polecam Ci go]] do skorygowania :)<br><br>[[Wikiskryba:Szandlerowski|Szandlerowski]] ([[Dyskusja wikiskryby:Szandlerowski|dyskusja]]) 10:05, 26 gru 2020 (CET)
* {{ping|Szandlerowski}} Cześć! Dziękuję Ci i wesołych Świąt życzę. :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:50, 26 gru 2020 (CET)
== Irc ==
hej, wejdź na chwilę na irc-a. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 19:23, 21 lut 2021 (CET)
:hej, wejdziesz na irca? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:21, 17 mar 2021 (CET)
::Hej, masz chwilę? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:20, 25 mar 2021 (CET)
:::Hej, masz chwilę? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 13:43, 1 maj 2021 (CEST)
== Przegląd ==
Dzień dobry,<br>
Dziękuję za przegląd i korektę w „Przewodniku po mieście Lwowie“. Czy mógłbym również prosić o przegląd i korektę w [[Układ o repatrjacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony w wykonaniu artykułu VII Umowy o Przedwstępnych Warunkach Pokoju z dnia 12 października 1920 roku|układzie o repatriacji]]? Nie jestem pewien czy dobrze wypełniłem metryczkę tekstu dla tego typu pisma urzędowego, licencję pod tekstem i czy dobrze dobrałem kategorie. Będę wdzięczny za wszelką pomoc, [[Wikiskryba:Mahnka|Mahnka]] ([[Dyskusja wikiskryby:Mahnka|dyskusja]]) 06:09, 18 kwi 2021 (CEST)
* {{Ping|Mahnka}} Dzień dobry. Poprawiłem parę drobiazgów, lecz obawiam się, że pomóc tutaj mogę niewiele. Wszelkie dekrety, ustawy, dokumenty rządowe leżą zdecydowanie poza zakresem moich zainteresowań i szczerze mówiąc nie wiem jaką wstawić tutaj licencję, bo <nowiki>{{PD-old-tekst}}</nowiki> odwołuje się do jakiegoś autora... Mam nadzieję, że pomoże ktoś bardziej obeznany. :-) Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:28, 18 kwi 2021 (CEST)
== Łza w niebie ==
Hej, "Łza w niebie" Kraszewskiego jest już, choć jeszcze nie przepisana, w zbiorze [[Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.1.djvu/11|Okruszyny]]. [[Wikiskryba:Himiltruda|Himiltruda]] ([[Dyskusja wikiskryby:Himiltruda|dyskusja]]) 00:22, 22 kwi 2021 (CEST)
* {{Ping|Himiltruda}} Cześć, dzięki za info. Widać słabo szukałem, bo jej nie zauważyłem. Pozdr. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:59, 22 kwi 2021 (CEST)
== Przeszkoda Junoszy ==
Dzień dobry,<br>
W jednym z czasopism, które przeglądam natrafiłem na tekst Klemensa Junoszy w odcinkach zatytułowany "Przeszkoda". Zdaje mi się, że nie ma tu takiego tekstu jeszcze. Podać namiary? [[Wikiskryba:Mahnka|Mahnka]] ([[Dyskusja wikiskryby:Mahnka|dyskusja]]) 15:56, 27 kwi 2021 (CEST)
* {{Ping|Mahnka}} Dobry wieczór! Dziękuję serdecznie za zainteresowanie. Opowiadanie „[[Indeks:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu|Przeszkoda]]“ już jest wrzucone i czeka sobie spokojnie na przepisanie. Teksty Kl. Junoszy, nad którymi pracujemy, uzupełniane cyklicznie, można śledzić na [https://pl.wikisource.org/wiki/Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Junosza proofread autora]. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 22:06, 27 kwi 2021 (CEST)
== Irc ==
Hej, tak dla informacji. Na irc-u u nas od dawna się nic nie dzieje (raczej wszyscy korzystają z discorda). Zupełnie niezależnie od tego 19. bm. jakieś zmiany zaszły na freenode. Na pożegnanie dotychczasowy administrator poradził by nie korzystać z serwera... ("Hi all. It feels like my moral responsibility to inform all users that administrative control of freenode and its user data will soon change hands, and I will be resigning from freenode staff effective immediately. It's been an honour to help you all.") Być może nasz kanał przeemigruje do Libera Chat.
[https://meta.wikimedia.org/wiki/IRC/Migrating_to_Libera_Chat Libera Chat]
Pozdrawiam
[[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:07, 22 maj 2021 (CEST)
* {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Dziękuję za info. Również pozdrawiam. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:06, 22 maj 2021 (CEST)
== Lekki grunt ==
Hej, rób jak chcesz, bo to twój plik i twój temat. Ja bym te słowa po prostu umieścił jak być powinny (nawet nie oznaczał korekty) jeśli jest to błąd w druku, to bardzo specyficzny (zagięcie papieru), raczej to powstało po wydrukowaniu. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:26, 27 maj 2021 (CEST)
* {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Plik był mój, dopóki go nie opublikowałem. :-) Teraz ani do pliku, ani tym bardziej do tematu twórczości K. J. praw sobie nie uzurpuję. Jeśli jesteś pewny swojej racji, to po prostu trzeba było poprawić, czy wycofać moje edycje (ani ja, ani K. J. się nie obrazimy). Osobiście albo nie spotkałem się z takim przypadkiem, albo go nie kojarzę. Dla osób zainteresowanych — dot. korekty skanu [[Strona:Klemens_Junosza_-_Lekki_grunt.djvu/105|tej strony]] i analogicznie [[Strona:Klemens_Junosza_-_Na_stare_lata.djvu/18|tej]] i [[Strona:Klemens_Junosza_-_Na_stare_lata.djvu/21|tej]]. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:46, 27 maj 2021 (CEST)
==Zaproszenie==
Droga Wikiskrybko / Drogi Wikiskrybo !
Jesteśmy małą grupą osób, które łączą wspólne zainteresowania, znamy się dość dobrze z naszych edycji dyskusji, również spotykaliśmy się kilkakrotnie w różnym składzie.
Niestety w zeszłym roku takie spotkanie, choć planowane i mamy nadzieję przez wiele osób wyczekiwane, nie doszło do skutku.
Dlatego w tym roku zaplanowaliśmy spotkanie wcześniej, bo na '''11 września 2021'''. Miejsce spotkania to sala w centrum '''Warszawy''' (z dogodnym dojazdem komunikacją miejską: metrem, tramwajem, autobusem), lub po prostu piechotą z Dworca Centralnego.
Spotkanie będzie jednodniowe (być może z jakimś fakultatywnym spotkaniem w piątek lub niedzielę). Będzie być może nieco skromniej.
Będziemy poruszać tematy, które nas interesują, możemy też po prostu luźno pogadać.
Wieczorem może pójdziemy na jakąś pizzę?
Salę załatwimy bezkosztowo, jakaś kawa itp. się na pewno znajdzie, resztę musimy załatwić we własnym zakresie. Staramy się o wsparcie WMPL - niemniej jednak jest to niepewne.
I jeszcze dwie prośby, przy przyjeździe należy swoje dane osobiste zostawić (np. w zamkniętej kopercie) któremuś z biurokratów, Po dwóch tygodniach zniszczymy, to na wypadek jakichś pytań o bezpieczeństwo itp.
Druga sprawa, to prośba o zaznaczenie w mejlu, czy jesteś szczepiona/szczepiony. Nie uzależniamy od tego naszego spotkania niemniej jednak chcemy móc elastycznie reagować na zmieniającą się legislację.
Nie uruchomiliśmy jeszcze strony na wiki, gdzie można się będzie wpisywać, dlatego na razie prosimy o mejla do '''13 czerwca''' do któregoś z nas.
Przepraszam za taką formę, ale musimy podjąć działania przed początkiem wakacji, stąd prośba o szybką deklarację.
[[User:Ankry|Ankry]] [[User:Bonvol|Bonvol]] [[User:Draco flavus|Draco flavus]] <br><br>Drogie Skrybki i Skrybowie! Zgodnie z zapowiedziami Źródłosłów pod auspicjami WMPL odbędzie się w dniach 10-12 września 2021 w Warszawie w opisywanej wcześniej lokalizacji. Na stronie [[wmpl:ZS2021|Źródłosłów 2021]] znajdziecie więcej informacji oraz kartę rejestracyjną. Ponieważ zostają już praktycznie tylko cztery tygodnie prosimy do dopełnienie formalności. Zachęcamy również gorąco do wzięcia aktywnego udziału - czekamy na propozycje tematów do dyskusji lub może prezentacji? Pozdrawiamy [[User:Ankry|Ankry]] [[User:Bonvol|Bonvol]] [[User:Draco flavus|Draco flavus]]
== Źródłosłów 2021 ==
Drodzy Wikiskryby!
Po dwuletniej przerwie postanowiliśmy wrócić do formuły wspólnego spotkania wikiskrybów i wikisłownikarzy - Źródłosłowu, organizowanego pod auspicjami Wikimedia Polska. Jeśli oficjalne ograniczenia dotyczące organizowania spotkań oraz warunki epidemiczne na to pozwolą, Źródłosłów odbędzie się zamiast wcześniej zapowiadanego prywatnego spotkania wikiskrybów, w dniach 10-12 września br. w Warszawie. Zarezerwujcie sobie ten termin w Waszym kalendarzu. Więcej informacji wkrótce.
[[User:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 00:42, 3 lip 2021 (CEST)
== w żydowskich rękach ==
Hej, jeśli to "powieść w dwóch częściach" a nie samodzielne utwory, to
* podział na części powinien zostać
* rozdziały powinny być numerowane (jak w spisie treści)
Czy coś źle widzę?
[[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 16:44, 4 wrz 2021 (CEST)
* {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Nie jestem twórcą tej struktury. Poprawiłem tylko dostrzeżone przeze mnie błędy. Znaleziona i zgłoszona do skasowania strona, wygląda mi na porzucony koncept, który aby mógł zaistnieć, wymagałby innej budowy rozdziałów i podziału całości na dwie części. Tego jednak robił nie będę, bo nie chcę niweczyć pracy poprzednika, której nie uważam za niepoprawną. Choć przedstawiona mi uwaga wygląda lepiej i prawdopodobnie tak zrobiłbym tworząc strony. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:40, 4 wrz 2021 (CEST)
Witam
* Nie mam nic przeciwko temu. Popraw jak uważasz.
* A odnoście rozdziału pierwszego [[W żydowskich rękach/Część pierwsza]] to strona jest do usunięcia. Nie zauważyłem że książka ma spis treści i dopiero później odniosłem się do części książki wg treści.
* Można by było może dopracować szablon w poszczególnych częściach książki.
Pozdrawiam [[Wikiskryba:WM|WM]]
::Rozwijając myśl: poprzenosiłby do W żydowskich rękach/Część pierwsza/I itd. (bez redirectów). Cały spis treści bym zostawił na stronie głównej. Część pierwszą zrobiłem (jak bym sobie ją wyobrażał) [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:36, 5 wrz 2021 (CEST)
::: {{Ping|Draco flavus}} Zapewne tak trzeba by podzielić. Ogarnij, jeśli masz życzenie. Może tylko na stronie głównej dodać jakoś linki do obu części? {{f*|(Nie mam dziś głowy do tego)|w=80%}}. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:00, 5 wrz 2021 (CEST)
== kobieta ze sztyletem ==
hej, ciężka sprawa z tą książką, być może jej nie ma w żadnej bibliotece. Podobno ukazała się w czasopiśmie "5-ta godzina" w 1931 lub 1932 lub 1936. W każdym razie trzeba obserwować sytuację. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:34, 28 wrz 2021 (CEST)
: {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Dzięki za zainteresowanie. Tak, ukazała się w gazecie ''5-ta Rano'', w 1932, nr 27-56, 58-69, 71-91, 93-95. Pisma są na [https://polona.pl/item/5-ta-rano-bezpartyjny-dziennik-zydowski-r-2-nr-27-26-stycznia-1932,NDg0MjQ5MzE/ Polonie], pobrałem co się dało, ale brakuje numerów: 46, 47, 48, 51 (niekompletna gazeta). Nie wspomniałem o tym, bo jednak mimo wszystko wolałbym książkę. Przypuszczam, że w gazetach będzie jeszcze więcej błędów niż w książkach z tego okresu (z którymi się zetknąłem). Może udało by się w jakimś antykwariacie na ślad trafić, choć nie wiem jak miałbym o to wypytywać i czy starczyłoby mi chęci do tego... [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:13, 28 wrz 2021 (CEST)
== Masowe edycje na WS ==
Cześć, o ile nie znasz tego narzędzia, to masowej edycji stronpolecam [[Wikiźródła:AutoWikiBrowser/Script]]. Pojawi się w narzędziach po lewej stronie, po wklejeniu linijki <code>mw.loader.load('//en.wikipedia.org/w/index.php?title=User:Joeytje50/JWB.js/load.js&action=raw&ctype=text/javascript');</code> w [[Wikiskryba:Seboloidus/common.js|twoim common.js]]. [[Wikiskryba:Matlin|Matlin]] ([[Dyskusja wikiskryby:Matlin|dyskusja]]) 22:21, 15 paź 2021 (CEST)
:* {{Ping|Matlin}} Cześć! Dzięki za podpowiedź. :-) Używam już AWB. Chociaż ograniczam się do ilościowo małych zmian, a resztę niebawem ''wypchnę'' w zadania dla botów. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 22:29, 15 paź 2021 (CEST)
== commons Commons w Wicehrabii ==
Hej, niestety niektóre wystąpienia pozostały (poprawiłeś ręcznie). Nie pomyślałem, że ktoś mógł napisać wielką literą Commons. Na przyszłość będę uważał. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:50, 16 paź 2021 (CEST)
: {{Ping|Draco flavus}} Hej. Dzięki za ''roBOTę''. :-) Ale chyba nie jest to błędem, że jest wielką literą? Pozostawiałem tak, jak było. Natomiast zastanawia mnie trochę kwestia linkowania do takiej kategorii. Dla głównej strony i całości to oczywiste, ale czy dla poszczególnych tomów nie lepiej, aby strony każdy tom i jego rozdziały linkowały do ''swojego'' pliku? Oba rozwiązania spotkałem tutaj. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:03, 16 paź 2021 (CEST)
::ad 1 nie to nie błąd, ale powód dla którego bot ominął te wystąpienia, na przyszłość muszę to brać pod uwagę.
::ad 2 moim zdaniem nie jest lepiej, lepiej, żeby linkowały wszystkie do kategorii (dla jednolitości), rozdział może obejmować więcej niż jeden plik (np. kilka pojedynczych jpg-ów), wydaje mi się, że jednolita zasada, cały tekst linkuje do jednego miejsca jest rozsądniejsza. Ale technicznie to zapewne bez znaczenia. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:27, 16 paź 2021 (CEST)
::: {{Ping|Draco flavus}} Po przemyśleniu tematu, też jestem za jednolitością. Póki co poprawiłem błędne linki, które udało mi się znaleźć. Teraz trudniejsze: czy w jakiś sposób można wyszukać linki prowadzące ''donikąd''? Jak odróżnić: [[commons:Category:Ocalenie (Conrad)|link pierwszy]], [[commons:Category:Zatracenie (Conrad)|link drugi]] ? [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:15, 18 paź 2021 (CEST)
:::: poza wejściem w każdą stronę wywołującą Dane tekstu a następnie w każdy link do commons nie wymyśliłem nic lepszego. Zadanie dla bota - jutro. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:07, 18 paź 2021 (CEST)
::::: Na [[user:Draco flavus/brudnopis97|stronie]] masz spis stron transkludujących dane tekstu, odwołujących się do nieistniejących stron na commons. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) W utworach Brodzińskiego mogą być fałszywie dodatnie wyniki (poprawiłem ręcznie) 11:02, 20 paź 2021 (CEST)
:::::: {{Ping|Draco flavus}} Dziękuję. Poprawię je. (W ''Ad astra'' też są fałszywie dodatnie wyniki). [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 11:28, 20 paź 2021 (CEST)
:::::: To jest jakiś inny problem. Nie wiem, czy nie ze znakiem plusa w nazwie pliku. zapytam Ankry'ego [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 19:37, 20 paź 2021 (CEST)
::::::: Usuwaj od razu, albo co jakiś czas wyczyszczone teksty z listy. A co większe fragmenty wypychaj dla bota. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:10, 20 paź 2021 (CEST)
:::::::: {{Ping|Draco flavus}} Skopiowałem sobie zawartość listy i z niej u siebie usuwam. Tutaj konflikty edycyjne powstają. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:08, 20 paź 2021 (CEST) ♦ OK, ogarnąłem temat. Lista zaktualizowana. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 02:16, 21 paź 2021 (CEST)
== Matka Boleściwa ==
Hej, zdradź mi tajemnicę, jak to wyłapujesz? Różnica jest tak minimalna, zwłaszcza, jak nie mam obu tych znaków obok siebie... [[Wikiskryba:Sempai5|Sempai5]] ([[Dyskusja wikiskryby:Sempai5|dyskusja]]) 13:24, 21 paź 2021 (CEST)
: {{Ping|Sempai5}} Hej :-) Wyłapanie wszystkiego w edycji, a zwłaszcza takich drobiazgów to próżne chyba nadzieje. :-) Ja zawsze po przepisaniu, lub skończonej edycji tekstu, otwieram sobie [[Matka Boleściwa/całość|stronę całości]], klikam Koryguj — w tekście pojawią się linki do stron od razu w trybie edycji. Następnie otwieram w przeglądarce wyszukiwanie (Ctrl + F), wstawiam tam np. "–", zaznaczam "Rozróżnianie liter diakrytyzowanych" i "Wyróżnianie wszystkich" (w Firefoksie są w pasku wyszukiwania takie opcje; w Chromie te opcje są domyślne; nie wiem jak w innych przeglądarkach). Skaczę sobie po tych wyszukanych słowach, bądź znakach i otwieram (najlepiej w nowej karcie, aby tej nie ruszać) strony zawierające to, co właśnie chcę poprawić. A w tym tekście zostawiłem Ci jeszcze 10 "–", które są przed Tobą. :-) Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 13:48, 21 paź 2021 (CEST)
::No to mam wyzwanie... Dzięki za podpowiedź :) [[Wikiskryba:Sempai5|Sempai5]] ([[Dyskusja wikiskryby:Sempai5|dyskusja]]) 13:52, 21 paź 2021 (CEST)
== Odp:Protip w temacie pp / pk ==
;[{{fullurl:Dyskusja_wikiskryby:Ynnarski|oldid=2977008}}#Protip_w_temacie_pp_/_pk Odp:Protip w temacie pp / pk]
Hej, dziękuję za radę. Jestem tu względnie nowy, więc każda rada się przyda ;) Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Ynnarski|Ynnarski]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ynnarski|dyskusja]]) 18:52, 2 gru 2021 (CET)
:{{Ping|Ynnarski}} Spoko, to akurat jest ''kruczek'', o którym pewnie mało osób wie. Jak na ''względnie nowego'' to bardzo dobrze Ci idzie. Obserwuj co skrybowie poprawiają po Tobie, a w razie jakiejś ''zagwózdki'' — pytaj. No i możesz odpowiadać na swojej stronie używając szablonu {{s|Ping}}. Tak się u nas przyjęło. :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 19:10, 2 gru 2021 (CET)
== Problemy nowicjusza ;) ==
Przepisałem pierwszą stronę, nie robiłem tego wcześniej. Zobaczysz? [[Strona:PL Ignacy Daszyński - Czy socjaliści mogą uznać dyktaturę proletariatu.pdf/15|(tutaj)]]. Lepiej błędów technicznych pozbyć się na początku niż potem żmudnie po sobie poprawiać. Wszelkie uwagi czy rady przyjmę z otwartymi ramionami. [[Wikiskryba:SkrzydlatyMuflon|SkrzydlatyMuflon]] ([[Dyskusja wikiskryby:SkrzydlatyMuflon|dyskusja]]) 19:52, 9 mar 2022 (CET)
: {{Ping|SkrzydlatyMuflon}} Uwagi na dobry początek pracy:<br>
: Dobrą rzeczą na początku przepisywania jest użycie narzędzia ''Popraw układ i najczęstsze błędy OCR'' [[Plik:Toolbaricon regular T.png]] i podobnie dla poezji: [[Plik:Toolbaricon templatelink.png]] Pozwala ono usunąć np. sporą część nadmiarowych ''przełamań'' akapitu czy ''miękkie'' dywizy, zdublowane spacje...<br>
: Poprawiłem cudzysłowy (tutaj akurat mało wyraźne).<br>
: Co do dzielenia wyrazów to można używać albo prostego dzielenia (część słowa kończy się myślnikiem), ale pod warunkiem, że nic za nim nie stoi (np. sekcja, czy jakiś szablon), bo inaczej słowo nie połączy się w przestrzeni głównej, albo używając szablonów {{s|pp}} i {{s|pk}} — one działają zawsze. W tym przypadku na nast. stronie są sekcje, a więc pp i pk muszą być użyte. No i wypada zachować jednolitość tego w całej książce. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:14, 9 mar 2022 (CET)
== <nowiki><nowiki/></nowiki> ==
Cześć, zauważyłem, że zakończyłeś stronę [[Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/32|Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/32]] tagiem <nowiki><nowiki/></nowiki>. W jakim celu? Jedyną informację na jego temat znalazłem na [https://en.wikipedia.org/wiki/Template:Nowiki stronie pomocy Wikipedii], ale nie bardzo zrozumiałem, o co tam chodzi. [[Wikiskryba:Piotr433|Piotr433]] ([[Dyskusja wikiskryby:Piotr433|dyskusja]]) 15:47, 6 sie 2022 (CEST)
l6fjvdnr7zsj336y4rhfdj37k439a9g
3146437
3146426
2022-08-06T14:18:56Z
Seboloidus
27417
/* */ wypowiedź
wikitext
text/x-wiki
{{witaj}}
[[Wikiskryba:Himiltruda|Himiltruda]] ([[Dyskusja wikiskryby:Himiltruda|dyskusja]]) 23:08, 30 mar 2020 (CEST)
{{witaj redaktorze}}
<br>
P.S. Nadałam Ci status redaktora, co oznacza, że Twoje edycje nie będą już oznaczone jako wymagające dodatkowego zatwierdzenia przez innego użytkownika. Oznacza to też, że od dziś jesteś pełnoprawnym członkiem społeczności, chociaż żeby móc głosować, musisz zrobić 300 edycji, więc jeszcze troszkę ;)
: W razie problemów, kliknij na słowo "dyskusja" przy imieniu moim lub innego, w danej chwili obecnego skryby [https://pl.wikisource.org/w/index.php?hidecategorization=1&hideWikibase=1&limit=1000&days=7&title=Specjalna:Ostatnie_zmiany&urlversion=2]. Miłego edytowania! [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 15:37, 31 mar 2020 (CEST)
== Status strony ==
{{tab}}Jeżeli przeczytałeś/przeczytałaś uważnie całą stronę, wprowadzoną przez innego Wikiskrybę, zaznacz to, proszę "podbijając" status korekty tej strony. Gdy ktoś poprawia kilka błędów, które mu się rzuciły w oczy, ale nie przeczytał i nie sprawdził dokładnie całej strony, to jej statusu nie zmienia. Natomiast, gdy strona jest dokładnie sprawdzona, zaznaczamy ją innym statusem i kolorem (surowy bądź nie do końca wprowadzony — niebieski, wprowadzający — czerwony; pierwszy korektor — żółty, drugi korektor — zielony). O statusie strony przeczytaj więcej tutaj => [[Pomoc:Status strony]]. Jeżeli strona miała wcześniej status "problemy", to po poprawie należy jej nadać status czerwony.<br>
Więcej o statusie strony napisałam też [https://pl.wikisource.org/wiki/Wikiskryba:Wieralee/Poradnik_cioci_Wiery_:-)#Status_strony tutaj].<br>
Pozdrawiam i dziękuję za pomoc :-) [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 20:25, 10 kwi 2020 (CEST)
* {{ping|Wieralee}} Cześć, zerknąłem tylko na tekst przy okazji czytania (wiersz o Murzynkach rządzi!). "Podbiję" później co będę mógł, nie ma sprawy. Tylko nie wiem, czy od strony technicznej będę mógł wszystko sprawdzić. Bo uwierzytelniona strona to już powinna być bezbłędna, na "tip-top", no nie? ★ Pytanie co do [[Strona:Józef Birkenmajer - Wesołe rachunki.djvu/16|tej strony]] - jest potrójna spacja przed "Skąd Bóg...". Widzę podobnie szeroki odstęp przed "U cioci" i "Zaraz go zrobię". Można by to ujednolicić (IMO dałbym wszystkie pojedyncze) - oczywiście nie chcę się rządzić. :-) ♦ Również pozdrawiam! ''Sebastian'' [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:52, 10 kwi 2020 (CEST)
* Sebastian, jeśli uważasz że tak będzie lepiej, to tak zrób :-) raczej nie wracam już do tego, co zrobiłam :-) [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 22:47, 10 kwi 2020 (CEST)
* {{ping|Wieralee}} Poprawione i "zazielenione", ale to już pewnie widziałaś. :-) Zdrowych i spokojnych Świąt życzę! :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 13:26, 12 kwi 2020 (CEST)
== Skauci ==
Hej, w związku z rozmową na IRC-u są jednak dwie strony: [[Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/94|94]] i [[Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/152|152]]. Pozdrawiam [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 14:42, 19 kwi 2020 (CEST)
* {{ping|Draco flavus}} {{ping|Ankry}} Cześć! Widzę, że nuty na str. 94 już wstawił Ankry. Ja właściwie, ogarniając równolegle temat, osiągnąłem identyczny efekt. Tę problematyczną kreskę nad górnym E można co prawda podnieść w taki sposób: <code><nowiki>e8-\tweak #'Y-offset #2.5 \bendAfter #4</nowiki></code>, ale <s>działa to w późniejszych wersjach rozszerzenia (na pewno w 2.20), a więc tu lipa</s>. - ''edycja: działa, ale tylko w pionie mogę przesunąć''. ♦ Wstawiłem nuty dla [[Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/152|strony 152]]. Odtwarzacza nie dodawałem. Efekt jak widać i nic ponadto raczej nie wymyślę. Ankry, jeśli możesz coś poprawić, to zmień proszę. Pozdrawiam. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:31, 19 kwi 2020 (CEST)
* nie znam się na kreskach, ale ta druga na str. 152 jakby trochę inna? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:34, 19 kwi 2020 (CEST)
** {{ping|Draco flavus}} Trochę inna i ciężko mi powiedzieć, czy oznacza to samo. To chyba uroki starych zapisów. Gdyby nuty na stronie miały być wyłącznie obrazkiem to byłoby prościej. :-) Tutaj póki co nic lepszego nie wyrzeźbię.
* {{ping|Draco flavus}} {{ping|Ankry}} Panowie, poprawiłem te kreski za pomocą funkcji <code><nowiki>\shape</nowiki></code> - efekt zamieszczam poniżej. Proszę o ocenę, czy coś takiego może być? [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:39, 20 kwi 2020 (CEST)
<br>
<score midi="1">
\relative c'' { \time 6/8 \override Score.SpacingSpanner.shortest-duration-space = #4.0
c4. e | g4 e8 c4
\shape #'((0 . 1.0) (0 . 0) (-1 . 2) (-1 . 6)) Slur
e8( g,4.) g4 g8 \bar"|" c2. \bar "||"
}
</score>
<br>
<score midi="1">
\relative c' {\clef treble \key c \major
\override Score.SpacingSpanner #'shortest-duration-space = #5
\override Staff.TimeSignature #'stencil = ##f
\set melismaBusyProperties = #'()
\cadenzaOn
f2 g4 \bar"|" a2. \bar "||"
\shape #'((-0.5 . 2) (0 . 2) (0 . 2) (0.5 . 2)) Slur %łuk nad "Zing - a - zing!"
d,4^( d^3 d) \bar "||" \skip32
\shape #'((-5 . 7) (-5 . 4.5) (-5 . 5) (-4 . 7.5)) Slur %łuk nad "Bum!"
bes2^( a) \bar "||"
}
\addlyrics { Bądź go -- tów. Zing -- a -- zing! Bum! Bum! }
\addlyrics { (Czu -- u -- waj!) }
</score>
{{ping|Superjurek}} {{ping|Ankry}} Jak dla mnie wygląda super [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 12:28, 20 kwi 2020 (CEST)
:Dla mnie też. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 15:01, 20 kwi 2020 (CEST)
== [[Specjalna:Diff/2519691/2519758|Strona:Karol May - Hadżi Halef Omar.djvu/71]] ==
Polecam [https://pl.wikisource.org/w/index.php?sort=relevance&search=Dzie%C5%84dobry&title=Special%3ASearch&profile=advanced&fulltext=1&advancedSearch-current=%7B%7D&ns100=1]. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 23:41, 12 maj 2020 (CEST)
* {{ping|Ankry}} Dzięki, będę korzystał. :-) Z formą "dzieńdobry" już się zetknąłem wcześniej. Tutaj pozwoliłem sobie na korektę, gdyż w całym tekście występuje to powitanie [[Strona:Karol_May_-_Hadżi_Halef_Omar.djvu/12|jeszcze tylko raz]] i w formie współczesnej "dzień dobry". Usuń to, jeśli uważasz za niepotrzebne. Pozdrawiam! [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:52, 13 maj 2020 (CEST)
== Korekta ==
Hej, ankry odpowiedział na irc-u nieco lepiej: apostrofy na zewnątrz : ´´<nowiki>{{kor|źle|dobrze}}</nowiki>´´ ponieważ dymek w podpowiedzi na stronie będzie lepiej wyglądał. Faktycznie nie pomyślałem o tym. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:35, 28 maj 2020 (CEST)
* {{ping|Draco flavus}} Dzięki bardzo na info. :) Też nie brałem tego pod uwagę. A dodatkowo jest to spójne z przypadkami, kiedy korekta obejmuje słowo w dłuższym tekście w apostrofach. Pozdrawiam. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:52, 28 maj 2020 (CEST)
== Uzupełnianie skanów ==
Przede wszystkim bardzo się cieszę, że bierzesz udział w projekcie. Z pozycji, które dodałeś wydaje mi się w miarę rozwojowa
{|
|-
|Wiktor Hugo
|[[Indeks:Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo)|Katedra Notre-Dame w Paryżu]]
|1928
|brak w tomie I stron 209-224 (zamiast nich są zdublowane 193-208)
|
* Uniwersytet Śląski CINiBA / Ks. Such. / BG S 6379 i BG S 6378
* <span style="color: Green">UMK Biblioteka Collegium Maius / FPol., książki D 304 </span>
* Biblioteka im. Raczyńskich w Poznaniu Czytelnia Al. Marcinkowskiego 23 /
* Biblioteka WSD Częstochowa - sygnatury: 0272 I, 0273 I.
|3
|-
|}
Inne są zdaje się zupełnie porzucone, aż szkoda chyba się bawić w uzupełnianie, chyba że widzisz to inaczej. <br>
Pozdrawiam [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 11:31, 15 wrz 2020 (CEST)
* {{ping|Draco flavus}} Oceniam to podobnie. Jeśli nie ma zainteresowania jakimś starym, bądź trudnym indeksem, to lepiej swój czas poświęcić na coś bardziej obiecującego i przyjemniejszego. Ponadto najlepiej byłoby łatać braki i defekty dopiero po przepisaniu danej pozycji. Przeglądając tylko pliki źródłowe znalazłem w w/w Hugonie jeszcze 3 strony z drobnymi defektami (300, 434, 641). Może uda mi się za jakiś czas uzupełnić braki w tej książce. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:33, 15 wrz 2020 (CEST)
** {{ping|Draco flavus}} Braki i defekty w tej książce udało się uzupełnić i już można nad nią pracować. Widziałem, że {{ping|Ankry}} tam działał, więc wołam. :-) Jedynie na str. 304 (300) jest u samej góry "uskok" niezależny od egzemplarza; tekst sprawdzony z innym wydaniem to: „[...] włącznie, budownictwo było wielką księgą ludzkości, głównym wyrazem [...]“. Pozdr. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:05, 18 wrz 2020 (CEST)
::::Hej, wejdziesz chwilę na irca? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:30, 2 paź 2020 (CEST)
== Spis pozycji wydanych w serii Biblioteka Dzieł Wybornych ==
Dzień dobry, Zbieram informacje o serii Biblioteka Dzieł Wybornych. W kilku indeksach z tej serii (w Twojej redakcji) znalazłam wykazy wydanych książek z podziałem na roczniki. Strony są na razie puste z opisem (reklama).
#. Jeśli wpiszę te spisy, to się z tym zgodzisz/nie zgodzisz? Mam zamiar zrobić to np. [[Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/143|tutaj]].
#. Czy znasz i polecisz regułę Wikiźródeł w tej kwestii? Niestety nie znalazłam jej. Punkt z Pomocy, cytuję: <small>«Stronę, która zawiera jedynie reklamy, oznaczamy jako ''bez treści'' (szary przycisk), a w treści wstawiamy tylko szablon {{s|Skan zawiera reklamę}} ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Strona:PL_Eliza_Orzeszkowa-Ascetka_133.jpeg&action=edit przykład]).»</small> - chyba nie dotyczy wykazu pozycji wydanych w danej serii.
#. Jeśli spis miał by zniknąć, to gdzie go zamieścić?
Pozdr, [[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]] ([[Dyskusja wikiskryby:Rosewood|dyskusja]]) 15:50, 20 gru 2020 (CET)
* Witam Cię {{ping|Rosewood}} :-) Takie wykazy książek z serii wydawniczej, bądź innych dzieł danego autora, są swego rodzaju ''autoreklamą'', i chyba przez to przyjęło się właśnie takie rozwiązanie, że nie są one przepisywane. Oczywiście, przynajmniej w mojej ocenie, nie będzie problemu jeśli ktoś chciałby taki wykaz w książce przepisać. Trzeba mieć jednak na uwadze, że te strony nie są dołączane do książki w przestrzeni głównej, nie będzie ich zatem w epub-ie, pdf-ie, a więc uzupełnianie tych treści jest „sztuką“ dla nas samych, przepisujących głównie, tudzież jakąś ciekawostką dla ''szperaczy treści''. Do tego dołożyłbym niekiedy dodatkowe trudności techniczne, bo np. [https://pl.wikisource.org/wiki/Strona:PL_Joseph_Conrad-Tajny_agent_cz.1_145.jpeg taki wykaz] może wymagać użycia tabel.
: Jeśli interesuje Cię seria Biblioteka Dzieł Wyborowych, to zrobiłem jakiś czas temu zestawienie pozycji w tej serii, bazując właśnie na książkowych wykazach. Lista ta znajduje się w [[Wikiskryba:Seboloidus/Biblioteka Dzieł Wyborowych|moim brudnopisie]] i obecnie ma zweryfikowane książki z lat 1897-1913. W okresie międzywojennym seria była wydawana już z nie tak ''przyjazną'' numeracją, tj. pojawił się nr tomu dla rocznika oraz nr tomu dla serii zbioru ogólnego, jak np. w [https://pl.wikisource.org/wiki/Strona:Selma_Lagerl%C3%B6f_-_Kr%C3%B3lowe_Kungachelli.pdf/6 tej pozycji] z 1926 r. Zamierzam (kiedyś) dokończyć tę listę. :-)
: Być może jeszcze ktoś tutaj takie zestawienie robił, ale o niczym takim nie wiem. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 18:53, 20 gru 2020 (CET)
* Spis jest świetny, zupełnie mi w obecnej chwili wystarczający. Nie będę zatem zmieniać stron z "reklamą" wydawnictwa. Może kiedyś powstanie artykuł o serii [[:w:Biblioteka Dzieł Wyborowych|Biblioteka Dzieł Wyborowych]] i tam będzie można taki spis zamieścić. To kawał historii literatury polskiej, a wiele nazwisk zniknęło już z pamieci czytelników. Pozdr, --[[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]] ([[Dyskusja wikiskryby:Rosewood|dyskusja]]) 21:53, 20 gru 2020 (CET)
== Nuty ==
Drugie {{Rozstrzelony|większe}} podziękowanie, za nuty. Przeczytałam w Twej dyskusji wątek o nutach w „Jak skauci pracują”. Wzorując się poprawiłam kod w indeksie, nad którym sporo pracowałam: [[Strona:PL_Roger - Pieśni Ludu Polskiego w Górnym_Szląsku.djvu/4|Roger - Pieśni]]. Nuty wreszcie widać, a myślałam, że to już nie do naprawienia. Thx. [[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]] ([[Dyskusja wikiskryby:Rosewood|dyskusja]]) 22:27, 20 gru 2020 (CET)
* {{ping|Rosewood}} ...oj nie ma za co. :-) Tak, nuty widać, jeśli nie włączymy odtwarzacza; dokładnie taki efekt, jak znalazłaś powyżej. Pozdrawiam, miłych edycji życzę. :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 22:42, 20 gru 2020 (CET)
* {{ping|Rosewood}} Sprawdziłem te nuty i stwierdzam, że to rozszerzenie jest nadal nieaktywne. Jeśli po wyrzuceniu z kodu <code><nowiki>vorbis="1"</nowiki></code> pojawia się obrazek z nutami, to dlatego, że był on wcześniej wygenerowany. Natomiast inna, najmniejsza choćby zmiana w kodzie potwierdza tylko fakt wyłączenia generatora zapisu nutowego... 😐 [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 03:10, 21 gru 2020 (CET)
== Tatry Tetmajera ==
Cześć!<br><br>
Na ten moment dotarłem na półmetek [[Maryna z Hrubego|Maryny z Hrubego]] — jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, 31 grudnia będzie gotowa do uwierzytelniania. W międzyczasie załadowałem na Commons [[Rekrut (Przerwa-Tetmajer, 1886)|Rekruta]], nowelkę będącą debiutem prozatorskim (i nie wiem, czy nie debiutem literackim w ogóle) Tetmajera. Indeks zawiera pięć stron, dlatego w wolnym czasie [[Indeks:PL_Przerwa-Tetmajer_-_Rekrut|polecam Ci go]] do skorygowania :)<br><br>[[Wikiskryba:Szandlerowski|Szandlerowski]] ([[Dyskusja wikiskryby:Szandlerowski|dyskusja]]) 10:05, 26 gru 2020 (CET)
* {{ping|Szandlerowski}} Cześć! Dziękuję Ci i wesołych Świąt życzę. :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:50, 26 gru 2020 (CET)
== Irc ==
hej, wejdź na chwilę na irc-a. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 19:23, 21 lut 2021 (CET)
:hej, wejdziesz na irca? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:21, 17 mar 2021 (CET)
::Hej, masz chwilę? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:20, 25 mar 2021 (CET)
:::Hej, masz chwilę? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 13:43, 1 maj 2021 (CEST)
== Przegląd ==
Dzień dobry,<br>
Dziękuję za przegląd i korektę w „Przewodniku po mieście Lwowie“. Czy mógłbym również prosić o przegląd i korektę w [[Układ o repatrjacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony w wykonaniu artykułu VII Umowy o Przedwstępnych Warunkach Pokoju z dnia 12 października 1920 roku|układzie o repatriacji]]? Nie jestem pewien czy dobrze wypełniłem metryczkę tekstu dla tego typu pisma urzędowego, licencję pod tekstem i czy dobrze dobrałem kategorie. Będę wdzięczny za wszelką pomoc, [[Wikiskryba:Mahnka|Mahnka]] ([[Dyskusja wikiskryby:Mahnka|dyskusja]]) 06:09, 18 kwi 2021 (CEST)
* {{Ping|Mahnka}} Dzień dobry. Poprawiłem parę drobiazgów, lecz obawiam się, że pomóc tutaj mogę niewiele. Wszelkie dekrety, ustawy, dokumenty rządowe leżą zdecydowanie poza zakresem moich zainteresowań i szczerze mówiąc nie wiem jaką wstawić tutaj licencję, bo <nowiki>{{PD-old-tekst}}</nowiki> odwołuje się do jakiegoś autora... Mam nadzieję, że pomoże ktoś bardziej obeznany. :-) Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:28, 18 kwi 2021 (CEST)
== Łza w niebie ==
Hej, "Łza w niebie" Kraszewskiego jest już, choć jeszcze nie przepisana, w zbiorze [[Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.1.djvu/11|Okruszyny]]. [[Wikiskryba:Himiltruda|Himiltruda]] ([[Dyskusja wikiskryby:Himiltruda|dyskusja]]) 00:22, 22 kwi 2021 (CEST)
* {{Ping|Himiltruda}} Cześć, dzięki za info. Widać słabo szukałem, bo jej nie zauważyłem. Pozdr. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:59, 22 kwi 2021 (CEST)
== Przeszkoda Junoszy ==
Dzień dobry,<br>
W jednym z czasopism, które przeglądam natrafiłem na tekst Klemensa Junoszy w odcinkach zatytułowany "Przeszkoda". Zdaje mi się, że nie ma tu takiego tekstu jeszcze. Podać namiary? [[Wikiskryba:Mahnka|Mahnka]] ([[Dyskusja wikiskryby:Mahnka|dyskusja]]) 15:56, 27 kwi 2021 (CEST)
* {{Ping|Mahnka}} Dobry wieczór! Dziękuję serdecznie za zainteresowanie. Opowiadanie „[[Indeks:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu|Przeszkoda]]“ już jest wrzucone i czeka sobie spokojnie na przepisanie. Teksty Kl. Junoszy, nad którymi pracujemy, uzupełniane cyklicznie, można śledzić na [https://pl.wikisource.org/wiki/Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Junosza proofread autora]. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 22:06, 27 kwi 2021 (CEST)
== Irc ==
Hej, tak dla informacji. Na irc-u u nas od dawna się nic nie dzieje (raczej wszyscy korzystają z discorda). Zupełnie niezależnie od tego 19. bm. jakieś zmiany zaszły na freenode. Na pożegnanie dotychczasowy administrator poradził by nie korzystać z serwera... ("Hi all. It feels like my moral responsibility to inform all users that administrative control of freenode and its user data will soon change hands, and I will be resigning from freenode staff effective immediately. It's been an honour to help you all.") Być może nasz kanał przeemigruje do Libera Chat.
[https://meta.wikimedia.org/wiki/IRC/Migrating_to_Libera_Chat Libera Chat]
Pozdrawiam
[[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:07, 22 maj 2021 (CEST)
* {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Dziękuję za info. Również pozdrawiam. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:06, 22 maj 2021 (CEST)
== Lekki grunt ==
Hej, rób jak chcesz, bo to twój plik i twój temat. Ja bym te słowa po prostu umieścił jak być powinny (nawet nie oznaczał korekty) jeśli jest to błąd w druku, to bardzo specyficzny (zagięcie papieru), raczej to powstało po wydrukowaniu. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:26, 27 maj 2021 (CEST)
* {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Plik był mój, dopóki go nie opublikowałem. :-) Teraz ani do pliku, ani tym bardziej do tematu twórczości K. J. praw sobie nie uzurpuję. Jeśli jesteś pewny swojej racji, to po prostu trzeba było poprawić, czy wycofać moje edycje (ani ja, ani K. J. się nie obrazimy). Osobiście albo nie spotkałem się z takim przypadkiem, albo go nie kojarzę. Dla osób zainteresowanych — dot. korekty skanu [[Strona:Klemens_Junosza_-_Lekki_grunt.djvu/105|tej strony]] i analogicznie [[Strona:Klemens_Junosza_-_Na_stare_lata.djvu/18|tej]] i [[Strona:Klemens_Junosza_-_Na_stare_lata.djvu/21|tej]]. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:46, 27 maj 2021 (CEST)
==Zaproszenie==
Droga Wikiskrybko / Drogi Wikiskrybo !
Jesteśmy małą grupą osób, które łączą wspólne zainteresowania, znamy się dość dobrze z naszych edycji dyskusji, również spotykaliśmy się kilkakrotnie w różnym składzie.
Niestety w zeszłym roku takie spotkanie, choć planowane i mamy nadzieję przez wiele osób wyczekiwane, nie doszło do skutku.
Dlatego w tym roku zaplanowaliśmy spotkanie wcześniej, bo na '''11 września 2021'''. Miejsce spotkania to sala w centrum '''Warszawy''' (z dogodnym dojazdem komunikacją miejską: metrem, tramwajem, autobusem), lub po prostu piechotą z Dworca Centralnego.
Spotkanie będzie jednodniowe (być może z jakimś fakultatywnym spotkaniem w piątek lub niedzielę). Będzie być może nieco skromniej.
Będziemy poruszać tematy, które nas interesują, możemy też po prostu luźno pogadać.
Wieczorem może pójdziemy na jakąś pizzę?
Salę załatwimy bezkosztowo, jakaś kawa itp. się na pewno znajdzie, resztę musimy załatwić we własnym zakresie. Staramy się o wsparcie WMPL - niemniej jednak jest to niepewne.
I jeszcze dwie prośby, przy przyjeździe należy swoje dane osobiste zostawić (np. w zamkniętej kopercie) któremuś z biurokratów, Po dwóch tygodniach zniszczymy, to na wypadek jakichś pytań o bezpieczeństwo itp.
Druga sprawa, to prośba o zaznaczenie w mejlu, czy jesteś szczepiona/szczepiony. Nie uzależniamy od tego naszego spotkania niemniej jednak chcemy móc elastycznie reagować na zmieniającą się legislację.
Nie uruchomiliśmy jeszcze strony na wiki, gdzie można się będzie wpisywać, dlatego na razie prosimy o mejla do '''13 czerwca''' do któregoś z nas.
Przepraszam za taką formę, ale musimy podjąć działania przed początkiem wakacji, stąd prośba o szybką deklarację.
[[User:Ankry|Ankry]] [[User:Bonvol|Bonvol]] [[User:Draco flavus|Draco flavus]] <br><br>Drogie Skrybki i Skrybowie! Zgodnie z zapowiedziami Źródłosłów pod auspicjami WMPL odbędzie się w dniach 10-12 września 2021 w Warszawie w opisywanej wcześniej lokalizacji. Na stronie [[wmpl:ZS2021|Źródłosłów 2021]] znajdziecie więcej informacji oraz kartę rejestracyjną. Ponieważ zostają już praktycznie tylko cztery tygodnie prosimy do dopełnienie formalności. Zachęcamy również gorąco do wzięcia aktywnego udziału - czekamy na propozycje tematów do dyskusji lub może prezentacji? Pozdrawiamy [[User:Ankry|Ankry]] [[User:Bonvol|Bonvol]] [[User:Draco flavus|Draco flavus]]
== Źródłosłów 2021 ==
Drodzy Wikiskryby!
Po dwuletniej przerwie postanowiliśmy wrócić do formuły wspólnego spotkania wikiskrybów i wikisłownikarzy - Źródłosłowu, organizowanego pod auspicjami Wikimedia Polska. Jeśli oficjalne ograniczenia dotyczące organizowania spotkań oraz warunki epidemiczne na to pozwolą, Źródłosłów odbędzie się zamiast wcześniej zapowiadanego prywatnego spotkania wikiskrybów, w dniach 10-12 września br. w Warszawie. Zarezerwujcie sobie ten termin w Waszym kalendarzu. Więcej informacji wkrótce.
[[User:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 00:42, 3 lip 2021 (CEST)
== w żydowskich rękach ==
Hej, jeśli to "powieść w dwóch częściach" a nie samodzielne utwory, to
* podział na części powinien zostać
* rozdziały powinny być numerowane (jak w spisie treści)
Czy coś źle widzę?
[[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 16:44, 4 wrz 2021 (CEST)
* {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Nie jestem twórcą tej struktury. Poprawiłem tylko dostrzeżone przeze mnie błędy. Znaleziona i zgłoszona do skasowania strona, wygląda mi na porzucony koncept, który aby mógł zaistnieć, wymagałby innej budowy rozdziałów i podziału całości na dwie części. Tego jednak robił nie będę, bo nie chcę niweczyć pracy poprzednika, której nie uważam za niepoprawną. Choć przedstawiona mi uwaga wygląda lepiej i prawdopodobnie tak zrobiłbym tworząc strony. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:40, 4 wrz 2021 (CEST)
Witam
* Nie mam nic przeciwko temu. Popraw jak uważasz.
* A odnoście rozdziału pierwszego [[W żydowskich rękach/Część pierwsza]] to strona jest do usunięcia. Nie zauważyłem że książka ma spis treści i dopiero później odniosłem się do części książki wg treści.
* Można by było może dopracować szablon w poszczególnych częściach książki.
Pozdrawiam [[Wikiskryba:WM|WM]]
::Rozwijając myśl: poprzenosiłby do W żydowskich rękach/Część pierwsza/I itd. (bez redirectów). Cały spis treści bym zostawił na stronie głównej. Część pierwszą zrobiłem (jak bym sobie ją wyobrażał) [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:36, 5 wrz 2021 (CEST)
::: {{Ping|Draco flavus}} Zapewne tak trzeba by podzielić. Ogarnij, jeśli masz życzenie. Może tylko na stronie głównej dodać jakoś linki do obu części? {{f*|(Nie mam dziś głowy do tego)|w=80%}}. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:00, 5 wrz 2021 (CEST)
== kobieta ze sztyletem ==
hej, ciężka sprawa z tą książką, być może jej nie ma w żadnej bibliotece. Podobno ukazała się w czasopiśmie "5-ta godzina" w 1931 lub 1932 lub 1936. W każdym razie trzeba obserwować sytuację. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:34, 28 wrz 2021 (CEST)
: {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Dzięki za zainteresowanie. Tak, ukazała się w gazecie ''5-ta Rano'', w 1932, nr 27-56, 58-69, 71-91, 93-95. Pisma są na [https://polona.pl/item/5-ta-rano-bezpartyjny-dziennik-zydowski-r-2-nr-27-26-stycznia-1932,NDg0MjQ5MzE/ Polonie], pobrałem co się dało, ale brakuje numerów: 46, 47, 48, 51 (niekompletna gazeta). Nie wspomniałem o tym, bo jednak mimo wszystko wolałbym książkę. Przypuszczam, że w gazetach będzie jeszcze więcej błędów niż w książkach z tego okresu (z którymi się zetknąłem). Może udało by się w jakimś antykwariacie na ślad trafić, choć nie wiem jak miałbym o to wypytywać i czy starczyłoby mi chęci do tego... [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:13, 28 wrz 2021 (CEST)
== Masowe edycje na WS ==
Cześć, o ile nie znasz tego narzędzia, to masowej edycji stronpolecam [[Wikiźródła:AutoWikiBrowser/Script]]. Pojawi się w narzędziach po lewej stronie, po wklejeniu linijki <code>mw.loader.load('//en.wikipedia.org/w/index.php?title=User:Joeytje50/JWB.js/load.js&action=raw&ctype=text/javascript');</code> w [[Wikiskryba:Seboloidus/common.js|twoim common.js]]. [[Wikiskryba:Matlin|Matlin]] ([[Dyskusja wikiskryby:Matlin|dyskusja]]) 22:21, 15 paź 2021 (CEST)
:* {{Ping|Matlin}} Cześć! Dzięki za podpowiedź. :-) Używam już AWB. Chociaż ograniczam się do ilościowo małych zmian, a resztę niebawem ''wypchnę'' w zadania dla botów. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 22:29, 15 paź 2021 (CEST)
== commons Commons w Wicehrabii ==
Hej, niestety niektóre wystąpienia pozostały (poprawiłeś ręcznie). Nie pomyślałem, że ktoś mógł napisać wielką literą Commons. Na przyszłość będę uważał. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:50, 16 paź 2021 (CEST)
: {{Ping|Draco flavus}} Hej. Dzięki za ''roBOTę''. :-) Ale chyba nie jest to błędem, że jest wielką literą? Pozostawiałem tak, jak było. Natomiast zastanawia mnie trochę kwestia linkowania do takiej kategorii. Dla głównej strony i całości to oczywiste, ale czy dla poszczególnych tomów nie lepiej, aby strony każdy tom i jego rozdziały linkowały do ''swojego'' pliku? Oba rozwiązania spotkałem tutaj. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:03, 16 paź 2021 (CEST)
::ad 1 nie to nie błąd, ale powód dla którego bot ominął te wystąpienia, na przyszłość muszę to brać pod uwagę.
::ad 2 moim zdaniem nie jest lepiej, lepiej, żeby linkowały wszystkie do kategorii (dla jednolitości), rozdział może obejmować więcej niż jeden plik (np. kilka pojedynczych jpg-ów), wydaje mi się, że jednolita zasada, cały tekst linkuje do jednego miejsca jest rozsądniejsza. Ale technicznie to zapewne bez znaczenia. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:27, 16 paź 2021 (CEST)
::: {{Ping|Draco flavus}} Po przemyśleniu tematu, też jestem za jednolitością. Póki co poprawiłem błędne linki, które udało mi się znaleźć. Teraz trudniejsze: czy w jakiś sposób można wyszukać linki prowadzące ''donikąd''? Jak odróżnić: [[commons:Category:Ocalenie (Conrad)|link pierwszy]], [[commons:Category:Zatracenie (Conrad)|link drugi]] ? [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:15, 18 paź 2021 (CEST)
:::: poza wejściem w każdą stronę wywołującą Dane tekstu a następnie w każdy link do commons nie wymyśliłem nic lepszego. Zadanie dla bota - jutro. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:07, 18 paź 2021 (CEST)
::::: Na [[user:Draco flavus/brudnopis97|stronie]] masz spis stron transkludujących dane tekstu, odwołujących się do nieistniejących stron na commons. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) W utworach Brodzińskiego mogą być fałszywie dodatnie wyniki (poprawiłem ręcznie) 11:02, 20 paź 2021 (CEST)
:::::: {{Ping|Draco flavus}} Dziękuję. Poprawię je. (W ''Ad astra'' też są fałszywie dodatnie wyniki). [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 11:28, 20 paź 2021 (CEST)
:::::: To jest jakiś inny problem. Nie wiem, czy nie ze znakiem plusa w nazwie pliku. zapytam Ankry'ego [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 19:37, 20 paź 2021 (CEST)
::::::: Usuwaj od razu, albo co jakiś czas wyczyszczone teksty z listy. A co większe fragmenty wypychaj dla bota. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:10, 20 paź 2021 (CEST)
:::::::: {{Ping|Draco flavus}} Skopiowałem sobie zawartość listy i z niej u siebie usuwam. Tutaj konflikty edycyjne powstają. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:08, 20 paź 2021 (CEST) ♦ OK, ogarnąłem temat. Lista zaktualizowana. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 02:16, 21 paź 2021 (CEST)
== Matka Boleściwa ==
Hej, zdradź mi tajemnicę, jak to wyłapujesz? Różnica jest tak minimalna, zwłaszcza, jak nie mam obu tych znaków obok siebie... [[Wikiskryba:Sempai5|Sempai5]] ([[Dyskusja wikiskryby:Sempai5|dyskusja]]) 13:24, 21 paź 2021 (CEST)
: {{Ping|Sempai5}} Hej :-) Wyłapanie wszystkiego w edycji, a zwłaszcza takich drobiazgów to próżne chyba nadzieje. :-) Ja zawsze po przepisaniu, lub skończonej edycji tekstu, otwieram sobie [[Matka Boleściwa/całość|stronę całości]], klikam Koryguj — w tekście pojawią się linki do stron od razu w trybie edycji. Następnie otwieram w przeglądarce wyszukiwanie (Ctrl + F), wstawiam tam np. "–", zaznaczam "Rozróżnianie liter diakrytyzowanych" i "Wyróżnianie wszystkich" (w Firefoksie są w pasku wyszukiwania takie opcje; w Chromie te opcje są domyślne; nie wiem jak w innych przeglądarkach). Skaczę sobie po tych wyszukanych słowach, bądź znakach i otwieram (najlepiej w nowej karcie, aby tej nie ruszać) strony zawierające to, co właśnie chcę poprawić. A w tym tekście zostawiłem Ci jeszcze 10 "–", które są przed Tobą. :-) Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 13:48, 21 paź 2021 (CEST)
::No to mam wyzwanie... Dzięki za podpowiedź :) [[Wikiskryba:Sempai5|Sempai5]] ([[Dyskusja wikiskryby:Sempai5|dyskusja]]) 13:52, 21 paź 2021 (CEST)
== Odp:Protip w temacie pp / pk ==
;[{{fullurl:Dyskusja_wikiskryby:Ynnarski|oldid=2977008}}#Protip_w_temacie_pp_/_pk Odp:Protip w temacie pp / pk]
Hej, dziękuję za radę. Jestem tu względnie nowy, więc każda rada się przyda ;) Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Ynnarski|Ynnarski]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ynnarski|dyskusja]]) 18:52, 2 gru 2021 (CET)
:{{Ping|Ynnarski}} Spoko, to akurat jest ''kruczek'', o którym pewnie mało osób wie. Jak na ''względnie nowego'' to bardzo dobrze Ci idzie. Obserwuj co skrybowie poprawiają po Tobie, a w razie jakiejś ''zagwózdki'' — pytaj. No i możesz odpowiadać na swojej stronie używając szablonu {{s|Ping}}. Tak się u nas przyjęło. :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 19:10, 2 gru 2021 (CET)
== Problemy nowicjusza ;) ==
Przepisałem pierwszą stronę, nie robiłem tego wcześniej. Zobaczysz? [[Strona:PL Ignacy Daszyński - Czy socjaliści mogą uznać dyktaturę proletariatu.pdf/15|(tutaj)]]. Lepiej błędów technicznych pozbyć się na początku niż potem żmudnie po sobie poprawiać. Wszelkie uwagi czy rady przyjmę z otwartymi ramionami. [[Wikiskryba:SkrzydlatyMuflon|SkrzydlatyMuflon]] ([[Dyskusja wikiskryby:SkrzydlatyMuflon|dyskusja]]) 19:52, 9 mar 2022 (CET)
: {{Ping|SkrzydlatyMuflon}} Uwagi na dobry początek pracy:<br>
: Dobrą rzeczą na początku przepisywania jest użycie narzędzia ''Popraw układ i najczęstsze błędy OCR'' [[Plik:Toolbaricon regular T.png]] i podobnie dla poezji: [[Plik:Toolbaricon templatelink.png]] Pozwala ono usunąć np. sporą część nadmiarowych ''przełamań'' akapitu czy ''miękkie'' dywizy, zdublowane spacje...<br>
: Poprawiłem cudzysłowy (tutaj akurat mało wyraźne).<br>
: Co do dzielenia wyrazów to można używać albo prostego dzielenia (część słowa kończy się myślnikiem), ale pod warunkiem, że nic za nim nie stoi (np. sekcja, czy jakiś szablon), bo inaczej słowo nie połączy się w przestrzeni głównej, albo używając szablonów {{s|pp}} i {{s|pk}} — one działają zawsze. W tym przypadku na nast. stronie są sekcje, a więc pp i pk muszą być użyte. No i wypada zachować jednolitość tego w całej książce. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:14, 9 mar 2022 (CET)
== <nowiki><nowiki/></nowiki> ==
Cześć, zauważyłem, że zakończyłeś stronę [[Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/32|Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/32]] tagiem <nowiki><nowiki/></nowiki>. W jakim celu? Jedyną informację na jego temat znalazłem na [https://en.wikipedia.org/wiki/Template:Nowiki stronie pomocy Wikipedii], ale nie bardzo zrozumiałem, o co tam chodzi. [[Wikiskryba:Piotr433|Piotr433]] ([[Dyskusja wikiskryby:Piotr433|dyskusja]]) 15:47, 6 sie 2022 (CEST)
* {{Ping|Piotr433}} Cześć! Miałem cichą nadzieję, że nikt nigdy o to nie zapyta... ;-) Otóż chodzi o zlikwidowanie nierównych przerw między akapitami, które tworzą się w szczególnych przypadkach. Tak jest np. gdy na jednej ze stron (które będą łączone obok siebie w przestrzeni głównej) jest na końcu lub na początku element centrujący, znacznik ''poem'', i.t.p., a na drugiej już tylko normalnie formatowany tekst. Wówczas wyglądać to może tak: https://i.imgur.com/yoPUNuA.png — a po dodaniu ''nic nie robiącego tagu'' <nowiki><nowiki/></nowiki>, tak: https://i.imgur.com/wiOZFS3.png W tym przykładzie jedna strona kończy się ''poemem'', a druga zaczyna od słów "Gdzie Hucuł, tam i koń". <br>Szerzej i precyzyjniej wyjaśnione zostało to w [https://pl.wikisource.org/wiki/Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Skryptorium/Pulpit_techniczny/Archiwum#Kombajn_formatuj%C4%85cy_i_nast%C4%99pny_akapit tej dyskusji]. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 16:18, 6 sie 2022 (CEST)
6g83mustb0bfgwim7aqi1wbrxedwozq
3146475
3146437
2022-08-06T15:37:39Z
Piotr433
11344
/* */
wikitext
text/x-wiki
{{witaj}}
[[Wikiskryba:Himiltruda|Himiltruda]] ([[Dyskusja wikiskryby:Himiltruda|dyskusja]]) 23:08, 30 mar 2020 (CEST)
{{witaj redaktorze}}
<br>
P.S. Nadałam Ci status redaktora, co oznacza, że Twoje edycje nie będą już oznaczone jako wymagające dodatkowego zatwierdzenia przez innego użytkownika. Oznacza to też, że od dziś jesteś pełnoprawnym członkiem społeczności, chociaż żeby móc głosować, musisz zrobić 300 edycji, więc jeszcze troszkę ;)
: W razie problemów, kliknij na słowo "dyskusja" przy imieniu moim lub innego, w danej chwili obecnego skryby [https://pl.wikisource.org/w/index.php?hidecategorization=1&hideWikibase=1&limit=1000&days=7&title=Specjalna:Ostatnie_zmiany&urlversion=2]. Miłego edytowania! [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 15:37, 31 mar 2020 (CEST)
== Status strony ==
{{tab}}Jeżeli przeczytałeś/przeczytałaś uważnie całą stronę, wprowadzoną przez innego Wikiskrybę, zaznacz to, proszę "podbijając" status korekty tej strony. Gdy ktoś poprawia kilka błędów, które mu się rzuciły w oczy, ale nie przeczytał i nie sprawdził dokładnie całej strony, to jej statusu nie zmienia. Natomiast, gdy strona jest dokładnie sprawdzona, zaznaczamy ją innym statusem i kolorem (surowy bądź nie do końca wprowadzony — niebieski, wprowadzający — czerwony; pierwszy korektor — żółty, drugi korektor — zielony). O statusie strony przeczytaj więcej tutaj => [[Pomoc:Status strony]]. Jeżeli strona miała wcześniej status "problemy", to po poprawie należy jej nadać status czerwony.<br>
Więcej o statusie strony napisałam też [https://pl.wikisource.org/wiki/Wikiskryba:Wieralee/Poradnik_cioci_Wiery_:-)#Status_strony tutaj].<br>
Pozdrawiam i dziękuję za pomoc :-) [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 20:25, 10 kwi 2020 (CEST)
* {{ping|Wieralee}} Cześć, zerknąłem tylko na tekst przy okazji czytania (wiersz o Murzynkach rządzi!). "Podbiję" później co będę mógł, nie ma sprawy. Tylko nie wiem, czy od strony technicznej będę mógł wszystko sprawdzić. Bo uwierzytelniona strona to już powinna być bezbłędna, na "tip-top", no nie? ★ Pytanie co do [[Strona:Józef Birkenmajer - Wesołe rachunki.djvu/16|tej strony]] - jest potrójna spacja przed "Skąd Bóg...". Widzę podobnie szeroki odstęp przed "U cioci" i "Zaraz go zrobię". Można by to ujednolicić (IMO dałbym wszystkie pojedyncze) - oczywiście nie chcę się rządzić. :-) ♦ Również pozdrawiam! ''Sebastian'' [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:52, 10 kwi 2020 (CEST)
* Sebastian, jeśli uważasz że tak będzie lepiej, to tak zrób :-) raczej nie wracam już do tego, co zrobiłam :-) [[Wikiskryba:Wieralee|Wieralee]] ([[Dyskusja wikiskryby:Wieralee|dyskusja]]) 22:47, 10 kwi 2020 (CEST)
* {{ping|Wieralee}} Poprawione i "zazielenione", ale to już pewnie widziałaś. :-) Zdrowych i spokojnych Świąt życzę! :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 13:26, 12 kwi 2020 (CEST)
== Skauci ==
Hej, w związku z rozmową na IRC-u są jednak dwie strony: [[Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/94|94]] i [[Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/152|152]]. Pozdrawiam [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 14:42, 19 kwi 2020 (CEST)
* {{ping|Draco flavus}} {{ping|Ankry}} Cześć! Widzę, że nuty na str. 94 już wstawił Ankry. Ja właściwie, ogarniając równolegle temat, osiągnąłem identyczny efekt. Tę problematyczną kreskę nad górnym E można co prawda podnieść w taki sposób: <code><nowiki>e8-\tweak #'Y-offset #2.5 \bendAfter #4</nowiki></code>, ale <s>działa to w późniejszych wersjach rozszerzenia (na pewno w 2.20), a więc tu lipa</s>. - ''edycja: działa, ale tylko w pionie mogę przesunąć''. ♦ Wstawiłem nuty dla [[Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/152|strony 152]]. Odtwarzacza nie dodawałem. Efekt jak widać i nic ponadto raczej nie wymyślę. Ankry, jeśli możesz coś poprawić, to zmień proszę. Pozdrawiam. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:31, 19 kwi 2020 (CEST)
* nie znam się na kreskach, ale ta druga na str. 152 jakby trochę inna? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:34, 19 kwi 2020 (CEST)
** {{ping|Draco flavus}} Trochę inna i ciężko mi powiedzieć, czy oznacza to samo. To chyba uroki starych zapisów. Gdyby nuty na stronie miały być wyłącznie obrazkiem to byłoby prościej. :-) Tutaj póki co nic lepszego nie wyrzeźbię.
* {{ping|Draco flavus}} {{ping|Ankry}} Panowie, poprawiłem te kreski za pomocą funkcji <code><nowiki>\shape</nowiki></code> - efekt zamieszczam poniżej. Proszę o ocenę, czy coś takiego może być? [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:39, 20 kwi 2020 (CEST)
<br>
<score midi="1">
\relative c'' { \time 6/8 \override Score.SpacingSpanner.shortest-duration-space = #4.0
c4. e | g4 e8 c4
\shape #'((0 . 1.0) (0 . 0) (-1 . 2) (-1 . 6)) Slur
e8( g,4.) g4 g8 \bar"|" c2. \bar "||"
}
</score>
<br>
<score midi="1">
\relative c' {\clef treble \key c \major
\override Score.SpacingSpanner #'shortest-duration-space = #5
\override Staff.TimeSignature #'stencil = ##f
\set melismaBusyProperties = #'()
\cadenzaOn
f2 g4 \bar"|" a2. \bar "||"
\shape #'((-0.5 . 2) (0 . 2) (0 . 2) (0.5 . 2)) Slur %łuk nad "Zing - a - zing!"
d,4^( d^3 d) \bar "||" \skip32
\shape #'((-5 . 7) (-5 . 4.5) (-5 . 5) (-4 . 7.5)) Slur %łuk nad "Bum!"
bes2^( a) \bar "||"
}
\addlyrics { Bądź go -- tów. Zing -- a -- zing! Bum! Bum! }
\addlyrics { (Czu -- u -- waj!) }
</score>
{{ping|Superjurek}} {{ping|Ankry}} Jak dla mnie wygląda super [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 12:28, 20 kwi 2020 (CEST)
:Dla mnie też. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 15:01, 20 kwi 2020 (CEST)
== [[Specjalna:Diff/2519691/2519758|Strona:Karol May - Hadżi Halef Omar.djvu/71]] ==
Polecam [https://pl.wikisource.org/w/index.php?sort=relevance&search=Dzie%C5%84dobry&title=Special%3ASearch&profile=advanced&fulltext=1&advancedSearch-current=%7B%7D&ns100=1]. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 23:41, 12 maj 2020 (CEST)
* {{ping|Ankry}} Dzięki, będę korzystał. :-) Z formą "dzieńdobry" już się zetknąłem wcześniej. Tutaj pozwoliłem sobie na korektę, gdyż w całym tekście występuje to powitanie [[Strona:Karol_May_-_Hadżi_Halef_Omar.djvu/12|jeszcze tylko raz]] i w formie współczesnej "dzień dobry". Usuń to, jeśli uważasz za niepotrzebne. Pozdrawiam! [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:52, 13 maj 2020 (CEST)
== Korekta ==
Hej, ankry odpowiedział na irc-u nieco lepiej: apostrofy na zewnątrz : ´´<nowiki>{{kor|źle|dobrze}}</nowiki>´´ ponieważ dymek w podpowiedzi na stronie będzie lepiej wyglądał. Faktycznie nie pomyślałem o tym. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:35, 28 maj 2020 (CEST)
* {{ping|Draco flavus}} Dzięki bardzo na info. :) Też nie brałem tego pod uwagę. A dodatkowo jest to spójne z przypadkami, kiedy korekta obejmuje słowo w dłuższym tekście w apostrofach. Pozdrawiam. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:52, 28 maj 2020 (CEST)
== Uzupełnianie skanów ==
Przede wszystkim bardzo się cieszę, że bierzesz udział w projekcie. Z pozycji, które dodałeś wydaje mi się w miarę rozwojowa
{|
|-
|Wiktor Hugo
|[[Indeks:Katedra Notre-Dame w Paryżu (Wiktor Hugo)|Katedra Notre-Dame w Paryżu]]
|1928
|brak w tomie I stron 209-224 (zamiast nich są zdublowane 193-208)
|
* Uniwersytet Śląski CINiBA / Ks. Such. / BG S 6379 i BG S 6378
* <span style="color: Green">UMK Biblioteka Collegium Maius / FPol., książki D 304 </span>
* Biblioteka im. Raczyńskich w Poznaniu Czytelnia Al. Marcinkowskiego 23 /
* Biblioteka WSD Częstochowa - sygnatury: 0272 I, 0273 I.
|3
|-
|}
Inne są zdaje się zupełnie porzucone, aż szkoda chyba się bawić w uzupełnianie, chyba że widzisz to inaczej. <br>
Pozdrawiam [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 11:31, 15 wrz 2020 (CEST)
* {{ping|Draco flavus}} Oceniam to podobnie. Jeśli nie ma zainteresowania jakimś starym, bądź trudnym indeksem, to lepiej swój czas poświęcić na coś bardziej obiecującego i przyjemniejszego. Ponadto najlepiej byłoby łatać braki i defekty dopiero po przepisaniu danej pozycji. Przeglądając tylko pliki źródłowe znalazłem w w/w Hugonie jeszcze 3 strony z drobnymi defektami (300, 434, 641). Może uda mi się za jakiś czas uzupełnić braki w tej książce. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:33, 15 wrz 2020 (CEST)
** {{ping|Draco flavus}} Braki i defekty w tej książce udało się uzupełnić i już można nad nią pracować. Widziałem, że {{ping|Ankry}} tam działał, więc wołam. :-) Jedynie na str. 304 (300) jest u samej góry "uskok" niezależny od egzemplarza; tekst sprawdzony z innym wydaniem to: „[...] włącznie, budownictwo było wielką księgą ludzkości, głównym wyrazem [...]“. Pozdr. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:05, 18 wrz 2020 (CEST)
::::Hej, wejdziesz chwilę na irca? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:30, 2 paź 2020 (CEST)
== Spis pozycji wydanych w serii Biblioteka Dzieł Wybornych ==
Dzień dobry, Zbieram informacje o serii Biblioteka Dzieł Wybornych. W kilku indeksach z tej serii (w Twojej redakcji) znalazłam wykazy wydanych książek z podziałem na roczniki. Strony są na razie puste z opisem (reklama).
#. Jeśli wpiszę te spisy, to się z tym zgodzisz/nie zgodzisz? Mam zamiar zrobić to np. [[Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/143|tutaj]].
#. Czy znasz i polecisz regułę Wikiźródeł w tej kwestii? Niestety nie znalazłam jej. Punkt z Pomocy, cytuję: <small>«Stronę, która zawiera jedynie reklamy, oznaczamy jako ''bez treści'' (szary przycisk), a w treści wstawiamy tylko szablon {{s|Skan zawiera reklamę}} ([//pl.wikisource.org/w/index.php?title=Strona:PL_Eliza_Orzeszkowa-Ascetka_133.jpeg&action=edit przykład]).»</small> - chyba nie dotyczy wykazu pozycji wydanych w danej serii.
#. Jeśli spis miał by zniknąć, to gdzie go zamieścić?
Pozdr, [[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]] ([[Dyskusja wikiskryby:Rosewood|dyskusja]]) 15:50, 20 gru 2020 (CET)
* Witam Cię {{ping|Rosewood}} :-) Takie wykazy książek z serii wydawniczej, bądź innych dzieł danego autora, są swego rodzaju ''autoreklamą'', i chyba przez to przyjęło się właśnie takie rozwiązanie, że nie są one przepisywane. Oczywiście, przynajmniej w mojej ocenie, nie będzie problemu jeśli ktoś chciałby taki wykaz w książce przepisać. Trzeba mieć jednak na uwadze, że te strony nie są dołączane do książki w przestrzeni głównej, nie będzie ich zatem w epub-ie, pdf-ie, a więc uzupełnianie tych treści jest „sztuką“ dla nas samych, przepisujących głównie, tudzież jakąś ciekawostką dla ''szperaczy treści''. Do tego dołożyłbym niekiedy dodatkowe trudności techniczne, bo np. [https://pl.wikisource.org/wiki/Strona:PL_Joseph_Conrad-Tajny_agent_cz.1_145.jpeg taki wykaz] może wymagać użycia tabel.
: Jeśli interesuje Cię seria Biblioteka Dzieł Wyborowych, to zrobiłem jakiś czas temu zestawienie pozycji w tej serii, bazując właśnie na książkowych wykazach. Lista ta znajduje się w [[Wikiskryba:Seboloidus/Biblioteka Dzieł Wyborowych|moim brudnopisie]] i obecnie ma zweryfikowane książki z lat 1897-1913. W okresie międzywojennym seria była wydawana już z nie tak ''przyjazną'' numeracją, tj. pojawił się nr tomu dla rocznika oraz nr tomu dla serii zbioru ogólnego, jak np. w [https://pl.wikisource.org/wiki/Strona:Selma_Lagerl%C3%B6f_-_Kr%C3%B3lowe_Kungachelli.pdf/6 tej pozycji] z 1926 r. Zamierzam (kiedyś) dokończyć tę listę. :-)
: Być może jeszcze ktoś tutaj takie zestawienie robił, ale o niczym takim nie wiem. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 18:53, 20 gru 2020 (CET)
* Spis jest świetny, zupełnie mi w obecnej chwili wystarczający. Nie będę zatem zmieniać stron z "reklamą" wydawnictwa. Może kiedyś powstanie artykuł o serii [[:w:Biblioteka Dzieł Wyborowych|Biblioteka Dzieł Wyborowych]] i tam będzie można taki spis zamieścić. To kawał historii literatury polskiej, a wiele nazwisk zniknęło już z pamieci czytelników. Pozdr, --[[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]] ([[Dyskusja wikiskryby:Rosewood|dyskusja]]) 21:53, 20 gru 2020 (CET)
== Nuty ==
Drugie {{Rozstrzelony|większe}} podziękowanie, za nuty. Przeczytałam w Twej dyskusji wątek o nutach w „Jak skauci pracują”. Wzorując się poprawiłam kod w indeksie, nad którym sporo pracowałam: [[Strona:PL_Roger - Pieśni Ludu Polskiego w Górnym_Szląsku.djvu/4|Roger - Pieśni]]. Nuty wreszcie widać, a myślałam, że to już nie do naprawienia. Thx. [[Wikiskryba:Rosewood|Rosewood]] ([[Dyskusja wikiskryby:Rosewood|dyskusja]]) 22:27, 20 gru 2020 (CET)
* {{ping|Rosewood}} ...oj nie ma za co. :-) Tak, nuty widać, jeśli nie włączymy odtwarzacza; dokładnie taki efekt, jak znalazłaś powyżej. Pozdrawiam, miłych edycji życzę. :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 22:42, 20 gru 2020 (CET)
* {{ping|Rosewood}} Sprawdziłem te nuty i stwierdzam, że to rozszerzenie jest nadal nieaktywne. Jeśli po wyrzuceniu z kodu <code><nowiki>vorbis="1"</nowiki></code> pojawia się obrazek z nutami, to dlatego, że był on wcześniej wygenerowany. Natomiast inna, najmniejsza choćby zmiana w kodzie potwierdza tylko fakt wyłączenia generatora zapisu nutowego... 😐 [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 03:10, 21 gru 2020 (CET)
== Tatry Tetmajera ==
Cześć!<br><br>
Na ten moment dotarłem na półmetek [[Maryna z Hrubego|Maryny z Hrubego]] — jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, 31 grudnia będzie gotowa do uwierzytelniania. W międzyczasie załadowałem na Commons [[Rekrut (Przerwa-Tetmajer, 1886)|Rekruta]], nowelkę będącą debiutem prozatorskim (i nie wiem, czy nie debiutem literackim w ogóle) Tetmajera. Indeks zawiera pięć stron, dlatego w wolnym czasie [[Indeks:PL_Przerwa-Tetmajer_-_Rekrut|polecam Ci go]] do skorygowania :)<br><br>[[Wikiskryba:Szandlerowski|Szandlerowski]] ([[Dyskusja wikiskryby:Szandlerowski|dyskusja]]) 10:05, 26 gru 2020 (CET)
* {{ping|Szandlerowski}} Cześć! Dziękuję Ci i wesołych Świąt życzę. :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:50, 26 gru 2020 (CET)
== Irc ==
hej, wejdź na chwilę na irc-a. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 19:23, 21 lut 2021 (CET)
:hej, wejdziesz na irca? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:21, 17 mar 2021 (CET)
::Hej, masz chwilę? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:20, 25 mar 2021 (CET)
:::Hej, masz chwilę? [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 13:43, 1 maj 2021 (CEST)
== Przegląd ==
Dzień dobry,<br>
Dziękuję za przegląd i korektę w „Przewodniku po mieście Lwowie“. Czy mógłbym również prosić o przegląd i korektę w [[Układ o repatrjacji zawarty między Polską z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej strony w wykonaniu artykułu VII Umowy o Przedwstępnych Warunkach Pokoju z dnia 12 października 1920 roku|układzie o repatriacji]]? Nie jestem pewien czy dobrze wypełniłem metryczkę tekstu dla tego typu pisma urzędowego, licencję pod tekstem i czy dobrze dobrałem kategorie. Będę wdzięczny za wszelką pomoc, [[Wikiskryba:Mahnka|Mahnka]] ([[Dyskusja wikiskryby:Mahnka|dyskusja]]) 06:09, 18 kwi 2021 (CEST)
* {{Ping|Mahnka}} Dzień dobry. Poprawiłem parę drobiazgów, lecz obawiam się, że pomóc tutaj mogę niewiele. Wszelkie dekrety, ustawy, dokumenty rządowe leżą zdecydowanie poza zakresem moich zainteresowań i szczerze mówiąc nie wiem jaką wstawić tutaj licencję, bo <nowiki>{{PD-old-tekst}}</nowiki> odwołuje się do jakiegoś autora... Mam nadzieję, że pomoże ktoś bardziej obeznany. :-) Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 14:28, 18 kwi 2021 (CEST)
== Łza w niebie ==
Hej, "Łza w niebie" Kraszewskiego jest już, choć jeszcze nie przepisana, w zbiorze [[Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.1.djvu/11|Okruszyny]]. [[Wikiskryba:Himiltruda|Himiltruda]] ([[Dyskusja wikiskryby:Himiltruda|dyskusja]]) 00:22, 22 kwi 2021 (CEST)
* {{Ping|Himiltruda}} Cześć, dzięki za info. Widać słabo szukałem, bo jej nie zauważyłem. Pozdr. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:59, 22 kwi 2021 (CEST)
== Przeszkoda Junoszy ==
Dzień dobry,<br>
W jednym z czasopism, które przeglądam natrafiłem na tekst Klemensa Junoszy w odcinkach zatytułowany "Przeszkoda". Zdaje mi się, że nie ma tu takiego tekstu jeszcze. Podać namiary? [[Wikiskryba:Mahnka|Mahnka]] ([[Dyskusja wikiskryby:Mahnka|dyskusja]]) 15:56, 27 kwi 2021 (CEST)
* {{Ping|Mahnka}} Dobry wieczór! Dziękuję serdecznie za zainteresowanie. Opowiadanie „[[Indeks:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu|Przeszkoda]]“ już jest wrzucone i czeka sobie spokojnie na przepisanie. Teksty Kl. Junoszy, nad którymi pracujemy, uzupełniane cyklicznie, można śledzić na [https://pl.wikisource.org/wiki/Wikiźródła:Wikiprojekt_Proofread/Junosza proofread autora]. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 22:06, 27 kwi 2021 (CEST)
== Irc ==
Hej, tak dla informacji. Na irc-u u nas od dawna się nic nie dzieje (raczej wszyscy korzystają z discorda). Zupełnie niezależnie od tego 19. bm. jakieś zmiany zaszły na freenode. Na pożegnanie dotychczasowy administrator poradził by nie korzystać z serwera... ("Hi all. It feels like my moral responsibility to inform all users that administrative control of freenode and its user data will soon change hands, and I will be resigning from freenode staff effective immediately. It's been an honour to help you all.") Być może nasz kanał przeemigruje do Libera Chat.
[https://meta.wikimedia.org/wiki/IRC/Migrating_to_Libera_Chat Libera Chat]
Pozdrawiam
[[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:07, 22 maj 2021 (CEST)
* {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Dziękuję za info. Również pozdrawiam. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:06, 22 maj 2021 (CEST)
== Lekki grunt ==
Hej, rób jak chcesz, bo to twój plik i twój temat. Ja bym te słowa po prostu umieścił jak być powinny (nawet nie oznaczał korekty) jeśli jest to błąd w druku, to bardzo specyficzny (zagięcie papieru), raczej to powstało po wydrukowaniu. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:26, 27 maj 2021 (CEST)
* {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Plik był mój, dopóki go nie opublikowałem. :-) Teraz ani do pliku, ani tym bardziej do tematu twórczości K. J. praw sobie nie uzurpuję. Jeśli jesteś pewny swojej racji, to po prostu trzeba było poprawić, czy wycofać moje edycje (ani ja, ani K. J. się nie obrazimy). Osobiście albo nie spotkałem się z takim przypadkiem, albo go nie kojarzę. Dla osób zainteresowanych — dot. korekty skanu [[Strona:Klemens_Junosza_-_Lekki_grunt.djvu/105|tej strony]] i analogicznie [[Strona:Klemens_Junosza_-_Na_stare_lata.djvu/18|tej]] i [[Strona:Klemens_Junosza_-_Na_stare_lata.djvu/21|tej]]. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:46, 27 maj 2021 (CEST)
==Zaproszenie==
Droga Wikiskrybko / Drogi Wikiskrybo !
Jesteśmy małą grupą osób, które łączą wspólne zainteresowania, znamy się dość dobrze z naszych edycji dyskusji, również spotykaliśmy się kilkakrotnie w różnym składzie.
Niestety w zeszłym roku takie spotkanie, choć planowane i mamy nadzieję przez wiele osób wyczekiwane, nie doszło do skutku.
Dlatego w tym roku zaplanowaliśmy spotkanie wcześniej, bo na '''11 września 2021'''. Miejsce spotkania to sala w centrum '''Warszawy''' (z dogodnym dojazdem komunikacją miejską: metrem, tramwajem, autobusem), lub po prostu piechotą z Dworca Centralnego.
Spotkanie będzie jednodniowe (być może z jakimś fakultatywnym spotkaniem w piątek lub niedzielę). Będzie być może nieco skromniej.
Będziemy poruszać tematy, które nas interesują, możemy też po prostu luźno pogadać.
Wieczorem może pójdziemy na jakąś pizzę?
Salę załatwimy bezkosztowo, jakaś kawa itp. się na pewno znajdzie, resztę musimy załatwić we własnym zakresie. Staramy się o wsparcie WMPL - niemniej jednak jest to niepewne.
I jeszcze dwie prośby, przy przyjeździe należy swoje dane osobiste zostawić (np. w zamkniętej kopercie) któremuś z biurokratów, Po dwóch tygodniach zniszczymy, to na wypadek jakichś pytań o bezpieczeństwo itp.
Druga sprawa, to prośba o zaznaczenie w mejlu, czy jesteś szczepiona/szczepiony. Nie uzależniamy od tego naszego spotkania niemniej jednak chcemy móc elastycznie reagować na zmieniającą się legislację.
Nie uruchomiliśmy jeszcze strony na wiki, gdzie można się będzie wpisywać, dlatego na razie prosimy o mejla do '''13 czerwca''' do któregoś z nas.
Przepraszam za taką formę, ale musimy podjąć działania przed początkiem wakacji, stąd prośba o szybką deklarację.
[[User:Ankry|Ankry]] [[User:Bonvol|Bonvol]] [[User:Draco flavus|Draco flavus]] <br><br>Drogie Skrybki i Skrybowie! Zgodnie z zapowiedziami Źródłosłów pod auspicjami WMPL odbędzie się w dniach 10-12 września 2021 w Warszawie w opisywanej wcześniej lokalizacji. Na stronie [[wmpl:ZS2021|Źródłosłów 2021]] znajdziecie więcej informacji oraz kartę rejestracyjną. Ponieważ zostają już praktycznie tylko cztery tygodnie prosimy do dopełnienie formalności. Zachęcamy również gorąco do wzięcia aktywnego udziału - czekamy na propozycje tematów do dyskusji lub może prezentacji? Pozdrawiamy [[User:Ankry|Ankry]] [[User:Bonvol|Bonvol]] [[User:Draco flavus|Draco flavus]]
== Źródłosłów 2021 ==
Drodzy Wikiskryby!
Po dwuletniej przerwie postanowiliśmy wrócić do formuły wspólnego spotkania wikiskrybów i wikisłownikarzy - Źródłosłowu, organizowanego pod auspicjami Wikimedia Polska. Jeśli oficjalne ograniczenia dotyczące organizowania spotkań oraz warunki epidemiczne na to pozwolą, Źródłosłów odbędzie się zamiast wcześniej zapowiadanego prywatnego spotkania wikiskrybów, w dniach 10-12 września br. w Warszawie. Zarezerwujcie sobie ten termin w Waszym kalendarzu. Więcej informacji wkrótce.
[[User:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 00:42, 3 lip 2021 (CEST)
== w żydowskich rękach ==
Hej, jeśli to "powieść w dwóch częściach" a nie samodzielne utwory, to
* podział na części powinien zostać
* rozdziały powinny być numerowane (jak w spisie treści)
Czy coś źle widzę?
[[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 16:44, 4 wrz 2021 (CEST)
* {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Nie jestem twórcą tej struktury. Poprawiłem tylko dostrzeżone przeze mnie błędy. Znaleziona i zgłoszona do skasowania strona, wygląda mi na porzucony koncept, który aby mógł zaistnieć, wymagałby innej budowy rozdziałów i podziału całości na dwie części. Tego jednak robił nie będę, bo nie chcę niweczyć pracy poprzednika, której nie uważam za niepoprawną. Choć przedstawiona mi uwaga wygląda lepiej i prawdopodobnie tak zrobiłbym tworząc strony. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:40, 4 wrz 2021 (CEST)
Witam
* Nie mam nic przeciwko temu. Popraw jak uważasz.
* A odnoście rozdziału pierwszego [[W żydowskich rękach/Część pierwsza]] to strona jest do usunięcia. Nie zauważyłem że książka ma spis treści i dopiero później odniosłem się do części książki wg treści.
* Można by było może dopracować szablon w poszczególnych częściach książki.
Pozdrawiam [[Wikiskryba:WM|WM]]
::Rozwijając myśl: poprzenosiłby do W żydowskich rękach/Część pierwsza/I itd. (bez redirectów). Cały spis treści bym zostawił na stronie głównej. Część pierwszą zrobiłem (jak bym sobie ją wyobrażał) [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:36, 5 wrz 2021 (CEST)
::: {{Ping|Draco flavus}} Zapewne tak trzeba by podzielić. Ogarnij, jeśli masz życzenie. Może tylko na stronie głównej dodać jakoś linki do obu części? {{f*|(Nie mam dziś głowy do tego)|w=80%}}. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:00, 5 wrz 2021 (CEST)
== kobieta ze sztyletem ==
hej, ciężka sprawa z tą książką, być może jej nie ma w żadnej bibliotece. Podobno ukazała się w czasopiśmie "5-ta godzina" w 1931 lub 1932 lub 1936. W każdym razie trzeba obserwować sytuację. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:34, 28 wrz 2021 (CEST)
: {{Ping|Draco flavus}} Cześć. Dzięki za zainteresowanie. Tak, ukazała się w gazecie ''5-ta Rano'', w 1932, nr 27-56, 58-69, 71-91, 93-95. Pisma są na [https://polona.pl/item/5-ta-rano-bezpartyjny-dziennik-zydowski-r-2-nr-27-26-stycznia-1932,NDg0MjQ5MzE/ Polonie], pobrałem co się dało, ale brakuje numerów: 46, 47, 48, 51 (niekompletna gazeta). Nie wspomniałem o tym, bo jednak mimo wszystko wolałbym książkę. Przypuszczam, że w gazetach będzie jeszcze więcej błędów niż w książkach z tego okresu (z którymi się zetknąłem). Może udało by się w jakimś antykwariacie na ślad trafić, choć nie wiem jak miałbym o to wypytywać i czy starczyłoby mi chęci do tego... [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:13, 28 wrz 2021 (CEST)
== Masowe edycje na WS ==
Cześć, o ile nie znasz tego narzędzia, to masowej edycji stronpolecam [[Wikiźródła:AutoWikiBrowser/Script]]. Pojawi się w narzędziach po lewej stronie, po wklejeniu linijki <code>mw.loader.load('//en.wikipedia.org/w/index.php?title=User:Joeytje50/JWB.js/load.js&action=raw&ctype=text/javascript');</code> w [[Wikiskryba:Seboloidus/common.js|twoim common.js]]. [[Wikiskryba:Matlin|Matlin]] ([[Dyskusja wikiskryby:Matlin|dyskusja]]) 22:21, 15 paź 2021 (CEST)
:* {{Ping|Matlin}} Cześć! Dzięki za podpowiedź. :-) Używam już AWB. Chociaż ograniczam się do ilościowo małych zmian, a resztę niebawem ''wypchnę'' w zadania dla botów. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 22:29, 15 paź 2021 (CEST)
== commons Commons w Wicehrabii ==
Hej, niestety niektóre wystąpienia pozostały (poprawiłeś ręcznie). Nie pomyślałem, że ktoś mógł napisać wielką literą Commons. Na przyszłość będę uważał. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:50, 16 paź 2021 (CEST)
: {{Ping|Draco flavus}} Hej. Dzięki za ''roBOTę''. :-) Ale chyba nie jest to błędem, że jest wielką literą? Pozostawiałem tak, jak było. Natomiast zastanawia mnie trochę kwestia linkowania do takiej kategorii. Dla głównej strony i całości to oczywiste, ale czy dla poszczególnych tomów nie lepiej, aby strony każdy tom i jego rozdziały linkowały do ''swojego'' pliku? Oba rozwiązania spotkałem tutaj. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 21:03, 16 paź 2021 (CEST)
::ad 1 nie to nie błąd, ale powód dla którego bot ominął te wystąpienia, na przyszłość muszę to brać pod uwagę.
::ad 2 moim zdaniem nie jest lepiej, lepiej, żeby linkowały wszystkie do kategorii (dla jednolitości), rozdział może obejmować więcej niż jeden plik (np. kilka pojedynczych jpg-ów), wydaje mi się, że jednolita zasada, cały tekst linkuje do jednego miejsca jest rozsądniejsza. Ale technicznie to zapewne bez znaczenia. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 21:27, 16 paź 2021 (CEST)
::: {{Ping|Draco flavus}} Po przemyśleniu tematu, też jestem za jednolitością. Póki co poprawiłem błędne linki, które udało mi się znaleźć. Teraz trudniejsze: czy w jakiś sposób można wyszukać linki prowadzące ''donikąd''? Jak odróżnić: [[commons:Category:Ocalenie (Conrad)|link pierwszy]], [[commons:Category:Zatracenie (Conrad)|link drugi]] ? [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 00:15, 18 paź 2021 (CEST)
:::: poza wejściem w każdą stronę wywołującą Dane tekstu a następnie w każdy link do commons nie wymyśliłem nic lepszego. Zadanie dla bota - jutro. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 22:07, 18 paź 2021 (CEST)
::::: Na [[user:Draco flavus/brudnopis97|stronie]] masz spis stron transkludujących dane tekstu, odwołujących się do nieistniejących stron na commons. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) W utworach Brodzińskiego mogą być fałszywie dodatnie wyniki (poprawiłem ręcznie) 11:02, 20 paź 2021 (CEST)
:::::: {{Ping|Draco flavus}} Dziękuję. Poprawię je. (W ''Ad astra'' też są fałszywie dodatnie wyniki). [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 11:28, 20 paź 2021 (CEST)
:::::: To jest jakiś inny problem. Nie wiem, czy nie ze znakiem plusa w nazwie pliku. zapytam Ankry'ego [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 19:37, 20 paź 2021 (CEST)
::::::: Usuwaj od razu, albo co jakiś czas wyczyszczone teksty z listy. A co większe fragmenty wypychaj dla bota. [[Wikiskryba:Draco flavus|Draco flavus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Draco flavus|dyskusja]]) 20:10, 20 paź 2021 (CEST)
:::::::: {{Ping|Draco flavus}} Skopiowałem sobie zawartość listy i z niej u siebie usuwam. Tutaj konflikty edycyjne powstają. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 23:08, 20 paź 2021 (CEST) ♦ OK, ogarnąłem temat. Lista zaktualizowana. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 02:16, 21 paź 2021 (CEST)
== Matka Boleściwa ==
Hej, zdradź mi tajemnicę, jak to wyłapujesz? Różnica jest tak minimalna, zwłaszcza, jak nie mam obu tych znaków obok siebie... [[Wikiskryba:Sempai5|Sempai5]] ([[Dyskusja wikiskryby:Sempai5|dyskusja]]) 13:24, 21 paź 2021 (CEST)
: {{Ping|Sempai5}} Hej :-) Wyłapanie wszystkiego w edycji, a zwłaszcza takich drobiazgów to próżne chyba nadzieje. :-) Ja zawsze po przepisaniu, lub skończonej edycji tekstu, otwieram sobie [[Matka Boleściwa/całość|stronę całości]], klikam Koryguj — w tekście pojawią się linki do stron od razu w trybie edycji. Następnie otwieram w przeglądarce wyszukiwanie (Ctrl + F), wstawiam tam np. "–", zaznaczam "Rozróżnianie liter diakrytyzowanych" i "Wyróżnianie wszystkich" (w Firefoksie są w pasku wyszukiwania takie opcje; w Chromie te opcje są domyślne; nie wiem jak w innych przeglądarkach). Skaczę sobie po tych wyszukanych słowach, bądź znakach i otwieram (najlepiej w nowej karcie, aby tej nie ruszać) strony zawierające to, co właśnie chcę poprawić. A w tym tekście zostawiłem Ci jeszcze 10 "–", które są przed Tobą. :-) Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 13:48, 21 paź 2021 (CEST)
::No to mam wyzwanie... Dzięki za podpowiedź :) [[Wikiskryba:Sempai5|Sempai5]] ([[Dyskusja wikiskryby:Sempai5|dyskusja]]) 13:52, 21 paź 2021 (CEST)
== Odp:Protip w temacie pp / pk ==
;[{{fullurl:Dyskusja_wikiskryby:Ynnarski|oldid=2977008}}#Protip_w_temacie_pp_/_pk Odp:Protip w temacie pp / pk]
Hej, dziękuję za radę. Jestem tu względnie nowy, więc każda rada się przyda ;) Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Ynnarski|Ynnarski]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ynnarski|dyskusja]]) 18:52, 2 gru 2021 (CET)
:{{Ping|Ynnarski}} Spoko, to akurat jest ''kruczek'', o którym pewnie mało osób wie. Jak na ''względnie nowego'' to bardzo dobrze Ci idzie. Obserwuj co skrybowie poprawiają po Tobie, a w razie jakiejś ''zagwózdki'' — pytaj. No i możesz odpowiadać na swojej stronie używając szablonu {{s|Ping}}. Tak się u nas przyjęło. :-) [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 19:10, 2 gru 2021 (CET)
== Problemy nowicjusza ;) ==
Przepisałem pierwszą stronę, nie robiłem tego wcześniej. Zobaczysz? [[Strona:PL Ignacy Daszyński - Czy socjaliści mogą uznać dyktaturę proletariatu.pdf/15|(tutaj)]]. Lepiej błędów technicznych pozbyć się na początku niż potem żmudnie po sobie poprawiać. Wszelkie uwagi czy rady przyjmę z otwartymi ramionami. [[Wikiskryba:SkrzydlatyMuflon|SkrzydlatyMuflon]] ([[Dyskusja wikiskryby:SkrzydlatyMuflon|dyskusja]]) 19:52, 9 mar 2022 (CET)
: {{Ping|SkrzydlatyMuflon}} Uwagi na dobry początek pracy:<br>
: Dobrą rzeczą na początku przepisywania jest użycie narzędzia ''Popraw układ i najczęstsze błędy OCR'' [[Plik:Toolbaricon regular T.png]] i podobnie dla poezji: [[Plik:Toolbaricon templatelink.png]] Pozwala ono usunąć np. sporą część nadmiarowych ''przełamań'' akapitu czy ''miękkie'' dywizy, zdublowane spacje...<br>
: Poprawiłem cudzysłowy (tutaj akurat mało wyraźne).<br>
: Co do dzielenia wyrazów to można używać albo prostego dzielenia (część słowa kończy się myślnikiem), ale pod warunkiem, że nic za nim nie stoi (np. sekcja, czy jakiś szablon), bo inaczej słowo nie połączy się w przestrzeni głównej, albo używając szablonów {{s|pp}} i {{s|pk}} — one działają zawsze. W tym przypadku na nast. stronie są sekcje, a więc pp i pk muszą być użyte. No i wypada zachować jednolitość tego w całej książce. [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 20:14, 9 mar 2022 (CET)
== <nowiki><nowiki/></nowiki> ==
Cześć, zauważyłem, że zakończyłeś stronę [[Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/32|Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/32]] tagiem <nowiki><nowiki/></nowiki>. W jakim celu? Jedyną informację na jego temat znalazłem na [https://en.wikipedia.org/wiki/Template:Nowiki stronie pomocy Wikipedii], ale nie bardzo zrozumiałem, o co tam chodzi. [[Wikiskryba:Piotr433|Piotr433]] ([[Dyskusja wikiskryby:Piotr433|dyskusja]]) 15:47, 6 sie 2022 (CEST)
: {{Ping|Piotr433}} Cześć! Miałem cichą nadzieję, że nikt nigdy o to nie zapyta... ;-) Otóż chodzi o zlikwidowanie nierównych przerw między akapitami, które tworzą się w szczególnych przypadkach. Tak jest np. gdy na jednej ze stron (które będą łączone obok siebie w przestrzeni głównej) jest na końcu lub na początku element centrujący, znacznik ''poem'', i.t.p., a na drugiej już tylko normalnie formatowany tekst. Wówczas wyglądać to może tak: https://i.imgur.com/yoPUNuA.png — a po dodaniu ''nic nie robiącego tagu'' <nowiki><nowiki/></nowiki>, tak: https://i.imgur.com/wiOZFS3.png W tym przykładzie jedna strona kończy się ''poemem'', a druga zaczyna od słów "Gdzie Hucuł, tam i koń". <br>Szerzej i precyzyjniej wyjaśnione zostało to w [https://pl.wikisource.org/wiki/Wiki%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a:Skryptorium/Pulpit_techniczny/Archiwum#Kombajn_formatuj%C4%85cy_i_nast%C4%99pny_akapit tej dyskusji]. Pozdrawiam, [[Wikiskryba:Seboloidus|Seboloidus]] ([[Dyskusja wikiskryby:Seboloidus|dyskusja]]) 16:18, 6 sie 2022 (CEST)
:: Dzięki! [[Wikiskryba:Piotr433|Piotr433]] ([[Dyskusja wikiskryby:Piotr433|dyskusja]]) 17:37, 6 sie 2022 (CEST)
1o57g3kintlxh9i5z2sayg7okhdqajz
Szablon:IndexPages/PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu
10
891218
3146584
3146259
2022-08-06T19:02:10Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>566</pc><q4>0</q4><q3>3</q3><q2>0</q2><q1>542</q1><q0>2</q0>
9btxudn5490z7u1tdgeb0bvyfhh5bky
3146702
3146584
2022-08-06T20:02:35Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>566</pc><q4>0</q4><q3>3</q3><q2>0</q2><q1>545</q1><q0>2</q0>
1mmb3rskp4sh9ihg2qq3t39bw3g4ocm
3146936
3146702
2022-08-07T07:01:56Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>566</pc><q4>0</q4><q3>3</q3><q2>0</q2><q1>546</q1><q0>2</q0>
lzyw6zo63vwie5dfqk81pmr3jvqn2us
3146977
3146936
2022-08-07T08:01:59Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>566</pc><q4>0</q4><q3>3</q3><q2>0</q2><q1>551</q1><q0>2</q0>
2nzs3rdjwr5jdpcdqqeshpimf81ktrq
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/12
100
893750
3147006
2590406
2022-08-07T08:56:14Z
Fallaner
12005
grafika
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="77.69.25.66" /></noinclude>w której się odbyły największe cuda i największa łaska Boża. Jest nieprzerwany stosunek narodowego polskiego ducha z Kościołem Świętym. Najpotężniejsza siła tego świata zerwać go nie zdoła nigdy. Co więc Kościół nasz czyni, działa, a szczególnie w Ziemi Świętéj, jest przedmiotem najżywszego dla serc polskich zajęcia, dlatego przedmiot ten jak własny najżywiéj obchodzący, starałem się zbadać, i acz niedostatecznie go okréślić.<br>
{{Separator graficzny|150|Plik:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863 P12 extracted image.jpg |przed=2em|po=2em}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0bfrc1s1fs41t399oceqyhb3i4fbczy
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/1
100
893839
3147009
2795902
2022-08-07T09:04:59Z
Fallaner
12005
grafika, drobne techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Joanna Le" /></noinclude>{{f|
{{f|[[Plik:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863 P01 extracted image.jpg|550px]]
{{F|style=position:absolute; top:75px; left:40px;|
{{c|PIELGRZYMKA|w=300%|przed=1em}}
{{c|DO|przed=2em|po=2em}}
{{c|'''{{roz*|ZIEMI ŚWIĘTÉJ,}}'''|w=300%|po=1em}}
{{c|'''odbyta w roku 1863.'''|w=160%}}
{{c|'''Roku 1875 opisana z przydaniem różnych o Ziemi Świętéj'''|w=120%|przed=1em}}
{{c|'''szczegółów, i o Synai.'''|w=120%|po=1em}}
{{c|przez|przed=1em|po=1em}}
{{f|Eu-Go Helenijusza.|c|kap|w=160%|przed=1em|po=1em}}
{{---|350}}
{{c|'''Cena egzemplarza 5 zł. austr. = 10 marek.'''|w=110%}}
{{---|350}}
{{c|'''W KRAKOWIE,'''|w=110%|przed=4em}}
{{c|SKŁAD GŁÓWNY W KSIĘGARNI KATOLICKIÉJ}}
{{c|'''Dra Władysława Miłkowskiego.'''}}
{{c|1876.|po=1em}}
}}
|style=position:relative; left:0; top:0; width:100%; height:100%;}}
|table|center}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qhnl1gs6i3kewewto5uv4gylgsg1r97
Szablon:IndexPages/Anafielas
10
905832
3146476
3145801
2022-08-06T16:01:47Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>312</q4><q3>6</q3><q2>1</q2><q1>650</q1><q0>71</q0>
5iz12j9brxlg0qvo7hvueea7igin7zk
3146852
3146476
2022-08-06T22:01:46Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>312</q4><q3>6</q3><q2>1</q2><q1>651</q1><q0>71</q0>
8nbgambowuco2ywf8ys0e2jh1q8scpb
3146909
3146852
2022-08-07T00:01:45Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>312</q4><q3>6</q3><q2>1</q2><q1>657</q1><q0>72</q0>
nd8ezppr1ewoszpbp531gudmdg31lka
3146913
3146909
2022-08-07T01:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>312</q4><q3>6</q3><q2>1</q2><q1>658</q1><q0>72</q0>
95mkl9pae1hl131bmebnnlkx408z7a6
3146935
3146913
2022-08-07T07:01:45Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>312</q4><q3>11</q3><q2>1</q2><q1>653</q1><q0>72</q0>
0is6kxh4m8aqyl0mmzjz6ed1wv5wpih
3147034
3146935
2022-08-07T10:01:49Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>312</q4><q3>22</q3><q2>1</q2><q1>642</q1><q0>72</q0>
gsjqkq26ssu2er0ypfx39x77k3hx90h
3147050
3147034
2022-08-07T11:01:47Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>1068</pc><q4>312</q4><q3>23</q3><q2>1</q2><q1>641</q1><q0>72</q0>
3eds6q7hjouu849q41ippyfhbozz4ug
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/25
100
919143
3146825
2653599
2022-08-06T21:40:30Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|19}}
{{---}}</noinclude>{{pk|pa|mięci}} wspaniałe opisy poetycznego kraju dawnych Scytów przez pana ''Marchangy'', po lewej zostawił dawne rzymskie pole ''de Soumans'', i zwrócił się, nieco za wiele na przypadek licząc ku górom ''de Toull'', które sobie z wielką bardzo uwagą zwiedzić zamierzył, a które dotąd zawsze tylko z daleka był widział. Niezważając na prośby matki, nie chciał wziąść z sobą żadnego przewodnika, żadnego sługi, aby się mógł swobodniéj oddać wrażeniom swoim w samotności, a może téż dla tego, aby więcéj znaleźć przygód, któreby mu zwalczyć wypadało.<br>
{{tab}}Minął cmętarz smętny w ''Pradeau'', leżący na pochyłości wzgórza, jakby wezwanie podróżnego do modlitwy, i kierując się za licznemi krzyżami z kamienia białego, jakby czaty w pewnych przestrzeniach rozstawionemi aby zapobiédz w czasach wielkiego śniégu przypadkom zabłąkania, koło godziny jedynastéj z rana dobił nakoniec do podnóża gór ''Toullu''.<br>
{{tab}}Góra ''Toulx'', czyli raczéj ''Toull-Suinte-Croix'' jest to starowieczny gród Celtów, zdobyty przez Rzymian pod Juliuszem Cezarem, i zniszczony przez Franków w czwartym wieku naszéj rachuby. Znajdują się tam starożytności rzymskie, jak prawie wszędzie po całéj Francyi; lubo właściwie nie to stanowi główną zasługę tych okropnych zwalisk. To co z nich pozostało, owe kupy ogromne kamienia zaledwie z gruba ręką ludzka obrobionego, gdzieby nadaremnie szukano śladów kitu, są to zasoby surowe piérwotnego gallickiego grodu, w tymże samym stanie, jak je piérwsi przodkowie nasi używali. Za czasów ''Wersingetorxa'', wznosiły się na grzbiecie tego wzgórza w półkolu trzy warownie z {{pp|fa|szyn}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fv7w23l7o2587iw1ez7j42kaacds4st
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/26
100
919144
3146831
2653600
2022-08-06T21:43:57Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|20}}
{{---}}</noinclude>{{pk|fa|szyn}} i ziémi ubitéj; i odtąd wzgórze to podniosło się o całą ilość nagromadzonych tutaj zasobów, z których miasto zbudowano, i teraz jest dosłownie górą wysoką kamieni, pozbawioną wszelkiego roślinnego życia, którego tu zaszczepić niepodobna, i widoku rozpacz budzącego. Kilkanaście lichych domów i kościółek ubogi, ze zwaliskami starodawnéj wierzy z czasów feudalnych, i jednym karłowatym drzewem, tworzą na szczycie téj góry nędzną wiosczynę. I otóż, co się zostało z jednego z naiwarowniejszych miejsc obronnych krainy graniczącej z ''Biturigami''<ref>''Bitturigowie'', naród starożytny, zamieszkały w dawnych przedchrześciańskich czasach w teraźniejszéj ''Auvergnii''. ''P. T.''</ref> ''i Arverneńczykami''<ref>''Arverneńczykowie'' równie naród starożytny, zamieszkały dawniéj w części Francyi ''Aquitaine'' zwanéj, któréj miasta główniejsze są teraz ''Bordeux, Bourge itd.''</ref>, obwodu bardzo zmiennego, któren rozgraniczenia najnowsze wcieliły w okręg departamentu ''de la Creusse'', któren zaś w dawniejszych czasach należał bardzo rozmaicie to do okręgów ''Berry i Marche'', to do ziemi ''Combraille i Bourbonnais''. Hrabstwo ''de la Marche'' samo w sobię było utworzeniem średnich wieków, i powiększało i zmniejszało się w miarę wypadków wojennych, i zmiennych losów dziedziców téj krainy. W średnich wiekach ''Toull'' stanowiło granicę księztwa ''Berry'', na pograniczu z ziemią ''Combraille''. Było to jeszcze starodawne podzielenie Gallów. ''Combraille'' było ziemią ''Lemowisów''.<ref>''Lemowisowie'', naród starożytny mieszkający w teraźniejszéj Akwitanii, w téj części jéj którą późniéj ''Limousin'' nazwano. ''P. T.''</ref> Podział Departamentów z wszech względów<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o91wxq8n6djq732pmvy36532zaypzyj
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/27
100
919150
3146835
2653619
2022-08-06T21:47:44Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|21}}
{{---}}</noinclude>szczęśliwy nazwać można, pominąwszy to, że ostatnią zasłoną zapomnienia otacza dzieła już i tak ciemne pomniejszych miejscowości.<br>
{{tab}}Mieszkaniec tych gór, przykuty do ziemi bardzo nieurodzajnéj, i przyzwyczajony do wstrzemięźliwości w skępstwo prawie przechodzącéj, należy do ludzi najchciwszych w świecie zysku. Pracowity jest i przemyślny jak wszyscy ci, których przyroda zwyczajem macochy pod jarzmo konieczności ugina. Kocha niewdzięczną swoją rolę, która go wyżywić niezdoła, a kiedy w swéj młodości przeszedł przez życie roztrucharza lub mularza włóczącego się od wsi do wsi, od miasta do miasta, wraca potém na starość do swojéj chaty ubogiéj, w której zwykle umiéra na gorączkę pod swoim dachem słomianym, zostawiając rodzinie swojéj w puściznie dobytek swéj pracy lub zdolności. Bardziéj przystępny i oświéceńszy jak mieszkaniec szczęśliwy bujnych dolin pogranicznych w ''Berry'', miléj téź przyjmuje obcego, ale i mniéj mu ufa. Jest on, jak się ''Balsac'' wyraził: ''miły jak wszyscy ludzie zepsuci''. Jednakowo wart on więcéj, jakby z jego sławy sądzić można, a jeżeli się uweźmie na to, aby szacunku i znaczenia dostąpić, to się nie zatrzyma na pół drogi. Wtedy on uczciwość i poświęcenie łączy z dowcipem, czynnością, odwagą i wytrwałością.<br>
{{tab}}Kobiéty także w młodości swojéj strony swoje zwykłe opuszczać, i chętnie się jako służące w sąsiedztwo najmują. Jeżeli są ładne, bardzo prędko ze sług wznoszą się na kochanki, a żona prawa ''mieszkańca w Berri'' ani się odważa walczyć z kochanką męża z tych okolic pochodzącą. Te, które przepędziwszy życie czyste i {{pp|pra|cowite}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3y7zxg01da6r0cdufxcz8rmvwi6koei
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/28
100
919151
3146837
2653620
2022-08-06T21:50:30Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|22}}
{{---}}</noinclude>{{pk|pra|cowite}}, powracają w swe góry, aby się poświęcić staraniom koło swoich własnych rodzin, są zwykle najlepsze gospodynie; a te, które nigdy ze swoich gór w świat niewyjrzały posiadają niewinność niekiedy więcéj szacowną jak wszelka mądrość ich towarzyszek.<br>
{{tab}}Piérwszy mieszkaniec gór de ''Toull'', z którym Wilhelm de Bousac wszedł w rozmowę, był to lis szczwany, wesoły, żartobliwy, szyderczy i rozmowny, ale zarazem z rzędu tych, którzy się nieufnością powodują, — tą roztropnością biédaka, która się nieda ułudzić ani sukniom ładnym, ani słóweczkom miodowym. Dla tego téż nie ruszył się wcale z kamienia na którym siedział pożywając chléb swój gruby, czarny, i ''gratis'' prowadząc rozmowę z młodzieńcem podróżującym, dopokąd tenże niedodał do swojego żądania usługi owe słowo czarodziejskie ''wynagrodzenia i zapłaty'', którego mu dobrze pamiętać w téj podróży polecono. Skoro tylko wymówił tę formułę tajemniczą, stary Leonard zwolna nóż swój złożył, resztę séra schował do torby, i chwytając konia za uzdę, któren z wielką biédą się piął po téj ścieżce kamieniami zawalonej, za obowiązek sobie poczytał poprowadzić Wilhelma na ile możności najlepszy spoczynek.<br>
{{tab}}— Zaprowadziłbym pana do szkólnego, {{korekta|szekł|rzekł}} starzec, ale cóż, kiedybyście u niego nic nie znaleźli, chyba główkę surowéj cebuli. Zaprowadziłbym was to samo do księdza proboszcza, cale cóż, kiedy wziął mojego chłopaka z sobą, i poszedł w góry ''z panem bogiem'' do umiérającéj kobiéty, aby ją wysłuchać spowiedzi...... Zaprowadziłbym także panicza do siebię, ale cóż, kiedy moja kobiéta poszła w pole, a ja sam muszę iść i grób<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0yn2ioqk9yzfj38kaocgjsp9pn7b7rd
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/29
100
919152
3146839
2653621
2022-08-06T21:52:48Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|23}}
{{---}}</noinclude>kopać dla téj kobiéty, która umiéra; bo to ja jestem ''kościelnym i grabarzem'' parafii..... Zaprowadziłbym téż was do karczmy... ale cóż, kiedy u nas takiéj karczmy niéma. Ale ja panicza prosto zawiedę do matki ''Gity''<ref>''Gita'', skrócone ''Marguerite'' t. j. Małgorzata; to imie w tém skróceniu zwykle w ustach wieśniaka używane bywa, tak jak u nas Margośka, Margocha. ''P. T.''</ref> która u siebię ma sławny szynk, i na niczém panu u niej zbywać nie będzie. Przecieżeście z sobą przywieźli wszystkiego, czego wam będzie potrzeba, nieprawda? Czy to panicz nie wziął owsa pod siodło? Zapewnieście téż niezapomnieli wziąść z sobą bułki i wina?<br>
{{tab}}— Niczegom z sobą nie wziął, odpowiedział Wilhelm, i widzę, że mi się trzeba będzie na to przysposobić, iż nic niedostanę.<br>
{{tab}}— Nic? zgoła nic?<br>
{{tab}}— Nic, prócz trochę pieniędzy, dodał Wilhelm widząc że zamyśla powoli wypuścić z ręki uzdę ''Sporta'', jego pięknego konia angielskiego.<br>
{{tab}}— Z pieniędzmi wiele się da zrobić, odrzekł kościelny: ha nu! niewypada inaczéj paniczowi, tylko iść za mną: już my się jakoś postaramy o wszystko, czego wam trzeba będzie.<br>
{{tab}}Wilhelm zsiadł z konia, i zatrzymywał się za każdym krokiem dla przypatrzenia się kamieniom, które się w białawych stosach po obu brzegach drogi wznosiły. Obracając je na wszystkie strony, chciał na nich dostrzédz śladu ręki ludzkiéj, a nie spostrzegłszy w nich, tylko bardzo grube i zaledwie uchwytne obrobienie,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6lucnwtqrr55o21spkffinqjvnqyapx
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/30
100
919153
3146846
2653622
2022-08-06T21:56:58Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|24}}
{{---}}</noinclude>począł zupełnie powątpiewać o istnieniu stolicy ''Kambiowicenców''<ref>''Kambiowicency'' (''Cambiovicences''), naród gallicki starożytny. ''P. T.''</ref> lecz wieśniak odgadując jego myśli, rzekł do niego:<br>
{{tab}}— Jest to kamień budowlany, proszę nie wątpić o tém mój panie. Jest on tu dwojakiego rodzaju; jeden tak dobrze kitowany, że kamień od wapna odłączyć ani sposobu, — ale ten jest bardzo rzadki; aby go znaleść, trzeba dobrze kopać; — drugi dawniejszy jeszcze, który pono nigdy inaczéj spajany nie był, jak rozrabianą ziemią. Jak się zdaje był to sposób murowania w dawniejszych czasach, za dawnych jeszcze Gallów, będzie temu z dwieście lat ale, co ja téż pletę? najmniéj ze cztérysta lat!<br>
{{tab}}— Tak, najmniéj! odpowiedział Wilhelm z uśmiéchem. Czyś był kiedy w świecie, staruszku?<br>
{{tab}}— O byłem, panie! byłem często w ''Boussac'' i w ''Chambon'' także!<br>
{{tab}}— A w Paryżu? byłeś kiedy?<br>
{{tab}}— O w Paryżu niebyłem nigdy, a pomimo to, taki ze mnię mularz dobry, jak i drudzy. U nas trzeba koniecznie być mularzem, bo niéma tylko sam kamień; ale za drugiemi iść niémogłem<ref>Okolica znana pod nazwiskiem ''La Marche'' wysyła co rok znaczną ilość mularzy do Paryża na robotę podczas lata. Na zimę wracają do domu. Za czasów jeszcze Juliusza Cezara, mieszkańcy ci głównie temu rzemiosłu się oddawali.</ref>, bo chromam, jak widzicie sami, i to już od dzieciństwa. Z tego téż powodu zrobiono mię kościelnym; zamiatam kościół i służę do<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0ww9k2iky422mut10n0j6brhawjqgb6
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/31
100
919154
3146848
2653623
2022-08-06T21:59:11Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|25}}
{{---}}</noinclude>mszy; jestem także grabarzem, i nauczyłem się kucharstwa. To ja sporządzam biesiady weselne i uczty pogrzebowe, nielicząc jeszcze i tego, że pomagam przy chrzcie. A cóż, pan byłeś w Paryżu?<br>
{{tab}}— Przez całe moje życie prawie.<br>
{{tab}}— Może z pana ''indzimir'' drogowy? Dobrze by było, żebyś téż pan kazał i nasze ponaprawiać.<br>
{{tab}}— Wypadałobyć to uczynić; ale ja nie jestem inżynierem drogowym.<br>
{{tab}}— A może pan handlarzem na towary? Ale nie, za mały macie tłómoczek, chociaż macie ładną ''szkapę'', coby wielkie tłómoki nosić mogła.<br>
{{tab}}— Ani handlarzem nie jestem!<br>
{{tab}}I nagle przerwał Wilhelm ciekawe wypytywania kościelnego — kucharza — grabarza odbiérając z jego rąk uzdę konia, aby go wprowadzić ostrożnie przez nizkie drzwi stajni na kozy matki ''Gity''. Stara czarownica, z obrosłą brodą, zjawiła się natychmiast i pomogła mu słomą konia z potu obetrzéć, a powitawszy go drugi głos zabrała w tym dwuśpiéwie wypytywań ciekawych, któren już Leonard był rozpoczął. —<br>
{{tab}}— Panicz zapewnie chłopiec (t. j. syn) pana ''Granidin de Gauzon?'' — Czy panicz z Boussac jedzie? — Może jedziecie do w ''Evaux?'' — A może panicz przypadkiem siostrzeńcem pani ''Chantelac'', co mieszka w ''Chatelus?''<br>
{{tab}}— Mnie się zdaje, rzekła stara, niezrażając się wcale krótkiemi zaprzeczeniami młodzieńca, że panicz jest p. Marsillat; nie ten stary, co umarł, ale ten młody co teraz jest ''prawnikiem'' w Boussac?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3l9avxfdtnllvl6j7khg91g7sw450ft
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/32
100
919155
3146851
2653624
2022-08-06T22:00:57Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|26}}
{{---}}</noinclude>{{tab}}— Nie jestem ani stary ani młody Marsillat, odpowiedział Wilhelm.<br>
{{tab}}— ''Uoch!'' ślepa! odrzekł kościelny. Nieraześ przecie już widziała chłopca pana Marsillat; wszakci tamten jest czarny, a ten, patrz! jaki jasny!<br>
{{tab}}— Być może! ale ja nieumiém rozpoznać tych paniczów z miasta jednego od drugiego. Wszyscy tak wyglądają, jakby jednako byli ubrani i jednych {{Korekta|rodzidziców|rodziców}} — O tak, dalibóg! nigdy ich niémogę rozpoznać!<br>
{{tab}}— Twoja córka to nie taka głupia jak ty matko Gito, ona ich wszystkich zna bardzo dobrze. Zawołajmy ją tylko, a zobaczemy. ''Liodi! Liodi!''<ref>''Liodi'' tyle co Klaudyja — w skróceniu mowy prostéj wieśniaków.</ref> Chodź no tu! Mam z tobą słówko pomówić.<br>
{{tab}}— No, i cóż chcecie odemnie? odezwał się głosik świeży i dźwięczny wychodzący z ponad głowy Wilhelma: i w téjże saméj chwili ujrzał w otworze drzwiczek schodów prowadzących na strych, gdzie siano leżało, zjawiającą się twarzyczkę śniadą, zachwytną i śmiałą.<br>
{{tab}}— Spuść nam tu wiązkę siana na widłach, rzekł Leonard, i przypatrz się temu młodemu panu. Znasz go?<br>
{{tab}}— Nie.<br>
{{tab}}— A więc to nie pan ''Lion Marsillat!''<br>
{{tab}}— Bodajeś przepadł staruchu! sam wiész, że nie. Znacie sami tak dobrze pana Marsillat, jak ja.<br>
{{tab}}— O! daj go katu, ''Liodi!'' to prawdziwe kłamstwo! ja go niemogę tak dobrze znać jak ty.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7wg1lbc4kcz3u3yfdq7qfz5ow8oqlky
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/33
100
919160
3146858
2653669
2022-08-06T22:06:25Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|27}}
{{---}}</noinclude>{{tab}}Młoda dziewczyna wstrząsnęła ramionami, zaczerwieniła się mocno, i znikła nagle z okienka.<br>
{{tab}}— Zawdy musicie tylko pléść banialuki mojej dziewczynie, stary włóczęgo! rzekła matka Gita, która się jednak niebardzo gniéwać o to zdawała.<br>
{{tab}}— Ot, aby się uśmiać trochę, a zwłaszcza kiedy ktoś z miasta jest u nas, {{Korekta|odpowiedziałał|odpowiedział}} Leonard. Mogliby sądzić, że my tu już wszyscy głupi jak źwiérzęta! to tylko dla tego aby wam pokazać, że ''Liodi'' zna dobrze paniczów.<br>
{{tab}}— Schowalibyście téż raz wasz język złośliwy! Moja ''Liodi'' niepotrzebuje się panom przypatrywać. Panowie się sami na nią patrzą, kiedy chcą.<br>
{{tab}}— ''Dobrze o tém wiedzieć''; pomyślał Wilhelm; ale ja nie myślę wcale iść w spółubiegi z Marsillatem. Zdobycia tego rodzaju nieprzypadają mi do smaku. — Pan Leon Marsillat tedy często tędy przechodzi? zapytał kościelnego.<br>
{{tab}}— ''Częsciéj jakby mu to z drogi wypadało!'' odpowiedział Leonard złośliwie mrugając na niego oczyma.<br>
{{tab}}— Czyli on tu ma jakie sprawunki! zapytał Wilhelm, udając że nie rozumie starca, aby się mógł dowiedzieć, pod jakiemi pozorami Marsillat ukrywa powód prawdziwy swoich odwiedzin w téj dziczyznie.<br>
{{tab}}— On tu przychodzi, tak mówiąc, zakupywać bydło mój panie, bo my tu bardzo ładne bydło wychowujemy, a szczególniéj nasza stadnina wszędzie znajoma.<br>
{{tab}}— Wiém o tém!<br>
{{tab}}— Ale ''uoh!'' kiedy to pan Marsillat targuje wszystkie klacze z naszéj okolicy, a nigdy ani jédnej nie kupi! czyli raczéj, jeźli kupi, to udaje że mu się w krótce sprzykrzyła,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
anj2zeu7b5686n7gebc5194aufj5d8k
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/34
100
919161
3146864
2653670
2022-08-06T22:08:08Z
Salicyna
1370
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Salicyna" />{{c|28}}
{{---}}</noinclude>i wraca, aby ją na inną zamienić. Prawdać, że zawsze worka dołożyć musi; ale kiedy się kto chce bawić, to niechże płaci! I jego ojciec był taki, kiedy był młody. Matka Gita to sobię już tego więcéj nieprzypomina od czasu, jak wzrok swój straciła prawie ''na piekne''; ale za to jéj córka widzi za dwoje.<br>
{{tab}}— Czyż nie zamkniesz gęby raz staruchu! zawołała Gita; wolałbyś wziąść widły do ręki. Wszak widzisz, że ten pan sam koło pościéłki dla konia się krząta, a ty świégotasz tymczasem jak stary szpak.<br>
{{tab}}— Nie gniewaj się, matko! twoja dziewczyna nie piérwsza, co z panem Leonem rozmawia.<br>
{{tab}}— A ja ci powiadam jeszcze raz, że on z nią najmniéj jeszcze rozmawia.<br>
{{tab}}— Ho! bo! wiém ci ja dobrze, że tu jest jeszcze druga, z którą by się chętnie chciał porozumieć, ale ani podobna! ''Liodi! Liodi!'' czy to prawda, że jest jeszcze druga? i że podczas, kiedy pasiecie bydło w lesie ''Wernedy'', albo koło ''menhiru'', pan Leon ze strzelbą przychodzi, siada w rowie między wami, i to z tą, to z ową sobie pogaduje?<br>
{{tab}}— O to wszystko same kłamstwa wierutne! wołała Klaudya ze złością, zbliżając się na nowo mocno rozgniewana do drzwiczek na strych wiodących. Macie język najobmowniejszy i najzłośliwszy z całéj okolicy; a jest ich tu niemało!<br>
{{tab}}— To nic nie szkodzi, mówił daléj Leonard śmiejąc się, ale jest tu jedna z was ładnych dziewcząt, która już więcéj z tobą nie chce iść w pole; mówi, że nadto wiele chłopców ściągasz do siebię. Może dla tego, żeby sama dla siebię chłopców wszystkich zachować chciała?<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s04orp20s1dxtqpo2jevernu5rsei5n
Szablon:IndexPages/Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
10
924528
3146581
3145613
2022-08-06T19:01:48Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>502</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>0</q2><q1>359</q1><q0>17</q0>
55eiir30zbbnvmy2mkkd1vi5j487xvo
3146701
3146581
2022-08-06T20:02:22Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>502</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>0</q2><q1>360</q1><q0>17</q0>
0zzy44x71rt6rrurut4aeudsq7ay186
3147035
3146701
2022-08-07T10:02:00Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>502</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>0</q2><q1>361</q1><q0>17</q0>
bsjasio1u8x4yad33fx3e9daajyywzp
3147051
3147035
2022-08-07T11:01:58Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>502</pc><q4>4</q4><q3>6</q3><q2>0</q2><q1>362</q1><q0>17</q0>
2f9x4ks9o7euskahx3xymvhj3alzf3e
Wikiskryba:Seboloidus/brudnopis3
2
927821
3146738
3144905
2022-08-06T20:26:57Z
Seboloidus
27417
wikitext
text/x-wiki
<!-- {{CentrujStart2}}
<pages index="Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu" from=1 to=2 />
{{CentrujKoniec2}}
{{---|}}<br><br> -->
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf" from=7 to=78 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
2h1tr4hxwcefy0un9f1r7s49m4zf0v0
3146893
3146738
2022-08-06T23:19:13Z
Seboloidus
27417
wikitext
text/x-wiki
<!-- {{CentrujStart2}}
<pages index="Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu" from=1 to=2 />
{{CentrujKoniec2}}
{{---|}}<br><br> -->
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu" from=9 to=38 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
fl8mi4zf1q44wvnw95m28ohkgne17b9
Święty Kazimierz
0
941803
3146598
2964302
2022-08-06T19:07:02Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Święty Kazimierz
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Fragmenty historyczne
|następny = Sobieski i Marysieńka
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=9 to=14 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S11]]
hx48fhunj0ud2rv9uo9hslodrck7bdl
Sobieski i Marysieńka
0
941804
3146599
2964304
2022-08-06T19:07:17Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Sobieski i Marysieńka
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Święty Kazimierz
|następny = Wilhelm I. i Eliza Radziwiłłówna
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=15 to=38 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S12]]
2k1tngwue199csebn8fwjatmmgo9plv
Wilhelm I. i Eliza Radziwiłłówna
0
941888
3146600
2964305
2022-08-06T19:07:31Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Wilhelm I. i Eliza Radziwiłłówna
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Sobieski i Marysieńka
|następny = Saragossa. (Kartka z podróży)
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=39 to=54 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S13]]
bly8cki962zq9x4r8bcw7e7e95plcxq
Saragossa. (Kartka z podróży)
0
942587
3146602
2964306
2022-08-06T19:07:44Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Saragossa. (Kartka z podróży)
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Wilhelm I. i Eliza Radziwiłłówna
|następny = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Z dziejów oświaty
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=55 to=64 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S14]]
97glaoacixp0gqpp6synod2tselr265
Krzemieniec i jego liceum
0
944758
3146603
2964346
2022-08-06T19:08:03Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Krzemieniec i jego liceum
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Z dziejów oświaty
|następny = Euzebiusz Słowacki (Hoesick, 1900)
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=67 to=82 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S21]]
m4gzlb6xubyzpkm4zr7ph3fnme9qo5k
Euzebiusz Słowacki (Hoesick, 1900)
0
944796
3146604
2964349
2022-08-06T19:08:17Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Euzebiusz Słowacki
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Krzemieniec i jego liceum
|następny = Leon Borowski (Hoesick, 1900)
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=83 to=88 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S22]]
9l6wgzrfbozd8yffmxt06o1nla57j8d
Leon Borowski (Hoesick, 1900)
0
948745
3146606
2964354
2022-08-06T19:08:31Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Leon Borowski
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Euzebiusz Słowacki (Hoesick, 1900)
|następny = Z dziejów Warszawy
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=89 to=98 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S23]]
mo6xec36i1tbd8ll732iay7kygs9u13
Z dziejów Warszawy
0
951098
3146607
2964357
2022-08-06T19:08:44Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Z dziejów Warszawy
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Leon Borowski (Hoesick, 1900)
|następny = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Mickiewicz — Chopin — Słowacki
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=99 to=107 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S24]]
lmdlf11duad0jio118qthj3rth0fl26
Adama Mickiewicza »dzieciństwo sielskie anielskie«
0
955259
3146609
2964315
2022-08-06T19:09:04Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Adama Mickiewicza »dzieciństwo sielskie anielskie«
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Mickiewicz — Chopin — Słowacki
|następny = Słowacki potomkiem... astrologów
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=111 to=128 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S31]]
ew5yavb5g2envdam5pmx3azxtv0bg9h
Słowacki potomkiem... astrologów
0
956014
3146611
2964316
2022-08-06T19:09:17Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Słowacki potomkiem... astrologów
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Adama Mickiewicza »dzieciństwo sielskie anielskie«
|następny = Młodzieńczy »ideał« Chopina
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=129 to=134 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S32]]
1eld4i4ux28uqqgqevczuoe2o967iqf
Młodzieńczy »ideał« Chopina
0
958315
3146612
2964317
2022-08-06T19:09:30Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Młodzieńczy »ideał« Chopina
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Słowacki potomkiem... astrologów
|następny = »Siła fatalna« poezyi Słowackiego
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=135 to=146 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S33]]
256sr5epynrtmm4vjri4wdwgjtbucjo
»Siła fatalna« poezyi Słowackiego
0
961176
3146613
2964318
2022-08-06T19:09:43Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = »Siła fatalna« poezyi Słowackiego
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Młodzieńczy »ideał« Chopina
|następny = Marya z Wodzińskich Orpiszewska
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=147 to=156 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S34]]
6gbqvh32e1j0o44mm0trolg0f9jaev4
Marya z Wodzińskich Orpiszewska
0
962283
3146615
2964321
2022-08-06T19:09:56Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Marya z Wodzińskich Orpiszewska
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = »Siła fatalna« poezyi Słowackiego
|następny = Rafael i Fornarina w życiu Słowackiego
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=157 to=166 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S35]]
iucx36im37vy4x2ll6fapjs1tgkom2h
Rafael i Fornarina w życiu Słowackiego
0
968235
3146616
2964322
2022-08-06T19:10:10Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Rafael i Fornarina w życiu Słowackiego
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Marya z Wodzińskich Orpiszewska
|następny = Z życia Chopina
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=167 to=179 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S36]]
m978gx7yfiuno8y9x3q862ayo6pw3xp
Z życia Chopina
0
968423
3146617
2964323
2022-08-06T19:10:22Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Z życia Chopina
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Rafael i Fornarina w życiu Słowackiego
|następny = Chwila przełomu w życiu Adama Mickiewicza
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=180 to=185 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S37]]
[[Kategoria:Utwory o Fryderyku Chopinie]]
ru9dgoagoiwqqk2ttuz9uagyy20bure
Wikiskryba:Seboloidus/edycje
2
977914
3146883
3144762
2022-08-06T22:45:38Z
Seboloidus
27417
/* Przepisane: */
wikitext
text/x-wiki
Wybrane pozycje z ''urobku''.
=== Przepisane: ===
{{kolumny|2|
* '''Stanisław Antoni Wotowski''' — [[Sekta djabła]] • [[Upiorny dom]] • [[Człowiek który zapomniał swego nazwiska]] • [[Półświatek]] • [[Ofiary półświatka]] • [[Krwawa hrabina]] • [[Grzesznica]] • [[Ryta]] • [[Złotowłosy sfinks]] • [[Czarny adept]] • [[Złoto i krew]] • [[George Sand (Wotowski)|George Sand]] • [[Rycerze mroku]] • [[Karjera panny Mańki]] • [[Tajemniczy wróg]] • [[Życie i miłostki imperatorowej Katarzyny II]] • [[Kobieta, która niesie śmierć]] • [[Tajemnice życia i śmierci]] • [[Niebezpieczna kochanka]] • [[Kobiety w życiu wielkich ludzi]] • [[Nasze sny]] • [[Lekkomyślna księżna]] • [[Tajemnice masonerji i masonów]] • [[Sztuka i czary miłości]] • [[Demon wyścigów]] • [[Marja Wisnowska]] • [[O kobiecie wiecznie młodej]] • [[Duchy i zjawy]] • [[Wiedza tajemna]]
* '''Klemens Junosza''' — [[Z pola i z bruku]] • [[Z mazurskiej ziemi]] • [[Z Warszawy]] • [[Przy kominku (Junosza)|Przy kominku]] • [[Pod wodę]] • [[Dworek przy cmentarzu]] • [[Donkiszot żydowski]] • [[Wybór pism w X tomach/Tom I|Wybór pism w X tomach. Tom I]] • [[Wybór pism w X tomach/Tom V|Wybór pism w X tomach. Tom V]] • [[Pan sędzia]] • [[Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro]] • [[Chłopski mecenas]] • [[Z antropologii wiejskiej (nowa serya)]] • ''z K. Laskowskim:'' [[Wyścig dystansowy]] • [[Powtórne życie (zbiór)|Powtórne życie]] • [[Wnuczek i inne nowelle i obrazki]] • [[Stracone szczęście]] • [[Monologi (Junosza)|Monologi]] • [[Monologi. Serya druga]] • [[Syzyf]] • [[Syn pana Marka]] • [[Zagrzebani]] • [[Młynarz z Zarudzia]] • [[Guwernantka z Czortowa]] • [[Leśniczy]] • [[Za mgłą]] • [[Przysięga pana Sylwestra]] • [[Lekki grunt]] • [[Milion za morzami]] • [[Fotografie wioskowe]] • [[Spekulacye pana Jana]] • [[Na ojcowskim zagonie]] • ''z J. Ochorowiczem:'' [[Listy do przyszłej narzeczonej i Listy do cudzej żony]] • [[Panna Franciszka]] • [[Synowie pana Marcina]] • [[Obrazki szare]] • [[Z pamiętników roznosiciela]] • [[Willa pana regenta]] • [[Żona z jarmarku]] • [[Wdowa z placem]] • [[Drobiazgi (Junosza, 1898)|Drobiazgi]] • [[Wilki i inne szkice i obrazki]] • [[Przeszkoda]] + ''drobnica''
* '''Józef Ignacy Kraszewski''' — [[Resurrecturi]]
* '''Kazimierz Laskowski''' — [[Żydzi przy pracy]]
* '''Bronisław Rajchman''' — [[Wycieczka na Łomnicę]] • [[Wśród białéj nocy]] • [[Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego]] • [[Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką]]
* '''Jan Grzegorzewski''' — [[Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka]]
* '''Walery Eljasz-Radzikowski''' — [[Obrazek z podróży w Tatry]]
* '''Tadeusz Dropiowski''' — [[Na turniach]]
* '''Maria Steczkowska''' — [[Wycieczka na Babią górę]] • [[Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin]]
* '''Tytus Chałubiński''' — [[Sześć dni w Tatrach]]
* '''Bolesław Błażek''' — [[Wakacye pod namiotami]]
* '''Władysław Orkan''' — [[Warta (zbiór)|Warta]]
* '''Jan Chryzostom Zachariasiewicz''' — [[Przy Morskiem Oku (Zachariasiewicz, 1894)|Przy Morskiem Oku]]
* '''Marcin Ernst''' — [[O końcu świata i kometach]]
* '''Adolf Klęsk''' — [[Bolesne strony erotycznego życia kobiety]]
* '''Cecylia Niewiadomska''' — [[Sobieski (Niewiadomska)|Sobieski]]
* '''Klementyna Hoffmanowa''' — [[Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych]]
* '''Ferdynand Ossendowski''' — [[Daleka podróż boćka]]
}}
{{Separator linia|100%|1px|kolor=#eee|przed=2em|po=1em}}
=== Skorygowane / uwierzytelnione: ===
{{kolumny|2|
* '''Stanisław Vincenz''' — ''Na wysokiej połoninie'': [[Prawda starowieku]], [[Zwada]], [[Listy z nieba]], [[Barwinkowy wianek]]
* '''Kazimierz Przerwa-Tetmajer''' — [[Janosik Nędza Litmanowski]] • [[Maryna z Hrubego]] • [[Na Skalnem Podhalu T. 1|Na Skalnem Podhalu Tom 1]]
* '''Klemens Junosza''' — [[Wybór pism w X tomach/Tom II|Wybór pism w X tomach. Tom II]] • [[Panowie bracia]] • [[W sieci pajęczej]] • [[Wybór pism w X tomach/Tom VI|Wybór pism w X tomach. Tom VI]] • [[Buda na karczunku]] • [[Czarnebłoto]] • [[Z antropologji wiejskiej]] • [[Z papierów po nieboszczyku czwartym]] • [[Ojciec Prokop]]
* '''Józef Ignacy Kraszewski''' — [[Syn marnotrawny (Kraszewski, 1878)|Syn marnotrawny]] • [[Ładny chłopiec]] • ''Męczennicy'': [[Na wysokościach]], [[Marynka]]
* '''Ferdynand Ossendowski''' — [[Postrach gór]] • [[W polskiej dżungli]]
* '''Michał Bałucki''' — [[W żydowskich rękach]] • [[Bez chaty]]
* '''Szolem Jakow Abramowicz''' — [[Szkapa]]
* '''Teodor Jeske-Choiński''' — [[Poznaj Żyda!]]
* '''Jan Sygański''' — [[Analekta sandeckie]] • [[Z życia domowego szlachty sandeckiej]] • [[Wyroki ławicy sandeckiej 1652—1684]]
* '''Iwan Gonczarow''' — [[Obłomow]]
* '''Gabriela Zapolska''' — [[Sezonowa miłość]]
* '''Lucy Maud Montgomery''' — [[Ania z Avonlea]]
* '''Maurice Leblanc''' — [[Wydrążona igła]]
* '''Jan Chryzostom Zachariasiewicz''' — [[Nieboszczyk w kłopotach]]
* '''Waleria Marrené''' — [[Wśród kąkolu]]
* '''Seweryn Goszczyński''' — [[Dziennik podróży do Tatrów]]
* '''Józef Korzeniowski''' — [[Karpaccy górale]]
* '''Józef Conrad''' — [[Janko Góral]]
* '''Paweł Gawrzyjelski''' — [[Wyprawa po żonę]]
* '''Cecylia Niewiadomska''' — [[Królestwo Polskie po roku 1815]]
* '''Władysław St. Reymont''' — [[Z ziemi polskiej i włoskiej]]
* '''Julian Ejsmond''' — [[Żywoty drzew]]
* '''Gustave Le Bon''' — [[Psychologia tłumu]]
}}
{{Separator linia|100%|1px|kolor=#eee|przed=2em|po=1em}}
<br>
cwhns53f08c74fheea026nrl3nqk8bb
Chwila przełomu w życiu Adama Mickiewicza
0
978742
3146618
2964324
2022-08-06T19:10:34Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Chwila przełomu w życiu Adama Mickiewicza
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Z życia Chopina
|następny = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Rzeczy polskie w Paryżu
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=186 to=215 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S38]]
8sbj6xrqadf5ccueafovjmuyh0pyk4n
Odsłonięcie pomnika Mickiewicza w Warszawie
0
979078
3146630
3129217
2022-08-06T19:12:48Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Odsłonięcie pomnika Mickiewicza w Warszawie
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = U Juliana Klaczki
|następny =
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=491 to=495 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S65]]
kiisdkm0ink8g3obpjp8lsnfw6ki913
Grobowiec królewski
0
983056
3146621
2964326
2022-08-06T19:10:57Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Grobowiec królewski
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Rzeczy polskie w Paryżu
|następny = Groby polskie na cmentarzach paryskich
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=219 to=235 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S41]]
lawubyuxux29na41r3n6cn805ekw5cw
Groby polskie na cmentarzach paryskich
0
997429
3146623
2964327
2022-08-06T19:11:18Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Groby polskie na cmentarzach paryskich
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Grobowiec królewski
|następny = Dwie przechadzki po Paryżu
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=236 to=252 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S42]]
16ve9752agl1gki9sm9vyclm5nmhris
Szablon:IndexPages/PL Bourget - Kosmopolis.pdf
10
1010338
3146583
3143882
2022-08-06T19:01:59Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>484</pc><q4>2</q4><q3>1</q3><q2>1</q2><q1>65</q1><q0>8</q0>
r1msz19cc87uxfvse4w3do8wllyn13i
Szablon:IndexPages/PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu
10
1015445
3146855
3068273
2022-08-06T22:02:21Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>393</pc><q4>1</q4><q3>3</q3><q2>0</q2><q1>8</q1><q0>10</q0>
mvk915j00sxekbonytrt2uu55tqc5kq
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/11
100
1034016
3146847
3000960
2022-08-06T21:57:22Z
Zetzecik
5649
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Zetzecik" /></noinclude>{{c|PORTRETY|roz=0.6em}}
{{===|320}}
{{c|w=120%|TADEUSZ ŻELEŃSKI (BOY)|przed=20px|po=40px}}
{{c|w=240%|MARYSIEŃKA|roz|h=normal|po=10px}}
{{c|w=240%|SOBIESKA|roz|h=normal|po=100px}}
[[Plik:Książnica-Atlas logo 1946.png|center|70px]]
{{===|320|przed=10px}}
{{c|KSIĄŻNICA-ATLAS ❋ LWÓW-WARSZAWA|roz|po=20px}}
<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p91nkoqzwc6wzc5k4bkkm2m83nltr8y
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/13
100
1034017
3146850
3000947
2022-08-06T22:00:25Z
Zetzecik
5649
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Zetzecik" /></noinclude>{{c|'''I. Zamiast przedmowy'''|po=1em}}
{{tab}}Kiedy szanowna firma księgarska, podejmując cykl biografii historycznych, zaproponowała mi napisanie „Marysieńki“ (Sobieskiej), myśl wydała mi się kusząca. Cóż za bogactwo materiału! Miłość Sobieskiego do pięknej Francuzki, jakaż to ciekawa powieść psychologiczna, podszyta romansem rycerskim, intrygą polityczną w wielkim stylu. Co za kontrasty: królewski płaszcz z gronostajów, rzucony na zmiętoszone łóżko w Pielaskowicach czy w Jaworowie; Piast ożeniony z Celimeną; pierwsza wielka ofensywa wpływów francuskich na Polskę, no i odsiecz austriackiego Wiednia jako finał tej dwudziestoletniej propagandy, skutecznej jak wszystkie propagandy... splot zagadnień jakże bogatych, pasjonujących, skomplikowanych. I ten uroczy barok, w jakim się kształtuje ów heroiczny poemat! Już, już, objawił mi się wąsal Sobieski jako pyzaty barokowy aniołek, to dmący w surmę zwycięstwa, to stulający buzię do pocałunku!<br>
{{tab}}Ale równocześnie obiegły mnie wahania. Znów być wymyślanym, i głupio wymyślanym! Tak bardzo nieprzyjazne jest u nas nastawienie ogółu do kogoś, kto szuka ludzkiej prawdy pod oficjalnym banałem! Tak mi się już przejadło czytać bzdury o pomniejszaniu wielkości i o „życiu ułatwionym“! A jeżeli kiedy, to<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pw73z0bga9xekt8iu7bi5cuvsf5nf80
Strona:Ignacy Baliński - Do starego pokolenia.pdf/10
100
1037703
3146781
3078395
2022-08-06T20:55:55Z
Wolan
14385
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Wolan" />{{f|10}}</noinclude><poem>
I wątpić każe, kiedy z nagłą siłą
Wstecz rzucim okiem, że się coś zrobiło.
</poem>
{{***||50%|30}}
<poem>
I czyż wam jeszcze dziwić się należy,
Że szyderstw zgrzyty słychać śród młodzieży.
Wszakże szyderstwo, — jedną z naszych broni.
Która od zguby i zgnilizny chroni.
Ten tylko bowiem z przekonaniem szydzi,
Kto czemś się brzydzi, czegoś nienawidzi.
A lepiej może szydzić ze wszystkiego,
Niźli nie szydzić z podłego i złego!
Gdyż bądźcie pewni, że każdy szyderca
Ideał jakiś kryje w głębi serca,
I że, jak iskra w popiołach — w tem łonie
Które nienawiść pali, — miłość płonie,
A dziś nam obu, jak desek zbawienia,
Trzeba by chronić, nietylko istnienia,
Ale czci własnej, własnego sumienia.
</poem>
{{***||50%|30}}
<poem>
I wy pytacie: „Kto skrzydła zapału
„Podciął wam młode orły i sokoły.
„Czemu, jak u nas za młodości szału
„Nie tryska w koło śmiechów dźwięk wesoły?“
O! ja się dziwię, że my tak żyjemy,
Że my się jeszcze choć czasem śmiejemy.
Kiedy za każdem drgnieniem naszych skrzydeł
Ranią nas klatek druty, więzy sideł,
Kiedy tak w koło dzieje się ohydnie,
Że nieraz ziemia i świat cały brzydnie,
I runąć bierze chęć do jakiejś głębi
Zdala od życia, co tak strasznie gnębi!...
</poem>
{{***||50%|30}}
<poem>
O! wy szczęśliwsi byliście za młodu,
Stokroć szczęśliwsi! wyście posiadali
Resztki przynajmniej świętych spraw narodu,
Które w rozbiorów ocalały fali.
Jeszcze wam świecił łuny blask zachodniej,
I nocy czarnej mogliście urągać,
Z przekleństwem dłonie ku wrogom wyciągać,
Świat cały wzywać na świadectwo zbrodni,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lqzlycjmsqsl0ca3u21ttawzcpslzna
Strona:Ignacy Baliński - Do starego pokolenia.pdf/8
100
1037881
3146774
3078407
2022-08-06T20:48:13Z
Wolan
14385
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Wolan" />{{f|8}}</noinclude><poem>
Żeby na święte ojczyzny ognisko,
Dorzucić także swoją wiązkę drzewa,
Kiedy mu w sercu, głowie, gra i śpiewa
Ta wiecznie świeża, wielka pieśń młodości
Ta pieśń potężna, wzniosła, czasem dzika
Co po wsze czasy aż do szpiku kości
Każdą pierś młodą choć chwilę przenika,
Ta pieśń wspaniała o szczęściu ludzkości
O bractwie ludów, wolności, miłości!...
Ach! czy wy wiecie, co się w sercu dzieje,
Gdy młodzian wszedłszy na życia koleje,
Spostrzega nagle, że jego nadzieje
O przyszłych czynach i o przyszłych losach
Jeśli się spełnią — to chyba w niebiosach;
Że tu niewolno nawet szczęścia zażyć,
Skromnego szczęścia, żeby o nich marzyć.
Bo tu on zawsze jak owoc zatruty,
Z wszystkich najświętszych praw ludzkich wyzuty.
Przed nim zaparte wielkich czynów zdroje
Zamknięte pracy powszedniej podwoje.
I nawet lichych trudów marne znoje...
Chyba, że zechce w stepy iść, lub puszcze,
Iść gdzie skazańców dzikie wyją tłuszcze.
Gdy mróz i pustka krew mu lodem ścina,
Gdzie się o wszystkiem swojem zapomina,
Gdzie trzeba szukać nowych, obcych bogów,
Żyć i pracować śród wrogów dla wrogów,
Gdzie go tak wyżre rdza, zczerni gnilizna,
Że go już matka rodzona nie przyzna...
A jeśli, jeśli na ojczystej ziemi,
Do jakiej taczki przykuć się pozwolą,
Że pozostanie nadal między swemi
I swoją dolę złączy z kraju dolą.
Ach! czy wy wiecie, czem jest taka taczka?
Wiecie! wy także ciągnąć ją musicie.
Tych z was, dla których los zostawił życie,
Ni rozpędziła po świecie tułaczka,
Także do strasznej taczki tej przykuto,
Lecz dla was ona karą jest, pokutą,
Za jedną chwilę nadziei szalonej,
Za jedną chwilę szalonej rozkoszy,
Gdyście się nagle jak tur powalony,
Co psiarni zgraję niespodzianie płoszy,
Zerwali z ziemi i gwałtownym ruchem
Wstrząsnęli więzów żelaznych łańcuchem.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d77xuuxeh32ms2rjqq6g74mnt52l5s9
Strona:Ignacy Baliński - Do starego pokolenia.pdf/9
100
1037886
3146777
3078398
2022-08-06T20:51:20Z
Wolan
14385
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Wolan" />{{f|align=right|9}}</noinclude><poem>
I zawołali głośno: — precz z niewolą!
Po takiej chwili, nieszczęścia mniej bolą.
Lecz my tej gorzkiej pociechy nie znamy.
Bo czyż my za co pokutować mamy?
Nie! my jedynie mocą urodzenia,
Pierworodnego grzechu, bez wspomnienia
Żadnego, żadnej pokuty lub skruchy,
Musim na zimno, spokojnie w łańcuchy,
Iść niewolniczej pracy, i odrazu
Pod strasznem jarzmem pełznąć nakształt płazu,
Co gdzieś śród mroków wiecznej nocy kroczy,
Ściskany ziemią, co go zewsząd tłoczy.
Ach! bo ta praca na ojczystej niwie
Czyż nie torturą istną jest prawdziwie.
Ach! czy to nie jest praca Syzyfowa,
Od której serce pęka, pęka głowa.
Bo wszędzie w każdem miejscu, w każdej stronie
Na miejskim bruku, czy wiejskim zagonie
Prócz ogólnego niewoli łańcucha,
Co ciało więzi i krępuje ducha.
Co na tak ciężkiej walki o byt brzemię,
Zwala nam jeszcze całe wrogów plemię,
I co nam każe, wszystko tłumić w sobie,
Każdy jęk, skargę zamykać jak w grobie —
Jest jeszcze drobnych szpilek sieć, co kłuje,
Co każdą chwilę pracy naszej truje.
Sieć to nieznośna, jak tkanka pajęcza,
Jak włosiennica szczelnie nas obsiada.
I w każdą chwilę, w myśl się każdą wkrada
I ciągle draźni i ciągle udręcza.
Sieć to ohydna — ciągłego szpiegostwa,
Niegodnych pokus, podłości, łotrostwa,
Praw wyjątkowych — zakazów, ukazów,
Które spadają na nas nakształt razów.
Zmuszają drogi nieczystemi chodzić,
Płaszczyć się, schlebiać, bić pokłony niskie,
I na przekupstwa wkraczać ścieżki śliskie
I samym w błocie po kolana brodzić!
Sieć straszna, która jak zarazy, trądy,
Myśli nam kazi, i krzywi poglądy;
Sieć, która sięga do stopni ołtarza,
Modlitwy nasze i wiarę zakaża.
Psuje moralnie, upadla, ogłupia,
A która rośnie wciąż, jakby pieśń trupia
I pracę naszą tak ciężką, ponurą,
Piekłem prawdziwem robi i torturą,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l2blnohgiwdc1vgj3wwh65k8o4qbmwo
Strona:Ignacy Baliński - Do starego pokolenia.pdf/11
100
1038133
3146790
3078391
2022-08-06T20:58:17Z
Wolan
14385
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Wolan" />{{f|align=right|11}}</noinclude><poem>
I przed historyi skarżyć trybunały,
By się wraz z wami oburzał świat cały!
A gdy wam bole serce rozpierały,
To nad mogiły ojczystej kurhanem,
Ze słodką liną, tęsknym teorbanem,
Mogliście płakać, szukać ukojenia
W łzach, co są nieraz ulgą dla cierpienia,
I w snach o sławie dawnego istnienia. —
Ach! wyście mogli złudne mieć nadzieje,
Że wyzwolenia dzień już może bliski,
Że zorza szczęścia wkrótce zajaśnieje.
I tą nadzieją silni, wyście spiski
Knuli tajemne, aż nagłym wybuchem,
Gdyście wstrząsnęli niewoli łańcuchem,
To walcząc na śmierć z nadzieją rozpaczy,
Jak walczą słabi z falangą siłaczy,
Pięścią o kulę, a o bagnet nożem. —
Wyście umierać mogli!
{{tab|120}}— My nie możem!
Tak! my nie możem dziś, nie mamy prawa
Rycerską śmiercią od kuli i stali
Umierać, jaką wyście umierali.
Bo dziś inaczej stoi kraju sprawa.
Wyście bronili jeszcze praw narodu,
I jako naród biegliście na grodu
Zniszczone mury, by pierś swą nadstawić
By stu ofiarą tysiąc innych zbawić.
Ale nas wróg już osaczył tak szczelnie,
Że bronić musi, każdy z nas oddzielnie
Swojego domu, swojego ogniska,
Uczuć i myśli, imienia, nazwiska.
Tak, że dziś każda polska pierś warownią,
Co sama musi świętej sprawie służyć,
Sama być strasznych walk i bitw widownią,
A której poddać niewolno, ni zburzyć!
A więc nie dla nas dziś zwodnicze błyski
Złudnych nadziei, co choć miłe duchem,
Lecz nad przepaści brzeg prowadzą ślizki,
Ku samobójczym skłaniając wybuchom!
Nie dla nas jęki, skargi, narzekania. —
To broń zabójcza! — i dziś tylko szkodzić
Może jęk każdy, co rany odsłania,
Wzkazuje miejsce, gdzie wróg ma ugodzić.
I łzy nie dla nas, co ulgę przynoszą,
Lecz miękczą serca tych, czyją twarz roszą,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lbi4qz0yrz73f9rma10fbzoyxq6tqhh
Szablon:IndexPages/Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf
10
1056763
3146382
3146235
2022-08-06T12:01:50Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>154</pc><q4>0</q4><q3>5</q3><q2>0</q2><q1>27</q1><q0>15</q0>
c42j34w0tirwmmcu3p5m9dlbfdrg1y2
3147036
3146382
2022-08-07T10:02:11Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>154</pc><q4>0</q4><q3>5</q3><q2>0</q2><q1>28</q1><q0>15</q0>
63xxm8wbkrwof8jaz632xzq789s8ly7
Szablon:IndexPages/Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu
10
1062151
3146699
3143238
2022-08-06T20:02:00Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>614</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>41</q2><q1>4</q1><q0>37</q0>
gdnuxllp7q86dswhvj777h7wp7x8l5z
3146796
3146699
2022-08-06T21:01:49Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>614</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>50</q2><q1>4</q1><q0>37</q0>
41yvkdyr57qdiyyq4wlieg0c0lwd6nl
3146853
3146796
2022-08-06T22:01:57Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>614</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>52</q2><q1>4</q1><q0>37</q0>
e5tyzcmva8x9yrr17srf6y7m83m2tp4
3146889
3146853
2022-08-06T23:01:49Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>614</pc><q4>0</q4><q3>0</q3><q2>53</q2><q1>4</q1><q0>37</q0>
jlbiybbr0dj9v42vkkj391b9xhtwvd1
U Juliana Klaczki
0
1066274
3146628
3129218
2022-08-06T19:12:33Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = U Juliana Klaczki
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Zagadkowy królewicz
|następny = Odsłonięcie pomnika Mickiewicza w Warszawie
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=464 to=490 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S64]]
3chewgzlzpujzq2dpfrir7xe28osz4j
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/279
100
1066456
3146951
3095370
2022-08-07T07:17:28Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— A on... Armand... mój syn?..<br>
{{tab}}— Kochać go będziesz zdaleka... ja będę mu matką.<br>
{{tab}}Dziewczę nie było w stanie powściągnąć bolesnego westchnienia, które z serca wydarło się jej przez usta.
{{***}}
{{tab}}W trzy tygodnie po tych dwóch rozmowach, które przytoczyliśmy, w małym {{Korekta|kosciołku|kosciółku}} wsi Cusance odbył się ślub hrabiego Henryka de Nathon z panną de Franoy.<br><br><section begin="X" /><section end="X" />
{{c|KONIEC TOMU PIERWSZEGO.}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oen9o2y2dkn09chg7kwhdsdjogqvjbi
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/291
100
1066472
3146991
3095414
2022-08-07T08:20:23Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|CZĘŚĆ DRUGA.|w=120%}}
{{---|30|przed=20px|po=20px}}
{{c|'''{{Rozstrzelony|SY}}N.'''|w=120%}}
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|I.|w=120%|po=12px}}
{{tab}}Czytelnicy łaskawi będą towarzyszyć nam do Paryża i przestąpić wraz z nami próg sali jadalnej w ślicznym pałacyku.<br>
{{tab}}Godzina jedenasta zrana tylko co wybiła, zaczynał się październik 1867 roku, zatem siedmnaście lat upłynęło od ślubu panny de Franoy.<br>
{{tab}}W tym pokoju jadalnym, umeblowanym bardzo bogato i ze smakiem artystycznym bez zarzutu, trzy osoby, hrabia i hrabina de Nathon, oraz ich córka jedynaczka Herminia, siedziały około stołu, zastawionego wspaniałą i cenną porcelaną.<br>
{{tab}}Hrabia Henryk miał teraz pięćdziesiąt sześć lat włosy jego i faworyty były prawie białe, ale ponieważ twarz jego bynajmniej się nie zestarzała, a spojrzenie i uśmiech zachowały młodość i postać cała pozostała zręczną i ruchliwą, twierdzić było można bez pochlebstwa, iż zawsze jeszcze nietylko wydawał się eleganckim, ale też mógł się podobać. Srebrzysty po-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g0364wt4w71tjv7t156bk9csg4if0kp
Zagadkowy królewicz
0
1071189
3146627
3129219
2022-08-06T19:12:19Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Zagadkowy królewicz
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Zakopane (Hoesick, 1900)
|następny = U Juliana Klaczki
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=430 to=463 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S63]]
izpydq0yiy7hblq4uesnntkhk9h6eu8
Strona:Anafielas T. 1.djvu/221
100
1072173
3146907
3144673
2022-08-06T23:59:38Z
Ankry
641
/* Bez treści */ ja tu nie widzę nic podlegającego korekcie
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="0" user="Ankry" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
epdffxxwgcf1f33srzykqaxmq3x8i7k
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1214
100
1073187
3146827
3118887
2022-08-06T21:42:29Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br><br><br></noinclude>{{CentrujStart2}}
{{f|{{tab}}Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanéj liczby egzemplarzy.<br>
{{tab|20|%}}Warszawa dnia <sup>10</sup>/<sub>22</sub> Sierpnia 1862 r.<br>
{{tab|35|%}}Starszy Cenzor, Antoni Funkenstein.<br>
<br><br>
{{tns|<br><br><br><br>}}
___________________________<br>
''w Drukarni K. Kowalewskiego.''<br>
<br><br>|table|width=400px|align=justify}}
{{CentrujKoniec2}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
a0nvxwuzikafq3s0disfa142ewztiz3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/8
100
1073192
3146677
3129384
2022-08-06T19:44:16Z
Draco flavus
2058
techniczne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" /><br><br><br><br></noinclude><section begin="cenz1" />
{{c|{{f|align=justify|maxwidth=25em|{{tab}}Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanéj liczby egzemplarzy.<br>
{{tab|3|em}}Warszawa dnia <sup>10</sup>/<sub>22</sub> Sierpnia 1862 r.<br>
{{tab|6|em}}Starszy Cenzor, Antoni Funkenstein.<br>|table}}}}<section end="cenz1" />
{{tns|<br><br><br><br>}}<section begin="cenz2" />
{{c|{{tab}}____________________________________{{tab|6|em}}<br>
{{tab}}''w Drukarni S. Orgelbranda.{{tab|6|em}}''<br>}}<section end="cenz2" /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
clc7bfkpb9gighikxjmrn6yu8je12ba
Strona:Anafielas T. 2.djvu/32
100
1073322
3147027
3119270
2022-08-07T09:44:31Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|31}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|III.|przed=20px|po=20px}}
<poem>
:{{kap|Piérwsze}} już kury piały, w zamku cicho,
I cicho było na świecie. Noc letnia
Z xiężycem, z gwiazdy nad ziemią wisiała,
Nad wody para wlokła się, jak gdyby
Kipiały rzeki i wrzały jeziora.
W dali Peleda<ref>Sowa.</ref> hukała samotna
Siedząc na dębie, i derkacz na błotach
Krzyczał, i żaby kumały gwarliwe,
Jak lud, kiedy się do grodu zgromadzi,
O wojnie, łupach lub o sobie radzi.
:Na nowogródzkim zamku cisza długa;
Lecz po xiężycu, widać było cienie,
Tam, sam, po wałach migające wdali;
Jacyś się ludzie schodzili, szeptali,
W ręku oręże, oszczepy dźwigali,
Szli, nikli, znowu wchodzili, czekali.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lt717drkqkb7t1zfhojebbnkxu5gl86
Strona:Anafielas T. 2.djvu/31
100
1073323
3147026
3119271
2022-08-07T09:44:05Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|30}}</noinclude><poem>
:— Prawdaż to? krzyknął Mindows. Wnet się zrywa,
Prawda? Tyś widział, ty słyszałeś zdradę? —
:— Na piorun Boga Perkuna, na brodę
Przysięgam, obu słyszałem jak knuli,
Aby Cię z życia haniebnie wyzuli.
Każ śledzić, poszli Bajorów osaczać,
Sieci stawiają na sług twoich wierność. —
:— Sami w nie wpadną, rzekł Mindows, wiedziałem,
Widziałem wszystko — ale nie ich oczy
Ujrzą na stosie niewolnicy syna.
Xiężnéj synowie sami pójdą przodem
Na gody z ojcem do Wschodniego kraju.
Zbierz ludzi, gdy zmrok padnie przyjdziesz z niemi,
Każdy siekierę niechaj ma i stryczek.
Tutaj ich Mindows spotka. — Osadź wkoło
Wiernemi swemi. — Kiedy noc zapadnie,
Przyjdą, to wpuścić do mojéj świetlicy,
Do łoża mego. — Teraz w ślad za niemi,
Bież za ich tropem, patrz kto będzie z niemi,
I milcz jak mury. — Rzekł Mindows, powstaje,
Wyprawił sługę, sam pozostał z mieczem,
Ostrza probował, uśmiechał się k niemu,
I wyjrzał prędko Saule<ref>Słońce.</ref> w morze wpadnie,
A noc nadejdzie i Menes<ref>Xiężyc.</ref> i gwiazdy.
</poem><br>
{{---}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5zxtckiynwdqth0zk9n20i35fic5g9s
Strona:Anafielas T. 2.djvu/30
100
1073324
3147025
3119272
2022-08-07T09:41:34Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|29}}</noinclude><poem>
— Zabić Mindowsa i Montwiłła zabić,
Mnie Litwa cała, na co nią się dzielić? —
A Montwiłł myślał — Mindows syn nieprawy,
Trajnys mój młodszy, niechaj giną razem,
Mam ja trzech synów, im i mnie kraj cały —
Za jedném cięciem dwóch pozbędę wrogów. —
:I poszli oba, a Tikimas wyjrzał
Z zakąta, w którym wysłuchał rozmowy,
Śmiał się patrzając za odchodzącemi. —
— Nie tobie Litwa, rzekł, ni tobie panie!
Mindows Kunigas. Nie wam z nim się mierzyć,
Śmierć dla was obu, stosy i mogiła.
Tikimas ogień znalazł pod popiołem —
Pójdzie do pana, uderzy mu czołem
I powie wszystko. Nagrodę dostanie
Sto osadników i srébra sto rubli!
O, poczekajcie, nie śpieszcie się cieszyć!
Mindows się nie da ze śmiercią uprzedzić! —
:I szedł do niego, padł na twarz przed panem.
— Kunigas didis!<ref>Wielki Kniaziu!</ref> rzekł, śledzić kazałeś,
Już źwierz jest w kniei i czas iść myśliwym,
Bracia już na twą głowę się zmówili,
Poszli dłoń złocić Bajorom, przyjaciół
Kupować sobie. — Dziś nocą napadną;
Wszystko słyszałem. — Głowy ich dojrzały,
Czas zerwać, psóm twym oddać na pożarcie. —
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0iow3szviet9nmn1njuneoxp5ds5azc
Strona:Anafielas T. 2.djvu/29
100
1073325
3146926
3119273
2022-08-07T06:52:24Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|28}}</noinclude><poem>
:— Na co nam wojsko, na jednego człeka?
Wstyd, Montwiłł, nas dwóch, a on jeden samy;
Ty masz trzech synów. — Na zamku nas dzieli
Dwie ściany tylko; straż co u drzwi czuwa.
Trudnoż mu życie dziś odebrać jeszcze?
Idź ty do swoich, ja pójdę, za swemi.
Zbierzmy przyjaciół, a nim stos ojcowski
Dogaśnie, drugą rzucim nań ofiarę,
Pójdzie na łowy z ojcem, ulubieniec!
Lepiéj tam jemu, szeptał Trajnys cicho,
Na co nam czekać, czego zwlekać dłużéj?
Żeby on stosy do wojny zapalił,
Zgromadził ludu, zamki poosadzał,
Kupił przyjaciół, ujął Kunigasów —
I nas bezbronnych wziął, jak w gnieździe ptaki!
Jam widział w oczach, on nie będzie czekał,
Nie będzie bał się, namyślał i zwlekał —
My go nie wezmiem, on na nas uderzy —
I nie czas będzie! Dziś, dzisiaj Montwille,
Dzisiaj lub nigdy. — Kto ma jutro w ręku?
Jutro? A jutro on zabić nas może! —
:— Dobrze, rzekł Montwiłł, idę Kunigasów
Zakupię sobie. — Ty nie żałuj srébra,
Podarków, słodkich słów i obietnicy. —
:Spójrzeli w oczy sobie i odeszli,
I oba stali milczący na progach,
I tak myśleli w swych duszach o sobie.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
eyiky3jil0uyzap02xa2wv17187l5kh
Strona:Anafielas T. 2.djvu/28
100
1073326
3146925
3119274
2022-08-07T06:51:59Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|27}}</noinclude><poem>
I nikt go nie znał do wczoraj, nie słyszał,
Że był na świecie. Zmówić się ze swemi;
Mindows spokojny, on pogardza nami,
Myśli, że już nas zdeptał jak robaki,
Że głowy podnieść nie będziemy śmieli. —
Noc ciemna, Montwiłł, najlepiej usłuży
Miecz ostry w ręku. Czego czekać dłużéj?
Dzisiaj go zabić, i paskudne ścierwo
Krukóm wyrzucić za mury zamkowe! —
:— A Montwiłł mruczał — Czy znasz ty Mindowsa?
Chytry jak sarna, co się psóm wywija —
Wiesz ty, czy da się w łożu zamordować,
Jak stary niedźwiedź drzémiący w barłogu,
Co nic nie słyszy, śniegiem otrząśniony?
Cóż, jeśli chybim? — Kto nam rękę poda?
Paść będzie tylko, dać pod nogi głowy,
I czekać stryczka lub ciężkiéj niewoli.
Nie mamy wojska; przyjaciół ratunek,
Krucha podpora; nie ruszaj jéj, cała,
Ledwie ją dotkniesz, w proch się rozsypała —
:— A mamy złoto, srébro ruskie mamy —
Miecze i zbroje, konie, niewolniki,
Kupim przyjaciół, kupim pomocniki. —
Tak mówił Trajnys — Montwiłł niedowierzał,
Milczał, to mruczał — Jechać nam do dzielnic
I zebrać wojsko i z wojskiem uderzyć.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5d6o9wfue5bd42rxho8f9cp725wyv1m
Strona:Anafielas T. 2.djvu/27
100
1073327
3146924
3119275
2022-08-07T06:51:38Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|26}}</noinclude><poem>
I zebrać wojska i napaść Mindowsa,
Nim się wytrzeźwi szczęściem upojony,
Zanim do niego głupi lud się zbieży.
Swoich z kiernowskich włości prędko zbiorę,
I nim się o nich dowie, tu przylecę.
Znam zamek, mnie tu od młodości znają,
Otworzą wrota, napadnę i zgniotę.
Ty z swemi przybądź na czas Żmudzinami,
Nam na wpół Litwa cała, pęta jemu,
Lub śmierć, na którą niewolnik zasłużył. —
:A Trajnys milczał i potrząsał głową.
— Zła bracie rada, nim ty do Kiernowa,
Zanim ja na Żmudź dobiegę, on zwącha
Co go ztąd czeka. Ty nie znasz Mindowsa;
Wzrok ma sokołi, a rękę Olbrzyma,
Spojrzy, przeczuje, zabije nas obu!
Zła rada Montwiłł! — A jeśli tajemnie
Nie wezmiem zamku, nie chwycim go w jamie
Myśmy zginęli, on nam nie przebaczy.
Z nim Kunigasy, Bajoras, lud wielki.
Z nami kto pójdzie?? Zła rada! — I cicho
Jął mówić Trajnys. — Na co wojsko zbierać?
Daleko jechać, długo się sposobić,
Gdy wszystko można tu i zaraz zrobić?
Ty masz przyjaciół, i u mnie są druhy,
Do nich idź, rękę wyciągnij, pomogą.
Mindows przyjaciół nie ma w całym dworze,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iohf4qkr2bw27dbkhtflvfy5y797pl9
Strona:Anafielas T. 2.djvu/33
100
1073392
3147030
3119437
2022-08-07T09:52:23Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|32}}</noinclude><poem>
:A Mindows nie spal, z wiernemi Bojary,
On czekał zdrady, gotów był do kary,
I na Ryngolda wielkim mieczu sparty,
Wyglądał rychło bracia nań naskoczą.
:Piérwsze już kury piały, w zamku cicho,
Bracia knowali, odkładali zdradę —
I trzykroć za prog wyszli ze sługami,
I trzykroć nazad tchórzliwie wrócili.
— Niech uśnie Mindows, — do siebie mówili.
Kury znów piały. Trajnys rzekł do brata.
— Teraz czas, idźmy. — I z Montwiłłem idą.
Trzech synów z białym mieczem poskoczyli:
Wikind, Towciwiłł i Erden najmłodszy.
— Ojcze! mówili, i my pójdziem z tobą,
Praweśmy wnuki Ryngolda, i miecz nam
Rozpala dłonie, zemsta pierś rozdyma.
My z tobą, ojcze, na co pomoc obca?
Trzech, czyż jednego zdławić nie zdołamy? —
Lecz Montwilł wstrzymał synów swych u proga.
— Wy nie pójdziecie, rzekł, młodeście dzieci,
Dla was i życie i zemsta i boje!
Dość nas, zostańcie. — Kto wié! Bogi wiedzą,
Który z nas wróci, czyja krew popłynie!
Zostańcie, byście może ojca głowę
Pomścili potem. —
{{tab|80}}— Co mówisz? Montwille!
Przerwał mu Trajnys, w górę miecz podnosząc;
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7wizbj5xbbtb3xgolk5wcv675z81ztb
Strona:Anafielas T. 2.djvu/34
100
1073393
3147032
3119438
2022-08-07T09:57:40Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|33}}</noinclude><poem>
Wątpisz, lękasz się! On jeden, nas tylu.
Chodźmy! czas; jutro rozprawiać będziemy!
Kury już piały dwa razy. — A Montwiłł
Skinął swym synom, aby pozostali.
I trzéj synowie miecze z rąk puścili,
I oczy smutno w ziemię utopili.
Stali na progu, za odchodzącemi
Długo, zazdrośni walki, spoglądali.
:W ciszy szli bracia podwórcem zamkowym
Straży nie było, we wrotach zapory;
I szli wciąż, idąc z Mindowsa szydzili.
— Tak pewny siedzi i śpi tak spokojny,
Jak gdyby prawe dziedzictwo po ojcu
Odebrał, jakby nie bał się nikogo.
Patrzcie, we wrotach straży nie postawił,
Otworem wszystko! —
{{tab|100}}I szli dalej znowu,
Nigdzie nikogo. — Aż u drzwi świetlicy,
Kędy spał Mindows, stanęli, i razem,
Jak gdyby Gulbi<ref>Duch stróż człowieka.</ref> jaki ich zatrzymał,
Wryci, z oddechem zapartym, jak słupy,
Stali. Nikt naprzód drzwi nie odryglował.
W ciemności jeden na drugich spoglądał,
Oczyma jeden drugiego popychał.
Aż Trajnys wyszedł i rygiel odsunął;
Tuż za nim wszyscy wpadli do komnaty.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aod88qmd6g3e0p7aherslqv2pngiya2
Strona:Anafielas T. 2.djvu/35
100
1073394
3147043
3119439
2022-08-07T10:52:48Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|34}}</noinclude><poem>
Przez okno xiężyc świecił na róg izby:
Kędy Mindowsa twarde łoże było,
Rzucił się Trajnys z podniesionym mieczem,
I Montwilł za nim, i Bajory wierne,
Padli do łoża, padli — odskoczyli.
— Zdrada! zawołał Montwiłł, jogo niema! —
— On jest!! — głos zawrzał, i z Ryngolda mieczem
Wpadł Mindows wściekły na wylękłych braci.
Ciął, i Trajnysa łeb rozplatał w dwoje.
Padł Trajnys, jęczeć nawet nie miał czasu.
A Montwiłł ukląkł, miecz rzucił, i czołem
Proch zmiatał podły, przed nieprawym bratem
Błagał litości — Mindows deptał nogą
Kark jego, pastwiąc się nad nim i szydząc.
— Litości na dziś! wołał; jutro znowu
Przyjdziesz tu w nocy, abyś jeszcze może
Prosił litości. — Jakżeś, hardy bracie,
Zgiął kark przede mną, synem niewolnicy!
I śmierć nie lepszaż nad taką sromotę?
Patrz, nogą głowę xiążęcą twą gniotę,
I szydzę z ciebie, najgrawam z bojaźni!
O! nie przebaczę! Nie. We Wschodniéj ziemi
Idź szukać ojca, ty z dziećmi twojemi. —
— Z dziećmi, łkał Montwiłł. O! niechaj ja ginę,
Lecz za cóż one? O! pozwól żyć synom,
Wydrzyj im ziemię, zostaw tylko życie —
Odbierz ojcowską to lichą puściznę,
Kiernow, co ojciec dał na pośmiewisko
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d04ou1mmhb4fdavdmamby1m3dawts2t
Strona:Anafielas T. 2.djvu/36
100
1073395
3147058
3119440
2022-08-07T11:08:31Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|35}}</noinclude><poem>
Starszemu swemu! Mindows! nie dość tobie
Zwycięztw i władzy? Cóż te słabe dzieci,
Cóż oni tobie? Niech choć one żyją! —
— Te słabe dzieci, to wilczęta młode,
Rzekł Mindows; teraz bawią się ze psami,
Lecz gdy im zęby porosną, to kiedyś
Poduszą owce i pójdą do lasa.
O! nie, wybiję wilki i wilczęta! —
:Skinął, wnet sługi Montwiłła porwali,
I w silnych rękach, za gardło schwycony,
Skonał bełkocząc niewyraźnie — Dzieci! —
:— Tych, krzyknął Mindows, wskazując Bojary,
Uwiązać dzikim konióm do ogonów,
I puścić w lasy; miecza na nich szkoda;
Precz z niémi! — Słudzy milczących powiedli,
A zamek zawrzał, zapłonął ogniami,
Zahuczał ludem, i nim kury trzecie
Zapiały, dziesięć dzikich biegło koni
Ze wrót zamkowych, po obszernej błoni,
Każdy za sobą wlokąc zdrajcy ciało,
Które się z życiem wrzeszcząc passowało;
I wiatr donosił zdała tentent koni,
I jęki winnych. Potem tentent tylko,
Potém szmer głuchy — I cisza głęboka,
I krwawe tylko pozostały ślady
Zbrodni, wycieczki i kary i zdrady.
</poem><br>
{{---}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ma7cldi94hpsqekbeevqddb2de7ewav
Strona:Anafielas T. 2.djvu/38
100
1073396
3147061
3119441
2022-08-07T11:09:49Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|37}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|IV.|przed=20px|po=20px}}
<poem>
:W ciemnicy dzieci Montwiłłowe płaczą,
Sieroty śmierci niechybnej czekają;
Trzech ich. Najstarszy Wikind gniewem pała,
Średni Towciwiłł ojca swego płacze,
Najmłodszy Erden drży, śmierci się lęka;
A wszyscy razem patrzą i czekają,
Rychło siepacze drzwi lochu otworzą
I miecz lub stryczek przyniosą od stryja.
Lecz niéma kata, i dzień jeden mija
I drugi mija; o chlebie i wodzie
Jęczą sieroty pod zamkową wieżą,
Na mokréj słomie powiązani leżą.
A starszy jeszcze gniewem, zemstą pała,
I średni jeszcze ojca swego płacze,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gyuyr783mdxomrjz5lqwti9xyqlea2t
Strona:Anafielas T. 2.djvu/39
100
1073397
3147067
3119442
2022-08-07T11:14:42Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|38}}</noinclude><poem>
Najmłodszy męki lęka się i śmierci.
Siedém dni mija, i codzień, co rana
Trzy dzbany wody i trzy bochny chleba
Przynosi strażnik, kładnie i odchodzi,
Słowa nie powie, słowem nie osłodzi
Ciężkich mąk sierot. Napróżno go starszy
Wyzywa słowy, napróżno doń średni
Łzami się, modli, napróżno najmłodszy
Jękiem go błaga, on słowa nie rzecze,
Nie spójrzy nawet, i jak wszedł wychodzi.
:Siedzą sieroty pod zamkową wieżą,
Liczbę dni tracą, dzień nocy podobny,
Bo jak noc ciemny i jak noc milczący;
I nic nie słychać, tylko brzęk łańcucha
I jęki więźniów, dochodzące ucha
Zdala, przewlekłe, bolesne, z pod ziemi.
:Już starszy gniewu cierpieniem postradał,
Już średni łez swych zapomniał po ojcu,
Już młodszy śmierci lękać się zaprzestał,
I wszyscy razem piersiami wyschłemi
Wołali tylko — Powietrza, swobody,
Lub śmierci prędzéj i męczarniom końca! —
:A śmierć nie przyszła, i wrota zaparte
Stały jak wprzódy, i jak wprzódy Sargas<ref>Straż.</ref>
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0k25j5rp8r90yahwri1705uq15lragq
Strona:Anafielas T. 2.djvu/40
100
1073398
3147068
3119443
2022-08-07T11:15:05Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|39}}</noinclude><poem>
Milczący, codzień chleb nosił spleśniały
I stęchłą wodę. I milcząc spoglądał
Na sierot troje, a jeszcze litości
Nie uczuł w sobie, i głosu im nawet
Z świata, z którego wygnani, nie przyniósł.
:Siedémkroć siedem błysnęło poranków,
Siedémkroć siedem razy Saułe<ref>Słońce.</ref> świetne
Wpadło do morza i wstało obmyte;
Dwa razy Menes<ref>Xięzyc.</ref> zmieniał twarz zrąbaną,
A wrota stały jak wprzódy zaparte.
Cierpienia rosły w duszy sierot trojga,
Jak mchy wilgotne na murach więzienia,
Pęta się wjadły w odrętwiałe nogi,
Wybladły lica, przygasały oczy,
I uszy dźwięków świata zapomniały,
A Sargas ani śmierci, ni swobody,
I nic nie przyniósł — prócz chleba i wody.
</poem><br>
{{---}}
<br><br><br<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ljr0dh1x099jkwrm0tioyz7x5io6hg7
3147082
3147068
2022-08-07T11:35:56Z
Seboloidus
27417
lit., dt
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|39}}</noinclude><poem>
Milczący, codzień chleb nosił spleśniały
I stęchłą wodę. I milcząc spoglądał
Na siérot troje, a jeszcze litości
Nie uczuł w sobie, i głosu im nawet
Z świata, z którego wygnani, nie przyniósł.
:Siedémkroć siedém błysnęło poranków,
Siedémkroć siedém razy Saułe<ref>Słońce.</ref> świetne
Wpadło do morza i wstało obmyte;
Dwa razy Menes<ref>Xiężyc.</ref> zmieniał twarz zrąbaną,
A wrota stały jak wprzódy zaparte.
Cierpienia rosły w duszy siérot trojga,
Jak mchy wilgotne na murach więzienia,
Pęta się wjadły w odrętwiałe nogi,
Wybladły lica, przygasały oczy,
I uszy dźwięków świata zapomniały,
A Sargas ani śmierci, ni swobody,
I nic nie przyniósł — prócz chleba i wody.
</poem><br>
{{---}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fiw5qp59wlbr68j9470sun0v2hwuvz8
Strona:Anafielas T. 2.djvu/42
100
1073399
3147074
3119444
2022-08-07T11:19:03Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|41}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|V.|przed=20px|po=20px}}
<poem>
:Schły w ciężkich więzach Ryngoldowe wnuki,
A Mindows nad ich głowami panował.
Braci nie było, nie lękał się zdrady,
A miecz Ryngolda wstrzymywał sąsiady,
I weszło Litwie pomyślności słońce,
Bo Kunigasy, posłuszni Mindowie,
Kłonili czoła i nieśli daniny.
Nikt nie śmiał szemrać, ni podnosić głowy.
Tylko Niemieckich Zakon wojowników
Zagrażał Żmudzi, Liwóm i Kuronóm;
Ale się jeszcze Volquin nic odważył
Wyciągnąć ręki po Mindowsa włości,
Bo był sam słaby, bo już miecz Ryngolda
Zostawił kresę na Niemieckiéj zbroi.
Czekali pory, czekali niezgody,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
eqsc8bv0xp9utdttze4cbr9yd102r6e
Strona:Anafielas T. 2.djvu/43
100
1073400
3147077
3119445
2022-08-07T11:21:19Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" />{{c|42}}</noinclude><poem>
A braci z Niemiec wołali do siebie,
Oręże ostrząc na progach swych grodów.
:Lecz cicho było w Litwie Ryngoldowéj,
Żmudź tylko stała przed Zakonem w trwodze.
Kuroni w Kiemach siedzieli spokojni,
Jaćwieże z pługiem chodzili po niwach,
Krywicze ruskiéj zabywali braci
I dłoń braterską Litwinom dawali.
Pińsk, Mozyr, Siewierz, Czerniechow swym grodóm
Sypali wały, Zaborole<ref>Palisady.</ref> bili,
I słali Kniaziu bogate daniny.
Nie było w całej Litwie Kunigasa,
Coby Mindowsa sprzeciwił się woli,
Coby nie stanął do zamkowéj straży,
Ludzi nie przysłał, odmówił daniny,
Lub skrył się w lasy i uciekł do wrogów,
Gdy do wrót poseł kołatał xiążęcy.
Z krwi braci zdrajców wyrósł kwiat pokoju,
Co po nad Litwą jasną wznosił głowę
I liśćmi lud jéj osłaniał ubogi.
:Lammechin Królik u Kurów panował,
I Ryngold nawet pożyć go nie zdołał;
Napróżno corok po haracz wysyłał:
Posłańce jego nigdy nie wracali,
Lub pohańbieni, w żebraczém odzieniu,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tpcn42butccktj5dqbgogtmkto5wnkg
Zakopane (Hoesick, 1900)
0
1076501
3146626
3129220
2022-08-06T19:12:02Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Zakopane
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Sonata wiosenna
|następny = Zagadkowy królewicz
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=404 to=429 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S62]]
nhc82axiavm6rsaluxukr3audoqh3mb
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/311
100
1076869
3146516
3130143
2022-08-06T17:57:28Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|11}}</noinclude>ta katastrofa pozbawiła nas chleba, musieliśmy się ścisnąć, przenieść do jednéj izdebki na poddaszu przy Ogrodowéj ulicy, i myśléć by po jałmużnie nie chodzić. Matka mniéj dbała o siebie, życie jéj było skończone, ale płakała nademną, bo jéj się zdawało po macierzyńsku sądząc, że we mnie widziała ziarenko przyszłości, iskierkę jakąś — żal jéj było, bym się miał zwalać i zmarnować.<br>
{{tab}}Dochodziła zrazu prawie do rozpaczy, ale boleść ta biednéj kobiety, któréj całém narzędziem przyszłości było serce, nie roztapiała się we łzach próżnych, gorączkowo szukała ratunku.<br>
{{tab}}Radzono jéj by mnie oddała do terminu, nie chciała, pojmowała instynktowo, że szkoły i nauka stanowiły o przyszłości; postanowiła bądź co bądź dać mi jak mogła najlepsze wychowanie. Sama mnie pilnowała, a całując nieraz i ściskając we łzach cała, wlewała we mnie miłością swą ochotę do pracy, przéczucie jéj pożytku... Nigdym ze szkoły nie powrócił, żeby mnie sama nie rozpytała<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kytstvm19xtprt4hrerjxxyrwbvsssx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/312
100
1076870
3146562
3130144
2022-08-06T18:50:27Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|12}}</noinclude>o najmniejszy szczegół zajęć moich i postępy jakie uczyniłem.<br>
{{tab}}Rozgrzany tą troską i pieczą, dojrzałem téż wcześnie, spoważniałem od dziecka, gorąco pochwyciłem do piersi jéj pragnienie... A że ostatki grosza wyczerpywały się szybko, choć nie młoda, choć chora, choć nie {{Korekta|przewykła|przywykła}} do pracy ręcznéj, matka moja odważnie poczęła jéj szukać, by zapobiedz głodowi i wyciąganiu ręki, {{Korekta|ktoreby|któreby}} ją przedwcześnie zabiło.<br>
{{tab}}Po dawnych swoich znajomych chodząc, wyrobiła sobie, że jéj bieliznę do prania oddawać zaczęto, najęła do pomocy kobietę, i z tego malutkiego zarobku, który jednak z dnia na dzień głodu nie dopuszczał, poczęliśmy się ubożuchno utrzymywać.<br>
{{tab}}Często wspominam dziś ze łzami jeszcze, tę szczupłą izdebkę jedyną na tyłach drewnianego domku w Ogrodowéj ulicy, w któréj mieściły się i balije i stoły do prasowania, i łóżko i kuchnia, i ja na ławeczce z książką w ręku w kąciku pod okiem matki. Od rana do mroku musiała biedna biegać od kątka do<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lwz5yec4f6deei9hv012rosr5vp6lt3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/313
100
1076871
3146644
3130145
2022-08-06T19:20:27Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|13}}</noinclude>kątka, by wystarczyć zajęciu, i na mnie spojrzeć, i uścisnąć i zapytać o każdy szczegół.<br>
{{tab}}Nieraz z podziwieniem rozmyślam, jak ona odgadywała niemal, i trudności z któremi walczyłem i drogi jakiemi przeciw nim iść było potrzeba, instynktem wskazując mi cudownie co robić miałem, jak się uczyć, gdzie czego szukać.<br>
{{tab}}Na progu téj izdebki czekała na mnie gdym powracał, ścigała oczyma gdy z książkami pod pachą odchodziłem do szkoły. Jam poczuł, że takiemu poświęceniu powinienem był odpowiedziéć równém z mojéj strony, i w trzynastym już roku mogłem przynieść jakiś grosz do domu, uczeniem drobniejszych i równie jak ja ubogich dzieci, zarobiony. Maluczko to było, ale własny mój zarobek, czynił mnie tak dumnym, a matka ściskając i obejmując spracowanemi rękami, {{korekta|łak|tak}} słodkiemi łzy go skrapiała!<br>
{{tab}}— Daruj mi pan, dodał Teoś, że się nad drobnemi okolicznościami téj epoki mojego życia rozszerzam — pozostały w sercu tak głęboko wyryte wspomnienia młodości, że<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1unqwlp76vkr0ct9r6lwim1f64608iu
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/314
100
1076872
3146647
3130146
2022-08-06T19:21:16Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|14}}</noinclude>mi się od nich oderwać trudno. W téj pozioméj prozie życia, ja widzę jeszcze taką poezję, takie blaski! takie cuda! jakich wyobraźnia poety nigdy stworzyć nie może.<br>
{{tab}}Było to życie ciche, pracowite i jednostajne, okolone spokojem, jakiego inne jaśniejsze losy ludzkie nie mają. Wieczorem zasiadaliśmy z matką u stolika przy świecy ogarku, ona z robótką jakąś, ja z książką na kolanach, i cicho nieraz zagadywaliśmy się długo, a ona mi prostemi słowy wpajała te wielkie życia zasady, których ani nauka, ani rozum nabyty, ani wielka przebiegłość zastąpić nigdy nie mogą, bo one płyną raczéj z serca i uczucia oświeconego przyniesionym z innego świata blaskiem, niż z tych władz, których użycie od wielu wpływów ziemskich zależy.<br>
{{tab}}Czasem wieczorem letnim siadaliśmy razem w podwórku, które miało trochę zieloności, na które wietrzyk czyściejszy od pól i łąk, od lasów i wód zawiewał, i poiliśmy się ciszą téj godziny, marząc oboje jak kiedyś będziemy szczęśliwi, gdy ja dorosnę,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
buju0wbmgs0xolry2ffuz5iksb8falq
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/315
100
1076873
3146648
3130147
2022-08-06T19:22:42Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|15}}</noinclude>gdy ona na mojém sparłszy się ramieniu, odpocząć będzie mogła.<br>
{{tab}}Ale biedna matka, w pracy nareszcie stargała siły, poczęła chorzeć, radzić się, leczyć, słabnąć i jednego strasznego dnia, którego nie zapomnę nigdy, zostałem — sierotą.<br>
{{tab}}Ciężko jéj było umierać — zostawując mnie samym na świecie w tym wieku, który staréj do pokierowania przyszłością potrzebuje dłoni... bez opieki, bez przyjaciela i doradzcy, i zdaje mi się że ta obawa o mnie, niszcząc jéj zdrowie, zgon przyśpieszyła.<br>
{{tab}}Zbudziliśmy się około północy, jękiem cichym, który napróżno stłumić chciała, bojąc się mnie obudzić, — po cichu wołała — wody, paliło ją pragnienie. Od kilku dni uważaliśmy że była gorzéj, ale pracy zwykłéj nie rzucała do ostatka i choć kaszel ją przerywał, choć w nogach czuła osłabienie — stała odważnie przy stole, nie dając się namówić na spoczynek.<br>
{{tab}}Wstaliśmy rozpalić światło, pobiegłem po świeżą wodę... ale usta jéj spalone ledwie się brzegu szklanki dotknęły, postrzegłem, że<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q2s2bp1a439tfbulo2atc34mdsuk6a1
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/316
100
1076874
3146651
3130148
2022-08-06T19:24:17Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|16}}</noinclude>ręce drżały tak, iż utrzymać jéj nie mogła, a twarz śmiertelną poczęła okrywać się bladością, dwie łzy ciche spływały po policzkach... Chciała mówić, ale głos jéj zamierał, pochwyciła mnie tylko za głowę, przycisnęła ją do piersi, schyliła się ku mnie i z lekkim okrzykiem bólu... skonała.<br>
{{tab}}Ja sam zostałem u łóżka jéj klęcząc, w tym martwym już uścisku, nie pojmując śmierci, nie wierząc w nią, nie wiedząc co począć.<br>
{{tab}}Na płacz i lament kobiety, która u nas służyła, rozbudzającéj dom cały, poczciwi ludzie nadeszli, a żem ja nie umiał sobie dać rady i nie wiedział co robić, zajęli się z litości pogrzebem i ostatnią dla biednéj matki posługą; potém sprzedażą ruchomości, obmyśleniem wreszcie spokoju na pierwsze żalu godziny.<br>
{{tab}}Kilkoro nas tylko poszło za ubogą trumienką na Powązki, a mnie od mogiły nie łatwo było oderwać. Ale nazajutrz potrzeba już było iść do szkoły, a matka tak we mnie wpoiła konieczność pracy, żem ani pomyślał o swobodzie, o odpoczynku, że żal nawet<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3cbjxsmaecoruwvydg83dyhu1qf1ljx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/317
100
1076875
3146681
3130149
2022-08-06T19:47:51Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|17}}</noinclude>rozpaczliwy, nie zdawał mi się przyczyną dostateczną do uwolnienia od nauki.<br>
{{tab}}Nigdy nie zapomnę powrotu mojego do klassy, gdy z czerwonemi oczyma, nie umiejąc lekcji tuliłem się drżący w kątek, aby mnie nauczyciel nie wywołał. Tego dnia przypadała właśnie lekcja jednego z tych najstraszniejszych pedagogów nieubłaganych, którzy są postrachem dzieciaków.<br>
{{tab}}Był nim professor matematyki pan Kruczkiewicz. Żółty, chudy, prosty, sztywny, nie uśmiechający się nigdy, chodzący po świecie jak cyrkiel po papierze wymierzonemi kroki, i na pozór pozbawiony krwi, serca, uczucia i wszystkiego co człowieka stanowi. Nieszczęściem za pierwszém wejrzeniem wpadłem mu w oko i suchy, kościsty palec skierowawszy ku mnie, wywołał swym głosem grzechotki:<br>
{{tab}}— Muszyński!<br>
{{tab}}Mrowie przebiegło po mnie, zasłoniłem twarz rękami i zacząłem płakać.<br>
{{tab}}Płacz w dziecku jest zeznaniem winy, i tak go zrazu pojął professor, który coraz suro-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
48vff5ce7n3jrxpef70u0hys4spfbt2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/318
100
1076876
3147028
3130150
2022-08-07T09:47:35Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{C|18}}</noinclude>wiéj gromić i wołać począwszy, wyciągnął mię z ławy na środek, obsypując przezwiskami, leniwca, muła, opieszalca, próżniaka.<br>
{{tab}}— A to tak! — wołał zimnym głosem równym, wyrazy ostremi, ale bez najmniejszego objawu passji, — a to tak! zabaweczki! bieganina! piłka! uliczka! a to tak! a lekcji ani w ząb! Czekajże, dam ja ci tu zabawki, dam piłkę, dam uliczkę, łobuzie jakiś, zakało rodu ludzkiego! No cóż? nie umiesz lekcji?<br>
{{tab}}— Nie — umiem, panie professorze, — odpowiedziałem.<br>
{{tab}}— Nie umiesz! i bezwstydnie śmiesz mi to wyznawać, w obliczu towarzyszów, bez sromu, bez czoła... na zgorszenie tych, których dotknięcie twoje zaraża, których gubisz złym przykładem. A! czekajże!<br>
{{tab}}Tu groźnie się zatrzymał i dodał:<br>
{{tab}}— Mów, mule jakiś, dla czegoż nieumiesz?<br>
{{tab}}Professor zamiast osła, używał zawsze muła, pierwsze wyrażenie mając za nadto trywialne.<br>
{{tab}}— Dla czego nieumiesz? — powtórzył groźnie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
12tn4j6mjezeemttx90ntr4xtbwci3c
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/319
100
1076877
3147031
3130151
2022-08-07T09:53:11Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|19}}</noinclude>{{tab}}— Matka mi umarła! — odpowiedziałem po cichu.<br>
{{tab}}Nauczyciel stanął wryty, zmieniła mu się twarz zwykle nieporuszona, w oku zakręciła się łza — zmieszał się, pożałował widać łajania i zbliżywszy się do mnie pogładził po głowie, zcicha rzekłszy do mnie:<br>
{{tab}}— Sierota?<br>
{{tab}}— Sierota — odpowiedziałem.<br>
{{tab}}— Bóg nam ojcem, odejdź na miejsce.<br>
{{tab}}Odtąd był dla mnie opiekunem i ta zimna postać, pod któréj powłoką suchą kryło się serce pełne uczucia, wcale inaczéj mi się przedstawia.<br>
{{tab}}Usiłując wynagrodzić mi to co za bolesną uważał krzywdę, wyrządzoną bezbronnemu dziecięciu, Kruczkiewicz zaraz wychodząc z klassy zaprowadził mnie do siebie, wybadał i szczególniéj się zajął moim losem. Było coś opatrznościowego w tym gniewie, w tych łzach i w téj rzuconéj mi przy pierwszym kroku w świat opiece z góry.<br>
{{tab}}Taki był nowego życia początek, musiałem zaraz opuścić mieszkanie przy Ogrodowéj<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
10seb0e0dmy8fw9ox3dqec4th0t46v8
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/320
100
1076878
3147033
3130152
2022-08-07T09:57:55Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|20}}</noinclude>ulicy, z którém rozstać się było mi bardzo, bardzo trudno! Był to ostatni kątek na ziemi, gdziem jeszcze nie był sierotą.<br>
{{tab}}Odtąd już sam jeden, nie mając własnego dachu, po cudzych kątach tułać się musiałem i cudzym żyć chlebem.<br>
{{tab}}Ale w szkołach dobrze mi jeszcze było, nie poczułem tak bardzo ciężaru życia, uczyłem się jak mogłem, dobijałem nagród, pochwał, wszystkich dystynkcji mających zaręczać przyszłość, które jednak najczęściéj małą są jéj rękojmią.<br>
{{tab}}Gdym późniéj z temi laurami wyszedł na świat, pozostało mi przekonanie o potrzebie głębszéj nauki, a zupełny brak ułatwiających ją środków i znowu troska o chleb powszedni, którego szkolne nagrody nie dawały, nie uczyły nawet jak nań zrobić.<br>
{{tab}}Zostawało mi jedno nauczycielstwo, najcięższy może z zarobków, którego zasługę zapoznają i goryczy nie wiedzą ludzie. Ucząc drugich potrzeba się było samemu kształcić, czytać, pracować, kraść od snu nocnego go-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n0hwwoct1f8f6olwg5lt8mm7d7ui0gi
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/321
100
1076879
3147039
3130153
2022-08-07T10:09:06Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|21}}</noinclude>dziny, zdobywać często upokorzeniem i ofiarami miłości własnéj, książki i pomoce.<br>
{{tab}}Ale gdy się cel sobie oznaczy, gdy się pragnie i silną ma wolę — czegóż to człowiek nie złamie? Jest opatrzność dla tych co na nią zasłużą.<br>
{{tab}}W tych latach nabyłem przekonania, że nad sierotami czuwa Boża opieka, że są w życiu niepojęte cuda, których prostemu przypadkowi przypisywać nie można.<br>
{{tab}}Pomnę, że często w chwilach najpilniejszéj potrzeby, spadały mi z nieba upragnione pomoce tak na dobie, jak gdyby głos mój gdzieś był wysłuchany w górze, jak gdyby odpowiedź nań niosły. Nigdy téż nie rozpaczam: w ostatniéj chwili, gdy mi już do czynienia nic nie pozostaje, — staję, czekam, spoglądam w niebo i niebo zsyła dłoń pomocną.<br>
{{tab}}Często jak gdyby Opatrzność probowała sił człowieka, opóźnia się z posiłkiem, doprowadza do ostateczności, czeka czy nie zrozpaczysz, aż gdyś już stracił nadzieję, gdy drżysz mając zbluźnić; — zlatuje niebieski posłaniec z wieścią radosną. Jesteś ocalony.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
00kh3t9gdb10ow17pkivdua0lln8s0q
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/322
100
1076880
3147040
3130154
2022-08-07T10:30:36Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|22}}</noinclude>{{tab}}Chodzenie za lekcjami, utrapienia jakich się doznaje mając do czynienia z ludźmi różnemi, naprzykrzyły mi się tak bardzo, żem począł szukać innych środków do życia.<br>
{{tab}}Zdało mi się, że czując w sobie jakiś talencik, mając łatwość pisania, chęć pracy, potrafię stanąć w rzędzie choćby najskromniejszych literatów i na chleb zapracować, a razem być ludziom pożytecznym.<br>
{{tab}}Dawno już sił probowałem po cichu, alem nie śmiał występować z niedojrzałą pracą; porównywałem, śledziłem, czytałem, a w ostatku przy pomocy miłości własnéj nie czując się tak bardzo gorszym od drugich, postanowiłem uciec się o pomoc do jednego z sędziwych już literatów, przytulić pod jego skrzydła, aby ''sub umbra alarum'' potentata wejść w ten świat, który mi się przytułkiem i portem wydawał po burzy.<br>
{{tab}}Ale z temi głośnemi imionami, taka historja jak z szyldami: są sławy uczciwe i w pocie czoła zdobyte powoli, są imiona kupione umiejętnie graną komedją i wywieszonym pięknie malowanym znakiem.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2jxmf1xipy5v10tnxku3fidz2j71is5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/323
100
1076881
3147041
3130155
2022-08-07T10:51:25Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|23}}</noinclude>{{tab}}Smutno to powiedziéć, ale najczęściéj ten najgłośniejszy kto najmniéj zasługuje na to. Genjusz, talent, uczucie, poświęcenie, wszystko przed ludźmi odegrać można, przemawiając zręcznie do słabostek człowieka.<br>
{{tab}}Temu, którego zdania potrzebujesz, wmów tylko znawstwo wielkie, rozum przenikliwy, okadź go naprzód pochlebstwy, a będziesz miał gotowego poplecznika. Tłumy zyskują się jak pojedynczy ludzie, kadzidłem, potakiwaniem ich namiętnościom, w porę rzuconém słowem, uległością, pokorą, wielkiemi frazami głośno wykrzyknionemi, gdy drudzy szepczą je po cichu, zapożyczoną umiejętnie ideą popularną.<br>
{{tab}}Cicha praca w kątku, idąca w świat bez opłaconéj pokłonem reklamy, potrzebuje długiego czasu by trafiła do przekonań i zyskała uznanie, a głośna szarlatanerja zdobywa od razu szturmem, co sumienniejsi życiem okupywać muszą.<br>
{{tab}}Pierwszego, na którego trafiłem, literata wielkiego imienia, o secinie tomów dzieł<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s6c8jkm0sez9ygw2n7iqfnohuls3iel
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/324
100
1076882
3147042
3130156
2022-08-07T10:51:55Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|24}}</noinclude>przeróżnéj treści, musisz pan znać choć z imienia, jest nim Jan Kanty Purchawka.<br>
{{tab}}Dziwny to fenomen, że z końca w koniec szeregu zgadzają się wszyscy na to, że nie ma żadnego talentu, sami najżarliwsi wielbiciele we frazy jego nie wierzą, a przecież Purchawka jest wzięty, głośny i nie ma sprawy literackiéj, w którąby palca nie umoczył.<br>
{{tab}}Chodzi około tego z umiejętnością wielką, a pielęgnuje swoją reputację nie znacznie, ale nader skutecznie.<br>
{{tab}}Posłuchajcie go tylko mówiącego o literaturze, nic się tam nie stało bez jego udziału, wszystko my zrobiliśmy, powiada; nie ma czegoby nie doradził, do czegoby się nie przyczynił, w czémby czynnéj i stanowczéj nie grał roli. A jednak, z przeproszeniem, puściejszéj głowy i takiego jak u niego braku sądu, trudno na świecie znaleźć, ale Purchawka ma rzecz wielką... ma frazę.<br>
{{tab}}Myśli brak mu całkowicie, słowo zawsze znajdzie, wedle oklepanych form ułożone i przyzwoicie wyglądające, tak, że dla niewymagających ludzi, uchodzi za produkt jak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4h5fkfjzkpf79i27831zqsmmxtoybjk
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/325
100
1076883
3147072
3130157
2022-08-07T11:18:12Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|25}}</noinclude>najwykwintniejszy. Wiecznie téż jest w pogoni za myślą, na przesmyku, którędy ta zwierzyna się przemyka i nie ma łowca coby zręczniéj polował na ledwie wykluwającą się ideę. Nieostrożnie przed nim wygadasz się z niedonoszonym pomysłem, sądem, zdaniem — milcząc pochwycił je w powietrzu, a jutro nosi się z niemi po mieście jak ze swojemi dziećmi i gorliwie je popierając, najbezwstydniéj głosi się ich rodzicem.<br>
{{tab}}Na tych łatwych zdobyczach, cała jego stoi sława. Nikt umiejętniéj nad niego nie wypotrzebuje cudzego pomysłu, nie przewącha co ma być popularném i może się stać głośném.<br>
{{tab}}Widziałeś pan przecie choć raz w życiu Purchawkę gdzieś na jakimś bankiecie, ku czci jakiéj gwiazdy prowincjonalnéj wydanym? Jest to maleńka, grubawa figurka, na trochę krzywych, nizkich nogach, któréj Opatrzność jako szyldu powołania udzieliła szczęśliwéj dużéj głowy i hydrocefalicznego czoła.... Oczy mu siedzą na wierzchu, a wargi oddete dumnie, świadczą, że poczuł swą<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fpfs6o6z7w0r0bhlzyjw4fh0v3biuva
3147083
3147072
2022-08-07T11:37:52Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|25}}</noinclude>najwykwintniejszy. Wiecznie téż jest w pogoni za myślą, na przesmyku, którędy ta zwierzyna się przemyka i nie ma łowca coby zręczniéj polował na ledwie wykluwającą się ideę. Nieostrożnie przed nim wygadasz się z niedonoszonym pomysłem, sądem, zdaniem — milcząc pochwycił je w powietrzu, a jutro nosi się z niemi po mieście jak ze swojemi dziećmi i gorliwie je popierając, najbezwstydniéj głosi się ich rodzicem.<br>
{{tab}}Na tych łatwych zdobyczach, cała jego stoi sława. Nikt umiejętniéj nad niego nie wypotrzebuje cudzego pomysłu, nie przewącha co ma być popularném i może się stać głośném.<br>
{{tab}}Widziałeś pan przecie choć raz w życiu Purchawkę gdzieś na jakimś bankiecie, ku czci jakiéj gwiazdy prowincjonalnéj wydanym? Jest to maleńka, grubawa figurka, na trochę krzywych, nizkich nogach, któréj Opatrzność jako szyldu powołania udzieliła szczęśliwéj dużéj głowy i hydrocefalicznego czoła.... Oczy mu siedzą na wierzchu, a wargi oddęte dumnie, świadczą, że poczuł swą<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
c2dlfz0nhwyu763ghpyq4heoqtc5mgl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/326
100
1076884
3147073
3130158
2022-08-07T11:18:47Z
Anwar2
10102
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Anwar2" />{{c|26}}</noinclude>wysoką dostojność. Patrz, gdy kroczy przez ulicę, jakim otoczony majestatem! jaką obleczony powagą, jak wie że ściąga oczy i może być widzianym, jak pilnuje się by nic, zapomniawszy się, ze szczerego uczucia jak prosty śmiertelnik nie zrobił.<br>
{{tab}}Czujesz, że ten potężny łeb stworzony jest do wieńca i aureoli, choćby ich wcale był nie wart, inaczéj trzebaby mu choć ośle uszy przyprawić, aby jako tako wyglądał.<br>
{{tab}}Nikt mocniéj na pozór w siebie nie wierzy i lepiéj się sprzedać nie umie. Trzeba go widzieć z obcymi zwłaszcza, gdy się raz pierwszy im przedstawia, jak w najobojętniejszą rozmowę umie wtrącić to co go podnieść może, jak pół słówkami, nawiasami, zapomnieniami umyślnemi posuwa swój obóz naprzód i odkrywa siły.<br>
{{tab}}Nie ma człowieka coby więcéj o poświęceniu mówił, a mniéj go praktykował; słuchając go wierzysz, że żyje dla ludzkości, znając postrzeżesz łatwo, że siebie tylko ma na celu i bifsztykby z niéj wykroił, gdyby mu się trochę jeść chciało.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bw3hhfkwin4pq4sxctkboz34i2xql0e
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1210
100
1078382
3146826
3146004
2022-08-06T21:40:34Z
Alenutka
11363
/* Uwierzytelniona */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="4" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— ''C’est fameux''! — rzekł do siebie w uliczce, — do historji mojego żywota, brakło tego epizodu. Stanowczo potrzeba myśléć o nowicjacie u Kapucynów.<br>
<br><br>
{{c|{{f*|Koniec Tomu V.|kap}}}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lrts50p51h2niywvj7957q2s6kyz1gc
Sonata wiosenna
0
1079786
3146625
3137903
2022-08-06T19:11:49Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Grobowiec królewski
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Z życia i książek
|następny = Zakopane (Hoesick, 1900)
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=399 to=403 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S61]]
rh5xqdtkyvy7hesypnrg8cuyeofnthz
Wikiskryba:Draco flavus/Pomoc/Obróbka plików graficznych pod Linuksem
2
1079884
3146431
3146122
2022-08-06T13:59:51Z
Draco flavus
2058
/* Ściągawka */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustali przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 51.0%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:4em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:HoneyDew;"|img2pdf convert ghostscript
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 51.0%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)
|style="background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!djvu
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 51.0%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|style="background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|6|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|3|M}}}}(kadrowanie)
|}
{{Przypisy}}
9rdmu3n3wc4p32i19syxetqrfzgecv6
3146435
3146431
2022-08-06T14:05:45Z
Draco flavus
2058
/* Ściągawka */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustali przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:4em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:HoneyDew;"|img2pdf convert ghostscript
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)
|style="background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!djvu
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|style="background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|6|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|3|M}}}}(kadrowanie)
|}
{{Przypisy}}
b0gv62bzufv7n4qkdhmpga4qgk1ek1g
3146436
3146435
2022-08-06T14:17:22Z
Draco flavus
2058
/* Ściągawka */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustali przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:4em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br><br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|img2pdf convert ghostscript}}
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!djvu
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|6|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|3|M}}}}(kadrowanie)
|}
{{Przypisy}}
m17eq62wxpxzav0j7dtm65mjfgg0hyk
3146438
3146436
2022-08-06T14:23:27Z
Draco flavus
2058
/* Ściągawka */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustali przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br><br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|img2pdf convert ghostscript}}
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!djvu
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|6|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|3|M}}}}(kadrowanie)
|}
{{Przypisy}}
bzmx862ehefua0rp569ehgzxbzg5ivf
3146520
3146438
2022-08-06T18:00:45Z
Draco flavus
2058
/* Ściągawka */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustali przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br><br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|img2pdf convert ghostscript}}
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)<br> {{sfrac|pdfjam|pdfcrop}} + pdftk {{0|{{pętla|11|M}}..}}([[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!djvu
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|10|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|1|M}}}}(kadrowanie, [[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|}
{{Przypisy}}
cmm79j68dd7e5jfa4nbgqx2dah01f7e
3146526
3146520
2022-08-06T18:10:17Z
Draco flavus
2058
/* Ściągawka */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustali przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br><br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|img2pdf convert ghostscript}}
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)<br> {{sfrac|pdfjam|pdfcrop}} + pdftk {{0|{{pętla|11|M}}..}}([[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!rowspan="2" |djvu
|rowspan="2" style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|rowspan="2" style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4 {{0|{{pętla|4|M}}..}}(djvu z zakresu stron wyjściowego pliku)
|-
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|10|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|1|M}}}}(kadrowanie, [[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|}
{{Przypisy}}
korkvp932btcgq1k4rxsl3labsa9jgr
3146531
3146526
2022-08-06T18:15:56Z
Draco flavus
2058
/* Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustalić przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br><br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|img2pdf convert ghostscript}}
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)<br> {{sfrac|pdfjam|pdfcrop}} + pdftk {{0|{{pętla|11|M}}..}}([[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!rowspan="2" |djvu
|rowspan="2" style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|rowspan="2" style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4 {{0|{{pętla|4|M}}..}}(djvu z zakresu stron wyjściowego pliku)
|-
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|10|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|1|M}}}}(kadrowanie, [[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|}
{{Przypisy}}
b91r8fzt39ood70bi0w05kpvbn16s5x
3146533
3146531
2022-08-06T18:18:29Z
Draco flavus
2058
/* Kadrowanie (crop) */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry przy kadrowaniu trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustalić przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br><br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|img2pdf convert ghostscript}}
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)<br> {{sfrac|pdfjam|pdfcrop}} + pdftk {{0|{{pętla|11|M}}..}}([[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!rowspan="2" |djvu
|rowspan="2" style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|rowspan="2" style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4 {{0|{{pętla|4|M}}..}}(djvu z zakresu stron wyjściowego pliku)
|-
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|10|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|1|M}}}}(kadrowanie, [[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|}
{{Przypisy}}
iknjbjorb2gtq0g3ooo3j7o6h8t0reo
3146535
3146533
2022-08-06T18:20:51Z
Draco flavus
2058
/* Dzielenie stron na pół */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
:Polecenie convert z programu ImageMagick daje dostęp do ogromnej liczby przekształceń obrazów. Poniżej przedstawione będą jedynie te podstawowe, przydatne przy prostej obróbce skanów lub zdjęć zawierających tekst.
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry przy kadrowaniu trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustalić przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br><br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|img2pdf convert ghostscript}}
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)<br> {{sfrac|pdfjam|pdfcrop}} + pdftk {{0|{{pętla|11|M}}..}}([[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!rowspan="2" |djvu
|rowspan="2" style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#000000 49.5%,#000000 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|rowspan="2" style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4 {{0|{{pętla|4|M}}..}}(djvu z zakresu stron wyjściowego pliku)
|-
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|10|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|1|M}}}}(kadrowanie, [[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|}
{{Przypisy}}
dszyndzeszs9hajv9r3pxsvvs94ca27
3146538
3146535
2022-08-06T18:27:44Z
Draco flavus
2058
/* Ściągawka */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%03d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
:Polecenie convert z programu ImageMagick daje dostęp do ogromnej liczby przekształceń obrazów. Poniżej przedstawione będą jedynie te podstawowe, przydatne przy prostej obróbce skanów lub zdjęć zawierających tekst.
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry przy kadrowaniu trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustalić przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#e2e2e2 49.5%,#e2e2e2 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#e2e2e2 49.5%,#e2e2e2 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br><br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|img2pdf convert ghostscript}}
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#e2e2e2 49.5%,#e2e2e2 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)<br> {{sfrac|pdfjam|pdfcrop}} + pdftk {{0|{{pętla|11|M}}..}}([[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!rowspan="2" |djvu
|rowspan="2" style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#e2e2e2 49.5%,#e2e2e2 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|rowspan="2" style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4 {{0|{{pętla|4|M}}..}}(djvu z zakresu stron wyjściowego pliku)
|-
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|10|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|1|M}}}}(kadrowanie, [[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|}
{{Przypisy}}
shn64u9nvy6c57pjx93eqoeqmw8iu7v
3146874
3146538
2022-08-06T22:20:05Z
Draco flavus
2058
/* Wiodące zera */
wikitext
text/x-wiki
==Podstawy==
===Ogólne uwagi===
:Ta strona pomocy ma charakter luźnych uwag i wskazówek. Wymienione są różne narzędzia i triki, dzięki którym można osiągnąć zamierzony efekt. Nie jest wyjaśniane, jak wykonać daną czynność krok po kroku ale wskazywany możliwy kierunek.
===Konsola===
:O ile użytkownicy windows stosunkowo rzadko używają konsoli (cmd, powershell), o tyle wśród linuksowców jest to bardzo popularne i wygodne narzędzie pracy. Jest to bardzo potężne narzędzie, szybko i precyzyjnie można wykonać stosunkowo skomplikowane działania.
===Konieczna wiedza wstępna===
* pomoc dla programów cli
** foo -h lub foo --help
** man foo
** wyszukiwarka
* system plików
** cd (zmiana katalogu roboczego)
** mv (zmiana nazwy pliku '''niebezpieczne''')
** rm (usuwanie pliku '''niebezpieczne''')
** względne nazwy pliku ../../foo.baz
** Globing (czyli *, ?, [0-9])
** unikanie spacji w nazwach
*** cudzysłowy utrzymujące nazwę
::::<pre>for f in *; do mv "$f" $(echo $f | tr ' ' '_'); done</pre>
* tworzenie kolejnych liczb
** {1..12} → 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
** {08..12} → 08 09 10 11 12
** {33..29} → 33 32 31 30 29
** {2..10..2} → 2 4 6 8 10
*zmienne
** $i
** ${i}
* pętle
** for i in ...; do ...; done
** for (( i=0; i<=10; i+=2 )); do ...; done
* wynik jakiegoś polecenia/programu
** $(...)
** ` ... `
* pipe (potok)
* obliczenia (ewentualnie)
** i=10; echo $((i-1)) → 9
** i=11; echo $((i%2)) → 1
** i=11; echo $((i/2)) → 5
* testy przy pomocy komendy echo
===Uzyskanie właściwej kolejności plików===
:Standardowo globing zwraca wszystkie nazwy pasujące do danego wzorca w kolejności alfabetycznej, np.:<br>
::<pre>for i in foo*.jpg; do echo $i; done</pre>
::foo1.jpg foo10.jpg foo11.jpg foo12.jpg foo13.jpg foo14.jpg foo15.jpg foo16.jpg foo17.jpg foo18.jpg foo19.jpg foo2.jpg foo20.jpg foo21.jpg ...<br>
:Jeśli w nazwie występuje tylko jedna liczba, właściwą kolejność można uzyskać przez:<br>
::<pre>for i in foo[0-9].jpg foo[0-9][0-9].jpg foo[0-9][0-9][0-9].jpg; do echo $i; done</pre>
<br>
===Wiodące zera===
:Oczywiście problem nie wystąpi, gdy liczby mają jednakową długość (są zapisane z zerami):<br>
::::foo001.jpg foo002.jpg ... foo893.jpg<br>
:Przy pomocy poniższych miniskryptów można dostosować nazwy plików:<br>
::<pre>for i in {0009..1009} ; do k=$(expr $i + 0) ; mv foo$k.jpg bar$i.jpg; done </pre>
::<pre>for x in {9..1009} ; do y=$(printf "%04d\n" $x); mv foo$x.jpg bar$y.jpg; done </pre>
::<pre>a=0000 ; for i in {9..1009}; do k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; mv foo$i.jpg bar$k.jpg; done </pre>
::<pre> a=0000; b='foo*.jpg'; for c in $b ; do i=${c:$(($(expr index $b '*')-1)):$((${#c}-${#b} + 1))}; k=${a:${#i}:${#a}}${i} ; echo $i ; mv $c bar$k.jpg; done </pre>
:'''Uwaga:''' Działa dla jednej liczby w środku nazwy pliku, koniecznie należy wcześniej przetestować.
:Gdy osobno były skanowane/fotografowane strony nieparzyste i parzyste może być konieczne dostawienie dodatkowej cyfry (np. 0 i 5):<br>
::<pre>for x in {0009..1009} ; do mv foo$x.jpg bar${x}0.jpg; done </pre>
==Obróbka jednego zdjęcia (skanu)==
===Manualna===
====Pinta – drobne zmiany====
* wśród narzędzi zaznaczenie prostokątne
** ctrl-c (=kopiowanie do schowka)
* pliki → nowy → nowy obraz (wielkość domyślna wynika z wielkości obrazka znajdującego się w schowku)
* wśród narzędzi pipetka
* wśród narzędzi pędzel
** szerokość pędzla zazwyczaj dużo większa (40-50)
* wśród narzędzi stempel klonujący
* Dostosowanie kolorów
** jasność/Kontrast
** krzywe
** redukcja kolorów
* Obraz
** obrót
* Plik → zapisz jako
====Gimp – zaawansowane zmiany====
* Narzędzia → Narzędzia zaznaczania → Zaznaczenie prostokątne
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Perspektywa
* Narzędzia → Narzędzia przekształcania → Obrót
* Narzędzia → Narzędzia rysowania → Pędzel
* Plik → Utwórz ze schowka
* Plik → Wyeksportuj jako
===Zautomatyzowana===
:Przygotowanie zestawu skanów do zamieszczenia na commons i wykorzystania w projekcie Wikiźródeł może zabrać nam mniej lub więcej czasu i wysiłku. Przy kilku pojedynczych skanach jest z reguły łatwiej przyciąć j interaktywnie (np. Pinta, ew. Gimp). Gdy takich skanów/zdjęć do indywidualnej obróbki jest więcej, jest to żmudne i czasochłonne. Jeśli obrazy mają ten sam układ, można proces zautomatyzować i na przykład z lewej strony każdego obciąć 300 pikseli, zaś z dołu 500... Warto uwzględnić to już przy planowaniu i na przykład robić zdjęcia ze statywu, prostopadle do papieru, nie przesuwając książki względem aparatu przy przekładaniu stron. Albo kłaść tekst na skanerze za każdym razem w tym samym położeniu...
====Dzielenie stron na pół====
:Polecenie convert z programu ImageMagick daje dostęp do ogromnej liczby przekształceń obrazów. Poniżej przedstawione będą jedynie te podstawowe, przydatne przy prostej obróbce skanów lub zdjęć zawierających tekst.
::<pre>convert -crop 50%x100% +repage foo.TIF bar%d.pbm</pre>
::<pre>for i in {10..52} ; do convert -crop 50%x100% +repage foo$i.TIF bar$i%d.pbm ; done</pre>
:Powyżej wykonano jednocześnie konwersję do innego formatu. Otrzymuje się z oryginalnego skanu dwie strony. Zmienna %d daje numer części.
====Kadrowanie (crop)====
::<pre>convert foo.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.jpg -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.jpg</pre>
::<pre> for i in {10..52}; do convert foo$i.png -gravity Center -crop 96%x82%-0+60 -rotate 270 -strip bar$i.pbm</pre>
:Odpowiednie parametry przy kadrowaniu trzeba dobrać metodą prób i błędów.
==Konwersja plików wielostronicowych (pdf, djvu) do jednostronicowych etc.==
===Wstęp===
Zasadniczo rzecz biorąc należy takich konwersji unikać, gdyż pliki wielostronicowe są z reguły skompresowane stratnie i kolejne przekształcenie pogorszy jakość.
===pdf===
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki, numerowane trzycyfrowo (001, 002, ...)
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 bar-%3d.png</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>convert -density 150 foo.pdf -quality 90 -resize 50% bar-%3d.png</pre>
*Jedna strona (tu strona numer {{ParametrPomoc|1}} ) jest przekształcana na obrazek w formacie jpg
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[0] -quality 90 bar.jpg</pre>
:::Uwagi: liczba w nawiasie kwadratowym to numer strony, strony pdf-u są '''numerowane od zera'''.
*Strony z zakresu są przekształcane na obrazki w formacie png (strony od {{parametrPomoc|2}} do {{parametrPomoc|10}} )
::<pre>convert -density 150 foo.pdf[1-9] -quality 90 bar.jpg</pre>
:Należy zwrócić uwagę, że parametr density określa liczbę pikseli wynikowego pliku, musi być podany jako pierwszy (jeszcze przed nazwą pdf-u)
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego na przykład przy pomocy Gimpa (otworzyć dany plik importując tylko jedną stronę → Plik → Wyeksportuj jako)
===djvu===
Program ddjvu umożliwia konwersję w konsoli do kilku formatów (pbm,pgm,ppm,pnm,rle,tiff). Najlepszą jakość zapewnia z reguły tiff.
*Wszystkie strony są przekształcane na pojedyncze obrazki numerowane kolejno (1, 2, ...)
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jak wyżej ale zmniejszana o {{ParametrPomoc|50%}}
::<pre>ddjvu -format=tiff -eachpage -scale=50% foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Jedna strona (numer {{parametrPomoc|1}}) jest przekształcana na obrazek w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu bar.tiff</pre>
*Zakres stron {{parametrPomoc|1-6}} (ale również może być nieciągły np: -page=1-7,23,30-80) jest przekształcany na obrazki w formacie tiff
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1-6 foo.djvu bar-%d.tiff</pre>
*Alternatywnie można jedną stronę skonwertować do innego formatu graficznego przy pomocy DjView4 (File → Export)
==Konwersja jednej strony do innego formatu==
=== → PDF ===
====img2pdf====
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo.jpg</pre>
:możliwe jest również scalenie wielu stron w jednym kroku:
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo1.jpg foo2.jpg foo3.jpg</pre>
::<pre>img2pdf --output bar.pdf foo*.jpg</pre>
====convert (ImageMagick)====
:Uwaga standardowo konwersja do pdf jest niedostępna.<ref>Należy:
Znaleźć /etc/ImageMagick-6/policy.xml i otworzyć (z uprawnieniami administratora sudo)<br>
Zmienić<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="none" pattern="PDF" </pre>
na:<br>
::<pre>policy domain="coder" rights="read|write" pattern="PDF" </pre>
Porównaj [https://linuxhint.com/convert-image-to-pdf-command-line/ image to pdf] </ref>
::<pre>convert foo.jpg bar.pdf</pre>
====Ghostscript====
::<pre>gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo.jpg\) viewJPEG </pre>
::<pre>for i in {117..144} ; do gs -sDEVICE=pdfwrite -o bar$i.pdf /usr/share/ghostscript/9.26/lib/viewjpeg.ps -c \(foo$i.jpg\) viewJPEG ; done </pre>
:Wersja (ścieżka) ghostscriptu musi być odpowiednio dostosowana.
=== → DJVU ===
==== png pbm tiff ====
====={{tab}}bichromatyczne (czarnobiałe) pbm → djvu, tif → djvu =====
::<pre>cjb2 -clean foo.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.pbm ; do cjb2 -clean $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
====={{tab}}png → djvu =====
:Konwersja możliwa przez bezstartny format pośredni (pbm)
::<pre>convert foo.png baz.pbm ; cjb2 baz.pbm bar.djvu </pre>
::<pre>for i in foo*.png ; do convert $i bar.pbm; cjb2 bar.pbm ${i##*.}.djvu ; done </pre>
==== jpg → djvu, pgm → djvu ====
::<pre>c44 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:Wyższa jakość np.:
::<pre>c44 -slice 72,83,93,103 foo.jpg bar.djvu</pre>
::<pre>for i in foo*.jpg; do c44 -slice 72,83,93,103 $i ${i##*.}.djvu ; done </pre>
:::użyteczny bywa również parametr -decibel (od 16 do 48) określający próg rozróżniania pikseli, im wyższy tym wyższa jakość.
==== didjvu ====
:Konwertuje pojedyncze strony do formatu djvu. Wynikowe pliki są wysokiej jakości i stosunkowo niewielkie.
::<pre>didjvu encode -clean -d 600 -o bar.djvu foo.tif</pre>
::Lub dla uzyskania od razu pliku djvu z całego szeregu skanów:
::<pre>didjvu bundle -clean -d 600 -o bar.djvu foo*.tif</pre>
:Opcja -clean powoduje usunięcie drobnych, z reguły przypadkowych kropek, odpowiada opcji -losslevel 1 . Opcja -d 600 określa rozdzielczość.
==Scalanie lub dzielenie plików pdf i djvu==
===PDF===
====pdftk====
*Scalenie wielu plików pdf
::<pre>pdftk cat foo*.pdf output bar.pdf</pre>
*Rozbicie jednego pliku pdf na pojedyncze strony (pdf)
::<pre>pdftk foo.pdf burst output bar_%03d.pdf</pre>
::::kolejne strony (pliki) numerowane bar_001.pdf bar_002.pdf itd.
*Scalenie dwóch plików pdf
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf cat A B output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron pliku
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A1-10 output bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie stron od {{ParametrPomoc|10}} do {{ParametrPomoc|20}} i obrót
::<pre>pdftk A=foo.pdf cat A10-20east bar.pdf</pre>
*Wyodrębnienie pierwszych {{ParametrPomoc|10}} stron z pierwszego pliku, całego drugiego, stron {{ParametrPomoc|17}}÷{{ParametrPomoc|20}} z trzeciego i stron {{ParametrPomoc|15}}÷ do końca z czwartego
::<pre>pdftk A=foo1.pdf B=foo2.pdf C=foo3.pdf D=foo4.pdf cat A1-10 B C17-20 D15-end output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików (np. jeden zawiera strony nieparzyste, drugi – parzyste)
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A B output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z dwóch plików ale strony parzyste są w odwrotnej kolejności
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A Bend-1 output bar.pdf</pre>
*Wtasowanie stron z jednego pliku (najpierw strony nieparzyste 1÷X, potem parzyste X+1÷do końca) (niech X będzie {{ParametrPomoc|333}})
::<pre>pdftk A=odd.pdf B=even.pdf shuffle A1-333 Bend-334 output bar.pdf</pre>
===DJVU===
====DjView4====
*Po otwarciu pliku można zapisać część pliku (efektywnie podzielić plik):
**File → Save as (wybrać zakres stron)
====djvm====
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by była na końcu pliku
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu</pre>
*dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}, następne strony są przesuwane
::<pre>djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
::::W ten sam sposób, jak powyżej można również scalić dwa wielostronicowe pliki.
*usunięcie strony {{ParametrPomoc|333}} i dodanie do pliku foo.djvu strony bar.djvu, tak by ta strona miała numer {{ParametrPomoc|333}}
::<pre>djvm -d foo.djvu 333; djvm -i foo.djvu bar.djvu 333</pre>
*Przy wstawieniu (lub usuwaniu) większej liczby stron warto proces odpowiednio zaplanować, korzystnie jest zaczynać „od góry” by uniknąć potrzeby prowadzenia na bieżąco obliczeń
*scalenie pliku djvu z pojedynczych stron
::<pre>djvu -c bar.djvu foo*.djvu</pre>
*Konwersja jpg → djvu i dołączenie do pliku
::<pre>c44 bar.jpg baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; rm. baz.djvu</pre>
::<pre>for i in bar*.jpg; do c44 $i baz.djvu; djvm -i foo.djvu baz.djvu; done; rm baz.djvu</pre>
:::Nieco lepszy efekt może dać użycie programu [[#didjvu|didjvu]].
==Obróbka wielostronicowych plików (na przykład kadrowanie)==
===Obróbka pdf-ów===
====Kadrowanie pliku pdf====
:Poniżej można znaleźć kilka przykładów
::<pre>pdfjam --trim '100 0 0 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
::<pre>pdfjam --trim '0 0 100 0' --keepinfo foo.pdf -o bar.pdf</pre>
:Właściwe marginesy można ustalić metodą prób i błędów (lewy margines, dolny, prawy, górny). Wielkość strony (jeśli cały dokument ma jednolitą wielkość stron) można wyznaczyć przy pomocy:
::<pre>pdfinfo foo.pdf</pre>
:::gdzie szukamy wyniku:
::::<pre>Page size: 595.276 x 841.89 pts (A4) (rotated 0 degrees)</pre>
:::Ewentualnie można skorzystać z polecenia:
::::<pre>pdfinfo foo.pdf | grep "Page size:" </pre>
:::które nam wyświetli od razu odpowiedni wynik.
====Konwersja pliku pdf zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Utworzenie pliku pdf z pojedynczymi stronami, gdy mamy jedynie plik z dwoma stronami na jednym skanie wymaga trzech kroków:
:#utworzenia pdf-u ze stronami nieparzystymi przez odpowiednie wykadrowanie
:#utworzenie pdf-u ze stronami parzystymi przez wykadrowanie
:#połączenie tych plików przy pomocy pdftk
===Obróbka djvu===
====Uwaga ogólna====
:Przy pomocy popularnych narzędzi nie można kadrować plików djvu, jeśli byłoby to konieczne, należałoby stratnie skonwertować plik do pojedynczych obrazków (tiff) by następnie po obróbce je scalić.
====Konwersja pliku djvu zawierającego dwie strony na jednym skanie====
:Niestety konieczna jest konwersja na pliki jednostronicowe (np. tiff) – co się wiąże z pogorszeniem jakości i z utratą warstwy tekstowej, wykadrowanie i scalenie.
::<pre>ddjvu -format=tiff -page=1 foo.djvu baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg bar.djvu; for i in {1..150}; do ddjvu -format=tiff -page=$i foo.djvu baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i bar.djvu baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d bar.djvu 1 </pre>
::Wyjściowy plik to foo.djvu, wynikowy plik to bar.djvu, po drodze są tworzone pliki baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu . Oczywiście konieczne jest dostosowanie nazw, liczby stron ale i zadbanie by przypadkiem nie było plików tymczasowych o kolidujących nazwach.
:::Liczba stron dokumentu powyżej jest podana jako {{ParametrPomoc|150}}. Można ją ustalić oczywiście otwierając dokument w przeglądarce. Na potrzeby skryptu można liczbę stron ustalić przy pomocy polecenia:
::<pre>djvused -e n foo.djvu</pre>
:::Kompletne polecenie miałoby formę:
:::<pre>infile=foo.djvu; outfile=bar.djvu; ddjvu -format=tiff -page=1 $infile baz.tiff; convert baz.tiff baz0.jpg ; c44 baz0.jpg $outfile; for (( i=1; i<=$(djvused -e n $infile); i++ )); do ddjvu -format=tiff -page=$i $infile baz.tiff; convert -crop 50%x100% +repage baz.tiff baz%d.jpg; c44 baz0.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; c44 baz1.jpg baz.djvu; djvm -i $outfile baz.djvu; done; rm baz.tiff baz0.jpg baz1.jpg baz.djvu; djvm -d $outfile 1 </pre>
==Konwersja pdf ↔ djvu==
===djvu → pdf===
*Przy pomocy DjView4 można wyeksportować cały plik lub jego część do innego formatu (w tym pdf)
**File → Export
===pdf → djvu===
====pdf2djvu====
::<pre>pdf2djvu foo.pdf -o bar.djvu</pre>
:Lepszą jakość i większy plik można uzyskać przez:
::<pre>pdf2djvu --bg-slices=72,83,93,103 -d 600 foo.pdf -o bar.djvu</pre>
====DjVuDigital====
:To bardzo efektywny program do kowersji z formatu pdf (lub ps) do djvu. Niestety instalacja wymaga specjalnej wersji Ghostscripta (samodzielnie kompilowanej). Procedura nie jest skomplikowana ale czasochłonna. (por. [http://djvu.sourceforge.net/gsdjvu.html gsdjvu]).<br>
:Wynikowy plik djvu jest wysokiej jakości i z reguły mniejszy, niż otrzymywany innymi metodami<br>
:Należy jeszcze dodać, że w przypadku plików zawierających obrazki w formacie JPEG2000 (inaczej JPX) inne metody nie prowadzą do celu.
==Ściągawka==
{|class="wikitable" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"
![[File:Pfeil_SO.svg|none|link=|20px]]
!obrazek
!pdf
!djvu
|-
!obrazek
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#e2e2e2 49.5%,#e2e2e2 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Pinta, Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#e2e2e2 49.5%,#e2e2e2 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:24em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br><br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|img2pdf convert ghostscript}}
|style="background:HoneyDew;"|c44 cjb2 didjvu
|-
!pdf
|style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#e2e2e2 49.5%,#e2e2e2 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|Gimp}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|convert}}
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdftk {{0|{{pętla|3|M}}..}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>pdfjam pdfcrop {{0|{{pętla|10|M}}}}(kadrowanie)<br> {{sfrac|pdfjam|pdfcrop}} + pdftk {{0|{{pętla|11|M}}..}}([[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|pdf2djvu DjVuDigital
|-
!rowspan="2" |djvu
|rowspan="2" style="background:linear-gradient(to top left, HoneyDew 49.5%,#e2e2e2 49.5%,#e2e2e2 50.5%,LavenderBlush 51.0%);line-height:1; width:16em;height:4em; border:1px solid black" |{{f|style=margin-right:2em; text-align:left; padding-left: .3em|DjView4}}<br>{{f|style=margin-left:2em;text-align:right; padding-right: .3em|ddjvu}}
|rowspan="2" style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4
|style="padding-left: .3em;background:LavenderBlush;"|DjView4 {{0|{{pętla|4|M}}..}}(djvu z zakresu stron wyjściowego pliku)
|-
|style="padding-left: .3em;background:HoneyDew;"|djvm {{0|{{pętla|10|M}}}}(scalanie, {{ułamek|dodawanie|usuwanie}} stron)<br>ddjvu + convert + {{sfrac|c44|cjb2}} + djvm {{0|{{pętla|1|M}}}}(kadrowanie, [[File:Book (21025) - The Noun Project.svg|x20px|link=]] → [[File:Iconoir multiple-pages.svg|x20px|link=]] )
|}
{{Przypisy}}
04ydwrldce95qf919a1li2u78imfl6c
Dziecię nieszczęścia
0
1081182
3146959
3144983
2022-08-07T07:33:15Z
Wydarty
17971
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|autor = Xavier de Montépin
|tytuł = [[{{ROOTPAGENAME}}|Dziecię nieszczęścia]]
|tłumacz = Józefa Szebeko
|wydawca = A. Pajewski
|druk = A. Pajewski
|rok wydania = 1887
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|okładka = X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu
|_okładka =
|strona z okładką = 5
|_strona z okładką =
|strona indeksu = X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu
|źródło = [[commons:File:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni =
|_poprzedni = {{PoprzedniU}}
|następny = {{ROOTPAGENAME}}/Część pierwsza
|_następny = {{NastępnyU}}
|inne = {{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok01" tosection="ok01"/>
{{c|[[{{ROOTPAGENAME}}/Część pierwsza|Część pierwsza]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Część druga|Część druga]]<br />[[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog|Epilog]]|w=160%|przed=60px|po=60px}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok02" tosection="ok02"/>
{{CentrujKoniec2}}
{{Clear}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}}
[[Kategoria:Xavier de Montépin]]
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*]]
[[Kategoria:Strony indeksujące]]
gumvn4fk6fmfcexqipi3ostam674t0n
3146960
3146959
2022-08-07T07:33:34Z
Wydarty
17971
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|autor = Xavier de Montépin
|tytuł = [[{{ROOTPAGENAME}}|Dziecię nieszczęścia]]
|tłumacz = Józefa Szebeko
|wydawca = A. Pajewski
|druk = A. Pajewski
|rok wydania = 1887
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|okładka = X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu
|_okładka =
|strona z okładką = 5
|_strona z okładką =
|strona indeksu = X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu
|źródło = [[commons:File:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu|Skany na Commons]]
|poprzedni =
|_poprzedni = {{PoprzedniU}}
|następny = {{ROOTPAGENAME}}/Część pierwsza
|_następny = {{NastępnyU}}
|inne = {{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok01" tosection="ok01"/>
{{c|[[{{ROOTPAGENAME}}/Część pierwsza|Część pierwsza]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Część druga|Część druga]]<br />[[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog|Epilog]]|w=160%|przed=20px|po=20px}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok02" tosection="ok02"/>
{{CentrujKoniec2}}
{{Clear}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}}
[[Kategoria:Xavier de Montépin]]
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*]]
[[Kategoria:Strony indeksujące]]
38c6uce3hfjk9461ipyzb2gyjj9ky3c
Dziecię nieszczęścia/Część pierwsza
0
1081184
3146958
3142565
2022-08-07T07:31:10Z
Wydarty
17971
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|poprzedni = {{BASEPAGENAME}}
|inne= {{całość|{{PAGENAME}}/całość|epub=i|{{lcfirst:{{SUBPAGENAME}}}}|Cała}}
{{całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok01" tosection="ok001"/>
{{summary|
{{c|[[{{PAGENAME}}/I|I]] • [[{{PAGENAME}}/II|II]] • [[{{PAGENAME}}/III|III]] • [[{{PAGENAME}}/IV|IV]] • [[{{PAGENAME}}/V|V]] • [[{{PAGENAME}}/VI|VI]] • [[{{PAGENAME}}/VII|VII]] • [[{{PAGENAME}}/VIII|VIII]] • [[{{PAGENAME}}/IX|IX]] • [[{{PAGENAME}}/X|X]]<br />[[{{PAGENAME}}/XI|XI]] • [[{{PAGENAME}}/XII|XII]] • [[{{PAGENAME}}/XIII|XIII]] • [[{{PAGENAME}}/XIV|XIV]] • [[{{PAGENAME}}/XV|XV]] • [[{{PAGENAME}}/XVI|XVI]] • [[{{PAGENAME}}/XVII|XVII]] • [[{{PAGENAME}}/XVIII|XVIII]]<br />[[{{PAGENAME}}/XIX|XIX]] • [[{{PAGENAME}}/XX|XX]] • [[{{PAGENAME}}/XXI|XXI]] • [[{{PAGENAME}}/XXII|XXII]] • [[{{PAGENAME}}/XXIII|XXIII]] • [[{{PAGENAME}}/XXIV|XXIV]] • [[{{PAGENAME}}/XXV|XXV]]<br />[[{{PAGENAME}}/XXVI|XXVI]] • [[{{PAGENAME}}/XXVII|XXVII]] • [[{{PAGENAME}}/XXVIII|XXVIII]] • [[{{PAGENAME}}/XXIX|XXIX]] • [[{{PAGENAME}}/XXX|XXX]] • [[{{PAGENAME}}/XXXI|XXXI]]|w=140%|przed=20px|po=20px}}
}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok02" tosection="ok02"/>
{{CentrujKoniec2}}
{{clear}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
[[Kategoria:Strony indeksujące]]
9khbwaxbrwjojzkycekjzkt9dnantiu
Indeks:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf
102
1082249
3146871
3145479
2022-08-06T22:16:32Z
Seboloidus
27417
status, drobne merytoryczne
proofread-index
text/x-wiki
{{:MediaWiki:Proofreadpage_index_template
|Tytuł=[[Sześć dni w Tatrach]]
|Autor=Tytus Chałubiński
|Tłumacz=
|Redaktor=
|Ilustracje=Zygmunt Milli (1898-1963) — ilustracja na okładce (usunięto)
|Rok=1921
|Wydawca=Redakcja „Orlego Lotu“
|Miejsce wydania=Kraków
|Druk=Krakowska Drukarnia Nakładowa
|Źródło=[[commons:File:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf|Skany na Commons]]
|Ilustracja=[[Plik:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf|page=5|mały]]
|Strony=<pagelist 1to4="—" 5="okł" 6="—" 7="tyt" 8="—" 9=3 79="—" 80="rekl" 81to84="—"/>
|Spis treści=
|Uwagi=
|Postęp=do skorygowania
|Status dodatkowy=nie zawiera dodatkowych
|Css=
|Width=
}}
jwage301ntjjsttdlh2xm5hmizxud47
Szablon:IndexPages/PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf
10
1082262
3146890
3145523
2022-08-06T23:02:00Z
AkBot
6868
robot aktualizuje informacje o stanie indeksu
wikitext
text/x-wiki
{{../n}}
<pc>84</pc><q4>0</q4><q3>2</q3><q2>0</q2><q1>70</q1><q0>12</q0>
iek03ef7n4j1e67nwnyz7lvvfvjgxzo
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1101
100
1082408
3146507
3145733
2022-08-06T17:43:21Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>oniemiały i wryty, nagle z jękiem konwulsyjnéj radości rzucił się w objęcia kapitana.<br>
{{tab}}— Przecież, — zawołał łkając, — Opatrzność mi cię powraca? ale mówże zkąd? jak?<br>
{{tab}}Kapitan niewzruszony i stoicki, przyjął wybuch czułości z powagą, pokiwał głową tylko.<br>
{{tab}}— O przeszłość nie pytaj mnie, — rzekł powoli, — jest to wielka tajemnica, padłem ofiarą zdrady niegodziwéj, ale los mnie wyratował.... kilka godzin zaledwie jak ujrzałem światło dzienne.... Czy ci chłopiec powiedział, żem o ciebie pytał? jak mnie znalazłeś?<br>
{{tab}}Kirkuć, który nikogo nie widział, pojął że z téj wzmianki skorzystać może, i żywo odparł:<br>
{{tab}}— Tak jest, tak, dowiedziałem się od tego chłopca i w ślad za tobą idąc....<br>
{{tab}}— Po dorożce zapewne.... — dorzucił Pluta.<br>
{{tab}}— Właśnie, po dorożce.<br>
{{tab}}Tu Kirkuć otarł uznojone strachem czoło, nie wiedząc już co mówić daléj, i usiadł, bo nogi się pod nim trzęsły.<br>
{{tab}}— Uważam to także za szczęśliwy, opatrz-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9r3s4qsjwbqtg2tzmto1kv2a6c3axob
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1102
100
1082409
3146508
3145734
2022-08-06T17:44:44Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ny zbieg okoliczności, żeśmy się znaleźli, — rzekł Pluta. — Gdzie mieszkasz? co się stało z mojemi papierami, pieniędzmi, rzeczami?...<br>
{{tab}}Kirkuć zakrztusił się i zakaszlał, usiłował myśli zebrać, chciał coś skłamać prędko, ale nie potrafił, nie było mu komu poradzić.<br>
{{tab}}— Wszystko przepadło! — zawołał nareszcie łamiąc ręce.<br>
{{tab}}— Jakim sposobem? — spytał Pluta dosyć chłodno.<br>
{{tab}}— Sposobem.... — to, widzisz, nadzwyczajnie trudno, wytłumaczyć.... Sam nie wiedząc co czynić, najdroższe.... tak, co było najszacowniejszego.... rzeczy.... efekta.... pozostałości.... powierzyłem do przechowania.... dla bezpieczeństwa.<br>
{{tab}}— Komu? — spytał kapitan.<br>
{{tab}}— Osobie ze wszech miar najgodniejszéj.<br>
{{tab}}— A! i cóż się z niemi stało.<br>
{{tab}}— Ta osoba, kobieta.... nieszczęściem... widzisz, czy z powodu jakichś okoliczności.... znikła.<br>
{{tab}}— I rzeczy z nią?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f8i3pg60s720mcjgkoml3qynx7a7n34
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1103
100
1082410
3146509
3145735
2022-08-06T17:46:21Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— I z nią rzeczy! — dodał Kirkuć kiwając głową.<br>
{{tab}}— I pieniądze?<br>
{{tab}}— Jakie pieniądze? — zapytał p. Mateusz naiwnie.<br>
{{tab}}— Przecież były w szufladzie?<br>
{{tab}}— O tém nie wiem, — odparł Kirkuć, — znasz moją sumienność, nie chciałem tknąć niczego.... rzeczy jak były w komodzie, nie wchodząc w rozbiór, kazałem przy sobie pozawiązywać i popieczętowane... oddałem.<br>
{{tab}}— I popieczętowane przepadły! — rzekł kapitan z westchnieniem.<br>
{{tab}}— Tak jest! popieczętowane! — dodał sam nie wiedząc co mówi Kirkuć, — niestety! popieczętowane....<br>
{{tab}}— Ale żebyś ty się tam nie dowąchał pieniędzy?....<br>
{{tab}}Spojrzeli sobie w oczy, Kirkuć znowu się jakoś zakrztusił i głową potrząsł tylko.<br>
{{tab}}— No! co z woza spadło to i przepadło! — wykrzyknął kapitan, — ależ papiery?<br>
{{tab}}— Papiery? są u mnie.... — wybąknął Kirkuć, — o! papiery są całe! i począł pokaszliwać.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8quovi4urm0j9qy9g3fk17r7wezvfpl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1104
100
1082411
3146510
3145737
2022-08-06T17:48:28Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Słuchajno stary, dajmy pokój bałamuctwu, które się na nic nie zdało, mów mi otwarcie, straciłeś pieniądze.... nie kłam! lżéj ci będzie; cóż ja ci zrobię....<br>
{{tab}}— Słowem ręczę, nie straciłem, nie, — żywo odpowiedział p. Mateusz, — ale obawiając się, oddałem je do przechowania pannie Justynie.... a ta z markierem od billardu uciekła.<br>
{{tab}}— Już to mi wszystko jedno.... widzisz! lepiéj je było przejeść! Zawsze ta nieszczęśliwa słabość dla płci pięknéj.... Stary jesteś a głupi.... Cóż z sobą robisz?<br>
{{tab}}— A! przyjacielu najukochańszy, — odezwał się rozczulony pobłażaniem Kirkuć, — ginę z głodu, jenerałowa mnie na wieś wyprawia!<br>
{{tab}}— Udawałeś się do niéj?<br>
{{tab}}— Byłem zmuszony; plenipotent mi oznajmił, że jeśli chcę miéć jakąkolwiek pomoc, mam z miasta wyjechać. Zgodziłem się na to, ale teraz gdy ty, mój dobrodzieju i opiekunie najłaskawszy, zjawiasz się nademną, los mój powierzam w ręce twoje, — zrywam układy.....<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hpf3mc0un6l07ec44ip963plq75sgmw
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1105
100
1082412
3146511
3145738
2022-08-06T17:50:36Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Daj mi pokój, — rzekł kapitan, — ja nie wiem czy sam sobie potrafię dać radę, zwątpienie mnie ogarnęło. Zostań, jedz, jak ci się podoba, oddaj mi tylko papiery.<br>
{{tab}}To mówiąc kapitan siadł w krześle, a Kirkuć upokorzony i przejęty, począł w milczeniu popłakiwać po trosze.<br>
{{tab}}— Słuchajno, jeżeli te łzy lejesz na moją intencję, — rzekł Pluta, — to darmo sobie gwałtu nie zadawaj, na nic się to nie przyda. Ja myślę teraz żyć spokojnie, szukam kąta dla wytchnienia po burzach, tobie nie poradzę.<br>
{{tab}}— Ale mnie nie odpychaj, kochany dobroczyńco, przyjacielu! — zawołał Kirkuć, — oświeć mnie, pomóż radą, co ja pocznę na wsi?<br>
{{tab}}— Powiedz mi, co ja pocznę w mieście? — rzekł Pluta zimno, — ale o tém potém, naprzód mi papierów potrzeba; czy istotnie za mną tu przyszedłeś tylko? w takim razie idź i powiédz mi swoje mieszkanie, bo ja tu mam interesa pilne.<br>
{{tab}}— Ja! ja! — zmieszał się pan Mateusz, — ja tu po części dla tego, a po części przybyłem,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
60ln5b50iai3wv9qrdhxughv1htuclo
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1106
100
1082413
3146512
3145739
2022-08-06T17:52:03Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>sądząc, że może dawne projekta względem Adolfiny, mogłyby przyjść do skutku.<br>
{{tab}}— O tém nie ma co mówić, — odparł Kapitan, — nie korzystałeś z czasu. Wracaj do domu, czekaj na mnie. Albo nie! przenoś się natychmiast na dawne nasze mieszkanie w hotelu, bierz ten sam numer i nie wychodź krokiem z domu.<br>
{{tab}}Kirkuć skłonił się, uradowany, że to tak gładko jakoś poszło, że ma znowu tak potężnego opiekuna; nałożył kapelusz i co prędzéj wyśliznął się z domu, ale w progu myśl ważna go wstrzymała. Nie było czém zapłacić za mieszkanie.<br>
{{tab}}— Kapitanie, — rzekł wracając, — mam trochę długu, to mnie nie wypuszczą i zabiorą rzeczy, a z niemi twoje papiery.<br>
{{tab}}— Zawsze goły? — zawołał Pluta prawie z litością pogardliwą.<br>
{{tab}}— Choć godzien lepszego losu! — dodał Kirkuć, — ale cóż począć, to już widać nie może być inaczéj.<br>
{{tab}}— Ile wynosi dług?<br>
{{tab}}W mgnieniu oka obrachował p. Mateusz,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k48xse2sgb9ha5bbopubna3s0f0v9um
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1107
100
1082414
3146513
3145741
2022-08-06T17:53:55Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>że może go o kilka złotych bezkarnie powiększyć i pójść po drodze na piwo, westchnął więc głęboko i rzekł:<br>
{{tab}}— Ach! dwadzieścia pięć złotych<br>
{{tab}}Pluta nic nie mówiąc, dobył z kieszeni pieniędzy i dał je przyjacielowi, który żywo wymknął się z domu.<br>
{{tab}}Wszystko się tedy najlepiéj znowu składało i kapitan nabrał nieco otuchy, ale już nie przypuszczał téj walki i upartego pasowania się z losem, do których dawniéj był przywykł, myśl wiodła go ciągle do idealnego jakiegoś spoczynku. Nawet namiętne prześladowanie jenerałowéj, zdawało mu się dziwactwem nieusprawiedliwioném, chłód i ciemności więzienne wystudziły w nim resztki gniewu i {{Korekta|zalu|żalu}}, chęć zemsty i potrzebę boju.<br>
{{tab}}Począł rozmyślać, gdy zatopionego w dumaniach obudził szelest sukni niewieścich; p. Adolfina z Manią stały przed nim. Kapitan wstał żywo i usiłował udać wesołość, mimowolnie oczy jego skierowały się w twarz dzieweczki świeżą, rozkwitłą, wesołą, spokojną, od któréj promieniał jakiś pokój anielski i ci-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k5vmzt5lx01fs13mpnyshzsvqyr8r1z
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1108
100
1082415
3146515
3145742
2022-08-06T17:55:51Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>sza niebieska. Kapitan, który wiele widział w życiu, takiéj jednak twarzy sobie nie przypominał; niewyrozumowane wrażenie jakiego od niéj doznał, podobne było do upokorzenia, do wstydu i strachu. Twarz ta jak widok krzyża dla szatana, była wyrzutem, była dlań czémś niepojęcie przykrém. Tak mało w niéj było ludzkiego, że stary łotr patrzał na nią pojąć jéj nie mogąc i nie rozumiał anioła. Mania z ciekawością dziecka nań poglądała. Adolfina nie dosyć rada odwiedzinom, potrząsała głową i sama nie wiedziała co począć z natrętem.<br>
{{tab}}— Chwilkę mamy do pomówienia na osobności, — rzekł cicho Pluta, — odpraw tę gąskę.<br>
{{tab}}— Przyznam się panu, że nie mam czasu, — wybąknęła Adolfina z miną dosyć zakłopotaną, — kapitan pierwszy raz w życiu wydał się jéj, skutkiem zmiany wewnętrznéj, istotą dziwnie wstrętliwą i niemiłą.<br>
{{tab}}— Ale ba! kilka minut, rzecz pilna i ważna....<br>
{{tab}}Mania domyśliwszy się z szeptów, że tu nie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
080tmd6v02yn3vwgvfszzeur5e7f4l5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1109
100
1082416
3146517
3145743
2022-08-06T17:57:42Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>była potrzebną, ukłoniwszy się odeszła spiesznie do swojego pokoju. P. Jordanowa dosyć kwaśna i niespokojna zdjęła powoli kapelusz, usiadła w salonie na kanapie i oczekiwała rozpoczęcia zapowiedzianej rozmowy.<br>
{{tab}}Pluta zasiadł naprzeciw niéj, popatrzał jéj w oczy i tak począł cedząc słowa:<br>
{{tab}}— Kochana moja Adolfino! dawnośmy się widzieli, wiele mnie od tego czasu spotkało przykrości, wiele nad sobą myślałem i przemyśliwałem, znacznie nawet, mogę powiedziéć, odmieniłem się.<br>
{{tab}}— Oho! oho! — przerwała kobieta, — żebyś ty się odmienił.... czego się skorupka napije za młodu....<br>
{{tab}}— To najczęściéj na starość z niéj wietrzeje, — dokończył Pluta. Otóż i ja właśnie starzeję, i wychodzę na porządnego, tak jest, na porządnego człowieka.<br>
{{tab}}Adolfina poczęła się śmiać.<br>
{{tab}}— Sama mi to przyznasz, gdy ci głębiny myśli i uczuć moich odkryję. Otóż, — dodał wiodąc rzecz daléj, — chciałbym już po trudach odpocząć. Życie jakie dotąd prowadzi-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iwbi4vfrxbrw8upp3fjzh2vyypnt1ic
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1110
100
1082417
3146518
3145744
2022-08-06T17:59:48Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>łem, obrzydło mi, mam dosyć znaczny kapitał (przycisnął na tém) oszczędzony, myślę sobie kupić siaki taki kawałek ziemi, i chciałbym się ożenić. Rodzina, dom, dziatki, jeśli Bóg da, nie ma nic nad to, nie ma szczęścia nad ciche i familijne.<br>
{{tab}}Adolfina machinalnie poprawiła loków, ale mimo ten ruch zalotny, zaczęła się śmiać coraz głośniéj.<br>
{{tab}}— Ale posłuchajże mnie choć chwilę cierpliwie, — ciągnął kapitan zacinając usta. — Szukam kobiety niezbyt młodéj, bo nie chcę trzpiota coby mnie oszukiwał, kobiety statecznéj, oszczędnéj, któraby mi dom mój szlachecki utrzymać mogła i uczynić go przyjemnym; któréjby charakter wreszcie przypadał do mojego.<br>
{{tab}}— At stary bałamut, niewiedziéć co pleciesz! — przerwała Adolfina, — myślisz, że ja ci uwierzę?<br>
{{tab}}— Więc wyznam ci wszystko otwarcie, — nie chcę dłużéj zwlekać, — osobę, serce, majątek, imie, wszystko składam u nóżek twoich. Raz, dwa, trzy, stanowczo, przyjmujesz mnie?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4d5fzmd0d94sj9y7gie12l0h8s65teu
3146519
3146518
2022-08-06T18:00:19Z
Alenutka
11363
formatowanie tekstu
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>łem, obrzydło mi, mam dosyć znaczny kapitał (przycisnął na tém) oszczędzony, myślę sobie kupić siaki taki kawałek ziemi, i chciałbym się ożenić. Rodzina, dom, dziatki, jeśli Bóg da, nie ma nic nad to, nie ma szczęścia nad ciche i familijne.<br>
{{tab}}Adolfina machinalnie poprawiła loków, ale mimo ten ruch zalotny, zaczęła się śmiać coraz głośniéj.<br>
{{tab}}— Ale posłuchajże mnie choć chwilę cierpliwie, — ciągnął kapitan zacinając usta. — Szukam kobiety niezbyt młodéj, bo nie chcę trzpiota coby mnie oszukiwał, kobiety statecznéj, oszczędnéj, któraby mi dom mój szlachecki utrzymać mogła i uczynić go przyjemnym; któréjby charakter wreszcie przypadał do mojego.<br>
{{tab}}— At stary bałamut, niewiedziéć co pleciesz! — przerwała Adolfina, — myślisz, że ja ci uwierzę?<br>
{{tab}}— Więc wyznam ci wszystko otwarcie, — nie chcę dłużéj zwlekać, — osobę, serce, majątek, imie, wszystko składam u nóżek twoich. Raz, dwa, trzy, stanowczo, przyjmujesz mnie?<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lf765td5vcncv9wcjb4qmbzu1eukfmc
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1111
100
1082418
3146521
3145746
2022-08-06T18:02:21Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>chcesz? żenię się z tobą. Jutro damy na zapowiedzie.<br>
{{tab}}Kapitan wyrzekłszy to, jakby ostatni grosz na kartę postawił, wstał i czekał odpowiedzi, kręcąc wąsa, dając sobie trochę junacką minę.<br>
{{tab}}Rachował, niestety, na dawną Adolfinę, a miał przed sobą kobietę, znacznie wpływem téj, z którą od niejakiego czasu żyła, zmienioną; był prawie pewny przyjęcia. P. Jordanowa na chwileczkę uczuła się olśnioną świetną perspektywą małżeństwa, tytułem kapitanowéj i przymiotami człowieka; uśmiechnęła się zdziwiona, ale instynkt wstrętu zaraz wziął górę nad nią.<br>
{{tab}}— At! bałamucisz, — rzekła udobruchana, ale skłopotana razem, — ktoby ci tam wierzył! co ci po staréj wdowie! gdziebyś ty się chciał żenić....<br>
{{tab}}— Pojmuję twoje zadziwienie i niedowiarstwo, kochana Adolfino, — rzekł Pluta, — ja sam przed kilką miesiącami nigdybym był podobnéj ostateczności nie przypuszczał, ale zmieniły się okoliczności, zrealizowałem szczęśliwie moje kapitały, czuje potrzebę odpoczyn-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g4oqq887e8ur5nzyad7s34sxruy2w1t
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1112
100
1082419
3146522
3145747
2022-08-06T18:04:13Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ku, wiem, że sam nie utrzymam w krwawym pocie czoła uciułanego grosza, że mi potrzeba wiernéj towarzyszki życia, jak ja wypróbowanéj przez losy w ogniu przeciwności....<br>
{{tab}}Użycie tych dźwięcznych wyrazów, nie było bez celu. Adolfina westchnęła i spojrzała na Plutę. Stary lis miał minę głęboko wzruszonego człowieka, tylko jeden kącik wargi pokrytéj wąsami, drgał mu niedostrzeżoném szyderstwem.<br>
{{tab}}— Ot nie plótłbyś kapitanie, — odpowiedziała cicho.<br>
{{tab}}— Nie plotę, nie, słowo honoru! — chcę się żenić, ofiaruję ci pierwszeństwo, masz mnie, bierz.<br>
{{tab}}Adolfina pragnęła się z tego grzecznie wywinąć, trochę niedowierzała, a jakaś obawa zmuszała ją odrzucić pochlebną zresztą ofiarę kapitana.<br>
{{tab}}— Proszę cię, kochany kapitanie, — odezwała się kręcąc koniec od chustki, — ja bo wcale za mąż już iść nie myślę. Jestem stara, wiem co to małżeństwo i boję się niewoli.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9yvygowmuanihrc97frsbnl7ijtn9dv
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1113
100
1082431
3146523
3145853
2022-08-06T18:05:30Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— O filutka! droży się, — przerwał Pluta, no! no! tak to się mówi.<br>
{{tab}}— Ale szczerze, ja za mąż nie pójdę.<br>
{{tab}}— Jakto? nawet za mnie?<br>
{{tab}}— Za nikogo.<br>
{{tab}}Ostatnie słowo wyrzekła stanowczo i śmiało, kapitan zaciął wargi.<br>
{{tab}}— Namyśl się, — rzekł, — daję ci trzy dni czasu.<br>
{{tab}}— To napróżno, nie zmienię zdania, chcę zostać swobodną.<br>
{{tab}}— Ale ja poczekam.<br>
{{tab}}— Bardzom ci wdzięczna, kapitanie, za twoją przyjaźń.<br>
{{tab}}— O! o! tylko przyjaźń!! a pamiętasz jakeśmy się kochali?<br>
{{tab}}Adolfina westchnęła.<br>
{{tab}}— Błędy młodości, — wyrzekła po cichu, ty sobie znajdziesz inną żonę, ja, zostanę jak jestem.<br>
{{tab}}— Tak młoda? świeża? tak urocza? — spytał Pluta, uderzając w strunę pochlebstwa.<br>
{{tab}}— Bałamut jesteś.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3h1x3ozv2lqbq8wof3ylrv87j8ssnwj
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1114
100
1082432
3146524
3145855
2022-08-06T18:07:29Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Z temi oczkami ślicznemi? z tą buzią koralową?<br>
{{tab}}Adolfina uczuła się nieco przejętą, miała ochotę zarumienić się nawet, ale róż i bielidło nie puściły na twarz téj oznaki wstydliwości.<br>
{{tab}}— Stary pochlebca! — rzekła.<br>
{{tab}}— A! otóż w czém sęk; myślisz żem stary, — podchwycił, — jest to fałsz wierutny, teraz dopiero jestem w pełni sił i zdrowia, spojrz na mnie. Z daleka nie dają mi więcéj nad lat trzydzieści, z bliska nie mam czterdziestu, a wewnątrz czuje tylko dwadzieścia pięć! Słowo!<br>
{{tab}}Adolfina spojrzała, nie śmiała zaprzeczyć, kapitan jednak wydał się jéj jakby miał, zewnątrz przynajmniéj, więcéj daleko.<br>
{{tab}}— No! — dodał widząc, że stanowczéj odpowiedzi nie otrzyma, — masz trzy dni do namysłu, a teraz przystąpim do innego przedmiotu. Wiadome ci są zapały i projekta barona Dundera?<br>
{{tab}}P. Jordanowa, która sądziła, że nikt się ich w święcie nie domyślał, zaczerwieniła się mocno.<br>
{{tab}}— No! ja wiem o wszystkiém, nie ma co<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rqj9hpqrktj8olf7ke9mrvhvqwjrr28
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1115
100
1082433
3146525
3145856
2022-08-06T18:09:31Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>taić przedemną, jestem przez niego użyty do traktowania.<br>
{{tab}}— Ty?<br>
{{tab}}— Tak, tak, ja; przed chwilą przyjechaliśmy tu razem, ale on nie mając czasu czekać, odjechał, ja zostałem aby z tobą pomówić stanowczo. Dla twojéj sierotki, wychowanki, trafia się los nadspodziewany, powinniśmy jéj dopomódz, aby go przez jakie dzieciństwo nie utraciła, prędzéj późniéj, gorszego ją co nad to spotkać może. Baron jest wspaniały gdy mu się głowa pali, ona i my możemy z tego skorzystać, rzecz bardzo prosta, działamy dla jéj dobra. Któż wié? tacy ludzie, byle ich zażyć, gotowi się żenić.<br>
{{tab}}Adolfina przywiązana była do Mani i jakkolwiek nie zbyt ostrych zasad, z oburzeniem poczynała poglądać na zabiegi barona, a wmięszanie się kapitana przejęło ją niewymownym strachem. Myśl, że to dziecko poświęconém być może, nieszczęśliwém, przejmowała ją do głębi. Baron trzymał ją tylko strachem i obietnicami w niepewności i wahaniu, z których za każdém jego odejściem przecho-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6r27nhpkfxpiablalogum5ulify2tx5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1116
100
1082435
3146527
3145858
2022-08-06T18:11:45Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dziła w stanowcze przeciwko niemu oburzenie. Niewinne dziewczę zepsutéj kobiecie nawet potrafiło wlać poszanowanie siebie. Znając z dawna kapitana, Adolfina przeczuwała, że z nim walka o to trudniejszą będzie niż z baronem, pomięszana, nierychło zebrała się na odpowiedź.<br>
{{tab}}— Dajże mi z tém pokój, — odezwała się, baron mi się naprzykrza, ale z tego nic nie będzie.<br>
{{tab}}— Co mówisz? co mówisz? — przerwał Pluta.<br>
{{tab}}— Nie chcę o tém słyszeć, dziecka nie poświęcę, w dodatku obawiam się Narębskiego, któryby mnie zabił.<br>
{{tab}}— Obawiasz się Narębskiego? — podchwycił Pluta, — jakież {{roz|on}} do niéj ma prawo?<br>
{{tab}}— Ma czy nie, ale on, broń Boże czego, do góry nogami wywróci nas, gdy o nią będzie chodziło, — dokończyła Jordanowa, — nie chcę nic! dajcie mi pokój!<br>
{{tab}}— Wszakże jéj zmuszać nie będziesz do niczego, ale tu o to chodzi, aby ona właśnie swoje dobro zdrowo pojęła. Taki stary kocha-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k9owjur0k69330dqju5af9bi99au15a
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1117
100
1082436
3146529
3145859
2022-08-06T18:13:27Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nek to skarb, może, powiadam ci, ożenić się z nią, byle go prowadzić umiała, a dla takiéj perspektywy, coś przecie warto poświęcić. Co się tycze Narębskiego, to — ciemięga.<br>
{{tab}}Adolfina głową trzęsła.<br>
{{tab}}— Róbcie wy sobie co chcecie, a z tego nic nie będzie, — rzekła śmieléj, — ona nie zechce, ja nie chcę, to darmo.<br>
{{tab}}— Ale posłuchajże, kobieto uprzedzona, — podchwycił Pluta. — Ja cię do kryminału nie namawiam, ułatwić mu poznanie, widzenie się, przypodobanie. Dziewczęciu zawróci się głowa.... cóż my winni?<br>
{{tab}}— Nie chcę.<br>
{{tab}}— Pamiętaj, że baron ma cię w ręku, a ja także....<br>
{{tab}}Jordanowa zbladła, zakryła twarz i zaczęła płakać.<br>
{{tab}}— Na łzy kobiece ja jestem bardzo wytrzymały, — rzekł kapitan, — płacz nie płacz to mi wszystko jedno, bylebyś zrobiła co chcę, a zrobić musisz. Gwałtu nie popełnim przecie, a rozumnie rzeczy pokierować trzeba.<br>
{{tab}}Projekt mój jest taki: baron ma posiadłość<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r0x5kbjs72bqnrs1klln7szdsfj34lx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1118
100
1082438
3146530
3145862
2022-08-06T18:15:34Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>za miastem, śliczny pałacyk z ogrodem, o milę. Zaprasza was na kilka dni do siebie, odmówić mu niepodobna, jedziesz z Manią, bawicie, stara się jéj przypodobać, a jeśli ją namówi, by została dobrowolnie? hę?....<br>
{{tab}}— Aleś ty oszalał kapitanie! — zerwała się z kanapy Jordanowa cała wzruszona, — ty nie znasz tego anioła, to dziecko czyste jak łza... ona się nigdy na nic podobnego nie zgodzi.<br>
{{tab}}— A zatém nie ma niebezpieczeństwa pojechać? Baron za samą tę podróż sowicie ci się wypłaci, a zawarujemy sobie, że twoja panienka zupełną dobrą wolą miéć będzie. To już jego rzecz, niech tam się umizga i stara przypodobać....<br>
{{tab}}— Daj mi pokój, — odparła wdowa z oburzeniem.<br>
{{tab}}— Adolfino, nie poznaję cię, — rzekł Pluta, — zestarzałaś gorzéj niż myślałem. To co mówię, być musi, inaczéj możesz miéć nieprzyjemności. Słuchaj mnie, ja ci dobrze radzę.... Tak być musi.... powtarzam, musi... Baron was zaprosi na wieś, przyjmiesz wezwa-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i312hpdvyzwfdk0ruczyndowk00uml8
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1119
100
1082439
3146532
3145863
2022-08-06T18:17:24Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nie, a co daléj, to niech jego głowa boli nie nas....<br>
{{tab}}Adolfina nic już nie odpowiedziała, ze wzgardą spojrzawszy na kapitana, który cygaro sobie zapalał.<br>
{{tab}}— Wiész, — dodał, — że ze mną walczyć niebezpieczna rzecz.... namyśl się, głupstwa nie rób; powiadam ci, że tak ma być i będzie.<br>
{{tab}}Zamierzał już wychodzić i czekał tylko jakiéjkolwiek odpowiedzi, ale Jordanowa zacięła wargi i milczała uparcie.<br>
{{tab}}— Więc do zobaczenia, — rzekł, — na wieś pojechać z nią, toć jeszcze nie kryminał, a powiadam ci, jechać musicie.<br>
{{tab}}Jordanowa wstała jakby do wyjścia.<br>
{{tab}}— Bardzo mi przykro, — rzekł kapitan, — że cię siłą prowadzić muszę na drogę właściwą.... ale cóż robić; ludzie często są ślepi na interes i dobro własne. Do zobaczenia, proszę się nie gniewać. W trzy dni przyjdę po odpowiedź względem pierwszego pytania, a co do podróży na wieś do Roskoszowa, uważam to za rzecz skończoną.<br>
{{tab}}Adolfina milczała.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8fjh9rfye8hyu5hofy72zv7azsv296r
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1120
100
1082440
3146534
3145864
2022-08-06T18:19:54Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— No? jakże? — zdziwiony uporem, zapytał kapitan.<br>
{{tab}}— Nie wiem....<br>
{{tab}}— Namyślisz się.... upadam do nóg.<br>
{{tab}}Widząc że się ani słowa nie doprosi, Pluta poszedł ku drzwiom, włożył kapelusz i wysunął się z domku Jordanowéj w dosyć kwaśnym humorze.<br>
{{tab}}— Jeszcze głupsza niż kiedykolwiek była, — rzekł do siebie w progu, — ale powoli da się nauczyć rozumu. Nigdym się jednak tego nie spodziewał. Ha! ha! Adolfina namyśla się, czy mnie ma wziąć za męża! Otóż na co zszedł pan kapitan Pluta.... Nie pozostaje mi po tém, chyba wstąpić do Kapucynów.<br>
{{tab}}Ruszywszy ramionami, splunął filozoficznie i kazał się wieść do hotelu, gdzie wierny Kirkuć już na niego oczekiwał z maluczkim węzełkiem pod pachą i mocno znów pocałunkami bawara zarumienioną twarzą.<br>
<br>{{---}}<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cftdtv33yy4iqw5b2dzq5wjk6dq7vy4
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1121
100
1082441
3146536
3145865
2022-08-06T18:23:49Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Jenerałowa została dosyć strwożona wiadomością o zjawieniu się kapitana, ale niespodziana okoliczność, zadając jéj cios daleko przykrzejszy, odwróciła uwagę od niebezpieczeństwa, jakiém z téj strony była zagrożoną.<br>
{{tab}}Spadkobiercy pana jenerała, po którym odziedziczyła całą fortunę, niezamożni ale skoligaceni znakomicie ludzie, nie mogli dotąd, mimo nieustannych starań, przechylić na swą stronę szali sprawiedliwości. Jenerałowa i pomocnik jéj p. Oktaw, zabiegali im wszędzie drogę z tak przekonywającemi argumentami, że w każdéj instancji przegrywali dziedzice, wygrywała wdowa. Chciano kilka kroć wejść z natrętnemi pieniaczami w układy, ale uparci odmawiali nawet dosyć znacznych summ im ofiarowanych i części majątku. Sprawa więc szła daléj i wyżéj, a otrzymane już dekreta poprzednie, zdawały się ją stawić na takiéj stopie, że Pobracki był zupełnie spokojny, gdy nagle odebrano wiadomość od umocowanego ze stolicy, że w najwyższéj instancji została niespodzianie zagrożoną.<br>
{{tab}}Krewni jenerała sami pojechali w interesie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f47mj6k30f2f9z12pjiusvolx3k6gra
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1122
100
1082443
3146537
3145867
2022-08-06T18:26:17Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>tym i przez stosunki liczne wyrobili pilniejsze wejrzenie w naturę processu. Nie zaprzeczali oni już, jak z razu, ważności testamentowi, ale opierali się na tem, że rozporządził majątkiem spadkowym, rodzinnym, którego przekazywać żonie prawa nie miał. Majątek jenerała nieszczęściem, choć w znacznéj części dorobkowy, składał się z ziemi i dóbr odkupionych od współdziedziców i wierzycieli jego familji, tak, że choć przez niego nabyty, miał naturę dziedzicznego.... To co mogło pozostać dla wdowy, było tak małą jego cząstką, że nie starczyłoby nawet na bardzo skromne, ale trochę jéj położeniu odpowiednie, utrzymanie.<br>
{{tab}}Pobracki odebrawszy groźne oznajmienie, poczuł, że im się noga mogła pośliznąć, że majątek który tracili, w części do niego téż kiedyś, jakoś, przejśćby mógł trochę — i niezmiernie się przestraszył. W duchu czuł, że sprawiedliwość była za spadkobiercami naturalnemi.<br>
{{tab}}Zrazu chciał oszczędzić zmartwienia i strachu pani Palmer, ale zważywszy, że mu wypadało koniecznie jechać samemu aby się do-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0dxy2w71toqhba16rvsbimag3ca6q1x
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1123
100
1082445
3146539
3145869
2022-08-06T18:28:24Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>pilnować, że powodu odjazdu ukryć nie mógł, postanowił nieco złagodzoną prawdę jéj powiedziéć. Jenerałowa była bardzo spokojną i trochę nawet zapomniała o swoim procesie, gdy nazajutrz po oznajmieniu kapitana, Pobracki wszedł do niéj z twarzą tak śledziowego koloru i posępnych rysów, że w progu odgadła, iż coś z sobą złego przynosił.<br>
{{tab}}Nigdy szanowny prawnik nie miał miny nazbyt wesołéj, starając się o powagę i surowość, unikał wszystkich wrażeń, któreby nadwerężyć mogły fizjognomją pracowicie wyrobioną do stanu i powołania, tą razą jednak stała się ona nie poważną i namarszczoną, ale zbiedzoną i prawie chorą. Jenerałowa, którą zastał w salonie na kanapie, dla przyzwoitości trzymającą w ręku bardzo piękne wydanie Naśladowania Chrystusa Pana, zmierzyła go oczyma i wyczytawszy coś groźnego na pofałdowaném czole, zbliżyła się do niego z widocznym niepokojem.<br>
{{tab}}— Widzę że coś jest? — zawołała, — mów mi otwarcie.... czy znowu ten niegodziwiec?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fuoswsjalg7tlcqpy6d6cd0u5hoqofu
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1124
100
1082446
3146541
3145870
2022-08-06T18:30:07Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Ale nie! — odparł Oktaw rzucając się na krzesło i trąc czoło, — nie ma nic.<br>
{{tab}}— Śmiało, mów mi, złożę cierpienie na ofiarę Bogu.... — dodała blednąc pani Palmer, i obejrzawszy się w koło, lekko pocałowała go w czoło.<br>
{{tab}}Pobracki drgnął; teraz gdy téj kobiecie zaczynało grozić ubóstwo, o wiele zdawała mu się mniéj piękną i daleko jakoś starszą.... Poniósł do ust rękę białą i milczał.<br>
{{tab}}— Nie jestem przecież dzieckiem, — odezwała się Julja, — nie zemdleję ci.... poczynam się istotnie trwożyć.... mów mi otwarcie, Oktawie — jest coś bardzo złego?<br>
{{tab}}— Dotąd bardzo złego nie ma nic, — rzekł prawnik dobywając list z kieszeni, — ale patrz pani co mi donoszą ze stolicy.<br>
{{tab}}— Ze stolicy! — powtórzyła pani Palmer, chwytając papier, — ze stolicy.<br>
{{tab}}Twarz jéj zbladła jak marmur, usta zaczęły drgać, oczy pobiegły po papierze, cios był dla niéj najstraszniejszy.... czuła że cała jéj przyszłość, siła, nadzieje opierały się tylko na majątku, majątek ten był zagrożony! Uwodzić<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ganoe9lo8998zar3bzgkqqj9adqx4mx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1125
100
1082447
3146542
3145871
2022-08-06T18:32:21Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>się nie było podobna, pani Palmer znała dobrze zajadłość i nienawiść ku sobie rodziny jenerała nieboszczyka, która z nią nigdy w żadne układy wejść, ani się zbliżyć nawet nie chciała; długie milczenie dało jéj otuchę niejaką, ale teraz, gdy znowu sprawa poruszoną została i tak groźną przybierała postać, wszystkiego obawiać się godziło, wszelkich środków dla odwrócenia nieszczęścia użyć było potrzeba.<br>
{{tab}}Załamała ręce z rozpaczą prawie.<br>
{{tab}}— Mów, co robić? — zawołała, — ja nie wiem. Mam jechać sama i prosić? posłać kogo, dać pieniądze.... Potrzeba natychmiast radzić, znam ich, oni będą nielitościwi, oni są bez serca, odrą mnie do ostatka; pozwą do rachuby z posiadania.... Potrzeba wszystkich użyć sposobów.<br>
{{tab}}— Jeden jest tylko, — rzekł jakoś zimno namyślając się Pobracki, — należy, należy — co można zebrać i mnie samemu jechać, w takich sprawach cudzemi rękami nic się nie robi.<br>
{{tab}}— Wiele potrzeba? — spytała jenerałowa.<br>
{{tab}}— Jak najwięcéj.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0rgjtxk7m747ibbz054u5w9zt6sxt31
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1126
100
1082448
3146544
3145872
2022-08-06T18:34:14Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Sto, dwakroć?<br>
{{tab}}Prawnik, który nie znał stanu majątkowego p. Palmer dokładnie, spojrzał na nią trochę zdziwiony.<br>
{{tab}}— Nie mam tyle, ale sprzedam klejnoty moje, pożyczę.... co tylko można....<br>
{{tab}}— Tak! a jeżeli te dwakroć i majątek w dodatku przepadnie? — zapytał Oktaw.<br>
{{tab}}Jenerałowa zastanowiła się chwilę, spuściła głowę.<br>
{{tab}}— To być nie może, — rzekła.<br>
{{tab}}— Wszystko być może — odparł Pobracki.<br>
{{tab}}— Cóż począć?<br>
{{tab}}— Muszę pomyśléć? — rzekł prawnik, — rzecz jest największéj wagi, czasu mało do stracenia, przez dziś i jutro musiemy się decydować.... ale w téj chwili, nie śmiem nic jeszcze mówić.... Jeden środek, słaby, niepewny, jak błyskawica przeszedł mi przez głowę.... nie śmiem go nawet podawać.<br>
{{tab}}— Jaki? jaki? mów, przerwała kobieta, która bardziéj była wzruszoną niż kiedykolwiek i napróżno usiłowała pohamować doznane wrażenie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
10emag2efei3rfn1ht68mpydrlqo9l8
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1127
100
1082449
3146545
3145873
2022-08-06T18:37:11Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Wiadomo pani, — odpowiedział Pobracki powoli, — że spadkobiercy jenerała są osobiście jéj zajadłemi nieprzyjaciołmi.<br>
{{tab}}{{Korekta|A!|— A!}} tak, niestety; — nieboszczyk mój mąż miał słuszne powody, dla których ich nie lubił, niechęć jego przypisano mojemu wpływowi, ztąd nieprzyjaźń ta nieprzejednana.... Na to nic już poradzić nie można, a dziś mniéj niż kiedykolwiek.<br>
{{tab}}— Gdybyśmy spróbowali jeszcze? — spytał prawnik.<br>
{{tab}}— Daremnie? — uśmiechnęła się boleśnie p. Palmer, — znam ich wszystkich, prócz jednego najmłodszego....<br>
{{tab}}— Właśnie ten pani nieznajomy, najmłodszy z nich, pan Abel Hunter bawi w Warszawie od niejakiego czasu.... Nie może być ażeby nie miał wpływu na rodzinę, możnaby się starać o pozyskanie go, przynajmniéj o zbliżenie się do niego.... przez niego możnaby potém nakłonić ich do układów? Nie będę pani taił, że w dzisiejszym stanie interesu wolałbym najgorszą umowę dobrowolną, niż losy niepewne procesu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
syta88j2pgo10u5zxzyvi0e90l7zy8v
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1128
100
1082450
3146548
3145875
2022-08-06T18:39:20Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Ale on się do mnie zbliżyć nie zechce, wiesz pan jakie uczucia ma dla mnie cała rodzina Palmerów i Hunterów....<br>
{{tab}}— Najmłodszy wątpię by je podzielał, mało żył z niemi, jest niezbyt dobrze z familją, o tém słyszałem, któż wie? gdybyśmy spróbowali?<br>
{{tab}}Jenerałowa potrzęsła głową.<br>
{{tab}}— A! {{korekta|spróbójmy|spróbujmy}}, — rzekła, — ale jak?<br>
{{tab}}— Pomyślemy.... pomyślemy.... I czoło p. Oktawa pokryło się gęstemi fałdami.<br>
{{tab}}— Toby było genjalne, toby było ciebie godne? — odezwała się pani Palmer chwytając białą i chłodną rękę prawnika, — który milcząc coś w głowie układał.<br>
{{tab}}— Spróbujemy, — rzekł Pobracki, — nie znam go sam, ale słyszałem wiele o nim, bom się dowiadywał umyślnie. Abel Hunter jest młody, trzpiot, mało ma znajomych w Warszawie, a pragnie ich mieć gorąco; dom na takiéj stopie jak pani, zwabi go, trzebaby wieczoru, zabawy, coś podobnego aby pociągnąć.<br>
{{tab}}— Ale u mnie tak mało bywa osób.<br>
{{tab}}— Tymczasem możnaby zrobić tylko na-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
msrizcqz6671frgytjcat881q5dwf9l
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1129
100
1082452
3146550
3145877
2022-08-06T18:41:23Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dzieję zabawy, znajomości, stosunków na późniéj.... parę osób, cośkolwiek, byleby mu trochę zaimponować....<br>
{{tab}}Jenerałowa z boleścią pomyślała, że dom jéj całkiem prawie został opuszczony.<br>
{{tab}}— Zostaw to pani mnie, — dodał Pobracki, — będę się starał.... Jeśli go ściągnę, trzeba użyć wszelkich środków aby go tu przytrzymać, ładna twarzyczka nicby nie zaszkodziła.<br>
{{tab}}— Młody? — spytała jenerałowa.<br>
{{tab}}— O! bardzo młody, i strasznie łatwy do zakochania....<br>
{{tab}}Pani Palmer pomyślała głęboko, i nie odpowiedziała nic, spojrzała pobieżnie w zwierciadło.... wiedziała, że w gorączce młodości może najponętniejszą jest kobieta blada, przeżyta trochę a smutna....<br>
{{tab}}— Czemużby nie? — powiedziała sobie w duchu....<br>
{{tab}}Pobracki odgadł czy nie, odezwał się zaraz spiesznie.<br>
{{tab}}— Pani byś powinna miéć w domu dla towarzystwa młodą jaką osobę.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j1isodqzmnp8zq3wn9g2cx0py9k62ox
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1130
100
1082453
3146552
3145878
2022-08-06T18:43:59Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Zobaczemy.... zobaczemy, niech tylko on tu przyjdzie, zrobię co będzie można, ale do takich środków....<br>
{{tab}}— A pani! ludzie są tak zepsuci, — westchnął pan Oktaw, — do nich tylko przez ich słabości trafić można....<br>
{{tab}}Oboje spojrzeli na siebie.<br>
{{tab}}— Przyprowadź go, — z cicha szepnęła jenerałowa, — resztę mnie zostaw.<br>
{{tab}}Tu wypadałoby powiedziéć słów parę o Ablu Hunterze, którego bardzo niedostatecznie odmalował nam Pobracki. Był to dzieciak, prawdę rzekłszy, niegdyś możnéj z Inflant rodziny potomek, nosił tytuł hrabiego, a familja zubożała nie mogła mu dać stosownego wychowania. Ojciec i matka odumarli go za młodu bardzo, starsi bracia sami wychowani w zakładach wojskowych, zostawili mu swobodę nie uczenia się i porzucenia szkół przed siedmnastym rokiem. Ubogi, przystojny, z tytułem, dosyć roztropny i wielu rzeczy, których nie umiał wcale, domyślający się łatwo, szedł w świat z tą wiarą jakąś, że nad uprzywilejowanemi rodzinami świeci gwiazda<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nt7r1qbuqkroqbvj0b1rip0alla5a7u
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1131
100
1082454
3146555
3145885
2022-08-06T18:46:28Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>opiekuńcza. Przyszłości był zupełnie pewnym, a teraźniejszość starał się wypotrzebować jak najprzyjemniéj. Chciwy zabawy, towarzystwa, stosunków, gdzie mu tylko zaświeciła nadzieja pozyskania trochę rozrywki, rzucał się na oślep, pewien, że ze swą młodością i śmiałością da sobie radę wszędzie. Nieświadomość niebezpieczeństwa, czyniła go zuchwałym. Z całym jeszcze ogniem młodości pędził za wszystkiemi marami, jakie mu przedstawiała rozgorączkowana wyobraźnia. Z największą łatwością byłby podpisał cyrograf Mefistofelesowi dla pięknéj twarzyczki lub garstki pieniędzy, których mu często brakło, choć dostawszy ich, z najnieopatrzniejszą rozrzutnością wyrzucał je za okno, jak gdyby jutro miał znowu miéć miljony. W gruncie było to może poczciwsze serce niż się zdawało, ale uczucia w niém nikt i nic nie rozbudziło nigdy, zepsuty był nim dojrzał. Ani dłoń matki, ani uśmiech siostry, ani nałóg kochania i potrzeba być kochanym, nie rozmiękczyły mu piersi; od dziecka rozumiał świat zabawką, ludzi jako wesołych towarzyszów biesia-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0yy5kt844z3d7ockuu73eth5utssjcl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1132
100
1082455
3146561
3145887
2022-08-06T18:49:00Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dy, życie jak rodzaj wrzawliwéj, zagadkowéj uczty, na któréj co najwięcéj wypić i zjeść należało. Starość nigdy mu na myśl nie przyszła, praca wcale się nie uśmiechała.<br>
{{tab}}Powierzchowność, nazwisko, familijne stosunki łączące go z mnóstwem rodzin znakomitych, dały mu wstęp do salonów, w których nabrał powierzchownéj ogłady. Tu jego trzpiotowatość zyskiwała oklaski, a że nikt nie miał obowiązku zajmować się jego przyszłością, przyjmowano go jako zabawną laleczkę, i śmiano się trochę z niego, ubolewając, że takie miłe stworzenie jak ćma wprost na ogień leci. Łatwo bowiem było odgadnąć, że gdzieś skrzydła opalić musi.<br>
{{tab}}Jedną z głównych słabości Abla Hunter’a, były kobiety, w ogóle jeszcze kochał się on we wszystkich, miał paroksyzmy namiętności chwilowe dla niektórych, i na żadne spojrzenie czulsze nie brakło mu odpowiedzi namiętnéj. Zdawało się, że zadaniem życia dla niego było kochać się, starać o miłość i szaleć ciągle rozgorzałemu. W tym wieku kobiety jeszcze wszystkie są piękne, a że starsze przy-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0t7f6uso26l3rdsmklzv47zx1f9t73u
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1133
100
1082458
3146563
3145891
2022-08-06T18:50:56Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>stępniejsze bywają, Abel wmówił sobie, że nie ma na świecie jak trzydziesto i czterdziestoletnie. Młode dziewczęta, w chwilach tylko wolnych zwracały jego uwagę. Zresztą jedna miłość nigdy go nie zaspokajała, a zwykle miał ich trzy w zapasie: jedną zupełnie rozwiniętą i panującą, drugą stygnącą i na wylocie, trzecią uśmiechającą się z daleka. Tym sposobem nigdy nie został bez zajęcia, o co mu właśnie chodziło. Czasem nawet czwarta zakulisowa, cicha, nieprzyznana, rozrywała go w ciężkich strapieniach, w jakie obfituje miłość salonowa. O małżeństwie wcale mu się jeszcze nie śniło, miał wreszcie wcześnie wpojoną zasadę, że passje nie trwają długo, że są mignieniem błyskawicy, i nie przysięgał na wieki nikomu.<br>
{{tab}}W innych życia stosunkach, hrabia Hunter był człowiekiem dobrze wychowanym, ale płochym, wiecznie potrzebował, zawsze pożyczał, nie oddawał nigdy, był pewien biorąc pieniądze, że świat mu jakiś stary, zaciągniony u jego rodziny przed wieki dług wypłaca. Na sumieniu nie cierpiał, bo pojęcia złego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kb3966po8jlhcew3thmnaudyic2y2oc
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1134
100
1082459
3146567
3145892
2022-08-06T18:53:14Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>w tém nie przypuszczał. Zresztą, uczucie honoru było w nim mocno rozwinięte i uchybić sobie nie dał, a bił się z taką łatwością narażając życie, jakby się czuł nieśmiertelnym.<br>
{{tab}}Szło mu nadzwyczaj szczęśliwie, często bez grosza, zawsze umiał sobie poradzić, w najgorszych razach śmiał się z biedy i stawił jéj czoło z zuchwalstwem niepojętém.<br>
{{tab}}Narysowaliśmy tu postać, jakich, niestety, przy braku wychowania i pretensjach arystokratycznych do bezczynności, więcéj jest u nas niżeli się zdaje. Z małemi odcieniami, charaktery podobne spotykają się codzień; są między niemi ludzie bardzo przyjemni w towarzystwie nawet. Abel nie należał do najgrzeczniejszych, wyjąwszy z kobietami; dla tych był on uprzedzający i pełen najdziwaczniejszych, wyskokowych poświęceń, z mężczyzn żartował nielitościwie i bardzo ich lekceważył. Ale że bił się śmiało i dobrze, wiele mu uchodziło.<br>
{{tab}}Hrabia Hunter w najdziwniejszy więc sposób, znajdował się przypadkiem istnym w Warszawie. W Rydze zakochawszy się w młodéj<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dk4e8u7ilpfvp7ikscoq1t2ju0ai7uy
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1135
100
1082460
3146571
3145893
2022-08-06T18:55:18Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>aktorce, wyleciał za nią do Wilna, do Grodna, potém do Warszawy, gdzie mu z oficerem od gwardji, bogatym, pierzchnęła za granicę. Warszawa mu się podobała dosyć, namiętność inna nastąpiła po téj pierwszéj, porobiły się znajomości, zaciągnęło łatwo pożyczki, i ot, tak, niewiedzieć jak hrabiątko zostało w stolicy, nie wiedząc ani na jak długo, ani po co, ani dla czego.<br>
{{tab}}Bawił się doskonale; znalazł tu kilku znajomych, znalazł trochę krewnych, czas schodził wybornie, dla czegoż nie miał pozostać?<br>
{{tab}}Miedzy kljentami Oktawa Pobrackiego, który miał stosunki we wszystkich sferach towarzystwa, był młody człowiek cale innego rodzaju, choć niemniéj płochéj powierzchowności i lekkiego prowadzenia od Hunter’a. Zwano go Piotrusiem, nigdy prawie nie dokładając nazwiska. Piotruś był młodzieńcem co się zowie uczonym, pracowitym ogromnie, ale namiętności tak gorących jak Abel. Z potężną głową, z nauką wielką, czas dzielił na żelazne trudy i najszaleńsze orgje. Jak to go-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
swm6cpmqih0rxipqtgx8oab9xczjdc1
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1136
100
1082461
3146574
3145894
2022-08-06T18:56:54Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dzić umiał, nikt nie pojmował, przecież tak było.<br>
{{tab}}Dniami Piotruś wyglądał na filozofa i zimnego statystę, wieczorami można go było wziąć czasem za warjata.<br>
{{tab}}Piotruś znał się z Ablem, a pracował pod kierunkiem Pobrackiego, wierzył weń i służył mu ślepo. Nic więc nie było łatwiejszego panu Oktawowi, jak przez niego namówić sobie Huntera do jenerałowéj. Szło o to jednak, jak miał to obrócić Pobracki w sposób przyzwoity i nie wyglądający na jakąś intrygę. Pełen poszanowania dla form, przyzwoitości i pozorów, Oktaw przed młodym Piotrusiem przybierał postać mentora, pełnego prawości, zasad, rygorystę niezmiernego i niezrównanéj surowości człowieka. Trudno mu więc było bardzo przystąpić do tego, tak, aby podejrzeń nie obudzić i nie zniżyć się w oczach młodzieńca, który mógłby mu popsuć sławę, najdroższy klejnot życiem i niesłychanemi ofiarami okupiony. P. Oktaw byłby chętniéj zbrodnię nieznaną światu popełnił, niż zgodził się<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bu78rc310fxnlo0dnnuphanp3jbf1lm
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1137
100
1082462
3146577
3145895
2022-08-06T18:59:16Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>na utratę odrobiny téj aureoli powagi i zacności, jaka go otaczała.<br>
{{tab}}Według zasad jego filozofii, którą sobie na swój użytek ukleił, nie chodziło o to aby złego nie robić, bo to się potrosze wszystkim trafia, ale by się ze złém nie popisywać i drugich nie gorszyć.<br>
{{tab}}Walczył z sobą długo p. Oktaw, nim plan ułożył, aż nareszcie posłał po Piotrusia. Piotruś w jego gabinecie przybierał minę pokutnika i niktby się nie domyślił jego hulanek, patrząc na piękne czoło nieco wypełzłe, którego wczesne zmarszczki zdawały się pługiem pracy wyorane. Dodać potrzeba, że ubierał się z monarchalną skromnością.<br>
{{tab}}Oktaw stał przed swém biórem w postawie Napoleona I, jak go malują nad kartą Europy, gdy Piotruś z papierami pod pachą wszedł do jego gabinetu.<br>
{{tab}}— Jak się masz, — rzekł gospodarz, — miałem do ciebie trochę interesu, jak tam stoisz z tą repliką?<br>
{{tab}}— Idzie, idzie, jutro skończę.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
t63g1fwb1m2wx22086vg8gu4yur1722
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1138
100
1082463
3146582
3145896
2022-08-06T19:01:52Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Możesz mi dziś dać referat z tych papierów, które ci powierzyłem?<br>
{{tab}}— A! nie! — rzekł zawstydzony Piotruś.<br>
{{tab}}— O Boże! — zawołał Oktaw, — pewnie znowu te wybryki młodości! czy to się godzi! marnować takie dary! tak drogi czas! tyle zdolności mój Boże! Panie Piotrze, kiedyż to WPan młodym być przestaniesz?<br>
{{tab}}— Pan dobrodziéj zawsze mnie posądzasz, a istotnie na ten raz nie zgrzeszyłem wcale, — rzekł Piotruś z wielką naturalnością, — byłem trochę chory.<br>
{{tab}}— Panie Piotrze, ja to mówię z dobrego serca, z prawdziwéj przyjaźni dla pana, z szacunku jaki mam dla jego zdolności, powinieneś zmienić tryb życia, towarzystwo, rodzaj zabaw. Szczerze, to nawet dla prawnika nie przystoi; stróż prawa, jak kapłan powinien się starać być czystym.<br>
{{tab}}Piotruś zrobił minę kwaśną, p. Oktaw dawszy mu tę naukę, którą za przyzwoitą dla siebie więcéj, niż korzystną dla młodzieńca uważał, podał mu rękę i prosił siedziéć.<br>
{{tab}}— Los pański więcéj mnie obchodzi niż<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lem2300jh343qzn9zuechoc5k15537c
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1139
100
1082464
3146588
3145898
2022-08-06T19:03:21Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>sądzisz, jestem na pozór zimny, — dodał, — ale mam uczucie i serce, zwłaszcza dla takich jak pan, ludzi pełnych nadziei. Szczerze mówiąc, brak nam ludzi zdatnych i usposobionych, nie znam tu nikogo, ktoby panu dorównał wcześnie nabytą nauką i talentem.<br>
{{tab}}Pobracki wiedział, że ziarenko pochlebstwa nigdy i w żadnym razie nie szkodzi, p. Piotr zarumienił się i uczuł wzruszonym.<br>
{{tab}}— Pozwól mi z sobą pomówić otwarcie.<br>
{{tab}}Piotruś się skłonił grzecznie.<br>
{{tab}}— Dla czegóżbyś nie szukał innego towarzystwa? nie starał się wejść trochę w świat lepszy, który czyściejszych dostarcza przyjemności i może posłużyć twojéj przyszłości, panie Piotrze. Te stosunki hulackie, przebacz mi, że się tak odzywam po ojcowsku, do niczego nie prowadzą. Ile razy widzę was, młodzież poczciwą na tak zgubnéj drodze, serce mi się ściska. O ile wiem, — dodał, — jest tam was kilku w jednéj kupce, których mi bardzo żal.<br>
{{tab}}— Ale panu donoszą rzeczy przesadzone, odezwał się Piotruś trochę zawstydzony.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pq0gln15xuyiucyp9pp0qakj6jv9xvm
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1140
100
1082465
3146595
3145899
2022-08-06T19:05:39Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Nie, nie, wiem dobrze i lepiéj niż sądzisz co robicie, nazwałbym ci nawet towarzyszów twoich, takiego naprzykład Abla Hunter’a, młodego chłopca, którego mi równie żal jak ciebie.<br>
{{tab}}Piotruś oczy otworzył, nie rozumiał do czego rozmowa prowadzić mogła.<br>
{{tab}}— Kiedym wspomniał o Hunterze, dobrze że cię spytam o niego, — co to jest za człowiek? Powiem szczerze, jest to krewny jenerałowéj Palmer, dla któréj mam najwyższy szacunek, obchodzi mnie z tego względu.<br>
{{tab}}— Hunter jest dobry chłopak, — rzekł Piotruś, — ale młody i lekki.<br>
{{tab}}— Szkoda mi ciebie i jego. Jenerałowa, która wie jak się prowadzi, kilkakrotnie mnie prosiła, abym wpłynął jakim sposobem na wyrwanie go ze złego towarzystwa. Zapłaciłbyś sowicie za swoje grzechy, gdybyś do tego rękę przyłożył, hę?<br>
{{tab}}Piotruś nie dobrze rozumiał o co chodziło.<br>
{{tab}}— Poznaj mnie z nim, bądźcie oba u jenerałowéj, ja was wprowadzę. P. Palmer ma dom na bardzo wysoką utrzymany stopę,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5yumh9ea1ir05rp9omt51wki6016is4
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1141
100
1082466
3146608
3145901
2022-08-06T19:08:44Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>w zimie dawać myśli wieczory i bale, bawilibyście się doskonale u niéj. Nie sądź, żeby mimo wielkiéj pobożności i przyzwoitego tonu, dom jéj był nudny; o! to kobieta pełna jeszcze życia i młodości, nie znam przyjemniejszego nad jej towarzystwa, pobłażająca dla młodych, wyrozumiała na błędy, a miła, i wcale się jeszcze podobać mogąca. Przez ten dom weszlibyście w stosunki z wielą innemi, znalazłbyś sobie może żonę majętną, i jabym był o twoją przyszłość spokojniejszym.<br>
{{tab}}Piotruś miał to w charakterze, że nie był wcale podejrzywającym, owszem chętnie wierzył w serca ludzkie, w dobroć i życzliwość, ale doświadczenie acz krótkie, naprowadzało go nieraz na wykrycie tajemnych sprężyn tam, gdzie wcale się ich spodziewać nie było można. Tą razą coś go tknęło, propozycja p. Oktawa była wprawdzie dosyć upowodowana i pozorna, jednak coś w niéj dawało czuć cel ukryty. Piotrusiowi przeleciało to przez głowę tylko, ale prawnik odgadnięte podejrzenie starał się zaraz ubić gdy się ledwie rodziło,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ogplonifi7js0rkb767ofibfk1dkoc8
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1142
100
1082467
3146620
3145902
2022-08-06T19:10:42Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i poczciwego chłopca przywiódł gdzie chciał, nakłaniając, aby Huntera koniecznie starał się, dla jego własnego dobra, zbliżyć do jenerałowéj.<br>
{{tab}}Stało się jak pragnął. Hrabia Abel coś był słyszał o p. Palmer od familji, nie miał jednak ani nienawiści, ani uprzedzenia zbytecznego. Słyszał, że była ładna, mówiono że dosyć dawniéj miała być przystępną, dom obiecywał nowe stosunki i zabawę. Hunter zaproszony przez Pobrackiego bardzo zręcznie, przyrzekł swoją bytność, i w kilka dni potém, usunąwszy Piotrusia już niepotrzebnego, pod jakimś pozorem wiózł p. Oktaw ofiarę do stóp kobiety, która całą siłę dawnych lat zebrała, aby ją w sidła pochwycić.<br>
{{tab}}Panna Adelajda, która przed naznaczoną godziną przyszła ubierać pobożną panią Palmer, najczęściéj dotąd chodzącą w czarnych ciężkich szatach wdowich, niezmiernie była zaciekawioną przygotowaniami, jakie jéj do stroju uczynić kazano. Jenerałowa zawsze staranna około siebie i resztek swéj piękności, tym razem była prawie niespokojną, jak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1da64lggegd9vekqotb5cfb8v512otr
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1143
100
1082468
3146629
3145905
2022-08-06T19:12:35Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>młoda panienka, mająca raz pierwszy wystąpić w salonie. Stosunki przyjazne z p. Pobrackim, które panna Adelajda wyszpiegowała zaraz, nie dozwalały jéj odgadnąć na coby ten strój miał służyć.<br>
{{tab}}— Któż ją tam zrozumie! — mówiła panna do Bzurskiego, — ma już przecie jednego kochanka, dla staréj baby powinnoby być dosyć!....<br>
{{tab}}— Co WPanna mówisz staréj baby? Ona nie jest wcale stara! to kobieta, która jak zechce, jeszcze piętnastoletnią przez kij przesadzi, — rzekł Bzurski. Jużem ja ją różnie widział, ale dalibóg nie rozumiem. Czasem bywa, że wygląda na królowę, taka poważna i straszna, a jak zechce, to z siebie zrobi i młodą dziewczynę....<br>
{{tab}}— Wstydź się WPan, — ofuknęła panna Adelajda, — co tam osobliwszego, otóż proszę wielki znawca.<br>
{{tab}}Na ten wieczór przyrządzony strój, istotnie zapowiadał jakieś niepojęte zamiary, nie zmieniła jenerałowa zwyczajnéj barwy czarnéj, ani kroju tak dalece, ale pod pozorem nieubłaga-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
km53zm6aegbnlqiafhx8giykp81myy5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1144
100
1082469
3146641
3145908
2022-08-06T19:17:23Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>néj mody, trochę białe, pulchne, zaokrąglone odsłoniła ramiona, pod pozorem zwyczaju tyrańskiego, wpięła spinkę brylantową we włosy i gdzieniegdzie rzucić kazała kokardy pąsowe, które na sukni ciemnéj, doskonale się odbijały. Co zrobiła z twarzą, o tém panna Adelajda wiedziéć nie mogła, bo urządzenie jéj odbywało się zawsze w wielkiéj tajemnicy, to pewna, że gdy weszła do pokoju, dla dokończenia toalety pani, niesłychanie była zdziwioną, znajdując ją, jedném niczém odmłodniałą, świeżą, nie do pojęcia.<br>
{{tab}}P. Adelajda, która nie bardzo kochała jenerałowę, choć jéj niezmiernie nadskakiwała, powzięła dla niéj prawie szacunek i trochę zazdrości.<br>
{{tab}}P. Palmer siedziała przed zwierciadłem i z wielkiém natężeniem umysłu, kończyła ubranie obrachowane na to, by nie odejmując jéj powagi, dodało jéj wdzięku i trochę młodości. Wyglądała tak świeżo, tak pięknie, a twarz jéj była marmurowo spokojna i wiejąca szczęściem, jak gdyby nigdy łza z powiek tych nie ciekła, nigdy troska alabastrowego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oux7qli2p1kgh9via8mhs15key2m788
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1145
100
1082470
3146642
3145909
2022-08-06T19:19:10Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nie zmarszczyła czoła. Była prześliczną, a co dziwniejsza, przy zmianie wielkiéj, wydawała się niewymuszoną, naturalną, sobą samą.<br>
{{tab}}Wszystko, aż do najmniejszéj drobnostki w niéj, obrachowane doskonale, przyczyniło się do ogólnego efektu, który uderzał artystyczną harmonją całości. Nic nie raziło, nic nie zdradzało wysilenia i pracy.<br>
{{tab}}Około ósméj oznajmiono Pobrackiego i Hunter’a, a pani jenerałowa powoli i poważnie weszła do salonu, z taką majestatyczną postawą, że ów trzpiot, który pierwszy raz się jéj przedstawiał, mimo wielkiéj śmiałości i lekceważenia kobiet, owładnięty został urokiem, jaki niosła z sobą.<br>
{{tab}}Hunter był wysmukły blondynek, wcale nie szpetny, ale z tych ludzi, których młodość wydaje bardzo wielu, typ zresztą wdzięczny, miły, ale mało znaczący.<br>
{{tab}}Jenerałowa z uśmiechem prawie protekcjonalnym go powitała.<br>
{{tab}}— Bardzo mi miło spotkać pana, co za dziwny traf sprowadził go do Warszawy?<br>
{{tab}}Nim Abel miał czas się opamiętać, posadzi-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hdszh5xnz69uz4mnuzd6ta0hg6kcohj
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1146
100
1082471
3146646
3145912
2022-08-06T19:21:06Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ła go przy sobie na kanapie, a Pobrackiemu dawszy doktora Mazziniego do zabawy, już nie puściła od siebie młodego chłopca.<br>
{{tab}}Zadanie było dosyć trudne: nie stracić powagi, nie wyrzec się charakteru kobiety wyższego i surowszego towarzystwa i podobać trzpiotowi, który nie rozumiał innéj rozmowy nad lekką i wesołą.<br>
{{tab}}Pierwsze wyrazy jenerałowéj były probierczemi strzałami wypuszczonemi na to, aby odpowiedź przyniosła jéj świadomość usposobień, głębinę myśli hrabiego; umiała z niego wyciągnąć co chciała i po chwilce była już panią położenia, którego jednak wielkie trudności pojmowała. Gdy się ten wstęp odbywał z ostrożnością, oczy jenerałowéj, uśmiech jéj, ręka biała i wypieszczona, ramiona nawet nie próżnowały; wiedziały one o swych obowiązkach i spełniały je z wprawą starych i wiernych sług pani. Potrzeba poprawienia koronkowéj chustki, ułożenia sukni, wydania rozkazów do herbaty, dozwoliły bardzo naturalnie pokazać z różnych stron, starannie wszakże na pozór ukrywany biust, rękę, wło-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mh2o8scz0hzqcmu0e9xoj8gjr9hzcvq
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1147
100
1082472
3146650
3145915
2022-08-06T19:23:56Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>sy, nawet koniec szczupluchnéj nóżki. P. Palmer wiedziała dobrze, iż wrażenie jakie czyni kobieta, całe prawie zależy od jéj fizjognomji i wdzięku. Młody chłopiec, temperamentu słomy, zapalający się niesłychanie łatwo, w pięć minut potém rzekł w sobie:<br>
{{tab}}— A! cóż to za śliczna kobieta.<br>
{{tab}}Potém nieco:<br>
{{tab}}— Ale nawet wcale nie stara.<br>
{{tab}}Nareszcie:<br>
{{tab}}— Co za powaga i wdzięk.<br>
{{tab}}Jenerałowa długo rozmyśliwszy się nad charakterem, jaki sobie nadać miała, wybrała nareszcie fizjognomją kobiety rozczarowanéj, chłodnéj, prawie znudzonéj, spokojnéj, która ustąpiła z placu nadziei, nie żeby już walczyć o szczęście nie mogła, ale że postrzegła próżność boju i daremność zabiegów. Tylko w oczach zostawiła wyraz głębokiéj tęsknicy, zdradzający pragnienie nienasycone, jakby mimowolnie przebijające się z zasłon obojętności i znużenia. Starała się być swobodną, wesołą i odrobinę choć poważnie zalotną.<br>
{{tab}}Rozmowa zrazu bardzo obojętna, jakby dla<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qdhrtkyrgt40tz83u72g0md1suj4zay
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1148
100
1082474
3146652
3145917
2022-08-06T19:25:58Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wyszukania nuty, na którą nastroić się miała, przeszła w dosyć ożywioną. Jenerałowa nazwała go kuzynkiem, a ten zręczny obrót dozwolił jéj i jemu stanąć zaraz prawie na stopie poufałości.<br>
{{tab}}Hunter był oczarowany, ale że nie umiał inaczéj okazać dobrego humoru jak w sposób trzpiotowaty, rozkołysał się zupełnie.<br>
{{tab}}— Wujenko kochana, — rzekł w pół godziny, — nigdym się nie domyślał, żebym w Warszawie miał tak miłą zrobić znajomość, byłbym pospieszył doprawdy.<br>
{{tab}}— I bardzobyś dobrze uczynił, kuzynku, — odpowiedziała p. Palmer, — było rzeczą naturalną kazać mi się protegować i pomagać ci, ażebyś w niedostatku znajomych, nie porobił niepotrzebnych, a może niebezpiecznych stosunków. Przyznaj się, masz ich wiele?<br>
{{tab}}— Mnóstwo, wujeneczko, mnóstwo; tylko, że ja ich za niebezpieczne nie uważam.<br>
{{tab}}— Jesteś jeszcze tak młody!<br>
{{tab}}— Doprawdy, pozór myli, jestem bardzo stary!<br>
{{tab}}— Któż cię tak prędko zestarzył? kobiety?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
75rpfqz2g8gql90fdoq8v67muz2t3sb
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1149
100
1082476
3146654
3145919
2022-08-06T19:28:06Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Trochę, — rozśmiał się Hunter, który chętnie chluby szukał ze swych zalotnych stosunków z płcią piękną.<br>
{{tab}}— Słyszałam coś o tém, — odpowiedziała jenerałowa i westchnęła nieznacznie, — szkoda mi cię kuzynku, — dodała, — złe kobiety, kobiety bez serca, odejmują człowiekowi na zawsze smak i wiarę w miłość prawdziwą.<br>
{{tab}}— Moja wujenko, — zaśmiał się hrabia, — miłość fałszywa jest także bardzo urocza.<br>
{{tab}}— Widać żeś nigdy nie kochał.<br>
{{tab}}— Ja? sto razy! i do szaleństwa.<br>
{{tab}}— Ani razu kuzynku, jeżeli trzpiotostwo nazywasz miłością.<br>
{{tab}}— A czémże jest miłość, jeżeli nie wesołą zabawką?<br>
{{tab}}— Bluźnisz, — odpowiedziała p. Palmer poważnie, — ale ja stara i odczarowana, już dziś nawrócić cię nie potrafię, na to potrzeba młodości i jéj uroku.<br>
{{tab}}— Wujenko! proszę się nie obmawiać tak niesłusznie. Jesteś młoda i zachwycająca.<br>
{{tab}}— Takie pochlebstwo mogę tylko przyjąć jako wujenka.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mfd5146t6iyfliwnrxejt8rp99sdmaw
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1150
100
1082477
3146656
3145920
2022-08-06T19:29:58Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Bardzo żałuję, że mi to pokrewieństwo staje na drodze i onieśmiela, — dodał Hunter, — doprawdy miałbym ochotę dowieść, że prawdę mówiłem i zakochać się na serjo.<br>
{{tab}}Jenerałowa spojrzała mu w oczy bez obrazy, z jakąś melancholją i powtórzyła tylko trochę ironicznie:<br>
{{tab}}— Na serjo?<br>
{{tab}}— Kuzynka sądzi, że ja już nic na serjo zrobić nie potrafię?<br>
{{tab}}— Przynajmniéj nie prędko.<br>
{{tab}}— Zkądże tak srogi wyrok?<br>
{{tab}}— Na własnych twoich zeznaniach oparty.<br>
{{tab}}Hunter, który jadąc do jenerałowéj, wcale ją sobie inaczéj wyobrażał i obiecywał nudzić się trochę, zapalił się jak żak, pochwycił nawet za rękę wujenkę, która mu jéj nie odmówiła, przycisnął ją do ust, a dotknięcie téj pulchnéj, białéj, zimnéj dłoni, wytwornych kształtów, poruszyło go do głębi. Jenerałowa trochę szydersko uśmiechać się zaczęła.<br>
{{tab}}— O! dziecko z ciebie kuzynku kochany, — rzekła, — dziecko jeszcze potrzebujące niań-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f38hlms25pk51ggwrjje57s2i6uvcnh
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1151
100
1082478
3146659
3145922
2022-08-06T19:32:46Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ki, aby sobie głowy i piersi nie rozbiło idąc po świecie.<br>
{{tab}}— Wujenka powinnabyś być mi tą ochmistrzynią! mentorką!<br>
{{tab}}— Na długo? — zapytała pani Palmer. — Wychodząc odemnie, ręczę, zapomnisz o tém coś mówił.<br>
{{tab}}— Tak płochy znowu nie jestem.<br>
{{tab}}— Istotnie, potrzebowałbyś czułego, macierzyńskiego oka, aby cię od niebezpieczeństw grożących uchronić, ale młodzi rzadko słuchają starych.<br>
{{tab}}— Starych? — podchwycił śmiejąc się Hunter.<br>
{{tab}}— O! ja jestem bardzo stara! — z westchnieniem dodała jenerałowa.<br>
{{tab}}— Nie wierzę.<br>
{{tab}}— Przekonasz się....<br>
{{tab}}— Tém lepiéj dla mnie, tulę się więc śmieléj pod macierzyńskie jéj skrzydła.<br>
{{tab}}Jenerałowa znowu zmierzyła go niedowierzającym wzrokiem, który razem zdawał się wyzywać. W ciągu całéj rozmowy, postać jéj wyrażała umyślną sprzeczność ze słowy, któ-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bearq8j9bko0lp2vsujnots0ognx3g7
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1152
100
1082479
3146666
3145923
2022-08-06T19:35:02Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>re rzucała chłodno i poważnie. Zdawała się odczarowaną, chłodną umyślnie, a wewnątrz pełną tych nadziei i pragnień, które stanowią wdzięk i urok trzydziestoletniéj kobiety niepoznanéj — sławnego typu francuzkiego ''de femme incomprise''. Charakter ten jest utworem naszego wieku i jego własnością wyłączną, a młodzi zwłaszcza niezmiernie w nim smakują. Przywiązanie kobiety, która dwadzieścia lat szukała serca napróżno, zawiedzionéj, znękanéj, pochlebia miłości własnéj, podnosi tego komu się dostaje w udziale, a kryć musi w sobie wezbranych pragnień morza i czułość niezgłębioną. Jest to nienasycona żądza, spotęgowana cierpieniem, oczekiwaniem i dźwignięta do ideału, długiém wypieszczeniem, wymarzeniem, wyłzawieniem w głębi serdecznéj; jest to coś niezmiernie ponętnego dla młodzieńczéj namiętności, któréj chléb powszedni miłości codziennéj nie starczy.<br>
{{tab}}Jenerałowa instynktowo czuła, że podejmując się ciężkiéj roli zbałamucenia młokosa, w wieku swym innych nań sideł zastawić, innych środków nad te użyć nie mogła. Dzi-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3pafhzuaynv1bw5nr5q895jk72jltez
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1153
100
1082480
3146669
3145924
2022-08-06T19:37:35Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wnie téż umiejętnie odgadła co miała począć i cała jéj powierzchowność, mowa, ruchy, były do tego zastosowane, nie tyle rozmysłem, co jakąś siłą intuicji, jaką kobiety w sprawach serca posiadają do najwyższego stopnia.<br>
{{tab}}Gdy tak nagle, jakeśmy widzieli, rozmowa spadła po niebezpiecznéj pochyłości do krańców, po za które przy pierwszych odwiedzinach puścić jéj nie było podobna, bardzo trafnie p. Palmer poczuła potrzebę zerwania jéj na chwilę, i wstała z kanapy aby przejść do salonu, w którym podano herbatę. To ''intermezzo'', dawało jéj czas do namyślenia, jemu do nabrania sił, do rozważenia każdego wyrazu, do rozkołysania się marzeniem i nadzieją.<br>
{{tab}}Towarzystwo na chwilę połączyło się, doktór Mazzini i p. Oktaw przyłączyli się do nich i wszyscy poszli razem do sali jadalnéj.<br>
{{tab}}Do środków pociągających, zaliczyła trafnie pani jenerałowa uderzenie kuzynka pozorną pańskością i wytworem domu, dla tego téż owa herbata wieczorna, urządzona została z niezmierną starannością o występ, który<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pcz7ldfe4jiw2q4kheog8ex2s1rx7af
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1154
100
1082481
3146672
3145925
2022-08-06T19:40:10Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wszakże powinien się był wydać gościowi porządkiem zwyczajnym.<br>
{{tab}}W sali jadalnéj, oświeconéj lampaderami i pełnéj pięknych kwiatów, stał stół połyskujący od sreber i kryształów, zastawiony mnóstwem przekąsek i przysmaków. Starano się bardzo, aby każdy sprzęcik, który miał honor zajmować tu miejsce, był jak najlepszego tonu i przyzwoicie się znajdował. To téż począwszy od maselniczki, obłożonéj lodem przezroczystym, poważnéj i zrazu na tajemniczą puszkę Pandory zakrawającéj, do skomplikowanego narzędzia, obejmującego grzanki poprzedzielane srebrną kratką aby się nie kłóciły z sobą, aż do talerzyków z mięsem, pokrytych galaretą, niedopuszczającą, by wzrok niedyskretny od razu zbadał ich tajemnice, do misternie układanych serwetek i sztuczczyków deserowych powyzłacanych wspaniale; wszystko to stanowiło obraz, mogący olśnić oczy niedoświadczonego młodzieńca, przywykłego widywać też same przybory, ale w najprostszym negliżu i jak je Bóg stworzył.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d27bsj42mdtq0ruhaph344enva6eozh
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1155
100
1082483
3146673
3145927
2022-08-06T19:41:48Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}W ten sposób urządzone jadło, zdawało się mistyczną jakąś ucztą czy ofiarą, do któréj bez głębokiego wzruszenia nie godziło się przystępować. Mimowolnie poczuwał przypuszczony do niéj śmiertelnik, że tu nie szło wcale o żołądek i nasycenie, ale o wyidealizowanie faktu, zwykle aż do zbytku pospolitego, o podniesienie go do wysokości, na jakiéj stały istoty do tego przybytku przystęp mające.<br>
{{tab}}Na każdym z tych talerzyków było tyle, ile niegłodny człowiek sam na raz bez nadużycia spożyć może; ale jakby podane potrawy tu przybrały moc nadzwyczajną, ilość ich zmniejszona, powinna była starczyć dla wszystkich. Kazało się to domyślać, że wszystko tu tajemniczemi było napojone własnościami.<br>
{{tab}}Za krzesłem jenerałowéj stał Bzurski w chustce białéj, w rękawiczkach białych, z tak przyzwoitą miną, że można go było wziąć za gościa raczéj niż sługę. Dwóch lokajów w liberji niebieskiéj z taśmami szyte-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dkje9pimre0xcv7soly90w8i6wy7025
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1156
100
1082484
3146676
3145929
2022-08-06T19:43:35Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>mi, w trzewikach i pończochach, posługiwali do stołu.<br>
{{tab}}Hunter został olśniony.<br>
{{tab}}— O! o! na jakiéjże żyje stopie! — rzekł w duchu.<br>
{{tab}}I różne myśli kręcić mu się zaczynały po młodéj głowie.<br>
{{tab}}Jenerałowa postrzegła, że cel został osiągnięty, a im hrabia mniéj był śmiały, ona stawała się grzeczniejszą i bardziéj nadskakującą. Posadziła go przy sobie, z drugiéj strony umieszczając doktora Mazzini, który był nie źle obrany dla zrobienia wrażenia, bo w rozmowie jego nieustannie błyskały wielkie imiona, których obwoływanie przy tym stole, czyniło je niejako z towarzystwem solidarnemi. Hunterowi mogło się zdawać ztąd, że ten świat był zwykłym jego kuzynki światem. Pobracki bardzo téż umiejętnie wspierał jenerałowę w jéj szlachetnych zamiarach, i odzywał się od niechcenia z trafnością niesłychaną, tak, że każde jego słówko niby na wiatr strzelone, do celu trafiało.<br>
{{tab}}Hr. Abel zwykle bardzo śmiały, na chwilę<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
54aybjik0tcxpf0hnai2vm73wbg5d2b
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1157
100
1082485
3146679
3145930
2022-08-06T19:45:51Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>oniemiał, widocznie wewnątrz jego duszy odbywała się jakaś walka, coś myślał, rozważał, był pociągnięty i oczarowany. Jenerałowa podwajała starań aby go pociągnąć, skinienie jéj zrozumiał Pobracki i zajął się rozmową ''a parte'' z Mazzinim, tak, by dać czas i swobodę gospodyni uwikłania młodzieńca do reszty. Starał się tylko, aby ten półgłośny rozhowor był akompanjamentem harmonijnym, aby nuty jego, niekiedy wyrywające się głośniéj, zawsze na ten sam temat nuciły.<br>
{{tab}}— Choć to może bardzo nieprzyzwoicieby było, mój kuzynku, — odezwała się p. Palmer po długich rozprawach o miłości, ludziach i świecie, — ale jakbyś istotnie zażądał macierzyńskiego oka i opieki, — wiész co? mógłbyś się przenieść do mnie. Mieszkam sama jedna, mam dom ogromny, juściż nikt młodego jak ty chłopaka i starą jak ja kobietę nie posądzi. Zresztą jesteśmy krewni, a ręczę, że tuby ci było lepiéj i wygodniéj. Jabym na tém zyskała.<br>
{{tab}}— O! — zawołał Hunter zarumieniony na samą myśl tego raju, on, co często nie miał<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nvm8qr1nkfs4m21rmt3y9st2bb87afs
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1158
100
1082486
3146680
3145931
2022-08-06T19:47:23Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>za co zjeść obiadu i dla białych rękawiczek pościć musiał, — o! kochana wujenko, nie śmiałbym być tak natrętnym....<br>
{{tab}}— Ale to ja jestem natrętną, miałabym towarzystwo weselsze i pilnowałabym cię z całą troskliwością macierzyńską, trochę tyrańską może, bo byś mi się musiał z każdego kroku tłumaczyć.<br>
{{tab}}— Nigdybym nie odważył się.<br>
{{tab}}— Na taką niewolę? — spytała uśmiechając się jenerałowa.<br>
{{tab}}— Na takie nadużycie jéj dobroci.<br>
{{tab}}— Starzy, — z przyciskiem i umyślnie wspominając ciągle o wieku swym, dodała Palmerowa, — potrzebują przywiązać się do kogoś, samotność bezdzietna jak moja, to ciężar wielki do dźwigania. Wówczas chwyta się człowiek wszystkiego co mu zaświeci trochą przywiązania, sztuczne tworzy węzły i sztuczne macierzyństwa. Myśmy biedni! — dodała z westchnieniem i głosem tak młodym, jakby nim chciała stanąć w sprzeczności ze starością, o któréj tylko co wspomniała.<br>
{{tab}}Położyła białą, ślicznych wytoczonych<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rgmafq5psgpzys070yee1cadez82o5b
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1159
100
1082487
3146682
3145933
2022-08-06T19:49:11Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>kształtów rękę na ręce Abla i dodała czując jéj drżenie:<br>
{{tab}}— Tak, kuzynku, gdy ci miasto i szały dokuczą, gdy ci się znudzi to życie, które przy całéj swéj rozmaitości jest najjednostajniejszém w świecie, — przyjdź tu, zamieszkaj, odpoczniesz, a ja ci codzień prawić będę kazania i trochę może nawrócę.<br>
{{tab}}Hunterowi w głowie i piersiach się przewracało.<br>
{{tab}}Ten blask, wspaniałość, bogactwo, ta piękna kobieta, która mu wprost ofiarowała raj u siebie, mąciły głowę chłopakowi, który wciąż sobie potrzebował dla opamiętania powtarzać: — To prosta forma grzeczności, to być nie może.<br>
{{tab}}Ubogi, zmuszony nieustannie uciekać się do heroicznych środków pożyczki, zachwytywania cudzego grosza, robienia utrapienie rodzących długów, Hunter widział tu port odpoczynku; przytém, samo mieszkanie w tak poważnym i zamożnym domu, stawiło go na stopie innéj w towarzystwie. Jenerałowa czytała w nim jak w przezroczystéj wodzie, od-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e0jq3s5amrro19govp2dazdmhq4pede
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1160
100
1082488
3146685
3145934
2022-08-06T19:52:46Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>gadywała myśli, widziała walkę, i nim wstali od herbaty, zaprosiła go na pozajutro na obiad. Hunter stawić się przyrzekł. Dała mu dzień do namysłu i nabrania odwagi, którą często młodym daje samotność i puszczenie cugli wyobraźni.<br>
{{tab}}Gdy o dziesiątéj przyszło wychodzić, po czułych i poufałych pożegnaniach, Hunter był jak pijany, a Pobracki trochę smutny, — czuł, że się tu na wielkie zanosiło rzeczy.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Po wyjeździe kapitana, pani Jordanowa stanęła naprzeciw okna zamyślona, i zaczęła, sama nie wiedząc dla czego, płakać rzewnemi łzami.<br>
{{tab}}W kobiecie téj wiele się zmieniło. Często tak strona jakaś dobra śpi w człowieku życie całe, bo jéj żadne wrażenie i wpływ zewnętrzny nie porusza; potém uderza w nią uczucie, potrąca o nią myśl i z głębi kałuży rozkwita biała (nymphea), to godło poprawy i skruchy. Tak było właśnie z nawróconą Adolfiną, któréj dzisiejsze poczciwe, ciche, spokojne<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0ufwsenxtcluroy77hwxjditys7ahzk
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1161
100
1082489
3146690
3145935
2022-08-06T19:56:30Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i pozbawione troski, zgryzot i namiętności życie, zaczynało stawać się potrzebą. Odblask od niewinnéj dzieweczki bił na zepsutą niewiastę i opromieniał ją światłem swojem. Niespodziewany pokój duszy, którego teraz obawiała się utracić, jak znalezionego przypadkiem skarbu — mógł być zachwiany przez intrygę barona przy pomocy kapitana. Żal jéj było Mani, ale żal i siebie. Życie było tak znośne, tak ciche, takie jakieś pełne spokoju o jutro, że z niego znowu na dawny teatr namiętnych passowań się z losem, z niesławą, z niebezpieczeństwem, rzucać się nie chciała.<br>
{{tab}}I rozpłakała się myśląc, że ją porwać, pochwycić, wciągnąć mogą mimo woli. Jordanowa zawsze grzeszyła więcéj słabością niż złém w {{korekta|grucie|gruncie}} usposobieniem, kilka razy w życiu dopuściła się kroków niegodziwych, ale porwana jakimś obłędem, który stopniami nieznacznemi prowadzi często daléj niż człowiek sam zamierzył. Historja wekslów barona, należała do tego rodzaju postępków. Dziś zachciewało się jéj zostać kobietą uczciwą, oburzała się przeciwko tym, którzy ją w prze-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5n6mig3oqmr4mm2216mn5x7ub9xkmgw
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1162
100
1082490
3146692
3145936
2022-08-06T19:58:58Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ciwną stronę ciągnęli. Nie miała już namiętności młodych, któreby obłąkać mogły, zimniejsza, pragnęła innego losu, chciała zetrzéć z siebie ślady dawnego życia. Ale nieubłagana przeszłość, często jak kamień u szyi cięży człowiekowi i ciągnie go w przepaście — tak i tu było właśnie. Kapitan uosabiał ją i jak szatan o duszę, w imię wspólnictwa występku dopominał się o spłacenie cyrografu.<br>
{{tab}}Prędzéj i łatwiéj jest zerwać z grzechem wewnątrz siebie, niż z jego następstwy zewnętrznemi. Tu potrzeba téj siły duszy, jaką nie wszyscy posiadają; biedna Adolfina czuła, że jéj nie miała.<br>
{{tab}}Dla tego w téj chwili, zamiast radzić i postanowić coś, płakała martwo stojąc przed oknem i nie wiedząc co począć — mówiła sobie w duchu:<br>
{{tab}}— Nie! nie! ja tego nie dopuszczę! to być nie może! to dziewczę nie przepadnie marnie... Ale co począć? mój Boże! co począć? ja się sama nie obronię? Któż? co tu poradzić!<br>
{{tab}}Gdy ocierała łzy właśnie, Mania, która usłyszała odchodzącego kapitana, przybiegła<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
86lemmlmjm08u09k0wj3c1bj10invky
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1163
100
1082491
3146696
3145937
2022-08-06T20:00:48Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>do niéj i zdziwiona została niezmiernie, widząc ją zapłakaną. Na łzy rzadko się kiedy zbierało pani Jordanowéj, potrzeba było nadzwyczajnych powodów, ażeby mogła zapłakać. Mania przestraszona rzuciła się ku niéj z całą czułością dziecięcia, i obejmując ją rączkami, sama prawie nie wiedząc czego, zabierała się rozłzawić.<br>
{{tab}}— Ale cóż to jest cioci? co to jest? proszę mi powiedziéć? może ja co pomogę! A! to ten jakiś nieznośny natręt, musiał coś nagadać, przestraszyć! Nie potrzeba go puszczać. Ja nie wiem dla czego, ale na tego kapitana bez wstrętu patrzéć nie mogę, to musi być okropny człowiek!<br>
{{tab}}— A! w istocie, to człowiek okropny! nie mylisz się moje dziecko, — odpowiedziała szlochając coraz mocniéj Jordanowa, — bodajbyś nigdy podobnego nie spotkała w życiu — dziecko moje....<br>
{{tab}}— To dla czegóż go ciocia przyjmuje?<br>
{{tab}}— Muszę!! — odpowiedziała łkając wdowa, — nie mówmy o tém, ty tego zrozumiéć<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mw7n8r8393bi16i3yvpca3yichrtwz1
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1164
100
1082492
3146703
3145939
2022-08-06T20:03:00Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nie możesz i wiedziéć nie powinnaś. Jest to kara za grzechy moje....<br>
{{tab}}Adolfina zamilkła, nie chciała straszyć Mani, która śmiałemi, dziecinnemi oczyma patrzała na nią chciwie, pragnąc się dowiedziéć o niebezpieczeństwie, aby mu stawić czoło odważnie.<br>
{{tab}}— Ale cóż on nam zrobić może? — dodała Mania. — Ciocia go nie przyjmie, zamknie się, jakie ma prawo gwałtem się nam narzucać.<br>
{{tab}}Na to Adolfina nic już nie odpowiedziała; jakaś myśl przesunęła się jéj przez głowę, pobiegła po kapelusz, narzuciła na siebie mantylę i zawołała Kachny.<br>
{{tab}}— Sprowadź mi dorożkę, natychmiast!<br>
{{tab}}— Ciocia chce jechać?<br>
{{tab}}— Muszę.... ale powracam zaraz. Ty zostań i nie przyjmuj nikogo bezemnie, Kachna powie że nas nie ma....<br>
{{tab}}Adolfina wzruszona mocno, w chwili gdy już jechać miała, nałogowo przypomniała sobie twarz, którą łzy wylane uczyniły najokropniejszą ruiną; poszła do zwierciadła<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cdqwwu15ot9sxj17d3i3xblqlp4iaw3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1165
100
1082493
3146705
3145940
2022-08-06T20:04:53Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>i przekonała się, że w takim stanie światu pokazać się było niepodobieństwem. Obfite łzy spadając po policzkach, wyryły w bielidle i różu jakby koryta strumieni, których dno żółte dziwnie odbijało od papierowéj białości pozostałego malowidła. Gdzieniegdzie róż rozmazany w kapryśne pasma, najnienaturalniéj porozkładał się tam, gdzie prawdopodobnie nie był powinien zawitać. Pani Jordanowa wyglądała jak maska balowa, którą dzieci nieostrożnie oblały wodą i otarły, ujrzawszy pełznącą straszliwie.<br>
{{tab}}Pod pozorem więc chustki od nosa zapomnianéj, wróciła do swego pokoju, ale wzruszenie jakiego doznawała, nie dopuściło oddać się artystycznéj restauracji nadwerężonego oblicza, starła z niego tylko plamy, pociągnęła jednę warstwę bladą, i nie wdając się w zwykłe ornamenta, powróciła do pokoju, gdzie na nią pomięszana Mania czekała.<br>
{{tab}}— Idź do siebie, nie graj na fortepjanie, aby cię muzyka nie zdradziła, zapuść story i czekaj na mnie, ja powracam zaraz.<br>
{{tab}}— A ty moja Kachno, — dodała do słu-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rrg0jggh9lyx1c5yydqifu8raqmbkop
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1166
100
1082495
3146707
3145942
2022-08-06T20:06:42Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>żącéj, — nie wpuszczaj tu nikogo, zaniknąć furtkę od dziedzińca, jak kto zastuka, nie otwierając jéj mów, że nas nie ma.<br>
{{tab}}— O to dobrze, — odmruknęła stara służąca, — to tak się nauczyli włóczyć i rozsiadać jakby to w bawarji, albo w traktjerni i jeszcze sobie piwo nosić każą.... A to pani dalibóg temu winna.... jakby im parę razy psy zęby pokazały, nie byłoby tych zbytków.<br>
{{tab}}Dorożka stała u bramy, Adolfina uścisnąwszy w milczeniu Manię, która już jéj dopytywać nie chciała o nic, siadła i kazała jechać do Narębskich. Pokładała ona nadzieję całą na panu Feliksie i jego opiece, sama nie wiedząc co począć, gotowa była na jakiś czas powierzyć mu sierotę, aby ją od zabiegów barona i kapitana zasłonić.<br>
{{tab}}Ale w tak pilnych razach, gdy człowiek na jedném złoży wszelkie swe nadzieje, najczęściéj los mu figla wypłata; przybywszy do mieszkania Narębskich, dowiedziała się pani Jordanowa, że oboje z córką zaproszeni na wieś, do kogoś wyjechali i w nocy dopiero lub nad rankiem powrócić mieli. Nic nie było<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l20xahug0yk6swdfz9zvsj2o557crzt
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1167
100
1082496
3146711
3145944
2022-08-06T20:11:48Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>straconém właściwie, ale Adolfina była słabą, sama obawiała się siebie, chciała z swych ramion zrzucić odpowiedzialność, przestraszało ją wdanie się kapitana, straciła głowę, zaczęła prawie płakać, zapomniawszy o świeżo pobielonéj twarzy.<br>
{{tab}}Stała tak przy dorożce, nie mogąc się ośmielić z niczém powracać do domu, gdy przechodzący wypadkiem Teoś Muszyński poznał ją o mroku.<br>
{{tab}}— Dobry wieczór? co tu pani robisz?<br>
{{tab}}— A! to pan! to pan! — zawołała Adolfina chwytając go za rękę, — to Pan Bóg mi go tu zsyła.... przybyłam chcąc się widzieć z Narębskim, potrzebuję rady.<br>
{{tab}}Ale w chwili gdy już się wygadać miała, jakaś ją wstrzymała obawa; Teoś postrzegł jéj niepokój i ulitował się nad nim.<br>
{{tab}}— Mów pani śmiało, — rzekł żywo, — co tylko można zrobić, uczynię — znajdę Narębskiego, pojadę go szukać.... wierz mi pani, że im dobrze życzę.... proszę mi ufać.<br>
{{tab}}— Pan kochasz Manię? nieprawdaż? — ode-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8rok7bsd3s1pb8ejh8vr4yug94z0pf2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1168
100
1082497
3146714
3145946
2022-08-06T20:13:37Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>zwała się Adolfina sprowadzając go nieco na bok, — mów otwarcie.<br>
{{tab}}— Nie potrzebuję się wypierać, tak jest, kocham ją nad życie.<br>
{{tab}}— Gotóweś się z nią ożenić?<br>
{{tab}}Teoś nieco się zatrzymał, a Jordanowa już o nim powątpiewać zaczynała i rzuciła jego rękę, gdy po namyśle dodał:<br>
{{tab}}— To potrzebuje dłuższego tłumaczenia. O! byłbym najszczęśliwszy, gdybym jéj mógł się oddać i poświęcić cały, ale godziż się bym jéj takie utrapione życie jak moje ofiarował?<br>
{{tab}}— Pan nie wiész co pleciesz! Mów mi otwarcie czy ją kochasz szczerze, czy bawisz się zaufaniem i niewinnością dziecięcia?<br>
{{tab}}— Ale ja jéj życie dać jestem gotów!<br>
{{tab}}— Powiédz czyś gotów się żenić?<br>
{{tab}}— Gdybym był bogatym, dzisiaj.<br>
{{tab}}— Cóż to ma do tego żeś ubogi! nie bałamuć! Żenisz się czy nie?<br>
{{tab}}— No! żenię się, żenię! — zawołał Teoś nie mogąc zrozumiéć natarczywości Adolfiny, — rachuj pani na nieograniczone moje poświęcenie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4utnkz0kdw0ylee4q7lk8gah1r8mxkr
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1169
100
1082499
3146718
3145948
2022-08-06T20:15:15Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Słowo?<br>
{{tab}}— Najuroczystsze.... ale o cóż chodzi?<br>
{{tab}}— O to chodzi, — wybuchnęła wdowa, — że na tę nieszczęśliwą dziewczynę, uczyniono niegodziwą zasadzkę, chcą ją zgubić, chcą mnie wplątać w jéj zgubę, ratuj ją i mnie. Ja tego na sumieniu miéć nie chcę. Biegłam do Narębskich, aby go prosić o schronienie dla niéj, znasz barona Dunder? używa wszelkich sprężyn najniegodziwszych, aby zgubić to dziecko.... Póki jest u mnie, niema dla niéj niebezpieczeństwa.... kocham ją, bez niéj zatęsknię się śmiertelnie, ale muszę się z nią rozstać.<br>
{{tab}}Teosiowi jak błyskawica strach przeleciał przed oczyma....<br>
{{tab}}— Cóż ja tu poradzę? — rzekł. — Jutro Narębscy wracają.<br>
{{tab}}— Szukaj pan innego środka!<br>
{{tab}}— Co tu począć? — zastanowił się Teoś, — doprawdy nie wiem, jadę z panią.... i nie odstąpię was krokiem.<br>
{{tab}}— Ją potrzeba usunąć — co ty pomożesz! Ci ludzie oszukają nas wszystkich!!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tuj9g9n89jnhp7fwxespbtv3xo7mohj
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1170
100
1082501
3146721
3145950
2022-08-06T20:16:51Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Teoś potarł czoło i załamał ręce.<br>
{{tab}}— Ją potrzeba gdzieś skryć! — powtórzyła Jordanowa.<br>
{{tab}}— Czekaj pani, przychodzi mi myśl, — zawołał Teoś, — ztąd natychmiast spieszę do domu, w którym umieścić ją mogę.... jeszcze dziś dam pani znać; jeszcze dziś spodziewam się, będzie się mogła przeprowadzić. Zrobię co tylko można, proszę mi zaufać. Powracaj pani, ja za parę godzin przyjadę.<br>
{{tab}}Adolfina wstrzymała go jeszcze chwilę.<br>
{{tab}}— Ale pewnie? — odezwała się, — ale pewnie? nie zawiedziesz mnie?<br>
{{tab}}— Bądź pani spokojną, biorę dorożkę i lecę natychmiast.<br>
{{tab}}Nie miał czasu długo rozmyślać Muszyński i kazał pędzić na ulicę Gołębią do Drzemlików, był pewien, że oboje ich o téj porze zastanie. Dorożkarz szczęściem nie swojemi powożący końmi, gdyż właściciele niechętnie puszczają się galopa, zaciął harhary chude i poleciał jakby wszystkich przechodniów chciał porozbijać. Przez cały czas drogi niewygodnéj, wzdłuż Nowego Świata i Krakow-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e6mm1nkc5ppf4h0df3hccfhrukdtajf
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1171
100
1082502
3146725
3145951
2022-08-06T20:18:53Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>skiego Przedmieścia, rzucany jak martwa paczka Teoś, rozmyślał tylko jak do rzeczy przystąpić, co mówić, jak miał prosić, i ani się spostrzegł gdy stanął na miejscu.<br>
{{tab}}W oknach u Drzemlików świeciło się; wbiegł omackiem na wschody i dosyć niegrzecznie jak burza wleciał do mieszkania spokojnego księgarza, który tego dnia z lekkim bólem głowy powróciwszy do domu, siedział w swoim pokoju w szlafroku i czapeczce haftowanéj ręką panny Anieli.<br>
{{tab}}W pierwszéj izdebce przy okrągłym stoliku siostra jego, skromnie ubrana, schylona nad ubogą starą lampką, poprawiała podartą bieliznę brata. Że o téj porze nikt zwykle u nich nie bywał, otwarcie drzwi i zjawienie się Teosia prawie ją przestraszyło — a Drzemlik wybiegł z saloniku, sądząc, że najmniéj palić się musi.<br>
{{tab}}— Co to jest? co się stało?<br>
{{tab}}— A! stokrotnie przepraszam, — odparł Teoś, — ale bardzo pilny interes zmusza mnie w tak niezwykłéj porze napaść państwa... mógłbym słówko z panem pomówić na osobności?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sal7q37192qbe5qp8siadcc0wmey9pm
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1172
100
1082503
3146728
3145952
2022-08-06T20:21:23Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Panna Aniela zarumieniona cała, przychowawszy bieliznę co żywiéj sama wyjść już chciała, gdy Drzemlik pociągnął Teosia do swojego pokoju. Pilny interes, dla niego zdawał się koniecznie interesem pieniężnym, pachniał jakąś stratą, myślał że coś w sklepie stać się musiało, że może zagrożeni byli niewypłatnością jakiego księgarza z prowincji, że jakieś nieszczęście wisiało nad jego handlem, blady i drżący pospiesznie biegł za uprzedzającym go Muszyńskim.<br>
{{tab}}— Na miłość Boga, mów odrazu wszystko, nie cedź mi i nie rozdzielaj.... prędzéj, prędzéj.<br>
{{tab}}— To interes mój osobisty.<br>
{{tab}}Drzemlik odetchnął, położył rękę na piersiach i po chwili usiadł w krześle, strach go odszedł, myśl zaraz szukając coby to być mogło, trafiła na pannę Anielę, na projekt ożenienia. Zdało mu się, że odgadł.<br>
{{tab}}— No więc słucham.<br>
{{tab}}— Proszę o chwilę uwagi. Nieszczęśliwa sierota, którą pan widziałeś u Jordanowéj....<br>
{{tab}}— A? no? cóż ja mam do téj sieroty?<br>
{{tab}}— Chciejże mnie posłuchać!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pt6bz4ra9yolxba70lxszvk85tjb1cp
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1173
100
1082505
3146731
3145954
2022-08-06T20:23:10Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Dobrze, ale nie rozumiem.<br>
{{tab}}— Zrozumiész pan rychło. Ta sierota jest zagrożona najniegodziwszą intrygą pewnego bogacza.<br>
{{tab}}— A? czy nie Dundera?<br>
{{tab}}— No, może, — odparł Teoś, — to do sprawy nie należy, dosyć że ją ocalić potrzeba, a inaczéj nie można jak chwilowo usuwając ją z przed oczów wszystkich i wynajdując dla niéj schronienie. Pomyślałem o siostrze pańskiéj i o panu, moglibyście jéj odmówić chwilowego przytułku?.... Dodaję zaraz, że to żadnych za sobą nic pociąga kosztów, bo panna Jordan ma dostateczny fundusz, i....<br>
{{tab}}— Ta! ta! ta! — rzekł Drzemlik, który już był wszystko w głowie swéj obrachował, — chcesz mnie WPan wplątać w intrygę i narazić na prześladowanie takiego magnata! A, dziękuję za łaskę i bardzo dziękuję.<br>
{{tab}}— Prześladowanie! — przerwał Teoś, — ale nikt wiedzieć nie powinien i nie może, zresztą cóż on panu uczyni?<br>
{{tab}}— Co on mnie zrobi? albo ja wiem? — zawołał Drzemlik, który na samą myśl marł ze<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gnnae7mbiaa9xzc0eupz4szpbd503zc
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1174
100
1082506
3146735
3145955
2022-08-06T20:25:09Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>strachu, — może zrobić niesłychane rzeczy, bo czegóż nie potrafią passja i pieniądze? Jabym się miał dla nieznajoméj jakiéjś narażać na utratę spokojności, majątku, kto wié? może życia nawet!<br>
{{tab}}I pochwycił się za głowę.<br>
{{tab}}— A! dajże mi W Pan pokój! a to śliczna przyjaźń z jego strony, taką rzecz mi raić! Dziwię się, jak mogłeś z takim interesem przyjść do mnie! najniższy sługa! Ot to mi dobrodziéj.<br>
{{tab}}Drzemlik prawie się gniewał; Teoś stał osłupiały i onieśmielony.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał oburzony nareszcie, — więc nic dla nikogo! nigdy żadnéj ofiary! nigdy pomocy bliźniemu, zawsze dla siebie żyć tylko i sobie! Zawsze strach ma przemagać nad wszystkiemi uczuciami poczciwszemi! panie Michale! czy się to godzi!! czy godzi!<br>
{{tab}}Księgarz aż poczerwieniał i zaperzył się.<br>
{{tab}}— WPan mi będziesz dawał nauki?<br>
{{tab}}— Daję panu przyjacielską radę.<br>
{{tab}}— Śliczniebym wyszedł żebym jéj usłuchał, gotowa ruina dla pięknych oczów ja-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
actmtaclf420kd1uw0xucmyalp7dnp5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1175
100
1082507
3146740
3145956
2022-08-06T20:27:33Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>kiéjś tam niby sieroty, kto ją wie co za jedna.<br>
{{tab}}— Ani słowa więcéj, panie Michale! — przerwał groźnie Teoś.<br>
{{tab}}— Co to, zabronisz mi mówić?<br>
{{tab}}— Proszę, bo czuje, że obelgi w dodatku do nieludzkości nie zniosę.<br>
{{tab}}Drzemlik się porwał.<br>
{{tab}}— Co to jest? nie zniesiesz WPan? więc cóż mi zrobisz?<br>
{{tab}}Teoś pomiarkował się nagle.<br>
{{tab}}— Nic panu nie zrobię, — rzekł, — bo zemsta nie jest w moim charakterze, ale ponieważ raz przekonywam się stanowczo kim jesteś, rozstaniemy się jutro.<br>
{{tab}}To mówiąc ukłonił się.<br>
{{tab}}— Kim jestem! kim jestem! — zaczął krzyczéć Michał, — co to znaczy kim jestem? proszę mi się z tego natychmiast wytłumaczyć!<br>
{{tab}}— Jesteś WPan człowiekiem bez serca, — rzekł Teoś poważnie i zimno, — bądź mi zdrów.<br>
{{tab}}Wymówiwszy te słowa i nie czekając więcéj, wzruszony wybiegł przez pierwszy pokój.<br>
{{tab}}Aniela, która nieco podsłuchiwać musiała,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
saivzvmfh3v2jlo0gd9tq2djtk4nb0r
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1176
100
1082509
3146742
3145958
2022-08-06T20:29:27Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>spojrzała nań wzrokiem pełnym współczucia, strachu i poszanowania. Zaledwie się jéj ukłonił i jak szalony zbiegł ze wschodów, choć nie wiedział dobrze dokąd się ma udać i co z sobą zrobić.<br>
{{tab}}Gdy na górze Drzemlik dąsa się i hałasuje, nie mogąc pojąć zuchwalstwa jednego chłystka, takiemu jak on szanownemu człowiekowi śmiejącego ostre czynić wyrzuty, Teoś wpadł do dorożki i kazał jechać na ulicę Śto-Krzyską.... Nie zastanawiał się długo, przyszła mu myśl, spełnił ją bez rozwagi, w Byczkach miał jakąś jeszcze nadzieję.<br>
{{tab}}Od wieków ich nie widział wprawdzie, ale ile razy spotkał się w ulicy ze starym swym gospodarzem, witali się zawsze nader przyjacielsko i grzecznie, dowiadywali o zdrowie i pani Zacharjaszowa czyniła mu przez męża wymówki, że ich nie odwiedzał. Ufał, że gdy im wyłoży potrzebę dania przytułku dziewczęciu, pewnie go nie odmówią.<br>
{{tab}}Godzina na odwiedziny była nieco spóźniona, bo państwo Byczkowie bardzo zawczasu spać się kładli i wieczorem nikogo nie przyj-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6bres676pnw3v0e2ac26e2342wr3b55
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1177
100
1082510
3146747
3145959
2022-08-06T20:31:48Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>mowali, ale ufał w starą znajomość Teoś, że się do nich dostać potrafi. Szczęściem brama jeszcze nie była zamknięta, a stróż ze psem czujną w niéj wartę odbywali, choć w ulicy już było cicho i pusto.<br>
{{tab}}W pokoju pana Zacharjasza świeciło się jeszcze. On sam ubrany w szlafrok, dopaliwszy ostatnią fajkę, którą postawił w kącie, tak by koniec cybucha oparł się na zwykłém miejscu oznaczoném plamką brunatną, związywał miesięczną kollekcję Kurjera, gdy Teoś zapukał do drzwi.<br>
{{tab}}Mocno go zastanowiło, że ktoś do niego przyszedł o téj porze, gdyż musiał być z interesem, a interesa wszystkie odnosiły się do departamentu saméj pani.<br>
{{tab}}— O! o! — rzekł przeciągając długo wykrzyknik, którym powitał jakąś niezwykłą przygodę, — o! o! cóż to tam takiego, proszę wejść.<br>
{{tab}}Obróciwszy się postrzegł Teosia.<br>
{{tab}}— A! to WPan, gość wcale niespodziewany! Czy nie o lokal? hę?<br>
{{tab}}— Właśnie, ale nie dla mnie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g4xwu14silz0qgaf95doi59ibd6o8m9
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1178
100
1082511
3146751
3145960
2022-08-06T20:33:49Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— O! A to potrzebaby z jéjmością o tém pomówić.... Jéjmość podobno już rozebrana, to sęk....<br>
{{tab}}Wtém na odgłos rozmowy, sama pani niespokojna, bo o téj porze nic nigdy w pokoju mężowskim nie gadało, zastukała uchylając drzwi i zapytała z za nich.<br>
{{tab}}— Cóż to znowu? Jegomość nie kładniesz się spać?<br>
{{tab}}— No! bo oto mam niespodziewanego gościa! pan Muszyński.<br>
{{tab}}Wiadomo już, że pani Zacharjaszowa miała niejaką słabostkę dla młodzieńca, dla którego chętnie nawet kładła loki fałszywe i zapraszała go na obiady. Może gdyby to był kto inny, byłaby groźnie się oparła zmieszaniu tak nieprzyzwoitemu porządku domowego, ale Teoś! rada go była zobaczyć, i cofnęła się dodawszy:<br>
{{tab}}— Zaraz i ja przyjdę.<br>
{{tab}}Choć więc była już w białéj tylko spódniczce i nocnym czepeczku, narzuciwszy na siebie chustkę szeroką i zmieniając nakrycie głowy, a naprędce przywiązawszy fryzurę, bez<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jdidt6dacs7f1qd9fx29yl6aoz2y1cg
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1179
100
1082512
3146755
3145961
2022-08-06T20:35:46Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>któréj, aby jéj nie podać w podejrzenie podrobienia, pokazać się nie chciała, — wyszła bardzo wprędce pani Zacharjaszowa.<br>
{{tab}}Teoś siedział, a przed nim pan Byczek mocno pomieszany tém, że mu się porządek dzienny przewrócił, nieśmiejąc badać gościa bez przytomności żony; krzywił usta i kręcił dwa palce, co niekiedy służyło mu za niewinną rozrywkę w chwilach wolnych od pracy.<br>
{{tab}}— A! a! to gość i nie bywszy tyle czasu, po nocy przychodzi! — zawołała pani Byczkowa, bo Teoś dawno się był od nich wyniósł na bliższe sklepu mieszkanie. — Siadajże łaskawco! siadaj, i mów co to tam takiego?<br>
{{tab}}— Pani dobrodziéjko, uciekam się w wielkim kłopocie do jéj dobrego serca.<br>
{{tab}}Byczek nosem pokręcił.<br>
{{tab}}— Chodzi o mieszkanie, ale nie dla niego, dodał sposobem komentarza.<br>
{{tab}}— Jest to historja.<br>
{{tab}}— Oho! a to tak późno! — przerwał Byczek, — mów ją pan w skróceniu.<br>
{{tab}}— Nieszczęśliwa sierota, prześladowana przez bogatego i na jéj zgubę sprzysiężonego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f1zzg4nxv1990fwc2ju1qykbabwpc3v
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1180
100
1082513
3146757
3145962
2022-08-06T20:37:22Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>człowieka, — rzekł żywo Muszyński, starając się zastosować do pojęć słuchaczów, — potrzebuje schronienia, szukam go dla niéj u państwa.<br>
{{tab}}— Ale! o! pewnie młoda dziewczyna! — poczęła trzęsąc głową pani Zacharjaszowa, — także śliczny interes! co WPan myślisz! Wstydźże się, niby my tego nie rozumiemy.<br>
{{tab}}— Rozumiemy doskonale! — dodał Byczek.<br>
{{tab}}— Jakże można tak nadużywać naszéj dla Wacpana życzliwości, — kwaśno dorzuciła pani.<br>
{{tab}}Teoś cały spłonął.<br>
{{tab}}— Na Boga! nie posądzajcież mnie państwo.... Chcecie, to wam na wszystko co jest najświętszego poprzysięgnę, że między mną a nią nie ma innego stosunku nad braterski, że to jest anioł niewinności.... że przychodzi pod ten dach chroniąc się od zguby!<br>
{{tab}}— A dla czegoż się WPan nią tak zajmujesz? — spytała Byczkowa.<br>
{{tab}}— Bo ją kocham i ożenię się z nią! — rzekł zmuszony do tłumaczenia Teoś.<br>
{{tab}}— Więc ją wykradasz?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
30xpg4ixw8v1a98xuonhcwv164kmsyj
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/15
100
1082514
3146884
3145963
2022-08-06T22:50:15Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Ulewne deszcze poznosiły kładki na Białej Wodzie, idziemy więc nie dołem nad potokiem, ale wyższą drogą wzdłuż „Szerokiej“. Piękną tę dolinę zna wielu turystów, bo tędy idzie się od nas i na Polski Grzebień i choć rzadziej pod Lodowy, przez Szeroką i przez Rówienki do Staroleśnej i do Zielonego Stawu pod Gerlach; na Żelazne Wrota, na Czeskie, Wysoką, Rysy. — Droga leśna poprzerywana polanami i źlebami, z których częsty widok na prostopadłe ściany Młynarza, na Gerlach, Ganek, Wysoką.<br>
{{tab}}Coraz bardziej rosną pola owych wieczystych śniegów rozścielonych u spodu Żelaznych Wrót od Gerlachu do Ganku. W końcu doliny cudna, przeźrocza, spokojna jeszcze w tem miejscu Biała Woda, ze swemi kilku skałami, wabiącemi różnobarwnym kobiercem mchu i ziela. To też droga ta ze wszystkich lesistych najmniej się przykrzy.<br>
{{tab}}Znów maleńki wypoczynek przy schronisku, jakie tu wystawił baron Salamon „pod Wysoką“, właściwiej mówiąc pod Żelaznemi Wrotami i znów dalej i wyżej. Idziemy systematycznie, wolno, ale za to z bardzo krótkiemi odpoczynkami, prawie o zachodzie słońca jesteśmy dobrze nad granicą lasów, w długiej, prawdziwie alpejskiej dolinie, wiodącej do przełęczy zwanej „Polskim Grzebieniem“.<br>
{{tab}}Nie troszczymy się wiele, że wieczór zapada. Droga wprawdzie długa, ale dobrze znajoma, nawet bardzo wygodna, zresztą mamy jakąś szansę oświetlenia księżycowego, choć niebo nie zupełnie jeszcze czyste. W najgorszym razie na przypadek ciemności lub niepogody, będziemy nocować gdziekolwiekbądź, byle jeszcze w krainie kosodrzewiny. Mamy namiot,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ch2bjl5746j7p9kzl2rpi4svt7982nh
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1181
100
1082516
3146763
3145967
2022-08-06T20:40:28Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Nie! nie! nie! — coraz goręcéj począł Teoś, — sama i za wiedzą opiekunki chroni się tutaj.<br>
{{tab}}— A cóż WPan pleciesz! czemu jéj opiekunka nie broni?<br>
{{tab}}Muszyński uczuł fałszywość położenia, czoło mu się potem oblewało, nie wiedział jak się tłumaczyć.<br>
{{tab}}— Pani, — rzekł, — taki jest skład okoliczności, bo kobieta słaba.... ją potrzeba bogaczowi, który na nią czyha, z oczów usunąć.<br>
{{tab}}P. Byczek głową pokiwał niedowierzająco i spojrzał na żonę. Jéjmość poprawiła loków i potrzęsła także głową.<br>
{{tab}}— Droga pani, na miłość Boga i ludzi, nie odmawiaj!<br>
{{tab}}— Niewiedziéć kto, co — w naszym domu... sama jedna dziewczyna.... a! nie! nie! dajże mi WPan pokój, na to ja zezwolić nie mogę....<br>
{{tab}}— Czuję, — dorzucił Teoś, — że się to państwu dziko wydawać może, ale znacie mnie, płochy nie byłem nigdy, wierzcie, że duszą i sumieniem zaręczyć mogę za czystość<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rky436mt1jjrlbgqr2mao8bfzq1ivvz
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1182
100
1082517
3146765
3145968
2022-08-06T20:42:45Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>myśli i zamiarów.... Pani jesteś tak dobrą.... nie odmawiaj.<br>
{{tab}}— A koniec końcem, czy darmo? — spytał Byczek.<br>
{{tab}}— Płacę co chcecie!<br>
{{tab}}Oboje państwo spojrzeli po sobie.<br>
{{tab}}— To się tak mówi, — rzekła jéjmość.<br>
{{tab}}— Mówi się i nie płaci się nic, — dodał Byczek. — Chodzi o wyrwanie ją ze szpon tyrana? nieprawdaż? No! to ja wacpanu lepszy nad wszystkie sposób poradzę, świeżo wynaleziony i skuteczny. Dziwi mnie nawet, że tak rozumny, a sam na niego nie wpadłeś.... Ilekroć w bawarji dają piwo zwietrzałe, w traktjerni mięso przypsute lub po cukierniach wodę z krédą zamiast orszady, kiedy społeczność zawiedzioną zostaje, a zasady najdroższe sponiewierane, wiesz co czynić należy? odezwać się do opinji publicznéj, do trybunału głośności pozwać zbrodniarza.... Ogłoś WPan (bez imion) cały wypadek w Kurjerku, napiętnuj tego tyrana, a jutro zmieni się postać rzeczy i sierota spokojnie u téj opiekunki może zostać. Byłem nieraz świadkiem, jak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o695uwyuxv5zifv1i4914688lsanxq9
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1183
100
1082518
3146770
3145969
2022-08-06T20:44:19Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>skrucha porywała nawet krawców, którzy źle zrobioną odzież odbierali nazad, gdy ich Kurjerek wychłostał.<br>
{{tab}}Pani Zacharjaszowa, która z doświadczenia wiedziała, że gdzie szło o Kurjerka, tam zaprzeczać było niebezpieczeństwem, kiwnęła tylko głową, ale w duszy mąż się jéj wydał i wymownym i wcale jakoś nie głupim.<br>
{{tab}}Teoś stał osłupiały, nie umiał odpowiedziéć.<br>
{{tab}}— Kochany panie Zacharjaszu, — rzekł, — zostaw mnie dobór środków, niebezpieczeństwo jest groźne, na tydzień lub dwa przyjmijcie sierotę, a....<br>
{{tab}}— Ja mieszkania na tygodnie nie najmuję, odezwała się pani.<br>
{{tab}}— Zapłacim za miesiąc.<br>
{{tab}}— Za kwartał, — rzekł Zacharjasz po cichu.<br>
{{tab}}— Za kwartał, niech tak będzie, — podchwycił Teoś, — mieszkanie ze stołem.<br>
{{tab}}— O! i ona ma do nas chodzić do stołu.<br>
{{tab}}— Pani dobrodziéjko! pani ją pokochasz.<br>
{{tab}}— Zresztą, można jéj posyłać na górę, — dodał Byczek.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4mzblowvfxognk4qupq1zxjrjg21byu
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1184
100
1082519
3146772
3145970
2022-08-06T20:46:02Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Dajże WPan pokój, to już kłopot nieznośny....<br>
{{tab}}— Więc państwo mi nie odmawiacie? — zapytał uradowany Muszyński, chwytając rękę saméj pani i całując ją z synowskiém poszanowaniem. Trzeba oddać tę sprawiedliwość pani Zacharjaszowéj, że miała serce choć zaschłe i widząc rozczulenie Teosia, poczuła łzę na powiece.... Pocałowała go w czoło.<br>
{{tab}}— Bóg wam ten uczynek wynagrodzi, a czcią moją ręczę, że go żałować nie będziecie mieli powodu....<br>
{{tab}}Domawiał tych wyrazów, gdy nadzwyczajny wypadek przerwał rozmowę.<br>
{{tab}}Matka pana Zacharjasza, mieszkająca w pokoiku niedalekim, który drzwi tylko podwójne i korytarzyk dzieliły od salonu gdzie się scena opisana odbywała, już się była położyła w łóżko, nie spała jednak jeszcze i marzenia dziwne krążyły biednéj staruszce po głowie. O téj godzinie zwykle głęboka cisza panowała w mieszkaniu, nałogowo była do niéj już przywykła; głosy, które usłyszała niespodzianie, uderzyły ją niezmiernie i zbudziły<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4dqdyv09qlg30rx4lhpu3imatg155xi
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1185
100
1082520
3146775
3145972
2022-08-06T20:48:15Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>mnóstwo wspomnień młodości, w których tak łatwo tonęła nieszczęśliwa kobieta, co nigdy chwili szczęścia i błędu zapomniéć nie mogła. Zdało jéj się, że była znowu w tym świecie, po którym płakała, aż do wypłakania oczów.<br>
{{tab}}Dochodzący ją szmer przybrał dla niéj znaczenie takie, jakie chciała mu nadać wyobraźnia: widziała w nim jakiś spór, to znowu wrzawę balową, to śmiechy, to wyzywania, miłosne prośby.... I staruszka wychyliła się naprzód z łóżka, potém poczęła szukać ubrania, a nie znalazłszy nic przy sobie, naprędce odziała się prześcieradłem i kołdrą. Że zaś ją nigdy staranie o piękność nie opuszczało, obwiązała głowę jakąś chustką, wmawiając sobie, że kładzie stroik przyniesiony od modniarki. Tak dopełniwszy ubrania, omackiem przez korytarzyk, z instynktem ślepym właściwym, skierowała się do pokoju, z którego dochodziły ją chwilami dźwięki ożywionéj rozmowy. Z bijącém sercem spieszyła... w głowie jéj wspomnienia i marzenia składały się na obrazy najdziwaczniejsze.<br>
{{tab}}Otworzyła drzwi wreszcie i w chwili gdy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2w5wv0j7w3cja61b2whykasbg4u1pcd
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1186
100
1082521
3146776
3145973
2022-08-06T20:50:11Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Teoś całował rękę pani Zacharjaszowéj, jak widmo weszła poważnie do pokoju.... uśmiechem zmarszczonéj twarzy i wykrygowaną postawą, dodając do tego obrazu z siebie strasznego, niepotrzebną mu cechę śmieszności.<br>
{{tab}}— Na Boga! nie bijcie się, — zawołała żywo, — miłości z serca wywalczyć nie można, rywal niech ustąpi wspaniale.... Hrabio! podaj mi rękę... przebacz szlachetnie współzawodnikowi.... bądźcie przyjaciołmi.<br>
{{tab}}Głuche milczenie po tych słowach, myśl jéj inaczéj zaraz powiodło.<br>
{{tab}}— Nie, mężu, — rzekła, — to próżno, ja nie powrócę do domu!... On mnie kocha, ja go kocham.... natura uświęciła ten związek serc... przed ołtarzem miłości zawarty... Dzieci? gdzie są dzieci? ja dzieci nie miałam nigdy! Wszystko potwarze.... Ale cicho! król jegomość! a z nim jego przyjaciel, mój kochanek! Laufry przodem, liberja pąsowa.... kity.... o! kłania mi się od ust.... Tak, wieczór się zobaczemy.... A! i on niewierny! kasztelanowa! nie! to być nie może.... Niechże panowie siadają! Jak się ma ks. prymas? Tak! niezawodnie.... słyszałam<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
smu19nqyqv14tfr0flmz2zs949iokvk
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1187
100
1082522
3146778
3145974
2022-08-06T20:51:51Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>o tém... pojechał do Chin chrzcić niewiernych i przywiezie z sobą dwa kosze jaj djamentowych na Wielkanoc. Dziękuję! chyba szklankę limonady! cukierków nie lubię, podajże mi rękę! podaj mi rękę... a! niewdzięczny! nie wstydź się kiedy kochasz, lub kiedy wstydzisz nie kochaj.... Śpiewać nie mogę, zachrypłam strasznie, a i szpinet zamknięty.... ale kilka słów....<br>
{{f|<poem>
Kiedy serce ogniem pała....
Kiedy w oczach miłość błyska....
W ogniu i natura cała....
{{korekta|J|I}}.... cha! cha!....</poem>|w=90%}}
{{tab}}Śpiew przerwał kaszel, a Byczek z początku przestraszony, pochwycił matkę za rękę.... oboje państwo i Teoś stali w osłupieniu, patrząc na tę smutną scenę z drugiego świata. Muszyńskiemu dziwnym bólem ścisnęło się serce.<br>
{{tab}}— Nie chwytaj, nie ciągnij, — odezwała się staruszka, — to darmo, ja już do domu nie wrócę.... kto raz za próg jego wyszedł spragniony, ten w nim napoju dla serca szukać nie będzie.... Niech cię Bóg pocieszy.... oddam<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
akmrhsq72nddsmbtv3aud5qnsh99coa
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1188
100
1082524
3146780
3145977
2022-08-06T20:54:18Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>klejnoty.... wszystko, ale nie prowadź mnie z sobą! nie mogę. Ja go kocham, po co ci trup bez serca? A widzisz. Adju! adju! Otóż i on!<br>
{{tab}}I poczęła się śmiać głosem mogilnym, a potém dodała tęskno:<br>
{{tab}}— To nie może być żeby on zestarzał! nie! nie, był tak młody! że mógł umrzéć, no! bo wszyscy umierają, ale zestarzéć! nigdy! kłaniam uniżenie.... bal się skończył! Nie! nie, ani jednego Menueta więcéj... jedziemy do domu... Jest nasza kareta?<br>
{{tab}}— Co téż ta biedna stara wyplatuje! — szeptała trzymając się za brodę Zacharjaszowa.<br>
{{tab}}— Jéjmość dobrodziéjko! Matuniu kochana!.... co mama mówi! — krzyczał Byczek, — co mama robi! noc, trzeba iść spać, to ja! Zacharjasz!.... po co było wychodzić?<br>
{{tab}}— Serce nie sługa, nie zna co to pany! Znasz WPan tę piosenkę? — spytała staruszka.<br>
{{tab}}— Ale mamo, niech mama się obudzi.<br>
{{tab}}W istocie wstrzymała się stara Byczkowa i niby słuchała.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5bdpp6a0o9o9ar6ps2roappi1uffbjy
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1189
100
1082525
3146786
3145978
2022-08-06T20:57:38Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Co? już pogrzeb? nie może być? A przygotowaliż trumnę? trumna powinna być złocona, w koło koronki, antaby złote, wybita atłasem, poduszka z erdredonu.... suknia aksamitna biała.... pas z pereł i brylantów.... a na wieku wybite ćwiekami, że mnie hrabia kochał! Jeśli trumna gotowa, no to dobrze! ja się nie sprzeczam! mogę iść za konduktem, to tam koło katakumby się w nią położę, po cóż wcześniéj? ludziom będzie ciężko nieść, a ja się strzęsę darmo.<br>
{{tab}}Dobranoc.... dobranoc, już ani jednego drabanta więcéj nie mogę..... daj mi rękę..... Nieprawda? jak para gołębi.... cha! cha! jak gołąbków para! daj mi buzi!<br>
{{tab}}No! ruszaj furmanie, do naszego pałacu.<br>
{{tab}}— Zmysły ma zupełnie pomieszane, — szepnęła Byczkowa do gościa, który stał jak wryty, — biedna kobieta.<br>
{{tab}}Syn z pomocą służącéj, ledwie ją na pół prośbą, na pół siłą wyprowadzić potrafił, Teosiowi zdało się, że widział tragedją, {{Korekta|ze|że}} przesłuchał dziwnéj, łzawéj historji jednego ze złamanych serc ludzkich.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
drc4gkgsqmx492kbsokf3ytnjtiybcu
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1190
100
1082526
3146792
3145979
2022-08-06T20:59:15Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Scena ta, któréj wstydzili się oboje gospodarze, pomogła niespodzianie Teosiowi. Obawiając się bowiem aby o niéj nie rozgłaszał, zgodzili się na wszystko, a Muszyński natychmiast zapłaciwszy za mieszkanie, pojechał na ulicę Wilczą, gdzie go tęskno oczekiwano. Zapomniał nawet, że drugiéj gdzieś izdebki wypadało mu szukać dla siebie, bo pożegnawszy księgarza, musiał i nowy sposób do życia obmyślać.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pluta dosyć pochmurny przybył na dawne swe mieszkanie do hotelu; czuł sam w sobie, że mu brakło téj tęgości i energji, któremi dawniéj wszystko przezwyciężał, nie rad był z siebie, nie poznawał swego starego znajomego. Umysł jego chwilami wyrywał się na niebezpieczne wycieczki po dawnemu, ale to był już fałszywy apetyt, — w pół drogi sił brakło, potrzeba było kwaśnemu do domu powracać.<br>
{{tab}}Skrupiło się na Kirkuciu, który dostał pię-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4qtsw11vcnr918n0t6gcx1zkuy4fyvo
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1191
100
1082527
3146795
3145981
2022-08-06T21:01:30Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>kną naukę moralną.... przy wręczeniu kapitanowi papierów.<br>
{{tab}}— Kochany Mateuszu, — rzekł mu Pluta, nie będę cię łajał i hałasował, jakby uczynił każdy inny na mojém miejscu, za nadużycie mojéj dobréj wiary, (mimowolnéj wprawdzie) za stracenie ostatnich moich pieniędzy.... ale powiem ci szczerze, że postąpiłeś sobie jak ostatni łajdak.... Z każdym innym mogłeś to uczynić, ale nie ze mną. Jest to najczarniejsza niewdzięczność.... Nieprzewidziane okoliczności mnie dotknęły, złamały, przybiły, nie wiem czy potrafię się zdobyć na grosz jaki.... to com miał byłoby mnie postawiło na nogi, a co najwięcéj, nie dałoby mi upaść na duchu i zwątpić o sobie.... Pamiętaj że zabiłeś kurę, co niosła jaja złote, ja przepadnę, to i tobie się niewiele będzie należało....<br>
{{tab}}Kirkuć płakał i chciał całować po rękach kapitana, ale mu się ten wykręcił.<br>
{{tab}}— Daruję ci to! bo nie wiedziałeś coś czynił! Daj mi się namyśleć i nie przeszkadzaj, każ przynieść butelkę kminkówki, flaszkę ara-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
shiltokeslomv39q9bq68xm2kouahj3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1192
100
1082529
3146800
3145983
2022-08-06T21:03:52Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ku i kawałek chleba z solą.... a na wypadek pragnienia parę butelek piwa.<br>
{{tab}}To rzekłszy kapitan siadł i myślał, ale mu się nie kleiło jakoś, wszędzie teraz widział przeszkody i strachy, jakich dotąd nigdy nie dostrzegał. Zniechęcony był niewdzięcznością świata, zajadłością losu i zobojętnieniem ludzi.<br>
{{tab}}— Dalipan, z talentami, — mówił w duchu, — rodzić się nie warto, lada truteń więcéj zrobi nad jenjusz, którego się ludzie zapierają.<br>
{{tab}}Przebiegł jednak myślą cały szereg możliwych przedsięwzięć, któreby mu pomódz mogły, poczynając od jenerałowéj, kończąc na Narębskich i Adolfinie.... Wszystko to najeżone było trudnościami.<br>
{{tab}}Lenistwo ducha jakieś, paraliżowało każdy krok, który zamierzał przedsiębrać. Kapitan nigdy był jeszcze nie upadł tak nizko jak teraz, czuł to i gryzł się niezmiernie; ale im dotkliwiéj martwił, tém gwałtowniéj wysilał, aby wyjść z tego stanu nienormalnego.<br>
{{tab}}Nawet dawne pragnienie zemsty nad jenerałową, które było jednym z bodźców najpo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2p3ih89i7069kohc1btbxm4p9paq7fa
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1193
100
1082530
3146801
3145984
2022-08-06T21:05:23Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>tężniejszych do obudzenia w nim działalności, teraz wcale go nie poruszało. Chciał korzystać z jéj strachu, ale nie myślał mścić się do ostatka.<br>
{{tab}}— Niech ją licho porwie, — powtarzał, — kobieta jak i drugie, wszystkie one nie lepsze; kiedy już ta nędzna Adolfina chce się namyślać jeszcze, czy za mnie pójść może? kapitanie, ''non plus ultra'', większego upokorzenia trudno się spodziewać, chyba żeby Kirkuć udawał że mnie nie zna.... Ale ba? jeszcze i do tego przyjść może!<br>
{{tab}}Po długich rozmyślaniach, kapitan zawołał z kąta Kirkucia.<br>
{{tab}}— Słuchaj, — rzekł, — musisz mi jeszcze jeden list napisać.<br>
{{tab}}— Dla czego nie?<br>
{{tab}}— Podyktuję, poprawię, przepiszesz... i będziesz milczał jak kamień! słyszysz!<br>
{{tab}}— Będę milczał!<br>
{{tab}}Kapitan wypił parę kieliszków rumu, zapalił papierosa i podyktował co następuje:<br>
{{tab|60}}„Droga pani moja!<br>
{{tab}}„Musiałaś modlitwami swojemi wyprosić<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d2r8x1bkm82m45z7yeq8mnbjnie5eui
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1194
100
1082531
3146802
3145987
2022-08-06T21:07:34Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>u pana Boga, że mnie w tych czasach ciężko dotknął, tak, że o mały włos dawny czciciel twój nie zginął w najmizerniejszéj półapce. Szczęściem, jest jakaś Opatrzność nad biednemi, wyrwałem się z kłopotu i spieszę o tém uwiadomić panią, pewien, że to w niéj wzbudzi głębokie uczucie. Żart na stronę, mówmy poważnie o interesach. Chcę zmienić życia rodzaj i odpocząć, rzucam wszelką myśl zemsty i prześladowania, skończmy z sobą rachunki stare i przebaczmy sobie nawzajem. Potrzebuję pieniędzy, przyślij mi tysiąc dukatów, a więcéj o mnie słyszyć nie będziesz. Słowo honoru.<br>
{{f|Dawny czciciel i stary sługa,|align=right|prawy=60px}}
{{f|{{roz*|Pluta.“|0.3}}|align=right|prawy=120px}}
{{tab}}— Ale ba! a o mnie nic? — spytał Kirkuć.<br>
{{tab}}— Daj mi pokój, ''non misceantur sacra profanis'', robiłeś swoje interesa zapomniawszy o mnie, słuszna jest, bym pierwéj o moich myślał, pojedziesz na wieś. Życzę ci nauczyć się zażywać tabakę, jest to wielka i nie kosztowna przyjemność, przyzwoita dojrzałemu wiekowi, nie widzę cobyś lepszego mógł robić.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
apdilqy775hw0w30o03639gaxm8immd
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1195
100
1082532
3146804
3145988
2022-08-06T21:09:31Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Kirkuciowi znowu zwilżyły się powieki.<br>
{{tab}}— Opuszczasz mię dobroczyńco! — zawołał z głębi duszy, — nie masz więc serca na świecie! nie ma! Ty! co tak byłeś dla mnie wielkim i wspaniałym, kruszysz dzieło rąk swoich, nieszczęśliwego Kirkucia!! Pozostaje mi....<br>
{{tab}}— Iść na pustynię i opłakiwać grzechy żywota! — dodał kapitan niewzruszony. — Rób co chcesz, ''prima charitas ab ego'', wiesz co to znaczy?....<br>
{{tab}}— Nie wiem! — odparł Mateusz płacząco.<br>
{{tab}}— Bliższa koszula ciała niż kaftan, — rzekł kapitan, — to darmo. Wiek nie pozwala mi już popierać spraw wszystkich nieszczęśliwych i pokrzywdzonych i odegrywać daléj rolę sławnego kawalera z Manszy.... Kirkuć, kochanie moje, trzeba miéć rozum, naucz się zażywać tabaki, będziesz miał rozrywkę tanią, która ci dawne zastąpi, innych wyrzec się potrzeba. Jenerałowa da ci na wsi schronienie, tam słowiki, bzy, jaśminy, cień, chłód, słońce, skowronki i sielankowa dekoracja, napoją cię czystą rozkoszą. Wierz mi, nie majak wieś, proste a szczere serca wieśniacze, wódka nie kła-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kwe1c0huxy60nxfxmaib9pdnfpnxm26
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1196
100
1082533
3146805
3145989
2022-08-06T21:11:36Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>mana i piwo kwaskowate chłodzące. Będziesz jeszcze szczęśliwym! ja ci to powiadam, i znajdziesz serce, które do twego uderzy.<br>
{{tab}}— Gdybym był pewny! — zawołał Kirkuć rozczulony nieco.<br>
{{tab}}— Bądź pewny, — dodał Pluta szydersko, serca na wsi są łatwe, otworzyste i szukają tylko umieszczenia, jak kapitały obfite, na byle jaki procent.<br>
{{tab}}Kirkuć zamilkł. Kapitan dopisać kazał, że dwadzieścia cztery godziny czeka na odpowiedź, i natychmiast list do jenerałowéj odprawił. Sam teraz zajął się znowu rozmyślaniem odwilżaném wódką, zakąsywaném chlebem z solą, polewaném niekiedy piwem. Kirkuć, który postękiwał w kątku aby na siebie zwrócić uwagę, nie mógł przerwać głębokiéj towarzysza zadumy.<br>
{{tab}}Wieczór przyszedł prędko i Pluta raz pierwszy położył się porządnie w łóżko, co mu niezmierną sprawiło przyjemność i spowodowało znowu uwagę, że lepiéj jest spokojnie siedziéć, aby zasypiać wygodniéj.<br>
{{tab}}— Wyraźnie kwalifikuję się do inwalidów,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3iskhqeajrsqqmrvngb31rbgfjqktkl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1197
100
1082534
3146807
3145990
2022-08-06T21:13:14Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>rzekł w duchu, — potrzebuję spoczynku, wiek upomina się praw swoich, nikt z nich wyłamać się nie może. Potrzeba mi jeszcze napisać do Narębskiego.... Kirkuć, pisz! — zawołał z łóżka.<br>
{{tab}}— Jakto? jeszcze?<br>
{{tab}}— Tak jest, list drugi, a może nawet nie ostatni.<br>
{{tab}}I znowu dyktował jak następuje:<br>
{{tab|60}}„Kochany panie Feliksie!<br>
{{tab}}„Wierz czy nie, ale Pluta wyrzeka się szatana i dzieł jego i pompy, na wieki wieków. Chcę spocząć, próbować pokuty za grzechy, prostego bakunu, siwéj wódki i tandetnych fraków. Tak jest! Przydługie więzienie przypadkowo wycierpiane, było skuteczném lekarstwem na starego wygę. Nie poznałbyś mnie, gdybyś zobaczył. Wiem, że masz serce dobre i do uczynku tak pięknego, jaki zamierzam, zechcesz się przyłożyć. Wiadomo ci, że w teraźniejszych czasach nawet porządnéj pokuty darmo odbywać nie można, potrzeba miéć zapas, ażeby spokojnie się kruszyć. Pisałem do Julki, żeby mi pomogła, odzywam<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fdghpb3vlsrd119mjwzc8lko6jxraaw
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1198
100
1082535
3146808
3145991
2022-08-06T21:15:22Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>się i do ciebie. Wielem ci dokuczył, jest to dla tak zacnego jak ty człowieka, najlepszy powód, ażebyś mi nie odmawiał. Kilka tysięcy złotych dla ciebie bagatela, dla mnie stawinoga. Daję na to słowo, że najmniejszéj przykrości nigdy ci nie uczynię. Na dowód jak dobrze życzę, powiem nawet, że Szwarc, który się stara o twoją córkę, jest synem szynkarza, ale dziedzicem wsi i godnym człowiekiem. Piszę to, choć sam mu radziłem aby się o nią starał, bo mnie rusza sumienie. Widzisz jak jestem szlachetny. Przyślij mi co możesz, naturalnie jak najwięcéj, i przyjm zapewnienie szacunku, z jakim zostaje<br>
{{f|dawny współzawodnik i sługa,|align=right|prawy=60px}}
{{f|{{roz*|Pluta.“|0.3}}|align=right|prawy=120px}}
{{tab}}— Co się tyczy Dundera, — rzekł w sobie Pluta, — z tym jutro skończę; podać mu rękę, będzie ostatniém mojém czynném wystąpieniem, — poczém wyjeżdżam, szukam sobie cichego kąta i oszczędnie, pracowicie, przyzwoicie żyć zamierzam. Pojadę za granicę, to najlepiéj.... Kirkuć idź spać i zgaś świecę. Dobranoc.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tpg9fb81afd37aelahm06ippkf5zo3o
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1199
100
1082536
3146809
3145992
2022-08-06T21:18:48Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}To rzekłszy kapitan w słodkich marzeniach się zdrzemał. Nazajutrz przebudziwszy się nie rano, bo znużenie dało mu sen głęboki, Pluta uczuł się rzeźwiejszym, pogląd jego na świat nabrał powagi i spokoju. Przypomniał sobie z kolei co robił wczoraj i nie znalazł nic do zarzucenia.<br>
{{tab}}Często podobny ranny egzamin czynności wczorajszych, wcale różne w nas budzi uczucie; szczęśliwy, kto przebudziwszy się, nic upłynionemu dniowi do wymawiania nie ma.<br>
{{tab}}Kapitan doznawał błogiego jakiegoś ukontentowania i najsłodszych nadziei, czekał odpowiedzi od jenerałowéj i Narębskiego, ale czekał ich napróżno.<br>
{{tab}}— Niech się namyślają, — rzekł w sobie, trzeba im czas zostawić, tymczasem z Dunderem coś się zrobi.<br>
{{tab}}O umówionéj godzinie pojechał do Szwajcarskiéj doliny, która stała pustkami, i z butelką piwa skrył się w oddalony zakątek. Czekał tu z pół godziny na przybycie barona, który wpadł nareszcie niespokojny, pomiesza-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
21zxs32icfy4yxu3qac76pug3o1e8qx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1200
100
1082537
3146810
3145993
2022-08-06T21:21:07Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>ny, czerwony od wstydu, oglądający się po za siebie, jakoś wynalazł kapitana.<br>
{{tab}}— Wszystko pójdzie jak najlepiéj, — rzekł mu Pluta, — zaproś pan te panie obie do Roskoszowa do siebie.<br>
{{tab}}— Czy pojadą?<br>
{{tab}}— Muszą, ja w tém; reszta od pana barona zależy, ale panią Adolfinę ująć potrzeba i miodem posmarować.<br>
{{tab}}Baron kiwnął głową tylko.<br>
{{tab}}— Teraz pozwoli mi pan, przedstawić mu moje położenie.<br>
{{tab}}Dunder odsunął się i skrzywił, dobył z pularesu znać przygotowaną kwotę, ukłonił się i jakby go kto gonił, uciekł zaraz.<br>
{{tab}}Pluta schował do kieszeni papiery przeliczywszy je, znalazł datek nader skromnym, i ruszył ramionami.<br>
{{tab}}— Niech sobie robi co chce, daléj się w to wdawać nie myślę, jest skąpy, niech dwa razy płaci. Gadać nie chce, damy mu pokój, z niego nigdy nic wielkiego wyciągnąć się nie spodziewałem. Jak sobie pościele, tak się wyśpi.<br>
{{tab}}Nim się Pluta z sobą rozmówił i ruszył<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ppv4qfj5w3u1s24owal0wxiwnpu9qem
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1201
100
1082538
3146813
3145994
2022-08-06T21:23:05Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>z Szwajcarskiéj doliny, Dunder pędem pojechał Alejami, stanął naprzeciw Wilczéj ulicy, przeskoczył barjerę, trzymając w zębach małą laseczkę, dla nadania sobie postawy młodzika i wpadł do Adolfiny. Furtka stała otworem, Kachna była w kuchni, w saloniku sama jedna siedziała pani bardzo osmutniona i skurczona, jakby ją ciężar jakiś przywalał.<br>
{{tab}}Ujrzawszy Dundera, zmieszała się niezmiernie.<br>
{{tab}}— A! pan baron!<br>
{{tab}}— Gdzie mała? — zapytał przybyły.<br>
{{tab}}Adolfina zamilkła, ale na twarzy jéj widać było trudność wytłumaczenia się.<br>
{{tab}}— Słowo panu daję, że nie wiem.<br>
{{tab}}Dunder, który się nie domyślał niczego, dodał:<br>
{{tab}}— Więc pewnie w swoim pokoju? pozwolisz mi pójść do niéj?<br>
{{tab}}— Ale jéj nie ma u mnie!<br>
{{tab}}— Jakto nie ma? — podchwycił przestraszony stary.<br>
{{tab}}— Wyniosła się — uciekła!<br>
{{tab}}— Kiedy?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bxjcyzp3xcchkldzo6a1iqn6tg8izrw
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1202
100
1082539
3146815
3145995
2022-08-06T21:24:38Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Wczoraj wieczorem....<br>
{{tab}}Baron stwardniał cały. Im pewniejszy był zdobyczy, która mu się zdawała łatwą, tém srodzéj go ten cios uderzył.<br>
{{tab}}— A? to są sidła zastawione na mnie! to podejście! to zdrada! — zawołał. — Kapitan mi zaręczył! miałyście na wieś jechać ze mną? Cóż się stało?<br>
{{tab}}— Nie wiem, ja nic nie wiem, wszystko porzuciła i z domu mi znikła.<br>
{{tab}}— Miała kochanka? — zawołał baron.<br>
{{tab}}— Ja nie wiem, nie wiem, — powtórzyła Jordanowa, — doprawdy nie wiem.<br>
{{tab}}Dunder padł na krzesło, włożył laskę w usta i zamyślił się ponuro, kiedy niekiedy siwe jego oko padło na Adolfinę ze źle tajonym gniewem, z którym tylko przyzwoitość wybuchnąć nie dozwalała.<br>
{{tab}}— Mościa pani, — rzekł wreszcie wstając ostygłszy trochę, — nie jestem z tych ludzi, z którychby sobie można żartować, i dam tego dowody.<br>
{{tab}}— Panie baronie, ja nic nie jestem winna!<br>
{{tab}}— Ale pani mi odpowiész za wszystko.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3mp6n67uwtoysma7yjikuqjqjhfrk9i
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1203
100
1082540
3146816
3145996
2022-08-06T21:26:11Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Na miłość Bożą....<br>
{{tab}}Adolfina przestraszona zaczęła się tłumaczyć, ale w téjże chwili zmieniła nagle i usposobienie i myśl z prawdziwie kobiecą lekkością. Rzeczy posunięte już były do ostateczności, nie miała powodu kłamać i oszczędzać, spojrzała śmieléj.<br>
{{tab}}— Panie baronie! to pan nie ja, obawiać się powinieneś?<br>
{{tab}}Dunder, który straszył nie zastanowiwszy się dobrze, czy dotrzyma co obiecuje, spłoszył się równie prędko jak wprzódy Adolfina.<br>
{{tab}}— Ja? — spytał.<br>
{{tab}}— Tak! pan! Nie wstydże panu przy jego siwych włosach, takich się dopuszczać bezprawiów! Nie dość, że za pieniądze chcesz kupować kobiety, jeszcze siłą je przymuszasz aby ci się sprzedawały! Dobrze! mścij się pan! a ja będę krzyczeć! ja pójdę! przyznam się do moich win, ale wypowiem twoje, powiem je głośno! wszystkim, wszędzie, wśród ulicy. Co mi zrobisz?<br>
{{tab}}Baron zląkł się na prawdę, nie wiedział jak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nw7gor5neoz8tstednxj235cnp3sdly
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1204
100
1082541
3146818
3145997
2022-08-06T21:28:17Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>wynijść z fałszywego położenia, potarł się po bokobrodach.<br>
{{tab}}— Cicho! — zawołał, — cicho! co cię tam ukąsiło? no! cicho! niech was wszystkie, ile jest, djabli porwą!!<br>
{{tab}}Trzasnął drzwiami i wyszedł jak zmyty.<br>
{{tab}}Nieznałby ludzi ktoby sądził, że dał za wygraną.<br>
{{tab}}Adolfina zdumiona, że jednym wykrzyknikiem tak niespodziany otrzymała skutek, jakby wielki ciężar spadł jéj z ramion, odetchnęła i usiadła.<br>
{{tab}}Ale ledwie zbywszy się jednego kłopotu, nie wiedziała jak prędko ją spotka drugi. Uciekający baron, nie spostrzegłszy skrzyżował się prawie u furtki z Plutą, który po rozmysłach w Szwajcarskiéj dolinie, szedł do pani Adolfiny.<br>
{{tab}}Kachna go jakoś dojrzała z daleka i ze psami podwórzowemi stanęła w obronie domu. Kapitan wkraczał już w dziedziniec, gdy stara poczciwa sługa zaszła mu drogę.<br>
{{tab}}— Jest pani?<br>
{{tab}}— Nie ma nikogo, — odpowiedziała sta-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bj1glqn8jsdwrbzuh6myfc8gp3d2bhg
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1205
100
1082542
3146819
3145999
2022-08-06T21:29:41Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>nowczo, — pokoje pozamykane.... i nie wiadomo kiedy powrócą.<br>
{{tab}}— Ta! ta! ta! — rzekł kapitan, — pozwolisz mi asińdzka sprawdzić?<br>
{{tab}}— Co? co?<br>
{{tab}}— Pójdę się sam przekonać...!<br>
{{tab}}— A kiedy ja gadam! — groźnie ofuknęła Kachna.... — no, to ruszajcie w swoją drogę i bywajcie zdrowi....<br>
{{tab}}Oczewista było, że go z rozkazu odprawiano z kwitkiem, kapitan zagryzł wąsa, dobył rubla i dał w milczeniu Kachnie, która z pogardą rzuciła go w błoto.<br>
{{tab}}Pluta podniósł pieniądz milcząc zawsze, wziął trzyrublowy papierek i znowu kusił, ale i ten nie inny los spotkał... Kachna wrzała.<br>
{{tab}}— A co to, myślicie mnie kupić? hę? sądzicie że to na targowicy? trutniu jakiś...<br>
{{tab}}— Stój! stój! — rzeki kapitan, — pohamuj się... bo będziesz tego żałować!<br>
{{tab}}W chwili gdy Kachna zabierała się na żwawsze jeszcze łajanie, uparty Pluta obejrzał się, minął ją, przebiegł podwórko i wpadł jak piorun do pokoju, w którym siedziała Jordanowa.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
afpjl5b5yljof8ioomq4py4v1v39w0i
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1206
100
1082543
3146821
3146000
2022-08-06T21:32:12Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Ta przestraszona porwała się z kanapy.<br>
{{tab}}Kachna goniła z psami za nim, ale dognała go za późno.<br>
{{tab}}Spojrzała tylko przezedrzwi.<br>
{{tab}}— No cóż z takiemi rozbójnikami robić, — zawołała uchylając je, — co jeśli człowieka nie przekupią, to siłą, mocą swoje robią.... taż to wlazło gwałtem!<br>
{{tab}}I trzasnąwszy drzwiami, odeszła.<br>
{{tab}}Adolfina drżała, bojąc się daleko gorzéj Pluty niż bogatego barona....<br>
{{tab}}— Cóż to jest takiego? dom już dla mnie zamknięty? — spytał kapitan, — rozkazy wydane aby mnie jak studenta od drzwi odprawiać? Co to ma znaczyć? mów Adolfino! czy służąca głupia, czy jéjmość nie łaskawa, czy jam tak nie miły?<br>
{{tab}}— A! ja tam nie wiem co jest! daj mnie WPan pokój! ja nie mam czasu...<br>
{{tab}}— Przecież słówko staremu przyjacielowi, łagodny ton przybierając odezwał się Pluta, godzi się powiedziéć? Był baron?<br>
{{tab}}— Był.<br>
{{tab}}— I cóż?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1hdprk14pkfptbpfrvksqt47jaintfi
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1207
100
1082544
3146822
3146001
2022-08-06T21:33:52Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— I poszedł....<br>
{{tab}}— A! jedziecie na wieś?<br>
{{tab}}— Ja jadę, jeśli chcecie...<br>
{{tab}}— A ona?<br>
{{tab}}— Ona już pojechała, — z pewną złośliwością odparła Jordanowa.<br>
{{tab}}— O! dokąd? gdzie? jak?<br>
{{tab}}— Wczoraj! uciekła!!<br>
{{tab}}Pluta spuścił głowę i zaczął świstać.<br>
{{tab}}— Mądre babięta... — rzekł, — mądre.... kiedy im szczęście samo się napiera, drożą się uciekając od niego, a do biedy spieszą pocztą.... Umywam ręce.... Cóż baron?<br>
{{tab}}— Gniewał się i poszedł.<br>
{{tab}}— Pani nie wiész gdzie jéj wychowanica?<br>
{{tab}}— Nie wiem....<br>
{{tab}}— Więc i ja nie będę wiedział?<br>
{{tab}}— Nie wiem.<br>
{{tab}}— Dajmyż temu pokój na chwilę; a ożenienie nasze?<br>
{{tab}}— Na trzydziesty pierwszy lutego odłożone.... — rzekła Adolfina.<br>
{{tab}}— Szkoda! tak długo czekać nie mogę!<br>
{{tab}}I to mówiąc Pluta z rezygnacją wstał, wi-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ax5rok0bzwazm2ik16x2xe4snlg7py9
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1208
100
1082545
3146823
3146002
2022-08-06T21:38:04Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dząc, że nie ma tu już po co czekać reszty, nakrył głowę bez ceremonji, zaczął obcinać cygaro.<br>
{{tab}}Ale w nim kipiał gniew skryty, który usiłował pokryć obojętnością pozorną.<br>
{{tab}}— Więc tedy rozstać się mamy? — rzekł powoli, — a! no! mam nadzieję, że z tego jeszcze nie umrę. Miarkujesz kochana Fifino, — dodał nazywając ją po dawnemu, — że człowiek, który ośmiela się prosić cię o rękę twoją, musi być nie w najlepszéj pozycji socjalnéj! Czyni to chlubę twojemu rozsądkowi, żeś mi odmówiła, ale widzisz moje serce, najlepsze rachuby zmylają.... Kapitan Pluta, którego znałaś trzpiotem i wartogłowem, nie jest dziś tém czém był przed wieki.... mogłaś miéć z nieciekawego człowieka, wcale uchodzącego (jak dla ciebie) męża.... Znajdziesz pokaźniejszego, ale nie będziesz miéć przyzwoitszego i dogodniejszego.... Ja ci mówię, że za rok, dwa, przy pomocy podagry, byłybyście mnie z Kachną razem za nos wodziły. Nie przeczę, że z początku mógłbym być meblem za kosztownym.... Ręczę, że w mój majątek nie wie-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3mpwrucgx85dg99qf0sxz1nvj3ck4kp
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1209
100
1082546
3146824
3146003
2022-08-06T21:39:56Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>rzysz? hę? no! masz słuszność.jestem goły, ale to rękojmia posłuszeństwa....<br>
{{tab}}— Mamy się więc rozstać na zawsze? — dodał z przesadzoną ironiczną czułością. — Bóstwo moje! aniele.... życie! rozstać na zawsze! nie widziéć nigdy twych malowanych policzków! przy prawnych włosów i wstawianych zębów! O! co za boleść okrutna! Ach! ach!<br>
{{tab}}Adolfina rozgniewana krzyknęła:<br>
{{tab}}— Preczże mi z oczów! precz....<br>
{{tab}}— Idę, nie krzycz, — odparł Pluta, — idę.... z sercem ścisniętém i duszą zrozpaczoną.... bądź zdrowa! bądź zdrowa! a! I pisuj do mnie na Berdyczów.... — dodał na końcu.<br>
{{tab}}Kachna, która wbiegła na krzyk pani, zastała już nieprzyjaciela na wylocie.... kapitan widząc ją grożącą mu porwaną z kąta szczotką, zawinął się żywo i ścigany przez psy, dopadł furtki zły, ale zarazem rozśmieszony. Było to w jego charakterze, że wielkie przeciwności, obudzały w nim wielką wesołość...... najdowcipniéj szydził, gdy nic nie miał do stracenia.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6ps3fn65rlb2u9gttgcdtezvqr9nret
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/16
100
1082605
3146392
3146186
2022-08-06T12:26:50Z
Seboloidus
27417
dr
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— No, widzi pan, widzi pan! Więc pan wie coś jednak, młody człowieku?<br>
{{tab}}— Zapewniam pana, że nic, nic nie wiem... Sądziłem, tylko ze zdenerwowania na pańskiej twarzy.<br>
{{tab}}— Przed chwilą właśnie dowiedziałem się od służącej, że ona tu uczęszcza; pan jednak omyliłeś się w swych przypuszczeniach, to jest, ona wcale nie do Zofji Astafjewny... ona wcale jej nie zna...<br>
{{tab}}— Nie? No, to przepraszam.<br>
{{tab}}— Widzę, że pana wszystko to nie obchodzi, młody panie — rzekł dziwny jegomość z gorzką ironją.<br>
{{tab}}— Słuchaj pan — rzekł młody człowiek, ociągając się. — Co do mnie, istotnie nie znam powodów pańskiego stanu, ale jeśli się nie mylę, to pana zdradzono, niechże pan powie poprostu?<br>
{{tab}}Młody człowiek życzliwie się uśmiechnął, dodając ducha.<br>
{{tab}}— Wszak ostatecznie można się wzajem zrozumieć — dodał, i cała jego postać wielkodusznie okazała zamiar ukłonienia się zlekka.<br>
{{tab}}— Zabiłeś mnie pan swoją otwartością! Lecz szczerze się panu przyznaję — tak jest rzeczywiście... Komuż to się jednak nie przytrafiało!... Do głębi wzruszony jestem pańskiem współczuciem. Zgodzi się pan ze mną, że między młodymi ludźmi... I choć ja nie jestem już młody, ale, wie pan, przyzwyczajenie, kawalerskie życie, między kawalerami, wiadomo...<br>
{{tab}}— No, to się wie, to się wie! Ale w czemże ja mogę być panu pomocnym?<br>
{{tab}}— Zaraz; zgodzi się pan ze mną, że odwiedzać Zofję Astafjewnę... Zresztą, ja nie wiem jeszcze na pewno, dokąd ta pani poszła; wiem tylko, że ona jest tu, w tym domu; widząc zaś, że pan chodzi tam i z powrotem — a ja sam przechadzałem się tędy, — myślę sobie... widzi<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h90osrzc3v3v8njun0vyjky7izvpr3j
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/17
100
1082609
3146391
3146191
2022-08-06T12:25:22Z
Seboloidus
27417
int., lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>pan, ja czekam na tę panią... o, wiem na pewno, że ona jest tu — chciałbym bardzo spotkać ją i wyłuszczyć jej, jak bardzo nieprzyzwoitą, wprost haniebną jest rzeczą... słowem, pan mnie rozumie...<br>
{{tab}}— Hm! No?<br>
{{tab}}— Ja nie dla siebie to czynię; niech pan nie myśli — to jest cudza żona! Mąż czeka tam, na Wozniesieńskim moście; chce ją złapać, ale jeszcze się namyśla, — jeszcze nie wierzy, jak każdy mąż zresztą... (tu pan w jonatach chciał się uśmiechnąć), ja zaś — jestem jego przyjacielem; przyzna pan sam, że ja, człowiek cieszący się powszechnym szacunkiem, — nie mogę być tym, za kogo pan mnie ma.<br>
{{tab}}— Naturalnie. No? No?<br>
{{tab}}— Tak więc ja ją łapię, mnie proszono o to (biedny mąż!); ale ja wiem, że to bardzo chytre stworzenie ta młoda kobieta (zawsze śpi z Paul’em de Cock’iem pod poduszką); pewny jestem, że ona wyśliźnie mi się znowu niepostrzeżenie... Służąca, przyznam się panu, mówiła mi, że ona tu bywa; ja, jak warjat, zaraz poleciałem, dostawszy tę wiadomość; chcę ją złapać; dawno już podejrzywałem ją, i dlatego chciałem pana prosić, skoro pan już tu chodzi... pan — panie — nie wiem...<br>
{{tab}}— No, więc, ostatecznie czegoż pan sobie życzy?<br>
{{tab}}— Tak... Nie miałem dotychczas zaszczytu poznać pana; nie śmiem narzucać się z ciekawością, z kim mam przyjemność... W każdym razie, pozwoli pan, że się zaznajomimy; bardzo mi przyjemnie!... co za szczęśliwy traf!...<br>
{{tab}}Drżący jegomość uścisnął gorąco rękę młodego człowieka.<br>
{{tab}}— Powinienem był to uczynić na samym początku — dodał — lecz zapomniałem o tym nakazie przyzwoitości!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
80d9qctmvcigcrgdcjhsi3ea01911zq
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/18
100
1082612
3146385
3146195
2022-08-06T12:12:34Z
Seboloidus
27417
drobne redakcyjne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}Mówiąc to, pan w jonatach nie mógł ustać na miejscu, rozglądał się z niepokojem na wszystkie strony, przestępował z nogi na nogę i co chwila, jak tonący, chwytał się ręką wyłogów płaszcza młodego człowieka.<br>
{{tab}}— Widzi pan, — ciągnął dalej — chciałem zwrócić się do pana po przyjacielsku... proszę mi wybaczyć swobodę w mojem zachowaniu... chciałem pana poprosić, by pan był łaskaw przechadzać się zarówno po tej stronie, jak i po stronie drugiej tego domu przez przecznicę, to jest niejako opisując krokami podkowę, ponieważ z tamtej strony znajduje się druga brama tej kamienicy. Ja ze swej strony będę się także przechadzał tam i z powrotem obok bramy głównej, tak że ona się nam nie wymknie; a ja sam zawsze się obawiałem, że jej nie dostrzegę. Gdy ją pan zobaczy, proszę ją zatrzymać i zawołać mnie... Ale co też ja mówię! zwarjowałem chyba! Teraz dopiero widzę całą głupotę i nieprzyzwoitość swojej propozycji.<br>
{{tab}}— Ależ to drobnostka! doprawdy!..<br>
{{tab}}— Niech mnie pan nie usprawiedliwia; jestem rozdrażniony, naprawdę, tracę panowanie nad sobą, jak nigdy! Jakgdybym stał przed trybunałem! Przyznam się panu nawet — będę uczciwy i szczery wobec pana, młody człowieku; ja nawet pana samego miałem z początku za kochanka!<br>
{{tab}}— To jest, poprostu chce pan wiedzieć, co ja tu robię?<br>
{{tab}}— Zacny człowiecze, łaskawco szanowny, daleki jestem od myśli, że pan jesteś nim; nie splugawię pana tą myślą, lecz... czy daje mi pan słowo honoru, że pan nie jesteś kochankiem?...<br>
{{tab}}— No, dobrze, ma pan słowo honoru, że jestem kochankiem, ale nie pańskiej żony; w przeciwnym razie nie byłbym teraz na ulicy, tylko z nią razem!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qdzsj2yhcbbdzlah03g9l0zx9bwn4p2
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/19
100
1082614
3146387
3146197
2022-08-06T12:17:53Z
Seboloidus
27417
szablon
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— Żony? Kto panu powiedział, że ja mam żonę, młody człowieku? Jestem kawalerem, to jest, ja sam jestem także kochankiem...<br>
{{tab}}— Opowiadał mi pan, że mąż... czeka na Wozniesieńskim moście...<br>
{{tab}}— Prawda, prawda, wymknęło mi się; ale zachodzą tu jeszcze pewne komplikacje! Przyzna pan, młody człowieku, że pewna wrodzona lekkomyślność charakterów, chciałem powiedzieć...<br>
{{tab}}— No, no! dobrze już, dobrze! — Zaręczam panu, że nie jestem mężem...<br>
{{tab}}— Przypuśćmy. Powiadam panu otwarcie, że pocieszając pana teraz, pragnę tem samem siebie uspokoić i dlatego w gruncie rzeczy jestem z panem otwarty; zdenerwowałeś mnie pan i przeszkadzasz mi. Przyrzekam panu, że zawołam, jak pan sobie życzył. Proszę pana jednak bardzo, bądź pan łaskaw teraz ustąpić mi miejsca i oddalić się. Ja także oczekuję kogoś.<br>
{{tab}}— Proszę, proszę pana bardzo; już odchodzę, szanuję namiętną niecierpliwość serca pańskiego. Ja to rozumiem, młody człowieku. O, jak ja teraz rozumiem pana!<br>
{{tab}}— Dobrze, dobrze...<br>
{{tab}}— Do widzenia!... Zresztą, niech pan daruje, młody człowieku, że ja znowu... Nie wiem, jak się mam wyrazić... Proszę mi dać jeszcze raz uroczyste słowo honoru, że pan nie jesteś kochankiem!<br>
{{tab}}— Ach, Boże!<br>
{{tab}}— Jeszcze tylko jedno, ostatnie pytanie; zna pan nazwisko męża pańskiej... to jest tej, która przedstawia przedmiot pańskiej...<br>
{{tab}}— Ma się rozumieć, że znam; nie jest to pańskie nazwisko i basta!<br>
{{tab}}— A skąd pan wie, jak ja się nazywam?<br>
{{tab}}— Słuchaj pan, idźże już; traci pan czas: ona {{pp|wy|mknie}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
78kq6c74raj3g5pfglt7m2x61mfu9ql
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/20
100
1082615
3146386
3146198
2022-08-06T12:17:34Z
Seboloidus
27417
lit., int., szablon
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{pk|wy|mknie}} się panu tysiąc razy... No, czegoż pan stoi? Wszak pańska chodzi w lisiem futerku i w kapuzie, a moja w płaszcztrw kratki i w niebieskiej aksamitnej czapeczce... No, czegoż pan chce jeszcze więcej?<br>
{{tab}}— W niebieskiej aksamitnej czapeczce! Ona ma także i płaszcz w kratki i niebieską czapeczkę — zawołał — uprzykrzony człowiek, w mig zawróciwszy z drogi.<br>
{{tab}}— Ach, djabli nadali! No, i to się może zdarzyć..
Zresztą, co też ja mówię? Przecie moja nie bywa tutaj!<br>
{{tab}}— A gdzież ona bywa — pańska?<br>
{{tab}}— Chciałby pan wszystko wiedzieć; pocóż to panu?<br>
{{tab}}— Przyznam się, że ja ciągle...<br>
{{tab}}— Tfu, Boże! Ależ pan wstydu nie masz żadnego. No, moja ma tu znajomych, na trzeciem piętrze, od frontu. No, czegoż pan chce jeszcze, żebym nazwał tych ludzi po imieniu, czy co?<br>
{{tab}}— Boże! I ja tu mam znajomych na trzeciem piętrze, od frontu... Jenerał...<br>
{{tab}}— Jenerał?!<br>
{{tab}}— Jenerał. Powiem panu zaraz, który jenerał: no, jenerał Pałowicyn.<br>
{{tab}}— Masz tu teraz! Nie, to nie ci znajomi moi! (Ach, niech to wszyscy djabli!...)<br>
{{tab}}— Nie ci?<br>
{{tab}}— Nie ci.<br>
{{tab}}Milczeli obaj i nie rozumiejąc patrzyli wzajem na siebie.<br>
{{tab}}— No czegoż pan tak na mnie patrzy? — zawołał miody człowiek, ze złością otrząsając się z odrętwy i zamyślenia.<br>
{{tab}}Drugi pan poruszył się niespokojnie.<br>
{{tab}}— Ja, ja, przyznam się...<br>
{{tab}}— Nie, pozwól pan, pozwólże pan, teraz będziemy ze sobą mówili rozumniej. Sprawa obu nas zarówno obchodzi. Proszę mi wyjaśnić... Kogo pan tam ma?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0f6j32cfphj9k4m5pz8tojpb2n8wb4t
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/21
100
1082616
3146388
3146200
2022-08-06T12:19:50Z
Seboloidus
27417
lit., int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— To jest, znajomego?<br>
{{tab}}— Tak, znajomego...<br>
{{tab}}— A więc widzi pan! Po oczach pańskich poznaję, że zgadłem!<br>
{{tab}}— Do djaska! Ależ nie, nie u djaska! Ślepy pan jesteś, czy co takiego? Przecie stoję przed panem, przecież nie z nią jestem teraz! Nuże więc! Nuże! Zresztą, obojętne mi to, czy powie pan, czy nie!<br>
{{tab}}Młody człowiek wściekły wykręcił się dwa razy na obcasie i machnął ręką.<br>
{{tab}}— Ależ ja nic, ja tak sobie. Proszę mnie wysłuchać, gotów jestem wobec pana, jako wobec człowieka szlachetnego, wszyściuteńko wyznać: Zrazu żona uczęszczała tu sama. Spokrewniona jest z nimi; niczego więc nie podejrzewałem; wczoraj spotykam jego ekscelencję: powiada, że od trzech tygodni zajmuje mieszkanie gdzieindziej, a ona... to jest nie żona, tylko cudza żona (na Wozniesieńskim moście), otóż pani ta mówiła, że mieszkanie po jego ekscelencji zajął młody człowiek, nazwiskiem Bobynicyn.<br>
{{tab}}— A niech to wszyscy djabli porwą!...<br>
{{tab}}— Łaskawy panie, zrozumie pan, w jakim jestem strachu!<br>
{{tab}}— E, do djabła! Co mnie to obchodzi, że pan jesteś w strachu? Ach! Oto tam przesunął się czyjś cień, tam oto...<br>
{{tab}}— Gdzie? gdzie? Nie zapomnij tylko zawołać: Iwanie Andrzejowiczu, a zaraz przylecę...<br>
{{tab}}— Dobrze, dobrze. Tam do djabła! To Iwan Andrzejowicz!!<br>
{{tab}}— Jestem — zawołał Iwan Andrzejowicz, zawróciwszy zupełnie zdyszany. — No co? co? gdzie?<br>
{{tab}}— Nic, nic. Ja tylko tak... chciałbym tylko wiedzieć, jak na imię tej pani?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qa7svosuhqcjn1xwu5s2dos6owjekfy
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/22
100
1082618
3146389
3146202
2022-08-06T12:20:58Z
Seboloidus
27417
dr
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— Głaf...<br>
{{tab}}— Głafira?<br>
{{tab}}— Nie, nie wiem napewno, czy Głafira... przepraszam, nie mogę panu zdradzić jej imienia.<br>
{{tab}}Mówiąc to, czcigodny pan blady był jak płótno.<br>
{{tab}}— Tak, tak, oczywiście, nie Głafira, i ta się nie nazywa Głafira: zresztą, z kimże to ona idzie?<br>
{{tab}}— Gdzie?<br>
{{tab}}— Tam! Niech to wszyscy djabli!...<br>
{{tab}}(Młody człowiek nie mógł ustać na miejscu z wściekłości).<br>
{{tab}}— A widzi pan! Skąd pan wiedział, że jej na imię Głafira?<br>
{{tab}}— Ostatecznie, niech to wszyscy djabli porwą! Jeszcze i pan mi tu tkwi na karku! A przecież, mówił pan, że pańska nie nazywa się Głafira?<br>
{{tab}}— Łaskawy panie, cóż to za ton!<br>
{{tab}}— Do stu tysięcy djabłów z tonem teraz! Żona to pańska, czy —?<br>
{{tab}}— Nie, to jest, ja nie jestem żonaty... W każdym jednak razie nie posyła się do stu tysięcy djabłów w nieszczęściu człowieka szanowanego, powiedzmy godnego szacunku, a w każdym razie dobrze wychowanego. Pan ciągle wzywa wszystkie djabły!<br>
{{tab}}— No tak, djabeł pana bierz! Rozumie pan?<br>
{{tab}}— Gniew pana zaślepia, więc milczę. Boże, któż to?<br>
{{tab}}— Gdzie?<br>
{{tab}}Rozległ się gwar i śmiech; dwie dziewki wyszły z kamienicy; ci obydwaj rzucili się ku nim.<br>
{{tab}}— A to dopiero! Co pan wyrabia?<br>
{{tab}}— A pan co?<br>
{{tab}}— To nie oni!<br>
{{tab}}— Aha, to do innej! Dorożka!<br>
{{tab}}— Dokąd panienki?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q2g0tk3da09lju70xukidvj1lf2l7gb
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/23
100
1082619
3146390
3146203
2022-08-06T12:22:46Z
Seboloidus
27417
lit., int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— W Pokrowską dzielnicę; siadaj, Haniu, podwiozę cię.<br>
{{tab}}— Siądę z tej strony; wio-o! Ale prędko!<br>
{{tab}}Dorożka odjechała.<br>
{{tab}}— Skąd one wyszły?<br>
{{tab}}— Boże! Boże! Czy nie pójśćby nam na górę!<br>
{{tab}}— Do kogo?<br>
{{tab}}— No, do Bobynicyna...<br>
{{tab}}— E. nie, nie trzeba...<br>
{{tab}}— Dlaczego?<br>
{{tab}}— Jabym poszedł, ale ona wtedy się... wykręci; ja ją znam! Powie, że umyślnie przyszła po to, by mnie z kimś złapać, i wszystko na mnie zwali!<br>
{{tab}}— I wiedzieć, że ona może jest tam! Słuchaj pan — nie wiem doprawdy, dlaczegoby pan nie miał pójść — do mieszkania jenerała...<br>
{{tab}}— Ależ on się wyprowadził!<br>
{{tab}}— Wszystko jedno, pojmuje pan? Przecież ona do nich poszła; no, więc pan także — pojmuje pan? Zrobi pan taką minę, jakby pan nie wiedział o tem, że jenerał się wyprowadził, niby to przychodzi pan do niego po żonę, no, i tak dalej.<br>
{{tab}}— A potem?<br>
{{tab}}— No, a potem przyłapujże pan, kto się nawinie, u Bobynicyna. Tfu, do djabła, co to za głu...<br>
{{tab}}— A cóż panu do tego, że ja kogoś przyłapię? — Widać...<br>
{{tab}}— Cóż i cóż! Łaskawco! Cóż? pan znowu swoje tak jak przedtem? Ach, Boże! Boże! Wstydź się pan, śmieszny człowiecze, głupi człowiecze!<br>
{{tab}}— Że też to pana tak zajmuje, to dziwne? Chce się pan dowiedzieć...<br>
{{tab}}— Co! dowiedzieć? Czegoż? Idźże pan do djabła, nic teraz po panu! Ja sam pójdę, ustąp się pan, idź precz, pilnuj pan, lataj pan tam, no!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kbo8l1jt2v74b18zz2z3flikeppawna
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/25
100
1082623
3146393
3146207
2022-08-06T12:29:59Z
Seboloidus
27417
int., lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— Te-te-te...<br>
{{tab}}— Te-te-te... wrzeszcz pan jeszcze głośniej! Cicho!<br>
{{tab}}— Panie łaskawy, muszę się hamować z panem, ale ja nie jestem do czegoś podobnego przyzwyczajony... jesteś pan bezczelnym człowiekiem, doprawdy!...<br>
{{tab}}Rozbłysła zapałka.<br>
{{tab}}— Tak jest, oto bilet! Czytaj pan: Bobynicyn. Widzi pan: Bobynicyn?<br>
{{tab}}— Widzę, widzę!<br>
{{tab}}— Ci-szej! Co, zgasła?<br>
{{tab}}— Zgasła.<br>
{{tab}}— Trzeba zapukać?<br>
{{tab}}— Pewnie, że trzeba — ozwał się pan w jonatach.<br>
{{tab}}— Więc pukaj pan!<br>
{{tab}}— Nie, dlaczego ja mam pukać? Niech pan zacznie, pukajże pan...<br>
{{tab}}— A to tchórz!<br>
{{tab}}— Pan sam jesteś tchórzem!<br>
{{tab}}— Wyn-n-noś-że się pan!<br>
{{tab}}— Żałuję teraz, że powierzyłem panu sekret; pan...<br>
{{tab}}— Ja? No, cóż ja?<br>
{{tab}}— Pan wykorzystałeś moje zdenerwowanie, spostrzegłeś pan, że jestem zdenerwowany i...<br>
{{tab}}— E, plunąć na to; śmiesznie mi — i basta!<br>
{{tab}}— A czegoż pan tu szuka?<br>
{{tab}}— A pan czego?<br>
{{tab}}— Piękna mi moralność! — rzekł z oburzeniem pan w jonatach.<br>
{{tab}}— Co tu pan będzie plótł o moralności? Czego pan się czepia?<br>
{{tab}}— A jednak piękne pan ma zasady moralności!<br>
{{tab}}— Co znowu za zasady?<br>
{{tab}}— Wedle pańskiego zdania, każdy zdradzony mąż jest durny jak but!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rfcwe6zs3quabwtcko3ek64nsyj1od8
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/26
100
1082624
3146394
3146208
2022-08-06T12:31:20Z
Seboloidus
27417
dr, lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— Czy pan jesteś mężem? Przecie mąż na Wozniesieńskim moście? Czegoż pan chce? Czego pan się uczepił?<br>
{{tab}}— Ciągle mi się zdaje, że pan sam jesteś kochankiem!..<br>
{{tab}}— Słuchaj pan, jeśli pan w dalszym ciągu w ten sposób będzie przemawiał, to będę musiał przyznać panu, że pan na prawdę jest durnym butem! To jest, pan już wie kim?<br>
{{tab}}— To znaczy, chce pan powiedzieć, że ja jestem mężem! — rzekł pan w jonatach, cofając się w tył, jak oparzony.<br>
{{tab}}— Psst! Milczeć! Słyszy pan...<br>
{{tab}}— To ona.<br>
{{tab}}— Nie.<br>
{{tab}}— Uf! jak ciemno!<br>
{{tab}}Wszystko ucichło: w pomieszkaniu Bobynicyna dał się słyszeć ruch.<br>
{{tab}}— O cóż to nam się sprzeczać, łaskawy panie? — szepnął pan w jonatach.<br>
{{tab}}— To pan, u djabła, sam się obraził!<br>
{{tab}}— Bo pan mnie doprowadził do ostateczności.<br>
{{tab}}— Milcz pan teraz.<br>
{{tab}}— Przyzna pan, że pan jeszcze bardzo młody....<br>
{{tab}}— Milczże pan już!<br>
{{tab}}— Zresztą, zgadzam się z panem co do tego, że mąż w takiem położeniu, to — but.<br>
{{tab}}— Przestanie pan nareszcie mówić? O!...<br>
{{tab}}— Ale, do czego to złośliwie drwić z nieszczęśliwego męża?...<br>
{{tab}}— To ona!<br>
{{tab}}Ruch jednak w tej chwili ustał.<br>
{{tab}}— Ona?<br>
{{tab}}— Ona! Ona! Ona! Czegóż to pan jednak tak się niepokoi? Wszak pan jesteś dla niej obcy! To nie pańska rzecz!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j587chqkisde31vgezb038tqhvq2f08
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/27
100
1082625
3146395
3146209
2022-08-06T12:33:14Z
Seboloidus
27417
lit., int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— Panie łaskawy, panie! — mruczał pan w jonatach, blednąc i jakgdyby szlochając, — ja, wiadoma rzecz, jestem zdenerwowany... dość długo był pan już świadkiem mego poniżenia; teraz noc, pewnie, ale jutro... zresztą, my prawdopodobnie jutro się spotkamy, choć ja wcale się nie lękam spotkania z panem, i zresztą, to nie ja, to przyjaciel mój. ten z Wozniesieńskiego mostu; naprawdę, on! To jego żona, to cudza żona! Nieszczęśliwy to człowiek! Zapewniam pana. Jest to mój stary znajomy; pozwól pan, że panu wszystko opowiem. Przyjacielem jego jestem, jak pan to zresztą sam łacno poznał, bo inaczej cóżby mnie obchodził los jego? Mówiłem mu nieraz: poco ty się żenisz, kochany przyjacielu? Posiadasz ładne stanowisko, majątek, ludzie cię szanują, a chcesz to wszystko zamienić za kaprysy jednej kokietki? Nie, powiada, ożenię się: chcę zaznać szczęścia rodzinnego... Ma więc teraz szczęście rodzinne! Przedtem sam zdradzał mężów, a teraz sam pić kielich goryczy musi... Pan daruje, ale to wyjaśnienie konieczne było! Nieszczęsny to człowiek... sam pije kielich goryczy — oto wszystko!<br>
{{tab}}Tu panu w jonatach głos odmówił posłuszeństwa, jakgdyby był on naprawdę bliski płaczu.<br>
{{tab}}— A niech ich wszystkich djabli porwą! Czy to mało jest durniów na świecie! A pan sam co za jeden?<br>
{{tab}}Młody człowiek zgrzytał zębami ze złości.<br>
{{tab}}— No, po tem wszystkiem jeszcze taki ton z pańskiej strony, to już, przyzna pan... Byłem z panem całkiem szczery i otwarty...<br>
{{tab}}— Nie, przepraszam pana... nazwisko pańskie?<br>
{{tab}}— Poco panu mego nazwiska?<br>
{{tab}}— A!!<br>
{{tab}}— Nie mogę go wymienić!<br>
{{tab}}— Zna pan Szabrina? — szybko wypalił młody człowiek.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l78bx88brzj8qf8fqvwz70dnricw6n3
3146400
3146395
2022-08-06T12:40:55Z
Seboloidus
27417
int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— Panie łaskawy, panie! — mruczał pan w jonatach, blednąc i jakgdyby szlochając, — ja, wiadoma rzecz, jestem zdenerwowany... dość długo był pan już świadkiem mego poniżenia; teraz noc, pewnie, ale jutro... zresztą, my prawdopodobnie jutro się spotkamy, choć ja wcale się nie lękam spotkania z panem, i zresztą, to nie ja, to przyjaciel mój, ten z Wozniesieńskiego mostu; naprawdę, on! To jego żona, to cudza żona! Nieszczęśliwy to człowiek! Zapewniam pana. Jest to mój stary znajomy; pozwól pan, że panu wszystko opowiem. Przyjacielem jego jestem, jak pan to zresztą sam łacno poznał, bo inaczej cóżby mnie obchodził los jego? Mówiłem mu nieraz: poco ty się żenisz, kochany przyjacielu? Posiadasz ładne stanowisko, majątek, ludzie cię szanują, a chcesz to wszystko zamienić za kaprysy jednej kokietki? Nie, powiada, ożenię się: chcę zaznać szczęścia rodzinnego... Ma więc teraz szczęście rodzinne! Przedtem sam zdradzał mężów, a teraz sam pić kielich goryczy musi... Pan daruje, ale to wyjaśnienie konieczne było! Nieszczęsny to człowiek... sam pije kielich goryczy — oto wszystko!<br>
{{tab}}Tu panu w jonatach głos odmówił posłuszeństwa, jakgdyby był on naprawdę bliski płaczu.<br>
{{tab}}— A niech ich wszystkich djabli porwą! Czy to mało jest durniów na świecie! A pan sam co za jeden?<br>
{{tab}}Młody człowiek zgrzytał zębami ze złości.<br>
{{tab}}— No, po tem wszystkiem jeszcze taki ton z pańskiej strony, to już, przyzna pan... Byłem z panem całkiem szczery i otwarty...<br>
{{tab}}— Nie, przepraszam pana... nazwisko pańskie?<br>
{{tab}}— Poco panu mego nazwiska?<br>
{{tab}}— A!!<br>
{{tab}}— Nie mogę go wymienić!<br>
{{tab}}— Zna pan Szabrina? — szybko wypalił młody człowiek.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6ckb7h89gkjbr5ac3s670qnfqu4da78
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/28
100
1082626
3146396
3146210
2022-08-06T12:34:28Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— Szabrin!!!<br>
{{tab}}— Tak, Szabrin! A!!! (W tem miejscu pan w płaszczu trochę przedrzeźnił pana w jonatach). Pojmuje pan już teraz?<br>
{{tab}}— Nie, co za Szabrin! — odpowiedział osłupiały pan w jonatach. — Wcale nie Szabrin; to jest człek szanowny! Tłumaczę sobie pańską niegrzeczność zazdrością z pańskiej strony.<br>
{{tab}}— To łajdak, sprzedawczyk, kubaniarz, błazen, okradł kasę! Wnet on się za kratkami znajdzie!<br>
{{tab}}— Przepraszam pana, — rzekł pan w jonatach, blady — pan go chyba nie zna; wcale go pan, jak widzę, nie zna.<br>
{{tab}}— Osobiście, pewnie, nie mam przyjemności, skądinąd jednak znam go bardzo dokładnie.<br>
{{tab}}— Łaskawy panie, skądże to pan go zna? Jestem zdenerwowany, jak pan uważa...<br>
{{tab}}— Głupiec! Zazdrośnik! Nie potrafi sobie żony przypilnować i basta, jeśli pan chce wiedzieć!<br>
{{tab}}— Pan wybaczy, ale pan się grubo myli, młody panie...<br>
{{tab}}— Ach!<br>
{{tab}}— Ach!<br>
{{tab}}W mieszkaniu Bobrynicyna rozległ się gwar. Otwierano drzwi. Słychać było głosy.<br>
{{tab}}— Ach, to nie ona, nie ona! Poznaję ją po głosie; teraz wszystko poznałem, to nie jest ona! — rzekł pan w jonatach, blednąc jak płótno.<br>
{{tab}}— Milcz pan!<br>
{{tab}}Młody człowiek przywarł do ściany.<br>
{{tab}}— Panie łaskawy, ja odchodzę; to nie ona, bardzo się z tego cieszę.<br>
{{tab}}— No, no! Lećże pan, lećże!<br>
{{tab}}— A czego pan jeszcze stoi?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
meb3tfxbn7fb5mwin53d01o4zsrw0bn
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/29
100
1082627
3146397
3146214
2022-08-06T12:36:01Z
Seboloidus
27417
int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— A pan czego?<br>
{{tab}}Drzwi się otworzyły i pan w jonatach, nie dotrzymując placu, potoczył się w dół po schodach na złamanie karku.<br>
{{tab}}Obok młodego człowieka przeszła para: mężczyzna i kobieta, i serce w nim zamarło... Usłyszał znany głos kobiecy a potem suchy głos męski, całkiem obcy.<br>
{{tab}}— Nic nie szkodzi, ja zawołam sanki — mówił głos suchy.<br>
{{tab}}— Ach, to dobrze! No, wołajże...<br>
{{tab}}— O, tam stoją, zaraz je przyprowadzę.<br>
{{tab}}Kobieta pozostała na chwilę sama.<br>
{{tab}}— Głafiro! gdzie twoje przysięgi? — zawołał młody człowiek w płaszczu, chwytając ją za rękę.<br>
{{tab}}— Aj, kto to? To pan Twarogow? Boże! co pan tu robi?<br>
{{tab}}— Z kim pani tu była?<br>
{{tab}}— To jest mój mąż; odejdź pan, odejdź, on zaraz wróci... Od Pałowicynów idziemy; odejdźże, na miłość Boską!<br>
{{tab}}— Pałowicyn od trzech tygodni tu już nie mieszka! Wiem wszystko!<br>
{{tab}}— Aj! — Niewiasta pobiegła ku wyjściu, młody człowiek dopędził ją jednak.<br>
{{tab}}— Kto panu to powiedział?<br>
{{tab}}— Mąż, łaskawa pani, Iwan Andrzejowicz; on tu jest także, oto stoi przed panią, dobrodziejko...<br>
{{tab}}Iwan Andrzejowicz istotnie stał w bramie przy wyjściu.<br>
{{tab}}— Aj, to pan? — zawołał jegomość w jonatach.<br>
{{tab}}— A! c’est vous? — zawołała Głafira Piotrówna, rzucając się ku niemu z niekłamaną radością. — Boże! Co mi się stało? Byłam u Pałowicynów; i wyobraź sobie... wiesz, oni teraz mieszkają w okolicy Izmajłowskiego mostu; mówiłam ci o tem, pamiętasz? Wzięłam<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5uvhaljee6h5p202z6neg5pp6u6egz2
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/30
100
1082628
3146399
3146215
2022-08-06T12:39:38Z
Seboloidus
27417
szablon, lit., int., Koko
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>stamtąd sanki. Konie się spłoszyły, sanki poniosły, rozbiły, a ja sama runęłam jak długa tutaj, o sto kroków stąd; woźnicę pokaleczonego zabrano gdzieś; ja po prostu odchodziłam od zmysłów. Na szczęście pan Twarogów...<br>
{{tab}}— Jak? Pan Twarogów podobny był raczej do skamieniałości niż do pana Twarogowa.<br>
{{tab}}— Pan Twarogów zobaczył mnie w tem położeniu i po rycersku podjął się towarzyszyć mi, no, ale skoro ty nadszedłeś, więc mogę już tylko gorąco podziękować panu, Iwanie Iliczu...<br>
{{tab}}Niewiasta podała rękę osłupiałemu Iwanowi Iliczowi i raczej zdusiła, niż uścisnęła mu dłoń.<br>
{{tab}}— Pan Twarogowi znajomy mój; na balu u Szkarałupowych mieliśmy przyjemność poznać się: zdaje się, wspominałam ci o tem? Czyżbyś nie pamiętał, Koko?<br>
{{tab}}— Ach, prawda, prawda; Ależ pamiętam, naturalnie! — przemówił pan w jonatach, którego nazwano Koko. — Bardzo, bardzo mi przyjemnie.<br>
{{tab}}I gorąco uścisnął rękę panu Twarogowowi.<br>
{{tab}}— Z kimże to...? Co to ma znaczyć? Ja czekam... — rozległ się suchy głos.<br>
{{tab}}Przed grupą trojga stał osobnik niezmiernego wzrostu, wyjął monokl i bacznie popatrzył na pana w jonatowem futrze.<br>
{{tab}}— Ach, m-r Bobynicyn! — zaszczebiotała niewiasta, — skądże to? A to spotkanie! Pomyśl pan sobie, właśnie przed chwilą konie wywróciły sanki ze mną... ale, ale, oto jest mój mąż! Jean! M-r Bobynicyn, na balu u Karpowów...<br>
{{tab}}— Ach, bardzo mi przyjemnie!... Ale ja w mig będę tu ze sankami, żoneczko!<br>
{{tab}}— Pójdź, Jasiu, pójdź po sanki; cała jestem {{pp|przera|żona}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8rvthwps9ivzn1rzck8bvlmgyw5laff
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/31
100
1082629
3146402
3146216
2022-08-06T12:42:12Z
Seboloidus
27417
szablon, korekta bwd, lit., int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{pk|przera|żona}}; drżę z przestrachu; nawet słabo mi się robi... (Dzisiaj na balu maskowym.... szepnęła Twarogowowi...) Żegnam, żegnam pana, panie Bobynicyn! Zapewne spotkamy się jutro na balu u Karpowów...<br>
{{tab}}— Nie, wybaczy pani, ja jutro nie będę; ja już nie będę mógł służyć, skoro dziś tak się złożyło...<br>
{{tab}}Pan Bobynicyn mruknął coś {{Korekta|jeszce|jeszcze}} przez zęby, szurnął butami, siadł w swe sanki i odjechał.<br>
{{tab}}Podjechała kareta: niewiasta wsiadła w nią. Pan w jonatach został; widać, nie mógł zrobić żadnego ruchu ani w tył, ani wprzód i bezmyślnie patrzył na pana w płaszczu. Ten uśmiechał się dość głupio.<br>
{{tab}}— Ja nie wiem...<br>
{{tab}}— Pan pozwoli, bardzo się cieszę, żeśmy się zaznajomili osobiście, — odpowiedział młody człowiek, kłaniając się z zaciekawieniem i trochę się czerwieniąc.<br>
{{tab}}— Ja również, ja również...<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, żeś pan kalosz zgubił...<br>
{{tab}}— Ja? Ach, tak! Dziękuję, bardzo dziękuję; zawsze postanawiam sobie kupić nowe, z prawdziwej gumy...<br>
{{tab}}— W kaloszach, nogi, się pocą, słyszałem, że to niezdrowo — rzekł młody człowiek z widoczna bezgraniczną {{Korekta|troskliwścią|troskliwością}}.<br>
{{tab}}— Jean! Chodźże prędzej!<br>
{{tab}}— To prawda, pocą się. Zaraz, zaraz, najdroższa, właśnie rozmawiamy o bardzo interesujących rzeczach! Prawda święta, pocą się nogi w kaloszach, słusznie pan zauważył... Ostatecznie, przepraszam bardzo, że muszę...<br>
{{tab}}— Proszę, bardzo proszę się nie krępować.<br>
{{tab}}— Jakże się cieszę, żeśmy się zaznajomili...<br>
{{tab}}Pan w jonatach wsiadł do karety, która ruszyła z miejsca; młody człowiek ciągle jeszcze stał na temsamem miejscu i zdziwiony patrzył w ślad za nią.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
exmsa84tagjm4zio7mpoci1fbl9es01
3146403
3146402
2022-08-06T12:58:06Z
Seboloidus
27417
dr
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{pk|przera|żona}}; drżę z przestrachu; nawet słabo mi się robi... (Dzisiaj na balu maskowym.... szepnęła Twarogowowi...) Żegnam, żegnam pana, panie Bobynicyn! Zapewne spotkamy się jutro na balu u Karpowów...<br>
{{tab}}— Nie, wybaczy pani, ja jutro nie będę; ja już nie będę mógł służyć, skoro dziś tak się złożyło...<br>
{{tab}}Pan Bobynicyn mruknął coś {{Korekta|jeszce|jeszcze}} przez zęby, szurnął butami, siadł w swe sanki i odjechał.<br>
{{tab}}Podjechała kareta: niewiasta wsiadła w nią. Pan w jonatach został; widać, nie mógł zrobić żadnego ruchu ani w tył, ani wprzód i bezmyślnie patrzył na pana w płaszczu. Ten uśmiechał się dość głupio.<br>
{{tab}}— Ja nie wiem...<br>
{{tab}}— Pan pozwoli, bardzo się cieszę, żeśmy się zaznajomili osobiście, — odpowiedział młody człowiek, kłaniając się z zaciekawieniem i trochę się czerwieniąc.<br>
{{tab}}— Ja również, ja również...<br>
{{tab}}— Zdaje mi się, żeś pan kalosz zgubił...<br>
{{tab}}— Ja? Ach, tak! Dziękuję, bardzo dziękuję; zawsze postanawiam sobie kupić nowe, z prawdziwej gumy...<br>
{{tab}}— W kaloszach, nogi, się pocą, słyszałem, że to niezdrowo — rzekł młody człowiek z widoczna bezgraniczną {{Korekta|troskliwścią|troskliwością}}.<br>
{{tab}}— Jean! Chodźże prędzej!<br>
{{tab}}— To prawda, pocą się. Zaraz, zaraz, najdroższa, właśnie rozmawiamy o bardzo interesujących rzeczach! Prawda święta, pocą się nogi w kaloszach, słusznie pan zauważył... Ostatecznie, przepraszam bardzo, że muszę...<br>
{{tab}}— Proszę, bardzo proszę się nie krępować.<br>
{{tab}}— Jakże się cieszę, żeśmy się zaznajomili...<br>
{{tab}}Pan w jonatach wsiadł do karety, która ruszyła z miejsca; młody człowiek ciągle jeszcze stał na temsamem miejscu i zdziwiony patrzył w ślad za nią.<br>
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2kv6ltf1se36cmmth5k3nw2wogye4ov
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/32
100
1082631
3146405
3146218
2022-08-06T13:01:48Z
Seboloidus
27417
dt, lit., formatowanie tekstu
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{c|II}}
{{tab}}Na drugi dzień wieczorem odbywało się przedstawienie we „Włoskiej Operze“. Iwan Andrzejewicz wleciał do sali jak bomba. Nigdy jeszcze nie wrzał taką „pasją“, taką namiętnością do muzyki. Co najwyżej, wiadomo było pozytywnie, że lubił nadzwyczaj przedrzemać się z godzinkę lub dwie we „Włoskiej Operze“: kilkakrotnie opowiadał nawet, że to wcale przyjemnie i rozkosznie: „a primadonna“ — mawiał do przyjaciół — „miauczy ci, jak bialuśka koteczka, kołysankę“. Lecz tak mówił on jeszcze w ubiegłym sezonie; a teraz, — ach! — Iwan Andrzejowicz nawet i w domu nie sypia po nocach. A przecie, wpadł mimo to, jak bomba, do sali, wypełnionej po brzegi. Nawet portjer teatralny popatrzył na niego jakoś podejrzliwie, a zwłaszcza spojrzał z pod oka na jego boczną kieszeń, z pewnością w tej nadzieji, że zobaczy tam rączkę ukrytego na każdy wypadek sztyletu. Należy zauważyć, że w owym czasie kwitły dwa stronnictwa, z których każde wysoko trzymało sztandar swojej primadonny; członkowie jednego stronnictwa nazywali się „***-zyści“, a drugiego „***-niści“. Oba stronnictwa do tego stopnia kochały muzykę, że słudzy teatralni w końcu stanowczo poczęli się obawiać jakiegoś bardziej zdecydowanego objawu miłości ku wszelakiemu pięknu i wzniosłości, ucieleśnionym w dwu primadonnach. Oto dlaczego, patrząc na młodzieńcze wtargnięcie do sali teatralnej nawet siwowłosego starca, choć zresztą niecałkiem siwowłosego, a liczącego tak około lat pięćdziesięciu, łysawego, i wogóle człowieka na pierwsze wejrzenie solidnych zalet, portjer {{Korekta|tearalny|teatralny}} mimowoli przypomniał sobie szczytne słowa Hamleta, księcia duńskiego:<br>
<poem>„A jeśli starość tak strasznie upadła,
Cóż młodość?...“ i t d.</poem>
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ba67no3wd1ypbdipgyb66ts5vq3x2hq
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/33
100
1082632
3146407
3146219
2022-08-06T13:04:03Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>i jak już wyżej powiedzieliśmy, spojrzał z pod oka na boczną kieszeń fraka, spodziewając się dostrzec sztylet. Tam jednak był tylko portfel i nic więcej.<br>
{{tab}}Wleciawszy do teatru Iwan Andrzejowicz momentalnie przebiegł oczami wszystkie loże drugiego piętra i — o zgrozo! Serce jego zamarło: ona tu była! Siedziała w loży. Był tu jenerał Pałowicyn z żoną i kuzynką; był tu i adjutant jenerała — nadzwyczaj przystojny, młody człowiek; był tu jeszcze pewien pan cywilny. Iwan Andrzejowicz wytężył całą uwagę, całą bystrość wzroku lecz — o zgrozo! Pan cywilny zdradziecko cofnął się poza adjutanta i ukrył się we mgle niewiadomego.<br>
{{tab}}Tu więc była ona, tymczasem mówiła, że będzie w każdym razie nie tutaj! Ta dwujęzyczność, ta dwuznaczność przejawiająca się od jakiegoś czasu na każdym kroku u Głafiry Piotrówny, naprawdę zabijało Iwana Andrzejowicza. A ten cywilny młodzieniec wtrącił go wkońcu w zupełną rozpacz. Opadł on na krzesło zupełnie zdruzgotany. Jakiż był powód do tego? Rzecz zupełnie prosta...<br>
{{tab}}Zauważyć należy, że fotel Iwana Andrzejowicza znajdował się tuż obok lóż parterowych, a w dodatku zdradziecka loża drugiego piętra znajdowała się prosto nad jego fotelem, tak, że on, ku największej swojej nieprzyjemności, stanowczo nie mógł obserwować, co się działo nad jego głową. Z tego też powodu złościł się i gorączkował jak samowar. Cały pierwszy akt minął dla niego niespostrzeżenie, to jest, nie słyszał ani jednej nuty. Powiadają, że muzyka tem właśnie jest piękna, że wrażenie muzyczne można zestroić z wszelakiem uczuciem. Człek wesoły znajdzie w tonach radość, melancholik — smutek; w uszach Iwana Andrzejowicza wyła cała burza. Na domiar przykrości, z tyłu, z przodu, z boku krzyczały tak straszliwe głosy, że serce Iwana Andrzejowicza wprost rwało się w kawały. Wreszcie akt się skończył. Ale w tej<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
94pu96sd6c6qkoinbi4nwu87hlg73kk
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/34
100
1082633
3146411
3146220
2022-08-06T13:06:07Z
Seboloidus
27417
dr, lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>chwili, gdy zapadała kurtyna, z naszym bohaterem zdarzyło się coś takiego, czego żadne pióro nie opisze.<br>
{{tab}}Zdarza się, że czasami z górnych pięter spada afisz. Gdy sztuka jest nudna i widzowie poziewają, to dla nich jest to całem zdarzeniem. Zwłaszcza uważnie patrzą na lot tej miękiej bibułki z najwyższego piętra i znajdują w tem przyjemność, że śledzą jej podróż w zygzakach aż do samych foteli, gdzie ona niechybnie ułoży się na czyjąś, w każdym razie nieprzygotowaną do tego wypadku głowę. Lecz z Iwanem Andrzejowiczem zaszło zdarzenie dotychczas nigdzie jeszcze nie opisane. Zleciał mu na głowę, jak powiedziano wyżej, dość łysą — nie afisz. Wyznaję, że jest mi nawet nieprzyjemnie powiedzieć, co mu zleciało na głowę, dlatego, bo istotnie jakoś przykro jest wyjawić, że na czcigodną i obnażoną, tj. częściowo pozbawioną włosów głowę zazdrosnego, rozdrażnionego Iwana Andrzejowicza spadł taki niemoralny przedmiot, jak np. zduszona miłosna karteczka. W każdym razie biedny Iwan Andrzejowicz zupełnie nieprzygotowany do tego nieprzewidzianego i potwornego wypadku, zadrżał tak, jak gdyby schwytał na swojej głowie mysz lub jakiegoś innego dzikiego zwierza.<br>
{{tab}}Karteczka była treści miłosnej — to nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Była ona napisana na zmiętym papierku, zupełnie taksamo, jak pisze się podobne zapiski w romansach, i złożona w zdradziecko mały format, tak, że można ją było ukryć pod damską rękawiczką. Spadła zaś, prawdopodobnie przypadkowo, w chwili samego podawania jej ukradkiem: zapewne poproszono, naprzykład, o afisz, i już karteczkę tę z zapiskiem treści miłosnej, przemyślnie zawinięto w ten afisz, już podawano ją we wiadome ręce, lecz jeden moment, być może niespodziane szturknięcie adjutanta, który następnie nadzwyczaj zgrabnie usprawiedliwił się ze swej niezgrabności, i oto karteczka<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h1nx3n90dzkdb7qeqw14nosdj2r0ge1
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/35
100
1082634
3146413
3146221
2022-08-06T13:07:48Z
Seboloidus
27417
int.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>ta wyśliznęła się z maleńkiej, drżącej ze zmieszania rączki, a cywilny pan, który już wyciągnął był niecierpliwą rękę, otrzymuje oto, zamiast karteczki z zapisem, sam afisz, z którym stanowczo nie wie, co ma począć.<br>
{{tab}}Nieprzyjemny, dziwny wypadek, co prawda, lecz każdy się musi zgodzić z nami, że Iwanowi Andrzejowiczowi było jeszcze nieprzyjemniej.<br>
{{tab}}— Przeznaczenie! — wyszeptał, zalewając się zimnym potem i mnąc karteczkę w zaciśniętej dłoni — przeznaczenie! Kula moja znajdzie winowajcę — mignęło mu przez głowę — nie, nie w ten sposób! Cóż ja jestem temu winien, by samemu karku nadstawiać? Jest przecie przysłowie: Kto ma pecha, mieć go będzie do końca...<br>
{{tab}}Jakież to myśli cisną się do głowy, jeśli ktoś ma podobny kłopot i wypadek. Iwan Andrzejowicz siedział na fotelu zdrętwiały, jak powiadają, ni żywy ni umarły. Był przekonany, że ten jego wypadek wszyscy zauważyli, nie bacząc na to, że w całej sali w tym czasie, zaczął się ruch, towarzyszący wywoływaniu śpiewaczki. Siedział tak skonfundowany, czerwony cały i nie śmiejąc podnieść oczu, jak gdyby spotkała go nagła nieprzyjemność, jakiś dysonans w dobrem, zbiorowem towarzystwie. Wkońcu postanowił podnieść oczy.<br>
{{tab}}— Jak przyjemnie śpiewali! — rzekł do pewnego franta, który siedział obok, po lewej ręce.<br>
{{tab}}Frant zachwycony w najwyższym stopniu i zawzięcie bijący brawo, podnoszący się przytem co chwila z krzesła, pobieżnie w roztargnieniu popatrzył na Iwana Andrzejowicza i równocześnie przyłożył do swych ust złożone w trąbkę dłonie, by go lepiej było słychać, krzycząc nazwisko śpiewaczki. Iwan Andrzejowicz, który nigdy jeszcze nie słyszał podobnie tubalnego głosu, był zachwycony. „Niczego nie zauważył!“ — pomyślał i odwrócił się w tył. Ale gruby jegomość, który siedział w tyle za nim, teraz<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
evxs49o7hcm43iwb274279cr14l7ar8
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/36
100
1082635
3146416
3146222
2022-08-06T13:10:29Z
Seboloidus
27417
formatowanie tekstu
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>ze swojej strony odwrócił się do niego tyłem i lornetował loże. „Ten także nic nie widział! — pomyślał Iwan Andrzejowicz. Na przedzie naturalnie niczego nie zauważono. Nieśmiało i z pełną otuchy nadzieją spojrzał on na bok ku balustradzie loży parterowej, obok której znajdował się jego fotel i zadrżał, pełen bardzo nieprzyjemnego uczucia. Siedziała tam piękna dama, która zasłoniwszy usta chusteczką i padłszy na poręcz krzesła, chichotała jak szalona.<br>
{{tab}}— Och te kobiety! — wyszeptał Iwan Andrzejowicz i puścił się ku wyjściu, następując widzom na nogi.<br>
{{tab}}Proponuję teraz samym czytelnikom rozstrzygnąć i proszę, by sami rozsądzili pomiędzy mną a Iwanem Andrzejowiczem. Czy miał on rację w tej chwili? Wielki teatr, jak wiadomo, zawiera w sobie cztery piętra lóż i piąte piętro — galerję. Dlaczego koniecznie przypuszczać, że karteczka upadła właśnie z jednej loży i to właśnie z tej samej, a nie z którejkolwiek innej — naprzykład chociażby z piątego piętra, gdzie także siadają panie? Lecz namiętność jest zjawiskiem wyjątkowem, a zazdrość — to namiętność najbardziej wyjątkowa w świecie.<br>
{{tab}}Iwan Andrzejowicz rzucił się do foyer, stanął pod lampą, złamał pieczęć i przeczytał:<br>
{{f|lewy=1em|{{tab}}„Dziś zaraz po przedstawieniu, przy ulicy N-tej, róg przecznicy X-tej, w domu K, na trzeciem piętrze na prawo od schodów. Wejście przez tylną bramę. Bądź tam, sans faute; zaklinam na Boga!“}}
{{tab}}Charakteru pisma Iwan Andrzejowicz nie ustalił, lecz nie było wątpliwości, że było to oznaczenie schadzki. „Złapać, schwytać i przeciąć zło w samym zarodku“, było pierwszą ideą Iwana Andrzejowicza. Przyszło mu także do głowy zdemaskować wszystko zaraz tu na miejscu; jak to jednak zrobić? Iwan Andrzejowicz poleciał nawet na drugie piętro, ale roztropnie wrócił. Napewno<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oqi2ewvz6xrx41e4oyag0kwkutd19a0
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/37
100
1082636
3146418
3146223
2022-08-06T13:11:48Z
Seboloidus
27417
dr
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>to on sam nie wiedział, dokąd leci. Z bezradności zabiegł ze strony przeciwnej i popatrzył przez otwarte drzwi cudzej loży na drugą stronę. Tak, tak! We wszystkich pięciu piętrach w kierunku pionowym siedziały młode niewiasty i młodzi panowie. Karteczka mogła upaść ze wszystkich pięciu pięter razem, dlatego, bo Iwan Andrzejowicz podejrzywał stanowczo wszystkie piętra o spisek przeciwko sobie. I nie bacząc na wszystkie inne możliwości, trwał przy swojem najpierwszem przekonaniu. Podczas całego drugiego aktu biegał po wszystkich kurytarzach i nigdzie nie znalazł spokoju ducha. Pobiegł nawet do kasy teatralnej w tej nadzieji, że od kasjera dowie się nazwisk osób, które wzięły loże we wszystkich czterech piętrach, lecz kasa była już zamknięta. Wkońcu rozległy się burzliwe wywoływania i brawa. Przedstawienie się skończyło. Krzyki trwały, a zwłaszcza grzmiały z samej góry dwa głosy — prowodyrów obu stronnictw. To jednak nie obchodziło Iwana Andrzejowicza. Jemu mignęła już myśl dalszego postępowania. Ubrał się w płaszcz i puścił się w kierunku ulicy N-tej, by tam zastać, złapać, zdemaskować i wogóle postąpić nieco energiczniej niż wczoraj. Prędko odszukał dom oznaczony i już wszedł w tylną bramę, gdy wtem literalnie tuż pod jego rękami przemknęła postać franta w paltocie, wyprzedziła go i puściła się po schodach na trzecie piętro. Iwanowi Andrzejowiczowi zdawało się, że jest to ten sam frant, chociaż nie mógł on i wtedy rozróżnić i zapamiętać sobie jego twarzy. Serce w nim zamarło. Frant wyprzedził go już o dwa skręty schodów. Wkońcu usłyszał, jak otwarły się drzwi na trzeciem piętrze, a otwarły się bez dzwonienia, jak gdyby oczekiwano przybysza. Młody człowiek zniknął w mieszkaniu. Iwan Andrzejowicz dopadł trzeciego piętra, gdy jeszcze nie zdołano zamknąć drzwi. Chciał postać przed drzwiami,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9t3lsigfw3w0arae6tdbnyj12v1erz7
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/38
100
1082637
3146419
3146224
2022-08-06T13:13:19Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>rozsądnie obmyśleć każdy krok, wszystko rozważyć, a potem dopiero zdecydować się na coś stanowczego: ale w tej samej chwili zaturkotał u bramy powóz, brama otworzyła się z trzaskiem i czyjeś ciężkie nogi poczęły, przy równoczesnem stękaniu i kaszlaniu idącego, wchodzić na górne piętra. Iwan Andrzejowicz nie ustał na miejscu, otworzył drzwi i znalazł się w mieszkaniu, z całem swem namaszczeniem obrażonego męża. Naprzeciw wybiegła pokojówka, cała zmięszana, potem zjawił się lokaj; ale zatrzymać Iwana Andrzejowicza niktby nie potrafił. Jak bomba wpadł do pokoju i przeszedłszy dwa ciemne salony, stanął wreszcie w sypialni przed młodą, bardzo przystojną niewiastą, która trzęsła się cała ze strachu i patrzyła na niego z prawdziwym lękiem, jak gdyby nie pojmując, co się wkoło niej dzieje. W tej chwili dały się słyszeć ciężkie kroki w sąsiednim pokoju, które zdążały prosto do sypialni: były to te same kroki, które przedtem wdrapywały się na schody.<br>
{{tab}}— Boże! To mój mąż! — zawołała niewiasta, uderzywszy w dłonie i pobladłszy bardziej od swego peniuaru.<br>
{{tab}}Iwan Andrzejowicz uczuł, że wpadł fałszywie, że postąpił głupio, po dziecinnemu, że nie przemyślał należycie swego kroku, nie wyczekał na schodach stosownej chwili. Teraz jednak nic już począć nie było można. Oto otworzyły się drzwi, już też ciężki mąż, o ile można było sądzić tylko po jego ciężkich krokach, wchodził do pokoju... Nie wiem, za kogo uważał siebie Iwan Andrzejowicz w tej chwili! Nie wiem, co mu przeszkadzało wyjść poprostu na spotkanie męża, oświadczyć mu, że znalazł się tutaj przypadkowo, wytłómaczyć się, że nieświadomie postąpił w sposób nieprzyzwoity, przeprosić i pójść sobie — co prawda nie bardzo z honorem, co prawda nie okryty sławą, ale ostatecznie pójść sobie w sposób otwarty i szlachetny. Lecz nie, Iwan Andrzejowicz znowu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qalufrw5bbc0ykrlfairq3whrujz4ys
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/39
100
1082638
3146420
3146225
2022-08-06T13:15:01Z
Seboloidus
27417
dr
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>postąpił jak smarkacz, jak gdyby uważał siebie za donżuana lub lowelasa! Z początku schował się za kotarą u łóżka, a potem, gdy poczuł zupełny upadek ducha, opadł na kolana i bezmyślnie wlazł pod łóżko. Strach podziałał na niego mocniej od roztropności i Iwan Andrzejowicz, sam obrażony mąż albo uważający siebie za takiego, nie zniósł spotkania z drugim mężem, być może, bojąc się obrazić go swoją obecnością. Tak czy owak, znalazł się on jednak pod łóżkiem, stanowczo nie pojmując, jak to się stało. Ale co dziwniejsza, niewiasta nie okazała najmniejszej opozycji. Wcale nawet nie krzyknęła, widząc, jak bardzo dziwny pan w podeszłym wieku szuka schronienia w jej sypialni. Stanowczo była tak przestraszona, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa straciła mowę.<br>
{{tab}}Mąż wszedł, stękając i chrząkając, przywitał się z żoną pocałunkiem w czoło, zwyczajem starszych ludzi, i zwalił się na krzesło tak, jakgdyby co tylko przyniósł naręcz drew. Rozległ się głuchy i uporczywy kaszel. Iwan Andrzejowicz, który z rozżartego tygrysa przeistoczył się w jagnię, spokorniawszy i przyczaiwszy się, jak mysz przed kotem, ledwie śmiał oddychać ze strachu, chociaż mógł wiedzieć z własnego doświadczenia, że nie wszyscy obrażeni mężowie zaraz kąsają. To jednak nie przyszło mu na myśl albo z powodu braku logicznego zmysłu, albo jakiegoś innego braku. Ostrożnie, cichutko, poomacku zaczął poprawiać się pod łóżkiem, by ułożyć się jakoś wygodniej. Jakież było jego zdumienie, gdy namacał ręką przedmiot, który ku jego najwyższemu zdumieniu, poruszył się i ze swojej strony ścisnął go za rękę. Pod łóżkiem był człowiek drugi.<br>
{{tab}}— Kto to? szepnął Iwan Andrzejowicz.<br>
{{tab}}— No, powiedziałem już przecież panu! — wyszeptał<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3hac2ho3ue2rlj066q2cvqldbw25zdl
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/40
100
1082639
3146421
3146226
2022-08-06T13:16:57Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>dziwny nieznajomy. — Leż pan i milcz, skoroś pan wpadł, jak piłat w credo!<br>
{{tab}}— Cóż to za ton!..<br>
{{tab}}— Milcz pan!<br>
{{tab}}I zbyteczny człowiek (dlatego, bo pod łóżkiem dość było i jednego), zbyteczny ten człowiek ścisnął w swoim kułaku rękę Iwana Andrzejowicza tak, że ten mało nie krzyknął z bólu.<br>
{{tab}}— Łaskawy panie...<br>
{{tab}}— Pst!<br>
{{tab}}— Nie ściskaj pan tak mojej ręki, bo krzyknę.<br>
{{tab}}— No to krzycz pan! Spróbuj!<br>
{{tab}}Iwan Andrzejowicz poczerwieniał ze wstydu. Nieznajomy był widocznie człowiekiem srogim i pochopnym do gniewu. Być może, że był to człowiek, który nieraz zaznał podobnych prześladowań losu i nieraz już znajdował się w takiem położeniu bez wyjścia; lecz Iwan Andrzejowicz był nowicjuszem i dusił się z ciasnoty. Krew biła mu do głowy. Nic jednak na to nie można było poradzić, trzeba było leżeć jak trusia. Iwan Andrzejowicz ukorzył się i zamilkł.<br>
{{tab}}— Ja, duszyczko, byłem — zaczął mąż — ja, duszyczko, byłem u Pawła. Usiedliśmy do preferansa, lecz tak, kchy — kchy — kchy! (zakaszlał się) tak... kchy! Tak plecy... kchy! Noce... Kchy — kchy — kchy!<br>
{{tab}}I staruszek pogrążył się w swoim kaszlu.<br>
{{tab}}— Plecy... — rzekł on wkońcu ze łzami w oczach, — plecy mię rozbolały... przeklęte hemoroidy. Ani stać, ani siedzieć... ani siedzieć! A kchy — kchy — kchy!...<br>
{{tab}}I zdawało się, że temu paroksyzmowi kaszlu przeznaczone było życie o wiele dłuższe jak staruszkowi, właścicielowi tego kaszlu. Stary coś mamrotał językiem w chwilowych odstępach, ale stanowczo niczego nie można było zrozumieć.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5mvkp8ae64oiorel41376m5fzbniav3
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/147
100
1082643
3146422
3146230
2022-08-06T13:19:43Z
Seboloidus
27417
dr, lit., int., formatowanie tekstu
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}A więc przypuszczano, że ja, sam były wygnaniec i mieszkaniec katorgi, napisałem wesoły paszkwil o podobnym wypadku...<br>
{{tab}}Niech mi kto raczej zarzuci cokolwiek bodaj z całego mego życia na dowód, że podobny jestem do złego pamflecisty bez serca i że można było oczekiwać odemnie takich alegoryj“.<br>
{{tab}}Dostojewski, z naciskiem podkreśla, że nieszczęściu Czernyszewskiego zawsze szczerze współczuł i współczuwa. I kończy:<br>
{{tab}}„A może to nienawiść z powodu różnicy zapatrywań? Skądże? Czernyszewski nigdy nie urażał mnie swemi zapatrywaniami. Można bardzo szanować człowieka, rozchodząc się z nim w zapatrywaniach „radykalnie“.<br>
{{tab}}I powołuje się wkońcu, jako na dowód swej lojalności wobec Czernyszewskiego na fakt, że w piśmie, przez siebie redagowanem, w „Epoce“, zamieszczony został artykuł krytyczny o „znakomitej“ powieści Czernyszewskiego „Co czynić“ („Czto diełat’“) z winnem uznaniem dla umysłowości i talentu Czernyszewskiego, „o czem nikt nigdy nie wątpił“.<br>
{{tab}}„Złości mnie to bardzo, że tym razem mówiłem o sobie. Oto, co znaczy pisać pamiętniki literackie; nigdy ich nie napiszę. Bardzo żałuję, że niewątpliwie nadużyłem cierpliwości czytelnika.“<br>
{{tab}}Tyle słów Dostojewskiego.<br>
{{tab}}We Lwowie w kwietniu 1922 r.<br>
{{f|''Sydir Twerdochlib''|align=right}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iej7tmlw5cjs1zhdoz4uegj2bnsnu0i
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/5
100
1082644
3146423
3146231
2022-08-06T13:26:33Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>[[Plik:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf|strona=5|center|450px|thumb|
{{c|''F. Dostojewski.''|h=normal|w=200%|przed=10px}}
{{c|'''''Cudza żona i mąż'''''|h=normal|w=300%}}
{{c|'''''pod łóżkiem.'''''|h=normal|w=300%|po=10px}}
{{f|''Z. Kurczyński.''}}]]<noinclude>[[Kategoria:Uzupełnić w roku 2025]]
<references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
72e8oomn40g8ad6r4svgndjl6uyhkk6
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/236
100
1082751
3146406
2022-08-06T13:03:50Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— I to przyjmuję... Tylko nie ofiaruj mi, jenerale, za dużo, bo od pana wszystko przyjmę...<br>
{{tab}}— E! do licha i masz pan słuszność, bo ja wszystko daję z serca!.. A<br>
{{tab}}Pan de Franoy, jak wszyscy właściciele, oprowadził gościa po całem swem terytoryum, żalił się przed nim na szczupłość miejsca, na brak okazałości w zamku, ale w rzeczywistości kazał podziwiać komfort, z jakim urządził swą siedzibę.<br>
{{tab}}Hrabia de Nathon musiał się zapoznać z ogrodem, ze wszystkiemi w nim ścieżkami, musiał zwiedzić stajnie, wozownie i obejrzeć całą posesyę od końca do końca i musimy to zaznaczyć, że przegląd ów nietylko nie znużył go, ale nawet sprawił mu prawdziwą przyjemność. Czyż dla niego nie było interesującem poznać w najdrobniejszych szczegółach ten dom, który zamieszkiwała Berta, ten ogród, któremu dodawała uroku swoją obecnością?<br>
{{tab}}Oprowadzając gościa tu i owdzie, jenerał jednocześnie wydał służbie rozkazy.<br>
{{tab}}Obiad był długi i długo się przeciągał. Gospodarz z gościem byli jeszcze przy stole, kiedy turkot powozu zwiastował przybycie Berty.<br>
{{tab}}— Antoni — rzekł żywo p. de Franoy — nie mów nic panience, że pan hrabia jest tutaj, Chcę ażeby miała miłą niespodziankę.<br>
{{tab}}W minutę później dziewczę wchodziło do pokoju stołowego. Na progu zastała ojca, który całując ją, rzekł:<br>
{{tab}}— Moje drogie dziecko, nie jestem sam... Jeden z przyjaciół przypomniał sobie o nas... Jest tutaj... czeka... zgadnij...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3txvjxl3a5rk21ihasfdn4anothw0df
Autor:Karol Widman
104
1082752
3146408
2022-08-06T13:04:31Z
Dzakuza21
10310
nowy
wikitext
text/x-wiki
{{Autorinfo
|Nazwisko=Karol Widman
|pseudonim=K. Wid.
|podpis=
|opis=Polski historyk, archiwista i dziennikarz.
|back=W
}}
== Teksty ==
* [[Encyklopedyja powszechna (1859)]] – współautor
{{PD-old-autor|Widman, Karol}}
{{DEFAULTSORT:Widman, Karol}}
[[Kategoria:Historycy]]
[[Kategoria:Archiwiści]]
[[Kategoria:Dziennikarze]]
[[Kategoria:Encyklopedyści]]
[[Kategoria:Karol Widman|*]]
sybkk3n44prue2v2fuougt60sfdig7o
Kategoria:Karol Widman
14
1082753
3146409
2022-08-06T13:05:50Z
Dzakuza21
10310
nowy
wikitext
text/x-wiki
{{wykaz
| dopełniacz = Karola Widmana
| autor = Widman, Karol
}}
[[Kategoria:Autorzy alfabetycznie]]
rxpdv9ptr0aropaq97o7gvojunx0q6l
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/237
100
1082754
3146410
2022-08-06T13:05:51Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Berta, zdjęta instynktownem wzruszeniem, spojrzała po za jenerała i zobaczyła Henryka de Nathon, który się jej kłaniał z uśmiechem.<br>
{{tab}}Uczuła, jak wszystka krew uderzyła jej do serca, siły ją opuściły. Byłaby upadła, gdyby ją starzec nie powstrzymał, szepcząc przerażony:<br>
{{tab}}— Mój Boże, co ci jest?..<br>
{{tab}}— Zawrót głowy... — odpowiedziało dziewczę. — Jestem dziś trochę cierpiącą... Blanka nawet była o mnie niespokojną i chciała mi towarzyszyć... Ale zbytecznie... widzi ojciec... już przeszło...<br>
{{tab}}— Doprawdy, już ci nic nie jest? — spytał pan de Franoy.<br>
{{tab}}— Tak, z pewnością...<br>
{{tab}}— Nie potrzebujesz czego?..<br>
{{tab}}— Nic, tylko trochę spoczynku... Pozwoli więc ojciec i pan, panie hrabio, że teraz odejdę... przepraszam najserdeczniej za moją niedyspozycyę...<br>
{{tab}}Berta zaledwie weszła do pokoju swego, ukryła twarz w dłonie i wyszeptała, a łzy gorzkie spływały jej z oczu:<br>
{{tab}}— Więc mi nic nie będzie oszczędzone!.. Jestem zgubiona!... ja go kocham!..
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|XXVIII.|w=120%|po=12px}}
{{tab}}We dwa dni po pierwszej wizycie hrabiego de Nathon, baronowa de Vergy przyjechała do zamku de Cusance na dłuższy czas. Miała tu zabawić tak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1c66qqs0vxxnheczgfn1gi23blom9bp
Dziecię nieszczęścia/Część pierwsza/XXVII
0
1082755
3146412
2022-08-06T13:06:37Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=228 to=237 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
6xgkyn4zxj6cvtno6524b8xssil774q
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/238
100
1082756
3146414
2022-08-06T13:08:26Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>długo, jak dyplomata u wód w Guillon. Tym sposobem mogła służyć Bercie za towarzyszkę na dalekich wycieczkach konnych, kiedy jenerał nie mógł jechać z córką.<br>
{{tab}}Jesień była niezwykle piękna i łagodna. Niebo czyste, powietrze ciepłe, sprzyjały dalszym przejażdżkom, Osoby nasze wśród miłego ożywienia, spędzały czas tak przyjemnie, jak w Pirenejach.<br>
{{tab}}Zwiedzano razem śliczne okolice.<br>
{{tab}}Berta dała się pociągnąć w ten ruch towarzyski. Jenerał, zupełnie wyzdrowiony z cierpień, jakby odmłodniał. Baronowa de Vergy promieniała wesołością i ożywieniem. Między nią i panem de Nathon zapanowała zażyłość serdeczna, poufałość braterska.<br>
{{tab}}Pewnego wieczoru (w trzy tygodnie po przyjeździe do Guillon), dyplomata powiedział jenerałowi, że skoro następnego dnia nie mają jechać na spacer, błaga go o chwilę rozmowy i prosił o oznaczenie mu w tym celu godziny.<br>
{{tab}}— Czekać pana będę o drugiej, kochany hrabio — odpowiedział pan de Franoy skwapliwie — służę panu, czem będę mógł...<br>
{{tab}}Nazajutrz o umówionej godzinie, stary Antoni oznajmił przybycie pana de Nathon i jenerał sam był w salonie. Słysząc nazwisko gościa, wstał, podszedł żywo ku niemu, a twarz mu zajaśniała radością.<br>
{{tab}}— Witajże, mój drogi hrabio! — zawołał. — Pana zawsze najmilej ze wszystkich widuję, bo dla nikogo nie czuję tak żywego przywiązania, tak głębokiego szacunku,<br>
{{tab}}Henryk de Nathon oddawna w zawodzie dyplomatycznym przywykł ukrywać w sobie wzruszające<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dqt98ux72lbjjdtqask9lcjbifb5tvv
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/239
100
1082757
3146415
2022-08-06T13:09:29Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>go uczucia. Umiał wybornie panować nad sobą, a jednak gdy miał rozpocząć rozmowę, znać było po nim wzruszenie.<br>
{{tab}}— Jenerale — rzekł z widocznym niepokojem — byłeś dla mnie zawsze bardzo uprzejmym... Przyjmowałeś mnie zawsze z taką grzecznością i dobrocią: na jakie nie zasłużyłem wcale... ale dziś zwłaszcza, w tej chwili, szczęśliwy jestem, że słyszę pana tak przemawiającego do mnie...<br>
{{tab}}Pan de Franoy jak wiemy, był nieosobliwym spostrzegaczem, pomimo to jednak zauważył, iż hrabia zwykle tak pewny siebie, jest teraz dziwnie pomięszany.<br>
{{tab}}— Dlaczego dziś bardziej, niż kiedykolwiek? — spytał z dobrotliwą ciekawością.<br>
{{tab}}— Bo dziś potrzebuję być bardziej jeszcze pewnym pańskiej życzliwości, ażeby przystąpić do rzeczy, która tu mnie sprowadza.<br>
{{tab}}— Cóż to tak ważnego ma pan mi do powiedzenia?<br>
{{tab}}— Mam do pana prośbę, jenerale... a odpowiedź pańska uczyni ze mnie człowieka szczęśliwego albo zrozpaczonego...<br>
{{tab}}Pan de Franoy uśmiechnął się dobrotliwie.<br>
{{tab}}— Jeżeli szczęście pańskie tylko odemnie zależy, mój drogi hrabio — odparł — możesz być prawie pewien szczęścia... Chyba nie powinieneś pan o tem wątpić, zresztą spodziewam się dać ci zaraz tego dowód.<br>
{{tab}}— O! strzeż się, jenerale.. — rzekł żywo Henryk de Nathon — strzeż się, ażebyś nie obudził we mnie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7f51jaamjtre1440pkndm39qvdw3kga
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/240
100
1082758
3146417
2022-08-06T13:11:14Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nadziei, która się nieda później urzeczywistnić... zaczekaj pan, aż dowiesz się, o co cię błagam...<br>
{{tab}}— To mówże pan — podchwycił pan de Franoy — ale bardzo dziwnem byłoby mi, gdyby to, co pan mi powiesz, zmienić miało w czemkolwiek moje myśli, lub postępki...<br>
{{tab}}— Znasz mnie od niedawna, jenerale — odezwał się dyplomata — ale jakbądź stosunki nasze krótko jeszcze trwają, pozwoliły już panu osądzić mnie korzystnie, ponieważ zjednałem sobie pański szacunek i życzliwość... Przepraszam, że zajmę pana na chwilę swoją osobą... Mam po temu ważne powody, ażeby pan mnie należycie ocenił... Rodzina moja, jak panu wiadomo, cieszy się pewną sławą...<br>
{{tab}}— Ba! któżby o tem niewiedział — zawołał jenerał — chyba ten, ktoby nie znał historyi Francyi... Na jej najpiękniejszych kartach zapisane jest pańskie nazwisko... Ale, przepraszam że ci przerwałem... mów że dalej...<br>
{{tab}}Hrabia skłoniwszy się, podchwycił:<br>
{{tab}}— Kiedy patrzę w swą przeszłość, mam prawo powiedzieć sobie z dumą, że nie mogę, ani nie powinienem się rumienić... Byłem ambitnym, wyznaję... Pracowałem dużo.. W zawodzie obranym posuwałem się szybko... Obowiązek spełniając, nie byłem też bynajmniej wrogiem przyjemności... Młodym byłem... Nieraz, przez kilka godzin słuchałem podszeptów namiętności, ale przysiądz mogę panu, panie hrabio, że nigdy nazwiska swego nie wmieszałem do żadnego skandalu i ze wstrętem stroniłem od wszelkich poniżających związków... Jestem bardzo bogaty i lubię przepych, ale daleki jestem od roztrwo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7dmcfngypowu2vcjz92bf6g8b2ws84n
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/32
100
1082759
3146424
2022-08-06T13:37:32Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Żadna z gór nie robi tak ponurego wrażenia jak Gerlach. Składa się na to i kształt jego i rozległość i jakby potęgująca się z powodu rozlicznych jego szczytów dzikość i martwość. Nawet barwa skał jego smutniejsza jest niż gdzieindziej; smutniejsza, bo prawie czarna. Wspinając się na niegościnne jego wierzchołki, tak wiele wrażeń, tak wiele przedmiotów zajmuje uwagę, że szczerze wyznać muszę, nie umiem sobie zdać sprawy, czemu przypisać należy ten żałobny charakter. Wprawdzie niektóre inne góry np. Wysoka, posiadają go także, ale tylko przy pewnem oświetleniu, lecz kształt Wysokiej sprawia, że wrażenie ogólne daleko mniej jest ponurem. Czy sama skała bardziej poczerniałą jest w Gerlachu niż w innych wirchach; czy w większej ilości pokrywa ją czerniejący (zwłaszcza ku jesieni) porost, czy cienie rzucane przez liczne jego turnie z jednych na drugie, czy wszystkie te okoliczności razem wzięte, dość że tak jest w istocie. Tylko spód pojedynczych turni, owe galerje i zakręty pomiędzy niemi, są jakoś dziwnie jaśniejsze, prawie białawe, co w gruncie, nie łagodzi ogólnej żałoby, ale ją prawie podnosi. Wielka część szczytów i krawędzi utworzona jest z oddzielnych częstokroć wysoko wybiegających, ogromnych słupów granitu, które jakkolwiek są czworograniaste, z daleka jednak robią wrażenie jakby cała góra składała się z bazaltu. Posępny charakter Garłuchowskiego Szczytu wpływa mimowoli na wszystkich. Nie widziałem, aby kiedy najweselszy i najżwawszy góral zatańczył sobie na nim, jak się to przecież i na Lodowym i na Łomnicy i szczególniej na Krywaniu praktykowało. Nawet mój „adjunkt“ Józek, szesnastoletnie, żwawe<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fmjxllirm2q645zsjii3ov2d0ithxd0
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/33
100
1082760
3146425
2022-08-06T13:37:47Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>chłopię, któremu nigdy najtrudniejsze i najuciążliwsze kilkudniowe wycieczki nie odbierają chęci wyciąć „góralskiego“, jakiś tu poważnie nastrojony. Sumiennie za to bierze się do odszukania między głazami szklannego słoika mieszczącego mnóstwo biletów z nazwiskami zwiedzających. Znajdujemy nasze bilety dawniejsze, znajdujemy bilety wielu innych taterników różnych narodowości. Przed paru laty znaleźliśmy tu pocieszny bilet p. Still, nauczyciela szkółki elementarnej z Nowoleśnej (Neu-Walddorf) na Spiżu, znanego strzelca i taternika, który, przed niewielu latu uchodził za jedynego przewodnika na Gerlach i był istotnie pierwszym z Węgrów, który znalazł drogę na najwyższy szczyt tej góry.<br>
{{tab}}Na trzeci dzień później siedząc w dość licznem gronie na szczycie Łomnicy, widzimy trzech podróżników podążających ku nam, dwóch młodych idących mniej wprawnie i trzeciego starszego, ale którego ruchy zdradzają krzepkiego i wprawnego taternika. Był to ów p. Still. Lat około 70 szczupły, zawiędły lecz zwinny, zręczny i wesoły. Mówił nam, że to było dziewięćdziesiąte i któreś wejście jego na Łomnicę. W rozmowie ktoś zrobił wzmiankę o Gerlachu:<br>
{{tab}}— Alboż panowie znacie Gerlach — zapytał.<br>
{{tab}}— Byliśmy tam onegdaj — odrzekłem.<br>
{{tab}}— Aj, aj, to być nie może.<br>
{{tab}}— Dla czegóż nie?<br>
{{tab}}— To tak chyba na którym z niższych szczytów.<br>
{{tab}}— Nie, na najwyższym.<br>
{{tab}}— Być nie może w żaden {{Korekta|sposób|sposób.}}<br>
{{tab}}— A jednakże byliśmy tam i znaleźliśmy bilet z waszem nazwiskiem, któryście na parę dni wprzódy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ix3ii9z6hxctqea33lh55zumzhkmvvz
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/34
100
1082761
3146427
2022-08-06T13:53:07Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */ korekta bwd na pdst. wyd. 1878
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>zostawili i na którym jest napisane: „Johan Still in persona das heisst in meiner eigenen Person...“ dalej szła data i nazwisko osób, z któremiście przyszli.<br>
{{tab}}— A no to widzę, że naprawdę byliście tam panowie; ale któż u Boga pokazał wam drogę?<br>
{{tab}}— A te oto Zakopiańskie {{Korekta|zuchy rzekną|zuchy, rzeknę}} — wskazując Wojciecha {{Korekta|Raja|Roja}} i jego towarzyszów. Znajdują oni drogę wszędzie.<br>
{{tab}}— Sapristi! — rzecze kiwając głową Still, który się widocznie uważał „in persona“ za monopolistę Gerlachu, a tu na raz spotyka cały tuzin {{Korekta|konkurentów. Dziś|konkurentów.<br>{{tab}}Dziś}} na Gerlachu ciepło, jasno, spokojnie, ale jednak nie wesoło, to też łaskawy Czytelniku nie będę Cię tu trzymał długo, chociaż, jeśli Cię kiedy zdejmie ochota, a nogi dopiszą, to ręczę Ci, że niechętnie szczyt ten opuścisz, naglony przypomnieniem, że już czas, bo droga z powrotem daleko i niełatwa. Powszechnie jest uznanem, że widok stąd nie jest tak wdzięcznym i miłym, jak z wielu innych mniej wyniosłych szczytów. Ale nie mniej przeto jest zajmującym. Jako z najwyższego punktu Tatr (8414 stóp) i to w pośrodku najpotężniejszych mas granitowych obszarów, najłatwiej się stąd zorjentować co do położenia i stosunku łańcuchów i wirchów. Szczególniej zająć Cię musi widok grzbietów ku wschodo-północy. Pod stopami karlejący grzbiet Polskiego Grzebienia; rozszczepiony łańcuch ku Sławkowskiemu Szczytowi na prawo, a więcej ku północy łańcuch przez Jaworowe Sady do grupy Lodowego i znów na prawo, do Dumnej Góry, Łomnicy i Kezmarskiego Szczytu. Zwróć się na lewo ku zachodowi, co za przerażający majestat tych dzikich, poszarpanych {{pp|grzbie|tów}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7ezroe0oexo69l8lspsju38dukui1ga
3146428
3146427
2022-08-06T13:56:40Z
Seboloidus
27417
korekta bwd zbędna; taka forma nazwiska też poprawna
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>zostawili i na którym jest napisane: „Johan Still in persona das heisst in meiner eigenen Person...“ dalej szła data i nazwisko osób, z któremiście przyszli.<br>
{{tab}}— A no to widzę, że naprawdę byliście tam panowie; ale któż u Boga pokazał wam drogę?<br>
{{tab}}— A te oto Zakopiańskie {{Korekta|zuchy rzekną|zuchy, rzeknę}} — wskazując Wojciecha Raja i jego towarzyszów. Znajdują oni drogę wszędzie.<br>
{{tab}}— Sapristi! — rzecze kiwając głową Still, który się widocznie uważał „in persona“ za monopolistę Gerlachu, a tu na raz spotyka cały tuzin {{Korekta|konkurentów. Dziś|konkurentów.<br>{{tab}}Dziś}} na Gerlachu ciepło, jasno, spokojnie, ale jednak nie wesoło, to też łaskawy Czytelniku nie będę Cię tu trzymał długo, chociaż, jeśli Cię kiedy zdejmie ochota, a nogi dopiszą, to ręczę Ci, że niechętnie szczyt ten opuścisz, naglony przypomnieniem, że już czas, bo droga z powrotem daleko i niełatwa. Powszechnie jest uznanem, że widok stąd nie jest tak wdzięcznym i miłym, jak z wielu innych mniej wyniosłych szczytów. Ale nie mniej przeto jest zajmującym. Jako z najwyższego punktu Tatr (8414 stóp) i to w pośrodku najpotężniejszych mas granitowych obszarów, najłatwiej się stąd zorjentować co do położenia i stosunku łańcuchów i wirchów. Szczególniej zająć Cię musi widok grzbietów ku wschodo-północy. Pod stopami karlejący grzbiet Polskiego Grzebienia; rozszczepiony łańcuch ku Sławkowskiemu Szczytowi na prawo, a więcej ku północy łańcuch przez Jaworowe Sady do grupy Lodowego i znów na prawo, do Dumnej Góry, Łomnicy i Kezmarskiego Szczytu. Zwróć się na lewo ku zachodowi, co za przerażający majestat tych dzikich, poszarpanych {{pp|grzbie|tów}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
650gs7m3jthywnh82gexhqauepxex6d
3146440
3146428
2022-08-06T14:34:01Z
Seboloidus
27417
drobne redakcyjne
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>zostawili i na którym jest napisane: „Johan Still in persona das heisst in meiner eigenen Person...“ dalej szła data i nazwisko osób, z któremiście przyszli.<br>
{{tab}}— A no to widzę, że naprawdę byliście tam panowie; ale któż u Boga pokazał wam drogę?<br>
{{tab}}— A te oto Zakopiańskie {{Korekta|zuchy rzekną —|zuchy — rzeknę,}} wskazując Wojciecha Raja i jego towarzyszów. Znajdują oni drogę wszędzie.<br>
{{tab}}— Sapristi! — rzecze kiwając głową Still, który się widocznie uważał „in persona“ za monopolistę Gerlachu, a tu na raz spotyka cały tuzin {{Korekta|konkurentów. Dziś|konkurentów.<br>{{tab}}Dziś}} na Gerlachu ciepło, jasno, spokojnie, ale jednak nie wesoło, to też łaskawy Czytelniku nie będę Cię tu trzymał długo, chociaż, jeśli Cię kiedy zdejmie ochota, a nogi dopiszą, to ręczę Ci, że niechętnie szczyt ten opuścisz, naglony przypomnieniem, że już czas, bo droga z powrotem daleko i niełatwa. Powszechnie jest uznanem, że widok stąd nie jest tak wdzięcznym i miłym, jak z wielu innych mniej wyniosłych szczytów. Ale nie mniej przeto jest zajmującym. Jako z najwyższego punktu Tatr (8414 stóp) i to w pośrodku najpotężniejszych mas granitowych obszarów, najłatwiej się stąd zorjentować co do położenia i stosunku łańcuchów i wirchów. Szczególniej zająć Cię musi widok grzbietów ku wschodo-północy. Pod stopami karlejący grzbiet Polskiego Grzebienia; rozszczepiony łańcuch ku Sławkowskiemu Szczytowi na prawo, a więcej ku północy łańcuch przez Jaworowe Sady do grupy Lodowego i znów na prawo, do Dumnej Góry, Łomnicy i Kezmarskiego Szczytu. Zwróć się na lewo ku zachodowi, co za przerażający majestat tych dzikich, poszarpanych {{pp|grzbie|tów}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gmsvcvtanouf04ph3zchu182w5vivdr
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/35
100
1082762
3146429
2022-08-06T13:57:11Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|grzbie|tów}} przez Żelazne Wrota ku Wysokiej. Poglądając na zapełnione głazami doliny, na owe w części już ziemią zarównane upłazy, w części zaś nowemi rumowiskami pokryte {{Korekta|osypiska.|osypiska,}} przekonywasz się w jednej chwili, że te rozległe grzbiety i łańcuchy, dziś jeszcze wyniosłemi najeżone turniami, musiały przed wieki przenosić wysokością najwznioślejsze dzisiejsze szczyty, że niegdyś wraz z niemi daleko wyżej ku niebu sięgały. Dopełniwszy różnych poszukiwań, zanotowawszy stan aneroidu, wyzbierawszy co się wynaleźć dało z roślinności lub charakterystycznych skał na około samego szczytu, zabieramy się do odwrotu, a szkoda, bo miałbym ci jeszcze co opowiadać Czytelniku o tej skalistej pustyni. Nie mogę jednak nie wspomnieć o jednym gościu, który się tu znalazł, nie dziś wprawdzie lecz przed paru laty, gdyśmy także kilka godzin tu siedzieli. Był to biały motyl, który korzystając z ciepła i pogody w oczach naszych z kotliny wznosił się aż po najwyższe szczyty góry. Co go też mogło skłonić do tej fantastycznej wycieczki? Nie kwiaty go tu nęcić mogły. Zgodziliśmy się z góralami, że to już taka natura taternika i taki wpływ cudnych {{Korekta|naszycn|naszych}} Tatr. Jeśli kiedy szanowny Czytelniku będziesz na szczycie Gerlachu, spojrzyj z samego wierzchołka, a lepiej jeszcze o kilka stóp pod wierzchołkiem, na ostatnie jego turnie panujące bezpośrednio nad grzbietem Żelaznych Wrot. Wierzchołki tych turni tworzą cudowne kształty gotyckiej świątyni o kilku wieżach i wieżyczkach.<br>
{{tab}}Złudzenie jest tak wielkiem, że doprawdy możnaby prawie zdjąć plan tej budowy. O ile wiem, nikt ze zwiedzających Szczyt Garłuchowski nie {{pp|zwró|cił}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
phzoza6i6w6032hkx53fg4xpqe85ow2
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/36
100
1082763
3146439
2022-08-06T14:28:22Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|zwró|cił}} dotąd na to uwagi. No, czas już wielki schodzić, ale czyż mamy schodzić tą samą drogą? — Od razu wszyscy zgadzamy się, że wartoby przecież poszukać nowej. Czyby nie spróbować jednego z dwóch kolosalnej długości żlebów, prowadzących do Batyżowieckiej Doliny? Jeden z nich dosięga istotnie samego wierzchołka Gerlachu i zaprasza prawie do takiej próby, jest bowiem u góry bardzo położysty. Ale kto zna Tatry, wie, że temu ufać nie można. Jakimś instynktem wspólnym nikt z nas nie zaproponował nawet tej drogi. Drugi zleb, także pod wierzchołek prowadzi. To właśnie ten sam, do którego po licznych zakrętach i zniżeniu się z jednego z najwyższych szczytów, dochodzi się z kotliny, przed samem wejściem na główny wierzchołek. Oddawna przepatrzyliśmy, że w prostej linji bierzy on w Dolinę Batyżowiecką, ale czy „puści dołu“ (= na dół), czy nie kończy się jaką prostopadłą ścianą? — Wystaw sobie Czytelniku, że rozrzucono olbrzymiej wysokości komin, ale w taki sposób, że dwie ściany przyległe zupełnie odjęto. Dwie pozostałe utworzą jakby rynnę pochyloną w kierunku spadzistości góry. Widocznie przez całą wysokość góry wielkie bloki granitu oddzielały się w jednej linji. Ściany tego rozległego komina, czy jeśli wolisz tej rynny dość są chropawe, lub mają występy dozwalające tak dobrze piąć się do góry jak i zstępować. A więc próbójmy. — W najgorszym razie jeśli u dołu zejścia nie ma, trzeba będzie z tysiąc stóp wrócić do góry i przedzierać się do turni okalających kotlinę od zachodu. Schodzimy niepewni przyszłości. Bardzo często dłoniami oparci o skałę, spuszczamy się lub zeskakujemy na zbyt<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ksr3cb8in7bzjsijew3295rk2ab6nl3
3146885
3146439
2022-08-06T22:50:45Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|zwró|cił}} dotąd na to uwagi. No, czas już wielki schodzić, ale czyż mamy schodzić tą samą drogą? — Od razu wszyscy zgadzamy się, że wartoby przecież poszukać nowej. Czyby nie spróbować jednego z dwóch kolosalnej długości zlebów, prowadzących do Batyżowieckiej Doliny? Jeden z nich dosięga istotnie samego wierzchołka Gerlachu i zaprasza prawie do takiej próby, jest bowiem u góry bardzo położysty. Ale kto zna Tatry, wie, że temu ufać nie można. Jakimś instynktem wspólnym nikt z nas nie zaproponował nawet tej drogi. Drugi zleb, także pod wierzchołek prowadzi. To właśnie ten sam, do którego po licznych zakrętach i zniżeniu się z jednego z najwyższych szczytów, dochodzi się z kotliny, przed samem wejściem na główny wierzchołek. Oddawna przepatrzyliśmy, że w prostej linji bierzy on w Dolinę Batyżowiecką, ale czy „puści dołu“ (= na dół), czy nie kończy się jaką prostopadłą ścianą? — Wystaw sobie Czytelniku, że rozrzucono olbrzymiej wysokości komin, ale w taki sposób, że dwie ściany przyległe zupełnie odjęto. Dwie pozostałe utworzą jakby rynnę pochyloną w kierunku spadzistości góry. Widocznie przez całą wysokość góry wielkie bloki granitu oddzielały się w jednej linji. Ściany tego rozległego komina, czy jeśli wolisz tej rynny dość są chropawe, lub mają występy dozwalające tak dobrze piąć się do góry jak i zstępować. A więc próbójmy. — W najgorszym razie jeśli u dołu zejścia nie ma, trzeba będzie z tysiąc stóp wrócić do góry i przedzierać się do turni okalających kotlinę od zachodu. Schodzimy niepewni przyszłości. Bardzo często dłoniami oparci o skałę, spuszczamy się lub zeskakujemy na zbyt<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cuwejxvk9bag8cxy34i4dqzcf2ybe5f
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/37
100
1082764
3146441
2022-08-06T14:42:40Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>nisko pod nogami wystające nierówności. Przy pewnej wprawie nie nazywa się to złą drogą. Po godzinnej pracy otucha w nas wstępuje. Droga prawie coraz lepsza. Jeszcze pół godziny, — jesteśmy nad doliną w najwyższym jej punkcie, a raczej tuż pod najwyższym jej progiem. Już widzimy śnieg wieczysty, zaścielający tuż pod nami stopy Gerlachu. Fakt ten jednakże nie uspakaja nas jeszcze. Owszem, tu to właśnie leży owa zagadka „czy puści dołu?“ — Istotnie sam żleb ku dolinie staje się niemożliwym do zejścia. Spadki prawie pionowe. Wojtek Raj i Szymek Tatar idą przodem przepatrzeć drogę. My odpoczywamy tymczasem. Jest to zwykły regulamin. Wojtek spostrzega naprzód jeden, potem niżej drugi kij wetknięty w szczeliny skały. Widocznie strzelcy z doliny wychodzą tędy na boczne turnie Gerlachu. Nadzieje nasze zamieniają się w pewność. Zlebem dalej nie zejdzie, a więc zejdzie granią. Ale którą? — Na jednej z nich — w tej chwili zleb oddziela nas od niej — Wojtek spostrzega ładną laskę nie uronioną przypadkiem, ale postawioną ostrożnie w jakimś załamie skały. Snadź zawadzała idącemu. Józek ma {{Korekta|niepochamowaną|niepohamowaną}} chętkę iść po nią. Ale w tej chwili Wojciech Raj bystrym okiem dostrzega, że lepiej będzie zejść granią, na której stoimy. „Nie baw się Józek, nie baw się“ — woła na syna. — Zapomniałem Ci powiedzieć, szanowny Czytelniku, że Józek jest rodzonym i pierworodnym synem Wojciecha, a z dziadka i pradziadka taternikiem. Wielce on żałuje, że nie ma czasu spróbować karkołomnej wyprawy na drugą stronę zlebu i sądzę, że ta laska jeszcze mu się kiedy przyśnić gotowa. Po dwóch {{pp|go|dzinach}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
anzjn7stom3t7xysi2zi87rug7i4z6o
3146886
3146441
2022-08-06T22:51:11Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>nisko pod nogami wystające nierówności. Przy pewnej wprawie nie nazywa się to złą drogą. Po godzinnej pracy otucha w nas wstępuje. Droga prawie coraz lepsza. Jeszcze pół godziny, — jesteśmy nad doliną w najwyższym jej punkcie, a raczej tuż pod najwyższym jej progiem. Już widzimy śnieg wieczysty, zaścielający tuż pod nami stopy Gerlachu. Fakt ten jednakże nie uspakaja nas jeszcze. Owszem, tu to właśnie leży owa zagadka „czy puści dołu?“ — Istotnie sam zleb ku dolinie staje się niemożliwym do zejścia. Spadki prawie pionowe. Wojtek Raj i Szymek Tatar idą przodem przepatrzeć drogę. My odpoczywamy tymczasem. Jest to zwykły regulamin. Wojtek spostrzega naprzód jeden, potem niżej drugi kij wetknięty w szczeliny skały. Widocznie strzelcy z doliny wychodzą tędy na boczne turnie Gerlachu. Nadzieje nasze zamieniają się w pewność. Zlebem dalej nie zejdzie, a więc zejdzie granią. Ale którą? — Na jednej z nich — w tej chwili zleb oddziela nas od niej — Wojtek spostrzega ładną laskę nie uronioną przypadkiem, ale postawioną ostrożnie w jakimś załamie skały. Snadź zawadzała idącemu. Józek ma {{Korekta|niepochamowaną|niepohamowaną}} chętkę iść po nią. Ale w tej chwili Wojciech Raj bystrym okiem dostrzega, że lepiej będzie zejść granią, na której stoimy. „Nie baw się Józek, nie baw się“ — woła na syna. — Zapomniałem Ci powiedzieć, szanowny Czytelniku, że Józek jest rodzonym i pierworodnym synem Wojciecha, a z dziadka i pradziadka taternikiem. Wielce on żałuje, że nie ma czasu spróbować karkołomnej wyprawy na drugą stronę zlebu i sądzę, że ta laska jeszcze mu się kiedy przyśnić gotowa. Po dwóch {{pp|go|dzinach}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
agsjkhutrntnym7k7klfxclbmav31qo
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/38
100
1082765
3146442
2022-08-06T14:44:21Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|go|dzinach}} całkowitego i niezbyt pośpiesznego pochodu, gdyż po drodze i zbieramy rośliny i rozglądamy się po turniach — stajemy nareszcie w dolinie tuż pod najwyższym jej progiem. Stąd już nie widzi się wcale najwyższego piętra, a że jak wspomniałem pod samym progiem stoi wielka zaokrąglonych konturów turnia (właściwy Szczyt Batyżowiecki), przeto przechodzący z dołu mogą mieć złudzenie, że owa turnia kończy dolinę i należy już do Żelaznych Wrót. Tymczasem za nią jest jeszcze obszerna przestrzeń zapełniona głazami, a za nią dopiero wschodnia część łańcucha Żelaznych Wrót. Dolina Batyżowiecka w górnej swej części przewyższa dzikością, ale zarazem majestatycznością swoją inne tatrzańskie doliny. Od zachodu zamknięta jest Kończystą, która od tej strony wygląda jak kolosalny portyk gotyckiej świątyni. Niezliczone ostre turnie wybiegają prostopadle ku niebu, a całość ich stanowi piramidę o bardzo szerokiej podstawie. Barwa całej góry jest perłowo szara z licznemi pod same szczyty sięgającemi blado zielonemi smugami. Na prawo od Kończystej z po za Żelaznych Wrót wznosi się ciemny, niebotyczny szczyt Wysokiej w postaci także piramidy, ale o bardzo wązkiej podstawie. To przeciwieństwo barw i konturów nadaje dolinie szczególny wygląd i urok. Urok ten podnosi się do niesłychanego efektu, jeśli w dolinę spoglądamy, pomiędzy godziną 2 a 4 popołudniu, z Gerlachu przez wąskie okno przypadkiem z czworogrannych słupów utworzone. Znajduje się ono w zachodnim ramieniu podkowy, ale już w bliskości środkowej masy szczytów (patrz opis ks. Stolarczyka). Godzina popołudniowa dlatego jest najpożądańszą,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
32uwznzz1bexykzy09uhrylyuxcszkv
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/39
100
1082766
3146443
2022-08-06T14:54:08Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>że wtedy słońce będąc jeszcze bardzo wysoko, jest już po za Kończystą. Nie ma więc w dolinie promieni prostych, ale za to dostateczna ilość złamanych i odbitych. Daje to tak cudny efekt światło-cienia, że owa perłowo-zielona barwa Kończystej zdaje się być w ciągłym ruchu. Jednocześnie Wysoka wygląda zupełnie czarno. Dodawszy do tego kamieniste, zupełnie puste łoże doliny i tylko mały skrawek stawu, który czerwoną barwą świeci na lewo od Kończystej, łatwo sobie przedstawić, że widok ten jest najoryginalniejszym, nietylko w Tatrach ale w jakichbądź innych górach<br>
{{tab}}Mniej nadzwyczajny, ale jednak oryginalny i zdumiewający widok czeka cię naprawo ku Gerlachowi. Z żadnego punktu w Tatrach nie wygląda on tak wspaniale, a obok tego rzec można tak prawdziwie. Prawdziwie, bo naprzód widzisz, że główne najwyższe szczyty są trzy, powtóre, że szczyt najwyższy wraz ze swemi dwoma towarzyszami nie leży wprost nad kotliną, ale właściwie po nad zachodnim ramieniem „podkowy“, czyli że owe trzy szczyty panują jednocześnie nad kotliną i nad doliną Batyżowiecką. Ztąd wynika, że Gerlach wraz z Kończystą i wschodnią częścią Żelaznych Wrot stanowi dopiero symetryczną jedność, tj. górę o trzech ramionach, z których środkowy jest owem zachodniem ramieniem kotliny. Wspanialej zaś niż zkądinąd dlatego wydaje się stąd Gerlach, że widzisz nie same szczyty sterczące naprzykład nad Polskim Grzebieniem lub Żelaznemi Wrotami, ale że one zstępują w samą dolinę nieprzerwanie i przeto w tej oddali kształty ich nabywają smukłości i wyniosłości, której z innych<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kvj4dib9u941ugy4tlovas7i2njornx
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/40
100
1082767
3146444
2022-08-06T14:59:33Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>punktów nie mają. Jak igły wystrzelają one tu w górę.<br>
{{tab}}Idąc wzdłuż Doliny Batyżowieckiej ku stawowi, najlepiej też występują wszystkie inne turnie środkowej masy Gerlachu, a jest ich bardzo wiele. Wystaw sobie Czytelniku ostrokończysty wzgórek zarosły niezbyt gęsto świerkami, a będziesz miał zdrobniały obrazek tych Gerlachowych turni.<br>
{{tab}}Im niżej schodzimy w dolinę, choć zawsze jeszcze po nagich głazach, tem weselej usposobioną jest nasza gromadka, z każdym krokiem spokojniejsza o nocleg w warunkach rozsądnych, tj. w krainie już kosodrzewiny. Bądź co bądź nocleg bez watry (zn. ogniska) jest rzeczą mniej przyjemną. Zanim zejdziemy tak nisko, że ramię kotliny zasłoni nam wszystkie piękności Gerlachu, rzućmy jeszcze raz okiem na niego. Droga nasza, ów źleb „wygodny“ wydaje się prostą choć pochyloną rysą na jego olbrzymiem ciele. Równolegle od tej rysy ale powyżej, spostrzegamy ów drugi źleb, który nas tak zdradziecko zapraszał do siebie, i który na sam szczyt wybiega. Po drodze wystudyowaliśmy go z wielu punktów. Aby dać o nim wyobrażenie, muszę znów powrócić do mego trywjalnego porównania. Źleb ten znów jest jakby rozwalonym kominem, ale któremu jedną tylko odjęto ścianę. Cały jest pochyloną otchłanią tu i owdzie zatkaną olbrzymim odłamem skały. O zejściu tamtędy ani mowy. Tak przynajmniej wygląda z daleka. Nie możemy się oderwać od widoku Gerlachu. Jest on tu równie wspaniałym jak pięknym, czego doprawdy z żadnego prawie innego punktu powiedzieć o nim nie można. Zawsze był tylko strasznym i ponurym. Jednego wszakże z nas nie wzruszają te zachwycające<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3qj5t5hlsnw67klmw0ojo8m29kbibee
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/41
100
1082768
3146446
2022-08-06T15:06:11Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>kontury. Wojtek Raj, który bez kłębka i nici wprowadza nas i wyprowadza z tego labiryntu, obstaje przy swojem, że to „brzydka i straszna góra“, i daje jej przezwisko, którem nie chcę ci psuć dobrego wrażenia, jeśliś je miły Czytelniku z mego opisu był w stanie uzyskać.<br>
{{tab}}Jesteśmy już przy drugim progu doliny. Z pod prostopadłej skały tryska dosyć obfity strumień żywiony owemi wieczystemi śniegami w górze, lecz przebywający wyższe tarasy po pod głazami, pierwotnem łożyskiem doliny. Znajdujemy tu z Józkiem w wielkiej obfitości rzadki bardzo mech, który wszędzie indziej zaledwie w drobnych ilościach spotkać można. Skutkiem tego humor nasz podnosi się jeszcze, a to znów odbija się jak echem na całem gronie. Odtąd idziemy „herbikiem“. Jest to niby grobla dość wyniosła, zieloną trawą pokryta. Bieży środkiem doliny w zupełnie prostej linji aż do stawu. Najbardziej wątpiący umysł musi rozpoznać w tej grobli „środkową morenę“ przedwiekowego lodowca.<br>
{{tab}}Słońce ma się ku zachodowi i jakieś połamane promienie uderzają o zwierciadło stawu. Po ogromnych nadbrzeżnych głazach, przechodzi poważnie stado kóz dzikich. Smagłe ich kontury, w czarnych sylwetkowych obrazach rzucone są na jasny jeszcze horyzont. Przywódca stada ogromny kozioł, wspaniale pozuje na jakiejś płaskiej skale. Biedne płochliwe mieszkanki gór, spieszcie zaspokoić wasze pragnienie, bo która z was się opóźni, musi długo potem czekać. Józek dłużej nie wytrzyma. Przeraźliwe „hi haa“ spłoszy was i każe szukać pokoju między turniami. Przepyszny widok stawu przy tem oświetleniu. Spokojne, w {{pp|po|czerniałe}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s7db7cwwmltsc6jjdbjz35svnlc5bxp
Strona:Anafielas T. 3.djvu/391
100
1082769
3146447
2022-08-06T15:17:54Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|388}}</noinclude><poem>
W tejże komnacie. Gdy Olgerd z Kiejstutem,
Ojcowie nasi, gnali się na Lachów,
My z tobą tutaj, u brzegów jeziora,
Biegli za ptakiem, pływali za kwiatem,
Szczęśliwe czasy! Co po jasnym ranku?
Skwarnych dniach burzy? My dziś starce oba!
Obu nas lata złamały i zgniotły,
Obu się ciężko życie dało w znaki!
Tyś brat mój zawsze, bądź Juljannie ojcem. —
:Jagiełło milczał, ale ściskał rękę,
Okiem przyrzekał, i upadł na piersi
Brata Witolda.
{{tab|100}}— Bądź mi zdrów, Jagiełło!
Bądź zdrowa, żono! bądź, o Litwo, zdrowa,
Litwo! Korono! Litwo nieszczęśliwa!
Ja zamknę oczy, ty padniesz rozdarta.
O! ciężko myśleć, kraju mój, o tobie!
Ty się, rozpadniesz, ty umrzesz mym zgonem! —
:Wtém we drzwi wszystkie tłumami się cisną
Słudzy i czeladź, ostatni raz Panu
Czołem uderzyć, rękę ucałować.
Plącz po komnacie, płacz po zamku szerzy,
Starcy na ziemię padają ze łkaniem.
I nagle cisza. Zbigniew wchodzi, w ręku
Niesie ostatni pokarm chorej duszy —
Z {{kap|Bogiem}} przychodzi. Ciżba rozstępuje.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9scnblsj0nvbizm8x0s8nxgjrx6ych3
Strona:Anafielas T. 3.djvu/390
100
1082770
3146448
2022-08-06T15:18:02Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|387}}</noinclude><poem>
A ty chcesz, starcze, bym zabójcy, tobie,
Darował winę! O! nigdy! o! nigdy! —
:— Xiążę! na duszy nie czuję ja winy,
Dla ciebie tylko błagam przebaczenia.
Noc idzie, płyną liczone godziny,
Śmierć coraz bliżéj — niech w chwili ostatniéj
Z światem i ludźmi zgodzi uścisk bratni. —
:Wtem drzwi uchylą, i starzec się siwy
Wsuwa przed łoże. To Jagiełło stary.
Wszedł, naprzód w progu zastanowił trwożnie,
Ujrzał Zbigniewa i wzrokiem go bada.
Witold osłabłą wznosi z łoża głowę,
Rzucił oczyma w lice Jagiełłowe,
Rękę wyciągnął. — Bracie mój! o bracie!
Przebacz! — zawołał. (Piérwszy to raz w życiu
Wyrzekł to słowo). — Czuję, śmierć przychodzi.
Przebacz, jak ja wam mój zgon chcę przebaczyć
Wyście zabili mnie — wy, Litwa, Korona. —
Słowa umarły, on upadł bezsilny.
:Jagiełło płakał, a Zbigniew surowo
Powstał, i żonę przywodząc Xiążęcą,
Królu! — rzekł — Witold opiekę nad wdową
Oddaje tobie. Bądź ojcem sierocie. —
I Witold rękę wyciągnął gorącą.
— Bracie mój! pomnij na dziecięce lata!
W tym samym zamku myśmy je przebyli,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e2jsrc65z33xset823hxd8her2r8mo7
Strona:Anafielas T. 3.djvu/389
100
1082771
3146449
2022-08-06T15:18:05Z
Ankry
641
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Ankry" />{{c|386}}</noinclude><poem>
Wszystko dla ciebie święcone — stracone.
Trzy dni, Zbigniewie! na dzień daj koronę!
:— Na trzy dni życia — rzekł Biskup ponuro —
Niémasz w twéj piersi. Chcesz trzy dni królować!
:— Na trzy dni życia! — Witold się porywa. —
Bez niéj ja umrę. Daj ją, a żyć będę.
Ona uleczy, ona mnie odżywi.
Zbójco! Zbigniewie! oddaj mi koronę! —
:Xiążę! — u zgonu myśli cię szalone
Porwały. Próżno! Coś stracił, nie wróci,
A życie leci w [...] nad twém łożem.
{{kap|Bóg}} cię z rachunkiem na niebiosach czeka.
Czas jasnem okiem rzucić w przeszłość ciemną,
Czas swoim wrogom przewiny darować.
Xiążę! — i ukląkł — przebacz mnie pierwszemu!
Nigdy ja karku nie zgiąłem nikomu,
Lecz przebaczenia proszę u skonania
Dla duszy twojéj, byś nie poszedł z świata
Z urazą w sercu i gniewem na duszy. —
:Witold nań spójrzał, na łoże opada,
Dwie łzy się spiekłe z oczu wydobyły,
Milczy, a twarz mu pobladła, rumieniec
Chwilę kwitnący, zagasnął pod łzami.
:— Przebaczyć! — cicho rzecze — im przebaczyć!
W życiu-m nikomu nigdy nie przebaczył,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3p2atbmgn3z2ogzhre7k3z8drggol29
Strona:Anafielas T. 3.djvu/388
100
1082772
3146450
2022-08-06T15:18:07Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|385}}</noinclude><poem>
Aby poczwarę, co jéj gryzła łono,
Mogła nawzajem za boki pochwycić,
W bok się jej wpoić i krwią jéj nasycić.
:Nareszcie przyszła chwila, com ją życiem
Okupił całem, i Zygmunt koronę
Litwy mi daje. Wstaje Polska cała,
Piersiami swemi ostatnie zwycięztwo
Zaparła, murem między mną, koroną,
Między mną, Litwą, stanęła i stoi.
Zbigniewie! padłem! Z namowy to twojéj!
Tyś w Łucku Panów Radnych na mnie burzył
Tyś w Jagiełłowych piersiach pożar dmuchał.
Starzec bezsilny jak ojca cię słuchał.
Ciesz się — zwycięztwo twoje. Tyś mnie zabił!
Twoja to ręka serce z piersi staréj
Wyrwała chłodna, i drze bez litości!
Lecz słuchaj jeszcze! Myślisz, że w twéj Radzie
Pan twój ma, jak ty, czystych tylko ludzi?
O! nie! Jam waszych przekupił połowę
Za moje złoto; każde słowo wasze,
Każdy ruch w Polsce wiedziałem, i głosy
Jam im poddawał. Wyście mi koronę,
Z głowy Jagiełły zdjąwszy, oddać chcieli.
Mnie nie korony waszéj, ale Litwie
Trzeba potęgi, potrzeba swobody.
Na trzy dni tylko dajcie mi koronę!
Litwo! o Litwo! jam ci oddał życie.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oycz8tyefnyvhsthnj4m47t22z0yjkc
Strona:Anafielas T. 3.djvu/387
100
1082773
3146451
2022-08-06T15:18:09Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|384}}</noinclude><poem>
Timur mi posły z pytaniem przysyła:
— Dla czego wojnę niesiesz w kraj ci obcy?
Czyliśmy kiedy twą Litwę, niszczyli? —
Jam odpowiedział — Bóg mnie u kolebki
Naznaczył ręką na władzcę narodów.
Skłońcie mi głowy, lub idźcie w niewolę. —
Timur daninę dawał, jam odrzucił;
Przysłał podarki, popchnąłem je nogą.
I Tatar powstał z ślepiami czarnemi,
Rzekł: — Lepiej umrzeć! — Pomnę bitwę srogą.
Z Polską młodzieżą na Tatar idziemy.
Pierzchli, lecz kołem, jak siecią, nas biorą,
Plączą dokoła. Ledwiem z strasznej rzezi
Uszedł do swoich, a orda rozlana,
Z brzegów wyszedłszy, Ruś mi pustoszyła.
Jam wszystko scierpiał, za wszystko zapłacił.
Byłem nad morzem w Tatarskiéj krainie,
Kędy słonemi jeziory nasiane
Stepy się ziemskie z stepem morza wiążą.
Tam miecz Witoldów w Poncie się zanurzył.
Z koniem do morza wjechałem i wody
Pod panowanie litewskie zająłem.
Wszystko napróżno! Klęski i zwycięztwa,
Jedne ni drugie nie zmogły mnie przecie.
Padłem, wstawałem. Zwycięzcą-m nie spoczął,
Lecz szedłem daléj, szedłem bez ustanku,
I Litwy coraz szerzyłem granice,
Aby stanęła od Polski silniejsza,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4atrdzcr4jhzrml3prmofe5f444zott
Strona:Anafielas T. 3.djvu/386
100
1082774
3146452
2022-08-06T15:18:11Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|383}}</noinclude><poem>
Nad Don i Wołgę szedłem toczyć bitwy.
Dzikie Tatarów ordy twarzą padły,
Władzę uznały i karki pokładły
Pod nogi moje. Jam ich wiódł w niewolę,
Litewską kazał uprawiać im rolę.
Tysiące ludu z nadmorskiej krainy,
Ze stepu przyszło siąść w Litewskie lasy.
Garami Tatar rzucałem, jak dzieci
Kule rzucają, i miotałem niemi,
Puszczając wzajem, aby się własnemi
Zębami jedli, rękoma szarpali,
Za to mi co rok dań bogatą słali.
Widziało Wilno, jakem ręką moją
Czapki xiążęce na ich wkładał skronie,
Miecze im dawał, by swą krew toczyli.
Wszystko dla Litwy! i wszystko napróżno!
:Pomnę, o, pomnę sromotne ofiary
I ciężkie boje. Nie zawsze zwycięzko,
Często musiałem z pohańbioną twarzą
Uchodzić, ręką miecz ściskając próżno
I mówiąc w duszy: jutro mi nagrodzi.
Pomnę, nad Worsklą — skwarne było lato,
Polska się młodzież pod mój bok skupiła,
Szliśmy na Tatar, na Timur Kutłuka.
Stoim na stepie, słońce łby nam pali.
Po drugiej stronie rzeki tabor leży,
W jarach, na wzgórzach, po wielkiéj równinie.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p3lgmg7u7bum4y6abkab6ofmmdiukac
Strona:Anafielas T. 3.djvu/385
100
1082775
3146453
2022-08-06T15:18:13Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|382}}</noinclude><poem>
Głowy-m ich zniżył i karków nagiąłem,
Jednym zabrałem, drugim dał dzielnice,
Jednych na drugich pchałem. Jak ostrego
Miecza się w boju używa, jam braci
Na braci użył, przyjaciół na wrogów.
A kiedy miecz się stępił w ciężkim boju,
Skruszyłem, by go nie podjął kto drugi.
:Trucizną zginął Wigand brat Jagiełły,
Bo Wigand zasiąść miał na Litwy tronie;
Skirgiełł trucizną umiera w Kijewie;
A kto zgotował obie? nikt z was nic wie.
Jam je zgotował, by dwóch nieprzyjaciół
Usunąć z drogi, Kijów Algimunda
Rękę mą prawą ujrzał na stolicy;
Nowogród wielki podbiłem méj włości;
Z Twerem przyjaźnią złączyłem, bym silniéj
Resztę mych wrogów i Zakon pożywał.
:I Bóg mi sprzyjał. Ledwie myśl zawzięta
Ręka wzniesiona, już głowa ucięta.
Padały grody i padały głowy.
Braci Jagiełły zabiłem w okowy.
Swidrygielł dumny niósł ciężkie kajdany,
I błagać poszedł Polski Radne Pany.
Jam Ruś przelatał z Jerzym Światosławem,
Z Hlebem się darłem, z Rezańskim Olegiem
I panowanie rozszerzając Litwy,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j25kqs876s1lxp2fh5nvablzf4rpd0g
Strona:Anafielas T. 3.djvu/384
100
1082776
3146454
2022-08-06T15:18:15Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|381}}</noinclude><poem>
Bo w piersi mojéj jedna myśl gorzała,
Duszę objęła, głową zawładała,
Nad całem życiem świeciła mi gwiazdą —
Litwę połączyć, Litwę wyswobodzić,
I wielkie państwo stworzyć ręką silną.
:I jam pracował, jam trzykroć pod Wilno
Zdradą podchodził, jam Krzyżackie tłumy
Na drogą ziemię prowadził z zniszczeniem,
Aż siadłem przecie na Olgerda tronie
I wziąłem Litwę w zakrwawione dłonie.
To nie był koniec. To życia początek.
Zdradziłem Zakon — powstał na mnie groźny,
Bracia Jagiełły poddać mi nie chcieli,
Ruś się zburzyła, Prussy całe wstały —
Jam stał i czekał. Swidrygiełł z Zakonem,
Skirgiełł się z Rusią na Litwę obalił,
Zniszczył mi włości, Podlasie wypalił,
Lud mój rozproszył, zamki mi wywrócił —
Jam cierpiał, walcząc; to wojną, to zgodą,
Nienasycone gardła im nalewał,
Bo jutro swoje odebrać spodziewał.
:Siadłem na tronie; lecz Olgerdowicze,
Dumni, że bracia Jagiełły, ni dani
Oddać, ni władzy méj uznawać chcieli.
Poszedłem na nich, Ruś podbiłem znowu,
Nowogród, Owrucz, Żytomierz zająłem,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o4wpca6r30k1bjqsnapaxr2eacgaiam
Strona:Anafielas T. 3.djvu/383
100
1082777
3146455
2022-08-06T15:18:17Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|380}}</noinclude><poem>
I tron jéj złoty między morza dwóma
Postawić — próżno! odumrę służebną!
:Słuchaj — zawołał — słuchaj mnie, Zbigniewie!
Znasz ty me życie? znasz ty prace moje?
Wszystko to próżne! i zdrady, i boje,
I krew wylana strumieniem po ziemi,
I duma, która truła żywot cały.
:Słuchaj! Mnie oczy zagasną za chwilę
Na długą wieczność. A teraz przed niemi
Widzę — marami ciągnie życie całe,
Ofiary wszystkie, ofiar moich cienie,
Wojny i wrogi, druhy poświęcone —
Wszystko dla Litwy, wszystko za koronę,
Której w skonania, w zgonu nawet chwili
Wyście mi jeszcze dać pozazdrościli. —
:Smutnie się Zbigniew uśmiechnął i rzecze:
— Xiążę! cóżby ci dodała korona? —
— Korona — życie — Witold mu przerywa —
Litwa potężna i Litwa szczęśliwa.
Słuchaj, Biskupie! powiem życie całe,
Powiem ci moje życie, co się marnie
Kończy, ze zwycięztw mieniąc na męczarnie.
Ojciec mój skonał z Jagiełły rozkazu,
Dzieci mi Krzyżak potruł niemowlęta,
A jam Jagielle podał rękę zgody,
A jam z Krzyżakiem trzy razy się bratał,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
swj71gnv8eko0l32lycwgwgamqf8e7m
Strona:Anafielas T. 3.djvu/382
100
1082778
3146456
2022-08-06T15:18:19Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|379}}</noinclude><poem>
By Litwie twojéj wywalczyć koronę,
Ale napróżno. Nie teraz, o Panie,
O niéj ci myśleć i o nią ci prosić.
Ty widzisz lepiéj, że chęć, co ci piersi
Napełnia, wrogom twoim wyszła z głowy.
Polska i Litwa złączone na wieki.
Obu im siłę daje połączenie.
Rozerwij — obie bezsilne upadną.
Zygmunt chciał zguby, gdy tę myśl zatrutą
Rzucił ci w łono na ziarno niezgody.
Jednością stoją dwa wielkie narody.
Rozdziel je dzisiaj — jutro wróg napadnie,
Rozkraje w szmaty, i, jak Chrystusowe
Szaty u krzyża, rozegra je w kości.
Panie i czyż mało sławy ci, wielkości!
Ty wziąłeś Litwę zniszczoną, osłabłą,
Rzucasz ją wielką, silną i potężną,
Ty posunąłeś granice na Rusi,
Zatknąłeś słupy u Dniepru i Pontu,
Tatarskich Carów zmusiłeś hołdować!
Małoż ci jeszcze? Witoldzie! czyż mało? —
:— Mało mi jeszcze! — Witold rzekł z zapałem.
Nie to marzyłem, nie tego ja chciałem!
Maż wiecznie Litwa, jak wasza służebna,
Kraj szaty nosić za Polską Królową?
O! nie! Jam chciał jéj koronować skronie,
Płaszcz dać ramionom, berło dać jéj w dłonie,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9j2lr1hacepsel7zceemmxyy8uw0tlp
Strona:Anafielas T. 3.djvu/381
100
1082779
3146457
2022-08-06T15:18:21Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|378}}</noinclude><poem>
Litwę poddaną! Jam ją chciał mieć panią!
Jam chciał ją widzieć od morza do morza
Wielką, swobodną, niepodległą, silną!
Na trzy dni tylko dajcie, na godzinę
Koronę Litwy! Z śmiertelnego łoża
Wstanę i pójdę, i słupy zabiję,
Gdzie jéj granice; murem się odgrodzę
Od Polski waszéj. Przy Litewskiém łonie
Polska pijawką, co z niéj krew wysysa.
Wiarę i język, ojców obyczaje,
Wszystko wyssała! i wyssie do reszty!
Nic nie zostanie, tylko cień wybładły
Bez sił i życia, jakim ja dziś jestem!
Przyjdzie zgon długi, ciężki, i napróżno
Zawoła śmierci. Będzie żyć musiała
Związana, ranna, bezsilna, zdeptana!
:Korony! słuchaj, Zbigniewie! korony!
Na dwa dni dajcie! Niech ją mam na skroni!
Niech umrę tylko z tą myślą zwycięzką,
Żem moję Litwę swobodną zostawił.
Potém rzucicie w błoto tę koronę,
Zedrzecie z głowy. Lecz dajcie na chwilę,
Korony dajcie! Niech na skroń ją włożę,
Niech ją poczuję chwilę i z nią skonam —
:— Xiążę! — rzekł Zbigniew Kardynał powolnie
Próżne twe chęci. Walczyłeś mozolnie,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8kj4kxphvnurlvco1kinakjcv2lxfdu
Strona:Anafielas T. 3.djvu/380
100
1082780
3146458
2022-08-06T15:18:23Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|377}}</noinclude><poem>
Walczymy z życiem, lub nieść mu się dajem;
Lecz gdy nas fale do brzegu wyrzuca,
Spokojna myślą czas dumać o końcu.
A sprawy ziemskie w lej chwili ostatniéj
Widzim, jak piasku ziarna, co je dzieci
Sypią z uśmiechem, igrając swawolne.
Czém wielkość świata? czém duma człowieka?
Gdy mu się zgonem przywiera powieka,
Marne igraszki, znikome to dzieje,
Któremi wielkie serce nie boleje.
Wszystko, co duszą, co sercem wstrząsało,
Zda się drobnostką. Boleści, roskosze,
Ziarna to piasku na wieczności brzegu.
Xiążę! pomyślcie, konając, o duszy.
Po waszych ręku wiele krwi się lało,
Trzęśliście losem ludów, życiem ludzi.
Z twojéj wielkości cóż ci pozostało?
Boleść ostatnia! żal i zawiedzione
Nadzieje tylko! Nie myśl o koronie.
Chciałeś nad Litwą być Królem i Panem,
Byłeś — korony brakło twojéj skroni.
Walczyłeś z nami o błyskotkę marną,
Aż śmierć z tej walki wyniosłeś. O Panie!
O! w chwili zgonu czém ci ta korona?
:— Korona! — Witold krzyknął, wstając z łoża —
Litwa — wyjęknął. — Umrę bez korony!
Umrę i Polsce zostawię dziedzictwo!
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pf7s1ietc76s7lp181vbuglxws2kpt3
Strona:Anafielas T. 3.djvu/379
100
1082781
3146459
2022-08-06T15:18:25Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|376}}</noinclude><poem>
I jeszcze okiem w twarzy życia szuka,
Jeszcze się cieszy marami próżnemi.
:Cicho — i lampa, co u łoża błyska,
W trzy twarze smutne światłem swojém pryska:
Oświeca razem Witoldową żałość,
Juljanny smutek, Algimunda boleść
W ciszy wieczornéj, którą wiatr jękami
Jakby pogrzebną śmierć śpiewał zawczasu,
Przerywa tylko. Słychać ciężkie tchnienie
Piersi rozbitéj starca bezsilnego.
:Wtem szelest cichy — wzniosła się zasłona,
Zadrgała lampa, i wszedł kapłan stary,
Postawy męzkiéj, rycerskiego lica,
Brwi namarszczonych; w żółtéj jego twarzy
Surowość patrzy, rozum beznamiętny,
Z dwóch oczu czarnych męztwo świeci dumne;
Lecz usta wyraz Chrystusa miłości
Złagodził, ujął i w uśmiech przegina.
:Spójrzał nań Witold i wstrząsł się, a oczy
Zamknął na chwilę; potem je otworzył,
Z dumą i gniewem skierował na mnicha,
Nie mogąc ręką, wzrokiem go odpycha.
On idzie; ani ulęknął się gniewu;
Słowo poszepnął i u łoża siada.
:— Xiążę! — rzekł cicho — czas myśleć o duszy.
Dopóki życie niesie nas, jak fala,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ez0rpu9xhltb2yhn4eq644ekse0vytu
Strona:Anafielas T. 3.djvu/378
100
1082782
3146460
2022-08-06T15:18:27Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|375}}</noinclude><poem>
:Czemuż tuk cicho na Trockiem zamczysku?
Czemu jesienny wiatr jęczy tak smutnie?
I ludzie płaczą? ognie niezatlone
Gasną w ogniskach, dymią zapomnienie?
:Patrzcie — ostatni bohater na Litwie
W czarnéj komnacie, na boleści łożu,
Leży i czeka bezsilny skonania.
Witold to wielki, lecz nie Witold miody,
Którego oko dumą się i siłą,
Ufnością w sobie i męztwem świeciło;
Nie ten to Witold. Złamany walkami,
Z oczy zgasłemi, dłońmi bezsilnemi,
Blada twarz kością przegląda z pod skóry,
Czoło się zryło, policzki zaklęsły,
Usta zapadły, a pierś, niegdyś pełną
Marzeń, nadziei, teraz smutek wzdyma.
:U jego łoża, młoda, druga żona,
Z suchemi oczy, padła zamyślona;
Niepokój tylko widać na jéj twarzy,
Niéma miłości, niéma w niéj rospaczy.
:Stary Algimund klęczał u nóg Pana,
Nogi całuje, na piersi rozgrzewa,
Łzami srebrzystą brodę swoję zlewa;
Widzi śmierć blizką nad Witolda głową,
A nie chce wierzyć w koniec bohatera,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kdcmbwensyevg46fqxkucsgqqbpm7fd
Strona:Anafielas T. 3.djvu/377
100
1082783
3146461
2022-08-06T15:18:30Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|374}}</noinclude><poem>
To się podniesie w powietrze, to pada,
I po nad wodą sunie niespokojny.
:U wrót zamczyska stoi straż Litewska,
Wsparta na dłoniach, smutnym wzrokiem goni
Po czarnych lasach i po wyschłej błoni,
A słowem jedném nie zrywa milczenia.
Zda się, cóś cięży nad zamkiem, nad krajem.
Na niebie, ziemi, nad usty ludzkiemi,
Smutek szaremi zawisnął skrzydłami,
Nad Trocki ostrow, nad Litewskie grody.
:A w zamku smutno także, pusto, głucho.
Czeladź, stąpając po krużgankach grodu,
Boi się głosem swym cichość przebudzić;
Miga, jak cienie, lub siada na ziemi,
Na dłoniach sparta; płacze łzy gorzkiemi.
:Nie ten to zamek, Kiejstuta dziedzina,
Gdzie sadził żonę, gdzie pierwszego syna
Dała Birula, gdzie z zwycięztw się swoich
Cieszył, i rogi złocone nalewał,
Gdzie u ogniska druhów swych gromadził,
Mury obrosły smutkami i cierniem,
Z wierzchołka wieży wiatr zniszczenie głosi,
Szepcze cóś o niej falami jeziora.
Chwila, a wszystko w prochy się rozleci,
I nie zostanie kamień na kamieniu,
Nic nie zostanie u ludów w wspomnieniu.
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
enhmzxntff2xei8kp3j4sraonb774ei
Strona:Anafielas T. 3.djvu/376
100
1082784
3146462
2022-08-06T15:18:32Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|373}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=160%|przed=20px|po=20px|'''{{Roz*|Rauda.|0.6}}'''}}
<poem>
:{{kap|Głucho}}, spokojnie, nad Trockiém jeziorem,
Szumią gdzieś lasy z liści obnażone,
Czernieje ziemia, a chmury się szare
Ciągną z zachodu, biegąc kędyś spiesznie,
Z piersią deszczami i wiatrem nabrzękłą.
:W powietrzu jęki, jak gdyby się duchy
Ozwały razem z powietrza i ziemi,
Jakby żywioły, kłócąc, rozmawiały
Słowy smutnemi, głosy straszliwemi.
:Głucho, spokojnie, nad Trockiém jeziorem,
A wody jego w ciemnéj stoją szacie;
Gdzieniegdzie tylko fala podniesiona
Błyśnie, podbieży i u brzegu skona;
Rybitw, żałośnie śpiewając, podlata,
Białemi skrzydły jezioro zamiata,
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ehj3079v3x7de5jej1qk26pximv0u77
Strona:Anafielas T. 3.djvu/374
100
1082785
3146463
2022-08-06T15:18:34Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|371}}</noinclude><poem>
::::::— Jam Pan nad Litwą,
::::::Jam Pan nad wami!
::::::Schylcie mi czoła,
::::::Pokłoń się, ziemio! —
::::A Litwa się cała
Przed Panem pokłania; i ludy jéj klękły
::Puszcze szumiały, rzeki zamruczały,
::Kwiaty w dolinach pochyliły głowy.
::::::Z morza do morza
::::::Zadrżała ziemia,
::::::Góry schyliły,
::::::Doliny wstrzęsły,
::::::Ojcowskie duchy
::::::W dłonie plasnęły.
</poem><br>
{{---}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jxvi7awucvk7z47v9g09cvvbo6dc5b0
Strona:Anafielas T. 3.djvu/373
100
1082786
3146464
2022-08-06T15:18:36Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|370}}</noinclude><poem>
::::A potem mu laskę
Podają złocistą, i drugi mu rzecze:
::— Panie! to godło łaski i pokoju.
::Miecz niech na obce służy ci narody.
::::::Nas rządź tą laską,
::::::Sercem rządź twojém,
::::::Słowem pokoju,
::::::Łaski twéj słowem.
::::::Więcéj łagodność
::::::Sprawi, niż bojażń. —
::::Siadł Witold na tronie.
I idą Litwini składać mu przysięgę;
::Klękają, ręce pokładli na xięgę,
::Służyć mu wiernie zaklęli do zgonu.
::::::Witold spoziera
::::::Dumnie dokoła,
::::::Berło podnosi,
::::::Wstrząsa koroną,
::::::Mieczem w powietrzu
::::::Zamachnął jasnym.
::::I ozwą się śpiewy
Zwycięzkie, wesołe, o kościoł odbiją.
::Powstał Jagiełło, powstała Królowa.
::Dzwony się w mieście z wszystkich wież ozwały.
::::::A Witold w duszy
::::::Rzekł dumnie swojéj:
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
311hxe2wbtgnknm2k6h1q1jbks47ukz
Strona:Anafielas T. 3.djvu/372
100
1082787
3146465
2022-08-06T15:18:48Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|369}}</noinclude><poem>
::::::Kościol napełnia;
::::::A na ołtarzu,
::::::Kędy niedawno
::::::Znicz płonął siary,
::::::Kapłan mszą śpiewa.
::::Potém wziął z ołtarza
Koronę Xiążęcą, perłami naszytą.
::Laskę Xiążęcą, biały miecz błyszczący,
::I świat, zbawienia uwieńczony znakiem.
::::::Witold poklęka,
::::::Głowę pochylił;
::::::I starca ręka
::::::Na jego skronie
::::::Koronę kładnie
::::::Z błogosławieństwem.
::::Na jego ramiona
Płaszcz rzucą szkarłatny, a w ręce Marszałek
::Miecz nagi daje, z słowy poważnemi:
::— Oto miecz władzy nad ludami Iwemi.
::::::Karaj nas, Panie!
::::::Bądź sprawiedliwy;
::::::A miłosierdzie
::::::Niech w sercu twojem
::::::Srogość hamuje,
::::::Karę łagodzi! —
</poem><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hxgkhpar15181b1ceh6mayy8huik0ik
Strona:Anafielas T. 3.djvu/371
100
1082788
3146466
2022-08-06T15:18:59Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|368}}</noinclude><poem>
::::W zamkowym kościele
Śpiew wielki, zwycięzki o sklepienia bije,
::Wieją w podwórcu chorągwie Litewskie,
Na wyższym grodzie wiater pogoń wzdyma.
::::::Otwarte bramy,
::::::Domy otwarte,
::::::Lud na ulice
::::::Płynie ściśnięty,
::::::Całą zalega
::::::Świętą dolinę.
</poem>
{{---|przed=15px|po=15px}}
<poem>
::::Nie pogrzeb, nie stosy;
Weselny to obrzęd, obrzęd to radośny.
::Dzwony się z wieży odzywają tłumnie,
::A głos im ludu wtóruje do śpiewu,
::::::I światła płoną,
::::::Kadzidła dymią.
::::::Andrzej Wasiło
::::::Stał u ołtarza,
::::::Witold na tronie
::::::Siedzi wysokim.
::::Pod dachem złocistym
Jagiełło z Jadwigą, w złotogłów przybrani,
::W koronach, z berły stanęli w milczeniu;
::Dokoła Polscy cisną się Panowie.
::::::Litwa zdumiała
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d22beu5uip0v72pkyjtgm0hmmce0991
Strona:Anafielas T. 3.djvu/370
100
1082789
3146467
2022-08-06T15:19:07Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|367}}</noinclude><poem>
Sam w lesie ciemnym ze swemi zasiada,
Gdzie błotem wązka ścieżka się przesuwa,
Długa a ciemna; z obu stron sosnowe
Stare się wznoszą Litewskie olbrzymy;
I strumień wije, ziemię rwąc głęboko;
A trzęsawiska, zielonemi trawy
I żółtem kwieciem ukryte, tak śmieją,
Jak śmieją usta fałszywego człeka!
Wpośród nich olchy i dęby wyrosły,
Między sosnami blady liść wyniosły;
Z drzewa ściętego pomost środkiem słany
Groblą się długą wciąż boru wywija.
:Z obu stron grobli Witold się zasadził,
Drzewa podcina, odwroty zamyka,
Przód im odsłania i czeka w milczeniu.
Aż tentent kopyt słychać w oddaleniu.
Znać z ciężkich kroków, że Krzyżackie konie
Żelazem zbrojnych w pole braci niosą.
Zmrok pada. Komtur w las puszczać rozkaże.
Lecz ledwie w lesie — drzewa chwiać poczęły,
Grad strzał się sypie, z tyłu ludzie zbrojni,
Z przodu sam Witold naciera na braci.
Padają rzędem, jak sznurem ciągnęli,
Biegą ich konie, a Litwa zwycięzka,
Z okrzykiem: ''Łado!'' walki dokonywa,
I krwią się Niemców nasyca szczęśliwa.
</poem>
{{---|przed=15px|po=15px}}
<nowiki/><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jl0ht1fq9qu7whqwtr0dshfkwm1jygc
Strona:Anafielas T. 3.djvu/369
100
1082790
3146468
2022-08-06T15:19:10Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|366}}</noinclude><poem>
Na Ritterwerder. Serce już mu bije,
By pomścić swoich na Zakonie dzieci.
On nie zapomniał niemowląt potrutych! —
— Na Ritterwerder! — Pod wrota podchodzi,
Trąbką zaśpiewa. Trąbka to im znana.
Dwa lata Witold był gościem Zakonu.
Więc most spuszczają. On do zamku wpada,
Ale nie gościem, wrogiem leci wściekłym.
— W pień ciąć załogę! — na swoich zakrzyknął.
Litwa się wali na bezbronnych braci.
Pełen podwórzec rannych i zabitych.
Co żyje, w zamku komnaty ubiega.
Jedni się chronią, drudzy prą za niemi.
Na cztéry rogi pali się budowa.
::Mnichów wywlekli na brzeg Niemna, wiążą
Kamień u szyi, i w Litewskich wodach
Topią! Za chwilę nic nic pozostało.
Wzgórze i zgliszcze! kupa tylko kości!
A Niemen płynie, jak płynął od wieka,
Choć w sine głębie sto trupów upadło!
:Dwa dni, dwie nocy leci bez oddechu
Witold, po drodze woła lud do siebie,
Na Zakon jątrzy, podburza, wywodzi.
Wtém zbieg, niewolnik, za wojskiem przypada.
— Krzyżacy gonią! — Gonią! — Witold woła. —
— Za tobą, Kniaziu! — On wojsko rozkłada;
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nnc0tmt9grvyeca83m9j1ilo9dlh7nj
Strona:Anafielas T. 3.djvu/368
100
1082791
3146469
2022-08-06T15:19:16Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|365}}
<br><br><br></noinclude>{{c|w=200%|h=normal|przed=20px|po=15px|XLIX.}}
<poem>
:{{kap|Malborskie}} wieże na niebie czerniały,
Słońce świeciło. Witold piersią całą
Odetchnął; spojrzał na zamkowe ściany.
— Bądź mi zdrów, Mistrzu! niewolo Zakonu!
Kłamstwo tak długie, upokorzeń tyle!
Przecież się z wami rozstanę na wieki,
I Litwa moja! jam na Wilnie Panem!
Krwią-m się dowalczył serca u Jagiełły.
O! gdyby prędzéj usiąść na stolicy,
I cieniém ojca położyć na grobie
Czapkę Xiążęcą i miecz mój skrwawiony! —
— Do Metemburga! — zawołał czeladzi. —
Wy jedźcie z Xiężną i posły Ruskiemi.
Moi zostaną. — Gdzie Witold prowadzi?
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2mxkd3uc4ude44igi38falwa6l82t1n
Strona:Anafielas T. 3.djvu/366
100
1082792
3146470
2022-08-06T15:19:19Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|363}}</noinclude><poem>
Ja na zamki moje jadę. —
— Jedźcie z Bogiem, jedźcie sami.
Mnie w Królewiec trzeba śpieszyć. —
— Cóż! dni kilka? — I dzień drogi. —
— Mamyż rozstać się tak prędko? —
— Prędko, prawda; nie na długo.
Powracajcie — czas nam w Litwę! —
— O! powrócę! jam gotowy!
Ludzi tylko więcéj zbiorę;
Algimunda ślę w Podlasie,
W Litwę wysyłam Maldrzyka;
Na Żmudzi matka żołnierzy
Kupi mi, wyśle tu do mnie.
Czekajcie mnie, Mistrza, zbrojno.
Wkrótce znów wyjdziemy w pole. —
</poem><br>
{{---}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
86a5g4zn07ngbjrp4uia6xyre9d2xod
Strona:Anafielas T. 3.djvu/365
100
1082793
3146471
2022-08-06T15:19:23Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|362}}</noinclude><poem>
Środkiem Witold się przechadza,
Wszędzie spojrzy, powié słowo,
Lud zwołuje i zgromadza.
:Wtém mu Anna zajdzie drogę.
— Mężu! Panie! — rzecze cicho —
Czegóż dziecię tak ci prędko
Z twego domu w świat wyprawiać?
Dzień mi jeszcze, dzień daj jeden! —
— Dzień — nie; dwa dni, Anno moja!
My z nią jedziem, ja ją wiodę.
Każ sposobić swéj czeladzi. —
— Lecz tyś wczoraj nie wspominał?
Chciałeś długo posłów wstrzymać. —
— Wczoraj, Anno! wczoraj przeszło,
Przyszło dzisiaj. Rób co każę. —
:Poszła Anna. Mistrz mu drogę
Zaszedł. — Dokądże tak skoro? —
— Chcę me dziecko przeprowadzić.
Pora ciężka. Niech ucieka.
Późniéj wiatry, późniéj burze.
A Moskwa, wiesz! o! daleka!
Wasyl niecierpliwie czeka.
Posły nawet mnie prosili,
Bym nie zwlekał jednéj chwili.
I wy, Mistrzu, wy też z nami?
Dłużéj podzielcie gościnę.
</poem><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
946emjwme33ttt5vmc80ok9t0lm7fjk
Strona:Anafielas T. 3.djvu/392
100
1082794
3146473
2022-08-06T15:23:44Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|389}}</noinclude><poem>
W milczeniu smutnem kilka słów szemrało.
Dzwonek zadzwięczał, chory padł na łoże.
:Spokojniéj teraz oko mu błyskało,
Piersi powolniéj, lżéj powietrze brały.
— Odsłońcie okno — rzekł — niech świat zobaczę,
I Litwę moję, i Trockie jezioro,
Podnieście starca — niech raz jeszcze oko
Wzięci po górach, po lasach, po wodach,
Niech je pożegna, jak was pożegnało. —
:Spadła zasłona, i noc widać ciemną;
Na tle jéj chmurném gwiazdy rzadkie płoną,
Migają, gasną; a Trockie jezioro
Falami bije o milczące brzegi,
I krzyk Peledy w dali się rozlega.
:Wstał Witold, spojrzał, zadumał, i głowa
Schyliła, oczy zamknęły na wieki!
Gwiazda błyszcząca z niebios się zsunęła
I zgasła w dali na czarnych obłokach.
</poem><br><br>
{{c|KONIEC WITOLDOWYCH BOJÓW|po=10px}}
{{c|w=85%|{{Roz*|I ANAFIELAS.}}}}
<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9lb5gllkqodlfx4kbghzp7pt4meleva
3146474
3146473
2022-08-06T15:24:16Z
Ankry
641
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" />{{c|389}}</noinclude><poem>
W milczeniu smutnem kilka słów szemrało.
Dzwonek zadzwięczał, chory padł na łoże.
:Spokojniéj teraz oko mu błyskało,
Piersi powolniéj, lżéj powietrze brały.
— Odsłońcie okno — rzekł — niech świat zobaczę,
I Litwę moję, i Trockie jezioro,
Podnieście starca — niech raz jeszcze oko
Wzięci po górach, po lasach, po wodach,
Niech je pożegna, jak was pożegnało. —
:Spadła zasłona, i noc widać ciemną;
Na tle jéj chmurném gwiazdy rzadkie płoną,
Migają, gasną; a Trockie jezioro
Falami bije o milczące brzegi,
I krzyk Peledy w dali się rozlega.
:Wstał Witold, spojrzał, zadumał, i głowa
Schyliła, oczy zamknęły na wieki!
Gwiazda błyszcząca z niebios się zsunęła
I zgasła w dali na czarnych obłokach.
</poem><br><br>
{{c|KONIEC WITOLDOWYCH BOJÓW|po=10px}}
{{c|w=85%|'''{{Roz*|I ANAFIELAS.|0.5}}'''}}
<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
emvu4qshvn0d98npdqa9glnu0naau6e
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/42
100
1082795
3146477
2022-08-06T16:06:05Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|po|czerniałe}} głazy oprawne zwierciadło wody, odbija ciepły koloryt nieba, zasłanego tu i ówdzie lekkiemi ognistemi smugami.<br>
{{tab}}Ale trzeba nam się spieszyć. Zniżamy się jeszcze o jedno piętro, z którego progu liczne już szumią wodospady. Jesteśmy w kosówce. Po lewym brzegu doliny schodzimy na suchą, ze wszystkich stron krzakami otoczoną maleńką równinkę. Razem z nami schodzą górale pozostawieni w „kotlinie“ z pakunkami. W ciągu kilku minut staje namiot, ogień wesoło strzela dokoła i — „herba“ (herbata) gotowa.<br>
{{tab}}Jest to wielce przyjemna chwila w czasie wycieczki, rozumie się, jeśli służy pogoda. I jakże mogłoby być inaczej. Nogi wywiązawszy się przez ciąg jakich 12 lub 15 godzin z położonego w nich zaufania, w skromnem uczuciu zadowolenia z dobrze spełnionego obowiązku, wyszukują sobie najwygodniejszego położenia. Pierś nie potrzebując już pracować jak machina parowa, swobodnie wdycha czyste, cudne, tatrzańskie powietrze, ożywione po skwarnym dniu łagodnem tchnieniem wieczoru. Brzuch zauważywszy nie bez upokorzenia i przykrości, że w ciągu dnia był zaledwie tolerowanym, że niejeden z turystów radby go może idąc na szczyty zostawić wraz z innemi pakunkami u spodu góry, teraz w prawowitem poczuciu pokrzywdzenia, zrazu z dyskrecją a wkrótce z natarczywością przypomina, że i jemu przecież coś się należy, Mózg wreszcie, dla którego przyjemności głównie przedsięwzięto wyprawę, rad, że nie potrzebuje już rozciągać ścisłej kontroli nad powierzonemi jego pieczy członkami, rad, że nogi, ręce, żebra itd. w całości mniej więcej doprowadził do noclegu, {{pp|za|czyna}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m2h1r05dhhlhl9mw4kns88v7amzbf6h
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/43
100
1082796
3146478
2022-08-06T16:06:19Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|za|czyna}} teraz rozbierać doznane wrażenia. Jedne z nich nieprzyjemne, niedbale rzuca do jakiejś dziurawej szufladki, oczywiście dlatego, by je co najrychlej uronić. Drugie, przyjemne, troskliwie do najlepszej chowa skrytki, by ci je na każde zawołanie w pełnym wdzięku i świeżości pokazać. Ileż to razy wśród ponurych lub ciężkich chwil życia błyśnie ci obraz tak uroczych wspomnień, że same te wspomnienia orzeźwią cię i pokrzepią!<br>
{{tab}}— A to byście co zjedli — rzecze Wojtek Raj, przerywając moje pseudo-psychologiczne dumania. I daje do wyboru bigos, gorącą kaszę. A w ślad za nim Wojtek Ślimak godzi na mnie z odegrzanem na drewnianym rożenku kurczęciem. Nie broniłem się dzisiaj, jadłem bigos i kaszę. Dopuściłem się nawet paru kawałków kurczęcia, ku wielkiej radości moich poczciwych Wojtków.<br>
{{tab}}Ciemność już zupełna i w około najuroczystsza cisza. Jaskrawo odbija od tego gwar wesołej gromadki górali i jaskrawiej jeszcze bujny płomień, podsycany, obficie kosówką. Wsuwam się do połowy w otwarty namiot, aby zyskać ramy do tego zawsze powtarzającego się a zawsze świeżego obrazka. Górale pokończyli wszystkie przygotowania do noclegu, posilają się skromną strawą i obsiadają ognisko. Czy spojrzysz na siedzących z tamtej strony, ognia, na te wyraziste, inteligentne rysy, uwydatnione obok głębokich cieniów jasnym czerwonawym odblaskiem płomienia; czy na czarne sylwetkowe postacie siedzących po tej stronie, każde z tych swobodnych dzieci gór stanowi nieoceniony model dla artysty. Sabała na jakimś, trochę wyżej podniesionym głazie, panuje nad {{pp|gro|madką}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1bul40l8a0mj9rzs9gpv4ikfnpulrpo
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/44
100
1082797
3146479
2022-08-06T16:06:26Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|gro|madką}}. Że też on zawsze musi obrać jakiś punkt, jakąś przybrać podstawę, co go od drugich wyróżnia. Już wydobył {{Korekta|„gęśliki“|„gęśliki“,}} dostraja je i oto już brzmi butna a zarazem taka rzewna nuta „Kościeliskiej“ pieśni. Naturalnie Józek już się porwał do tańca, jakby poczuł gwałtowną potrzebę rozruszać sobie trochę nogi. Grajek spogląda na chłopca z uśmiechem, porusza jedną nogą do taktu, to już jest u niego nieodzownem i przechodzi w „drobnego“. Lecz wkrótce uśmiech ten przybiera wyraz smutny, prawie bolesny. Jasiek patrzy przed siebie, ale już nie widzi swego otoczenia, już myślą nie jest z nami, on patrzy w przyszłość. I to się za każdym prawie razem powtarza, gdy grać zacznie. Z motywu do motywu przechodzi i już się wtedy nie łatwo z nim dogadać. On wtórzy myślom swoim, gra dla siebie. Ileż razy, gdy towarzysze zajęci są jaką czynnością, on wymyka się niepostrzeżenie, wybiera jakąś samotną urwistą skałę i stanąwszy na niej z nienaśladowaną swobodą i wdziękiem, gra jeszcze rzewniej, jeszcze tęskniej. Poznawszy ten jego obyczaj, staram się zawsze z za jakiegoś krzaka lub głazu napatrzeć się, nasłuchać się tego typu „ostatniego staroświeckiego górala“.<br>
{{tab}}Że Jasiek nie o przeszłości marzy wtedy, świadczy ten uśmiech tęskny i smutny. Kiedy on myśli o przeszłości to uśmiech jego jest wesołym. Wszakże według własnego świadectwa tego poety filozofa, on „ani jednego dnia w życiu nie był nieszczęśliwym“. Ale przyszłość ta zawsze niepewna. Czy w przyszłem życiu będzie mógł błądzić po swoich ukochanych wirchach? „Bo ja i tam długo na jednem miejscu nie usiedzę“ — mówi on o sobie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s2zdbisio51fzofxxuo6mwx7802ew4a
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/45
100
1082798
3146481
2022-08-06T16:10:57Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Księżyc wszedł równie świetnie jak wczoraj, i wkrótce blask jego złagodził znacznie dziki charakter całego obrazu. Zlekka jakby nieśmiało zarysowują się kontury odległych szczytów. Radbyś zatrzymać to nowe wrażenie co najdłużej, ale godzina późna. Rozsądek i znużenie radzą wyspać się przedewszystkiem.<br>
{{tab}}Ognisko wpół przygasa, górale jeden po drugim zawijają się w czuchy, kładą obróceni plecami do „watry“ i natychmiast usypiają. Śpią smaczno a jednak czujnie. Jeśli ogień zbyt przygasa, zawsze się znajdzie który z nich co go natychmiast drzewem zasili. Sabała i tu zachowuje się oryginalnie. Nie plecom samym porucza regulowanie ciepła, ale ręką jedną na nich opiera i jak przy graniu machinalnie nogą takt znaczy, tak w nocy śpiąc smacznie, odbywa tą ręką powolny miarowy prawie ruch. To otwiera dłoń, to ją zamyka. W kilka minut cały obóz już spoczywa. Tylko Wojtek Raj musi nieodwołalnie jeszcze jednej dopełnić czynności. Zagląda do namiotu, otula nas, obwija w koce i kołdry, wypytuje czy jeszcze kto czego niepotrzebuje.<br>
{{tab}}No dziś noc jest ciepła, nie trudno mu będzie znaleść miejsce przy ognisku. Inaczej się dzieje, gdy noc zimna i wietrzna. Wtedy Wojtek po skończeniu swej inspekcji, znajduje w koło „watry“ tak ściśnięty łańcuch swych towarzyszy, że i igły nie zmieścisz. Posiada on jednak w takim razie sposób równie prosty, jak skuteczny. Dorzuca na ogień znaczną ilość kosówki, płomień się wzmaga, gorąco bije silnie na około, ręka Sabały ściąga się i otwiera coraz częściej; wszyscy świadomo czy nieświadomo<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tvtedm1iv2apao21l0i98fvokqfwamk
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/46
100
1082799
3146482
2022-08-06T16:30:21Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>cofają się od zbytniego żaru, łańcuch się rozrywa i Wojtek zajmuje w nim należne mu miejsce.<br>
{{***2||10px|20|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}Spaliśmy wszyscy wybornie. O świcie wynurzam się z namiotu. Niebo gwiaździste, na szczytach błyszczy rumiana zorza. Porównywam stan aneroidu z wczorajszym, spadł jeszcze o dwa milimetry. Ale pogoda wyborna, ani jednej chmurki, ani najmniejszego wiatru. Budzą się górale; odbywamy orzeźwiające ablucje w strumieniu.<br>
{{tab}}— No dzieci, co dziś robimy?<br>
{{tab}}Wojtek jakby mi w mózgu czytał.<br>
{{tab}}— Eh, wiecie co, bobyśmy szli na Wysoką.<br>
{{tab}}Bez głosowania przyjęto, zwijamy obóz, nawet „herby“ nie gotujemy, szkoda czasu, pośniadamy na pierwszym odpoczynku. Odprawiamy jednego górala z depeszą do domu. Przez kotlinę Gerlachu, Polski Grzebień, Roztokę, już o 5ej po południu był w Zakopanem.<br>
{{tab}}Przechodzimy ukosem nizki już w tym punkcie grzbiet biegnący od Kończystej i znajdujemy się w dolinie leżącej między tąż Kończystą z jednej a Tępą z drugiej strony. Mamy pokuszenie przejść jeszcze dalej na lewo przez Osterwę nad piękny staw Popradzki. Ale rozwaga każe wciągnąć w rachunek pewne niewiadome, wszak dzień krótki. Idziemy suchą dość połogą, zresztą mniej powabną doliną ku szerokiej a wzniosłej przełęczy. Po drodze mamy sposobność przypatrzenia się świstakowi, który nie dalej jak o trzydzieści kroków przypatruje się nawzajem. Rzecz to bardzo rzadka, tak blisko zejść to<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
awoa8j6ticbxl879btrp4fs4un2b6uo
Dyskusja wikiskryby:MdsShakil/header
3
1082800
3146485
2022-08-06T16:43:24Z
Pathoschild
175
create header for talk page ([[m:Synchbot|requested by MdsShakil]])
wikitext
text/x-wiki
<div style="display: flex; flex-wrap: wrap; justify-content: center; align-items: center; margin: 16px 0; border: 1px solid #aaaaaa;">
<div style="padding: 12px;">[[File:Circle-icons-megaphone.svg|75px|link=[[m:User_talk:MdsShakil]]]]</div>
<div style="flex: 1; padding: 12px; background-color: #dddddd; color: #555555;">
<div style="font-weight: bold; font-size: 150%; color: red; font-family: 'Comic Sans MS'">Welcome to my talk page!</div>
<div style="max-width: 700px">Hey! I am Shakil Hosen. I patrol many projects, and where I don't know the language I only act in cases of serious vandalism. If you think I have done anything wrong, feel free to [[m:User talk:MdsShakil|message me]] on Meta wiki. If you don't like that you can leave me messages here too, but since I do not watch all of my talk pages, your message might not get a timely response. Thanks! [[File:Face-smile.svg|18px|link=[[m:User:MdsShakil]]]]</div>
</div>
</div>
6ns6eellkw7iqc4yteyjnszfjmo2yio
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/241
100
1082809
3146495
2022-08-06T17:18:46Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>mienia na zbytkowne szaleństwa choćby: części tego majątku, którego użyć można tak pożytecznie i szlachetnie... Cóż panu mam powiedzieć o swej naturze? Człowiek dla samego siebie jest złym sędzią, ułomna istota ludzka aż nazbyt skłonna uważać się za doskonałość... Nie wiem co jestem wart... Mam to jednak przekonanie, że brzydzę się najzupełniej cudzą krzywdą i fałszem... Lubię wszystko co jest dobre... Uwielbiam wszystko, co wielkie i piękne... Wreszcie zdaje mi się, jenerale, że gdyby która kobieta zgodziła się mnie pokochać, chociaż nie jestem już tak młodym, mógłbym ją uczynić szczęśliwą.<br>
{{tab}}Głos pana de Nathon drżał i prawie niewyraźnym był, gdy domawiał tych ostatnich słów.<br>
{{tab}}— O! — zawołał jenerał — czuję to... jestem pewien... ręczę na swą duszę!.. Kobieta, którą pokochasz hrabio i która pana pokocha, kobieta, która nosić będzie twe nazwisko, będzie niezawodnie szczęśliwą pośród najszczęśliwszych!..<br>
{{tab}}— Cóżby mi więc pan odpowiedział szepnął hrabia, a policzki jego zazwyczaj blade, zapałały mu żywym rumieńcem cóżby mi pan odpowiedział, gdybym się oświadczył, gdybym wyznał, że ta, którą kocham...<br>
{{tab}}— No, to Berta!.. — przerwał jenerał.<br>
{{tab}}Pan de Nathon na chwilę osłupiał,<br>
{{tab}}— Jakto! pan wiedziałeś?..<br>
{{tab}}— Najlepszy pan masz dowód! odparł starzec ze śmiechem — daremnie jesteś pan dyplomatą i to dyplomatą wytrawnym... tajemnice stanu umiesz pan ukrywać wybornie... ale tajemnice miłości są jak delikatne perfumy... zawsze je łatwo poczuć...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5e6hy61ka27lllmthim6kvs69q0cy81
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/242
100
1082810
3146496
2022-08-06T17:20:26Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Wiedziałeś pan! — powtórzył szlachcic tonem pewniejszym, skutkiem powstającej w nim nadziei — i zachęcałeś mnie pan do przyjazdu w te strony... upoważniłeś mnie pan do bywania codzień... do spacerów z panną de Franoy...<br>
{{tab}}— A dlaczegóż miałbym czynić inaczej? — zapytał jenerał — musiałem być logicznym, skoro w zupełności sprzyjałem pańskim planom?..<br>
{{tab}}Te słowa przejęły Henryka de Nathon radością tak głęboką, tak wzruszającą nadmiernie, że zbladł i zdało mu się, że w nim serce zamiera.<br>
{{tab}}— Czym dobrze słyszał, jenerale, czy zrozumiałem? — wyszeptał — Mogę wierzyć? mogę mieć nadzieję?<br>
{{tab}}— Powinieneś pan wierzyć temu, co powiedziałem ci na początku naszej rozmowy, że gdyby szczęście pańskie zależało odemnie, byłbyś szczęśliwy... Co do nadziei.. E! mój Boże! ja im granie nie zacieśniam...<br>
{{tab}}— Więc pan się zgadza na moją prośbę?<br>
{{tab}}— Ja, z całego serca! Dzień, kiedy zostaniesz: pan mężem mej córki, kiedy cię nazwę swoim synem, będzie najpiękniejszy w mem życiu... Ale potrzeba ci jeszcze innego przyzwolenia... ono niezbędniejsze od mego... Trzeba, ażeby się Berta zgodziła... Sprzymierzeńcem twoim jestem, ale za nic w świecie nie chciałbym swej woli narzucać kochanemu dziecku, choć-bym nawet był pewien, że mu dam przez to szczęście... Nie chcę też bynajmniej wpływać na nią radami, w których widziałaby oznakę mych życzeń...
Niech ma zupełnie swobodną wolę i jeżeli ma się zgodzić, niech sama z serca się zgodzi... Pomów pan<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fsvoir1sxqm8n1dzdixrf5olb5cetnj
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/243
100
1082811
3146497
2022-08-06T17:21:54Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>z nią... Wnieś przed nią swą sprawę... Jesteś przecie wymownym... Bądź jeszcze wymowniejszym... Miłość doda panu natchnienia... Muszę dodać, bynajmniej nie ażeby pana zaniepokoić, tylko ażeby ostrzedz, że Berta wciąż odmawiała najświetniejszych partyi w naszych stronach i oświadczyła mi wręcz, że nigdy za mąż nie wyjdzie... Ale wtedy nie kochała nikogo... Jeżeli cię kocha, wszystko będzie inaczej... Ale jak sądzisz pan, kocha cię ona?<br>
{{tab}}— Nie mogę powiedzieć tego, czem się łudzę — odpowiedział p. de Nathon — ale są chwilę, kiedy śmiem nawet mieć nadzieję...<br>
{{tab}}— I ja także ją mam... — podchwycił jenerał. — Przypominasz pan sobie, jak była wzruszona, gdyś pan przyjechał, gdy niespodziewając się pana wcale, nagle cię zobaczyła... Wiem, że złożyła to na karb zawrotu głowy, ale między nami mówiąc, ani krzty w to nie wierzyłem, zaraz się domyśliłem co się święci... Nie trudno ci przyjdzie, jeżeli się nie mylę...<br>
{{tab}}— A gdybyśmy się mylili obadwaj — szepnął pan de Nathon. — A jeżeli dla panny de Franoy jestem zgoła obojętnym... Pomyśl tylko, jenerale, jestem od niej dwa razy starszym...<br>
{{tab}}— To cóż to szkodzi? Nie znam przecie przyjemniejszego od ciebie mężczyzny... Margrabia de Flammaroche, któremu Berta odmówiła, miał dopiero dwadzieścia siedm lat, a nie mógł się z tobą równać...<br>
{{tab}}— Boję się, jenerale, czy cię nie zaślepia sympatya... Przy pannie de Franoy wyglądam chyba jak starzec... Ja doprawdy boje się!.. Przeczuwam że odmówi.. Po takich marzeniach co będzie za przebu-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
e558ybxl9a2q6z42glni4ob6ecb0v46
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/244
100
1082812
3146498
2022-08-06T17:24:01Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>dzenie? Co wtedy pocznę? Co się stanie z mem złamanem sercem i życiem bez celu?<br>
{{tab}}— A to co? — zawołał pan de Franoy. — Zkądże takie przedwczesne zniechęcenie? Najlepsi żołnierze odrazu zostają pokonani, jeżeli idą do boju z przeczuciem klęski! Odwagi do licha! mój drogi hrabio! odwagi! nadziei!<br>
{{tab}}— Oby cię Bóg wysłuchał, jenerale!..<br>
{{tab}}— Wysłucha bo sprawiedliwy i pań na to zasługujesz! Chcesz posłuchać mej dobrej rady?<br>
{{tab}}— I owszem!<br>
{{tab}}— No! to sprobuj zaraz...<br>
{{tab}}— Możeby lepiej było trochę jeszcze poczekać?<br>
{{tab}}— Czekać? Na co?<br>
{{tab}}— Dzisiaj jestem zanadto wzruszony,<br>
{{tab}}— Będziesz pan nim także i jutro... — odparł starzec ze śmiechem. — Spodziewam się, że nie będziesz potrzebował przygotowywać się do mowy dyplomatycznej, a dyplomata w kłopocie... I wmówiłeś w siebie żeś już stary!.. mój Boże, hrabio, jakżeś ty jeszcze młody!.. Nie, panie ambasadorze, co drżysz przed ładnemi oczyma dziewczęcia, nie zwlekaj!.. Lubię zwycięztwo odrazu zdobyte bagnetem... Przypomina mi to dawne piękne czasy wojenne!.. Idź, rozmów się z moją córką dziś jeszcze, nie za godzinę ale zaraz... Wyjdziemy ztąd razem... Jeżeli Berta jest w swoim pokoju, poproszę ją do salonu i pan zaraz tam pójdziesz... Jeżeli przechadza się w ogrodzie z baronową, zostawię cię samego z nią i zajmę się baronową... Nikt ci nie przeszkodzi... No, kochany hrabio, już ani słówka!.. Raz! dwa! trzy!.. naprzód!..
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9vn6pos5ajh8z7g3gohwiyu37887nzh
Dziecię nieszczęścia/Część pierwsza/XXVIII
0
1082813
3146499
2022-08-06T17:24:55Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=237 to=244 fromsection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
1znhrpdcsy32blsuaoifug5rfml5hrk
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/245
100
1082814
3146500
2022-08-06T17:26:38Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|XXIX.|w=120%|po=12px}}
{{tab}}Henryk de Nathon, człowiek tak poważny, stanowczy, w najwyższym stopniu doświadczony, a który z miłości wielkiej i głębokiej, stawał się prawie dzieckiem, podążył za jenerałem wychodzącym z pokoju i obaj zatrzymali się na ganku.<br>
{{tab}}Pani de Vergy przechadzała się sama z książką w ręku, pod wysokiemi drzewami, których konary rozłożyste tworzyły kopułę zieloności nad brzegiem Cusancin’u.<br>
{{tab}}Słabe i łagodne dźwięki fortepianu dolatywały z kiosku, na drugim końcu ogrodu, naprzeciw odbudowanej altany.<br>
{{tab}}— Wszystko jak najlepiej! — rzekł p. de Franoy. — Te akordy oznajmiają ci, że narzeczona twoja (tak ją nazywam dla dodania ci brakującej odwagi), jest teraz sama w pawilonie... Idź-że do niej... Wytłomacz się prędko i dobrze, jak uczciwe serce, przemawiające z uczciwą miłością... Chciałbym co prędzej dowiedzieć się, czy mogę cię nazwać „swym synem“... Ja tymczasem pójdę do baronowej...<br>
{{tab}}Niepodobna było się wahać.<br>
{{tab}}Dyplomata poszedł prosto do kiosku, jakby żołnierz na armaty.<br>
{{tab}}Im bardziej zbliżał się, tem wyraźniej słyszał dźwięki fortepianu. Dziewczę improwizowało.<br>
{{tab}}Nie była to huczna fantazya, ale melodya rozmarzona, rzewna a przedewszystkiem tęskna.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ch1xjifmshw94jj97g4in3rv6s440bz
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/246
100
1082815
3146501
2022-08-06T17:27:53Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}P.de Nathon zatrzymał się kilka sekund przy na wpół otwartych drzwiach i słuchał.<br>
{{tab}}— Prześliczne — rzekł do siebie — ale w każdej nucie czuć łzę. Zkądże taki smutek w duszy tego dziecka, że każe płakać fortepianowi?<br>
{{tab}}P. de Nathon widział Bertę, ona jednak, nie domyślała się jego kroków.<br>
{{tab}}Dziewczę siedziało przy fortepianie. Długie palce biegały po klawiszach. Głowa przechyliła się w tył, wzrok zapatrzony w dal, miał wyraz bolesnego marzenia. Wargi poruszały się z lekka, jakby szepcząc śpiew, płynący z jej serca, a którego nikt jednak nie słyszał.<br>
{{tab}}W tej postaci niedbałej Berta była piękną i wzruszającą, jak żywy posąg Rezygnacyi.<br>
{{tab}}Henryk lekko zapukał we drzwi.<br>
{{tab}}Panna de Franoy drgnęła, jak każdy znienacka ocknięty, przy przejściu raptownem od marzeń do rzeczywistości. Oczy jej, zwróciły się na przybysza.<br>
{{tab}}Powstała żywo i rzekła:<br>
{{tab}}— Jakto, panie hrabio, to pa!.. Uczyłam się... Byłam trochę roztargnioną... Przestraszył mnie pan...<br>
{{tab}}Zapewne szuka pan mego ojca... Niewidziałam go, ale zapewne znajdzie go pan w zamku...<br>
{{tab}}— Właśnie, tylko co przed chwilą rozstałem się z jenerałem — odpowiedział pan de Nathon, niemniej zmieszany od dziewczęcia — a jeżeli pozwoliłem sobie zakłócić spokój pani i samotność, to jedynie przychodzę z jego zlecenia...<br>
{{tab}}— Ojciec pana przysyła? — zapytała Berta z niespokojnem ździwieniem,<br>
{{tab}}Hrabia skłonił się.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cpzbqvonczhrtxzre588f9139bhaqjv
3146503
3146501
2022-08-06T17:29:19Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}P. de Nathon zatrzymał się kilka sekund przy na wpół otwartych drzwiach i słuchał.<br>
{{tab}}— Prześliczne — rzekł do siebie — ale w każdej nucie czuć łzę. Zkądże taki smutek w duszy tego dziecka, że każe płakać fortepianowi?<br>
{{tab}}P. de Nathon widział Bertę, ona jednak, nie domyślała się jego kroków.<br>
{{tab}}Dziewczę siedziało przy fortepianie. Długie palce biegały po klawiszach. Głowa przechyliła się w tył, wzrok zapatrzony w dal, miał wyraz bolesnego marzenia. Wargi poruszały się z lekka, jakby szepcząc śpiew, płynący z jej serca, a którego nikt jednak nie słyszał.<br>
{{tab}}W tej postaci niedbałej Berta była piękną i wzruszającą, jak żywy posąg Rezygnacyi.<br>
{{tab}}Henryk lekko zapukał we drzwi.<br>
{{tab}}Panna de Franoy drgnęła, jak każdy znienacka ocknięty, przy przejściu raptownem od marzeń do rzeczywistości. Oczy jej, zwróciły się na przybysza.<br>
{{tab}}Powstała żywo i rzekła:<br>
{{tab}}— Jakto, panie hrabio, to pa!.. Uczyłam się... Byłam trochę roztargnioną... Przestraszył mnie pan...<br>
{{tab}}Zapewne szuka pan mego ojca... Niewidziałam go, ale zapewne znajdzie go pan w zamku...<br>
{{tab}}— Właśnie, tylko co przed chwilą rozstałem się z jenerałem — odpowiedział pan de Nathon, niemniej zmieszany od dziewczęcia — a jeżeli pozwoliłem sobie zakłócić spokój pani i samotność, to jedynie przychodzę z jego zlecenia...<br>
{{tab}}— Ojciec pana przysyła? — zapytała Berta z niespokojnem ździwieniem,<br>
{{tab}}Hrabia skłonił się.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
any8qprindtn89uwpyu7ian8vynuuvx
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/247
100
1082816
3146502
2022-08-06T17:29:08Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Więc chce pan ze mną pomówić? — podchwyciła panna de Franoy.<br>
{{tab}}— Tak, pani...<br>
{{tab}}— Czy to w jego imieniu... czy w swojem?..<br>
{{tab}}— W swojem...<br>
{{tab}}— Słucham więc pana, panie hrabio — szepnęło dziewczę, z jakimś nieokreślonym lecz wymuszonym uśmiechem. — Nie byłabym kobietą, gdybym nie była ciekawą dowiedzieć się, co mi ma pan do powiedzenia... Z twarzy pańskiej widzę, że to ma być jakaś tajemnica... Czy się mylę?..<br>
{{tab}}Berta wyrzekła te ostatnie słowa z udaną wesołością, ale niepokój w spojrzeniu, drżenie głosu, bynajmniej nie licowały z tą ponurą trzpiotowatością.<br>
{{tab}}— Nie myli się pani — odrzekł Henryk. — Rzeczywiście wyjawić mam pani tajemnicę...<br>
{{tab}}I dodał tak cicho, że Berta raczej odgadła, niż dosłyszała te słowa:<br>
{{tab}}— Tajemnicę mojego serca!..<br>
{{tab}}Odkąd p. de Nathon wszedł do kiosku, panna de Franoy była bardzo blada. Teraz poczerwieniała.<br>
{{tab}}Henryk zadaleko już zaszedł, ażeby mógł się cofnąć.<br>
{{tab}}Mówił więc dalej:<br>
{{tab}}— Kocham cię pani... Czyś pani tego nie odgadła? Kocham cię miłością niezmierną, której wyrazić nie zdołałyby najwymowniejsze nawet wyrazy... W pani me marzenia o przyszłości, me nadzieje szczęścia... Byłem zarozumiały... teraz mam tylko jedno pragnienie, ażeby pani powierzyła mi starania o swej przyszłości... Pragnienie to, znane jest ojcu pani i on je w zupełności pochwala... Powiedział mi, że z ocho-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dlk6vtm0pxk8fjijcyhysmo89ace33h
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/248
100
1082817
3146504
2022-08-06T17:30:45Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>tą nazwie mnie swym synem, ale nie taił się przedemną, że pozostawia pani w tem zupełnie wolną wolę i przyzwolenie otrzymać mogę tylko od pani... Dlatego widzi mnie pani u swych nóg... Dlatego pytam, czy otworzysz mi niebo, czy też strącisz mnie w otchłań rozpaczy?..<br>
{{tab}}Kiedy to p. de Nathon mówił, z niepowściągnionem uniesieniem miłości, Berta stała milcząca, nieruchoma i od doznawanego wzruszenia, mieniła się na twarzy.<br>
{{tab}}Kiedy hrabia wszystko już wypowiedział, gdy wszystkiego wysłuchała do końca, już była spokojną i panią siebie, ale snać gwałtowność wzruszenia wyczerpała jej siły, bo bladość twarzy mogła się równać białości jej sukni.<br>
{{tab}}Wyciągnęła rękę, ażeby podnieść klęczącego Henryka. Uczuł on, że ręka jej zimna jak z marmuru.<br>
{{tab}}— Panie hrabio — rzekła zwolna głosem, który chciała uczynić pewnym, ale niemogła tego dokazać — znam pana dobrze... Wiem, że masz serce dobre i szlachetne i duszę prawą... Dumną jestem, że serce to i dusza mnie się oddały... Widzę, że mnie pan kochasz szczerze i głęboko... Wiedziałam nawet o tem, zanim mi pan powiedziałeś... Wiem również, że szczęśliwą uczynisz tą, której przyrzeczesz szczęście i że nie zabraknie nigdy twej miłości dla tej, którą zaprzysięgniesz kochać...<br>
{{tab}}— A nią pani jesteś!.. — zawołał p. de Nathon — nikt inny, tylko pani!..<br>
{{tab}}— Powiedziałam już panu, że wiem o tem — mówiła dalej Berta z zachwycającą prostotą — i serce<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rb7gxpw67rlodgavhszu2g570fk1n13
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/249
100
1082818
3146505
2022-08-06T17:32:40Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>moje nie jest bynajmniej niewdzięcznem dla tej szlachetnej miłości...<br>
{{tab}}— Więc — zawołał hrabia — pani mnie kochasz!.. Wszak prawda, Berto!.. To przecie chcesz mi powiedzieć?..<br>
{{tab}}— Tak — odrzekło dziewczę z anielską skromnością — tak, panie hrabio, kocham cię...<br>
{{tab}}— Kochasz mnie!.. — powtórzył Henryk z upojeniem — kochasz mnie!.. o! to... przyszłość naszą jest!.. radości wszelkie!.. szczęście!.. Moją będziesz na zawsze!.. żoną moją ukochaną!.. Mój Boże! czyż może być na ziemi szczęście większe od mojeg!.. O! jeżeli mnie tak kochasz, jak mówisz, Berto, powiedz mi to raz jeszcze, powtórz!..<br>
{{tab}}Pan de Nathon ukląkł przed dziewczęciem, pochwycił je za ręce i tulił je w swoich z niewymowną radością.<br>
{{tab}}Berta, cała drżąca, czuła się blizką omdlenia; Z każdą sekundą wzmagała się jej bladość. Wargi nawet zbielały. W obumarłej twarzy tylko oczy pozostały żywe.<br>
{{tab}}— A! — wyrzekła złamanym głosem, rozdzierajacym tonem, — A! po cóż mi pan przerwałeś?.. Niestety, radość pańska do rozpaczy mnie doprowadza bo muszę ją stłumić... Przed Bogiem, który mnie słyszy, przysięgam, że pana kocham z całej mej duszy i że pana tylko będę kochała... Jedynem szczęściem dla mnie, byłoby oddać panu całe me życie i z panem iść przez nie... a jednak nigdy nie zostanę żoną pańską nie, nigdy... nigdy... przenigdy...<br>
{{tab}}I głos dziewczęcia przy wymawianiu tego strasznego słowa, przeszedł w długie szlochanie.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fm92zthopdjpco1bnhujq0ru3rfykzf
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/250
100
1082819
3146506
2022-08-06T17:33:54Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Hrabia de Nathon, któremu zdało się, że go trapi przykry jakiś sen, patrzał na nią osłupiały i przerażony zarazem, pytając się w myśli, czy nie dostała nagle okropnego obłędu...<br>
{{tab}}Panna de Franoy osunęła się na dywan, jakby nogi ugięły się pod jej ciężarem.<br>
{{tab}}Upadła na kolana przy kanapie, twarz przycisnęła do poduszki, płacząc i jęcząc konwulsyjnie. A wśród tego płaczu i szlochań, słychać było jak usta jej powtarzały wciąż jeszcze, bez przerwy:<br>
{{tab}}— Nigdy... nigdy... nigdy...<br>
{{tab}}Henryk stał przed nią i szukał jakiegoś środka przeciw ogarniającej go rozpaczy. Wmawiał w siebie że nie zdaje sobie sprawy z rzeczywistości, powtarzał sobie:<br>
{{tab}}— Nie, w tem niema nic prawdy... To wcale nie jest możebne... To tylko sen... okropny sen... Ale przecież się przebudzę...<br>
{{tab}}Niestety, to nie był sen.<br>
{{tab}}Hrabia przekonał się wkrótce, iż w rzeczywistości odbywa się ta scena, przy której był obecny, nie rozumiejąc jej jednak wcale.<br>
{{tab}}Płacz Berty powoli zmniejszył się. Przycichły jęki i wreszcie ustały zupełnie. Siły jej, przed chwilą wyczerpane znowu wróciły. Podniosła naprzód głowę, potem oparłszy się jedną ręką o poduszkę kanapy podniosła się i stanęła nieruchomo naprzeciw Henryka, z oczyma w niego wpatrzonemi.<br>
{{tab}}W {{Korekta|piewszych|pierwszych}} paroksyzmach niepojętej dla hrabiego rozpaczy, w ruchach prawie konwulsyjnych jej boleści, wypadł Bercie z głowy grzebień, przytrzymujący sploty jej włosów. Rozpuściły się one bujnie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
80c97huitmkr8u7jfl6zqynhwodktwf
Dyskusja wikiskryby:MdsShakil
3
1082821
3146528
2022-08-06T18:12:28Z
Pathoschild
175
add talk page header ([[m:Synchbot|requested by MdsShakil]])
wikitext
text/x-wiki
{{User talk:MdsShakil/header}}
tbo8m2n1p4y1shpmyu07h1k0g9pq65d
Strona:PL Bourget - Kosmopolis.pdf/72
100
1082822
3146543
2022-08-06T18:34:12Z
Zetzecik
5649
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Zetzecik" />{{Numeracja stron|66|{{roz|KOSMOPOLI}}S.|}}
{{---|}}</noinclude>to wasze przysłowie: niema wiadomości, więc dobre wiadomości?<br>
{{tab}}Baron Hafner w chwili gdy Maud Gorska wyrzekła te słowa, stał nieco z boku. Mimowoli Dorsenne spojrzał na niego, a on, także mimowoli, choć zawsze był panem siebie, spojrzał na Dorsenne’a. Teraz już nie można było czynić przypuszczeń. Powrót Bolesława Gorskiego do Rzymu, bez wiedzy żony, dla każdego, kto znał jego stosunki z panią Steno i niestałość tej ostatniej, stanowił wypadek zbyt ważne pociągający następstwa, by obu nie przyszła do głowy ta sama myśl, czy nie możnaby jeszcze zapobiedz nieszczęściu? Każdy z nich, w tych okolicznościach jak zwykle się przytrafia w ważnych zdarzeniach życia, okazał odrębność swego charakteru. Na twarzy Hafnera nie zadrżał żaden muskuł. Szło może o oddanie przysługi kobiecie będącej w niebezpieczeństwie, kobiecie, dla której czuł przyjaźń, o ile w ogólności zdolny on był do przyjaźni. Kobieta ta była podwaliną jego położenia światowego w Rzymie a nawet była czemś więcej. Cały jego plan małżeństwa Fanny, dotąd trzymany w tajemnicy, ale blizki już urzeczywistnienia, opierał się na pani Steno. Ale sądził, że nie może oddać tej przysługi wprzód, aż przepędzi półgodziny w salach pałacu Castagna i zabrał się do użycia tego czasu jak najkorzystniej, odnośnie do zamierzonych zakupów, jeżeli nie w innych celach. Zwrócił się do pani {{pp|Gor|skiej}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
foheyboensqwjxwozrhcl3s47k7cwdn
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/392
100
1082823
3146546
2022-08-06T18:37:39Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>szość tego Kazimierza, jak żeby to był jego pogrzeb prawdziwy! A przytem świadomość, że to nie teraz, że pięćset bez jednego lat w tył, że zamek inny..., że wszystko inne: my biedni dworzanie za tą ubogą trumną króla! Jakby się to wydało tym, co inny zamek, inne pogrzeby widzieli?... Było dziwnie gorzko, ale i błogo razem. Było jakieś uszczęśliwienie rzewne w tem, że się widziało kości i włosy Kazimierza; a ta jego korona, po pięciu wiekach z grobu wychodząca na świat, na jasne słońce...<br>
{{tab}}»Był potem pogrzeb, wspaniale urządzony, z deputacyami całego kraju, uroczysty, malowniczy. Ale ten obchód przygotowany, paradny, z całą swoją okazałością, nie przejmował tak do głębi duszy, jak to niespodziewane odkrycie kości i złożenie ich do trumny.<br>
{{tab}}»Zostaliśmy tam długo, nie mówiąc do siebie prawie nic, myśląc wszyscy to samo i dużo. Rzewuski fotografował insygnia. Matejko szkicował. Z tego szkicu i z tego wspomnienia powstał obrazek, ''Wnętrze grobu Kazimierza''. Jest zupełnie, najzupełniej tak, jak tam było. Jeżeli obrazek się przechowa, to po wiekach jeszcze dowiedzą się z niego ludzie, jak znaleziono grób i kości Kazimierza W. w r. 1869«.<br>
{{tab}}Obrazek się przechował i jest jedynym obrazem olejnym mistrza, który w tej chwili, wisząc w jego dawnym salonie, jest własnością ''Towarzystwa imienia Jana Matejki''. Jedynym! Miejmy nadzieję, że z czasem przybędzie ich więcej... Obecnie jest jeszcze jeden rysunek ołówkowy: wykończony szkic do ikonostasu w kościele św. Norberta w Krakowie, wyobrażający Chrystusa »na niebiesiech«...<br>
{{tab}}I to już wszystko? Na szczęście, nie. Towarzystwo posiada jeszcze tak zw. ''Słownik Matejki'', przedstawiający się w postaci kilkuset rysunków — przeważnie na kalce — wklejonych do kilku grubych woluminów. Jest to prawdziwa encyklopedya kostiumów polskich, węgierskich, niemieckich, czeskich, hiszpańskich, włoskich, angielskich, szwedzkich, etc. etc., obejmująca epokę kilkusetletnią: począwszy od wieków średnich, a kończąc na copfach i koronkach wieku XVIII. Gdziekolwiek zdarzyło się Matejce, czy to w jakiem dziele historycznem czy w jakiem piśmie ilustrowanem, zobaczyć jakiś kostium starodawny, zaraz go z najdrobniejszemi szczegółami przerysowywał, bądź na cienkiej żółtawej kalce, bądź na pierwszym<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hjm1xj4x4voh5n62hbza7vsytnn1i3x
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/47
100
1082824
3146547
2022-08-06T18:38:56Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>zwierzę. Objaśniamy sobie jego naiwność chyba tem, że urodzony w tej dolinie zapewne jeszcze nie widział tu ludzi i nigdy nie był spłoszonym. Prawie pod samą przełęczą jest trochę wody. Śniadamy. Ztąd najłatwiej wejśćby można na Kończystą. Zaledwie paręset kroków wyżej, dochodząc do przełęczy spostrzegamy jedyny z po za niej wyglądający wysmukły stożkowaty czubek. To Wysoka! Z każdym krokiem dalej czubek ten rośnie i wnet wyrasta w kolosalną piramidę. Znając prawie wszystkie większe szczyty w Tatrach, prawie wszystkie większe doliny i grzbiety, nie trudno przy pewnej wprawie skombinować sobie z jakiegokolwiek nieznanego jeszcze punktu plan drogi i obrać właściwy kierunek. Ostatecznie zostaje tylko jeszcze tu i owdzie pytanie, czy ten lub ów źleb, ta lub owa grań „puści lub nie puści“. No, zobaczmyż tutaj. Po za ową szeroką i bardzo już połogą najwyższą częścią doliny, otwiera się naraz stroma przepaść a na jej dnie znany nam dawno „Zmarzły Staw“ pod Żelaznemi Wrotami. Jednym rzutem oka górale nasi dopatrują jakiegoś źlebu, który „acz niemiły“ ale „puszcza“. W pół godziny jesteśmy przy stawie. Dziś on wcale nie jest zmarzłym, ale za to tak mętnym jak nigdy żaden staw na tej wyżynie w Tatrach nie bywa. Bierzemy się mocno na lewo, aby się dostać do czerwieniejącej zdala „buli“ (turnia o zaokrąglonych i nieco spłaszczonych kształtach), leżącej od południa pod Wysoką. Z prawdziwym żalem rozstajemy się z okolicą Zmarzłego Stawu, bo to z ponad niego uśmiecha się nam szczerba Żelaznych Wrót, przez którą dwa razy już przechodziliśmy na północną stronę Tatr do Zielonego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2fdgvtnex5b5bnsksyaawdlw0qvnn5q
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/393
100
1082825
3146549
2022-08-06T18:41:11Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>lepszym świstku czystego papieru, i wklejał do tego »słownika«. Z biegiem lat urósł ten oryginalny »słownik« do rozmiarów kilku grubych tomów, każdy o kilkuset stronicach in 4‑o. Nieoszacowana to pamiątka po Matejce, świadectwo jego pracowitości i sumienności, tem cenniejsze, że nie brak w tym »słowniku« i rzeczy luźnych, szkiców do obrazów (np. do Batorego), całego szeregu ołówkowych portretów wszystkich wybitniejszych postaci historycznych polskich, królów, poetów, mężów politycznych, rysowanych według starych sztychów, obrazów, monet, pieczęci.
To też, przeglądając ten olbrzymi »słownik«, kartka po kartce, miałem wrażenie, jakby cała przeszłość, a z nią i cała twórczość Mistrza, przeciągały przed niemi oczyma: zdawało mi się, że widzę cały barwny korowód królów i książąt, od Chrobrego do Stanisława Augusta, wmieszanych w nieprzejrzany tłum kontuszowej szlachty, zbrojnego rycerstwa, magnatów w deliach, skrzydlatych husarzów, wspaniale ubranych biskupów z pastorałami i w złocistych infułach, purpurowych kardynałów, pięknych mieszczanek krakowskich, sędziwych matron, młodych gamratek, błaznów i dworzan królewskich, i że w szystkie te ''schwankende Gestalten'', z których bardzo wiele znałem z obrazów Matejki, jakby się wyłaniały z zaczarowanych kart tego grubego woluminu, nad którym siedziałem pochylony... I chciało mi się zatrzymać tę złudę, wołając do niej, jak Faust: ''Verweile noch, du hist so schön!'' ale przy mnie stał uprzejmy kustosz domu Matejki, a nie lubię nadużywać czyjejś uprzejmości i cierpliwości.
Po obejrzeniu wszystkiego, co ''Dom Matejki'' w swym teraźniejszym stanie posiada ciekawego i godnego widzenia, a co mi zajęło blizko trzy godziny czasu, przeszedłem do t. zw. kancelaryi ''Towarzystwa'', w której się co tydzień odbywają posiedzenia członków zarządu, a w której, w tej chwili, choć sama Kancelarya wcale nie jest wielką, także jest niemało do oglądania.
Przedewszystkiem rzuca się w oczy mnóstwo obrazów olejnych nie­‑Matejki, rozwieszonych po ścianach, lub stojących na ziemi, w charakterystycznym nieładzie, który odrazu pozwala się domyślać, że się tu znajdują czasowo.
— A to co za galerya? zapytałem, przypatrując się pięknemu krajobrazowi tatrzańskiemu Gersona, wiszącemu obok<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2gxk2jcxr8tp20x3c6xnk5k3zul9kif
3146551
3146549
2022-08-06T18:41:24Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>lepszym świstku czystego papieru, i wklejał do tego »słownika«. Z biegiem lat urósł ten oryginalny »słownik« do rozmiarów kilku grubych tomów, każdy o kilkuset stronicach in 4‑o. Nieoszacowana to pamiątka po Matejce, świadectwo jego pracowitości i sumienności, tem cenniejsze, że nie brak w tym »słowniku« i rzeczy luźnych, szkiców do obrazów (np. do Batorego), całego szeregu ołówkowych portretów wszystkich wybitniejszych postaci historycznych polskich, królów, poetów, mężów politycznych, rysowanych według starych sztychów, obrazów, monet, pieczęci.<br>
{{tab}}To też, przeglądając ten olbrzymi »słownik«, kartka po kartce, miałem wrażenie, jakby cała przeszłość, a z nią i cała twórczość Mistrza, przeciągały przed niemi oczyma: zdawało mi się, że widzę cały barwny korowód królów i książąt, od Chrobrego do Stanisława Augusta, wmieszanych w nieprzejrzany tłum kontuszowej szlachty, zbrojnego rycerstwa, magnatów w deliach, skrzydlatych husarzów, wspaniale ubranych biskupów z pastorałami i w złocistych infułach, purpurowych kardynałów, pięknych mieszczanek krakowskich, sędziwych matron, młodych gamratek, błaznów i dworzan królewskich, i że w szystkie te ''schwankende Gestalten'', z których bardzo wiele znałem z obrazów Matejki, jakby się wyłaniały z zaczarowanych kart tego grubego woluminu, nad którym siedziałem pochylony... I chciało mi się zatrzymać tę złudę, wołając do niej, jak Faust: ''Verweile noch, du hist so schön!'' ale przy mnie stał uprzejmy kustosz domu Matejki, a nie lubię nadużywać czyjejś uprzejmości i cierpliwości.<br>
{{tab}}Po obejrzeniu wszystkiego, co ''Dom Matejki'' w swym teraźniejszym stanie posiada ciekawego i godnego widzenia, a co mi zajęło blizko trzy godziny czasu, przeszedłem do t. zw. kancelaryi ''Towarzystwa'', w której się co tydzień odbywają posiedzenia członków zarządu, a w której, w tej chwili, choć sama Kancelarya wcale nie jest wielką, także jest niemało do oglądania.<br>
{{tab}}Przedewszystkiem rzuca się w oczy mnóstwo obrazów olejnych nie­‑Matejki, rozwieszonych po ścianach, lub stojących na ziemi, w charakterystycznym nieładzie, który odrazu pozwala się domyślać, że się tu znajdują czasowo.<br>
{{tab}}— A to co za galerya? zapytałem, przypatrując się pięknemu krajobrazowi tatrzańskiemu Gersona, wiszącemu obok<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cakk6w9nr8yyyzcro0ba0yp8hn6jfbl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1215
100
1082826
3146553
2022-08-06T18:43:59Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /><br><br></noinclude>{{Inicjał|M}}oja jéjmość, — rzekł pan Szwarc do żony jednego wieczora, gdy spokojnie siedzieli oboje w ostatnim pokoiku i jakoś dosyć byli pochmurni, od dawna nie mając wiadomości od syna, — moja jéjmość, jakby się to tobie zdawało? przyszła mi myśl jedna, potrzebaby się nam poradzić.<br>
{{tab}}Szwarcowa, która coś robiła około doniczek zeschłego na pół geranjum, może aby mąż nie dopatrzył że łzy miała w oczach, odwróciła się żywo ku niemu.<br>
{{tab}}— Mój kochany, — odpowiedziała udając spokój, — już jak ty co pomyślisz, to pewnie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8e9wgup9n8ez7hv00suzs6xo4knh57s
3146830
3146553
2022-08-06T21:43:29Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /><br><br></noinclude>{{Inicjał|M}}oja jéjmość, — rzekł pan Szwarc do żony jednego wieczora, gdy spokojnie siedzieli oboje w ostatnim pokoiku i jakoś dosyć byli pochmurni, od dawna nie mając wiadomości od syna, — moja jéjmość, jakby się to tobie zdawało? przyszła mi myśl jedna, potrzebaby się nam poradzić.<br>
{{tab}}Szwarcowa, która coś robiła około doniczek zeschłego na pół geranjum, może aby mąż nie dopatrzył że łzy miała w oczach, odwróciła się żywo ku niemu.<br>
{{tab}}— Mój kochany, — odpowiedziała udając spokój, — już jak ty co pomyślisz, to pewnie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
735niybjj6xr3bsqd28663krdwyro29
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1216
100
1082827
3146554
2022-08-06T18:44:43Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>dobrze. Cobym ja tam moim kobiecym rozumem dodać tobie mogła?<br>
{{tab}}— O tak! a ileż to razy trafiało się, żeś mi jejmość święcie i poczciwie doradziła? Człowiek się uprze przy swojéj myśli, gdy mu ona głowę świdruje, i tak się w niéj zakuje, że ani podobna z niéj wyruszyć i dopiero jak go kto wyparuje siłą, mocą, postrzeże się, że nie na dobrem miejscu siedział. Zawsze co dwie głowy, to nie jedna.<br>
{{tab}}— Twoja i za dziesięć starczy, moje serce.<br>
{{tab}}— Rzuciłabyś jejmość te pochlebstwa; ot! nie nam to już, tyle lat z sobą przeżywszy, prawić sobie słodycze! Moja głowa do robienia grosza to jeszcze jako tako, ale do innéj sprawy, zwłaszcza teraz, kiedy na niéj tyle ciężkich myśli ołowiem leży, nie taka już skuteczna jak się jejmości wydaje. Czuję, że mnie i starość, a nie bez tego żeby i smutek nie ogłupiał. Człowiek znosi, znosi, ale jak go ciśnie to uciśnięty.<br>
{{tab}}— Ty bo nadto do serca bierzesz zaraz...<br>
{{tab}}— No, no! a Jejmość lepsza? — zawołał Szwarc, — niby to ja nie widzę!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rajelbrgzml3mt2gusg5v8664p73o29
3146834
3146554
2022-08-06T21:45:38Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>dobrze. Cobym ja tam moim kobiecym rozumem dodać tobie mogła?<br>
{{tab}}— O tak! a ileż to razy trafiało się, żeś mi jéjmość święcie i poczciwie doradziła? Człowiek się uprze przy swojéj myśli, gdy mu ona głowę świdruje, i tak się w niéj zakuje, że ani podobna z niéj wyruszyć i dopiero jak go kto wyparuje siłą, mocą, postrzeże się, że nie na dobrém miejscu siedział. Zawsze co dwie głowy, to nie jedna.<br>
{{tab}}— Twoja i za dziesięć starczy, moje serce.<br>
{{tab}}— Rzuciłabyś jéjmość te pochlebstwa; ot! nie nam to już, tyle lat z sobą przeżywszy, prawić sobie słodycze! Moja głowa do robienia grosza to jeszcze jako tako, ale do innéj sprawy, zwłaszcza teraz, kiedy na niéj tyle ciężkich myśli ołowiem leży, nie taka już skuteczna jak się jéjmości wydaje. Czuję, że mnie i starość, a nie bez tego żeby i smutek nie ogłupiał. Człowiek znosi, znosi, ale jak go ciśnie to uciśnięty.<br>
{{tab}}— Ty bo nadto do serca bierzesz zaraz...<br>
{{tab}}— No, no! a Jejmość lepsza? — zawołał Szwarc, — niby to ja nie widzę!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7o8v26iv8z8x89dla4npzy9jqdl7g2j
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1217
100
1082828
3146556
2022-08-06T18:46:28Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Cóż masz widzieć?<br>
{{tab}}— A! at! at! rozumiemy się i bez słów, dosyć oczów. Wiele to czasu jakeśmy Adolfa nie wspominali, ja dla tego żeby jejmości nie smucić, ty duszko żeby mnie nie drażnić, a z oczów sobie czytamy oboje, że tylko o nim dzień i noc myślimy! To darmo! Jejmość sądzisz że ja śpię, kiedy tak ciężko wzdychasz? A już téż nie czego tylko z turbacji o niego. Na co to taić? Mnie tylko to jego ożenienie ciągle przed oczyma stoi. Ma on rozum, nie można mu go odmówić, mógł sobie wybrać dobrze, ale broń Boże chybi, ratunku na to nie ma, całe życie będzie pokutował. Ja mu pewnie żony ani narzucać, ani odbierać nie myślę, boć to nie dla mnie ale dla niego ta żona, przecieżbym oczyma własnemi chciał ją widzieć i być pewniejszym co to tani takiego? Już jakbym się gryzł, tobym przynajmniéj dokumentnie wiedział dla czego się jem.<br>
{{tab}}Z uwagą wysłuchawszy tych słów p. Szwarcowa, pokiwała głową twierdząco.<br>
{{tab}}— Cóż dziwnego, że jegomość byś chciał to widzieć własnemi oczyma, kiedy mnie, dla<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f3ha4hca8h6ugh2ykfhuojmprxpkfu0
3146836
3146556
2022-08-06T21:49:06Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}— Cóż masz widziéć?<br>
{{tab}}— A! at! at! rozumiemy się i bez słów, dosyć oczów. Wiele to czasu jakeśmy Adolfa nie wspominali, ja dla tego żeby jéjmości nie smucić, ty duszko żeby mnie nie drażnić, a z oczów sobie czytamy oboje, że tylko o nim dzień i noc myślimy! To darmo! Jéjmość sądzisz że ja śpię, kiedy tak ciężko wzdychasz? A już téż nie czego tylko z turbacji o niego. Na co to taić? Mnie tylko to jego ożenienie ciągle przed oczyma stoi. Ma on rozum, nie można mu go odmówić, mógł sobie wybrać dobrze, ale broń Boże chybi, ratunku na to nie ma, całe życie będzie pokutował. Ja mu pewnie żony ani narzucać, ani odbierać nie myślę, boć to nie dla mnie ale dla niego ta żona, przecieżbym oczyma własnemi chciał ją widziéć i być pewniejszym co to tam takiego? Już jakbym się gryzł, tobym przynajmniéj dokumentnie wiedział dla czego się jem.<br>
{{tab}}Z uwagą wysłuchawszy tych słów p. Szwarcowa, pokiwała głową twierdząco.<br>
{{tab}}— Cóż dziwnego, że jegomość byś chciał to widziéć własnemi oczyma, kiedy mnie, dla<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2tk545ud0xsvhoj3kwc0q1c35a2dmko
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/541
100
1082829
3146557
2022-08-06T18:46:44Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>(Mekijas). Autorowie muzułmańscy podali wierną tablicę wylewów Nilu, i wszystkich nieszczęść, które były przepowiedziane przez Mekijas. Gdy nilometr stał niżéj szesnastéj stopy, było znakiem braku wylewu, a gdy wyżéj stóp ośmnastu, wylew był zbyteczny. Gdy wylew Nilu obudzał obawy, wierni zbiérali się około Mekijasu, lub w meczetach Amru i El-Azhar. Sułtanowie, kalifowie, ulemi i lud cały szli w procesyi na pustynię, dla uproszenia u nieba potrzebnych wód. Starożytne kroniki podają, że często głód trwał lat siedm, jak za czasów Józefa, i mówią o jednym wielkim bardzo głodzie, tak, iż zjadano trupy, psy, koty, wielbłądy i osły. Za panowania Mostanser-Billah przez lat siedm nie było wylewu; zrodziło się stąd mniemanie, że bieg Nilu został odwróconym. W celu zaradzenia złemu, mówi kronikarz ówczesny, wysłano poselstwo do króla Abisynii z zaklęciem, aby pozwolił rzóce wrócić do łożyska swego, i że król ten, przez wzgląd na proroka z Mekki, uczynił to, o co go proszono. Nié ma kraju, gdzieby głód dawał się czuć tak srodze, jak w Egipcie; z przerażeniem czytamy opowiadanie o téj klęsce za czasów Abdalatifa. Ludzie pożérali się między sobą, mięso ludzkie wystawionóm było na przedaż w Kairze.<br>
{{tab}}Nilometr często był przebudowywany i poprawiany. Historya przechowała imiona książąt i zdobywców, którzy się przyczynili do jego ulepszenia. Na ścianach i kolumnie są spisani synowie zwycięstwa, dzieci światła, wybrani Boscy, którzy ten budynek ulepszali. Na czele tego spisu jest sławny Al-Mamun, syn Aarona Al-Rachida, a zamyka listę jeden z generałów Bonapartego. Francuzi, w czasie swego pobytu w Egipcie, zajęli się restauracyą Mekijasu. Zachowuje się list, w którym dywan Kairu dziękuje za to naczelnemu wodzowi i inżynierowi Lepère. Na kolumnie oznaczony był rok, w którym restauracya dokonaną została, z literami początkowémi R.P.F. Na frontonie budowy znajdował się napis w języku francuskim i arabskim, oznaczający czas skoń-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tf7v4vwxtvwxm5qavi0vsw3zxl5z750
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1218
100
1082830
3146558
2022-08-06T18:47:12Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>któréj to wprost niepodobieństwo, tylko to chodzi po głowie, żeby ją też zobaczyć. Adolf ma przecie nie dla proporcji rozum i edukacją, ale młodość, ale miłość, tak człowieka obałamucą, że gdyby panna była z rogami, z pozwoleniem, toby ją wziął jak się raz wkocha; powiedziałby sobie że jéj i z tém ładnie. Ale jakże jegomość możesz się tam dostać i ją zobaczyć?<br>
{{tab}}— Czekajże no, myślałem ja dobrze, zaraz ci powiem, to może się zrobić i bardzo nawet łatwo. Narębscy mają kilka szynków, pojechałbym do Warszawy pod pozorem, T że chcę je wziąć w dzierżawę od niego, tym co je trzymali dotąd właśnie kontrakt wychodzi, powód mam dobry. Wezmę czy nie, a najpewniéj że nie zaarenduję, — a potargować mogę.<br>
{{tab}}— Chociażby i tak! a jakże się tam przyjechawszy odrekomendujesz? cóż powiesz? Szwarc! a tu Szwarc jakiś stara się o ich córkę, nuż domyślą się, przewąchają, to dopiero byś się Adolfowi przysłużył! ha!<br>
{{tab}}— Ale ba, juściż ja to sam miarkuję, że tak nie można, a któż mnie tam zna? Szwarc czy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g0kayi248j2g6wtyhowg3wbip9prf76
3146838
3146558
2022-08-06T21:51:32Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>któréj to wprost niepodobieństwo, tylko to chodzi po głowie, żeby ją téż zobaczyć. Adolf ma przecie nie dla proporcji rozum i edukacją, ale młodość, ale miłość, tak człowieka obałamucą, że gdyby panna była z rogami, z pozwoleniem, toby ją wziął jak się raz wkocha; powiedziałby sobie że jéj i z tém ładnie. Ale jakże jegomość możesz się tam dostać i ją zobaczyć?<br>
{{tab}}— Czekajże no, myślałem ja dobrze, zaraz ci powiem, to może się zrobić i bardzo nawet łatwo. Narębscy mają kilka szynków, pojechałbym do Warszawy pod pozorem, że chcę je wziąć w dzierżawę od niego, tym co je trzymali dotąd właśnie kontrakt wychodzi, powód mam dobry. Wezmę czy nie, a najpewniéj że nie zaarenduję, — a potargować mogę.<br>
{{tab}}— Chociażby i tak! a jakże się tam przyjechawszy odrekomendujesz? cóż powiész? Szwarc! a tu Szwarc jakiś stara się o ich córkę, nuż domyślą się, przewąchają, to dopiero byś się Adolfowi przysłużył! ha!<br>
{{tab}}— Ale ba, juściż ja to sam miarkuję, że tak nie można, a któż mnie tam zna? Szwarc czy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mq68vqknrrpi3qlcof9emwciosat6zv
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/394
100
1082831
3146559
2022-08-06T18:48:46Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>pięknej główki Buchbindera, malowanej ''à la Meissonier'', a sąsiadującej z gustowną paletą Reyznera.
— Są to obrazy — odrzekł mój uprzejmy ''cicerone'' — przeznaczone na tombolę, a nadsyłane przez wszystkich malarzy polskich. Jak pan widzi, mamy już sporą kolekcyę, a jest to zaledwo jedna dziesiąta część tego, co otrzymamy wkrótce. Nietylko Brandt, Siemiradzki, Chełmoński, Kowalski i wielu innych, obiecali nam przysłać po obrazie, ale niebrak i malarzów nie­‑polskich, którzy sami zgłaszają się ze swemi obrazami, chcąc tym sposobem zaznaczyć swoje uwielbienie dla Matejki. Ot ten pejzaż np. (i tu pan Glatman wskazał mi na duży obraz, przedstawiający widok jakiejś szerokiej rzeki, płynącej wśród malowniczych wybrzeży) przysłał nam niejaki p. Włodzimierz Wuczyczewicz, m alarz rosyjski, zamieszkały w gub. charkowskiej...<ref>Nadto przysłał na tombolę tę piękny portret męski najznakomitszy z dzisiejszych malarzy rosyjskich, Riepin.</ref> Tym sposobem mamy nadzieję, że tombola wypadnie świetnie, oraz, że przyniesie znaczny dochód. Fantów będzie 1.500, a fantami będą wyłącznie dzieła sztuki, obrazy i rzeźby wszystkich polskich artystów. Biletów będzie 15.000 po guldenie. Nie wątpię, że ze wszystkich stron kraju, nietylko z Krakowa i Galicyi, ale z Królestwa, z Poznańskiego i z zagranicy, będziemy otrzymywali żądania o bilety... Chodzi o to tylko, żeby a v całym kraju rozeszła się wiadomość o tej tomboli. Wtedy możemy być pewni, że każdy, co wielbi geniusz Matejki, zechce się przyczynić mniejszym lub większym datkiem, kupując kilka biletów, co się zresztą opłaci każdemu, szanse bowiem, żeby wygrać obraz lub rzeźbę, będą ogromne. Fundusze, zebrane z tej tomboli, obrócimy na przebudowę górnej połowy domu, która będzie przerobiona na muzeum, na galeryę obrazów Matejki. Znajdą się w niej te obrazy Matejki, które obecnie znajdują się w Sukiennicach... Tymczasem, w czerwcu, odbędzie się wspaniały kiermasz na dochód domu Matejki, kiermasz, który urządza młodzież akademicka, a który się odbędzie w malowniczym dziedzińcu Biblioteki jagielońskiej. Będzie to wspaniała zabawa kostiumowa, bo wszyscy uczestnicy jej, których może być do dwóch tysięcy, wystąpią w kostiumach historycznych, wzorowanych na matejkowskich ''Ubiorach w Polsce''. Oczywiście, że i po tej tom-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3sv2g57kapyggnetbfd13l04q5mrmvn
3146560
3146559
2022-08-06T18:48:57Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>pięknej główki Buchbindera, malowanej ''à la Meissonier'', a sąsiadującej z gustowną paletą Reyznera.<br>
{{tab}}— Są to obrazy — odrzekł mój uprzejmy ''cicerone'' — przeznaczone na tombolę, a nadsyłane przez wszystkich malarzy polskich. Jak pan widzi, mamy już sporą kolekcyę, a jest to zaledwo jedna dziesiąta część tego, co otrzymamy wkrótce. Nietylko Brandt, Siemiradzki, Chełmoński, Kowalski i wielu innych, obiecali nam przysłać po obrazie, ale niebrak i malarzów nie­‑polskich, którzy sami zgłaszają się ze swemi obrazami, chcąc tym sposobem zaznaczyć swoje uwielbienie dla Matejki. Ot ten pejzaż np. (i tu pan Glatman wskazał mi na duży obraz, przedstawiający widok jakiejś szerokiej rzeki, płynącej wśród malowniczych wybrzeży) przysłał nam niejaki p. Włodzimierz Wuczyczewicz, m alarz rosyjski, zamieszkały w gub. charkowskiej...<ref>Nadto przysłał na tombolę tę piękny portret męski najznakomitszy z dzisiejszych malarzy rosyjskich, Riepin.</ref> Tym sposobem mamy nadzieję, że tombola wypadnie świetnie, oraz, że przyniesie znaczny dochód. Fantów będzie 1.500, a fantami będą wyłącznie dzieła sztuki, obrazy i rzeźby wszystkich polskich artystów. Biletów będzie 15.000 po guldenie. Nie wątpię, że ze wszystkich stron kraju, nietylko z Krakowa i Galicyi, ale z Królestwa, z Poznańskiego i z zagranicy, będziemy otrzymywali żądania o bilety... Chodzi o to tylko, żeby a v całym kraju rozeszła się wiadomość o tej tomboli. Wtedy możemy być pewni, że każdy, co wielbi geniusz Matejki, zechce się przyczynić mniejszym lub większym datkiem, kupując kilka biletów, co się zresztą opłaci każdemu, szanse bowiem, żeby wygrać obraz lub rzeźbę, będą ogromne. Fundusze, zebrane z tej tomboli, obrócimy na przebudowę górnej połowy domu, która będzie przerobiona na muzeum, na galeryę obrazów Matejki. Znajdą się w niej te obrazy Matejki, które obecnie znajdują się w Sukiennicach... Tymczasem, w czerwcu, odbędzie się wspaniały kiermasz na dochód domu Matejki, kiermasz, który urządza młodzież akademicka, a który się odbędzie w malowniczym dziedzińcu Biblioteki jagielońskiej. Będzie to wspaniała zabawa kostiumowa, bo wszyscy uczestnicy jej, których może być do dwóch tysięcy, wystąpią w kostiumach historycznych, wzorowanych na matejkowskich ''Ubiorach w Polsce''. Oczywiście, że i po tej tom-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
180vfprtf5kbmlcez2b89xlnuvylbya
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/542
100
1082832
3146564
2022-08-06T18:51:26Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>czenia téj budowy, i nazwisko generała Menou z pieczęciami Kadego, przy zwykłéj formie muzułmańskiéj: „W imię Boga łaskawego i miłosiernego.“ Napisy te dziś już nie istnieją.<br>
{{tab}}Przeprawiwszy się przez Nil, jest wioska Gizeh; od niéj wzięły nazwisko wielkie piramidy, chociaż o pięć mil od niej oddalone. Wieś pięknie zabudowana, ma wiele kiosków w ogrodach, i wiejskich domów. Wszędzie tu widoczna zamożność, a nawet bogactwo mieszkańców, ale wśród ludu gminnego najwięcéj jest żebraków.<br>
{{tab}}Miasto umarłych czyli starożytny cmentarz kalifów Egiptu, położony jest między pustynią a stolicą, na północ Mokatanu, a na wschód Forstatu. Obwód tego ementarza jest równie obszérny jak stary Kair. Znajdują się w nim ulice, place publiczne, meczety, minarety; ale panuje głucha, nieustanna cisza. Miasto umarłych ożywia się tylko w jednym dniu tygodnia. Rodziny muzułmańskie Kairu, a nadewszystko kobiéty, zbiérają się co piątku. Nié ma tu pamiątek starożytnych, lecz pomniki, należące do wszystkich epok, z czasów barbarzyńskich i nowożytnych. Pomnik, o którym mówią, że był poświęcony Malek-Adhelowi, bratu Saladyna, dziś jest kupą gruzów. Dwa meczety zachowały się jeszcze w całości: sułtanów Barkuf i Bibarsa; wszystkie inne są na wpół zrujnowane. Każdy meczet miał fundusz na swe utrzymanie; w miarę jak go trwoniono, stał się pastwą czasu, i nikt nie myślał o jego podźwignieniu. Ruiny te, mauzolea, całkowicie lub w połowie zwalone, przedstawiają widok malowniczy, ale są liche i małe w porównaniu pomników, przez Faraonów wzniesionych. Pobożni muzułmanie przychodzą tu dla oddania czci nadgrobkowi Imana Sehafy, naczelnika jednéj z cztérech sekt muzułmańskich. Jest tu grób Ali-Beja i wielu innych naczelników muzułmańskich. Niektóre nagrobki są ozdobione z pewnym przepychem; przy grobowcach pobożni zasiéwają kwiaty, kolumny są okryte napisami arabskiémi, na przykład: „Myśl przeżywa człowieka w którym powstała; trwa dłużéj, niźli pomnik z kamienia, niźli groby królów.“<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g3n0mgqcw6p4x015az2t5pu58wx45xl
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1219
100
1082833
3146565
2022-08-06T18:52:03Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>Kwarc, czy jakie tam licho, przecie nie spytają o papiery.<br>
{{tab}}— Czyżbyś jegomość znowu chciał się w cudzą skórę poszywać? — spytała Szwarcowa z podziwieniem.<br>
{{tab}}Stary otarł się chustką, bo nie był pewien czy mu się co z oczów nie sączy7, a chciał zaraźliwy symptom utrapienia ukryć przed żoną, jak ona mu swe łzy ukrywała, udając, że po kątach czegoś upatruje.<br>
{{tab}}— Och! moja jejmość, — rzekł, — robiło się dużo dla Adolfa, dosyć powiedzieć że się ojciec dziecka zaparł, aby mu tym szynkiem, z którego wyszedł, nie psuć karjery, trzeba już brnąć do ostatka, i swojego imienia bodaj się wyprzeć jeszcze. Ja się tam tak wykręcę, że i nie skłamię i sprawy nie popsuję, mruknę coś pod nosem, ni to ni owo.... Bylebym własnemi oczyma ich zobaczył, ją widział, — dodał propinator, — bo, gadajcie sobie co chcecie, żeby mi jak kto opisywał, malował, donosił, ja więcéj zrozumiem okiem raz rzuciwszy, niż gdyby mi pół dnia gadano. Zresztą, ojcowskie wejrzenie zawsze nie to co cudze.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0rj45ozok2bxpli9ld5ibbjh09t7i3i
3146840
3146565
2022-08-06T21:53:29Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Kwarc, czy jakie tam licho, przecie nie spytają o papiery.<br>
{{tab}}— Czyżbyś jegomość znowu chciał się w cudzą skórę poszywać? — spytała Szwarcowa z podziwieniem.<br>
{{tab}}Stary otarł się chustką, bo nie był pewien czy mu się co z oczów nie sączy7, a chciał zaraźliwy symptom utrapienia ukryć przed żoną, jak ona mu swe łzy ukrywała, udając, że po kątach czegoś upatruje.<br>
{{tab}}— Och! moja jéjmość, — rzekł, — robiło się dużo dla Adolfa, dosyć powiedziéć że się ojciec dziecka zaparł, aby mu tym szynkiem, z którego wyszedł, nie psuć karjery, trzeba już brnąć do ostatka, i swojego imienia bodaj się wyprzéć jeszcze. Ja się tam tak wykręcę, że i nie skłamię i sprawy nie popsuję, mruknę coś pod nosem, ni to ni owo.... Bylebym własnemi oczyma ich zobaczył, ją widział, — dodał propinator, — bo, gadajcie sobie co chcecie, żeby mi jak kto opisywał, malował, donosił, ja więcéj zrozumiem okiem raz rzuciwszy, niż gdyby mi pół dnia gadano. Zresztą, ojcowskie wejrzenie zawsze nie to co cudze.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cl8ixsd8f8bo91qtj79y9tr7avimcjz
3146841
3146840
2022-08-06T21:53:56Z
Alenutka
11363
formatowanie tekstu
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Kwarc, czy jakie tam licho, przecie nie spytają o papiery.<br>
{{tab}}— Czyżbyś jegomość znowu chciał się w cudzą skórę poszywać? — spytała Szwarcowa z podziwieniem.<br>
{{tab}}Stary otarł się chustką, bo nie był pewien czy mu się co z oczów nie sączy7, a chciał zaraźliwy symptom utrapienia ukryć przed żoną, jak ona mu swe łzy ukrywała, udając, że po kątach czegoś upatruje.<br>
{{tab}}— Och! moja jéjmość, — rzekł, — robiło się dużo dla Adolfa, dosyć powiedziéć że się ojciec dziecka zaparł, aby mu tym szynkiem, z którego wyszedł, nie psuć karjery, trzeba już brnąć do ostatka, i swojego imienia bodaj się wyprzéć jeszcze. Ja się tam tak wykręcę, że i nie skłamię i sprawy nie popsuję, mruknę coś pod nosem, ni to ni owo.... Bylebym własnemi oczyma ich zobaczył, ją widział, — dodał propinator, — bo, gadajcie sobie co chcecie, żeby mi jak kto opisywał, malował, donosił, ja więcéj zrozumiem okiem raz rzuciwszy, niż gdyby mi pół dnia gadano. Zresztą, ojcowskie wejrzenie zawsze nie to co cudze.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m3k932bbb69rr0yw0kc91ruovgb8jwn
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1220
100
1082834
3146566
2022-08-06T18:52:42Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Adolf się kocha, to tak jakby przez okulary patrzył, obcy ludzie każdy po swojemu widzi i sądzi, mnie się zdaje, że ja taki prawdę zobaczę.<br>
{{tab}}— A! mój Boże! gdyby ci się tylko udało, cóż ja przeciwko temu mieć mogę, mój drogi; i jabym twojemi oczyma lepiéj widziała, co tam Pan Bóg daje, czy pociechę czy utrapienie.... bo to jeszcze na dwoje wróżono.<br>
{{tab}}— Pewnie, pewnie, — odparł Szwarc widocznie uradowany, — a w dodatku, do Warszawy i inneby się jeszcze interessa znalazły. Jest tam trochę grosza, toby się téj cielęcéj skóry, listów zastawnych kupiło, bo na hypoteki żal się Boże oddawać, człowiek potem o swój własny grosz modlić się musi. Potem trochę tam i do domu, tego i owego braknie, sam pojechawszy taniejbym i lepiéj kupił...<br>
{{tab}}— Taniej? nie powiem, jegomość nie rachujesz kosztów podróży.<br>
{{tab}}— Ale za to sam wybieram i targuję, i to cóś warto. Biłem się ja z tą myślą, chciałem nic nie mówić aż zrobię, ale i kłamać nie umiem, i na co bym przed jejmością się taił?<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i18nke5sstlolo0ghcqukmvcczp7bku
3146845
3146566
2022-08-06T21:56:42Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Adolf się kocha, to tak jakby przez okulary patrzył, obcy ludzie każdy po swojemu widzi i sądzi, mnie się zdaje, że ja taki prawdę zobaczę.<br>
{{tab}}— A! mój Boże! gdyby ci się tylko udało, cóż ja przeciwko temu miéć mogę, mój drogi; i jabym twojemi oczyma lepiéj widziała, co tam Pan Bóg daje, czy pociechę czy utrapienie.... bo to jeszcze na dwoje wróżono.<br>
{{tab}}— Pewnie, pewnie, — odparł Szwarc widocznie uradowany, — a w dodatku, do Warszawy i inneby się jeszcze interessa znalazły. Jest tam trochę grosza, toby się téj cielęcéj skóry, listów zastawnych kupiło, bo na hypoteki żal się Boże oddawać, człowiek potém o swój własny grosz modlić się musi. Potém trochę tam i do domu, tego i owego braknie, sam pojechawszy taniéjbym i lepiéj kupił...<br>
{{tab}}— Taniéj? nie powiem, jegomość nie rachujesz kosztów podróży.<br>
{{tab}}— Ale za to sam wybieram i targuję, i to cóś warto. Biłem się ja z tą myślą, chciałem nic nie mówić aż zrobię, ale i kłamać nie umiem, i na co bym przed jéjmością się taił?<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r0ebled0ji65whcfufy7xp3uq7i0gg1
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1221
100
1082835
3146568
2022-08-06T18:53:43Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>Spokojniejszy pojadę, gdy wiedzieć będziesz po co, więc już teraz nie ma co odkładać! dalibóg pojadę, — dodał Szwarc wstając z krzesełka, — i to nie daléj jak jutro.<br>
{{tab}}— Jutro! na miłość Bożą! zlituj się! jutro, tak zaraz! To niepodobieństwo! Ja jeszcze nie wiem, czy jegomość masz bieliznę, trzeba się wybrać, pomyśleć....<br>
{{tab}}— A! nie wstrzymujże mnie moja dobrodziejko, — zawołał Szwarc, składając ręce jak do modlitwy, — do czego ja się mam męczyć? Co prędzéj to lepiéj, słowo się rzekło, i robić....<br>
{{tab}}— Z jegomości zawsze taka gorączka, jakbyś miał lat dwadzieścia, — odparła Szwarcowi, z lekka ruszając ramionami.<br>
{{tab}}— A wyszliście kiedy źle na tem, żem ja się zawsze spieszył? — spytał stary z uśmieszkiem zwycięzkim, — no, powiedz tak szczerze kochanie moje?<br>
{{tab}}— No! no! ty bo mnie zawsze przekonać musisz, — westchnęła Szwarcowa, — jedź już, jedź, ale daj mi dość czasu aby choć węzełki porobić, choć upiec co na drogę, albo bigosu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5brpgrdler8cdmfd70fm43ik13hrx7m
3146849
3146568
2022-08-06T21:59:35Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>Spokojniejszy pojadę, gdy wiedziéć będziesz po co, więc już teraz nie ma co odkładać! dalibóg pojadę, — dodał Szwarc wstając z krzesełka, — i to nie daléj jak jutro.<br>
{{tab}}— Jutro! na miłość Bożą! zlituj się! jutro, tak zaraz! To niepodobieństwo! Ja jeszcze nie wiem, czy jegomość masz bieliznę, trzeba się wybrać, pomyśléć....<br>
{{tab}}— A! nie wstrzymujże mnie moja dobrodziéjko, — zawołał Szwarc, składając ręce jak do modlitwy, — do czego ja się mam męczyć? Co prędzéj to lepiéj, słowo się rzekło, i robić....<br>
{{tab}}— Z jegomości zawsze taka gorączka, jakbyś miał lat dwadzieścia, — odparła Szwarcowi, z lekka ruszając ramionami.<br>
{{tab}}— A wyszliście kiedy źle na tém, żem ja się zawsze spieszył? — spytał stary z uśmieszkiem zwycięzkim, — no, powiédz tak szczerze kochanie moje?<br>
{{tab}}— No! no! ty bo mnie zawsze przekonać musisz, — westchnęła Szwarcowa, — jedź już, jedź, ale daj mi dość czasu aby choć węzełki porobić, choć upiec co na drogę, albo bigosu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
r3g8ru6mxo24ad8gcvbntawyymjqwij
Strona:PL Bourget - Kosmopolis.pdf/73
100
1082836
3146569
2022-08-06T18:54:42Z
Zetzecik
5649
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Zetzecik" />{{Numeracja stron||{{roz|KOSMOPOLI}}S.|67}}
{{---|}}</noinclude>{{pk|Gor|skiej}} i rzekł grzecznie, ale z pewnym naciskiem, jak to zwykł był czynić:<br>
{{tab}}— Hrabino, jeżeli pozwolisz sobie dać radę, to nie zatrzymuj się przy tych kuferkach, choć one są bardzo ciekawe... Najprzód dla tego, jakiem to powiedział przed chwilą Dorsenne’owi, że kawaler Fossati, przedsiębiorca sprzedaży, ma wszędzie swą policyę... Zatrzymanie się czterech pań zostało już zauważone, bądź pani pewna, tak że gdyby pani przyszła ochota nabyć który z tych gratów, będzie on o tem wiedział i urządzi się tak, iż będziesz pani musiała dwa a może trzy razy tyle zapłacić... Zresztą mamy jeszcze do obejrzenia tyle bogactw, zwłaszcza tekę z dwunastu rysunkami najznakomitszych mistrzów, o czem Ardea nie wiedział, a które Fossati znalazł, czy państwo uwierzycie? — stoczone przez robactwo w szafce na strychu...<br>
{{tab}}— Jest to wiadomość pożądana dla pańskich zbiorów — zawołał Florentyn — i dla mego szwagra.<br>
{{tab}}— Więc chodźmy — rzekła pani Gorska, ze zwykłą jej dobrocią — co najmniej dwa kufry podobają mi się bardzo i chciałabym je nabyć. Powiedziałam to już tak głośno, że zapewne pański kawaler Fossati wie o tem, jeżeli w istocie urządził tak piękny system szpiegostwa... Ale czterdzieści lub pięćdziesiąt liwrów więcej, nie warte są kłamstwa... a nawet i czterdzieści tysięcy...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p2ssdcng54cxsfl7k2sseaxjjialb83
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1222
100
1082837
3146570
2022-08-06T18:54:48Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>zgotować, a i ta bielizna.... Jakże jegomość jechać myślisz?<br>
{{tab}}— El gdybyś ty się tylko nie obawiała, — rzekł Szwarc nieśmiało, — zaprzągłbym sobie parę młodych kasztanków do małego wózeczka, siadłbym i pojechał.<br>
{{tab}}— Ach! jegomość! jegomość! — przerwała żona, — zawsze z tym pośpiechem! Samże zważ, ty stary, nie przymawiając, nie zawsze bardzo zdrów, droga długa, konie młode i taki swawolne, popsuje się co, bieda, — złodziejów pełno po gościńcach, okradną, a w Warszawież to tam filutów mało? Gdzie myśleć jechać samemu. Dobrze to do Lublina, albo do Piasków, ale do Warszawy! Jeszcze jegomość mówisz, że chcesz robić sprawunki, bo przez posły wilk nie tyje, a cóż tam w tym wózku pomieścisz? funt pieprzu!<br>
{{tab}}— No! no! nie gderzże już, — rzekł Szwarc pokonany, — pójdą stare gniade kobyły, i wezmę parobka i wóz długi, o co ci chodzi?<br>
{{tab}}— Oczewiście, że tak będzie i wygodniéj i bezpieczniéj i taki przecie pokaźniéj. Na wóz, choćby przyszło jegomości zabrać kilka głów<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
21fp4la7325cgo1m2ogusqyk4x5eu3w
3146856
3146570
2022-08-06T22:02:32Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>zgotować, a i ta bielizna.... Jakże jegomość jechać myślisz?<br>
{{tab}}— E! gdybyś ty się tylko nie obawiała, — rzekł Szwarc nieśmiało, — zaprzągłbym sobie parę młodych kasztanków do małego wózeczka, siadłbym i pojechał.<br>
{{tab}}— Ach! jegomość! jegomość! — przerwała żona, — zawsze z tym pośpiechem! Samże zważ, ty stary, nie przymawiając, nie zawsze bardzo zdrów, droga długa, konie młode i taki swawolne, popsuje się co, bieda, — złodziejów pełno po gościńcach, okradną, a w Warszawież to tam filutów mało? Gdzie myśléć jechać samemu. Dobrze to do Lublina, albo do Piasków, ale do Warszawy! Jeszcze jegomość mówisz, że chcesz robić sprawunki, bo przez posły wilk nie tyje, a cóż tam w tym wózku pomieścisz? funt pieprzu!<br>
{{tab}}— No! no! nie gderzże już, — rzekł Szwarc pokonany, — pójdą stare gniade kobyły, i wezmę parobka i wóz długi, o co ci chodzi?<br>
{{tab}}— Oczewiście, że tak będzie i wygodniéj i bezpieczniéj i taki przecie pokaźniej. Na wóz, choćby przyszło jegomości zabrać kilka głów<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rme44nerms6fkcctw8i6m5iijl5wjat
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1223
100
1082838
3146572
2022-08-06T18:55:37Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>cukru, kamień mydła, świec i trochę butelek, to się to tam wszystko pomieści.<br>
{{tab}}Szwarc nie był wcale uparty, duł się żonie łatwo przekonać, i postanowioném zostało, że ma wyjechać pojutrze, a weźmie statecznego parobka i wóz, który nie trząsł wcale.<br>
{{tab}}Następnego dnia sama jejmość i młoda wychowanica, która o celu podróży wcale nie wiedziała, zajęte były od rana do nocy węzełkami na drogę. Szwarcowa zawsze tak swojego starego wyprawiała z troskliwością niezmierną, z któréj on się śmiał, narzekając na nią, a zapobiedz nie mogąc. Połowa tych przysmaków zawsze zeschła i potarta choć nie tknięta, powracała do Zamurza, nieumiała wszakże poczciwa kobieta bez nich męża z domu wypuścić.<br>
{{tab}}— Niech sobie nie je, mówiła uparcie, bylebym ja była spokojna, że jak mu się zachce, to je będzie miał pod ręką. Nie zginiemy przez to, że się ta odrobina zmarnuje, pracował na to całe życie, ażeby w starości nie cierpiał niodostatku.... a choćby to moja fantazja? no! to i téj warto dogodzić.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ftk46ce2lpn5udv6ddtwxoppbcgpx0j
3146857
3146572
2022-08-06T22:04:58Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>cukru, kamień mydła, świec i trochę butelek, to się to tam wszystko pomieści.<br>
{{tab}}Szwarc nie był wcale uparty, dał się żonie łatwo przekonać, i postanowioném zostało, że ma wyjechać pojutrze, a weźmie statecznego parobka i wóz, który nie trząsł wcale.<br>
{{tab}}Następnego dnia sama jéjmość i młoda wychowanica, która o celu podróży wcale nie wiedziała, zajęte były od rana do nocy węzełkami na drogę. Szwarcowa zawsze tak swojego starego wyprawiała z troskliwością niezmierną, z któréj on się śmiał, narzekając na nią, a zapobiedz nie mogąc. Połowa tych przysmaków zawsze zeschła i potarta choć nie tknięta, powracała do Zamurza, nieumiała wszakże poczciwa kobieta bez nich męża z domu wypuścić.<br>
{{tab}}— Niech sobie nie je, mówiła uparcie, bylebym ja była spokojna, że jak mu się zachce, to je będzie miał pod ręką. Nie zginiemy przez to, że się ta odrobina zmarnuje, pracował na to całe życie, ażeby w starości nie cierpiał niodostatku.... a choćby to moja fantazja? no! to i téj warto dogodzić.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5upjjvyp6bz2ei23ved5hqwuvhm3exi
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1224
100
1082839
3146573
2022-08-06T18:56:04Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Próżno Szwarc przedstawiał, że po drodze nie wożą, się z temi węzełkami, że tych samych rzeczy wszędzie dostać można, jejmość utrzymywała, że kupne są gorsze, że na ich cenie oszukują, że lepiéj mieć w wozie pod ręką, niż po ludziach prosić.<br>
{{tab}}Szwarc miał zwyczaj wyjeżdżać z domu rano, zjadłszy miskę grzanego piwa z serem. Dnia wyznaczonego wstali wszyscy do dnia, wychowanka kręciła się, parobek konie zaprzęgał i uprząż przyrządzał, stara Szwarcowa co chwila, w największym niepokoju ducha, wysyłała coś, to sama biegła zatykać do wozu.<br>
{{tab}}W takich nadzwyczajnych okolicznościach, ze zbytku troskliwości stawała się niecierpliwą i gderzącą, ale wszystko to pochodziło z poczciwego i przywiązanego serca. Dziewczę nie miało pokoju, słudzy latali, gnani przez nią, jak poparzeni.<br>
{{tab}}— No! patrzajcież, — wołała to stając na progu, to wracając do izdebki, któréj wszystkie kąty opatrywała, — byliby parasola zapomnieli! Skaranie Boże, żeby zmókł, zaziębił<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nz4y4cg3be9zgpjdh25ubw30n3kbtbx
3146863
3146573
2022-08-06T22:07:30Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>{{tab}}Próżno Szwarc przedstawiał, że po drodze nie wożą się z temi węzełkami, że tych samych rzeczy wszędzie dostać można, jéjmość utrzymywała, że kupne są gorsze, że na ich cenie oszukują, że lepiéj miéć w wozie pod ręką, niż po ludziach prosić.<br>
{{tab}}Szwarc miał zwyczaj wyjeżdżać z domu rano, zjadłszy miskę grzanego piwa z serem. Dnia wyznaczonego wstali wszyscy do dnia, wychowanka kręciła się, parobek konie zaprzęgał i uprząż przyrządzał, stara Szwarcowa co chwila, w największym niepokoju ducha, wysyłała coś, to sama biegła zatykać do wozu.<br>
{{tab}}W takich nadzwyczajnych okolicznościach, ze zbytku troskliwości stawała się niecierpliwą i gderzącą, ale wszystko to pochodziło z poczciwego i przywiązanego serca. Dziewczę nie miało pokoju, słudzy latali, gnani przez nią, jak poparzeni.<br>
{{tab}}— No! patrzajcież, — wołała to stając na progu, to wracając do izdebki, któréj wszystkie kąty opatrywała, — byliby parasola zapomnieli! Skaranie Boże, żeby zmokł, zaziębił<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dtv7j0gfaqq24buabs4yl8mhzkh6yx1
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1225
100
1082840
3146575
2022-08-06T18:58:21Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>się i jeszcze, uchowaj czego, odchorował! kiedy najpotrzebniejsze głowy, wszyscy je potracą, ja jedna muszę za wszystkich pamiętać o wszystkiém.... A druga para butów? wzięli drugą parę? otóż nie! stoi w kącie najspokojniéj... toć przecie bez nowego obuwia się nie obejdzie.... i gdzie tu rozsądek? gdzie zastanowienie?.... Pokażcie mi kobiałkę z jedzeniem, nie włożyli szklanki!! Zechce się w drodze wody napić, to i tego mu zabraknie! A! ludzie! ludzie! skaranie Boże! aj! słudzy! słudzy! Chleb jest? chwiała Bogu i za to, a garnuszek z masłem? a pieczyste? Otóż znowu! patrzaj — cie, pieczyste ledwie obwinięte i tuż koło herbaty, żeby masłem przeszła i na nic się nie zdała! jak naumyślnie Juściż to i ta dziewczyna sensu nie ma!.... A! garnuszek do góry nogami! Matko Najświętsza.... żeby choć kropla rozsądku! A faseczka z bigosem? a pieprz i sól? a flaszka z octem?<br>
{{tab}}Tak krzątając się pani Szwarcowa, spotniała, umęczona, nie usiadła, póki się nie upewniła oczami i rękami, że wszystko dano co potrzeba; na przypadek zaś, gdyby jeszcze coś<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fmv5jglzvneh14mkuifyu5je72jh6v9
3146865
3146575
2022-08-06T22:10:47Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>się i jeszcze, uchowaj czego, odchorował! kiedy najpotrzebniejsze głowy, wszyscy je potracą, ja jedna muszę za wszystkich pamiętać o wszystkiém.... A druga para butów? wzięli drugą parę? otóż nie! stoi w kącie najspokojniéj... toć przecie bez nowego obuwia się nie obejdzie.... i gdzie tu rozsądek? gdzie zastanowienie?.... Pokażcie mi kobiałkę z jedzeniem, nie włożyli szklanki!! Zechce się w drodze wody napić, to i tego mu zabraknie! A! ludzie! ludzie! skaranie Boże! aj! słudzy! słudzy! Chleb jest? chwała Bogu i za to, a garnuszek z masłem? a pieczyste? Otóż znowu! patrzajcie, pieczyste ledwie obwinięte i tuż koło herbaty, żeby masłem przeszła i na nic się nie zdała! jak {{Korekta|naumyślnie|naumyślnie.}} Juściż to i ta dziewczyna sensu nie ma!.... A! garnuszek do góry nogami! Matko Najświętsza.... żeby choć kropla rozsądku! A faseczka z bigosem? a pieprz i sól? a flaszka z octem?<br>
{{tab}}Tak krzątając się pani Szwarcowa, spotniała, umęczona, nie usiadła, póki się nie upewniła oczami i rękami, że wszystko dano co potrzeba; na przypadek zaś, gdyby jeszcze coś<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
59buqrrtdpajxfd67ri63kac5x1k50b
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1226
100
1082841
3146576
2022-08-06T18:59:06Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>zapomniano, stał koń okulbaczony i chłopak, ażeby pana dogonił. Z doświadczenia bowiem wiedziała, że w takim pośpiechu na wyjezdném, zawsze się coś prawie najpotrzebniejszego zapomni.<br>
{{tab}}Małżonkowie, nie bez łez, uściskali się w progu. Szwarc już jedną nogą stojąc na wozie, jeszcze przypomniał sługom, aby w nie — bytności jego dobrze domu pilnowali i we wszystkiém słuchali jejmości; potem przeżegnał się i padł na tak wysłane i utkane siedzenie, że zrazu je musiał sobą uciskać, nim bezpiecznie się usadowił. Ale na wozie jechał jak król jaki, a w potrzebie choćby się zdrzemnąć i położyć było można. Jejmość tymczasem ocierając oczy, słała z ganku krzyżyki, a gniade kobyły krokiem doświadczenia, wiedząc co to długa droga i przeczuwając ją, choć raźnie, z umiarkowaniem wszakże i oględnością na przyszłość, małym ruszyły kłusem.<br>
{{tab}}Już jak pan Szwarc dążył do Warszawy i jak drogę przebywał, opisywać nie mamy potrzeby; podróż szła dosyć powolnie, popasy były długie, gospodarskie, noclegi wygodne,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5ucp99dwr83ljzq20npi4c14ds8e53l
3146578
3146576
2022-08-06T19:00:17Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>zapomniano, stał koń okulbaczony i chłopak, ażeby pana dogonił. Z doświadczenia bowiem wiedziała, że w takim pośpiechu na wyjezdném, zawsze się coś prawie najpotrzebniejszego zapomni.<br>
{{tab}}Małżonkowie, nie bez łez, uściskali się w progu. Szwarc już jedną nogą stojąc na wozie, jeszcze przypomniał sługom, aby w niebytności jego dobrze domu pilnowali i we wszystkiém słuchali jejmości; potem przeżegnał się i padł na tak wysłane i utkane siedzenie, że zrazu je musiał sobą uciskać, nim bezpiecznie się usadowił. Ale na wozie jechał jak król jaki, a w potrzebie choćby się zdrzemnąć i położyć było można. Jejmość tymczasem ocierając oczy, słała z ganku krzyżyki, a gniade kobyły krokiem doświadczenia, wiedząc co to długa droga i przeczuwając ją, choć raźnie, z umiarkowaniem wszakże i oględnością na przyszłość, małym ruszyły kłusem.<br>
{{tab}}Już jak pan Szwarc dążył do Warszawy i jak drogę przebywał, opisywać nie mamy potrzeby; podróż szła dosyć powolnie, popasy były długie, gospodarskie, noclegi wygodne,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gh8umhfnfgb78txlsbzbxf5o4ivyhgr
3146868
3146578
2022-08-06T22:12:53Z
Alenutka
11363
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Alenutka" /></noinclude>zapomniano, stał koń okulbaczony i chłopak, ażeby pana dogonił. Z doświadczenia bowiem wiedziała, że w takim pośpiechu na wyjezdném, zawsze się coś prawie najpotrzebniejszego zapomni.<br>
{{tab}}Małżonkowie, nie bez łez, uściskali się w progu. Szwarc już jedną nogą stojąc na wozie, jeszcze przypomniał sługom, aby w niebytności jego dobrze domu pilnowali i we wszystkiém słuchali jéjmości; potém przeżegnał się i padł na tak wysłane i utkane siedzenie, że zrazu je musiał sobą uciskać, nim bezpiecznie się usadowił. Ale na wozie jechał jak król jaki, a w potrzebie choćby się zdrzemnąć i położyć było można. Jéjmość tymczasem ocierając oczy, słała z ganku krzyżyki, a gniade kobyły krokiem doświadczenia, wiedząc co to długa droga i przeczuwając ją, choć raźnie, z umiarkowaniem wszakże i oględnością na przyszłość, małym ruszyły kłusem.<br>
{{tab}}Już jak pan Szwarc dążył do Warszawy i jak drogę przebywał, opisywać nie mamy potrzeby; podróż szła dosyć powolnie, popasy były długie, gospodarskie, noclegi wygodne,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
opfg3x7mmjkmmtp9j7lzf854i6ypk8l
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1227
100
1082842
3146579
2022-08-06T19:00:50Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>na konie oglądano się, aby ich nie nadużyć, pojono często, karmiono dostatnio, i trzeciego dopiero dnia, pod Warszawą wypadło nocować, a czwartego z rana Szwarc przejechał most pragski, cicho odmawiając pacierz na tę intencją, żeby mu się powiodło. Z daleka całe to przedsięwzięcie, długo w myśli kołysane i niańczone, zdawało się niezmiernie do wykonania łatwém, — ale gdy się krok pierwszy zrobiło, gdy zbliżyła się pora przyprowadzenia go do skutku, trudności zaczęły rosnąć co chwila. Szwarc tracił serce i odwagę, tysiące możliwych nieprzyjemności, które spotkać się obawiał, przesuwały się po głowie. Ze jednak był już sobie powiedział, iż tak a nie inaczéj uczynić musi, nie cofnął się ze strachu. Wedle swojego obyczaju, zaraz za mostem dla oszczędności zajechał do znajomego sobie zajazdu Siedleckiego, i tu w skromnym kątku się umieścił. Drożyzna hotelów głębiéj w sercu miasta położonych, odpychała go od nich, a może i przesąd stary.<br>
{{tab}}Wziął maleńką ciupkę od tyłu, do któréj parobek zniósł rzeczy, i odpocząwszy nieco,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
sw2kyy79qe19du4djbdwjwenq8wbmi0
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1228
100
1082843
3146580
2022-08-06T19:01:45Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>ubrany świeżo, wygolony i umyty, pieszo, z kijem wyruszył w miasto. Nie miał Szwarc zwyczaju, stroić się bardzo do stolicy, brał tylko nowsza niedzielną, kapotę, buty nie schodzone i czystą chustkę, a o to, że jego wiejska ogorzała fizjonomja i strój, od tłumu na jedną formę poubieranego różniła się, wcale się nie troszczył.<br>
{{tab}}Nic go nie obchodziły uśmiechnięte wejrzenia elegantów i zastanawiający się ludzie, nadto znał świat żeby się temu dziwił, zbyt długo żył, żeby go to obrażało, nie patrzał nawet na otaczających.<br>
{{tab}}Pierwszą trudnością z jaką się spotkał Szwarc, było wywiedzenie się o Narębskich. Wyjeżdżając z Zamurza zdawało się to rzeczą najłatwiejszą, po kilku jednak godzinach pytania próżnego, przekonał się, że można było siedzieć miesiąc i nie wynaleźć, chyba przypadkiem Narębskiego. Szczęściem przypomniał sobie, że wie mieszkanie syna i pokornie poszedł u ludzi pana Adolfa, dopytywać o p. Feliksa. Wspaniały kamerdyner, palący cygaro w bramie, poznawszy szynkarza, choć<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iitqeqj5r9ktypusuuhucytwb8f0wlh
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/395
100
1082844
3146585
2022-08-06T19:02:20Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>boli, która będzie czemś wspaniałem w swoim rodzaju, spodziewamy się znacznego dochodu. Nadto, mamy jeszcze jeden projekt: oto chcemy uprosić Henryka Sienkiewicza, którego ''Krzyżacy'' podobno mają się kończyć bitwą pod Grunwaldem, ażeby rozdział ten odczytał w Krakowie, w auli uniwersyteckiej, na dom Matejki.<br>
{{tab}}— Jest to znakomity pomysł, a nie wątpię, że wam Sienkiewicz nie odmówi. Wiem nawet, że przez jakiś czas nosił się z myślą publicznego odczytania opisu bitwy pod Grunwaldem najprzód w Warszawie, a następnie w Krakowie, Lwowie i Poznaniu. Wtedy, kiedy nam mówił o tym zamiarze, jeszcze nie wiedzieliśmy o domu Matejki. Teraz, gdy chodzi o to, ażeby ''Dom Matejki'' stał się instytucyą publiczną, będącą wyrazem tej czci, jaką naród żywi dla imienia mistrza, i kiedy, czytając Krzyżaków Sienkiewicza, mimowoli myśli się o Grunwaldzie Matejki, nie wątpię, że sam Sienkiewicz zapali się do tego pomysłu... Tylko, że gdyby mnie się pytano o radę, to powiedziałbym, iż taki odczyt powinien się odbyć nie w auli uniwersyteckiej, ani w sali saskiej lub ratuszowej, lecz w Sukiennicach, w sali ''Towarzystwa przyjaciół sztuk pięknych'', pod ''Grunwaldem'' Matejki. Cóżby to był za nadzwyczajny odczyt: Sienkiewicz, czytający swój opis bitwy pod Grunwaldem, na tle Grunwaldu Matejki! Nie byłżeby to odczyt nad odczytami?...<br><br><br>
{{---}}<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iwnmtglcfc7slomo8jf5byb2tsm42vb
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/543
100
1082846
3146589
2022-08-06T19:03:37Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{tab}}Tu w pobliżu leży góra Mokatan, jéj szczyt żółty i nagi panuje nad całą przestrzenią, zapełnioną ruinami. Tu są niezmierne jaskinie, ogromne odłamy skał, oderwane od góry przez ludzi, lub trzęsieniem ziemi. Z łomów Mokatanu powstało Memphis, Heliopolis, stary i wielki Kair. Nigdy te spiekłe szczyty nie były zamieszkanej nigdy tu nie wzrosło drzewo, najmniejsza nawet roślinka. O górze téj, należącéj do pustyni, starożytni Egipcyanie, Grecy, Arabowie nic w dziejach nie mówią; zaledwie imię wspominają. Tradycya tylko, że w starożytności zapalano ognie na Mokatanie, ku czci słońca. Na szczycie góry odkryto kilka lepianek, między którémi poznano szczątki obserwatoryum i meczetu. Kalif-Hakem przychodził codziennie zapytywać gwiazd na niebie o tajemnice Boskie, i o skarby ukryte w ziemi. Stary kalif f’am ukrył swe skarby w głębi groty, i te zostają pod strażą krokodyla, którego czujność może być tylko uśpioną za pomocą talizmanu.<br>
{{c|'''Piramidy.'''|przed=1em|po=2em}}
{{tab}}Przeszedłszy przez Nil, wyżéj wyspy Rudah, i przebywszy obszérną równinę, przeciętą wielą kanałami, zbliżając się do krainy piasków, tłum Arabów przybywa z sąsiedniéj wioski, ofiarując się na przewodników. Dawniéj ci Arabowie rabowali podróżnych, nakładali na nich kontrybucyą; dziś są jakby odźwiernymi piramid, i to jest jedyny sposób ich życia j korzystają z ciekawości Europejczyków.<br>
{{tab}}Kilku wzgórków piasczystych powierzchnie nagie i szarawe odbijają od bogatéj zieloności pól, opasujących Nil. Pod piramidą Cheopsa przewodnicy wprowadzają do poaziemnéj groty, u podstawy olbrzymiego gmachu. Obszedłszy piramidę wokoło, przez gruzy i nasypy piasku idzie się do otworu, prowadzącego do jéj wnętrza, naprzód wąskim korytarzem, w którym na wpół zgiętemu iść trzebaj Arabowie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jc97dgo2sznr1hvtjwgv3t6qf2w2x8u
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1229
100
1082851
3146592
2022-08-06T19:04:20Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>nosem pokręcił, że śmiał się udać do niego, dla zbycia cię wszakże kompromitującéj kapoty, raczył wskazać łaskawie numer domu, w którym mieszkali Narębscy. Szwarc ukłonił się nizko i zapisał dla pewności mieszkanie i pociągnął powoli ku niemu, myśląc jak do rzeczy przystąpić.<br>
{{tab}}Teraz już widział się u celu, zapomniawszy że nim do rzeczy przyjdzie, jeszcze dobić się potrzeba do szczęścia oglądania oblicza pana, przez którego służby zastępy przerzynać się potrzeba i prosić o posłuchanie.<br>
{{tab}}Była to godzina jeszcze przedpołudniowa, ale już obiadu blizka, gdy w mieście najwięcéj wizyt oddaje się i przyjmuje.<br>
{{tab}}Szwarc wszedł na wschody nie bez pewnego wzruszenia, ale nim ostatni stopień minął, lokaj uliberjowany zapytał go groźnie:<br>
{{tab}}— Do kogo to? do kogo?<br>
{{tab}}— Do W. Zarębskiego, z interesem.<br>
{{tab}}— Z interesem? — powtórzył niedowierzająco sługa, — od kogo?<br>
{{tab}}Szwarc się zmięszał, bo to znaczyło jakby sam od siebie nie miał miny przychodzić.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rs0e3r01g5ndwpxpdd4s0nxu7sfq6mw
W domu Matejki
0
1082852
3146593
2022-08-06T19:04:35Z
Draco flavus
2058
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = Grobowiec królewski
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Matejko jako humorysta
|następny = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Z życia i książek
|inne = {{epub}}{{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=376 to=395 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S54]]
mlo9fj45am95s612rqbbmv792je7lrq
3146594
3146593
2022-08-06T19:05:12Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = W domu Matejki
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Matejko jako humorysta
|następny = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Z życia i książek
|inne = {{epub}}{{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=376 to=395 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S54]]
lg292rvrxbphskr4cxj60c3qylephcw
3146597
3146594
2022-08-06T19:06:06Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Ferdynand Hoesick
|tytuł = W domu Matejki
|pochodzenie = [[Szkice i opowiadania historyczno-literackie]]
|tłumacz =
|wydawca = Gebethner i Wolff
|druk = L. Anczyc i spółka
|rok wydania = 1900
|miejsce wydania = Warszawa
|tytuł oryginalny =
|źródło = [[commons:File:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu|Skany na Commons]]
|okładka =
|strona z okładką =
|strona indeksu = Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu
|poprzedni = Matejko jako humorysta
|następny = Szkice i opowiadania historyczno-literackie/Z życia i książek
|inne = {{całość|Szkice i opowiadania historyczno-literackie/całość|epub=i}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu" from=376 to=395 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{TekstPD|Ferdynand Hoesick}}
[[Kategoria:Szkice i opowiadania historyczno-literackie|S54]]
lkz0n2hlicpvz3uo573fdsjgsu7n47k
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1230
100
1082853
3146596
2022-08-06T19:05:51Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Mam mój własny interes, — rzekł cicho. — Jest pan?<br>
{{tab}}— A to trzeba mu zaanonsować! — odparł lokaj.<br>
{{tab}}— Chciejcie z łaski swojéj powiedzieć, — zająknął się stary, — powiedzcie proszę, powiedzcie, że w interesie arendy przyjechał szlachcic, chce wziąć propinacją?<br>
{{tab}}— A! a! — zawołał sługa odchodząc, ale zaraz się zawrócił. — Ja nie wiem czy teraz można?<br>
{{tab}}— Spróbójcież proszę! — powtórzył ocierając pot z czoła stary i wcisnął dwuzłotówkę, która milcząco ale gorliwie została przyjętą i schowaną do bocznéj kieszeni.<br>
{{tab}}Szwarc odetchnął stanąwszy przed progiem i spojrzał na siebie, brakło mu serca, drżał.<br>
{{tab}}— A! no, słowo się rzekło, — powiedział sobie w duchu, — cofać się już nie czas, co Bóg da, to da!<br>
{{tab}}Pan Feliks był w swoim pokoju, ale nie sam. Szwarc młody, który gorliwie starał się o Elwirę, tak, że nawet ojca chciał sobie pozyskać, i dosyć w dobrych z nim był stosun-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0b9h7ft7xel2rluqceubkxadx2otm3k
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1231
100
1082854
3146601
2022-08-06T19:07:40Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>kach, zaszedł był właśnie na cygaro do niego. Palili rozmawiając swobodnie i p. Feliks znajdował, że może mieć wcale przyzwoitego zięcia, choć i jemu imię się nie bardzo podobało, gdy sługa wszedł, stanął u drzwi i odchrząknąwszy zaczął:<br>
{{tab}}— Proszę pana, jest jakiś szlachcic, tak, w kapocie, mówi, że przyjechał względem propinacji pomówić.<br>
{{tab}}Narębski spojrzał obojętnie dosyć, ale na Adolfie propinacja, kapota, okropne zrobiły wrażenie, poczerwieniał cały i ruszył się z miejsca.<br>
{{tab}}— Interes, — zawołał żywo, — a interesu przedewszystkiem, nie chcę przeszkadzać. Wyciągnął rękę.<br>
{{tab}}— Ale poczekajże, — odparł Narębski, — on się zatrzyma chwilę, albo, co lepiéj, poszlę go do żony, ona ma na swoje potrzeby odstąną propinacją, do niéj też więcéj niż do mnie należy ułożenie się o nią; powiedz pani, — dodał do służącego.<br>
{{tab}}— Dobrze, proszę pana.<br>
{{tab}}Pani Samuela była jeszcze przy toalecie,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ppskgoviwlaeefnjxovcatjecyiwhqa
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1232
100
1082855
3146605
2022-08-06T19:08:24Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>gdy służącą oznajmiła, że przybył ktoś dla wzięcia propinacji, a pan go do pani odesłał.<br>
{{tab}}— Zawsze toż samo! — zawołała zniecierpliwiona kobieta, — czyż pan nie wie, że ja tego wcale nie rozumiem, że z mojém zdrowiem, niepodobna mi się tém zajmować. Kiedy też będzie mieć litość nademną?<br>
{{tab}}— Co mam powiedzieć? — spytała służąca uśmiechając się.<br>
{{tab}}— Żeby pan z nim zrobił sobie co zechce.<br>
{{tab}}W chwilę potem lokaj przybył z oznajmieniem, że jaśnie pani prosi jaśnie pana, aby sam pomówił o propinacją. Narębski ruszył ramionami, a pan Adolf korzystając z okoliczności, cały pomięszany, pożegnał pana Feliksa. Nie udało mu się jednak i tą razą, bo go Narębski usilnie i prawie gwałtem zatrzymał.<br>
{{tab}}— Ale siedźże proszę, wszak będziesz z nami jadł obiad! Pomówimy z propinatorem przy tobie, jesteś lepszym odemnie gospodarzem, pomożesz mi, proszę cię.<br>
{{tab}}Nie było sposobu się usunąć, choć Adolf miał jakieś przeczucie, i usiadł z niepokojem<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
buj9p1f1p5romtvln84ouy861ohkv6w
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1233
100
1082856
3146610
2022-08-06T19:09:14Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>niewysłowionym zwracając na drzwi oczy Niebawem otworzono je i w dali ukazał mu się ojciec, który onieśmielony wchodził, a postrzegłszy przy gospodarzu siedzącego syna, tak się zmieszał i trząść zaczął, tak stracił przytomność, że w pierwszéj chwili Adolf chciał się zerwać i biedz mu w pomoc. Wstrzymał się jednak i głowę odwrócił, czując, że jeden ruch, mógł wszystkie jego zabić nadzieje.<br>
{{tab}}Narębski ciekawie zwrócił się ku przybyłemu i przywitał go tym tonem grzecznopańskim, który czasem gorzéj boli niż otwarte grubijaństwo. Szwarc skłonił się nizko, ale staremu i słów i pamięci zabrakło, oczy jego ciągnął syn, ręce chciały ku niemu, serce biło w tę stronę, potrzeba było udawać nieznajomego. Stary zląkł się czy wytrzyma, czy da sobie radę, pożałował swego kroku, zaniemiał, tak że nieśmiałość jego, niepojęta dla Narębskiego, zaczęła go śmieszyć potrosze.<br>
{{tab}}Adolf mimo panowania nad sobą, gorączkowo przewracał książki, odwróciwszy się<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6dutmdsmvcrvebqtoinn2s5ubeltrza
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1234
100
1082857
3146614
2022-08-06T19:09:45Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>odedrzwi, i buchał dymem cygara, z którego kłęby niezmierne wyciągał.<br>
{{tab}}— Asan masz zamiar wziąć u mnie propinacją? czy wszystkich szynków?<br>
{{tab}}— Ja, tego, to jest, proszę J. Wielmożnego pana, — wybuknął Szwarc, — ja, tego, dowiedziawszy się.... pragnąłbym, a jeżeli warunki....<br>
{{tab}}— Asan zajmujesz się propinacją? — spytał Narębski.<br>
{{tab}}— Tak jest, od lat trzydziestu.<br>
{{tab}}— A gdzie?<br>
{{tab}}Szwarc połknął ślinę i wymienił imię wsi, w któréj nie mieszkał, ale ją istotnie trzymał.<br>
{{tab}}— Jak się aćpan nazywa? — dodał Narębski.<br>
{{tab}}Tu był szkopuł, skłamać stawało się koniecznością dla syna, ale nie przyszło to łatwo, pan Bartłomiéj pokraśniał cały i rzekł niewyraźnie:<br>
{{tab}}— Sobkowski.<br>
{{tab}}Miał szwagra tego imienia, który w wymienionéj wiosce mu gospodarzył i zastępował go.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kz60gyjfsm3v9dhya9runhvbq29bmvi
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1235
100
1082858
3146619
2022-08-06T19:10:38Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Narębski począł chodzić po pokoju.<br>
{{tab}}— Znasz pan obszerność dóbr? warunki? położenie? Austerja na trakcie jedna, dwie we wsiach, karczemka w lesie. Dodaję do tego łąkę i ogród, chcesz wziąć i młyny razem?<br>
{{tab}}— Mogę i młyny, — wybąknął Szwarc niewyraźnie, wciąż poglądając na syna, który po książkach plądrował i krztusił się od dymu, jaki połykał.<br>
{{tab}}— Przeszły propinator płacił mi sześć tysięcy.<br>
{{tab}}— To wiele, — rzeki Szwarc cicho.<br>
{{tab}}— A ja teraz bez podwyżki nie puszczę, pięćset złotych muszę wziąć więcéj. Ale zapomniałem dodać, że moja żona bierze jeszcze kilka głów cukru, i coś tam, doprawdy nie pamiętam. Mówiono mi, że sama austerja więcéj połowy tenuty zarobić może, byle ją dobrze utrzymać.<br>
{{tab}}— Przecież ostatni propinator, — przerwał Szwarc dławiąc się, ale chcąc przedłużyć rozmowę, — podobno stracił i wychodzi bez grosza.<br>
{{tab}}— To jego wina, — rzekł Narębski chło-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dx4gdaegrljwkpsliot0mrk6dx7v16j
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/544
100
1082859
3146622
2022-08-06T19:11:11Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>niosą pochodnie. Z początku iść łatwo po szlifowanych kamieniach, po téj piérwszéj przeprawie są nowe trudności, trzeba postępować przejściem wąskiem i krętém, czołgając i na kolanach po piasku i gruzach. Arabowie ciągną za ręce i podpychają. W miejscu, zwaném studnią (Puits), uczuwa się silne gorąco. Tysiące nietopérzy, krążąc z głuchym szelestem, zagaszają nieraz pochodnie, i zostawiają przychodniów w głębokiéj ciemności. Komisya egipska udzieliła wiadomości najbardziéj szczegółowych, opisała jak najdokładniéj to, co o piramidach odkryto w innych czasach; sama nic nowego nie dodała. Mówi o komnatach, wewnątrz będących, króla i królowej, tak jak podróżnicy XVII wieku.<br>
{{tab}}Te komnaty znajdują się w środku piramidy. Aby dójść do nich, trzeba przebywać wąski korytarz, potém rodzaj galeryi, prowadzącéj do piérwszéj komnaty. Tu miała być umieszczoną trumna małżonki Faraona. Aby dójść do komnaty królewskiéj, znajdującéj się nad piérwszą, trzeba przebywać jeszcze przykrzejszą drogę. Idzie się naprzód przechodem bardzo stromym; zbliżywszy się do jego otworu w górze, przejść trzeba długi korytarz ze sklepieniem, to wznoszącém się, to zniżającém. Wchodzi się nakoniec do owéj tajemniczéj komnaty. Sarkofag granitowy, znaleziony w tej sali, podaje myśl, że król, założyciel piramidy, tu pogrzebiony został. Główna sala w piramidzie Cheopsa nie może być uważaną grobem, albo salą nadgrobową Faraona. W sali złoconéj grobów królewskich w Tebach, na granicie szlifowanym wszędzie są pamiątki historyczne i religijne Egipcyan. We wszystkich galeryach, na sufitach, widzimy Ozyrysa, sądzącego rodzaj ludzki, lub Boga słońca, obraz życia i śmierci, i rozliczne rysunki. W piramidach, w sali wielkiéj, w komnatach, w korytarzach do nich prowadzących, uczeni nie znaleźli płaskorzeźb, malowideł, napisów. Możnaż przypuszczać, aby królowie Memfis nagle zaniechać mogli ozdabiania swych mieszkań pośmiertnych, i otaczania się w swych grobach symbolami religijnémi. Czyż można mniemać, aby<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1pc5gvgk927hne32j0jf51xdegmu3cd
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1236
100
1082860
3146624
2022-08-06T19:11:38Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>dno, — nie dbał o siebie, nie zapobiegliwy, w austerji często piwa nie było, opuścił mi budynki nawet.<br>
{{tab}}W téj chwili drugie drzwi pokoju pana Feliksa wychodzące ku salonowi, otworzyły się i bokiem wciskając się przez nie, dla niezmiernéj szerokości krynoliny, weszła panna Elwira, pod pozorem szepnięcia parę słów papie, w istocie aby Adolfa wyciągnąć. Adolf na jéj widok zerwał się grzecznie, ale zmieszany swém położeniem, wydał się tak dziwnie Elwirze, iż poczuła że mu coś dolega. Zwykle spokojny i trochę chłodny, tą razą rzucał się, oglądał, śmiał się gorączkowo i niepokoił do tego stopnia, że nawet pan Feliks zrozumieć go nie mógł i patrzał nań z ciekawém zdziwieniem.<br>
{{tab}}— Co mu się u licha stało? — mówił w sobie.<br>
{{tab}}Szwarc, choć nie było gorąco, nieustannie pot z czoła ocierał. Narębski brał to za zmięszanie się jego wielkością i majestatem, i zamierzał być jak najpopularniejszym.<br>
{{tab}}Dnia tego Elwira była kwaśną, weszła więc z miną dumną, niezadowolnioną, ledwie spoj-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0o0teyr14q67yrke31bo1ctfrqxvgov
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1237
100
1082861
3146631
2022-08-06T19:12:49Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>rżała na stojącego u drzwi szlachcica i odezwała się do ojca po francuzku:<br>
{{tab}}— Co to tu robi?<br>
{{tab}}Adolf jakby dostał w piersi sztyletem, udał że nie słyszał, a Narębski odpowiedział:<br>
{{tab}}— To ktoś co chce szynki wziąć u nas...<br>
{{tab}}Elwira przeszła po pokoju, wiodąc za sobą atmosferę woni jakiemi była oblaną, minka jéj pogardliwa, chód bogini, która na ziemię zstąpić raczyła, przejęły strachem starego propinatora.<br>
{{tab}}Choć zmięszany, choć niespokojny, cały w oczy się skupił, pożerając niemi Elwirę, śledząc jéj ruchy, usiłując wyczytać z fizjognomji, z dźwięku głosu, z rysów twarzy, co ta piękna maseczka biała, rumiana, pulchna, kryła w głębi śnieżnych piersi. Wydała mu się niesłychanie piękną, ale obok tego zrobiła na nim przykre wrażenie, jakby nań powiało od lodowni.<br>
{{tab}}Patrzał osłupiały i milczał; Elwira czując nową postać, choć tak bardzo maluczką, że dla niéj żadnego zachodu czynić niebyło warto, mimowolnie jednak pozowała, jak paw<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4flo0p30adztxlha5sax3anbsq1w96o
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1238
100
1082864
3146634
2022-08-06T19:13:34Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>chodziła i przybrała minkę zepsutego dziecka, pieszczoszki losu.... kandydatki na królowę.... Dziwiło ją niezmiernie, że Adolf, którego zaczepiała coraz, półgłosem odpowiadał jéj prawie nie do rzeczy i oblewał się rumieńcami, zbiegającemi i wracającemi co chwila.<br>
{{tab}}— Chodźmy do salonu i zostawmy ojca interesom! — rzekła w końcu, — daj mi pan rękę....<br>
{{tab}}Adolf nie śmiejąc spojrzeć na ojca, poskoczył i znowu bokiem wycisnęli się oboje z pokoju. Tylko tracąc z oczów starego, stojącego w pokorze i milczeniu przy progu, Szwarc rzucił na niego załzawionem prawie okiem, serce mu się ścisnęło. Była chwila, że chciał wyrzec się wszystkiego, pójść, uklęknąć przed starym ojcem i z nim razem uciec z tego domu.<br>
{{tab}}Zamknęły się drzwi, Szwarc lżéj odetchnął, pot przestał mu tak obficie lać się z czoła; Narębski chodząc rozmawiał. Nie bardzo go obchodziły szynki i cała ta sprawa, widocznie chciałby się był uwolnić od natrętnego kontrahenta, ale pan Bartłomiéj trzymał go, usi-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cpydmgwpmxmbzzfx380e00bx1ourrun
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1239
100
1082869
3146638
2022-08-06T19:14:56Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>łując lepiéj poznać człowieka, który mu się wydał ostygłym, wyżytym, może dobrym w gruncie, ale jak zleżałe zboże zatęchłym i gorzkim.<br>
{{tab}}— Ale ojciec to jeszcze nic, — mówił sobie w duchu stary propinator, który ludzi sądzić umiał, — córka to też nie wiele, bo to jeszcze młoda i nie wié czém będzie; ażeby odgadnąć czém ma być przyszła żona mojego syna, potrzebaby zobaczyć matkę.<br>
{{tab}}Rzadko kiedy dziecko nie układa się w formę rodzicielki, w dzieciństwie i młodości nieznaczne to jeszcze, bo ten wiek ma czém okrasić i uzielenić wady, które w przyszłości urosną, ale z latami, co się za młodu wpoiło, czego nauczył przykład, występuje jak odzywająca się, utajona choroba. Miał więc wielką słuszność stary Szwarc, że chciał dla zawyrokowania o córce, zobaczyć jeszcze matkę. Rzecz jednak była przytrudna, bośmy widzieli, jak pani Samuela pogardliwie odrzuciła uczynione jéj wezwanie.<br>
{{tab}}Tymczasem stary choć miękko traktując o szynki, co Narębski czuł dobrze, nieskończe-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0e8qzskz6754k1j0ioliwtohnuvqy26
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/366
100
1082870
3146639
2022-08-06T19:15:47Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{c|{{Rozstrzelony|FILIPPIK}}A|w=300%|przed=30px|po=5px}}
{{c|DRUGA|w=150%|po=20px}}
{{c|{{Rozstrzelony|MIANA W SENACI}}E.|w=85%|po=30px}}
{{tab}}I. Jak mam, senatorowie, nazwać mój los, co tak zrządził, że nikt przez ostatnie lat dwadzieścia nie był nieprzyjacielem Rzeczypospolitej, któryby i mnie zarazem wojny nie wypowiedział? Nie potrzeba mi żadnego przed wami wymieniać, gdy ich sami pamiętacie. Odnieśli oni karę sroższą, niżelim sobie życzył. Tobie, Antoniuszu, dziwię się że naśladując ich czyny, końca ich nie lękasz sic. Mniej to mnie w innych dziwiło: żaden z nich nie był moim dobrowolnym nieprzyjacielem; każdegom w sprawie Rzeczypospolitej zaczepił. Ty ani słowem nawet przezemnie nie urażony, chcąc się zuchwalszym od Katyliny, szaleńszym od P. Klodiusza okazać, samochcąc mnie obelgami zaczepiłeś, w tej myśli, że zerwanie ze mną przyjaźni będzie ci zaletą u złych obywateli. Co mam rozumieć? żem pogardzony? ani w mojem życiu, ani we wziętości, ani w moich czynach, ani w miernych moich zdolnościach nic nie widzę, czemby mógł gardzić Antoniusz. Czy myślał, że mi w senacie uwłaczać łatwo? ale ten stan, który wielu znakomitym obywatelom dał świadectwa dobrego sprawowania Rzeczypospolitej, mnie jednemu przyznał, żem ją ocalił. Czy chciał walczyć ze mną wymową? to bardzo szlachetnie z jego strony; bo czyż mogę mieć obfitszy przedmiot, obszerniejsze pole, jak mówiąc za sobą, i przeciw Antoniuszowi? Nie to, ale co innego było jego powodem: myślał że nie będzie mógł inaczej przekonać sobie podobnych, że jest nieprzyjacielem ojczyzny, tylko gdy się moim przeciwnikiem oświadczy. Nim odpo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cvjktt5bpdr5x7ie1ss3434rpf9rla0
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/545
100
1082871
3146640
2022-08-06T19:16:43Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>który z Faraonów wybrać mógł na miejsce pogrzebu swego ów pokój wąski i pozbawiony ozdób wszelkich, i aby szczątki jego przenoszono przez ciasne korytarze, którémi przeciskać się muszą podróżni! „Niech mi więc wolno będzie, mówi Michaud, nim nowe odkrycia coś bardziej stanowczego o tém wyrzekną, trzymać się świadectwa Herodota, który utrzymuje, że grób Cheopsa był kuty w żywéj skale, i otoczony wodami kanału, to jest, że umieszczono go pod piramidą, a nie w jéj wnętrzu.“<br>
{{tab}}Potém podróżni wchodzą na platformę piramidy, to jest na sam jéj szczyt; wtedy wydają się być gronem orląt, wypoczywających na szczycie skały. Ci, którzy pozostali na miejscu, wydawali się im, patrzącym z góry, jak mrówki.<br>
{{tab}}Kamienie, w pobliżu leżące, mają wewnątrz muszle i porosty morskie, co wyraźnie dowodzi, iż powstały z wielkich wstrząśnień globu; są one niezmiernego rozmiaru i trudno uwierzyć, aby przeniesione być mogły z łańcucha gór arabskich, rozciągającego się po tamtéj stronie Nilu, i z łomów Wyższego Egiptu. Arabowie utrzymują, że kraj ten był niegdyś przez olbrzymów zamieszkany. Wedle tradycyi, piramida Cheopsa w całéj swéj powierzchni była okrytą marmurem, albo granitem szlifowanym. Tak jeszcze było za Abdalitifa; widział on zachowane napisy hieroglificzne. Gdyby piramida znajdowała się w naszym klimacie dźdżystym, jéj powierzchnia uległaby wpływowi atmosfery, okryłaby się mehem, roślinami skalnémi, i możeby znikła pod warstwami ziemi roślinnéj. Pod opieką słońca egipskiego, kamień zachował swój kształt i kolor piérwotny. Od szczytu do podstawy tego pomnika nigdzie nie widać źdźbła, mchu, najmniejszego ziółka, plamy, widocznéj skazy zepsucia. Ogromna masa kamieni nigdy nie doznała rozkładowej wilgoci dészczów; nigdy obłok nie spoczął na jéj szczycie, ani piorun w nią nie uderzył. Samo tylko wycie burzy tu się rozlega, gdy pędzi tumany piasku wokoło tych mas olbrzymich.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6l1la6orkcos1bp4ua0yj3p641xw4e5
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/48
100
1082872
3146645
2022-08-06T19:20:53Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>Stawu. Oto właśnie przecinamy w poprzek drogę, która tam wiedzie, i która z obudwu razy tyle miłych wspomnień w nas budzi. Pierwszy raz było to przed dwoma laty. Szliśmy z „Jegomością“ od Popradzkiego, gdzie nocowaliśmy po zejściu z Wysokiej. Było nas przeszło {{Korekta|trzydziestu|trzydziestu,}} a w tej liczbie grono wytrawnych taterników, jak ks. Sutor, prof. Świérz, pp. Dembowscy i kilku innych.<br>
{{tab}}Śniadając ponad tak zwaną przez górali Pustą Doliną powyżej Zmarzłego Stawu spostrzegam pod nami na wielkich polach śniegu blado-czerwone smugi. Zjawisko to znane w górach skandynawskich pod nazwą krwawego śniegu, zależy od maleńkiego mikroskopijnego wodorostu. Są to kulki napełnione purpurowym, silnie światło łamiącym płynem.<br>
{{tab}}Na kilkanaście cali w głąb całe obszary śniegu przejęte są tym tworem.<br>
{{tab}}Żywo też stoi mi w pamięci wrażenie, jakiegośmy wówczas wszyscy doznali, przeszedłszy zwartą kolumną przez ową szczerbę Żelaznych Wrót. Z tej strony droga do niej przykra, ale bezpieczna. Stromym kamienistym żlebem dosięgając wązkiego siodełka, czyli właściwiej mówiąc samej szczerby, wchodzi się między wysokie, prawie prostopadłe ściany. Z drugiej strony przepaść, tylko popod samą ścianą północną, na prawo nad urwiskiem usypanem z rodzaju zielonawej glinki, powstałej z rozłożonego granitu, trzyma się przez całe lato przylepiony szmat stwardniałego śniegu. Po tym śniegu, zgięty we dwoje, bo ściana granitowa u spodu tylko jest wyżłobiona, a na górze szorstko wystaje, może przejść człowiek jako tako bezpiecznie, a iść tak trzeba kilkadziesiąt kroków, bo rzadko gdzie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3h6kzu1vuop8aab0fzon2c7ap8j2bll
3146887
3146645
2022-08-06T22:51:34Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>Stawu. Oto właśnie przecinamy w poprzek drogę, która tam wiedzie, i która z obudwu razy tyle miłych wspomnień w nas budzi. Pierwszy raz było to przed dwoma laty. Szliśmy z „Jegomością“ od Popradzkiego, gdzie nocowaliśmy po zejściu z Wysokiej. Było nas przeszło {{Korekta|trzydziestu|trzydziestu,}} a w tej liczbie grono wytrawnych taterników, jak ks. Sutor, prof. Świérz, pp. Dembowscy i kilku innych.<br>
{{tab}}Śniadając ponad tak zwaną przez górali Pustą Doliną powyżej Zmarzłego Stawu spostrzegam pod nami na wielkich polach śniegu blado-czerwone smugi. Zjawisko to znane w górach skandynawskich pod nazwą krwawego śniegu, zależy od maleńkiego mikroskopijnego wodorostu. Są to kulki napełnione purpurowym, silnie światło łamiącym płynem.<br>
{{tab}}Na kilkanaście cali w głąb całe obszary śniegu przejęte są tym tworem.<br>
{{tab}}Żywo też stoi mi w pamięci wrażenie, jakiegośmy wówczas wszyscy doznali, przeszedłszy zwartą kolumną przez ową szczerbę Żelaznych Wrót. Z tej strony droga do niej przykra, ale bezpieczna. Stromym kamienistym źlebem dosięgając wązkiego siodełka, czyli właściwiej mówiąc samej szczerby, wchodzi się między wysokie, prawie prostopadłe ściany. Z drugiej strony przepaść, tylko popod samą ścianą północną, na prawo nad urwiskiem usypanem z rodzaju zielonawej glinki, powstałej z rozłożonego granitu, trzyma się przez całe lato przylepiony szmat stwardniałego śniegu. Po tym śniegu, zgięty we dwoje, bo ściana granitowa u spodu tylko jest wyżłobiona, a na górze szorstko wystaje, może przejść człowiek jako tako bezpiecznie, a iść tak trzeba kilkadziesiąt kroków, bo rzadko gdzie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ei2l86npdl6gja8prrqvr2plnuef0lu
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/367
100
1082873
3146653
2022-08-06T19:28:05Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>wiem na inne jego zarzuty, wprzód o przyjaźni, o której zgwałcenie mnie pomawia, co uważam za najcięższe obwinienie, kilka słów powiem.<br>
{{tab}}II. Żali! się, że nie wiem kiedy stanąłem przeciw niemu. Nie miałżem stanąć w obronie krewnego i przyjaciela przeciw obcemu? stanąć przeciw łasce pozyskanej nie nadzieją przyszłych zalet, ale wdziękami młodocianego wieku? stanąć przeciw niesprawiedliwemu postanowieniu, otrzymanemu za wstawieniem się przedajnego trybuna, nie edyktem pretora<ref>Kogo bronił Cycero, w jakiej sprawie i kiedy, wszystko to nam niewiadomo.</ref>? Ale dla tego zapewne odnowiłeś pamięć tej sprawy, żebyś się przypodobał ludziom najniższego stanu, przypominając im, żeś był zięciem wyzwoleńca, że dzieci twoje były wnukami wyzwoleńca, Kw. Fadiusza<ref>Antoniusz pojął w małżeństwo pierwszym ślubem Fadią, córkę wyzwoleńca Kw. Fadiusza, krewną Septymii, której mężem był Syka, przyjaciel Cycerona. Żeby ich nie urazić, Cycero wyrzucił za radą Attyka ich imiona z poprawionej tej mowy. Cicero ad Atticum, XVI, 11.</ref>.<br>
{{tab}}Ale poddałeś się pod moję dyscyplinę (tak się bowiem wyrażasz), do domuś mego chadzał<ref>Antoniusz polecony przez ojca Cyceronowi, był w młodości jego przyjacielem. Obacz list Cycerona do Antoniusza między listami do Attyka, XIV, 13. Przybywszy z Syryi od Gabiniusza, starał się o kwesturę pod opieką Cycerona. Obacz mowę za Milonem, 15. Ale ożeniwszy się z Fulwią, wdową po Klodiuszu i Kurionie, śmiertelną nieprzyjaciółką Cycerona, zerwał z nim związki przyjaźni.</ref>. Gdybyś tak uczynił, lepsza byłaby twoja reputacya, lepsze obyczaje; ale tak nie uczyniłeś, a choćbyś chciał, K. Kurio nie pozwoliłby na to<ref>K. Skryboniusz Kurio, towarzysz rozpusty młodego Antoniusza, będąc kwestorem w Azyi 53 roku odbierał listy od Cycerona, który go chciał utrzymać na stronie senatu. Zostawszy trybunem 50 roku, zaprzedał się Cezarowi, jak mówi Velleius Paterculus, II, 48, za dziesięć milionów sestercyów, a kiedy senat postanowieniem z dnia 6 stycznia 49 roku kazał Cezarowi rozpuścić wojsko, uciekł do niego z Rzymu wraz z Antoniuszem, i zginął w jego sprawie w Afryce. Obacz o nim Cic. ''Brutus'', 81. Caesar, ''de bello civili'', II, 38-42. Appian, ''Wojny domowe'', II, 5, 7. Velleius Paterculus, II, 48. Dio Cassius, XLI.</ref>.<br>
{{tab}}Powiedziałeś, że dla mnie przestałeś starać się o urząd augura<ref>Cycero został jednozgodnie powołany do zgromadzenia augurów 52 roku na miejsce młodego P. Krassa, który zginął roku 53 z ojcem w bitwie z Partami.</ref>.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
eucjvr72tnjbsa12zl0o6gxvmt8z20e
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1240
100
1082874
3146660
2022-08-06T19:32:47Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>nie przeciągał rozmowę, coraz to spoglądając na ojca, a chcąc się z każdego słowa coś nauczyć. Pani Samuela ubrana wreszcie i wyświe — żona, choć, jak zawsze, z wielkim bólem głowy, weszła powoli do salonu i tu padła na fotel, zatrzymując Adolfa opowiadaniem o swoich cierpieniach, czem Elwirę zniecierpliwiła do tego stopnia, że ta aż pod nosem nucić sobie zaczęła, chcąc matce dać do zrozumienia, że czasby jéj kochanka uwolnić. Nie tak to było łatwo, gdy raz o sobie zaczęła mówić nieszczęśliwa Narębska. Powierzchowność jéj zwodnicza, rumieńce i pulchne kształty, mające wszelkie pozory zdrowia, zmuszały ją do tém troskliwszego opisywania słabości, iż rzadko kto był usposobiony jéj wierzyć.<br>
{{tab}}— Ja, — mówiła trzymając się za czoło, co dosyć dobrze uwydatniało bardzo pięknych kształtów rękę, — ja i Elwira obie jesteśmy jednego temperamentu i równie drażliwych nerwów, najmniejsza rzecz dla drugich przechodząca niepostrzeżenie, odbija się w nas tak silnie, że srogiém napawa cierpieniem. Świat nie przywykł zważać na to, podwójnie więc<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
99eg469z4slnbcladcf4l06m57n9lto
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/49
100
1082875
3146662
2022-08-06T19:34:00Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>można się wyprostować. Potem zwracamy się w lewo na ostrą wązką grań, także zwykle śniegiem pokrytą, lecz po której „już wozem przejedzie“ według uświęconego wyrażenia przewodników zakopiańskich, co znaczy, że już ztąd trudniej kark skręcić, jeśli się mocno na nogach trzymasz. Widok z grani na tę prawdziwie piekielną bramę, zwłaszcza gdy schyleni towarzysze jeden za drugim przez nią przechodzą, jest niesłychanego effektu. Nadzwyczajna ostrość konturów, różnica oświetlenia jednej a drugiej ściany, niewypowiedziana dzikość w około a do tego widok na południe i na północ, na zielone łąki, uprawne pola i wzgórza odległych okolic, nadają obrazowi urok niezwykły nawet w Tatrach, gdzie przecież począwszy od Zawratu o podobny rodzaj widoków na pozór nie trudno. To też ulegasz wrażeniu, którego się nigdy nie zapomina. Na wniosek mój, abyśmy w tem miejscu urządzili wypoczynek, bo wszakże tu codzień się nie chodzi, przystano od razu. — Rozsiedliśmy się na grani wśród śniegu i głazów. Przy posiłku Sabała jął prawić powiastki, któremi nas do konwulsyjnego pobudzał śmiechu. „Jegomość“ gwałtownie musiał się trzymać za boki, a przy jego olbrzymiej prawie postaci, zdawało się, że skała, na której siedział, trzęsie się i gotowa runąć.<br>
{{tab}}Drugi raz przeszliśmy tę samą drogę w roku zeszłym w towarzystwie profesora Aleksandrowicza. Z wycieczki na Krywań zeszliśmy dnia poprzedniego na nocleg do schroniska przy Szczerbskim Jeziorze, a nazajutrz przez Mięguszowiecką Dolinę na Żelazne Wrota. Cała kilkudniowa wycieczka ułożona została wyłącznie dla profesora Aleksandrowicza. Był to {{pp|po|niekąd}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hzngc92bzzcp2vus3fc8u6p51b4pz4k
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/50
100
1082876
3146664
2022-08-06T19:34:07Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|po|niekąd}} obchód jubileuszowy; właśnie 25 lat minęło jakeśmy z nim razem i z profesorem Jurkiewiczem pierwszy raz zwiedzali Tatry. Chciałem tedy aby mu, po tylu latach znów przybyłemu, co najwięcej w najkrótszym pokazać czasie. Zaprowadziłem go „po drodze“ i na owe czerwone śniegi, aby zjawisko to u nas rzadkie własnemi oczami oglądał. Wchodzimy na Pustą Dolinę, śniegi są ale bielutkie.<br>
{{tab}}Że jednak przed kilku dniami śnieg w Tatrach padał, musiał pokryć warstwy wieczyste. Odgarnęliśmy miękką wierzchnią skorupę i dobraliśmy się do blado purpurowego łoża. Rozpierzchnięci w dolinie, zbieramy się w ścisłą kolumnę, aby przebyć ów źleb kamienisty ku szczerbie. Nigdy wprzódy i może już nigdy więcej źleb ten ponury i dziki nie zabrzmi takim wesołym i hucznym gwarem. Było nas około czterdziestu. Zawsze wesoły, pogodny humor szanownego jubilata, jego wrażliwość na piękności przyrody, tryskający przy każdej sposobności dowcip, wprawił całe nasze grono w najlepsze usposobienie. W przeciągu ćwierci wieku jak nie był w Tatrach prof. A. przybrał nieco na tuszy, a chociaż twierdził, że poprzedniego już dnia gdzieś tam na Krywaniu, zgubił przodkującą a wydatną część swej cyrkumferencji, jednakże zauważyliśmy, że w miarę coraz bardziej stromej drogi, coraz więcej botanizował, szukając tam nawet roślinności, gdzie już ostatnie jej ślady zginęły. Ponieważ nie było czasu do stracenia, postanowiliśmy prosić go, aby zechciał nam przewodniczyć, aby prowadził kolumnę. Odgadł manewr, ale poddając się z uprzejmością naleganiom, objął przewództwo i — trzeba być sprawiedliwym, prowadził nas doskonale.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ho11bcgf6dy9xsu7ejf8vwbor653tg5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1241
100
1082877
3146684
2022-08-06T19:52:36Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>znosić musimy, za naszą drażliwość i za jego nielitość.<br>
{{tab}}Adolf, ile razy mu tych skarg i opisów słabości słuchać wypadało, przybierał postać smutną, bolejącą i usiłował okazać współczucie, co go było w łaski pani Narębskiéj wkupiło; często mu jednak z trudnością przychodziło utrzymać się w powadze i smutku, gdy J czyniła wrażenia i napiętnowana dlań była; wyraźną przesadą. Samuela nadużywała jego położenia i wiedząc, że słuchać musi, że musi się z obowiązku litować, godzinami trzymała u krzesełka, wygadując się ze wszystkiém, czego inaczéj nie miała przed kim wyspowiadać, bo córka jéj nie bardzo pilnego nadstawiała ucha. Po opisach słabości przychodziły pochwały pozorne Feliksa, w których pełno było w istocie przymówek do niego, ukrytych i osłonionych czułością, potem nauki dla mężów w ogóle, a szczególniéj dla towarzyszów żon nerwowych, chorych i niezmiernie czułych.<br>
{{tab}}Wszystko to już Adolf na pamięć umiał, bo od czasu jak był przypuszczony do zaufa-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8mn7qv0u6htevm0ob22jn2hcyz2iegu
3146686
3146684
2022-08-06T19:52:54Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>znosić musimy, za naszą drażliwość i za jego nielitość.<br>
{{tab}}Adolf, ile razy mu tych skarg i opisów słabości słuchać wypadało, przybierał postać smutną, bolejącą i usiłował okazać współczucie, co go było w łaski pani Narębskiéj wkupiło; często mu jednak z trudnością przychodziło utrzymać się w powadze i smutku, gdy czyniła wrażenia i napiętnowana dlań była; wyraźną przesadą. Samuela nadużywała jego położenia i wiedząc, że słuchać musi, że musi się z obowiązku litować, godzinami trzymała u krzesełka, wygadując się ze wszystkiém, czego inaczéj nie miała przed kim wyspowiadać, bo córka jéj nie bardzo pilnego nadstawiała ucha. Po opisach słabości przychodziły pochwały pozorne Feliksa, w których pełno było w istocie przymówek do niego, ukrytych i osłonionych czułością, potem nauki dla mężów w ogóle, a szczególniéj dla towarzyszów żon nerwowych, chorych i niezmiernie czułych.<br>
{{tab}}Wszystko to już Adolf na pamięć umiał, bo od czasu jak był przypuszczony do zaufa-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
j9qckopmvgjoy1sjecf7go6dln29yzt
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1242
100
1082878
3146687
2022-08-06T19:53:26Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>nia pani Samueli, niemal codzień powtarzała mu jedno, a niewiele urozmaicała formę, ale skazany na męczeństwo starającego się o córkę, znosił je mężnie.<br>
{{tab}}Tą razą Elwira, która tupiąc nóżką podśpiewywała, niecierpliwiła usiłując go oderwać od matki, użyła heroicznego środka i przerwała rozmowę.<br>
{{tab}}— Już ja widzę, że mama dziś bardzo cierpiąca, a wiem, że spokój to rzecz najpotrzebniejsza, niech mama nie męczy się i trochę tak posiedzi.<br>
{{tab}}To mówiąc skinęła na Adolfa, który uszczęśliwiony ustąpił, a Samuela nie zdobywszy się na odpowiedź, rzuciła tylko na córkę wcale niechętném i pełném wymówek wejrzeniem.<br>
{{tab}}Adolf z Elwirą poszli przechadzać się po salonie, matka dobyła flaszeczki i wciągała woń orzeźwiającą, parę razy ziewnęła, spoglądając z ukosa, nareszcie wstała z wysiłkiem i powoli pociągnęła ku gabinetowi męża.<br>
{{tab}}Szczerze powiedziawszy niecierpliwiło ją, że nie przychodzi i że nie podawano do stołu, humor zły powiększył się nieprzyzwoitém<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
997v01i29qkvlkhipradd0wd06v675f
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/368
100
1082879
3146688
2022-08-06T19:54:33Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>Co za śmiałość! co za bezczelność! Kiedy na żądanie całego zgromadzenia, Kn. Pompejusz i Kw. Hortensiusz podali mnie na ten urząd (a nie wolno było podawać tylko dwóm członkom), tyś nie mógł zaspokoić swych wierzycieli, ani wybrnąć inaczej z długów jak wywróceniem Rzeczypospolitej. Zresztą, czy mogłeś wtenczas starać się o augurat, kiedy Kuriona nie było w Italii? a choćbyś był podany, czy mógłbyś bez Kuriona pozyskać głosy jednego nawet plemienia? Jego przyjaciele byli nawet skazani za gwałt, że się zbyt żarliwymi dla ciebie okazali,<br>
{{tab}}III. Ale odebrałem od ciebie dobrodziejstwo<ref>Obacz notę 15 do pierwszej Filippiki.</ref>. Jakie? nie zapieram się, co wspominasz, zawszem głośno opowiadał; wolałem bowiem wyznać żem ci winien, niżeli w oczach ludzi mniej bacznych za niewdzięcznego uchodzić. Ale jakie dobrodziejstwo? żeś mnie w Brunduzyum nie zabił? Mnie, któremu sam zwycięzca, coć dał nad tymi zbójcami dowództwo, z czego tak się chełpić zwykłeś, życie darował, do Italii powrócić pozwolił, mnie miałbyś zabić? Przypuśćmy że mogłeś: jestże to co innego jak dobrodziejstwo rozbójników chlubiących się że darowali życie ludziom, których nie zamordowali? Gdyby to było dobrodziejstwem, nigdyby ci, co zabili człowieka, który ich przy życiu zachował, których ty sam wielkimi ludźmi nazywać zwykłeś, takiej nie dostąpili sławy. Jakież to dobrodziejstwo, żeś się od strasznej zbrodni powstrzymał? w takim razie mniej miałem powodów cieszyć się, żeś mnie nie zabił, jak smucić się, żeś to bezkarnie mógł popełnić.<br>
{{tab}}Ale niech to będzie dobrodziejstwem, ponieważ nie można było odebrać większego od rozbójnika: w czem możesz mnie o niewdzięczność obwiniać? Miałżem nie ubolewać nad obaleniem Rzeczypospolitej, żebym się ku tobie niewdzięcznym nie okazał? W tem nawet ubolewaniu smutnem i żałośnem, ale koniecznem dla stopnia, na jakim mię senat i lud Rzymski umieścił, czym powiedział jakie słowo obrażające? czym się nie wyraził z umiarkowaniem, po przyjacielsku? Jestże większe umiarkowanie jak powstrzymać się od złorzeczeń, narzekając na M. Antoniusza? zwłaszcza kiedyś ostatki skarbu Rzeczypospolitej rozproszył; kiedy w domu twoim haniebnym frymarkiem wszystko na przedaż było; kiedy, jak sam wy-znałeś, prawa nigdy wprzód do publicznej wiadomości niepodane,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3juov88i5dlovpksv29ngfoaqaodme3
Wikiskryba:Draco flavus/brudnopis190
2
1082880
3146689
2022-08-06T19:54:33Z
Draco flavus
2058
—
wikitext
text/x-wiki
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
{{JustowanieStart2}}
9x8qchbhso8renj8vrz8neypl7shb9d
3146782
3146689
2022-08-06T20:56:04Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt1" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=7 to=7 onlysection="tyt3" />
<br><br>
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=8 to=8 onlysection="cenz1" />
{{CentrujKoniec2}}
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=9 to=986 exclude="294-300,548-560,776-780" />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1001 to=1210 />
<pages index="PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu" from=1215 to=1274 />
{{JustowanieStart2}}
jf00nmgijbkt7xe82f8yzwwfuk9dhu3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1243
100
1082881
3146693
2022-08-06T19:59:16Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>znalezieniem się Elwiry, potrzebowała gderać na kogoś i szukała męża, aby, korzystając z bytności nieznajomego, dokuczyć mu trochę, gdy przytomność obcego bronić mu się nie dozwalała.<br>
{{tab}}Przeszedłszy się parę razy po salonie, skierowała się niby od niechcenia ku drzwiom gabinetu, otworzyła je, i powoli, znowu bokiem dla niezwykłych rozmiarów krynoliny, wsunęła się do pana Feliksa.<br>
{{tab}}Z progu jeszcze przymrużonemi oczyma spojrzała w kątek, w którym stał biedny stary Szwarc, zrobiła minkę nieukontentowaną, zawachała się, ale weszła powoli.<br>
{{tab}}— Otóż to jest pan Sobkowski, — rzekł Feliks żywo, — który chce wziąć twoje szynki.<br>
{{tab}}Samuela ruszyła ramionami, ten się skłonił nizko, ale podniósł głowę, aby jak najlepiéj ostatniemu członkowi rodziny przypatrzeć.<br>
{{tab}}— Cóż mnie to tam obchodzi! — zawołała pogardliwie, — to wasza rzecz.<br>
{{tab}}I dodała po francuzku:<br>
{{tab}}— Wychodźże do salonu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cqur1kic02zihvkrz1i9geeptxcdy4t
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/51
100
1082882
3146694
2022-08-06T19:59:55Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Z westchnieniem mijał zapraszające do spoczynku tu i owdzie „kanapkowatości“, nie chcąc aby, gdy spocznie, trzydziestu kilku towarzyszów czekało pod nim wisząc częstokroć więcej na łokciach, niż stojąc na ślizkiej i niepewnej {{Korekta|ścianie|ścianie.}} Odwracał się wtedy ku nam i z szczerym, choć czasami nieco kwaskowatym uśmiechem, potrząsając wzniesioną do góry ciupagą „za mną“ wołał, jakby do opóźniających się towarzyszy. „Idziemy“, krzyczeli górale wśród serdecznego śmiechu. Gdyśmy dosięgli szczerbiny, szanowny profesor ze łzami zachwytu i wzruszenia powitał uroczy majestat tego miejsca. I nie jego jednego powieki łzą zabłysły.<br>
{{tab}}Z żywem wspomnieniem tych miłych chwil oglądaliśmy się na ową szczerbinę, dopóki nam jej nie zasłoniły ponure turnie „Ganku“.<br>
{{tab}}Jeżeli Cię miły czytelniku mało zajęły wspomnienia moje z Żelaznych Wrót, to jeszcze mniejbym Cię ubawił opisywaniem drogi, którą teraz oto do owej rdzawo zabarwionej „buli“ odbywamy, choćby właśnie dlatego, że jest wcale nie złą, bo umiarkowanie stromą. At sobie zwyczajna, tatrzańska droga pod górę, jeśli tylko drogą nazwać się godzi, całe morze kamieni i łomów, z których ani na tysiącznym jeszcze noga ludzka nie postała, choć tam strzelcy i turyści chodzą. We dwie niespełna godziny jak opuściliśmy Staw Zmarzły, jesteśmy już nie tylko na „buli“ ale i po nad nią na wysokości blisko 7600. Zostawiamy na tarasie pakunki pod opieką Sabały i jego muzyki, a sami wchodzimy w źleb wschodnio-południowy, prowadzący wprost na wierzchołek góry. Jest to jeśli nie najprzykrzejszy to z pewnością {{pp|naj|mniej}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
szfdu3qf67f0unegkqr7numdar36scy
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1244
100
1082883
3146695
2022-08-06T19:59:59Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Kiedy mnie trzyma.<br>
{{tab}}— Cóż z nim będziesz ceremonje robił?<br>
{{tab}}Szwarc wprawdzie nie zrozumiał języka, w którym tych kilka słów wyrzeczono, ale prawie odgadł znaczenie wyrazów z tonu, jakim je mówiono. P. Samuela przeraziła go sobą, nic podobnego do niéj nie widział w życiu. Przeczucie mówiło mu, że taka piękna, delikatna pani, ze swą minką królewską, może najsilniejszego człowieka opanować, wysuszyć i zabić. Narębski zimny, zastygły i drewniany, wytłumaczył mu się cały tą żoną, która z niego krew i życie westchnieniami i stękaniem wyssała. Wielkie przywiązanie do syna czyniło starca jasnowidzącym, objął w chwili, odgadł całą przeszłość pana Feliksa i rolę jaką w niéj grała ta kobieta dumna, samolubna, wzgardliwe.<br>
{{tab}}Gdy cały wzruszony stał patrząc na nią, nagle pani Samuela, jak wiemy niesłychanie nerwowa, obejrzała się z przestrachem, z trwogą, z wyrazem twarzy jakby niespodzianie zagroziło jéj nieszczęście, poczęła patrzyć na wszystkie strony z przerażeniem, trząść się,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8i1em5lec36lmjggf5xv4lrmg6ouv2c
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/52
100
1082884
3146698
2022-08-06T20:01:50Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|naj|mniej}} bezpieczny źleb tatrzański. Granit w części zwietrzały i śliski, rozkruszony; to znów po bokach wystający wprawdzie w wielkich i niezbyt pochyłych ale zato cienkich taflach, które, gdy staniesz na nich, wysuwają się częstokroć z pod siebie. Tu też więcej jak gdziekolwiek indziej okazała się niezbędną ściśniona kolumna przy wejściu i zejściu. Gdyśmy szli z „Jegomością“ przed dwoma laty, zaledwie ktoś z idących naprzód stąpił na taki głaz ruchomy, poczuł, że ten wysuwa mu się z pod nogi, lekko zeskoczył na bok, ale głaz zwolna wysuwał się dalej. Szczęściem przewodnik o pół kroku niżej będący, zdołał go na chwilę powstrzymać, drugi i trzeci za nim idący szybko dopomogli i zmienili kierunek upadku. Przy większych odstępach w łańcuchu, po kilku sekundach już żadna siła ludzka nie byłaby w stanie zatrzymać skały, któraby „wymiotła“ ze zlebu nieoględnych śmiałków. W małą godzinę jesteśmy na szczycie. Jasno i ciepło. Gęsto obsiedliśmy kończysty czubek góry. Jeśli Gerlach usposabia posępnie, to Wysoka przeciwnie. Tańczyć wprawdzie nie można, bo nie ma gdzie, ale za to śmiech i gwar wesoły.<br>
{{tab}}Widok ztąd równie piękny jak ciekawy i pouczający. Ztąd jednocześnie i grupę Gerlachu i szczególniej Krywania doskonale opatrzysz, nie mówiąc już o zachodnich szczytach. Jeden tylko zarzut można zrobić temu punktowi, to jest że z niego nie widzisz Wysokiej, bo ona istotnie każdej panoramie tatrzańskiej nadaje szczególny wdzięk wykwintnemi swojemi kształty.<br>
{{tab}}O trzeciej popołudniu schodzimy z szczytu. Szybko robimy tę samą część drogi, którą obeszliśmy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4tep81pncncu5uls788zaekt0e47zb7
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/369
100
1082885
3146706
2022-08-06T20:05:28Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>przez ciebie i dla ciebie stanowiono; kiedy jako augur wróżby, jako konsul opór trybunów zniosłeś; kiedyś się siłą zbrojny z powszechny odrazy otoczył; kiedyś w skromnym dawniej domu<ref>Byłto dom Pompejusza, kupiony na licytacyi przez Antoniusza, ale nigdy niezapłacony.</ref> wylewał się codzień na wszelką rozpustę, winem rozmarzony, nierządem zwątlony! A ja, jak gdybym chodził w zapasy z M. Krassem, z którym częste i niemałe miałem spory, a nie z najpodlejszym wysiekaczem, ciężko bolejąc nad nieszczęściami publicznemi, nic o człowieku, który był ich sprawcą, nie powiedziałem. Dziś tedy dam mu do poznania jakie wtenczas dobrodziejstwo odemnie odebrał.<br>
{{tab}}IV. Ale nawet list, który, jak powiada, do niego pisałem<ref>Ten list wraz z listem Antoniusza do Cycerona znajduje się w zbiorze listów do Attyka, XIV, 13.</ref>, do czytania dawał, człowiek bez wychowania, nieświadomy najpospolitszych zwyczajów towarzyskiego życia. Jakiż człowiek choć trochę znający obyczaje uczciwych ludzi, poróżniwszy się z jakiejkolwiek przyczyny z przyjacielem, pokazywał kiedy i czytał drugim list do siebie przez niego pisany? Odejmować nieobecnym przyjaciołom sposobność rozmówienia się, nie jestże to rozrywać wszystkie związki społeczeństwa? Ileżto żartów bywa w listach, które rozgłoszone zdawałyby się niesmaczne! ile rzeczy poważnych, których żadnym sposobem wyjawić nie można!<br>
{{tab}}Taka jest twoja nieznajomość najprostszych prawideł życia: zobaczcie teraz głupstwo nie do uwierzenia. Go masz mi do zarzucenia, wymowny człowieku, za jakiego cię Mustella Tamiziusz i Tyro Numiziusz mają? Stoją oni teraz z orężem w ręku przed senatem: i ja także uznam cię za biegłego mówcę, jeżeli mi dowiedziesz, że oni zbójcami nie są. Co mi, mówię, zarzucisz, jeżeli powiem, żem nigdy do ciebie tego listu nie pisał? Jakiem mnie świadectwem przekonasz? Własnoręcznem pismem? posiadasz w tej sztuce zyskowną biegłość<ref>Po śmierci Cezara, Kalpurnia, jego żona, wydała jego notatki Antoniuszowi (Plutarch, Antonius, 17), który w nich co chciał dodał, co chciał odmienił. ''Quae Caesar numquam neque fecisset, neque passus esset, ea nunc ex falsis ejus commentariis proferuntur''. Cicero ad Atticum, XIV, 13.</ref>. Jakbyś mógł mi dowieść? list pisany był ręką sekretarza. Zazdroszczę mistrzowi<ref name="c369">Tym mistrzem był retor, Sex. Klodiusz, rodem z Sycylii, inny od {{pp|zna|nego}}</ref>, któregoś tak dobrze zapłacił, jak<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5rky76wewwlf7qkqv363sorzc5roako
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/370
100
1082886
3146709
2022-08-06T20:10:49Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>to wkrótce okażę, żeby cię niczego nie nauczył. Coż bowiem śmieszniejszego, nie mówię w mówcy, ale w jakimkolwiek człowieku, jak zarzucać przeciwnikowi, czemu on jednem słowem zaprzeczając, tak zbić może zarzucającego, że ten i kroku dalej nie postąpi?<br>
{{tab}}Ale ja nie zaprzeczam, i tym samym listem przekonani cię zarazem o brak dobrego wychowania i nierozsądek. Jestże w nim choć jeden wyraz, któryby nie był pełen grzeczności, uprzejmości, życzliwości? To tylko miałbyś mi prawo zarzucić, że w tym liście źle nie mniemam o tobie, że piszę jak do obywatela, do zacnego człowieka, nie jak do łotra i niecnoty. Ale ja twego listu, chociaż wyzwany przez ciebie miałbym prawo ukazać, nie ukażę. Prosisz mnie w nim, abym zezwolił na powrót pewnego wygnańca, i upewniasz, że go pomimo woli mojej nie przywołasz<ref>Obacz notę 4 do pierwszej Filippiki.</ref>. Zezwoliłem. Po cożbym miał sprzeciwiać się twojej śmiałości, której ani powaga senatu, ani opinia ludu Rzymskiego, ani żadne prawa powściągnąć nie mogły? Ale dla czegoś mnie prosił, kiedy ten za którym prosiłżeś był przywołany jednym z praw Cezara? Chciałżeś żeby mi zawdzięczał łaskę, której ty sam mu wyświadczyć nie mogłeś, ponieważ prawo już o tem wyrzekło?<br>
{{tab}}V. Lecz że mam kilka słów o sobie, wiele bardzo o Antoniuszu powiedzieć, proszę was, senatorowie, abyście mnie co do pierwszego łaskawie posłuchać raczyli; co do drugiego, sam w to potrafię, że mnie uważnie słuchać będziecie. Proszę was oraz i oto: jeżeliście w mowach moich i w całem mem życiu skromność i umiarkowanie poznali, żebyście nie mniemali abym dziś, odpowiadając Antoniuszowi tym tonem jakim mnie zaczepił, sam się zapomniał. Nie będę go traktował jako konsula, bo i on mnie jako człowieka konsularnego nie traktował. Zresztą, nie jest on konsulem ani z obyczajów, ani ze sprawowania Rzeczypospolitej, ani ze sposobu jakim obrany został; we mnie bez zaprzeczenia wszystkie przymioty konsularnego człowieka.<br>
{{tab}}Żebyście zrozumieli za jakiego on konsula uchodzić chce, wyrzucił mi na oczy mój konsulat, który z imienia tylko był moim, w rzeczy zaś samej waszym, senatorowie: cóżem bowiem postanowił, sprawił,
<ref follow="c369">{{pk|zna|nego}} z poprzednich mów Sex. Klodiusza. Obacz rozdział 17 tej mowy. Cicero ad Atticum, IV, 15.</ref><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
symj22cqehxve94hhlbheiekkxqgqs5
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/371
100
1082887
3146710
2022-08-06T20:11:47Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>wykonał, jeśli nie coście wy sami uradzili i powagą swoją za dobre uznali? Przed tymi tedy, za których mądrą radą wszystkom zdziałał, ty, człowieku równie rozsądny jak wymowny, rządy moje ganić śmiałeś! Znalazłże się kto, coby ganił mój konsulat, prócz ciebie i P. Klodiusza, którego los, jak już spotkał K. Kuriona, tak i ciebie czeka, ponieważ masz to w domu swoim, co im obu zgubę przyniosło<ref>To jest Fulwią, którą Kurio po śmierci Klodiusza, Antoniusz po śmierci Kuriona pojął za żonę.</ref>. Mój konsulat nie podoba się M. Antoniuszowi! Ale się podobał P. Serwiliuszowi, którego z mężów konsularnych onego czasu najpierwej mianuję, dla tego że ostatni zszedł z tego świata; podobał się Kw. Katulowi, którego powaga żyć zawsze będzie w tej Rzeczypospolitej; podobał się obu Lukullom, M. Krassowi, Kw. Hortensiuszowi, K. Kurionowi, M. Lepidowi, K. Pizonowi, L. Wolkacyuszowi, K. Figulowi, D. Sylanowi, L. Murenie, którzy wtenczas byli naznaczonymi konsulami. Podobał się równie jak mężom konsularnym M. Katonowi, który rozstając się z życiem<ref>Po przegranej pod Thapsus, Kato widząc że rada jego z trzechset mężów złożona także go odstąpiła i chce się poddać Cezarowi, sam sobie odjął życie w U tyce 46 roku. Hirtius, ''de bello Africano'', 88. Plutarch, Cato, 70-78.</ref>, prócz wielu innych nieszczęść, uniknął także widzenia cię konsulem. Ale najwięcej mój konsulat Kn. Pompejusz pochwalił<ref>Okazuje się jednak z listu Cycerona do Pompejusza (''Epist. fam.'' V, 7), że Pompejusz nie dość chwalił konsulat Cycerona w piśmie do senatu i ludu.</ref>, który skoro się ze mną za powrotem z Syryi zobaczył, ściskając i winszując rzekł, że oglądanie ojczyzny mnie był winien. Ale po co pojedyncze osoby wspominam? Licznie zgromadzonemu senatowi mój konsulat tak sic podobał, iż nie było żadnego, któryby mi jak ojcu nie dziękował, któryby mi wdzięczności za ocalenie życia swego, swych dzieci, swego majątku, Rzeczypospolitej, nie oświadczał.<br>
{{tab}}VI. Lecz że teraz Rzeczpospolita jest osierocona z tych wielkich mężów, których wymieniłem, powołajmy się do świadectwa dwóch pozostałych z liczby konsularnych. L. Kotta<ref>L. Aureliusz Kotta był konsulem 65 roku.</ref>, mąż wysokiego umysłu i głębokiej mądrości, podniósł głos w najchlubniejszych wyrazach wnosząc modły dziękczynienia za te same czyny, które ty ganisz, i wszyscy konsularni, których dopiero wspomniałem, senat<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ihahreb2bcurlnmg6yb6ibyf7ieewxw
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/372
100
1082888
3146712
2022-08-06T20:13:02Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>cały na jego zgodził się zdanie: cześć, która od założenia tego miasta żadnemu przedemną togą odzianemu wyrządzona nie była. L. Cezar<ref>Obacz o nim notę 25 do pierwszej Filippiki.</ref>, twój wuj, jak wymownie, silnie, surowo powstał przeciw mężowi swej siostry, ojczymowi twemu<ref>P. Lentulus Sura, spółspiskowy Katyliny, miał za żonę Julią, siostrę L. Cezara, wdowę po M. Antoniuszu Kretyku, starszym synu mówcy, matkę teraźniejszego konsula Antoniusza.</ref>! Tego ty męża powinieneś był wziąć za wzór i przykład we {{korekta|wszyskich|wszystkich}} zamiarach i czynnościach życia; ale ojczymowi raczej niż wujowi wolałeś być podobnym. Obcy jego domowi, zasięgałem jego rady w czasie mego konsulatu: ty siostrzeniec czyś się go kiedy w sprawach publicznych dokładał<ref>Raz go się tylko dołożył, bo zastępując miejsce dyktatora będącego w Egipcie, mianował swego wuja prefektem Rzymu. Dio Cassius, XLII.</ref>? Ale jakich się ludzi dokłada? bogowie nieśmietelni! tych, o których rocznicy urodzenia słyszeć musimy.<br>
{{tab}}Antoniusz dziś do senatu nie przychodzi. Dla czego? sprawia czyjeś urodziny w swoich ogrodach. Czyjeś? Nikogo nie wymienię. domyślić się możecie że Formiona, Gnatona, Balliona<ref>Imiona dawane pieczeniarzom i stręczycielom kobiet w komedyach Plauta i Terencyusza.</ref>. O! bezecny, bezwstydny, niegodziwy, wszeteczny człowieku! Mając w pierwszym senatorze, rzadkim obywatelu, tak blizkiego krewnego, w niczem się do niego co do spraw publicznych nie odnosisz: do tych się odnosisz, którzy nic własnego nie mając, twój majątek pochłaniają. Tak bez wątpienia, twój konsulat przynosi zbawienie, mój przyniósł zgubę Rzymowi.<br>
{{tab}}VII. Do tego tedy stopnia, straciwszy wstydliwość, wyzułeś się z wszelkiego wstydu, żeś śmiał to powiedzieć w tej świątyni, gdziem ja się radził senatu, który wówczas w całej swej świetności nad światem panował, a gdzieś ty teraz uzbrojonych sztyletami łotrów postawił. Ale ważyłeś się także powiedzieć (jestże co czegobyś się nie ważył?), że za mego konsulatu, na pochyłości Kapitolińskiego pagórka pełno było uzbrojonych niewolników. To zapewne ma znaczyć, żem przymusił senat do wydania zgubnych wyroków. Czy ci te są nieznane (bo nic nie znasz dobrego), czy znane, biada ci nędzniku, żeś przed takimi mężami tak bezwstydnie śmiał mówić! Jaki rycerz Rzymski, jaki prócz ciebie szlachetnego rodu młodzieniec,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5yzuepe833v8k0qfi2fc8wyuqk7zdrl
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/373
100
1082889
3146715
2022-08-06T20:13:48Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>jaki człowiek jakiegokolwiek stanu, byle tylko pamiętny na powinność obywatelską, nie pospieszył, kiedy senat zgromadził się w tej świątyni, na pochyłość Kapitolińskiego pagórka? kto się nie zapisał? tak iż ani pisarze wystarczyć, ani regestra objąć imion nie mogły.<br>
{{tab}}Jakoż, kiedy ludzie niegodziwi przyznali się do spisku uknutego na zgubę ojczyzny, kiedy przekonani zeznaniem swych spólników, własnoręcznemi podpisy, wymownym głosem własnych listów wyznali, że się spiknęli na spalenie Rzymu, wyrżnięcie obywateli, spustoszenie Italii, obalenie Rzeczypospolitej; kto nie uczul w sobie ochoty do bronienia spólnego bezpieczeństwa? zwłaszcza kiedy na czele senatu i ludu był urzędnik, któremu podobny gdyby się dziś znalazł, i ciebie także spotkałoby co się owym spiskowym zdarzyło. Powiada, żem nie chciał dać do pogrzebania ciała jego ojczyma. Tego nawet P. Klodiusz nigdy nie powiedział, a ponieważ słusznie byłem jego nieprzyjacielem, z boleścią widzę, żeś go we wszystkich wadach przewyższył. Ale jak ci przyszło na myśl przypominać nam, żeś był w domu P. Lentula wychowany? Czyś się obawiał byśmy nie myśleli, że przyrodzenie nie mogło cię tak złym utworzyć, gdyby nie przyłączyła się nauka takiego mistrza?<br>
{{tab}}VIII. Tak zaś byłeś pozbawień zdrowego rozsądku, że w całej mowie siebie samego zbijałeś, plotąc rzeczy nie tylko nie mające z sobą najmniejszego związku, ale tak wręcz przeciwne, iż się zdawało że nie ze mną ale z samym sobą walczyłeś. Przyznawałeś, że twój ojczym należał do spisku, a narzekałeś, że ukaran został. Tak tedy com ja odkrył, chwaliłeś, co cały senat osądził, ganiłeś; bo schwytanie winowajców mojem było dziełem, ukaranie było dziełem senatu. Nic pojąłeś, wymowny człowieku, żeś chwalił tego, przeciw komu mówiłeś, a ganił sędziów, którzy cię słuchali<br>
{{tab}}Jakie w tem nie mówię zuchwalstwo (chce bowiem za zuchwałego uchodzić), ale głupstwo, do którego się bynajmniej nie poczuwa, a którem wszystkich przewyższa, że wspomniał o wzgórku Kapitolińskim, kiedy między krzesłami naszemi kręcą się zbrojne draby! kiedy, bogowie nieśmiertelni! w tym przebytku Zgody, gdzie za mego konsulatu wydano te zbawienne wyroki, pod których tarczą dotąd dożyliśmy, żołnierze z orężem w ręku stoją! Oskarżaj senat, oskarżaj stan rycerski, który wtenczas z senatem pospołu działał, oskarżaj wszystkie stany, wszystkich obywatelów, byłeś przyznał, że<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rblv9ya6w7228x5zzw4lxwk5f9katbs
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1245
100
1082890
3146716
2022-08-06T20:13:54Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Szwarc osłupiał, usta mu się otworzyły dziwnie, a oczy nagle zaszły łzami, któremi nabrzmiały powieki.<br>
{{tab}}— Bo kiedy asan chcesz z przyzwoitemi ludźmi mieć interes, — dumnie dodała Samuela, — toś powinien wiedzieć, że tak śmierdzącemu wchodzić na pokoje nie można.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł się powstrzymać od śmiechu, stary propinator szukał klamki i trafić do niéj nie umiał; pani Samuela zaczerwieniona powtarzała:<br>
{{tab}}— Ale wychodźże mi waćpan natychmiast... kadzidła! kadzidła! Feliksie, okno, okno otworzyć, cały dzień mieć będę migrenę. A! ten człowiek! ten człowiek!<br>
{{tab}}— Wracajże do salonu! — rzekł Narębski otwierając jéj drzwi szybko, — wychodź.<br>
{{tab}}A gdy się pani Samuela z krynoliną swą wyciskała nazad, pan Feliks korzystając z tego, że stary jeszcze do klamki nie trafił, bo mu łzy oczy zasłoniły, podbiegł ku niemu na pół śmiejąc się, pół z żalem, który dobre jego serce przebudził.<br>
{{tab}}— Przepraszam waćpana za moją żonę, — <noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kpmt26j37fh706beuq5reutsie4z334
3146723
3146716
2022-08-06T20:17:17Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>ręką rzucać, jakby coś odpychała, i porwawszy batystową chustkę, potem flakonik, zawołała biegnąc ku drzwiom:<br>
{{tab}}— A! a! cóż za przykry zapach? co to jest? co to może być? coście tu zrobili? a! ale jakże można siedzieć w takim pokoju? Feliksie! co to jest? a! zemdleję.<br>
{{tab}}Szwarc patrzał z przestrachem, nie wiedząc o co chodziło, ale Narębski począł się uśmiechać i oczy jego skierowały się ku staremu szlachcicowi. Za niemi poszło wejrzenie obłąkane saméj pani.<br>
{{tab}}— Na cały dzień dostanę bólu głowy! cóż to jest? ale cóż to jest?<br>
{{tab}}Nagle zatrzymała się w postawie, w jakiéj Ristori grając Medeęj, dzieci od siebie odpycha.<br>
{{tab}}— Ach! — krzyknęła, — ach, ''ten człowiek'' ma buty kozłowe!<br>
{{tab}}I oczyma pełnemi zgrozy i oburzenia, spojrzała na Szwarca.<br>
{{tab}}— Ten człowiek ma buty kozłowe, — dodała podnosząc głos, — jak można w butach kozłowych wchodzić na pokoje? Ale to okropnie!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
eyy4hqkhbvamuhoyusk7aflr2ycx821
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/374
100
1082891
3146717
2022-08-06T20:15:01Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>w tej samej chwili od żołnierzy Iteryjskich<ref>Lud mieszkający na Libanie w Syryi, od którego dzisiejsi Druzowie pochodzić mają.</ref> otoczeni jesteśmy. Nie przez zuchwalstwo mówisz tak bezczelnie; lecz że nie postrzegasz takich sprzeczności, musisz być zupełnie z rozumu obrany. Możeż być co nierozumniejszego, jak wziąwszy oręż na obalenie Rzeczypospolitej, zarzucać mi żem go wziął na jej ocalenie?<br>
{{tab}}W pewnem miejscu swojej mowy chciałeś być dowcipnym. Jak ci to było, dobrzy bogowie! nie do twarzy! w czerń po części twoja wina: mogłeś bowiem pożyczyć trochę dowcipu od żony swojej, komedyantki<ref>Tę komedyantkę nazwiskiem Cyleris, swą kochankę, porzucił Antoniusz poślubiwszy Fulwią, wdowę po Kurionie. Obacz o niej rozdział 24 tej mowy.</ref>. «Niech oręż todze ustąpi<ref>Obacz mowę przeciw Pizonowi, 29, 30.</ref>.» Alboż wtenczas nie ustąpił? Ale potem toga ustąpiła twemu orężowi. Pytanie, co z dwojga lepsze: czy że oręż występnych obywateli uległ wolności ludu Rzymskiego, czy że nasza wolność pod orężem twoim upadła. O wierszach rozwodzić się z odpowiedzią nie myślę; powiem ci tylko w krótkości że ani ich, ani żadnych innych płodów literackich nie znasz. Co do mnie, nie uchylając się nigdy od posług przyjaciołom i Rzeczypospolitej, znalazłem jednak dość czasu dorywczo pracować nad wszelkiego rodzaju dziełami; tak iż nocne moje czuwania i twory literackie nie będą bez pewnego pożytku dla młodzieży i sławy imienia Rzymskiego. Lecz to wszystko nie na swojem miejscu: przejdźmy do czegoś ważniejszego.<br>
{{tab}}IX. Powiedziałeś, że P. Klodiusz z mojej namowy zabity. Coby ludzie myśleli, gdyby wtenczas był zabity, kiedyś na Forum w oczach ludu Rzymskiego gonił za nim z dobytym mieczem, i byłbyś go dojechał, gdyby się nie rzucił pod schody sklepu xięgarskiego, i tam się zatarasowawszy natarczywości twojej nie powstrzymał<ref>Obacz mowę za Milonem, 15.</ref>. Żem cię za to pochwalił, nie przeczę: żebym ci miał to radzić, i ty sam tego nie mówisz. Ale Milanowi nawet chwalić nie mogłem; wprzód bowiem dokonał dzieło, nim kto mógł domyślić się, że go dokona. «Alem ja doradził. » Tak tedy Milo był wrahający się, że bez doradcy nie mógł uczynić tej przysługi Rzeczypospolitej? «Alem się weselił.» Co! w powszechnej radości całego miasta sam jeden tylko smucić się miałem?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1cdiiapixohv33fi0mqlww2cke6bvmw
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1246
100
1082892
3146719
2022-08-06T20:16:30Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Szwarc osłupiał, usta mu się otworzyły dziwnie, a oczy nagle zaszły łzami, któremi nabrzmiały powieki.<br>
{{tab}}— Bo kiedy asan chcesz z przyzwoitemi ludźmi miéć interes, — dumnie dodała Samuela, — toś powinien wiedzieć, że tak śmierdzącemu wchodzić na pokoje nie można.<br>
{{tab}}Narębski nie mógł się powstrzymać od śmiechu, stary propinator szukał klamki i trafić do niéj nie umiał; pani Samuela zaczerwieniona powtarzała:<br>
{{tab}}— Ale wychodźże mi waćpan natychmiast... kadzidła! kadzidła! Feliksie, okno, okno otworzyć, cały dzień mieć będę migrenę. A! ten człowiek! ten człowiek!<br>
{{tab}}— Wracajże do salonu! — rzekł Narębski otwierając jéj drzwi szybko, — wychodź.<br>
{{tab}}A gdy się pani Samuela z krynoliną swą wyciskała nazad, pan Feliks korzystając z tego, że stary jeszcze do klamki nie trafił, bo mu łzy oczy zasłoniły, podbiegł ku niemu na pół śmiejąc się, pół z żalem, który dobre jego serce przebudził.<br>
{{tab}}— Przepraszam waćpana za moją żonę, — <noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9vnprh8sc9aqqjkrzs7fvu2bhseqhl3
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/53
100
1082893
3146720
2022-08-06T20:16:49Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>szczyt góry i bierzemy się ku {{Korekta|„Wadze“ przełęczy,|„Wadze“, przełęczy}} między ramieniem Wysokiej i Rysami. Będziemy tam najdalej w ciągu półtorej godziny. Zanim jednak tam dojdziemy, bierze mnie ochota opowiedzieć Ci szanowny czytelniku ustęp z jednej małej lecz twardej wycieczki. Właściwie sumienność turysty skłania mnie do tej gadatliwości, bo oto zeszedłszy z Wysokiej tym szkaradnym źlebem, przypominam sobie, że jest w Tatrach jeszcze gorszy i nierównie gorszy. Tylko że tego to już w żaden sposób nie zobaczysz, choćby cię istotnie płocha chęć wzięła szukać przykrych źlebów. Nie znajdziesz przewodnika, któryby się zgodził przeprowadzić cię tamtędy. Rzecz się miała tak: przed kilku laty wypadł mi jakiś gwałtowny, botaniczny „interes“ do doliny Pięciu Stawów. Wybieram się na parę dni z synem moim; nawiasem mówiąc nie radzę ci z nim chodzić na wycieczki, jeśli nie jesteś wypróbowanym taternikiem pierwszej wody. Ponieważ zwykle nasza droga jest przez Zawrat, przeto p. Alfons S. młody taternik chcąc użyć porannej przechadzki, odprowadza nas na tę przełęcz. Prócz Wojciecha Raja, Tatara i Ślimaka mamy z sobą Józka, naturalnie dużo młodszego niż dzisiaj, a objuczonego jak zwykle „trąbą“ (zn. duża, zielona puszka do roślin), deseczkami mieszczącemi obfite zapasy bibuły itd. Ponieważ Józek zaczął dopiero w owym roku zarabiać sam na siebie, nie miał przeto jeszcze swej własnej czuchy ale ojcową. A że ta była na niego srodze długą, więc zarzuciwszy ją na swą dużą torbę, zawiązywał pod szyją rękawami. Rozumie się, że wyglądał jak kópka siana. Dla oszczędności obuwia zwykł chodzić na Zawrat i wszelkie „piarżyste“ drogi boso. Pod<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m2hkahpftqe411jjl908aeyjlvzbfwa
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1247
100
1082894
3146724
2022-08-06T20:18:08Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>rzekł podchodząc, — co chcesz? te kobiety są zawsze kapryśne, chora biedaczka, proszę mi darować.<br>
{{tab}}Szwarc kłaniał się tylko, nic nie mówiąc, ale wciąż téj nieszczęśliwéj szukał klamki, którą znalazłszy nareszcie, wymknął się i odetchnął za progiem dopiero.<br>
{{tab}}Łzy rzuciły mu się z oczów kropliste i spłynęły po policzkach.<br>
{{tab}}— Przepadł Adolf, — rzekł w duchu, — o mój Boże! o mój Boże, jak go tu uratować!<br>
{{tab}}Postał chwilę przede drzwiami i powolnym krokiem zsunął się po woskowanych wschodach w ulicę, spoglądając z wyrzutem na swoje buty, bo nie wiedział od ilu one boleści jego i syna ocaliły w przyszłości.<br>
{{tab}}Gdy się to dzieje, pani Samuela weszła do salonu, ale rozstrojona, przejęta, z twarzą osłonioną chustką, z oczyma przymkniętemi i pospieszyła na swój fotel, wołając:<br>
{{tab}}— Elwiro! wody! wódki kolońskiéj, octu.<br>
{{tab}}Adolf biegł za nią ratować, choć nie miał pojęcia co się jéj stać mogło.<br>
{{tab}}— Ale cóż to jest mamie? co to jest? — po-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ffhypk3xqyxb0p20k0y2sxmeqfko78q
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/54
100
1082895
3146726
2022-08-06T20:19:36Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>„Zmarzłym“ rozmyślamy się. Przez Zawrat już się tyle razy chodziło, czyby nie można przejść szczelinką między Kozim Wirchem a Granatami? Jakiś tam źlebik świeci w górze śniegiem. Spróbójmy.<br>
{{tab}}— Eh! znam ja ten źlebik — rzecze Szymek — bom tamtędy raz od Pięciu Stawów chodził.<br>
{{tab}}Przy indagacji pokazało się, że przed wielu laty dźwigał tamtędy tęgiego kozła na plecach, a miał dobre powody do obrania tej romantycznej drogi.<br>
{{tab}}— A puści tam?<br>
{{tab}}— No, puści przecie, puścić musi, ale kto to wie jak tam teraz wygląda. Wdrapaliśmy się po mokrych, ślizkim mchem obrosłych progach pod ów śnieg.<br>
{{tab}}Źlebik stromy, śnieg podmyty, ale z pomocą rąk i nieledwie zębów, wyrębując tu i ówdzie schody w zmarzłym śniegu, dostaliśmy się do szczerbiny. Tu naprzód wita nas gwałtowny, mroźny wiatr, że na nogach utrzymać się trudno. Spojrzyjmy w dół, gdzie schodzić trzeba — prostopadła wązka przepaść, zawalona zatrzymującemi się w załamach i zakrętach kamieniami.<br>
{{tab}}— No, nie słodko coś wygląda!<br>
{{tab}}Szymek i Wojtek Raj spuszczają się naprzód, zsuwając i zwalając w przepaść ogromne zaległości głazów, aby nam potem z góry na głowę nie spadły. Ślimak zostaje przy nas w odwodzie. Józek zostawiony jest własnemu przemysłowi. Utorowano kilkanaście stóp, spuszczamy się w otchłań. Józek na końcu. Nasi przewodnicy oczyszczają drogę niżej, my czekamy. Po kilku minutach znów opuszczamy się trochę niżej.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
91wixqtx55lskq56ulfo9hnasi6by2i
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1248
100
1082896
3146727
2022-08-06T20:19:45Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>skakując ku niéj żywo, ale bez wielkiego wzruszenia spytała córka.<br>
{{tab}}— A! coś okropnego!.... a! to mnie zabije na cały dzień. Wystaw sobie, ten człowiek, który tam jest, wszedł z butami, a! uderzyło mnie, jakiś zapach! Jak to można wpuszczać takich ludzi do porządnego domu?<br>
{{tab}}Adolf, który stał przy niéj, pobladł jak ściana, oczy mu zapłonęły i wargi się zatrzęsły.<br>
{{tab}}— A! Feliks, który mi daje wejść i nie przestrzega!<br>
{{tab}}Narębski wszedł na to śmiejąc się trochę, choć ukrywając uśmiech szyderski, Adolf zwrócił się ku niemu niespokojny.<br>
{{tab}}— Cóż się stało pani? — spytał.<br>
{{tab}}— A! zaszedł ją zapach butów kozłowych! — zawołał pan Feliks, — i zrobiła mi historją. Żal mi tego starego, który tak był zmięszany, że się aż rozpłakał.<br>
{{tab}}Na te słowa Adolf wyprostował się jak struna.<br>
{{tab}}— Jakto? — zawołał, — rozpłakał się? To zapytanie rzucił tak dziwnym głosem,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gfplhxj7ulgb8yi7icyuyy7grgoofx9
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1249
100
1082897
3146729
2022-08-06T20:21:51Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>tak wzruszony, że Narębski nie wiedział co myśleć, a sama pani otworzyła jedno oko omdlałe, na dźwięk, który się jéj wydał wymówką.<br>
{{tab}}W tejże chwili młody człowiek, z twarzą zmienioną, blady, pochwycił za kapelusz, usta mu się ścięły dziwnie i trzęsąc się począł nakładać rękawiczki. Ruch ten niepojęty się wydał Narębskiemu; Elwira patrzała nań zdumiona, sama pani tylko go nie dostrzegła.<br>
{{tab}}— Pożegnam państwa, — rzekł nareszcie po chwili milczenia Adolf.<br>
{{tab}}— Jakto? a obiad?<br>
{{tab}}— Jestem zmuszony odejść, aby dogonić tego biednego człowieka, — rzekł pasując się z sobą Adolf.<br>
{{tab}}— Tego człowieka! te buty! — rzuciła zdziwiona Samuela.<br>
{{tab}}— Ten człowiek jest moim ojcem! — zawołał Adolf odstępując kilka kroków. — Żegnam państwa....<br>
{{tab}}Skamieniała cała rodzina, ale nim się kto zebrał na odpowiedź, Szwarc był już za drzwiami salonu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
tify0a6nqqxavbneipny2r5d7q5c93d
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1250
100
1082898
3146730
2022-08-06T20:22:45Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Przywiązanie do ojca nad niczém mu się zastanawiać nie dozwoliło, przełamało miłość a raczéj namiętność ku Elwirze, uczucie fałszywego wstydu, myśl o przyszłości, wszystko.... odchodzący ze łzami starzec stał mu tylko na oczach; dogonić go, pocieszyć, uspokoić, zdawało się najpierwszym z obowiązków.<br>
{{tab}}Po odejściu Adolfa chwila martwego milczenia panowała w salonie. Narębski spoważniał nagle i surowo poglądał na żonę; pani Samuela śmiała się, ale fałszywym śmiechem jakimś nerwowym, konwulsyjnym i patrzała na córkę, która stała wryta, dumna, obrażona i drżąca od gniewu. Szczęściem dla niéj, ten gniew nie dał jéj uczuć boleści, kochała Adolfa, ale nienawidziła go razem, że dla ojca ją opuścił, że był w istocie synem szynkarza i śmiał na nią podnieść oczy.<br>
{{tab}}— A! no! — rzekł Narębski po chwili dosyć spokojnie, — skończona komedja! W istocie był synem szynkarza jak widać!.... powinnyście się cieszyć, że się to tak wcześnie wydało. Ale chłopiec z sercem i uczuciem, żal mi go.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
82nf7rbn8krb9ydbbruf430vsm2bdk0
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1251
100
1082899
3146732
2022-08-06T20:23:44Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Samuela dopiero się opamiętała i gniewna zaczęła przychodzić do siebie.<br>
{{tab}}— A! to szkaradna zdrada! widzisz Elwiro! jam cię przestrzegała! Szczęściem jeszcze, że się to zawczasu wydało, syn szynkarza! syn szynkarza! ''C’est charmant pour une Narębska!''<br>
{{tab}}Elwira padła w krzesło plącząc spazmatycznie, nie miała siły powiedzieć słowa, już przez zburzone od gniewu serce, przy wiązanie do Adolfa powoli przebijać się zaczynało.<br>
{{tab}}— Nienawidzę go! — zawołała, — nienawidzę! gardzę nim, brzydzę się nim.<br>
{{tab}}— Dano do stołu! — rzekł nagle wchodząc służący.<br>
{{tab}}I tak skończyła się ta scena, Narębski wstał powoli, obojętnie, zimno.<br>
{{tab}}— Nie ma co narzekać, — odezwał się, — służę pani, stało się, nie naprawimy już tego.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Przybycie Mani do domu państwa Byczków, było dla nich wypadkiem wielkiéj wagi, gdyż niełatwemi w ogóle byli w wyborze swych lokatorów. Uproszona przez Muszyń-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
03weeyagmjw8a7yluxzl818lj17z2qq
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1252
100
1082900
3146733
2022-08-06T20:24:34Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>skiego sama jejmość, od któréj to głównie wszystko zależało, zgodziła się na przyjęcie sieroty, ale w duszy bardzo była niespokojna i nie rada ze swéj powolności. Byczek nie mieszając się czynnie, obracając tylko palcami i kręcąc głową znacząco, zdawał się równie jak żona przerażony następstwami, jakie to na dom ich sprowadzić mogło.<br>
{{tab}}Gdy wieczorem w małéj izdebce na górze, chłodnéj i smutnéj, znalazła się Mania, którą losy od niejakiego czasu dziwnie rzucały w coraz nowe miejsca, między ludzi obcych, nikt nie miał czasu bardzo się przybyłéj przyglądać.<br>
{{tab}}Płakała długo w noc osamotniona, bo się człowiek do wszystkiego przywiązuje, żal jéj było nawet Adolfiny, czuła się okrutnie opuszczoną i sierotą. Znużona w końcu usnęła, a gdy otworzyła oczy, z promykiem słońca weszła do izdebki nadzieja, chęć pracy, potrzeba życia, jaką w sobie czuje młodość.<br>
{{tab}}Smutno jéj było bardzo, wiedziała wszakże, że na bóle serca jest jedno lekarstwo, trud i zajęcie nieustanne. Poczęła się więc zaraz<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3pq7ayvamt8d2o5ql8t1b6x064tvwfx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1253
100
1082901
3146736
2022-08-06T20:25:19Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>krzątać około swojego nowego mieszkania, wymagającego dosyć pracy, aby wygodném i miłém być mogło. Mania nie wzdrygała się na żadną robotę, brakło jéj wszakże z początku wszystkiego co ją ułatwić mogło, drobiazgi swoje z pośpiechu pozostawiała u Adolfiny, nikt jéj tu posłużyć i dopomódz nie przychodził, nikogo prosić o nic nie śmiała. Ale dawała sobie rady jak mogła.<br>
{{tab}}Dopiero w godzinie obiadowéj służąca przyszła dosyć kwaśno prosić ją do stołu. Mania ubrana jak najprościéj zbiegła na dół, gdzie ją pani Byczkowa i jéj mąż, z niezmiernie rozbudzoną i niezbyt życzliwą ciekawością oczekiwali. Sama pani miała postawę surową, zimną, majestatyczną, pan Zacharjasz dla nadania sobie powagi ogromnie powyciągał kołnierzyki, i ustom nadal kształt w dół nagiętego łuku.<br>
{{tab}}Szczęściem dziewczę nic nie wiedziało o uprzedzeniach obojga państwa przeciwko sobie i z wesołą a uśmiechnioną twarzyczką, któréj mimo ścieśnionego serca kazała się śmiać — stawiła się przed swemi gospodarzami.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
castmmojd1d1b45v7d1c274etp40l8d
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/55
100
1082902
3146737
2022-08-06T20:26:07Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Nie puszcza! — krzyczą z dołu — niech czekają!<br>
{{tab}}Tym razem czekamy coś bardzo długo — czekamy zawieszeni na łokciach, wparci między wąziutkie ściany otchłani. Józek, który sobie wyszukał jakiejś innej odnogi źlebiku, w żaden sposób nie mógł znaleść oparcia na nogi. Zrobił więc grymas wyrazisty i wydał głos bardzo do jęku zbliżony. Ojciec dosłyszawszy, wychyla się pod nami nad jakąś sterczącą „turniczkę“ a spostrzegłszy kłopotliwe położenie chłopca krzyknie:<br>
{{tab}}— Rozszerzaj się Józek — rozszerzaj się!<br>
{{tab}}Pomimo niedogodności położenia, śmiejąc się, nie mogliśmy oczu oderwać od Józka. I tak już dosyć szeroki ze swoją torbą i za dużą czuchą, teraz zrobił się literalnie szerszym niż dłuższym. Ale przestroga była skuteczną. Powiększywszy rozpartemi rękami i nogami tarcie o boki czeluści, powoli zjechał na upatrzony jakiś prożek wystający dobrze pod nim ze skalnej ściany i oparł przecie na nim nogę. Wkrótce słyszymy z dołu, że tam „po grani już wozem przejedzie“. Wiemy już co to znaczy. Zsuwamy się kilkanaście stóp, potem po gzymsie jakiejś grani „przewijamy“ w bok a potem znów „dołu“. I tak przynajmniej sto kilkadziesiąt stóp; potem źleb stał się trochę położniejszym. Na prawo nad nimi sterczą sklepieniem wysunięte nad przepaścią długie bloki spękanych granitów. Pod nami mała rumowiskami zawalona dolinka, a raczej zatoka doliny Pięciu Stawów. Oczywiście zeszliśmy i to bez przypadku, ale nie życzę nikomu tej na pół napowietrznej podróży. Rozumie się, że najlepiej na tem wyszedł pan Alfons, bo musiał po znacznem kołowaniu wejść jeszcze na Zawrat od {{tns|{{Korekta|do|do-}}}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q76ww6l0767owljuzi83y4r79q79cym
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1254
100
1082903
3146739
2022-08-06T20:27:09Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Byczkowa wciąż była groźna i milcząca, sam pan nieufny i chłodny, coraz wyżéj kołnierzyki wyciągał, a usta wykrzywiał, — ale to trwało krótką tylko chwilę. Mania zaczęła mówić, ożywiła się nieco i pierwsze wrażenie tak było dla niéj korzystne, że nawet pani Zacharjaszowa ulegając mu, lepszą o nowym gościu powzięła opinją. Byczek nie zupełnie obojętny dla płci pięknéj, chociaż to usposobienie głęboko przed jejmością ukrywał, poczwarne rzeczy wygadując przeciwko płochym niewiastom, czuł się ujęty wdzięczną powierzchownością Mani, oczekiwał wszakże z objawieniem swojego zdania na żonę. Gdy sami zostali po obiedzie, a jejmość wyraziła się o sierocie, że panna Marja była bardzo miłą dziewczynką i zdawała się jakąś biedną a poczciwą i dobrą istotą, Byczek mocno to potwierdził, usiłując tylko pozostać obojętnym, tak, by pani znowu za zbyt gorącego wielbiciela go nie wzięła.<br>
{{tab}}Zdobywszy szturmem gospodarzy, Mania, któréj rzeczy powoli przynoszono, uciekłszy na górę, poczęła się w mieszkaniu rozpatry-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8jhm1j6ad9cmonib7nwqv0ts8lf5xoc
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1255
100
1082904
3146741
2022-08-06T20:28:30Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>wać i urządzać. Adolfina ostrożna do zbytku, obawiając się aby albo kapitan, albo baron nie śledzili dokąd jéj wychowanka uciekła, z wielką zapobiegliwością przez Kachnę i najętego człowieka, nieznacznie, bocznemi uliczkami, przesyłała co dla dziewczęcia najpotrzebniejszém być mogło. Największa trudność była z fortepjanikiem. Czuła pani Jordanowa, że w samotności wielkąby on był pociechą dla Mani, ale nie śmiała go we dnie przenosić, aby jaki szpieg za ludźmi nie poszedł. Wypadało też spytać państwa Byczków o pozwolenie, a nareszcie wypróbować, czy po ciasnych wschodkach, wejdzie on na piąterko pod dachem. Spytana nieśmiało Byczkowa, odpowiedziała potwierdzająco.<br>
{{tab}}— Alboż czemu nie? I owszem, niech przyniosą fortepjan. Wszak pewnie mały? no, to przez tamte wschody bokiem wejdzie. Lat temu pięć mieszkał tu stary Niemiec, nauczyciel muzyki i miał instrument u siebie. Przytém, że bardzo lubimy muzykę, a zresztą z pięterka to jéj ani słychać.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
eqjfpe7qkpg1w1mf4pb6tbm5tp7n1ie
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1256
100
1082905
3146743
2022-08-06T20:29:52Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Pan Byczek był zupełnie tego zdania i na poparcie żony, gdy Mania odeszła, dodał:<br>
{{tab}}— I zawsze jest lepiéj, kiedy lokator ma jakieś meble i kosztowniejsze sprzęty; to przecie pewność dla gospodarza, gdyby, uchowaj Boże, nie zapłacił.<br>
{{tab}}— Oczewiście! — dodała Byczkowa.<br>
{{tab}}Mania była bardzo szczęśliwą, gdy stary przyjaciel, co pod jéj paluszkami tyle mówił rzeczy, tylą śpiewał pociechami, wsunął się wieczorem na poddasze i stanął w kątku, bokiem do okna, jakby chcąc jéj powiedzieć: przyszedłem do ciebie znowu, dzielić twoją samotność, będziemy we dwoje.<br>
{{tab}}Gdy tak nareszcie wszystko poznoszono, Mania dużo miała do roboty. Lubiła żeby jéj mieszkanie było wyświeżone i ładne, by uprzedzało porządkiem o swéj pani, dobre więc parę dni zajęło jéj ustawianie, zagospodarowanie tego kątka i uczynienie go znośniejszym. Nieprzywykła do wygód, znajdowała nawet izdebkę wcale miłą i wesołą, była w niéj u siebie i panią.<br>
{{tab}}Praca i krzątanie stało się najlepszém na<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
17s3axhghom9qpod461yqcytdz1o7dh
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1257
100
1082906
3146744
2022-08-06T20:30:40Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>tęsknotę lekarstwem. Trzeciego dnia, nie mogąc dłużéj wytrzymać, sama pani Byczkowa, pod jakimś pozorem dosyć niezręcznym, weszła do Mani, w istocie przez ciekawość, jak ona się tam sama, bez niczyjéj pomocy, potrafiła rozgościć. Obudziła jéj ciekawość służąca, która nosząc herbatę na górę, rozpowiadała dziwy o téj mróweczce, skrzętnie i zręcznie ubierającéj sobie ciche swe i niepozorne gniazdeczko. Potrzeba było dosyć drobnostek, których Mani zabrakło, ale z rana wykradła się parę razy i skupiła w mieście najpilniejsze. Musiała to uczynić ostrożnie i wcześnie, bo lękała się także aby ją nie szpiegowano.<br>
{{tab}}Opuszczona izdebka, wcale teraz inną przybrała fizjognomją. Za czasów Teosia było to schludne i czyste, ale on nie myślał o przystrojeniu tych ścian, które dla niego tylko były schronieniem; Mania z uczuciem kobiecém, zaraz je zapragnęła choć ubogo przybrać i uczynić wdzięcznemi oku.<br>
{{tab}}Wszedłszy pani Byczkowa, mocno się zadziwiła, — ślicznie bo tu było, choć nie wytwornie i po prostu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i9lln4awyg0qvogmiljnh62f3tqckoj
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/56
100
1082907
3146745
2022-08-06T20:31:06Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tns|liny|{{Korekta|do liny|doliny}}}} Pięciu Stawów tak, te mu ta przechadzka z pewnością za cztery Zawraty starczyła.<br>
{{tab}}Ale otóż jesteśmy na Wadze. Krótko tu bawimy, widoki ztąd na wszystkie strony zajmujące, a choć nam dobrze znane, nigdy ich się dość napatrzeć nie można. Ale dzień ku schyłkowi. Zdawałoby się, że bez namysłu obierzemy drogę do Czeskiego i Doliny Białej Wody, gdy nagle, nie wiem już dobrze w czyjej głowie, zabłysła myśl pójścia jeszcze na Rysy, a stamtąd wprost na dół do Morskiego Oka. Wszakże to wycieczka bez programu!<br>
{{tab}}W kilkanaście minut stoimy na jednym, potem na drugim szczycie Rysów. — P. Stanisław, który tu jest pierwszy raz, wyskoczył przed nami jeszcze, aby się dłużej nacieszyć widokiem uchodzącym powszechnie za jeden z najpiękniejszych w całych Tatrach. Co za rozmaitość. Pod stopami w straszliwej przepaści Morskie Oko, a dalej nieco „Rybie“ jakby jakieś zaklęte zwierciadła wśród labiryntu granitowych kolosów. Zdaje ci się, zawisłeś w powietrzu nad tym czarownym obszarem. To złudzenie powiększa się, jeśli naraz odwrócisz się w przeciwną stronę. Tu bowiem jakby powtórzone te same motywa, ale prawie nad tobą. Bo choć stoisz na 7300 stóp, ale Wysoka i mało jej ustępujący Ganek prostopadłemi ściany sterczą wyniośle nad głową twoją, a u stóp ich śnieżna dolina ze Zmarzłym Stawem i niższe od niego Czeskie, ze swoim pysznym wodospadem. Jeszcze inne stawy widzisz w Mięguszowskiej Dolinie zamkniętej od północy szczytami tegoż nazwiska. W głębi przed tobą Baszta, Hruby Wirch i Krywań jakby oddzielna twierdza z licznemi niebotycznemi<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jsuta2gapnd0lmduuv92a4kelb357m2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1258
100
1082908
3146746
2022-08-06T20:31:32Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}W okienku firanka biała, świeża i kształtnie zarzucona, kilka wazoników kupionych na Nowym świecie z rezedą, lakami i różami, zielonością swą je ożywiały. Obok zaraz stał fortepjanik, a przy nim na półeczce plecionéj książki i nuty; daléj skromne łóżeczko z obrazkiem częstochowskim, palmą i gromnicą, z wyszytym przez Manię dywanikiem, z ciemną merynosową kołderką i białą poduszeczką. Na stoliczku była robota, na drugim trochę papierów. Ściany przybrały się w parę obrazków, danych niegdyś Mani przez Narębskiego, z których jeden wystawiał wiejskie mieszkanie państwa Feliksów, gdzie dziewczę się wychowywało, drugi najbliższe miasteczko; oprócz tego wisiało parę fotografij, a między niemi pana Feliksa, jego żony i córki. Już po odjeździe Mani z ich domu, Narębski tajemniczo oddał sierocie śliczną miniaturę, wystawującą piękną w kwiecie młodości kobietę, w bardzo skromnem ubraniu, — była to ostatnia po Julji pamiątka, przez przejeżdżającego artystę zrobiona skrycie dla kochanka, ale bardzo podobna. Narębski cicho dając ją Ma-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pjjtclpv9n9rho8epg7x38q2q3akexx
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1259
100
1082909
3146748
2022-08-06T20:32:34Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>ni, dozwolił się jéj domyślać, że ta kobieta była jéj matką. Odtąd nie było dnia, żeby sierota ze łzami nie wpatrywała się w obrazek i nie popłakała nad nim i nad sobą.<br>
{{tab}}Minjatura ta wisiała nad jéj łóżeczkiem.<br>
{{tab}}Trudno w niéj było może poznać dzisiejszą jenerałowę, ale wyraz twarzy, czoła i oczów szczególniéj, jeszcze ją przypominał. Narębski nie chciał zachowywać dłużéj wspomnienia kobiety, która skłaniała swéj przeszłości calem życiem późniejszém.<br>
{{tab}}Ale największą sztuką dla pani Byczkowéj i powodem zdziwienia było to, że Mania wszystko co harmonją popsuć mogło, umiała ukryć tak starannie, iż pokoik wydawał się nie jedyném schronieniem, ale niby salonikiem i do innych dodatkiem. Zmienił on tak dalece pozór, że pani Zacharjaszowa ledwie go poznać mogła.<br>
{{tab}}— To bo ja zawsze mówiłam, — rzekła w duchu gospodyni, — to bo jest bardzo porządne mieszkanie, i niepotrzebnie my go, jakby nam z nosa spadało, tak tanio wypuszczamy.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qhjdc32q5srkbqw085yt8u8o8bhckft
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1260
100
1082910
3146749
2022-08-06T20:33:16Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}A potem dodała:<br>
{{tab}}— Miał słuszność Muszyński, że to porządna jakaś dziewczyna, zaraz to widać koło niéj, i nie trzpiot. Już tam ladajaka wietrznica takby o sobie nie myślała, no! to chwała Bogu!<br>
{{tab}}Pani Zacharjaszowa obejrzawszy od niechcenia wszystkie kątki, raczyła nawet zaproszona przysiąść na chwilkę, a że z natury była dosyć ciekawą, poczęła namawiać i nalegać na Manię, żeby jéj co zagrała. Niewiele się znała na muzyce, ale wiedziała przecie tyle, że za zwyczaj ona tém jest lepszą, im palce żywiéj biegają po fortepjanie i więcéj robią hałasu. Kilka wysłuchanych koncertów danych przez wielkie znakomitości, przekonały ją, że muzyka należała do tych sztuk łamanych, w których wszystko zależało na biegłości. Wyrobiła sobie z tego niewzruszoną teorję, dozwalającą niechybnie sądzić o wirtuozach.... im kto grał prędzéj a głośniéj, tem, wedle pani Zacharjaszowéj, większym był mistrzem.<br>
{{tab}}Mania w dosyć dobrym humorze, nie wie-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n6u4bxfa7748j12pz5x8netkgk9fp1x
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1261
100
1082911
3146752
2022-08-06T20:33:54Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>dząc co wybrać dla gospodyni, po świetnéj przegrywce, rzuciła okiem na pulpit, na którym stał jakiś kawałek Talberga, bo go się właśnie uczyła, nie myśląc więc wcale o popisie, zaczęła grać co miała przed sobą.<br>
{{tab}}Wypadkiem było tam dosyć bieganiny, a miejscami wiele hałasu, tak, że Byczkowa mocno się zdumiała i strasznie głową kiwać zaczęła.<br>
{{tab}}Trzeba wiedzieć, że i sam jegomość, przeczuwając iż żona jego weźmie pewnie na próby sierotę, choć nie śmiał wejść z nią razem, wsunął się na wschody i słuchał z wierzchołka ich muzyki. Podzielając tak w tém jak w innych rzeczach, zasady swéj towarzyszki i on z wielkiém uwielbieniem i podziwem poił się tą muzyką, która na nim potężne uczyniła wrażenie. Gdy zarumienione dziewczę wstało od fortepjanu i zbliżyło się do gospodyni, znalazło ją przejętą i najżyczliwiéj dla siebie usposobioną.<br>
{{tab}}— Dalibóg artystka! artystka! — zawołała Byczkowa, — mogłabyś i koncerta dawać, a jak biega po tym fortepjanie! jak biega!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jjyw8kjzouwrnb06tbqpy80ixbtb4qr
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1262
100
1082912
3146753
2022-08-06T20:34:40Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Mania uśmiechnęła się zawstydzona; wiedziała ona dobrze, ile jéj małym raczkom brakło.<br>
{{tab}}Z tą ostatnią, a zwycięzką próbą, przeszła reszta obaw w domu co do charakteru nowéj mieszkanki poddasza, a sam jegomość przejęty był coraz głębiéj poszanowaniem dla niéj.<br>
{{tab}}— Osoba wykształcona, — mówił w duchu, — co się zowie odebrała edukacją.... To nie może być, żeby tak wychowana panienka nie czytywała Kurjerka? Może należałoby ją biedną, zmuszoną okolicznościami do pozbawienia się tak potrzebnéj młodemu rozrywki i nauki, wesprzeć, posyłając jéj codziennie numer tego szanownego pisma, tyle czyniącego dla cywilizacji kraju? Hm! — rzekł w sobie Byczek, — uczyniłbym to chętnie, ale jejmość? co powie jejmość? a z drugiéj strony, jeżeli z płochością wiekowi swojemu właściwą, rzuci jaki numer w kąt nieuważnie i pozbawi mnie kompletu? Mówią, że nic trudniejszego jak komplet pisma tego, którego na wagę złota nie dostać! Mogę zbytniém poświęceniem o wielką przyprawić się stratę.... dajmy pokój.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
apwjlm2z3p880bbn7mtnn4ey5izfmx0
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1263
100
1082913
3146754
2022-08-06T20:35:22Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Nie posłał pan Zacharjasz Kurjerka, ale sama ta myśl dowodziła, do jakich ofiar dla sieroty był zdolnym, i jak się na niéj poznać umiał.<br>
{{tab}}Byczkowa zawsze prawie samotna, skłopotana lokatorami i biedną staruszką, z którą dosyć trudno było sobie dać radę, w Mani niespodzianą znalazła pomoc i pociechę. Bardzo wprędce zawiązała się przyjaźń, a serce dziewczęcia, tak potrzebujące przywiązania, odpowiedziało uczuciem na uprzejmość nieznajoméj.<br>
{{tab}}Coraz częściéj jedna wchodziła na górę, druga zbiegała na dół. Wiele mając wolnego czazu Mania, dobrowolnie podejmowała się pomagać Byczkowéj w jéj gospodarstwie i codziennych drobnych zajęciach, a spełniała to tak chętnie, wesoło, ochoczo, jak niegdyś w prześladowaniu i niewoli u Narębskich.<br>
{{tab}}Tak sam pan, pani i cały ich dwór, wkrótce byli przyjaciółmi biednego kopciuszka; stał się tu cud, który dział się wszędzie, gdzie się ukazała, że tam gdzie ją zrazu ledwie przyjąć chciano, późniéj w kilka dni, płaka-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ev1q8mqojl9nbu1m15cu0cts4vqfu8k
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1264
100
1082914
3146756
2022-08-06T20:36:22Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>noby gdyby przyszło utracić. Nie obawiała się już przykrości, bo każdy uprzejmie spieszył, aby jéj pomódz i posłużyć.<br>
{{tab}}Trzeciego czy czwartego wieczora, dając dowód nadzwyczajnego zaufania, zwierzyła się przed Manią gospodyni z wielkiego utrapienia, jakiem ją napawała nieszczęśliwa obłąkana staruszka, która chwilami zdawała się zamarłą i spokojną, to znowu obudzona do zbytku, najdziwaczniejsze miewała przywidzenia.<br>
{{tab}}— A! żebyś ty wiedziała moje dziecko, — mówiła wzdychając pani Zacharjaszowa, — co to jest mieć w domu taką biedną kobietę.... a jeszcze matkę mężowską, któréj nieustannie pilnować potrzeba i nigdy jéj dogodzić nie można. Człowiek jéj pewnie źle nie życzy, ale patrząc jak ona cierpi, a co przez nią drudzy, Bóg wie jakie czasem myśli przychodzą. Już prawie nikogo nie poznaje, a im bardziéj starzeje, tém osobliwsze, coraz młodsze wspomnienia się jéj roją, tak, że nie wiedzieć czy śmiać się, czy płakać?<br>
{{tab}}Mania ciekawa jak dziecię, niezmiernie zo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
bm78kqw6s85e076nhahk6cpv802n4hf
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1265
100
1082915
3146758
2022-08-06T20:37:24Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>stała przejętą opowiadaniem, ale nie śmiała prosić gospodyni, aby ją kiedy do téj staruszki zaprowadziła; sama wszakże Zachurjaszo — wa dodała w końcu, że jak matka będzie przytomniejsza, razem do niéj pójdą na chwilę.<br>
{{tab}}— Bo to ciekawość doprawdy, — rzekła z westchnieniem, — jak jéj się młodość ze starością w głowie pomieszały.<br>
<br>{{---}}<br>
{{tab}}Pierwszych dni pobytu dziewczęcia u Byczków, aby nie wydać gdzie się ona znajduje, ani Adolfina, ani Narębski, ani nawet Teoś nie śmieli jéj odwiedzić. Nazajutrz po umieszczeniu tutaj, poszedł tylko Muszyński do pana Feliksa oznajmić mu o powodach tego kroku i uspokoić go na przyszłość.<br>
{{tab}}— Cóżeście się tak u licha niepotrzebnie zlękli tego głupiego barona? — zapytał Narębski, — ja się bardzo domyślałem jego szaleństwa, ale cóż on mógł począć? Gwałtu przecież od niego obawiać się nie było można, jest to nadto dobrze wychowany człowiek i lękałby się opinji, boćby utaić tego nie można.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ow47o2sw0gbnqddtczz9116rtmtg6h5
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266
100
1082916
3146759
2022-08-06T20:38:33Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}— Nie wiem, — rzeki Teoś, — ale zdaje się, że pani Jordanowa musiała mieć słuszne powody do obawy, a szczególniéj podobno to, że w pomoc temu panu przyszedł kapitan Pluta.<br>
{{tab}}— Jakto? to być nie może! — zawołał Narębski, — on z nim był jak najgorzej! Baron go nienawidził i nie użyłby pewnie.<br>
{{tab}}— Widać że się tam coś zmienić musiało. Pluta na długo zniknął nawet z horyzontu, ale się znowu ukazał.<br>
{{tab}}— A! wszystko to wreszcie być może, — odparł pan Feliks, — ale ja mam powody sądzić, że Pluta nie będzie się w to wdawać bardzo czynnie. Oto jest jego list, — rzekł pokazując Teosiowi pismo. — Chociaż nie mam zwyczaju okupywać spokoju mego od napaści takich ludzi, zmęczony, rozdrażniony, chcąc się go raz na zawsze pozbyć, posłałem mu trzy tysiące. Zkądinąd zaś wnoszę, że choć najmniéj na wiarę zasługuje taki łajdak, ale i on w pewnych razach może słowa dotrzymać. Baron pozbawiony godnego sprzy-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cn3hyb45245iqshzr4d9s2y3oju0ih2
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1267
100
1082917
3146760
2022-08-06T20:39:13Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>mierzeńca swego, sam nic bardzo strasznego przedsięwziąć nie może.<br>
{{tab}}— Pan byś mógł z nim o tém pomówić otwarcie, — rzekł Teoś.<br>
{{tab}}— Ja? ale jakiémże prawem? — spytał czerwieniejąc się Narębski, — cóż to do mnie należy? Zresztą uważam to za zbyteczne i nie lękam się wcale barona dla Mani.<br>
{{tab}}Teoś więcéj nie nalegał.<br>
{{tab}}Dunder w istocie nie ukazał się już ani u Adolfiny, ani gdzieby go o szpiegowanie Mani posądzić można. Zamknął w sobie namiętność, usiłując o niéj zapomnieć, choć napróżno.<br>
{{tab}}Umieściwszy Manię u Byczków, Muszyński nazajutrz niezbyt rano poszedł do Drzemlika, aby się z nim ostatecznie obrachować i rozstać. Między wieczorem a rankiem upłynęło dosyć godzin namysłu, które jednak żadnéj dla Teosia nie przyniosły zmiany, ale w panu Michale obudziły żal szczery po pomocniku i usilną chęć zatrzymania go dłużéj przy sobie.<br>
{{tab}}— Powinienby mnie przeprosić, — mówił zrazu Drzemlik, — tobym go na miejscu zo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kozw2aqael609m4jmec12qvgvjg829d
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1268
100
1082918
3146762
2022-08-06T20:39:52Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>stawił. Ale bo też prędki i zuchwały. Widział kto co podobnego przy takiéj goliźnie? Można się to było spodziewać od niego? Święty turecki, a taka pycha jakby miljonami obracał! Gdybym wiedział, że taki drażliwy, nie byłbym go tak napadł.<br>
{{tab}}Rozważywszy dobrze ile straci na oddaleniu się Teosia pan Michał, i jak go trudno będzie równie uczciwym i zdatnym zastąpić, coraz bardziéj nabierał chęci do jakiegoś układu i zgody. Myśląc nawet dłużéj o tém, upewnił się, że Teoś bardzo znowu upartym być nie może, że musi być pokorny i powinienby przeprosić.<br>
{{tab}}Za zły jednak znak poczytał, gdy rano Muszyński o swojéj godzinie do sklepu nie przyszedł, a on sam z chłopcem musiał go zastępować i zasiąść w księgarni, od czego był zupełnie się odzwyczaił. Kilku kupujących nadeszło, Drzemlik sobie z niemi rady dać nie umiał, każdy z nich dopytywał o Muszyńskiego kiedy wróci i mile się o nim wyrażał, co przekonało pana Michała, że oddalenie jego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6j66rsrklmbak5drdlp7k2ooc8btdj7
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1269
100
1082919
3146764
2022-08-06T20:41:12Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>nie będzie bez wpływu na handel, i w gorszy go jeszcze humor wprawiło.<br>
{{tab}}Około południa dopiero otworzyły się drzwi i Teoś wszedł zimny, uspokojony, grzeczny, ale już jakby obcy człowiek za interesem. Drzemlikowi dosyć na niego było spojrzeć, aby się przekonać, że młody człowiek pierwszego kroku dla przejednania się nie zrobi, stał się z tego powodu niespokojnym. Szło mu o utrzymanie swojéj godności, a z drugiéj strony straty i kłopotu się obawiał.<br>
{{tab}}— Obowiązany jestem księgarnię zdać i obrachować się z panem, — rzekł powoli Muszyński, — radbym to uczynić natychmiast, gdyż mam inne zajęcia.<br>
{{tab}}— A, bardzo dobrze, — odparł kwaśno Drzemlik, dla pokrycia wrażenia udając, że przerzuca papiery, — najchętniéj, najchętniéj, proszę o książki, o kassę, i zaraz z sobą skończymy, jeżeli wszystko w porządku. Chociaż istotnie, — dodał ciszéj, — nikt tak nie opuszcza z pieca na łeb swoich obowiązków wśród roku, nie dawszy czasu wyszukać następcy i sadząc pryncypała na lodzie. Ale mniejsza<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
doti3sjdoff1ad1io6pjd8x97gqdoa9
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1270
100
1082920
3146766
2022-08-06T20:42:48Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>o to, mniejsza o to, — rzekł gorączkowo Drzemlik, którym gniew miotać zaczynał, — mógłbym nawet zmusić do utrzymania umowy, ale nie chcę, nie chcę....<br>
{{tab}}Teoś milczał, spojrzał na księgarza zimno i nic nie odpowiedział, prócz po chwili:<br>
{{tab}}— Kończmy, mój panie.<br>
{{tab}}— A no, to kończmy, i owszem, kończmy, przecież ludzi dosyć jest na świecie, nie trzeba znowu myśleć, żebym ja sobie kogoś za mój miły grosz nie znalazł.<br>
{{tab}}— Bynajmniéj o tém nie wątpię, — odparł Muszyński, — i dla tego proszę, abyśmy spiesznie kończyli z sobą. Oto jest rachunek ogólny, który przejrzeć proszę; oto kassa do sprawdzenia, którą należy obliczyć i pokwitować mnie, oto wypis należności mojéj.<br>
{{tab}}— Tak, rachunki, kassa, ależ zapominasz pan księgarni, składu? książek? — zawołał Drzemlik w gniewie, coraz bardziéj się unosząc, — czyż to po składach i na półkach nie może czego braknąć? czy to ja mogę i księgarnię i magazyn tak na wiarę, od oka przyjmować? za kogóż to mnie pan masz? za dziecko?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gjvqtfhldkm9n44rkt56pquy0c90kgf
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1271
100
1082921
3146768
2022-08-06T20:43:31Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>{{tab}}Wyrazy te były dosyć obrażające, Teoś spłonął, ale Drzemlik był w swojém prawie, mu siał połknąć przymówkę i zmilczeć.<br>
{{tab}}— Weźmijmy się więc do sprawdzenia podług katalogów, — odparł chłodno.<br>
{{tab}}— Ja nikogo nie posądzam, nie podejrzewam nikogo, ale każdy się może omylić, a kto nie dopatrzy okiem, dopłaci workiem. — dodał p. Michał.<br>
{{tab}}— O! nie przeprosi, nie przeprosi, — rzekł w duchu, — zaciął się! dumna sztuka! cóż to? myśli że ja go jeszcze będę przepraszał.... nie doczekanie jego!<br>
{{tab}}— Na sprawdzenie ja znowu dnia tracić nie mogę, — zawołał głośno, przyjdą kupujący, na to jest wieczór.<br>
{{tab}}— Czy mam się stawić wieczorem? i o któréj godzinie? — zapytał Muszyński cierpliwie.<br>
{{tab}}Drzemlik splunął, głowę schował w księgę regestrową i szukał czegoś przewracając karty żywo, jakby nie mógł wynaleść.<br>
{{tab}}— Czy mam przyjść wieczorem? — powtórzył Teoś.<br>
{{tab}}— Należałoby siedziéć tymczasem i speł-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
521cwjl1zpr8t1y6e0nvr3i569tfcs8
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1272
100
1082922
3146769
2022-08-06T20:44:16Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>niać obowiązek do ostatka, — odburknął wreszcie pan Michał, — tak jest wszędzie. Dopóki ja drugiego nie dostanę, porzucić tak nie można sklepu i dawać sobie od razu uwolnienie, a mnie zostawić na śród drogi! Tak się w handlu nie robi mój panie, tak się nie robi!<br>
{{tab}}— Będę cierpliwy, — odpowiedział Muszyński zrzucając rękawiczki, — proszę tylko o sprawdzenie stanu księgarni i składów, a ja spełnię obowiązek do ostatka. Może to przyspieszy uwolnienie.<br>
{{tab}}— Cóż to mnie wacpan chcesz przymusić do pośpiechu, — zawołał niby śmiejąc się Drzemlik, — ja tak zrobię jak zechcę, jak mi wygodniéj. Słyszysz wacpan, tak uczynię jak mi się podoba.<br>
{{tab}}Podniósł głos, bo mu się jakoś zdawało, że Teoś go zniżył i mięknąć zaczynał, sądził więc, że nastroiwszy się wyżéj i ostro stając prędzéj go złamie; ale Muszyński rozśmiał się głośno, a księgarz zmięszał się widocznie.<br>
{{tab}}— Słyszę! słyszę, głuchy nie jestem, — odparł młody człowiek, — uczynisz pan jak mu się podoba, i ja jak mi się zda. Chciéj się tyl-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mimf6204mkv94rtij393egyrew9vuio
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1273
100
1082923
3146771
2022-08-06T20:45:19Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>ko zatrzymać od hałasu, bo ten się na nic nie przyda.<br>
{{tab}}Drzemlik trzasnął mocno drzwiami i wyszedł.<br>
{{tab}}Teoś bardzo cierpliwie przesiedział dzień cały za stołem. Nad wieczorem pan Michał powrócił, ale z widoczną zmianą na twarzy. Jak wszyscy ludzie poczuwający się do winy, którzyby przeskoczyć ją chcieli równemi nogami, nie śmiejąc dotykać drażliwego przedmiotu, wszedł niby w dobrym humorze, podśpiewując przywitał się z Teosiem i usiłował obojętną zawiązać rozmowę.<br>
{{tab}}— Ależ to wiatr! — rzekł zdejmując płaszcz, — ależ dmie!<br>
{{tab}}Teoś milczał.<br>
{{tab}}— I taki kurz niesie, — dodał znowu nie odbierając odpowiedzi, na którą i teraz próżno czekał.<br>
{{tab}}— Widział pan pogrzeb pani radczynéj, który tędy przechodził? wspaniały? — zapytał wyczekawszy.<br>
{{tab}}— Nie, — rzekł krótko Muszyński.<br>
{{tab}}Drzemlik począł śpiewać, ale głos miał fał-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qjoc2wpm9376b0ohiwvm9lkq3t5ogn3
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1274
100
1082924
3146773
2022-08-06T20:46:59Z
Wieralee
6253
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wieralee" /></noinclude>szywy i brakło mu zwyczaju, nie był w stanie wlazł kotka całego zanucić, prędko więc przestać musiał.<br>
{{tab}}— No! uparty! — powtarzał w duchu.<br>
{{tab}}Przystąpił niby do opatrywania na półkach, potem się odwrócił do Muszyńskiego.<br>
{{tab}}— No? co? jeszcze się waćpan na mnie gniewasz? — zawołał.<br>
{{tab}}— Ja? bynajmniéj.<br>
{{tab}}— I myślisz mnie porzucić?<br>
{{tab}}— Muszę, — odpowiedział Teoś.<br>
{{tab}}— Wstydźże się waćpan, — rzekł księgarz powoli, — jest tu czego się kłócić i zrywać? po co to? dla czego? obaśmy podobno byli za gorący, no! to kwita i dajmy już temu pokój.<br>
{{tab}}— Chętnie uznaję, że tam i moja wina być mogła.<br>
{{tab}}— A widzisz! — wrzucił Drzemlik.<br>
{{tab}}— Ale niemniéj postanowiłem sobie innego chleba szukać.<br>
{{tab}}— Uparty to uparty! — ruszając ramionami rzekł księgarz, — a cóż poczniesz?<br>
{{tab}}— Sam jeszcze nie wiem, czegoś sobie szukać potrzeba.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iap5qlykkqvookuths40trpdh3h7u4a
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/57
100
1082925
3146783
2022-08-06T20:56:19Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>wałami, różniącemi się od siebie barwą i cieniem. Zaglądasz ztąd i na wyniosłą Dolinę „Żabiego“ także z dwoma stawami. Z góry podziwiasz prostopadłe ściany Młynarza i oko twoje z przyjemnością odpoczywa na zielonej barwie lasów i gór odległych a potem wybiega w dal, na tchnące życiem pola. Tu najłatwiej pojmujesz dla czego Wojtek Ślimak powiada, że „kiedy tak stoję na wirchu a słonko jasno świeci, to mi świat kwitnie“. O w pół do szóstej zaczynamy schodzić. Mamy zaledwie jeszcze dwie godziny dnia. Nie ręczę czy pomiędzy czytelnikami znającymi Tatry, nie znajdą się tacy, którzy pomysł szukania nowej drogi tędy i o tej godzinie nie nazwą grzecznie: bzikowatym. Zejść, zejdziemy, to pewna, ale jak i kiedy? Uzuchwaleni jednak trzydniowem powodzeniem, nie wahamy się ani na chwilę. Tuż pod szczytem „przewijamy“ na północną stronę grani wiodącej ku Żabiemu, potem zaraz spuszczamy się do źlebu od strony Morskiego Oka. Ślimak i Tatar przed wielu laty schodzili tędy każdy raz jeden. Pierwszy z {{Korekta|„Jegomością“|„Jegomością“,}} drugi wracając z polowania (ręczyć nie można czy nie z kozłem na plecach). Obudwom droga ta nie zostawiła przyjemnych wspomnień. Ale bo też schodzili samym źlebem, obok śniegu. Dziś zaś rychło opuszczamy przykry i bardzo śniegiem wypełniony źleb, a idziemy na prawo granią.<br>
{{tab}}Tatar i Ślimak pobiegli naprzód, aby się przekonać czy „puści“. Raj wyszukuje co najdogodniejszych spadków. Zdziwienie nasze wzrasta za każdym krokiem. Nie tylko, że zejść można, ale śmiało polecić mogę zejście z Rysów wszystkim turystom i turystkom, które były w stanie odbyć stereotypowy spacer przez<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
b60vq6ic0uh8ghwylfmomxqkxhpgqs4
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/58
100
1082926
3146784
2022-08-06T20:56:32Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>Zawrat do Rybiego. Już snadź zapisano było w księdze przeznaczeń tatrzańskich, że ta wycieczka powiedzie nam się w zupełności. Prawie trzy czwarte drogi schodzimy po bardzo wygodnych stopniach, po większej części mchem, trawą lub przynajmniej ziemią pokrytych. Grań bieży niezbyt pochyło a równolegle do pionowo-stojących a przeszło 3000 stóp wyniosłych skał ciągnących się od Rysów do Mięguszowskiej. Jest to droga jedna z najoryginalniejszych a zarazem najpiękniejszych w Tatrach. Tak łatwo, tak wesoło schodzi się w tę majestatyczną otchłań. Chciałoby się iść tędy jak najdłużej. Dziś jednak niepodobna się długo zatrzymywać. Słońce już zachodzi. Ku dołowi wygodne stopnie ustępują miejsce drobnemu żwirkowi i piargom. Trzeba iść wolniej, jeśli nie potrafisz razem z nami zsuwać się po podobnych drogach. Jest to bardzo prosty sposób lokomocji. Obierasz miejsce najwięcej pochyłe, i stojąc giętko na nogach, własnym ciężarem suniesz wraz ze żwirkiem sięgającym ci nieraz wyżej kostek kilka, kilkanaście, czasem kilkadziesiąt kroków.<br>
{{tab}}Napotkawszy jaką przeszkodę, jaki głaz większy lub ustaloną ziemię, wyskakujesz szukając naprzód okiem dalszej ruchomej podstawy. Chodzi więc tylko o zręczne utrzymanie równowagi; o jak to idzie szybko! — Jeszcze niżej ku szyi wyginającej się już na prawo po nad Morskiem Okiem (t. zw. Czarnym Stawem), piargi coraz większe. Już ślizgać się niepodobna, musimy iść wolno po głazach. Ta część drogi jest najmniej dobrą, choć tak zwykłą w Tatrach, że i na myśl nie przyjdzie narzekać na nią, tem bardziej, że pochyłość już tylko bardzo nieznaczna.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
aqb20kmurpn72gxev29rkxw6yz7odf0
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/59
100
1082927
3146785
2022-08-06T20:57:11Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>Mrok zapada, stajemy nad Morskiem Okiem i już dobrze po ciemku, odgadywać musimy niewyraźną „perć“ (ścieżkę) wiodącą po prawej stronie stawu. Po lewej byłoby nierównie bliżej, ale zdaje się, że nie przejdzie, przynajmniej po nocy niepodobna ani próbować. We dwie godziny zeszliśmy z Rysów i dochodzimy do wału oddzielającego Morskie Oko od głębszej doliny „Rybiego“. Należy nam się „herba“ i będzie wnet.<br>
{{tab}}Tymczasem dajemy sygnał do schroniska na przeciwnym końcu stawu. Więc wystrzał jeden i drugi i ogólny, donośny krzyk, świstania a potem „dawaj tratwę“ tubalnym głosem Gronikowskiego wyartykułowane. Możeś ciekawy Czytelniku na kogo mogliśmy wołać, kogo się spodziewać w schronisku, kiedy Franek Dorula już od tygodnia przeszło z założonemi w tył rękami i z właściwym mu szykiem przechadzał się po Poroninie, wywiózłszy ztąd sienniki i poduszki. My jednak byliśmy pewni, że tu na nas ktoś czeka. Wybierając się na wycieczkę, nietylko, że zorganizowałem pocztę od siebie do rodziny, ale i w odwrotnym kierunku. Że zaś stanowczo nie wiedzieliśmy gdzie pójdziemy, trzeba było wybrać gońca, któryby wyszedłszy we dwa dni po nas z Zakopanego, mógł doręczyć mi list adresowany „w Tatrach“. Wybrałem do tego Wojtka Giewonta, który jest w stanie podołać takiemu zadaniu. Dałem mu wskazówki w jakich mniej więcej schroniskach mogliśmy nocować w razie pogody, a gdzie nas ma szukać aż do Szmeksu włącznie w razie deszczu lub śniegu. Na wypadek nadzwyczajnych jakichś kierunków, na drzwiach schroniska znalazłby parę słów kredą napisanych, {{pp|wskazu|jących}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s3fm21lmjozqmn4kjhg0nfg2vnmgj0z
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/375
100
1082928
3146788
2022-08-06T20:57:50Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}Zresztą, o śmierci P. Klodiusza postanowiono, choć nie bardzo mądrze, oddzielny sposób postępowania sądowego. Bo czy potrzeba było nowem prawem badać tego, który popełnił zabójstwo, kiedy dawne prawa dostatecznie sposób badania wskazały? Jakkolwiek bądź, nadwyczajny sąd złożono; i czego nikt mi w ciągu procesu nie zarzucił, tyś się obrał, co mi to po tylu latach zadajesz! Go zaś do tego iż śmiałeś powiedzieć, a ktemu bardzo obszernie, żem poróżnił Pompejusza z Cezarem, i że tym sposobem stałem się przyczyną wojny domowej, nie zupełnie rozminąłeś się z prawdą, ale, co najważniejsza, co do czasuś się pomylił.<br>
{{tab}}X. Za konsutatu M. Bibula, przedniego obywatela, nic nie omieszkałem, ile tylko w mojej mocy było, ażeby odwieść Pompejusza od połączenia się z Cezarem; w czem Cezar był szczęśliwszym odemnie, bo Pompejusza ze mną poróżnił. Lecz gdy Pompejusz oddał się cały Cezarowi, po co miałem starać się o rozerwanie ich związku? chyba głupi mógł się tego spodziewać, zarozumiały doradzać. W dwóch atoli razach dawałem pewne rady Pompejuszowi przeciw Cezarowi. Gań je, zgadzam się, jeżeli możesz: naprzód, aby nie pozwalał na przedłużenie władzy Cezarowi na pięć lat następnych<ref>Sam jednak Cycero w mowie o prowincyach konsularnych radził prze-dłużenie władzy Cezarowi w Gallii, nie na pięć lal wprawdzie, ale na czas dalszy, co było wstępem do następnych lat pięciu. Obaczywszy się w błędzie, usprawiedliwiał się w liście do Lentula. ''Epist. fam.'' I, 9.</ref>; powtóre, aby nie dopuścił prawa, na mocy którego mógłby chociaż nieprzytomny starać się o konsulat<ref>Cicero ad Atticum, VII, 3.</ref>. Gdybym w jednem lub w drugiem przekonał Pompejusza, nigdybyśmy nie popadli w te nieszczęścia. A gdy wszystkie swoje i Rzeczypospolitej siły Cezarowi ustąpił, gdy za poźno poznawać zaczął com mu przepowiedział, widząc że bezbożna wojna grozi Rzeczypospolitej, nie przestawałem doradzać mu zgodę, pokój i pojednanie. Znane są wielu osobom te moje słowa: «Ubyś był, Pompejuszu, albo nigdy z Cezarem w związek nie wchodził, albo go nigdy nie zrywał! w jednem radzić ci się było twojej godności, w drugiem roztropności.» Takie było zawsze, M. Antoniuszu, moje zdanie i o Pompejuszu i o sprawie publicznej, które gdyby przemogło, Rzeczpospolita stałaby jeszcze, a tybyś upadł pod ciężarem swych niecnych postępków, nędzy i hańby.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qwcsxue2o5usqude4md5mdcfom1vl7k
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/60
100
1082929
3146789
2022-08-06T20:57:59Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|wskazu|jących}} przynajmniej stronę świata. Otóż Wojtek widząc trzeci dzień pogody, {{Korekta|powinień|powinien}} był domyśleć się, że możemy nocować przy Rybiem, mniejsza o to z której strony tam przybędziem. Po hucznej tedy salwie, natężamy ucho. Słychać jakiś silny głos, ale baczni górale z samej intonacji wnoszą, że „to nie Wojtków głos“. Maleńkie światełko zabłysło w tej chwili w schronisku i odbija się w wodzie. Postanowiliśmy zejść nad Rybie. I znów wołamy. Teraz dwa głosy słychać i jeden z nich niewątpliwie Giewontowy.<br>
{{tab}}— Dawajcie tratwę — krzyczy Gronikowski.<br>
{{tab}}— Nie ma wioseł — była odpowiedź. Wiosła po sezonie schowane.<br>
{{tab}}Z zupełnym spokojem rozkładamy się nad wodą. Choć wioseł nie ma, ale dwóch Zakopian jest w stanie i całą tratwę skomponować nietylko wiosła.<br>
{{tab}}Tymczasem księżyc z za Rysów wygląda i spokojne wody jeziora, jakby śniąc urocze snują złudzenia. Potoki, śniegi, szczyty gór i ciemne smugi kosówki oblane drgającym blaskiem, w lekkich, tajemniczych jakichś kreślą się zarysach, w głębinie Rybiego.<br>
{{tab}}Na ponawiane od czasu do czasu „dawaj tratwę!“ — odpowiada nakoniec pożądane „zaraz“.<br>
{{tab}}Zaimprowizowane wiosła jakoś wolno funkcyonują, tratwa zaledwie się porusza. Ledwie za pół godziny będzie tutaj, ledwie za godzinę będziemy w schronisku. Czyż nie lepiej było obejść piechotą naokoło stawu, tak jak zrobił Wojtek Raj, aby za wczasu „zgotowić“ wieczerzę?<br>
{{tab}}Jeśli można było w zupełnej ciemności odnaleść chodnik nad Morskim Okiem, to przy księżycu spacer naokoło Rybiego, przy dobrze wychodzonej perci,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hxd35ynpmrydslyl4vam46xlsj2i4f9
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/376
100
1082930
3146791
2022-08-06T20:59:14Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}XI. Ale to dawne dzieje: oto coś nowszego. «Cezar z mojej rady zabity. » Boję się, senatorowie, aby się nie zdawało, co najsromotniejsza, żem sobie namówił oskarżyciela, coby mi dawał nie tylko należne mi pochwały, ale nawet obsypywał cudzemi. Bo kto kiedy słyszał powtarzane moje imię między imionami sprawców tego chwalebnego czynu? Czyje z nich zatajono? co mówię zatajono? czyjego natychmiast nie ogłoszono? Prędzejbym powiedział, że niektórzy chełpili się z należenia do tego związku, chociaż o nim nie wiedzieli, niż żeby kto z należących chciał się utaić. Czy podobna aby wśród tylu osób, jednych nieznanych, drugich bardzo młodych i nikogo nie ukrywających, moje imię utaić się mogło? Jeżeli ludzie, którzy pierwsi powzięli ten zamiar, potrzebowali doradcy do uwolnienia ojczyzny, mojaż rzecz była pobudzać Brutusów, którzy codzień mieli przed oczyma obraz L. Brutusa, a jeden nawet Ahali<ref>M. i D. Brutus byli potomkami L. Brutusa, który wypędził z Rzymu Tarkwiniuszów. Plutarch, ''Brutus'', 1, czemu zaprzecza Dio Cassius, XLIV. Matka M. Brutusa, Serwilia, siostra przyrodna Katona, pochodziła od Serwiliusza Ahali, który zabił Spuriusza Meliusza posadzonego o dopinanie władzy królewskiej. Plutarch, ''Brutus'', 2.</ref>? Takich przodków potomkowie mieliżby zasięgać rady od obcych raczej niż od swoich, szukać jej po za domem niż w domu? Co!<br>
{{tab}}K. Kassiusz<ref>K. Kassiusz Longinus miał pochodzić od Spuriusza Kassiusza, konsula po raz trzeci 483 roku przed Chr., który za dopinanie samowładztwa podług jednych przez ojca, podług drugich wyrokiem ludu na śmierć skazany został. Livius, II, 41.</ref>, urodzony z tej krwi, która nie tylko panowania, ale nawet niczyjej przemocy ścierpieć nie mogła, potrzebował mojej namowy, Kassiusz, który sam bez pomocy tych sławnych mężów sprawiłby to w Cylicyi przy ujściu Cydnu, gdyby Cezar na brzegu gdzie zamyślał, a nie na przeciwnym wylądował<ref>O tej zasadzce Kassiusza na Cezara głucho w dziejach. Był wprawdzie Cezar w Cylicyi, ciągnąc z Egiptu na Farnacesa. Hirtius, ''de bello Alexandrino'', 66; ale ten historyk nic nic wie o zasadzce Kassiusza nad brzegiem Cydnu. Wspominają wprawdzie coś podobnego Swetoniusz, Appian, Dio, ale nie o Kaju, tylko o Lucyuszu Kassiuszu, który w tych stronach flotą Pompejusza dowodził. Miałżeby Cycero wziąć jednego za drugiego? Wszak sam mówi, że po bitwie Farsalskiej Kassiusz poddał się zaraz Cezarowi. ''Epist. fam.'' XV, 15.</ref>? Kn. Domicyusza<ref name="c376">Kn. Domicyusz, syn L. Domicyusza Ahenobarba, który poległ na stronie</ref>, ani śmierć dostojnego ojca i wuja, ani wyzucie z go-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iq154ul5p195d7xhg3eh7isfssggkmw
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/61
100
1082931
3146793
2022-08-06T20:59:37Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>byłby żartem; już oddawna bylibyśmy na miejscu. No, doprawdy, że nie dla zmęczenia nie zrobiliśmy tego — ale — z lenistwa. Tak dobrze nam tu leżeć. Nareszcie tratwa przybija; pomagamy gałęziami smereku wiosłować i sterować. Muzyka brzmi i Józek nie zaniedbuje rozgrzać sobie nogi „góralskim“. W szałasie już spoczywa trzech turystów, Wiedeńczyków, których W. Gładczan przeprowadził nieodzownym gościńcem przez Zawrat. Muszą być bardzo zmęczeni, kiedy ich ani tak cudna noc, ani nasza muzykalna przeprawa nie wywabiła na ganek. A może równie jak ów stróż schroniska w Wielkiej Dolinie, nie przypuszczają, aby w tej porze uczciwi ludzie mogli się tu zjawić i to od strony nieprzystępnych skał, na które i samo oko z nieśmiałością się wdziera. Kto wie, czy mimo znużenia nie udają tylko śpiących a zatarasowawszy się w oddzielnej komorze, nie trzymają ręki na rewolwerach, postanawiając drogo przynajmniej sprzedać życie.<br>
{{tab}}Giewont przyniósł listy i to dobre listy, przyniósł świeże zapasy, nawet jabłka na kompot, które Raj wybornie umie przyrządzać. — Dobranoc.<br>
{{***||10px|20|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}Życzę Ci Czytelniku abyś zawsze tak dobrze spał jak my w schronisku przy Rybiem, czyli jak się teraz w Zakopanem coraz częściej słyszeć zwykło przy „Morskiem Oku“. — Z powodu nazwy „Morskiego Oka“, muszę Cię ostrzedz, że jeśli kiedykolwiek napadnie Cię ochota pojechać do Zakopanego „dla poznania Tatrów“ na trzy lub cztery dni, jak się to dość często zwykło praktykować, to Cię Morskie Oko<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i8evijwipe6whzekrok6epg5yq4rlkj
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/377
100
1082932
3146794
2022-08-06T21:01:26Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>dności nie pobudziło do uwolnienia ojczyzny, tylko moja powaga? A K. Treboniusza<ref>K. Treboniusz będąc, trybunem ludu 55 roku, wniósł wraz ze wszystkimi innymi trybunami przedłużenie władzy Cezarowi w Gallii na drugie pięć lat. Cezar mianował go za to swoim legatem, a 45 roku konsulem i wielkorządcą Azyi. Kiedy spiskowi poszli do senatu zadać śmierć Cezarowi, Treboniusz odprowadził na stronę Antoniusza, którego wszyscy spiskowi prócz M. Brutusa sprzątnąć także chcieli, jako otwartego stronnika monarchii. Plutarch, ''Brutus'', 20, 21. Appian, II, 16. Ale Cycero w liście do Attyka, XV, 11, mówi, że spiskowi, a mianowicie Kassiusz, obwiniali o to w jego przytomności D. Brutusa. Paterkulus wymienia także Decyma. Więc przed ich świadectwem świadectwo Plutarcha i Appiana ustąpić musi. Zaledwie przybył do Azyi dla objęcia rządów lej prowincyi, okrutnie przez Dolabellę zamordowany został.</ref> czym ja namówił? którenuibym nawet radzić nie śmiał. Tym większą wdzięczność winna mu Rzeczpospolita, że wolność ludu Rzymskiego nad przyjaźń jednego człowieka przeniósł, i wolał obalić samowładztwo, niż mieć w niem udział. Gzy<br>
{{tab}}L. Tulliusz Cymber<ref>Kiedy Cezar wchodzi! do senatu, Cymber podał mu prośbę za swym bratem, którego Cezar wzbraniał się przywołać z wygnania, co dało powód innym spiskowym do obstąpienia Cezara, niby dla wstawienia się także za bratem Cymbra. Plutarch, ''Caesar'', 71, ''Brutus'', 20. Appian, II, 16.</ref> poszedł także za moją radą? Co do niego, uwielbiałem go bardziej że ten czyn wykonał, niżelim się spodziewał by się oń pokusić miał; uwielbiałem zaś dla tego, że niepamiętny na dobrodziejstwa, o ojczyźnie tylko pamiętał. Co mam o Serwiliuszach powiedzieć? Kaskami, czy Ahalami mam ich nazwać<ref>Jeden z dwóch Kasków pchnął pierwszy sztyletem Cezara. Plutarch, ''Brutus'', 20, ''Caesar'', 71. Appian, II, 16. Cycero porównywa ich z Ahalą, który zwał się także Serwiliusz.</ref>? Myślisz że i ich także więcej pobudziła moja rada, niżeli miłość Rzeczypospolitej? Długo byłoby wymieniać innych, których tak znaczna liczba<ref>Oprócz powyższych było ich jeszcze dwunastu, a między nimi Ku. Ligariusz, któremu Cezar po mowie Cycerona pozwolił wrócić z wygnania. Suetonius, ''Caesar'', 78 naliczył przeszło sześćdziesiąt osób należących do spisku.</ref> jest ozdobą Rzeczypospolitej, chlubą dla nich samych.<br>
{{tab}}XII. Ale przypomnijcie sobie jakim sposobem ten człowiek bystro-
<ref follow="c376">Pompejusza w ucieczce po bitwie Farsalskiej, pradziad cesarza Nerona, nie należał podług Swetoniusza, Nero, 3, do spisku na życie Cezara, ale Rio Kassiusz i inni powiadają, że nie tylko do spisku, ale i do zabicia jego należał. Wujem jego był Kato.</ref><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qmcp91vsr4wiuyho5tabxe4tia3gaki
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/378
100
1082933
3146798
2022-08-06T21:02:16Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>myślny chciał mnie przekonać. «Zaraz, powiada, po zabiciu Cezara, M. Brutus wznosząc wysoko skrwawiony puginał, imię Cycerona wykrzyknął, i winszował mu odzyskanej wolności.» Dla czego mnie raczej niż komu innemu? żem o temwiedział? Zważ czy nie ta była przyczyna zawołania mego imienia, że sprawiwszy czyn podobny temu, którym ja był sprawił, mnie raczej niż kogo innego chciał mieć świadkiem, że się ze mnę ubiegał o tę sarnę sławę. Ale ty najgłupszy ze wszystkich ludzi nie pojmujesz, że jeżeli było zbrodnią, o co mnie obwiniasz, pragnąć zgładzenia Cezara, nie mniejszą jest także cieszyć się z jego śmierci? bo jaka różnica między tym, który doradza czyn, a tym, który go pochwala? albo czy chciałem jego śmierci, czym się z niej weselił, nie na jednoż to wychodzi? Jestże choć jeden człowiek, wyjąwszy ciebie i tych, którzy cieszyli się, z panowania Cezara, coby nie chciał zabicia Cezara, lub zganił zabójstwo? Wszyscy więc winni: bo wszyscy dobrze myślący, ile z nich było, zabili Cezara. Jedni nie zdobyli się na tę myśl, drudzy nie mieli odwagi, inni zręczności, nikomu na chęci nie zbywało. Zastanówcie się nad głupstwem tego człowieka, czyli raczej bydlęcia ; tak bowiem powiedział: «M. Brutus, którego z należnem uszanowaniem wspominam, trzymając zbroczony puginał, Cycerona po imieniu wykrzyknął: zkąd dorozumieć się trzeba, że Cycero {{korekta|wiedzia|wiedział}} o spisku.» Więc nazywasz mnie zbrodniarzem, dla tego że mnie posądzasz żem się czegoś domyślał, a tego, który wzniósł zbroczony puginał, z należnem uszanowaniem wymieniasz. Przebaczam ci tę niedorzeczność w twoich wyrazach, która daleko większa jest w twoich myślach i zdaniach. Wyrzecz nakoniec, konsulu, jak uważasz czyn Brutusów, K. Kassiusza, Kn. Domicyusza, K. Treboniusza i innych, prześpij się, żeby z ciebie wino wyszumiało. Potrzebaż cię ogniem podżegać, żebyś nie zasypiał tak ważnej sprawy? Nigdyż nie zrozumiesz, że ci wyrzec trzeba, czy ci, co ten czyn spełnili, są mężobójcami, czy obrońcami wolności?<br>
{{tab}}XIII. Zastanów się nieco, i zbierz na chwilę swoje myśli jak trzeźwy człowiek. Ja, który jestem, jak sam wyznaję, ich przyjacielem, a jak ty mnie obwiniasz, ich spólnikiem, powiadam, że niema tu środka: oświadczam, że jeżeli nie są oswobodzicielami ludu Rzymskiego, zbawcami Rzeczypospolitej, są więcej niż mężobójcami, więcej niż ojcobójcami; szkaradniej jest bowiem zabić ojca ojczyzny, niżeli własnego ojca. O! mądry i rozważny człowieku! co na to<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ptlx6o34cwnvohip99xq23oavy1knf0
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/379
100
1082934
3146799
2022-08-06T21:02:44Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>odpowiesz? Jeśli są zabójcami, dla czego o nich bądź w senacie, bądź przed ludem Rzymskim z uszanowaniem zawsze wspominasz? Dla czego na twój wniosek uwolniono M. Brutusa od prawa, które mu oddalić się z Rzymu na więcej jak dziesięć dni zabrania? Dla czego obchodzono igrzyska Apollinarskie wśród tak chlubnych dla niego oświadczeń? Dla czego Brutusowi i Kassiuszowi dano prowincye<ref>Brutus i Kassiusz, odbywszy urząd pretorów za Rzymem, otrzymali od senatu na wniosek konsula Antoniusza pierwszy Kretę, drugi Cyrenaikę. Ale że im Cezar przeznaczył Macedonią i Syryą, korzystając z laski zabitego przez siebie dyktatora, udali się do tych prowincyj z uzbieranem naprędce wojskiem.</ref>? Dla czego im dodano kwestorów, pomnożono liczbę legatów? a to wszystko na twoje wniesienie; nie są więc mężobójcami, są sądem twoim oswobodzicielami Rzymu; nic bowiem trzeciego być nie może. Co! czym ci w głowie pomieszał? czy nie pojmujesz dość jasno rzeczy wyraźnie powiedzianych? Jakkolwiek bądź, oto mój wniosek w krótkich słowach: ponieważ uwolniłeś ich od winy, osądziłeś ich zarazem za godnych największych nagród. Dla tego też odwołuję com powiedział, i napiszę do nich że jeżeli ich kto zapyta, czy to prawda coś mi zarzucił, aby temu me przeczyli; obawiam się bowiem by nie było dość chlubnie z ich strony, gdyby się przedemną taili, a haniebnie dla mnie, gdybym przez nich wezwany, od nich się uchylił. Jakoż w rzeczy samej, byłże kiedy, o ! wielki Jowiszu ! dokonany czyn nie tylko w Rzymie, ale w całym świecie, chwalebniejszy i wiecznej pamięci godniejszy ! Chcesz koniecznie żebym należał do tego dzieła: zamykasz mnie wraz z wodzami w koniu Trojańskim. Nie wzbraniam się, i owszem, w jakimkolwiek celu to czynisz, dziękujęć. Czyn jest tak wielki, że za nic miałbym nienawiść, którą chcesz przeciw mnie obudzić, w porównaniu z chwałą, jakaby mi ztąd przybyła. Któż bowiem szczęśliwszy nad tych, których ty za oddalonych i wygnanych z Rzymu ogłaszasz! Dokądsiękolwiek udadzą, jestże jakie miejsce tak odludne lub dzikie, żeby nie zdawało się wjabić i zapraszać ich do siebie? Jacy ludzie tak grubi, żeby patrząc na nich nie sądzili że doznali największej w życiu słodyczy? Jaka potomność tak niepamiętna, jaka historyn tak niewdzięczna, żeby ich sław'y w nieśmiertelnej pamięci nie zachowała? Policz mnie, proszę, w ich poczet.<br>
{{tab}}XIV. Ale jednej się rzeczy obawiam, aby ci się co nie podobało.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5ns6yz7ik7hvxwj81riaiukb7lwlr49
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/62
100
1082935
3146803
2022-08-06T21:09:01Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>nie minie. Wołasz przewodników i pytasz jak się wziąć do wycieczki. Zakopianie są bardzo grzeczni i rozmowni. Wśród pogadanki góral już Cię wybadał i zakwalifikował. Albo jesteś kompletnym miejskim — bez urazy — niedołęgą, wtedy pojedziesz wózkiem do Roztoki — jeśli nie na samo miejsce; albo chodzisz jako tako choć po równej drodze, może już i dopuściłeś się Kościelisk, Strążysk lub na Gubałówkę, zaproponuje Ci drogę przez „Waksmundzką“. Albo uważasz się za wytrawnego {{Korekta|tyrystę|turystę}}, a to na mocy tego, że zwiedzając Szwajcarję byłeś na Rigi — koleją, lub przeszedłeś przez Grimsel albo wreszcie wszedłeś na Faulhorn itd. Nawiasem mówiąc, z ubolewaniem spoglądasz w takim razie na Zakopian, chodzących w kierpcach i nie znających dobrodziejstwa szwajcarskich kamaszy o funtowej podeszwie, gęsto wielkiemi nabitej gwoździami, ani długiego również szwajcarskiego kija. Jeśli nie jesteś egoistą, to nawet w duchu już zamierzasz zreformować pod tym względem poczciwych tatrzańskich górali, którym Pan Bóg dał takie dobre nogi a takie nędzne obuwie i ciupagi. W tym tedy trzecim wypadku będziesz przeciągnięty przez Zawrat i Świstówkę.<br>
{{tab}}O czwartej możliwej choć znacznie rzadszej kategorji pomówimy później.<br>
{{tab}}Owóż w każdym z powyższych przypadków, dodawszy do kwalifikacji twojej przebytą drogę, sumy okażą się równe tj., że znajdziesz się jeszcze przed dojściem do celu wycieczki zbitym, znużonym, zbolałym, ledwie dyszącym i wyrzucającym sobie z goryczą lekkomyślność, która Cię tu zawiodła, na drogi tak różne od wygodnych alej Saskiego, Strzeleckiego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qsa788ocg162z3vp4piwbnzmhxvccw2
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/63
100
1082936
3146806
2022-08-06T21:12:58Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>lub jakiegobądź innego ogrodu. Coraz bardziej niecierpliwisz {{Korekta|się|się,}} „onaczysz“ (zn. męczysz, nudzisz) przewodnika pytaniami „a czy daleko jeszcze do tego Morskiego Oka“ — „a kiedyż tam będzie to Morskie Oko“ itd. — Napróżno góral pociesza Cię z dziesięć razy: że „zaraz za tym brzeżkiem“ — że już nie „precz“ (zn. nie daleko). Napróżno chwali Cię „jakto oni dobrze chodzą, ho, ho, mogliby iść i na {{Korekta|Gierlach|Gierlach“}} itp. Wszystko to coraz mniej pomaga, czujesz się — dobitym.<br>
{{tab}}Wreszcie spostrzegasz przed sobą wysokie skały zamykające pionowo horyzont, no, tu już wyraźnie świat deskami zabity, przecież dalej iść niepodobna. Jeszcze jeden „brzeżek“ i stajesz nad wielkiem zwierciadłem wody, u stóp owych skał prostopadłych.<br>
{{tab}}— A więc to, to jest Morskie Oko! — nie pytając już wykrzykasz.<br>
{{tab}}— A hej — przytakuje góral, z politowaniem spoglądając na twoją pocieszną — naturalnie w tej tylko chwili fizyognomię.<br>
{{tab}}Nie wierzże mu na miłość boską, o przyszły taterniku! jeśli Ci istotnie prawda miła.<br>
{{tab}}— Jakto rzekniesz, więc on mnie okłamuje?<br>
{{tab}}No, niby tak po trochu, ale czyni to z dobrego serca. Wprowadza Cię w błąd rzeczywiście, {{Korekta|ale.|ale}} głównie przez litość nad Tobą i tylko niekiedy łączy się z tem mała cząstka krótkotrwałej niechęci, jeśliś go przez drogę „godnie wyonaczył“. Dla niego wprawdzie to przed czem stoisz było, jest i będzie zawsze „Rybie“, a Morskie Oko tam nad Rybiem wysoko. Ale w głowie górala odbywa się taki mniej więcej proces myślenia: „Ta bieda i tak już ledwie łazi;<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9d0jl6b95bx0hczo4c1mcu7p30p8yzl
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/64
100
1082937
3146811
2022-08-06T21:21:29Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>choćby i chciała iść wyżej, to ci się jeszcze gdzie przekopyrtnie, jeszczebyś to musiał na plecach dźwigać. Zresztą to się i na górach nie rozumie! Czy ta, czy druga woda między skalami, to mu tam wszystko jedno“.<br>
{{tab}}Zwykle ma słuszność.<br>
{{tab}}Wprawdzie gdy się wyspisz choć na twardym tapczanie, gdy cię góral gorącą „herbą“ otrzeźwi, nakarmi, chętnie się z ganku rozpatrujesz w tej dziwnej ustroni. Jeśli nie masz wodowstrętu (sit venia verbo), to i na tratwie chętnie usiądziesz i każesz się przewieść na drugą stronę. — Tam, trzeba być sprawiedliwym, twój przewodnik nigdy nie zaniedba się zapytać, „a możeby chcieli zobaczyć Czarny Staw co tam jest wysoko?“<br>
{{tab}}Tej drugiej nazwy tyle razy powtarzającej się w Tatrach, używają przewodnicy jako niby ''petit nom de guerre'' dla właściwego Morskiego Oka. — „A niech sobie tam będzie“ — odpowiesz spojrzawszy na stromą pięćset stóp pnącą się perć, „nie ma czasu, musimy się spieszyć“ — niewiadomo po co — „do domu“.<br>
{{tab}}Góral jest w porządku, a i tobie się zdaje, że jesteś także, już masz dosyć „Morskiego Oka“.<br>
{{tab}}Jeśli jednakże znajdujesz się w czwartym możliwym wypadku, tj. jeśli naprawdę masz kwalifikację na taternika, jeśliś się tak urządził, że możesz choćby nie cały dzień ale przynajmniej większą część dnia pozostać na miejscu, to każdy góral najchętniej Cię doprowadzi do rzeczywistego „Morskiego Oka“, bo oni wszyscy dumni są z niezwykłych piękności swoich gór. Gdybyś mnie zechciał kiedy posłuchać szanowny Czytelniku i nie kwapił się do powrotu, to radziłbym<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
48boy44h0o9np0es8p9jvp2l6ja4dvd
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/65
100
1082938
3146812
2022-08-06T21:21:42Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>Ci, zamówiwszy sobie, rozumie się, odpowiednią pogodę, pójść z nad Morskiego Oka nie oglądając się po za siebie tak około 150 do 200 kroków pod górę ku Żabiemu i to koniecznie między pierwszą a czwartą po południu. Potem zwróć się nagle i spojrzyj w Morskie Oko, czy, jeśli je tak wolisz nazywać Czarny Staw. Przyznasz mi wtedy, że to jest równie cudny jak niezwykły efekt. Wysokość tych częścią czarnych, częścią blaskiem słonecznym oblanych prostopadłych ścian, podwaja się przez odbicie w wodzie. U góry i u dołu niebo. Patrzysz w zwierciadło stawu jakby przez jakiś olbrzymi czarodziejski pierścień, jakby na drugi świat pod tobą, albo przynajmniej na drugą stronę kuli ziemskiej. Co dziwniejsza, że gdy przy oświetleniu właściwem tej porze dnia, zieloność powlekająca tu i owdzie boki jakiej turni, daleko prędzej uderza wzrok twój w wodzie, bo jest jakby werniksem powleczoną, aniżeli na skałach po nad wodą, gdzie gubi się w matowej, szarej lub czarnej przestrzeni, tem bardziej ulegasz złudzeniu, że tam w dole widzisz świat inny; niechże jeszcze lekki wietrzyk zmarszczy zwierciadło wody, cały ten drugi obraz drga życiem, którego nie mają ponure kolosy sterczące nad jeziorem.<br>
{{tab}}Wracając raz jeszcze do nazwy Morskiego Oka i Rybiego Stawu, jeśli mi nie wierzysz Czytelniku, zapytaj z {{Korekta|wyłącznieniem|wyłączeniem}} tego „wyonaczonego“ przewodnika wszystkich górali z północnej i południowej strony Tatr, zapytaj wszystkich dawniej a z małym wyjątkiem i dziś piszących o Tatrach, poradź się wszystkich kart tatrzańskich, a przekonasz się, że mam słuszność. Zajrzyj przedewszystkiem do Staszica, który<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
adyfd1mzqovhvui4ejdvajc7mv6w26z
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/66
100
1082939
3146814
2022-08-06T21:23:49Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>te miejsca z sumiennością, staraniem i zadziwiającą ścisłością badał wtedy, kiedy jeszcze nie bywało w Zakopanem podobnych tobie — zawsze bez urazy — taterników, pytających co chwila dla czego to jeszcze tak daleko do tego Morskiego Oka.<br>
{{tab}}Wszystkie te uwagi mające niby służyć ku pożytkowi i zbudowaniu twemu szanowny Czytelniku, stanęły mi w myśli, gdym dobrze wyspany wyszedł na ganek schroniska, przed wschodem słońca, podziwiając nie wiem po który już raz zawsze świeży i zawsze uroczy obraz. Nasi turyści z nad „modrego Dunaju“ spoczywają jeszcze. Po niejakiej chwili wychodzi jeden z nich, jakiś młody doktor, ale już nie pamiętam czego. Zaczyna zwykłą rozmowę wypytując o szczegóły {{Korekta|miejscowości|miejscowości,}} o naszą wycieczkę itd.<br>
{{tab}}— A i my byśmy chcieli też być choć na Gierlachu i Łomnicy.<br>
{{tab}}Spojrzałem bliżej na jego zmęczoną figurę i zapytałem Gladczana:<br>
{{tab}}— A jak oni tam szli wczoraj?<br>
{{tab}}— Eh, kiepsko — rzecze węzłowato przewodnik.<br>
{{tab}}Turysta musiał w tej chwili dostrzedz na twarzy mojej, jakiś giest wątpiący, bo dodał:<br>
{{tab}}— A dlaczegóżby nie, to przecież musi być coś w guście Zawratu, a myśmy wczoraj tam byli.<br>
{{tab}}— No, niekoniecznie — {{Korekta|rzekę|rzekłem}} — Zawrat to właściwie nie wycieczka, ale gościniec tatrzański, którędy na wycieczki i damy chodzą.<br>
{{tab}}W tej chwili dwaj pozostali wynurzyli się także ze schroniska, ale z postawą jeszcze mniej obiecującą.<br>
{{tab}}— Mnie się zdaje — dodałem — że panowie, przeszedłszy Polski Grzebień będziecie mieli dość.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ixbcomzpnozpn0acwii1gdkbqnte8ej
3146828
3146814
2022-08-06T21:42:57Z
Seboloidus
27417
korekta bwd zbędna
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>te miejsca z sumiennością, staraniem i zadziwiającą ścisłością badał wtedy, kiedy jeszcze nie bywało w Zakopanem podobnych tobie — zawsze bez urazy — taterników, pytających co chwila dla czego to jeszcze tak daleko do tego Morskiego Oka.<br>
{{tab}}Wszystkie te uwagi mające niby służyć ku pożytkowi i zbudowaniu twemu szanowny Czytelniku, stanęły mi w myśli, gdym dobrze wyspany wyszedł na ganek schroniska, przed wschodem słońca, podziwiając nie wiem po który już raz zawsze świeży i zawsze uroczy obraz. Nasi turyści z nad „modrego Dunaju“ spoczywają jeszcze. Po niejakiej chwili wychodzi jeden z nich, jakiś młody doktor, ale już nie pamiętam czego. Zaczyna zwykłą rozmowę wypytując o szczegóły {{Korekta|miejscowości|miejscowości,}} o naszą wycieczkę itd.<br>
{{tab}}— A i my byśmy chcieli też być choć na Gierlachu i Łomnicy.<br>
{{tab}}Spojrzałem bliżej na jego zmęczoną figurę i zapytałem Gladczana:<br>
{{tab}}— A jak oni tam szli wczoraj?<br>
{{tab}}— Eh, kiepsko — rzecze węzłowato przewodnik.<br>
{{tab}}Turysta musiał w tej chwili dostrzedz na twarzy mojej, jakiś giest wątpiący, bo dodał:<br>
{{tab}}— A dlaczegóżby nie, to przecież musi być coś w guście Zawratu, a myśmy wczoraj tam byli.<br>
{{tab}}— No, niekoniecznie — rzekę — Zawrat to właściwie nie wycieczka, ale gościniec tatrzański, którędy na wycieczki i damy chodzą.<br>
{{tab}}W tej chwili dwaj pozostali wynurzyli się także ze schroniska, ale z postawą jeszcze mniej obiecującą.<br>
{{tab}}— Mnie się zdaje — dodałem — że panowie, przeszedłszy Polski Grzebień będziecie mieli dość.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
5mytfpj232zbfe5w23lox1ztbeftjl9
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/67
100
1082940
3146817
2022-08-06T21:28:02Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Nie byli jakoś ciekawi ani „wyższego“ stawu ani nawet nie przewieźli się tratwą przez „niźni“.<br>
{{tab}}Gdy Gladczan po paru dniach wrócił do domu, opowiadał, że przyszedłszy do Szmeksu istotnie mieli dość.<br>
{{tab}}Pogoda trwa zawzięcie. Przez całe lato takiej nie było. Odbywamy naradę. Tak nam tu dobrze, iż postanawiamy pozostać przez większą część dnia. Mamy wszak zupełne do tego prawo. Więc kto z wędką na pstrągi, kto do kąpieli w stawie, kto bawi się jeżdżąc na tratwie. Potem zbieranie roślin w jakich niedostrzeżonych jeszcze zakątkach. Kapela też nie próżnuje, więc i podłoga schroniska dudni. Aż dobrze z południa wyciągamy do Roztoki.<br>
{{tab}}Tu już po każdej wycieczce z urzędu muszą się odbyć ogólniejsze tańce. Istotnie jakoś tu więcej ochoty. Nawet Szymek, odłożywszy nieco na bok powagę tańczy i tańczy doskonale, a zdarza się czasem, że jak zacznie to i cztery godziny zrzędu nie spocznie. Ale to tylko w deszcz, kiedy dalej iść nie można. Dziś pogoda, więc załatwiamy się w parę godzin. Namiot i część pakunków odprawiamy z depeszą do domu. Nad wieczorem powoli jakby z niechcenia ciągniemy do Jaworzyny. Już jesteśmy na nizkiej przełęczy oddzielającej Jaworzyńską Dolinę od doliny Białki, już „Kościeliska“ nuta zwiastuje nas zdaleka. Zewsząd wylęgają ciekawi oglądać mniej zwykłych w tej porze gości. Na widok choć już zmniejszonego, ale zawsze dość licznego pocztu górali, z muzyką i śpiewem, poznają nas od razu. Dobrze bo też jesteśmy tu znani. Już uprzejma gosposia z oberży, znakomitość w sztuce kulinarnej, stoi przede<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
peljjff57rthp29z7k6u0s6c0zeft8o
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/68
100
1082941
3146820
2022-08-06T21:32:08Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>drzwiami i kiwając głową, uśmiechem oznajmia, że nas poznaje, choć się już w tym roku nie spodziewała.<br>
{{tab}}Jaworzyna węgierska, mocno przypomina Zakopiańskie „Hamry“. Podobne położenie w wąwozie, takie same domki robotników, zwierzyniec, czarne żuzlami wysypane drogi. Są tu kuźnice a teraz i młyn do mielenia „smereków“ (zn. świerków) na papier. Wesoły i śpiewny ludek z przyjemnością zużytkowywa świeżo przybyłą kapelę i znów podłoga dudni długo wieczór. Jest dla odmiany i dobre piwo; „herba“ kipi obficie, gwar wesoły. Nawet jakiś rodzaj maskarady urządza się na prędce. Ktoś z miejscowych facetów przebiera się za konia czy wielbłąda, ku wielkiemu przerażeniu żeńskiej połowy towarzystwa. — Wyszukajcie mi na jutro rano M. Dobranoc chłopcy!<br>
{{***||10px|20|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}Znów pogoda. Wyszukano M... Jest to dawny robotnik; ''per modum'' przewodnik po miejscowych górach; w chwilach zaś wolnych od zatrudnień, a tych ostatnich ma bardzo mało, oddaję się „palence” (zn. wódce). Szkoda; widocznie chłop niegdyś tęgi w ostatnich latach bardzo podszarzany. Kiedyś robiąc kilkodniową wyprawę w pasmo Murania, wziąłem go z sobą, nie dla wskazywania drogi, bo przy Zakopianach to jest zbytecznem, ale dla zebrania nazw miejscowych dla turni, regli, dolin i t. d. Pomimo, że wówczas „palenka“ mniej jeszcze dała mu się we znaki, biedak po pierwszym dniu tak był „zmachany“, żeśmy go ledwie dowlekli na nocleg „hipnąwszy“ co prawda po tęgiej wycieczce na kilka szczytów,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jplnf4nxyuyvtlr3j7eruq6udcplzp4
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/69
100
1082942
3146829
2022-08-06T21:43:20Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>przez regle i wzgórza, przez niepraktykowane drogi do Żdżaru i to już późno w nocy. Pomimo mniej wesołych wspomnień z owego czasu M... chętnie opowiada turystom jako to on nas wodził po Hawraniu, Trystarskiej, Szerokiej Bielskiej itd. Z widoczną też radością nas powitał.<br>
{{tab}}— Poprowadzicie nas dziś przez „Nowy“ na Jagnięcą Zagrodę? — Zapytałem.<br>
{{tab}}— A czemużby nie — rzecze.<br>
{{tab}}— No, to dalej w drogę.<br>
{{tab}}Idziemy przez ten piękny świerkowy lasek, tuż za oberżą. Potem na prawo „Między ściany“ przez dolinę oddzielającą Murań od Kiczory<ref>Kiczora i Magóra dwie często w Tatrach i Beskidach powtarzające się nazwy; dawne, bo już przez Ptolomeusza przytaczane.</ref>. Patrząc na piękne rozłożyste turnie Murania i Hawrania na przykład z Gubałówki, sądziłbyś Czytelniku, że to oddzielna jedna góra. Ani byś odgadł, że to tylko bok bardzo długiego pasma, a jeszcze mniej domyśliłbyś się, aby w nim mogły się mieścić takie długie i szerokie doliny, takie kolosalne wąwozy, źleby. A jakaż to pyszna roślinność. Lasy mieszane, dużo buków, jaworów (właściwie klonów jaworowych), skoruszy (jarzębiny). Zaraz widać, że to wapień.<br>
{{tab}}M... przy ochoczej kapeli nie idzie ale tańczy, przypominając lepsze lata. Podchodzimy pod „Nowy“. Obszerny, niezbyt spadzisty źleb, aż pod sam Murań wybiega. Nad żlebem zaś, przez całą jego długość sterczy prostopadły, wyniosły biały grzbiet. Z tej strony nie znałem jeszcze „Nowego“ a miałem tu specyalny bryologiczny interes. Po tamtej stronie {{pp|grz|bietu}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pfmrg98lwr7l5i0xmbemyktbtt2bd6p
3146888
3146829
2022-08-06T22:52:05Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>przez regle i wzgórza, przez niepraktykowane drogi do Żdżaru i to już późno w nocy. Pomimo mniej wesołych wspomnień z owego czasu M... chętnie opowiada turystom jako to on nas wodził po Hawraniu, Trystarskiej, Szerokiej Bielskiej itd. Z widoczną też radością nas powitał.<br>
{{tab}}— Poprowadzicie nas dziś przez „Nowy“ na Jagnięcą Zagrodę? — Zapytałem.<br>
{{tab}}— A czemużby nie — rzecze.<br>
{{tab}}— No, to dalej w drogę.<br>
{{tab}}Idziemy przez ten piękny świerkowy lasek, tuż za oberżą. Potem na prawo „Między ściany“ przez dolinę oddzielającą Murań od Kiczory<ref>Kiczora i Magóra dwie często w Tatrach i Beskidach powtarzające się nazwy; dawne, bo już przez Ptolomeusza przytaczane.</ref>. Patrząc na piękne rozłożyste turnie Murania i Hawrania na przykład z Gubałówki, sądziłbyś Czytelniku, że to oddzielna jedna góra. Ani byś odgadł, że to tylko bok bardzo długiego pasma, a jeszcze mniej domyśliłbyś się, aby w nim mogły się mieścić takie długie i szerokie doliny, takie kolosalne wąwozy, źleby. A jakaż to pyszna roślinność. Lasy mieszane, dużo buków, jaworów (właściwie klonów jaworowych), skoruszy (jarzębiny). Zaraz widać, że to wapień.<br>
{{tab}}M... przy ochoczej kapeli nie idzie ale tańczy, przypominając lepsze lata. Podchodzimy pod „Nowy“. Obszerny, niezbyt spadzisty źleb, aż pod sam Murań wybiega. Nad źlebem zaś, przez całą jego długość sterczy prostopadły, wyniosły biały grzbiet. Z tej strony nie znałem jeszcze „Nowego“ a miałem tu specyalny bryologiczny interes. Po tamtej stronie {{pp|grz|bietu}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gvey9phn98pf6uz9gbkd2j0wq38z19y
Strona:Anafielas T. 3.djvu/5
100
1082943
3146832
2022-08-06T21:44:18Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę|{{f|w=85%|Rys. Jan Ftesor}}{{c|w=160%|WITOLD W.X.L.<br><br>''Z obrazu oryginalnego starożytnego w Nieświeżu.}}}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cj3d33hnkyprq5aixqlj7khmbmxh5ro
3147021
3146832
2022-08-07T09:40:12Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /></noinclude>{{Skan zawiera grafikę|{{f|w=85%|Rys. Jan Ftesor}}{{c|w=160%|WITOLD W.X.L.<br><br>''Z obrazu oryginalnego starożytnego w Nieświeżu.}}}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9gn9k5kraoq4octb5q17voe9ry9nhn0
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/70
100
1082944
3146833
2022-08-06T21:44:42Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|grz|bietu}} wąwozy i źleby głębokie, zawiłe i strasznie urwiste. Przemierzyliśmy je przed kilku laty we trzech z Szymkiem Tatarem i Wojtkiem Rajem, i na wspomnienie tego dnia wszyscy trzej głośnym wybuchamy śmiechem. A było tak. Wracaliśmy z jakiejś dłuższej wycieczki wózkiem od Żdżaru ku Podspadom. Było to późną jesienią i gruby śnieg leżał na całem paśmie wierzchem. Spojrzawszy w tajemnicze głębie wąwozu pod „Nowym“, pytam moich towarzyszów, czyby niewarto go poznać bliżej. Idziemy. Gąszcz lasu, wilgotne, śliskie, a bardzo strome ściany, zakręty, ustępy, progi, wiodą wciąż w górę. Ani końca. Nie wiem jak długo trwało zanim dostaliśmy się na jakąś przełęcz, zkąd znowu po błotnistem rąbanisku niesłychanie długo musieliśmy schodzić ku Podspadom.<br>
{{tab}}— No, ale też ta droga to już nie z masłem — rzecze tak wytrwały zawsze {{Korekta|Wojtek,|Wojtek.}}<br>
{{tab}}— A no, bo też to przecie środa.<br>
{{tab}}Trzeba wiedzieć, że Wojtek nader skrupulatnie obserwuje posty. Zeszliśmy nareszcie na jakąś łączkę przy drodze.<br>
{{tab}}— Wojtku jeść!! — krzyknąłem w niebogłosy.<br>
{{tab}}— Wojtku je-e-ść!!! — jeszcze przeraźliwiej i jeszcze półtonem wyżej. Co prawda, nie byłem ja tak głodnym, ale chciałem Wojtkowi zrobić przyjemność.<br>
{{tab}}— A chwała-ż Bogu — rzecze uradowany, że choć raz jeden nie trza was nukać. I jął wydobywać różne zapasy. Odpoczywaliśmy przy ognisku i pokrzepiali się „herbą“ i jadłem.<br>
{{tab}}— A możebyście jedli jaja — pyta Wojtek — nakupiłem na Węgrach umyślnie dla was.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mp7ujgk4cnxloxc7n4i05a4qwd8gm14
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/71
100
1082945
3146842
2022-08-06T21:54:16Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}— Dobrze Wojtku, gotuj jaja.<br>
{{tab}}Wojtek „nagotowił“ aż siedem. Zjadłem dwa, resztę oddałem moim towarzyszom. Nie pamiętam jak wyszli z tego zadania, aby podzielić pięć na dwie równe części, ale wiem, że jedli oba. Gdy zaś potem Wojtek suchy chleb maczał w herbacie, rzekłem śmiejąc się:<br>
{{tab}}— Patrzajno Szymku jak się to Wojtek boi masła, a jaja to zajada.<br>
{{tab}}— He, he, he, — zaśmiał się grubym basem Szymek i zwracając się do Wojtka:<br>
{{tab}}— Przecie do jaja nic nie trza dokładać i będzie z niego kurczę, a do masła dokładaj co chcesz, to cielęcia nie będzie.<br>
{{tab}}Purpurą spłonął Wojtek, który choć biegły w przepisach kościelnych, a nawet kanonicznych, wyraźnie na tym punkcie się załapał.<br>
{{tab}}Dochodzimy pod Murań. Spoczywamy. M... im bliżej „Jagnięcej Zagrody“, tem więcej opowiada jak tam źle wejść, wielu to nie weszło choć się grubo zakładali. Zakopianie zaczynają go brać na fundusz. Szymek siedząc poważnie i nie wyjmując z ust fajeczki, rzecze półgłosem jakby po długim {{Korekta|namyśle;|namyśle:}}<br>
{{tab}}— Ja ta chyba już nie pujdem, bo się bojem.<br>
{{tab}}— Dajcież spokój — rzecze stojący przy nim Raj, jakby mu chciał dodawać odwagi — przecieżby on (M..) nas na pewną śmierć nie prowadził; przejdziemy może. — M... brał to na serjo.<br>
{{tab}}Wchodzimy na stromą grań, potem pod same ściany szczytu Murania. Wystaw sobie Czytelniku ściany paręset stóp raczej nad tobą pochylone niż prostopadłe, i tak cały szczyt w około. W jednym<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jxkw1zd8ngbw5l4a58ses3tvt1kcdpo
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/72
100
1082946
3146843
2022-08-06T21:54:31Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>tylko miejscu pnie się po ścianie wąziuchna i mniej wygodna perć i ta w znacznej już wysokości zagrodzona wysokim progiem a raczej barykadą kilka stóp długą, wazką a w dodatku od strony przepaści pochyłą. Na wiosnę górale przesadzają przez ten próg jagnięta na pyszną szczytową halę (zn. pastwisko górskie), i nie zaglądają do nich aż w końcu lata, aby je znowu poprzesadzać z powrotem do domu. M... wyzuł się z kierpcy, zdjął z siebie wszystko co zdjąć mógł bez obrażenia naszej wstydliwości i zabierał się nie bez widocznego zakłopotania do dania nam przykładu. Tymczasem Józek dawno już z całym swoim zwykłym pakunkiem przeszedł na drugą stronę i my już się za nim przebieramy. W rzeczy samej próg ten jest niemiły. Możnaby go w półgodziny tak urządzić, że i jagnięta by były zawarte i M... nie potrzebował by się tak rozbierać. Szczęściem, że mu górale dodali dobrze araku do herbaty, tak mniej więcej pół na pół, bo by go było w koszuli dobrze „wygwizdało“ na hali, choć dzień był pogodny i niby ciepły. Podziwiał też cudowne skutki tej „herby“, bo mu Zakopianie wmówili, że była czysta, tylko że tak mocno naciągnęła. Wystawiam sobie, że jagnięta mają tu rozkoszne życie. Rozległa, pochyła płaszczyzna aż do samego szczytu bujną, śliczną paszą zarosła. Tu i owdzie trochę kosówki, jakby na schronienie od burzy i deszczu. Tylko niestety orły z pod Łomnicy, czasem je tu odwiedzają wybierając dziesięcinę. Jest także podanie, że razu pewnego, sprzykrzywszy sobie zbyt jednostajny choć wygodny żywot, wszystkie jagnięta jednogłośnie postanowiły i wykonały wycieczkę. Naprzód jedno stanąwszy nad urwiskiem i wyjrzawszy<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ebezub3o0e53verjcr13f07dqcp4wt6
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/73
100
1082947
3146844
2022-08-06T21:54:53Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>na ten piękny, obszerny świat — wyskoczyło. Za nim po kolei wyskoczyły wszystkie — w przepaść. Zdążamy na szczyt, ale niestety chmury osiadły na wirchach i przecudna panorama Tatr tym sposobem zepsuta. Pierwsze to nasze i ostatnie na tej wycieczce niepowodzenie. Po paru godzinach schodzimy. Ów próg z powrotem jeszcze mniej miły, bo trzeba na czworakach spuszczać się z głową mocno ku dołowi pochyloną. Wszelako M... przeszedł jeden z pierwszych, widać, że mu pilno było do serdaka (zn. kożuszek krótki bez rękawów) i czuchy.<br>
{{tab}}— A czybyśmy nie zdążyli na noc tak naprzykład do Żdżaru.<br>
{{tab}}— A czemu nie — rzecze M... — przez Podspady, Cesarką (zn. szosą).<br>
{{tab}}— Ale ba, jabym myślał przez wirchy.<br>
{{tab}}— A no, co to, to już nie.<br>
{{tab}}— Eh przecież owsy już posprzątane, toby łatwiej było niż wtedy, byle się tylko z regli wydostać.<br>
{{tab}}— Eh, nie; to już nijak, zapewniał M... a Zakopianie śmieli się do rozpuku na wspomnienie owej dawnej wycieczki.<br>
{{tab}}Schodzimy dalej inną stroną góry, zrazu lasem, potem po jakimś rąbanisku zarośniętem cudownemi malinami, z których mi było trudno wywabić moich górali. W oberży czeka nas wieczerza wytworna, bo nawet z kompotem, do którego zrobienia musiał się jednakże aż Wojtek przyczynić, gdyż owoce w tych stronach mało są znane i nasza gosposia tego zadania rozwiązać sama nie była w stanie. Przyjechał też i Marcinek po nas a obrządziwszy koniki, przytupuje już skocznie i już słychać jego „ej dyna dyna dyna“.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
nvgi7cfozllc4rctlpuh7vrlz14noko
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/74
100
1082948
3146860
2022-08-06T22:06:37Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Tymczasem M... odebrawszy z powodu żartów, jakicheśmy się względem niego dopuszczali, hojniejszą niż może się spodziewał zapłatę, już zakomenderował „palenki“ i zebrawszy sobie jakieś auditorium na stronie, opowiadał co to on z nami miał za biedę, zanim nas na Murań wyprowadził.<br>
{{tab}}— Widzi się że tęgie chłopy, a jak przyszło przejść przez próg to jak baby.<br>
{{tab}}Zakopianie słuchając z boku zanosili się od śmiechu, nie przerywając mu wcale.<br>
{{tab}}— Słuchajcie-no Wojtku, rzekę do Ślimaka, wyprawcie tego biednego M... z karczmy, niechże przecie choć raz w rok jaki grajcar do domu przyniesie.<br>
{{tab}}Ślimak, człek miłego melancholijnego oblicza, surowych obyczajów i niesłychanie delikatnego obejścia, ale przytem jako dawny wojak stanowczy w postępowaniu, dobrawszy do pomocy Raja i Szymka, wziął się do dzieła. — Najprzód wciągnęli do kompletu gospodynię, która oświadczyła krótko i węzłowato, że M... ani kropli palenki więcej nie dostanie.<br>
{{tab}}— A ha, to taka wdzięczność — zawoła do żywego obrażony — a czy wiecie że żeby nie ja, tobyście ich tu dziś nie mieli, bo już chcieli chybać do Żdżaru na nocnik (sic!).<br>
{{tab}}Nowe huczne śmiechy. Nic nie pomogło. M... wyłączony za nawias, zawiedziony w całodziennych nadziejach musiał rad nierad wrócić dziś do domu na trzeźwo. Górale tańczyli długo.<br>
{{***||10px|20|przed=1em|po=1em}}
{{tab}}Nie wiele Ci już mam do powiedzenia szanowny Czytelniku. Znów pogoda. Marcinkowe siwki {{pp|wypo|cząwszy}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2rqclv6a3z9vew1impjl2huqpxobu0p
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/75
100
1082949
3146861
2022-08-06T22:06:56Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|wypo|cząwszy}} dobrze, wiozą nas wszystkich rzeźko do domu. Mijamy {{Korekta|Jurgów|Jurgów,}} ostatnią węgierską wioskę, z niezbędną osadą cyganów wybierających trybut od przejezdnych. Ciało cyganów zaledwie szczątkami jakiegoś odzienia tu i owdzie obwieszane. Każdy z nich przypomina mniej więcej ten most nieopodal od ich lepianki wiszący nad Białką, a który jej wcale także nie przykrywa. Wiedziony metodą ścisłego rozumowania dzisiejszych, nie tyle tak zwanych, jak raczej tak siebie nazywających pozytywistów, znalazłem w tem nowy dowód wpływu otoczenia na człowieka, mianowicie na człowieka natury. Cyganie mają do tego pewne prawa. Ciekawy byłbym, jeśli kiedy przecież ten most się zawali i jeśli, co jest mało prawdopodobnem, postawią tam nowy, w jakim czasie odzienie cyganów przestanie także być dziurawem?<br>
{{tab}}Jeśli, o Czytelniku, nie smakujesz w moich hipotezach, to bądź przynajmniej wyrozumiałym. Zaręczam Ci, że jeśli w dziesięciu siądziesz na wózek Marcinka i poddasz się kłusowi po takiej drodze jak ta, którą jedziemy, to z pewnością nic lepszego nie sprodukujesz. Za to oszczędzę Ci Bukowiny i z przyległościami. Oto już widać Poronin. Za półtory godziny będziemy w Zakopanem. Ależ na miłość boską ledwie południe! i przy tem pogoda; nie spodziewają nas się w domu tak rychło.<br>
{{tab}}— A gdyby tak obejrzeć Sichłe i Toporowe Stawki?<br>
{{tab}}— Zgoda.<br>
{{tab}}Opuszczamy Marcinka i jego wózek, dając mu ''rendez-vous'' w Jaszczurówce, sami zaś puszczamy się piechotą pod „Mur za Sichłem“. Jest to grań nie<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i0l00e2p2qar4injdvkd3351v4g2s5k
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/76
100
1082950
3146862
2022-08-06T22:07:17Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>wysoka ale prostopadła nad potokiem, i co prawda, nie wiem na pewno, czy ją tak kto nazywa, ale zdaje się, że tak się zwać powinna prędzej, niż wioska tuż przy niej leżąca. Sichłe bowiem jest znów inna wioska wyżej ku reglom.<br>
{{tab}}Że tędy od stworzenia Tatr żaden turysta nie chodził; to pewna, bo cóżby tu robił. A jednak ciekawą jest formacja błotnistej i kamienistej doliny, która od „Suchej Wody“ tu właśnie wybiega. Mieszkańcy Sichłego pilnie dziś pracują w polu; zbierają owies. Ale zdziwieni muzykalnym i widocznie próżniaczym naszym orszakiem, przystają i przypatrują się nie bez pewnego zgorszenia. Zdawało mi się, że jakaś matrona z wyraźną ironią {{Korekta|mruknęła;|mruknęła:}}<br>
{{tab}}— Ot, Zakopianie świata dokończają.<br>
{{tab}}Ale to podobno co innego było powiedziane i nie wiem czyby to i miało sens. — Lasem i mnóstwem dróg leśnych dochodzimy wreszcie do głównego Toporowego Stawu. No, możeby jaki mało wymagający pejzażysta i upatrzył nad nim jaki punkt do zrobienia szkicu. Ale dla nas piękny staw to nie nowina. A cóż tu pięknego. W koło gęste smereki, brzegi mało wzniesione, długa, mętna, czerwona woda, której nawet do {{Korekta|zrobieia|zrobienia}} „herby“ użyć nie można, bo już naciągnęła do syta smerekowych igieł. W górze za tem obszerne zarośla, torfowiska i mniejsze zbiorniki wody lub błota; ot i wszystko. Wynosimy się co prędzej zgodziwszy się jednomyślnie na to, że — mają rozum ludzie, którzy do Toporowych Stawów nie chodzą. Lepiej na nie patrzeć z góry, kiedy zwolna idziesz przez Waksmundzką na wycieczkę, lub kiedy szybko tamtędy wracasz przed nocą do domu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gtf9cb8lx4mwgv16hhc266pfvw7y00y
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/77
100
1082951
3146866
2022-08-06T22:12:30Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Ostatni etap w {{Korekta|Jaszczórówce|Jaszczurówce}}. Wesoło. Przed zmrokiem wózek Marcinka wiezie do domu dziwaczną grupę siedzących w niemożliwych pozach taterników. Naturalnie zawsze z muzyką.<br>
{{tab}}Gdyśmy nazajutrz jawili się u „Jegomości“ dla złożenia sprawy z wycieczki, gdyśmy mu opisali drogę z Gerlachu i Rysów, zawołał tenże z uśmiechem:<br>
{{tab}}— Bodajże was Bóg oświecił! atożeście mnie prawie (zn. zupełnie) okradli!<br>
{{tab}}Bodajże was Bóg oświecił, jest to wykrzyknik, którego „Jegomość“ używają w potocznej mowie w tych razach, gdzie inni, nie wyjmując i Ciebie, szanowny Czytelniku, powiedzieliby może „a niechże was donder świśnie“.<br>
{{tab}}Jegomość, który po każdej wycieczce swojej tegoż samego dnia wieczorem zapewnia, że to już ostatni raz wyszedł w Tatry, a nazajutrz rano powiada, że jak znowu pójdzie, to się tak a tak musi urządzić, przebąkiwał całe lato, że pragnie jeszcze jednę dłuższą wyprawę odbyć, ale nam nie chciał powiedzieć jaką. Nie mógł zaś iść z nami, bo nie miał go kto zastąpić. Tak, do Gąsienicowych Stawów za to, idzie z parę razy na tydzień, bo to trwa tylko kilka godzin.<br>
{{tab}}— A pocóżeście tajemnicę z tego robili, tożbyśmy się nie poważyli chodzić tam przed wami.<br>
{{tab}}Łaskawy Czytelniku (zwracam uwagę twoją, że epitetu „łaskawy“ na końcu tego artykułu używam poniekąd jako ''captatio benevolentiae''; gdybyś wiedział jak źle wyglądałem wychodząc na tę wycieczkę, i jak dobrze z niej wróciłem, kiedy własna żona oczom swoim wierzyć nie chciała, to darowałbyś mi<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4zg7hbf1yq4l6uzg2via07twpklqut2
Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/78
100
1082952
3146869
2022-08-06T22:13:09Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>niewątpliwie, że i Ciebie tak długo po Tatrach wodziłem. Poczucie odzyskania sił sprawiło, że pomimo wrodzonej powściągliwości pióra (muszę sobie oddać tę sprawiedliwość), pierwszy raz przedsięwziąłem skreślić moje wrażenia. Ale dla uspokojenia Cię, przyrzekam najuroczyściej, że się to nie powtórzy, choćby mi losy dozwoliły jeszcze oglądać nasze ukochane Tatry.<br>
{{tab|40}}Zakopane 25 Września 1878 r.<br>
<br><br>
{{---}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8x5k4emjbjc7otw35delo0svq7vsk7h
Sześć dni w Tatrach
0
1082953
3146875
2022-08-06T22:20:43Z
Seboloidus
27417
nowa strona
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Tytus Chałubiński
|tytuł = Sześć dni w Tatrach
|podtytuł = Ustęp z wycieczki tatrzańskiéj
|rok wydania = 1921
|wydawca = Redakcja „Orlego Lotu“
|druk = Krakowska Drukarnia Nakładowa
|miejsce wydania = Kraków
|źródło = [[commons:File:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf|Skany na Commons]]
|okładka = PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf
|strona z okładką = 5
|strona indeksu = PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf
|poprzedni =
|następny =
|inne = {{epub}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf" from=7 to=7 />
{{CentrujKoniec2}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf" from=9 to=78 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{MixPD|Tytus Chałubiński}}
[[Kategoria:Tytus Chałubiński]]
[[Kategoria:Tatry]]
gps3tghmspui24m7xuqteeanteyp0d6
3146876
3146875
2022-08-06T22:21:16Z
Seboloidus
27417
podtytuł
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu
|autor = Tytus Chałubiński
|tytuł = Sześć dni w Tatrach
|podtytuł = Wycieczka bez programu
|rok wydania = 1921
|wydawca = Redakcja „Orlego Lotu“
|druk = Krakowska Drukarnia Nakładowa
|miejsce wydania = Kraków
|źródło = [[commons:File:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf|Skany na Commons]]
|okładka = PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf
|strona z okładką = 5
|strona indeksu = PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf
|poprzedni =
|następny =
|inne = {{epub}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf" from=7 to=7 />
{{CentrujKoniec2}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf" from=9 to=78 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{Przypisy}}
{{MixPD|Tytus Chałubiński}}
[[Kategoria:Tytus Chałubiński]]
[[Kategoria:Tatry]]
gjtv3w2i2gwer3bgbq1c88be3ed1crg
Autor:Tytus Chałubiński
104
1082954
3146879
2022-08-06T22:37:05Z
Seboloidus
27417
nowa strona
wikitext
text/x-wiki
{{Autorinfo
|Nazwisko=Tytus Chałubiński
|pseudonim=
|Grafika=Tytus Chałubiński G.65 (cropped).jpg
|opis=Polski lekarz, botanik, działacz społeczny, taternik, pisarz.
|back=C
}}
== Teksty ==
* [[Sześć dni w Tatrach]] (1921)
{{PD-old-autor|Chałubiński, Tytus}}
{{DEFAULTSORT:Chałubiński, Tytus}}
[[Kategoria:Tytus Chałubiński|*]]
[[Kategoria:Polscy pisarze]]
[[Kategoria:Lekarze]]
[[Kategoria:Przyrodnicy]]
[[Kategoria:Działacze społeczni]]
e5v9lrdzsmfxijq5aqqpyo90hp3d09i
3146880
3146879
2022-08-06T22:38:33Z
Seboloidus
27417
kat.
wikitext
text/x-wiki
{{Autorinfo
|Nazwisko=Tytus Chałubiński
|pseudonim=
|Grafika=Tytus Chałubiński G.65 (cropped).jpg
|opis=Polski lekarz, profesor, botanik, działacz społeczny, taternik, pisarz.
|back=C
}}
== Teksty ==
* [[Sześć dni w Tatrach]] (1921)
{{PD-old-autor|Chałubiński, Tytus}}
{{DEFAULTSORT:Chałubiński, Tytus}}
[[Kategoria:Tytus Chałubiński|*]]
[[Kategoria:Polscy pisarze]]
[[Kategoria:Lekarze]]
[[Kategoria:Profesorowie]]
[[Kategoria:Przyrodnicy]]
[[Kategoria:Działacze społeczni]]
4mm710x618ejce94dxmla8ukw14hq9n
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/380
100
1082955
3146881
2022-08-06T22:40:30Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>Jakoż, gdybym należał do spisku, uwolniłbym Rzeczpospolitą me tylko od króla, ale i od władzy królewskiej, i gdybym był, jak mówią, autorem sztuki, nie przestałbym na jednym akcie, alebym doprowadził tragedyą do samego końca<ref>Często żałował Cycero, że wraz z Cezarem nie zgładzono Antoniusza, i ten żal wyrażał w kilku listach do Attyka, między innemi, XV, 4, do Kassiusza i Treboniusza. ''Epist. fam.'' X, 28, XII, 4.</ref>. Jeżeli zbrodnią było pragnąć zgładzenia Cezara, patrz, proszę, Antoniuszu, colty się z tobą stało, który, jak wszystkim wiadomo, powziąłeś ten zamiar w Narbonie wraz z K. Treboniuszem<ref>Kiedy Antoniusz z Treboniuszem wyjechali aż do Narbony na spolkanie Cezara wracającego roku 45 z Hiszpanii, Treboniusz nadmienił zlekka Antoniuszowi o spisku, ale Antoniusz odrzucił tę myśl, lubo Cezarowi nie wyjawił. Plutarch, ''Anionius'', 15. Zdaje się tedy że tu Cycero przesadził twierdząc, że Antoniusz powziął ten zamiar w Narbonie.</ref>, i dla tego kiedy zabijano Cezara, widzieliśmy że cię Treboniusz odprowadził na stronę. Ja zaś (widzisz jak z tobą czynię nie po nieprzyjacielsku) żeś raz dobrze pomyślał, chwalę cię za to; żeś nie wydał, dziękuję; żeś nie wykonał. przebaczam: taka rzecz potrzebowała człowieka. Gdyby cię kto powołał do sądu i zapytał tą formułą Kassiusza: « Komu czyn przyniósł pożytek? » pamiętaj, proszę, żebyś się nie zająknął. Lubo, jak powiedziałem, śmierć Cezara przyniosła pożytek wszystkim, którzy niewolnikami być nie chcieli, nikomu atoli nie przyniosła większego jak tobie, który panujesz, i ogromne długi swoje ze skarbu świątyni Cybeli opłaciłeś<ref>Obacz Filippikę I, 8, i notę 18.</ref>; który przy pomocy regestrów złożonych w tejże świątyni niezliczone summy roztrwoniłeś; do którego z domu Cezara tyle pieniędzy przeniesiono<ref>Po śmierci Cezara, żona jego Kalpurnia wydała Antoniuszowi 4,000 talentów (32,000,000 złotych). Plutarch, ''Antonius'', 17.</ref>; którego dom nakoniec stał się zyskowną kuźnią fałszywych nadań i zapisów, tudzież gruntów, miast, swobód, dochodów publicznych haniebnem targowiskiem. Coby cię innego prócz śmierci Cezara z nędzy i długów wydźwignąć mogło? Nie wiem dla czego się mieszasz. Boisz się może aby cię o ten zamach nie posądzono. Uwalniam cię od tej bojaźni. nikt temu nie uwierzy; nie twoja rzecz zasłużyć się dobrze Rzeczypospolitej, ma ona tego pięknego czynu sławnych sprawców. Mówię tylko że się z niego cieszysz, o popełnienie nie obwiniam. Odpowiedzia-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mcvzlji4309ppvx1wmm1gledxp6n63m
Kategoria:Tytus Chałubiński
14
1082956
3146882
2022-08-06T22:43:44Z
Seboloidus
27417
nowa strona
wikitext
text/x-wiki
{{wykaz
| dopełniacz = Tytusa Chałubińskiego
| autor = Chałubiński, Tytus
| tłumacz =
}}
[[Kategoria:Autorzy alfabetycznie]]
tuiohqdkhsomk9e7y11btbyp5nhkr5z
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/9
100
1082957
3146892
2022-08-06T23:18:07Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /><br></noinclude>{{c|{{roz|WSPOMNIENI|0.05}}E|h=normal|w=150%|po=10px}}
{{c|{{roz|Z POŚRÓD TURNI TATRZAŃSKIC|0.1}}H|h=normal|w=130%|po=5px}}
{{c|przez|w=80%|po=5px}}
{{c|'''WALEREGO ELJASZA.'''|w=90%}}
<br>
<br>{{Skan zawiera grafikę}}
{{f|lewy=auto|prawy=1em|w=90%|
<poem>Hej za mną w ziemię czarów
:Na strome szczyty gór,
Okiem rozbijem dal obszarów,
:Czołami sięgniem chmur!</poem>
{{f|''(Anczyc).''|align=right|prawy=1em}}
|table|po=1.5em}}
{{f...|align=justify|last=center|w=90%}}
Wycieczka ku Krywaniowi przez Kuźnice, Boczań, Kopy Królowe, Halę Gąsienicową na przełęcz Liljowe. — Obiad w kotlinie Walentkowej. — Pięciostawy z przełęczy Gładkiej, Ciemnosmreczyńskie stawy ze Zaworów. — Dolina Ciemnosmreczyńska lub Koprowa. — Nocleg w Kolebie Krywańskiej. — Wychodzenie na szczyt ramieniem zachodniem. — Wierzchołek Krywania. — Zejście na dolinę Białego Wagu. — Przybycie nad jezioro Szczyrbskie. — Ztąd marsz na dolinę Mięguszowiecką. — Nocleg romantyczny nad jeziorem {{Korekta|Popradzkiem|Popradzkiem.}} — Droga ku Hinczowym Stawom, ztamtąd wyjście na przełęcz<noinclude>
{{...f}}
<references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
c5h113so737s7amjjwrq9n9cskdbugx
3146896
3146892
2022-08-06T23:29:37Z
Seboloidus
27417
dr
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /><br></noinclude>{{c|{{roz|WSPOMNIENI|0.05}}E|h=normal|w=150%|po=10px}}
{{c|{{roz|Z POŚRÓD TURNI TATRZAŃSKIC|0.1}}H|h=normal|w=130%|po=5px}}
{{c|przez|w=80%|po=5px}}
{{c|'''WALEREGO ELJASZA.'''|w=90%}}
<br>
<br>{{Skan zawiera grafikę}}
{{f|lewy=auto|prawy=1em|w=90%|
<poem>Hej za mną w ziemię czarów
:Na strome szczyty gór,
Okiem rozbijem dal obszarów,
:Czołami sięgniem chmur!</poem>
{{f|''(Anczyc).''|align=right|prawy=1em}}
|table|po=1.5em}}
{{f...|align=justify|last=center|w=90%|po=1em}}
Wycieczka ku Krywaniowi przez Kuźnice, Boczań, Kopy Królowe, Halę Gąsienicową na przełęcz Liljowe. — Obiad w kotlinie Walentkowej. — Pięciostawy z przełęczy Gładkiej, Ciemnosmreczyńskie stawy ze Zaworów. — Dolina Ciemnosmreczyńska lub Koprowa. — Nocleg w Kolebie Krywańskiej. — Wychodzenie na szczyt ramieniem zachodniem. — Wierzchołek Krywania. — Zejście na dolinę Białego Wagu. — Przybycie nad jezioro Szczyrbskie. — Ztąd marsz na dolinę Mięguszowiecką. — Nocleg romantyczny nad jeziorem {{Korekta|Popradzkiem|Popradzkiem.}} — Droga ku Hinczowym Stawom, ztamtąd wyjście na przełęcz<noinclude>
{{...f}}
<references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hcpseuozluu77kl2q1yitt1wzfgk1r8
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/10
100
1082958
3146894
2022-08-06T23:27:58Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" />{{f...|align=justify|last=center|w=90%}}</noinclude>Mięguszowiecką. — Schodzenie w czasie mgły ku Morskiemu Oku. — Czarny Staw nad Rybiem. — Burza na Morskiem Oku. — Przybicie do brzegu. — Pobyt w schronisku Staszica. — Komisyja polsko-węgierska w sporze o granicę polityczną nad Morskiem Okiem. — Powrót przez Roztokę do Zakopanego.
{{...f}}
{{tab}}Oczekiwana pogoda nadeszła. Śliczna noc gwiaździsta poprzedziła uroczy poranek dnia 14 sierpnia 1883 r. Dospać do rana nie mogłem, tak mi się spieszyło w drogę, że dopiero dnieć zaczynało, a już byłem gotów do drogi; lecz jak zwykle, nim się towarzysze wycieczki zebrali, słońce wysoko się już wzniosło. Przed 6 godziną wyruszyliśmy dopiero ze Zakopanego, w 3 kwadranse {{Korekta|minęl|minęli}} zajezdny dom w Kuźnicach i wstąpili w las na Boczania. Było nas czterech: Dr Fr. Cholewicz {{Korekta|lekarz z Krakowa|(lekarz z Krakowa)}}, p. Wiktor Barabasz (obecnie dyrektor Tow. muzycznego), brat jego Stanisław Barabasz (kierownik szkoły artyst. przemysłu) i autor niniejszego opisu. Przy nas szło pięciu górali z rzeczami i żywnością przygotowaną dla całej naszej gromadki na kilka dni. Głównym przewodnikiem był Jędrek Wala (syn), znakomity, pierwszorzędny w tem rzemiośle Podhalanin.<br>
{{tab}}Krótszą i lepszą mieliśmy się puścić na Krywań drogą, od zwykłej, tj. nie przez Goryczkową, lecz przez Liljowe, i w tym kierunku rozpoczęliśmy nasz marsz z górnego końca Kuźnic.<br>
{{tab}}Pierwsze kroki w górę po stromym obłazie dają zwykle góralom wyobrażenie o siłach gości i ich uzdolnieniu do chodzenia po górach. Jeżeli zrazu spieszą i przeganiają się, czyli wedle ich wyrażenia „hipkają“, to przewodnik wie naprzód, że z takimi turystami daleko nie zajdzie. Jeżeli idą powoli, a równo, zadowalniają się krótkiemi odpoczynkami na stojąco bez zasiadania co chwilę, to pewny, że takiego gościa w torbie napowrót nie poniesie. Gdy znów kto słaby, albo za ciężki, że powinien zaniechać wycieczek na góry, to wyjście na Boczania tyle go zmęczy, że dobrze, jeżeli do Gąsienicowych stawów dociągnie, i od nich na noc do Zakopanego wróci. Ów to Boczań jest niejako próbą na powszechnym szlaku przez Zawrat do Morskiego Oka. Między nami nic było wprawdzie żadnego nowicyjusza. któryby na tej drodze egzamin z chodzenia zdawał, nie radowaliśmy się jednak z dróżyny na Boczania, bo tu niedość, że stromo, bardzo ślisko po suchych iglicach świerkowych, pełno wykrętów między korzeniami, ale nic a nic nie widać naokoło. Dopiero na wierzchu {{pp|Bo|czania}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mjona0nmg7bcs2iecrzbk9hbggsvlsr
3146895
3146894
2022-08-06T23:29:15Z
Seboloidus
27417
dr
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" />{{f...|align=justify|last=center|w=90%|po=1em}}</noinclude>Mięguszowiecką. — Schodzenie w czasie mgły ku Morskiemu Oku. — Czarny Staw nad Rybiem. — Burza na Morskiem Oku. — Przybicie do brzegu. — Pobyt w schronisku Staszica. — Komisyja polsko-węgierska w sporze o granicę polityczną nad Morskiem Okiem. — Powrót przez Roztokę do Zakopanego.
{{...f}}
{{tab}}Oczekiwana pogoda nadeszła. Śliczna noc gwiaździsta poprzedziła uroczy poranek dnia 14 sierpnia 1883 r. Dospać do rana nie mogłem, tak mi się spieszyło w drogę, że dopiero dnieć zaczynało, a już byłem gotów do drogi; lecz jak zwykle, nim się towarzysze wycieczki zebrali, słońce wysoko się już wzniosło. Przed 6 godziną wyruszyliśmy dopiero ze Zakopanego, w 3 kwadranse {{Korekta|minęl|minęli}} zajezdny dom w Kuźnicach i wstąpili w las na Boczania. Było nas czterech: Dr Fr. Cholewicz {{Korekta|lekarz z Krakowa|(lekarz z Krakowa)}}, p. Wiktor Barabasz (obecnie dyrektor Tow. muzycznego), brat jego Stanisław Barabasz (kierownik szkoły artyst. przemysłu) i autor niniejszego opisu. Przy nas szło pięciu górali z rzeczami i żywnością przygotowaną dla całej naszej gromadki na kilka dni. Głównym przewodnikiem był Jędrek Wala (syn), znakomity, pierwszorzędny w tem rzemiośle Podhalanin.<br>
{{tab}}Krótszą i lepszą mieliśmy się puścić na Krywań drogą, od zwykłej, tj. nie przez Goryczkową, lecz przez Liljowe, i w tym kierunku rozpoczęliśmy nasz marsz z górnego końca Kuźnic.<br>
{{tab}}Pierwsze kroki w górę po stromym obłazie dają zwykle góralom wyobrażenie o siłach gości i ich uzdolnieniu do chodzenia po górach. Jeżeli zrazu spieszą i przeganiają się, czyli wedle ich wyrażenia „hipkają“, to przewodnik wie naprzód, że z takimi turystami daleko nie zajdzie. Jeżeli idą powoli, a równo, zadowalniają się krótkiemi odpoczynkami na stojąco bez zasiadania co chwilę, to pewny, że takiego gościa w torbie napowrót nie poniesie. Gdy znów kto słaby, albo za ciężki, że powinien zaniechać wycieczek na góry, to wyjście na Boczania tyle go zmęczy, że dobrze, jeżeli do Gąsienicowych stawów dociągnie, i od nich na noc do Zakopanego wróci. Ów to Boczań jest niejako próbą na powszechnym szlaku przez Zawrat do Morskiego Oka. Między nami nic było wprawdzie żadnego nowicyjusza. któryby na tej drodze egzamin z chodzenia zdawał, nie radowaliśmy się jednak z dróżyny na Boczania, bo tu niedość, że stromo, bardzo ślisko po suchych iglicach świerkowych, pełno wykrętów między korzeniami, ale nic a nic nie widać naokoło. Dopiero na wierzchu {{pp|Bo|czania}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
oiuwqd3ljqs545omhuaeoxguktszcau
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/11
100
1082959
3146897
2022-08-06T23:33:00Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|Bo|czania}} świat się nieco rozsłania. W miarę postępowania w górę widnokrąg się rozszerza i nachylenie maleje.<br>
{{tab}}Już między Kopy Królowe wesoło bardzo się nam szło. Tu spotkaliśmy przy spoczynku młodą parę, artystę malarza D. z żoną przed kilku tygodniami poślubioną. Prawdziwie piękna i szlachetna myśl, zamiast modnego gonienia wiatru po świecie, we wagonach kolejnych po cudzych krajach, powieść swoją oblubienicę w najczarowniejszy zakątek swej ojczyzny, i z nią dzielić wrażenia najwznioślejsze, o jakie łatwo w Tatrach, i które im pozostaną w żywej pamięci z początków wspólnego pożycia.<br>
{{tab}}Podążającym nam na halę Gąsienicową rozsłonił się wnet ów sławny i niezrównany krajobraz, prawdziwie alpejski, z krawędzi hali Królowej, na dolinę Stawów Gąsienicowych, z całem ich majestatycznem otoczeniem. Jestto miejsce jedyne do wyzyskiwania, gdyby Tatry należały do więcej przedsiębiorczego żywiołu, niż nim jest nasz naród. Jużby tu dotychczas na halę Gąsienicową wiódł wyborny gościniec, jeżeli nie kolej drutowa; a zamiast owych pasterskich przedpotopowych lepianek, stałyby tu hotele, w którychby się roiły tłumy turystów z różnych krajów.<br>
{{tab}}Rozległa i we wszelkie warunki uroczej wyżyny górskiej, bogata hala posiada lasy, łąki, pastwiska, potoki, obfite zdroje, jeziora, trawiaste grzbiety, urwiste turnie, łany śniegu i widoki na wszystkie strony. W dodatku bliskie wycieczki na szczyty. Tak jednak, jaką jest dziś dolina Gąsienicowa może tylko służyć biednemu pasterstwu za lichą paszę dlatego, że za wiele bydła się na niej żywi, i za poetyczny etap dla turystów, którym piękniejszemi się wydają szałasy tutejsze z kawałków drzewa, desek, gałęzi i żerdzi złożone, o głaz jakiś oparte, niż porządne domostwa np. w Tyrolu spotykane.<br>
{{tab}}Między 8 a 9 godziną posililiśmy się na hali Gąsienicowej i ze szlaku prowadzącego ku Czarnemu Stawu i na Zawrat zwróciliśmy się ku zachodowi na ścieżkę uczęszczaną przez gości, którzy zwiedzają Świnnicę. Dobrze udeptana także przez pasterzy wiedzie z początku połogo pod górę, koło dwóch zlewków, nazwanych stawami, dopiero bowiem z tarasu o trzy kwadranse odległego ogląda się godne tej nazwy zbiorniki wody: Staw Dwoisty, Kurtkowiec, w Roztoce, i Zielony o 7 morgach powierzchni. Ten ostatni pod Pośrednią Turnią pięknie się przedstawia i z barwy ciemnej jego wody, wnosić należy, że jest głęboki.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cyc304mzsnoy7fztlt2mwc1q5mahcid
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/12
100
1082960
3146898
2022-08-06T23:47:11Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Ztąd jeszcze ma się trzy kwadranse mozolnej drogi, stromo w górę na Lilijowe co przy pogodzie i słonecznej spiekocie przykrą się staje przeprawą. Liljowe (przełęcz na wzniesieniu 6165 stóp), bujną trawą porosły grzbiet obszerny, zaprasza do spoczynku. Wygodnie, jak na kanapie usiadłszy na sprężystym trawniku, bujać wzrokiem można po przestworach nad górami o łagodnych kształtach. Z „Wysokich Tatr“ widać tu tylko Krywań i Hruby Wierch z nagiemi turniami, reszta z grzbietami zielonemi należy do Tatr zachodnich. Ciszę w naturze przerywa tu tylko szum potoku, dolatujący z głębi doliny Cichej, czasem od Wierchu Cichego, mianowanej Wierchcichą. Stoki południowe Tatr, szczególnie w tej okolicy na Czerwonych Wierchach, Goryczkowych Czubach, na Liljowem, porasta bujna roślinność, poniżej ciemnieje las, dotąd nie wycięty.<br>
{{tab}}Z Lilijowego podążyliśmy na Skrajną Turnię, potem na Pośrednią, w rozległe pole złomów granitowych, gdzieśmy się rozstali ze szlakiem na Świnnicę a puścili niżej w kotlinę Walentkową. Pierwszy cel wycieczki, szczyt Krywania, tak nam się ztąd przedstawił majestatycznie, że trudno było przypuścić, abyśmy jutro o tym czasie (po 10 godz.), mogli z jego wierzchołka świat oglądać.<br>
{{tab}}Całą godzinę spuszczaliśmy się w pocie czoła po owych nieznośnych złomiskach Pośredniej Turni na dół, przyglądając się Świnnicy, która nas zwodniczo zapraszała do siebie. Ktoby nie znał złudzenia co do odległości w górach, mógłby przypuścić, że za pół godziny ztąd stanie na wierzchu Świnnicy, naco w rzeczywistości najmniej dwóch godzin potrzeba. W kotlinie u jej stóp, nad potokiem, któryby należało ochrzcić Walentkowym, rozpaliliśmy ogień, warzyli herbatę i posilając darami Bożemi, rozpatrywaliśmy się w okolicy.<br>
{{tab}}Wedle obietnicy Wali spodziewaliśmy się ztąd dobrego wyjścia, chociaż tego trudno się było domyślić. Wskazał on nam ślicznie zieleniejący upłazek, prosty z grzbietu Walentowej prowadzący na dół, jako kierunek naszej drogi, a więc na niego wypadło maszerować. Śladu nie było żadnego, by tędy jakie Stworzenie Boże postępowało, ale to zapewne nowy, najprostszy szlak na Krywania, o jakim nie śniło się jeszcze filozofom Zakopiańskim, pomyślałem sobie i cieszyłem się z tego już naprzód, że do {{pp|no|wego}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8s6vwozw17mr3uhhjggwktfvpn9eddy
Strona:Anafielas T. 3.djvu/7
100
1082961
3146899
2022-08-06T23:49:49Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /><br><br><br></noinclude>{{f|
{{tab}}Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, 1844 roku Czerwca 17.
{{f|align=right|''Cenzor, Professor b. Uniwersytetu Wileńskiego,<br>Radźca kollegialny i Kawaler''{{tab|60}}<br>{{kap|Jan Waszkiewicz.}}{{tab}}}}
|table}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ax09nf9k5vzk78hp9otaxspgs63wthd
3147022
3146899
2022-08-07T09:40:34Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /><br><br><br></noinclude>{{f|
{{tab}}Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, 1844 roku Czerwca 17.
{{f|align=right|''Cenzor, Professor b. Uniwersytetu Wileńskiego,<br>Radźca kollegialny i Kawaler''{{tab|60}}<br>{{kap|Jan Waszkiewicz.}}{{tab}}}}
|table}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q73sp55kxiji7ebthbhebs16v21y53k
Strona:Anafielas T. 2.djvu/5
100
1082962
3146900
2022-08-06T23:52:37Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /></noinclude>{{f|
{{tab}}Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, 1842 r. 10 Junij.
{{f|align=right|''Cenzor'' {{kap|Jan Waszkiewicz.}}{{tab|60}}}}
|table}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rgqyomh8klw03rlg6gqpqbesfq82wv0
3146903
3146900
2022-08-06T23:55:26Z
Ankry
641
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /><br><br><br></noinclude>{{f|
{{tab}}Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, 1842 r. 10 Junij.
{{f|align=right|''Cenzor'' {{kap|Jan Waszkiewicz.}}{{tab|60}}}}
|table}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m714pfqv3jwljmtw9016i7i2fh98qw1
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/13
100
1082963
3146901
2022-08-06T23:53:44Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|no|wego}} wydania Przewodnika podam świeżo odkryty, najkrótszy szlak Krywański.<br>
{{tab}}Z początku po upłazku szło się z pomocą kija, jako tako, wyżej już rękami trzeba sobie było pomagać, wreszcie ku górze i na kolanach z trudem się przyszło utrzymać. Trawnik niezmiernie śliski, po nim porozrzucane kamienie z okolicznych turni, które się pod nami usypują. „Trzymajcie się ta pazdurami“ woła Wala, a „skali nie puszczajcie“. Słuchamy komendy, pocąc się tak że z każdego włosa struga po twarzy ciecze, a wierzchu jeszcze nie widać. Natrafiamy na sterczącą z pośród trawnika turnią, i obsiadamy ją dla wytchnienia, jak ptaki wędrowne okręt na morzu. Jużeśmy mieli dość tej najprostszej drogi, wolelibyśmy krzywą, byle nie tak spadzistą i po głazach, a nie po trawie. W górze nachylenie się zmniejszyło, że z lżejszą biedą na grzbiet się wydostaliśmy, niż dotąd.<br>
{{tab}}Bodaj licho wzięło owe najprostsze drogi, na nich w Tatrach najbardziej się zawsze umęczyłem. Walentkową zapamiętaliśmy sobie dobrze wszyscy. Na południowej stronie nie jest ona już tak stromą, ale zato głazami zawalona, że bardzo powoli po niej postępować się musi. Ujrzeliśmy zaraz najwyższy taras doliny Cichéj popod Zaworami, do której przyszło nam się spuszczać. Zwrócona tu na południe pod największą operacyją promieni słonecznych kotlina, zawaloną jest śniegami, co mnie zadziwiło. Wszedłem na nie, aby się przyjrzeć bliżej przyczynie wytrwałości śniegu i zobaczyłem na około płatów śniegu gołą ziemię pozbawioną {{Korekta|roślinnności|roślinności}}, z czego wnioskowałem, iż pozostały śnieg jest resztką wielkiej tegoż masy z zimy pozostałej, pod którą nie mogła się flora rozwinąć.<br>
{{tab}}Teraz przez porównanie czasu użytego na przebycie drogi pod Zawory przez Liljowe i Walentkową, a dawniej przez Goryczkową zapadł wyrok następujący, że na czasie nie zyskuje się nic, a co do trudów, wypada zalecić Goryczkową, jako o wiele łatwiejszy stary szlak ze Zakopanego pod Krywań.<br>
{{tab}}Tuśmy się rozdzielili; górali posłaliśmy na Zawory, tj. przełęcz ku dolinie Ciemnych Smreczyn (5945 stp.) a sami puścili się na przełęcz Gładką dla sławnego z niej widoku. Za kwadrans od śniegów, po trawiastém zboczu wydostaliśmy się na grzbiet łączący Walentkową z Wierchem Gładkim, ztąd naraz ogląda się całą dolinę Pięciu Stawów tak, jak z żadnego innego miejsca.<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
o1qmvz0qo7zglaz96dnql9vun7h5pss
Strona:Anafielas T. 1.djvu/6
100
1082964
3146902
2022-08-06T23:55:06Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /><br><br><br></noinclude>{{f|
{{tab}}Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, 1842 r. 11 Julii.
{{f|align=right|''Cenzor'' {{kap|Jan Waszkiewicz.}}{{tab|60}}}}
|table}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h9dbkyencqqfsazula9rz6sm3ai4pib
3146928
3146902
2022-08-07T06:53:37Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /><br><br><br></noinclude>{{f|
{{tab}}Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, 1842 r. 11 Julii.
{{f|align=right|''Cenzor'' {{kap|Jan Waszkiewicz.}}{{tab|60}}}}
|table}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hy4t573flo7fqikr2bodx1tcfk0gqvb
Strona:Anafielas T. 1.djvu/3
100
1082965
3146904
2022-08-06T23:56:25Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=250%|h=normal|'''ANAFIELAS.'''}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lb3q0xep4vg0780rqsbm0ic7e0nlkju
3146927
3146904
2022-08-07T06:52:54Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=250%|h=normal|'''ANAFIELAS.'''}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
26bckbhlgza2a7ffzmpaoyvq3e2hwoj
Strona:Anafielas T. 2.djvu/2
100
1082966
3146905
2022-08-06T23:56:51Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=250%|h=normal|'''ANAFIELAS.'''}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lb3q0xep4vg0780rqsbm0ic7e0nlkju
3147018
3146905
2022-08-07T09:38:46Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=250%|h=normal|'''ANAFIELAS.'''}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
26bckbhlgza2a7ffzmpaoyvq3e2hwoj
Strona:Anafielas T. 3.djvu/2
100
1082967
3146906
2022-08-06T23:58:09Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=250%|h=normal|'''ANAFIELAS.'''}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lb3q0xep4vg0780rqsbm0ic7e0nlkju
3147020
3146906
2022-08-07T09:39:41Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /><br><br><br></noinclude>{{c|w=250%|h=normal|'''ANAFIELAS.'''}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
26bckbhlgza2a7ffzmpaoyvq3e2hwoj
Strona:Anafielas T. 2.djvu/6
100
1082968
3146908
2022-08-07T00:01:09Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /><br><br><br></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}}
{{c|w=250%|h=normal|'''MINDOWS.'''}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
412s9sve3o38lxr0c5bws2kfwlnh08s
3147019
3146908
2022-08-07T09:39:16Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /><br><br><br></noinclude>{{Skan zawiera grafikę}}
{{c|w=250%|h=normal|'''MINDOWS.'''}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fhq54rn4ju7iv2mjkp1goqtebzd6h6p
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/7
100
1082969
3146910
2022-08-07T00:06:39Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /><br></noinclude>{{c|'''WSPOMNIENIE'''|h=normal|w=220%|po=30px}}
{{c|{{roz|Z POŚRÓD TURN}}I|h=normal|w=240%|po=25px}}
{{c|{{roz|TATRZAŃSKIC|0.2}}H|h=normal|w=180%|po=30px}}
{{c|PRZEZ|w=75%|po=30px}}
{{c|{{roz*|Walerego Eljasza.}}|kap|w=120%|po=50px}}
{{c|Odbitka z „Pam. Tow. Tatrz. t.XII“.|font=Arial Narrow|w=100%}}{{Skan zawiera grafikę}}
{{c|{{roz*|KRAKÓW.|0.05}}|przed=70px}}
{{c|NAKŁAD TOWARZYSTWA TATRZAŃSKIEGO.|w=75%}}
{{---|40}}
{{c|{{roz*|DRUK WŁ. L. ANCZYCA I SPÓŁKI,|0.2}}|w=90%}}
{{c|pod zarządem Jana Gadowskiego.|w=75%}}
{{c|'''1888.'''|w=90%}}
<br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
n6201hfe96c8w5ihgnk6gqmeqv5z735
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/5
100
1082970
3146911
2022-08-07T00:08:15Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /><br></noinclude>{{Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/7}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9l2jvj0ly8d1a4oacg08u8hd9rk2ngo
Strona:Anafielas T. 3.djvu/10
100
1082971
3146912
2022-08-07T00:09:23Z
Ankry
641
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Ankry" /><br><br><br></noinclude>{{c|
{{c|w=200%|h=normal|'''{{Roz|LITWIE I ŻMUDZ|0.1}}I'''|po=20px}}
{{c|w=160%|Te Trzy Pieśni|po=20px}}
{{c|w=200%|'''{{Roz|ANAFIELA}}S'''|po=60px}}
{{c|{{tab|8|em}}{{Roz|poświęcił}}|po=60px}}
{{f|align=right|J. I. K.}}
|table}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
phydhho87m2ziis7msc2kx20dpw14o2
3147024
3146912
2022-08-07T09:41:00Z
Anwar2
10102
/* Skorygowana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="3" user="Anwar2" /><br><br><br></noinclude>{{c|
{{c|w=200%|h=normal|'''{{Roz|LITWIE I ŻMUDZ|0.1}}I'''|po=20px}}
{{c|w=160%|Te Trzy Pieśni|po=20px}}
{{c|w=200%|'''{{Roz|ANAFIELA}}S'''|po=60px}}
{{c|{{tab|8|em}}{{Roz|poświęcił}}|po=60px}}
{{f|align=right|J. I. K.}}
|table}}
<br><br><br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ox1ybdymsn1ajj9v90v1drgfy4abybs
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/251
100
1082972
3146920
2022-08-07T06:22:37Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>na ramiona i wdzięcznie otoczyły jej twarzyczkę... Kilka łez ostatnich wymykało się z zaczerwienionych oczu i spływało po wybladłych licach. W tej chwili wyglądała jakby zmartwychpowstała i wyszła z grobu.<br>
{{tab}}Hrabia utkwił w nią wzrok z widocznym niepokojem. Stan taki panny de Franoy mógł sobie tłomaczyć bardziej niż przedtem, tylko chwilowym obłędem.<br>
{{tab}}Berta pojęła a raczej odgadła, co dzieje się w jego umyśle i dowiodła mu, że go rozumie, bo odpowiedziała na jego myśli:<br>
{{tab}}— Nie, panie hrabio... nie, mój przyjacielu — wyrzekła z cicha i powoli — nie, nie jestem waryatką... Wybacz pan, żem pana naraziła na widok tak bolesny, który dla pana jest niezrozumiałym... Wyznanie głębokiego uczucia, jakie pan ma dla mnie, prośba, ażebym została pańską żoną, powinny mnie były uszczęśliwić... O! i bardzo uszczęśliwić! Tymczasem rozdarły mi serce! Nie pytaj pan... Nie umiałabym... nie chciałabym... nie mogłabym odpowiedzieć... Powiedziałam panu, że cię kocham... powtarzam to raz jeszcze, bo to prawda... Powiedziałam panu, że nigdy pańską nie będę... niestety i to jest prawdą... Dodaję, że nie mogąc być pańską, nie będę niczyją... Przed Bogiem przysięgam to panu... Teraz ulituj się pan nademną... Cierpię... Potrzebuję być samą... Opuść mnie pan i opuść mnie pan bez goryczy, jeżeli pan unieszczęśliwiony jesteś przezemnie, przysięgam panu, że pańskie nieszczęście nie może się równać z mojem!..<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ad8z7o8ex6wm0k9n2k38006oqpanmeo
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/252
100
1082973
3146921
2022-08-07T06:25:01Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Berto! — zawołał hrabia. — Berto! na miłość Boską, racz mnie wysłuchać... racz mi odpowiedzieć!.. Co chcesz, ażebym począł z tą okropną niepewnością w głębi duszy?.. Mówisz, że mnie kochasz... kochasz mnie i skazujesz nas oboje na katusze, gorsze od śmierci!.. Dobrze, gdy potrzeba będę spokojny... poddam się losowi, ale niech-że przynajmniej wiem, co cię zmusza do udręczania mego serca... Serca, które bije tylko dla ciebie... Prośba moja wszak słuszną jest?.. Przecież jej nie odrzucisz?.. Skazany na śmierć wie przynajmniej, za co go karzą... Postępuj ze mną jak ze zbrodniarzem... Powiedz mi, com ja uczynił... Potem mnie wypędź... Ale wprzód mów... mów!..<br>
{{tab}}— Po raz drugi — {{Korekta|wyjękała|wyjąkała}} panna de Franoy — po raz drugi błagam pana ulituj się nademną... Widzisz pan przecie, że me siły na schyłku... że umrę... zaklinam pana na pańską miłość, nie wypytuj... Zostaw mnie...<br>
{{tab}}Berta, wymawiając te słowa, chwiała się jak kwiat, kołysany powiewem wichru... Głos jej gasł, źrenice znikały pod zwieszającemi się powiekami.<br>
{{tab}}Hrabia de Nathon nie dodał ani słowa.<br>
{{tab}}Skłonił się przed dziewczęciem i skierował się ku drzwiom pawilonu.<br>
{{tab}}W chwili gdy dochodził do drzwi, obrócił się.<br>
{{tab}}Berta osunęła się znów na kolana. Usta jej poruszały się, jakby szeptały jakąś prośbę.<br>
{{tab}}Zapewne widząc poruszenie hrabiego, myślała że waha się odejść. Wyciągnęła ku niemu obie ręce błagalnie.<br>
{{tab}}Hrabia de Nathon zrozumiał i prędko się oddalił.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fubgjjohjfq00qmfj7lmb1ggvxj8ewb
Dziecię nieszczęścia/Część pierwsza/XXIX
0
1082974
3146922
2022-08-07T06:25:59Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=245 to=252 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
tmm5aacasl86sm8gioqpg943etb5ms7
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/253
100
1082976
3146923
2022-08-07T06:27:45Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|XXX.|w=120%|po=12px}}
{{tab}}Hrabia zobaczył zdaleka jenerała idącego z baronową, przez aleję cienistą po nad strumieniem; byli do niego obróceni tyłem.<br>
{{tab}}Zamiast iść do nich, Henryk szybko poszedł w stronę ogrodu, gdzie gęstwina była największa i gdzie swobodnie mógł być sam.<br>
{{tab}}Ledwie przy zmysłach się czuł i po tej utracie wszelkich nadziei, ledwie był w stanie myśleć.<br>
{{tab}}Wreszcie powoli, stopniowo, przyszedł do siebie. Odzyskał czasowo zawieszoną władzę nad umysłem. W myśli powtarzał sobie najdrobiazgowiej najmniejsze szczegóły niepojętej sceny, w której był jednym z działaczy, każde słowo Berty, uprzytomniał sobie wyraz jej twarzy, ton głosu i szukał klucza do rozwiązania tej dziwnej i okropnej zagadki, od której w wysokim stopniu zależało jego szczęście.<br>
{{tab}}Daremne usiłowania! Napróżno wysilał swój umysł. Zagadka pozostawała tajemnicą, jakby należała do starożytnego sfinksa, strzegącego tajników życia i śmierci!<br>
{{tab}}Przeświadczony o bezskuteczności rozmyślań, Henryk porzucił ławeczkę darniową, na którą raczej upadł niż usiadł. Krokiem takim, jaki chyba mają lunatycy, gdy Śpiąc idą, udał się w aleję, gdzie spodziewał się spotkać z panem de Franoy i panią de Vergy.<br>
{{tab}}Oboje, jak zapewne domyślają się czytelnicy,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cy2fpfuqgtegfh19rc98dtng13d2xpl
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/254
100
1082977
3146929
2022-08-07T06:55:07Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>z niecierpliwością czekali nań, a długo trwająca rozmowa jego z Bertą, wydawała im się pomyślną wróżbą.<br>
{{tab}}Zeszedł się z nimi.<br>
{{tab}}Dość było im spojrzeć na jego zmienioną twarz, ażeby wnet rozchwiały się wszystkie ich nadzieje.<br>
{{tab}}— Mój Boże! — zawołała baronowa — jaki pan blady i zmieniony! cóż się to stało?<br>
{{tab}}— Pani! — odrzekł pan de Nathon — widzisz pani przed sobą człowieka bardzo nieszczęśliwego... nieszczęśliwego bez żadnej nadziei...<br>
{{tab}}— Jakto? Berta powiedziała że cię nie kocha? — spytał żywo jenerał.<br>
{{tab}}— Niestety! — wyszeptał hrabia — wolałbym już, ażeby mi to powiedziała. Przywiązaniem i miłością można przezwyciężyć oziębłość... Nienawiść można zmienić w miłość... Dusza uśpiona obudzić się może... Wstręt ulega przemianie.. Panna de Franoy powiedziała, że mnie kocha...<br>
{{tab}}— Więc cóż?.. — spytali oboje naraz jenerał i baronowa.<br>
{{tab}}— Powiedziała mi, że mnie kocha... — powtórzył p. de Nathon — ale dodała, że nigdy nie zostanie moją żoną... Słyszycie państwo... Nigdy!.. Nigdy!..<br>
{{tab}}Pani de Vergy spytała głosem drżącym:<br>
{{tab}}— A przy tej odmowie rozpaczliwej, przy tej odmowie, stanowiącej nietylko o teraźniejszości ale i o przyszłości, jakie dała powody?..<br>
{{tab}}— Powody?.. O! gdybym je poznał, przynajmniej mógłbym je przemódz... Ale nie... nie... Panna Berta odmówiła mi wszelkich wyjaśnień... Prosiłem... błagałem... Posąg z marmuru dałby się wzruszyć mej rozpaczy i naleganiom!.. Ona pozostała nieugiętą<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mulgnk660csuely00tmn6k47inz2p2n
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/255
100
1082978
3146930
2022-08-07T06:56:18Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>i bardziej niezbadaną od marmuru samego... Czy chcecie państwo wysłuchać wszystkiego, cośmy ona i ja powiedzieli sobie w tej smutnej rozmowie?.. Niech państwo posłuchają... powtórzę zaraz...<br>
{{tab}}Henryk opowiedział scenę w pawilonie dosłownie, tak, jak ją przytoczyliśmy czytelnikom.<br>
{{tab}}Kiedy skończył, baronowa szepnęła ale tak cicho, że niepodobna było usłyszeć jej słów:<br>
{{tab}}— Biedna Berta!.. Nieszczęśliwe dziecko!.. Ciężko bardzo pokutuje za zbrodnię, — w której była nie wspólniczką, lecz ofiarą!<br>
{{tab}}— I cóż — podchwycił Henryk po kilku sekundowem milczeniu — teraz gdy państwo wszystko wiecie, sami widzicie, że nie mogę mieć żadnej nadziei...<br>
{{tab}}Pani de Vergy ujęła go i uścisnęła za rękę.<br>
{{tab}}— Bóg mi świadkiem — wyrzekła — że niechciałabym w sercu pańskiem utrzymać zawodnych złudzeń, które przy rozbiciu rozdzierają i zabijają!.. A jednak panu, co jesteś tak godzien być szczęśliwym, panu, który wydajesz mi się bratem, mogę z głębi serca powiedzieć: Miej pan nadzieję! miej pan jeszcze nadzieję!..<br>
{{tab}}— Jakto? co pani mówi? — wykrzyknął hrabia, raptownie ożywiony. — Więc jeszcze nie skończyło się wszystko? Nadzieja wszelka nie jest straconą?<br>
{{tab}}— Nie... Przynajmniej tak sądzę...<br>
{{tab}}— Czyżby panna de Franoy cofnęła swe nieszczęsne postanowienie?..<br>
{{tab}}— Być może...<br>
{{tab}}— I ten cud... bo to byłoby cudem, pani miałbym do zawdzięczenia?<br>
{{tab}}— Mnie... przy pomocy Bożej.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ama3opmc2limigkslku1g7iqqg9q54p
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/256
100
1082979
3146931
2022-08-07T06:57:47Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— O! pani, niech Bóg ześle dla twych zamiarów powodzenie, a szczęście zapewnisz człowiekowi, który cię, pani, kocha naprawdę jak siostrę.<br>
{{tab}}— Dlatego właśnie, że wiem coś wart, mój drogi hrabio, że również czuję dla ciebie przywiązanie siostry, że wreszcie wiem, iż oddając ci Bertę, uczynię ją na zawsze szczęśliwą, dlatego tak pragnęłabym wielce ziszczenia twoich i naszych zarazem życzeń...<br>
{{tab}}— Cóż mam uczynić?<br>
{{tab}}— Opuść pan zamek, powróć do Guillon i czekaj.<br>
{{tab}}— A długo?<br>
{{tab}}— Tego nieumiem panu z góry powiedzieć, ale nie zaniedbam niczego, ażebyś pan czekał jaknajkróciej...<br>
{{tab}}— Jutro nie mogę przyjechać?<br>
{{tab}}— Nie...<br>
{{tab}}— Dlaczego?<br>
{{tab}}— Ponieważ nieobecność pańska, da czas Bercie do namysłu... Chcę, ażeby ona sama uczuła, jak jej brakować będzie pańskiego towarzystwa...<br>
{{tab}}— A gdyby to doświadczenie dało wprost przeciwny rezultat? — szepnął hrabia, drżąc na samą myśl o tem. — A jeżeli kuzynka pani spostrzeże, że nieobecność moja jest jej obojętną?<br>
{{tab}}Pomimo smutnej rozmowy, baronowa nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.<br>
{{tab}}— Niech się pan uspokoi — rzekła — kiedy takie serce, jak Berty, oddało się komu to już na zawsze... Nie widząc pana, jeszcze bardziej myśleć będzie o panu.<br>
{{tab}}— Bo ja nie mogę jej nie widzieć...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
h3bnbdokxb90sydk26wghhrj0c265rc
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/546
100
1082980
3146932
2022-08-07T06:59:03Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>{{tab}}Aby miéć wyobrażenie o téj piramidzie, trzeba poznać jéj wielkość. Według pomiaru pana Gomard, dokonanego z największą ścisłością, ma 428½ stóp wysokości; jéj podstawa zajmuje przestrzeń 500.015 stóp kwadratowych. Dla lepszego zrozumienia tego ogromu, wystawmy go sobie przez porównanie. Piramida Chéopsa jest cztéry razy wyższą od kolumny na placu Vendome; każdy jéj bok równa się w swéj rozciągłości frontowi pałacu Tuileryjskiego. Wnętrze tego monumentu zawiéra 45.000.000 stóp kubieznych, i mógłby zawrzéć 3.100 pokojów takich, jak komnaty królewskie.<br>
{{tab}}Piramida w Gizech otwartą została tysiąc lat temu przez Arabów, którzy tam skarbów szukali; poniesione prace dla dostania się do jéj wnętrza, wyrównywały niemal pracom podjętym w jéj budowie. Nié ma twierdzy, któraby tyle szturmów przetrwała, i gwałtowniéj była atakowaną, jak piramidy. Nie zostały zniszczone, i ich wnętrze jest niezbadanem dotąd. Wiek piramidy Chćopsa niewiadomy; powszechnie się zgadzają, że odniéść go należy do czasów najodleglejszych. Za Salomona już piramidy od wieków istniały.<br>
{{tab}}Druga piramida, zwana Cefren, jest o pół mili od piérwszéj odległą. Powiérzchowność jej jest prawie tą samą, ma też rozmiary, zakończoną jest ostrzem, i pokrytą w górnéj części gładkim kamieniem. Belgoni, podróżnik włoski, otworzył piramidę Cefrena. To, co w niéj znaleziono, niepodobne jest do tego, co jest w piramidzie Chéopsa. Wstąpił naprzód w głęboką przepaść, gdzie znalazł wiele przejść, korytarzy wykutych w skale; włókna saletry zawieszone u sklepień, przedstawiały rośliny i postacie zwiérząt. Przybywszy do głównéj izby w piramidzie, znalazł sarkofag z granitu, którego wiérzch był rozbity. Izba zaś była napełnioną gruzem i pyłem. Ściany nie miały rzeźb i napisów hieroglificznych.
Odkryto tylko starożytny napis arabski, uwiadamiający, że górnicy Mohamed-Achmet i Otman otworzyli piramidę. Wedle relacyi Belgoniego, znalezione kości w sarkofagu odesłano dlo Anglii. W akademii chirurgicznéj londyńskiéj zdecydo-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kdre7y76g0cs989zfaixhyiatrahez9
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/257
100
1082981
3146933
2022-08-07T06:59:20Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Uzbrój się pan w odwagę i cierpliwość... to konieczne...<br>
{{tab}}— Ale niechże pani oznaczy jakiś prawdopodobny kres dla wymaganego odemnie poświęcenia..<br>
{{tab}}— No dobrze, dwa lub trzy dni.<br>
{{tab}}— Mój Boże, jak to długo trzy dni!<br>
{{tab}}— Może nietrzeba będzie tyle... Postaram się o ile można skrócić tę nieodzowną próbę... W każdym razie nie wracaj pan, dopóki panu nie powiem: „Przyjedź“.<br>
{{tab}}— Więc pani do mnie napisze?..<br>
{{tab}}— Zapewne... a może jeszcze lepiej...<br>
{{tab}}— Jakto?..<br>
{{tab}}— Choćbym się miała szkaradnie skompromitować, sama zawiozę panu dobrą nowinę...<br>
{{tab}}— O! jakże będę panią wyczekiwał!.. jak panią błogosławić będę!.. Pani jesteś dla mnie prawdziwie łaskawą opatrznością!..<br>
{{tab}}— Zaczekaj pan, aż mi się uda...<br>
{{tab}}— O! to mnie znów przestrasza! Czyżbyż obawiała się pani niepowodzenia?..<br>
{{tab}}— Powodzenia można być dopiero pewnym, gdy nastąpi... Ale raz jeszcze panu powtarzam: Miej nadzieję!<br>
{{tab}}Po tym ostatnim wyrazie pociechy, hrabia de Nathon pożegnał się z jenerałem i młodą wdową i w kilka minut później jechał już galopem do Guillon.<br>
{{tab}}— Trzy dni!.. — szeptał. — Trzy dni oczekiwania!.. Trzy wieki niepewności i cierpień!.. Czy sił mi starczy, czyż ja dożyję do końca trzeciego dnia?.. O! Berto, Berto! jakżeś okrutna, cóżem ci uczynił?.. dlaczegóż za taką miłość, karzesz mnie takiem cierpieniem?..<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pd5hck25ozqxrbij2hy0blnejz7dea8
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/258
100
1082982
3146934
2022-08-07T07:00:33Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Skoro baronowa usłyszała tętent konia dyplomaty, zaraz udała się do pawilonu, gdzie spodziewała się zastać kuzynkę.<br>
{{tab}}Berta rzeczywiście nie wyszła jeszcze z pawilonu. Siedziała skurczona na kanapie, z rękoma zagłębionemi w bujnych włosach. W oczach ponurych nie było już łez. Spojrzenie było błędne, prawie obłąkane.<br>
{{tab}}Gdy baronowa weszła, dziewczę powstało i odezwało się tylko:<br>
{{tab}}— Wiesz o wszystkiem, nieprawdaż?<br>
{{tab}}Pani de Vergy, zbyt wzruszona ażeby mogła mówić, skinęła tylko potwierdzająco.<br>
{{tab}}Berta, zarzuciła jej ręce na szyję i tuląc się do niej, wyszeptała:<br>
{{tab}}— O! Blanko, droga Blanko, jaka ja nieszczęśliwa!..<br>
{{tab}}Baronowa nic nie odpowiedziała, tylko poczęła całować bladą twarzyczkę kuzynki i łzy ich połączyły się razem.<br>
{{tab}}— Ale jakąż ja zbrodnię popełniłam? — odezwała się wreszcie Berta po chwili. — Czem ja zawiniłam?.. Czem zgrzeszyłam, że mnie Bóg tak srodze dręczy?..<br>
{{tab}}I tym razem odpowiedzią baronowej były tylko pieszczoty.<br>
{{tab}}— O! gdybym tylko miała Armanda — mówiło dalej dziewczę z wybuchem rozpaczy — gdybym mogła go widzieć... on by mi był pociechą... podporą... przy nim zapomniałabym trochę o mych ciepieniach... ale nie mam go... nic nie mam... umieram...<br>
{{tab}}I upadła na dywan prawie bez zmysłów.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7fo8q0vu3rwxkrcmvocx1xkii7dxjt9
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/259
100
1082983
3146937
2022-08-07T07:01:58Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Nazajutrz wieczorem, kuzynki obie przechadzały się powoli nad brzegiem Cusancin’u, pod zielonem sklepieniem rozłożystych konarów drzew.<br>
{{tab}}Berta była spokojną.<br>
{{tab}}Baronowa szła z nią pod rękę, mówiły do siebie zaledwie od czasu do czasu po kilka słów, cicho.<br>
{{tab}}Widocznie pani de Vergy myślała nad czemś i siliła się na odwagę, potrzebną do rozpoczęcia przykrej i trudnej rozmowy.<br>
{{tab}}Naraz zatrzymała się, przyciągnęła do siebie pannę de Franoy i dotknąwszy ustami jej łagodnej twarzyczki pobladłej, szepnęła:<br>
{{tab}}— Uchybiłabym obowiązkom przywiązanej krewnej i szczerej przyjaciółki, droga Berto, gdybym nie spróbowała wszelkich sposobów dla przywrócenia ci uciekającego szczęścia...<br>
{{tab}}— Szczęścia! — jęknęło smutnie dziewczę. — Czemu mi mówisz o szczęściu? Wiesz przecie dobrze, że nie mogę być już szczęśliwą...<br>
{{tab}}— Wiem, że tak myślisz, ale wiem również, że myśląc tak, jesteś w błędzie...<br>
{{tab}}Panna de Franoy wstrząsnęła głową z lekka.<br>
{{tab}}Baronowa mówiła dalej:<br>
{{tab}}— Musisz mnie wysłuchać, moje dziecko, musisz mi przebaczyć, że przystępuję do bolesnego przedmiotu i dotykam krwawiących się ran twego serca... Zapewne chce postąpić jak to czynią chirurgowie, którzy poto nieraz rozdraźniają rany, ażeby je lepiej potem zagoić...<br>
{{tab}}— Niestety! — pomyślała Berta — rany moje nie są uleczalne!..<br>
{{tab}}Poczem odrzekła głośno.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ov8heax2c8ixjpxq9wyrvu8arfglxfl
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/547
100
1082984
3146938
2022-08-07T07:03:01Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>wano, że to były kości wołu i jałówki. Przeto fakt popiéra.
zdanie tych, którzy utrzymywali, że wół Apis, którego w Memfis uroczyście grzebano, podzielał z królami Egiptu zaszczyt posiadania piramidy za grobowiec.<br>
{{tab}}Obszedłszy drugą piramidę, spostrzega się széroki obwód, wykuty w skale, w stronie zachodniéj i północnéj. Zawiéra wiele hypogon, czyli izb pogrzebowych, które stoją otworem; większa część ich zapełnioną jest malowidłami i płaskorzeźbami, przedstawiającémi uroczystości, prace, obrzędy religijne starożytnych Egipeyan; zasiéwy, młoćba, rybołostwo, łowy, rozmaite rzemiosła, tańce, gry, sędziowie, wojownicy, kapłani, tancerki, cały starożytny Egipt przechowany został w grobach. Podobnie jak poezya Greków i Rzymian, opisując smutne państwo Plutona, przedstawia cienie śmierci, otoczone złudnémi obrazami tego świata. Hypogee, znajdujące się około piramid, były bez wątpienia przeznaczone dla osób dworu Faraona. W jednéj z niech odkrył Champollion grób ministra króla Cheopsa.<br>
{{tab}}Po wielkich piramidach w Gizeh, Sfinks najbardziéj zwraca uwagę. Kolosalny ten posąg, W połowie człowiek, w połowie lew, zagrzebany był w piasku aż po głowę. Caviglon, oficer marynarki, odgrzebał go do podstawy. Między łapami tego tajemniczego kolosa znajduje się bryła granitu, na cztérnaście stóp wysoka, okryta płaskorzeźbami, przedstawiającémi dwa Sfinkse spoczywające. Na podstawach widziano także pomiędzy rzeźbionémi figurami, kapłanów składających ofiary. Na łapie zwiérzęcia wyczytano nazwę Ariena, historyka Aleksandra, i imiona Karakalli i Nerona, wypisane greckiémi literami.<br>
{{tab}}Gdy Sfinks odgrzebany został, podziwiano jego olbrzymie rozmiary. Łapy przednie wyciągnięte były na pięćdziesiąt stóp przed nim. Wyrażano się o nim, jakby w geograficznym jakiéj góry opisie: łapa południowa, łapa północna, strona zachodnia łopatek. Szczątki świątyni, wiele znaków symbolicznych, kamienie z napisami hieroglificznémi były<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
k8gdgmlf1b10d8i1ba3fvayg5z1k0io
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/260
100
1082985
3146939
2022-08-07T07:03:02Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Cokolwiek uczynisz, droga Blanko, wiem że to będzie dobre... Powiedz mi więc, co chcesz mi powiedzieć... Gotowa jestem wszystko wysłuchać i spróbuję odpowiedzieć na wszystko...<br>
{{tab}}— Kochasz hrabiego de Nathon, nieprawdaż?<br>
{{tab}}— Czy go kocham! — szepnęło dziewczę — o! tak!..<br>
{{tab}}— Bardzo?<br>
{{tab}}— Z całej mej duszy!<br>
{{tab}}— Wierzysz w jego miłość?<br>
{{tab}}— Tak jak w swoją...<br>
{{tab}}— Pojmujesz więc, jak dla niego bolesne, że odmówiłaś mu swej ręki i nawet na przyszłość nie dałaś żadnej nadziei?<br>
{{tab}}— Dla zrozumienia jego cierpień, dość mi je porównać z mojemi.<br>
{{tab}}— Jesteś więc w zupełności przeświadczoną, że twe niewzruszalne postanowienie sprowadza nieszczęście nietylko dla ciebie, lecz także i dla Henryka!..<br>
{{tab}}— To nie moje postanowienie sprowadza podwójne nieszczęście... to los fatalny...<br>
{{tab}}— Więc sądzisz, że masz prawo kochającego cię człowieka skazywać na boleść bez końca, na cierpienie wieczne i niczem nie zasłużone?..<br>
{{tab}}— A ja czy zasłużyłam na to że cierpię? — zawołała Berta.<br>
{{tab}}— Nie, stokroć nie, moja kochana biedaczko! Ale dlaczegóż macie być karani oboje za zbrodnię, której żadne z was nie popełniło?<br>
{{tab}}— I ty mnie o to pytasz?.. Alboż ja mogę zmienić to, co się stało?.. Czyż ktobądź jest w stanie zetrzeć plamę jaka mnie okrywa?.. Czyż wreszcie możebne, ażebym została żoną hrabiego de Nathon?..<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
dokzyvwdpnp3ruoxv57m69u9wd5ora9
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/261
100
1082986
3146940
2022-08-07T07:05:07Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Tak, droga Berto, to możebne...<br>
{{tab}}— Nigdy! nigdy! nigdy! — zawołało dziewczę z uniesieniem. — Pytałaś mnie przed chwilą. czy mam prawo skazać Henryka na cierpienie?.. Jeszcze mniej prawa mam oszukiwać jego prawe serce... za miłość jego {{Korekta|szlachatną|szlachetną}} odpłacić podłą zdradą!.. O! wiem, że moje nieszczęście jest tylko nieszczęściem, ale nie zbrodnią... Tem niemniej jednak dźwigam na czole koronę sromotnego wstydu!.. Czyż więc taką koronę otrzymać ma odemnie ten, co mnie kocha?.. Gdybym podzieliła się nią z nim, dzisiaj niewinna męczenniczka, jutro byłabym nikczemnicą!.. Odpowiedz, Blanko, odpowiedz!.. Czy to prawda?<br>
{{tab}}— Nie byłabyś ani winowajczynią, ani nikczemną!.. — odparła baronowa. — Ale nie będę usiłowała walczyć z dumą twej duszy, godną podziwu, nawet przy jej egzaltacyi... Chcę ci tylko powiedzieć, żeś się nie przyjrzała jeszcze kwestyi ze wszystkich stron...<br>
{{tab}}— Ja widzę tylko jedną stronę... Alboż ma kilka stron?.. nie, niema...<br>
{{tab}}— To też ja chcę ci je odkryć...<br>
{{tab}}— Mów, słucham cię...<br>
{{tab}}— Posuwasz odwagę aż do bohaterstwa — mówiła dalej baronowa — i z góry jestem przekonana, że nie zdołałabym cię przekonać, mówiąc tylko o tobie... Przemówić chcę w imieniu hrabiego, a ponieważ twój rozum jest również wrażliwy jak twe serce, więc może zrozumiesz.<br>
{{tab}}— Któżby nie chciał posłuchać tak serdecznego głosu — szepnęła Berta.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
96o8jxvwqe3lxtc5nj7ch1px1rw19e5
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/262
100
1082987
3146941
2022-08-07T07:06:57Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie chcesz zaślubić tego, który cię kocha, a główny twój argument jest taki, że stając się żoną Henryka przyniosłabyś mu wstyd, zdradę, przed nim ukrytą... Wszak o to ci chodzi, droga Berto?..<br>
{{tab}}— Tak... niestety! tak...<br>
{{tab}}— Jedno słowo może zmienić to wszystko...<br>
{{tab}}— Jakie? — spytało dziewczę, a serce jej zabiło gwałtownie — cóż to za słowo?..<br>
{{tab}}— A gdyby Henryk żenił się z tobą, wiedząc o wszystkiem?..<br>
{{tab}}Gdyby nie zmrok podwójny od zmierzchu i gęstego sklepienia liści, można byłoby wówczas widzieć jak twarz Berty okryła się szkarłatnym rumieńcem.<br>
{{tab}}— O wszystkiem!.. — powtórzyła, a głos jej ze wzruszenia ledwie był dosłyszalny... — Ależ on nie wie o tem... nie dowie się nigdy!.. O! Blanko... Blanko...
powiedz mi że nie wie...<br>
{{tab}}— Nie wie o tem, to prawda... Ale może się dowiedzieć o wszystkiem...<br>
{{tab}}— O wszystkiem!.. O mój Boże! Więc tej jeszcze męczarni brakło do mych katuszy! Ale któżby mu wyjawił tę sromotną tajemnicę, tę straszną tajemnicę, kto?..<br>
{{tab}}— Ty, Berto.<br>
{{tab}}Ruchem szybkim dziewczę wyrwało się z objęć kuzynki, Cofnęło się gwałtownie, przerażone.<br>
{{tab}}Przez kilka sekund słychać było tylko wietrzyk, wstrząsający liście i przyśpieszone bicie serca nieszczęśliwego dziecka.<br>
{{tab}}Nareszcie przerwała ciszę:<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
57vjii1p7spvk9h3h7v4iazfio7rwg3
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/561
100
1082988
3146942
2022-08-07T07:07:21Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>wiono to, co Piśmo święte mówiło o Tyrze i Sydonie. Byłaby szczęśliwą ta chrześcijańska kolonija, gdyby miała więcéj takich książąt, jak Piotr II. i Hugo III. Lusignanowie.<br>
{{tab}}W XVI. wieku powstały niestety! niezgody, mordy, zdrady; dynastya Luzignanów zgnuśniała wśród bezprawi. Wenecya, korzystając z tego, opanowała Cypr. Czego dokazać nie mogły upominania papiéży, wysiłki krucyat, przymierza książąt chrześcijańskich, spełniła Rzeczpospolita wenecka. Lew św. Marka wybawił Cypr od sułtanów Kairu, którym on już płacił haracz. Wenecya zabór uprawniła opieką nad krajem, chylącym się do upadku. Gdy Turcy najechali Cypr, odznaczyli się odwagą Wenecyanie w jego obronie i niesłychane nieszczęścia ponieśli.<br>
{{tab}}Smutne były koleje i losy krajów, które się dostały tureckiemu panowaniu. Cypr oddany został wezyrom; ci zaś ustąpili go kompanii finansowéj, która swe spekulacye na jego ruinach zakłada. Baszowie i mutzelini są wysyłani dla egzekucyi podatków w interesach kapitalistów Stambułu. Tyranija fiskalna pożarła skarby wyspy, nie przepuszczające nawet ubogim. Jak gdy kto z ludu uciekł, podatek spada na pozostałych; jeżeli umarł, na tych, co go przeżyli. Wieś jeszcze zamieszkała, płaciła za opustoszoną. Okładano coraz większémi podatkami, nie trzymając się żadnéj sprawiedliwéj zasady; dla tych, którzy byli winni do skarbu nie miano litości. Religija chrześcijańska rozciągała swą opiekę nawet do zaprzęgu rolnika, u Turków nie było nic świętego. Rolnikom zabiérano jego narzędzia, rozbiérano mu chatkę, przedając z niéj materyał i łachmany, które go okrywały; choroba, która dręczyła, głód go go pożérał, nie ochraniały. Musiał płacić, aby kapitaliści, którzy wzięli w zarząd wyspę, odebrać mogli kapitał z dwunastym, lub trzynastym procentem. Grecy Cypru, pomimo miłości ojczyzny, którą zawsze się odznaczali, opuszczali ziemię rodzinną z największym pośpiechem. Emigracya codzień wzrastała. Narażano się na największe niebezpieczeństwa dla ucieczki<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cke4vozcupibs7t7hry6jq7l6c4bk9y
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/263
100
1082989
3146943
2022-08-07T07:08:26Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Przesłyszałam się... — rzekła — przesłyszałam się, nieprawdaż?..<br>
{{tab}}— Nie, dobrze słyszałaś.<br>
{{tab}}— Więc to ja powiem Henrykowi... Ja?.. O! Blanko!<br>
{{tab}}Berta wymówiła te słowa z niewysłowionym akcentem goryczy i wyrzutu.<br>
{{tab}}— Biedna moja, czynisz mi wyrzuty! — rzekła pani de Vergy łagodnie — a przecie zaraz się przekonasz, że mam słuszność; zobaczysz że wymagam od ciebie postępku wzniosłego i jednego z najszczytniejszych poświęceń.<br>
{{tab}}— Nie rozumiem cię.<br>
{{tab}}— Czyż sądzisz, że byłoby sprawiedliwem skazać człowieka na śmierć, nie dając mu poznać motywów wyroku, nie dając mu możności zwalczyć ich i tym sposobem uratować życia?..<br>
{{tab}}— Nie, nie byłoby to sprawiedliwem... Ale jakiż być może związek...<br>
{{tab}}— Związek jaknajściślejszy... Henryk ma prawo wiedzieć, jakie są pobudki tego postanowienia, które go zabija! tak, zabija, bo widziałam dobrze że jego rozpacz jest śmiertelną!.. Potrzeba ażeby miał możność rozgrzeszenia cię jeżeli zechce, za zbrodnię, której nie popełniłaś... trzeba dać mu możność położenia na szalę miłości jego i twego nieszczęścia... a jeżeli miłość przeważy, trzeba, ażeby był w możności powiedzieć; „Kocham cię bardziej jeszcze!.. Cierpienie twe zwiększa mój szacunek!.. Jestem twój... bądź moją!..<br>
{{tab}}— O! Blanko — zawołała Berta. — O! Blanko, czy to możebne, czy sądzisz że onby to powiedział?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hl6yybwk9v9vp27a0y3vrm8xdc5eed9
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/264
100
1082990
3146944
2022-08-07T07:09:51Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Czyż go dość nie znasz, abyś nie mogła sądzić inaczej? Dla niego obrazą byłoby, gdybym o tem wątpiła...<br>
{{tab}}Dziewczę pogrążyło się w zadumie głębokiej.<br>
{{tab}}— Może masz nawet słuszność, Blanko — rzekła nareszcie — tak i ja myślę jak ty, że Henryk może miałby tę wzniosłą odwagę i boską litość, które mu przypisujesz... Ale trzeba byłoby przedtem {{Korekta|mowić|mówić}}, a ja sto razy prędzejbym umarła, zanimby z ust moich wyszło choć pierwsze słowo tej strasznej spowiedzi.<br>
{{tab}}— Pojmuję, że do mówienia siły ci braknie... ale możesz przecie napisać...<br>
{{tab}}— Napisać!.. — powtórzyła Berta. — To prawda, można napisać...<br>
{{tab}}I znowu wpadła w zadumę.<br>
{{tab}}W tem nagle drgnęła.<br>
{{tab}}Rzec możnaby, że ukazało się jej jakie widmo przestraszające, i rzeczywiście było to widmo — widmo zwątpienia i nieufności.<br>
{{tab}}— Co ci jest?.. — spytała ją baronowa.<br>
{{tab}}— A gdybyśmy się obie myliły? — szepnęła Berta. — Jeżeli on dowiedziawszy się o wszystkiem, odtrąci mnie ze wstrętem! Cóż się wtedy stanie ze mną, gdy sama rozgłoszę swój wstyd, a poświęcenie moje nie będzie miało owoców?.. Nie... nie... raczej lepiej mi umrzeć, unosząc z sobą tajemnicę!.. Henryk przynajmniej zachowa w sercu obraz mój, niczem nieskalany!.. Żyć będę w jego wspomnieniach z aureolą nietykalną! Zamiast porzucić żywą, opłakiwać mnie będzie umarłą!.. To lepiej będzie...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kkkvqymkm9xonsf1q8dd0gb548lpco4
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/560
100
1082991
3146945
2022-08-07T07:12:01Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>ścijańskich wysyłanych do Syryi i Egiptu. Święty Ludwik, udając się na wojnę krzyżową wysiadł w Limissol przy końcu 1248 roku, w 68 lat po zdobyciu Cypru przez Ryszarda. Tu kazał złożyć wino i zboże, które, według Joinvilla, wznosiły się jakby góry, tu przyjmował chrześcijańskich książąt Wschodu, błagających go o opiekę; posłów księcia Tatarskiego, który chciał przyjąć światło wiary chrześcijańskiéj. Król francuski przebył tu całą zimę, uczęszczał codziennie do kościoła w Nicozyi, starał się poznać prawa krajowe, w celu ulepszenia prawodawstwa we własném państwie, dla uszczęśliwienia swego narodu. Książę Panthieu, hrabia Dreux, Vendome i ostatni z Archamboldów Burbonów pomarli tu. Ludwik odpłynął po Zielonych świętach roku 1249.<br>
{{tab}}Po krucyacie Ludwika IX., gdy osady chrześcijańskie nowym klęskom uległy, królowie cypryjscy pośpieszyli z pomocą, gdy St. Jean d’ Acre zagrożoném było od sułtanów Kairu. Po jego zdobyciu, ci, co się ocalić zdołali, schronili się do Cypru, ktorego królowie nosili tytuł królów jerozolimskich. Kupcy z Tripoli i z Akry przenieśli się do Nicozyi, Limissol i Famagusty. Na dworze królów cypryskich schronili się książęta Bejrutu, Ibelinu, Seftu, Jaffy i dwa zakony Templaryuszów i św. Jana. Odtąd królestwo Luzignana samo walczyć musiało z nieprzyjaciółmi krzyża; mając tylko jedyną pomoc w rycerzach rodyjskich. Nieraz królowie Cypryjscy przybywali do Europy dla szukania pomocy u papiéża, u królów francuskich, i innych władców chrześcijańskich, przeciw napadom Muzułmanów z Anatolii, Syryi, Egiptu. Chcieli rozniecić zapał do wypraw krzyżowych, ale ten już nie mógł odżyć na Zachodzie zarażonym odszczepieństwem, które zapał chrześcijański i rycerski ostudziło. Królestwo Cypru, chrześcijaństwa przedmurze, zostawione siłom własnym, staczało walki w obronie świętéj sprawy, i miéwało dnie chwały. Rolnictwo i handel znakomite w Cyprze zrobiły postępy; zazdrościły mu nawet kwitnące włoskie rzeczpospolite. O kupcach Famagusty, Limissoli i Nikozyi, mó-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g8xvcvuwrb5tihbpxkdrjt9029v4hp0
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/265
100
1082992
3146946
2022-08-07T07:12:09Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Berto, moje biedne dziecko — zawołała baronowa — to duma przez ciebie tak przemawia i każe milczeć twej miłości... Jeżeli przekładasz grób po nad nadzieję, choćby nawet niepewną, żyć długie lata z Henrykiem uszczęśliwionym przez ciebie, to chyba go nie kochasz!.. nigdy go chyba nie kochałaś?..<br>
{{tab}}— Masz słuszność!.. — odparło dziewczę po paru chwilach milczenia. — Tak, miłość jest bóstwem zazdrosnem, wymagającem poświęceń... Tak jak ty mi radzisz, mam postawić na kartę życie me i to więcej niż życie, bo wstyd mój i dumę... Jeżeli wygram, czuje się dość silną i dość mam w sobie miłości, ażeby uszczęśliwić człowieka, który pomimo tego wszystkiego zechce mnie zaślubić... Jeżeli przegram, daremnie usiłowałabyś zmienić me postanowienie. Jeżeli przegram... wszystko się dla mnie skończy...<br>
{{tab}}— Berto, moja droga Berto! — zawołała baronowa przerażona. — Co ty mówisz?.. Chcesz więc umrzeć?<br>
{{tab}}Blady uśmiech zjawił się na ustach dziewczęcia.<br>
{{tab}}— Nie bój się.. — odpowiedziało. — Nie mówię o śmierci...<br>
{{tab}}— A o czem?.. O czem mówisz?<br>
{{tab}}— O klasztorze, który od świata oddzieli tak dobrze jak grób i to serce i duszę, których Henryk nie zechce, ofiaruję Bogu, który je przyjmie!.. Nie mogąc być żoną kochaną i kobietą szczęśliwą na świecie, będę w głębi klasztoru biedną zakonnicą, pokorną, uległą, będę się starała zapomnieć o ziemi, myśląc o niebie... Nie mów nic, Blanko!.. Nie odpowiadaj mi na to!.. Życie moje jest w tej chwili na rozdrożu...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l90vqqfu5655co8juwqm3ptgc9remjf
3146948
3146946
2022-08-07T07:13:30Z
Wydarty
17971
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Berto, moje biedne dziecko — zawołała baronowa — to duma przez ciebie tak przemawia i każe milczeć twej miłości... Jeżeli przekładasz grób po nad nadzieję, choćby nawet niepewną, żyć długie lata z Henrykiem uszczęśliwionym przez ciebie, to chyba go nie kochasz!.. nigdy go chyba nie kochałaś?..<br>
{{tab}}— Masz słuszność!.. — odparło dziewczę po paru chwilach milczenia. — Tak, miłość jest bóstwem zazdrosnem, wymagającem poświęceń... Tak jak ty mi radzisz, mam postawić na kartę życie me i to więcej niż życie, bo wstyd mój i dumę... Jeżeli wygram, czuje się dość silną i dość mam w sobie miłości, ażeby uszczęśliwić człowieka, który pomimo tego wszystkiego zechce mnie zaślubić... Jeżeli przegram, daremnie usiłowałabyś zmienić me postanowienie. Jeżeli przegram... wszystko się dla mnie skończy...<br>
{{tab}}— Berto, moja droga Berto! — zawołała baronowa przerażona. — Co ty mówisz?.. Chcesz więc umrzeć?<br>
{{tab}}Blady uśmiech zjawił się na ustach dziewczęcia.<br>
{{tab}}— Nie bój się.. — odpowiedziało. — Nie mówię o śmierci...<br>
{{tab}}— A o czem?.. O czem mówisz?<br>
{{tab}}— O klasztorze, który od świata oddzieli tak dobrze jak grób i to serce i duszę, których Henryk nie zechce, ofiaruję Bogu, który je przyjmie!.. Nie mogąc być żoną kochaną i kobietą szczęśliwą na świecie, będę w głębi klasztoru biedną zakonnicą, pokorną, uległą, będę się starała zapomnieć o ziemi, myśląc o niebie... Nie mów nic, Blanko!.. Nie odpowiadaj mi na to!.. Życie moje jest w tej chwili na rozdrożu...<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cmyjutlzugapqz37z63fis2uevje1lm
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/266
100
1082993
3146947
2022-08-07T07:13:16Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Bóg mnie poprowadzi teraz na tę drogę, na którą zechce!.. Cokolwiek ze mną uczyni, niech będzie wola jego świętą... Nic mnie nie powstrzyma od tego, co on mi rozkaże... Nie ulegnę już prośbom ani twoim, ani ojca... Oprę się nawet waszym łzom...<br>
{{tab}}Baronowa przycisnęła do siebie Bertę z uniesieniem gorączkowej czułości.<br>
{{tab}}— Moja droga — rzekła — odpędź od siebie, odpędź te posępne myśli... Zdaj się na wolę Bożą i zdaj się na nią bez obawy, bo z góry pewną jestem, że nie mamy się czego lękać, a powinniśmy mieć nadzieję jaknajzupełniejszą..<br>
{{tab}}— Obyś się niemyliła... — odparła Berta — obudziłaś we mnie gorączkę nadziei... Teraz mi pilno rozegrać tę grę, która stanowić ma o moim losie... Chodźmy do zamku...<br>
{{tab}}— Po co?<br>
{{tab}}— Chcę napisać... napisać ten list straszny.<br>
{{tab}}— Dziś wieczór?<br>
{{tab}}— Raczej przez noc... bo potrzeba mi będzie wielu godzin, wielu łez, ażeby wyszukać każde słowo... zebrać każde zdanie.<br>
{{tab}}Drżenie nerwowe wstrząsnęło ciałem dziewczęcia.<br>
{{tab}}Zresztą był to atak przemijający.<br>
{{tab}}— List oddam tobie... — podchwyciła Berta po chwili. — Wszak ty już pomyślisz o tem, ażeby go doszedł...<br>
{{tab}}— Sama mu go oddam... Z rąk moich przejdzie jedynie do rąk Henryka.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7g0em736aqzjslfjm12ayoxp4v8pcvr
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/267
100
1082994
3146949
2022-08-07T07:15:03Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Dziękuję ci, droga Blanko, tak będzie dobrze; a teraz wracajmy do domu, bo powtarzam ci, że nocy nie będzie dla mnie zawiele.<br>
{{tab}}Młoda wdowa i dziewczę skierowały się ku zamkowi i baronowa rozstała się z Bertą na progu jej pokoju, całując ją raz jeszcze i mówiąc:<br>
{{tab}}— Odwagi!.. Odwagi!..
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|XXXI.|w=120%|po=12px}}
{{tab}}Już była dość późna godzina nazajutrz zrana, a Berta jeszcze się nie pokazała, ani nie zadzwoniła.<br>
{{tab}}Baronowa, trochę niespokojna, weszła po cichu do jej pokoju.<br>
{{tab}}Dziewczę leżało w ubraniu na łóżku, z twarzą bladą, jakby z wosku, powieki okrążała sina obwódka szeroka. Spała snem ciężkim, jaki następuje po nieprzespanych nocach, opanowując ciało złamane nieprzezwyciężonem znużeniem.<br>
{{tab}}Na małym stoliczku między dwoma lichtarzami, w których świece wypaliły się zupełnie, widniała koperta zapieczętowana czarnym lakiem i zaadresowana do hrabiego Henryka de Nathon.<br>
{{tab}}Baronowa przystąpiła do łóżka, uklękła i dotknęła ustami niewinnego czoła panny de Franoy.<br>
{{tab}}Berta obudziła się natychmiast.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7a95piq0pzzmxl3u2lb0hldoapraagp
Dziecię nieszczęścia/Część pierwsza/XXX
0
1082995
3146950
2022-08-07T07:16:13Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=253 to=267 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
5t274m0k9l8qgjgliy806rcv0txecwd
Dziecię nieszczęścia/Część pierwsza/XXXI
0
1082996
3146952
2022-08-07T07:20:19Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|następny = Dziecię nieszczęścia/Część druga
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=267 to=279 fromsection="X" tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
gf45n4untz1rrdmsu6uvm6xkyporfr9
Dziecię nieszczęścia/Część druga
0
1082997
3146953
2022-08-07T07:23:48Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|następny = Dziecię nieszczęścia/Epilog
|inne= {{całość|{{PAGENAME}}/całość|epub=i|{{lcfirst:{{SUBPAGENAME}}}}|Cała}}
{{całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok01" tosection="ok001"/>
{{summary|
{{c|[[{{PAGENAME}}/I|I]] • [[{{PAGENAME}}/II|II]] • [[{{PAGENAME}}/III|III]] • [[{{PAGENAME}}/IV|IV]] • [[{{PAGENAME}}/V|V]] • [[{{PAGENAME}}/VI|VI]] • [[{{PAGENAME}}/VII|VII]] • [[{{PAGENAME}}/VIII|VIII]] • [[{{PAGENAME}}/IX|IX]] • [[{{PAGENAME}}/X|X]]<br />[[{{PAGENAME}}/XI|XI]] • [[{{PAGENAME}}/XII|XII]] • [[{{PAGENAME}}/XIII|XIII]] • [[{{PAGENAME}}/XIV|XIV]] • [[{{PAGENAME}}/XV|XV]] • [[{{PAGENAME}}/XVI|XVI]] • [[{{PAGENAME}}/XVII|XVII]] • [[{{PAGENAME}}/XVIII|XVIII]]<br />[[{{PAGENAME}}/XIX|XIX]] • [[{{PAGENAME}}/XX|XX]] • [[{{PAGENAME}}/XXI|XXI]] • [[{{PAGENAME}}/XXII|XXII]] • [[{{PAGENAME}}/XXIII|XXIII]] • [[{{PAGENAME}}/XXIV|XXIV]]|w=140%|przed=60px|po=60px}}
}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=5 fromsection="ok02" tosection="ok02"/>
{{CentrujKoniec2}}
{{clear}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
[[Kategoria:Strony indeksujące]]
sm2v7hy0tz4v7hwebjh1f06rdjeye1w
3146956
3146953
2022-08-07T07:30:51Z
Wydarty
17971
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|następny = Dziecię nieszczęścia/Epilog
|inne= {{całość|{{PAGENAME}}/całość|epub=i|{{lcfirst:{{SUBPAGENAME}}}}|Cała}}
{{całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=289 to=289 fromsection="ok01" tosection="ok001"/>
{{summary|
{{c|[[{{PAGENAME}}/I|I]] • [[{{PAGENAME}}/II|II]] • [[{{PAGENAME}}/III|III]] • [[{{PAGENAME}}/IV|IV]] • [[{{PAGENAME}}/V|V]] • [[{{PAGENAME}}/VI|VI]] • [[{{PAGENAME}}/VII|VII]] • [[{{PAGENAME}}/VIII|VIII]] • [[{{PAGENAME}}/IX|IX]] • [[{{PAGENAME}}/X|X]]<br />[[{{PAGENAME}}/XI|XI]] • [[{{PAGENAME}}/XII|XII]] • [[{{PAGENAME}}/XIII|XIII]] • [[{{PAGENAME}}/XIV|XIV]] • [[{{PAGENAME}}/XV|XV]] • [[{{PAGENAME}}/XVI|XVI]] • [[{{PAGENAME}}/XVII|XVII]] • [[{{PAGENAME}}/XVIII|XVIII]]<br />[[{{PAGENAME}}/XIX|XIX]] • [[{{PAGENAME}}/XX|XX]] • [[{{PAGENAME}}/XXI|XXI]] • [[{{PAGENAME}}/XXII|XXII]] • [[{{PAGENAME}}/XXIII|XXIII]] • [[{{PAGENAME}}/XXIV|XXIV]]|w=140%|przed=20px|po=20px}}
}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=289 to=289 fromsection="ok02" tosection="ok02"/>
{{CentrujKoniec2}}
{{clear}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
[[Kategoria:Strony indeksujące]]
5z9lffpp4v4jtr6zhnwjwnp2wr86x9l
Dziecię nieszczęścia/Epilog
0
1082998
3146954
2022-08-07T07:28:41Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}/Część druga
|następny =
|inne= {{całość|{{PAGENAME}}/całość|epub=i|{{lcfirst:{{SUBPAGENAME}}}}|Cała}}
{{całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=289 to=289 fromsection="ok01" tosection="ok01"/>
{{summary|
{{c|'''EPILOG'''|w=140%|przed=20px}}
{{c|[[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/I|I]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/II|II]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/III|III]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/IV|IV]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/V|V]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/VI|VI]]|w=140%|przed=20px|po=20px}}
}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=289 to=289 fromsection="ok02" tosection="ok02"/>
{{CentrujKoniec2}}
{{clear}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
[[Kategoria:Strony indeksujące]]
h6y6chmqliu64eprt7klqty751thyqh
3146975
3146954
2022-08-07T08:01:25Z
Draco flavus
2058
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}/Część druga
|następny =
|inne= {{całość|{{PAGENAME}}/całość|epub=i|{{lcfirst:{{SUBPAGENAME}}}}|Cały}}
{{całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=289 to=289 fromsection="ok01" tosection="ok01"/>
{{summary|
{{c|'''EPILOG'''|w=140%|przed=20px}}
{{c|[[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/I|I]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/II|II]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/III|III]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/IV|IV]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/V|V]] • [[{{ROOTPAGENAME}}/Epilog/VI|VI]]|w=140%|przed=20px|po=20px}}
}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=289 to=289 fromsection="ok02" tosection="ok02"/>
{{CentrujKoniec2}}
{{clear}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
[[Kategoria:Strony indeksujące]]
d95fvpqgh2utdft6wej8rr1mikh9nxq
Dziecię nieszczęścia/Część pierwsza/całość
0
1082999
3146964
2022-08-07T07:39:30Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}
|następny = {{ROOTPAGENAME}}/Dziecię nieszczęścia/Część pierwsza/całość
|inne = {{epub}}<br>{{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=6 />
{{CentrujKoniec2}}
<br />
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=7 to=279 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*{{BieżącyU||-2}}]]
ot76394k9d2y5id4b73btyky8dy0gnz
3146965
3146964
2022-08-07T07:40:19Z
Wydarty
17971
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}
|następny = {{ROOTPAGENAME}}/Dziecię nieszczęścia/Część druga/całość
|inne = {{epub}}<br>{{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=6 />
{{CentrujKoniec2}}
<br />
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=7 to=279 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*{{BieżącyU||-2}}]]
lqbjt3zhtnrg7m3faj73rhs7672ela4
3146966
3146965
2022-08-07T07:40:43Z
Wydarty
17971
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|poprzedni = {{ROOTPAGENAME}}
|następny = {{ROOTPAGENAME}}/Część druga/całość
|inne = {{epub}}<br>{{Całość|{{ROOTPAGENAME}}/całość|epub=i|powieść|Cała}}
}}
<br>
{{CentrujStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=5 to=6 />
{{CentrujKoniec2}}
<br />
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=7 to=279 />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|anonimowy}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|*{{BieżącyU||-2}}]]
4ihc3615014r9ujfpejm1vnazi4l6to
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/548
100
1083000
3146969
2022-08-07T07:45:28Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>około Sfinksa znalezione; dziś to wszystko znowu w piasku zagrzebane. Pozostało tylko oblicze Sfinksa, leez do tego stopnia uszkodzone, że trudno dopatrzćć w niém dowcipu i słodyczy, jakie wielu podróżników mu przyznawało. Arabowie nazywają Sfinksa Abu-el-hul, czyli ojciec postrachu. Ta wielka postać allegoryczna, według starożytnych podań, sprawdzonych późniejszémi odkryciami, miała zadanie uwiadamiać o stanie wyléwu Nilu, i teraz jest zwróconą ku rzéce, i zdaje się przypominać sobie wyrocznie, których niegdyś udzielała staremu Egiptowi.<br>
{{tab}}Trzecia piramida jest tegoż samego kształtu, co tamte, lecz mniéj wysoka; była dziełem, według historyków, króla Mycerinusa. Tak trwale jest zbudowaną, że się oparła usiłowaniom uczonych i Arabów, którzy chcieli do jéj wnętrza się dostać.<br>
{{tab}}Te trzy piramidy wzniesione są na jednéj linii prostéj od wschodu na zachód. Przestrzeń, na któréj stoją, została piaskiem zaniesioną, pełną była pomników; dziś się na niéj spotykają ruiny. Przybywano na to miejsce pysznym, bitym gościńcem, który dotąd w części widziéć się daje.<br>
{{tab}}Od piramidy Gizeh ku południowéj stronie, jest ogromna płaszczyzna, pokryta piaskiem. Na tych spiekłych, wyschłych polach wznoszą się piramidy Abuzir. Jedne z nich nietknięte ręką czasu, drugie są już pochylone pod ciężarem wieków. Najmniejszego śladu wegetacyi, ani znaku życia nie ma na téj drodze. W téj smutnej okolicy wszystko nieme, nieruchome, zdaje się, że w niéj nawet czas swój bieg zawiesił, i śmierć nie ma nic do zniszczenia. Jest tu kaplica jakiegoś muzułmana, zawsze oświécona lampą. Sąsiedni Arabowie nawiedzają to miejsce z wielką pobożnością, składając ofiary, które derwisz przyjmuje. Jedni utrzymują, że to jest miejsce, gdzie pogrzebano patryarchę Józefa; inni zaś, że to jego więzienie. Tradycya mówi, że Józef, syn Jakóba, był balsamowany po śmierci. Obrząd pogrzebu odbył się wedle<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rvjn0h77joarrif7gp6ameoc9rqs645
Strona:PL Eustachy Iwanowski-Pielgrzymka do Ziemi Świętej odbyta w roku 1863.djvu/549
100
1083001
3146970
2022-08-07T07:49:05Z
Fallaner
12005
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Fallaner" /></noinclude>wyczaju Egipcyan: złożono go w równinie Libiskiéj; Hebrajczycy zabrali kości jego, gdy wychodzili z Egiptu.<br>
{{tab}}Miejscowość tu coraz jest okropniejszą; grunt doznał wielokrotnych przewrotów; wiatry naspędzały piasku; pokopano głębokie rozdoły przy poszukiwaniach archeologicznych. Na téj równinie jest do dziewięciu piramid, kilka z nich już zniszczonych. Niektóre podobne są do grobowców usypanych z kamieni, jakie znajdowano na posadzie Troi, i w wielu miejscach na Wschodzie. Podróżni zwiedzają najczęściéj piramidy, które arabowie nazywają Haran-el-Modarrageh, to jest o stopniach. Mówią, że tu zasiadali Faraonowie przy ogłaszaniu praw. Piramida Sakara była otwartą, przez generała pruskiego. Zmaleziono w niéj wiele korytarzy, galeryj podziemnych, sal ozdobionych fajansem, porcelaną kolorową. Jedna z nich, jakby świątynia z wielkich kamieni granitowych, zdawała się być przeznaczoną do spełniénia tajemnic religijnych. Sklepienie było jeszcze zczerniałe od dymu lamp, które tu palono. Ta piramida ma wiele napisów, czyli tablic hieroglifieznych; to ją odróżnia od wielkich piramid w Gizeh. Otwór, przez który tam się dostawano, zaniesiony teraz piaskiem. Genijusz ludzki, który umiał wznieść góry kamienne, nie mógł zawładnąć piaskami pustyni. W piramidzie mniejszéj wielkości, otworzonéj, znaleziono koszyki z łoziny, drabinę drewnianą, i czaszkę pozłacaną.<br>
{{tab}}Szczątki alabastru, porfiru, czerepów, szkła, kilka posążków z drzewa lub z gliny wypalonéj, amulety, płatki z materyi, rozrzucone są na płaszczyźnie, która się doliną Mumii zowie. Tam galerye podziemne, groty kute w żywéj skale, rozgałęziają się we wszystkieh kierunkach, rozciągają się daleko, łącząc się z sobą, jak ulice i place wielkiego miasta. Gdzie niegdzie rozrzucone krzaki akacyi wskazują miejsca otworów, którémi dostać się można do katakumb. Te prostopadłe otwory, przez które się dziś spuszczają za pomocą sznura, nie były pewno drogą dla umarłych skła-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7inpoj9i08d83rbhtlyb8lrcss6rzgk
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/268
100
1083003
3146979
2022-08-07T08:03:44Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Droga Blanko — rzekła, odpowiedziawszy pieszczotą na pocałunek baronowej i wyciągając rękę ku stoliczkowi=oto list... W niem się mieści moje przeznaczenie... Weź go... Wybacz, że ci go oddaję zapieczętowany, ale czytanie go, byłoby dla ciebie nową boleścią a dla mnie nowym wstydem... I tak będzie dosyć... zawiele... że spojrzenie hrabiego zatrzyma się na tych wierszach, które ręka moja kreśliła ze zgrozą, które paliły moje oczy... Wreszcie spełniło się poświęcenie... Teraz niech wyrokuje Bóg!<br>
{{tab}}— Cierpisz, moja droga? — spytała pani de Vergy.<br>
{{tab}}— Nie. Doznaję tego spokoju głębokiego, jaki następuje po postanowieniu nieodwołalnie powziętem... Dusza i serce odrętwiały... Czekać będę wyroku bez trwogi, bez niepokoju...<br>
{{tab}}— Może zejdziesz do nas?<br>
{{tab}}— Proszę cię jak i ojca, ażebyście mnie pozostawili tu samą, aż do chwili, kiedy mi przyjdziesz oznajmić o mym losie... Wszak dzisiaj wszystko się rozstrzygnie, nieprawdaż?<br>
{{tab}}— Tak, dzisiaj... Za kilka godzin...<br>
{{tab}}Berta usiłowała uśmiechnąć się.<br>
{{tab}}— Widzisz — rzekła następnie — że nie będę potrzebowała uzbroić się w cierpliwość, skoro oczekiwanie będzie tak krótkie...<br>
{{tab}}Baronowa nie mogła nalegać.<br>
{{tab}}Przytuliła znów kuzynkę do siebie i wyszła, zabrawszy list.<br>
{{tab}}— Berta trochę jest cierpiącą, bo źle spała w nocy — powiedziała jenerałowi, który ją z niepokojem wypytywał, dlaczego córka nie przyszła na śniada-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fy9fbk1k1rhnh6nosf4ijdcp4rz21t3
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/269
100
1083004
3146980
2022-08-07T08:04:50Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nie — ale to nic, mogę nawet stryja zapewnić, że zobaczymy ją wieczorem zupełnie już dobrze, a nawet weselszą, niż nią była oddawna...<br>
{{tab}}— Spodziewasz się więc, że ją zdołasz nakłonić do cofnięcia tej nieszczęsnej odmowy?<br>
{{tab}}— Spodziewałam się wczoraj, dziś jestem tego pewną.<br>
{{tab}}— Daj Boże ażebyś się nie zawiodła!.. Czy mogę cię zapytać, jakim cudem wymowy udało ci się tak wpłynąć na nią?..<br>
{{tab}}— Nie pytaj mnie, jenerale, niepodobna byłoby mi odpowiedzieć...<br>
{{tab}}— Dlaczego?<br>
{{tab}}— Kobiety mają między sobą sekrety, różne sekrety, których dochować należy święcie — odparła baronowa z uśmiechem. — Ufasz mi przecie, mam nadzieję... Zostaw mi swobodę działania... Podoba mi się być opatrznością dla was wszystkich i będziecie mieli prawo bić mi oklaski, nie obrażając mej wrodzonej skromności, jeżeli zobaczycie że dobrze wywiązałam się ze swej roli.<br>
{{tab}}— Więc nigdy się nie dowiem?<br>
{{tab}}— Nigdy, i niech się stryj na to nie użala!.. Mniejsza jakich sposobów używa autor, ażeby dojść do rozwiązania, byleby się nam to zakończenie podobało!<br>
{{tab}}W południe pani de Vergy kazała zaprządz i zawieść się do Guillon.<br>
{{tab}}W dziesięć minut później, wysiadła przed zakładem stacyi klimatycznej.<br>
{{tab}}W drodze mówiła do siebie:<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
f0ql50tx8nzkwc6jj1yv2q0es2ufcsj
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/270
100
1083005
3146981
2022-08-07T08:06:44Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Czyż mam istotnie prawo postąpić tak, jak zamierzyłam? Sumienie odpowiada mi bez wahania: tak!.. Bóg widzi, że chcę jedynie zapewnić szczęście dwom istotom, które kocham i które zasługują być szczęśliwemi!.. Wielkość tego celu usprawiedliwia wszystko w mych oczach... Jeżeli się mylę, niech następstwa tej omyłki spadną na mnie samą jedynie!<br>
{{tab}}Jeden ze służących zakładu, przeprowadził panią de Vergy przez schody i kurytarz i wreszcie zapukał do drzwi pod Nr 12.<br>
{{tab}}— Proszę! — odezwał się głos pana de Nathon.<br>
{{tab}}— Wizyta do pana hrabiego,<br>
{{tab}}Drzwi się otworzyły. Ukazała się Blanka.<br>
{{tab}}Na widok jej, Henryk wydał okrzyk ździwienia.<br>
{{tab}}— A! droga baronowo! — szepnął — nie spodziewałem się pani tak prędko!.. Jaka pani dobra, że skraca moje katusze.. Proszę panią do mej celi!.. proszę!..<br>
{{tab}}Pani de Vergy przestąpiła próg i drzwi się za nią zamknęły.<br>
{{tab}}Hrabia był blady jak człowiek, który dopiero przychodzi do zdrowia po długiej chorobie. Ciemna obwódką otaczała jego powieki. Od czterdziestu ośmiu godzin ledwie jadł i spał.<br>
{{tab}}— Jeżeli pani przynosi mi wyrok fatalny — rzekł, skoro tylko usiadła baronowa — niech pani mówi bez obawy... będę silny... Jeden z moich przodków skazany na śmierć za przekroczenie zakazu Richelieu’go co do pojedynków, uśmiechał się jeszcze pod toporem kata... Przyrzekam pani, że go naśladować będę... Przyjmę cios z uśmiechem... Tylko niech dłużej nie czekam... Przeczucia mam smutne... Wszak zawiodłaś się pani?.. Postanowienie jej nieodwołalne?..<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
iokl5rulq8occyc8n8y26ahtv1xgayl
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/271
100
1083007
3146983
2022-08-07T08:08:33Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Nie... — odparła Blanka.<br>
{{tab}}Ledwie baronowa wymówiła ten jednozgłoskowy wyraz, a już p. de Nathon jakby ożył. Niewysłowiona radość rozpromieniła jego twarz.<br>
{{tab}}— Zgadza się? — wyjąkał cicho, bo {{Korekta|wrzuszenie|wzruszenie}} paraliżowało mu głos.<br>
{{tab}}— To zależy od pana... — odpowiedziała pani de Vergy.<br>
{{tab}}— Odemnie?.. Więc to już pewność!.. Więc to szczęście!..<br>
{{tab}}— Jeżeli pan zechcesz...<br>
{{tab}}— Czy ja zechcę?! — wykrzyknął Henryk.<br>
{{tab}}— Tak... I zanim pan ostatecznie wyrzekniesz, trzeba czekać.<br>
{{tab}}— Nie rozumiem pani.<br>
{{tab}}— Bądź pan spokojny, zaraz Się wytłomaczę. Byłeś ambasadorem, mój drogi hrabio, dzisiaj, ja jestem ambasadorową. Przybywam do pana z ciężką misyą, z której postaram się wywiązać jaknajlepiej... Przynoszę panu spowiedź Berty...<br>
{{tab}}— Jej spowiedź!.. — powtórzył Henryk ze ździwieniem, z którem poczynał się znów łączyć niepokój.<br>
{{tab}}— Uspokój się, drogi hrabio, jest to spowiedź anioła!.. — żywo podchwyciła baronowa, która zauważywszy dobrze ten niepokój, rada teraz była swemu postanowieniu. — Wszystko, co się panu wydaje niepojętem, wszystko, przez co pan tak cierpiałeś od dwóch dni, zostanie panu wytłomaczonem... Rozpacz Berty, jej odmowę co do zostania pańską żoną, gdy jednocześnie wyznawała panu swe uczucie, wszystko to pan zrozumiesz i podziwiać pan będziesz duszę bohaterską tego dziecka tak niewinnego, które poświę-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mculp5wry8sjzza2dxjfvzcoafvlkof
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/272
100
1083008
3146984
2022-08-07T08:09:51Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>cało życie i więcej niż życie, bo miłość, skrupułowi niedorzecznemu może, ale wzniosłemu w swem szaleństwie.<br>
{{tab}}Henryk uczynił gest, którego niema wymowa błagała Blankę o pośpiech.<br>
{{tab}}Uśmiechnęła się i mówiła dalej:<br>
{{tab}}Cztery lat temu, Berta miała wtedy najwyżej lat szesnaście, jenerał pod wrażeniem świeżego ataku apoplektycznego i z obawy utraty życia przy drugim, pragnął wydać moją kuzynkę za margrabiego Gouliana de Flammaroche...<br>
{{tab}}— Znam go... — szepnął p. de Nathon, krzywiąc się znacząco.<br>
{{tab}}— Nie myśl o nim zbyt źle, mój drogi hrabio — rzekła baronowa ze śmiechem — to jeden z moich krewnych, z niego, jak pan wiesz, światowiec i wiele kobiet ceniło go bardziej podobno, niźli wypadało... Ale mojej kuzynce wcale się nie podobał... W tymże czasie, kiedy margrabia starał się o nią bez najmniejszego powodzenia, jenerał przyjmował poufale w domu pewnego młodego oficera, którego rodzina, rodzina zresztą chłopska, mieszka w tej okolicy, a który bawił tu wówczas na urlopie... Zakochał się on w Bercie.<br>
{{tab}}— A panna de Franoy w nim!! — zawołał Henryk, a brwi mu się nagle ściągnęły.<br>
{{tab}}— Ta spóźniona zazdrość nie ma żadnej racyi, kochany hrabio! — odezwała się Blanka z nowym uśmiechem. — Powtarzam panu, że Berta miała zaledwie lat szesnaście!.. Dziecko przez wiek swój, sercem była jeszcze większem dzieckiem... Kochała ona tyl-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
64ubayult8eqxlcvu8omerz4lnbhqlu
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/273
100
1083009
3146985
2022-08-07T08:11:19Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>ko ojca i mnie, ale oficer, to nie ulega wątpliwości, mniej się jej nie podobał niż margrabia... Wesoła i przyjacielska z nim, tamtemu okazywała ciągłą obojętnością i chłodem, że niema co spodziewać się jej ręki... Margrabia zawziął się wtedy na kapitana i wyzwał go... Nastąpił pojedynek niedorzeczny, fatalny!! P. de Flammaroche miał rękę nieszczęśliwą, kapitan padł trupem na miejscu...<br>
{{tab}}Baronowa zamilkła.<br>
{{tab}}— I cóż? — spytał p. de Nathon po chwili milczenia.<br>
{{tab}}— Jakto cóż?..<br>
{{tab}}— Czekam dalszego ciągu...<br>
{{tab}}— Ciągu dalszego niema.<br>
{{tab}}— A ta spowiedź, o której mi pani mówiła?..<br>
{{tab}}— Już uczyniona.<br>
{{tab}}— Zapowiadała mi pani, że zrozumiem wszystko, a nic mi pani nie wytłomaczyła! W krótkiem opowiadaniu pani, droga baronowo, ani jedno słówko nie usprawiedliwia skrupułów i cierpień panny de Franoy i jej względem mnie odmowy.<br>
{{tab}}— Tak pan sądzisz — podchwyciła Blanka — bo dusza pańska nie może wznieść się do wyżyn, na których jej dusza przebywa!.. Oto słowa Berty: „Wielkie nieszczęście rzuciło cień na me życie... Przezemnie zginął człowiek... Ani w obec świata, ani przed Bogiem, mam nadzieję, nie jestem odpowiedzialną za tę śmierć, ale sumienie i serce wołają na mnie, że ten, który mi imię swe ofiarowuje, powinien wszystko wiedzieć o mojej przeszłości... Zanim na zawsze złoży swą rękę w mej dłoni, niech wie, że na dłoni tej jest<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
miuflmwghrfeqbg4nh00a4kjfplle4q
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/274
100
1083010
3146986
2022-08-07T08:12:49Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>krew!.. Powiedz mu wszystko, a potem dopiero niech sam osądzi...<br>
{{tab}}— O! baronowo! — zawołał p. de Nathon z uniesieniem, a oczy jego zwilgotniały od łez — miałaś pani słuszność! Berta jest aniołem!.. Chodźmy! chodźmy!.. Nie traćmy ani minuty!.. Chodźmy do niej... Chcę do nóg jej upaść.. Chcę jej powiedzieć, że uwielbienie me dla niej równa się miłości i że w obec takiej wielkości czuje się tak małym, że sam się tego wstydzę!.. Chodźmy, baronowo, chodźmy!..<br>
{{tab}}Ale baronowa de Vergy nie poruszyła się z miejsca.<br>
{{tab}}— Pojmuję pańską niecierpliwość... — rzekła z uśmiechem. — Ale wybacz, kochany hrabio, rzeczy odbędą się nie w ten sposób... Najprzód pan pozostaniesz tutaj!..<br>
{{tab}}— Dlaczego?<br>
{{tab}}— Bo to ja tylko, jako ambasadorowa, winnam zdać sprawę mej kuzynce o rezultacie posłannictwa... Pan przyjedzie do Cusancin dopiero w godzinę... Ale to jeszcze nie wszystko... Berta, wiem to dobrze jak i pan, ma szlachetną naturę, duszę dumną, wzniosły charakter, ale musisz pan mi obiecać, że zachowasz pan przy sobie oznaki słusznego uwielbienia i nie przypomnisz nigdy ani jednem słowem, ani nawet ubocznie rozmowę, którą z sobą teraz mieliśmy.<br>
{{tab}}— Jakiż powód tego milczenia?<br>
{{tab}}— Jaknajsłuszniejszy. Bercie przykro dotykać tego przedmiotu, nawet w obec mnie. Pomyśl pan, cóż dopiero przy panu! Nie przypuszczam zaś, ażebyś pan chciał sprawić jej jakąbądź przykrość.<br>
{{tab}}— Wolałbym umrzeć...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
cealjgv2g0latc09blg4b1y1lfae4do
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/275
100
1083011
3146987
2022-08-07T08:14:18Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Więc zgoda! będzie pan milczał?<br>
{{tab}}— Przysięgam...<br>
{{tab}}— Zresztą bądź pan spokojny... każde słówko pańskie za chwilę będzie jej powtórzone, a to, czego wzbraniam panu mówić jej, sama jej za pana powiem. Niech pan mej wymowie zaufa... A teraz ucałuj pan moją rękę bo odjeżdżam, i powiedz, że zostawiam pana zadowolonego... Będzie to honoraryum za me dyplomatyczne trudy!..<br>
{{tab}}— O! droga baronowo, z najbardziej zrozpaczonego uczyniłaś człowieka najszczęśliwszego z ludzi! Słów wszystkich byłoby nie dosyć dla wyrażenia pani wdzięczności mojej...<br>
{{tab}}— Nie wyrażaj jej pan... znam ją dobrze... Bądź pan spokojny, jeżeli to możebne... Nie zwarjuj przecie z radości... Zaraz o panu mówić będę... Więc do widzenia wieczorem...<br>
{{tab}}— Do widzenia, baronowo...<br>
{{tab}}— Berta jest kuzynką moją, drogi hrabio... zatem do widzenia, „kuzynku“!..<br>
{{tab}}Przy tych słowach pani de Vergy opuściła pokój pod Nr 12, wsiadła do powozu i pojechała z powrotem do zamku Cusancin.<br>
{{tab}}Była godzina pierwsza po południu. P. de Nathon miał więc przed sobą do zabicia cztery godziny, zanim mu wolno było zobaczyć Bertę. Wyszedł z hotelu i udał się w drogę nie konno lecz pieszo, umyślnie zbaczając na wszelkie spadziste pagórki, ażeby się znużyć fizycznie tym spacerem, a przez to uspokoić trochę umysł, bał się bowiem, że jeśli dłużej posiedzi w swej celi, zwarjuje z radości!<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
rdp33p93hoydkh0v5e8hz5lgv5kktaw
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/276
100
1083012
3146988
2022-08-07T08:15:37Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Pani de Vergy przyjechawszy do zamku, poszła wprost do pokoju Berty.<br>
{{tab}}Panna de Franoy usłyszała tętent koni, potem przyśpieszone kroki kuzynki. Zbliżyła się do drzwi i chociaż mówiła zrana, że jest spokojną zupełnie i przygotowana na wszystko co może ją spotkać, czekała z trawiącym ją niepokojem, aż twarz jej płonęła gorączkowym rumieńcem.<br>
{{tab}}Gdy drzwi się otworzyły, miała jednak tyle mocy nad sobą, że nie odezwała się z żadnem zapytaniem. Wargi jej pozostały nieme, ale wzrok jej pytał baronowę niezmiernie wymownie.<br>
{{tab}}Pani de Vergy przystąpiła do niej, ujęła głowę jej w dłonie i okryła pocałunkami oczy jej i włosy.<br>
{{tab}}— Moje drogie dziecko — rzekła do niej następnie — nie omyliłam się wróżąc ci szczęście... Bądź szczęśliwą... Całkiem szczęśliwą... Bez żadnej trwożnej myśli, bez niepokoju, bez zgryzoty... Możesz nią być...<br>
{{tab}}— Jakto! — zawołała Berta, ledwie oddychając ze wzruszenia, z oczyma wpatrzonemi w jeden punkt i drżącemi wargami — jakto?.. Henryk mnie jeszcze kocha?.. jeszcze mnie chce?..<br>
{{tab}}— Kocha cię bardziej jeszcze. Najgorętszem pragnieniem jego, wyłączną jego myślą, jest nazwać cię swą żoną....<br>
{{tab}}— Chociaż... czytał?..<br>
{{tab}}— Tak — odpowiedziała Blanka głosem, który usiłowała uczynić jaknajpewniejszym.<br>
{{tab}}— I przeczytał do końca?..<br>
{{tab}}— Do końca...<br>
{{tab}}— A ty, kiedy on czytał, patrzyłaś na niego?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
1nzr32alr8egx25jsj6ls6czoyz82i8
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/277
100
1083013
3146989
2022-08-07T08:17:25Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Naturalnie... Badałam jego twarz...<br>
{{tab}}— I nic nie dostrzegłaś na jego twarzy?..<br>
{{tab}}— Widziałam to, co mogłabym zobaczyć w głębi jego duszy... boleść i litość...<br>
{{tab}}— A nienawiści, wzgardy?..<br>
{{tab}}— Nie, tylko współczucie głębokie dla twych niezasłużonych cierpień...<br>
{{tab}}— Przysięgasz mi to, Blanko?..<br>
{{tab}}— Bez wahania!<br>
{{tab}}— A kiedy skończył czytanie tego strasznego listu, kiedy się dowiedział o wszystkiem, cóż mówił?..<br>
{{tab}}— To powiedział moje drogie dziecko: „Niech przeszłość będzie tylko przykrym snem i niczem więcej!.. Niech Berta zapomni o wszystkiem, jak ja zaraz zapomnę! Nigdy żadne słowo z ust moich nie roztworzy jej ran... Niechaj nigdy żadne jej słowo nie przypomina mi tego, co znika już w mej duszy gorejącej miłością, jak znikają litery z tego papieru unicestwionego płomieniem!.. Gdy to mówił, list twój, który zapalił, przemieniał się w popiół. Potem dodał: Teraz wszystko skończone!.. O niczem już nie wiem wiem tylko, że kocham Bertę po nad wszystko, że ona jest moją radością, szczęściem mojem, życiem...“<br>
{{tab}}Zaledwie baronowa dokończyła tych słów, a twarz Berty rozpromieniała, jak przedtem twarz hrabiego de Nathon.<br>
{{tab}}Zawołała gorączkowo:<br>
{{tab}}— O! więc dobrze znałaś jego szlachetne serce!.. dobrze go oceniłaś!.. Kiedy ja zwątpiłam, ty ani na chwilę nie straciłaś wiary w niego!.. Blanko, ocaliłaś mnie!.. Życie winnam ci, moja siostro!.. Uklęknijmy, uklęknijmy!.. i podziękujmy Bogu“.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
9uuaoa29fs1ct0n8s0m0u2d904tvz9n
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/278
100
1083014
3146990
2022-08-07T08:19:09Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Kiedy panna de Franoy wstała po gorącej modlitwie dziękczynnej, łzy płynęły jeszcze po jej licach, ale były to łzy spokojne.<br>
{{tab}}— Droga Berto — rzekła do niej baronowa — posłuchaj mnie jeżeli chcesz, ażeby szczęście Henryka i twoje było trwałe, ażeby żadna chmurka nie zasępiła przyszłości waszej, zastosuj się w dalszem życiu do rad, jakie ci daję... Słowa twego narzeczonego: „Niechaj nigdy żadne jej słowo nie przypomina mi tego, co już znika z mej duszy!“ powinny być dla ciebie regułą postępowania... Tak, Henryk chce zapomnieć o wszystkiem i będzie mógł, ale na to trzeba ażebyś ty sama zdawała się zapomnieć o swem nie szczęściu... Zrozum mnie dobrze... Jeżeli chcesz zapewnić spokój mężowi, zamknij jaknajgłębiej w duszy, całą swą wdzięczność dla niego, niech jej nie ujawnia nic, ani jedno spojrzenie, ani jedno słowo, ta wdzięczność raniłaby go niezawodnie... Unikaj wszelkich łez i rumieńców... Bądź taką dla Henryka, jaką byłabyś gdyby się nie zdarzyło opłakane nieszczęście... Czy dobrze, kochana Berto?<br>
{{tab}}— {{Korekta|Sprobuję|Spróbuję}} przynajmniej,<br>
{{tab}}— Trzeba nietylko spróbować, musisz mi przyrzec że zdołasz to uczynić... Pomyśl tylko, że to dla niego o co cię proszę...<br>
{{tab}}— Ta myśl rzeczywiście doda mi siły do zapanowania nad sobą i uczyni mnie taką, jaką chcesz, ażebym była...<br>
{{tab}}— Początek tylko będzie trudny, później przyjdzie ci to z łatwością...<br>
{{tab}}Berta spuściła oczy i po chwili milczenia spytała ze wzruszeniem:<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gfrih8t455pfaefccovmr2l8r4exzw8
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/313
100
1083015
3146992
2022-08-07T08:23:11Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{c|II.|w=120%|po=12px}}
{{tab}}Pałac na bulwarze Hausmana, wznoszący się między dziedzińcem a ogrodem, składał się z głównego dużego korpusu dwupiętrowego, przy którym stały dwa pawilony jednopiętrowe, tworząc skrzydła gmachu.<br>
{{tab}}Fasada pawilonów tych, dotykała kraty sztachetowej, ogradzającej dziedziniec. Podwójne z nich było wyjście na podwórze i na ulicę. W każdym z nich znajdowała się na dole stajnia na trzy konie i wozownia na dwa powozy. Służący mieścili się na facyatkach.<br>
{{tab}}Stajnie i wozownie głównego korpusu, pomieszczone były dalej w odleglejszych zabudowaniach pałacowych, gdzie mieszkało też sporo stangretów, lokajczyków i parobków, a na ich czele pierwszy stajenny, który miał zwierzchni dozór nad szesnastu końmi i dziesięciu powozami.<br>
{{tab}}Kiedy budowniczy sporządzał plany pałacu, pan de Nathon jeszcze spodziewał się naówczas, że Herminia nie będzie jego jedynem dzieckiem. Miał nadzieję mieć syna i pragnął go gorąco. To właśnie tłomaczy nam istnienie owych dwóch pawilonów.<br>
{{tab}}Hrabia projektował sobie, że gdy się dzieci pożenią, zatrzyma je przy sobie, pozostawiając im jaknajzupełniejszą swobodę, i te pawilony same w sobie oddzielne, pomimo blizkości głównego gmachu, czyniły możebnem urzeczywistnienie tego projektu.<br /><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
gavzvpmh7fmfpz974wn5sxjy4vyzqnb
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/312
100
1083016
3146993
2022-08-07T08:24:29Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}— Każdemu innemu ofiarowałbym nie jakieś honoraryum, lecz kredyt u mego bankiera, z którego mógłby korzystać dowoli... Ty bogaty jesteś, nie mówię ci więc o pieniądzach... Jeden z pawilonów w tym pałacyku jest nie zamieszkany, ma oddzielne i osobne wyjście, będziesz tam zupełnie swobodny, należą doń jedna stajnia i wozownia... proszę cię, przyjmij to mieszkanie...<br>
{{tab}}— Ależ, panie hrabio, nie śmiem...<br>
{{tab}}— Tylko się nie sprzeciwiaj, bardzo proszę. Jeżeli chcesz, będziesz mi płacił komorne... Czy tego chcesz koniecznie? Życie będziesz miał bardzo mozolne... Co rano od szóstej do jedenastej pracować będziemy razem... Śniadanie będziesz jadł z nami... Gdy będziesz miał sprawy, pójdziesz do sądu, jeżeli nie, to do izby deputowanych... Dostaniesz bilet wejścia do trybuny dziennikarskiej... Obiad jeść będziesz tutaj, gdy ci się spodoba przyjść... Wieczorem rozporządzasz sam... Dobrze ażeby młody człowiek był młodym i ażeby po pracy miał trochę przyjemności. Wszak zgoda na taki program?<br>
{{tab}}— Ależ zgoda, panie hrabio... i nie wiem jak mam wypowiedzieć panu...<br>
{{tab}}— Najlepiej nic nie mówiąc — przerwał pan de Nathon, poczem zwrócił się do hrabiny i dodał:<br>
{{tab}}— Moją droga Berto, nasz młody przyjaciel zostaje u nas pensyonarzem, zamieszka w pawilonie i już się z nami nie rozstanie, bo będzie drugim mną. Napisz do Blanki, że jej syn chrzestny należy odtąd do naszej rodziny.<br>
{{tab}}Hrabina spuściła głowę i nie odpowiedziała nic.
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
szi98rrd7u0pif3hjmxcmcyb28zmqqp
Dziecię nieszczęścia/Część druga/I
0
1083017
3146994
2022-08-07T08:26:18Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
|poprzedni = {{BASEPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=291 to=312 fromsection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
33t0g5awzvp0xszcm70t7nd0dsr4u2a
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/321
100
1083018
3146995
2022-08-07T08:29:01Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>pomniałą się jej kuzynka z przed siedmnastu laty w zamku Cusonce, kiedy, pogrążona w rozpaczy, nie chciała zostać żoną hrabiego de Nathon, które go kochała.<br>
{{tab}}Niestety! — szepnęła baronowa — to nie on się omylił... ale ja!.. Jest w tem coś i nawet bardzo poważnego... Ale co?... o! muszę się dowiedzieć!...
{{---|60|przed=20px|po=20px}}<section begin="X" /><section end="X" />
{{c|III.|w=120%|po=12px}}
{{tab}}— Kuzynki po tak długiem niewidzeniu się mają sobie niezawodnie wiele do powiedzenia — rzekł pan de Nathon, wstając od stołu — z naszej strony będzie chyba delikatnie i grzecznie, gdy je pozostawimy same... Chodź Herminio, przejdziemy się po bulwarach i popatrzymy się na sklepy... Armand będzie nam towarzyszył, chyba że ma co lepszego do roboty...<br>
{{tab}}Propozycya hrabiego przyjętą została skwapliwie przez dziewczę i młodzieńca i wyszli za chwilę we troje z pałacu, pozostawiając Bertę z panią de Vergy.<br>
{{tab}}Skoro kuzynki znalazły się same w obszernym salonie, oświetlonym słabo osłoniętemi lampami, Blanka usiadła zaraz przy pani de Nathan i ujęła ją za ręce,<br>
{{tab}}— Kochana Berto — rzekła do niej — posłuchaj... Jestem jeszcze twoją przyjaciółką, twoją siostrą, nieprawdaż... Znasz moje do ciebie przywiązanie... i nic przecie nie ukrywasz przedemną?...<br>
{{tab}}— Czyżbyś wątpiła?... — spytała hrabina tonem wymówki.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
jlgww1r7bevbwzm0ppp9zjdh5g9ktbd
Dziecię nieszczęścia/Część druga/II
0
1083019
3146996
2022-08-07T08:29:50Z
Wydarty
17971
—
wikitext
text/x-wiki
{{Dane tekstu2
|referencja = {{ROOTPAGENAME}}
}}
<br>
{{JustowanieStart2}}
<pages index="X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu" from=313 to=321 tosection="X" />
{{JustowanieKoniec2}}
{{MixPD|Xavier de Montépin|t1=Józefa Szebeko}}
[[Kategoria:{{ROOTPAGENAME}}|D{{BieżącyU|1|2}}{{BieżącyU|2|3}}]]
oy6i0s1s42w7fdlgmch4j98x00iupt9
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/41
100
1083020
3147013
2022-08-07T09:19:03Z
Emsmyk
30397
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Emsmyk" /></noinclude>{{tab}}— Łaskawy panie, na miłość Boską, posuń się pan trochę! wyszeptał nieszczęśliwy Iwan Andrzejowicz.<br>
{{tab}}— Którędy się posunę? Niema miejsca.<br>
{{tab}}— Ależ, przyzna pan, to niemożliwe. A do tego ja po raz pierwszy znajduję się w takiem wstrętnem położeniu.<br>
{{tab}}— A ja w takiem nieprzyjemnem sąsiedztwie.<br>
{{tab}}— Ależ młody człowieku...<br>
{{tab}}— Stul pan dziób!<br>
{{tab}}— Stulić? Ależ pan postępuje ze mną całkiem nieuczciwie, młody człowieku... jeśli się nie mylę, jesteś pan jeszcze bardzo młody; ja jestem starszy od pana.<br>
{{tab}}— Milczeć! Łaskawy panie! Pan się zapomina;’ pan nie wie, z kim pan mówi! — Z panem, który leży pod łóżkiem...<br>
{{tab}}— Ale mnie sprowadził przypadek... omyłka, a pana, jeśli się nie mylę, dziwne zapatrywania na moralność.<br>
{{tab}}— Co do tego, to pan się właśnie myli.<br>
{{tab}}— Mój panie, jestem trochę starszy od pana i powiadam panu...<br>
{{tab}}— Mój panie, wie pan przecie, że my obaj znajdujemy się tu na jednej desce. Proszę pana, nie czepiajże się pan mojej twarzy! — Mój panie, ja nic się nie wyznaję. Wybaczy pan, ale niema miejsca.<br>
{{tab}}— Czemuż pan taki gruby?<br>
{{tab}}— Boże! Ja nigdy — jeszcze nie byłem w takiem poniżającem położeniu!<br>
{{tab}}— Tak, tak. Niżej leżeć nie można.<br>
{{tab}}— Panie, panie! Ja nie wiem, kim pan jesteś, nie pojmuję, jak się to stało, ja jednak znalazłem się tu tylko przez omyłkę; wcale nie jestem tym, za kogo pan mnie ma...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
q32rj11lmdper5zs6f3bmlzvt8d32bv
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/370
100
1083021
3147029
2022-08-07T09:48:07Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>{{c|III.}}
{{c|'''MATEJKO JAKO HUMORYSTA.'''|w=120%}}
{{---|50|przed=2em|po=2em}}
{{tab}}Są rodzaje talentów, które się podejrzywa o wszystko, tylko nie o humor. Są artyści, których sobie nie wyobrażamy inaczej, jak »z ponurą walką myśli na czole«, artyści, których cała twórczość zdaje się być — i jest — wyrazem jakiejś wewnętrznej tragedyi, rozgrywającej się w ich łonie, a która, jak mroźny wicher bajkalski, ścina choćby cień uśmiechu na ustach. Myśl ich, jak wyraz ich twarzy, jest zawsze poważna, często ponura; na ustach ich, zwykle wykrzywionych cierpieniem — cierpieniem za miliony — nigdy nie osiada uśmiech. Takim był Dante, takim był Michał Anioł. Kiedy myślimy o nich, mimowoli myślimy o ich »tragedyi« (którą tak wspaniale wytłómaczył autor ''Wieczorów Florenckich''). Są to duchy tragiczne, a tak wzniosłe, tak pełne »wielkiej tragedyi powagi i ciszy greckiej«, że nawet wyraz dramat jest niedość wymownym, gdy chodzi o określenie tych tytanicznych zapasów, w jakich te dusze wielkie, nieskłonne do ugięcia się, a trawione wewnętrznym ogniem, łamały się niejednokrotnie.<br>
{{tab}}Do tejże kategoryi geniuszów­‑tytanów, których wielkość i powaga wykluczają wszelką myśl o pogodnym humorze, na leżał również i Matejko. Myśląc o nim, o jego obrazach, odrazu odgadujemy uczucie, które te genialne malowidła natchnęło, a to uczucie, wyzierające z każdego płótna, z każdego szkicu twórcy ''Kazania Skargi'' i ''Rejtana'', było niemniej wzniosłą i wielką tragedyą, jak tragedya Michała Anioła lub Dantego. I on bowiem, jak Krasiński, mógł powiedzieć o sobie, że »jak Dant,<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pozrtjt3rs1bps1v7yt5fegwms8sjxv
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/371
100
1083022
3147037
2022-08-07T10:03:24Z
Draco flavus
2058
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>za życia przeszedł przez piekło«, a piekło to było może straszniejsze, aniżeli nieśmiertelne Inferno Dantego, lnb tragiczne s k ręty potępieńców w ''Sądzie ostatecznym'' Michała Anioła...<br>
{{tab}}Cokolwiekbądź, nie wydaw ało się prawdopodobnem, ażeby w tej wielkiej i wzniosłej duszy, jaką w każdym calu była dusza Matejki, znalazło się miejsce na humor.<br>
{{tab}}Znalazło się jednak. Kto wie nawet, czy — mimo wszystko — nie znalazłoby się go więcej, gdyby obok tej wielkiej tragedyi, której wyrazem są wszystkie dzieła Matejki, nie trapiła go inna, mniejsza, osobista, domowa tragedya, którą była choroba żony, choroba umysłowa, która, zakłócając domowy spokój wielkiego malarza, jednocześnie zatruwała mu życie...<br>
{{tab}}Tego szczęścia, o którem tak pięknie mówi Kochanowski w ''Szacunku dobrej żony'', że<br>
<poem>Żona uczciwa ozdoba mężowi,
I najpewniejsza podpora domowi;</poem>
<br>
tej wielkiej osłody życia, jaką jest szczęśliwe pożycie małżeńskie, Matejko doznawał bardzo krótko... A potem zaczęło się domowe nieszczęście, które Matejkę na cały dzień zawsze wypędzało z domu...<br>
{{tab}}Mimo to wszystko, miewał chwile, w których powierzchnia jego duszy, zwykle wzburzona i wzdymana huraganami życia, uspokajała się i wygładzała. W chwilach takich, bardzo rzadkich niestety, odzyskiwał prawie utraconą wesołość, a nic sympatyczniejszego, jak sposób, w jaki się ta wesołość przejawiała na zewnątrz.<br>
{{tab}}W początkach przejawiała się obrazami o pogodnym nastroju, jak niezrównana pod względem werwy ''Rzeczpospolita Babińska'', lub niewielki, a mało znany obrazek humorystyczny, przedstawiający słynnego Gamrata, jak mocno podchmielony, pod rękę z »udziudzianym« błaznem Stańczykiem, wraca z jakiejś uczty na Zamku. Jest to jeden z najkapitalniejszych obrazów Matejki, a malowany tak, że, przypatrując mu się, myśli się o komedyach Szekspira, zwłaszcza o Falstafie.<br>
{{tab}}Albowiem jest co szekspirowskiego w Matejce. Dość wspomnieć ''Stańczyka'', który ma to wspólnego ze wszystkimi błaznami Szekspira, iż jest błaznem­‑filozofem, błaznem, któremu się zdarza nietylko myśleć, ale i cierpieć za innych. Co pewna, to, że, o ile patrząc na tego zataczającego się Gamrata, myśli<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kfs8uv4raxjp7b4aaur3gbtb0qrvo53
3147038
3147037
2022-08-07T10:03:41Z
Draco flavus
2058
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Draco flavus" /></noinclude>za życia przeszedł przez piekło«, a piekło to było może straszniejsze, aniżeli nieśmiertelne Inferno Dantego, lnb tragiczne s k ręty potępieńców w ''Sądzie ostatecznym'' Michała Anioła...<br>
{{tab}}Cokolwiekbądź, nie wydaw ało się prawdopodobnem, ażeby w tej wielkiej i wzniosłej duszy, jaką w każdym calu była dusza Matejki, znalazło się miejsce na humor.<br>
{{tab}}Znalazło się jednak. Kto wie nawet, czy — mimo wszystko — nie znalazłoby się go więcej, gdyby obok tej wielkiej tragedyi, której wyrazem są wszystkie dzieła Matejki, nie trapiła go inna, mniejsza, osobista, domowa tragedya, którą była choroba żony, choroba umysłowa, która, zakłócając domowy spokój wielkiego malarza, jednocześnie zatruwała mu życie...<br>
{{tab}}Tego szczęścia, o którem tak pięknie mówi Kochanowski w ''Szacunku dobrej żony'', że<br>
<poem>Żona uczciwa ozdoba mężowi,
I najpewniejsza podpora domowi;</poem>
tej wielkiej osłody życia, jaką jest szczęśliwe pożycie małżeńskie, Matejko doznawał bardzo krótko... A potem zaczęło się domowe nieszczęście, które Matejkę na cały dzień zawsze wypędzało z domu...<br>
{{tab}}Mimo to wszystko, miewał chwile, w których powierzchnia jego duszy, zwykle wzburzona i wzdymana huraganami życia, uspokajała się i wygładzała. W chwilach takich, bardzo rzadkich niestety, odzyskiwał prawie utraconą wesołość, a nic sympatyczniejszego, jak sposób, w jaki się ta wesołość przejawiała na zewnątrz.<br>
{{tab}}W początkach przejawiała się obrazami o pogodnym nastroju, jak niezrównana pod względem werwy ''Rzeczpospolita Babińska'', lub niewielki, a mało znany obrazek humorystyczny, przedstawiający słynnego Gamrata, jak mocno podchmielony, pod rękę z »udziudzianym« błaznem Stańczykiem, wraca z jakiejś uczty na Zamku. Jest to jeden z najkapitalniejszych obrazów Matejki, a malowany tak, że, przypatrując mu się, myśli się o komedyach Szekspira, zwłaszcza o Falstafie.<br>
{{tab}}Albowiem jest co szekspirowskiego w Matejce. Dość wspomnieć ''Stańczyka'', który ma to wspólnego ze wszystkimi błaznami Szekspira, iż jest błaznem­‑filozofem, błaznem, któremu się zdarza nietylko myśleć, ale i cierpieć za innych. Co pewna, to, że, o ile patrząc na tego zataczającego się Gamrata, myśli<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
4z1h1qf98bc29m2kjewwl7iwn298fpe
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/292
100
1083023
3147045
2022-08-07T10:56:40Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>łysk włosów harmonizował wybornie z matowo bladą jego cerą,<br>
{{tab}}Lata zbiegłe w długim szeregu, nie tknęły wcale piękności hrabiny Berty, jak z szacunkiem, bez żadnej ujmy mijają po nad boskiemi marmury, przekazanemi nam przez Rzym i Grecyę.<br>
{{tab}}Miała trzydzieści siedm lat. Najlepsze jej przyjaciółki utrzymywały bez żadnej złośliwości, że wygląda co najwyżej na lat trzydzieści, musiała więc w rzeczywistości wyglądać na dwadzieścia pięć,<br>
{{tab}}Na czole ani zmarszczki, na powiekach najmniejszego zmęczenia, najmniejszej czerwoności, jaka jest cechą późniejszych lat. To samo bogactwo jasnych włosów, ten sam blask oczu, ta sama czystość przezroczysta płci.<br>
{{tab}}Dla zwykłych śmiertelników była tak piękną jak dawniej. Artystom wydawała się jeszcze piękniejszą,<br>
{{tab}}Dla opisania Herminii dość powiedzieć, że była żywym portretem swej matki, Przypominała ona sobą to czarowne dziecko, które żyło wśród kwiecia i ptasząt w parku Cusancin’skim onego czasu, kiedy to Sebastyan Gérard nie opuścił jeszcze Afryki, ażeby za powrotem w strony rodzinne znaleźć miłość i śmierć.<br>
{{tab}}Zanim przystąpimy do tego nowego okresu naszego opowiadania, wypada choć w kilku wierszach podać wypadki, zaszłe w ciągu ubiegłych lat siedmnastu.<br>
{{tab}}W kilka miesięcy po zamęzciu Berty, jenerał hrabia de Franoy spokojnie zasnął snem wiecznym, szczęśliwy, że zapewnił na zawsze, tak przynajmniej mnieniał, szczęście swej córki.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
onh7547d3u4h8lcr4zfmfnps3jtfzq0
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/293
100
1083024
3147047
2022-08-07T10:58:52Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Zamek Cusance darzył młodą kobietę tylko bolesnemi wspomnieniami. P, de Nathon posiadał znaczne dobra w Normandyi i wspaniały pałacyk w Paryżu. Zabrał Bertę i już żadne z nich nie pokazało się w departamencie Doubs.<br>
{{tab}}Baronowa de Vergy, nie mogąc żyć bez przerwy zdala od kuzynki i zarazem najlepszej i jedynej Przyjaciółki, wynajęła sobie mieszkanie w Paryżu i tylko w lecie jeździła do Saint-Juan.<br>
{{tab}}Henryk de Nathon nie przestawał namawiać Blanki, ażeby wraz z jego żoną i z nim przeniosła się do Normandyi. Na to nie zgadzała się w żaden sposób, Niepokonalny pociąg kierował ją w stronę kolonii, gdzie mieszkał jej chrześniak Armand.<br>
{{tab}}Wreszcie nadszedł czas, kiedy dziecko opuściło kolonię i nastała już pora nauki, kształcenia się. Doktór Fangel wziął go do siebie do Besançon i dał mu nauczycieli, zdolnych do zajęcia się edukacyą chłopca, do przemiany młodzieńca w człowieka wykształconego i dystyngowanego.<br>
{{tab}}Armand, zdrów i silny fizycznie, miał naturę szczerą, skłonną do przywiązania i wdzięczności.<br>
{{tab}}Zrozumiał, co czynił dla niego ten zacny starzec, dla którego był całkiem obcym, bo ojciec chrzestny nie jest bynajmniej krewnym, i postanowił też okazać się godnym tylu dobrodziejstw. Postanowienia tego dotrzymał. Praca jego gorliwa, postępy szybkie, przywiązanie jego wciąż wzrastające i delikatnie okazywane były nagrodą dla doktora, który w ostatnich swych latach czuł się najszczęśliwszym z ojców, nie zaznawszy nigdy trosk {{Korekta|ojcowstwa|ojcostwa}}.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
83x7poaiaje8gba6i3bjql2todholy4
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/294
100
1083025
3147049
2022-08-07T11:00:40Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Niespełna ośmnaście lat życia licząc, Armand ukończył już nauki świetnie i niepodobna było wątpić, iż w każdym zawodzie jaki sobie obierze, zajmie pierwszorzędne miejsce.<br>
{{tab}}Pan Fangel tak mniej więcej przedstawiał sobie rzeczy:<br>
{{tab}}— Kocham Armanda, jakby rzeczywiście był moim synem... On mnie też kocha, jakbym był naprawdę jego ojcem... Dlaczegóż więc istotnie nie miałby zostać moim synem? Co mogłoby mi przeszkodzić dać mu moje nazwisko, które mu niezawodnie tylko zaszczyt przyniesie... Spadkobiercami moimi są tylko dalecy krewni, dosyć mi obojętni, a zresztą już sami z siebie bogaci... Rozporządzić majątkiem swym według upodobania, jestem zupełnie w prawie i nie dopuszczam się tem żadnej niesprawiedliwości... Najlepiej więc będzie przybrać Armanda za syna... tak, dalibóg, tak uczynię!.. zaraz się zabiorę do załatwienia formalności.<br>
{{tab}}Jak powiedział zacny człowiek, tak uczynił, i dziecko Sebastyana i Berty, dziecko zapisane w aktach stanu cywilnego małej wioski pod imieniem „Armanda“ z tą notatką; „Ojciec i matka niewiadomi“, zostało synem przybranym, wyłącznym spadkobiercą doktora i otrzymało nazwisko Armand Fangel,<br>
{{tab}}Po namyśle nad zawodem dla siebie, Armand wybrał prawo. Pan Fangel nie chcąc go mieć od siebie zbyt daleko, posłał go na kursa prawne do Dijon, gdzie młodzieniec odznaczył się chlubnie tak samo, jak już poprzednio na ławie szkolnej w Besançon.<br>
{{tab}}Baronowa, jako matka chrzestna, otrzymywała „z urzędu“ wiadomości o wszystkich tych pomyślnych<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
m3si2turrc5ro49kvj89ygpi0koo41g
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/295
100
1083026
3147052
2022-08-07T11:02:10Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>faktach i jak się łatwo domyśleć, nie omieszkała znów od siebie zawiadamiać o nich Berty. Widywała też często swego chrzestnego syna, który jej okazywał szczery szacunek.<br>
{{tab}}Z początkiem 1867 roku, poczciwy doktór rozpoczął już dziewiąty krzyżyk. Coraz też bardziej słabł z każdym dniem. Zgon dawał się przewidywać blizki. Wiedział o tem, ale nie martwił się wcale, żal mu tylko było rozstać się z Armandem. Tym, którzy żyli uczciwie, zacnie, nie straszno jest umierać.<br>
{{tab}}Teraz powróćmy do pana de Nathon.<br>
{{tab}}Hrabia nie został ambasadorem. Nawet doplomatą nie był.<br>
{{tab}}Stanowisko dyplomatyczne wysokie mógł on był wprawdzie otrzymać, ale z przekonań rojalista, nie chciał się zaciągnąć w szeregi cesarstwa. Nie przestał jednak interesować się polityką i nie wyrzekł się oddania swych zdolności i doświadczenia na usługi kraju.<br>
{{tab}}Hrabia podał się na deputata w okręgu normandzkim, gdzie leżały jego dobra. Wyborcy prawie jednomyślnie obrali go swym przedstawicielem w izbie, pomimo rozpaczliwych usiłowań prefekta, popierającego kandydata rządowego.<br>
{{tab}}W Izbie deputowanych najzaciętsi przeciwnicy podziwiali go i nie taili się z szacunkiem.<br>
{{tab}}Pewnego dnia hrabia rzekł z uśmiechem do żony:<br>
{{tab}}— Aż nadto czuje się szczęśliwym, droga Berto... Czasem aż mnie strach bierze na myśl, że nagle może zjawić się jaka chmurka i zasłonić me słońce...<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
6hosjm1rdv9q1qvcgp9jz48ntphjrbq
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/296
100
1083027
3147053
2022-08-07T11:03:38Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Hrabinie przypadała w udziale znaczna część świetlanych blasków i ciepłych promieni tego słońca.<br>
{{tab}}Po siedmnastu latach pożycia małżeńskiego, kochała i była kochaną jak pierwszego dnia. Przyjście na świat Herminii, zacieśniło jeszcze bardziej węzły tego błogosławionego związku. Berta zachowała powaby młodości i urody po nad zwykłe granice. Kobiety jej zazdrościły. Mężczyźni otaczali ją tak wielkim szacunkiem, że żaden z nich, nawet najzuchwalszy, nie miał śmiałości do niej się zalecać. Dodać należy do tych warunków szczęścia ogromny majątek, przepych książęcy, wszelkie przyjemności życia... Czegóż więc mogło brakować pani de Nathon?<br>
{{tab}}Niczego zapewne, a przecie na jej niebie lazurowem była chmurka...<br>
{{tab}}Berta całując Herminię, nie mogła powstrzymać myśli o tamtem drugiem dziecku, o tym upośledzonym synu, o którym opowiadano jej, że jest tak dobry i ładny, a który urósł, nie zaznawszy wcale pieszczot matczynych.<br>
{{tab}}Armand był szczęśliwy i kochany, wiedziała o tem, ale ona niczem się nie przyczyniła do jego szczęścia, Obcy ją przy nim zastąpili. On ich kochał a jej wcale nawet nie znał.<br>
{{tab}}Widzieć go, słyszeć, mówić doń, podziwiać go, było to gorącem marzeniem Berty... Ale to marzenie kiedy się ziści?.. Wierzyć w to nawet nie śmiała, ledwie miała nadzieję, a to powątpiewanie było właśnie czarnym obłoczkiem na lazurze jej widnokręgu,<br>
{{tab}}Takie były losy osób naszych, w chwili, gdy je zastajemy w pokoju jadalnym pałacu hrabiego w miesiącu październiku 1867 roku.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
s7ykktt0c9bj7dixef2a2i3fr0ndifl
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/297
100
1083028
3147055
2022-08-07T11:05:18Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Śniadanie miało się ku końcowi. Wszedł lokaj w liberyi ciemnej, niosąc list na srebrnej tacy.<br>
{{tab}}— Do pani hrabiny... — rzekł.<br>
{{tab}}Berta wzięła list.<br>
{{tab}}— Od baronowej! — zawołała uradowana, zobaczywszy charakter pisma na kopercie.<br>
{{tab}}— Czytajże prędzej!.. — podchwycił Henryk — i ja chciałbym się dowiedzieć, co słychać u naszej przyjaciółki...<br>
{{tab}}Hrabina zdarła kopertę i poczęła czytać głośno, bez żadnego wahania, wiedziała bowiem, że kuzynka kiedy nawet pisała o Armandzie, czyniła to z taką oględnością, iż nic nie było do zatajenia przed panem de Nathon.<br>
{{tab}}Oto co przeczytała nie bez głębokiego wzruszenia, (czytelnicy łatwo to pojmą) i nieraz potrzebowała użyć niezmiernego wysiłku, ażeby panować nad sobą, głos utrzymać nie drżącym, a w oczach stłumić płomienie.<br>
{{tab}}„...Piszę do ciebie dziś, droga Berto, tylko krótki list polecający, zresztą nazwij go jak chcesz. Niebawem napiszę do ciebie obszerniej (chociaż wkrótce zamierzam sama się wybrać do ciebie), ale dziś chce się zająć tylko jedną rzeczą, a raczej tylko jedną osobą.<br>
{{tab}}Chodzi mi o pewnego młodego człowieka, którego nigdy nie widziałaś, ale mówiłam ci o nim nieraz i który mnie żywo obchodzi.<br>
{{tab}}Jest to mój syn chrzestny, Armand Fangel.<br>
{{tab}}Doktór Fangel, mój stary i wielki przyjaciel, umarł przed kilku tygodniami, pozostawiwszy całe swe mienie (czterdzieści pięć tysięcy franków roczne-<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ilobd4d4166hpt2jlcqnb6kfxpm5xxk
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/298
100
1083029
3147056
2022-08-07T11:06:46Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>go dochodu) swemu synowi przybranemu, który z Dijon, gdzie uzyskał stopień doktora praw, wyjechał po to tylko, ażeby być obecnym przy ostatnich chwilach swego dobroczyńcy.<br>
{{tab}}Zdaje mi się, że ci już wspominałam kiedyś, że mój chrześniak (pomijając miłość własną — matki chrzestnej) jest chłopcem niezwykłych zdolności, dystyngowanym pod każdym względem, i nie ma w sobie nic z wadami śmieszności, tak zwykłych u naszej młodzieży. Serce i dusza jego stoją na wysokości inteligencyi jego i umysłu.<br>
{{tab}}Iluż młodych ludzi na miejscu Armanda, znalazłszy się panami bez żadnej kontroli majątku, prawie milionowego, myślałoby tylko o uciechach i rzuciłoby się na oślep w odmęt zycia! On zaś jak dotąd, pracuje i dalej. Powiększyć chce jeszcze i tak już duży zasób wiadomości, chce zostać jednym z tych użytecznych ludzi, którzy zostawiają po sobie na ziemi ślady swego przejścia.<br>
{{tab}}Mogłabym nieskończenie wiele mówić z tego tonu... Ale dosyć już pochwał... Przystępuje do rzeczy...<br>
{{tab}}Armand wkrótce wyjeżdża do Paryża, gdzie zamierza osiąść. Prosił mnie, ażebym mu otworzyła wstęp do kilku domów, Pomyślałam przedewszystkiem o twoim i obiecałam mu, nawet bez pytania ciebie, że spodziewać się może uprzejmego przyjęcia, z miłości twojej dla mnie. Jestem pewną, że ani ty, ani p. de Nathon nie dacie zaprotestować tego wekslu ciągnionego na was...<br>
{{tab}}Armand Fangel stawi się u ciebie w bardzo krótkim czasie, po otrzymaniu przez ciebie tego listu.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
i740i5xekcv1zeezp0nb2z7o405piue
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/381
100
1083030
3147057
2022-08-07T11:08:14Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>łem na największe oskarżenia, teraz na inne odpowiedzieć trzeba.<br>
{{tab}}XV. Wyrzuciłeś mi obóz Pompejusza, i całe postępowanie moje onego czasu. Gdyby wtenczas, jak powiedziałem, rada moja i powaga przemogła, tybyś dziś był w nędzy, a mybyśmy byli wolni, Rzeczpospolita tyluby wodzów i tyle wojsk nie utraciła. Wyznaję zatem że, przewidując co nastąpiło, byłem pogrążony w smutku, jakiegoby doznali wszyscy dobrzy obywatele, gdyby to samo przewidzieli. Bolałem, bolałem, senatorowie, że Rzeczpospolita waszą i moją radą niegdyś ocalona wkrótce zginąć miała. Anim był tak nieświadom rzeczy ludzkich, bym się miał troszczyć o zachowanie życia, którego dalszy ciąg zapowiadał mi same zmartwienia, koniec od wszelkich trosk uwalniał. Ocalić ja chciałem onych znakomitych mężów, światła Rzeczypospolitej, tylu konsularnych, tylu byłych pretorów tylu zacnych senatorów, cały kwiat szlachty i młodzieży, wojska złożone z najlepszych obywateli. Gdyby ci wszyscy żyli, aczkolwiek przy niedogodnych warunkach pokoju (bo wszelki pokój między obywatelami zdaje mi się lepszy od wojny domowej), mielibyśmy dziś jeszcze Rzeczpospolitą. Gdyby zdanie moje przemogło, gdyby ci, których chciałem życie ocalić, zaślepieni nadzieją zwycięztwa mnie się nie sprzeciwili, nigdybyś, Antoniuszu, że inne rzeczy pominę, nigdybyś w senacie, ani nawet w Rzymie nie postał. «Ale, dodajesz, wszystkie słowa moje odstręczały odemnie Kn. Pompejusza.» A jednak kogo więcej kochał nademnie? z kim częściej rozmawiał i radził? Było już i to niemałą rzeczą, że różniąc się między sobą w najwalniejszych punktach sprawy publicznej, pozostaliśmy jak dawniej w ścisłej przyjaźni. Ale i ja znałem najskrytsze uczucia i widoki jego, i moje mu tajne nie były. Ja miałem naprzód na uwadze bezpieczeństwo wszystkich obywateli, a polem godność: on przedewszystkiem obmyślał zachowanie godności. Lecz że każdy z nas miał przed sobą cel, do którego dążył, dla tego też łatwiej nam było znieść nasze nieporozumienie. Co zaś ten rzadki i prawie bożki człowiek o mnie trzymał, wiedzą to dobrze ludzie, którzy uchodząc z nim po porażce Farsalskiej, do Pafos go odprowadzili. Nigdy o mnie inaczej jak w najchlubniejszych i pełnych czułego żalu wyrazach nie wspominał, wyznając żem ja lepiej widział, on lepszą miał nadzieję. A ty śmiesz mi docinać, przypominając imię tego. wielkiego człowieka, którego, jak sam powiadasz, ja byłem przyjacielem, ty majętności zaborcą.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
hf2y318y4quleo40366rw7uqk8fzbts
Dyskusja wikiskryby:83.27.149.110
3
1083031
3147059
2022-08-07T11:08:39Z
Ankry
641
—
wikitext
text/x-wiki
{{Witaj}}
== ZSRR ==
Nie zamieszczamy na Wikiźródłach treści, które nie są tekstami źródłowymi. [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 13:08, 7 sie 2022 (CEST) [[Wikiskryba:Ankry|Ankry]] ([[Dyskusja wikiskryby:Ankry|dyskusja]]) 13:08, 7 sie 2022 (CEST)
cp40mta1qbt6eyp335qf8z1y0nnml4l
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/299
100
1083032
3147060
2022-08-07T11:08:48Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>Proszę cię, ażebyś go tak przyjęła, jakgdyby był nie moim synem chrzestnym, ale moim rodzonym synem.<br>
{{tab}}Jeżeli hrabia zechce mu udzielać rad we wszystkiem, co dotyczy jego przyszłości, jeżeli ty znów nie odmówisz mu swoich, w rzeczach elegancyi i stosunków światowych, zostanie wkrótce człowiekiem, nie pozostawiającym nic do życzenia.<br>
{{tab}}Chociaż Armand jest jeszcze zbyt młody, ażeby myśleć o ożenieniu go, nie zawadzi wcale ci wiedzieć, że pieniężnie mówiąc, nie będzie on wcale partyą do pogardzenia. Zrobiłam testament kiedyś w chwili wolnej i uczyniłam go wyłącznym spadkobiercą moim. Owóż moje długoletnie oszczędności pozwoliły mi dojść do trzydziestu pięciu tysięcy rocznego dochodu. Mój chrześniak odziedziczy je po mnie. Co prawda obiecuję sobie, że dam mu na nie czekać o ile można jaknajdłużej, ale w razie jego małżeństwa blizkiego lub dalekiego, zapisane one będą w intercyzie.<br>
{{tab}}Wszystko już powiedziałam, nieprawdaż? Tak. Więc tylko jeszcze całuję cię serdecznie, zarówno jak jasnowłosą Herminię, śliczną córkę jeszcze śliczniejszej matki, ściskam dłoń naszemu kochanemu hrabiemu i pozostaję kochającą was wszystkich troje z całego serca {{f|align=right|prawy=10%|''Blanka de Vergy''.}}
{{tab}}— Jaka to dobra i miła kobieta! — zawołał p. de Nathon, gdy hrabina skończyła czytać — a bardzo słusznie liczy na nas. O! rzecz prosta, iż jej protegowanego przyjmiemy jaknajlepiej! Dzieckiem rodziny naszej będzie, nieprawdaż Berto?<br>
{{tab}}— Tak... — odpowiedziała, a serce o mało co nie wyskoczyło jej z piersi.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
8zp4vav1iljd9k6snggonqmlnapbrx8
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/382
100
1083033
3147062
2022-08-07T11:11:30Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>{{tab}}XVI. Ale nie mówmy więcej o tej wojnie, w której byłeś zbyt szczęśliwy. Nic nie odpowiem na uczyniony mi przez ciebie zarzut, żem sobie żarty stroił w obozie<ref>Pompejusz, pełen nadziei zwycięztwa, odrzucił radę Cycerona, żeby się z Cezarem pojednał. Cycero przewidując, że którykolwiek z nich zwycięży, Rzeczpospolita upaść musi, wpadł w zły humor, był ciągle posępny, zrzędny, wszystkiemu przymawiał, wszystko ganił, nie powstrzymując się nawet od przycinków i uszczypliwych żartów, co tym bardziej Pompejusza gniewało, że Cycero przez pięć miesięcy namyślał się, nim się wybrał do jego obozu. Plutarch, ''Cicero'', 49. Taka miała być między nimi pierwsza w obozie rozmowa: ''Pompejusz''. Bardzoś poźno przybył. ''Cycero''. A mnie się zdaje przeciwnie, zbyt wcześnie, bo nic gotowego nie widzę. ''Pompejusz''. Gdzie twój zięć? ''Cycero''. Z twoim teściem. Macrobius, ''Saturnalia'', II, 3.</ref>. Był wprawdzie ten obóz pełen trosk i niespokojności; ludzie jednak w smutnem nawet położeniu, dla tego że są ludźmi, maję czasem wesołe myśli. Że zaś mi zarazem i smutek i wesołość przyganiasz, to już dowodzi, żem ani w jednem, ani w drugiem miary nie przebrał.<br>
{{tab}}Powiadasz, że mi się żaden spadek nie dostał<ref>Było we zwyczaju u Rzymian, więcej niż u wszystkich innych narodów, dawać dowody przyjaźni przez zapisy testamentowe, i im więcej kto miał przyjaciół i klientów, tym więcej zapisów dostawał. I tak Cycero powiada w mowie za Flakkiem, że Lukullus rządząc Azyą, objął tym sposobem kilka bogatych spadków. Cycero i Attykus mając wielu przyjaciół i klientów, najwięcej może mieli zapisów testamentowych. Cicero ad Atticum, II, 20, XI, 2. Cornelius Nepos, Atticus, 21. Ścieśnił tę nieograniczoną wolność zapisywania z krzywdą naturalnych dziedziców swem prawem trybun Falcydiusz 39 roku przed Chr.</ref>. Oby twe obwinienie było prawdziwe ! więcej przyjaciół i krewnych moich żyłoby jeszcze. Lecz jak ci to do głowy przyszło? kiedym więcej niż dwadzieścia milionów sestercyów w spadkach otrzymał. Wyznaję jednak że w tem szczęśliwszy byłeś odemnie. Mnie nikt chyba przyjaciel dziedzicem nie postanowił, tak iż ta korzyść, jeżeli jaka była, z prawdziwym żalem się łęczyła: ciebie ten, coś go nigdy nie widział, Rubriusz z Kassinum dziedzicem mianował. I patrz jak cię kochał ten człowiek, który nie wiedzęc czyś biały lub czarny, pominę! syna brata swego, Kw. Fufiusza, zacnego rycerza Rzymskiego, i swego największego przyjaciela. Synowca, którego często za dziedzica swego ogłaszał, nie wspomniał nawet w testamencie: ciebie, którego nigdy nie widział, pewnie nigdy nie przywitał, dziedzicem<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
fhx2sd5ra14qslx2xfyjlomw6rg3w70
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/383
100
1083034
3147063
2022-08-07T11:12:46Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>mianował. Proszę cię, powiedz mi, jeżelić to nie przykro, jaką miał twarz, jaki wzrost L. Turseliusz, z jakiego miasta rodem, z jakiego plemienia? «O tem wszystkiem, powiesz, nie wiem, ale wiem jakie włości posiadał.» Owoż, żeby cię naznaczyć dziedzicem, brata wydziedziczył. Ileż to summ pozostałych po obcych zupełnie osobach, oddaliwszy prawdziwych dziedziców, wtrąciwszy się na ich miejsce, Antoniusz zagarnął! Ale to mnie najwięcej dziwi, żeś śmiał wspomnieć o spadkach, kiedyś spadku po ojcu nie objął.<br>
{{tab}}XVII. Dla nagromadzenia tego wszystkiego, tyłeś dni, o! szalony człowieku! w cudzej wiosce<ref>W wiosce Metella Scypiona, który po przegranej pod Thapsus w Afryce roku 46 wskoczył w morze, i którego córka Kornelia była piątą i ostatnią żoną Pompejusza. Jego skonfiskowany majątek, niby na licytacyi kupiony, Antoniusz zagarnął. ''In villa Metelli complures dies commentatus erat'', mówi Cycero w liście do Kassiusza. ''Epist. fam.'' XII, 2.</ref> deklamował! Ale prawda, twoi najpoufalsi przyjaciele mówią, że dla wyszumienia wina, nie dla zaostrzenia umysłu, masz zwyczaj deklamować. Trzymasz też od żartów mistrza, zdaniem twojem i twoich spółpijaków, wielkiego re-tora, któremu pozwoliłeś wszystko co chce na ciebie mówić. Dowcipny to człowiek! ale łatwo z ciebie i z twoich żarty stroić. Patrz tedy jaka między tobą a dziadem twoim różnica! On rozważnie mówił co służyło do jego sprawy: ty co z twoją żadnego związku nie ma bez zastanowienia prawisz. Ale jaką nagrodę dał temu retorowi? Słuchajcie, słuchajcie, senatorowie, i poznajcie głębokie rany Rzeczypospolitej. Dwa tysiące morgów z pól Leontyńskich wyznaczyłeś retorowi, Sex. Klodiuszowi, a ktemu wolne od wszelkich ciężarów, abyś za taką nagrodę nauczył się od niego nie mieć zdrowego rozsądku. Czy i to także nadanie, powiedz nam, bezczelny człowieku, w notatkach Cezara znalazłeś? Ale mówić będę w innem miejscu i o tych polach Leontyńskich i o gruntach Kampanii, które on wydarł Rzeczypospolitej i najbezczelniejszym ludziom rozdarował.<br>
{{tab}}Ponieważ już dostatecznie odpowiedziałem na jego zarzuty, o samym poprawcy i cenzorze moim powiedzieć mi cokolwiek wypada. Nie wszystko od razu wypowiem, abym, gdyby mi przyszło częściej, jak się na to zanosi, walkę z nim stoczyć, miał zawsze coś nowego do powiedzenia, do czego mnóstwo jego wad i zdrożności obszerne<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
3v9duh4lwgzfhlcyom04mqobcq204vt
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/384
100
1083035
3147064
2022-08-07T11:13:20Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>otwiera mi pole. Chcesz bym cię od pacholęcia obejrzał? nie mam nic przeciw temu, i od początku zaczynam.<br>
{{tab}}XVIII. Przypominasz sobie, że chodząc jeszcze w młodzieńczej sukni majątek strwoniłeś? Byłato, powiesz, wina ojca. Pozwalam na tę wymówkę pełną miłości synowskiej. Ale to już śmiałości twojej przypisać należy, żeś siadywał w czternastu pierwszych ławkach, kiedy prawo Roscyuszowe wyznaczyło oddzielne miejsce dla marnotrawców, choćby nawet zrządzeniem fortuny, nie z własnej winy majątek stracili<ref>Obacz mowę za Mureną, 19, i notę 36.</ref>. Przywdziałeś suknią męzką, którąś zaraz na niewieścią zamienił. Naprzód powaby swoje za pewną summę, i to nie za ladajaką, każdemuś przedawał. Ale wnet Kurio<ref>Obacz o nim notę 4 do tej mowy.</ref> się nawinął, który cię odwiódł od nierządnego zarobku, i jakby ci dał szalę weselną, zawrarł z tobą regularne małżeństwo. Żaden chłopiec kupiony dla nasycenia ohydnych chuci, nie był nigdy tak uległy panu, jak ty Kurionowi. Ileż to razy ojciec jego wypędził cię ze swego domu? ile razy stróżów postawił, żebyś w nim nogą nic postał? ale ty żądzą pobudzony, ponętą zysku zwabiony, w nocy przez dach się spuszczałeś. Tego nierządu rodzina Kuriona dłużej znieść nie mogła. Wiesz że o rzeczach dobrze mi znanych mówię. Przypomnij sobie kiedy ojciec Kurio w smutku pogrążony nie mógł się z łóżka ruszyć. Syn jego rzucił mi się do nóg, i polecając się mej pieczy ze łzami zaklinał bym cię przed ojcem jego bronił, jeśliby się u ciebie upominał o summę sześciu milionów sestercyów, którą był za ciebie zaręczył. Ten młodzieniec pałający miłością poprzysięgał, że nie mogąc znieść boleści rozstania się z tobą, woli pójść na wygnanie. Wtedymja ukoił zmartwienie tej zkądinąd szczęśliwej rodziny, czyli raczej jego przyczynę zupełniem uchylił. Skłoniłem ojca do popłacenia długów synowskich, radząc żeby majątkiem własnym okupił młodzieńca dającego najpiękniejsze nadzieje, i żeby mu zarazem władzą i powagą ojcowską nie tylko obcowania, ale i widywania się z tobą zakazał. Pamiętając żem ja to sprawił, śmiałżebyś, gdybyś nie dufał w przemoc oręża, który wszędzie połyskujący widzimy, miotać na mnie te wszystkie obelgi?<br>
{{tab}}XIX. Ale dajmy już pokój tym sprosnościom i wszeteczeństwom: są rzeczy, o których bez obrażenia uczciwości mówić niepodobna; i<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
ee7h4fbig6tjli579ulvp2vde7ffk4q
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/385
100
1083036
3147066
2022-08-07T11:14:30Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>dla tegoś tym śmielszy, żeś się takich bezeceństw dopuścił, których ci skromność szanujący przeciwnik wyrzucić nie może. Ale zobaczcie dalszy ciąg żywota, który wam pokrótce skreślę. Do spraw jego w wojnie domowej, w najnieszczęśliwszych Rzeczypospolitej czasach, i do codziennych pospieszam. Lubo te są wam lepiej niż mnie znane, proszę abyście o nich jak dotąd uważnie słuchali; w takich bowiem rzeczach nie tylko poznanie, ale nawet przypomnienie powinno oburzyć umysły; muszę jednak skrócić wiele dawniejszych szczegółów, żebym zbyt poźno do świeższych nie przystąpił.<br>
{{tab}}Był ścisłym przyjacielem trybuna. Klodiusza ten sam Antoniusz, który mi oddane przez siebie usługi przypomina: podżega wszystkich jego pożarów, i który w domu jego własnym knuł zdradę<ref>Paweł Manucysz domyśla się, że Cycero natrąca tu o miłostkach Antoniusza z Fulwią, żoną Klodiusza. Drudzy dorozumiewają się spisku na życie Pompejusza.</ref>: co mam powiedzieć, sam wiesz najlepiej. Udał się potem do Alesandryi, przeciw woli senatu, dobru Rzeczypospolitej i wyroczniom<ref>Obacz mowę przeciw Pizouowi, 21, i notę 41.</ref>. Ale miał wodzem Gabiniusza, z którym czegosiękolwiek jął, to pewnie było najlepsze. Dokąd się potem obrócił, i jaki jego powrót? Z Egiptu puścił się do najdalszej Gallii, nie wstępując do domu. Gdzie był jego dom? bo każdy miał wówczas swój dom, twego tylko, Antoniuszu, nigdzie nie było. Twego domu? byłoż jakie miejsce na świecie, na którembyś mógł jak na swojem nogą stanąć, prócz jednego Mizenum, gdzieś z towarzyszami, jak zwyczaj w Sisaponie<ref>Sisapon, miasto w Betyce koło Korduby, w blizkości którego była kopalnia cynobru. Dzierżawcy tej kopalni i oficyaliści kompanii kopiącej cynober mieli jeden tylko dom, w którym wszyscy razem mieszkali, podobnie jak Antoniusz w Mizenum z towarzyszami.</ref>, pospołu mieszkał.<br>
{{tab}}XX. Wróciłeś z Gallii starać się o kwesturę. Czy śmiesz powiedzieć, żeś pierwej do matki, niż do mnie przyszedł? Dawniej już odebrałem był list od Cezara, w którym mnie prosił abym ci się przeprosić dał: jakoż nie pozwoliłem nawet mówić o pojednaniu. Tyś potem bezpieczeństwa mego pilnował, jam ci do otrzymania kwestury dopomagał. Wtedyś P. Klodiusza, przy oklaskach ludu Rzymskiego, na rynku zabić chciał<ref>Obacz rozdział 9, i mowę za Milonem, 15.</ref>; a luboś się o to nie z mego<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
elu98owkxj18ch3t8s1xpreuypxgajj
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/386
100
1083037
3147069
2022-08-07T11:15:27Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>popędu, lecz dobrowolnie pokusił, wszędzieś głośno powtarzał, że jeżeli Klodiusz z twojej ręki nie zginie, nigdy nie zgładzisz swojej ku mnie winy. Dziwię się tedy słysząc cię mówiącego, że Milo z porady mojej zabił Klodiusza, gdym ciebie, coś mi się z własnej ochoty obiecywał go sprzątnąć, nigdy do tego nie zachęcał. Gdybyś był wytrwał w zamiarze, wolałem żeby ten czyn raczej twemu chwalebnemu męztwu, a niżeli twojej dla mnie powolności przypisywano.<br>
{{tab}}Zostałeś kwestorem, i wnet bez uchwały senatu, nie będąc losem wyznaczony, ani żadnem prawem upoważniony, do obozu Cezara pobiegłeś, który za jedyny na ziemi przytułek ludzi do nędzy przywiedzionych, długami obarczonych, w nieprawościach i rozpaczy pogrążonych poczytywałeś. Tam gdyś się hojnemi jego datki i własnemi zdzierstwy spanoszył, jeżeli można się spanoszyć trwoniąc co się uzbierało, znowu ubogi przyleciałeś starać się o trybunat, abyś na tym urzędzie stał się ile możności ojczymowi podobnym.<br>
{{tab}}XXI. Posłuchajcie teraz, senatorowie, nie już o sprosnościach i rozpuście, któremi swe domowe życie splamił, ale o bezprawiach, których się przeciw nam i majątkom naszym, to jest przeciw Rzeczypospolitej zuchwale dopuścił: bo w tych jego zbrodniach znajdziecie początek wszystkich naszych nieszczęśliwości. Kiedy za konsulatu L. Lentula i K. Marcella, pierwszego stycznia, chwiejącą się i prawie upadającą Rzeczpospolitą podeprzeć, i samego K. Cezara, gdyby się był u pamiętał, na dobrą drogę naprowadzić chcieliście, wtenczas Antoniusz wystąpił przeciw waszym mądrym radom z zaprzedaną Cezarowi władzą trybuńską, i tym sposobem kark swój pod tę siekierę poddał, od której wielu innych za mniejsze winy poginęło. lak jest, przeciw tobie, Antoniuszu, senat nieuszczuplony, nim jeszcze tyle swych świateł utracił, postanowił co przeciw obywatelowi uznanemu za nieprzyjaciela ojczyzny zwyczajem przodków Sianowie się zwykło<ref>To jest, aby konsulowie mieli baczenie! żeby Rzeczpospolita szwanku jakiego nie poniosła: ''Caceant consules, ne quid detrimenti Respublica capiat''. Wtedy oni mogli dać bez sądu na stracenie wichrzącego obywatela.</ref>. I tyś śmiał powstawać na mnie przed tymi senatorami, którzy mnie za zbawcę, ciebie za nieprzyjaciela Rzeczy-pospolitej osądzili! Przestano na czas wspominać o tej twojej zbrodni, ale pamięć jej zgładzona nic jest; dopóki rodzaj ludzki, dopóki imię i udu Rzymskiego trwać będzie (a trwać będzie wiecznie, jeżeli mu<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
d3ndz4202ghagjwregtvb98zgtvepew
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/387
100
1083038
3147070
2022-08-07T11:16:29Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>nie przeszkodzisz), o twem zgubnem sprzeciwieniu się mówić będą<ref>Plutarch, ''Caesar'', 36, ''Antonius'', 7. Suetonius, ''Caesar'', 31. Dio Cassius, XLI, Appian, II, 5.</ref>.<br>
{{tab}}Działałże senat namiętnie, działał nierozmyślnie, kiedyś ty, jeden młodzieniec, nie pozwalał całemu temu stanowi przedsiębrać środków ocalenia Rzeczypospolitej, i to nieraz, ale ciągle, kiedyś w niczem powadze senatu uledz nie chciał? O coż szło, jeśli nie o to tylko żeby cię powstrzymać od zaburzenia i wywrócenia z gruntu Rzeczypospolitej? Kiedy cię nareszcie ani przedniejsi obywatele prośbami, ani starsi napomnieniami, ani wszyscy senatorowie radami, od zaprzedanego zdania odwieść nie mogli, wtenczas dopiero, po wielu napróżnych staraniach, musiano cię dotknąć ciosem, który rzadko kogo przed tobą ugodził, i z którego nikt się nie podźwignął. Wtedy dopiero dał senat broń przeciw tobie konsulom, tudzież wszelkim innym władzom i zwierzchnościom, od którejbyś się nie wybiegał, gdybyś się nie uciekł pod obronę oręża Cezara.<br>
{{tab}}XXII. Ty, ty, mówię, M. Antoniuszu, pierwszy dałeś przyczynę Cezarowi, chcącemu wszystko zaburzyć, wypowiedzenia wojny ojczyźnie. Coż on bowiem innego mówił, jaki przytaczał powód szalonego postanowienia i postępku swego, jeśli nie zaniechany opór, prawo tryburiskie zniesione, władzę Antoniusza przez senat ścieśnioną<ref>Konsulowie, K. Klaudiusz Marcellus i L. Korneliusz Lentulus Crus, podali w senacie pierwszego stycznia 69 roku rzecz na zdania: czyli mają i Pompejusz i Cezar władzę złożyć? Wszyscy prawie zgodzili się na to oprócz Scypiona i niektórych jego przyjaciół, którzy utrzymywali, iżby samemu Cezarowi władza była odjęta. Konsul Lentulus nie tylko ze Scypionem złączył zdanie, ale i z tem się oświadczył, iżby Cezara jako zdrajcę i nieprzyjaciela ścigać i ukarać. Powstało zatem zamieszanie, i rada się owa bezskutecznie rozeszła. Choć potem skromniejsze nadeszły od Cezara listy, bo żądał tylko mieć część Gallii i Illiryą z dwiema tylko legiami pod swą władzą, na co i Pompejusz zezwalał ale bez wojska, niepohamowany w zacieczeniu swojem Lentulus, powstawszy na trybunów, Antoniusza i Kw. Kassiusza, stronników Cezara, obelżywie ich nakoniec z senatu wypędził. Przyjął uciekających do siebie Cezar, i przełożywszy wojsku swą krzywdę, przeszedł Rubikon, Plutarch, ''Caesar'', 36. Obacz mowę Cezara do wojska, w której podaje za przyczynę wojny przeciw ojczyźnie zgwałcenie władzy trybuńskiej w osobach Kassiusza i Antoniusza. Caesar, de ''bello civili'', I, 7.</ref>? Pomijam jak ten powód był błahy i fałszywy, zwłaszcza<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7o8apt16ros3clpvytvjl3wp8gjrlwv
3147076
3147070
2022-08-07T11:19:24Z
Vearthy
3020
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>nie przeszkodzisz), o twem zgubnem sprzeciwieniu się mówić będą<ref>Plutarch, ''Caesar'', 36, ''Antonius'', 7. Suetonius, ''Caesar'', 31. Dio Cassius, XLI, Appian, II, 5.</ref>.<br>
{{tab}}Działałże senat namiętnie, działał nierozmyślnie, kiedyś ty, jeden młodzieniec, nie pozwalał całemu temu stanowi przedsiębrać środków ocalenia Rzeczypospolitej, i to nieraz, ale ciągle, kiedyś w niczem powadze senatu uledz nie chciał? O coż szło, jeśli nie o to tylko żeby cię powstrzymać od zaburzenia i wywrócenia z gruntu Rzeczypospolitej? Kiedy cię nareszcie ani przedniejsi obywatele prośbami, ani starsi napomnieniami, ani wszyscy senatorowie radami, od zaprzedanego zdania odwieść nie mogli, wtenczas dopiero, po wielu napróżnych staraniach, musiano cię dotknąć ciosem, który rzadko kogo przed tobą ugodził, i z którego nikt się nie podźwignął. Wtedy dopiero dał senat broń przeciw tobie konsulom, tudzież wszelkim innym władzom i zwierzchnościom, od którejbyś się nie wybiegał, gdybyś się nie uciekł pod obronę oręża Cezara.<br>
{{tab}}XXII. Ty, ty, mówię, M. Antoniuszu, pierwszy dałeś przyczynę Cezarowi, chcącemu wszystko zaburzyć, wypowiedzenia wojny ojczyźnie. Coż on bowiem innego mówił, jaki przytaczał powód szalonego postanowienia i postępku swego, jeśli nie zaniechany opór, prawo tryburiskie zniesione, władzę Antoniusza przez senat ścieśnioną<ref name="c387">Konsulowie, K. Klaudiusz Marcellus i L. Korneliusz Lentulus Crus, podali w senacie pierwszego stycznia 69 roku rzecz na zdania: czyli mają i Pompejusz i Cezar władzę złożyć? Wszyscy prawie zgodzili się na to oprócz Scypiona i niektórych jego przyjaciół, którzy utrzymywali, iżby samemu Cezarowi władza była odjęta. Konsul Lentulus nie tylko ze Scypionem złączył zdanie, ale i z tem się oświadczył, iżby Cezara jako zdrajcę i nieprzyjaciela ścigać i ukarać. Powstało zatem zamieszanie, i rada się owa bezskutecznie rozeszła. Choć potem skromniejsze nadeszły od Cezara listy, bo żądał tylko mieć część Gallii i Illiryą z dwiema tylko legiami pod swą władzą, na co i Pompejusz zezwalał ale bez wojska, niepohamowany w zacieczeniu swojem Lentulus, powstawszy na trybunów, Antoniusza i Kw. Kassiusza, stronników Cezara, obelżywie ich nakoniec z senatu wypędził. Przyjął uciekających do siebie Cezar, i przełożywszy wojsku swą krzywdę, przeszedł Rubikon, Plutarch, ''Caesar'', 36. Obacz mowę Cezara do wojska, w której podaje za przyczynę wojny przeciw ojczyźnie zgwałcenie władzy trybuńskiej w osobach Kassiusza i Antoniusza. Caesar, de ''bello civili'', I, 7.</ref>? Pomijam jak ten powód był błahy i fałszywy, zwłaszcza<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
levnmz0c2c0r90gempvi6prdeyno0jb
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/388
100
1083039
3147071
2022-08-07T11:18:03Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>że nikt zgoła nie może mieć słusznej przyczyny brania męża przeciw ojczyźnie. Ale nie mam nic do mówienia o Cezarze. Ty pewnie wyznać musisz, że cała przyczyna tej zgubnej wojny w tobie się znajdowała.
0! nieszczęśliwy, jeśli wiesz, nieszczęśliwszy, jeśli nie wiesz, że będzie zapisane w dziejach, podane pamięci, przekazane najodleglejszej potomności, że konsulowie byli wygnani z Italii, a z nimi Kn. Pompejusz, światło i ozdoba państwa Rzymskiego, że wszyscy mężowie konsularni, którym zdrowie pozwalało dzielić ich klęskę i ucieczkę, że pretorowie, dawni pretorowie, trybuni ludu, większa część senatu, wszystka młodzież, słowem cała Rzeczpospolita wyruszona z swych siedlisk i wygnana została! Jako w nasionach jest zarodek drzew i roślin, tak i ty byłeś nasieniem tej opłakanej wojny. Bolejecie, senatorowie, nad stratę trzech wojsk Rzymskich: Antoniusz był ich straty przyczynę. Żałujecie najdostojniejszych obywatelów: wydarł ich wam Antoniusz. Powaga tego stanu zdeptana: podeptał ją Antoniusz. Wszystkie nakoniec nieszczęścia, któreśmy potem widzieli (a jakich nie widzieliśmy?), jeśli dobrze rozumować będziem, winniśmy jednemu tylko Antoniuszowi. Czem była Helena dla Trojan, tem on był dla tej Rzeczypospolitej, przyczynę wojny, zguby i upadku. Reszta jego trybunatu początkom podobna: wszystkiego dokazał co senat osądził za szkodliwe całości Rzeczypospolitej. Ale zobaczcie jak w samej zbrodni miarę przebrał.<br>
{{tab}}XXIII. Przywołał z wygnania wielu nieszczęśliwych, ale między nimi o stryju<ref>K. Antoniusz, towarzysz Cycerona w konsulacie, skazany został na wy-gnanie za zdzierstwa w Macedonii. Obacz mowę za Celiuszem Rufem, 31.</ref> ani wzmianki. Jeżeli był surowym, czemu nie dla wszystkich? litościwym, czemu nie ku swoim? Ale pomijam innych, Licyniusza Dentykulę, skazanego za kosterstwo, spółkosterę swego, przywołał, jak gdyby grać ze skazanym nie wolno było; ale w rzeczy samej że chciał tym sposobem uiścić mu się z tego, co był do niego przegrał. Jakę dałeś przyczynę ludowi Rzymskiemu, dla której potrzeba było koniecznie Licyniusza przywołać? może tę, że zaocznie
<ref follow="c387">Ale Plutarch, ''Antonius'', 7, powiada, że Cezar posunąwszy się tak daleko, gdyby nie miał tej pozornej przyczyny, znalazłby inną dla dokonania rozpoczętego dzieła, i że niesłusznie Cycero w tej drugiej Filippice nazywa Antoniusza Heleną, która była przyczyną wojny Trojańskiej.</ref><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
kek02771w71fhmw7c3ttbhxx9jhgws2
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/389
100
1083040
3147075
2022-08-07T11:19:10Z
Vearthy
3020
/* Problemy */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="2" user="Vearthy" /></noinclude>oskarżony, bez wysłuchania skazany został? że nie było żadnego sądu prawem ustanowionego na grających w kości? że go uciśniono przemocy oręża? lub że nakoniec, jak mówiono o stryju twoim, sędziowie byli przekupieni? Nic z tego wszystkiego; tylko że to człowiek zacny i godzien Rzeczypospolitej. Nie należy to wprawdzie do mojej rzeczy; ja jednak, ponieważ za nic masz wyrok sądowy, przebaczyłbym ci, gdyby tak było. Ale kto człowieka najniegodziwszego, który nie wahał się grać w kości na środku rynku, człowieka prawem o grach skazanego, do wszystkich praw przywrócił, nie wyznałże temsamem swojej do gry skłonności? Wciągu tegoż trybunatu, kiedy Cezar odjeżdżając do Hiszpanii pozwolił temu łotrowi grasować po Italii, jak odbywał podróże, jak odwiedzał miasta municypalne? Wiem że opowiadam co często powtarzano we wszystkich rozmowach, wiem że co mówię i co mam powiedzieć lepiej jest znane wszystkim, którzy podówczas w Italii byli, niż mnie, który nic byłem<ref>Cycero popłynął z Kajety 11 czerwca 49 roku do obozu Pompejusza pod Dynachium. ''Epist. fam.'' XIV, 7. Ponieważ wtenczas kalendarz Rzymski wyprzedził prawdziwy siau nieba blizko o dwa miesiące, więc Cycero wypłynął z Kajety w pierwszej połowic kwietnia.</ref>. Wspomnę wszelako niektóre szczegóły, lubo to wszystko co powiem nic nie doda do tego, co już wam wiadomo: bo jestże jakie miejsce na ziemi, gdzieby o tylu jego szpetnych i haniebnych postępkach nie słyszano?<br>
{{tab}}XXIV. Jechał wozem Gallijskim trybun ludu: liktorowie uwieńczeni laurem poprzedzali: wpośród nich w otwartej lektyce komedyantka wieziona. Zacni mieszkańcy miast municypalnych, zmuszeni wychodzić na ich spotkanie, dawali jej witając imię Wolumnii, nie to, które w teatrze nosiła<ref>Zwała się Cyteris, i była wyzwolenicą P. Wolumniusza Eutrapela, który w wojsku Antoniusza miał dozór nad rzemieślnikami. Przejeżdżał się z nią tym sposobem 59 roku, kiedy Cezar walczył w Hiszpanii z legatami Pompejusza, Petrejem i Afraniuszem. Cicero ad Atticum, X, 10. ''Epist. fam.'' IX, 26. Plutarch, ''Antonius'', 11.</ref>. Szedł potem wóz z rufianami, nie cnymi jego rozpusty towarzyszami. Matka<ref>Julia, córka L. Cezara, który był konsulem 90 roku, wdowa po Lentulu Sura.</ref> w tył odesłana, jechała za kochanką ohydnego syna, jakby za synową. O! nieszczęśliwa płodności nieszczęśliwej matki! Nie wstydził się Antoniusz zostawić<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
pahr9muuy4ety8qto2vb5y431dsy3lp
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/14
100
1083041
3147078
2022-08-07T11:27:40Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>Wszystkie jeziora, ich całe otoczenie widać znakomicie. Ścieżka ze Zawratu w zakosy wyrobiona, rysuje się wyraźnie na tle pustyni głazów, które zalegają górną połowę doliny Pięciu Stawów. Szli nią teraz wspomniani młodzi państwo D. spotkani dziś na hali Królowej.<br>
{{tab}}Napatrzeć nie mogliśmy się tu do syta widnokręgowi nader dla tatrzańskiego podróżnika ciekawemu. Widać wybornie południową stronę Świnnicy, cały urwisty od niéj grzbiet ku Zawratowi, następnie Kozi Wierch od stóp do wierzchołka, w dali Wołoszyn, naprzeciw Miedziane, za niemi Lodowy, Rysy, Mięguszowiecką, Cubrynę, poniżej Mury Liptowskie, Kotelnitę, a pod stopami rozlega się głucha puszcza głazów, z czarnemi jeziorami. Za sobą od zachodu mieliśmy odmienny krajobraz, zapełniony łagodnemu wierchami, pokrytemi zielonością: Ciemnosmreczyńskie Wierchy, Tomanową, Bystrą i inne Nowotarskie i Orawskie góry.<br>
{{tab}}Z Gładkiéj przełęczy wróciliśmy się na Zawory u Słowaków Prehybą zwane, zkąd znowu inna całkiem, okolica się przedstawia. Od głównego grzbietu Tatr ciągną się długie, poboczne, odnogi tych gór, tworzące dzielnicę Liptowską, z której płyną szumne potoki, zlewające się w koryto Bieli, by niem ujść do Wagu pod Hradkiem.<br>
{{tab}}W niej mieści się ogromna dolina Ciemnosmreczyńska, przez Węgrów zwana Koprową, z dwoma jeziorami w najwyższym tarasie, które właśnie ze Zaworów oglądamy. Grzbiet Koprowy odcina znaczną przestrzeń swojej doliny, odgraniczoną od południa urwistym grzbietem Hrubego Wierchu, i dalszych jego sąsiadów, która nosi nazwę Hlińskiej i przez przełęcz Koprową, prowadzi do głębi Tatr pod Wysoką.<br>
{{tab}}Niższy ze Stawów Ciemnosmreczyńskich dawniej był znanym pod imieniem Przybylińskiego Jeziora i uchodził za niezgłębiony i łączący się gdzieś dnem swojem z morzem. Świeżo w nim pomiary dokonane wykazały głębokość 130 stóp. wiéd. Jestto staw duży z powierzchnią blisko 22 morgów, ósmy z kolei co do rozmiarów między wszystkimi w Tatrach, leżący jeszcze w zasiągu kosodrzewiny (5302 stp.) z wspaniałym upływem w postaci pysznego wodospadu.<br>
{{tab}}Wyżni Staw jest pięć razy mniejszy, dzikszy, położony o 16G stóp wyżej u stóp strasznie urwistych wierchów: {{pp|Mięguszowie|ckiego}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
l8v9z8slsmzsyhfpjwaynqhrqjowb32
3147080
3147078
2022-08-07T11:28:12Z
Seboloidus
27417
lit.
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>Wszystkie jeziora, ich całe otoczenie widać znakomicie. Ścieżka ze Zawratu w zakosy wyrobiona, rysuje się wyraźnie na tle pustyni głazów, które zalegają górną połowę doliny Pięciu Stawów. Szli nią teraz wspomniani młodzi państwo D. spotkani dziś na hali Królowej.<br>
{{tab}}Napatrzeć nie mogliśmy się tu do syta widnokręgowi nader dla tatrzańskiego podróżnika ciekawemu. Widać wybornie południową stronę Świnnicy, cały urwisty od niéj grzbiet ku Zawratowi, następnie Kozi Wierch od stóp do wierzchołka, w dali Wołoszyn, naprzeciw Miedziane, za niemi Lodowy, Rysy, Mięguszowiecką, Cubrynę, poniżej Mury Liptowskie, Kotelnitę, a pod stopami rozlega się głucha puszcza głazów, z czarnemi jeziorami. Za sobą od zachodu mieliśmy odmienny krajobraz, zapełniony łagodnemu wierchami, pokrytemi zielonością: Ciemnosmreczyńskie Wierchy, Tomanową, Bystrą i inne Nowotarskie i Orawskie góry.<br>
{{tab}}Z Gładkiéj przełęczy wróciliśmy się na Zawory u Słowaków Prehybą zwane, zkąd znowu inna całkiem, okolica się przedstawia. Od głównego grzbietu Tatr ciągną się długie, poboczne, odnogi tych gór, tworzące dzielnicę Liptowską, z której płyną szumne potoki, zlewające się w koryto Bieli, by niem ujść do Wagu pod Hradkiem.<br>
{{tab}}W niej mieści się ogromna dolina Ciemnosmreczyńska, przez Węgrów zwana Koprową, z dwoma jeziorami w najwyższym tarasie, które właśnie ze Zaworów oglądamy. Grzbiet Koprowy odcina znaczną przestrzeń swojej doliny, odgraniczoną od południa urwistym grzbietem Hrubego Wierchu, i dalszych jego sąsiadów, która nosi nazwę Hlińskiej i przez przełęcz Koprową, prowadzi do głębi Tatr pod Wysoką.<br>
{{tab}}Niższy ze Stawów Ciemnosmreczyńskich dawniej był znanym pod imieniem Przybylińskiego Jeziora i uchodził za niezgłębiony i łączący się gdzieś dnem swojem z morzem. Świeżo w nim pomiary dokonane wykazały głębokość 130 stóp. wiéd. Jestto staw duży z powierzchnią blisko 22 morgów, ósmy z kolei co do rozmiarów między wszystkimi w Tatrach, leżący jeszcze w zasiągu kosodrzewiny (5302 stp.) z wspaniałym upływem w postaci pysznego wodospadu.<br>
{{tab}}Wyżni Staw jest pięć razy mniejszy, dzikszy, położony o 166 stóp wyżej u stóp strasznie urwistych wierchów: {{pp|Mięguszowie|ckiego}}<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
0r03p9efv2oxukyvrlzxq2b1ce6ls7a
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/15
100
1083042
3147079
2022-08-07T11:27:48Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{pk|Mięguszowie|ckiego}}, Cubryny i Koprowego, zkąd je obydwa czasem Koprowemi Stawami zowią.<br>
{{tab}}Poniżej przełęczy, na tarasie, między kosodrzewiną rozłożyliśmy się po 3 godz, na obiadowy odpoczynek. Długo nam tu Wala nie dał się zabawiać, gdyż daleki jeszcze czekał nas marsz, aby przed nocą zajść do miejsca na nocleg stosownego. O wpół do 4 godziny ruszyliśmy na dół koło koszaru już przez juhasów opuszczonego, drożyną przez bydło wydeptaną, do lasu dziś niezasługującego na nazwę Ciemnosmreczyńskiego. Zostały z niego tu i owdzie jeszcze odwieczne smreki, ale już suche, białe gdyby szkielety, w których może czasem niedźwiedź nocuje, albo puszczyk się gnieździ. Zresztą wszędzie las młody, jeszcze do tego ostatniej zimy przez lawiny poniszczony.<br>
{{tab}}Przykre wrażenie sprawia obraz zagłady co dopiero zalesionego obszaru. Inaczej się wcale przedstawia las burzą letnią wyłamany, niż śnieżnicą zniszczony. Wykroty od wichru leżą z wywróconemi do góry korzeniami, podczas gdy od lawiny pnie zostają w ziemi a drzewa wyżej nad wzrost człowieka strzaskane, na kupę zbite, piętrzą się poplątane tak, iż się przez nie przedrzeć niepodobna. Z tego się pokazuje, że śnieg grubo na ziemię nawalony, chroni pnie od wywrotu, drzewo zaś nagle szalonym pędem śnieżnicy schwycone pada, jakby od uderzenia olbrzymiej siekiery pokotem.<br>
{{tab}}Skoro na wiosnę śniegi stopnieją, sterczy mnóstwo drzew młodszych żyjących, lecz z poutrącanemi wierzchołkami, z pośród tej, że się tak wyrażę, kolosalnej mierzwy. Za wiele naprawdę nieprzyjaciół czycha na Bożą siejbę leśną, z których jednak największym wrogiem lasu bywa człowiek. Od jego siekiery ginie tu wszystko ze szczętem, bez powrotu.<br>
{{tab}}Wyżnia połowa doliny Ciemnosmreczyńskiej jest uciążliwą dla przechodnia, a nawet po ciemku nie do przebycia, bo się tu mija różne moczary zawalone pniami, zarosłe krzewami, natrafia się na liczne strumyki, na sterczące głazy, na błotniste bajora, a drożyna, którą się postępuje, służy tylko za wskazówkę kierunku. Jedyną jej zaletą, iż prowadzi po równi pochyłej, a nie po wądołach. Dopiero gdy się przejdzie potok Koprowy na lewy jego brzeg, tj. na wschodnią stronę doliny, napotyka się drogę wygodną i uroczą, porosłą grupami najrozmaitszych drzew i krzewów, że ją wziąć można za aleę ogrodową.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
g9f6fmr42ohvth2dcy4tqmc8ryjfobk
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/16
100
1083043
3147081
2022-08-07T11:32:45Z
Seboloidus
27417
/* Przepisana */
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Seboloidus" /></noinclude>{{tab}}Obejrzawszy się po za siebie, zobaczymy grzbiet Tatr piętrzący się nieprzerwanie od Zaworów po nad wyżej wspomnianemi jeziorami, do połączenia się z Zadnią Basztą, gdzie się uwydatnia przełęcz Koprowa, a z pod niej uchodzi dolina Hlińska. Przed sobą mamy Hruby Wierch na zachodnich stokach zielonością porosły i wyłom na Liptów, zagrodzony na prawo grupą łagodnych wirchów Gołych Smreczyńskich. Krywania całkiem ztąd nie widać, zakrywa go Hruby Wierch.<br>
{{tab}}Niżnia połowa doliny Koprowej jest przyjemnie ucywilizowaną, gdyż nie tylko, że droga przez nią wiedzie dobra, ale są tu i mosty, po których mija się potok kilka razy z jednego brzegu na drugi, bez owych przepraw po głazach lub surowych smrekach.<br>
{{tab}}W dwie godziny z pod przełęczy na Zaworach napotyka się nowy potok uchodzący z doliny Niechcyrki do Koprowego w wyniosłych kaskadach. Osobliwa ta dolina, do której spada północna ściana Krywania mieści w sobie najwyżej wzniesione stawy z całych Tatr. Powierzchnia wyżniego tu, Teryjańskiego stawu leży na 6960 stóp nad poziom morza.<br>
{{tab}}Schodzącym bezustannie na dół, zdawało się, żeśmy już zniżyli się do poziomu walnych dolin Tatry okalających, tymczasem przy ujściu potoku Niechcyrki znajdowaliśmy się jeszcze na wzniesieniu 3809 stp. o 300 stp. wyżej od Gubałówki nad Zakopanem. Jeszcze przeszło godzinę postępowaliśmy na dół wspaniałą drogą lesistą. Tu już nam się wychylił nagi wierzchołek Krywania tak gdzieś wysoko wzniesiony, jakby z niego tylko drabinkę trzeba było postawić, by dostać się do nieba. Nagle z tej wygodnej i uroczej drożyny skręcił Wala na bok w las, z niego na kamieniec łożyska Koprowego, który już po tatrzańsku przyszło nam przebywać, to po głazach, to po jakimś krzywym smreku i wprowadził nas na ścieżkę do młodego lasu. Miejsce to na mapach zwie się Palenicą.<br>
{{tab}}Dziwnem nam się zdawało z początku to zboczenie, ale potem kazało podziwiać znajomość szlaku u naszego przewodnika. Jak on tu trafił bez żadnego znaku, to już Wali sekret. W tej tu bowiem okolicy zawsze błądzą górale prowadzący gości z Koprowej doliny na szczyt Krywania. Wiedzą oni o drodze z Liptowa do kopalń na Krywaniu, ale, aby na nią trafić, idą wprost do potoku w las pod górę tak, że gościom ta przeprawa najbardziej tkwi odtąd w nogach, w piersiach i w pamięci.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
qfhc4w2305piige5kxgbayu1njdied0
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/300
100
1083044
3147084
2022-08-07T11:45:22Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}I bojąc się, ażeby hrabia nie dostrzegł jej wzruszenia, pośpieszyła dodać:<br>
{{tab}}— Taka rozsądna kobieta jak Blanka, nie może się mylić w zdaniu o ludziach, niewątpliwie zatem syn jej chrzestny, okaże się godnym uprzejmości jaką go otoczymy.<br>
{{tab}}— To jakiś charakter poważny i rzadkiej inteligencyi... — podchwycił hrabia. — Zrobię z niego dyplomatę,<br>
{{tab}}— A ja szczęśliwego człowieka... — pomyślała Berta.
{{***}}
{{tab}}Baronowa napisała w swym liście: „Armand Fangel stawi się u ciebie wkrótce po odebraniu przez ciebie tego listu“.<br>
{{tab}}Berta długie godziny spędziła nad zbadaniem tego wyrazu: „wkrótce“.<br>
{{tab}}Czy to miało znaczyć nazajutrz, za dwa dni, czy też w przyszłym tygodniu?<br>
{{tab}}Wreszcie przyszła do wniosku, że to być musi „nazajutrz“ i przygotowała się zarówno fizycznie jak i moralnie na tą wizytę, oczekiwaną z taką niecierpliwością, upragnioną tak gorąco. Ubrała się z większą jeszcze staranniejszą, niż zwykle. Włożyła na siebie suknię, w której było jej najlepiej do twarzy, uczesała się tak, ażeby uwydatnić swą anielską urodę i nietkniętą młodość wyrazu twarzy. Ona, co się jej dotąd nigdy nie zdarzało, stała się na ten raz kokietką, chciała ażeby Armand, który o jej wieku zapewne słyszał od baronowej, zdziwi się, gdy zobaczy ją tak młodą i piękną.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
62z7fmw5n26gw5fmyd4t004lo65k091
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/301
100
1083045
3147085
2022-08-07T11:46:49Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}To była jeszcze drobnostka. Najtrudniej było przygotować na twarz maskę zarazem uprzejmą i obojętną, jakaby pozwoliła ukryć jej wzruszenie i pomieszanie przy pierwszem spotkaniu. Jak tu zachować właściwą miarę?.. Czy nie lepiej byłoby z początku być trochę chłodną niż zanadto serdeczną?.. Kiedy bliższa nastąpi znajomość, zażyłość, poufałość, będzie miała wtedy prawo stać się powoli, przy niedostrzegalnem stopniowaniu tem, czem była w istocie: przywiązaną, kochającą, macierzyńską.<br>
{{tab}}Jak aktorka, pracująca nad rolą, pani de Nathon układała wyraz twarzy, ruchy, postawę, uczyła się nawet panować nad tonami głosu. Z góry już obmyślała plan rozmowy, spodziewała się, że Armand to i to jej powie, a ona mu to i to odpowie. Jednem słowem usiłowała wszystko przewidzieć i nic nie zdać na łaskę przypadku.<br>
{{tab}}Hrabina, pragnąc mieć swobodę w życiu domowem przy licznych znajomościach towarzyskich, przyjmowała u siebie gości raz na tydzień, co sobotę. W inne dnie bywało u niej tylko małe kółko dobrych przyjaciół,<br>
{{tab}}Dzień, w którym oczekiwała Armanda Fangela, był wtorkiem, według wszelkiego więc prawdopodobieństwa, nikt z osób mniej blizkich, nie mógł zawadzać przy tem spotkaniu.<br>
{{tab}}Pan de Nathon zaraz po śniadaniu pojechał do Parlamentu, dokąd go powoływały prace komisyi. Berta została w salonie sama z Herminią. Dziewczę uczyło się na fortepianie jakiejś trudnej kompozycyi. Hrabina haftowała a raczej trzymała w ręku jakąś robótkę, wcale się nią jednak nie zajmując. Z głową<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mwbx5pij3i0ei8mh9ddb1h18juv7js8
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/302
100
1083046
3147086
2022-08-07T11:48:19Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>nieco przechyloną, oczyma utkwionemi w kwiaty dywanu, pogrążyła się w myśli.<br>
{{tab}}Około godziny drugiej, Herminia wstała od fortepianu.<br>
{{tab}}— Czy idziemy dokąd, mamo? — spytała.<br>
{{tab}}— Nie, moja droga — odrzekła Berta.<br>
{{tab}}— Dlaczego?<br>
{{tab}}— Bo nie chce mi się ruszać z domu.<br>
{{tab}}Herminia skrzywiła się jak rozkapryszone dziecko,<br>
{{tab}}— E! mameczko, to wcale nie racya! — podchwyciła. — Dzisiaj tak ładnie! Słońce tak wesoło świeci... A przytem mameczka obiecała margrabinie de Montlonis, że dzisiaj będę u jej córek... Czekają mnie niezawodnie.<br>
{{tab}}— A prawda... — odparła Berta z uśmiechem — nie można im robić zawodu, ptaszka mego w klatce nie zatrzymam... Czy jest jaki powóz zaprzężony?<br>
{{tab}}Herminia zbliżyła się do okna.<br>
{{tab}}— Jest, faetonik.<br>
{{tab}}— No, to włóż kapelusz, każ się zawieść do margrabiny i ucałuj odemnie Laurencyę i Martę.<br>
{{tab}}— Najprzód ciebie mateczko ucałuję! — zawołało dziewczę uradowane, zarzucając ręce na szyję matczyną — jakaś ty dobra, mameczko!<br>
{{tab}}Herminia wybiegła z salonu i w dwie minut później powóz wyjechał z dziedzińca.<br>
{{tab}}Berta odetchnęła, jakby doznając ulgi.<br>
{{tab}}Mogła więc sama przyjąć Armanda. Zdawało jej się, że przy takiem sam na sam, spotkanie będzie łatwiejsze, że nie mając świadków, będzie się czuła mniej skrępowaną.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
p5hfqju79gb12atoiojxc751y2oi26w
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/303
100
1083047
3147087
2022-08-07T11:50:47Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Upłynęła godzina, potem druga, potem trzecia. Herminia wróciła. Pan de Nathon przyjechał z parlamentu. Oczekiwanie gorączkowe było daremne. Armand się nie pokazywał.<br>
{{tab}}Hrabina mówiła do siebie z westchnieniem: Przyjdzie jutro! i nazajutrz, przygotowana myślami z dnia poprzedniego do znalezienia się sama z synem, postara się również oddalić Herminię, której dotychczas nie pozwalała nigdy samej jeździć w powozie nawet z zaufanym służącym.<br>
{{tab}}O godzinie trzeciej odezwał się dzwonek w przedsionku, zwiastując czyjeś przyjście. Berta doznała gwałtownego wstrząśnienia, Wstała drżąca, spojrzała W lustro i przeraziła się swoją bladością.<br>
{{tab}}Wszedł lokaj niosąc bilet wizytowy, który oddał pani de Nathon, pytając jednocześnie:<br>
{{tab}}— Czy pani hrabina przyjmuje?<br>
{{tab}}Berta wyczytała:
{{c|''Armand Fangel''.}}
{{tab}}A. poniżej ołówkiem nakreślone te słowa:<br>
{{tab}}„Ma zaszczyt przedstawić się pod egidą pani baronowej de Vergy“.<br>
{{tab}}— Przyjmuję.. — odpowiedziała niepewnym głosem.<br>
{{tab}}Lokaj wyszedł, powrócił, wymówił z powagą nazwisko gościa, usunął się przed nim i zamknął drzwi.<br>
{{tab}}Syn i matka znaleźli się w obec siebie.<br>
{{tab}}Na co się przydadzą postanowienia z góry powzięte i zawczasu obmyślane {{Korekta|dyalogi.?|dyalogi?..}}<br>
{{tab}}Bercie zdawało się, że jakiś płomień zasłonił jej oczy, bicie serca czuła aż w głowie, zapomniała o wszystkiem co sobie ułożyła, straciła przytomność<noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
lflvt5p1y0hj3wb9ph7kox4fewltn3r
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/304
100
1083048
3147088
2022-08-07T11:52:17Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>umysłu jak pensyonarka, zaskoczona na schadzce, niewiele brakło ażeby nie oniemiała, tak ją paraliżowało wzruszenie.<br>
{{tab}}Na szczęście, nawyknienia kobiety światowej wypłynęły na wierzch wśród tego rozbicia myśli i pozwoliły jej odpowiedzieć w sposób machinalny na pierwsze słowa Armanda. Mówiła, a mówiąc, sama się dziwiła, że słyszy dźwięk swego głosu, tak mało zdawała sobie sprawy z tych frazesów banalnych, jakie jej usta wymawiały, przy automatycznym uśmiechu.<br>
{{tab}}Młodzieniec, sam bardzo onieśmielony, znajdując się po raz pierwszy w salonie wielkiej damy, kobiety światowej, nie był w stanie zwrócić uwagi na to szczególne zachowywanie się hrabiny.<br>
{{tab}}Zresztą stan jej taki niedługo trwał. Pani de Nathon, powściągnąwszy wzruszenie, zapanowała nad umysłem i słowami, po przemijającem przygnębieniu ogarnęła ją niepomierna radość.<br>
{{tab}}Po latach siedmnastu doznawała takiego uczucia, jakie ją upoiło wówczas, kiedy doktór Fangel przyprowadził jej Armanda do zamku baronowej. Syn jej, jako dziecko, przeszedł wtedy dumne nadzieje jej macierzyńskiej czułości. Przeszedł je on i teraz w swej nowej postaci.<br>
{{tab}}Armand był wysoki i smukły, kształty jego regularne, łączyły jak niegdyś wdzięk z siłą. Twarz jego miała wyraz prawdziwej męzkości, przypominający jego ojca i była zarazem arystokratycznie dystyngowaną, jak u matki, do której zresztą wcale nie był podobny.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
2lv8lvqgvck6qxn6xdaijd7cmqm4zh2
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/305
100
1083049
3147089
2022-08-07T11:54:09Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Głowa jego znamionowała szlachcica, artystę, myśliciela, a oświetlona była wspaniałemi oczyma, których spojrzenie tchnęło stanowczością, szczerością i łagodnością.<br>
{{tab}}Linie ust potwierdzały w zupełności te chlubne cechy.<br>
{{tab}}Armand był w grubej żałobie, a ubrany z takim smakiem, jakiego mógłby mu pozazdrościć niejeden z młodzieży paryzkiej.<br>
{{tab}}— Spodziewaliśmy się pana — rzekła Berta żywo, ażeby ukryć swe wzruszenie, skoro tylko uczuła, że poczyna już trochę panować nad sobą. — Otrzymałam onegdaj list pani de Vergy, zapowiadający mi blizki przyjazd pański... Mówże mi pan o mej drogiej kuzynce a pańskiej matce chrzestnej, która pana jak syna kocha. Mów mi pan i o sobie — wszystko, co pana dotyczy, bardzo nas interesuje... Opowiedz mi pan wszystkie szczegóły o tej bolesnej stracie, jaka pana dotknęła... W pierwszych latach młodości widywałam tego zacnego człowieka, po którym nosi pan żałobę i wielu, co był wart. Pragnęłabym się dowiedzieć o przeszłych trudach pańskich i zamiarach na przyszłość. Gdy mnie pan poznasz, zaufasz mi pan zupełnie, jestem tego pewna, {{Korekta|stane|stanę}} się pańską powiernicą i jak przed Blanką, nie będziesz się pan przedemną z niczem krył.<br>
{{tab}}— Dobroć pani prawdziwie dodaje mi odwagi — odpowiedział Armand bardzo wzruszony. — Baronowa de Vergy zapewniła mnie o pani uprzejmości, ale przyjęcie jakiego doznaję, przechodzi wszelkie moje nadzieje.<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
7266uk8pzk3ao5dvwjsxb02kscqj9qe
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/306
100
1083050
3147090
2022-08-07T11:56:20Z
Wydarty
17971
/* Przepisana */ —
proofread-page
text/x-wiki
<noinclude><pagequality level="1" user="Wydarty" /></noinclude>{{tab}}Pierwsze lody zostały przełamane. Młodzieniec zapomniał o nieśmiałości i w długiem opowiadaniu wykazał z czarującą prostotą zalety umysłu i serca. O Blance wyrażał się z uczuciem i szacunkiem bez granic, jakiemi go przejmowała ta protektorka tak dobra i tak łaskawa. Wdzięczność zaś wiekuistą dla doktora Fangela, wypowiedział tak wzruszającemi słowy, że Berta przyłożyła chustkę do zwilgotniałych oczu. Armand płakał.<br>
{{tab}}— Niech mi pani przebaczy — wyjąkał — żem łez nie powstrzymał w obec pani... Gdy pomyślę o tym, który był dla mnie więcej niż ojcem, nie jestem w stanie ich powściągnąć.<br>
{{tab}}Pani de Nathon odjęła chustkę od oczu.<br>
{{tab}}— Po co się pan usprawiedliwia?.. — rzekła — wszak widzi pan, że i ja płaczę...<br>
{{tab}}Pytany przez hrabinę. Armand mówił o swych naukach, pragnieniach, nadziejach. Wszystko w nim było poważne, ale ta powaga nie miała w sobie ani trochę pedanteryi ani napuszoności i bynajmniej nie pozbawiała go młodzieńczości. W duszy tej dobrze zahartowanej łatwo można się było domyśleć świeżych młodzieńczych złudzeń.<br>
{{tab}}Po dwugodzinnej rozmowie, wstał wreszcie z miejsca.<br>
{{tab}}— Hrabiemu de Nathon — rzekła doń Berta — czas cały zajmują teraz prace komisyi parlamentarnych... Chciałabym mu jednak pana niezwłocznie przedstawić, bo wiem, jak wielce pragnie on pana poznać. Ponieważ pan przyjechał do Paryża dopiero wczoraj, chyba jeszcze pan nie możesz być bardzo zajęty... Miałby pan dzisiaj wieczór wolny?<br><noinclude><references/>
__NOEDITSECTION__</noinclude>
mygbgyo4ljmb41jpewr1xkp2jsxvhco